7545
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7545 |
Rozszerzenie: |
7545 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7545 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7545 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7545 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
S�AWOMIR RAWICZ
D�UGI MARSZ
�Ksi��ka ta, wbrew pozorom, nie jest kolejnym peanem na cze�� chwalebnej, ale nu��cej ju� martyrologii Polak�w n�kanych zsy�k� na Syberi�. W ksi�garniach Londynu i Nowego Jorku - jako regularnie wznawiany bestseller - stoi na p�ce o tematyce: �przygoda�.
W j�zyku polskim ukaza�a si� ona w ca�o�ci tylko raz przechodz�c bez echa.�
CHARK�W I �UBIANKA
Kt�rego� bezbarwnego listopadowego ranka oko�o godziny dziewi�tej, klucz zgrzytn�� w masywnym zamku mojej celi na �ubiance i do �rodka wkroczy�o dw�ch barczystych stra�nik�w. Przechadza�em si� w�a�nie po celi podtrzymuj�c spodnie, tak charakterystycznym dla wszystkich wi�ni�w gestem lewej r�ki. Pomys�owi Rosjanie wydawali je nam bez guzik�w czy cho�by jakiego� postronka, wychodz�c ze s�usznego za�o�enia, �e cz�owiek zaj�ty trzymaniem swych portek ma niewielkie szans� ucieczki. Na d�wi�k otwieranych drzwi przesta�em kr��y� po celi i stan��em pod �ciana przeciwleg�y drzwiom wej�ciowym. Jeden ze stra�nik�w stan�� w drzwiach, drugi wszed� do �rodka, post�piwszy ze dwa, lub trzy d�ugie kroki.
� Chod� � powiedzia� � Ruszaj si�! Po dwunastu miesi�cach, kt�re min�y od czasu mojego aresztowania w Pi�sku � ten dzie� mia� si� sta� dla mnie szczeg�lnie wa�nym. Prowadzono mnie przed oblicze najwy�szego sadu sowieckiego. Tu w Moskwie, id�c przez rozbrzmiewaj�ce echem naszych krok�w korytarze wi�zienia na �ubiance i potykaj�c si� mi�dzy dwoma stra�nikami by�em cz�owiekiem prawie pozbawionym w�asnej osobowo�ci, wyg�odzonym, przera�aj�co samotnym, staraj�cym si� w otaczaj�cej mnie zgni�ej, pe�nej nienawi�ci i nieufno�ci atmosferze wi�zienia podtrzyma� ostatni� iskr� oporu. A jednak przed rokiem, gdy enkawudzi�ci weszli do naszego domu w Pi�sku, w�a�nie podczas powitalnego przyj�cia, kt�re urz�dzi�a mi moja matka, by�em kim� zupe�nie innym. Dwudziestoczteroletni porucznik kawalerii Rawicz ubrany by� w doskonale skrojony mundur, obcis�e bryczesy i nosi� b�yszcz�ce wysokie buty. M�j obecny stan zawdzi�cza�em subtelnej, wyszukanej brutalno�ci enkawudzist�w podczas �ledztwa w Mi�sku i Charkowie. �aden wi�zie� nie zapomni Charkowa. B�lem, brudem i upokorzeniem starano tam si� zmieni� cz�owieka w skowycz�ce zwierz�. Powia�o ch�odem, gdy min�wszy ostatni zakr�t korytarza po kilku schodkach zeszli�my na wybrukowane podw�rze. Podci�gn��em spodnie i przyspieszy�em kroku by nad��y� za moimi stra�nikami, kt�rzy od czasu opuszczenia celi nie odezwali si� do mnie ani s�owem. Po drugiej stronie podw�rza zatrzymali�my si� przed ci�kimi odrzwiami. Jeden ze stra�nik�w poci�gn�� mnie krok wstecz chwytaj�c za lu�na nie zapi�ta bluz�, kt�ra wraz ze spodniami stanowi�a m�j mundur wi�zienny. Gdy drzwi si� otwar�y � odst�pili, popychaj�c mnie w ramiona dw�ch umundurowanych ludzi, kt�rzy zrewidowali mnie natychmiast, szukaj�c ukrytej broni. Wszystko to odby�o si� w zupe�nym milczeniu. Odprowadzono mnie do nast�pnych drzwi, wewn�trz budynku, kt�re otworzy�y si� jakby przy pomocy tajemniczego znaku. Wepchni�to mnie do �rodka. Po drugiej stronie drzwi zwisa�a kotara. Kto� popchn�� mnie znowu, drzwi zamkn�y si�. Dw�ch nowych stra�nik�w stan�o za mn� na baczno��.
Du�y i przyjemnie ciep�y pok�j otacza�y pomalowane na bia�o, czy otynkowane �ciany. Przepo�awia� go masywny st�. Strona, po kt�rej stan��em, pozbawiona jakichkolwiek mebli, przeznaczona by�a wy��cznie dla mnie i dla moich stra�nik�w. Po drugiej stronie sto�u rozmie�ci�o si� oko�o pi�tnastu ludzi. Mniej wi�cej dziesi�ciu z nich nosi�o niebieskie mundury NKWD � reszta ubrana by�a po cywilnemu. Zachowywali si� z ca�kowita swoboda, rozmawiaj�c, �miej�c si�, pal�c papierosy i gestykuluj�c. Nikt z nich nawet nie spojrza� na mnie.
Po jakich� dziesi�ciu minutach przest�pi�em z nogi na nog� poruszywszy wreszcie na drewnianej posadzce moje stopy odziane w p��cienne trzewiki bez sznurowade�. Zacz��em si� zastanawia� czy nie pope�niono jakiej� pomy�ki. Kto� co� przekr�ci� � pomy�la�em i na pewno nie powinienem by� si� tu znale��. Wreszcie kapitan NKWD spojrza� w nasza stron� i da� stra�nikom rozkaz, by stan�li na spocznij. Us�ysza�em jak zastuka�y za mn� ich buty.
Sta�em pr�buj�c nie kr�ci� si� i nie rozgl�da�. Odkry�em ze zdziwieniem, �e po raz pierwszy od wielu m�cz�cych miesi�cy odczuwam co� w rodzaju przyjemno�ci nowego prze�ycia. Wszystko by�o tak czyste i ta pocieszaj�ca atmosfera swobody wok� mnie. Prawie �e ociera�em si� o �wiat po drugiej stronie wi�ziennych mur�w.
Przez pok�j przep�ywa� strumie� ludzi, kt�rzy �miali si�, gaw�dzili z siedz�cymi za sto�em, wspierali �okciami o wspania�y obrus z czerwonego sukna. Kto� zapyta� majora NKWD, kiedy zamierza wyjecha� na urlop. Kogo� innego weso�o pytano o liczny rodzin�. Jaki� m�czyzna ubrany bez zarzutu w garnitur skrojony na zachodnia mod��, wygl�da� jak dyplomata o obiecuj�cej karierze. Wydawa�o si�, �e ka�dy chce zamieni� z nim kilka s��w. Nazywali go � Misza. Tego Misze mia�em wkr�tce dobrze zapami�ta�. Nie zapomn� go nigdy.
Na przeciwleg�ej �cianie wisia�o god�o pa�stwowe wykonane z jakiego� gatunku gipsu i barwnie pomalowane. Po obu stronach god�a � portrety przyw�dc�w sowieckich, w�r�d kt�rych dominowa�a sroga twarz Stalina. Nikt si� mn� nie zajmowa�, zacz��em wi�c rozgl�da� si� z �ywym zainteresowaniem, prze�o�ywszy uchwyt spodni z prawej do lewej r�ki. Zauwa�y�em, �e do pokoju prowadzi�y trzy pary drzwi zakrytych kotarami. Na d�ugim stole dostrzeg�em telefon. Na �rodku sto�u naprzeciw g��wnego fotela po�o�ono ci�ka, staro�wiecka, mosi�ny podstaw� na przybory do pisania, wykonana w kszta�cie kotwicy z dwoma skrzy�owanymi wios�ami. Podstawa oprawiona by�a w marmur czy alabaster.
Przez ca�y ten czas naprzeciw mnie po drugiej stronie sto�u toczy�a si� zwyk�a pogaw�dka o codziennych sprawach. Stanowi�a ona dla mnie nie lada prze�ycie, bo przecie� od miesi�cy nikt nie powiedzia� do mnie uprzejmego s�owa i w ciszy nakazanej surowymi przepisami wi�ziennymi zanurza�em si� coraz g��biej w samotny depresj�.
Stoj�c tak w brudnych, zwisaj�cych na mnie szmatach wi�ziennych przed tymi dobrze ubranymi, weso�ymi Rosjanami � nie zdawa�em sobie sprawy z niedorzeczno�ci ca�ej tej sytuacji. Przed dziesi�cioma miesi�cami, jeszcze w wi�zieniu w Mi�sku po raz pierwszy zniewa�ono moja dum� polskiego oficera kawalerii. Otoczony porozwalanymi w krzes�ach, u�miechni�tymi oficerami rosyjskimi musia�em zdj�� mundur, koszul�, buty, skarpetki i reszt� bielizny. Sta�em tak przed nimi obrabowany z mojej godno�ci osobistej, rozpaczliwie zawstydzony. Z l�kiem pocz��em sobie zdawa� spraw�, �e to jest ju� prawdziwy pocz�tek tych wszystkich obrzydliwo�ci, kt�re mnie czekaj�. Oficerowie �miej�c si� obejrzeli mnie dok�adnie i wreszcie odwr�cili si� do mnie plecami. Dopiero w�wczas rzucono mi moje spodnie wi�zienne i rubaszk�. Zacisn�wszy te przekl�te, znienawidzone spodnie i bacznie przygl�daj�c si� moim prze�ladowcom wys�ucha�em wtedy po raz pierwszy listy pyta�, kt�ra mia�a si� sta� tre�ci� mego wi�ziennego �ycia.
�Nazwisko? Wiek? Data urodzenia? Miejsce urodzenia? Nazwisko ojca? Jego narodowo��? Zaw�d ojca? Nazwisko panie�skie matki? Narodowo�� matki?"
Wz�r by� zawsze ten sam. Od pocz�tku pytania zadawano zawsze w tej kolejno�ci, w jakiej je u�o�ono w dokumentach, kt�rymi pos�ugiwali si� prowadz�cy �ledztwo. Podczas pierwszych dochodze� zachowywali si� do�� przyzwoicie. Dali mi kaw� i wydawa�o si�, �e nie widz� jak niezdarnie trzymam fili�ank� jedn� woln� r�k�. Jeden z nich pocz�stowa� mnie papierosem i grzecznie � udawszy zdziwienie widz�c, �e nie mog� zapali� go jedn� r�k� � poda� mi ogie�.
A potem dalsze pytania. Niebezpieczne pytania.
� Gdzie by�e� w dniu 2 sierpnia 1939?
�W zachodniej Polsce w wojsku zmobilizowany do nadchodz�cej wojny z Niemcami � brzmia�a moja odpowied�.
A oni na to, �e ja znam bardzo dobrze kresy wschodnie. �e moja rodzina mieszka�a w Pi�sku. Ca�kiem blisko granicy sowieckiej � prawda? Tak wykszta�conemu jak ty m�odemu cz�owiekowi �atwo przedosta� si� na druga stron� � prawda?
Zaprzecza�em ostro�nie, staraj�c si� wymaza� z pami�ci wspomnienia dziecinnych wycieczek do wsi po stronie sowieckiej. A potem przyspieszono tempo �ledztwa. Dw�ch z nich bra�o mnie w krzy�owy ogie� pyta�. Litania nazw rosyjskich wsi nadgranicznych.
� Czy znasz t� miejscowo��, tamta miejscowo��. Czy znasz to nazwisko. Musia�e� spotka�, wiemy �e� go spotyka�. Nasi komuni�ci �ledzili twoje kroki i zawsze wiedzieli�my, z kim si� spotykasz i o czym m�wisz. Czy pracowa�e� dla �dw�jki"?
� A po rosyjsku m�wisz p�ynnie?
� Tak, moja matka jest Rosjanka.
� Uczy�a ci� po rosyjsku?
� Tak, od dzieci�stwa.
� No i �dw�jka" by�a zadowolona, �e ma oficera, kt�ry m�wi tak dobrze po rosyjsku i mo�e dla niej szpiegowa�.
�Nie szpiegowa�em. Przecie� s�u�y�em w kawalerii i walczy�em na zachodniej granicy nie na wschodniej.
Wtedy nast�powa� decyduj�cy chwyt. Podczas tego pierwszego �ledztwa zastosowano go w spos�b �yczliwy. Ot tak �mi�dzy nami przyjaci�mi". Po�o�yli przede mn� jaki� dokument i kto� mi wsadzi� pi�ro do r�ki. �To jest kwestionariusz � powiedzia� u�miechni�ty major NKWD � na kt�ry udzieli�e� nam odpowiedzi. Podpisz i damy ci spok�j". Nie podpisa�em. Powiedzia�em im, �e nie mog� podpisa� dokumentu, kt�rego tre�� ukryli przede mn�. Major u�miechn�� si� i wzruszy� ramionami.
�Podpiszesz to, nie dzi� to jutro � wiesz, �e podpiszesz. Bardzo �a�uj�, �e nie chcesz podpisa� dzisiaj. Bardzo �a�uj�.
Z pewno�ci� mia� na my�li wi�zienie w Charkowie. Tak zacz�a si� wojna charakter�w mi�dzy mn� a NKWD. Do�� wcze�nie zda�em sobie spraw� z tego, �e nie maja �adnych konkretnych informacji, kt�re mog�yby mnie obci��y�. Znali tylko moje dossier wojskowe i mieli troch� uzbieranych w Pi�sku wiadomo�ci o moim pochodzeniu i mojej rodzinie. Ca�y akt oskar�enia opiera� si� wy��cznie na za�o�eniu, �e wszyscy Polacy ze �rednim lub wy�szym wykszta�ceniem mieszkaj�cy nad rosyjsk� granica w spos�b nieunikniony musieli by� wp�ywowymi szpiegami, kt�rzy tajnie dzia�ali przeciw Zwi�zkowi Sowieckiemu. Nie zna�em �adnej z wymienionych przez nich miejscowo�ci, ani nikogo z ludzi, kt�rych chcieli, bym uzna� jako wsp� konspirator�w. By�y momenty pokusy, by przerwa� te fizyczne i psychiczne cierpienia i �przyzna� si�" do znajomo�ci z obcymi lud�mi, kt�rych nazwiska mi podsuwano. Ale nie zrobi�em tego nigdy. Gdzie� w g��bi duszy czu�em, �e takie przyznanie mia�oby fatalne skutki.
W kwietniu 1940 roku wielka kamienna forteca � wi�zienie w Charkowie otworzy�a dla mnie swe pos�pne bramy. Cho� nieco pod�wiczy�em si� w rygorze Mi�ska � nie by�em jednak przygotowany na okropno�ci Charkowa. Tu panowa� nad wszystkim geniusz majora NKWD, kt�rego przezywano Bykiem. By� to rudzielec wagi oko�o stu kilogram�w o w�ochatych piersiach i w�ochatych, pot�nych �apach. Mia� rozro�ni�te barki, d�ugie ramiona i kr�tkie, krzepkie nogi. Na wielkim nap�cznia�ym karku spoczywa�a g�owa z b�yszcz�ca, czerwona twarz�. Swoje stanowisko g��wnego inkwizytora traktowa� ze �miertelna powaga. Do wi�nia, kt�ry nie chcia� kapitulowa�, odnosi� si� z absolutny nienawi�ci�. Mnie szczeg�lnie nienawidzi�. No a je�li o mnie chodzi, to jeszcze dzisiaj zamordowa�bym go nie tylko bez najmniejszych skrupu��w, ale i z du�� satysfakcj�
Byk musia� by� kim� wyj�tkowym � nawet w NKWD. �ledztwo prowadzi� jak wybitny chirurg, wykazuj�c si� zawsze sw� zr�czno�ci� wobec zmieniaj�cych si� m�odszych oficer�w, kt�rzy asystowali mu jak studenci chirurgowi podczas interesuj�cej operacji. Jego metody by�y nikczemnie proste. Proces �amania opornego wi�nia zaczyna� si� w w�skiej jak kiszka celi, umieszczonej o jaka� stop� poni�ej poziomu korytarza. Wewn�trz cz�owiek m�g� tylko sta� � i to wszystko. Po obu stronach �ciany gniot�y jak stalowa trumna. Gdzie� w g�rze, na wysoko�ci sze�ciu � siedmiu metr�w znajdowa�o si� niewidoczne okienko, z kt�rego p�yn�o rozproszone �wiat�o. Drzwi otwiera�y si� tylko po to, by wyprowadzi� przez nie wi�nia na spotkanie z Bykiem. Za�atwiali�my si� stoj�c. Stali�my we w�asnych ekskrementach. Cela nigdy nie by�a czysta. W takie j to �kiszce" sp�dzi�em w Charkowie sze�� miesi�cy. Przed spotkaniem z Bykiem prowadzono mnie do umywalni. W ma�ym pokoiku, opr�cz pompy nie by�o �adnych urz�dze�, nie by�o nawet myd�a. Rozbiera�em si� i pompowa�em wod� na swa odzie�. Tar�em te moje �achmany, depta�em, wykr�ca�em i wreszcie k�ad�em na siebie by wysch�y na ciele.
Pytania by�y zawsze te same. Spisane w tym samym pliku dokument�w, kt�ry podr�owa� ze mn� z wi�zienia do wi�zienia. Tylko Byk zadawa� je z wi�kszym naciskiem ni� inni, poch�oni�ty ch�ci� zdobycia mojego podpisu. Zion�� te� potokiem odra�aj�cych przekle�stw. Cz�sto i gwa�townie wybucha� w�ciek�o�ci�. Kt�rego� dnia po kilku godzinach nieprzerwanych wrzask�w i gr�b nagle wyci�gn�� sw�j s�u�bowy pistolet. Oczy mu p�on�y, �y�y nabrzmia�y na karku, gdy przyk�ada� pistolet do mojej skroni. Sta� tak dr��c przez jakie� p� minuty. Przymkn��em oczy i czeka�em. Potem cofn�� si� i trzasn�� mnie w prawa szcz�k� r�koje�ci� rewolweru. Wyplu�em z�by. Nast�pnego dnia ze spuchni�ta twarz�, pokaleczonymi od wewn�trz wargami i krwawi�c � spotka�em go znowu. By� u�miechni�ty. Grupka wielbicieli przygl�da�a si� z zainteresowaniem jego arcydzie�u.
�Wygl�dasz niesymetrycznie � zauwa�y�. I uderzy� mnie r�koje�ci� pistoletu z drugiej strony. Wyplu�em jeszcze kilka z�b�w.
�To ci wyr�wna twarz � powiedzia�.
Kiedy� zn�w wygoli� mi na g�owie tonsur� wielko�ci p� korony. Przez czterdzie�ci osiem godzin �ledztwa siedzia�em ledwo dotykaj�c po�ladkami brzegu krzes�a, gdy �o�nierze rosyjscy, stukaj�cy mnie dok�adnie co dwie minuty w wygolone miejsce, zmieniali si� kolejno przekazuj�c sobie to zadanie. A Byk to wrzeszcza� swoje pytania, to spogl�da� na mnie przebiegle to z wdzi�kiem s�onia pr�bowa� by� mi�y, by tylko wy�udzi� ode mnie podpis pod tym przekl�tym dokumentem.
A potem z powrotem do �kiszki", do lepkiego omdlewaj�cego zaduchu i tych godzin p�snu. To by�a prawdziwa kiszka � odbytowa � ta moja cela. Gdy wraca�em � pr�buj�c prostowa� uginaj�ce si� pode mn� kolana � mog�em my�le� tylko o Byku. Wype�nia� moje �ycie ca�kowicie. Raz czy dwa stra�nik na s�u�bie poda� mi zapalonego papierosa. By�y to jedyne ludzkie objawy, z jakimi spotka�em si� w Charkowie. Omal�e nie p�aka�em z wdzi�czno�ci.
Zdarza�y si� chwile, w kt�rych my�la�em, �e zostan� tam przez ca�e �ycie. Wydawa�o si�, �e Byk got�w jest zajmowa� si� mn� ju� zawsze. Po d�ugich przes�uchaniach w �wietle pot�nych lamp �ukowych z oczu obficie ciek�y mi �zy. Le��c na w�skiej �awce musia�em patrze� wprost w �wiat�o, gdy on kr��y� w ponurym p�mroku, poza zasi�giem lampy, nieustannie zarzucaj�c mnie pytaniami, przekle�stwami i wysy�aj�c mnie do najgorszego piek�a, przeznaczonego dla przekl�tych, upartych a przebieg�ych polskich szpieg�w i wrog�w Zwi�zku Sowieckiego. By�o co� plugawego w tej jego niewyczerpanej energii i zwierz�cej sile. Gdy moje zamglone oczy poczyna�y si� zamyka�, podpiera� mi ma�ymi patyczkami powieki. Jedn� z jego ulubionych specjalno�ci by�a tortura przy pomocy kroplomierza. Ze zbiornika umieszczonego ponad �awk� krople lodowato zimnej wody kapa�y na m� g�ow� zawsze w �ci�le to samo miejsce w r�wnych, odmierzonych odst�pach. Trwa�o to nieraz ca�ymi godzinami.
Dzie� czy noc � nie mia�o to �adnego znaczenia. Gdy mu przysz�a na to ochota, Byk posy�a� po mnie. Mog�o si� to zdarzy� r�wnie dobrze o p�nocy co o �wicie, czy o jakiejkolwiek innej porze. Za ka�dym razem, z pewn� doz� ciekawo�ci pr�bowa�em odgadn�� co nowego dla mnie wymy�li�. Stra�nicy prowadzili mnie poprzez wi�zienne korytarze, otwierali drzwi i wpychali mnie do �rodka. Kt�rego� dnia zasta�em Byka czekaj�cego na mnie w asy�cie swych sze�ciu uczni�w z NKWD. Ci utworzyli dla mnie w�ski szpaler, ustawiaj�c si� po trzech z ka�dej strony. U wylotu, w odleg�o�ci kilku krok�w od nich stan�� sam mistrz. By dotrze� do mistrza musia�em przej�� mi�dzy uczniami. Nikt nie wyrzek� ani s�owa tylko nagle wymierzony gdzie� ponad uchem cios przerzuci� mnie od jednego milcz�cego szeregu do drugiego.
Bija� z ponura dok�adno�ci� podawali mnie sobie wzajemnie. Je�li pada�em na pod�og� � kopaniem stawiali mnie na nogi. A gdy ju� by�o po wszystkim i nie mog�c si� podnie�� le�a�em wyci�gni�ty na pod�odze, podszed� do mnie sam Byk i wymierzy� mi ko�cowe, parali�uj�ce kopni�cie w �ebra. Potem podnie�li mnie, posadzili na brzegu tego samego co zawsze krzes�a i zacz�y si� zn�w pytania, machanie przed nosem plikiem dokument�w i podsuwanie mi pi�ra.
Czasem zwraca�em si� do Byka: �Pozw�lcie mi przeczyta� te papiery. Przecie� nie mo�ecie ode mnie ��da� bym podpisa� co�, czego nie przeczyta�em". Nigdy nie da� mi przeczyta� tych dokument�w. Grubym palcem wskazywa� tylko miejsce pozostawione na m�j podpis:
�Wszystko co masz zrobi� to podpisa� si� tu twoim nazwiskiem. Potem zostawimy ci� w spokoju.
�Chcesz papierosa? � zapyta� kiedy� zapalaj�c jednego dla mnie i drugiego dla siebie. Po czym podszed� do mnie najspokojniej i przeznaczonego dla mnie papierosa z ca�a si�a zdusi� na mej r�ce.
Siedzia�em tego dnia ju� do�� d�ugo na brzegu krzes�a i � jak zwykle zreszt� � chwyci� mnie straszliwy kurcz w plecach i w nogach. Pociera�em w�a�nie sparzona r�k�, gdy Byk zaszed� mnie z tylu i kopni�ciem wybi� spode mnie krzes�o. Z hukiem spad�em na kamienna pod�og�.
Pod koniec mego pobytu w Charkowie Byk wynalaz� nowa weso�a rozrywk�: zaprezentowa� mi n� kozacki, z kt�rego wydawa� si� by� bardzo dumny. Doskona�a stal i ostro�� tego no�a demonstrowa� na mojej piersi. Blizny, kt�re mam do dzi� przypominaj� mi o niew�tpliwej sprawno�ci i pomys�owo�ci Byka.
Kiedy�, ju� na kr�tko przed odjazdem, zasta�em go samego. By� spokojny i jako� obesz�o si� bez zwyk�ych powitalnych przekle�stw. Gdy przem�wi� do mnie, jego zwykle ostry i skrzypi�cy glos brzmia� jako� cicho i opanowanie. S�uchaj�c go zda�em sobie nagle spraw�, �e prosi mnie bym podpisa� te papiery. By�o to z jego strony prawie upodleniem. My�la�em, �e zacznie becze�.
�O nie, ty opas�a �winio � pomy�la�em. � Nie teraz... Po tym wszystkim.
Ale nie ufa�em sobie i wola�em nie otwiera� ust. Potrz�sn��em wi�c tylko g�owa przecz�co. Zarzuci� mnie stekiem odra�aj�cych wyzwisk. Kl�� z gwa�towna, nami�tna zaciek�o�ci�.
Ile mo�e wytrzyma� cz�owiek os�abiony niedo�ywianiem i fizycznymi torturami? Doszed�em do wniosku, �e do granic wytrzyma�o�ci daleko jest jeszcze od momentu, w kt�rym storturowane cia�o poczyna w m�ce wo�a� o ratunek. Nigdy �wiadomie nie osi�gn��em ostatecznego dna kapitulacji. Co� nieokre�lonego, ale trwa�ego w moim m�zgu trzyma�o si� niezachwianie wiary, �e poddanie si� oznacza �mier�. P�ki chcia�em �y� � a przecie� by�em m�ody � mia�em t� ostateczna kra�cowa si�� woli, kt�ra pozwala�a mi stawia� im op�r i odpycha� ten dokument, kt�ry jednym poci�gni�ciem pi�ra m�g� si� przemieni� w wyrok �mierci na mnie.
Ale kt�rej� nocy, przed odprowadzeniem na �ledztwo, nakarmili mnie niespodziewanie suszona ryba. Zachowa�em do�� wyra�ne wspomnienia wszystkich przes�ucha� z wyj�tkiem tego jednego. W g�owie mi si� kr�ci�o, �lini�em si�, nie mog�em zatrzyma� oczu na �adnym przedmiocie. Szturchania i popychanie nie sprawia�y na mnie �adnego wra�enia. Gdy pr�bowa�em m�wi�, j�zyk stawa� mi ko�kiem w ustach. Niczym przez mg�� pami�tam, �e podsuwali mi dokumenty i pi�ro, ale podobnie jak pijak po ca�onocnej libacji � nie przypominam sobie zako�czenia tego �ledztwa.
Rano, gdy powr�ciwszy do �ycia oderwa�em twarz od �ciany celi � poczu�em jaki� nowy i dziwny zapach. Na �cianie, o kt�r� opiera�em si� twarz� dostrzeg�em w miejscu, kt�re dotyka�em ustami du�a, zielona plam�. W�wczas to, przygnieciony brzemieniem mojego nieszcz�cia poczu�em prawdziwy l�k.
�Dali mi jaki� narkotyk � powtarza�em sobie. � Narkotyk by� w rybie. Do czego si� przyzna�em? Przecie� nie mog�em podpisa� tego przekl�tego dokumentu?
Czu�em si� chory, z�amany i zgn�biony.
Wkr�tce potem przeniesiono mnie do Moskwy na �ubiank�. Gdy odje�d�a�em stra�nicy byli u�miechni�ci i rozmowni. To samo zaobserwowa�em kolejno: w Pi�sku, w Mi�sku, w Charkowie i p�niej w Moskwie. Ilekro� odje�d�a�em, stra�nicy zawsze zachowywali si� tak, jak gdyby byli zadowoleni, �e si� ze mn� rozstaja. Rozmawiali swobodnie, nawet �artowali. Mo�e to by� ich spos�b pokazania wsp�czucia, na kt�re przedtem nie mogli sobie pozwoli�.
Warunki na �ubiance by�y nieco lepsze. Opinia opornego widocznie poprzedzi�a moje przybycie, gdy� dosta�em si� zn�w do �kiszki". Ta �kiszka" by�a jednak czystsza i zamykano mnie w niej na kr�tsze okresy.
Tym niemniej zesp� �ledczy na �ubiance pr�bowa� na mnie w�asnych metod perswazji. Chodzi�o pewnie o sto�eczne dum�, kt�ra kaza�a im osi�gn�� cel tam, gdzie nie uda�o si� prowincjonalnym urz�dnikom. Pytania by�y te same, to samo domaganie si� mego podpisu, urozmaicone zwyk�a brutalno�ci� i te same uwagi na temat n�dznych polskich szpieg�w. Ale na �ubiance mieli jeden spos�b tortur, kt�rego Byk by im pozazdro�ci�.
Przytraczali mnie rzemieniami do �operacyjnego sto�u" � nogi sztywno wyci�gni�te pod sto�em, ramiona rozpostarte na stole, obie r�ce oddzielnie obwi�zane rzemieniami. Moje cia�o naci�gni�tym �ukiem otacza�o st�. W miar� jak podci�gali napi�te rzemienie, nast�powa�y paroksyzmy przeszywaj�cego b�lu. Ale to by�y dopiero wst�pne zabiegi � tak jak siadanie z okropnym b�lem z�ba na fotel u dentysty. Potem dopiero nast�powa�a w�a�ciwa operacja. Nad sto�em wisia� staro�wiecki kocio�ek z dzi�bkiem. W kocio�ku � gor�ca smo�a. Zaczyna�o si� od ponownych nam�w do z�o�enia podpisu i obietnicy, �e gdy podpisz� puszcza mnie i pozwol� wr�ci� do celi. Mam wra�enie, �e gdybym si� zgodzi� podpisa� w tej fazie, sprawi�bym im wielki zaw�d. Pierwsza kropla smo�y by�a piek�em. W�ciekle pali�a moja r�k� i d�ugo piek�a pomarszczona i zsinia�a sk�r�. Ta pierwsza kropla by�a najgorsza � by�a szczytem b�lu. Reszta stanowi�a ju� pewne odpr�enie. Stara�em si� nie straci� przytomno�ci i zachowa� wol� oporu. Powiedzieli mi, �e po sko�czonym zabiegu z rado�ci� podpisz� lewa r�ka. Dowiod�em im, �e si� myl�. By�em zahartowany w twardej szkole.
By� to ostatni powa�ny atak. Po jakich� dw�ch tygodniach wyprowadzono mnie zn�w z celi i tak po raz pierwszy w �yciu � i ostatni, znalaz�em si� w sowieckim s�dzie.
PROCES I WYROK
Gwar o�ywionej rozmowy nagle zamar�. Misza wyr�niaj�cy si� od reszty ubranej w mundury lub zwyk�e cywilne bluzy zapi�te pod szyj� swym �nie�nobia�ym ko�nierzykiem i wytwornym, jedwabnym, szarym krawatem, powiedzia� weso�o:
� My�l�, �e chyba ju� zaczniemy.
Cho� sta�em tam od p� godziny dopiero teraz s�dziowie spojrzeli na mnie. Stra�nicy stoj�cy za mn� poderwali si� na baczno��. Rozdano pliki papier�w.
G��wne miejsce za d�ugim sto�em zaj�� siwow�osy Rosjanin w wieku oko�o 60 lat. Ubrany by� w zwyk�y d�ugi surdut, kt�ry nosi� na zapi�tej pod szyj� czarnej bluzie ozdobionej zielonymi i czerwonymi haftami. Po jego obu stronach zasiedli oficerowie NKWD w ciemnoniebieskich mundurach z czerwonymi wypustkami na ko�nierzykach i z czerwonymi opaskami na szpiczastych, wojskowych czapkach. Misza zasiad� przy ko�cu sto�u po mojej lewej r�ce. By� on � jak si� wkr�tce przekona�em � g��wnym oskar�ycielem. Gdy sad przygotowywa� si� do rozprawy, spogl�da� na mnie ch�odno. Podci�gn��em spodnie i skupi�em wzrok na jakim� punkcie tu� nad g�owa przewodnicz�cego sadu.
Po przeprowadzonej szeptem naradzie z siedz�cymi obok niego oficerami przewodnicz�cy rozpocz�� rozpraw�. Wst�pne posuni�cie, otwieraj�ce t� rozgrywk�, zna�em na pami��. �Nazwisko? Wiek? Data urodzenia? Gdzie urodzony? Imiona rodzic�w? Ich narodowo��? Zaw�d ojca? Nazwisko panie�skie matki?" I tak dalej � wed�ug le��cego przed nim d�ugiego kwestionariusza, w kt�rym, nie w�tpi�, wypisane by�y wszystkie moje dawne odpowiedzi i przebieg wszystkich spotka� z NKWD od Pi�ska a� po moje przybycie do Moskwy. Je�li powtarzaj�c te Pytania liczyli na to, �e pomyl� si� w odpowiedziach to rzeczywi�cie wykazywali s�aba znajomo�� psychologii. Tyle razy zadawano mi je, �e po prostu przesta�em my�le� i ka�de z pyta� mog�o wywo�a� zawsze t� sama odpowied�. Te same stare pytania, te same stare odpowiedzi...
Przeczytano mi akt oskar�enia. Tym aktem oskar�enia przewodnicz�cy (nie wiem czy to by� jego tytu� oficjalny, ale spe�nia� funkcje przewodnicz�cego) zajmowa� si� do�� d�ugo. Byt to dokument naje�ony nazwami miejscowo�ci, nazwiskami rzekomych polskich �reakcjonist�w" i datami odnosz�cymi si� do okres�w, w kt�rych, jak mi zarzucano, pope�ni�em okre�lone czyny szpiegowskie przeciw Zwi�zkowi Sowieckiemu. Zasi�g przest�pstw obj�tych tym dokumentem by� niezmiernie szeroki. Do dzi� jeszcze nie mog� wyj�� z podziwu, �e pomini�to w nim wydarzenia z mej m�odo�ci, kiedy to jako szukaj�cy przyg�d i niebezpiecze�stw wyrostek rzeczywi�cie przekracza�em polsko-sowiecka granic�. Wszystkie te oskar�enia by�y ca�kowicie pozbawione jakichkolwiek podstaw. Z pewna te� satysfakcj� my�la�em sobie, �e je�li nie zdo�ali wymusi� na mnie przyznania si� w dobrze wyekwipowanych celach �ledczych ca�ej serii wi�zie�, to w tej stosunkowo przyjemnej i cywilizowanej atmosferze sali sadowej szans� ich by�y jeszcze mniejsze.
Gdy badanie rozkr�ci�o si� wreszcie, pocz��em jednak � cho� niech�tnie � podziwia�, z jaka wytrwa�o�ci� umys� sowieckiego urz�dnika potrafi d��y� do nakre�lonego celu. Przez wszystko to przeszed�em ju� przedtem w jakim� koszmarnym nieko�cz�cym si� �nie. Teraz � wydostawszy si� na dzienne �wiat�o z wij�cych si� korytarzy, kt�re tchn�y zgroza i rozpacza � stwierdzi�em, �e sen trwa z ca�a uporczywo�ci�. W skr�cie mo�na by ca�e oskar�enie uj�� nast�puj�co: � S�awomirze Rawicz, jako Polak, wykszta�cony i pochodzenia bur�uazyjnego, oficer antyrosyjskiej armii polskiej, zamieszka�y w pobli�u sowieckiej granicy � jeste�cie ponad wszelka w�tpliwo�� polskim szpiegiem i wrogiem Zwi�zku Sowieckich Socjalistycznych Republik.
W�a�ciwie sad powinien mnie by� surowo zapyta�, czemu traci czas przez to, �e nie chc� przyzna� si� do winy.
Po dw�ch godzinach zmieni�a si� stoj�ca za mn� stra�. Ta zmiana warty odbywa�a si� regularnie co dwie godziny w ci�gu ca�ej rozprawy. Pytania zadawane mi przez przewodnicz�cego nie nastr�cza�y �adnych trudno�ci, dotycz�c wst�pnej, formalnej cz�ci �ledztwa. Nie osi�gn�li�my jeszcze stadium, w kt�rym musia�em si� zastanawia�, by rozpozna� przeb�ysk niebezpiecze�stwa i unikn�� dobrze zastawionej pu�apki. Chocia� w roz�o�onych przed nim dokumentach wielokrotnie stwierdzono, �e m�wi� p�ynnie po rosyjsku, przewodnicz�cy, dbaj�c o ka�dy szczeg� �ledztwa, zapyta� czy rozumiem i m�wi� w j�zyku rosyjskim. Potem ca�y przew�d toczy� si� ju� po rosyjsku i wszystkie pytania zabarwione by�y oczywi�cie ta nieufno�ci�, kt�ra Rosjanie �ywi� w stosunku do cudzoziemc�w, znaj�cych ich j�zyk. Podejrzliwo�� ta opiera si� na przekonaniu, �e �aden cudzoziemiec nie nauczy�by si� rosyjskiego, gdyby nie chcia� by� szpiegiem.
Stoj�c przed sadem uk�ada�em plan mojej obrony. Postanowi�em nie zra�a� do siebie s�dzi�w. Ch�tnie potwierdza�em fakty, kt�re by�y nie do zakwestionowania. Gdy jakie� oskar�enie by�o ra��co fa�szywe, odpiera�em je prosz�c jednocze�nie sad o pozwolenie wyt�umaczenia mych motyw�w. Pozwalali mi m�wi� do�� du�o. Zgadza�em si� z niekt�rymi zarzutami ca�kowicie, z innymi cz�ciowo � wi�kszo�� odpiera�em, t�umacz�c z zapa�em dlaczego. Atmosfera by�a wroga, ale wyczuwa�em lekkie zainteresowanie metoda mojej obrony. Sztywny charakter pyta� nie pozostawia� z�udze� co do tego, �e mog� rzeczywi�cie wp�yn�� na stanowisko s�dzi�w, ale czu�em, �e wykazuj�c ch�� wsp�dzia�ania z sadem przynajmniej nie pogarszam mej sprawy.
Pewne wra�enie zrobi�a na mnie swoboda, z jaka sad si� zachowywa�. Cz�onkowie kompletu sadz�cego bez przerwy palili papierosy. Strumie� go�ci, kt�ry zauwa�y�em jeszcze przed rozprawa, przep�ywa� swobodnie przez sal� w trakcie przewodu sadowego. Trwa�y te� nieustannie: szmer rozm�w toczonych na boku i prowadzona p�g�osem wymiana zda� siedz�cych za sto�em cz�onk�w sadu, kt�rej towarzyszy�y gesty przyja�ni i poufa�o�ci. S�uchaj�c i m�wi�c obserwowa�em wszystko, co mog�em dojrze� lub dos�ysze�. Jak widz w teatrze stara�em si� oceni� wag� i znaczenie ka�dej z postaci ukazuj�cych si� kolejno na scenie. Najbardziej pobudza� moja ciekawo�� wytwornie wygl�daj�cy m�czyzna w mundurze, wysoki, o w�osach przypr�szonych siwizna, kt�ry wszed� przez jedne z drzwi zas�oni�tych kotara, gdy rozprawa toczy�a si� ju� od jakich� trzech godzin. Przewodnicz�cy w�a�nie zaczyna� zadawa� mi jakie� pytanie, gdy jeden z siedz�cych obok oficer�w porozumiewawczym znakiem skierowa� jego g�ow� w stron� drzwi. Nowy przybysz, trzymaj�c jeszcze r�ka kotar�, rozgl�da� si� po sali sadowej. Wzrok jego prze�lizgn�� si� po mnie, spocz�� na chwil� na moich stra�nikach, po czym skierowa� si� na �aw� sadowa. Przewodnicz�cy skoczy� na r�wne nogi i reszta dygnitarzy te� zerwa�a si� pospiesznie z miejsc. Sal� wype�ni� ha�as odsuwanych krzese�. Wytworny przybysz nier�wnym, nerwowym krokiem zbli�a� si� do rozpromienionego przewodnicz�cego. Gdy szed� wzd�u� sto�u s�ycha� by�o przyciszony wymian� uprzejmo�ci, z kt�rej do moich uszu dociera� co chwila zwrot: �Towarzyszu Pu�kowniku. Przewodnicz�cy u�ciska� wreszcie gor�co d�o� �Towarzysza Pu�kownika" i �Towarzysz Pu�kownik" do�� oboj�tnie wys�ucha� kilku uwag przewodnicz�cego. Potem odwr�ci� si�, kiwn�� z u�miechem g�owa w kierunku eleganckiego Miszy i stan�� oparty plecami o �cian� w pobli�u drzwi, przez kt�re wszed� na sal�.
Na znak towarzysza pu�kownika s�dziowie powr�cili na swe miejsca. Wznowiono przew�d, kt�remu przybysz przys�uchiwa� si� z wyra�nym znudzeniem. Patrzy� w sufit i wydawa� si� pogr��ony w my�lach, zaj�ty sprawami znacznie wa�niejszymi, ni� proces jakiego� zwyk�ego Polaka. Po jakich� dziesi�ciu minutach ulotni� si�.
Oko�o drugiej po po�udniu przewodnicz�cy ust�pi� miejsca jakiemu� m�odszemu od siebie s�dziemu i wyszed�, pewnie na obiad. Zmieniano si� r�wnie� w innych cz�ciach d�ugiego sto�u. Wida� by�o, �e w tego rodzaju procesie ci�g�o�� rozprawy nie jest bynajmniej potrzebna. Ka�dy kto czyta� dotychczasowe zeznania m�g� zast�pi� udaj�cego si� na odpoczynek cz�onka kompletu s�dziowskiego. Zast�pca wykazywa� sprawno��, kt�rej brak�o dotychczasowemu przewodnicz�cemu. Zadawa� pytania szybciej, pozostawiaj�c mniej czasu do namys�u. Ku memu zdumieniu wkr�tce po wznowieniu rozprawy pocz�stowa� mnie papierosem. Nie by�o w tym �adnej zasadzki. Papierosa wraz z ogniem poda� mi jaki� urz�dnik. Zaci�gn��em si� g��boko i poczu�em si� dobrze. Przed samym ko�cem rozprawy dali mi jeszcze jednego. Dwa papierosy dziennie. Czu�em, �e to mo�e by� dobry znak.
Towarzysz pu�kownik zajrza� znowu podczas popo�udniowej rozprawy. Przeszed� si� wzd�u� sto�u, wzi�� do r�ki akta, po�o�y� je z powrotem, wymieni� nerwowo kilka zda� z najwa�niejszymi osobisto�ciami i zn�w wy�lizgn�� si� z sali. Dochodzenia trwa�y.
Druga zmiana ustawionej za mn� stra�y oznacza�a, �e min�y jeszcze dwie godziny. Teraz Misza zacz�� bada� mnie jakby od niechcenia, u�miechaj�c si� od czasu do czasu. Odpowiada�em z wielka gorliwo�ci�. C� za przyjemna zmiana � my�la�em sobie � mie� do czynienia z cz�owiekiem, kt�ry nawet swym po europejsku skrojonym ubraniem przypomina o istnieniu innej cywilizacji.
Gdy pytali mnie o moja �on� wydawa�o mi si�, �e odczuwam u nich jakby lekk� oznak� wsp�czucia.
Na nasz �lub z Wier�, kt�ry odby� si� 5 lipca w Pi�sku dosta�em 48-godzinna przepustk�. Matka wywo�a�a mnie od weselnego sto�u pod pretekstem telefonu. Gdy wyszed�em z pokoju poda�a mi depesz�: rozkaz natychmiastowego stawienia si� w pu�ku. Spakowa�em walizki i poca�owa�em na po�egnanie �on�, kt�rej �zy sp�ywa�y po policzkach, gdy g�adzi�a moja twarz i w�osy. Wi�kszo�� go�ci weselnych nie wiedzia�a nawet, �e wyjecha�em. Po dw�ch tygodniach mog�em sprowadzi� ja do O�arowa, gdzie � w okolicy � sta� m�j oddzia�. Wci�gu czterech, czy pi�ciu dni mog�em ja widywa� jakie� trzy godziny dziennie. Podczas tych wspania�ych, cudownych godzin mogli�my si� nawet pozby� tego uczucia zbli�aj�cego si� przeznaczenia, kt�re tak ci��y�o w�wczas nad Polska. To by�o ca�e moje ma��e�stwo z Wier�. Kiedy walczy�em na zachodzie Polski, Rosjanie weszli ze wschodu. W Pi�sku, do kt�rego wr�ci�em, NKWD dzia�a�o szybko i sprawnie. Ledwo zd��y�em powiedzie� Wierze �dzie� dobry" i odpowiedzie� na jej pierwsze skwapliwe pytania � wkroczyli do mego domu. To by�o nasze ostatnie widzenie.
Ju� dobrze po po�udniu, gdy odsta�em w sadzie ponad cztery godziny, zast�pca przewodnicz�cego zapyta�, czy chcia�bym si� napi� kawy. Odpowiedzia�em:
� Tak. Prosz�.
Wtedy to w�a�nie pr�cz kawy dosta�em drugiego papierosa. Kawa by�a doskona�a � gor�ca, mocna i s�odka. Gdy najpierw wypi�em kaw� a nast�pnie wypali�em papierosa, mog�c si� niezdarnie pos�ugiwa� tylko jedna r�ka, zacz�� mi zadawa� pytania barczysty cywil siedz�cy naprzeciw Miszy. By� to � jak si� zdo�a�em zorientowa� � m�j obro�ca. Okazywa� cz�ste oznaki niezadowolenia z roli, jaka mu kazano odgrywa� i odnosi�em wra�enie, �e z trudem ukrywa pogard�, jaka dla mnie �ywi. W Procesie bra� minimalny udzia� i jego rzadkie interwencje z pewno�ci� nie pomaga�y mej sprawie. By� on, w najlepszym razie, jej bardzo niech�tnym szermierzem.
Tego dnia rozprawa sko�czy�a si� do�� nagle oko�o godziny czwartej. Jeden z dw�ch oficer�w siedz�cych przy g��wnej cz�ci sto�u szepn�� co� przewodnicz�cemu. Jaki� oficer wyda� moim stra�nikom rozkaz �baczno��". Kazano mi zrobi� w ty� zwrot i pomaszerowa�em z powrotem do celi. Dosta�em jedzenie i zacz��em zastanawia� si� nad wydarzeniami tego dnia. Doszed�em do wniosku, �e proces ju� si� sko�czy� i pozosta�a ju� tylko formalno�� � og�oszenie przez sad wyroku. Sadzi�em, �e przebieg rozprawy wypad� dla mnie nienajgorzej, mia�em nawet lekka nadziej�, �e wyrok b�dzie �agodny.
Od wielu miesi�cy nie spa�em tak dobrze i tak nie wypocz��em, jak tej nocy.
Nast�pnego dnia o si�dmej rano przyszli po mnie stra�nicy. By�o mglisto i wilgotny ch��d przenika� przez moja odzie�. Dr�a�em z zimna id�c przez wybrukowane podw�rko do budynku sadu. Przed wej�ciem odby�a si� formalna rewizja, po czym zn�w wepchni�to mnie przez os�oni�te kotara drzwi na moje miejsce naprzeciw d�ugiego sto�u.
Ale wewn�trz rzeczy mia�y si� zgo�a inaczej ni� wczoraj. Cz�onkowie trybuna�u mieli tego ranka wyra�nie skwaszone twarze. Byli gotowi i czekali na mnie. Najwy�szy sad sowiecki pokaza� mi si� teraz od swej ch�odnej, urz�dowej strony. Komplet sadz�cy by� ten sam, kt�ry zasiada� pod koniec wczorajszego dnia � ten sam m�ody wiceprzewodnicz�cy i ci sami dwaj doradcy z NKWD po jego prawej i lewej r�ce.
�A wi�c zgadza si� � pomy�la�em � teraz odczytaj� wyrok.
Stan��em wyprostowany i czeka�em. Panowie s�dziowie przygl�dali mi si�.
Po kr�tkim przerzucaniu papier�w wznowiono rozpraw�. Zast�pca przewodnicz�cego zacz�� rzuca� pytania.
� Nazwisko?... Wiek?... Gdzie urodzony?... � ta sama rutyna.
Tak jakbym nigdy przedtem nie sta� w�r�d tych bia�ych �cian sali sadowej, jakby nie zdarzy� si� dzie� wczorajszy. Litani� pyta� powt�rzono z nowym zwi�kszonym naciskiem. Wydawa�o mi si�, �e moje wczorajsze odpowiedzi zosta�y ca�kowicie puszczone w niepami��. Przez pierwsze p� godziny walczy�em z pogr��aj�ca mnie fal� przygn�bienia. Czu�em si� zn�kany, przybity, bliski za�amania. Jakim�e naiwnym g�upcem by�em sadza�, �e mnie tak �atwo puszcza. Musia�em zn�w walczy�, tym razem os�abiony wczorajszym przedwczesnym odpr�eniem. Ci ludzie, podobnie jak i tamci, kt�rych spotka�em w Mi�sku czy Charkowie byli Rosjanami kieruj�cymi si� t� sam� nienawi�ci� i pracuj�cymi wed�ug tych samych, ciasnych formu�ek.
Pokrzykiwano na mnie, prawie nie s�uchano moich odpowiedzi, walono pi�ciami w st�, a� podskakiwa� na nim ci�ki ka�amarz.
�Polski szpieg! Polski zdrajca! Polski b�kart! Polski faszysta!
Wraz z ka�dym pytaniem pada�y na mnie zniewagi.
Misza ju� si� nie u�miecha�, gdy wsta� by kontynuowa� pytania. Wsadzie zapanowa�a przez chwil� cisza, gdy sta� wbiwszy we mnie spojrzenie. Za sto�em przewodnicz�cego stan�o trzech m�odych cywil�w, kt�rych nie widzia�em przedtem. Mieli notesy w r�kach i wyczekuj�co spogl�dali na g��wnego prokuratora. Pami�tam, �e pomy�la�em w�wczas o Byku i jego grupie czeladnik�w.
�Ty polski sukinsynie � zawo�a� Misza � do�� cierpliwie s�uchali�my twych g�upstw. Wiesz, �e jeste� n�dznym szpiegiem i powiedz nam wszystko o twoim szpiegostwie.
�Powiedzia�em wszystko, co wiem � odpar�em. � Nie ukry�em niczego i nie mam nic do dodania.
Dramatycznym ruchem Misza zbli�y� si� do mnie zza sto�u. Zrobi� z dziesi�� krok�w i zatrzyma� si� przede mn�.
�Ty zawodowy �garzu � zawo�a� i zamachn�wszy si� uderzy� mnie prosto w twarz � raz, dwa, trzy, cztery razy. Gdy wstrz�sn��em g�owa doda�: �Ale ja ci� zmusz� do m�wienia prawdy.
Odwr�ci� si� gwa�townie i poszed� na swoje miejsce za sto�em. Trzej m�odzi obserwatorzy z zapa�em skrobali co� w swoich notesach.
Sta�em dr��c, nienawidz�c jego, wszystkich Rosjan i wszystkiego co rosyjskie. Przez nast�pne pi�tna�cie minut stara�em si� nie s�ysze� kanonady zniewag i pyta�. Zacisn��em usta i odmawia�em wszelkich odpowiedzi. Policzki pali�y mnie od otrzymanych cios�w. Rozci�ta od wewn�trz warga krwawi�a. W ustach czu�em s�ony smak krwi.
Wreszcie zdecydowa�em si� m�wi�, czuj�c, �e powinienem walczy� do ko�ca. Misza wymieni� w�a�nie trzy zupe�nie obce mi nazwiska ludzi, kt�rzy przyznali si� do szpiegostwa przeciw Rosji i byli �wiadkami moich zdradzieckich czyn�w. Postanowi�em przerwa� cisz�, jaka w tym momencie zapanowa�a.
�Dlaczego nie sprowadzili�cie tych �wiadk�w, by mnie z nimi skonfrontowa� � zapyta�em. � Mo�e sprowadzimy, mo�e sprowadzimy � odpowiedzia� Misza.
Ale, oczywi�cie, nigdy nie przedstawiono �adnego �wiadka, kt�ry z�o�y�by przeciw mnie zeznanie. Niczym nie mogli uzasadni� aktu oskar�enia � poza jednym chyba punktem � by�em Polakiem. To jedno by�o niew�tpliwie wielk� zbrodni� przeciw Rosji.
Nie mog� sobie przypomnie� wszystkich pyta�, ale doskonale pami�tam prokuratorskie talenty Miszy. Prowadzi� mnie umiej�tnie szlakiem, wzd�u� kt�rego le�a�y znane mi miejscowo�ci i na kt�rych napotyka�em ludzi o znajomych nazwiskach. Mog�em prawie przewidzie� nast�pne pytanie i mie� na nie na wp� przygotowana odpowied�. A� nagle � wszystko w tym samym tonie � pada�a nazwa jakiej� innej miejscowo�ci i jakie� obce mi nazwisko. Moment ciszy z mojej strony, podczas kt�rego stara�em si� przestawi� na nowy tor � i ju� Misza wo�a� z triumfem:
�Ach ty psie polski. Tym pytaniem nareszcie zatka�em ci g�b�. To tam sk�ada�e� swoje raporty szpiegowskie.
Potem nast�powa� potok wyzwisk i oskar�e�, w�r�d kt�rych stara�em si� wyja�ni�, �e nie znam ani miejscowo�ci ani ludzi wymienionych przez Misze.
Poprzedniego dnia z przyjazny wylewno�ci� opowiada�em im, jak chodzi�em z ojcem strzela� kaczki na b�otach poleskich, dzi� pos�u�y�o to Miszy do pe�nych jadu atak�w na mnie, jako na szpiega i sabota�yst�. Za b�otami poleskimi le�y Rosja � przypomnia� Misza z ca�ym naciskiem sadowi. Wczoraj chwali�em si�, �e nie�le obchodz� si� ze strzelb�. Dzi� okaza�o si�, �e jestem nie tylko najnikczemniejszym szpiegiem ale i strzelcem wyborowym na us�ugach polskiego wywiadu. I tak w k�ko toczy�a si� ta rozprawa.
Ten na poz�r wariacki proces, prowadzony przez ob��kanych ludzi, zmieni� si� pod koniec w pr�b� si� mi�dzy os�abionym, wyg�odzonym, prze�ladowanym Polakiem, a pot�ne machina pa�stwowa, mog�ce sobie pozwoli� nawet na tak� strat� czasu. Przyprowadzili mnie na czczo do sadu i nie dosta�em nic do jedzenia podczas d�ugiej rozprawy, kt�ra sko�czy�a si� dopiero o p�nocy. W sumie sta�em w sadzie siedemna�cie godzin i tego dnia nie by�o ju� papieros�w czy kawy. Ilekro� zaczyna�em si� s�ania� lub stoj�c popada� w drzemk�, Misza wstawa� od sto�u, by mnie szturchn��, czy uderzy�.
Wszyscy inni na sali sadowej, w��czaj�c w to Misze, wychodzili co jaki� czas by wypocz��. Inni podejmowali za nich badania i sk�ad sadu zmienia� si� nieustannie. Podczas popo�udnia zjawi� si� nawet na kilka godzin stary przewodnicz�cy, by da� mo�no�� wypoczynku swemu zast�pcy. Regularnie co dwie godziny zmieniali si� te� moi stra�nicy. Tylko ja jeden z wyschni�tym gard�em i chwiej�c si� na nogach, sta�em wci��, zastanawiaj�c si� pos�pnie czy ten dzie� b�dzie mia� wreszcie jaki� kres.
Gdy potykaj�c si� powr�ci�em wreszcie do celi nie znalaz�em w niej �adnego jedzenia. Nast�pnego dnia o si�dmej rano zn�w z wci�� pustym �o��dkiem zaprowadzono mnie do sadu, gdzie g�odny, obola�y i �miertelnie zm�czony prze�y�em jeszcze jedn� marato�sk� sesj� sowieckiego wymiaru sprawiedliwo�ci.
Zadawa�em sobie wci�� jedno pytanie: po co to wszystko? Po co trac� tyle czasu na jednego Polaka? Dlaczego nie chc� skaza� mnie po prostu, by sko�czy� t� komedi�? Najch�tniej przyzna�bym si� do zarzucanych mi zbrodni, by sko�czy� z tym wszystkim. Ale jednak nie chcia�em umiera�. By�a to dla mnie walka na �mier� i �ycie.
Nie zdo�ali mnie z�ama�. Pr�bowali nawet sztuczek charkowskich, trzymaj�c mnie godzinami na brzegu krzes�a. Bola�o, ale pozycja siedz�ca by�a, b�d� co b�d�, zmian� po wielu godzinach stania na chwiej�cych si� nogach. Nie potrzebowa�em przynajmniej powstrzymywa� wci�� uginaj�cych si� pode mn� kolan.
Czwarty dzie� by� ostatnim dniem rozprawy. Na sali wida� by�o znacznie wi�cej ludzi, ni� w pocz�tkach procesu. Wydawa�o mi si�, �e wszyscy staty�ci, kt�rzy od czasu do czasu zast�powali g��wnych aktor�w, chcieli wzi�� udzia� w ostatnim akcie. Nastr�j by� bardzo podobny do tego, kt�ry panowa� na sali pierwszego dnia rozprawy. Przewodnicz�cy siedzia� zn�w na swym zwyk�ym miejscu, przerzucaj�c arkusze papier�w.
Wszyscy pogr��eni byli w rozmowie: Misza prowadzi� o�ywiony dialog z jakim� kapitanem NKWD. Przebrn�li�my przez wst�pn� procedur�, podczas kt�rej zn�w zebrano moje personalia. By�em zm�czony, chory i wci�� o pustym �o��dku. Zadano mi dalsze pytania, na kt�re odpowiada�em automatycznie. By�y proste i bez zasadzek.
Po tych pytaniach przewodnicz�cy poprosi�, bym przedstawi� s�dowi pr�bk� mojego podpisu. Zauwa�ywszy, �e si� waham, wyja�ni�, �e wcale nie chodzi o podpisanie jakiego� dokumentu. Kto� zbli�y� si� do mnie z ma�a karteczk� papieru, na kt�rej akurat zmie�ci� si� m�g� m�j podpis. Gdy obraca�em j� niepewnie w r�ku, kto� inny powiedzia�:
�Chcemy tylko zobaczy�, jak si� podpisujesz nazwiskiem.
Wzi��em podany mi o��wek i z�o�y�em m�j podpis. Przewodnicz�cy spojrza� na kartk� i podsun�� ja obu enkawudzistom. Wszyscy trzej pochylili si� nad ni�. Trwa�o to kilka minut, po czym przewodnicz�cy spojrza� na mnie, uni�s� kartk�, zgni�t� ja i wyrzuci�.
Wzi�� nast�pnie ze sto�u jaki� dokument i poda� mi go przez wo�nego.
�Czy to wasz podpis? � zapyta� przewodnicz�cy.
Sad czeka�, gdy przez jaka� minut� dok�adnie ogl�da�em kartk�. Tak, to by� m�j podpis. Chwiejny, niepewny, ale bez w�tpienia m�j. Chark�w � pomy�la�em. Ta noc w Charkowie!
�Czy to wasz podpis? � powt�rzy� przewodnicz�cy.
�Tak � odpowiedzia�em. �Ale nie pami�tam, bym go sk�ada� i to wcale nie znaczy, �e zgadzam si� z tre�ci� tego dokumentu.
�Ten dokument � ci�gn�� przewodnicz�cy � stanowi pe�na list� wytoczonych przeciw wam oskar�e�.
�Wiem o tym � odpar�em. � Ale nigdy nie pozwolono mi go przeczyta� i nigdy �wiadomie nie podpisywa�em tego dokumentu.
� Tym niemniej podpis jest wasz?
�Tak, ale nie pami�tam bym go kiedykolwiek sk�ada�.
Wzd�u� ca�ego sto�u rozpocz�a si� narada szeptem. Przewodnicz�cy powsta�, a ca�y sad za nim, i pocz�� odczytywa� pe�ny akt oskar�enia. Sko�czywszy o�wiadczy�, �e sad uzna� mnie winnym szpiegostwa i dzia�ania na szkod� Zwi�zku Sowieckiego. Wszystko to trwa�o do�� d�ugo i teraz czeka�em tylko na wyrok. Wreszcie go og�oszono.
�Zostajecie przeto skazani na dwadzie�cia pi�� lat pracy przymusowej.
�Wystarczy wam to � doda� major w niebieskim mundurze, siedz�cy po prawej r�ce przewodnicz�cego � �na od�wie�enie waszej fatalnej pami�ci".
Sta�em przez chwil� przygl�daj�c si� sto�owi. Skrzy�owa�em spojrzenie z eleganckim, schludnym Misza. Odsun�wszy si� nieco od sto�u, sta� z u�miechem na ustach. By� to przyjazny u�miech cz�owieka, kt�ry ma za chwil� zbli�y� si� z wyci�gni�t� do u�cisku r�ka. Wygl�da�o to, jak gdyby dodawa� mi otuchy i gratulowa� mojego zachowania si� w sadzie. Patrzy�em na jego wci�� jeszcze u�miechni�t� twarz, a� jeden ze stra�nik�w szarpni�ciem za bluz� obr�ci� mnie w ty�. Poprzez os�oni�te kotar� drzwi odprowadzono mnie do celi.
Dosta�em posi�ek i to spory posi�ek, jak na warunki wi�zienne. Dano mi te� co� do picia. Stra�nicy zacz�li zn�w rozmawia� ze mn�. Czu�em, �e wielki ci�ar spad� mi z piersi. Usn��em.
Z WI�ZIENIA
� WAGONEM BYDL�CYM
Ju� nast�pnego dnia stwierdzi�em, �e w�adze wi�zienne wzi�y pod uwag� zmian� mojej pozycji. Przesta�em by� wi�niem pod �ledztwem � sta�em si� wi�niem, na kt�rego zapad� ju� wyrok. Przywr�cono mi normalne wy�ywienie � kawa i 100 gram�w chleba o si�dmej rano, zn�w 100 gram�w chleba i miska zupy wieczorem. Zupa by�a co prawda gor�ca woda, w kt�rej bez �adnych przypraw czy soli gotowa�a si� rzepa � ale stanowi�a przyjemna zmian� diety.
Wynagrodzono mnie r�wnie� pierwsza od czasu aresztowania gor�ca k�piel�. �a�nia, do kt�rej odprowadzi�o mnie dw�ch stra�nik�w, znajdowa�a si� w odleg�o�ci kilkunastu metr�w od mojej celi. Od innych, kt�re u�ywa�em w wi�zieniach r�ni�a si� tylko tym, �e na �cianie by�y dwa kurki zamiast jednego. Zdj��em rubaszk�, spodnie, �apcie i stan��em w w�skim �cieku wydr��onym w kamiennej posadzce. Odkr�ci�em prawy kurek i trysn�a gor�ca woda. Cho� bez r�cznika i myd�a � by� to luksus. Podskakiwa�em, przechyla�em si� pod kurkiem, by woda sp�ywa�a po mnie od g�owy do st�p, naciera�em si�, a� moja bia�a sk�ra pocz�a si� r�owi�.
Dwaj stra�nicy, jeden z naganem w rozpi�tym futerale, rozsiedli si� po obu stronach drzwi, przygl�daj�c si� mojej zabawie.
� Teraz ju� ci b�dzie dobrze � wyje�d�asz stad � odezwa� si� jeden z nich.
� Dok�d? � zapyta�em szybko.
Obaj zignorowali jednak moje pytanie, postanowi�em wi�c kapa� si� jak najd�u�ej. Zakr�ci�em wreszcie kurek i by wyschn�� pocz��em ta�czy� i poklepywa� si� koszula. Wyschn�wszy, zmoczy�em odzie� i zacz��em wygniata� z niej brud wi�zienny, a� sp�yn�� �ciekiem do zlewu. Sp�uka�em ja nast�pnie, wy���em i strzepn��em resztki wody. Z ubrania sz�a jeszcze para, gdy wdzia�em je na siebie.
� Teraz wygl�dasz elegancko i czysto � powiedzia� stra�nik z karabinem. � Idziemy.
Wr�ciwszy do celi dosta�em papierosa. Skr�ci� go dla mnie jeden ze stra�nik�w, zapali� i po�o�y� na ziemi. Gdy opuszcza� cel�, zbli�y�em si� i podnios�em papierosa. Ile razy dostawa�em papierosa zawsze stosowano t� sama procedur�. �aden stra�nik nie poda�by mi do r�ki papierosa. Je�li papieros zgas� nim zd��y�em si� nim zaci�gn�� � rzucano mi zapa�k�. Wypalona zapa�k� stra�nik podnosi� i usuwa� z celi. Wi�kszo�� surowych zarz�dze� bezpiecze�stwa mia�a swoje uzasadnienie. Jako� nie mog�em jednak zrozumie�, dlaczego dw�ch uzbrojonych stra�nik�w w samym sercu �ubianki musi stosowa� tak skomplikowane sztuczki z powodu jednego papierosa.
Mimo, �e wi�zie� nie mia� najmniejszych szans ucieczki � zawsze podlega� tej samej musztrze. Wychodzi�o si� lub wraca�o do celi pod eskorta dw�ch stra�nik�w. Gdy wi�zie� wychodzi� z celi, stra�nicy ustawiali si� po obu stronach drzwi. Trzeba by�o min�� ich i stan�� krok przed nimi. Wtedy otrzymywa�o si� instrukcj�. Oto typowy przyk�ad:
�Id� korytarzem w lewo, skr�� w prawo na ko�cu i maszeruj, p�ki nie dostaniesz rozkazu, by si� zatrzyma�. Id� przez ca�y czas �rodkiem korytarza!
Po instrukcji zwykle recytowano ostrze�enie:
�Krok w prawo, krok w lewo � to pr�ba ucieczki!
Podczas mego pobytu w wi�zieniu musia�em s�ysze� to ostrze�enie chyba setki razy. U�ywali go wszyscy stra�nicy, znali je wszyscy wi�niowie. Rosjanie bardzo starannie t�umaczyli eskortowanemu wi�niowi, co ma robi� i nie pozostawiali mu �adnych z�udze� co do tego, �e wszelka zmiana kierunku w prawo czy w lewo oznacza �mier� od kuli karabinu czy pistoletu stra�nik�w, post�puj�cych w odleg�o�ci dw�ch krok�w za wi�niem. Na �ubiance zarz�dzenia te wydawa�y si� przesadne, prawie �mieszne. P�niej jednak, gdy tysi�ce wi�ni�w pocz�to przerzuca� z 'jednego kra�ca Rosji na drugi i ucieczka sta�a si� czym� przynajmniej realnym, te �rodki bezpiecze�stwa by�y z punktu widzenia Rosjan uzasadnione.
Rankiem, czwartego dnia po wyroku, do mojej celi wszed� porucznik NKWD.
� Czy umiesz czyta� po rosyjsku? � zapyta�.
Gdy odpowiedzia�em, �e tak, poda� mi jaki� papier. By� to dokument podr�y. Przekona�em si� w�wczas, �e w Rosji nawet skaza�cy musza mie� pozwolenie na zmian� miejsca pobytu, cho�by si� przeprowadzali tylko z wi�zienia do wi�zienia. Oficer da� mi pi�ro, kt�rym