7924
Szczegóły |
Tytuł |
7924 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7924 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7924 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7924 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Poul Anderson �� � � Mariusz
� � Znowu la� deszcz. W ostrym powietrzu czu� by�o przedsmak nadchodz�cej zimy. Latarnie uliczne ci�gle jeszcze nie dzia�a�y i wczesny zmierzch wciska� si� miedzy zrujnowane mury, zacieraj�c sylwetki obdartych, zamieszkuj�cych wygrzebane jaskinie, ludzi. Etienne Fourre, przyw�dca francuskiej Resistance, a co za tym idzie, przedstawiciel Francji w Najwy�szej Radzie Zjednoczonej Europy wyr�n�� palcem u nogi w wystaj�cy brukowiec. Ostry b�l przenikn�� ca�� stopa. Fourre zakl��. Otaczaj�ca go pi��dziesi�cioosobowa obstawa - kud�aci m�czy�ni odziani w dziwaczne �achmany skompletowane z cz�ci umundurowania co najmniej tuzina armii, w�r�d kt�rych jedynym rodzimym elementem by�a wyszyta r�cznie tr�jkolorowa kokarda, drgn�li w napi�ciu. By�a to reakcja odruchowa - wyrobili j� w sobie od dawna. Tak samo je�y si� wilk, gdy us�yszy jaki� nieoczekiwany szmer.
� � - Eh, bien - mrukn�� Fourre - przypuszczam, �e Rouget de Lisle komponuj�c Marsylianka potkn�� si� o taki sam kamie�. Jednooki Astier wzruszy� ramionami. W panuj�cych ciemno�ciach gest ten by� ledwie widoczny.
� � - Kiedy przyp�ynie nowy transport ziarna? - spyta�.
� � Przy akompaniamencie graj�cych marsza z g�odu kiszek trudno by�o my�le� o czymkolwiek poza jedzeniem, a w czasie tych beznadziejnych lat Wyzwoliciele zd��yli wyzby� si� resztek etykiety wojskowej.
� � - O ile na barki nie napadn� piraci, my�l�, �e jutro, mo�e pojutrze - odpar� Fourre. - Ale nie wierze, by piraci podeszli tak blisko Strasburga.
� � Spr�bowa� u�miechn�� si�.
� � - B�d� dobrej my�li, m�j stary. Nast�pny rok przyniesie nam obfite plony. Amerykanie wysy�aj� nam nowy �rodek przeciwko zarazie zbo�owej.
� � - Ci�gle ten przysz�y rok - mrukn�� Astier. - Czemu nie przy�l� nam czego� do jedzenia ju� dzi�?
� � - Sami ucierpieli od zarazy. To wszystko, co mog� dla nas zrobi�. Gdyby nie oni, wci�� jeszcze siedzieliby�my po lasach.
� � - Niewiele nam przysz�o z tego zwyci�stwa.
� � - Dzi�ki Profesorowi Valtiemu wcale nie tak ma�o. Nie s�dz�, by kt�rekolwiek z pa�stw walcz�cych po naszej stronie wygra�o w pojedynka, bez innych.
� � - Je�li nazywasz to zwyci�stwem... - ponury g�os Altiego umilk� i zapad�a cisza.
� � Przechodzili w�a�nie obok zburzonej katedry, w ruinach kt�rej zwyk�y kry� si� bandy bezdomnych dzieci. Te ma�e dzikusy napada�y czasem nawet na uzbrojonych ludzi, atakuj�c ich zardzewia�ymi bagnetami i wyszczerbionymi butelkami z obt�uczonym denkiem. Jednak pi��dziesi�ciu �o�nierzy stanowi�o si�� zdecydowanie zbyt poka�n�. Fourremu zdawa�o si�, �e s�yszy jak co� przemyka si� miedzy kamieniami - jednak mog�y to by� tylko szczury. W naj�mielszych nawet domys�ach nie spodziewa� si�, �e mo�e istnie� tyle szczur�w.
� � Drobny ponury deszcz siek� mu Marz i Fourre nieomal fizycznie czu�, jak ci��y mu nasi�kni�ta wod� broda. �wita�o. Brzask przychodzi� jak pos�anie z teren�w, pogr��onych w chaosie i rzeziach.
� � "Ale my si� odbudowujemy" - pomy�la�, jakby broni�c si� przed samym sob�.
� � Z tygodnia na tydzie� w�adza Rady Strasburskiej rozci�ga�a swe opieku�cze skrzyd�a nad coraz to nowymi po�aciami kraj�w zrujnowanej Europy. W ci�gu dziesi�ciu �at, by� mo�e nawet ju� za pia� (automatyzacja by�a tak niesamowicie wydajna, byle tylko na pocz�tek uda�o si� zdoby� maszyny) ludzie stan� si� z powrotem pok�j mi�uj�cymi farmerami i sklepikarzami, a ich kultura czym� �ywym i godnym uwagi. Je�eli reprezentuj�cy r�ne nacje Cz�onkowie Rady b�d� podejmowa� w�a�ciwe decyzje. A nie podejmuj�. Valti przekona� wreszcie o tym Fourrego. Dlatego teraz on, Fourre szed� w strugach deszczu, otulaj�c si� star� peleryn�, a ludzie w barakach oceniali ch�odno, ilu im ruch�w potrzeba, by dopa�� ustawionej w koz�y broni... Musieli bowiem pokona� tego, kt�ry odmawia� zgody.
� � Zauwa�y� ironicznie, �e aby wprowadzi� w �ycie prawid�a nowej matematyki, kt�r� na ca�ym �wiecie by�o w stanie poj�� ledwie para tysi�cy umys��w, nale�a�o odwo�a� si� do feudalnej zasady osobistej wierno�ci wobec wodza. Ale nie mo�na przecie� spodziewa� si�, �e normandzki ch�op Astier, czy Renault, apasz paryski, po�wiec� te kilka wolnych chwil, jakie uda im si� znale�� w ci�gu roku, by studiowa� r�wnania socjologii symbolicznej. Trzeba im po prostu powiedzie� "chod�cie", a p�jd�, bo darz� ci� mi�o�ci�.
� � Kroki odbija�y si� g�uchym echem w pustych ulicach. �wiatu, temu w�a�nie �wiatu obca by�a wszelka logika. To, �e wiejskiemu aptekarzowi Etienne Fourremu uda�o si� prze�y�, by�o dzie�em przypadku i ten przypadek sprawi�, �e sta� si� on de facto przyw�dc� Francji. M�g� sobie jedynie �yczy�, aby los dotkn�� jego, a oszcz�dzi� Jeanette - ale w ko�cu �y�o jego dw�ch syn�w i pewnego dnia, o ile nie wch�on�li zbyt wielkiej dawki promieniowania, doczeka si� wnuk�w. Stanowczo, B�g nie jest a� tak m�ciwy.
� � - Jeste�my. To tam, przed nami - powiedzia� Astier.
� � Fourre nie zada� sobie trudu, by odpowiedzie�. Powszechny, ludzki nawyk m�wienia bez przerwy by� mu obcy.
� � Strasburg sta� si� siedzib� Rady tak z powodu swojego po�o�enia, jak i dlatego, �e niezbyt ucierpia�. Osiemna�cie miesi�cy temu rozegra�a si� tu zwyk�a, konwencjonalna bitwa, podczas kt�rej u�yto jedynie broni chemicznej. Uniwersytet wyszed� z niej prawie nietkni�ty, on te� przekszta�cony zosta� w kwatera g��wn� Jacquesa Reinacha: Jego ludzie snuli si� tu na posterunkach (swoj� drog� ciekawe, co pomy�la�by Goethe, gdyby wr�ci� do krainy swych lat studenckich). Teraz byli tu w�a�nie tacy ludzie - ludzie trzymaj�cy wypucowane karabiny w pokrytych zastarza�ym brudem r�kach. Oni byli cywilizacj�. To w�a�nie im podobni mieli przywr�ci� prawo i faluj�ce na wietrze �any zb�. Kiedy�... by� mo�e...
� � Pierwszego posterunku strzeg�o gniazdo karabin�w maszynowych. Oficer dy�urny rozpozna� Fourrego i zasalutowa� mu niedbale. (Tak, ju� sam fakt, �e Reinach zdo�a� narzuci� tej bandzie chocia� tyle dyscypliny, m�wi� wiele o zaletach jego charakteru).
� � - Pa�ska stra� musi zaczeka� tutaj, generale - powiedzia� oficer na wp� przepraszaj�co. Nowe przepisy.
� � - Wiem - odpar� Fourre.
� � Musia� jednak ucisza� gniewne pomruki swojej obstawy, bowiem jego ludzie n i e wiedzieli.
� � - Jestem um�wiony z G��wnodowodz�cym.
� � - Tak, generale. Prosze trzyma� si� o�wietlonych przej��. W przeciwnym razie mog� wzi�� pana za rabusia i zastrzeli�. Fourre kiwn�� g�ow� i ruszy� naprz�d pomi�dzy budynkami.
� � Marzy� o tym, by wydosta� si� wreszcie z tego deszczu, mimo to szed� wolno, chc�c op�ni� moment spotkania. Jacques Reinach by� nie tylko jego krajanem, ale i przyjacielem. Z takim, powiedzmy, Helgensenem ze Zwi�zku Nordyckiego, W�ochem Tottim, czy Roja�skim z Polski, ��czy�y go niepor�wnanie s�absze wrazi, a Niemca Auerbacha po prostu nienawidzi�.
� � Budowla mieszcz�ca najwa�niejsze biura majaczy�a w ciemno�ciach, ledwie kilk� o�wietlonych okien rzuca�o s�aby blask na Fourrego. Reinach, s�usznie zreszt�, zainstalowa� tam generator elektryczny, cz�sto bowiem zdarza�o si�, �e mimo skrajnego wyczerpania, on sam i jego przem�czony personel zmuszeni byli pracowa� dwadzie�cia cztery godziny na dob�.
� � Stra�nik przepu�ci� go do wartowni, gdzie z p� tuzina m�czyzn zaj�tych by�o d�ubaniem w z�bach i gr� w ko�ci. Stawk� by�y naboje. Zniszczona gru�lic� sekretarka pokas�ywa�a nad stert� fiszek sporz�dzonych ze starych kwit�w z pralni, ulotek i wszelkich innych skrawk�w papieru, jakie znalaz�y si� akurat pod r�k�. Wszyscy podnie�li si�, a Fourre wyja�ni�, �e przyby�, by spotka� si� z G��wnodowodz�cym, prezesem Rady.
� � - Tak, panie generale.
� � Oficer nie sko�czy� nawet dwudziestki. Jego twarz, kt�rej nie zd��y� jeszcze pokry� zarost, by�a pomarszczona jak twarz starca. Jego francuszczyzna by�a fatalna.
� � - Prosz� zostawi� bro� i wej��.
� � Fourre odpi�� pistolet i pomy�la�, �e to ostatnie ��danie, by rozbraja� dow�dc�w przed spotkaniem z Prezesem Reinachem, doprowadzi�o do pasji Alvareza i popchn�o go do spisku. Z drugiej strony, rozkaz ten nie by� bezzasadny. Reinach musia� wiedzie� o narastaj�cej opozycji, a ka�dy by� a� zanadto skory do rozstrzygania wszelkich spor�w si��. Poza tym... Alvarez nie by� filozofem, lecz szefem ochotnik�w hiszpa�skich, wykorzystywano taki materia� ludzki, jaki by� osi�galny.
� � Oficer zrewidowa� go - by�o to zupe�nie nowe poni�enie, kt�re dopiek�o Fourremu do �ywego. Zd�awi� gniew, my�l�c jak dalece trafne okaza�y si� przepowiednie Valtiego. Potem dalej, ciemnym cuchn�cym ple�ni� korytarzem, a� do wej�cia, przy kt�rym sta� kolejny wartownik. Fourre skin�� mu g�ow� i otworzy� drzwi.
� � - Dobry wiecz�r, Etienne. Czym mog� ci s�u�y�?
� � Wysoki blondyn spojrza� na niego zza biurka i u�miechn�� si�. By� to zadziwiaj�co nie�mia�y, niemal m�odzie�czy u�miech. Co� bole�nie skurczy�o si� w Fourrem.
� � Przed wojn� gabinet nale�a� do jakiego� profesora. Ksi��ki wype�niaj�ce ca�� powierzchnie �ciany pokrywa�a gruba warstwa kurzu. Tak... powinni troszczy� si� o ksi��ki, nawet gdyby mia�o to oznacza� mniej czasu po�wieconego na walk� z g�odem, zaraz� i bandytyzmem. W g��bi wida� by�o zamkni�te okno; ciemne strugi deszczu sp�ywa�y po jakim� cudem ocala�ej szybie.
� � Fourre usiad�. Fotel zatrzeszcza� pod ci�arem jego wychudzonego, ale gruboko�cistego cia�a.
� � - Nie domy�lasz si�, Jacques? - spyta�.
� � Przystojna twarz Alzatczyka, jedna z nielicznych ogolonych twarzy na �wiecie, zwr�ci�a si� ku niemu badawczo.
� � - Nie by�em pewien, czy i ty jeste� przeciwko mnie - powiedzia� Reinach. - Helgesen, Totti, Alexios... tak... ta banda... ale ty? Przez wiele lat byli�my przyjaci�mi, Etienne. Nie spodziewa�em si�, �e wyst�pisz przeciwko mnie.
� � - Nie przeciwko tobie - Fourre westchn�� i poczu�, �e ma ogromn� ch�� na papierosa, ale tyto� by� pie�ni� odleg�ej przesz�o�ci. - Nigdy przeciwko tobie, Jacques, tylko przeciwko twojej polityce. Jestem tu, by wyrazi� opinie nas wszystkich...
� � - Niezupe�nie wszystkich - przerwa� mu Reinach. Jego g�os by� spokojny, beznami�tny. - Teraz widz� jasno jak zr�cznie usun��e� z miasta moich wiernych sprzymierze�c�w. Brevoort wys�any, by nawi�za� kontakty z rz�dem rewolucyjnym; Ferenczi zakopany w Genui, gdzie gromadzi okr�ty dla naszej floty handlowej; Janoskowi rozkazano dowodzi� ekspedycj� karn� przeciwko bandom w Szlezwiku. Tak, tak... przygotowali�cie to nadzwyczaj starannie. Ale jak my�lisz, co oni powiedz� po powrocie?
� � - Zaakceptuj� fakt accompli - odpar� Fourre. - To pokolenie ma wojny powy�ej dziurek w nosie. Ale powiedzia�em ci ju�, �e jestem tu, by ci przekaza� zdanie moich towarzyszy. Mieli�my nadzieje, �e przynajmniej wys�uchasz naszych argument�w.
� � -Je�li to w og�le s� jakie� argumenty. -Reinach przeci�gn�� si� w fotelu jak kot. Jego d�o� spoczywa�a na kaburze rewolweru. Zreszt� przedyskutowali�my je na zebraniu Rady i je�li teraz wracasz do tego, to...
� � - ... to dlatego, �e musze. - Fourre siad�, utkwiwszy spojrzenie w pokiereszowane, ko�ciste d�onie, kt�re spl�t� na kolanach. Wszyscy zdajemy sobie spraw�, Jacques, �e prezes Rady musi sprawowa� najwy�sz� w�adze w czasie stanu wyj�tkowego. Zgadzamy si� przyzna� ci g�os rozstrzygaj�cy. Ale nie j�dyny!!
� � B�ysk w�ciek�o�ci mign�� w b��kitnych oczach Reinacha.
� � - Czy ju� nie do�� mnie oczerniano? - spyta�. - Oni uwa�aj�, �e chce zrobi� z siebie dyktatora! Etienne, jak s�dzisz, dlaczego po drugiej wojnie �wiatowej wybra�em karier� wojskow�, podczas gdy ty wyst�pi�e� z armii i sta�e� si� skromnym cywilem? W �adnym wypadku dlatego, bym czu� specjalne upodobanie do wojska. Przewidzia�em za to, �e nasz kraj b�dzie zn�w w niebezpiecze�stwie, jeszcze za mego �ycia i chcia�em po prostu by� na to przygotowany. Czy m�wi� jak... jak jaki� nowy Hitler?
� � - Oczywi�cie, �e nie, m�j drogi. Post�pi�e� za przyk�adem de Gaulle'a, to wszystko. I gdy zdecydowali�my, �e b�dziesz dowodzi� naszymi zjednoczonymi si�ami zbrojnymi, nie mogli�my dokona� lepszego wyboru. Bez ciebie - i Valtiego - wci�� jeszcze trwa�yby walki. My... ja... my�limy o tobie jak o naszym zbawcy, jeste�my ci wdzi�czni tak, jak mo�e by� wdzi�czny tylko ch�op, kt�remu zwr�cono zagrabiony wcze�niej kawa�ek ziemi. Ale ty pope�niasz b��d.
� � - Ka�dy pope�nia b��dy - Reinach u�miechn�� si� - ja r�wnie� widz� swoje w�asne. Na przyk�ad kompletnie spartoli�em spraw� ostatecznego za�atwienia si� z tymi...
� � Fourre uparcie potrz�sn�� g�ow�.
� � - Nie rozumiesz, Jacques. Nie o takie biedy mi chodzi. Tw�j podstawowy b��d polega na tym, �e nie zdajesz sobie sprawy z tego, �e mamy pok�j. Wojna si� sko�czy�a.
� � Reinach kpi�co uni�s� brwi.
� � - Ani jedna barka nie p�ynie Renem, nie odbudowali�my. ani kilometra trakcji kolejowej, musimy za to zwalcza� bandyt�w, lokalnych wata�k�w i wp�szalonych fanatyk�w najrozmaitszego autoramentu. To s� te twoje pokojowe czasy?
� � - Widzisz, to kwestia odmiennych za�o�e� - odpar� Fourre. Ludzie s� zwierz�tami tego rodzaju, �e najwa�niejsz� dla nich spraw� jest rezultat, a nie prowadz�ce do� �rodki. Wojna jest moralnie nieskomplikowana - masz jeden cel: narzuci� sw� wole wrogowi, nie skapitulowa� przed s�abszym. Ale sp�jrz cho�by na instytucj� policji. Policjant strze�e c a � e g o spo�ecze�stwa, kt�rego integraln� cz�ci� s� r�wnie� kryminali�ci. A polityk? Musi ucieka� si� do kompromis�w nawet z niewielkimi stronnictwami, nawet z lud�mi, kt�rych osobi�cie lekcewa�y, czy kt�rymi gardzi. Ty, Jacques, my�lisz jak �o�nierz - a my nie chcemy, by dalej rz�dzili nami �o�nierze.
� � - Cytujesz tego zgrzybia�ego g�upca Valtiego - warkn�� Reinach.
� � -Gdyby nie profesor Valti i jego logika socjosymboliczna, u�yta przy planowaniu naszej strategii, wojna ci�gn�aby si� do dzi�. W owym czasie nie mieli�my �adnej szansy na to, by wyzwoli� nas kto� z zewn�trz. Po pierwszym starciu nuklearnym Anglosasi nie mieli prawie �adnych rezerw. Inwazja na Europ� by�a niepodobie�stwem. Musieli�my wyzwoli� si� sami, maj�c do dyspozycji naszych �achmaniarzy, bataliony rowerowe i samoloty, sk�adane do kupy ze stos�w starych wrak�w. Gdyby nie plany Valtiego i by by� sprawiedliwym - gdyby nie twoja ich realizacja, nigdy by�my tego nie dokonali.
� � Fourre zn�w potrz�sn�� g�ow�. Jacques w �adnym wypadku n i e m � g � wyprowadzi� go z r�wnowagi.
� � - My�l�, �e daje to profesorowi prawo do szacunku - sko�czy�.
� � - Dobrze... niech ci b�dzie... - Reinach zacz�� m�wi� gwa�townie, podniesionym g�osem. - Ale teraz to starzec! Starzec be�kocz�cy co� o przysz�o�ci i trendach d�ugofalowych... Czy najemy si� przysz�o�ci�? Ludzie gin� z g�odu, od chor�b i anarchii! Teraz!!!
� � - Valti przekona� mnie - odpar� Fourre. - Jeszcze rok temu my�la�em identycznie, lecz on wykszta�ci� mnie w podstawach swej nauki i wskaza� mi ku czemu zamierzamy. Eino Valti to stary cz�owiek, ale pod t� �ys� czaszk� kryje si� pierwszorz�dny umys�.
� � Reinach wyra�nie si� odpr�y�. Jego twarz przybra�a wyraz �yczliwej wyrozumia�o�ci.
� � - Bardzo dobrze, Etienne, ku czemu zatem zmierzamy?
� � Fourre zdawa� si� patrzy� na wylot przez niego, wprost w ciemno�ci nocy.
� � - Ku wojnie - wyja�ni� mi�kko - nowej wojnie j�drowej za jakie� pi��dziesi�t lat. I nie ma �adnej pewno�ci, czy rodzaj ludzki w og�le j� przetrwa.
� � Deszcz, zn�w g�sty, wali� w okiennice. W opustosza�ych uliczkach wy� wiatr. Fourre spojrza� na zegarek. Zosta�o niewiele czasu. Musn�� palcami zawieszony na szyi gwizdek policyjny. Reinach wzdrygn�� si�, lecz po chwili zn�w z�agodnia�.
� � - Gdybym s�dzi�, �e tak jest w istocie - odpar� - poda�bym si� do dymisji w tej chwili.
� � - Wiem - wymamrota� Fourre - dlatego w�a�nie moja rola tak mi ci��y.
� � - Ale wcale tak nie jest! - Reinach machn�� r�k�, jakby chcia� odp�dzi� od siebie koszmarn� zjaw�. - Ludzko�� odebra�a tak koszmarn� lekcj�, �e...
� � - Ludzie, jako zbiorowo��, nigdy niczego si� nie ucz� - przerwa� Fourre. - Czy Niemcy wyci�gn�y jakie� wnioski z Wojny Stuletniej albo my z Hiroszimy? Jedyn� metod� zapobie�enia przysz�ej wojnie jest ustanowienie pokojowej w�adzy o zasi�gu og�lno�wiatowym. Nale�y odbudowa� ONZ i wyposa�y� j� w realn� si��...
� � - Doskonale, doskonale - niecierpliwie odezwa� si� Reinach. To zrozumia�e. Wyt�umacz mi tylko, w czym to ja si� myl�?
� � - W bardzo wielu rzeczach, Jacques. S�ysza�e� o nich w Radzie. Naprawd� musz� powtarza� te d�ug� list�?
� � G�owa Fourrego obr�ci�a si� z wolna, jakby z wysi�kiem pokonuj�c op�r niepos�usznych kr�g�w szyjnych; jego oczy wbi�y si� nieruchomo w m�czyzn� po drugiej stronie biurka.
� � - Improwizacja w czasie wojny - kontynuowa� - to zupe�nie inny problem. Ale ty dzia�asz bez zastanowienia w czasie pokoju. Przeforsowa�e� decyzje o wys�aniu zaledwie dw�ch os�b, kt�re mia�yby reprezentowa� nasz sojusz na konferencji w Rio. Czemu? Bo nie mamy �rodk�w transportu, wykwalifikowanych urz�dnik�w, papieru, ba, nawet przyzwoitych ubra�! T� spraw� nale�a�o starannie rozwa�y�. By� mo�e traktowanie Europy jako ca�o�ci jest s�uszne, by� mo�e nie; prawdopodobnie spowodowa�oby to wzrost tendencji nacjonalistycznych, nie o to zreszt� chodzi. Ty natomiast podj��e� decyzje dos�ownie w chwili, gdy pojawi� si� sam problem i zakaza�e� jakiejkolwiek dyskusji.
� � - Oczywi�cie - odpar� szorstko Reinach. -Je�li sobie przypominasz, by�o to tego dnia, w kt�rym dowiedzieli�my si� o neofaszystowskim zamachu stanu na Korsyce.
� � - Korsyka istotnie nie mog�a d�u�ej czeka�. Tak... by�oby j� znacznie trudniej odbi�, gdyby�my nie zaatakowali od razu. Ale sprawa naszych przedstawicieli w ONZ mo�e zadecydowa� o ca�ej przysz�o�ci naszego...
� � - Wiem, wiem! To Valti i jego teoria "opcji kluczowych". Eeee...
� � - Ta teoria sprawdza si�, m�j stary!
� � - Do pewnego stopnia. Przyznaje, Etienne, jestem cz�owiekiem praktycznym. - Reinach pochyli� si� nad blatem biurka i wspar� podbr�dek na d�oniach. - Czy nie uwa�asz, �e czasy wymagaj� zdrowego rozs�dku? Kiedy wok� szaleje piek�o, nie ma czasu, by zawraca� sobie g�ow� filozofiami lub... lub pr�bowa� wybor�w do parlamentu, co jak rozumiem, jest kolejnym zaniedbaniem, jakie zarzuca mi Valti.
� � - Tak w�a�nie - odpar� Fourre . - Czy lubisz r�e? - doda�.
� � - Co?... Dlaczego?... Tak. - Reinach zamruga� w os�upieniu. - W ka�dym razie lub�e si� im przygl�da�. - Przez jego twarz przemkn�� cie� zadumy. - Skoro ju� o tym wspomnia�e�, to wiele lat min�o od momentu, gdy po raz ostatni widzia�em r��.
� � - Ale nienawidzisz pracy w ogrodzie! Pami�tam to dobrze z dawnych dni.
� � Dziwna czu�o�� m�czyzny w stosunku do m�czyzny, uczucie, kt�rego nikt jeszcze do ko�ca nie wyt�umaczy�, bole�nie targn�a Fourrem. Odepchn�� j� od siebie, nie �mia� post�pi� inaczej i doda� bezosobowo:
� � - Lubisz tak�e rz�dy demokratyczne, ale nigdy nie interesowa�a ci� czarna robota, jakiej wymaga ich wprowadzenie. Teraz w�a�nie nadszed� czas, by posia� ziarno. Je�li tego nie uczynimy, zrobi si� za p�no i rz�dy twardej r�ki stan� si� nawykiem nie do wykorzenienia.
� � - Tak, ale teraz trzeba tak�e prze�y�. Po prostu pozosta� przy �yciu. Nic wi�cej.
� � - Jacques, nigdy nie oskar�a�em ci� o nieczu�o��. Przeciwnie, jeste� sentymentalny; gdy zobaczysz dziecko opuch�e z g�odu lub dom oznaczony krzy�em m�wi�cym, �e przesz�a przeze� zaraza, Czarna �mier�, przepe�nia ci� lito�� i tracisz zdolno�� my�lenia. To my... Valti, ja i inni... my jeste�my beznami�tni, gotowi teraz po�wieci� kilka tysi�cy istnie� ludzkich wi�cej, pozbawiaj�c ich tego, co niezb�dne, po to, by uratowa� ca�� ludzko�� za lat pi��dziesi�t.
� � - By� mo�e masz racje - odpar� Reinach. - Mam na my�li to, co powiedzia�e� o swoim braku uczu� ludzkich - m�wi� to tak cicho, �e g�os jego gubi� si� w szumie padaj�cego deszczu.
� � Fourre zn�w zerkn�� ukradkiem na zegarek. Wszystko to trwa�o d�u�ej ni� pierwotnie przewidywa�.
� � - Bezpo�redni� przyczyn� wszystkiego, co dzieje si� tej nocy, jest sprawa Pappasa - wyrzuci� z siebie pospiesznie, kalecz�c s�owa...
� � - Tak te� my�la�em - przyzna� Reinach spokojnie. - I ja go nie znosz�. Wiem r�wnie dobrze jak ty, �e to zbrodniczy �ajdak, kt�rego nienawidz� nawet w�a�ni �o�nierze. Ale, do jasnej cholery! Cz�owieku, czy ty wiesz, �e szczury robi� rzeczy znacznie gorsze ni� wy�eranie naszej �ywno�ci i oczu naszym �pi�cym dzieciom?! Nie zdajesz sobie sprawy, �e to one roznosz� zara��?!... A Pappas zaofiarowa� nam us�ugi jedynej zdolnej do dzia�ania kompanii deratyzacyjnej w ca�ej Europie! W zamian za to nie ��da niczego, poza uznaniem istnienia Wolnej Macedonii i zapewnieniem mu miejsca w Radzie.
� � - To zbyt wysoka cena - sprzeciwi� si� Fourre. - Za dwa lub trzy lata sami poradzimy sobie ze szczurami.
� � - A zanim to nast�pi?
� � - Musimy mie� nadziej�, �e nikt z tych, kt�rych kochamy nie zachoruje.
� � Reinach u�miechn�� si� smutno.
� � - To nie jest wyj�cie. Nie mog� si� na to zgodzi�. Je�eli kompania Pappasa pomo�e nam, przyspieszy to odbudow� przynajmniej o rok, uratuje tysi�ce istnie� ludzkich.
� � - Po to, by zniszczy� ich miliony w przysz�o�ci.
� � - A, daj spok�j! Malutka prowincja w rodzaju Macedonii.
� � - Nie! Jeden bardzo wielki precedens!!! Nie mo�emy po prostu przyzna� jakiemu� podrz�dnemu- kacykowi prawa do tego, co zrabowa�. Wtedy zgodziliby�my si� na - Fourre uni�s� pobrudzon� d�o� i zacz�� wylicza� na palcach - na prawo istnienia dyktatur, a takie, o ile zaistniej�, oznaczaj� wojn�, wojn� i jeszcze raz wojn�; na przestarza�� i zgubn� w skutkach zasad� nieograniczonej suwerenno�ci narodowej; na obra�� zaprzyja�nionej Grecji, kt�ra odp�aci�aby nam pi�knym za nadobne; na nieuniknione reperkusje polityczne w rejonie Bliskiego Wschodu - i tak wystarczaj�co niespokojnego; w konsekwencji na wojn� z Arabami, bowiem musimy mie� rop� naftow�; na miejsce w Radzie dla zdolnego i bezwzgl�dnego �ajdaka, kt�ry, b�d�my szczerzy, Jacques, mo�e my�le� o wyko�czeniu ciebie; na... Nie!
� � - Teoretyzujesz na temat jutra. Szczury s� dzi� i tu! W takim razie czego domagasz si� ode mnie?
� � - Odrzu� te propozycje. Po�lij tam mnie z jedn� brygad�. Mo�emy wykopa� tego Pappasa do wszystkich diab��w... chyba, �e pozwolimy mu zanadto urosn�� w si��!
� � Reinach dobrodusznie potrz�sn�� g�ow�.
� � - I kto tu jest pod�egaczem wojennym? - zapyta�.
� � - Nigdy nie zaprzecza�em, �e mamy przed sob� jeszcze d�ug� walk� - w g�osie Fourrego zabrzmia� smutek. W �yciu swym widzia� zbyt wielu ludzi, kt�rzy j�cz�c tarzali si� po ziemi z wyprutymi flakami. - Chc� tylko mie� pewno��, �e pos�u�y ona do osi�gni�cia celu ostatecznego, do tego, by �wiat nigdy wi�cej nie zazna� wojny. �eby moje wnuki i prawnuki nigdy wi�cej nie musia�y chwyta� za bro�.
� � - A r�wnania Valtiego pokazuj� ci, w jaki spos�b to Osi�gniesz? - cicho spyta� Reinach.
� � - Tak. Ucz� jak do maksimum zwi�kszy� prawdopodobie�stwo po��danego rezultatu.
� � - Wybacz, Etienne. - Reinach pokr�ci� g�ow�. - Po prostu w to nie wierze. Sprowadzi� spo�ecze�stwo ludzkie do... jak to si� nazywa...? Aha... jakiego� tam pola potencjalnego i dokonywa� w jego obr�bie dzia�a� z zakresu logiki symbolicznej... To dla mnie zbyt odleg�e, abstrakcyjne... Ja istniej� realnie, w konkretnej pow�oce cielesnej, czy raczej tym, co z niej zosta�o przy naszej diecie, a nie w stertach gryzmo��w stworzonych przez jak�� band� d�ugow�osych teoretyk�w.
� � - Podobna banda odkry�a energi� j�drow� - zareplikowa� Fourre. - To prawda, �e nauka, kt�r� stworzy� Valti jest m�oda. _ Ale w ramach przyj�tych za�o�e� jej twierdzenia sprawdzaj� si�. Gdyby� tylko zechcia� zaj�� si� ni�...
� � - Mam zbyt wiele innych spraw na g�owie.-- Reinach wzruszy� 'ramionami. Nagle jego twarz skamienia�a. - Stracili�my ju� znacznie wiece] czasu ni� mog�em sobie na to pozwoli�. Czego konkretnie chc� ode mnie wszyscy ci twoi wojskowi?
� � Fourre odpowiedzia� w spos�b, jaki musia� przypa�� do gustu jego przyjacielowi - twardo i bek ogr�dek, jakby wymierza� cios `` pi�ci� miedzy oczy.
� � - ��damy by� ust�pi�. Oczywi�cie, zachowasz miejsce w Radzie, ale jej przewodnicz�cym zostanie Vatti i rozpocznie wcielanie w �ycie reform, kt�rych si� domagamy. Mamy zamiar formalnie potwierdzi�, �e wiosn� zostanie zwo�ana Konstytuanta, a obecny gabinet poda si� do dymisji najdalej za rok.
� � Pochyli� g�ow� i spojrza� na zegarek. Zosta�o mu jeszcze p�torej minuty.
� � - Nie! - odpowiedzia� Reinach.
� � - Ale...
� � - Milcz! - Alzatczyk uni�s� si� z fotela. - Lampa rzuca�a jego nadnaturalnej wielko�ci, groteskowy wr�cz cie� na rz�dy zakurzonych tom�w. - Czy przypuszcza�e�, �e jestem �lepy na to, co dzieje si� wok� mnie? Jak ci si� wydaje, dlaczego wpuszczam do siebie tylko po jednej osobie, a i to jeszcze ka�e j� rozbraja�? Niech szlag trafi twoich pu�kownik�w! Pro�ci ludzie znaj� mnie dobrze, wiedz�, �e to ja pierwszy stan��em w ich obronie - i do diab�a z twoimi mglistymi wizjami przysz�o�ci. Przysz�o�ci stawimy czo�a wtedy, kiedy nadejdzie!
� � - Ludzko�� robi�a tak zawsze - t�umaczy� mu b�agalnie Fourre. - I dlatego nasz gatunek jak �lepiec zmierza od jednej katastrofy ku drugiej. By� mo�e mamy ostatni� szans�, by przerwa� ten zakl�ty kr�g!
� � Reinach nerwowym krokiem przemierza� w te i z powrotem przestrze� dziel�c� okno od biurka.
� � - Czy tobie si� wydaje, �e lubi� te parszyw� robot� - odparowa�. - Dzieje si� tak dlatego, �e nikt inny nie jest w stanie jej sprosta�.
� � - No tak, sta�e� si� niezast�piony - szepn�� Fourre. - Mia�em nadzieje, �e uda ci si� tego unikn��.
� � - Wracaj, Etienne... - Reinach zatrzyma� si�. Zn�w by� wcieleniem uprzejmo�ci. - Wracaj i powiedz im wszystkim, �e osobi�cie nic do nich nie mam. Mieli�cie prawo przedstawi� wasze ��dania. No i w porz�dku - przedstawili�cie je i... odm�wiono wam. Reinach w zamy�leniu skin�� g�ow�. - Zreszt� my�l�, �e mo�liwy jest szereg zmian w naszej organizacji... Nie zamierzam by� dyktatorem, ale..
���GODZINA ZERO. Fourre poczu� si� bardzo, bardzo zm�czony. Odm�wiono mu, nie m�g� zatem zad�� w gwizdek na znak powstrzymania rebelii. Z t� chwil� dalszy przebieg wypadk�w przestawa� zale�e� od niego.
� � - Usi�d� - powiedzia� - usi�d�, Mariuszu. Pogadamy chwile o starych, dobrych czasach.
� � Reinach spojrza� na niego zdziwiony.
� � - Mariuszu? Co to ma znaczy�?
� � - Ot... taki sobie przyk�ad z historii staro�ytnej. S�ysza�em go od Valtiego...
� � Fourre przyjrza� si� uwa�nie pod�odze. Tu� obok jego lewej stopy majaczy� potrzaskany legar. Potrzaskany i w ka�dej chwili gro��cy zawaleniem - rozchwiany szcz�tek cywilizacji... "W jaki spos�b ten sam gatunek m�g� stworzy� katedr� w Charires i bomb� wodorow�? - przemkn�o mu przez my�l. M�wi� z wyra�nym wysi�kiem:
� � - ... W II wieku przed Chrystusem z p�nocy run�li Cymbrowie i ich sojusznicy, teuto�scy barbarzy�cy. Przez kilkadziesi�t lat grasowali po Europie siej�c mord i po�og�. Armi� rzymsk�, wys�an� by ich powstrzyma�, roznie�li w strz�py. W ko�cu wkroczyli do Italii. Wydawa�o si�, �e nic nie zdo�a ich powstrzyma�, p�ki nie opanuj� samego Rzymu. Lecz jednemu z dow�dc�w, Mariuszowi, uda�o si� zgromadzi� now� armi�. Stawi� czo�a barbarzy�com i unicestwi� ich.
� � - No wiesz? Dzi�kuje ci... - Reinach usiad�, zbity z tropu. Ale...
� � - Daj spok�j... - Wargi Fourrego skrzywi�y si� w u�miechu. Pogadajmy sobie jeszcze kilka minut. Pami�tasz te noc, tu� po zako�czeniu II wojny? Byli�my ch�opakami, tu� po partyzantce... Wa��sali�my si� po uliczkach Pary�a i pili�my na cze�� wschodz�cego s�o�ca z Sacre Coeur.
� � - Tak! A jak�e! To by�a szalona noc! - Reinach roze�mia� si�, Wydaje mi si�, �e by�o to wieki temu... Jak mia�a na imi� ta twoja dziewczyna? Nie mog� sobie przypomnie�...
� � - Maria. A twoja Simone. �liczna ma�a laleczka Simone. Ciekaw jestem, co si� z ni� sta�o?
� � - Nie wiem. Ostatnie s�owo, jakie od niej us�ysza�em brzmia�o "Nie". Pami�tasz, jaki zak�opotany by� kelner, kiedy...
� � Suchy trzask wystrza�u przedar� si� przez szum ulewy. W �lad za nim gniewnie zaterkota� karabin maszynowy: Jednym tygrysim susem Reinach znalaz� si� przy oknie, kryj�c si� za jego framug�. W r�ce trzyma� rewolwer. Fourre nie rusza� si� z miejsca.
� � Strzelanina przybli�a�a si� i stawa�a coraz g�o�niejsza. Reinach odwr�ci� si�,. Wylot lufy jego rewolweru spogl�da� pusto na Fourrego.
� � - S�ucham, Jacques.
� � - Bunt?!!!
� � - Musieli�my. - Fourre ze zdziwieniem odkry�, �e zn�w mo�e spogl�da� Reinachowi prosto w oczy. - Sytuacja sta�a si� krytyczna. Gdyby� ust�pi�... Gdyby� chocia� zechcia� przedyskutowa� te spraw�... da�bym wtedy sygna� gwizdkiem i nic by nie nast�pi�o. Teraz zaszli�my ju� za daleko - chyba, �e podda�by� si�, je�li tak nasza propozycja pozostaje w mocy. Chcieliby�my widzie� w tobie wsp�pracownika.
� � Gdzie� w pobli�u eksplodowa� granat.
� � - Ty...
� � - Strzelaj. To i tak nie ma ju� znaczenia.
� � - Nie! - Muszka rewolweru opad�a.
� � - Nie, dop�ki... Zosta� tam, gdzie jeste�! Nie ruszaj si�! - Reinach przetafl czo�o r�k� i wzdrygn�� si�. - Przecie� wiesz, jak dobrze strze�one jest to miejsce. Wiesz, �e ci ludzie s� po mojej stronie.
� � - My�l�, �e nie. Uwielbiaj� ci�, ale s� zm�czeni i g�odni. A gdyby nawet, to zaplanowali�my ca�� akcje na noc. Do rana wszystko b�dzie sko�czone. - Fourre m�wi� jak nienaoliwiony automat. Koszary w�a�nie zosta�y zdobyte. Te dalsze odg�osy oznaczaj�, �e przechwycili�my artylerie. Uniwersytet jest otoczony i nie wytrzyma szturmu.
� � - Ten budynek wytrzyma!
� � - A wiec nie chcesz zrezygnowa�, Jacques.
� � - Gdybym chcia�, nie by�oby mnie tu dzisiaj.
� � Okno otworzy�o si� z trzaskiem. Reinach odwr�ci� si�, jednak cz�owiek, kt�ry wskakiwa� do �rodka strzeli� pierwszy. Do pokoju wpad� stoj�cy przed drzwiami wartownik. Bro� trzyma� w pogotowiu, lecz nim zd��y� jej u�y�, ju� nie �y�. Ciemno ubrane sylwetki o zamaskowanych twarzach wspina�y si� na-parapet.
� � Fourre ukl�k� obok Reinacha. - "Kula w g�ow�, przynajmniej szybko" - pomy�la�. Czu�, �e ma ochot� zap�aka�. Zapomnia� jednak jak si� to robi.
� � Ros�y m�czyzna, kt�ry zastrzeli� Reinacha, zostawi� swoich komandos�w i razem z Fourrem pochyli� si� nad cia�em zabitego.
� � - Przykro mi, generale - wyszepta�. S�owa te z trudem przechodzi�y mu przez gard�o, zw�aszcza �e zdawa� sobie spraw� do kogo je m�wi.
� � - To nie twoja wina... - g�os Fourrego si� za�ama�.
� � - Skradali�my si� w cieniu, tu� pod �cian�. Da�em susa przez okno. Nie by�o jak wycelowa�... Nie mia�em poj�cia, kto to, dop�ki... .
� � - Powiedzia�em, w porz�dku. Obejmij dow�dztwo nad oddzia�em i oczy��cie budynek. Gdy go opanujemy, reszta natychmiast si� podda.
� � Olbrzym sk�oni� si� i wyszed� na korytarz.
� � Fourre powsta�, skulony u boku Jacquesa Reinacha. Seria kul zabebni�a po zewn�trznej stronie muru. Dos�ysza� j� jakby przez mg��. Zastanawia� si� coraz powa�niej, czy przypadkiem, to, co si� sta�o nie by�o najlepszym ze wszystkich mo�liwych rozwi�za�. Teraz b�d� mogli zapewni� swojemu przyw�dcy pogrzeb z pe�nymi honorami wojskowymi, nieco p�niej wzniesie si� pomnik cz�owiekowi, kt�ry uratowa� Europ� i... Ale przekupienie upiora mo�e okaza� si� nie�atwe.
� � ,Jednak musze spr�bowa�" - pomy�la�.
� � - Nie opowiedzia�em ci ca�ej historii, Jacques - zacz��. Gdy skrajem skafandra ociera� krew z rany przyjaciela, wydawa�o mu si�, �e jego r�ce nale�� do kogo� innego. - My�l�, �e powinienem - ci�gn�� obcym g�osem. - Mo�e by� wtedy zrozumia�... mo�e zreszt� nie... Wiesz, Mariusz zaj�� si� potem polityk�. Sta�a za nim chwa�a jego zwyci�stw, by� najpot�niejsz� postaci� w Rzymie. Intencje mia� jak najszlachetniejsze, tyle �e na sprawach rz�dzenia nie zna� si� zupe�nie. Nast�pi� ob��dny festyn przekupstwa, mord�w politycznych, wojen domowych - pi��dziesi�t lat tego wszystkiego - i ostateczny upadek republiki. Cezar da� po prostu tylko swoje imi� temu, co ju� si� dokona�o. Chcia�bym wierzy�, �e zaoszcz�dzi�em Jacquesowi Reinachowi miana Mariusza.
� � Deszcz zacina� ostro przez wybite okno. Fourre wsta� i przymkn�� podkr��one oczy. Zastanawia� si�, czy kiedykolwiek uda mu si� zamkn�� tak�e oczy swemu sumieniu...
Prze�o�y� Marek Urba�ski
��� powr�t