Weber David - Starfire 3 - W martwym terenie
Szczegóły |
Tytuł |
Weber David - Starfire 3 - W martwym terenie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Weber David - Starfire 3 - W martwym terenie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Weber David - Starfire 3 - W martwym terenie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Weber David - Starfire 3 - W martwym terenie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
David Weber Steve White
Starfire #3 W martwym terenie
Strona 4
(In Death Ground)
Przełożył Jarosław Kotarski
W trudnym terenie przyj naprzód.
W terenie otoczonym uciekaj się do forteli.
W martwym terenie - walcz!
Sun Tzu „Sztuka wojny”
ok. 400 p.n.e.
Część pierwsza
Rozdział 1
NIM ZAGRZMI GROM
Krążownik spoczywał w bezruchu, a wszystkie aktywne systemy, których emisja
mogłaby zdradzić jego obecność, zostały wyłączone. Pasywne sensory natomiast
bez przerwy sprawdzały przestrzeń. Okręt był niczym dryfujący rekin ukryty w
bezmiarze wód i czekający na pojawienie się ofiary.
***
–I co, Ursula, uważasz, że ten cyrk jest gotów do drogi? – spytał komodor Lloyd
Braun, spoglądając z uśmiechem na swego kapitana flagowego.
Ponieważ dowództwo uznało, że 27. Flotylla Zwiadu Kartograficznego jest zbyt
małym związkiem taktycznym, by jej dowódca potrzebował szefa sztabu, komandor
Elswick oprócz tego, że była kapitanem flagowym, stała się też odpowiednikiem
szefa sztabu komodora Brauna. Początkowo ją to deprymowało, jako że stanowiło
całkowitą niespodziankę, ale czas i praktyka zrobiły swoje. Ponieważ była
kompetentnym oficerem, szybko weszła w nową rolę.
–Jeśli główny treser jest gotów, to reszta też, sir – odparła z kamienną miną.
Braun roześmiał się.
–W takim razie ruszamy. Ku chwale Federacji i tak dalej.
Strona 5
–Oczywiście, sir. – Elswick spojrzała na oficera łącznościowego i poleciła: – Allen,
poinformuj kapitana Cheltwyna, że dokonujemy tranzytu.
–Aye, aye, ma’am.
Elswick przeniosła spojrzenie na oficera astronawigacyjnego i rzekła:
–W drogę, Stu!
–Aye, aye, ma’am – potwierdził ten i polecił sternikowi: – Proszę wziąć wyznaczony
kurs, bosmanie Malthus, ale delikatnie, dopóki nie wyczujemy prądu.
–Aye, aye, sir.
Przysłuchujący się temu wszystkiemu komodor Braun z doskonale udawaną
nonszalancją popijał kawę i przyglądał się symbolom zmieniającym się na ekranie
nawigacyjnym fotela. Gdy obejmował 27. Flotyllę, niepokoiło go, iż do jej składu
dokooptowano 73. Dywizjon Lotniskowców Eskortowych pod dowództwem kapitana
Alexa Cheltwyna. Cheltwyn należał do Marynarki Federacji, a nie do Zwiadu
Kartograficznego, a dzięki szarży został automatycznie zastępcą Brauna. Ten zaś
zbyt dobrze znał historię i wiedział, na jakie problemy natrafiały niejednokrotnie
jednostki Zwiadu Kartograficznego, by martwiła go obecność uzbrojonej eskorty,
stąd też nie traktował oficerów floty z radosnym lekceważeniem jak, wielu jego
kolegów. Wolałby jednak, by jego zastępcą była Ursula Elswick czy dowodzący Ute
Roddy Chirac, a nie znajdujący się na lekkim krążowniku FNS Bremerton kapitan
Cheltwyn.
Jego zastrzeżenia na szczęście szybko zniknęły – Alex nie miał doświadczeń
badawczych tamtych dwojga, ale był bystry i inteligentny. Był też dobrym taktykiem,
co miało znaczenie nie tylko w czasie wojny. Poza tym, ku miłemu zaskoczeniu
Brauna nie obnosił się z tym, że pewne rzeczy wie lepiej. Współpraca przebiegała
znacznie lepiej, niż Braun się początkowo spodziewał; obecnie był szczerze
zadowolony, że to właśnie Alex dowodzi eskortą jego sześciu krążowników
kartograficznych. Co prawda jak zwykle to nie wrodzy obcy, tylko nuda była
największym zagrożeniem, ale miło było wiedzieć, że w razie potrzeby ma się pod
ręką kompetentnie dowodzoną pomoc.
Braun przerwał rozmyślania, widząc, jak symbol przedstawiający FNS Argive zbliża
się do punktu przestrzeni widocznego jedynie dla sensorów.
–Fala grawitacyjna właściwa dla typu osiem – zameldował porucznik Channing. –
Tranzyt za dwadzieścia pięć sekund, sir.
Braun kiwnął głową. Odkąd czterdzieści standardowych lat temu Arapaho wykrył
warpa, dokonując wstępnego rozpoznania systemu, wiadomo było, że jest to warp
Strona 6
typu osiem, ale Zwiad Kartograficzny uważał się za jednostkę elitarną, dokładnie
wykonującą swoją pracę, dlatego Channing obliczył i sprawdził wszystko od
początku. Co skutecznie pomogło mu ukryć zdenerwowanie, jako że był
nowicjuszem.
Braun uśmiechnął się w duchu – sam stracił rachubę, ileż to razy wykonał pierwszy
tranzyt do nieznanego systemu. Nie znaczyło to naturalnie, że przed każdym
następnym się nie denerwował, i wiedział, że tak pozostanie, dopóki naukowcy nie
wynajdą wreszcie tych od lat obiecywanych sond zdolnych do samodzielnego
tranzytu w obie strony. Dopóki to nie nastąpi, jedynym sposobem, by sprawdzić,
dokąd prowadzi każdy nowy warp, było wysłanie tam jednostki Zwiadu. Co mogło
być niezbyt miłe dla tejże jednostki i jej załogi, bo choć przytłaczająca większość
takich tranzytów okazywała się czystą rutyną, istniały jednak wyjątki od reguły.
Wszyscy słyszeli o jednostkach, które wyszły z warpa zbyt blisko systemowego
słońca lub czarnej dziury, by mieć choćby cień szansy na przetrwanie. Dlatego
właśnie część oficerów Zwiadu chciała zamiast dużych jednostek wykorzystywać
pinasy, które były w stanie samodzielnie dokonać tranzytu, a wymagały jedynie
sześcioosobowej załogi, nie zaś liczącej ponad trzysta osób, jak krążowniki klasy
Hun, do których należał Argive.
Dowództwo jak dotąd nie zgadzało się na to, argumentując, że wypadki w normalnej
przestrzeni powodują znacznie większe straty niż badanie nowych warpów i
systemów. Statystycznie rzecz biorąc, członek załogi jednostki Zwiadu miał większe
szansę zginąć od uderzenia pioruna na przepustce, niż dokonując tranzytu
zwiadowczego. Poza tym możliwości przetrwania krążownika o masie 40 tysięcy ton
były nieporównywalne z bezpieczeństwem zapewnianym przez pinasę, co stanowiło
trudny do podważenia argument na rzecz obowiązującej doktryny.
Pinasy nie posiadały osłon, uzbrojenia czy środków do prowadzenia wojny
radioelektronicznej zwanych w skrócie ECM-ami. Krążowniki klasy Hun miały to
wszystko, a ich generatory osłon specjalnie wzmocniono, by wytrzymały wyjście z
warpa w pobliżu gwiazdy. Mogły też się bronić, gdyby napotkały wrogich obcych, co
nie zdarzało się często, ale jednak się zdarzało. A zamontowane na nich ECM-y
trzeciej generacji pozwalały skutecznie ukryć ich obecność, pomimo iż sygnatury
energetyczne miały o wiele silniejsze niż pinasy. Jeśli nikt nie obserwował wylotu
warpa dokładnie w chwili dokonywania tranzytu, krążownik klasy Hun mógł zniknąć
sensorom w maskowaniu elektronicznym, co w przypadku pinasy nie wchodziło w
grę. No i miał też znacznie lepsze sensory tak pasywne, jak i aktywne. Z tych
powodów Braun przyznawał rację dowództwu. Można to było ująć tak: jednostki
zdolne zniszczyć lekki krążownik zwiadowczy pojawiały się we wszechświecie o wiele
rzadziej niż te zdolne zniszczyć pinasę.
–Tranzyt! – zameldował Channing.
Strona 7
Żołądek Brauna fiknął kozła. Tranzyt zawsze zaburzał działanie błędnika. Braun
spotkał co prawda w życiu paru kłamców twierdzących, że nie odczuwają w takich
momentach żadnych dolegliwości, ale nie znał nikogo, czyje zachowanie by to
potwierdzało.
Pomyślał o tym przelotnie, a potem skupił uwagę na ekranie nawigacyjnym.
Nadchodził bowiem jeden z tych momentów, dla których wstąpił do Zwiadu
Kartograficznego. Należał do osób, które po prostu muszą wiedzieć, co jest za
następną górą. Perspektywa obejrzenia przed wszystkimi innymi nowego systemu
planetarnego była pokusą nie do odparcia. I mimo że doświadczył tego już
wielokrotnie, każdy następny tranzyt do nowego systemu przepełniał go
podnieceniem i radością.
–Gwiazda typu M9 – zameldował Channing.
Informacja była rozczarowująca, gdyż czerwony karzeł jako słońce systemowe
praktycznie wykluczał możliwość znalezienia nadających się do skolonizowania
planet. Co naturalnie nie znaczyło, że system był bezużyteczny – wiele takich, w
których ludzie nie zakładali kolonii, okazywało się ważnymi węzłami tranzytowymi czy
też…
–Warp typu czternaście, sir! – zameldował Channing, przerywając mu rozmyślania.
Braun drgnął, usiadł prosto i polecił:
–Proszę potwierdzić!
Zrobił to odruchowo, jako że oficerowie klasy Channinga nie popełniali błędów.
–Potwierdzone, sir – stwierdził po paru sekundach Channing. – Typ czternaście,
bez żadnych wątpliwości.
–Doskonale. Kapitan Elswick, proszę przygotować kapsułę, ogłosić stan
podwyższonej gotowości bojowej i uaktywnić maskowanie – polecił spokojnie Braun.
Były to standardowe środki ostrożności stosowane przy napotkaniu zamkniętego
warpa. Nie należało się niezdrowo podniecać. Zamknięte warpy mogły kryć sporo
niespodzianek, ale występowały dość często.
–Aye, aye, sir – potwierdziła Elswick. – Allen, proszę wystrzelić kapsułę. Poruczniku
Channing, podwyższony stan gotowości, plan Baker.
–Aye, aye, ma’am – potwierdzili wymienieni zgodnym chórem.
Na ekranie symbol oznaczający kapsułę kurierską zniknął w warpie, a ten
Strona 8
oznaczający FNS Argive rozpoczął powolny ruch po spirali, ukryty przez maskowanie
elektroniczne. Przeszukiwał przestrzeń jedynie przy użyciu pasywnych sensorów. Na
mostku znów zapanowało napięcie, a Braun zmarszczył brwi, przypominając sobie
otrzymane rozkazy.
Sprawdzenie warpa odkrytego czterdzieści standardowych lat temu w systemie
Indra nie było pilną sprawą. Przede wszystkim dlatego, że w pobliżu, konkretnie w
odległości pięciu tranzytów, nie istniały pierwotnie ludzkie kolonie. Sytuacja zmieniła
się dopiero po zasiedleniu Erebor i Merriweather. Ponieważ Zwiad Kartograficzny jak
wszystkie agendy rządowe zdominowanej przez Planety Korporacji Federacji
Ziemskiej cierpiał na chroniczne niedobory budżetowe, w pierwszej kolejności
zajmował się rejonami o dużym nasileniu ruchu, a w ostatniej typowo odkrywczymi
wyprawami na słabo zaludnione obszary Pogranicza.
Głównym powodem było jednak to, że przez cały ten czas z tego warpa nic nie
wyleciało, co sugerowało, że nie prowadzi on do obszaru zamieszkanego – ani przez
jakąś znaną, ani też jeszcze nie znaną rasę obcą. Nie stanowi więc zagrożenia dla
bezpieczeństwa Federacji.
To ostatnie założenie właśnie okazało się fałszywe. Z tej strony warp był zamknięty.
A to znaczyło, że nie sposób wykryć go inaczej jak poprzez tranzyt z otwartego
końca. Z tej racji warpów znano znacznie mniej niż tych otwartych z obu stron, choć
ostatnie symulacje matematyczne wskazywały, że występują one znacznie częściej,
niż dotąd sądzono. A co więcej, że mogą też istnieć warpy o zamkniętych obu
końcach, czego dotąd nawet nie brano pod uwagę.
Gdyby teoria ta okazała się prawdziwa, oznaczałoby to, że zbadana już przestrzeń
pełna jest niewykrywalnych szlaków prowadzących przez takie warpy. To jednakże
mogła być ponura przyszłość. W chwili obecnej stwierdzenie, że ten konkretny warp
jest zamknięty z jednej strony, powodowało wzrost znaczenia misji kartograficznej.
To, że nikt z niego nie korzystał, nie przesądzało, że nikogo w okolicy nie ma, a
znaczyło jedynie, że nikt go nie odkrył. A to z kolei znacznie zwiększało
prawdopodobieństwo natknięcia się na jakąś technologicznie rozwiniętą rasę. Jak
dotąd napotkano ich we wszechświecie ledwie kilka, ale część spotkań do miłych nie
należała, a doktrynę operacyjną Zwiadu Kartograficznego opracowano zaraz po
zakończeniu I wojny międzygalaktycznej. Zgodnie z jej literą najważniejszym
zadaniem dowódcy każdej jednostki Zwiadu było zameldowanie o odkryciu nowej
rasy przed próbą nawiązania z nią kontaktu i dopilnowanie, by ta nie zdobyła
żadnych danych dotyczących astrografii Federacji do momentu zaistnienia
oficjalnych stosunków. W tym czasie należało ustalić, jakie są zamiary obcych.
Najskuteczniejszą metodą było ukrycie przed nimi obecności jednostek Zwiadu i
pilna ich obserwacja. Dlatego właśnie krążowniki klasy Hun wyposażono w
elektronikę najnowszej generacji łącznie z maskowaniem.
Strona 9
–Wstępne rozpoznanie zakończone, sir – zameldował Channing. – Nie wykryto
sztucznych źródeł promieniowania żadnego rodzaju.
–Dziękuję, poruczniku. – Braun usiadł wygodniej, założył nogę na nogę i spojrzał z
namysłem na komandor Elswick. – Wygląda na to, że weszliśmy w czysty system.
–Wygląda, sir – zgodziła się. – Pytanie, czy jest tu ktoś, kogo mogłoby to
interesować.
–A o tym dopiero się przekonamy. Oboje wiemy, jak małe są na to szansę, ale i tak
będziemy postępowali dokładnie według instrukcji. Czyli po spirali, pół naprzód i
zgodnie z planem Baker.
–Aye, aye, sir.
Elswick wróciła do swoich obowiązków, a Braun pogrążył się w zadumie – zanosiło
się na to, że posiedzi na mostku znacznie dłużej, niż pierwotnie planował.
–I to byłoby w zasadzie wszystko, sir – zakończyła komandor Elswick.
–Hmm – Braun podniósł głowę, nie odrywając wzroku od holomapy.
Była jeszcze dość uproszczona, ale w miarę dokładnie przedstawiała już system
nazwany czasowo Alpha Jeden. Miał on ledwie osiem planet, z których zewnętrzna –
gazowy gigant – oddalona była od systemowego słońca o siedem minut świetlnych.
Argive znajdował się w układzie od sześciu dni i nie wykrył niczego poza
pozbawionymi życia planetami i drugim warpem położonym o trzy godziny świetlne
od słońca. Nie było śladu czegokolwiek, co wskazywałoby na cywilizację, która
osiągnęła poziom pozwalający na loty międzyplanetarne, ani też żadnych emisji
wskazujących na w miarę choćby rozwiniętą technikę. Z drugiej strony system
planetarny był niczym olbrzymi stóg siana, w którym mogło się kryć wiele igieł.
Można było w nim na przykład ukryć całą flotę – jak długo jednostki miałyby
wyłączone napędy i nie używałyby aktywnych sensorów, można by je było wykryć
jedynie przypadkiem. Nawet sensory Argive’a miały zbyt mały zasięg, by przeszukać
całą tę przestrzeń, tym bardziej że używano jedynie pasywnych, by zachować
obecność krążownika w systemie w tajemnicy.
Całą operację kartograficzno-zwiadowczą bardzo przyspieszyłby udział pozostałych
pięciu krążowników Zwiadu, ale tu właśnie tkwił szkopuł. Aby mogły pojawić się w
systemie, musiałyby im towarzyszyć okręty osłony pozbawione systemów
maskowania elektronicznego. A więc gdyby ktoś się tu czaił, pojawienie się
lotniskowców po prostu musiałby zauważyć.
Prawdopodobieństwo, że mają towarzystwo, było minimalne – niczego dotąd nie
wykryto, ale nawet najlepsze sensory szerokopasmowe miały zasięg ledwie 72 minut
Strona 10
świetlnych. Warp, przez który wlecieli, znajdował się o pięć godzin świetlnych od
słońca, a ponieważ był od tej strony zamknięty, nikt nie podejrzewał jego istnienia.
Ponieważ Argive natychmiast uaktywnił maskowanie, jego przybycie i obecność
mogłyby zostać odkryte jedynie przypadkiem. I to przez jednostkę także używającą
maskowania elektronicznego i czekającą w układzie planetarnym właśnie na
pojawienie się niespodziewanych gości. Szansa na taki scenariusz była niezwykle
mała. Tylko paranoik obsadzałby pikietą system, w którym niczego nie było i który
nie posiadał nie zbadanego warpa (zgodnie z jego stanem wiedzy).
–No dobra – zdecydował w końcu Braun. – Wezwij Alexa. Jego okręty poczekają
przy warpie, zachowując niski poziom emisji, a reszta flotylli zabierze się do roboty,
naturalnie z wykorzystaniem pełnego maskowania.
–Aye, aye, sir – odparła Elswick, ale bez zwykłego entuzjazmu.
Braun uniósł pytająco brwi:
–O co chodzi?
–O to samo miałam spytać, sir. Mam dziwne wrażenie, że nie jest pan do końca
przekonany o słuszności tej decyzji, sir.
–Nie do końca? – powtórzył, przyglądając się holomapie. – Nie. Jestem przekonany,
że jest słuszna. Po prostu to pierwszy zamknięty warp, na jaki natknąłem się jako
dowódca flotylli… i chyba zaczynam rozumieć tych wszystkich, pod których
rozkazami służyłem i którzy tak długo zastanawiali się nad podjęciem podobnych
decyzji. No ale za to nam w końcu płacą, no nie? Wyślij kapsułę do Alexa i bierzemy
się do roboty.
Strona 11
Rozdział 2
FNS ARGIVE
Załoga czekającego krążownika przeoczyła przybycie pierwszej jednostki, ale
zauważyła pojawienie się kilku źródeł energii w rejonie, w którym nie powinno ich
być. Pasywne sensory skupiono na nich, a krążownik ruszył powolutku w stronę
przybyszy, utrzymując taki poziom wydzielania energii, z którym mogło sobie
poradzić maskowanie. Przybysze także starannie kontrolowali poziom energii, ale
nie mieli maskowania elektronicznego, toteż ostrożnie, lecz można było ich policzyć
i dzięki długiej obserwacji sporo się o nich dowiedzieć. Gdy dowódca krążownika
uznał, że wie już dość, użył kierunkowego lasera i przekazał błyskawiczny meldunek
do odbiornika znajdującego się w innym, pozornie także pustym obszarze
przestrzeni układowej oddalonym o wiele godzin świetlnych.
Odpowiedzi nie było i nikt się jej nie spodziewał. Załoga wypełniła pierwszą część
zadania, wysyłając ostrzeżenie, teraz przyszła kolej na drugą: obserwowanie
intruzów i czekanie.
***
–U ciebie wszystko w porządku, Alex? – spytał komodor Braun, spoglądając na
ekran łącznościowy fotela.
–Wszystko, sir – zapewnił go Cheltwyn. – Kersaint pilnuje wyjścia, reszta gotowa
czeka na pańskie rozkazy.
–Doskonale. – Braun pokiwał głową z satysfakcją.
Zdrowy rozsądek podpowiadał, że wydzielenie niszczyciela do pilnowania warpa
prowadzącego do systemu Indra to przesadna ostrożność, ale takie otrzymał
rozkazy przed rozpoczęciem misji. Kersaint stanowił polisę ubezpieczeniową – gdyby
z resztą flotylli stało się coś złego, zadaniem jego dowódcy było wystrzelenie kapsuł
przez warpa i zaalarmowanie Federacji.
Możliwość, że coś się przytrafi 27. Flotylli, była minimalna – prawie cztery
standardowe miesiące trwało badanie systemu i nie odkryto ani śladu czy to
inteligentnego życia, czy to czyjejś w nim obecności. Trwało to tak długo, gdyż
zgodnie z procedurą po znalezieniu zamkniętego warpa prace kartograficzne musiały
być prowadzone przy aktywnym maskowaniu wszystkich jednostek. Dlatego załogi
wszystkich krążowników kartograficznych z niecierpliwością czekały na rozkaz
sprawdzenia dwóch odkrytych warpów. Jeśli żaden z nich nie okaże się zamknięty,
będą mogli wrócić do normalnego trybu działania i badanie kolejnych systemów
przebiegnie znacznie szybciej.
Strona 12
–Doskonale, Alex – odezwał się Braun. – Wkrótce wrócimy.
–Będziemy czekać, sir – obiecał Cheltwyn.
Braun pożegnał go gestem, który przy dużej dozie dobrej woli można było uznać za
wojskowe pozdrowienie, i przerwał połączenie.
–No cóż, moi mili – zwrócił się do obecnych na mostku oficerów – w takim razie
znów wyruszamy w nieznane.
–Oczywiście, sir – zgodziła się Elswick. – Przejmujesz ster, Stu.
–Przejąłem ster, ma’am – potwierdził oficer astronawigacyjny i zaczął wydawać
rozkazy sternikowi.
FNS Argive powoli ruszył ku wlotowi do nie zbadanego dotąd warpa.
***
Dwanaście zamaskowanych okrętów czekało na starannie wybranych
stanowiskach, by przechwycić każdą jednostkę zmierzającą w głąb systemu po
wyjściu z warpa. Pojawił się jednak nieoczekiwany problem - meldunki od
czuwającego po przeciwnej stronie warpa okrętu wskazywały, że wiele okrętów
intruzów jest szybszych, toteż obrońcy nie mogli liczyć na sukces klasycznego
pościgu. A czujka z sąsiedniego systemu nie mogła ich o niczym ostrzec, gdyż
jednostki przybyszów skupiły się na podejściu do warpa i dostrzegłyby wystrzeloną
przezeń kapsułę kurierską. A wtedy ostrzeżeni uciekliby.
Obrońcy zostali w ten sposób zmuszeni do zgadywania, jakie też wróg wykona
manewry. Ponieważ wiadomo było, że jego celem jest zwiad, było pewne, że w końcu
dokona tranzytu, toteż kierując się tym założeniem, zorganizowali zasadzkę. Jeśli
tranzytu dokonają wszystkie jednostki przeciwnika, tym lepiej – nie zajdzie
konieczność pościgu. A jeśli nie, to być może uda się go skłonić do zmiany planów…
***
Ten tranzyt był wyjątkowo ciężki i atak nudności trwał dłużej niż zwykle. Komodor
Braun doszedł do siebie znacznie później niż elektronika pokładowa. Ledwie to
nastąpiło, porucznik Channing zameldował:
–Gwiazda systemowa to typ G0!
Braun odruchowo się skrzywił, nie tyle słysząc, jaką gwiazdą jest systemowe
słońce, ile widząc, gdzie się znajduje. A znajdowało się wprost za rufą. Nie sposób
było ani wpłynąć, ani nawet przewidzieć, jakim kursem jednostka wyjdzie z warpa.
Strona 13
Zależne to było wyłącznie od fali grawitacyjnej i dopóki warp nie został dokładnie
zbadany, pozostawało kwestią losową. W sumie nie to stanowiło problem, gdyż w
nieznanym systemie planetarnym każdy kurs mógł okazać się dobry lub zły. Ten
jednak był zdecydowanie zły, gdyż oddalał okręt od tego, co najbardziej interesujące.
Było to tym bardziej irytujące, że wylot warpa znajdował się nad płaszczyzną
ekliptyki, dzięki czemu mieli doskonały widok na cały system.
Już otwierał usta, by nakazać zmianę kursu, gdy odezwała się bosmanmat z sekcji
porucznika Channinga:
–Warp typu sześć, sir!
Braun chrząknął z satysfakcją: typ sześć oznaczał otwartego warpa, a więc brak
konieczności przemykania się powoli i z pełnym maskowaniem…
–Sztuczne źródła energii, sir! – meldunek Channinga przerwał mu przyjemne
marzenia.
–Jakiego typu? – spytał, siadając prosto.
–Najrozmaitszego – odparł zwięźle Channing. – Radiolatarnie nawigacyjne, radary,
radiostacje w przestrzeni wewnątrzsystemowej.
–Niezidentyfikowane źródła napędu w przestrzeni wewnątrzsystemowej, sir –
zameldował równie rzeczowym tonem oficer taktyczny.
–Ile?
–Ponad setka, sir.
–Słodka godzino! – westchnął ktoś. Braun poczuł nagle falę lodowatego spokoju.
–Kapitan Elswick, proszę ogłosić alarm bojowy – polecił spokojnie. – I wykonać plan
Able!
–Aye, aye, sir! – powiedziała Elswick i ciszę przeszył przejmujący dźwięk klaksonów
ogłaszających alarm bojowy dla całej załogi.
Dodatkowe wyposażenie niezbędne do prac kartograficznych spowodowało
konieczność poważnego zredukowania uzbrojenia pokładowego. Dlatego też
jednostki klasy Hun, choć rozmiarami zbliżone do klasy Bulwark, posiadały ledwie
połowę wyrzutni rakietowych i stanowisk artyleryjskich na każdej z burt okrętów tej
drugiej klasy. Nie oznaczało to naturalnie słabego wyszkolenia obsługi czy
lekceważenia roli posiadanego uzbrojenia. Wręcz przeciwnie.
Strona 14
–Kapitan Elswick, proszę dopilnować, by kapsuła kurierska zawierała wszystkie
najnowsze odczyty sensorów – polecił Braun. – I natychmiast potem ją odpalić.
Argive poruszał się tak wolno, że od warpa dzieliło go ledwie tysiąc kilometrów, a
kapsuła rozwijała prędkość 60 tysięcy kilometrów na sekundę, toteż jej przelot trwał
dosłownie mgnienie oka. Braun odetchnął z ulgą, gdy oznaczający ją symbol zniknął
z głównego ekranu, na którym cały czas, w miarę jak wykrywano i identyfikowano
nowe źródła energii, pojawiały się nowe kody.
–Mam coś dziwnego, sir… – odezwał się niespodziewanie porucznik Channing.
Jego ton świadczył o tym, że nie dowierza własnym sensorom.
Braun spojrzał na niego pytająco.
–Ten system ma trzy planety w strefie wodnej, sir – wyjaśnił porucznik. – Z dwu
mam dobre odczyty, trzecia jest zasłonięta… ale te odczyty są dziwne: sama
sygnatura energetyczna jest olbrzymia…
–A dokładniej?
–Z tej odległości nie mogę być pewien… – Channing urwał, słysząc niecierpliwe
pytanie komodora.
–Do rzeczy, poruczniku! Jak olbrzymia w pańskiej ocenie?
–Nigdy podobnej nie widziałem, sir. Każda z planet ma większą sygnaturę
energetyczną niż Ziemia, sir!
Braun spojrzał na niego, nie kryjąc zdumienia. Ziemia była najbardziej
uprzemysłowioną planetą w znanym wszechświecie, i to nie tylko w zasiedlonych
przez ludzi światach.
–Przepraszam, sir, ale…
–Nie ma pan za co przepraszać, poruczniku – przerwał mu Braun. – Proszę tylko
dopilnować stałej aktualizacji danych w pamięci dyżurnej kapsuły.
–Aye, aye, sir – w głosie Channinga słychać było ulgę.
Braun zaś zwrócił się do komandor Elswick:
–Nie wlatujemy zbyt głęboko w system. Kurs 0-5-0, najpierw oblecimy obrzeza i
zobaczymy, czego jeszcze się dowiemy.
***
Strona 15
–Co oni znaleźli?! – zdumiał się kapitan Alex Cheltwyn, słysząc meldunek oficera
łącznościowego, i z trudem zmusił się do spojrzenia na ekran taktyczny fotela, na
którym pojawiła się właśnie mapa nowego systemu planetarnego.
Brakowało na niej szczegółów, ale to, co pokazywała, płonęło szkarłatem i było
wystarczająco zadziwiające, by zaniepokoić każdego myślącego oficera floty.
Dowódcą misji był komodor Braun, ale znajdował się po drugiej stronie warpa, do
Cheltwyna należała więc decyzja, co zrobić nie tylko z eskortą, ale i z resztą
jednostek kartograficznych.
A problem był poważny, gdyż nawet że wstępnych informacji zebranych przez FNS
Argive jednoznacznie wynikało, że mają do czynienia z rozwiniętą, zaawansowaną
technicznie cywilizacją, do której prowadzi otwarty warp. Pytanie było proste:
dlaczego w tym systemie, który właśnie zbadali, nie znaleźli śladu obecności
obcych? Brak nadających się do zamieszkania planet nie był wyjaśnieniem. Byłoby
to logiczne, gdyby drugi odkryty warp prowadził w podobnie nieciekawy ślepy
zaułek, ale tego nie sprawdzili, nie mógł więc tego założyć. Nasuwało się natomiast
inne sensowne wyjaśnienie – była to świadoma decyzja. A to oznaczało…
–Oficer łącznościowy, proszę skontaktować się z Ute i polecić mu wycofanie się
wraz z resztą jednostek kartografii do warpa prowadzącego do systemu Indra –
rozkazał. – Proszę też przesłać mu pełną treść raportu z Argive’a, podobnie jak
komandorowi Hausmanowi. Temu ostatniemu proszę też polecić natychmiast
przekazać go do systemu Sarasota. I ma postawić Kersainta w stan alarmu
bojowego!
–Aye, aye, sir!
–Allison, ogłoś alarm bojowy. Przekaż komandorowi Mangkudiladze, by uzbroił
maszyny do ataku przeciwokrętowego. Myśliwce z Sha zapewnią nam w razie
konieczności osłonę lotniczą.
–Aye, aye, sir – potwierdziła pierwszy oficer i zaczęła wydawać stosowne rozkazy.
Cheltwyn natomiast przygryzł dolną wargę i przyjrzał się ponownie głównemu
ekranowi taktycznemu. Coś go wysoce niepokoiło, bo czegoś brakowało w tym
obrazie, tylko nie mógł sobie uświadomić czego…
***
To, że intruz wyszedł w końcu z warpa w systemie, nie zaskoczyło obrońców. Po
tranzycie jego maskowanie podobnie jak cała reszta elektroniki potrzebowały czasu
na ustabilizowanie się, toteż sensory zauważyły go bez trudu. I już nie zgubiły.
Zaskoczyło natomiast obrońców to, że intruz nie zmienił kursu i oddalał się ciągle
Strona 16
od centrum systemu i od nich. Co gorsza, nie wezwał pozostałych, a jego sensory z
każdą sekundą gromadziły więcej danych o systemie. Mijały kolejne minuty i intruz
oddalał się od obrońców czekających na rozkaz.
Ten w końcu nadszedł i sześć superdreadnoughtów oraz sześć krążowników
liniowych rozpoczęło pościg.
***
–Myślę, że lepiej będzie, jeśli pan na to spojrzy, sir.
–Na co? – komandor Salvatore Hausman uniósł głowę, marszcząc równocześnie
brwi.
Godzinę temu przyszła alarmująca wiadomość od kapitana Cheltwyna i właśnie
omawiał jej konsekwencje z pierwszym oficerem, toteż wszelki przerywniki nie były
przezeń mile widziane.
–Na to, sir – wyjaśnił enigmatycznie oficer taktyczny, pukając w ekran swojego
komputera.
Rad nierad, Hausman podszedł do jego stanowiska i spojrzał przez ramię
siedzącego. Na ekranie dostrzegł słaby i rozmyty rozbłysk.
–Co to według ciebie jest, Ismail? – spytał, posępniejąc jeszcze bardziej.
–W innych okolicznościach powiedziałbym, że elektroniczny okruch, sir. Teraz
dopuszczam drugą możliwość: system maskowania elektronicznego oddalony o
trzydzieści sześć sekund świetlnych.
–Maskowanie, powiadasz… – mruknął Hausman.
Oficer taktyczny potwierdził ruchem głowy.
–Od jak dawna tam jest?
–Właśnie się pokazało, sir. Jeśli to zamaskowany okręt, to zbliża się naprawdę
wolno. Nie leci szybciej niż 1500 kilometrów na sekundę.
Hausman sapnął niczym po ciosie w żołądek, analizując to, co właśnie usłyszał.
Zamaskowany okręt w dopiero co zbadanym systemie był nieprawdopodobieństwem,
ale Ismail Kantor nie popełniał podobnych pomyłek, a w świetle wiadomości od
kapitana Cheltwyna nieprawdopodobieństwo zaczynało wyglądać na niemiłą
niespodziankę.
Kersaint był oddalony o cztery i pół godziny świetlnej od reszty sił, a więc zdany był
Strona 17
tylko na siebie. Powolne zbliżanie się obcej jednostki używającej maskowania mogło
wskazywać albo na ostrożność, albo na wrogie zamiary. A skoro była ona w
systemie na tyle długo, by zbliżyć się niepostrzeżenie aż tak, oznaczało to, że rasa,
której istnienie Braun właśnie odkrył, wiedziała o obecności flotylli kartograficznej i
nie próbowała nawiązać z nią kontaktu. Za to teraz jej okręt podkradał się do
samotnego ziemskiego niszczyciela pilnującego jedynej drogi do domu…
–Miej go na oku – polecił w końcu. – Nie używaj aktywnych sensorów, ale przesyłaj
namiary obronie antyrakietowej. Chcę mieć stale aktualny namiar. To na wypadek,
gdyby przyszła mu ochota otworzyć ogień.
–Aye, aye, sir.
–Paul – Hausman zwrócił się do oficera łącznościowego – przygotuj się do nagrania
wiadomości dla kapitana Cheltwyna.
–Jestem gotów, sir.
Hausman spojrzał w kamerę i wyrecytował:
–Wykryliśmy prawdopodobny, powtarzam: prawdopodobny kontakt zbliżającego się
powoli zamaskowanego okrętu, sir. Nadlatuje z prędkością 1500 kilometrów na
sekundę kursem 0-9-2 na 1-0-3. Nie rozpocznę wrogich działań, ale jeśli zostanę
zaatakowany, będę się bronił. Proszę najszybciej, jak będzie to możliwe, dać mi znać,
co pan zamierza. Koniec wiadomości. Nagrałeś?
–Tak, sir.
–Wyślij natychmiast z oznaczeniem „Pilne” – polecił Hausman i usiadł wygodniej.
Teraz mógł tylko czekać – wiadomość dotrze do celu za ładnych kilka godzin i tyle
samo potrwa dotarcie odpowiedzi do niego. Jeśli to zamaskowany okręt, otrzyma ją
o ponad sześć godzin za późno…
***
Krążownik zbliżał się powoli do nic nie podejrzewającego intruza pilnującego
warpa. Mimo iż nie miał włączonych aktywnych sensorów i systemów celowniczych,
załogi wyrzutni rakiet były gotowe.
A jego zadanie było proste.
***
Komandor Elswick i komodor Braun stali obok siebie, przyglądając się głównemu
Strona 18
ekranowi taktycznemu, na którym cały czas pojawiały się nowe symbole. Odległość
była zbyt duża, by uzyskać szczegóły, ale Braun zdecydował się zaryzykować i
polecił odpalić dwie sondy zwiadowcze. Było to ryzykowne, gdyż sondy nie miały
maskowania, ale z drugiej strony miały też słabe sygnatury napędów, toteż szansa,
by je dostrzeżono, była niewielka. A dzięki nim sensory Argive’a zwiększyły zasięg o
ponad godzinę świetlną.
To, czego się w ten sposób dowiedzieli, było niewiarygodne.
System wręcz kipiał aktywnością. Źródła napędów wstępnie zidentyfikowane jako
frachtowce krążyły między szerokim pasem asteroidów a planetami wewnętrznymi,
na orbitach których usytuowano olbrzymie stacje, stocznie i zakłady przemysłowe.
Braun spędził kiedyś półtora dnia standardowego w Układzie Słonecznym na
rutynowym uzupełnianiu danych kartograficznych; stwierdził, że w porównaniu z
tym, co teraz widzi, kolebka rasy ludzkiej wygląda na dopiero rozwijającą się
cywilizację technologiczną.
Pomasował nasadę nosa i spojrzał na podchodzącego porucznika Channinga.
–Nie uwierzy pan, sir – odezwał się porucznik – ale właśnie dostałem obraz trzeciej
zamieszkanej planety… jest podwójna.
–Podwójna?!
–Tak, sir. Dwie planety mające masę o mniej więcej dwadzieścia procent większą od
standardowej orbitujące wokół wspólnego punktu. Razem daje to cztery zamieszkane
i uprzemysłowione planety, sir. Cztery w jednym systemie…
–Cholera! – westchnął z uczuciem Braun, próbując wyobrazić sobie, jaki może być
potencjał przemysłowy systemu o czterech zamieszkanych planetach.
Zwiad Kartograficzny natrafił już parokrotnie na systemy mające planety podwójne,
ale nie przypominał sobie, by kiedykolwiek natknięto się na układ planetarny mający
aż tyle nadających się do zasiedlenia planet.
A to rodziło interesujące pytanie.
–Ursula, to duży system, prawda? – spytał powoli i z namysłem. – Gdybyś tu
mieszkała, nie czułabyś potrzeby dopilnowania, by nic nieprzyjemnego się tu nie
wydarzyło?
–Proszę?
Braun westchnął w duchu i wyjaśnił:
Strona 19
–Są tu cztery zamieszkane planety i sądząc po ilości energii, na każdej żyją miliardy
osobników, zakładając, że ich baza technologiczna rozwijała się według tych samych
zasad co nasza. Dlaczego więc nie zauważyliśmy żadnych fortyfikacji, okrętów
patrolowych czy innych środków bezpieczeństwa?
–Nie wiemy, jak wyglądają ich środki obronne czy umocnienia, sir – zauważyła
całkiem rozsądnie Elswick. – Zakładamy, że te wszystkie jednostki to frachtowce, bo
nie ma logicznego powodu, dla którego po systemie miałoby krążyć tyle okrętów
wojennych, ale to tylko założenie. A jesteśmy zbyt daleko, by dokładnie przyjrzeć się
wewnętrznej części systemu. Sądzę, że na orbitach wszystkich planet są forty, a to,
że nie ma umocnień przy wylocie z warpa… Zapewne uznali, iż system Alpha Jeden
jest ślepym zaułkiem, a więc nie ma sensu marnować sił i środków na pilnowanie go,
bo nie może stamtąd nadejść żadne zagrożenie. Okolice wszystkich innych warpów
mogą roić się od fortyfikacji i okrętów.
–Być może… – mruknął Braun, potrząsając głową.
Wrócił na swój fotel i powtórzył:
–Być może, ale nie przekonałaś mnie. Gdyby system Słoneczny miał więcej niż
jednego warpa, flota obsadziłaby podejścia do tego drugiego tak na wszelki
wypadek, nie uważasz? Nawet gdyby prowadził w ślepy zaułek. Wiemy, że istnieją
zamknięte warpy, dlaczego zakładać, że oni o tym nie wiedzą?
–No cóż…
–A jeśli wiedzą o ich istnieniu, dlaczego nie przedsięwzięli choćby najprostszych
środków ostrożności? Jesteśmy w tym systemie ponad dziesięć godzin, gdybyśmy
chcieli, moglibyśmy wrócić, skąd przybyliśmy, i sprowadzić tu całą Marynarkę
Federacji.
–Do czego pan zmierza, sir? – spytała powoli Elswick.
–Sam nie wiem – przyznał Braun. – Po prostu coś mi tu zaczyna poważnie
śmierdzieć, bo takie zachowanie nie ma sensu… No cóż, czas wracać. Może jestem
przewrażliwiony, ale poczuję się znacznie lepiej, nawiązując pierwszy kontakt z tak
rozwiniętą cywilizacją, gdy będę miał pod ręką przynajmniej połowę naszej floty.
–Przewrażliwienie może być przejawem instynktu samozachowawczego, sir –
oceniła Elswick.
Braun parsknął cicho i polecił:
–Zawracamy i wynosimy się stąd.
Strona 20
***
Obrońcy skupili się w ciaśniejszą formację, ale nie zdołali doścignąć intruza. Był
równie szybki jak oni, ale oddalał się stałym kursem. Teraz nagle zawrócił, zwolnili
więc.
Nowy kurs intruza prowadził prosto do warpa, co było groźnym znakiem - musiał
zebrać dość danych i teraz wracał, by dołączyć do pozostałych, a do tego obrońcy
nie mogli dopuścić.
Zatrzymali się więc, a po chwili superdreadnoughty ruszyły nowym kursem,
zmierzając z maksymalną prędkością w stronę podejścia do warpa.
Krążowniki liniowe zaś czekały w bezruchu.
***
Komodor Lloyd Braun zmuszał się do spokojnego siedzenia oraz roztaczania aury
pewności siebie i spokoju. Nie było to łatwe, gdyż czuł rosnące napięcie, podobnie
jak cała obsada mostka, a nawet bardziej, bo bezpieczeństwo okrętu i jego załogi
spoczywało na jego barkach, a w takich okolicznościach jak te…
Z rozmyślań wyrwał go ostry dźwięk alarmu zbliżeniowego – prosto przed kursem
Argive’a, pojawiło się nagle sześć źródeł napędu. Nieznanego typu i o dużej mocy.
–Sześć nieznanych jednostek – zameldował śpiewnie Channing, używając
rutynowego tonu, by ukryć strach – Częstotliwość napędów nieznana, moc co
najmniej krążowników liniowych. Kurs 0-0-3, odległość szesnaście sekund
świetlnych i maleje…
–Uaktywnili szerokopasmowe sensory, sir – zawtórowała mu oficer taktyczny. –
Komputer zidentyfikował je jako systemy celownicze. Głównie radary i lidary
artyleryjskie!
–Rozpocząć procedurę pierwszego kontaktu! – warknął Braun, w głębi duszy
wiedząc, że to daremny wysiłek.
Obce jednostki pojawiły się nagle, równocześnie i zbyt blisko – ledwie pięć sekund
świetlnych poza standardowym zasięgiem skutecznego ognia – by można było żywić
złudzenia co do ich intencji. Obserwowanie poczynań Argive’a i śledzenie go w
pełnym maskowaniu było jak najsensowniejszym środkiem ostrożności. Ale
ujawnienie się w ten sposób i natychmiastowe uaktywnienie systemów celowniczych
bez żadnej próby nawiązania kontaktu mogło mieć tylko jedno wytłumaczenie – nie
chcieli go wypuścić z systemu.