14061
Szczegóły |
Tytuł |
14061 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14061 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14061 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14061 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maja Lidia Kossakowska
WI�ZY KRWI
Dobra, przyznaj�. Odk�d umar�em po raz trzeci, przesta�em kogokolwiek kocha�.
Moje
potwory gapi� si� na mnie przekrwionymi ga�ami, ale one te� sta�y si� tylko
narz�dziem. Ju�
nie potrafi� z nimi rozmawia�, nadawa� im imion i czerpa� przyjemno�ci z
przebywania w
ich towarzystwie. Szczerze m�wi�c, wszystkie s� niedoskona�e. Nie mog� mnie
bawi�, bo
zdaj� sobie z tego spraw�. Przesta�y by� moimi przyjaci�mi, chocia� wina nie
le�y po ich
stronie. Czasem mam wra�enie, �e na szpetnych pyskach maluje si� smutek, a
�lepia potrafi�
zal�ni� wilgotnie, jakby pojawia� si� w nich wyrzut. Nie bardzo umiem si� tym
przej��.
Przykro mi, ch�opaki. Straci�em zbyt wiele, �eby rozpacza�, �e nie mam ju� do
was serca. Po
pierwsze, straci�em azyl. Siedz� w pracowni, zastawionej p�kami pe�nymi
figurek,
przesyconej zapachem lakier�w i r�nych mas plastycznych, pe�nej narz�dzi i
poniewieraj�cych si� wsz�dzie szkic�w, ale to ju� nie jest moja magiczna kraina.
Raczej
miejsce ci�g�ych pr�b i pora�ek. Niewyobra�alne. Nigdy nie przypuszcza�em, �e
pracownia
mo�e sta� si� miejscem przesyconym frustracj�. Teraz niemal s�ysz�, jak ka�da
�ciana
wrzeszczy. Ka�da kolejna figurka to kl�ska. D�ugo walczy�em o sw�j w�asny
kawa�ek �wiata,
wi�c ci�ko mi patrze�, jak spok�j i zadowolenie uciekaj� st�d z krzykiem, przez
drzwi
brutalnie wywalone kopniakiem.
W porz�dku, wyra�am si� w spos�b egzaltowany, ale mam do tego pewne prawa.
Jestem
artyst�. To mnie w jaki� spos�b t�umaczy. To mnie od razu okre�la w oczach
�wiata. Co
wi�cej, dla wi�kszo�ci trze�wo my�l�cych ludzi jestem artyst� niespe�nionym,
poniewa�
wylali mnie z uczelni. Odk�d przesta�em by� dzieckiem, wiedzia�em, co chc� w
�yciu robi�.
Ku zmartwieniu i przera�eniu bli�szej rodziny wcale nie zamierza�em zosta�
lekarzem,
adwokatem, przedsi�biorc� ani bankowcem. O zgrozo, nie wyra�a�em zainteresowania
nawet
marketingiem i zarz�dzaniem. Nie tylko nie chcia�em nikim zarz�dza�, ale z ca��
�wiadomo�ci� stara�em si� nie dopu�ci� do sytuacji, w kt�rej kto� zarz�dza�by
mn�, a to,
oczywi�cie, wyklucza wszelk� uczciw� prac�. Mia�em zamiar zosta� rze�biarzem.
Pierwsze lata na uczelni okaza�y si� cholernym rozczarowaniem. Babra�em si� w
glinie,
wykonuj�c niezliczone studia gipsowych g��w, a jedyn� rozrywk� stanowi�y
idiotyczne
performance.
Grono pedagogiczne przypatrywa�o si� z uznaniem lub pob�a�liwym u�miechem, jak
studenci oblewaj� si� farbami, tarzaj� po ziemi, wydaj�c nieartyku�owane okrzyki
godne psa,
kt�remu kto� przytrzasn�� ogon, albo wo�� przed sob� na taczkach przyprawione
gumk�
monstrualne genitalia. Cholera, poszed�em tam zajmowa� si� rze�b�, a nie
uczestniczy� w
terapii zaj�ciowej w zak�adzie dla nieuleczalnych �wir�w. Ale nic, zacisn��em
z�by i
postanowi�em wytrwa�.
Bo�e, co to by�a za banda por�b�w! Po korytarzach snu�y si� spowite w bure szaty
laski,
podobne w tych strojach do t�umok�w ze szmat, wywracaj�ce oczami i opowiadaj�ce
o
wizjach. Mamrocz�cy pod nosem kolesie, o odpowiednio artystycznych fryzurach,
te� co
chwila zatr�cali o wizje. W og�le wizje by�y bardzo modne. Wszystkie rozmowy
kr�ci�y si�
wok� nich, a tak�e wzajemnych zapewnie�, jak bardzo sztuka ma pobudza�,
szokowa� i
otwiera� oczy na wsp�czesne problemy ludzko�ci. A ja, cholera, chcia�em po
prostu by�
dobrym rze�biarzem. Gdybym postawi� sobie za cel otwieranie oczu, zosta�bym
pieprzonym
okulist�.
Grande finale zdarzy�o si� pod koniec trzeciego roku. Na specjalne zaproszenie
mia�a
przyjecha� do szko�y s�awna rze�biarka z Japonii. Wyst�pi�a tylko raz, w jednej
z bardziej
szacownych galerii. Przyodziana w przepisowe bure szaty, z powag� wysypa�a na
pod�og�
zawarto�� dwunastu woreczk�w. W jednym by� piasek, w innym �wir, a w pozosta�ych
zwyk�a ziemia. I tyle. Ca�a rze�ba.
Wszyscy rzucili si� z zachwytem podziwia� dzie�o. Bardzo odkrywcze i bardzo
ekologiczne. Sztuka Ziemi. Wtedy spyta�em, kto to, kurwa, posprz�ta. Skandal by�
naprawd�
mi�dzynarodowy.
Powiedzieli, �e wylewaj� mnie za brak post�p�w i niew�a�ciw� postaw�. Dzi�ki ci,
Bo�e,
�e uchroni�e� mnie od w�a�ciwej.
�apa�em si� r�nych zlece�. Malowa�em mieszkania, wykleja�em okoliczno�ciowe
poczt�wki, troch� projektowa�em wn�trza. Kiedy� znajoma spyta�a, czy nie
ulepi�bym paru
�wi�tecznych figurek przedstawiaj�cych anio�ki. Wysz�y paskudnie. Pyski mia�y
jak banda
pijak�w, ale cudem chwyci�y. W�a�nie dlatego, �e by�y takie brzydkie.
W�a�cicielka sklepu
oznajmi�a, �e s� nowatorskie i nietypowe. Zam�wi�a nast�pne, tylko ju� nie
zwi�zane ze
�wi�tami. I tak narodzi�y si� potwory. Sz�y jak ciep�e bu�eczki. Wyrobi�em sobie
pozycj�, a z
czasem zacz��em zarabia� tyle, �eby m�c si� utrzyma� na przyzwoitym poziomie.
�adnych
luksus�w, ale to mi wystarcza�o. Najwa�niejsze, �e znalaz�em w�a�ciw� drog�.
Lepi�em
figurki i �adne zaj�cie nie przynosi�o mi nigdy wi�kszej satysfakcji. Odnalaz�em
spe�nienie.
W porz�dku, przyznaj�, to nie s� jakie� wiekopomne dzie�a, ale daj� mi rado��. W
pewien
spos�b jednak rze�bi�, przynajmniej we w�asnym mniemaniu. Kiedy patrz� wstecz,
widz�, �e
okres, kt�ry sp�dzi�em samotnie, wymy�laj�c pierwsze potwory, by�
najszcz�liwszy w moim
�yciu. We wspomnieniach towarzyszy mi poczucie, �e �wiat jest otwarty, przyjazny
i oferuje
wiele mo�liwo�ci.
W takim stanie ducha i finans�w pozna�em Margot. �wi�ty Bo�e, jaka ona by�a
�liczna, z
buzi� laleczki, wielkimi, ciemnymi oczami, kr�ciutk�, czarn� fryzurk� i mi�kkim,
z francuska
wymawianym �r�. Male�ka, wr�cz filigranowa, mia�a doskona�� figur� klepsydry i
�adne
nogi. A przy tym wdzi�k bibelotu. Wygl�da�a, jakby uciek�a z pozytywki. Wydawa�o
mi si�,
�e bez trudu m�g�bym zamkn�� j� w d�oniach. Zakocha�em si� natychmiast, ufnie i
bezmy�lnie. Zachwyci�em si� wszystkim. Szczebiotem i chichotem. Sposobem, w jaki
si�
�mia�a, ods�aniaj�c drobne, r�wne z�by. Pazurkami umalowanymi na kolor
intensywnego
szkar�atu, jakby przed chwil� rozszarpa�a nimi upolowan� ofiar�. Niezliczonymi
kokardkami i
pi�rkami, kt�re na sobie uczepia�a. Zalotnymi spojrzeniami i nienagannym
makija�em, jaki
nadawa� jej wygl�d porcelanowej figurki. Ma�ymi i wi�kszymi kaprysami, zawsze
podbarwionymi odrobin� snobizmu, �eby przypomnie� wszystkim, �e wychowa�a si� we
Francji.
Zawsze kr�ci�o si� ko�o niej kilku facet�w, a ona przyjmowa�a ich ho�dy i
fascynacj� za
co� nale�nego z g�ry. Popada�a nawet w lekki niepok�j, gdy m�czyzn u jej boku
robi�o si�
mniej ni� trzech. Lawirowa�a mi�dzy nimi z maestri� wytrawnego tresera, ka�dego
obdarzaj�c odpowiednio du�� ilo�ci� u�miech�w, �eby podtrzyma� w nim nadziej�, i
odpowiednio ma��, �eby nie czu� si� wyr�niony. Margot Krecia Fryzurka.
Wirowa�em wok�
niej, jako jeden z odleglejszych satelit�w, w�a�ciwie bez widok�w na sukces. By�
mo�e tak
by si� wszystko sko�czy�o, gdyby nie moje potwory. Tego sezonu zacz�y si�
sprzedawa�
lepiej ni� dobrze. Niespodziewanie zrobi�y si� modne. Po zam�wienia zwr�ci�y si�
do mnie
renomowane galerie i drogie sklepy. Kilka kupi�a jaka� gwiazdka telewizyjna,
kilka
popularny sportowiec. Kto� zrobi� ze mn� wywiad do kolorowej gazety, jedna z
galerii
reklamowa�a si� moim nazwiskiem. W tym czasie, powoli, z nieszkodliwego �wira,
jakim do
tej pory by�em dla Margot, przemieni�em si� w interesuj�cego artyst�.
Interesuj�cego na tyle,
�e warto by�o si� ze mn� pokazywa�. Wprawi�a mnie tym w tak� eufori�, �e ch�tnie
wyca�owa�bym po pyskach wszystkie potwory, kt�rym zawdzi�cza�em jej �askawo��.
Margot
Krecia Fryzurka zwr�ci�a na mnie uwag�! Czy mia�em prawo oczekiwa� czego�
wi�cej?
Zacz�li�my si� spotyka�, lecz z pocz�tku nigdy sam na sam. Bywali�my razem w
knajpach, zawsze w wi�kszym towarzystwie. Na imprezach w gronie znajomych
wyra�nie
mnie faworyzowa�a, chocia� nadskakiwali jej inni faceci. M�wi�a du�o o potrzebie
zrozumienia niezwyk�ej duszy artysty, �artowa�a i u�miecha�a si� filuternie, a
ja mia�em
wra�enie, �e wok� mojej g�owy fruwaj� anio�y z harfami i czarami kadzid�a. Nie
wierzy�em
w swoje szcz�cie.
Tymczasem potwory sprzedawa�y si� coraz lepiej, a my, w�r�d znajomych zacz�li�my
uchodzi� za par�. Margot wcale nie spieszy�a si� zaprzecza�. Nie przeszkadza�o
jej to
widywa� si� z innymi. Nie, dzisiaj nie ma dla mnie czasu, bo jest ju� um�wiona.
Z�era�a mnie
zazdro��. Czasem o�miela�em si� wtr�ci� jak�� uwag�, ale w�wczas wydyma�a
usteczka i
zarzuca�a mi, �e ograniczam jej wolno��. Moja zaborczo�� j� rani, bo c� w tym
z�ego, �e ma
przyjaci�? Czy chc�, �eby sp�dza�a �ycie w klatce? Oczywi�cie, nie chcia�em.
Jakie mia�em
prawo, �eby j� osacza� swoj� nieufno�ci�? Oczywi�cie, �adnego. Czy kobieta musi
zawsze
znosi� tyrani� partnera? Jezu, nie mia�em zamiaru jej tyranizowa�! Wycofywa�em
si�,
przera�ony, �e mog� j� straci�. Ale i tak zawsze ko�czy�o si� na westchnieniach
i
spojrzeniach pe�nych wyrzutu.
Kiedy�, w trakcie jednej z takich rozm�w, popatrzy�a mi g��boko w oczy i
oznajmi�a, �e
nie mog� zatrzyma� w obj�ciach wiatru. Przysi�gam, powiedzia�a ten
pretensjonalny bana�.
Ale dla mnie brzmia� poetycko, �wiadcz�c o wielkiej wra�liwo�ci i niezbadanej
kobiecej
naturze. Wzruszy�em si� nawet. Cholera, czego mo�na si� by�o po mnie spodziewa�?
By�em
�miertelnie zakochanym g�wniarzem. W konkluzji Margot wychodzi�a, a ja
pociesza�em si�
wspomnieniem cudownego dnia, kiedy po raz pierwszy posz�a ze mn� do ��ka.
Prawd�
m�wi�c, nie by� a� tak cudowny, jak przedstawia�em sobie w marzeniach, bo to ja
wykazywa�em wi�kszo�� entuzjazmu. Kr�lewna Margot zachowywa�a si� troch� jakby
by�a
�nie�k� w czasie �pi�czki, ale ja roi�em sobie pi�kne wizje, jak budz� j� do
�ycia
poca�unkami, chocia� za choler� nie potrafi�em ujrze� si� w roli ksi�cia. Czu�em
si� raczej jak
szewczyk, kt�ry cudem dosta� swoje p� kr�lestwa, prostak z wielkimi �apami,
ci�gle
upapranymi farb�, papierosem w ustach i nienawi�ci� do krawat�w. Margot
natychmiast
podchwyci�a t� gr�. Widzia�em, �e sprawia jej przyjemno��. Male�ka wr�ka
oswoi�a sobie
co� po�redniego mi�dzy dzikim smolarzem, nied�wiedziem i �wirem z dusz� artysty.
Do regu� zabawy nale�a�o r�wnie� zachwycanie si� spotykanymi wsp�czesnymi
ksi���tami, tymi �liskimi dupkami w nienagannie skrojonych garniturach, kt�rzy
b�yskaj�
biel� z�b�w, wachluj� si� pakietami kart kredytowych i ta�cz� tak, jakby mieli w
�rodku
spr�yn� nakr�can� kluczykiem. Na widok takiego stwora w �renicach Margot
zapala�y si�
dziwne ognie, g�os przeradza� si� w gruchanie z wibruj�cym, uroczym �r�, a ruchy
stawa�y
mdlej�ce. S�owem, ca�kowity zachwyt i uleg�o��. Na szcz�cie nie spotyka�a ich
na swojej
drodze zbyt cz�sto, a w razie czego i tak wraca�a do mnie.
�artowa�a, �e sama nie rozumie, dlaczego rezygnuje z takiego pi�knego �wiatowca
na
rzecz prywatnego czarnego luda. Czy�bym rzuci� na ni� urok? Naprawd� by�o
ca�kiem
odwrotnie. Ona rzuci�a zakl�cie na mnie. Zrozumia�em, �e chc�, �eby zosta�a ze
mn� na
zawsze, kiedy wyjecha�a na ca�e wakacje do Francji, do jakiej� dalekiej rodziny.
Oczywi�cie,
w �adnym razie do pracy. Opala� si�, k�pa�, zwiedza� i zawi�zywa� znajomo�ci.
Dni mija�y, Margot nie by�o, a ja biega�em po pracowni jak w�ciek�y tygrys, na
sam� my�l
o znajomo�ciach, jakie zawiera z bandami smag�ych, czarnookich, wypomadowanych
Francuz�w, przyp�ywaj�cych po ni� jachtami lub zaje�d�aj�cych jaguarami. Im
bardziej jej
nie by�o, tym bardziej nie wyobra�a�em sobie przysz�o�ci bez niej. W ko�cu
wr�ci�a, opalona,
rozszczebiotana, opowiadaj�ca na lewo i prawo historie swoich podboj�w. Jeden
milioner tak
si� na ni� zagapi�, �e wpad� do basenu, a pewien szejk arabski chcia� za ni�
odda� ca�y szyb
naftowy, czy to nie urocze? Pewnie, �e urocze, jak ka�dy gest, minka, u�mieszek,
jak to, �e
wr�ci�a. Wodzi�em za ni� ma�lanymi oczami, z g�upawym u�miechem przyklejonym
nieustannie do ust i jako� nie przychodzi�o mi do g�owy zdziwi� si�, czemu nie
zosta�a we
Francji szcz�liw� pani� milionerow�. Grunt, �e by�a. Przyjecha�a z powrotem, do
mnie.
Po kilku nieprzespanych nocach, pe�nych wizji potentat�w komputerowych w basenie
i
arabskich bogaczy uwo��cych porwan� Margot w g��b pustyni, postanowi�em, �e
d�u�ej nie
znios� niepewno�ci. Potwory sprzedawa�y si� jak ciep�e bu�eczki, wi�c
wyci�gn��em z konta
oszcz�dno�ci, kupi�em pier�cionek z brylantem, ma�ym bo ma�ym, ale prawdziwym,
bukiet
r�, tak ogromny, �e mog�aby si� w nim schowa� i grzmotn��em przed ni� na
kolana. Nie
wydawa�a si� wzruszona. Raczej zaskoczona i odrobin� ubawiona. Na pier�cionek
popatrzy�a
z pob�a�aniem, jakby dawa�a do zrozumienia, �e niczego lepszego nie mog�a si�
spodziewa�
po kim� tak kiepsko znaj�cym si� na bi�uterii, ale przyj�a go. Na Boga,
przyj�a! Mia�em
ochot� rycze� ze szcz�cia, nosi� na r�kach ca�y �wiat, uca�owa� ka�dego
przechodnia i kupi�
rower ka�demu dzieciakowi na podw�rku. Margot Krecia Fryzurka zostanie moj�
�on�!
Zosta�a, cho� nie mog�em w to uwierzy�. Oczywi�cie, przeprowadzi�a si� do mnie,
zwalniaj�c wynaj�ty pok�j. W podr� po�lubn� chcia�em j� zabra� na Lazurowe
Wybrze�e,
ale nie mia�a ochoty. Za du�o wspomnie�, powiedzia�a. W porz�dku, pojechali�my
na w�osk�
Riwier�.
Le��c na piasku, w zasi�gu chichocz�cych, �asz�cych si� fal, wygl�da�a jak c�rka
samego
Posejdona. Ofiarowa�a mi dwa szcz�liwe tygodnie, chocia� ju� wtedy pod�wiadomie
wyczuwa�em, �e zwi�zek z Margot nie b�dzie wygl�da� tak, jak sobie wymarzy�em.
Spycha�em w�tpliwo�ci na bok, ale szybko okaza�o si�, �e moja dziewczynka nie ma
najmniejszej ochoty zosta� najbli�sz� mi osob� na �wiecie, przyjaci�k�,
partnerk�, podpor� i
kochank�. Zosta�a natomiast nieustaj�c� nagrod�, obiektem ci�g�ych ho�d�w,
zachwyt�w i
westchnie�. Dzie� za dniem musia�em na ni� zas�u�y� na nowo, wyr�czy� we
wszystkim,
zdoby� wzgl�dy. Stara�em si�, ale szczerze m�wi�c, wszystko roz�azi�o mi si� w
palcach.
Czasami dochodzi�em do wniosku, �e cho�bym, zgodnie z jej �yczeniem, wypru�
sobie
flaki i porozwiesza� na okolicznych choinkach, skrzywi tylko pyszczek i oznajmi,
�e lepiej to
mia�o wygl�da�. S�owem, nie uk�ada�o si� nam.
Ksi�niczka le�a�a na kanapie i kaprysi�a, a ja trzaska�em drzwiami od pracowni
i
siedzia�em tam do p�nej nocy. To by� m�j azyl, obwarowana twierdza, gdzie nikt
nie mia�
mi za z�e ba�aganu, smrodu papieros�w, powycieranych spodni i braku
zaanga�owania.
W dodatku potwory przesta�y uchodzi� za hit sezonu. Wiedzia�em, �e tak si�
stanie, i
wcale nie ubolewa�em z tego powodu. Szczerze m�wi�c, odetchn��em nieco. Szum si�
sko�czy�, a ja pozosta�em na rynku, z dochodami wystarczaj�cymi, �eby nas
utrzyma�. Ale
nie by�o ju� rozg�osu, wywiad�w w pisemkach i migawek w telewizji, co dla mojej
pi�knej
�ony urasta�o do rangi narodowej tragedii.
Ponios�em sromotn� kl�sk�, zaprzepa�ci�em karier�, a j�, nieszcz�sn�,
sprowadzi�em na
manowce. Jak teraz zapewni� kr�lewnie odpowiednie warunki, skoro nie mam
porz�dnej
pracy? Po co si� ze mn� zadawa�a? Ja te� nie potrafi�em poj��. Nie by�o chyba na
�wiecie
m�czyzny, kt�ry mniej odpowiada�by jej idea�om.
Min�y prawie dwa lata odk�d ochrzci�em Margot gorzkim, tajemnym imieniem
�nie�ka,
bo od pocz�tku naszego ma��e�stwa by�a ozi�b�a i niemrawa jak katatoniczka.
Zreszt�, czemu
si� dziwi�? Jak mo�na i�� do ��ka z bezmy�lnym brutalem, kt�ry nie rozumie
subtelnej
kobiecej duszy? Wcale nie mo�na, rzecz jasna.
Zatem odwracamy si� noskiem do �ciany, wzdychamy bole�nie i demonstrujemy ca�emu
�wiatu nasz� niebywa�� wra�liwo�� i samotno��.
Mia�em tego do�� tak bardzo, �e wiele razy pragn��em po prostu wyj�� z domu,
trzasn�wszy drzwiami, i nigdy nie wr�ci�. Zaci�gn�� si� na morze, uciec w las
wypala�
w�giel, zamieszka� na dworcu, wyplata� w g�uszy koszyki, niewa�ne. Byle dalej
st�d. Ale
wci�� bardzo kocha�em Margot i mia�em nadziej�, �e si� zmieni, przyzwyczai,
zrozumie.
Zmieni�a si�, a jak�e. Zupe�nie niespodziewanie, ale wcale nie tak, jak
pragn��em.
Wyjecha�a na dwa tygodnie do kole�anki, �eby cho� na chwil� uciec od problem�w.
Jakich,
do cholery, nie wyja�ni�a.
Powr�ci�a z g��bokim przekonaniem, �e natychmiast chce urodzi� dziecko.
Kole�anka
w�a�nie jedno mia�a i odnalaz�a spe�nienie, rado�� prawdziwej kobieco�ci, a
zatem Margot
�yczy sobie tak�e. Przerazi�em si� troch�, bo nie czu�em si� przygotowany do
roli ojca, a
moja Krecia Fryzurka nijak nie wygl�da�a mi na mamusi�. Pr�bowa�em t�umaczy�,
�eby�my
po�yli jeszcze troch� sami, nacieszyli si� sob�, poczekali. Na nic. Zosta�em
obwo�any
bezdusznym potworem, ohydnym egoist�, oszustem, kt�ry podst�pnie j� omota�, a
teraz
odmawia jej jedynej rado�ci, odziera z prawdziwej rodziny. Stara�em si� by�
twardy, ale poty
si� bzdycza�a, p�aka�a, histeryzowa�a, w�cieka�a i obra�a�a, a� p�k�em.
Fundowali�my sobie zatem kobiece spe�nienie dla Margot. Wtedy gorliwie ci�gn�a
mnie
do ��ka, ale wyt�skniony seks nie dawa� mi przyjemno�ci. Zdawa�o mi si�, �e
moja �ona
wykonuje zestaw nieprzyjemnych, lecz koniecznych �wicze�, aby otrzyma�
upragnione
male�stwo.
W jej oczach nie widzia�em �ladu po��dania, tylko �wi�ty ogie� macierzy�stwa.
Czu�em
si� jak ogromny irygator, maszyna do produkcji nasienia i szczerze m�wi�c, nie
wiedzia�em,
czy bardziej chce mi si� p�aka�, czy rzyga�.
Po up�ywie kilku nerwowych miesi�cy Margot otrzyma�a �ask�. Dziewcz�ca twarz
promienia�a takim zadowoleniem, a� poczu�em skurcz b�lu, bo mnie nigdy nie uda�o
si�
uczyni� jej podobnie szcz�liw�. Ale stara�em si� cieszy� razem z ni�, chocia�
natychmiast
odsun�a mnie do �o�a. Przecie� co� mo�e sta� si� dziecku! (Egoisto, egoisto,
potworze,
ohydny, ohydny). Oczekiwanie na male�stwo przypomina�o czekanie na Mesjasza, a
dla mnie
sta�o si� jednym z paskudniej szych moment�w w �yciu. Straci�em bowiem Margot
bezpowrotnie. Z chwil� gdy dziecko si� urodzi�o, musia�em sobie u�wiadomi�, �e
nie ma dla
mnie miejsca we w�asnym domu, ani w �yciu �ony.
Zmieniono mnie w automat do pos�ug i dostarczania kasy. Margot i dziecko
stanowi�y
oddzieln�, sp�jn� planet�, gdzie mnie obowi�zywa� zakaz wst�pu. Doczekali�my si�
c�reczki,
kt�r� Margot uparcie nazywa�a Pere�k�. Uwa�a�a, �e to bardzo dowcipne.
Ma�gorzata, znaczy
przecie� per�a, a male�stwo b�dzie jej zminiaturyzowan� kopi�. Pere�ka. Jezu,
brzmi jak imi�
dla pudla. Ale jako pod�y brutal i tak musia�em trzyma� mord� w kube�.
Pewnie pogodzi�bym si� z tym, �e Margot i jej dziwna, pokrzykuj�ca larwa wcale
mnie nie
potrzebuj�, gdyby okaza�o si�, �e kapitulacja wystarczy. Odszed�em, potw�r,
mi�dzy swoje
potwory, gdzie moje miejsce. Wygrzeba�em jam�, w kt�rej zaleg�em, wy�a��c kiedy
tylko
ksi�niczka sobie �yczy�a. Przez reszt� czasu schodzi�em jej z oczu, zamkni�ty w
pracowni.
Niestety, to nie wystarczy�o. Margot postanowi�a mnie zmieni�. Pere�ka musi mie�
przecie� porz�dnego ojca, dostarczyciela wszelakiego dobra, osobnika w krawacie
i na
poziomie. Rozpocz�o si� natarcie na wszystkich frontach. Dlaczego nie chc�
znale��
przyzwoitej pracy i zarabia� prawdziwych pieni�dzy? Za co Pere�ka p�jdzie do
przedszkola z
j�zykiem francuskim i zaj�ciami z ta�ca? Za co op�ac� jej prywatn� szko��? Czy
chc�, �eby
moje dziecko trafi�o mi�dzy plebs i element, bezpowrotnie trac�c szans� na dobre
wykszta�cenie? Czy z powodu mego uporu i egoizmu Pere�ka musi zaprzepa�ci� swoj�
przysz�o��? Czy mo�na wychowa� zdrowe, normalne dziecko w domu pe�nym maszkar?
B�dzie dorasta�? Czy wyobra�am sobie, co powie, kiedy kto� j� zapyta, czym
zajmuje si�
ojciec? Lepi potworki? Jaki to b�dzie dla niej wstyd, jaki stres. Gdyby
wcze�niej wiedzia�a, �e
jestem draniem bez serca! Gdyby wiedzia�a! Wszystko mog�oby wygl�da� inaczej, a
�ycie
Pere�ki i jej samej nie by�oby bezpowrotnie z�amane. Szlochy. Spazmy. Histeria.
Szybko i sprawnie zrobi�a ze mnie psychopat� zn�caj�cego si� nad w�asnym
dzieckiem w
imi� egoizmu i mia�kich roje� o karierze rze�biarza. Po�kn��em i to. Ostatnio
wszystko
po�yka�em, jak pos�uszny w�� boa. Ale nie ust�pi�em. Zaci��em si� w sobie i
postanowi�em
wytrwa�. Margot wysz�a za kolesia, kt�ry lepi figurki. Zdecydowa�a si� na ten
krok
�wiadomie, jak s�dz�, i w stanie poczytalno�ci. Wi�c teraz ma go za m�a.
�adnych firm,
garnitur�w, pos�gowych min i szarych samochod�w. Nigdy. Oczywi�cie, wybuch�a
wojna.
Brudna, podjazdowa, wyniszczaj�ca partyzantka, oparta g��wnie na atakach
terrorystycznych.
Nie uleg�em. Widzia�em natomiast niedowierzanie i w�ciek�o�� na twarzy mojej
�ony.
O�mieli�em si� sprzeciwi� kr�lewnie. O�mieli�em si� przeciwstawi� Margot!
Musia�em, do
diab�a. To by�a walka o przetrwanie. Inaczej po prostu bym umar�. Nie wiem, sk�d
w
kobietach bierze si� to g��boko zakorzenione prze�wiadczenie, �e ka�dego, a
zw�aszcza
m�czyzn�, mo�na, a nawet trzeba, zmieni�. Ugnie�� faceta jak plastelin�,
przefasonowa�,
wymalowa� pysk na nowo i prosz�! Ca�kiem inny! �wi�ta matko! Dlaczego?! Nie
lepiej od
razu poszuka� sobie lepszego, a tamtego obej�� szerokim �ukiem? Wida� nie. Mo�e
nie
by�oby tak zabawnie. Nie wiem. W ka�dym razie nie p�k�em. Gniewny, nabuzowany,
ponury
lepi�em najszkaradniej ze stwory, jakie potrafi�em, a �ciany pracowni wibrowa�y
codzienn�
dawk� w�ciek�o�ci. Gdybym pozwoli� si� zmieni�, przesta�bym �y�.
S�dy cz�owieka s� naiwne. Wiedza o sobie samym i ogl�d wydarze�, ograniczone. I
tak
umar�em. Tego dnia, kiedy zadzwoni� telefon od Samanty. Z pocz�tku wygl�da�o to
na
zwyk�e zlecenie. Potem, kiedy ze s�uchawk� przyklejon� do ucha s�ucha�em
rzeczowego
kobiecego g�osu, na d�ugo wyczekiwany, niespodziewany cud. W ko�cu, gdy
przerwa�a
po��czenie, a ja zosta�em z bucz�cym g�ucho telefonem, nabra�em przekonania, �e
kto� zrobi�
mi g�upi �art.
No, bo pomy�lmy realnie. Czy w dzisiejszych czasach, w naszej rzeczywisto�ci
zdarzaj�
si� ekscentryczni milionerzy, kt�rzy proponuj� plastykowi wytwarzaj�cemu figurki
z mas
plastycznych, �e kupi� za nies�ychan� cen� wszystko, cokolwiek zrobi? Ka�dego
cholernego
potworka. Musia�bym za to przerwa� wsp�prac� ze wszystkimi innymi galeriami i
sklepami,
s�owem da� mu wy��czno��. Oczywi�cie, to nie�atwa decyzja, ale cena powinna j�
zrekompensowa�. M�j Bo�e, dawa� trzy razy tyle co najlepsi nabywcy. Taka cena
zrekompensowa�aby mi prac� w oparach chlorowodoru. A w oczach Margot zn�w
sta�bym si�
interesuj�cym artyst�. Artyst� o wra�liwej duszy i grubym portfelu.
Jasne, �e nie uwierzy�em. Jednak postanowi�em spotka� si� z dziewczyn�, kt�ra
dzwoni�a.
Mia�a na imi� Samanta, zajmowa�a si� wystrojem wn�trz i w�a�nie projektowa�a pub
czy klub
dla szalonego mi�o�nika potwor�w. Um�wi�a si� ze mn� po po�udniu, w kawiarni.
Godziny
d�u�y�y mi si� jak seriale Margot. Dowcip, czy kontrakt �ycia? Za dziesi��
sz�sta wysiad�em
z autobusu spocony jak mysz, z prze�wiadczeniem, �e w kawiarnianym ogr�dku
zobacz�
roze�miane g�by kilku kumpli, kt�rzy w g�upi spos�b postanowili wyci�gn�� mnie
na piwo.
Zobaczy�em d�ugow�os�, smuk�� dziewczyn� przegl�daj�c� grub�, oprawn� w sk�r�
ksi�g�. I umar�em. W u�amku sekundy. Poczu�em co� jak b�l, jak skurcz, zala�o
mnie
o�lepiaj�ce, b��kitne �wiat�o, niby uderzenie b�yskawicy. Nogi si� pode mn�
ugi�y,
chwyci�em si� kurczowo s�upka znaku drogowego. Wok� wirowa� wiatr, g�sty,
ci�gn�cy za
sob� snop iskier. Mia� srebrny kolor. Ludzie i samochody znieruchomieli w
okamgnieniu.
Zamro�one rze�by z lodu. Nic si� nie porusza�o. Nawet czas. Tylko dziewczyna o
kasztanowych w�osach spokojnie odwr�ci�a kartk� ksi��ki. Zdawa�a si� nie
dostrzega�
niczego niezwyk�ego. Lodowe, o�lepiaj�ce niebo nade mn� p�k�o. Ze szczeliny la�o
si� bia�e
�wiat�o. G�os.
Ona jest jedn� z nas.
Niespodziewanie, dr��c i kurczowo obejmuj�c s�upek, poczu�em, �e to prawda.
Jedna
krew, zrozumia�em. P�ynie w nas jedna krew.
Szklany �wiat, zbudowany z lodu i szronu, mieni� si� odblaskami diamentu.
Widzia�em
ludzkie serca w przezroczystych piersiach. Pulsowa�y st�umionym, niebieskim
�wiat�em. L�d
�piewa� i d�wi�cza� niczym potr�cone przypadkiem naczynie z kryszta�u.
Wiedzia�em, �e za
chwil� wszystko rozpry�nie si� na tysi�ce od�amk�w. Tylko �e tutaj nie by�o
chwil.
Samanta podnios�a do ust widmo szklanki, wypi�a �yk srebrnej ciemno�ci. Niebo
l�ni�o
oszala�ym blaskiem. Na jego tle, niczym hologram, zawis�a wyolbrzymiona sylwetka
dziewczyny. W kawiarnianym ogr�dku, mi�dzy stalagmitami stolik�w, Samanta nadal
przegl�da�a ksi��k�, podczas gdy w przestworzach jej cie� szybowa� z
rozpostartymi
ramionami i aureol� rozpuszczonych w�os�w. Upiorny anio� otworzy� usta, ale g�os
wydobywa� si� ze szczeliny w niebie.
Samanta jest bram�. A ty kluczem, synu. Pami�taj o krwi.
Nie zrozumia�em ani s�owa. Widmowa twarz Samanty obr�ci�a si� ku mnie. Oczy o
�renicach z wiruj�cych galaktyk p�on�y b��kitem. Niebo �piewa�o wysokie,
wibruj�ce
d�wi�ki uk�adaj�ce si� w monotonn� pie��.
� �ycie. Sen � powiedzia� cie� dziewczyny.
Poszybowa�em w g�r�. P�yn��em z rozpostartymi ramionami ku �renicom jak
galaktyki.
Umiera�em. Przed oczami, niczym film, przewija�o si� ca�e moje �ycie. Seria
obraz�w.
Brzydkich. Karykaturalnych. G�upcy wyg�aszaj�cy bana�y, podli nauczyciele,
nad�ci
wyk�adowcy, ukrywaj�cy pod p�aszczykiem naukowego �argonu swoj� ma�o��, snobizm
i
n�dz� intelektualn�. Pr�ne, z�o�liwe, puste dziewczyny, zazdro�ni lub irytuj�co
g�upkowaci
koledzy i Margot. Moja Margot. Minoderyjna, chciwa, wyrachowana
drobnomieszczanka,
pretensjonalna idiotka, o duszy sknery i cwaniaczki, prze�wiadczona o w�asnej
doskona�o�ci.
Nic. Zero. Ksi�niczka w jednej chwili przemieniona na powr�t w �ab�. I jaja
mia�em za
s�odk�? Za cudown�? Za pi�kn�? Ma��, kr�p�, kr�tkonog� pokrak�, wlok�c� za sob�
wyd�ty
odw�ok? Zobaczy�em w niej kopi� jej matki, starej ropuchy o wiecznie
niezadowolonym
pysku. Moja per�a okaza�a si� kupk� zgni�ego �luzu. Nie czu�em �alu. Przecie�
umar�em i
by�em wolny. Mo�e gniew. Oczywi�cie. Wielki, wszechogarniaj�cy gniew. Chc� mnie
zniszczy�. St�amsi�. Upodli�. S� moimi wrogami. Wszyscy woko�o. Ka�da z tych
istot. Bo
p�ynie w nich obca krew, powiedzia� g�os z nieba.
Pami�taj o krwi, synu.
Film z mojego �ycia kr�ci� si� jak oszala�y. Obrazy miga�y przed oczami,
zamazane,
wiruj�c we w�ciek�ym korowodzie. Zla�y si� w jeden �wietlisty b�ysk, w
og�uszaj�c�
eksplozj�. O�lep�em. W uszach s�ysza�em wysoki, natarczywy gwizd. G�os w mojej
g�owie
brz�cza� g�ucho.
Ona jest jedn� z nas.
Spad�em na ziemi�, a w�a�ciwie poczu�em si� tak, jakbym wpad� z impetem do
w�asnego
cia�a. Dobrze, �e nie ty�em naprz�d, pomy�la�em oszo�omiony. Lodowy �wiat
rozprysn�� si�
na kawa�ki, a ja by�em prawie pewien, �e dostrzeg�em moment, w kt�rym zamro�ona
rzeczywisto�� ruszy�a do przodu.
Wci�� �ciska�em s�upek ze znakiem drogowym. Serce t�uk�o mi jak kafar, kolana
zrobi�y
si� dziwnie mi�kkie, ale i tak czu�em si� zdumiewaj�co dobrze. Nie, nie
pomy�la�em, �e
jestem wariatem. Wiem, �e powinienem, lecz taka my�l wcale nie posta�a mi w
g�owie.
Dotkn��em nieznanego, spotka�em si� z nadprzyrodzonym, wra�enie by�o
piorunuj�ce, ale w
jaki� dziwaczny spos�b podoba�o mi si�. Zdarzy�o si� co�, co rozbi�o nudn�,
beznadziejn�
powszednio��. Co�, wobec czego histerie na temat zarobk�w, niezap�aconych
rachunk�w i
przysz�o�ci Pere�ki traci�y znaczenie, blak�y jak wytarty jeans. �ycie
wyci�gn�o do mnie
ramiona, postanowi�o przypomnie�, �e w zanadrzu ma jeszcze wiele mo�liwo�ci.
Przysz�o��
nie jest przes�dzona, �piewa�o moje serce. Nie sko�czy si� na ki�ni�ciu w
zwi�zku z Margot,
po sam gorzki koniec, a� za mymi plecami stanie zgorzknia�a, przepe�niona
rozczarowaniami
staro��. Nie sko�czy si�. Tyle wiedzia�em na pewno.
Przyznaj�, porz�dnie mn� potrzepa�o. Mia�em dreszcze, przez jezdni� przelaz�em
na
trz�s�cych si� nogach. W ko�cu nie tak �atwo si� pozbiera�, kiedy umierasz, a w
nast�pnej
chwili zostajesz wskrzeszony. Troch� wyrozumia�o�ci, panowie.
Wreszcie uda�o mi si� dobi� do bezpiecznej przystani kawiarnianego ogr�dka.
Podszed�em
do stolika Samanty. U�miechn�a si� do mnie i wsta�a, �eby poda� mi r�k�.
� Cze�� � powiedzia�a.
Mia�a melodyjny, niski g�os, tak �e do razu chcia�oby si� pos�ucha� jak �piewa
bluesy.
U�miechn��em si� tak�e. Podnios�a na mnie oczy szarozielonej barwy, kt�re nie
przypomina�y ju� galaktyk, tylko przywodzi�y na my�l rozleg�e, dalekie krainy,
gdzie zawsze
panuje spok�j. Mog�y rozbudzi� t�sknot� za tymi tajemniczymi miejscami w
niejednym
facecie. We mnie rozbudzi�y natychmiast.
Odsun��em krzes�o, �eby usi���.
� Ciesz� si�, �e pan przyszed� � powiedzia�a. Ja te� si� cieszy�em. Bardzo.
� Nie zam�wi�am panu piwa, bo by�am prawie pewna, �e musia�abym wypi� je sama.
� Nie da�aby pani rady? � spyta�em.
Zn�w u�miech i figlarny b�ysk w morskich przestrzeniach oczu.
� Pan mnie nie docenia. Drugie piwo to nie przeciwnik. Nie dla kobiety
obracaj�cej si� w
kr�gach bohemy wprost z architektury wn�trz. Chodzi o reputacj�. Samotnie mo�na
wypi�
jedno piwo, nie wi�cej.
� Teraz mo�e ju� pani zam�wi� drugie � powiedzia�em.
Skin�a g�ow�.
� Pewnie dojdzie i do tego. Zastanowi� si� pan nad propozycj�?
Odchyli�em si� na krze�le.
� Trudno si� nie zastanawia�. Jest kusz�ca jak oferta rodem z piek�a. Co mam
odda� w
zamian? Dusz�?
Unios�a brwi.
� Z tego co wiem, na razie tylko r�ce. Ale wsp�praca mo�e si� rozwin��. Prosz�
uwa�nie
czyta� papiery. Pewnego dnia b�dzie mi�dzy nimi cyrograf.
� Pani ju� taki podpisa�a?
� Niestety. Dosta�am jedynie standardow� umow�. On dba tylko o pa�sk� dusz�.
Mrugn�a do mnie.
� Kontrahent? � spyta�em. � Czy smag�y d�entelmen pachn�cy siark�?
� Nasz Lord Nabab � mrukn�a. � Przysz�y w�a�ciciel szalonego pubu w stylu
gotyckiego horroru. Nie, �le m�wi�. To nie ma by� gotycki horror, ale spe�nienie
jego
dziwacznych wizji. Czepia si� ka�dego szczeg�u, drobiazg�w. Wszystko musi
wygl�da� tak,
jak zaplanowa�. Ci�ko si� z nim pracuje, zobaczy pan.
� To nie brzmi zbyt zach�caj�co � wtr�ci�em.
� Faktycznie, niezbyt � przyzna�a. � Ale za to p�aci doskonale, zawsze w
terminie. Je�li
jest zadowolony, dorzuca ekstra premie.
Pochyli�em si� ku niej.
� Dlaczego nie skontaktowa� si� ze mn� osobi�cie? Wzruszy�a ramionami.
� Bo jest dziwakiem. Pracownik�w traktuje troch� jak swoj� w�asno��. Uwa�a, �e
mo�e
mnie obarcza� przer�nymi zadaniami, je�li ju� zgodzi�am si� co� dla niego
robi�. Mam by�
teraz po�rednikiem mi�dzy nim a panem. Na osobiste spotkanie przyjdzie czas, jak
powiedzia�.
Szczerze m�wi�c, wola�bym, �eby ten czas nadszed� mo�liwie p�no. Towarzystwo
Samanty odpowiada�o mi o wiele bardziej ni� wsp�praca z ekscentrycznym,
pryncypialnym
staruszkiem, jak wyobra�a�em sobie kontrahenta.
� A ja my�la�em, �e w tym kraju nie zdarzaj� si� bogaci szale�cy obdarzeni
wizjami.
U�miechn�a si�.
� On z pewno�ci� nie pochodzi z naszego kraju. Z Europy te� chyba nie. To jaki�
Arab
czy inny mieszkaniec Orientu. Najpr�dzej Lewanty�czyk.
� Lewanty�czyk? � zdziwi�em si�. Zrobi�a ruch d�oni�.
� Och, wie pan. Oliwkowa cera, sucha, orla twarz, p�on�ce oczy i szopa siwych
w�os�w.
M�wi prawie bez akcentu, ale jako� gard�owo.
� Niemo�liwe � powiedzia�em. � Takich facet�w nie ma. Mo�e w filmach klasy B.
� Do licha, prawie zapomnia�am. Kaza� da� panu ksi��k�. Prosz�.
Podsun�a ku mnie oprawny w sk�r� manuskrypt. Musia� by� bardzo stary. T�oczone
na
sk�rze wzory niemal si� zatar�y. Ksi�ga nie mia�a tytu�u. Os�upia�y,
przewr�ci�em kilka stron.
Pergamin, nie papier. Pokryty g�sto rz�dami zdumiewaj�cych znak�w, kt�re nie
przypomina�y �adnego znanego mi pisma.
� Po co to? � wyj�ka�em.
� Nie mam poj�cia � powiedzia�a. � Na pewno nie dla inspiracji plastycznej. W
ksi��ce
nie ma �adnych obrazk�w.
Poczu�em nieprzyjemny ch��d w �o��dku na my�l, �e tomiszcze mo�e by� kradzione.
� Nie mog� jej wzi�� � zaprotestowa�em. � Pewnie jest cenna, a ja nie wiem, co z
ni�
zrobi�.
Samanta westchn�a.
� Prosz� mnie dobrze zrozumie�. Musi pan j� zabra�. I starannie przejrze�. To
warunek
wsp�pracy.
� Zaraz, to absurd!
� Wiem � skin�a g�ow�. � Ale pan Fahrad tak zarz�dzi�. Z nim nie ma dyskusji.
W spokojnych krainach zielonych oczu pojawi� si� dziwny wyraz. Czy�by l�k?
Bezwiednie wodzi�em palcami po wytartych ��obieniach ok�adki.
� Mog�a pani spokojnie zostawi� t� ceg�� w domu, albo nawet wyrzuci� do �mieci.
Czego
si� pani boi? �e Lewanty�czyk by si� dowiedzia�, wr�c z fus�w po kawie?
� Mo�e � szepn�a, odwr�ciwszy wzrok. � A mo�e chc� by� po prostu uczciwa.
Zale�a�o mu, �eby dosta� pan ksi��k�. Prosz� j� przejrze�.
� W porz�dku � mrukn��em. � Wygl�da na to, �e je�li przyjm� t� prac�, b�d� si�
musia� przyzwyczai� do dziwactw.
U�miechn�a si� troch� kwa�no.
� Pr�bowa�am to panu od pocz�tku powiedzie�.
� Wi�c ile figurek chce ode mnie magik z Orientu? Dziesi��? Dwadzie�cia?
Podnios�a do ust szklank�.
� Tyle, ile zdo�a pan zrobi�.
� A je�li to b�d� dwie setki?
� Ucieszy si� i da panu premi�. Ale figurki musz� by� staranne. I mo�liwie
r�norodne.
Otworzy�em manuskrypt w przypadkowym miejscu i gapi�em si� na niezwyk�e znaki.
Wyda�y si� tak obce i z�owr�bne, a� po plecach przebieg� mi dreszcz. Mistyczne
do�wiadczenie przy znaku drogowym zdawa�o si� odleg�e jak wspomnienie minionego
snu.
Nie by�em wcale pewny, czy rzeczywi�cie je prze�y�em.
� Co za historia � powiedzia�em cicho. Tym razem u�miech Samanty by� cieplejszy.
� Faktycznie � zgodzi�a si�. � Co za historia! Ale przynajmniej jaka� przygoda,
prawda? Teraz ludzie zdaj� si� nie rozumie�, co to s�owo znaczy. Kto marzy o
przemierzaniu
d�ungli lub sawanny ze sztucerem na ramieniu, o odkrywaniu tajemniczych �wi�ty�
czy
staro�ytnych grob�w, o podr�ach z karawanami wielb��d�w, o tragarzach nios�cych
kufry i
namioty, o statkach ko�ysz�cych si� na redzie egzotycznych port�w? Prawdziwa
przygoda
pachnie morzem, dymem cygar, sk�r�, drewnem i aromatem ro�lin, kt�re nigdy nie
wyrosn�
na twoim podw�rku.
Urwa�a nagle, speszona, a ja wola�bym nadal patrze�, jak o�ywienie rozja�nia
�liczn�
twarz w kszta�cie serca, na b�ysk w rozszerzonych �renicach, lekki rumieniec na
policzkach.
Po raz pierwszy od wielu lat poczu�em, �e chc� zatrzyma� ten obraz, utrwali� go
natychmiast
w glinie, w serii spiesznych szkic�w, zal��k�w prawdziwego portretu. Nagle
przypomnia�em
sobie, dlaczego chcia�em rze�bi�, jak wygl�da�a tamta dawna, przemo�na potrzeba
ze
wczesnej m�odo�ci, konieczno�� dotykania i kszta�towania gliny, tak silna, a�
niemal bola�y
do niej palce.
Samanta milcza�a zak�opotana.
� Do licha, zachowuj� si� jak ch�opiec wychowany pi��dziesi�t lat temu na
ksi��kach po
dziadku � powiedzia�a wreszcie.
� Dobrze, �e nie jak nowoczesna kobieta, kt�rej zale�y tylko na forsie i
przywilejach �
mrukn��em.
U�miechn�a si�.
� Jak wida� fors� nie pogardzi�am. Nie rzuci�am jeszcze z trzaskiem roboty u
Lewanty�czyka, chocia�, szczerze m�wi�c, ma kaprysy jak primadonna. Przynajmniej
praca
jest ciekawa. No i jak? Wchodzi pan w sk�ad za�ogi?
Skin��em g�ow�.
� Spr�buj�. W ko�cu hurtowi mi�o�nicy potwor�w nie zlatuj� z nieba co chwila.
� Doskonale. � Wsta�a i wyci�gn�a r�k�. � P�dz� przekaza� radosn� wiadomo��
Lordowi Nababowi. Ucieszy si�. Bardzo mu zale�a�o na wsp�pracy z panem.
Zadzwoni�,
kiedy b�d� gotowe umowy i reszta papier�w. Prosz� przeczyta� ksi��k�.
� Dobrze, ale sk�d mam wiedzie�, czy nie czytam do g�ry nogami? � spyta�em.
� Zasada jest prosta. Zielonym do g�ry. � Mrugn�a porozumiewawczo. � Do
zobaczenia.
Nie obejrza�a si�, odchodz�c, za to ja si� gapi�em na jej idealne nogi i smuk��
sylwetk�, a�
znik�a za rogiem. Zdawa�o mi si�, �e na tle innych ludzi l�ni jak gwiazda
wieczornego nieba.
Zreszt�, mo�e to nie by�o tylko z�udzenie.
Niewielu rzeczy tak naprawd� �a�uj�. Zaledwie dw�ch. A� dw�ch. Nie my�l� o
prostych,
�yciowych b��dach jak zwi�zek z Margot, albo smutek, �e nie zosta�em
wsp�czesnym
Rodinem. M�wi� o prawdziwym, strasznym �alu, kt�ry ka�e wdrapywa� si� noc� na
dach i
wy� do ksi�yca. Nie potrafi� od�a�owa�, �e nie poszed�em do ��ka z Samant� i
nie zrobi�em
jej portretu. Nie zd��y�em. To takie bolesne. Zmarnowa�em tyle moment�w, tyle
chwil.
Wiem, obiecano mi, �e wszystko odzyskam. Przyjdzie czas na napraw�, na nagrod�.
Ale
czasami nie potrafi� uwierzy�. We wszystko inne tak, pr�dzej. Lecz nie w to, �e
odzyskam
Samant�. Wci�� mam nadziej�, �yj� nadziej�, jednak wiary tam brakuje.
Czekam. W�ciek�y, pe�en frustracji, z dnia na dzie� gorszej. Lepi� potwory,
legiony, hordy
potwor�w o paszczach pe�nych z�b�w i �lepiach pe�nych piek�a, chocia� daleki
jestem do
sukcesu. Najgorsze, �e praca mi nie idzie. A przecie� ona jest kluczem. Ja
sta�em si� kluczem,
bez kt�rego nie spos�b otworzy� bramy.
Samanta. Opowiadam o niej potworom, kt�re s�uchaj� oboj�tnie. S� przecie�
martwe. Boj�
si�, �e wkr�tce zaczn� ich nienawidzi�, chocia� wina le�y po mojej stronie.
Jestem felernym
kluczem i nie umiem sta� si� bodaj wytrychem.
Spotyka�em si� z Samant� regularnie. Dostarcza�em jej gotowe figurki,
wypytywa�em o
szczeg�y wystroju pubu. By�em cholernie ciekaw jak wygl�da projekt. Nigdy nie
chcia�a
pokaza�. Kiedy marudzi�em, �e musz� wiedzie� do jakiego wn�trza przeznaczam
potwory,
�eby je odpowiednio dobra�, kr�ci�a tylko g�ow�. Pan Fahrad nie chce, �ebym si�
czymkolwiek sugerowa�. Mam robi� figurki po swojemu. I tak zrobi� po swojemu,
przekonywa�em. Nic. Nie pozwoli�a mi nawet obejrze� miejsca, w kt�rym powstanie
lokal.
Lewanty�czyk sobie nie �yczy. Zaczyna�em czu� do sukinsyna szczer� niech��, cho�
bez
niego nie pozna�bym Samanty.
Przysz�y pub pozostawa� wi�c tajemnic�. Wiedzia�em jedynie, �e to stara hala
fabryczna
czy opuszczony magazyn, w ka�dym razie wielkie, industrialne wn�trze, jakie
zmieni si� w
magiczne miejsce. D�ugo by�a twarda jak g�az, ale kiedy przyzna�a, �e ma zamiar
nadzorowa�
wykonanie i osobi�cie pracowa� nad wi�kszo�ci� element�w plastycznych,
podnios�em
wrzask, kt�rego nie wytrzyma�a. Pokaza�a mi szkice. Zobaczy�em dziwn�, mroczn�
krain�,
szale�stwo w odcieniach zieleni i czerni, zbudowane z kolumnad, schod�w i
omsza�ych
blok�w skalnych. Zatopione kr�lestwo smutku, obc�, zimn� planet� na gorszym
ko�cu
wszech�wiata. Upiorna Atlantyda w niczym nie przypomina�a �agodnych, podmorskich
r�wnin oczu Samanty. Nie wiem, kto chcia�by bawi� si� w takim wn�trzu. Chyba
�wiry i
desperaci.
Szkice by�y narysowane bardzo sprawnie, pewn�, wyrobion� r�k�, lecz patrz�c na
nie, nie
mog�em oprze� si� wra�eniu, �e co� jest nie tak z perspektyw�. Przeanalizowa�em
linie.
Wszystkie przebiega�y prawid�owo. Jednak dziwne odczucie nie mija�o.
Spojrza�em na Samant�. Uciek�a wzrokiem, wyra�nie zdenerwowana. W nag�ym
przeb�ysku zrozumia�em, jak wiele j� kosztuje odkrycie szkic�w. Jakby wstydzi�a
si�
w�asnego projektu, a mo�e nawet ba�a. W gardle poczu�em ucisk dziwnego
wzruszenia.
Zaufa�a mi bardziej ni� mog�em przypuszcza�.
� Niesamowite � powiedzia�em szczerze. � Nigdy nie widzia�em podobnych
rozwi�za�. A klimat�
� Daj! � Wyszarpn�a mi z r�ki rysunki. Delikatnie przytrzyma�em jej d�o�. Wci��
nie
patrzy�a mi w oczy.
� Szkice s� niezwyk�e, Samanto � powiedzia�em. � Nie k�ami�. Moje potwory mog�
si� przy nich schowa�. Wygl�daj� jak zwyk�a tandeta.
� Wcale nie � burkn�a.
� Wiem, co m�wi�. Ten pub b�dzie wygl�da� jak kawa�ek obcej planety. Strasznej i
mrocznej, ale przecie� o to chodzi�o, prawda? Zobacz, dosta�em g�siej sk�rki od
samego
widoku, chocia� sam produkuj� koszmarki rodem ze z�ych sn�w. Nie tak �atwo mnie
przestraszy�.
� Zrobi�am to wszystko dok�adnie tak, jak chcia�! � wybuch�a. � Szczeg� po
szczeg�le. On ma to w g�owie. Jak dane zapisane na twardym dysku. Ja tylko
przerysowa�am
jego wizj�. Bo�e, czuj� si�, jakbym zaprojektowa�a piek�o wed�ug wskaz�wek
Lucyfera!
Chcia�em j� obj��, przytuli�, ale zabrak�o mi odwagi. Ba�em si�, �e mnie
odtr�ci, �e strac�
j� na zawsze. Dure�! Kolejna chwila do kolekcji zmarnowanych szans.
� Daj spok�j � powiedzia�em �agodnie. � Projekt jest tw�j. Ty go stworzy�a�.
Wybudowa�a� z w�asnego talentu. Nawet je�li kto� si� do tego wtr�ca�, nie
potrafi�by ci�
zast�pi�.
� W porz�dku � mrukn�a.
Z trudem powstrzymywa�a �zy.
� Co si� naprawd� dzieje? � zaryzykowa�em pytanie. Westchn�a. Wygl�da�a jako�
blado i krucho, a� poczu�em ucisk w sercu.
� Nie wiem � powiedzia�a bezradnie. � Nie lubi� tego pubu.
Postanowi�em rzuci� si� na g��bok� wod�.
� Jeste� przepracowana � zawyrokowa�em. � Wiesz co? Dajmy sobie jutro spok�j z
prac�. Do diab�a, nale�y nam si� odpoczynek. Chod�my gdzie�. Ja zapraszam.
� Dok�d? � Unios�a brwi, zdziwiona.
Jedno wiedzia�em. Nic banalnego. �adne kino, �adne drogie knajpy.
� Na przyk�ad do Zoo.
U�miechn�a si�.
� Dlaczego nie? Ze sto lat tam nie by�am.
G��boko, w pude�eczku z kryszta�u wy�o�onym aksamitem mieszka wspomnienie tego
dnia. Proste obrazki. Chodzimy, �miejemy si�, szkicujemy zwierz�ta, jemy lody.
Kupuj� jej
balonik wype�niony helem, bo przyzna�a si�, �e chcia�a mie� taki przez ca�e
dzieci�stwo. To
ma�a szkatu�ka, skarb pirata ukryty na bezludnej wyspie. Proste obrazki, a ten
stary, beznogi
szaleniec z przepask� na oku got�w jest ich broni� za cen� �ycia.
Czas up�ywa� mi na lepieniu potwor�w i spotkaniach z Samant�. O Margot w�a�ciwie
nie
my�la�em. Oddawa�em jej pieni�dze, �yli�my obok siebie, ale nie mieli�my sobie
wiele do
powiedzenia. Nasze drogi rozchodzi�y si� w przeciwne strony. Nawet nie
zauwa�y�em, �e
mimo wyra�nej poprawy sytuacji materialnej stosunek mojej �ony do mnie wcale si�
nie
zmieni�. Nadal by�em nieudacznikiem, egoist� i ca�� band� wrednych typ�w, w
zale�no�ci do
kaprysu Margot. Nie przej��bym si� nawet gdyby obwo�a�a mnie Herodem i Charlesem
Mansonem w jednym. Wybacz, �nie�ko. Zimna, osch�a i nieprzyst�pna przesta�a� by�
dla
mnie w jakimkolwiek stopniu atrakcyjna. Zmieni�a� si� w kawa�ek mro�onej krowy.
Nie pami�tam, ile potwor�w pos�a�em w paszcz� Lewanty�czyka. Pewnie ca�e
kontenery.
�yj�c pomi�dzy pracowni� i spotkaniami z Samant�, by�em niemal szcz�liwy. Ba�em
si�
tylko up�ywu czasu. Kiedy kontrakt si� sko�czy, sko�cz� si� tak�e preteksty do
kontakt�w z
kobiet�, kt�ra wype�nia�a mi �wiat. Powinienem dzia�a�, ale tak bardzo ba�em si�
pora�ki.
L�k przyprawia� mnie o parali�. Niestety, przede wszystkim m�zgu.
Tymczasem projekt wkroczy� w faz� realizacji. Samanta zrobi�a si� nerwowa,
zm�czona,
jakby smutna. Wygl�da�a blado i mizernie. Bardzo du�o pracowa�a. Chcia�em jej
pomaga�,
ale powiedzia�a, �e zleceniodawca stanowczo zabroni�. Mia�em w dupie te zakazy,
jednak
Samanta przywi�zywa�a do nich wag�, wi�c odpu�ci�em.
Pracowa�em du�o, lecz nigdy nie us�ysza�em od pracodawcy �adnych krytycznych
uwag.
Bra� wszystko na pniu i p�aci� jak za zbo�e. Ksi��ka le�a�a u mnie na biurku,
pokrywaj�c si�
kurzem. Owszem, przejrza�em kilka stron dziwnych znak�w, podobnych do �lad�w
zostawionych przez zmoczonego w atramencie owada, ale szybko mnie znu�y�y.
Straci�y
sw�j z�owr�bny charakter i nigdy ju� nie poczu�em dreszczu niepokoju,
otwieraj�c
manuskrypt. Czasem �ni�em natomiast o wn�trzu zaprojektowanym przez Samant�.
B��dzi�em
w�r�d wielkich, o�lizg�ych kolumnad, wdychaj�c wszechobecn� wo� mu�u i rozk�adu.
Czy�ci�em i odczytywa�em na g�os inskrypcje na omsza�ych g�azach, nieko�cz�ce
si�
inwokacje w gard�owym, niezrozumia�ym j�zyku. Spada�em g�ow� w d� ze stromych
schod�w, wbitych w serce mroku, aby szybowa� bez ko�ca pomi�dzy zimnymi
latarniami
gwiazd. Krzycza�em w ciemno�ci, a wyolbrzymione twarze potwor�w zwraca�y ku mnie
pe�ne wsp�czucia �lepia.
Nie przywi�zywa�em specjalnej wagi do tych sn�w, przypisuj�c paskudne wizje
przepracowaniu. Kto�, kto po�wi�ca dwana�cie godzin dziennie na wymy�lanie i
lepienie
potwork�w, powinien przyjmowa� koszmary z odpowiedni� dawk� wyrozumia�o�ci.
O niezwyk�ym doznaniu poprzedzaj�cym spotkanie z Samant� zapomnia�em g�adko i
ca�kowicie. Po prostu wypar�em wszystko ze �wiadomo�ci. Natomiast samo
pojawienie si�
dziewczyny w moim �yciu odczytywa�em niemal na poziomie mistycznym. T�skni�em do
niej jak cholera. Wstawa�em w nocy, obraca�em w d�oniach s�uchawk� telefonu,
u�ywaj�c
ca�ej si�y woli i racjonalnych argument�w, �eby nie wybra� numeru. Nie obawia�em
si�
reakcji Margot, bo od dawna, odk�d zasz�a w ci���, kaza�a mi sypia� w pracowni.
Nie s�dz�,
�eby cokolwiek podejrzewa�a. Uwa�a�a mnie za zbyt nieapetyczny k�sek dla
najpaskudniejszej nawet kobiety. Osobisty czarny lud na zawsze nosi wypalone
pi�tno
niewolnika. G�upi, tch�rzliwi, s�u�alczy niewolnicy nie uciekaj�. Tako rzecze
kr�lowa
Margot.
W sumie, nic mnie ju� nie obchodzi�y s�dy panny Nabzdyczona Mina. Martwi�em si�
o
Samant�. Wygl�da�a kiepsko. Nie na �arty przestraszy�em si� jednak dopiero po
historii ze
zdj�ciami. Zadzwoni�a niespodziewanie, p�nym wieczorem, prosz�c o
natychmiastowe
spotkanie. P�dzi�em do ma�ego, zawalonego obrazami i projektami mieszkanka na
poddaszu,
�ami�c wszelkie przepisy drogowe. W g�osie Samanty brzmia�y jakie� niedobre,
desperackie
tony.
Otworzy�a drzwi zanim zd��y�em zapuka�. Widocznie wyczekiwa�a na korytarzu
odg�osu
krok�w. By�a bardzo blada, ciemne p�kola si�c�w rysowa�y si� wyra�nie pod szar�
zieleni�
oczu. W krainie tajemnego spokoju zbiera�o si� na katastrof�.
� Czy co� si� sta�o? � spyta�em g�upio, walcz�c z przemo�n� ch�ci�, �eby j�
obj�� i
uspokoi�.
Pokr�ci�a g�ow�.
� I tak, i nie. Chcesz kawy? A mo�e herbaty?
� Na lito�� bosk� � wybuch�em. � Nie pytaj o takie banalne g�upstwa! Co si�
sta�o?!
Wygl�dasz jakby� zobaczy�a �mier�.
Nerwowo przeczesa�a palcami w�osy.
� Przepraszam. Nie powinnam wywo�ywa� ci� z domu o takiej p�nej porze. W og�le
nie
powinnam zawraca� ci g�owy. Zachowa�am si� jak idiotka.
�achn��em si�.
� Daj spok�j! Przyjecha�bym z ko�ca �wiata. Co jest grane? M�w.
Zagryz�a warg�. W oczach mia�a smutek. I l�k. I zm�czenie.
� Chyba zwariowa�am � wykrztusi�a z trudem. � Chyba� Jezu �wi�ty, to ju� nie
przygoda. To psychiatryk.
�cisn�a palcami skronie. D�onie dr�a�y. Milcza�em, uznawszy, �e tak b�dzie
najlepiej.
� Nie r�b wi�cej figurek. Rzu� t� robot�. Natychmiast � powiedzia�a �miertelnie
powa�nie.
Drgn��em, zaskoczony.
� Nie mog�. Za dobrze p�aci. W �yciu nie mia�em takiego zbytu.
� Musisz. Dla w�asnego dobra!
� Dlaczego? Fahrad ma powi�zania z mafi�? Dowiedzia�a� si�, �e to terrorysta?
Grozi�
ci? Nie b�j si�, zajm� si� wszystkim. Zawiadomimy specjalne s�u�by, policj�.
B�d� ci�
chroni�. Wszystko si� dobrze sko�czy, zobaczysz.
Za�mia�a si� nerwowo.
� Bo�e, nie! To nie tak! On� sama nie wiem. Chc� rzuci� t� prac�. Nie mam ju�
si�y. To
z�e miejsce, z�y projekt.�
� Wcale nie � zaprotestowa�em. � Jest doskona�y. � Nie rozumiesz. � Machn�a
r�k�. � Chodzi mi o prawdziwe z�o. Co� strasznego, nie z tej rzeczywisto�ci.
� O rany � st�kn��em.
� Widzisz? � U�miechn�a si� krzywo. � M�wi�am, �e psychiatryk.
� Zaraz, ale o co chodzi? Nabra�a g��boko powietrza.
� O zdj�cia � powiedzia�a. Nadal nic nie rozumia�em.
� Zrobi�am zdj�cia wyko�czonej cz�ci pubu � wyja�ni�a. � One �yj�.
� Kto? � wybe�kota�em, nie�le przera�ony.
� No, zdj�cia. A dok�adniej rzeczywisto��, kt�r� przedstawiaj�. Zmieniaj� si�.
Przesuwaj�, pokazuj� miejsca, jakich nie ma w pubie. W dodatku prawdziwe.
� Jak to, prawdziwe? � przerwa�em.
Zrobi�a nieokre�lony ruch r�k�.
� Nie maj� nic wsp�lnego z dekoracj� wn�trz. Wida� przez nie inn� rzeczywisto��,
jakie�
miasto, ale obce. Nie pochodz�ce z Ziemi. Jakby� patrzy� przez okno, rozumiesz?
Nie umiem
wyt�umaczy�.
Prze�kn��em �lin�. Z trudem.
� Wida� obc� planet�? � spyta�em.
Wzruszy�a ramionami.
� Nie wiem. Chyba tak. I co�, co tam �yje. Stwory. Uchwytne tylko k�tem oka.
Nigdy nie
zobaczy�am �adnego dok�adnie. I wcale nie chc�. One kryj� si� w cieniu. Bo�e,
jak to brzmi!
Musisz mnie bra� za wariatk�.
Dziwny ze mnie facet. To nie �aden narcyzm, ale fakty. Oczywi�cie, powinienem
uzna�,
�e oszala�a. Jednak zamiast p�j�� prost� drog�, przypomnia�em sobie mistyczne
widzenie
przed kawiarnianym ogr�dkiem. Zrobi�o mi si� zimno. I bardzo nieprzyjemnie. Nie
uwierzy�em Samancie bez zastrze�e�. Uzna�em, �e mia�a halucynacj� podobn� do
mojej, sen,
kt�ry potraktowa�a zbyt rzeczywi�cie, z�y dzie�, chwilowe zamroczenie, ale wcale
nie
wykluczy�em spotkania z nadprzyrodzonym. W ka�dym razie wiedzia�em, �e spotka�a
si� z
czym� niezwyk�ym.
� Spokojnie � powiedzia�em. � Damy sobie rad� tak�e z kosmitami. Poka� te
zdj�cia.
Odruchowo tar�a skronie.
� Poka��. Ale one nie zawsze tak wygl�daj�. Zazwyczaj to zwyk�e fotografie.
Podesz�a do biurka, wyj�a z szuflady du�� szar� kopert�. Wzi��em j� w r�ce i
wyci�gn��em ze �rodka g�adkie, l�ni�ce kartki. Faktycznie. To by�y zwyk�e
fotografie.
Samanta westchn�a.
� M�wi�am? Nic specjalnego.
Odetchn��em z ulg�. Przynajmniej widzia�a to samo, co ja. Przygl�da�em si�
zdj�ciom,
jakbym chcia� wywierci� wzrokiem dziury w kartonie. Nic si� nie dzia�o.
� Wyrzu� je, prosz� � szepn�a Samanta. � Ja� nie chc� ich dotyka�.
� Dobrze, wyrzuc� � zgodzi�em si�, wpychaj�c fotografie z powrotem do koperty. �
Zosta� z tob�?
� Nie, nie. Nie trzeba � wymamrota�a. � Jak przyjd� widma, w