14061

Szczegóły
Tytuł 14061
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14061 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14061 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14061 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maja Lidia Kossakowska WI�ZY KRWI Dobra, przyznaj�. Odk�d umar�em po raz trzeci, przesta�em kogokolwiek kocha�. Moje potwory gapi� si� na mnie przekrwionymi ga�ami, ale one te� sta�y si� tylko narz�dziem. Ju� nie potrafi� z nimi rozmawia�, nadawa� im imion i czerpa� przyjemno�ci z przebywania w ich towarzystwie. Szczerze m�wi�c, wszystkie s� niedoskona�e. Nie mog� mnie bawi�, bo zdaj� sobie z tego spraw�. Przesta�y by� moimi przyjaci�mi, chocia� wina nie le�y po ich stronie. Czasem mam wra�enie, �e na szpetnych pyskach maluje si� smutek, a �lepia potrafi� zal�ni� wilgotnie, jakby pojawia� si� w nich wyrzut. Nie bardzo umiem si� tym przej��. Przykro mi, ch�opaki. Straci�em zbyt wiele, �eby rozpacza�, �e nie mam ju� do was serca. Po pierwsze, straci�em azyl. Siedz� w pracowni, zastawionej p�kami pe�nymi figurek, przesyconej zapachem lakier�w i r�nych mas plastycznych, pe�nej narz�dzi i poniewieraj�cych si� wsz�dzie szkic�w, ale to ju� nie jest moja magiczna kraina. Raczej miejsce ci�g�ych pr�b i pora�ek. Niewyobra�alne. Nigdy nie przypuszcza�em, �e pracownia mo�e sta� si� miejscem przesyconym frustracj�. Teraz niemal s�ysz�, jak ka�da �ciana wrzeszczy. Ka�da kolejna figurka to kl�ska. D�ugo walczy�em o sw�j w�asny kawa�ek �wiata, wi�c ci�ko mi patrze�, jak spok�j i zadowolenie uciekaj� st�d z krzykiem, przez drzwi brutalnie wywalone kopniakiem. W porz�dku, wyra�am si� w spos�b egzaltowany, ale mam do tego pewne prawa. Jestem artyst�. To mnie w jaki� spos�b t�umaczy. To mnie od razu okre�la w oczach �wiata. Co wi�cej, dla wi�kszo�ci trze�wo my�l�cych ludzi jestem artyst� niespe�nionym, poniewa� wylali mnie z uczelni. Odk�d przesta�em by� dzieckiem, wiedzia�em, co chc� w �yciu robi�. Ku zmartwieniu i przera�eniu bli�szej rodziny wcale nie zamierza�em zosta� lekarzem, adwokatem, przedsi�biorc� ani bankowcem. O zgrozo, nie wyra�a�em zainteresowania nawet marketingiem i zarz�dzaniem. Nie tylko nie chcia�em nikim zarz�dza�, ale z ca�� �wiadomo�ci� stara�em si� nie dopu�ci� do sytuacji, w kt�rej kto� zarz�dza�by mn�, a to, oczywi�cie, wyklucza wszelk� uczciw� prac�. Mia�em zamiar zosta� rze�biarzem. Pierwsze lata na uczelni okaza�y si� cholernym rozczarowaniem. Babra�em si� w glinie, wykonuj�c niezliczone studia gipsowych g��w, a jedyn� rozrywk� stanowi�y idiotyczne performance. Grono pedagogiczne przypatrywa�o si� z uznaniem lub pob�a�liwym u�miechem, jak studenci oblewaj� si� farbami, tarzaj� po ziemi, wydaj�c nieartyku�owane okrzyki godne psa, kt�remu kto� przytrzasn�� ogon, albo wo�� przed sob� na taczkach przyprawione gumk� monstrualne genitalia. Cholera, poszed�em tam zajmowa� si� rze�b�, a nie uczestniczy� w terapii zaj�ciowej w zak�adzie dla nieuleczalnych �wir�w. Ale nic, zacisn��em z�by i postanowi�em wytrwa�. Bo�e, co to by�a za banda por�b�w! Po korytarzach snu�y si� spowite w bure szaty laski, podobne w tych strojach do t�umok�w ze szmat, wywracaj�ce oczami i opowiadaj�ce o wizjach. Mamrocz�cy pod nosem kolesie, o odpowiednio artystycznych fryzurach, te� co chwila zatr�cali o wizje. W og�le wizje by�y bardzo modne. Wszystkie rozmowy kr�ci�y si� wok� nich, a tak�e wzajemnych zapewnie�, jak bardzo sztuka ma pobudza�, szokowa� i otwiera� oczy na wsp�czesne problemy ludzko�ci. A ja, cholera, chcia�em po prostu by� dobrym rze�biarzem. Gdybym postawi� sobie za cel otwieranie oczu, zosta�bym pieprzonym okulist�. Grande finale zdarzy�o si� pod koniec trzeciego roku. Na specjalne zaproszenie mia�a przyjecha� do szko�y s�awna rze�biarka z Japonii. Wyst�pi�a tylko raz, w jednej z bardziej szacownych galerii. Przyodziana w przepisowe bure szaty, z powag� wysypa�a na pod�og� zawarto�� dwunastu woreczk�w. W jednym by� piasek, w innym �wir, a w pozosta�ych zwyk�a ziemia. I tyle. Ca�a rze�ba. Wszyscy rzucili si� z zachwytem podziwia� dzie�o. Bardzo odkrywcze i bardzo ekologiczne. Sztuka Ziemi. Wtedy spyta�em, kto to, kurwa, posprz�ta. Skandal by� naprawd� mi�dzynarodowy. Powiedzieli, �e wylewaj� mnie za brak post�p�w i niew�a�ciw� postaw�. Dzi�ki ci, Bo�e, �e uchroni�e� mnie od w�a�ciwej. �apa�em si� r�nych zlece�. Malowa�em mieszkania, wykleja�em okoliczno�ciowe poczt�wki, troch� projektowa�em wn�trza. Kiedy� znajoma spyta�a, czy nie ulepi�bym paru �wi�tecznych figurek przedstawiaj�cych anio�ki. Wysz�y paskudnie. Pyski mia�y jak banda pijak�w, ale cudem chwyci�y. W�a�nie dlatego, �e by�y takie brzydkie. W�a�cicielka sklepu oznajmi�a, �e s� nowatorskie i nietypowe. Zam�wi�a nast�pne, tylko ju� nie zwi�zane ze �wi�tami. I tak narodzi�y si� potwory. Sz�y jak ciep�e bu�eczki. Wyrobi�em sobie pozycj�, a z czasem zacz��em zarabia� tyle, �eby m�c si� utrzyma� na przyzwoitym poziomie. �adnych luksus�w, ale to mi wystarcza�o. Najwa�niejsze, �e znalaz�em w�a�ciw� drog�. Lepi�em figurki i �adne zaj�cie nie przynosi�o mi nigdy wi�kszej satysfakcji. Odnalaz�em spe�nienie. W porz�dku, przyznaj�, to nie s� jakie� wiekopomne dzie�a, ale daj� mi rado��. W pewien spos�b jednak rze�bi�, przynajmniej we w�asnym mniemaniu. Kiedy patrz� wstecz, widz�, �e okres, kt�ry sp�dzi�em samotnie, wymy�laj�c pierwsze potwory, by� najszcz�liwszy w moim �yciu. We wspomnieniach towarzyszy mi poczucie, �e �wiat jest otwarty, przyjazny i oferuje wiele mo�liwo�ci. W takim stanie ducha i finans�w pozna�em Margot. �wi�ty Bo�e, jaka ona by�a �liczna, z buzi� laleczki, wielkimi, ciemnymi oczami, kr�ciutk�, czarn� fryzurk� i mi�kkim, z francuska wymawianym �r�. Male�ka, wr�cz filigranowa, mia�a doskona�� figur� klepsydry i �adne nogi. A przy tym wdzi�k bibelotu. Wygl�da�a, jakby uciek�a z pozytywki. Wydawa�o mi si�, �e bez trudu m�g�bym zamkn�� j� w d�oniach. Zakocha�em si� natychmiast, ufnie i bezmy�lnie. Zachwyci�em si� wszystkim. Szczebiotem i chichotem. Sposobem, w jaki si� �mia�a, ods�aniaj�c drobne, r�wne z�by. Pazurkami umalowanymi na kolor intensywnego szkar�atu, jakby przed chwil� rozszarpa�a nimi upolowan� ofiar�. Niezliczonymi kokardkami i pi�rkami, kt�re na sobie uczepia�a. Zalotnymi spojrzeniami i nienagannym makija�em, jaki nadawa� jej wygl�d porcelanowej figurki. Ma�ymi i wi�kszymi kaprysami, zawsze podbarwionymi odrobin� snobizmu, �eby przypomnie� wszystkim, �e wychowa�a si� we Francji. Zawsze kr�ci�o si� ko�o niej kilku facet�w, a ona przyjmowa�a ich ho�dy i fascynacj� za co� nale�nego z g�ry. Popada�a nawet w lekki niepok�j, gdy m�czyzn u jej boku robi�o si� mniej ni� trzech. Lawirowa�a mi�dzy nimi z maestri� wytrawnego tresera, ka�dego obdarzaj�c odpowiednio du�� ilo�ci� u�miech�w, �eby podtrzyma� w nim nadziej�, i odpowiednio ma��, �eby nie czu� si� wyr�niony. Margot Krecia Fryzurka. Wirowa�em wok� niej, jako jeden z odleglejszych satelit�w, w�a�ciwie bez widok�w na sukces. By� mo�e tak by si� wszystko sko�czy�o, gdyby nie moje potwory. Tego sezonu zacz�y si� sprzedawa� lepiej ni� dobrze. Niespodziewanie zrobi�y si� modne. Po zam�wienia zwr�ci�y si� do mnie renomowane galerie i drogie sklepy. Kilka kupi�a jaka� gwiazdka telewizyjna, kilka popularny sportowiec. Kto� zrobi� ze mn� wywiad do kolorowej gazety, jedna z galerii reklamowa�a si� moim nazwiskiem. W tym czasie, powoli, z nieszkodliwego �wira, jakim do tej pory by�em dla Margot, przemieni�em si� w interesuj�cego artyst�. Interesuj�cego na tyle, �e warto by�o si� ze mn� pokazywa�. Wprawi�a mnie tym w tak� eufori�, �e ch�tnie wyca�owa�bym po pyskach wszystkie potwory, kt�rym zawdzi�cza�em jej �askawo��. Margot Krecia Fryzurka zwr�ci�a na mnie uwag�! Czy mia�em prawo oczekiwa� czego� wi�cej? Zacz�li�my si� spotyka�, lecz z pocz�tku nigdy sam na sam. Bywali�my razem w knajpach, zawsze w wi�kszym towarzystwie. Na imprezach w gronie znajomych wyra�nie mnie faworyzowa�a, chocia� nadskakiwali jej inni faceci. M�wi�a du�o o potrzebie zrozumienia niezwyk�ej duszy artysty, �artowa�a i u�miecha�a si� filuternie, a ja mia�em wra�enie, �e wok� mojej g�owy fruwaj� anio�y z harfami i czarami kadzid�a. Nie wierzy�em w swoje szcz�cie. Tymczasem potwory sprzedawa�y si� coraz lepiej, a my, w�r�d znajomych zacz�li�my uchodzi� za par�. Margot wcale nie spieszy�a si� zaprzecza�. Nie przeszkadza�o jej to widywa� si� z innymi. Nie, dzisiaj nie ma dla mnie czasu, bo jest ju� um�wiona. Z�era�a mnie zazdro��. Czasem o�miela�em si� wtr�ci� jak�� uwag�, ale w�wczas wydyma�a usteczka i zarzuca�a mi, �e ograniczam jej wolno��. Moja zaborczo�� j� rani, bo c� w tym z�ego, �e ma przyjaci�? Czy chc�, �eby sp�dza�a �ycie w klatce? Oczywi�cie, nie chcia�em. Jakie mia�em prawo, �eby j� osacza� swoj� nieufno�ci�? Oczywi�cie, �adnego. Czy kobieta musi zawsze znosi� tyrani� partnera? Jezu, nie mia�em zamiaru jej tyranizowa�! Wycofywa�em si�, przera�ony, �e mog� j� straci�. Ale i tak zawsze ko�czy�o si� na westchnieniach i spojrzeniach pe�nych wyrzutu. Kiedy�, w trakcie jednej z takich rozm�w, popatrzy�a mi g��boko w oczy i oznajmi�a, �e nie mog� zatrzyma� w obj�ciach wiatru. Przysi�gam, powiedzia�a ten pretensjonalny bana�. Ale dla mnie brzmia� poetycko, �wiadcz�c o wielkiej wra�liwo�ci i niezbadanej kobiecej naturze. Wzruszy�em si� nawet. Cholera, czego mo�na si� by�o po mnie spodziewa�? By�em �miertelnie zakochanym g�wniarzem. W konkluzji Margot wychodzi�a, a ja pociesza�em si� wspomnieniem cudownego dnia, kiedy po raz pierwszy posz�a ze mn� do ��ka. Prawd� m�wi�c, nie by� a� tak cudowny, jak przedstawia�em sobie w marzeniach, bo to ja wykazywa�em wi�kszo�� entuzjazmu. Kr�lewna Margot zachowywa�a si� troch� jakby by�a �nie�k� w czasie �pi�czki, ale ja roi�em sobie pi�kne wizje, jak budz� j� do �ycia poca�unkami, chocia� za choler� nie potrafi�em ujrze� si� w roli ksi�cia. Czu�em si� raczej jak szewczyk, kt�ry cudem dosta� swoje p� kr�lestwa, prostak z wielkimi �apami, ci�gle upapranymi farb�, papierosem w ustach i nienawi�ci� do krawat�w. Margot natychmiast podchwyci�a t� gr�. Widzia�em, �e sprawia jej przyjemno��. Male�ka wr�ka oswoi�a sobie co� po�redniego mi�dzy dzikim smolarzem, nied�wiedziem i �wirem z dusz� artysty. Do regu� zabawy nale�a�o r�wnie� zachwycanie si� spotykanymi wsp�czesnymi ksi���tami, tymi �liskimi dupkami w nienagannie skrojonych garniturach, kt�rzy b�yskaj� biel� z�b�w, wachluj� si� pakietami kart kredytowych i ta�cz� tak, jakby mieli w �rodku spr�yn� nakr�can� kluczykiem. Na widok takiego stwora w �renicach Margot zapala�y si� dziwne ognie, g�os przeradza� si� w gruchanie z wibruj�cym, uroczym �r�, a ruchy stawa�y mdlej�ce. S�owem, ca�kowity zachwyt i uleg�o��. Na szcz�cie nie spotyka�a ich na swojej drodze zbyt cz�sto, a w razie czego i tak wraca�a do mnie. �artowa�a, �e sama nie rozumie, dlaczego rezygnuje z takiego pi�knego �wiatowca na rzecz prywatnego czarnego luda. Czy�bym rzuci� na ni� urok? Naprawd� by�o ca�kiem odwrotnie. Ona rzuci�a zakl�cie na mnie. Zrozumia�em, �e chc�, �eby zosta�a ze mn� na zawsze, kiedy wyjecha�a na ca�e wakacje do Francji, do jakiej� dalekiej rodziny. Oczywi�cie, w �adnym razie do pracy. Opala� si�, k�pa�, zwiedza� i zawi�zywa� znajomo�ci. Dni mija�y, Margot nie by�o, a ja biega�em po pracowni jak w�ciek�y tygrys, na sam� my�l o znajomo�ciach, jakie zawiera z bandami smag�ych, czarnookich, wypomadowanych Francuz�w, przyp�ywaj�cych po ni� jachtami lub zaje�d�aj�cych jaguarami. Im bardziej jej nie by�o, tym bardziej nie wyobra�a�em sobie przysz�o�ci bez niej. W ko�cu wr�ci�a, opalona, rozszczebiotana, opowiadaj�ca na lewo i prawo historie swoich podboj�w. Jeden milioner tak si� na ni� zagapi�, �e wpad� do basenu, a pewien szejk arabski chcia� za ni� odda� ca�y szyb naftowy, czy to nie urocze? Pewnie, �e urocze, jak ka�dy gest, minka, u�mieszek, jak to, �e wr�ci�a. Wodzi�em za ni� ma�lanymi oczami, z g�upawym u�miechem przyklejonym nieustannie do ust i jako� nie przychodzi�o mi do g�owy zdziwi� si�, czemu nie zosta�a we Francji szcz�liw� pani� milionerow�. Grunt, �e by�a. Przyjecha�a z powrotem, do mnie. Po kilku nieprzespanych nocach, pe�nych wizji potentat�w komputerowych w basenie i arabskich bogaczy uwo��cych porwan� Margot w g��b pustyni, postanowi�em, �e d�u�ej nie znios� niepewno�ci. Potwory sprzedawa�y si� jak ciep�e bu�eczki, wi�c wyci�gn��em z konta oszcz�dno�ci, kupi�em pier�cionek z brylantem, ma�ym bo ma�ym, ale prawdziwym, bukiet r�, tak ogromny, �e mog�aby si� w nim schowa� i grzmotn��em przed ni� na kolana. Nie wydawa�a si� wzruszona. Raczej zaskoczona i odrobin� ubawiona. Na pier�cionek popatrzy�a z pob�a�aniem, jakby dawa�a do zrozumienia, �e niczego lepszego nie mog�a si� spodziewa� po kim� tak kiepsko znaj�cym si� na bi�uterii, ale przyj�a go. Na Boga, przyj�a! Mia�em ochot� rycze� ze szcz�cia, nosi� na r�kach ca�y �wiat, uca�owa� ka�dego przechodnia i kupi� rower ka�demu dzieciakowi na podw�rku. Margot Krecia Fryzurka zostanie moj� �on�! Zosta�a, cho� nie mog�em w to uwierzy�. Oczywi�cie, przeprowadzi�a si� do mnie, zwalniaj�c wynaj�ty pok�j. W podr� po�lubn� chcia�em j� zabra� na Lazurowe Wybrze�e, ale nie mia�a ochoty. Za du�o wspomnie�, powiedzia�a. W porz�dku, pojechali�my na w�osk� Riwier�. Le��c na piasku, w zasi�gu chichocz�cych, �asz�cych si� fal, wygl�da�a jak c�rka samego Posejdona. Ofiarowa�a mi dwa szcz�liwe tygodnie, chocia� ju� wtedy pod�wiadomie wyczuwa�em, �e zwi�zek z Margot nie b�dzie wygl�da� tak, jak sobie wymarzy�em. Spycha�em w�tpliwo�ci na bok, ale szybko okaza�o si�, �e moja dziewczynka nie ma najmniejszej ochoty zosta� najbli�sz� mi osob� na �wiecie, przyjaci�k�, partnerk�, podpor� i kochank�. Zosta�a natomiast nieustaj�c� nagrod�, obiektem ci�g�ych ho�d�w, zachwyt�w i westchnie�. Dzie� za dniem musia�em na ni� zas�u�y� na nowo, wyr�czy� we wszystkim, zdoby� wzgl�dy. Stara�em si�, ale szczerze m�wi�c, wszystko roz�azi�o mi si� w palcach. Czasami dochodzi�em do wniosku, �e cho�bym, zgodnie z jej �yczeniem, wypru� sobie flaki i porozwiesza� na okolicznych choinkach, skrzywi tylko pyszczek i oznajmi, �e lepiej to mia�o wygl�da�. S�owem, nie uk�ada�o si� nam. Ksi�niczka le�a�a na kanapie i kaprysi�a, a ja trzaska�em drzwiami od pracowni i siedzia�em tam do p�nej nocy. To by� m�j azyl, obwarowana twierdza, gdzie nikt nie mia� mi za z�e ba�aganu, smrodu papieros�w, powycieranych spodni i braku zaanga�owania. W dodatku potwory przesta�y uchodzi� za hit sezonu. Wiedzia�em, �e tak si� stanie, i wcale nie ubolewa�em z tego powodu. Szczerze m�wi�c, odetchn��em nieco. Szum si� sko�czy�, a ja pozosta�em na rynku, z dochodami wystarczaj�cymi, �eby nas utrzyma�. Ale nie by�o ju� rozg�osu, wywiad�w w pisemkach i migawek w telewizji, co dla mojej pi�knej �ony urasta�o do rangi narodowej tragedii. Ponios�em sromotn� kl�sk�, zaprzepa�ci�em karier�, a j�, nieszcz�sn�, sprowadzi�em na manowce. Jak teraz zapewni� kr�lewnie odpowiednie warunki, skoro nie mam porz�dnej pracy? Po co si� ze mn� zadawa�a? Ja te� nie potrafi�em poj��. Nie by�o chyba na �wiecie m�czyzny, kt�ry mniej odpowiada�by jej idea�om. Min�y prawie dwa lata odk�d ochrzci�em Margot gorzkim, tajemnym imieniem �nie�ka, bo od pocz�tku naszego ma��e�stwa by�a ozi�b�a i niemrawa jak katatoniczka. Zreszt�, czemu si� dziwi�? Jak mo�na i�� do ��ka z bezmy�lnym brutalem, kt�ry nie rozumie subtelnej kobiecej duszy? Wcale nie mo�na, rzecz jasna. Zatem odwracamy si� noskiem do �ciany, wzdychamy bole�nie i demonstrujemy ca�emu �wiatu nasz� niebywa�� wra�liwo�� i samotno��. Mia�em tego do�� tak bardzo, �e wiele razy pragn��em po prostu wyj�� z domu, trzasn�wszy drzwiami, i nigdy nie wr�ci�. Zaci�gn�� si� na morze, uciec w las wypala� w�giel, zamieszka� na dworcu, wyplata� w g�uszy koszyki, niewa�ne. Byle dalej st�d. Ale wci�� bardzo kocha�em Margot i mia�em nadziej�, �e si� zmieni, przyzwyczai, zrozumie. Zmieni�a si�, a jak�e. Zupe�nie niespodziewanie, ale wcale nie tak, jak pragn��em. Wyjecha�a na dwa tygodnie do kole�anki, �eby cho� na chwil� uciec od problem�w. Jakich, do cholery, nie wyja�ni�a. Powr�ci�a z g��bokim przekonaniem, �e natychmiast chce urodzi� dziecko. Kole�anka w�a�nie jedno mia�a i odnalaz�a spe�nienie, rado�� prawdziwej kobieco�ci, a zatem Margot �yczy sobie tak�e. Przerazi�em si� troch�, bo nie czu�em si� przygotowany do roli ojca, a moja Krecia Fryzurka nijak nie wygl�da�a mi na mamusi�. Pr�bowa�em t�umaczy�, �eby�my po�yli jeszcze troch� sami, nacieszyli si� sob�, poczekali. Na nic. Zosta�em obwo�any bezdusznym potworem, ohydnym egoist�, oszustem, kt�ry podst�pnie j� omota�, a teraz odmawia jej jedynej rado�ci, odziera z prawdziwej rodziny. Stara�em si� by� twardy, ale poty si� bzdycza�a, p�aka�a, histeryzowa�a, w�cieka�a i obra�a�a, a� p�k�em. Fundowali�my sobie zatem kobiece spe�nienie dla Margot. Wtedy gorliwie ci�gn�a mnie do ��ka, ale wyt�skniony seks nie dawa� mi przyjemno�ci. Zdawa�o mi si�, �e moja �ona wykonuje zestaw nieprzyjemnych, lecz koniecznych �wicze�, aby otrzyma� upragnione male�stwo. W jej oczach nie widzia�em �ladu po��dania, tylko �wi�ty ogie� macierzy�stwa. Czu�em si� jak ogromny irygator, maszyna do produkcji nasienia i szczerze m�wi�c, nie wiedzia�em, czy bardziej chce mi si� p�aka�, czy rzyga�. Po up�ywie kilku nerwowych miesi�cy Margot otrzyma�a �ask�. Dziewcz�ca twarz promienia�a takim zadowoleniem, a� poczu�em skurcz b�lu, bo mnie nigdy nie uda�o si� uczyni� jej podobnie szcz�liw�. Ale stara�em si� cieszy� razem z ni�, chocia� natychmiast odsun�a mnie do �o�a. Przecie� co� mo�e sta� si� dziecku! (Egoisto, egoisto, potworze, ohydny, ohydny). Oczekiwanie na male�stwo przypomina�o czekanie na Mesjasza, a dla mnie sta�o si� jednym z paskudniej szych moment�w w �yciu. Straci�em bowiem Margot bezpowrotnie. Z chwil� gdy dziecko si� urodzi�o, musia�em sobie u�wiadomi�, �e nie ma dla mnie miejsca we w�asnym domu, ani w �yciu �ony. Zmieniono mnie w automat do pos�ug i dostarczania kasy. Margot i dziecko stanowi�y oddzieln�, sp�jn� planet�, gdzie mnie obowi�zywa� zakaz wst�pu. Doczekali�my si� c�reczki, kt�r� Margot uparcie nazywa�a Pere�k�. Uwa�a�a, �e to bardzo dowcipne. Ma�gorzata, znaczy przecie� per�a, a male�stwo b�dzie jej zminiaturyzowan� kopi�. Pere�ka. Jezu, brzmi jak imi� dla pudla. Ale jako pod�y brutal i tak musia�em trzyma� mord� w kube�. Pewnie pogodzi�bym si� z tym, �e Margot i jej dziwna, pokrzykuj�ca larwa wcale mnie nie potrzebuj�, gdyby okaza�o si�, �e kapitulacja wystarczy. Odszed�em, potw�r, mi�dzy swoje potwory, gdzie moje miejsce. Wygrzeba�em jam�, w kt�rej zaleg�em, wy�a��c kiedy tylko ksi�niczka sobie �yczy�a. Przez reszt� czasu schodzi�em jej z oczu, zamkni�ty w pracowni. Niestety, to nie wystarczy�o. Margot postanowi�a mnie zmieni�. Pere�ka musi mie� przecie� porz�dnego ojca, dostarczyciela wszelakiego dobra, osobnika w krawacie i na poziomie. Rozpocz�o si� natarcie na wszystkich frontach. Dlaczego nie chc� znale�� przyzwoitej pracy i zarabia� prawdziwych pieni�dzy? Za co Pere�ka p�jdzie do przedszkola z j�zykiem francuskim i zaj�ciami z ta�ca? Za co op�ac� jej prywatn� szko��? Czy chc�, �eby moje dziecko trafi�o mi�dzy plebs i element, bezpowrotnie trac�c szans� na dobre wykszta�cenie? Czy z powodu mego uporu i egoizmu Pere�ka musi zaprzepa�ci� swoj� przysz�o��? Czy mo�na wychowa� zdrowe, normalne dziecko w domu pe�nym maszkar? B�dzie dorasta�? Czy wyobra�am sobie, co powie, kiedy kto� j� zapyta, czym zajmuje si� ojciec? Lepi potworki? Jaki to b�dzie dla niej wstyd, jaki stres. Gdyby wcze�niej wiedzia�a, �e jestem draniem bez serca! Gdyby wiedzia�a! Wszystko mog�oby wygl�da� inaczej, a �ycie Pere�ki i jej samej nie by�oby bezpowrotnie z�amane. Szlochy. Spazmy. Histeria. Szybko i sprawnie zrobi�a ze mnie psychopat� zn�caj�cego si� nad w�asnym dzieckiem w imi� egoizmu i mia�kich roje� o karierze rze�biarza. Po�kn��em i to. Ostatnio wszystko po�yka�em, jak pos�uszny w�� boa. Ale nie ust�pi�em. Zaci��em si� w sobie i postanowi�em wytrwa�. Margot wysz�a za kolesia, kt�ry lepi figurki. Zdecydowa�a si� na ten krok �wiadomie, jak s�dz�, i w stanie poczytalno�ci. Wi�c teraz ma go za m�a. �adnych firm, garnitur�w, pos�gowych min i szarych samochod�w. Nigdy. Oczywi�cie, wybuch�a wojna. Brudna, podjazdowa, wyniszczaj�ca partyzantka, oparta g��wnie na atakach terrorystycznych. Nie uleg�em. Widzia�em natomiast niedowierzanie i w�ciek�o�� na twarzy mojej �ony. O�mieli�em si� sprzeciwi� kr�lewnie. O�mieli�em si� przeciwstawi� Margot! Musia�em, do diab�a. To by�a walka o przetrwanie. Inaczej po prostu bym umar�. Nie wiem, sk�d w kobietach bierze si� to g��boko zakorzenione prze�wiadczenie, �e ka�dego, a zw�aszcza m�czyzn�, mo�na, a nawet trzeba, zmieni�. Ugnie�� faceta jak plastelin�, przefasonowa�, wymalowa� pysk na nowo i prosz�! Ca�kiem inny! �wi�ta matko! Dlaczego?! Nie lepiej od razu poszuka� sobie lepszego, a tamtego obej�� szerokim �ukiem? Wida� nie. Mo�e nie by�oby tak zabawnie. Nie wiem. W ka�dym razie nie p�k�em. Gniewny, nabuzowany, ponury lepi�em najszkaradniej ze stwory, jakie potrafi�em, a �ciany pracowni wibrowa�y codzienn� dawk� w�ciek�o�ci. Gdybym pozwoli� si� zmieni�, przesta�bym �y�. S�dy cz�owieka s� naiwne. Wiedza o sobie samym i ogl�d wydarze�, ograniczone. I tak umar�em. Tego dnia, kiedy zadzwoni� telefon od Samanty. Z pocz�tku wygl�da�o to na zwyk�e zlecenie. Potem, kiedy ze s�uchawk� przyklejon� do ucha s�ucha�em rzeczowego kobiecego g�osu, na d�ugo wyczekiwany, niespodziewany cud. W ko�cu, gdy przerwa�a po��czenie, a ja zosta�em z bucz�cym g�ucho telefonem, nabra�em przekonania, �e kto� zrobi� mi g�upi �art. No, bo pomy�lmy realnie. Czy w dzisiejszych czasach, w naszej rzeczywisto�ci zdarzaj� si� ekscentryczni milionerzy, kt�rzy proponuj� plastykowi wytwarzaj�cemu figurki z mas plastycznych, �e kupi� za nies�ychan� cen� wszystko, cokolwiek zrobi? Ka�dego cholernego potworka. Musia�bym za to przerwa� wsp�prac� ze wszystkimi innymi galeriami i sklepami, s�owem da� mu wy��czno��. Oczywi�cie, to nie�atwa decyzja, ale cena powinna j� zrekompensowa�. M�j Bo�e, dawa� trzy razy tyle co najlepsi nabywcy. Taka cena zrekompensowa�aby mi prac� w oparach chlorowodoru. A w oczach Margot zn�w sta�bym si� interesuj�cym artyst�. Artyst� o wra�liwej duszy i grubym portfelu. Jasne, �e nie uwierzy�em. Jednak postanowi�em spotka� si� z dziewczyn�, kt�ra dzwoni�a. Mia�a na imi� Samanta, zajmowa�a si� wystrojem wn�trz i w�a�nie projektowa�a pub czy klub dla szalonego mi�o�nika potwor�w. Um�wi�a si� ze mn� po po�udniu, w kawiarni. Godziny d�u�y�y mi si� jak seriale Margot. Dowcip, czy kontrakt �ycia? Za dziesi�� sz�sta wysiad�em z autobusu spocony jak mysz, z prze�wiadczeniem, �e w kawiarnianym ogr�dku zobacz� roze�miane g�by kilku kumpli, kt�rzy w g�upi spos�b postanowili wyci�gn�� mnie na piwo. Zobaczy�em d�ugow�os�, smuk�� dziewczyn� przegl�daj�c� grub�, oprawn� w sk�r� ksi�g�. I umar�em. W u�amku sekundy. Poczu�em co� jak b�l, jak skurcz, zala�o mnie o�lepiaj�ce, b��kitne �wiat�o, niby uderzenie b�yskawicy. Nogi si� pode mn� ugi�y, chwyci�em si� kurczowo s�upka znaku drogowego. Wok� wirowa� wiatr, g�sty, ci�gn�cy za sob� snop iskier. Mia� srebrny kolor. Ludzie i samochody znieruchomieli w okamgnieniu. Zamro�one rze�by z lodu. Nic si� nie porusza�o. Nawet czas. Tylko dziewczyna o kasztanowych w�osach spokojnie odwr�ci�a kartk� ksi��ki. Zdawa�a si� nie dostrzega� niczego niezwyk�ego. Lodowe, o�lepiaj�ce niebo nade mn� p�k�o. Ze szczeliny la�o si� bia�e �wiat�o. G�os. Ona jest jedn� z nas. Niespodziewanie, dr��c i kurczowo obejmuj�c s�upek, poczu�em, �e to prawda. Jedna krew, zrozumia�em. P�ynie w nas jedna krew. Szklany �wiat, zbudowany z lodu i szronu, mieni� si� odblaskami diamentu. Widzia�em ludzkie serca w przezroczystych piersiach. Pulsowa�y st�umionym, niebieskim �wiat�em. L�d �piewa� i d�wi�cza� niczym potr�cone przypadkiem naczynie z kryszta�u. Wiedzia�em, �e za chwil� wszystko rozpry�nie si� na tysi�ce od�amk�w. Tylko �e tutaj nie by�o chwil. Samanta podnios�a do ust widmo szklanki, wypi�a �yk srebrnej ciemno�ci. Niebo l�ni�o oszala�ym blaskiem. Na jego tle, niczym hologram, zawis�a wyolbrzymiona sylwetka dziewczyny. W kawiarnianym ogr�dku, mi�dzy stalagmitami stolik�w, Samanta nadal przegl�da�a ksi��k�, podczas gdy w przestworzach jej cie� szybowa� z rozpostartymi ramionami i aureol� rozpuszczonych w�os�w. Upiorny anio� otworzy� usta, ale g�os wydobywa� si� ze szczeliny w niebie. Samanta jest bram�. A ty kluczem, synu. Pami�taj o krwi. Nie zrozumia�em ani s�owa. Widmowa twarz Samanty obr�ci�a si� ku mnie. Oczy o �renicach z wiruj�cych galaktyk p�on�y b��kitem. Niebo �piewa�o wysokie, wibruj�ce d�wi�ki uk�adaj�ce si� w monotonn� pie��. � �ycie. Sen � powiedzia� cie� dziewczyny. Poszybowa�em w g�r�. P�yn��em z rozpostartymi ramionami ku �renicom jak galaktyki. Umiera�em. Przed oczami, niczym film, przewija�o si� ca�e moje �ycie. Seria obraz�w. Brzydkich. Karykaturalnych. G�upcy wyg�aszaj�cy bana�y, podli nauczyciele, nad�ci wyk�adowcy, ukrywaj�cy pod p�aszczykiem naukowego �argonu swoj� ma�o��, snobizm i n�dz� intelektualn�. Pr�ne, z�o�liwe, puste dziewczyny, zazdro�ni lub irytuj�co g�upkowaci koledzy i Margot. Moja Margot. Minoderyjna, chciwa, wyrachowana drobnomieszczanka, pretensjonalna idiotka, o duszy sknery i cwaniaczki, prze�wiadczona o w�asnej doskona�o�ci. Nic. Zero. Ksi�niczka w jednej chwili przemieniona na powr�t w �ab�. I jaja mia�em za s�odk�? Za cudown�? Za pi�kn�? Ma��, kr�p�, kr�tkonog� pokrak�, wlok�c� za sob� wyd�ty odw�ok? Zobaczy�em w niej kopi� jej matki, starej ropuchy o wiecznie niezadowolonym pysku. Moja per�a okaza�a si� kupk� zgni�ego �luzu. Nie czu�em �alu. Przecie� umar�em i by�em wolny. Mo�e gniew. Oczywi�cie. Wielki, wszechogarniaj�cy gniew. Chc� mnie zniszczy�. St�amsi�. Upodli�. S� moimi wrogami. Wszyscy woko�o. Ka�da z tych istot. Bo p�ynie w nich obca krew, powiedzia� g�os z nieba. Pami�taj o krwi, synu. Film z mojego �ycia kr�ci� si� jak oszala�y. Obrazy miga�y przed oczami, zamazane, wiruj�c we w�ciek�ym korowodzie. Zla�y si� w jeden �wietlisty b�ysk, w og�uszaj�c� eksplozj�. O�lep�em. W uszach s�ysza�em wysoki, natarczywy gwizd. G�os w mojej g�owie brz�cza� g�ucho. Ona jest jedn� z nas. Spad�em na ziemi�, a w�a�ciwie poczu�em si� tak, jakbym wpad� z impetem do w�asnego cia�a. Dobrze, �e nie ty�em naprz�d, pomy�la�em oszo�omiony. Lodowy �wiat rozprysn�� si� na kawa�ki, a ja by�em prawie pewien, �e dostrzeg�em moment, w kt�rym zamro�ona rzeczywisto�� ruszy�a do przodu. Wci�� �ciska�em s�upek ze znakiem drogowym. Serce t�uk�o mi jak kafar, kolana zrobi�y si� dziwnie mi�kkie, ale i tak czu�em si� zdumiewaj�co dobrze. Nie, nie pomy�la�em, �e jestem wariatem. Wiem, �e powinienem, lecz taka my�l wcale nie posta�a mi w g�owie. Dotkn��em nieznanego, spotka�em si� z nadprzyrodzonym, wra�enie by�o piorunuj�ce, ale w jaki� dziwaczny spos�b podoba�o mi si�. Zdarzy�o si� co�, co rozbi�o nudn�, beznadziejn� powszednio��. Co�, wobec czego histerie na temat zarobk�w, niezap�aconych rachunk�w i przysz�o�ci Pere�ki traci�y znaczenie, blak�y jak wytarty jeans. �ycie wyci�gn�o do mnie ramiona, postanowi�o przypomnie�, �e w zanadrzu ma jeszcze wiele mo�liwo�ci. Przysz�o�� nie jest przes�dzona, �piewa�o moje serce. Nie sko�czy si� na ki�ni�ciu w zwi�zku z Margot, po sam gorzki koniec, a� za mymi plecami stanie zgorzknia�a, przepe�niona rozczarowaniami staro��. Nie sko�czy si�. Tyle wiedzia�em na pewno. Przyznaj�, porz�dnie mn� potrzepa�o. Mia�em dreszcze, przez jezdni� przelaz�em na trz�s�cych si� nogach. W ko�cu nie tak �atwo si� pozbiera�, kiedy umierasz, a w nast�pnej chwili zostajesz wskrzeszony. Troch� wyrozumia�o�ci, panowie. Wreszcie uda�o mi si� dobi� do bezpiecznej przystani kawiarnianego ogr�dka. Podszed�em do stolika Samanty. U�miechn�a si� do mnie i wsta�a, �eby poda� mi r�k�. � Cze�� � powiedzia�a. Mia�a melodyjny, niski g�os, tak �e do razu chcia�oby si� pos�ucha� jak �piewa bluesy. U�miechn��em si� tak�e. Podnios�a na mnie oczy szarozielonej barwy, kt�re nie przypomina�y ju� galaktyk, tylko przywodzi�y na my�l rozleg�e, dalekie krainy, gdzie zawsze panuje spok�j. Mog�y rozbudzi� t�sknot� za tymi tajemniczymi miejscami w niejednym facecie. We mnie rozbudzi�y natychmiast. Odsun��em krzes�o, �eby usi���. � Ciesz� si�, �e pan przyszed� � powiedzia�a. Ja te� si� cieszy�em. Bardzo. � Nie zam�wi�am panu piwa, bo by�am prawie pewna, �e musia�abym wypi� je sama. � Nie da�aby pani rady? � spyta�em. Zn�w u�miech i figlarny b�ysk w morskich przestrzeniach oczu. � Pan mnie nie docenia. Drugie piwo to nie przeciwnik. Nie dla kobiety obracaj�cej si� w kr�gach bohemy wprost z architektury wn�trz. Chodzi o reputacj�. Samotnie mo�na wypi� jedno piwo, nie wi�cej. � Teraz mo�e ju� pani zam�wi� drugie � powiedzia�em. Skin�a g�ow�. � Pewnie dojdzie i do tego. Zastanowi� si� pan nad propozycj�? Odchyli�em si� na krze�le. � Trudno si� nie zastanawia�. Jest kusz�ca jak oferta rodem z piek�a. Co mam odda� w zamian? Dusz�? Unios�a brwi. � Z tego co wiem, na razie tylko r�ce. Ale wsp�praca mo�e si� rozwin��. Prosz� uwa�nie czyta� papiery. Pewnego dnia b�dzie mi�dzy nimi cyrograf. � Pani ju� taki podpisa�a? � Niestety. Dosta�am jedynie standardow� umow�. On dba tylko o pa�sk� dusz�. Mrugn�a do mnie. � Kontrahent? � spyta�em. � Czy smag�y d�entelmen pachn�cy siark�? � Nasz Lord Nabab � mrukn�a. � Przysz�y w�a�ciciel szalonego pubu w stylu gotyckiego horroru. Nie, �le m�wi�. To nie ma by� gotycki horror, ale spe�nienie jego dziwacznych wizji. Czepia si� ka�dego szczeg�u, drobiazg�w. Wszystko musi wygl�da� tak, jak zaplanowa�. Ci�ko si� z nim pracuje, zobaczy pan. � To nie brzmi zbyt zach�caj�co � wtr�ci�em. � Faktycznie, niezbyt � przyzna�a. � Ale za to p�aci doskonale, zawsze w terminie. Je�li jest zadowolony, dorzuca ekstra premie. Pochyli�em si� ku niej. � Dlaczego nie skontaktowa� si� ze mn� osobi�cie? Wzruszy�a ramionami. � Bo jest dziwakiem. Pracownik�w traktuje troch� jak swoj� w�asno��. Uwa�a, �e mo�e mnie obarcza� przer�nymi zadaniami, je�li ju� zgodzi�am si� co� dla niego robi�. Mam by� teraz po�rednikiem mi�dzy nim a panem. Na osobiste spotkanie przyjdzie czas, jak powiedzia�. Szczerze m�wi�c, wola�bym, �eby ten czas nadszed� mo�liwie p�no. Towarzystwo Samanty odpowiada�o mi o wiele bardziej ni� wsp�praca z ekscentrycznym, pryncypialnym staruszkiem, jak wyobra�a�em sobie kontrahenta. � A ja my�la�em, �e w tym kraju nie zdarzaj� si� bogaci szale�cy obdarzeni wizjami. U�miechn�a si�. � On z pewno�ci� nie pochodzi z naszego kraju. Z Europy te� chyba nie. To jaki� Arab czy inny mieszkaniec Orientu. Najpr�dzej Lewanty�czyk. � Lewanty�czyk? � zdziwi�em si�. Zrobi�a ruch d�oni�. � Och, wie pan. Oliwkowa cera, sucha, orla twarz, p�on�ce oczy i szopa siwych w�os�w. M�wi prawie bez akcentu, ale jako� gard�owo. � Niemo�liwe � powiedzia�em. � Takich facet�w nie ma. Mo�e w filmach klasy B. � Do licha, prawie zapomnia�am. Kaza� da� panu ksi��k�. Prosz�. Podsun�a ku mnie oprawny w sk�r� manuskrypt. Musia� by� bardzo stary. T�oczone na sk�rze wzory niemal si� zatar�y. Ksi�ga nie mia�a tytu�u. Os�upia�y, przewr�ci�em kilka stron. Pergamin, nie papier. Pokryty g�sto rz�dami zdumiewaj�cych znak�w, kt�re nie przypomina�y �adnego znanego mi pisma. � Po co to? � wyj�ka�em. � Nie mam poj�cia � powiedzia�a. � Na pewno nie dla inspiracji plastycznej. W ksi��ce nie ma �adnych obrazk�w. Poczu�em nieprzyjemny ch��d w �o��dku na my�l, �e tomiszcze mo�e by� kradzione. � Nie mog� jej wzi�� � zaprotestowa�em. � Pewnie jest cenna, a ja nie wiem, co z ni� zrobi�. Samanta westchn�a. � Prosz� mnie dobrze zrozumie�. Musi pan j� zabra�. I starannie przejrze�. To warunek wsp�pracy. � Zaraz, to absurd! � Wiem � skin�a g�ow�. � Ale pan Fahrad tak zarz�dzi�. Z nim nie ma dyskusji. W spokojnych krainach zielonych oczu pojawi� si� dziwny wyraz. Czy�by l�k? Bezwiednie wodzi�em palcami po wytartych ��obieniach ok�adki. � Mog�a pani spokojnie zostawi� t� ceg�� w domu, albo nawet wyrzuci� do �mieci. Czego si� pani boi? �e Lewanty�czyk by si� dowiedzia�, wr�c z fus�w po kawie? � Mo�e � szepn�a, odwr�ciwszy wzrok. � A mo�e chc� by� po prostu uczciwa. Zale�a�o mu, �eby dosta� pan ksi��k�. Prosz� j� przejrze�. � W porz�dku � mrukn��em. � Wygl�da na to, �e je�li przyjm� t� prac�, b�d� si� musia� przyzwyczai� do dziwactw. U�miechn�a si� troch� kwa�no. � Pr�bowa�am to panu od pocz�tku powiedzie�. � Wi�c ile figurek chce ode mnie magik z Orientu? Dziesi��? Dwadzie�cia? Podnios�a do ust szklank�. � Tyle, ile zdo�a pan zrobi�. � A je�li to b�d� dwie setki? � Ucieszy si� i da panu premi�. Ale figurki musz� by� staranne. I mo�liwie r�norodne. Otworzy�em manuskrypt w przypadkowym miejscu i gapi�em si� na niezwyk�e znaki. Wyda�y si� tak obce i z�owr�bne, a� po plecach przebieg� mi dreszcz. Mistyczne do�wiadczenie przy znaku drogowym zdawa�o si� odleg�e jak wspomnienie minionego snu. Nie by�em wcale pewny, czy rzeczywi�cie je prze�y�em. � Co za historia � powiedzia�em cicho. Tym razem u�miech Samanty by� cieplejszy. � Faktycznie � zgodzi�a si�. � Co za historia! Ale przynajmniej jaka� przygoda, prawda? Teraz ludzie zdaj� si� nie rozumie�, co to s�owo znaczy. Kto marzy o przemierzaniu d�ungli lub sawanny ze sztucerem na ramieniu, o odkrywaniu tajemniczych �wi�ty� czy staro�ytnych grob�w, o podr�ach z karawanami wielb��d�w, o tragarzach nios�cych kufry i namioty, o statkach ko�ysz�cych si� na redzie egzotycznych port�w? Prawdziwa przygoda pachnie morzem, dymem cygar, sk�r�, drewnem i aromatem ro�lin, kt�re nigdy nie wyrosn� na twoim podw�rku. Urwa�a nagle, speszona, a ja wola�bym nadal patrze�, jak o�ywienie rozja�nia �liczn� twarz w kszta�cie serca, na b�ysk w rozszerzonych �renicach, lekki rumieniec na policzkach. Po raz pierwszy od wielu lat poczu�em, �e chc� zatrzyma� ten obraz, utrwali� go natychmiast w glinie, w serii spiesznych szkic�w, zal��k�w prawdziwego portretu. Nagle przypomnia�em sobie, dlaczego chcia�em rze�bi�, jak wygl�da�a tamta dawna, przemo�na potrzeba ze wczesnej m�odo�ci, konieczno�� dotykania i kszta�towania gliny, tak silna, a� niemal bola�y do niej palce. Samanta milcza�a zak�opotana. � Do licha, zachowuj� si� jak ch�opiec wychowany pi��dziesi�t lat temu na ksi��kach po dziadku � powiedzia�a wreszcie. � Dobrze, �e nie jak nowoczesna kobieta, kt�rej zale�y tylko na forsie i przywilejach � mrukn��em. U�miechn�a si�. � Jak wida� fors� nie pogardzi�am. Nie rzuci�am jeszcze z trzaskiem roboty u Lewanty�czyka, chocia�, szczerze m�wi�c, ma kaprysy jak primadonna. Przynajmniej praca jest ciekawa. No i jak? Wchodzi pan w sk�ad za�ogi? Skin��em g�ow�. � Spr�buj�. W ko�cu hurtowi mi�o�nicy potwor�w nie zlatuj� z nieba co chwila. � Doskonale. � Wsta�a i wyci�gn�a r�k�. � P�dz� przekaza� radosn� wiadomo�� Lordowi Nababowi. Ucieszy si�. Bardzo mu zale�a�o na wsp�pracy z panem. Zadzwoni�, kiedy b�d� gotowe umowy i reszta papier�w. Prosz� przeczyta� ksi��k�. � Dobrze, ale sk�d mam wiedzie�, czy nie czytam do g�ry nogami? � spyta�em. � Zasada jest prosta. Zielonym do g�ry. � Mrugn�a porozumiewawczo. � Do zobaczenia. Nie obejrza�a si�, odchodz�c, za to ja si� gapi�em na jej idealne nogi i smuk�� sylwetk�, a� znik�a za rogiem. Zdawa�o mi si�, �e na tle innych ludzi l�ni jak gwiazda wieczornego nieba. Zreszt�, mo�e to nie by�o tylko z�udzenie. Niewielu rzeczy tak naprawd� �a�uj�. Zaledwie dw�ch. A� dw�ch. Nie my�l� o prostych, �yciowych b��dach jak zwi�zek z Margot, albo smutek, �e nie zosta�em wsp�czesnym Rodinem. M�wi� o prawdziwym, strasznym �alu, kt�ry ka�e wdrapywa� si� noc� na dach i wy� do ksi�yca. Nie potrafi� od�a�owa�, �e nie poszed�em do ��ka z Samant� i nie zrobi�em jej portretu. Nie zd��y�em. To takie bolesne. Zmarnowa�em tyle moment�w, tyle chwil. Wiem, obiecano mi, �e wszystko odzyskam. Przyjdzie czas na napraw�, na nagrod�. Ale czasami nie potrafi� uwierzy�. We wszystko inne tak, pr�dzej. Lecz nie w to, �e odzyskam Samant�. Wci�� mam nadziej�, �yj� nadziej�, jednak wiary tam brakuje. Czekam. W�ciek�y, pe�en frustracji, z dnia na dzie� gorszej. Lepi� potwory, legiony, hordy potwor�w o paszczach pe�nych z�b�w i �lepiach pe�nych piek�a, chocia� daleki jestem do sukcesu. Najgorsze, �e praca mi nie idzie. A przecie� ona jest kluczem. Ja sta�em si� kluczem, bez kt�rego nie spos�b otworzy� bramy. Samanta. Opowiadam o niej potworom, kt�re s�uchaj� oboj�tnie. S� przecie� martwe. Boj� si�, �e wkr�tce zaczn� ich nienawidzi�, chocia� wina le�y po mojej stronie. Jestem felernym kluczem i nie umiem sta� si� bodaj wytrychem. Spotyka�em si� z Samant� regularnie. Dostarcza�em jej gotowe figurki, wypytywa�em o szczeg�y wystroju pubu. By�em cholernie ciekaw jak wygl�da projekt. Nigdy nie chcia�a pokaza�. Kiedy marudzi�em, �e musz� wiedzie� do jakiego wn�trza przeznaczam potwory, �eby je odpowiednio dobra�, kr�ci�a tylko g�ow�. Pan Fahrad nie chce, �ebym si� czymkolwiek sugerowa�. Mam robi� figurki po swojemu. I tak zrobi� po swojemu, przekonywa�em. Nic. Nie pozwoli�a mi nawet obejrze� miejsca, w kt�rym powstanie lokal. Lewanty�czyk sobie nie �yczy. Zaczyna�em czu� do sukinsyna szczer� niech��, cho� bez niego nie pozna�bym Samanty. Przysz�y pub pozostawa� wi�c tajemnic�. Wiedzia�em jedynie, �e to stara hala fabryczna czy opuszczony magazyn, w ka�dym razie wielkie, industrialne wn�trze, jakie zmieni si� w magiczne miejsce. D�ugo by�a twarda jak g�az, ale kiedy przyzna�a, �e ma zamiar nadzorowa� wykonanie i osobi�cie pracowa� nad wi�kszo�ci� element�w plastycznych, podnios�em wrzask, kt�rego nie wytrzyma�a. Pokaza�a mi szkice. Zobaczy�em dziwn�, mroczn� krain�, szale�stwo w odcieniach zieleni i czerni, zbudowane z kolumnad, schod�w i omsza�ych blok�w skalnych. Zatopione kr�lestwo smutku, obc�, zimn� planet� na gorszym ko�cu wszech�wiata. Upiorna Atlantyda w niczym nie przypomina�a �agodnych, podmorskich r�wnin oczu Samanty. Nie wiem, kto chcia�by bawi� si� w takim wn�trzu. Chyba �wiry i desperaci. Szkice by�y narysowane bardzo sprawnie, pewn�, wyrobion� r�k�, lecz patrz�c na nie, nie mog�em oprze� si� wra�eniu, �e co� jest nie tak z perspektyw�. Przeanalizowa�em linie. Wszystkie przebiega�y prawid�owo. Jednak dziwne odczucie nie mija�o. Spojrza�em na Samant�. Uciek�a wzrokiem, wyra�nie zdenerwowana. W nag�ym przeb�ysku zrozumia�em, jak wiele j� kosztuje odkrycie szkic�w. Jakby wstydzi�a si� w�asnego projektu, a mo�e nawet ba�a. W gardle poczu�em ucisk dziwnego wzruszenia. Zaufa�a mi bardziej ni� mog�em przypuszcza�. � Niesamowite � powiedzia�em szczerze. � Nigdy nie widzia�em podobnych rozwi�za�. A klimat� � Daj! � Wyszarpn�a mi z r�ki rysunki. Delikatnie przytrzyma�em jej d�o�. Wci�� nie patrzy�a mi w oczy. � Szkice s� niezwyk�e, Samanto � powiedzia�em. � Nie k�ami�. Moje potwory mog� si� przy nich schowa�. Wygl�daj� jak zwyk�a tandeta. � Wcale nie � burkn�a. � Wiem, co m�wi�. Ten pub b�dzie wygl�da� jak kawa�ek obcej planety. Strasznej i mrocznej, ale przecie� o to chodzi�o, prawda? Zobacz, dosta�em g�siej sk�rki od samego widoku, chocia� sam produkuj� koszmarki rodem ze z�ych sn�w. Nie tak �atwo mnie przestraszy�. � Zrobi�am to wszystko dok�adnie tak, jak chcia�! � wybuch�a. � Szczeg� po szczeg�le. On ma to w g�owie. Jak dane zapisane na twardym dysku. Ja tylko przerysowa�am jego wizj�. Bo�e, czuj� si�, jakbym zaprojektowa�a piek�o wed�ug wskaz�wek Lucyfera! Chcia�em j� obj��, przytuli�, ale zabrak�o mi odwagi. Ba�em si�, �e mnie odtr�ci, �e strac� j� na zawsze. Dure�! Kolejna chwila do kolekcji zmarnowanych szans. � Daj spok�j � powiedzia�em �agodnie. � Projekt jest tw�j. Ty go stworzy�a�. Wybudowa�a� z w�asnego talentu. Nawet je�li kto� si� do tego wtr�ca�, nie potrafi�by ci� zast�pi�. � W porz�dku � mrukn�a. Z trudem powstrzymywa�a �zy. � Co si� naprawd� dzieje? � zaryzykowa�em pytanie. Westchn�a. Wygl�da�a jako� blado i krucho, a� poczu�em ucisk w sercu. � Nie wiem � powiedzia�a bezradnie. � Nie lubi� tego pubu. Postanowi�em rzuci� si� na g��bok� wod�. � Jeste� przepracowana � zawyrokowa�em. � Wiesz co? Dajmy sobie jutro spok�j z prac�. Do diab�a, nale�y nam si� odpoczynek. Chod�my gdzie�. Ja zapraszam. � Dok�d? � Unios�a brwi, zdziwiona. Jedno wiedzia�em. Nic banalnego. �adne kino, �adne drogie knajpy. � Na przyk�ad do Zoo. U�miechn�a si�. � Dlaczego nie? Ze sto lat tam nie by�am. G��boko, w pude�eczku z kryszta�u wy�o�onym aksamitem mieszka wspomnienie tego dnia. Proste obrazki. Chodzimy, �miejemy si�, szkicujemy zwierz�ta, jemy lody. Kupuj� jej balonik wype�niony helem, bo przyzna�a si�, �e chcia�a mie� taki przez ca�e dzieci�stwo. To ma�a szkatu�ka, skarb pirata ukryty na bezludnej wyspie. Proste obrazki, a ten stary, beznogi szaleniec z przepask� na oku got�w jest ich broni� za cen� �ycia. Czas up�ywa� mi na lepieniu potwor�w i spotkaniach z Samant�. O Margot w�a�ciwie nie my�la�em. Oddawa�em jej pieni�dze, �yli�my obok siebie, ale nie mieli�my sobie wiele do powiedzenia. Nasze drogi rozchodzi�y si� w przeciwne strony. Nawet nie zauwa�y�em, �e mimo wyra�nej poprawy sytuacji materialnej stosunek mojej �ony do mnie wcale si� nie zmieni�. Nadal by�em nieudacznikiem, egoist� i ca�� band� wrednych typ�w, w zale�no�ci do kaprysu Margot. Nie przej��bym si� nawet gdyby obwo�a�a mnie Herodem i Charlesem Mansonem w jednym. Wybacz, �nie�ko. Zimna, osch�a i nieprzyst�pna przesta�a� by� dla mnie w jakimkolwiek stopniu atrakcyjna. Zmieni�a� si� w kawa�ek mro�onej krowy. Nie pami�tam, ile potwor�w pos�a�em w paszcz� Lewanty�czyka. Pewnie ca�e kontenery. �yj�c pomi�dzy pracowni� i spotkaniami z Samant�, by�em niemal szcz�liwy. Ba�em si� tylko up�ywu czasu. Kiedy kontrakt si� sko�czy, sko�cz� si� tak�e preteksty do kontakt�w z kobiet�, kt�ra wype�nia�a mi �wiat. Powinienem dzia�a�, ale tak bardzo ba�em si� pora�ki. L�k przyprawia� mnie o parali�. Niestety, przede wszystkim m�zgu. Tymczasem projekt wkroczy� w faz� realizacji. Samanta zrobi�a si� nerwowa, zm�czona, jakby smutna. Wygl�da�a blado i mizernie. Bardzo du�o pracowa�a. Chcia�em jej pomaga�, ale powiedzia�a, �e zleceniodawca stanowczo zabroni�. Mia�em w dupie te zakazy, jednak Samanta przywi�zywa�a do nich wag�, wi�c odpu�ci�em. Pracowa�em du�o, lecz nigdy nie us�ysza�em od pracodawcy �adnych krytycznych uwag. Bra� wszystko na pniu i p�aci� jak za zbo�e. Ksi��ka le�a�a u mnie na biurku, pokrywaj�c si� kurzem. Owszem, przejrza�em kilka stron dziwnych znak�w, podobnych do �lad�w zostawionych przez zmoczonego w atramencie owada, ale szybko mnie znu�y�y. Straci�y sw�j z�owr�bny charakter i nigdy ju� nie poczu�em dreszczu niepokoju, otwieraj�c manuskrypt. Czasem �ni�em natomiast o wn�trzu zaprojektowanym przez Samant�. B��dzi�em w�r�d wielkich, o�lizg�ych kolumnad, wdychaj�c wszechobecn� wo� mu�u i rozk�adu. Czy�ci�em i odczytywa�em na g�os inskrypcje na omsza�ych g�azach, nieko�cz�ce si� inwokacje w gard�owym, niezrozumia�ym j�zyku. Spada�em g�ow� w d� ze stromych schod�w, wbitych w serce mroku, aby szybowa� bez ko�ca pomi�dzy zimnymi latarniami gwiazd. Krzycza�em w ciemno�ci, a wyolbrzymione twarze potwor�w zwraca�y ku mnie pe�ne wsp�czucia �lepia. Nie przywi�zywa�em specjalnej wagi do tych sn�w, przypisuj�c paskudne wizje przepracowaniu. Kto�, kto po�wi�ca dwana�cie godzin dziennie na wymy�lanie i lepienie potwork�w, powinien przyjmowa� koszmary z odpowiedni� dawk� wyrozumia�o�ci. O niezwyk�ym doznaniu poprzedzaj�cym spotkanie z Samant� zapomnia�em g�adko i ca�kowicie. Po prostu wypar�em wszystko ze �wiadomo�ci. Natomiast samo pojawienie si� dziewczyny w moim �yciu odczytywa�em niemal na poziomie mistycznym. T�skni�em do niej jak cholera. Wstawa�em w nocy, obraca�em w d�oniach s�uchawk� telefonu, u�ywaj�c ca�ej si�y woli i racjonalnych argument�w, �eby nie wybra� numeru. Nie obawia�em si� reakcji Margot, bo od dawna, odk�d zasz�a w ci���, kaza�a mi sypia� w pracowni. Nie s�dz�, �eby cokolwiek podejrzewa�a. Uwa�a�a mnie za zbyt nieapetyczny k�sek dla najpaskudniejszej nawet kobiety. Osobisty czarny lud na zawsze nosi wypalone pi�tno niewolnika. G�upi, tch�rzliwi, s�u�alczy niewolnicy nie uciekaj�. Tako rzecze kr�lowa Margot. W sumie, nic mnie ju� nie obchodzi�y s�dy panny Nabzdyczona Mina. Martwi�em si� o Samant�. Wygl�da�a kiepsko. Nie na �arty przestraszy�em si� jednak dopiero po historii ze zdj�ciami. Zadzwoni�a niespodziewanie, p�nym wieczorem, prosz�c o natychmiastowe spotkanie. P�dzi�em do ma�ego, zawalonego obrazami i projektami mieszkanka na poddaszu, �ami�c wszelkie przepisy drogowe. W g�osie Samanty brzmia�y jakie� niedobre, desperackie tony. Otworzy�a drzwi zanim zd��y�em zapuka�. Widocznie wyczekiwa�a na korytarzu odg�osu krok�w. By�a bardzo blada, ciemne p�kola si�c�w rysowa�y si� wyra�nie pod szar� zieleni� oczu. W krainie tajemnego spokoju zbiera�o si� na katastrof�. � Czy co� si� sta�o? � spyta�em g�upio, walcz�c z przemo�n� ch�ci�, �eby j� obj�� i uspokoi�. Pokr�ci�a g�ow�. � I tak, i nie. Chcesz kawy? A mo�e herbaty? � Na lito�� bosk� � wybuch�em. � Nie pytaj o takie banalne g�upstwa! Co si� sta�o?! Wygl�dasz jakby� zobaczy�a �mier�. Nerwowo przeczesa�a palcami w�osy. � Przepraszam. Nie powinnam wywo�ywa� ci� z domu o takiej p�nej porze. W og�le nie powinnam zawraca� ci g�owy. Zachowa�am si� jak idiotka. �achn��em si�. � Daj spok�j! Przyjecha�bym z ko�ca �wiata. Co jest grane? M�w. Zagryz�a warg�. W oczach mia�a smutek. I l�k. I zm�czenie. � Chyba zwariowa�am � wykrztusi�a z trudem. � Chyba� Jezu �wi�ty, to ju� nie przygoda. To psychiatryk. �cisn�a palcami skronie. D�onie dr�a�y. Milcza�em, uznawszy, �e tak b�dzie najlepiej. � Nie r�b wi�cej figurek. Rzu� t� robot�. Natychmiast � powiedzia�a �miertelnie powa�nie. Drgn��em, zaskoczony. � Nie mog�. Za dobrze p�aci. W �yciu nie mia�em takiego zbytu. � Musisz. Dla w�asnego dobra! � Dlaczego? Fahrad ma powi�zania z mafi�? Dowiedzia�a� si�, �e to terrorysta? Grozi� ci? Nie b�j si�, zajm� si� wszystkim. Zawiadomimy specjalne s�u�by, policj�. B�d� ci� chroni�. Wszystko si� dobrze sko�czy, zobaczysz. Za�mia�a si� nerwowo. � Bo�e, nie! To nie tak! On� sama nie wiem. Chc� rzuci� t� prac�. Nie mam ju� si�y. To z�e miejsce, z�y projekt.� � Wcale nie � zaprotestowa�em. � Jest doskona�y. � Nie rozumiesz. � Machn�a r�k�. � Chodzi mi o prawdziwe z�o. Co� strasznego, nie z tej rzeczywisto�ci. � O rany � st�kn��em. � Widzisz? � U�miechn�a si� krzywo. � M�wi�am, �e psychiatryk. � Zaraz, ale o co chodzi? Nabra�a g��boko powietrza. � O zdj�cia � powiedzia�a. Nadal nic nie rozumia�em. � Zrobi�am zdj�cia wyko�czonej cz�ci pubu � wyja�ni�a. � One �yj�. � Kto? � wybe�kota�em, nie�le przera�ony. � No, zdj�cia. A dok�adniej rzeczywisto��, kt�r� przedstawiaj�. Zmieniaj� si�. Przesuwaj�, pokazuj� miejsca, jakich nie ma w pubie. W dodatku prawdziwe. � Jak to, prawdziwe? � przerwa�em. Zrobi�a nieokre�lony ruch r�k�. � Nie maj� nic wsp�lnego z dekoracj� wn�trz. Wida� przez nie inn� rzeczywisto��, jakie� miasto, ale obce. Nie pochodz�ce z Ziemi. Jakby� patrzy� przez okno, rozumiesz? Nie umiem wyt�umaczy�. Prze�kn��em �lin�. Z trudem. � Wida� obc� planet�? � spyta�em. Wzruszy�a ramionami. � Nie wiem. Chyba tak. I co�, co tam �yje. Stwory. Uchwytne tylko k�tem oka. Nigdy nie zobaczy�am �adnego dok�adnie. I wcale nie chc�. One kryj� si� w cieniu. Bo�e, jak to brzmi! Musisz mnie bra� za wariatk�. Dziwny ze mnie facet. To nie �aden narcyzm, ale fakty. Oczywi�cie, powinienem uzna�, �e oszala�a. Jednak zamiast p�j�� prost� drog�, przypomnia�em sobie mistyczne widzenie przed kawiarnianym ogr�dkiem. Zrobi�o mi si� zimno. I bardzo nieprzyjemnie. Nie uwierzy�em Samancie bez zastrze�e�. Uzna�em, �e mia�a halucynacj� podobn� do mojej, sen, kt�ry potraktowa�a zbyt rzeczywi�cie, z�y dzie�, chwilowe zamroczenie, ale wcale nie wykluczy�em spotkania z nadprzyrodzonym. W ka�dym razie wiedzia�em, �e spotka�a si� z czym� niezwyk�ym. � Spokojnie � powiedzia�em. � Damy sobie rad� tak�e z kosmitami. Poka� te zdj�cia. Odruchowo tar�a skronie. � Poka��. Ale one nie zawsze tak wygl�daj�. Zazwyczaj to zwyk�e fotografie. Podesz�a do biurka, wyj�a z szuflady du�� szar� kopert�. Wzi��em j� w r�ce i wyci�gn��em ze �rodka g�adkie, l�ni�ce kartki. Faktycznie. To by�y zwyk�e fotografie. Samanta westchn�a. � M�wi�am? Nic specjalnego. Odetchn��em z ulg�. Przynajmniej widzia�a to samo, co ja. Przygl�da�em si� zdj�ciom, jakbym chcia� wywierci� wzrokiem dziury w kartonie. Nic si� nie dzia�o. � Wyrzu� je, prosz� � szepn�a Samanta. � Ja� nie chc� ich dotyka�. � Dobrze, wyrzuc� � zgodzi�em si�, wpychaj�c fotografie z powrotem do koperty. � Zosta� z tob�? � Nie, nie. Nie trzeba � wymamrota�a. � Jak przyjd� widma, w