13972

Szczegóły
Tytuł 13972
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13972 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13972 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13972 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski WSPOMNIENIA PANA SZAMBELANA Relata refero1 Ma�o kto, na Polesiu i na Wo�yniu ca�ym, nie zna� tego poczciwego i mi�ego Szambelana, kt�ry tak niespodzianie ma by� wydrukowanym po �mierci. Mogli�by�my go zapomnie�? jednego z tych, na wieki ju� dla nas zaginionych ludzi epoki, kt�ra si� odrodzi� drugi raz nie mo�e, a kt�rej synowie dogorywaj� lub skonali wzdychaj�c i t�skni�c za swoim �wiatem. Smutne, smutne �ycie ludzkie, tyle nadziei w nim, tyle szumu, a potem staro�� w cierniowej koronie �al�w i pami�tek, i cicha zapomniana mogi�a. Zst�pi� ju� do niej i m�j Szambelan! Wieczny mu pok�j! Ale umieraj�c, nie p�aka�, bo szcz�ciem B�g da� mu umrze�, jak �y�, swobodnym, weso�ym i na sercu m�odym, cho� mu czas poora� czo�o i posiwi� w�osy. Niech�e si� po nim zostanie cho� to maluczkie wspomnienie, odg�os jego opowiada�, tak m�odzie�czych pomimo wieku, kt�rych lubili�my s�ucha�. Opu�ciwszy dw�r Stanis�awa Augusta, na kt�rym przeby� najlepsz� cz�� m�odo�ci, Szambelan powr�ci� do rodziny i tu do�wiadczywszy r�nych los�w, zostawszy gospodarzem, ojcem, obywatelem, nareszcie wyrzek�szy si� maj�tku dla dzieci, w male�kim domku, bawi�c si� prac�, do�y� reszt� dni, kt�re oz�aca�y wspomnienia �wietnej Warszawy Stanis�awa Augusta. Nie wiem, czemu smutno by�o i pocieszaj�co razem, patrze� na t� pi�kn�, swobodn� i weso�� staro��, w kt�rej ani umys� swej �ywo�ci, ani serce m�odych uczu�, ani u�miech swej �atwo�ci nie straci�. Oddawszy dzieciom, co mia�, i zostawiwszy sobie skromne utrzymanie, osiad� w dawnej swojej wiosce, w male�kim domku, nie daj�c nawet pozna� po sobie, �e jak�kolwiek z siebie uczyni� ofiar�. Pod tym s�omianym dachem urz�dzi� sobie ca�e �ycie nowe i zape�nione w spos�b najoryginalniejszy. Znawca i lubownik wyrob�w hebla i d�uta, bawi� si� stolark�, wychowywa� kury, uczy� sroczki, kt�re by mu samotn� cisz� o�ywia�y, i powiesiwszy przed sob�, z jednej strony portret kr�la, z drugiej portret ulubionego krewnego, weso�o, swobodnie trawi� dni, przerywane tylko odwiedzinami w s�siedztwie i podr�ami do familii. Nigdzie Szambelan nie m�g� by� niepo��danym, bo wsz�dzie przynosi� z sob�, w�a�ciw� wiekowi, w kt�rym lepsze lata prze�y�, weso�o��, grzeczno�� uprzedzaj�c�, dla kobiet u�miech zalotny, mimo siwych ju� w�os�w i w siedmdziesi�ciu leciech do mazura got�w, do pogadanki ochotny, wytrwa�y w zabawie czy w pracy, jak dwudziestoletni m�ody cz�owiek, z ka�dym si� zgodzi�, ka�demu podoba�, ka�dego uj�� potrafi�. Ju� sama postawa rze�ka, ruch przymilenia pe�en, twarz roz�wiecona u�miechem oznajmia�y, �e siwe jego w�osy nie zmro�� �adnego weselszego towarzystwa. A by�o z nim tak swobodnie i mi�o, tak ochoczo przy zabawie, �e nikt nigdy nie st�kn�� na niego. Brak do mazura pary � got�w Szambelan, byle z pi�kn� tancerk�, i wytnie jeszcze ho�ubca jak nale�y, brak do wista partnera, siada sam i b�dzie gra�, p�ki trzeba graczom; zechcecie pos�ucha� opowiadania z dawnych czas�w, powie wam, co pami�ta. A gdy opowiada� zacznie, oczki mu si� za�wiec�, usta zadr��, wyprostuj� krzy�e, i zna�, �e to, co m�wi, rozgrzewa go wewn�trz, bawi, zajmuje, o�ywia. Trudno mi zapomnie� opowiada� pana Szambelana i zdaje mi si�, �e szkoda by by�o, �eby te oryginalne powiastki, maluj�ce sw�j czas w pewien spos�b, z nim zagin�� mia�y. Spr�buj� wi�c przypomnie�, co od niego s�ysza�em, i nie dodaj�c nic, nie ubieraj�c, powt�rz�, jak mi opowiada� swoje przygody, to co s�ysza�, co widzia�, et quorum pars magna fuit2. W r. 1788 by�em jeszcze m�odym ch�opcem i dalipan niczego � opowiada� mi Szambelan � Kr�l Jegomo�� postanowi� �wietnym obchodem uczci� pami�� Jana III. By�em na�wczas w korpusie pazi�w i jako pa� uczestniczy�em w s�awnym owym karuzelu3, do kt�rego gonitw gotowali�my si� kilka tygodni bez ustanku, krusz�c kopie, zdejmuj�c mniej wi�cej szcz�liwie pier�cienie. Pu�kownik K�nigsfeld, naczelnik pazi�w, przewodniczy� nam w tych przygotowaniach. Uroczysto�� ta, kt�ra zwabi�a nie tylko mieszka�c�w stolicy, kraju, ale wielu cudzoziemc�w, odby� si� mia�a w �azienkach. Na placu �azienkowskim, niedaleko Bia�ego Domu, zbudowane by�o okaza�e trzypi�trowe amfiteatrum. By�y to ganki koliste, maj�ce w sobie siedzenia na kilka stopni podzielone, pokryte r�nobarwnymi dachami p��ciennymi. Na samym dole mie�ci� si� mia� t�um widz�w, oddzielonych od je�d�c�w i goni�cych szrankami. W gankach tych by�y cztery lo�e i cztery bramy wjezdne, pi�knie ubrane. Lo�e przeznaczone by�y dla kr�la jegomo�ci, dla dostojnych s�dzi�w i go�ci, obite bogato i przystojnie. Na bramach, kt�rych rysunek dawa� budowniczy jego kr�lewskiej mo�ci, pan Kubi�ski, podobno, by�y herby kraju, Poniatowskich i Sobieskich. Na wierzchu ich powiewa�y chor�giewki: zielona, p�sowa i ��ta, oznaczaj�ce, gdzie kto z biletem tego� koloru mia� si� umie�ci�. W �rodku, na polu amfiteatru, ustawiono drzewa z pier�cieniami, tarcze do strzelania i figury wypchane Murzyn�w i Turk�w, na kt�rych kruszyli�my groty, t�pili pa�asze i egzonerowali�my4 pistolety swoje. Przy samych szrankach, oddzielaj�cych nas od widz�w, wisia�y tak�e w czterech miejscach pier�cienie, a na ziemi le�a�y g�owy, kt�re w ca�ym p�dzie konia, kopiami i pa�aszami zbiera� musieli�my. Takie� pier�cienie wisia�y w bramach. Zacz�� mia� festyn �w karuzel, po nim nast�powa�o teatrum, balet i kantata, i iluminacja, fajerwerki; ale o tym zaraz lepiej rozpowiem; wr��my do pocz�tku. Spomi�dzy nas pazi�w, do pierwszego kadryla5 wybrani byli: pp. Raczy�ski, Ostrowski, Aksamitowski i Linowski, do trzeciego ja, Lipi�ski, de Tylly, p�niej szambelan jego kr�l. mo�ci i Mys�owski. Wybrany by� tak�e Stanis�aw Jab�onowski, ale ten p�niej usuni�ty zosta�. Mieli�my pracy niema�o w nabyciu potrzebnej zr�czno�ci, ale cz�ek w�wczas by� m�ody, ochoczy, zwinny i tysi�ce pi�knych oczu, co na niego patrze� mia�y, niema�o dodawa�y ognia. Wystawie sobie, kochany panie, ten ca�y amfiteatr pe�en a� do brzeg�w, okoliczne drzewa obwieszone lud�mi, lo�e ja�niej�ce pi�kno�ciami, kr�la jegomo�ci w �wietnym gronie, a ca�e g�ry s�siednie, zw�aszcza g�r�, gdzie stoj� koszary gwardii litewskiej, jak makiem zasian� ludem. M�wiono, �e tysi�c powoz�w, a do trzydziestu tysi�cy g��w i oczu przytoczy�y si� do �azienek. Miarkuj pan, jak tam serce nam bi� musia�o, �eby si� popisa�. Tandem6 zasiada kr�l jegomo�� w lo�y swojej, pos�owie zagraniczni i dostojniejsi w wyznaczonych lo�ach, za biletami wpuszczani na wschodach, a do�em zaproszeni. Ka�dy z nas pazi�w mia� po pi�tna�cie bilet�w do rozdania � ej! i mia� je komu rozda�, cho� drudzy nimi frymarczyli, bo je po 15 czerwonych z�otych w ko�cu kupowano. Jegomo�� pan Konarski, pu�kownik artylerii koronnej, za przybyciem kr�la jegomo�ci da� znak i z dzia� uderzono na rozpocz�cie karuzelu. Byli�my ju� w gotowo�ci i w stroju za bramami, i pocz�li�my wjazd przez bram� litewsk�, przy odg�osie tr�b i kot��w. Dw�ch oficer�w prowadzili najprz�d z tr�baczami kilkudziesi�t ludzi dobornych z lejb� regimentu7 gwardii koronnej. Byli to oficerowie, panowie Broniewski i Frankowski, je�li dobrze pami�tam. Za nimi nasz pu�kownik K�nigsfeld, dyrektor karuzelu ad hoc8, w kolecie9 bia�ym, suknia na nim p�sowa ze z�otym galonem, na piersi orze� wypuk�o szyty srebrny, z cyfr� Jana III, na g�owie szyszak srebrny, z pi�rami strusimi bia�ymi z p�sowym. Za nim tu� pierwszy kadryl, podobnie co� ubrany, ale u p�sowych sukni obszlegi10 zielone, galony z�ote, na g�owach kaszkiety srebrne z pi�rami, w r�ku kopie z�ocone. Potem kadryl drugi, czterech pan�w kadet�w, kolety bia�e, galony z�ote, obszlegi p�sowe, kaszkiety z�ocone, pi�ra bia�e. Tandem i nasza czw�rka nast�powa�a, tak samo przybrana, tylko na piersiach mieli�my wyszyt� Pogo�11. Czwarty kadryl, czterech podkoniuszych jego kr�l. mo�ci, suknie bia�e, kolety zielone ze z�otym, na piersiach i na plecach wyszyte s�o�ca, kaszkiety szmelcowane czarno, or�y na nich z�ociste, pi�ra bia�e z czarnym, szarfy z bia�ego at�asu z fr�dzl� z�ot�. Dalej kadry z�o�ony z pan�w oficer�w regimentu lejb� gwardii koronnej. Ubrani w kolety paradne regimentu swego p�sowe ze srebrem, na piersiach i plecach haftowane s�o�ce srebrne, kapelusze i kopie. Sz�sty kadryl w mundurach kawalerii narodowej, porucznicy kawalerii i przedniej stra�y porucznik tak�e, Struty�ski. Si�dmy i ostatni mia� w sobie dw�ch szambelan�w kr�la i pu�kownika litewskiego Kirkora, z pu�kownikiem i adiutantem Byszewskim, kolety bia�e, suknie p�s ze z�otym, s�o�ce z�ote na piersiach i plecach, szarfy at�asowe bia�e ze z�ot� fr�dzl�, kaszkiety srebrne ze z�otymi or�ami, pi�ra czarne. Zamykali wjazd nasz kilkudziesi�t ludzi, z lejb�regimentu gwardii, z tr�baczami, prowadzeni przez porucznik�w P�gowskiego i K�pi�skiego. Najprz�d tedy objechali�my plac doko�a, salutuj�c kr�la, s�dzi�w i damy; potem pu�kownik K�nigsfeld stan�� w po�rodku, jako mistrz karuzelu, a my po jednym do ka�dej bramy ust�pili�my, czekaj�c znaku na rozpocz�cie gonitwy. Tandem pocz�li�my najprz�d do pier�cieni, potem do Turk�w i Murzyn�w biega�, strzela�, k�u�, r�ba�, nareszcie obje�d�a� amfiteatrum i chwyta� na kopie i pa�asze, g�owy i pier�cienie. Po trzy razy t� zabawk� z powszechnym powtarzali�my aplauzem. Trwa� karuzel pi�� kwadrans�w, a, powiem panu otwarcie, nie powiedzia�bym, czy pi�� minut, czy pi�� wiek�w, tak mi si� czas poba�amuci�. A, jak wsz�dzie na �wiecie, nie by�o bez wypadku. W czasie samej reprezentacji, ko� pana Linowskiego podobno, je�li nie ba�amuc�, w�ciek� si� od huku tr�b, od strza��w i wrzask�w i przesadziwszy szranki, uni�s� go z bramy w pole, tam d�ugo z nim walcz�c i usi�uj�c go pohamowa�, pan Linowski musia� mu wreszcie z pistoletu, kt�ry mia� przy sobie nabity (bo to by�o przed strzelaniem do tarczy), w �eb wypali�. W czasie za� ataku na ostatku, Nakwaski przypadkiem ci�� w twarz Lipi�skiego, kt�ry od tego razu ca�e �ycie mia� pami�tk�. Ten Nakwaski by�, s�ysz�, potem prefektem miasta Warszawy. Po�amawszy brechlance12 i narzuciwszy g��w co niemiara przed lo�� kr�lewsk�, sko�czyli�my; a �aden podobno z nas nie mia� apetytu p�j�� na kantat� inauguracyjn�, cho�by tam zobaczy� pi�kne �wczesne aktorki, pann� Sita�sk�, pani� Jasi�sk� i pann� Rudnick�. Po kantacie by� balet heroiczny z rycerzami, starcami, par� zakochanych i co do tego nale�y. Nim balet wyta�cowali, ju� wspania�a, nowej inwencji iluminacja alla Borghese13 gotowa by�a; kilkadziesi�t tysi�cy lamp r�nokolorowych, przedziwnie ustawionych, �liczny tworzy�y widok. Nad pos�giem Jana III unosi� si� �uk triumfalny przepyszny, z transparentami po bokach, wszystko to i pos�g w ogniu kolorowym ja�nia�o. Na skroni Jana III pali� si� wieniec zielony. Nad kana�em po brzegach sta�y trofea na s�upach, po��czonych z sob� festonami, ��cz�ce dom kr�la z triumfalnym �ukiem. Po drugiej stronie, ogniami o�wiecony by� tak�e staw, a� do kaskady, nad kt�r� sta� obelisk ognisty. Dziedziniec, szpalery, obwieszone latarniami i �wiecznikami wspaniale, widne by�y jak we dnie. Kr�l, czego ju� potem by�em �wiadkiem, powr�ciwszy do sali, s�ucha� pi�knej mowy m�odego Micha�a Sobieskiego, wojszczyca litewskiego, kt�rego potem wzi�� na swoj� opiek� i wychowanie, ale co si� z nim sta�o, nie wiem. Przysz�a na nas kolej do nagr�d, kt�rych s�dziami byli: genera� Byszewski, pu�kownik Michniewicz, Dobel, Lantau i Po�wiatowski. Ci spisywali, ile kto razy zdj�� pier�cie�, podj�� g�ow� i kto ile razy chybi� celu; z tego gdy zdali spraw� kr�lowi jegomo�ci, sekretarz jegomo�ci pan Kara� czyta� imiona odznaczaj�cych si�, a damy: wojewodzina Brac�awska (Jab�onowska), ksi�na Nassau�Siegen i pani Humiecka, miecznikowa koronna, rozdawa�y nam i przypina�y medale z�ote i srebrne, na niebieskich wst��kach, z napisem: Equiti dextro14, zapony z medalami i pami�tne tej uroczysto�ci medale z Jana III wizerunkiem. Mnie si� dosta�o odebra� medal z r�k pani miecznikowej koronnej. A powiem tu panu nawiasem, �e ta� sama pani Humiecka (kt�ra mieszka�a przeciwko Przebendowskich, na rogu ulicy Koziej), ocali�a w czasie rozruchu genera�a Igelstrom. Wpad� on do pani Humieckiej prosz�c o ratunek i nie zawi�d� si�, bo go ty�em domu swego bezpiecznie potem wypu�ci�a. Po rozdaniu nagr�d, nast�pi�a wieczerza na trzysta os�b; st� jeden nakryty by� w sali wielkiej, inne pod namiotami umy�lnie na to rozbitymi i po mniejszych pokojach. Sko�czy�o si� wreszcie wszystko fajerwerkiem i tym nazajutrz przylepionym po mie�cie wierszykiem: Sto tysi�cy karuzel, ja bym trzykro� �o�y�, �eby Stanis�aw umar�, a Jan trzeci o�y�. Przyniesiono jedn� z kartek kr�lowi, i m�wi�, �e go ten koncept zmartwi� niema�o. Wszystko to mign�o i przesz�o, a my dzi� starzy, co to si� z nas porobi�o! ha! kto by to uwierzy�, �em tak hasa� na koniu z kopi� w r�ku? I gdzie si� to wszystko podzia�o, te pi�kno�ci naszych czas�w! � Widywa�e� pan Grab�? � Jak�e nie! Ta nie by�a pi�kna z twarzy, ale figur� mia�a cudown� i pier� jak z marmuru wyciosan�. By�a z domu L� Wp�yw jej na kr�la by� nies�ychany, tak �e B�g wie czego na nim nie wymog�a, gdy chcia�a, do tego stopnia, �e gdy raz, brat jej, s�awny gracz i rozrzutnik L�, zgrawszy si� po swojemu do szcz�tu, i na s�owo w dodatku, niejakiemu Wyhowskiemu, pocz�� przed siostr� narzeka�, sk�oni�a kr�la, �eby po�redniczy� mi�dzy nim a Wyhowskim, w uk�adach z gry wynik�ych. Ten Wyhowski, by� graczem z profesji a jak gra�, uczciwie czy nie, tego nie wiem, to pewna, �e L� graj�c z nim, przegra�, co tylko jeszcze mu z �aski siostry i kr�la zostawa�o. Pieni�dze gotowe, klejnoty, powozy, konie i znaczn� sum� na s�owo pu�ci�. Kr�l wieczorem b�d�c u Grab� widzi j� we �zach, rozpytuje przyczyny i daje s�owo, �e na to poradzi. Nazajutrz rano, by�em na s�u�bie w pokojach kr�lewskich; wo�aj� pazia, staj�. � P�jdziesz do pana Wyhowskiego � powiada mi kr�l � i poprosisz go do mnie, natychmiast. Sk�oni�em si�, ale tymczasem diabe� wiedzia�, kto by� pan Wyhowski, gdzie on mieszka� i jak go by�o szuka�? W wielkim k�opocie stoj� i my�l�, gdy szambelan Kownacki, siedz�cy pod�wczas w sali, kt�ry rozkaz dany mi s�ysza�, a podobno i wiedzia�, o co chodzi�o, bo transpirowa�o15, o co rzecz sz�a, powiada mi mieszkanie Wyhowskiego. Nie by�o wi�cej nad dziewi�t� rano; ruszam szybko. Nie pami�tam ju� na jakiej ulicy, wskazuj� mi mieszkanie przepyszne na pierwszym pi�trze; wchodz�. W pokojach zastaj� sam� jedn� tylko, przecudnej pi�kno�ci kobiet�, tak �e na widok jej, os�upiawszy z admiracji, ledwie zapyta� mog�em: � Czy zasta�em pana Wyhowskiego? � Nie � odpowiada mi � ale wkr�tce powr�ci, wyszed� na rann� przechadzk�. � Jestem przys�any od jego kr�lewskiej mo�ci. � Mo�e pan wstrzymasz si� chwil�? I jak si� tu nie wstrzyma�? Kobieta jak anio�, panie Bo�e mnie skarz, nie mog�em nawet poj��, jak ten cz�owiek �mia� chodzi� na przechadzk�, maj�c takie b�stwo za �on�. Nawiasem m�wi�c widzia�em j� potem na Wo�yniu powt�rnie, gdzie za jak�� spraw� przyby�a i trafi�o mi si�, czego nigdy nie zapomn�, �em j� omdla�� w czasie trz�sienia ziemi, trze�wi� w obj�ciach. Ale wracam do materii. �liczna owa pani prosi mnie do dalszych pokoi, prowadzi przez wspania�e apartamenta, udekorowane po kr�lewsku. Siadamy w gabinecie dotykaj�cym sypialni, w kt�rej widz� �o�e z baldachimem adamaszkowym. Wyobra� sobie pan, ten �otr Wyhowski, sto diab��w zjad�, ze wszystkich stron ubra� wewn�trz ��ko zwierciad�ami. Jak Boga kocham prawda. Prosz� mnie na czekolad�, �udzi mnie pani, �e m�� wr�ci wpr�dce rozpytuje o przyczyn� poselstwa, ja udaj� sk�opotanego, instyguj�16 i siedz�. A jak�e by�o nie siedzie�? Cho� mi wraca� kazano rych�o, jak�em si� w te czarne oczy wlepi�, ani sposobu odej��. Ej! By�a��bo pi�kna! W �yciu takiej drugiej nie spotka�em. �e te� to i takim pi�knym trzeba starze�. Ale cho� to tu mi�o i s�odko godziny lec�, K�nigsfeld got�w wsadzi� do aresztu; rozum mi przyszed� nareszcie i wycofa�em si� od tej syreny. Na wschodach w�a�nie spotka�em pana Wyhowskiego ju� powracaj�cego, i odnios�em mu s�owa kr�lewskie. Przyrzek� si� stawi�; pi�kny by� m�czyzna i polityk. Wkr�tce przyjecha� na zamek i puszczony by� do gabinetu jego kr�lewskiej mo�ci, gdzie sam na sam z p�torej godziny zabawi�. S�yszeli�my potem, �e odpu�ci� wszystko, co od L. wygra� na s�owo, kontentuj�c si� gotowizn�, precjozami. Tak� to w�adz� mia�a nad kr�lem pi�kna, nie pi�kna, ale zr�czna i kszta�tna panna Gr. Wszak�e kiedy mu zakaza�a s�odkich oczu robi� do ksi�nej kurlandzkiej, i tego us�ucha� musia�, zostawuj�c innym ten k�sek. Oto, panie, by� przepych! Oto dw�r kr�lewski powiem. Ksi�na jejmo�� mia�a z sob� pazi bez liku, pan�w de Solms, de Reta, i marsza�ka dworu pana Klopmann. Rozrzutnie i ogromnie wydawa�a na wystawne w Warszawie �ycie. Sama pani �azarowiczowa, co jej sukni dostarcza�a, kilka tysi�cy dukat�w za nie wzi�a, bo ani ksi�na, ani nikt z pa� i panien jej dworu, dwa razy jednej sukni nie k�adli. Stosy ich zawala�y ca�� jedn� sal�; wyje�d�aj�c, darowa�a t� garderob� na szpitale. Sami kr�lewscy furmani, co j� nosili, po kilkaset dukat�w podostawali. Przyby�ej kr�l jegomo�� chcia� doda� pazi�w swoich, ale ci kaprysy stroili, i jako szlachta, o�wiadczyli, �e kr�lowi tylko w tym obowi�zku s�u�y� mog�. Jeden szambelan de Tylly zosta� jej dodany i mia� si� z tego dobrze. By� to pi�kny, zr�czny i umiej�cy sobie radzi� cz�owiek. Zw�chawszy, �e u ksi�nej pani by� w �askach, poczyna jednego razu kwa�n� min� stroi�, wzdycha� i chodzi� zasmucony. Ksi�na poleca panu Klopmann dowiedzie� si� o przyczynie frasunku. Targuje si� d�ugo z wydaniem swej tajemnicy de Tylly, nareszcie cedzi przez z�by, �e si� zad�u�y� ogromnie, �e mu d�u�nicy17 pokoju nie, daj�, �e od nich dnia ani nocy nie ma spokojnej. Tymczasem um�wi� si� z Hurtigiem, Bessonem i innymi, podawa� im kwity na znaczne sumy, kt�rych i dziesi�tej cz�ci nie by� winien i oczekuj�c wyrachowanego skutku, chodzi� udaj�c wielce zafrasowanego. Ksi�na czy jej wpad� w oko, czy tak z �aski a z lito�ci robi�c sobie renom� wspania�omy�lno�ci, poleci�a nareszcie Klopmannowi zap�aci� d�ugi pana de Tylly. Sta�o si�, jak przewidzia�, kupcy odebrali pieni�dze, oddali je szambelanowi, ksi�na z u�miechem wr�czy�a mu kwity, a dobry humor powr�ci�. Opr�cz tego, otrzyma� na odjezdnym tabakierk� kameryzowan� z portretem ksi�nej, pe�n� dukat�w, drug� mniejsz� od pani de Solms i co� tam jeszcze. Ksi�na by�a wcale pi�kna, i nie bez tego, �eby kr�lowi nie mia�a si� podoba�, ale wcze�nie to postrzeg�szy Gr. wymog�a na nim, �e ca�kiem zoboj�tnia�. Kocha� si� ju� w niej otwarcie ksi��� Kazimierz Sapieha, ale faworytem by� niejaki Batowski, kt�ry potem do ksi�nej za granic� wyruszy�. Ksi�na przez ci�g ca�ego pobytu mia�a na us�ugi ekwipa� dworski i szambelana. Cz�owiek ju� nie pami�ta, co si� na�wczas napatrzy�, nas�ucha�, na�y�! By�o to �ycie! Jednego mi �al, to �em medalu z karuzelu nie schowa�, w pilnej potrzebie musia�em go da� do schowania �ydowi Salomonowi, kt�ry mieszka� przy kadeckich koszarach, a ty�em go potem i widzia�. Opowiem panu jedn� historyjk� ciekaw�, tylko nie wiem o ile prawdziw�, kt�r� z ust rze�biarza jego kr�lewskiej mo�ci, pana Regulskiego s�ysza�em, o s�awnym podskarbim koronnym i podkanclerzu Garnyszu. �y� pod owe czasy w Warszawie stary kanonik, niejaki pan Piotr Szulc, cz�owiek niezmiernie bogaty, ale �yj�cy sk�po, daj�cy na procenta i zastawy, kt�ry tym sposobem przyszed� do ogromnego w kosztowno�ciach i kapita�ach maj�tku. Zw�cha� to pan podskarbi, kt�ry go zna� dobrze i by� z nim w stosunkach nieraz, bo zawsze brak�o na karty i rozpust�. Poprzyja�niwszy si� ze starym, wypatrzy�, co gdzie by�o, i u�o�y� sobie odziedziczy� po kanoniku. Ksi�dz Piotr, boj�c si� �mierci, zawsze odk�ada� zrobienie testamentu do jutra i nigdy go zrobi� nie chcia�, cho� mia� ubogich bardzo krewnych. Gdy kanonik le�a� na �miertelnej po�cieli, podskarbi, wyszukawszy Piotra Szulca, mi�dzy mn�stwem Szulc�w, kt�rzy �mietankowe ciasteczka roznosili po Warszawie, datkiem i czmuceniem18 sk�oni� go do podpisania zawczasu przygotowanego testamentu, i dawszy mu potem kilkadziesi�t dukat�w na drog�, wyprawi� go, sk�d przyszed�. M�g� wtedy ju� przysi�c podskarbi, �e testament Piotr Szulc podpisa� w�asnor�cznie. Tymczasem kanonik umiera, kapitu�a zabezpiecza fundusze, a podskarbi pilnuj�c si�, piecz�tuje stante pede19 wszystko i wynosi na jaw testament. By�o tak i owak, ale podskarbi, kt�remu nie by�o z kim wojowa� tak dalece, zagarn��, jak powiadaj�, z milion got�wki i ogromne precjoza. Tymczasem o testamencie przeb�kiwa� r�nie zacz�to; zjawili si� spadkobiercy ubodzy i r�nymi sposobami pr�bowali trafi� do podskarbiego, ale on, albo ich do siebie nie dopuszcza�, albo �miej�c si� z nich, odprawia� z niczym. Ksi�dz Garnysz, podkanclerzy �yj�cy w�wczas, bardzo zacny i poczciwy cz�owiek, znany by� z lito�ciwego serca i ch�tnego dla biednych mi�osierdzia. Spadkobiercy Szulca udali si� do niego, padaj�c mu do n�g i prosz�c o instancj� do podskarbiego. Reflektowa� si� d�ugo pra�at, �e on im si� tu na nic przyda� nie mo�e, ale wreszcie, nie mog�c si� naleganiom oprze�, cho� nie ufa� w skutek, pojecha� obieca� do podskarbiego. A trzeba wiedzie�, �e ksi�dz Garnysz mia� jedn� wad�, by� tabacznik zapami�ta�y. Co chwila tabak� za�ywa�, nosi� j� w kieszeni, a w mieszkaniu na ka�dym stoliku, oknie sta�y tabakiery. Jedzie tedy zamy�lony ksi�dz Garnysz do podskarbiego i dobrawszy chwil�, w kt�rej by mia� �wiadk�w, zaklina� go poczyna na wszystko, aby si� ulitowa� nad ubogimi spadkobiercami Szulca i je�li nie wszystko, to cho� cz�� im nale�nego dziedzictwa powr�ci�. � Daj�e mi aspan pok�j, mo�ci ksi�e podkanclerzy � podpar� podskarbi � to nigdy by� nie mo�e; tak, jak niepodobna jest, �eby� waszmo�� przesta� tabak� za�ywa�, niepodobna r�wnie, �ebym ja raz wzi�te pieni�dze powr�ci�. Wtem ksi�dz Garnysz, bior�c �art serio, pyta: � Na jak�e d�ugo mam przesta� za�ywa� tabak�? � Ba! cho�by na cztery tygodnie. � Bior� waszmo�ci za s�owo, panie podskarbi, coram testes20. � Ani razu? � Staje umowa. � �e je�li nie za�yj� tabaki przez cztery tygodnie, podskarbi odda dziedzictwo kanonika naturalnym spadkobiercom. � Opiszemy si�. � Opiszem. Byli �wiadkowie, a podskarbi doda� nieodst�pnego str�a ksi�dzu Garnyszowi, kt�ry da� s�owo, i� je�li z�amie umow�, sam si� do tego przyzna, co by�by i zrobi�. Wystawmy� sobie teraz m�ki podkanclerzego! Kaza� zaraz wszystkie tabakierki sprz�tn�� i pochowa�, a w przedpokoju stra� postawi�, aby za�ywaj�cy tabak� z tabakierkami do niego nie wchodzili. Ze swojej strony podskarbi wszelkie robi� starania, �eby skusi� ksi�dza Garnysza. Ale na pr�no podsuwano mu tabak�. Cztery tygodnie usz�y, a ksi�dz Garnysz chorowa�, czuj�c jak�� ci�ko�� w g�owie i niezdrowie nieopisane, ale wytrwa�. Wezwany podskarbi, aby umowie zado�� uczyni�, zwyci�ony ofiar� uczciwego cz�owieka, przyzna� si�, �e wielk� cz�� zagarni�tych kapita��w ju� pu�ci� i wr�ci� nie mo�e (co wynosi�o praeter propter21 do czterystu tysi�cy), reszt� za� musia� odda� za t� tabak�. Podkanclerzy rozdzieli� j� mi�dzy ubogich Szulc�w i rozdzieliwszy, zaraz chorze� pocz�� na g�owy bole��. A cho� do tabaki powr�ci�, ju� mu ona nie pomog�a. Umar� nieborak, a co najgorsze, �e w drukowanych paszkwilach (Rozmowy umar�ych), przypisywano �mier� jego niepoczciwym powodom. Ca�a prawda, jak mi powtarza� pan Regulski, �e na m�zgu znaleziono materi� zebran�, z powodu nag�ego zaprzestania tabaki. � Zdaje mi si� � m�wi� po chwili przestanku, za�ywszy tabaki Szambelan � �e gdybym teraz jeszcze zobaczy�, przy siwych w�osach, naszego pu�kownika K�nigsfelda, to bym si� go jeszcze zl�k�. Prze�ladowa� bo nas biednych, a my jego; w��czy� si� po nocy, �ledz�c, czy�my na miejscu, i nieraz �lizga� si� na wschodach, po rozsypanym grochu, chwyta� rozpalone klamki itp. Nazajutrz oskar�eni paziowie, na kt�rych czele by� swawolny Turku�, szli aresztowani wysiadywa� rekolekcje w �azienkach, gdzie ich ze sto�u kr�lewskiego karmiono. Co to�my si� nieraz napatrzyli! Powiem panu o wi�niach Turku�a, ale o tych pewnie s�ysza�e�? � S�ysza�em w istocie. � A wi�c o moim jednym poselstwie do marszalkowej koronnej. Raz tedy kr�l, jak nas zwykle posy�a�, kaza� mi p�j�� do synowicy swej, c�rki ksi�cia eks�podkomorzego, nie, myl� si�, do siostrzenicy, bo synowica, c�rka ksi�cia eks�podkomorzego, by�a za hetmanem Tyszkiewiczem, kt�ry mia� ten s�awny dom, pod kariatydami22 w Warszawie; a mnie kr�l pos�a� do siostrzenicy, urodzonej, z Zam� siostry kr�lewskiej, kt�ra by�a za M� marsza�kiem koronnym. Jak on sam by� grzeczny i uk�adny, tak ona wielce dumna i nieprzyst�pna. Kr�l, kt�ry lubi�, �eby jego Grab� grzeczno�ci robiono, wzywa� pani� marsza�kow� na wiecz�r do niej, gdzie i sam mia� by�. By�o to po obiedzie. Stawi� si� z poselstwem kr�lewskim, nie puszczaj� mnie. � Co to jest? � Nie mo�na. � Jak to nie mo�na, kiedy od kr�la jegomo�ci? Albo to ja nie wiem obyczaj�w? Wi�c, cho� mi s�u�ba drog� zapiera, odpycham, drzwi otwieram i wchodz� przebojem. W trzecim pokoju zastaj� pani� marsza�kow�, le��c� na kanapie, kt�ra na mnie z gniewem r�k� kiwa, i g�osem powolnym wola: � Tra�a�a�wi�, tra�a�wi�. Ale ja, nie zwa�aj�c na trawienie, wypowiedzia�em, co mi polecono, uk�oni�em si� i odszed�em. Kr�l jegomo�� nigdy mnie potem do pani marsza�kowej nie posy�a�. Mia�em jeszcze jedno ciekawe poselstwo za panem Szcz�snym P., kiedy to w czasie sejmuj gdy kr�l gwarancji odst�pi� i da� si� Lucchesiniemu23 oba�amuci�, pan ten, z �awki powstawszy, eo instante24, chcia� Warszaw� opu�ci�. Kr�lowi jegomo�ci bardzo o to chodzi�o, �eby si� z panem Szcz�snym widzie� i rozm�wi� koniecznie; pos�ano mnie ju� noc� z pacho�kiem i pochodni�, szuka� wiatru w polu. Polecia�em szparko do kwatery na ulic� D�ug�, ale tam ju� go nie by�o; postawiwszy .wart�, aby nie wyjecha�, sam uda�em si� go szuka� konno po ca�ym mie�cie. Na poczcie imieniem kr�lewskim zaprzeczy�em, aby mu koni nie dawano. Je�d�� i je�d��, a wszystko nadaremno, a� na Krakowskim Przedmie�ciu, naprzeciw banku Kabrego, spotykam �ydka Judela faktora, kt�regom przed godzin� pyta� o pana P� � Co wa�pan dasz, a ja poka��, gdzie on jest? Targ w targ, daj� mu cztery talary. Us�u�ny Izraelita prowadzi mnie na trzecie pi�tro, do jakich� panienek. Tu zastaj� w pierwszym pokoju dwie milutkie twarzyczki, ale o panu P. ani s�ychu! Drugi pok�j na klucz zamkni�ty, klucza nie ma, jak m�wi�, pustka tylko i sk�ad rzeczy. My�l� sobie, �yd by mnie nie zwodzi�, wi�c, pomimo krzyku i oporu, podwa�ywszy kolanem, wy�amuj� drzwi i wchodz�. Pan P. siedzia� do�� niespokojny na ��ku. A� z tr�bk� pocztarsk� zaje�d�a i ekwipa� jego, bo mu mimo zakazu mojego z poczty konie dano. Pan P. usilnie prosi� i nalega� zaczyna, abym go pu�ci�, ofiaruje mi pieni�dze, potem do�ywociem wioseczk� z Tulczy�skiego klucza, i kusi, �ebym z nim jecha�. Na�miawszy si� do woli, z tych niew�a�ciwych propozycji, nalegam i coraz gwa�towniej domagam si�, aby ze mn� do kr�la jecha�. Widz�c, �e nie przelewki, chmurny idzie za mn�. Oddawszy konia pacho�kowi, siadam z nim do powozu. By�a godzina druga z p�nocy, gdym odszuka� pana S. P., o trzeciej stan�li�my u kr�la. Jak skoro wszed� do gabinetu kr�lewskiego, gwa�t i krzyk da� si� s�ysze�, jakiemu r�wnego w �yciu nie trafi�o mi si� by� �wiadkiem. Gadano potem d�ugo i �ywo, a� nareszcie kr�l wyszed� i kaza� mnie przywo�a�, bo mu pan P. o mojej nieugi�to�ci wiele m�wi�. Wzi�� mnie pod brod� i pochwaliwszy, darowa� mi na pami�tk� pi�kny sw�j w�asny, kameryzowany zegarek, roboty Kukumusa, zegarmistrza kr�lewskiego. Pan P. S. te� nazajutrz rano, zaprosiwszy do siebie, zobowi�za� mnie do przyj�cia upominku. Wielkie obietnice, jakie mi przy tej okoliczno�ci uczyni� kr�l jegomo��, spe�z�y na niczym. Przesz�y te czasy swawolne i weso�e, a w ci�kiej biedzie, wiele si� przyrzecze� zapomnie� musia�o. 1848. 1 Relata refero (�ac.) � zdaj� spraw� tylko z tego, co sam s�ysza�em. 2 Et quo rum pars magna fuit (�ac.) � i w kt�rych bra� czynny udzia�. 3 Karuzel, karuzela (z fr.) � tu: zawody konne, zabawy rycerskie, kt�re od XVII wieku zast�pi�y �redniowieczne turnieje; w odr�nieniu od turniej�w, kt�re cz�sto ko�czy�y si� �mierci� lub dotkliwym kalectwem pokonanych, karuzele by�y raczej popisami zr�czno�ci. 4 Egzonerowa� (z �ac.) � uwalnia� od ci�aru; tu: opr�nia�. 5 Kadryl (z fr.) � taniec z XVIII wieku, zwany inaczej kontredansem. Tancerze ustawiali si� parami naprzeciw siebie. 6 Tandem (�ac.) � w ko�cu, wreszcie. 7 Lejb�regiment (z niem.) � pu�k przyboczny. 8 Ad hoc (�ac.) � do tego, specjalnie w tym celu. 9 Kolet (z fr.) � tu: �o�nierska kurta sk�rzana. 10 Obszlegi (z niem.) � wy�ogi u munduru. 11 Pogo� � herb dawnej Litwy, przedstawiaj�cy rycerza na koniu. 12 Brechlanca (z niem.) � rodzaj piki u�a�skiej lub kopii. 13 Alla Borghese (w�.) � na wz�r iluminacji stosowanej w s�awnej willi arystokrat�w rzymskich z XVII wieku. 14 Equiti dextro (�ac.) � prawemu (szlachetnemu) rycerzowi. 15 Transpirowa� (z �ac.) � parowa�; tu: wychodzi� na jaw. 16 Instygowa� (z �ac.) � pobudza�; tu: podnieca� ciekawo��. 17 D�u�nicy � tu w znaczeniu: wierzyciele. 18 Czmuci� (st. pol.) � oszukiwa�, zwodzi�, ba�amuci�. 19 Stante pede (�ac.) � tu: natychmiast, niezw�ocznie. 20 Coram testes (�ac.) � wobec �wiadk�w. 21 Praeter propter (�ac.) � oko�o, mniej wi�cej, prawie. 22 Kariatyda (z gr.) � figura kobieca podpieraj�ca belkowanie zamiast kolumny. 23 Girolamo Lucchesini (1751�1825) � markiz, dyplomata pruski, od 1789 r, pose� w Warszawie. 24 Eo instante (lac.) � w tej chwili.