14040

Szczegóły
Tytuł 14040
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14040 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14040 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14040 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mary Doria Russell Dzieci Boga (Children of God) T�umaczy� Andrzej Polkowski Dla Kate Sweeney i Jennifer Tucker hermanas de mi alma Prolog Oblany potem i udr�czony md�o�ciami, ojciec Emilio Sandoz siedzia� na skraju ��ka, z g�ow� ukryt� w tym, co pozosta�o z jego d�oni. Wiele rzeczy okaza�o si� nie do zniesienia. Na przyk�ad szale�stwo. Albo �mier�. Jak to si� dzieje, �e ja wci�� �yj�, zastanawia� si�, nie tyle z filozoficznej ciekawo�ci, ile g��boko poirytowany swoj� fizyczn� �ywotno�ci� i zwyk�ym brakiem szcz�cia, kt�ry spowodowa�, �e wci�� jeszcze oddycha�, cho� pragn�� jedynie �mierci. � Co� powinienem straci� � szepn�� do siebie, samotny w ciemno�ci nocy. � Albo umys�, albo dusz�... Wsta� i zacz�� si� przechadza�, ukrywszy okaleczone r�ce pod pachami, by nie ura�a� palc�w. Dr�czony koszmarami w ciemno�ci, zapali� �okciem �wiat�o, �eby widzie� przed sob� realne przedmioty: ��ko, zmi�t� i mokr� od potu po�ciel, drewniane krzes�o, ma��, prost� kom�dk�. Pi�� krok�w naprz�d, obr�t, pi�� krok�w z powrotem. Prawie tyle, co w celi na Rakhacie... Kto� zapuka� do drzwi i Sandoz us�ysza� cichy g�os brata Edwarda Behra, kt�rego sypialnia znajdowa�a si� w pobli�u i kt�rego zawsze budzi�y te nocne spacery. � Nic ojcu nie jest? Czy nic mi nie jest? Jezu! Jestem przera�ony, okaleczony, straci�em wszystkich, kt�rych kocha�em... Stoj�cy za drzwiami brat Edward Behr us�ysza� tylko: � Nic mi nie jest, Ed. Po prostu nie mog� zasn��. Wszystko w porz�dku. Brat Edward westchn��, nie zaskoczony t� odpowiedzi�. Ju� prawie od roku opiekowa� si� Emiliem Sandozem w dzie� i w nocy. Troszczy� si� o jego udr�czone cia�o, modli� si� za niego, obserwuj�c z przera�eniem m�k�, z jak� Sandoz usi�owa� wydoby� si� ze stanu kra�cowej rozpaczy i odzyska� kruchy szacunek do samego siebie. Tak wi�c i teraz, kiedy szed� korytarzem, by sprawdzi�, co si� dzieje z jego podopiecznym, spodziewa� si� tej �agodnej odpowiedzi na swoje bezsensowne pytanie. � To jeszcze nie koniec � ostrzeg� go kilka dni temu, kiedy Sandoz wypowiedzia� wreszcie to, co wydawa�o si� niemo�liwe do wypowiedzenia. � Z czego� takiego nie wychodzi si� od razu. Emilio musia� si� z tym zgodzi�. Wr�ciwszy do swojej sypialni, brat Edward u�o�y� wy�ej poduszk� i w�lizn�� si� pod prze�cierad�a, nas�uchuj�c monotonnych krok�w. Tak, pomy�la�, nie wystarczy pozna� prawd�. Trzeba jeszcze nauczy� si� z ni� �y�. W pokoju znajduj�cym si� tu� pod sypialni� Sandoza ojciec genera� Towarzystwa Jezusowego r�wnie� us�ysza� nag�y, zduszony krzyk, oznajmiaj�cy nadej�cie demona, kt�ry w�ada� nocami Emilia. W przeciwie�stwie do brata Edwarda, Vincenzo Giuliani nie wstawa� ju�, by spieszy� z pomoc� Sandozowi, ale dobrze pami�ta� jego twarz w takim momencie, twarz cz�owieka ogarni�tego dzik� trwog�, staraj�cego si� za wszelk� cen� odzyska� panowanie nad sob�. Vincenzo Giuliani, prowadz�c przez wiele miesi�cy dochodzenie w sprawie przyczyn niepowodzenia pierwszej jezuickiej misji na Rakhat, by� pewny, �e gdyby tylko uda�o si� nak�oni� Emilia Sandoza do opowiedzenia, co wydarzy�o si� na owej dalekiej planecie, problem zosta�by rozwi�zany i Emilio odzyska�by spok�j. Ojciec genera� by� administratorem, ale by� te� kap�anem. Wierzy�, �e takie wyznanie jest niezb�dne � dla Towarzystwa Jezusowego i dla samego Sandoza � aby stawi� czo�o faktom. I tak, stosuj�c nacisk bezpo�redni i po�redni, �agodny i brutalny, sam i przy pomocy innych, doprowadzi� wreszcie Emilia Sandoza do krytycznego momentu, w kt�rym prawda mog�a go wyzwoli�. Przez ca�y czas Sandoz utrudnia� im zbli�enie go do tego momentu: �aden kap�an, bez wzgl�du na to, w jak g��bokiej pogr��ony rozpaczy, nie chce nikogo zgorszy�. Vincenzo Giuliani by� jednak przekonany, �e potrafi przeanalizowa� i naprawi� b��d, zrozumie� przyczyn� kl�ski i wybaczy�, us�ysze� wyznanie winy i rozgrzeszy�. Nie by� jednak przygotowany na niewinno��. �Wiecie, o czym pomy�la�em tu� przed tym, jak zosta�em wykorzystany po raz pierwszy? �e jestem w r�kach Boga�, powiedzia� Emilio owego z�otego, sierpniowego popo�udnia, kiedy jego op�r zosta� wreszcie prze�amany. �Kocha�em Boga i zawierzy�em Jego mi�o�ci. Zadziwiaj�ce, prawda? Pozby�em si� woli, wyrzek�em si� wszelkiej obrony. Nie pozosta�o nic pomi�dzy mn� a tym, co mia�o si� sta�. Nic, pr�cz mi�o�ci Boga. I zosta�em zgwa�cony. By�em nagi przed Bogiem i zosta�em zgwa�cony�. Dlaczego tak �atwo my�le� �le o innych? Co sprawia, �e czynimy to z tak� ochot�? Zawiedziony idealizm? Sami sobie sprawiamy zaw�d, a potem rozgl�damy si� woko�o, szukaj�c podobnych przypadk�w, �eby si� upewni�: nie tylko ja. Emilio Sandoz nie by� cz�owiekiem bez grzechu; przeciwnie, czu� si� bardzo winny, a jednak... Powiedzia� im: �Bo je�li to B�g wi�d� mnie, krok po kroku, bym Go pokocha�, je�li przyjm�, �e prawdziwe by�o to pi�kno, prawdziwy ten zachwyt, to i ca�a reszta jest wol� Boga, a to, moi panowie, rodzi straszliw� gorycz. Ale je�li jestem tylko oszukan� ma�p�, kt�ra zbyt powa�nie potraktowa�a mn�stwo starych ba�ni, to ja sam sprowadzi�em to wszystko na siebie i na moich towarzyszy. Bior�c pod uwag� te okoliczno�ci, dochodz� do wniosku, �e problem ateizmu polega na tym, �e mog� oskar�a� tylko samego siebie. Gdybym jednak zechcia� uwierzy�, �e B�g jest niegodziwy, to pozostawa�oby mi na pociech� nienawidzi� Boga�. Je�li Sandoz zosta� oszukany, my�la� Vincenzo Giuli ani, ws�uchuj�c si� w monotonne kroki nad sob�, to co mo�na powiedzie� o mnie? A je�li nie, to kim w�a�ciwie jest B�g? 1. NEAPOL: wrzesie� 2060 Celestina Giuliani pozna�a s�owo �oszczerstwo� na chrzcie swojej kuzynki. Z ca�ej uroczysto�ci zapami�ta�a g��wnie to s�owo � i m�czyzn�, kt�ry p�aka�. Podoba� jej si� ko�ci�, podoba�y �piewy, ale niemowl� ubrano w jej sukienk�, a z tym ju� trudno by�o si� pogodzi�. Nikt nie pyta� Celestiny o pozwolenie, a uczono j�, �e niczego nie wolno bra� bez pytania. Mama wyja�ni�a jej, �e wszystkie dzieci z rodziny Giulianich maj� na sobie t� sukienk� podczas chrztu i pokaza�a jej r�bek, na kt�rym wyhaftowane by�o imi� Celestiny. � Widzisz, cara? Tu jest twoje imi�, a tutaj imi� twojego tatusia i cioci Carmelli, i twoich kuzyn�w, Roberta, Anamarii, Stefana. Teraz kolej na tego nowego dzidziusia. Celestin� nie bardzo to przekona�o. Nad�sana, uzna�a, �e ten dzieciak wygl�da jak dziadzia w �lubnej sukni. Znudzona ceremoni�, zwiesi�a g�ow� i zacz�a ko�ysa� r�kami, obserwuj�c falowanie swojej sp�dniczki. Co jaki� czas zerka�a na m�czyzn� z dziwnymi urz�dzeniami przy r�kach, kt�ry sta� samotnie w k�cie kaplicy. �To ksi�dz, tak jak kuzyn dziadka Giulianiego, don Vincenzo�, wyja�ni�a jej mama, zanim ruszyli do ko�cio�a. �By� bardzo d�ugo chory i jego r�ce s� jeszcze niesprawne, wi�c ma takie urz�dzenia, �eby �atwiej porusza� palcami. Nie gap si� tak, carissima, to nie�adnie�. Celestina przesta�a si� przygl�da�, ale co jaki� czas zerka�a na niego z zaciekawieniem. W przeciwie�stwie do wszystkich obecnych, m�czyzna nie by� wpatrzony w niemowl�, a raz, gdy akurat na niego zerkn�a, spojrza�nani�. Te dziwne urz�dzenia wygl�da�y przera�aj�co, ale on sam nie sprawia� takiego wra�enia. Wi�kszo�� doros�ych �mieje si� twarz�, ale ich oczy m�wi�: �Id� i pobaw si�!� Natomiast ten cz�owiek mia� na pewno roze�miane oczy. Niemowl� wierci�o si� i p�aka�o, a� wreszcie Celestina poczu�a co� nieprzyjemnego. � Mamo! � zawo�a�a przera�ona. � Ten dzidziu�... � Ciiicho, cara! � szepn�a do�� g�o�no matka, a wszyscy doro�li roze�miali si�, nawet don Vincenzo, kt�ry mia� na sobie d�ug� czarn� sukni�, tak jak �w m�czyzna z protezami, i oblewa� wod� g��wk� niemowl�cia. Kiedy wszystko si� sko�czy�o, wyszli z ciemnego ko�cio�a na s�o�ce. � Ale... mamo, ten dzidziu� zrobi� kupk�! � upiera�a si� Celestina, kiedy czekali na auto u st�p schod�w. � Narobi� w moj� sukienk�! Wszystko zabrudzi�! � Celestino � upomnia�a j� �agodnie matka � ty te� kiedy� to robi�a�! Dzidziu� ma pieluszki. Ty te� je nosi�a�, pami�tasz? Celestina otworzy�a szeroko buzi�. Wszyscy doro�li wybuchn�li �miechem. Wszyscy pr�cz tego z protezami, kt�ry sta� tu� przy niej. Pochyli� si�, a na jego twarzy malowa�o si� takie samo oburzenie jak na jej buzi. � To oszczerstwo! � krzykn�a, powtarzaj�c to, co do niej szepn��. � Potworna kalumnia! � potwierdzi� z oburzeniem, prostuj�c si�, a je�li nawet Celestina nie zrozumia�a �adnego z tych s��w, wiedzia�a, �e ma w nim sprzymierze�ca. P�niej wszyscy poszli do domu cioci Carmelli. Celestina jad�a biszkoptowe ciasto, nam�wi�a wujka Paola, �eby j� pobuja� na hu�tawce, pi�a te� wod� z b�belkami, co by�o dla niej wielkim prze�yciem, bo zwykle jej na to nie pozwalano, m�wi�c, �e od tego robi� si� s�abe ko�ci. Nie chcia�a bawi� si� z kuzynami, bo wszyscy byli od niej starsi, a Anamaria zawsze by�a mamusi�, wi�c Celestina musia�a by� dzieckiem, co by�o nudne. Kiedy zacz�a ta�czy� po�rodku kuchni, babcia powiedzia�a jej, �e jest �liczna, a mama, �eby posz�a sobie obejrze� �winki morskie. Zacz�a marudzi�, wi�c mama zaprowadzi�a j� do sypialni i po�o�y�a do ��ka. Przez chwil� siedzia�a przy niej, nuc�c ko�ysank�. Celestina prawie ju� spa�a, kiedy matka wyci�gn�a chustk� i g�o�no wydmucha�a nos. � Mamo, dlaczego tatu� dzisiaj nie przyszed�? � By� zaj�ty, cara � odpowiedzia�a Gin� Giuliani. � A teraz ju� �pij. Obudzi�y j� g�o�ne po�egnania: kuzynowie, ciocie, wujkowie, dziadkowie, babcie i przyjaciele rodziny wykrzykuj�cy ciao i buena fortuna do niemowl�cia i jego rodzic�w. Celestina wsta�a i skorzysta�a z toalety, co przypomnia�o jej o �oszczerstwie�, a potem wysz�a na loggi�, zastanawiaj�c si�, czy b�dzie mog�a zabra� par� balon�w do domu. Stefano wrzeszcza� i p�aka�. � Wiem, wiem � m�wi�a ciocia Carmella � by�o bardzo mi�o i trudno rozsta� si� ze wszystkimi, ale przyj�cie ju� si� ko�czy. Wujek Paolo tylko podni�s� Stefana wysoko i u�miecha� si�, nic nie m�wi�c. �aden z doros�ych, zaaferowanych tym napadem z�ego humoru niemowl�cia, nie zauwa�y� stoj�cej w drzwiach Celestiny. Jej matka pomaga�a cioci Carmelli zmywa� naczynia w kuchni. Dziadkowie byli na dziedzi�cu, �egnaj�c go�ci. Uwaga wszystkich pozosta�ych skupiona by�a na ma�ym Stefano, kt�ry wrzeszcza� i wierzga� nogami w ramionach ojca. Tylko Celestina zauwa�y�a zmian� w twarzy don Vincenza. A zdarzy�o si� to tu� po tym, kiedy spojrza�a na m�czyzn� z protezami na r�kach i zobaczy�a, �e on p�acze. Celestina widzia�a ju�, jak p�acze jej matka, ale nie wiedzia�a, �e m�czy�ni te� p�acz�. Przestraszy�a si�, poniewa� by�o to bardzo dziwne, poniewa� by�a g�odna, poniewa� polubi�a tego cz�owieka, kt�ry stan�� po jej stronie, i poniewa� nie p�aka� tak, jak wszyscy, kt�rych zna�a. Ten cz�owiek p�aka� z otwartymi oczami; �zy sp�ywa�y po jego nieruchomej twarzy. Us�ysza�a trzask drzwi samochodowych, a potem szmer opon na �wirze. W tym momencie matka spojrza�a na ni� sponad sto�u. U�miech zamar� na twarzy Giny, kiedy jej wzrok pow�drowa� za spojrzeniem c�rki. Patrz�c na dw�ch kap�an�w, powiedzia�a co� cicho do szwagierki. Carmella zebra�a stos talerzy i id�c do kuchni, podesz�a do don Yincenza. � Sypialnia jest na ko�cu korytarza � powiedzia�a. � Nikt nie b�dzie wam tam przeszkadza�. Celestina odesz�a na bok, kiedy don Vincenzo uj�� p�acz�cego m�czyzn� pod rami� i wprowadzi� do domu, kieruj�c si� ku pokojowi Carmelli. � Tak w�a�nie by�o? � us�ysza�a g�os don Vincenza, kiedy ko�o niej przechodzili. � Opiera�e� si�, a ich to bawi�o? Celestina posz�a za nimi, szeleszcz�c haftowanymi bufkami skarpetek. Drzwi sypialni nie by�y do ko�ca zamkni�te i zajrza�a do �rodka. M�czyzna z protezami siedzia� w fotelu w rogu pokoju. Don Vincenzo sta� w pobli�u i w milczeniu patrzy� przez okno na trawnik. To pod�e, pomy�la�a Celestina. Don Vincenzo jest pod�y! Nie znosi�a, kiedy nikt nie zwraca� uwagi na jej p�acz. M�czyzna zobaczy� j�, kiedy wesz�a do sypialni, i wytar� twarz r�kawem. � O co chodzi? � zapyta�a, podchodz�c bli�ej. � Dlaczego p�aczesz? Don Vincenzo zamierza� co� odpowiedzie�, ale m�czyzna potrz�sn�� g�ow� i rzek�: � To nic, cara. Ja tylko co� sobie przypomnia�em... co� z�ego, co kiedy� mi si� przydarzy�o. � Co ci si� sta�o? � Pewni... ludzie skrzywdzili mnie. To by�o dawno temu � zapewni� j�, kiedy jej oczy zrobi�y si� okr�g�e, bo pomy�la�a, �e ci �li ludzie s� wci�� w domu. � To by�o dawno, kiedy by�a� bardzo ma�a, ale ja wci�� to pami�tam. � Czy kto� ci� poca�owa�? � Mi scuzi? � Zamruga�, a don Vincenzo wyprostowa� si� i zamar�. � �eby� poczu� si� lepiej � wyja�ni�a. M�czyzna u�miechn�� si� �agodnie oczami. � Nie, cara. Nikt mnie nie poca�owa�, �ebym si� poczu� lepiej. � Mog� ci� poca�owa�. � By�oby mi bardzo mi�o � odpowiedzia� z powag�. � Mo�e poczuj� si� lepiej. Wychyli�a si� i poca�owa�a go w policzek. Jej kuzyn Roberto, kt�ry mia� dziewi�� lat, twierdzi�, �e ca�owanie to g�upota, ale Celestina tak nie s�dzi�a. � To nowa sukienka � o�wiadczy�a. � Poplami�a si� czekolad�. � Ale wci�� jest bardzo �adna. I ty te�. � Cece ma ma�e. Chcesz je zobaczy�? � M�czyzna spojrza� na don Vincenza, a ten wyja�ni�: � Cece to �winka morska. �winki morskie wci�� maj� ma�e. � Ach! Si, cara. Bardzo bym chcia� je zobaczy�. Wsta�, a ona podesz�a, aby wzi�� go za r�k� i poprowadzi�, ale przypomnia�a sobie o jego protezach. � Co ci si� sta�o w r�ce? � zapyta�a, ci�gn�c go za r�kaw. � To by� wypadek, cara. Nie przejmuj si�. Tobie si� to nie przydarzy. � Czy to boli? � us�ysza� Vincenzo Giuliani, kiedy dziewczynka prowadzi�a ju� Emilia Sandoza korytarzem. � Czasami � odpowiedzia� Sandoz. � Dzisiaj nie. Drzwi trzasn�y i ich g�osy ucich�y. Vincenzo Giuliani podszed� do okna, ws�uchuj�c si� w wieczorne brz�czenie cykad i obserwuj�c Celestin� ci�gn�c� Emilia do zagrody ze �winkami morskimi. Koronkowe majteczki wystawa�y spod sukienki, kiedy przechyli�a si� nad drucianym ogrodzeniem, aby chwyci� jedn� z ma�ych �winek i poda� j� Sandozowi, kt�ry usiad� z u�miechem na trawie. Czarno-srebrna grzywa w�os�w rozsypa�a si� ponad wydatnymi india�skimi ko��mi policzkowymi, kiedy podziwia� zwierz�tko z�o�one przez Celestin� na jego podo�ku. Czterech kap�an�w musia�o przez osiem miesi�cy wywiera� na Emilia Sandoza niesamowity nacisk, �eby go zmusi� do ujawnienia tego, co Celestina wyci�gn�a z niego w ci�gu dw�ch minut. Najwidoczniej czasami najlepiej si� do tego nadaje czteroletnia dziewczynka, pomy�la� ojciec genera� z ironi�. �a�owa�, �e nie widzi tego Edward Behr. * * * W tym czasie brat Edward by� w swoim pokoju, w jezuickim domu rekolekcyjnym w pobli�u Neapolu, jakie� cztery kilometry od tego miejsca. Wci�� nie m�g� si� nadziwi�, �e ojciec genera� wybra� chrzciny jako pretekst do wprowadzenia Emilia po raz pierwszy mi�dzy ludzi. � Ojciec chyba �artuje! � zawo�a� brat Edward, gdy si� o tym dowiedzia�. � Chrzciny! Ojcze generale, chrzciny to chyba ostatnia rzecz, jakiej Emilio Sandoz teraz potrzebuje! � To rodzinna uroczysto��, Ed. Bez prasy, bez �adnej pompy. Dobrze mu to zrobi! Jest ju� do�� silny... � Mo�e fizycznie, ale emocjonalnie w og�le nie jest do tego przygotowany. Potrzebuje czasu! � upiera� si� brat Edward. � �eby si� poz�o�ci�. �eby pop�aka�, po�a�owa�! Ojcze generale, nie mo�na przyspiesza�... � Podjed� przed wej�cie frontowe o dziesi�tej, Edwardzie. Bardzo ci dzi�kuj� � odpowiedzia� ojciec genera� z �agodnym u�miechem, ko�cz�c spraw�. Brat Edward zawi�z� obu kap�an�w do ko�cio�a, po czym wr�ci� do domu rekolekcyjnego, gdzie przesiedzia� jak na szpilkach do trzeciej po po�udniu. W�wczas uzna�, �e powinien ju� po nich wr�ci�. Trzeba mie� spory zapas czasu na kontrole bezpiecze�stwa, powiedzia� sobie. Bez wzgl�du na to, czy kierowc� by� kto� dobrze ochronie znany, �aden samoch�d nie m�g� si� zbli�y� do maj�tku Giulianiego albo do samego domu rekolekcyjnego, nie podlegaj�c skrupulatnym i wielokrotnym kontrolom �niadych, podejrzliwych ochroniarzy i ich wielkich, bystrych ps�w, wytresowanych do wykrywania materia��w wybuchowych i z�ej woli. Edward zaplanowa� wi�c czterdzie�ci pi�� minut na podr�, kt�ra normalnie zaj�aby mu dziesi�� minut. I rzeczywi�cie � wzd�u� drogi biegn�cej r�wnolegle do morza by� wielokrotnie zatrzymywany, przepytywany, obw�chiwany i sprawdzany. Kiedy przy bramie maj�tku po raz czwarty przestudiowano jego kart� identyfikacyjn� i obejrzano podwozie za pomoc� specjalnego lustra, uzna�, �e nie jest to czas zupe�nie stracony. Z zachowania ps�w dowiedzia� si�, na przyk�ad, gdzie taki korpulentny m�czyzna jak on m�g�by ukry� bro�. Mimo uzasadnionych w�tpliwo�ci co do uczciwo�ci neapolita�skich krewnych ojca genera�a, dobrze by�o wiedzie�, �e Emilio Sandoz jest tak skrupulatnie chroniony. W ko�cu pozwolono bratu Edwardowi wjecha� na wewn�trzn� drog� podjazdow� wiod�c� do najwi�kszego z kilku budynk�w widocznych od bramy frontowej. Loggia przystrojona by�a kwiatami i balonami. Brat Edward nie dostrzeg� nigdzie Emilia, ale po chwili od niewielkiej grupy ludzi od��czy� ojciec genera� w towarzystwie m�odej blondynki. Pomacha� Behrowi, a potem zawo�a� co� w kierunku domu. Wkr�tce pojawi� si� Emilio. Wygl�da� na bardzo zm�czonego, ale trzyma� si� prosto � pos�pny amalgamat india�skiej wytrzyma�o�ci i hiszpa�skiej dumy. Przy jego boku kroczy�a ma�a dziewczynka w wybrudzonej wizytowej sukience. � Wiedzia�em! � mrukn�� brat Edward ze z�o�ci�. � Ma ju� dosy�! Wzi�wszy tak g��boki oddech, na jaki tylko pozwala�a mu astma, brat Edward wygramoli� si� z samochodu i obszed� go, aby otworzy� drzwi ojcu genera�owi i Sandozowi, podczas gdy Giuliani �egna� si� z gospodyni� i go��mi. Ma�a dziewczynka co� powiedzia�a i brat Edward j�kn��, widz�c, �e Emilio kl�ka, by j� u�ciska�. Pomimo, a raczej z powodu czu�o�ci tego po�egnania, brat Edward nie by� zaskoczony cich� wymian� zda� mi�dzy dwoma kap�anami, kiedy ju� szli do samochodu. � ...je�li zrobisz mi to jeszcze raz, ty skurczybyku. Do cholery, Ed, odwal si�! � warkn�� Sandoz, wspinaj�c si� na tylne siedzenie. � Sam potrafi� zamkn�� drzwi. � Tak jest, ojcze. Przepraszam, ojcze � odpowiedzia� brat Edward, wycofuj�c si� szybko na swoje miejsce przy kierownicy, ale i tak my�la� swoje. Najwa�niejsze to robi� co trzeba i mie� racj�, pomy�la�. � Jezu, Vince! Dzieciaki i niemowl�ta! � warkn�� Sandoz, kiedy ruszyli. � I to mia�o mi dobrze zrobi�? � I to ci dobrze zrobi�o � odpar� ojciec genera�. � Emilio, trzyma�e� si� nie�le a� do ko�ca... � Koszmary to za ma�o? Pr�bujemy wywo�ywa� widma z przesz�o�ci? � Sam powiedzia�e�, �e chcesz �y� samodzielnie � t�umaczy� mu cierpliwie ojciec genera�. � Takie rzeczy b�d� na porz�dku dziennym. Musisz si� nauczy�, jak... � A kim ty, do cholery, jeste�, �eby mi m�wi�, czego mam si� nauczy�? Kurwa, je�li to mi si� zacznie robi� na jawie, to... Edward wzdrygn�� si� na te s�owa i spojrza� w lusterko, kiedy Sandozowi za�ama� si� g�os. P�acz, pomy�la�. To lepsze od b�lu g�owy. Nie du� tego w sobie, p�acz. Lecz Sandoz umilk� i spogl�da� przez okno, w�ciek�y, ale nieskory do p�aczu. � Na �wiecie jest obecnie oko�o sze�ciu miliard�w ludzi poni�ej pi�tnastu lat � o�wiadczy� spokojnie ojciec genera�. � Trudno ci b�dzie unikn�� spotkania z dzie�mi. Je�li nie jeste� w stanie temu sprosta� w tak kontrolowanym �rodowisku jak dom Carmelli... � Quod erat demonstrandum � przerwa� mu Sandoz z gorycz�. � ...to mo�e jednak powiniene� rozwa�y� mo�liwo�� pozostania w�r�d nas. Jako lingwista, je�li niejako kap�an. � Ty przebieg�y, stary skurczybyku. � Sandoz roze�mia� si�: kr�tki, twardy d�wi�k. � Zrobi�e� mi to umy�lnie. � Nie zostaje si� genera�em Towarzystwa Jezusowego, b�d�c t�pym skurczybykiem � odpowiedzia� �agodnie Vince Giuliani i ci�gn�� dalej z powa�n� twarz�: � T�pe skurczybyki staj� si� s�ynnymi lingwistami i daj� dupy na innej planecie. � Jeste� zazdrosny. Kiedy ostatnio dawa�e� dupy? Brat Edward skr�ci� w lewo na nadmorsk� drog�. Dobrze wiedzia�, �e Emilio blefuje, ale stosunki ��cz�ce tych dw�ch m�czyzn wprawia�y go w zdumienie. Vincenzo Giuliani urodzi� si� w bogatej i uprzywilejowanej rodzinie. By� historykiem i politykiem ciesz�cym si� mi�dzynarodowym uznaniem, a w wieku siedemdziesi�ciu dziewi�ciu lat wci�� mia� sprawne cia�o i umys�. Emilio Sandoz by� nie�lubnym dzieckiem Portorykanki, kt�ra mia�a romans, gdy jej m�� siedzia� w wi�zieniu za handlowanie tymi samymi substancjami, na kt�rych wzbogaci�y si� wcze�niejsze pokolenia rodu Giulianich. Ci dwaj m�czy�ni spotkali si� ponad sze��dziesi�t lat temu w seminarium duchownym. A jednak Sandoz mia� teraz zaledwie oko�o czterdziestu sze�ciu lat. Jednym z wielu dziwacznych aspekt�w jego sytuacji by�o to, �e sp�dzi� trzydzie�ci cztery lata, podr�uj�c z szybko�ci� znacznie zbli�on� do pr�dko�ci �wiat�a � do Alfy Centaura i z powrotem. Dla Sandoza min�o zaledwie sze�� lat, odk�d opu�ci� Ziemi�. By�y to niew�tpliwie trudne lata, ale nie spos�b ich por�wna� z latami, jakie prze�y� Vince Giuliani, jego prze�o�ony, teraz starszy od Emilia o kilkadziesi�t lat i starszy rang� o dobre kilka poziom�w jezuickiej struktury w�adzy. � Emilio, prosz� ci� tylko, �eby� z nami pracowa� � powiedzia� Giuliani. � Dobrze ju�, dobrze! � zawo�a� Emilio, zbyt zm�czony, by si� sprzecza�. I o to niew�tpliwie chodzi�o, pomy�la� brat Edward, mru��c oczy. � Ale, do cholery, na moich warunkach. � Mianowicie? � W pe�ni zintegrowany system analizy d�wi�k�w po��czony z komputerem centralnym. Sterowany g�osem. � Brat Edward spostrzeg� w lusterku, �e Giuliani kiwn�� g�ow�. � Prywatne studio � ci�gn�� Emilio. � Nie mog� ju� u�ywa� klawiatury, a nie b�d� pracowa�, kiedy mog� mnie pods�ucha� inni ludzie. � Co jeszcze? � zapyta� Giuliani zach�caj�cym tonem. � Niech za�aduj� do mojego systemu wszystkie rakhataiiskie pie�ni... wszystko, co wychwyci�y radioteleskopy od 2019 roku. I wszystko, co za�oga �Stelli Maris� przekaza�a radiem z Rakhatu. � Znowu zgoda. � Asystent. M�wi�cy od urodzenia j�zykiem dene albo w�gierskim. Albo baskijskim. I dodatkowo p�ynnie �acin� lub angielskim. Albo hiszpa�skim. Oboj�tnie kt�rym. � Co jeszcze? � Chc� �y� sam. Wstawcie mi ��ko do szopy z narz�dziami. Albo do gara�u. Oboj�tnie. Nie prosz� o osobny dom, Vince. Po prostu chc� by� sam. �adnych dzieciak�w, �adnych niemowl�t. � Co jeszcze? � Publikacja. Wszystkiego. Wszystkiego, co wys�ali�my na Ziemi�. � Z wyj�tkiem lingwistyki � odpowiedzia� Giuliani. � Socjologia, biologia, tak. Lingwistyka, nie. � W takim razie po co to wszystko? � krzykn�� Emilio. � Po jak� choler� ja to robi�? Ojciec genera� nawet na niego nie spojrza�. Patrzy� przez okno na archipelag Campano, obserwuj�c, jak �rybackie� kutry kamorry patroluj� Zatok� Neapolita�sk�, wdzi�czny za ich ochron� przed rekinami z medi�w, kt�rzy zrobiliby wszystko, by przeprowadzi� wywiad z tym ma�ym, przygarbionym cz�owiekiem siedz�cym obok niego: kap�anem, m�sk� dziwk� i zab�jc� dzieci, Emiliem Sandozem. � Robisz to ad maiorem Dei gloriam, o ile mi wiadomo � odpowiedzia� niefrasobliwym tonem. � Je�li wi�ksza chwa�a Bo�a nie jest ju� dla ciebie wystarczaj�cym motywem, mo�esz uzna�, �e pracujesz na mieszkanie i utrzymanie, zapewniane ci gratis przez Towarzystwo Jezusowe, razem z ca�odobow� ochron�, systemem analizy d�wi�k�w i asystentem. Mechanizm twoich protez to nie b�ahostka, Emilio. To wszystko kosztowa�o nas ponad sze�� milion�w, licz�c tylko rachunki szpitalne i obs�ug� medyczn�. To s� pieni�dze, kt�re wydali�my. Ju� ich nie mamy. Towarzystwo jest prawie bankrutem. Stara�em si� nie wtajemnicza� ci� w te sprawy, ale od czasu, jak wyst�pi�e�, zrobi�o si� jeszcze gorzej. � Wi�c dlaczego po prostu nie wykopiecie mojego tak kosztownego ty�ka? M�wi�em ci od samego pocz�tku, Vince, mo�ecie mnie policzy� na straty... � Bzdura � warkn�� Giuliani, a Edward Behr napotka� jego spojrzenie w lusterku. � Jeste� dodatni� warto�ci� po stronie naszych aktyw�w, kt�r� zamierzam teraz skapitalizowa�. � Cudownie! A co chcesz za mnie kupi�? Przejazd komercyjnym pojazdem kosmicznym na Rakhat dla naszych czterech kap�an�w m�wi�cych biegle j�zykami k�san i ruanja dzi�ki programom Sandoza i Mendes, kt�re s� wy��czn� w�asno�ci� Towarzystwa Jezusowego. � Vincenzo Giuliani spojrza� na Sandoza, kt�ry przymkn�� powieki, chroni�c oczy przed �wiat�em. � Mo�esz odej�� w ka�dej chwili, Emilio. Ale dop�ki przebywasz w�r�d nas, na nasz koszt, pod nasz� opiek�... � Towarzystwo ma monopol na dwa rakhata�skie j�zyki. Chcecie, �ebym wyszkoli� t�umaczy. � Kt�rych wykorzystamy w sprawach ekonomicznych, naukowych lub dyplomatycznych, dop�ki b�dziemy mie� ten monopol. Pomo�e to nam odzyska� straty poniesione przy organizacji pierwszej wyprawy na Rakhat i pozwoli na kontynuowanie pracy rozpocz�tej przez wasz� za�og�, re�uiescantinpace. Bracie Edwardzie, prosz� si� zatrzyma�. Edward Behr zatrzyma� samoch�d i si�gn�� do skrytki po pojemnik ze strzykawk�, sprawdziwszy wska�nik dozowania, zanim wysiad�. Kiedy okr��y� w�z, Giuliani kl�cza� ju� przy Sandozie na skraju drogi, podtrzymuj�c go, gdy ten wymiotowa� w przydro�ne chwasty. Edward przycisn�� dozownik do szyi Sandoza. � Zadzia�a po paru minutach, ojcze. Byli w polu widzenia dw�ch uzbrojonych kamorryst�w. Jeden z nich zbli�y� si�, ale Giuliani potrz�sn�� g�ow� i m�czyzna wr�ci� na sw�j posterunek. Emilio zwymiotowa� ponownie, po czym wyprostowa� si�, wyczerpany i rozczochrany, przymykaj�c oczy, bo migrena powodowa�a zaburzenia widzenia. � Jak ona mia�a na imi�, Vince? � Celestina. � Nie wr�c� tam. � Ju� prawie zasypia�. Lek, podawany do�ylnie, niemal zawsze zwala� go z n�g. Nikt nie wiedzia� dlaczego; jego stan fizjologiczny wci�� nie by� normalny. � Bo�e � wymamrota� � nie r�b mi tego znowu. Dzieciaki i niemowl�ta. Nie r�b mi tego wi�cej... Brat Edward napotka� spojrzenie ojca genera�a. � To by�a modlitwa � powiedzia� stanowczo kilka minut p�niej. � Tak � zgodzi� si� Yincenzo Giuliani. Teraz skin�� na kamorryst�w i cofn�� si�, kiedy jeden z nich wzi�� Sandoza na r�ce jak dziecko i umie�ci� z powrotem w samochodzie. � Tak � powt�rzy�. � Obawiam si�, �e to by�a modlitwa. Brat Edward zatelefonowa�, �eby uprzedzi� portiera o sytuacji. Kiedy wjecha� na podjazd przed wielkim, kamiennym budynkiem, otoczonym bujnymi drzewami, i zaparkowa� przed frontowym wej�ciem, czeka�y ju� na nich nosze. � Jeszcze za wcze�nie � ostrzega� brat Edward, kiedy on i ojciec genera� obserwowali, jak przenosz� Emilia do sypialni i uk�adaj� w ��ku. � Jeszcze nie jest na to got�w. Za ostro go ojciec przyciska. � Ja go przyciskam, a on si� cofa. � Giuliani przyg�adzi� d�o�mi miejsce na g�owie, gdzie powinny znajdowa� si� w�osy, kt�rych nie mia� ju� od paru dziesi�tk�w lat. � Ko�czy mi si� czas, Ed. Powstrzymuj� ich, jak mog�, ale chc�, �eby zabrali naszych ludzi. � Opu�ci� r�ce i popatrzy� na zachodnie wzg�rza. � Nas samych nie sta� ju� na drug� misj�. Brat Edward zacisn�� wargi, potrz�sn�� g�ow� i westchn�� z lekkim �wistem. P�nym latem astma zawsze bardziej mu dokucza�a. � To niedobry uk�ad, ojcze generale. Przez pewien czas Giuliani sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�ry zapomnia�, �e nie jest sam. Potem wyprostowa� si�, pe�en ch�odnej godno�ci, i spojrza� na grubego m�czyzn�, oddychaj�cego z wysi�kiem tu� obok niego, w c�tkowanym cieniu staro�ytnego oliwnego drzewa. � Bracie Edwardzie � powiedzia� sucho i z naciskiem � jestem bratu wdzi�czny za wyra�on� opini�. Edward Behr, przywr�cony do porz�dku, patrzy� przez chwil� na odchodz�cego Giulianiego, a potem wr�ci� do samochodu, by odprowadzi� go do gara�u. Kiedy to zrobi�, wysiad� i z przyzwyczajenia zamkn�� drzwiczki na klucz, chocia� ka�dy, komu by si� uda�o przedrze� przez ochron� kamorry, by�by z pewno�ci� zainteresowany Emiliem Sandozem, a nie starym samochodem, kt�rego akumulator trzeba by�o �adowa� co noc. Brat Edward sta� ju� na podje�dzie, spogl�daj�c na okno sypialni, w kt�rym w�a�nie zaci�gni�to zas�on�, kiedy pojawi� si� jeden z kot�w, mrucz�c i ocieraj�c si� o jego nogi. Edward podziwia� pi�kno kot�w, ale uwa�a� je za stworzenia nieobliczalne. � Id� sobie � mrukn��, ale kot nie przestawa� ociera� si� o jego nogi, tak samo lekcewa��c jego zdanie, jak ojciec genera�. Kilka minut p�niej Vincenzo Giuliani wszed� do swojego gabinetu i cho� zamkn�� za sob� drzwi z cichym, kontrolowanym trzaskiem, nie tyle usiad�, ile zwali� si� na fotel. Z�o�ywszy �okcie na wielkim, l�ni�cym blacie orzechowego biurka, wspar� czo�o na d�oniach i zamkn�� oczy, nie chc�c patrzy� na swoje odbicie. Nawi�zanie stosunk�w handlowych z Rakhatem jest nieuniknione, pomy�la�. Carlo wyprawi si� tam bez wzgl�du na to, czy mu w tym pomo�emy, czy nie. A w ten spos�b uzyskamy mo�no�� wywierania jakiego� �agodnego wp�ywu... Podni�s� g�ow� i si�gn�� po laptop. Otworzy� go jednym kr�tkim ruchem d�oni i jeszcze raz przeczyta� list, kt�ry pr�bowa� sko�czy� od trzech dni. Nag��wek brzmia�: �Wasza �wi�tobliwo��, ale ojciec genera� nie pisa� tylko do papie�a. Ten list stanie si� cz�ci� historii pierwszego kontaktu ludzko�ci z inteligentnym gatunkiem istot kosmicznych. �Dzi�kuj� Waszej �wi�tobliwo�ci za �askawe zainteresowanie si� zdrowiem i sytuacj� Emilia Sandoza. W ci�gu roku od powrotu z Rakhatu na Ziemi� we wrze�niu 2059 roku ojciec Sandoz wyleczy� si� ze szkorbutu i anemii, ale jest wci�� bardzo s�aby i emocjonalnie niezr�wnowa�ony. Jak Wasza �wi�tobliwo�� wie z doniesie�, kt�re przeciek�y w ci�gu tego roku ze szpitala Salvator Mundi w Rzymie, na Rakhacie usuni�to mu mi�nie pomi�dzy ko��mi d�oni, podwajaj�c d�ugo�� palc�w i czyni�c je bezu�ytecznymi. Sam Sandoz nie rozumie do ko�ca, dlaczego tak go okaleczono; w ka�dym razie nie mia�a to by� forma tortury, cho� z pewno�ci� sprawi�o mu to trudn� do opisania m�k�. Uwa�a, �e owa procedura mia�a uczyni� z niego osob� zale�n� od niejakiego Supaariego VaGayjura albo, by� mo�e, do niego nale��c�. Ojciec Sandoz zosta� zaopatrzony w zewn�trzne protezy bioaktywne; pracowa� bardzo ci�ko nad osi�gni�ciem ograniczonej sprawno�ci manualnej i teraz jest ju� w stanie wykona� wi�kszo�� czynno�ci zwi�zanych z zaspokajaniem swoich potrzeb�. Ju� czas, by go odstawi� od Eda Behra, postanowi� Giuliani i zanotowa� w pami�ci, �e musi zmieni� przydzia� bratu Edwardowi. Mo�e wys�a� go do tego nowego obozu dla uchod�c�w w Gambii? Mo�na te� wykorzysta� jego do�wiadczenie w post�powaniu z ofiarami gwa�t�w zbiorowych... Ojciec genera� wyprostowa� si�, otrz�sn�� z tych rozmy�la� i powr�ci� do listu. �W opinii prze�o�onych misji to Emilio Sandoz przyczyni� si� g��wnie do pierwszych sukces�w w nawi�zaniu kontaktu z inteligentnymi mieszka�cami Rakhatu. Jego niezwyk�e uzdolnienia lingwistyczne, a tak�e jego zapa� i cierpliwo�� bardzo pomog�y pozosta�ym cz�onkom za�ogi �Stelli Maris� w ich pracy badawczej, a dzi�ki swojemu osobistemu urokowi zyska� sobie wielu przyjaci� w�r�d VaRakhat�w. Co wi�cej, oczywisty urok jego duchowo�ci podczas pierwszych lat dzia�ania misji na Rakhacie przyczyni� si� do nawr�cenia przynajmniej jednego �wieckiego cz�onka wyprawy i wzbogaci� wiar� innych kap�an�w. Mimo to ojciec Sandoz sta� si� obiektem z�o�liwych atak�w publicznych z powodu jego rzekomego z�ego prowadzenia si� na Rakhacie. Jak Wasza �wi�tobliwo�� wie, w trzy lata po starcie naszego statku kosmicznego Konsorcjum Kontakt wys�a�o na Rakhat sw�j w�asny statek �Magellan�. Cel tej wyprawy by� czysto komercjalny. Skandale dobrze si� sprzedaj�. Sensacyjne zarzuty wobec naszych ludzi (i wobec ojca Sandoza w szczeg�lno�ci) by�y na r�k� Konsorcjum, wi�c ich ponure raporty, przesy�ane z Rakhatu drog� radiow�, zosta�y natychmiast sprzedane i rozpowszechnione po ca�ym �wiecie. W rzeczywisto�ci za�oga �Magellana� niewiele wiedzia�a o Rakhacie, kiedy tam wyl�dowa�a, a istniej� powody, by s�dzi�, �e zosta�a wprowadzona w b��d przez Supaariego VaGayjura. P�niejsze zagini�cie za�ogi �Magellana� sugeruje, �e ona r�wnie� pad�a ofiar� niemo�no�ci unikni�cia fatalnych b��d�w na Rakhacie. Tak wi�c z osiemnastu ludzi wys�anych na Rakhat w obu wyprawach prze�y� tylko Emilio Sandoz. Ojciec Sandoz wsp�pracowa� z nami tak dalece, jak tylko m�g� w ci�gu trwaj�cych kilku miesi�cy intensywnych przes�ucha�, cz�sto za cen� g��bokich psychicznych cierpie�. Dostarcz� Waszej �wi�tobliwo�ci komplet prac naukowych napisanych podczas misji �Stelli Maris� i innych dokument�w jej dotycz�cych, a tak�e oryginalny zapis przes�ucha�; tutaj przedstawiam tylko Waszej �wi�tobliwo�ci pod rozwag� kr�tkie podsumowanie najbardziej istotnych ustale� dokonanych przez za�og� i ujawnionych w trakcie przes�ucha� ojca Sandoza. 1. Na Rakhacie istniej� dwa inteligentne gatunki. Za�oga �Stelli Maris� zosta�a pocz�tkowo uznana przez mieszka�c�w wioski Kashan za �zagraniczn�� delegacj� handlow�. Mieszka�cy wioski nazywali siebie �Runa�, co w ich j�zyku znaczy po prostu �Lud�. Runowie s� wielkimi, wegetaria�skimi dwunogami z ogonami, kt�re pomagaj� im utrzymywa� r�wnowag� � podobnie jest w przypadku kangur�w; maj� d�ugie, ruchliwe uszy i zadziwiaj�co pi�kne oczy o dw�ch t�cz�wkach. S� pokojowo usposobieni, bardzo towarzyscy i �yj� we wsp�lnocie. Ich d�onie maj� po dwa kciuki. S� bardzo sprawni fizycznie, ale pod wzgl�dem umys�owym, jak podejrzewali niekt�rzy cz�onkowie naszej misji, troch� ograniczeni. Ze wzgl�du na kultur� materialn�, kt�ra okaza�a si� zbyt uboga i prosta, nie mo�na ��czy� ich z owymi pot�nymi transmisjami wykrytymi przez ziemskie radioteleskopy w 2019 roku. Co wi�cej, muzyka dzia�a na nich wyra�nie deprymuj�co, a jak wiemy, po raz pierwszy dowiedzieli�my si� o istnieniu Rakhatu, wys�uchuj�c przez radio przesy�anych stamt�d chora��w. Niekt�rzy Runowie okazali si� jednak ca�kiem inteligentni i za�oga �Stelli Maris� dosz�a do wniosku, �e wioska Kashan le�y na uboczu jakiej� rozwini�tej cywilizacji. Poniewa� w Kashanie mo�na by�o zebra� jeszcze wiele informacji, postanowiono zosta� tam przez pewien czas. Ku wielkiemu zaskoczeniu naszych ludzi okaza�o si�, �e �piewacy Rakhatu to rzeczywi�cie inny gatunek inteligentnych istot. Jana�atowie s� pod wzgl�dem fizycznym uderzaj�co podobni do Run�w, ale jest to podobie�stwo do�� powierzchowne. S� mi�so�ercami, maj� chwytne stopy i nied�wiedziowate r�ce o trzech palcach zako�czonych pazurami. Przez pierwsze dwa lata misji Jana�at�w reprezentowa� tylko jeden osobnik: Supaari VaGayjur, kupiec z miasta Gayjur, kt�ry by� po�rednikiem handlowym dzia�aj�cym w kilkunastu oddalonych wioskach Run�w w po�udniowym Inbrokarze, pa�stwie, kt�re zajmuje centraln� cz�� najwi�kszego kontynentu Rakhatu. Grupa jezuicka mia�a wszelkie powody, by s�dzi�, �e Supaari nie ma z�ych zamiar�w. W wyniku jego interwencji ich stosunki z Runami bardzo si� poprawi�y, a dzi�ki jego cierpliwym wyja�nieniom Sandoz pozna� nie�le rakhata�sk� cywilizacj�. Zdrada zaufania, jakim obdarza� go Sandoz, pozostaje jedn� z najwi�kszych zagadek tej misji. 2. Ludzie wytwarzaj� narz�dzia; Jana�atowie je hoduj�. Runowie s� r�kami Jana�at�w: ich rzemie�lnikami, kupcami, s�u��cymi, robotnikami, nawet cz�onkami s�u�b spo�ecznych. R�nica statusu nie polega jednak tylko na r�nicy klas, jak s�dzili nasi ludzie. Runowie s� po prostu udomowionymi zwierz�tami � Jana�atowie hoduj� ich, tak jak my hodujemy psy. Runowie nie rozmna�aj� si�, je�li ich dieta nie osi�gnie pewnego optymalnego poziomu wzbogacenia, w kt�rym prze�ywaj� co� w rodzaju rui. Ten biologiczny fakt sta� si� podstaw� rakhata�skiej ekonomiki. Runowie zdobywaj� prawo do posiadania dzieci, pracuj�c dla Jana�at�w. Kiedy doch�d wsp�lnoty wioskowej osi�gnie okre�lon� wysoko��, Jana�atowie dostarczaj� mieszka�com wioski odpowiednio wi�cej kalorii, co pozwala na ich kontrolowan� rozrodczo�� bez ryzyka degradacji �rodowiska na skutek przeludnienia. G��wne warto�ci, na kt�rych opiera si� jana�ata�skie spo�ecze�stwo, to umiej�tne zarz�dzanie i stabilizacja. Trzymaj�c si� tych warto�ci, Jana�atowie ograniczaj� r�wnie� w�asn� rozrodczo��, tak aby ich liczba nie przekracza�a mniej wi�cej czterech procent populacji Run�w. �yciem spo�ecznym, kt�re ma wysoce ceremonialny charakter, rz�dz� �cis�e regu�y dziedziczenia; tylko dwoje pierwszych dzieci ma prawo do zawarcia ma��e�stwa i rozmna�ania si�. Je�li nast�pne dzieci nie zechc� podda� si� sterylizacji po osi�gni�ciu dojrza�o�ci, mog� utrzymywa� stosunki p�ciowe z konkubinami ru�skimi, poniewa� seks mi�dzy oboma gatunkami nie prowadzi do zap�odnienia. Trzecie w kolejno�ci narodzin dzieci Jana�at�w po osi�gni�ciu dojrza�o�ci staj� si� zwykle kupcami, naukowcami lub prostytutkami. W tym kontek�cie warto zapami�ta�, �e Supaari VaG;iyjur by� w�a�nie trzecim dzieckiem swoich rodzic�w. Poza tym, co jest najbardziej szokuj�ce, Jana�atowie hoduj� Run�w nie tylko w celu posiadania si�y roboczej, ale i na mi�so. Za t� wiedz� zap�acili�my �yciem naszych ludzi, Wasza �wi�tobliwo��. To w tym miejscu Giuliani zatrzyma� si� poprzedniego wieczoru, ws�uchuj�c si� przez d�u�szy czas w odg�os krok�w Sandoza nad swoj� g�ow�. Pi�� krok�w, przerwa, pi�� krok�w, przerwa. Dop�ki Emilio kr��y� po swoim pokoju, mo�na by�o przynajmniej mie� pewno��, �ejeszcze nie doda� w�asnego �ycia do �niwa ofiar misji na Rakhat... Giuliani westchn�� i zacz�� dalej pisa�. �3. Jana� atowie nie trzy maj� Run�w w klatkach czy zagrodach dla byd�a. Kiedy para doros�ych Run�w odchowa swoje potomstwo do wieku dojrza�o�ci seksualnej, dobrowolnie oddaje si� w r�ce patroli jana�ata�skich, kt�re kr��� po wioskach. Ponadplanowe potomstwo zostaje oddane na rze�. Wasza �wi�tobliwo�� musi zrozumie�, �e nasi ludzie byli ca�kowicie nie�wiadomi charakteru stosunk�w ��cz�cych oba gatunki, kiedy napotkali taki patrol, kt�ry zacz�� mordowa� dzieci YaKashanich. Sytuacja by�a z�o�ona, o czym �wiadczy transkrypcja przes�ucha� Sandoza, ale za�oga �Stelli Maris� uzna�a ten incydent za niczym nie sprowokowany atak na mieszka�c�w wioski. Najpierw Sofia Mendes, a potem reszta za�ogi, stawili op�r patrolowi, p�ac�c za to w�asnym �yciem. By� to akt czysto altruistycznej odwagi i m�stwa, kt�ry Supaari VaGayjur okre�li� jako pod�eganie Run�w do rebelii, a Konsorcjum Kontakt jako nierozwa�ne i naganne wtr�canie si� w rakhata�skie sprawy. Trzeba jednak doda�, �e wielu Run�w � zainspirowanych odwag� Sofii Mendes � ponios�o w�wczas �mier�, broni�c swoich dzieci�. Ojciec genera� odchyli� si� w fotelu. Teraz, pomy�la�, czas na najgorsze. �Masakr� w Kashanie prze�y�o tylko dw�ch cz�onk�w misji, Emilio Sandoz i ojciec Marc Robichaux. Zostali oni zabrani przez jana�ata�ski patrol jako wi�niowie i przez wiele tygodni byli �wiadkami rzezi dokonywanych na bezbronnych Runach w r�nych wioskach. Ka�dego ranka dawano im jedzenie, a Sandoz przez jaki� czas nie zdawa� sobie sprawy, �e by�o to mi�so ru�skich dzieci. Domy�li� si�, ale n�ka� go g��d, wi�c nadal jad� mi�so. Jest to dla niego nadal �r�d�o bolesnego wstydu i koszmar�w. Kiedy Supaari VaGayjur dowiedzia� si� o ich uwi�zieniu, wy�ledzi� miejsce ich pobytu i przekupi� dow�dc� patrolu, uzyskuj�c w ten spos�b w�adz� nad dwoma kap�anami. Ju� w domu Supaariego zapytano Sandoza, czy on i ojciec Robichaux chc� �przyj�� hasta�akala�. Sandoz by� przekonany, �e oznacza to przyj�cie go�cinno�ci i zgodzi� si�. Ku jego przera�eniu zniszczono im r�ce; Robichaux wykrwawi� si� na �mier�. Oko�o o�miu miesi�cy p�niej Supaari VaGayjur sprzeda� Sandoza pewnemu jana�ata�skiemu arystokracie, Hlavinowi Kithieriemu. Mam nadziej�, �e Wasza �wi�tobliwo�� nie jest w stanie wyobrazi� sobie, z jak� brutalno�ci� traktowano Sandoza w domu Kithieriego�. Ojciec genera� wzdrygn�� si� i wsta� gwa�townie, odrywaj�c si� od tego, co napisa�. �Czym jest kurwa, je�li nie czym�, czyje cia�o zostaje wydane na zniszczenie dla przyjemno�ci innych?�, zapyta� go kiedy� Emilio. �A ja jestem kurw� Boga i moje cia�o zosta�o wydane na zniszczenie�. Przez jaki� czas Giuliani spacerowa� cicho po swoim gabinecie � pi�� krok�w, obr�t, pi�� krok�w, obr�t � dop�ki nie zda� sobie sprawy, �e nie�wiadomie powtarza rytm krok�w, kt�ry przez tyle nocy dobiega� do niego z sypialni nad sufitem. Sko�cz to, rozkaza� sobie w duchu i usiad� ponownie za biurkiem. �Kilka miesi�cy p�niej, kiedy na orbicie Rakhatu pojawi� si� �Magellan�, przedstawiciele Konsorcjum Kontakt weszli na �Stell� Maris� i zapoznali si� z raportami z pierwszych dw�ch lat naszej misji. Po naszych ludziach nie by�o ani �ladu; wszystko wskazywa�o, �e ju� nie �yj�. Za�oga �Magellana� wyl�dowa�a promem w pobli�u wioski Kashan, gdzie ich powitano z wrogo�ci� i l�kiem, a wi�c zupe�nie inaczej ni� za�og� �Stelli Maris�. M�oda Runka o imieniu Askama powiedzia�a im po angielsku, �e Emilio Sandoz wci�� �yje i przebywa w mie�cie Gayjur, w domu Supaariego VaGayjura. Maj�c nadziej�, �e dowiedz� si� czego� od Sandoza, grupa z �Magellana� uda�a si� do tego miasta, prowadzona przez Askam�, kt�ra najwyra�niej by�a Sandozowi bardzo oddana. Kiedy przybyli do Gayjuru, Supaari powiedzia� im, �e Sandoz by� do niedawna jego domownikiem, ale teraz mieszka gdzie� osobno. Supaari da� im tak�e do zrozumienia, �e w wyniku wmieszania si� cudzoziemc�w w miejscowe sprawy wiele os�b straci�o �ycie. Mimo to okaza� nowo przyby�ym ludziom �yczliwo�� i prowadzi� z nimi interesy, cho� nigdy nie zdradzi� im, gdzie przebywa Sandoz. Kilka tygodni p�niej Askama sama odnalaz�a miejsce pobytu Sandoza i zaprowadzi�a do niego dow�dc�w grupy. Odnale�li go w seraju Hlavina Kithieriego; by� nagi, mia� na sobie tylko obro�� z drogimi kamieniami i perfumowane wst��ki. Dostrzegli te� na jego ciele krwawe �lady sodomii. Zgodnie z tym, co sam o sobie powiedzia�, znajdowa� si� w�wczas w stanie morderczej desperacji. Maj�c nadziej�, �e zostawi� go w spokoju albo zabij�, przysi�g� sobie, �e u�mierci pierwsz� osob�, kt�ra wejdzie dojego klatki. Nie m�g� przewidzie�, �e osob� t� b�dzie Askama, dziecko Run�w, kt�re wychowa� i tak bardzo pokocha�. Kiedy Sandoz podni�s� wzrok znad trupa Askamy i zobaczy� wysokich rang� przedstawicieli Konsorcjum, roze�mia� si�. S�dz�, �e w�a�nie to przekona�o ich o jego zdeprawowaniu, a Supaari VaGayjur utwierdzi� ich w tym, m�wi�c, �e Sandoz prostytuowa� si� dobrowolnie. Teraz ju� wiem, �e �w �miech by� objawem histerii i rozpaczy, ale oni byli �wiadkami morderstwa i w tych okoliczno�ciach uwierzyli w najgorsze�. Podobnie jak ja, pomy�la� Giuliani, wstaj�c ponownie i odchodz�c od biurka. To by�o od pocz�tku absurdalne � zak�ada�, �e garstka ludzi b�dzie w stanie nie pope�ni� �adnego b��du, zw�aszcza za pierwszym razem. Nawet najbli�si przyjaciele mog� czasem si� nie zrozumie�. Do pierwszego kontaktu � z samej definicji � dochodzi w stanie ca�kowitej niewiedzy. Ca�kowity brak danych o ekologii, biologii, j�zykach, kulturze i ekonomice Innych. Na Rakhacie owa niewiedza doprowadzi�a do katastrofy. Nie mog�e� wiedzie�, pomy�la� Vincenzo Giuliani, s�ysz�c w�asne kroki, ale pami�taj�c o krokach Emilia. To nie by�a twoja wina. Powiedz to umar�ym, odpowiedzia�by Emilio. 2. TRUCHA SAI, RAKHAT: 2042 czasu ziemskiego Sofia Mendes wiedzia�a od samego pocz�tku, �e cz�onkowie jezuickiej misji na Rakhat b�d� na tej planecie gatunkiem zagro�onym. Za�oga �Stelli Maris� sk�ada�a si� z o�miu os�b. Alan Pace zmar� kilka tygodni po wyl�dowaniu i pozosta�o ich siedmioro. Ojciec D.W. Yarbrough, dow�dca wyprawy, zachorowa� par� miesi�cy p�niej i ju� nie odzyska� zdrowia, cho� prze�y� w ci�kim stanie jeszcze osiemna�cie miesi�cy. Bez narz�dzi badawczych i koleg�w, z kt�rymi mog�aby przekonsultowa� przypadek, doktor Ann� Edwards nie by�a w stanie rozpozna� etiologii chor�b, cho� jej opieka niew�tpliwie przed�u�y�a D.W. �ycie. P�niej zosta�a zabita razem z nim, a ich �mier� by�a pot�nym ciosem dla ma�ej grupki, kt�ra pozosta�a. Na skutek b��du w obliczeniach ilo�ci paliwa w promie po katastrofie samolotu rozpoznawczego pozostali cz�onkowie grupy zostali uwi�zieni na Rakhacie. I tym razem nie za�amali si�, przystosowuj�c do �ycia na obcej planecie. W wiosce Kashan za�o�yli ogr�d, �r�d�o �ywno�ci, i w��czyli si� w miejscowy system ekonomiczny, dostarczaj�c mieszka�com egzotycznych towar�w handlowych. VaKashani zaakceptowali ich do tego stopnia, �e wiele rodzin nazywa�o ich krewniakami. By�y te� bardzo radosne wydarzenia, takie jak �lub Sofii z Jimmym Quinnem czy informacja, �e spodziewaj� si� dziecka � tu� przed ostateczn� katastrof�. Podobnie jak wiele innych �ydowskich dzieci, Sofia Mendes przywyk�a do koszmar�w egipskich nadzorc�w, babilo�skich, asyryjskich, rzymskich prze�ladowc�w, kozackich pogrom�w, inkwizytor�w i esesman�w. Dzieci�ce l�ki przezwyci�a�a, wyobra�aj�c sobie, �e gdy sama spotka si� z przemoc�, nie podda si� bez walki, a na cios odpowie ciosem. Kiedy patrol jana�ata�ski przyby� do Kashanu, spali� cudzoziemski ogr�d i za��da�, by VaKashani wydali swoje dzieci, a nast�pnie zacz�� je systematycznie mordowa�, Sofia nie waha�a si� ani chwil�. � Jest nas wielu, ich tylko garstka! � zawo�a�a do VaKashanich i przytuli�a kt�re� z ru�skich niemowl�t do swoich nabrzmia�ych ju� piersi. Powiedzia�a �nas� i w ten spos�b zwi�za�a sw�j los z losem Run�w � tych untermenschen Rakhatu. Jej gest powstrzyma� fal� mordu; jej upadek pod ciosami Jana�at�w wzmocni� op�r Run�w. A potem, straciwszy wiar� w zwyci�stwo, ojcowie padli na w�asne dzieci, by os�oni� je swymi cia�ami; matki �ci�gn�y na siebie w�ciek�o�� Jana�at�w, by ocali� reszt�. Kiedy by�o ju� po wszystkim, ziemi� pokrywa�y stosy zakrwawionych trup�w; wi�kszo�� wkr�tce oprawiono i po�wiartowano. Po odej�ciu patrolu w wiosce zapanowa� chaos. Po��czenie przera�enia z uniesieniem towarzysz�cym pierwszej w �yciu Run�w pr�bie oporu sprawi�o, �e zgodne dzia�anie okaza�o si� niemo�liwe. Zapomnieli o swojej podstawowej zasadzie strategii przetrwania: trzyma� si� razem, skupi� si� w wielki kr�g w celu obrony, dzia�a� zgodnie. Niekt�rzy, bliscy paniki, wyszukiwali tych, kt�rzy podzielali z nimi jakie� mo�liwe do okre�lenia emocje, tworz�c natychmiast niewielkie, mniej bezbronne grupki. Ci, kt�rym wymordowano rodziny, przystroili si� w poskr�cane, pachn�ce wst��ki, zbyt ot�piali, by zareagowa� w inny spos�b. Wi�kszo�� nie robi�a nic, pocieszaj�c si�, �e �ycie wkr�tce potoczy si� tak jak dawniej, skoro nie ma ju� tych wszystkich cudzoziemc�w pr�cz Sofii i nie ma nielegalnych dzieci. Przewa�a�a opinia, �e trzeba wyda� Sofi� w r�ce urz�dnik�w jana�ata�skich, aby wykaza�, �e Kashan znowu przestrzega prawa. � Wydamy jedn�, ocalimy wielu! � wo�ano. � Ale Fia nie zrobi�a nam krzywdy! To djanada nas skrzywdzili! � sprzeciwi�a si� dziewczynka o imieniu Djalao. Djalao dopiero co osi�gn�a dojrza�o�� i w normalnych warunkach nikt nie liczy�by si� z jej zdaniem, ale teraz niekt�rzy spo�r�d nich potrzebowali czyjego� przyw�dztwa. � Ostrze�cie tyle wiosek, ile zdo�acie, powiedzcie im, co si� wydarzy�o w Kashanie � powiedzia�a tym, kt�rzy zdecydowali si� na ucieczk�. � Patrole djanada nadchodz�, ale powt�rzcie wszystkim to, co powiedzia�aFia: nas jest wielu, ich tylko garstka. Kanchay VaKashan nie wiedzia�, co robi�, podobnie jak pozostali, ale Sofia uratowa�a w�a�nie jego c�reczk� Pusk�, wi�c by� jej wdzi�czny. Kiedy wi�c grupa innych, kt�rych dzieci ocala�y z masakry, postanowi�a poczeka� do czerwonego �wiat�a i uciec do po�udniowej puszczy, zabra� ze sob� Sofi�. Z w�dr�wki do le�nej kryj�wki Sofia zapami�ta�a tylko kwilenie rufiskich niemowl�t, rozko�ysany, p�ynny krok Kanchaya, kt�ry ca�ymi dniami ni�s� j� na grzbiecie, odg�osy sawanny, a potem puszczy. Z pocz�tku mia�a tak obola�� twarz, �e trudno jej by�o otworzy� usta, wi�c Kanchay karmi� j� jak�� papk� pomieszan� z deszczow� wod�, wciskaj�c jej ten kleik przez zaci�ni�te z�by. Stara�a si� to jako� prze�kn��, powtarzaj�c sobie: to dla dziecka. Dziecko tego potrzebuje. Wykrwawiona, ot�pia�a z b�lu, skupi�a si� na swoim dziecku, kt�re przecie� jeszcze mia�a, w przeciwie�stwie do tych, kt�rzy utracili swe dzieci. Skupi�a si� na swoim �onie, tam, gdzie wci�� �y�o jej dziecko, odczuwaj�c dreszcz l�ku za ka�dym razem, gdy porusza�o si� niemrawo, i przyp�yw nadziei, kiedy kopn�o mocniej. Z pocz�tku spa�a kamiennym snem, a i p�niej cz�sto zapada�a w drzemk�, ogrzewana blaskiem trzech s�o�c s�cz�cym si� przez poszycie lasu. Kiedy si� obudzi�a, le�a�a nieruchomo, ws�uchuj�c si� w rytmiczny, zduszony zgrzyt d�ugich, szorstkich li�ci, przypominaj�cych miecze samuraj�w, z kt�rych Runowie budowali na polanie platformy do snu i zas�ony od wiatru. Gdzie� blisko szumia�a bystra woda, op�ukuj�c g�adkie kamienie. Nad jej g�ow� chyli�y si� w lekkim wietrze ki�cie pni w �ralii. Zewsz�d dobiega�y mi�kkie, porozrywane przydechami sp�g�oski j�zyka Ruanja, nieustanne mruczenie ru�skich ojc�w, tul�cych do siebie dzieci, kt�re nie uzyska�y prawa do �ycia. Kiedy poczu�a przyp�yw si�, zapyta�a, gdzie si� znajduje. � Trucha Sai � us�ysza�a odpowied�. � Runowie przychodz� do Trucha Sai, kiedy djanada za bardzo czu� krwi� � wyja�ni� jej Kanchay, m�wi�c prosto, jak do dziecka. � Po jakim� czasie oni zapominaj�. My-i-ty-te� czekamy na to w lesie. By�o to co� wi�cej ni� wyja�nienie. Kanchay z rozmys�em dobra� s�owa. �S� dwie formy pierwszej osoby liczby mnogiej�, powiedzia� kiedy� Emilio Sandoz reszcie cz�onk�w za�ogi �Stelli Maris�. �Jedna wy��cza osob�, do kt�rej si� m�wi, rozumiecie? Oznacza my-ale-nie-ty. Druga to