6284

Szczegóły
Tytuł 6284
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6284 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6284 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6284 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GENE WOLFE cz�owiek z m�ynka do pieprzu - Nie ma si� czym przejmowa�, Tippy - powiedzia�a matka naj�agodniejszym, najbardziej uspokajaj�cym tonem, na jaki by�o j� sta�. - To by� bardzo s�aby wstrz�s, taki, jakich mn�stwo. Zdarza�y si� znacznie silniejsze. A� dziwne, �e si� obudzi�e�. Tippy wpatrywa� si� w zielon� fasolk� na talerzu. - Wydawa�o mi si�, �e zawadzi�a o st�. To wszystko. - Wydawa�o ci si�, �e kto zawadzi� o st�? Ton stwardnia�. Zazwyczaj �wiadczy�o to o tym, �e zbli�a si� lanie. - Nikt. - M�wi�e� o Catherine? - Nie. - Tippy wci�� nie m�g� zrozumie�, w jaki spos�b Cathy po �mierci przeistoczy�a si� w Catherine. - Nie, mamusiu. - Dla mnie by�o to znacznie ci�sze prze�ycie ni� dla ciebie. - Tak, mamusiu. - Ty nienawidzi�e� Catherine. Z pewno�ci� cieszysz si� z tego, �e ju� nigdy jej nie zobaczysz. Ja j� kocha�am i zawsze, zawsze b�dzie mi jej brakowa�. - Tak, mamusiu. - W niedziel�... - Matka Tippy'ego rozp�aka�a si�. - W niedziel� s� twoje urodziny. Pojutrze. - Aha. Talerz by� br�zowy, ze wzorkiem z drobniutkich ciemnozielonych ga��zek dooko�a. - Co chcia�by� dosta� na urodziny, Tippy? - Nic. Matka westchn�a - przepracowana kobieta, na kt�rej utrudzonych barkach spocz�� kolejny ci�ar. - Je�li mam ci kupi� prezent, musz� to zrobi� jutro. Najpierw p�jd� do banku, potem b�d� chodzi� po sklepach. Co chcia�by� dosta�? - Nic. Tippy wbi� widelec w tward� fasolk�. Wiedzia�, �e kiedy w�o�y j� do ust, b�dzie smakowa�a jak surowa. - Jeste� jeszcze dzieckiem. - Znowu ton, kt�ry lubi�. - Musisz sobie z tym wszystkim poradzi�, a przecie� jeste� jeszcze dzieckiem. Skin�� �a�o�nie g�ow�. - Pogrzeb Catherine kosztowa� mn�stwo pieni�dzy. Prawie tyle co nowy samoch�d. B�d� go sp�aca� jeszcze przez wiele lat. Dlatego by�abym wdzi�czna, gdyby� nie prosi� o nic kosztownego. Jeden prezent, w dodatku niedrogi. Zrobisz to dla mnie, Tippy? - Jasne. - Je�eli teraz nie wiesz, czego chcesz, mo�esz zastanowi� si� do rana. My�l� nawet, �e tak b�dzie lepiej. Tippy mia� ju� na czubku j�zyka, �e "nic" przecie� nic nie kosztuje, ale wiedzia�, �e gdyby to powiedzia�, na pewno by si� rozp�aka�, a by� ju� na tyle du�y, �eby wstydzi� si� �ez. - Je�eli chcesz, mo�esz ju� i�� si� bawi�. Poszed� jednak na g�r�, do swego pokoju. Po drodze min�� drzwi pokoju, kt�ry nale�a� do Catherine, kiedy jeszcze nazywa�a si� Cathy. - To nieprawda, �e ci� nienawidzi�em - wyszepta� do milcz�cych, nieruchomych drzwi. - Czasem tylko si� k��cili�my, i tyle. Nigdy ci� nie nienawidzi�em. Wiedzia�, �e to prawda i �e ta prawda nie daje mu �adnej si�y ani w�adzy. Wszed� do swojego pokoju, zamkn�� drzwi i otworzy� okno. Nie powinien by� tego robi� ze wzgl�du na klimatyzacj�, ale bardzo chcia� patrze� bez po�rednictwa szyby na �wiat poza domem, na r�owofioletowy przepych zachodu s�o�ca. Doko�a sta�y inne domy. Policzy� je, �eby sprawdzi�, ile wida� ich z okna: trzyna�cie. W tym sporo pi�trowych, jak jego dom. Po lekcjach chodzi� od domu do domu i dotyka� �cian; wszystkie by�y stuprocentowo materialne, z ceg�y, drzewa, betonu i kamienia. Ch�tnie zszed�by do kuchni, �eby jeszcze raz popatrze� na stoj�cy wci�� pod sto�em domek dla lalek Catherine, ale nie m�g� tego zrobi� ze wzgl�du na matk�, kt�ra prawie na pewno w�a�nie teraz wk�ada�a naczynia do zmywarki. Obudzi� go jaskrawy b�ysk. Usiad� gwa�townie w ��ku, przekonany, �e znowu si� to sta�o, po czym wysun�� si� spod ko�dry i podszed� do okna. W domu po drugiej stronie ulicy p�on�y �wiat�a; okna pozosta�ych budynk�w by�y ciemne, ale i tak widzia� wyra�nie, �e domy stoj� tam, gdzie sta�y. Uni�s� nieco szyb�; ciep�e powietrze na zewn�trz by�o znacznie przyjemniejsze od zimnego w domu. Za oknem porusza� si� tylko wiatr - nawet wiatr by� dla niego dobry. Tippy u�miechn�� si� do siebie, wr�ci� do ��ka i zasn��. Kiedy si� znowu obudzi�, by�o ju� zupe�nie inaczej. Od razu si� domy�li�. �wiat znikn��, w jego miejsce za� wstawiono inny, zast�pczy. Na zewn�trz st�pa�o bezszelestnie co� niewyobra�alnie ogromnego. Przez u�amek sekundy Tippy widzia� wielkie oko wype�niaj�ce ca�e okno i wyszepta�: "Cathy! Cathy..." Zaraz potem oko znik�o. �wiat�o rozb�ys�o raz jeszcze i zgas�o. Dr��c na ca�ym ciele wsta� z ��ka. W domu by�o ciemno, w��czniki okaza�y si� tylko plamami farby na �cianach. Matka le�a�a w swojej sypialni na wznak, z ramionami na ko�drze. G�adka bia�a sk�ra by�a twarda jak plastyk. Za oknem mign�o �wiat�o; Tippy wyjrza� na zewn�trz, ale niczego nie zobaczy�. Obok matki le�a� m�czyzna z namalowanymi w�osami, kt�ry niezupe�nie by� jego ojcem. Wystarczy�o go dotkn��, �eby zamigota� i zgas�. Schody by�y na miejscu, podobnie jak balustrada i chodnik w holu, ale telewizor nie chcia� si� w��czy�, poniewa� znik� w��cznik. To zabawne, pomy�la�, �e niekt�re rzeczy tak bardzo si� zmieni�y, a inne wcale. Kuchnia wygl�da�a mniej wi�cej tak jak poprzednio; na stole wala�o si� mn�stwo jego zabawek, kt�re Cathy po�ycza�a nie pytaj�c o pozwolenie. Jej domek dla lalek znik�, poniewa� by� teraz wsz�dzie dooko�a. Nie m�g� przecie� pozosta� we wn�trzu samego siebie. Tippy wyszed� przez tylne drzwi. Tak jak si� spodziewa�, ca�e podw�rze r�wnie� znik�o. Zabawki zrobi�y si� ogromne - czerwony Power Ranger przewy�sza� go teraz dwukrotnie. Je�eli Cathy zauwa�y figurk�, z pewno�ci� j� podniesie, je�li za� Power Ranger jej si� nie spodoba, przypuszczalnie po prostu rzuci go byle gdzie. Ale Cathy chyba dok�d� sobie posz�a. Odwa�nie podszed� do samej kraw�dzi i spojrza� w mroczny ogrom kuchni, na odleg�e szafki i jeszcze bardziej oddalon�, bia�� jak ksi�yc kuchenk�. �wiat�o przemkn�o ku niemu, sk�pa�o go na chwil� w blasku, po czym uciek�o - snop jasno��tej jasno�ci wysy�any z ciemnej, prawie niewidocznej wie�y nad zlewozmywakiem. Kiedy si� zastanawia�, co to mo�e by�, promie� �wiat�a znowu pogna� w jego kierunku; w jaskrawo��tym sto�ku Tippy przez u�amek sekundy widzia� male�k� sylwetk�. - �niadanie! - G�os matki przep�yn�� przez jadalni� i salon, pokona� hol i wspi�� si� po schodach. - Tippy, �niadanie! Tippy przyni�s� ksi��k�. - Sp�jrz na tego, mamusiu. Ale wdechowy! Matka, zaj�ta mlekiem, p�atkami owsianymi i talerzami, nie patrz�c skin�a g�ow�. - Ma wielkie rogowe kolce, ale je tylko traw� i li�cie. M�g�bym na nim je�dzi�. - One wymar�y, Tippy. Wszystkie, co do jednego. S� martwe jak... Zreszt�, niewa�ne. Na co tak si� gapisz? - Na nic. - Mia�e� tak� min�, jakby� zobaczy� dinozaura. - Patrzy�em na ten przyrz�d, kt�ry miele pieprz - powiedzia� Tippy, w duchu za� doda�: "A teraz robi co� zupe�nie innego". - Od�� ksi��k� i we� si� do jedzenia. - Mo�esz mi powiedzie�, jak to si� czyta? �askawie zerkn�a do ksi��ki. - Ste-go-zaur. Wsz�dzie ich pe�no... to znaczy, na opakowaniach witamin dla dzieci, w sklepach z zabawkami i w og�le. Nigdy takiego nie mia�e�? - Mia�em, ale Cathy mi go zabra�a. Pos�usznie zamkn�� ksi��k� i zanurzy� �y�k� w talerzu z p�atkami. - Kiedy� dostaniesz go z powrotem. Na razie nie chc�, �eby� wchodzi� do jej pokoju, rozumiesz? Skin�� g�ow�. - Ani po zabawki, ani po cokolwiek. - W porz�dku. - Czy wiesz ju�, co chcesz dosta� na urodziny? - Chyba tak. Mog� p�j�� na chwil� do kuchni? - Nie. Najpierw sko�cz �niadanie. - Nawet je�li niczego nie b�d� dotyka�? - Nawet. Co wybra�e�? - Matka wytar�a usta serwetk� i spojrza�a na syna. - Mo�e jakie� plastykowe figurki? - Eee... - Mog�oby by� ich kilka. Niedawno w K-Marcie widzia�am Okrutnego Barona z w�ami, k�ami i ca�� reszt�. Zawsze podoba� ci si� Okrutny Baron. - Nie. My�l�c o dinozaurze, Tippy nada� swojemu g�osowi stanowcze brzmienie. - Nie zapominaj o tym, co m�wi�am ci wczoraj. Musisz si� szybko zdecydowa�. - Podnios�a kubek, ale zaraz go odstawi�a. - Mog� ci� prosi�, Tippy? Puszka stoi obok suszarki. W czajniku powinna by� jeszcze gor�ca woda. Nasypa� rozpuszczalnej kawy do kubka, co chwil� zerkaj�c na stoj�cy na parapecie smuk�y cylindryczny przedmiot z ciemnego drewna. Wspi�� si� nawet na palce i wyci�gn�� r�k�, �eby go dotkn��, ale kiedy brakowa�o mu jeszcze najwy�ej p�tora centymetra, odwaga go opu�ci�a. - Tippy! - Za chwilk�. Zala� kaw� gor�c� wod�, zamiesza�, triumfalnie wr�ci� do jadalni. - Op�uka�e� �y�eczk�? Nie op�uka�. - W�o�y�em j� do zlewozmywaka. Mamo, co to jest, to du�e, co ostrzega statki? Matka spojrza�a na niego ze zdziwieniem. - Ostrzega statki? - No, przed ska�ami, mieliznami i r�nymi innymi rzeczami. Podobne do ko�cio�a. - Masz na my�li t� star� latarni� morsk�? Rzeczywi�cie, zdaje si�, �e wida� j� z okna twojego pokoju, prawda? - Cathy te� j� widzia�a. Podoba�a jej si�. Czasem nawet o niej rozmawiali�my. Matka pi�a kaw� ma�ymi �ykami, nie spuszczaj�c z niego wzroku. - To rzecz, kt�r� warto zapami�ta�. Ja na pewno b�d� o tym pami�ta�a i chcia�abym, �eby� ty te� pami�ta�, Tippy. O�mielony, skin�� g�ow�. - Ju� wiem, jaki chcia�bym dosta� prezent. Mog� ci powiedzie�? - Miniaturow� latarni� morsk�? W�tpi�, czy uda mi si� znale�� co� takiego. A mo�e latark�, �eby� m�g� bawi� si� w latarni�? Z latark� nie b�dzie problem�w. Pokr�ci� g�ow�. - Chcia�bym, �eby� mnie tam zabra�a. Chcia�bym zobaczy� prawdziw� latarni� morsk�. - Zamiast prezentu? - To w�a�nie b�dzie m�j prezent - wyja�ni� cierpliwie. - Latarnia stoi po drugiej stronie zatoki - powiedzia�a bardziej do siebie ni� do niego. - To mo�e nawet by� przyjemna wycieczka. Wycieczka istotnie by�a przyjemna. Najpierw Larch Street do ruchliwej Countryside, potem kawa�ek drog� mi�dzystanow�, p�niej w bok, w Windpoint Road, wij�c� si� w g�r� najpierw �agodnymi, a potem coraz bardziej karko�omnymi zakr�tami. Matka opu�ci�a szyby we wszystkich drzwiach, u�miecha�a si� do ska� i wysuszonych brunatnych wzg�rz, a Tippy pomy�la�, �e bardzo �adnie wygl�da z jedwabn� apaszk� na szyi oraz pi�rkowymi kolczykami powiewaj�cymi na wietrze. W pewnej chwili po jego stronie samochodu znik�y ska�y i zeschni�ta trawa, pojawi�y si� natomiast niebo, powietrze i niespokojna woda. - Tam, w dole, to ocean. - W g�osie matki by�o tyle strachu, �e Tippy poczu� si� niewyra�nie. - To te� woda, ale wygl�da zupe�nie inaczej ni� ta, kt�ra w domu p�ynie z kranu, prawda? - Aha - zdo�a� tylko wyst�ka�, os�upia�y z zachwytu. - A jednak prawie niczym si� od niej nie r�ni. Wystarczy j� odsoli�, oczy�ci� i b�dzie taka sama jak tamta. R�nica polega g��wnie na tym, �e ta woda niczego nie udaje. Spoczywaj� w niej ko�ci twojej babki, a tak�e ko�ci tysi�cy innych ludzi. - Wskaza�a przed siebie. - Sp�jrz, wida� ju� latarni�. Na kwadratowej zielonej tabliczce przy drodze widnia� napis u�o�ony z bia�ych liter �redniej wielko�ci: LATARNIA WINDPOINT 400 METR�W Zakr�t, podjazd, jeszcze jeden zakr�t, a potem pas asfaltu szeroko�ci zaledwie jednego samochodu doprowadzi� ich na kraw�d� urwiska. W�r�d sosen i brz�z znajdowa� si� tam niewielki parking, obok niego za� jeszcze jedna tabliczka, tak male�ka, jakby zawstydzona: Wst�p 1,25 dolara Emeryci 50 cent�w Dzieci bezp�atnie Jak tylko wysiedli z samochodu, w drzwiach niedu�ego drewnianego domku przytulonego do br�zowej wie�y pojawi� si� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. - Podoba ci si�? - zapyta�a matka, kiedy szli wysypan� grubym �wirem �cie�k�. - Mam nadziej�, �e nie jeste� rozczarowany. Troch� zdziwiony skin�� g�ow�. Co� zadudni�o, kiedy cz�owiek z m�ynka do pieprzu cofn�� si� do wn�trza domku. Matka zatrzyma�a si� przy drzwiach i si�gn�a do torebki. - Tylko dolar dwadzie�cia pi��? To niewyg�rowana cena. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu u�miechn�� si�, zdj�� na chwil� marynarsk� czapk�, przyg�adzi� szpakowate w�osy i za�o�y� j� z powrotem. - W takim razie mo�e kupi pani co� w naszym sklepiku? - Wskaza� trzy szklane gabloty. - Mamy notatniki i papeteri� z nasz� latarni�, poczt�wki, nawet nocne lampki. S� te� ksi��ki krajoznawcze o tej cz�ci wybrze�a i ksi��eczki do kolorowania dla dzieci. Wszystkie wp�ywy przeznaczamy na ratowanie latarni. Da�a mu dwa dolary. - Spodoba�o ci si� co�, Tippy? To b�dzie cz�� prezentu. A mo�e najpierw chcesz obejrze� latarni�? Nie waha� si� ani chwili. - Latarni�. Jednak po drodze zdj�� ze stojaka ksi��k�, kt�ra go zainteresowa�a. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu pod��y� za nim z �oskotem. Tippy odwr�ci� si� i wyba�uszy� oczy. - Jak pirat! - Tak jest! - M�czyzna u�miechn�� si� jeszcze szerzej. - Odgryz� mi j� wieloryb, m�ody Jimie Hawkinsie. - Ma na imi� Tippy - wykrztusi�a matka, kt�rej, nie wiedzie� czemu, jakby prawie odj�o mow�. - To znaczy, Tiptree. Na cze�� tej pisarki. Ale ona nie �yje, wi�c... wi�c... - Nale�y si� siedemdziesi�t pi�� cent�w reszty. - M�czyzna zatrzyma� si� przy kasie. - A ja nazywam si� Buster Hill. - Tippy wzi�� ksi��k�. - M�wi�a tak cicho, �e z trudem by�o j� s�ycha�. - Musz� za ni� zap�aci�. - Chc� j� tylko obejrze� - wyja�ni� ch�opiec. - P�niej odstawi� na miejsce. - Czy trzeba b�dzie si� wspina�? Albo patrze� w d� na wod�? W drodze tutaj wcale si� nie ba�am, ani troch�, ale nie lubi� du�ych wysoko�ci... - Je�li pani nie chce, nie musi pani wchodzi� na sam� g�r� - odpar� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. Tippy natychmiast wyczu� nadarzaj�c� si� okazj� i pogna� naprz�d co si� w nogach. Wewn�trz latarni wok� �elaznego s�upa wi�y si� metalowe schody w kszta�cie plasterk�w cienko pokrojonej niewyro�ni�tej piaskowej babki. By�y w�skie, co nie mia�o najmniejszego znaczenia dla jego rozp�dzonych st�p. By�y r�wnie� wysokie, co mia�o jeszcze mniejsze znaczenie, poniewa� w jaki� cudowny spos�b, chocia� by� w mi�kkich sportowych pantoflach, na ka�de mocne st�pni�cie reagowa�y wspania�ym dudnieniem i �oskotem. Na samym wierzcho�ku znajdowa� si� reflektor osadzony na skomplikowanej maszynerii, otoczony niewielkim balkonem z metalow� balustrad�. Tippy wykona� kilka okr��e�, spogl�daj�c z g�ry na brunatny pofalowany krajobraz i dostojnie wzburzon� wod�, pomacha� matce i cz�owiekowi z m�ynka do pieprzu, wreszcie usiad� tak, �eby ich nie widzie� (i �eby oni jego nie widzieli), i spu�ci� nogi na zewn�trz. Ksi��ka okaza�a si� jeszcze ciekawsza ni� przypuszcza�; zawiera�a mn�stwo kolorowych ilustracji przedstawiaj�cych tajemnicze statki z wype�nionymi wiatrem �aglami i �opocz�cymi banderami. Byli w niej te� piraci oraz ludzie o sk�rze jeszcze ciemniejszej ni� ten, kt�ry mieszka� przy ich ulicy i o kt�rym matka Tippy'ego powiedzia�a, �e jest czarny, cho� wcale nie by�, a tak�e kapitan w d�ugiej ��tej szacie z wyhaftowanym smokiem i z d�ugimi, d�ugimi w�sami. Wszystko to by�o interesuj�ce, niekt�re rzeczy za� nawet bardzo interesuj�ce - tak bardzo, �e Tippy co chwila wraca� do tych obrazk�w, wpatrywa� si� w nie, a potem przenosi� wzrok na ocean i wyobra�a� sobie, �e �egluje na jednym ze statk�w. Mimo to u�miechn�� si�, kiedy na metalowych stopniach zadudni�a sztuczna noga cz�owieka z m�ynka do pieprzu. Co prawda, zamierza� na d�ugo zostawi� go sam na sam z matk� i cieszy� si�, �e mu to si� uda�o, ale zale�a�o mu te� na tym, �eby z nim porozmawia�. - Hej! - powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu, wchodz�c na balkonik. - Boisz si� zej��? Mog� ci� znie��. Tippy pokr�ci� g�ow�. - W takim razie chod�my. Je�li chcesz, mo�esz zatrzyma� t� ksi��k�. Tippy ponownie potrz�sn�� g�ow�. - Chc� panu opowiedzie�. - O czym? M�czyzna przykucn�� przy nim, jedn� r�k� trzymaj�c si� barierki. - O tym, co dzieje si� w nocy. I chc� pana zapyta�. - O tym, co dzieje si� w nocy - powt�rzy� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. Z ca�� pewno�ci� nie by�o to pytanie. - W�a�nie. - Teraz, kiedy chwila nadesz�a, ch�opiec mia� trudno�ci ze znalezieniem w�a�ciwych s��w. - W nocy to robi si�... wielkie i br�zowe. To co� na parapecie. Przez sekund� by� pewien, �e rozm�wca go nie zrozumia�, ale chwil� potem cz�owiek z m�ynka do pieprzu usiad� ci�ko obok niego i przewiesi� na zewn�trz obie nogi, prawdziw� i sztuczn�. Nast�pnie nabra� powietrza w p�uca, jakby zamierza� powiedzie� co� niezmiernie wa�nego, wypu�ci� je, ponownie nape�ni� p�uca i wreszcie zapyta�: - Czy to ty jeste� tym ch�opcem z domku dla lalek? Tippy powa�nie skin�� g�ow�. - Ty i twoja matka... Pr�bowa�a mi pokaza�, gdzie mieszkacie, i przemkn�o mi przez g�ow�, �e to mo�e by� ona. Tippy zaprzeczy� ruchem g�owy. - Ona nie. Mieszkam sam. - W domku dla lalek. Kolejne kiwni�cie g�ow�. Zapad�a d�ugotrwa�a cisza. Przerwa� j� cz�owiek z m�ynka do pieprzu: - Czy wiesz, dlaczego tak si� dzieje? - Zamierza�em pana zapyta�. - Nie mam poj�cia. - Nagle r�ka m�czyzny zacisn�a si� mocno na ramieniu ch�opca. - To nie sen. Wci�� sobie powtarzam, �e to tylko sen, ale tak nie jest. Wypu�ci� ze �wistem powietrze. - Nie jest - przyzna� mu racj� Tippy. - Widzia�e� mnie ostatniej nocy? Ja ci� widzia�em. Ch�opiec skin�� g�ow�. - Tak wyra�nie, jak nigdy do tej pory. W�a�nie dlatego pozna�em pana od razu, jak tylko pokaza� si� pan w drzwiach sklepiku. - Moja praca... - M�czyzna umilk�, zaczeka�, a� jego s�owa ulec� w b��kitne niebo, po czym zacz�� od nowa: - Mieszkam tu przez ca�y czas. Noc�, kiedy reflektor jest w��czony, mog� spa�, ale o jedenastej i o trzeciej nad ranem wchodz� na g�r�, �eby sprawdzi�, czy wszystko dzia�a, jak nale�y. Tippy skin�� g�ow� na znak, �e s�ucha i rozumie. - Zazwyczaj a� do jedenastej ogl�dam telewizj�, potem przeprowadzam obch�d, nastawiam budzik na za pi�tna�cie trzecia i k�ad� si� do ��ka. To dzieje si� zawsze podczas drugiego obchodu, kiedy wychodz� na balkon. - A ja w�a�nie wtedy si� budz�, patrz� na parapet i widz� pana - wyzna� Tippy. - Tyle �e to ju� nie jest m�ynek do pieprzu, tylko latarnia morska. M�czyzna d�ugo nad czym� rozmy�la�. - A wi�c to twoja kuchnia - powiedzia� wreszcie. - Ten ogromny bia�y kszta�t to lod�wka, prawda? Tak w�a�nie my�la�em. I widz�, �e rozumiesz z tego wszystkiego r�wnie ma�o jak ja. - No, mo�e troszk� wi�cej... - Wiesz, co zrobi�em ostatniej nocy? W og�le nie po�o�y�em si� spa�. Do tej pory jakby nigdy nic wraca�em do ��ka po drugim obchodzie, a rano wmawia�em sobie, �e tylko co� mi si� przy�ni�o. - To nie sen - powiedzia� cicho Tippy. - Dzisiaj zosta�em tu, na g�rze. Wystarczy�o przej�� na drug� stron�, �eby zobaczy� twoj� kuchni�, i cz�sto to robi�em, ale z tej strony, tak jak zawsze, by�o wida� ocean i gwiazdy. O wschodzie s�o�ca kuchnia rozp�yn�a si� we mgle. Wszystko, co o�wietla�a moja latarnia, domek dla lalek, kuchenka i lod�wka, okaza�o si� tylko mg��. Zaraz potem znik�y i znowu pokaza�o si� miasto. - To Cathy - wyja�ni� Tippy. Zaraz jednak spostrzeg�, �e cz�owiek z m�ynka do pieprzu nie zrozumia� go, wi�c doda�: - To jej domek dla lalek. - A wi�c istnieje prawdziwy domek dla lalek? - Tak. - W kuchni, na stole? Ch�opiec skin�� g�ow�. - Mama nie chce go zabra� i nie pozwala mi go dotyka�. "Za jaki� czas", m�wi. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu westchn��. - Cathy by�a twoj� starsz� o dwa lata siostr�. Dowiedzia�em si� tego od twojej matki, kiedy na ciebie czekali�my. Opowiada�a mi, jakie to by�o ci�kie prze�ycie dla was dwojga. Wcale si� nie dziwi�. Kiedy to si� wydarzy�o? Tippy wzruszy� w�skimi ramionami. - Niedawno. - Tydzie� temu? - Dawniej. - Miesi�c? - Nie wydaje mi si�. - Pytam o Cathy, poniewa� twierdzisz, �e wszystko dzieje si� za jej spraw�. - Cz�owiek z m�ynka do pieprzu cofn�� r�k� i wytar� j� w sp�owia�e d�insy. - A gdzie jest tw�j ojciec? Wie o tym? Tippy pokr�ci� g�ow�. - Mama kaza�a mu odej��. Tak przynajmniej m�wi. - A potem, nie mog�c nad sob� zapanowa�: - Pan si� jej podoba! M�czyzna jakby nie us�ysza�. - Czy to si� zdarzy�o przed �mierci� Cathy? - Na d�ugo przedtem. Jeszcze przed �wi�tami. Poniewa� m�czyzna nie odpowiedzia�, Tippy wr�ci� do poprzedniego tematu: - Pan podoba si� mamie. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu pokr�ci� g�ow�. - Jestem dla niej za stary. - Skoro pan si� jej spodoba�, to znaczy, �e nie jest pan za stary - odpar� Tippy, troch� ura�ony konieczno�ci� wyja�niania doros�emu tak oczywistych spraw. - Nic by z tego nie wysz�o, m�ody Jimie. - Wysz�oby! - Wkr�tce kaza�aby mi odej��, tak samo jak twojemu tacie. To znaczy, je�eli w og�le wpu�ci�aby mnie do domu. By� mo�e mam zupe�nie inne wady ni� on, ale kobiety uwa�aj�, �e ka�dy m�czyzna ma przynajmniej jedn�. - Wcale nie musia�oby tak by�. Pan tylko udaje. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu nie podj�� dyskusji. - A wi�c uwa�asz, �e za wszystko jest odpowiedzialna twoja siostra? - Bo jest. My�li du�o o tym, �eby kto� by� z mam� i ze mn�, tak jak kiedy� tata. I lubi pana, tak jak mama. To powinien by� pan. Do ich uszu dotar�o wo�anie matki Tippy'ego, nieco cichsze od przyt�umionego odleg�o�ci� huku roztrzaskuj�cych si� fal. Dobiega�o z drugiej strony latarni, z dobrze os�oni�tego miejsca, sk�d nie by�o wida� oceanu. - Nie chcia�a tu wej�� - powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. - Ma l�k wysoko�ci. Mnie te� nie chcia�a pu�ci� ze wzgl�du na moj� nog�. Wyja�ni�em, �e co noc wchodz� tutaj dwa razy, ale jej nie przekona�em. Tippy powa�nie skin�� g�ow�. - Wiedzia�em, �e tak b�dzie. Chcia�em, �eby�cie byli przez jaki� czas sami. - I byli�my - przyzna� m�czyzna. Przez jaki� czas wpatrywali si� w horyzont i przys�uchiwali si� odleg�ym wrzaskom mew. - Porozmawiali�my troch�, i to wszystko. Nie poca�owali�my si� ani nic w tym rodzaju. - To dobrze. - Nie lubisz ckliwych romans�w, m�ody Jimie? - To dobrze, �e rozmawiali�cie. Czy naprawd� wieloryb odgryz� panu nog�? Cz�owiek z m�ynka do pieprzu pokr�ci� g�ow�. - Urwa�a mi j� mina przeciwpiechotna. - Aha - mrukn�� wsp�czuj�co Tippy. - Dosta�em od armii eleganck� protez�. U�ywam jej wtedy, kiedy jad� do miasta, ale tutaj zak�adam t� drewnian� i str�j marynarza. Tego oczekuj� tury�ci i to si� op�aca. - Lubi pan to miejsce? - Nieszczeg�lnie. W ka�dym razie nie bardzo. - M�czyzna z przekrzywion� g�ow� ws�uchiwa� si� przez chwil� w dobiegaj�ce z do�u nawo�ywanie. - My�lisz, �e w ko�cu tu przyjdzie? Tippy pu�ci� pytanie mimo uszu. - W takim razie niech pan z nami zamieszka. Mamy �adny dom. - Nic z tego nie b�dzie, m�ody Jimie. My�lisz, �e przyjdzie? Tippy pokr�ci� g�ow�. - Pr�dzej wezwie stra� po�arn� albo co� w tym rodzaju. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu u�miechn�� si�. - A wi�c mamy jeszcze troch� czasu. - Prosz� opowiedzie� mi o nodze. - Nie ma wiele do opowiadania. Po wyj�ciu ze szpitala wojskowego wr�ci�em do college'u na dziennikarstwo. Potem przez pewien czas pracowa�em w niedu�ej gazecie na po�udniu, p�niej w czasopi�mie, ale nie podoba�a mi si� ani praca, ani ludzie, wi�c wzi��em si� za public relations. - Co to takiego? - Pomagasz ludziom lub firmom w kontaktach z dziennikarzami, g��wnie tymi z gazet i telewizji. Zawsze trzeba mie� im co� do powiedzenia, bo w przeciwnym razie rozszarpi� ci� na strz�py. Tippy skin�� g�ow� z m�dr� min�. - Na przyk�ad, �e kto� znalaz� �ywego dinozaura? - W�a�nie. Matka Tippy'ego zawo�a�a ponownie i m�czyzna zacz�� si� szykowa� do wstania z miejsca. - Agencja, dla kt�rej pracowa�em, zbankrutowa�a. Znalaz�em sobie inn� prac�, ale tylko na par� miesi�cy, wi�c zg�osi�em si� do Rady Miejskiej i dali mi t� posad�. Obiecali, �e to tylko tymczasowo, �e nied�ugo dostan� prac� w public relations, ale od tamtej pory min�y ju� dwa lata. Owszem, mam do czynienia z lud�mi, wi�c w tym sensie ma to jaki� zwi�zek z public relations, a od czasu do czasu jaka� gazeta albo czasopismo zamieszcza materia� o latarni. - Powinien pan z nami zamieszka� - powt�rzy� z uporem Tippy. - Wierz mi, m�ody Jimie, naprawd� nic by z tego nie wysz�o. - M�czyzna wsta�. - Jestem dla niej za stary, a w dodatku nie mam ani nogi, ani dobrej pracy. Tippy r�wnie� si� podni�s�. - Owszem, wysz�oby. Cathy tak my�li i ja te�. - Lepiej pu�� mnie przodem. Gdyby� si� potkn��, lepiej �eby� zatrzyma� si� na mnie, ni� spad� na sam d�. Tippy odsun�� si� na bok z ponur� min�. - Jeste� pewien, �e to twoja nie�yj�ca siostra? - zapyta� m�czyzna, kiedy pokonali mniej wi�cej jedn� czwart� odleg�o�ci dziel�cej ich od otworu, za kt�rym zaczyna�y si� metalowe schody. - Taka ma�a dziewczynka? - Czasem j� widuj� - powiedzia� Tippy. - Czasem zagl�da przez okno i wtedy jest naprawd� wielka. Kiedy tam jest, boj� si� wychodzi� z domu. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu ju� ruszy� w d� po schodach, ale mimo to zerkn�� na niego przez rami�. - My�l�, �e ja te� bym si� ba�. Ale sk�d wiesz, �e to nie jest robota kogo� innego? Mo�e ona tkwi w tym tak samo jak my? - Ona w�a�nie tak si� bawi�a! - Frustracja ch�opca zacz�a przeradza� si� w z�o��. - Innych dom�w to nie dotyczy, bo mia�a tylko ten jeden. W ��ku le�y lalka, kt�ra udaje mam�, i to jest lalka Cathy. Nie mia�a lalek, kt�re mog�yby udawa� pana albo mnie, wi�c to musimy by� my sami. Rozumie pan? M�czyzna ponownie rozejrza� si� doko�a. - Rano lalka przeistacza si� w twoj� matk�? - Tak! - S�ysz� was! - us�ysza� Tippy dobiegaj�cy z do�u g�os matki. - Wszystko w porz�dku? - Tak! - zawo�a� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. - Nic mu nie jest! Troch� pogadali�my, i tyle! - Jest naprawd� �adna - przypomnia� mu Tippy przyciszonym g�osem, ale, ulegaj�c wci�� si� rozwijaj�cemu poczuciu uczciwo�ci, zaraz doda�: - Chocia� jest te� troch� zwariowana. - One wszystkie takie s�, m�ody Jimie - odpar� szeptem cz�owiek z m�ynka do pieprzu. W jego g�osie s�ycha� by�o ogromny smutek, kt�rego Tippy nie rozumia�, ale byli ju� za blisko ziemi i matki, �eby swobodnie rozmawia�. - Obgadali�my par� spraw, kt�re nie dawa�y Tippy'emu spokoju - powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu, schodz�c z ostatniego stopnia. Tak jak zawsze, trzymaj�c si� obur�cz por�czy najpierw wysun�� naprz�d drewnian� nog�, a kiedy by� pewien, �e podklejone sk�r� zako�czenie znalaz�o pewne oparcie, przeni�s� na ni� ci�ar cia�a i zwolni� uchwyt. - Mam nadziej�, �e mi pani wybaczy? - To bardzo mi�o z pa�skiej strony - odpar�a z b�yszcz�cymi oczami. - Mam nadziej�, �e na co� si� przyda�em. Stara�em si� wyt�umaczy� ch�opcu, �e ludzie nie umieraj� tak jak kwiaty albo ryby. Cia�o jego siostry nie �yje, jej dusza jednak nie umar�a i nigdy nie umrze, poniewa� �yje z Bogiem w Niebie. Tippy zrozumia�, �e nadesz�a pora na prawdziwe wyja�nienia. - Ona jest teraz bardzo silna - zapewni� matk�. - Umarli zazwyczaj nie s� silni, ale Cathy jest. To znaczy, Catherine. - I kochaj�ca - wyszepta�a matka. - Zawsze bardzo nas kocha�a. - Mo�e po prostu czego� bardzo chce - powiedzia� do Tippy'ego cz�owiek z m�ynka do pieprzu. Nawet wiem czego, odpar� w duchu ch�opiec. Cz�owiek z m�ynka do pieprzu odprowadzi� ich do samochodu. Matka wyci�gn�a do niego r�k�. - Na pewno nie chce pan, �ebym zap�aci�a za t� ksi��k�? - To prezent urodzinowy ode mnie. Gdyby pani zap�aci�a, wszystko by pani zepsu�a. - W takim razie mo�e kt�rego� dnia wpad�by pan do nas na kolacj�? Je�eli zaczniemy o si�dmej, zd��y pan jeszcze tu wr�ci�. - W porz�dku. B�dzie mi bardzo mi�o. Tippy, kt�ry przys�uchiwa� si� rozmowie z samochodu, domy�li� si�, �e �adne z nich nie m�wi serio, ukl�k� wi�c na fotelu kierowcy i wystawi� g�ow� przez okno. - Gdyby by�o trzeba, przyjedzie pan pom�c nam poradzi� sobie z dziennikarzami? - Jasne. - Na przyk�ad je�li znajd� �ywego dinozaura. Na pewno zjedzie si� mn�stwo reporter�w. Matka za�mia�a si�. - Je�li znajdziesz �ywego dinozaura, zjawi� si� w ci�gu godziny - powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. - Obiecuj�. Tippy cofn�� si�, �eby matka mog�a wsi��� do samochodu. - Prosz� nie zapomnie�, bo co� mi si� wydaje, �e znajd� go ju� nied�ugo. Samoch�d ruszy� z miejsca. - Nie zapomn�! - zawo�a� cz�owiek z m�ynka do pieprzu i pomacha� im r�k�. - By�o przyjemniej ni� si� spodziewa�am - powiedzia�a matka do Tippy'ego, kiedy skr�cili w Windpoint Road. - A ty dobrze si� bawi�e�? Skin�� g�ow�. - I nie �al ci, �e w tym roku nie b�dzie przyj�cia dla twoich koleg�w z klasy? - Nie - odpar� Tippy, a kiedy pokonali niebezpieczny odcinek drogi, doda�: - By�o wdechowo. Kiedy k�ad� si� do ��ka, wszystko wydawa�o si� bardzo proste. Teraz, kiedy na zewn�trz Cathy porusza�a si� w pogr��onej w ciemno�ci kuchni i zagl�da�a przez okna do wn�trza domku dla lalek, martwa, a jednocze�nie tak bardzo obecna, naci�gn�� ko�dr� na g�ow� i stara� si� udawa�, �e �pi. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e nic z tego nie b�dzie i �e wydarzy si� co� strasznego, co� niewyobra�alnie okropnego. Powoli odgarn�� ko�dr�, przewiesi� bose stopy przez kraw�d� ��ka, postawi� je na pod�odze i wsta�; ten akt odwagi w jednej chwili uczyni� z ma�ego ch�opca prawie m�czyzn�. W nieznacznie rozja�nionej ciemno�ci za kuchennymi drzwiami zabawki (wi�kszo�� nale�a�a do niego) wala�y si� na stole niczym poprzewracane pos�gi. Tylko czerwony Power Ranger wci�� sta� wyprostowany. Tippy zatrzyma� si� na chwil� i pieszczotliwie przesun�� palcami po szkar�atnym plastyku, ale si�ga� figurce zaledwie do pasa, wi�c doskonale zdawa� sobie spraw�, i� nie zdo�a jej ud�wign��. Nieco dalej le�a� Spiderman, tu� obok za� jeszcze wi�ksza pokusa: Luke Skywalker. Tippy min�� go jednak jakby nigdy nic. Owczarek szkocki wielko�ci mastyfa le�a� po��czony magnesami przy �apach z west highland terierem. Z jednym psem mo�e by sobie poradzi�, na pewno jednak nie potrafi�by ich roz��czy�, razem za� stanowi�y zbyt wielki ci�ar. Poza tym nale�a�y do Cathy. Podejrzewa�, �e Cathy nie by�aby zachwycona, gdyby bawi� si� jej zabawkami, nie mog�a jednak mie� do niego pretensji o to, �e si�ga po w�asne. Stegozaur by� r�owy i na szcz�cie ma�y - jeden z niewielu ocala�ych egzemplarzy z niegdy� ca�kiem sporego zestawu. Tippy chwyci� go za kolce stercz�ce z ogonowych p�ytek i poci�gn�� bez wi�kszego trudu. Podczas jednego z przystank�w dla nabrania oddechu i poprawienia uchwytu spojrza� w kierunku stoj�cego na odleg�ym parapecie m�ynka do pieprzu, kt�ry teraz by� latarni� morsk�; by�oby mi�o, gdyby cz�owiek z m�ynka do pieprzu teraz mnie zobaczy�, pomy�la� i nawet pomacha�, ale tamten albo jeszcze nie wyruszy� na obch�d, albo ju� z niego powr�ci�. Powa�ne trudno�ci pojawi�y si� dopiero na stopniu przed kuchennymi drzwiami oraz w samych drzwiach. Tippy musia� postawi� stegozaura na nogi, a nast�pnie sple�� r�ce pod irytuj�co g�adkim r�owym karkiem i d�wign�� ze wszystkich si�, st�kaj�c przy tym tak, jakby nie�wiadomie na�ladowa� ojca. Po d�ugich zmaganiach (pomaga� mu w tym nieproporcjonalnie du�y ci�ar ogona) zdo�a� ustawi� przednie �apy w drzwiach, po czym przeszed� na czworakach po naje�onym plastykowymi kolcami grzbiecie, chwyci� obur�cz za ogon, ponownie wyt�y� si�y i z jeszcze dono�niejszym post�kiwaniem wreszcie wepchn�� opas�ego r�owego gada do kuchni. A potem wr�ci� biegiem do domku dla lalek, wpad� do �rodka przez frontowe drzwi, wbieg� na pi�tro i zadyszany pad� na ��ko. Kiedy obudzi� go wlewaj�cy si� przez okno blask dnia, wszystko wyda�o mu si� snem - tak jak powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. Przez jak�� minut� (naprawd� trwa�o to ponad dziesi�� minut) le�a� z r�kami pod g�ow�, spod na p� przymkni�tych powiek wpatrywa� si� w plakaty na suficie i my�la�. Po pierwsze, w rzeczywisto�ci najprawdopodobniej nic si� nie sta�o. (Na dole poruszy�o si� co� ogromnego i ci�kiego, dom zatrzeszcza� w posadach jak drewniany statek podczas sztormu. Zaraz potem wszystko ucich�o.) A je�eli nawet si� sta�o - przecie� cz�owiek z m�ynka do pieprzu te� widzia� domek dla lalek Cathy - to nic z tego, co przedsi�wzi�� Tippy, nie mog�o si� uda�. Ma�y r�owy dinozaur nie zamieni si� w prawdziwego tylko dlatego, �e B��kitny Pluszowy Kr�lik z ksi��ki przeistoczy� si� w �ywego kr�lika. Prawdziwe rzeczy niekiedy staj� si� rzeczami z ksi��ek, ale te z ksi��ek nigdy nie staj� si� prawdziwe. Chyba �e kto� je takimi uczyni. (R�owe kapcie matki zaszura�y na schodach w drodze do kuchni. Nied�ugo - bardzo nied�ugo - zawo�a go na �niadanie; powinien by� ju� wtedy umyty i ubrany. Dzisiaj przecie� poniedzia�ek, trzeba i�� do szko�y.) Tippy westchn��, ziewn�� i usiad� w ��ku tr�c oczy. No tak, r�owy stegozaur nie by� w �adnej ksi��ce. To by�a prawdziwa zabawka. Nadal ni� jest. Prawdziwa zabawka, kt�ra jest stegozaurem. Czy to to samo, co stegozaur, tyle �e nieprawdziwy? Matka wrzasn�a przera�liwie. Tippy dopiero teraz ca�kowicie si� obudzi�, wyskoczy� z ��ka i wybieg� z pokoju, �eby j� uspokoi�, �eby jej powiedzie�, �e wszystko w porz�dku. Chocia� p�dzi� co si� w nogach, jego my�li galopowa�y jeszcze szybciej. Czy Cathy przestanie bawi� si� domkiem dla lalek, kiedy zjawi si� cz�owiek z m�ynka do pieprzu? Przypuszczalnie tak, a szkoda. Przecie� pod ��kiem czekaj� Batman i Robin, a w sklepie z zabawkami Tippy widzia� wspania�ego smoka. Ale �eby dinozaur...! Ciekawe, czy wci�� jest r�owy? Na ilustracjach w ksi��kach prawie wszystkie dinozaury by�y szare. Matka wykrzykiwa�a co� do telefonu, wi�c Tippy zbieg� na d�, �eby sprawdzi�. Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik