6284
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6284 |
Rozszerzenie: |
6284 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6284 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6284 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6284 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
GENE WOLFE
cz�owiek z m�ynka do pieprzu
- Nie ma si� czym przejmowa�, Tippy - powiedzia�a matka naj�agodniejszym,
najbardziej uspokajaj�cym tonem, na jaki by�o j� sta�. - To by� bardzo s�aby
wstrz�s, taki, jakich mn�stwo. Zdarza�y si� znacznie silniejsze. A� dziwne, �e
si� obudzi�e�.
Tippy wpatrywa� si� w zielon� fasolk� na talerzu.
- Wydawa�o mi si�, �e zawadzi�a o st�. To wszystko.
- Wydawa�o ci si�, �e kto zawadzi� o st�?
Ton stwardnia�. Zazwyczaj �wiadczy�o to o tym, �e zbli�a si� lanie.
- Nikt.
- M�wi�e� o Catherine?
- Nie. - Tippy wci�� nie m�g� zrozumie�, w jaki spos�b Cathy po �mierci
przeistoczy�a si� w Catherine. - Nie, mamusiu.
- Dla mnie by�o to znacznie ci�sze prze�ycie ni� dla ciebie.
- Tak, mamusiu.
- Ty nienawidzi�e� Catherine. Z pewno�ci� cieszysz si� z tego, �e ju� nigdy jej
nie zobaczysz. Ja j� kocha�am i zawsze, zawsze b�dzie mi jej brakowa�.
- Tak, mamusiu.
- W niedziel�... - Matka Tippy'ego rozp�aka�a si�. - W niedziel� s� twoje
urodziny. Pojutrze.
- Aha.
Talerz by� br�zowy, ze wzorkiem z drobniutkich ciemnozielonych ga��zek dooko�a.
- Co chcia�by� dosta� na urodziny, Tippy?
- Nic.
Matka westchn�a - przepracowana kobieta, na kt�rej utrudzonych barkach spocz��
kolejny ci�ar.
- Je�li mam ci kupi� prezent, musz� to zrobi� jutro. Najpierw p�jd� do banku,
potem b�d� chodzi� po sklepach. Co chcia�by� dosta�?
- Nic.
Tippy wbi� widelec w tward� fasolk�. Wiedzia�, �e kiedy w�o�y j� do ust, b�dzie
smakowa�a jak surowa.
- Jeste� jeszcze dzieckiem. - Znowu ton, kt�ry lubi�. - Musisz sobie z tym
wszystkim poradzi�, a przecie� jeste� jeszcze dzieckiem.
Skin�� �a�o�nie g�ow�.
- Pogrzeb Catherine kosztowa� mn�stwo pieni�dzy. Prawie tyle co nowy samoch�d.
B�d� go sp�aca� jeszcze przez wiele lat. Dlatego by�abym wdzi�czna, gdyby� nie
prosi� o nic kosztownego. Jeden prezent, w dodatku niedrogi. Zrobisz to dla
mnie, Tippy?
- Jasne.
- Je�eli teraz nie wiesz, czego chcesz, mo�esz zastanowi� si� do rana. My�l�
nawet, �e tak b�dzie lepiej.
Tippy mia� ju� na czubku j�zyka, �e "nic" przecie� nic nie kosztuje, ale
wiedzia�, �e gdyby to powiedzia�, na pewno by si� rozp�aka�, a by� ju� na tyle
du�y, �eby wstydzi� si� �ez.
- Je�eli chcesz, mo�esz ju� i�� si� bawi�.
Poszed� jednak na g�r�, do swego pokoju. Po drodze min�� drzwi pokoju, kt�ry
nale�a� do Catherine, kiedy jeszcze nazywa�a si� Cathy.
- To nieprawda, �e ci� nienawidzi�em - wyszepta� do milcz�cych, nieruchomych
drzwi. - Czasem tylko si� k��cili�my, i tyle. Nigdy ci� nie nienawidzi�em.
Wiedzia�, �e to prawda i �e ta prawda nie daje mu �adnej si�y ani w�adzy.
Wszed� do swojego pokoju, zamkn�� drzwi i otworzy� okno. Nie powinien by� tego
robi� ze wzgl�du na klimatyzacj�, ale bardzo chcia� patrze� bez po�rednictwa
szyby na �wiat poza domem, na r�owofioletowy przepych zachodu s�o�ca.
Doko�a sta�y inne domy. Policzy� je, �eby sprawdzi�, ile wida� ich z okna:
trzyna�cie. W tym sporo pi�trowych, jak jego dom. Po lekcjach chodzi� od domu do
domu i dotyka� �cian; wszystkie by�y stuprocentowo materialne, z ceg�y, drzewa,
betonu i kamienia.
Ch�tnie zszed�by do kuchni, �eby jeszcze raz popatrze� na stoj�cy wci�� pod
sto�em domek dla lalek Catherine, ale nie m�g� tego zrobi� ze wzgl�du na matk�,
kt�ra prawie na pewno w�a�nie teraz wk�ada�a naczynia do zmywarki.
Obudzi� go jaskrawy b�ysk. Usiad� gwa�townie w ��ku, przekonany, �e znowu si�
to sta�o, po czym wysun�� si� spod ko�dry i podszed� do okna. W domu po drugiej
stronie ulicy p�on�y �wiat�a; okna pozosta�ych budynk�w by�y ciemne, ale i tak
widzia� wyra�nie, �e domy stoj� tam, gdzie sta�y. Uni�s� nieco szyb�; ciep�e
powietrze na zewn�trz by�o znacznie przyjemniejsze od zimnego w domu. Za oknem
porusza� si� tylko wiatr - nawet wiatr by� dla niego dobry.
Tippy u�miechn�� si� do siebie, wr�ci� do ��ka i zasn��. Kiedy si� znowu
obudzi�, by�o ju� zupe�nie inaczej.
Od razu si� domy�li�. �wiat znikn��, w jego miejsce za� wstawiono inny,
zast�pczy. Na zewn�trz st�pa�o bezszelestnie co� niewyobra�alnie ogromnego.
Przez u�amek sekundy Tippy widzia� wielkie oko wype�niaj�ce ca�e okno i
wyszepta�: "Cathy! Cathy..." Zaraz potem oko znik�o. �wiat�o rozb�ys�o raz
jeszcze i zgas�o.
Dr��c na ca�ym ciele wsta� z ��ka. W domu by�o ciemno, w��czniki okaza�y si�
tylko plamami farby na �cianach.
Matka le�a�a w swojej sypialni na wznak, z ramionami na ko�drze. G�adka bia�a
sk�ra by�a twarda jak plastyk. Za oknem mign�o �wiat�o; Tippy wyjrza� na
zewn�trz, ale niczego nie zobaczy�. Obok matki le�a� m�czyzna z namalowanymi
w�osami, kt�ry niezupe�nie by� jego ojcem. Wystarczy�o go dotkn��, �eby
zamigota� i zgas�.
Schody by�y na miejscu, podobnie jak balustrada i chodnik w holu, ale telewizor
nie chcia� si� w��czy�, poniewa� znik� w��cznik. To zabawne, pomy�la�, �e
niekt�re rzeczy tak bardzo si� zmieni�y, a inne wcale. Kuchnia wygl�da�a mniej
wi�cej tak jak poprzednio; na stole wala�o si� mn�stwo jego zabawek, kt�re Cathy
po�ycza�a nie pytaj�c o pozwolenie. Jej domek dla lalek znik�, poniewa� by�
teraz wsz�dzie dooko�a. Nie m�g� przecie� pozosta� we wn�trzu samego siebie.
Tippy wyszed� przez tylne drzwi.
Tak jak si� spodziewa�, ca�e podw�rze r�wnie� znik�o. Zabawki zrobi�y si�
ogromne - czerwony Power Ranger przewy�sza� go teraz dwukrotnie. Je�eli Cathy
zauwa�y figurk�, z pewno�ci� j� podniesie, je�li za� Power Ranger jej si� nie
spodoba, przypuszczalnie po prostu rzuci go byle gdzie. Ale Cathy chyba dok�d�
sobie posz�a.
Odwa�nie podszed� do samej kraw�dzi i spojrza� w mroczny ogrom kuchni, na
odleg�e szafki i jeszcze bardziej oddalon�, bia�� jak ksi�yc kuchenk�. �wiat�o
przemkn�o ku niemu, sk�pa�o go na chwil� w blasku, po czym uciek�o - snop
jasno��tej jasno�ci wysy�any z ciemnej, prawie niewidocznej wie�y nad
zlewozmywakiem. Kiedy si� zastanawia�, co to mo�e by�, promie� �wiat�a znowu
pogna� w jego kierunku; w jaskrawo��tym sto�ku Tippy przez u�amek sekundy
widzia� male�k� sylwetk�.
- �niadanie! - G�os matki przep�yn�� przez jadalni� i salon, pokona� hol i
wspi�� si� po schodach. - Tippy, �niadanie!
Tippy przyni�s� ksi��k�.
- Sp�jrz na tego, mamusiu. Ale wdechowy!
Matka, zaj�ta mlekiem, p�atkami owsianymi i talerzami, nie patrz�c skin�a
g�ow�.
- Ma wielkie rogowe kolce, ale je tylko traw� i li�cie. M�g�bym na nim je�dzi�.
- One wymar�y, Tippy. Wszystkie, co do jednego. S� martwe jak... Zreszt�,
niewa�ne. Na co tak si� gapisz?
- Na nic.
- Mia�e� tak� min�, jakby� zobaczy� dinozaura.
- Patrzy�em na ten przyrz�d, kt�ry miele pieprz - powiedzia� Tippy, w duchu za�
doda�: "A teraz robi co� zupe�nie innego".
- Od�� ksi��k� i we� si� do jedzenia.
- Mo�esz mi powiedzie�, jak to si� czyta?
�askawie zerkn�a do ksi��ki.
- Ste-go-zaur. Wsz�dzie ich pe�no... to znaczy, na opakowaniach witamin dla
dzieci, w sklepach z zabawkami i w og�le. Nigdy takiego nie mia�e�?
- Mia�em, ale Cathy mi go zabra�a.
Pos�usznie zamkn�� ksi��k� i zanurzy� �y�k� w talerzu z p�atkami.
- Kiedy� dostaniesz go z powrotem. Na razie nie chc�, �eby� wchodzi� do jej
pokoju, rozumiesz?
Skin�� g�ow�.
- Ani po zabawki, ani po cokolwiek.
- W porz�dku.
- Czy wiesz ju�, co chcesz dosta� na urodziny?
- Chyba tak. Mog� p�j�� na chwil� do kuchni?
- Nie. Najpierw sko�cz �niadanie.
- Nawet je�li niczego nie b�d� dotyka�?
- Nawet. Co wybra�e�? - Matka wytar�a usta serwetk� i spojrza�a na syna. - Mo�e
jakie� plastykowe figurki?
- Eee...
- Mog�oby by� ich kilka. Niedawno w K-Marcie widzia�am Okrutnego Barona z
w�ami, k�ami i ca�� reszt�. Zawsze podoba� ci si� Okrutny Baron.
- Nie.
My�l�c o dinozaurze, Tippy nada� swojemu g�osowi stanowcze brzmienie.
- Nie zapominaj o tym, co m�wi�am ci wczoraj. Musisz si� szybko zdecydowa�. -
Podnios�a kubek, ale zaraz go odstawi�a. - Mog� ci� prosi�, Tippy? Puszka stoi
obok suszarki. W czajniku powinna by� jeszcze gor�ca woda.
Nasypa� rozpuszczalnej kawy do kubka, co chwil� zerkaj�c na stoj�cy na parapecie
smuk�y cylindryczny przedmiot z ciemnego drewna. Wspi�� si� nawet na palce i
wyci�gn�� r�k�, �eby go dotkn��, ale kiedy brakowa�o mu jeszcze najwy�ej p�tora
centymetra, odwaga go opu�ci�a.
- Tippy!
- Za chwilk�.
Zala� kaw� gor�c� wod�, zamiesza�, triumfalnie wr�ci� do jadalni.
- Op�uka�e� �y�eczk�?
Nie op�uka�.
- W�o�y�em j� do zlewozmywaka. Mamo, co to jest, to du�e, co ostrzega statki?
Matka spojrza�a na niego ze zdziwieniem.
- Ostrzega statki?
- No, przed ska�ami, mieliznami i r�nymi innymi rzeczami. Podobne do ko�cio�a.
- Masz na my�li t� star� latarni� morsk�? Rzeczywi�cie, zdaje si�, �e wida� j� z
okna twojego pokoju, prawda?
- Cathy te� j� widzia�a. Podoba�a jej si�. Czasem nawet o niej rozmawiali�my.
Matka pi�a kaw� ma�ymi �ykami, nie spuszczaj�c z niego wzroku.
- To rzecz, kt�r� warto zapami�ta�. Ja na pewno b�d� o tym pami�ta�a i
chcia�abym, �eby� ty te� pami�ta�, Tippy.
O�mielony, skin�� g�ow�.
- Ju� wiem, jaki chcia�bym dosta� prezent. Mog� ci powiedzie�?
- Miniaturow� latarni� morsk�? W�tpi�, czy uda mi si� znale�� co� takiego. A
mo�e latark�, �eby� m�g� bawi� si� w latarni�? Z latark� nie b�dzie problem�w.
Pokr�ci� g�ow�.
- Chcia�bym, �eby� mnie tam zabra�a. Chcia�bym zobaczy� prawdziw� latarni�
morsk�.
- Zamiast prezentu?
- To w�a�nie b�dzie m�j prezent - wyja�ni� cierpliwie.
- Latarnia stoi po drugiej stronie zatoki - powiedzia�a bardziej do siebie ni�
do niego. - To mo�e nawet by� przyjemna wycieczka.
Wycieczka istotnie by�a przyjemna. Najpierw Larch Street do ruchliwej
Countryside, potem kawa�ek drog� mi�dzystanow�, p�niej w bok, w Windpoint Road,
wij�c� si� w g�r� najpierw �agodnymi, a potem coraz bardziej karko�omnymi
zakr�tami. Matka opu�ci�a szyby we wszystkich drzwiach, u�miecha�a si� do ska� i
wysuszonych brunatnych wzg�rz, a Tippy pomy�la�, �e bardzo �adnie wygl�da z
jedwabn� apaszk� na szyi oraz pi�rkowymi kolczykami powiewaj�cymi na wietrze. W
pewnej chwili po jego stronie samochodu znik�y ska�y i zeschni�ta trawa,
pojawi�y si� natomiast niebo, powietrze i niespokojna woda.
- Tam, w dole, to ocean. - W g�osie matki by�o tyle strachu, �e Tippy poczu� si�
niewyra�nie. - To te� woda, ale wygl�da zupe�nie inaczej ni� ta, kt�ra w domu
p�ynie z kranu, prawda?
- Aha - zdo�a� tylko wyst�ka�, os�upia�y z zachwytu.
- A jednak prawie niczym si� od niej nie r�ni. Wystarczy j� odsoli�, oczy�ci� i
b�dzie taka sama jak tamta. R�nica polega g��wnie na tym, �e ta woda niczego
nie udaje. Spoczywaj� w niej ko�ci twojej babki, a tak�e ko�ci tysi�cy innych
ludzi. - Wskaza�a przed siebie. - Sp�jrz, wida� ju� latarni�.
Na kwadratowej zielonej tabliczce przy drodze widnia� napis u�o�ony z bia�ych
liter �redniej wielko�ci:
LATARNIA WINDPOINT 400 METR�W
Zakr�t, podjazd, jeszcze jeden zakr�t, a potem pas asfaltu szeroko�ci zaledwie
jednego samochodu doprowadzi� ich na kraw�d� urwiska. W�r�d sosen i brz�z
znajdowa� si� tam niewielki parking, obok niego za� jeszcze jedna tabliczka, tak
male�ka, jakby zawstydzona:
Wst�p 1,25 dolara
Emeryci 50 cent�w
Dzieci bezp�atnie
Jak tylko wysiedli z samochodu, w drzwiach niedu�ego drewnianego domku
przytulonego do br�zowej wie�y pojawi� si� cz�owiek z m�ynka do pieprzu.
- Podoba ci si�? - zapyta�a matka, kiedy szli wysypan� grubym �wirem �cie�k�. -
Mam nadziej�, �e nie jeste� rozczarowany.
Troch� zdziwiony skin�� g�ow�. Co� zadudni�o, kiedy cz�owiek z m�ynka do pieprzu
cofn�� si� do wn�trza domku. Matka zatrzyma�a si� przy drzwiach i si�gn�a do
torebki.
- Tylko dolar dwadzie�cia pi��? To niewyg�rowana cena.
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu u�miechn�� si�, zdj�� na chwil� marynarsk� czapk�,
przyg�adzi� szpakowate w�osy i za�o�y� j� z powrotem.
- W takim razie mo�e kupi pani co� w naszym sklepiku? - Wskaza� trzy szklane
gabloty. - Mamy notatniki i papeteri� z nasz� latarni�, poczt�wki, nawet nocne
lampki. S� te� ksi��ki krajoznawcze o tej cz�ci wybrze�a i ksi��eczki do
kolorowania dla dzieci. Wszystkie wp�ywy przeznaczamy na ratowanie latarni.
Da�a mu dwa dolary.
- Spodoba�o ci si� co�, Tippy? To b�dzie cz�� prezentu. A mo�e najpierw chcesz
obejrze� latarni�?
Nie waha� si� ani chwili.
- Latarni�.
Jednak po drodze zdj�� ze stojaka ksi��k�, kt�ra go zainteresowa�a. Cz�owiek z
m�ynka do pieprzu pod��y� za nim z �oskotem. Tippy odwr�ci� si� i wyba�uszy�
oczy.
- Jak pirat!
- Tak jest! - M�czyzna u�miechn�� si� jeszcze szerzej. - Odgryz� mi j�
wieloryb, m�ody Jimie Hawkinsie.
- Ma na imi� Tippy - wykrztusi�a matka, kt�rej, nie wiedzie� czemu, jakby prawie
odj�o mow�. - To znaczy, Tiptree. Na cze�� tej pisarki. Ale ona nie �yje,
wi�c... wi�c...
- Nale�y si� siedemdziesi�t pi�� cent�w reszty. - M�czyzna zatrzyma� si� przy
kasie. - A ja nazywam si� Buster Hill.
- Tippy wzi�� ksi��k�. - M�wi�a tak cicho, �e z trudem by�o j� s�ycha�. - Musz�
za ni� zap�aci�.
- Chc� j� tylko obejrze� - wyja�ni� ch�opiec. - P�niej odstawi� na miejsce.
- Czy trzeba b�dzie si� wspina�? Albo patrze� w d� na wod�? W drodze tutaj
wcale si� nie ba�am, ani troch�, ale nie lubi� du�ych wysoko�ci...
- Je�li pani nie chce, nie musi pani wchodzi� na sam� g�r� - odpar� cz�owiek z
m�ynka do pieprzu.
Tippy natychmiast wyczu� nadarzaj�c� si� okazj� i pogna� naprz�d co si� w
nogach.
Wewn�trz latarni wok� �elaznego s�upa wi�y si� metalowe schody w kszta�cie
plasterk�w cienko pokrojonej niewyro�ni�tej piaskowej babki. By�y w�skie, co nie
mia�o najmniejszego znaczenia dla jego rozp�dzonych st�p. By�y r�wnie� wysokie,
co mia�o jeszcze mniejsze znaczenie, poniewa� w jaki� cudowny spos�b, chocia�
by� w mi�kkich sportowych pantoflach, na ka�de mocne st�pni�cie reagowa�y
wspania�ym dudnieniem i �oskotem.
Na samym wierzcho�ku znajdowa� si� reflektor osadzony na skomplikowanej
maszynerii, otoczony niewielkim balkonem z metalow� balustrad�. Tippy wykona�
kilka okr��e�, spogl�daj�c z g�ry na brunatny pofalowany krajobraz i dostojnie
wzburzon� wod�, pomacha� matce i cz�owiekowi z m�ynka do pieprzu, wreszcie
usiad� tak, �eby ich nie widzie� (i �eby oni jego nie widzieli), i spu�ci� nogi
na zewn�trz.
Ksi��ka okaza�a si� jeszcze ciekawsza ni� przypuszcza�; zawiera�a mn�stwo
kolorowych ilustracji przedstawiaj�cych tajemnicze statki z wype�nionymi wiatrem
�aglami i �opocz�cymi banderami. Byli w niej te� piraci oraz ludzie o sk�rze
jeszcze ciemniejszej ni� ten, kt�ry mieszka� przy ich ulicy i o kt�rym matka
Tippy'ego powiedzia�a, �e jest czarny, cho� wcale nie by�, a tak�e kapitan w
d�ugiej ��tej szacie z wyhaftowanym smokiem i z d�ugimi, d�ugimi w�sami.
Wszystko to by�o interesuj�ce, niekt�re rzeczy za� nawet bardzo interesuj�ce -
tak bardzo, �e Tippy co chwila wraca� do tych obrazk�w, wpatrywa� si� w nie, a
potem przenosi� wzrok na ocean i wyobra�a� sobie, �e �egluje na jednym ze
statk�w.
Mimo to u�miechn�� si�, kiedy na metalowych stopniach zadudni�a sztuczna noga
cz�owieka z m�ynka do pieprzu. Co prawda, zamierza� na d�ugo zostawi� go sam na
sam z matk� i cieszy� si�, �e mu to si� uda�o, ale zale�a�o mu te� na tym, �eby
z nim porozmawia�.
- Hej! - powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu, wchodz�c na balkonik. - Boisz
si� zej��? Mog� ci� znie��.
Tippy pokr�ci� g�ow�.
- W takim razie chod�my. Je�li chcesz, mo�esz zatrzyma� t� ksi��k�.
Tippy ponownie potrz�sn�� g�ow�.
- Chc� panu opowiedzie�.
- O czym?
M�czyzna przykucn�� przy nim, jedn� r�k� trzymaj�c si� barierki.
- O tym, co dzieje si� w nocy. I chc� pana zapyta�.
- O tym, co dzieje si� w nocy - powt�rzy� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. Z ca��
pewno�ci� nie by�o to pytanie.
- W�a�nie. - Teraz, kiedy chwila nadesz�a, ch�opiec mia� trudno�ci ze
znalezieniem w�a�ciwych s��w. - W nocy to robi si�... wielkie i br�zowe. To co�
na parapecie.
Przez sekund� by� pewien, �e rozm�wca go nie zrozumia�, ale chwil� potem
cz�owiek z m�ynka do pieprzu usiad� ci�ko obok niego i przewiesi� na zewn�trz
obie nogi, prawdziw� i sztuczn�. Nast�pnie nabra� powietrza w p�uca, jakby
zamierza� powiedzie� co� niezmiernie wa�nego, wypu�ci� je, ponownie nape�ni�
p�uca i wreszcie zapyta�:
- Czy to ty jeste� tym ch�opcem z domku dla lalek?
Tippy powa�nie skin�� g�ow�.
- Ty i twoja matka... Pr�bowa�a mi pokaza�, gdzie mieszkacie, i przemkn�o mi
przez g�ow�, �e to mo�e by� ona.
Tippy zaprzeczy� ruchem g�owy.
- Ona nie. Mieszkam sam.
- W domku dla lalek.
Kolejne kiwni�cie g�ow�. Zapad�a d�ugotrwa�a cisza. Przerwa� j� cz�owiek z
m�ynka do pieprzu:
- Czy wiesz, dlaczego tak si� dzieje?
- Zamierza�em pana zapyta�.
- Nie mam poj�cia. - Nagle r�ka m�czyzny zacisn�a si� mocno na ramieniu
ch�opca. - To nie sen. Wci�� sobie powtarzam, �e to tylko sen, ale tak nie jest.
Wypu�ci� ze �wistem powietrze.
- Nie jest - przyzna� mu racj� Tippy.
- Widzia�e� mnie ostatniej nocy? Ja ci� widzia�em.
Ch�opiec skin�� g�ow�.
- Tak wyra�nie, jak nigdy do tej pory. W�a�nie dlatego pozna�em pana od razu,
jak tylko pokaza� si� pan w drzwiach sklepiku.
- Moja praca... - M�czyzna umilk�, zaczeka�, a� jego s�owa ulec� w b��kitne
niebo, po czym zacz�� od nowa: - Mieszkam tu przez ca�y czas. Noc�, kiedy
reflektor jest w��czony, mog� spa�, ale o jedenastej i o trzeciej nad ranem
wchodz� na g�r�, �eby sprawdzi�, czy wszystko dzia�a, jak nale�y.
Tippy skin�� g�ow� na znak, �e s�ucha i rozumie.
- Zazwyczaj a� do jedenastej ogl�dam telewizj�, potem przeprowadzam obch�d,
nastawiam budzik na za pi�tna�cie trzecia i k�ad� si� do ��ka. To dzieje si�
zawsze podczas drugiego obchodu, kiedy wychodz� na balkon.
- A ja w�a�nie wtedy si� budz�, patrz� na parapet i widz� pana - wyzna� Tippy. -
Tyle �e to ju� nie jest m�ynek do pieprzu, tylko latarnia morska.
M�czyzna d�ugo nad czym� rozmy�la�.
- A wi�c to twoja kuchnia - powiedzia� wreszcie. - Ten ogromny bia�y kszta�t to
lod�wka, prawda? Tak w�a�nie my�la�em. I widz�, �e rozumiesz z tego wszystkiego
r�wnie ma�o jak ja.
- No, mo�e troszk� wi�cej...
- Wiesz, co zrobi�em ostatniej nocy? W og�le nie po�o�y�em si� spa�. Do tej pory
jakby nigdy nic wraca�em do ��ka po drugim obchodzie, a rano wmawia�em sobie,
�e tylko co� mi si� przy�ni�o.
- To nie sen - powiedzia� cicho Tippy.
- Dzisiaj zosta�em tu, na g�rze. Wystarczy�o przej�� na drug� stron�, �eby
zobaczy� twoj� kuchni�, i cz�sto to robi�em, ale z tej strony, tak jak zawsze,
by�o wida� ocean i gwiazdy. O wschodzie s�o�ca kuchnia rozp�yn�a si� we mgle.
Wszystko, co o�wietla�a moja latarnia, domek dla lalek, kuchenka i lod�wka,
okaza�o si� tylko mg��. Zaraz potem znik�y i znowu pokaza�o si� miasto.
- To Cathy - wyja�ni� Tippy. Zaraz jednak spostrzeg�, �e cz�owiek z m�ynka do
pieprzu nie zrozumia� go, wi�c doda�: - To jej domek dla lalek.
- A wi�c istnieje prawdziwy domek dla lalek?
- Tak.
- W kuchni, na stole?
Ch�opiec skin�� g�ow�.
- Mama nie chce go zabra� i nie pozwala mi go dotyka�. "Za jaki� czas", m�wi.
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu westchn��.
- Cathy by�a twoj� starsz� o dwa lata siostr�. Dowiedzia�em si� tego od twojej
matki, kiedy na ciebie czekali�my. Opowiada�a mi, jakie to by�o ci�kie
prze�ycie dla was dwojga. Wcale si� nie dziwi�. Kiedy to si� wydarzy�o?
Tippy wzruszy� w�skimi ramionami.
- Niedawno.
- Tydzie� temu?
- Dawniej.
- Miesi�c?
- Nie wydaje mi si�.
- Pytam o Cathy, poniewa� twierdzisz, �e wszystko dzieje si� za jej spraw�. -
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu cofn�� r�k� i wytar� j� w sp�owia�e d�insy. - A
gdzie jest tw�j ojciec? Wie o tym?
Tippy pokr�ci� g�ow�.
- Mama kaza�a mu odej��. Tak przynajmniej m�wi. - A potem, nie mog�c nad sob�
zapanowa�: - Pan si� jej podoba!
M�czyzna jakby nie us�ysza�.
- Czy to si� zdarzy�o przed �mierci� Cathy?
- Na d�ugo przedtem. Jeszcze przed �wi�tami.
Poniewa� m�czyzna nie odpowiedzia�, Tippy wr�ci� do poprzedniego tematu:
- Pan podoba si� mamie.
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu pokr�ci� g�ow�.
- Jestem dla niej za stary.
- Skoro pan si� jej spodoba�, to znaczy, �e nie jest pan za stary - odpar�
Tippy, troch� ura�ony konieczno�ci� wyja�niania doros�emu tak oczywistych spraw.
- Nic by z tego nie wysz�o, m�ody Jimie.
- Wysz�oby!
- Wkr�tce kaza�aby mi odej��, tak samo jak twojemu tacie. To znaczy, je�eli w
og�le wpu�ci�aby mnie do domu. By� mo�e mam zupe�nie inne wady ni� on, ale
kobiety uwa�aj�, �e ka�dy m�czyzna ma przynajmniej jedn�.
- Wcale nie musia�oby tak by�. Pan tylko udaje.
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu nie podj�� dyskusji.
- A wi�c uwa�asz, �e za wszystko jest odpowiedzialna twoja siostra?
- Bo jest. My�li du�o o tym, �eby kto� by� z mam� i ze mn�, tak jak kiedy� tata.
I lubi pana, tak jak mama. To powinien by� pan.
Do ich uszu dotar�o wo�anie matki Tippy'ego, nieco cichsze od przyt�umionego
odleg�o�ci� huku roztrzaskuj�cych si� fal. Dobiega�o z drugiej strony latarni, z
dobrze os�oni�tego miejsca, sk�d nie by�o wida� oceanu.
- Nie chcia�a tu wej�� - powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. - Ma l�k
wysoko�ci. Mnie te� nie chcia�a pu�ci� ze wzgl�du na moj� nog�. Wyja�ni�em, �e
co noc wchodz� tutaj dwa razy, ale jej nie przekona�em.
Tippy powa�nie skin�� g�ow�.
- Wiedzia�em, �e tak b�dzie. Chcia�em, �eby�cie byli przez jaki� czas sami.
- I byli�my - przyzna� m�czyzna. Przez jaki� czas wpatrywali si� w horyzont i
przys�uchiwali si� odleg�ym wrzaskom mew. - Porozmawiali�my troch�, i to
wszystko. Nie poca�owali�my si� ani nic w tym rodzaju.
- To dobrze.
- Nie lubisz ckliwych romans�w, m�ody Jimie?
- To dobrze, �e rozmawiali�cie. Czy naprawd� wieloryb odgryz� panu nog�?
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu pokr�ci� g�ow�.
- Urwa�a mi j� mina przeciwpiechotna.
- Aha - mrukn�� wsp�czuj�co Tippy.
- Dosta�em od armii eleganck� protez�. U�ywam jej wtedy, kiedy jad� do miasta,
ale tutaj zak�adam t� drewnian� i str�j marynarza. Tego oczekuj� tury�ci i to
si� op�aca.
- Lubi pan to miejsce?
- Nieszczeg�lnie. W ka�dym razie nie bardzo. - M�czyzna z przekrzywion� g�ow�
ws�uchiwa� si� przez chwil� w dobiegaj�ce z do�u nawo�ywanie. - My�lisz, �e w
ko�cu tu przyjdzie?
Tippy pu�ci� pytanie mimo uszu.
- W takim razie niech pan z nami zamieszka. Mamy �adny dom.
- Nic z tego nie b�dzie, m�ody Jimie. My�lisz, �e przyjdzie?
Tippy pokr�ci� g�ow�.
- Pr�dzej wezwie stra� po�arn� albo co� w tym rodzaju.
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu u�miechn�� si�.
- A wi�c mamy jeszcze troch� czasu.
- Prosz� opowiedzie� mi o nodze.
- Nie ma wiele do opowiadania. Po wyj�ciu ze szpitala wojskowego wr�ci�em do
college'u na dziennikarstwo. Potem przez pewien czas pracowa�em w niedu�ej
gazecie na po�udniu, p�niej w czasopi�mie, ale nie podoba�a mi si� ani praca,
ani ludzie, wi�c wzi��em si� za public relations.
- Co to takiego?
- Pomagasz ludziom lub firmom w kontaktach z dziennikarzami, g��wnie tymi z
gazet i telewizji. Zawsze trzeba mie� im co� do powiedzenia, bo w przeciwnym
razie rozszarpi� ci� na strz�py.
Tippy skin�� g�ow� z m�dr� min�.
- Na przyk�ad, �e kto� znalaz� �ywego dinozaura?
- W�a�nie.
Matka Tippy'ego zawo�a�a ponownie i m�czyzna zacz�� si� szykowa� do wstania z
miejsca.
- Agencja, dla kt�rej pracowa�em, zbankrutowa�a. Znalaz�em sobie inn� prac�, ale
tylko na par� miesi�cy, wi�c zg�osi�em si� do Rady Miejskiej i dali mi t�
posad�. Obiecali, �e to tylko tymczasowo, �e nied�ugo dostan� prac� w public
relations, ale od tamtej pory min�y ju� dwa lata. Owszem, mam do czynienia z
lud�mi, wi�c w tym sensie ma to jaki� zwi�zek z public relations, a od czasu do
czasu jaka� gazeta albo czasopismo zamieszcza materia� o latarni.
- Powinien pan z nami zamieszka� - powt�rzy� z uporem Tippy.
- Wierz mi, m�ody Jimie, naprawd� nic by z tego nie wysz�o. - M�czyzna wsta�. -
Jestem dla niej za stary, a w dodatku nie mam ani nogi, ani dobrej pracy.
Tippy r�wnie� si� podni�s�.
- Owszem, wysz�oby. Cathy tak my�li i ja te�.
- Lepiej pu�� mnie przodem. Gdyby� si� potkn��, lepiej �eby� zatrzyma� si� na
mnie, ni� spad� na sam d�.
Tippy odsun�� si� na bok z ponur� min�.
- Jeste� pewien, �e to twoja nie�yj�ca siostra? - zapyta� m�czyzna, kiedy
pokonali mniej wi�cej jedn� czwart� odleg�o�ci dziel�cej ich od otworu, za
kt�rym zaczyna�y si� metalowe schody. - Taka ma�a dziewczynka?
- Czasem j� widuj� - powiedzia� Tippy. - Czasem zagl�da przez okno i wtedy jest
naprawd� wielka. Kiedy tam jest, boj� si� wychodzi� z domu.
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu ju� ruszy� w d� po schodach, ale mimo to zerkn��
na niego przez rami�.
- My�l�, �e ja te� bym si� ba�. Ale sk�d wiesz, �e to nie jest robota kogo�
innego? Mo�e ona tkwi w tym tak samo jak my?
- Ona w�a�nie tak si� bawi�a! - Frustracja ch�opca zacz�a przeradza� si� w
z�o��. - Innych dom�w to nie dotyczy, bo mia�a tylko ten jeden. W ��ku le�y
lalka, kt�ra udaje mam�, i to jest lalka Cathy. Nie mia�a lalek, kt�re mog�yby
udawa� pana albo mnie, wi�c to musimy by� my sami. Rozumie pan?
M�czyzna ponownie rozejrza� si� doko�a.
- Rano lalka przeistacza si� w twoj� matk�?
- Tak!
- S�ysz� was! - us�ysza� Tippy dobiegaj�cy z do�u g�os matki. - Wszystko w
porz�dku?
- Tak! - zawo�a� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. - Nic mu nie jest! Troch�
pogadali�my, i tyle!
- Jest naprawd� �adna - przypomnia� mu Tippy przyciszonym g�osem, ale, ulegaj�c
wci�� si� rozwijaj�cemu poczuciu uczciwo�ci, zaraz doda�: - Chocia� jest te�
troch� zwariowana.
- One wszystkie takie s�, m�ody Jimie - odpar� szeptem cz�owiek z m�ynka do
pieprzu. W jego g�osie s�ycha� by�o ogromny smutek, kt�rego Tippy nie rozumia�,
ale byli ju� za blisko ziemi i matki, �eby swobodnie rozmawia�.
- Obgadali�my par� spraw, kt�re nie dawa�y Tippy'emu spokoju - powiedzia�
cz�owiek z m�ynka do pieprzu, schodz�c z ostatniego stopnia. Tak jak zawsze,
trzymaj�c si� obur�cz por�czy najpierw wysun�� naprz�d drewnian� nog�, a kiedy
by� pewien, �e podklejone sk�r� zako�czenie znalaz�o pewne oparcie, przeni�s� na
ni� ci�ar cia�a i zwolni� uchwyt. - Mam nadziej�, �e mi pani wybaczy?
- To bardzo mi�o z pa�skiej strony - odpar�a z b�yszcz�cymi oczami.
- Mam nadziej�, �e na co� si� przyda�em. Stara�em si� wyt�umaczy� ch�opcu, �e
ludzie nie umieraj� tak jak kwiaty albo ryby. Cia�o jego siostry nie �yje, jej
dusza jednak nie umar�a i nigdy nie umrze, poniewa� �yje z Bogiem w Niebie.
Tippy zrozumia�, �e nadesz�a pora na prawdziwe wyja�nienia.
- Ona jest teraz bardzo silna - zapewni� matk�. - Umarli zazwyczaj nie s� silni,
ale Cathy jest. To znaczy, Catherine.
- I kochaj�ca - wyszepta�a matka. - Zawsze bardzo nas kocha�a.
- Mo�e po prostu czego� bardzo chce - powiedzia� do Tippy'ego cz�owiek z m�ynka
do pieprzu.
Nawet wiem czego, odpar� w duchu ch�opiec.
Cz�owiek z m�ynka do pieprzu odprowadzi� ich do samochodu. Matka wyci�gn�a do
niego r�k�.
- Na pewno nie chce pan, �ebym zap�aci�a za t� ksi��k�?
- To prezent urodzinowy ode mnie. Gdyby pani zap�aci�a, wszystko by pani
zepsu�a.
- W takim razie mo�e kt�rego� dnia wpad�by pan do nas na kolacj�? Je�eli
zaczniemy o si�dmej, zd��y pan jeszcze tu wr�ci�.
- W porz�dku. B�dzie mi bardzo mi�o.
Tippy, kt�ry przys�uchiwa� si� rozmowie z samochodu, domy�li� si�, �e �adne z
nich nie m�wi serio, ukl�k� wi�c na fotelu kierowcy i wystawi� g�ow� przez okno.
- Gdyby by�o trzeba, przyjedzie pan pom�c nam poradzi� sobie z dziennikarzami?
- Jasne.
- Na przyk�ad je�li znajd� �ywego dinozaura. Na pewno zjedzie si� mn�stwo
reporter�w.
Matka za�mia�a si�.
- Je�li znajdziesz �ywego dinozaura, zjawi� si� w ci�gu godziny - powiedzia�
cz�owiek z m�ynka do pieprzu. - Obiecuj�.
Tippy cofn�� si�, �eby matka mog�a wsi��� do samochodu.
- Prosz� nie zapomnie�, bo co� mi si� wydaje, �e znajd� go ju� nied�ugo.
Samoch�d ruszy� z miejsca.
- Nie zapomn�! - zawo�a� cz�owiek z m�ynka do pieprzu i pomacha� im r�k�.
- By�o przyjemniej ni� si� spodziewa�am - powiedzia�a matka do Tippy'ego, kiedy
skr�cili w Windpoint Road. - A ty dobrze si� bawi�e�?
Skin�� g�ow�.
- I nie �al ci, �e w tym roku nie b�dzie przyj�cia dla twoich koleg�w z klasy?
- Nie - odpar� Tippy, a kiedy pokonali niebezpieczny odcinek drogi, doda�: -
By�o wdechowo.
Kiedy k�ad� si� do ��ka, wszystko wydawa�o si� bardzo proste. Teraz, kiedy na
zewn�trz Cathy porusza�a si� w pogr��onej w ciemno�ci kuchni i zagl�da�a przez
okna do wn�trza domku dla lalek, martwa, a jednocze�nie tak bardzo obecna,
naci�gn�� ko�dr� na g�ow� i stara� si� udawa�, �e �pi.
Zdawa� sobie jednak spraw�, �e nic z tego nie b�dzie i �e wydarzy si� co�
strasznego, co� niewyobra�alnie okropnego. Powoli odgarn�� ko�dr�, przewiesi�
bose stopy przez kraw�d� ��ka, postawi� je na pod�odze i wsta�; ten akt odwagi
w jednej chwili uczyni� z ma�ego ch�opca prawie m�czyzn�.
W nieznacznie rozja�nionej ciemno�ci za kuchennymi drzwiami zabawki (wi�kszo��
nale�a�a do niego) wala�y si� na stole niczym poprzewracane pos�gi. Tylko
czerwony Power Ranger wci�� sta� wyprostowany. Tippy zatrzyma� si� na chwil� i
pieszczotliwie przesun�� palcami po szkar�atnym plastyku, ale si�ga� figurce
zaledwie do pasa, wi�c doskonale zdawa� sobie spraw�, i� nie zdo�a jej
ud�wign��.
Nieco dalej le�a� Spiderman, tu� obok za� jeszcze wi�ksza pokusa: Luke
Skywalker. Tippy min�� go jednak jakby nigdy nic.
Owczarek szkocki wielko�ci mastyfa le�a� po��czony magnesami przy �apach z west
highland terierem. Z jednym psem mo�e by sobie poradzi�, na pewno jednak nie
potrafi�by ich roz��czy�, razem za� stanowi�y zbyt wielki ci�ar. Poza tym
nale�a�y do Cathy. Podejrzewa�, �e Cathy nie by�aby zachwycona, gdyby bawi� si�
jej zabawkami, nie mog�a jednak mie� do niego pretensji o to, �e si�ga po
w�asne.
Stegozaur by� r�owy i na szcz�cie ma�y - jeden z niewielu ocala�ych
egzemplarzy z niegdy� ca�kiem sporego zestawu. Tippy chwyci� go za kolce
stercz�ce z ogonowych p�ytek i poci�gn�� bez wi�kszego trudu. Podczas jednego z
przystank�w dla nabrania oddechu i poprawienia uchwytu spojrza� w kierunku
stoj�cego na odleg�ym parapecie m�ynka do pieprzu, kt�ry teraz by� latarni�
morsk�; by�oby mi�o, gdyby cz�owiek z m�ynka do pieprzu teraz mnie zobaczy�,
pomy�la� i nawet pomacha�, ale tamten albo jeszcze nie wyruszy� na obch�d, albo
ju� z niego powr�ci�.
Powa�ne trudno�ci pojawi�y si� dopiero na stopniu przed kuchennymi drzwiami oraz
w samych drzwiach. Tippy musia� postawi� stegozaura na nogi, a nast�pnie sple��
r�ce pod irytuj�co g�adkim r�owym karkiem i d�wign�� ze wszystkich si�,
st�kaj�c przy tym tak, jakby nie�wiadomie na�ladowa� ojca. Po d�ugich zmaganiach
(pomaga� mu w tym nieproporcjonalnie du�y ci�ar ogona) zdo�a� ustawi� przednie
�apy w drzwiach, po czym przeszed� na czworakach po naje�onym plastykowymi
kolcami grzbiecie, chwyci� obur�cz za ogon, ponownie wyt�y� si�y i z jeszcze
dono�niejszym post�kiwaniem wreszcie wepchn�� opas�ego r�owego gada do kuchni.
A potem wr�ci� biegiem do domku dla lalek, wpad� do �rodka przez frontowe drzwi,
wbieg� na pi�tro i zadyszany pad� na ��ko.
Kiedy obudzi� go wlewaj�cy si� przez okno blask dnia, wszystko wyda�o mu si�
snem - tak jak powiedzia� cz�owiek z m�ynka do pieprzu. Przez jak�� minut�
(naprawd� trwa�o to ponad dziesi�� minut) le�a� z r�kami pod g�ow�, spod na p�
przymkni�tych powiek wpatrywa� si� w plakaty na suficie i my�la�.
Po pierwsze, w rzeczywisto�ci najprawdopodobniej nic si� nie sta�o.
(Na dole poruszy�o si� co� ogromnego i ci�kiego, dom zatrzeszcza� w posadach
jak drewniany statek podczas sztormu. Zaraz potem wszystko ucich�o.)
A je�eli nawet si� sta�o - przecie� cz�owiek z m�ynka do pieprzu te� widzia�
domek dla lalek Cathy - to nic z tego, co przedsi�wzi�� Tippy, nie mog�o si�
uda�. Ma�y r�owy dinozaur nie zamieni si� w prawdziwego tylko dlatego, �e
B��kitny Pluszowy Kr�lik z ksi��ki przeistoczy� si� w �ywego kr�lika. Prawdziwe
rzeczy niekiedy staj� si� rzeczami z ksi��ek, ale te z ksi��ek nigdy nie staj�
si� prawdziwe.
Chyba �e kto� je takimi uczyni.
(R�owe kapcie matki zaszura�y na schodach w drodze do kuchni. Nied�ugo - bardzo
nied�ugo - zawo�a go na �niadanie; powinien by� ju� wtedy umyty i ubrany.
Dzisiaj przecie� poniedzia�ek, trzeba i�� do szko�y.)
Tippy westchn��, ziewn�� i usiad� w ��ku tr�c oczy. No tak, r�owy stegozaur
nie by� w �adnej ksi��ce. To by�a prawdziwa zabawka. Nadal ni� jest. Prawdziwa
zabawka, kt�ra jest stegozaurem. Czy to to samo, co stegozaur, tyle �e
nieprawdziwy?
Matka wrzasn�a przera�liwie. Tippy dopiero teraz ca�kowicie si� obudzi�,
wyskoczy� z ��ka i wybieg� z pokoju, �eby j� uspokoi�, �eby jej powiedzie�, �e
wszystko w porz�dku.
Chocia� p�dzi� co si� w nogach, jego my�li galopowa�y jeszcze szybciej. Czy
Cathy przestanie bawi� si� domkiem dla lalek, kiedy zjawi si� cz�owiek z m�ynka
do pieprzu? Przypuszczalnie tak, a szkoda. Przecie� pod ��kiem czekaj� Batman i
Robin, a w sklepie z zabawkami Tippy widzia� wspania�ego smoka. Ale �eby
dinozaur...!
Ciekawe, czy wci�� jest r�owy? Na ilustracjach w ksi��kach prawie wszystkie
dinozaury by�y szare. Matka wykrzykiwa�a co� do telefonu, wi�c Tippy zbieg� na
d�, �eby sprawdzi�.
Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik