6123

Szczegóły
Tytuł 6123
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6123 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6123 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6123 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Roger �elazny Widmowy Jack Jack Of Shadows Prze�o�y�: Jacek Jakuszewski Data wydania oryginalnego:1971 Data wydania polskiego:1991 �Niejeden cienie ca�uje i cie� szcz�cia obejmuje�. William Shakespeare �Kupiec wenecki� 1. Zdarzy�o si�, �e Jack, kt�rego imi� wymawia si� w cieniu, przyby� do Igles w Krainie Zmierzchu na Igrzyska Piekielne. Tam te� zauwa�ono go, gdy przygl�da� si� P�omieniowi Piekie�. P�omie� Piekie� by� smuk��, pi�knie wykonan� waz� ze srebrzystych p�omieni. Na jej szczycie, jak w nierozerwalnym u�cisku ognistych palc�w, znajdowa� si� rubin wielko�ci pi�ci. Pomimo ich p�omiennego dotyku klejnot l�ni� zimnym migotliwym blaskiem. P�omie� Piekie� by� wystawiony na widok publiczny, fakt jednak, �e widziano Jacka, jak patrzy� na niego, spowodowa� wiele zamieszania. Gdy tylko przyby� do Igles, zauwa�ono go, �e kr�ci� si� mi�dzy latarniami wraz z innymi gapiami podziwiaj�cymi otwarty pawilon wystawowy. Smage i Quazer, kt�rzy opu�cili swe o�rodki mocy, aby wzi�� udzia� w rywalizacji, rozpoznali go i niezw�ocznie donie�li o jego obecno�ci Mistrzowi Igrzysk. Smage przest�powa� z nogi na nog� i szarpa� w�sy, a� �zy stan�y mu w oczach. Zacz�� mruga�. Spojrza� na swego olbrzymiego przyjaciela Quazera, kt�rego w�osy, oczy i sk�ra by�y w odcieniu jednolitej szaro�ci, staraj�c si� nie patrze� na r�nobarwn� posta� Benoniego, Mistrza Igrzysk, kt�rego wola by�a w tym miejscu prawem. � Czego chcecie? � zapyta� Benoni. Smage wci�� gapi� si� i mruga�, wreszcie Quazer przem�wi� swym g�osem o brzmieniu fletu. � Mamy dla ciebie wiadomo�� � powiedzia�. � S�ucham was � odrzek� Benoni. � Uda�o nam si� rozpozna� osob�, kt�rej obecno�� mo�e wywo�a� tu komplikacje. � Kto to taki? � Musimy stan�� w pe�nym �wietle, zanim b�d� m�g� ci powiedzie�. Mistrz Igrzysk pokr�ci� g�ow� na swym pot�nym karku. Jego bursztynowe oczy b�yszcza�y, gdy spojrza� kolejno na obu go�ci. � Je�li to jest jaki� �art... � zacz��. � To nie jest �art � odrzek� Quazer zdecydowanym g�osem. � Dobrze � westchn�� Benoni. � Chod�cie ze mn�. Odwr�ci� si� i skierowa� w stron� jasno o�wietlonego namiotu. Jego p�aszcz mieni� si� zielono i pomara�czowo. � Czy tyle �wiat�a wam wystarczy? � zapyta�, gdy znale�li si� wewn�trz. Quazer rozejrza� si� woko�o. � Tak � odpowiedzia�. � Nie pods�ucha nas. � O kim m�wisz? � zapyta� Mistrz Igrzysk. � Czy nie s�ysza�e� o Jacku, kt�ry zawsze s�yszy swe imi�, gdy wypowiadane jest w cieniu? � Widmowy Jack? Z�odziej? Tak, s�ysza�em opowie�ci o nim. � W�a�nie z tego powodu chcieli�my z tob� m�wi� w dobrze o�wietlonym miejscu. On jest tutaj. Smage i ja widzieli�my go kilka minut temu, jak obserwowa� P�omie� Piekie�. � Nie do wiary! � Benoni otworzy� szeroko oczy i usta z wra�enia. � Ukradnie go! � powiedzia�. Smage zaprzesta� szarpania w�s�w na czas wystarczaj�cy, aby skin�� g�ow� kilka razy. � Przybyli�my tu, �eby go zdoby� � wybuchn��. � Je�eli go ukradnie, nic z tego! � Trzeba go powstrzyma� � powiedzia� Benoni. � Jak s�dzicie, co powinienem zrobi�? � Twoja wola jest w tym miejscu prawem � odpar� Quazer. � S�usznie... mo�e by go gdzie� zamkn�� na czas trwania Igrzysk? � W takim razie upewnij si�, czy w miejscu, w kt�rym zostanie aresztowany, i tam, gdzie ma by� wi�ziony, nie b�dzie �adnego cienia. M�wi�, �e w obecno�ci cienia nie spos�b powstrzyma� Jacka. � Ale tutaj wsz�dzie jest pe�no cienia. � Tak. Dlatego tak trudno by�oby go uwi�zi�. � Wyj�ciem by�oby jasne o�wietlenie albo zupe�na ciemno��. � Wszystkie jednak �wiat�a musz� by� ustawione pod odpowiednim k�tem i umieszczone w miejscu nieosi�galnym dla Jacka � odrzek� Quazer � w przeciwnym razie b�dzie on m�g� uzyska� cienie, umo�liwiaj�ce dzia�anie. Natomiast w ciemno�ci, gdy mo�e zapali� cho� najdrobniejsze �wiate�ko, powstan� cienie. � Jakiego rodzaju moc czerpie on z cieni? � Nie znam nikogo, kto wiedzia�by to z ca�� pewno�ci�. � Nie jest chyba cz�owiekiem? Pochodzi z Ciemnej Strony? � Prawdopodobnie z Krainy Zmierzchu, ale blisko ciemno�ci, tam gdzie zawsze s� cienie. � W takim razie mog�aby by� wskazana wycieczka do Otch�ani �ajna w Glyve. � To okrutne � odpowiedzia� Smage z chichotem na ustach. � Wska�cie mi go � powiedzia� Benoni. Wyszli z namiotu. Nad ich g�owami rozci�ga�o si� szare, bezchmurne niebo, ku wschodowi przybieraj�ce barw� srebrn�, ku zachodowi � czarn�. Gwiazdy l�ni�y na tle ciemno�ci ponad �a�cuchem stalagmitowych g�r. Spieszyli w stron� pawilonu, drog� o�wietlon� pochodniami. Na zachodzie, gdzie� w pobli�u linii granicznej, tam gdzie sta�y �wi�tynie bezsilnych bog�w, wida� by�o b�yskawice. Przy wej�ciu do pawilonu Quazer skin�� g�ow�, dotykaj�c ramienia Benoniego. Mistrz Igrzysk spojrza� we wskazanym kierunku i ujrza� wysokiego, chudego m�czyzn�, kt�ry sta� oparty o tyczk� namiotu. W�osy mia� czarne, cer� �niad�, rysy twarzy ostre. Ubrany by� na szaro, przez prawe rami� przewieszony mia� czarny p�aszcz. Pali� jakie� ziele z Ciemnej Strony zawini�te w rurk�. W �wietle pochodni dym wydawa� si� b��kitny. Benoni przygl�da� si� mu przez chwil� z uczuciem, kt�rego doznaj� wszyscy ludzie, gdy patrz� na istot� nie zrodzon� z kobiety, lecz stworzon� przez nieznan� moc w miejscu unikanym przez cz�owieka. Prze�kn�� �lin�. � W porz�dku, mo�ecie odej��. � Chcieliby�my pom�c... � zacz�� Quazer. � Powiedzia�em, mo�ecie odej��! Spojrza� za nimi. � Nie mo�na takim ufa� � mrukn�� do siebie. Uda� si� po stra�nik�w. Kaza� im wzi�� ze sob� kilkadziesi�t jasnych pochodni. Podczas aresztowania Jack nie stawia� oporu. Nie pr�bowa� nawet dyskutowa�. Otoczony przez uzbrojonych ludzi i o�wietlony ze wszystkich stron skin�� tylko g�ow� i wykona� ich rozkazy, nie odzywaj�c si� ani s�owem. Poprowadzono go do jasno o�wietlonego namiotu Mistrza Igrzysk i ustawiono przed sto�em, za kt�rym zasiad� Benoni. Stra�nicy otoczyli Jacka ze wszystkich stron, trzymaj�c w r�kach latarnie i lustra rozpraszaj�ce cie�. � Na imi� ci Jack � powiedzia� Mistrz Igrzysk. � Nie przecz� temu. Benoni wpatrywa� si� w czarne, nieruchome oczy zatrzymanego, kt�ry nie mrugn�� nimi ani razu. � ...Niekiedy jeste� nazywany Widmowym Jackiem � milczenie. � Zgadza si�? � Ka�dy z nas mo�e nosi� wiele imion � odpowiedzia� Jack. Benoni odwr�ci� wzrok. � Wprowadzi� ich � rozkaza� jednemu ze stra�nik�w. Wprowadzono Smage�a i Quazera. Jack spojrza� w ich kierunku. Na twarzy nie drgn�� mu ani jeden mi�sie�. � Czy rozpoznajecie tego cz�owieka? � zapyta� Benoni. � Tak � odpowiedzieli ch�rem. � Jeste� jednak w b��dzie, nazywaj�c go cz�owiekiem � ci�gn�� Quazer. � On jest mieszka�cem Ciemnej Strony. � Jak brzmi jego imi�? � Zw� go Widmowy Jack. Benoni u�miechn�� si�. � To prawda, �e ka�dy z nas mo�e nosi� wiele imion � powiedzia� � jednak�e co do ciebie panuje zadziwiaj�ca zbie�no�� opinii. Ja jestem Benoni, Mistrz Igrzysk Piekielnych, a ty jeste� Widmowy Jack, z�odziej. Mog� si� za�o�y�, �e przyby�e� tu ukra�� P�omie� Piekie�. Jack milcza�. � Nie musisz odpowiada� � doda� Benoni. � Sama twoja obecno�� dowodzi twych intencji. � Mo�e przyby�em wzi�� udzia� w Igrzyskach? � odpowiedzia� Jack. Benoni roze�mia� si�. � Oczywi�cie! Oczywi�cie! � zawo�a�, wycieraj�c �z� r�kawem. � Poniewa� jednak nie przewidujemy zawod�w w kradzie�y, nie wiem, w jakiej konkurencji m�g�by� wystartowa�. � Os�dzasz mnie niesprawiedliwie � powiedzia� Jack. � Nawet je�li jestem tym, za kogo mnie uwa�asz, nie pope�ni�em �adnego przest�pstwa. � Istotnie � odrzek� Benoni. � P�omie� Piekie� jest naprawd� pi�kny, prawda? Oczy Jacka b�ysn�y przez chwil�. Jego usta skrzywi�y si� w mimowolnym u�miechu. � Niemal wszyscy zgodziliby si� z t� opini� � odpowiedzia� po�piesznie. � Przyby�e� tutaj, aby go zdoby� na sw�j w�asny spos�b. Uchodzisz za najgro�niejszego ze z�odziei. � Czy z tego wynika, �e nie mog� by� uczciwym widzem na publicznej imprezie? � Je�li w gr� wchodzi P�omie� Piekie� � nie mo�esz. Jest bezcenny. Po��daj� go zar�wno mieszka�cy Jasnej, jak i Ciemnej Strony. Jako Mistrz Igrzysk nie mog� tolerowa� twojej obecno�ci w jego pobli�u. � To ca�y k�opot ze z�� reputacj� � odrzek� Jack. � Cokolwiek by� nie zrobi�, zawsze jeste� podejrzany. � Do�� tego! Czy chcesz go ukra��? � By�bym g�upi, gdybym odpowiedzia�, �e tak. � Wi�c nie doczekam si� od ciebie uczciwej odpowiedzi? � Je�eli przez �uczciw� odpowied�� rozumiesz, �e mam powiedzie� to, co chcesz ode mnie us�ysze�, to musz� przyzna�, �e masz racj�. � Zwi��cie mu r�ce z ty�u � powiedzia� Benoni. Tak te� zrobiono. � Ile razy mo�esz umrze�? � zapyta� Mistrz Igrzysk. Jack nie odpowiedzia�. � No dobrze. Wszyscy wiedz�, �e mieszka�cy Ciemnej Strony maj� wi�cej ni� jedno �ycie. Ile ty ich masz? � Nie podoba mi si� to, co m�wisz � powiedzia� Jack. � To nie jest tak, jakby� umar� na zawsze. � Daleka jest droga z Otch�ani �ajna w Glyve na zachodnim biegunie �wiata. Trzeba i�� na piechot�. Czasami mijaj� lata, nim uformuje si� nowe cia�o. � By�e� tam ju� wi�c? � Tak � odpowiedzia� Jack, sprawdzaj�c si�� swych wi�z�w � i wola�bym nie powtarza� tego do�wiadczenia. � Przyznajesz wi�c, �e masz przynajmniej jeszcze jedno �ycie w zapasie. �wietnie! Mog� wi�c bez wyrzut�w sumienia nakaza� twoj� natychmiastow� egzekucj�... � Zaczekaj! � krzykn�� Jack, potrz�saj�c g�ow� i wyszczerzaj�c z�by. � To �mieszne. Nie zrobi�em nic z�ego. No, ale to niewa�ne. Niezale�nie, jakie by�y moje zamiary, jest jasne, �e teraz nie mog� ukra�� P�omienia Piekie�. Uwolnij mnie, a opuszcz� dobrowolnie Krain� Zmierzchu na czas trwania Igrzysk. Pozostan� w Ciemnej Stronie, dop�ki si� nie sko�cz�. � Jak� mam na to gwarancj�? � Moje s�owo. Benoni roze�mia� si� ponownie. � S�owo faceta z Ciemnej Strony? Legendarnego przest�pcy? Nie, Jack, widz� tylko jeden spos�b na zapewnienie bezpiecze�stwa trofeum � twoj� �mier�. Skoro jest w mojej mocy wyda� na ciebie wyrok, zrobi� to. Skrybo! Zapisz, o kt�rej godzinie podj��em t� decyzj�. Brodaty garbus o kaprawych oczach i twarzy tak pomarszczonej jak pergamin, kt�ry uj�� w r�k�, wywin�� pi�rem zakr�tasa i zacz�� pisa�. Jack wyprostowa� si� na pe�n� wysoko�� i spojrza� na Benoniego spod przymkni�tych powiek. � �miertelniku � zacz�� � obawiasz si� mnie, poniewa� mnie nie rozumiesz. Jako mieszkaniec Jasnej Strony masz tylko jedno �ycie. Gdy je utracisz, nie pozostanie ci nic. My, mieszka�cy Ciemnej Strony, nie mamy dusz, jakie wy posiadacie. W zamian za to mo�emy �y� wiele razy w spos�b, jaki jest dla ciebie niedost�pny. Widz�, �e zazdro�cisz mi tego i dlatego pragniesz pozbawi� mnie �ycia. Dowiedz si�, �e �mier� jest r�wnie nieprzyjemna dla nas, jak i dla was. Mistrz Igrzysk spu�ci� wzrok. � Nie chcia�bym... � zacz��. � Przyjmij moj� ofert� � przerwa� mu Jack. � Zgadzam si� opu�ci� teren Igrzysk. Je�li pozwolisz, by wykonano tw�j rozkaz, w ostatecznym rachunku przegrasz. Garbus przesta� pisa� i zwr�ci� si� w stron� Benoniego. � Jack � powiedzia� Mistrz Igrzysk � chcia�e� go ukra��, prawda? � Oczywi�cie. � Dlaczego? Trudno by�oby go sprzeda�. Jest �atwy do rozpoznania. � Musia�em sp�aci� d�ug przyjacielowi, kt�ry po��da tej b�yskotki. Uwolnij mnie, a powiem, �e mi si� nie uda�o, co b�dzie zreszt� zgodne z prawd�. � Nie chc� narazi� si� na tw�j gniew, gdy powr�cisz... � Je�li wy�lesz mnie w t� podr�, spadnie on na ciebie z ca�� pewno�ci�. � ...Jednak�e w moim po�o�eniu nie mog� sobie pozwoli� na zaufanie cz�owieka, kt�rego nazywaj� tak�e Jackiem K�amc�. � Czy moje s�owo nic dla ciebie nie znaczy? � Obawiam si�, �e nie. Skrybo, pisz dalej. � ... A moja gro�ba? � T� traktuj� powa�nie. Jednak�e ryzyko twojej zemsty, kt�ra mo�e nast�pi� za kilka lat, jest mniejsze od niebezpiecze�stwa, na jakie by�bym nara�ony po ukradzeniu P�omienia Piekie�. Zrozum moj� sytuacj�, Jack. � Rozumiem � odpowiedzia�. Zwracaj�c si� w stron� Smage�a i Quazera zawo�a�: � S�uchaj, o�louchy i ty, obojnaku, o was tak�e nie zapomn�! Smage spojrza� na Quazera, kt�ry mrugn�� i u�miechn�� si�. � Powiedz to naszemu panu, Kr�lowi Nietoperzy � odrzek�. Jack skrzywi� twarz na d�wi�k imienia swego odwiecznego wroga. Poniewa� magia jest s�absza w Krainie Zmierzchu, gdzie zaczyna si� kr�lestwo nauki, min�o mo�e p� minuty, zanim pojawi� si� w namiocie nietoperz, przelatuj�c ponad g�owami zebranych. Tymczasem Quazer zd��y� powiedzie�: � B�dziemy startowa� pod sztandarem nietoperza. Na widok nocnego lotnika �miech zamar� na ustach Jacka. Opu�ci� g�ow� i zacisn�� szcz�ki. Zapanowa�a cisza zak��cana tylko skrzypieniem pi�ra. � Niech tak b�dzie � powiedzia� Jack. Zaprowadzono go na �rodek podw�rza, gdzie sta� cz�owiek imieniem Blite z wielkim toporem w r�ku. Jack rozejrza� si� szybko, oblizuj�c wargi. Po chwili ostra kraw�d� topora ponownie przyci�gn�a jego wzrok. Zanim poproszono go, by ukl�kn�� przy pop�kanym pniaku, powietrze wype�ni�o si� sk�rzastymi pociskami. By�a to horda ta�cz�cych nietoperzy. Wi�kszo�� nadlatywa�a z zachodu. Porusza�y si� zbyt szybko, aby rzuci� cie� godny uwagi. Jack zakl��, wiedz�c, �e jego wr�g wys�a� swoich s�ugus�w, aby przygl�dali si� egzekucji. Z regu�y kradzie�e udawa�y mu si�. By� w�ciek�y, �e straci� jeden ze swoich �ywot�w w tak g�upi spos�b. Ostatecznie mia� jak�� reputacj�... Ukl�kn�� i pochyli� g�ow�. Zastanowi� si�, czy to prawda, �e g�owa zachowuje �wiadomo�� przez sekund� czy dwie po odci�ciu od cia�a. Bezskutecznie stara� si� oddali� od siebie t� my�l. Czy to wi�cej ni� zwyk�a fuszerka? � zastanowi� si�. Gdy Kr�l Nietoperzy zastawi� pu�apk�, mog�o to oznacza� tylko jedno. 2. Jasne linie �wiat�a p�dzi�y przez ciemno�� � bia�e, srebrne, niebieskie, ��te, czerwone � najcz�ciej proste, lecz czasami faluj�ce. Pokry�y ca�e pole widzenia. Niekt�re z nich by�y ja�niejsze od pozosta�ych... Coraz wolniej... Nie by�y ju� drogami ci�gn�cymi si� w niesko�czono�� lub fragmentami paj�czyny. Zmieni�y si� w kr�tkie, cienkie pr�ty, laski, kr�tkie odcinki �wiat�a... Na koniec w mrugaj�ce punkty. Przez chwil� spogl�da� na gwiazdy, nie rozumiej�c, co widzi. Dopiero po d�ugiej chwili s�owo �gwiazdy� dotar�o sk�d� do jego �wiadomo�ci. Dostrzeg� s�ab� po�wiat�. Cisza. �adnego zmys�u opr�cz wzroku... Po up�ywie kolejnej d�ugiej chwili poczu� si�, jakby spada� z wielkiej wysoko�ci, przybieraj�c kszta�t materialny. W nast�pnym momencie zda� sobie spraw�, �e le�y na plecach, patrz�c w g�r�. Nareszcie w swej zwyk�ej postaci. � Jestem Widmowy Jack � pomy�la�, wci�� jeszcze niezdolny do ruchu. Nie wiedzia�, gdzie jest ani w jaki spos�b znalaz� si� w tym miejscu, pe�nym ciemno�ci i gwiazd, uczucie jednak by�o znajome. Wiedzia�, �e by� tu ju� kiedy�, dawno temu. Zala�a go fala ciep�a, wyp�ywaj�ca z okolicy serca. Odczu� mrowienie, wyostrzaj�ce jego zmys�y. Wr�ci�a pami��. � Do diab�a! � brzmia�y jego pierwsze s�owa. Gdy tylko odzyska� w�ch, zda� sobie spraw� ze swej sytuacji. Znajdowa� si� w Otch�ani �ajna w Glyve na zachodnim biegunie �wiata, w kr�lestwie okrutnego barona Drekkheimu, przez kt�re musz� przej�� wszyscy, pragn�cy powsta� do �ycia. Stwierdzi�, �e le�y na kupie nawozu w samym �rodku �mierdz�cego jeziora. U�miechn�� si� z�o�liwie, gdy po raz setny w swoim �yciu pomy�la�, �e cho� ludzie zaczynaj� i ko�cz� swe �ycie w nieprzyjemny spos�b, los mieszka�c�w Ciemnej Strony wcale nie jest lepszy. Gdy tylko m�g� poruszy� r�k�, zacz�� sobie masowa� kark i szyj�. Nie czu� b�lu, lecz straszliwe wspomnienie wr�ci�o z ca�� wyrazisto�ci�. Ile czasu up�yn�o? Co najmniej kilka lat � pomy�la�. Taka by�a jego �rednia. Zadr�a� na wspomnienie ostatniej chwili swego poprzedniego �ycia. Odegna� od siebie t� my�l. Dygota� z zimna. Przeklina� strat� ubrania, kt�re tymczasem zbutwia�o ju� wraz z jego poprzednim cia�em lub te�, co bardziej prawdopodobne, kto� inny zu�y� doszcz�tnie. Uni�s� si� wolno, aby nabra� powietrza w p�uca. �a�owa�, �e nie mo�e przez pewien czas oby� si� bez oddychania. Odrzuci� na bok owalny kamie�, kt�ry trzyma� w r�ku. Nie by�o sensu pozostawa� w tym miejscu, skoro by� ju� niemal sob�. Wszystkie drogi prowadzi�y na wsch�d. Zgrzytaj�c z�bami wybra� t�, kt�ra zdawa�a si� naj�atwiejsza. Nie wiedzia�, ile czasu min�o, zanim dotar� do brzegu. Cho� jego oczy pr�dko przyzwyczai�y si� do �wiat�a gwiazd, nie by�o tu prawdziwych cieni, kt�re mog�yby udzieli� mu odpowiedzi. Jakie zreszt� znaczenie ma czas? Rok to jeden obr�t planety wok� S�o�ca. Mo�na go podzieli� na drobniejsze cz�ci, zale�nie od ruch�w planety... lub upodoba� jej mieszka�c�w. Dla Jacka cztery coroczne przesuni�cia Krainy Zmierzchu wyznacza�y pory roku. Dok�adniej mo�na by�o okre�li� czas za pomoc� zawsze widocznych gwiazd oraz magicznych zasad, okre�laj�cych nastroje rz�dz�cych gwiazdami duch�w. Jack wiedzia�, �e na Jasnej Stronie znano mechaniczne i elektroniczne urz�dzenia, s�u��ce do pomiaru czasu. Kilka razy uda�o mu si� je ukra��. Poniewa� jednak nie chcia�y funkcjonowa� na Ciemnej Stronie, dawa� je w prezencie dziewczynom w tawernach, jako amulety o wielkiej mocy antykoncepcyjnej. Nagi i �mierdz�cy, Jack wyszed� na brzeg pogr��ony w ciemno�ci i milczeniu. Gdy tylko zaczerpn�� oddechu i odzyska� nieco si�y, wyruszy� w sw� podr� na wsch�d. Droga wiod�a �agodnie pod g�r�. Wsz�dzie woko�o rozci�ga�y si� ka�u�e plugastwa. Ca�e jego rzeki uchodzi�y do jeziora. Pr�dzej czy p�niej ka�de �wi�stwo trafia do Glyve. Gdzieniegdzie wybucha�y gejzery szamba, opryskuj�c go znienacka. Z rozpadlin nieustannie wydobywa� si� od�r siarkowodoru. �apa� si� za nos, wznosz�c mod�y do swych b�stw opieku�czych. W�tpi� jednak, czy zostan� one wys�uchane. Nie s�dzi�, �eby bogowie zwracali wiele uwagi na cokolwiek pochodz�cego z tej cz�ci �wiata. Par� wci�� naprz�d, niemal bez odpoczynku. Droga prowadzi�a nadal pod g�r�. Po chwili zacz�y si� pojawia� skupiska ska�. Z dr�eniem przeciska� si� mi�dzy nimi. Zapomnia� � oczywi�cie celowo � o wielu spo�r�d najgorszych cech tego miejsca. Ma�e ostre kamienie rani�y mu stopy. Wiedzia�, �e zostawia za sob� krwawe �lady. S�ysza� za sob� ciche odg�osy drobnych zwierz�t o wielu nogach, kt�re wybieg�y, aby je zlizywa�. Uwa�ano, �e ogl�danie si� w tym miejscu przynosi pecha. Zawsze przyjmowa� ze smutkiem utrat� krwi z nowego cia�a, kt�re nale�a�o do niego. Grunt jednak zmienia� si� w miar� posuwania si� naprz�d i wkr�tce wkroczy� na g�adk� ska��. Z zadowoleniem zauwa�y�, �e odg�osy st�p za nim ucich�y. Im wy�ej si� wspina�, tym bardziej czu� ust�powanie przykrej woni. Pomy�la�, �e mo�e to by� po prostu rezultatem os�abienia jego w�chu na skutek d�ugotrwa�ego atakowania go tymi wyziewami. Niezale�nie od przyczyn przynios�o mu to ulg�, co pozwoli�o jego umys�owi zaj�� si� innymi problemami. Zda� sobie spraw�, �e opr�cz tego, i� jest brudny, obola�y i zm�czony, cierpi r�wnie� z g�odu i pragnienia. Walczy� ze swymi wspomnieniami jak z drzwiami do magazynu. W ko�cu uda�o mu si� wej�� do �rodka. Zacz�� poszukiwa� odpowiedzi. Stara� si� przypomnie� sobie swe poprzednie podr�e z Glyve najdok�adniej jak tylko m�g�, jednak�e �aden szczeg� krajobrazu nie wydawa� si� mu znajomy. Gdy mija� niewielki zagajnik metalicznych drzew, zrozumia�, �e jeszcze nigdy nie szed� t� drog�. Przez ca�e mile nie znajd� czystej wody � pomy�la� � chyba �e fortuna u�miechnie si� do mnie i znajd� ka�u�� po deszczu. Tutaj bardzo rzadko pada deszcz... To kraina plugastwa, nieczysto�ci. Gdybym spr�bowa� wyczarowa� ma�y deszcz, kto� by mnie z pewno�ci� zauwa�y� i wytropi�. Bez cieni �atwo pad�bym jego ofiar�. Czeka�oby mnie ci�kie �ycie niewolnika lub te� zosta�bym zabity i wr�ci�bym do Otch�ani �ajna. Poczekam, a� �mier� b�dzie blisko i dopiero wtedy spr�buj� wywo�a� deszcz. Po chwili ujrza� w oddali jaki� nienaturalny obiekt. Zbli�y� si� ostro�nie. By� to kamienny obelisk dwukrotnie wy�szy od niego. Na g�adkiej powierzchni wyryty by� wielkimi literami w najpospolitszym j�zyku Ciemnej Strony napis: WITAJ, NIEWOLNIKU. Pod spodem umieszczono wielk� piecz�� Drekkheimu. Jack odetchn�� z ulg�. Wiadomo by�o nielicznym � tym, kt�rym uda�o si� uciec z niewoli Barona i od kt�rych Jack si� o tym dowiedzia� � �e podobne napisy umieszczane s� w najs�abiej patrolowanych rejonach jego kr�lestwa, w nadziei, �e powracaj�cy z Glyve zmieni� tras� i dostan� si� w okolice, gdzie szans� na ich schwytanie b�d� wi�ksze. Jack min�� obelisk. Chcia� splun��, lecz usta mia� wyschni�te. W miar� w�dr�wki si�y opuszcza�y go coraz bardziej. Mia� teraz k�opoty z utrzymaniem r�wnowagi, gdy si� potyka�. Wiedzia�, �e opu�ci� kilka okres�w snu, nie znalaz� jednak �adnego miejsca, kt�re wyda�oby mu si� na tyle bezpieczne, by m�c si� przespa�. Coraz trudniej przychodzi�o mu trzyma� oczy otwarte. W pewnym momencie potkn�� si� i upad�. By� pewien, �e przeszed� znaczny odcinek drogi �pi�c. Teren by� bardziej nier�wny ni� ten, kt�ry przemierza� uprzednio. To spowodowa�o nowy przyp�yw nadziei, dzi�ki kt�remu zdo�a� si� podnie�� i ruszy� dalej. Po chwili ujrza� miejsce, kt�re mog�o mu da� schronienie, a nie mia� ju� si�y i�� dalej. By�o to skupisko pochylonych kamieni u st�p stromego zbocza, prowadz�cego na wy�ej po�o�ony teren. Wlok�c si� ostatkiem si�, zbada� okolic� w poszukiwaniu �lad�w �ycia. Nie znalaz� nic. Wszed� do �rodka, wciskaj�c si� w kamienny labirynt tak g��boko, jak tylko zdo�a�, znalaz� w miar� r�wne miejsce, po�o�y� si� i zasn��. Nie wiedzia�, ile czasu up�yn�o, zanim co� w g��binie, kt�r� jest sen, ostrzeg�o go o niebezpiecze�stwie. Walcz�c rozpaczliwie jak ton�cy, wydosta� si� na odleg�� powierzchni�. Poczu� dotyk ust na swoim gardle i narzut� z jej d�ugich w�os�w na swoich ramionach. Odczeka� chwil�, aby zebra� resztki si�. Z�apa� j� lew� r�k� za w�osy, a praw� obj�� wp�, aby odci�gn�� od siebie. Obr�ci� si� na lewy bok. Od pierwszej chwili po obudzeniu wiedzia�, co musi zrobi�. Uderzy� g�ow� do przodu zaledwie z drobnym u�amkiem swej dawnej szybko�ci. Gdy sko�czy�, wytar� usta i podni�s� si�, patrz�c w d� na jej zwiotcza�e cia�o. � Biedna wampirzyco � powiedzia�. � Mia�a� w sobie tak ma�o krwi, dlatego tak bardzo potrzebowa�a� mojej. By�a� jednak za s�aba, aby mi j� odebra�. Ja tak�e by�em bardzo g�odny. Ka�dy radzi sobie, jak mo�e. Maj�c na sobie czarne ubranie, p�aszcz i buty, kt�re sobie przyw�aszczy�, Jack przedosta� si� na wy�szy poziom. Gdzieniegdzie rozci�ga�y si� poletka czarnej trawy, kt�ra okr�ca�a mu si� wok� kostek, usi�uj�c go zatrzyma�. Jack zna� j� dobrze. Torowa� sobie w�r�d niej drog� kopniakami, zanim mog�a zacisn�� swe wi�zy. Nie mia� zamiaru s�u�y� jako naw�z. W ko�cu odnalaz� ma�e jeziorko. Obserwowa� je godzinami z wielu miejsc. Wydawa�o si� doskona�ym punktem do schwytania powracaj�cego. Na koniec doszed� do wniosku, �e nie jest strze�one. Zbli�y� si� i przyjrza� mu si� uwa�nie, zanim opad� na ziemi�. Pi� przez d�ugi czas. Odpocz�� chwil�, napi� si� ponownie, zn�w odpocz�� i zn�w si� napi�. �a�owa�, �e nie ma w czym zabra� wody ze sob�. Rozebra� si� i zmy� brud ze swego cia�a. W dalszej drodze mija� kwiaty, kt�re przypomina�y w�e wyposa�one w korzenie, a by� mo�e w istocie nimi by�y. Rzuca�y si� z sykiem w jego stron�, pr�buj�c go dosi�gn��. Spa� dwukrotnie, zanim dotar� do nast�pnego zbiornika wody. Tym razem by� on strze�ony i aby zdoby� wod�, Jack musia� u�y� ca�ej swej z�odziejskiej chytro�ci. W podobny spos�b zdoby� miecz drzemi�cego stra�nika oraz zaopatrzy� si� w chleb, ser, wino oraz ubranie na zmian�. W tym momencie stra�nikowi takie rzeczy nie by�y ju� potrzebne. Porcje wystarczy�y tylko na jeden posi�ek, co w po��czeniu z faktem, �e stra�nik nie mia� wierzchowca, doprowadzi�o Jacka do wniosku, �e posterunek znajduje si� w pobli�u i lada chwila mo�e przyby� zmiennik. Jack wypi� wino i nape�ni� butelk� wod�, przeklinaj�c jej ma�� pojemno��. Poniewa� w okolicy nie by�o �adnej rozpadliny lub jaskini, w kt�rej m�g�by ukry� szcz�tki, pozostawi� je na miejscu i oddali� si� szybko. Jad� wolno, nie przerywaj�c w�dr�wki. Z pocz�tku jego �o��dek buntowa� si� przeciwko tej dziwnej inwazji. Spo�y� w ten spos�b po�ow� posi�ku, zachowuj�c reszt� na p�niej. Niekiedy mija� drobne zwierz�ta. Nabra� w d�onie kamieni w nadziei, �e uda mu si� kt�re� z nich trafi�. By�y jednak zbyt szybkie lub on zbyt wolny. Uda�o mu si� za to, gdy po raz si�dmy odnawia� sw�j zapas kamieni, znale�� �adny kawa�ek krzemienia. Wkr�tce musia� si� ukry�, gdy us�ysza� odg�os kopyt, jednak�e nikt nie nadjecha�. Wiedzia�, �e zapu�ci� si� ju� g��boko na terytorium Drekkheimu, zastanawia� si� jednak, ku kt�rej z jego granic si� kieruje. Zadr�a� na my�l, �e w jednym punkcie graniczy on r�wnie� z bezimiennym kr�lestwem, w kt�rym wznosi� si� Wielki Gniew, twierdza i o�rodek mocy Kr�la Nietoperzy. Z ciemnej ziemi zani�s� kolejn� modlitw� w stron� l�ni�cych gwiazd. To nie mog�o zaszkodzi�. Wspina� si� w g�r�, kr�ci� w k�ko, czasami musia� biec. Nienawi�� ros�a w nim szybciej ni� g��d. Smage, Quazer, Benoni, kat Blite, a przede wszystkim Kr�l Nietoperzy... Znajdzie ich jednego po drugim i zem�ci si�, zaczynaj�c od najmniej wa�nych, buduj�c powoli swoj� pot�g�, zanim zmierzy si� z tym, kt�ry ju� w tej chwili m�g� znajdowa� si� zbyt blisko, aby Jack m�g� spa� spokojnie. W istocie spa� �le. Dr�czy�y go koszmary. �ni�o mu si�, �e ponownie znalaz� si� w Otch�ani �ajna, tym razem jednak przykuty �a�cuchami, tak jak Anio� Jutrzenki, kt�ry musi przez ca�� wieczno�� siedzie� u wr�t poranku, zmuszony pozosta� w tym miejscu na zawsze. Mimo �e powietrze by�o ch�odne, obudzi� si� zlany potem. Ponownie odczu� z ca�� intensywno�ci� ohydny zapach wype�niaj�cy to miejsce. Up�yn�o sporo czasu, zanim by� zdolny spo�y� reszt� swoich zapas�w. Nienawi�� utrzymywa�a go przy �yciu. Stanowi�a dla niego po�ywienie. Zaspokaja�a jego pragnienie lub pozwala�a mu o nim zapomnie�. Da�a mu si�y na przej�cie nast�pnej mili, zanim jego cia�o zmusi�o go do odpoczynku. Planowa� sw� zemst� raz po razie. Wyobra�a� sobie tortury, kt�re im zada: roz�arzone kleszcze, �widry, imad�a. S�ysza� ich krzyki i b�agania. W najg��bszych zakamarkach swego umys�u dostrzega� kawa�y mi�sa, potoki krwi i rzeki �ez, jakie z nich wytoczy, zanim pozwoli im umrze�. Wiedzia�, �e pomimo wszelkich trudno�ci zwi�zanych z podr�, najbardziej bolesna by�a rana zadana jego dumie. Z�apali go tak �atwo i za�atwili si� z nim tak szybko, jakby pacn�li natr�tnego owada. Potraktowali go nie jak Pot�g� w�adaj�c� �wiatem cieni, lecz jak zwyk�ego z�odzieja. Dlatego w�a�nie planowa� tortury, zamiast zadowoli� si� zwyk�ym ciosem miecza. Zabijaj�c go w ten spos�b, zranili jego dum�. Gdyby za�atwili to inaczej, m�g�by si� czu� mniej pokrzywdzony. To Kr�l Nietoperzy, op�tany przez zazdro�� i ��dz� zemsty, wyrz�dzi� mu t� zniewag�. Zap�aci za to. Przepe�niony nienawi�ci� pod��a� naprz�d. Jakkolwiek uczucie to rozgrzewa�o go, zauwa�y�, �e robi si� coraz zimniej. Dzia�o si� tak, chocia� od d�u�szego czasu nie wspi�� si� na znacz�co wi�ksz� wysoko��. Po�o�y� si� na plecach, aby przyjrze� si� czarnej kuli zas�aniaj�cej gwiazdy w zenicie. To by�o ognisko si� Tarczy. Kula by�a nieustannie utrzymywana w bezpiecznej odleg�o�ci od �wiat�a Jasnej Strony. Kto� powinien j� nadzorowa�. Gdzie podzia�o si� siedem Pot�g, na kt�re, zgodnie z Ksi�g� �okci, wypada�a kolej s�u�by przy Tarczy? Z pewno�ci� �adna z nich nie zaniedba�aby tego obowi�zku, nawet gdyby panowa�a mi�dzy nimi wojna. Od tego zale�a� los ca�ego �wiata. Jack sam pe�ni� s�u�b� niezliczon� ilo�� razy � dwukrotnie nawet wraz z Kr�lem Nietoperzy. Zapragn�� wypowiedzie� zakl�cie, kt�re pozwoli�oby mu ujrze�, czyje imiona by�y wypisane na aktualnej stronicy Ksi�gi �okci. By� mo�e nawet jego w�asne? Nie, odk�d przebudzi� si� w Otch�ani �ajna, ani razu nie us�ysza�, �eby kto� wypowiedzia� jego imi�. Z pewno�ci� nie ja � zdecydowa�. Otworzy� swoj� ja��. Poczu� straszliwe zimno zewn�trznej ciemno�ci, kt�ra przecieka�a przez brzegi kuli na szczycie Tarczy. To by� tylko niewielki przeciek, jednak�e im d�u�ej b�d� zwlekali z jego zatkaniem, tym trudniejsze si� to stanie. Sprawa by�a zbyt powa�na, aby sobie pozwoli� na ryzyko. Czarnoksi�ska Tarcza chroni�a mieszka�c�w Ciemnej Strony przed zamarzni�ciem z r�wn� pewno�ci�, jak pola si�owe ochrania�y mieszka�c�w Jasnej Strony przed usma�eniem si� w bezlitosnych promieniach s�o�ca. Jack zamkn�� swoj� ja�� przed wewn�trznym ch�odem. Po d�u�szej chwili uda�o mu si� zabi� ma�e zwierz�tko o ciemnej sier�ci, kt�re drzema�o na szczycie ska�y. Obdar� je ze sk�ry i oprawi� za pomoc� miecza. Poniewa� nie znalaz� nic na podpa�k�, musia� zje�� mi�so na surowo. Zmia�d�y� ko�ci z�bami i wyssa� z nich szpik. Ten barbarzy�ski posi�ek nape�ni� go niesmakiem, cho� wielu jego znajomych wola�o ten spos�b od�ywiania si� od bardziej cywilizowanego. Cieszy� si�, �e posi�ek odby� si� bez �wiadk�w. Id�c dalej odczu� mrowienie w uszach: � Widmowy Jack i... To by�o wszystko. Temu, kto wypowiedzia� te s�owa, musia� dok�adnie w tym momencie pa�� na usta cie�. Fragment by� jednak zbyt kr�tki. Jack odwr�ci� g�ow�, aby ustali� kierunek, z kt�rego nadbieg�y s�owa. Daleko z przodu i nieco w prawo. Ponad sto mil � pomy�la�. � By� mo�e nawet w innym kr�lestwie. Zazgrzyta� z�bami. Gdyby tylko zna� swoje obecne po�o�enie, m�g�by w przybli�eniu odgadn�� �r�d�o g�osu. Teraz nie wiedzia� nawet, czy by� to fragment pijackiej opowie�ci, czy te� wypowied� kogo�, kto wiedzia� ju� o jego powrocie i knu� przeciw niemu spisek. Ta ostatnia mo�liwo�� zaprz�tn�a jego my�li przez d�u�sz� chwil�. Przyspieszy� kroku. Nie zatrzyma� si� w przewidzianym czasie i dzi�ki temu, jak s�dzi�, wcze�niej dostrzeg� szcz�liwie kolejne jezioro. Nie zauwa�ywszy w pobli�u stra�nik�w, podszed� do niego i napi� si� do syta. Musia� mocno wyt�y� wzrok, zanim dostrzeg� swe odbicie w czarnej wodzie: ciemna, szczup�a twarz, s�abe �wiat�a oczu, niewyra�na sylwetka cz�owieka na tle gwiazd. � Och, Jack! Sam sta�e� si� podobny do cienia � mrukn��. � Marniejesz w tym okrutnym kraju. Wszystko przez to, �e obieca�e� Pu�kownikowi Kt�ry Nigdy Nie Umar� t� cholern� b�yskotk�. Nie my�la�e�, �e tak si� to sko�czy, co? Czy warto by�o ryzykowa�? � roze�mia� si� g�o�no, pierwszy raz od chwili swych ponownych narodzin. � Czy ty r�wnie� si� �miejesz, cieniu cienia? � zapyta� odbicia. � Chyba tak. Robisz to jednak po cichu. Jeste� w ko�cu moim odbiciem i wiesz, �e znowu spr�buj� zdoby� ten cholerny klejnot, gdy tylko si� dowiem, gdzie si� znajduje. Ona jest tego warta. U�miechn�� si�. Na moment zapomnia� o swej nienawi�ci. P�omienie gorej�ce w jego umy�le przygas�y zast�pione wyobra�eniem dziewczyny. Mia�a jasn� twarz i oczy zielone jak brzegi starych luster. Jej wargi mia�y wyraz lekkiego nad�sania, a broda pasowa�a dok�adnie do �uku mi�dzy jego kciukiem a palcem wskazuj�cym. Miedziane w�osy sp�ywa�y nad jej brwi o tym samym kolorze, jak skrzyd�a ptaka w locie. Na imi� mia�a Evene. Si�ga�a mu nie wy�ej ni� do ramienia. A� po szczup�� tali� odziana by�a w zielony welwet. Jej szyja wygl�da�a jak pozbawiony kory pie� cudownego drzewa. Jej palce porusza�y si� po strunach palmyrinu jak tancerze. Taka by�a Evene z Warownej Twierdzy. Pochodzi�a z jednego z rzadkich zwi�zk�w pomi�dzy Ciemno�ci� a �wiat�em. Jej ojcem by� Pu�kownik Kt�ry Nigdy Nie Umar�, matk� �miertelna kobieta o imieniu Loret. Czy to by�a jedna z przyczyn jego fascynacji? � ponownie zastanowi� si� Jack. Skoro pochodzi�a cz�ciowo ze �wiat�a, to by� mo�e mia�a dusz�? Chyba tak. Nie potrafi� jej sobie wyobrazi� w roli jednej z Pot�g Ciemno�ci, wydobywaj�cej si�, jak on, z Otch�ani �ajna w Glyve. Nie! Odegna� t� my�l od siebie. P�omie� Piekie� by� cen�, kt�rej za��da� ojciec za jej r�k�. Jack przyrzek� sobie, �e wyruszy po niego ponownie. Oczywi�cie, najpierw zemsta... Przecie� Evene go rozumie, zna jego honor i dum�. B�dzie na niego czeka�. Tego dnia, gdy wyruszy� do Igles na Igrzyska Piekielne, powiedzia�a mu, �e b�dzie czeka� na niego zawsze. Czas znaczy� dla niej niewiele, by�a przecie� nieodrodn� c�rk� swojego ojca. Prze�yje wszystkie �miertelne kobiety, zachowuj�c m�odo��, urod� i wdzi�k. Poczeka. � Tak, cieniu cienia � powiedzia� do swego odbicia. � Ona jest tego warta. P�dzi� przez ciemno�� �a�uj�c, �e jego nogi nie s� ko�ami. Ponownie us�ysza� odg�os kopyt. Ukry� si�. I tym razem je�d�cy min�li go, jednak znacznie bli�ej ni� poprzednio. Nie us�ysza� ju� wi�cej swego imienia. Zastanawia� si�, czy istnieje jaki� zwi�zek pomi�dzy tym, kto je wypowiedzia�, a je�d�cami. Temperatura ustali�a si�. Nieustannie odczuwa� dotkliwy ch��d. Gdy tylko otwiera� swoj� ja��, wyczuwa� powolny, nieustaj�cy przeciek w Tarczy ponad nim. W tym miejscu naj�atwiej to zauwa�y� � pomy�la�. Glyve le�a�o bezpo�rednio pod kul� � szczytem Tarczy. By� mo�e dalej na wsch�d skutki nie da�y si� jeszcze odczu�. W�drowa� dalej, nie s�ysz�c �adnych d�wi�k�w, kt�re mog�yby by� odg�osami po�cigu. Doda�o mu to odwagi. Pozwoli� sobie na cz�stsze odpoczynki. Kilkakrotnie zboczy� z trasy wyznaczonej za pomoc� gwiazd, aby zbada� formacje skalne, w kt�rych mog�a si� znajdowa� woda lub jakie� zwierz�ta. Dwukrotnie udawa�o mu si� znale�� wod�, nie odkry� jednak niczego, co mog�oby s�u�y� jako po�ywienie. Podczas jednej z takich wycieczek jego uwag� przyku�o s�abe, czerwone �wiat�o, wydobywaj�ce si� z rozpadliny skalnej po prawej stronie. By�o tak niewyra�ne, �e gdyby porusza� si� szybciej, nie zauwa�y�by go. Dostrzeg� je jednak w chwili, gdy wspina� si� w g�r� zbocza poprzez �wir i lu�ne kamienie. Zatrzyma� si� na ten widok. Ogie�? Tam, gdzie co� p�onie, mo�na znale�� cie�. A gdzie jest cie�... Wyci�gn�� miecz i skr�ci� w bok. Trzymaj�c bro� przed sob�, wkroczy� do rozpadliny. Przeciska� si� ostro�nie przez w�skie przej�cie z plecami opartymi o ska��. Spogl�daj�c w g�r�, oceni�, �e ska�y si�gaj� mniej wi�cej na jego czterokrotn� wysoko��. Rzeka gwiazd zdawa�a si� p�yn�� mi�dzy czarnymi kamiennymi brzegami. Droga skr�ca�a w lewo, po czym ko�czy�a si� nagle, przechodz�c w szeroki wyst�p o poziomie o trzy stopy wy�szym ni� grunt doliny. Zatrzyma� si�, aby przyjrze� mu si� dok�adnie. Ze wszystkich stron otoczony by� przez wysokie �ciany skalne, wygl�daj�ce na naturalne. Ich podstaw� porasta�y czarne krzewy. Nieco dalej ros�a trawa i inna ciemna ro�linno��. Na ko�cu doliny znajdowa� si� wolny od wszelkiej ro�linno�ci kr�g o �rednicy oko�o osiemdziesi�ciu st�p. By� doskonale odgraniczony od otoczenia. Nie by�o na nim �adnych �lad�w �ycia. Na jego �rodku znajdowa� si� wielki omsza�y g�az. Dobywa�a si� z niego s�aba po�wiata. Z niewiadomych przyczyn Jack poczu� si� niewyra�nie. Przyjrza� si� dok�adnie skarpom otaczaj�cym dolin�. Rzuci� okiem na gwiazdy. Czy�by �wiat�o zamigota�o, gdy odwraca� spojrzenie? Mo�e mu si� tylko zdawa�o? Zszed� z wyst�pu, na kt�rym sta�. Ruszy� ostro�nie w stron� g�azu, trzymaj�c si� blisko �ciany po lewej stronie. G�az by� ca�kowicie pokryty r�owawym mchem, kt�ry wydawa� si� by� �r�d�em po�wiaty. Zbli�aj�c si� do niego, Jack zauwa�y�, �e w dolinie jest nieco cieplej ni� na zewn�trz. By� mo�e jej �ciany stanowi�y swego rodzaju os�on�. Z mieczem w r�ku wkroczy� na teren kr�gu. Cokolwiek dziwnego znajduje si� w tym miejscu � pomy�la� � jest szansa, �e na co� mi si� przyda. Nie zd��y� uczyni� wi�cej ni� sze�� krok�w, gdy poczu� w swym umy�le poruszenie, jak gdyby co� go potr�ci�o. � �wie�y szpik! Nareszcie! � nadesz�a my�l. Jack zatrzyma� si�. � Kim jeste�? Gdzie si� znajdujesz? � zapyta�. � Le�� przed tob�, male�ki. Chod� do mnie. � Widz� tylko omsza�� ska��. � Wkr�tce zobaczysz wi�cej, chod�! � Dzi�kuj�, nie � odrzek� Jack, wyczuwaj�c z�owieszcz� intencj� w my�lach przemawiaj�cej do niego istoty. � To nie jest zaproszenie. To rozkaz, kt�ry ci wydaj�. Poczu�, �e jaka� pot�na si�a zmusza go do poruszania si� do przodu. Opiera� si� ze wszystkich si�. � Kim jeste�? � zapyta� ponownie. � Widzisz mnie przed sob�. Chod� ju�! � Jeste� ska�� czy grzybem? � pyta�, staraj�c si� pozosta� w miejscu, w kt�rym sta�, czu� jednak, �e przegrywa t� walk�. Wiedzia�, �e gdy tylko zrobi jeden krok, nast�pne przyjd� same. Jego wola zostanie z�amana i stanie si� bezbronn� ofiar� ska�y. � Mo�na powiedzie�, �e jestem i tym, i tym. W istocie stanowimy jedno��. Jeste� uparty, ale to ci nic nie pomo�e. Teraz ju� nie mo�esz mi si� opiera�. To by�a prawda. Prawa noga Jacka spr�bowa�a si� poruszy� wbrew jego woli. Nie potrafi� jej d�u�ej powstrzyma�. Zdecydowa� si� na kompromis i podda� si� naporowi, posuwaj�c si� jednak raczej w prawo ni� do przodu. Nast�pnie jego lewa noga zapragn�a posun�� si� w stron� ska�y. Pozornie poddaj�c si�, dosun�� j� do prawej. � Doskonale, nie musisz i�� prosto. W ten spos�b te� do mnie przyjdziesz, tylko troch� p�niej. Pot wyst�pi� na czo�o Jacka. Mimo zawzi�tego oporu krok za krokiem zbli�a� si� po spirali, w kierunku przeciwnym do wskaz�wek zegara, do tego, kt�ry go wzywa�. Nie wiedzia�, ile czasu up�yn�o. Zapomnia� o wszystkim: o nienawi�ci, g�odzie, pragnieniu i mi�o�ci. We wszech�wiecie pozosta�y tylko dwie rzeczy: on i r�owy g�az. Napi�cie pomi�dzy nimi wype�ni�o powietrze jak sta�y d�wi�k, kt�ry pozostaje nies�yszalny z powodu swej niezmienno�ci, czyni�cej go elementem naturalnego porz�dku rzeczy. To by�o tak, jak gdyby walka pomi�dzy Jackiem a tamtym trwa�a ca�� wieczno��. Nagle do ma�ego �wiata ich pojedynku wkroczy� nowy element. Czterdzie�ci czy pi��dziesi�t krok�w pe�nych b�lu � Jack straci� rachub� � przywiod�o go do miejsca, sk�d m�g� ujrze� tyln� �cian� g�azu. W tym momencie jego koncentracja o ma�o nie ust�pi�a pod wp�ywem nag�ego wybuchu emocji. Niewiele brakowa�o, �eby podda� si� nieust�pliwej woli przeciwnika. Zadr�a� na widok stosu szkielet�w le��cych za �wiec�cym kamieniem. � Tak, musz� trzyma� je tutaj. Inaczej ci, kt�rzy przychodz� w to miejsce, przestraszyliby si� i nie chcieli wej�� do kr�gu znajduj�cego si� pod moim wp�ywem. Ty tak�e b�dziesz tutaj le�a�, m�j krwisty obiadku. Jack odzyska� panowanie nad sob�. Stos ko�ci sta� si� dla niego zach�t� do dalszej walki. Przeszed� za g�azem swym powolnym, okr�nym ruchem, mijaj�c po drodze ko�ci. Wkr�tce znalaz� si� z przodu w tym samym miejscu, co poprzednio, jednak�e o dziesi�� st�p bli�ej. Spirala zaciska�a si� nadal i po chwili zn�w skry� si� za g�azem. � Musz� przyzna�, �e opierasz si� d�u�ej ni� wszyscy twoi poprzednicy. Ty pierwszy wpad�e� na pomys�, aby kr�ci� si� w k�ko, w chwili gdy nad tob� zapanowa�em. Jack nie odpowiedzia�. Przechodz�c ponownie za g�azem przyjrza� si� dok�adnie szcz�tkom. Zauwa�y�, �e miecze, sztylety, sprz�czki i rzemienie le�a�y nienaruszone, podobnie cz�ci ubrania, cho� te przewa�nie by�y zbutwia�e. Zawarto�� wielu plecak�w le�a�a rozsypana na ziemi, nie m�g� jednak rozpozna� wszystkich drobnych przedmiot�w przy s�abym �wietle gwiazd. Je�li oczy go nie myli�y i rzeczywi�cie widzia� w�r�d ko�ci to, co s�dzi�, �e widzia�, wci�� m�g� �ywi� pewn� nadziej�. � Jeszcze jedno okr��enie i przyjdziesz do mnie, m�j ma�y. B�dziesz m�g� mnie dotkn��. Jack zbli�a� si� coraz bardziej do plamistej, r�owej powierzchni g�azu, kt�ry z ka�dym krokiem wydawa� si� coraz wi�kszy, a jego �wiat�o bardziej rozproszone. �aden z punkt�w jego powierzchni, gdy przygl�da� si� im dok�adnie, nie wydawa� si� �wieci� w�asnym �wiat�em. Blask najwyra�niej pochodzi� z jej ca�o�ci. Znowu z przodu, na odleg�o�� spluni�cia... Z ty�u, tak blisko, �e niemal m�g�by dotkn�� r�k�... Prze�o�y� miecz w lew� r�k� i ci�� nim w omsza�� powierzchni�. W zranionym miejscu pojawi� si� p�yn. � Nie pokonasz mnie w ten spos�b. Ani w �aden inny. Ponownie ujrza� szkielety. Bardzo ju� bliska powierzchnia g�azu przypomina�a zrakowacia�e cia�o. M�g� wyczu� jego g��d. Rozkopa� ko�ci we wszystkie strony, s�ysz�c, jak chrupi� mu pod nogami. Zobaczy� to, czego szuka�. Zmusi� si�, aby przej�� trzy kroki w t� stron�. To by�o, jakby porusza� si� naprzeciw huraganowi. Tylko kilka cali dzieli�o go od �mierciono�nej powierzchni. Rzuci� si� w stron� plecak�w. Przyci�gn�� je do siebie r�koma i mieczem. Schwyci� r�wnie� przegni�e ubrania, kt�re le�a�y woko�o. W tym momencie odczu� pot�ne szarpniecie. Przesun�� si� w ty�, a� dotkn�� barkiem pokrytej porostami powierzchni. Spr�bowa� wyszarpn�� si�, z g�ry wiedz�c, �e nie ma szans. Przez chwil� nie czu� nic. Nagle w miejscu zetkni�cia poczu� przejmuj�cy ch��d, kt�ry po chwili usta�. Nie czu� b�lu. Jego bark sta� si� zupe�nie pozbawiony czucia. � Widzisz, to nie takie straszne, jak my�la�e�. Poczu� w g�owie mroczne oszo�omienie, jak cz�owiek, kt�ry za szybko wstanie po zbyt d�ugim siedzeniu. Po chwili i to min�o. Wtedy poczu� si�, jakby do jego ramienia zosta� do��czony przew�d, przez kt�ry wycieka�y jego si�y. Z ka�dym uderzeniem serca by�o mu coraz trudniej my�le�. Uczucie odr�twienia rozszerzy�o si�, obejmuj�c plecy i ramiona. Z trudem uni�s� praw� r�k�, szukaj�c po omacku torebki u pasa. Wyda�o si�, �e trwa to ca�e wieki. Opieraj�c si� pokusie zamkni�cia oczu i opuszczenia g�owy na piersi, u�o�y� stos z �achman�w, kt�re uda�o mu si� zebra�. Uj�� miecz w lew� r�k�, przysuwaj�c go do stosu i uderzy� we� krzemieniem. Iskry zata�czy�y na suchym ubraniu. Nie przestawa� uderza�, nawet gdy zacz�o si� ono tli�. Gdy pojawi�y si� p�omienie, zapali� od nich niedopa�ek �wiecy, kt�ry mia� przy sobie jeden z zabitych. Uni�s� go przed sob�. Pojawi�y si� cienie. Postawi� �wiec� na ziemi tak, �eby jego cie� pada� na g�az. � Co robisz, obiadku? Jack odpocz�� przez chwil� w swym szarym kr�lestwie. Jego my�li sta�y si� jasne. Poczu� znajome mrowienie, zaczynaj�ce si� od palc�w. � Ja jestem kamieniem, kt�ry pije ludzk� krew. Odpowiadaj mi. Co robisz? �wieca migota�a. Cienie otoczy�y Jacka. Po�o�y� sw� praw� r�k� na lewym barku. Pod wp�ywem mrowienia odr�twienie ust�pi�o. Skryty w cieniach wsta� na r�wne nogi. � Co robi�? � powiedzia�. � Ju� to zrobi�em. Zaraz zobaczysz. Po�ywi�e� si� moim kosztem. Teraz czas, �eby si� odwzajemni�. Cofn�� si� o krok i odwr�ci� twarz� do g�azu. Ten ponownie spr�bowa� si�gn�� w jego stron�, teraz jednak Jack roz�o�y� r�ce i cienie zata�czy�y na powierzchni g�azu. Rozci�gn�� swoj� ja�� na migotliwy wz�r, kt�ry stworzy�. � Gdzie jeste�? � Wsz�dzie � odpowiedzia�. � Nigdzie. Schowa� miecz i ponownie skierowa� si� w stron� g�azu. Wiedzia�, �e musi dzia�a� szybko. �wieca by�a tylko niedopa�kiem. Opar� d�onie o g�bczast� powierzchni�. � Tu jestem � powiedzia�. W przeciwie�stwie do innych Pot�g Ciemnej Strony, kt�rych o�rodki mocy znajdowa�y si� w okre�lonym miejscu, gdzie w�ada�y niepodzielnie, moc Jacka by�a bardziej subtelna. �atwiej j� by�o zablokowa�, za to pojawia�a si� wsz�dzie tam, gdzie �wiat�o i ciemno�� spotyka�y si�, tworz�c p�mrok. Otoczony p�mrokiem, Jack skierowa� sw� wol� w stron� g�azu. Oczywi�cie, odwr�cenie r�l nie przebiega�o bez oporu. Moc, kt�ra go schwyta�a, nie sta�a si� jego ofiar� bez walki. Jack wytworzy� w sobie g��d, wolne miejsce, pr�ni�. Pr�d, ci�g, przep�yw zosta� odwr�cony... zacz�� je��. � Nie mo�esz mi tego zrobi�. Jeste� tylko rzecz�. Jack roze�mia� si� tylko. By� coraz silniejszy. Op�r s�ab�. Wkr�tce protesty umilk�y. Zanim �wieczka zd��y�a si� wypali�, mech na g�azie sta� si� br�zowy i jego po�wiata zgas�a. Cokolwiek tutaj �y�o, by�o teraz martwe. Jack wytar� dok�adnie r�ce w p�aszcz, zanim opu�ci� dolin�. 3. Si�y, kt�rych nabra�, nie opuszcza�y go przez d�ugi czas. Mia� nadziej�, �e wkr�tce opu�ci �mierdz�ce kr�lestwo. Temperatura przesta�a spada�. Gdy pragn�� u�o�y� si� do snu, spad� lekki deszcz. Schowa� si� za kamie� i nakry� g�ow� p�aszczem. Nie by�a to wystarczaj�ca os�ona, Jack jednak �mia� si�, nawet gdy woda dotar�a do jego sk�ry. By� to jego pierwszy deszcz od czasu Glyve. Gdy przesta�o pada�, m�g� do woli umy� si� w ka�u�ach, jak r�wnie� napi� si� i nape�ni� wod� swoj� butelk�. Zrezygnowa� ze snu i wyruszy� w dalsz� drog� licz�c, �e w ten spos�b pr�dzej wyschnie mu ubranie. Nagle co� musn�o jego twarz tak szybko, �e ledwie zd��y� zareagowa�. Gdy zbli�a� si� do ruin jakiej� wie�y, skrawek ciemno�ci oderwa� si� od t�a i run�� b�yskawicznie w jego stron�. Zanim Jack zd��y� wyci�gn�� miecz, dotkn�� jego twarzy i odlecia�. Nim straci� go z oczu, rzuci� jeszcze za nim wszystkie trzy kamienie, kt�re mia� ze sob�. Za drugim razem chybi� tylko o w�os. Opu�ci� wi�c g�ow� i przeklina� przez r�wne p� minuty. To by� nietoperz. Rzuci� si� do ucieczki, by znale�� gdzie� cho� troch� cienia. Na r�wninie sta�o wiele zburzonych wie�. Jedna z nich znajdowa�a si� przy samym wej�ciu do w�wozu prowadz�cego pomi�dzy wysokimi wzg�rzami w g��b pasma g�r, kt�re rozci�ga�o si� przed nim. Jack nie lubi� przechodzi� w pobli�u budynk�w, ca�ych czy zburzonych, w kt�rych mogli si� ukrywa� jego wrogowie. Postanowi� wi�c obej�� j� najdalej, jak tylko mo�na. Min�� j� i skierowa� si� w stron� rozpadliny, gdy nagle us�ysza� swoje imi�. � Jack! M�j Widmowy Jack! � nadbieg� krzyk. � To ty! To naprawd� ty! Odwr�ci� si� w kierunku, z kt�rego pad�y s�owa, z r�k� na r�koje�ci miecza. � Nie, nie, m�j Jackie! Nie potrzebujesz miecza przeciwko swojej Rosie! Sta�a nieruchomo, tak �e o ma�o co by jej nie zauwa�y�. Stara baba w czarnym stroju oparta o lask�. Za plecami mia�a zburzony mur. � Sk�d znasz moje imi�? � zapyta� w ko�cu. � Czy�by� mnie zapomnia�, Jack, najdro�szy, nie m�w, �e mnie zapomnia�e�. Przyjrza� si� przygarbionej postaci z k�p� siwych w�os�w na g�owie. Przypomina wieche� � pomy�la�. � Potargany wieche�. A jednak... Wydawa�o mu si�, �e widzi w niej co� znajomego, nie wiedzia� jednak co. Zdj�� r�k� z miecza i zbli�y� si� do niej. � Rosie? Nie, to niemo�liwe... Podszed� jeszcze bli�ej. Wreszcie, zagl�daj�c jej w oczy, zmusi� j� do odwr�cenia wzroku. � Powiedz, �e mnie pami�tasz, Jack. � Pami�tam � odpowiedzia�. Rzeczywi�cie pami�ta�. � Rosalie z Gospody Pod P�on�cym T�uczkiem, przy drodze prowadz�cej w kierunku oceanu. To by�o tak dawno temu, w Krainie Zmierzchu. � Tak � odrzek�a. � Dawno temu i daleko st�d. Nigdy ci� nie zapomnia�am, Jack. Ze wszystkich m�czyzn, kt�rych pozna�am w gospodzie, ciebie zapami�ta�am najlepiej. Powiedz, co si� z tob� sta�o? � Och, Rosalie! �ci�to mi g�ow�! Niesprawiedliwie, musz� doda�. W�a�nie wracam z Glyve. Ale co z tob�? Nie pochodzisz z Ciemnej Strony. Jeste� �mierteln� kobiet�. Co robisz w straszliwym kr�lestwie Drekkheimu? � Jestem wied�m� Marchii Wschodniej, Jack. Zna�e� mnie jako g�upi� dziewczyn�, kt�ra da�a si� nabra� na tw�j pi�kny u�miech i twoje obietnice. Z wiekiem zm�drza�am. Piel�gnowa�am star� rajfurk� w jej chorobie. W nagrod� nauczy�a mnie co nieco ze swej sztuki. Gdy us�ysza�am, �e Baron poszukuje wied�my, kt�ra sta�aby na stra�y tego przej�cia prowadz�cego z jego kr�lestwa, przysta�am do niego na s�u�b�. M�wi�, �e jest z�ym cz�owiekiem. Dla mnie zawsze by� dobry. Lepszy ni� inni, kt�rych zna�am... Ciesz� si�, �e o mnie nie zapomnia�e�. Wyj�a spod ubrania kawa�ek materia�u i roz�o�y�a go na ziemi. � Usi�d� i zjedz ze mn�, Jack � powiedzia�a. � Jak za dawnych lat. Odpi�� miecz i usiad� naprzeciwko niej. � Min�o ju� wiele czasu, odk�d zjad�e� �yj�cy kamie� � powiedzia�a, podaj�c mu chleb i kawa� suszonego mi�sa. � Musisz by� g�odny. � Sk�d wiesz o moim spotkaniu z kamieniem? � Jak ju� powiedzia�am, jestem wied�m�. W dos�ownym sensie tego s�owa. Nie wiedzia�am, �e to twoje dzie�o, tylko �e kamie� zosta� zniszczony. W�a�nie dlatego Baron wyznaczy� mnie do pilnowania tej okolicy. Wiem o wszystkim, co si� tu dzieje i kto t�dy przechodzi. Sk�adam mu raporty. � Rozumiem � powiedzia� Jack. � Musia�a by� cz�� prawdy w twoich przechwa�kach, �e nie jeste� zwyk�ym mieszka�cem Ciemnej Strony, lecz Pot�g�, co prawda jedn� ze s�abszych. Moja wiedza m�wi mi, �e tylko kto� obdarzony moc� m�g� zje�� czerwony kamie�. Nie ok�ama�e� biednej dziewczyny. No, mo�e co do innych rzeczy, ale nie w tej. � Jakich innych rzeczy? � zapyta�. � M�wi�e� na przyk�ad, �e kt�rego� dnia wr�cisz po ni� i zabierzesz j� ze sob� do Stra�nicy Cieni, twojego zamku, kt�rego nikt nigdy nie widzia�. Czeka�a wiele lat. Pewnego dnia w�a�cicielka zachorowa�a. M�oda dziewczyna, kt�ra nie by�a ju� m�oda, musia�a my�le� o swej przysz�o�ci. Wykorzysta�a t� okazj�, aby wyuczy� si� lepszego rzemios�a. Jack milcza� przez chwil�, wpatrzony w ziemi�. Prze�kn�� k�s chleba, kt�ry prze�uwa�. � Wr�ci�em � powiedzia�. � Wr�ci�em tam, ale nikt ju� nie pami�ta� mojej Rosalie. Wszystko si� zmieni�o. Nie zna�em nikogo z tamtych ludzi, wi�c odszed�em. � Jack! Jack! Jack! � Rosalie zachichota�a. � Nie potrzebuj� ju� twoich pi�knych k�amstewek. Jestem star� kobiet�, nie m�od�, �atwowiern� dziewczyn�. � Podobno jeste� wied�m� � odpowiedzia�. � Czy nie znasz sposobu na odr�nienie prawdy od k�amstwa? � Nie mog� u�y� swej sztuki przeciwko Pot�dze... � zacz�a. � U�yj jej � powiedzia�, patrz�c jej ponownie w oczy. Wpatrzy�a si� w Jacka, pochylaj�c si� w jego stron�. Jej oczy zmieni�y si� nagle w olbrzymie pieczary gotowe go poch�on��. Jack poczu�, �e spada w d�. Po chwili wra�enie usta�o. Odwr�ci�a od niego wzrok, schylaj�c g�ow� na prawy bark. � Rzeczywi�cie wr�ci�e� � powiedzia�a. � Tak jak ci powiedzia�em. Podni�s� sw�j chleb i zacz�� go g�o�no prze�uwa�, aby sprawi� wra�enie, �e nie widzi wilgoci, kt�ra pojawi�a si� na jej policzkach. � Zapomnia�am � powiedzia�a po chwili � jak ma�o znaczy czas dla mieszka�c�w Ciemnej Strony. Lata znacz� dla ciebie tak ma�o, �e nie umiesz ich nawet porz�dnie policzy�. Po prostu pewnego dnia przysz�o ci do g�owy, �e powiniene� wr�ci� po Rosie. Nie zdawa�e� sobie sprawy, �e mog�a tymczasem zestarze� si�, umrze� albo odjecha�. Rozumiem ci� te