6145
Szczegóły |
Tytuł |
6145 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6145 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
W�adys�aw St. Reymont
Rok 1794
Ostatni Sejm
Rzeczypospolitej
Powie�� historyczna
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
3
ROK 1794 � ZAMIERZENIA I REALIZACJA
Ostatnie wielkie dzie�o Reymonta, Rok 1794, nie wzbudzi�o takiego zainteresowania jak
Ziemia Obiecana, a zw�aszcza Ch�opi. Z�o�y�o si� na to wiele przyczyn, w�r�d kt�rych nie
ostatni� jest niezbyt zwarta kompozycja ca�ej trylogii historycznej.
Wed�ug pierwotnego zamys�u autorskiego powie�� o Powstaniu Ko�ciuszkowskim mia�a
zmie�ci� si� w dw�ch tomach. W pierwszym � od pocz�tku zamierze� tw�rczych � mia� by�
przedstawiony sejm grodzie�ski 1793 r., �w haniebny ostatni sejm Rzeczypospolitej, natomiast
w tomie drugim, zatytu�owanym w planie Insurekcja, zamierza� pisarz obj�� ca�e Powstanie
� do kl�ski maciejowickiej w��cznie.
Tak pomy�lan� powie�� planowa� Reymont ju� w maju 1910 r., ale dopiero 6 czerwca
1911 r. zacz�� pisa� w Pary�u brulionow� wersj� Ostatniego Sejmu Rzeczypospolitej. Rozdzia�
VIII, ko�cz�cy ten tom, zosta� napisany jesieni� (a mo�e nawet w grudniu) 1912 r. Jeszcze
przed rozpocz�ciem Ostatniego Sejmu czyta� pisarz w Pary�u w marcu 1911 r. fragment z
okresu obl�enia Warszawy pt. �mier� prymasa. W ostatecznej wersji Roku 1794 akcja ko�czy
si� znacznie wcze�niej � insurekcj� w Warszawie.
Plan tomu drugiego, maj�cego obejmowa� ca�e Powstanie Ko�ciuszkowskie, powsta� ju� w
grudniu 1912 r. Wed�ug tego planu w siedmiu rozdzia�ach mia�y by� przedstawione wydarzenia
w Warszawie przed wybuchem Powstania. W�a�nie w rozdziale VII szambelan (a nie Iza,
jak w ksi��kowym tomie II) ostrzega spiskowc�w przed gro��cymi im aresztowaniami, przygotowanymi
przez ambasadora rosyjskiego, Igelstr�ma, kt�ry faktycznie rz�dzi� w�wczas w
Warszawie. Po�pieszny marsz brygady Madali�skiego przy�piesza przygotowania powsta�cze
w Warszawie. W salonie Izy Sewer Zar�ba �siada do klawecynu i �piewa Carmagnol�.
Wra�enie wstrz�saj�ce.� Podobn� scen� ko�czy si� Nil desperandum, z t� tylko zmian�, �e
gra na klawecynie i �piewa Marsyliank� (nie Carmagnol�) nie Sewer, tylko Woyna.
Wed�ug tego planu kolejne rozdzia�y przedstawiaj� insurekcj� w Warszawie oraz w Wilnie
(z powieszeniem hetmana Kossakowskiego). W rozdziale X, kt�ry mia� ukaza� powstanie i
gniew ludu w Warszawie, Zar�ba ocala szambelanow�. �Straszna scena, bo j� kobiety obdar�y
i nag�, oplut� chc� wlec pod pr�gierz. Ocala j� przy pomocy Konopki. Ta mu pada do n�g. �
Sewer! Sewer! Jam niegodna polec (?)
S�dy. Prochownia. Sceny gniewu ludowego.�
Rozdzia� XI to kl�ska pod Szczekocinami oraz nowe rozruchy w Warszawie. W rozdziale
XII zamierza�. pisarz przedstawi� obl�enie Warszawy, �mier� prymasa Poniatowskiego
(najwcze�niej napisany tekst ca�ego cyklu!), ostatnie szturmy i odwr�t Prusak�w. Rozdzia�
XIII mia� si� rozegra� pod Maciejowicami. Bitwa, ucieczka kawalerii, daremne wyczekiwanie
na pomoc, �gin� ca�e pu�ki. Epizod ze sztandarem. Koniec.� W tym rozdziale mia�o si� te�
zmie�ci� rozstrzygni�cie los�w bohater�w powie�ciowych, co pisarz te� zaplanowa�. Zar�ba
le�y na kupie rannych. Na drugi dzie� zjawia si� na pobojowisku Ce�ka (wed�ug wcze�niejszej
wersji tego planu mia�a to by� Iza) i wywozi rannego Sewera do Warszawy.
Ten plan dotyczy� powie�ci w dw�ch tomach. W pierwodruku (w �Tygodniku Ilustrowanym�)
zawarto�� planowanego tomu drugiego zosta�a podzielona na dwie cz�ci: Insurekcj�
(obejmuj�c� okres przygotowa� powsta�czych, ale nie walki zbrojne) oraz W Warszawie. S�
to � wci�� wed�ug tego planu � rozdzia�y I�VII. Natomiast planowane rozdzia�y VIII�XIII
mia�y wej�� do kolejnego tomu � w edycji ksi��kowej mia� to by� tom III.
4
Zanim przejdziemy do tomu III � jego kolejnych plan�w oraz ostatecznej realizacji � przypomnijmy
pokr�tce, jak to by�o z zako�czeniami dw�ch pierwszych tom�w.
Cz�� pierwsz�, Ostatni Sejm Rzeczypospolitej, zacz�� drukowa� �Tygodnik Ilustrowany�
pod koniec roku 1911 w nrze 48 z 2 grudnia i zamieszcza� kolejne odcinki przez ca�y rok
1912 (nry: l�52). Ostatni Sejm Rzeczypospolitej w �Tygodniku Ilustrowanym� nie obejmuje
jednak ca�o�ci tomu pierwszego w wydaniu ksi��kowym, kt�re zawiera dalsze trzy rozdzia�y,
niezwykle wa�ne dla akcji powie�ciowej i ko�cz�ce si� ostrym akcentem antypruskim, co w
roku 1913 � kiedy Ostatni Sejm ukaza� si� w ksi��ce � nabiera�o specjalnej wymowy politycznej.
Koniec rozdzia�u VIII (w ksi��ce jest to rozdzia� IX) jest zarazem ko�cem cz�ci pierwszej
w pierwodruku. Mo�na stwierdzi�, �e pierwsza cz�� trylogii zako�czy�a si� w �Tygodniku
Ilustrowanym� mocnym akcentem. Has�o: ��mier� lub zwyci�stwo!�, zapowiada dzia�ania
zbrojne sprzysi�onych. Jednak�e ostatni sejm Rzeczypospolitej jeszcze trwa�, nie zosta�a te�
przekonuj�co wyja�niona akcja powie�ciowa. Tu� przed zako�czeniem rozdzia�u VIII Zar�ba
otrzyma� wiadomo��, �e Kacpra zagarn�li werbownicy moskiewscy. Trzeba go wyzwoli� �
Sewer ma ju� gotowy plan, do kt�rego si� zapali� (�oczy zaiskrzy�y mu si� powzi�tym postanowieniem�)
� ale czytelnik te� powinien dowiedzie� si� o tym.
Pomy�la� o tym Reymont i w pierwszym rozdziale cz�ci drugiej Sewer informuje ojca w
rodzinnym Grabowie o nieprzyjemnej przygodzie pod koniec pobytu w Grodnie:
�Kacpra mi ukradli moskiewscy werbownicy, wi�c go odbi�em, a �e przy tym ten i �w
oberwa� po �bie, �o�nierska to rzecz. Zasi� potem napadli mnie w nocy jak z�odzieja. Wsadzili
na kibitk� i powie�li. Wyrwa�em si�, uspokoiwszy sztychem konwojowego oficjera. Zali mog�em
si� pozwoli� jak baran?! A na Sybir mnie dysponowali...�
Czytelnik znaj�cy ca�� spraw� z ksi��kowej edycji Ostatniego Sejmu Rzeczypospolitej nie
potrafi�by wyt�umaczy� tej relacji. Zar�ba by� w kibitce? Kiedy to si� sta�o?
Wyja�nienie le�y gdzie indziej � nie w por�wnaniu z ostatnimi rozdzia�ami ksi��kowego
wydania tomu pierwszego. Przytoczony fragment pochodzi z pierwodruku w �Tygodniku
Ilustrowanym�. Ten tekst zosta� opublikowany w lutym 1913 r. W�wczas nie by�o jeszcze
ostatnich rozdzia��w ksi��kowego tomu pierwszego. Kiedy Reymont zacz�� je pisa�, zmieni�
pierwotny plan i nieco inaczej przedstawi� rozpraw� Sewera z �o�nierzami alianckimi.
Najpierw opisa� bardzo dok�adnie wypraw� Zar�by, podj�t� dla uwolnienia Kacpra. W
rozdziale X odnalaz� swego ordynansa w Mereczu i wyzwoli� z opresji, chocia� w czasie tej
akcji nie uda�o si� zatrze� �lad�w zbrojnej rozprawy z rozbestwionym �o�dactwem. Rozdzia�
XI, ju� w Grodnie, przedstawia starania Zar�by o zatarcie �lad�w wyprawy po Kacpra, ale
despekt, wyrz�dzony przemo�nej pot�dze �aliant�w� w Mereczu, by� zbyt dotkliwy, �eby
sprawcy usz�o to p�azem. Do wywarcia zemsty na zuchwa�ym poruczniku zg�osi� si� jego
�serdeczny przyjaciel�, kapitan Blum, kt�ry osobi�cie przyszed� w licznej asy�cie grenadier�w
aresztowa� zuchwalca. Dosz�o do rozprawy jeszcze krwawszej ni� w Mereczu. I tym
razem Sewer zwyci�y�. Teraz jednak sprawa by�a zbyt jasna. Zar�ba zosta� napadni�ty, ale
nie potrafi� doceni�, �e Blum dokona� bandyckiego naj�cia w imi� przyja�ni polskorosyjskiej.
Co wi�cej � ci�ko zrani� oficera �askawej gwarantki polskich wolno�ci, a kilku
�o�nierzy zabi�!... W tej sytuacji nie pozostawa�o mu nic innego, tylko znikn�� z Grodna. Tak
si� te� sta�o: �Zar�ba z Maciusiem tak gdzie� przepadli, jakby kamie� w wodzie.�
Rozdzia� XII po�wi�ci� Reymont sprawom publicznym. Ratyfikacja traktatu rozbiorowego
z Rosj� nie zako�czy�a niechlubnego �ywota sejmu grodzie�skiego: pozosta�o mu jeszcze
jedno haniebne zadanie � ratyfikacja nowego rabunku ziem polskich przez kr�la pruskiego.
Na polecenie Sieversa, pod gro�b� si�y zbrojnej genera�a Rautenfelda, sprzedajni i tch�rzliwi
pos�owie dopu�cili si� nowej zbrodni: zaakceptowali oddanie cz�ci Polski pod w�adz� kr�la
pruskiego:
�Dla kr�la pruskiego przewagi grozi�y u harmat zapalone lonty.
5
Dla kr�la pruskiego zbrojne roty gotowe by�y stratowa� opornych.
Dla kr�la pruskiego pracowa�a przemoc, zdrada i nikczemno��!
A� uchwalono, co podyktowa�y bagnety. Posiedzenie sko�czy�o si� o czwartej rano.�
Takim akcentem zako�czy� si� naprawd� ostatni sejm Rzeczypospolitej w Grodnie...
Bezpo�rednio po zako�czeniu publikacji pierwodruku Ostatniego Sejmu Rzeczypospolitej
rozpocz�� Reymont w pierwszym numerze �Tygodnika Ilustrowanego� z 4 I 1913 druk kolejnej
powie�ci z cyklu Rok 1794. Ta cz�� druga pt. Insurekcja by�a publikowana przez ca�y
rok, zako�czenie znajduje si� w nrze 52. Nie jest to jednak insurekcja, tylko gor�czkowe
przygotowywanie powstania. Nawet kolejna cz�� trzecia nie obejmuje jeszcze powstania. Jej
tytu� W Warszawie wskazuje na miejsce akcji. Ta cz�� cyklu obrazuje sytuacj� przed powstaniem
i ko�czy si� wiadomo�ci� o zbrojnym marszu genera�a Madali�skiego, co oznacza�o
ju� pocz�tek rozprawy ze �miertelnym wrogiem. T� cz�� og�osi� Reymont w �Tygodniku
Ilustrowanym� ju� w czasie wojny w roku 1915, poczynaj�c od pierwszego odcinka w
nrze l (z 2 I 1915),a ko�cz�c na odcinku 39 w nrze 52 (z 25 XII 1915). Obie cz�ci: Insurekcja
i W Warszawie, wesz�y w sk�ad tomu drugiego trylogii, kt�ry zosta� wydany nak�adem
Gebethnera i Wolffa w roku 1916 pod tytu�em Nil desperandum.
Wydanie ksi��kowe zosta�o przez autora poprawione, a w ko�cowych partiach obu cz�ci
pierwodruku uleg�o znacznym zmianom.
Zako�czenie cz�ci drugiej ( Insurekcja) zosta�o w ksi��ce zmienione i rozbudowane, ale
wszystko dzieje si� wci�� w Pary�u, natomiast ostatni rozdzia� pierwodruku W Warszawie
zosta� w edycji ksi��kowej zast�piony zupe�nie innym. W �Tygodniku Ilustrowanym� rozdzia�
VI cz�ci trzeciej ko�czy si� porwaniem Zubowa i przymuszeniem go do po�lubienia
uwiedzionej przeze� Zo�ki Radzimi�skiej. Ca�y ten rozdzia�, napisany na kilka dni przed publikacj�,
bo 20 grudnia 1915 r., nale�y do lepszych fragment�w powie�ci. Podczas balu w
Pa�acu Radziwi��owskim Zubow zostaje wywabiony z sali balowej do odosobnionego pokoiku,
gdzie Radzimi�ski z pomoc� Kacpra zarzuci� mu burk� na g�ow�, po czym skr�powanego
powrozami wyniesiono do przygotowanych sa�. W czasie szalonej nocnej jazdy graf dowiaduje
si�, dlaczego go porwano, jednak mimo nieweso�ej sytuacji pr�buje nadrabia� min�, a
nawet o�wiadcza wzgardliwie, �e nie o�eni si� z Zo�k�.
Ale na Bielanach zmieni� zdanie i �o�wiadczyny wypowiedzia� jednym tchem.
� Przyjmujemy � odpar� rotmistrz � �lub odb�dzie si� natychmiast.[...]
Wreszcie wszystko by�o gotowe. Zapalono wi�cej �wiec, ksi�dz Serafin w kom�y stan��
przed o�tarzem. Pann� podprowadzi�a podkomorzyna, za� Zubowa Kacper poucza�, co ma
robi�. Narzeczeni przykl�kli podaj�c sobie r�ce i ksi�dz, okr�ciwszy je stu��, zaczyna� czyta�
rot� przysi�gi, gdy naraz Zo�ka, targn�wszy si� w ty�, przem�wi�a z gwa�townym uniesieniem:
� Nie chc�! Precz, pod�y! Nienawidz� ci� ponad wszystko! Wol� �mier� ni�li twoj� nikczemn�
osob�. Nie przymuszajcie! Nie prze�ami� wstr�tu i obrzydzenia!
Os�upieli. Ani kto przypuszcza� takie rozwi�zanie. Nie pomog�y pro�by ni gro�by rotmistrza:
panna nie da�a si� zniewoli� i w ko�cu zemdla�a ze wzruszenia.�
W tej sytuacji Radzimi�ski zwalnia Zubowa. �� Mo�ci grafie, sprawa pomi�dzy nami
sko�czona. Chcia�e� spe�ni�, co� by� powinien, i jeste� wolny � sk�oni� si� przed nim. � Kacper,
odwie� grafa do miasta.
Zo�k� zabra�a ze sob� podkomorzyna, �wiadkowie gdzie� znikn�li, pozosta� tylko w kaplicy
[ojciec] Serafin i przebrawszy si� do drogi wyrzek�:
� Nie by�o w tym woli Bo�ej, m�j rotmistrzu! �pieszmy si� do Warszawy, byle jeszcze
zd��y� na narad�. Powinno�� nas wo�a...�
Ca�y rozdzia� nie podoba� si� jednak pisarzowi. Zapewne najbardziej nie odpowiada� mu
akcent ko�cowy. Mimo pomruk�w coraz bli�szej burzy dziejowej po�wi�ci� tu przecie� sprawy
publiczne �dla jakiej� rozamorowanej parafianki� � jakby powiedzia�a Barssowa. Posta-
6
nowi� naprawi� b��d. Nie w��czy� do ksi��ki ca�ego rozdzia�u VI, tylko w kr�tkim czasie, bo
do dnia 10 stycznia 1916 r., napisa� na nowo ksi��kowy rozdzia� XIII.
Zupe�nie inaczej zosta�y roz�o�one teraz akcenty. Zaczyna si� rozdzia� od przyjazdu Zar�by.
Porucznik �znalaz� miasto zmienione nie do poznania�. Nap�yw wojsk rosyjskich i bezkarny
terror Igelstr�ma zatrwo�y�y nawet najspokojniejszych. Gwa�ty, �upiestwa i po�ogi
stawa�y si� coraz cz�stsze. Od Radzimi�skiego dowiaduje si� Sewer o nieudanej zem�cie nad
Zubowem. Jest to wi�c tylko ma�o znacz�cy epizod, a nie ko�cowy akcent ca�ej cz�ci cyklu
powie�ciowego, jak to by�o w pierwodruku. Natomiast znacznie wi�cej miejsca po�wi�ci�
autor sprawom publicznym. Po burzliwym zebraniu spiskowc�w u szambelana W�gierskiego,
gdzie omal nie rozsiekano Kapostasa, Sewer spotyka niespodzianie Iz�. Szambelanowa przekazuje
mu bardzo wa�n� informacj�, �e Igelstr�m otrzyma� dok�adn� relacj� o zebraniu
sprzysi�onych i zarz�dzi� ob�aw� na spiskowych oficer�w. Dzi�ki temu ostrze�eniu uda�o si�
uratowa� najwa�niejszych insurgent�w, jednak do kilku wiadomo�� ta nie dotar�a w por� i
zostali aresztowani przez sfor� Baura. Protestacje nie da�y �adnego rezultatu. Kr�l u Igelstr�ma
�wsk�ra� jeno obel�yw� odmow� i nowe poni�enia. Rzeczpospolita le�a�a bezsilna pod
stopami nikczemnego satrapy.� W takiej sytuacji Chomentowski postanawia da� has�o genera�owi
Madali�skiemu do wyst�pienia, wys�ano te� list do Jasi�skiego w Wilnie z wezwaniem
do powstania.
Po kilku dniach Zar�ba poszed� na wieczorne przyj�cie u Izy. W salonie szambela�stwa
ta�czono, nie zwa�aj�c na Wielki Post, a w licznym towarzystwie znajdowali si� znani Rosjanie:
m�ody Igelstr�m oraz Zubow. I w�a�nie w tym salonie, w obecno�ci najzaufa�szych
wsp�pracownik�w satrapy Igelstr�ma, zelektryzowa�a wszystkich wiadomo��, na kt�r� w
Warszawie od dawna oczekiwano:
� � Madali�ski maszeruje na Warszaw�!�
A za chwil� �Woyna za�piewa� Marsyliank� i jakby pijany jej zuchwa�� pot�g�, �piewa� j�
coraz ogni�ciej, pot�niej i triumfalniej.�
Takie zako�czenie tomu drugiego odpowiada jego tytu�owi: Nil desperandum. Teraz zako�czenie
nie sp�aszczy�o mocnej wymowy patriotycznej utworu ma�o wa�nym rozliczeniem
Zubowa z pod�o�ci wobec jednej polskiej panny w chwili, gdy naj�arliwsi patrioci gin�li w
srogim ucisku najezdnik�w. Teraz nast�puje stopniowe pot�gowanie nastroju, kt�ry dochodzi
do zenitu w s�owach g�o�niejszych od salw karabinowych:
Allons, enfants de la Patrie,
Le jour de gloire est arrive!
Nadchodzi� ju� czas zbrojnej rozprawy ze �miertelnymi wrogami Polski o Wolno��, Ca�o��,
Niepodleg�o��...
W po�owie roku 1916 nakre�li� Reymont plan tomu III, czyli w�a�ciwej Insurekcji. Plany
wszystkich rozdzia��w oraz warianty niekt�rych z nich powstawa�y ju� po opublikowaniu w
�Tygodniku Ilustrowanym� dw�ch pierwszych tom�w (licz�c wed�ug wydania ksi��kowego).
Pierwszy z zachowanych plan�w, zapisany w tomie XXIII r�kopis�w Reymonta (sygn. Oss.
6973/I) na s.5�41, zaczyna si� od rozdzia�u III, w kt�rym przy spowiedzi wielkanocnej spowiednicy
przekazuj� has�a spiskowcom. Rozdzia� IV przedstawia stan oczekiwania, epizody,
nastroje dnia 16 kwietnia oraz nocy z 16 na 17 kwietnia 1794 r. Rozdzia� V mia� ukaza� walki
w dniu 18 kwietnia (w planie tym pomin�� pisarz wybuch powstania i walki w dniu 17 kwietnia?).
Rozdzia� VI to ju� Wielkanoc. Rozdzia� mia� si� ko�czy� pogrzebem Zo�ki. W kolejnych
rozdzia�ach zamierza� pisarz zaj�� si� dzia�aniami samego Ko�ciuszki: ob�z pod Po�a�cem,
Szczekociny, obl�enie Warszawy. Rozdzia� XII to Maciejowice. �Ko�ciuszko ranny.
Noc. Sewer t�ucze si� po obozie.� Po rozdziale XIII mia� jeszcze nast�pi� Epilog, zako�czony
patetycznie: �Usque ad finem!� Ten plan zosta� zako�czony 11 lipca 1916 r.
7
Szczeg�owe dyspozycje rozdzia��w innych plan�w r�wnie� s� datowane: Otwock 12 III
1917 oraz 13 XI 1917. Ta ostatnia data zosta�a zapisana przed rozdzia�em X, kt�ry w kolejnym
planie przedstawia noc z 17 na 18 kwietnia. Po tym rozdziale jest data z niezwykle wa�n�
informacj�: �Sko�czone 28 XI 1917.�
Niew�tpliwie jest to data uko�czenia ostatecznej wersji tomu trzeciego.
Jak z tego wynika, dopiero w listopadzie 1917 r. zdecydowa� si� Reymont na zako�czenie
cyklu powie�ciowego zwyci�stwem insurekcji w Warszawie. Jeszcze poprzedzaj�cy te ostatnie
dyspozycje rozdzia��w I�X plan zapisany na s. 19�63 Uczy rozdzia��w szesna�cie. Rozdzia�
XV mia� przedstawi� kl�sk� maciejowick�: �Maciejowice. Walka. Przegrana. Pobojowisko.
Ce�ka szuka cia�. Znalaz�a Zar�b�. Zwozi go. Wiezie do Izy, tam k�adzie. Rozpacz.�
Rozdzia� XVI: �Szturm Pragi. Echa dalekie. �lub in articulo mortis. Sewer ranny [...?...] scena
przerwania si� na Zach�d. Suworow. Rozpacz.�
Jak z tego wida�, do listopada 1917 r. Reymont zamierza� zako�czy� sw�j cykl historyczny
bitw� maciejowick� i szturmem Pragi. Ale w listopadzie � dok�adnie 28 � postanowi� zako�czy�
ca�� trylogi� na insurekcji warszawskiej.
Co wp�yn�o na t� zasadnicz� zmian�?
W swej nocie wydawniczej do wydania Insurekcji w roku 1949 Adam Bar sugeruje, �e
�przerwanie powie�ci nast�pi�o ze wzgl�d�w zasadniczych, ideologicznych, i to by�o r�wnie�
przyczyn�, �e Reymont nie napisa� jej zako�czenia.�
To twierdzenie nie wydaje si� s�uszne. To nie wzgl�dy ideologiczne, tylko perypetie zwi�zane
z powstawaniem tomu III trylogii, mia�y wp�yw na raptowne urwanie zar�wno rozdzia�u
XIII, jak i ca�ego cyklu.
Cz�� III trylogii, Insurekcja, nie mia�a pierwodruku w �Tygodniku Ilustrowanym�. Wielka
to szkoda, bo z regu�y � podobnie jak w utworach poprzednich � przygotowuj�c tekst do
wydania ksi��kowego pisarz wprowadza� du�o ulepsze� i... zazwyczaj zmienia� zako�czenia
tom�w, znacznie je rozszerzaj�c. Nieco wy�ej wykaza�em, jak bardzo korzystnie zosta�y
zmienione � i rozbudowane � ko�cowe partie Ostatniego Sejmu oraz Nil desperandum.
Wolno przypuszcza�, �e gdyby Insurekcja by�a najpierw drukowana w �Tygodniku Ilustrowanym�,
a nie od razu w ksi��ce, pisarz mia�by troch� czasu (i oddechu), �eby poprawi�
nie tylko drobne usterki, ale jeszcze raz przemy�le� spraw� zako�czenia. Pierwodruk ksi��kowy
przyni�s� bowiem dziwne zako�czenie ca�ej trylogii. Niezgodnie z zamiarem pierwotnym
przedstawienia Powstania Ko�ciuszkowskiego a� do kl�ski maciejowickiej (a nawet do
rzezi Pragi) � zako�czy� Reymont sw�j cykl historyczny na insurekcji warszawskiej. Mocny
to akcent i pi�kny: walki warszawskie przedstawi� pisarz z rozmachem epickim, ale zaraz
potem dziwnie po�piesznie napisa� kusy rozdzia� XII, kt�ry po narracji powie�ciowej na pocz�tku
� nagle bez �adnego uzasadnienia zamieni� si� w kronikarski zapis wydarze� w Wilnie
i w ca�ej Litwie, w Wielkopolsce oraz na Ukrainie. Zamiast dalszych rozdzia��w o zakroju
epickim � kr�tka informacja o ca�ych miesi�cach walk, toczonych ze zmiennym szcz�ciem, a
raczej coraz bardziej nieszcz�liwie:
�Ko�ciuszko wyt�a� wszystkie si�y, organizowa�, zbroi�, zach�ca�, grozi� i b�aga� obywatel�w
o ratowanie w�asnej ojczyzny. Nie przem�g� jednak okrutnego przeznaczenia.
Niesko�czone ofiary, morza krwi, nadludzkie po�wi�cenia i bezgraniczne wysi�ki.
A po tym wszystkim � maciejowicki pogrom.
A potem rze� Pragi.
A potem kres wszystkiego. Otch�a� d�ugiej beznadziejnej nocy.�
Gdyby nie by� to ju� schy�ek roku 1917 � pewnie na tych ponurych s�owach zako�czy�by
pisarz urwany tak raptownie Rok 1794. Ale ju� nadzieja rych�ej wolno�ci opanowa�a serca
Polak�w � Niepodleg�o�� by�a ju� blisko. Dlatego w gor�czce oczekiwania na cud dziejowy
Reymont pisa�:
8
�Nie zgin�a! Wo�a spod ruin i zgliszcz D�browski, za gwiazd� Napoleona wiod�cy hufce
wierne ojczy�nie na lata tu�aczki, boj�w, ofiar, m�ki i po�wi�ce�.[...]
A potem wybucha rok 1830.
I znowu nowe mogi�y, wygnania, ofiary i syzyfowa praca od pocz�tku.
A potem rok 1863.
Grobowe p�yty przywalaj� umar�e i �ywe; mogi�a okuta kajdanami, a na stra�y nahaje.
Ale nie zgin�a!
Burza si� rozszala�a. Oceany wyst�pi�y z brzeg�w. Zapadaj� si� �wiaty. Himalaje rozsypuj�
si� w gruzy, ale ze straszliwych odm�t�w, ze zmagania si� �ywio��w, z walki kosmicznych
pot�g podnosi si� z wolna nowy l�d, zapala si� nowe s�o�ce, a na nim piorunami ja�niej�ce
zg�oski:
Wolno��! Ca�o��! Niepodleg�o��!
jak ongi przed laty na Ko�ciuszkowskich sztandarach, i jak zawsze w ka�dym sercu polskim
wyryte.�
Takie zako�czenie przemawia�o do serc czytelnik�w, chwila dziejowa wprost nakazywa�a
uderzy� w ten w�a�nie ton: oczekiwania roku 1918 mo�na by�o ��czy� z has�ami Insurekcji
Ko�ciuszkowskiej.
A przecie� �al, �e pisarz nie pokaza� wiosny wolno�ci w Wilnie, sukces�w D�browskiego
w Wielkopolsce, bohaterskiej obrony Warszawy i... i nawet tragicznej bitwy pod Maciejowicami.
On wszystko to planowa�, lecz oto pod koniec roku 1917 zaniecha� dalszej walki z w�asn�
s�abo�ci�. Podda� si� chorobie w�a�nie wtedy, kiedy nale�a�o skupi� wszystkie si�y tw�rcze do
przekazania rodakom wa�nej prawdy dziejowej nie tylko o g��bokim upadku godno�ci narodowej
i zaprza�stwie targowiczan (co ukaza� tak sugestywnie na nieszcz�snym sejmie grodzie�skim),
ale r�wnie� o pierwszym zrywie zbrojnym w obronie naj�wi�tszych praw, kt�rych
�adne pot�gi �wiata nie mog�y nas pozbawi�.
On to widzia�, wi�cej � czu�, a jednak ju� nie potrafi� wykrzesa� z coraz bardziej s�abn�cego
organizmu tych iskier talentu, kt�rym ol�niewa� czytelnik�w od �wier�wiecza...
To nie wzgl�dy ideologiczne zmusi�y go do przerwania Insurekcji. W�a�nie wzgl�dy ideologiczne
wprost domaga�y si� ukazania wielkiego bohaterstwa warszawskiego posp�lstwa
podczas obl�enia stolicy czy przedstawienia pogardy �mierci ch�op�w polskich w nieszcz�liwej
bitwie pod Szczekocinami i w ostatecznym pogromie pod Maciejowicami, gdzie zast�py
Krakus�w pokotem za�cieli�y krwawe pobojowisko. To tylko pogarszaj�cy si� coraz bardziej
stan zdrowia zmusi� Reymonta do napisania jak�e trudnego w tej sytuacji s�owa �koniec�
pod kulawym rozdzia�em XII Insurekcji.
Badacze tw�rczo�ci Reymonta, znaj�cy jego zamierzenia tw�rcze z zachowanych plan�w,
wiedz�, �e Insurekcja zosta�a przerwana. Ale zwyk�y czytelnik mo�e nawet tego nie zauwa�y�.
Obecny kszta�t trzeciej cz�ci trylogii jest przecie� wspania�ym zwie�czeniem zdeterminowanych
d��e� patriot�w polskich, kt�rzy pomimo zaprzedania si� wrogiemu mocarstwu
zdrajc�w z konfederacji targowickiej, pomimo ha�by sejmu grodzie�skiego nie zrezygnowali
z usi�owa� uratowania je�li ju� nie niepodleg�o�ci, to przynajmniej godno�ci narodowej i honoru
Polaka.
Pierwszy akt tragedii Europy rozegra� si� w roku 1794 � pod Maciejowicami. Kolejny akt
zgotowa�y ludzko�ci � g��wnie na rozleg�ych terenach dawnej Rzeczypospolitej � �elazne
zast�py ludob�jc�w spod znaku swastyki. Gdyby nie by�o rozbior�w Polski w wieku XVIII,
Europa nie wpad�aby w szale�stwo I wojny �wiatowej i stokro� od niej straszniejszej � II
wojny �wiatowej, totalnej wojny ludob�jczej.
Dlatego warto pochyli� si� w zadumie nad historyczn� trylogi� Reymonta, kt�ry ods�oni�
tak bezlito�nie ohyd� naszego upadku oraz ohyd� spisku ciemnych si� �wczesnej Europy.
Kraj nasz, ju� cz�ciowo podzielony, dysponuj�cy zaledwie garstk� si� zbrojnych pod wodz�
9
genera�a Madali�skiego, nie m�g� sprosta� militarystycznym pot�gom Rosji i Prus. Zawiod�a
nas nawet rewolucyjna Francja. To podyktowa�o Reymontowi gorzkie zdanie, napisane pod
jednym z plan�w Insurekcji, �e podj�ta walka by�a �bez Francji niepotrzebna�.
Mimo tego prze�wiadczenia nie zaniecha� pisarz przywo�ywania w swym dziele obraz�w
samotnej walki Polak�w z przewa�aj�cymi si�ami moskiewskiego okupanta zar�wno pod
Rac�awicami, jak i w dniach kwietniowego zrywu wolno�ciowego w Warszawie.
Pierwsze powstanie narodowe pokaza� Reymont w ca�ej jego wznios�o�ci. S�usznie te�
przypomnia� Ko�ciuszkowskie �piorunami ja�niej�ce zg�oski: Wolno��! Ca�o��! Niepodleg�o��!
� zawsze w ka�dym sercu polskim wyryte�. Te has�a, uzupe�niaj�ce pierwsze s�owa
naszego Hymnu Narodowego, przypomina� Reymont we w�a�ciwym czasie. Kiedy ukaza�a
si� Insurekcja, a by� to ju� rok 1918, Wolno�� i Niepodleg�o�� by�y ju� blisko � we drzwiach.
Warto o tym pami�ta�, odczytuj�c na nowo nie doko�czony cykl powie�ciowy Reymonta
o roku 1794.
Tomasz Jode�ka-Burzecki
10
I
Wiecz�r zapada� upalny, dziwnie duszny i cichy, gdy z Ogrodu Botanicznego na Horodnicy
buchn�a rakieta, pierzast� strza�� przeszywaj�c ciemno�ci.
Na ten znak wszystkie drzewa i g�szcze j�y zakwita� i mrowi� si� r�nobarwnymi �wiat�ami;
nad kolumnad� pa�acyku, wznosz�cego si� na wynios�o�ci, rozb�ys�y cyfry Sieversa w
otoku wie�c�w d�bowych, przeplecionych jego herbowymi barwami, a w ogromnych oknach
zamigota�y czerwonymi p�omieniami urny alabastrowe spowini�te w bluszcze.
Rozwar�y si� nagle wielkie podwoje, fala �wiat�a chlusn�a na taras, pe�ny wdzi�cznie powyginanych
bogi�, amor�w i waz marmurowych, i twardym, mocnym krokiem wysz�o dwunastu
pajuk�w w czerwonych, obcis�ych czechczerach i kurtach, suto szamerowanych z�otymi
galonami; nie�li zapalone pochodnie i ustawiali si� na ostatnim, szerokim stopniu schod�w.
Po chwili ukaza� si� pan Pu�aski, otoczony liczn�, wielce strojn� i rozbawion� socjet�. Liberia
spiesznie wynosi�a za nimi krzes�a i �awy, lecz wszyscy skupili si� przy balustradzie,
obwieszonej girlandami kwiat�w, pilnie obserwuj�c pust� drog�, biegn�c� od strony miasta.
Przycich�y nawet szepty i �miechy, a tylko pan Pu�aski kr�ci� si� nieustannie, poprawia�
pasa, odrzuca� bia�e wyloty, dawa� jakie� rozkazy s�u�bie i muzykantom, zebranym w cieniu
kolumnady, i coraz niecierpliwiej biega� oczyma po drodze i uiluminowanych g�szczach,
wo�aj�c przy tym co chwila do zgarbionego starca, chodz�cego za nim jak cie�:
� Mo�ci Borowski, czy aby si� tam nie sta�o co z�ego? Borowski k�ania� si� nisko, zamiataj�c
po�ami kontusza, rozk�ada� bezradnie r�ce i milcza�, nie odst�puj�c go ani na krok.
Przyjaciele j�li go konsolowa� i �artobliwie spokoi�.
� Mo�e jeszcze odpoczywa po podwieczorku pani kasztelanowej.
� Albo wypad�o mu jecha� do kr�la jegomo�ci.
� Daj� parol honoru, jako wstrzyma�y go pilne sztafety.
� Nie crimen jeszcze takie op�nienie!
Za� kilku dygnitarz�w generalno�ci, stoj�cych na stronie, dworowa�o sobie z cicha z k�opot�w
Pu�askiego.
� Najwidoczniej go afrontuje.
� Korona mu z g�owy nie spadnie, jak poczeka.
� I tak mia� b�dzie a� nadto honoru.
� Patrzy, jakby ambasador pr�bowa� marsza�kowskiej cierpliwo�ci.
� Mniemam, jako generalno�� przyuczona i do gorszych prywacji � zauwa�y� z przemi�ym
u�mieszkiem m�ody cz�owiek o twarzy wyostrzonej niby brzytwa, przybrany w popielaty,
ogoniasty frak, srebmaw� kamizel� i obcis�e kiuloty.
Dygnitarze jakby nie dos�yszeli, a tylko jaki� z brzuchem srodze wysadzonym i obwis�ymi
podbr�dkami pr�bowa� �artowa�:
� Najgorsze, �e pieczenie wysusz� si� na podeszwy.
� Ale szampa�skie b�dzie lepiej przech�odzone.
� Utrafi�e� w sedno, mo�ci Woyna, bo ledwie ju� dycham z gor�ca i zapowiadam, jako nie
ul�kn� si� i tuzina p�katych flach.
� Brzuch waszmo�ci wstrzyma, lecz czy zapasy wstrzymaj�?
� Nie frasuj si� waszmo�� o zapasy. Napitk�w jest w br�d. Sam widzia�em, jak zaje�d�a�y
przed ekonomi� szmirgieltowe bryki, zapchane po same wr�by. Na grzeczny fest dzwoni�y
flaszuchny!
11
Woyna odgarn�� przytrefione w�osy, rozdzielone nad czo�em i sp�ywaj�ce w czarnych puklach
na szafirowy ko�nierz fraka, i podpar�szy warg� z�ot� ga�k� laski rzuci� niedbale:
� Przepomnia�em, �e to s�siedzkie potencje ponosz� ekspensa. Nie zbraknie wi�c niczego i
nikomu.
� P�aci, kto musi, pije, kto ma ochot� � odrzuci� grubas i zni�ywszy g�os zaszepta� konfidencjonalnie:
� Boscamp o dwa kroki!
Woyna nie zmieniaj�c �artobliwego tonu zawo�a�:
� Niechaj mi tylko p�ynie burgo�skie, a nie dbam o reszt�.
� A dla mnie W�gier! � wtr�ci� jaki� pan z czerwon� twarz�, p�ywaj�c� w ogromnym
halsztuchu niby w bia�ej misie.
� Nie ma jak angielskie piwo, ale w butelkach! � mlasn�y z lubo�ci� jakie� w�trobiane
wargi, brzuch obwis�y, pa��kowate nogi, piaskowy frak i bia�e po�czochy.
� Judica me, Domine, je�lim kiedy zgrzeszy� wybredzaniem! � bufonowa� grubas. � Wszyscy
mog� po�wiadczy�, jako zawsze staj� w ka�dej najci�szej potrzebie i z ka�dym nieprzyjacielem
walcz� do ostatniej kropli.
� To� wiadome s� przewagi waszmo�ci pod Kuflewem.
Grubas tylko si� za�mia� i obleciawszy doko�a chytrymi oczyma, ci�gn�� dalej z krotochwilnym
namaszczeniem:
� Nie przebieraj w napitkach i nie pytaj, kto je p�aci. Kto ma takie principia i przy tym
pi�kne pragnienie, ten mo�e wiele dokaza� na �wiecie � prawi� wybuchaj�c �miechem co
chwila.
� Podhorski darmo nie robi z siebie b�azna � szepn�� kto� z boku.
� Musi w tym by� jakowa� kaba�a.
� Frant na cztery nogi kuty! Buchholtzowy wiernik!
� A ja imaginuj� z tego, co m�wi o sobie im� Podhorski, �e kr�l pruski musi mie� szczodr�
r�k�, �eby ugasi� tak pi�kne pragnienia... � uci�� zuchwale Woyna i poszed� w stron�
dam.
� Poczekaj no waszmo��! � wo�a� za nim Podhorski jakim� przyduszonym g�osem, bo dos�ysza�
jego uwag�. � A to woli �wiszczypa�a bak� �wieci� podwikom ni�li z nami prowadzi�
poczciwe dyskursa. Z�ote to jednak serce! � zapewnia� z naciskiem.
� Ale j�zyk jaszczurczy.
� I nadto sobie ju� pozwala. Nie ma w Grodnie cz�owieka, kt�remu by nie dokuczy� do
�ywego. Niczego nie uszanuje.
� W jakiej�e materii radz� waszmo�cie? � spyta� Pu�aski przystaj�c.
Ale uczyni� si� nag�y rumor i kto� wo�a� na ca�y g�os:
� Mo�ci panie marsza�ku, ju� s�ycha� powozy!
Jako� zat�tnia�y kopyta i g�uche turkoty k�, a po chwili spod obwis�ej g�stwy drzew zamigota�y
pochodnie konnych laufr�w p�dz�cych co si�, a za nimi wysun�a si� na drog�
wspania�a, poz�ocista kareta, zaprz�ona w sze�� bia�ych koni, o farbowanych czerwono
grzywach i ogonach, otoczona chmar� cwa�uj�cych Kozak�w w purpurowych, rozwianych
cha�atach i wysokich, czarnych czapach.
Zagrzmia�a wrzaskliwa fanfara i kareta zatoczywszy wielkie p�kole przystan�a pod tarasem.
Lokaje spu�cili schodki, a pan Pu�aski zeszed�szy na ostatni stopie� wita� czo�obitnie
wysiadaj�cego Sieversa i powi�d� go uroczy�cie. Szli otoczeni wie�cem pochodni wskro�
t�um�w, kornie chyl�cych g�owy, i trwo�liwego milczenia. Za nimi wl�k� si� ci�ko i z nachmurzon�
twarz� biskup Kossakowski z pani� O�arowsk�.
Po d�ugim ceremoniale przedstawie� pani kasztelanowa zawo�a�a:
� Panie marsza�ku, a gdzie� ta zapowiedziana siurpryza?
� Za chwil�, a s�owo stanie si� cia�em.
� Czekamy jeszcze na hrabin� Camelli i reszt� towarzystwa.
12
� Ale� tymczasem poschniemy z ciekawo�ci.
� A takie cuda rozpowiadaj� o nagotowanych nadzwyczajno�ciach!
� Bardzo trudno b�dzie nas dzisiaj zadziwi� � zauwa�y� Sievers z u�miechem, podaj�c tabakierk�
Pu�askiemu.
� Istotnie, prze�yli�my dzie� godny uwielbienia.
� Ta oktawa imienin ja�nie wielmo�nego ambasadora stanie si� w Polsce pami�tna.
� Na zawsze, powiedz waszmo��.
� Kroniki przeka�� j� pami�ci przysz�ych pokole�.
� Szkoda, �e nie uwieczni jej W�gierski! � rzuci� drwi�co Woyna, ale zag�uszy� go ch�r
chwalczych g�os�w. S�owa pijane zachwytem, frazesy b�yszcz�ce niby t�cze, miodne szepty i
�asz�ce si�, �ebracze spojrzenia sp�ywa�y ze wszystkich stron na siw�, ufryzowan� w kunsztowne
pukle g�ow� ambasadora, kt�ry potakiwa� wszystkiemu u�miechaj�c si� wci�� zwi�d�ym,
jakby przyklejonym do w�skich warg u�miechem pob�a�liwej dobrotliwo�ci. Chwilami
z lubo�ci� dotyka� wypieszczonymi palcami szerokiej, niebieskiej wst�gi orderu �w. Andrzeja,
kt�ry by� otrzyma� w ostatnich dniach za przeprowadzenie traktatu rozbiorowego, poprawia�
machinalnie gwiazd� brylantow�, za�ywa� tabak� i wodz�c sennymi oczyma po twarzach
zwraca� si� niekiedy z jak�� such� uwag� do Kossakowskiego.
Biskup zmusza� si� do u�miechni�tej odpowiedzi, ale spoziera� coraz mroczniej i niecierpliwie
szarpa� mantolet podbity purpur�, a� wreszcie zwr�ci� si� cierpko do marsza�ka:
� Wi�c czekamy tylko na hrabin� Camelli?
� I na imci pos�a pruskiego.
� Ksi�dz biskup nie uwielbia naszej zachwycaj�cej Eurydyki � szepn�� Sievers, dotkni�ty
jego lekcewa��cym tonem.
Kossakowski j�� dworacko i z takim zapa�em s�awi� g�os i wdzi�ki hrabiny, �e przejednany
ambasador wzi�� go przyjacielsko pod rami� i odprowadzi� na stron�, nie zwa�aj�c na ha�a�liw�
kawalkat� powoz�w, kt�ra nareszcie wypad�a z g�szcz�w i lecia�a drog� w krwawych
tumanach pochodni, w�r�d rzechotu dzwonk�w, t�tentu galopuj�cych koni, krzyk�w i siarczystego
palenia z bat�w.
Niby rozhukana burza wpada�y na podjazd powozy, kariolki, wiski, karety i d�ugie, dziwaczne
wisawisy, i sk��biona zawierucha rozbawionych pa� i pan�w run�a na schody i rozsypa�a
si� po tarasie.
Naraz wszyscy pocz�li opowiada� przekrzykuj�c si� nawzajem i wybuchaj�c �miechami.
Hrabina Camelli wraz ze s�ynn� z urody ksi�niczk� Czetwerty�sk�, baron�wn� Heyking i
szambelanow� Rudzk� opad�y pani� O�arowsk�, rozpowiadaj�c o jakim� nies�ychanie komicznym
zaj�ciu.
� ...i potem gitar� rozbi� o g�ow� lokaja! � wo�a�a z emfaz� wielce �mieszn� hrabina. � A
my�my na z�o�� temu dzikusowi �piewa�y nie przerywaj�c ani na chwil�. My�la�am, �e zacznie
nas bi� ze w�ciek�o�ci. I gdyby nie szambelanow�, to kto wie, co by si� sta�o. Ju�
zgrzyta� z�bami � wykrzykiwa�a podkre�laj�c ka�de s�owo �miechem i nami�tn� gestykulacj�.
� Hrabino, tw�j g�os to skarb ludzko�ci. Trzeba go ochrania� � strofowa� j� ojcowsko
Sievers, zarzucaj�c na jej obna�one piersi szkar�atny szal. � Kt� to by� ten dziki cz�owiek?
� Ksi��� Cycjanow, nasz szlachetny rycerz i obro�ca � przedstawia�a baron�wna, dygaj�c
ironicznie przed niskim, srodze dziobatym panem o nieokre�lonym wieku i sko�nych oczach.
� A kt�ry przy tym nie umie powozi� � �mia�a si� ksi�niczka.
� Zgo�a nies�uszne suspicje! � szepn�a szambelanowa.
� C� mia�em robi�, kiedy konie ba�y si� brz�ku gitary i co chwila ponosi�y. Mogli�my si�
pozabija�. A panie na moje pro�by odpowiada�y tylko �miechem � t�umaczy� si� wielce
zgniewany.
� I mia�e� nas ochot� bi�? Prosz� teraz o prawd�! � przypiera�a hrabina zagl�daj�c mu w
m�tne, jakby ugotowane oczy.
13
� By�bym ci�, pani, raczej po�ar�! � zawarcza�, ogarniaj�c lubie�nym spojrzeniem jej biust,
zaledwie przypr�szony szkar�atem.
� Czy i mnie, co? � pyta�a natarczywie baron�wna.
� Ksi��� nie jest Herodem i nie pastwi si� nad niewini�tkami � broni� weso�o Sievers i naraz
odwr�ci� si� gwa�townie, szepn�� co� hrabinie i odszed� z ni� ku bocznemu zej�ciu, jakby
umy�lnie unikaj�c Buchholtza, kt�ry w�a�nie przedziera� si� ku niemu, obrzucany nienawistnymi
spojrzeniami. Im� pose� pruski przystan��, rozgl�daj�c si� dosy� bezradnie, ale wnet
znalaz� si� przy nim Podhorski, marsza�ek, paru jeszcze konfident�w i z najg��bsz� ostentacj�
sprowadzali go ze schod�w, bo ju� muzyka gra�a poloneza i towarzystwo wysypywa�o si� do
parku.
Las krwawych, rozmiotanych pochodni o�wietla� im drog�.
Woyna szed� samotnie, obserwuj�c spod oka jakiego� m�odzie�ca, kt�ry ju� od pewnego
czasu pl�ta� si� ko�o niego. Naraz obaj przystan�li, zajrzeli sobie z bliska w twarze i Woyna
zawo�a� z ironiczn� czu�o�ci�:
� Zali to naprawd� oczy moje znowu mog� uwielbia� imci porucznika, Sewera Zar�b�?
� Woyna! Kazio Woyna! � odkrzykn�� zdumiony, rzucaj�c si� w otwarte ramiona. �
�mierci bym si� raczej spodziewa�!
� Uszanuj, nie�wiedziu, chocia� moj� koafiur�.
� Takie spotkanie! Ledwie wierz� w�asnym oczom.
� Sprawdzi�e� na moich �ebrach! � �mia� si�, rozcieraj�c sobie boki.
� I�bym ci� m�g� spotka� w Grodnie, ani mi posta�o w my�li!
� Cz�owieku, a gdzie� indziej mog�em by�?
� Rozumia�em ci� bawi�cym w Warszawie lub na wsi.
Woyna zagwizda� melancholijnie.
� Jeszcze na wiosn� przegra�em do Mi�czy�skiego ostatni� �yw� dusz� z Zator�w.
Wszystko diabli wzi�li, cum assistentia militari, jak pisa� m�j mecenas. A w Warszawie tak�e
nie mia�em co wysiadywa�. Tam ju� cuchnie trupem i zosta�y tylko stare kwoki na dewocji
przy prymasie, rozj�czeni wierzyciele Teppera i hultajstwo miejskie. M�wi� ci, pustynia!
Dukat jest tam tak� rzadko�ci�, jak cnota panie�ska w Grodnie. Chyba �e si� go szuka u
Igelstr�ma, ale i ten po wyborach nie taki ju� szczodry. Imaginuj sobie, jako w ko�cu u Jaszowicza
nie chciano mi borgowa� ani jednej butelki wi�cej! O tempera, o mores! jak j�czy
nasz dobry Sta�, kiedy mu Sievers odmawia awansu. Przeto rzuci�em niewdzi�czne miasto i
teraz oto zabawiam si� w tym raju grodzie�skim.
� M�wiono mi, �e� zosta� konsyliarzem generalno�ci.
� Nie lubi� och�ap�w ni trzymania si� pa�skiej klamki. A przy tym � g�os mu zabrzmia�
smutkiem � czy� m�g�bym si� pastwi� nad matk� rodzon�? �yj� wi�c po dawnemu i jak zawsze
uwielbiam kobiety, wino i z�oto. W�a�nie obiecuj� sobie dobrze zje�� na chwa�� opiekuna
i jak si� da, wygra� w faraona nieco dukat�w.
� Wi�c to feta na cze�� Sieversa?
� Pytasz, jakby� wraca� z antypod�w.
� Przyjecha�em dopiero dzisiaj rano, spa�em ca�y dzie�, a o zmierzchu zabra� mnie dawny
towarzysz spod chor�gwi, przywi�z� tutaj, sam si� gdzie� zapodzia�, spotka�em ciebie i nic
wi�cej nie wiem.
� Kiedy tak, to zakonotuj sobie w pami�ci: oto dzisiaj oktawa imienin Sieversa. Na jego to
cze�� i na oddanie wdzi�czno�ci za szcz�liwe przeprowadzenie aliansowego, jak si� g�o�no
prawi, traktatu b�dziemy si� cieszyli do �witania. Zapami�taj dobrze ten czwartek l sierpnia
1793 roku.
� A kt� si� tak �arliwie ekspensuje na te festy?
14
�Pu�aski, wicemarsza�ek targowicy i pose� wo�y�ski, ale nie obawiaj si�, nie narwie si�
szlachcic, odbierze wszystkie ekspensa i ze sut� nawi�zk� ze szkatu� ambasadorskich. Dygnitarze
generalno�ci s� zawsze bardzo hojni, ale z cudzego...
� Rad si� jednak napatrz� personom konfederackim.
� C�, kiedy samego trifolium ju� nie zobaczysz. Podobno z domu, kt�ry ma si� zawali�,
najpierw uciekaj� ptaki. Mo�e i dlatego Szcz�sny Potocki w Hamburgu cieszy si� drogo zap�acon�
Wittow�, Branicki w Petersburgu wyciera antyszambry Zubowowskie, a Rzewuski
zakopa� si� na wsi; naucza karczmarzy sztuki �acniejszego rozpajania ch�op�w i pisze uczone
ustawy dla swoich ekonom�w, jak maj� �upi� ze sk�ry poddanych. Czasem zjawia si� w
Grodnie, zw�aszcza gdy mu pogro�� egzekucj� wojskow�, nawytrz�sa si� Prusakom i kr�lowi,
nawyrzeka si� na upadek wolno�ci, a udobruchawszy Sieversa, znika. Ale drobiazgu targowickiego
nie brakuje, zobaczysz, roj� si� niby pszczo�y nad miodem ambasadorskim. Fakcja
to dzisiaj najliczniejsza.
� Nie brak jeszcze poczciwych w Rzeczypospolitej � zawo�a� tak gor�co, �e Woyna spojrza�
uwa�niej i szepn�� mu do ucha:
� Bacz, by� si� z czym zbytnio szczerym nie wyrwa� przy ludziach. Tu �ciany maj� uszy.
Zw�aszcza osoby opiekuna i aliantki s� nietykalne. Ka�de s�owo donios�. Mo�e ja tylko jeden
mam privilegium gadania, co mi si� spodoba, bo mnie znaj� koster� i pijakiem. A wielu ju�
nieostro�nych przepad�o potem gdzie� bez �ladu...
� M�wisz nie do wiary! A gdzie� wolno��? Gdzie prawa kardynalne?
� Tymczasem w zastawie u Sieversa. Chod�my pr�dzej, �eby nam co lepszych miejsc nie
zabrali.
Dop�dzili towarzystwo zebrane nad Horodniczank� i rozentuzjazmowane nieoczekiwanym
zgo�a widokiem.
Bowiem nad poszarpanym dziko i obros�ym krzakami jarem, na kt�rego dnie be�kota�a
rzeczu�ka, wznosi� si� turecki kopulasty namiot w ��to-zielone pasy, podbity karmazynow�
kitajk� i tak wspaniale zastawiony, �e wielki st� ugina� si� pod ci�arem sreber, porcelan,
kryszta��w i �wiate�, uwi�zionych w alabastrowych urnach. Za� wpodle niego, na pofalowanym
brzegu i w r�anych boskietach sztucznie nasadzonych, sta�y p�kate pagody chi�skie o
wywini�tych dachach ze s�omy zielonej, wsparte na wyz�acanych smokach, okr�conych
wie�cami kwiat�w. Ka�dy by� przygotowany tylko na dziesi�� os�b i mieni� si� niby roz�o�ony
sepet od sreber, kandelabr�w ze z�oconego br�zu i farfur�w marcypanow�, augsbursk�
robot�, zdobi�cych sto�y.
� Zaiste, aspekt zgo�a niezwyczajny! � chwali� sam Sievers, a za nim drudzy na prze�cigi
s�awili szcz�liwy pomys� marsza�ka.
Pu�aski, wielce rozradowany zadowoleniem powszechno�ci, odrzuca� raz po raz bia�e wyloty
i szerokim gestem zaprasza� do sto��w, sam usadzaj�c damy i co przedniejszych go�ci.
Na pierwszego pod namiotem usadzi� Sieversa, a doko�a zajmowali miejsca ambasadorowie
o�ciennych potencji, znaczne panie, biskupi, ministrowie Rzeczypospolitej i co wa�niejsi
pos�owie sejmowi. Reszta go�ci zaj�a pagody, stowarzyszaj�c si� wedle upodoba�, zwi�zk�w
i przyjacielstwa.
Woyna wprowadzi� Zar�b� mi�dzy znajomk�w i zasiad� przy nim, by swobodnie pogaw�dzi�,
ale nie uchroni� go od natarczywych spojrze� kobiecych i zaczepnych u�mieszk�w.
� Przepowiadam ci wielkie powodzenie u kobiet � szepn�� ze szczer� admiracj�, wa��c jego
m�sk�, zuchwa�� urod�.
� Dbam o to, niby o �nieg zesz�oroczny.
Zarumieni� si� jednak.
� Wi�c pi�kna Iza jeszcze nie zapomniana?
Sewer �ci�gn�� bole�nie brwi, jakby ugodzony pod �ebro.
15
� Pi�kna szambelanowa � ci�gn�� Woyna � siedzi pod namiotem, mi�dzy pos�em angielskim
a Moszy�skim. Nie zauwa�y�e�?
� Nie ciekawym � odpar� przez zaci�ni�te z�by.
� To m�j druh serdeczny, mo�cia pani podkomorzyno dobrodziejko! � przedstawia� go
Woyna wspania�ej damie, zajmuj�cej obok miejsce.
Kar�owaty Murzynek, podobny do czarnej ma�py, stan�� za jej krzes�em, d�wigaj�c szal i
r�ne uzupe�nienia tualetowe.
Podkomorzyna wachlowa�a si� przez chwil�, obserwuj�c zarazem Sewera z uwag� i niema�ym
znawstwem. Pani by�a nieco w leciech posuni�ta, ale jeszcze bardzo pi�kna, bujnie
rozkwit�a i tak gruntownie obna�ona, �e Zar�ba nie wiedzia�, co zrobi� z oczyma.
� Wdowa, par� tysi�cy dusz w kordonie cesarskim, ca�e �ycie w amuretkach i hojna dla
swoich amis � obja�nia� go szeptem Woyna bawi�c si� jego sk�opotaniem.
� Potrzymaj mi waszmo��!
G�os mia�a niski, prze�liczny i francuszczyzn� o akcencie berdyczowskim.
Z trwog� wzi�� narz�dzie wiatry czyni�ce, z koronek ca�e, dzierganych z�otem. Po chwili
rzuci�a mu bia�e r�kawiczki, malowane w miniaturowe a wielce frywolne sceny mitologiczne
i wzi�wszy od Murzynka balsamink�, dr��on� w agacie, srebrne zwierciade�ko i osypan� drogimi
kamieniami puszk� z pudrem, obieli�a sobie twarz, skropi�a si� wonno�ciami i rzek�a
cicho:
� Nie spotka�am waszmo�ci na �adnych asamblach.
� Bom zaledwie dzisiaj przyjecha� � odpar�, zdumiony jej tualetowym ceremonia�em i obcesowo�ci�.
U�miechn�a si� b�yskaj�c ol�niewaj�cymi sznurami z�b�w i pyta�a wpieraj�c w niego
oczy silnie podczernione.
� Waszmo�� spod jakiej chor�gwi?
Dziwi� si� jej przenikliwo�ci odw��cz�c jednak odpowied�.
� Poznaj� �o�nierza pod ka�dym przebraniem i nigdy si� nie pomyl�. I jak�� szar��
waszmo�� piastuje? � napiera�a.
Zbywa� j� krotochwilnym kluczeniem, gdy Woyna znowu zaszepta�:
� Uprzedzam ci�, jako te lube i obszerne terytoria, daj�ce tak s�odkie intraty, s� ju� cum
boris, lasis et graniciebus w chwilowej arendzie.
Parskn�� na zako�czenie weso�ym �miechem.
Podkomorzyna �ci�gn�a brwi sobolowe, podejrzliwie nastawiaj�c uszy, obci��one olbrzymimi
diamentami, ale na szcz�cie powsta� znaczny rumor, gdy� ukaza� si� im� Borowski,
a za nim bia�o przybrana kohorta kuchcik�w, d�wigaj�ca pot�ne srebrne p�miski, wazy
brzuchate, rondle i blaty okryte wonnymi parami; za� drudzy, w zielonych strzeleckich kurtach,
ci�gn�li z winami we flaszach, konwiach, dzbanach staro�ytnych i omsza�ych g�siorach,
poznaczonych na lakach czarnymi krzy�ykami; trzeci, w p�sowych frakach, bia�ych po�czochach
i z utapirowanymi perukami, nie�li poz�ociste puzdra, pe�ne likwor�w, zaprawnych
w�dek i smakowitych antypast�w na przegryzk�; a w ostatku jawili si� olbrzymi pajucy i stan�li
za krzes�ami w karnym ordynku z r�cznikami na podor�dziu. Im� Borowski, jako w�dz
wielce sprawny w swym dziele, da� niemy znak i rozpocz�a si� uczta.
Muzyka �ciszonymi falami nap�ywa�a gdzie� z oddali wraz z zapachami siana i wi�dn�cych
kwiat�w.
Wiecz�r by� bardzo ciemny i upalny, sz�o jakby na burz�, niebo zwisa�o ci�k�, o�owian�
tafl� i na zachodniej stronie przewija�y si� kr�tkie, blade b�yskawice, gdzie� od �ososny dochodzi�y
piania kogut�w, a co pewien czas g�uche, dalekie grzmoty targa�y powietrzem, niekiedy
zrywa� si� suchy, gor�cy wiatr i miota� drzewami, a� szemra�y ga��zie i przygasa�y
�wiat�a iluminacji.
16
A na tle tej ciemnej, niespokojnej nocy kopulasty namiot wznosi� si� rozgorza�y niby
�wi�tynia, w kt�rej zda�y si� odprawia� jakie� tajemnicze misterie. Rozpalone urny i kryszta�y
sia�y doko�a t�czowy opy�, w kt�rego brzaskach ludzie i rzeczy nabiera�y zarys�w widmowych.
Wszystko jawi�o si� by� nieopowiedzianie cudnym majaczeniem. Spojrzenia miota�y
si� b�yskawicowymi l�nieniami, a twarze i obna�one ramiona kobiet by�y jakby z per�owej
konchy, pobryzganej turkusami, za� barwy stroj�w przycich�y, stapiaj�c si� w �ciemnia�e
rozlewy rubin�w, szmaragd�w i z�ota, potrz�sionych tu i owdzie srebrzystymi pianami koronek.
Nawet biel obrus�w mia�a barwy mydlanych baniek, a porcelanowe figury, poustawiane
w po�rodku sto�u rozta�czonym korowodem muz, zda�y si� w tym �wietle czarodziejskim
porusza� tajemniczo.
Sievers, siedz�cy na fotelu wyz�acanym jak tron, zda� si� by� gro�nym b�stwem, ku kt�remu
pe�za�y wszystkie korne spojrzenia, k�oni�y si� wszystkie g�owy i p�yn�y wszystkie westchnienia.
Nawet samo milczenie zda�o si� by� nabrzmia�ym trwo�liw� czci� i niepokojem.
Bowiem pod namiotem panowa�a niezmiernie surowa pow�ci�gliwo��. Rozmawiano niewiele
i szeptem, wa��c przy tym ka�de s�owo, ka�de spojrzenie i ka�dy ruch.
Nawet brz�ki farfur�w i sreber by�y �ciszane, a liberia przesuwa�a si� l�kliwie na palcach,
niby cienie ledwie dojrzane.
Nudzono si� te� uroczy�cie i z wielk� dostojno�ci�.
Natomiast w altanach zgo�a inny duch panowa�.
Z pocz�tku i owszem �ciszano g�osy, bacz�c na persony ucztuj�ce pod namiotem, ale gdy
min�o kilka da� i przedzwoni�y pierwsze kielichy, przepad�a wszelka wstrzemi�liwo�� i
humory j�y si� zrywa� z w�dzide�. Szlachta jad�a i pi�a daj�c folg� przyrodzonej weso�o�ci.
Dowcipy strzela�y niby race i kr���c z ust do ust wraz z pucharami jak wino nieci�y powszechn�
weso�o��. Posypa�y si� pieprzne dykteryjki o ksi�ach. Znalaz� si� nawet, drukowany
na niebieskawym karteluszku, wielce nieprzystojny wierszyk na Buchholtza, oblecia�
wszystkie sto�y i wznieciwszy szalone wybuchy �miech�w przepad� gdzie�, bez �ladu. Zabawiano
si� te� coraz weselej. Liberia niestrudzenie czuwa�a nad kielichami, wino la�o si� strumieniem,
rumieni�y si� twarze, uskrzydla�y si� fantazje, b�ogo�� przejmowa�a serca i ros�a
ochota. Oczy kobiet jarzy�y si� niby gwiazdy, a ich wilgne u�miechy i obna�one ramiona m�ci�y
ju� w g�owie niejednemu. Za rozmiotanymi wachlarzami wi�za�y si� �ciszone dialogi,
rwa�y si� nami�tne westchnienia i falowa�y piersi.
Ale gdy zabawa stawa�a si� zbyt szumna i zbyt siarczy�cie strzela�y grzmoty �miech�w,
pojawia� si� tu i owdzie zgarbiony zarys im� Borowskiego i nastr�j jako� dziwnie pos�pnia�;
�ciszano natychmiast rozmowy, twarze chmurnia�y, opada�y bezsilnie wachlarze i ukradkowe,
trwo�ne oczy lecia�y ku namiotowi.
� Zabawiaj� si�, jakby odprawowali styp� � kto� cicho zauwa�y�.
� Gdzie za wielu celebrans�w, tam nudne nabo�e�stwo.
� Niech si� nudz�, ale czemu to my mamy �piewa� Gorzkie �ale?
� M�wi� Borowski, jako ambasador wielce dzisiaj niedomaga...
� I ko� by usta�, �eby go tak przez ca�y dzie� fetowali.
� Tylko pani O�arowska niestrudzona...
� Wypo�ci�a si� po Stackelbergu, to musi zabiega� o nast�pc�! � wyrwa� si� jaki� zuchwa�y
g�os.
Odpowiedzia� mu og�lny �miech i rozmowy w tej materii potoczy�y si� tak zjadliwe i naszpikowane
towarzyskim, z�o�liwym delatorstwem, a� Zar�ba smutnie zauwa�y�:
� W Polsce lepiej by� z lud�mi w wojnie ni�li w przyja�ni.
� Utrafi�e� rzetelnie! � potwierdzi� Woyna. � Nie m�g� si� u nas zrodzi� Kastor, bo Polluks
sprzeda�by przyjaciela za lada jaki koncept. Ale tak lubo dworowa� z bli�nich! � za�mia� si�
cynicznie. � Spojrzyj no, jak nam tamten godnie panuje! � doda� wskazuj�c oczyma siw�
g�ow� Sieversa, widn� ponad wszystkie przez rozchylone na przestrza� skrzyd�a namiotu.
17
� Iz takimi dla nas prowentami, jak buty Karola XII Szwedom.
� A �e tak samo nas tratuj�, wi�c je uwielbiamy. Pomy�l tylko: nigdy i nikomu Rzeczpospolita
nie czyni�a takich honor�w. Nawet sejm zalimitowano do soboty, aby nie przeszkadza�
awanta�om. Wi�c te� satysfakcjonujemy go ze wszystkiej mocy. Ca�y ten tydzie� imieninowy
nosimy go na r�kach, obrzucamy kwiatami, wielbimy niby prawdziwego zbawc�. A
ju� dzie� dzisiejszy sp�dzamy najpracowiciej! Wiesz, rano odprawi� msz� na jego intencj�
biskup Skarszewski. Zabawne, co?
� �e to go piorun nie trzasn�� przy o�tarzu! � mrukn�� Zar�ba.
� A szkoda! Widowisko by�oby wcale efektowne. Za� w po�udnie nuncjusz da� obiad na
sze��dziesi�t os�b; nie brakowa�o tam szampa�skiego ni toast�w. Pili�my liczne zdrowia, i
jego c�rek, jego wnuczk�w, a mo�e nawet i jego lokaj�w. Czeg� Polak nie uczyni, skoro go
poniesie ochota! P�niej pojechali�my na podwieczorek z niespodziankami; wyprawia�a go
pani O�arowska. Siurpryzy by�y przednie i spektakl niezr�wnany. Odegrano Le Proverbe.
Popisywa�y si� w nim najpi�kniejsze panny i nieposzlakowana francuszczyzna. W antrakcie
za�piewa�a boska Camelli, a jej brat gra� na gitarze. Potem s�odka, cnotliwa Jula Potocka, jak
zawsze, w otoczeniu swoich dzieci, odta�czy�a w�ciek�ego kozaka. Bo�e, jakie tam by�y prysiudy
i wierzgania! Wpadli�my w sza� uwielbie�, p�akali�my ze szcz�cia i szampa�skie tryska�o
fontannami. A na zako�czenie odby�a si� jakby gloryfika