Vinter S.B. - Naznaczone kobiety 01 - Wybrana dla niego
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Vinter S.B. - Naznaczone kobiety 01 - Wybrana dla niego |
Rozszerzenie: |
Vinter S.B. - Naznaczone kobiety 01 - Wybrana dla niego PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Vinter S.B. - Naznaczone kobiety 01 - Wybrana dla niego pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Vinter S.B. - Naznaczone kobiety 01 - Wybrana dla niego Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Vinter S.B. - Naznaczone kobiety 01 - Wybrana dla niego Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Mojej mamie
Strona 4
Alabama, 12 marca 2020 roku
Nie!
Błagam, nie!
Spanikowana rozglądam się po zdewastowanym pomieszczeniu i doskonale zdaję sobie sprawę
z tego, co oznacza ten bałagan.
Była tu.
Jezu Chryste. Jeśli zabrała pieniądze, to jestem w ciemnej dupie!
Biegnę do swojego pokoju, po drodze potykając się o porozrzucane rzeczy. Dom wygląda jak po
przejściu tornada. Wszędzie leżą porozbijane szklanki i talerze. Wszystko, co zostało wyrzucone z półek
i szuflad, również zniszczone, wala się po ziemi. Kiedy docieram do celu, ogarnia mnie taka wściekłość,
że mam mroczki przed oczami. Deska podłogowa, pod którą chowałam pieniądze, znajduje się teraz
obok łóżka. Skrytka okazuje się pusta – wszystkie moje oszczędności zniknęły. Zamykam oczy i biorę
kilka uspokajających oddechów, następnie rozglądam się po pokoju, a właściwie tym, co z niego zostało.
Na ziemi leży kupka pociętych szmat, na którą składa się większość moich ubrań. Materac także jest cały
pocięty – pewnie najpierw tam szukała kasy. Od zawsze to właśnie pod materacem chowałam wszystkie
prezenty od mamy. Ta suka Connie o tym wiedziała. Cóż, jak widać, o skrytce w podłodze też musiała
się jakoś dowiedzieć. Nie było jej dziesięć lat. Dziesięć. Kurwa. Lat! Nie raczyła się zjawić nawet na
pogrzebie własnej matki. Gdy patrzę na ogrom zniszczeń w całym domu, nie mam wątpliwości, że to
była ona.
Wychodzę z pokoju i kieruje się do salonu. Rozglądam się po pomieszczeniu. Łzy napływają mi
do oczu, kiedy zauważam, że wszystkie kule śnieżne są rozbite. Nie została ani jedna! Zbierałyśmy je
z mamą latami. To nie mógł być zwykły włamywacz lub szukający towaru narkoman. Leki mamy nadal
leżą na stole. Buteleczki z tramadolem są pełne, każdy złodziej albo ćpun wiedziałby, co z nimi zrobić.
Connie musiała jakoś ustalić, że sprzedałam samochód i wszystko inne, co miało jakąkolwiek wartość.
Jutro zamierzałam zanieść pieniądze do banku i spłacić część kredytu, który mama zaciągnęła,
żeby opłacić swoje leczenie. Teraz wszystko szlag trafił!
Od dwóch godzin pakuję zniszczone rzeczy do czarnych worków na śmieci. Oczy mnie pieką
i czuję, że cały tusz spłynął mi po twarzy. Pewnie wyglądam tak nędznie, jak się czuję. Straciłam
wszystkie pamiątki po mamie. Może chociaż parę zdjęć uda się uratować – są bardzo pogniecione, lecz
na szczęście całe.
Podnoszę jedno z podłogi. Mam na nim może trzy lub cztery lata. Siedzę na starej poprzecieranej
sofie. Moją uśmiechniętą i całą wysmarowaną niebieską mazią buzię otacza burza loków w kolorze
truskawkowego blondu. Pamiętam dzień, w którym zrobiono to zdjęcie, byłam taka szczęśliwa. To
właśnie wtedy zrozumiałam, że mogę z nią zostać, że będę bezpieczna. Tego dnia mama zabrała mnie
do centrum handlowego w Prattville, gdzie wybrałam kolor farby, a następnie przez kilka godzin
pomagałam jej malować swój nowy pokój. Tak bardzo mi jej brakuje. Chowam fotografię do kieszeni
spodni. To nie czas na tego typu wspomnienia, nie mogę się jeszcze bardziej rozkleić. Po zapakowaniu
większości rzeczy postanawiam zrobić sobie przerwę i zamówić coś do jedzenia. Wybieram właśnie
numer do ulubionej knajpki, gdy za drzwiami rozlega się jakiś hałas. Zaraz potem słyszę przekleństwa.
Znam ten głos…
– Co do chuja?
Drzwi wejściowe z hukiem odbijają się od ściany, a do domu wpada jak burza moja najlepsza i
w sumie jedyna przyjaciółka, Sofia. Za nią, z taką samą finezją, wchodzi jej chłopak Gavin.
– Jezu, Maya, nic ci nie jest? Dzwonię do ciebie od dwóch godzin. Gdzie masz telefon? – warczy
Sofia.
Nim jednak zdążę odpowiedzieć, rozlega się jej głośny pisk:
– Byli tu! Gavin, oni tu byli!!
– Ta… Widzę – mówi chłopak Sofii, rozglądając się po moim zniszczonym salonie.
– Musisz się spakować i wynosimy się stąd w cholerę, zanim wrócą – krzyczy moja przyjaciółka.
– Jak widzisz, ja już nie mam czego pakować, prawie wszystko nadaje się do kosza. Zaraz… Jacy
Strona 5
oni?
Sofia spogląda teraz na Gavina, jakby szukając u niego pomocy.
– Doszły mnie słuchy, że kilku członków Loki Riders o ciebie pytało, a to nie są mili ludzie.
Widzę, że ustalenie twojego adresu nie zajęło im zbyt dużo czasu.
Patrzę na tego ogromnego faceta i nie mam pojęcia, o czym on gada.
– Loki? Jak ten nordycki bóg? – pytam z uśmiechem, bo cała sytuacja wydaje się całkiem
absurdalna.
– Maya! – grzmi Gavin. – To nie czas na żarty. Musimy się zbierać. Nie chcę się na nich natknąć,
gdy jestem tutaj z Sofią. Zbieraj się, jedziesz z nami. Widzisz, co zrobili z twoim domem? Jak myślisz –
co zrobią z tobą?!
– Po pierwsze, nie krzycz na mnie! Jedyny klub motocyklowy, jaki znam, to twój! Po drugie, to
była Connie!
– Dlaczego myślisz, że to ona? – pyta Sofia.
Przenoszę wzrok na przyjaciółkę, po czym odpowiadam:
– Rozejrzyj się. Nic tu nie zostało. Wszystko, co jest w tych workach, nadaje się na śmietnik.
Tylko jedna osoba byłaby zdolna zrobić coś takiego. Poza tym wiedziała, gdzie szukać kasy.
***
Siedzę na sofie zwinięta w kłębek i usiłuję poukładać sobie w głowie wszystko, czego się przed
chwilą dowiedziałam.
Faceci, o których mówił Gavin, specjalizują się przede wszystkim w narkotykach. Słyną ze
swych okrutnych zbrodni. Żeby rozszerzyć swoje terytorium, dokonują kradzieży i mordują członków
konkurencyjnych grup motocyklowych. Chłopakowi Sofii udało się ustalić, że Connie dość często była
widywana z ludźmi z Loki Riders, a teraz dziwnym trafem oni szukają mnie.
– No dobrze – wzdycham. – Wytłumaczcie mi, bo czegoś tu nie rozumiem: niby dlaczego mieliby
szukać mnie? Nie mam z Connie nic wspólnego, a poza tym nie widziałam tej suki od wielu lat!
– Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć. Moi ludzie już nad tym pracują.
Spoglądam na Gavina, który przypomina wojownika. Cały w tatuażach. Celtyckie wzory oplatają
oba jego ramiona, a reszta tatuażu znika pod koszulką. Jest ogromny, mierzy około stu
dziewięćdziesięciu centymetrów. Nie znam go tak dobrze jak Sofia, ale z tego, co zdążyłam zauważyć,
trudno go wyprowadzić z równowagi. Jednak dzisiaj wygląda, jakby miał ochotę rozszarpać kogoś
gołymi rękami. Dlatego domyślam się, że sprawa jest naprawdę poważna.
Godzinę później przyjaciółka lokuje mnie w jednym z wolnych pokoi, gdzie momentalnie
zasypiam. Budzi mnie pukanie do drzwi. Sofia wchodzi do środka, nie czekając na zaproszenie.
– Musimy pogadać – mówi. – Ogarnij się i zejdź na dół. Gavin już tam czeka. – Po czym szybko
wychodzi, nie patrząc mi w oczy.
Coś jest nie tak, wiem to. Wstaję i idę do łazienki, tam szybko załatwiam swoje sprawy.
Następnie spryskuje twarz wodą. Przyglądam się sobie w lustrze – wyglądam okropnie. Jestem blada
i mam sińce pod oczami. Nakładam trochę fluidu i tuszuję rzęsy. Tyle musi wystarczyć. Kończę toaletę
i kieruje się schodami w dół.
Nagle staję jak wryta. Z miejsca, w którym się znajduję, widzę cały salon. Dostrzegam trzech
facetów. Stoją do mnie tyłem. Każdy ma na sobie klubową kamizelkę. Podobnie jak chłopak mojej
przyjaciółki, są wysocy i dobrze zbudowani. Jestem zaskoczona, bo gdy dotarliśmy do klubu kilka
godzin wcześniej, nikogo tu nie było. Gavin powiedział, że reszta załogi udała się do oddziału
macierzystego w Nashville.
– Najwyraźniej nie wszyscy – mruczę do siebie, ale chyba dość głośno, bo po chwili gapią się na
mnie wszyscy trzej gorący jak piekło bikerzy.
Przyglądam się im po kolei. Facet z mojej lewej strony wygląda jak młodsza wersja Gavina. Jego
ciemnoczekoladowe włosy sięgają ramion, a oczy są w kolorze jasnej zieleni. Cudownie zarysowana
szczęka z kilkudniowym zarostem dopełnia wygląd typowego bad boya. Tak jak jego koledzy ma na
sobie skórzane spodnie, które idealnie podkreślają muskularne uda. Spod podwiniętych rękawów czarnej
Strona 6
koszulki wystają kolorowe tatuaże. To musi być Asher, młodszy brat Gavina. Sofia często o nim
opowiadała, a właściwie to opisywała dramaty, które się rozgrywały, ponieważ gość pieprzył wszystko,
co miało dwie nogi. Przez to dochodziło do regularnych walk między kobietami w klubie, i nie tylko.
Dwaj pozostali są równie gorący. Uśmiechają się, bo nie mają wątpliwości, że podoba mi się to, co widzę.
Czuję, że się czerwienię. Właśnie wtedy, gdy zamierzam odwrócić się na pięcie i znaleźć jakąś mysią
dziurę, by się w niej schować, odzywa się Sofia:
– Jesteś w końcu – mówi, podchodząc do mnie. – Wytrzyj ślinę – szepcze.
– Asher, Max, Colton, to moja przyjaciółka Maya. – Podnoszę rękę i macham do nich.
Macham… Jezu, co się ze mną dzieje?
– Cześć. – Udaje mi się wydusić tylko tyle. Nie wiem, co jest grane. To pewnie szok, zwarcie
w mózgu, albo coś…
– Ja pierdolę, zdecydowanie zaklepuję – odzywa się blondyn stojący pośrodku.
Całe towarzystwo wybucha śmiechem. Nawet cholerna Sofia chichocze.
– Macie jakieś wiadomości? – pyta Gavin, a w jego głosie słychać irytację.
– Tak. I to nie są dobre wieści – odpowiada Colton, jeśli się nie mylę.
– Tego już się domyśliłem. Więc?
– Niejaka Connie kręciła się jakiś czas koło Trashera, skarbnika Loki Riders. Miesiąc temu
zniknęła razem z klubową forsą. Daleko nie uciekła. Znaleźli ją dwa dni później, razem z częścią hajsu,
której nie zdążyła przepuścić.
– Jak rozumiem, suka jest już martwa?
– No właśnie nie. Co ciekawe, poszli z nią na układ. – Colton spogląda wprost na mnie. –
W zamian za darowanie życia zaoferowała Dashowi, prezesowi Loki Riders, swoją córkę.
***
Podjeżdżam pod ogromną bramę wjazdową. Cholera, to wygląda raczej jak wrota. Jak znam
swoje szczęście, te wrota prowadzą do piekieł. Parkuję pożyczonego od Sofii starego forda zaraz za
bramą.
Im bliżej wejścia, tym lepiej. Nigdy nie wiadomo, czy nie będę musiała stąd uciekać. Rozglądam
się dookoła. Miejsce sprawia wrażenie zadbanego, a budynek wygląda raczej normalnie. Okna, z których
sączy się światło, chyba są całe, z elewacji nie odpada farba, a właśnie tego się spodziewałam po
wysłuchaniu opowieści Gavina. Jeszcze raz sprawdzam adres w telefonie i faktycznie wszystko się
zgadza. Z bijącym sercem odpinam pasy i już mam wysiąść z samochodu, gdy przypominam sobie
o broni ukrytej pod siedzeniem pasażera.
Może i jestem idiotką. Przyjechałam przecież sama do siedziby klubu Blasted, a od domu dzielą
mnie dwie i pół godziny jazdy. Ale w razie czego mam pistolet. Chociaż prawda jest taka, że nawet nie
mam pojęcia, jak tej broni użyć, gdyby zaszła taka potrzeba. Więc… w sumie tak, jestem idiotką.
Mama wiele razy próbowała mnie namówić na naukę strzelania, w końcu mieszkałyśmy
w Alabamie i powinno być to dla mnie tak naturalne jak jedzenie czy picie. Ale nie, ja wolałam książki.
Jestem przekonana, że mam w torbie swoją ulubioną Jude the Obscure Thomasa Hardy’ego.
– Zawsze mogę jej użyć, żeby się obronić – prycham sama do siebie. Uzbrojona w książkę
zmierzam do klubu pełnego niebezpiecznych facetów. Tak, to bez wątpienia się uda. Od budynku dzieli
mnie może sześćdziesiąt metrów, a już stąd słyszę dudnienie muzyki. Gdy idę żwirowym podjazdem,
moje serce przyśpiesza z każdym krokiem. Wycieram spocone dłonie w nogawki spodni i biorę kilka
głębokich oddechów. Gdy znajduję się może dziesięć metrów od wejścia, drzwi otwierają się z hukiem.
Zza nich wyłania się ogromny mężczyzna, grubo po pięćdziesiątce. Chwiejnym krokiem podchodzi do
balustrady. Zapala papierosa i w tym momencie mnie zauważa. Gdy lustruje mnie z góry na dół, na jego
pijanej twarzy zakwita lubieżny uśmiech. Otwiera usta i coś mówi, ale słyszę tylko niezrozumiały bełkot.
Najwyraźniej facet ma już dość. Ostrożnie podchodzę do otwartych drzwi, starając się zanadto nie
zbliżać do pijanego mężczyzny.
Zaglądam do środka i zamieram. Myślałam, że zobaczę normalną imprezę, pijących i tańczących
ludzi. Ale się myliłam… Daleko temu do normalności. Kobiety i mężczyźni są w różnym stopniu
Strona 7
rozebrani. Z miejsca, w którym stoję, nie jestem w stanie dostrzec osoby, której szukam. Wchodzę więc
w głąb pomieszczenia. Cholernie tu tłoczno, większość zgromadzonych uprawia seks lub właśnie do tego
zmierza, a reszta się temu przygląda, śmiejąc się i pijąc. To regularna orgia. Sofia czasami opowiadała
o imprezach w klubie Gavina, ale chyba dużą część tych historii pominęła. Z przodu tego lokalu znajduje
się coś na kształt baru. Na półkach stoi alkohol. Mimo dudniącej muzyki i przekrzykujących się
imprezowiczów słyszę charakterystyczny piskliwy głos. Wszędzie go rozpoznam. Jeszcze jej nie widzę.
Przeciskam się między ludźmi, kobiety rzucają mi zdziwione lub pogardliwe spojrzenia. Tak. Wiem, że
tutaj nie pasuję, chociażby dlatego, że mój ubiór jest kompletny. Od razu wzbudzam niechęć
przedstawicielek swojej płci. Dzisiaj jednak mam to głęboko w dupie. Mój cel stanowi znalezienie
Connie, a nie nowych przyjaźni.
Kiedy docieram mniej więcej na środek pomieszczenia, dostrzegam przy barze grupkę kobiet
pijących szoty. Wśród nich widzę tlenioną głowę swojej rodzicielki. Nigdy nie widziałam jej w kolorze
innym niż spalony blond. Gdy byłam dzieckiem, znalazłam album ze zdjęciami. Stąd wiem, że naturalny
kolor włosów Connie – podobnie zresztą jak jej mamy – to ciemny kasztan, a twarz ma obsypaną
piegami, które skrzętnie chowa pod ciężkim makijażem. Za to ja w ogóle nie przypominam swojej matki.
Mierzę sto sześćdziesiąt pięć centymetrów, więc jestem od niej jakieś dziesięć centymetrów niższa,
i mam sięgające do pasa włosy w kolorze truskawkowego blondu. Moje oczy – w przeciwieństwie do jej
wąskich i piwnych – są w kształcie migdałów, w kolorze jasnozielonym z żółtymi plamkami na brzegach
źrenic. Tak więc jestem pewna, że większość cech wyglądu odziedziczyłam po ojcu. Niestety, nie dane
mi było go poznać. Mama nie chciała o nim zbyt wiele mówić. Gdy okazało się, że Connie jest w ciąży,
zwinął manatki i ślad po nim zaginął. Może to i lepiej. Z pewnością nie był kimś, z kim chciałabym
spędzać czas, w końcu trzymał z Connie, a to dużo o człowieku świadczy.
Gdy widzę ją teraz, jak siedzi i pije, taka wyluzowana i zadowolona, cała moja frustracja i złość,
którą gromadziłam przez lata, próbują się wydostać na zewnątrz. Podchodzę do Connie i staję za jej
plecami, ona mnie nie widzi, ale jedna z jej towarzyszek już tak, więc szturcha ją i pokazuje do tyłu – na
mnie. Nie daję Connie czasu na reakcję. W momencie, gdy odwraca się w moją stronę, wyciągam rękę
i wymierzam jej cios w twarz. Kobieta odbija się od baru. Podnosi na mnie swoje zszokowane oczy. Całe
jej towarzystwo milknie, natomiast na twarzy Connie maluje się przerażenie. Tego się zupełnie nie
spodziewałam. Przez całe swoje życie miałam do czynienia z różnymi jej uczuciami i zachowaniami, od
nienawiści po agresję, lecz nigdy nie widziałam u niej strachu.
– Co ty tutaj robisz? – pyta, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała. – Nie
powinno cię tu być! – warczy.
– Co ja tutaj robię? – wybucham głośno.
Moje zachowanie sprawia, że coraz więcej ludzi zwraca oczy w naszą stronę.
– Co ja tutaj robię? – pytam raz jeszcze, zbliżając twarz do twarzy Connie.
Nagle jej oczy robią się ogromne z przerażenia, gdy patrzy na kogoś za mną.
Nim zdążę się odwrócić, słyszę ochrypły męski głos.
– Co tu się, kurwa, odpierdala? Connie, prezes chyba jasno się wyraził, że jedna twoja wpadka
i wylatujesz. Nie należysz do klubu, ale wiesz, jakie tu obowiązują zasady. Jeśli dowiem się, że
podniosłaś rękę na którąkolwiek z suk, to jeszcze dziś twoje dupsko wyląduje na ulicy, zrozumiałaś? –
Karcący ton tego mężczyzny sprawia, że włosy stają mi dęba.
– Drake, to nie była jej wina – odzywa się jedna z koleżanek Connie, chyba ta, która pierwsza
mnie zauważyła. – To ta dziwka zaczęła! – tłumaczy, wskazując na mnie palcem. Connie, która właśnie
przykłada dłoń do swojego krwawiącego nosa, mówi:
– Nic się nie dzieje, Drake, to było tylko małe nieporozumienie. Już wszystko jest wyjaśnione. –
Głos jej się trzęsie. – To moja znajoma, która właśnie wychodzi – wypowiadając ostatnie zdanie, patrzy
na mnie błagalnym wzrokiem.
Connie nigdy nikogo się nie bała, a już tym bardziej nikt nigdy jej nie rozkazywał. Hmm…
dziwne. Jestem bardzo ciekawa, kto wywołał u mojej matki taką reakcję.
W tym momencie odwracam się w stronę tajemniczego Drake’a. Stoi za mną największy
mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. Jego brązowe włosy są lekko oprószone siwizną. Na oko
Strona 8
może mieć jakieś czterdzieści, może czterdzieści pięć lat. Ostre rysy jego twarzy sprawiają, że lekko się
wzdrygam. Chyba to dostrzega, bo na jego ustach zakwita uśmiech. Następnie spogląda na Connie.
– Mam uwierzyć, że ta słodka istota to twoja znajoma? – Wzrok Drake’a znów wędruje w moją
stronę. I w tej samej chwili jego postawa się zmienia. Krzyżuje dłonie na piersi, przechyla głowę
i marszczy brwi. Wygląda, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. – Jak masz na imię, skarbie? –
pyta.
– M-maya – mówię trzęsącym się głosem. Kurwa. Właśnie do mnie dociera, jak jestem głupia.
Przecież mogą mnie zabić lub zgwałcić, a kobieta, która mnie urodziła, nie kiwnie nawet palcem w mojej
obronie. Ba, jestem pewna, że jako pierwsza by się zgłosiła, żeby pomóc moim oprawcom.
– Maya – powtarza po mnie Drake, a ja wytężam wszystkie siły, by się nie odwrócić i nie uciec.
Zaczynam się nerwowo zastanawiać, czy będę w stanie dobiec do drzwi. Rozglądam się po
pomieszczeniu i zdaję sobie sprawę, że nie mam szans na ucieczkę. Wokół nas zebrali się już chyba
wszyscy, i teraz na nas patrzą. Na szczęście częściowo zdążyli się ubrać. Widzę, jak mój rozmówca
kiwnięciem przywołuje kogoś z tłumu. Zaraz podchodzi do niego chłopak, mniej więcej w moim wieku.
Nie ma na sobie kamizelki, więc chyba nie należy do klubu. Drake nachyla się ku niemu i coś szepcze.
Tamten kiwa głową i odchodzi.
– Daj spokój, Drake – mówi Connie. – Ona już wychodzi – zarzeka się, łapiąc mnie za ramię.
W tej samej chwili Drake kiwa głową na faceta stojącego po prawej stronie mojej matki. Connie
natychmiast zostaje ode mnie odciągnięta. Przełykam nerwowo ślinę, gdy widzę, jak szarpie się i wije
w żelaznym uścisku bikera, lecz na próżno. Facet wygląda jak Hulk na sterydach. Connie jest bez szans.
– Ona ma rację, powinnam sobie pójść. – Kolejny już raz przełykam nerwowo ślinę.
Drake znów taksuje mnie wzrokiem.
– Powiedz mi, skarbie: co taka śliczna młoda dziewczyna robi z kimś takim jak ona? – Ostatnie
słowo wypowiada z obrzydzeniem.
Wiem, że powinnam zamknąć twarz i nie pogarszać jeszcze bardziej swojej sytuacji, ale mimo
to mówię:
– Ktoś włamał się do mojego domu i zabrał wszystkie moje oszczędności. Myślę, że to była ona.
– To poważne oskarżenie, skarbie. Kiedy to było? I dlaczego myślisz, że zrobiła to Connie?
– Jakieś trzy dni temu, gdy chowałam na cmentarzu matkę. Jestem pewna, że to była ona. Tylko
Connie tak bardzo mnie nienawidzi, żeby zrobić coś takiego.
W tym momencie słyszę, jak ta siarczyście przeklina mężczyznę, który ją przytrzymuje. Próbuje
mu się wyrwać, lecz na wielkim bikerze nie robi to żadnego wrażenia.
Drake robi krok w moją stronę i kładzie mi dłoń na ramieniu. Cała sztywnieję, a krew pulsuje mi
w uszach. Od razu wyczuwa moje napięcie, bo natychmiast cofa rękę.
– Przykro mi z powodu twojej straty, ale dalej nie rozumiem, co z tym wszystkim wspólnego
ma Connie i z jakiego powodu miałaby cię nienawidzić.
Zastanawiam się, jak mu to wyjaśnić. I tak powiedziałam już za dużo. Może jeśli powiem
wszystko zgodnie z prawdą, to puści mnie wolno?
– Wychowała nas ta sama kobieta. Connie chyba nie mogła znieść tego, że mama mnie kochała.
Jej zdaniem, ja nie zasługuję na miłość – mówię cicho. – Myślę, że mnie znienawidziła, bo była
zazdrosna.
– Kurwa… Czyli jesteście siostrami? – Patrzy to na mnie, to na Connie.
– Cóż, nie… Matką nazywam kobietę, która mnie wychowała, ale nie urodziła. Tak naprawdę
jestem córką Connie.
W pomieszczeniu zapada cisza. Jestem pewna, że usłyszałabym przelatującą muchę. Spoglądam
na matkę – jest blada jak ściana. A przepytujący mnie biker wygląda, jakby intensywnie nad czymś
myślał.
– Zabierz dziwkę do piwnicy i przypilnuj, żeby nie zwiała – mówi do Hulka, który już ciągnie
wyrywającą się Connie w głąb klubu. – A ty, skarbie, zaczekasz na Shade’a i Caldera – zwraca się do
mnie.
– Kim oni są? – pytam. – Ja naprawdę powinnam już iść, moi przyjaciele będą mnie szukać.
Strona 9
– Shade jest prezydentem tego klubu – odpowiada wyraźnie rozbawiony. – A Calder… Hmm,
jestem przekonany, że z radością cię pozna.
Zaraz potem zostaję zaprowadzona po schodach na górę, a później zamknięta w jakimś pokoju.
Dzięki Bogu, że to nie piwnica. Nienawidzę pająków!
W co ja się, kurwa, wpakowałam?
Krążę po pokoju już jakąś godzinę. Wyglądam przez okno. Na oko jest jakieś siedem metrów do
ziemi. Nie ma więc szans, żebym skoczyła i nic sobie nie złamała. Najgorsze, że na dole zostawiłam
torebkę z telefonem i bronią. Broń zdaje się mało ważna, i tak bym jej nie użyła, ale telefonu bardzo
potrzebuję.
Cholera! Musiałam upuścić torebkę, gdy waliłam Connie w twarz.
Kurwa!
Z zamyślenia wyrywa mnie głośny ryk silników. Podchodzę do okna i widzę kilku motocyklistów
przejeżdżających przez bramę i zmierzających w stronę klubu. Jest już po zmroku, ale dostrzegam, że
mężczyźni są ubrani na czarno. Z pokoju, w którym mnie zamknięto, jestem w stanie dostrzec tylko tyle.
Zatrzymują się przed wejściem do budynku, a potem zdejmują kaski. W ciemności nie rozpoznaję ich
twarzy. Wszyscy kierują się w stronę drzwi więc zaraz znikają mi z pola widzenia. Podchodzę do ściany,
tuż obok drzwi, osuwam się po niej i siadam na podłodze. Nie jest to najwygodniejsza opcja, jednak po
tym, czego byłam świadkiem na dole, wolę nie siadać na łóżku. Kto wie, co się tutaj działo.
Po jakimś czasie słyszę hałas za drzwiami, a po chwili zgrzyt klucza w zamku. Wstrzymuję
oddech, przerażona tym, co mnie czeka. Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę Sofię?
Do środka wchodzą dwaj mężczyźni. Stają dokładnie przede mną. Podnoszę wzrok i przełykam
ślinę.
Po kolei przyglądam się każdemu z nich. Pierwszego już znam, to Drake. Wielka góra mięśni
patrzy na mnie z krzywym uśmiechem. Obok stoi blondyn z pochmurną miną. Na moje oko jest jakieś
trzy, cztery lata starszy ode mnie. Wygląda na góra dwadzieścia pięć lat. Gdyby nie jego wyraz twarzy,
można by go nazwać uroczym, z tymi sięgającymi kołnierzyka rozczochranymi włosami. Ma piękne
jasnozielone oczy, które wyróżniają się na tle jego opalonej skóry. Mam nieodparte wrażenie, jakbym
już je gdzieś widziała. Nagle nasze oczy się spotykają. Jego zmarszczone brwi to wyraźny sygnał, że nie
jest zadowolony z mojej wizyty.
Cóż, ja też, kolego, nie skaczę z radości.
Przenoszę wzrok na Drake’a.
– Dlaczego, do cholery, mnie tu zamknąłeś? – Wstaję z podłogi, podchodzę do niego i odchylam
głowę, by móc patrzeć mu w oczy – Siedzę tu już którąś godzinę. Kto o tym, do kurwy nędzy, decyduje?
Co?
Słyszę prychnięcie. Spoglądam w tamtą stronę i nie mam wątpliwości, że blondyn jest
rozbawiony moim wybuchem.
– A z tobą, co jest, do diabła, nie tak? – wypalam, zanim orientuję się, co robię.
Tym razem Drake wyszczerza zęby w uśmiechu.
– A nie mówiłem? Jak dwie krople wody. Chodź, skarbie, musimy porozmawiać. – Mówiąc to,
bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę drzwi.
Za nami idzie jego towarzysz.
Schodzimy schodami, a moją uwagę od razu przykuwa cisza. Jeszcze niedawno było tu dość
głośno. Delikatnie mówiąc. Gdy już jesteśmy na dole, dostrzegam kilka osób siedzących przy barze. To
w większości faceci. Nie słyszę, o czym rozmawiają, ale to na pewno coś ważnego, bo dużo przy tym
gestykulują.
Rozpoznaję Hulka, stoi za barem i nalewa alkohol. Reszty chyba wcześniej nie widziałam. Choć
z drugiej strony po przekroczeniu progu tego budynku byłam tak zestresowana, że niczego nie
zarejestrowałam. Strach zaczyna mnie paraliżować, kolana mi się trzęsą, dłonie się pocą, a w głowie
wiruje. Próbuję się wyrwać z mocnego uścisku bikera, a ten natychmiast się zatrzymuje i odwraca
w moją stronę. Schyla się na tyle, by patrzeć mi prosto w oczy.
– Zaufaj mi, skarbie. Nic ci nie grozi, chcemy tylko porozmawiać – mówi do mnie łagodnym
Strona 10
głosem.
Biorę głęboki oddech i kiwam głową na znak, że rozumiem. Oczywiście kłamię, bo kompletnie
nic nie rozumiem. Po co chcą ze mną gadać? Przecież jestem dla nich nikim. Chciałam tylko wyjaśnić
sprawy z Connie i zniknąć.
Widzę, że ludzie siedzący przy barze patrzą na mnie i dwóch mężczyzn, którzy sprowadzili mnie
na dół. Pewnie słyszeli uspokajające słowa Drake’a. Zmierzamy w tamtą stronę. W pewnym momencie
blondyn nas wyprzedza i pochyla się nad barem. Zza lady wyciąga butelkę whisky, po czym siada obok
pozostałych.
Zatrzymujemy się dokładnie przed – jak przypuszczam – kimś pełniącym funkcję szefa. Otacza
go aura władzy, tak przynajmniej mi się wydaje. Zaczynam się kurewsko bać. Jest najstarszy
z towarzystwa. Ma podobną minę do tej, którą malowała się na twarzy blondyna, gdy na mnie patrzył.
Między brwiami domniemanego bosa biegnie podłużna zmarszczka. Facet wygląda na dojrzałego –
myślę, że ma coś koło pięćdziesiątki. Choć mogę się mylić. Jego gęste jasnobrązowe włosy na bokach
przetyka siwizna. Ale to jego oczy przykuwają uwagę. Mają jasnozielony kolor, zupełnie jak…
Przenoszę wzrok na blondyna i wszystko staje się jasne. To ojciec i syn, a jeśli nie, to na pewno łączy
ich bliskie pokrewieństwo.
Starszy mężczyzna już otwiera usta, by coś powiedzieć, lecz ubiega go ktoś inny.
– Jak masz na imię? – pyta głęboki głos.
Spoglądam w kierunku, z którego ten głos dochodzi, i… Jasna cholera… Widzę przed sobą
najgorętszego faceta, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Jego ciemne, prawie czarne włosy są dłuższe na
górze, a krócej przycięte po bokach. Najbardziej jednak uderzające są jego intensywnie bursztynowe
oczy, które zmrużone wpatrują się teraz we mnie. Kwadratową szczękę pokrywa ciemny zarost. Ma na
sobie sprane dżinsy i skórzaną kurtkę, taką samą jak pozostali. Zza kołnierzyka wystają mu tatuaże,
a jego ramiona są ogromne. Chrząknięcie mężczyzny stojącego obok sprowadza mnie z powrotem na
ziemię.
– A ty? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
– No, kurwa, nie wierzę! Pozwolisz tej szmacie tak do siebie mówić? – Słyszę oburzony ton
kobiety.
Kurna, z tego wszystkiego jej nie zauważyłam.
Nic dziwnego, że kobieta właśnie morduje mnie wzrokiem. Musiała zauważyć, jak rozpływam
się nad facetem obok niej. Z tego, jak wbija swoje szpony w jego muskuły, wnioskuję, że są razem. Nie
można jej odmówić urody. Hebanowe włosy – teraz przerzucone przez ramię – sięgają jej trochę poniżej
piersi. Ma niebieskie oczy i długie czarne rzęsy. Przez mocny makijaż nie potrafię jednak odgadnąć jej
wieku.
– Zamknij się, Natasha. Dzisiaj już nie zamierzam znosić twojego gówna. Albo znajdź sobie
jakieś zajęcie, albo wypierdalaj!
Zszokowana Natasha wciąga głośno powietrze, ale nie dyskutuje z mężczyzną. Wstaje
i odchodzi, rzucając mi przy tym jadowite spojrzenie.
– Więc jeszcze raz. Ja nazywam się Shade, a to jest Smoke. – Wskazuje na starszego gościa. –
Dalej siedzi Calder, a za barem stoi Jett. Drake’a już znasz. Jeszcze jakieś pytania?
A więc to ten mężczyzna jest szefem, a mięśniak to Jett.
Biorę głęboki wdech i odpowiadam.
– Nazywam się Maya Finley, ale to już przecież wiecie – mówię cicho, patrząc na Drake’a. – Nie
rozumiem, dlaczego mnie tu trzymacie.
– Chcemy wiedzieć – cedzi blondyn przez zaciśnięte zęby – jaki miałyście z Connie plan. Czemu
miała służyć ta szopka?
– Calder, synu, daj nam chwilę – odzywa się starszy mężczyzna.
Wyraźnie wkurzony Calder wstaje, przewracając przy tym krzesło, na którym siedział. Odchodzi
w stronę otwartych drzwi wyjściowych. Widzę, jak zapala papierosa i schodzi z werandy.
Dobrze. Ten gość przeraża mnie najbardziej spośród wszystkich. Ewidentnie ma ze mną jakiś
problem.
Strona 11
– A więc, Mayu, powiedz nam, jak to się stało, że się znalazłaś tutaj – zwraca się do mnie starszy
facet.
Spoglądam mu prosto w oczy i zauważam, że jest blady jak ściana. Właściwie im dłużej na mnie
patrzy, tym bledszy się staje.
To wszystko jest tak kurewsko dziwne. Gavin mnie przed nimi ostrzegał. Oczywiście
zignorowałam jego uwagi i jak zwykle zrobiłam po swojemu. Kurwa. Pewnie już wiedzą, że mnie nie
ma. Chryste, jeśli ci bikerzy mnie nie zabiją, to zrobi to Gavin.
– Szukałam Connie, dlatego tu jestem.
– Wytłumacz nam, bo czegoś tu nie rozumiemy. Drake mówił, że Connie to twoja matka. Zgadza
się?
– Tak, a w zasadzie… nie do końca. Gdy miałam jakieś trzy lub cztery lata, zawiozła mnie do
babci, a właściwie nie, to babcia po mnie przyjechała. Od tego czasu widziałam Connie może parę razy.
W każdym razie wychowała mnie babcia. Więc na dobrą sprawę to Abigail Finley była moją prawdziwą
matką, a nie Connie.
– Skąd wiedziałaś, że ona tu będzie, skoro nie utrzymujecie kontaktu? I co najważniejsze – po
jaką cholerę jej szukałaś?
– Mój przyjaciel ją dla mnie znalazł. Przyjechałam tutaj, żeby porozmawiać z nią o tym, co
zrobiła.
– Czyli o czym? – chce wiedzieć Shade.
– Hmm, ktoś włamał się do mojego domu, ukradł pieniądze i wszystko zdemolował. Sądzę, że to
była ona.
Patrzą na mnie, a potem spoglądają na siebie. Na szczęście nie pytają o nią więcej. Rozmowa
o Connie zawsze mnie denerwuje.
– Ile masz teraz lat, skarbie?
– Za dwa dni skończę dwadzieścia.
Starszy facet, Smoke, o ile dobrze pamiętam, odwraca się do Hulka i mówi:
– Przyprowadź ją.
Ogromna bryła mięśni wychodzi zza baru i kieruje się w stronę drzwi, które – jak się domyślam
– prowadzą do piwnicy.
Zapada krępująca cisza. Czuję na sobie wzrok Shade’a. Przenoszę na niego oczy. Widzę, jak
lustruje mnie od góry do dołu. Szybko się orientuje, że go przyłapałam. Zagryza dolną wargę i uśmiecha
się do mnie. Cholera, nagle robi się piekielnie gorąco. Patrzę na swoje stopy i staram się uspokoić nerwy,
niestety nie pomaga fakt, że wciąż czuję na sobie jego spojrzenie. Po chwili patrzę na najstarszego
z bikerów, Smoke’a. Facet wygląda, jakby miał zaraz zwymiotować. Pewnie gdzieś balowali i oto skutki.
Natomiast Drake zerka na mnie z uśmiechem, ten gość chyba w ogóle dużo się uśmiecha. Jest to dość
ciekawe, bo wygląda cholernie przerażająco, ale gdy się uśmiechnie, jego twarz zmienia się nie do
poznania.
Po może dwóch minutach męki do pomieszczenia wchodzi Hulk z szarpiącą się Connie. Kobieta
wygląda, jakby miała zaraz zemdleć. Jest blada, a jej oczy są dzikie, rozbiegane. Gdybym nie wiedziała,
że ostatnią noc spędziła w piwnicy, powiedziałabym, że była na tej samej imprezie co Smoke.
Zatrzymują się obok nas. Smoke wstaje i robi krok w stronę Connie. Ona momentalnie się cofa, a facet
napiera na nią z furią i chwyta ją za szyję.
– Musisz mi coś wytłumaczyć, dziwko. Jakim cudem stoi tu dziewczyna, która twierdzi, że jest
twoją córką, a wygląda jak wierna kopia mojej zmarłej żony, co?
Patrzę osłupiała na scenę, która się przede mną rozgrywa. Mężczyznę, który dusi Connie, ogarnia
jakiś szał. Podchodzi do niego Shade i szepcze mu coś do ucha. Na efekty nie trzeba długo czekać –
Smoke natychmiast puszcza Connie. Dosłownie. Kobieta upada na tyłek. Przykłada dłonie do szyi,
próbując zaczerpnąć powietrza, a z jej gardła wydobywa się głośne rzężenie.
– Możesz mi, do cholery, powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – pytam przerażona.
Mężczyzna patrzy jeszcze chwilę na siedzącą na ziemi Connie, po czym przenosi spojrzenie na
mnie.
Strona 12
– Podejrzewam, a właściwie to jestem pewny, że jesteś moją córką.
Przyglądam mu się zdezorientowana, usiłując pojąć, o czym mówi.
– Nie no, to są jakieś jaja. Nie mam ojca i nigdy nie miałam, poszedł w siną dal, gdy się o mnie
dowiedział. Jesteś moim zaginionym tatusiem? Facetem, który zamiast wziąć odpowiedzialność za
dziecko, wziął nogi za pas?
Patrzę na niego i próbuję się doszukać jakiegoś podobieństwa. Chryste, dlaczego wcześniej tego
nie zauważyłam. Nasze oczy. Choć różnił je kształt, były do siebie łudząco podobne. Ten sam kolor, te
same żółte plamki.
– Nie. Nic nie rozumiesz, skarbie.
Całe życie marzyłam, że po mnie przyjdzie, że będzie chciał mnie poznać. Ale to nigdy nie
nastąpiło. Byłam nawet przekonana, że mój ojciec nie żyje. Teraz okazuje się, że jak gdyby nigdy nic
mieszkał sobie niecałe trzy godziny drogi ode mnie.
– Ależ nie, ja doskonale wszystko rozumiem, a już na pewno to, że dłużej nie będę tu stała
i słuchała tych bzdur, które zapewne za chwilę będziesz próbował mi wcisnąć. A poza tym nikt, kto
umawiał się z Connie, nie może być dobrym człowiekiem. Nie rozumiem, jak ktokolwiek byłby w stanie
z nią wytrzymać. A podobno tworzyliście związek, nie była to przygoda na jedną noc. Dlatego nie
zamierzam dłużej uczestniczyć w waszych małych rodzinnych dramatach. – Na tym kończę swój
monolog, bo brakuje mi tchu.
Już chcę się odwrócić i wyjść, kiedy drogę zagradza mi Shade.
– Sorry, mała, ale nigdzie nie pójdziesz. Przynajmniej do czasu, aż Smoke ci wszystkiego nie
wytłumaczy.
– Nie możesz mnie tu trzymać wbrew mojej woli! – krzyczę. – A poza tym chyba jasno się
wyraziłam, że mam w dupie to, co on ma do powiedzenia.
– Skarbie – zwraca się do mnie Smoke, który wygląda na zrezygnowanego – Connie nie jest
twoją matką, tak jak powiedziałem, a co pewnie ci umknęło, jesteś podobna do swojej mamy, a mojej
zmarłej żony. Zostałaś porwana siedemnaście lat temu, na jej oczach i… – rzuca nienawistne spojrzenie
kobiecie, siedzącej na podłodze – …i Connie.
Te słowa sprawiają, że moją pierś przeszywa przenikliwy ból.
Boże, to nie dzieje się naprawdę.
Zamykam oczy i biorę głęboki wdech.
– Ale jak? Nic z tego nie rozumiem. Powiedziałeś, że porwano mnie na oczach mojej matki. –
Przenoszę spojrzenie na Connie i patrząc na nią błagalnie, pytam: – Przecież ty nią jesteś, prawda?
Nie dostaję odpowiedzi. Nie obdarza mnie choćby spojrzeniem.
– Wytłumacz mi, do kurwy nędzy, o czym on mówi!
Suka milczy jak zaklęta, patrzy na swoje dłonie. Na mnie nawet nie spogląda. Patrzę znów na
Smoke’a.
– Nie. To nie może być prawda, mama, to znaczy, hmm… babcia twierdziła, że znała mojego
ojca i że zostawił Connie, gdy ta była w czwartym miesiącu ciąży.
– Cóż, przykro mi to mówić, ale Abigail znała prawdę. Wiedziała, czyją jesteś córką, a mimo to
siedziała cicho, pozwalając tym samym, by twoja matka – twoja prawdziwa matka – umierała z rozpaczy.
Boli mnie całe ciało. Trzęsą mi się dłonie. Wszystko to, co przed chwilą usłyszałam, jest
kompletnie pozbawione sensu.
– Nie! To niemożliwe! Ona nie zrobiłaby czegoś takiego. Była dobra, dobra dla mnie, zawsze
o mnie dbała, chroniła mnie, gdy przyjeżdżała Connie. Kochała mnie!
– Hmm… Tak. Też sądziliśmy, że to była dobra kobieta, zupełnie inna niż jej córka. Jak widać,
gówno o niej wiedzieliśmy.
Nie, nie mogę w to uwierzyć, to na pewno kłamstwa. Przecież mama była dobrym człowiekiem.
Nieraz widziałam, jak żarliwie się modliła o to, by Connie wróciła na właściwą drogę. Ale z drugiej
strony bywały sytuacje, które ciężko było wytłumaczyć. Nigdzie nie mogłam wychodzić sama, bez
Abigail. Pamiętam dzień, kiedy wraz z Alice, koleżanką z sąsiedztwa, wymknęłyśmy się nad staw,
nikomu o tym nie mówiąc. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy mama złoiła mi skórę. Myślałam, że to
Strona 13
dlatego, że to było niebezpieczne, mogłam wpaść do wody i się utopić, chociaż pływałam najlepiej
w szkole. Teraz okazuje się, że to wcale nie musiał być jedyny powód. Może się bała, że ktoś mnie
rozpozna.
– Skarbie, Abigail wiele razy cię tutaj widziała. Przychodziła do Connie. Chciała, by ta odeszła
z klubu i zaczęła inaczej żyć. Więc tak, kobieta, którą uważałaś za matkę, doskonale zdawała sobie
sprawę z tego, kim jesteś.
– Jezu – wzdycham i spoglądam w stronę tej bezdusznej suki.
– A ty? Dlaczego nic nie mówisz, co? Powiedz mu, że się myli!
Connie nie reaguje na moje słowa. Siedzi ze zwieszoną głową. Wyraźnie widać, jaka jest
przerażona.
– No gadaj, suko!
– Ona nic nie powie – odzywa się Shade z drwiną w głosie. – Wie, że nie powinna pogarszać
swojej sytuacji – prycha. – Jeśli w ogóle może być gorzej.
– Chroniła cię, prawda? – Patrzę na tę pozbawioną skrupułów żałosną kreaturę. – To dlatego
mnie nie oddała?! Bo bała się, że cię zabiją? – Przenoszę spojrzenie na swojego, jak się ostatecznie
okazuje, ojca.
Smoke jest wyraźnie zmęczony całą sytuacją, lecz ja bardzo chcę się wszystkiego dowiedzieć.
– Jak to się stało? – pytam.
– Może usiądziemy?
Zerkam w kierunku właściciela głosu. Zupełnie zapomniałam, że Drake z nami został. Smoke
kiwa głową w stronę sofy stojącej pod ścianą. Następnie wskazuje na kręcącego się w pobliżu Jetta, by
ten pilnował Connie. Kiedy już siedzimy wygodnie na sofie, Smoke zaczyna opowiadać.
– Zacznijmy od tego, że nie nazywasz się Maya. Twoja mama i ja daliśmy ci na imię Carmella
Aria Holden. Urodziłaś się szesnastego marca dwutysięcznego roku. Tutaj, w Tuscaloosie. Beth, bo tak
miała na imię twoja mama, pojechała do miasta, chciała kupić prezent dla Caldera. Tego dnia przypadały
jego siódme urodziny. Zabrała ciebie ze sobą. Nigdy sobie nie wybaczyła, że nie zostawiła cię ze mną.
Pojechałyście razem z Connie. Ta dziwka przez lata udawała przyjaciółkę twojej matki, a za jej plecami
próbowała mi wskoczyć do łóżka. Zawsze wysyłaliśmy kogoś ze swoich ludzi, jeśli któraś z naszych
kobiet wyjeżdżała z klubu. Tego dnia było duże zamieszanie, mieli nas odwiedzić bracia z Jacksonville.
Boże – wzdycha – gdybym wtedy coś zrobił, zareagował, to być może ty byłabyś z nami, a twoja matka
by żyła. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Po tym, jak twoja mama zatrzymała się na stacji, żeby
zatankować samochód, została otoczona przez gang, z którym wtedy prowadziliśmy wojnę. Uderzyli ją
w głowę. Gdy się obudziła, ciebie już nie było. Obok niej leżała zakrwawiona i nieprzytomna Connie,
przynajmniej tak się Beth wtedy wydawało. Teraz już wiemy, że Connie chciała w ten sposób odsunąć
od siebie podejrzenia.
– Masz, napij się czegoś. Pewnie jesteś spragniona.
Przestaję się wpatrywać w swoje kolana i poodnoszę wzrok, by ujrzeć piwo w wyciągniętej dłoni
Drake’a. Rozglądam się i widzę, że reszta już pije swoje.
– Hmm… Dziękuję. – Biorę łyk i od razu wykrzywiam twarz w grymasie. Nienawidzę piwa.
Nigdy go nie lubiłam, zresztą niespecjalnie miałam okazję je pić. Kiwam głową w stronę Smoke’a, dając
mu znak, żeby kontynuował.
– Po paru dniach od porwania Connie stwierdziła, że życie klubowej dziwki już jej nie
odpowiada, zawinęła się i odeszła.
– Nikt jej nie zatrzymywał, raczej wszystkim ulżyło – odzywa się Drake.
Och, to jestem w stanie zrozumieć. Doskonale pamiętam, jak ona potrafi człowiekowi zaleźć za
skórę.
– No dobrze – zwracam się do Smoke’a – ale wspomniałeś, że za moim porwaniem stał gang.
– Tak. Destrukcion. Zaraz po porwaniu się z nami skontaktowali. Nie chcieli wymiany.
Powiedzieli… Powiedzieli, że cię zabili. To była zemsta za to, że przejęliśmy ich towar.
– Myślisz, że Connie z nimi to wszystko uknuła?
– Tak. Tak myślę. Od nich się już niczego nie dowiemy. Nie przeżył ani jeden skurwiel,
Strona 14
upewniłem się co do tego.
– Nie rozumiem, po co byłam jej potrzebna, dlaczego mnie zabrała?
– Tego nie wiemy. Ale to tylko kwestia czasu.
Patrzę na Smoke’a i nie mam cienia wątpliwości, że mówi prawdę. Jestem pewna, że już planuje,
jak złamać Connie.
***
Powoli unoszę powieki. Mrugam kilka razy, by odgonić sen i przyzwyczaić oczy. Rozglądam się
po pomieszczeniu.
Cholera, zasnęłam tutaj. Oż w mordę, spałam na tej samej sofie, na której parę godzin wcześniej
jakaś para uprawiała seks.
Ohyda. Wzdrygam się. Nie jestem pruderyjną cnotką, no, ale każdy ma jakieś granice.
Gdy Smoke skończył mówić, razem z resztą zabrał gdzieś Connie. Kazali mi czekać. Te kilka
godzin w klubie i rzeczy, których się dowiedziałam, sprawiły, że opadłam z sił.
Opuszczam stopy na podłogę i natrafiam na przeszkodę. Patrzę w dół i dostrzegam leżącą tam
torebkę, swoją torebkę. Niemożliwe, że cały czas tu była, zauważyłabym. Ktoś musiał ją tu przynieść.
– Ja pierdolę, zapomniałam o niej – mówię sama do siebie.
Sprawdzam zawartość i prawie wszystko jest na swoim miejscu. Brakuje tylko mojej broni, ale
to najbardziej błahy z moich problemów. Najważniejsze, że odzyskałam telefon. Odblokowuję go
i widzę, że zostało mi cztery procent baterii. Mam dwadzieścia dwa nieodebrane połączenia. Większość
od Sofii, są też trzy z nieznanego numeru.
Do tego masa nieprzeczytanych wiadomości. Prawie wszystkie od przyjaciółki, która usiłuje się
dowiedzieć, gdzie jestem. Martwi się. Muszę jak najszybciej do niej zadzwonić. Sprawdzam resztę. Są
z tego samego numeru, który do mnie dzwonił. Treść ostatniego SMS-a sprawia, że zamieram.
Jesteśmy w drodze po ciebie. G.
Sprawdzam godzinę. Jest 04:14, a wiadomość została wysłana o 2:05.
Jezu Chryste , jeśli wiedzą, gdzie jestem, to zaraz powinni dotrzeć na miejsce.
Zrywam się z miejsca. Cholera, to się nie skończy dobrze. Muszę szybko znaleźć ojca
i przygotować go na to, że będą mieli gości. Z tego, co kiedyś słyszałam od Sofii, nikt nie powinien
wkraczać na klubowe terytorium, a już na pewno nie członkowie innego klubu, bo jest niemal pewne, że
poleje się krew. Nie wiem, gdzie ich szukać. W pomieszczeniu, w którym wcześniej siedzieliśmy, nikogo
nie ma. Do diabła, jeszcze chwilę temu byłam zamknięta w pokoju i pilnowana, a teraz zostawili mnie
samą. Podczas wcześniejszej rozmowy zapytałam, gdzie podziała się reszta mieszkańców czy też
bywalców klubu. Dowiedziałam się, że impreza została przeniesiona nad jezioro, niedaleko stąd. Shade
i Smoke chcieli mieć pewność, że nikt ani nic nie będzie nam przeszkadzało. Podchodzę do drzwi, przez
które przeszli Jett i Connie. Uznaję, że to musi być wejście do piwnicy. Już mam nacisnąć klamkę, gdy
moją uwagę przykuwają krzyki na zewnątrz. Szybkim krokiem podchodzę do drzwi wejściowych i je
otwieram.
Scena, której właśnie jestem świadkiem, sprawia, że staję jak wryta. Przede mną stoi kilkunastu
mężczyzn, na czele z Gavinem. Mierzą do kogoś z broni. Nie widzę do kogo. Muszę podejść bliżej. Mój
ruch nie pozostaje niezauważony. Widzę wzrok swojego przyjaciela. Cholera, jest na maksa wkurwiony.
Gdy już jestem na tyle blisko, by dostrzec, kogo trzymają na muszce, przełykam nerwowo ślinę. To
Calder. Cholera, kiepsko wygląda. Ma podbite oko, a z jego dolnej wargi leje się krew. Spoglądam na
Gavina ze złością, ale dostrzegam, że jego oko również jest czerwone. Słyszę prychnięcie. Patrzę w tamtą
stronę i widzę wykrzywioną twarz swojego, jak się okazuje… brata.
Chryste. Teraz to już w ogóle sytuacja jest beznadziejna. Calder od początku za mną nie
przepadał, teraz śmiało mogę powiedzieć, że z jego spojrzenia bije nienawiść.
Podbiegam do nich. Czuję na sobie morderczy wzrok swojego brata. Do skroni ma przystawiony
pistolet.
– Wyjaśnij mi – warczy Gavin, nadal celując w Caldera. – Czego, kurwa, nie zrozumiałaś, gdy
ci mówiłem, że nie wolno ci się ruszać z miejsca, co?! Jesteś, do chuja, aż tak głupia?
Strona 15
Wzdrygam się na jego ostry ton. Wiem, że ma prawo być zły, ale czy musi mnie od razu obrażać?
– Przepraszam, Gavin, nie chciałam, żeby ktokolwiek z was ucierpiał, dlatego przyjechałam tu
sama.
– A pomyślałaś o Sofii? Odchodzi od zmysłów. Jak mogłaś tak po prostu zniknąć bez słowa?
Cholera, to prawda. W ogóle o niej nie myślałam. Chciałam tylko jak najszybciej rozmówić się
z Connie. Ale z drugiej strony, gdybym czekała, aż Gavin to załatwi, to być może nie poznałabym
prawdy.
– Jedziesz z Maksem. Wsiadaj na motor. Teraz! – warczy. Następnie popycha Caldera, który
niemal natychmiast traci równowagę i upada.
– Co jest, kurwa?! – słyszymy głośny krzyk.
Wszyscy patrzymy teraz na drzwi klubu, w których stoją Smoke, Shade, Jett i facet, którego nie
kojarzę. Każdy z nich ma w ręku broń, wycelowaną w nas.
– Mówiłem wam, że ta mała dziwka kłamie! – prycha Calder, patrząc na mnie z odrazą.
– Ta, chyba mamy do pogadania, Mayu – mówi Shade.
Wypowiada moje imię tak, jakby to było coś ohydnego. Patrzę w górę i widzę jego karcący
wzrok, przez co czuję się jak dziecko robiące coś wbrew woli rodziców. Domyślam się, co chodzi mu
po głowie, zważywszy na to, w jakiej zastał mnie sytuacji.
Nagle ktoś szarpie mnie do tyłu, a czyjeś ramię owija się wokół mojej talii. Za plecami czuję
twardą klatkę piersiową. Spoglądam za siebie i widzę Ashera, brata Gavina. Jego mina świadczy o tym,
że jest równie wkurwiony jak jego starszy brat.
– Schowaj się za mnie – przykazuje mi Asher ściszonym głosem. – Gdy dam ci znak, pobiegniesz
do bramy. Tam czeka na ciebie Max. Zrozumiałaś?
Już mam mu odpowiedzieć, że nie mogę z nimi jechać, a przynajmniej na razie, gdy moją uwagę
przykuwa warknięcie dobiegające z góry schodów.
– Jeśli chcesz wyjść stąd żywy, radzę ci puścić dziewczynę – wypluwa z siebie Shade, a następnie
przenosi spojrzenie na Gavina. – Widzę, Cruz, że nie cieszyłeś się pokojem zbyt długo. Rozjebiemy ten
twój klubik jeszcze dzisiaj!
W tym momencie słyszymy odgłos odbezpieczanej broni… Wielu broni. Rozglądamy się
i zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy otoczeni. Na moje oko przez członków Blasted. Każdy z nich ma
pistolet, a wszystkie są wycelowane w nas.
Twarz Shade’a jest czerwona, a jego napięta postawa świadczy o gotowości do ataku. Niemalże
mogę wyczuć wściekłość, którą emanuje.
– Shade, nie chcemy kłopotów – mówi Gavin – chcemy tylko odzyskać dziewczynę.
– Niby dlaczego mielibyśmy ją oddać, co? – pyta kpiąco, patrząc wprost na mnie, – Przyszła do
nas i szukała zabawy, więc najwyraźniej u ciebie jej nie znalazła. A my nie oddajemy swoich dziwek,
póki się nam nie znudzą.
Słowa przywódcy Blasted sprawiają, że ogromne ciało Ashera zastyga za moimi plecami.
Cholera, w co ten Shade pogrywa?
Nie rozumiem, dlaczego próbuje zrobić ze mnie kurwę. Dobrze zna powód mojej wizyty
w klubie. Niby nie powinno mnie obchodzić, co o mnie mówił, jednak wszystko się we mnie gotuje.
Widzę, że słowa Shade’a wkurzyły również Smoke’a, który mówi coś teraz do niego z wściekłym
wyrazem twarzy. Niestety z tego miejsca nie słyszę co.
Gavin tak jak ja zauważył zmianę postawy Ashera, bo kładzie dłoń na ramieniu brata, pewnie by
go uspokoić, lecz ten ją odrzuca. W tej samej chwili zostaję pchnięta do tyłu, przez co ląduję za plecami
Ashera, a on robi krok do przodu.
– Nie radzę – warczy Shade – jest was ilu? Dwunastu, trzynastu? Rozjebiemy was na miazgę.
Macie pięć sekund, by oddać mi mojego vice i dziewczynę.
Nie mam czasu na przemyślenia. Robię pierwszą rzecz, która przychodzi mi do głowy, czyli
rzucam się do przodu. Zanim ktokolwiek zdąży zareagować, jestem tuż pod schodami. Patrzę wprost na
Smoke’a.
– Proszę, nie róbcie im krzywdy. To moi przyjaciele. Chcieli mi tylko pomóc, to oni znaleźli
Strona 16
Connie. Opowiadałam wam przecież. – Posyłam ojcu błagalne spojrzenie. Na Shade’a nie mogę w tej
chwili patrzeć, nie po tym, co powiedział. Cholera, sama nie wiem, czemu aż tak zabolały mnie jego
słowa. Byłam już gorzej nazywana, ale nigdy nie czułam się tak jak teraz. Łatka córki największej dziwki
w Alabamie przylgnęła do mnie na dobre. To, że tak bardzo różniłam się od matki, nie miało dla nikogo
znaczenia.
– Przyjaciele – prycha Shade, jakby to słowo było czymś ohydnym. – Twoi, jak twierdzisz,
przyjaciele, należą do Bastards Riders, a co za tym idzie, doskonale znają zasady. Nigdy, ale to, kurwa,
nigdy nie wchodzisz bez zezwolenia na terytorium innego klubu. Złamiesz tę zasadę i jesteś martwy,
zgadza się, Cruz?
Gavin podniósł wzrok, na jego twarzy malowała się wściekłość. Nigdy nie widziałam go
ogarniętego taką furią.
– Powiedziałem, że zabieramy dziewczynę i odchodzimy. Wiem, że złamaliśmy zasady. Wiesz
równie dobrze jak ja, że są sytuacje, kiedy nasz kodeks nie obowiązuje, a to jest jedna z nich. Nie mamy
czasu, musimy ją jak najszybciej ukryć.
– A to niby czemu? – pyta tym razem Calder, podczas gdy mężczyźni stojący na werandzie
zaczynają schodzić na dół. – Czyżby poszła w ślady Connie? – Szczerzy zęby w szyderczym uśmiechu.
Ignoruję jego słowa. Wiem, że nie ma żadnego powodu, by mi ufać, ale też nie zasłużyłam sobie
na to, jak mnie traktuje. Zachowuje się, jakby to on był tutaj ofiarą.
– Oni już wiedzą, prawda? Gavin, powiedz mi. Czy wiedzą już, gdzie jestem?
– Wiedzą, że byłaś z nami. Przyjechało ich więcej niż poprzednio. Dlatego musisz zniknąć.
Przynajmniej na jakiś czas.
– O czym wy, do kurwy nędzy, mówicie? – Smoke podchodzi do mnie i staje z mojej prawej
strony.
Nastaje cisza. Gavin mruży oczy. Jego postawa świadczy o tym, że nie zamierza niczego
wyjawiać.
Sytuacja jest tak napięta, że za moment może dojść do rozlewu krwi, dlatego to ja zaczynam
tłumaczyć.
– Szukają mnie Loki Riders – zaczynam. – Connie jakiś czas była kobietą Trashera, ich skarbnika.
Uciekła od nich, zabierając ze sobą trochę ich kasy.
– Niemożliwe – syczy Shade – gdyby tak było, to suka już dawno gryzłaby ziemię. Nie okazaliby
dziwce litości, nawet gdyby ciągnęła fiuta najlepiej pod słońcem.
– A jednak – odpieram. – Darowali jej życie w zamian za mnie. I żeby było śmieszniej, ukryła
się tutaj, w klubie, do którego należą mój brat i ojciec.
***
– Gavin! Zaraz wydepczesz dziurę w podłodze! Usiądź z nami, proszę.
Minęła godzina od awantury na zewnątrz. Godzina tłumaczenia przyjacielowi, czego się
dowiedziałam tutaj w klubie, i godzina mierzenia się z wściekłością Shade’a.
Tego ostatniego zupełnie nie rozumiem.
Siedzimy w pomieszczeniu przypominającym gabinet. Na środku pokoju stoi duże hebanowe
biurko, a jego blat pokrywają papiery. Tuż obok, z lewej strony, znajduje się ogromny regał z mnóstwem
segregatorów na półkach. Teczki wyglądają na pełne. Jestem zdziwiona tak dużą ilością dokumentów.
Smoke dostrzega moje zainteresowanie i wyjaśnia, że od lat prowadzą fabrykę części samochodowych.
Wszystko mają udok umentowane. Stąd takie stosy makulatury. Wszyscy są niesamowicie spięci.
Zważywszy na sytuację, jest to całkowicie zrozumiałe.
– Stresujesz mnie, gdy tak łazisz w tę i z powrotem. Proszę, usiądź. – Ponownie zwracam się do
Gavina, a na potwierdzenie swoich słów klepię miejsce obok siebie z lewej strony.
Po mojej prawej siedzi Asher, a tuż obok niego Max. Gavin wzdycha ciężko, po czym zwraca się
do Smoke’a.
– Rozmawiałem już z kumplem z wojska. Zgodził się nam pomóc i ukryć Mayę na jakiś czas.
Dash nie odpuści, póki jej nie zdobędzie. Wiesz równie dobrze jak ja, co to dla niej znaczy.
Strona 17
– Kurwa – warczy mój ojciec – rozpierdolę tę sukę. Słyszysz, Shade? Ta dziwka jest moja.
Jezu Chryste, na sam widok twarzy ojca dostaję dreszczy. Gdybym nie znała Connie, to pewnie
byłoby mi jej żal. Niestety doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zasłużyła sobie na wszystko, co ją
spotka.
– Jest twoja, ale najpierw musimy się dowiedzieć, jaki był jej plan. Nie wierzę, że powiedziała
nam wszystko. Drake już nad nią pracuje. Jeśli komuś ma się udać coś z niej wycisnąć, to właśnie jemu.
– Ta… Załatwi ją tym swoim… zrzucającym majtki uśmiechem – szepczę.
Calder wybucha śmiechem. To nie jest jakieś tam prychnięcie, to prawdziwy śmiech prosto
z przepony. Widzę nawet jego dołeczki. Rany, facet powinien się uśmiechać cały czas, to całkowicie
zmienia jego gburowatą twarz.
Rozglądam się i zdaję sobie sprawę, że rozbawiłam wszystkich. Nawet Shade zaciska usta,
próbując się nie roześmiać. Gdy zauważam, że Calder wyciera kąciki oczu, przenoszę zdezorientowane
spojrzenie na Smoke’a, który wyjaśnia mi, że Drake jest egzekutorem w klubie. Co w praktyce oznacza,
że to śmiertelnie niebezpieczny drań.
Może i Drake jest dobry w tym, co robi, ale wiem z własnego doświadczenia, że trafił na
największą kłamczuchę i mistrzynię manipulacji na Ziemi.
– Powinniśmy się zbierać.
Max i Asher wstają na słowa swojego prezydenta.
– Czeka nas długa droga. Zbierz naszych ludzi, za dziesięć minut ruszamy – Gavin zwraca się do
Maksa. .
– Gdzie mnie właściwie zabieracie? Może jeśli oddacie im Connie, to dadzą mi spokój? – pytam
z nadzieją z głosie, choć wiem, że szansa na to jest znikoma. Gdyby chcieli Connie, już dawno by ją
mieli.
– Jedziemy do Florense. Mamy przed sobą ponad cztery godziny jazdy. Im wcześniej
wyjedziemy, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że na kogoś wpadniemy. Nie martw się, Cole jest
świetnie wyszkolony. Z nim będziesz bezpieczna.
Kiwam głową. Zrezygnowana spuszczam wzrok na swoje dłonie, leżące na kolanach. A więc to
się dzieje naprawdę.
– Nie ma, kurwa, mowy! – warczy Shade. – Zostajesz tutaj, z nami. Żaden z tych skurwysynów
nie przedostanie się na teren klubu, a jeśli nawet, to długo nie pożyje.
Odzywa się do mnie pierwszy raz od incydentu przed klubem. Od tamtego momentu wyraz jego
twarzy był ostry, może nawet… surowy. Shade sprawiał wrażenie zirytowanego i co ciekawe,
wkurzonego na mnie, a nie na przybyłych gości. A przecież druga opcja wydaje się logiczniejsza.
– Naprawdę? Jakoś nie mieliśmy problemu z przedostaniem się tutaj. Kandydaci, zamiast
pilnować bramy, piją i pieprzą wasze klubowe dziwki. Więc jak zamierzasz zapewnić jej
bezpieczeństwo?
Wszystko dzieje się tak szybko, że nie udaje mi się zarejestrować, czy Shade pierwszy rzuca się
na Ashera, czy jest odwrotnie. Patrzę z przerażeniem, jak Asher pada na podłogę, a z nosa leje mu się
krew. Zaczynają się tarzać po ziemi i okładać pięściami. Niemal ląduję między nimi, gdy któryś z nich
z całym impetem podcina mi stopę, przez co tracę równowagę. Na szczęście, zanim upadnę, ktoś
podtrzymuje mnie w pasie. Ze zdziwieniem odkrywam, że to Calder.
– Dość! – grzmi Gavin. – Nie mamy teraz na to czasu. Dacie sobie po mordzie innym razem.
Przez was, idioci, Maya prawie wylądowała na podłodze.
To w końcu zwraca ich uwagę, bo odsuwają się od siebie. Patrzę, jak każdy z nich podnosi się do
pozycji pionowej. Oddychają ciężko i łypią na siebie z wściekłością. Wygląda mi to na jakieś stare
porachunki.
– Carmella.
– Co? – pyta zdezorientowany Gavin.
– Ma na imię Carmella, nie Maya. – Rozlega się głos Smoke’a. – Zostaje z nami. Właśnie się
dowiedziałem, że moja mała córeczka żyje, więc jeśli myślisz, że ktokolwiek ją ode mnie zabierze, to
jesteś, kurwa, w błędzie!
Strona 18
Następnie podchodzi do Ashera, który właśnie ociera krew spod nosa, krzywiąc się przy tym
z bólu.
– Kandydaci nie muszą pilnować bramy, bo nikt, kto ma chociaż odrobinę rozumu, nie zbliży się
do naszego oddziału. Wychodzicie stąd żywi tylko na prośbę mojej córki. W innym wypadku bylibyście
już w drodze do piekła. A tobie, Gavin, chyba nie muszę przypominać, że gdyby nie my, to twoja kobieta
byłaby już martwa? Nie takiej wdzięczności od ciebie oczekiwaliśmy.
– Co? – W moim głosie słychać zaskoczenie. – O czym ty mówisz? – pytam Smoke’a i odwracam
się w stronę przyjaciela. – Gavin, o czym on gada?
Spoglądam na tego ogromnego mężczyznę i widzę grymas bólu na jego twarzy, choć stara się go
ukryć, jak tylko może.
– To było cztery miesiące temu. Ale to historia Sofii, to ona powinna ci o tym opowiedzieć, nie
ja – mówi wymijająco Gavin.
– Powiedz mi tylko, czy wszystko z nią dobrze.
– Tak – odpowiada głosem tak szorstkim, jakby połknął piasek. – Teraz już tak.
Kolejne dwie godziny mijają mi na zapewnieniach, że będę na siebie uważała i nigdzie się nie
ruszę bez któregoś z Blasted. Następnie żegnam się z Gavinem i Maksem. Od Gavina dostaję
ostrzeżenie, że co najmniej raz w tygodniu mam się meldować Sofii, bo jeśli nie, to będzie zmuszony
tutaj wrócić i przetrzepać mi tyłek. Asher dwa razy pyta, czy na pewno chcę tu zostać. Proponuje nawet,
że sam się mną zajmie. Nietrudno się domyślić, że jego słowa ma jakiś związek z warczącym za moimi
plecami Shade’em. Następnie żegnam się z resztą ekipy, po czym wszyscy odjeżdżają. Smoke informuje
mnie, że musi ze mną porozmawiać. Zgadzam się. Najpierw jednak potrzebuję skorzystać z toalety.
– Łazienka jest tam. – Pokazuje mi drzwi po drugiej stronie ogromnego holu.
Gdy stoję już przy jednej z dwóch umywalek, znowu dopada mnie to dziwne paraliżujące
uczucie. Dłonie zaczynają mi się trząść, czuję przenikliwy ból w klatce piersiowej, z trudem łapię
oddech. Moja blada twarz w lustrze to ostatnie, co rejestruję, nim dopada mnie ciemność.
***
Przeciągam się na cudownie miękkim łóżku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze spałam.
Moje mięśnie są rozluźnione, przez co mam wrażenie, ze jestem lekka jak piórko. Unoszę powoli
powieki, mrugam kilka razy, by odgonić sen. Gdy już mogę swobodnie otworzyć oczy, zauważam, że
w moim oknie nie wiszą niebieskie zasłony. Zamiast tego widzę ciemne żaluzje, przez co pokój jest
słabiej oświetlony. Zniknęła też moja szara komoda. Drzwi są po przeciwnej stronie. Rozglądam się dalej
i dopiero po chwili dociera do mnie, że wcale nie znajduję się we własnej sypialni.
Ogarnia mnie strach i czuję mdłości. Próbuję wyrównać oddech, by się trochę uspokoić.
Gdzie ja, do diabła, jestem?
Wytężam umysł. Pamiętam klub, po kolei odtwarzam w głowie wszystkie wydarzenia. Moje
ostatnie wspomnienie to wizyta w toalecie. W sumie wyłącznie tyle, dalej już tylko pustka.
– Widzę, że się obudziłaś. Jak się czujesz?
Podskakuję na dźwięk męskiego głosu. Przykładam dłoń do klatki piersiowej, próbując uspoko
ić galopujące serce. Przenoszę spojrzenie na uchylone teraz drzwi. W wejściu stoi Smoke, a na jego
twarzy maluje się wyraz zatroskania.
– Jezu Chryste, ale mnie przestraszyłeś – mówię trzęsącym się głosem. – Dlaczego tu jestem?
Smoke podchodzi bliżej, po czym siada na krawędzi łóżka.
– Zemdlałaś. Kurwa, ale nam wszystkim napędziłaś strachu.
– Jak długo byłam nieprzytomna?
– Tylko chwilę. Gdy tylko odzyskałaś przytomność, badał cię nasz klubowy doktorek. Nie
pamiętasz? – pyta. – Mason stwierdził, że nic ci nie będzie, po prostu potrzebujesz odpoczynku. Dał ci
coś na sen. Co prawda brat nie ma dyplomu, ale wielu z nas zawdzięcza mu życie, więc spokojnie
możemy zaufać jego opinii.
Kręcę głową, bo niczego takiego sobie nie przypominam, nie mam żadnego przebłysku.
– Nie wydajesz się zdziwiona tym, że zemdlałaś. Zdarzało ci się to wcześniej, prawda?
Strona 19
Przełykam ślinę.
– Właściwie to tak. Zdarza mi się to… od czasu do czasu – stwierdzam.
Smoke mruczy coś, czego nie rozumiem, a następnie wstaje i przeczesuje ręką włosy.
W milczeniu patrzę na tego mężczyznę i zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby
nie pojawiła się Connie. Abigail dbała o mnie i zawsze trzymała mnie blisko siebie. Byłyśmy tylko my.
Nigdy nikogo do nas nie dopuszczała. Swoją przyjaźń z Sofią do końca utrzymałam w tajemnicy.
Tłumaczyłam takie zachowanie Abigail jej potrzebą chronienia mnie po tym, co przeszłam przy jej córce.
Teraz wiem, że to nie była troska o mnie, tylko próba chronienia Connie i siebie.
– Jesteś w stanie zejść na dół, by coś zjeść, czy może wolisz, żebym przyniósł ci coś tutaj?
– Zejdę na dół. – Siadam na łóżku i przyciągam stopy do siebie. I właśnie tym momencie zdaję
sobie sprawę, że leżałam na łóżku typu king size. Nic więc dziwnego, że czułam się jak na pieprzonej
chmurce.
– Dobrze. W takim razie czekam na dole. – Już ma otworzyć drzwi, jednak zatrzymuje się
i odwraca do mnie. – Właściwie to nie wiem, co lubisz jeść. Masz na coś alergię? Chciałem zrobić nam
jajka i tosty, ale…– wzdycha.
– Jajka i tosty brzmią super. – Uśmiecham się do lekko zażenowanego ojca, na co odpowiada
delikatnym uśmiechem i skinieniem głowy.
Gdy znika za drzwiami, rozglądam się wokół. Pokój urządzono w surowym skandynawskim
stylu. Króluje tutaj drewno i metal. Pod białą ścianą, obok łóżka, stoi niewielka drewniana komoda, a po
przeciwległej stronie znajduje się szafa, również drewniana, z metalowymi okuciami. Właściciel
postawił na prostotę i funkcjonalność. Kurczę, mam nadzieję, że ten pokój jest wolny i pozwolą mi
w nim zostać. Jest tu dwoje drzwi. Za jednymi zniknął Smoke, a drugie muszą prowadzić do łazienki.
Chryste, oby tak było, bo muszę się odświeżyć.
Otwieram drzwi i znajduję włącznik światła. Widok, który zastaje, sprawia, że staję jak wryta.
Po lewej stronie stoi ogromna wanna. Zawsze o takiej marzyłam, ale nigdy nie było mnie stać. Po
ukończeniu szkoły średniej nie poszłam na studia medyczne, tak jak planowałam w dzieciństwie.
Musiałam szybko dorosnąć i znaleźć pracę, by opłacić leczenie mamy. Koszty szpitali i lekarstw
pochłaniały wszystko, co zarobiłam w barze jako kelnerka. A i to nie wystarczało. Niestety
ubezpieczenie nie pokrywało kosztów terapii. Dlatego zaciągnęłyśmy w banku kredyt pod zastaw domu.
Oszczędzałam, jak tylko mogłam, by jak najszybciej spłacić dług i nie stracić dachu nad głową. Teraz
okazuje się, że bank i tak by wszystko zabrał, gdyż nie mam do domu żadnego prawa.
Otrząsam się z ponurych myśli. Korzystam z toalety i biorę ekspresowy prysznic. Nigdzie nie ma
suszarki do włosów, więc suszę je ręcznikiem, na tyle, na ile mogę. Wkładam te same sprane dżinsy
i zieloną bluzę z kapturem. Kiedy tu jechałam, było osiemnaście stopni. Pogoda o tej porze jest
nieprzewidywalna, a ja nie lubię marznąć.
Gdy jestem gotowa, wychodzę z pokoju i kieruję się w stronę schodów. Tymi samymi schodami
parę godzin wcześniej prowadził mnie Drake. Kiedy stawiam nogę na przedostatnim stopniu, słyszę
zdenerwowany kobiecy głos. Wychylam się odrobinę i widzę, że to ta sama kobieta, która siedziała
z Shade’em. Stoi z jakimś mężczyzną w holu. Cholera, będę musiała koło nich przejść, by się dostać do
salonu.
– I dlaczego ta dziwka tam spała, co? Nigdy mi na to nie pozwolił, Mason. Robię wszystko, co…
W tym momencie mnie zauważa. Milknie i marszczy brwi na mój widok. Natomiast facet
puszcza do mnie oko i wyszczerza zęby w uśmiechu. Są w podobnym wieku. Teraz, gdy na nią patrzę,
śmiało mogę powiedzieć, że jest trochę przed trzydziestką. Już mam podejść i się przedstawić, lecz na
jej twarzy pojawia się okropny grymas, jakby zjadła coś kwaśnego. Mężczyźnie odpowiadam
uśmiechem, a Natashę – jeśli dobrze zapamiętałam jej imię – usiłuję ominąć szerokim łukiem. Już myślę,
że mi się udało, gdy łapie mnie za rękę.
– Wydaje ci się, dziwko, że nie wiem, co robisz? – warczy, mocno wbijając paznokcie w moją
dłoń. Próbujesz go złapać na te swoje niewinne oczka. A do tego ta łzawa historia – śmieje się. – Smoke’a
mogłaś przekonać, ale z Shade’em nie pójdzie ci tak łatwo, jestem jego kobietą, więc…
– Dość! – słyszymy głęboki głos Shade’a. Ma surową minę.
Strona 20
– Shade, skarbie, właśnie…
– Nie wyobrażaj sobie choćby przez chwilę – podchodzi do zszokowanej kobiety na tyle blisko,
że praktycznie warczy jej w twarz – że tworzymy jakikolwiek pieprzony związek. Jesteś dobra tylko
w ssaniu fiuta i w niczym więcej. A teraz wypierdalaj!
Natasha posyła mu zranione spojrzenie, po czym rusza w stronę drzwi. Mężczyzna, z którym
rozmawiała, marszczy brwi, jakby zdziwiony tym, co przed chwilą usłyszał.
– Jedzenie już czeka, chodź zaprowadzę cię – odzywa się Shade, po czym chwyta mnie za rękę
i ciągnie w stronę kuchni.
Co jest grane?
Jakim cudem przeszłam od dziewicy do naczelnej dziwki w mniej niż dobę? Skóra szczypie mnie
w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą ta wariatka wbijała mi paznokcie.
Już otwieram usta, by zapytać Shade’a, o co jej chodziło, ale w tym momencie zauważam
czterech bikerów idących w naszą stronę. Przerywają rozmowę i przyglądają się nam z zaciekawieniem,
szczególnie naszym złączonym dłoniom. Gdy już myślę, że staniemy, by się przywitać, Shade tylko kiwa
im głową i ciągnie mnie dalej. Jestem pewna, że wyglądam w tej chwili jak ryba wyciągnięta z wody.
Za naszymi plecami słychać jedynie głośny rechot.
– Cóż, to nie było miłe. Nikogo tutaj nie znam, a…
– Później – ucisza mnie jednym słowem.
Wyrywam dłoń z jego uścisku i staję w miejscu, przez co i on się zatrzymuje. Widzę, jak
zdziwiony unosi brew. Mam wrażenie, że złość i frustracja zaraz we mnie eksplodują.
– Posłuchaj, dupku, mam gdzieś, jak traktujesz inne kobiety, skoro ci na to pozwalają, ale ja nie
jestem żadnym twoim popychadłem!
Palant zaciska usta, próbując zachować powagę, co mu się w ogóle nie udaje, bo już za moment
maluje się na nich ogromny uśmiech. Łapie mnie za tył głowy i przyciąga do siebie, opiera czoło o moje
i obejmuje dłońmi moją twarz. Kiedy nasze usta dzielą milimetry i jestem pewna, że zaraz mnie pocałuje,
on zamiast tego muska nosem mój nos i odsuwa się z cwaniacką miną.
– Później, skarbie. – Ponownie łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą.
– Prędzej piekło zamarznie – warczę pod nosem, zła na siebie. Przed sekundą naprawdę chciałam,
żeby mnie pocałował, a to cholernie źle o mnie świadczy.
Przechodzimy przez dobrze znany mi salon. To wielkie otwarte pomieszczenie, w którym
mieszkańcy odpoczywają po pracy lub imprezują, jak zdążyłam zauważyć. Następnie Shade otwiera
drzwi, co do których byłam pewna, że prowadzą do piwnicy. Okazuje się jednak, że wchodzimy do
ogromnej kuchni. Przed nami znajduje się sporych rozmiarów stół. Siedzi przy nim grupka ludzi, między
innymi Calder i Drake oraz trzech innych mężczyzn. Nigdzie natomiast nie widzę Smoke’a. Słyszę
kobiecy śmiech. Odwracam głowę w tamtą stronę. Przy kuchence stoją dwie wysokie i piękne kobiety.
Gdy mnie zauważają, natychmiast milkną, a ich twarze diametralnie się zmieniają. Wyglądają, jakby
były w szoku. Cholera. Czy wszystkie przedstawicielki mojej płci będą mnie w tym miejscu z zasady
traktowały jak intruza?
Powoli zmierzają w naszym kierunku. Robię krok w tył, po zajściu z Natashą w holu wolę być
przygotowana na ewentualną ucieczkę. Nie jestem tchórzem, ale bić się też za bardzo nie potrafię. Shade
momentalnie zauważa mój niepokój, bo uspokajająco gładzi kciukiem wierzch mojej dłoni. Przez
zdenerwowanie dopiero teraz zauważam, że nadal trzyma mnie za rękę. Próbuję ją wyrwać, ale on nie
zwalnia uścisku. Z jednej strony jestem mu wdzięczna, bo przez to czuję się trochę pewniej, ale z drugiej
odczuwam dyskomfort, ponieważ nie chcę mieć jeszcze większych kłopotów z Natashą.
– Carmello, poznaj dwie najważniejsze kobiety w klubie. Blondynka to Iris, a rudzielec to Cherie.
– Cześć – mówię i wyciągam wolną rękę do kobiety, która stoi najbliżej.
Blondynka z króciutko ściętymi włosami podnosi drżącą dłoń i zakrywa nią usta, następnie
zarzuca mi ramiona na szyję i przytula mnie do siebie z ogromną siłą, przez co Shade jest zmuszony
mnie puścić.
– Chryste, jaka ty jesteś śliczna. Wyglądasz dokładnie jak matka. Byłaby taka szczęśliwa, że się
odnalazłaś.