4799
Szczegóły |
Tytuł |
4799 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4799 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4799 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4799 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw Witold Czarnecki
W samotno�ci
W zagubieniu i osamotnieniu mo�na natkn�� si� na diab�a. Mo�na spotka� szatana prawdziwego, sam� istot� z�a.
Stan�� oko w oko z jego bezwzgl�dn� przemy�lno�ci� i na w�asnej sk�rze odczu� smak bezradno�ci. Mo�na go
spotka�... w sobie.
On tam, w �rodku, �mieje si�. I nie chciejcie us�ysze� tego �miechu. Nigdy. Ani w sobie, ani w nikim innym. Tak czy
inaczej, to �mier�. W b�lu lub szale�stwie. Gdyby jeszcze mo�na by�o sobie wybra�, co si� woli...
* * *
�y� w Dolnym Mie�cie. Od zawsze. Tak przynajmniej m�wi�, kiedy go o to pytano. Niemo�liwe? Pewnie, �e tak. W
mie�cie smrodu i ciemno�ci nikt si� nie rodzi�, a je�li ju�, to nie �y� d�ugo. Nie d�u�ej, ni� zajmuje roztrzaskanie
noworodka o kraw�nik albo utopienie go w studzience �ciekowej. Nic nie mog�o zak��ca� naturalnego rytmu
jednostajnego rozk�adu ani zepsu� dyskretnej atmosfery �atwej �mierci, unosz�cej si� w kr�tych zau�kach. To nie by�o
miejsce, gdzie si� rodzi �ycie. Zbrodnie ma�e i du�e, pieni�dze przepijane w ci�gu jednej nocy i plany zdobycia
nowych, kolejne odra�aj�ce pomys�y, rozpraszaj�ce nud� powszedniego dnia i szczury �ywi�ce si� trupami - to
wszystko mog�o si� rodzi� w Dolnym Mie�cie, ale �ycie - nie.
Powie kto�, �e szczury �yj�? Niech zejdzie do kana��w pod Ulic�. Na chwil� przed �mierci� w milionach ma�ych
paszcz zrozumie, �e nie mia� racji. Cokolwiek to jest, co szczury robi� w kana�ach, �yciem tego nazwa� nie mo�na.
Ale on mimo to twierdzi�, �e �y� tam od zawsze. To by�o jego prawo. Prawo ka�dego, kt�ry tam wegetowa�. M�g�
m�wi�, co chcia� o sobie. Tylko to, co m�wi� o innych, by�o surowo os�dzane.
Nazywa� si� Ajax. Nazywa� si�? Raczej kaza� si� nazywa�. �y� na ulicy. Naprawd�. Kiedy nadchodzi� czas na sen,
okr�ca� si� swoim czarnym p�aszczem z syntetycznej sk�ry i siada� w k�cie, pomi�dzy przepe�nionymi kontenerami na
�mieci. Czasem kto� nie rozpoznawa� p�ku niemytych, czarnych w�os�w zwi�zanych fortepianow� strun�, ci�kich
but�w ze sznurowanymi cholewami i charakterystycznej pozy z r�koma skrzy�owanymi na piersi i d�o�mi ukrytymi w
szerokich r�kawach. Podchodzi�, zwabiony nieuzasadnion� nadziej� na zdobycie czegokolwiek i chwyta� w nozdrza
zapach alkoholu. Podchodzi� wtedy bli�ej i wyci�ga� r�k�...
Rano znajdowano nadjedzone przez szczury cia�o, pozbawione d�oni, a je�li akurat nie pada�o, to krwawa �cie�ka
znaczy�a �lad od pobliskiego �mietnika. Dzi�ki temu raz na jaki� czas wiadomo by�o, gdzie Ajax sp�dzi� ostatni� noc.
Poza tym nikomu nie robi� krzywdy. Chyba, �e musia�. Miano go za cz�owieka przesadnie dobrego. Wr�ono mu, �e
kiedy� zginie przez swoje dobre serce. Ale w twarz nikt mu tego nie powiedzia�. Tak dobre to serce znowu nie by�o.
Knajpa by�a w podziemiu, z obowi�zkowym tylnym wyj�ciem, krzes�ami odpornymi na �amanie i solidnym barem ze
stali i plastyku, pod kt�rym w�a�ciciel co� trzyma�. Nie wiadomo by�o, co. Kr��y�y niesprawdzone legendy, ale z tych,
kt�rzy to widzieli na w�asne oczy, �aden ju� nie �y�, a z �yj�cych nikt nie kwapi� si�, �eby to sprawdzi�. Ajax te� nie.
Tu, w oparach dymu wszelkiego pochodzenia, oparty o �cian� i wczuwaj�cy si� w kolejne fale ko�ysania nadchodz�ce
wraz z opr�nianiem si� butelki taniej w�dki, by� u siebie. Tu, a nie gdzie indziej zapada� w sw�j jedyny prawdziwy
sen, z otwartymi powiekami i migotaniem ludzkiej masy zamiast sn�w.
Kolorowe sukienki tanich dziwek, ich po�yskuj�ce potem i niedostatkiem myd�a cia�a, kusz�ce za�panych i pijanych
popychaczy, obwieszonych imitacjami z�ota. Garnitury tych, kt�rzy wczoraj mieli farta i przyszli dzi� pokaza� si� i
zaszpanowa�, zanim jutro wpadn� z powrotem twarz� w g�wno albo sp�yn� kana�ami do rzeki, poci�ci na kawa�ki
przez ludzi, za kt�rych pieni�dze kupili ubrania i szpilki do krawat�w z fa�szywymi diamentami. Zwyk�e uliczne
lumpy, po raz pierwszy od lat przy forsie, kt�rzy, zanim zdechn�, postanowili napi� si� jak ludzie. Migaj�ce w
rozgestykulowanych d�oniach ogniki papieros�w cygar i skr�t�w, a w dali kolorowe �wiat�a telewizora, zawieszonego
pod sufitem w skrzynce z pancernego szk�a. To by�y sny, jakie Ajax �ni� na siatk�wce szeroko rozwartych oczu, ze
�renicami jak spodki, a ludzie przy jego stole szanowali zadum� swojego towarzysza i nikt z nich nie podejrzewa�, �e te
godziny nieruchomego patrzenia przed siebie, przerywane tylko ruchem r�ki si�gaj�cej po szklank� i rozwarciem ust,
to jego jedyny prawdziwy sen.
Siedz�cy na ulicy, z pochylon� g�ow� i zamkni�tymi oczami, czuwa� stokro� bardziej ni� w tym i kilku podobnych
lokalach, gdzie sp�dza� wieczory. Ale o tym nikt nie wiedzia�.
Z g��bokim westchnieniem Ajax powr�ci� do rzeczywisto�ci. Rozlu�nione soczewki oczu napi�y si� i wyostrzy�y
obraz. I tak pozosta� rozmyty niebieskoszarym dymem, ale ta narkotyczno-tytoniowa mg�a dawno ju� wypad�a poza
obszar rejestracji, r�wnie wszechobecna i niezauwa�alna co smak powietrza.
Zala�o go obrzydzenie do miejsca, w kt�rym siebie odnalaz�. Zala�o go obrzydzenie do ludzi, kt�rych zauwa�y�
dooko�a siebie, tym wi�ksze, �e zaprawione d�ug� z nimi znajomo�ci�. T�um wywo�ywa� wymioty swoim n�dznym,
�mierdz�cym i ociekaj�cym ohyd� istnieniem. Nie zwymiotowa�.
Si�gn�� do wewn�trznej kieszeni p�aszcza, bezb��dnie rozpoznaj�c symptomy dolegliwo�ci i dokonuj�c szybkiego
wyboru najlepszego lekarstwa.
Oczy trzech kobiet i dw�ch m�czyzn siedz�cych przy stole zap�on�y po��daniem i zazdro�ci� na widok dw�ch
bia�ych kresek, uformowanych brzytw� na plastykowym blacie. Czy dlatego, �e by�o to co� wyj�tkowego? Nie, oni ju�
wci�gn�li swoje porcje kilka godzin temu. Najwi�kszy kop by� za nimi i cho� dobre i cenne, doznania, kt�rych teraz
do�wiadczali, nie mog�y si� r�wna� z tym, co on mia� za chwil� poczu�. A to wywo�ywa�o zazdro��. �niada twarz
Ajaxa zmieni�a si�. Prawie niedostrzegalnie. Oczy... Lepiej takich nie ogl�da�. T�um nie przesta� by� dla niego
obrzydliwy, ale ogl�dany z perspektywy odlotu stanowi� ju� tylko ma�o istotn� cz�� rzeczywisto�ci, na marginesie
olbrzymiego, wszechmocnego ja.
To co, �e wiedzia�, �e to tylko dragi. �e to tylko pieprzona chemia, a nie rzeczywisto��. Ta wiedza niczego nie psu�a.
Takiego doznania �adna wiedza nie jest w stanie zepsu�. Nawet �wiadomo�� nadchodz�cej �mierci. A przecie� niczego
gorszego by� nie mo�e. Tak wtedy my�la�.
Bez uprzedzenia, w samym szczycie nowego, cho� tyle ju� razy prze�ywanego doznania d�wi�ki rozci�gn�y si� w
niesko�czony basowy be�kot, a ruch zamar�. Siedz�ca naprzeciwko kobieta z tlenionymi w�osami i silikonowym
biustem obci�gni�tym czerwon� sukienk� zamieni�a si� w �ywy obraz, spowolniona a� do bezruchu. Z�by, teraz tak
wyra�ne i tak bezlito�nie syntetyczne, sk�ra ze �ladami tanich kancerogennych kosmetyk�w i piersi, we wstr�tny
spos�b podniecaj�ce go czasem, pomimo �wiadomo�ci, �e s� tylko workami sk�ry wypchanymi syntetykiem, nape�ni�y
go ch�ci� unicestwienia tu i teraz tej ohydy, kt�ra uchodzi�a w nagle nieuzasadniony spos�b za kobiet�. Jej obecno�� na
�wiecie by�a jeszcze bardziej nieuzasadniona.
Ma�ym u�amkiem zdrowej �wiadomo�ci spr�bowa� zacisn�� d�onie na kraw�dzi blatu, �eby nie si�gn�y do r�kaw�w,
gdzie spoczywa�y ostrza. Obraz uciek� mu sprzed oczu. Ga�ki oczne obr�ci�y si� do �rodka g�owy, zagl�daj�c w g��b
ja�ni. Na u�amek sekundy przed utrat� przytomno�ci otworzy� usta do bezg�o�nego krzyku przera�enia. Wywini�te
wargi ods�oni�y k�y. Chwil� potem szpony przeci�y plastyk sto�u jak papier.
Dziwka spojrza�a w oczy, jakich nigdy przedtem nie widzia�a. Krzykn�a wysoko, zag�uszaj�c wszystkie d�wi�ki w
lokalu i �ci�gaj�c na siebie uwag�. Da� jej na to czas. Lubi� objawy strachu. Potem ona zamilk�a, a zawyli wszyscy inni,
bezg�o�nie, w g��bi zaci�ni�tych niewyobra�alnym przera�eniem garde�.
Razem z powracaj�ca �wiadomo�ci� Ajaxa zala�a pami�� ostatniej minuty. Wiedzia�, gdzie le�a�o to, na co nie chcia�
patrze�. Odwr�ci� si�, pad� na kolana. Wymiotowa� nieopanowanymi falami, a zaci�ni�cie oczu nic nie dawa�o.
Wiedzia� doskonale, a dzi�ki wiedzy czu� wyra�nie j�zykiem, z�bami i wargami, �e z jego trzewi p�ynie strumie�
strz�p�w sk�ry, tlenionych w�os�w i silikonu wymieszanego z krwi� i r�owym t�uszczem. Trzewia ci�gle chcia�y si�
opr�ni�, cho� ju� nie mia�y z czego. Wyciska�y z najdalszych zakamark�w ostatnie krople ��ci.
Ajax nie chcia� patrze�. Zerwa� si� i ci�gle zaciskaj�c powieki, po omacku ruszy� ku wyj�ciu. Potr�ca� sto�y, wywraca�
si� o krzes�a, pada� i wstawa�, ci�gle wstrz�sany skurczami �o��dka. W ko�cu trafi� na schody wiod�ce do drzwi.
Wspi�� si� po nich, znacz�c sw�j �lad plwocin� i znikn�� w mroku.
Barman trzyma� w d�oniach dymi�cy karabin i walczy� z szale�stwem. Pami�ta�, �e strzela�, i �e trafia�. Kiedy trafi� po
raz sz�sty, to, co by�o kiedy� jego dobrym znajomym przerwa�o na chwil�, odwr�ci�o g�ow� w jego stron� i
u�miechn�o si�. Wtedy przesta� strzela�. Teraz sta� i walczy� z ogarniaj�cym go ob��dem. Przegra�by, ale chwil�
przedtem obj�� obci�t� luf� ustami i poci�gn�� za spust. Ale i tak to nie na jego widok zwymiotowali ludzie z ekipy
operacyjnej policji.
Ucieka�, byle dalej od miejsca, �udz�c si�, �e zostawi tam pami��. Z�apa� ca�y sw�j rozs�dek za gard�o i dusi�, a potem
wyrwa� z siebie i wyrzuci� do rynsztoka. To by� jedyny spos�b, aby uwierzy� na chwil�, �e im dalej ucieknie, tym
s�abiej b�dzie pami�ta�.
Wn�trzno�ciami ci�gle targa�y mu wymioty. Kilka razy pada� na kolana i pi� wod� z ka�u�y. Smakowa�a brudem i psim
moczem, ale przynosi�a chwilow� ulg�, kiedy mia� czym zwraca�.
Bieg� w stron� G�rnego Miasta. Ulice zmienia�y si�. Pojawi�y si� pierwsze okna niezabite deskami i dykt�, za to z
pancernymi szybami i kratami. Potem kraty znikn�y. Pojawi�y si� lampy uliczne. Przechodni�w nie by�o. "To dobrze",
pomy�la� Ajax. Nogi po zapowiedzi, jak� by� ob��dny b�l mi�ni, odm�wi�y pos�usze�stwa. Ich �ladem posz�y p�uca.
Pad� bez tchu przed wystaw� sklepow�. Podczo�ga� si� do niej i wspieraj�c si� na cementowym parapecie zacz��
wstawa�. Z wysi�kiem uni�s� g�ow� i spojrza� prosto na swoje odbicie w szybie.
U�miechn�a si� do niego obca maska, zaprzeczenie ludzkiej twarzy. Pionowe �renice zajrza�y mu prosto w oczy, a
czarne wargi ods�oni�y rz�dy bia�ych igie�. W najgorszych koszmarach, kt�re nawiedza�y go, zanim zst�pi� w czelu�cie
Dolnego Miasta, nie zobaczy� nigdy niczego nawet w u�amku tak przera�aj�cego. To by�a czysta groza, czyste z�o, tym
bardziej przera�aj�ce �wiadomo�ci�, �e patrzy�o na niego z jego w�asnej twarzy. Ale robi�o z ni� co chcia�o.
Odbicie nie chwyta�o �apczywie powietrza w usta. Nie by�o zm�czone. By�o szcz�liwe. To szcz�cie miliardem macek
oplot�o cia�o Ajaxa. Wnikn�o w nie, oplataj�c ka�dy organ z osobna i zwar�o stalowy chwyt. Wszechogarniaj�cy
strach pokona� obrzydzenie i zatrzyma� torsje.
Ajax za�ka�, a odbicie �mia�o si�. Ajax zawy� jak kastrowane dziecko, a odbicie �mia�o si�. Ajax zerwa� si� do
op�ta�czego biegu, b�d�c ju� obiema nogami po tamtej stronie granicy pomi�dzy �wiatem ludzi a �wiatem ob��kanych,
a jego twarz �mia�a si�.
Upaja�a si� p�dem powietrza i widokiem zbli�aj�cych si� �wiate� G�rnego Miasta. Oczy o pionowych �renicach, tak
czu�ych, �e nawet noc� by�y tylko w�skimi szparkami, bezb��dnie odnajdywa�y w oddali �wiat�a woz�w policyjnych i
wybiera�y drog� omini�cia ich.
Cz�owiek, w kt�rego czaszce by�y osadzone, nic o tym nie wiedzia�. Pozosta� z niego ju� tylko jednostajny ruch n�g,
zak��cany skurczami wyczerpania. Kiedy tego zabrak�o, cia�o upad�o, a twarz patrz�ca w rozgwie�d�one niebo ci�gle
u�miecha�a si�. By�a g�odna, ale i tak szcz�liwa. Po chwili kaza�a nieprzytomnemu cia�u wsta� i biec dalej.
Pos�ucha�o.
Wyszli z kina na dwie godziny przed �witem. Odpowiednia pora na zako�czenie maratonu film�w grozy. Paczka
starych znajomych. Dwie dziewczyny i trzech ch�opc�w. Wszyscy mieli po dziewi�tna�cie lat. Wszyscy lubili chodzi�
w jeansach, jeansowych kurtkach i czarnych martensach. Na wsp�lne wyj�cia zawsze si� tak ubierali. Postanowili nie
�apa� taks�wki. By� pi�kny wiecz�r.
Na m�czyzn� w czarnym p�aszczu zwr�ci� uwag� jeden z ch�opc�w, kiedy by� ju� nie dalej, jak pi�� metr�w od nich.
D�ugie, t�uste w�osy, ubranie umazane b�otem, twarz nikn�ca w cieniu. O takich typach w tej cz�ci Miasta tylko
opowiadano. Nigdy ich nie widywano. Dlatego pierwszym uczuciem ch�opca by�o zaciekawienie, a nie strach. Ten
przyszed� chwil� potem, kiedy obcy uni�s� g�ow� i spojrza� na dziewcz�ta, obna�aj�c d�ugie k�y.
�apa� ich, okalecza�, aby nie mogli uciec, a potem chodzi� od jednego do drugiego i zaspokaja� si�, z upodobaniem
wys�uchuj�c wrzask�w i wycia, kt�re temu towarzyszy�y. Krzyk doprowadza� go do ekstazy. Krzyk tych, kt�rymi si�
zaspokaja�, a jeszcze bardziej tych, kt�rzy patrzyli i czekali na swoj� kolej. W tym pierwszym by� tylko b�l, a w
drugim b�l i przecudowny, orgiastyczny strach. Kiedy sko�czy�, twarz obliza�a wargi i uzna�a, �e czas ju� obudzi�
Ajaxa.
Obudzi� si�. Spojrza�. Uciek�. A ludzie z G�rnego Miasta, kt�rzy to s�yszeli i widzieli, stali i nic nie robili. Zapomnieli,
�e mo�na zadzwoni� po policj� i pogotowie, tak dawno ju� nikt nie musia� tam tego robi�.
"A masz!" krzycza� w my�lach Ajax, wpychaj�c sobie do ust kolejne tabletki i kapsu�ki oraz wsypuj�c w �lad za nimi
porcje bia�ego proszku. Popija� to w�dk� z butelki, kt�r� ukrad� tn�c szyb� pazurami, jakimi obdarzy� go Szatan.
Bo to by� Szatan, w �rodku niego, co do tego nie mia� ju� w�tpliwo�ci. Szatan wiedzia�, �e on wie i �mia� si�,
poruszaj�c najdrobniejsze w��kna nerw�w Ajaxa. Cz�owiek nie m�g� tego znie��. Chcia� umrze�. Zjad� na raz dawk�
drag�w starczaj�c� na dwa tygodnie.
I nie umar�.
Nie straci� nawet przytomno�ci. Ale wizje przysz�y. Na�o�y�y si� na tera�niejszo�� i zla�y j� w jedno ze
wspomnieniami. Tymi ostatnimi te�. Smak, zapach, wzrok, s�uch, dotyk zla�y si� w jedno. Uderza�y miriadami
groteskowo okrutnych fantom�w nap�ywaj�cych ze wszystkich stron. Mury sp�ywa�y krwi� i m�zgiem, a chodnik, na
kt�rym siedzia�, mia� faktur� delikatnej dziewcz�cej sk�ry.
D�onie Diab�a zacisn�y si� na prze�yku i tym razem nawet nie m�g� zwymiotowa� tym, czego w sobie nie chcia�.
"Ratunku!"- wo�a� zwini�ty w k��bek, w bocznej uliczce na ty�ach biurowca, gdzie tylko �mieciarze pojawiali si� raz na
tydzie�. Tak min�� dzie�.
Zmierzch nie przyni�s� ko�ca wizji. Nie przyni�s� ko�ca niczego, poza dniem. Ale da� mo�liwo�� ruchu. Ucieczki.
Ajax modl�c si� stan�� na nogach i wypowiadaj�c dr��cym g�osem b�agalne s�owa ruszy� na poszukiwanie ko�cio�a.
Nigdy nie wierzy� w Boga. Nigdy nie wierzy� w Diab�a. Ale twarz odbita w szybie by�a faktem. W ni� nie m�g�
wierzy� lub nie. Ona by�a. Dlatego modli� si�, �arliwiej ni� jakikolwiek cz�owiek na �wiecie. A nieruchome czarne
wargi ci�gle ods�ania�y w u�miechu bia�e k�y.
Tak dotar� pod ko�ci�. Z daleka zobaczy� cz�owieka w czarnym ubraniu, kt�ry szykowa� si� do zamkni�cia drzwi na
klucz. "Nieee!" krzykn��, czuj�c, �e za chwile straci ostatni� szans�. Zerwa� si� do biegu, pokonuj�c b�l mi�ni.
Cz�owiek spojrza� w jego stron� i krzykn�� co� niezrozumia�ego. To by�o ostatnie, co zobaczy�, zanim oczy po raz
kolejny zajrza�y mu w g��b czaszki.
Ajax ockn�� si� we wn�trzu ko�cio�a. Nie by�o du�e. To by�a bardziej kaplica ni� ko�ci� i wygl�da�a na star�.
Figury stoj�ce po obu stronach nawy by�y zachlapane krwi� i okr�cone wn�trzno�ciami. Teraz, kiedy si� ockn��, znowu
wszystko pami�ta�. Widzia� siebie, jak rozszarpuje ko�cielnego i bezcze�ci �wi�tyni�. Czy to by� ci�gle dom Bo�y? Czy
modlitwa tutaj mia�a sens? Zacz�� p�aka� jak dziecko. Bezsi�a, beznadzieja i rozpacz by�y ponad si�y jakiegokolwiek
cz�owieka.
Ale Szatan nie pozwala� mu umrze� ani oszale� na d�u�ej ni� chwil�. Szlochaj�c ruszy� ku wyj�ciu. Niedaleko drzwi, w
niszy po lewej stronie, zobaczy� niewielki kamienny pos��ek. Nie wiedzia� kogo przedstawia, ale nagle zapragn��, aby
to by� sam On.
Podszed� bli�ej i zobaczy�, �e rze�ba jest rozbita w po�owie i odwr�cona. Tak, przecie� sam to zrobi�. Wzi�� w r�ce
od�aman� po�ow�. Przytuli� si� do niej. Wypowiedzia� pierwsze s�owa modlitwy. Wewn�trz pos��ka zabi�o �ywe serce.
To by� znak! To by� cud! To by� ratunek! Nigdy nie wierzy�, ale teraz modli� si�, a przy ka�dym s�owie czu� bicie serca.
Kl�cza� i szlocha�, ogarni�ty nag�� nadziej�, kiedy us�ysza� kroki. To by� ksi�dz i szed� w jego stron�. "Ojcze! Ojcze!"
zawo�a� i przypad� ustami do r�ki kap�ana. Zacz�� si� spowiada�.
Sko�czy�. A� sam nie m�g� uwierzy�, �e opis krwawego koszmaru, jakiego dokona� przeszed� mu przez usta. Ale uda�o
si�. Teraz kap�an wiedzia� wszystko. Pami�ta�, �e teraz jest uratowany. By� pod opieka kap�ana. Obejmowa�y go
namaszczone d�onie. Nic z�ego ju� si� nie mog�o sta�. Kocha� za to wszystkich ksi�y �wiata.
Kap�an co� m�wi�, a Ajax, cho� nie mia� si� s�ucha� i zrozumie�, zgadza� si� na wszystko. Pozwoli� si� unie�� i
wyprowadzi� z ko�cio�a. Pozwoli� si� prowadzi�. Szed�, napawaj�c si� bezpiecze�stwem.
Nagle sutanna ksi�dza wezbra�a jak balon i ulecia�a w g�r�. Opad�a kilka metr�w dalej i wygl�da�a jak czarny kleks na
grafitowoszarym chodniku. Zamruga� oczami.
Nie by�o ju� ksi�dza. Ju� by�o ich dw�ch i to by�y diab�y. Nie, to byli ludzie, op�tani jak on, ale tamci przyj�li swoje
op�tanie, zgodzili si� na nie. I teraz stali tam rado�ni i osaczali go.
W przeb�ysku intuicji zrozumia�, �e chc� go rozszarpa�, aby uwolni� tego, kt�ry w niego wszed�. Jak uda�o im si� go
oszuka�? Jak weszli do ko�cio�a? Jak to zrobili, �e wygl�dali jak jeden niewysoki cz�owiek?
M�wili mu o tym i pokazywali, a ci�gle nap�ywaj�ce narkotyczne wizje zamieni�y wszystko, co widzia� w
wynaturzony teatr marionetek. Mo�e wszystko, co pami�ta� by�o upiorn�, narkotyczn� wizj�?
Diabe� w jego wn�trzu s�ab�. Ju� nie m�g� odebra� mu �wiadomo�ci. Dotkn�� r�k� twarzy i odnalaz� siebie. Diabe� w
jego wn�trzu gin��, ale jego bracia nie chcieli da� mu zgin��. Podchodzili Ajaxa, roze�miani, powiewaj�cy z�otymi
w�osami. "Odwr�cony Krzy�!" krzyczeli.
Ju� rozumia�. Jeden z nich trzyma� pod sutann� r�ce u�o�one w kszta�t odwr�conego krzy�a. "To nadal nie ma sensu",
podpowiada� rozs�dek, ale narkotyczna �wiadomo�� wiedzia�a, �e to jest prawdziwe wyt�umaczenie. "Rzeczywisto��
szatana rz�dzi si� prawami snu", u�wiadomi� sobie. A oni podchodzili.
Ci�gle �ciska� w r�ku od�amany kawa�ek pos��ka. Wystawi� go przed siebie, ale tylko za�miali si�. Z�o�y�
przedramiona w znak krzy�a i to ich zatrzyma�o. Prze�egna� si� im prosto w twarze. To ich odrzuci�o, ale wr�cili, z
dw�ch stron r�wnocze�nie. Zacz�� si� piekielny taniec, a� Ajax poj�� swoim ulicznym instynktem przetrwania, �e musi
zaatakowa�, aby wygra�. Zacisn�� d�onie na rze�bionym kawa�ku piaskowca, skoczy� i uderzy�.
Gdy jeden diabe� pada� wyj�c, cz�owiek zakr�ci� si� w miejscu i przyj�� na kamie� cios szpon�w drugiego. Trysn�a
czarna krew. Ajax zamachn�� si� i uderzy� prosto w twarz, tak� sam� jak ta, kt�r� widzia� odbit� w szybie.
Policjanci w wozie patrolowym rozgl�dali si� uwa�nie. Po tym, co ostatniej nocy nawyrabia� szaleniec z Dolnego
Miasta, zarz�dzono stan wyj�tkowy a� do jego uj�cia. A za samo pochwycenie wyznaczono nagrod� przewy�szaj�c�
dziesi�cioletnie pobory. Ka�dy chcia� go dosta�.
"Tam!"- nagle jeden z policjant�w wyci�gn�� r�k� w stron� skweru. Ten, kt�ry prowadzi� spojrza� we wskazanym
kierunku. W �wietle odleg�ej latarni zobaczy� trzy rozmyte cienie, wiruj�ce w figurach niezrozumia�ego ta�ca. Bez
s�owa skierowa� samoch�d w tamt� stron�. Silnik na niskich obrotach pracowa� niemal bezg�o�nie.
Ajax kl�cza� na piersiach diab�a i metodycznymi uderzeniami mia�d�y� jego nienawistn� twarz. Z drugim ju� si�
rozprawi�.
"Zabij� was wszystkich!" wycharcza� i wzni�s� r�ce do ostatniego ciosu, kiedy kula z rewolweru policjanta uderzy�a go
w ty� g�owy i w u�amku sekundy pozbawi�a twarzy.
Policjanci podeszli bli�ej. "Do diab�a!" zakl�� ten, kt�ry strzela�. Celowa� w rami�, nie w g�ow�. Schowa� bro� do
kabury i wtedy, jak na sygna�, zw�oki o�y�y. Wsta�y, popatrzy�y na zdr�twia�ych funkcjonariuszy nieistniej�cymi ju�
oczyma i upad�y, a trzy rozmyte cienie chichocz�c odp�yn�y w mrok.
D�ugo stali, wpatruj�c si� w zmasakrowane cia�a. Mozaika strz�p�w mi�sa i od�amk�w ko�ci przyci�ga�a hipnotycznie,
a wyobra�nia odnajdowa�a w niej kolejne odra�aj�ce obrazy, parodie min i grymas�w, ociekaj�ce krwi� i m�zgiem.
Bro� przy pasie nie by�a �adn� obron�.
* * *
Policjanci nikomu o tym nie powiedzieli. I tak nikt by nie uwierzy�. Ale nigdy nie zapomnieli.
Jeden z nich wkr�tce si� powiesi�, nie mog�c znie�� my�li, �e kiedy� cienie mog� do niego wr�ci�.
Drugi po kilku latach zwariowa�. Reszt� �ycia sp�dzi� w kaftanie bezpiecze�stwa, maj�c krew g�st� od narkotyk�w. Na
widok lustra, szyby, a nawet tafli wody wy� ze strachu tak, �e sanitariuszom je�y�y si� w�osy na g�owie.
Lekarze nigdy nie doszli, co mu jest.
To by� ten policjant, kt�ry strzela�.
W �yciu prywatnym by� samotny i zagubiony, ale o tym nikt nie wiedzia�.
Samotna noc z 1 na 2 lutego, 1997 r.