Slaughter Karin - Will Trent 01 - Tryptyk
Szczegóły |
Tytuł |
Slaughter Karin - Will Trent 01 - Tryptyk |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Slaughter Karin - Will Trent 01 - Tryptyk PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Slaughter Karin - Will Trent 01 - Tryptyk PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Slaughter Karin - Will Trent 01 - Tryptyk - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Slaughter Karin
Tryptyk
CZĘŚĆ 1
DECATUR CITY OBSERVER
17 czerwca 1985 roku
MORD NA NASTOLATCE Z DECATUR
Wczoraj rano państwo Finney zamieszkali przy Adams Street znaleźli w domu zwłoki swojej
córki, piętnastoletniej Mary Alice Finney. Policja nie ujawniła Ŝadnych szczegółów
dotyczących okoliczności śmierci, poinformowała jedynie, Ŝe traktuje ją jak zabójstwo i
przesłuchuje osoby, które widziano po raz ostatni w towarzystwie dziewczyny. Paul Finney,
ojciec Mary i zastępca prokuratora hrabstwa DeKalb, w wydanym wczoraj wieczorem
Strona 2
oświadczeniu oznajmił, iŜ wierzy, Ŝe policja schwyta i odda w ręce sprawiedliwości zabójcę
córki. Mary Alice, wzorowa uczennica liceum w Decatur, udzielała się w zespole
cheerleaderek, niedawno została takŜe wybrana na przewodniczącą klas drugich.
Nieoficjalne źródła związane z ekipą śledczą podają, Ŝe ciało nastolatki zostało okaleczone.
Strona 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
5 LUTEGO 2006 ROKU
Detektyw Michael Ormewood słuchał transmisji meczu przez radio, jadąc DeKalb Avenue
do Grady Homes. Z kaŜdym kilometrem narastało w nim napięcie, a kiedy skręcał w prawo
w okolicę, którą większość gliniarzy uwaŜała za strefę działań wojennych, niemal trząsł się
ze zdenerwowania. W miarę jak Agencja ds. Budownictwa Komunalnego Miasta Atlanta
upadała, finansowane przez nią osiedla socjalne w rodzaju Grady Homes powoli odchodziły
w przeszłość. Nieruchomości w centrum były zbyt cenne, pole do korupcji zbyt duŜe.
Wystarczyło ujechać kawałek dalej, Ŝeby znaleźć się w Decatur pełnym modnych
restauracji i rezydencji za miliony dolarów. Niecałe dwa kilometry w przeciwnym kierunku
znajdowała się pokryta złotem kopuła siedziby władz stanu Georgia. Grady tkwiło między
nimi jak uosobienie katastrofy, naoczny dowód, Ŝe miasto zbyt zajęte, Ŝeby nienawidzić,
jest takŜe zbyt zajęte, Ŝeby samo o siebie zadbać.
Z powodu trwającego meczu okolica była opustoszała. Dilerzy i alfonsi zrobili sobie wolne,
Ŝeby oglądać cud nad cudami: Atlanta Falcons grających w Super Bowl. Był jednak
niedzielny wieczór i prostytutki wyszły na ulice, Ŝeby zarobić na chleb i dać wierzącym
Strona 4
powód do spowiedzi w przyszłym tygodniu. Niektóre z nich machały do Michaela, kiedy
przejeŜdŜał obok. Odpowiadał na pozdrowienia, zastanawiając się jednocześnie, jak wiele
nieoznakowanych radiowozów zatrzymuje się tu w środku nocy, jak wielu gliniarzy melduje
dyspozytorowi, Ŝe robią sobie dziesięciominutową przerwę, Ŝeby zaraz potem przywołać
jedną z dziewczyn i na chwilę się odpręŜyć.
Numer dziewięć znajdował się na tyłach osiedla: zdewastowany blok z czerwonej cegły
oznaczony symbolami Ratzów, jednego z nowych gangów, które rozlokowały się w Grady
Homes. Przed budynkiem stał nieoznakowany samochód i pięć radiowozów z obracającymi
się kogutami i skrzeczącymi radiami. Parking dla mieszkańców zajmowało czarne bmw oraz
podrasowany lincoln navigator, którego warte dziesięć tysięcy felgi połyskiwały złotem w
świetle latarni. Michael stłumił chęć, Ŝeby odbić w bok kierownicą i zedrzeć trochę lakieru z
luksusowej terenówki za siedemdziesiąt patyków. Wkurzał go widok drogich bryk, którymi
woziły się karki. W zeszłym miesiącu jego dzieciak wystrzelił w górę o jakieś dziesięć
centymetrów, wyrastając ze wszystkich dŜinsów, ale zanosiło się na to, Ŝe będzie musiał
poczekać na nowe do następnej wypłaty Michaela. Tim miał jeszcze dobrych kilkadziesiąt
centymetrów w zanadrzu, tymczasem podatki tatusia szły na czynsz dla oprychów.
Zamiast wysiąść, Michael jeszcze przez kilka sekund słuchał transmisji, chcąc przedłuŜyć
ostatnią chwilę spokoju, zanim wszystko stanie na głowie. SłuŜył w firmie od prawie
piętnastu lat: prosto z wojska wstąpił do policji i juŜ po fakcie uświadomił sobie, Ŝe poza
większą swobodą w uczesaniu, obie formacje niewiele się od siebie róŜnią. Wiedział, Ŝe gdy
Strona 5
tylko wysiądzie z samochodu, cały ten kołowrót zacznie się kręcić jak zbyt mocno
nakręcony zegar. Bezsenne noce, niekończące się tropy, które nigdy nie wypalają,
przełoŜeni patrzący mu na ręce. Prasa prawdopodobnie teŜ dołoŜy swoje. Za kaŜdym razem
gdy wyjdzie z jednostki, reporterzy będą mu wciskali kamery i aparaty fotograficzne w
twarz, pytali, dlaczego nie widać końca śledztwa, dlaczego sprawa ciągnie się tak długo, a
potem jego syn będzie oglądał to w wiadomościach i pytał, czemu ludzie tak nienawidzą
tatusia.
Collier, młody dzielnicowy o bicepsach tak obrośniętych mięśniami, Ŝe nie był w stanie
przyłoŜyć rąk płasko do boków, zastukał w szybę, pokazując Michaelowi, Ŝeby otworzył
okno. Napakowaną ręką wykonał w powietrzu gest kręcenia korbką, choć prawdopodobnie
nigdy w Ŝyciu nie siedział w aucie z opuszczanymi mechanicznie szybami.
Michael wdusił przycisk na desce rozdzielczej, a kiedy szyba opadła, spytał:
- Tak?
- Kto wygrywa?
- Nie Atlanta - odpowiedział i Collier pokiwał głową, jakby spodziewał się takich wieści.
Poprzednie podejście The Falcons do Super Bowl miało miejsce kilka lat temu. Dostali
wtedy łomot od Denver 34:19.
- Jak się ma Ken?
- Jak to Ken - rzucił Michael, nie chcąc rozwodzić się nad zdrowiem partnera.
- Przydałby się tutaj. - Policjant skinął głową w stronę budynku. - Paskudnie to wygląda.
Strona 6
Michael zachował swoje zdanie dla siebie. Chłopak miał góra dwadzieścia parę lat,
przypuszczalnie siedział jeszcze na garnuszku u mamusi, ale święcie wierzył, Ŝe jest
męŜczyzną, bo codziennie przypina kaburę z gnatem. Sam poznał kilku takich Collierów na
pustyni w Iraku, kiedy pierwszy Bush postanowił tam wkroczyć. Zgraja przejętych
szczeniaków z błyskiem w oku, który mówił, Ŝe zaciągnęli się z powodu czegoś więcej niŜ
trzy posiłki dziennie i bezpłatne wykształcenie. Mieli obsesję na punkcie obowiązku i
honoru, tego całego gówna i innych głodnych kawałków, które wciskała im telewizja i
werbunkowi zgarniający ich ze szkół średnich niczym dojrzałe czereśnie z drzew.
Obiecywano im szkolenia zawodowe, skierowanie do baz w pobliŜu rejonu zamieszkania,
wszystko, byleby tylko podpisali się na formularzu. Większość wysyłano pierwszym
samolotem na pustynię, gdzie ginęli od kul, zanim zdąŜyli załoŜyć hełmy.
Z budynku wyszedł Ted Greer, poluźniając krawat, jakby brakowało mu powietrza. Jak na
Murzyna miał bladą i ziemistą cerę: większość czasu spędzał za biurkiem, wygrzewając się
w świetle jarzeniówek i czekając na emeryturę.
Zobaczył siedzącego w samochodzie Michaela i posłał mu wściekłe spojrzenie.
- Pracujesz dzisiaj czy tylko wybrałeś się na przejaŜdŜkę?
Michael wyciągnął kluczyk ze stacyjki dokładnie w chwili kiedy zaczynała się transmisja
drugiej połowy meczu, i niespiesznie wygramolił się z wozu. Jak na lutowy wieczór było
ciepło, klimatyzatory zainstalowane w oknach brzęczały jak pszczoły dokoła ula.
Greer warknął na Colliera:
Strona 7
- Nie masz nic do roboty?
Dzielnicowy rozsądnie się zmył, przyciskając podbródek do piersi, jakby ktoś go walnął w
nos.
- Kurwa, co za rzeźnia - powiedział Greer do Michaela. Wyjął chusteczkę i otarł pot z czoła.
- Jakiś chory zbok ją dorwał.
Tyle Michael juŜ się dowiedział, kiedy telefon ściągnął go z kanapy w salonie.
- Gdzie ona jest?
- Na szóstym piętrze. - Porucznik* złoŜył chusteczkę w kwadracik i wsadził do kieszeni. -
Ustaliliśmy, Ŝe to z tego aparatu dzwoniono pod 911. - Pokazał ręką na drugą stronę ulicy.
Michael popatrzył na budkę telefoniczną, relikt przeszłości. Wszyscy uŜywali juŜ teraz
komórek, a juŜ na pewno dilerzy i ludzie miasta.
- Głos kobiety - poinformował go Greer. - Jutro będziemy mieli taśmę.
- Ile czasu minęło, zanim ktoś od nas się pojawił?
- Trzydzieści dwie minuty - odpowiedział i Michael zdziwił się, Ŝe nie więcej.
Według lokalnej telewizji czas reakcji na telefony alarmowe z Grady wynosił przeciętnie trzy
kwadranse. W wypadku pogotowia ratunkowego jeszcze dłuŜej.
Greer odwrócił się plecami do budynku, jakby ten gest miał go oczyścić z winy.
- Będziemy musieli wezwać kogoś do pomocy w śledztwie.
Strona 8
Michael się obruszył. Według statystyk Atlanta naleŜała do najniebezpieczniejszych miast w
Stanach. Martwa dziwka nie była tu Ŝadnym zapierającym dech ewenementem, zwłaszcza
w tej okolicy.
- Tylko tego mi trzeba: kolejnego dupka pouczającego mnie, jak mam wykonywać swoją
robotę.
- Pierwszy dupek uwaŜa, Ŝe właśnie tego ci trzeba - odparował porucznik. Michael miał
dość rozumu, Ŝeby nie dyskutować - nie dlatego, Ŝe Greer nie tolerował niesubordynacji -
ale dlatego, Ŝe wiedział, iŜ szef ustąpi mu tylko dla świętego spokoju, a potem się odwróci i
zrobi, co mu się będzie Ŝywnie podobało.
- Ta sprawa źle wygląda.
- Wszystkie tak wyglądają - przypomniał mu Michael. Otworzył tylne drzwi auta i wyciągnął
marynarkę.
- Dziewczyna nie miała szans - ciągnął Greer. - Pobita, pocięta i zerŜnięta w cztery dupy.
Mamy tu naprawdę niezłego pojeba.
Michael włoŜył marynarkę, myśląc jednocześnie, Ŝe porucznik mówi tak, jakby ubiegał się o
rolę w serialu HBO.
- Ken juŜ wyszedł ze szpitala. Prosił, Ŝebyś wpadał do niego, kiedy ci będzie na rękę.
Greer bąknął coś o nawale roboty, zanim potruchtał w stronę swego auta, oglądając się
jeszcze przez ramię jakby w obawie, Ŝe podwładny będzie go gonił. Michael czekał, dopóki
szef nie znalazł się w samochodzie i nie odjechał, dopiero wtedy skierował się do budynku.
Strona 9
W drzwiach stał Collier z ręką opartą na kolbie pistoletu. Prawdopodobnie był zdania, Ŝe
pilnuje wejścia, ale Michael wiedział, Ŝe sprawca nie wróci po więcej. Skończył z tą kobietą.
JuŜ niczego nie mogła mu dać.
- Szef szybko pojechał - zauwaŜył Collier.
- Dzięki za informację.
Zebrał siły i otworzył drzwi, pozwalając, by wilgotny, ciemny budynek go pochłonął.
Ktokolwiek projektował te domy, nie robił tego z myślą o szczęśliwych dzieciakach
wracających ze szkoły na ciepłe mleko i herbatniki. Skupiono się na bezpieczeństwie, do
minimum ograniczając otwartą przestrzeń. Wszystkie Ŝarówki zaopatrzono w ochronną
metalową siatkę. W naroŜnikach ścian z gołego betonu tkwiły wąziutkie okna, szyby z
osadzonym w środku drutem wyglądały jak zasnute pajęczynami. Ściany, w zamierzchłych
czasach białe, teraz pstrzyły wykonane sprayem napisy: nazwy gangów, groźby i
wszelkiego rodzaju obwieszczenia. Na prawo od drzwi wejściowych ktoś nagryzmolił: „Kim
to kurwa, Kim to kurwa, Kim to kurwa!"
Michael patrzył w górę na krętą klatkę schodową, szacując liczbę stopni na szóste piętro,
kiedy uchyliły się drzwi obok. Odwrócił się i zobaczył, Ŝe gapi się na niego stara czarna
kobieta: ciemne jak węgiel oczy wyglądały zza krawędzi stalowych drzwi.
- Policja - powiedział, wyciągnąwszy odznakę. - Proszę się nie bać.
Otworzyła szerzej drzwi. Miała na sobie dŜinsy i kwiecisty fartuch zarzucony na biały
poplamiony podkoszulek.
Strona 10
- Nie boję się ciebie, cwelu.
Za nią skupiły się cztery inne staruszki, wszystkie, poza jedną, były Afroamerykankami.
Michael wiedział, Ŝe nie pokazały się, by pomóc. Grady, jak kaŜda mała społeczność, Ŝywiło
się plotką i te usta zasilały linię nowych dostaw. Mimo to musiał spytać:
- Czy któraś z pań coś widziała?
Zaprzeczyły jak jeden mąŜ niczym maskotki z kiwającymi głowami na desce rozdzielczej
samochodu.
- Świetnie. - Michael schował odznakę do kieszeni i ruszył w stronę schodów. - Dzięki za
pomoc w utrzymaniu bezpieczeństwa na waszym osiedlu.
- To twoje zadanie, lachociągu.
Przystanął z nogą na pierwszym schodku, odwrócił się w stronę staruszki i spiorunował ją
wzrokiem. Patrzyła wyzywająco, świdrując go kaprawymi oczyma, jakby czytała w nim jak
księdze. Była młodsza niŜ pozostałe kobiety, niewiele po siedemdziesiątce, ale mniejsza i
bardziej siwa niŜ jej towarzyszki. Skórę dokoła ust pokrywała siateczka zmarszczek
wyŜłobionych przez lata palenia. Włosy na szczycie głowy były białe, podobnie jak te
zwisające w spiralkach niczym dredy. Wargi miała umazane szminką w najbardziej
przeraŜającym odcieniu pomarańczy, jaki kiedykolwiek widział.
- Jak pani na imię?
Uniosła podbródek wyzywająco, ale odpowiedziała:
- Nora.
Strona 11
- Ktoś zadzwonił pod 911 z tej budki na zewnątrz.
- Mam nadzieję, Ŝe umył se potem ręce.
Michael pozwolił sobie na uśmiech.
- Znała ją pani?
- Wszystkie Ŝeśmy ją znały. - Ton jej głosu sugerował, Ŝe wie o wiele więcej, ale nie
zamierza się tym dzielić z jakimś debilowatym białym policjantem. Ewidentnie jej ściany nie
zdobił dyplom ukończenia studiów, ale Michael nie przywiązywał wagi do takich rzeczy.
Widział po oczach, Ŝe jest nie w ciemię bita. W miejscu takim jak Grady głupcy nie
doŜywają podobnego wieku.
Zdjął stopę ze schodka i podszedł z powrotem do grupki kobiet.
- Pracowała?
Nora nie spuszczała z niego oczu, nadal nieufna.
- Przez większość nocy.
Biała kobieta z tyłu rzuciła:
- Uczciwa była dziewczyna.
Nora cmoknęła z niezadowoleniem.
- Taka młoda ptaszyna. - W jej głosie pobrzmiewała wyzywająca nuta, kiedy dodała: - To
nie było Ŝycie dla niej, ale co innego niby miała robić?
Michael skinął głową, Ŝe rozumie.
- Miała jakichś stałych klientów?
Strona 12
Znowu wszystkie pokręciły przecząco głowami, Nora dodała:
- Nigdy nie robiła w domu.
Michael czekał, zastanawiając się, czy jeszcze coś powiedzą. Odliczał w myślach sekundy,
postanowiwszy, Ŝe przeciągnie to do dwudziestu. Nad budynkiem przeleciał helikopter,
rozległ się pisk opon samochodu kilka przecznic dalej, ale Ŝadne z nich nie zwróciło na to
uwagi. W tej okolicy ludzie robili się nerwowi, jeśli nie słyszeli odgłosów strzałów
przynajmniej kilka razy na tydzień. Tak wyglądało ich normalne Ŝycie i przemoc - albo jej
groźba - była jego częścią w takim samym stopniu co tani alkohol i jedzenie z fast foodów.
- Dobra - powiedział Michael, odczekawszy o pięć sekund więcej, niŜ planował. Wyciągnął
wizytówkę i podał Norze. - Coś do podtarcia tyłka.
Stęknęła z odrazą, trzymając kartonik między kciukiem i palcem wskazującym.
- Mój tyłek jest ciut większy.
Puścił do niej oko i wymruczał gardłowym głosem:
- Niech ci się nie wydaje, Ŝe nie zauwaŜyłem, złotko.
Zaśmiała się i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Ale wizytówkę zatrzymała. Musiał to
uznać za dobry znak.
Wrócił do schodów i pokonał pierwsze piętro, sadząc po dwa stopnie naraz. Wszystkie
domy w Grady miały windy, ale nawet te nieliczne, które działały, były niebezpieczne.
Kiedyś jako świeŜo upieczony krawęŜnik został tu wezwany do jakiejś awantury domowej i
z zepsutym radiem zaciął się w jednym z tych trzeszczących ustrojstw. Spędził w środku
Strona 13
blisko dwie godziny, starając się nie zwiększać wszechogarniającego odoru szczyn i
wymiocin. Tyle trwało, zanim jego sierŜant się zorientował, Ŝe któryś z chłopców się nie
odmeldował, i wysłał kogoś jego śladem. Koledzy, starzy wyjadacze, śmiali się z jego
głupoty jeszcze przez pół godziny, zanim w końcu pomogli mu się wydostać.
Witamy w klubie.
Wchodząc na drugie piętro, poczuł zmianę atmosfery. Najpierw zarejestrował zapach:
zwykła woń smaŜonego jedzenia, zmieszana z odorem piwa i potu, zmącona raptem przez
wyraźny fetor gwałtownej śmierci.
Budynek zareagował na tragedię w zwykły sposób. Zamiast nieustającego łupania rapu
dudniącego z głośników Michael słyszał tylko szmer dochodzących zza zamkniętych drzwi
głosów. Ściszono telewizory, druga połowa meczu słuŜyła jedynie za tło rozmów, podczas
których lokatorzy gadali o dziewczynie z szóstego piętra i dziękowali Bogu, Ŝe tym razem
padło na nią, a nie na ich synów, córki czy na nich samych.
W tej względnej ciszy pojawiły się znajome dźwięki: dobrze znane odgłosy zbierania
dowodów i dokumentowania miejsca zbrodni. Michael zatrzymał się na podeście czwartej
kondygnacji, Ŝeby złapać oddech. Rzucił palenie dwa miesiące wcześniej, ale jego płuca
jakoś mu nie uwierzyły. Idąc na następne piętro, czuł się jak astmatyk. WyŜej ktoś się
roześmiał i Michael słyszał, jak inni gliniarze wtórują, uczestnicząc w zwyczajowym pokazie
lipnego chojractwa, który umoŜliwiał im wykonanie roboty.
Strona 14
Na dole otworzyły się drzwi. Michael przechylił się przez poręcz i patrzył, jak dwie kobiety
wciągają nosze na klatkę. Miały na sobie granatowe kurtki z jaskrawoŜółtym napisem
„Kostnica" na plecach.
- Tu, na piętrze! - zawołał.
- Na którym? - spytała jedna.
- Na szóstym.
- OŜeŜ w dupę - zaklęła.
Chwycił poręcz i z wysiłkiem pokonał jeszcze kilka stopni. Słyszał kolejne bluzgnięcia, gdy
kobiety zaczęły marsz, taszcząc nosze walące głucho o poręcz niczym pęknięty dzwon. Od
celu dzieliło go juŜ tylko jedno piętro i poczuł, jak jeŜą mu się włoski na karku. Mokra od
potu koszula lepiła się do pleców, ale na skutek jakiegoś szóstego zmysłu przeszedł go
dreszcz.
Błysnął flesz, zawarkotała kamera. Michael ostroŜnie obszedł czerwony pantofel na szpilce,
który leŜał na schodach, tak jakby ktoś tu usiadł i go zsunął. Stopień wyŜej widać było
wyraźny ślad zakrwawionej dłoni czepiającej się schodka. Na następnym tkwił jeszcze
jeden, a potem kolejny - najwyraźniej zostawione przez kogoś, kto pełzł na górę.
Na podeście piątego piętra stał Bill Burgess, doświadczony dzielnicowy, który widział juŜ
chyba kaŜdy rodzaj zbrodni z bogatego arsenału Atlanty. Obok widniało ciemne bajorko
krzepnącej krwi, od jego brzegów rozchodziły się strumyczki, które spadały z jednego
Strona 15
stopnia na drugi niczym kostki domina. Michael bez trudu zinterpretował ślady. Potknęła się
tutaj i usiłując się podnieść, porozmazywała krew.
Bill patrzył w dół schodów, omijając wzrokiem krwawe plamy. Miał pobladłą twarz i wąską
kreskę w miejscu ust. Michael stanął jak wryty, chyba jeszcze nigdy nie widział go
wytrąconego z równowagi. To był facet, który poszedł na panierowane skrzydełka godzinę
po tym, jak znalazł sześć odciętych palców w kontenerze na śmieci za chińską restauracją.
Teraz milczał i Michael, takŜe nic nie mówiąc, ostroŜnie przekroczył kałuŜę krwi. Trzymał
dłoń na poręczy, skręcając na następny ciąg schodów zadowolony, Ŝe ma się czego
przytrzymać, kiedy ujrzał zwłoki.
Kobieta była częściowo rozebrana, obcisła czerwona sukienka, rozcięta jak szlafrok,
ukazywała ciemną skórę i paseczek czarnych włosów łonowych przystrzyŜonych w wąską
linię biegnącą w dół krocza. Piersi znajdowały się nienaturalnie wysoko, podtrzymywane na
baczność przez implanty. Jedno ramię miała przywiedzione do boku, drugie spoczywało nad
głową, z palcami wyciągniętymi w stronę poręczy, jakby w ostatniej chwili próbowała
jeszcze się podnieść. Prawa noga była zgięta w kolanie i odrzucona w bok, lewa wysunięta
pod takim kątem, Ŝe patrzył prosto w jej szparę.
Wszedł na kolejny stopień. Postarał się odciąć od gwaru dokoła i zobaczyć ofiarę oczyma
zabójcy. Ciemną twarz pokrywał makijaŜ: warstwa szminki i róŜu, nałoŜona grubo, aby
podkreślić rysy. Czarne kręcone włosy z pomarańczowymi pasemkami sterczały na
wszystkie strony. Miała ładne ciało, czy raczej ładniejsze, niŜ moŜna by się spodziewać,
Strona 16
sądząc po śladach nakłuć na ramionach, które mówiły, kim była: kobietą z nałogiem, który
zaspokajała, kupcząc kroczem. Siniaki na udach mógł zostawić zabójca albo jakiś klient,
który lubi na ostro. W wypadku tej drugiej ewentualności prawdopodobnie nie miała nic
przeciwko, wiedząc, Ŝe ból oznacza więcej kasy, a więcej kasy oznacza większą
przyjemność później, kiedy juŜ poczuje ukłucie igły i ciepło rozchodzące się Ŝyłami.
Szeroko otwarte oczy patrzyły beznamiętnie w ścianę. Od jednej z powiek odkleiły się
sztuczne rzęsy i leŜały pod lewym okiem, tworząc trzecią parę. Nos był złamany, policzek
przemieszczony w miejscu, gdzie zgruchotano jej kość pod okiem. W otwartych ustach coś
połyskiwało i kiedy Michael zbliŜył się o kolejny stopień, zobaczył, Ŝe są po brzegi
wypełnione płynem i Ŝe ten płyn to krew. Górne światło odbijało się w czerwonej kałuŜy jak
księŜyc w pełni.
Na szczycie schodów stał dyŜurny lekarz sądowy Pete Hanson i rozmawiał z Leo Donnellym.
Leo był dupkiem, który zgrywał się na twardego glinę, Ŝartował ze wszystkiego, śmiał się
zbyt głośno i zbyt długo, ale Michael zbyt często widywał go w knajpie przy barze, jak
odstawiał jedną szklaneczkę szkockiej po drugiej w nadziei na pozbycie się smaku śmierci z
ust.
Dostrzegł Michaela i na jego widok twarz mu się rozjarzyła, jakby byli starymi kumplami,
którzy umówili się na miłe popołudnie. W dłoni trzymał zaklejoną plastikową torebkę na
dowody. Podrzucał ją kilkanaście centymetrów w górą, łapał i znowu podrzucał, jakby
szykował się do gry w piłkę.
Strona 17
- Fatalna noc na wezwanie - oświadczył.
Michael zgodził się w duchu, ale nie powiedział tego głośno.
- Co zaszło?
Leo dalej bawił się torbą, waŜył ją w dłoni.
- Lekarz mówi, Ŝe się wykrwawiła na śmierć.
- Niewykluczone - skorygował Pete. Michael wiedział, Ŝe patolog lubi Leo mniej więcej w
takim samym stopniu jak wszyscy inni w firmie, co oznaczało, Ŝe nie mógł znieść drania. -
Będę wiedział więcej, kiedy połoŜę ją na stole.
- Łap. - Leo rzucił koledze torebkę na dowody.
Leciała jakby w zwolnionym tempie i obracała się w powietrzu jak koślawa piłka. Michael
złapał ją, zanim upadła na posadzkę. Palce zacisnęły mu się na czymś grubym i ewidentnie
mokrym.
- Coś dla twojego kota - wyjaśnił Leo.
- Co, u dia... - urwał Michael. Wiedział, co to jest.
- Ale masz minę! - Donośny rechot niósł się po całym budynku.
Michael patrzył na torebkę oniemiały. Gdzieś w gardle poczuł smak krwi, metaliczne ukłucie
nagłego przeraŜenia. Głos, który wydostał się mu z ust, brzmiał obco, jakby był pod wodą.
- Co zaszło?
Leo jeszcze się śmiał, więc Pete pospieszył z odpowiedzią:
- Odgryzł jej język.
Strona 18
ROZDZIAŁ DRUGI
6 LUTEGO 2006 ROKU
Po powrocie z wojny w Zatoce dręczyły go koszmary. Gdy tylko zamykał oczy, widział
nadlatujące pociski, bomby urywające ręce i nogi, dzieci biegnące drogą i wołające matki.
Michael wiedział, gdzie te matki były. Stał bezradnie i patrzył, jak walą w zamknięte okna
budynku szkoły, próbując się wydostać, kiedy poŜar, który wybuchł po eksplozji granatu,
trawił je Ŝywcem.
Teraz dręczyła go Aleesha Monroe. Wspomnienie leŜącej na schodach kobiety z
odgryzionym językiem towarzyszyło mu w drodze do domu i podczas snu, w którym to on
gonił ją po schodach, to on przewracał na podest i rozpruwał jej ciało. Czuł, jak jej długie,
czerwone paznokcie zatapiają mu się w skórze, gdy go dusiła, usiłując odepchnąć. Nie
mógł oddychać. Zaczął drapać się po szyi, po jej rękach, Ŝeby je strząsnąć. Obudził się z
krzykiem tak głośnym, Ŝe śpiąca obok Gina usiadła na łóŜku, przyciskając kołdrę do piersi,
jakby spodziewała się zobaczyć w sypialni jakiegoś szaleńca.
- Jezu, Michael - syknęła z dłonią na sercu. - Na śmierć mnie wystraszyłeś.
Strona 19
Sięgnął po stojącą przy łóŜku szklankę. Ochlapał sobie pierś, kiedy przełykał wodę wielkimi
haustami, Ŝeby ugasić ogień w gardle.
- Kotku - musnęła opuszkami palców jego szyję. - Co się stało?
Poczuł pieczenie i przyłoŜył dłoń do miejsca, którego dotknęła. Skóra była rozerwana i
kiedy wstał, Ŝeby obejrzeć to w lustrze nad toaletką, zobaczył cieniutką struŜkę krwi
sączącą się ze świeŜej ranki.
Stanęła obok niego.
- Podrapałeś się przez sen?
- Nie wiem. - Ale wiedział. Oddech jeszcze mu się nie uspokoił po tym koszmarze.
Gina przyciągnęła jego dłoń do swoich ust i zmarszczyła nos. Przez chwilę myślał, Ŝe go
pocałuje, ale tylko spytała:
- Czemu pachniesz środkiem dezynfekcyjnym?
Musiał to z siebie zszorować - ten smród, tę lepkość, które brały się z przebywania w
bliskości trupa. Nie chciał się tłumaczyć, zaczynać tej rozmowy, więc tylko zerknął
zmruŜonymi oczyma na budzik.
- Która godzina? - zapytał.
- Cholera - jęknęła, puszczając jego dłoń. - Mogę się juŜ zacząć ubierać. Moja zmiana
zaczyna się za dwie godziny.
Strona 20
Uniósł zegarek, Ŝeby sprawdzić. Szósta trzydzieści. Po zbadaniu miejsca zdarzenia,
przerzuceniu mieszkania ofiary i odwaleniu papierkowej roboty spał wszystkiego moŜe ze
cztery godziny.
Usłyszał odgłos odkręcanego prysznica, w rurach zabulgotało, kiedy włączył się ogrzewacz
wody. Michael wszedł do łazienki i patrzył, jak Gina ściąga koszulkę, w której spała.
- Tim juŜ wstał - powiedziała, zdejmując majtki. - Sprawdź, czy nie narozrabiał.
Michael oparł się o ścianę i podziwiał jej płaski brzuch, mięśnie ramion rozciągnęły się,
kiedy zsuwała opaskę z włosów.
- Nic mu nie jest.
Gina zerknęła na niego i zobaczyła, Ŝe na nią patrzy.
- Zajrzyj do niego.
Uśmiechnął się. Mimo urodzenia dziecka jej piersi zachowały jędrność i Michael prawie się
ślinił na ich widok.
- Weź sobie wolne.
- Jasne.
- Obejrzymy jakiś film, po przytulamy się na kanapie - urwał, potem spróbował: - Kiedyś
całowaliśmy się całymi godzinami, pamiętasz? - Jezu, od miesięcy dostawał tylko
cmoknięcie w policzek. - Całujmy się tak, Gina. Nic więcej. Tylko całujmy.
- Michael - powiedziała, schylając się, Ŝeby sprawdzić temperaturę wody, i weszła pod
natrysk. - Przestań na mnie łypać jak na dziwkę i idź sprawdzić, co robi twój syn.