12729

Szczegóły
Tytuł 12729
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12729 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12729 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12729 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Charles i Nathalie Henneberg Dolina Avalon Za��cznik do akt w sprawie galaktycznych stosunk�w mi�dzygatunkowych. �wiadectwo doktora Sartory Shane (z Obs�ugi Satelitarnej) �ci�le tajne Trwa�a na powierzchni niekt�rych opustosza�ych planet w Konstelacji �ab�dzia. Przylepia�a si� do asteroid�w, gdzie l�duj� statki pirackie. By�a, o ile wierzy� analizom, czynnym zwi�zkiem, w sk�ad kt�rego wchodzi� tlen, azot (w formie bia�ka), oczywi�cie wod�r i kilka gaz�w nieznanych na Ziemi. W stanie aktywnym mia�a posta� popielatej chmury, usianej diamentowym py�em. Ta bezkszta�tna rzecz �y�a. Zgodnie z w�asnym rytmem i w sferze w�a�ciwych sobie dozna� psychicznych, mia�a piekieln� intuicj�, a tak�e poczucie pi�kna. Wy�oniwszy si� z Konstelacji �ab�dzia, posuwa�a si� ku jej kra�com, a kiedy napotyka�a na jakiej� planecie �ycie organiczne, zajmowa�a si� nim - na sw�j spos�b. By�a jednocze�nie �ywa i przera�liwie materialna - tak bardzo, �e mo�na j� by�o utrwala� na kliszach fotograficznych. Poniewa� jej wz�r chemiczny by� skomplikowany, nazywali�my j� po prostu Mg��, a p�niej G�osem. W ko�cu Les Olsen, ch�opak oczytany, opowiedzia� mi o tych starych zapomnianych czarach: Dolinie Avallonu, w lesie Broceliande. Pozwol� sobie teraz przej�� do dowod�w. By�em w�wczas lekarzem oddelegowanym na Delt� 6, ma�ego sztucznego satelit� w pobli�u Ziemi. Na jego powierzchni by�o tak ma�o miejsca, �e mieszka�em na naszej planecie. Pewnej nocy obudzi� mnie sygna� �wietlny z Delty 6, domagaj� si� mego natychmiastowego przybycia. Wyl�dowa� na niej stale sterowany przez robota. Z niezwyk�� za�og� na pok�adzie: pi�ciu martwych m�czyzn. Natychmiast zapyta�em: - By�a bijatyka? - W�a�nie, �e nie - odpar� flegmatycznie komendant satelity �adnego uszkodzenia dysz, ani awarii zbiornika. - A wiec zatrucie koncentratami? - Nie. Wygl�daj� bardzo spokojnie. - Lece. S�u�bowa rakieta b�yskawicznie przenios�a mnie na Delt� 6. Nie zauwa�y�em nic Szczeg�lnego: statek by� ma�ym pojazdem, typ handlowego, a ludzie - pi�cioma wspania�ymi ch�opakami. Le�eli wyci�gni�ci spokojnie w hamakach, ze skrzy�owanymi ramionami i nawet zatroszczyli si� o to, by wyg�adzi� prze�cierad�a, kt�re pos�u�y�y im za ca�uny. Dozna�em wra�enia, �e zostali pokonani przez pochodn� azotu - nieomal gaz rozweselaj�cy. Wiedzieli, �e zaraz umr�, byli nawet z tego zadowoleni. �aden nie zostawi� listu. Poniewa� od jakiego� momentu �luza powietrzna by�a szeroko otwarta, nie mog�em ustali� w�a�ciwo�ci atmosfery, ale komendant portu zapewni� mnie, �e kiedy wchodzili do statku, by�o tam dosy� tlenu. - A nawet, jak si� zdaje, nieco za du�o - orzek� jego zast�pca, spostrzegawczy m�ody cz�owiek. - I para wodna, kt�ra ulotni�a si� z lekkim sykiem. - To w�a�ciwie nie by� syk - sprostowa� komendant - to by�o... s�owa daj�, tak jak czajnik na maszynce. Co� ciep�ego, co przyjemnie mruczy. - Komendancie, pan jest poet�. - W ka�dym razie, para czy nie, rozproszy�a si� w powietrzu. Stosunkowo ma�y szkielet statku zosta� wys�any do odka�enia. Zbadano dokumenty pok�adowe: pojazd nazywa� si� Odwaga X198. Jego ostatni� przystani� by� nieznany asteroid na obrze�u Konstelacji �ab�dzia. A zmarli? To byli zwyczajni, zdrowi ch�opcy, bez widocznych defekt�w. Ich �mier� by�a... niemal �agodna. I tyle o nich. Uderzy�a mnie jedna rzecz: wszyscy mieli otwarte oczy. I ich t�cz�wki by�y szare, o skrz�cym si�, metalicznym po�ysku. Sprawa zosta�a nawet ochrzczona "przypadkiem zmar�ych o szarych oczach". Ale mo�e mieli takie od urodzenia? Zostali u�pieni, odurzeni mieszanin� zawieraj�c� azot - "cz�steczk� osobliwej atmosfery, przywleczonej z Konstelacji �ab�dzia", rozstrzygn�a Komisja Kontroli, kt�ra nigdy nie ocenia�a sprawy tak trafnie, pomin�wszy to, �e cia�a gazowe maj� przykr� w�a�ciwo�� rozszerzania si� i �e nale�a�o wzi�� pod uwag�, �e ta cz�steczka pozosta�a nie�ci�liwa. I to nie jest trucizna. Nie. Podpisano protok� i wszyscy o tym zapomnieli. Trzy dni p�niej patrol przyby�y na Delt� 6 zawiadomi� no�, �e w bazie wszyscy byli martwi - opr�cz latarnika. I �e, wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa, znowu chodzi�o o gaz rozweselaj�cy. Tym razem wprawiono w ruch olbrzymi� machin� rz�dow�. Przeanalizowano - troch� zbyt p�no - powietrze na Delcie 6, a� do najmniejszej cz�steczki. Przeprowadzono sekcj� zw�ok spokojnych nieboszczyk�w o szarych oczach, kt�rzy zdawali si� u�miecha�. Oczywi�cie energicznie przebadano latarnika. Nic nie wiedzia�; przygotowywa� si� do egzamin�w na pilota i wszed� na wie��, aby zaoszcz�dzi� �wiat�a. A potem, siedz�c na kr�conych schodach, zasn�� nad podr�cznikiem algebry. Na Delcie 6 nic nie znaleziono. Nawet �adnej zmiany w siatk�wkach szcz�liwych trup�w. Ta szara iryzacja by�a po prostu utrwalonym refleksem - organizm ludzki zadzia�a� jak fotokom�rka. Gdyby�my mogli cho� troch� uwolni� si� od z g�ry przyj�tych za�o�e�, powinni�my zrozumie�, �e w ten spos�b utrwalili obraz swojego mordercy. Ca�e nieszcz�cie polega�o na tym, �e szukali�my okre�lonego kszta�tu: wzrok jest najbardziej wymagaj�cy ze wszystkich zmys��w. B�d� co b�d� ten pogrom na satelicie nale�a� do tych, kt�re mog� wywo�a� niepok�j na Ziemi; ludzie maj� jednak tendencj� do zajmowania si� wy��cznie drobnymi sprawami osobistymi. Dzia�ano tak, aby nic nie znalaz�o si� w telegazetach, z trudno�ci� te� unikni�to nagabywa� ze strony w�adz federalnych. Informacje cedzono kropla po kropli. Rodziny otrzyma�y kondolencyjne zawiadomienie: "Zgin�� na posterunku w przestworzach" i renty. Czy mam powiedzie�, �e nie by�em zadowolony? Chodzi�o o co� innego. Osobi�cie, nie czu�em si� winny wobec tych zmar�ych. W ko�cu zaw�d astronauty jest niebezpieczny. Ale s� tak�e spokojni, zwyczajni, przeci�tni mieszka�cy Ziemi... Co� zbli�y�o si� i dwa razy zada�o cios. Co� absolutnie niewidzialnego, nieuchwytnego i, jak mo�na by s�dzi� na podstawie wyrazu twarzy ofiar, nawet do�� przyjemnego... Poleci�em na nowo zrobi� analizy. Teraz ju� nie szuka�em w zmar�ych czego�, co nie istnia�o przedtem, lecz przeciwnie tego, czego im brakowa�o. Idea mi�so�ernej istoty przywiezionej z g��bi przestworzy nigdy nie by�a mi obca - dziwi�em si� nawet, �e a� do tej pory Ziemia unikn�a tego niebezpiecze�stwa. W dawnych ksi��kach futurystycznych nie zawsze, jak si� uwa�a, zawieraj�cych tylko wizjonerskie gl�dzenie, taki przypadek jest dosy� cz�sty; "zorle" �ywi� si� "id", a Shambleau, bardziej poetycznie - "si�� witaln�"... Analiza chemiczna przynios�a rozczarowanie: zmar�ym z Delty 6 nic nie brakowa�o. Przeciwnie, powiedzia�bym nawet, �e byli w szczytowym okresie dojrza�o�ci, wieku m�skiego. Czy mo�na to zrozumie�? Nie. Trudno jest, w tym niepewnym �wiecie, wyobrazi� sobie, �e mo�na umrze�, poniewa� osi�gn�o si� pewien stopie� doskona�o�ci - intensywno�� ekstazy... Nie mam za wiele czasu, by �ledzi� informacje w dziennikach, N czy s�ucha� audycji, a jednak by�em pewny, �e Ona trafi�a na Ziemi�. Prawdopodobnie razem ze statkiem patrolowym lub handlowym. M�wi�em ju�, �e mia�a piekieln� intuicj�; jakim� nieznanym zmys�em, w jednej chwili ogarn�a ca�e bogactwo kultury �redniowiecznej i przystosowa�a si� do niej. Mg�a bagienna, radioaktywna chmura na planetach w�glowych na Ziemi ucywilizowa�a si�. Kt� nie s�ysza� o tych zmar�ych, o kt�rych plotkarki m�wi�: "Biedny, wydawa�o si�, �e si� u�miecha". ... Prosz� zwr�ci� uwag�, �e nawet plotkarki nie s� pewne - nie' ca�kowicie. W tym u�miechu jest co� niezwyk�ego, jaki� niepok�j, gdzie z�o i dobro mieszaj� si� ze sob�. Nie chcia�bym si� nad tym zbytnio rozwodzi�: w owym czasie mia�y miejsce trzy do�� przera�aj�ce katastrofy, spowodowane cyklonami, wysok� fal� lub aktami sabota�u. Cecha charakterystyczna: wszystkie ofiary u�miecha�y si�. Dramatyczne wezwania na pomoc nap�ywaj� zawsze noc� lub w tej sinobladej porze �witu, kiedy wydaje si�, �e wszelkie katastrofy s� mo�liwe. Tym razem zosta�em wezwany do Obs�ugi. Musz� powiedzie�, �e w owym czasie przes�a�em do kogo nale�y kr�tki referat na temat "molekularnego �ycia w przestworzach". Przyj�� mnie ni mniej ni wi�cej tylko sam Wielki Szef. Spodziewa�em si� albo pochwa� dla mojej rozprawy, albo - co by�o bardziej prawdopodobne - zarzut�w siania paniki. Ale on tylko po�o�y� przede mn� przera�aj�ce zestawienie: Ob�z m�odzie�owy ZA 303 Zgony (samob�jstwa lub przyczyny nieznane) - rok 2290 maj- czerwiec Dzieci-17 Doro�li-10 lipiec Dzieci-23 Doro�li-8 sierpie� Dzieci-180 Doro�li-20(zgony przypuszczalne) - C� to za koszmar? -zapyta�em. Wielki Szef spojrza� na mnie, przeci�gaj�c po brzydkim, guzowatym i genialnym czole sw� bardzo pi�kn� d�oni� chirurga. - Tak - powiedzia� - to jest koszmar. Chodzi o Europejski Rezerwat Wakacyjny - powierzchnia przeci�tnego stanu, najpi�kniejszy krajobraz i idealne powietrze. Okr�g nazywa si� Dolina Avallonu. W lesie, w kt�rym rosn� sosny, eukaliptusy i tamaryszki zorganizowano miasteczka wychowawcze zarz�dzane przez wysoko kwalifikowanych instruktor�w i obs�ugiwane przez roboty. Mam tu akta dzieciak�w i wychowawc�w: wszyscy zaliczaj� si� do najlepszej warstwy ludno�ci zr�wnowa�onej, zdrowej i bez defekt�w. - Pierwsze zgony wywo�a�y zamieszanie: podejrzewano epidemi�, powr�t staro�ytnych kl�sk, wirusa - chocia� wszystko to ju� praktycznie na Ziemi nie istnieje. Odka�ono miasteczka i poddano obserwacji osoby, kt�re styka�y si� z ofiarami. Co zreszt� by�o ca�kowicie nieskuteczne, poniewa� nie wiedziano, o jak� chorob� mog�oby chodzi� i jaki by� czas inkubacji. A poza tym, czy chodzi�o tylko o chorob�? Powiadomiono mnie zbyt p�no... Zmarli mieli wygl�d... �agodny. Grupa dzieci sp�dzaj�cych noc w lesie, na zako�czenie wycieczki ta�czy�a wok� skautowskiego ogniska. Zm�czeni zasn�li i ju� si� nie obudzili. Inni, razem z instruktorami, p�ywali w niezbyt g��bokiej zatoczce: �wiadkowie, kt�rzy byli na cyplu, twierdz�, �e s�yszeli �miech i �piewy, kt�rym towarzyszy�a gra na instrumencie. Oto zrobione przez nich zdj�cie: pomy�la�by kto - rozradowane urwisy, po pas w wodzie, wyci�gaj�ce ramiona ku s�o�cu... No i c�, w minut� p�niej uton�li, wszyscy... - Wobec �wiadk�w? - Tak. Ci rzucili si� na pomoc, prawdopodobnie troch� za p�no; my�leli, �e to zabawa. Nikogo nie uratowano - to w�a�nie jest te 31 lipcowych zgon�w. Obejrza�em fotografi�. Zauwa�y�em. - Jest tu pewna nieprawid�owo��. - Prawda? S�o�ce i cienie ska� wskazuj� por� po�udnia. A przecie� zatoczka jest os�oni�ta lekk� mg��. Ale uprzedzono mnie, �e w tej okolicy jest to zjawisko normalne: poranne mg�y zawieszone nad zatokami... W �rodowisku nauczycieli ci�gle panuje silny niepok�j. Obawiano si� reakcji spo�ecze�stwa, rozpaczy rodzic�w; powsta�a kwestia rozwi�zania obozu. Wie pan, co znacz� te wszystkie organizacje spo�eczne, g��wna o�, �ywy o�rodek struktury naszego pa�stwa... I to nie wszystko: ��dano jeszcze wyja�nie�! Te dzieci kt�re uton�y w 50-centymetrowej wodzie - i a doro�li, instruktorzy, wszyscy odpowiadaj�cy warunkom, wysportowani - co poci�gn�o ich ku �mierci? Zbiorowy wylew? Pora�enie s�onecznej Ale woda by�a ogrzana sztucznym pr�dem p�yn�cym wzd�u� brzeg�w, a s�o�ce �agodne. Dziennikarze m�wili mi�dzy sob� - poniewa� udaremniono przecieki informacji o szlamie i o jakim�, pojawiaj�cym si� okresowo, w�u morskim... I w�a�nie w tej chwili wpad� mi w r�ce... (przepraszaj�cy gest) pa�ski referat, nies�usznie odrzucony przez sekretariat. My�la�em �e mo�e chcia�by pan wyrazi� w�asn� opinie. - Owszem - powiedzia�em otwarcie. - Ale najpierw chcia�bym wiedzie�, dlaczego pisze pan w tym zestawieniu o samob�jstwach? Odpowiedzia� mi tak samo, jak zmar�y komendant Delty 6: - Widzia�em cia�a topielc�w. Byli tacy... tacy spokojni! - I c� z tego? S� takie gazy i �rodki usypiaj�ce, kt�re przynosz� spokojn� �mier�. - Jedna z dziewczynek napisa�a na piasku: O �mierci, s�odka �mierci... Dziesi�cioletnia dziewczynka... Oczywi�cie, przypuszczenie jest potworne i nie b�dziemy tego m�wi� rodzicom: ale mo�na by powiedzie�, �e oni byli zadowoleni �e umieraj�?! - A grupa sierpniowa? Dlaczego: zgony przypuszczalne? W tym momencie zachmurzy� si� zupe�nie. - Dlatego - powiedzia� - �e wiemy, �e nie �yj�, ale nie mogli�my ich odnale��. Niech pan spojrzy na map�: oto wybrze�e i Szcz�liwa Dolina. Te zabudowania to miasteczko Cicades, prawdziwa osada przyznana dzieciom w wieku od 6 do 15 lat. Przez pi�� miesi�cy wakacji mieszkaj� tu razem z instruktorami, bawi� si�, uprawiaj� sporty, piel�gnuj� ogrody i sady. Zapewniam pana, �e kolonia jest wspania�a! - 20 instruktor�w na 180 wychowank�w - czy to troch� nie za ma�o? - Nie, je�li si� we�mie pod uwag�, �e jest to wykwalifikowany personel sk�adaj�cy si� z higienistek dla dziewczynek, lekarzy; pedagog�w i piel�gniarzy. Wszyscy s�... byli, powinienem powiedzie�, niestety!... m�odzi i energiczni i pomaga�a im starsza m�odzie�. Poza tym do prac fizycznych mieli roboty, prawda? W ka�dym razie wczoraj, w �wi�to Sad�w, ca�y rezerwat mia� si� zgromadzi� w centrum Gentianes, aby zaprezentowa� swoje plony; to s� prawdziwe zjazdy rolnicze - mia�y by� przyznawane medale: dzieciom bardzo na tym zale�y. Ot� Cicades nie przys�a�o �adnej delegacji. Pr�bowano skontaktowa� si� z nimi przez video: bez powodzenia. Ich stacje nadawcze r�wnie� milcza�y. W�wczas rozwi�za�y si� j�zyki, opowiadano, �e w ci�gu ostatnich miesi�cy wiele dzieci opu�ci�o zawody sportowe, a te, kt�re przysz�y, mia�y "dziwny wygl�d i ci�gle si� �mia�y". Prze�o�ona instruktor�w Gentianes (dzieci od 14 do 181at) utworzy�a grup� poszukiwawcz� i uda�a si� w kierunku Cicades. Bogu niech b�d� dzi�ki: to kobieta inteligentna, i nie uda�o si� jej. - Dlaczego? - Niech pan spojrzy na to zdj�cie. Zosta�o zrobione przez dziecko z grupy poszukiwawczej. To by�a Szcz�liwa Dolina - i by� to inny �wiat. Przed chwil� widzia�em j� na mapie i na innych zdj�ciach; tu by�o tylko mgliste podobie�stwo w ukszta�towaniu krajobrazu. Patrzy�em na obraz nie mog�c oderwa� ode� oczu: g�ry by�y wy�sze, bardziej spiczaste, podobne od ksi�ycowych szczyt�w, w�wozy g��bsze i bardziej tajemnicze. Staw ukryty w�r�d mch�w rozlewa� si� w opalowe jezioro, roz�wietlaj�c pejza� halucynacyjnym pi�knem. Ale sk�d si� wzi�y te migotliwe ska�y o p�ynnych konturach, te przedziwne sylwety z kryszta�u, kt�re mog�y by� drzewami i te metaliczne liany, kt�re najprawdopodobniej by�y pytonami? Puszysty wodospad zawieszony pod niebem fosforyzowa� przez blad� sie� gigantycznych nenufar�w. Linia wzg�rz by�a muzyk�. Skrz�ca si� diamentowym py�em, spowijaj�ca wszystko mg�a - zapachem. A wiec to by�o to, co widzieli w chwili �mierci, to by�o tym ostatecznym schronieniem, ziemi� idealn� - krain�, sk�d si� nie wraca nigdy... Aby wyrwa� si� z�owrogiemu czarowi, musia�em zakry� d�oni� urzekaj�cy krajobraz. - Ale to nie wszystko - nieco ochryple powiedzia� Wielki Szef. ( On takie musia� ogl�da� te fotografie - i to d�ugo). Nie mo�e pan zobaczy� prze�o�onej, umieszczono j� pod nadzorem: przyprowadzi�a swoj� grup�, ale rozczochrana i z podbitymi oczami - poniewa� musia�a si� z nimi bi�. Teraz troch� majaczy. M�wi, �e w po�owie drogi do Doliny zaczyna si� s�ysze� G�os. �wiadkowie z zatoczki m�wili o brz�czeniu albo o wibracjach akustycznych; w ka�dym razie chodzi�o o ostry d�wi�k, powstaj�cy r�wnolegle ze zmianami wizualnymi i misternie atakuj�cy system nerwowy. - I ten g�os m�wi�, nie pozwalaj�c odr�ni� s��w, lecz dosi�gaj�c jednocze�nie wszystkich w��kien nerwowych, ca�ej istoty cz�owieka; szepta� i obiecywa� niewys�owione, niewyra�alne rozkosze, raj dzieci�stwa, niewinno�ci i czysto�ci. Dzieci chcia�y si� we� pogr��y�... i wtedy biedna instruktorka wpad�a na szcz�liwy pomys�; rozkaza�a ch�opcom zatka� uszy, tak jak to zrobili �eglarze Odyseusza, dziewczynkom zamkn�� oczy, ustawi�a ich w szeregu i biegiem poprowadzi�a sw� g�uch� i �lep� trz�dk� do owczarni, czyli do Gentianes. Przypuszczam - dorzuci� oci�a�e - �e te dzieci widzia�y i s�ysza�y jedynie to, co mog�y zobaczy� i us�ysze�, co� jakby nierealni idea�, i �e kontakt z nimi by� ograniczony. Ale boje si�, �e nigdy tego nie zapomn�... - A inni? Gestem przechodz�cym w tik odrzuci� bia�y kosmyk, kt�ry widzia�em u niego po raz pierwszy. - No w�a�nie, inni. Nic o nich nie wiemy. Pr�bowa�o tam zej�� jeszcze trzech instruktor�w, ka�dy oddzielnie... �aden nie wr�ci�. Rozkaza�em otoczy� Dolin�. To by�o 36 godzin temu. - Mg�a ci�gle tam jest? - To co my nazywamy mg��? Tak. Teraz ju� wiedzia�em o tym zjawisku dosy�, aby dzia�a�. Wy�uszczy�em Wielkiemu Szefowi sw�j plan, bardzo prosty. By� mo�e, w jakim� stopniu, mieli�my szans�, �e �mier�, nasycona, pijana ogromn� m�od� rado�ci�, tyloma niewinnymi istnieniami - wreszcie osi�dzie w w�wozie. Mieli�my szans� - jak�e nik��! - �e j� zaskoczymy i pokonamy. Jak� broni�? W�wczas spostrzeg�em, �e Szef by� bardziej poruszony ni� mog�em s�dzi�: uporczywie wpatrywa� si� w swoje d�ugie d�onie, brunatne, pos�uszne, kt�re przez tyle lat walczy�y ze �mierci� i kt�re teraz, po raz pierwszy, okazywa�y si� bezu�yteczne. Zrozumia�em, �e dla chirurga i kardiologa Thierry Verde by�a to niewybaczalna pora�ka. Zrozumia�em to jeszcze lepiej, kiedy odm�wi� dowodzenia wypraw�. - Pan jest lepiej zorientowany w tych sprawach ni� ja, Sartory Shane - powiedzia�. - Jest pan m�odszy. Odporno�� psychiczna ma swoje granice. Ja... - Na jego twarzy zarysowa� si� �a�osny u�miech - w Cicades by�a moja c�rka, Ione. Ma... mia�a 15 lat. No i prosze. Zosta�em sam wobec zadania, kt�re przekracza�o ludzkie si�y. Powierzy� mi swoje laboratoria i wsp�pracownik�w. Ca�� noc video przekazywa�y nam informacje, kt�re m�zgi elektronowe uk�ada�y w serie. Wszyscy potwierdzali hipnotyczne w�a�ciwo�ci krajobrazu i pozaziemskie pochodzenie zjawiska. Tylko �e ja ju� to wiedzia�em! O �wicie, kiedy siedz�c przed Androidem XXX99 i otoczeni stosem kart perforowanych pili�my bardzo mocn� kaw�, Les Olsen, bakteriolog i mediwista, po raz setny ogl�daj�c zdj�cia; wyrazi� znacz�c� opinie: - To przypomina Dolin� Avallonu - powiedzia�. - Pamietasz: Muzeum Starego �wiata. XIII wiek Czwartorzedu, rycerstwo i tak dalej. - Dolina...? - Nie �miej si�, grosze ci�. �redniowiecze by�o okresem wyrafinowanym i okrutnym, w kt�rym ludzko��, zbyt s�aba i zbyt wra�liwa, do�wiadczy�a wszelkich mo�liwych atak�w. Broni�a si� - jak m�czyzna! Daj mi jeszcze kawy... By� sobie las Broceliande - dok�adniej, las sosnowy. Wchodzisz tam, widzisz fontann� ze szmaragdowymi schodami; na z�otym �a�cuchu wisi kubek. Pijesz z niego lub spryskujesz wod� kamienne p�yty - i oto wybucha burza, podnosi si� mg�a, spoza mlecznych chmur wy�ania si� boski krajobraz; Dolina Avallonu. Ktokolwiek tam wchodzi, pada ofiar� magicznej si�y i nigdy nie wraca. W ten spos�b znikn�y setki istnie�... Ale ta dolina nigdy nie istnia�a, dobrze o tym wiemy..: - Bardzo to poetyczne - powiedzia�em. - Ale nie rozumiem... - By� r�wnie� ogr�d Klinasoru - troch� nieprzytomnie ci�gn�� Olsen - i miasto-pa�stwo Ys, i niewidzialne miasto Kituje. Ale tu legenda si� komplikuje, niewidzialni mieszka�cy zaginionych miast by� mo�e �yj�, s�ycha� dzwony bij�ce w nieustannej harmonii, pod powierzchni� Jeziora w Antiochil mo�na zobaczy� bia�e pa�ace Antygonii... Nie, wr��my do naszych magicznych miejsc i do sposobu ich zniszczenia..: - Rozumiem - powiedzia�em, chwytaj�c wreszcie jego my�l. - U Ariosta Orland Szalony przewraca rz�d kadzielnic przy zaczarowanym wej�ciu - opary rozwiewaj� si� i czar znika. Gdzie indziej mowa o ol�niewaj�cym, Iskrz�cym Graalu, kt�ry rozprasza ciemno�ci. W istocie, Graalowi przypisywano pochodzenie termoj�drowe, kojarz�c z tym promieniowanie gamma... - To nie ma nic wsp�lnego z naszym przypadkiem - przerwa�em G�os nawiedza� asteroidy nasycone uranem. - Czy przyznasz wreszcie, �e jest tu my�l praktyczna? Nie mo�emy walczy� z mg�� z celownikiem w r�ku! - Nie - powiedzia�em, nagle co� sobie przypominaj�c. - Olsem my�l�, �e... S�uchaj: Na Delcie 6 jedynym cz�owiekiem, kt�ry pozosta� przy �yciu - i kt�ry zreszt� spa� - by� latarnik, sp�dzaj�cy noc pod samym reflektorem. Popatrzyli�my na siebie i Olsen powiedzia�: - Przypu��my, �e Graal by� tylko elektronem... Teraz nale�a�o to sprawdzi�. Przy �yciu pozosta�a jedna osoba, kt�ra widzia�a z bliska Wroga: przewieziono mnie �mig�owcem do wej�cia do Rezerwatu, i tam spyta�em o Ann� Wynne, prze�o�on� instruktor�w. Us�ysza�em, �e odpoczywa, a poza tym jest pomylona. Aby ujarzmi� niezbyt mi�� prze�o�on� piel�gniarek, musia�em u�y� ca�ego swego lekarskiego autorytetu. W ko�cu wprowadzono mnie do pomieszczenia w pastelowych kolorach, kt�re musia�o s�u�y� jako pok�j dziecinny. Zobaczy�em ciemnow�os� kobiet�, ani brzydk�, ani �adn�, skr�powan� kaftanem bezpiecze�stwa i biegaj�c� od �ciany do �ciany. Zwr�ci�a ku mnie nieprzytomn� twarz. - Miss Wynne - powiedzia�em naj�agodniej jak tylko umia�em jest pani jedyn� w tej chwili istot� na Ziemi, kt�ra stan�a twarz� w twarz z niebezpiecze�stwem, zagracaj�cym nam wszystkim, My�l�, �e mog�aby pani odda� wielk� przys�ug� ludzko�ci, u�atwiaj�c nam zidentyfikowanie nieprzyjaciela... Mog�em spodziewa� si� wszystkiego - z wyj�tkiem tej odpowiedzi, podanej �agodnym g�osem. - Jakiego nieprzyjaciela? O czym pan m�wi, doktorze? Niech�tnie zag��bi�em si� w wyja�nienia naukowe, ale przerwa�a mi znienacka: - Pan mi m�wi, �e wszyscy ci ludzie nie �yj�. By� mo�e. �mier� czeka�aby ich i tak, i prawdopodobnie by�aby to �mier� odra�aj�ca lub straszna: ze staro�ci, z choroby gwiezdnej albo w konflikcie �wiatowym, z prze�artymi ko��mi i wyniszczonym cia�em, w okropnych m�czarniach. Tutaj, zga�li w apogeum doskona�o�ci fizycznej, po prostu - czy pan mnie rozumie? - dlatego, �e ich uniesienie by�o zbyt intensywne, ich rozkosz zbyt przejmuj�ca... dlatego, �e w jakiej� chwili stanowili jedno�� z Dawc�. Oddali mu to, co w nich wzbudzi�, to co wzni�s� na najwy�sze szczyty: Rado��. Tak, oni umarli z rado�ci. Kt� by nie pragn�� podobnej �mierci? To by�o wi�cej ni� m�g�bym ��da� - to potwierdza�o moje najstraszniejsze podejrzenia. A jednak wci�� nie zna�em oblicza potwora, kt�ry aby si� wy�ywi�, doprowadza do tej przera�aj�cej symbiozy. Ale Miss Wynne wybuch�a: - I pan chce, �ebym go zdradzi�a? Dlatego, �e jestem cz�owiekiem? Ale� to pan jest szalony! Poza tym niewygodnym cia�em i t� wra�liwo�ci�, kt�ra nie s�u�y nikomu, chcia�abym wiedzie�, co ja mam z cz�owiecze�stwa - ci�kiego, t�pego, ograniczonego! Niech pan mnie pos�ucha, doktorze Shane, ludzie mi nic nie dali! Nic! Ca�e �ycie zajmowa�am si� innymi - ich s�abo�ciami, ich niewiedz�, ich kompleksami: powierzono mi ma�� larw�, zawi�zek, zabija�am si�, �eby j� okrzesa�, i kiedy te dzieci stawa�y si� w ko�cu inteligentnymi i zachwycaj�cymi istotami ludzkimi, to wszystkie odchodzi�y! A ja zostawa�am z pustymi r�kami: by�am starym belfrem, nudn� Miss Wynne! Unios�a r�ce ku rozpalonej twarzy i dorzuci�a jednym tchem (chyba nigdy nie odwa�y�a si� na takie wyznanie) - Jedyn� w moim �yciu chwil� zupe�nego szcz�cia prze�y�am tam na tej w�skiej �cie�ce nad przepa�ci�, twarz� w twarz ze snem, kt�ry sta� si� rzeczywisto�ci�! To jemu zawdzi�czam moj� jedyn� ekstaz�, on jest moj� jedyn� nadziej�, jest wszystkim! Ci ludzie kt�rzy mnie trzymaj� w zamkni�ciu, zwi�zan�, twierdz�, �e oszala�am! A ja przeciwnie, widz� i czuj� niezwykle jasno, Sartory Shane! Oddaj�c im tych g�upich malc�w, poniewa� to by� m�j obowi�zek, o�wiadczy�am, �e jedyne, czego chc�, to wr�ci� do Doliny! - Pani by ju� w tej chwili nie �y�a - powiedzia�em do�� ostro. - Tak. I co z tego? Czym jest to ponure i szare �ycie wobec jednej chwili naprawd� pi�knej? Wy nie wiecie, wy biedne �limaczki, taplaj�ce si� w tym waszym b�ocie - dorzuci�a i jej nieprzyjemna twarz roz�wietli�a si� - czym jest to uniesienie, ta wielka rado��, kt�ra ogarnia, odrywa od pospolito�ci i przypadkowo�ci naszej psychiki. Tam jest on! Jego fale ci� przenikaj�, i jeste� ju� tylko jedno�ci� z nim i z kosmosem... Oto prawdziwe zespolenie! - Niech B�g ma mnie w swojej opiece, Anno Wynne! Pani m�wi o tej potworno�ci... jak o kochanku!- Chcia�em j� zgorszy�, wyrwa� brutalnie z uroje�. Skutek by� wprost przeciwny: na jej bezkrwiste wargi wyp�yn�� u�miech b�ogos�awionej zmar�ej. - Tak - rzek�a.-To m�j kochanek. Kt�ra kobieta nie kocha swojego boga? - A teraz zn�w b�g, ta bezkszta�tna rzecz! - Och! - rzuci�a, wzruszaj�c ramionami - on mo�e przyj�� tak� form�, jaka mu si� spodoba! Z pocz�tku, jak ob�oki, przybiera� jedynie kszta�ty krajobraz�w, miast... ale teraz ju� nie. Mo�e si� sta� z�otym deszczem, �ab�dziem lub chmur�, albo pi�knym jasnow�osym rycerzem, jak Tristan i Persiwal... Dzia�ajcie szybko, Ziemianie, on wam si� wymyka! Wobec tego poj��em, �e musz� si� spieszy�. Pracowali�my jak pot�pie�cy. Les i ja w skafandrach, jak na planecie bez powietrza, z robotami do pomocy. Skrz�ce si� r�owymi brylantami morze �agodnie falowa�o i kiedy rzuci�em tam spojrzenie - jedno jedyne - wyda�o mi si�, �e widz� rzeczy cudowne i nieokre�lone, wisz�ce ogrody pe�ne per�owych azalii, ba�niowe pa�ace i b�yszcz�ce mosty. Po prz�s�ach snu�y si� mgliste procesje i odwr�ci�em si�, �eby nie widzie� czarodziejskich twarzy. Obaj zas�onili�my s�uchawki, aby unikn�� przynajmniej muzyki. Z polecenia Szefa dostali�my gigantyczne urz�dzenia do oczyszczania powietrza - wentylatory mog�ce wywo�a� burz� i reflektory bateryjne silne jak latarnia Delty. Les chcia� u�y� te� dezintegratorowi, ale nie zgodzi�em si�: w Dolinie mog�o pozosta� jeszcze (nik�a nadzieja) jakie� �yj�ce dziecko. Dziewczynka, kt�ra nazywa si� Ione Verde - lub inna. Bywa�y przecie� cuda, prawda...? Jak opisa� te ostatnie chwile? Odizolowani przez bariery magnetyczne, znajdowali�my si� na skalnej p�ce, gdzie ustawili�my ca�y nasz sprz�t bojowy. Wiedz�c, �e w naszych r�kach spoczywa�y niezliczone istnienia ludzkie, i by� mo�e nawet los Ziemi (bo czym�e s� wszelkie trucizny - opium, heroina, morfina - wobec sztucznego raju Doliny Avallonu?! byli�my spi�ci i troch� rozgor�czkowani. Les jest nieco starszy ode mnie (mam 28 lat), ale to ja, za wsp�ln� zgod�, kierowa�em akcj�. Chc�c, aby nasze pierwsze natarcie by�o jak najskuteczniejsze, wybrali�my najciemniejsz� por� nocy. Mimo to jednak z trudem mog�em doczeka� si� mroku. Czy by�o to z�udzenie optyczne? Zdawa�o mi si�, �e widz� wznosz�cy si� bia�y masyw przyp�ywu. Bia�y? Nie, by� teraz cudownie popielaty, lazurowy, opalizuj�cy i rozpylaj�cy tysi�ce kolor�w, oddychaj�cy jak co� niespokojnego i �ywego. Nie pe�za� ju� po dnie w�wozu: jego fale zr�wna�y si� ze zboczem: wyrzuca� macki ku szczytom, ku wierzchotkom sosen. W jednej chwili, ogarni�te zdradliw� pieszczot�, granit albo szorstka kora pokrywa�y si� szronem, na ka�dej szpilce, na ka�dym �d�ble zapala� si� diament, i to by�o upojenie dla oczu. Polanka gdzie ros�a sza�wia by�a teraz lasem purpurowych stalaktyt�w. Droga nad urwiskiem zamieni�a si� w schody z opalu. Z�apa�em si� na dziwnych my�lach: Ziemia by�aby o wiele pi�kniejsza, gdyby, w miejsce drapaczy chmur, wsz�dzie wznosi�y si� kryszta�owe wie�e, gdyby po�r�d t�umu pojawi�y si� istoty o zachwycaj�cych twarzach, nazywaj�ce si�, jak niegdy�, Izolda, Wiwiana, Morgan... Zdaj�c sobie spraw� ze swej s�abo�ci, machinalnie po�o�y�em r�k� na pierwszym reflektorze. - Zostaw to - us�ysza�em �agodny g�os Olsena. Odwr�ci�em si�, spostrzegaj�c natychmiast, �e niezauwa�alnie zbli�y�em si� do brzegu urwiska. Czar os�ab�, poczu�em zimny pot na skroniach: a wi�c to jest w�a�nie to, my�la�em, co czuje mucha przyci�gana ku paj�czynie! Niewiele brakowa�o a rzuci�bym si� w t� migotliw� otch�a�! Ale Olsen... m�j Bo�e, Olsen! Aby mu by�o wygodniej pracowa�, rozlu�ni� paski skafandra - by� we w�adzy G�osu! Skutek by� natychmiastowy i przera�aj�cy: skierowa� ku mnie sw�j celownik. - Zostaw to - powt�rzy�, w dalszym ci�gu przez g�o�nik. - Nie rozumia�em, �e nie warto walczy�... to jest dla nas najpi�kniejszy los... dla ca�ej Ziemi. Zn�w sta� si� czystym jak dzieci... Wierzy� w ba�nie... by� cz�ci� tego pi�kna... Wi�c ty nie rozumiesz, �e si� nie umiera? Cz�owiek staje si� nut� tej pie�ni, albo kolorem. I to tworzy nie�mierteln� symfoni�... - Les - m�wi�em pe�en rozpaczy, wiedz�c, �e liczy si� ka�da sekunda i ka�de s�owo - by�e� dumny ze swej pracy - a to nie jest praca dla byle kogo. I masz matk�, kt�ra kocha ciebie, a nie symfoni� czy gam� chromatyczn�. Pomy�l o tym! Tak samo jest z innymi. Jeste�my tu po to, �eby walczy�. Nie odpowiada�. Przez wizjer skafandra widzia�em jego nieruchome spojrzenie, kt�re stawa�o si� popielate. Czarny otw�r celownika podni�s� si� na wysoko�� mojej twarzy. Jedyne co mog�em zrobi�, to wyda� krzyk - fa�szywy ton, aby zak��ci� fale d�wi�kowe, i cen krzyk szcz�liwie na sekund� przerwa� �mierteln� Pie��. Zanim Les si� zanurzy�, tym razem �wiadomie, w otch�a� rozkoszy, rzuci�em si� na ziemi� i uruchomi�em d�wigni�. To by� huragan i ol�nienie. W Szcz�liw� Dolin� spad�y cudownie zsynchronizowane wi�zki �wiat�a i tr�by powietrzne, rozerwa�y ogromny p�cherz mg�y, rozszarpa�y, spali�y. Z niemal chorobliw� satysfakcj� patrzy�em, jak wielkie srebrne gwiazdy energii elektrycznej zapala�y ca�e p�aty tej �yj�cej masy, kt�ra zwija�a si�, czernia�a, krzycza�a... Po�r�d �wistu sztucznego huraganu, mocno uczepiony d�wigni mog�em rzuci� w ty� tylko jedno spojrzenie: Olsen upad�, zemdlony czy martwy? Jego bro� potoczy�a si� pod kamienie. Kiedy tylko, na jedn� sekund�, burza przycich�a, zaj��em si� przede wszystkim penetrowaniem reflektorem jaski�. Spostrzeg�em, �e wywo�ane przez nas zak��cenia atmosferyczne rozp�ta�y prawdziw� nawa�nice: czarne niebo rozdziera�y o�lepiaj�ce zygzaki, od zboczy odskakiwa�y fioletowe kule piorun�w. Zgubi�em he�m skafandra i nie mog�c si� os�oni�, s�ysza�em najcichszy j�k Potwora wydanego na bombardowanie elektron�w. Potem spad� deszcz, r�wnie� przesycony elektryczno�ci�, chrz�szcz�c w ga��ziach, odgradzaj�c w�w�z g�st� zas�on�. Ten potop porywa� strz�py przyczepiony do zaro�li i, jak si� spodziewa�em, ostatecznie odkazi� Ziemie. Mog�em wreszcie zostawi� sprz�t i po �liskiej skale przyczo�ga� si� do Olsena. Straci� przytomno��, ale oddycha�. Zatamowa�em krew i opatrzy�em rang na karku, potem wyci�gn��em podr�czn� apteczka i zrobi�em mu kilka zastrzyk�w. Przyszed� do siebie i s�abo �cisn�� mnie za r�k�. - Pos�uchaj, Les - powiedzia�em. - Mam wra�enie, �e walka si� sko�czy�a i nieprzyjaciel ju� nie istnieje. Zostawiam ci� tutaj, na tej skale i zawiadomi� przez g�o�nik najbli�sz� wioska; mam nadziej�, �e zaraz po ciebie przyjd�. - A ty? - wyszepta�. - Ja musz� zej�� na d�. - Sart! - Stary, tam mog� by� jeszcze jakie� �ywe dzieciaki, chocia� w to w�tpi�. Ty przecie� prze�y�e�, co? A ja jestem lekarzem. Nie rozmawiali�my ju� wi�cej; przywi�za�em si� do liny i zszed�em ze szczytu, prosto w Szcz�liw� Dolin�. Wszystko tu obumar�o, ruina by�a kompletna. Do tej pory widzieli�my jedynie trupy niedawno zmar�ych. Teraz znajdowa�em tylko metaliczne szkielety, jakie� dziwne przedmioty podobne do korali i owady, rozsypuj�ce si� w proch przy pierwszym dotkni�ciu. Ale w grocie nad wiosk�, po�o�on� w po�owie zbocza, na tyle wysoko, �e przynajmniej przez kilka dni mg�a do niej nie dociera�a mia�em szans� znalezienia jakiej� �ywej istoty. Ci�gle la�o, chocia� na powierzchni stawu, w�r�d l�nie� straszliwych metalowych szkielet�w, kule b�yskawic pojawia�y si� coraz rzadziej. Szed�em otoczony nierealnym krajobrazem, brodz�c w wodzie i po kolana grz�zn�c w b�ocie, ka�dy krok przyp�acaj�c ob��dnym wysi�kiem. Przez jedn� chwile zawaha�em si�: czy naprawd� musze wspina� si� do tej groty? By�a zbyt wysoko, aby jakie� dziecko mog�o do niej dotrze�. W ko�cu jednak wszed�em na g�ra i kolistym ruchem zacz��em wodzi� po czarnych �cianach �wiat�em elektrycznej latarki. Co� poruszy�o si� w g��bi, us�ysza�em s�aby krzyk - krzyk cz�owieka (co za rozkosz us�ysze� co�, co pochodzi z prawdziwych strun g�osowych!!... - Zga�cie to �wiat�o! Och! Oczy mnie bol�! - krzykn�� cie�. Posuwa�em si� po omacku, z wyci�gni�tymi r�kami i wkr�tce moje palce dotkn�y mokrych w�os�w, odchylonej i s�abo fosforyzuj�cej twarzy m�odziutkiej dziewczyny: musia�a tu le�e�, skulona w ciemno�ciach, ca�e dnie, by�a na wp� oszala�a z przera�enia i bardzo s�aba, ale kiedy nios�em j� ku progowi groty, spostrzeg�em jej delikatne rysy i pi�kne d�onie, kt�re zna�em. - Jestem... jestem Ione Verde- powiedzia�a dr��cym g�osem, jakby z trudem znajduj�c s�owa ich brzmienie by�o sam� muzyk�!, By�am w lesie, na g�rze, kiedy..: to si� zacz�o. Zd��y�am tylko uciec do jaskini. Ba�am si� wyj��, mia�am tu troch� wody i ro�lin... Czy to si� sko�czy�o? Gdzie s� inni? Wyszli�my z groty. Potoki deszczu ci�gle z hukiem wali�y w Dolin� i tona schroni�a si� pod m�j plastykowy p�aszcz. Nie mia�em serca powiedzie� jej, �e wszyscy jej koledzy i kole�anki nie �yj�. Mia�a pi�tna�cie lat, ze wzruszaj�c� ufno�ci� obj�a mnie szczup�ymi nagimi ramionami za szyje i dr�a�a pod lekk�, mokr� sukienk�. Mia�a zachwycaj�c� srebrzyst� twarz, usta gwa�towne i czu�e i oczy... Bardzo d�ugie rz�sy unios�y si� nad srebrzyst�, popielat� szaro�ci� - �yj�c�, rozta�czon�. Szaro�ci�, kt�ra w gwiezdnej pustce odb�yskiwa�a tysi�cem zgas�ych s�o�c - spiralami umar�ych mg�awic... Poniewa� Mg�a �ywi�a si� tak�e �wiat�em i ciep�em. Ale oczywi�cie wola�a �ycie organiczne. I mog�a przybiera� wszelkie formy. - Poca�uj mnie, Sart - powiedzia�a Iane. Niech B�g ma mnie w swojej opiece: Ja jej nie zabi�em. przek�ad : Zofia Beszczy�ska powr�t