12680
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 12680 |
Rozszerzenie: |
12680 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 12680 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12680 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
12680 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Teresa I�ewska
Przekle�stwo
Nawet teraz, gdy siedz�c w celi oczekiwa� na werdykt - a nie
spodziewa� si� �agodnego wyroku - Barton nie odczuwa� skruchy ni �alu. By�
z siebie zadowolony, wr�cz dumny. Wed�ug lekarzy jego organizm mia� ju�
pod osiemdziesi�tk�, cho� on m�g� wyliczy� sobie lat tylko pi��dziesi�t
cztery, za� lustro nie dawa�o mu wi�cej jak czterdzie�ci. Lecz Barton
zgadza� si� z opini� lekark� - czu� staro�� w mi�niach i stawach. Sk�ra
zachowa�a jeszcze j�drno��, ale opina�a wat� zamiast musku��w. Nie by�by w
stanie zwyci�y� na r�k� dziewi��dziesi�cioletniego starca, a jednak uda�o
mu si� pokona� osiemnastoletni�, wysportowan� dziewczyn�. I nie by�a to
walka na r�k�, lecz na �mier� i �ycie. Broni�a si�, d�ugo. Jeszcze teraz
po miesi�cu odnajdywa� na ciele �lady zadrapa�. Musia� w�asny ci�ar
przeciwstawi� jej szamoc�cemu si� cia�u, a r�kami z ca�ej si�y przyciska�
do jej twarzy sw�j s�u�bowy uniform. Przez ca�y czas jej paznokcie ry�y mu
na plecach i ramionach krwawe bruzdy. Chwyci�a go na koniec za szyj� i ju�
my�la�, �e przegra�, gdy nagle jej d�onie os�ab�y i osun�y si�
bezw�adnie.
Straci� w ten spos�b sw�j mundur, kt�ry jako narz�dzie zbrodni
w��czony zosta� do dowod�w rzeczowych. Musia� zadowoli� si� byle jakim
ubraniem przyniesionym mu z najbli�szego magazynu. Je�eli czegokolwiek
�a�owa�, to w�a�nie tego munduru. Adwokat Momson zwr�ci� si� do KOGA z
pro�b� o wydanie nowego uniformu, ale odpowiedziano mu, �e Barton otrzyma
go jedynie pod warunkiem ponownego podj�cia pracy w KOGA, a wi�c nie
wcze�niej ni� po procesie.
Adwokat Momson by� na szcz�cie m�czyzn�. Barton prosi� o to, ale
obawia� si�, �e z racji feminizacji zawodu jego �yczenie nie b�dzie
spe�nione. Znaleziono mu jednak Momsona, kt�ry nie tylko by� m�czyzn�,
ale i cz�owiekiem �yczliwym. Liczy� sobie wprawdzie osiemdziesi�t sze��
lat, ale Bartonowi to nie przeszkadza�o. Nie zale�a�o mu na rzutkim
obro�cy ani na wyroku uniewinniaj�cym. Jego �ycie zawodowe zbli�a�o si� ku
ko�cowi. Jeszcze jeden lot i przejdzie w stan spoczynku. By�o spraw�
w�tpliw�, czy osiedle emerytowanych pracownik�w KOGA na reszt� �ycie
lepsze jest od wi�zienia.
Momson powiadomi� go, �e badania i testy medyczne przemawiaj� za jego
ca�kowit� poczytalno�ci� oraz odpowiedzialno�ci� za w�asne czyny.
- Mog�em im to od razu powiedzie�, gdyby zapytali rzek� Barton, gdy�
pojawienie si� w�satego adwokata wprawi�o go w dobry humor.
Momson mniej mia� powod�w do zadowolenia. Jak dotychczas jego klient,
poza przyznaniem si� do zab�jstwa, odmawia� wszelkich wyja�nie�. Nie
chcia� poda� motyw�w swego czynu, ograniczaj�c si� do o�wiadczenia, �e
ofiara zas�u�y�a sobie na to, co j� spotka�o, poniewa� uprawia�a
najstarszy zaw�d �wiata. Niczego nie wyja�nia�o te� znalezione przy
Bartonie sporych rozmiar�w, dwuwymiarowe zdj�cie w z�oconej ramce,
przedstawiaj�ce staromodnie uczesan� kobiet� o nagich ramionach.
Stwierdzono jedynie, �e zdj�cie to wisia�o w charakterze ozdoby na �cianie
pokoju zamordowanej dziewczyny.
- Eksperci - powiedzia� Momson - oceniaj� ten obrazek na jakie�
dwie�cie lat. Nie jest to ma�o. Ale czy odpowiada warto�ci ludzkiego
�ycia? Nie mog� uwierzy�, �e zabi� j� pan dla tego zdj�cia.
- Zabi�em j�, bo by�a dziwk� i mog�a wyda� na �wiat nast�pn� dziwk�,
kt�ra urodzi�aby jeszcze jedn�... A zdj�cie wzi��em na pami�tk�.
Zdj�cie przedstawia�o Alice. Zrobi�a je sobie dok�adnie dwie�cie lat
temu. Barton by� w�wczas adeptem ostatniego kursu KOGA i przygotowywa� si�
do podj�cia pracy jako konserwator sond kosmicznych w Proxima Centauri.
Alice mia�a dziewi�tna�cie lat, by�a bardzo �adna i stosownie zarozumia�a.
Bartonowi podoba�a si� taka w�a�nie. Spotyka� si� z ni� zarywaj�c czasami
zaj�cia w Instytucie, a gdy o�wiadczy�a mu, �e jest w ci��y, wiedziony
rycerskim poczuciem honoru zaproponowa� ma��e�stwo. Nic wi�cej nie m�g�
zrobi�. Alice zreszt� na wi�cej nie liczy�a. Ma��e�stwo z pracownikiem
KOGA zapewnia�o jej dwupokojowe mieszkanie oraz spory doch�d miesi�czny do
ko�ca �ycia.
Kategorycznie odrzuci�a my�l, aby Barton zrezygnowa� z KOGA.
Na p� roku wprowadzi� si� z Alice do nowego mieszkania. Z jego okien
roztacza� si� wspania�y widok na poro�ni�te g�stym lasem stoki G�ry nad
Miastem. Widok ten nape�nia� go zawsze przyjemnym dreszczem. M�wi� cz�sto,
�e G�ra przypomina mu kobiec� pier� i Alice zawsze bardzo si� z tego
�mia�a. By�a to zreszt� chyba jedyna rzecz, kt�ra bawi�a Alice w Bartonie.
P�roczne z ni� po�ycie przekona�o go, �e wcale Alice nie zna�. Nie
wymaga� od niej wiele - troch� kobiecego ciep�a, troch� czu�o�ci, a przede
wszystkim obecno�ci gdzie� obok, gdy wkuwa� w pocie czo�a do ostatnich
egzamin�w. Ale Alice nie by�a ani ciep�a, ani czu�a. Przewa�nie by�a te�
nieobecna. Gdy wraca� z Instytutu, zastawa� z pocz�tku wiadomo��, �e Alice
gdzie� w�a�nie wysz�a w pilnej sprawie, p�niej coraz cz�ciej po prostu
nie zastawa� jej w domu. Na wym�wki nie reagowa�a. Raz tylko powiedzia�a:
"Przecie� i tak wyjedziesz. Po co si� przyzwyczaja�?" I musia� przyzna�
jej racj�. Jego rejsy do Proximy mia�y trwa� po dwa lata. W tym czasie dla
Alice mija� b�dzie lat dziewi�tna�cie. Gdy wr�ci z pierwszego rejsu, Alice
b�dzie mie� czterdzie�ci, a on tylko dwadzie�cia siedem lat, gdy wr�ci z
drugiego jako trzydziestolatek, ona b�dzie zbli�a� si� do sze��dziesi�tki.
Po czterech miesi�cach ma��e�stwa Alice urodzi�a c�reczk�. Nazwa�a j�
Barba. Bartonowi nie podoba�o si� to imi�, ale Alice twierdzi�a, �e to tak
�adnie brzmi: Barba Barton. Zosta�a wi�c Barb� - zdrobniale Ba. Barton
odlecia�, gdy Ba liczy�a sobie dwa miesi�ce i siedem dni. By�a brzydkim
niemowl�ciem, ale Alice wr�y�a jej wielk� urod� w przysz�o�ci.
Przepowiednia sprawdzi�a si�. Gdy w dwa, a raczej dziewi�tna�cie lat
p�niej Barton stan�� na progu mieszkania ujrza� przed sob� smuk��,
ciemnow�os� pi�kno��. Barba przypomina�a nieco Alice, ale jej uroda by�a
znacznie doskonalsza. I o wiele zimniejsza. Barton niemal przestraszy� si�
swej c�rki - zreszt� my�l, �e ta wysoka dziewczyna jest jego c�rk� z
trudno�ci� mie�ci�a mu si� w g�owie.
Wiele rzeczy wydawa�o mu si� trudnymi do poj�cia przez ten rok
pierwszego urlopu. G�ra za oknem sprawia�a wra�enie mniejszej, las na jej
stokach jakby si� przerzedzi�. Ludzie dziwnie si� ubierali, czasami
u�ywali s��w, kt�rych nie rozumia�. Zamiast pieni�dzy wprowadzono �etony i
trudno mu by�o po�apa� si� w ich rodzajach i przeznaczeniu. W
nieporozumieniach z lud�mi pomaga�a wprawdzie czerwona plakietka KOGA na
naramienniku, ale automaty na plakietk� nie reagowa�y. Barton straci�
wiele �eton�w, zanim nauczy� si� nimi w�a�ciwie pos�ugiwa�.
KOGA zawiadamia� zawsze rodzin� swego pracownika o jego powrocie.
Tote� Alice dor�czono eleganck� ozdobn� kart� z wydrukowan� dok�adn� dat�
i miejscem l�dowania Bartona. Ale ani my�la�a po niego wychodzi�. Nie
pokaza�a te� karty c�rce.
Przyjazd Bartona by� zapowiedziany na pocz�tek weekendu. Jednak z
powodu �eton�w Barton ugrz�z� na lotnisku i dopiero we wtorek dotar� do
Miasta i mieszkania �ony.
- Mamy nie ma w domu - sk�ama�a Barba na zapytanie o Alice. Nie mia�a
poj�cia, czego od matki mo�e chcie� ten m�ody m�czyzna w uniformie s�u�by
kosmicznej. Jednak go�� nie zra�ony wynios�� min� dziewczyny wszed� do
pokoju, rozejrza� si� rejestruj�c zasz�e w nim zmiany, po czym podszed� do
okna i popatrzy� w kierunku G�ry.
- Zawsze bardzo lubi�em ten widok - powiedzia� i dopiero wtedy Barbie
przysz�o do g�owy, kim jest przybysz.
- Pan... - powiedzia� wolno.
- Jeste� Barba Bartom prawda? Tak, wi�c... w takim razie jestem twoim
ojcem. - Za�mia� si� za�enowany nieco tym wyznaniem.
W tej chwili z przedpokoju dolecia� g�os Alice:
Kto tam jest, Barba? Kto przyszed�? - g�os brzmia� miaukliwie i w
pierwszej chwili Barton go nie rozpozna�, podobnie jak na pierwszy rzut
oka nie m�g� pozna� Alice w kobiecie kt�ra wesz�a do pokoju. By�a o
dwadzie�cia lat starsza oraz wyra�nie podpita. Na twarzy mia�a rozmazany
makija�, a ubrana by�a w rodzaj ornatu, w kt�rym Barton wcze�niej ni�
swojej �ony w tej pijanej kobiecie, domy�li� si� narzuty, kt�rej u�ywali
jeszcze dwadzie�cia lat temu do przykrywania ��ka.
- Barton! - wykrzykn�a Alice. - Co za diabli ci� tu przynie�li?
- Chcia�em zobaczy�, jak wam si� powodzi - Barton spodziewa� si�
wszystkiego, z wyj�tkiem takiego przywitania.
- Nie twoja rzecz! - Alice potkn�a si� o fotel, zatoczy�a i w ko�cu
usiad�a.
- Mamo - powiedzia�a lodowatym g�osem Barba - pan Barton...
- Tatu�, Barba. Tw�j rodzony tatu�. Sam zmienia� ci zafajdane
pieluchy... Dwa lata temu! Dwa lata! Dla niego dwa lata, a dla nas
dwadzie�cia! - Alice zacz�a trz��� si�, Barton nie wiedzia� czy p�acze,
czy si� �mieje.
- Za du�o wypi�a� - Barba przygl�da�a si� matce oboj�tnym wzrokiem.
Nie wydawa�a si� ani oburzona, ani zawstydzona jej zachowaniem.
Wychodz�c z mieszkania Barton zobaczy� przez uchylone drzwi drugiego
pokoju ow�osione nogi, wystaj�ce spod przykrycia na tapczanie. Nie poczu�
nic i by� z tego zadowolony.
Mimo �e pierwsze spotkanie wypad�o tak niefortunnie, w dwa dni p�niej
B�rton otrzyma� od obu pa� zaproszenie na kolacj�. Tym razem Alice by�a
nie tylko trze�wa, ale i zadbana; niemal m�odzie�cza. W przy�mionym
�wietle mog�a uchodzi� za r�wie�nic� Barby. Nie pojawi� si� - czego Barton
nieco si� obawia� - w�a�ciciel ow�osionych n�g i z rozmowy nie wynika�o,
�eby Alice mia�a jakiego� sta�ego przyjaciela. Tak wi�c wiecz�r min�� w
przyjemnym nastroju. Jedynym zgrzytem by�a rozmowa o statucie Barby jako
hostessy hotelowej. Barton nie by� tym zachwycony. Nie rozumia�, dlaczego
dziewczyna nie uczy si� konkretnego zawodu, kt�ry da�by jej stanowisko i
przyzwoite utrzymanie. Wydawa�a mu si� do�� inteligentna, by my�le� nawet
o studiach... Wzrok Barby sta� si� nieobecny, jakby nie o niej by�a mowa i
najwyra�niej nie zamierza�a wyrazi� swojej opinii. Alice natomiast
o�wiadczy�a bez ogr�dek, �e jako hostessa Barba mo�e pozna� kogo� z KOGA,
wyj�� za niego i tym samym zapewni� sobie byt do ko�ca �ycia bez �l�czenia
nad podr�cznikami. W tym miejscu rozmow� przerwa�a Barba przypominaj�c
matce, �e chcia�a obejrze� film i reszt� wieczoru Barton sp�dzi� na snuciu
refleksji nad popraw� odbioru holowizyjnego i pogorszeniem si� jako�ci
prezentowanych film�w. Co pewien czas �apa� si� na tym, �e nie rozumie, z
czego �mieje si� Alice (Barba nie roze�mia�a si� ani razu). Pod koniec
stwierdzi�, �e mora� filmu jest w�tpliwy moralnie.
Rozstali si� przyja�nie. Barton nie zdoby� si� na to, by wej�� do
pokoju �ony, cho� Alice zdawa�a si� nie mie� nic przeciwko temu. Obieca�
natomiast odwiedzi� Barb� w hotelu i rzeczywi�cie wynaj�� tam pok�j na dwa
tygodnie. Jednak po pierwszym weekendzie skasowa� rezerwacj�.
Barba w roli hostessy i w jej stroju dzia�a�a na niego parali�uj�co.
Cho� jako kadet korzysta� czasem z us�ug jej kole�anek i wiedzia�, �e
nieraz jeszcze przyjdzie mu to uczyni�, nie m�g� jednak pogodzi� si� z
widokiem Barby w ich gronie. I nawet nie dlatego, �e by�a jego c�rk� -
mia� dla niej raczej braterskie ni� ojcowskie uczucia - po prostu Barba
wydawa�a mu si� ca�kowicie nie na miejscu. Jej wynios�a mina, sztywny
ch�d, kanciaste ruchy, zdecydowany, zimny g�os - Barba jako hostessa by�a
nie do przyj�cia. Barton dziwi� si�, �e w og�le j� tutaj trzymaj�.
Najwyra�niej dziewczyna nie by�a popularna w�r�d go�ci - s�ysza� nawet jak
kto� nazwa� j� "Lodow� G�r�" i czu�, �e okre�lenie to jest ca�kowicie
uzasadnione. W ka�dym razie zdecydowa�, �e trzeba Barb� nam�wi� do
rzucenia hotelu i zaj�cia si� czym� odpowiedniejszym. Zdawa�o mu si�
niemo�liwe, by Barba w kusej sp�dniczce ods�aniaj�cej na wp� go�e
po�ladki nie czu�a si� r�wnie �le, jak �le wygl�da�a. Ale w hotelu nie
by�o ani czasu, ani mo�liwo�ci prowadzenia zasadniczych rozm�w. Mimo
wszystko Barba zawsze mia�a jakich� swoich paru klient�w, kt�rymi musia�a
si� zajmowa�. Barton zaprosi� j� wi�c nad morze do jednego z pensjonat�w
KOGA, dok�d wybiera� si� czuj�c, �e niemo�liwo�ci� jest podj�cie w tym
samym punkcie �ycia, przerwanego na dwadzie�cia lat niebytu.
Barba nie omieszka�a skorzysta� z zaproszenia. Na pla�y straci�a nieco
lodowato�ci, lecz o rzuceniu posady hostessy nie chcia�a s�ysze�. Nie
spiera�a si�, nie przedstawia�a kontrargument�w - po prostu nie s�ucha�a.
Nie powiedzia�a mu nawet, by nie wyobra�a� sobie, �e skoro j� sp�odzi�, to
ma prawo wtr�ca� si� w jej �ycie, cho� jej mina zdawa�a si� to w�a�nie
oznacza�.
Potem Barba odkry�a Sisa, czy te� raczej Sis odkry� Barb� i Bartom
kt�ry go nie lubi�, praktycznie przesta� widywa� c�rk�. Sis mia� ju� pod
pi��dziesi�tk�, niewielki brzuszek i spor� �ysin�. By� staro�wiecki -
nawet dla Bartona - w mowie i sposobie bycia. Natomiast publiczn�
tajemnic� by�o, �e ma wcale niestaro�wieckie upodobania seksualne. Dla
Bartona widok Sisa uwieszonego ramienia o p� g�owy wy�szej Barby stanowi�
dotkliwy cios. Zda� sobie spraw�, �e przegra� nie rozpocz�t� bitw�. Mimo
to Barba nie straci�a jego sympatii. Nigdy nie mia� poj�cia, dlaczego
w�a�ciwie j� lubi� - mo�e dlatego, �e pod�wiadomie odgadywa� w niej istot�
przegran� i poczuwa� si� do winy.
W dwadzie�cia lat p�niej ujrza� Barb� nadmiernie postarza��, �yj�c�,
nadal z matk�, cz�ciowo na jej utrzymaniu, cz�ciowo utrzymuj�c� si� z
renty dziecka. Mia�a ledwie trzydzie�ci dziewi�� lat, lecz podczas gdy
Alice w jej wieku potrafi�a by� jeszcze powabna, Barba straci�a ca��
urod�, a zachowa�a jedynie wynios�� min� i sztywny ch�d. Alice wprawdzie
tak�e si� postarza�a, mimo to Barton stwierdzi� ze zdziwieniem, �e matka i
c�rka nadal wygl�daj� na r�wie�nice.
Z�o�y� im tylko jedn� kr�tk� wizyt� na pocz�tku swego pobytu na Ziemi.
Z Alice, kt�ra zbli�a�a si� do sze��dziesi�tki nie mieli sobie nic do
powiedzenia. Tylko ma�� Christ� ucieszy� widok dziadka - my�l, �e Barton
kt�ry wygl�da� wci�� bardzo m�odo, jest ojcem jej mamy, wydawa�a si� jej
szalenie komiczna.
Christa mia�a ju� ponad dziesi�� lat i Barton uzna� j� za najbrzydsze
i najniezno�niejsze dziecko, jakie spotka� w �yciu. Po matce odziedziczy�a
wzrost i kanciasto�� ruch�w, po nieznanym ojcu - monstrualny nos. Mia�a
te� nieprawid�owy zgryz, co nasuwa�o podejrzenie, �e wcze�niej czy p�niej
jej nos zetknie si� z brod�. Barton nie m�g� zrozumie�, jak pi�kna matka
mog�a urodzi� takiego potworka, cho� rzut oka na Barb� budzi� z kolei
w�tpliwo��, czy istotnie by�y ona kiedy� pi�kno�ci�. Nie ulega�o natomiast
kwestii, �e Christa ma piekielny temperament i Barton wola� nie my�le�,
dok�d mo�e j� to zaprowadzi�, zw�aszcza przy wychowaniu - czy raczej jego
kompletnym braku - jakie Barba zapewnia�a c�rce. S�ownictwo ma�ej
wskazywa�o, �e wi�ksz� cz�� czasu sp�dza poza domem. Barba przyzna�a bez
za�enowania, �e wyrzuca c�rk� za drzwi, ilekro� zaczyna dra�ni� j� jej
towarzystwo. Barton przesta� mie� jej to za z�e, gdy Christa po raz kt�ry�
z kolei pokaza�a mu j�zyk i nazwa�a "dziadkiem - sradkiem".
Po�egna� si�, jak m�g� najszybciej. Potem pojecha� do hotelu, w kt�rym
niegdy� pracowa�a Barba, by z okna jego pokoju popatrze� w spokoju na
Miasto i G�r�. Lecz okaza�o si�, �e hotel przesta� istnie�, ust�puj�c
miejsca jakiej� podejrzanej tancbudzie. Zawr�ci� wi�c, notuj�c tylko w
pami�ci, �e G�ra niemal doszcz�tnie wy�ysia�a. Przez dwa miesi�ce wa��sa�
si� po Mie�cie szukaj�c znanych zak�tk�w i co krok stwierdzaj�c, �e
chocia� z pozoru nic si� nie zmieni�o, zmieni�o si� wszystko. Mo�e
najmniej odmienili si� ludzie. Cho� nosili teraz inne ubrania ni�
dwadzie�cia i czterdzie�ci lat temu, zdawali si� by� lud�mi z czas�w jego
m�odo�ci - mo�e byli tylko nieco smutniejsi i bardziej zaaferowani.
W ko�cu spotka� mi�� dziewczyn�, z kt�r� by�o mu dobrze i z ni�
opu�ci� Miasto, by uda� si� nad morze do pensjonatu KOGA. Czu�, �e nic ju�
nie ��czy go z rodzin�. Nie odezwa� si� te� do nich do ko�ca pobytu i
opu�ci� Ziemi� bez po�egnania.
W czasie, gdy odbywa� sw�j trzeci lot, przez �wiat przetoczy� si�
kryzys gospodarczy. Trwa� ponad dziesi�� lat i sprawi�, �e Barton po
powrocie odni�s� wra�enie, i� r�wnie� na Ziemi nie min�o wi�cej ni� dwa
lata. Nawet moda nie uleg�a wi�kszej zmianie - ludzie donaszali stare
ubrania. Wci�� by�o sporo automat�w dawnego typu, pogorszy�a si�
komunikacja i obs�uga w hotelach. Karty da� w restauracjach mia�y mniejsz�
obj�to�� i zjawi�y si� na nich nazwy potraw, kt�re jada�, b�d�c jeszcze
kadetem.
Na lotnisku oczekiwa�a go wiadomo�� od Barby. Donosi�a mu; �e Alice
zmar�a przed trzema laty, ona za� musia�a opu�ci� ich stare mieszkanie i -
jako �e jest chora - mieszka teraz w miejskim sanitarium. Nie prosi�a go
odwiedziny, lecz jedynie o par� �eton�w na napoje, poniewa� ci�gle usycha
z pragnienia, "a tutaj - chrypia�a - nawet wody nie dostajemy do woli".
Pojecha� do miejskiego sanitariom nie tyle z ch�ci ujrzenia Barby; ile
raczej z potrzeby uspokojenia w�asnego sumienia. "W ko�cu to moja c�rka" -
m�wi� sobie, cho� my�l, �e ta c�rka mog�aby by� teraz jego matk� napawa�a
go lekkim niesmakiem. Dopiero tu dowiedzia� si�, �e Barba od lat jest
na�ogow� lekomank�.
- Jej organizm jest ca�kowicie wycie�czony - m�wi� lekarz - za�ywa�a
wszystko od narkotyk�w po �rodki przeczyszczaj�ce. Nawet tutaj nie mo�emy
sobie z ni� poradzi�. Jest bardzo sprytna. Potrafi wy�udzi� leki od
automat�w i kradnie je innym pacjentom.
- Czy nie m�g�bym jako� jej pom�c - Barton mimo woli by� poruszony -
mo�e zmiana otoczenia...
- Niestety. Zapewniam pana, �e to przypadek beznadziejny. Organizm
skrajnie wyczerpany. Zbyt p�no znalaz�a si� pod kontrol�. Mo�na tylko
podtrzymywa� j� jaki� czas przy �yciu, ale... czy warto? - Lekarz wzruszy�
niech�tnie ramionami. - Kim pan w�a�ciwie dla niej jest? - doda�
pospiesznie, reflektuj�c si�, �e by� mo�e powiedzia� za du�o. Jej zi�ciem?
Wiemy, �e ma c�rk�, ale do tej pory nie odpowiada�a na nasze wezwania...
Pos�dzenie o to, �e m�g�by po�lubi� Christ�, sprawi�o, �e Barton
gwa�townie zaprzeczy�.
- Jestem jej krewnym - powiedzia� twardo.
- O ile mi wiadomo, nie istnieje �adna rodzina pani Barton poza jej
c�rk�... Chyba, �e... - W oczach lekarza pojawi�o si� nieopisane
zdumienie. - I pan naprawd� chce j� zobaczy�?
- My�l�, �e powinienem...
- Przyznam, �e pierwszy raz stykam si� z podobn� sytuacj�, trudno mi
co� radzi�. W ka�dym razie... - zawaha� si�, jakby niepewny, co ma
powiedzie� - je�eli chce jej pan sprawi� przyjemno��, niech pan da jej to
- wcisn�� Bartonowi w r�k� opakowanie z pigu�kami.
- Co to takiego?
- Glukoza. Mo�e jej tylko pom�c.
Barba by�a ju� staruszk�. Szkielet obci�gni�ty sk�r�. Barton nie m�g�
si� dopatrze� w niej podobie�stwa ani do Alice, ani do dawnej Barby. Mo�e
tylko do Christy. R�ce jej dygota�y, mimo to w ci�gu dziesi�ciu minut,
jakie u niej sp�dzi�, zd��y�a poch�on�� pigu�k� po pigu�ce ca�e opakowanie
glukozy. Niewiele mieli sobie do powiedzenia. Barba o Alice nie chcia�a
m�wi�. O Chri�cie powiedzia�a tylko, �e je�li chce j� odnale��, niech
przeszuka rynsztoki. Uciek�, jak m�g� najszybciej. Dopiero w pneumetrze
przypomnia� sobie, �e nie da� jej �eton�w, o kt�re go prosi�a. Zastanawia�
si�, czy wr�ci�, ale stwierdzi�, �e kiesze� z �etonami by�a pusta.
Nie zdoby� si� na spotkanie z Christ�. Odnalaz� j� wprawdzie,
zaw�drowa� nawet pod jej dom, doszed� do drzwi jej mieszkania... po czym
zawr�ci�. Dowiedzia� si� jedynie tego, czego oczekiwa� - Christa by�a
najzwyklejsz� uliczn� prostytutk� sprzedaj�c� si� za �eton piwa ka�demu,
kto by� do�� pijany na to, by mie� na ni� ochot�. Mieszka�a w najstarszej
dzielnicy Miasta w bloku, kt�ry by�by ju� dawno rozebrany, gdyby nie
kryzys. Mia�a trzydzie�ci lat, ale podejrzewa�, �e wkr�tce jego wnuczka
upodobni si� do swojej matki. Nie s�dzi�, by rozmowa o Barbie mog�a
cokolwiek zmieni�.
Christ� zobaczy� dopiero w czasie nast�pnego pobytu na Ziemi. Przysz�a
na lotnisko, by pokaza� pradziadka swojej c�reczce Doll. Barton prze�y�
prawdziwy wstrz�s. Moda zmieni�a si� nieprawdopodobnie i mia� uczucia, �e
znalaz� si� w�r�d rzeszy przebiera�c�w. W chudej, wysokiej postaci
obwieszonej mn�stwem postrz�pionych, kolorowych szmatek z trudem przysz�o
mu rozpozna� Christ�. S�dz�c po zbli�aj�cych si� ku sobie brodzie i nosie,
by�a to ta sama Christa. S�dz�c po cerze, blasku oczu i starannym makija�u
nie mog�a to by� ta sama Christa. Wiedzia�, �e jego wnuczka ma ju� z
pi��dziesi�t lat, lecz stoj�ca przed nim kobieta nie wygl�da�a na wi�cej
ni� trzydzie�ci pi��. Nic si� tutaj nie zgadza�o. Do tego u boku Christy
sta�a trzynastoletnia dziewczynka, a w�a�ciwie ju� ma�a kobietka o
z�ocistych lokach i buzi anio�ka. Gdy Christa podesz�a do niego, rozpozna�
sztywne ruchy Barby. Natomiast Doll zamiast podej�� podp�yn�a, czy te�
raczej podfrun�a. Zrozumia� wtedy, �e Christa nie tyle chcia�a pokaza�
c�rce pradziadka, ile raczej pokaza� Doll pradziadkowi.
Christa mieszka�a teraz w nowym lokatorium z przestronnymi galeriami,
basenem i sal� gimnastyczn� dost�pnymi tylko dla jego mieszka�c�w.
Zajmowa�a niewielki, lecz luksusowy apartament. Tutaj to - po odta�czeniu
przez Doll dw�ch ta�c�w charakterystycznych - Christa przedstawi�a
Bartonowi dzieje swojego sukcesu. Barton sam nie wiedzia�, co bardziej go
zaszokowa�o - wyniki do jakich dosz�a, czy cynizm z jakim o tym
opowiada�a.
Sekretem jej powodzenia by�a abstynencja. Nie pi�a nigdy ani �yka. Na
reszt� sk�ada�y si� powszechnie znane prawa rynku - stosunek poda�y do
popytu oraz w�a�ciwie poj�ty handel zamienny. Barton dowiedzia� si�, ile
�eton�w piwa sprytna kobieta jest w stanie wydusi� od jednego klienta za
zwyk�� przys�ug�, a ile za przys�ugi szczeg�lne. Dowiedzia� si� te�, �e
sama wymiana �eton�w piwa na inne �etony nie jest tak op�acalna jak
zgromadzenie wi�kszej ich liczby, nast�pnie opr�nienie ca�ego automatu,
co przy nieczynnych automatach w najbli�szym s�siedztwie (nie bez udzia�u
osoby zainteresowanej) daje w efekcie w ci�gu wieczora podw�jn� liczb�
�eton�w na piwo lub tyle samo �eton�w na piwo plus drugie tyle �eton�w
ekwiwalentnych. Na opr�nienie jednego automatu Christa musia�a ciu�a�
zarobek z ca�ego miesi�ca, dzi�ki temu jednak jej zysk miesi�czny si�
podwaja�. Barton dowiedzia� si� tak�e, jakie �etony poza �etonami piwnymi
s� na rynku towarem deficytowym i �e przy znajomo�ci aktualnego stanu
rynku z wymiany �eton�w, mo�na osi�gn�� zysk od pi�tnastu do
pi��dziesi�ciu procent. Ale najbardziej op�acalny jest proceder piwny. O
ile prowadzi si� go z umiarem i nigdy dwa razy przy tym samym automacie.
Je�eli mia�o si� przy tym, jak Christa, posad� kontrolera automat�w, a co
za tym idzie nieograniczon� mo�liwo�� unieruchamiania ich bez demolowania.
Barton przypomnia� sobie, ile to razy naby� piwo u pok�tnego
sprzedawcy za podw�jny �eton i ile razy wymieni� �eton mi�sny na �eton
piwny. Zapyta�, czy Doll r�wnie� wykazuje zdolno�ci w igraniu z
automatami. O nie, Doll uczy si� ta�ca, Doll b�dzie tancerk�. Doll wyjdzie
za m�� za faceta z KOGA albo w og�le za kogo� z Centralu. Czy Doll nie
powinna uczy� si� jakiego� konkretnego zawodu, cho�by choreografii, je�li
tak lubi ta�czy�? Po co? Choreograf wcale du�o nie zarabia, a Doll - p�ki
m�oda - b�dzie mog�a dorobi� sobie drug� albo i trzeci� ga��...
Barba? C�, zmar�a pi�tna�cie lat temu. Mo�e nawet wi�cej. O ile
Christa wie, pochowano j� w tym samym miejscu co babk�. Nie, Christa nie
mog�a by� na pogrzebie matki. Nie, nie zosta�y �adne pami�tki, matka
wszystko wyprzeda�a. Christa, wyprowadzaj�c si� z domu, wzi�a bardzo
�adny portrecik babki. Mia� z�ot� ramk� i my�la�a, �e mo�e to by� co�
warte. Okaza�o si� jednak, �e poz�ota jest sztuczna. Ale nie szkodzi.
Teraz portrecik nale�y do Doll. Za dwadzie�cia, trzydzie�ci lat Doll
dostanie za niego dwa, trzy razy wi�cej ni� w tej chwili...
Przez ca�y czas tej rozmowy Doll siedzia�a na por�czy jego fotela. Co
pewien czas zagl�da�a mu w twarz przewracaj�c oczami lub szczebiota�a:
"m�j dziaduniek" albo "pradziadu�ku". Barton nie m�g� si� oprze� wra�eniu,
�e jest w tym dziecku poza przesadn� egzaltacj� co� nienormalnego i
zastanawia� si�, czy Christy nie zawiod� zwi�zane z c�rk� kalkulacje.
Wyszed� od Christy spocony, cho� klimatyzacja dzia�a�a sprawnie, a
gospodyni cz�stowa�a go sch�odzonym sonilem. Przysz�a mu bowiem do g�owy
my�l, kt�ra mia�a go dot�d stale prze�ladowa�, �e gdyby nie jego nasienie,
nigdy nie narodzi�yby si� ani Barba, ani Christa, ani Doll...
Zatrzyma� si� przed budynkiem i chyba po raz pierwszy odczu�
przemijanie czasu, gdy patrzy� na ruchome chodniki, po kt�rych poruszali
si� swobodnie ludzie przybrani w kolorowe strz�py. A przecie� od jego
pierwszego lotu min�o dopiero osiemdziesi�t lat. Osiemdziesi�t lat mie�ci
si� w granicach pojmowania jednego ludzkiego istnienia. Ale on ma dopiero
trzydzie�ci sze�� lat, jedena�cie lot�w za sob�, a wi�c drugie tyle przed
sob�. Drugie ludzkie istnienie. Czy b�dzie w stanie mu podo�a�? Czy
Christa jest w r�wnej mierze szokuj�ca dla swoich wsp�czesnych, co i dla
niego? Czy mo�e powinien przyj�� jej punkt widzenia za poprawny i
mieszcz�cy si� w ramach norm moralnych i z takiego punktu wystartowa� w
swoje "drugie �ycie"?
Wskoczy� na chodnik zmierzaj�cy w stron� pneumetra, �le odmierzy� krok
i zacz�� traci� r�wnowag�. Jaki� wyrostek zachichota� z�o�liwie. Kto�
powiedzia� z pogard� "pijak", ale dostrzeg�szy czerwon� plakietk� KOGA na
naramienniku wyci�gn�� pomocn� r�k�.
Barton nie zobaczy� ju� wi�cej Chrysty. Zmar�a nagle jedena�cie lat
p�niej. Ale przed �mierci� dopi�a swego. Wyda�a Doll za m�� za
niejakiego Ewansa z KOGA. Ewans lata� na jeszcze d�u�szej linii ni�
Barton, tote� dla Bartom pozosta�o niewyja�nion� zagadk�, dlaczego si�
o�eni�. Christa z pewno�ci� zna�a jej rozwi�zanie, by� mo�e sama je
stworzy�a.
Doll nie wykaza�a zainteresowania przyjazdem Bartona. On te� obiecywa�
sobie nie nawi�zywa� z ni� kontaktu. Lecz mia� mimo to ochot� zobaczy� j�,
por�wna� oczekiwania matki z rzeczywisto�ci�. Poprzez centralinform
odnalaz� ma�y lokal nocny w starej cz�ci Miasta, gdzie wyst�powa�a wci��
jako tancerka. Ta�czy�a nago, bez muzyki i cho� mia�a ju� trzydzie�ci trzy
lata i ogl�dano j� tu co wiecz�r od pi�tnastu lat, nadal stanowi�a g��wn�
atrakcj� programu i przyci�ga�a najwi�cej widz�w.
Po obejrzeniu numeru Doll, Barton zupe�nie nie wiedzia�, co my�le�.
Jego zadaniem nie by� to taniec w dobrym gatunku. Sto lat temu
prawdopodobnie nikt w og�le nie uzna�by tego za taniec. Lecz jednocze�nie
musia� przyzna�, �e Doll robi wra�enie - wszelkie braki niwelowa�a jak��
zmys�ow� �ywio�owo�ci� przyprawion� jakby szczypt� szale�stwa, kt�re
porywa�o j�, a wraz z ni� publiczno��, na wy�yny niemal�e ekstazy.
- Nie wiem, co w niej jest - skomentowa� widowisko s�siad Bartona z
widowni - ale z roku na rok staje si� coraz lepsza. Pami�tam j�, gdy
zaczyna�a.. My�la�em wtedy, �e nigdy nie b�dzie z niej tancerka. Za ma�o
mia�a szko�y, a za du�o si� wdzi�czy�a. Ale teraz! Ona sama jest szko��!
Po sko�czonym wyst�pie Doll sp�yn�a z okr�g�ej estrady po�rodku sali
i przechadzaj�c si� mi�dzy stolikami zbiera�a wyrazy i gesty zachwytu i
podziwu. Barton nie przewidzia� tego, a poniewa� siedzia� blisko estrady,
zosta� przez ni� natychmiast zauwa�ony.
- Och, dziaduniu! - wykrzykn�a i wskoczywszy mu na kolana przytuli�a
jego g�ow� do swych nagich piersi. - Jak to �adnie, �e przyszed�e� mnie
zobaczy�. I jak ci si� podoba twoja Doll? - Kokieteryjnie zajrza�a mu w
twarz, przewracaj�c oczami jak przed dwudziestu laty.
S�siad od stolika zarechota�. Skonsternowany Barton poczu�, �e jego
twarz po raz pierwszy bodaj od stu lat oblewa rumieniec. Z trudem
wykrztusi� z siebie jaki� komplement. Ku jego uldze Doll ruszy�a dalej na
obch�d sali.
- Niech si� pan nie przejmuje. To jej stary numer. Powtarza go z
ka�dym go�ciem z KOGA. Rzadko kt�ry nie skorzysta z okazji. Opowiada
wszystkim rzewn� historyjk� o zaginionym dziadku, kt�ry wyruszy� z Ziemi
przed wiekami 2 i pi�� lat temu min�� termin jego powrotu, lecz ona wci��
wierzy i czeka.
Barton wola� nie upewnia� si�, czy Doll tym razem r�wnie� gra�a swoj�
komedyjk�, czy istotnie rozpozna�a w nim pradziadka.
Dopiero w dwadzie�cia lat p�niej dowiedzia� si� o istnieniu Ewy,
c�rki Doll. Na lotnisku czeka� na niego ma�y kartonik z kr�tkim
pozdrowieniem od "krewnej Ewy Ewans". Nie by�o na nim nic wi�cej. Nawet
adresu. W centralinformie Barton dowiedzia� si�, �e pani Ewa Ewans ma lat
trzydzie�ci i mieszka z c�rk� w dawnym mieszkaniu Doll. Sama Doll od
sze�ciu lat przebywa w lecznicy psychiatrycznej i niewielka jest szansa,
by kiedykolwiek j� opu�ci�a. W lecznicy pozna� wi�cej szczeg��w: sze��
lat temu Doll zosta�a zwolniona z pracy z dobr� odpraw� - nie dawa�o si�
ju� ukry� jej wieku, straci�a figur�. Lecz Doll nie przyj�a do wiadomo�ci
wym�wienia. Nadal przychodzi�a do lokalu i si�� wdziera�a si� na scen�.
Gdy j� stamt�d usuwano, zaczyna�a ta�czy� mi�dzy stolikami, wyrzucana z
lokalu dawa�a wyst�p przed jego wej�ciem, dochodzi�o do gorsz�cych scen i
awantur. Teraz ju� wszyscy spostrzegli, �e jej taniec nie jest ta�cem,
lecz wyuzdaniem. Trafi�a do psychiatry, potem do lecznicy.
- To szale�stwo musia�o tkwi� w niej od urodzenia. Ale objawia�o si�
tylko w ta�cu, wyzwala�o si� w ta�cu... a mo�e taniec neutralizowa�
szale�stwo... A przyczyna tkwi�a w niewielkiej anomalii korowej. Gdyby w
por� dostrze�ono wczesne objawy, mo�na by j� usun�� bez �ladu. Niestety,
anomalia psychiczna zosta�a w tym przypadku potraktowana jako przejaw
wyj�tkowego talentu... - m�wi� psychik z lecznicy wszelkie wizyty m�czyzn
s� niewskazane. Powoduj� silne ataki choroby. Jednym z objaw�w schorzenie
jest przerost seksualizmu... Tak, c�rka dowiaduje si� cz�sto o stan matki,
cho� prawie jej nie odwiedza... Robimy, co mo�emy... Do widzenia panu...
Dwadzie�cia lat temu mia� nadziej�, �e jego r�d wreszcie wyga�nie.
Teraz dowiadywa� si�, �e istnieje nie tylko Ewa, ale jeszcze i jej c�rka
Fran. Barton wci�� obiecywa� sobie nie interesowa� si� wi�cej rodzin�, ale
i tym razem obietnicy nie dotrzyma�...
Ewa Ewans prowadzi�a ma�� agencj� po�rednictwa pracy dla dziewcz�t i
by�a nieprawdopodobnie zaj�ta i nieuchwytna. Dopiero po tygodniu Barton
z�apa� j� wreszcie przez interkom. Jej widok zaskoczy� go. Nie
przypomina�a w niczym ani Doll, ani Christy, ani Barby, ani Alice. By�o
drobna, krucha i pastelowa - tylko g�os mia�a �le dobrany: bardzo niski,
bardzo zimny i bardzo stanowczy.
By�o jej przykro, ale jako kobieta interesu nie mia�a czasu na �ycie
rodzinne, ani towarzyskie. Ani dzi�, ani jutro... chyba �e pojutrze...
jakie� p� godzinki...
Zaproszenie nie brzmia�o zach�caj�co i z pocz�tku Barton nie zamierza�
z niego skorzysta�. Ale poniewa� nie mia� w ko�cu nic lepszego do
roboty...
Ewa stawi�a si� na spotkanie punktualnie, ale zamiast p� godziny
sp�dzi�a z Bartonem p� minuty.
- To jedna z moich dziewcz�t - przedstawi�a swoj� towarzyszk�. -
My�l�, �e b�dzie ci odpowiada�a... Kay, zaopiekuj si� panem... Musz� ju�
ucieka�, kuzynie - zwr�ci�a si� zn�w do zaskoczonego Bartona. - Prosz�,
nie czuj si� do niczego zobowi�zany. Po�rednictwo gratis...
Odesz�a, zanim mia� czas zastanowi� si�, co mia�a na my�li. Popatrzy�
na Kay i zrezygnowa� z zastanawiania si� nad tym, czy w og�le nad
czymkolwiek. Nie chcia� nad niczym si� zastanawia�. Chcia� tylko dalej
patrze� na Kay i by� tylko z Kay. Zapomnia� o Ewie Ewans natychmiast, gdy
znik�a mu z oczu. Zrezygnowa� z ogl�dania Miasta i jego G�ry. Przesta�y
interesowa� go w�dr�wki po ulicach w poszukiwaniu wspomnie�. Maj�c
czterdzie�ci dwa lata zakocha� si� po raz pierwszy bez pami�ci...
Nie obchodzi�o go, kim jest Kay, co dotychczas robi�a ani co b�dzie
robi�a po jego odje�dzie. Jej zwi�zek z Ew� i "agencj� po�rednictwa pracy"
uzna� jedynie za szcz�liwy przypadek. Zabra� Kay na Bezludn� Wysp�, na
kt�rej KOGA wybudowa� w�a�nie luksusowy hotel. Nie rozstawa� si� z ni� ani
na chwil�. Mimo to Kay zdo�a�a go dwa razy zdradzi�. Barton nie przyj��
tego do wiadomo�ci. Po prostu nie chcia� my�le� o niej jako o bezwolnej
istocie, z kt�rej cia�em ka�dy czy to on, czy te� kto inny - mo�e robi�,
co mu si� podoba. Kay by�a idea�em i luksusem. Kay prawie si� nie
odzywa�a, za to cz�sto i z byle czego �mia�a. Kay lubi�a je�� i wygrzewa�
si� nago na s�o�cu. Kay nigdy si� nie nudzi�a, je�li mia�a co je�� i je�li
by�o s�o�ce, a na Bezludnej Wyspie s�o�ce by�o codziennie. W rzadkich
chwilach przeb�ysk�w �wiadomo�ci Barton b�ogos�awi� jeszcze jedn� zalet�
Kay - by�a bezp�odna, nie chcia�a mie� dzieci i zadba�a o to. Chroni�o go
to przed pokus� ponownego za�o�enia rodziny.
W dniu wyjazdu z Bezludnej Wyspy Kay znikn�a o �wicie, a wraz z ni�
ca�y jej baga� i wszystkie �etony Bartona. Barton mia� pewne podstawy, by
poszukiwa� jej w jednym z pokoi pi�tro wy�ej, ale nie zrobi� tego,
poniewa� bardziej odpowiada�a mu my�l, �e Kay odesz�a wcze�niej, by
unikn�� smutku po�egnania. Nad spraw� �eton�w Barton nie zastanawia� si�.
Obiecywa� sobie natomiast, �e gdy wr�ci na Ziemi� za dziewi�tna�cie lat,
odnajdzie znowu Kay i jeszcze raz zabierze j� na Bezludn� Wysp�. Czu�, �e
po raz pierwszy czas na Ziemi sp�dzi� jak nale�y, a nie zmarnowa� go.
Przez dwa lata pobytu w przestrzeni obraz Kay tak si� zunifikowa�, �e
pasowa� do przynajmniej po�owy z t�umu dziewcz�t przesiaduj�cych zwykle na
dworcu w oczekiwaniu go�ci. Tote� Barton byt pewny, �e nie b�dzie mia�
trudno�ci z jej odnalezieniem. Ale na lotnisku spotka�o go rozczarowanie w
postaci Fran Ewans. Rozczarowanie znik�o zreszt� natychmiast na widok
prapraprawnuczki - Fran liczy�a sobie dwadzie�cia cztery wiosny, mia�a
pi�kn� twarz Barby, ale z�agodzon� s�odycz� Doll. Poza tym Fran mia�a ju�
zupe�nie w�asny p�omie� w oczach, czerwie� we w�osach i promienny u�miech,
kt�ry za�miewia� s�o�ce.
Ta p�omienno�� Fran o�lepi�a Bartona. Pomy�la�, �e oto po ponad stu
latach z jego nasienia wykie�kowa� wreszcie kwiat, o jakim m�g� tylko
marzy�. Ma��e�stwo z Alice, �ycie Barby, Christy i Doll dzi�ki istnieniu
Fran nabra�y nagle sensu.
Fran r�wnie� by�a zachwycona pradziadkiem. W og�le �atwo si�
zachwyca�a i entuzjazmowa�a - Bartonowi nigdy nie przysz�oby na my�l, �e
jest na �wiecie tyle rzeczy godnych podziwu. Nagle zacz�� spogl�da� na
wszystko nowymi oczami. W�drowa� po Mie�cie w towarzystwie Fran
potrz�saj�cej kolczykami wielkimi, mieni�cymi si� jak ba�ki mydlane -
�adna inna kobieta nie nosi�a podobnych kolczyk�w - i Miasto coraz
bardziej mu si� podoba�o. Podoba�y mu si� przedsionki uniwersyteckie,
gdzie zaperzeni studenci - Fran zna�a po�ow� z nich z imienia -
dyskutowali, nadaj�c znanym Bartonowi s�owom zupe�nie niezrozumia�e
znaczenia. Podoba�y mu si� rozmawialnie, gdzie brodaci i �ysi,
intelektuali�ci przemawiali wszyscy jednocze�nie nie s�uchaj�c si�,
nawzajem. Fran, kt�ra z nami�tno�ci� kibica przys�uchiwa�a si� tym
"rozmowom", twierdzi�a, �e s� szalenie tw�rcze i Barton wierzy� jej, cho�
nie rozumia� nic z tego, o czym m�wiono. Podoba�y mu si� popierane gor�co
przez Fran wiece protestacyjne przeciwko po��czeniu Univers Centralu i
Central Centralu, mimo �e nie wiedzia� do tej pory o powstaniu trzydzie�ci
lat temu obu tych instytucji w wyniku podzia�u Centralu.
Nie podoba�o si� natomiast Bartonowi przyj�cie, jakie Ewa Ewans, matka
Fran, wydawa�a wraz ze swoj� "agencj�" w imieniu Antona de Solto,
Naczelnego Koordynatora Central Centralu w jego rezydencji usytuowanej na
stoku G�ry. Przyj�cie to trwa�o ju� przesz�o trzy tygodnie i najwyra�niej
mia�o na celu dostarczenie rozrywek seksualnych dygnitarzom z Central
Centralu i Univers Centralu. Nie podoba� si� Bartonowi tak�e sam de Solto
- przysadkowaty, �niady, modnie nieogolony facet Woko�o pi��dziesi�tki,
poklepuj�cy protekcjonalnie poni�ej pasa co �adniejsze dziewczyny, a wi�c
r�wnie� i Fran. Ale przede wszystkim nie podoba�o mu si�, �e Fran
pojawiaj�c si� na przyj�ciu przestawa�a interesowa� si� nim, a sw�j
zachwyt i entuzjazm okazywa�a podtatusia�ym, �ypi�cym na ni� po��dliwie
centralowcom. Usi�owa� nam�wi� Fran do wyjazdu na Bezludn� Wysp�, ale
prapraprawnuczka o�wiadczy�a stanowczo, �e nie opu�ci Miasta w chwili, gdy
dzieje si� tu tyle wa�nych i wspania�ych rzeczy, kt�re kto wie, do czego
jeszcze doprowadz�.
- Dla ciebie nie jest istotne - przedk�ada�a - czy Central jest jeden
czy podzielony. Ale dla ka�dego, kto mieszka tutaj na Ziemi, zjednoczenie
Centralu to sprawa �ycia i �mierci.
- By�em przekonany - zdziwi� si� Barton - �e jeste� przeciwna
zjednoczeniu. Tydzie� temu, na wiecu protestacyjnym...
- To by�y tylko pozory - Fran z przebieg�� min� przy�o�y�a palec do
ust nakazuj�c tajemnic� - taka gra... Poczekaj, a jeszcze zobaczysz. Mam
swoj� tajemnicz� bro�... - i potrz�sn�a g�ow�, a� baloniki jej kolczyk�w
podskoczy�y gwa�townie na ramionach.
Barton pojecha� wi�c na Bezludn� Wysp� sam, o ile nie liczy�
towarzysz�cej mu imitacji Kay. Z tego dystansu wielkopomne wydarzenia,
kt�re wed�ug Fran zachodzi�y w�a�nie na Ziemi, straci�y bardzo na
znaczeniu. Prawd� m�wi�c, z doniesie� agencyjnych trudno by�o wnosi�, �e
istotnie co� si� dzieje. Czasem kto� wypowiedzia� si� za lub przeciw unii
Central Centralo i Univers Centralo. Czasem doniesiono o w�amaniu do
magazynu lub zdemolowaniu hali automat�w dokonanych pod has�em: "precz z
Centralem!" lub "niech �yje Central!". Zdaniem Bartom incydenty te nie
�wiadczy�y o narastaniu powa�niejszego kryzysu.
- Za mojej m�odo�ci - powiedzia� do bezmy�lnie u�miechaj�cej si� Kay -
te� zdarza�y si� takie ekscesy, tylko nikomu nie przychodzi�o do g�owy
dorabianie do tego polityki.
- Ale to by�o tak dawno... - odpar�a standardowo Kay. Pod koniec
pobytu na Ziemi dotar�a do Bartom szokuj�ca wiadomo�� o zar�czynach de
Solta i Fran Ewans. Przez godzin� g�owi� si�, jak mog�o do tego doj��. Po
godzinie w jego pokoju zjawi�o si� dw�ch funkcjonarkuszy PP z rozkazem
tymczasowego zatrzymania i przewiezienia do Miasta. Oszo�omionego Bartona
zamkni�to na dwa tygodnie w pokoju hotelowym i odmawiano wszelkich
wyja�nie�. Potem r�wnie niespodziewanie przeproszono go za bezprawne
pozbawienie wolno�ci i odstawiono na lotnisko, jako �e nadszed� w�a�nie
termin odlotu. Dopiero po opuszczeniu Ziemi Barton dowiedzia� si�, �e de
Solto postawiony zosta� w stan oskar�enia za pr�b� opanowania system�w
zarz�dzania Central Centralo i Univers Centralo oraz przej�cia w�adzy w
Mie�cie. O wsp�udzia� w planowanym zamachu oskar�one by�y tak�e mi�dzy
innymi Ewa Ewans i jego c�rka Fran.
- Podobno matka nagania�a c�rk� do ��ka r�nym szychom centralowskim,
a ta nagrywa�a z nimi kompromituj�ce rozm�wki ukrytym w uchu kamerem. W
ten spos�b de Solto mia� w gar�ci wszystkie wa�niejsze persony i m�g�
dyktowa� warunki - o�wieci� Bartona pilot wahacza wioz�cy go na orbit�
Plutona - co prawda nie wydaje si� to zbyt prawdopodobne...
- Oczywi�cie, kolczyki! - wykrzykn�� Barton.
Pilot nie zrozumia�.
Gdy powr�ci� na Ziemi�, nie pami�tano ju� o sprawie de Solta. Barton z
trudem zdo�a� ustali�, �e niedosz�y w�adca Miasta zako�czy� �ycie jako
szeregowy pracownik Unicentralu (dosz�o jednak do zjednoczenia) na
odludnej Antarktydzie. W wygnaniu towarzyszy�a mu Ewa Ewans. Fran sp�dzi�a
z nimi tylko pierwszy rok, po czym zwi�za�a si� z pewnym glacjologiem i
uda�a si� za nim do Arktyki, gdzie spotka�a fascynuj�cego meteorologa. Po
meteorologu by� malarz werysta, nast�pnie kontroler szyb�w naftowych na
Pacyfiku i przyw�dca sekty mniemistycznej.
Po zerwaniu z mniemistami Fran ustatkowa�a si�: wysz�a za m�� z
niejakiego Nerrisa z GALAR - u i urodzi�a dziecko. Lecz gdy w trzy lata
p�niej Nerrisa oddelegowano do s�siedniego Ramienia Galaktyki, Fran
pozosta�a na Ziemi i sta�a si� zagorza�� mi�o�niczk� sportu, a zw�aszcza
cetnobolu. Uczucie to by�o tak silne, �e gdy porzuci� j� ostatni
cetnobolista z dziesi�cioosobowej dru�yny. "Hydrobild - Sachara", Fran
pope�ni�a samob�jstwo... Tyle przynajmniej mo�na by�o wywnioskowa� z
danych dostarczonych Bartonowi przez KOGA - informacji. Fran pozostawi�a
c�reczk� Gin� oraz list po�egnalny, w kt�rym prosi�a pradziadka o opiek�
nad sierot�.
Gina mia�a siedem lat i w niczym nie przypomina�a matki: By�a t�ust�,
ry�� blondyneczk�. Umieszczono j� w jednym z DSD (Dom�w Szcz�liwego
Dzieci�stwa), gdzie Barton odwiedza� j� regularnie raz w miesi�cu i
zabiera� do Miasta. Kwestia ilo�ci kupowanych lod�w i s�odyczy nale�a�a do
nielicznych spraw, w kt�rych udawa�o mu si� osi�gn�� porozumienie z
dzieckiem. Poza tymi wyj�tkami mia� wra�enie, �e oboje m�wi� ca�kiem
odmiennymi j�zykami. Uczucie to pog��bi�o si� jeszcze bardziej, gdy w
dwadzie�cia lat p�niej odwiedzi� dwudziestosiedmioletni� Gin� w jej
pokoju na szesnastym pi�trze hotelowca wzniesionego na szczycie G�ry nad
Miastem.
Budynek posiada� jedynie grawitacyjn� wind� bez platformy i Barton nie
odwa�y� si� z niej skorzysta�. Do grawitacyjnych wind platformowych, a
nawet krzese�kowych zdo�a� przywykn��, ale wej�cie do pionowego szybu bez
�adnego zabezpieczenia pod stopami, ba, nawet bez por�czy czy
jakiegokolwiek uchwytu pozwalaj�cego utrzymywa� pozycj� pionow�
przekracza�o jego mo�liwo�ci. Dotar� na szesnaste pi�tro po schodach
awaryjnych - zdyszany, spocony i ca�kiem zdeprymowany.
Widok pijanej Giny w towarzystwie dw�ch r�wnie nietrze�wych samc�w nie
podzia�a� koj�co. Z�o�liwe komentarze, Jakich od tej tr�jki doczeka� si�
jego staromodny mundur KOGA, wyprowadzi�y go ostatecznie z r�wnowagi.
Zw�aszcza �e �adna krytyka nie ima�a si� ich stroj�w, poniewa� w og�le
byli ich pozbawieni. Gina nie chcia�a przyzna� si� do urodzonego ponad
dwustu laty pradziadka. Barton nie widzia� potrzeby przyznawania si� do
Giny. Pokonanie szesnastu pi�ter schodami w d� nie stanowi�o ju� problemu
(winda nawet w tym stanie ducha nie wchodzi�a w rachub�). W najbli�szej
agendzie KOGA Barton zastrzeg� dalsze udzielanie informacji o swojej
osobie komukolwiek z rodziny i upewni� si� jeszcze, �e Gina nie ma ani
m�a, ani dziecka.
Czu� si� innym cz�owiekiem, gdy w dwa dni p�niej udawa� si� na swoj�
ulubion� Bezludn� Wysp�, kt�ra wci�� nosi�a to miano, cho� nie by�o ju� na
niej nawet skrawka niezabudowanej przestrzeni.
Po roku opu�ci� Ziemi�, nie po�wi�ciwszy Ginie cho�by jednej my�li.
A w dziewi�tna�cie lat p�niej pozna� Hild�. By�o to na lotnisku.
Wychodzi� z kabiny centralkomu, gdzie przez centralinform usi�owa� znale��
�lad c�rki Fran i dowiedzia� si� w�a�nie, �e Gina Nerris od dziewi�tnastu
lat nie �yje. Spad�a z tarasu widokowego hotelowca, w kt�rym mieszka�a, w
nieca�y rok po ich ostatnim, niefortunnym spotkaniu. By�a kompletnie
pijana. Barton dozna� kolosalnej ulgi. Ze �mierci� Giny ko�czy�y si�
wszystkie jego ziemskie k�opoty. Poczu� si� nareszcie naprawd� wolny.
Pod drzwiami kabiny sta�a m�odziutka dziewczyna o fio�kowych w�osach.
Po u�miechu, jaki mu rzuci�a, Barton rozpozna� w niej jednego z licznych
sobowt�r�w Kay. Mimo woli u�miechn�� si� w odpowiedzi.
- Jestem Hilda Sachs, sk�d my si� znamy? - spyta�a prowokacyjnie.
- Znik�d. Kiedy by�em tu ostatni raz, ciebie nie by�o na �wiecie.
Dziewczyna wspi�a si� na palce i dotkn�a naszywki na jego ramieniu.
- KOGA - odcyfrowa�a - co to takiego?
- Co� jakby GALAR, tylko troch� starszy.
Hilda zrobi�a stropion� mink�. Wida� by�o, �e si� nad czym� g��boko
zastanawia. Domy�la� si� nad czym.
- Ten m�odzieniec nie przekroczy� jeszcze setki - powiedzia� wskazuj�c
na siedz�cego nieopodal siwego staruszka. - Poczekaj na mnie - zawo�a�a i
znikn�a we wn�trzu kabiny.
Rozmawia�a chwil� z podobn� do siebie dziewczyn�, po czym wychyliwszy
si�, poprosi�a go o �eton na drugie po��czenie. Poda� jej jeden, ale
zdecydowa�, �e je�li za��da nast�pnego, p�jdzie sobie. Trzeciej rozmowy
nie by�o. Hidla wysz�a z kabiny i uj�wszy go pod �okie�, poci�gn�a w
stron� hotelu.
W pokoju panowa� czerwony p�mrok. Bywa� w takich pokojach nieraz i
stwierdzi�, �e niewiele zmieni�o si� tu przez ostatnich dwie�cie lat.
Hilda znikn�a w �azience, a on powoli zdj�� uniform i z�o�y� go
starannie, zabezpieczaj�c kiesze� z �etonami i bonami. Dziewcz�ta z hotelu
na og� nie krad�y, lecz ta by�a m�oda i niedo�wiadczona; mieliby potem
oboje niepotrzebne k�opoty. Nie chcia� tego, nie tyle ze wzgl�du na -
siebie, ile na ni�. Podoba�a mu si�. Mimo �e zamienili ze sob� ledwie par�
s��w, zdawa�o mu si�, �e zna j� od dawna. To dlatego, pomy�la�, �e
pozna�em tyle hotelowych dziewczyn, czuj� si� z nimi jak w rodzinie...
Dopiero p�niej, gdy nalewaj�c sond do czarek zastanawia� si�, czy
zaprosi� Hild� na Bezludn� Wysp�, dostrzeg� w wisz�cym nad ��tym
portreciku co� znajomego. Rozja�ni� �wiat�o i z ramek u�miechn�a si� do
niego Alice.
- Co to jest - zapyta� gwa�townie.
- Moja prababka. Przynajmniej tak mi powiedziano w depozycie DSD, gdy
si� od nich wynosi�am... Nie m�wi�am ci, �e jestem sierot� od urodzenia?
- N - nie - wyst�ka�.
- Moja matka wypad�a przez balustrad� dachu, gdy mia�am trzy miesi�ce.
Nie uwa�asz, �e to romantyczne? Zosta� mi po niej tylko ten obrazek na
pami�tk� - Hilda roze�mia�a si�, jakby wszystko co dotychczas powiedzia�a,
by�o tylko �artem. - Mo�esz sobie go wzi��, je�li tak ci si� podoba. Na
pami�tk� naszego spotkania... Mnie te� zostanie pami�tka po tobie, doda�a,
u�miechaj�c si� filuternie. - Nie zabezpieczy�am si� i teraz b�d� mia�a
malutk� c�reczk�.
Barton poczu�, �e pod�oga ust�puje mu spod n�g, �e ca�y hotel dygoce,
jakby miota�o nim trz�sienie ziemi.
- Dlaczego? Po co ci? - wydusi� z siebie.
- Po co? - Hilda za�mia�a si� gorzko. - Na jakim �wiecie ty �yjesz?
Je�eli b�d� mia�a dziecko, przydziel� mi mieszkanie, a przede wszystkim
b�d� mog�a zarabia� na w�asny rachunek. Nie wyobra�asz sobie, jak n�dzne
grosze nam tu p�ac�. Ledwie par� bon�w miesi�cznie i jeden �eton telkomu
na dzie�. Je�eli nie zaprosisz mnie na kolacj�, dostan� tu do pokoju
wstr�tn� bryj� za �wier� bona.
Patrzy� na ni� i widzia� teraz, jak staje si� podobna kolejno do
Barby, Christy, Doll, Ewy, Fran i Giny... To Fran mia�a takie pod�u�ne,
roze�miane oczy. To Doll, m�wi�c przyciska�a palcem podbr�dek. To Christa
zwyk�a kalkulowa�, oblicza� mo�liwe zyski.
- Jak urodz� dziecko, dostan� tysi�c bon�w na r�k�, a dziecko b�dzie
mia�o rent� z twojego KOGA. KOGA daje teraz lepsze renty ni� GALAR. Jak
chcesz, mo�esz sobie zastrzec, �eby dziecko nie nosi�o twojego nazwiska.
M�j ojciec tego nie zrobi� i potem podobno okropnie si� piekli�. Czemu tak
na mnie patrzysz? Czy nie uwa�asz, �e...
Barton przesta� s�ucha�: Przysz�y mu na my�l przeczytane kiedy� s�owa:
"A przekle�stwo b�dzie �ciga� ciebie i twoje potomstwo, a� do si�dmego
pokolenia".
powr�t