12623
Szczegóły |
Tytuł |
12623 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12623 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12623 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12623 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Graham Masterton
ZAWSZE, ZAWSZE PӏNIEJ
Droga by�a �liska, latarnie dawa�y niewiele blasku, a �wiat�a hamulcowe
ci�ar�wki
przykrywa�a gruba warstwa kurzu i b�ota. Robbie ujrza� ich blask dopiero z
odleg�o�ci trzech
metr�w; to wystarczy�o, �eby jedna z wiezionych przez ci�ar�wk� rur od
rusztowania
roztrzaska�a przedni� szyb� porsche i trafi�a Robbiego prosto w klatk�
piersiow�.
Lekarze orzekli, �e nie wiedzia� nawet, co go uderzy�o. �Prosz� przyj�� wyrazy
wsp�czucia, panie Deacon, ale nawet nie wiedzia�, co go uderzy�o�.
Natychmiastowa �mier�.
Bezbolesna.
To znaczy bezbolesna dla Robbiego. Ale nie dla Jill i nie dla mnie; dla nikogo,
kto go zna�.
Jill by�a jego �on� od trzynastu tygodni, ja natomiast jego bratem od
trzydziestu jeden lat.
Pogodny charakter, humor i �ywo�� zjedna�y Robbiemu niezliczone grono
przyjaci�.
Przez ca�y miesi�c po tym, jak umar�, trzyma�em na biurku jego fotografi�.
Szeroka twarz,
pi�� lat m�odsza od mojej. By� bardziej podobny do naszego ojca ni� ja. Na
zdj�ciu �mia� si� z
jakiego� dawno zapomnianego �artu. Lecz pewnego dnia na pocz�tku pa�dziernika
wszed�em
do biura i schowa�em t� fotografi� do �rodkowej szuflady biurka. Zrobi�em to
wtedy, gdy
u�wiadomi�em sobie, �e to naprawd� koniec; �e m�j brat naprawd� odszed� na
zawsze.
Tego samego dnia po po�udniu, zupe�nie jakby i ona zrozumia�a wreszcie, �e to
koniec,
zadzwoni�a do mnie Jill.
� Davidzie, czy m�g�by� si� ze mn� spotka� po pracy? Chcia�abym z tob�
porozmawia�.
Czeka�a w holu od strony Avenue of the Americas. Wracaj�cy do dom�w robotnicy
t�oczyli si� na chodnikach, a taks�wka o tej porze to rzecz zupe�nie
nieosi�galna. Powietrze
by�o przenikliwie zimne, ostre, przes�cza�a je wo� pieczonych obwarzank�w i
gor�cych
kasztan�w.
Jill wygl�da�a na zm�czon�, by�a wymizerowana, ale r�wnie pi�kna jak zawsze. Jej
matka
pochodzi�a z Polski, a ojciec by� Szwedem. Po niej odziedziczy�a �agodne rysy, a
po nim
bardzo jasne w�osy. Jill mia�a prawie metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu. Teraz
ciemne futro z
norek skrywa�o jej smuk�� figur�, podobnie jak kapelusz z norek zas�ania�
wi�ksz� cz�� jej
twarzy.
Poca�owa�a mnie. Pachnia�a joy oraz pa�dziernikowym ch�odem ulic.
� Tak si� ciesz�, �e przyszed�e�. My�la�am ju�, �e zaczynam wariowa�.
� Znam to uczucie � odpar�em. � Codziennie, kiedy si� budz�, u�wiadamiam sobie,
�e
on nie �yje i nigdy go ju� nie zobacz�.
Przeszli�my przez jezdni� i wst�pili�my na drinka do Brew Burger. Jill zam�wi�a
sok
pomidorowy, ja czyst� four roses. Usiedli�my przy oknie, za kt�rym p�yn�y t�umy
ludzi.
Poci�gn��em �yk whisky.
� Czy wiesz, jaka by�a nasza ulubiona zabawa, kiedy mieli�my po par� lat? �
zapyta�em.
� Bawili�my si� w czarownik�w, kt�rzy �yj� wiecznie. Nawet uk�adali�my specjalne
zakl�cia.
Jill popatrzy�a na mnie. Jej wielkie, szarozielone oczy l�ni�y od �ez.
� Zawsze mia� g�ow� nabit� marzeniami. Mo�e dla niego to lepiej, �e odszed�, nie
zdaj�c
sobie nawet sprawy z tego, co si� dzieje.
� �Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej!� � wyrecytowa�em. � To
by�o
nasze zakl�cie. Wypowiadali�my je zawsze, ilekro� si� czego� przestraszyli�my.
� Wiesz, jak bardzo go kocha�am � szepn�a Jill.
Doko�czy�em whisky.
� Czy rozmawia�a� o tym z kim� jeszcze?
Potrz�sn�a przecz�co g�ow�.
� Znasz moj� rodzin�. Praktycznie wydziedziczyli mnie, kiedy zacz�am spotyka�
si� z
Robbiem, bo ci�gle jeszcze by� �onaty z Sar�. Nie dali sobie wyt�umaczy�, �e to
ma��e�stwo
si� rozpad�o, �e on ni� pogardza�, i �e rozeszliby si�, nawet gdybym si� nie
pojawi�a na
scenie. Och, nie, to wszystko by�a moja wina. To ja zniszczy�am dobre
ma��e�stwo. To ja
by�am nierz�dnic�.
� Je�li to ci� pociesza, uwa�am, �e wcale nie jeste� nierz�dnic�. Robbie nigdy
nie czu� si�
tak szcz�liwy jak wtedy, kiedy by� z tob�.
Odprowadzi�em j� do jej mieszkania w Central Park South. Mi�dzy drapaczami chmur
na
Sz�stej Alei rozleg� si� d�wi�k gromu; za�opota�y flagi, zacz�o pada�. Mimo
usytuowania w
niezwykle wytwornej cz�ci dzielnicy mieszkanie Jill i Robbiego by�o bardzo
ma�e,
wynajmowali je od prawnika nazwiskiem Willey, kt�ry mieszka� przede wszystkim w
Minnesocie, gdzie pracowa� dla korporacji wytwarzaj�cej rury aluminiowe.
� Nie wst�pisz na chwil�? � zaproponowa�a, kiedy znale�li�my si� w jasno
o�wietlonym
holu, u�wietnionym obecno�ci� czarnosk�rego portiera odzianego w szary uniform
oraz
wysokiej wazy pe�nej pomara�czowych mieczyk�w.
� Raczej nie � odpar�em. � W domu czeka na mnie jeszcze masa pracy.
�ciany holu wy�o�one by�y lustrami. St�d obecno�� pi��dziesi�ciu Jill,
pi��dziesi�ciu
portier�w, pi��dziesi�ciu waz i tysi�cy ostrzy gladiolus�w.
� Jeste� pewny, �e nie wejdziesz? � zapyta�a z naciskiem. Potrz�sn��em g�ow�.
� Po co? �eby napi� si� kawy? Whisky? Wyp�akiwa� si�? Nie mogli�my nic zrobi�,
�eby
ocali� mu �ycie, Jill. Opiekowa�a� si� nim jak dzieckiem. A ja kocha�em go jak
przysta�o na
brata. Ale �adne z nas nie mog�o go uratowa�.
� Umrze� w taki spos�b. Tak szybko. I tak bez sensu. �cisn��em j� za r�k�.
� Nie s�dz�, �eby wszystko musia�o mie� sens.
Portier sprowadzi� ju� dla niej wind�. Jill unios�a twarz, a ja zrozumia�em, �e
czeka, a� j�
poca�uj�. Poca�owa�em. Policzki mia�a delikatne i zimne od wiatru; i tak jako�
zasz�o co�, co
sprawi�o, �e d�u�sz� chwil� stali�my, patrz�c na siebie, szukaj�c si� wzrokiem.
Milczeli�my.
� Zadzwoni� � powiedzia�em. � Mo�e p�jdziemy gdzie� razem na kolacj�.
� Bardzo bym chcia�a.
Tak zacz�� si� nasz romans. Od rozmowy, od weekend�w sp�dzanych nad butelk�
kalifornijskiego chardonnay, od s�uchania koncert�w skrzypcowych Mendelssohna.
P�niej
przysz�o Bo�e Narodzenie; pierwsze Bo�e Narodzenie bez Robbiego.
Kupi�em Jill u Alfreda Durante�a srebrny zegarek na r�k� i oprawiony w sk�r� tom
wierszy Johna Keatsa. Za�o�y�em jedwabn� zak�adk� jedn� ze stronic:
Mi�o�ci! Ty chronisz mnie przed ch�odem zimy. Pani!
Ty dajesz mi �rodek lata.
Na pierwszy dzie� �wi�t upiek�a dla mnie kaczk�, a kiedy wznosili�my toast
szampanem
Krug, z ustawionej na bieli�niarce fotografii obserwowa� nas z u�miechem Robbie.
Poszli�my do ��ka. Po�ciel zalewa�o ch�odne, zimowe �wiat�o. By�a szczup�a,
mia�a
w�skie biodra, a sk�r� delikatn� jak aksamit. Nic nie m�wi�a. Z�ociste w�osy
otula�y jej twarz.
Poca�owa�em j� w usta i w szyj�. Jedwabne majtki koloru ostrygi same zsun�y si�
jej z ud.
P�niej le�eli�my na plecach, s�uchali�my cichego szumu szampana i syren
�wi�tecznych
dobiegaj�cych z Central Park. Zapada� zmierzch.
� Chcesz mnie zapyta�, czy za ciebie wyjd�?
Skin��em g�ow�.
� A czy nie b�dzie to wbrew prawu? Wdowa po�lubia brata swego ostatniego m�a?
� Oczywi�cie, �e nie. Wed�ug Pi�tej Ksi�gi Moj�eszowej wdowa jest zobowi�zana
po�lubi� braci swego ostatniego m�a.
� Ale czy Robbie mia�by co� przeciwko temu?
� Nie.
Odwr�ci�em si� po kieliszek szampana i ujrza�em jego u�miechni�te oblicze.
�Umieranie,
zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej�.
W raju Robbie pewnie zaaprobowa� t� decyzj�, ale nasze rodziny oczywi�cie nie.
�lub
wzi�li�my w Providence w stanie Rhode Island bardzo wietrznego, marcowego dnia.
W
ceremonii wzi�� udzia� tylko s�dzia pokoju i wyst�puj�cy w charakterze �wiadk�w
dwoje
ludzi poznanych w miejscowej ksi�garni, tudzie� siwow�osa, starsza dama, kt�ra
zagra�a nam
�Marsza weselnego� i �Obrazki z dzieci�stwa�.
Jill mia�a na sobie szyt� na zam�wienie kremow� sukni� oraz osza�amiaj�cy
kapelusz z
szerokim rondem ozdobiony wst��kami. Starsza dama gra�a i u�miecha�a si� do nas,
w jej
okularach odbija�y si� promienie wiosennego s�o�ca, co sprawia�o, �e szk�a
wygl�da�y jak
wypolerowane jednopens�wki l�ni�ce w twarzy koloru ko�ci s�oniowej.
Po nocy po�lubnej obudzi�em si� nad ranem i us�ysza�em, �e Jill cichutko p�acze.
Nie
da�em jej pozna�, �e ju� nie �pi�. Mia�a prawo odczuwa� smutek, a ja nie mog�em
by�
zazdrosny o Robbiego, teraz, kiedy nie �y� ju� od ponad roku.
Ale le�a�em i obserwowa�em j�; zdawa�em sobie spraw� z tego, �e wychodz�c za
mnie,
ostatecznie pogodzi�a si� z faktem, �e Robbie odszed�. P�aka�a prawie
dwadzie�cia minut,
potem pochyli�a si�, poca�owa�a mnie w rami� i z w�osami rozsypanymi na moim
obojczyku
zapad�a w sen.
Nasze ma��e�stwo by�o pogodne i �wietnie zorganizowane. Jill opu�ci�a mieszkanie
w
Central Park South i przenios�a si� do mojego wielkiego apartamentu na poddaszu,
usytuowanego przy Siedemnastej Ulicy. Mieli�my du�o pieni�dzy. Jill by�a jednym
z
dyrektor�w agencji reklamowej Palmer Ziegler Palmer, a ja w tamtym czasie
pe�ni�em
funkcj� ksi�gowego w wydawnictwie Henry�ego Sparrowa. W ka�dy weekend
por�wnywali�my nasze osi�gni�cia zawodowe i leniuchowali�my, ile si� da�o. Je�li
wychodzili�my z domu, to tylko na lunch do Stars na Lexington Avenue czy na
fili�ank�
kawy do Bloomingdale�s.
Jill by�a cudowna, pe�na polotu, pogodna i z ka�dym dniem coraz bardziej j�
kocha�em.
Podejrzewam, �e mo�na by mie� nam za z�e to, �e byli�my typowymi
przedstawicielami
pokolenia popieraj�cego perriera, ale przez ca�y czas nie traktowali�my siebie
zbyt serio. W
lipcu wymieni�em stare BMW na jaguara XJS, brytyjski kabriolet z zielon�
karoseri�, wi�c w
prawie ka�dy weekend je�dzili�my nim do Connecticut. Rozwijali�my na
autostradzie
pr�dko�� stu osiemdziesi�ciu kilometr�w na godzin�, a z g�o�nik�w magnetofonu
nastawionego na ca�y regulator dobiega�y nas tony muzyki Beethovena.
Nic bardziej pretensjonalnego, nest�ce pas! Ale by� to najpi�kniejszy okres w
moim �yciu.
Ostatniego dnia lipca, kiedy siedzieli�my na starej werandzie w hotelu Allen�s
Corners
wzniesionego w stylu kolonialnym, gdzie mieli�my zwyczaj zatrzymywa� si� podczas
naszych weekendowych wypad�w do Connecticut, Jill wyci�gn�a si� na wyplatanym
krze�le
i powiedzia�a z rozmarzeniem:
� Niekt�re dni powinny trwa� wiecznie.
Zakr�ci�em szklank� z w�dk� i tonikiem. Zabrz�cza� l�d.
� Ten na pewno powinien � odpar�em.
By�o rozkoszne ciep�o, a upa� �agodzi�y delikatne podmuchy wiatru. A� trudno
by�o
uwierzy�, �e znajdujemy si� nieca�e dwie godziny jazdy od centrum Manhattanu.
Zamkn��em
oczy. Nas�uchiwa�em gwaru ptak�w, brz�czenia pszcz� i odg�os�w pe�nego spokoju
lata w
Connecticut.
� Czy m�wi�am ci, �e w pi�tek dzwoni� Willey? � przerwa�a cisz� Jill.
Otworzy�em jedno oko.
� Pan Willey, w�a�ciciel twego poprzedniego mieszkania? Czego chcia�?
� Powiedzia�, �e zostawi�am jakie� ksi��ki. Pojad� po nie jutro.
� Nie m�w o jutrze. Kocham dzie� dzisiejszy.
� Powiedzia�, �e jeszcze nie wynaj�� tamtego mieszkania, poniewa� nie znalaz�
tak
�licznej lokatorki jak ja.
Wybuchn��em �miechem.
� Czyli opowiada� androny.
� Niekoniecznie � odpar�a. � Po prostu prawi� mi komplementy.
� Jestem zazdrosny.
Poca�owa�a mnie.
� Nie musisz by� zazdrosny o Willeya. Ma oko�o siedemdziesi�tki i wygl�da jak
mi�
koala w okularach. � Popatrzy�a na mnie uwa�nie. � A poza wszystkim innym �
doda�a �
nie kocham nikogo poza tob�. I nigdy nie pokocham.
Nast�pnego dnia przysz�a burza. Ulice Nowego Jorku by�y mokre, mroczne i pe�ne
po�amanych parasoli. Tego dnia nie spotka�em si� z Jill na lunchu, poniewa�
by�em
um�wiony z moim prawnikiem Mortonem Jankowski (bardzo zabawnym dzi�ki swoim
znakomitym polskim dowcipom), ale obieca�em jej, �e przygotuj� na kolacj� moje
s�ynne
pesce spada al salmoriglio.
Do domu wraca�em z g�ow� nakryt� gazet�. W deszczowy dzie� z�apa� taks�wk� o
siedemnastej w centrum miasta to marzenie �ci�tej g�owy. We w�oskim sklepie na
rogu
kupi�em miecznika i butelk� orvieto, po czym pomaszerowa�em Siedemnast� Ulic�,
nuc�c
pod nosem ari� Verdiego. Wspomina�em ju�, �e by�em ogromnie pretensjonalny.
Jill wysz�a z pracy p� godziny wcze�niej ni� ja i dlatego spodziewa�em si�, �e
zastan� j�
ju� w mieszkaniu, ale ku memu zaskoczeniu jeszcze nie dotar�a. Zapali�em �wiat�o
w
obszernym, urz�dzonym ze smakiem salonie, a nast�pnie poszed�em do sypialni,
�eby
przebra� si� w co� suchego.
O wp� do si�dmej ci�gle jeszcze jej nie by�o. Zapad� zmrok, a po niebie
nieustannie
przewala� si� huk grom�w. Zadzwoni�em do niej do biura, ale tam ju� nikogo nie
zasta�em.
Usiad�em w kuchni i nie zdj�wszy wystrz�pionego fartucha kucharskiego, ogl�da�em
telewizyjne wiadomo�ci i popija�em wino. Nie by�o sensu zaczyna� przyrz�dzania
kolacji,
dop�ki Jill nie pojawi si� w domu.
O si�dmej zacz��em si� powa�nie niepokoi�. Gdyby nawet nie uda�o jej si� z�apa�
taks�wki, dosz�aby ju� do domu na piechot�. Poza tym nigdy si� nie sp�nia�a,
je�li nie
uprzedzi�a mnie o tym telefonicznie. Zadzwoni�em do jej przyjaci�ki Ammy
mieszkaj�cej w
Soho. Jej r�wnie� nie by�o w domu, ale chwilowy narzeczony powiedzia�, �e Ammy
posz�a
do swojej matki i �e Jill si� u nich nie pojawi�a.
W ko�cu, kwadrans po �smej, us�ysza�em szcz�k klucza w drzwiach i do mieszkania
wesz�a Jill. Mia�a przemoczony p�aszcz, twarz bia�� jak kreda i by�a kompletnie
wyko�czona.
� Gdzie�, u licha, si� podziewa�a? � zapyta�em. � Zamartwiam si� tutaj na
�mier�.
� Przepraszam � powiedzia�a st�umionym g�osem i rozwiesi�a p�aszcz.
� Co si� sta�o? Co� w pracy?
Popatrzy�a na mnie spod zmarszczonych brwi. Do czo�a przylepi�o jej si� kilka
zmoczonych kosmyk�w jasnych w�os�w.
� Powiedzia�am, �e mi przykro. O co chodzi, alarm trzeciego stopnia?
� Martwi�em si� o ciebie, to wszystko.
Ruszy�a do sypialni, a ja za ni� krok w krok.
� Zanim ci� spotka�am, jako� dawa�am sobie rad� w Nowym Jorku � o�wiadczy�a. �
Nie jestem bezradnym dzieckiem.
� Nie twierdz�, �e jeste�. Po prostu si� o ciebie niepokoi�em, to wszystko.
Zacz�a rozpina� bluzk�.
� Czy mo�esz zostawi� mnie na chwil� sam�, �ebym mog�a si� przebra�!
� Chc� tylko wiedzie�, co si� z tob� dzia�o! � odpar�em, ale bez s�owa
zatrzasn�a mi
drzwi przed nosem.
Chcia�em je otworzy�, lecz ju� przekr�ci�a klucz.
� Jill! � wrzasn��em. � Jill! Co si� dzieje, do ci�kiej cholery?
Nie odpowiedzia�a. Sta�em przez chwil� pod zamkni�tymi drzwiami sypialni i
zastanawia�em si�, co j� tak rozstroi�o. Po chwili poszed�em do kuchni i
niech�tnie zabra�em
si� do przygotowywania kolacji.
� Dla mnie nic nie r�b! � zawo�a�a, kiedy zaczyna�em kroi� cebul�.
� Jad�a� ju� co�? � zapyta�em.
Akurat trzyma�em n�.
� Powiedzia�am, dla mnie nic nie r�b, to wszystko!
� Przecie� musisz co� zje��!
Otworzy�a drzwi sypialni. Zd��y�a si� ju� uczesa� i ubra� w p�aszcz k�pielowy.
� Jeste� moj� matk�, czy co? � warkn�a, po czym ponownie przekr�ci�a klucz.
Od�o�y�em n� i zdj��em fartuch. By�em w�ciek�y.
� Pos�uchaj! � krzykn��em. � Kupi�em wino, miecznika i wszystko! A ty wracasz
sobie
dwie godziny p�niej i jeszcze na mnie krzyczysz!
Zdecydowa�a si� wyjrze�.
� By�am u pana Willeya, i tyle. Jeste� zadowolony?
� Aaa, wi�c by�a� u Willeya? A co tam robi�a�? Zabiera�a� ksi��ki, je�li mnie
pami�� nie
myli. Wi�c gdzie s� te drogocenne woluminy? Zostawi�a� je w taks�wce?
Kiedy Jill popatrzy�a na mnie, mia�a w oczach co� takiego, czego nigdy jeszcze u
niej nie
widzia�em. Blada, zimna, prawie wstrz��ni�ta, jakby spotka� j� jaki� wypadek i
ci�gle jeszcze
nie dosz�a do siebie.
� Jill� � powiedzia�em tym razem cieplej i podszed�em dwa czy trzy kroki w jej
stron�.
� Nie � szepn�a. � Nie teraz. Chc� by� przez chwil� sama.
Przeczeka�em do jedenastej. Od czasu do czasu puka�em do sypialni, ale Jill nie
dawa�a
znaku �ycia. Nie wiedzia�em ju�, co mam robi�. Jeszcze wczoraj panowa�a taka
idylla, a
dzisiaj, prosz�, taka okropna, nie do odgadni�cia zagadka i tyle zamieszania.
W�o�y�em
p�aszcz i krzykn��em, �e wychodz� do Bells of Heli na drinka.
�adnej odpowiedzi.
M�j kumpel Norman stwierdzi�, �e kobiety nie s� lud�mi, lecz nale�� do jakiej�
obcej rasy,
kt�ra wyl�dowa�a na Ziemi, �eby dotrzymywa� ludziom towarzystwa.
� Wyobra� tylko sobie � powiedzia�, zapalaj�c papierosa i wydmuchuj�c dym. �
Gdyby� nigdy dot�d nie widzia� kobiety i gdyby� wyszed� st�d, po czym natkn��
si� na ni��
a ona mia�aby jasne w�osy, czerwone usta, sukienk� i buty na wysokich obcasach�
a ty by�
nigdy przedtem nie widzia� kobiety� wtedy, wtedy, przyjacielu, zrozumia�by�, �e
to bliskie
spotkanie najgorszego stopnia.
Wypi�em w�dk� do ko�ca i rzuci�em na szynkwas dwudziestk�.
� Reszty nie trzeba � o�wiadczy�em, po wielkopa�sku na�laduj�c gest W. C.
Fieldsiana.
� Prosz� pana, tu nie b�dzie reszty. Dop�aca pan trzy dolary i siedemdziesi�t
pi�� cent�w.
Opu�ci�em bar i ruszy�em Siedemnast� Ulic�. Jak na lipiec by�o nieprawdopodobnie
zimno. Moje kroki dudni�y echem niczym kroki jakiego� dzielnego, samotnego
faceta z filmu
szpiegowskiego z lat sze��dziesi�tych. Nie by�em trze�wy, ale pijany te� nie.
Wcale nie
chcia�o mi si� wraca� do domu.
W ko�cu do niego dotar�em. �wiat�a by�y ju� pogaszone. Jill nie zamkn�a
wprawdzie na
klucz sypialni, ale kiedy do niej wszed�em, moja �ona spa�a. Le�a�a odwr�cona do
mnie
plecami. Spod ko�dry wystawa�y jej ramiona i mimo panuj�cych ciemno�ci
dostrzeg�em, �e
jest w pid�amie. Pid�ama znaczy�a, �e mamy ze sob� nie rozmawia� i trzyma� si�
od siebie z
daleka.
Wr�ci�em do kuchni, nala�em sobie sch�odzonego chablis i w��czy�em cicho
telewizor.
Szed� akurat czarno�bia�y film z lat czterdziestych zatytu�owany �Oni ukradli
m�zg Hitlera�.
Wcale nie chcia�o mi si� go ogl�da�, ale te� wcale nie chcia�o mi si� i�� spa�.
Troch� po drugiej drzwi sypialni otworzy�y si� i stan�a w nich Jill. By�a
blada, mia�a
podpuchni�te oczy.
� Dlaczego nie idziesz do ��ka? � zapyta�a schrypni�tym szeptem. � Przecie�
jutro
pracujesz.
D�ugo na ni� patrzy�em z zaci�ni�tymi ustami. W ko�cu powiedzia�em:
� Jasne.
Wsta�em i wy��czy�em telewizor.
Rano Jill przynios�a mi kaw�, po czym zabra�a pust� fili�ank�, poca�owa�a mnie w
policzek, a potem wysz�a do agencji, nie udzieliwszy �adnych wyja�nie� na temat
tego, co
wydarzy�o si� poprzedniego wieczoru. Powiedzia�a tylko �dzie� dobry� i �do
widzenia.�
� Jill! � zawo�a�em.
Odpowiedzia� mi trzask zamykanych drzwi.
Do�� p�no poszed�em do biura. Przez ca�y czas rozmy�la�em o tym poranku. Mniej
wi�cej o wp� do dwunastej zadzwoni�em do Jill. Zapyta�em sekretark�, czy moja
�ona
wybiera si� na lunch.
� Nie, panie Deacon. Przykro mi. Wypad�o jej niespodziewane spotkanie.
� A mo�e pani wie, gdzie ma to spotkanie?
� Prosz� chwil� poczeka�. Sprawdz� jej notatki w kalendarzu. Tak� jest. Pierwsza
po
po�udniu. Ale nie ma nazwiska. Nie ma adresu. Tylko �miesz�.
� W porz�dku, Louise. Dzi�kuj�.
Od�o�y�em s�uchawk�, po czym d�ugo siedzia�em z d�o�mi przy ustach i my�la�em.
Do
biura wszed� m�j zast�pca, Fred Ruggiero.
� W czym problem? � zapyta�, patrz�c na mnie uwa�nie. � Wygl�dasz tak, jakby
by�o
ci niedobrze.
� Nie, po prostu si� zamy�li�em. Co wed�ug ciebie mo�e znaczy� �miesz.�?
Fred podrapa� si� po g�owie.
� A bo ja wiem? Mo�e �mieszaniec�, �mieszkaniec�. Mo�e �miesza攅 A co,
rozwi�zujesz krzy��wk�?
� Nie. Sam nie wiem. Sheila!
Pojawi�a si� jedna z m�odszych sekretarek w ol�niewaj�cym naszyjniku i szokuj�co
r�owej bluzce.
� Tak, panie Deacon?
Napisa�em w moim notesie �miesz.� i pokaza�em to dziewczynie.
� Czy co� ci to m�wi? � zapyta�em.
� Miesz.? To chyba �mieszkanie�.
Mieszkanie. Je�li Jill m�wi�a �mieszkanie�, mia�a na my�li konkretne. Mieszkanie
Willeya.
Fred i Sheila gapili si� na mnie z otwartymi ustami. W ko�cu pierwszy odezwa�
si� Fred:
� Czy wszystko w porz�dku? Masz tak szklisty wzrok, jakby� �wiata nie widzia�.
Odkaszln��em.
� Troch� kr�ci mi si� w g�owie.
� Mo�e z�apa� pan gryp� azjatyck� � odezwa�a si� Sheila. � M�j kuzyn twierdzi,
�e
wtedy cz�owiek czuje si� jak potr�cony przez ci�ar�wk�.
Nagle zda�a sobie spraw� z tego, co powiedzia�a. Wszyscy w biurze wiedzieli, jak
umar�
Robbie.
� Och, tak mi przykro. Naprawd� zachowa�am si� jak idiotka.
Ale ja ju� my�la�em tylko o Jill i o mieszkaniu Willeya.
Ci�gle pada�o. Nieustanna m�awka. Mimo to wyszed�em z biura. W porz�dku �
m�wi�em
sobie. � Jestem podejrzliwy. Nie mam powodu. Nie mam dowod�w, a przede wszystkim
nie
mam moralnego prawa. Jill z�o�y�a przysi�g� w dniu naszego �lubu i dot�d jej
dotrzyma�a.
Przysi�ga jest przysi�g�, wi�c nie mam prawa wzywa� policji, �eby si� upewni�,
�e moja
�ona tej przysi�gi nie �amie.
Ale oto sta�em na rogu Central Park South i Avenue of the Americas w
pociemnia�ym od
deszczu p�aszczu burberry i czeka�em, a� Jill wyjdzie z mieszkania, a ja
przy�api� j� na
oszustwie.
Czeka�em p� godziny. I nagle pojawi�a si� w towarzystwie wysokiego,
ciemnow�osego
m�czyzny w niebieskim p�aszczu. Jill natychmiast zatrzyma�a przeje�d�aj�c�
taks�wk� i
wsiad�a do niej, a m�czyzna, postawiwszy wysoko ko�nierz, ruszy� szybkim
krokiem w
stron� Columbus Circus. Po chwili wahania pod��y�em jego �ladem.
Nie zwalniaj�c tempa, skr�ci� na po�udnie w Siedemnast� Alej�. Chodniki by�y
zat�oczone,
tote� o ma�o nie straci�em go z oczu. Akurat gdy zmieni�y si� �wiat�a, skr�ci� w
Pi��dziesi�t�
Si�dm� Ulic�, wi�c musia�em gwa�townie wymin�� ruszaj�ce autobusy i taks�wki, bo
przecie� nie mog�em go zgubi�. Dogoni�em go dopiero niedaleko Broadwayu.
Chwyci�em go
za r�kaw.
� Hej, przepraszam.
Odwr�ci� g�ow� i popatrzy� na mnie. Mia� oliwkow� cer� i wygl�da� na W�ocha. By�
bardzo przystojny, je�li kto� lubi ten typ urody.
Nic nie powiedzia� i odwr�ci� si�. Zapewne pomy�la�, �e przypadkowo zaczepi�em
czym�
o jego p�aszcz i przeprasza�em. Zn�w chwyci�em go za r�kaw.
� Ej, przepraszam! Chc� z panem porozmawia�!
Zatrzyma� si�.
� O co chodzi? Pan mnie �ledzi?
� Jill Deacon � powiedzia�em lekko dr��cym g�osem.
� S�ucham? � zapyta�, marszcz�c brwi.
� Wie pan, o kim m�wi�. Jestem jej m�em.
� Naprawd�? Moje gratulacje.
� By� pan z ni�.
U�miechn�� si�, wyra�nie rozdra�niony.
� Powiedzia�em jej w holu �dzie� dobry�, je�li to pana interesuje.
� Zna j� pan?
� C�, znam. Mieszkam na tym samym pi�trze. Znam j�, odk�d si� do tego
mieszkania
sprowadzi�a. Codziennie m�wili�my sobie �dzie� dobry� i �dobry wiecz�r�, kiedy
spotykali�my si� w korytarzu. To wszystko.
M�wi� prawd�. Wiedzia�em o tym diablo dobrze. Nikt nie b�dzie sta� w deszczu na
zat�oczonej ulicy i k�ama�.
� Przepraszam � powiedzia�em. � Chyba pana z kim� pomyli�em.
� Mog� panu tylko poradzi�, �eby nie by� pan takim ponurakiem � odpar�.
Wr�ci�em do biura. Wydawa�em si� sobie ma�y i neurotyczny jak zupe�nie
nie�mieszny
Woody Allen. Usiad�em za biurkiem i patrzy�em na stos nie podpisanych rachunk�w.
Fred i
Sheila zostawili mnie w spokoju. O szesnastej da�em za wygran�. Wyszed�em z
biura i
taks�wk� pojecha�em do Bells of Heli, �eby si� czego� napi�.
� Wygl�dasz jak kupa g�wna � o�wiadczy� Norman.
Skin��em potakuj�co g�ow�.
� K�opoty z obcym � wyja�ni�em.
By� mo�e moje podejrzenia w stosunku do wygl�daj�cego na W�ocha m�czyzny by�y
bezpodstawne, ale Jill w dalszym ci�gu zachowywa�a si� irytuj�co � by�a
nieobecna duchem
i nie mia�em w�tpliwo�ci, �e w naszym ma��e�stwie co� si� za�amuje, tylko nie
wiedzia�em
co.
Przez ca�y tydzie� ani razu si� nie kochali�my. W ��ku pr�bowa�em j� przytuli�,
lecz
ci�ko wzdycha�a i wymyka�a si� z moich obj��. A kiedy czyni�em na ten temat
jak�� aluzj�,
pomija�a moje s�owa milczeniem.
W pi�tek wr�ci�a do domu wieczorem, dobrze po dziesi�tej, ale nie wyja�ni�a
powodu
swego sp�nienia. Zapyta�em, czy wszystko jest w porz�dku. Odpar�a, �e jest
zm�czona i
�ebym da� jej �wi�ty spok�j. Posz�a pod prysznic, a p�niej prosto do ��ka.
Dwadzie�cia
minut p�niej wszed�em do sypialni. Spala jak zabita.
Poszed�em do �azienki i ze znu�eniem �ci�gn��em z siebie koszul�. W koszu z
brudn�
bielizn� le�a�y majtki Jill. Po chwili wahania si�gn��em po nie. By�y umazane
m�skim
nasieniem.
Powinienem wpa�� w gniew. Powinienem wywlec j� z ��ka, st�uc na kwa�ne jab�ko i
zrobi� jej karczemn� awantur�. Ale co by to da�o? Wr�ci�em do salonu, nala�em
sobie ca��
szklank� chablis. Usiad�em zrozpaczony przed telewizorem i ogl�da�em Jackie
Gleason z
wy��czon� foni�. Na �M�odo�e�c�w� patrzy�em przez �zy.
By� mo�e prawd� by�o po prostu to, i� po�lubi�a mnie dlatego, �e by�em bratem
Robbiego;
by� mo�e s�dzi�a, �e w jaki� opaczny, irracjonalny spos�b stan� si� m�em,
kt�rego utraci�a.
Wiedzia�em, �e szala�a na jego punkcie. Mia�a po prostu bzika. Mo�e tak naprawd�
nie
otrz�sn�a si� jeszcze z szoku? Dla niej Robbie �y� wiecznie, a w ka�dym razie,
dop�ki sobie
tego �yczy�a.
By� mo�e kara�a mnie za to, �e nie jestem nim. A mo�e jego kara�a za to, �e
umar�.
W ka�dym razie oszuka�a mnie i nie stara�a si� wcale tego ukrywa�. R�wnie dobrze
mog�a
zaprosi� kochanka do naszego wsp�lnego ��ka.
Nie by�o w�tpliwo�ci: nasze ma��e�stwo sko�czy�o si�, zanim si� w og�le zacz�o.
Siedzia�em przed telewizorem, po twarzy p�yn�y mi �zy i pragn��em tylko zwin��
si� w
k��bek, zasn��, by nigdy si� ju� nie obudzi�.
Cz�owiek nie mo�e przecie� przep�aka� ca�ego �ycia. Mniej wi�cej po godzinie
straszliwej
�a�o�ci wytar�em oczy r�kawem, dopi�em wino i pomy�la�em: no dobrze, w porz�dku.
Nie
oddam Jill bez walki. Ju� znajd� tego dupka, z kt�rym sypia, i stan� z nim
twarz� w twarz.
Musi wybra� mi�dzy nim a mn�, ale tego wyboru dokona w obecno�ci nas obu, bez
kr�tactwa, bez ukrywania si�, bez hipokryzji.
Przeszed�em do sypialni i otworzy�em drzwi. Jill ci�gle spa�a, usta mia�a lekko
rozchylone.
By�a taka pi�kna. I ci�gle j� kocha�em. Ale b�l przewierca� mnie niczym
korkoci�g.
Mam nadziej�, �e b�dziesz �y�a wiecznie � pomy�la�em. � Mam nadziej�, �e
do�yjesz
chwili, w kt�rej zrozumiesz, jak strasznie mnie skrzywdzi�a�. �Umieranie, zgon i
�mier� �
zawsze, zawsze, p�niej�.
Na kom�dce le�a�y jej klucze zawieszone na k�ku. Patrzy�em na nie d�ug� chwil�,
po
czym szybko po nie si�gn��em.
Nast�pny dzie� by� s�oneczny i wietrzny. Siedzia�em w ma�ej kawiarence
naprzeciwko
agencji Jill, pi�em zbyt wiele kawy i pr�bowa�em chrupa� obwarzanek z topionym
serem, ale
w ustach czu�em tylko smak goryczy. Kilka minut po po�udniu ujrza�em Jill
wychodz�c� z
frontowych drzwi budynku. Zatrzyma�a taks�wk�. Natychmiast wynios�em si� z
kawiarni i
wskoczy�em do nast�pnej taks�wki.
� Prosz� za tamt� taks�wk� � poleci�em kierowcy, m�odemu Portoryka�czykowi z
koralikami na szyi i z czarnym, rzadkim w�sikiem.
� Kt�ra gablota? � chcia� wiedzie�.
� Tamta z paskiem w kratk�. Prosz� jecha� za ni�.
� Ej, kole�, jaki� film albo co? Nie chc� pcha� palucha mi�dzy drzwi.
Wsun��em mu w d�o� zmi�t� pi��dziesi�tk�.
� Po prostu za ni� jed� � powiedzia�em.
� Jak sobie �yczysz, cz�owieku. To tw�j pogrzeb.
W sumie za to, �e pojecha�em za Jill do mieszkania Willeya w Central Park South
� a z
g�ry wiedzia�em, �e tam pojedzie � zap�aci�em pi��dziesi�t dolar�w plus op�ata
licznikowa.
Kiedy Portoryka�czyk ujrza� wysiadaj�c� z taks�wki Jill, jej smuk�e nogi w
czarnych
po�czochach i wytworny czarno�bia�y str�j, gwizdn��.
� Ej, cz�owieku, ta damulka jest warta pi��dziesi�tki. Warta setki.
Jill bez wahania wesz�a do budynku, w kt�rym mie�ci�o si� mieszkanie Willeya.
Da�em jej
pi�� minut. Przechadza�em si� po chodniku pod kamiennym spojrzeniem starego
sprzedawcy
balon�w. Potem wszed�em do kamienicy i ruszy�em przez hol do windy.
� Czy pan kogo� szuka? � zapyta� ciemnosk�ry portier.
� Pani Deacon, mojej �ony. Wesz�a tutaj dos�ownie przed kilkoma minutami.
� Tak, rzeczywi�cie � skin�� g�ow� portier. � Pojecha�a ju� na g�r�.
Tkwi�em w ma�ej windzie ozdobionej lustrem w z�oconej oprawie, a serce wali�o mi
o
�ebra niczym pi��. Widzia�em swoje odbicie i, co najdziwniejsze, wygl�da�em
ca�kiem
normalnie. Twarz blada, zm�czona, ale o normalnym wyrazie. Z ca�� pewno�ci� nie
wygl�da�em na m�a, kt�ry zamierza z�apa� �on� in flagranti z innym m�czyzn�.
Ale co z
tego? Ludzie umieraj� z najdziwniejszymi grymasami. U�miechni�ci, skrzywieni,
zdziwieni
bezgranicznie.
Na drugim pi�trze wysiad�em z windy. W korytarzu by�o przesadnie gor�co,
panowa�a
martwa cisza i pachnia�o lawenda. Przez chwil� si� waha�em, przytrzymuj�c drzwi
od windy,
p�niej je pu�ci�em. Zamkn�y si� z cichym �wistem i d�wig pojecha� na g�r�.
C� ja, do diab�a, jej powiem, je�li rzeczywi�cie j� z kim� zastan�? �
pomy�la�em. � Co
zrobi�, je�li po prostu roze�mieje mi si� w nos?
Zdrowy rozs�dek podpowiada�, �e powinienem natychmiast si� wycofa�. Je�li jestem
pewien, �e Jill mnie zdradza, powinienem skontaktowa� si� z prawnikiem i
przeprowadzi�
rozw�d. Ale nie by�o to takie proste. Mia�em wystarczaj�co wybuja�e ego, �eby
chcie�
zobaczy� tego ol�niewaj�cego bohatera, kt�ry odebra� mi Jill po tak kr�tkim
czasie
ma��e�stwa. Wspania�ego ma��e�stwa. Je�li ju� musia�em j� utraci�, chcia�em
wiedzie�
dlaczego.
Dotar�em do drzwi opatrzonych tabliczk�: �Willey�. Przy�o�y�em ucho do drzwi i
nas�uchiwa�em; po chwili by�em pewien, �e w mieszkaniu toczy si� rozmowa.
Wysoki,
b�agalny g�os Jill. I ni�szy, m�ski. Niew�tpliwie jej kochanka.
Wyj��em klucz, kt�ry podrobili mi zesz�ego wieczoru w firmie American Key &
Lock.
Obliza�em wargi, wzi��em g��boki wdech i wsun��em klucz w zamek.
Jeszcze mo�esz si� wycofa�. Nie musisz wcale tego robi�, je�li nie chcesz. Ale
wiedzia�em, �e jest ju� za p�no. Ciekawo�� zwyci�y�a.
Cichutko zamkn��em za sob� drzwi i przystan��em w przedpokoju, nas�uchuj�c.
Przed
nosem mia�em zawieszone na �cianie osiemnastowieczne obrazy Deccana
przedstawiaj�ce
stosunki kobiet z rumakami. Bardzo stosowne � pomy�la�em. � I przyprawiaj�ce o
md�o�ci.
A mo�e po prostu Jill ma romans z Willeyem? Wygl�da� na strasznego zbere�nika.
Z sypialni dobieg�y mnie jakie� mamrotania. Drzwi by�y uchylone. Widzia�em
jasnoniebieski dywan, na kt�ry pada�y promienie s�o�ca. Zaszele�ci�a po�ciel i
us�ysza�em
g�os Jill:
� Jeste� wspania�y� to po prostu czary� gdybym tylko wiedzia�a�
Bo�e � pomy�la�em. � Nie powinienem by� tu przychodzi�.
To ju� ponad moje si�y. I jak b�d� wygl�da�, kiedy mnie zobacz�? Jak skradaj�cy
si�
rogacz; zazdrosny m��, kt�ry nie potrafi� dogodzi� swej �onie.
� Obiecaj mi � m�wi�a Jill. � Obiecaj, �e nigdy ju� mnie nie opu�cisz.
Facet odpowiedzia� co� be�kotliwie.
� To �wietnie � zaszczebiota�a z rado�ci� Jill. � W takim razie� przynios� z
lod�wki
szampana i�
Poniewa� by�em zaj�ty pods�uchiwaniem, nie u�wiadomi�em sobie, �e Jill
wyskoczy�a z
��ka i przesz�a przez sypialni�. Otworzy�a drzwi. By�a zarumieniona. Ujrza�a
mnie w progu.
� Och, m�j Bo�e! � zawo�a�a.
Z twarzy uciek�y jej wszystkie kolory jak sp�ywaj�cy po szkle atrament.
Wymin��em j�
bez s�owa i wszed�em do sypialni.
� W porz�dku, skurwielu! � rykn��em ochryple. � Wstawaj, ubieraj si� i
wypierdalaj
st�d jak najdalej!
M�czyzna w ��ku odwr�ci� si� i popatrzy� mi w twarz. Skamienia�em.
By� przera�liwie blady. Prawie szary. Jego oczy mia�y pusty, nieobecny wyraz,
zupe�nie
jakby nale�a�y do pos�gu. By� nagi, szary penis b�yszcza� mu jeszcze po
uprawianej niedawno
mi�o�ci. Pier� mia� obwi�zan� szerokim, bia�ym banda�em.
� Robbie � wyszepta�em.
Zakry� si� po szyj� prze�cierad�em, ale nie spuszcza� ze mnie wzroku.
� Robbie � powt�rzy�em.
� Zgadza si� � odpar� i kiwn�� g�ow�. � Mia�em nadziej�, �e nigdy si� nie
dowiesz.
M�wi� zduszonym szeptem, z widocznym wysi�kiem. �Rozleg�e uszkodzenia klatki
piersiowej � o�wiadczyli lekarze. � Nic nie poczu��.
Mechanicznie post�pi�em krok do przodu. Robbie wpatrywa� si� we mnie uporczywie.
By�
martwy, a jednak by� tutaj i gapi� si� na mnie. Nie do�wiadczy�em w �yciu nic
podobnie
przera�aj�cego.
� Co si� sta�o? � zapyta�em. � Powiedziano nam, �e zgin��e� na miejscu. Tak
twierdzi�
lekarz. �Prosz� si� nie martwi�, nawet nic nie poczu�. Zgin�� w u�amku sekundy�.
Robbie zdoby� si� na lekki, pe�en zadumy u�miech.
� Te s�owa, George. Dzia�aj�!
� S�owa? � zapyta�em. � Jakie s�owa?
� Nie pami�tasz? �Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej�. Ujrza�em
zbli�aj�cy si� ty� ci�ar�wki i wykrzykn��em je. Wiem tylko, �e potem by�a
ciemno��.
Zosta�em pochowany �ywcem.
Uni�s� d�o�, zacz�� j� obraca� i spogl�da� na ni� spod zmarszczonych brwi, jakby
nie
dowierza�, �e ta r�ka nale�y do niego.
� Nie wiem, mo�e s�owo ��ywcem� nie jest w�a�ciwe. Raczej jako nie�miertelny.
Jestem
nie�miertelny. B�d� �y� zawsze, cokolwiek to znaczy.
� Wydosta�e� si� z trumny? � zapyta�em z niedowierzaniem. � By�a zrobiona z
solidnego kuba�skiego mahoniu.
� Ta, za kt�r� zap�aci�e�, mo�e i by�a z solidnego kuba�skiego mahoniu. Ale t�,
kt�r�
rozwali�em, zrobiono z sosnowych desek i zabito dwoma czterocentymetrowymi
gwo�dziami.
� Przes�a� mi ponury u�miech. � Powiniene� zaskar�y� do s�du przedsi�biorc�
pogrzebowego. A mo�e nie.
� Jezu Chryste!
Dr�a�em. Nie mog�em uwierzy�, �e to on. Ale to by� naprawd� on. M�j w�asny brat.
Brat o
szarym obliczu i martwy, ale �ywy.
� Jill! � krzykn��em. � Jill!
Wesz�a do pokoju otulona czerwonym p�aszczem k�pielowym.
� Dlaczego mi nie powiedzia�a�? � zapyta�em szeptem, nie odrywaj�c oczu od
Robbiego.
Tkwi� bez ruchu, owini�ty prze�cierad�em, wbi� we mnie wzrok, a twarz mia� zimn�
jak
szk�o. Bo�e Wszechmog�cy, wygl�da� jak martwy, wygl�da� jak zw�oki. Jak Jill
mog�a�?
� Kocham go � powiedzia�a cichym, s�abym g�osem.
� Kochasz go? � Zadr�a�em. � Jill, on jest martwy.
� Kocham go � powt�rzy�a.
� Na Boga, ja r�wnie� go kocham! � wrzasn��em jej w ucho. � Te� go kocham. Ale
on
jest martwy, Jill! Jest martwy!
Chwyci�em j� za nadgarstek, lecz wyswobodzi�a si� ze z�o�ci�.
� Wcale nie jest martwy! � wrzasn�a piskliwie. � Nie jest! On ju� si� ze mn�
kocha�!
Jak wi�c mo�e by� martwy?
� A sk�d, do cholery ci�kiej, mam to wiedzie�? Bo wierszyk, bo ch��! Bo czort
wie co!
Ale lekarze o�wiadczyli, �e nie �yje. Zosta� pochowany i jest martwy, Jill!
Robbie powoli zrzuci� z siebie prze�cierad�o, cisn�� je na ��ko i wsta�. Sk�r�
mia� prawie
tak przezroczyst� jak brudny wosk. Spod banda�y dobiega� �wiszcz�cy odg�os
wdechu i
wydechu. Rury od rusztowania przebi�y mu p�uca; nie mia� szans.
� Wykopa�em si� z grobu go�ymi r�kami � powiedzia� ze straszliw� dum�. �
Wyszed�em z ziemi o trzeciej nad ranem, usmarowany glin�. Po czym pieszo
przeby�em ca��
drog� do miasta. Pieszo! Czy wiesz, jakie to trudne, jak to daleko? Z budki
telefonicznej na
Brooklynie zatelefonowa�em do Jill i ona mi pomog�a.
� Pami�tam t� noc � odpar�em.
Zbli�y� si� do mnie. Wydziela� dziwny, trudny do okre�lenia zapach; zapach
jakich�
chemicznych �rodk�w konserwuj�cych. I nagle nasz�a mnie my�l, �e w jego �y�ach
kr��y nie
krew, ale p�yny balsamuj�ce. By� moim bratem. Kocha�em go, kiedy �y�. Ale teraz
z ca��
pewno�ci� wiedzia�em, �e jest martwy. I ju� go nie kocha�em.
� Nie powiesz, prawda? � zapyta�a szeptem Jill. � Nie powiesz nikomu?
Przez bardzo d�ug� chwil� nie wiedzia�em, co mam zrobi�. Jill i Robbie
przygl�dali mi si�
w milczeniu, jak intruzowi, kt�ry specjalnie chce si� wtr�ci� i zniszczy� ich
�ycie.
W ko�cu u�miechn��em si�, kiwn��em g�ow�.
� A wi�c wr�ci�e�! � odezwa�em si� do Robbiego. � Naprawd� wr�ci�e�! To cud!
U�miechn�� si� krzywo, jakby mia� cz�ciowo sparali�owane usta.
� Wiedzia�em, �e zrozumiesz. Jill twierdzi�a, �e nie, ale ja by�em innego
zdania. Zawsze
mnie rozumia�e�, prawda, bystrzacho?
Po�o�y� mi d�onie na ramionach � martwe, szare d�onie � a ja poczu�em, �e
�o��dek
podchodzi mi do gard�a. Ale ju� podj��em decyzj�, co mam robi�, i gdybym okaza�
swoj�
odraz�, m�g�bym pokrzy�owa� sobie plany.
� Chod�my do kuchni � powiedzia�em. � Po tym wszystkim musz� napi� si� piwa. A
mo�e nawet szklank� wina?
� W lod�wce jest szampan � wtr�ci�a skwapliwie Jill. � W�a�nie po niego sz�am.
� No c�, dlaczego nie mieliby�my go wypi� razem � zgodzi�em si�. � Musimy to
obla�. Ostatecznie niecodziennie cz�owiekowi brat wstaje z grobu.
Jill �ci�gn�a z ��ka prze�cierad�o i owin�a nim Robbiego jak tog�. Ruszyli za
mn� do
niewielkiej, wy�o�onej zielonymi kafelkami kuchni. Otworzy�em lod�wk�, wyj��em
butelk�
szampana i wr�czy�em j� Robbiemu.
� Masz. W otwieraniu butelek zawsze by�e� lepszy ode mnie.
Wzi�� butelk�, ale popatrzy� na mnie z powag�.
� Nie wiem. Nie jestem pewien, czy mam tyle si�y. Wiesz, �yj�, ale to jednak
jest
zupe�nie inaczej.
� Mo�esz si� kocha� � odpar�em, prawie trac�c cierpliwo�� � mo�esz w takim razie
otworzy� butelk� szampana.
Spod banda�y ci�gle dobiega� chrapliwy po�wist oddechu. Przyjrza�em si� baczniej
Robbiemu. Jego twarz wyra�a�a niepewno��; mo�e podejrzewa�, �e co� przeciw niemu
knuj�,
ale nie wiedzia� co.
� No, kochanie, spr�buj � kusi�a go Jill.
Odwr�ci�em si� i otworzy�em szuflad� w kredensie. Sznurki, tarka do ga�ki
muszkato�owej, szpikulce do ro�na.
� No, Robbie. Zawsze by�e� w tym doskona�y na wszystkich przyj�ciach � zach�ca�a
Jill.
Otworzy�em drug� szuflad�. Serwetki pod fili�anki. Jill zmarszczy�a brwi i
zapyta�a:
� Czego tam szukasz?
Robbie zacz�� odkr�ca� drut przytrzymuj�cy korek.
� Mam takie dr�twe palce � o�wiadczy�. � To trudno opisa�.
Niby od niechcenia otworzy�em trzeci� szuflad�. No�e.
Jill instynktownie wyczu�a, co zamierzam zrobi�. Mo�liwe, �e to by�a intuicja.
Albo
zwyk�y strach. Odwr�ci�em si� w ten spos�b, by nie mog�a dostrzec
dwudziestopi�ciocentymetrowego ostrza sabatiera do krojenia mi�sa. Ale zanim
zorientowa�a
si�, �e zamierzam go zabi�, ostrze ju� wesz�o po r�koje��, zanurzaj�c si� w
spowijaj�cych
Robbiego banda�ach. Zamierza�em go zabi�. A on by� moim bratem.
Butelka szampana z trzaskiem rozbi�a si� o pod�og�. Trysn�a fontanna piany.
Jill
krzykn�a, ale Robbie milcza�. Odwr�ci� si� w moj� stron� i chwyci� mnie za
rami�. W jego
oczach malowa�a si� mieszanina przera�enia i ulgi. Poci�gn��em no�em w d�.
R�n��em jego
cia�o niczym awokado � mi�kko, �lisko, bez oporu.
� Och, Bo�e! � westchn��.
Spod prze�cierad�a, kt�rym by� owini�ty, zacz�y wyp�ywa� wn�trzno�ci.
� Och, Bo�e, sko�cz z tym.
� Nie! � krzykn�a Jill.
Popatrzy�em na ni� z furi�.
� Chcesz, �eby �y� wiecznie? � wrzasn��em. � On jest moim bratem! Chcesz, �eby
�y�
wiecznie?
Przez sekund� si� waha�a, po czym biegiem ruszy�a do �azienki, sk�d za chwil�
dobieg�y
odg�osy torsji. Robbie kl�cza�, r�ce mia� zwieszone, nie robi� nic, �eby
powstrzyma�
wyp�ywaj�ce trzewia.
� No, dalej � ponagli�. � Sko�cz z tym.
By�em tak roztrz�siony, �e z trudem trzyma�em w d�oni n�. Odchyli� g�ow�,
bierny i
milcz�cy. Oczy mia� ca�y czas otwarte, a ja niczym zab�jca w powoli dziej�cym
si� nocnym
koszmarze, rozer�n��em mu gard�o tak g��boko, �e ostrze zazgrzyta�o o kr�gi
szyjne.
Nie by�o krwi. Osun�� si� do ty�u na pod�og�. Wstrz�sa�y nim drgawki. I wtedy
owo
nienaturalne �ycie, kt�re iluminowa�o jego oczy, zamar�o. Sta�o si� oczywiste,
�e naprawd�
nie �yje.
W drzwiach pojawi�a si� Jill. Twarz mia�a kompletnie bia��, jak posypan� m�k�.
� Co ty zrobi�e�? � zapyta�a szeptem.
Wsta�em z pod�ogi.
� Nie wiem. Nie jestem pewien. Musimy go pochowa�.
� Nie � odpar�a, kr�c�c g�ow�. � On jest ci�gle �ywy� Mo�emy go przywr�ci� do
�ycia.
� Jill� � zacz��em, podchodz�c do niej, ale ona wrzasn�a:
� Nie dotykaj mnie! Zabi�e� go! Nie dotykaj mnie!
Chcia�em z�apa� j� za nadgarstek, ale biegiem ruszy�a do drzwi.
� Jill! Jill! Pos�uchaj!
Zanim zd��y�em j� zatrzyma�, by�a ju� w korytarzu i bieg�a do windy. Drzwi
otworzy�y
si� i wysiad� z niej wygl�daj�cy na W�ocha jegomo��. Popatrzy� na Jill ze
zdziwieniem. Jill
jak burza wpad�a do windy i zacz�a z pasj� naciska� guziki.
� Nie! � wrzeszcza�a. � Nie!
Bieg�em w jej stron�, lecz wygl�daj�cy na W�ocha m�czyzna zast�pi� mi drog�.
� To moja �ona! � krzykn��em. � Do cholery jasnej, odczep si�!
� Uspok�j si�, przyjacielu. Daj jej odsapn�� � powiedzia� i otwart� d�oni�
pchn�� mnie
w klatk� piersiow�.
Z rozpacz� patrzy�em, jak zamykaj� si� drzwi windy.
� Na Boga! � warkn��em. � Nawet pan nie wie, co pan zrobi�.
Odepchn��em go i zacz��em zbiega� po schodach. Wpad�em do holu wej�ciowego.
� Ej, cz�owieku, co si� dzieje? � krzykn�� portier i chwyci� mnie za rami�.
Zatrzyma� mnie tylko na sekund�; ale ta sekunda wystarczy�a. Wahad�owe drzwi
zamkn�y
si� za Jill. Wypad�a na ulic� i biegiem rzuci�a si� w kierunku Central Park
South.
� Jill! � krzykn��em za ni�.
Zapewne nawet mnie nie us�ysza�a. Nie s�ysza�a nawet nadje�d�aj�cej taks�wki,
kt�ra
uderzy�a j�, kiedy Jill przebiega�a przez jezdni�. Przetoczy�a si� przez dach
samochodu. R�ce
mia�a rozpostarte szeroko, jakby pr�bowa�a lata�. Sta�em w wahad�owych drzwiach
i
s�ysza�em, jak upada�a. S�ysza�em krzyki, huk pojazd�w, pisk opon. A p�niej ju�
nic nie
s�ysza�em.
Usuni�cie cia�a Robbiego z mieszkania Willeya okaza�o si� dziwnym i
przera�aj�cym
zadaniem. Ale nie by�o krwi, nie by�o dowod�w morderstwa, nikt nie zg�osi�
zagini�cia.
Pochowa�em go w g��bokim grobie w lasach za White Plains, w miejscu, gdzie
lubili�my si�
razem bawi�, gdy byli�my dzie�mi.
Tydzie� p�niej, w pi�kny, s�oneczny dzie�, w jaki ma si� wra�enie, �e ca�y
�wiat budzi
si� do �ycia, odby� si� pogrzeb Jill. Jej matka nieustannie szlocha�a. Jej
ojciec w og�le ze mn�
nie rozmawia�. Policja oczy�ci�a mnie z jakichkolwiek zarzut�w i zwolni�a od
odpowiedzialno�ci� ale �al nie zna logiki.
Po pogrzebie wzi��em dwa tygodnie urlopu. Sp�dzi�em go w domu mego przyjaciela w
Hamptons. Prawie ca�y czas pi�em. Ci�gle by�em w szoku i nie wiedzia�em, ile
czasu up�ynie,
zanim z niego wyjd�.
Nad brzegiem morza, gdzie nad g�ow� kr��y�y mewy, odzyska�em jaki taki, cho�
bardzo
kruchy spok�j. Do miasta wr�ci�em pewnego czwartkowego, mrocznego popo�udnia.
Czu�em
si� wyko�czony, m�czy� mnie kac. Planowa�em, �e sp�dz� weekend po bo�emu, a
potem w
poniedzia�ek wr�c� do pracy. Mo�e wybra�bym si� do zoo. Jill zawsze chadza�a do
zoo,
g��wnie patrze� na ludzi, a mniej na zwierz�ta.
Wszed�em do mieszkania i cisn��em w korytarzu torb� podr�n�. Wlaz�em do kuchni
i
wzi��em butelk� sch�odzonego chablis. Klin mi si� przyda � pomy�la�em. W��czy�em
telewizor, akurat kiedy ko�czy�y si� napisy po projekcji �Tak toczy si�
�wiatek�. Nala�em
sobie wina i pogwizduj�c pod nosem poszed�em do sypialni.
� Chryste Panie! � szepn��em i wypu�ci�em z d�oni szklank� z winem.
Le�a�a na ��ku nago. Nie u�miecha�a si�, ale prowokacyjnie rozchyli�a uda.
Sk�r� mia�a
szarawoniebiesk�, jakby t�ust� w dotyku, ale nie zgni��, w�osy wyszczotkowane,
usta
umalowane na czerwono oraz purpurowy makija� na powiekach.
� Jill � wykrztusi�em.
Przez u�amek sekundy my�la�em, �e straci�em rozum.
� U�y�am zapasowego klucza, kt�ry le�a� w szczelinie plinty � powiedzia�a.
G�os mia�a ochryp�y, bo samoch�d strzaska� jej klatk� piersiow�. Przecie�
widzia�em, jak
przelatywa�a nad dachem taks�wki. Widzia�em, jak spada�a na ziemi�.
� Wypowiedzia�a� s�owa � odezwa�em si� t�po. � Wypowiedzia�a� s�owa.
Potrz�sn�a g�ow�. Ale pami�ta�em, �e kiedy spa�a, recytowa�em dzieci�c�
wyliczank�:
�Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej�.
Wyci�gn�a sztywno ramiona. Palce jednej d�oni mia�a mocno wykr�cone, jak
po�amane.
� Kochaj si� ze mn� � szepn�a. � Prosz�, kochaj si� ze mn�.
Odwr�ci�em si� i ruszy�em prosto do kuchni. Wyci�ga�em szuflad� za szuflad�, ale
nie
znalaz�em �adnego no�a. Musia�a je dobrze ukry� albo wyrzuci�. Odwr�ci�em si� i
ujrza�em,
�e stoi w progu sypialni. Tym razem si� u�miecha�a.
� Kochaj si� ze mn� � powt�rzy�a.