12623

Szczegóły
Tytuł 12623
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12623 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12623 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12623 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Graham Masterton ZAWSZE, ZAWSZE PӏNIEJ Droga by�a �liska, latarnie dawa�y niewiele blasku, a �wiat�a hamulcowe ci�ar�wki przykrywa�a gruba warstwa kurzu i b�ota. Robbie ujrza� ich blask dopiero z odleg�o�ci trzech metr�w; to wystarczy�o, �eby jedna z wiezionych przez ci�ar�wk� rur od rusztowania roztrzaska�a przedni� szyb� porsche i trafi�a Robbiego prosto w klatk� piersiow�. Lekarze orzekli, �e nie wiedzia� nawet, co go uderzy�o. �Prosz� przyj�� wyrazy wsp�czucia, panie Deacon, ale nawet nie wiedzia�, co go uderzy�o�. Natychmiastowa �mier�. Bezbolesna. To znaczy bezbolesna dla Robbiego. Ale nie dla Jill i nie dla mnie; dla nikogo, kto go zna�. Jill by�a jego �on� od trzynastu tygodni, ja natomiast jego bratem od trzydziestu jeden lat. Pogodny charakter, humor i �ywo�� zjedna�y Robbiemu niezliczone grono przyjaci�. Przez ca�y miesi�c po tym, jak umar�, trzyma�em na biurku jego fotografi�. Szeroka twarz, pi�� lat m�odsza od mojej. By� bardziej podobny do naszego ojca ni� ja. Na zdj�ciu �mia� si� z jakiego� dawno zapomnianego �artu. Lecz pewnego dnia na pocz�tku pa�dziernika wszed�em do biura i schowa�em t� fotografi� do �rodkowej szuflady biurka. Zrobi�em to wtedy, gdy u�wiadomi�em sobie, �e to naprawd� koniec; �e m�j brat naprawd� odszed� na zawsze. Tego samego dnia po po�udniu, zupe�nie jakby i ona zrozumia�a wreszcie, �e to koniec, zadzwoni�a do mnie Jill. � Davidzie, czy m�g�by� si� ze mn� spotka� po pracy? Chcia�abym z tob� porozmawia�. Czeka�a w holu od strony Avenue of the Americas. Wracaj�cy do dom�w robotnicy t�oczyli si� na chodnikach, a taks�wka o tej porze to rzecz zupe�nie nieosi�galna. Powietrze by�o przenikliwie zimne, ostre, przes�cza�a je wo� pieczonych obwarzank�w i gor�cych kasztan�w. Jill wygl�da�a na zm�czon�, by�a wymizerowana, ale r�wnie pi�kna jak zawsze. Jej matka pochodzi�a z Polski, a ojciec by� Szwedem. Po niej odziedziczy�a �agodne rysy, a po nim bardzo jasne w�osy. Jill mia�a prawie metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu. Teraz ciemne futro z norek skrywa�o jej smuk�� figur�, podobnie jak kapelusz z norek zas�ania� wi�ksz� cz�� jej twarzy. Poca�owa�a mnie. Pachnia�a joy oraz pa�dziernikowym ch�odem ulic. � Tak si� ciesz�, �e przyszed�e�. My�la�am ju�, �e zaczynam wariowa�. � Znam to uczucie � odpar�em. � Codziennie, kiedy si� budz�, u�wiadamiam sobie, �e on nie �yje i nigdy go ju� nie zobacz�. Przeszli�my przez jezdni� i wst�pili�my na drinka do Brew Burger. Jill zam�wi�a sok pomidorowy, ja czyst� four roses. Usiedli�my przy oknie, za kt�rym p�yn�y t�umy ludzi. Poci�gn��em �yk whisky. � Czy wiesz, jaka by�a nasza ulubiona zabawa, kiedy mieli�my po par� lat? � zapyta�em. � Bawili�my si� w czarownik�w, kt�rzy �yj� wiecznie. Nawet uk�adali�my specjalne zakl�cia. Jill popatrzy�a na mnie. Jej wielkie, szarozielone oczy l�ni�y od �ez. � Zawsze mia� g�ow� nabit� marzeniami. Mo�e dla niego to lepiej, �e odszed�, nie zdaj�c sobie nawet sprawy z tego, co si� dzieje. � �Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej!� � wyrecytowa�em. � To by�o nasze zakl�cie. Wypowiadali�my je zawsze, ilekro� si� czego� przestraszyli�my. � Wiesz, jak bardzo go kocha�am � szepn�a Jill. Doko�czy�em whisky. � Czy rozmawia�a� o tym z kim� jeszcze? Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. � Znasz moj� rodzin�. Praktycznie wydziedziczyli mnie, kiedy zacz�am spotyka� si� z Robbiem, bo ci�gle jeszcze by� �onaty z Sar�. Nie dali sobie wyt�umaczy�, �e to ma��e�stwo si� rozpad�o, �e on ni� pogardza�, i �e rozeszliby si�, nawet gdybym si� nie pojawi�a na scenie. Och, nie, to wszystko by�a moja wina. To ja zniszczy�am dobre ma��e�stwo. To ja by�am nierz�dnic�. � Je�li to ci� pociesza, uwa�am, �e wcale nie jeste� nierz�dnic�. Robbie nigdy nie czu� si� tak szcz�liwy jak wtedy, kiedy by� z tob�. Odprowadzi�em j� do jej mieszkania w Central Park South. Mi�dzy drapaczami chmur na Sz�stej Alei rozleg� si� d�wi�k gromu; za�opota�y flagi, zacz�o pada�. Mimo usytuowania w niezwykle wytwornej cz�ci dzielnicy mieszkanie Jill i Robbiego by�o bardzo ma�e, wynajmowali je od prawnika nazwiskiem Willey, kt�ry mieszka� przede wszystkim w Minnesocie, gdzie pracowa� dla korporacji wytwarzaj�cej rury aluminiowe. � Nie wst�pisz na chwil�? � zaproponowa�a, kiedy znale�li�my si� w jasno o�wietlonym holu, u�wietnionym obecno�ci� czarnosk�rego portiera odzianego w szary uniform oraz wysokiej wazy pe�nej pomara�czowych mieczyk�w. � Raczej nie � odpar�em. � W domu czeka na mnie jeszcze masa pracy. �ciany holu wy�o�one by�y lustrami. St�d obecno�� pi��dziesi�ciu Jill, pi��dziesi�ciu portier�w, pi��dziesi�ciu waz i tysi�cy ostrzy gladiolus�w. � Jeste� pewny, �e nie wejdziesz? � zapyta�a z naciskiem. Potrz�sn��em g�ow�. � Po co? �eby napi� si� kawy? Whisky? Wyp�akiwa� si�? Nie mogli�my nic zrobi�, �eby ocali� mu �ycie, Jill. Opiekowa�a� si� nim jak dzieckiem. A ja kocha�em go jak przysta�o na brata. Ale �adne z nas nie mog�o go uratowa�. � Umrze� w taki spos�b. Tak szybko. I tak bez sensu. �cisn��em j� za r�k�. � Nie s�dz�, �eby wszystko musia�o mie� sens. Portier sprowadzi� ju� dla niej wind�. Jill unios�a twarz, a ja zrozumia�em, �e czeka, a� j� poca�uj�. Poca�owa�em. Policzki mia�a delikatne i zimne od wiatru; i tak jako� zasz�o co�, co sprawi�o, �e d�u�sz� chwil� stali�my, patrz�c na siebie, szukaj�c si� wzrokiem. Milczeli�my. � Zadzwoni� � powiedzia�em. � Mo�e p�jdziemy gdzie� razem na kolacj�. � Bardzo bym chcia�a. Tak zacz�� si� nasz romans. Od rozmowy, od weekend�w sp�dzanych nad butelk� kalifornijskiego chardonnay, od s�uchania koncert�w skrzypcowych Mendelssohna. P�niej przysz�o Bo�e Narodzenie; pierwsze Bo�e Narodzenie bez Robbiego. Kupi�em Jill u Alfreda Durante�a srebrny zegarek na r�k� i oprawiony w sk�r� tom wierszy Johna Keatsa. Za�o�y�em jedwabn� zak�adk� jedn� ze stronic: Mi�o�ci! Ty chronisz mnie przed ch�odem zimy. Pani! Ty dajesz mi �rodek lata. Na pierwszy dzie� �wi�t upiek�a dla mnie kaczk�, a kiedy wznosili�my toast szampanem Krug, z ustawionej na bieli�niarce fotografii obserwowa� nas z u�miechem Robbie. Poszli�my do ��ka. Po�ciel zalewa�o ch�odne, zimowe �wiat�o. By�a szczup�a, mia�a w�skie biodra, a sk�r� delikatn� jak aksamit. Nic nie m�wi�a. Z�ociste w�osy otula�y jej twarz. Poca�owa�em j� w usta i w szyj�. Jedwabne majtki koloru ostrygi same zsun�y si� jej z ud. P�niej le�eli�my na plecach, s�uchali�my cichego szumu szampana i syren �wi�tecznych dobiegaj�cych z Central Park. Zapada� zmierzch. � Chcesz mnie zapyta�, czy za ciebie wyjd�? Skin��em g�ow�. � A czy nie b�dzie to wbrew prawu? Wdowa po�lubia brata swego ostatniego m�a? � Oczywi�cie, �e nie. Wed�ug Pi�tej Ksi�gi Moj�eszowej wdowa jest zobowi�zana po�lubi� braci swego ostatniego m�a. � Ale czy Robbie mia�by co� przeciwko temu? � Nie. Odwr�ci�em si� po kieliszek szampana i ujrza�em jego u�miechni�te oblicze. �Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej�. W raju Robbie pewnie zaaprobowa� t� decyzj�, ale nasze rodziny oczywi�cie nie. �lub wzi�li�my w Providence w stanie Rhode Island bardzo wietrznego, marcowego dnia. W ceremonii wzi�� udzia� tylko s�dzia pokoju i wyst�puj�cy w charakterze �wiadk�w dwoje ludzi poznanych w miejscowej ksi�garni, tudzie� siwow�osa, starsza dama, kt�ra zagra�a nam �Marsza weselnego� i �Obrazki z dzieci�stwa�. Jill mia�a na sobie szyt� na zam�wienie kremow� sukni� oraz osza�amiaj�cy kapelusz z szerokim rondem ozdobiony wst��kami. Starsza dama gra�a i u�miecha�a si� do nas, w jej okularach odbija�y si� promienie wiosennego s�o�ca, co sprawia�o, �e szk�a wygl�da�y jak wypolerowane jednopens�wki l�ni�ce w twarzy koloru ko�ci s�oniowej. Po nocy po�lubnej obudzi�em si� nad ranem i us�ysza�em, �e Jill cichutko p�acze. Nie da�em jej pozna�, �e ju� nie �pi�. Mia�a prawo odczuwa� smutek, a ja nie mog�em by� zazdrosny o Robbiego, teraz, kiedy nie �y� ju� od ponad roku. Ale le�a�em i obserwowa�em j�; zdawa�em sobie spraw� z tego, �e wychodz�c za mnie, ostatecznie pogodzi�a si� z faktem, �e Robbie odszed�. P�aka�a prawie dwadzie�cia minut, potem pochyli�a si�, poca�owa�a mnie w rami� i z w�osami rozsypanymi na moim obojczyku zapad�a w sen. Nasze ma��e�stwo by�o pogodne i �wietnie zorganizowane. Jill opu�ci�a mieszkanie w Central Park South i przenios�a si� do mojego wielkiego apartamentu na poddaszu, usytuowanego przy Siedemnastej Ulicy. Mieli�my du�o pieni�dzy. Jill by�a jednym z dyrektor�w agencji reklamowej Palmer Ziegler Palmer, a ja w tamtym czasie pe�ni�em funkcj� ksi�gowego w wydawnictwie Henry�ego Sparrowa. W ka�dy weekend por�wnywali�my nasze osi�gni�cia zawodowe i leniuchowali�my, ile si� da�o. Je�li wychodzili�my z domu, to tylko na lunch do Stars na Lexington Avenue czy na fili�ank� kawy do Bloomingdale�s. Jill by�a cudowna, pe�na polotu, pogodna i z ka�dym dniem coraz bardziej j� kocha�em. Podejrzewam, �e mo�na by mie� nam za z�e to, �e byli�my typowymi przedstawicielami pokolenia popieraj�cego perriera, ale przez ca�y czas nie traktowali�my siebie zbyt serio. W lipcu wymieni�em stare BMW na jaguara XJS, brytyjski kabriolet z zielon� karoseri�, wi�c w prawie ka�dy weekend je�dzili�my nim do Connecticut. Rozwijali�my na autostradzie pr�dko�� stu osiemdziesi�ciu kilometr�w na godzin�, a z g�o�nik�w magnetofonu nastawionego na ca�y regulator dobiega�y nas tony muzyki Beethovena. Nic bardziej pretensjonalnego, nest�ce pas! Ale by� to najpi�kniejszy okres w moim �yciu. Ostatniego dnia lipca, kiedy siedzieli�my na starej werandzie w hotelu Allen�s Corners wzniesionego w stylu kolonialnym, gdzie mieli�my zwyczaj zatrzymywa� si� podczas naszych weekendowych wypad�w do Connecticut, Jill wyci�gn�a si� na wyplatanym krze�le i powiedzia�a z rozmarzeniem: � Niekt�re dni powinny trwa� wiecznie. Zakr�ci�em szklank� z w�dk� i tonikiem. Zabrz�cza� l�d. � Ten na pewno powinien � odpar�em. By�o rozkoszne ciep�o, a upa� �agodzi�y delikatne podmuchy wiatru. A� trudno by�o uwierzy�, �e znajdujemy si� nieca�e dwie godziny jazdy od centrum Manhattanu. Zamkn��em oczy. Nas�uchiwa�em gwaru ptak�w, brz�czenia pszcz� i odg�os�w pe�nego spokoju lata w Connecticut. � Czy m�wi�am ci, �e w pi�tek dzwoni� Willey? � przerwa�a cisz� Jill. Otworzy�em jedno oko. � Pan Willey, w�a�ciciel twego poprzedniego mieszkania? Czego chcia�? � Powiedzia�, �e zostawi�am jakie� ksi��ki. Pojad� po nie jutro. � Nie m�w o jutrze. Kocham dzie� dzisiejszy. � Powiedzia�, �e jeszcze nie wynaj�� tamtego mieszkania, poniewa� nie znalaz� tak �licznej lokatorki jak ja. Wybuchn��em �miechem. � Czyli opowiada� androny. � Niekoniecznie � odpar�a. � Po prostu prawi� mi komplementy. � Jestem zazdrosny. Poca�owa�a mnie. � Nie musisz by� zazdrosny o Willeya. Ma oko�o siedemdziesi�tki i wygl�da jak mi� koala w okularach. � Popatrzy�a na mnie uwa�nie. � A poza wszystkim innym � doda�a � nie kocham nikogo poza tob�. I nigdy nie pokocham. Nast�pnego dnia przysz�a burza. Ulice Nowego Jorku by�y mokre, mroczne i pe�ne po�amanych parasoli. Tego dnia nie spotka�em si� z Jill na lunchu, poniewa� by�em um�wiony z moim prawnikiem Mortonem Jankowski (bardzo zabawnym dzi�ki swoim znakomitym polskim dowcipom), ale obieca�em jej, �e przygotuj� na kolacj� moje s�ynne pesce spada al salmoriglio. Do domu wraca�em z g�ow� nakryt� gazet�. W deszczowy dzie� z�apa� taks�wk� o siedemnastej w centrum miasta to marzenie �ci�tej g�owy. We w�oskim sklepie na rogu kupi�em miecznika i butelk� orvieto, po czym pomaszerowa�em Siedemnast� Ulic�, nuc�c pod nosem ari� Verdiego. Wspomina�em ju�, �e by�em ogromnie pretensjonalny. Jill wysz�a z pracy p� godziny wcze�niej ni� ja i dlatego spodziewa�em si�, �e zastan� j� ju� w mieszkaniu, ale ku memu zaskoczeniu jeszcze nie dotar�a. Zapali�em �wiat�o w obszernym, urz�dzonym ze smakiem salonie, a nast�pnie poszed�em do sypialni, �eby przebra� si� w co� suchego. O wp� do si�dmej ci�gle jeszcze jej nie by�o. Zapad� zmrok, a po niebie nieustannie przewala� si� huk grom�w. Zadzwoni�em do niej do biura, ale tam ju� nikogo nie zasta�em. Usiad�em w kuchni i nie zdj�wszy wystrz�pionego fartucha kucharskiego, ogl�da�em telewizyjne wiadomo�ci i popija�em wino. Nie by�o sensu zaczyna� przyrz�dzania kolacji, dop�ki Jill nie pojawi si� w domu. O si�dmej zacz��em si� powa�nie niepokoi�. Gdyby nawet nie uda�o jej si� z�apa� taks�wki, dosz�aby ju� do domu na piechot�. Poza tym nigdy si� nie sp�nia�a, je�li nie uprzedzi�a mnie o tym telefonicznie. Zadzwoni�em do jej przyjaci�ki Ammy mieszkaj�cej w Soho. Jej r�wnie� nie by�o w domu, ale chwilowy narzeczony powiedzia�, �e Ammy posz�a do swojej matki i �e Jill si� u nich nie pojawi�a. W ko�cu, kwadrans po �smej, us�ysza�em szcz�k klucza w drzwiach i do mieszkania wesz�a Jill. Mia�a przemoczony p�aszcz, twarz bia�� jak kreda i by�a kompletnie wyko�czona. � Gdzie�, u licha, si� podziewa�a? � zapyta�em. � Zamartwiam si� tutaj na �mier�. � Przepraszam � powiedzia�a st�umionym g�osem i rozwiesi�a p�aszcz. � Co si� sta�o? Co� w pracy? Popatrzy�a na mnie spod zmarszczonych brwi. Do czo�a przylepi�o jej si� kilka zmoczonych kosmyk�w jasnych w�os�w. � Powiedzia�am, �e mi przykro. O co chodzi, alarm trzeciego stopnia? � Martwi�em si� o ciebie, to wszystko. Ruszy�a do sypialni, a ja za ni� krok w krok. � Zanim ci� spotka�am, jako� dawa�am sobie rad� w Nowym Jorku � o�wiadczy�a. � Nie jestem bezradnym dzieckiem. � Nie twierdz�, �e jeste�. Po prostu si� o ciebie niepokoi�em, to wszystko. Zacz�a rozpina� bluzk�. � Czy mo�esz zostawi� mnie na chwil� sam�, �ebym mog�a si� przebra�! � Chc� tylko wiedzie�, co si� z tob� dzia�o! � odpar�em, ale bez s�owa zatrzasn�a mi drzwi przed nosem. Chcia�em je otworzy�, lecz ju� przekr�ci�a klucz. � Jill! � wrzasn��em. � Jill! Co si� dzieje, do ci�kiej cholery? Nie odpowiedzia�a. Sta�em przez chwil� pod zamkni�tymi drzwiami sypialni i zastanawia�em si�, co j� tak rozstroi�o. Po chwili poszed�em do kuchni i niech�tnie zabra�em si� do przygotowywania kolacji. � Dla mnie nic nie r�b! � zawo�a�a, kiedy zaczyna�em kroi� cebul�. � Jad�a� ju� co�? � zapyta�em. Akurat trzyma�em n�. � Powiedzia�am, dla mnie nic nie r�b, to wszystko! � Przecie� musisz co� zje��! Otworzy�a drzwi sypialni. Zd��y�a si� ju� uczesa� i ubra� w p�aszcz k�pielowy. � Jeste� moj� matk�, czy co? � warkn�a, po czym ponownie przekr�ci�a klucz. Od�o�y�em n� i zdj��em fartuch. By�em w�ciek�y. � Pos�uchaj! � krzykn��em. � Kupi�em wino, miecznika i wszystko! A ty wracasz sobie dwie godziny p�niej i jeszcze na mnie krzyczysz! Zdecydowa�a si� wyjrze�. � By�am u pana Willeya, i tyle. Jeste� zadowolony? � Aaa, wi�c by�a� u Willeya? A co tam robi�a�? Zabiera�a� ksi��ki, je�li mnie pami�� nie myli. Wi�c gdzie s� te drogocenne woluminy? Zostawi�a� je w taks�wce? Kiedy Jill popatrzy�a na mnie, mia�a w oczach co� takiego, czego nigdy jeszcze u niej nie widzia�em. Blada, zimna, prawie wstrz��ni�ta, jakby spotka� j� jaki� wypadek i ci�gle jeszcze nie dosz�a do siebie. � Jill� � powiedzia�em tym razem cieplej i podszed�em dwa czy trzy kroki w jej stron�. � Nie � szepn�a. � Nie teraz. Chc� by� przez chwil� sama. Przeczeka�em do jedenastej. Od czasu do czasu puka�em do sypialni, ale Jill nie dawa�a znaku �ycia. Nie wiedzia�em ju�, co mam robi�. Jeszcze wczoraj panowa�a taka idylla, a dzisiaj, prosz�, taka okropna, nie do odgadni�cia zagadka i tyle zamieszania. W�o�y�em p�aszcz i krzykn��em, �e wychodz� do Bells of Heli na drinka. �adnej odpowiedzi. M�j kumpel Norman stwierdzi�, �e kobiety nie s� lud�mi, lecz nale�� do jakiej� obcej rasy, kt�ra wyl�dowa�a na Ziemi, �eby dotrzymywa� ludziom towarzystwa. � Wyobra� tylko sobie � powiedzia�, zapalaj�c papierosa i wydmuchuj�c dym. � Gdyby� nigdy dot�d nie widzia� kobiety i gdyby� wyszed� st�d, po czym natkn�� si� na ni�� a ona mia�aby jasne w�osy, czerwone usta, sukienk� i buty na wysokich obcasach� a ty by� nigdy przedtem nie widzia� kobiety� wtedy, wtedy, przyjacielu, zrozumia�by�, �e to bliskie spotkanie najgorszego stopnia. Wypi�em w�dk� do ko�ca i rzuci�em na szynkwas dwudziestk�. � Reszty nie trzeba � o�wiadczy�em, po wielkopa�sku na�laduj�c gest W. C. Fieldsiana. � Prosz� pana, tu nie b�dzie reszty. Dop�aca pan trzy dolary i siedemdziesi�t pi�� cent�w. Opu�ci�em bar i ruszy�em Siedemnast� Ulic�. Jak na lipiec by�o nieprawdopodobnie zimno. Moje kroki dudni�y echem niczym kroki jakiego� dzielnego, samotnego faceta z filmu szpiegowskiego z lat sze��dziesi�tych. Nie by�em trze�wy, ale pijany te� nie. Wcale nie chcia�o mi si� wraca� do domu. W ko�cu do niego dotar�em. �wiat�a by�y ju� pogaszone. Jill nie zamkn�a wprawdzie na klucz sypialni, ale kiedy do niej wszed�em, moja �ona spa�a. Le�a�a odwr�cona do mnie plecami. Spod ko�dry wystawa�y jej ramiona i mimo panuj�cych ciemno�ci dostrzeg�em, �e jest w pid�amie. Pid�ama znaczy�a, �e mamy ze sob� nie rozmawia� i trzyma� si� od siebie z daleka. Wr�ci�em do kuchni, nala�em sobie sch�odzonego chablis i w��czy�em cicho telewizor. Szed� akurat czarno�bia�y film z lat czterdziestych zatytu�owany �Oni ukradli m�zg Hitlera�. Wcale nie chcia�o mi si� go ogl�da�, ale te� wcale nie chcia�o mi si� i�� spa�. Troch� po drugiej drzwi sypialni otworzy�y si� i stan�a w nich Jill. By�a blada, mia�a podpuchni�te oczy. � Dlaczego nie idziesz do ��ka? � zapyta�a schrypni�tym szeptem. � Przecie� jutro pracujesz. D�ugo na ni� patrzy�em z zaci�ni�tymi ustami. W ko�cu powiedzia�em: � Jasne. Wsta�em i wy��czy�em telewizor. Rano Jill przynios�a mi kaw�, po czym zabra�a pust� fili�ank�, poca�owa�a mnie w policzek, a potem wysz�a do agencji, nie udzieliwszy �adnych wyja�nie� na temat tego, co wydarzy�o si� poprzedniego wieczoru. Powiedzia�a tylko �dzie� dobry� i �do widzenia.� � Jill! � zawo�a�em. Odpowiedzia� mi trzask zamykanych drzwi. Do�� p�no poszed�em do biura. Przez ca�y czas rozmy�la�em o tym poranku. Mniej wi�cej o wp� do dwunastej zadzwoni�em do Jill. Zapyta�em sekretark�, czy moja �ona wybiera si� na lunch. � Nie, panie Deacon. Przykro mi. Wypad�o jej niespodziewane spotkanie. � A mo�e pani wie, gdzie ma to spotkanie? � Prosz� chwil� poczeka�. Sprawdz� jej notatki w kalendarzu. Tak� jest. Pierwsza po po�udniu. Ale nie ma nazwiska. Nie ma adresu. Tylko �miesz�. � W porz�dku, Louise. Dzi�kuj�. Od�o�y�em s�uchawk�, po czym d�ugo siedzia�em z d�o�mi przy ustach i my�la�em. Do biura wszed� m�j zast�pca, Fred Ruggiero. � W czym problem? � zapyta�, patrz�c na mnie uwa�nie. � Wygl�dasz tak, jakby by�o ci niedobrze. � Nie, po prostu si� zamy�li�em. Co wed�ug ciebie mo�e znaczy� �miesz.�? Fred podrapa� si� po g�owie. � A bo ja wiem? Mo�e �mieszaniec�, �mieszkaniec�. Mo�e �miesza攅 A co, rozwi�zujesz krzy��wk�? � Nie. Sam nie wiem. Sheila! Pojawi�a si� jedna z m�odszych sekretarek w ol�niewaj�cym naszyjniku i szokuj�co r�owej bluzce. � Tak, panie Deacon? Napisa�em w moim notesie �miesz.� i pokaza�em to dziewczynie. � Czy co� ci to m�wi? � zapyta�em. � Miesz.? To chyba �mieszkanie�. Mieszkanie. Je�li Jill m�wi�a �mieszkanie�, mia�a na my�li konkretne. Mieszkanie Willeya. Fred i Sheila gapili si� na mnie z otwartymi ustami. W ko�cu pierwszy odezwa� si� Fred: � Czy wszystko w porz�dku? Masz tak szklisty wzrok, jakby� �wiata nie widzia�. Odkaszln��em. � Troch� kr�ci mi si� w g�owie. � Mo�e z�apa� pan gryp� azjatyck� � odezwa�a si� Sheila. � M�j kuzyn twierdzi, �e wtedy cz�owiek czuje si� jak potr�cony przez ci�ar�wk�. Nagle zda�a sobie spraw� z tego, co powiedzia�a. Wszyscy w biurze wiedzieli, jak umar� Robbie. � Och, tak mi przykro. Naprawd� zachowa�am si� jak idiotka. Ale ja ju� my�la�em tylko o Jill i o mieszkaniu Willeya. Ci�gle pada�o. Nieustanna m�awka. Mimo to wyszed�em z biura. W porz�dku � m�wi�em sobie. � Jestem podejrzliwy. Nie mam powodu. Nie mam dowod�w, a przede wszystkim nie mam moralnego prawa. Jill z�o�y�a przysi�g� w dniu naszego �lubu i dot�d jej dotrzyma�a. Przysi�ga jest przysi�g�, wi�c nie mam prawa wzywa� policji, �eby si� upewni�, �e moja �ona tej przysi�gi nie �amie. Ale oto sta�em na rogu Central Park South i Avenue of the Americas w pociemnia�ym od deszczu p�aszczu burberry i czeka�em, a� Jill wyjdzie z mieszkania, a ja przy�api� j� na oszustwie. Czeka�em p� godziny. I nagle pojawi�a si� w towarzystwie wysokiego, ciemnow�osego m�czyzny w niebieskim p�aszczu. Jill natychmiast zatrzyma�a przeje�d�aj�c� taks�wk� i wsiad�a do niej, a m�czyzna, postawiwszy wysoko ko�nierz, ruszy� szybkim krokiem w stron� Columbus Circus. Po chwili wahania pod��y�em jego �ladem. Nie zwalniaj�c tempa, skr�ci� na po�udnie w Siedemnast� Alej�. Chodniki by�y zat�oczone, tote� o ma�o nie straci�em go z oczu. Akurat gdy zmieni�y si� �wiat�a, skr�ci� w Pi��dziesi�t� Si�dm� Ulic�, wi�c musia�em gwa�townie wymin�� ruszaj�ce autobusy i taks�wki, bo przecie� nie mog�em go zgubi�. Dogoni�em go dopiero niedaleko Broadwayu. Chwyci�em go za r�kaw. � Hej, przepraszam. Odwr�ci� g�ow� i popatrzy� na mnie. Mia� oliwkow� cer� i wygl�da� na W�ocha. By� bardzo przystojny, je�li kto� lubi ten typ urody. Nic nie powiedzia� i odwr�ci� si�. Zapewne pomy�la�, �e przypadkowo zaczepi�em czym� o jego p�aszcz i przeprasza�em. Zn�w chwyci�em go za r�kaw. � Ej, przepraszam! Chc� z panem porozmawia�! Zatrzyma� si�. � O co chodzi? Pan mnie �ledzi? � Jill Deacon � powiedzia�em lekko dr��cym g�osem. � S�ucham? � zapyta�, marszcz�c brwi. � Wie pan, o kim m�wi�. Jestem jej m�em. � Naprawd�? Moje gratulacje. � By� pan z ni�. U�miechn�� si�, wyra�nie rozdra�niony. � Powiedzia�em jej w holu �dzie� dobry�, je�li to pana interesuje. � Zna j� pan? � C�, znam. Mieszkam na tym samym pi�trze. Znam j�, odk�d si� do tego mieszkania sprowadzi�a. Codziennie m�wili�my sobie �dzie� dobry� i �dobry wiecz�r�, kiedy spotykali�my si� w korytarzu. To wszystko. M�wi� prawd�. Wiedzia�em o tym diablo dobrze. Nikt nie b�dzie sta� w deszczu na zat�oczonej ulicy i k�ama�. � Przepraszam � powiedzia�em. � Chyba pana z kim� pomyli�em. � Mog� panu tylko poradzi�, �eby nie by� pan takim ponurakiem � odpar�. Wr�ci�em do biura. Wydawa�em si� sobie ma�y i neurotyczny jak zupe�nie nie�mieszny Woody Allen. Usiad�em za biurkiem i patrzy�em na stos nie podpisanych rachunk�w. Fred i Sheila zostawili mnie w spokoju. O szesnastej da�em za wygran�. Wyszed�em z biura i taks�wk� pojecha�em do Bells of Heli, �eby si� czego� napi�. � Wygl�dasz jak kupa g�wna � o�wiadczy� Norman. Skin��em potakuj�co g�ow�. � K�opoty z obcym � wyja�ni�em. By� mo�e moje podejrzenia w stosunku do wygl�daj�cego na W�ocha m�czyzny by�y bezpodstawne, ale Jill w dalszym ci�gu zachowywa�a si� irytuj�co � by�a nieobecna duchem i nie mia�em w�tpliwo�ci, �e w naszym ma��e�stwie co� si� za�amuje, tylko nie wiedzia�em co. Przez ca�y tydzie� ani razu si� nie kochali�my. W ��ku pr�bowa�em j� przytuli�, lecz ci�ko wzdycha�a i wymyka�a si� z moich obj��. A kiedy czyni�em na ten temat jak�� aluzj�, pomija�a moje s�owa milczeniem. W pi�tek wr�ci�a do domu wieczorem, dobrze po dziesi�tej, ale nie wyja�ni�a powodu swego sp�nienia. Zapyta�em, czy wszystko jest w porz�dku. Odpar�a, �e jest zm�czona i �ebym da� jej �wi�ty spok�j. Posz�a pod prysznic, a p�niej prosto do ��ka. Dwadzie�cia minut p�niej wszed�em do sypialni. Spala jak zabita. Poszed�em do �azienki i ze znu�eniem �ci�gn��em z siebie koszul�. W koszu z brudn� bielizn� le�a�y majtki Jill. Po chwili wahania si�gn��em po nie. By�y umazane m�skim nasieniem. Powinienem wpa�� w gniew. Powinienem wywlec j� z ��ka, st�uc na kwa�ne jab�ko i zrobi� jej karczemn� awantur�. Ale co by to da�o? Wr�ci�em do salonu, nala�em sobie ca�� szklank� chablis. Usiad�em zrozpaczony przed telewizorem i ogl�da�em Jackie Gleason z wy��czon� foni�. Na �M�odo�e�c�w� patrzy�em przez �zy. By� mo�e prawd� by�o po prostu to, i� po�lubi�a mnie dlatego, �e by�em bratem Robbiego; by� mo�e s�dzi�a, �e w jaki� opaczny, irracjonalny spos�b stan� si� m�em, kt�rego utraci�a. Wiedzia�em, �e szala�a na jego punkcie. Mia�a po prostu bzika. Mo�e tak naprawd� nie otrz�sn�a si� jeszcze z szoku? Dla niej Robbie �y� wiecznie, a w ka�dym razie, dop�ki sobie tego �yczy�a. By� mo�e kara�a mnie za to, �e nie jestem nim. A mo�e jego kara�a za to, �e umar�. W ka�dym razie oszuka�a mnie i nie stara�a si� wcale tego ukrywa�. R�wnie dobrze mog�a zaprosi� kochanka do naszego wsp�lnego ��ka. Nie by�o w�tpliwo�ci: nasze ma��e�stwo sko�czy�o si�, zanim si� w og�le zacz�o. Siedzia�em przed telewizorem, po twarzy p�yn�y mi �zy i pragn��em tylko zwin�� si� w k��bek, zasn��, by nigdy si� ju� nie obudzi�. Cz�owiek nie mo�e przecie� przep�aka� ca�ego �ycia. Mniej wi�cej po godzinie straszliwej �a�o�ci wytar�em oczy r�kawem, dopi�em wino i pomy�la�em: no dobrze, w porz�dku. Nie oddam Jill bez walki. Ju� znajd� tego dupka, z kt�rym sypia, i stan� z nim twarz� w twarz. Musi wybra� mi�dzy nim a mn�, ale tego wyboru dokona w obecno�ci nas obu, bez kr�tactwa, bez ukrywania si�, bez hipokryzji. Przeszed�em do sypialni i otworzy�em drzwi. Jill ci�gle spa�a, usta mia�a lekko rozchylone. By�a taka pi�kna. I ci�gle j� kocha�em. Ale b�l przewierca� mnie niczym korkoci�g. Mam nadziej�, �e b�dziesz �y�a wiecznie � pomy�la�em. � Mam nadziej�, �e do�yjesz chwili, w kt�rej zrozumiesz, jak strasznie mnie skrzywdzi�a�. �Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze, p�niej�. Na kom�dce le�a�y jej klucze zawieszone na k�ku. Patrzy�em na nie d�ug� chwil�, po czym szybko po nie si�gn��em. Nast�pny dzie� by� s�oneczny i wietrzny. Siedzia�em w ma�ej kawiarence naprzeciwko agencji Jill, pi�em zbyt wiele kawy i pr�bowa�em chrupa� obwarzanek z topionym serem, ale w ustach czu�em tylko smak goryczy. Kilka minut po po�udniu ujrza�em Jill wychodz�c� z frontowych drzwi budynku. Zatrzyma�a taks�wk�. Natychmiast wynios�em si� z kawiarni i wskoczy�em do nast�pnej taks�wki. � Prosz� za tamt� taks�wk� � poleci�em kierowcy, m�odemu Portoryka�czykowi z koralikami na szyi i z czarnym, rzadkim w�sikiem. � Kt�ra gablota? � chcia� wiedzie�. � Tamta z paskiem w kratk�. Prosz� jecha� za ni�. � Ej, kole�, jaki� film albo co? Nie chc� pcha� palucha mi�dzy drzwi. Wsun��em mu w d�o� zmi�t� pi��dziesi�tk�. � Po prostu za ni� jed� � powiedzia�em. � Jak sobie �yczysz, cz�owieku. To tw�j pogrzeb. W sumie za to, �e pojecha�em za Jill do mieszkania Willeya w Central Park South � a z g�ry wiedzia�em, �e tam pojedzie � zap�aci�em pi��dziesi�t dolar�w plus op�ata licznikowa. Kiedy Portoryka�czyk ujrza� wysiadaj�c� z taks�wki Jill, jej smuk�e nogi w czarnych po�czochach i wytworny czarno�bia�y str�j, gwizdn��. � Ej, cz�owieku, ta damulka jest warta pi��dziesi�tki. Warta setki. Jill bez wahania wesz�a do budynku, w kt�rym mie�ci�o si� mieszkanie Willeya. Da�em jej pi�� minut. Przechadza�em si� po chodniku pod kamiennym spojrzeniem starego sprzedawcy balon�w. Potem wszed�em do kamienicy i ruszy�em przez hol do windy. � Czy pan kogo� szuka? � zapyta� ciemnosk�ry portier. � Pani Deacon, mojej �ony. Wesz�a tutaj dos�ownie przed kilkoma minutami. � Tak, rzeczywi�cie � skin�� g�ow� portier. � Pojecha�a ju� na g�r�. Tkwi�em w ma�ej windzie ozdobionej lustrem w z�oconej oprawie, a serce wali�o mi o �ebra niczym pi��. Widzia�em swoje odbicie i, co najdziwniejsze, wygl�da�em ca�kiem normalnie. Twarz blada, zm�czona, ale o normalnym wyrazie. Z ca�� pewno�ci� nie wygl�da�em na m�a, kt�ry zamierza z�apa� �on� in flagranti z innym m�czyzn�. Ale co z tego? Ludzie umieraj� z najdziwniejszymi grymasami. U�miechni�ci, skrzywieni, zdziwieni bezgranicznie. Na drugim pi�trze wysiad�em z windy. W korytarzu by�o przesadnie gor�co, panowa�a martwa cisza i pachnia�o lawenda. Przez chwil� si� waha�em, przytrzymuj�c drzwi od windy, p�niej je pu�ci�em. Zamkn�y si� z cichym �wistem i d�wig pojecha� na g�r�. C� ja, do diab�a, jej powiem, je�li rzeczywi�cie j� z kim� zastan�? � pomy�la�em. � Co zrobi�, je�li po prostu roze�mieje mi si� w nos? Zdrowy rozs�dek podpowiada�, �e powinienem natychmiast si� wycofa�. Je�li jestem pewien, �e Jill mnie zdradza, powinienem skontaktowa� si� z prawnikiem i przeprowadzi� rozw�d. Ale nie by�o to takie proste. Mia�em wystarczaj�co wybuja�e ego, �eby chcie� zobaczy� tego ol�niewaj�cego bohatera, kt�ry odebra� mi Jill po tak kr�tkim czasie ma��e�stwa. Wspania�ego ma��e�stwa. Je�li ju� musia�em j� utraci�, chcia�em wiedzie� dlaczego. Dotar�em do drzwi opatrzonych tabliczk�: �Willey�. Przy�o�y�em ucho do drzwi i nas�uchiwa�em; po chwili by�em pewien, �e w mieszkaniu toczy si� rozmowa. Wysoki, b�agalny g�os Jill. I ni�szy, m�ski. Niew�tpliwie jej kochanka. Wyj��em klucz, kt�ry podrobili mi zesz�ego wieczoru w firmie American Key & Lock. Obliza�em wargi, wzi��em g��boki wdech i wsun��em klucz w zamek. Jeszcze mo�esz si� wycofa�. Nie musisz wcale tego robi�, je�li nie chcesz. Ale wiedzia�em, �e jest ju� za p�no. Ciekawo�� zwyci�y�a. Cichutko zamkn��em za sob� drzwi i przystan��em w przedpokoju, nas�uchuj�c. Przed nosem mia�em zawieszone na �cianie osiemnastowieczne obrazy Deccana przedstawiaj�ce stosunki kobiet z rumakami. Bardzo stosowne � pomy�la�em. � I przyprawiaj�ce o md�o�ci. A mo�e po prostu Jill ma romans z Willeyem? Wygl�da� na strasznego zbere�nika. Z sypialni dobieg�y mnie jakie� mamrotania. Drzwi by�y uchylone. Widzia�em jasnoniebieski dywan, na kt�ry pada�y promienie s�o�ca. Zaszele�ci�a po�ciel i us�ysza�em g�os Jill: � Jeste� wspania�y� to po prostu czary� gdybym tylko wiedzia�a� Bo�e � pomy�la�em. � Nie powinienem by� tu przychodzi�. To ju� ponad moje si�y. I jak b�d� wygl�da�, kiedy mnie zobacz�? Jak skradaj�cy si� rogacz; zazdrosny m��, kt�ry nie potrafi� dogodzi� swej �onie. � Obiecaj mi � m�wi�a Jill. � Obiecaj, �e nigdy ju� mnie nie opu�cisz. Facet odpowiedzia� co� be�kotliwie. � To �wietnie � zaszczebiota�a z rado�ci� Jill. � W takim razie� przynios� z lod�wki szampana i� Poniewa� by�em zaj�ty pods�uchiwaniem, nie u�wiadomi�em sobie, �e Jill wyskoczy�a z ��ka i przesz�a przez sypialni�. Otworzy�a drzwi. By�a zarumieniona. Ujrza�a mnie w progu. � Och, m�j Bo�e! � zawo�a�a. Z twarzy uciek�y jej wszystkie kolory jak sp�ywaj�cy po szkle atrament. Wymin��em j� bez s�owa i wszed�em do sypialni. � W porz�dku, skurwielu! � rykn��em ochryple. � Wstawaj, ubieraj si� i wypierdalaj st�d jak najdalej! M�czyzna w ��ku odwr�ci� si� i popatrzy� mi w twarz. Skamienia�em. By� przera�liwie blady. Prawie szary. Jego oczy mia�y pusty, nieobecny wyraz, zupe�nie jakby nale�a�y do pos�gu. By� nagi, szary penis b�yszcza� mu jeszcze po uprawianej niedawno mi�o�ci. Pier� mia� obwi�zan� szerokim, bia�ym banda�em. � Robbie � wyszepta�em. Zakry� si� po szyj� prze�cierad�em, ale nie spuszcza� ze mnie wzroku. � Robbie � powt�rzy�em. � Zgadza si� � odpar� i kiwn�� g�ow�. � Mia�em nadziej�, �e nigdy si� nie dowiesz. M�wi� zduszonym szeptem, z widocznym wysi�kiem. �Rozleg�e uszkodzenia klatki piersiowej � o�wiadczyli lekarze. � Nic nie poczu��. Mechanicznie post�pi�em krok do przodu. Robbie wpatrywa� si� we mnie uporczywie. By� martwy, a jednak by� tutaj i gapi� si� na mnie. Nie do�wiadczy�em w �yciu nic podobnie przera�aj�cego. � Co si� sta�o? � zapyta�em. � Powiedziano nam, �e zgin��e� na miejscu. Tak twierdzi� lekarz. �Prosz� si� nie martwi�, nawet nic nie poczu�. Zgin�� w u�amku sekundy�. Robbie zdoby� si� na lekki, pe�en zadumy u�miech. � Te s�owa, George. Dzia�aj�! � S�owa? � zapyta�em. � Jakie s�owa? � Nie pami�tasz? �Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej�. Ujrza�em zbli�aj�cy si� ty� ci�ar�wki i wykrzykn��em je. Wiem tylko, �e potem by�a ciemno��. Zosta�em pochowany �ywcem. Uni�s� d�o�, zacz�� j� obraca� i spogl�da� na ni� spod zmarszczonych brwi, jakby nie dowierza�, �e ta r�ka nale�y do niego. � Nie wiem, mo�e s�owo ��ywcem� nie jest w�a�ciwe. Raczej jako nie�miertelny. Jestem nie�miertelny. B�d� �y� zawsze, cokolwiek to znaczy. � Wydosta�e� si� z trumny? � zapyta�em z niedowierzaniem. � By�a zrobiona z solidnego kuba�skiego mahoniu. � Ta, za kt�r� zap�aci�e�, mo�e i by�a z solidnego kuba�skiego mahoniu. Ale t�, kt�r� rozwali�em, zrobiono z sosnowych desek i zabito dwoma czterocentymetrowymi gwo�dziami. � Przes�a� mi ponury u�miech. � Powiniene� zaskar�y� do s�du przedsi�biorc� pogrzebowego. A mo�e nie. � Jezu Chryste! Dr�a�em. Nie mog�em uwierzy�, �e to on. Ale to by� naprawd� on. M�j w�asny brat. Brat o szarym obliczu i martwy, ale �ywy. � Jill! � krzykn��em. � Jill! Wesz�a do pokoju otulona czerwonym p�aszczem k�pielowym. � Dlaczego mi nie powiedzia�a�? � zapyta�em szeptem, nie odrywaj�c oczu od Robbiego. Tkwi� bez ruchu, owini�ty prze�cierad�em, wbi� we mnie wzrok, a twarz mia� zimn� jak szk�o. Bo�e Wszechmog�cy, wygl�da� jak martwy, wygl�da� jak zw�oki. Jak Jill mog�a�? � Kocham go � powiedzia�a cichym, s�abym g�osem. � Kochasz go? � Zadr�a�em. � Jill, on jest martwy. � Kocham go � powt�rzy�a. � Na Boga, ja r�wnie� go kocham! � wrzasn��em jej w ucho. � Te� go kocham. Ale on jest martwy, Jill! Jest martwy! Chwyci�em j� za nadgarstek, lecz wyswobodzi�a si� ze z�o�ci�. � Wcale nie jest martwy! � wrzasn�a piskliwie. � Nie jest! On ju� si� ze mn� kocha�! Jak wi�c mo�e by� martwy? � A sk�d, do cholery ci�kiej, mam to wiedzie�? Bo wierszyk, bo ch��! Bo czort wie co! Ale lekarze o�wiadczyli, �e nie �yje. Zosta� pochowany i jest martwy, Jill! Robbie powoli zrzuci� z siebie prze�cierad�o, cisn�� je na ��ko i wsta�. Sk�r� mia� prawie tak przezroczyst� jak brudny wosk. Spod banda�y dobiega� �wiszcz�cy odg�os wdechu i wydechu. Rury od rusztowania przebi�y mu p�uca; nie mia� szans. � Wykopa�em si� z grobu go�ymi r�kami � powiedzia� ze straszliw� dum�. � Wyszed�em z ziemi o trzeciej nad ranem, usmarowany glin�. Po czym pieszo przeby�em ca�� drog� do miasta. Pieszo! Czy wiesz, jakie to trudne, jak to daleko? Z budki telefonicznej na Brooklynie zatelefonowa�em do Jill i ona mi pomog�a. � Pami�tam t� noc � odpar�em. Zbli�y� si� do mnie. Wydziela� dziwny, trudny do okre�lenia zapach; zapach jakich� chemicznych �rodk�w konserwuj�cych. I nagle nasz�a mnie my�l, �e w jego �y�ach kr��y nie krew, ale p�yny balsamuj�ce. By� moim bratem. Kocha�em go, kiedy �y�. Ale teraz z ca�� pewno�ci� wiedzia�em, �e jest martwy. I ju� go nie kocha�em. � Nie powiesz, prawda? � zapyta�a szeptem Jill. � Nie powiesz nikomu? Przez bardzo d�ug� chwil� nie wiedzia�em, co mam zrobi�. Jill i Robbie przygl�dali mi si� w milczeniu, jak intruzowi, kt�ry specjalnie chce si� wtr�ci� i zniszczy� ich �ycie. W ko�cu u�miechn��em si�, kiwn��em g�ow�. � A wi�c wr�ci�e�! � odezwa�em si� do Robbiego. � Naprawd� wr�ci�e�! To cud! U�miechn�� si� krzywo, jakby mia� cz�ciowo sparali�owane usta. � Wiedzia�em, �e zrozumiesz. Jill twierdzi�a, �e nie, ale ja by�em innego zdania. Zawsze mnie rozumia�e�, prawda, bystrzacho? Po�o�y� mi d�onie na ramionach � martwe, szare d�onie � a ja poczu�em, �e �o��dek podchodzi mi do gard�a. Ale ju� podj��em decyzj�, co mam robi�, i gdybym okaza� swoj� odraz�, m�g�bym pokrzy�owa� sobie plany. � Chod�my do kuchni � powiedzia�em. � Po tym wszystkim musz� napi� si� piwa. A mo�e nawet szklank� wina? � W lod�wce jest szampan � wtr�ci�a skwapliwie Jill. � W�a�nie po niego sz�am. � No c�, dlaczego nie mieliby�my go wypi� razem � zgodzi�em si�. � Musimy to obla�. Ostatecznie niecodziennie cz�owiekowi brat wstaje z grobu. Jill �ci�gn�a z ��ka prze�cierad�o i owin�a nim Robbiego jak tog�. Ruszyli za mn� do niewielkiej, wy�o�onej zielonymi kafelkami kuchni. Otworzy�em lod�wk�, wyj��em butelk� szampana i wr�czy�em j� Robbiemu. � Masz. W otwieraniu butelek zawsze by�e� lepszy ode mnie. Wzi�� butelk�, ale popatrzy� na mnie z powag�. � Nie wiem. Nie jestem pewien, czy mam tyle si�y. Wiesz, �yj�, ale to jednak jest zupe�nie inaczej. � Mo�esz si� kocha� � odpar�em, prawie trac�c cierpliwo�� � mo�esz w takim razie otworzy� butelk� szampana. Spod banda�y ci�gle dobiega� chrapliwy po�wist oddechu. Przyjrza�em si� baczniej Robbiemu. Jego twarz wyra�a�a niepewno��; mo�e podejrzewa�, �e co� przeciw niemu knuj�, ale nie wiedzia� co. � No, kochanie, spr�buj � kusi�a go Jill. Odwr�ci�em si� i otworzy�em szuflad� w kredensie. Sznurki, tarka do ga�ki muszkato�owej, szpikulce do ro�na. � No, Robbie. Zawsze by�e� w tym doskona�y na wszystkich przyj�ciach � zach�ca�a Jill. Otworzy�em drug� szuflad�. Serwetki pod fili�anki. Jill zmarszczy�a brwi i zapyta�a: � Czego tam szukasz? Robbie zacz�� odkr�ca� drut przytrzymuj�cy korek. � Mam takie dr�twe palce � o�wiadczy�. � To trudno opisa�. Niby od niechcenia otworzy�em trzeci� szuflad�. No�e. Jill instynktownie wyczu�a, co zamierzam zrobi�. Mo�liwe, �e to by�a intuicja. Albo zwyk�y strach. Odwr�ci�em si� w ten spos�b, by nie mog�a dostrzec dwudziestopi�ciocentymetrowego ostrza sabatiera do krojenia mi�sa. Ale zanim zorientowa�a si�, �e zamierzam go zabi�, ostrze ju� wesz�o po r�koje��, zanurzaj�c si� w spowijaj�cych Robbiego banda�ach. Zamierza�em go zabi�. A on by� moim bratem. Butelka szampana z trzaskiem rozbi�a si� o pod�og�. Trysn�a fontanna piany. Jill krzykn�a, ale Robbie milcza�. Odwr�ci� si� w moj� stron� i chwyci� mnie za rami�. W jego oczach malowa�a si� mieszanina przera�enia i ulgi. Poci�gn��em no�em w d�. R�n��em jego cia�o niczym awokado � mi�kko, �lisko, bez oporu. � Och, Bo�e! � westchn��. Spod prze�cierad�a, kt�rym by� owini�ty, zacz�y wyp�ywa� wn�trzno�ci. � Och, Bo�e, sko�cz z tym. � Nie! � krzykn�a Jill. Popatrzy�em na ni� z furi�. � Chcesz, �eby �y� wiecznie? � wrzasn��em. � On jest moim bratem! Chcesz, �eby �y� wiecznie? Przez sekund� si� waha�a, po czym biegiem ruszy�a do �azienki, sk�d za chwil� dobieg�y odg�osy torsji. Robbie kl�cza�, r�ce mia� zwieszone, nie robi� nic, �eby powstrzyma� wyp�ywaj�ce trzewia. � No, dalej � ponagli�. � Sko�cz z tym. By�em tak roztrz�siony, �e z trudem trzyma�em w d�oni n�. Odchyli� g�ow�, bierny i milcz�cy. Oczy mia� ca�y czas otwarte, a ja niczym zab�jca w powoli dziej�cym si� nocnym koszmarze, rozer�n��em mu gard�o tak g��boko, �e ostrze zazgrzyta�o o kr�gi szyjne. Nie by�o krwi. Osun�� si� do ty�u na pod�og�. Wstrz�sa�y nim drgawki. I wtedy owo nienaturalne �ycie, kt�re iluminowa�o jego oczy, zamar�o. Sta�o si� oczywiste, �e naprawd� nie �yje. W drzwiach pojawi�a si� Jill. Twarz mia�a kompletnie bia��, jak posypan� m�k�. � Co ty zrobi�e�? � zapyta�a szeptem. Wsta�em z pod�ogi. � Nie wiem. Nie jestem pewien. Musimy go pochowa�. � Nie � odpar�a, kr�c�c g�ow�. � On jest ci�gle �ywy� Mo�emy go przywr�ci� do �ycia. � Jill� � zacz��em, podchodz�c do niej, ale ona wrzasn�a: � Nie dotykaj mnie! Zabi�e� go! Nie dotykaj mnie! Chcia�em z�apa� j� za nadgarstek, ale biegiem ruszy�a do drzwi. � Jill! Jill! Pos�uchaj! Zanim zd��y�em j� zatrzyma�, by�a ju� w korytarzu i bieg�a do windy. Drzwi otworzy�y si� i wysiad� z niej wygl�daj�cy na W�ocha jegomo��. Popatrzy� na Jill ze zdziwieniem. Jill jak burza wpad�a do windy i zacz�a z pasj� naciska� guziki. � Nie! � wrzeszcza�a. � Nie! Bieg�em w jej stron�, lecz wygl�daj�cy na W�ocha m�czyzna zast�pi� mi drog�. � To moja �ona! � krzykn��em. � Do cholery jasnej, odczep si�! � Uspok�j si�, przyjacielu. Daj jej odsapn�� � powiedzia� i otwart� d�oni� pchn�� mnie w klatk� piersiow�. Z rozpacz� patrzy�em, jak zamykaj� si� drzwi windy. � Na Boga! � warkn��em. � Nawet pan nie wie, co pan zrobi�. Odepchn��em go i zacz��em zbiega� po schodach. Wpad�em do holu wej�ciowego. � Ej, cz�owieku, co si� dzieje? � krzykn�� portier i chwyci� mnie za rami�. Zatrzyma� mnie tylko na sekund�; ale ta sekunda wystarczy�a. Wahad�owe drzwi zamkn�y si� za Jill. Wypad�a na ulic� i biegiem rzuci�a si� w kierunku Central Park South. � Jill! � krzykn��em za ni�. Zapewne nawet mnie nie us�ysza�a. Nie s�ysza�a nawet nadje�d�aj�cej taks�wki, kt�ra uderzy�a j�, kiedy Jill przebiega�a przez jezdni�. Przetoczy�a si� przez dach samochodu. R�ce mia�a rozpostarte szeroko, jakby pr�bowa�a lata�. Sta�em w wahad�owych drzwiach i s�ysza�em, jak upada�a. S�ysza�em krzyki, huk pojazd�w, pisk opon. A p�niej ju� nic nie s�ysza�em. Usuni�cie cia�a Robbiego z mieszkania Willeya okaza�o si� dziwnym i przera�aj�cym zadaniem. Ale nie by�o krwi, nie by�o dowod�w morderstwa, nikt nie zg�osi� zagini�cia. Pochowa�em go w g��bokim grobie w lasach za White Plains, w miejscu, gdzie lubili�my si� razem bawi�, gdy byli�my dzie�mi. Tydzie� p�niej, w pi�kny, s�oneczny dzie�, w jaki ma si� wra�enie, �e ca�y �wiat budzi si� do �ycia, odby� si� pogrzeb Jill. Jej matka nieustannie szlocha�a. Jej ojciec w og�le ze mn� nie rozmawia�. Policja oczy�ci�a mnie z jakichkolwiek zarzut�w i zwolni�a od odpowiedzialno�ci� ale �al nie zna logiki. Po pogrzebie wzi��em dwa tygodnie urlopu. Sp�dzi�em go w domu mego przyjaciela w Hamptons. Prawie ca�y czas pi�em. Ci�gle by�em w szoku i nie wiedzia�em, ile czasu up�ynie, zanim z niego wyjd�. Nad brzegiem morza, gdzie nad g�ow� kr��y�y mewy, odzyska�em jaki taki, cho� bardzo kruchy spok�j. Do miasta wr�ci�em pewnego czwartkowego, mrocznego popo�udnia. Czu�em si� wyko�czony, m�czy� mnie kac. Planowa�em, �e sp�dz� weekend po bo�emu, a potem w poniedzia�ek wr�c� do pracy. Mo�e wybra�bym si� do zoo. Jill zawsze chadza�a do zoo, g��wnie patrze� na ludzi, a mniej na zwierz�ta. Wszed�em do mieszkania i cisn��em w korytarzu torb� podr�n�. Wlaz�em do kuchni i wzi��em butelk� sch�odzonego chablis. Klin mi si� przyda � pomy�la�em. W��czy�em telewizor, akurat kiedy ko�czy�y si� napisy po projekcji �Tak toczy si� �wiatek�. Nala�em sobie wina i pogwizduj�c pod nosem poszed�em do sypialni. � Chryste Panie! � szepn��em i wypu�ci�em z d�oni szklank� z winem. Le�a�a na ��ku nago. Nie u�miecha�a si�, ale prowokacyjnie rozchyli�a uda. Sk�r� mia�a szarawoniebiesk�, jakby t�ust� w dotyku, ale nie zgni��, w�osy wyszczotkowane, usta umalowane na czerwono oraz purpurowy makija� na powiekach. � Jill � wykrztusi�em. Przez u�amek sekundy my�la�em, �e straci�em rozum. � U�y�am zapasowego klucza, kt�ry le�a� w szczelinie plinty � powiedzia�a. G�os mia�a ochryp�y, bo samoch�d strzaska� jej klatk� piersiow�. Przecie� widzia�em, jak przelatywa�a nad dachem taks�wki. Widzia�em, jak spada�a na ziemi�. � Wypowiedzia�a� s�owa � odezwa�em si� t�po. � Wypowiedzia�a� s�owa. Potrz�sn�a g�ow�. Ale pami�ta�em, �e kiedy spa�a, recytowa�em dzieci�c� wyliczank�: �Umieranie, zgon i �mier� � zawsze, zawsze p�niej�. Wyci�gn�a sztywno ramiona. Palce jednej d�oni mia�a mocno wykr�cone, jak po�amane. � Kochaj si� ze mn� � szepn�a. � Prosz�, kochaj si� ze mn�. Odwr�ci�em si� i ruszy�em prosto do kuchni. Wyci�ga�em szuflad� za szuflad�, ale nie znalaz�em �adnego no�a. Musia�a je dobrze ukry� albo wyrzuci�. Odwr�ci�em si� i ujrza�em, �e stoi w progu sypialni. Tym razem si� u�miecha�a. � Kochaj si� ze mn� � powt�rzy�a.