Sheckley Ofiara brakoróbstwa
Szczegóły |
Tytuł |
Sheckley Ofiara brakoróbstwa |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Sheckley Ofiara brakoróbstwa PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Sheckley Ofiara brakoróbstwa PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Sheckley Ofiara brakoróbstwa - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Sheckley
Ofiara brakoróbstwa
Do Centrali
Biuro 41
Kontroler Miglese
Szanowny Panie!
Niniejszym zawiadamiam Pana, ¿e wykona³em umowê Nr 13371 A. W
rejonie przestrzeni oznaczonym kodem ATTALA zbudowa³em jedn¹
metagalaktykê, obejmuj¹c¹ 549 bilionów galaktyk z odpowiedni¹ ilo?ci¹
skupisk gwiezdnych, gwiazd zmiennych, nowych, itd. Szczegó³y w
za³¹czonym zestawieniu.
Zewnêtrzne granice metagalaktyki ATTALA okre?lone s¹ na za³¹czonej
mapie.
Wystêpuj¹c w imieniu firmy i swoim w³asnym, jako g³ównego
konstruktora, pozwalam sobie wyraziæ przekonanie, ¿e stworzyli?my nie
tylko warto?ciow¹ konstrukcjê, lecz tak¿e dzie³o o du¿ej warto?ci
artystycznej.
Prosimy o potwierdzenie przyjêcia obiektu.
Poniewa¿ wykonali?my warunki umowy, oczekujemy wyp³aty
przewidzianego umow¹ honorarium.
Z powa¿aniem
Carienomen
Za³¹czniki:
1. Zestawienie instalacji
2. Mapa metagalaktyki ATTALA
Do Zarz¹du Budownictwa
G³ówny Konstruktor Carienomen
Szanowny Panie Carienomen!
Komunikujê uprzejmie, ¿e dokonali?my inspekcji Pañskiego obiektu, w
wyniku czego zawiesili?my wyp³atê honorarium. Warto?ci artystyczne? Byæ
mo¿e, ¿e jest to dzie³o sztuki, ale proszê nie zapominaæ, ¿e naszym
podstawowym zadaniem jest budownictwo.
Inspektarzy nasi wykryli powa¿ne ilo?ci nie wyja?nionych faktów,
zdarzaj¹cych siê nawet w pobli¿u centrum metagalaktyki, a wiêc tam,
gdzie nale¿a³o siê spodziewaæ szczególnej staranno?ci z Pañskiej strony.
Jest to rzecz niedopuszczalna. Na szczê?cie okolica nie jest zaludniona.
To jeszcze nie wszystko. Mo¿e zechce Pan wyja?niæ zjawiska
przestrzenne? Po jakie licho wbudowa³ Pan na przyk³ad ten efekt
przesuniêcia w kierunku czerwieni? Czyta³em Pañskie wyja?nienie, które
zupe³nie nie trzyma siê kupy. Jak zareaguj¹ na to obserwatorzy z
poszczególnych planet?
Efekt artystyczny nie jest ¿adnym usprawiedliwieniem. Poza tym
jakich Pan u¿ywa atomów? Chce Pan robiæ oszczêdno?ci stosuj¹c tandetny
materia³? Stwierdzono powa¿ny procent atomów niestabilnych, które
rozpadaj¹ siê przy najl¿ejszym dotkniêciu, a nawet bez dotkniêcia. Czy
nie móg³ Pan znale?æ ¿adnego innego sposobu o?wietlenia swoich s³oñc?
Za³¹czamy protokó³, zawieraj¹cy uwagi naszych inspektorów. O
wyp³acie nie ma mowy do czasu usuniêcia wszystkich braków.
Jest jeszcze jedna powa¿na sprawa, o której zosta³em w³a?nie
powiadomiony. Widocznie niezbyt starannie zaplanowa³ Pan rozk³ad napiêæ
w tkaninie czasoprzestrzennej, gdy¿ odkryli?my dziurê w czasie na
peryferiach jednej z galaktyk. Na razie jest niewielka, ale mo¿e siê
rozszerzyæ. Proponujê zaj¹æ siê tym natychmiast, zanim trzeba bêdzie
przebudowywaæ ca³¹ galaktykê.
Jeden z mieszkañców planety, natkn¹wszy siê na dziurê, zosta³ ju¿
poszkodowany, wy³¹cznie wskutek pañskiej lekkomy?lno?ci. Proponujê, aby
naprawi³ pan to, zanim cz³owiek ten znajdzie siê poza swoim normalnym
nastêpstwem czasu, siej¹c paradoksami na prawo i na lewo.
W razie potrzeby proszê z nim wej?æ w kontakt!
Dosz³y mnie tak¿e s³uchy o nie wyja?nionych zjawiskach na jednej z
Pañskich planet, w³¹cznie z lataj¹cymi ?winiami, poruszaj¹cymi siê
górami, duchami, itp. zgodnie z za³¹cznikiem.
Nie mo¿emy tolerowaæ podobnych faktów, Panie Carienomen! Wszelkie
paradoksy s¹ surowo zabronione, gdy¿ paradoks jest zawsze zwiastunem
chaosu.
Proszê natychmiast zaj¹æ siê poszkodowanym. Nie wiem, czy zdaje on
ju¿ sobie sprawê z sytuacji.
Miglese
Za³¹cznik: 1. Zestawienie zjawisk nadprzyrodzonych
Kay Masrin skoñczy³a pakowanie i z pomoc¹ mê¿a zamknê³a walizkê.
- No to cze?æ - powiedzia³ Jack Masrin unosz¹c pêkat¹ walizê. - Czas
po¿egnaæ nasz stary dom.
Rozejrzeli siê oboje po pokoju, w którym spêdzili ostatni rok.
- Do widzenia - powiedzia³a Kay. - Chod?, bo spó?nimy siê na poci¹g.
- Mamy masê czasu - uspokoi³ j¹ m¹¿, id¹c w stronê drzwi. - Czy
po¿egnamy siê z Weso³ym Ch³opcem? Przezwali tak w³a?ciciela domu, pana
Harfa, poniewa¿ u?miecha³ siê raz na miesi¹c, kiedy wrêczali mu
pieni¹dze za komorne. Oczywi?cie w chwilê pó?niej wraca³ na jego twarz
normalny ?wiêtoszkowaty wyraz.
- Lepiej nie - powiedzia³a Kay - przyg³adzaj¹c na sobie kostium. -
Mo¿e nam ¿yczyæ powodzenia i co wtedy bêdzie? - Masz zupe³n¹ racjê. Nie
ma sensu zaczynaæ nowego ¿ycia z b³ogos³awieñstwem Weso³ego Ch³opca.
Wola³bym ju¿ przekleñstwo czarownicy z Endor.
Wyszli na podest schodów. Masrin spojrza³ w dó³, stan¹³ na pierwszym
stopniu i zatrzyma³ siê gwa³townie.
- Co siê sta³o? - spyta³a Kay.
- Czy niczego nie zapomnieli?my?
- Zajrza³am do wszystkich szuflad i pod ³ó¿ko. Chod?, bo siê spó?nimy.
Masrin powtórnie spojrza³ w dó³. Co? go niepokoi³o. Szuka³ w my?li
przyczyny tego stanu. Oczywi?cie byli prawie bez grosza, ale to nigdy
dotychczas go nie martwi³o. Przecie¿ dosta³ wreszcie pracê w szkole,
chocia¿ co prawda w Iowa. Po rocznej pracy w ksiêgarni, to by³o co?. Tak
wiêc, wszystko sz³o dobrze - nie by³o powodów do niepokoju.
Zrobi³ krok w dó³ i zatrzyma³ siê znowu. Uczucie niepokoju wzros³o.
Co? ostrzega³o go przed nastêpnym krokiem. Obejrza³ siê na Kay.
- Tak ci ¿al odje¿d¿aæ? - spyta³a Kay. - Chod?my, bo Weso³y Ch³opiec
policzy nam za nastêpny miesi¹c. A na to, dziwnym trafem, nie mamy
pieniêdzy,
Masrin wci¹¿ waha³ siê, Kay przecisnê³a siê obok niego i zbieg³a po
schodach.
- Widzisz? - wo³a³a z parteru. - To nie jest trudne. Chod? tu do
mamusi, maleñki.
Masrin zakl¹³ pod nosem i ruszy³ po schodach. Niepokój by³ coraz
silniejszy.
Doszed³ do ósmego stopnia i...
Sta³ na poros³ej traw¹ równinie. Przej?cie by³o momentalne.
Gwa³townie wci¹gn¹³ powietrze i zmru¿y³ oczy. Mia³ w rêku walizkê,
ale gdzie siê podzia³ dom? Gdzie siê podzia³a Kay? Gdzie siê podzia³
Nowy Jork?
W oddali widaæ by³o niewielk¹ b³êkitnaw¹ górê. Bli¿ej ros³a kêpa
drzew. Sta³a ko³o niej grupa oko³o dwunastu mê¿czyzn.
Masrin mia³ uczucie, ¿e ?ni. Bez wiêkszego zdziwienia zauwa¿y³, ¿e
ludzie ci s¹ niscy, krêpi, muskularni. Na biodrach maj¹ przepaski, a w
rêkach piêknie rze?bione i polerowane maczugi.
Wpatrywali siê w niego i Masrin zrozumia³, ¿e s¹ nie mniej od niego
zaskoczeni.
Jeden z mê¿czyzn wyda³ gard³owy pomruk i wszyscy ruszyli w stronê
Masrina.
Maczuga rzucona z rozmachem odbi³a siê od walizki. Szok min¹³ w
jednej chwili. Masrin odwróci³ siê, wypu?ci³ walizkê i pomkn¹³ niczym
chart. Cios maczug¹ w plecy omal nie zwali³ go z nóg. W?ród deszczu
strza³ wbiega³ na niewielki pagórek.
Jeszcze kilka metrów w górê i nagle zda³ sobie sprawê, ¿e jest znowu
w Nowym Jorku.
W pe³nym biegu znalaz³ siê na szczycie schodów i nie mog¹c siê
zatrzymaæ wpad³ na ?cianê. Kay sta³a na parterze, nie odrywaj¹c wzroku
od schodów. Kiedy go zobaczy³a, zach³ysnê³a siê nie mog¹c wydobyæ z
siebie g³osu.
Masrin patrzy³ na dobrze znane, ciemne, pomalowane na liliowy kolor
?ciany i na swoj¹ ¿onê.
Ani ?ladu dzikusów.
- Co siê sta³o? - wyszepta³a blada Kay, wchodz¹c po schodach.
- Co widzia³a?? - spyta³ Masrin. Nie zdawa³ sobie sprawy z
konsekwencji tego, co siê sta³o. W g³owie k³êbi³y mu siê najró¿niejsze
teorie i przypuszczenia.
Kay waha³a siê chwilê, gryz¹c doln¹ wargê.
- Zrobi³e? kilka kroków i znik³e?. Straci³am ciê nagle z oczu. Sta³am
tak bez ruchu i wpatrywa³am siê w miejsce, w którym znik³e?. Nagle
us³ysza³am ha³as i ujrza³am ciê wbiegaj¹cego po schodach.
Wrócili do swojego pokoju i otworzyli drzwi. Kay osunê³a siê na
³ó¿ko. Masrin chodzi³ w tê i z powrotem, ciê¿ko dysz¹c. Mia³ trudno?ci z
uporz¹dkowaniem my?li.
- Nie uwierzysz mi - powiedzia³.
- Dlaczego? Spróbuj !
Opowiedzia³ jej o dzikusach.
- Móg³by? powiedzieæ, ¿e by³e? na Marsie i te¿ bym ci uwierzy³a.
Widzia³am przecie¿, jak znik³e?.
- Moja walizka! - przypomnia³ sobie nagle Masrin. - Daj spokój z
walizk¹.
- Muszê po ni¹ wróciæ.
- Nie!
- Muszê. Zrozum, kochanie, to jest oczywiste. Natkn¹³em siê na jak¹?
dziurê w czasie, przez któr¹ trafi³em w przesz³o?æ. Musia³em wyl¹dowaæ w
czasach prehistorycznych, s¹dz¹c po komitecie powitalnym. Muszê wróciæ
po tê walizkê.
- Dlaczego musisz?
- Nie mogê dopu?ciæ do powstania paradoksu - Masrin nawet nie
zastanowi³ siê, sk¹d mu to przysz³o do g³owy. - Pomy?l tylko - mówi³
dalej - moja walizka znajduje siê w przesz³o?ci. Mam w niej elektryczn¹
maszynkê do golenia, spodnie z zamkiem b³yskawicznym, plastykow¹
szczotkê do w³osów, nylonow¹ koszulê i kilka ksi¹¿ek wydanych w
ostatnich latach. Jest tam nawet dzie³o Ettisona o dziejach cywilizacji
zachodniej od roku 1490 do czasów obecnych.
Zawarto?æ tej walizki mo¿e popchn¹æ dzikusów do zmiany ich w³asnej
historii. A wyobra?my sobie, ¿e te rzeczy trafiaj¹ do r¹k Europejczyków
po odkryciu Ameryki? Jaki by to mia³o wp³yw na tera?niejszo?æ?
- Nie wiem - powiedzia³a Kay. - I ty te¿ nie wiesz. - Oczywi?cie, ¿e
wiem - zaprotestowa³ Masrin. Wszystko by³o dla niego jasne jak s³oñce.
By³ zdziwiony, ¿e Kay tego nie rozumie.
- Spójrzmy na to w ten sposób - mówi³ Masrin. Historia sk³ada siê z
drobnych faktów. Tera?niejszo?æ sk³ada siê z ogromnej ilo?ci
nieskoñczenie ma³ych czynników, ukszta³towanych przez przesz³o?æ. Je?li
wprowadzi siê nowy czynnik w przesz³o?æ, to musi siê otrzymaæ inn¹
tera?niejszo?æ. Jednak tera?niejszo?æ jako taka jest niezmienna. Mamy
wiêc do czynienia z paradoksem, a to jest niedopuszczalne.
- Dlaczego? - spyta³a Kay.
Masrin zmarszczy³ czo³o. Jak na inteligentn¹ dziewczynê nie
popisywa³a siê zbytnio.
- Musisz mi wierzyæ - powiedzia³. - Paradoks nie ma racji bytu w
logicznym wszech?wiecie. Wszech?wiat musi siê opieraæ na jakiej?
zasadzie. Wszystkie prawa przyrody s¹ jej wyrazem. Zasada ta nie mo¿e
tolerowaæ paradoksów, poniewa¿... poniewa¿... - Wiedzia³, ¿e odpowied?
ma co? wspólnego ze zwalczaniem pierwotnego chaosu, ale nie wiedzia³
dlaczego. - W ka¿dym razie prawa wszech?wiata nie toleruj¹ paradoksów.
- Sk¹d ci to przysz³o do g³owy.? - spyta³a Kay. Nigdy nie s³ysza³a
Jacka mówi¹cego w ten sposób.
- Zastanawia³em siê nad tym od dawna - powiedzia³ Masrin i sam by³ o
tym przekonany. - Po prostu nigdy nie rozmawiali?my na ten temat. A
teraz wracam po swoj¹ walizkê.
Wyszed³ na schody, a Kay za nim.
- Szkoda, ¿e nie mogê ci przynie?æ ¿adnej pami¹tki. Niestety to te¿
wywo³a³oby paradoks. Wszystko w przesz³o?ci mia³o swój udzia³ w
kszta³towaniu tera?niejszo?ci.
Zabranie czego? stamt¹d, to jakby usuniêcie jednej niewiadomej z
równania. Otrzyma siê wtedy inny wynik. - Mówi¹c to zacz¹³ schodziæ.
Na ósmym stopniu znik³.
Znowu by³ w prehistorycznej Ameryce. Dzikusy zebra³y siê wokó³
walizki, w odleg³o?ci kilku kroków od niego. Masrin z ulg¹ zauwa¿y³, ¿e
jeszcze jej nie otworzyli. Oczywi?cie sama walizka te¿ by³a
wystarczaj¹co paradoksalnym zjawiskiem. Ale jej pojawienie siê - i jego
tak¿e - zostanie przetrawione w postaci mitów i legend. Czas ma
okre?lon¹ elastyczno?æ.
Patrz¹c na dzikusów Masrin nie móg³ zdecydowaæ, czy s¹ to przodkowie
Indian, czy te¿ jaka? podrasa, która zginê³a bezpowrotnie. Zastanawia³
siê, czy uwa¿aj¹ go za wroga, czy za jakiego? le?nego demona.
Masrin podbieg³ do krêgu dzikusów, odepchn¹³ dwóch najbli¿szych,
chwyci³ walizkê i rzuci³ siê do ucieczki, okr¹¿aj¹c zbawcze wzgórze.
Nadal jednak znajdowa³ siê w przesz³o?ci.
"Gdzie¿ u licha podzia³a siê ta dziura" my?la³ Masrin. Dzicy pu?cili
siê w pogoñ. Masrin gor¹czkowo stara³ siê przypomnieæ sobie, w którym
miejscu znajdowa³o siê przej?cie, ale przeszkadza³ mu ?wist strza³.
Gdzie jest ta dziura? Czy¿by siê przesunê³a? Czu³ pot sp³ywaj¹cy po
twarzy. Maczuga drasnê³a go w ramiê, wiêc zmieni³ kierunek, szukaj¹c
rozpaczliwie schronienia.
Nagle wyros³o przed nim trzech dzikusów.
Masrin pad³ na ziemiê, aby unikn¹æ ich maczug i wszyscy trzej zwalili
siê na niego. Zerwa³ siê czym prêdzej, gdy¿ nadbiega³a reszta.
W górê! Dozna³ nag³ego ol?nienia. Trzeba biec pod górê. Rzuci³ siê w
kierunku szczytu pagórka z uczuciem, ¿e nie do biegnie tam ¿ywy.
I znalaz³ siê na schodach, z walizk¹ w d³oni.
- Nic ci nie jest, kochanie? - objê³a go Kay. - Co siê sta³o?
Masrin by³ teraz opanowany jedn¹ my?l¹. Nie s³ysza³ o ¿adnych
prehistorycznych ludach, które by tak wymy?lnie rze?bi³y swoje maczugi,
jak te dzikusy. By³a to unikalna forma sztuki i chcia³by zdobyæ jedn¹
tak¹ maczugê dla muzeum.
Potem spojrza³ z przestrachem na liliowe ?ciany klatki schodowej,
jakby spodziewa³ siê, ¿e za chwilê wyskoczy z nich banda dzikusów. A
mo¿e jakie? ma³e ludziki siedz¹ w walizce. Stara³ siê zapanowaæ nad
nerwami. Rozs¹dek podpowiada³ mu, ¿e nie ma powodu do paniki; zdarzaj¹
siê defekty w strukturze czasu i on natrafi³ na jeden z nich. Wszystko
inne wynika z tego logicznie. Powinien tylko...
Jednak pod?wiadomo?æ nie chcia³a s³yszeæ o logice, obserwowa³a tylko
w niemym zdumieniu nieprawdopodobieñstwo tego, co siê dzia³o i nie
trafia³y do niej ¿adne racjonalne argumenty. Skoro co? jest niemo¿liwe,
to znaczy, ¿e jest niemo¿liwe i ju¿.
Masrin jêkn¹³ i straci³ przytomno?æ.
Do Centrali
Biuro 41
Kontroler Miglese
Szanowny Panie!
Uwa¿am, ¿e Pañskie podej?cie do sprawy jest krzywdz¹ce. Rzeczywi?cie
zastosowa³em pewne nowe pomys³y w konstrukcji tej metagalaktyki.
Pozwoli³em sobie na pewn¹ swobodê artystyczn¹, nie przypuszczaj¹c, ¿e
nara¿ê siê na szykany ze strony konserwatywnej i reakcyjnej Centrali.
Proszê mi wierzyæ, ¿e jestem w nie mniejszym stopniu ni¿ Pan
zaanga¿owany w realizacjê naszego wielkiego celu - zwalczenia
pierwotnego chaosu. Jednak w walce tej nie powinni?my zapominaæ o
pewnych istotnych warto?ciach.
W za³¹czeniu przesy³am uzasadnienie zastosowania efektu przesuniêcia
w kierunku czerwieni oraz wyliczenia korzy?ci p³yn¹cych z u¿ycia pewnej
ilo?ci niestabilnych atomów jako ?ród³a ?wiat³a i energii.
Je?li chodzi o defekt czasowy, by³ to drobny b³¹d, nie maj¹cy nic
wspólnego z sam¹ struktur¹ czasoprzestrzeni, która jest, proszê mi
wierzyæ, pierwszorzêdnej jako?ci.
Istnieje, jak Pan podkre?li³, osobnik zamieszany w to zjawisko, co
komplikuje nieco sprawê usuniêcia b³êdu. Wszed³em z nim w kontakt,
oczywi?cie po?rednio, dziêki czemu posiada on pewn¹ ogóln¹ orientacjê co
do swojej roli.
Je?li nie bêdzie on rozszerza³ otworu przez zbyt czêste przej?cia,
uda mi siê go zaszyæ bez wiêkszych trudno?ci. Nie wiem jednak, o ile
jest to mo¿liwe. Maj kontakt z nim jest do?æ wyrywkowy i poza tym
pozostaje on pod wp³ywem innych czynników, zachêcaj¹cych go do zmiany
miejsca pobytu.
Oczywi?cie zawsze mogê dokonaæ ekstrakcji i mo¿liwe, ¿e bêdê w koñcu
do tego zmuszony. Niewykluczone, ¿e je?li sprawa wymknie siê spod
kontroli, trzeba bêdzie usun¹æ ca³¹ planetê. Mam nadziejê, ¿e do tego
nie dojdzie, gdy¿ spowodowa³oby to konieczno?æ oczyszczenia ca³ego
wycinka przestrzeni, w którym znajduj¹ siê lokalni obserwatorzy. Co z
kolei mog³oby spowodowaæ konieczno?æ przebudowy ca³ej galaktyki.
Mam nadziejê, ¿e w nastêpnym li?cie bêdê ju¿ móg³ zawiadomiæ Pana o
pomy?lnej likwidacji problemu. Zwichrowanie w centrum metagalaktyki
spowodowane zosta³o przez robotników, którzy pozostawili otwarty zsyp na
odpadki. Zosta³ on ju¿ zamkniêty.
Zjawiska takie, jak chodz¹ce góry itp., zosta³y usuniête w normalny
sposób.
Przypominam, ¿e nadal nie otrzyma³em honorarium za swoj¹ pracê.
< powa¿aniem Z>
Carienomen
Za³¹czniki:
1. O?wiadczenie na temat przesuniêcia widma barwnego, str. 5541
2. O?wiadczenie w sprawie niestabilnych atomów, str. 7888
Do Zarz¹du Budownictwa
G³ówny Konstruktor Carienomen
Otrzyma Pan zap³atê wówczas, kiedy potrafi Pan przedstawiæ logicznie
zaprojektowan¹ i przyzwoicie wykonan¹ konstrukcjê. Pañskie o?wiadczenia
przeczytam, je?li znajdê na to czas. Proszê usun¹æ ten defekt czasowy,
zanim bêdzie za pó?no!
Miglese
Masrin wróci³ do przytomno?ci po pó³ godzinie. Kay przy³o¿y³a mu
kompres na st³uczone ramiê. Masrin zacz¹³ chodziæ po pokoju. Znowu
odzyska³ panowanie nad sob¹. I znowu pojawi³y siê my?li.
- Przesz³o?æ jest w dole - powiedzia³ ni to do Kay, ni to do siebie
samego. - To znaczy, oczywi?cie, nie dos³ownie "pod nami", ale kiedy
poruszam siê w tym kierunku, trafiam na dziurê w czasie. Jest to
przypadek przesuniêcia siatki wspó³rzêdnych czasu.
- Co to znaczy? - spyta³a Kay, wpatruj¹c siê szeroko otwartymi oczami
w mê¿a.
- Musisz mi uwierzyæ na s³owo - powiedzia³ Masrin. Nie wolno mi
schodziæ w dó³!
Nie potrafi³ wyt³umaczyæ tego ja?niej. Brakowa³o mu s³ów na wyra¿enia
my?li.
- A czy mo¿esz i?æ w górê? - spyta³a Kay, zupe³nie zbita z tropu.
- Nie wiem. My?lê, ¿e wtedy trafi³bym w przysz³o?æ!
- Nie wytrzymam tego d³u¿ej - jêknê³a Kay. - Co siê z tob¹ dzieje?
Jak siê st¹d wydostaniesz? Jak zejdziesz po tych zaczarowanych schodach?
- Jeszcze jeste?cie? - odezwa³ siê skrzekliwy g³os pana Harfa. Masrin
poszed³ otworzyæ drzwi.
- My?lê, ¿e jeszcze zostaniemy przez jaki? czas - powiedzia³.
- Niemo¿liwe - uci¹³ Harf. - Pokój zosta³ ju¿ wynajêty komu innemu.
Weso³y Ch³opiec Harf by³ ma³y i ko?cisty, mia³ w¹sk¹ twarz i wargi
cienkie niczym pajêcza niæ. W?lizn¹³ siê do pokoju, rozgl¹daj¹c siê, czy
nie znajdzie gdzie? ?ladów uszkodzenia swojej w³asno?ci. Pan Harf ¿ywi³
przekonanie, ¿e nawet najmilsi ludzie zdolni s¹ do najgorszych zbrodni.
- Kiedy maj¹ siê wprowadziæ nowi lokatorzy? - spyta³ Masrin.
- Dzi? po po³udniu. Proszê do tego czasu opu?ciæ lokal. - Czy nie
mo¿na by tego jako? za³atwiæ? - spyta³ Masrin. Zdawa³ sobie sprawê z
beznadziejno?ci sytuacji. Nie móg³ zej?æ po schodach. Je?li Harf zmusi
go do tego, znajdzie siê znowu w prehistorycznym Nowym Jorku, gdzie na
pewno czekaj¹ na niego z niecierpliwo?ci¹.
A poza tym by³ jeszcze najwa¿niejszy problem - sprawa paradoksu.
- ?le siê czujê - powiedzia³a Kay s³abym g³osem. -Nie mogê wyj?æ w
takim stanie.
- Je?li pani jest chora, to mogê wezwaæ pogotowie powiedzia³ Harf i
rozejrza³ siê podejrzliwie, szukaj¹c oznak d¿umy lub czego? w tym rodzaju.
- Chêtnie zap³acê panu podwójnie, je?li pozwoli nam pan zostaæ
jeszcze przez jaki? czas - powiedzia³ Masrin.
Harf podrapa³ siê w g³owê patrz¹c na Masrina. Wreszcie otar³ nos
d³oni¹ i spyta³:
- Ma pan pieni¹dze?
Masrin policzy³ i okaza³o siê, ¿e zosta³o mu oko³o dziesiêciu dolarów
i bilety kolejowe. Mia³ zamiar poprosiæ o zaliczkê zaraz po
przyst¹pieniu do pracy.
- A wiêc jeste?cie bez grosza - powiedzia³ Harf. - Zdawa³o mi siê, ¿e
dosta³ pan pracê w jakiej? szkole?
- To prawda - powiedzia³a Kay bojawo.
- W takim razie, dlaczego tam nie jedziecie?
Masrinowie milczeli. Harf ?widrowa³ ich wzrokiem.
- Bardzo podejrzane! Je?li nie opu?cicie mieszkania do po³udnia,
wezwê policjê!
- Spokojnie! - przerwa³ mu Masrin. - Za dzisiejszy dzieñ mamy
zap³acone. Pakój jest nasz do dwunastej w nocy.
- Nie próbujcie zostaæ ani minuty d³u¿ej - powiedzia³ Harf po chwili
namys³u i wyszed³ z pokoju.
Kay czym prêdzej zamknê³a za nim drzwi.
- Kochanie - powiedzia³a - dlaczego nie zadzwonisz do jakich?
uczonych tutaj w Nowym Jorku i nie powiesz im, co siê sta³o? Jestem
pewna, ¿e oni by nam pomogli do czasu a¿.:. jak d³ugo bêdziemy musieli
tu siedzieæ?
- Dopóki dziura nie zostanie zlikwidowana. Ale nie wolno o tym nikomu
mówiæ, zw³aszcza uczonym.
- Dlaczego?
- Mówi³em ju¿, ¿e najwa¿niejsz¹ rzecz¹ jest unikniêcie paradoksu.
Znaczy to, ¿e muszê trzymaæ siê z daleka zarówno od przesz³o?ci jak i od
przysz³o?ci, prawda?
- Skoro tak s¹dzisz...
- A co siê stanie, je?li wezwiemy uczonych? Oczywi?cie bêd¹
nastawieni sceptycznie. Bêd¹ chcieli zobaczyæ, jak to robiê. Poka¿ê im,
a wtedy sprowadz¹ swoich uczonych kolegów. Zobacz¹, jak znikam, ale nie
bêdzie ¿adnego dowodu, ¿e przenoszê siê w przesz³o?æ. Stwierdz¹ tylko,
¿e schodz¹c: po schodach znikam w pewnym momencie.
Wezw¹ fotografów, ¿eby upewniæ siê, ¿e ich nie hipnotyzujê. Potem
za¿¹daj¹ dowodów. Bêd¹ chcieli, ¿ebym zdoby³ skalp albo rze?bion¹
maczugê. Sprawa dostanie siê do gazet. Jest prawie nieuniknione, ¿e w
czasie tego wszystkiego spowodujê jaki? paradoks. A wiesz, co siê wtedy
stanie?
- Nie wiem i ty te¿ nie wiesz.
- Ja wiem - powiedzia³ zdecydowanie Masrin. Z chwil¹ pojawienia siê
paradoksu, przyczyna - to jest cz³owiek, który go spowodowa³ - znika. Na
zawsze. Sprawa zostaje odnotowana jako jedna wiêcej nie rozwi¹zana
zagadka. Naj³atwiejszym sposobem rozwi¹zania paradoksu jest
zlikwidowanie czynnika, który go powoduje.
- Je?li uwa¿asz, ¿e mo¿esz znale?æ siê w niebezpieczeñstwie, to
oczywi?cie nie bêdziemy wzywaæ ¿adnych uczonych - powiedzia³a Kay -
chocia¿ nie zrozumia³am niczego z twoich wyja?nieñ.
Kay wyjrza³a przez okno. By³ tam Nowy Jork, a gdzie? za nim Iowa, do
której mieli jechaæ. Spojrza³a na zegarek i stwierdzi³a, ¿e poci¹g ju¿
odszed³.
- Zadzwoñ do szko³y - odezwa³ siê Masrin. - Powiedz im, ¿e spó?niê
siê o kilka dni.
- Wiêc to potrwa tylko kilka dni? A jak siê potem wydostaniesz?
- Dziura w czasie nie ma charakteru trwa³ego - powiedzia³ Masrin z
przekonaniem. - Je?li nie bêdê siê przez ni¹ przepycha³, to zaro?nie sama.
- Ale przecie¿ mo¿emy tu zostaæ tylko do pó³nocy. Co bêdzie dalej?
- Nie wiem, miejmy nadziejê, ¿e do tego czasu sprawa siê wyja?ni.
Do Centrali
Biuro 41
Kontroler Miglese
Szanowny Panie!
Niniejszym przesy³am ofertê na wykonanie nowej metagalaktyki w
rejonie MORSTT. Je?li ?ledzi³ pan ostatnie dyskusje w krêgach
artystycznych, to zapewne wie pan, ¿e zastosowanie przeze mnie
niestabilnych atomów w budowie metagalaktyki ATTALA zosta³o uznane za
"najwiêkszy krok naprzód w in¿ynierii od czasu wynalezienia zmiennego
przep³ywu czasu". Jako dowód za³¹czam recenzje.
Praca moja zosta³a powszechnie uznana za osi¹gniêcie artystyczne.
Wiêkszo?æ niedoci¹gniêæ - nieuniknionych w tego rodzaju pracy - w
metagalaktyce ATTALA zosta³a zlikwidowana. Pracujê nadal nad osobnikiem
zamieszanym w sprawê dziury w czasie. Jak dotychczas, wspó³praca z nim
uk³ada siê zupe³nie dobrze, uwzglêdniaj¹c inne czynniki, maj¹ce wp³yw na
jego postêpowanie.
Dzisiaj ?ci¹gn¹³em brzegi otworu, pozostawiaj¹c je do zro?niêcia.
Mam nadziejê, ¿e wchodz¹cy w grê osobnik pozostanie na miejscu, gdy¿ w
gruncie rzeczy nie lubiê dokonywaæ ekstrakcji. Ostatecznie ka¿dy
osobnik, ka¿da planeta, ka¿dy uk³ad s³oneczny, choæby nie wiem jak ma³y,
jest integraln¹ czê?ci¹ zaplanowanej przeze mnie ca³o?ci.
W ka¿dym razie pod wzglêdem artystycznym.
Proszê o powtórne dokonanie inspekcji. Proszê zwróciæ uwagê na
uk³ady galaktyczne wokó³ centrum metagalaktyki. Ich niezapomniane piêkno
pozostaje z cz³owiekiem na zawsze.
Proszê rozwa¿yæ moj¹ ofertê w ?wietle moich dotychczasowych osi¹gniêæ.
Przypominam, ¿e w dalszym ci¹gu nie otrzyma³em nale¿nego honorarium
za metagalaktykê ATTALA.
< powa¿aniem Z>
Carienomen
Za³¹czniki:
1. Oferta w sprawie budowy metaga1aktyki MORSTT
2. Artyku³y ma temat metagalaktyki ATTALA
- Jest za kwadrans dwunasta, kochanie - powiedzia³a zdenerwowana Kay.
- Czy s¹dzisz, ¿e mo¿na ju¿ wyj?æ?
- Poczekajmy jeszcze parê minut - Masrin wpatrywa³ siê w swój
zegarek, s³ysz¹c kroki skradaj¹cego siê Harfa, który czeka³ dok³adnie
dwunastej.
Za piêæ dwunasta Masrin postanowi³, ¿e trzeba spróbowaæ. Je?li dziura
nie znik³a do tego czasu, to piêæ minut niczego nie zmieni.
Postawi³ walizkê na komodzie i przysun¹³ sobie krzes³o. - Co robisz?
- spyta³a Kay.
- Nie chcê próbowaæ tych schodów po nocy. Ci praindianie s¹
wystarczaj¹co nieprzyjemni w dzieñ. Spróbujê wyj?æ w górê.
¯ona spojrza³a na niego spod oka w sposób zdradzaj¹cy niedwuznacznie,
co s¹dzi o stanie jego umys³u.
- Schody tu nie s¹ wa¿ne - wyja?ni³ Masrin. - Chodzi o przesuniêcie
siê w górê lub w dó³. Krytyczna ró¿nica poziomów wynosi chyba oko³o
piêciu stóp.
Kay nerwowo zaciska³a d³onie, patrz¹c, jak Masrin staje na krze?le, a
potem ostro¿nie wchodzi na komodê.
- Zdaje siê, ¿e wszystko w porz¹dku - powiedzia³ nieco dr¿¹cym
g³osem. - Spróbujê jeszcze trochê wy¿ej. Mówi¹c to wszed³ na walizkê.
I znik³.
By³ jasny dzieñ i znajdowa³ siê w mie?cie. W mie?cie, które jednak
nie przypomina³o w niczym Nowego Jorku. Jego piêkno zapiera³o dech w
piersiach - Masrin ba³ siê odetchn¹æ z obawy, aby nie naruszyæ tego
kruchego piêkna.
Widzia³ delikatne w rysunku, wysmuk³e wie¿e i budynki. I ludzi. Ale
jakich ludzi! - u?wiadomi³ sobie Masrin gwizdn¹wszy ze zdumienia.
Ludzie byli b³êkitni, w zielonkawym ?wietle zielonego s³oñca.
Masrin zrobi³ g³êboki wdech i poczu³, ¿e siê dusi. Jeszcze jeden
kurczowy wdech i zacz¹³ siê chwiaæ na nogach. Ale¿ tutaj nie by³o
powietrza! W ka¿dym razie nadaj¹cego siê dla niego. Zrobi³ krok do ty³u
i spad³.
Wyl¹dowa³ na wpó³ uduszony na pod³odze w swoim pokoju.
Po chwili doszed³ do siebie. Us³ysza³, ¿e Harf dobija siê do drzwi.
Masrin podniós³ siê z trudem i próbowa³ co? wymy?liæ. Harf zapewne
podejrzewa, ¿e Masrin jest szefem gangu, czy co? takiego. Je?li nie
wyjd¹, wezwie policjê. A to bêdzie musia³o doprowadziæ do...
- Pos³uchaj - powiedzia³ do Kay - mam pomys³.
W gardle czu³ jeszcze gorzki smak atmosfery przysz³o?ci. W³a?ciwie
trudno siê dziwiæ, pomy?la³. Zajrza³ widocznie daleko w przysz³o?æ.
Sk³ad atmosfery uleg³ stopniowo zmianie i ludzie przystosowali siê. Dla
niego by³a to jednak trucizna.
- S¹ dwie mo¿liwo?ci - mówi³ Masrin. - Jedna, ¿e pod warstw¹
prehistoryczn¹ znajduje siê inna, wcze?niejsza warstwa. Druga, ¿e
warstwa prehistoryczna jest tylko miejscowym naruszeniem ci¹g³o?ci, ¿e
pod ni¹ jest znowu wspó³czesny Nowy Jork, rozumiesz?
- Nie.
- Chcê spróbowaæ dostaæ siê pod warstwê prehistoryczn¹. Byæ mo¿e w
ten sposób znajdê siê na parterze.
Kay zastanowi³a siê nad logik¹ udawania siê na tysi¹ce lat wstecz po
to, ¿eby przej?æ kilka metrów, ale nie odezwa³a siê.
Masrin otworzy³ drzwi i wyszed³ na schody, odprowadzany przez Kay.
- ¯ycz mi powodzenia! - powiedzia³.
- To nic nie pomo¿e - wtr¹ci³ stoj¹cy na schodach Harf. - Chcê,
¿eby?cie siê st¹d wynie?li!
Masrin zbieg³ po schodach.
W prehistorycznym Nowym Jorku by³ wci¹¿ jeszcze ranek i dzicy wci¹¿
jeszcze czekali na niego. Masrin uzna³, ¿e up³ynê³o tu najwy¿ej pó³
godziny, lecz nie mia³ czasu na zastanawianie siê dlaczego.
Zaskoczy³ ich i odbieg³ na jakie? dwadzie?cia jardów, zanim go
zobaczyli. Rzucili siê w pogoñ, a Masrin w biegu rozgl¹da³ siê za jakim?
obni¿eniem gruntu. Musia³ zej?æ o piêæ stóp w dó³, ¿eby siê st¹d wydostaæ.
Zobaczy³ przed sob¹ obni¿enie terenu i skoczy³.
Znalaz³ siê w wodzie. Raczej pod wod¹. Ci?nienie zgniata³o go, nad
g³ow¹ nie widzia³ ?wiat³a dziennego.
Widocznie trafi³ na okres, kiedy ta czê?æ kontynentu by³a dnem oceanu.
Masrin rozpaczliwie macha³ nogami, ból w uszach by³ nie do
wytrzymania. Zbli¿a³ siê do powierzchni i...
Sta³ znowu na ziemi, ociekaj¹c wod¹.
Tym razem dzicy mieli dosyæ. Widz¹c, jak wyrasta spod ziemi tu¿ przed
nimi, wydali okrzyk, przera¿enia i uciekli.
Zmêczonym krokiem Masrin wróci³ na wzgórze, wdrapa³ siê na szczyt i
znalaz³ siê na schodach.
Kay czeka³a na niego, a obok sta³ Harf, gapi¹c siê z otwart¹ gêb¹.
Masrin u?miechn¹³ siê s³abo.
- Panie Harf - powiedzia³ - czy mo¿e pan wej?æ do pokoju? Chcia³bym
co? panu powiedzieæ.
Do Centrali
Biuro 41
Kontroler Miglese
Szanowny Panie!
Nie rozumiem Pañskiej odpowiedzi na moj¹ ofertê w sprawie budowy
metagalaktyki MORSTT. Co wiêcej, nie s¹dzê, aby rynsztokowe wyra¿enia
by³y na miejscu w korespondencji urzêdowej.
Gdyby zada³ Pan sobie trud zapoznania siê z moj¹ ostatni¹ prac¹ w
rejonie ATTALA, przekona³by siê Pan, ¿e jako ca³o?æ jest to piêkne
dzie³o, stanowi¹ce trwa³e osi¹gniêcie w walce z pierwotnym chaosem.
Jedyn¹ usterk¹ jest przypadek owego cz³owieka zamieszanego w sprawê
dziury w czasie. Obawiam siê, ¿e bêdê jednak musia³ dokonaæ ekstrakcji.
Zasklepiony ju¿ otwór twardnia³, kiedy nagle osobnik ten przedar³
siê znowu, rozrywaj¹c go gorzej ni¿ przedtem. Paradoksu jak na razie nie
ma, ale w ka¿dej chwili ma¿e siê zdarzyæ.
Je?li nie zapanuje on nad swoim bezpo?rednim otoczeniem i jeszcze
raz spróbuje przej?cia, podejmê niezbêdne kroki. Paradoksy s¹
niedopuszczalne.
Zwracam siê do Pana, aby rozpatrzy³ Pan ponownie moj¹ ofertê.
Proszê mi wybaczyæ, ¿e niepokojê Pana takimi drobiazgami, ale wci¹¿
jeszcze nie otrzyma³em honorarium.
Z powa¿aniem
Carienomen
- Oto ca³a historia - koñczy³ swoj¹ opowie?æ Masrin w godzinê
pó?niej. - Wiem, ¿e brzmi to nieprawdopodobnie, ale sam pan widzia³, jak
znika³em.
- To prawda - przyzna³ Harf.
Masrin poszed³ do ³azienki zdj¹æ mokre ubranie.
- Tak - mówi³ Harf - chyba pan rzeczywi?cie znik³. - Nie ulega
w¹tpliwo?ci.
- I woli pan, ¿eby uczeni nie dowiedzieli siê o pañskich konszachtach
z diab³em?
- Nie! Wyja?nia³em ju¿ panu sprawê paradoksu.
- Chwileczkê - przerwa³ mu Harf. - Mówi³ pan o tych rze?bionych
maczugach. To musia³oby byæ cenne dla muzeum. Twierdzi³ pan, ¿e niczego
podobnego nie widzia³.
- Ale¿ mówi³em ju¿ - powiedzia³ Masrin wychodz¹c z ³azienki - ¿e nie
wolno mi stamt¹d niczego zabieraæ. Wywo³a³oby to...
- Oczywi?cie - przerwa³ mu Harf - móg³bym te¿ wezwaæ dziennikarzy. I
uczonych. Móg³bym nie?le zarobiæ na tym kulcie diab³a...
- Diabe³ nie ma tu nic do rzeczy. Nie wie pan., jak¹ rolê taka
maczuga mog³a odegraæ w historii. Mo¿e na przyk³ad zabito ni¹ cz³owieka,
który zjednoczy³by ludy Ameryki Pó³nocnej i pierwsi Europejczycy
zetknêliby siê ze zjednoczonym narodem Indian. Niech pan tylko pomy?li,
jaki by to mia³o wp³yw...
- Po co to gadanie - przerwa³ mu Harf - przyniesie mi pan tê maczugê,
czy nie?
- Mówi³em ju¿ panu - powiedzia³ zniechêcony Masrin. - Nie chcê
s³uchaæ tych historii o paradoksach. I tak nic z tego nie rozumiem. Ale
mogê siê z panem podzieliæ po po³owie tym, co dostaniemy za maczugê.
- Nie mogê.
- W porz¹dku. W takim razie do zabaczenia - Harf podszed³ do drzwi.
- Niech pan zaczeka!
Harf przystan¹³ i na jego cienkich, pajêczych wargach pojawi³ siê
u?miech.
Masrin zastanawia³ siê, co bêdzie gorsze. Przyniesienie maczugi
oznacza powa¿ne prawdopodobieñstwo wywo³ania paradoksu, gdy¿ usunie z
przesz³o?ci wszystko to, co wi¹za³o siê z t¹ maczug¹. Je?li tego nie
zrobi, Harf ?ci¹gnie tu dziennikarzy i uczonych. Mog¹ sprawdziæ
prawdziwo?æ wszystkiego spychaj¹c go po prostu ze schodów; prêdzej czy
pó?niej zrobi³aby to i tak policja.
Przy zamieszaniu w to wiêkszej ilo?ci osób paradoks by³by
nieunikniony. I mo¿liwe, ¿e ca³a Ziemia zosta³aby usuniêta. Masrin by³
co do tego przekonany, choæ nie wiedzia³ dlaczego.
Tak czy owak by³ zgubiony, ale zdobycie maczugi wydawa³o mu siê
prostsze.
- Przyniosê panu maczugê - powiedzia³ Masrin. Wyszed³ na schody
odprowadzany przez Kay i Harfa. Kay chwyci³a go za rêkê.
- Nie rób tego - prosi³a.
- Nie mam innego wyj?cia. - Przez chwilê my?la³ o zabiciu Harfa. To
jednak mog³oby go zaprowadziæ na krzes³o elektryczne. Oczywi?cie móg³by
zabraæ jego cia³o i pogrzebaæ je w przesz³o?ci.
Ale trup dwudziestowiecznego cz³owieka w prehistorycznej Ameryce te¿
mo¿e wywo³aæ paradoks. Gdyby go tak znaleziono?
A poza tym nie by³by zdolny do zabicia cz³owieka. Masrin poca³owa³
¿onê i zszed³ po schodach.
Dzikusów nie by³o nigdzie widaæ, ale mia³ uczucie, ¿e ?ledz¹ go
czyje? oczy. Znalaz³ na ziemi dwie maczugi. Widocznie te, które go
dotknê³y, stawa³y siê tabu - pomy?la³ podnosz¹c jedn¹ z nich i
spodziewaj¹c siê, ¿e podobna maczuga mo¿e mu w ka¿dej chwili roz³upaæ
czaszkê. Jednak na równinie nadal panowa³ spokój.
- Brawo! - zawo³a³ Harf. - Dawaj j¹ pan tutaj! Masrin poda³ mu
maczugê, potem podszed³ do Kay i obj¹³ j¹. Teraz paradoks by³ równie
oczywisty, jak gdyby zamordowa³ w³asnego prapradziadka.
- Piêkna sztuka - mówi³ Harf, podziwiaj¹c maczugê.
Mo¿e pan uwa¿aæ, ¿e zap³aci³ pan za nastêpny miesi¹c. Nagle maczuga
znik³a z jego d³oni.
Potem znik³ Harf.
Kay zemdla³a.
Masrin zaniós³ j¹ na ³ó¿ko i prysn¹³ jej wod¹ w twarz.
- Co siê sta³o? - spyta³a Kay.
- Nie wiem - powiedzia³ Masrin zdziwiony. - Wiem tylko tyle, ¿e
musimy tu pozostaæ jeszcze przez dwa tygodnie. Choæby?my mieli z g³odu
kit z okien wyjadaæ.
Do Centrali
Biuro 41
Kontroler Miglese
Szanowny Panie!
Pañska propozycja, abym zaj¹³ siê remontem uszkodzonych gwiazd, jest
obelg¹ dla mnie i mojej firmy. Odmawiamy, powo³uj¹c siê na dotychczasowe
osi¹gniêcia, opisane w broszurze, któr¹ za³¹czam. Jak mo¿e Pan
proponowaæ tak¹ pracê jednej z najbardziej zas³u¿onych firm Centrali?
Ponawiam swoj¹ ofertê budowy nowej metagalaktyki w rejonie MORSTT.
Je?li chodzi o metagalaktykê ATTALA, to praca nad ni¹ zosta³a
zakoñczona i ?mia³o mo¿na stwierdziæ, ¿e lepszej konstrukcji nigdzie Pan
nie znajdzie. Ten fragment wszech?wiata jest cudem.
Co do osobnika, który zaklinowa³ siê w dziurze czasowej, to
ostatecznie nie dokona³em jego ekstrakcji, usun¹³em natomiast jeden z
czynników maj¹cych na niego negatywny wp³yw. Bêdzie móg³ siê teraz
rozwijaæ normalnie.
Musi Pan przyznaæ, ¿e jest to przyk³ad dobrej roboty i
charakterystycznej dla mnie wynalazczo?ci.
Decyzja moja by³a nastêpuj¹ca: Po co usuwaæ zdrowego osobnika, je?li
mo¿na go uratowaæ usuwaj¹c tego, który wnosi rozk³ad?
Jeszcze raz proszê o komisyjne przyjêcie mojej pracy. Domagam siê
powtórnego rozpatrzenia mojej oferty w sprawie nowej metagalaktyki.
W dalszym ci¹gu nie otrzymujê honorarium!
Z powa¿aniem
Carienomen
Za³¹czniki:
1) broszura, stron 9978.