11913
Szczegóły |
Tytuł |
11913 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11913 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11913 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11913 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Raymond E. Feist
Szpon Srebrnego Jastrz�bia
Konklawe Cieni
Ksi�ga I
Dla Jamie Ann
za nauczenie mnie rzeczy,
o kt�rych nie wiedzia�em,
�e musz� si� nauczy�.
CZʌ� PIERWSZA
Sierota
�mier� stoi nade mn�, szepcz�c cicho
Nie wiem co wprost do mego ucha...
Walter Savage Landor
ROZDZIA� PIERWSZY
Zmiany
Czeka�.
Ch�opiec dr�a� i kuli� si�, przysuwaj�c si� jak najbli�ej gasn�cego �aru
skromnego ogniska.
Jego niebieskie oczy zapad�y si� i pociemnia�y od braku snu. Porusza� wolno
ustami, powtarzaj�c
sobie s�owa pie�ni, kt�rej nauczy� go ojciec. �wi�ta melodia kaleczy�a mu suche
usta i pali�a
w gardle. Na ciemnych, prawie czarnych w�osach ch�opca osiad� kurz. Mimo ch�ci
pozostania
przytomnym w oczekiwaniu na wizj�, trzy razy podda� si� zm�czeniu i zasn�� z
g�ow� w pyle.
Wyra�ne ko�ci policzkowe w jego szczup�ej twarzy wydawa�y si� teraz jeszcze
ostrzejsze. Straci�
mocno na wadze, zmizernia� i zblad�. Nosi� na sobie tylko przepask� biodrow�,
ubi�r
charakterystyczny dla poszukiwaczy wizji. Ju� po pierwszej nocy zat�skni� bardzo
za sw�
sk�rzan� tunik� i spodniami, mocnymi butami i ciemnozielonym p�aszczem.
Ponad nim ciemne niebo powoli stawa�o si� ja�niejsze. Nadchodzi� �wit i gwiazdy
zacz�y
znika� z niebosk�onu. Powietrze wydawa�o si� nieruchome, tak jakby czeka�o na
pierwsze
westchnienie, na pierwszy ruch nowego dnia. Taka cisza by�a do�� niezwyk�a,
jednocze�nie
fascynowa�a i wytr�ca�a z r�wnowagi. Ch�opiec wstrzyma� na chwil� oddech,
ws�uchuj�c si�
w otaczaj�cy go �wiat. A potem dotkn�� go lekki podmuch, najdelikatniejszy
powiew nocnego
westchnienia i on sam odetchn�� pe�n� piersi�.
Kiedy zobaczy� ja�niejsz� smug� na wschodnim niebie, wyci�gn�� r�k� i wzi��
tykw�.
Poci�gn�� niewielki �yk wody, oszcz�dzaj�c tak wiele p�ynu na p�niej, jak to
tylko by�o
mo�liwe. Nie wolno mu by�o pi� wi�cej, dop�ki nie do�wiadczy wizji. Wtedy m�g�
ruszy� dalej
i napi� si� do woli ze strumienia, kt�ry kilkaset metr�w ni�ej przecina� szlak
prowadz�cy do
domu ch�opca.
Przez dwa dni siedzia� pod szczytem Shatana Higo, w miejscu, gdzie mia� sta� si�
m�czyzn�, i czeka� na wizj�. Tu� przed oczekiwaniem bra� udzia� w
przygotowaniach. Pi� tylko
napary z zi� i wod�, jad� tradycyjne potrawy wojownik�w, czyli suszone mi�so,
suchary
i popija� p�ynem z gorzkich zi�. A potem przez p� dnia wspina� si� pylist�
�cie�ynk�, wij�c� si�
na wschodnim stoku �wi�tej g�ry, a� do ma�ego zag��bienia po�o�onego zaledwie
kilka metr�w
poni�ej wierzcho�ka Shatana Higo. W miejscu tym nie zmie�ci�oby si� wi�cej ni�
p� tuzina
m�czyzn, ale ch�opcu wyda�o si� rozleg�e i puste, kiedy je po raz pierwszy
ujrza� w trzecim dniu
ceremonii. Dzieci�stwo, kt�re sp�dzi� w ogromnym domu, w otoczeniu wielu
krewnych, nie
przygotowa�o go na tak� izolacj�. Po raz pierwszy w ca�ym swoim �yciu pozosta�
sam, bez
towarzyszy, na d�u�ej ni� kilka godzin.
Tak jak to by�o w zwyczaju pomi�dzy Orosinimi, ch�opiec rozpocz�� sw�j rytua�
wej�cia
w wiek m�ski na trzeci dzie� przed �wi�tem Przesilenia Letniego, kt�re
mieszka�cy nizin
nazywali Banapis. Ch�opiec mia� powita� nowy rok i sp�dzi� koniec swego
dzieci�cego �ycia na
rozwa�aniu tradycji swojej rodziny, plemienia i narodu oraz na poszukiwaniu
m�dro�ci swoich
przodk�w. Mia� czas na drugie medytacje i wejrzenie w siebie, aby odnale��
w�a�ciwe miejsce
we wszech�wiecie i odgadn��, jakie zadanie wyznaczyli mu bogowie. Gdyby wszystko
dzia�o si�
tak, jak zwykle, powinien po��czy� si� ze swoj� rodzin� i ca�ym klanem w wiecz�r
�wi�ta
Przesilenia Letniego.
Jako dziecko ch�opca nazywano Kieli. By�o to zdrobnienie od Kielianapuna, nazwy
rudej
wiewi�rki, sprytnego i zwinnego zwierz�tka zamieszkuj�cego lasy jego rodzinnych
stron. Kiedy
jednemu z Orosinich uda�o si� dostrzec wiewi�rk�, zwykle doskonale ukryt� w
g�szczu, uznawa�
to za szcz�liwy omen. A Kieli by� uznawany za szcz�liwe dziecko.
Ch�opiec trz�s� si� teraz niekontrolowanie, gdy� mizerne zasoby tkanki
t�uszczowej nie
chroni�y go wcale przed nocnym ch�odem. Nawet w �rodku lata na szczytach g�r
Orosinich po
zachodzie s�o�ca robi�o si� bardzo ch�odno.
Kieli czeka� na wizj�. Zobaczy�, jak na wschodzie rozja�nia si� niebo; wolno
zmienia�o
barw� z szarej na bladob��kitn�, a potem na lekko r�ow�. Zbli�a� si� wsch�d
s�o�ca. Ch�opiec
ujrza�, jak szczyty odleg�ych g�r oblewa z�ota po�wiata i tarcza s�oneczna
wy�ania si� zza
horyzontu, przynosz�c mu kolejny dzie� samotno�ci. Odwr�ci� oczy, kiedy s�o�ce
wysz�o zza
g�r, gdy� �wiat�o o�lepia�o go. Powoli przestawa� dr�e�. S�o�ce nareszcie
podnios�o si� na tyle
wysoko, �e ogrza�o ch�odne powietrze. Czeka�, na pocz�tku w gotowo�ci, a potem
bez nadziei,
zm�czony i g�odny.
Ka�dy ch�opiec Orosini przyst�powa� do tego rytua�u w dzie� przesilenia
letniego, w czasie
bliskim rocznicy swoich urodzin, w jednym z wielu �wi�tych miejsc rozsianych po
kraju. Przez
lata nieprzeliczone rzesze ch�opc�w wspina�y si� na niedost�pne szczyty i
wraca�y jako
m�czy�ni.
Poczu� chwilow� zazdro��, kiedy pomy�la�, �e dziewcz�ta w jego wieku pozosta�y w
wiosce,
w okr�g�ym domu z kobietami, jedz�c i plotkuj�c, �piewaj�c i modl�c si�.
Dziewczynki jako�
zdobywa�y swe doros�e imiona bez g�odowania i trud�w b�d�cych udzia�em ch�opc�w.
Kieli
pozwoli�, aby to uczucie przemin�o. Rozwa�anie spraw, nad kt�rymi nie mamy
kontroli, jest
strat� czasu, tak powiedzia�by jego dziadek.
Pomy�la� o swoim dziadku, �miechu W Jego Oczach, kt�ry jako ostatni przem�wi� do
niego,
kiedy ch�opiec wyrusza� na samotny szlak z doliny, gdzie mieszkali ludzie jego
plemienia, na
wysokie g�rskie szczyty. Stary cz�owiek u�miecha� si� jak zawsze. Kieli z trudem
przypomina�
sobie chwile, kiedy na twarzy jego dziadka nie go�ci� u�miech. Twarz starca
przypomina�a
br�zow� sk�r�, ogorza�� po osiemdziesi�ciu latach wystawiania na g�rskie wiatry.
Tatua� klanu
na lewym policzku ci�gle jednak pozosta� czarny, mimo czasu sp�dzonego na
s�o�cu. M�dre
oczy dziadka i wyra�ne ko�ci policzkowe komponowa�y si� doskonale ze
stalowoszarymi,
prostymi w�osami, opadaj�cymi mu na ramiona. Kieli przypomina� swego dziadka
nawet bardziej
ni� ojca. Obaj mieli oliwkow� sk�r�, kt�ra w lecie stawa�a si� br�zowa i nigdy
nie czerwienia�a
na s�o�cu. W m�odo�ci w�osy starca tak�e by�y koloru kruczego skrzyd�a. Wszyscy
m�wili, �e
pokolenia temu w rodzinie Kieliego musia� pojawi� si� jaki� cudzoziemiec, gdy�
Orosini
posiadali raczej jasn� karnacj� i nawet br�zowe w�osy by�y czym� niezwyczajnym.
Dziadek Kieliego wyszepta� do niego:
� Kiedy tykwa jest pusta, w dzie� Przesilenia Letniego, pami�taj o jednym:
je�eli bogowie
nie nadali ci jeszcze imienia, to oznacza, �e mo�esz wybra� je sobie sam.
A potem przyw�dca klanu u�cisn�� go, jakby w zabawie, ale jednak mocno, i pchn��
na
�cie�k�. Inni m�czy�ni z wioski Kulaam patrzyli, jak idzie, u�miechaj�c si�
albo �miej�c
otwarcie, gdy� oczekiwali ju� �wi�ta, a czas nadawania imion by� czasem rado�ci.
Kieli zapami�ta� s�owa swego dziadka i zastanawia� si�, czy w�a�ciwie
kt�rykolwiek ch�opiec
posiada imi� nadane mu przez bog�w. Sprawdzi�, ile jeszcze p�ynu pozosta�o w
tykwie i oceni�,
�e sko�czy si� oko�o po�udnia. Wiedzia�, �e znajdzie wod� w strumyku w po�owie
drogi do
wioski. To oznacza�o, �e musi opu�ci� miejsce na g�rze, kiedy s�o�ce b�dzie w
zenicie.
Siedzia� cicho przez chwil�, my�li o rodzinnej wiosce przemyka�y mu przez g�ow�
niczym
rozbryzgi piany z wodospadu na rzece p�yn�cej za d�ugim domem. Mo�e gdy uwolni
umys�,
mo�e je�eli nie b�dzie stara� si� tak mocno do�wiadczy� wizji, wtedy ona
przyjdzie do niego.
Chcia� ju� wraca� do wioski; t�skni� za rodzin�. Jego ojciec, Wo�anie O �wicie,
by� dla ch�opca
wzorem � silny, przyjacielski, dobry, weso�y; nie zna� l�ku w bitwie i darzy�
swe dzieci
�agodnym uczuciem. Ch�opiec t�skni� za matk�, Szeptem Nocnego Wiatru, i za
m�odsz� siostr�,
Milian�, ale najbardziej za starszym bratem, D�oni� S�o�ca, kt�ry powr�ci� ze
swojej wyprawy
po wizj� zaledwie dwa lata wcze�niej. Ch�opak sk�r� mia� spalon� na czerwono
promieniami
s�o�ca i tylko na klatce piersiowej bia�o odcina� si� kszta�t r�ki, kt�ra
spoczywa�a tam przez ca�y
dzie�. Ich dziadek �artowa� sobie, �e D�o� nie by� pierwszym ch�opcem, kt�ry
do�wiadczy� wizji
podczas snu. D�o� zawsze dobrze traktowa� swego m�odszego braciszka i
siostrzyczk�. Zajmowa�
si� nimi, kiedy matka musia�a wyj�� w pole, pokazywa� im miejsca, gdzie
najszybciej dojrzewaj�
jagody. Wspomnienia owoc�w rozgniecionych z miodem i podawanych z ciep�ym
chlebem
sprawi�y, �e ch�opcu pociek�a �lina.
�wi�to b�dzie bardzo radosne, a my�li o jedzeniu, kt�re czeka�o na niego w
wiosce, skr�ci�y
g�odem �o��dek Kieliego. B�dzie m�g� siedzie� w d�ugim domu wraz z m�czyznami,
a nie jak
do tej pory w domu okr�g�ym z matk� i innymi kobietami i dzie�mi. Poczu� lekki
b�l straty,
kiedy o tym pomy�la�. �piew kobiet podczas codziennych obowi�zk�w, ich �miech,
przekomarzania i ploteczki by�y cz�ci� jego �ycia, odk�d pami�ta�. Ale tak�e
patrzy� z dum�
w przysz�o��, w kt�rej b�dzie m�g� zasi��� z m�czyznami klanu przy jednym
stole.
Przez jego cia�o przebieg� silny dreszcz, a potem Kieli westchn�� i rozlu�ni�
si�, czuj�c na
sk�rze ciep�e promienie s�o�ca. Pozwoli� napi�tym mi�niom nieco odpocz�� i
ukl�kn��, aby
zaj�� si� ogniskiem. Po�o�y� kilka nowych polan na �arz�cych si� w�glach i
podmucha� na nie
lekko. W kilka minut ogie� rozpali� si� na nowo. Nied�ugo, kiedy ju� g�rskie
powietrze ogrzeje
si� dostatecznie, pozwoli p�omieniom opa��. Teraz jednak�e by� wdzi�czny za
ciep�o, jakie dawa�
mu ogie�.
Usiad�, opieraj�c si� plecami o kamienie, kt�re powoli rozgrzewa�y si� w
promieniach
wschodz�cego s�o�ca, pomimo utrzymuj�cego si� w powietrzu ch�odu, i upi� kolejny
�yk wody.
Westchn�� ci�ko i spojrza� na niebo. Dlaczego nie mia� �adnej wizji? Dlaczego
nie otrzyma�
�adnej wiadomo�ci od bog�w, kt�rzy nadaj� imiona m�czyznom?
Jego imi� b�dzie kluczem do na �ha �tah, sekretnej natury istnienia, tej cz�ci
jego
osobowo�ci, kt�r� zna tylko on i bogowie. Inni ludzie poznaj� jego imi�, gdy�
wyjawi im je
z dum�, ale nikomu nie wyjawi sekretnej natury wizji ani tego, co imi� oznacza
naprawd�. Nie
zdradzi, jakie miejsce bogowie przeznaczyli mu we wszech�wiecie, jakie otrzyma�
od nich
zadanie i jakie jest jego przeznaczenie. Jego dziadek powiedzia� mu raz, �e
niewielu m�czyzn
w�a�ciwie rozumie swoje na �ha �tah, chocia� wielu tak si� w�a�nie wydaje.
Czasami, m�wi�
starzec, przes�anie jest proste: b�d� dobrym m�em i ojcem, czy� dobro w swojej
wiosce,
wspomagaj kraj i plemi�, b�d� wzorem do na�ladowania, gdy� z twego nasienia
narodzi si�
wybraniec, na �rif, kt�ry dokona wielkich czyn�w po twojej �mierci.
Kieli wiedzia�, co jego dziadek powiedzia�by w tej w�a�nie chwili. Stwierdzi�by,
�e ch�opiec
zanadto si� martwi i po prostu powinien od�o�y� troski na bok i pozwoli� bogom
przekaza�
swoj� wol�. Kieli wiedzia�, �e ojciec powiedzia�by dok�adnie to samo, dodaj�c od
siebie par�
s��w o tym, �e ten, kt�ry pragnie polowa� i zasiada� w d�ugim domu albo by�
dobrym m�em,
najpierw musi si� nauczy� cierpliwo�ci i uwa�nego s�uchania.
Zamkn�� oczy i ws�ucha� si� w poszum wiatru przemykaj�cego g�rskimi szczytami.
S�ysza�
lekki szum, kiedy wicher porusza� delikatnie ga��zkami cedr�w i sosen. Czasami
wiatr by�
okrutnym towarzyszem; przedostawa� si� przez najgrubsze futra i kaleczy� cia�o
jak zimne,
bezlitosne szpony. Ale potrafi� tak�e przynie�� ze sob� ukojenie, ch�odz�c
niezno�nie gor�ce
letnie powietrze. Jego ojciec opowiedzia� ch�opcu o g�osach wiatru i o tym, jak
nauczy� si� je
rozumie�, tak jak or�y i soko�y buduj�ce gniazda pomi�dzy niedost�pnymi
kraw�dziami
szczyt�w. Kieli podni�s� gwa�townie g�ow�, s�ysz�c, jak poranne powietrze
przecina g�o�ny pisk.
Zobaczy� srebrnego jastrz�bia, kt�ry w�a�nie upolowa� kr�lika nie dalej ni�
dwana�cie metr�w od
ogniska ch�opca. Ptak nale�a� do najrzadszego gatunku, wyst�puj�cego tylko w
wysokich g�rach.
Mia� szare pi�ra, c�tkowane czarno w okolicy szyi i bark�w, ale po�yskliwe
upierzenie sprawia�o,
�e jastrz�b wygl�da� jak srebrny, kiedy unosi� si� na tle czystego nieba. Ptak
spad� na
przera�onego kr�lika i jednym uderzeniem skrzyde� porwa� swoj� ofiar� w
powietrze. Jak kotek
niesiony przez matk�, kr�lik zwisa� bezw�adnie ze szpon�w jastrz�bia, niejako
poddaj�c si�
losowi. Kieli wiedzia�, �e zwierz�tko jest w szoku. Natura oszcz�dzi�a mu b�lu i
strachu,
przyt�piaj�c jego zmys�y. Ch�opiec widzia� kiedy� jelenia le��cego bez ruchu na
ziemi
w oczekiwaniu na my�liwego, kt�ry no�em skr�ci jego cierpienia spowodowane
niecelnie
wypuszczon� strza��.
Daleko zobaczy� inne ptaki, leniwie unosz�ce si� w porannym blasku; �apa�y
unosz�ce si�
z nagrzanych przez s�o�ce kamieni ciep�e powietrze, kt�re pozwala�o im szybowa�
w poszukiwaniu zdobyczy. Wiedzia�, �e to myszo�owy. Ich pot�ne skrzyd�a
pozwala�y im na
szybowanie na pr�dach ciep�ego powietrza, podczas gdy oczy ptak�w wypatrywa�y w
dole
umieraj�cych i martwych zwierz�t. Na ziemi by�y brzydkie i niezgrabne, wyrywaj�c
sobie
nawzajem strz�py padliny, ale w locie wygl�da�y pi�knie i majestatycznie.
Na po�udniu zobaczy� balansuj�c� kani� o czarnym ogonie. Ogon kierowa�a w d� i
uderza�a
kilkakrotnie skrzyd�ami, a potem pozwala�a cia�u opa�� kilka metr�w. Opada�a i
unosi�a si� nad
miejscem, gdzie znajdowa�a si� jej potencjalna ofiara. Nagle z zadziwiaj�c�
zwinno�ci� rzuci�a
si� w d� szponami naprz�d i z precyzj� granicz�c� z nadnaturalnymi zdolno�ciami
uderzy�a
w ziemi� ciasnym �ukiem. Wznios�a si� z powrotem w powietrze w u�amku sekundy,
�ciskaj�c
w pazurach piszcz�c� mysz.
Z daleka dotar�y do niego odg�osy lasu. D�wi�ki dnia i nocy r�ni�y si� od
siebie. Teraz
dzienni mieszka�cy puszczy zaczynali podkre�la� swoj� obecno��, podczas gdy ich
nocni
s�siedzi szukali kryj�wek, aby przespa� s�oneczne godziny Dzi�cio� ha�a�liwie
poszukiwa�
robak�w w korze s�siedniego drzewa Kieli poznawa� po sekwencjach nast�puj�cych
po sobie
stukni��, �e szukaj�cy �niadania ptak nale�y do gatunku du�ych dzi�cio��w
nosz�cych na
g��wkach charakterystyczne czerwone czapeczki Ptak uderza� w drzewo wolno,
g�o�no
i nieprzerwanie, inaczej ni� jego mniejszy, niebieskoskrzyd�y kuzyn.
S�once wznios�o si� wy�ej na porannym niebie Ognisko zgas�o, gdy� Kieli nie
potrzebowa�
ju� jego ciep�a G�rskie szczyty nagrzewa�y si� szybko Kieli walczy� z pokus�
wypicia do ko�ca
wody pozosta�ej w tykwie, gdy� wiedzia�, �e musi mu ona wystarczy� a� do chwili,
kiedy b�dzie
got�w, aby podj�� w�dr�wk� w kierunku wioski Napije si� do woli ze strumienia na
szlaku, ale
najpierw musi tam dotrze� Je�eli zmarnuje wod� teraz, p�niej mo�e nie starczy�
mu si� na
doj�cie do strumyka.
Zdarza�o si�, chocia� bardzo rzadko, �e ch�opcy gin�li na szczycie g�ry Plemi�
przygotowywa�o ich najlepiej, jak to by�o mo�liwe, ale ci, kt�rzy nie zdo�ali
przetrwa� ceremonii
nadawania imienia uznawani byli za odrzuconych przez bog�w, a lamenty ich rodzin
nape�nia�y
gorycz� rado�� �wi�ta Przesilenia Letniego.
Robi�o si� coraz gor�cej i powietrze wysch�o Nagle Kieli zorientowa� si�, �e
zacz�� wia� sa
tata Wiatry z p�nocy przy nosi�y ch��d niezale�nie od pory roku, ale letnie
zachodnie bryzy
stawa�y si� w tym okresie suche i gor�ce Ch�opiec widzia� jak trawa br�zowieje i
kruszy si� na
wietrze w nieca�e trzy dni a owoce schn� na ga��ziach M�czy�ni byli
niespokojni, a kobiety
�atwo wpada�y w gniew, kiedy sa tata wia� d�u�ej ni� kilka dni skora wysycha�a i
piek�a W takie
dni Kieli jego brat p�ywali w jeziorach i rzekach, ale zanim docierali do wioski
ich skora by�a juz
sucha i nie czuli na sobie d�ugo ch�odnego dotyku wody.
Kieli wiedzia� tak�e, �e jest w niebezpiecze�stwie, gdy� je�eli tu zostanie, sa
tata wyssie
z jego cia�a ka�d� kropl� wilgo ci Spojrza� na niebo i doszed� do wniosku, �e do
po�udnia zosta�y
mu juz tylko dwie godziny Popatrzy� na s�once, znajduj�ce si� teraz w po�owie
wysoko�ci zenitu,
i zamruga�, kiedy poczu�, jak w oczach zbieraj� mu si� �zy.
Kich pozwoli� swemu umys�owi w�drowa� swobodnie przez chwil�, zastanawiaj�c si�,
kogo
wybior� na jego towarzyszk� przy stole Ch�opiec zapragn�� przez moment, aby jego
ojciec
spotka� si� z rodzicami jednej z m�odych dziewcz�t mieszkaj�cych w wiosce W�r�d
rodak�w
Kieli m�g� wybra� jedn� z trzech Rapanuan�, c�rk� Dymu W Lesie, Janatu�, c�rk�
Wielu
Z�amanych W��czni i Oko Niebieskoskrzyd�ej Cyraneczki, c�rk� �piewaj�cego Dla
Wiatru Oko
Niebieskoskrzyd�ej Cyraneczki by�a od niego starsza o rok i otrzyma�a swe
kobiece imi� zesz�ego
lata, ale w wiosce nie by�o �adnego ch�opca w odpowiednim wieku, aby mog�a si� z
nim wtedy
po��czy� Tego roku, razem z Kielim, w doros�o�� mia�o wej�� sze�ciu ch�opc�w
Dziewczyna
posiada�a dziwaczne poczucie humoru i Kieli zawsze si� zastanawia�, co j� tak
bardzo �mieszy
w danym momencie Cz�sto wydawa�o mu si� ze jest mm zainteresowana i w jej
obecno�ci czu�
si� niezr�cznie Chocia� starannie to ukrywa�, ba� si� dziewczyny troch� bardziej
ni� innych Ale
Rapanuana by�a gruba i mia�a z�y charakter, a Janatua zawsze chodzi�a ze
�ci�gni�t� twarz� i z
nie�mia�o�ci nie odzywa�a si� do ch�opc�w Oko Niebieskoskrzyd�ej Cyraneczki by�a
wysoka
i silna, a jej miodowobr�zowe oczy o surowym wyrazie zw�a�y si� w szparki, gdy
si� �mia�a
Mia�a sk�r� ja�niejsz� ni� inne dziewcz�ta, pokryt� mrowiem pieg�w Twarz w
kszta�cie serca
okala�a grzywa w�os�w o barwie letniego zbo�a Kieli modli� si� do bog�w, aby
jego ojciec
spotka� si� z rodzicami tej w�a�nie dziewczyny w noc przed Przesileniem Letnim,
a nie z innymi
Nagle poczu� przyp�yw strachu. Zda� sobie spraw�, �e jego ojciec m�g� spotka�
si� z rodzicami
dziewcz�t spoza jego wioski, mieszkaj�cych w pobliskich sio�ach, z ojcem t�pej
Pialui, albo
�adnej, ale wiecznie narzekaj�cej Nandu.
Westchn��. I tak nie m�g� nic na to poradzi� S�ysza� historie o m�czyznach i
kobietach,
kt�rzy si� kochali, sagi opowiadane przez bajarzy przy ogniskach, opowie�ci
zaczerpni�te od
bard�w z nizin i zawleczone na wy�yny Orosinich. Jednak w�r�d jego ludzi to
ojciec wybiera�
narzeczon� dla syna albo przysz�ego m�a dla c�rki. Czasem zdarza�o si�, �e
ch�opiec, nie, ju�
m�czyzna, wracaj�cy z wyprawy po wizje od bog�w nie zastawa� w wiosce
narzeczonej, kt�ra
mia�a mu towarzyszy� w �wi�cie dojrza�o�ci i musia� czeka� kolejny rok na inn�
dziewczyn�.
Czasami, cho� rzadko, m�czyzna odkrywa�, �e �aden ojciec nie chce odda� mu swej
c�rki
i wyrusza� do innej wioski w poszukiwaniu �ony albo rezygnowa� z ma��e�stwa i
pozostawa�
sam. S�ysza� raz o wdowie, kt�rej ojciec umar�, zanim zd��y� znale�� dla niej
nowego m�a.
Kobieta ta zamieszka�a z jednym z samotnych m�czyzn, ale nikt w wiosce nie
uwa�a� tego za
w�a�ciwe.
Westchn�� ponownie. Chcia�, �eby ju� by�o po wszystkim. By� g�odny i marzy�
o odpoczynku we w�asnym ��ku. I pragn�� Oka Niebieskoskrzyd�ej Cyraneczki,
chocia�
dziewczyna sprawia�a, �e czu� si� przy niej niezr�cznie.
Wraz z wiatrem dotar� do niego d�wi�k, kt�ry, jak si� domy�la�, wyda�a z siebie
nied�wiedzica prowadz�ca m�ode. Zwierz� wydawa�o si� zaniepokojone i Kieli
domy�li� si�, �e
m�ode nied�wiedzi�tka w�a�nie wdrapuj� si� na drzewo na rozkaz matki. Ch�opiec
usiad�. Co
mog�o a� tak zaniepokoi� czarnego nied�wiedzia tutaj, w wysokich g�rach? Mo�e
du�y
drapie�nik, leopard albo kuguar? Na tej wysoko�ci nie spotyka�o si� raczej
ogromnych skalnych
lw�w. Kieli pomy�la�, �e to mo�e poluj�cy wywern i poczu� si� nagle ma�y, s�aby
i doskonale
widoczny na tle ska�.
Wywern, m�odszy brat smoka, radzi� sobie z p�tuzinem, a nawet wi�ksz� liczb�
do�wiadczonych woj�w, wi�c ch�opiec, uzbrojony jedynie w ceremonialny sztylet i
tykw�
z wod� stanowi� bardzo �akomy k�sek dla g�odnego potwora.
Poluj�ce wilki tak�e mog�y wystraszy� nied�wiedzic�. Dzikie psy i wilczarze na
og� omija�y
nied�wiedzie szerokim �ukiem, ale m�ode by�y �atw� zdobycz�, o ile sforze
uda�oby si� odci�gn��
matk� od jednego z nich.
Albo byli to ludzie.
W pewnej odleg�o�ci w powietrzu utworzy� si� kr�g myszo�ow�w i ch�opiec poderwa�
si�
z ziemi, aby mie� lepszy widok. Zakr�ci�o mu si� nagle w g�owie, gdy� wsta� zbyt
szybko.
Opieraj�c si� r�k� o ska�� dla podtrzymania r�wnowagi, wpatrzy� si� w
przeciwleg�y stok. S�o�ce
by�o teraz wystarczaj�co wysoko na niebie, aby przegoni� poranne mg�y i ch�opiec
wyra�nie
widzia� myszo�owy i kanie, kr���ce nad jakim� odleg�ym miejscem. Kieli by� znany
w wiosce
z doskona�ego wzroku. Niewielu z jego plemienia widzia�o tak dobrze jak on, a w
historii jego
klanu �aden cz�owiek nie mia� lepszego wzroku. Jego dziadek �artowa� sobie, �e
czegokolwiek
by ch�opcu brakowa�o, nie s� to oczy jastrz�bia.
Przez chwil� Kieli patrzy�, nie rozumiej�c tego, co widzi, a potem zda� sobie
spraw�, �e ptaki
kr��� nad wiosk� Kapoma! Niepok�j przemkn�� przez jego umys� niczym iskra i
ch�opiec bez
wahania pomkn�� na szlak. Kapoma by�o wiosk� po�o�on� najbli�ej jego w�asnej.
By�o tylko jedno mo�liwe wyt�umaczenie, dlaczego tak wielu padlino�erc�w kr��y�o
nad
wiosk�: odby�a si� tam bitwa. Poczu�, jak panika zaczyna przy�miewa� mu umys�.
Najwyra�niej
nikt nie zadba� o grzebanie zabitych. Je�eli maruderzy rozeszli si� po dolinach,
nast�pn�
zaatakowan� wiosk� b�dzie Kulaam!
Serce �cisn�o mu si� na my�l o rodzinie walcz�cej z wrogiem bez niego.
Dwukrotnie ju�
podczas swego dzieci�cego �ycia zostawa� w okr�g�ym domu z kobietami, podczas
gdy
m�czy�ni bronili wioski przed napastnikami. Raz walki mia�y charakter klanowy.
M�czy�ni
walczyli z wojownikami z wioski Kahanama. Drugi raz banda goblin�w szuka�a w
wiosce dzieci
na ofiar� swoich ciemnych praktyk religijnych, ale solidna palisada okaza�a si�
wystarczaj�c�
obron� przed napastnikami. Kt� m�g� atakowa� wioski tym razem, zastanawia� si�,
zbiegaj�c
�cie�k� w kierunku drzew rosn�cych poni�ej.
Moredhelowie, nazywani przez ludzi z nizin Bractwem Mrocznego Szlaku, nie byli
widziani
w tych stronach od czasu dzieci�stwa jego dziadka, a trolle zazwyczaj omija�y
wioski Orosinich
z daleka. Nie wiedzia� nic o �adnych wa�niach klanowych tocz�cych si� w pobli�u.
Ludzie,
kt�rzy mieszkali w Dorzeczu na p�nocnym wschodzie, byli raczej pokojowo
nastawieni,
a Ksi�stwo Farinda na po�udniu nie mia�o �adnych zatarg�w z Orosinimi.
A wi�c zb�jcy. �owcy niewolnik�w z Miasta Inaska albo z Przyl�dka Wartownika
w Miskalon czasem zapuszczali si� a� w g�ry. Wysocy, silni Orosini o jasnych
albo rudych
w�osach osi�gali wysokie ceny na targowiskach w Imperium Wielkiego Keshu. Kieli
poczu�
strach, kt�ry natychmiast sparali�owa� jego umys�.
Wypi� resztk� wody z zio�ami, jaka mu jeszcze zosta�a, owin�� sobie sznur z
tykw� wok�
pasa i podbieg� kilka krok�w w d� zbocza. Straci� nagle r�wnowag�. Chc�c si�
podeprze�,
wyci�gn�� w bok praw� d�o�, ale zamiar si� nie powi�d� i ch�opiec upad�,
uderzaj�c ci�ko
w twarde ska�y. Poczu� nag�y b�l, a� zakr�ci�o mu si� w g�owie. Lewe rami�
bardzo go bola�o
Nie wydawa�o si� z�amane, ale od barku a� do �okcia bieg�a brzydka, czerwona
pr�ga, kt�ra
zapewne wkr�tce zmieni si� w ogromnego siniaka. Zabola�o, kiedy spr�bowa�
poruszy� r�k�.
Spr�bowa� wsta�, ale b�l sprawi�, �e poczu� si� s�abo. Usiad� i zwymiotowa� na
ziemi�.
Nagle przesta� dobrze widzie�. Ca�y krajobraz przybra� jaskrawo��ty kolor.
Ch�opiec upad�
na plecy na pylist� drog�. Niebo ponad nim zaja�nia�o brylantow� biel�, �ar
zala� mu twarz. Oczy
Kieliego zamgli�y si�. Ziemia pod nim wirowa�a i wirowa�a, a� wszystko uciek�o
spod niego
i poczu�, jak zanurza si� w ciemny tunel.
* * *
Obudzi� go b�l. Otworzy� oczy, kiedy poczu� to na lewej d�oni. Zmru�y� powieki,
skupiaj�c
wzrok w jednym punkcie, pr�buj�c zogniskowa� spojrzenie zm�cone zawrotami g�owy.
A potem
zobaczy� to dok�adnie.
Na jego ramieniu, lekko wygi�te, spoczywa�o co�, co wygl�da�o jak rozczapierzone
pazury.
Kieli nie poruszy� g�ow�, tylko powi�d� oczyma w bok. Zaledwie kilkadziesi�t
centymetr�w od
jego nosa sta� srebrny jastrz�b. Ptak jedn� �ap� opiera� si� na ramieniu
ch�opca, szponami znacz�c
sk�r�, ale nie uszkadzaj�c jej. Tak jakby chcia� zbudzi� nieprzytomnego ch�opca,
jastrz�b
ponownie zagi�� szpony, wbijaj�c je odrobin� g��biej.
Kieli z�apa� si� na tym, �e patrzy w czarne oczy ptaka. Pazury jastrz�bia
zacisn�y si� po raz
kolejny i Kieli poczu� b�l w ramieniu. Ch�opiec nie oderwa� jednak wzroku od
oczu ptaka.
A potem us�ysza� s�owa: Wsta�, ma�y bracie. Wsta� i b�d� szponem swojego ludu.
Tak jak
czujesz moje pazury na swoim ramieniu, pami�taj, tak masz strzec i broni�,
walczy� i m�ci� si�.
Kieli poderwa� si� z ziemi i stan��, ci�gle z jastrz�biem na ramieniu. Ptak
za�opota� skrzyd�ami,
aby utrzyma� r�wnowag�.
Kieli na chwil� zapomnia� o b�lu, kiedy tak sta�, patrz�c na jastrz�bia. Ptak
tak�e spogl�da�
na ch�opca. Potem kiwn�� g�ow�, tak jakby zgadza� si� z Kielim. Ich oczy
spotka�y si� ponownie
i ptak ze skrzekiem poderwa� si� do g�ry. Ch�opiec poczu� na uchu mu�ni�cie
skrzyde�. Prawe
rami� Kieliego zabola�o go i ch�opiec podni�s� d�o�, aby je zbada�. Zobaczy� na
sk�rze �lady po
uk�uciach ptasich szpon�w.
Czy to by�a moja wizja? � zastanawia� si� po cichu. �aden jastrz�b nie
zachowywa� si�
podobnie w ca�ej historii jego ludu. Nagle, zaszokowany swoj� g�upot�,
przypomnia� sobie
pow�d, dla kt�rego tak p�dzi� w d� na z�amanie karku.
Ska�y wok� niego ci�gle k�pa�y si� w upale po�udnia. Kieli poczu� si� s�aby.
Lewe rami�
bola�o go mocno, ale umys� mia� jasny i wiedzia�, �e zdo�a dotrze� do
strumienia. Szed� uwa�nie,
patrz�c pod nogi i wybieraj�c oparcie na kamieniach, aby ustrzec si� przed
ponownym upadkiem
i b�lem. Je�eli cz�onk�w jego klanu czeka�a walka, on te�, ze zranionym
ramieniem czy ze
zdrowym, musi stan�� jako m�czyzna, kt�rym jest od tej chwili, u boku swego
ojca, wuj�w
i dziadka i broni� swej wioski. Kieli szed� w d� szlaku, potykaj�c si� na
pylistej dr�ce. Jego
lewe przedrami� wysy�a�o sygna�y b�lu, silniejsze z ka�dym krokiem. Odgrzeba� w
pami�ci
piosenk�, litani� ot�piaj�c� umys�, kt�ra st�umi cierpienie, i zacz�� cicho
�piewa�. Szybko poczu�
ulg�, chocia� pie�� nie dzia�a�a tak skutecznie, jak zapewnia� go dziadek. Rami�
ci�gle go bola�o,
ale przynajmniej b�l nie og�upia� go i nie za�miewa� umys�u.
Ch�opiec dotar� do strumienia i wskoczy� do niego. B�l w ramieniu eksplodowa�,
podsycony
tak nierozwa�nym post�pkiem. Kieli zaczerpn�� gwa�townie powietrze i spora ilo��
wody wdar�a
mu si� do otwartych ust. Odwr�ci� si� na plecy i wyplu� wod�. Parskaj�c, usun��
p�yn z nosa
i usiad� na dnie rzeczki, pokas�uj�c. W ko�cu przeturla� si� na kolana i napi�
si�. Nape�ni� szybko
tykw�, zn�w przymocowa� j� do pasa i podj�� przerwany marsz.
Umiera� z g�odu, ale woda na chwil� uspokoi�a jego pusty �o��dek. Do wioski
musia� i��
jeszcze dwie godziny. Gdyby bieg� sta�ym, regularnym tempem, dotar�by na miejsce
p� godziny
wcze�niej. Ale ze zranionym ramieniem i os�abiony g�odem nie mia� si� na bieg.
Poni�ej
strumienia szlak zanurza� si� w pot�ny las, gdzie upa� dnia nie dawa� si� tak
bardzo we znaki.
Ch�opiec ruszy� szybkim marszem, biegn�c na odcinkach, gdzie �cie�ka by�a r�wna
i g�adka.
Porusza� si� tak cicho, jak tylko potrafi�, skupiaj�c si� na czekaj�cej go
walce.
* * *
Zbli�ywszy si� do wioski, Kieli us�ysza� odg�osy bitwy. Poczu� dym. Kobiecy
krzyk przebi�
jego serce niczym ostrze miecza. Czy to krzycza�a jego matka? Niewa�ne,
wiedzia�, �e
ktokolwiek to by�, zna� t� kobiet� przez ca�e swoje �ycie.
Wyj�� zza pasa ceremonialny sztylet i uj�� go mocno praw� d�oni�. Tak bardzo
chcia�by mie�
teraz dwie sprawne r�ce i miecz albo w��czni�. W upale dnia nie odczuwa�
potrzeby noszenia
kompletnego ubrania, chocia� w nocy brakowa�o mu p�aszcza i tuniki, ale teraz
poczu� si�
szczeg�lnie pozbawiony ochrony. Mimo tego jednak, pospieszy� w kierunku wioski,
a podniecenie odczuwane w zwi�zku z oczekiwan� walk� odsun�o b�l ramienia i
zm�czenie na
dalszy plan.
Dusz�ce chmury dymu, pomi�dzy kt�rymi ukazywa�y si� j�zyki ognia, ukry�y przed
nim
zniszczenia, ale i tak chwil� p�niej zosta� przywitany przez ruiny. Dobieg� do
miejsca, w kt�rym
szlak opuszcza� las i zanurza� si� pomi�dzy warzywne ogrody wioski, zanim dotar�
do palisady.
Brama by�a otwarta, tak jak w czasie pokoju. Nikt nigdy nie zaatakowa� wioski
podczas
Przesilenia Letniego. �wi�to to by�o nieoficjalnym dniem zawieszenia broni,
nawet podczas
wojen. Stan drewnianych ostroko��w i towarzysz�cych im ziemnych umocnie�
powiedzia�
ch�opcu, �e wrogowie wpadli do wioski przez bram�, zanim sygna� alarmu zdo�a�
ostrzec jej
mieszka�c�w. Wi�kszo�� ludzi powinna znajdowa� si� na g��wnym placu,
przygotowuj�c si� do
�wi�ta.
Dym i p�omienie by�y wsz�dzie. Widzia� zarysy sylwetek ludzkich, wiele na
ko�skich
grzbietach. Na ziemi le�a�y cia�a. Kieli zatrzyma� si�. Dalsze pod��anie
szlakiem uczyni�oby
z niego �atwy cel. Lepiej, �eby okr��y� wiosk�, trzymaj�c si� skraju lasu, i
dotar� do punktu,
gdzie zaro�la podchodz� a� pod sam� palisad� za domem Wielu Wspania�ych Koni.
Kiedy ch�opiec ruszy� w prawo, zobaczy�, �e dym odsuwa si� od niego. M�g� teraz
widzie�
dok�adnie. Wielu jego przyjaci� spoczywa�o bez ruchu na ziemi. Nie m�g�
pogodzi� si�
z obrazem, jaki przekazywa�y mu jego oczy. Nie rozumia�, co si� dzieje.
Ludzie na koniach, nosz�cy bardzo r�ne ubrania i odmienne w stylu i wykonaniu
zbroje,
hasali po wiosce. Kilku trzyma�o w d�oniach pochodnie, kt�rymi podpalali domy.
Najemnicy
albo �owcy niewolnik�w, pomy�la� Kieli. Potem ujrza� pieszych nosz�cych tabardy
z symbolem
ksi�cia Olasko, w�adcy pot�nego ksi�stwa na po�udniowym wschodzie. Ale dlaczego
mieliby
oni pomaga� zb�jcom napadaj�cym na wioski Orosinich?
Kiedy dotar� na ty�y domu Wielu Wspania�ych Koni, zacz�� si� czo�ga�. Zobaczy�
olaska�skiego �o�nierza le��cego bez ruchu tu� pod �cian� budynku. Ch�opiec
odrzuci� sztylet
i zdecydowa� si� na zabranie trupowi miecza. Je�eli nikt by nie zauwa�y�,
spr�bowa�by tak�e
zabra� okr�g�� tarcz� zamocowan� na lewym ramieniu wojownika. Z pewno�ci� lewa
r�ka b�dzie
go bola�a od ci�aru tarczy, ale dodatkowa os�ona mog�a zdecydowa� o �yciu i
�mierci.
W ciemnym dymie z trudno�ci� odr�nia� od siebie sylwetki poruszaj�cych si� w
oddali
ludzi. Dociera�y do niego okrzyki w�ciek�o�ci i b�lu. Wiedzia�, �e jego
towarzysze walcz� z
naje�d�cami o �ycie.
Oczy piek�y go od gryz�cego dymu i musia� mruga�, aby �zy nie zas�ania�y mu
widoku,
kiedy zbli�y� si� do zabitego �o�nierza. Odwr�ci� cia�o, aby zabra� miecz. Kiedy
d�o� ch�opca
opad�a na g�owni� broni, �o�nierz nagle otworzy� oczy. Kieli zamar� i, gdy
rzuci� si� w ty�,
ci�gn�c za miecz, poczu�, jak wojownik uderza go w twarz kantem tarczy.
Kieli upad� na plecy, cz�ciowo trac�c przytomno��. Ziemia zdawa�a si� falowa�
pod jego
stopami, gdy si� poderwa�. Tylko wrodzona szybko�� uratowa�a ch�opca przed
�mierci�, gdy�,
jak tylko �o�nierz wsta� z ziemi, wznosz�c w d�oni sztylet, Kieli natychmiast
zrobi� unik.
Przez chwil� ch�opiec my�la�, �e uda�o mu si� unikn�� ostrza, a potem klatka
piersiowa
zap�on�a b�lem i poczu�, jak krew zalewa jego cia�o. Rana by�a p�ytka, ale
d�uga. Bieg�a od
lewego obojczyka do prawego sutka, a potem w d� do granicy �eber.
Kieli ci�� trzymanym w d�oni mieczem i poczu�, jak ostrze uderza w tarcz�, kt�r�
�o�nierz
zablokowa� cios.
Ch�opiec wiedzia�, �e jeszcze jeden atak i zostanie pokonany. O w�os zaledwie
unikn��
�mierci od uderzenia sztyletem w brzuch. Kieli zdawa� sobie spraw�, �e gdyby
�o�nierz uderzy�
go mieczem, zamiast tym sztylecikiem, le�a�by teraz na ziemi w ka�u�y
wn�trzno�ci.
Strach nie pozwala� mu wsta�, ale my�l o rodzinie walcz�cej o �ycie zaledwie
metry od niego
w ciemnym dymie dala mu si��.
Widz�c wahanie ch�opca, �o�nierz u�miechn�� si� okrutnie i podszed� bli�ej.
Kieli wiedzia�,
�e jego jedyna przewaga nad wrogiem to d�ugo�� ostrza, dlatego ods�oni� sw�
poranion� klatk�
piersiow� jako przyn�t� i niezdarnie uni�s� obur�cz miecz do g�ry, jakby
zamierza� z zamachem
rozp�ata� czaszk� przeciwnika. Tak jak Kieli si� spodziewa�, �o�nierz
momentalnie uni�s� tarcz�,
aby zas�oni� si� przed ciosem, a drug� r�k� wyprowadzi� pchni�cie w nieos�oni�ty
brzuch
ch�opca.
Kieli, jednak�e, upad� szybko na kolana, p�obrotem opuszczaj�c miecz i
zamachn�� si�,
szerokim �ukiem uderzaj�c w nogi przeciwnika. Ostrze przeci�o �ci�gna i
�o�nierz upad� na
plecy, krzycz�c. Krew trysn�a z arterii rozprutych tu� pod kolanem. Kieli
skoczy� na r�wne nogi
i nadepn�� na d�o�, w kt�rej �o�nierz trzyma� sztylet. A potem wbi� ostrze w
gard�o le��cego,
ko�cz�c jego przed�miertelne m�ki.
Ch�opiec pr�bowa� wytrze� do sucha g�owni� miecza, ale spostrzeg�, �e z rany na
piersi krew
leje si� obfitym strumieniem i wiedzia�, �e nied�ugo sam opadnie z si�, je�eli
nie zatamuje
krwawienia. I tak zreszt� rana nie wygl�da�a tak �le, jak si� tego spodziewa�.
Kiedy pod��a� w kierunku odg�os�w walki, podmuch wiatru rozwia� na chwil� dym
i ch�opiec m�g� wreszcie wyra�nie zobaczy�, co dzieje si� na g��wnym placyku
wioski. Sto�y,
suto zastawione jedzeniem i napitkami, zosta�y przewr�cone. Woko�o, wdeptane w
ziemi�,
poniewiera�y si� resztki uczty naszykowanej na dzie� �wi�ta. Girlandy kwiat�w
le�a�y w b�ocie
zmieszanym z winem i krwi�. Przez chwil� Kieli zw�tpi� i podda� si� panice,
strach zala� jego
dusz� i umys�. Zamruga�, powstrzymuj�c �zy, chocia� nie by� pewien, co je
wywo�a�o � dym czy
gniew. Niedaleko le�a�y trzy ma�e cia�a; najwyra�niej dzieci zgin�y od ciosu
miecza w plecy
podczas ucieczki w poszukiwaniu schronienia. Za nimi zobaczy� m�czyzn z wioski,
kt�rzy
murem bronili okr�g�ego domu. Kieli wiedzia�, �e kobiety i pozosta�e przy �yciu
dzieci chowaj�
si� w �rodku. Kobiety z pewno�ci� �ciska�y w d�oniach no�e i sztylety, kt�rymi
b�d� broni�
swoich male�stw, kiedy ostatni m�czyzna zginie z r�ki wroga.
M�czy�ni, kt�rych zna�, zostali zabici, chocia� walczyli z desperacj�, broni�c
swoich
rodzin. �o�nierze skryli si� za murem tarcz i napierali na garstk� obro�c�w z
nastawionymi na
sztorc w��czniami. Za nimi pod��ali konni, spokojnie naci�gaj�cy kusze i
posy�aj�cy mrowie
be�t�w w kierunku mieszka�c�w wioski.
�ucznicy Orosinich strzelali w odpowiedzi, ale wynik bitwy by� jasny dla
ka�dego, nawet dla
tak niedo�wiadczonego ch�opca jak Kieli. M�odzieniec zdawa� sobie spraw�, �e nie
prze�yje tego
dnia, ale nawet mimo to, nie m�g� sta� oboj�tny za szeregami naje�d�c�w i podda�
si�, chocia�
sam nie m�g� wiele zdzia�a�.
Na mi�kkich nogach ruszy� do przodu, bior�c sobie za cel cz�owieka siedz�cego na
czarnym
koniu, wygl�daj�cego na przyw�dc� bandy morderc�w. Obok niego sta� kolejny
je�dziec, ubrany
w czarne spodnie i czarn� tunik�. W�osy mia� r�wnie ciemne jak ubranie; spada�y
mu na plecy
czarn� fal�, a pojedyncze kosmyki pozak�ada� sobie za uszy.
Cz�owiek w jaki� spos�b wyczu� zagro�enie czaj�ce si� za jego plecami, gdy�
odwr�ci� si�,
kiedy tylko Kieli zacz�� biec. Ch�opiec ujrza� twarz m�czyzny bardzo wyra�nie.
Czarna broda
zakrywa�a jego twarz a� do linii szcz�k, d�ugi nos nadawa� jego twarzy surowy
wygl�d.
M�czyzna zaciska� usta, jakby czym� si� trapi�, zanim us�ysza� atakuj�cego
ch�opca. Oczy
je�d�ca otworzy�y si� odrobin� szerzej, kiedy zobaczy� uzbrojonego i zalanego
krwi� napastnika
szar�uj�cego spomi�dzy dom�w. Potem powiedzia� co� cicho i spokojnie do oficera
siedz�cego
na koniu obok, kt�ry tak�e si� odwr�ci�. Cz�owiek, ubrany na czarno, podni�s�
rami�
zdecydowanym ruchem. W d�oni trzyma� ma�� kusz�. Spokojnie wycelowa�.
Kieli wiedzia�, �e musi uderzy�, zanim palec naje�d�cy zwolni spust. Ale dwa
kroki przed
je�d�cem nogi odm�wi�y ch�opcu pos�usze�stwa. Nowo zdobyty miecz ci��y�
Kieliemu, jakby
by� zrobiony z o�owiu i kamienia. Rami� ch�opca nie pos�ucha�o rozkazu i cios
wymierzony
w g�ow� wroga nigdy nie dotar� do celu.
Ch�opiec by� o krok od je�d�c�w, kiedy cz�owiek w czerni wystrzeli�. Potem
kolana ch�opca
ugi�y si�. Be�t ugodzi� go prosto w pier� i zag��bi� si� w mi�niu, tu� ponad
ci�ciem zadanym
przez sztylet �o�nierza.
Uderzenie zwali�o go z n�g, a krew tryskaj�ca z rany pobrudzi�a obu m�czyzn.
Miecz
wysun�� mu si� z palc�w, kt�re nie mia�y si�, aby dalej go utrzyma�. Kolana
uderzy�y w ziemi�
i ch�opiec upad� na plecy. Jego oczy zasz�y mg��, kiedy b�l i szok zapanowa�y
nad zranionym
cia�em.
Us�ysza� krzycz�cych ludzi, ale d�wi�ki by�y st�umione i nie m�g� zrozumie�, co
znacz�
wypowiadane s�owa. Przez chwil� zobaczy�: wysoko na niebie ponad nim kr��y�
srebrny jastrz�b
i ch�opcu wydawa�o si�, �e ptak patrzy si� wprost na niego. W umy�le ponownie
us�ysza� s�owa.
Wytrwaj, ma�y braciszku. Tw�j czas jeszcze nie nadszed�. B�d� moim szponem i
pokonaj naszych
wrog�w.
Z obrazem ptaka pod powiekami, Kieli straci� przytomno��.
ROZDZIA� DRUGI
Zajazd Kendrika
Kieli poczu�, jak jego cia�o przeszywa ostry b�l. Nie potrafi� si� zmusi� do
otwarcia oczu, ale
wiedzia�, �e �yje. Poczu� na sobie dotyk r�k i us�ysza� g�os mamrocz�cy co�
jakby z wielkiej
odleg�o�ci.
� Ten ci�gle �yje.
� Wrzu�my go na w�z. Straci� mn�stwo krwi � powiedzia� kto� inny.
Cz�� umys�u Kieliego zarejestrowa�a, �e s�owa, kt�re w�a�nie us�ysza�,
wypowiadano
w j�zyku kupc�w, nazywanym wsp�lnym j�zykiem, a nie w j�zyku Orosinich.
Poczu� na sobie kolejn� par� r�k. Kiedy zacz�li go podnosi�, j�kn�� i ponownie
straci�
�wiadomo��.
* * *
Kieli budzi� si� powoli, czuj�c b�l w ca�ym ciele. Zmusi� si� do otwarcia oczu i
spr�bowa�
podnie�� g�ow�. Wysi�ek wywo�a� kolejn� fal� cierpienia i �o��dek ch�opca
skurczy� si�, chocia�
nie zawiera� w sobie nic, co mo�na by zwymiotowa�. Obezw�adniaj�ce uczucie b�lu,
kt�re
przemkn�o przez jego cia�o, sprawi�o, �e ch�opiec g�o�no westchn�� i j�kn��.
Nie m�g� zogniskowa� wzroku, wi�c nie zobaczy� w�a�ciciela delikatnych d�oni,
kt�re
pchn�y go z powrotem na pos�anie.
� Le� spokojnie, kolego. Oddychaj powoli � powiedzia� do niego m�czyzna.
Kieli widzia� przed sob� kszta�ty: zarysy g�owy w cieniu, b�yski na niebie ponad
nim.
Mrugn�� i spr�bowa� przetrze� oczy.
� Masz, pij � powiedzia� kto� inny gdzie� ponad nim i tykwa, wype�niona wod�,
dotkn�a ust
ch�opca.
� Pij powoli � doda� pierwszy z m�czyzn. � Straci�e� wiele krwi. My�leli�my, �e
nie uda ci
si� z tego wyliza�.
Pierwszy �yk wywo�a� spazmy i Kieli zwymiotowa� t� odrobink� wody na pos�anie.
� Pij mniejszymi �yczkami.
Zrobi�, jak mu kazano, i cz�� wody pozosta�a w �o��dku. Nagle poczu� pragnienie
tak
wielkie jak nigdy w �yciu. Pr�bowa� po�yka� wod�, ale tykwa odsun�a si� od jego
ust.
Spr�bowa� podnie�� r�k�, aby z�apa� oddalaj�ce si� naczynie, ale rami� nie
chcia�o si� ruszy�.
� Ma�ymi �yczkami, m�wi� � powt�rzy� m�czyzna. Tykwa zn�w dotkn�a jego ust i
zacz��
s�czy� wod�. Czu�, jak zimny p�yn sp�ywa w d� gard�a do �o��dka.
Skoncentrowa� ca�e swe s�abe si�y na tym, aby woda sp�ywa�a do �o��dka i tam ju�
zosta�a.
A potem podni�s� oczy ponad kraw�d� tykwy i spr�bowa� dojrze� twarze swoich
dobroczy�c�w.
Ale m�g� tylko zobaczy� niewyra�ne zarysy, zamazane we wszechobecnej szaro�ci.
Ponownie
straci� przytomno��.
* * *
Na pewnym etapie podr�y zatrzymali si� na d�u�szy popas. Ch�opiec przygl�da�
si�
ciekawie otoczeniu; le�a� w jakiej� stodole czy sza�asie, nie m�g� tego
stwierdzi� z ca��
pewno�ci�. Czu�, �e przez d�ugi czas pada�o. Powietrze by�o ci�kie i wype�nione
zapachem
wilgotnej ziemi, a nasi�kni�te drewno wydziela�o zbutwia�� wo�.
Potem obrazy zamazywa�y si� w pami�ci ch�opca. Jecha� na wozie. Przez chwil�
poczu�, �e
jest po�udnie i jad� przez lasy, ale drzewa by�y odmienne od tych, kt�re
otacza�y jego rodzinn�
wiosk�. Wiedzia�, �e to nie jego strony � sylwetki drzew nie pasowa�y do
zapami�tanych
kszta�t�w, charakterystycznych dla cedr�w, sosen i �wierk�w rosn�cych w jego
lesie. Widzia�
zamiast tego d�by, jesiony i inne drzewa, kt�rych nie zna�. Z powrotem zanurzy�
si� w
niespokojny sen.
Pami�ta� jedzenie, kt�re wpychano mu mi�dzy wargi, i to, jak je po�yka�, z
pal�cym gard�em
i b�lem w prze�yku. Pami�ta� gor�czkowe sny i przebudzenia, kiedy ca�y zlany
potem czu�, jak
jego serce t�ucze si� w klatce piersiowej. Pami�ta�, jak przez sen wo�a� imi�
swego ojca.
Jednej nocy �ni�, �e jest zn�w w swojej wiosce, w ciep�ym okr�g�ym domu z matk�
i innymi
kobietami. Czu�, jak sp�ywa na niego fala ich mi�o�ci. A potem obudzi� si� na
twardej ziemi
z nozdrzami pe�nymi zapachu mokrej gleby; dym z ogniska, przed momentem zalanego
wod�,
snu� si� nisko przy ziemi. Zobaczy� dw�ch m�czyzn �pi�cych po obu jego stronach
i z
powrotem opad� na pos�anie, zastanawiaj�c si�, w jaki spos�b i z kim przyby� w
to miejsce.
Nagle pami�� podsun�a mu zapomniane obrazy i przypomnia� sobie atak na wiosk�.
Poczu�
nieproszone �zy w k�cikach oczu i zap�aka�, czuj�c, jak ca�a rado�� i nadzieja
umiera w jego
sercu.
Nie potrafi� policzy� dni. Nie wiedzia�, ile ju� trwa ta podr�. Nios�o go dw�ch
m�czyzn,
ale nie m�g� sobie przypomnie�, czy zdradzili mu oni swoje imiona. Pami�ta�, jak
zadawali mu
pytania i �e na nie odpowiada�, ale nie m�g� sobie przypomnie� tematu tych
rozm�w.
A potem, pewnego poranka, umys� nagle mu si� rozja�ni�.
Kieli otworzy� oczy i, chocia� by� s�aby, odkry�, �e poznaje otoczenie, w kt�rym
przebywa.
Znajdowa� si� w ogromnej stodole, z drzwiami na obu ko�cach. S�ysza�, jak w
zagrodzie obok
konie �uj� powoli sw�j pokarm. Le�a� na snopku siana przykrytym podw�jnie
z�o�onym kocem.
Kolejne dwa pledy okrywa�y cia�o ch�opca. Powietrze by�o sine od dymu
wydobywaj�cego si�
z ma�ego obozowego piecyka, kt�ry by� niczym wi�cej ni� tylko metalow� beczk� z
p�on�cymi
w �rodku w�glami. Piecyk by� bezpieczniejszy od ogniska, przynajmniej w stodole
pe�nej siana
Kieli opar� si� na �okciu i rozejrza� dooko�a. Dym podra�nia� mu troch� oczy,
ale na szcz�cie
wi�kszo�� oparu ucieka�a przez otwarte drzwi. By�o cicho, wi�c Kieli doszed� do
wniosku, �e na
dworze nie pada.
Bola�o go ca�e cia�o i czu� si� zesztywnia�y, ale ostro�ne ruchy nie wywo�ywa�y
ju� fal
obezw�adniaj�cego b�lu, jak to dzia�o si� wcze�niej.
Naprzeciw ch�opca, na drewnianym sto�ku siedzia� cz�owiek, wpatruj�c si� w niego
ciemnymi oczyma. W�osy m�czyzny by�y prawie ca�kowicie siwe, chocia� tu i
�wdzie ch�opiec
dostrzega� jeszcze czarne pasma. D�ugie w�sy opada�y po obu stronach ust, mocno
zaci�ni�tych,
jakby ich w�a�ciciel mocno si� nad czym� zastanawia�. Masa w�os�w opada�a mu na
czo�o,
zakrywaj�c je prawie w pe�ni. Kosmyki si�ga�y a� do ramion.
Mrugaj�c, Kieli usun�� resztki ropy z k�cik�w oczu.
� Gdzie ja jestem? � wychrypia� do obcego.
Cz�owiek wpatrywa� si� w ch�opca z zaciekawieniem.
� A wi�c powr�ci�e� mi�dzy �ywych? � zapyta�, nie oczekuj�c odpowiedzi. Na
chwil�
zapad�a cisza. � Robercie! � zawo�a� przez rami� w kierunku drzwi stodo�y.
Chwil� p�niej drzwi si� otworzy�y i kolejny m�czyzna wszed� do stodo�y. Nowo
przyby�y
kl�kn�� obok pos�ania Kieliego.
Ten m�czyzna by� starszy. Jego siwych w�os�w nie o�ywia� �aden kolor, ale oczy
starca
�wiadczy�y o jego pot�dze. Spojrza� w oczy ch�opca.
� C�, Szponie, jak si� czujesz? � zapyta� �agodnie.
� Szponie?
� Powiedzia�e� nam, �e twoje imi� brzmi Szpon Srebrnego Jastrz�bia � wyja�ni�
starszy
m�czyzna.
Ch�opiec zamruga� i spr�bowa� zebra� my�li, zastanawiaj�c si�, dlaczego mia�by
si�
przedstawia� tym obcym ludziom w podobny spos�b. W ko�cu przypomnia� sobie wizj�
i zda�
sobie spraw�, �e, w rzeczy samej, te obrazy mia�y nada� mu imi�. Odleg�y g�os
odbi� si� echem
w jego umy�le. Powsta� i b�d� szponem swojego ludu.
� Co sobie przypominasz?
� Pami�tam bitw�... � Czarna otch�a� otworzy�a si� w jego duszy i poczu�, jak w
oczach
zbieraj� mu si� �zy. Odpychaj�c smutek na bok, powiedzia�: � Wszyscy nie �yj�,
prawda?
� Tak � odpowiedzia� cz�owiek o imieniu Robert. � A czy pami�tasz, co wydarzy�o
si� po
bitwie?
� Pami�tam w�z... � Kieli, kt�ry teraz my�la� o sobie jako o �Szponie�, zamkn��
na chwil�
oczy. � Zabrali�cie mnie stamt�d � doda�.
� Tak � zgodzi� si� Robert. � Nie mogli�my ci� tak po prostu zostawi�, �eby� tam
umar�
z up�ywu krwi. Poza tym jest par� rzeczy, kt�rych chcieliby�my si� dowiedzie� o
tobie i o bitwie
� doda� �agodnie � Jakich rzeczy? � zapyta� Szpon.
� To mo�e jeszcze poczeka�.
� Gdzie ja jestem? � ponownie zapyta� Szpon.
� Jeste� w Zaje�dzie Kendrika.
Ch�opiec pr�bowa� sobie przypomnie�. S�ysza� ju� o tym miejscu, ale nie m�g�
przywo�a�
z pami�ci �adnych szczeg��w. � Dlaczego mnie tu zabrali�cie?
Cz�owiek z d�ugimi w�sami za�mia� si�.
� Uratowali�my tw� n�dzn� pow�ok� cielesn�, bo si� do tego poczuwali�my.
� I poza tym � kontynuowa� Robert � to miejsce doskonale si� nadaje na
odpoczynek
i powr�t do zdrowia. � Wsta� i ruszy� w kierunku drzwi ze schylon� g�ow�, �eby
nie uderzy� si�
w niski sufit. � Ta chata nale�y do my�liwego i nie jest u�ywana od lat. Kendrik
pozwala nam tu
przebywa� bez �adnych op�at. Co prawda w jego zaje�dzie jest cieplej, maj�
czystsze pos�ania
i lepsze jedzenie...
� ...ale tak�e zbyt wiele tam niepo��danych oczu i uszu doko�czy� drugi.
Robert rzuci� mu spojrzenie i lekko potrz�sn�� g�ow�.
� Nosisz imi� m�czyzny, ale na twojej twarzy nie wida� �adnych tatua�y �
powiedzia�
cz�owiek z w�sami.
� Bo w dniu nadania imienia wybuch�a ta bitwa � odpowiedzia� s�abo Szpon.
Drugi m�czyzna, ten o imieniu Robert, spojrza� na swego towarzysza, a potem
ponownie
odwr�ci� si� do ch�opca.
� To by�o ponad dwa tygodnie temu. Podr�ujesz z nami od tego czasu, od kiedy
Pasko
znalaz� ci� w twojej wiosce.
� Czy ktokolwiek jeszcze prze�y�? � zapyta� Szpon g�osem dr��cym z emocji.
Robert ponownie podszed� do ch�opca, ukl�kn�� przy jego pos�aniu i po�o�y�
delikatnie r�ce
na jego ramionach. � Nie. Wszyscy odeszli � powiedzia�.
� �otry by�y bardzo dok�adne, to trzeba im przyzna� � doda� Pasko.
� Ale kto? � zapyta� Szpon.
D�o� Roberta delikatnie popchn�a ch�opca na pos�anie.
� Odpoczywaj. Pasko nakarmi ci� niebawem odrobin� gor�cej zupy. Cudem unikn��e�
�mierci. Przez d�ugi czas s�dzili�my, �e nie prze�yjesz. �ywili�my ci� jedynie
wod� i zimnym
roso�em. Teraz musisz je��, aby odzyska� si�y. � Przerwa� na chwil�. � Musimy
pom�wi�
o bardzo wielu rzeczach, ale mamy na to jeszcze du�o czasu. Bardzo du�o czasu,
Szponie
Srebrnego Jastrz�bia.
Szpon nie chcia� odpoczywa�. Chcia� us�ysze� odpowiedzi na pytania, ale jego
os�abione
cia�o odm�wi�o pos�usze�stwa. Po�o�y� si� i zasn�� ponownie.
* * *
Ptasie trele powita�y go nast�pnego dnia, kiedy si� obudzi� wyg�odnia�y jak
wilk. Pasko
przyni�s� mu wielki gliniany kubek gor�cego roso�u i zmusi� do spokojnego
wypicia p�ynu. Ten
drugi m�czyzna, Robert, gdzie� znikn��.
Szpon poparzy� sobie usta gor�c� zup�.
� Co to za miejsce? � zapyta�.
� Zajazd Kendrika? To, hm... gospoda, ukryta gdzie� w lasach Latagore.
� Dlaczego?
� Co dlaczego? Dlaczego tu jeste�my, czy dlaczego ty w�a�nie prze�y�e�?
� Chc� obu odpowiedzi, tak mi si� wydaje � odpar� Szpon.
� Najpierw odpowiem na drugie � powiedzia� Pasko, siadaj�c na niskim sto�eczku i
bior�c
w d�onie sw�j w�asny kubek roso�u. � Znale�li�my ciebie po�r�d takiego mrowia
trup�w, jakiego
nie widzia�em od czas�w mojej m�odo�ci, kiedy by�em �o�nierzem w s�u�bie ksi�cia
Dungarren,
w Far Loren. Zostawiliby�my ci� krukom na �er, tak jak pozosta�ych, ale na
szcz�cie
us�ysza�em, jak j�czysz... c�, to nawet nie by� j�k, bardziej brzmia� jak
g�o�niejsze westchnienie.
Prze�y�e� tylko dzi�ki sprzyjaj�cemu losowi. By�e� ca�y zalany krwi�, a twoj�
klatk� piersiow�
przecina�a naprawd� paskudna rana, wi�c obaj na pocz�tku my�leli�my, �e jeste�
martwy.
W ka�dym razie oddycha�e� i m�j pan rozkaza� mi zabra� ci� z pobojowiska. On ma
mi�kkie
serce, m�wi� ci.
� Musz� mu podzi�kowa� � powiedzia� Szpon, mimo tego, �e czu� si� bardzo
nieszcz�liwy.
On jeden prze�y�, a my�l o cz�onkach rodziny, kt�rzy odeszli, nie nastraja�a go
do wdzi�czno�ci.
� Podejrzewam, �e on ju� znajdzie spos�b, aby� sp�aci� mu zaci�gni�ty d�ug �
odpar� Pasko.
M�czyzna wsta�. � Masz ochot� rozprostowa� troch� nogi?
Szpon skin�� potakuj�co g�ow�. Zacz�� si� podnosi�, ale zakr�ci�o mu si� w
g�owie, a ca�e
cia�o ogarn�� b�l. Nie mia� si�y, �eby wsta�.
� Spokojnie, kolego! � zawo�a� Pasko, podbiegaj�c, aby poda� ch�opcu pomocn�
d�o�. �
Jeste� s�abszy od jednodniowego kociaka. Potrzebujesz wi�cej odpoczynku i wi�cej
jedzenia, aby
doj�� do siebie, ale teraz najlepiej ci zrobi ma�a przechadzka.
Pasko pom�g� Szponowi podej�� do drzwi stodo�y i wyszli razem na zewn�trz.
Poranek by�
bardzo rze�ki. Szpon czu�, �e znajduj� si� w dolinie na nizinach. Powietrze
pachnia�o inaczej ni�
na wysokog�rskich ��kach, gdzie si� wychowa�. Nogi Szpona dr�a�y z wysi�ku i
jego towarzysz
zmusi� go, aby szed� ma�ymi kroczkami. Pasko zatrzyma� si� i pozwoli� ch�opcu
rozejrze� si