11946
Szczegóły |
Tytuł |
11946 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11946 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11946 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11946 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Graham Masterton
Tengu
(Tengu)
Prze�o�y�a: Barbara Cendrowska
�CI�LE TAJNE
OD: MINISTRA MARYNARKI WOJENNE] L.Dz. 232/18a
DO: SENATORA D.R. NUSSBAUMA
DOTYCZY: OKR�TU MARYNARKI WOJENNEJ �Value� 17 X 1958
Akta Marynarki Wojennej wykazuj� niezbicie, �e prowadz�cy nas�uch radiowy USS
�Value�
w dn. 2 V 1945 znajdowa� si� w Pearl Harbour celem przeprowadzenia rutynowego
przegl�du
technicznego. Nie ma uzasadnienia Pa�skie twierdzenie, �e okr�t sta� w tym
czasie na kotwicy
w pobli�u wybrze�y Japonii. Bezpodstawna jest te� sugestia, �e USS �Value� ma
zwi�zek z, jak
to Pan okre�li�, �sytuacj� w Appomattox�. W aktach Marynarki Wojennej nie
znajduj� si� �adne
dokumenty dotycz�ce tej nazwy czy charakterystyki.
FRAGMENT PROTOKO�U DOCHODZENIOWEGO
KOMISJI KONGRESU, DOTYCZ�CEGO PRACY WYWIADU
marzec, 1961
SEN. NEILSEN (N.J.): Czy w jakimkolwiek momencie poprzedzaj�cym t� operacj�
zdawa�
pan sobie spraw�, �e b�dzie musia� po�wi�ci� �ycie niemal ca�ej grupy
operacyjnej, aby uzyska�
rezultaty pozbawione wi�kszego znaczenia informacyjnego?
PP�K KASTNER: Tak jest. Zdawa�em sobie spraw� z ryzyka. Chcia�bym doda�, �e
pozostali cz�onkowie grupy operacyjnej r�wnie�. Byli�my przeszkoleni.
SEN. NEILSEN: A czy teraz uwa�a pan, �e to, co osi�gn�li�cie, warte by�o takich
strat
w ludziach i ryzyka politycznego, o kt�rym m�wi� senator Goldfarb?
PP�K KASTNER: Istnia�a szansa powodzenia. Przyznaj�, �e ostateczny rezultat nie
by�
najlepszy.
SEN. NEILSEN: Nie by� najlepszy?
PP�K KASTNER: Takie operacje maj� szans� powodzenia. Na przyk�ad �Appomattox�.
SEN. NEILSEN: �Appomattox�? Co to by� �Appomattox�?
PP�K KASTNER: W�a�nie otrzyma�em instrukcje, by nie odpowiada� na to pytanie.
Przekroczy�bym swoje kompetencje.
SEN. NEILSEN: Mamy chyba prawo do jakich� wyja�nie�, pu�kowniku?
PP�K KASTNER: Niestety, sir. Poinstruowano mnie, �e ka�da informacja na ten
temat
stanowi�aby naruszenie bezpiecze�stwa pa�stwa.
SEN. NEILSEN: W porz�dku, pu�kowniku. Ale zamierzam dalej bada� t� spraw�.
PP�K KASTNER: To pa�skie prawo, senatorze.
MELDUNEK OTRZYMANY Z APPOMATTOX
11 czerwca, 1945
�Zlokalizowali�my to, sir. Bez dw�ch zda�. Zrobili�my szesna�cie namiar�w
radiowych
i mamy to jak na d�oni.�
�W takim przypadku (nies�yszalne) natychmiast. Powtarzam, natychmiast.
Zabierzemy was
o 21.15 pi�tnastego z pla�y (nies�yszalne).�
Ksi�ga pierwsza
Spalone go��bie
Rozdzia� 1
Gdy budzik Sherry Cantor zadzwoni� o 7.27 rano 9 sierpnia, pozosta�y jej jeszcze
dwadzie�cia trzy minuty �ycia.
By� to najbardziej przyt�aczaj�cy fakt tego ranka. Jedyny, kt�rego nie zna�a.
Wiedzia�a, �e ju� za trzy dni wypadaj� jej urodziny. Wiedzia�a, �e za dwa
tygodnie ma
pojecha� do San Diego, by sp�dzi� tydzie� z bratem Mannym i jego �on� Ruth. A
tak�e i� za
trzyna�cie godzin i trzydzie�ci trzy minuty spotka si� ze swym nowym przystojnym
prawnikiem
na obiedzie w �Palm Restaurant� na bulwarze Santa Monica.
Wiedzia�a, �e na rachunku oszcz�dno�ciowym w Security Pacific ma 127 053 dolary
i 62
centy oraz �e �Variety� z ostatniej �rody nazwa�o j� �najbardziej obiecuj�c�
gwiazdk� wideo
roku 1983�.
Lecz wiedza o tym wszystkim nie wystarcza�a. Nie mog�a jej uchroni� przed czym�,
co mia�o
si� wydarzy� za dwadzie�cia trzy minuty.
Gdy si� obudzi�a, le�a�a na po�cieli ze szmaragdowego at�asu w ma�ej bia�ej
sypialni,
urz�dzonej w stylu kalifornijskiego rokoko, pod oprawionymi czarno�bia�ymi
rycinami
przedstawiaj�cymi drzewa jukowe w Santa Barbara. My�la�a o �nie, z kt�rego si�
w�a�nie
ockn�a. Sta� jej �ywo przed oczami, niemal bardziej realny ni� rzeczywisto��,
jak tylko potrafi�
by� sny tu� nad ranem. �ni�a, �e skacze przez skakank� na podw�rzu przed starym
bia�ym
domem w Bloomington w Indianie; z drzew spadaj� li�cie jak p�atki rdzy, a matka
podchodzi do
drzwi i macha do niej, przyzywaj�c na mleko z herbatnikami.
Sherry my�la�a o swym �nie, a potem z czu�o�ci� pozwoli�a mu si� rozp�yn��.
Bloomington
w Indianie by�o pi�� lat temu, dawno jak ca�e �ycie. Wyci�gn�a si� na
poskr�canej po�cieli.
By�a wysok�, uderzaj�co �adn� dziewczyn� o bujnych kasztanowych w�osach i
bezsprzecznie
europejskiej twarzy. Oczy mia�a du�e, niemal bursztynowe. By�a barczysta, o
du�ych piersiach
i w�skich biodrach. Spa�a nago, jedynie w majteczkach z b��kitnego at�asu, a
l�ni�ca po�ciel
uwydatnia�a jej delikatn� opalenizn�.
Na kredensie w Bloomington sta�a wyblak�a fotografia matki Sherry, zrobiona w
1945 roku
w obozie przej�ciowym w Miinchen Gladbach w Niemczech. Gdyby nie suknia z
bufiastymi
r�kawami i chustka na g�owie, mog�aby przedstawia� Sherry.
O 7.31, gdy zosta�o jej tylko dziewi�tna�cie minut, Sherry usiad�a na ��ku i
przeczesa�a
palcami potargane w�osy. Pierwsze rozbiegane promienie s�o�ca przeszy�y
pi�ropusze palm w jej
ogrodzie i zagra�y cieniami na wyblak�ej perkalowej storze.
Gdzie� z ulicy dobiega� poranny komunikat radiowy o sytuacji na szosach.
Wsz�dzie by�a
fatalna.
Sherry wygramoli�a si� z ��ka, stan�a, przeci�gn�a si� i st�umi�a ziewni�cie.
Potem wysz�a
z sypialni i przesz�a do ma�ej kuchenki. Otworzy�a szafk� ze sztucznego d�bu
orego�skiego
i wyj�a puszk� kawy. Kiedy si�ga�a po maszynk�, tr�jk�tny promie� s�o�ca
o�wietli� jej w�osy,
rami� i praw� pier�. Sutek by� blady i mi�kki.
Gdy kawa perkota�a, Sherry nala�a sobie soku pomara�czowego i s�czy�a go stoj�c
w kuchence. Wczoraj wieczorem wypi�a butelk� teQuili z Danem Mayhew,
k�dzierzawym
aktorem, kt�ry gra� nieszcz�liwie o�enionego kuzyna w Rodzince Jones�w, a na
kacu zawsze
by�a g�odna.
Ponownie otworzy�a lod�wk�. By�y tam dwie bu�eczki. Zastanawia�a si�, czy ma
prawo
upiec sobie jedn�.
O 7.37 zdecydowa�a, �e nie zje bu�eczki. Nie warto przezwyci�a� kaca dla Dana
Mayhew,
a ju� z ca�� pewno�ci� nie warto dla� ty�. W zesz�ym tygodniu w kantynie w
wytw�rni widzia�a
go z ch�opcem, kt�rego bladocytrynowe baletki i nadmiernie obcis�e ubranie
nasun�y jej
w�tpliwo�ci co do m�sko�ci Dana.
By�a 7.39. Zosta�o jej jedena�cie minut �ycia. Gdy kawa zacz�a perkota�, Sherry
wysz�a
z kuchenki i przesz�a do ma�ej �azienki. Na sznurze rozwieszonym nad wann�
wisia�y
podkoszulki i majteczki. Przejrza�a si� i w lustrze, wyd�a wargi i rozchyli�a
powieki, by
przekona� si�, czy nie ma przekrwionych oczu. Lionel � Lionel Schutz, re�yser
Rodzinki
Jones�w � zawsze wpada� w sza�, gdy kto� zjawia� si� na planie z
zaczerwienionymi oczyma.
� Jak my�lisz, co my tu kr�cimy? � wrzeszcza� nieodmiennie. � Jakiego� zasranego
Drakul�?
Lionel Schutz nie by� mi�ym cz�owiekiem. Nie by� te� d�entelmenem. Lecz mia�
przedziwny
talent do ckliwych filmik�w, a nadto umia� sprawi�, �e niedo�wiadczeni aktorzy
grali ca�kiem
przekonuj�co. To on w�a�nie uzmys�owi� Sherry, jak zagra� g�upi�, piersiast�
Lindsay Jones, by
sprawia�a wra�enie postaci sympatycznej i intryguj�cej. I ani razu jej nie
dotkn��.
Sherry dopi�a sok pomara�czowy i odstawi�a szklank� na umywalk� obok kawa�ka
zio�owego myd�a. Zdj�a majteczki i usiad�a na sedesie. S�ysza�a �wiergot ptak�w
w ogrodzie
i odleg�y szum autostrady. Zamkn�a oczy i zacz�a si� zastanawia�, co by tu
dzisiaj w�o�y�.
By�a 7.42. Spu�ci�a wod�, umy�a twarz i nago posz�a dokuchenki. Kawa bulgota�a i
pryska�a.
Podnios�a roz�o�ony scenariusz, kt�ry le�a� obok s�oika z herbatnikami, i
przerzuci�a dwie czy
trzy strony.
LINDSAY (�kaj�c): Naprawd� tak o mnie my�lisz? Po tylu wsp�lnych dniach i
nocach? Po
tym wszystkim, co m�wi�e�?
MARK: Kochanie, nic nie rozumiesz. Musia�em powiedzie� Carli, �e mi�dzy nami
wszystko
sko�czone. Nie mia�em wyj�cia.
�Riboyne Shel O�lem� � zaduma�a si� Sherry. �Gdyby kto� pokaza� mi ten
scenariusz, zanim
podpisa�am kontrakt na Rodzink� Jones�w, pomy�la�abym sobie, �e dla czego�
takiego nie warto
fatygowa� si� do studia. Dalej by�abym kelnerk� u Butterfielda, lata�abym tam i
z powrotem,
nosz�c bia�e wino i sa�atki z twaro�kiem dla nad�tych brytyjskich wygna�c�w
podatkowych
w ciemnych okularach, i by�abym zadowolona z pracy. Kto by pomy�la�, �e jaka�
przes�odzona
saga o jeszcze bardziej przes�odzonej rodzinie poci�gnie d�u�ej ni� przez
odcinek pilotowy
i jeszcze dwa nast�pne, nie m�wi�c ju� o dwu cz�ciach?�
I komu� przysz�oby na my�l, �e do jednej z najwa�niejszych r�l w ca�ym serialu
spo�r�d
setek niedosz�ych gwiazdeczek zostanie wybrana m�oda �yd�wka z Bloomington w
Indianie?
Bez w�tpienia Rodzinka Jones�w kosztowa�a Sherry mi�o�� Macka Holta, ch�opca, z
kt�rym
zamieszka�a. Mack by� szczup�y i humorzasty, mia� k�dzierzawe w�osy, z�amany
nos, umia�
p�ywa�, je�dzi� konno, fechtowa� si� i ta�czy� jak Fred Astaire. Spotkali si�
pewnego wieczoru
na placu przed Security Pacific Bank w Century City, gdzie w�a�nie otworzy�a
rachunek
oszcz�dno�ciowy na sum� 10 dolar�w, przys�anych jej przez matk�. Mack
przemierza� plac
truchtem, kt�ry mia� zaraz przerodzi� si� w bieg. Sherry chowa�a w�a�nie
ksi��eczk�
oszcz�dno�ciow� i upu�ci�a torebk�, a on podni�s� j� jednym zr�cznym ruchem. Po
takim
spotkaniu powinien by� wiedzie�, �e Sherry zostanie gwiazd� ckliwego serialu.
Przez siedem miesi�cy Sherry i Mack mieszkali na drugim pi�trze br�zowej
rozpadaj�cej si�
hacjendy przy uliczce odchodz�cej od Franklin Avenue w Hollywood. Dzielili
trzypokojowe
mieszkanie, w kt�rym znajdowa�a si� ci�ka kanapa, dwa nad�amane wiklinowe
krzes�a, trzy
od�a��ce plakaty znanego zespo�u muzycznego i cierpi�cy na powa�ne zaburzenia
piecyk.
Rozmawiali, puszczali p�yty, kochali si�, palili meksyka�sk� trawk�, k��cili
si�, wychodzili do
pracy, myli z�by, a� doszli do momentu, gdy wpad� Lionel, by powiedzie�, �e
Sherry jest
rewelacyjna i musi natychmiast przyby� do studia, a Mack, kt�ry mia� du�o
wi�kszy talent, lecz
nadal zarabia� na �ycie ustawianiem samochod�w na parkingu, nie chcia� jej
poca�owa� ani
�yczy� powodzenia.
Potem by�y ju� tylko d�sy, k��tnie i na koniec spakowane walizki. Przez jaki�
czas Sherry
mieszka�a z brzydk�, lecz sympatyczn� dziewczyn�, kt�r� zna�a jeszcze z czas�w
pracy
u Butterfielda, a potem wzi�a po�yczk� na hipotek� tego ma�ego, odludnego domku
na szczycie
stromo biegn�cej w g�r� �lepej uliczki Orchid Place. Cieszy� j� luksus
mieszkania w samotno�ci,
z w�asnym ma�ym ogr�dkiem, bram� z kutego �elaza, w�asnym salonikiem, w�asnym
absolutnym
spokojem. Zacz�a si� zastanawia�, kim jest, czego chce od �ycia, a wszyscy
znajomi m�wili jej,
�e odk�d zostawi�a Macka, zrobi�a si� znacznie spokojniejsza i sympatyczniejsza.
By ul�y� jednej z bardziej pal�cych dolegliwo�ci samotnego �ycia, za zaliczeniem
pocztowym kupi�a r�owy wibrator. Przewa�nie spoczywa� w nocnej szafce obok
balsamu do
twarzy i oliwki do opalania, lecz zdarza�y si� noce, gdy umys� jej wype�nia�y
bez reszty mi�osne
fantazje, a upa� Los Angeles niemal j� dusi�, wtedy u�ywa�a wibratora, �eby nie
zwariowa�.
Nikt nie wiedzia�, jak ci�ko jest by� najbardziej obiecuj�c� gwiazdk� wideo
roku 1983.
Gdy zosta�y jej cztery minuty, nala�a sobie fili�ank� kawy. S�cz�c j�,
powtarza�a p�szeptem
fragmenty roli: �Naprawd� tak o mnie my�lisz? Po tylu wsp�lnych dniach i nocach?
Po tym
wszystkim, co m�wi�e�?�
Jeszcze trzy minuty. Sto osiemdziesi�t sekund �ycia. Przesz�a przez salonik z
kubkiem kawy
w jednej r�ce i scenariuszem w drugiej. S�o�ce prze�wieca�o przez rzadko tkane
��te zas�ony
udrapowane na oszklonych drzwiach i ca�y pok�j oblewa�o �wiat�o koloru �onkili.
Jej bose palce
wkr�ca�y si� w bia�y kosmaty dywanik.
�Naprawd� tak o mnie my�lisz?� � powt�rzy�a.
Dwie minuty. W��czy�a umieszczony w k�cie telewizor �Sony�. Sta�a na nim ga��zka
poinsecji w naczyniu z wod�. ! Zerwa�a j� wczoraj wieczorem, zanim wysz�a z
Danem. Na
j �cianie za telewizorem wisia� oryginalny, zrobiony w studiu i szkic saloniku
Jones�w,
podpisany przez tw�rc�. Sherry wyszepta�a ze skupieniem: �Po tylu wsp�lnych
dniach i nocach?
Po tym wszystkim, co m�wi�e�?�
Na ekranie telewizora pojawi�a si� reklam�wka salonu Dodge�a w Santa Anita �
m�czyzna
w jasnoniebieskim � ubraniu, uczesany na Buddy�ego Holly, m�wi� szybko: �Je�li
przyjdziecie
z ca�� rodzin� do salonu Dodge�a w Santa Anita, ka�de dziecko bezp�atnie otrzyma
balon, a �ona
dostanie bezp�atny kupon na wizyt� u fryzjera w salonie pi�kno�ci. Gwarantujemy
to wszystko,
nawet je�li nie kupicie dodge�a.�
�Naprawd� tak o mnie my�lisz?�
Jeszcze minuta. Trzydzie�ci sekund. Pi�tna�cie. Dziesi��. Pi��. Sherry odwr�ci�a
si� od
telewizora, by postawi� kubek na bambusowo�szklanym blacie stolika po�rodku
pokoju.
Zad�wi�cza� telefon, lecz nigdy nie uda�o si� ustali�, kto dzwoni� do niej o
7.49.55 rano.
Ha�as by� tak og�uszaj�cy, �e pomy�la�a, i� wybuch�a bomba. Potem � �e musi to
by�
trz�sienie ziemi. Lecz gdy odwr�ci�a si� ku oszklonym drzwiom, ujrza�a, jak obie
ogromne szyby
rozpryskuj� si� do �rodka, tak �e ca�y salonik wype�ni�a zamie� l�ni�cych,
sypi�cych si�
od�amk�w. Potem metalowe p�yty zosta�y oderwane, a aluminiowe i listwy mi�dzy
st�uczonymi
szybami rozlecia�y si�, jakby by�y z tektury.
Nie krzycza�a. Nie rozumia�a nawet, co si� dzieje, p�ki nie by�o ju� za p�no.
Unios�a r�ce,
by os�oni� twarz przed lec�cym szk�em, ale to by�o jeszcze nic.
Przez zniszczon� framug� wszed� niski, pot�nie zbudowany m�czyzna w dziwacznie
zawi�zanej ��tej szacie. W�osy mia� ostrzy�one na czarnego, b�yszcz�cego je�a.
Twarz
zakrywa�a mu groteskowa bia�a maska, pozbawiona wyrazu i z�owieszcza.
Sherry chcia�a si� cofn��, przykry� sw� nago��, lecz ostry szklany tr�jk�t wbi�
si� jej w bok
stopy i chwila wahania okaza�a si� fatalna.
M�czyzna �cisn�� jej lewy przegub tak mocno, �e z�ama� ko�� promieniow� i
�okciow�.
Gwa�townie okr�ci� j� dooko�a i chwyci� od ty�u za gard�o. Dusz�c si� i d�awi�c,
usi�owa�a wali�
we� nogami, lecz by� nieprawdopodobnie silny.
Bez s�owa, nawet nie chrz�kn�wszy, przykl�kn�� na jedno kolano i rzuci� Sherry
na swe udo.
Uczu�a przeszywaj�cy b�l kr�gos�upa, tak intensywny, �e zemdla�a. Lecz
natychmiast odzyska�a
przytomno�� i uton�a w szkar�atnych falach cierpienia. M�czyzna zadawa� jej
taki b�l, �e nie
mog�a uwierzy� w to, co si� z ni� dzia�o.
Mia�a z�amany kr�gos�up. Czu�a, jak trzasn��. Widzia�a ukszta�towany w plaster
miodu sufit
swego domku i papierow� lamp� o kwiecistym wzorze. Nie by�a w stanie m�wi�,
krzycze� ani
si� poruszy�. To nie mog�o by� rzeczywisto�ci�. Takie rzeczy si� nie zdarzaj�.
Wcale jej tu nie
ma. Musi by� gdzie indziej. �pi. Co� jej si� �ni.
Ci�gle s�ysza�a radio sk�d� z ulicy. Gra�o Samb� Pa Ti.
Bez s�owa si�acz chwyci� jej uda od wewn�trz. Z g�ow� spoczywaj�c� teraz na
dywaniku,
kurczowo zaciska�a r�ce na piersiach. Ca�y system nerwowy by� przemieszczony i
ju� umiera�a.
M�czyzna wyda� z siebie g��bokie, st�umione hmph! rozszerzaj�c coraz bardziej
jej uda,
naci�gaj�c ka�de �ci�gno i mi�sie�. Przez mg�� b�lu i niedowierzania Sherry
us�ysza�a, jak co�
trzaska w pachwinie, cho� ju� nie mia�a czucia poni�ej pasa.
M�czyzna pozwoli� jej si� stoczy� ze wzniesionego kolana na dywanik. Podni�s�
si�,
trzymaj�c j� za kostk� i udo prawej nogi. Postawi� czarny jedwabny pantofel
dok�adnie na
w�osach �onowych Sherry, by uchwyci� r�wnowag� i stan�� wygodnie, a nast�pnie
wykr�ci� jej
ko�czyn�, jakby usi�owa� wyrwa� n�k� kurczaka.
Na szcz�cie tego nie czu�a. Staw ko�ci udowej zosta� wykr�cony z panewki. Sk�ra
za�
i cia�o by�y tak mocno naci�gni�te, �e rozerwa�y si� w przera�aj�cym k��bowisku
rozpry�ni�tych
arterii. M�czyzna ponownie wykr�ci� nog� Sherry i oderwa� j� od cia�a.
Cofn�� si� i spojrza� na ni� z g�ry. Oddycha�a p�ytko w szoku, twarz zaczyna�a
ju� sinie�.
Oczy mia�a zamglone. M�czyzna wytar� r�ce, najpierw o sw� szat�, potem o
zas�ony. Wydawa�o
si�, �e nie wie, co robi� dalej. Sherry zdawa�a sobie spraw�, �e umiera. Nie
wiedzia�a dlaczego.
Widzia�a m�czyzn� patrz�cego na ni� z g�ry i my�la�a, jak by go o to zapyta�.
Naturalnie, to
niewa�ne. Nic nie jest wa�ne, gdy si� nie �yje.
W ostatniej chwili pomy�la�a, �e jeszcze raz chcia�aby zobaczy� sw�j dom w
Indianie.
M�czyzna w ��tej szacie patrzy�, jak umiera, jego maska nie zdradza�a �adnych
uczu�.
Potem wyszed� przez roztrzaskane oszklone drzwi i stan�� w porannym s�o�cu,
spokojny
i zamy�lony, jakby w�a�nie powr�ci� z d�ugiej, nieoczekiwanej podr�y.
Rozdzia� 2
Gdy Sherry umiera�a, pani Eva Crowley parkowa�a swego seville elegante w kolorze
dach�wki na czerwonym pasie w pobli�u bli�niaczych wie� Century Park East.
Zgasi�a motor
i siedzia�a jeszcze przez chwil�, przypatruj�c si� swym bladoniebieskim oczom we
wstecznym
lusterku. �Niech tam� � my�la�a. �Albo posk�adam sobie �ycie do kupy, albo
wszystko diabli
wezm�.�
Wysz�a z samochodu i przekr�ci�a kluczyk. Normalnie nigdy nie zawraca�a sobie
tym g�owy,
lecz dzisiejszego ranka potrzebowa�a mo�liwie wielu ziemskich rytua��w � nie
tylko po to, by nie
dr�e� ze strachu, lecz by odwlec chwil�, kiedy b�dzie musia�a stan�� przed
Gerardem
i powiedzie� mu: �Wybieraj�.
Gerard nie wr�ci� do domu przez trzy kolejne noce i Eva Crowley mia�a do��. Nad
ranem,
gdy le�a�a tul�c zmi�t� poduszk� m�a, przysi�g�a sobie, �e nie b�dzie ju�
znosi� b�lu
i upokorzenia oszukiwanej �ony. Do�� mia�a nocy w towarzystwie prezenter�w
telewizyjnych,
butelki whisky i �pi�cych bli�niaczek. Do�� fa�szywego wsp�czucia, gdy Gerard
dzwoni� z biura
m�wi�c, �e jest zawalony robot� i znowu b�dzie musia� przesiedzie� ca�� noc.
Dzi� Gerard Crowley, cz�owiek, kt�ry tylko sobie zawdzi�cza stanowisko prezesa
Przedsi�biorstwa Importu Wyrob�w Tytoniowych, b�dzie musia� si� zdecydowa�.
Krocz�c przez plac ku wej�ciu do Century Park East, Eva s�ysza�a echo w�asnych
krok�w po
betonowym chodniku; w szklanych drzwiach ujrza�a sw� odleg��, surow� posta�,
przybli�aj�c�
si� z nieuchronno�ci� losu.
By�a drobn�, szczup�� kobiet� o popielatych w�osach, �ci�gni�tych z ty�u w
kucyk. Twarz
mia�a blad�, o klasycznym owalu, jak �uskany migda�. Na przera�aj�cy i uroczysty
wyst�p,
kt�rego wymaga� od niej ten dzie�, za�o�y�a ciemnoszary kostium z w�sk� sp�dnic�
i szpilki.
Wygl�da�a, jakby sz�a na posiedzenie zarz�du albo na pogrzeb.
Brak�o jej tchu, gdy w opustosza�ym holu czeka�a na wind�, maj�c� j� zawie�� na
dwudzieste sz�ste pi�tro. Zacz�a obgryza� per�owor�owe paznokcie, lecz nagle
si�
powstrzyma�a. Nie obgryza�a paznokci od czasu, gdy by�a oty�� studentk� w Nowym
Jorku,
brzydk�, potwornie nie�mia�� i za�lepion� beznadziejnym uczuciem do aroganckiego
chama
o nazwisku Hank Pretty, kt�ry by� jak�� szych� w biznesie. W tamtych dniach
prze�ladowa�y j�
coraz gorsze wyniki w nauce, b�le g�owy i wizja sp�dzenia reszty �ycia z
cz�owiekiem, kt�rego
cia�o cuchn�o potem, a umys� mia� tyle uroku i �adu, co poranek po hucznej
zabawie
karnawa�owej.
Eva i Hank bili si�. Hank uderzy� j�. Wyplu�a czerwon� krew do r�owej umywalki
i pomy�la�a, �e �wiat si� ko�czy.
Nie pr�bowa�a jednak samob�jstwa. Eva nigdy nie by�a typem samob�jczym. W
tamtych
czasach, gdy prze�ywa�a nerwowy okres, ty�a, jedz�c zbyt du�o chrupek
ziemniaczanych
i sa�atek, no i pali�a. Lecz mia�a bolesn� si��, by od�o�y� swe l�ki na
konkretny termin i stawi� im
czo�o, jakby by�y lekarzem z jej wyobra�ni, przynosz�cym z�e wie�ci o wymazie,
czy
widmowym dentyst�, maj�cym wyrwa� z�b trzonowy.
Czasami pragn�a w og�le nie mie� si�y i bez walki po�wi�ci� siebie dla
niewierno�ci
Gerarda. Ale nie mog�a i w gruncie rzeczy nie chcia�a. Zbyt by�a podobna do
ojca, Ornery�ego.
Dzwonek windy cicho zad�wi�cza� na dwudziestym sz�stym pi�trze. Drzwi otworzy�y
si�
z �oskotem i Eva wysz�a.
Na �cianie na wprost szybu windy widnia�a b�yszcz�ca aluminiowa tablica
wskazuj�ca drog�:
CROWLEY, PRZEDSI�BIORSTWO IMPORTU WYROB�W TYTONIOWYCH. LOS
ANGELES�CHICAGO�MIAMI. Przystan�a i przygl�da�a jej si� przez chwil�, gdy�
pami�ta�a
dzie�, kiedy j� przymocowano. Potem r�wnym krokiem przesz�a korytarzem ku
drzwiom
z ciemnego szk�a.
By�o par� sekund przed �sm�. Gerard zawsze zaczyna� prac� wcze�nie. Na pocz�tku
ich
ma��e�stwa, przed dziewi�tnastu laty, rzadko kiedy widywa�a go rankami.
Wyskakiwa� z ��ka
i biega� wok� Lexington Road dobrze przed sz�st�, ona za� budzi�a si� ledwo o
si�dmej, gdy
trzaska�y drzwi jego riviery i silnik o�ywa� z gwizdem. Kuchnia wygl�da�a jak
mesa w czasie
sztormu � nie dojedzone kromki chrupkiego chleba, rozlane mleko, listy rozerwane
i pozostawione na stole � lecz Eva nie mog�a udowodni� m�owi, �e to on tak
narozrabia�, bo
nigdy go ju� nie by�o.
Jednak�e w nast�pnych latach budzi�a si� wcze�niej. Czasem rano Gerard otwiera�
oczy,
a ona le�a�a obserwuj�c go. Mylnie bra� jej wbite w niego spojrzenie za uczucie,
nawet za
uwielbienie. W istocie my�la�a, jak puste, pozbawione tre�ci jest ich
ma��e�stwo, i zastanawia�a
si�, kim w istocie jest Gerard.
Kocha�a go. Zawsze to wiedzia�a. Chcia�a pozosta� jego �on�. Lecz nigdy nie
mog�a
zdecydowa�, czy on te� j� kocha�, czy te� u�ywa� jej jako gospodyni, matki i od
czasu do czasu
partnerki do ��ka. Zawsze nazywa� j� �Evie� i przez trzy z dziewi�tnastu lat
protestowa�a
przeciw temu. Potem da�a sobie spok�j.
Otworzy�a drzwi biura. Znajdowa�y si� tam ozdobne ro�liny, bia�e winylowe
krzes�a i biurko
z drewna tekowego. Wok� nie by�o �ywej duszy. Eva odczeka�a chwil� i min�wszy
sekretariat
podesz�a do drzwi, na kt�rych widnia� napis: GERARD F. CROWLEY, PREZES. Czu�a
dziwne
odr�twienie, a jej wahanie przed drzwiami zdawa�o si� trwa� ca�e minuty.
�Oto jestem tu � pomy�la�a. Widzia�am, jak p�aka� ze zm�czenia.
Widzia�am, jak si� �mia�. Widzia�am go, gdy by� chory i gdy by�
szcz�liwy. Widzia�am ka�dy szczeg� jego nagiego cia�a. Wz�r
pieprzyk�w na udzie. Skr�t w�os�w �onowych. Urodzi�am mu
bli�niaczki. A jednak stoj� przed drzwiami jego biura, niemal zbyt
przera�ona, by zastuka�.
Zastuka�a.
Cisza. Potem jego g�os zapyta�: � Kto tam?
Zdyszanym, wysokim falsetem powiedzia�a: � To ja.
� Evie?
Otworzy�a drzwi. Biuro wychodzi�o na wsch�d i oblane by�o mlecznym �wiat�em
poranka.
Gerard, ciemny i nie ogolony, w czarnej koszuli z zawini�tymi r�kawami, siedzia�
za szerokim
bia�ym biurkiem. W rogu, z oczami rozszerzonymi oczekiwaniem, siedzia�a jego
sekretarka
Francesca, o kasztanowych w�osach, wysoka, ubrana w bardzo obcis�e bia�e d�insy
i oliwkow�
jedwabn� bluzk�.
Na blacie sta�o srebrne pude�ko do cygar � prezent od Evy na dziesi�t� rocznic�
�lubu. Na
wieczku wyryty by� napis: �Z dozgonn� mi�o�ci�, twoja Evie�. Tyle osobowo�ci jej
odebra�.
� Wcze�nie wsta�a� � powiedzia� Gerard.
By� bardzo szczup�ym m�czyzn� o g�stych, czarnych, kr�conych w�osach, kt�re
w�a�nie
zaczyna�y siwie�. Twarz mia� d�ug� i kanciast�, z cienkim, spiczastym nosem i
mocno
zarysowanymi wargami. Oczy by�y g��boko osadzone i ciemne, a jednak zawsze
odnosi�a
wra�enie, �e dziwnie brakowa�o im wyrazu. Gdy d�u�ej si� na niego patrzy�o,
trzeba by�o
odwr�ci� wzrok w poszukiwaniu czego� bardziej sympatycznego.
Francesca unios�a si�. Eva ujrza�a, jak pod cienk� jedwabn� bluzk� poruszy�y si�
jej piersi.
�Nosi trojk� � pomy�la�a � lecz dzisiaj stanowczo jest bez stanika.� Na r�kach
dziewczyna mia�a
tanie srebrne pier�cionki i Eva nieomal zobaczy�a, jak te palce �ciskaj� sztywny
penis Gerarda.
Tak ka�dy zwyci�zca dzier�y trofeum.
� Em, hm, mi�o ci� widzie�, Evie � rzek� Gerard. Wsta� i obszed� biurko, by si�
z ni�
przywita�. By� od niej du�o wy�szy, mia� prawie metr dziewi��dziesi�t, lecz
dzisiaj wydawa� si�
jaki� ni�szy, pomniejszony.
Francesca, zak�opotana, powiedzia�a: � P�jd�, zrobi� wreszcie t� kaw�.
� Jasne � rzek� Gerard ze sztuczn� swobod�. � Napijesz si� kawy, Evie?
Eva potrz�sn�a g�ow�.
� Raczej nie, dzi�kuj�.
Przez chwil� panowa�o pe�ne napi�cia milczenie. Gerard pociera� d�oni� usta,
jakby chcia� si�
upewni�, �e nie ma tam �lad�w obcych poca�unk�w.
� Spodziewa�em si�, �e nie b�dziesz chcia�a � powiedzia�.
Francesca nadal sta�a przy drzwiach, a Gerard spojrza� na ni� przymru�ywszy na
chwil� oczy
jak kot, co znaczy�o: Id� zrobi� kaw�, a ja si� tym zajm�. Francesca
przystan�a,
a potem wysz�a nie domykaj�c drzwi.
� Usi�d�, prosz� � powiedzia� Gerard, wskazuj�c Evie bia�y obrotowy fotel.
� Nie, dzi�kuj� � odrzek�a. � Chc� si� tylko dowiedzie�, gdzie sp�dzi�e� trzy
ostatnie noce.
Na powr�t obszed� biurko. Spojrza� na ni�, jego g�owa ciemnia�a na tle
jasnoz�otego obrazu
przedstawiaj�cego schn�ce li�cie tytoniu.
� Gdzie? � zapyta�. � �wietnie wiesz gdzie.
� Pracowa�e� trzy dni i trzy noce nie zmru�ywszy oka?
� Prawie. Papierkowej roboty mam pot�d. � Podni�s� r�k� na wysoko�� oczu.
� Zam�wienie tureckie? Zmru�y� oczy. � Przewa�nie.
� A wi�c David Orlando k�amie?
� David Orlando? David jest w Teksasie.
Eva spu�ci�a wzrok.
� Wiem � rzek�a cicho. � Dzwoni�am do niego wczoraj. Powiedzia� mi, �e sam
zajmowa� si�
zam�wieniem tureckim i za�atwi� wszystko przed dwoma dniami. Powiedzia� mi te�,
�e w tym
tygodniu nie mia�e� prawie nic do roboty i �e b�dziesz mia� luz a� do przysz�ego
miesi�ca.
Gerard wpatrywa� si� w ni� bez s�owa niemal przez p� minuty. Nast�pnie otworzy�
srebrne
pude�ko z cygarami, zawaha� si� i wybra� w ko�cu ma�� havan�. Si�gn�� po no�yk,
odci�� koniec
cygara i z przesadn� precyzj� umie�ci� je mi�dzy wargami. Jego milczenie, jego
drobiazgowe
ruchy zdecydowanie dzia�a�y Evie na nerwy. Z oczu Gerarda mo�na by�o wyczyta�
jeszcze mniej
ni� zwykle.
Gdyby tylko go tak bardzo nie pragn�a i nie musia�a wiedzie�, �e j� nadal
kocha. Gdyby
tylko by�a do�� s�aba, by zosta� w domu i zadowoli� si� tym, co ma.
Na zewn�trz, na Alei Gwiazd, zawodzi�a i zanosi�a si� syrena stra�y ogniowej.
Gerard
odczeka�, a� umilkn� echa, i powiedzia�:
� Taka by�a� podejrzliwa, co? Taka podejrzliwa, �e musia�a� zadzwoni� do Davida?
� A co ty by� zrobi� Gerardzie, gdybym ja przez trzy noce nie wraca�a do domu?
Otworzy� pude�ko zapa�ek.
� Zapominasz, �e ty nie masz �adnego powodu, �eby nie wraca� do domu. Ja mam.
Usi�owa�a si� u�miechn��, ale wargi odm�wi�y jej pos�usze�stwa.
� To do�� oczywiste � powiedzia�a. � Ale powodem nie jest praca, prawda? To ona.
� Ona?
Eva kiwn�a g�ow� w kierunku na p� uchylonych drzwi biura.
� To ona, prawda? Francesca?
Gerard za�mia� si� gwa�townym, niepewnym �miechem, kt�ry zabrzmia� prawie jak
kaszlni�cie.
� Evie � powiedzia�. � Chyba nie jeste� dla mnie sprawiedliwa.
� Nie jestem sprawiedliwa? � przerwa�a Eva pe�nym napi�cia szeptem. � Co, do
diab�a,
nazywasz sprawiedliwo�ci�?
� Chodzi mi o zrozumienie � zaoponowa� Gerard. � Chodzi mi o to, �e nie starasz
si�
zrozumie�, co tu si� dzieje.
� Co tu jest do rozumienia? �pisz ze swoj� sekretark�!
� Evie � rzek� Gerard podnosz�c r�k� jakby w obronie przed trzepocz�cym ptakiem.
� Evie,
ka�da sytuacja ma dwie strony. Chyba tego nie rozumiesz.
Eva odwr�ci�a si�.
� Zawsze to samo � powiedzia�a. � Znowu ja mam by� winna temu, co ty zrobi�e�.
No wi�c
tym razem, Gerardzie, nic z tego, poniewa� naprawd� rozumiem. Rozumiem, �e
zostawiasz mnie
w domu, abym prowadzi�a ci gospodarstwo i opiekowa�a si� twoimi c�rkami, gdy ty
tymczasem
przesypiasz si� z dwudziestopi�cioletni� sekretark�.
Gerard odetchn�� g�o�no.
� Czy rozumiesz, �e nadal ci� kocham? � zapyta�. � Czy rozumiesz, �e to, co
czuj� do
Franceski, w najmniejszym stopniu nie wp�ywa na m�j stosunek do ciebie?
Odwr�ci�a si� ku niemu. Zmarszczy�a brwi.
� M�wisz powa�nie? � spyta�a.
� W �yciu nie by�em powa�niejszy.
� Bo�e drogi � powiedzia�a. � Czasami ci nie wierz�. Traktujesz mi�o�� i uznanie
jak gatunki
tytoniu.
Potar� zapa�k�. Zap�on�a i w powietrzu rozni�s� si� zapach spalonego fosforu.
Zapalaj�c
cygaro, nie odrywa� od niej wzroku. P�niej machn�� zapa�k�, by j� ugasi�, i
wypu�ci� k��b
dymu. Eva nie znosi�a zapachu cygar.
� Kocham ci�, Evie. Tylko tyle mog� powiedzie�. Szkoda, �e mi nie wierzysz. Ale
to
prawda.
� Francesc� te� kochasz?
Skin�� g�ow�.
� Tak. Zupe�nie inaczej.
� Jak to inaczej? Bardziej seksualnie? Jest lepsza w ��ku ode mnie? Jest
m�odsza, o to
chodzi? I piersi ma bardziej� piersi ma j�drniejsze? I robi takie rzeczy,
kt�rych ja bym nie
zrobi�a?
Gerard dalej pali� cygaro.
� Jest inna, i tyle. Jest inn� osob�.
� Rozumiem. Inna. Guzik mi to m�wi.
Gerard wyci�gn�� do niej r�k�. Nie uj�a jej. Chcia�a, ale nie mog�a. Gniew ju�
si� niemal
wypali� i stopniowo zacz�o j� wype�nia� odr�twienie, jak gdyby zanurza�a si� w
wannie
z nieprzyjemnie letni� wod�. Czu�a �zy na rz�sach i wiedzia�a, �e gdyby Gerard
ofiarowa� jej
teraz troch� uczucia, troch� ciep�a, by�aby stracona.
� Evie � powiedzia� Gerard mi�kko. � Taki cz�owiek jak ja nigdy nie b�dzie sta�
spokojnie
w jednym miejscu. Tak� mam natur�. Wiedzia�a� o tym od pocz�tku. Mi�dzy innymi
dlatego za
mnie wysz�a�. Wiedzia�a�, �e b�d� chcia� du�o bywa�, zarabia� pieni�dze,
poszerza� swoje
horyzonty.
� Nie s�dzi�am, �e twoje horyzonty obejmuj� inne kobiety � powiedzia�a Eva
ostro.
� To by�o nieuniknione. To nie tragedia. To nas nie mo�e rozdzieli�.
Potrzebowa�em innego
rodzaju zwi�zku z inn� kobiet� i znalaz�em go z Francesc�. I to wszystko. Nie ma
powodu,
by�my mieli z tego robi� wielkie halo. Tak bywa.
Eva otworzy�a notatnik i wyj�a z niego zmi�t� papierow� chusteczk�. Przytkn�a
j� do oczu
i powiedzia�a:
� Nie my�l sobie, �e p�acz�. Jestem w�ciek�a, i tyle.
� Nie musisz si� w�cieka�.
� Nie musz� si� w�cieka�? Zorientowa�am si�, �e m�� mnie zdradza, i co, mam mu
pogratulowa�?
� Mo�esz to przecie� zaakceptowa�. Nie robi� z tego hecy.
Eva popatrzy�a na niego i powoli skin�a g�ow�.
� Mog� to zaakceptowa�, Gerardzie, ale nie mog� przebaczy�.
� Co to ma znaczy�? Chcesz rozwodu?
� Nie wiem. Tak. To znaczy nie, nie chc�.
Podszed� bli�ej i uj�� j� za ramiona. Wykrzywi� twarz w niemal smutnym u�miechu,
kt�ry
mia� doda� jej otuchy, a ona ledwo mog�a uwierzy�, �e to ten sam Gerard, kt�rego
po�lubi�a, ten
sam szczery, ambitny, dworny m�odzieniec, kt�ry ust�pi� jej miejsca w autobusie
w d�d�ysty
dzie� w Nowym Jorku, a nast�pnie os�ania� przed deszczem swoim parasolem a� do
drzwi
mieszkania. Ten sam m�odzieniec, kt�ry zabiera� j� do meksyka�skich restauracji
i przy
enchiladach, w migotliwym blasku �wiecy powiedzia�, �e b�dzie s�awny i bogaty i
�e chce, aby
za niego wysz�a, zamieszka�a w Los Angeles i dzieli�a z nim s�aw�, bogactwo, a
tak�e mi�o��.
I to on � bogaty, znany w swej bran�y, ale teraz daleki, obcy, niepoj�ty
m�czyzna, kt�ry
w czasie trwania ich ma��e�stwa zaprzeda� si� jakiemu� innemu wyobra�eniu o
prawdziwym
�yciu. Wygl�da tak samo, a ona nadal tak samo go uwielbia, lecz jego uwaga jest
ju� skupiona na
czym� innym.
Zobaczy�a swe odbicie w zabarwionym na bursztynowo lustrze po drugiej stronie
biura.
Patrzy�a na ni� twarz blada i dziwna, ale znacznie spokojniejsza, ni� sobie
wyobra�a�a.
W�a�ciwie sama by�a zdumiona swym opanowaniem. Plecy Gerarda, ciemne i smuk�e,
wygl�da�y
jak plecy kogo� zupe�nie obcego.
� No tak � rzek� Gerard. � Je�li nie chcesz si� ze mn� rozwie�� � to co?
Eva przygryz�a wargi.
� Chcesz mi powiedzie�, �e nie�
Francesca podesz�a do drzwi. Nie nios�a kawy. Gerard obj�� Ev� mocno i czule,
lecz
powiedzia�, jak m�g� najciszej:
� Nie. Nie zostawi� Franceski.
Rozdzia� 3
Par� minut po dziesi�tej tego ranka w cienistym, odosobnionym mieszkaniu na
trzecim
pi�trze ��tego domu na Alta Roma Road, nie opodal bulwaru Zachodz�cego S�o�ca,
zacz��
dzwoni� telefon. Dzwoni� prawie przez pi�� minut, zanim gdzie� w mieszkaniu
rozsun�y si�
drzwi i stopy obute w jedwabne pantofle przesz�y po l�ni�cej drewnianej pod�odze
korytarza.
Nancy Shiranuka podnios�a s�uchawk� palcami o d�ugich, polakierowanych na
czerwono
paznokciach.
� Moshi moshi � powiedzia�a monotonnym, pozbawionym wyrazu g�osem. Po czym
rzek�a: �
O, to ty.
S�ucha�a bez s�owa. By�a drobna i ma�a nawet jak na Japonk�. Jej twarz o du�ych
oczach
promieniowa�a ow� zaskakuj�c� urod�, kt�r� odznacza�y si� dziewcz�ta z Hokkaido.
Nie mogli
si� jej oprze� Japo�czycy, urzeka�a te� Amerykan�w, zw�aszcza tych, kt�rzy
s�u�yli na Dalekim
Wschodzie. Upodobania do urody Nancy nabiera�o si� z czasem, podobnie jak do
chazuke, ry�u
i tu�czyka, popitego zielon� herbat�. Mia�a na sobie tylko lu�n�, rozci�t� z
przodu szat�
z po�yskliwego czarnego jedwabiu. D�ugie czarne w�osy wilgotnymi splotami
spada�y jej
z ramion.
�ciany ca�ego mieszkania wy�o�one by�y g�adk� d�bow� boazeri�, okna zas�ania�y
bambusowe �aluzje. Jedyne umeblowanie pokoju stanowi� niski rze�biony stolik z
czarnego
drewna i trzy czy cztery poduszki z bia�o�czarnego jedwabiu, rzucone na pod�og�.
Na �cianie
wisia�y trzy erotyczne drzeworyty, dzie�o Settei z Onna�shimekawa oshie�fumi,
podr�cznika
wiedzy seksualnej dla kobiet. S�o�ce o�wietla�o pok�j w�skimi pasmami promieni.
� Jeste� pewien, �e to prawda? � spyta�a Nancy. � Torii ci powiedzia�? I co si�
potem dzia�o?
S�ucha�a przez chwil� w milczeniu, a potem powiedzia�a: � Rozumiem.
Drzwi rozsun�y si� ponownie i w korytarzu da� si� s�ysze� szelest bosych st�p.
Do pokoju
wszed� bardzo wysoki Amerykanin z r�cznikiem przewi�zanym na biodrach i stan��
tu� ko�o niej,
przypatruj�c si� jej spod ci�kich powiek. Posiwia�y, musia� liczy� przynajmniej
z sze��dziesi�t
pi�� lat, cia�o mia� gruz�owate, muskularne i pokryte bliznami. Jego twarz by�a
tak kanciasta jak
oblicze Abrahama Lincolna wyrze�bione w stoku Mount Rushmore i jedno spojrzenie
wystarczy�o, by si� domy�li�, �e to wojskowy.
Nazywa� si� Ernest Perry Ouvarov, by�y komandor Marynarki Wojennej USA.
Odznaczy� si�
na Midway i Okinawie, a po podpisaniu przez Japo�czyk�w aktu kapitulacji na
pok�adzie USS
�Missouri� jemu w g��wnej mierze przypad�a zas�uga wspania�ej reorganizacji
ameryka�skiej
floty wojennej na Pacyfiku. Truman nazwa� go kiedy� �rycerzem ocean�w�.
Pod b�yszcz�c� zbroj� rycerz skrywa� jednak par� fatalnych s�abostek. W 1951
roku jedna
z gazet wykaza�a, �e jest on zamieszany w nies�ychany skandal � w gr� wchodzi�o
opium,
nadwy�ka dostaw dla wojska i, co najgorsze, sprowadzanie m�odych Japonek dla
uciechy jego
i innych czo�owych postaci w Marynarce oraz polityk�w.
Skandal zatoczy� tak szerokie kr�gi, �e Ouvarovowi pozwolono na z�o�enie
rezygnacji bez
wszczynania przeciw niemu jakiegokolwiek post�powania. Jak stwierdzi� jeden z
wysokich
urz�dnik�w Pentagonu, �gdyby postawili przed s�dem wojennym Ouvarova, musieliby
te�
oskar�y� ca�� przekl�t� Marynark�.
Ernest Ouvarov zmieni� nazwisko i przez lata pracowa� w du�ym towarzystwie
transportowym w San Francisco. Wi�kszo�� ludzi stamt�d nadal nazywa�a go Fredem
Milwardem i uwa�a�a co najwy�ej za do�� dobrze sytuowanego wiceprezesa Morskiego
Przedsi�biorstwa Transportowego. Jednak�e dwa miesi�ce temu, gdy do jego biura
zajrza�a
m�oda Japonka Nancy Shiranuka, �ycie Ouvarova odmieni�o si�.
Obserwowa� Nancy przez par� minut, a potem podszed� do czarnego stolika.
Otworzy�
pude�ko z laki i wyj�� papierosa. Wr�ci� do niej, stukaj�c papierosem o
paznokie�.
� Dobrze, je�li nie mo�ecie zrobi� nic lepszego � powiedzia�a Nancy. � Zadzwo�,
gdy
b�dziesz wiedzia� co� nowego. Tak, ja te� �a�uj�. Ale powiedz im, �eby siedzieli
cicho. Tak jest.
Ernest przeszed� z pokoju do kuchni w poszukiwaniu ognia. Wr�ci�, pal�c ze
sztuczn�
oboj�tno�ci�. Nancy powiedzia�a: � Zadzwo� p�niej � i od�o�y�a s�uchawk�.
� No � rzek� Ernest � co tam s�ycha�?
� Jeszcze nie wiem.
� Jeszcze nie wiesz? Przecie� to Yoshikazu dzwoni�.
� Tak � odrzek�a. � Ale zdaje si�, �e co� nie wysz�o. Wsz�dzie mn�stwo policji i
Yoshikazu
nie mo�e podej�� blisko, �eby si� zorientowa�, o co chodzi.
� Nie wysz�o? � dopytywa� si� Ernest, marszcz�c nos, jak zwyk� by� to robi� na
mostku USS
�Ferndale�. � Co, do diab�a, mog�o nie wyj��?
� Nie wiem. Ale Yoshikazu jest zmartwiony.
Ernest zaci�gn�� si� gwa�townie, po czym wypu�ci� k��b dymu.
� Ca�a akcja by�a doskonale zaplanowana. Nie wierz�, �e co� nie wysz�o. Nawet
Yoshikazu
nie jest takim durniem.
Nancy z roztargnieniem zawi�za�a sznur jedwabnej szaty. S�o�ce o�wietla�o jej
w�osy.
� Doskona�y plan nie zawsze oznacza doskona�e wykonanie. Powiniene� o tym
wiedzie�.
Nawet gdy si� ma do czynienia ze zwyk�ymi lud�mi, co� mo�e nie wyj��.
� Nie musisz mnie poucza�, jak si� obchodzi� z personelem � warkn�� Ernest. �
Wszystko
by�o zaplanowane tak precyzyjnie, �e nikt nie mia� najmniejszego pola manewru.
Nawet
najbystrzejszy cz�onek zespo�u nie mia� sposobno�ci do my�lenia. Nie by�o
improwizacji, nie
by�o planu awaryjnego, wy��cznie ci�g dok�adnie kontrolowanych i skoordynowanych
wydarze�.
Nie mog�o nie wyj��.
� Yoshikazu jest innego zdania.
� C�, prawdopodobnie plecie jak zwykle.
� Co chcesz zrobi�? � Nancy u�miechn�a si� chytrze. � Zaku� go w kajdany?
Wys�a�
nast�pnym kliprem do Szanghaju?
Ernest poskroba� stalowoszary zarost na kanciastym podbr�dku. Jeszcze nie
przywyk� do
pracy z cywilami. Jego ojciec by� komandorem, a dziadek przyja�ni� si� z Teddym
Rooseveltem
za czas�w wojny z Hiszpanami. Ernest widzia� �ycie wy��cznie jako plan bitwy, a
ludzi,
z kt�rymi musia� si� zadawa�, ocenia� w my�lach jako admira��w, koleg�w oficer�w
albo
idiot�w. Trudno�ci stawa�y przed nim co dzie� jak flotylla wrogich okr�t�w, a
ka�d� trudno��
mo�na by�o przezwyci�y� klasyczn� taktyk� bitew morskich. Nawet swym trzem psom
my�liwskim, Johnowi, Paulowi i Jonesowi, kaza� defilowa� w ordynku.
Tylko Nancy Shiranuka wiedzia�a o tych chwilach, gdy (w my�lach) wyokr�towywa�
si�
z re�imu dyscyplinarnego Marynarki Wojennej, kt�ry sam sobie narzuci�. O
chwilach, gdy
rozpaczliwie i perwersyjnie szuka� pociechy dziewczynek i niezwyk�ych technik
seksualnych.
Nazywa� te chwile �przepustkami na l�d�.
� Potrzebujemy najnowszych wiadomo�ci � powiedzia�. � Czy Yoshikazu nie mo�e si�
dowiedzie�, co si� dzieje?
� B�dzie pr�bowa�, komandorze. Ale teraz na ca�ym terenie a� roi si� od
policjant�w.
� Ernest zdusi� papierosa.
� Do diab�a, powinienem by� to powierzy� komu� do�wiadczonemu. � Doda� z wyra�n�
pogard�: � Yoshikazu. Wie o Japonii tyle, co zje w japo�skiej knajpie.
� Mam do niego zaufanie � powiedzia�a Nancy ostro. � My�l�, �e b�dzie najlepiej,
je�li po
prostu zaczekamy.
Ernest popatrzy� na ni� gniewnie, po czym skin�� g�ow�.
� Dobrze. Dajmy mu godzin�. Je�li nie zamelduje si� do tego czasu, sami si�
rozejrzymy. Na
razie w��cz telewizor. Mog� nadawa� wiadomo�ci.
Nancy zasalutowa�a ironicznie.
� Tak jest, komandorze. Jak pan sobie �yczy.
Stary komandor zignorowa� j�.
� Czy Kemo mo�e sprokurowa� jakie� �niadanie? Jestem pioru�sko g�odny. Niech
zrobi
troch� dashimaki tamago.
Nancy przystan�a, u�miechaj�c si� lekko. Potem wzi�a ze stolika ma�y srebrny
dzwoneczek
i zadzwoni�a. Po chwili wszed� m�ody Japo�czyk w bia�ej koszuli, bia�ych
d�insach i bia�ej
przepasce na czole. Przystan�� i czeka�.
� Komandor ma dzi� apetyt na twoje omlety, Kemo � powiedzia�a Nancy.
Kemo spojrza� na komandora i szybko, prawid�owo skin�� g�ow�. Gdyby kto� w ten
spos�b
skin�� mu g�ow� w Marynarce, komandor ukara�by go za zuchwalstwo. Lecz teraz
odwr�ci� si�
zirytowany, rozgarn�� dwoma palcami bambusowe �aluzje i wpatrywa� si� w drzewa
na Alta
Roma, p�ki Kemo nie wyszed� do kuchni.
� O czym my�lisz? � spyta�a Nancy. Odkaszln��.
� Zastanawia�em si� po raz tysi�czny, czy ca�y ten interes zadzia�a.
� Nie p�ac� ci za to, �eby� si� zastanawia�. P�ac� ci, �eby w�a�nie zadzia�a�.
� Wnosz� poprawk� � rzek� Ernest. � P�ac� mi za to, �eby dzia�a� m�j odcinek.
Nie mog�
odpowiada� za ca�� t� dziadowsk� zbieranin� �obuz�w ze Wschodu.
Nancy zachichota�a.
� Czasami jeste� taki gwa�towny. Jak Cary Grant w Kierunek � Tokio.
� Podoba ci si� ten film? � spyta� zdumiony Ernest.
� To jeden z moich ulubionych. Szczeg�lnie przepadam za t� scen�, kiedy japo�ski
pilot
spada na spadochronie do morza i �miertelnie rani no�em ameryka�skiego
marynarza, kt�ry
usi�uje go wyci�gn��.
� Co� podobnego � mrukn�� Ernest. � Nigdy nie widzia�em ani ��tka, ani
Amerykanina,
kt�ry nie by�by wdzi�czny do grobowej deski za wyci�gni�cie go z popijawy. Mo�e
odezwa�o si�
w tobie twoje okrutne poczucie humoru.
� My�la�am, �e lubisz moje okrutne poczucie humoru.
� Tak? Na wszystko jest czas i miejsce.
Nancy podesz�a do�, unosz�c ramiona. Jedwabne po�y jej szaty rozchyli�y si�,
ods�aniaj�c
nagie cia�o. By�a szczup�a i blada, o kolorycie japo�skiej ceramiki, piersi
mia�a drobne i okr�g�e,
z ciemnymi sutkami, co zawsze kojarzy�o si� Ernestowi z owymi kubeczkami, w
kt�rych magicy
chowaj� ko�ci do gry. Mi�dzy udami szczup�ych, kr�tkich n�g czarne w�osy �onowe
mia�a
wygolone w kszta�t serca.
Ernest podni�s� chude, �ylaste rami�.
� Daj spok�j, Nancy. Ca�a ta operacja zaczyna si� sypa�, nie mamy poj�cia, co
si�, do diab�a,
dzieje, i wiesz r�wnie dobrze jak ja, �e pod koniec dnia Gerard Crowley zwali
si� nam na g�ow�
jak pi�tna�cie ton gor�cego g�wna. Huck Finn z Beverly Hills.
Nie przestaj�c si� u�miecha�, Nancy przycisn�a do niego nagie cia�o i potarga�a
mu
srebrzyste w�osy.
� Nie nazywaj go tak � zagrucha�a. � Wiesz, �e tego nie lubi.
� To jak mam go nazywa�? Poczciwy z niego kmiotek, je�li mam to wyrazi�
uprzejmiej. No,
a teraz mnie pu��.
� Ciekawe, jak mnie nazywasz za plecami � wyszepta�a Nancy. � Smocza dama?
Ernest chwyci� j� w talii i odepchn�� od siebie. Lecz przy tym zsun�� mu si�
r�cznik i musia�
j� uwolni�, by ratowa� swe poczucie przyzwoito�ci. Znowu zachichota�a tym
wysokim ptasim
�miechem i kark Ernesta poczerwienia� z irytacji.
� Powinienem by� zatrzasn�� ci drzwi przed nosem pierwszego dnia, gdy ci�
ujrza�em �
burkn��.
� Nie, nie, panie Milward � zadrwi�a Nancy. � To si� na nic nie zda. Pomy�l, ile
by� straci�.
W drzwiach pojawi� si� Kemo z herbat� na tacy. Nancy owin�a si� szat�, gdy
m�odzieniec
ponuro kroczy� przez pok�j ku niskiemu stolikowi, na kt�rym postawi� delikatne
fili�anki
i czajnik.
� Dashimaki tamago pi�� minut � powiedzia� i zn�w wysun�� si� z pokoju.
Ernest westchn�� i klapn��, a� zaskrzypia�a pod�oga. Nancy nala�a dwie fili�anki
herbaty
i usiad�a obok niego, krzy�uj�c nogi. Jej szata znowu by�a szeroko rozchylona i
nie m�g� nie
zauwa�y�, jak pi�ta podwini�tej prawej nogi rozwar�a jasnor�owe wargi pokrytego
jedwabistym
w�osem seksu. Przymkn�� oczy i wdycha� dymny aromat japo�skiej herbaty.
� Nie musisz si� niczego ba� � powiedzia�a Nancy cichym, monotonnym g�osem. �
Nawet
je�li co� nie wysz�o dzi� rano, nikt nie mo�e przez Tengu wpa�� na nasz �lad.
Wiesz o tym
r�wnie dobrze jak ja. I trzeba to by�o zrobi�. To cz�� przygotowa�.
� Mo�e by� inny spos�b. T�umaczy�em Crowleyowi. � Ernest m�wi� nie otwieraj�c
oczu.
� Crowley chcia� si� upewni�, �e wszystko gra. I nie mo�na mie� o to do niego
pretensji,
zwa�ywszy, ile forsy w to wpakowa�.
� Nie jestem pewien. Wed�ug mnie najlepsze posuni�cia wymy�la si� w sekrecie.
Potem �
gdy ju� nie mo�na zachowa� tajemnicy, trzymasz nieprzyjaciela w niepewno�ci
stosuj�c zas�on�
dymn� i zajmuj�c nieoczekiwane i dziwaczne pozycje.
� Ernest � powiedzia�a Nancy tym samym cichym g�osem. � Nie walczymy z
fregatami. To
nie Midway. I kto si� domy�li, po co dzi� rano wys�ano Tengu? Czy mo�e by� co�
dziwaczniejszego?
Ernest otworzy� oczy. Wpatrywa� si� w dymi�c� fili�ank�, obserwuj�c, jak unosz�
si�
i opadaj� ciemne listki.
� M�j Bo�e � rzek� p�g�osem. � Jak�� jeste�my dziwaczn� zbieranin� strace�c�w.
Za jak�
spraw� walczymy?
� Czy pieni�dze to taka z�a sprawa? � spyta�a Nancy. Ernest pomy�la�, skrzywi�
si�
i potrz�sn�� g�ow�. Nancy pochyli�a si� ku niemu i poca�owa�a go w szorstki
policzek.
Obserwuj�c j� mia� oczy szeroko otwarte, tote� gdy podesz�a blisko, niemal
zacz�� zezowa�.
Zn�w usiad�a prosto i rzek�a:
� Mam drzeworyt Eisena w stylu rycin Ukiyo�e shunga. Ukazuje kurtyzan� z
Yoshiwary
namaszczaj�c� sake cz�onek swego kochanka, zanim zaczn� si� kocha�.
Ernest wpatrywa� si� w ni� podejrzliwie. Lecz nie broni� si�, gdy wyci�gn�a
r�k�
i rozlu�ni�a na nim r�cznik. Jednym szarpni�ciem obna�y�a jego sztywny ju� penis
i siwawe
w�osy.
Skrzy�owa�a nogi i usiad�a obok niego. Poca�owa�a go ponownie, w czo�o.
Pachnia�a lekko
potem, lecz przede wszystkim ci�kimi perfumami o zapachu pi�ma.
� Nie mamy sake � rzek�a � ale mamy co�, co sprawi ci jeszcze wi�ksz�
przyjemno��.
Ma�� r�czk� g�aska�a jego penis, z g�ry na d�, tak powoli i leniwie, �e chcia�
j� chwyci� za
r�k� i zmusi�, by pociera�a go szybciej. Lecz by�a to jedna z tych chwil, gdy
panowa�a nad nim
ca�kowicie. Musia� by� pos�uszny. Inaczej czar i prze�ycie, kt�re na� czeka�o,
przepad�yby
natychmiast.
Powiedzia� ochryple: � Nancy�
Podnios�a nienagannie wymanikiurowany palec do ust. Potem, kontynuuj�c powolne
g�askanie, si�gn�a do tacy z herbat� i wzi�a jeden z bia�ych r�czniczk�w
le��cych obok
talerzyka z suszonymi �liwkami.
Ernest poczu�, �e serce bije mu wolniej, a potem szybciej, jak cz�owiekowi,
kt�ry usi�uje si�
utrzyma� na powierzchni wzburzonego morza.
Nancy podnios�a pokrywk� czajnika i zanurzy�a r�cznik we wrz�cej herbacie.
Pokr�ci�a nim
chwil� i wyj�a. Gor�ca herbata pociek�a na tac� i na st�.
� Chyba nie� � powiedzia� Ernest. U�miechn�a si�. Nic nie odrzek�a.
B�yskawicznym
ruchem owin�a parz�cy r�cznik wok� sztywnego i nabrzmia�ego na ko�cu penisa
Ernesta
i szybko, z�o�liwie � wycisn�a gor�c� szmatk�.
Wybuchn�� kr�tkim, ostrym krzykiem b�lu. Zdawa�o mu si�, �e ca�a jego erekcja
eksploduje.
Lecz po chwili b�l zdawa� si� detonowa� w co� zupe�nie odmiennego. Wi�cej ni�
b�l. Wi�cej ni�
przyjemno��. Kr�tkie, ciemne mgnienie tego straszliwego uczucia, kt�rego si�
l�ka� i kt�rego
po��da� jak narkotyku. Zdawa�o mu si�, �e jego wn�trzno�ci p�on�, �e m�zg
rozpry�nie si� na
tysi�c kawa�k�w. Lecz potem mia� wytrysk i nasienie spad�o na wierzch przegubu
Nancy.
Stopniowo zacz�� normalnie widzie� �wiat i pok�j, jakby przymierza� par�
okular�w. Niemal
absurdalnie wszystko wr�ci�o do stanu normalno�ci. Nancy wytar�a r�cznikiem r�ce
i ramiona
i owin�a si� szlafrokiem z wystudiowan� skromno�ci�. Ernest, oszo�omiony i
obola�y, schyli�
si�, z wolna podnosz�c r�cznik.
� Teraz wiesz, co znaczy ukiyo � powiedzia�a Nancy. � P�ynny �wiat przyjemno�ci.
� Wiem te�, co to s� przypalone jaja � wyszepta� ochryple. � Ty diablico. Siedzi
w tobie
wi�kszy diabe� ni� w tych wszystkich Tengu.
� By� mo�e � odrzek�a Nancy. � Lecz nawet diab�y musz� czasami �y� w symbiozie.
Ja
potrzebuj� ciebie, a ty mnie i mo�e powinni�my odm�wi� modlitw� w podzi�ce, �e
odnale�li�my
si� w kwiecie wieku.
Ernest skrzywi� si�, pochyli� do przodu i wzi�� z tacy solon� �liwk�. �u� j� z
namys�em.
� W kwiecie wieku � rzek� � by�em, gdy sta�em na rufie okr�tu �Ferndale� i
patrzy�em, jak
ca�a japo�ska flota wylatuje w powietrze niczym fajerwerki na �wi�to
Dzi�kczynienia.
Nancy, chc�c go pocieszy�, dotkn�a jego r�ki.
� Przykro mi, �e nie mo�esz tego obejrze� jeszcze raz w tym pokoju. Ale ju�
nied�ugo b�d�
mog�a ci zaoferowa� co� bardzo podobnego.
Ernest nie odpowiedzia�. Wszed� Kemo, nios�c japo�skie omlety.
Rozdzia� 4
Sier�ant Skrolnik z wydzia�u policji w Hollywood, g��boko zas�piony, patrzy�,
jak dwaj
medycy z biura koronera unie�li z pod�ogi w salonie nosze przykryte bia�ym
prze�cierad�em
i chwiej�c si� wyszli z nimi przez rozbite oszklone drzwi.
Poranny wietrzyk porusza� zas�onami, gdy dwaj sanitariusze szli �cie�k� mi�dzy
palmami
i poinsecj� do czekaj�cego samochodu. Opadaj�cy w d� chodnik szczelnie
wype�niali gapie
o twarzach bez wyrazu, przest�puj�cy z nogi na nog�.
Dzie� by� o�lepiaj�co jasny i gor�cy, a upa� jeszcze si� wzmaga�. Skrolnik zdj��
zmi�ty
lniany p�aszcz i prze�o�y� go przez oparcie krzes�a.
Detektyw Pullet wyszed� z �azienki, nios�c par� at�asowych majteczek w
hermetycznie
zamkni�tej plastikowej torebce. Nie odzywaj�c si� s�owem stan�� obok Skrolnika i
przygryzaj�c
warg� patrzy� na plam� krwi na dywaniku. Nawet na �cianach by�y bryzgi w
kszta�cie kropek,
przecink�w i wykrzyknik�w, jakby w �mierteln� walk� Sherry Cantor wstawiono
znaki
przestankowe niczym w komiksie. Skrolnik wyci�gn�� ku Pulletowi kawa�ek gumy do
�ucia, lecz
ten potrz�sn�� g�ow�.
� To bardziej higieniczne ni� �ucie tej cholernej wargi � powiedzia� Skrolnik
bez szczeg�lnej
z�o�liwo�ci.
Pullet skin�� g�ow�.
� W ustach cz�owieka � rzek� Skrolnik � jest wi�cej cholernych bakterii ni� w
cholernym
rynsztoku. Wy�wiadczysz sobie przys�ug�, je�li poca�ujesz kogo� w dup� zamiast w
usta.
Pullet ponownie skin�� g�ow�.
Dwaj detektywi najwyra�niej stanowili �le dobran� par�. Skrolnik by� niski i
przysadzisty,
o w�osach postrz�pionych jak sznur lontu i pyzatej s�owia�skiej twarzy. Gdy dwaj
jego synowie
byli m�odsi, lubili �ciska� mu nos, jakby to by� klakson forda T, a dw�ch czy
trzech policjant�w,
mijaj�c go na korytarzu, nadal czu�o nieodpart� pokus�, by zrobi� mu syfona.
Lecz Skrolnik znany by� jako twardziel. Trzyma� si� regu� nawet w najg�upszych
sprawach
i pilnowa�, by inni te� ich przestrzegali, oboj�tnie czy chodzi�o o prostytutki,
polityk�w,
pijaczk�w czy str��w prawa. W wydziale wykrocze� jeszcze pami�taj� dzie�, kiedy
to Skrolnik
przy�apa� swego partnera na brani