11752

Szczegóły
Tytuł 11752
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11752 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11752 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11752 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Desmond Bagley Wr�g (The Enemy) Przek�ad Ma�gorzata Semil 1 Penelop� Ashton pozna�em na ubawie u Toma Packera. W�a�ciwie �ubaw� to za du�o powiedziane, poniewa� nie by�o tam ani wzmocnionego ponczu, ani trawki, ani r�owych balet�w, ani migdalenia si� do �witu z kim popadnie. Po prostu kilka os�b spotka�o si� na dobrej kolacji, przy kt�rej by�o sporo �miechu i du�o si� gada�o. Wiecz�r si� przeci�ga�, a Tom tak hojnie dolewa� whisky, �e nie mia�em ochoty wraca� do domu w�asnym samochodem, tylko wzi��em w ko�cu taks�wk�. Penny Ashton przyprowadzili Huxhamowie; Dinah Huxham jest siostr� Toma. Do tej pory nie zdo�a�em ustali�, czy to mnie zaproszono, �eby Penny nie by�a bez pary, czy te� j� zaproszono ze wzgl�du na mnie. W ka�dym razie, kiedy zasiedli�my do sto�u, okaza�o si�, �e pa� i pan�w jest do pary, a mnie przypad�o miejsce obok niej. Mia�a ciemne w�osy, by�a wysoka, spokojna, skupiona i do�� pow�ci�gliwa. Nie by�a uderzaj�co pi�kna, ale w ko�cu niewiele jest kobiet naprawd� pi�knych. Przez Helen� Troja�sk� tysi�c okr�t�w ruszy�o na morze, natomiast dla Penny Ashton nikt by nie zepchn�� na wod� nawet jednej ��dki. No, przynajmniej nie natychmiast, gdy na ni� spojrza�. Nie znaczy to, �e nie mog�a si� podoba�. Co to, to nie. Mia�a niez�� figur�, niez�� twarz i by�a dobrze ubrana. Da�em jej dwadzie�cia siedem lat i niewiele si� pomyli�em - mia�a dwadzie�cia osiem. Jak zwykle w�r�d przyjaci� Toma rozmowa toczy�a si� na najprzer�niejsze tematy; Tom by� wschodz�c� gwiazd� w�r�d wy�szych sfer medycznych i dobiera� go�ci z bardzo r�nych �rodowisk, wi�c rozmawia�o si� znakomicie. Penny te� uczestniczy�a w konwersacji, ale na og� s�ucha�a, sama za� rzadko zabiera�a g�os. Po jakim� czasie zorientowa�em si�, �e jej nieliczne uwagi s� celne, a gdy s�ucha opinii, z kt�rymi si� nie zgadza, w jej oczach pojawia si� b�ysk ironii. Bystro�� umys�u Penny bardzo mi si� spodoba�a. Po kolacji kontynuowali�my rozmow� w salonie przy kawie i koniaku. Tom wie, �e wol� inne trucizny ni� koniak, wi�c nala� mi miark� whisky zdoln� powali� s�onia i postawi� przy mnie dzbanek pe�en wody z lodem. Jak to zazwyczaj bywa, po kolacji, podczas kt�rej wszyscy rozmawiali ze wszystkimi, w salonie towarzystwo podzieli�o si� na mniejsze grupy. Ka�da z nich z zapa�em dr��y�a jaki� wybrany temat, ostro dosiada�a ulubionych konik�w. Ku swojemu lekkiemu zaskoczeniu wybra�em towarzystwo dwuosobowe, w kt�rym znalaz�em si� ja - i Penny Ashton. W sumie by�o ze dwana�cie os�b, ale ja tkwi�em w k�cie i nie odst�powa�em Penny Ashton. Czy to mo�e ona nie odst�powa�a mnie? A zreszt�, jak si� to w takich przypadkach zdarza, chyba nie odst�powali�my si� nawzajem. Nie pami�tam ju�, od czego zacz�li�my, ale po jakim� czasie rozmowa zesz�a na sprawy bardziej osobiste. Dowiedzia�em si�, �e Penny pracuje naukowo, jest biologiem i specjalizuje si� w genetyce, wsp�pracuje z profesorem Lumsdenem w University College w Londynie. Genetyka sta�a si� dziedzin� niezwykle modn�, wzbudzaj�c� naj�ywsze kontrowersje, a Lumsden uchodzi� za jednego z najwybitniejszych specjalist�w. Byle kto nie m�g� by� jego wsp�pracownikiem, tote� przyznam, �e Penny Ashton zacz�a mi imponowa�. Okaza�a si� osob� znacznie ciekawsz�, ni� mi si� pocz�tkowo wydawa�o. W czasie rozmowy zapyta�a mnie w pewnej chwili, czym si� zajmuj�. - Niczym szczeg�lnym - powiedzia�em lekko. - Pracuj� w City. W jej oczach pojawi� si� charakterystyczny b�ysk ironii i powiedzia�a z nagan�: - Prosz� nie robi� sobie �art�w. To do pana nie pasuje. - To szczera prawda! - o�wiadczy�em. - Przecie� kto� musi puszcza� w ruch ko�a biznesu. - Nie wr�ci�a ju� do tego tematu. Wreszcie kto� spojrza� na zegarek, ze zgroz� odkry�, �e straszliwie si� zasiedzieli�my, i towarzystwo zacz�o si� z wolna rozchodzi�. Zazwyczaj im bardziej udane spotkanie, tym p�niej go�cie si� rozchodz�, i rzeczywi�cie, pora by�a ju� bardzo p�na. - O, Bo�e, m�j poci�g! - j�kn�a Penny. - Z kt�rego dworca? - Z Victorii. - Podrzuc� pani� - zaproponowa�em i podnios�em si� z fotela, nieco chwiejnie, bo whisky, kt�r� mnie Tom raczy�, uderzy�a mi do g�owy. - Taks�wk�. Zatelefonowa�em po taks�wk�. Czekaj�c na jej przyjazd, stali�my jeszcze przez chwil� w przedpokoju. A potem, gdy jechali�my przez jasno o�wietlone londy�skie ulice, pomy�la�em nagle, �e sp�dzi�em niezwykle udany wiecz�r; dawno ju� nie czu�em si� tak dobrze. I nie mia�o to nic wsp�lnego z faktem, �e Tom serwowa� naprawd� wyborn� whisky. - Od dawna zna pani Packer�w? - spyta�em Penny. - Od kilku lat. Dinah Huxham to moja kole�anka ze studi�w w Oksfordzie. Wtedy nazywa�a si� Dinah Packer. - Mili ludzie. Bardzo sympatyczny wiecz�r. - Bardzo. - Mo�e by�my go powt�rzyli, tylko we dwoje? - zaproponowa�em. - Mogliby�my, na przyk�ad, wybra� si� do teatru, a potem na kolacj�. Milcza�a przez chwil�. - Dobrze - zgodzi�a si� wreszcie. Um�wili�my si� wi�c na nast�pn� �rod�, a ja poczu�em si� jeszcze lepiej. Nie da�a si� odprowadzi� na dworzec, wi�c t� sam� taks�wk� pojecha�em dalej do siebie. Dopiero w domu u�wiadomi�em sobie, �e nawet nie wiem, czy jest zam�na czy nie, i usi�owa�em przypomnie� sobie wygl�d jej lewej r�ki. Potem uzna�em, �e jestem sko�czonym durniem; w ko�cu ledwie j� znam, wi�c co za r�nica, czy jest zam�na czy nie? Przecie� nie mia�em zamiaru si� z ni� �eni�, prawda? W um�wion� �rod� przyjecha�em po ni� do University College kwadrans po si�dmej i przed spektaklem wst�pili�my do pubu na drinka. Nie lubi� bar�w przy teatrach. Na og� zbiera si� w nich zbyt wiele przer�nych s�aw. - Zawsze pracuje pani do tak p�nej pory? - spyta�em. Pokr�ci�a g�ow�. - To zale�y. Wie pan, nie jest to zaj�cie �od-do�. Czasem nawet zostajemy na noc, je�li jest jaka� du�a i pilna praca. Ale to si� nie zdarza cz�sto. Dzisiaj zosta�am d�u�ej, bo byli�my um�wieni na wiecz�r. Przynajmniej troch� nadgoni�am papierkow� robot�. - Ach, zawsze jest tyle tej papierkowej roboty. - No, pan to chyba wie najlepiej. Zdaje si�, �e pa�ska praca polega wy��cznie na przek�adaniu papierk�w, prawda? U�miechn��em si�. - Rzeczywi�cie, przek�adam tylko banknoty z jednej kupki na drug�. No, wi�c obejrzeli�my przedstawienie, potem zabra�em j� na kolacj� do Soho, a wreszcie odstawi�em na dworzec Victoria. Um�wili�my si� znowu na sobot�. I tak, krok po kroczku, zacz��em si� z ni� prowadza� regularnie. Byli�my kilka razy w teatrze, raz w operze, obejrzeli�my par� balet�w, specjaln� wystaw� w National Gallery, co�, co koniecznie chcia�a zobaczy� w Natural History Museum, zwiedzili�my Zoo w Regent�s Park, odbyli�my wycieczk� Tamiz� do Greenwich. Zachowywali�my si� jak para Amerykan�w zaliczaj�cych wszystkie atrakcje turystyczne Londynu. Mniej wi�cej po sze�ciu tygodniach oboje chyba doszli�my do wniosku, �e sprawa zaczyna wygl�da� do�� powa�nie. Ja w ka�dym razie traktowa�em j� na tyle powa�nie, �e wybra�em si� do ojca do Cambridge. U�miechn�� si�, kiedy mu opowiedzia�em o Penny, i powiedzia�: - Wyobra� sobie, Malcolmie, �e zaczyna�em si� o ciebie martwi�. Najwy�sza pora, �eby� si� ustatkowa�. Wiesz cokolwiek o jej rodzinie? Przyzna�em, �e wiem niewiele. - O ile si� orientuj�, jej ojciec jest jakim� drobnym przemys�owcem. Jeszcze go nie znam. - Nie ma to najmniejszego znaczenia - ci�gn�� dalej m�j ojciec. - Chyba jeste�my ponad takie snobizmy. Ju� si� z ni� przespa�e�? - Nie - odpar�em wolno - ale niewiele brakowa�o. Chrz�kn�� niewyra�nie i zacz�� nabija� fajk�. - Z moich obserwacji tutaj, w college�u, wynika, �e m�ode pokolenie jest znacznie mniej rozbrykane, swobodne i wolne od zahamowa�, ni� mu si� wydaje. M�odzi nie id� ze sob� do ��ka przy pierwszej okazji - przynajmniej je�eli odnosz� si� do siebie z szacunkiem i traktuj� powa�nie. Czy tak jest w twoim przypadku? Kiwn��em g�ow�. - Zdarza�y mi si� dawniej momenty s�abo�ci, ale z Penny jest inaczej. Zreszt�, znam j� dopiero od kilku tygodni. - Pami�tasz profesora Pattersona? - Tak. - Joe Patterson kierowa� jedn� z katedr na wydziale psychologii. - Wi�c Patterson twierdzi, �e normalny cz�owiek nie wie dok�adnie, jakich cech oczekuje od swego partnera �yciowego. Powiedzia� mi kiedy�, �e dla przeci�tnego m�czyzny idea�em przysz�ej �ony jest dziewica z objawami skrajnej nimfomanii. By� to �art, ale nie pozbawiony ziarna prawdy. - Co za cynik. - Jak wi�kszo�� m�drych ludzi. W ka�dym razie chcia�bym pozna� Penny, gdy tylko zbierzesz si� na odwag�, �eby j� tu przywie��. Twoja matka by�aby bardzo szcz�liwa, �e si� �enisz. Szkoda, �e tego nie do�y�a. - A jak ty sobie radzisz, tato? - Jako tako. Najbardziej si� boj�, �eby nie zdziwacze�, nie sta� si� uczonym ekscentrykiem. Robi� wszystko, �eby tak si� nie sta�o. Porozmawiali�my jeszcze o r�nych sprawach rodzinnych i wr�ci�em do Londynu. Wtedy to w�a�nie Penny wykona�a konstruktywny ruch. Siedzieli�my akurat u mnie w mieszkaniu, popijali�my kaw� z likierem; Penny pochwali�a mnie za chi�sk� kolacj�, a ja skromnie odpar�em, �e osobi�cie j� zam�wi�em w pobliskiej restauracji. I wtedy w�a�nie zaprosi�a mnie do siebie do domu na weekend; �eby przedstawi� mnie rodzinie. 2 Mieszka�a z ojcem i siostr� w wiejskim domu niedaleko Marlow w hrabstwie Buckingham, niepe�n� godzin� jazdy z Londynu autostrad� M4. George Ashton mia� mniej wi�cej pi��dziesi�t pi�� lat, by� wdowcem i mieszka� z c�rkami w stylowym domu z epoki kr�lowej Anny. Takie domy mo�na zobaczy� na reklamowych rozk�ad�wkach w �Country Life�. By�o tam absolutnie wszystko: dwa korty tenisowe, basen oraz stajnia przerobiona na gara�e, gdzie trzymano kosztowne konie mechaniczne, a tak�e stajnia, kt�ra pozosta�a stajni�, gdzie trzymano kosztowne konie czworono�ne - po jednym w ka�dym rogu. W takich domach zapadaj� spontaniczne decyzje: �Dzisiaj zjemy podwieczorek na dworze�, go�cie za� dowiaduj� si�, �e: �Pan przyjmie pana w bibliotece�. S�owem, �yje si� tu wygodnie, dostatnio i arystokratycznie. George Ashton mierzy� metr osiemdziesi�t i mia� g�st� stalowoszar� czupryn�. By� w doskona�ej kondycji fizycznej, o czym przekona�em si� na korcie. Gra� ostro, agresywnie i musia�em si� sporo natrudzi�, �eby mu dor�wna�, cho� by� ze dwadzie�cia pi�� lat ode mnie starszy. Pokona� mnie 5-7, 7-5, 6-3, z czego wynika, �e mia� lepsz� kondycj� ni� ja. Zszed�em z kortu ci�ko dysz�c, on za� pobieg� truchtem do basenu, wskoczy� nie rozbieraj�c si�, przep�yn�� raz basen i dopiero potem poszed� do domu si� przebra�. Klapn��em obok Penny. - Zawsze ma tyle pary? - Zawsze - zapewni�a mnie. J�kn��em. - Zm�cz� si� od samego patrzenia na niego. Siostra Penny, Gillian, by�a ca�kowitym jej przeciwie�stwem. Mia�a usposobienie typowej pani domu, a wi�c nie tylko wydawa�a polecenie, ale naprawd� prowadzi�a dom. Ashtonowie nie mieli licznej s�u�by; zatrudniali paru ogrodnik�w, stajennego, lokaja, a zarazem szofera nazwiskiem Benson, jedn� s�u��c� na sta�e oraz drug�, kt�ra przychodzi�a na kilka godzin ka�dego ranka. Na tak du�y dom, by� to niewielki personel. Gillian by�a o kilka lat m�odsza od Penny i stosunki mi�dzy siostrami uk�ada�y si� troch� na zasadzie biblijnej Marty i Marii, co przyznam, nieco mnie zdziwi�o. O ile mog�em si� zorientowa�, Penny prawie wcale nie zajmowa�a si� domem. Tyle, �e sprz�ta�a sw�j pok�j, my�a sw�j samoch�d i dba�a o swojego konia. Gillian bra�a na siebie wszystkie uci��liwe obowi�zki. Ale najwyra�niej nie sprawia�o jej to przykro�ci. Wr�cz przeciwnie, wydawa�a si� ca�kiem zadowolona. Naturalnie, to by�y moje spostrze�enia zrobione podczas weekendu, a nie wykluczone, �e w pozosta�e dni tygodnia rzecz mia�a si� inaczej. Niemniej pomy�la�em, �e Ashton pewnie dozna�by szoku, gdyby Gillian wysz�a za m�� i za�o�y�a w�asny dom. By� to sympatyczny weekend, aczkolwiek pocz�tkowo czu�em si� niezr�cznie, wiedz�c, �e jestem na cenzurowanym. Szybko jednak w mi�ej atmosferze domowej skr�powanie min�o ca�kowicie. Kolacja, kt�r� Gillian przyrz�dzi�a, by�a prosta, ale smaczna i doskonale podana, potem grali�my w bryd�a. Ja gra�em z Penny, a Gillian z Ashtonem, i szybko si� zorientowa�em, �e w tym towarzystwie Gillian i ja jeste�my bez szans. Penny gra�a w spos�b zdecydowany, precyzyjny, starannie kalkuluj�c ka�d� rozgrywk�, Ashton natomiast gra� w bryd�a tak samo jak w tenisa - agresywnie, a chwilami nie licz�c si� z ryzykiem. Jego karko�omne zagrania cz�ciej ko�czy�y si� zwyci�stwem ni� wpadk�, ale w ko�cu Penny i mnie powiod�o si�, i ostatecznie wygrali�my minimaln� przewag� punkt�w. Jeszcze chwil� porozmawiali�my, a kiedy panie uzna�y, �e ju� pora spa�, Ashton zaproponowa�, �ebym si� z nim napi� �na dobranoc�. Nala� mi whisky, kt�ra wprawdzie nie by�a a� tak dobra, jak u Toma Packera, ale niewiele jej ust�powa�a, i siedli�my, �eby pogada�. Rzecz oczywista, chcia� si� dowiedzie� czego� o mnie i sk�onny by� opowiedzie� mi o sobie. Dowiedzia�em si� wi�c, mi�dzy innymi, jak robi pieni�dze. Ma w Slough par� zak�ad�w produkuj�cych jakie� tam wyroby chemiczne oraz jeden zak�ad wyspecjalizowany w produkcji utwardzalnych tworzyw sztucznych. Zatrudnia oko�o tysi�ca pracownik�w i - co mi zaimponowa�o - jest jedynym w�a�cicielem tych przedsi�biorstw. W dzisiejszych czasach rzadko si� zdarza, by firmy tej wielko�ci pozostawa�y w r�kach jednego cz�owieka. Potem - niezwykle uprzejmie - zapyta� mnie, w jaki spos�b zarabiam na �ycie; wyja�ni�em mu, �e jestem analitykiem. U�miechn�� si� nieznacznie. - Psychoanalitykiem? Z kolei ja si� u�miechn��em. - Nie - zajmuj� si� analiz� ekonomiczn�. Jestem wsp�lnikiem firmy McCulloch i Ross, zajmujemy si� konsultingiem ekonomicznym. - Tak, s�ysza�em o takich firmach. A co dok�adnie robicie? - Udzielamy r�nego typu porad, prowadzimy badania rynkowe, poszukujemy mo�liwo�ci zbytu nowych wyrob�w albo nowych rynk�w zbytu dla starych wyrob�w. I tak dalej. Udzielamy te� og�lnych porad ekonomicznych i finansowych. Wykonujemy podstawowe prace badawczo-rozwojowe dla ma�ych przedsi�biorstw, kt�rych nie sta� na utrzymywanie w�asnych kom�rek badawczych. Wielka korporacja nas nie potrzebuje, ale takim jak pan mo�emy si� przyda�. Chyba go to zainteresowa�o. - My�la�em, �eby wypu�ci� akcje - powiedzia�. - Nie jestem znowu taki stary, ale B�g jeden wie, co si� mo�e przydarzy�. Ze wzgl�du na c�rki chcia�bym wszystkie swoje sprawy uporz�dkowa�. - Mog�oby si� to okaza� niezwykle korzystne dla pana osobi�cie - powiedzia�em. - W dodatku, jak pan wspomnia�, w przypadku pa�skiej �mierci maj�tek by�by uporz�dkowany. Upro�ci�oby to ca�� procedur�. - Zastanawia�em si� przez chwil�. - Nie wiem jednak, czy jest to najw�a�ciwszy moment, �eby wypuszcza� akcje. Chyba s�uszniej by�oby poczeka�, a� gospodarka troch� si� o�ywi. - Jeszcze si� nie zdecydowa�em - powiedzia�. - Ale je�li postanowi� wypu�ci� akcje, to mo�e b�dzie mi pan m�g� doradzi�. - Oczywi�cie. Tym si� w�a�nie zajmujemy. Nie wr�ci� ju� do tego i rozmowa potoczy�a si� na inne tematy. Wkr�tce potem poszli�my spa�. Nast�pnego ranka po �niadaniu - przygotowanym przez Gillian - Penny zaproponowa�a mi konn� przeja�d�k�. Wym�wi�em si� od tego, jako �e ko� wzbudza moj� niech�� i nieufno��. Poszli�my wi�c na spacer tras�, kt�ra mia�a zamiar przejecha� konno. Wdrapali�my si� na zalesione wzg�rze, szerokim duktem zeszli�my do doliny i wyl�dowali�my w pubie. Zjedli�my tam lunch z�o�ony z pieczywa, sera, pikli oraz piwa, a potem Penny da�a popis zr�czno�ci, graj�c w rzutki z miejscowymi. Kiedy wr�cili�my do domu, reszt� s�onecznego dnia sp�dzili�my wyleguj�c si� na trawniku przed domem. Wyjecha�em wieczorem, ale by�em ju� zaproszony na nast�pny weekend - i to nie przez Penny, lecz przez Ashtona. - Gra pan w krokieta? - zapyta�. - Niestety, nie. U�miechn�� si�. - Prosz� przyjecha� na nast�pny weekend, to pana naucz�. Przez ten tydzie� Benson ustawi bramki. Wraca�em wi�c samochodem do Londynu w doskona�ym nastroju. Do�� szczeg�owo zrelacjonowa�em przebieg tego pierwszego weekendu, by odda� atmosfer� panuj�c� w tym domu i w tej rodzinie. Ashton, drobny przemys�owiec, bogatszy ni� inni tej klasy dzi�ki temu, �e by� jedynym w�a�cicielem swoich firm; Gillian, jego m�odsza c�rka, ch�tnie spe�niaj�ca obowi�zki pani domu, gospodyni oraz (wy��czywszy seks) zast�pcza �ona; wreszcie Penny, wybitnie zdolna starsza c�rka robi�ca karier� naukow�. Rzeczywi�cie by�a niezwykle zdolna; ca�kiem przypadkowo podczas tego weekendu dowiedzia�em si�, �e jest doktorem medycyny. By�y te� i pieni�dze. Rolls, Jensen i Aston Martin w gara�u, smuk�e wierzchowce, wypiel�gnowane trawniki, umeblowanie tego pi�knego domu - nad wszystkim unosi� si� zapach pieni�dzy i komfortu. Nie zazdro�ci�em Ashtonowi - w ko�cu sam biedny nie jestem, ale to zupe�nie nie ta klasa. Wspominam o pieni�dzach wy��cznie z obowi�zku kronikarskiego. Od ca�ego tego obrazka odstawa� tylko Benson, cz�owiek do wszystkiego, kt�ry w niczym nie przypomina� s�u��cego w zamo�nym domu. Wygl�da� raczej na emerytowanego boksera, i to kiepskiego. Mia� z�amany nos, i chyba musiano mu go z�ama� niejeden raz, mia� uszy obrzmia�e od cios�w, a na dodatek szram� na lewym policzku. Wypisz, wymaluj - filmowy bandyta. Jego g�os zupe�nie nie pasowa� do wygl�du - m�wi� cicho, z akcentem zdradzaj�cym wykszta�cenie i zdecydowanie lepszym ni� Ashtona. Nie bardzo wiedzia�em jak go zaklasyfikowa�. U Penny w laboratorium prowadzono w tym tygodniu jakie� wa�ne badania. Zadzwoni�a do mnie i powiedzia�a, �e b�dzie zaj�ta jeszcze przez ca�� noc z pi�tku na sobot�, wobec czego prosi�a, �ebym po ni� przyjecha� w sobot� rano. Kiedy wsiad�a do samochodu przed University College, wida� by�o, �e jest ogromnie zm�czona, mia�a si�ce pod oczami. - Strasznie mi przykro, Malcolmie, ale nie b�dzie do dla ciebie szczeg�lnie atrakcyjny weekend. Id� spa� kiedy tylko znajdziemy si� w domu. Mnie te� by�o przykro, bo w�a�nie podczas tego weekendu zamierza�em poprosi� j� o r�k�. Jednak�e moment nie by� najw�a�ciwszy, wi�c tylko si� u�miechn��em i powiedzia�em: - Wcale nie jad� na randk� z tob�, tylko gra� w krokieta. - Chocia� prawd� powiedziawszy o krokiecie wiem tyle, co z �Alicji w Krainie Czar�w�, �e jest to gra proboszcz�w i panien na wydaniu. - Pewnie nie powinnam ci tego m�wi� - powiedzia�a Penny z u�miechem - ale tato twierdzi, �e poznaje m�czyzn� po tym, jak gra w krokieta. - Co robi�a� przez ca�� noc? - spyta�em. - Ci�ko pracowa�am. - Nad czym? Chyba to nie jest tajemnica pa�stwowa? - �adna tajemnica. Przenosili�my materia� genetyczny z wirusa do bakterii. - Straszna d�ubanina - zauwa�y�em. - Mam nadziej�, �e chocia� si� uda�o. - Przekonamy si� dopiero po przebadaniu szczepu, kt�ry wyhodujemy. Za jakie� dwa tygodnie b�dzie ju� co� wiadomo. To si� rozmna�a b�yskawicznie. Miejmy tylko nadziej�, �e si� rozmno�y prawid�owo. O genetyce te� wiem tyle, co kot nap�aka�. Zapyta�em wi�c z ciekawo�ci: - I na co to wszystko? - Badania nad rakiem - odpowiedzia�a mi kr�tko i zamkn�wszy oczy, odchyli�a g�ow� do ty�u. Da�em jej spok�j. Kiedy dojechali�my na miejsce, natychmiast posz�a spa�. Z tym jednym wyj�tkiem by� to weekend bardzo podobny do poprzedniego. To znaczy nie licz�c samego ko�ca - bo pod koniec sta�o si� co� z�ego. Gra�em z Ashtonem w tenisa, potem pop�ywa�em w basenie i zjedli�my lunch na trawniku w cieniu kasztana - tylko we tr�jk�, to znaczy Gillian, Ashton i ja. Penny nadal spa�a. Po lunchu wprowadzono mnie w zawi�o�ci krokieta i przyst�pili�my do gry, w kt�rej - s�owo daj� - uczestniczy� najprawdziwszy proboszcz! Krokiet, jak si� przekona�em, nie jest rozrywk� dla ludzi s�abego ducha, a pastor Hawthorn gra� tak, �e Machiavelli to przy nim harcerzyk. Na szcz�cie grali�my razem. Jego przebieg�a strategia zreszt� i tak zawiod�a wobec dru�yny z�o�onej z Gillian i Ashtona. Gillian gra�a ze zdumiewaj�c� zajad�o�ci�. Pod koniec, kiedy mia�em ju� pewno��, �e nie jest to gra dla d�entelmen�w, zacz�o mi si� podoba�. Penny zesz�a na podwieczorek, od�wie�ona i o�ywiona, i od tego momentu weekend potoczy� si� swoim normalnym trybem. Z mojego nieudolnego opisu mo�na by wnosi�, �e Ashtonowie �yli w spos�b ja�owy i nudny; tak jednak nie by�o - ich styl �ycia pozwala� roz�adowa� stres po tygodniowej har�wce. Ashton nie korzysta� nawet w pe�ni z tej mo�liwo�ci, bo po podwieczorku wycofa� si� do swego gabinetu wyja�niaj�c, �e ma mn�stwo papierkowej roboty. Zauwa�y�em, �e Penny te� si� uskar�a na nadmiar papierkowej roboty, i zgodnie stwierdzili�my, �e przelewanie zb�dnych s��w na papier to jeden z grzech�w g��wnych dwudziestego wieku. Uzmys�owi�em sobie, �e Ashton nie m�g�by osi�gn�� swojej pozycji, gdyby marnowa� czas na gr� w tenisa i w krokieta. I tak to mija� weekend, zbli�a� si� czas mojego powrotu do Londynu. By� przyjemny letni wiecz�r. Gillian posz�a do ko�cio�a i niebawem mia�a wr�ci�; w rodzinie ona jedna by�a religijna - ani Ashton, ani Penny nie wykazywali zainteresowania religi�. Ashton, Penny i ja siedzieli�my w ogrodowych fotelach roztrz�saj�c pewien szczeg�lnie zawi�y problem z pogranicza etyki i nauki, kt�ry poruszono w porannej gazecie. W zasadzie to Penny i Ashton zaj�ci byli dyskusj�, ja natomiast przemy�liwa�em nad tym, jak by tu znale�� si� z Penny sam na sam, �eby si� jej o�wiadczy�. Tak si� z�o�y�o, �e przez ca�y weekend ani przez chwil� nie byli�my sami. Penny do�� mocno zaanga�owa�a si� w dyskusj� i zacz�a si� nieco gor�czkowa�, gdy nagle dobieg� nas przenikliwy krzyk, a zaraz po nim drugi. Wszyscy troje zamarli�my, Penny zamilk�a w p� zdania, a Ashton zapyta� ostrym tonem: - Co to by�o, do diab�a? Rozleg� si� trzeci krzyk. Tym razem dochodzi� jakby z mniejszej odleg�o�ci, gdzie� zza domu. Biegli�my ju� w tamt� stron�, gdy ukaza�a si� Gillian. Wy�oni�a si� zza rogu domu, sz�a potykaj�c si�, z twarz� zas�oni�t� r�kami. Jeszcze raz krzykn�a - be�kotliwie, bez s��w - i osun�a si� na trawnik. Ashton znalaz� si� przy niej pierwszy. Pochyli� si� nad ni� i usi�owa� oderwa� jej r�ce od twarzy, ale Gillian z ca�ych si� stawia�a op�r. - Co si� sta�o? - krzykn��, ale w odpowiedzi us�ysza� tylko przera�liwy j�k. - Pozw�l, tato - powiedzia�a szybko Penny i delikatnie odsun�a ojca na bok. Pochyli�a si� na Gillian, kt�ra le�a�a teraz na boku, skulona jak p��d, nadal zas�aniaj�c sobie twarz r�kami; palce mia�a rozpostarte jak szpony. Nie krzycza�a ju�, lecz tylko j�cza�a przeci�gle, a raz powiedzia�a nawet: - Moje oczy! Ojej, moje oczy! Penny uda�o si� na si�� dotkn�� twarzy Gillian, potar�a jej czo�o palcem wskazuj�cym, pow�cha�a go i skrzywiwszy si�, szybko wytar�a palec o traw�. Odwr�ci�a si� do ojca. - Zabierz j� do domu, do kuchni, szybko. Podnios�a si� i jednym p�ynnym ruchem odwr�ci�a si� do mnie. - Dzwo� na pogotowie - rozkaza�a. - Powiedz, �e mamy oparzenie kwasem. Ashton zd��y� ju� podnie�� Gillian z ziemi, kiedy ja, wbiegaj�c do domu otar�em si� w holu o Bensona. Wykr�ci�em numer pogotowia i patrzy�em, jak Ashton wnosi c�rk� do domu wej�ciem, kt�rego dot�d nie zna�em. Penny dos�ownie depta�a mu po pi�tach. - Pogotowie - us�ysza�em w s�uchawce. - Potrzebna karetka. Us�ysza�em trzask w s�uchawce i zaraz odezwa� si� inny g�os: - Dyspozytor, s�ucham. - Poda�em mu adres i numer telefonu. - Nazwisko? - Malcolm Jaggard. Chodzi o powa�ne oparzenie twarzy kwasem. - Ju� wysy�am karetk�. Gdy odk�ada�em s�uchawk�, zda�em sobie spraw�, �e Benson wpatruje si� we mnie z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Gwa�townie odwr�ci� si� na pi�cie i wyszed� z domu. Otworzy�em drzwi do kuchni i zobaczy�em Gillian rozci�gni�t� na stole; konwulsyjnie wierzga�a nogami i nie przestawa�a j�cze�. Penny przyk�ada�a jej co� do twarzy, a Ashton sta� obok z min� wyra�aj�c� tak bezsiln� w�ciek�o��, jakiej w �yciu nie widzia�em. W �aden spos�b nie mog�em im pom�c; nie chcia�em te� przeszkadza�, wi�c tylko delikatnie zamkn��em drzwi. Spojrzawszy przez du�e okno na ko�cu holu zobaczy�em Bensona, kt�ry szed� wzd�u� podjazdu. Zatrzyma� si� i schyli�, przygl�daj�c si� czemu� nie na samym podje�dzie, lecz na przylegaj�cym do niego pasie trawy. Wyszed�em zobaczy�, co tak przyci�gn�o jego uwag� - by�y to �lady opon samochodowych. Pojazd zawr�ci� w tym miejscu wje�d�aj�c na trawnik, i to w wielkim p�dzie, bo ko�a wry�y si� g��boko w nieskaziteln� ziele�. Benson odezwa� si� swoim zaskakuj�co �agodnym g�osem: - Wed�ug mnie samoch�d wjecha� na nasz teren i zaparkowa� mniej wi�cej tam, zwr�cony przodem do domu. Kiedy panna Gillian nadesz�a, kto� chlusn�� na ni� kwasem o tu, w tym miejscu. - Pokaza� palcem miejsce na trawniku, gdzie �d�b�a trawy ju� zaczyna�y br�zowie�. - Potem samoch�d zawr�ci� na trawniku i odjecha�. - Przecie� pan tego nie widzia�. - Nie, prosz� pana. Schyli�em si� i przyjrza�em si� �ladom k�. - Chyba trzeba to zabezpieczy� do czasu przyjazdu policji. Benson zastanowi� si� przez chwil�. - Ogrodnik przygotowa� p�otki na nowy padok. Zaraz je przynios�. - Tak, bardzo dobrze. Pomog�em mu przynie�� p�otki i zastawili�my nimi �lady. Podnios�em si�, us�yszawszy ciche z pocz�tku wycie nadje�d�aj�cej karetki. Szybko przyjechali; od mojego telefonu up�yn�o zaledwie sze�� minut. Wr�ci�em do domu i zn�w zatelefonowa�em. Tym razem wykr�ci�em numer policji. - Tu komisariat - us�ysza�em. - Chcia�em zawiadomi� o czynnej napa�ci. 3 Bardzo szybko umie�cili Gillian w karetce, a Penny, wykorzysta�a fakt, �e jest lekark�, i te� si� ni� zabra�a. Ashton pojecha� za nimi samochodem. By� w takim stanie, �e nie powinien prowadzi�, wi�c ucieszy�em si� widz�c za kierownic� Bensona. Zanim wyjechali, wzi��em go na bok. - Powinien pan wiedzie�, �e wezwa�em policj�. Odwr�ci� ku mnie zmaltretowan� twarz i jako� g�upio zamruga�. - Co, co takiego? - Wygl�da� jakby przez kwadrans postarza� si� o dziesi�� lat. Powt�rzy�em mu to, co przedtem powiedzia�em, i doda�em: - Pewnie si� tu zjawi�, zanim pan wr�ci ze szpitala. Mog� im udzieli� niezb�dnych informacji. Prosz� si� nie martwi�. Zostan� tu do pa�skiego powrotu. - Dzi�kuj� ci, Malcolmie. Patrzy�em, jak odje�d�ali, a potem znalaz�em si� w domu sam. S�u��ca mieszka�a na miejscu, ale w niedziel� mia�a wychodne, Benson za� pojecha� z Ashtonem. W domu nie by�o wi�c nikogo pr�cz mnie. Poszed�em do salonu, nala�em sobie drinka, zapali�em papierosa i siad�em, �eby si� zastanowi�, co si� tu w�a�ciwie, do cholery, wydarzy�o. Wszystko to razem nie mia�o sensu. Gillian Ashton by�a zwyk��, skromn� dziewczyn�, prowadzi�a spokojne, do�� monotonne �ycie. By�a domatork�, kt�ra by� mo�e pewnego dnia po�lubi r�wnie nieciekawego m�czyzn�, lubi�cego spok�j domowego ogniska. Oblewanie kwasem nie pasuje do tego obrazka; takie rzeczy mog� si� dzia� w Soho albo w mrocznych zak�tkach londy�skiego East Endu. W wiejskim krajobrazie hrabstwa Buckingham by�o to co� osobliwego. D�u�szy czas si� nad tym zastanawia�em ale do niczego nie doszed�em. Wkr�tce us�ysza�em podje�d�aj�cy pod dom samoch�d, a w kilka minut p�niej rozmawia�em z dwoma umundurowanymi policjantami. Nie mia�em im du�o do powiedzenia; ma�o wiedzia�em o Gillian i niewiele wi�cej o Ashtonie. Policjanci zachowywali si� wobec mnie uprzejmie, ale czu�em, �e moje wyja�nienia coraz mniej ich przekonuj�. Pokaza�em im �lady k�. Jeden policjant zosta�, �eby ich pilnowa�, drugi za� poszed� do samochodu i przez radiotelefon po��czy� si� z komisariatem. Kiedy po chwili wyjrza�em przez okno, stwierdzi�em, �e przestawi� samoch�d tak, �eby mie� na oku teren za domem. Dwadzie�cia minut p�niej pojawi�a si� grubsza ryba policyjna w osobie nie umundurowanego funkcjonariusza. Zamieni� kilka s��w z policjantem w samochodzie i podszed� do domu. Otworzy�em mu, gdy zastuka� do drzwi. - Detektyw-inspektor Honnister - powiedzia� energicznym tonem. - Czy pan Jaggard? - Tak, to ja. Prosz� wej��. Wszed� do holu, stan�� i zacz�� si� rozgl�da�. Gdy zamkn��em drzwi, gwa�townie obr�ci� si� do mnie. - Jest pan w domu sam? Posterunkowy zwraca� si� do mnie z zachowaniem wszystkich form grzeczno�ciowych, ale Honnister nie przesadza� z uprzejmo�ci�. - Inspektorze - powiedzia�em - nie powinienem tego robi�, ale �eby by� wobec pana fair, co� panu poka��. Lepiej, �eby pan to zobaczy�. Wiem, �e nie wyda�em si� pa�skim ludziom dostatecznie przekonuj�cy. Jestem w domu Ashtona sam i przyznaj�, �e wiem o Ashtonach bardzo niewiele, a oni obawiaj� si� wi�c, �e m�g�bym st�d wynie�� srebrne �y�eczki. Honnister zmru�y� oczy. - Zdaje si�, �e mo�na by st�d wynie�� znacznie wi�cej ni� srebrne �y�eczki. Co takiego chce mi pan pokaza�? - To. - Ze specjalnej kieszeni, kt�r� ka�� sobie robi� w ka�dej marynarce, wyj��em legitymacj�. Spojrzawszy na ni�, Honnister uni�s� brwi. - Rzadko si� co� takiego widuje - powiedzia�. - Mnie si� to zdarza dopiero trzeci raz. - Por�wnuj�c moj� twarz ze zdj�ciem pstryka� paznokciem w plastikow� kart�. - Rozumie pan, �e musz� sprawdzi� autentyczno�� tego interesu? - Naturalnie. Pokazuj� to panu tylko dlatego, �eby pan nie traci� niepotrzebnie czasu na wypytywanie mnie. Mo�e pan skorzysta� z tego telefonu albo z aparatu w gabinecie Ashtona. - A b�d� si� m�g� czego� dowiedzie� w niedziel� o tej porze? U�miechn��em si�. - Panie inspektorze, jeste�my jak policja, pracujemy na okr�g�o. Zaprowadzi�em go do gabinetu. Wiele czasu to nie zaj�o; wyszed� po kilku minutach i odda� mi legitymacj�. - W porz�dku, panie Jaggard; czy w tej sprawie ma pan jakie� domys�y, podejrzenia? Pokr�ci�em g�ow�. - �adnych absolutnie. Zreszt�, je�li chce pan wiedzie�, nie jestem tu s�u�bowo. - Spojrza� na mnie surowo, z czego zrozumia�em, �e mi nie wierzy. Wobec tego opowiedzia�em mu o moich zwi�zkach z Ashtonami oraz wszystko, co wiedzia�em o napa�ci na Gillian, czyli w sumie bardzo niewiele. - No, to tym razem mamy pod g�rk� - stwierdzi� kwa�no. - Trzeba b�dzie zacz�� od tych �lad�w. Dzi�kuj� panu za wsp�prac�. Musz� si� wzi�� do roboty. Poszed�em z nim do drzwi. - Jeszcze jedno, panie inspektorze, pan nigdy nie widzia� tej legitymacji. Skin�� g�ow� i wyszed�. Ashton i Penny wr�cili przesz�o dwie godziny p�niej. Penny wygl�da�a na bardzo zm�czon�, tak samo jak poprzedniego ranka, Ashton natomiast odzyska� troch� koloru i werwy. - Dzi�kuj�, �e zosta�e�, Malcolmie - powiedzia�. - Poczekaj jeszcze chwil�, chc� z tob� porozmawia�. Tylko za moment, troch� p�niej. - M�wi� tonem do�� szorstkim i w�adczym; nie prosi�, lecz rozkazywa�. Przeszed� przez hol do swego gabinetu, zatrzaskuj�c za sob� drzwi. - Jak Gillian? - spyta�em Penny. - Nie najlepiej - odpar�a ponuro. - Kwas by� bardzo st�ony. To bestialstwo! Co za wandal m�g� to zrobi�? - Policja te� chcia�aby to wiedzie�. - Zrelacjonowa�em jej z grubsza swoj� rozmow� z Honnisterem. - Przypuszcza, �e tw�j ojciec mo�e co� wiedzie� na ten temat. Czy on ma jakich� wrog�w? - Tatu�! - Zmarszczy�a brwi. - Ma bardzo zdecydowane i niezale�ne pogl�dy, a ludzie tego pokroju zawsze komu� nadepn� na odcisk. Nie wyobra�am sobie jednak, �eby mia� wrog�w, kt�rzy chcieliby si� m�ci� na jego c�rce. Ja te� jako� nie mog�em sobie tego wyobrazi�. Wiadomo, �e w bezwzgl�dnym �wiecie biznesu i przemys�u dziej� si� najprzer�niejsze dziwne rzeczy, ale rzadko s� to akty bezinteresownej przemocy. Odwr�ci�em si� akurat w chwili, gdy Benson wychodzi� z kuchni. Ni�s� tac�, a na niej dzbanek z wod�, nie otwart� butelk� whisky i dwie szklaneczki. Zaczeka�em, a� wejdzie do gabinetu, i zapyta�em: - A Gillian? Penny spojrza�a na mnie. - Gillian! - Pokr�ci�a g�ow� z pow�tpiewaniem. - Nie przypuszczasz chyba, �e Gillian mog�aby mie� takiego wroga? To niedorzeczne. Rzeczywi�cie by�o to bardzo nieprawdopodobne, ale nie a� tak niemo�liwe, jak s�dzi�a Penny. Cz�sto si� zdarza, �e spokojne domatorki miewaj� sekretne drugie �ycie i ciekaw by�em, czy podczas wypraw na zakupy do Marlow wyskoki Gillian ogranicza�y si� do nabycia dodatkowej puszki herbaty. Powiedzia�em jednak taktownie: - Tak, to rzeczywi�cie ma�o prawdopodobne. Kiedy pomaga�em Penny w kuchni przygotowa� co� do jedzenia, powiedzia�a: - Stara�am si� zneutralizowa� kwas w�glanem sodu, a w karetce mieli skuteczniejsze �rodki, ale i tak w szpitalu musieli j� wzi�� na intensywn� terapi�. Zjedli�my tylko we dwoje, bo Ashton oznajmi�, �e nie jest g�odny i chce pozosta� u siebie w gabinecie. Po godzinie, kiedy ju� zaczyna�em podejrzewa�, �e zapomnia� o mojej obecno�ci, do pokoju wkroczy� Benson. - Pan Ashton prosi pana do siebie. - Dzi�kuj�. - Przeprosi�em Penny i poszed�em do gabinetu. Ashton siedzia� za wielkim biurkiem, ale wsta�, gdy wszed�em. - Nie mam s��w, �eby wyrazi�, jak bardzo mi przykro z powodu tego strasznego zaj�cia - powiedzia�em. Skin�� g�ow�. - Wiem. - Si�gn�� po butelk� z whisky, kt�ra, jak zauwa�y�em, by�a teraz do po�owy opr�niona. Spojrza� na tac�. - B�d� taki dobry i we� sobie szklaneczk�. - Wola�bym ju� dzisiaj nie pi�. Musz� jeszcze dojecha� do Londynu. Cicho odstawi� butelk� i wyszed� zza biurka. - Siadaj - powiedzia� i zacz�o si� najprzedziwniejsze przes�uchanie w moim �yciu. Odczeka� chwil�. - Jak si� maj� sprawy mi�dzy tob� a Penny? Spojrza�em na niego. - Pyta pan, czy mam wobec niej uczciwe zamiary? - Mniej wi�cej tak. Spa�e� z ni� ju�? By�o to wystarczaj�co bezpo�rednie pytanie. - Nie. - U�miechn��em si� do niego. - Zbyt dobrze j� pan wychowa�. Chrz�kn��. - Wi�c, czy masz jakie� zamiary, a je�li tak, to jakie? - Pomy�la�em, �e ch�tnie bym j� poprosi� o r�k�. Chyba nie by� z tego powodu niezadowolony. - I co, poprosi�e�? - Jeszcze nie. Z zadum� pociera� kant szcz�ki. - A ta twoja praca - ile w�a�ciwie zarabiasz? By�o to uzasadnione pytanie, skoro mia�em po�lubi� jego c�rk�. - W zesz�ym roku wyci�gn��em nieco ponad 8000 funt�w. W tym roku b�d� mia� wi�cej. - Zdaj�c sobie spraw�, �e taki cz�owiek jak Ashton uzna to za n�dzne grosze, doda�em: - Ale mam lokaty, kt�re mi dadz� dodatkowo 11.000 funt�w. Uni�s� brwi. - Masz lokaty i pracujesz? - Te 11.000 to jest przed odliczeniem podatku - odpar�em kwa�no i wzruszy�em ramionami. - Zreszt�, cz�owiek musi co� w �yciu robi�. - Ile masz lat? - Trzydzie�ci cztery. Odchyli� si� w fotelu i powiedzia� w zamy�leniu: - 8.000 funt�w rocznie to nie najgorzej - jak na razie. Masz jakie� szanse na awans? - Mam nadziej�. Potem zada� mi kilka pyta� znacznie bardziej osobistych ni� te na temat stanu moich finans�w, ale zwa�ywszy okoliczno�ci, by�y to pytania ca�kiem usprawiedliwione, a moje odpowiedzi chyba wyda�y mu si� przekonuj�ce. Milcza� przez chwil�, a potem powiedzia�: - M�g�by� zarabia� wi�cej, gdyby� zmieni� prac�. Mam w�a�nie wakat idealny dla kogo� takiego jak ty. Na pocz�tek musia�by� sp�dzi� przynajmniej rok w Australii, �eby tam poustawia� sprawy. Ale c� to znaczy dla takiej pary m�odziak�w, jak ty i Penny. Jedyny problem, �e jest to praca od zaraz - trzeba by zacz�� niemal natychmiast. Jego tempo by�o dla mnie zbyt szybkie. - Chwileczk� - zaprotestowa�em. - Jeszcze nawet nie wiem, czy ona mnie zechce. - Zechce, zechce - powiedzia� z przekonaniem. - Znam swoj� c�rk�. Najwidoczniej zna� j� lepiej ni� ja, gdy� ja wcale nie by�em tego taki pewien. - A nawet je�li tak - powiedzia�em - to trzeba i j� wzi�� pod uwag�. Jej praca jest dla niej bardzo wa�na. Nie wyobra�am sobie, �eby nagle wszystko rzuci�a i wyjecha�a na rok do Australii. Pomijam ju� kwesti� tego, czy ja uwa�am zmian� pracy za s�uszn�. - Mog�aby wzi�� roczny urlop. Naukowcy cz�sto tak robi�. - By� mo�e. Szczerze m�wi�c, �eby podj�� decyzj�, musia�bym znacznie wi�cej wiedzie� o tej posadzie. Po raz pierwszy Ashton okaza� niezadowolenie. Zdo�a� je st�umi� i zamaskowa�, ale i tak by�o widoczne. Zamy�li� si� przez chwil�, a potem odezwa� si� pojednawczym tonem: - C�, my�l�, �e z miesi�c mo�na poczeka� na decyzj�. W ko�cu najpierw musisz si� o�wiadczy�, wi�c zr�b to wreszcie. M�g�bym wam za�atwi� specjaln� licencj� i wzi�liby�cie �lub pod koniec przysz�ego tygodnia. - Usi�owa� u�miechn�� si� pogodnie, ale w jego spojrzeniu pozosta� cie� urazy. - Kupi� wam w posagu dom, gdzie� na p�noc od Londynu. Nie by� to moment na owijanie czegokolwiek w bawe�n�. - Chyba zbytnio si� pan �pieszy. Nie widz� potrzeby, �eby za�atwia� specjaln� licencj�. Prawd� powiedziawszy, podejrzewam, �e Penny nie b�dzie chcia�a o tym s�ysze�, nawet je�li zgodzi si� zosta� moj� �on�. Na pewno b�dzie jej zale�a�o by Gillian mog�a by� na �lubie. Twarz Ashtona nagle jakby si� zapad�a i odnios�em wra�enie, �e nie potrafi ju� nad sob� zapanowa�. Powiedzia�em spokojnie: - Od dawna planowa�em, �e kupi� dom, kiedy si� o�eni�. Bardzo sobie ceni� pa�sk� szczodro��, ale to chyba my z Penny powinni�my wybra� dom i jego lokalizacj�. Wsta�, podszed� do biurka i nala� sobie whisky. Sta� zwr�cony do mnie plecami. - Oczywi�cie, masz racj� - powiedzia� niewyra�nie. - Nie powinienem si� wtr�ca�. Ale poprosisz j� o r�k� - teraz? - Teraz! Dzi� wieczorem? - Tak. Wsta�em. - Zwa�ywszy okoliczno�ci, by�oby to wysoce niestosowne. Nie zrobi� tego. Prosz� mi wybaczy�, ale musz� ju� wraca� do Londynu. Nie odwr�ci� si� ani te� nie odezwa�. Zostawi�em go samego w gabinecie i cicho zamkn��em za sob� drzwi. Nie rozumia�em, dlaczego tak naciska�, �eby�my si� jak najpr�dzej pobrali. Ta presja z jego strony oraz propozycja pracy w Australii bardzo mnie zaniepokoi�y. Je�li w taki spos�b dobiera� sobie personel, nie m�wi�c ju� o zi�ciu, to a� dziwne, �e tyle w �yciu osi�gn��. Kiedy wszed�em do holu, Penny rozmawia�a przez telefon. Od�o�y�a s�uchawk�. - Dzwoni�am do szpitala - poinformowa�a mnie. - Powiedzieli, �e stan si� odrobink� poprawi�. - To dobrze! Przyjad� jutro wieczorem i p�jdziemy j� odwiedzi�. Mo�e si� ucieszy, �e ma jakie� towarzystwo, cho�by nie za bardzo znajome, jak w moim przypadku. - Nie wiem, czy to taki dobry pomys� - powiedzia�a Penny. - Mo�e by�... mo�e by� przewra�liwiona na punkcie swojego wygl�du. - I tak przyjad�. Zdecydujemy na miejscu. Teraz ju� musz� jecha�, bo zrobi�o si� bardzo p�no. - Odprowadzi�a mnie do samochodu, poca�owa�em j� i odjecha�em, zastanawiaj�c si�, o co te� mog�o chodzi� Ashtonowi. 4 Nast�pnego ranka, kiedy przyszed�em do biura, kt�re dzieli�em z Lanym Godwinem, Larry uni�s� wzrok znad czechos�owackiego czasopisma fachowego, kt�re czyta�. - Harrison ci� wzywa - powiedzia�. - Harrison by� naszym bezpo�rednim przed�o�onym. - Dobra. - Natychmiast zrobi�em w ty� zwrot, poszed�em do gabinetu Harrisona i siad�em na krze�le przed jego biurkiem. - Cze��, Joe - powiedzia�em. - S�ysza�em od Larry�ego, �e chcesz si� ze mn� widzie�. Harrison jest cz�owiekiem zarozumia�ym i niezbyt m�drym, strasznym formalist�, ma fio�a na punkcie przestrzegania regulaminu, pragmatyki i hierarchii s�u�bowej. Nie lubi, kiedy m�wi� na niego Joe, wi�c na z�o�� zawsze tak si� do niego zwracam. Odezwa� si� sztywno: - Przegl�da�em kontrolk� rozm�w telefonicznych podczas weekendu i stwierdzi�em, �e ujawni�e� si� wobec funkcjonariusza policji. Dlaczego? - Podczas weekendu by�em go�ciem w pewnym domu. Wydarzy� si� przykry wypadek - jedn� z c�rek gospodarza oblano kwasem. Zabrano j� do szpitala. Kiedy zjawili si� policjanci i wysz�o, �e jestem w tym domu sam, zacz�li wyci�ga� z tego fa�szywe wnioski. Nie chcia�em, �eby niepotrzebnie marnowali czas, wi�c ujawni�em si� oficerowi kieruj�cemu �ledztwem. Pokr�ci� g�ow� z dezaprobat� i wbi� we mnie wzrok, od kt�rego pewnie powinienem pa�� trupem. - Nazwisko? - Detektyw-inspektor Honnister. Znajdziesz go w komisariacie w Marlow. Harrison zrobi� sobie notatk� w zeszyciku, a ja pochyli�em si� do przodu. - O co chodzi, Joe? Przecie� mamy wsp�pracowa� z policj�. Nie podni�s� wzroku. - Nie powiniene� ujawnia� si� byle komu. - To nie jest byle kto, tylko oficer policji, kt�ry w trakcie wykonywania zada� s�u�bowych m�g� �le zinterpretowa� dost�pn� mu w danej chwili informacj�. Harrison uni�s� g�ow�. - Nie nale�a�o tego robi�. O nic by ci� tak na serio nie podejrzewa�. U�miechn��em si� do niego. - Wed�ug ciebie, jak wida�, wsp�praca to uliczka jednokierunkowa. Gliniarze wsp�pracuj� z nami, kiedy tylko tego potrzebujemy, ale my z nimi nie wsp�pracujemy, nawet wtedy, kiedy wystarczy im podpowiedzie�, �e id� niew�a�ciwym tropem. - Wpisz� ci to do akt - oznajmi� ch�odno. - Mam gdzie� moje akta - odpali�em i wsta�em z krzes�a. - A teraz, za pozwoleniem, p�jd� zaj�� si� prac�. - Nie czeka�em jednak na jego pozwolenie i wr�ci�em do siebie. Larry dla odmiany czyta� co� po polsku. - Dobrze ci min�� weekend? - zapyta�. - Troch� za du�o si� dzia�o. Kto nam buchn�� �Who�s Who�? U�miechn�� si�. - Co si� sta�o? Nie mia�a ochoty na figle? - Ze stosu ksi��ek, kt�re zawala�y jego biurko, wygrzeba� �Who�s Who� i rzuci� mi je. Praca u nas wymaga�a ci�g�ego czytania, wi�c powinni uzna� os�abienie wzroku za nasz� chorob� zawodow�; wyst�pi� o dodatek inwalidzki do emerytury. Siad�em przy swoim biurku i przejrza�em nazwiska na �A�. Ashtona nie znalaz�em. Rzadko si� zdarza, by w�a�ciciel trzech lub wi�cej fabryk, cz�owiek zatrudniaj�cy ponad tysi�c os�b, nie figurowa� w �Who�s Who�. Wyda�o mi si� to do�� dziwne. Odruchowo si�gn��em po ksi��k� telefoniczn�, ale tam go te� nie by�o. Dlaczego Ashton mia�by mie� numer zastrze�ony? - Czy wiesz co� na temat utwardzalnych tworzyw sztucznych? - spyta�em Larry�ego. - A co chcesz wiedzie�? - Pewien facet nazwiskiem Ashton ma w Slough fabryczk�, kt�ra takie co� produkuje. Chcia�bym si� dowiedzie� o nim czego� wi�cej. - Ja o takim nie s�ysza�em. A jak si� ta firma nazywa? - Nie wiem. - No to ma�o wiesz. Mo�e jest jakie� stowarzyszenie przemys�owe? - Dobra my�l. - Poszed�em do naszej biblioteki i po godzinie wiedzia�em, �e istnieje wi�cej zwi�zk�w producent�w tworzyw sztucznych, ni� mog�em sobie wyobrazi�. By� nawet jeden zrzeszaj�cy producent�w utwardzalnych tworzyw sztucznych. W spisie cz�onk�w �adnego z nich nie figurowa� jednak George Ashton. By�o to co najmniej dziwne. Ze sm�tn� min� wr�ci�em do swojego pokoju. Co za pod�y �wiat, w kt�rym nie mo�na si� niczego dowiedzie� o przysz�ym te�ciu. W tym momencie Ashton wiedzia� znacznie wi�cej o mnie ni� ja o nim. Larry zobaczy� moj� min� i spyta�: - Co, niczego si� nie dowiedzia�e�? - Jaki� cholernie tajemniczy facet. Za�mia� si� i machn�� r�k� w stron� rogu pokoju. - Zapytaj Nellie. Spojrza�em na Nellie i u�miechn��em si�. - W�a�ciwie, czemu nie? - powiedzia�em i siad�em do klawiatury. �eby zada� komputerowi pytanie, wcale nie trzeba si� do niego przymila�. Wystarczy mie� stacj� ko�cow�. Nasz� stacj� ko�cow� z nie znanego mi powodu ochrzcili�my kiedy� imieniem Nellie. Nellie wygl�da�a jak skrzy�owanie du�ej maszyny do pisania z telewizorem; dziesi�tki takich widuje si� na lotnisku Heathrow. Nigdy mi nie powiedziano, gdzie si� mie�ci centralny komputer. Znaj�c firm�, w kt�rej pracuj�, i wiedz�c co� nieco� na temat tego, co kry�y wn�trza potwora, domy�la�em si�, �e komputer ulokowano w jakiej� wapiennej pieczarze w hrabstwie Derby pod opiek� kap�an�w w bieli albo te� na dnie przepa�cistego szybu kopalni w Mendip. W ka�dym razie gdzie�, gdzie by�by bezpieczny w razie wybuchu atomowego. Tak czy inaczej, nikt mnie dok�adnie o tym nie poinformowa�. Obowi�zywa�a u nas �ci�le przestrzegana zasada, �e �ka�dy wie tylko tyle, ile trzeba�. Nacisn��em kilka prze��cznik�w, potem kilka klawiszy, dzi�ki czemu pojawi� si� na ekranie ma�y zielony znak zapytania. Po naci�ni�ciu kolejnego klawisza pojawi�o si� pytanie: KTO? Przedstawi�em si� - co by�o do�� zawi�� operacj� - i Nellie zada�a kolejne pytanie: STREFA? Odpowiedzia�em: ZIELONA Nellie zastanowi�a si� nad tym przez u�amek u�amka sekundy i zaordynowa�a: WPROWAD� KOD ZIELONY Zaj�o mi to ze dwie minuty. Bardzo skrupulatnie przestrzegali�my wymog�w bezpiecze�stwa i nie wystarcza�o poda� tylko swoje dane personalne - musia�em tak�e zna� kod w�a�ciwy dla stopnia tajno�ci ��danej przeze mnie informacji. Nellie za��da�a: TYP INFORMACJI? Odpowiedzia�em: TO�SAMO�� MʯCZYZNA ANGLIA Na to Nellie: NAZWISKO? Napisa�em: ASHTON, GEORGE Nellie by�o ca�kowicie oboj�tne, w jaki spos�b si� jej podaje dane. Sprawdzi�em to i nie mia�o najmniejszego znaczenia, czy si� napisa�o Percy Bysshe Shelley - Shelley, Percy Bysshe - czy nawet Percy Shelley, Bysshe - Nellie i tak zawsze dawa�a prawid�ow� odpowied�, jakby z g�ry wiedzia�a, �e to Bysshe Shelley, Percy nas interesuje. Ja jednak zawsze podawa�em jej najpierw nazwisko, uwa�aj�c, �e dzi�ki temu jej przepracowany m�d�ek ma �atwiejsze zadanie. Tym razem Nellie zakomunikowa�a: ASHTON, GEORGE - 3 POZYCJE OBECNY ADRES - JE�LI DOST�PNY Mog�o by� w Anglii dwustu George��w Ashton�w albo nawet i dwa tysi�ce. Jest to do�� pospolite nazwisko, wi�c nic dziwnego, �e w ewidencji naszej firmy mieli�my a� trzech Ashton�w. Wystukuj�c adres pomy�la�em, �e w�a�ciwie zachowuj� si� niem�drze. Nellie w nietypowy dla siebie spos�b zawaha�a si�, a potem dozna�em szoku, poniewa� pojawi� si� napis: INFORMACJA NIEDOST�PNA W STREFIE ZIELONEJ. SPRAWD� STREF� �ӣT� Zamy�li�em si� patrz�c na ekran i napisa�em: ZATRZYMA� PYTANIE W elektronicznych trzewiach komputera k��bi�o si� mn�stwo informacji na temat pewnego George�a Ashtona, mojego przysz�ego te�cia. I by�y to informacje tajne, poniewa� umieszczono je w strefie ��tej. Potraktowa�em powa�nie �art Larry�ego i dosta�o mi si� za to; nawet nie podejrzewa�em, �e Nellie go znajdzie - nie by�o powodu przypuszcza�, �e firma si� nim interesuje. Zreszt�, je�li w og�le by� w naszych rejestrach, to spodziewa�em si� go znale�� w strefie zielonej, zawieraj�cej informacje niezbyt tajne. Praktycznie rzecz bior�c, informacje zawarte w tej strefie mo�na znale�� przy dok�adnej lekturze prasy �wiatowej. Strefa ��ta - to ju� inna sprawa. Z zakamark�w pami�ci wyszpera�em kod strefy ��tej. - Spr�buj jeszcze raz, ty stara ma�po! - burkn��em pochylaj�c si� nad klawiatur�. Wprowadzenie kodu zaj�o mi cztery minuty; nast�pnie wystuka�em: ZWOLNI� PYTANIE Ekran Nellie zamruga� kilka razy i kursor napisa�: INFORMACJA NIEDOST�PNA W STREFIE �ӣTEJ. SPRAWD� STREF� CZERWON� Wzi��em g��boki oddech, kaza�em Nellie zatrzyma� pytanie i odchyli�em si� w krze�le, �eby si� zastanowi�. Mia�em dost�p do strefy czerwonej, kt�r� bardzo adekwatnie tak nazwano, gdy� od zawartych w niej informacji bi� �ar jak od ognia! Kim, u licha, jest Ashton i w co ja si� pakuj�? Wsta�em, powiedzia�em Larry�emu, �eby nie rusza� Nellie i �e zaraz wr�c�. Wsiad�em do windy i zjecha�em do czelu�ci gmachu, gdzie �y� specjalny gatunek troglodyt�w - byli to stra�nicy skarbca. Przy kracie ze stali wolframowej okaza�em legitymacj� i powiedzia�em: - Chc� sprawdzi� kod komputerowy dla czerwieni. Zapomnia�em zakl�cia. Siedz�cy za krat� m�czyzna o surowej twarzy nie u�miechn�� si�. Wzi�� moj� legitymacj�, wrzuci� j� w otw�r maszyny. Ta �u�a j� przez chwil�, smakowa�a j� elektronicznie, uzna�a, �e jej odpowiada, lecz mimo to j� wyplu�a. Nie mam poj�cia, co by si� sta�o, gdyby jej nie smakowa�a; pewnie pad�bym ra�ony piorunem. Zabawne, jak to �wiat rzeczywisty dogania Jamesa Bonda. Stra�nik spojrza� na niewielki ekran. - Tak, ma pan dost�p do strefy czerwonej - oznajmi�, potwierdzaj�c werdykt maszyny. Krata otworzy�a si� i gdy tylko przeszed�em, us�ysza�em, jak si� za mn� zatrzasn�a. - Kod zostanie panu przyniesiony do pokoju numer trzy. P� godziny p�niej wraca�em do swojego biura, maj�c nadziej�, �e niczego po drodze nie zapomn�. Larry sta� przed Nellie i gapi� si� na ekran. - Masz dost�p do czerwieni? - zapyta�em. Pokr�ci� g�ow�. - Nie, tylko do ��tego. - No, to zje�d�aj. Skocz do biblioteki, poczytaj sobie �Playboya� albo co� r�wnie buduj�cego. Zadzwoni� po ciebie, jak sko�cz�. Nie sprzeciwia� si�, kiwn�� tylko g�ow� i wyszed�. Siad�em przy klawiaturze i wprowadzi�em has�o wywo�awcze czerwieni. Wykonanie odpowiednich operacji w odpowiedniej kolejno�ci zaj�o mi dziesi�� minut. Nazywaj�c to Zakl�ciem wcale nie by�em daleki od prawdy. Ilekro� mia�em do czynienia z Nellie, tylekro� przychodzili mi na my�l �redniowieczni czarownicy, kt�rzy usi�owali wywo�ywa� duchy; wszystko nale�a�o robi� w okre�lonym porz�dku i trzeba by�o wypowiedzie� w�a�ciwe s�owa. W przeciwnym razie duch si� nie pojawia�. Post�p, jakiego dokonali�my od tamtej pory, nie jest wielki, przynajmniej nie nazbyt wielki. W ka�dym razie nasze zakl�cia zdaj� si� skutkowa� i z przepastnych g��bi otrzymujemy odpowiedzi, tyle �e nie wiem, czy s� co� warte. Nellie przyj�a kod do strefy czerwonej, a w ka�dym razie nie dosta�a od niego czkawki. Napisa�em: ZWOLNI� PYTANIE i z wielkim zainteresowaniem czeka�em, co z tego wyjdzie. Ekran zn�w zamigota� i Nellie oznajmi�a: INFORMACJA NIEDOST�PNA W STREFIE CZERWONEJ. SPRAWD� STREF� FIOLETOW� Fiolet! Purpura! Kr�lewska barwa! Ja te� pewnie zrobi�em si� purpurowy na twarzy. W tym miejscu musia�em zaniecha� dalszych pyta�. Nie mia�em dost�pu do strefy fioletowej. Wiedzia�em, �e taka istnieje, ale nic ponadto. A przecie� po fioletowej mog�o by� jeszcze pe�ne spektrum barw widocznych i niewidocznych, od podczerwieni do ultrafioletu. Jak ju� powiedzia�em, obowi�zywa�a u nas zasada, �e �ka�dy wie tylko tyle, ile trzeba�. Si�gn��em po s�uchawk� i zadzwoni�em do Larry�ego. - Mo�esz wr�ci�. Ju� si� odtajni�em. - Potem wygasi�em ekran Nellie i zacz��em si� zastanawia�, co robi� dalej. 5 Kilka godzin p�niej wda�em si� w drobn� sprzeczk� z Larrym. To niez�y facet, ale jest zwolennikiem idei, kt�re czasem koliduj� z typem pracy, jak� wykonuje. Jego wizja �wiata nie jest w pe�ni zgodna z rzeczywisto�ci�, co mo�e w pracy stanowi� przeszkod�, gdy� grozi mo�liwo�ci� pope�niania pomy�ek. Praktyka w terenie zaraz by go naprostowa�a, ale nigdy nie mia� okazji jej zakosztowa�. Zadzwoni� m�j telefon i podnios�em s�uchawk�. - Jaggard, s�ucham. Dzwoni� Harrison. Jego g�os by� jak dmuch polarnego wiatru. - Prosz� si� stawi� u mnie natychmiast. Od�o�y�em s�uchawk�. - Joe jest znowu w lodowatym nastroju. Ciekawe, jak mu si� uk�ada z �on�. - Poszed�em sprawdzi�, czego ode mnie chce. Harrison nie by� wcale lodowaty - by� jak ciek�y hel. - Do jasnej cholery, co robi�e� z komputerem? - spyta� przeszywaj�c mnie lodowatym spojrzeniem. - Nic szczeg�lnego. A co, korek poszed�? - Co to za sprawa z tym Ashtonem? By�em zaskoczony. - O, rany - powiedzia�em - ale papla z tej Nelie, nie? Kto to widzia� tak plotkowa�? - Co takiego? - Nic, m�wi�em do siebie. - Wi�c dla odmia