914
Szczegóły |
Tytuł |
914 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
914 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 914 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
914 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lucy Maud Montgomery
Pani na Srebrnym Gaju
Wydawnictwo "Nasza Ksi�garnia",
Warszawa1993
Prze�o�y�a Ewa Fiszer
Na dysk przepisa� F. Kwiatkowski
Rok pierwszy
I
W Srebrnym Gaju ros�y setki drzew, starych i m�odych, a ka�de
drzewo by�o osobistym przyjacielem Pat. Prze�ywa�a prawdziwe
m�czarnie, kiedy jedno z tych drzew nale�a�o �ci��, cho�by
chodzi�o tylko o spr�chnia�y stary �wierk w g��bi lasu. Nikomu nie
uda�o si� przekona� Pat, �e �ci�cie drzewa nie jest morderstwem, w
najlepszym razie uwa�a�a to za usprawiedliwione zab�jstwo.
Nigdy nie wyci�to �adnego drzewa w brzezinie za domem. By�oby to
�wi�tokradztwo. Czasem - jesienna nawa�nica powala�a brzoz�, a Pat
op�akiwa�a j�, p�ki z biegiem czasu brzoza ta nie zamieni�a si� w
pi�kny omsza�y pie� obro�ni�ty paprociami.
Wszyscy mieszka�cy Srebrnego Gaju kochali brzezin�, ale dla nikogo
nie znaczy�a tyle, ile dla Pat. W oczach Pat brzezina �y�a. Pat
zna�a ka�d� brzoz�, a j� zna�a ka�da brzoza, zna�y cieniste,
pachn�ce paprociami polanki, pozdrawia� wietrzyk. Odk�d pami�ta�a,
bawi�a si� tutaj, b��dzi�a w�r�d drzew, oddawa�a marzeniom.
Brzezina ta, prawdziwy srebrny gaj, wywar�a ogromny wp�yw na jej
wyobra�ni�, w pewnym sensie rz�dzi�a jej �yciem. Kiedy by�a ma�a,
brzezin� zamieszkiwa�y elfy i koboldy z opowie�ci Judysi Plum, a
cho� teraz przesta�a ju� wierzy� w ba�nie - ich czar trwa�. Dla
Pat brzezina nie by�a zwyk�ym gajem bia�okorych drzew i paproci,
za kt�ry m�g�by j� uwa�a� jaki� nie wtajemniczony �miertelnik.
Mo�e dzia�o si� tak dlatego, �e, jak utrzymywa�a rodzina, Pat
tak�e r�ni�a si� zawsze od swoich r�wie�niczek. I wtedy, kiedy
by�a wielkookim dzieckiem, i potem, kiedy sta�a si� chudziutkim
opalonym podlotkiem, a nawet teraz, kiedy sko�czy�a ju�
dwadzie�cia lat i wed�ug Judysi powinna si� zaj�� wielbicielami.
Owszem, Pat dwukrotnie ju� interesowa�a si� jakim� ch�opcem, ale
Judysia uwa�a�a, �e by�y to zwyk�e "wprawki". A obecnie Pat, mimo
wszelkich nalega� Judysi, na wielbicielach nie zale�a�o. Chcia�a
jednego - dogadza� Srebrnemu Gajowi, dogl�da� schorowanej matki i
pilnowa�, by w ich �yciu nie nast�pi�y �adne zmiany. Gdyby jaka�
dobra wr�ka mog�a spe�ni� jej najgor�tsze �yczenia, prosi�aby,
�eby w ci�gu najbli�szych stu lat nic si� w Srebrnym Gaju nie
zmieni�o.
Nami�tnie kocha�a sw�j dom. By�a wobec niego lojalna, tak wobec
jego zalet, jak i wad. Co prawda wad po prostu nie przyjmowa�a do
wiadomo�ci. Za to radowa� j� ka�dy drobiazg codziennego �ycia.
Ilekro� wyje�d�a�a, t�skni�a i ca�y czas marzy�a o powrocie.
- Srebrny Gaj jest dla niej czym� wi�cej ni� domem, to jej religia
- pokpiwa� stryj Brian.
Ka�dy pok�j przemawia� do niej w�asnym g�osem. Dom wygl�da� tak,
jak wygl�daj� domy, kt�re kto� od wielu lat kocha. Nikt si� w nim
nie �pieszy�, a ka�dy go�� wychodzi� st�d z l�ejszym sercem: W
domu tym stale rozbrzmiewa� �miech, nasi�k�y nim �ciany. Dom jak
najserdeczniej wita� go�ci. S�u�y� im odpoczynkiem. Krzes�a wr�cz
prosi�y, by na nich usi���. I wsz�dzie pe�no by�o pi�knych kot�w,
t�uste puszyste kocury wygrzewa�y si� na parapetach okien,
jedwabiste koci�ta spa�y na cieplutkich od s�o�ca p�ytach
nagrobnych starego rodzinnego cmentarzyka za sadem. Po kotki ze
Srebrnego Gaju zje�d�ali si� amatorzy z ca�ej Wyspy. Pat ka�dego
kociaka oddawa�a z du�� przykro�ci�, ale co by�o robi�, wci��
rodzi�y si� nowe koci�ta.
- Przyszed� tu dzi� po kociaka Tom Baker - oznajmi�a Judysia. - I
spyta�, jakiej on jest rasy. Tej rodzinie zawsze brakowa�o rozumu.
Nie ma mowy o �adnej rasie, odpowiedzia�am mu. Nasz� koty s� albo
podw�rzowe, albo dachowe. Ale dbamy o nie i rozmawiamy z nimi, bo
ka�dy szanuj�cy si� kot lubi sobie pogada�. I lubi, �eby mu od
czasu do czasu powiedzie� jaki� komplement. Wi�c rodz� nam
prze�liczne koci�ta. I ju� ca�kiem zapomnia�am, jak wygl�da
szczur. Nie za bardzo mia�am ochot� dawa� mu kotka. Nakarmi�, to
go nakarmi�, ale gotowi zapomnie�, �e kotu te� si� nale�y chwila
uwagi.
- Nasze koty zachowuj� si� tak, jakby to one by�y naszymi
w�a�cicielami - o�wiadczy�a rozleniwionym g�osem Przylepka. -
Ciocia Edyta uwa�a, �e strasznie je rozpu�cili�my. Powiada, �e
niejeden ubogi chrze�cijanin m�g�by pozazdro�ci� naszym
kotom, i oburza si�, �e pozwalamy im spa� w nogach ��ka.
- No, no, uwa�aj, widzisz, jak D�entelmen Tom si� rozgniewa�? -
powiedzia�a z wym�wk� w g�osie Judysia. - Koty zawsze wiedz�,
kiedy si� o nich m�wi: A D�entelmen Tom jest wra�liwy.
Przylepka przygl�da�a si�, jak D�entelmen Tom - chudy czarny kot
Judysi tak stary, �e wed�ug s��w Sida zapomnia�, i� istnieje
�mier� - odchodzi z oburzeniem �cie�k� w�r�d paproci.
Przylepka wraz z Pat i Judysi� sp�dza�y letnie popo�udnia w
brzezinie. Bra�y sobie co� do roboty, tam bowiem zawsze �wierka�y
ptaszki, burkn�a co� czasem wiewi�rka, szepta� wietrzyk. Pat
pisywa�a w brzezinie listy, Przylepka odrabia�a lekcje, matka
cz�sto przychodzi�a robi� na drutach. Rozkosznie by�o tu pracowa�
- cho� Przylepce zdarza�o si� to rzadko. Zwykle wszystkie domowe
obowi�zki spada�y na barki Pat i Judysi. Ta ostatnia siedzia�a
teraz na omsza�ym pniu dryluj�c wi�nie, a Pat szy�a nowe zielone
zas�ony do jadalni. Przylepka oznajmi�a, �e ubogi jest dom, w
kt�rym przynajmniej jedna dama nie mo�e si� rozkoszowa�
bezczynno�ci�, u�o�y�a si� na trawie z r�kami pod g�ow� i
wpatrzy�a w opalizuj�ce niebo mi�dzy wierzcho�kami drzew.
- Pysza�ek nie porzuci� nas - zauwa�y�a. - On nie jest taki
obra�alski.
- Ano prawda, nikomu nie uda si� zrani� uczu� tego kocura z bardzo
prostego powodu: on ich nie ma - oznajmi�a Judysia, patrz�c z
lekk� wzgard� na wielkiego szarego kota, kt�ry siedz�c na pniu
obok Pat mru�y� jaspisowe oczy wpatruj�c si� w psiaka, z brunatn�
�at� na grzbiecie, obgryzaj�cego z zapa�em do�� �mierdz�c� ko��.
Psiak od czasu do czasu podnosi� �eb i z uwielbieniem patrzy� na
Pat. Ona g�aska�a go w�wczas i ci�gn�a za uszy, a Pysza�ek robi�
tak� min�, jakby tego w og�le nie widzia�.
Pysza�ek do dzi� uwa�a� "tego psa McGinty'ego", jak go nazywa�a
Judysia, za zwyk�ego intruza. Hilary Gordon zostawi� go Pat, kiedy
ju� blisko dwa lata temu pojecha� do Toronto na studia. Z pocz�tku
McGinty'emu niemal nie p�k�o serduszko, wiedzia� jednak, �e Pat go
kocha, i po trochu od�y�, a nawet zacz�� odszczekiwa� si�
Pysza�kowi. Obecnie zapanowa� mi�dzy nimi rozejm, Pysza�ek bowiem
dobrze zapami�ta�, jak skarci�a go Pat, gdy zadrapa� McGinty'ego w
nos. McGinty ch�tnie by si� z nim zaprzyja�ni�, ale Pysza�ek nie
dopuszcza� do �adnych konfidencji.
- Tak, tak, jak patrz� na te wszystkie wi�nie, kt�re trzeba
wydrylowa� przed kolacj�, to mi �al serce �ciska, �e nie mamy tu
takiego ducha jak ten, co za dawnych czas�w kr��y� po zamczysku
McDermott�w - westchn�a Judysia. - To by� bardzo po�yteczny,
pracowity duch. Nie uwierzycie, jak si� uwija� - miesza� kasz�,
obiera� kartofle, szorowa� garnki, jemu nie przewr�ci�o si� w
g�owie. Ale kt�rego� dnia stary lord po�o�y� na kredensie par�
groszy, bo uwa�a�, �e takiemu pracusiowi nale�y si� wynagrodzenie.
No i ten duch znik�, poczu� si� dotkni�ty. Tak, tak, wiele to
kosztowa�o starego McDermotta, musia� zatrudni� jeszcze jedn�
s�u��c�. Z duchami nigdy nie wiadomo. W tym ca�y k�opot. Jeden
obrazi si�, jak si� mu nie podzi�kuje, drugi, jak mu dzi�kowa�, da
nog�. Ale taki duch bardzo by si� nam w Srebrnym Gaju przyda�,
prawda, Przylepko?
Na szcz�cie Judysia nie zauwa�y�a, �e Pat i Przylepka patrz� na
siebie rozbawionym wzrokiem. Wci�� zachwyca�y si� opowie�ciami
Judysi, ale nie podchodzi�y ju� do nich bezkrytycznie. Jeszcze nie
tak dawno temu uwierzy�yby �lepo w tego gorliwego ducha
McDermott�w.
- Judysiu, je�li chcesz mi w ten spos�b da� do zrozumienia, �ebym
ci pomog�a drylowa� wi�nie, to nic z tego - roze�mia�a si�
Przylepka. - Nie cierpi� robi� konfitur ani szy�. To Pat jest
gospodarna - nie ja. Tu, w brzezinie, chc� tylko le�e� na trawie i
przys�uchiwa� si� twoim historyjkom. Mam na sobie niebiesk�
sukienk�, a wi�nie strasznie plami�. A poza tym boli mnie brzuch.
- Ka�dego by bola� brzuch, jakby si� najad� niedojrza�ych jab�ek -
o�wiadczy�a bezlito�nie Judysia. - A za moich m�odych lat uwa�ano,
�e nie wypada m�wi� g�o�no o czym� takim jak brzuch, Przylepko.
- Ci�gle mnie nazywasz Przylepk� - poskar�y�a si� Przylepka. -
Tyle razy prosi�am was, �eby�cie przestali, i co? Poza domem
wszyscy nazywaj� mnie Elk�, a wy nic tylko Przylepka i Przylepka.
Przecie� sko�czy�am ju� trzyna�cie lat, a to takie dziecinne
przezwisko.
- Masz racj�, Przylepko - zgodzi�a si� Judysia. - Tyle, �e ja
jestem za stara, �eby uczy� si� nowych imion. Dla mnie jeste�
Przylepk� i Przylepk� pozostaniesz. Pami�tasz, Pat, jakie by�y
korowody z imieniem dla Przylepki? I pami�tasz, jak si� martwi�a�,
kiedy wybiera�am si� na grz�dk� pietruszki, �eby znale�� nowe
dziecko? Tak, tak, to by�a straszna noc. Nikt nie wierzy�, �e
wasza matka wyjdzie z �yciem. Pomy�le�, �e to ju� trzyna�cie lat
temu!
- Pami�tam, �e tego wieczoru ksi�yc wschodz�c nad Wzg�rzem Mgie�
by� ogromny i czerwony - wspomina�a z rozmarzeniem Pat. - Judysiu,
czy ty wiesz, �e w zesz�ym tygodniu piorun trzasn�� w jedn� z tych
trzech topoli na Wzg�rzu Mgie�? Usch�a i trzeba b�dzie j� �ci��.
Nie wiem, jak ja to znios�. Kocha�am te trzy drzewa. Wpatrywa�am
si� w nie od urodzenia. Nie, McGinty, przesta�. Rozumiem, �e ten
zwisaj�cy ogon to dla ciebie wielka pokusa. Masz racj�, Pysza�ku,
podwi� go pod siebie! I, Pysza�ku, ju� dawno chcia�am ci
powiedzie�, �e nie ma powodu - nie ma najmniejszego powodu - �eby� nad
ranem przynosi� mi do ��ka myszy. Wierz� ci na s�owo, �e je co
noc �apiesz.
- Miauczy wniebog�osy, kiedy niesie tak� mysz po schodach. P�knie
mu serce, jak nie b�dzie m�g� si� przed kim� pochwali�.
- Par� minut temu twierdzi�a�, �e on nie ma serca - zachichota�a
Przylepka.
Judysia zignorowa�a j� i zwr�ci�a si� do Pat.
- Pat, czy zrobimy jutro pudding z wi�ni?
- Chyba tak. Ach, pami�tacie, jak J�zek przepada� za puddingiem z
wi�ni?
- No, no, Patsy, jak ja bym mog�a zapomnie�, co lubi� J�zek. Ten
jego ostatni list przyszed� z Szanghaju, prawda? Nie wierz�, �eby
ci ��ci Chi�czycy potrafili zrobi� pudding z wi�ni. Albo pudding
ze �liwek. No, pudding ze �liwek zrobimy dla J�zka na Bo�e
Narodzenie.
- Je�li rzeczywi�cie przyjedzie - westchn�a Pat. - Odk�d uciek� z
domu, ani razu nie uda�o mu si� pojawi� tu na Gwiazdk�. Stale
zapowiada przyjazd i wci�� mu co� wypada.
- Trysia Binnie m�wi, �e J�zek wytatuowa� sobie nos i nie �mie si�
pokaza� - o�wiadczy�a Przylepka. - M�wi, �e kapitan Dawid Binnie
widzia� go w zesz�ym roku w Buenos Aires i niemal go nie pozna�,
tak okropnie wygl�da�. My�licie, �e to prawda?
- Jasne, �e nieprawda, je�li tak m�wi� Binnie'owie - odpar�a
wzgardliwym tonem Judysia. - Nie masz si� czym martwi�, Przylepko.
- Wcale si� nie martwi�. Mia�am nadziej�, �e si� naprawd�
wytatuowa�. To by by�o strasznie interesuj�ce. Nam�wi�abym go, by
wytatuowa� tak�e i mnie.
Na to nie by�o odpowiedzi. Judysia zn�w zwr�ci�a si� do Pat.
- On ma ju� przed Gwiazdk� zosta� kapitanem, tak? No, no, ten
ch�opak si� wybija! Jego stryj Horacy by� o ca�y rok starszy,
kiedy dosta� w�asny statek. Pami�tam, jak zaraz nast�pnego lata
przyjecha� do domu z t� swoj� ma�p�.
- Z ma�p�?
- Przecie powiadam. Ta bestia strasznie si� panoszy�a. Wasza
babcia ma�o nie zwariowa�a. Kiedy� do Srebrnego Gaju przyjecha�
ten biedny stary Kuba Appleby - on nigdy nie by� trze�wy, w
najlepszym razie, by� nie ca�kiem pijany - mia� tu kupi� �winie.
No, a po p�ocie zagrody dla �wi� hasa�a sobie w najlepsze ta
ma�pka waszego stryja Horacego. Wasz dziadek opowiada�, �e stary
Kuba zblad� jak �ciana - tylko jego nos zosta� czerwony, i
zawo�a�: "A to mamid�o! Moja zawsze powiada�a, �e mi si� co�
przywidzi. No i przywidzia�o. Wi�cej ju� nie wezm� kropli do ust".
- I przez dwa miesi�ce dotrzyma� s�owa, ale zrobi� si� taki
opryskliwy, �e ca�a jego rodzina ucieszy�a si�, kiedy wreszcie o
tej ma�pie zapomnia�. Pani Kubowa do ko�ca �ycia uwa�a�a, �e
Horacy Gardiner powinien by� lepiej pilnowa� swojej mena�erii.
Je�li J�zek przyjedzie, Pat, to b�dziemy mie� prawdziwe rodzinne
�wi�ta.
- Tak. Winnie i Franek sp�dz� tu ca�y czas i b�dziemy wszyscy
razem. Musimy nied�ugo wszystko zaplanowa�. Uwielbiam robi� plany.
- Ciotka Edyta uwa�a, �e nie warto niczego planowa�, bo w
ostatniej chwili zawsze si� co� mo�e zdarzy� - o�wiadczy�a ponuro
Przylepka.
- Nie wierz w to, z�otko. A gdyby nawet? Zawsze� to mi�o robi�
plany. Nie pozw�l, �eby twoja ciotka Edyta zrobi�a z ciebie - no,
jak to j� ostatnio nazwa� Sid?
- Pesymistk�.
- Tak, tak, to ca�a ona! I ty uwa�aj, �eby� nie posz�a w jej
�lady. Nawet je�li J�zek nie przyjedzie, kochanie, to b�dziemy
mie� Winnie i Franka, i ca�� t� czered� malc�w cioci Azalki. A
indyki, kt�re zjemy na obiad, wygrzewaj� si� w tej chwili na
s�o�cu, przysiad�y sobie na �erdziach p�otu za t� nasz� ko�cieln�
szop�. A Pat wyci�a ju� z pism te wszystkie "meniu". Tak, tak,
mam wielkie plany i niech mi tu Edyta nie kracze. Ona na wszystko
kr�ci nosem. Pami�tasz, Pat, jak ta�czy�a� na golasa w �wietle
ksi�yca i przy�apa�a ci� ta nasza dama?
- Ta�czy�a� na golasa? A mnie nie pozwalasz nawet chodzi� po domu
w szortach! - roz�ali�a si� Przylepka.
- I omal nie p�k�o mi serce, bo zes�ano mnie do Coventry
- westchn�a Pat nie zwracaj�c uwagi na s�owa Przylepki. - Rodzina
nie zdawa�a sobie sprawy, jakie to by�o okrutne. Wtedy ty,
Judysiu, wr�ci�a� do domu i w nocy poczu�am zapach sma�onego
boczku.
- Tak, tak, Patsy, cz�sto�my sobie wieczorem zjad�y w kuchni jaki�
smaczny k�sek. I jeszcze nieraz zjemy. A ty, panno Przylepko,
skoro nie chcesz drylowa� wi�ni, to mo�e raczysz upiec na kolacj�
bu�eczki z jagodami. Sid za nimi przepada, a Patsy ma dosy� roboty
z obr�bianiem tych zas�on.
- Dobrze - zgodzi�a si� Przylepka. - Bardzo je lubi�. I w
przysz�ym tygodniu pojad� do Wybrze�a Zatoki, �eby razem z Winnie
wybra� si� na jagody. M�wi, �e b�d� mog�a przespa� si� w namiocie
nad samym brzegiem morza. W Srebrnym Gaju te� chcia�abym sp�dzi�
kt�r�� noc pod go�ym niebem. Mog�yby�my tu zawiesi� hamak. By�oby
cudownie. Judysiu, czy stryj Tom mia� za swoich m�odych lat jaki�
romans?
- Co ty tak przeskakujesz z tematu na temat? - zaprotestowa�a
Judysia. - No pewnie, �e tak jak wszyscy ch�opcy ugania� si� za
dziewuchami. Nie wiem, dlaczego nic z tego nie wysz�o. Dlaczego
nagle o to pytasz?
- Tego lata ju� trzy razy prosi� mnie, �ebym mu wrzuci�a list w
Srebrnych Mostach. M�wi�, �e na poczcie w P�nocnym Glen wszyscy
s� nazbyt ciekawscy. A listy by�y zaadresowane do jakiej� pani.
Pat i Judysia spojrza�y na siebie porozumiewawczo. Judysia ma�o
nie wyskoczy�a ze sk�ry, ale opanowa�a si� i spyta�a niby to
oboj�tnym tonem:
- Nie zapami�ta�a� przypadkiem nazwiska owej pani, z�otko?
- Nie - ziewn�a Przylepka. - Ale stryj Tom a� si� rumieni, za
ka�dym razem kiedy prosi mnie o wys�anie listu, ma tak� g�upi�
min�, �e zaczynam si� zastanawia�, o co tu chodzi.
- Wasz stryj Tom zbli�a si� ju� pewnie do sze��dziesi�tki.
Niebezpieczny to wiek dla m�czyzn, zn�w zaczynaj� zaleca� si� do
kobiet. No, ale Edyta potrafi go upilnowa�. Kiedy�, jak wszystkich
ch�opc�w ogarn�a gor�czka z�ota, szala�, �eby pojecha� do
Klondike. I nasza dumna panna Edyta do tego nie dopu�ci�a, g�ow�
dam, �e do dzi� jej tego nie darowa�. Tak, tak, ka�dy z nas o
czym� marzy� - i co nam z tego przysz�o? Ile bym da�a, �eby wybra�
si� do Starego Kraju i zobaczy�, czy zamczysko McDermott�w ci�gle
tak wspaniale wygl�da. I nigdy nie zobacz�.
- "Ka�dy ma swoje Carcassone" - zacytowa�a Pat wiersz, kt�ry
pokaza� jej kiedy� Hilary Gordon.
Ale Przylepka by�a bardziej praktyczna i "mocno sta�a na ziemi".
- A w�a�ciwie, Judysiu, dlaczego by� nie mia�a pojecha�? Teraz,
kiedy jestem do�� du�a, �eby pom�c Pat, mog�aby� w lecie wyjecha�
na par� miesi�cy. Bilet drug� klas� nie jest a� tak drogi.
Mog�aby� si� zobaczy� ze swoj� rodzin� i na pewno wspaniale
sp�dzi�aby� czas.
Judysia drgn�a, jakby j� kto� uderzy�.
- Tak, tak, Przylepko, rozs�dnie m�wisz. �e te� mi to nigdy nie
przysz�o do g�owy. Ale ju� chyba jestem za stara, �eby si� wlec na
drugi koniec �wiata.
- Ty wcale nie jeste� stara, Judysiu. Pojed� za rok, nic
�atwiejszego. Musisz si� tylko zdecydowa�.
- Zdecydowa�, zdecydowa�, to w�a�nie wcale nie jest takie proste,
kochana Przylepko. Musz� si� namy�li�.
- Nie, nie my�l, tylko jed� - orzek�a Przylepka, przewr�ci�a si�
na brzuch i poci�gn�a McGinty'ego za uszy. - Jak zaczniesz
my�le�, nigdy si� nie ruszysz.
- No, no, jak mia�am trzyna�cie lat, to tak�e by�am taka m�dra.
Wida� z wiekiem zg�upia�am - zauwa�y�a ironicznie Judysia. -
M�wisz tak, jakbym mia�a si� wybra� do Srebrnych Most�w, nie do
Irlandii. Wszyscy moi te� ju� si� postarzeli, gotowi mnie nie
pozna�, gdy zobacz� staruszk� siw� jak go��b. A w zamku panuje
nast�pny McDermott, pewnie m�wi lepiej po angielsku, bo akcent
starego lorda da�oby si� kraja� no�em.
- A� mnie dreszcz przejmuje, Judysiu, gdy pomy�l�, �e mieszka�a� w
zamku i s�u�y�a� lordowi. To jeszcze wspanialsze ni� to, �e
kuzynka mamy z bocznej linii wysz�a za m�� za kogo� z angielskiej
arystokracji. Zastanawiam si�, czy j� kiedy� zobaczymy? Pat, a
mo�e to my wybra�yby�my si� z wizyt� do naszej utytu�owanej
kuzynki?
- Boj� si�, �e ona nawet nie s�ysza�a o naszym istnieniu -
roze�mia�a si� Pat. - To naprawd� bardzo daleka krewna, a
pojecha�a do Anglii do swojej ciotki, kiedy by�a jeszcze ma��
dziewczynk�. Mama j� raz widzia�a.
- A widzia�a - przy�wiadczy�a Judysia. - Ta wasza kuzynka by�a raz
w Wybrze�u Zatoki i przywie�li j� tutaj, by si� pobawi�a z nasz�
dzieciarni�. Teraz jest �on� baroneta, jej m�� nazywa si� Sir
Karol Gresham, a jej ciotka wysz�a za hrabiego. Zapomnia�am, jak
si� nazywa, ale ma pi�kne arystokratyczne nazwisko. O zam��p�j�ciu
tej waszej kuzynki pisali u nas w gazetach. Lady Gresham w dzie�
�lubu nie by�a ju� taka m�odziutka, wiedzia�a, co robi,
przebieraj�c w konkurentach. Nigdy nie zapomn� waszych ciotek z
Wybrze�a Zatoki, kiedy si� o tym �lubie dowiedzia�y. Zawsze si�
tak pyszni�y, a tym razem uderzy�y w pokor�. "C�, nas to nie
dotyczy" - m�wi�a wasza cioteczna babka Franciszka. - "Ona jest
teraz wielk� dam� i nie b�dzie si� zadawa�a z takim posp�lstwem
jak my". No, no, nigdy nie zapomn�, jak Franciszka Selby nazwa�a
swoj� rodzin� posp�lstwem!
- Trysia Binnie wcale nie wierzy, �e lady Gresham jest z nami
spokrewniona - o�wiadczy�a Przylepka, bior�c w r�ce i tul�c do
buzi ��tawe koci�tko z mordk� jak z�ocisty bratek, kt�re w�a�nie
podesz�o, skradaj�c si� w�r�d paproci.
- Mo�e sobie m�wi�, co chce. Ale lady Gresham jest wasz� krewn� i
to jej rodzony wuj, biskup, zosta� oskar�ony o kradzie� srebra,
kiedy raz sp�dzi� noc w Wybrze�u Zatoki.
- O kradzie� srebra, Judysiu? - Pat nigdy o tym nie s�ysza�a, a
przecie� od dzieci�stwa wys�uchiwa�a rodzinnych opowie�ci Judysi.
- Przecie powiadam. Sama widzia�a�, �e w go�cinnym pokoju w
Wybrze�u Zatoki le�y srebrna szczotka do w�os�w i srebrne lusterko
r�czne, i dwa flakoniki do perfum. Zawsze byli z tego bardzo
dumni. Jak mia� tam spa� jaki� zwyk�y �miertelnik, to wszystko
chowali, ale co biskup to biskup, wi�c ustawili srebro na
komodzie, �eby si� pochwali�. I nast�pnego rana �ladu srebra.
Wasza cioteczna prababka Hanna, kt�ra by�a jeszcze wtedy na
chodzie, wpad�a w furi�. Zaraz siad�a i napisa�a do biskupa list
pytaj�c, gdzie si� to podzia�o. A on jej natychmiast odpowiedzia�:
"Jestem biedny, ale uczciwy. Srebro znajduje si� w skrzyni z
kocami. Takie luksusy nie pasuj� do pokornego s�ugi Bo�ego, a
zreszt� ba�em si�, �e rozlej� na nie moje lekarstwa". Tak, tak,
srebro le�a�o w skrzyni na samym wierzchu. Wasza biedna prababka
nigdy ju� nie przysz�a do siebie, bo co tu du�o m�wi�, oskar�y�a
biskupa o kradzie�! Patsy, z�otko, jak ju� m�wimy o listach, to co
nowego pisze Szkrab?
- Fantastyczna wiadomo��! - zawo�a�a Pat. - Umy�lnie czeka�am
popo�udnia, �eby wam o tym tutaj opowiedzie�. Hilary dosta�
pierwsz� nagrod� za projekt okna. A w konkursie uczestniczy�o sto
sze��dziesi�t os�b!
- Zdolny ch�opak z tego naszego Szkraba! Szcz�liwa dziewczyna,
kt�ra go dostanie za m�a...
Pat pu�ci�a t� uwag� mimo uszu. Zale�a�o jej tylko na przyja�ni
Hilarego, niemniej do�� niech�tnie pomy�la�a o tej ewentualnej
wybrance.
- Hilary zawsze interesowa� si� oknami. Kiedy zobaczy� jakie�
niezwyk�e, zaraz przystawa� i si� gapi�. Strasznie zachwyca� si�
tym wystaj�cym z dachu okienkiem w domu starej Marii McClenahan.
Judysiu, pami�tasz, jak nas do niej pos�a�a�, �eby odprawi�a czary
i odnalaz�a McGinty'ego?
- No i mo�e nie odnalaz�a?
- W ka�dym razie powiedzia�a nam, gdzie go szuka�. Judysiu, �ycie
by�o du�o ciekawsze, kiedy wierzy�am, �e ona naprawd� jest
czarownic� - westchn�a Pat.
- Przecie zawsze powiadam: cz�owiek musi w co� wierzy�, �eby mie�
uciech� z �ycia. - Judysia tajemniczo pokiwa�a siw� g�ow�. - A ta
brzezina - czy nie by�o wam przyjemniej, kiedy mieszka�y w niej
le�ne wr�ki?
- Owszem... Ale cho� wr�ki znikn�y, pozosta� czar.
- Tak, tak, bo kiedy� w nie wierzy�a�. Wr�ki nie mog� istnie�,
je�li si� w nie nie wierzy. Dlatego doro�li nigdy nie widuj�
wr�ek. - Judysia znacz�co pokiwa�a g�ow�. - �al mi dzieci, kt�re
nigdy nie zna�y Zaczarowanego Ludka. Zubo�y�o je to na ca�e �ycie.
- Pami�tam historyjk�, kt�r� mi kiedy� opowiedzia�a�. Ma�a
dziewczynka bawi�a si� w takim w�a�nie gaju i nagle us�ysza�a
cudown� muzyk�, i posz�a za ni�, i trafi�a do krainy wr�ek. Wi�c
i ja o zmierzchu skrada�am si� do gaju i nads�uchiwa�am. Ale wcale
nie jestem pewna, czy naprawd� chcia�am t� muzyk� us�ysze�. Chyba
ba�am si�, �e je�li trafi� do krainy wr�ek, to ju� z niej nie
wr�c�. A nigdzie przecie� nie mog�o by� cudowniej ni� w Srebrnym
Gaju - Pat u�miechn�a si� lekko.
Jej �wietliste ciemne oczy spogl�da�y teraz tak, jakby wspomina�a
co� urzekaj�cego. Pat nie nale�a�a do pi�kno�ci rodziny
Gardiner�w, ale w takich momentach by�a czaruj�ca. Wsta�a, z�o�y�a
zas�ony i posz�a w kierunku domu, a za ni� pobieg� McGinty.
Zacz�y pogwizdywa� gile, ob�oki nad brzezin� zar�owi�y si�.
Paprocie i wysok� traw� wzd�u� �cie�ki wyz�oci�o zachodz�ce
s�o�ce. Wzg�rze k�ad�o si� na pastwisku d�ugimi cieniami. Daleko
za polami prze�witywa�a b��kitna mg�a - morze.
Na podw�rzu Sid stara� si� nakarmi� oporne ciel�. Ko�o studni
siedzia�y dwie bia�e kaczki, ulubienice Przylepki. Ojciec kosi�
wczesny owies. Matka, kt�ra drzema�a po obiedzie, wsta�a teraz i
usiad�a w ogr�dku przy rabatce z go�dzikami. Po daszku kuchni
biega�a zuchwale wiewi�rka. Zapowiada� si� mi�y spokojny wiecz�r,
jeden z tych ulubionych wieczor�w Pat, kiedy wszyscy byli w domu i
wszystko wok� oddycha�o szcz�ciem.
- Pat, tak samo jak dawniej szaleje za Srebrnym Gajem, prawda? -
spyta�a Judysi Przylepka. - Czasem wydaje mi si�, �e gdyby musia�a
st�d wyjecha�, umar�aby. Wiesz, Judysiu, ona chyba z tego powodu
nigdy nie wyjdzie za m��. Ja te� kocham Srebrny Gaj, ale nie
chcia�abym tu mieszka� ca�e �ycie. Mam zamiar wyjecha�, obejrze�
�wiat, zazna� przyg�d.
- No pewnie. Co by to by�o, gdyby ka�dy chcia� przez ca�e �ycie
zosta� w domu. Ale dla Pat nie ma nic wa�niejszego ni� Srebrny
Gaj. Kiedy mia�a pi�� lat, spyta�a matki, gdzie mieszka Pan B�g. A
wasza mama na to - "Pan B�g jest wsz�dzie". I Pat si� omal nie
rozp�aka�a. - "Wsz�dzie? To Pan B�g nie ma swojego domu? Mamo, tak
mi go �al!" - S�ysza�a� kiedy co� podobnego? �eby komu� �al by�o
Pana Boga! To ca�a Pat. Przylepko - Judysia zni�y�a g�os, cho� Pat
ju� znikn�a z horyzontu. - Co� mi si� widzi, �e zacz�� si� ko�o
niej kr�ci� Ja� Robinson. To mi�y ch�opak i ju� za rok sko�czy ten
sw�j uniwersytet. Nie wiesz czasem, co o nim my�li Pat?
- Nic nie my�li. S�ysza�am, jak m�wi�a do Sida, �e nic nie ma
przeciwko Jasiowi, tyle �e jego twarz wprost si� doprasza o
bokobrody, i �e urodzi� si� o ca�e pokolenie za p�no. Jak
s�dzisz, Judysiu, co ona przez to chcia�a powiedzie�?
- Jeden Najwy�szy raczy wiedzie� - mrukn�a Judysia. - C�,
pewnie, �e dziewcz�ta powinny by� "przebierne". Panny ze Srebrnego
Gaju nigdy nie zachowywa�y si� jak te Binnie'�wny. Kiedy� pani
Binnie'owa przechwala�a si� przede mn�, �e do Oliwii co wiecz�r
zagl�da inny kawaler. "Aha, to jej chodzi o ilo��, a nie o
jako��?" - spyta�am. Ale jak si� to m�wi: co za wiele, to
niezdrowo. Pytam si� ciebie, Przylepko, czy mo�na tak bez ko�ca
przebiera� i przebiera�?
- Ja jestem jeszcze za ma�a, �eby mie� kawaler�w - powiedzia�a ze
smutkiem Przylepka. - Ale poczekaj, Judysiu, a� dorosn�. To musi
by� okropnie podniecaj�ce, kiedy kto� wyznaje, �e ci� kocha.
- Hm, jako� tego nie zauwa�y�am, cho� stary Tom Drinkwine co
par� miesi�cy uszcz�liwia mnie takimi wyznaniami - odpar�a z
namys�em Judysia.
Ii
- "Najmilej bywa jesieni�, gdy zrywasz jab�ka z jab�oni" - nuci�a
Pat.
Nadszed� pa�dziernik i wszystkie popo�udnia sp�dza�y teraz, - ona,
Przylepka i Judysia - zrywaj�c jab�ka w nowej cz�ci sadu, kt�ra
w�a�ciwie wcale nie by�a taka nowa, bo rosn�ce tu drzewa mia�y ju�
dwadzie�cia lat. Ale stary sad by� naprawd� stary, jab�ka by�y tam
ma�e i bardzo s�odkie, g��wnie karmiono nimi �winie. D�ugi Alek
Gardiner powtarza� cz�sto, �e nale�a�oby wyci�� wiekowe jab�onie i
lepiej wykorzysta� ten skrawek ziemi, ale Pat nie chcia�a nawet o
tym s�ysze�. Kocha�a stary sad jeszcze bardziej ni� nowy. Zasadzi�
go pradziadek Gardiner i ros�o tu tyle� �wierk�w, co jab�oni i
w�a�nie w rogu pod �wierkami grzebano ukochane koty. A zreszt� ta
cz�� sadu os�ania�a z trzech stron rodzinny cmentarzyk. Wi�c jak
on by wygl�da�, gdyby wyci�to drzewa?
Ten argument przem�wi� do D�ugiego Alka. By� na sw�j spos�b bardzo
dumny z tego rodzinnego cmentarza. Od dawna ju� tam nikogo nie
pochowano, ale nale�a�o pami�ta� o przodkach. Gardinerowie ze
Srebrnego Gaju pochodzili z rodziny, kt�ra jako jedna z pierwszych
pojawi�a si� na Wyspie Ksi�cia Edwarda.
By�o mi�kkie, �agodne popo�udnie, ca�y Srebrny Gaj wydawa� si�
rozmarzony. Pat uwa�a�a, �e stara farma co dzie�, a nawet co
godzina wpada w inny nastr�j. Raz jest weso�a, raz melancholijna,
bywa przyjazna, a bywa, �e si� zas�pi. Wzg�rze Mgie� zarzuci�o na
brunatne ramiona szal z b��kitnej mgie�ki i mimo, �e jednej topoli
zabrak�o, nadal wygl�da�o tajemniczo i pi�knie. Za wzg�rzem
widnia� bia�y zamek z ob�ok�w. Poprzedniej nocy pada�o i w
powietrzu unosi� si� jeszcze zapach wilgotnych paproci. I jak�e
zielone by�y wci�� ��ki, cho� zbli�a�a si� p�na jesie�. Brzozy
wzd�u� Alejki Westchnie� roni�y bursztynowe listki, a klon nad
studni� rozp�omieni� si�. Pat co chwila przerywa�a robot�, by na
niego spojrze�. Szepta�a:
Szkar�at chwyta za serce
Jak odg�os tr�bki w oddali...
- Co ty tam mruczysz pod nosem, Pat? Wygl�dasz na zachwycon�. Co,
nie�aska podzieli� si� z nami dobrym �artem?
- Przypomnia�am sobie pewien wiersz, Judysiu. Ale ty przecie� nie
lubisz wierszy.
- Hm, hm, wiersz to wiersz i nic nie mam przeciwko temu, �eby
czasem jaki� us�ysze�. W stosownej porze. Ale wiersze nie obroni�
jab�ek przed przymrozkami, a przymrozki zaczn� si� lada noc. A my
mamy jeszcze kop� jab�ek do zebrania. I w og�le czeka nas huk
roboty, teraz kiedy tw�j ojciec kupi� grunta starego Adamsa i chce
tam hodowa� byd�o.
- Ma przecie� zatrudni� parobka.
- Tak, tak. Ale pytam ja ciebie, kto b�dzie si� tym parobkiem
zajmowa�? Taki parobek musi dobrze zje��, a w dodatku trzeba
pewnie b�dzie go opra� i �ata� mu ubranie. Ja tam si� nie boj�
roboty. Ale taki obcy cz�owiek w domu... Od dawna ju� nie mieli�my
w Srebrnym Gaju �adnego parobka. Zawsze� to zmiana, a ty nie
przepadasz za zmianami.
- Ja nienawidz� takich zmian, kiedy co� znika - odpowiedzia�a Pat
i rzuci�a robaczywe jab�ko koci�tom, kt�re goni�y si� wok�
drzewa. - Ale ciesz� si�, �e tato kupi� farm� starego Adamsa.
Teraz ten kamienny mostek, kt�ry zbudowali�my z Hilarym nad
Jordanem, i Zaczarowane �r�de�ko, i Sielanka b�d� do nas nale�e�.
- Ho, ho, okazuje si�, �e mo�na kupi� sielank� - za�mia�a si�
Judysia.
- Judysiu, to ty nie pami�tasz, �e Hilary i ja nazwali�my ten
pag�rek nad Zaczarowanym �r�de�kiem w�a�nie Sielank�? Bo byli�my
tam tacy szcz�liwi.
- Pami�tam, pami�tam. �artowa�am, Patsy: Co by to by�o, �eby
ludzie mogli kupowa� sobie szcz�cie! Cho� zna�am w Irlandii
cz�owieka, kt�ry wykupi� si� od �mierci.
- To niemo�liwe - westchn�a Pat, wspominaj�c �w czarny dzie�, gdy
umiera�a Bietka, najukocha�sza przyjaci�ka lat dziecinnych, i
pozostawi�a po sobie pustk�, kt�rej nic nie potrafi�o zape�ni�.
- Owszem, zrobi� to. A potem chcia� umrze� i modli� si�, �eby
�mier� przysz�a, a ona na to: "Co to, to nie. Umowa jest umow�". -
No dobrze, ale gdzie ten nowy parobek b�dzie spa�? Czy tw�j tato
chce go umie�ci� w mojej izdebce nad kuchni�, a mnie przenie�� do
frontowej cz�ci domu?
W g�owie Judysi zabrzmia�a ukrywana panika. Pat podnios�a
uspokajaj�co r�k�, ka�dy ruch jej r�ki by� wymowny.
- Ale� nie, Judysiu. Tatu� wie, �e ten pokoik jest twoim prywatnym
kr�lestwem. Dla parobka urz�dzi si� stryszek nad spichlerzem.
Wstawi si� tam piecyk, ��ko, par� mebli i b�dzie mu bardzo
wygodnie. Boj� si� tylko, Judysiu, �e zechce wieczorami
przesiadywa� w kuchni, i co wtedy z naszymi weso�ymi pogaw�dkami?
- No, no, jako� sobie poradzimy - Judysia odzyska�a dobry humor.
Gdyby D�ugi Alek za��da�, by wyprowadzi�a si� ze swojej izdebki
nad kuchni�, s�owem by nie zaprotestowa�a, ale my�l o tym bardzo
ci��y�a jej na sercu. Ju� od czterdziestu lat spa�a smacznie w
owym pokoiku. - Boj� si� tylko, by wasz tato nie zatrudni� Szymona
Ledbury. S�ysza�am, �e Szymon si� o to stara.
- Jestem pewna, �e tatu� nie chcia�by tu widzie� Ledbury'ego! -
zawo�a�a Przylepka.
- Widzisz, Przylepko, wasz tata nie mo�e zanadto grymasi�. O
parobk�w nie jest teraz tak �atwo, a waszemu tacie potrzeba
cz�owieka, kt�ry zna si� na krowach. A Szymon uwa�a, �e si� zna.
Ale to by by�o ci�ko znie��. Ledbury w mojej kuchni! Z t� g�b�
jak kamie� nagrobny i w dodatku nie cierpi kot�w. Kiedy tu
przyszed�, D�entelmen Tom tylko na niego spojrza� i zaraz si�
zmy�. Je�li uda nam si� znale�� kogo�, kto b�dzie umia� dogada�
si� z kotami, to nie powiem na niego z�ego s�owa. No, rzecz jasna,
je�li b�dzie dobrze pracowa�. Wasz tata nigdy nie umia� si�
postawi� i �atwo go nabra�. C�, po�yjemy, zobaczymy. No, na tym
drzewie ju� nie ma wi�ni, wracam i zabieram si� do sma�enia
konfitur.
- Ja tu zostan�, p�ki mnie nie opu�ci s�o�ce. Judysiu, jak b�d�
ju� bardzo stara, ca�ymi dniami b�d� si� wygrzewa� na s�o�cu -
strasznie to lubi�. Przylepko, a mo�e tu� przed zachodem
pobiegniemy na Ukryte P�lko?
Przylepka potrz�sn�a jasn� czupryn�.
- Bardzo bym chcia�a, ale przecie� wiesz, �e dzi� rano skr�ci�am
nog� i wci�� mnie boli. P�jd� raczej usi��� na grobie P�aczliwego
Willa i chwil� pomy�l�. Czuj� si� nafosforyzowana s�o�cem.
Kiedy Przylepka u�ywa�a podobnych s��w, Pat my�la�a sobie, �e to
dziecko jest nieprzeci�tnie inteligentne, �e powinno si�
kszta�ci�. Ale c�, Przylepka dzieli�a niech�� rodze�stwa do
"edukacji". Bezwstydnie przyznawa�a, �e chce tylko radowa� si�
�yciem, gotowa by�a ugania� si� za przyjemno�ciami jak kot za
mysz�.
Pat wybra�a si� wi�c sama na pielgrzymk� do Ukrytego P�lka, ma�ej
le�nej polanki na ty�ach farmy, kt�r� we wczesnym dzieci�stwie
odkry�a wraz z Sidem i kt�r� odt�d nieprzytomnie kocha�a. W
niedzielne wieczory, kiedy spacerowali z Sidem po polach snuj�c
r�ne plany - bo Sid sta� si� bardzo ambitnym farmerem - zagl�dali
zawsze na Ukryte P�lko, poros�e traw� i poziomkami. Sid obieca�
jej, �e nigdy go nie zaorze. Zreszt� by�o tak niewielkie, �e nie
warto by by�o go uprawia�. A w dodatku co sta�oby si� w�wczas ze
s�ynnymi Judysinymi ciastkami z poziomkami i jeszcze s�ynniejszym
kremem poziomkowym Pat?
Przyjemnie by�o chodzi� tam wraz z Sidem, ale jeszcze milej samej.
Jak zwykle zatrzyma�a si� na szczycie wzg�rza, by pozachwyca� si�
Srebrnym Gajem. Z drzwi i okien kuchni pada�o �wiat�o. Judysia
szykowa�a kolacj�, koty czeka�y na ma�e co nieco, a McGinty
nadstawia� uszu nads�uchuj�c odg�osu krok�w Pat. Czy w tej kuchni
b�dzie r�wnie rozkosznie, gdy pojawi si� parobek, b�d� co b�d�
obcy cz�owiek? Na pewno nie. Pat na sam� my�l o tym zrobi�o si�
przykro.
Zjedz� kolacj� przy �wietle lampy. Zawsze na pocz�tku jesieni
my�la�a o tym z niech�ci� - oznacza�o to, �e wiatr przegna� ju�
lato i zbli�aj� si� d�ugie zimowe noce. Ale wkr�tce okazywa�o si�,
�e kr�g �wiat�a lampy jest przyjazny i bardzo do Srebrnego Gaju
pasuje, i mi�o jest patrzy�, jak przez okno, zza purpurowego
dzikiego wina, zagl�da zmierzch.
Jaki prze�liczny jest o zmroku kolor domu! I jak bardzo zdaj� si�
kocha� ten dom otaczaj�ce go drzewa. Nale�� do niego tak jak ogr�d
i zielone wzg�rze, i sad. Ka�de drzewo ma w�asn� tajemnic�. Kto
wie, czy te bia�e brzozy, kt�re ca�y dzie� wygl�daj� tak
majestatycznie, nie zaczynaj� w nocy ta�czy� saraband� wraz z
m�odymi �wierkami. �miej�c si� z w�asnych pomys��w, Pat wbieg�a do
wyszorowanej wesolutkiej kuchni Judysi, a w jej sercu
rozbrzmiewa�a pie�� �ycia.
Iii
- Tillytuck! S�ysza�a� kiedy� takie nazwisko? - spyta�a
zaintrygowana Judysia. - Nie, na Wyspie nikt si� tak nigdy nie
nazywa�.
- On od wielu lat pracowa� na Po�udniowym Wybrze�u, ale tatu�
m�wi, �e pochodzi z Nowej Szkocji - oznajmi�a Przylepka.
- Aha, aha, teraz wszystko jasne. W tej Nowej Szkocji mn�stwo jest
dziwacznych nazwisk. A jak b�dziemy do niego m�wi�? Je�li to jaki�
m�ody ch�opak, mo�emy mu m�wi� po imieniu, bo chyba jakie� imi�
ma, ale co zrobimy, je�li to ju� m�czyzna w sile wieku? Trzeba
si� b�dzie do niego zwraca� "panie Tillytuck", bo ostatnimi czasy
wszystkim parobkom poprzewraca�o si� w g�owie, a ja chyba wyjd� z
siebie, je�li za ka�dym razem, kiedy otworz� usta, b�d� musia�a
si� wyg�upia�: "panie Tillytuck to, panie Tillytuck tamto".
Judysia zacz�a si� bawi� absurdalno�ci� tej sytuacji.
- Tatu� m�wi�, �e to niem�ody ju� cz�owiek. Po pi��dziesi�tce. I
podobno jest troch� dziwny.
- Dziwny? No c�, ludzie mnie tak�e uwa�aj� za dziwaczk�, b�dzie z
nas dobrana para. Ale czy aby jest robotny?
- Ma �wietne referencje, a tatu� ju� prawie straci� nadziej�, �e
znajdzie kogo� odpowiedniego.
- A czy ten pan Tillytuck jest �onaty? No, no, ciekawa bym by�a
pani Tillytuckowej.
- Tego tatu� nie m�wi�. Ale on ma si� ju� jutro pojawi� i
wszystkiego si� dowiemy. Judysiu, co tam masz w tym garnczku?
- Reszt� zupy z obiadu. Schowa�am j�, �eby�my mog�y si� posili�
przed p�j�ciem spa�. Ale zostawcie troch� dla Sida. Gdzie� si�
szwenda, a noc b�dzie zimna.
Judysia bynajmniej nie pot�pia�a "szwendania si�". Uwa�a�a to za
ca�kowicie usprawiedliwion� rozrywk� m�odych ludzi.
By� wilgotny listopadowy wiecz�r, od czasu do czasu w szyby okna
siek� deszcz. Ale ogie� weso�o trzeszcza� w piecu. D�entelmen Tom
zwin�� si� w k��bek na krze�le, kt�re uwa�a� za swoj� w�asno��,
McGinty wyci�gn�� si� na dywaniku, z jednej strony pieca siedzia�
Pysza�ek, a z drugiej Wymoczek, niezupe�nie jeszcze doros�y
pr�gowany kot, i oba ch�rem mrucza�y. Przylepka mia�a na sobie
wi�niow� sukienk� i bardziej jeszcze ni� zwykle b�yszcza�y jej
w�osy. "Przylepka ma naprawd� �liczne w�osy" - pomy�la�a z dum�
Pat. - "Naprawd� z�ociste, nie wyblak�e jak niby to z�ote w�osy
Dorotki Robinson".
Zupa Judysi pachnia�a zach�caj�co. Judysia by�a mistrzyni� w
sztuce przyprawiania zup. D�ugi Alek twierdzi�, �e wystarczy, by
machn�a nad garnkiem r�k�. Matka cerowa�a siedz�c przy stole. Od
czasu operacji nie odzyska�a dawnych si� i Pat stale obserwowa�a
j� z czu�� trosk�, b�agaj�c, by jak najwi�cej odpoczywa�a. Ale
matka lubi�a szy� i cerowa�.
- Dop�ki b�d� mog�a, nie chc� si� tego wyrzec, Pat. Wi�kszo��
kobiet nie lubi �ata� i cerowa�. A ja zawsze lubi�am. Kiedy
byli�cie mali, wasze dziurawe skarpetki wydawa�y mi si� cz�stk�
was samych. To mnie naprawd� nie m�czy. I przynajmniej czuj�, �e
jest ze mnie jaki� po�ytek.
- Mamo! Nie m�w tak. Przecie� bez ciebie nie daliby�my sobie rady.
To ty jeste� sercem i dusz� Srebrnego Gaju.
Matka u�miechn�a si� tym swoim s�odkim tajemniczym
u�miechem - u�miechem kobiety bardzo m�drej i bardzo kochaj�cej.
Kiedy reszta rodziny wybucha�a �miechem, matka zawsze wygl�da�a
tak, jakby im wt�rowa�a, cho� naprawd� nie �mia�a si� nigdy.
- Urz�dzimy sobie bal - zaproponowa�a Przylepka. - Je�li ten
Tillytuck nie zechce przesiadywa� na swoim stryszku, dzi� jest
nasz ostatni wiecz�r. Upiek� jab�ka z go�dzikami, a ty, Judysiu,
opowiesz nam co� zabawnego.
- "U��cie wysoko polana, zrywa si� ch�odny wiatr" - zacytowa�a
Pat. - W ka�dym razie wrzuc� jeszcze do pieca troch� chrustu.
Chocia� to ju� nie brzmi tak romantycznie.
- Romantycznie nie romantycznie, ale b�dzie z tego wi�kszy po�ytek
- oznajmi�a Judysia siadaj�c ze swoj� szyde�kow� rob�tk� ko�o
kuchennego pieca, �eby m�c od czasu do czasu zamiesza� w garnku.
- W zamczysku McDermott�w wysoko uk�adano polana na kominku, i co?
Z przodu�my si� pra�yli, a marz�y nam plecy. Tak, tak, ja to
jestem za nowoczesno�ci�.
- Co b�dzie z ogniem w niebie? - zacz�a si� zastanawia� Pat
usiad�szy po turecku na starym szyde�kowanym dywaniku, na kt�rym
wci�� wida� by�o jeszcze trzy czarne koci�ta. - To mo�e si� wam
wyda� �mieszne, ale bardzo bym chcia�a, �eby tam czasem rozpalano
ogie� i �eby dooko�a panowa�a ciemna wietrzna noc. No, Judysiu,
pora, �eby� nam opowiedzia�a o duchach.
- Znacie ju� wszystkie moje duchy - utyskiwa�a Judysia, ale
powtarza�a to ju� od wielu lat. I w ko�cu zawsze co� sobie
przypomina�a albo wymy�la�a, i ubiera�a swoj� opowie�� w takie
bogactwo szczeg��w, �e nawet Pat, nie m�wi�c ju� o Przylepce,
gotowa by�a w ni� uwierzy�. C�, trzeba by�o si� pogodzi� z tym,
�e na �wiecie nie ma dobrych wr�ek, ale z duchami sprawa
wygl�da�a inaczej.
- Cho� co� mi si� widzi, �e nigdy nie opowiada�am wam o duchu
przodka McDermott�w, dziada starego McDermotta, u kt�rego
s�u�y�am. M�j stryjeczny dziadek zobaczy� go pewnej nocy, jak
siedzia� na w�asnym nagrobku i co� do siebie gro�nie mamrota�.
Opowiada�am wam?
- Nie, nie, b�agamy ci�, opowiedz - �arliwie poprosi�a Przylepka.
Los jednak nie dopu�ci�, by dowiedzia�y si�, co zmalowa� przodek
McDermott�w, gdy� w�a�nie w tej chwili kto� trzykrotnie zastuka�
do drzwi. Zanim kt�ra� zd��y�a drgn��, drzwi otworzy�y si� i do
kuchni wszed� Tillytuck. Nikt w�wczas nie przypuszcza�, �e oto
wchodzi do ich �ycia i serc. Jednak�e od razu wiedzia�y, �e musi
to by� Tillytuck, po prostu ten cz�owiek nie m�g� by� nikim innym.
Tillytuck wszed� i zamkn�� za sob� drzwi, ale dopiero w�wczas, gdy
za nim w�lizn�� si� chudy pies o g�adkiej czarnej sier�ci. McGinty
usiad� i na niego spojrza�, obcy pies te� usiad� i spojrza� na
McGinty'ego.
Ale Judysia i dziewcz�ta widzia�y tylko Tillytucka. Patrzy�y na
niego jak zahipnotyzowane.
Tillytuck by� niski i niemal kwadratowy. Jego czerwona twarz tak�e
by�a kwadratowa, a mo�e nawet szersza, gdy� okala�y j� staromodne
bokobrody. Usta wygl�da�y jak d�uga szpara, a nos jak guziczek.
Spod wylinia�ej futrzanej czapy nie by�o wida� w�os�w. Mia� na
sobie wytarty p�aszcz i wspania�y szkocki szal. W jednej r�ce
trzyma� wielk� wypchan� waliz�, w drugiej skrzypce w pokrowcu z
flaneli.
Tillytuck sta� i wpatrywa� si� w te "trzy babska" u�miechni�tymi
czarnymi oczkami, kt�re niemal gin�y w fa�dach t�uszczu.
- Co za serdeczne przyj�cie - powiedzia�. - Widz�, �e was z
wra�enia sparali�owa�o. C�, to nie moja wina, �e jestem taki
przystojny.
Zacz�� si� skr�ca� ze �miechu, cho� z jego ust nie wydoby� si�
�aden d�wi�k. Pat z trudem wyrwa�a si� z os�upienia. Matka by�a
ju� na g�rze, kto� musi wi�c co� zrobi�, co� powiedzie�. Judysia
chyba po raz pierwszy w �yciu nie mog�a wykrztusi� s�owa.
Pat wsta�a z dywanika i zrobi�a krok naprz�d.
- Pan Tillytuck?
- We w�asnej osobie. Ochrzczono mnie Jozjaszem - powiedzia�
przyby�y, k�aniaj�c si�: Gdyby mia� szyj�, ten gest m�g�by
uchodzi� za dworski uk�on. Dopiero p�niej Pat u�wiadomi�a sobie,
�e ma on bardzo mi�y g�os. - Lat pi��dziesi�t pi��, libera�,
fundamentalista i, symbolicznie m�wi�c, d�entelmen do wzi�cia -
dorzuci�.
- Mo�e zechce pan zdj�� p�aszcz i usi���? - spyta�a do�� niem�drze
Pat. - Widzi pan, nie spodziewali�my si� pana dzisiaj. Ojciec
m�wi�, �e przyjedzie pan jutro.
- Trafi�a mi si� ci�ar�wka do Srebrnych Most�w, wi�c postanowi�em
z tego skorzysta� - oznajmi� dudni�cym g�osem pan Tillytuck.
Powiesi� na gwo�dziu czap�, ukazuj�c k�dzierzaw� szpakowat�
czupryn�. Zdj�� szal i p�aszcz i w�wczas okaza�o si�, �e
tajemnicze wybrzuszenie pod praw� pach� to wielka wypchana
arktyczna sowa, kt�r� z dum� ustawi� na p�eczce nad zegarem.
Walizk� umie�ci� w k�cie, po�o�y� na niej skrzypce. I wiedziony
nieomylnym instynktem usiad� na najwygodniejszym fotelu w kuchni,
na b�yszcz�cym fotelu pradziadka Nehemiasza Gardinera, zag��bi�
si� w czerwone poduszki i wyj�� z kieszeni kr�tk� czarn� fajeczk�.
- Wolno zapali�? - spyta� tubalnym g�osem. - Nigdy nie pal�, je�li
sprzeciwi si� temu jaka� dama.
- Wolno, wolno - odpar�a Pat. - Jeste�my przyzwyczajone do fajki
stryja Toma.
Pan Tillytuck starannie nape�ni� fajk� tytoniem i zapali�.
Przed dziesi�ciu minutami nikt z domownik�w nie widzia� go jeszcze
na oczy. A teraz zdawa� si� przynale�e� do domu, jakby przebywa�
tu od zawsze. Nie, nie by� kim� obcym. Judysia, kt�rej zwykle nie
zale�a�o na tym, co kto� my�li o jej stroju, podzi�kowa�a swojej
szcz�liwej gwie�dzie, �e ma na sobie now� drelichow� sukni� i
bia�y fartuch.
McGinty obw�cha� go�cia z aprobat� i z powrotem u�o�y� si� do snu,
ca�kowicie ignoruj�c nowego psa. Dwa szare koty nadal cicho
mrucza�y. Tylko D�entelmen Tom nie by� jeszcze pewien swoich uczu�
i ca�y czas wpatrywa� si� w nowo przyby�ego podejrzliwym wzrokiem.
Szeroki tors pana Tillytucka przyodziany by� w wyp�owia�y szary
sweter, spod kt�rego wyziera�a czerwona flanelowa koszula. W
oczach Judysi pojawi� si� po��dliwy b�ysk. W�a�nie ten odcie�
czerwieni by� jej potrzebny na r�yczki, kt�re mia�y ozdobi�
nast�pny dywanik.
- Skoro nie przeszkadza paniom fajka, to co z psem? Czy wolno mu
si� po�o�y� w tym tam k�cie?
Judysia dosz�a do wniosku, �e najwy�szy czas, by upomnia�a si� o
swoje prawa. Ostatecznie to by�a jej kuchnia, a nie tego pana
Tillytucka.
- Hm, hm, a czy ten pa�ski pies, panie Tillytuck, jest aby dobrze
u�o�ony?
- Jest - odpowiedzia� uroczy�cie Tillytuck. - Ale to pechowy pies.
Mo�e mi pani nie uwierzy, panno... panno...
- Plum - zwi�le odpowiedzia�a Judysia.
- Panno Plum, ten pies mia� bardzo ci�kie �ycie. Parchy,
nosacizna i stale cierpi na robaki. Zesz�ego lata przejecha�a go
ci�ar�wka, a dwa lata temu otru� si� strychnin�.
- Wida� tak jak kotom b�dzie mu s�dzone �y� siedem razy -
zachichota�a Przylepka.
- Teraz jest w�a�ciwie zdr�w - zapewni� pan Tillytuck. - Troch�
kuleje, bo tydzie� temu rozci�� sobie �ap� szk�em, ale to mu
szybko przejdzie. I od czasu do czasu miewa ataki padaczki. Z
pyska toczy si� piana. Chwieje si� i wali na ziemi�. Ale po
dziesi�ciu minutach wstaje jak gdyby nigdy nic. Wi�c niech si�
panie nie przejmuj�, je�li kt�ra� to zobaczy. To po�yteczny pies,
�wietnie si� obchodzi z krowami, ale jest wra�liwy. Bardzo szanuj�
psy, zawsze im si� k�aniam.
- Jak si� nazywa? - spyta�a Pat.
- M�wi� do niego po prostu Psie - odpowiedzia� pan Tyllytuck.
No i tak - Po Prostu Psem - nazywano go przez ca�y czas jego
pobytu w Srebrnym Gaju.
"Wygadany to ty jeste�, panie Tillytuck" - pomy�la�a Judysia. Ale
g�o�no powiedzia�a tylko:
- A co je�li chodzi o koty?
- Och, panno Plum, do kot�w to mam prawdziw� s�abo��. Kiedy� t�dy
przechodzi�em i od razu pomy�la�em sobie, �e polubi� mieszka�c�w
tego domu, bo na parapecie okna le�a� kot. Ma si� ten instynkt.
Pomy�la�em sobie: "To elegancki dom. Tutaj to m�g�bym pracowa�".
No i mia�em racj�.
- Gdzie pan ostatnio pracowa�?
- Na lisiej farmie na Po�udniowym Wybrze�u. Nie b�d� wymienia�
nazwiska. Pracowa�em tam trzy lata. Nie uskar�am si�. Ale
gospodyni umar�a i gospodarz zn�w si� o�eni�. I z t� now� ma��onk�
nie mog�em doj�� do �adu. Na stole same kupne produkty i w dodatku
nawet robaki piszcza�yby z g�odu. Okropna swarliwa baba. Wyk��ca�a
si� o wszystko, ��cznie z pogod�. I zacz�a si� czepia� Psa. No to
powiadam - "S�uchaj, niewiasto, pies te� ma prawo do �ycia. Widz�,
�e si� nie dogadamy. Mo�e jestem wybredny, ale wol� towarzystwo
psa ni� k��tliwej kobiety. I nie b�d� niczyim
niewolnikiem!" - Z�o�y�em wym�wienie. Je�li trzeba si� k��ci�, to
lepiej bra� nogi za pas. Tu chyba uda mi si� zasiedzie�. Co� mi
si� widzi, �e znalaz�em przytuln� przysta�. Ten fotel bardzo
pasuje do moich starych ko�ci. Ja te� wiele przeszed�em. Uda�o mi
si� uj�� ca�o z Titanica.
- Och! - zawo�a�y ch�rem Przylepka i Pat nadstawiaj�c ciekawie
uszu. Bardzo by�y zaintrygowane. Judysia zamaszy�cie zamiesza�a
zup�. Czy�by napotka�a rywala?
- Tak, uszed�em z �yciem, bo wcale na ten okr�t nie wsiad�em -
o�wiadczy� Tillytuck. I zanim wsadzi� fajk� do ust, wydoby� si� z
nich jaki� dziwny d�wi�k. Niebawem okaza�o si�, �e by� to �miech.
"No, no, to ciebie, panie Tillytuck, trzymaj� si� takie �arty" -
pomy�la�a Judysia.
- Ale prze�ywa�em tak�e tragedie - ci�gn�� pan Tillytuck. Podwin��
r�kaw swetra i pokaza� d�ug� bia�� blizn� na �ylastym
przedramieniu. - Uk�si� mnie lampart. Za m�odu by�em w Stanach
pogromc� zwierz�t w cyrku. To by�o �ycie. W osobliwy spos�b
dzia�am na zwierz�ta, �adne zwierz� nie wytrzyma mego wzroku.
- Hm - nie da�a si� zbi� z tropu Judysia. - Jest pan �onaty?
- Co to, to nie! - zawo�a� pan Tillytuck tak donios�ym g�osem, �e
wszyscy podskoczyli, nawet D�entelmen Tom. I zaraz zn�w
z�agodnia�. - Nie, panno Plum, nie mam ani ma��onki, ani
potomstwa. Kilka razy pr�bowa�em si� o�eni�, ale zawsze co�
stawa�o na przeszkodzie. Albo wszyscy ch�tnie si� zgadzali poza
sam� ewentualn� pann� m�od�. Albo ca�a rodzina by�a przeciw. Albo
nie mog�em si� zdoby� na o�wiadczyny. �ebym nie by� takim
abstynentem, to na pewno bym si� par� razy o�eni�. Wypi�bym par�
kieliszk�w i rozwi�za�by mi si� j�zyk. - Pan Tillytuck mrugn�� do
Pat i Pat z trudem powstrzyma�a si�, by mu nie odpowiedzie�
mrugni�ciem. Tak, pewni ludzie dziwnie na cz�owieka dzia�aj�.
- Zreszt� zawsze uwa�a�em, �e nikt nie zrozumie mnie lepiej ni� ja
sam - podsumowa� pan Tillytuck. - Teraz to si� ju� pewnikiem nie
o�eni�. Ale p�ki �ycia, p�ty nadziei, co? - Tym razem mrugn�� do
Judysi. Judysia uzna�a, �e powinna si� obrazi�, ale jako� nie
mog�a. Jeszcze raz zamiesza�a w garnku i wyprostowa�a si�.
- Zje pan z nami talerz zupy, panie Tillytuck?
- C�, nie wzgardz� ma�� przek�sk� - odpar� rozradowanym tonem pan
Tillytuck. - Rozkoszy podniebienia nale�y za�ywa� w miar�, ale nie
nale�y o nich ca�kiem zapomina�. Odk�d wszed�em w te go�cinne
progi, za ka�dym razem powtarza�em sobie w duchu, kiedy miesza�a
pani zup�: "Ta zupa pachnie tak, �e z tym zapachem nie mo�e si�
r�wna� �aden zapach, z jakim spotka�em si� w moim d�ugim �yciu".
Pat i Przylepka zabra�y si� do nakrywania sto�u. Pan Tillytuck
przygl�da� im si� z aprobat�.
- Prawdziwe pani�ta - szepn�� chrapliwie do Judysi. - Klasa! Ta
ma�a ma r�ce arystokratki.
- No, no, �e te� pan zauwa�y� - pochwali�a go uradowana Judysia.
- Jak�e by nie. Je�li chodzi o kobiety, jestem prawdziwym znawc�.
Ledwie otworzy�em drzwi, pomy�la�em sobie - "Oto elegancja". Nie
to, co te dziewczyny z lisiej farmy. M�wi�c mi�dzy nami, panno
Plum, wygl�da�y jak zasuszone jab�uszka. Jedna by�a chuda jak
szczapa i nie jad�a niczego poza sa�at�, �eby jeszcze schudn��.
Ale te dwie! Kupidyn b�dzie mia� pe�ne r�ce roboty. Co, panno
Plum, pewnie ma pani urwanie g�owy z konkurentami?
- Tak, tak, zdarza si�, �e kto� tu zajrzy - odpowiedzia�a
pow�ci�gliwie Judysia. - No, panie Tillytuck, prosz� do sto�u.
Pan Tillytuck osun�� si� na krzes�o.
- Czy wolno prosi�, �eby pani m�wi�a do mnie po prostu Jozjasz?
Kiedy s�ysz� "pan", czuj� si� jak przyjezdny.
- O nie, nie - zaprotestowa�a Judysia. - Mam uraz do tego imienia,
odk�d stary Jozjasz Miller z Po�udniowego Glen zamordowa� w�asn�
�on�.
- Zna�em, zna�em Jozjasza Millera - potwierdzi� pan Tillytuck
bior�c do r�ki �y�k�. - Najpierw j� udusi�, potem powiesi�, a na
koniec wrzuci� do rzeki z kamieniem u szyi. Ten cz�owiek niczego
nie zostawia� przypadkowi. Tak, dobrze go zna�em. Mog� powiedzie�,
�e w swoim czasie byli�my dobrymi przyjaci�mi. No, ale po tym, co
zasz�o, musia�em z nim oczywi�cie zerwa�.
- Czy go powiesili? - spyta�a Przylepka z niezdrowym
zainteresowaniem.
- Nie. Wszyscy wiedzieli, �e to on zrobi�, ale niczego nie da�o
si� udowodni�. Zreszt� ludziska mu wsp�czuli. Bywaj� takie
babska, kt�re po prostu trzeba zamordowa�. Jozjasz umar� naturaln�
�mierci�, ale potem jego duch d�ugo b��ka� si� po ziemi. Raz go
spotka�em.
- Och! - Przylepka nie zauwa�y�a wyra�nego niezadowolenia Judysi,
�e oto kto� o�miela si� z ni� konkurowa�. - Naprawd�, panie
Tillytuck?
- A jak�eby! Owszem, zdarza si�, �e kto� s�yszy szczura i bierze
go za duchy. Ale to by�a prawdziwa zjawa.
- I on... on si� do pana odezwa�?
Pan Tillytuck kiwn�� g�ow�.
"Widz�, �e ty te� wyszed�e� na spacer" - powiedzia� duch. Ale ja
si� nie odezwa�em. Z upiorami lepiej ostro�nie. Bywaj�
nieodpowiedzialne. Jozjasz sta� na �rodku �cie�ki, nie by�o jak go
wymin��, wi�c co mia�em robi�, musia�em przez niego przej��.
Wi�cej go nie spotka�em. Panno Plum, to jest prawdziwa zupa.
Judysia przez ca�y wiecz�r nie mog�a si� zdecydowa�, jaki jest jej
stosunek do pana Tillytucka. Chwilami zjednywa� j�, a potem zn�w
denerwowa�. I tak by�o przez ca�y czas jego pobytu w Srebrnym
Gaju. Teraz zachwyt nad zup� sprawi�, �e otrzyma� nast�pn� porcj�.
Pat zacz�a marzy�, �eby ojciec wr�ci� w