1637
Szczegóły |
Tytuł |
1637 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1637 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1637 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1637 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Rambo - Pierwsza krew"
autor: David Morrell
tytu� orygina�u: "First blood"
prze�o�y�: ROBERT STILLER
tekst wklepa�: Krecik
WYDAWNICTWO "�L�SK"
Redaktor Bo�ena S�k
Redaktor techniczny Zbigniew �aszek i Barbara Stokfisz
Korektor Jadwiga Perzy�ska
Opracowanie graficzne Marek J. Piwko
(c)Copyright 1984 by David Morrell. Published under the arrangement with Permissions& Rights Int. Ltd., London
(c)Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo "�l�sk", Katowice 1990 ISBN 83-216-0964-3
* * *
dla Philipa Klassa i Williama Tenna
ka�demu z nich na sw�j spos�b.
W tym kraju za� pami�ci Marka Wydmucha
znawcy i mi�o�nika zar�wno arcydzie�
jak horroru i literatury sensacyjnej
kt�ry nie do�y� realizacji tej ksi��ki
wsp�lnie nas ciesz�cej
po�wi�ca T�umacz
* * *
Cz�� PIERWSZA
Nazywa� si� Rambo i by� sobie po prostu, na oko s�dz�c, pierwszym lepszym ch�opakiem, kiedy tak sta� przy pompie stacji benzynowej na przedmie�ciach Madison wstanie Kentueky. Mia� d�ug� i g�st� brod�, w�osy mu zwisa�y za uszy i a� po szyj�, a wyci�gni�ta d�o� z odstawionym kciukiem pokazywa�a, �e chce by� podwieziony samochodem, kt�ry w�a�nie zatrzyma� si� przy pompie. Kto by go tam zobaczy�, wspartego jednym biodrem, z butelk� Coli W r�ku i zwini�tym �piworem przy butach, na smo�owanej nawierzchni, nie domy�li�by si�, �e nazajutrz, we wtorek, b�dzie go �ciga� prawie ca�a policja z Basalt County. A ju� na pewno by nie przewidzia�, �e nim up�ynie czwartek, b�dzie ucieka� przed Gwardi� Narodow� stanu Kentueky oraz policj� sze�ciu hrabstw i mn�stwem obywateli lubi�cych sobie postrzela�. Ale te� widz�c go tak po prostu, obdartego i zakurzonego, przy pompie benzynowej, nikt by si� nie domy�li�, jakiego to rodzaju ch�opakiem jest Rambo, ani od czego wszystko to si� za nied�ug� chwil� rozpocznie. Ale Rambo ju� wiedzia�, �e b�dzie" k�opot. I to du�y k�opot, je�li kto� nie b�dzie uwa�a�. Samoch�d, kt�rym chcia� dosta� lifta, omal go nie przejecha� ruszaj�c spod pompy. Obs�ugant ze stacji wepchn�� do kieszeni kwit i ksi��eczki z premiowymi znaczkami, za�mia� si�, patrz�c na �lady opon na gor�cej smole u samych st�p ch�opaka. R�wnocze�nie w�z policyjny zjecha� z drogi na bok, w jego kierunku, i Rambo zesztywnia�, widz�c, �e zn�w rozpoczyna si� znana mu procedura. Nie, na Boga. Do��. Tym razem ju� nie b�d� mi rozkazywa�. Wielki samoch�d mia� na sobie oznakowanie: SZEF POLICJI. MADISON. Zatrzyma� si� ko�o niego, z rozko�ysan� anten�, i siedz�cy w �rodku policjant wychyli� si� przez puste siedzenie, otworzy� drzwi po prawej. Przyjrza� si� zab�oconym butom, wymi�tym d�insom o wystrz�pionych brzegach, z �at� na udzie, niebieskiej trykotowej koszulce, poplamionej czym� wygl�daj�cym na zasch�� krew, i sk�rzanej kurtce. D�u�ej zatrzyma� si� na brodzie i zapuszczonych w�osach. Co� mu si� nie podoba�o, ale nie to. Co� innego, nie m�g� sobie jasno u�wiadomi�. - No dobra, wskakuj powiedzia�. Ale Rambo si� nie poruszy�.
- Powiedzia�em, wskakuj - powt�rzy� tamten. - Pewnie ci strasznie gor�co w tej kurtce. Ale Rambo tylko poci�gn�� troszk� Coli, spojrza� w obie strony wzd�u� drogi, na przeje�d�aj�ce samochody, popatrzy� w d� na wychylonego policjanta i sta� dalej, jak przedtem. S�uch ci nie dopisuje? - rzek� policjant. - Wsiadaj tu, zanim si� zirytuj�. Rambo przygl�da� mu si� tak samo, jak tamten jemu: niski i kr�py za kierownic�, zmarszczki wok� oczu i lekkie �lady jak po ospie na policzkach, nadaj�ce im faktur� postarza�ego drewna.
- Nie gap si� na mnie - rzek� policjant. > Ale Rambo wci�� mu si� przypatrywa�: szary mundur, koszula pod szyj� rozpi�ta, krawat rozlu�niony, prz�d koszuli wilgotny i ciemny od potu. Rambo nie m�g� dojrze�, mimo �e si� stara�, jakiego rodzaju ma bro�. Policjant nosi� kabur� po lewej stronie, dalszej od pasa�era. Powiedzia�em ci - rzek� policjant. - Nie lubi�, jak mi si� przypatrywa�.
- A kto lubi? Rambo jeszcze raz si� rozejrza�, potem si�gn�� po �piw�r. Kiedy wsiada�, po�o�y� go mi�dzy sob� a policjantem.
- D�ugo czeka�e�? - zapyta� policjant.
- Godzin�. Odk�d przyszed�em.
- M�g�by� czeka� o wiele d�u�ej. Ludzie si� tu na og� nie zatrzymuj� dla stopowicza. Zw�aszcza je�li tak wygl�da jak ty. Prawo tego zabrania.
- Wygl�da� jak ja?
- Nie b�d� taki dowcipny., Powiedzia�em ci, �e prawo zabrania autostopu. Zbyt cz�sto ludzie zatrzymuj� si� po drodze, �eby zabra� jakiego� m�odziaka, i wychodz� z tego obrabowani albo i zabici. Zamknij te drzwi. Rambo nie �piesz�c si� poci�gn�� Coli i dopiero wtedy wype�ni�, polecenie. Spojrza� na benzyniarza, kt�ry wci�� sta� przy pompie i szczerzy� z�by, kiedy policjant wjecha� w pasmo ruchu i ruszy� do centrum.
- Nie ma strachu rzek� Rambo do policjanta.Nie zamierzam ci� obrabowa�.
- Bardzo �mieszne. Je�eli przypadkiem nie widzia�e� znaku na drzwiach, to jestem tu szefem policji. Teasle. Wilfred Teasle. Ale to ci chyba wiele nie powie. Przejecha� g��wne skrzy�owanie na ��tym �wietle. Po obu stronach ulicy, jak okiem si�gn��, t�oczy�y si� sklepy: drogeria, bilard, bro� i w�dki, tuziny innych. Ponad nimi, daleko na horyzoncie, pi�trzy�y si� g�ry, wysokie i zielone, tu i �wdzie tkni�te czerwieni� i ��ci�, tam gdzie li�cie zaczyna�y umiera�. Rambo patrzy�, jak cie� od chmury przesuwa si� po g�rach. Us�ysza�, �e Teasle go pyta. Dok�d zmierzasz?
- Czy to wa�ne?
- Nie. Jak si� zastanowi�, to mnie chyba te� wiele nie~ powie. Ale tak czy owak - dok�d zmierzasz? Mo�e do Louisville.
- A mo�e nie.
- Owszem.
- Gdzie spa�e�? W lesie?
- Owszem. Teraz to chyba do�� bezpieczne. Noce ju� s� ch�odniejsze i �mije wol� siedzie� w norach ni� wychodzi� na polowanie. Mimo to mo�esz kiedy� znale�� w ��ku partnerk�, spragnion� twojego ciep�a. (Przejechali ko�o myjni samochod�w, sklepu A&P, hamburgerowni z podjazdem i wielkim znakiem Dr Peppera w oknie. - Popatrz na ten ohydny zajazd - powiedzia� Teasle. - Postawili to na g��wnej ulicy i od tego czasu nic tylko te szczeniaki parkuj�, tr�bi� i �miec� po chodnikach. Rambo s�czy� sw� Col�.
- Kto� z miasta ci� tu podwi�z�? - zapyta� Teasle. Przyszed�em pieszo. Ruszy�em o �wicie. Wsp�czuj�. Przynajmniej ja ci� kawa�ek podrzuc�, nie? Rambo si� nie odezwa�. Ju� wiedzia�, co teraz nast�pi. Przejechali przez most i za rzek�, na centralny plac miasta, gdzie w prawym ko�cu widnia� stary kamienny gmach s�du, a po bokach t�oczy�y si� znowu sklepy. Tak, nasz posterunek jest tam, ko�o s�du - rzek� Teasle. Ale pojecha� prosto na plac i dalej ulic�, a� wok� nich by�y ju� tylko domy, najpierw porz�dne i zamo�ne, p�niej szare i sp�kane budy z desek, przed kt�rymi bawi�y si� wkurzu dzieci. Nast�pnie pod g�r�, mi�dzy dwiema ska�ami na r�wnin�, gdzie nie by�o ju� wcale dom�w, tylko pola niskiej kukurydzy br�zowiej�cej w s�o�cu. I zaraz za tablic�, na kt�rej widnia� napis WYJE�D�ASZ Z MADISON. JED� OSTRO�NIE zjecha� na wy�wirowane pobocze.
- Uwa�aj na siebie - powiedzia�.
- I nie szukaj guza - rzek� Rambo. - Czy nie taki jest dalszy tekst?
- Bardzo dobrze. Widz�, �e ju� tu by�e�. Wobec tego nie musz� traci� czasu na wyja�nianie ci, �e faceci tak wygl�daj�cy jak ty maj� sk�onno�ci do rozrabiania. - Podni�s� �piw�r z miejsca, gdzie Rambo go po�o�y�, umie�ci� mu go na kolanach i si�gn�� poprzez Ramba, �eby otworzy� mu drzwi. - Pami�taj, �eby� na siebie dobrze uwa�a�. Rambo nie �piesz�c si� wysiad�. - Do zobaczenia - powiedzia� i lekko zatrzasn�� drzwi.
- Nie - odpowiedzia� Teasle przez opuszczone okno po jego stronie. - Chyba si� ju� nie zobaczymy. Podjecha� kawa�ek, zawr�ci� i ruszy� do miasta, zatr�biwszy kiedy go mija�. Rambo przygl�da� si�, jak samoch�d znika za pochy�o�ci� drogi mi�dzy dwiema ska�ami. Wys�czy� resztk� swej Coli, butelk� cisn�� do rowu i zarzuciwszy sobie pas od �piwora na rami� skierowa� si� do miasta. Powietrze by�o lepkie od frytury. Rambo patrzy�, jak starsza kobieta za lad� zerka do�em swych dwuogniskowych szkie� na jego ubranie, w�osy i brod�.
- Dwa hamburgery i Cola - zam�wi�.
- Na wynos - us�ysza� za sob� g�os. Spojrza� na odbicie w lustrze za lad� i zobaczy�, �e Teasle wype�nia sob� wej�cie, trzyma otworem siatkowe drzwi i puszcza je, tak �e si� g�o�no zatrzasn�y. - I zr�b to jak najszybciej Merle, dobrze? powiedzia� Teasle. - Temu ch�opakowi si� bardzo �pieszy. W lokalu by�o niewielu go�ci, siedzieli przy kontuarze i w niekt�rych przegr�dkach. Rambo widzia� ich odbicia w lustrze, kiedy przestali �u� i spojrzeli na niego. Ale Teasle opar� si� zaraz o szaf� graj�c� przy wej�ciu i nie zapowiada�o si� nic powa�nego, wi�c zaj�li si� zn�w jedzeniem. Kobieta za barem sta�a przechyliwszy w bok siw� g�ow�, jakby zdziwiona.
- A wiesz, Merle, p�ki to przygotujesz, napi�bym si� tak raz dwa kawy - powiedzia� Teasle.
- Prosz� bardzo, Wilfredzie odrzek�a, wci�� zaskoczona, i posz�a nala� mu kawy. Rambo zosta� i przygl�da� si� w lustrze, jak Teasle mu si� przygl�da; Teasle mia� znaczek Legionu Ameryka�skiego wpi�ty po stronie przeciwnej ni� oznaka s�u�bowa. Ciekawe, z kt�rej wojny, pomy�la� Rambo. Na drug� �wiatow� jeste� chyba troch� za m�ody. Obr�ci� si� na sto�ku twarz� do niego. - Korea? - spyta�, pokazuj�c na znaczek.
- Zgadza si� - odpowiedzia� mu sucho Teasle. I dalej si� wpatrywali w siebie. Rambo przeni�s� oczy na lewy bok szeryfa i na jego bro�. Zdziwi� si�, �eto nie zwyk�y rewolwer policyjny, tylko pistolet p�automatyczny. Po du�ej kolbie pozna�, �e to Browning kalibru 9 mm. Sam kiedy� takiego u�ywa�. Rozmiar kolby wynika� st�d, �e mie�ci si� w niej magazynek na trzyna�cie naboi, a niesiedem czy osiem jak zwykle. Nie rzucisz tym cz�owieka na wznak od jednego strza�u, ale mo�esz go ci�ko nadszarpn��, po czym dwoma nast�pnymi wyko�czy� jeszcze ci zostanie dziesi�� naboi dla kolejnych pacjent�w. Rambo musia� przyzna�, �e Teasle nosi go te� pierwszorz�dnie. Ma wzrost metr sze��dziesi�t osiem, mo�e metr siedemdziesi�t i tak niedu�emu facetowi pistolet tych rozmiar�w powinien �le wisie�, a tak nie jest. Jednak musi to by� kawa� ch�opa, �eby mia� chwyt do tej kolby, pomy�la� Rambo. Po czym spojrza� na d�onie szeryfa i zdziwi�a go ich wielko��.
- Ostrzega�em ci�, �eby� si� nie gapi� - rzek� Teasle. Wsparty o szaf� graj�c� odlepi� sobie mokr� koszul� od piersi. Lew� d�oni� wyj�� papierosa z paczki w jej kieszeni, zapali� go, �ami�c na p� drewnian� zapa�k� i zachichota�, potrz�saj�c w rozbawieniu g�ow�, gdy szed� do lady i u�miechn�� si� z g�ry do siedz�cego Ramba. - No, ale� mnie nabra�, co? - powiedzia�.
- Nie mia�em zamiaru.
- Oczywi�cie. Rozumie si�, �e nie mia�e�. A jednak zdo�a�e� mnie nabra�, co?Kobieta postawi�a przed nim kaw� i zwr�ci�a si� do Ramba. Jakie to maj� by� hamburgery? Zwyk�e czy z ogr�dka?
- Co?
- Zwyk�e czy z dodatkami?
- Du�o cebuli.
- Prosz� bardzo. - Odesz�a i zaj�a si� ich sma�eniem.
- Naprawd�, uda�o ci si� - podj�� Teasle i zn�w si� dziwnie u�miechn��. - Fakt, �e mnie nabra�e�. - Skrzywi� si� na widok brudnej waty, wy�a��cej z rozdarcia w sto�ku obok Ramba, i niech�tnie usiad�. - Zachowujesz si� jak kto� ca�kiem bystry. I gadasz tak samo, wi�c my�la�em �e do ciebie dotar�o. A ty sobie przylaz�e� tu z powrotem i strugasz ze mnie wariata: i mo�na by pomy�le�, �e wcale nie jeste� bystry. Czy z tob� co� nie w porz�dku? O to chodzi? Chce mi si� je��.
- To akurat mnie w og�le nie obchodzi - rzek� Teasle, zaci�gaj�c si�. Papieros nie mia� ustnika, wi�c wypu�ciwszy dym Teasle zebra� sobie drobinki tytoniu, kt�re mu przylgn�y do warg i j�zyka. Taki jak ty powinien mie� troch� rozumu i �niadanie ze sob�. Na wypadek pojmujesz? - taki jak tobie si� w�a�nie wydarzy�. Si�gn�� po dzbanuszek ze �mietank�, �eby wla� jej sobie do kawy; popatrzy� na dno i usta jego przybra�y wyraz niesmaku, gdy ujrza� zakrzep�e tam ��te resztki. Szukasz pracy? - zapyta� spokojnie. - Nie.
- To znaczy, �e j� masz.
- Nie. Nie pracuj�. Nie mam ochoty.
- To si� nazywa w��cz�gostwo.
- A nazywaj sobie. Ja to pieprz�. D�o� szeryfa hukn�a o lad� jak wystrza�. Uwa�aj, co m�wisz! Wszystkie g�owy targn�y si� w jego stron�. Teasle obejrza� si� po nich i u�miechn��, jak gdyby powiedzia� co� dowcipnego, i pochyli� si� nisko, �eby upi� kawy. - B�d� mieli o czym porozmawia�. U�miehn�� si� i zn�w poci�gn�� papierosa, po czym zebra� drobinki tytoniu z j�zyka. �arty si� sko�czy�y. - S�uchaj no, ja nie rozumiem. Tw�j wygl�d - ubranie - w�osy i w og�le. Czy nie wiedzia�e�, �e wracaj�c tu g��wn� ulic� b�dziesz si� rzuca� w oczy - niby jaki� czarny? Moi ludzie dali mi zna� przez radio w pi�� minut po tym, jak wr�ci�e�.
- Dlaczego tak p�no?
- J�zyk - powiedzia� Teasle. - Raz ci� ostrzeg�em. Wygl�da�o na to, �e jeszcze co� powie, ale kobieta w�a�nie przynios�a Rambowi na wp� wype�nion� torebk� i rzek�a: - Dolar trzydzie�ci jeden.
- Za co? Za t� odrobin�?
- Przecie� mia�o by� z dodatkami.
- P�a� i nie gadaj - rzek� Teasle. Nie wypu�ci�a z r�k papierowej torebki, p�ki Rambo jej nie zap�aci�.
- O kej, idziemy - rzek� Teasle.
- Dok�d?
- Tam, dok�d ci� zaprowadz�. Czterema szybkimi �ykami opr�ni� fili�ank� i po�o�y� dwadzie�cia pi�� cent�w. - Dzi�kuj�, Merle. - Wszyscy przygl�dali si� im, kiedy we dw�ch szli do drzwi. - By�bym zapomnia� - rzek� Teasle. - Hej, Merle, jeszcze jedno. Mo�e by� tak oczy�ci�a dno tego dzbanuszka ze �mietank�, W�z policyjny sta� zaraz u wej�cia. - Wsiadaj - rzek� Teasle, skubi�c si� za przepocon� koszul� - Cholera, gor�co jak na pierwszy pa�dziernika. Nie wiem, jak ty mo�esz znie�� t� ciep�� kurtk�. - Ja si� nie poc�. Teasle popatrzy� na niego. - Rzeczywi�cie. - Upu�ci� papierosa w kratk� �cieku u kraw�nika i wsiedli. Rambo ogl�da� sobie ruch i przechodni�w. Po - ciemnym barze jasne s�o�ce go razi�o w oczy. Przechodz�cy ko�o wozu m�czyzna pomacha� do szeryfa, a Teasle do niego, po czym odbi� od kraw�nika i skorzystawszy z przerwy wpad� w ruch. Tym razem jecha� pr�dko., Min�li sklep �elazny i plac z u�ywanymi samochodami, przeje�d�ali obok starc�w pal�cych na �awkach cygara i kobiet phaj�cych w�zki z dzie�mi.A - Popatrz, gdzie te kobiety maj� rozum> rzek� Teasle.�eby w taki upa� dzieciaki wyci�ga� na dw�r. Rambowi nie chcia�o si� spojrze�, Tylko zamkn�� oczy i osun�� si� w ty� na oparcie. Kiedy uni�s� powieki, w�z gna� pod g�r� mi�dzy dwiema ska�ami i w r�wne pola, gdzie chyli�a si� niska kukurydza, obok znaku WYJE�D�ASZ Z MADISON. Teasle ostro zahamowa� na �wirowym poboczu i zwr�ci� si� do niego.
- A teraz powiedzia� - �eby to by�o jasne. Nie �ycz� sobie w moim mie�cie ch�opaka, co wygl�da jak ty i nie pracuje. Ani si� obejrz�, jak przylezie banda takich kumpelk�w i zacznie podw�dza� co� do �arcia, albo kra��, albo puszcza� w obieg narkotyki: Ju� i tak mam ochot� ci� przymkn�� za k�opot, na jaki mnie narazi�e�. Ale wed�ug mnie taki m�odziak, jak ty, ma prawo pope�ni� b��d! Bo niby tw�j rozs�dek jeszcze si� tak nie rozwin�� jak u starszych, wi�c bior� na to poprawk�. Ale jak si� jeszcze raz wr�cisz, to ja ci� tak za�atwi�, �e nie b�dziesz sam wiedzia�, czy ci dziur� w dupie przebili, czy wydmuchali, czy wrony j� wydzioba�y. Czy m�wi� do�� prosto, �eby� zrozumia�? Czy to dla ciebie jasne? Rambo z�apa� torebk� z jedzeniem, �piw�r i wysiad�.
- Pyta�em ci� o co� - rzek� Teasle przez otwarte drzwi po stronie pasa�era. - Chc� wiedzie�, czy us�ysza�e� jak m�wi�, �e masz tu wi�cej nie wraca�.
- S�ysza�em....rzek� Rambo i zatrzasn�� drzwi.
- Wi�c r�b, do cholery, co ci kazano! Teasle nadepn�� gaz i w�z policyjny skoczy� z pobocza, �wir bryzn��, wpad� na g�adk�, rozpra�on� jezdni�. Zawr�ci� gwa�townie w U z piskiem opon i pogna� do miasta. Tym razem ju�, mijaj�c go, nie zatr�bi�. Rambo patrzy�, jak maleje w oczach i znika na pochy�o�ci za dwiema ska�ami, a gdy ju� znik�, rozejrza� si� po kukurydzianych polach i odleg�ych g�rach, i bia�ym s�o�cu w go�ym niebie. Usiad� sobie w rowie, wyci�gn�� si� w bujnej, zakurzonej trawie i otworzy� papierow� torebk�. G�wno nie hamburger. Prosi� o du�o cebuli, a dosta� jedno zgniecione pasemko. Plasterek pomidora by� cieniutki i ��ty. Bu�ka przesi�k�a t�uszczem, a w mi�sie pe�no wieprzowych chrz�stek; �uj�c niech�tnie, podwa�y� wierzch plastikowego kubka z Col�, przep�uka� ni� usta i po�kn��. Wszystko przesz�o jak s�odkawa, wstr�tna bry�a. Trzeba tej Coli oszcz�dza�, postanowi�, �eby starczy�o na oba hamburgery i �eby ich nie musia� smakowa�. Uporawszy si� z tym, w�o�y� kubek i dwa kawa�ki woskowanego papieru z hamburger�w do torby i podpali� to wszystko zapa�k�. Trzyma� i przygl�da� si�, jak p�omie� ogarnia torebk�, kalkuluj�c, czy blisko mu dojdzie do r�ki, zanim b�dzie j� musia� pu�ci�. Ogie� sparzy� go w palce i osmali� w�oski na grzbiecie d�oni, wtedy upu�ci� torebk� na traw� i da� si� jej spali� na popi�. Po czym rozdepta� popi� butem i sprawdziwszy, czy ca�kiem zgas�o, rozrzuci� go. Jezu, pomy�la�. Sze�� miesi�cy temu wr�ci� z wojny i wci�� si� nie pozby� odruchu niszczenia resztek po tym, co zjad�, �eby nie zostawi� po sobie �ladu. Potrz�sn�� g�ow�. To b��d, �e pomy�la� o wojnie. Z miejsca sobie przypomnia� inne wyniesione z niej nawyki: k�opoty z usypianiem, budzenie si� na byle odg�os, konieczno�� sypiania pod go�ym niebem, ci�gle �ywa pami�� o jamie, w kt�rej go trzymano jako wi�nia. - Lepiej my�l O czym innym - powiedzia� na g�os i spostrzeg�, �e m�wi sam do siebie. - To jak b�dzie? Gdzie teraz? - Popatrzy� na drog� w stron� miasta, potem na drog� wiod�c� precz od miasta i zdecydowa� si�. Chwyci� za sznur u �piwora, zarzuci� go sobie na rami� i zn�w poszed� w kierunku Madison. U do�u zbocza nachylonego ku miastu drzewa wyznacza�y drog�, p� zielone, a p� czerwone, z li��mi czerwonymi zawsze na ga��ziach zwisaj�cych po stronie drogi. Od spalin, pomy�la�. Tchnienie spalin wcze�nie je u�mierca. Wzd�u� drogi le�a�y, tu i �wdzie martwe zwierz�ta, pewnie pozabijane przez samochody, wzd�te i upstrzone w s�o�cu od much. Najpierw kot, pr�gowany jak tygrys - wygl�da� na sympatycznego - potem koker spaniel, a dalej kr�lik, wiewi�rka. To r�wnie� zawdzi�cza� wojnie. Bardziej zauwa�a� wszystko, co martwe. Nie �eby go przera�a�o. Po prostu z ciekawo�ci, co spowodowa�o �mier�. Mija� je id�c praw� stron� szosy, pokazuj�c odstawionym kciukiem, �e prosi o podwiezienie. Na ubraniu mia� warstw� ��tego py�u, d�ugie w�osy i brod� sko�tunione i brudne, przeje�d�aj�cy spogl�dali na niego i nikt si� nie zatrzyma�. Dlaczego nie podci�gniesz swego wygl�du? pomy�la�. M�g�by� si� ogoli� i ostrzyc. Zadba� o ubranie. Od razu by ci� podwozili. W�a�nie dlatego. Brzytwa to jeszcze jedna rzecz, kt�ra by ci� zatrzymywa�a, a na strzy�enie traci�by� pieni�dze, za kt�re mo�na zje��, a zreszt� gdzie si� goli�? Nie mo�na spa� w lesie i wygl�da� na jakiego� tam ksi�cia. Wi�c po co tak �azi� i spa� po lasach? Tu zamkn�o si� w jego my�lach b��dne ko�o i zn�w by� na wojnie. My�l o czym� innym, powiedzia� sobie. Mo�e by tak zawr�ci� i odej��? Po co pcha� si� do tego miasta? Nic takiego tam nie ma. W�a�nie dlatego. Mam prawo sam decydowa�, czy w nim zostan�, czy nie. Nie pozwol�, �eby kto� za mnie o tym decydowa�. Ale ten gliniarz by� �yczliwszy od innych..Roztropniejszy. Po co mu dogryza�? Pos�uchaj go.: �e kto� do mnie si� u�miecha, wr�czaj�c mi torb� z g�wnem, to jeszcze nie znaczy, �e musz� j� przyj��. Kicham na to, Czy on jest �yczliwy. Liczy si� to, co robi. Ale ty naprawd� wygl�dasz, jakby� m�g� narobi� k�opot�w. On ma troch� racji., No to wygl�dam. Ju� mi si� to zdarzy�o w pi�tnastu cholernych miastach. A tu b�dzie ostatnie. Pierdol� to i nie dam si� wi�cej popycha�. M�g�by� mu to wyja�ni�, nie? Troch� si� wyt�umaczy�. Czy zale�y ci na rozr�bie do kt�rej to prowadzi? �eby co� si� zacz�o dzia�, tak? �eby mu pokaza�, co potrafisz? Nie musz� si� t�umaczy� jemu i nikomu. Po tym, co przeszed�em, mam ju� prawo si� nie t�umaczy�. Przynajmniej powiedz mu o swoim odznaczeniu i wiele ci� to kosztowa�o., Za p�no. Nie da rady ju� powstrzyma� umys�u. Ten kr�gsi�musi zamkn��. I zn�w by� na wojnie.
Teasle czeka� na niego. Przejecha� obok ch�opaka i zaraz popatrzy� w lusterko wsteczne i ch�opak by� w nim odbity, ma�y i wyra�ny. Ale nie rusza� si�. Tylko sta� przy drodze, jak przedtem, spogl�daj�c za wozem, sta� i tyle, coraz to mniejszy, i przygl�da� si� odje�d�aj�cemu. No, co jest, ch�opcze? pomy�la� Teasle. No, jazda, zabieraj si� st�d. A ch�opak nic. Tylko sta� i zmniejsza� si� w lusterku, patrz�c za jego wozem. A potem droga do miasta posz�a mi�dzy ska�ami w d� i Teasle ju� go nie widzia�. Ty chcesz wr�ci�, jak Boga kocham! u�wiadomi� to sobie nagle, potrz�saj�c g�ow� i kr�tko za�miawszy si�. Ty naprawd� chcesz wr�ci�. Skr�ci� w przecznic� na prawo i podjecha� niedu�y kawa�ek wzd�u� dom�w, obitych szarymi deskami, potem w czyj� wy�wirowany podjazd i cofn�wszy si� zaparkowa� przodem do szosy, z kt�rej przed chwil� zjecha�. Rozpar� si� niedbale za kierownic� i zapali� papierosa. Wyraz twarzy tego ch�opaka. On ca�kiem na serio chce wr�ci�. Teasle nie m�g� si� z tym pogodzi�. Z miejsca, gdzie zaparkowa�, widzia� wszystko, co si� dzieje na szosie. Ruch by� niewielki, jak zwykle w poniedzia�ki po po�udniu: ch�opak nie przejdzie drug� stron�, skryty za przeje�d�aj�cymi samochodami. Wi�c Teasle czeka�. Jego ulica styka�a si� z g��wn� w T. Samochody osobowe i ci�ar�wki przelatywa�y w obie strony, za nimi chodnik, dalej rzeka wzd�u� go�ci�ca i za ni� stary Pa�ac Ta�c�w w Madison. Skazany miesi�c temu na rozbi�rk�. Teasle przypomnia� sobie jak w czasach szkolnych dorabia� tam w pi�tkowe i sobotnie wieczory parkuj�c samochody. Kiedy� o ma�o nie zagra� tam Hoagy Carmichael, ale w�a�ciciele mu nie mogli zapewni� do�� wysokiej zap�aty. I gdzie ten ch�opak? Mo�e nie przyjdzie. Mo�e sobie poszed�. Ale ten wyraz jego twarzy. Na pewno przyjdzie. Teasle zaci�gn�� si� g��boko papierosem i spojrza� na zielono-br�zowe g�ry t�ocz�ce si� na horyzoncie. Nagle ch�odny powiew zapachnia� kruchymi li��mi i zamar�.
- Teasle do posterunku - rzek� w mikrofon swojego radia. - Czy poczta ju� nadesz�a?. Dy�urny od radia na dziennej zmianie, Shingleton, jak zwykle odezwa� si� natychmiast, g�osem trzeszcz�cym od zak��ce�. - Oczywi�cie, szefie. Ju� to panu sprawdzi�em. Obawiam si�, �e od pa�skiej �ony nic nie ma.
- A od adwokata? Albo co� z Kalifornii, tylko nie wpisa�a nadawcy.
- Te� sprawdzi�em, szefie. Niestety. Nic.
- Co�, wa�nego? Tylko jedne �wiat�a drogowe si� zepsu�y, ale ju� tam wyprawi�em ekip� z technicznego.
- Jak tyle, to nie b�dzie mnie jeszcze kilka minut. Ch�opak irytowa� go, z tym czekaniem. Chcia� ju� by� na posterunku i zatelefonowa� do niej. Odesz�a trzy tygodnie temu i obieca�a napisa� do dzi�, nie p�niej, a nie napisa�a. Wi�c nie b�dzie dba� o dan� jej obietnic�, �e nie zadzwoni, tylko zatelefonuje i koniec. Mo�e przemy�la�a to sobie i zmieni�a zdanie. Cho� to w�tpliwe.., Zapali� drugiego papierosa i zerkn�� w bok. S�siadki na gankach patrz�, co si� dzieje. Do�� tego, pomy�la�. Wyprztykn�� papierosa z okna, w��czy� zap�on i wyjecha� na g��wn� drog� rozejrze� si�, gdzie jest, do cholery, ten ch�opak. Nie wida� go. Jasne. Wzi�� i poszed�, a popatrzy� tak, �ebym pomy�la�, �e wr�ci. Wi�c pojecha� w stron� posterunku, zadzwoni�,~i o trzy przecznice dalej, raptem ujrzawszy ch�opaka na lewym chodniku, wspartego o barier� z siatki nad rzek�, zaskoczony, przyhamowa� tak nagle, �e jad�cy za nim samoch�d r�bn�� go z ty�u. Facet, kt�ry go najecha�, siedzia� oszo�omiony za kierownic�, z d�oni� na ustach. Teasle otworzy� drzwi, popatrzy� na niego przeci�gle i nast�pnie podszed� do ch�opaka wspartego o drucian� barierk�. - Jak przeszed�e�, �e ci� nie widzia�em?
- Czary.
- Wsiadaj.
- Ani my�l�.
- To pomy�l jeszcze. Za samochodem, kt�ry stukn�� w�z policyjny, gromadzi�y si� dalsze. Kierowca sta� ju� na �rodku drogi, patrz�c na strzaskane tylne �wiat�a i potrz�saj�c g�ow�. Drzwi, kt�re otworzy� Teasle, stercza�y pod k�tem a� na s�siedni pas, hamuj�c ruch, Kierowcy tr�bili. Klienci i sprzedawcy wystawiali g�owy ze sklep�w po drugiej stronie ulicy.
- S�uchaj - rzek� Teasle. - Id� zrobi� porz�dek z ruchem. Jak sko�cz�, ty b�dziesz w tym wozie. Popatrzyli na siebie. Za chwil� Teasle by� ju� przy facecie, kt�ry go stukn��. Ten wci�� jeszcze g�ow� potrz�sa� nad wyrz�dzon� szkod�.
- Prawo jazdy, ubezpieczenie, dow�d rejestracyjny " zwr�ci� si� do niego Teasle: - Poprosz�. - Podszed� i zatrzasn�� drzwi swego wozu.
- Kiedy ja nie mia�em szansy zahamowa�.
- Jecha� pan za blisko.
- Ale pan za szybko przyhamowa�.
- To nie gra roli. Przepisy m�wi�, �e wina jest zawsze tego, kto z ty�u. Jecha� pan za blisko, wi�c nieostro�nie.
- Nie b�d� z panem dyskutowa� - oznajmi� Teasle. - Prosz� mi da� swoje prawo jazdy, kwit na ubezpieczenie i dow�d rejestracyjny. - Spojrza� w kierunku, gdzie sta� ch�opak, a. ch�opaka oczywi�cie nie by�o. Rambo szed� sobie otwarcie, nigdzie nie wst�puj�c, aby zaznaczy�, �e nie pr�buje si� kry�. Teasle m�g� na tym poprzesta� i da� mu Spok�j: a jakby nie, to znaczy, �e ju� sam Teasle b�dzie si� naprasza� o k�opot, a nie on. > Szed� lewym chodnikiem, patrz�c w d� na rzek� w s�o�cu, szerok� i bystr�. Za rzek� sta� jaskrawo ��ty, �wie�o wypiaskowany budynek z balkonami nad wod� i napisem na szczycie: MADISON HISTORIC HOTEL. Rambo spr�bowa� sobie wyobrazi�, co mo�e by� historycznego w budynku wygl�daj�cym, jakby go postawiono w ubieg�ym roku. W centrum miasta skr�ci� w lewo na wielki, pomara�czowy most, sun�c r�k� po g�adkiej, ciep�ej farbie na metalowej por�czy, a�przeszed� p� jego d�ugo�ci. Tu przystan��, aby spojrze� na wod�. Po po�udnie by�o rozpra�one, woda bystra i ch�odna z wygl�du. Tu� obok przyspawano do por�czy automat ze szklanym wierzchem, pe�en gumy do �ucia w kulkach. Wyj�� z d�ins�w centa i ju� mia� go wrzuci�, ale w por� si� wstrzyma�. Pomy�ka... to nie guma do �ucia. Automat wype�nia�y ziarniste kulki pokarmu dla ryb. Na wprasowanej w niego metalowej p�ytce przeczyta�: PROSZ� NAKARMI� RYBY. 10 CENT�W. DOCH�D PRZEZNACZA SI� NA KORPUS M�ODZIE�Y W BASALT COUNTY. M�ODZIE� W ZAJ�CIACH SWYCH ZNAJDUJE SZCZʌCIE. A jak�e, pomy�la� Rambo. Kto rano wstaje, pierwszy w �eb dostaje. Zn�w popatrzy� w wod�. Po nied�ugim czasie us�ysza�, �e kto� podchodzi. Nie zada� sobie trudu spojrzenia, kto to,
- Wsiadaj do samochodu, Rambo zapatrzy� si� w wod�, - Popatrz, ile tych ryb - odezwa� si�. - Na pewno par� tysi�cy. Jak si� nazywa ta du�a, z�ota? Chyba nie prawdziwa z�ota rybka. Za du�a.
- Pstr�g palomino - us�ysza� za sob�. - Wsiadaj. Rambo dalej wpatrywa� si� w wod�. - To musi by� nowa rasa. Nie s�ysza�em o takich.
- Ej, ch�opcze, m�wi� do ciebie. Patrz na mnie. Ale Rambo nie spojrza�, - Du�o ryb si� na�owi�em w �yciu rzek� patrz�c w d�. - Kiedy by�em m�ody. Ale teraz ju� wi�kszo�� rzek jest od�owiona albo zatruta. Czy tutaj miasto j� zarybia? Czy dlatego w niej tyle ryb? Rzeczywi�cie dlatego, pomy�la� Teasle. W�adze miejskie zarybia�y t� rzek�, odk�d pami�ta�. Ojciec go tu cz�sto przyprowadza� i przygl�dali si�, jak pracownicy stanowej, wyl�garni narybku robi� swoje. Z ci�ar�wki d�wigali wiadra w d� po zboczu do rzeki, pogr��ali je w wodzie i dawali si� wymkn�� rybkom d�ugim jak m�ska d�o�, �liskim i nieraz w kolorach t�czy.
- Jezu Chryste, sp�jrz na mnie!powiedzia� Teasle. Rambo poczu�, �e go chwyta za r�kaw. Wyszarpn�� si�. - R�ce przy sobie - rzek� patrz�c na wod�. Poczu�, �e d�o� zn�w go chwyta i tym razem nagle si� odwr�ci�. Powiedzia�em ci! - rzek�. - R�ce przy sobie! Teasle wzruszy� ramionami. - Jak wolisz nie po dobremu, to prosz�. Dla mnie mo�e by�. - Odczepi� kajdanki z pasa od pistoletu. - Daj r�ce. Rambo trzyma� je zwieszone, u boku.
- Ja m�wi� powa�nie. Daj mi spok�j. Teasle si� roze�mia�. - Powa�nie? - rzek� i za�mia� si�.Ty m�wisz powa�nie? Chyba nie zrozumia�e�, �e ja te� m�wi� powa�nie. Pr�dzej czy p�niej wsi�dziesz do tego wozu. Pytanie tylko, ile si�y b�d� musia� u�y�, zanim to zrobisz. - Opar� lew� d�o� na kolbie pistoletu i u�miechn�� si�. - To nic wielkiego wsi��� do samochodu. Mo�e lepiej nie traci� poczucia proporcji, nie uwa�asz? Przechodnie zerkali na nich ciekawie.
- Ty by� to wyci�gn�� - rzek� Rambo, przypatruj�c si� jego d�oni na kolbie. - Z pocz�tku wydawa�o mi si�, �e jeste� inny. Teraz widz�, �e nie, spotyka�em ju� takich kopni�tych.
- To masz jeden punkt przewagi nade mn� - powiedzia� Teasle. - Bo ja nigdy nie spotka�em czego� takiego jak ty. - Przesta� si� u�miecha� i jego wielka d�o� zacisn�a si� na kolbie pistoletu. - Ju�. No i sta�o si�, stwierdzi� Rambo. Jeden z nich musi ust�pi�, albo szeryfowi si� co� stanie. Co� z�ego. Wpatrywa� si� w jego d�o� na pistolecie, tkwi�cym na razie w pochwie, i my�la�: Ty pieprzony, g�upi gliniarzu, zanim by� go wyci�gn��, m�g�bym ci u�ama� obie r�ce i nogi w stawach. M�g�bym ci grdyk� rozkwasi� na miazg� i wyrzuci� twoje �cierwo za por�cz. Dopiero by si� rybki po�ywi�y. Ale nie za to, powiedzia� sobie nagle, nie za to. �e tylko pomy�la�, co m�g�by zrobi� z Teaslem, to wystarczy�o, aby zaspokoi� sw�j gniew i opanowa� si�. Dawniej by si� nie potrafi� tak opanowa� i my�l�c, �e teraz mo�e, te� poczu� si� lepiej. Sze�� miesi�cy temu, kiedy wyszed� ze szpitala po rekonwalescencji, nie umia� si� powstrzyma�. W barze w Filadelfii pcha� si� ci�gle przed niego jaki� facet, �eby zobaczy�, jak br�zowa dziewczyna zdejmuje majtki, wi�c z�ama� mu nos W miesi�c p�niej, w Pittsburghu, rozp�ata� gard�o Murzynowi, kiedy spa� noc� w parku nad jeziorem i ten dryblas si�gn�� po n�. Murzyn by� z kumplem, kt�ry pr�bowa� uciec i Rambo goni� za nim przez ca�y park, a� wreszcie go dopad�, staraj�cego si� uruchomi� sw�j kabriolet. Nie, powiedzia� sobie, nie za to. Ju� uspok�j si�, wszystko w porz�dku, Z kolei on si� u�miechn��. - Dobrze - powiedzia� - mo�emy si� jeszcze raz przejecha�. Ale to nic nie da. Po prostu zn�w przyjd� do tego miasta. Posterunek mie�ci� si� w starym budynku szkolnym. I do tego czerwonym, pomy�la� Rambo, kiedy Teasle wje�d�a� na po�o�ony z boku parking. Ma�o si� go nie spyta�, czy pomalowanie szko�y na czerwono to by� czyj� �art, ale wiedzia�, �e sko�czy�y si� �arty i pomy�la�: czy nie lepiej si� jako� ugada�, wypl�ta� si� z tego? W og�le nie podoba mi si� ta miejscowo��. Nawet nie by�e� jej ciekaw. Gdyby ci� Teasle nie zgarn��, min��by� j� i poszed� w�asn� drog�. �adna r�nica. Betonowe stopnie wznosz�ce si� ku wej�ciu na posterunek wyda�y mu si� nowe, z pewno�ci� nowe by�y l�ni�ce drzwi z aluminium, a w �rodku jasny, bia�y pok�j zajmowa� ca�� szeroko�� budynku i p� jego d�ugo�ci, czu� by�o w nim terpentyn�. Wype�nia�y go w szachownic� biurka i tylko dwa z nich zaj�te: przy jednym policjant pisa� na maszynie, a przy drugim inny rozmawia� przez dwukierunkowe radio, umieszczone pod �cian� w g��bi na prawo. Obaj przerwali na jego widok i ju� wiedzia�, co dalej.
- A to ci �a�osny widok - przem�wi� ten od maszyny. Zawsze to samo. - Oczywi�cie - wpad� mu w s�owo Rambo. A teraz powiesz: kto ja jestem, dziewczyna czy ch�opak? A nast�pnie powiesz: je�li nie mam pieni�dzy, �eby si� wyk�pa� i ostrzyc, to mo�esz zorganizowa� dla mnie zbi�rk�.
- Nie wygl�d jego mi si� nie podoba - rzek� Teasle - tylko j�zor. Shingleton, masz dla mnie co� nowego? spyta� tego od radia. Policjant siedzia� wielki i zwalisty. Mia� twarz niemal dok�adnie prostok�tn�, zadbane baczki, si�gaj�ce troch� poni�ej uszu. - Kradzie� samochodu - powiedzia�.
- Kto si� zajmuje?
- Ward. ,
- A to w porz�dku - rzek� Teasle i zwr�ci� si� do Ramba. Idziemy. Pora z tym sko�czy�. Przez pok�j i korytarzem przeszli na ty� budynku. Kroki i g�osy dolatywa�y z otwartych drzwi po obu stronach, w wi�kszo�ci pokoj�w Urz�dnicy, w innych policjanci. Korytarz l�ni� bia�o�ci� i mocniej zaje�d�a� terpentyn�, a ko�czy� si� rusztowaniem pod brudnozielon� cz�ci� sufitu, jeszcze nie pomalowan�. Rambo przeczyta� napis przylepiony ta�m� do rusztowania: BIA�A FARBA SKO�CZY�A SI� ALE JUTRO DOSTANIEMY WI�CEJ I MAMY JU� NIEBIESK� DO ZAMALOWANIA CZERWONEGO NA ZEWN�TRZ. Po czym Teasle otworzy� drzwi do gabinetu na samym ko�cu korytarza i Rambo na chwil� przystan��. Czy aby na pewno chcesz to poci�gn��? zada� sobie pytanie. Jeszcze nie za p�no, �eby� spr�bowa� to zagada� i wykr�ci� si� z tego. Z czego? Nie zrobi�em nic z�ego.
- No jazda! w�a� ponagli� go Teasle. - Na to w�a�nie sobie zapracowa�e�. �e nie wszed� od razu, to b��d. Zatrzymanie si� u drzwi wygl�da�o, jak gdyby si� przestraszy�, a tego nie chcia�. Teraz je�li wejdzie, gdy mu Teasle rozka�e wej��, to jakby go pos�ucha�, a tego te� nie chcia�. Wszed�, zanim Teasle mia� okazj� powt�rzy� rozkaz. Sufit omal nie przygni�t� mu g�owy, a� poczu� si� tak ciasno, �e by�by si� schyli�, ale powstrzyma� si�. Dywan na pod�odze by� zielony i wydeptany, jak trawa przystrzy�ona za blisko ziemi. Z lewej za biurkiem widnia�a gablota z broni� kr�tk�. Skupi� si� na Magnum kalibru 44 i przypomnia� je sobie z obozu treningowego Si� Specjalnych: najpot�niejsza bro� kr�tka, jaka istnieje, zdolna przebi� stal 5calow� albo powali� s�onia, ale tak strasznie kopi�ca, �e on sam nigdy jej nie lubi� u�ywa�.
- Si�d� na tej �awce, synu - rzek� Teasle. - Najpierw podaj mi swoje nazwisko.
- M�w mi synu - rzek� Rambo. �awka sta�a pod �cian� z prawej. Opar� o ni� �piw�r i usiad�, trzymaj�c si� nadzwyczaj sztywno i prosto.
- Teraz, ch�opcze, to wszystko ju� nie do �miechu. Pytam ci� o nazwisko.
- Wo�aj� te� na mnie ch�opcze. Mo�esz do mnie i tak m�wi�, jak zechcesz.
- Mog� odpowiedzia� Teasle - i b�d�. Doszli�my do tego, �e jestem got�w m�wi� na ciebie w ka�dy pieprzony spos�b, w jaki tylko mi si� spodoba. Ch�opak irytowa� go nie do wytrzymania. Byle pozby� si� go jak najpr�dzej, �eby zadzwoni�! Jest czwarta trzydzie�ci, to licz�c przesuni�cie czasu, kt�ra to b�dzie w Kalifornii, trzecia trzydzie�ci, druga trzydzie�ci, pierwsza trzydzie�ci. Teraz mo�e jej nie by� u siostry. Mog�a wybra� si� z kim� na lancz. Ciekawe z kim. I dok�d. W�a�nie dlatego traci� tyle czasu na ch�opaka: bo pilno mu by�o zadzwoni�. Nie wolno dopu�ci�, �eby w�asne k�opoty przeszkadza�y W robocie. Tu nie miejsce dla spraw rodzinnych. A je�li problemy osobiste sprawiaj�, �e zaczynasz odwala� co� a]by szybciej, to bierzesz na wstrzymanie i za�atwiasz spraw� jeszcze staranniej. W tym wypadku zasada si� mo�e sprawdzi. Ch�opak nie chce poda� nazwiska: a jedyny pow�d, kiedy ludzie nie chc� podawa� nazwisk, to �e co� przeskrobali i boj� si� sprawdzenia w kartotece zbieg�ych. Mo�e to by� co� powa�niejszego ni� to, �e po prostu ch�opak si� stawia. Dobrze, nie ma po�piechu, on to zbada. Przysiad� na rogu biurka, naprzeciw ch�opaka siedz�cego na �awce, i spokojnie zapali� papierosa. Zapalisz? - spyta�. Nie pal�. Teasle skin�� g�ow� i zaci�gn�� si� z wolna. - Spr�bujemy jeszcze raz. Jak si� nazywasz?
- Nie twoja sprawa. M�j ty Bo�e, pomy�la� Teasle. Wbrew samemu sobie odepchn�� si� od biurka i zrobi� ku niemu par� krok�w. Tylko powoli, nakaza� sobie. �agodnie. - Chyba tego nie powiedzia�e�. Niemo�liwe, �ebym to us�ysza�.
- S�ysza�e� mnie dobrze. Jak si� nazywam, to moja sprawa. Nie poda�e� mi powodu, �eby i twoja.
- M�wisz do szefa policji.
- To nie pow�d.
- To najlepszy pow�d na �wiecie - odpar� i poczeka�, a�gor�co mu odp�ynie z twarzy. Zn�w jak najspokojniej: - Daj mi sw�j portfel.
- Nie nosz�.
- Wi�c jakie� dowody osobiste.
- Te� nie nosz�.
- Ani prawa jazdy, ani ubezpieczenia, ani, karty powo�ania, ani metryki, ani.
- W�a�nie - przerwa� mu ch�opak. (
- Nie ze mn� te numery. Wyci�gaj dokumenty. Tym razem ch�opak nawet nie pofatygowa� si�, �eby na niego spojrze�. Odwr�cony do gabloty z broni�, wskaza� na medal ponad szeregiem odznacze� my�liwskich. - Wojskowy Krzy� Zas�ugi. Musia�e� im zada� bobu w Korei, co? By�o to drugie z rz�du najwy�sze odznaczenie, jakie m�g� dosta�, wy�sze ni� br�zowa gwiazda, srebrna gwiazda, ni� Purpurowe Serce, Lotniczy Medal Zas�ugi i Wojskowy Medal Zas�ugi. Wy�szy od niego by� jedynie Congressional Medal of Honor. Dla starszego sier�anta Korpusu Piechoty Morskiej Wilfreda Logana Teasle. Za wyr�niaj�ce si� i m�ne dowodzenie,pod ogniem przewa�aj�cych si� wroga, stwierdzono w rozkazie. Walki nad zalewem Ch�isin 6 grudnia 1950. Mia� w�wczas dwadzie�cia lat i nie pozwoli, �eby z tego pokpiwa� jaki� p�tak, chyba niewiele starszy. Wsta�. Mam do�� powtarzania ci wszystkiego dwa razy. Wsta� i wywr�� kieszenie. Ch�opak wzruszy� ramionami i nie �piesz�c si� wsta�. Wyci�gn�� jedn� kiesze� d�ins�w, potem drug�, i okaza�y si� puste.
- Zapomnia�e� o kieszeniach kurtki - rzek� Teasle,
- Rzeczywi�cie. Kiedy je wyci�gn��, pokaza�y si� 2 dolary 23 centy i kartonik zapa�ek.
- Co tu robi� zapa�ki? - rzek� Teasle. - M�wi�e�, �e nie palisz. - Rozpalam ogie� i gotuj� sobie jedzenie. - Przecie� nie masz roboty ani pieni�dzy. Sk�d bierzesz jedzenie do gotowania? Co mam ci powiedzie�? �e kradn�? Teasle spojrza� na jego �piw�r, oparty z boku o �awk�, domy�laj�c si�, gdzie chowa dokumenty. Rozwi�za� go i rzuci� rozwijaj�c na pod�og�. W �rodku by�a czysta koszula i szczoteczka do z�b�w. Kiedy zacz�� obmacywa� koszul�, ch�opak powiedzia�: - Ej, prasowanie zaj�o mi du�o czasu, nie pognie�. - I Teasle raptem poczu�, �e ma go do��., Przycisn�� guzik interkomu na biurku. Shingleton, widzia�e� tego ch�opaka, jak go przyprowadzi�em. Nadaj przez radio rysopis do policji stanowej. Powiedz, �e zale�y mi na identyfikacji najpr�dzej, jak tylko mog�. Przy okazji sprawd�, czy nie pasuje do jakiego� rysopisu w naszej kartotece. Nie ma pracy ani pieni�dzy, mimo to wygl�da na nie�le od�ywionego. Chcia�bym si� dowiedzie�, jakim sposobem.
- Wi�c idziesz na ca�o�� - powiedzia� ch�opak.
- Mylisz si�. Nie ja tu id� na ca�o��.
U s�dziego pokoju by�a klimatyzacja. Troch� bucza�a i grzechota�a od czasu do czasu, a zi�bi�a tak mocno, a� Rambo dygota�. M�czyzna za biurkiem by� opatulony w za du�y niebieski sweter. Tabliczka na drzwiach informowa�a, �e nazywa si� Dobzyn.. �u� tyto�, ale tylko spojrza� na wchodz�cego Ramba i przesta� �u�.
- A niech mnie - powiedzia� i odepchn�� swe skrzypi�ce obrotowe krzes�o na rolkach od biurka. - Jak telefonowa�e�, Will, trzeba mi by�o powiedzie�, �e cyrk zjecha� do miasta. Nigdy si� nie obesz�o bez tych uwag. Nigdy. Sprawa si� coraz bardziej wymyka spod kontroli; wiedzia�, �e lepiej by�oby czym pr�dzej ust�pi�, �e mog� narobi� mu wiele k�opot�w, je�li nieust�pi. " - Ale znowu mu wciskaj� to g�wno, nie daruj� sobie, a on, Jezusie, nie b�dzie tego prze�yka�.
- Pos�uchaj, synu - m�wi� Dobzyn. - Naprawd� musz� ci� o co� zapyta�. - Twarz mia� bardzo okr�g��. M�wi�c przesuwa� w ustach prymk� na jedn� stron� i ten policzek mu si� wydyma�. Patrz�, jak te m�odziaki w telewizji demonstruj�, awanturuj� si� i r�ne takie, i zawsze - Ja nie demonstruj�.
- N�ka mnie to pytanie, chcia�bym wiedzie�;, czy kark od tych w�os�w nie sw�dzi? Zawsze to samo pytanie.
- Tylko z pocz�tku. Dobzyn podrapa� si� w brew i przemy�la� sobie t� odpowied�. No tak, s�dz�, �e mo�na si� przyzwyczai� prawie do wszystkiego, jak cz�owiek si� uprze. A broda? Nie sw�dzi w takim upale? - Czasami.
- Wobec tego co ci� napad�o, �eby j� zapuszcza�?
- Mam na twarzy wysypk� i nie powinienem si� goli�.
- Inaczej m�wi�c - odezwa� si� u drzwi Teasle - �e ty�ek mnie boli, wi�c go nie podcieram.
- Chwileczk�, Will. Mo�e on m�wi prawd�. Nie m�wie - wyrwa� si� Rambo.
- Wi�c po co to m�wisz?
- Bo mam do�� ludzi wypytuj�cych mnie, dlaczego zapuszczam brod�.
- A dlaczego j� zapuszczasz? ,
- Bo mam na twarzy wysypk� i nie powinienem si� goli�. Dobzyn wygl�da�, jakby kto� mu da� w g�b�. Klimatyzacja warkn�a i zagrzechota�a. No, no - przem�wi� z cicha, przeci�gaj�c wyrazy. - Chyba sam si� nadzia�em. Co, Will? �miesznie da�em si� z�apa�. - Pr�bowa� zachichota�, - Ale mnie z�apa�. Sam si� o to prosi�em. No tak. - Zn�w po�u� tyto�. - Wi�c o co jest oskar�ony, Will?
- Z dw�ch paragraf�w. W��cz�gostwo i stawianie oporu przy aresztowaniu. Ale to na razie, �eby potrzyma� go, a� sprawdzimy, czy nie jest poszukiwany. Ja przypuszczam, �e pope�ni� gdzie� kradzie�.
- Najpierw zajmiemy si� w��cz�gostwem. Przyznajesz si�, synu? Rambo zaprzeczy�.
- Czy pracujesz gdzie�? Masz ponad dziesi�� dolar�w? Rambo zn�w zaprzeczy�.
- Wi�c nie ma rady, synu. Jeste� w��cz�g�. B�dzie ci� to kosztowa�o pi�� dni aresztu albo pi��dziesi�t dolar�w grzywny. Co wolisz? - Przecie� powiedzia�em, �e nie mam dziesi�ciu dolar�w, to sk�d, u diab�a, wezm� pi��dziesi�t?
- Tu jest s�d - rzek� Dobzyn, pochylaj�c si� raptem do przodu. - Nie b�d� w s�dzie tolerowa� nieprzyzwoitego j�zyka. Jeszcze jedna odzywka i ska�� ci� za obraz� s�du. - Po d�u�szej chwili zn�w si� opar� i zacz�� �u�, zastanawiaj�c si�. - I tak b�d� zmuszony, jak s�dz�, wzi�� pod uwag� twoje zachowanie si�. wydaj�c wyrok. Cho�by to stawianie oporu.
- Jestem niewinny
- Nie pyta�em ci� o to. Zaczekaj, a� spytam. Wi�c jak to by�o ze stawianiem oporu, Will?
- Zatrzyma�em go za autostop i nawet mu pomog�em, podwo��c za miasto. Uzna�em, �e b�dzie lepiej dla wszystkich, je�li p�jdzie sobie dalej i tyle. - Teasle opar� si� biodrem o skrzypi�c� barierk�, oddzielaj�c� s�d od poczekalni przy drzwiach. - Ale on wr�ci�. - Mia�em do tego prawo.
- Wi�c po raz drugi go wywioz�em z miasta i znowu wr�ci�, a jak mu kaza�em wsi��� do wozu policyjnego, odm�wi�. Ust�pi� dopiero, gdy mu zagrozi�em u�yciem si�y.
- Wydaje ci si�, �e wsiad�em, bo zl�k�em si� ciebie?
- Nie chce poda� nazwiska.
- A dlaczego mia�bym to robi�?
- Twierdzi, �e nie ma �adnych dokument�w.
- A po choler� mi one?
- S�uchajcie, ja nie b�d� tu siedzia� do rana i patrzy�, jak wy si� wyk��cacie - oznajmi� Dobzyn. - �ona mi si� rozchorowa�a i mia�em by� w domu o pi�tej, �eby dzieciom przygotowa� obiad. Ju� si� sp�ni�em. Trzydzie�ci dni aresztu albo dwie�cie dolar�w grzywny. Co wolisz, synu?
- Dwie�cie? Jak Boga kocham, przecie� powiedzia�em ci, �e nie mam nawet dziesi�ciu.
- Wobec tego trzydzie�ci pi�� dni aresztu - rzek� Dobzyn i d�wign�� si� z krzes�a, rozpinaj�c sweter. - Ju� mia�em ci anulowa� pi�� dni za w��cz�gostwo, ale twoje zachowanie si� jest nie do przyj�cia. Musz� i��. Zrobi�o si� p�no. Klimatyzacja zacz�a bardziej grzechota� ni� bucze� i Rambo sam nie wiedzia�, czy dygoce z zimna, czy ze w�ciek�o�ci. - Hej, Dobzyn - rzek�, zatrzymuj�c go w przej�ciu. - W dalszym ci�gu czekam na pytanie, czy jestem winien stawiania oporu przy aresztowaniu. Tym razem drzwi po obu stronach korytarza by�y pozamykane. Min�� rusztowanie malarskie w g��bi korytarza i skierowa� si� do gabinetu szeryfa.
- Nie, teraz ju� nie t�dy - rzek� Teasle. Wskaza� mu ostatnie drzwi po prawej, z ma�ym, zakratowanym okienkiem u g�ry, i si�gn�� r�k� z kluczem, by je otworzy�, kiedy spostrzeg�, �e s� uchylone na �wier� cala. Z obrzydzeniem potrz�sn�� na to g�ow�, rozwar� je pchni�ciem na o�cie� i wskaza� gestem, �e Rambo ma przez nie wej�� na schody o �elaznej por�czy i betonowych stopniach, biegn�cych w d�, z jarzeni�wkami na suficie. Gdy Rambo si� tam znalaz�, Teasle wszed� za nim, zamkn�� drzwi na klucz i obaj ruszyli na d�, a ich kroki szura�y po betonie i rozlega�y si� echem. Rambo us�ysza� syk wody, zanim zszed� do piwnicy. Mokra betonowa pod�oga odbija�a blask jarzeni�wek, a w g��bi chudy policjant zmywa� w�em pod�og� w celi. Woda sp�ywa�a przez kraty i do �cieku. Na ich widok zakr�ci� kurek. Strumie� wody zatoczy� wielki �uk i nagle usta�. G�os szeryfa rozleg� si� echem. - Galt. Dlaczego drzwi na g�rze zn�w nie zamkni�te?
- Co... nie przekr�ci�em? I tak nie ma �adnego wi�nia. Ostatni si� w�a�nie obudzi� i wypu�ci�em go.
- Niewa�ne, s� czy nie ma ich. Jak si� przyzwyczaisz zostawia� otwarte, bo nie ma wi�ni�w, to ju� tylko patrze�, jak zaczniesz zapomina� o ich zamykaniu, mimo �e kto� tu b�dzie. I dlatego wymagam, �eby tak czy owak by�y zamkni�te na klucz. Rozumiesz? Wola�bym ci tego nie m�wi� - mo�e i ci�ko przyzwyczai� si� do nowego zaj�cia i nabra� w nim rutyny ale je�li pr�dko jej nie nabierzesz, mo�e ja b�d� zmuszony rozejrze� si� za kim� innym. Rambowi by�o tu zimno, jak u Dobzyna, a� dygota�. �wiat�a na suficie wisia�y mu tu� nad g�ow�: jednak wydawa�o si� ciemno. �elazo i beton. Cholera, po co da� si� tu przyprowadzi�? Trzeba by�o, jak wracali z s�du, za�atwi� szeryfa i prysn��. Wszystko, nawet ukrywanie si�, by�oby lepsze od trzydziestu pi�ciu dni sp�dzonych w tym lochu. A czego si�, u diab�a, spodziewa�e�? pomy�la�. Sam si� o to naprasza�e�, mo�e nie? Byle nie ust�pi�. Bo nie chcia�em ust�pi�. I dalej nie chc�. �e mnie zamkn�, to jeszcze nie koniec. B�d� walczy�, ile si� tylko da. Jak przyjdzie czas mnie wypu�ci�, to a� si� zesra, tak mu b�dzie pilno pozby� si� mnie. Akurat b�dziesz walczy�. Ko� by si� u�mia�. Spojrza� na siebie. Ju� ca�y si� trz�siesz. Wiesz, co ci to przypomina. Po dw�ch dniach w tej klatce b�dziesz la� w spodnie.
- Zrozum, �e ja tu nie mog� zosta�. - Wymkn�o mu si�. - Ta wilgo�. Ja nie mog� by� zamkni�ty w mokrym, - W jamie, pomy�la� i poczu� mrowienie w czaszce. Pod bambusow� krat�. Woda s�czy si� z b�ota, ziemia po bokach si� obsuwa, lepka ma� po kostki, w kt�rej pr�buje spa�. Powiedz mu to, na Boga. Pierdol si�. Znaczy, id� go b�aga�! Oczywi�cie. Teraz, jak ju� za p�no, ch�opak opami�ta� si� i chcia�by si� z tego wy�ga�. Teasle, a� si� skr�ca�, jakie to wszystko by�o niepotrzebne, jak ten ch�opak robi�, co tylko m�g�, �eby si� tu wpakowa�. - Ciesz si�, �e jest mokro! powiedzia�. - �e wszystko sp�ukane. Na koniec tygodnia zawsze mamy pijak�w i w poniedzia�ki, jak si� ich st�d wykopie, wszystko jest obrzygane, a� do �cian w��cznie. Rozejrza� si� po celach, kt�re z wod� na pod�odze wygl�da�y czysto, a� blask od nich szed�. - Tych drzwi na g�rze wprawdzie nie zamykasz, Galt - zwr�ci� si� do niego - ale w celach to jest na medal. By�by� tak dobry p�j�� na g�r� i przynie�� dla tego ch�opaka po�ciel i odzie�? Ty! - zwr�ci� si� do ch�opaka. - �rodkowa cela b�dzie w sam raz. Wejd�, zdejmij buty, spodnie i kurtk�. Zosta� w skarpetkach, bieli�nie i podkoszulku. Po�ci�gaj bi�uteri�, jak masz, �a�cuszek z szyi, zegarek... Galt, czego si� gapisz? - Anie.
- Kaza�em ci przynie�� te rzeczy.
- Tak sobie patrzy�em. Ju� id�. - Wbieg� na schody.
- Nie powiesz mu jeszcze raz, �eby dobrze zamyka� drzwi? ( zapyta� ch�opak.
- Nie ma potrzeby. Teasle pos�ucha� szcz�ku drzwi otwieranych z klucza. Zaczeka� a� us�ysza�, �e Galt je zamyka z tamtej strony. - Zacznij od but�w zwr�ci� si� do ch�opaka. Jak�eby inaczej? Ch�opak zdj�� kurtk�. Zn�w to samo. Powiedzia�em, �eby� zacz�� od but�w.
- Pod�oga jest mokra.
- I powiedzia�em, �eby� tam wszed�.
- Dopiero jak b�d� musia�, nie wcze�niej. - Z�o�y� kurtk�, przyjrza� si� mokrej pod�odze i umie�ci� kurtk� na schodach. Obok niej postawi� buty, zdj�� d�insy, z�o�y� je i umie�ci� na wierzchu kurtki. Co za wielk� blizn� masz nad lewym kolanem? - zapyta� Teasle. Co to by�o?, Ch�opak nie odpowiedzia�.
- Wygl�da jak blizna od kuli - rzek� Teasle; - Sk�d masz ten postrza�?
- Ta pod�oga moczy mi skarpetki.
- To je zdejmij. Teasle musia� cofn�� si�, �eby nie dosta� nimi.
- A teraz podkoszulek.
- Po co? Dalej szukasz moich dokument�w?
- Powiedzmy, �e chc� ci� dok�adnie zrewidowa�; Czy nie ukrywasz czego� pod pachami.
- Co na przyk�ad? Narkotyki? Trawka?. >
- Kto wie. Zdarza�o si�.
- Nie u mnie. Ja z tym dawno sko�czy�em. Przecie�, do cholery, prawo tego zabrania.
- Bo si� u�miej�. Masz zdj�� podkoszulek i tyle. Raz przynajmniej ch�opak pos�ucha�. Oczywi�cie najwolniej, jak tylko m�g�. Mi�nie brzucha mia� Wyrobione, a na piersiach trzy proste blizny.
- A te sk�d? - zdziwi� si� Teasle. - Od no�a. W�a�ciwie co ty u diab�a nawyprawia�e�? Ch�opak zmru�y� oczy do �wiat�a i nie odpowiedzia�. Na piersiach mia� wielki tr�jk�t czarnych w�os�w. Dwie z tych blizn przecina�y go. - Podnie� r�ce i obr�� si� - rzek� Teasle.
- To niepotrzebne.
- Gdyby istnia�,szybszy spos�b na to, �eby ci� zrewidowa�, b�d� pewien, �e ja bym go znalaz�. Teraz si� obr��. Ca�y grzbiet ch�opaka pokryty by� tuzinami drobnych, poszarpanych blizn.
- Jezu Chryste, co tu si� dzieje? - rzek� Teasle. od bicza. Kto ci� ch�osta�? Ch�opak wci�� nie odpowiada�.
- No... to si� dowiemy ciekawych rzeczy, jak policja stanowa przy�le o tobie raport. Zawaha� si�. Przysz�a kolej na to, co nieprzyjemne,
- Dobra, teraz opu�� spodenki. Ch�opak spojrza� na niego. Patrzy� i patrzy�.
- Nie r�b takich wstydliwych oczu - rzek� Teasle, sam brzydz�c si� tego. - Ka�dy musi to przej�� i ka�dy jak by� dziewic�, tak i jest, kiedy z nim sko�cz�. We� i opu�� spodenki. Wystarczy. Tylko do kolan. Nie zale�y mi na ogl�daniu ci� wi�cej, ni� to konieczne. We� to i podnie�, Chc� zajrze�, czy nie ma tam czego�. Nie dwiema r�kami. Jedn�. Tylko czubkami palc�w. Nie zbli�aj�c si� zbytnio, Teasle nachyli� si� i obejrza� mu pachwin� z kilku stron. J�dra by�y zwi�z�e i podci�gni�te. A teraz to najgorsze. M�g�by si� wyr�czy� kim� takim jak Galt, ale nie lubi� zwala� na kogo� brudnych rob�t. - Sta� ty�em i nachyl si�. Ch�opak dopiero si� spojrza�.
- Id� pobaw si�, kochasiu, z kim innym. Ja nie b�d� wi�cej tego znosi�.
- Owszem, b�dziesz. Poza tym, co mog�e� sobie tam schowa�, twoja dupa nie interesuje mnie. R�b, co m�wi�. Teraz si�gnij do ty�u i rozchyl sobie po�ladki. No ju�, dla mnie to nie jest mi�y widok. O, w�a�nie tak. Powiem ci, �e jak pracowa�em w Louisville, trafi�em na wi�nia, kt�ry wsadzi� tam sobie trzycalowego majchra w sk�rzanej pochwie. Do dzisiaj zachodz� w g�ow�, jak on m�g� z tym usi���. Na g�rze Galt szcz�ka� kluczem i otwiera� drzwi.
- W porz�dku, jeste� czysty - rzek� Teasle do ch�opaka. Podci�gnij spodenki. Teasle pos�ucha�, jak Galt zamyka drzwi na g�rze i przekr�ca klucz, a potem Galt zszed� szuraj�c po betonowych stopniach. Przyni�s� wyblak�y d�insowy kombinezon, cienki materac, gumowan� p�acht� i szary koc. Spojrza� na ch�opaka, stoj�cego tylko w spodenkach, i rzek� do szeryfa: - W�a�nie zadzwoni� Ward w sprawie ukradzionego samochodu. Znale�li go w tych p�nocnych kamienio�omach.
- Daj mu zna�, �eby tam zosta�, a Shingletonowi powiedz, niech si� zwr�ci do stanowej policji o przys�anie ludzi, �eby wzi�li odciski palc�w.
- Shingleton ju� ich wezwa�. Galt wszed� do celi, a ch�opak ruszy� za nim, klapi�c bosymi stopami po zalanej wod� pod�odze.
- Jeszcze nie zatrzyma� go Teasle.
- Zdecyduj si�. Najpierw ka�esz mi tam wej��. Potem ka�esz nie wchodzi�. Ciekaw jestem, czego ty w�a�ciwie chcesz? - Chc�, �eby� poszed� i wzi�� prysznic, o tam, na ko�cu. I chc�, �eby� zdj�� te majtki, a potem si� dobrze umy�, zanim przebierzesz si� w nas