1642

Szczegóły
Tytuł 1642
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1642 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1642 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1642 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "U700" autor: James Follett Prze�o�y�: Rafa� �mietana tekst wklepa�: Krecik Copyright (c) 1979 by James Follett (c) Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo "Aramis", Krak�w 1993 Drukarnia Wydawnicza im. Wl. Anczyca w Krakowie Druk z dostarczonych diapozytyw�w. Zam. 7924/93 Mojej �onie Christine CZʌ� PIERWSZA 1. Samotny okr�t, wlok�cy si� w ogonie konwoju by� zgubiony. Szary, milcz�cy kad�ub, poorany �ladami rdzy, wynu- rza� si� powoli na powierzchni�. Z peryskopu i metalowej liny, ��cz�cej kiosk z dziobem, kapa�a woda ci�kim rytmem silnik�w zbli�aj�cego si� statku. Po obu stronach kiosku przymocowane by�y dwie z�ote podkowy. W �rod- ku, w przedziale torpedowym czeka�o w gotowo�ci kilku m�czyzn. Do odpalenia zosta�a przedostatnia torpeda. Ze swego ciasnego pomieszczenia operator hydrofonu ze s�uchawkami na uszach podawa� beznami�tnym g�osem kurs skazanej na zag�ad� jednostki. Je�eli by� �wiadom ci�kiego spojrzenia stalowych oczu swego dow�dcy, kt�re z twarzy o nieprzeniknionym wyrazie wwierca�y mu si� w kark, nie dawa� tego po sobie pozna�. Nagle na stanowisku dowodzenia da� si� s�ysze� meta- liczny stukot, co oznacza�o, �e dow�dca wspi�� si� po stalowych stopniach do wn�trza wie�yczki obserwacyjnej. Operator hydrofonu wyczu�, �e nastr�j w �rodku od razu staje si� swobodniejszy, a kt�ry� z marynarzy pozwoli� sobie nawet na �art. Czterech obserwator�w na mostku �odzi jak jeden m�� przyciska�o do oczu lornetki, pr�buj�c tak uzbrojonym 7 wzrokiem przebi� g�st� jak mleko mg��. Ostry zapach dymu cygara potwierdzi� tylko, �e nowo przyby�ym jest kapitan. Jeden z marynarzy, nieco �mielszy od swych koleg�w, zaryzykowa� spojrzenie na wysok� sylwetk� m�czyzny, co spowodowa�o, �e nieprzemakalny kom- binezon zaszele�ci�. Twarz dow�dcy zmarszczy�a si�, ale nic nie powiedzia�. Obserwatorzy wyczuli jego niezado- wolenie i bardzo starali si� sta� bez ruchu. Stopniowo zanika� i tak cichy szum silnik�w elektrycznych, kt�rych niemiecka ��d� podwodna u�ywa�a w zanurzeniu. Przez chwil� jedynym d�wi�kiem, kt�ry dociera� do nich, by� plusk wody, przelewaj�cej si� przez kana�y �ciekowe na pok�adzie. Wszyscy us�yszeli melodi� w tej samej chwili: ch�r dzieci�cych g�os�w, rozbrzmiewaj�cy po�r�d nocy. Cicha noc, �wi�ta noc. Stara, niemiecka kol�da, kt�ra nale�a�a teraz do ca�ego �wiata. Pok�j niesie ludziom wszem. Mg�a czasami p�ata figle rozchodz�cym si� d�wi�kom, wi�c odg�os silnik�w statku doszed� do U-boota dopiero po pierwszych d�wi�kach kol�dy. Dow�dca podni�s� do oczu lornetk� Zeissa z wy- grawerowanym na niej swym monogramem i wycelowa� j� w kierunku, sk�d dochodzi� �piew. Otrzyma� j� w prezen- cie od admira�a Karla Doenitza, z dedykacj� - "od wdzi�cznego dow�dcy marynarki dla najlepszego dow�d- cy �odzi podwodnych." A u ���bka Matka �wi�ta, czuwa sama u�miechni�ta. Dow�dca opu�ci� lornetk� i wbi� oczy w mg��, jakby chcia� zmusi� spowity ni� okr�t, by si� zmaterializowa�. Wypowiedzia� jaki� rozkaz do rury g�osowej. Po chwili, nap�dzany silnikiem elektrycznym z�owrogi cie� zacz�� si� przemieszcza� do przodu, rozbijaj�c niewielkie fale swym dziobem w kszta�cie paszczy rekina. 8 Atak nast�pi� bez ostrze�enia. W mgnieniu oka weso�a scena przyj�cia, z rozradowa- nymi dzie�mi, kt�re w�a�nie zaczyna�y otwiera� prezenty gwiazdkowe, przeobrazi�a si� w koszmar zniszczenia i �mierci, gdy pod�oga najwi�kszej kabiny unios�a si� do g�ry i p�k�a, jak gigantyczna ba�ka mydlana. Statek przechyli� si� na bok, raptownie trac�c pr�d- ko��. Prawy silnik, zerwany ze swego zawieszenia, z �at- wo�ci� przebi� burt� statku. Zaskoczony nagle zapad�� ciemno�ci� radiooperator rozpaczliwie trzyma� si� swego stolika. Instynkt podpowiada� mu, �e czym pr�dzej powi- nien opu�ci� kajut�, lecz gdy tylko zdo�a� uciszy� dzieci, kt�re dwie piel�gniarki wyprowadzi�y na pok�ad, wr�ci�, nastawi� radiostacj� na nadawanie i wystuka� szybko starodawnym Morse'em: SSS... SSS... SSS..., co ozna- cza�o ��d� podwodn�. Kilkana�cie razy podawa� wezwanie i pozycj� "Walvis Bay", lecz od strony reszty konwoju, oddalonego o pi��- dziesi�t mil, nie nadesz�a �adna odpowied�. Z podobnym skutkiem pr�bowa� wywo�a� stacj� na Nowej Funlandii. Bezu�yteczna antena ci�gn�a si� za kilwaterem szybko id�cego pod wod� statku. Po oleistoczarnej powierzchni wody porusza� si� pro- mie� �wiat�a, w kt�rego snopie k��bi�a si� mg�a. Nad ca�o�ci� dominowa� mi�kki pomruk elektrycznych sil- nik�w. W �wietle reflektora przesuwa�y si� makabrycz- ne dowody niespodziewanego ataku U-boota: pluszo- wy mi�, na wp� otwarta paczka z prezentami, ludz- ka noga. Bosman obs�uguj�cy reflektor chcia� w tym momencie wy��czy� �wiat�o, by nie patrzy� na budz�ce groz� wido- wisko, lecz osoba dow�dcy, znajduj�cego si� na pok�adzie, parali�owa�a jego ruchy. Kapitan w milczeniu wpatrywa� si� w wod�. 9 Nagle we mgle rozleg� si� p�acz dziecka. Dow�dca odwr�ci� si�, by zlokalizowa� kierunek, sk�d dochodzi d�wi�k, i warkn�� kr�tki rozkaz w rur� g�osow�. Na mostku pojawi� si� marynarz. Przeszed� na ogro- dzony pok�ad rufowy i ods�oniwszy 20-mm dzia�o prze- ciwlotnicze, skierowa� jego luf� na wod�. Dow�dca wyda� kolejny rozkaz. U99 wzi�a kurs na p�acz�ce dziecko. Kapitan "Walvis Bay", jeszcze w kostiumie �wi�tego Miko�aja, teraz przemoczonym i przesi�kni�tym olejem, poprosi� piel�gniark�, by uciszy�a p�acz�ce dziecko. Ta wzi�a je na r�ce i zacz�a co� do niego szepta�. Strumie� �ez wysech� i na przestraszonej twarzyczce wykwit� �lad u�miechu. Starsze dzieci, wyczuwaj�c zbli�aj�ce si� nie- bezpiecze�stwo, siedzia�y cicho, spogl�daj�c szeroko roz- wartymi oczyma w k��bi�c� si� mg��. W szalupie ratun- kowej znajdowa�o si� pi�tna�cie os�b: kapitan, piel�gniar- ka i trzyna�cioro dzieci, kt�re po bombardowaniach Londynu chciano ewakuowa� do Kanady. St�umiony pomruk silnik�w �odzi stawa� si� coraz dono�niej szy. Kapitan zauwa�y� �wiat�o reflektora i zakl�� siar- czy�cie. Zadr�a� z przestrachu, pr�buj�c obr�ci� sza- lup�, by przedstawia�a sob� mniejszy cel. By�o ju� jed- nak za p�no: z mg�y wynurzy� si� d�ugi, w�ski kad�ub i przesun�� si� wzd�u� szalupy. ��d� podwodna da�a ca�� wstecz. U99 zatrzyma�a si� obok szalupy i sk�pa�a jej zawar- to�� w �wietle reflektora. Z mostka przem�wi� g�os. Po angielsku, prawie bez �ladu obcego akcentu. - Jaki statek? Kapitan �cisn�� wios�o, jakby mia�o mu pos�u�y� za bro�. Nagle poczu� si� g�upio w strz�pach swego kos- tiumu. Przys�oni� d�oni� oczy i wyda�o mu si�, �e do- 10 strzega zarys sylwetki m�czyzny za strumieniem o�lepia- j�cego �wiat�a. - Jaki statek? - powt�rzy� g�os, tym razem ze �ladem zniecierpliwienia. - "Walvis Bay". - �adunek? Odpowied� pad�a kr�tka i beznami�tna: - Dzieci. �wiat�o przebieg�o po skurczonych, zmarzni�tych twarzach dzieci i zatrzyma�o si� na piel�gniarce. Wyczu�a, �e oczy za reflektorem dok�adnie wpatruj� si� w ka�dy szczeg� jej munduru Korpusu Sanitarnego Kr�lowej Aleksandry. Na pok�adzie �odzi podwodnej zrobi� si� ruch. Co� mi�kkiego wyl�dowa�o u st�p kobiety. Koc. Potem drugi. Zorientowa�a si�, �e dw�ch marynarzy z �odzi spuszcza na linie ma�e, drewniane pude�ko. Siedz�cy w szalupie kapi- tan pos�anego na dno statku wzi�� je niech�tnie. Jedna ze starszych dziewczynek, prze�amawszy strach, w�o�y�a d�o� do skrzynki. Gdy wyci�gn�a stamt�d butelk� bran- dy i karton papieros�w, wygl�da�a na bardzo zawiedzion�. Reflektor zgas�. G�os na mostku wyda� rozkaz po niemiecku. W chwil� p�niej j�k rozrusznik�w obudzi� do �ycia pot�ne silniki dieslowskie �odzi. Straszliwy ryk wstrz�sn�� noc�. Kapitan "Walvis Bay" si�gn�� po ocala�� jakim� cudem latark� i pu�ci� snop �wiat�a na mostek U-boota. Oczy m�czyzn spotka�y si� na chwil�. Anglik widzia� t� twarz wielokrotnie w gazetach - powa�ne, gro�ne oczy i skupiony wyraz twarzy, na kt�rej g�rowa� orli nos. Twarz ta przypomina�a mu troch� innego or�a - god�o Trzeciej Rzeszy. Szalupa dozna�a lekkiego wstrz�su, gdy marynarze odepchn�li j� od ruszaj�cego w drog� U-boota. Kapitan wyprostowa� si�. W �wietle latarki na mostku znikaj�cej we mgle �odzi dostrzeg� odwr�con� z�ot� podkow�. Wie- 11 dzia� ju�, kto by� jego przeciwnikiem. Nie m�g� oderwa� wzroku od samotnej sylwetki stoj�cej na mostku. - O Bo�e - wyszepta�. - To by� Otto Kretschmer. Jeszcze przez chwil� patrzy� we mg��, nim otworzy� skrzynk�, otrzyman� od marynarzy U-boota. W �rodku znalaz� kompas, kt�rego ig�a dok�adnie wskazywa�a miejs- ce, gdzie mg�a wch�on�a niemieck� ��d�. Na U99 marynarz, kt�ry wraca� z posterunku przy dziale przeciwlotniczym mia� w�a�nie zamiar zamkn�� w�az, gdy zobaczy� kawa�ek mokrego papieru, owini�ty wok� jednego z dr��k�w relingu. Ostro�nie rozprostowa� go i roz�o�y� na pok�adzie. By�a to lista dzieci i ich opiekun�w z "Walvis Bay". Po drugiej stronie widnia� troch� ko�lawy napis, wykonany niewprawn�, dzieci�c� d�oni�: Weso�ych �wi�t i Szcz�liwego Nowego Roku 1941, 2. Wiekowy citroen, podskakuj�c na wypolerowanych deszczem kocich �bach, zatrzyma� si� ze straszliwym piskiem hamulc�w przed bram� bazy niemieckich �odzi podwodnych w Loriencie. Znudzony sztabsfeldfebel z b�yszcz�cym na piersiach metalowym emblematem poli- cji wojskowej podszed� do samochodu i wzi�� do r�ki papiery pasa�era. Porucznik Bernard Anders - zdj�cie odpowiada�o jego twarzy: zadumany wzrok, jasne w�osy, blada cera. Zauwa�y�, �e jego d�ugie nogi znajduj� si� prawie pod samym podbr�dkiem w zat�oczonym wn�trzu taks�wki. Stra�nik odsun�� si�, by przepu�ci� samoch�d przez bram�, po czym skwapliwie w�lizn�� si� do swej budki, 12 kt�rej szpary poutykane by�y strz�pami gazet, by uszczel- ni� j� cho� troch� przed lutowym wiatrem znad Atlan- tyku, wdmuchuj�cym lodowato zimne powietrze wprost w szpik kostny cz�owieka. Ledwo usadowi� si� wygodnie w budce, gdy pojawi�a si� nast�pna taks�wka. Typowe dla nich, pomy�la�. Za bardzo si� ceni�, �eby przyjecha� razem. Jeszcze jeden oficer, mo�e nawet m�odszy ni� ten pierwszy. Wygl�da� na bardzo pewnego siebie. Jego mundur le�a� wprost nienagannie - sztywny, wykroch- malony ko�nierzyk i czapka, kt�r� nawet w samochodzie potrafi� nosi� pod w�a�ciwym k�tem. Wszystko w wy- gl�dzie podporucznika Richarda Steina mia�o swoje miej- sce. Z wyj�tkiem szerokiej blizny po ci�ciu szabl� na jego prawym policzku. Bernard Anders znalaz� przysta� numer 6 i spojrza� z dum� na sw� now� ��d�. Przynajmniej dwukrotnie przekracza�a rozmiarami ba�tyckie "kajaki", na kt�rych odbywa� szkolenie wst�pne. Dw�ch mechanik�w przygo- towywa�o ��d� do walki, usuwaj�c z jej pok�adu reling rufowy. Trzeci sprawdza� dzia�o 88-mm, kt�re g�rowa�o nad pok�adem dziobowym. Anders zapomnia� o ca�ym �wiecie, spogl�daj�c z rado�ci� na ka�dy detal �odzi, kt�ra na wiele dni mia�a si� sta� jego domem. Z zamy�lenia wyrwa� go mi�y g�os za plecami. - Dobry wiecz�r. Anders odwr�ci� si� i ujrza� przystojnego, elegancko ubranego oficera, kt�rego zauwa�y� jeszcze w poci�gu. - Jestem podporucznik Richard Stein - przedstawi� si� z u�miechem, podczas kt�rego blizna zgi�a si� w zygzak. Ostre jak brzytwy kantki spodni bieg�y jak dwie linie wprost na wypolerowane na wysoki po�ysk buty. Nawet marynarskie torby podr�ne by�y zapako- 13 wane z zachowaniem doskona�ej symetrii. Anders z pew- nym skr�powaniem przypomnia� sobie o w�asnej sylwet- ce, na kt�r� wygadywa�a matka, ilekro� przychodzi�o jej przeszywa� mu mundur, by lepiej pasowa�. U�cisn�� podan� d�o� i zauwa�y�, �e paznokcie Steina s� staran- ,nie przyci�te. \ - Porucznik Bernard Anders - powiedzia�, odpo- wiadaj�c u�miechem na u�miech. Stein wskaza� gestem na ��d� i strzepn�� niewidzialny py�ek z r�kawa. - Pa�ska nowa ��d�? - Tak. - Andersowi nie spodoba�a si� pewno�� sie- bie Steina. - Kt�ra? - U700. - Nie ma pan szcz�cia - powiedzia�, spogl�daj�c na wypolerowane czubki but�w. - Doprawdy? - Anders zje�y� si�. - S�ysza� pan chyba. Niedawno w "Das Reich" by� o niej artyku�. - Moi rodzice nie prenumeruj� tej gazety - natych- miast zareagowa� Anders, niemal w tej samej chwili �a�uj�c odpowiedzi, bo zabrzmia�a obcesowo, czego nie chcia�. U�miech znikn�� z twarzy Steina. Wzi�� swe torby podr�ne i oznajmi� ch�odno: - Podczas pr�b morskich ko�o Trondheim mia�a wypadek. Nie pami�tam szczeg��w, ale zdaje si�, �e kapitan zachowa� si� dosy� przytomnie. Dosta� nawet jakie� wyr�nienie, czy co� podobnego. Ale sam panu chyba o tym opowie. - Na jak� ��d� pan dosta� przydzia�? - zapyta� Anders zbieraj�cego si� do odej�cia oficera. - Nie chcia- �em by� nieuprzejmy, po prostu tak wysz�o. - U99 - powiedzia� z udawan� oboj�tno�ci� Stein, 14 lecz w jego g�osie zabrzmia�a nutka dumy. - ��d� kapitana Kretschmera. Jutro wraca z patrolu. Anders nie odezwa� si�. Stein rzuci� mu na odchod- nym jeszcze jedno spojrzenie, po czym z lekkim u�mie- chem powiedzia�: - �ycz� powodzenia, poruczniku Anders. Miejmy nadziej�, �e nie oka�e si� pechow� �odzi�. Kapitan Hans Weiner, wielki, postawny m�czyzna w wieku oko�o czterdziestu lat, do 1939 roku by� kapitanem treningowych �odzi podwodnych typu II na Ba�tyku. Pogodzi� si� ju� z faktem, �e ca�� wojn� sp�dzi na �wicze- niu rekrut�w, domy�laj�c si�, �e jego wiek nie pozwala na otrzymanie komendy frontowej. Dlatego by� mile zasko- czony i pe�en wdzi�czno�ci, gdy dow�dca flotylli poinfor- mowa� go, �e b�dzie odbiera� U700 ze stoczni i zostanie jej dow�dc�. Wypadek, kt�ry pozbawi� U700 prawie jednej czwartej za�ogi z czterdziestu ludzi zdarzy� si� w drugim tygodniu pr�b pe�nomorskich. Po koniecznych naprawach i przer�bkach, otrzyma� rozkaz przybycia do nowo zdoby- tego francuskiego portu Lorient w zachodniej Francji i tam czeka� na uzupe�nienie za�ogi. Z do�wiadczenia wiedzia�, �e zbyt wielu m�odych marynarzy nie ko�czy kursu przygoto- wawczego, i nie mia� z�udze� co do tego, �e raczej nie mo�e liczy� na gromad� starych wilk�w morskich. Siedzia� przy stole tu� obok kwatery starszych ofice- r�w i podpisywa� zam�wienia prowiantowe, gdy us�ysza� kroki schodz�ce po metalowej drabince na stanowisko dowodzenia. Odsun�� na bok zielon� kotar�, jedyn� na- miastk� prywatno�ci dow�dcy �odzi klasy VIIC i wyjrza� na zewn�trz. Oficer o obcej, niezgrabnej sylwetce usado- wi� si� za peryskopem. Weiner ubra� sweter i wszed� do pomieszczenia. Mi- n�o �adnych kilka chwil, nim nowo przyby�y zauwa�y� 15 jego obecno��. Nagle odwr�ci� si� i na jego widok u�miechn�� si� z zak�opotaniem. - Nie wiedzia�em, �e kto� jest na pok�adzie. Weiner przyjrza� si� oficerowi i zauwa�y� dwa z�o- te paski na r�kawie munduru. - Porucznik Bernard Anders? - Tak, tu s� moje papiery. Weiner wzi�� podane sobie dokumenty i zakl�� w my- �li. Obiecano mu do�wiadczonego oficera, takiego, kt�ry ma za sob� przynajmniej dwa patrole bojowe, nie za� m�odzika �wie�o po szkole, kt�ry nigdy nie wytkn�� nosa za Ba�tyk. - Jestem przydzielony do kapitana Weinera. - Ja jestem Weiner. Wysoka sylwetka Andersa wyprostowa�a si� na bacz- no��. Zasalutowa� niezgrabnie. - Przepraszam, panie kapitanie. Weiner machn�� r�k� i wskaza� gestem na wn�trze �odzi. - I co pan o niej my�li? Anders u�miechn�� si�. Czu�, �e polubi Weinera. - Robi wra�enie, panie kapitanie. Jest du�o wi�ksza od �odzi �wiczebnych. Weiner mrukn��: - Po kilku tygodniach patrolu nawet panu wyda si� ciasna. Wi�c to pan jest moim nowym zast�pc�? - Tak jest. Mam ju� troch� do�wiadczenia. Przez trzy miesi�ce by�em pierwszym oficerem. Weiner u�miechn�� si�. - Na typie II, prawda? Na Ba�tyku. Chod�my, poka�� panu teraz prawdziw� ��d�. Zaczniemy od jej z�b�w. Olbrzymia d�o� Weinera pog�adzi�a z lubo�ci� jeden z pocisk�w w dziobowym przedziale torpedowym. 16 - Ta jest specjalna, panie Anders. Poznaje pan, co to za jedna? Anders przykucn�� pod g�rnymi prowadnicami �adu- j�cymi i spojrza� na d�ugi czarny kszta�t. Torpeda wy- gl�da�a tak samo jak inne, z wyj�tkiem numeru wypi- sanego bia�ymi cyframi na p�kolistej g�owicy. Wypros- towa� si� z zaskoczeniem i omal nie uderzy� g�ow� w prowadnice. - G�owica G7e, panie kapitanie. - Znakomicie - ucieszy� si� Weiner. - Ale dlacze- go pan taki zdziwiony? Anders spojrza� na z�owrogi odblask pocisku w s�abym �wietle �ar�wek. Z ca�ej d�ugo�ci torpedy w�a�nie czarna g�owica najbardziej przyku�a jego uwag�. W odr�nieniu od reszty, powierzchnia jej by�a g�adka i wypolerowana. - My�la�em, �e g�owice magnetyczne wycofano z u�ytku. - To jest wersja Mark II - odpar� Weiner, po- klepuj�c pocisk jak �agodne zwierz� domowe. - M�wi�, �e usun�li ju� wszystkie usterki, a Kretschmer, Schepke i Prien topi� ka�d� z tych �licznotek po jednym statku. Ma nap�d elektryczny, nie na spr�one powietrze, wi�c nie zostawia za sob� �adnych �lad�w. - G�owica jest chyba zrobiona z innej stali - zauwa- �y� Anders, nie mog�c oderwa� wzroku od torpedy. - Zupe�nie nowy gatunek stali bojowej, opracowany w zak�adach Kruppa. Nazywa si� Wotan i pozwala �adunkowi przed eksplozj� spr�y� si� do dwa razy wi�kszego ci�nienia, ni� w zwyk�ych g�owicach. W ten spos�b z tej samej ilo�ci materia�u wybuchowego mo�na uzyska� podw�jn� si�� eksplozji. Ale najwi�ksze szkody robi wybuch dok�adnie pod samym celem. Anders poczu�, �e lubi starszego, o prawie ojcowskim wygl�dzie m�czyzn�, i o�mieli� si� zada� pytanie, kt�re niepokoi�o go od chwili rozmowy ze Steinem. 17 2 - U700 - Panie kapitanie, jaki wypadek zdarzy� si� na tej �odzi? Weiner odwr�ci� si�, a z twarzy znikn�� mu dob- roduszny u�miech. - Jaki wypadek? - warkn��. - Przepraszam, panie kapitanie, ale kto� mi powie- dzia�, �e podczas pr�b... - Aha, o to chodzi - przerwa� mu Weiner, pokazu- j�c skini�ciem g�owy na czworo drzwi przedzia��w tor- pedowych. - Mieli�my k�opot z tr�jk�. �le zespawane zawiasy. Anders dobrze wiedzia�, co to oznacza�o. - To znaczy, �e przy odpaleniu wyrwa�o klap�? - zapyta� z niedowierzaniem. - Co� w tym rodzaju - odpar� Weiner. - Ale nie chce pan chyba przejmowa� si� tym, co min�o. Obaj powinni�my si� zaj�� przysz�ymi sukcesami naszej U700. Wzi�� Andersa za rami�. - Po pierwsze, musimy si� zaj�� pana mundurem. Wygl�da jakby pan w nim spa�. Nie mo�e pan p�j�� ca�y wymi�ty na spotkanie z admira�em. - Z admira�em? - zadr�a� Anders. - Tak. - A admira�em Doenitzem? Weiner roze�mia� si�. - Oczywi�cie. Chyba, �e Raeder mianowa� dzi� rano kogo� innego na to stanowisko. - Weiner zauwa�y� niepewno��, maluj�c� si� na twarzy swojego oficera, i u�miechn�� si�, dodaj�c mu otuchy. - Niech si� pan nie przejmuje, par� lat temu w Wil- helmshaven czu�em si� dok�adnie tak samo. Dzisiaj wie- czorem mamy przyj�cie z okazji przyj�cia naszej �odzi na s�u�b�. Dow�dztwo flotylli okr�t�w podwodnych na At- lantyk mie�ci si� w�a�nie tutaj, wi�c z pewno�ci� admira� si� poka�e. 18 3. Torpeda magnetyczna eksplodowa�a dok�adnie pod kad�ubem wy�adowanego rud� masowca. Kretschmer i marynarze pe�ni�cy wacht� na mostku U99 zauwa�yli, jak o�lepiaj�cy snop p�omieni uderzy� w nocne niebo. By�a to ostatnia torpeda U99, a odpalono j� z wyrzutni rufowej. ��d� zawr�ci�a, mierz�c z dzia�a w okr�t, �eby w razie potrzeby wyko�czy� go mieszanin� pocisk�w zapalaj�- cych i od�amkowych, ale nie by�o trzeba. Gdy �wiat�o ksi�yca przedar�o si� przez szpar� w chmurach, zaskocze- ni marynarze patrzyli, jak dwa maszty statku zbli�aj� si� ku sobie i powoli krzy�uj�, jak szermierze na pocz�tku pojedy- nku. Widzieli nawet podw�jne stery i �ruby, gdy rufa wy�oni�a si� z wody. Dzi�b r�wnie� powsta� do g�ry i zdawa� si� tak trwa� przez nie ko�cz�c� si� sekund�. - Nawet nie zd��yli spu�ci� szalup - powiedzia� szeptem jeden z obserwator�w. Kretschmer nie odezwa� si� ani s�owem. Po chwili ich uszu doszed� ryk wody, wdzieraj�cej si� na statek i obie jego po�owy pogr��y�y si� w odm�tach. Po okr�cie nie zosta�o nawet �ladu. Mia� spocz�� dopiero pi�� mil poni�ej, na dnie Oceanu Atlantyckiego. Mniej ni� pi��dziesi�t sekund min�o od wybuchu torpedy do zatoni�cia statku. �aden z cz�onk�w za�ogi U99 nie widzia� jeszcze tak szybko ton�cego okr�tu. Drugi oficer, Jupp Kassel, siedz�cy na nas�uchu, dostroi� radio na mi�dzynarodow� cz�stotliwo��, kt�r� wysy�a�o si� sygna�y o pomoc, chc�c zanotowa� przynaj- mniej nazw� statku, ale nie us�ysza� nic. By� to dow�d, �e torpeda magnetyczna ze sw� zdolno�ci� �amania kad�uba statku, i taktyka Kretschmera - nocnego ataku powierz- 19 chniowego z bliskiej odleg�o�ci, czyni�y z U99 najbardziej �mierciono�n� bro� w wojnie na Atlantyku. Zako�czy� si� kolejny patrol U99. Pozosta�o jej tylko skierowa� si� na wsch�d, do bazy �odzi podwodnych w Loriencie. 4. Tego wieczoru, podczas przyj�cia w hotelu "Beau Sejour", podporucznik Richard Stein stara� si� wspi�� na szczyt niestabilnej piramidy z krzese� i foteli. Broni�c si� przed ciosami poduszk�, zadawanymi przez chichocz�- c� stenotypistk�, zdo�a� chwyci� j� za kibi�. Zgodnie z regu�ami gry, odda�a mu d�ugi, nami�tny poca�unek, a marynarze klaskali z podziwem. Po dziesi�ciu sekun- dach mia�a prawo zepchn�� go z piramidy i szcz�cia m�g� pr�bowa� nast�pny. Dw�ch oficer�w S S, kt�rych Stein pozna� tego dnia w Loriencie, obrzuca�o ich papierowymi ta�mami. Weiner i Anders stali przy bufecie i patrzyli, jak Stein, mimo protest�w dziewczyny, rozpina guziki jej bluzki. - Co s�dzisz o naszej za�odze? - zapyta� Weiner, dolewaj�c Andersowi wina. - Wydaj� si� w porz�dku - odpar� Anders, nie spuszczaj�c wzroku ze Steina i zastanawiaj�c si�, jak ten, w ferworze walki z dziewczyn�, potrafi utrzyma� w po- rz�dku fryzur�. - Kim, do cholery, jest ten typek? - Weiner wskaza� kieliszkiem w stron� oficera. - Nazywa si� Stein. Przyjechali�my razem tym sa- mym poci�giem - odpowiadaj�c, Anders zorientowa� si�, 20 �e czuje si� znakomicie w towarzystwie Weinera. Przynaj- mniej tutaj znalaz� si� kto�, kto nie traktuje go z g�ry. - Niech go diabli. - wymamrota� Weiner do kieliszka. - M�wi, �e przydzielili go na U99. Weiner roze�mia� si� kr�tko. - Kretschmer go nie zechce. Anders wychyli� szklank�. Zwykle jeden drink wystar- cza� mu na ca�y wiecz�r, lecz tutaj czu� odpr�enie. Postanowi� wykorzysta� przyjacielsk� atmosfer� i cieszy� si� rozmow� z kapitanem. - Dlaczego nie, panie kapitanie? Nagle dziewczyna krzykn�a g�o�no. Stein rozerwa� jej bluzk�. Paznokciami podrapa�a mu twarz, a on w zem�cie uderzy� j� na odlew, a potem z�apa� za w�osy i poci�gn�� jej g�ow� do ty�u. Woln� r�k� zerwa� jej biustonosz. Brinkler, lekarz i g��wny mechanik U700 zorientowa� si�, �e Stein posuwa si� za daleko i pr�bowa� wspi�� si� na piramid�, by go powstrzyma�, lecz odci�gn�o go dw�ch oficer�w SS. Weiner od�o�y� kieliszek i spojrza� na przestraszon� dziewczyn�. Anders czu�, �e zaraz wybuchnie. - Nie pozwol�, �eby ten bubek zepsu� mi przyj�cie, Anders. Powstrzymaj go. Anders roze�mia� si� nerwowo, maj�c nadziej�, �e Weiner potraktuje to jako �art. Lecz jego twarz by�a �miertelnie powa�na. Jeden z oficer�w S S do��czy� do Steina i ci�gn�� za halk� dziewczyny. Zacz�o si� robi� nieprzyjemnie i inne dziewcz�ta ponagla�y swoich towa- rzyszy do interwencji. - Przerwij to natychmiast! - powiedzia� Weiner z ledwo hamowanym gniewem. Olbrzymi mercedes zatrzyma� si� przed hotelem, a kierowca szybko wyskoczy� otworzy� drzwi pasa�erowi. Admira� Karl Doenitz wysiad� i przystan��, nas�uchuj�c 21 odg�os�w przyj�cia. Odwr�ci� si� do Johanna Knellera, swego adiutanta, i u�miechn�� si�. - S� takie chwile, Johann, kiedy �a�uj�, �e nie jestem dow�dc� �odzi podwodnej. Doenitz, dow�dca flotylli okr�t�w podwodnych Krie- gsmarine, mia� niewiele ponad pi��dziesi�t lat. Jego ostre, typowo pruskie rysy i przedwcze�nie posiwia�e w�osy sprawia�y, �e za�ogi wszystkich �odzi nazywa�y go Siwym Lwem. Nie zawraca� sobie tym g�owy. Mogli go nazywa� jak chcieli, byle zatapiali du�o okr�t�w wroga. Po ka�dym patrolu s�owo po s�owie analizowa� ka�dy raport dow�dcy okr�tu i bezlito�nie ruga� ka�dego oficera, kt�ry wykazy- wa� cho�by najmniejsz� s�abo�� czy wahanie w czasie ataku. W zamian za to, Doenitz broni� swoich marynarzy przed zakusami propagandyst�w z Berlina. W swej kwa- terze g��wnej tolerowa� kilku esesman�w, o ile zajmowali si� sprawami bezpiecze�stwa i nie wtykali nosa w sprawy �odzi podwodnych. Wielu w Berlinie nie przepada�o za nim. Podejrzewali, �e zorganizowa� penetracj� bazy Scapa Flow w Szkocji i kaza� zatopi� "The Royal Oak", by przekona� Hitlera o konieczno�ci inwestowania w rozw�j �odzi podwodnych, gdy on nie mia� specjalnej na to ochoty. Z kolei Goering nienawidzi� go serdecznie, bo musia� wypo�yczy� mu szwadron "Kondor�w" dalekiego zasi�gu w celu rozpo- znawania konwoj�w. Od tego czasu bez przerwy, chocia� i bez powodzenia stara� si� o ich zwrot, by wreszcie nabra�o prawdy jego powiedzenie, �e "wszystko co lata, nale�y do mnie". Wchodz�c do hotelu, Doenitz zapyta� swego adiutanta: - Powiedzia�e� Weinerowi, �e zjawi� si� na jego przyj�ciu? - Tak jest, panie admirale. Doenitz nie chcia�, �eby jego podkomendni czuli na plecach oddech zwierzchnika, nawet gdy si� bawi�. 22 Anders niech�tnie od�o�y� kieliszek i przepchn�� si� przez t�um, otaczaj�cy piramid�. Stein i oficer S S nie zaprzestali swej pijackiej zabawy. - Dosy� tego, Stein. Zostaw j� w spokoju. T�um zamilk�. Anders poczu� jak�� d�o� na swym r�kawie, lecz strz�sn�� j� niecierpliwie. Stein roze�mia� si� dzikim �miechem i wyla� zawarto�� butelki na brzuch dziewczyny. - Ona to lubi, Anders. Chod�, napijesz si� z jej p�pka. Anders podszed� bli�ej i wpatrzy� si� w oczy Steina. Twarz mia� na wysoko�ci wypolerowanego czubka je- go buta. - Powiedzia�em, �e wystarczy! Dziewczyna zacz�a si� broni�, gdy esesman pr�bowa� rozchyli� jej nogi. - Spr�buj nas powstrzyma�! - zawo�a� ironicznie Stein i zamachn�� si� nog�. Anders przewidzia� to i Stein kopn�� powietrze. W tej samej chwili dwie pot�ne d�onie chwyci�y jego �ydk� i gwa�townie wykr�ci�y. Wrzask b�lu Steina uton�� w ha�asie rozlatuj�cej si� piramidy, lec�cych na wszystkie strony poduszek i machaj�cych bez�adnie r�k i n�g. Ze strony bawi�cych si� rozleg� si� aplauz. Gdy Anders pomaga� stan�� na nogi �kaj�cej dziewczynie, k�tem oka dostrzeg�, �e do sali wchodzi Doenitz. Nie mo�na by�o z niczym pomyli� jego siwych w�os�w wy- staj�cych spod wysokiej czapki z z�otym otokiem. Dyrygent te� zauwa�y� wej�cie admira�a i powita� go szybkim ta�cem na wej�cie. Stein nie zauwa�y� nowo przyby�ego. ��dny zemsty odwr�ci� si� nagle i uderzy� Andersa w brzuch, lecz cios nie by� zbyt silny, bowiem odci�gali go koledzy z S S. Dwie kobiety wyprowadzi�y stenotypistk� z sali. Brinkler i jeden z marynarzy U700 trzymali Andersa, by uspokoi� si� na tyle, by m�g� do��czy� do Weinera, kt�ry nalewa� w�a�nie Doenitzowi wina. Obs�uga, odziana 23 w jasne fraki, uk�ada�a meble na miejscu, i pary zn�w zacz�y pojawia� si� na parkiecie. Weiner poklepa� Andersa przyja�nie po plecach i przedstawi� go Doenitzowi, kt�ry odwr�ci� si� do niego z u�miechem i skin�� g�ow� w stron� wci�� skurczonej z gniewu twarzy Steina po drugiej stronie parkietu. - Podczas walki ani na chwil� nie nale�y spuszcza� oka z przeciwnika - powiedzia�. - Ale ciesz� si�, widz�c zdecydowany atak. Anders wzi�� kieliszek podany mu przez Weinera i zmusi� si� do zdania sobie sprawy, �e m�wi do� sam admira� floty podwodnej Kriegsmarine. - Chwilowe niedopatrzenie, panie admirale. - po- wiedzia� niepewnie Anders, lecz Doenitz nie s�ucha� - podekscytowany Kneller m�wi� mu co� do ucha. Admira� po�o�y� kieliszek na stoliku, pospiesznie przeprosi� Wei- nera i wyszed� z Knellerem do holu. Kapitan U700 patrzy� spod zmarszczonych brwi na wychodz�cego. - No c� - zacz�� smutno. - Lepiej tyle ni� nic. Anders odwr�ci� si� i zauwa�y�, jak Stein uwalnia si� z obj�� swych koleg�w, nie spuszczaj�c oka z Andersa. W jaki� spos�b uda�o mu si� przy tym zachowa� niena- ganny wygl�d. - Zbli�aj� si� k�opoty - mrukn�� Weiner, gdy Stein zacz�� zmierza� w ich kierunku niepewnym krokiem. Lecz Stein by� ju� spokojny. U�miechn�� si� do Andersa i powiedzia�: - Widz�, �e si� zaprzyja�ni�e� z wujkiem Karlem - powiedzia�, z trudno�ci� wymawiaj�c sylaby. - Na twoim miejscu wykorzysta�bym to do przeniesienia na przy- zwoit� ��dk�. Za�enowany, Anders odpar�: - To jest kapitan Hans Weiner, dow�dca U700. 24 Stein u�miechn�� si� szerzej. Udawa�, �e widzi Weine- ra po raz pierwszy. - Przepraszam, panie kapitanie. To tylko niewinny �arcik. - Szkoda, �e�my go nie zrozumieli - zauwa�y� Weiner ch�odno. - Niech pan spr�buje nim roz�mieszy� swoich koleg�w z SS. Stein sk�oni� si� ironicznie i wycofa� w stron� swojego stolika. - Kawa� drania - skomentowa� kapitan. - Kapitanie Weiner? Weiner odwr�ci� si�. Za nim sta� Kneller, ca�y w u�miechach. - Pan admira� bardzo przeprasza, ale przynajmniej przez godzin� nie b�dzie m�g� uczestniczy� w ban- kiecie. - Dlaczego? - W tej chwili otrzymali�my wiadomo��, �e z patrolu powraca nasza ��d�. - Kt�ra? - zapyta� z niech�ci� w g�osie Weiner, wyczuwaj�c zagro�enie dla bankietu. - U99 - powiedzia� z jeszcze wi�ksz� rado�ci� Kneller, widz�c min� kapitana. - Wraca Kretschmer. Odwr�ci� si�, stan�� na krze�le i klasn�� w d�onie dla zwr�cenia uwagi. - U99 wchodzi do portu! - oznajmi�. Wiadomo�� ta spowodowa�a masowy eksodus zapro- szonych. Na nabrze�u trzecim zebra�o si� dobrze ponad sto os�b. Niekt�re z dziewcz�t wspi�y si� na mostek U700, inne sk��bi�y si� na tylnym, wy�szym nieco pok�adzie rufowym, obok dzia�a. Anders sta� na nabrze�u obok Weinera, za� Doenitz, w swym d�ugim p�aszczu, powolnym krokiem zbli�y� si� 25 do marynarzy, przygotowuj�cych trap. Jedynym s�yszal- nym d�wi�kiem by�o lekkie pluskanie wody i szcz�kanie z�b�w co mniej wytrzyma�ych dam, kt�rym by�o zimno w wieczorowych sukniach. Stein, z b�yszcz�cymi oczyma, sta� razem ze swymi kolegami z SS. Wszyscy spogl�dali na �wiat�a sygnalizacyjne, poruszaj�ce si� przez zatok� w stro- n� rz�si�cie o�wietlonej oazy - nabrze�a numer trzy. Nocna mg�a unosi�a si� nisko nad cich�, czarn� powie- rzchni� wody. Wreszcie Anders dostrzeg� ciemny kszta�t pomi�dzy �wiat�ami. T�um poruszy� si� na widok nieru- chomej sylwetki, stoj�cej na mostku, kt�ra jakby unosi�a si� we mgle niczym duch zemsty. Dzi�b okr�tu z idealn� precyzj� przeci�� snop �wiat�a otaczaj�cy basen nabrze�a. Dano wstecz i z wody wy�oni�a si� na ca�� d�ugo�� tajemnicza i gro�na bro� Niemiec w wojnie na Atlantyku. Uwag� Andersa przyku� przedmiot z boku wie�yczki obserwacyjnej. By� cz�ci� legendy, kt�r�, jak s�dzi�, wymy�li�y gazety i kroniki filmowe, ale nie. Z�ota pod- kowa by�a tam naprawd� i l�ni�a w �wiat�ach nabrze�a. - Niech pan spojrzy na proporczyki - wymamrota� Weiner do ucha Andersa. Ze wspornik�w peryskopu zwisa�a sm�tnie ca�a nitka mokrych proporc�w. Ka�dy symbolizowa� jeden zatopio- ny statek i mia� na sobie wypisany jego tona�. Elektryczne silniki �odzi umilk�y. Nagle cisz� przerwa�y oklaski jednej z kobiet. Do��- czy�a do niej druga i po chwili wszyscy zebrani na nabrze�u klaskali i wznosili okrzyki. Nawet Doenitz do��czy� si�, lecz nie krzycza�, nie chc�c naruszy� powagi swego urz�du. Natomiast Stein robi� jedno i drugie z wielkim zapa�em. Jego oczy l�ni�y dum�, gdy patrzy� na ��d�, na kt�rej mia� s�u�y�. Sprawne d�onie pochwyci�y rzucone cumy i szybko zainstalowano trap, kt�ry ��czy� si� z przednim pok�adem 26 �odzi. Kretschmer nie poruszy� si�, zanim ca�a czterdzies- toosobowa za�oga nie znalaz�a si� na brzegu. Dopiero gdy zniesiono na brzeg rannego na noszach, zszed� z pok�adu, witaj�c si� z Doenitzem. M�czyzn� na noszach niesiono obok Andersa i Wei- nera. Koc, kt�rym by� przykryty, pokrywa�a w okolicy brzucha zakrzep�a krew, co zadawa�o k�am histerii propa- gandowej o niezwyci�ono�ci niemieckich �odzi pod- wodnych. Nagle poczu� na ramieniu d�o�, dodaj�c� mu otuchy. - Chod�my - powiedzia� cicho Weiner. - Czas wraca� na bankiet. Mniej ni� dwadzie�cia pi�� par wr�ci�o do sali. Stein siedzia� przy stoliku z dwoma esesmanami i zastanawia� si�, czy zaprzyja�nienie si� z nimi nie by�o przypadkiem pomy�k�. Z pijan� zazdro�ci� patrzy� na grup� m�czyzn, stoj�c� wok� bufetu. Kretschmer, Kneller, Anders i Do- enitz rozmawiali ze sob� swobodnie, a �miech kapitana U700 by�o wyra�nie s�ycha� ponad brzmieniem orkiestry, graj�cej powolnego walca. - Niech to szlag trafi - mrukn�� Stein do kufla z piwem. - Powinien mnie zaprosi�. Przecie� Kre- tschmer jest teraz moim dow�dc�. Taniec sko�czy� si�. Rzadkie oklaski nagrodzi�y stara- nia orkiestry i wi�kszo�� tancerzy powr�ci�a na swoje miejsca. Dochodzi�a trzecia rano. D�o� Steina pow�drowa�a ku krawatowi, wyr�wna� w�ze�. Wsta�, maj�c zamiar podej�� do grupy przy barze, lecz kolega z SS z powrotem posadzi� go na krze�le. - Nie wyg�upiaj si�. Tymczasem Kretschmer cz�stowa� wszystkich zebra- nych swymi cygarami. Doenitz podzi�kowa� i ostrzeg� 27 Andersa, kt�ry przyj�� jedno z opakowanych w foli� cygar. - Uwa�aj na nie. S� bardziej niebezpieczne ni� jego torpedy. - Trzy niewypa�y - powiedzia� Kretschmer. - Ale poprawiaj� si�. Doenitz zmarszczy� brwi. Nie mia� jeszcze okazji przej- rze� dziennika pok�adowego. Przeprosi� na chwil� Weine- ra i Andersa, zabieraj�c Kretschmera na stron�. - Trzy niewypa�y? - Lepiej ni� ostatnim razem - skin�� g�ow� Kre- tschmer. - Ale brakuje im jeszcze troch� do doskona�o- �ci. Zgubi�em przez to trzy okr�ty, w tym jeden tan- kowiec. Doenitz zakl�� pod nosem. Torpeda magnetyczna, cho� w zamy�le by�a znakomitym urz�dzeniem, prze�y- wa�a nadal k�opoty wieku dzieci�cego. We wczesnych dniach problemy by�y tak powa�ne, �e Doenitz przyrzek�, �e nigdy nie wy�le swoich ludzi do walki z tak bezu�ytecz- n� broni�. Grup� technik�w i in�ynier�w, odpowiedzial- nych za rozw�j broni, postawiono nawet przed s�dem. Lecz trzeba by�o przyzna�, �e niemieckiej produkcji torped, kt�re nie zatapia�y statk�w, odpowiada�a brytyjs- ka produkcja bomb g��binowych, kt�re nie zatapia�y okr�t�w podwodnych, chocia� od pewnego czasu nad- chodzi�y wiadomo�ci, �e RAF udoskonala bomby zrzuca- ne z samolotu. - Jednak o trzy za du�o - powiedzia� Doenitz. - Mam dla ciebie nowego drugiego oficera, kt�ry uko�czy� kurs obs�ugi g�owic G7e w Kilonii i potrafi je skont- rolowa� przed odpaleniem. Kretschmer zainteresowa� si�. - Jak si� nazywa? - Richard Stein, podporucznik. Ten, przy stoliku po drugiej stronie. Twarz Kretschmera pozbawiona by�a wyrazu, kiedy 28 przygl�da� si� Steinowi, kt�ry nie zdawa� sobie sprawy, �e jest obserwowany. Gdy jeden z esesman�w opowiedzia� jaki� dowcip, wszyscy przy stoliku wybuchn�li rykliwym �miechem. Kretschmer po�o�y� ostro�nie szklank� na kontuarze i powiedzia�: - Prosz� o ma�� przys�ug�, admirale. - Cokolwiek zechcesz, Otto - odpar� zaskoczony Doenitz. - Prosz� mi znale�� kogo� innego. - Pow�d? - Nic takiego, co m�g�bym wyrazi� s�owami - kapi- tan pozwoli� sobie na cie� u�miechu. Stein musia� wyczu�, �e w�a�nie o nim mowa i spowa- �nia�, patrz�c na oficer�w. Doenitz pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem. - U700 nie ma jeszcze pe�nego sk�adu. Poprosz� Knellera, �eby jutro z samego rana przekaza� rozkaz Steinowi. 5. W ch�odny, nieprzyjemny lutowy dzie� w Londynie, komandor Ian Lancaster Fleming z Marynarki Wojennej, niegdy� dziennikarz i makler gie�dowy, a teraz osobisty asystent Dyrektora Biura Wywiadu Morskiego, spogl�da� na le��ce przed nim zdj�cia trzech as�w niemieckich �odzi podwodnych: Otto Kretschmera z U99, Gunthera Priena z U47 i Joachima Schepke z U100. Dok�adnie przygl�da� si� zdj�ciom, wch�aniaj�c ka�dy ich szczeg�. 29 Przystojny, dobroduszny, lecz przykuty do biurka Fleming �ywi� dla tych m�czyzn co� wi�cej ni� przelotn� sympati�, cho� w�tpi�, czy ten fakt znalaz�by poparcie w kr�gach Admiralicji. Schepke by� wysokim blondynem, na zdj�ciu otoczo- nym przez kr�g rozradowanych dziewcz�t. Rysy twarzy Kretschmera, pewne siebie i gro�ne, uchwyci� fotograf w studio, za� Prien �mia� si� wyzywaj�co w obiektyw na zdj�ciu zrobionym przez reportera CBS tu� przed zato- pieniem angielskiego pancernika "The Royal Oak" na, jak m�wiono, bezpiecznym kotwicowisku Scapa Flow u wybrze�y Szkocji. Fleming czyta� wszystkie raporty wywiadu na ich temat i westchn��. Kombinacja charakter�w tych trzech m�czyzn stworzy�aby idealnego bohatera ksi��ki. Od- sun�� zdj�cia na skraj biurka i przy�o�y� je kawa�kiem stali. Powierzchnia metalu l�ni�a z�owrog� czerni�. Przyj- rza� si� jej w zamy�leniu i wezwa� do siebie stenotypistk�. Dyktowa� jej przez dziesi�� minut. S�owa przychodzi�y mu z �atwo�ci�. Admira� Godfrey, Dyrektor Biura Wywiadu Mors- kiego, mia� zwyczaj czyta� raporty Fleminga przed wszys- tkimi innymi, bo wiedzia�, �e a� roi si� w nich od obrazowych, dosadnych wyra�e�, co by�o dla niego od- mian�, kt�rej wyczekiwa� po stosach cywilnej prozy, codziennie l�duj�cej na jego biurku. Pierwszy raz przeczyta� raport dla rozrywki. Najbar- dziej spodoba� mu si� w nich opis trzech as�w niemieckiej Kriegsmarine jako "t�pych narz�dzi g��boko prze- my�lanej strategii Doenitza". Po raz drugi przeczyta� go, by zastanowi� si� nad wnioskami z niego p�yn�cymi. Jak zwykle u Fleminga, pe�no w nim by�o niesamowitych pomys��w, zdradzaj�cych wielk� wyobra�ni� id�c� w pa- rze z przenikliwo�ci�, jednak nic takiego, czego nie da- 30 �oby si� wprowadzi� w �ycie. Poza tym raport dotyka� politycznie niepewnego pola neutralno�ci Stan�w Zjed- noczonych. Fleming ko�czy� sw�j raport s�owami: "Je�eli my, myszy, mamy czasem szcz�cie i jakim� cudem udaje nam si� z�apa� kota, powinni�my zaprosi� naszych kuzyn�w, �eby spojrzeli sobie na jego z�by i pazury, w zamian za troch� sera." Admira� Godfrey u�miechn�� si� i u do�u strony napisa�, �e si� zgadza. Potem usiad� wygodnie i przeczyta� raport po raz trzeci. Ian Fleming, pomy�la�, jest naprawd� doskona�ym pisarzem. 6. Nadszed� pierwszy dzie� s�u�by U700. Twarz Steina by�a czerwona z w�ciek�o�ci, gdy sta� na baczno�� na nabrze�u portowym w Loriencie. Wraz z innymi cz�onkami za�ogi U700 trzyma� wyci�gni�t� w pozdrowieniu d�o�, podczas gdy orkiestra wojskowa gra�a hymn Rzeszy. Nagle zmoczona deszczem partytura, wyrwana ostrym wschodnim wiatrem sprzed nosa flecis- ty, owin�a si� ko�o jego nogi. Kolejne upokorzenie z ca�ej serii, kt�ra zacz�a si� poprzedniego dnia wieczorem i osi�gn�a teraz sw�j punkt kulminacyjny. Musia� teraz sta� u boku Weinera, Andersa i innych cz�onk�w za�ogi U700, na kt�rych nie tak dawno patrzy� z g�ry. Orkiestra sko�czy�a gra� i Doenitz wyst�pi� o krok do przodu. Odchrz�kn�� i w kr�tkich, prostych s�owach 31 zacz�� m�wi� na sw�j ulubiony temat - o konieczno�ci atakowania konwoj�w i niszczenia jak najwi�kszej ilo�ci okr�t�w wroga. Stein nie zwraca� uwagi na s�owa admira�a, patrz�c na nosz�c� �lady walki U99, zacumowan� obok U700. Kretsch- mer sta� na pok�adzie swej �odzi zaj�ty o�ywion� rozmow� ze swym pierwszym oficerem. Stein zastanawia� si�, o czym rozmawiaj� - mo�liwe, �e o taktyce �odzi na kolejnym patrolu. Bynajmniej nie poprawi�o mu to humoru. Doenitz sko�czy�. Weiner podszed� do niego, by odebra� dziennik pok�adowy i bander�, po czym zn�w wst�pi� do szeregu. Tak zako�czy�a si� prosta ceremonia przyj�cia na s�u�b�. U700 by�a teraz �odzi� frontow� w pe�nym tego s�owa znaczeniu. Po dw�ch rejsach �wi- czebnych, koniecznych, by jej za�oga zgra�a si� w jeden organizm, mia�a si� sta� pe�nowarto�ciow� jednostk�. 7. Weiner postuka� wska�nikiem po mapie, opisa� okr�g wok� Islandii i odwr�ci� si�, staj�c twarz� w twarz z za�og�. Anders siedzia� w pierwszym rz�dzie, z d�ugimi nogami wyci�gni�tymi przed siebie na wypolerowanej pod�odze. Je�eli nie bra� pod uwag� zmarszczonej twarzy Steina, atmosfera w sali by�a odpr�ona i przyjacielska. Stein siedzia� przy oknie, spogl�daj�c w d� na U99. Zahartowana w bojach jednostka poddana zosta�a b�ys- kawicznemu remontowi i pomalowana, dor�wnuj�c teraz urod� U700. 32 - Nie mog� wam poda� dok�adnych danych - po- wiedzia� Weiner, a g�os jego odbi� si� echem po sali. - Jednak musz� wam powiedzie�, �e b�dziemy w zasi�gu hudson�w z jednostek obrony przybrze�nej RAF-u, kt�re stacjonuj� na Islandii. Mamy rozkaz: "czterech obser- wator�w na mostku i ca�odobowa obserwacja nieba przez peryskop". Pami�tajcie panowie - samoloty s� �miertel- nym wrogiem �odzi podwodnych. Na zewn�trz orkiestra zacz�a gra� marsza Kretsch- mera - utw�r specjalnie skomponowany przez dyrygenta orkiestry na cze�� kapitana. Weiner zauwa�y�, �e Stein wystukuje swym nienagannie wypolerowanym butem rytm muzyki. Dw�ch mechanik�w podsun�o si� bli�ej okna i spojrza�o na d�. �egnaj�cy machali d�o�mi, gdy okr�t wychodzi� w morze. - A mo�e skupiliby�my si� na U700, panowie? - powiedzia� Weiner z wilczym u�miechem. - U99 da sobie rad� sama. Rozleg� si� �miech marynarzy. Weiner podni�s� do g�ry wielki obraz, przedstawiaj�cy torped�, eksploduj�c� o burt� statku. - Konwencjonalna g�owica wybucha, gdy jej zapal- nik uderzy w kad�ub statku - po�owa energii rozprasza si�, nie czyni�c mu nic z�ego, poza tym eskorta konwoju od razu wie, gdzie szuka� �odzi, kt�ra odpali�a torped�. Podni�s� kolejny obrazek. - A to potrafi zdzia�a� g�owica magnetyczna. Anders z zainteresowaniem przygl�da� si� rycinie. Przedstawia�a torped� eksploduj�c� dok�adnie pod st�pk� statku. Weiner wskaza� na ni�. - Ucieszycie si�, jak wam powiem, �e U99 u�ywa od pewnego czasu nowego typu torpedy i informuje o wzro�cie jej niezawodno�ci. Jak widzicie, si�a wybuchu zamiast rozprasza� si�, koncentruje si� na st�pce okr�tu. Nowa stal Kruppa o nazwie Wotan umo�liwia podwoje- 33 3 - U700 nie si�y wybuchu, tak, �e jedna torpeda w zupe�no�ci wystarcza, by prze�ama� statek o wyporno�ci dwudziestu tysi�cy ton na p�. Wszyscy pr�cz Steina s�uchali uwa�nie Weinera. - Kolejnym plusem jest brak b�ysku eksplozji, gdy torpeda wybucha. Wiemy, �e U47 uda�o si� uciec ze Scapa Flow po zatopieniu "The Royal Oak" dlatego, �e Brytyjczykom wydawa�o si�, �e to w ich w�asnym maga- zynie amunicji nast�pi� wybuch. U700 dosta�a na sw�j pierwszy patrol jedn� tak� g�owic�. Kiedy wyruszymy na drugi, jestem pewien, �e b�dzie ich na tyle, �e starczy dla wszystkich czternastu torped. Wtedy b�dziemy mogli skorzysta� z zasady kapitana Kretschmera. Weiner u�miechn�� si� ch�odno w kierunku Steina. - Mamy szcz�cie, �e w naszej za�odze znalaz� si� podporucznik Richard Stein. Nie tylko uko�czy� kurs teoretyczny na temat nowej g�owicy, lecz jest tak�e autorem studium taktyki U99. Mo�e zechce nam pan go przypomnie�. Stein odwr�ci� twarz od okna i z niewinnym wyrazem twarzy spojrza� na ch�odny u�miech Weinera. - Tak, panie kapitanie? - zapyta� przymilnym g�osem. Weiner nie przestawa� si� u�miecha�. - Czy wie pan, o jak� zasad� mi chodzi? - Tak, panie kapitanie. Weiner z wysi�kiem podtrzymywa� u�miech. - Chcieliby�my j� us�ysze�, panie Stein. - Od kogo, panie kapitanie? Kto� z ty�u sali roze�mia� si�. - Od pana, panie poruczniku. Stein spojrza� bez wyrazu. - Kiedy, panie kapitanie? Tym razem nikt si� nie odezwa�. Weiner zrobi� krok w stron� Steina i zajrza� w oczy bez wyrazu. Tak, 34 pomy�la�, chcia�by�, �ebym straci� nerwy przy ca�ej za�o- dze, prawda? - Prosz� wsta�, panie Stein - powiedzia� spokojnie. Stein wsta� i poprawi� krawat. - Niech pan si� nie martwi o krawat, panie Stein. Jak zwykle, pod wzgl�dem stroju �wieci nam pan przy- k�adem. Prosz� nam teraz powiedzie�, jakie stanowisko reprezentuje dow�dztwo i za�oga U99 co do ekonomicz- no�ci zu�ycia torped. Stein u�miechn�� si� i przem�wi�, wyra�nie akcentu- j�c s�owa: - Jedna torpeda - jeden zatopiony okr�t. 8. - Jedna torpeda, jeden statek - powiedzia� Fleming ze zmarszczonymi brwiami. Pchn�� w kierunku Brice'a zawarto�� teczki. Tutaj masz nast�pny, "Convallari�". Zaton�a w nieca�� minut�. I jeszcze jeden - "Beatus". Te� jedna torpeda. Razem wzi�wszy pi��dziesi�t statk�w, ka�dy zatopiony jedn� torped�. Alan Brice zag��bi� si� w lekturze sprawozda� os�b, kt�re prze�y�y kolejne katastrofy. By� w ka�dym calu zr�wnowa�onym cz�owiekiem - pocz�wszy od niespiesznego, bosto�skiego akcentu, zdra- dzaj�cego opanowanie, a sko�czywszy na stylu ubioru. Jako naukowiec, jeden z najlepszych na �wiecie in�ynie- r�w projektuj�cych torpedy, Brice rozczarowa� Fleminga, kt�ry wola�, by przedstawiciele tej profesji mieli cechy na pierwszy rzut oka odr�niaj�ce ich od innych ludzi: 35 b��dne spojrzenie, natur� ekscentryka, krzywo zawi�zany, niemodny krawat i mo�e jeszcze pi�kn� c�rk� na dodatek. Wysoki blondyn z Ameryki przypomina� raczej m�odego intelektualist� z Harvardu ni� in�yniera z Massachusetts Institute of Technology. Oczekiwaniom Anglika odpo- wiada� tylko w jednym - rzeczywi�cie m�g� pochwali� si� pi�kn� c�rk�, pokaza� nawet Flemingowi jej zdj�cie. Mia�a trzy lata. Fleming odchrz�kn��. - Wszystkie raporty maj� jedn� wsp�ln� cech�, panie Brice. Ci, co prze�yli, opowiadaj� o wybuchu nie z boku statku, lecz spod jego kad�uba. Eskorty konwoj�w skar�y�y si�, �e zupe�nie nie wida� b�ysku eksplozji, co uniemo�liwia stwierdzenie, gdzie znajduje si� ��d� podwodna, kt�ra wy- strzeli�a pocisk. Je�eli wasze centrum w Newport chce jakiego� dowodu na to, �e Niemcom uda�o si� udoskonali� star� torped�, to nie wiem, czego wi�cej trzeba. Brice od�o�y� raport na biurko Fleminga. - Rzeczywi�cie, tak to wygl�da. Ale jak si� domy�- lam, nadal tracicie sporo statk�w star� metod� - czte- ry torpedy kontaktowe wystrzelone w bia�y dzie� do jednego statku. Fleming u�miechn�� si�. Mimo wolno cedzonych s��w, Brice nie by� g�upi. - Podejrzewamy, �e g�owice tego typu nie zosta�y jeszcze wdro�one do masowej produkcji. Tylko asy, tacy jak Kretschmer, dostaj� je poza kolejno�ci�. - To ten ze z�ot� podkow�? Odrobi�e� zadanie domowe, pomy�la� Fleming. - Kretschmer specjalizuje si� w ataku nocnym na powierzchni morza. Widywano go do�� cz�sto, jak wynurza� si� i odpala� po torpedzie do statk�w kon- woju z bliskiej odleg�o�ci. Czasami wydaje nam si�, �e zapomnia�, jakim okr�tem p�ywa. - G�os Fleminga sta� si� nagle powa�ny. 36 - Ale nawet torpeda z g�owic� magnetyczn� po- trzebuje cholernej si�y �adunku, �eby zatopi� statek - za- uwa�y� Brice. Fleming gestem wskaza� mu przycisk do papier�w le��cy na biurku. - Ten i par� innych kawa�k�w tego samego gatunku stali znaleziono w kad�ubie "Royal Oak", kiedy Prien ju� z nim sko�czy�. Nowy typ stali Kruppa. Nazywa si� Wotan i wytrzymuje ci�nienie stu ton na cal. Nasi ch�opcy id� o zak�ad, �e Niemcy u�ywaj� jej jako opakowania dla g�owic magnetycznych. Brice wzi�� do r�ki kawa�ek ci�kiego metalu. - Powiedzia�bym, �e maj� racj�. Czy jest to wasza wst�pna oferta w zamian za nasze informacje o pracach nad torpedami? Fleming u�miechn�� si�. Stwierdzi�, �e targowanie si� z Amerykaninem sprawi mu du�� przyjemno��. - Powiedzmy, �e traktujemy to jako pierwsz� rat�. Brice od�o�y� kawa�ek metalu na biurko Fleminga. - Admira� Swaffer b�dzie chcia� zobaczy� co� wi�cej, nim zgodzi si� na udost�pnienie naszych informacji. - Admiralicja wyda�a wszystkim jednostkom rozkaz, �eby w miar� mo�liwo�ci pr�bowa�y zdoby� nietkni�tego U-boota. Prosz� przekaza� admira�owi Swafferowi, �e poka�emy wam t� g�owic� pr�dzej, ni� my�licie. Po wyj�ciu Brice'a Fleming wzi�� z biurka dwa rapor- ty. Agent z Lorientu w Bretanii donosi�, �e U47, U100 i U99 wyp�yn�y w tym tygodniu na patrol. Trzy asy - Prien, Schepke i Kretschmer byli razem na morzu. Drugi raport by� jeszcze ciekawszy. Potwierdza�, �e nowe urz�dzenie, zwane radarem, zamontowane na nisz- czycielu "Walker" w jednej z grup eskortuj�cych kon- woje, zosta�o sprawdzone w boju i zda�o egzamin. Z tego, co Fleming wiedzia� na temat radar�w, wynika�o, �e 37 b�dzie narz�dziem zguby niemieckich okr�t�w podwod- nych. Nie by� to ju� niepor�czny sprz�t, pracuj�cy na d�ugich falach, jakiego u�ywali Niemcy, lecz radio korzys- taj�ce z bardzo kr�tkich fal, kt�re dawa�o �atwe do odczytania echa, mo�liwe do pokazania na ekranie. Fleming otworzy� sw� prywatn� teczk� ze zdj�ciami niemieckich as�w. Zdj�cie Kretschmera znajdowa�o si� na wierzchu. - Ju� nied�ugo, draniu - wymamrota� Fleming pod nosem. - Ju� nied�ugo. 9. 26 lutego 1941, trzy minuty po p�nocy, stacja na- s�uchowa w Loriencie otrzyma�a meldunek od dow�dcy U47 Gunthera Priena o du�ym konwoju, p�yn�cym na wsch�d. Admira� Doenitz wsta� z fotela, g�ruj�cego nad olb- rzymi� map� Atlantyku i zawo�a� oficera dy�urnego. Pi�� minut p�niej przekazano Prienowi rozkaz p�y- ni�cia w �lad za konwojem i przesy�ania cz�stych meldun- k�w o jego kursie i pr�dko�ci, by pozosta�e niemieckie �odzie mog�y skierowa� si� w jego kierunku i zorganizo- wa� zmasowany atak powierzchniowy. Technik� t� wyko- rzystano z wielkim powodzeniem przeciwko konwojowi SC7 w pa�dzierniku zesz�ego roku. Z trzydziestu sze�ciu statk�w, kt�re wyp�yn�y z Nowej Szkocji, tylko po�owie uda�o si� zawin�� do Liverpoolu. Nocny atak w wynurzeniu by� pomys�em samego Doenitza, opartym na jego do�wiadczeniach z lat dowo- 38 dzenia �odziami podwodnymi podczas pierwszej wojny �wiatowej, kiedy to zauwa�y�, �e ich niski profil praktycz- nie umiemo�liwia ich dostrze�enie przez jednostki atako- wanego konwoju, bez wzgl�du na to, w jaki sprz�t by� wyposa�ony. Przed wojn� Doenitz napisa� o tym nawet ksi��k�, w kt�rej nakre�li� przysz�e zasady wojny z u�y- ciem �odzi podwodnych. Jak dot�d, jego s�owa potwier- dza�y si� w praktyce. Sprz�t do wykrywania �odzi pod- wodnych w dyspozycji Kr�lewskiej Marynarki Wojennej okazywa� si� zupe�nie nieprzydatny przeciwko wynurzo- nym �odziom podwodnym. Zdarza�y si� przypadki, �e niemieccy dow�dcy wynurzali si� w zasi�gu wzroku eskortuj�cego konw�j okr�tu wojennego, dokonywali �mia�ego ataku, po czym korzystaj�c ze swej przewagi w pr�dko�ci powierzchniowej najzwyczajniej w �wiecie uciekali. Kneller przerwa� rozmy�lania Doenitza. - U47 zosta�a zmuszona do zaprzestania po�cigu, panie admirale - brzmia� najnowszy meldunek. Brwi Doenitza pow�drowa�y w g�r�. Prien, jeden z niewielu dow�dc�w �odzi podwodnych, b�d�cych cz�on- kami partii, nie podda�by si� tak �atwo. Zawsze kurczowo trzyma� si� konwoj�w, p�ki nie otrzyma� rozkazu do ataku. - Powiedzia�, dlaczego? - Twierdzi, �e odegna� go niszczyciel, kt�ry wzi�� kurs wprost na niego - odpar� Kneller. - W nocy? - zapyta� admira� z niedowierzaniem. P� godziny p�niej Prien odnowi� kontakt z kon- wojem, lecz tak jak poprzednio przegoni� go niszczyciel. Prien otrzyma� rozkaz ponownego wej�cia w kontakt, lecz po raz trzeci zosta� odp�dzony. Tym razem uda�o mu si� zdoby� numer niszczyciela, kt�ry wywiad wojskowy zidentyfikowa� jako HMS "Walker". - Wygl�da na to, �e Anglicy widz� w ciemno�ciach - skomentowa� Kneller. 39 Doenitz poszed�