1642
Szczegóły |
Tytuł |
1642 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1642 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1642 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1642 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "U700"
autor: James Follett
Prze�o�y�: Rafa� �mietana
tekst wklepa�: Krecik
Copyright (c) 1979 by James Follett
(c) Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo "Aramis",
Krak�w 1993
Drukarnia Wydawnicza im. Wl. Anczyca w Krakowie
Druk z dostarczonych diapozytyw�w. Zam. 7924/93
Mojej �onie Christine
CZʌ� PIERWSZA
1.
Samotny okr�t, wlok�cy si� w ogonie konwoju by�
zgubiony.
Szary, milcz�cy kad�ub, poorany �ladami rdzy, wynu-
rza� si� powoli na powierzchni�. Z peryskopu i metalowej
liny, ��cz�cej kiosk z dziobem, kapa�a woda ci�kim
rytmem silnik�w zbli�aj�cego si� statku. Po obu stronach
kiosku przymocowane by�y dwie z�ote podkowy. W �rod-
ku, w przedziale torpedowym czeka�o w gotowo�ci kilku
m�czyzn. Do odpalenia zosta�a przedostatnia torpeda. Ze
swego ciasnego pomieszczenia operator hydrofonu ze
s�uchawkami na uszach podawa� beznami�tnym g�osem
kurs skazanej na zag�ad� jednostki. Je�eli by� �wiadom
ci�kiego spojrzenia stalowych oczu swego dow�dcy,
kt�re z twarzy o nieprzeniknionym wyrazie wwierca�y mu
si� w kark, nie dawa� tego po sobie pozna�.
Nagle na stanowisku dowodzenia da� si� s�ysze� meta-
liczny stukot, co oznacza�o, �e dow�dca wspi�� si� po
stalowych stopniach do wn�trza wie�yczki obserwacyjnej.
Operator hydrofonu wyczu�, �e nastr�j w �rodku od razu
staje si� swobodniejszy, a kt�ry� z marynarzy pozwoli�
sobie nawet na �art.
Czterech obserwator�w na mostku �odzi jak jeden m��
przyciska�o do oczu lornetki, pr�buj�c tak uzbrojonym
7
wzrokiem przebi� g�st� jak mleko mg��. Ostry zapach
dymu cygara potwierdzi� tylko, �e nowo przyby�ym jest
kapitan. Jeden z marynarzy, nieco �mielszy od swych
koleg�w, zaryzykowa� spojrzenie na wysok� sylwetk�
m�czyzny, co spowodowa�o, �e nieprzemakalny kom-
binezon zaszele�ci�. Twarz dow�dcy zmarszczy�a si�, ale
nic nie powiedzia�. Obserwatorzy wyczuli jego niezado-
wolenie i bardzo starali si� sta� bez ruchu. Stopniowo
zanika� i tak cichy szum silnik�w elektrycznych, kt�rych
niemiecka ��d� podwodna u�ywa�a w zanurzeniu. Przez
chwil� jedynym d�wi�kiem, kt�ry dociera� do nich, by�
plusk wody, przelewaj�cej si� przez kana�y �ciekowe na
pok�adzie.
Wszyscy us�yszeli melodi� w tej samej chwili: ch�r
dzieci�cych g�os�w, rozbrzmiewaj�cy po�r�d nocy. Cicha
noc, �wi�ta noc.
Stara, niemiecka kol�da, kt�ra nale�a�a teraz do ca�ego
�wiata. Pok�j niesie ludziom wszem.
Mg�a czasami p�ata figle rozchodz�cym si� d�wi�kom,
wi�c odg�os silnik�w statku doszed� do U-boota dopiero
po pierwszych d�wi�kach kol�dy.
Dow�dca podni�s� do oczu lornetk� Zeissa z wy-
grawerowanym na niej swym monogramem i wycelowa� j�
w kierunku, sk�d dochodzi� �piew. Otrzyma� j� w prezen-
cie od admira�a Karla Doenitza, z dedykacj� - "od
wdzi�cznego dow�dcy marynarki dla najlepszego dow�d-
cy �odzi podwodnych." A u ���bka Matka �wi�ta, czuwa
sama u�miechni�ta.
Dow�dca opu�ci� lornetk� i wbi� oczy w mg��, jakby
chcia� zmusi� spowity ni� okr�t, by si� zmaterializowa�.
Wypowiedzia� jaki� rozkaz do rury g�osowej. Po chwili,
nap�dzany silnikiem elektrycznym z�owrogi cie� zacz��
si� przemieszcza� do przodu, rozbijaj�c niewielkie fale
swym dziobem w kszta�cie paszczy rekina.
8
Atak nast�pi� bez ostrze�enia.
W mgnieniu oka weso�a scena przyj�cia, z rozradowa-
nymi dzie�mi, kt�re w�a�nie zaczyna�y otwiera� prezenty
gwiazdkowe, przeobrazi�a si� w koszmar zniszczenia
i �mierci, gdy pod�oga najwi�kszej kabiny unios�a si� do
g�ry i p�k�a, jak gigantyczna ba�ka mydlana.
Statek przechyli� si� na bok, raptownie trac�c pr�d-
ko��. Prawy silnik, zerwany ze swego zawieszenia, z �at-
wo�ci� przebi� burt� statku. Zaskoczony nagle zapad��
ciemno�ci� radiooperator rozpaczliwie trzyma� si� swego
stolika. Instynkt podpowiada� mu, �e czym pr�dzej powi-
nien opu�ci� kajut�, lecz gdy tylko zdo�a� uciszy� dzieci,
kt�re dwie piel�gniarki wyprowadzi�y na pok�ad, wr�ci�,
nastawi� radiostacj� na nadawanie i wystuka� szybko
starodawnym Morse'em: SSS... SSS... SSS..., co ozna-
cza�o ��d� podwodn�.
Kilkana�cie razy podawa� wezwanie i pozycj� "Walvis
Bay", lecz od strony reszty konwoju, oddalonego o pi��-
dziesi�t mil, nie nadesz�a �adna odpowied�. Z podobnym
skutkiem pr�bowa� wywo�a� stacj� na Nowej Funlandii.
Bezu�yteczna antena ci�gn�a si� za kilwaterem szybko
id�cego pod wod� statku.
Po oleistoczarnej powierzchni wody porusza� si� pro-
mie� �wiat�a, w kt�rego snopie k��bi�a si� mg�a. Nad
ca�o�ci� dominowa� mi�kki pomruk elektrycznych sil-
nik�w. W �wietle reflektora przesuwa�y si� makabrycz-
ne dowody niespodziewanego ataku U-boota: pluszo-
wy mi�, na wp� otwarta paczka z prezentami, ludz-
ka noga.
Bosman obs�uguj�cy reflektor chcia� w tym momencie
wy��czy� �wiat�o, by nie patrzy� na budz�ce groz� wido-
wisko, lecz osoba dow�dcy, znajduj�cego si� na pok�adzie,
parali�owa�a jego ruchy. Kapitan w milczeniu wpatrywa�
si� w wod�.
9
Nagle we mgle rozleg� si� p�acz dziecka. Dow�dca
odwr�ci� si�, by zlokalizowa� kierunek, sk�d dochodzi
d�wi�k, i warkn�� kr�tki rozkaz w rur� g�osow�.
Na mostku pojawi� si� marynarz. Przeszed� na ogro-
dzony pok�ad rufowy i ods�oniwszy 20-mm dzia�o prze-
ciwlotnicze, skierowa� jego luf� na wod�.
Dow�dca wyda� kolejny rozkaz.
U99 wzi�a kurs na p�acz�ce dziecko.
Kapitan "Walvis Bay", jeszcze w kostiumie �wi�tego
Miko�aja, teraz przemoczonym i przesi�kni�tym olejem,
poprosi� piel�gniark�, by uciszy�a p�acz�ce dziecko. Ta
wzi�a je na r�ce i zacz�a co� do niego szepta�. Strumie�
�ez wysech� i na przestraszonej twarzyczce wykwit� �lad
u�miechu. Starsze dzieci, wyczuwaj�c zbli�aj�ce si� nie-
bezpiecze�stwo, siedzia�y cicho, spogl�daj�c szeroko roz-
wartymi oczyma w k��bi�c� si� mg��. W szalupie ratun-
kowej znajdowa�o si� pi�tna�cie os�b: kapitan, piel�gniar-
ka i trzyna�cioro dzieci, kt�re po bombardowaniach
Londynu chciano ewakuowa� do Kanady.
St�umiony pomruk silnik�w �odzi stawa� si� coraz
dono�niej szy.
Kapitan zauwa�y� �wiat�o reflektora i zakl�� siar-
czy�cie. Zadr�a� z przestrachu, pr�buj�c obr�ci� sza-
lup�, by przedstawia�a sob� mniejszy cel. By�o ju� jed-
nak za p�no: z mg�y wynurzy� si� d�ugi, w�ski kad�ub
i przesun�� si� wzd�u� szalupy. ��d� podwodna da�a
ca�� wstecz.
U99 zatrzyma�a si� obok szalupy i sk�pa�a jej zawar-
to�� w �wietle reflektora. Z mostka przem�wi� g�os. Po
angielsku, prawie bez �ladu obcego akcentu.
- Jaki statek?
Kapitan �cisn�� wios�o, jakby mia�o mu pos�u�y� za
bro�. Nagle poczu� si� g�upio w strz�pach swego kos-
tiumu. Przys�oni� d�oni� oczy i wyda�o mu si�, �e do-
10
strzega zarys sylwetki m�czyzny za strumieniem o�lepia-
j�cego �wiat�a.
- Jaki statek? - powt�rzy� g�os, tym razem ze
�ladem zniecierpliwienia.
- "Walvis Bay".
- �adunek?
Odpowied� pad�a kr�tka i beznami�tna:
- Dzieci.
�wiat�o przebieg�o po skurczonych, zmarzni�tych
twarzach dzieci i zatrzyma�o si� na piel�gniarce. Wyczu�a,
�e oczy za reflektorem dok�adnie wpatruj� si� w ka�dy
szczeg� jej munduru Korpusu Sanitarnego Kr�lowej
Aleksandry.
Na pok�adzie �odzi podwodnej zrobi� si� ruch. Co�
mi�kkiego wyl�dowa�o u st�p kobiety. Koc. Potem drugi.
Zorientowa�a si�, �e dw�ch marynarzy z �odzi spuszcza na
linie ma�e, drewniane pude�ko. Siedz�cy w szalupie kapi-
tan pos�anego na dno statku wzi�� je niech�tnie. Jedna ze
starszych dziewczynek, prze�amawszy strach, w�o�y�a
d�o� do skrzynki. Gdy wyci�gn�a stamt�d butelk� bran-
dy i karton papieros�w, wygl�da�a na bardzo zawiedzion�.
Reflektor zgas�. G�os na mostku wyda� rozkaz po
niemiecku. W chwil� p�niej j�k rozrusznik�w obudzi� do
�ycia pot�ne silniki dieslowskie �odzi. Straszliwy ryk
wstrz�sn�� noc�. Kapitan "Walvis Bay" si�gn�� po ocala��
jakim� cudem latark� i pu�ci� snop �wiat�a na mostek
U-boota. Oczy m�czyzn spotka�y si� na chwil�. Anglik
widzia� t� twarz wielokrotnie w gazetach - powa�ne,
gro�ne oczy i skupiony wyraz twarzy, na kt�rej g�rowa�
orli nos. Twarz ta przypomina�a mu troch� innego or�a -
god�o Trzeciej Rzeszy.
Szalupa dozna�a lekkiego wstrz�su, gdy marynarze
odepchn�li j� od ruszaj�cego w drog� U-boota. Kapitan
wyprostowa� si�. W �wietle latarki na mostku znikaj�cej
we mgle �odzi dostrzeg� odwr�con� z�ot� podkow�. Wie-
11
dzia� ju�, kto by� jego przeciwnikiem. Nie m�g� oderwa�
wzroku od samotnej sylwetki stoj�cej na mostku.
- O Bo�e - wyszepta�. - To by� Otto Kretschmer.
Jeszcze przez chwil� patrzy� we mg��, nim otworzy�
skrzynk�, otrzyman� od marynarzy U-boota. W �rodku
znalaz� kompas, kt�rego ig�a dok�adnie wskazywa�a miejs-
ce, gdzie mg�a wch�on�a niemieck� ��d�.
Na U99 marynarz, kt�ry wraca� z posterunku przy
dziale przeciwlotniczym mia� w�a�nie zamiar zamkn��
w�az, gdy zobaczy� kawa�ek mokrego papieru, owini�ty
wok� jednego z dr��k�w relingu. Ostro�nie rozprostowa�
go i roz�o�y� na pok�adzie. By�a to lista dzieci i ich
opiekun�w z "Walvis Bay". Po drugiej stronie widnia�
troch� ko�lawy napis, wykonany niewprawn�, dzieci�c�
d�oni�: Weso�ych �wi�t i Szcz�liwego Nowego Roku 1941,
2.
Wiekowy citroen, podskakuj�c na wypolerowanych
deszczem kocich �bach, zatrzyma� si� ze straszliwym
piskiem hamulc�w przed bram� bazy niemieckich �odzi
podwodnych w Loriencie. Znudzony sztabsfeldfebel
z b�yszcz�cym na piersiach metalowym emblematem poli-
cji wojskowej podszed� do samochodu i wzi�� do r�ki
papiery pasa�era.
Porucznik Bernard Anders - zdj�cie odpowiada�o
jego twarzy: zadumany wzrok, jasne w�osy, blada cera.
Zauwa�y�, �e jego d�ugie nogi znajduj� si� prawie pod
samym podbr�dkiem w zat�oczonym wn�trzu taks�wki.
Stra�nik odsun�� si�, by przepu�ci� samoch�d przez
bram�, po czym skwapliwie w�lizn�� si� do swej budki,
12
kt�rej szpary poutykane by�y strz�pami gazet, by uszczel-
ni� j� cho� troch� przed lutowym wiatrem znad Atlan-
tyku, wdmuchuj�cym lodowato zimne powietrze wprost
w szpik kostny cz�owieka.
Ledwo usadowi� si� wygodnie w budce, gdy pojawi�a
si� nast�pna taks�wka.
Typowe dla nich, pomy�la�. Za bardzo si� ceni�, �eby
przyjecha� razem.
Jeszcze jeden oficer, mo�e nawet m�odszy ni� ten
pierwszy. Wygl�da� na bardzo pewnego siebie. Jego
mundur le�a� wprost nienagannie - sztywny, wykroch-
malony ko�nierzyk i czapka, kt�r� nawet w samochodzie
potrafi� nosi� pod w�a�ciwym k�tem. Wszystko w wy-
gl�dzie podporucznika Richarda Steina mia�o swoje miej-
sce. Z wyj�tkiem szerokiej blizny po ci�ciu szabl� na jego
prawym policzku.
Bernard Anders znalaz� przysta� numer 6 i spojrza�
z dum� na sw� now� ��d�. Przynajmniej dwukrotnie
przekracza�a rozmiarami ba�tyckie "kajaki", na kt�rych
odbywa� szkolenie wst�pne. Dw�ch mechanik�w przygo-
towywa�o ��d� do walki, usuwaj�c z jej pok�adu reling
rufowy. Trzeci sprawdza� dzia�o 88-mm, kt�re g�rowa�o
nad pok�adem dziobowym. Anders zapomnia� o ca�ym
�wiecie, spogl�daj�c z rado�ci� na ka�dy detal �odzi, kt�ra
na wiele dni mia�a si� sta� jego domem. Z zamy�lenia
wyrwa� go mi�y g�os za plecami.
- Dobry wiecz�r.
Anders odwr�ci� si� i ujrza� przystojnego, elegancko
ubranego oficera, kt�rego zauwa�y� jeszcze w poci�gu.
- Jestem podporucznik Richard Stein - przedstawi�
si� z u�miechem, podczas kt�rego blizna zgi�a si�
w zygzak. Ostre jak brzytwy kantki spodni bieg�y jak
dwie linie wprost na wypolerowane na wysoki po�ysk
buty. Nawet marynarskie torby podr�ne by�y zapako-
13
wane z zachowaniem doskona�ej symetrii. Anders z pew-
nym skr�powaniem przypomnia� sobie o w�asnej sylwet-
ce, na kt�r� wygadywa�a matka, ilekro� przychodzi�o
jej przeszywa� mu mundur, by lepiej pasowa�. U�cisn��
podan� d�o� i zauwa�y�, �e paznokcie Steina s� staran-
,nie przyci�te.
\ - Porucznik Bernard Anders - powiedzia�, odpo-
wiadaj�c u�miechem na u�miech.
Stein wskaza� gestem na ��d� i strzepn�� niewidzialny
py�ek z r�kawa.
- Pa�ska nowa ��d�?
- Tak. - Andersowi nie spodoba�a si� pewno�� sie-
bie Steina.
- Kt�ra?
- U700.
- Nie ma pan szcz�cia - powiedzia�, spogl�daj�c na
wypolerowane czubki but�w.
- Doprawdy? - Anders zje�y� si�.
- S�ysza� pan chyba. Niedawno w "Das Reich" by�
o niej artyku�.
- Moi rodzice nie prenumeruj� tej gazety - natych-
miast zareagowa� Anders, niemal w tej samej chwili
�a�uj�c odpowiedzi, bo zabrzmia�a obcesowo, czego nie
chcia�.
U�miech znikn�� z twarzy Steina. Wzi�� swe torby
podr�ne i oznajmi� ch�odno:
- Podczas pr�b morskich ko�o Trondheim mia�a
wypadek. Nie pami�tam szczeg��w, ale zdaje si�, �e
kapitan zachowa� si� dosy� przytomnie. Dosta� nawet
jakie� wyr�nienie, czy co� podobnego. Ale sam panu
chyba o tym opowie.
- Na jak� ��d� pan dosta� przydzia�? - zapyta�
Anders zbieraj�cego si� do odej�cia oficera. - Nie chcia-
�em by� nieuprzejmy, po prostu tak wysz�o.
- U99 - powiedzia� z udawan� oboj�tno�ci� Stein,
14
lecz w jego g�osie zabrzmia�a nutka dumy. - ��d�
kapitana Kretschmera. Jutro wraca z patrolu.
Anders nie odezwa� si�. Stein rzuci� mu na odchod-
nym jeszcze jedno spojrzenie, po czym z lekkim u�mie-
chem powiedzia�:
- �ycz� powodzenia, poruczniku Anders. Miejmy
nadziej�, �e nie oka�e si� pechow� �odzi�.
Kapitan Hans Weiner, wielki, postawny m�czyzna
w wieku oko�o czterdziestu lat, do 1939 roku by� kapitanem
treningowych �odzi podwodnych typu II na Ba�tyku.
Pogodzi� si� ju� z faktem, �e ca�� wojn� sp�dzi na �wicze-
niu rekrut�w, domy�laj�c si�, �e jego wiek nie pozwala na
otrzymanie komendy frontowej. Dlatego by� mile zasko-
czony i pe�en wdzi�czno�ci, gdy dow�dca flotylli poinfor-
mowa� go, �e b�dzie odbiera� U700 ze stoczni i zostanie jej
dow�dc�. Wypadek, kt�ry pozbawi� U700 prawie jednej
czwartej za�ogi z czterdziestu ludzi zdarzy� si� w drugim
tygodniu pr�b pe�nomorskich. Po koniecznych naprawach
i przer�bkach, otrzyma� rozkaz przybycia do nowo zdoby-
tego francuskiego portu Lorient w zachodniej Francji i tam
czeka� na uzupe�nienie za�ogi. Z do�wiadczenia wiedzia�, �e
zbyt wielu m�odych marynarzy nie ko�czy kursu przygoto-
wawczego, i nie mia� z�udze� co do tego, �e raczej nie mo�e
liczy� na gromad� starych wilk�w morskich.
Siedzia� przy stole tu� obok kwatery starszych ofice-
r�w i podpisywa� zam�wienia prowiantowe, gdy us�ysza�
kroki schodz�ce po metalowej drabince na stanowisko
dowodzenia. Odsun�� na bok zielon� kotar�, jedyn� na-
miastk� prywatno�ci dow�dcy �odzi klasy VIIC i wyjrza�
na zewn�trz. Oficer o obcej, niezgrabnej sylwetce usado-
wi� si� za peryskopem.
Weiner ubra� sweter i wszed� do pomieszczenia. Mi-
n�o �adnych kilka chwil, nim nowo przyby�y zauwa�y�
15
jego obecno��. Nagle odwr�ci� si� i na jego widok
u�miechn�� si� z zak�opotaniem.
- Nie wiedzia�em, �e kto� jest na pok�adzie.
Weiner przyjrza� si� oficerowi i zauwa�y� dwa z�o-
te paski na r�kawie munduru. - Porucznik Bernard
Anders?
- Tak, tu s� moje papiery.
Weiner wzi�� podane sobie dokumenty i zakl�� w my-
�li. Obiecano mu do�wiadczonego oficera, takiego, kt�ry
ma za sob� przynajmniej dwa patrole bojowe, nie za�
m�odzika �wie�o po szkole, kt�ry nigdy nie wytkn�� nosa
za Ba�tyk.
- Jestem przydzielony do kapitana Weinera.
- Ja jestem Weiner.
Wysoka sylwetka Andersa wyprostowa�a si� na bacz-
no��. Zasalutowa� niezgrabnie.
- Przepraszam, panie kapitanie.
Weiner machn�� r�k� i wskaza� gestem na wn�trze
�odzi.
- I co pan o niej my�li?
Anders u�miechn�� si�. Czu�, �e polubi Weinera.
- Robi wra�enie, panie kapitanie. Jest du�o wi�ksza
od �odzi �wiczebnych.
Weiner mrukn��:
- Po kilku tygodniach patrolu nawet panu wyda
si� ciasna. Wi�c to pan jest moim nowym zast�pc�?
- Tak jest. Mam ju� troch� do�wiadczenia. Przez
trzy miesi�ce by�em pierwszym oficerem.
Weiner u�miechn�� si�.
- Na typie II, prawda? Na Ba�tyku. Chod�my,
poka�� panu teraz prawdziw� ��d�. Zaczniemy od jej
z�b�w.
Olbrzymia d�o� Weinera pog�adzi�a z lubo�ci� jeden
z pocisk�w w dziobowym przedziale torpedowym.
16
- Ta jest specjalna, panie Anders. Poznaje pan, co
to za jedna?
Anders przykucn�� pod g�rnymi prowadnicami �adu-
j�cymi i spojrza� na d�ugi czarny kszta�t. Torpeda wy-
gl�da�a tak samo jak inne, z wyj�tkiem numeru wypi-
sanego bia�ymi cyframi na p�kolistej g�owicy. Wypros-
towa� si� z zaskoczeniem i omal nie uderzy� g�ow�
w prowadnice.
- G�owica G7e, panie kapitanie.
- Znakomicie - ucieszy� si� Weiner. - Ale dlacze-
go pan taki zdziwiony?
Anders spojrza� na z�owrogi odblask pocisku w s�abym
�wietle �ar�wek. Z ca�ej d�ugo�ci torpedy w�a�nie czarna
g�owica najbardziej przyku�a jego uwag�. W odr�nieniu
od reszty, powierzchnia jej by�a g�adka i wypolerowana.
- My�la�em, �e g�owice magnetyczne wycofano
z u�ytku.
- To jest wersja Mark II - odpar� Weiner, po-
klepuj�c pocisk jak �agodne zwierz� domowe. - M�wi�,
�e usun�li ju� wszystkie usterki, a Kretschmer, Schepke
i Prien topi� ka�d� z tych �licznotek po jednym statku.
Ma nap�d elektryczny, nie na spr�one powietrze, wi�c
nie zostawia za sob� �adnych �lad�w.
- G�owica jest chyba zrobiona z innej stali - zauwa-
�y� Anders, nie mog�c oderwa� wzroku od torpedy.
- Zupe�nie nowy gatunek stali bojowej, opracowany
w zak�adach Kruppa. Nazywa si� Wotan i pozwala
�adunkowi przed eksplozj� spr�y� si� do dwa razy
wi�kszego ci�nienia, ni� w zwyk�ych g�owicach. W ten
spos�b z tej samej ilo�ci materia�u wybuchowego mo�na
uzyska� podw�jn� si�� eksplozji. Ale najwi�ksze szkody
robi wybuch dok�adnie pod samym celem.
Anders poczu�, �e lubi starszego, o prawie ojcowskim
wygl�dzie m�czyzn�, i o�mieli� si� zada� pytanie, kt�re
niepokoi�o go od chwili rozmowy ze Steinem.
17
2 - U700
- Panie kapitanie, jaki wypadek zdarzy� si� na
tej �odzi?
Weiner odwr�ci� si�, a z twarzy znikn�� mu dob-
roduszny u�miech.
- Jaki wypadek? - warkn��.
- Przepraszam, panie kapitanie, ale kto� mi powie-
dzia�, �e podczas pr�b...
- Aha, o to chodzi - przerwa� mu Weiner, pokazu-
j�c skini�ciem g�owy na czworo drzwi przedzia��w tor-
pedowych. - Mieli�my k�opot z tr�jk�. �le zespawane
zawiasy.
Anders dobrze wiedzia�, co to oznacza�o.
- To znaczy, �e przy odpaleniu wyrwa�o klap�? -
zapyta� z niedowierzaniem.
- Co� w tym rodzaju - odpar� Weiner. - Ale nie
chce pan chyba przejmowa� si� tym, co min�o. Obaj
powinni�my si� zaj�� przysz�ymi sukcesami naszej U700.
Wzi�� Andersa za rami�.
- Po pierwsze, musimy si� zaj�� pana mundurem.
Wygl�da jakby pan w nim spa�. Nie mo�e pan p�j�� ca�y
wymi�ty na spotkanie z admira�em.
- Z admira�em? - zadr�a� Anders.
- Tak.
- A admira�em Doenitzem?
Weiner roze�mia� si�.
- Oczywi�cie. Chyba, �e Raeder mianowa� dzi� rano
kogo� innego na to stanowisko. - Weiner zauwa�y�
niepewno��, maluj�c� si� na twarzy swojego oficera,
i u�miechn�� si�, dodaj�c mu otuchy.
- Niech si� pan nie przejmuje, par� lat temu w Wil-
helmshaven czu�em si� dok�adnie tak samo. Dzisiaj wie-
czorem mamy przyj�cie z okazji przyj�cia naszej �odzi na
s�u�b�. Dow�dztwo flotylli okr�t�w podwodnych na At-
lantyk mie�ci si� w�a�nie tutaj, wi�c z pewno�ci� admira�
si� poka�e.
18
3.
Torpeda magnetyczna eksplodowa�a dok�adnie pod
kad�ubem wy�adowanego rud� masowca.
Kretschmer i marynarze pe�ni�cy wacht� na mostku
U99 zauwa�yli, jak o�lepiaj�cy snop p�omieni uderzy�
w nocne niebo. By�a to ostatnia torpeda U99, a odpalono
j� z wyrzutni rufowej.
��d� zawr�ci�a, mierz�c z dzia�a w okr�t, �eby w razie
potrzeby wyko�czy� go mieszanin� pocisk�w zapalaj�-
cych i od�amkowych, ale nie by�o trzeba. Gdy �wiat�o
ksi�yca przedar�o si� przez szpar� w chmurach, zaskocze-
ni marynarze patrzyli, jak dwa maszty statku zbli�aj� si� ku
sobie i powoli krzy�uj�, jak szermierze na pocz�tku pojedy-
nku. Widzieli nawet podw�jne stery i �ruby, gdy rufa
wy�oni�a si� z wody. Dzi�b r�wnie� powsta� do g�ry
i zdawa� si� tak trwa� przez nie ko�cz�c� si� sekund�.
- Nawet nie zd��yli spu�ci� szalup - powiedzia�
szeptem jeden z obserwator�w.
Kretschmer nie odezwa� si� ani s�owem.
Po chwili ich uszu doszed� ryk wody, wdzieraj�cej si�
na statek i obie jego po�owy pogr��y�y si� w odm�tach. Po
okr�cie nie zosta�o nawet �ladu. Mia� spocz�� dopiero pi��
mil poni�ej, na dnie Oceanu Atlantyckiego.
Mniej ni� pi��dziesi�t sekund min�o od wybuchu
torpedy do zatoni�cia statku. �aden z cz�onk�w za�ogi
U99 nie widzia� jeszcze tak szybko ton�cego okr�tu.
Drugi oficer, Jupp Kassel, siedz�cy na nas�uchu,
dostroi� radio na mi�dzynarodow� cz�stotliwo��, kt�r�
wysy�a�o si� sygna�y o pomoc, chc�c zanotowa� przynaj-
mniej nazw� statku, ale nie us�ysza� nic. By� to dow�d, �e
torpeda magnetyczna ze sw� zdolno�ci� �amania kad�uba
statku, i taktyka Kretschmera - nocnego ataku powierz-
19
chniowego z bliskiej odleg�o�ci, czyni�y z U99 najbardziej
�mierciono�n� bro� w wojnie na Atlantyku.
Zako�czy� si� kolejny patrol U99. Pozosta�o jej tylko
skierowa� si� na wsch�d, do bazy �odzi podwodnych
w Loriencie.
4.
Tego wieczoru, podczas przyj�cia w hotelu "Beau
Sejour", podporucznik Richard Stein stara� si� wspi��
na szczyt niestabilnej piramidy z krzese� i foteli. Broni�c
si� przed ciosami poduszk�, zadawanymi przez chichocz�-
c� stenotypistk�, zdo�a� chwyci� j� za kibi�. Zgodnie
z regu�ami gry, odda�a mu d�ugi, nami�tny poca�unek,
a marynarze klaskali z podziwem. Po dziesi�ciu sekun-
dach mia�a prawo zepchn�� go z piramidy i szcz�cia m�g�
pr�bowa� nast�pny. Dw�ch oficer�w S S, kt�rych Stein
pozna� tego dnia w Loriencie, obrzuca�o ich papierowymi
ta�mami.
Weiner i Anders stali przy bufecie i patrzyli, jak Stein,
mimo protest�w dziewczyny, rozpina guziki jej bluzki.
- Co s�dzisz o naszej za�odze? - zapyta� Weiner,
dolewaj�c Andersowi wina.
- Wydaj� si� w porz�dku - odpar� Anders, nie
spuszczaj�c wzroku ze Steina i zastanawiaj�c si�, jak ten,
w ferworze walki z dziewczyn�, potrafi utrzyma� w po-
rz�dku fryzur�.
- Kim, do cholery, jest ten typek? - Weiner wskaza�
kieliszkiem w stron� oficera.
- Nazywa si� Stein. Przyjechali�my razem tym sa-
mym poci�giem - odpowiadaj�c, Anders zorientowa� si�,
20
�e czuje si� znakomicie w towarzystwie Weinera. Przynaj-
mniej tutaj znalaz� si� kto�, kto nie traktuje go z g�ry.
- Niech go diabli. - wymamrota� Weiner do kieliszka.
- M�wi, �e przydzielili go na U99.
Weiner roze�mia� si� kr�tko.
- Kretschmer go nie zechce.
Anders wychyli� szklank�. Zwykle jeden drink wystar-
cza� mu na ca�y wiecz�r, lecz tutaj czu� odpr�enie.
Postanowi� wykorzysta� przyjacielsk� atmosfer� i cieszy�
si� rozmow� z kapitanem.
- Dlaczego nie, panie kapitanie?
Nagle dziewczyna krzykn�a g�o�no. Stein rozerwa� jej
bluzk�. Paznokciami podrapa�a mu twarz, a on w zem�cie
uderzy� j� na odlew, a potem z�apa� za w�osy i poci�gn��
jej g�ow� do ty�u. Woln� r�k� zerwa� jej biustonosz.
Brinkler, lekarz i g��wny mechanik U700 zorientowa� si�,
�e Stein posuwa si� za daleko i pr�bowa� wspi�� si� na
piramid�, by go powstrzyma�, lecz odci�gn�o go dw�ch
oficer�w SS.
Weiner od�o�y� kieliszek i spojrza� na przestraszon�
dziewczyn�. Anders czu�, �e zaraz wybuchnie.
- Nie pozwol�, �eby ten bubek zepsu� mi przyj�cie,
Anders. Powstrzymaj go.
Anders roze�mia� si� nerwowo, maj�c nadziej�, �e
Weiner potraktuje to jako �art. Lecz jego twarz by�a
�miertelnie powa�na. Jeden z oficer�w S S do��czy� do
Steina i ci�gn�� za halk� dziewczyny. Zacz�o si� robi�
nieprzyjemnie i inne dziewcz�ta ponagla�y swoich towa-
rzyszy do interwencji.
- Przerwij to natychmiast! - powiedzia� Weiner
z ledwo hamowanym gniewem.
Olbrzymi mercedes zatrzyma� si� przed hotelem,
a kierowca szybko wyskoczy� otworzy� drzwi pasa�erowi.
Admira� Karl Doenitz wysiad� i przystan��, nas�uchuj�c
21
odg�os�w przyj�cia. Odwr�ci� si� do Johanna Knellera,
swego adiutanta, i u�miechn�� si�.
- S� takie chwile, Johann, kiedy �a�uj�, �e nie jestem
dow�dc� �odzi podwodnej.
Doenitz, dow�dca flotylli okr�t�w podwodnych Krie-
gsmarine, mia� niewiele ponad pi��dziesi�t lat. Jego ostre,
typowo pruskie rysy i przedwcze�nie posiwia�e w�osy
sprawia�y, �e za�ogi wszystkich �odzi nazywa�y go Siwym
Lwem. Nie zawraca� sobie tym g�owy. Mogli go nazywa�
jak chcieli, byle zatapiali du�o okr�t�w wroga. Po ka�dym
patrolu s�owo po s�owie analizowa� ka�dy raport dow�dcy
okr�tu i bezlito�nie ruga� ka�dego oficera, kt�ry wykazy-
wa� cho�by najmniejsz� s�abo�� czy wahanie w czasie
ataku. W zamian za to, Doenitz broni� swoich marynarzy
przed zakusami propagandyst�w z Berlina. W swej kwa-
terze g��wnej tolerowa� kilku esesman�w, o ile zajmowali
si� sprawami bezpiecze�stwa i nie wtykali nosa w sprawy
�odzi podwodnych.
Wielu w Berlinie nie przepada�o za nim. Podejrzewali,
�e zorganizowa� penetracj� bazy Scapa Flow w Szkocji
i kaza� zatopi� "The Royal Oak", by przekona� Hitlera
o konieczno�ci inwestowania w rozw�j �odzi podwodnych,
gdy on nie mia� specjalnej na to ochoty. Z kolei Goering
nienawidzi� go serdecznie, bo musia� wypo�yczy� mu
szwadron "Kondor�w" dalekiego zasi�gu w celu rozpo-
znawania konwoj�w. Od tego czasu bez przerwy, chocia�
i bez powodzenia stara� si� o ich zwrot, by wreszcie
nabra�o prawdy jego powiedzenie, �e "wszystko co lata,
nale�y do mnie". Wchodz�c do hotelu, Doenitz zapyta�
swego adiutanta:
- Powiedzia�e� Weinerowi, �e zjawi� si� na jego
przyj�ciu?
- Tak jest, panie admirale.
Doenitz nie chcia�, �eby jego podkomendni czuli na
plecach oddech zwierzchnika, nawet gdy si� bawi�.
22
Anders niech�tnie od�o�y� kieliszek i przepchn�� si�
przez t�um, otaczaj�cy piramid�. Stein i oficer S S nie
zaprzestali swej pijackiej zabawy.
- Dosy� tego, Stein. Zostaw j� w spokoju.
T�um zamilk�. Anders poczu� jak�� d�o� na swym
r�kawie, lecz strz�sn�� j� niecierpliwie. Stein roze�mia� si�
dzikim �miechem i wyla� zawarto�� butelki na brzuch
dziewczyny.
- Ona to lubi, Anders. Chod�, napijesz si� z jej p�pka.
Anders podszed� bli�ej i wpatrzy� si� w oczy Steina.
Twarz mia� na wysoko�ci wypolerowanego czubka je-
go buta.
- Powiedzia�em, �e wystarczy!
Dziewczyna zacz�a si� broni�, gdy esesman pr�bowa�
rozchyli� jej nogi.
- Spr�buj nas powstrzyma�! - zawo�a� ironicznie
Stein i zamachn�� si� nog�. Anders przewidzia� to i Stein
kopn�� powietrze. W tej samej chwili dwie pot�ne d�onie
chwyci�y jego �ydk� i gwa�townie wykr�ci�y. Wrzask b�lu
Steina uton�� w ha�asie rozlatuj�cej si� piramidy, lec�cych
na wszystkie strony poduszek i machaj�cych bez�adnie r�k
i n�g. Ze strony bawi�cych si� rozleg� si� aplauz. Gdy
Anders pomaga� stan�� na nogi �kaj�cej dziewczynie,
k�tem oka dostrzeg�, �e do sali wchodzi Doenitz. Nie
mo�na by�o z niczym pomyli� jego siwych w�os�w wy-
staj�cych spod wysokiej czapki z z�otym otokiem.
Dyrygent te� zauwa�y� wej�cie admira�a i powita� go
szybkim ta�cem na wej�cie.
Stein nie zauwa�y� nowo przyby�ego. ��dny zemsty
odwr�ci� si� nagle i uderzy� Andersa w brzuch, lecz cios
nie by� zbyt silny, bowiem odci�gali go koledzy z S S.
Dwie kobiety wyprowadzi�y stenotypistk� z sali.
Brinkler i jeden z marynarzy U700 trzymali Andersa,
by uspokoi� si� na tyle, by m�g� do��czy� do Weinera,
kt�ry nalewa� w�a�nie Doenitzowi wina. Obs�uga, odziana
23
w jasne fraki, uk�ada�a meble na miejscu, i pary zn�w
zacz�y pojawia� si� na parkiecie.
Weiner poklepa� Andersa przyja�nie po plecach
i przedstawi� go Doenitzowi, kt�ry odwr�ci� si� do
niego z u�miechem i skin�� g�ow� w stron� wci��
skurczonej z gniewu twarzy Steina po drugiej stronie
parkietu.
- Podczas walki ani na chwil� nie nale�y spuszcza�
oka z przeciwnika - powiedzia�. - Ale ciesz� si�, widz�c
zdecydowany atak.
Anders wzi�� kieliszek podany mu przez Weinera
i zmusi� si� do zdania sobie sprawy, �e m�wi do� sam
admira� floty podwodnej Kriegsmarine.
- Chwilowe niedopatrzenie, panie admirale. - po-
wiedzia� niepewnie Anders, lecz Doenitz nie s�ucha� -
podekscytowany Kneller m�wi� mu co� do ucha. Admira�
po�o�y� kieliszek na stoliku, pospiesznie przeprosi� Wei-
nera i wyszed� z Knellerem do holu.
Kapitan U700 patrzy� spod zmarszczonych brwi na
wychodz�cego.
- No c� - zacz�� smutno. - Lepiej tyle ni� nic.
Anders odwr�ci� si� i zauwa�y�, jak Stein uwalnia si�
z obj�� swych koleg�w, nie spuszczaj�c oka z Andersa.
W jaki� spos�b uda�o mu si� przy tym zachowa� niena-
ganny wygl�d.
- Zbli�aj� si� k�opoty - mrukn�� Weiner, gdy Stein
zacz�� zmierza� w ich kierunku niepewnym krokiem.
Lecz Stein by� ju� spokojny. U�miechn�� si� do
Andersa i powiedzia�:
- Widz�, �e si� zaprzyja�ni�e� z wujkiem Karlem -
powiedzia�, z trudno�ci� wymawiaj�c sylaby. - Na twoim
miejscu wykorzysta�bym to do przeniesienia na przy-
zwoit� ��dk�.
Za�enowany, Anders odpar�:
- To jest kapitan Hans Weiner, dow�dca U700.
24
Stein u�miechn�� si� szerzej. Udawa�, �e widzi Weine-
ra po raz pierwszy.
- Przepraszam, panie kapitanie. To tylko niewinny
�arcik.
- Szkoda, �e�my go nie zrozumieli - zauwa�y�
Weiner ch�odno. - Niech pan spr�buje nim roz�mieszy�
swoich koleg�w z SS.
Stein sk�oni� si� ironicznie i wycofa� w stron� swojego
stolika.
- Kawa� drania - skomentowa� kapitan.
- Kapitanie Weiner?
Weiner odwr�ci� si�. Za nim sta� Kneller, ca�y
w u�miechach.
- Pan admira� bardzo przeprasza, ale przynajmniej
przez godzin� nie b�dzie m�g� uczestniczy� w ban-
kiecie.
- Dlaczego?
- W tej chwili otrzymali�my wiadomo��, �e z patrolu
powraca nasza ��d�.
- Kt�ra? - zapyta� z niech�ci� w g�osie Weiner,
wyczuwaj�c zagro�enie dla bankietu.
- U99 - powiedzia� z jeszcze wi�ksz� rado�ci�
Kneller, widz�c min� kapitana. - Wraca Kretschmer.
Odwr�ci� si�, stan�� na krze�le i klasn�� w d�onie dla
zwr�cenia uwagi.
- U99 wchodzi do portu! - oznajmi�.
Wiadomo�� ta spowodowa�a masowy eksodus zapro-
szonych.
Na nabrze�u trzecim zebra�o si� dobrze ponad sto
os�b. Niekt�re z dziewcz�t wspi�y si� na mostek U700,
inne sk��bi�y si� na tylnym, wy�szym nieco pok�adzie
rufowym, obok dzia�a.
Anders sta� na nabrze�u obok Weinera, za� Doenitz,
w swym d�ugim p�aszczu, powolnym krokiem zbli�y� si�
25
do marynarzy, przygotowuj�cych trap. Jedynym s�yszal-
nym d�wi�kiem by�o lekkie pluskanie wody i szcz�kanie
z�b�w co mniej wytrzyma�ych dam, kt�rym by�o zimno
w wieczorowych sukniach. Stein, z b�yszcz�cymi oczyma,
sta� razem ze swymi kolegami z SS. Wszyscy spogl�dali na
�wiat�a sygnalizacyjne, poruszaj�ce si� przez zatok� w stro-
n� rz�si�cie o�wietlonej oazy - nabrze�a numer trzy.
Nocna mg�a unosi�a si� nisko nad cich�, czarn� powie-
rzchni� wody. Wreszcie Anders dostrzeg� ciemny kszta�t
pomi�dzy �wiat�ami. T�um poruszy� si� na widok nieru-
chomej sylwetki, stoj�cej na mostku, kt�ra jakby unosi�a
si� we mgle niczym duch zemsty.
Dzi�b okr�tu z idealn� precyzj� przeci�� snop �wiat�a
otaczaj�cy basen nabrze�a. Dano wstecz i z wody wy�oni�a
si� na ca�� d�ugo�� tajemnicza i gro�na bro� Niemiec
w wojnie na Atlantyku.
Uwag� Andersa przyku� przedmiot z boku wie�yczki
obserwacyjnej. By� cz�ci� legendy, kt�r�, jak s�dzi�,
wymy�li�y gazety i kroniki filmowe, ale nie. Z�ota pod-
kowa by�a tam naprawd� i l�ni�a w �wiat�ach nabrze�a.
- Niech pan spojrzy na proporczyki - wymamrota�
Weiner do ucha Andersa.
Ze wspornik�w peryskopu zwisa�a sm�tnie ca�a nitka
mokrych proporc�w. Ka�dy symbolizowa� jeden zatopio-
ny statek i mia� na sobie wypisany jego tona�.
Elektryczne silniki �odzi umilk�y.
Nagle cisz� przerwa�y oklaski jednej z kobiet. Do��-
czy�a do niej druga i po chwili wszyscy zebrani na
nabrze�u klaskali i wznosili okrzyki. Nawet Doenitz
do��czy� si�, lecz nie krzycza�, nie chc�c naruszy� powagi
swego urz�du. Natomiast Stein robi� jedno i drugie
z wielkim zapa�em. Jego oczy l�ni�y dum�, gdy patrzy� na
��d�, na kt�rej mia� s�u�y�.
Sprawne d�onie pochwyci�y rzucone cumy i szybko
zainstalowano trap, kt�ry ��czy� si� z przednim pok�adem
26
�odzi. Kretschmer nie poruszy� si�, zanim ca�a czterdzies-
toosobowa za�oga nie znalaz�a si� na brzegu. Dopiero gdy
zniesiono na brzeg rannego na noszach, zszed� z pok�adu,
witaj�c si� z Doenitzem.
M�czyzn� na noszach niesiono obok Andersa i Wei-
nera. Koc, kt�rym by� przykryty, pokrywa�a w okolicy
brzucha zakrzep�a krew, co zadawa�o k�am histerii propa-
gandowej o niezwyci�ono�ci niemieckich �odzi pod-
wodnych. Nagle poczu� na ramieniu d�o�, dodaj�c� mu
otuchy.
- Chod�my - powiedzia� cicho Weiner. - Czas
wraca� na bankiet.
Mniej ni� dwadzie�cia pi�� par wr�ci�o do sali. Stein
siedzia� przy stoliku z dwoma esesmanami i zastanawia�
si�, czy zaprzyja�nienie si� z nimi nie by�o przypadkiem
pomy�k�. Z pijan� zazdro�ci� patrzy� na grup� m�czyzn,
stoj�c� wok� bufetu. Kretschmer, Kneller, Anders i Do-
enitz rozmawiali ze sob� swobodnie, a �miech kapitana
U700 by�o wyra�nie s�ycha� ponad brzmieniem orkiestry,
graj�cej powolnego walca.
- Niech to szlag trafi - mrukn�� Stein do kufla
z piwem. - Powinien mnie zaprosi�. Przecie� Kre-
tschmer jest teraz moim dow�dc�.
Taniec sko�czy� si�. Rzadkie oklaski nagrodzi�y stara-
nia orkiestry i wi�kszo�� tancerzy powr�ci�a na swoje
miejsca. Dochodzi�a trzecia rano.
D�o� Steina pow�drowa�a ku krawatowi, wyr�wna�
w�ze�. Wsta�, maj�c zamiar podej�� do grupy przy barze,
lecz kolega z SS z powrotem posadzi� go na krze�le.
- Nie wyg�upiaj si�.
Tymczasem Kretschmer cz�stowa� wszystkich zebra-
nych swymi cygarami. Doenitz podzi�kowa� i ostrzeg�
27
Andersa, kt�ry przyj�� jedno z opakowanych w foli� cygar.
- Uwa�aj na nie. S� bardziej niebezpieczne ni� jego
torpedy.
- Trzy niewypa�y - powiedzia� Kretschmer. - Ale
poprawiaj� si�.
Doenitz zmarszczy� brwi. Nie mia� jeszcze okazji przej-
rze� dziennika pok�adowego. Przeprosi� na chwil� Weine-
ra i Andersa, zabieraj�c Kretschmera na stron�.
- Trzy niewypa�y?
- Lepiej ni� ostatnim razem - skin�� g�ow� Kre-
tschmer. - Ale brakuje im jeszcze troch� do doskona�o-
�ci. Zgubi�em przez to trzy okr�ty, w tym jeden tan-
kowiec.
Doenitz zakl�� pod nosem. Torpeda magnetyczna,
cho� w zamy�le by�a znakomitym urz�dzeniem, prze�y-
wa�a nadal k�opoty wieku dzieci�cego. We wczesnych
dniach problemy by�y tak powa�ne, �e Doenitz przyrzek�,
�e nigdy nie wy�le swoich ludzi do walki z tak bezu�ytecz-
n� broni�. Grup� technik�w i in�ynier�w, odpowiedzial-
nych za rozw�j broni, postawiono nawet przed s�dem.
Lecz trzeba by�o przyzna�, �e niemieckiej produkcji
torped, kt�re nie zatapia�y statk�w, odpowiada�a brytyjs-
ka produkcja bomb g��binowych, kt�re nie zatapia�y
okr�t�w podwodnych, chocia� od pewnego czasu nad-
chodzi�y wiadomo�ci, �e RAF udoskonala bomby zrzuca-
ne z samolotu.
- Jednak o trzy za du�o - powiedzia� Doenitz. -
Mam dla ciebie nowego drugiego oficera, kt�ry uko�czy�
kurs obs�ugi g�owic G7e w Kilonii i potrafi je skont-
rolowa� przed odpaleniem.
Kretschmer zainteresowa� si�.
- Jak si� nazywa?
- Richard Stein, podporucznik. Ten, przy stoliku po
drugiej stronie.
Twarz Kretschmera pozbawiona by�a wyrazu, kiedy
28
przygl�da� si� Steinowi, kt�ry nie zdawa� sobie sprawy, �e
jest obserwowany. Gdy jeden z esesman�w opowiedzia�
jaki� dowcip, wszyscy przy stoliku wybuchn�li rykliwym
�miechem.
Kretschmer po�o�y� ostro�nie szklank� na kontuarze
i powiedzia�:
- Prosz� o ma�� przys�ug�, admirale.
- Cokolwiek zechcesz, Otto - odpar� zaskoczony
Doenitz.
- Prosz� mi znale�� kogo� innego.
- Pow�d?
- Nic takiego, co m�g�bym wyrazi� s�owami - kapi-
tan pozwoli� sobie na cie� u�miechu.
Stein musia� wyczu�, �e w�a�nie o nim mowa i spowa-
�nia�, patrz�c na oficer�w.
Doenitz pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem.
- U700 nie ma jeszcze pe�nego sk�adu. Poprosz�
Knellera, �eby jutro z samego rana przekaza� rozkaz
Steinowi.
5.
W ch�odny, nieprzyjemny lutowy dzie� w Londynie,
komandor Ian Lancaster Fleming z Marynarki Wojennej,
niegdy� dziennikarz i makler gie�dowy, a teraz osobisty
asystent Dyrektora Biura Wywiadu Morskiego, spogl�da�
na le��ce przed nim zdj�cia trzech as�w niemieckich �odzi
podwodnych: Otto Kretschmera z U99, Gunthera Priena
z U47 i Joachima Schepke z U100. Dok�adnie przygl�da�
si� zdj�ciom, wch�aniaj�c ka�dy ich szczeg�.
29
Przystojny, dobroduszny, lecz przykuty do biurka
Fleming �ywi� dla tych m�czyzn co� wi�cej ni� przelotn�
sympati�, cho� w�tpi�, czy ten fakt znalaz�by poparcie
w kr�gach Admiralicji.
Schepke by� wysokim blondynem, na zdj�ciu otoczo-
nym przez kr�g rozradowanych dziewcz�t. Rysy twarzy
Kretschmera, pewne siebie i gro�ne, uchwyci� fotograf
w studio, za� Prien �mia� si� wyzywaj�co w obiektyw na
zdj�ciu zrobionym przez reportera CBS tu� przed zato-
pieniem angielskiego pancernika "The Royal Oak" na,
jak m�wiono, bezpiecznym kotwicowisku Scapa Flow
u wybrze�y Szkocji.
Fleming czyta� wszystkie raporty wywiadu na ich
temat i westchn��. Kombinacja charakter�w tych trzech
m�czyzn stworzy�aby idealnego bohatera ksi��ki. Od-
sun�� zdj�cia na skraj biurka i przy�o�y� je kawa�kiem
stali. Powierzchnia metalu l�ni�a z�owrog� czerni�. Przyj-
rza� si� jej w zamy�leniu i wezwa� do siebie stenotypistk�.
Dyktowa� jej przez dziesi�� minut. S�owa przychodzi�y
mu z �atwo�ci�.
Admira� Godfrey, Dyrektor Biura Wywiadu Mors-
kiego, mia� zwyczaj czyta� raporty Fleminga przed wszys-
tkimi innymi, bo wiedzia�, �e a� roi si� w nich od
obrazowych, dosadnych wyra�e�, co by�o dla niego od-
mian�, kt�rej wyczekiwa� po stosach cywilnej prozy,
codziennie l�duj�cej na jego biurku.
Pierwszy raz przeczyta� raport dla rozrywki. Najbar-
dziej spodoba� mu si� w nich opis trzech as�w niemieckiej
Kriegsmarine jako "t�pych narz�dzi g��boko prze-
my�lanej strategii Doenitza". Po raz drugi przeczyta�
go, by zastanowi� si� nad wnioskami z niego p�yn�cymi.
Jak zwykle u Fleminga, pe�no w nim by�o niesamowitych
pomys��w, zdradzaj�cych wielk� wyobra�ni� id�c� w pa-
rze z przenikliwo�ci�, jednak nic takiego, czego nie da-
30
�oby si� wprowadzi� w �ycie. Poza tym raport dotyka�
politycznie niepewnego pola neutralno�ci Stan�w Zjed-
noczonych.
Fleming ko�czy� sw�j raport s�owami: "Je�eli my,
myszy, mamy czasem szcz�cie i jakim� cudem udaje nam
si� z�apa� kota, powinni�my zaprosi� naszych kuzyn�w,
�eby spojrzeli sobie na jego z�by i pazury, w zamian za
troch� sera."
Admira� Godfrey u�miechn�� si� i u do�u strony
napisa�, �e si� zgadza. Potem usiad� wygodnie i przeczyta�
raport po raz trzeci.
Ian Fleming, pomy�la�, jest naprawd� doskona�ym
pisarzem.
6.
Nadszed� pierwszy dzie� s�u�by U700.
Twarz Steina by�a czerwona z w�ciek�o�ci, gdy sta� na
baczno�� na nabrze�u portowym w Loriencie. Wraz
z innymi cz�onkami za�ogi U700 trzyma� wyci�gni�t�
w pozdrowieniu d�o�, podczas gdy orkiestra wojskowa
gra�a hymn Rzeszy. Nagle zmoczona deszczem partytura,
wyrwana ostrym wschodnim wiatrem sprzed nosa flecis-
ty, owin�a si� ko�o jego nogi. Kolejne upokorzenie z ca�ej
serii, kt�ra zacz�a si� poprzedniego dnia wieczorem
i osi�gn�a teraz sw�j punkt kulminacyjny. Musia� teraz
sta� u boku Weinera, Andersa i innych cz�onk�w za�ogi
U700, na kt�rych nie tak dawno patrzy� z g�ry.
Orkiestra sko�czy�a gra� i Doenitz wyst�pi� o krok do
przodu. Odchrz�kn�� i w kr�tkich, prostych s�owach
31
zacz�� m�wi� na sw�j ulubiony temat - o konieczno�ci
atakowania konwoj�w i niszczenia jak najwi�kszej ilo�ci
okr�t�w wroga.
Stein nie zwraca� uwagi na s�owa admira�a, patrz�c na
nosz�c� �lady walki U99, zacumowan� obok U700. Kretsch-
mer sta� na pok�adzie swej �odzi zaj�ty o�ywion� rozmow� ze
swym pierwszym oficerem. Stein zastanawia� si�, o czym
rozmawiaj� - mo�liwe, �e o taktyce �odzi na kolejnym
patrolu. Bynajmniej nie poprawi�o mu to humoru.
Doenitz sko�czy�. Weiner podszed� do niego, by
odebra� dziennik pok�adowy i bander�, po czym zn�w
wst�pi� do szeregu. Tak zako�czy�a si� prosta ceremonia
przyj�cia na s�u�b�. U700 by�a teraz �odzi� frontow�
w pe�nym tego s�owa znaczeniu. Po dw�ch rejsach �wi-
czebnych, koniecznych, by jej za�oga zgra�a si� w jeden
organizm, mia�a si� sta� pe�nowarto�ciow� jednostk�.
7.
Weiner postuka� wska�nikiem po mapie, opisa� okr�g
wok� Islandii i odwr�ci� si�, staj�c twarz� w twarz
z za�og�. Anders siedzia� w pierwszym rz�dzie, z d�ugimi
nogami wyci�gni�tymi przed siebie na wypolerowanej
pod�odze. Je�eli nie bra� pod uwag� zmarszczonej twarzy
Steina, atmosfera w sali by�a odpr�ona i przyjacielska.
Stein siedzia� przy oknie, spogl�daj�c w d� na U99.
Zahartowana w bojach jednostka poddana zosta�a b�ys-
kawicznemu remontowi i pomalowana, dor�wnuj�c teraz
urod� U700.
32
- Nie mog� wam poda� dok�adnych danych - po-
wiedzia� Weiner, a g�os jego odbi� si� echem po sali. -
Jednak musz� wam powiedzie�, �e b�dziemy w zasi�gu
hudson�w z jednostek obrony przybrze�nej RAF-u, kt�re
stacjonuj� na Islandii. Mamy rozkaz: "czterech obser-
wator�w na mostku i ca�odobowa obserwacja nieba przez
peryskop". Pami�tajcie panowie - samoloty s� �miertel-
nym wrogiem �odzi podwodnych.
Na zewn�trz orkiestra zacz�a gra� marsza Kretsch-
mera - utw�r specjalnie skomponowany przez dyrygenta
orkiestry na cze�� kapitana. Weiner zauwa�y�, �e Stein
wystukuje swym nienagannie wypolerowanym butem
rytm muzyki. Dw�ch mechanik�w podsun�o si� bli�ej
okna i spojrza�o na d�. �egnaj�cy machali d�o�mi, gdy
okr�t wychodzi� w morze.
- A mo�e skupiliby�my si� na U700, panowie? -
powiedzia� Weiner z wilczym u�miechem. - U99 da
sobie rad� sama.
Rozleg� si� �miech marynarzy. Weiner podni�s� do
g�ry wielki obraz, przedstawiaj�cy torped�, eksploduj�c�
o burt� statku.
- Konwencjonalna g�owica wybucha, gdy jej zapal-
nik uderzy w kad�ub statku - po�owa energii rozprasza
si�, nie czyni�c mu nic z�ego, poza tym eskorta konwoju
od razu wie, gdzie szuka� �odzi, kt�ra odpali�a torped�.
Podni�s� kolejny obrazek.
- A to potrafi zdzia�a� g�owica magnetyczna.
Anders z zainteresowaniem przygl�da� si� rycinie.
Przedstawia�a torped� eksploduj�c� dok�adnie pod st�pk�
statku. Weiner wskaza� na ni�.
- Ucieszycie si�, jak wam powiem, �e U99 u�ywa
od pewnego czasu nowego typu torpedy i informuje
o wzro�cie jej niezawodno�ci. Jak widzicie, si�a wybuchu
zamiast rozprasza� si�, koncentruje si� na st�pce okr�tu.
Nowa stal Kruppa o nazwie Wotan umo�liwia podwoje-
33
3 - U700
nie si�y wybuchu, tak, �e jedna torpeda w zupe�no�ci
wystarcza, by prze�ama� statek o wyporno�ci dwudziestu
tysi�cy ton na p�.
Wszyscy pr�cz Steina s�uchali uwa�nie Weinera.
- Kolejnym plusem jest brak b�ysku eksplozji, gdy
torpeda wybucha. Wiemy, �e U47 uda�o si� uciec ze
Scapa Flow po zatopieniu "The Royal Oak" dlatego, �e
Brytyjczykom wydawa�o si�, �e to w ich w�asnym maga-
zynie amunicji nast�pi� wybuch. U700 dosta�a na sw�j
pierwszy patrol jedn� tak� g�owic�. Kiedy wyruszymy na
drugi, jestem pewien, �e b�dzie ich na tyle, �e starczy dla
wszystkich czternastu torped. Wtedy b�dziemy mogli
skorzysta� z zasady kapitana Kretschmera.
Weiner u�miechn�� si� ch�odno w kierunku Steina.
- Mamy szcz�cie, �e w naszej za�odze znalaz� si�
podporucznik Richard Stein. Nie tylko uko�czy� kurs
teoretyczny na temat nowej g�owicy, lecz jest tak�e
autorem studium taktyki U99. Mo�e zechce nam pan go
przypomnie�.
Stein odwr�ci� twarz od okna i z niewinnym wyrazem
twarzy spojrza� na ch�odny u�miech Weinera.
- Tak, panie kapitanie? - zapyta� przymilnym
g�osem.
Weiner nie przestawa� si� u�miecha�.
- Czy wie pan, o jak� zasad� mi chodzi?
- Tak, panie kapitanie.
Weiner z wysi�kiem podtrzymywa� u�miech.
- Chcieliby�my j� us�ysze�, panie Stein.
- Od kogo, panie kapitanie?
Kto� z ty�u sali roze�mia� si�.
- Od pana, panie poruczniku.
Stein spojrza� bez wyrazu.
- Kiedy, panie kapitanie?
Tym razem nikt si� nie odezwa�. Weiner zrobi� krok
w stron� Steina i zajrza� w oczy bez wyrazu. Tak,
34
pomy�la�, chcia�by�, �ebym straci� nerwy przy ca�ej za�o-
dze, prawda?
- Prosz� wsta�, panie Stein - powiedzia� spokojnie.
Stein wsta� i poprawi� krawat.
- Niech pan si� nie martwi o krawat, panie Stein.
Jak zwykle, pod wzgl�dem stroju �wieci nam pan przy-
k�adem. Prosz� nam teraz powiedzie�, jakie stanowisko
reprezentuje dow�dztwo i za�oga U99 co do ekonomicz-
no�ci zu�ycia torped.
Stein u�miechn�� si� i przem�wi�, wyra�nie akcentu-
j�c s�owa:
- Jedna torpeda - jeden zatopiony okr�t.
8.
- Jedna torpeda, jeden statek - powiedzia� Fleming
ze zmarszczonymi brwiami. Pchn�� w kierunku Brice'a
zawarto�� teczki. Tutaj masz nast�pny, "Convallari�".
Zaton�a w nieca�� minut�. I jeszcze jeden - "Beatus".
Te� jedna torpeda. Razem wzi�wszy pi��dziesi�t statk�w,
ka�dy zatopiony jedn� torped�.
Alan Brice zag��bi� si� w lekturze sprawozda� os�b,
kt�re prze�y�y kolejne katastrofy.
By� w ka�dym calu zr�wnowa�onym cz�owiekiem -
pocz�wszy od niespiesznego, bosto�skiego akcentu, zdra-
dzaj�cego opanowanie, a sko�czywszy na stylu ubioru.
Jako naukowiec, jeden z najlepszych na �wiecie in�ynie-
r�w projektuj�cych torpedy, Brice rozczarowa� Fleminga,
kt�ry wola�, by przedstawiciele tej profesji mieli cechy na
pierwszy rzut oka odr�niaj�ce ich od innych ludzi:
35
b��dne spojrzenie, natur� ekscentryka, krzywo zawi�zany,
niemodny krawat i mo�e jeszcze pi�kn� c�rk� na dodatek.
Wysoki blondyn z Ameryki przypomina� raczej m�odego
intelektualist� z Harvardu ni� in�yniera z Massachusetts
Institute of Technology. Oczekiwaniom Anglika odpo-
wiada� tylko w jednym - rzeczywi�cie m�g� pochwali� si�
pi�kn� c�rk�, pokaza� nawet Flemingowi jej zdj�cie.
Mia�a trzy lata.
Fleming odchrz�kn��.
- Wszystkie raporty maj� jedn� wsp�ln� cech�, panie
Brice. Ci, co prze�yli, opowiadaj� o wybuchu nie z boku
statku, lecz spod jego kad�uba. Eskorty konwoj�w skar�y�y
si�, �e zupe�nie nie wida� b�ysku eksplozji, co uniemo�liwia
stwierdzenie, gdzie znajduje si� ��d� podwodna, kt�ra wy-
strzeli�a pocisk. Je�eli wasze centrum w Newport chce
jakiego� dowodu na to, �e Niemcom uda�o si� udoskonali�
star� torped�, to nie wiem, czego wi�cej trzeba.
Brice od�o�y� raport na biurko Fleminga.
- Rzeczywi�cie, tak to wygl�da. Ale jak si� domy�-
lam, nadal tracicie sporo statk�w star� metod� - czte-
ry torpedy kontaktowe wystrzelone w bia�y dzie� do
jednego statku.
Fleming u�miechn�� si�. Mimo wolno cedzonych
s��w, Brice nie by� g�upi.
- Podejrzewamy, �e g�owice tego typu nie zosta�y
jeszcze wdro�one do masowej produkcji. Tylko asy, tacy
jak Kretschmer, dostaj� je poza kolejno�ci�.
- To ten ze z�ot� podkow�?
Odrobi�e� zadanie domowe, pomy�la� Fleming.
- Kretschmer specjalizuje si� w ataku nocnym
na powierzchni morza. Widywano go do�� cz�sto, jak
wynurza� si� i odpala� po torpedzie do statk�w kon-
woju z bliskiej odleg�o�ci. Czasami wydaje nam si�, �e
zapomnia�, jakim okr�tem p�ywa. - G�os Fleminga sta�
si� nagle powa�ny.
36
- Ale nawet torpeda z g�owic� magnetyczn� po-
trzebuje cholernej si�y �adunku, �eby zatopi� statek - za-
uwa�y� Brice.
Fleming gestem wskaza� mu przycisk do papier�w
le��cy na biurku.
- Ten i par� innych kawa�k�w tego samego gatunku
stali znaleziono w kad�ubie "Royal Oak", kiedy Prien ju�
z nim sko�czy�. Nowy typ stali Kruppa. Nazywa si�
Wotan i wytrzymuje ci�nienie stu ton na cal. Nasi ch�opcy
id� o zak�ad, �e Niemcy u�ywaj� jej jako opakowania dla
g�owic magnetycznych.
Brice wzi�� do r�ki kawa�ek ci�kiego metalu.
- Powiedzia�bym, �e maj� racj�. Czy jest to wasza
wst�pna oferta w zamian za nasze informacje o pracach
nad torpedami?
Fleming u�miechn�� si�. Stwierdzi�, �e targowanie si�
z Amerykaninem sprawi mu du�� przyjemno��.
- Powiedzmy, �e traktujemy to jako pierwsz� rat�.
Brice od�o�y� kawa�ek metalu na biurko Fleminga.
- Admira� Swaffer b�dzie chcia� zobaczy� co� wi�cej,
nim zgodzi si� na udost�pnienie naszych informacji.
- Admiralicja wyda�a wszystkim jednostkom rozkaz,
�eby w miar� mo�liwo�ci pr�bowa�y zdoby� nietkni�tego
U-boota. Prosz� przekaza� admira�owi Swafferowi, �e
poka�emy wam t� g�owic� pr�dzej, ni� my�licie.
Po wyj�ciu Brice'a Fleming wzi�� z biurka dwa rapor-
ty. Agent z Lorientu w Bretanii donosi�, �e U47, U100
i U99 wyp�yn�y w tym tygodniu na patrol. Trzy asy -
Prien, Schepke i Kretschmer byli razem na morzu.
Drugi raport by� jeszcze ciekawszy. Potwierdza�, �e
nowe urz�dzenie, zwane radarem, zamontowane na nisz-
czycielu "Walker" w jednej z grup eskortuj�cych kon-
woje, zosta�o sprawdzone w boju i zda�o egzamin. Z tego,
co Fleming wiedzia� na temat radar�w, wynika�o, �e
37
b�dzie narz�dziem zguby niemieckich okr�t�w podwod-
nych. Nie by� to ju� niepor�czny sprz�t, pracuj�cy na
d�ugich falach, jakiego u�ywali Niemcy, lecz radio korzys-
taj�ce z bardzo kr�tkich fal, kt�re dawa�o �atwe do
odczytania echa, mo�liwe do pokazania na ekranie.
Fleming otworzy� sw� prywatn� teczk� ze zdj�ciami
niemieckich as�w. Zdj�cie Kretschmera znajdowa�o si� na
wierzchu.
- Ju� nied�ugo, draniu - wymamrota� Fleming pod
nosem. - Ju� nied�ugo.
9.
26 lutego 1941, trzy minuty po p�nocy, stacja na-
s�uchowa w Loriencie otrzyma�a meldunek od dow�dcy
U47 Gunthera Priena o du�ym konwoju, p�yn�cym na
wsch�d.
Admira� Doenitz wsta� z fotela, g�ruj�cego nad olb-
rzymi� map� Atlantyku i zawo�a� oficera dy�urnego.
Pi�� minut p�niej przekazano Prienowi rozkaz p�y-
ni�cia w �lad za konwojem i przesy�ania cz�stych meldun-
k�w o jego kursie i pr�dko�ci, by pozosta�e niemieckie
�odzie mog�y skierowa� si� w jego kierunku i zorganizo-
wa� zmasowany atak powierzchniowy. Technik� t� wyko-
rzystano z wielkim powodzeniem przeciwko konwojowi
SC7 w pa�dzierniku zesz�ego roku. Z trzydziestu sze�ciu
statk�w, kt�re wyp�yn�y z Nowej Szkocji, tylko po�owie
uda�o si� zawin�� do Liverpoolu.
Nocny atak w wynurzeniu by� pomys�em samego
Doenitza, opartym na jego do�wiadczeniach z lat dowo-
38
dzenia �odziami podwodnymi podczas pierwszej wojny
�wiatowej, kiedy to zauwa�y�, �e ich niski profil praktycz-
nie umiemo�liwia ich dostrze�enie przez jednostki atako-
wanego konwoju, bez wzgl�du na to, w jaki sprz�t by�
wyposa�ony. Przed wojn� Doenitz napisa� o tym nawet
ksi��k�, w kt�rej nakre�li� przysz�e zasady wojny z u�y-
ciem �odzi podwodnych. Jak dot�d, jego s�owa potwier-
dza�y si� w praktyce. Sprz�t do wykrywania �odzi pod-
wodnych w dyspozycji Kr�lewskiej Marynarki Wojennej
okazywa� si� zupe�nie nieprzydatny przeciwko wynurzo-
nym �odziom podwodnym. Zdarza�y si� przypadki, �e
niemieccy dow�dcy wynurzali si� w zasi�gu wzroku
eskortuj�cego konw�j okr�tu wojennego, dokonywali
�mia�ego ataku, po czym korzystaj�c ze swej przewagi
w pr�dko�ci powierzchniowej najzwyczajniej w �wiecie
uciekali.
Kneller przerwa� rozmy�lania Doenitza.
- U47 zosta�a zmuszona do zaprzestania po�cigu,
panie admirale - brzmia� najnowszy meldunek.
Brwi Doenitza pow�drowa�y w g�r�. Prien, jeden
z niewielu dow�dc�w �odzi podwodnych, b�d�cych cz�on-
kami partii, nie podda�by si� tak �atwo. Zawsze kurczowo
trzyma� si� konwoj�w, p�ki nie otrzyma� rozkazu do ataku.
- Powiedzia�, dlaczego?
- Twierdzi, �e odegna� go niszczyciel, kt�ry wzi��
kurs wprost na niego - odpar� Kneller.
- W nocy? - zapyta� admira� z niedowierzaniem.
P� godziny p�niej Prien odnowi� kontakt z kon-
wojem, lecz tak jak poprzednio przegoni� go niszczyciel.
Prien otrzyma� rozkaz ponownego wej�cia w kontakt,
lecz po raz trzeci zosta� odp�dzony. Tym razem uda�o mu
si� zdoby� numer niszczyciela, kt�ry wywiad wojskowy
zidentyfikowa� jako HMS "Walker".
- Wygl�da na to, �e Anglicy widz� w ciemno�ciach -
skomentowa� Kneller.
39
Doenitz poszed�