899
Szczegóły |
Tytuł |
899 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
899 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 899 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
899 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
William B. Makowski
Wykorzenieni
PWZN
Print 6
Lublin 1998
T�umaczenie z angielskiego:
Barbara Nassius
Redakcja:
Marek J�drych
`st
Rozdzia� I
Janka Tabora wyrwa�o ze snu nag�e, przenikliwe kobiece zawodzenie.
Przys�uchuj�c si� uwa�niej rozpozna� okrzyk: - Ko� tonie! Ko� tonie!
Wyskoczy� z ��ka z ca�� zr�czno�ci� i chy�o�ci� swoich pi�tnastu lat.
Narzucaj�c na siebie ubranie wybieg� przez drewutni� na drog�, kt�ra roi�a
si� od ludzi w r�nym wieku, t�umnie biegn�cych w tym samym kierunku. Janek
pod��a� za t�umem, wkr�tce prze�cigaj�c wolno biegn�cych. Min�� grup�
starych kobiet, kt�re, podkasawszy sp�dnice, z dzikim wzrokiem par�y do
przodu z zadziwiaj�c� pr�dko�ci�.
- Ko� tonie, ko�! - s�ysza� ich krzyk.
- Czyj ko�? - kto� zapyta�.
- Ko� ksi�dza, ksi�y kasztan.
M�czy�ni nie�li siekiery, �opaty, kije i liny. Jeden z nich taszczy�
sie� ryback�.
Na przedzie t�umu, jak dow�dca batalionu piechoty bieg�a Fela, znana we
wsi jako Gruba Fela. Na przek�r swej masie Fela sadzi�a jak r�czy jele�, z
rozwianymi w�osami, zaci�ni�tymi pi�ciami i czerwon�, spocon� twarz�.
Ujrzawszy obok siebie Janka, skin�a ku niemu g�ow�.
- Ko� tonie, ko� tonie! - wrzasn�a, nieledwie go og�uszaj�c.
- Gdzie? - odkrzykn�� Janek.
- Na mokrad�ach, za ku�ni�! - Fela wskaza�a na pobliskie trz�sawiska.
Dobiegli do bagna w�r�d krzyk�w ludzi i szczekania ps�w. Ko�ska g�owa i
szyja widoczne by�y w odleg�o�ci oko�o 50 metr�w od brzegu. Janek
przypuszcza�, �e konia goni�y dzikie zwierz�ta, prawdopodobnie wilki, i �e
szuka� on schronienia na mokrad�ach. Szarpi�c si� i usi�uj�c rozpaczliwie
wydosta� z bagna, zwierz� pogr��a�o si� w nim jeszcze bardziej, a jego nogi
coraz mocniej wik�a�y si� w szcz�tki gnij�cych ro�lin. D�uga walka i strach
mocno go os�abi�y. Wyczerpany, przesta� si� rzuca�, a jego ci�ki oddech
przerywa�o sporadyczne, przera�one r�enie.
T�um ucich� jak na rozkaz. Nawet psy przesta�y szczeka�. M�czy�ni
od�o�yli siekiery i kije i wszyscy stali nieruchomo, zahipnotyzowani scen�
rozgrywaj�c� si� przed nimi.
- Podajcie mi jakie� liny! - wykrzykn�a nagle Fela.
Kiedy �aden z mieszka�c�w wioski nie ruszy� si�, zagrzmia�a: - Pr�dko! -
pop�dzaj�c ich do dzia�ania. Znaleziono dwie odpowiednie liny i Fela
zwi�za�a je. Potem, podci�gaj�c sp�dnic�, wesz�a do wody i zacz�a brodzi�
w�r�d trzcin. Nie dosz�a jednak daleko, kiedy zacz�a grz�zn�� w
trz�sawisku i ro�linach. Z ka�dym krokiem zanurza�a si� g��biej, lecz widok
ton�cego konia kaza� jej brn�� naprz�d. Wreszcie zda�a sobie spraw�, �e nie
mo�e ju� i��, bo znalaz�a si� w niebezpiecze�stwie i �e mo�e j� spotka� los
podobny do ko�skiego.
- Pomocy, Matko �wi�ta, pomocy! - wo�a�a. Pos�uguj�c si� d�ug� tyczk�,
czterej silni m�czy�ni wyci�gn�li Fel� z bagna i podprowadzili do
pobliskiej k�ody, na kt�rej usiad�a roztrz�siona.
W�wczas so�tys przej�� dowodzenie.
- Potrzebny jest kto� niedu�y i lekki - zawo�a�.
Ludzie popatrzyli na siebie, ale nikt si� nie odezwa�. Nagle tak si�
jako� sta�o, �e t�um skierowa� wzrok w jedn� stron�. Janek u�wiadomi�
sobie, �e wszyscy patrz� na niego.
- O nie, nie ja - wykrzykn��. - Nie ma mowy, id�cie do diab�a!
Prawdopodobnie zostawiliby go w spokoju, gdyby nie jego siostry, kt�re
nagle stan�y obok. Marysia i Helenka by�y rado�ci� Janka i jego
utrapieniem. Ca�e �ycie stawia�y go w sytuacji niepo��danych wyzwa�, pr�b i
niespodzianek. Obie dziewczyny umy�li�y sobie wsp�lnie sprowadza� na brata
wszelkiego rodzaju k�opoty i wy�miewa� si� z niego, kiedy ponosi� kar� za
pope�nienie nie zamierzonych, z�ych uczynk�w.
Gdy tylko Janek zobaczy� obok siebie siostry, od razu wiedzia�, �e
znalaz� si� w pu�apce.
- On, oczywi�cie, nie p�jdzie - powiedzia�a Marysia najniewinniejszym
g�osem - Janek nie p�jdzie, Helenko, prawda?
- Nie, nie p�jdzie - odpowiedzia�a Helenka.
- O, tak, z nami to on jest odwa�ny, ale...
- Wi�c zgadnij Marysiu, kt�ra z nas powinna p�j��?
- Tak, Helenko, poniewa� ja jestem starsza od ciebie, ja p�jd�.
Janek, znaj�c siostry, nie zdziwi�by si�, gdyby kt�ra� z nich naprawd� to
zrobi�a. Jednak�e nie m�g� do tego dopu�ci�.
Chwyciwszy wi�c zwini�t� lin�, le��c� przy nogach ciotki, zacz�� brn�� w
trz�sawisko, przypominaj�c sobie, co m�wi� jego dziadek: "Pami�taj, �e
je�li kiedykolwiek znajdziesz si� na kurzawce lub na bagnie, roz�� r�ce i
nogi tak, jakby� mia� p�ywa�". Rozci�gn�� si� najbardziej jak m�g� i,
prawie p�yn�c po trz�sawisku, z ca�ych si� pr�bowa� przedosta� si� do
konia. Ko� popatrzy� na niego i cicho zar�a�. Pocz�� si� znowu szarpa� i
gdy ch�opak dotar� do niego, wiedzia�, �e b�dzie go musia� najpierw
uspokoi�, bo inaczej zwierz� uwik�a si� jeszcze bardziej.
- Spokojnie, koniku, spokojnie - m�wi� Janek, klepi�c konia po karku
jedn� r�k�, podczas gdy drug� okr�ca� lin� wok� jego szyi. Potem,
zabezpieczywszy lin� na szyi zwierz�cia, zacz�� si� powoli wycofywa�
stopniowo j� odwijaj�c.
- Dawaj, ch�opcze, dawaj... - dla zach�ty krzycza� t�um.
Tymczasem Janek pocz�� s�abn�� i czu�, �e zanurza si� g��biej w
trz�sawisko. Zacz�� �yka� b�oto; jego cierpki smak i smr�d gnij�cych ro�lin
sta�y si� nie do zniesienia. Nogi ugrz�z�y mu w b�ocie i ro�linach i poczu�
nag�y przyp�yw paniki. Zacz�o mu si� wydawa�, �e tonie. Zapami�tale szuka�
r�kami po omacku oparcia w linie. Ujrza� u�miechni�t� twarz matki, jak z
czu�o�ci� g�aszcze go po g�owie, a potem przypomnia� j� sobie na �o�u
�mierci. Mia� w�wczas zaledwie siedem lat, ale wspomnienie by�o bardzo
�ywe. Ujrza� siebie kl�cz�cego u jej wezg�owia, modl�cego si� do Matki
Boskiej o jej �ycie. Potem wspomnienia, t�um na brzegu i mokrad�o
rozp�yn�y si� w czerni.
Janek powoli otworzy� oczy i zobaczy� siostry wpatrzone w niego oczyma
pe�nymi �ez. Spr�bowa� wsta� i w�wczas u�wiadomi� sobie, �e jest otoczony
przez mieszka�c�w wioski. Oczy wszystkich spoczywa�y na nim, oczekuj�ce i
niespokojne.
- On �yje! - wykrzykn�� kto� z t�umu i pozostali podnie�li krzyk.
- Po�kn�� tylko pe�en brzuch b�ota, ale ci�gle jeszcze oddycha.
- To jeden z Tabor�w, prawda? To twardzi ludzie.
- Co si� sta�o z koniem? - wyszepta� z wysi�kiem Janek.
- Koniowi nic nie jest; zosta� wyci�gni�ty - powiedzia�a Marysia,
siedz�ca blisko niego.
- Dzi�ki tobie - doda�a ciotka Fela.
- Teraz jeste� bohaterem - powiedzia�a Helenka.
- Co si� ze mn� sta�o? - spyta� Janek, niepewnie staj�c na nogi.
- Ludzie wyci�gn�li ci� z trz�sawiska - powiedzia�a ciotka Fela,
wskazuj�c na otaczaj�cy ich t�um. - Z�apali�my si� wszyscy za r�ce -
wyja�ni�a.
- Nie by�o daleko, bo znajdowa�e� si� tylko dwa, trzy metry od brzegu -
powiedzia�a Helenka, �miej�c si�. Janek i Marysia przy��czyli si�, a Janek
�mia� si� najg�o�niej, a� po pokrytych b�otem policzkach zacz�y ciekn�� mu
�zy.
- To odwa�ny ch�opak, ten Tabor - kto� zauwa�y�.
- I silny jak na swoje lata - doda� inny.
Janek, zaczerwieniony, udawa�, �e nie s�yszy ich pochwa�, chocia� poczu�
przyp�yw dumy i satysfakcji.
Dopiero id�c z siostrami do domu zauwa�y�, jaki by� brudny. Jego ubranie
zosta�o przemoczone i pokryte cierpkim b�otem. Dr��c nieopanowanie od
ch�odnego kwietniowego wiatru i niedawnego prze�ycia, zacz�� biec ku
domowi. Siostry wkr�tce pozosta�y w tyle.
Wchodz�c do chaty, pr�bowa� w�lizn�� si� do sypialni, aby zmieni�
ubranie. Prawie mu si� to uda�o, gdy� jego babka, zaj�ta pieczeniem chleba,
pocz�tkowo go nie zauwa�y�a. Jednak zanim post�pi� trzy kroki w kierunku
sypialni, us�ysza� krzyk, kt�ry go nagle powstrzyma�. Zanim zorientowa�
si�, co si� dzieje, babka, popchn�a go do przyleg�ej drewutni i kaza�a mu
zdj�� ubranie. W ci�gu kilku minut siedzia� w d�ugiej, drewnianej balii
wype�nionej po brzeg zimn� wod�.
W mi�dzyczasie chata wype�ni�a si� lud�mi, gadaj�cymi z podnieceniem o
niedawnym wypadku na trz�sawisku. G�os ciotki Feli brzmia� ponad innymi.
- Micha� - m�wi�a, zwracaj�c si� do ojca Janka - ale sprytny ten tw�j
ch�opak!
- Rzeczywi�cie sprytny, Fela, o ma�o si� nie zabi� - powiedzia�a babka
roztrz�sionym g�osem.
- No, przesta�, Matyldo. Ch�opak zrobi� rzecz dobr� - zauwa�y� Janka
dziadek.
- M�wi� ci, �e jest odwa�ny! - wykrzykn�a ciotka Fela. - Pewnego dnia,
jak to si� m�wi, b�dzie "kim�" - doda�a.
- Wyro�nie na dzielnego cz�owieka... i... - dziadek nie m�g� znale��
s�owa.
- I o dobrym sercu - doda� ojciec Janka.
- Mo�e i tak, ale te� z pewno�ci� na lekkomy�lnego - lamentowa�a babka.
Janek, chlapi�c na sobie leniwie wod�, przys�uchiwa� si� ka�demu s�owu.
By� zadowolony, s�ysz�c komplementy, czu� jednak, �e nie zas�ugiwa� na nie.
Pami�taj�c swoje przera�enie na bagnie, zastanawia� si�, jakim sposobem
mo�na by�o go uzna� za odwa�nego. Niezupe�nie rozumia�, do czego odnosi�o
si� sformu�owanie "o dobrym sercu", lecz z tonu g�osu odgadywa�, �e
oznacza�o co� pozytywnego.
- Ci, kt�rzy lubi� zwierz�ta, s� zazwyczaj dobrymi lud�mi - us�ysza� g�os
dziadka.
- I zwierz�ta z kolei s� dobre dla takich ludzi - powiedzia� ojciec.
W drewutni Janek my�la� o tym, �e lubi zwierz�ta, lecz ci�gle nie by�
przekonany co do innych uwag, kt�re us�ysza�. A zreszt�, wszystko jedno,
przyjemnie by�o czu� si� kim� wa�nym.
- Pami�tacie starego Antoniego, jak z�ama� obie nogi na polowaniu?
- zapyta�a ciotka Fela. - Tego, kt�rego ko� uratowa� przed wilkami?
- O, tak, ja pami�tam - powiedzia� Janka ojciec. - Czy to prawda, �e ko�
pilnowa� go przez ca�� noc, wierzgaj�c jak szalony kopytami na wilki, a�
nadesz�a pomoc?
- Tak.
- My tu gadu-gadu o koniach, a ja tymczasem zupe�nie zapomnia�em, �e mam
dzisiaj jecha� do Pi�ska - wykrzykn�� nagle Micha� Tabor.
- Z Jankiem? Je�li jest gotowy - doda�a babka.
Us�yszawszy s�owo "Pi�sk", Janek wyskoczy� z balii i szybko si� ubra�.
Bardzo cieszy� si� na te niecz�ste wyprawy do najwi�kszego miasta w
okolicy; zawsze by�o tam co� ciekawego do zobaczenia. Janek szczeg�lnie
lubi� targowisko, gdzie nie m�g� wprost oderwa� oczu od wystawionych na
sprzeda� towar�w. Wydawa�o mu si�, �e mo�na tam by�o dosta� wszystko, czego
dusza zapragnie, od garnk�w kuchennych po uprz�� i wozy. Ale najlepsze ze
wszystkiego by�o objadanie si� s�odyczami i popijanie ich lemoniad� w
jednej z pi�skich restauracji.
Janek stan�� przed lustrem, aby przyczesa� w�osy i krytycznie ogl�da�
swoje odbicie. Ujrza� wydatny nos, jasne, niebieskie oczy i lekko kr�cone
blond w�osy. Mia� najja�niejsze w�osy w ca�ej szkole, prawie tak bia�e jak
len i zazdro�ci� kolegom ich ciemniejszych g��w. Jak na sw�j wiek by� niski
i chudy; bezskutecznie ci�gle stara� si� nabra� wagi.
Westchn�wszy, wyszed� z domu i zauwa�y� ojca ci�gle jeszcze w stajni,
zaprz�gaj�cego koby�� do wozu. W oczekiwaniu rozejrza� si� woko�o. Ich dom,
zbudowany z bierwion jak inne domy we wsi, by� usytuowany na niewielkim
wzg�rzu. Janek obj�� wzrokiem porozrzucane poni�ej chaty trz�sawiska,
otaczaj�ce wiosk� z trzech stron, drog� prowadz�c� z Zamosza i ��cz�c� je z
najbli�szym miasteczkiem Bostyniem, a dalej z Pi�skiem. Jego oczy spocz�y
na bagiennych wynios�o�ciach, pokrytych g�stymi, ostrymi trawami, trzcinami
i �ozinami. Dostrzeg� stado dzikich g�si, kt�re wynurza�y si� z wody, a
nast�pnie ponownie nurkowa�y w poszukiwaniu po�ywienia.
Na lewo, poni�ej trz�sawiska, jawi�a si� ciemnoniebieska wst�ga iglastego
lasu porastaj�cego piaszczyste r�wniny. Poczuwszy s�abo�� w nogach,
przysiad� na niskiej przyzbie, kt�ra bieg�a wok� domu i chroni�a go nieco
przed ci�kimi zimami. Podobnie jak inne cha�upy we wsi, jego dom by�
niewielki i w miar� up�ywu czasu osiada� coraz ni�ej w ziemi�. Janek cz�sto
zastanawia� si�, ile mia� lat. Pyta� o to dziadka, ale jego niezmienn�
odpowiedzi� by�o: "bardzo, bardzo du�o"; i towarzyszy� temu niecierpliwy
ruch r�k�, odp�dzaj�cy ch�opca jakby jak�� natr�tn� much�.
Rozmy�lania przerwa� mu stukot wozu. Ojciec zwolni� zaledwie na tyle, aby
Janek m�g� wskoczy� i usadowi� si� w miar� wygodnie. Spojrza� na stodo��,
kt�ra tak naprawd� by�a niczym wi�cej jak ma��, drewnian� szop�. Jak
wi�kszo�� stod� we wsi, jej s�omiany dach wie�czy�o du�e bocianie gniazdo.
Janek pomacha� wielkiemu ptakowi, kt�ry, stoj�c na jednej nodze,
odpowiedzia� g�o�nym klekotaniem.
- Do widzenia, do zobaczenia p�niej - Janek pozdrowi� ptaka raz jeszcze.
Jad�c b�otnist� drog� w kierunku Bostynia, mijali drewniane, wiejskie
cha�upy pokryte s�omianymi dachami. Przed ka�d� chat� znajdowa� si� ma�y
ogr�dek ogrodzony p�otem, a z ty�u za domem sta�y stodo�y i stajnie. Za
wsi�, na prawo, rozci�gaj�c si� prawie a� po bagna, znajdowa�y si�
niewielkie poletka. Na niekt�rych z nich widoczne ju� by�y kr�tkie kie�ki
�yta, inne, pewnie pola kartoflane, jak my�la� Janek, by�y ci�gle
ciemnoszare.
Jak na koniec kwietnia dzie� by� ciep�y i s�oneczny, z przyjemnym wiatrem
zawiewaj�cym od wschodu. Brzozy sta�y dumnie przy drodze w pe�ni swego
zielonego splendoru.
Jak ju� pozostawili wiosk� daleko za sob�, Micha� Tabor od�o�y� na bok
bat i, odchrz�kn�wszy, powiedzia�:
- Jestem z ciebie dumny, synu.
Zaskoczony Janek milcza�.
- Czasami m�czyzna musi podj�� decyzj�. Czasami dobr�, czasami z��, ale
jest to zawsze decyzja - ci�gn��. - Ty, Jasiu, podj��e� dobr�. Ocali�e�
�ycie zwierz�ciu.
Batem ponagli� koby�� do k�usu, wymin�� trzy inne wozy i znowu zwolni�.
Dwaj wo�nice, rozpoznaj�c Micha�a Tabora, zeszli ze swoich woz�w i
przy��czyli si� do nich, moszcz�c si� wygodnie na sianie. Ich oci�a�e
konie same sz�y w zaprz�gach.
M�czy�ni rozmawiali po bia�orusku. Janek ich nie zna�, lecz by� pewien,
�e nie pochodz� z Zamosza. Wszyscy zamoszanie byli Polakami, wi�c ci
m�czy�ni pochodzili z pewno�ci� z jednej z pobliskich bia�oruskich wsi.
Janek wiedzia�, �e w okolicy znajdowa�o si� wiele wsi i bia�oruskich, i
polskich. Zdaniem Antoniego, dziadka Janka ze strony matki, �y�o tam wi�cej
Bia�orusin�w ni� Polak�w. Od dziadka r�wnie� wiedzia�, �e Zamosze
zamieszkiwali g��wnie Taborowie i D�browscy, kt�rzy do tego byli z sob�
spokrewnieni. Ojciec i dziadek m�wili mu te�, �e Polacy, tak jak Taborowie,
wywodzili si� z drobnej szlachty, Bia�orusini za� byli ch�opami.
Teraz, siedz�c z ty�u na wozie i majtaj�c w powietrzu nogami, Janek
przys�uchiwa� si�, jak ojciec rozmawia p�ynnie po bia�orusku. Ojciec ubrany
by� w p��cienne spodnie, p��cienn� koszul� i we�nian� bluz�, dok�adnie tak
jak jego bia�oruscy znajomi. Janek zastanawia� si�, co odr�nia�o Polak�w
od Bia�orusin�w. "Na pewno to - my�la� - �e my, Polacy, wszyscy jeste�my
katolikami, a wszyscy Bia�orusini, zdaje si�, s� wyznania prawos�awnego.
Ale to dobrze - doszed� do wniosku - bo obchodzimy �wi�ta Bo�ego Narodzenia
i Wielkanocy dwa razy. I d�ugo nie chodzimy do szko�y" - u�miechn�� si�
uszcz�liwiony. Zacz�� pogwizdywa�, lecz napotkawszy karc�ce spojrzenie
ojca, zag��bi� si� w dalszych rozmy�laniach.
"Pewnie, Bia�orusini i Polacy czasami obrzucaj� si� wyzwiskami, a nawet
si� bij�. Nazywaj� nas Polaczkami. Paniczykami! My z kolei nazywamy ich
kmieciami! G�wniarzami!"
Ale mimo to Janek spotyka� w Zamoszu wielu Bia�orusin�w doskonale
bawi�cych si� z mieszka�cami wioski na polskich weselach, zabawach i
imieninach. Jego rodzina by�a raz na weselu w Motolu, pobliskim bia�oruskim
miasteczku, a potem mia�a temat do rozm�w przez ca�y tydzie�.
Wozy, po paru godzinach toczenia si� po nier�wnym trakcie, dotar�y do
drogi pokrytej drobnym �wirem. Ch�opak us�ysza� �wist ojcowego bata i w�z
zacz�� jecha� szybciej. Po obu stronach drogi, jak okiem si�gn��,
rozci�ga�y si� bagna. Cho� by�a ju� p�na wiosna, ci�gle pokrywa�a je woda
i wygl�dem przypomina�y ogromne jezioro.
Dojechali do Pi�ska wczesnym popo�udniem i pod��yli ulic� wybrukowan�
kocimi �bami, prowadz�c� prosto na miejskie targowisko. Janek przepada� za
tym miejscem. Fascynowa�y go liczne stragany z narz�dziami rolniczymi,
stoiska z gazetami i pismami, sto�y zape�nione mi�siwem, pieczywem,
�ledziami i ciastami. Biegaj�c od jednego stoiska do drugiego, chcia�
zobaczy�, pow�cha� i dotkn�� wszystkiego. Innym miejscem, kt�re go
intrygowa�o, by� targ ko�ski, z ogromnym wyborem setek zwierz�t, usytuowany
na peryferiach miasta. Micha�owi Taborowi, podobnie jak synowi, podoba� si�
ten targ.
- Przyjemnie chocia� popatrze� na konie, nawet je�li nie mog� teraz
pozwoli� sobie na kupno �adnego z nich - powiedzia� ojciec do syna.
Janek zauwa�y�, �e wi�kszo�� sprzedawc�w koni to �ydzi, a wi�kszo��
kupuj�cych - to polscy lub bia�oruscy ch�opi. Poci�gn�� ojca w kierunku
starego �yda, kt�ry, trzymaj�c ko�sk� uzd� jedn� r�k�, a gestykuluj�c
drug�, �aman� polszczyzn� wychwala� zalety konia.
- Nu, sp�jrzcie na tego konia, przyjaciele. Czy widzieli�cie kiedy�
lepszego? Nu, zajrzyjcie mu w z�by. To m�ody ko�, zaledwie �rebak, nu?
- Je�li to taki m�ody ko�, to dlaczego ma takie ��te z�by? Hmm?
Dlaczego? - zapyta� przygarbiony do ziemi bia�oruski ch�op, rozgl�daj�c si�
woko�o, wyra�nie spodziewaj�c si� pochwa� za spostrzegawczo��.
- Oj! ��te z�by? On m�wi ��te! - wykrzykn�� kupiec. - Czy ty szalony?
Popatrz! Popatrz na te z�by; s� jak per�y. To ty masz ��te z�by, nie ta
koby�a.
- A donosi ona �rebaka, Jankiel? - zapyta� kto� z t�umu.
- �rebaka? Ty oszala�? Pewnie, �e tak - krzykn�� kupiec podnosz�c kobyle
ogon.
- Tfu! - splun�� ch�op.
- Do licha z tob�!
Janek z ojcem opu�cili kupca, g�o�no si� za�miewaj�c.
- Nie jestem pewien, tato - powiedzia� Janek - ale my�l�, �e to stara
koby�a.
- Stara! Ona zdycha ze staro�ci - wykrzykn�� Tabor. Janek, �wiadek tak
ra��cego przejawu ludzkiej zach�anno�ci, wzruszy� ramionami, i poruszony
komizmem sytuacji za�mia� si� w ku�ak.
Oko�o dziewi�tej, po zakupieniu koniecznych zapas�w, wyjechali z Pi�ska i
skierowali si� do domu. W�z posuwa� si� powoli w ciemno�ci, podskakuj�c na
wyboistej wiejskiej drodze i ocieraj�c du�ymi ko�ami o przydro�ne chwasty i
ostre trawy.
Ich ko�, stary weteran, umiej�tnie omija� wielkie ka�u�e, g��bokie do�y,
pnie i k�ody, id�c jak zwykle pewn� nog� i pe�en wiary w samego siebie.
Mi�dzy ojcem i synem panowa�o milczenie, przerywane tylko niecz�stymi
westchnieniami Micha�a. Janek wiedzia�, �e ojca gn�bi co� naprawd� wa�nego.
- Co ci� tak martwi, Tato? - zapyta� w ko�cu.
- Wojna.
- Wojna?
- Tak, wojna, synu! Wojna z Niemcami.
Janek czyta� co� o tym w gazecie i s�ysza� plotki, ale nie zwraca� na to
wielkiej uwagi.
- Dlaczego, Tato?
- Widzisz, Hitler, przyw�dca Niemiec, grozi, �e zaatakuje Polsk�.
- Ale dlaczego?
- Dobre pytanie, synu! Dobre pytanie - westchn�� Micha� Tabor.
- Wydaje mi si�, �e nie unikniemy wojny - doda�.
- Pobijemy Hitlera, prawda?
- Nie s�dz�, synu - odpowiedzia� ojciec. - Widzisz, zacz�li�my tworzy�
armi� zaledwie trzy lata temu. Potrzebujemy przynajmniej nast�pnych pi�ciu
lat.
Jechali w milczeniu, przerywanym od czasu do czasu wrzaskami stad kaczek
i g�si, kt�re, jak s�dzi� Janek, lecia�y w kierunku wyspy na �rodku
mokrade�. Micha� Tabor, przymkn�wszy oczy, wydawa� si� by� zaabsorbowany
w�asnymi my�lami. Janek, widz�c zatroskanie ojca, nie chcia� mu
przeszkadza�. Sadowi�c si� wygodniej na sianie, rozmy�la� o wojnie, o
kt�rej m�wi� mu ojciec. Czyta� du�o ksi��ek o wojnach z Tatarami, Turkami,
Niemcami, Rosjanami. Pewnie, ludzie umierali we wszystkich tych wojnach,
ale te� wiele ciekawego si� w�wczas dzia�o. Przypomina� sobie opisy
je�d�c�w cwa�uj�cych na wroga, machaj�cych szablami przy wt�rze wojskowych
marsz�w, dziewczyny witaj�ce swoich bohater�w kwiatami... Jednak za ka�dym
razem, kiedy ojciec lub dziadek m�wili o wojnie, zamykali si� w sobie lub
stawali si� smutni, tak jak teraz ojciec. Janek ponownie spojrza� z
wahaniem na ojca i zapyta�:
- Tato, bra�e� udzia� w ostatniej wojnie w 1914 roku, prawda?
- Tak, bra�em. Dlaczego pytasz? - spyta� Micha�.
- Jaka by�a ta wojna?
- Straszna.
- Straszna? Dlaczego?
- Ludzie gin�li. Dlatego wojna by�a straszna.
- Dlaczego na �wiecie jest tyle wojen, Tato?
- Poniewa� niekt�rzy ludzie s� zach�anni. Chc� mie� co�, co do nich nie
nale�y.
- A czego Niemcy chc� od nas?
- Chc� kawa� naszej ziemi. Nazywaj� j� Polskim Korytarzem.
- No to dlaczego im tego nie damy, je�li mogliby�my unikn�� w ten spos�b
wojny?
- C� - powiedzia� Micha� w zamy�leniu - dzi� wezm� Korytarz, a jutro
ca�� Polsk� ... i mo�e ca�� Europ�.
- Nie mo�emy im na to pozwoli�, prawda?
- Nie, nie mo�emy.
- Czy ty p�jdziesz na wojn�, Tato?
- Tak, p�jd�.
Potem, po d�u�szej chwili milczenia, doda�:
- I ty tak�e, je�li to b�dzie d�uga wojna.
Ze z�o�ci� zaci�� par� razy konia batem. W�z, podskakuj�c na
nier�wno�ciach drogi zacz�� jecha� szybciej. Janek, chowaj�c si� g��biej w
siano, pozwoli� wyobra�ni w�drowa� po polach bitewnych, o kt�rych tak wiele
czyta�.
Dwa dni p�niej Janek, zamiast zabra� si� do odrabiania lekcji, poszed�
na spotkanie z przyjacielem Mo�kiem.
Opr�cz Tabor�w i D�browskich Zamosze mia�o dwie �ydowskie rodziny:
Norkin�w i Goldberg�w. Mosiek, g�owa Norkin�w, by� wioskowym kowalem, a
Szloma Goldberg - w�a�cicielem karczmy.
Janek dowiedzia� si� od Mo�ka, �e obie rodziny dor�wnywa�y wiekiem
Zamoszu. Mosiek powiedzia� kiedy� Jankowi: "My�l�, �e mogliby�my odszuka�
naszych przodk�w na przynajmniej trzysta lat wstecz". "Ponad trzysta
pi��dziesi�t lat" - doda�a jego �ona Ryfka.
Mosiek, wysoki, muskularny m�czyzna oko�o pi��dziesi�tki, bardzo lubi�
Janka i bawi�a go jego dociekliwo��. Nast�pnego popo�udnia po powrocie z
Pi�ska Janek zjawi� si� w ku�ni Mo�ka. Zasta� go wymachuj�cego zamaszy�cie
m�otem i wykuwaj�cego �elazn� obr�cz na ko�o wozu.
- Mosiek!
- No, co Jasiu.
- Mosiek, my�l�, �e b�dzie wojna.
- Pewnie, wojna jest zawsze, Jasiu.
- No, tak, ale my j� mo�emy przegra�.
- Kto wie? Mo�e tak, mo�e nie!
- Ale Mosiek, co si� stanie z nami, je�li przegramy wojn�?
Mosiek nie przerywa� pracy, wi�c Janek ci�gn�� dalej.
- Mosiek, czyta�em, �e Niemcy ziej� nienawi�ci�, szczeg�lnie do �yd�w.
Mosiek zacz�� szybciej ku� m�otem, jakby chcia� rozbi� �elazo na kawa�ki.
- Czyta�em o tym, �e Niemcy bij� �yd�w, �e pal� ich ksi��ki...
Mosiek przerwa� nagle zaj�cie i, otar�szy r�k� pot z czo�a, usiad� obok
Janka.
- Jasiu - powiedzia� - je�li Hitler wygra, nas wszystkich wybij� lub
rozp�dz� po ca�ym �wiecie.
- No to my musimy pobi� jego!
- To nie b�dzie �atwe, ch�opcze! To nie b�dzie �atwe - powiedzia� Mosiek,
wzdychaj�c.
- Mo�e Anglia i Francja nam pomog�?
- Mo�e - powiedzia� Mosiek, powracaj�c do pracy.
Jednak�e, jak tylko Janek odszed�, Mosiek usiad� ci�ko na drewnianym
sto�ku. Proste pytania Janka wzbudzi�y w nim strach du�o wi�kszy, ni�
ch�opak m�g� sobie wyobrazi�. Mosiek, podobnie jak jego zmar�y ojciec
Abraham, dziadek i wcze�niejsze pokolenia Norkin�w, zawsze �y� w strachu.
Przecie� by� �ydem! Pewnie, �e niekt�re z tych obaw by�y rezultatem jego
wybuja�ej wyobra�ni lub nadwra�liwo�ci, lecz wi�kszo�� z nich mia�a
uzasadnienie - niestety, zbyt realne. Jak�e dobrze Mosiek pami�ta�, co jego
ojciec powiedzia� mu o pogromie �yd�w przez Kozak�w przed pierwsz� wojn�
�wiatow� i straszliwe historie o biciu, zniewa�aniu i wy�miewaniu, jakich
do�wiadczyli Norkinowie, Goldbergowie i inni �ydzi. Czy to naprawd� by�o
wa�ne, kto nara�a ludzi na takie cierpienia? Chocia�, wydaje si�, �e sprawy
maj� si� dla nas gorzej w czasie wojny, a tu szykuje si� kolejna wojna i
nied�ugo dotrze ona do nas.
Mosiek wyszed� na dw�r. Rzuci� wzrokiem na pobliskie mokrad�a i jego
ukochane Zamosze. - Mam nadziej�, �e uda nam si� prze�y� - westchn��.
Janek, id�c do domu z ku�ni Mo�ka, zauwa�y� ze zdziwieniem, �e jedna z
ich kr�w przedar�a si� przez p�ot i wesz�a do ogrodu s�siada. "Ogr�d Marty,
jakby nie by�o innego" - j�kn�� Janek, biegn�c w kierunku krowy.
Wdowa, znana jako "Ci�ta Wdowa", by�a przekle�stwem wioski. Jak g�osi�a
plotka, Marta zabi�a m�a swoim ostrym j�zykiem.
Zanim Janek zdo�a� dotrze� do krowy, Marta ju� tam czeka�a.
By�a jak pies podw�rzowy pilnuj�cy domu w dzie� i w nocy.
- To tak, Janek, to wasza krowa, co? - zasycza�a.
- Tak, prosz� pani, przykro mi, ale...
- Przykro ci, b�karcie, co? Przykro ci! - syk przeszed� w ryk. - B�dzie
ci przykro jak wasza stara, g�upia krowa jutro zdechnie. Dzi� w nocy wyda
ostatnie tchnienie. Jej ciel� te� zdechnie! Rzuc� przekle�stwo na ciebie,
twego ojca, twoje...
Janek pop�dzi� krow� do obory, biegn�c jak najszybciej, aby unikn��
tyrady Marty.
Wpad� do domu, niemal�e zderzaj�c si� z dziadkiem, kt�ry pykaj�c z fajki,
przygl�da� si� ca�emu incydentowi.
- Znowu Marta, co? - za�mia� si� z cicha.
Dziadek Antoni mia� dwie pasje w �yciu: pszczelarstwo i snucie opowie�ci.
Jego pasieka liczy�a sze��dziesi�t uli i by�a, po so�tysowej, drug� co do
wielko�ci w wiosce. Mi�d D�browskich znano nawet w Pi�sku. Janek i jego
siostry byli bardzo dumni, gdy us�yszeli jak kto� w Bostyniu powiedzia�:
"Ten �ajdak D�browski ma najlepszy mi�d w ca�ej gminie!"
Jednak druga pasja dziadka interesowa�a Janka bardziej. Dziadek by�
najwi�kszym gaw�dziarzem na �wiecie. Zimy w Zamoszu, a szczeg�lnie d�ugie,
pos�pne wieczory, by�y nudne. Babka Janka nieoficjalnie przewodzi�a
kobietom w wiosce i wi�kszo�� ta�c�w, rob�tek na drutach, szycia, przyj��
weselnych i chrzt�w odbywa�o si� w ich domu. Zazwyczaj uczestniczy�a w nich
po�owa wioski. Przy tych okazjach dziadek Antoni opowiada� d�ugie historie
o diab�ach i duchach. Janka przera�a�y one jak samo piek�o.
Maj i czerwiec 1939 roku by�y bezdeszczowe i ��ki zmieni�y kolor na
br�zowy, a bagna wysch�y do tego stopnia, �e Janek i jego siostry mogli i��
nimi kilometrami bez zamoczenia n�g.
- Nie mieli�my takiej suszy, odk�d pami�tam - m�wi� niejeden mieszkaniec
wioski. Po szkole Janek pomaga� ojcu przy sianie lub pracowa� na polu.
�niwa zapowiada�y si� marne i ch�opak s�ysza� ojca wzdychaj�cego cz�ciej
ni� zazwyczaj.
Siedemnastoletnia Marysia i dziesi�cioletnia Helenka pomaga�y babce w
pracach domowych. "Moje dwie pomocnice" - babka m�wi�a o nich s�siadkom -
"co ja bym bez nich zrobi�a?"
Janek i Marysia chodzili do gimnazjum w Bostyniu; Janek do pierwszej
klasy, Marysia do czwartej i ostatniej. Helenka by�a w czwartej klasie
szko�y powszechnej w Zamoszu.
W niedziele ca�a rodzina ucz�szcza�a do ma�ego, drewnianego ko�cio�a,
gdzie ka�dy z nich musia� odby� spowied�. Cho� wi�kszo�� mieszka�c�w wioski
lubi�a ksi�dza Kowalskiego, to znano go z tego, �e zadawa� ostr� pokut�. W
przypadku Janka by�o to zazwyczaj pi�� "Ojcze nasz" i pi�� "Zdrowa� Maria".
Jednak�e od udzia�u ch�opca w ratowaniu ksi�ego konia pokuta zosta�a
redukowana do jednokrotnego odm�wienia ka�dej z modlitw.
Zbli�a� si� koniec czerwca i Janek by� szcz�liwy, �e wkr�tce b�dzie
koniec nauki. Jego jedyny problem stanowi�y szkolne k�opoty, kt�re ostatnio
przys�ania�y mu rado�� �ycia. Wi�kszo�� uczni�w gimnazjum w Bostyniu
tworzyli Bia�orusini, potem byli �ydzi i nieliczni Polacy. Janek zosta�
wiele razy pobity przez bia�oruskich �obuz�w. W ko�cu sytuacja tak si�
pogorszy�a, �e jedyny ratunek dawa�a ucieczka prosto do domu natychmiast po
zako�czeniu lekcji. Marysia, silna dziewczyna, robi�a wszystko, aby go
obroni� w codziennych b�jkach, lecz to nie wystarcza�o. Oboje stale
przychodzili do domu z rozkrwawionymi nosami. Kilka razy rozmawiali z ojcem
na ten temat.
- Pr�bujcie ich unika�... to �obuzy - brzmia�a odpowied� ojca.
- Ale tato - oponowa� Janek - co ja mog� zrobi�, jak oni czekaj� na mnie
ka�dego dnia? Ca�y czas ucieka�?
Milczenie ojca u�wiadomi�o mu, �e nie zna on sposobu na rozwi�zanie jego
problemu. Zrozumia�, �e b�dzie musia� poradzi� sobie sam.
Wiedzia�, �e w szkole nie ma dostatecznie du�o polskich ch�opc�w i
dziewczyn, aby mogli odeprze� ataki Bia�orusin�w. Nale�a�o szuka� czyjej�
pomocy. Drug� co do wielko�ci grup� m�odzie�y byli �ydzi, ale m�wiono o
nich, �e nie walcz�.
- �ydzi s� jak tch�rze i zaj�ce - mawiali ch�opi. - Poka� im kij, a b�d�
ucieka� do lasu jak oparzeni.
- Jeden Bia�orusin lub nawet Polak pobije do pi��dziesi�ciu �yd�w. To s�
s�abeusze, wiadomo - splun�� ch�op bia�oruski, opisuj�cy Jankowi, na czym
polega �ydowski charakter. - Oni tylko licz� pieni�dze, sprzedaj� �achy i
jedz� du�o �ledzi z cebul�.
Janek nie bardzo wiedzia�, co s�dzi� o tym, co us�ysza�, poniewa� spo�r�d
�yd�w widywa� tylko starego Mo�ka wymachuj�cego kowalskim m�otem jak
pi�rkiem.
Jedynym �ydem z Zamosza, kt�ry chodzi� do gimnazjum, by� Ruwa, dwa lata
starszy od Janka syn karczmarza Szlomy. Obaj ch�opcy mieli z sob� niewiele
kontaktu, gdy� Janka obowi�zywa� zakaz chodzenia do gospody. Mimo to, w
tajemnicy przed wszystkimi, Janek odwiedzi� j� kilka razy.
Pierwsza wizyta w gospodzie zrobi�a na ch�opaku ogromne wra�enie. By�o
wczesne popo�udnie. W przyciemnionej sali Janek dojrza� kilku ch�op�w,
polskich i bia�oruskich, siedz�cych za d�ugimi sto�ami, pij�cych w�dk� i
jedz�cych �ledzie. Za barem sta� ojciec Ruwy, chudy m�czyzna z d�ug�, siw�
brod�, kt�ry podaj�c w�dk� i �ledzie pilnie rejestrowa� swoimi ciemnymi,
przeszywaj�cymi oczami najmniejszy ruch na sali.
- Iwan - zwr�ci� si� do w�satego ch�opa siedz�cego w odleg�ym k�cie sali.
- Iwan, tw�j talerz jest pusty; wi�cej �ledzia, nu? - Stefan, s�ysza�em, �e
krowa ci zdech�a. Oj, oj, niedobrze. - Jak si� ma twoja �ona, Antoni?
Podobno znowu jest w ci��y. Potrzebujesz jeszcze napi� si� w�dki, Antoni? -
Szto z tob�, Miko�aj, chory� dzisiaj, czy co? Napij si� jeszcze. Co? Nie? -
Nie dam ci wi�cej na kredyt, Wasyl, jeste� mi ju� winien pi�� z�otych.
- Sprzedaj� konia, Szloma, tego czarnego. Oddam ci. Nalej jeszcze
jednego.
- Patrzcie, patrzcie na niego, ludzie - wykrzykn�� Szloma. - Szto on
my�li? Szto ja jestem, pan na w�o�ciach czy szto? Dlaczego mam ci w og�le
co� dawa�?
Janek by� zafascynowany gwar� Szlomy i jego dowcipem.
W czwartek, dzie� targowy w Bostyniu, Janek i Ruwa zawarli uk�ad. Po
szkole ch�opcy w��czyli si� po rynku, ogl�daj�c ozdoby, mi�sa, �ywe ryby,
ciastka, chleby i wypieki wystawione przez ch�op�w na sprzeda�.
Janek zauwa�y� Ruw� stoj�cego przed stoiskiem z ciastkami i rozwa�aj�cego
czy kupi� co�, czy nie. Ka�de ciastko kosztowa�o dziesi�� groszy lub mo�na
by�o dosta� dwana�cie ciastek za z�ot�wk�. Patrz�c na Ruw�, Janek wpad� na
pomys�. Jak na jego gust, Ruwa by� troch� zbyt spokojny, ale Janek szanowa�
go, poniewa� Ruwa by� zar�wno silny jak i sprytny. By� dobrym uczniem,
dostaj�cym pi�tki ze wszystkich przedmiot�w, oraz niekwestionowanym
przyw�dc� �ydowskich ch�opc�w w szkole.
Po d�ugim targowaniu si� Janek przekona� Ruw� i jego kumpli, by bronili
go przed bia�oruskimi ch�opakami za z�ot�wk� na tydzie�. Ruwa zgodzi� si�
pom�c Jankowi pod warunkiem, �e ten zap�aci mu z g�ry. Ustalili plan, �e
zamiast biec do domu natychmiast po wyj�ciu ze szko�y, Janek b�dzie oci�ga�
si� z opuszczeniem boiska szkolnego, prowokuj�c w ten spos�b swoj�
obecno�ci� bia�oruskich ch�opak�w. Reszta mia�a zale�e� od Ruwy.
Janek na d�ugo zapami�ta� dzie�, kt�ry nadszed�. Celowo zosta� po szkole
na boisku. Z r�kami w kieszeni, zuchwale stan�� przed grup� bu�czucznych
bia�oruskich ch�opak�w. Ich reakcja by�a natychmiastowa.
- Ty, Polak! - krzykn�� jeden z cz�onk�w bandy. - Ci�gle tu jeste�? Wyno�
si� do domu, ty zasrany polski paniczyku!
Inni ch�opcy, przeklinaj�c, przy��czyli si� do niego i podeszli do Janka
zastraszaj�co blisko. Janek poczu� mi�kko�� w nogach i zacz�� si� ca�y
trz���, ale nie ucieka�. Oni, z kijami w r�kach, zdejmuj�c paski od spodni,
zbli�ali si� do niego.
"Gdzie jest Ruwa?" - my�la� sparali�owany strachem Janek. "Ten �ydowski
�ajdak stch�rzy�" - Janek niemal�e wykrzykn��. - "Zdradzi� mnie, cholerny
tch�rz".
Otoczyli go. Poczu� kij na plecach, potem kolejny i nast�pny.
Sparali�owany b�lem i strachem, sta� bez ruchu. Poczu� uderzenie w lewe
kolano zadane przez du�ego bia�oruskiego ch�opaka, kt�ry, pos�uguj�c si�
d�ugim kijem, odznacza� si� szczeg�n� agresywno�ci�. Rozdzieraj�cy b�l
spowodowa�, �e opu�ci�a go ca�a rozwaga. Rzuci� si� do przodu, przewracaj�c
na ziemi� przeciwnika, kt�ry, nie spodziewaj�c si� takiej furii, wezwa�
pomoc. W ferworze walki Janek wali� na o�lep i bezlito�nie swego grubego
przeciwnika.
W ko�cu pojawi� si� Ruwa z ch�opakami i hurmem otoczyli Bia�orusin�w.
�ydowskich ch�opak�w znalaz�o si� tylu, co bia�oruskich, lecz pocz�li
czyni� niewiarygodny harmider, wrzeszcz�c jeden do drugiego: "Mosiek!
Dawid! Szmul! Sruel! Jankiel!"
Janek, u�wiadamiaj�c sobie, �e jego wybawcy nareszcie nadeszli,
wyprostowa� si� i pom�g� wsta� krwawi�cemu przeciwnikowi. Pasja walki ju� w
nich os�ab�a i stan�li obok siebie obserwuj�c b�jk�. Janek zobaczy� jak
wymachuj�cy kijami i rzucaj�cy kamieniami �ydzi maj� przewag� nad
og�upia�ymi i du�o wolniejszymi Bia�orusinami. Jednak�e wkr�tce Bia�orusini
przegrupowali si� i zacz�li oddawa� ciosy z zadziwiaj�c� energi�.
B�jka trwa�aby prawdopodobnie d�u�ej, gdyby nagle nie zjawi�o si�
czterech policjant�w ubranych w granatowe mundury. Postawiwszy rowery przy
p�ocie, weszli natychmiast w akcj�, wal�c gumowymi pa�kami na wszystkie
strony i gdzie popadnie. Jankowi te� dosta�o si� po grzbiecie od krzepkiego
policjanta. Zabra� jednak z sob� poszkodowanego przeciwnika i, utykaj�c,
wycofa� si� bezpiecznie na drog�.
"Bijatyka narod�w", jak zosta�a p�niej nazwana b�jka, by�a tematem
rozleg�ych plotek i pom�wie�. Bia�oruscy rodzice twierdzili, �e zosta�a
sprowokowana przez polskie w�adze, kt�re chcia�y udowodni�, kto rz�dzi w
Bostyniu. �ydowscy rodzice, utrzymuj�c, i� szykuje si� kolejny pogrom,
m�wili, �e dzisiaj ofiarami s� ich dzieci, jutro b�d� nimi oni wszyscy.
Nast�pnego dnia po odbytej walce w�adze szkolne przys�a�y z Pi�ska
inspektora. Oskar�y� dyrektora szko�y o zaniedbania i zagrozi� mu
wyrzuceniem z pracy w przypadku dalszych awantur.
Policjanci, zar�wno przez Bia�orusin�w, jak i �yd�w oskar�eni o brutaln�
akcj�, dostali od komisarza w Pi�sku polecenie wyja�nienia sprawy lub, w
przeciwnym razie, sankcj� wydalenia ze s�u�by.
W�jt Bostynia, Bia�orusin, dla zmniejszenia napi�cia, zwo�a� zebranie
rodzic�w i w�adz szkolnych. Spotkanie mia�o miejsce w poniedzia�ek
wieczorem w sali szkolnej. By�a dziesi�ta wieczorem, gdy Micha� Tabor
wr�ci� do domu i, ku zdziwieniu Janka, poszed� prosto do ��ka bez zwyk�ych
rozm�w z rodzin�. Jednak synowi uda�o si� dostrzec na twarzy ojca kilka
siniak�w.
Nast�pnego dnia, przybywaj�c do szko�y, Janek ujrza� dw�ch starych
wo�nych sprz�taj�cych sal� szkoln�. Krzes�a, �awki, lampy - nawet portret
prezydenta Polski - wszystko zosta�o rozbite na kawa�ki.
Janek nigdy si� nie dowiedzia�, co zasz�o, lecz wie�� nios�a, �e awantur�
rozpocz�� nikt inny jak ich s�siadka Marta, kt�ra przyby�a na zebranie,
cho� w szkole dzieci nie mia�a. Ta sama plotka g�osi�a, �e w�jt odm�wi�
Marcie prawa g�osu. Wtedy ona obrzuci�a stekiem wyzwisk samego w�jta i
wszystkich Bia�orusin�w. On z kolei nazwa� j� t�ust� fl�dr� i dziwk�, i
nakaza� opu�ci� sal�. W rewan�u rzuci�a si� na niego i podrapa�a mocno po
twarzy. Jeden z poplecznik�w w�jta, podrywaj�c si� w jego obronie, kopn��
Mart� w mi�sisty zadek. W�wczas wszyscy rzucili si� do walki wr�cz.
Oberwa�o si� nawet ksi�dzu Kowalskiemu, kt�ry dosta� kilka cios�w, gdy
nawo�ywa� do zaprzestania walki.
Kilka dni po zebraniu kto� strzaska� witra� w �ydowskiej b�nicy, pobito
mocno dw�ch bia�oruskich drwali, spalona zosta�a doszcz�tnie rozwalaj�ca
si� obora Zofii, a Janka pobi�o trzech bia�oruskich �obuz�w. "Wygl�da na
to, �e moi koledzy potrzebuj� wi�cej pieni�dzy, by ci� chroni�"
- wzruszy� ramionami Ruwa.
Na szcz�cie nie wszyscy bia�oruscy ch�opcy okazywali wrogie nastawienie
wobec Janka i innych polskich dzieci. Na przyk�ad Wasyl i Josif byli
najlepszymi jego kolegami. Razem penetrowali pobliskie lasy i mokrad�a w
poszukiwaniu ptasich gniazd, p�ywali w bagnistych stawach lub zim� je�dzili
na �y�wach po pokrytych lodem rzekach i strumieniach. Latem lub p�n�
wiosn� brodzili boso po trz�sawiskach, w lasach bawili si� w Indian lub po
prostu oddawali marzeniom na le�nych polanach.
Czasem, o letnim zmierzchu, siadywali na �awce przed chat� Janka,
s�uchaj�c �wiergotu ptak�w, rechotania �ab lub zwyczajnie rozmawiaj�c.
Jednak�e w niekt�re wieczory Jankowi, szczeg�lnie gdy by� sam i siedzia�
na skraju mokrade�, patrz�c na nie ko�cz�cy si� ich bezmiar, robi�o si�
smutno. W�wczas najbardziej t�skni� za matk�. Brakowa�o mu jej ciep�ego
u�miechu i czu�ych pieszczot, kt�rymi go obdarza�a, gdy sk�ada� g�ow� na
jej kolanach. "Gdzie teraz jeste�, mamo"? - zastanawia� si�, patrz�c w
gwiazdy. "Widzisz mnie? Min�o ju� osiem lat, jak odesz�a� od nas. Tak mi
ciebie brak".
Gwiazdy milcza�y. Tu� przed nim mg�a powoli rozpo�ciera�a si� nad
mokrad�ami, a odleg�y las stapia� si� z horyzontem w ciemnoniebiesk�
wst�g�.
- Gdzie by�e� tak d�ugo, Janku? - pyta�a wtedy babka.
By�a niewielk�, przygarbion� kobiet�, zawsze wydawa�a si� zna� my�li
Janka i usilnie stara�a si� go rozweseli�. Babka kocha�a wszystkich troje,
ale wszyscy wiedzieli, �e Janek by� jej ulubie�cem i zwykle dostawa� od
niej co� dobrego: jab�ko, cukierka, a czasem jajko. Cho� siostry nigdy nie
wypomina�y bratu uprzywilejowanej pozycji, od czasu do czasu wyra�a�y swoj�
z�o�� bez powodu ci�gn�c go za w�osy lub wymierzaj�c mu kopniaka.
*
Chocia� aktualne wiadomo�ci ze �wiata rzadko dociera�y do Zamosza, ludzie
dowiedzieli si� z gazet, sporadycznie przywo�onych z Bostynia, �e Niemcy
zaj�y Czechos�owacj� i �e Hitler zagrozi� Polsce. Janek, podobnie jak
wi�kszo�� mieszka�c�w wsi, by� bardzo przej�ty. Niedawno dowiedzia� si� w
szkole o wielkiej militarnej pot�dze Polski, jej silnej piechocie,
marynarce i kawalerii. Wierzy�, �e je�eli ci g�upi Niemcy o�miel� si�
zaatakowa� Polsk�, nie tylko zostan� pobici, lecz tak�e strac� Berlin.
Ojciec by� innego zdania. Jako weteran pierwszej wojny �wiatowej cz�sto w
domowych rozmowach wyra�a� opini�, �e Polska nie jest przygotowana do wojny
z Niemcami.
Wiadomo�ci o ��daniach i gro�bach Hitlera stawa�y si� coraz cz�stsze. W
trzeci� niedziel� sierpnia wioskowy ksi�dz powiedzia� parafianom, �e s�dzi,
i� wojna Niemiec z Polsk� jest nieunikniona i �e oni, b�d�c dobrymi
obywatelami, powinni zrobi� wszystko, aby pom�c ojczy�nie.
Trzy dni p�niej ojciec Janka i kilkudziesi�ciu innych m�czyzn zg�osili
si� na ochotnika do wojska i wyruszyli do punktu mobilizacyjnego w Pi�sku.
Janek by� bardzo smutny, lecz nie wierzy�, �eby ojciec d�ugo nie wraca�.
Wyjazd Micha�a nast�pi� tak nagle, �e nie by�o czasu na prawdziwe
po�egnanie. Mia� tylko tyle czasu, aby przekaza� synowi pro�b� o opiek� nad
rodzin� i gospodarstwem. Po pospiesznej wymianie u�cisk�w wskoczy� na w�z
wioz�cy pozosta�ych m�czyzn. Janek bieg� za nim kilometr, machaj�c r�k� i
wo�aj�c s�owa po�egnania.
W drodze powrotnej zauwa�y�, �e niebo pokry�y niskie, ciemne chmury.
Kopn�� le��cy kamie�... Min� lata, zanim ponownie zobaczy ojca.
Pierwszego wrze�nia 1939 roku - w sze�� dni po wyje�dzie Micha�a Tabora -
Niemcy napad�y na Polsk�. Przez wioskowe radio, znajduj�ce si� w chacie
so�tysa, s�yszano o brutalnym ataku armii niemieckiej i jej szybkim marszu.
Jankowi z trudem przychodzi�o zrozumienie sytuacji. Czu� si� zawiedziony,
�e nie mo�e aktywnie uczestniczy� w obronie kraju. Meldunki radiowe by�y
cz�sto przerywane ostrze�eniami: "Uwaga, nadchodzi! Uwaga, nadchodzi!"
Mieszka�cy wioski, skupieni wok� radia, s�yszeli warkot pot�nych silnik�w
samolotowych, po kt�rych nast�powa�y g�uche odg�osy wybuchaj�cych bomb.
Warszawa by�a bombardowana. Ludzie nie chcieli przyj�� do wiadomo�ci, �e
Polska ma stanowczo zbyt ma�o samolot�w, czo�g�w i �o�nierzy, aby stawi�
czo�o niemieckiemu naporowi.
- Sk�d wiadomo, �e to s� niemieckie samoloty? - zapyta� Adam D�browski,
wuj Janka, znany z wojowniczo�ci. - To pewnie my bombardujemy teraz ten
przekl�ty Berlin!
- Nie wyg�upiaj si� - rezonowa� inny ch�op. - Niemieckie �ajdaki s�
mocne; trudno ich wybi�, skurwysyn�w. S� jak karaluchy.
- Ale co z Francj� i Angli�, a mo�e nawet Ameryk�? - uparcie naciska�
Adam. - Przecie� s� naszymi sojusznikami, nie?
- Francja? - zadrwi� Edward Kozio�, nauczyciel miejscowej szko�y.
- A co z�ego dzieje si� we Francji? - domaga� si� odpowiedzi �atwo
denerwuj�cy si� Adam.
- Francja znajduje si� w stanie rozk�adu - odpar� Kozio�. - By�em w niej
zesz�ego lata. Sp�dzi�em tam tylko dwa miesi�ce, ale z tego, co
zrozumia�em, jest to kraj zara�ony pacyfizmem jak chorob�. Nikt tam nie
b�dzie walczy�. Nie mo�na liczy� na Francj�, ani zreszt� na Angli�. Anglia
jest kompletnie nie przygotowana.
- Rosjanie nam pomog� - stwierdzi� m�ody rolnik. Podejrzewano go, cho�
nie by�o na to dowodu, �e jest socjalist�.
- Sraj na Rosjan! - wykrzykn�� zdegustowany Adam D�browski, spluwaj�c na
pod�og� z oburzeniem.
- Dlaczego "sraj na nich"? - upiera� si� m�ody rolnik. - Przecie� s�
S�owianami jak my, nie? S� prawie jak bracia. Poza tym, pomoc nam le�y w
ich interesie. Przecie� Niemcy te� s� ich wrogami, nie?
- Bracia? O, m�j Bo�e! - wybuch� Adam, czerwony na twarzy. - Kain te� by�
bratem Abla, nie? Je�li Rosjanie s� naszymi bra�mi, to dlaczego trzymali
nas pod swoim cholernym syberyjskim butem przez ponad sto lat?
- Obawiam si�, �e nie mo�emy oczekiwa� �adnej pomocy od Sowiet�w -
stwierdzi� spokojnie nauczyciel. - Je�eli wkrocz� na nasze terytorium,
pozbycie si� ich nie b�dzie mo�liwe.
- Wi�c, je�li moja biedna ch�opska g�owa my�li jasno, uwa�a pan, �e
Niemcy s� naszymi wrogami, Rosjanie nie s� naszymi przyjaci�mi, nasi
sprzymierze�cy s� gdzie� tam, ale nie mamy od nich �adnej wiadomo�ci -
powiedzia� Adam, potrz�saj�c g�ow�.
Janek przys�uchiwa� si� ka�demu s�owu i, chocia� mia� pytania, postanowi�
siedzie� cicho. Obawia� si�, �e starsi go wy�miej�. Chcia� wiedzie�, co
dzieje si� z krajem okupowanym przez obc� armi�. Jaki los spotka�by tych,
kt�rzy walczyli przeciwko wrogowi i uda�o im si� prze�y�? Czy zostaliby
ukarani? Martwi� si� mo�liwo�ci� przegranej i ba� si� o los ojca.
Po dyskusji, ludzie rozeszli si� do swoich zaj��, kt�re, wojna, nie
wojna, musia�y by� dopatrzone. S�yszeli o bohaterstwie ich w�asnych
�o�nierzy i ludno�ci cywilnej walcz�cej przeciwko przewa�aj�cym si�om wroga
i o bombardowaniach miast, miasteczek, a nawet wiosek. Ludzie tak�e
s�yszeli przez wioskowe radio nawo�ywania o spok�j, zachowanie porz�dku i
apele o solidarno��. Wkr�tce sta�o si� wiadome, �e armia polska wycofuje
si� i nie jest w stanie zatrzyma� inwazji Niemiec. Janek, zmartwiony i
nieszcz�liwy, brodzi� po ulubionych trz�sawiskach ca�ymi godzinami.
Ka�de s�owo, gest czy spojrzenie ludzi, kt�rych zna�, by�y pe�ne strachu,
niepewno�ci i rezygnacji. Rezygnacja jest najgorsza, my�la� Janek. Chcia�
dzia�a�, co� robi�. Zamiast tego, jak wszyscy pozostali, m�g� tylko czeka�.
Dwunastego wrze�nia zamoszanie ujrzeli sze�� niemieckich samolot�w
lec�cych nisko nad wiosk�. Wkr�tce po tym us�yszeli seri� wybuch�w.
- Wygl�da tak, jakby uderzyli na Pi�sk! - kto� wykrzykn��. Nast�pnego
dnia droga z Pi�ska do Zamosza zalana zosta�a uchod�cami - pieszymi, na
rowerach, na wozach ci�gnionych przez konie i niekiedy w samochodach
osobowych i ci�ar�wkach. Ludzie uchodzili na wsch�d, w kierunku granicy
rosyjskiej, spodziewaj�c si� tam pomocy, �ywno�ci i schronienia. Ci, kt�rzy
znali Rosjan, mieli co do tego wiele w�tpliwo�ci. W ko�cu Zamosze
znajdowa�o si� zaledwie sto kilometr�w od granicy rosyjskiej, wystarczaj�co
blisko, aby wiedzie� od przemytnik�w i uchod�c�w politycznych,
zatrzymuj�cych si� tu czasem, co dzieje si� w tym kraju.
Janek wraz z siostrami pomogli dziadkom ukry� byd�o w sosnowym lasku, tak
daleko od drogi, jak tylko si� da�o. Trudno by�o w ciemno�ci zagna� �winie
do prowizorycznych zagr�d. Janek mia� nadziej�, �e wszystkie zwierz�ta b�d�
bezpieczne. Uchod�cy, g�odni i zdesperowani, nie przejawiali szacunku dla
cudzej w�asno�ci. Wkr�tce ich otwarta stodo�a sta�a si� miejscem odpoczynku
uciekinier�w przed ich dalszym marszem w nieznane. Starzy i m�odzi, wszyscy
byli opanowani t� sam� my�l� - i�� na wsch�d, tak daleko, jak si� da, z
dala od napieraj�cych Niemc�w.
- Warszawa si� pali! - krzyczeli, odpowiadaj�c na pytania zamoszan.
- Drogi s� pod obstrza�em. Nasze wojsko zosta�o pobite. Pobite... Miasta
w gruzach... Niemcy rozstrzeliwuj� ludzi! Bo�e, dopom�!
Wkr�tce wioska pe�na by�a uchod�c�w prosz�cych o jedzenie i miejsce do
spania. Przez sze�� dni dom Janka dawa� schronienie o�miu rodzinom -
trzydziestu siedmiu ludziom. W ��ku Janka spa�o czworo ma�ych dzieci,
jeszcze wi�cej w ��kach Marysi i Helenki, podczas gdy oni sami spali na
pod�odze. Niekt�rzy z uciekaj�cych pochodzili z Warszawy, inni z tak
odleg�ych miast jak Pozna�. Wszyscy byli g�odni. Na szcz�cie ziemniaki
zosta�y zebrane z pola; Marysia i Helenka mia�y ich wystarczaj�co du�o, aby
nakarmi� g�odnych. Babka sp�dza�a ca�e dnie w kuchni, gotuj�c jedzenie dla
uciekinier�w.
- Niemieckie samoloty ostrzeliwa�y drog�, na kt�rej si� znajdowali�my -
opowiada� stary, brodaty �yd w zabrudzonym, czarnym p�aszczu.
- Setki ludzi zgin�o od ognia z karabin�w maszynowych. Mordercy! W bia�y
dzie�!
- Pewnie wszystkie nasze samoloty zosta�y zniszczone - powiedzia� ze
smutkiem inny m�czyzna.
- Niemcy s� wsz�dzie, atakuj� wszystko, co si� rusza.
Dla zamoszan by�y to tragiczne wie�ci. Polska chyli�a si� ku upadkowi.
- Gdzie s� ci przekl�ci Francuzi i Anglicy? - zapyta� kto� z rozpacz�.
- Przecie� s� naszymi sprzymierze�cami?! Na co czekaj�?
Janek rozmy�la�, gdzie znajdowa� si� ojciec. Czy jeszcze �y�? Ojciec by�
zawsze silny i sprytny, ale... Modli� si� o jego �ycie najuczciwiej w ca�ym
swoim �yciu.
Kilka dni p�niej w�r�d uciekinier�w pojawili si� polscy �o�nierze.
M�czy�ni byli zm�czeni, g�odni i pos�pni; wielu z nich pokrywa�y
zakrwawione banda�e. Niekt�rych niesiono; wi�kszo�� sz�a lub wlok�a si�
utykaj�c. Poruszali si� przewa�nie w ordynku wojskowym, oddzia� za
oddzia�em, dzie� i noc.
Siedemnastego wrze�nia Walter Plater, kt�rego podejrzewano o to, �e jest
komunist�, bieg� wioskow� drog�, wrzeszcz�c podekscytowany:
- Rosjanie nadchodz�! Armia Czerwona idzie nam z pomoc�!
Ludzie wybiegli na drog�.
- Kiedy! Gdzie? Ilu ich jest?
Plater zignorowa� ich pytania i krzycza� dalej:
- Nie jeste�my sami! Teraz pobijemy Niemc�w!
Rzeczywi�cie, nadchodzi�y wie�ci, �e ogromna sowiecka armia przekroczy�a
polsk� granic� i nawi�za�a kontakt bojowy z Niemcami. Z historycznych
powod�w Polacy nie sympatyzowali z Rosjanami, a szczeg�lnie za� z
Sowietami. Jednak�e, mieszka�cy wsi ucieszyli si� na wiadomo��, �e
nadchodzi pomoc i ich serca wype�ni�y si� ciep�ym uczuciem dla Rosjan.
- Wiecie, mo�emy jednak by� z nimi w przyja�ni - Janek s�ysza�, co m�wili
ludzie. On sam cieszy� si�, poniewa� s�dzi�, i� zaanga�owanie si� Sowiet�w
w wojn� pomo�e w jej zako�czeniu i przyspieszy powr�t ojca do domu.
Pewnego dnia na niebie nad Zamoszem pojawi� si� ma�y samolot z czerwon�
gwiazd� na boku. Spad� z niego deszcz ulotek. Wi�kszo�� z nich wyl�dowa�a
na drodze i na dachach budynk�w, niekt�re dotar�y nawet na mokrad�a. Ludzie
chwytali je z ciekawo�ci�. Janek znalaz� jedn� z ulotek i przyni�s� do
domu, aby j� przeczyta�. Dziadek, babka i siostry otoczyli go, aby pozna�
tekst. Cho� gramatyka polska ulotki pozostawia�a wiele do �yczenia,
wiadomo�� w niej zawarta by�a jednoznaczna.
"Drodzy Towarzysze - zaczyna� si� tekst - cieszcie si�, poniewa� wojna
si� sko�czy�a. Polska kapitalistyczna zosta�a pokonana, a jej faszystowski
rz�d uciek� do Rumunii. Niechlubne dni polskich pan�w s� za Wami. Zwyci�ska
Armia Czerwona Zwi�zku Sowieckiego zajmuje kraj, by przynie�� Wam wolno��.
Uwolnimy Was od polskich paso�yt�w. Udzielcie go�ciny Armii Czerwonej. Na
pohybel Polsce! Niech �yje Armia Czerwona i jej niemiecki sojusznik!
Proletariusze wszystkich kraj�w, ��czcie si�!"
Ulotka by�a podpisana: "Tymoszenko, Marsza�ek Armii Czerwonej".
Janek sko�czy� czytanie. Przez chwil� nikt nic nie m�wi�.
Min�o troch� czasu, zanim ludzie poj�li straszliw� prawd�. Ci, kt�rzy
mieli nadziej�, �e armia sowiecka pomo�e Polsce, byli srodze zawiedzeni.
- My�leli�my, �e Zwi�zek Radziecki nam pomo�e! - kto� wykrzykn��. - A tu
zamiast tego Rosja i Niemcy s� teraz sojusznikami!
- M�wi�em wam, �eby nie ufa� Ruskom - powiedzia� kto� jeszcze.
- Wbili nam n� w plecy!
- Jak mo�emy si� broni� jednocze�nie przeciwko Niemcom i Rosjanom? -
pytali inni. - S� ich miliony. Co z nami b�dzie?
Wkr�tce sta�o si� jasne, �e Polska nie ma najmniejszej szansy na obron� i
�e dla Polak�w nadci�gaj� lata wielkich cierpie�.
A potem nadesz�a Armia Czerwona. �o�nierze, ubrani w mundury koloru
b�ota, nosili okr�g�e czapki, kt�re w zabawny spos�b zw�a�y si� na czubku.
Czapki ozdobione by�y du�� czerwon� gwiazd�, jak zauwa�y� Janek, stanowi�c�
jedyny l�ni�cy akcent w ca�ym umundurowaniu. Wydawa�o mu si�, �e kawaleria
Armii Czerwonej przeje�d�a�a jak popad�o. Tysi�cami tratowa�a pola i ��ki,
nie zwracaj�c uwagi na niczyj� w�asno��.
Drogami dniem i noc� jecha�y czo�gi, ci�ar�wki i samochody. Na szcz�cie
dla nich, my�la� Janek, lato by�o suche i zupe�nie pozbawione deszczu. Za
oddzia�ami zmotoryzowanymi maszerowa�a tysi�cami piechota. Pola i bardziej
suche ��ki roi�y si� od kawalerii. Janek s�ysza�, jak �o�nierze rozmawiali
po rosyjsku, ukrai�sku i w innych, nieznanych j�zykach. S�ysza� monotonny
�piew, zw�aszcza najbardziej popularnej pie�ni, �piewanej przez wszystkich
�o�nierzy - "Katiuszy".
"Kiedy zakwit�y drzewa jab�oni i gruszy� Kiedy mg�a �cieli�a si� nad
rzeki brzegiem� Katiusza wychodzi�a na skraj wody,� By �piewa� o sokole i o
swoim ukochanym..."�
Jankowi pie�ni te ukazywa�y �wiat nowy, pe�en melancholii. �o�nierze
�piewali