11890

Szczegóły
Tytuł 11890
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11890 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11890 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11890 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WILLIAM WHARTON WERNIKS TYTU� ORYGINA�U SCUMBLER T�UMACZENIE KRZYSZTOF FORDO�SKI WIERSZE PRZE�O�Y� MAREK OBARSKI Dedykowane ZGODZIE, MARZENIOM, SNOM Nie wiem sam, Dlaczego, dlaczego W�a�nie ja Umrze� mam? WERNIKS � p�ynny, szybko schn�cy pokost, kt�rym pokrywa si� obrazy olejne i temperowe w celu nadania im po�ysku i zabezpieczenia ich przed wp�ywami atmosferycznymi. W. Kopali�ski, S�ownik wyraz�w obcych i zwrot�w obcoj�zycznych ROZDZIA� 1 SZCZURZE NORY W tej chwili mamy w Pary�u siedem gniazd. Nie wliczam w to naszego m�yna wodnego, po�o�onego trzysta pi��dziesi�t kilometr�w od Pary�a. Po�ow� swojego czasu sp�dzam na moszczeniu, przygotowywaniu i wyposa�aniu gniazd. Moszczenie szczurzych nor, na tym w�a�nie wszystko to polega, nie potrafi� powstrzyma� si� od grzebania, kopania nor, utykania drobiazg�w po k�tach. Zanim jeszcze wyprowadzili�my si� z Kalifornii, mieli�my cztery gniazda i czterdzie�ci akr�w ziemi. �adnego z tych miejsc nie da�oby si� okre�li� mianem normalnego domu, by�y to kolejno � przyczepa campingowa wkopana w zbocze pag�rka, namiot przytulony do wylotu jaskini, a wreszcie drewniana chata na szczycie wzniesienia, kt�ra s�u�y�a nam za dom, dop�ki nie sp�on�a w wielkim po�arze. By� jeszcze schron, kt�ry zbudowa�em z kamieni i cementu na kraw�dzi suchego koryta wy��obionego przez strumie� na naszej czterdziestoakrowej dzia�ce. Ka�de z naszych gniazd zosta�o kompletnie wyposa�one, a� po �y�ki i widelce; ka�de stanowi kryj�wk�, miejsce, gdzie mo�na uciec w razie nag�ego niebezpiecze�stwa; dziur�, w kt�rej mo�na schroni� si� pod ziemi�, przeczeka�, ukry� si� przed wariatami, polubi� radioaktywne jajka, fioletowe s�o�ce p�on�ce na zielonym niebie, smr�d martwego �wiata. W dzisiejszych czasach ojciec rodziny musi my�le� perspektywicznie, zw�aszcza kto� taki jak ja, cz�owiek mieszkaj�cy na obczy�nie, by�y wi�zie�, m�czyzna, kt�remu odebrano jego pierwsze gniazdo � �on�, dw�jk� ma�ych dzieci, dom, wszystko. Zawsze rozgl�dam si� za jakim� miejscem, gdzie w razie czego m�g�bym si� schowa�. W Kalifornii polowa�em na potrzebne sprz�ty w magazynach Armii Zbawienia i sklepach z u�ywanymi rzeczami. W Pary�u nawiedzam regularnie pchle targi, czasami udaje mi si� zdoby� pe�ne wyposa�enie kolejnego gniazda za nieca�e pi��dziesi�t dolar�w. M�czyzna i kobieta Wzajemnie sobie matkuj�, Wzajemnie ojcuj�. Mieszkamy w Pary�u od ponad dwudziestu lat, teraz nie jestem ju� nawet pewien, czy wiem, dlaczego tak si� sta�o, mo�e w g��bi duszy jestem w��cz�g�, specjalist� od szczurzych gniazd. Co roku w Sylwestra pytam ca�� rodzin�, czy chc� wr�ci�. Nie, chc� tu zosta�, podoba im si� rola cudzoziemc�w. Nadal uwa�am si� za powa�nego artyst�, maluj� du�o, kiedy tylko nie �apie mnie gor�czka budowania gniazd, gdy nie wzbieraj� we mnie ojcowskie soki. Nie zrozumcie mnie �le, nie m�wi� o arcydzie�ach i muzeach, marzy�em o nich w czasie wojny, teraz ju� mi na tym nie zale�y. Kiedy cz�owiek zbli�a si� do ko�ca, takie szalone my�li trac� na znaczeniu, ca�� uwag� skupia na sobie samo malowanie. Poruszam si� zygzakiem. �yj� Bez �agla. Zdany na lask� wiatru. Lubi� wynajmowa� swoje paryskie schronienia podobnym do mnie ludziom � studentom i artystom, ludziom spoza nawiasu, oni potrafi� doceni� moje kryj�wki, czuj� si� w nich bezpieczni. * Jedno z moich gniazd mie�ci si� w dzielnicy po�o�onej na ty�ach Bastylii, kt�ra mia�a zosta� wyburzona pi��dziesi�t lat temu. Zaszed�em tutaj pewnego dnia, poszukuj�c tematu do obrazu, czego�, co m�g�bym uwieczni�, czegokolwiek, co mog�oby pom�c mi przekona� siebie, �e �ycie ma w og�le jaki� sens. Je�d�� na motocyklu honda, dosta�em go siedem lat temu za obraz. Teraz motor ma ju� ponad dziesi�� lat, pot�ny ja�owy skok, ze stu sze��dziesi�ciu centymetr�w sze�ciennych cylindra pracuje g�ra siedemdziesi�t pi��. Motocykl jest podobny do mnie, zaciera si�, rozsypuje, jest og�lnie do�� zaniedbany. Skrzynk� na farby i sztalugi mam przypi�te na plecach, reszt� wo�� na baga�niku. Czasami maluj�, siedz�c okrakiem na siode�ku ty�em do kierownicy, ze stopami na peda�ach. W moim wieku kr�gos�up szybko sztywnieje, nie wytrzymuje zbyt d�ugiego malowania na stoj�co. Czasami wysiada na amen i rano nie mog� podnie�� si� z ��ka, Kate musi w takie dni pom�c mi si� pozbiera�, �ebym m�g� zabra� si� do roboty. * Myszkuj�, w�sz� po podw�rkach pe�nych drewnianych szop i stos�w desek. Ka�de zape�nione jest do granic mo�liwo�ci. Brodz� po ty�ek w po�amanych ramach okiennych, starych, sple�nia�ych materacach, workach i skrzyniach pe�nych �mieci � wszystko tu cuchnie st�chlizn�. W �mieciach baraszkuj� szczury. Czuj� si� tutaj jak u siebie w domu, oto moje naturalne �rodowisko, post�puj�cy rozk�ad dokonuj�cy si� pod szarym paryskim niebem. W zau�ku mie�ci si� zak�ad kamieniarza pracuj�cego w marmurze, przepi�kne bloki kamienia le�� poci�te na plasterki jak ser, czekaj�c, a� zostan� przerobione na blaty brzydkich, francuskich sto��w. Przede wszystkim pachnie tu pi�owanym drewnem, trocinami i naoliwionymi narz�dziami. Ta cz�� miasta nale�y do stolarzy, powoli chyli si� ku upadkowi, bo interesy id� coraz gorzej. Fabryki produkuj� nowoczesne, klejone meble, kt�re s� tanie i nietrudno si� z nimi rozsta�, nawet nie zd��� si� znudzi�. Zmie� meble, a przy okazji �on� czy m�a; ci�ko przysz�o, �atwo posz�o, i ju� masz ca�kiem nowe �ycie. Zatrzymuj� si� i zaczynam rozmow� z pot�nym, starym m�czyzn� � starszym nawet ode mnie. Ma na g�owie szar� drelichow� czapeczk�, przypomina troch� Chruszczowa, s�ynnego z walenia butem w m�wnic�. Jest zbudowany jak tur. Ustawiam motocykl na n�kach i wchodz� do zak�adu mego rozm�wcy. Okazuje si� w�a�cicielem wytw�rni materac�w, robi je sam ze spr�yn. Lubi� ogl�da� tak� robot�, to widok, kt�ry sprawia, �e bardziej jeszcze doceniam swoje ��ko. Gospodarz zaczyna d�ug� i ciekaw� opowie��. Potrafi� przesiedzie� tak ca�y dzie�, je�li tylko trafi� na dobrego gaw�dziarza. Sze��dziesi�t lat temu zdezerterowa� z okr�tu, s�u�y� w rosyjskiej marynarce wojennej. Wyl�dowa� sam w Pary�u, mia� dziewi�tna�cie lat i by� �ydem. Niez�y pocz�tek. Przybra� imi� Sasza, sam nie jest ju� dzi� pewien, jak si� naprawd� nazywa�. W czasie drugiej wojny �wiatowej ukrywa� si� przed �owcami �yd�w, Francuzami i Niemcami, w�a�nie w tym budynku. Chwyta mnie za rami� i prowadzi tunelem do schronu, kt�ry wykopa� pod swoim gara�em. Ma tutaj ca�y pok�j wygrzebany w ziemi, pe�en �ywno�ci, ry�u, fasoli, puszek; s� nawet �wiece. * Sasza i ja mogliby�my by� bra�mi krwi. Zaprasza mnie, bym zjad� z nim obiad na ty�ach zak�adu � zimny barszcz, chleb, dojrza�y ser i ciep�awe wino. Gadamy przez cztery godziny. Opowiada mi, jak zacz�� produkcj� materac�w ze spr�yn, jednoosobowa fabryka, nigdy nikogo nie zatrudnia� do pomocy. Znalaz� sobie mi�� dziewczyn�, francusk� �yd�wk�, o�eni� si�, mia� troje dzieci, przez trzydzie�ci lat mieszkali nad zak�adem. Teraz dzieci doros�y, za�o�y�y w�asny sklep z meblami na Faubourg Saint�Antoine. Wstydz� si� Saszy, nie chc�, by pojawia� si� w ich modnym sklepie, jest zbyt t�usty, zbyt brudny, zbyt �mierdz�cy, zbyt rosyjski i zbyt �ydowski. Gdy nadchodzi staro��, stajemy si� dla dzieci Zawad�, jednym z niepotrzebnych rupieci, Cho� je kochamy, cho� one nas kochaj�. W zesz�ym roku �ona Saszy umar�a na raka. �zy kr�c� mu si� w oczach, kiedy mi o tym m�wi, wyci�ga z kieszeni zat�uszczon�, b��kitn� chusteczk� do nosa i ociera je, nie przerywaj�c opowie�ci. Wciska chusteczk� do tylnej kieszeni spodni, patrzy mi prosto w oczy i m�wi, �e ma teraz przyjaci�k�. U�miecha si�. Odpowiadam mu u�miechem. M�wi, �e m�czyzna, kt�ry pi��dziesi�t lat prze�y� w ma��e�stwie, nie potrafi obej�� si� bez kobiety. I komu to m�wi? M�czy�ni s� dla kobiet jak miejsca na parkingu. M�czyzna bez kobiety jest jak dom bez okien. Bo�e, nie chc� nawet my�le� o tym, co bym zrobi�, gdyby Kate umar�a. Jej �mier� pozbawi�aby moje �ycie sensu, mo�e niezupe�nie, ale na pewno w wielkiej cz�ci. Zobaczy� w oczach kogo� bliskiego Swoje w�asne marzenia I poszybowa�, odrywaj�c si� od ziemi. W ca�ej tej sprawie najbardziej szalone jest to, �e przyjaci�ka jest o czterdzie�ci lat m�odsza od Saszy. M�wi�c to, puszy si� jak kogut. Zwi�zek ten doprowadza jego dzieci do szale�stwa, boj� si�, �e zapisze jej wszystkie pieni�dze. Przyjaci�ka jest arabsk� wdow�, znalaz� dla niej mieszkanie w pobli�u swojego zak�adu, teraz rozwa�a mo�liwo�� wprowadzenia si� do niej. Sasza wybucha �miechem, m�wi, �e mia� ju� w �yciu wszystko, co najlepsze, c� zatem z tego, �e ma pod�e dzieci. Nie widz� �adnego sensu w wyja�nianiu mu, na czym polegaj� takie nawroty pod�o�ci, zbyt to skomplikowane, poza tym i tak nikt nie chce przyzna�, �e to prawda. M�wi�, �e powinien mie� dzieci ze swoj� now� kobiet�, pok�j na Bliskim Wschodzie osi�gni�ty na w�asn� r�k� w centrum Pary�a. Do diab�a ze starymi, niech zrobi sobie nowe dzieci, mo�e one oka�� si� prawdziwsze, bardziej podobne do niego. Daje mi kuksa�ca w rami�, mocnego kuksa�ca. Dla m�czyzn jest to zachowanie najbli�sze okazywaniu sobie mi�o�ci, na jakie potrafi� si� zdoby�, w�a�nie dawanie i przyjmowanie kuksa�c�w. Dziwne. Le�� tutaj, pl�cz�c samotnie W paj�czynie, suche py�ki p�yn� Swobodnie w powietrzu bez owad�w. Pytam Sasz�, czy zechce pozowa� mi do portretu. Sasza podchodzi do sprawy bardzo serio, chce tylko wiedzie�, ile potrwa malowanie. Wystarczy mi p�torej godziny; nie�le mi nawet wychodzi. Wybieram p��tno rozmiaru 20F, mniej wi�cej czterdzie�ci pi�� na sze��dziesi�t centymetr�w. Maluj� g�ow�, ramiona, pe�n� twarz, wielk� g�ow�, �wi�skie oczka, perkaty nos. Kiedy ko�cz�, pr�buj� ofiarowa� mu go w prezencie. � A to za co? � Podaruj go dzieciom, niech troch� pocierpi�! Chc� te� odwdzi�czy� mu si� za jego opowie��, za jego �ycie. Sasza daje mi jeszcze jednego kuksa�ca, ma mocne d�onie, ka�da rozmiar�w sporego baleronu. Wiesza sw�j portret na �cianie pomi�dzy mosi�nymi spr�ynami, prosi, bym gdzie� za nim poszed�. Idzie przede mn� rozko�ysanym krokiem marynarza, wchodzimy w g��b zau�ka. Znajduje si� tam trzypi�trowy drewniany budynek o dachu pokrytym pap�, kt�ry pochyla si� na wszystkie mo�liwe strony. Do po�owy wype�niaj� go stare meble, wydaje mi si�, �e w wi�kszo�ci pochodz� z lat dwudziestych naszego wieku. Wszystko jest tu potwornie brudne, warstwa kurzu ma chyba z cal grubo�ci. Sasza wskazuje mi meble, m�wi�c, �e mog� wybra� dla siebie, co tylko mi potrzebne, i tak od lat nikt nie chcia� ich kupowa�. Na mnie jednak najwi�ksze wra�enie robi sam budynek. Pytam, czy nie zechcia�by mi go wynaj��. Sasza wybucha �miechem. M�wi�, �e przerobi�bym go na studio, gdzie mog�yby mi pozowa� nagie modelki. Sasza �mieje si� teraz jeszcze g�o�niej, m�wi, �e po ca�ym domu hula wiatr, pe�no w nim kociego g�wna, bo tutaj wyj�tkowo cz�sto pieprz� si� po k�tach, szczury �r� koci�ta, a go��bie wlatuj� do �rodka przez dziury w dachu. Odpowiadam, �e b�d� dokarmia� go��bie, a koty wytresuj� tak, by przegoni�y wszystkie szczury. D��ymy gdzie�, upadamy. Daremnie Wypatruj�c na o�lep w �niegu. Niewiedza wyra�a si� w pogardzie, Kt�ra jest kresem niewinno�ci. Umow� ubijamy na miejscu, �adnych papier�w. Co trzy miesi�ce b�d� p�aci� sze��set frank�w, czyli mniej wi�cej czterdzie�ci dolar�w miesi�cznie. Obiecuj� te� namalowa� portret jego zmar�ej �ony z male�kiej fotografii. To wszystko, co po niej zosta�o, fotografia paszportowa zrobiona w ulicznym automacie. Na wypogodzonej twarzy Przetrwa�o wspomnienie Pogodnego �ycia. Wchodz� do �rodka i zabieram si� do porz�dk�w. Wn�trze budynku stanowi obraz n�dzy i rozpaczy. Wi�kszo�� mebli wyci�gam na strych, najbardziej zniszczone r�bi� siekier� na kawa�ki i odk�adam do spalenia. Zaczynam od ustawienia kilku pot�nych belek, �eby ca�a konstrukcja nie zwali�a mi si� na g�ow� przy mocniejszym podmuchu wiatru, potem wycinam dziur� w dachu, by wpu�ci� do �rodka troch� �wiat�a. W dziur� wstawiam plastykowe szyby, szpary uszczelniam plastykow� ta�m�. �ciany i sufity wyk�adam styropianem, po czym maluj� je na bia�o. Sasza pozwala mi pod��czy� si� do swojej instalacji elektrycznej, ustalamy sta�� op�at� miesi�czn�. Kupuj� na pchlim targu dwa �elazne piecyki, uzupe�niam je d�ugimi rurami, kt�re b�d� w zimie ogrzewa� pomieszczenia. �ci�gam ze stryszku troch� mebli i rozstawiam je po pokojach. Pe�no tu teraz �wiat�a, wspania�e miejsce, z wygl�du przypomina r�wnocze�nie tani burdel i sal� operacyjn�. Nast�pne gniazdo, cho� nie na fest przechodzi ostateczny test. Moj� pierwsz� prac� w nowym studio b�dzie portret �ony Saszy. Pozwalam moim my�lom odp�yn�� i maluj�, prawie nie patrz�c na fotografi�. Maluj� j� tak�, jak� opisa� mi Sasza, maluj� to, co do niej czu�, jej dusz�. Nie przypominam sobie tej twarzy. Jednak Kto� wtopi� si� we mnie. Matka, siostra, brat. Zajmuj� si� tym po po�udniu. Sasza stwierdza, �e obraz jest wierniejszym portretem jego �ony ni� fotografia. Wybucha p�aczem. Chyba jestem troch� nienormalny, mam w sobie co� z kobiety. M�g�bym pracowa� na p� etatu jako m�ska czarownica. W swoim �yciu dwa razy zdarzy�o mi si� spotka� prawdziwe czarownice, by�y to fascynuj�ce kobiety. Kobieta mieszka we mnie. Rada, �e siedzi na ko�le karocy, Trzymaj�c w r�kach lejce. Parter wynajmuj� pewnemu rze�biarzowi, m�odemu i bogatemu francuskiemu arystokracie, kt�ry p�aci mi sze�� st�w miesi�cznie i to got�wk�. Wszystko tu idzie got�wk�. Francuscy urz�dnicy dostaj� wysypki na sam� my�l o ludziach takich jak ja. Pierwsze pi�tro zatrzymuj� dla siebie. Schody prowadz� tu prosto od drzwi, zabudowuj� wi�c klatk� schodow�, a dla rze�biarza robi� oddzielne wej�cie. Potrzebuj� bie��cej wody, pod��czam si� wi�c do ulicznego hydrantu umieszczonego po przeciwnej stronie zau�ka � co oczywi�cie jest absolutnie nielegalne. Zak�adam pod��czenie w nocy, umieszczam plastykowy w�� pod kocimi �bami. W�a�nie pracuj� w ciemno�ciach, przy�wiecaj�c sobie latark�, podwa�am kostki bruku, kiedy przy�apuje mnie dozorczyni. M�wi� jej, �e szukam zgubionych pieni�dzy. Gapi si� na mnie zaskoczona, ale nie ma ochoty powiedzie� mi prosto w oczy, �e jestem k�amc�. To w�a�nie jest mi�e u Francuz�w. Doprowadzam wod� na parter i pierwsze pi�tro, ale nie potrafi� za�o�y� kanalizacji na drugim. Drugie pi�tro w og�le nie jest zbyt wiele warte, sufit jest bardzo niski i stale panuje tu p�mrok. Uznaj�, �e wykorzystam to miejsce na magazyn. Aby si� tu dosta�, trzeba przej�� przez moje studio, wej�� po drabinie i podnie�� pokryw� umieszczon� w pod�odze. Gniazdo paj�ka, podst�pna sie�. Zmie� paj�czyn�. W kryj�wce cichutko sied�! Wkr�tce przekonuj� si� o tym, �e nigdy nic nie wiadomo. Trzy miesi�ce p�niej pracuj� w swoim studio z holendersk� modelk�, kt�ra pozuje mi nago. Ma �adne cia�o i bierze jedynie dziesi�� frank�w za godzin�. Wspania�e, mocne, j�drne, okr�g�e piersi, kt�re czekaj� tylko na oseski, po jednym niemowl�ciu przy ka�dym sutku. Oblewa tanie gor�co i zak�opotanie, gdy tylko na nie patrz�. Odda�bym wszystko za takie piersi, czu�bym si� jak fontanna �ycia. Podnajmowa�bym si� jako mamka, nauczy�bym 8i� te� je�� traw�, prawdziw� zielon� traw�. Wspomina, �e nie ma gdzie mieszka�, napomyka co� o darmowym pozowaniu w zamian za k�t w studio � takie tam gadanie. �eby uci�� dyskusj�, m�wi�, �e wynajm� jej pok�j na g�rze za dwie�cie pi��dziesi�t frank�w miesi�cznie. Jak si� okazuje, nale�y ona do nowoczesnych kobiet, kt�re potrzebuj� tylko k�tka, by urz�dzi� sobie dom. Bierze mnie za s�owo, wprowadza si� od razu i p�aci za dwa miesi�ce z g�ry. M�cz� si� przez trzy dni, zanim zbieram w sobie dostatecznie wiele odwagi, by powiedzie� o tym Kate, mojej �onie. Kate nie jest zachwycona, wie, jak �atwo ulegam pokusom. To, co nas ��czy, opiera si� na wzajemnym poszanowaniu stylu �ycia drugiego cz�owieka, mimo to czasami nie jest nam lekko. Niemo�liwe by�oby znalezienie drugiej pary tak r�nych od siebie ludzi, kt�rzy s� dla siebie tak bardzo bliscy. Nigdy nie zgodzi�bym si�, by by�o inaczej, ale czasami naprawd� nie jest nam lekko. Traude okazuje si� prawdziwym chomikiem, czysta i schludna, nie sprawia �adnych k�opot�w. Nawet nie zauwa�am, jak wiele czasu sp�dza na g�rze. Sprawi�a sobie kuchenk� gazow�, sama przygotowuje posi�ki, raz na jaki� czas zaprasza mnie na obiad, prawdziwy domowy obiad. Zazwyczaj w ch�odne dni wstaje z ��ka dopiero wtedy, gdy porozpalam w piecach. Jestem pewien, �e ogrzewaj� troch� jej pok�j, ale zawsze schodzi na d� i ubiera si� przy piecu, ma �adne, kr�g�e, prawie ci�kie cia�o, szerokie biodra i �liczne po�ladki. Korzystam z okazji i robi� troch� szkic�w, to naprawd� by� niez�y interes. Nie zamierzam jednak pokazywa� ich Kate, po co prowokowa� burz�. Zdo�a�em przekona� sam siebie, �e uczciwo�� bywa czasami okrutn� hipokryzj�. * Pope�ni�em ogromny b��d, wynajmuj�c parter b��kitnokrwistemu rze�biarzowi. Przede wszystkim prowadzi on najbardziej aktywne �ycie towarzyskie, jakie zdarzy�o mi si� kiedykolwiek obserwowa�. Rze�bi w kamieniu, obrabia pi�cio�, sze�ciotonowe bloki marmuru lub granitu. Pracuje ci�ko, kiedy tylko ma po temu okazj�, ale nie zdarza si� to nazbyt cz�sto. Najcz�ciej przyjmuje wizyty francuskich diuk�w, kt�rzy przyje�d�aj� do naszego zau�ka wielkimi limuzynami, by popatrze�, jak Claude bawi si� w rze�biarza. Nie potrafi� uwierzy� w to, �e pr�buje pracowa�; tylko wie�niacy pracuj�. Podnieca ich widok Claude�a z m�otem w d�oni, z oczami os�oni�tymi przez gogle, kiedy prawdziwy py� pobiela jego twarz, kt�ra wygl�da wtedy jak maska klowna, gdy potyka si� o stosy kamiennych od�amk�w. Jest chyba tylko jedna sytuacja gorsza od braku pieni�dzy: posiadanie ich w nadmiarze. Pieni�dze wci�gaj�, zaraz pojawiaj� si� bogaci krewni i przyjaciele. I jak, u diab�a, mo�na w takiej sytuacji cokolwiek zrobi�? Dla mnie jednak najwi�kszym problemem jest kamienny py�. Dostaje si� wsz�dzie. Drobniutki, leciutki jak myd�o w proszku, przedostaje si� z jego studio do mojego. Biegam, utykaj�c wsz�dzie wat� szklan�, gips, kit, pr�buj� pozatyka� wszelkie szpary. Nic jednak nie potrafi powstrzyma� py�u. Co rano pok�j wygl�da jak zasypany �niegiem, przez ca�y dzie� unosi si� delikatna mgie�ka. Py� dostaje si� do farb i przywiera do obraz�w. M�j spos�b malowania wymaga u�ycia schn�cego powoli werniksu; unosz�cy si� stale w powietrzu py� jest po prostu zab�jczy dla obraz�w. Wszystko razem, py� w powietrzu, kurz osiadaj�cy na moich okularach i mieszaj�cy si� z werniksem, sprawia, �e wydaje mi si�, i� pracuj� w m�ce. Moja broda staje si� tak bia�a, �e zdaje si� �wieci� w�asnym �wiat�em. S�abn�ce bia�e �wiate�ko Zagubione w mrokach pami�ci. G�ucho Kroczy zdruzgotana idea. Wrzawa narasta. W ko�cu poddaj� si�. Wynajmuj� moje w�asne studio innemu malarzowi, przyjacielowi Claude�a. Maluje abstrakcyjne kompozycje, bia�e kleksy na bia�ych p�aszczyznach, czasami jasnofioletowe lub zielone plamy na du�ych, bia�ych p��tnach, r�ne odcienie bieli, bardzo subtelna robota. Twierdzi, �e kamienny py� wcale mu nie przeszkadza. Okazuje si� towarzyskim facetem, konieczno�� robienia z siebie ma�py przed arystokracj� nie powinna mi przeszkadza�. Umawiamy si� na osiemset frank�w miesi�cznie. M�wi� o wszystkim Traude, pyta tylko, czy no wy lokator jest �onaty. Nie ma nic przeciwko niemu Czynsz od Traude pokrywa wszystkie wydatki na dom pozosta�e tysi�c czterysta frank�w to czysty zysk. Ni pewno znajdziemy jakie� przeznaczenie dla tych pieni�dzy. Pr�buj� r�wnocze�nie malowa� prawdziwie osobiste obrazy, zarabia� na �ycie i by� dobrym m�em i ojcem a czasami trudno to wszystko pogodzi�. Poza tym, stara� si� mie� jeszcze jakie� w�asne �ycie. Jako� jednak nam si� wiedzie. Sami mieszkamy w dawnym zak�adzie stolarskim. Wykupi�em prawo najmu za pi�� tysi�cy, a teraz p�ac� osiemdziesi�t dolar�w czynszu miesi�cznie. Nasze mieszkanie to wspania�e miejsce, osiemdziesi�t siedem metr�w kwadratowych plus grenier i cave, to zna czy strych i piwnica. Kiedy si� tu wprowadzali�my, wy burzy�em wszystko, pozostawiaj�c tylko �rodkowy s�up wspieraj�cy strop. Wymienili�my wszystkie okna, by chroni� si� przed deszczem i wiatrem. Potem nakre�li�em plan, tak samo jak wtedy, gdy zabiera�em si� do budowy naszego domu na Woodland Hills w Kalifornii. Narysowa�em sw�j plan od razu kred� na pod�odze i z miejsca zacz��em wznosi� �ciany. Robota zaj�a mi sze�� miesi�cy. Z pocz�tku Kate troch� si� martwi�a, ale z czasem bardzo polubi�a to miejsce. Dzieci �pi� na specjalnych platformach. W ten spos�b zaoszcz�dzi�em sporo miejsca, a one nie musz� �cieli� ��ek. Wok� du�ego pokoju biegnie balkonik, z kt�rego mo�na wchodzi� do wszystkich sypialni. Na g�rze jest jeszcze ma�y stryszek, kiedy� dzieci chowa�y tam swoje kolejki i samochodziki, po pewnym czasie trafi� tam sprz�t stereo. W domu panuje zasada, �e muzyki s�ucha si� wy��cznie przez s�uchawki, moje zszargane nerwy nie znosz� g�o�nej muzyki, niezale�nie od gatunku. Dzi�ki Bogu, Kate ca�kowicie si� z tym zgadza. Zbudowa�em kominek, mo�na si� do niego przytuli� w ch�odne wieczory. Jest to gniazdo wewn�trz gniazda. Takie mieszkanie to fantastyczne miejsce dla rodziny. Co wiecz�r jemy wsp�lnie kolacj� przy trzymetrowym stole, kt�ry sporz�dzi�em sam z jednej, grubej na osiem centymetr�w mahoniowej deski wyci�tej ze �rodka jakiego� afryka�skiego drzewa. Zostawi�em kor� na kraw�dziach, by przypomina�a nam wszystkim, sk�d pochodzi. Kupi�em t� desk� w tartaku w s�siedztwie, wa�y ponad sto dwadzie�cia kilogram�w: potrzeba by�o czterech os�b, by wnie�� j� do naszego mieszkania. Taki w�a�nie pot�ny, ci�ki st� pozwala utrzyma� wszystkie sprawy w kupie, nadaje �yciu pewn� wag�, nie pozwala mu po prostu odlecie�. Wieczorami, po zmywaniu, zasiadamy razem za sto�em, siedzimy, czytamy, rozmawiamy, budujemy modele albo rysujemy. To naprawd� wspania�e miejsce, by �y� i kocha�. Nasza kuchnia jest zawsze otwarta, znajduje si� dok�adnie w �rodku, jak mostek kapita�ski, wida� st�d wszystko; mo�na st�d kontrolowa� nasz rodzinny �domek na drzewie. �yjemy w centrum Pary�a jak rodzina szwajcarskiego Robinsona. * Nie mamy telewizora, nigdy go zreszt� nie mieli�my, by� to jeden z powod�w, dla kt�rych uciekli�my z Kalifornii. Mamy wielki pok�j, w kt�rym jemy, mieszkamy, dzielimy si� wszystkim, ka�dy ma te� swoje w�asne miejsce do spania i pracy. Pi�� sypialni jak pi�� wg��bie� w str�czku grochu. Kanalizacja najcz�ciej nie szwankuj� ale sama w sobie stanowi dzie�o sztuki. Na lato wynajmujemy mieszkanie za pi��set dolc�w profesorom z ameryka�skich uniwersytet�w, kt�rzy przyje�d�aj� do Pary�a, by tutaj prowadzi� badania. Wystarcza to prawie w zupe�no�ci na czynsz za ca�y rok. My sami i tak ka�de lato sp�dzamy w naszym zniszczonym kamiennym m�ynie wodnym. * I tak nam si� plecie. Chryste, je�li jest si� malarzem z pi�ciorgiem dzieci, z kt�rych dw�jka studiuje w Stanach, to trzeba sobie jako� radzi�. Wykorzystuj� swoje szczurze instynkty, paryski �ebrak�kamienicznik. Nie wyr�niam si� z t�uszczy. �yj� jak kaleka, Kt�rego dotkn�o jeszcze jedno nieszcz�cie � Trzecia r�ka wyrastaj�ca pomi�dzy oczami. I teraz zas�ania mi widok, sprawiaj�c, �e garstka Przechodni�w wydaje mi si� ogromnym t�umem. Z tej zwariowanej ksi��ki bardzo �atwo b�dzie wyrobi� sobie b��dne zdanie o moim �yciu. Wiele tu pisz� o malowaniu, o tym, co dzieje si� na ulicach, ale moje prawdziwe �ycie, a przynajmniej jego sens, to dom, Kate i nasze dzieci. Prawie nigdy nie zdarza mi si� malowa� po pi�tej po po�udniu, nawet latem, nigdy te� nie maluj� w niedziele. W niedziele cz�sto chodzimy do zoo � wszyscy kochamy zwierz�ta � albo wios�ujemy na stawie w Lasku Bulo�skim czy parku w Vincennes. Prawie codziennie jadam kolacj� w domu, w czasie kolacji opowiadamy sobie o wszystkim, co przydarzy�o si� nam tego dnia. Niewiele tu napisz� o tej cz�ci mojego �ycia, mo�e po�wi�c� jej inn� ksi��k�, chocia� nie, nigdy jej nie napisz�, nie starczy mi na to czasu. Pami�taj, �e przede wszystkim jestem budowniczym gniazd, a m�j dom jest moim gniazdem. Nie daj si� oszuka� b��dnym ognikom, bo nigdy nie zrozumiesz tej ksi��ki, tego, o co naprawd� w niej chodzi. ROZDZIA� 2 AUTOPORTRET Od rana deszcz. Pogoda w Pary�u bywa naprawd� beznadziejna. Czyszcz� wi�c palet� i przygotowuj� si� do namalowania autoportretu. Robi�, tak co roku, zazwyczaj zim�, pomaga mi to przezwyci�y� zimowe nastroje; tani masa� emocjonalny, kt�ry pobudza do �ycia neurony. Pracuj� w dawnej sypialni Tima, mieszka� tu, dop�ki Annie nie wyjecha�a na uniwersytet, wtedy przeni�s� si� do jej sypialni. Jest to moje mini�studio. W�a�ciwie nie potrzebuj� zbyt wiele przestrzeni do malowania. Autoportrety to zdecydowanie najciekawsze obrazy. Wystarczy spojrze� na dzie�a Tintoretta, Chardina, Rembrandta czy cho�by Davida. S� r�wnocze�nie aktywne i pasywne, cia�o i umys� postrzegaj� umys� poprzez cia�o, oko maluje oko, kt�re je widzi. Z autoportretu mo�na dowiedzie� si� wszystkiego; tego, jaki malarz jest, a jaki chcia�by by�; jak maluje, a jak chcia�by malowa�, wszystko w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Zagadanie we w�asne wn�trze jest najtrudniejsz�, a zarazem najbardziej satysfakcjonuj�c� rzecz�, do jakiej zdolny jest cz�owiek. We�my na przyk�ad Rembrandta. Z pocz�tku puszy si� jak paw, pokazuje wszystkie pi�ra, skupia si� jak g�uszce, wierzy w to wszystko. P�niej wycofuje si� powoli, zaczyna zastanawia�, pozwala p�dzlowi malowa� za siebie, zaczyna wpatrywa� si� w czarn� dziur�, maluje a� do ostatecznych granic, dotyka �ciany, wpada w ni�; pustka, pustka pe�ni ksi�yca. Nikt mnie nie widzi. Ani tutaj, Ani tam. Tylko pustka w przestrzeni W kszta�cie mojego cia�a Wci�� wychodzi mi naprzeciw. Ustawiam lustro i wpatruj� si� w nie. Potrzeba malowania oblewa mnie jak rumieniec, opanowuje mnie, wci�ga w siebie. Staram si� jej nie poddawa�. Jest co� z szale�stwa w tym nag�ym przyp�ywie potrzeby, ch�ci wyra�enia siebie p�dzlem. W zasadzie uwielbiam malowa� kogokolwiek. Problem polega na tym, by zmusi� ludzi do tego, by usiedli. Kiedy o to prosz�, zachowuj� si� dziwacznie. Kobiety s�dz�, �e chodzi mi o co� zupe�nie innego. Nikt nie potrafi zrozumie�, �e kto� mo�e naprawd� chcie� spojrze�, pos�ucha�, porozmawia� z drugim cz�owiekiem. Ka�dy jest samotny, wie, �e chce czego� wi�cej, nie wie jednak ani co to jest, ani jak to zdoby�. Wszechogarniaj�ca, wielka tajemnica � rado��. Prawie wszyscy m�czy�ni zak�adaj� nog� na nog� i krzy�uj� ramiona, mo�e spodziewaj� si�, �e b�d� gapi� si� na ich rozporki. W ko�cu jestem artyst�. M�czy�ni maj� takie g�upie �ycie, ci�gle broni� swojej bezcennej nietykalno�ci, �miesznego terytorium. Najcz�ciej obawiaj� si�, �e kto� m�g�by odkry� pustk� panuj�c� w �rodku. �yj� jak gdyby w dekoracjach filmowych, kt�re zwiedza� mo�na w studiach filmowych wytw�rni Universal, buduj� pi�kne fasady, za kt�rymi rozpo�ciera si� pustka, istnieje jedynie front dla turyst�w. Ludzie w og�le staj� si� coraz bardziej niewidzialni, rozmywaj� si� w swoich historiach. Niekt�re kobiety wydaj� si� nawet przepuszcza� �wiat�o, w odpowiednim o�wietleniu potrafi� przejrze� przez nie na wylot. A mo�e to ja zapadam na specyficzn� �lepot�, kt�ra objawia si� niedostrzeganiem ludzi. By� mo�e problem rozwi�za�yby nowe okulary: grube, wieloogniskowe szk�a barwione na r�owo, umieszczone w platynowanych oprawkach. Jak unikn�� pustki? Najpierw By�a pustka, potem s�owo. P�niej �wiat. Teraz znowu b�dzie jak dawniej. Wszystko ju� gotowe. Sztalugi i p��tno rozmiar 25F stoj� przede mn�, w r�ku paleta z przygotowanymi kolorami ziemi, terpentyna, werniks. Lustro stoi po lewej stronie. Najlepiej maluje mi si� przez lewe rami�, prawdopodobnie dlatego, �e jestem prawor�czny. Pierwsze ruchy p�dzla. Lekkie starcie. Pokusa, by opowiedzie� si� Po stronie zwyci�zcy. W lustrze trzymam p�dzel w lewej r�ce. Pr�buj� spojrze� na siebie jak na lewor�cznego malarza. Nie. To nie jawnie jestem obur�czny. Nie potrafi� zadawa� zaskakuj�cych lewych prostych. Zawsze pr�buj� si� os�ania�. Lustra te� k�ami�. K�amstwo odbija si� w k�amstwie, tworz�c co�, w co gotowi jeste�my uwierzy�. Oczywi�cie, je�li jest si� wierz�cym. Wierz�, �e wierz�cych brakuje nam coraz bardziej. Przeci�gam si�, a� plecy trzeszcz�, i patrz�. Czuj� si� jak Rosjanin siadaj�cy na chwil�, by odm�wi� modlitw� przed wyruszeniem w podr�. Musz� pozwoli�, by zacz�o si� dzia�, podda� si� temu magicznemu nastrojowi. * Jestem ju� got�w. Pochylam si� ku przodowi. Poddaj� si�, wpadam w moje osobiste wariactwo, szale�stwo, kt�ra pozwala mi pozosta� przy zdrowych zmys�ach. Kiedy kogokolwiek maluj�, nawet siebie, wariuj� odrobin�. Po��dam czego�, co nie istnieje, a prawdopodobnie w og�le nie powinno istnie�. Zawsze ustawiam sztalugi tak, bym widzia� albo p��tno, albo modela, nigdy obydwu naraz. Wszystko ma by� blisko, �adnych tajemnic, przecie� uczestniczymy w narodzinach, na dobre i na z�e. Jednak tym razem modelem jest lustro, ja sam. Chc� przy tym osi�gn�� niemo�liwe, chc� zbli�y� si� do siebie. Zawsze znajduj� si� w odleg�o�ci r�wnej podw�jnemu dystansowi mi�dzy moim okiem a lustrem. Wiem, �e jestem na jego powierzchni, ale w pewnej odleg�o�ci od niego. Pochylam si�, zbli�am, pr�buj� zobaczy� siebie, nie dotykaj�c, w�lizn�� si� do wn�trza samego siebie. Oczy w lustrze s� nieruchome, ani drgn�. Umys� zamazuje to, drobna histeryczna �lepota. W�a�nie dlatego autoportrety wydaj� si� patrze� z uwag� i bolesnym napi�ciem. Jak okropnie mo�na wygl�da�? Czy wygl�d mo�e nas zwie��? Kiedy maluj� kogo� innego, jeste�my bardzo blisko siebie, model, ja, sztalugi, tworzymy tr�jk�t, dotykamy si� kolanami, zapl�tani w siebie, przytuleni do sztalug. Potrzebujemy zbli�y� si�, w przeciwnym razie mog� tylko patrze�. A samo patrzenie podobne jest do obliczania, mierzenia czy opisywania, a mo�e, co jest jeszcze gorsze, do szacowania. Nie ma oczywi�cie mowy o nieruchomym siedzeniu. Nie staramy si� przecie� uchwyci� chwili, staramy si� namalowa� ca�e �ycie, dwa �ycia, wszystkie �ycia, przesz�o��, przysz�o��, tera�niejszo��. To nie zdj�cie z polaroidu, pstryk�wrrr � prosz� czeka�. Jeste�my istotami ludzkimi, zdolnymi do pope�niania b��d�w, skaczemy w lu�nych wprawdzie, ale ograniczaj�cych nas sk�rach, staraj�c si� uczyni� nasze b��dy rzeczywistymi, naszymi w�asnymi. W jaki� spos�b musimy uchwyci� �ycie i utrwali� je w obrazie, �ycie musi by� wci�ni�te, wessane, uwiedzione, przetworzone w obraz; to bardzo ci�ka praca. Ci�ka praca, zajmuj� si� ni� od ponad czterdziestu lat i nic tak naprawd� si� z niej jeszcze nie narodzi�o, zaledwie jakie� nie donoszone ci��e, aborcje, anomalia p�odu. W przewrotnych wierszach maskujemy czarne my�li. Kruki uprawiaj� nasze otwarte umys�y. Zaorywuj� dylematy. Siej� zw�tpienie. Spo�ywaj� ziarno. Zaczynam szkicowa�, pr�buj� pozwoli�, by wszystko sta�o si� samo, ale robi� to samodzielnie, ustalam wzajemne stosunki mi�dzy postaci� a t�em, niewiele my�l�c, nie tworz� jeszcze kompozycji. Cz�ci� tego, czym jestem, jest przestrze�, kt�r� zajmuj�, jak i gdzie, nie wiem teraz, na czym polega r�nica. Coraz trudniej zachowa� mi z�udzenie wa�no�ci w�asnej niepowtarzalno�ci, indywidualno�ci. O wiele �atwiej jest wtedy, gdy mam przy sobie drugiego cz�owieka, kt�ry m�wi, ziewa, wyciera nos, u�miecha si�, pali papierosy, marszczy albo unosi w g�r� brwi, drapie si�, kicha, odbija mu si�, stara si� lepiej lub gorzej ukry� pierdni�cia, popatruje ukradkiem na mnie albo na obraz. Wszystkie te rzeczy przenosz� si� przeze mnie do obrazu, nadaj� mu �ycie, kt�re nie pochodzi ode mnie. Nie jest to prawdziwy akt tworzenia, ale na nic wi�cej nie mo�e sobie pozwoli� kto�, kto nie ma nawet porz�dnej kanalizacji. Jest to swego rodzaju osmoza, ludzie zostaj� przeze mnie przefiltrowani. Nigdy nie zdarza mi si� malowa� i patrze� r�wnocze�nie. Maluj� jak we �nie, absorbuj�c moich modeli, jestem przez nich absorbowany. Staj� si� krwi�, kom�rkami, zwi�zkami chemicznymi, elektryczno�ci� w moim m�zgu. Przechodz� przeze mnie, mieszaj� si� ze mn�, moimi kationami i anionami, moimi �a�cuchami w�glowodan�w, chemicznymi bankami pami�ci. Przez chwil� wszystko wrze dziko, a potem sp�ywa po moich nerwach, wzd�u� ramienia do koniuszk�w palc�w i dalej do p�dzla. Z p�dzla wylewaj� si� kolory i �wiat�o kierowane przez m�j m�zg, moje cia�o, moj� psychik�, przed moimi oczami, a wzrok mam zamglony przez modela, kogo�, nie mnie; wspomaga, przemienia mnie, symbiotycznie, troch� kanibalizmu z odrobin� rzymskiego poga�stwa. Upodobnij si� do mnie, zosta�! Pow�drujemy razem, a potem Rozstaniemy si�, zabieraj�c z sob� Tylko wspomnienie. Ka�dy portret musi by� nowym cz�owiekiem. Now� istot�, kt�ra powstaje ze zmieszania si� drugiego cz�owieka ze mn�. Jest to ma��e�stwo, chwilowe, ale spe�nione, portret za� jest naszym dzieckiem, narodzinami, drugim wsp�lnym spe�nieniem. W por�wnaniu z prawdziwymi narodzinami przypomina to staromodne transmisje radiowe z mecz�w baseballu, z czas�w, zanim jeszcze na scen� wkroczy�a telewizja. Spiker stuka� o��wkiem w mikrofon, by zaznaczy� trafienie, uruchamia� nagrane na ta�mie okrzyki t�umu, opisywa� przy tym dok�adnie ka�dy rzut, trafienie czy werdykt s�dziego. Lepsze to jednak ni� nic. Staram si� z tym �y�, bez tego skrawka nadziei by�bym ju� martwy. Poruszaj�c oci�ale skrzyd�ami, pszczo�a, Zbyt ospa�a, by u��dli�, Zbiera nektar jesienny Na plaster zimowy. S�o�ce w�druje Nisko na gasn�cym niebie. Maluj� bardzo tradycyjn� technik�, sam przygotowuj� farby, naci�gam p��tno tak, by mia�o odpowiedni� elastyczno��, kt�ra pozwala ta�czy� po nim p�dzlem. Malowanie na desce albo sklejce przypomina mi taniec w butach narciarskich. Gruntuj� niezbyt grubo, aby uzyska� w�a�ciw� ch�onno�� p��tna. Podk�ad wykonuj� mieszanin� mojego wynalazku; sk�ada si� z Lucitu, werniksu i oleju lnianego, potem impast, wreszcie laserunek. Polegam na starych sztuczkach, ale uzupe�niam je kilkoma, kt�re sam wynalaz�em. Promie� s�o�ca przeszywa jak szk�o Ciemne niebo, rysuj�c kontury ob�ok�w, Dobrze znane granice wieczornego mroku. Wi�c lepiej zamkn� oczy! W naszych czasach trudno znale�� szko��, w kt�rej mo�na by si� tego nauczy�. Podobne sprawy nikogo ju� dzi� nie obchodz�. Wszystko, co si� liczy, to wynagrodzenie od r�ki, podziw dla widocznych, chwilowych efekt�w, nikogo nie obchodzi trwa�o��, a przynajmniej to, co mo�e za ni� uchodzi�. Czasami powa�nie zastanawiam si�, czy nie przysz�o mi �y� w ciemnych wiekach malarstwa. Nauczy�em si� niewiele, ale wszystko to osi�gn��em przez obserwacj�, lektur� lub kopiowanie. Przez pi�� lat codziennie rano chodzi�em do Luwru i ogl�da�em wszystkich najlepszych. Jad�em i pi�em Rubensa, Tycjana, Rembrandta, Chardina, Velasqueza, Goy�, tak d�ugo, a� stali si� cz�ci� mnie, a ja ich cz�ci�. Czuj� si� bli�szy ludziom, kt�rzy odeszli wiele lat temu, ni� moim dzisiejszym przyjacio�om. Malarze ci s� nadal wyrazi�ci. Ka�dy czu� w sobie determinacj�, by trwa�, walczy� o to, by przetrwa�. Stanowili cz�� swoich czas�w, ale potrafili je przekroczy�. Potrafili wyj�� w przysz�o�� ze wszystkim, co mieli do zaoferowania. Mo�na u nich znale�� cierpienie i rado��, kt�re razem mieszaj� si�, tworz�c si�� � prawdziw� si��, �adnego napinania mi�ni. Pr�bowali �y� w czasach, kt�re jeszcze nie nadesz�y. Nadal szkicuj�. Musz� najpierw naszkicowa� ca�y ob�raz. Rysunek to przemienianie przestrzeni w obj�to��, a nie wy��cznie kre�lenie linii. Tak naprawd� co� takiego jak linia nie istnieje. Dobry szkic powinien wskazywa� malarzowi, gdzie i jak musi i�� farba. �atwo zapl�ta� si� w rysunek, tak �e nic ju� nie zostaje do namalowania, kontynuowa� romans tak d�ugo, a� nie ma w nim miejsca na mi�o��, odizolowany nie zamalowany, niezamalowywalny k�t obrazu. Opis pozostawia szramy. Drobne Rysy na stalowej �cianie Naszej roz��ki. Sprawiamy jedynie, �e powr�t staje si� jeszcze bardziej niemo�liwy. Gdyby kto� m�g� obserwowa� mnie przy pracy, oszala�by z ca�� pewno�ci�. Wydawa�oby mu si�, �e patrzy na krawca, kt�ry pracuje starannie, ma do dyspozycji najlepszy materia� i nici i szyje p�aszcz, kt�ry ma jeden r�kaw d�u�szy od drugiego albo brakuje mu w og�le otworu na g�ow�. Chodzi mi o to, �e na�ladowanie �ycia nie ma sensu, podobnie jak jego odtwarzanie, musz� je wynale��, wyobrazi� sobie na nowo. Nie oznacza to malowania abstrakcyjnych przedmiot�w ani teatralnych zniekszta�ce� czy wysilonych intelektualnie pr�b kompozycji. Wszystko to jedynie proste chwyty, techniki uniku. Trzeba pokaza� �ycie takim, jakim si� je widzi, jak si� je odczuwa. Ostatecznie wi�c moje kolejne obrazy wychodz� powykrzywiane w dziesi�ciu r�nych kierunkach. Wszystko w porz�dku, taki w�a�nie jestem. Walcz� o to, by pokaza� moj� osobist� rzeczywisto��, jedyn�, jak� znam. Staram si� malowa� ostro�nie, z pe�n� uwag� i mi�o�ci�. Zagubieni gdzie� w przestrzeni, Pochylmy si� �agodnie ku sobie. Kiedy kogo� maluj�, m�j model widzi, �e si� gapi�, dziabi� p��tno p�dzlem, pochylam si�, odsuwam; staram si� przynajmniej nie podskakiwa�. Pami�tam o tym, by u�miechn�� si� co pewien czas, nie chc� przecie�, by m�j model uciek� albo znikn��. Wi�kszo�� ludzi s�dzi, �e to ich w�a�nie maluj�. Tak naprawd� jednak maluj� smak, zapach, przestrze�, kt�r� zajmuj�. Staram si� namalowa� ca�� ich drog� od zarodka do zw�ok, a wszystko to w jednej chwili, w jednym miejscu. Widz� potem, �e maluj� jedno ucho zbyt wysoko, albo nazbyt czerwone. Portret przypomina im Eisenhowera albo wujka Jima widzianego w 1962 roku, staj� si� nerwowi, niespokojni. Czasami zaczynaj� chichota� albo wr�cz wybuchaj� �miechem! Wielki Bo�e, przecie� to powa�na sprawa, chodzi tu o obraz. Zag��biam si� we wn�trza nas obojga i staram si� zebra� wszystko w jednym miejscu. Jeste�my tak bardzo blisko kontaktu, to powa�ny wysi�ek, sklejenie wszystkiego razem. * Kiedy ko�cz� malowa�, czuj�, �e mam buty pe�ne potu, palce u n�g chlapi� w miniaturowych ka�u�ach. Czy Rembrandt namalowa� Hendrickje Stoffels tak, jak naprawd� wygl�da�a? Do diab�a, przecie� na pi�ciu r�nych obrazach wygl�da jak pi�� r�nych os�b. Prawdopodobnie by�a nimi wszystkimi, a on kocha� j� ca��. Tylko ca�o�� rzeczy jest pi�kna, a malarz musi przedrze� si� jako� przez zewn�trzne pozory. A przynajmniej przekona� siebie i jeszcze par� os�b, �e zdo�a� to zrobi�. Sporz�d� mikstur� z uciszonych szept�w I wylej w k�cie � smak woni. Wstaj�, id� do toalety. Siadam i znowu patrz� w lustro. Ostatnio niewiele na siebie patrzy�em, ogl�da�em siebie wy��cznie we w�asnej pami�ci. Wiem, �e pr�ny ze mnie sukinsyn, ale rzadko przygl�dam si� sobie z bliska, jedynie wtedy, gdy maluj� sw�j autoportret. Przypomina to sprawdzanie zegarka, patrz�, ile jeszcze zosta�o mi czasu, nie kt�ra jest w�a�ciwie godzina, tylko ile czasu ju� min�o, ile jeszcze mog�o mi zosta�. Patrz� na moje stare oblicze. Coraz szybciej si� starzeje. Coraz wi�cej zmarszczek wok� oczu, ciemne, fioletowoniebieskie wory pod oczami, nowe �y�ki pop�ka�y mi na policzkach. W rzeczy samej wygl�dam na kandydata do �miertelnego zawa�u. Najwy�sza ju� chyba pora. Bo�e, tak trudno zrozumie�, kiedy nadchodzi pora, by podda� si� i zacz�� umiera�. Nad czo�em nie ma ju� prawie w�os�w, broda sta�a si� niemal �nie�nobia�a. Dodaj� troch� ��tej ochry i czerni na brod�, otrzymuj� w ten spos�b prawie w�a�ciwy kolor. Teraz wygl�da du�o lepiej. Broda ukrywa znakomicie obwis�e mi�nie twarzy, a to daje mi spor� przewag� nad innymi. Zastanawiam si�, dlaczego kobiety nie maj� br�d. M�czy�ni potrzebowali ich najpewniej po to, by �atwiej przyjmowa� ciosy, od dawna �yli w g�upiej fizycznej dominacji. Kobiety nauczy�y si� chyba lepiej znosi� szturcha�ce od �ycia. Nie potrzebuj� os�ony w�os�w. Jedno jest pewne, gdyby kobiety nosi�y brody, z ca�� pewno�ci� by ich nie goli�y. Uczyni�yby z nich co� pi�knego, takiego jak piersi. Jestem szczery, ty te� nie k�amiesz Jak zwykle wielcy �garze. Ale chc�c powiedzie� prawd�, Musimy pos�u�y� si� k�amstwem! Zabieram si� do podk�adu. Pracuj� szybko wielkim p�dzlem. Malowanie autoportret�w jest fantastyczne, pozuj� tylko wtedy, kiedy nie patrz�, nie trac� ani chwili czasu. Jestem wewn�trz. Kr�ci g�ow�, przygl�da si� k�tem oka, ten sukinsyn wygl�da na podejrzliwego faceta, wygl�da z obrazu tak, jak gdyby nie chcia� ju� patrze�, z ka�d� chwil� jest coraz trudniej. To wsad� tam, Scum, z�ap to. Je�li nie b�dziesz uczciwy tutaj, jeste� niczym. Pami�taj jednak, by nigdy nie ufa� udawanej uczciwo�ci. To najwy�szy stopie� nadu�ycia zaufania. Na obrazie ujmuj� siebie do pasa, mo�e namaluj� te� d�onie, ale p�dzel umieszcz� w prawej. Tonuj� t�o sjen� palon�, szmatk� rozcieram kszta�ty, pracuj�, rozk�adaj�c cienie. Stworzeni, by walczy� z czasem i przestrzeni� Najpierw na ziemi, potem w powietrzu A� znajdziemy w�a�ciwe miejsce Obr�ceni w proch. Pora ju� wzmocni� �rodki, nabudowa� cienie. Zaczynam od zimnych kolor�w, pracuj� od ja�niejszej strony, wciskam barwy tam, gdzie b�dzie impast. Sp�jrzcie tylko na te g�upie oczy, gapi� si� z tak� natarczywo�ci�, jak gdyby mia�o to jakie� znaczenie. To te� namaluj, Scum! Bokobrody, naprawd� kochasz siebie, ty m�cie, no a co jeszcze niby, kogo jeszcze? Wszyscy malarze kochaj� siebie, inaczej nigdy nie zabraliby si� do malowania; pisarze chyba te�, wydaje mi si�, �e Camus powiedzia� to kiedy� wyra�nie. Zaczynam maza� po tle, przenosz� tam to, co dzieje si� wewn�trz. No, z�ap t� zmarszczk� ko�o nosa i umie�� j� tam, gdzie trzeba, w prawym rogu. Jestem szcz�liwy, r�wnocze�nie �ongluj�c dwoma, trzema wymiarami. Samo to wystarcza, by chcia�o mi si� �y�. To wszystko k�amstwa, jedno wi�ksze od drugiego. W porz�dku, to, co trudne, czyni obraz prawdziwszym, maluj g�o�niej! Wyciskam farby z tubek na palet�, biel tytanow�, kadmy. STOP! Ostro�nie z kadmami, Scum, u�ywaj palonej umbry, wi�cej sjeny, ��tej ochry, twoich kolor�w, tanich farb. Jestem zwolennikiem kolor�w ziemi. Nie zapominajmy o tym! Czy wybaczymy sobie Nasze szcz�liwe chwile? Drobne skazy w �yciu, Kt�re tak dalekie jest od szcz�cia. Teraz zaczynamy wchodzi� w g��b. Wychwytywa� najwa�niejsze punkty �wiat�em. Biel przechodzi w pasy barw biegn�ce poprzez czo�o i w p�cie�. Uczy� je �ywym! Teraz �yj�, oddycham p�dzlem, kolor jak krew, �wiat�o jak tlen. Trzeba trzyma� p�dzel blisko, k�a�� farby ostro�nie, g��boko, z wielk� czu�o�ci�. ��� obok pomara�czowego, a potem razem. Niech si� stanie. O�wietl! Rozja�nij! Do cholery, Scum! Teraz wycofaj si�, wyga� najja�niejsze punkty. �agodnie laseruj, �agodnie, dodaj cieni, ale nie oddalaj, pom� ostrym kraw�dziom zla� si� w jedn� ca�o��. Pami�taj, obraz ma �y�, a nie ��e�, wymie� niepotrzebne literki. Wprawdzie to tylko s�owo, ale na pocz�tku by�o s�owo. Nie, na pocz�tku i na ko�cu by�a pustka. Czuj� teraz sw�j zapach: troch� oleju, troch� potu, w sumie ko�ski naw�z. Prosz�, oto �miej� si� ze swojego �miechu i p�acz� z niego r�wnocze�nie. Tyle cennych lat zmarnowa�em, pr�buj�c sta� si� bohaterem Dostojewskiego, p�nym van Goghiem. Potem nape�ni�em si� �rodkowoeuropejskim cierpieniem, Sturm und Drang, jeszcze p�niej eksperymentowa�em z dziewi�tnastowiecznym melodramatem. Teraz jestem ca�kowicie wysuszony, wyp�aka�em wszystkie �zy. Prosz� tylko o co�, co nada mi jaki� sens, zanim b�dzie na wszystko zbyt p�no. Jak g�upim mo�na si� sta�? Oboj�tne wys�uchiwanie, pl�cz, krzyki. Jak dorzecza sp�ywaj�ce bez ko�ca. Jeszcze jeden dow�d naszej niewiedzy. Pochylam si� bli�ej. Uchwy� t� z�o�liwo��, ten strach, Scum. Kryj� si� w ustach, we w�osach, ale s� tam na pewno, dobrze o tym wiesz, przecie� musisz z nimi �y�. Ponad sze��dziesi�t lat z t� sam� twarz�, tym samym cia�em. Patrzy�em, jak ro�nie, twardnieje, mi�knie, s�abnie, pokrywa si� w�osami. Teraz nawet w uszach wyhodowa�em k�pki podobne do lisich kit. Rozpadam si�, upadam pod dzia�aniem si�y grawitacji, rozpadu kom�rek, �miechu, �ez i zwyczajnej nudy. Patrz�, jak rysy pog��biaj� si�, cia�o s�abnie, powoli przemieniaj�c si� w nie�wie�e mi�so. Umie�� to wszystko, Scum, poka�. �mier� ju� czeka, jeszcze tylko godziny. Mo�e ju� wczoraj. Wyka�czam b��kitn� kurtk�, uznaj�, �e nie b�d� jednak malowa� d�oni. Ciemno�� zaczyna na mnie napiera�, przyciska mnie do ziemi. Nie mog� w to uwierzy�, malowa�em tak przez cztery godziny, przynajmniej cz�� tego czasu sp�dzi�em na malowaniu, przegada�em, prze� m�drkowa�em reszt�. Ca�a rodzina powinna za chwil� wr�ci� do domu. Odchylam si� i patrz�. Nie jest to z�y obraz, nadal jednak zbyt wiele w nim u�alania si� nad sob�. Wygl�dam jak donator wci�ni�ty w naro�nik �redniowiecznego obrazu. Tylko �e ja stoj� samotny na �rodku p��tna, nie b�agam nikogo, a mo�e ka�dego, modl� si� do wszystkich, nikogo. Bezdyskusyjnie obsceniczne, w najg��bszym sensie tego s�owa, nie nadaj�ce si� do ogl�dania. Sprz�tam, pakuj� swoje rzeczy. Potrzebuj� nowego p�dzla ze �wi�skiej szczeciny, czer� s�oniowa prawie si� sko�czy�a. U�ywam zbyt wiele czerni w moich obrazach. Sam nie potrafi� si� na tym przy�apa�, ale farba gdzie� znika, a przecie� jej nie jem. B�d� musia� zwr�ci� na to baczniejsz� uwag�. Po�eranie czerni! Skupione poszukiwanie koloru Albo raczej brak �wiat�a, w kt�rym Mo�na pogrzeba� noc. Ale noc to tylko P�aszczenie si�: dojmuj�ce zimno, Wolniejszy ruch moleku�. Staj� oko w oko Z czerni�. Nikogo. Nigdzie. ROZDZIA� 3 KAMIENICZNIK Z RUDERY Dzisiaj pracuj� na �wie�ym powietrzu, mamy 14 lutego, dzie� �wi�tego Walentego. Zimno, staram si� jednak nie traci� ani jednej s�onecznej chwili. Czuj� nagromadzon� w �rodku potrzeb� malowania, jak gdybym t�skni� za �yciem. Najszcz�liwszy jestem na ulicy, kiedy walcz� z t�umem, kln� na samochody, gadam z lud�mi. Wszystko to znajduje swoje odbicie w moich obrazach. Moje malowanie nie mo�e jedynie opisywa� �ycia, musi stanowi� jego cz��. Na chwil� zag��biam si� w sobie, ostrz� no�e, zbli�am si� do samego siebie, ale musz� wyrwa� si� i naba�agani�. W jaki� spos�b czuj�, �e �yj� najpe�niej, kiedy maluj�, jak gdyby pozosta�a cz�� mojego �ycia by�a tylko czekaniem. Nie wiem, na co czekam, ale tak to w�a�nie odbieram. * Pracuj� na rue Princesse w Dzielnicy �aci�skiej. W�a�nie zacz��em malowa� zak�ad stolarski, menuiserie��b�niste. W�a�ciciel staje przed drzwiami. Zaczynamy zwyk�� w takich sytuacjach rozmow� o upadku rzemios�a i �wiecie, kt�ry schodzi na psy, po prostu pr�ne biadolenie. Prosi, bym umie�ci� jego nazwisko na szyldzie, sk�d zmy�y je deszcze. Przez chwil� my�l�, �e chce, bym wspi�� si� na g�r� i zaj�� prawdziwym, uczciwym malowaniem, ale nie, chodzi mu o szyld na obrazie, takie rozwi�zanie w zupe�no�ci mi odpowiada. Obraz utrzymany b�dzie g��wnie w br�zach, mo�e troch� ciemnob��kitnych szaro�ci, wewn�trz zak�adu wisi �ar�wka, o�wietlaj�ca nie obrobione drewno i trociny, puste przestrzenie w ��tych ochrach. Ustawiam si� na wprost, mo�e troch� w lewo. Po lewej stronie mieszcz� si� stare, rze�bione drzwi z drewna, kt�re chcia�bym jako� zmie�ci� na obrazie. Kiedy szkicuj�, drzwi pozostaj� zamkni�te. W po�owie malowania dozorczyni wychodzi i otwiera je na o�cie�. Konsjer�ka jest starsz� ju� kobiet�, gruba warstwa makija�u wygl�da jak maska namalowana wprost na jej twarzy; do tego jaskrawoczerwone w�osy obci�te na ch�opczyc�. Wygl�da wspaniale, prawie jak klown. Nadal ma ca�kiem niez�e cia�o, porusza si� lekko, trzyma prosto; tylko szczup�e, pokryte plamkami nogi zdradzaj� wiek. Mo�e nawet mie� ju� siedemdziesi�tk�, ale nadrabia to pi��dziesi�cioma funtami libido. Podchodzi do mnie i pr�buje oczarowa� mnie swoim �Oh�la�la� w staro�wieckim stylu. Uwielbiam to. Prosz�, by stan�a w drzwiach, tak bym m�g� namalowa� j� na moim obrazie. Przeczesuje przypominaj�ce czerwon� s�om� w�osy, zauwa�am teraz ko�ciste, powykrzywiane palce. Opiera si� o framug�, drugim ramieniem wspiera o �cian�. Nosi sukienk� w b��kitne kwiaty. Na obrazie b�dzie pomara�czowa, przyda mi si� w tym miejscu pomara�czowy akcent. Skracam sukienk�, na moim obrazie konsjer�ka b�dzie mia�a ko�o czterdziestki. Chcia�bym m�c odm�odzi� tak siebie, wszystkich. Nie, ka�dy z nas ma sw�j przypisany czas. Czas przeznaczony ka�demu� Przemierzamy nasze �ycie, minuty, Godziny, dni, miesi�ce, lata, A� wydamy ostatnie tchnienie. Zatopieni we �zach. Nie mo�e uwierzy�, �e ju� sko�czy�em, co� takiego zabiera mi zaledwie chwil�, mo�e pi�� minut. Jedno jest pewne � naprawd� potrafi� malowa� � dobrze, szybko, mocno. Mo�e brakuje mi poczucia estetyki, cho� mo�e to nie brak, lecz nadmiar? Potrafi� okr�ci� si� na pi�cie, stan�� i zacz�� malowa� wszystko, cokolwiek znalaz�o si� przed moimi oczami, nie potrzebuj� nawet podnosi� wzroku. Kocham tu wszystko, mog� malowa� wszystko, �adnej pieprzonej dyskryminacji. W zasi�gu stu metr�w od ka�dego miejsca, w kt�rym stan�, znajd� pi��dziesi�t temat�w na obraz. Wiem o tym na pewno. M�g�bym sp�dzi� reszt� �ycia, maluj�c autoportrety albo kamienne mury, ot tak. We�my na przyk�ad kubki do mleka, tej zimy namalowa�em ju� szesna�cie kubk�w do mleka. Kto, u diab�a, chce kupowa� obrazy przedstawiaj�ce kubki do mleka? Dzi�ki Bogu, pogoda zaczyna si� wreszcie poprawia�, b�d� m�g� da� spok�j moim kubkom. Ci�gle czuj� w nozdrzach zapach kwa�nego mleka. Tak samo by�o, kiedy malowa�em ryby, ci�gle otacza� mnie zapach zepsutych ryb. Zaczynam wariowa� na punkcie takich rzeczy, trac� panowanie nad sob�, a to nierozs�dne. Trzeba si� zgubi�, Aby odnale�� siebie. Konsjer�ka patrzy na m�j obra