Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów

Szczegóły
Tytuł Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4   Klub Białych Zębów copyright by © Kajetan Szokalski 2022 Copyright by © Wydawnictwo Osobliwe Copyright for the cover art by © Marlena Sychowska Copyright for vector ilustratio by © Mariseida Copyright for photograpy by © Tyler Olson Copyright for photograpy by © Елена Николаева     Wszystkie prawa zastrzeżone, All rights reserved Wydanie pierwsze, Gdynia 2022 ISBN: 9788396342133   Redaktor prowadząca: Anna Dziedzic Redakcja i korekta: Kamila Śliwińska Projekt okładki: Marlena Sychowska Ilustracja: Marta S. Skład: Marlena Sychowska   Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowana ani w  jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w  środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.   Wydawnictwo Osobliwe tel:691962519 www.wydawnictwoosobliwe.pl www.facebook.pl/wydawnictwoosobliwe www.instagram.pl/wydawnictwoosobliwe [email protected] Strona 5 Spis treści Strona tytułowa Karta redakcyjna PIERWSZA POŁOWA WIDMO PRZESZŁOŚCI 1 OBECNIE 2 KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ 3 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 4 OBECNIE 5 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 6 OBECNIE 7 CZTERNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ 8 OBECNIE 9 OBECNIE 10 TYMCZASEM 11 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 12 OBECNIE 13 OBECNIE 14 CZTERNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ 15 OBECNIE 16 DWADZIEŚCIE SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 17 OBECNIE 18 TYMCZASEM 19 OBECNIE 20 OBECNIE DRUGA POŁOWA KLUB BIAŁYCH ZĘBÓW 1 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 2 OBECNIE 3 OBECNIE 4 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 5 OBECNIE 6 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 7 OBECNIE Strona 6 8 TYMCZASEM 9 OBECNIE 10 OBECNIE 11 CZTERNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ 12 OBECNIE 13 OBECNIE 14 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ DOGRYWKA CZARNY LAS 1 OBECNIE 2 TYMCZASEM 3 OBECNIE 4 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 5 OBECNIE 6 TYMCZASEM 7 OBECNIE 8 OBECNIE 9 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 10 OBECNIE 11 TYMCZASEM 12 OBECNIE 13 TYMCZASEM 14 OBECNIE 15 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 16 OBECNIE 17 TYMCZASEM 18 OBECNIE 19 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ 20 OBECNIE EPILOG TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ Strona 7 PIERWSZA POŁOWA WIDMO PRZESZŁOŚCI Strona 8 SŁUŻEW Ta rozmowa trwała zdecydowanie zbyt długo. – Byle dyskretnie. – Ręka rozbolała go w zgięciu, więc przełożył telefon z dłoni do dłoni. – Tak, jestem pewien. Będzie na sto procent. Dziennikarz, do którego się dodzwonił, perorował coś na linii, ale on ledwo go słuchał, przytakując automatycznie. Zamknął za sobą drzwi tarasowe, podszedł do barierki, a nagły podmuch wiatru załopotał połami jego rozpiętej koszuli. Dziesięć pięter niżej trwał armagedon; światła samochodów tkwiących w popołudniowym korku na Puławskiej i Dolinie Służewieckiej drażniły go. Odwrócił wzrok. Wiele metrów poniżej zielony park powoli okrywał się cieniem. Zapatrzył się tam, próbując dostrzec sylwetki wieczornych biegaczy i osób, które wyszły z psami na spacer. Pomimo że od lat mieszkał w Warszawie, zawsze tęsknił za łonem natury. Zabynijcz. Gęsty las, piękne stawy, mnóstwo miejsc do wędrówki, jazdy na rowerze. Nie to co w tej miejskiej namiastce prawdziwych dzikich lasów i puszcz. Za oknami budziłby go trel ptaków, a nie odgłosy sznura pojazdów sunących w akompaniamencie klaksonów. Jakby to cholerne trąbienie mogło cokolwiek zmienić. – Zapłata tak jak zawsze? – Głos po drugiej stronie słuchawki wyrwał go z zamyślenia. – Tak – potwierdził. – Do usłyszenia. Z ulgą odłożył telefon na szklany stolik i oparł się o barierkę tarasu. Zastanawiał się, jak się czuje z tym, że znów to zrobił. Wrócił do wnętrza apartamentu, nalał whisky i usiadł przy wyspie kuchennej z marmurowym blatem, którą wymarzył sobie podczas remontu. Poruszył myszką, leżącą obok laptopa, i Strona 9 wybudził urządzenie z uśpienia; na ekranie wyświetliła się poczta. Nic. Nie czuł nic. Strona 10 1 OBECNIE Półmrok nocy zalągł się w dwupokojowym mieszkaniu na Bielanach. Dlaczego teraz? Ciemna postać przemknęła z salonu do aneksu kuchennego. Skrzypnęła lodówka, a zimne światło oświetliło na chwilę pomieszczenie. Ze zlewu wystawały talerze z niedojedzonymi resztkami i kubki oblepione fusami. Poplamiony plastikowy śmietnik nie domykał się od wepchniętych do środka jednorazowych opakowań po jedzeniu, a butelki po wódce i zgniecione puszki stały obok w krzywym rządku. Znalazł w końcu to, co chciał, i uśmiechnął się triumfalnie. Otworzył chłodną butelkę piwa, trzasnęły drzwi lodówki i znów zapadła ciemność. W mieszkaniu porządek panował jedynie na ścianie nad kanapą. Podświetlona specjalnie zamontowanymi żarówkami LED, eksponowała obramowane zdjęcia i plakaty przedstawiające młodego piłkarza. Wysoki, dobrze zbudowany, z burzą jasnych włosów. Łatwo można było prześledzić jego karierę. Polonia Warszawa. HSV. Werder Brema. Pośrodku zaś dumnie wisiała koszulka reprezentacji Polski z numerem dwadzieścia dwa i nazwiskiem WIDMOWSKI. Dookoła numeru markerem nabazgrano dziesięć autografów. Strona 11 Karol Widmowski przyssał się do butelki. To już siódme piwo tej nocy. W świetle ekranu nieogolona twarz wydawała się jeszcze pulchniejsza. Załzawionymi oczami od dłuższego czasu studiował skład małego klubu piłkarskiego z Ameryki Południowej. Kursor myszki bez celu krążył po profilu jednego z piłkarzy – przystojnego, z kilkudniowym zarostem, o ciemniejszej karnacji, typowej dla południowców. Usta zastygły w uśmiechu, odsłaniając równe zęby, lecz oczy pozostawały zimne i martwe. Oczy, które bardzo dobrze znał. Jedno błękitne, drugie orzechowe. Ostatni raz je widział, gdy dwadzieścia siedem lat temu lęgło się w nich śmiertelne przerażenie. Czy to możliwe, aby po tylu latach się pojawił? Strona 12 2 KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ Karol wysiadł pod KFC na Popularnej i przeszedł na drugą stronę ruchliwej trasy. Przeczesał nerwowo włosy i spojrzał jeszcze raz na adres. Aleje Jerozolimskie 195D. Wszystko się zgadzało; ogromne, kolorowe logo AEGamez widoczne było już spod Blue City. Poprawił krawat, wytarł spocone dłonie o spodnie i kuśtykając, wszedł do budynku. Wszędzie pachniało kwiatowym odświeżaczem powietrza. Podszedł do lady, a drobna recepcjonistka grzecznie wytłumaczyła, jak dostać się na odpowiednie piętro. Kilka chwil później stał przed gabinetem Łukasza Desroches’a. – Zapraszam! – usłyszał w odpowiedzi na pukanie. Gabinet był typowym korporacyjnym tworem, żywcem wyrwanym z pobliskiej Ikei w Jankach. Pastelowe kolory, funkcjonalne biurko, wszędzie szafki na dokumenty, sztuczne kwiatki i nieśmiertelne bambusy. Na krześle obrotowym siedział mężczyzna – na oko trzydziestoletni, o sylwetce przypominającej trójkąt, z idealnie przystrzyżoną czarną brodą i toną żelu we włosach. Na widok Karola wstał, by uścisnąć mu mocno dłoń. – Widmo! – Łukasz uśmiechnął się szeroko. – Mogę ci tak mówić? Strona 13 – Nie korzystam z tego pseudonimu. – Ale możemy przejść na ty? Jestem Łukasz. – Karol. Zajęli miejsca przy biurku. Desroches złączył palce w piramidkę. – Przede wszystkim chciałem ci podziękować, że po naszej ostatniej rozmowie zgodziłeś się na ten projekt. – Łukasz wyciągnął teczkę z szuflady. – To będzie cudowne doświadczenie mieć taką personę i eksperta w naszym zespole. – Nie przesadzajmy z tym ekspertem. – Karol machnął dłonią. – Po prostu coś tam wiem na temat piłki. – Karolku, Karolku. Nie bądź taki skromny. Kilka lat na boiskach spędziłeś, rzesze fanów zebrałeś, jeśli o kimś można tak mówić, to na pewno o tobie. Karol skrzywił się, gdy usłyszał, jak Łukasz zdrobnił jego imię. Już chciał to skomentować, lecz uznał, że lepiej puścić to mimo uszu. Potrzebował pracy, a nie zbędnej dyskusji. – Zanim przejdziemy do interesów, muszę tylko powiedzieć, że śledziłem twoją karierę. To, co wyprawiałeś na środku pola w Werderze, to było coś! A ten gol na wagę zwycięstwa w debiucie z Serbią? Dobry Boże! Błaszczykowski się chowa! Szkoda, że nie pojechałeś na mistrzostwa świata w Niemczech, ta kontuzja, coś strasznego… – To mam coś podpisać? – Karol uciął temat. – Tak. Pozwolenie na przetwarzanie danych osobowych. O, i już. Gotowy? To idziemy. Kiedy przemierzali korytarz AEGamez, Karol podpytał o projekt, w którym ma uczestniczyć. – Widzisz, nasza kompania chciałaby włączyć się na poważnie do walki o rynek gier piłkarskich. Ciężko będzie z gigantem z Kalifornii z jednej strony i japońską bestią z drugiej. Niemniej udało się nam stworzyć świetny zespół, który na bazie Strona 14 naszego autorskiego silnika zaprojektował… cudo. – Ostatnie słowo Łukasz podkreślił ruchem dłoni, niczym magik zachęcający dzieci do udziału w spektaklu. Doszli do windy. Łukasz na panelu dotykowym wybrał poziom minus dwa i drzwi zasunęły się za nimi bezszelestnie. – Chcemy ruszyć na rynek angielski, niemiecki, francuski i hiszpański. Tam gdzie same największe ligi europejskie. Nie zapominamy oczywiście o polskim, stąd nasza współpraca. – Puścił oczko do Karola, a ten uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi. – Nigdy nie brałem udziału w nagraniu – przyznał się. – Ale w radiu występowałeś? – Częściej na ściankach po meczach, ale tak, w radiu też się zdarzyło. – No właśnie – ucieszył się Łukasz. – To prawie to samo. Tylko że tutaj dostaniesz gotowe kwestie i będziesz musiał je wypowiadać w odpowiednim czasie. I pamiętaj, odrobina improwizacji też nigdy nikomu nie zaszkodziła. Opuścili windę i znaleźli się w przestronnym korytarzu, wyłożonym miękką wykładziną, której jasny kolor dobrze współgrał z drewnianymi ścianami. Łukasz pokierował Karola do pokoju nagrań. – Cześć, Magda – rzucił z szerokim uśmiechem do kobiety grzebiącej przy ogromnej konsolecie. – Cześć. – Okręciła się na krześle w ich stronę. Zagryzła wargę i zatrzepotała rzęsami. Miała trochę zbyt duży nos i brzydką cerę, ale ładnie wycięte usta i sposób, w jaki nawijała na palec pukiel gęstych włosów, zdecydowanie wpisywały ją w kanon tych niestandardowo pięknych i pociągających. – Karolu, to jest Magda Migalska, nasz skarb od spraw technicznych. Pomoże w nagrywaniu dźwięku. Strona 15 Uścisnęli sobie dłonie. Magda nawet na moment nie oderwała wzroku od nowo przybyłego, jak gdyby chciała dobrze zapamiętać jego twarz. Przez jej piwne oczy przemknął dziwny błysk. Karol poczuł, że się czerwieni. – To ten ekspiłkarz? – rzuciła, jakby w pomieszczeniu była sama z Łukaszem. – Zgadza się. Jeden z najlepszych, jakich polska ziemia spłodziła. – Zobaczymy, czy w studiu nagrań lawiruje równie dobrze jak na boisku. – Wzruszyła ramionami, wracając do swojego sprzętu. – Nie przejmuj się, Magda jest specyficzna. – Łukasz poklepał Karola po ramieniu. – Nie takich dziwaków spotykałem. – Widmowski ukradkiem przyjrzał się zgrabnej dziewczynie. – Wszystko słyszę – wtrąciła, poprawiając kucyk. – Nie wątpię. – Łukasz się zaśmiał i zwrócił do Karola: – Potrzebujesz wokalnej rozgrzewki czy zaczynamy nagranie? Karol zrezygnował z ćwiczeń i po chwili siedział naprzeciwko mikrofonu w wyciszonym pomieszczeniu, siłując się z ogromnymi czarnymi słuchawkami przypiętymi do aparatury ustawionej na stoliku obok. Przysunął się do drewnianego biurka. Przejrzał pod metalową lampką kartki z komentarzami. Czerstwe. Ale nie płacą mi w końcu za redagowanie tekstów. – Możemy zaczynać? – Głos Magdy zadźwięczał w słuchawkach. Karol pokazał uniesiony kciuk. Sześćdziesięciocalowy ekran w rogu sali rozbłysnął. Widniał już na nim główny interfejs gry. Total Football 2020 na pierwszy rzut oka prezentował się porządnie, dużo lepiej, niż Karol mógł się spodziewać. Przejrzyste menu, w którym najprawdopodobniej Łukasz operował zza szyby. Odpalił tryb Strona 16 szybkiej gry, gdzie można rozegrać sparingi pomiędzy znajomymi „na kanapie” lub w Internecie. Wybrał niższą ligę brazylijską, losowe zespoły i ustawił symulację, tak aby nie musieć samemu rozgrywać pojedynku. Karol podziwiał szczegółowe wykonanie stadionu, żywo reagującą widownię i twarze piłkarzy. Cała ceremonia otwarcia meczu robiła wrażenie. Ostatnie lata spędzał głównie na grze w piłkę na konsoli, tak więc miał porównanie. AEGamez zrobiło dobrą robotę. Gdy w stopce wyświetliła się informacja, że mecz komentuje Karol Widmowski, spojrzał w swoją kartkę, odchrząknął i ponaglony gestem Łukasza zaczął czytać. – Witam państwa w ten piękny, eee, słoneczny dzień… – Kartka, kartką, ale u nich jest wieczór, wystarczy spojrzeć na niebo – usłyszał Magdę w słuchawce. Zaczerwienił się i zerknął za szybę. Desroches stał zdecydowanie zbyt blisko przymilnie uśmiechającej się Magdy, dłoń trzymając na jej talii. Kiedy złowił wzrok Karola, szybko cofnął rękę i na migi przekazał mu, aby się nie przejmował i czytał dalej. Widmowski poczuł ukłucie zazdrości. Gdy był w swojej najlepszej formie, to jemu kobiety posyłały takie uśmiechy. Odchrząknął i zabrał się za komentowanie. Połowa meczu trwała siedem minut. Gdyby Karol siedział za padem, nawet nie zauważyłby mijającego czasu. W roli komentatora sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Musiał się skupiać jednocześnie na kartce i na obrazie gry, próbując rozczytać skomplikowane nazwiska. Po pierwszej połowie meczu był cały rozdygotany, jakby dopiero co zdjęto go z murawy. – Nie stresuj się aż tak – polecił Łukasz, wchodząc do sali nagrań. – Przepraszam, nie byłem w stanie skoordynować tych wszystkich kwestii z sytuacją na boisku. Postaram się… Strona 17 – Wiesz co? – Łukasz wyrwał mu z dłoni kartki z przygotowanymi komentarzami. Uśmiechnął się szeroko. – Spróbuj improwizować. Tak jakbyś był na meczu. Oglądaj i komentuj. Nazwiskami się nie przejmuj. Dzisiaj i tak mamy tylko taką próbę przed generalką. Karol przytaknął i kiedy Łukasz opuścił pokój, założył z powrotem słuchawki na uszy. Otrzymał sygnał zza szyby i odpalili drugą połowę. – Witam państwa ponownie na zielonej murawie Maracany. Pierwsza połowa dostarczyła nam wielu emocji, tak że nie możemy się już doczekać wszystkich pięknych akcji, jakimi uraczą nas zaraz piłkarze… Zdziwił się, że jego komentarze brzmiały tak naturalnie, gdy zanurzył się całkowicie w boiskowej sytuacji. Złapał się na tym, że czerpie z komentowania frajdę. Od dawien dawna nic nie sprawiło mu takiej satysfakcji. Nic nie mogło mu popsuć tej zabawy – a przynajmniej tak myślał do sześćdziesiątej piątej minuty. – Ależ fatalny kiks! Napastnik Futebol Clube powinien popracować nad celnością. Za chwilę wznowi bramkarz, a to daje kilka chwil trenerowi Juventadu na przeprowadzenie zmian. Boisko opuszcza… eee… Santiago Rodrigo, a w jego miejsce na murawie pojawi się… Karol zamarł z otwartymi ustami, kiedy na ekranie rozgrywała się krótka scenka przerywnikowa. Na zbliżeniu zobaczył nowego zawodnika Juventadu. W jego wyglądzie najbardziej przykuwały uwagę różnokolorowe oczy: jedno niebieskie, drugie orzechowe. Gdy w stopce pojawiło się nazwisko, Karol zerwał się z fotela, omal nie wyrywając słuchawek z gniazda. Z hukiem otworzył dźwiękoszczelne drzwi i wybiegł na korytarz, kuśtykając. – Karol, co się stało? Gdzie uciekasz? Karol! – Łukasz, zdezorientowany, wypadł z sali nagrań. Migalska stanęła w Strona 18 progu z założonymi rękoma i obserwowała obu mężczyzn. – Przepraszam, coś mi się przypomniało, muszę wyjść, zadzwonię… – mamrotał Karol. Dopadł do pustej windy i kiedy drzwi zamykały się za nim, starał się nie patrzeć na Łukasza, stojącego z rozłożonymi rękoma i nieodgadnionym wyrazem twarzy. W środku szybko wygrzebał portfel. Sięgnął do przegródki, w której trzymał stare zdjęcia legitymacyjne otrzymane niegdyś od bliskich i wyciągnął wyświechtaną fotografię przedstawiającą ciemnowłosego, dwunastoletniego chłopca. Chociaż nie zachwycała jakością, to doskonale widać było, że tęczówki jego oczu różnią się od siebie. Jedno błękitne, drugie orzechowe. – Niemożliwe, niemożliwe… – szeptał, przyglądając się przyjacielowi z dzieciństwa. Strona 19 3 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ Wieczór w końcu przyniósł wielu rodzicom ukojenie, i to z dwóch powodów. Po pierwsze czerwcowe upały osłabły na tyle, że dało się oddychać, a po drugie mogli w końcu zawieźć swoje pociechy na środowy trening. – Karolku, spakowałeś wszystko? – spytała wysoka, szczupła brunetka, zakładając adidasy. – Tak, mamo, możemy już jechać? – Podekscytowany dwunastolatek w stroju piłkarskim podskakiwał niecierpliwie. Jak na swój wiek był trochę zbyt chudy, co w połączeniu z jego długimi nogami dawało komiczny efekt. – Rozumiem, że korki też masz spakowane? Bo jeśli tak, to co leży tutaj? – Podniosła parę czerwono-srebrnych butów. – Dzięki, mamo. Musiałabyś mi je dowieźć, jakbym zapomniał. – Tak, na pewno, nie mam nic innego do roboty – odpowiedziała z przekąsem i poczochrała jego blond czuprynę. Karol wywinął się od pieszczot i wybiegł na podwórko. – Julia, a ty czegoś nie zapomniałaś? – rozległ się głos w korytarzu. Odwróciła się. Barczysty mężczyzna z jasnymi włosami ściętymi na jeża i z gęstą, słomianą brodą podał żonie dokumenty od samochodu. Strona 20 – Byłoby szkoda, gdybyś ich nie wzięła. Julia pocałowała go w policzek. – Masz rację, Tadek, do zobaczenia niedługo. – Wracajcie szybko, zrobimy grilla. Julia wraz z synem wpakowali się do nagrzanego samochodu i wyjechali spod domu. Karol najbardziej w ich posiadłości uwielbiał spore podwórko, bo ojciec specjalnie dla niego postawił na nim bramkę piłkarską, zbitą z drewnianych belek. Dzięki szczypcie wyobraźni stawało się areną potyczek, gdzie rozgrywał niezliczone ilości meczów, w których to ścigał się jednocześnie z Kapitanem Tsubasą i Christem Stoiczkowem. Kiedy dwa lata temu, tuż po przeprowadzce do Zabynijcza, rodzice zaproponowali, że zapiszą go do pobliskiego klubu, Zagończyka, zgodził się od razu. Perspektywa zbliżających się wakacji, podczas których będzie mógł znowu skupić się tylko i wyłącznie na piłce, była spełnieniem marzeń. – Jesteśmy. – Julia zaparkowała przed niebieską bramą. Zaraz za nią znajdował się wysypany białymi kamyczkami parking dla kibiców, a dalej rozciągało się boisko nawadniane zraszaczami. Obok parkingu stał niski, biały budynek z blaszanym dachem, robiący za szatnię oraz biuro, a wzdłuż boiska – kryta trybuna mogąca pomieścić około dwustu osób. – Dzięki, mamo, do zobaczenia! – Karol trzasnął drzwiami i popędził do kolegów, którzy już zbierali się przed szatnią. Trening tak naprawdę był jedynie godzinnym oczekiwaniem na gierkę pod koniec zajęć. Wszystkich nudziły wszelkie sprinty, skipy A, skipy C, pajacyki, rozciąganie i bieganie dookoła boiska. Każdy bez wyjątku czekał na ćwiczenia z piłką. Karol szybko odkrył, że najlepiej wychodzi mu odgrywanie piłek do kolegów. Codziennie na podwórku przerabiał tyle meczowych scenariuszy, że kiedy grali, przewidywał wszystko