Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów |
Rozszerzenie: |
Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Szokalski Kajetan - Klub Białych Zębów Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Klub Białych Zębów copyright by © Kajetan Szokalski 2022
Copyright by © Wydawnictwo Osobliwe
Copyright for the cover art by © Marlena Sychowska
Copyright for vector ilustratio by © Mariseida
Copyright for photograpy by © Tyler Olson
Copyright for photograpy by © Елена Николаева
Wszystkie prawa zastrzeżone, All rights reserved
Wydanie pierwsze, Gdynia 2022
ISBN: 9788396342133
Redaktor prowadząca: Anna Dziedzic
Redakcja i korekta: Kamila Śliwińska
Projekt okładki: Marlena Sychowska
Ilustracja: Marta S.
Skład: Marlena Sychowska
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowana ani
w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana
mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub
magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego
przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Wydawnictwo Osobliwe
tel:691962519
www.wydawnictwoosobliwe.pl
www.facebook.pl/wydawnictwoosobliwe
www.instagram.pl/wydawnictwoosobliwe
[email protected]
Strona 5
Spis treści
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
PIERWSZA POŁOWA WIDMO PRZESZŁOŚCI
1 OBECNIE
2 KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ
3 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
4 OBECNIE
5 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
6 OBECNIE
7 CZTERNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ
8 OBECNIE
9 OBECNIE
10 TYMCZASEM
11 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
12 OBECNIE
13 OBECNIE
14 CZTERNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ
15 OBECNIE
16 DWADZIEŚCIE SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
17 OBECNIE
18 TYMCZASEM
19 OBECNIE
20 OBECNIE
DRUGA POŁOWA KLUB BIAŁYCH ZĘBÓW
1 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
2 OBECNIE
3 OBECNIE
4 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
5 OBECNIE
6 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
7 OBECNIE
Strona 6
8 TYMCZASEM
9 OBECNIE
10 OBECNIE
11 CZTERNAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ
12 OBECNIE
13 OBECNIE
14 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
DOGRYWKA CZARNY LAS
1 OBECNIE
2 TYMCZASEM
3 OBECNIE
4 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
5 OBECNIE
6 TYMCZASEM
7 OBECNIE
8 OBECNIE
9 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
10 OBECNIE
11 TYMCZASEM
12 OBECNIE
13 TYMCZASEM
14 OBECNIE
15 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
16 OBECNIE
17 TYMCZASEM
18 OBECNIE
19 DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
20 OBECNIE
EPILOG
TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Strona 7
PIERWSZA POŁOWA
WIDMO PRZESZŁOŚCI
Strona 8
SŁUŻEW
Ta rozmowa trwała zdecydowanie zbyt długo.
– Byle dyskretnie. – Ręka rozbolała go w zgięciu, więc
przełożył telefon z dłoni do dłoni. – Tak, jestem pewien. Będzie
na sto procent.
Dziennikarz, do którego się dodzwonił, perorował coś na
linii, ale on ledwo go słuchał, przytakując automatycznie.
Zamknął za sobą drzwi tarasowe, podszedł do barierki, a nagły
podmuch wiatru załopotał połami jego rozpiętej koszuli.
Dziesięć pięter niżej trwał armagedon; światła samochodów
tkwiących w popołudniowym korku na Puławskiej i Dolinie
Służewieckiej drażniły go. Odwrócił wzrok. Wiele metrów
poniżej zielony park powoli okrywał się cieniem. Zapatrzył się
tam, próbując dostrzec sylwetki wieczornych biegaczy i osób,
które wyszły z psami na spacer. Pomimo że od lat mieszkał w
Warszawie, zawsze tęsknił za łonem natury.
Zabynijcz. Gęsty las, piękne stawy, mnóstwo miejsc do
wędrówki, jazdy na rowerze. Nie to co w tej miejskiej
namiastce prawdziwych dzikich lasów i puszcz. Za oknami
budziłby go trel ptaków, a nie odgłosy sznura pojazdów
sunących w akompaniamencie klaksonów. Jakby to cholerne
trąbienie mogło cokolwiek zmienić.
– Zapłata tak jak zawsze? – Głos po drugiej stronie
słuchawki wyrwał go z zamyślenia.
– Tak – potwierdził. – Do usłyszenia.
Z ulgą odłożył telefon na szklany stolik i oparł się o barierkę
tarasu. Zastanawiał się, jak się czuje z tym, że znów to zrobił.
Wrócił do wnętrza apartamentu, nalał whisky i usiadł przy
wyspie kuchennej z marmurowym blatem, którą wymarzył
sobie podczas remontu. Poruszył myszką, leżącą obok laptopa, i
Strona 9
wybudził urządzenie z uśpienia; na ekranie wyświetliła się
poczta.
Nic. Nie czuł nic.
Strona 10
1
OBECNIE
Półmrok nocy zalągł się w dwupokojowym mieszkaniu na
Bielanach.
Dlaczego teraz?
Ciemna postać przemknęła z salonu do aneksu kuchennego.
Skrzypnęła lodówka, a zimne światło oświetliło na chwilę
pomieszczenie. Ze zlewu wystawały talerze z niedojedzonymi
resztkami i kubki oblepione fusami. Poplamiony plastikowy
śmietnik nie domykał się od wepchniętych do środka
jednorazowych opakowań po jedzeniu, a butelki po wódce i
zgniecione puszki stały obok w krzywym rządku.
Znalazł w końcu to, co chciał, i uśmiechnął się triumfalnie.
Otworzył chłodną butelkę piwa, trzasnęły drzwi lodówki i znów
zapadła ciemność.
W mieszkaniu porządek panował jedynie na ścianie nad
kanapą. Podświetlona specjalnie zamontowanymi żarówkami
LED, eksponowała obramowane zdjęcia i plakaty
przedstawiające młodego piłkarza. Wysoki, dobrze zbudowany,
z burzą jasnych włosów. Łatwo można było prześledzić jego
karierę. Polonia Warszawa. HSV. Werder Brema. Pośrodku zaś
dumnie wisiała koszulka reprezentacji Polski z numerem
dwadzieścia dwa i nazwiskiem WIDMOWSKI. Dookoła numeru
markerem nabazgrano dziesięć autografów.
Strona 11
Karol Widmowski przyssał się do butelki. To już siódme piwo
tej nocy. W świetle ekranu nieogolona twarz wydawała się
jeszcze pulchniejsza. Załzawionymi oczami od dłuższego czasu
studiował skład małego klubu piłkarskiego z Ameryki
Południowej. Kursor myszki bez celu krążył po profilu jednego z
piłkarzy – przystojnego, z kilkudniowym zarostem, o
ciemniejszej karnacji, typowej dla południowców. Usta zastygły
w uśmiechu, odsłaniając równe zęby, lecz oczy pozostawały
zimne i martwe. Oczy, które bardzo dobrze znał. Jedno błękitne,
drugie orzechowe.
Ostatni raz je widział, gdy dwadzieścia siedem lat temu
lęgło się w nich śmiertelne przerażenie.
Czy to możliwe, aby po tylu latach się pojawił?
Strona 12
2
KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ
Karol wysiadł pod KFC na Popularnej i przeszedł na drugą
stronę ruchliwej trasy. Przeczesał nerwowo włosy i spojrzał
jeszcze raz na adres. Aleje Jerozolimskie 195D. Wszystko się
zgadzało; ogromne, kolorowe logo AEGamez widoczne było już
spod Blue City.
Poprawił krawat, wytarł spocone dłonie o spodnie i
kuśtykając, wszedł do budynku. Wszędzie pachniało kwiatowym
odświeżaczem powietrza. Podszedł do lady, a drobna
recepcjonistka grzecznie wytłumaczyła, jak dostać się na
odpowiednie piętro. Kilka chwil później stał przed gabinetem
Łukasza Desroches’a.
– Zapraszam! – usłyszał w odpowiedzi na pukanie.
Gabinet był typowym korporacyjnym tworem, żywcem
wyrwanym z pobliskiej Ikei w Jankach. Pastelowe kolory,
funkcjonalne biurko, wszędzie szafki na dokumenty, sztuczne
kwiatki i nieśmiertelne bambusy. Na krześle obrotowym
siedział mężczyzna – na oko trzydziestoletni, o sylwetce
przypominającej trójkąt, z idealnie przystrzyżoną czarną brodą
i toną żelu we włosach. Na widok Karola wstał, by uścisnąć mu
mocno dłoń.
– Widmo! – Łukasz uśmiechnął się szeroko. – Mogę ci tak
mówić?
Strona 13
– Nie korzystam z tego pseudonimu.
– Ale możemy przejść na ty? Jestem Łukasz.
– Karol.
Zajęli miejsca przy biurku. Desroches złączył palce w
piramidkę.
– Przede wszystkim chciałem ci podziękować, że po naszej
ostatniej rozmowie zgodziłeś się na ten projekt. – Łukasz
wyciągnął teczkę z szuflady. – To będzie cudowne
doświadczenie mieć taką personę i eksperta w naszym zespole.
– Nie przesadzajmy z tym ekspertem. – Karol machnął
dłonią. – Po prostu coś tam wiem na temat piłki.
– Karolku, Karolku. Nie bądź taki skromny. Kilka lat na
boiskach spędziłeś, rzesze fanów zebrałeś, jeśli o kimś można
tak mówić, to na pewno o tobie.
Karol skrzywił się, gdy usłyszał, jak Łukasz zdrobnił jego
imię. Już chciał to skomentować, lecz uznał, że lepiej puścić to
mimo uszu. Potrzebował pracy, a nie zbędnej dyskusji.
– Zanim przejdziemy do interesów, muszę tylko powiedzieć,
że śledziłem twoją karierę. To, co wyprawiałeś na środku pola
w Werderze, to było coś! A ten gol na wagę zwycięstwa w
debiucie z Serbią? Dobry Boże! Błaszczykowski się chowa!
Szkoda, że nie pojechałeś na mistrzostwa świata w Niemczech,
ta kontuzja, coś strasznego…
– To mam coś podpisać? – Karol uciął temat.
– Tak. Pozwolenie na przetwarzanie danych osobowych. O, i
już. Gotowy? To idziemy.
Kiedy przemierzali korytarz AEGamez, Karol podpytał o
projekt, w którym ma uczestniczyć.
– Widzisz, nasza kompania chciałaby włączyć się na
poważnie do walki o rynek gier piłkarskich. Ciężko będzie z
gigantem z Kalifornii z jednej strony i japońską bestią z drugiej.
Niemniej udało się nam stworzyć świetny zespół, który na bazie
Strona 14
naszego autorskiego silnika zaprojektował… cudo. – Ostatnie
słowo Łukasz podkreślił ruchem dłoni, niczym magik
zachęcający dzieci do udziału w spektaklu.
Doszli do windy. Łukasz na panelu dotykowym wybrał
poziom minus dwa i drzwi zasunęły się za nimi bezszelestnie.
– Chcemy ruszyć na rynek angielski, niemiecki, francuski i
hiszpański. Tam gdzie same największe ligi europejskie. Nie
zapominamy oczywiście o polskim, stąd nasza współpraca. –
Puścił oczko do Karola, a ten uśmiechnął się krzywo w
odpowiedzi.
– Nigdy nie brałem udziału w nagraniu – przyznał się.
– Ale w radiu występowałeś?
– Częściej na ściankach po meczach, ale tak, w radiu też się
zdarzyło.
– No właśnie – ucieszył się Łukasz. – To prawie to samo.
Tylko że tutaj dostaniesz gotowe kwestie i będziesz musiał je
wypowiadać w odpowiednim czasie. I pamiętaj, odrobina
improwizacji też nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Opuścili windę i znaleźli się w przestronnym korytarzu,
wyłożonym miękką wykładziną, której jasny kolor dobrze
współgrał z drewnianymi ścianami. Łukasz pokierował Karola
do pokoju nagrań.
– Cześć, Magda – rzucił z szerokim uśmiechem do kobiety
grzebiącej przy ogromnej konsolecie.
– Cześć. – Okręciła się na krześle w ich stronę. Zagryzła
wargę i zatrzepotała rzęsami. Miała trochę zbyt duży nos i
brzydką cerę, ale ładnie wycięte usta i sposób, w jaki nawijała
na palec pukiel gęstych włosów, zdecydowanie wpisywały ją w
kanon tych niestandardowo pięknych i pociągających.
– Karolu, to jest Magda Migalska, nasz skarb od spraw
technicznych. Pomoże w nagrywaniu dźwięku.
Strona 15
Uścisnęli sobie dłonie. Magda nawet na moment nie
oderwała wzroku od nowo przybyłego, jak gdyby chciała dobrze
zapamiętać jego twarz. Przez jej piwne oczy przemknął dziwny
błysk. Karol poczuł, że się czerwieni.
– To ten ekspiłkarz? – rzuciła, jakby w pomieszczeniu była
sama z Łukaszem.
– Zgadza się. Jeden z najlepszych, jakich polska ziemia
spłodziła.
– Zobaczymy, czy w studiu nagrań lawiruje równie dobrze
jak na boisku. – Wzruszyła ramionami, wracając do swojego
sprzętu.
– Nie przejmuj się, Magda jest specyficzna. – Łukasz
poklepał Karola po ramieniu.
– Nie takich dziwaków spotykałem. – Widmowski ukradkiem
przyjrzał się zgrabnej dziewczynie.
– Wszystko słyszę – wtrąciła, poprawiając kucyk.
– Nie wątpię. – Łukasz się zaśmiał i zwrócił do Karola: –
Potrzebujesz wokalnej rozgrzewki czy zaczynamy nagranie?
Karol zrezygnował z ćwiczeń i po chwili siedział
naprzeciwko mikrofonu w wyciszonym pomieszczeniu, siłując
się z ogromnymi czarnymi słuchawkami przypiętymi do
aparatury ustawionej na stoliku obok. Przysunął się do
drewnianego biurka. Przejrzał pod metalową lampką kartki z
komentarzami.
Czerstwe. Ale nie płacą mi w końcu za redagowanie tekstów.
– Możemy zaczynać? – Głos Magdy zadźwięczał w
słuchawkach. Karol pokazał uniesiony kciuk.
Sześćdziesięciocalowy ekran w rogu sali rozbłysnął. Widniał
już na nim główny interfejs gry. Total Football 2020 na pierwszy
rzut oka prezentował się porządnie, dużo lepiej, niż Karol mógł
się spodziewać. Przejrzyste menu, w którym
najprawdopodobniej Łukasz operował zza szyby. Odpalił tryb
Strona 16
szybkiej gry, gdzie można rozegrać sparingi pomiędzy
znajomymi „na kanapie” lub w Internecie. Wybrał niższą ligę
brazylijską, losowe zespoły i ustawił symulację, tak aby nie
musieć samemu rozgrywać pojedynku.
Karol podziwiał szczegółowe wykonanie stadionu, żywo
reagującą widownię i twarze piłkarzy. Cała ceremonia otwarcia
meczu robiła wrażenie. Ostatnie lata spędzał głównie na grze w
piłkę na konsoli, tak więc miał porównanie. AEGamez zrobiło
dobrą robotę.
Gdy w stopce wyświetliła się informacja, że mecz komentuje
Karol Widmowski, spojrzał w swoją kartkę, odchrząknął i
ponaglony gestem Łukasza zaczął czytać.
– Witam państwa w ten piękny, eee, słoneczny dzień…
– Kartka, kartką, ale u nich jest wieczór, wystarczy spojrzeć
na niebo – usłyszał Magdę w słuchawce. Zaczerwienił się i
zerknął za szybę. Desroches stał zdecydowanie zbyt blisko
przymilnie uśmiechającej się Magdy, dłoń trzymając na jej talii.
Kiedy złowił wzrok Karola, szybko cofnął rękę i na migi
przekazał mu, aby się nie przejmował i czytał dalej. Widmowski
poczuł ukłucie zazdrości. Gdy był w swojej najlepszej formie, to
jemu kobiety posyłały takie uśmiechy. Odchrząknął i zabrał się
za komentowanie.
Połowa meczu trwała siedem minut. Gdyby Karol siedział za
padem, nawet nie zauważyłby mijającego czasu. W roli
komentatora sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Musiał się
skupiać jednocześnie na kartce i na obrazie gry, próbując
rozczytać skomplikowane nazwiska. Po pierwszej połowie
meczu był cały rozdygotany, jakby dopiero co zdjęto go z
murawy.
– Nie stresuj się aż tak – polecił Łukasz, wchodząc do sali
nagrań.
– Przepraszam, nie byłem w stanie skoordynować tych
wszystkich kwestii z sytuacją na boisku. Postaram się…
Strona 17
– Wiesz co? – Łukasz wyrwał mu z dłoni kartki z
przygotowanymi komentarzami. Uśmiechnął się szeroko. –
Spróbuj improwizować. Tak jakbyś był na meczu. Oglądaj i
komentuj. Nazwiskami się nie przejmuj. Dzisiaj i tak mamy
tylko taką próbę przed generalką.
Karol przytaknął i kiedy Łukasz opuścił pokój, założył z
powrotem słuchawki na uszy. Otrzymał sygnał zza szyby i
odpalili drugą połowę.
– Witam państwa ponownie na zielonej murawie Maracany.
Pierwsza połowa dostarczyła nam wielu emocji, tak że nie
możemy się już doczekać wszystkich pięknych akcji, jakimi
uraczą nas zaraz piłkarze…
Zdziwił się, że jego komentarze brzmiały tak naturalnie, gdy
zanurzył się całkowicie w boiskowej sytuacji. Złapał się na tym,
że czerpie z komentowania frajdę. Od dawien dawna nic nie
sprawiło mu takiej satysfakcji.
Nic nie mogło mu popsuć tej zabawy – a przynajmniej tak
myślał do sześćdziesiątej piątej minuty.
– Ależ fatalny kiks! Napastnik Futebol Clube powinien
popracować nad celnością. Za chwilę wznowi bramkarz, a to
daje kilka chwil trenerowi Juventadu na przeprowadzenie
zmian. Boisko opuszcza… eee… Santiago Rodrigo, a w jego
miejsce na murawie pojawi się…
Karol zamarł z otwartymi ustami, kiedy na ekranie
rozgrywała się krótka scenka przerywnikowa. Na zbliżeniu
zobaczył nowego zawodnika Juventadu. W jego wyglądzie
najbardziej przykuwały uwagę różnokolorowe oczy: jedno
niebieskie, drugie orzechowe. Gdy w stopce pojawiło się
nazwisko, Karol zerwał się z fotela, omal nie wyrywając
słuchawek z gniazda. Z hukiem otworzył dźwiękoszczelne drzwi
i wybiegł na korytarz, kuśtykając.
– Karol, co się stało? Gdzie uciekasz? Karol! – Łukasz,
zdezorientowany, wypadł z sali nagrań. Migalska stanęła w
Strona 18
progu z założonymi rękoma i obserwowała obu mężczyzn.
– Przepraszam, coś mi się przypomniało, muszę wyjść,
zadzwonię… – mamrotał Karol. Dopadł do pustej windy i kiedy
drzwi zamykały się za nim, starał się nie patrzeć na Łukasza,
stojącego z rozłożonymi rękoma i nieodgadnionym wyrazem
twarzy.
W środku szybko wygrzebał portfel. Sięgnął do przegródki,
w której trzymał stare zdjęcia legitymacyjne otrzymane niegdyś
od bliskich i wyciągnął wyświechtaną fotografię
przedstawiającą ciemnowłosego, dwunastoletniego chłopca.
Chociaż nie zachwycała jakością, to doskonale widać było, że
tęczówki jego oczu różnią się od siebie. Jedno błękitne, drugie
orzechowe.
– Niemożliwe, niemożliwe… – szeptał, przyglądając się
przyjacielowi z dzieciństwa.
Strona 19
3
DWADZIEŚCIA SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ
Wieczór w końcu przyniósł wielu rodzicom ukojenie, i to z
dwóch powodów. Po pierwsze czerwcowe upały osłabły na tyle,
że dało się oddychać, a po drugie mogli w końcu zawieźć swoje
pociechy na środowy trening.
– Karolku, spakowałeś wszystko? – spytała wysoka, szczupła
brunetka, zakładając adidasy.
– Tak, mamo, możemy już jechać? – Podekscytowany
dwunastolatek w stroju piłkarskim podskakiwał niecierpliwie.
Jak na swój wiek był trochę zbyt chudy, co w połączeniu z jego
długimi nogami dawało komiczny efekt.
– Rozumiem, że korki też masz spakowane? Bo jeśli tak, to
co leży tutaj? – Podniosła parę czerwono-srebrnych butów.
– Dzięki, mamo. Musiałabyś mi je dowieźć, jakbym
zapomniał.
– Tak, na pewno, nie mam nic innego do roboty –
odpowiedziała z przekąsem i poczochrała jego blond czuprynę.
Karol wywinął się od pieszczot i wybiegł na podwórko.
– Julia, a ty czegoś nie zapomniałaś? – rozległ się głos w
korytarzu.
Odwróciła się. Barczysty mężczyzna z jasnymi włosami
ściętymi na jeża i z gęstą, słomianą brodą podał żonie
dokumenty od samochodu.
Strona 20
– Byłoby szkoda, gdybyś ich nie wzięła.
Julia pocałowała go w policzek.
– Masz rację, Tadek, do zobaczenia niedługo.
– Wracajcie szybko, zrobimy grilla.
Julia wraz z synem wpakowali się do nagrzanego samochodu
i wyjechali spod domu.
Karol najbardziej w ich posiadłości uwielbiał spore
podwórko, bo ojciec specjalnie dla niego postawił na nim
bramkę piłkarską, zbitą z drewnianych belek. Dzięki szczypcie
wyobraźni stawało się areną potyczek, gdzie rozgrywał
niezliczone ilości meczów, w których to ścigał się jednocześnie
z Kapitanem Tsubasą i Christem Stoiczkowem.
Kiedy dwa lata temu, tuż po przeprowadzce do Zabynijcza,
rodzice zaproponowali, że zapiszą go do pobliskiego klubu,
Zagończyka, zgodził się od razu. Perspektywa zbliżających się
wakacji, podczas których będzie mógł znowu skupić się tylko i
wyłącznie na piłce, była spełnieniem marzeń.
– Jesteśmy. – Julia zaparkowała przed niebieską bramą.
Zaraz za nią znajdował się wysypany białymi kamyczkami
parking dla kibiców, a dalej rozciągało się boisko nawadniane
zraszaczami. Obok parkingu stał niski, biały budynek z
blaszanym dachem, robiący za szatnię oraz biuro, a wzdłuż
boiska – kryta trybuna mogąca pomieścić około dwustu osób.
– Dzięki, mamo, do zobaczenia! – Karol trzasnął drzwiami i
popędził do kolegów, którzy już zbierali się przed szatnią.
Trening tak naprawdę był jedynie godzinnym oczekiwaniem
na gierkę pod koniec zajęć. Wszystkich nudziły wszelkie
sprinty, skipy A, skipy C, pajacyki, rozciąganie i bieganie
dookoła boiska. Każdy bez wyjątku czekał na ćwiczenia z piłką.
Karol szybko odkrył, że najlepiej wychodzi mu odgrywanie
piłek do kolegów. Codziennie na podwórku przerabiał tyle
meczowych scenariuszy, że kiedy grali, przewidywał wszystko