Radziński Fdward - Stalin
Szczegóły |
Tytuł |
Radziński Fdward - Stalin |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Radziński Fdward - Stalin PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Radziński Fdward - Stalin PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Radziński Fdward - Stalin - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Edward Radziński
STALIN
Z rosyjskiego przełożyli
Irena Lewandowska i Michał Jagiełło
Opracowanie indeksu nazwisk
Stanisław Derejczyk
Projekt obwoluty, okładki i opracowanie graficzne
Krzysztof Findziński
Opracowanie graficzne wkładki ze zdjęciami
Andrzej Bolimowski
Redaktor
Małgorzata Źbikowska
Korekta
Lidia Sadowska
Igor Brudziński
© Copyright 1996 by Edward Radziński
? Copyright for Polish translation by Wydawnictwo MAGNUM Sp. z o.o.
© Copyright for Polish edition by Wydawnictwo MAGNUM Sp. z o.o.
Warszawa 1996
Wydawnictwo MAGNUM Sp. z o.o.
02-536 Warszawa, ul. Narbutta 25a
tel. 646 00 85, tel./fax 48 55 05
Skład i diapozytywy - Studio komputerowe RADIUS
Warszawa, ul. Nowogrodzka 31, tel. 621 39 20
Druk i oprawa - Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A.
Łódź, ul. Żwirki 2
ISBN 83-85852-22-0
SPIS TREŚCI
Od Autora
Prolog
Wstęp
CZĘŚĆ PIERWSZA Soso: jego życie i śmierć
1. Maleńki anioł
2. Zagadki dzieciństwa i młodości
3. Koniec Soso
CZĘŚĆ DRUGA Koba
4. Zagadki Koby
5. Nowy Koba
6. Partie wielkiego szachisty
7. Wielka utopia
8. Specjalista od katastrof
9. Narodziny Stalina
CZĘŚĆ TRZECIA Stalin: jego życie, jego śmierć
10. Koniec przywódców Października
11. Koniec wodza Października
12. Złamany kraj
13. Śmierć Nadieżdy. Straszny rok 1932
14. Zjazd zwycięzcy
15. Thriller rewolucji
16. Zniszczenie „Rózgi gniewu mego"
6 SPIS TREŚCI
17. „Ulubieniec partii" ujawnia tajemnicę
18. Powstanie nowego kraju
19. Nocne życie
20. Kapłan świętego ognia
21. Ku wielkiemu marzeniu
22. Wielkie marzenie
23. Pierwsze dni wojny
24. Rodzina i wojna
25. Zamysł wodza
26. Powrót strachu
27. Nie spełniona Apokalipsa
28. Śmierć czy zabójstwo
Bibliografia
Indeks nazwisk
OD AUTORA
O tej książce myślałem przez całe życie.
I do samej śmierci myślał o niej mój ojciec.
To jemu ją poświęcam.
Mam przed oczami ten marcowy dzień 1953 roku, kiedy stało się
to nieprawdopodobne, to o czym nawet myślenie w naszym kraju
było zbrodnią - umarł Stalin.
Widzę ostre, nie do zniesienia, marcowe słońce i nie kończącą
się kolejkę ludzi, którzy chcą go pożegnać. Jakże samotnie czułem
się wśród nich, nieprzytomnych z rozpaczy. Bo ja nienawidziłem go.
Ten zwrot w stosunku do Stalina przeżyłem w starszych klasach
szkoły - od szalonego uwielbienia do równie płomiennej nienawi-
ści, jaka możliwa jest tylko w młodości. Ten zwrot zawdzięczam
mojemu ojcu i jego niebezpiecznym opowieściom o Stalinie. O pra-
wdziwym Stalinie. Każdą rozmowę ojciec kończył zawsze tym sa-
mym zdaniem: „Być może to ty kiedyś o nim napiszesz".
Ojciec był inteligentem, jego idee fixe była europejska demokra-
cja. Często cytował mi słowa, przypisywane czeskiemu prezyden-
towi Masarykowi: „Na czym polega szczęście? Na tym, że masz
prawo wyjść na plac i zawołać na cały głos: »o Boże, jaki paskudny
mamy rząd!«".
Mój ojciec pochodził z dobrze sytuowanej żydowskiej rodziny.
Był znanym dwudziestoośmioletnim adwokatem, kiedy w Rosji
wybuchła rewolucja lutowa i upadł carat. Z radością powitał po-
wstanie Rządu Tymczasowego. To była jego rewolucja, jego rząd.
Ale kilka miesięcy wolności szybko minęło i do władzy doszli
bolszewicy. Dlaczego ojciec nie wyjechał za granicę - on, wszech-
stronnie wykształcony, perfekcyjnie władający angielskim, niemie-
ckim i francuskim? To zwykła historia - po prostu ogromnie kochał
wielką i smutną Rosję. W początkach lat dwudziestych, póki jesz-
8 OD AUTORA
cze istniały resztki wolności, redagował odeskie pismo „Szkwał",
pisał scenariusze pierwszych sowieckich filmów, przyjaźnił się ze
słynnym pisarzem Jurijem Oleszą i teoretykiem awangardy Wikto-
rem Szkłowskim, a także z wielkim reżyserem Siergiejem Eisenstei-
nem. Po śmierci ojca w jednej z jego książek znalazłem między
kartkami cudem ocalały list Eisensteina i kilka świetnych, choć nie-
przyzwoitych jego rysunków - ślady ich zabaw z czasów młodości.
Ale nastąpiła stalinowska epoka ujarzmiania myśli i kraj zamienił
się w ogromne więzienie. Ojciec nie narzekał, żył cicho, w milcze-
niu, a mówiąc ściśle egzystował. Porzucił dziennikarstwo i zaczął
pisać dla teatru. Adaptował na potrzeby sceny powieści jednego
z najbardziej przez Stalina cenionych pisarzy. Piotra Pawlenki. To
Pawlenko właśnie był autorem scenariuszy słynnych filmów, w któ-
rych występował Stalin - Przysięga i Upadek Berlina. Jego hurrapat-
riotyczny scenariusz Aleksander Newski o słynnym ruskim wodzu
z XIII wieku, który pokonał Kawalerów Mieczowych, zrealizował
sam Eisenstein. Pawlenko pisał także powieści. Czterokrotnie Stalin
dawał mu nagrodę swojego imienia - Stalinowską Nagrodę Literacką
pierwszego stopnia. Pawlenko często widywał wodza - zaliczał się
do wąskiego kręgu wtajemniczonych, bliskich bogoczłowiekowi.
Nazwisko Pawlenki ocaliło ojca. I chociaż wielu jego przyjaciół
zgniło w łagrach, jego samego zostawiono w spokoju. Zgodnie z lo-
giką tamtych lat, aresztować ojca znaczyło rzucić cień na znamieni-
tego Pawlenkę. Ale ojciec wiedział, że w każdej chwili to się może
skończyć. Czekał, przygotowany na najgorsze. Pomimo życia
w cieniu topora, pomimo utraconej kariery zawsze był uśmiech-
nięty. Jego ulubionym bohaterem był Brotto des Illes z powieści
Anatola France'a o rewolucji francuskiej Bogowie łakną krwi. I tak
jak Brotto ze smutną ironią obserwował koszmar rewolucji francus-
kiej, tak ojciec z identycznym uśmiechem obserwował straszliwe
bytowanie w stalinowskiej Rosji. Jego dewizą były ironia i współ-
czucie. I taki właśnie pozostał w mojej pamięci - z tym swoim
wiecznym uśmiechem.
Ojciec umarł w 1969 roku. I wtedy zacząłem pisać tę książkę.
Pisałem ją bez nienawiści. Chciałem tylko zrozumieć Stalina. Pisa-
łem otoczony cieniami tych, których znałem w dzieciństwie. Włą-
czyłem do książki ich opowiadania o Stalinie. Opowiadania, które
powtarzał mi ojciec, kończąc je zawsze tym samym refrenem: „Mo-
że kiedyś o nim napiszesz".
PROLOG
Dano jej też walczyć z świętymi i zwyciężyć ich. I dano jej moc nad wszelkim
pokoleniem, i językiem, i narodem. (...) I dano jej, aby mogła dać ducha onemu
obrazowi bestyi, żeby tez mówił obraz tej bestyi, i to sprawił, aby ci, którzyby
się nie kłaniali obrazowi onej bestyi, byli pobici.
Apokalipsa św. Jana, 13, 7-15, Biblia Gdańska, Warszawa 1958
I podniósł jeden Anioł mocny kamień, jakoby młyński wielki, i wrzucił w morze
mówiąc: Takim pędem wrzucony będzie Babilon, miasto ono wielkie, i już
więcej nie będzie znaleziony (...) iż czarami twojemi byli zwiedzieni wszystkie
narody, l w niem znalazła się krew proroków i świętych, i wszystkich, którzy są
pobici na ziemi.
Apokalipsa św. Jana, 18, 21-24, Biblia Gdańska, Warszawa 1958
Imię
Codziennie największe na świecie państwo budziło się z jego
imieniem na ustach. To imię przez cały dzień krzyczało w ustach
spikerów, grzmiało w pieśniach, patrzyło ze stronic wszystkich
gazet. Jego imię, jako najwyższą nagrodę, nadawano fabrykom,
kołchozom, ulicom i miastom. Z jego imieniem szli na śmierć
żołnierze w dniach najstraszliwszej z wojen. Stalingrad spłynął
krwią, stracił wszystkich mieszkańców, ziemia zmieniła się w je-
den ogromny strup nafaszerowany pociskami, ale miasta, które
nosiło jego imię, wrogowi nie poddano. W czasie procesów poli-
tycznych, które reżyserował, jego ofiary umierając sławiły jego
imię. I w łagrach, gdzie miliony ludzi z jego woli uwięzionych za
drutem kolczastym, odwracały biegi rzek, budowały miasta za
kręgiem polarnym i umierały - wszystko to pod jego portretami.
Jego posągi z brązu i w granicie wznosiły się wszędzie, w całym
przeogromnym kraju.
Gigantyczny posąg Stalina stał na kanale Wołga-Don, kolejnym,
który zbudowali więźniowie. To, co się wydarzyło z tym pomni-
kiem, wygląda jak zabawna metafora epoki.
Pewnego razu stróż, pilnujący rzeźby, z przerażeniem zauważył,
że ptaki w czasie przelotów odpoczywają na głowie posągu. Nie-
trudno wyobrazić sobie, czym to groziło jego twarzy. Ale ptaków
nie sposób ukarać. Za to ludzi oczywiście można. I śmiertelnie
przerażone kierownictwo obwodu znalazło wyjście - do gigantycz-
nej głowy podłączono prąd wysokiego napięcia. I teraz posąg stał
otoczony dywanem z martwych ptaków. Co rano dozorca zakopy-
wał ptasie trupy, a na ziemi nawożonej padliną rosła wspaniała
roślinność. A posąg oczyszczony z ptasiego guana patrzył na nad-
wołżańskie przestworza - kwitnące brzegi użyźnione ludzkimi
zwłokami, ukrytymi mogiłami więźniów, budowniczych wielkiego
kanału.
Kim on był dla nas?
Jeden ze znanych działaczy gospodarczych tych lat opowiadał
już w latach sześćdziesiątych:
Wzywa mnie towarzysz Stalin. Do tej pory jeszcze nigdy z nim nie rozmawia-
łem. Jechałem jak otumaniony. Odpowiedź na jego pytanie wypaliłem natych-
miast, patrząc mu w oczy i starając się nie mrugać. Wszyscy pamiętaliśmy, że
kiedyś powiedział: „Oczy biegają - znaczy, że ma coś na sumieniu". Wy-
słuchał mojej odpowiedzi i powiedział wyciągając rękę: „Dziękuję wam, towa-
rzyszu". Kiedy poczułem uścisk jego dłoni, miałem wrażenie, że mnie prze-
szyła błyskawica. Ukryłem dłoń pod marynarką, zszedłem do samochodu, po-
jechałem do domu. I nie odpowiadając na pytania zaniepokojonej żony, pod-
biegłem do łóżeczka, w którym spał mój malutki syn, wyjąłem dłoń spod
marynarki i uniosłem nad jego głową. Żeby i jego owiało ciepło dłoni Stalina.
Winston Churchill wspominał: „Stalin wywarł na nas ogromne
wrażenie. Kiedy wchodził na salę w czasie jałtańskiej konferencji,
wszyscy jakby na komendę wstawali. I dziwna rzecz, stali nieomal
na baczność". Kiedyś Churchill postanowił nie wstawać. Wszedł
Stalin - i jakaś niepojęta siła uniosła Churchilla z krzesła. W czasie
wojny ciepło mówił o Stalinie, o „dobrym wujaszku Joe", prezy-
dent Roosevelt.
W 1959 roku, kiedy świat wiedział już o zbrodniach „dobrego
wujka Joe", Churchill, przemawiając w Izbie Gmin w osiemdziesiątą
rocznicę urodzin Stalina, powiedział: „Rosja miała wielkie szczęście,
że w dniach najcięższej próby na jej czele stał wielki wódz, genialny
i niezłomny Stalin". Gdyby Churchill wiedział, co zaplanował „nie-
złomny wódz", wtedy, w odległym marcu 1953 roku!
Ale l marca 1953 roku Stalin leżał na podłodze z wylewem krwi
do mózgu. W stolicy swego imperium, przepojonej jego sławą, on,
który stał się bogiem za życia, przez wiele godzin leżał w pustym
pokoju, w kałuży własnego moczu.
Ogłaszano go i paranoikiem, i potworem, i zwykłym gangsterem.
Ale jego osobowość, motywy postępowania nadal są równie zagad-
kowe, jak wtedy, w słonecznym marcowym dniu jego śmierci.
W swoich ulubionych kaukaskich butach z miękkiej skóry Stalin
umiejętnie skrył się w gęstym cieniu historii, po to, aby teraz, po
upadku sowieckiego imperium, znowu zamajaczył na horyzoncie
jego straszliwy cień. I upadłe największe imperium XX stulecia
coraz częściej wspomina swego stwórcę - w obłokach nowych gro-
źnych mitów wraca do kraju Gospodarz.
Tajemnico
Swoje życie i całą historię kraju udało mu się pogrążyć w nie-
przeniknionym mroku. Nieprzerwanie likwidując swoich współtowa-
rzyszy, niezwłocznie usuwał wszelki ich ślad z historii. Osobiście
kierował stałą i bezlitosną czystką archiwów. Najściślejszą tajemnicą
otoczył wszystko, co w jakikolwiek sposób dotyczyło władzy. Ar-
chiwa przeistoczy w starannie strzeżone twierdze. Ale i teraz, kiedy
otrzymaliśmy dostęp do archiwów, znowu stanęliśmy wobec tajem-
nicy. Nawet i to zdołał przewidzieć. Oto kilka fragmentów tajnych
protokołów z posiedzeń Biura Politycznego, z Archiwum Prezydenta:
1920. Postanowień Biura Politycznego dotyczących najpoważniejszych prob-
lemów nie odnotowywać w oficjalnym protokole.
1923. (...) potwierdzić poprzednią decyzję Biura Politycznego: do protokołów
z posiedzeń nie należy zapisywać niczego oprócz postanowień.
1924. Pracę zatrudnionych w sekretariacie KC partii uznać za konspiracyjną
robotę partyjną.
1927. Podjęcie środków w celu „zapewnienia maksymalnej konspiracji".
To totalne utajnienie nie on wymyślił. Było to zgodne z tradycją
tajemniczego „Zakonu Kawalerów Mieczowych", jak nazywał par-
tię komunistyczną jej przywódca, Józef Stalin.
Zaczynając opisywać jego życie, pogrążamy się w tych nieprze-
niknionych ciemnościach.
Archiwum Prezydenta
Kiedy jeszcze studiowałem w Instytucie Historyczno-Archiwal-
nym, wiedziałem o tym najtajniejszym z tajnych archiwów, które
mój nauczyciel porównywał do archiwum Watykanu, jeśli chodzi
o nieprzebraną mnogość tajemnic. Było to archiwum kierownictwa
partii komunistycznej, usytuowane przy tajnym wydziale specjal-
nym. Przechowywano w nim dokumenty wszystkich najwyższych
instancji partyjnych, które w ciągu siedemdziesięciu lat rządziły
państwem, a także osobiste archiwum Stalina. Było to słuszne, po-
nieważ do tego czasu także historia partii stała się historią Stalina.
To archiwum później stało się podstawą Archiwum Prezydenta
utworzonego za rządów Gorbaczowa. To w nim właśnie prezydent
Rosji, Borys Jelcyn, znalazł tajne protokoły podpisane przez Stali-
na, kiedy ZSRR zawarł w 1939 roku pakt z hitlerowską Rzeszą.
Otrzymałem unikalną możliwość pracy w Archiwum Prezyden-
ta. W tej książce znalazły się również dokumenty z jeszcze dwóch
archiwów. Chodzi o byłe Centralne Archiwum Partii - największą
świętość partii komunistycznej, poprzednio niedostępną dla histo-
ryków. Tam, za specjalnymi drzwiami, w stalowych sejfach, prze-
chowywano historię zakonspirowanej grupy rewolucjonistów, któ-
rzy w 1917 roku zdobyli władzę na jednej szóstej naszej planety.
„Ściśle tajne" - ulubiona adnotacja na dokumentach archiwum.
Teraz, po upadku partii. Archiwum Partii wstydliwie zmieniło na-
zwę na Rosyjski Ośrodek Studiów Historii Najnowszej. Ale dla
mnie na zawsze pozostanie Archiwum Partii i tak będę je nazywać
w tej książce. Upragnione partyjne archiwum, o którym marzyłem
tak długo i do którego dostałem się dopiero teraz, kiedy skończyło
się władanie tej wiecznie zakonspirowanej partii dowodzonej przez
mojego bohatera.
I oczywiście tajne zasoby byłego Centralnego Archiwum Rewo-
lucji Październikowej. Ono także po rozpadzie Związku Radziec-
kiego pospiesznie zmieniło nazwę na Państwowe Archiwum Fede-
racji Rosyjskiej. Ale w swojej książce będę nazywał je po daw-
nemu: Archiwum Rewolucji Październikowej, ponieważ ta nazwa
dokładnie oddaje istotę rzeczy. Znajdują się w nim dokumenty re-
wolucji i znanych bolszewików - wymordowanych współtowarzy-
szy Stalina. Tam przechowuje się „teczki specjalne" Stalina, tajne
sprawozdania dla wodza.
To są właśnie najważniejsze trzy archiwa, w których szukałem
Stalina. Tajnego Stalina. Ukrywanego przez pół stulecia.
W książce wykorzystuję też dokumenty jeszcze jednego archi-
wum niedostępnego do dziś. To archiwum byłego KGB. Tam znaj-
duje się największy na świecie „bank krwi" - akta rozstrzelanych.
Setki tysięcy akt. Dzięki pomocy osób trzecich udało mi się zajrzeć
do niektórych zgromadzonych tam dokumentów.
Zresztą samo archiwum w okresie pieriestrojki szczodrze pub-
likowało swoje akta. Na zawsze jednak zapamiętałem słowa byłego
funkcjonariusza KGB: „Pamiętaj, czasem to jest po prostu taka gra
KGB - publikując, fabrykujemy". Można też powiedzieć inaczej:
„Bójcie się Danaów dary przynoszących". Szczególnie dotyczy to
pamiętników byłych funkcjonariuszy KGB. Jako przykład mogą
posłużyć wspomnienia stalinowskiego szpiega, generała Pawła Su-
dopłatowa. Zatytułowane są wspaniale - „Zadania specjalne". Te
„zadania specjalne" polegają na podrzucaniu wrogowi fałszywego
śladu, kompromitowaniu ludzi cieszących się na Zachodzie auto-
rytetem, ukrywaniu działających agentów, ujawnianiu nie istnieją-
cych. Stojąc już nad grobem, Sudopłatow nadal walczy. Czyżby to
były ostatnie, pośmiertne zadania specjalne tych ludzi?
Po opublikowaniu wywiadów, w których opowiadałem, że pi-
szę książkę o Stalinie, otrzymałem mnóstwo listów. Powtórzyła
się historia z moją poprzednią książką o carze Mikołaju II. W tych
listach nie ma sensacyjnych informacji, ale ujawniają bezcenne
szczegóły minionej epoki, która pozostawiła po sobie mnóstwo
zafałszowań i najbardziej kłamliwe piśmiennictwo na świecie.
Z reguły listy te pisali ludzie starzy, którzy dawno już zaprzestali
aktywnej działalności, ale zanim odejdą na zawsze, chcą opowie-
dzieć o tym, czego byli świadkami. Rzadko informują o sobie.
Przeważnie znam tylko ich nazwiska i adresy, czasem nawet tylko
miasto, w którym wrzucono list. To nie jest niedbalstwo. To
strach, zrozumiały tylko dla mieszkańców byłego ZSRR. Strach,
który od dzieciństwa wpajał im Gospodarz, a który umrze dopiero
razem z nimi.
W takim więc kształcie publikuję te listy - nazwisko i miasto,
w którym mieszkają moi bezinteresowni współautorzy. Co samo
przez się jest symbolem tamtych strasznych czasów. Dziękuję im,
moim dobrowolnym pomocnikom, mieszkańcom nie istniejącego
już imperium - Związku Radzieckiego.
WSTĘP
Zagadkowe historie
Często wspominam tę rozmowę. Odbyła się w drugiej połowie
lat sześćdziesiątych. Byłem młody, ale już napisałem dwie modne
sztuki teatralne. Właśnie wtedy ktoś poznał mnie z Jeleną Sier-
giejewną Bułhakową, wdową po najbardziej mistycznym pisarzu
epoki stalinowskiej, Michaile Afanasjewiczu Bułhakowie. Za życia
Stalina Bułhakow był autorem kilku głośnych i zakazanych sztuk
oraz jednej wystawionej - Dni Turbinów. Przedstawienie szło
w słynnym Moskiewskim Teatrze Artystycznym (MChAT) i Stalin
kochał Dni jakąś dziwną, niepojętą miłością. Obejrzał spektakl nie-
zliczoną liczbę razy.
W latach sześćdziesiątych większość utworów Bułhakową nadal
była zakazana, a o samym pisarzu opowiadano mnóstwo fantastycz-
nych historii. Mnie interesowała jedna - historia jego sztuki o Stali-
nie. O to właśnie zapytałem jego żonę. I wtedy odbyła się rozmowa,
która wydała mi się tak interesująca, że zanotowałem ją w swoim
dzienniku:
Ja: Słyszałem, że w 1939 roku Michaił Afanasjewicz otrzymał
propozycję napisania sztuki o Stalinie.
Jeleną Siergiejewna: Zgadza się - otrzymał. Przyjechał do nas
dyrektor MChAT-u. Zaproponował napisanie sztuki na urodziny
Stalina. Misza wahał się, ale się zgodził. Jego stosunek do Stalina
był bardzo szczególny. Napisał niezwykle interesującą, romant-
yczną opowieść o młodości Koby... Taki był partyjny pseudonim
młodego Stalina - Koba. Początkowo wszystko układało się dobrze
- teatr przyjął sztukę. Ówcześni urzędnicy, którzy rządzili kulturą,
byli zachwyceni.
Później porównałem opowiadanie Jeleny Bułhakowej z jej opub-
likowanym dziennikiem. Napisała tam: „li lipca Bułhakow czytał
swoją sztukę w Komitecie do Spraw Sztuki. Sztuka bardzo się spo-
dobała".
Jelena Siergiejewna: Teatr planował premierę w grudniu 1939 roku,
na sześćdziesięciolecie głównego bohatera. Wtedy sztukę posłano
Stalinowi, a on nie pozwolił jej wystawić. Ot, i cała historia.
Gdybym nie był wówczas dramaturgiem, na tym zakończyłbym
rozmowę. Ale byłem. I dlatego natychmiast pojąłem, jak dziwne
było to, co usłyszałem. 1939 rok - szczyt stalinowskiego terroru.
Strach sparaliżował cały kraj. Każdy ideologiczny błąd traktowano
jak zbrodnię. Kto mógł zdecydować, aby w takich czasach zamówić
u bezpartyjnego pisarza Bułhakowa - autora zakazanych książek
- sztukę na jubileusz wodza? Do tego dla MChAT-u, pierwszej
sceny kraju? Kto z ówczesnych, nieprzytomnych ze strachu urzęd-
ników ośmieliłby się wziąć na siebie taką odpowiedzialność? Jasne,
że nikt, oprócz... oprócz bohatera przyszłej sztuki - dziwnego wiel-
biciela Dni Turbinów. Oczywiście człowiekiem, który zamówił
sztukę, mógł być tylko Stalin. Sam byłem dramaturgiem i dobrze
znałem wieczny strach urzędników. Nawet w moich czasach, sto-
sunkowo niegroźnych, ci, którzy rządzili kulturą, robili wszystko,
żeby o niczym nie decydować. A cóż dopiero wtedy, w strasznym
1939 roku. Czyżby umierając ze strachu, urzędnicy nagle zdobyli
się na taką odwagę i nikogo nie pytając, wydali zgodę na wystawie-
nie sztuki niepewnego ideologicznie pisarza Bułhakowa?! Niemoż-
liwe! To znaczy możliwe tylko w jednym wypadku - jeśli zaakcep-
tował ją ten, kto ją zamówił. Ale w takim razie dlaczego nie dopuś-
cił do jej wystawienia? Wypytywałem dalej Jelenę Siergiejewnę:
- Kiedy czytano sztukę?
Jelena Siergiejewna: - Latem... To było w lipcu.
- A kiedy jej zakazano?
Jelena Siergiejewna: - W sierpniu.
- I... czy coś zaszło w międzyczasie?
Uśmiechnęła się. Czytała w moich myślach.
- Misza umówił się z teatrem, że pojedzie do Gruzji. Koniecznie
chciał porozmawiać z ludźmi, którzy pamiętali Kobę w młodości.
Do tego czasu niewielu ich już zostało, Koba zlikwidował niemal
wszystkich. Pojechaliśmy - scenograf, reżyser, ja i Misza. Misza
marzył, żeby popracować w gruzińskich archiwach.
- W archiwach?!
- No tak, przecież pisał absolutnie bez żadnych dokumentów.
Kiedy poprosił teatr o pomoc w zdobyciu dokumentów dotyczących
młodości Stalina, odpowiedziano mu: Nie istnieją takie dokumenty.
Więc postanowił sam poszukać. Jechaliśmy w nadzwyczajnych wa-
runkach, w międzynarodowym wagonie. Szykowaliśmy się do ban-
kietu, kiedy dogoniła nas depesza: „Wyjazd niepotrzebny, wracaj-
cie do Moskwy". W Moskwie Misze zawiadomiono, że w sekreta-
riacie Stalina sztukę przeczytano i decyzja jest następująca: Nie
wolno robić ze Stalina literackiego bohatera i wkładać w jego usta
słów, których w rzeczywistości nigdy nie wypowiadał. Sam Stalin
miał jakoby powiedzieć: „Wszyscy młodzi ludzie są jednakowi. Po
co pisać sztukę o młodym Stalinie?"
Wytłumaczenie było nader dziwne - w tamtych latach wydawa-
no mnóstwo utworów o młodym Stalinie. Ale pisano je tak, jak
została napisana sztuka Bułhakowa - bez dokumentów. Autorzy
korzystali z oficjalnych informacji o życiu wielkiego rewolucjonis-
ty Koby. Jasne? Jasne! Fatalny błąd Bułhakowa najwidoczniej pole-
gał na tym, że postanowił przestudiować archiwalne dokumenty.
Nie wystarczały mu oficjalne informacje. I jak tylko spróbował
zrealizować swój pomysł, sztuka została pogrzebana. Rykoszetem
ta historia dobiła i autora. Bułhakow zachorował i umarł.
A ja coś sobie przypomniałem. Jestem jeszcze mały, siedzę
w swoim pokoju. W sąsiednim rozmawiają mój ojciec i pisarz Paw-
lenko.
Tego dnia omawiali swoje najbliższe plany. Przez nie domknięte
drzwi usłyszałem jak ojciec zapytał: „A właściwie czemu nie mieli-
byśmy napisać czegoś o młodości Józefa Wissarionowicza? O tym
jeszcze nikt niczego dobrego nie napisał. A pan przecież długo
mieszkał na Kaukazie".
Pawlenko przerwał mu ostrym tonem, tak ostrym, że w pierwszej
chwili nie poznałem jego głosu: „Nie należy opisywać słońca, za-
nim jeszcze nie wzeszło".
Dalszy ciąg zagadek. Znikająca data urodzin
Stalin (Dźugaszwili) Józef Wissarionowicz. Urodzony 21 grud-
nia 1879 roku (9 grudnia według starego stylu).
Tę datę urodzenia można znaleźć w wielu encyklopediach. Dob-
rze ją pamiętam. Jedyne w swoim życiu przestępstwo popełniłem
właśnie z powodu daty jego urodzin. W którejś z początkowych
klas szkoły pisaliśmy powinszowania z okazji jego urodzin.
W świętej ciszy opisywałem swoją miłość. Jak i wszyscy moi kole-
dzy wierzyłem, że je czyta i ze wzruszeniem wyobrażałem go sobie
przy lekturze. Ale kiedy w domu opowiadałem swoje wypracowa-
nie ojcu, ze zgrozą uświadomiłem sobie, że popełniłem błąd. I on
- Stalin - dowie się, że nie znam ortografii! Tego znieść nie mog-
łem! O świcie przyszedłem do szkoły, wybiłem szybę i wlazłem do
pokoju nauczycielskiego. Znalazłem nasze wypracowania. Co za
szczęście - jeszcze nie były sprawdzone. I poprawiłem błąd!
Po wielu latach siedzę w słynnym Archiwum Partii. Leży przede
mną fotokopia z ksiąg metrykalnych Uspieńskiego Soboru w Gori
- świadectwo urodzenia Józefa Dżugaszwili.
Rok 1878. Urodzony 6 grudnia, ochrzczony 17 grudnia. Rodzice - mieszkańcy
miasta Gori - rolnik Wissarion Iwanowicz Dżugaszwili i jego ślubna żona,
Jekatierina Gieorgijewna. Ojciec chrzestny - mieszkaniec Gori, rolnik Cichitat-
riszwili. Sakramentu udzielił protojerej Chachałow i diak cerkiewny Kwiniki-
dze.
A więc urodził się na cały rok i trzy dni wcześniej przed oficjal-
ną datą swoich urodzin? Które przez tyle lat uroczyście świętował
cały kraj?! Tyle lat obchodzono sfałszowaną datę? Ale to nie był
błąd. Tu, w tym samym archiwum, znajduje się świadectwo ukoń-
czenia szkoły cerkiewnej w Gori małego Józefa Dżugaszwili. I to
samo. Urodził się 6 grudnia 1878 roku. Zresztą zachowała się także
ankieta, którą Stalin wypełnił w 1920 roku, w której własnoręcznie
napisał rok 1878!
A więc oficjalna data jego urodzin jest zmyślona! Ale od kiedy?
I po co?
Na pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta - fałszywa data poja-
wia się natychmiast po tym, jak tylko oficjalnie stał się jednym
z najważniejszych ludzi w państwie. W kwietniu 1922 roku z inic-
jatywy Lenina zostaje sekretarzem generalnym - przywódcą partii.
I już w grudniu 1922 roku sekretarz Stalina, Iwan Pawłowicz Tows-
tucha, wypełnia za niego nową ankietę, w której wpisuje nową datę
urodzenia - 1879 rok. Dzień także jest inny - 21 grudnia. Od tego
momentu nasz bohater unika własnoręcznego wypełniania ankiet.
Robią to za niego sekretarze. To oni wpisują zmyśloną datę. Stalin,
jak zwykle, nie ma z tym nic wspólnego. Fałszywa data urodzenia
staje się datą oficjalną. Tylko znowu - po co?
Siedzę w byłym Archiwum Partii. Przede mną leżą papiery sek-
retarza Stalina, Iwana Towstuchy. Towstucha był zaufanym czło-
wiekiem Stalina do 1935 roku, kiedy to spokojnie umarł. Mówiąc
ściślej - zdążył spokojnie umrzeć, ponieważ po 1935 roku więk-
szość ludzi z otoczenia Stalina zostaje przez niego zlikwidowana.
Przeglądam papiery Towstuchy, wciąż staram się znaleźć jakiś trop.
Nie ma żadnych osobistych notatek, żadnych dzienników - nic po
nim nie zostało. Zresztą ci, którym Towstucha służył, postępowali
identycznie. Ani Stalin, ani Lenin, ani ich współtowarzysze nie
pisali pamiętników. Z zasady. Rewolucjonista nie może mieć spraw
osobistych. Tylko partyjne. Ta słuszna zasada pozwoliła im zabrać
do grobu tajemnice ich partii.
W czasie przerwy, na korytarzu podszedł do mnie staruszek,
jeden z tych partyjnych staruszków zabijających czas w archiwum.
Nie przedstawił się, a ja go o nic nie pytałem. Doświadczenie nau-
czyło mnie, że jeśli chcesz się czegoś ciekawego dowiedzieć, nie
bądź ciekawy.
- Widzę, że interesuje pana Towstucha. Widywaliśmy się, a na-
wet pracowaliśmy razem. Był wysoki, chudy - typowy inteligent.
Zmarł na gruźlicę. Odwiedzałem go w sanatorium rządowym ,,Sos-
ny", kiedy tam umierał. Prosił, żebym mu grał na gitarze pieśni
rewolucyjne z czasów jego młodości. I płakał. Nie chciał umierać.
Stalin pochował go pod murami Kremla. Na znak uznania zasług.
Towstucha był sekretarzem Stalina. Ale jednocześnie - co nie mniej
ważne - faktycznie kierował Archiwum Partii. Zgromadził wszyst-
kie dokumenty dotyczące Lenina. Te dokumenty posłużyły później
Stalinowi do likwidacji przeciwników. Jeden z sekretarzy Stalina,
niejaki Baźanow, uciekł za granicę i opisał Towstuchę w swojej
książce. Ale najważniejszej zasługi Towstuchy Baźanow nie zro-
zumiał. To miało miejsce wtedy, kiedy Stalin stał się już Gospoda-
rzem kraju. Wtedy, w 1929 roku, postanowiono, że w całym kraju
będzie się uroczyście świętować pięćdziesięciolecie urodzin Stali-
na. Towstucha zaczął zabierać ze wszystkich archiwów dokumenty
o Stalinie, a konkretnie o jego przedrewolucyjnej działalności. For-
malnie po to, żeby napisać szczegółową biografię Stalina. Ale żad-
na szczegółowa biografia się nie ukazała. Góra urodziła mysz.
W rezultacie wydano żałosny, krótki życiorys Stalina. Jasne?
- To znaczy, że Towstucha gromadził dokumenty...
- Tak, po to, żeby nigdy nie zostały opublikowane. A mówiąc
ściśle, Towstucha konfiskował dokumenty. Zresztą, jak sądzę, to
nie on sam wymyślił. Wszyscy byliśmy na usługach, wszyscy robi-
liśmy to, czego chciał Stalin - Gospodarz. Wycofane dokumenty
Towstucha natychmiast mu oddawał. I częstokroć nigdy już nie
powracały do archiwów. Nam, którzy pracowaliśmy z Towstucha,
tłumaczono, że to ze względu na niezwykłą skromność Stalina - nie
lubił, kiedy zbyt wiele o nim mówiono. Za zbyteczne uznano doku-
menty dotyczące jego działalności przed Październikiem. Przekaza-
no nam jego słowa: „W porównaniu z innymi rewolucjonistami, nie
zrobiłem niczego takiego, o czym warto byłoby mówić".
Przeglądając papiery Towstuchy, często przypominałem sobie
słowa tamtego staruszka. Oto korespondencja Towstuchy z uzna-
nym historykiem partii, Jemielianem Jarosławskim. W 1935 roku
Jarosławski wpadł na pomysł napisania biografii wodza. Pisze do
Towstuchy, że chciałby zapoznać się ze źródłami dotyczącymi ży-
ciorysu Stalina przed Październikiem. A oto odpowiedź Towstuchy:
Jestem sceptyczny. (...) Materiałów do biografii mamy na razie tyle, co kot
napłakał. (...) Zasoby archiwalne są nadzwyczaj ubogie.
Doświadczony Jarosławski zrozumiał, kto stoi za odpowiedzią
Towstuchy. I natychmiast zmienił koncepcję. Napisał życiorys Sta-
lina bez żadnych nowych dokumentów. Istnieje też powszechnie
kolportowana wersja, że Stalin ochłódł w stosunku do Gorkiego,
ponieważ pisarz uparcie odmawiał napisania biografii wodza. Ale
z archiwum Towstuchy wynika też coś innego. Najwidoczniej sam
Gorki prosił Towstuchę o udostępnienie mu materiałów do biografii
Stalina. I Towstucha zmuszony był odpowiedzieć:
Posyłam Warn, chociaż z opóźnieniem, niektóre materiały dotyczące życiorysu
Stalina. Tak, jak uprzedzałem, są one nadzwyczaj skąpe.
Ta zwłoka w odpowiedzi Gorkiemu, wielkiemu proletariackiemu
pisarzowi, mogła oznaczać tylko jedno: biografii pisać nie należy.
I Gorki zrezygnował.
Wszystkie te historie świadczą o jednym: Stalin nie lubił wspo-
minać rewolucjonisty Koby. I niewykluczone, że tak bardzo chciał
się od niego odgrodzić, że nawet zmienił sobie datę urodzenia. Ale
co takiego było w życiorysie Koby, czego Stalin tak się obawiał?
O
JEGO ŻYCIE l ŚMIERĆ
MALEŃKI ANioł:
Niech pan spojrzy na mapę. Przecież to Kaukaz jest środkiem świata.
angielski podróżnik
Miasto Soso
Pod niebem 1878 roku, na tle gór, drzemie Gori - malutkie
gruzińskie miasteczko, w którym urodził się Józef Dżugaszwili.
Soso - tak nazywała go matka.
Przyszły ulubiony pisarz Stalina, Maksym Gorki, wędrując pod
koniec stulecia po Kaukazie, opisał Gori:
Gori - niewielka mieścina przy ujściu rzeki Kury, raczej taka większa wioska.
Na środku - wysokie wzgórze. Na wzgórzu twierdza. Koloryt jest dziki i orygi-
nalny: upalne niebo nad miastem, burzliwy i głośny nurt Kury, nie opodal góry,
z miastem jaskiń, jeszcze dalej - główny łańcuch górski, pokryty wiecznym
śniegiem.
W tych dekoracjach rozpoczęło się życie naszego bohatera. Ale
pewną szczególną nutę w ten idylliczny krajobraz wnoszą groźne
ruiny. Ze stromych skał patrzą na miasto ruiny zamku gruzińskich
książąt, którzy kiedyś tu panowali. Stąd prowadzili krwawą walkę
z gruzińskimi carami.
Po moście przez Kurę wchodzimy do miasteczka. Gori budzi się
o wschodzie słońca, póki jeszcze nie zapanuje upał. Pastuch wcho-
dzi do zagrody, wygania krowy, na balkonikach stoją zaspani lu-
dzie, otwierają się wrota świątyń, na poranną mszę spieszą stare
kobiety w czerni. Burzliwą rzeką mkną tratwy. Odprowadzając
smętnym spojrzeniem dziarskich burłaków, woziwoda napełnia wo-
dą skórzane worki, a potem rozwozi je do domów na swoich wy-
chudzonych koniach.
Długa centralna ulica przecina miasto. Kiedy car Mikołaj I od-
wiedził Gori, nazwano ją Carską. Oczywiście później stała się ulicą
Stalina. Sklepiki, jednopiętrowe domy ukryte w zieleni. Tu, w dol-
nej części miasta, mieszkają bogacze. Ormiańscy, azerscy i żydow-
scy kupcy z Gori handlujący z całym światem. I tak, jak tego wyma-
ga wschodni obyczaj, ośrodkiem życia jest rynek - typowy wscho-
dni bazar. W zacienionych rzędach straganów, w niezliczonych
sklepikach, można kupić wszystko - od zapałek do drogich kamie-
ni. Wprost na ulicy pracują krawcy, zdejmują miarę z klienta. Kra-
wiec posypuje ziemię popiołem, klient kładzie się, krawiec siada na
nim i wciska w popiół. Tutaj cyrulicy obcinają włosy, myją głowy,
wyrywają zęby, sprzedawcy grają w nardy (gra planszowa przypo-
minająca szachy) i piją wino. Na rynek przychodzi miejski wariat,
za nim chmara chłopców, którzy go przedrzeźniają. Z listu Nikołaja
Goglidze:
Malutki Soso często przychodził na bazar, gdzie handlował żydowski kupiec,
u którego matka Soso prała bieliznę. Soso nigdy nie przedrzeźniał wariata,
Soso go bronił. Żydowski kupiec miał dobre serce, litował się nad wariatem
i często nagradzał Soso. Soso te pieniądze dawał nam na łakocie. Chociaż
rodzina Soso była uboga, Soso gardził pieniędzmi.
Zupełnie inaczej wyglądało życie w górnej części miasta, gdzie
mieszkał szewc Wissarion - Beso - Dżugaszwili. Tutaj stoi jego
chałupa. Zamieszka w niej po ślubie. Jego żona Jekatierina - Keke
- Gieorgijewna Geładze urodziła się w rodzinie pańszczyźnianego
chłopa. Ojciec wcześnie umarł, ale matka za swoje niewielkie pienią-
dze nauczyła Keke czytać i pisać. Keke miała już szesnaście lat,
kiedy poznała Beso Dżugaszwili. W Gori pojawił się niedawno, jego
rodzina mieszkała poprzednio w wiosce Didi-Liło, gdzie się urodził.
Niebezpieczny pradziadek
Do Didi-Liło rodzina nie trafiła po prostu, ot, tak sobie. Przod-
kowie Beso żyli poprzednio w górach, w Wąwozie Łachwińskim.
Podobnie jak Geładze byli chłopami pańszczyźnianymi. Należeli do
wojowniczych feudałów - książąt Asatiani. Zaza Dżugaszwili, pra-
dziadek Soso, brał udział w krwawym powstaniu chłopskim.
Schwytano go, okrutnie wychłostano i wtrącono do więzienia.
Uciekł. Znowu uczestniczył w buntach, znowu został schwytany
i znowu uciekł. Wtedy trafił do wioski Didi-Liło, w pobliżu Tyflisu,
tam się ożenił i wreszcie znalazł spokój. Syn starego buntownika
- Wano - już się nie buntował. Przeżył życie cicho i spokojnie.
Pozostawił dwóch synów - Beso i Gieorgija. Duch dziadka zmart-
wychwstał we wnukach. Nieokiełznany Gieorgij zginął od noża
w pijackiej burdzie, a Beso, który także pił i był znanym awantur-
nikiem, opuścił cichą wioskę. Przeniósł się do Tyflisu. W Tyflisie
półanalfabeta Beso został szewcem. Pracował w wielkiej fabryce
wyrobów skórzanych Adelchanowa, dostawcy butów dla wojsk ro-
syjskich na Kaukazie. Nie przypadkiem więc Stalin przez całe życie
nosił wysokie buty.
Pewnego razu Beso przyjechał odwiedzić przyjaciół szewców
w Gori. W Gori mieszkało dziewięćdziesięciu dwóch szewców
- był to najpotężniejszy cech rzemieślniczy w miasteczku. Tu właś-
nie zobaczył szesnastoletnią Keke. W Gruzji dziewczęta dojrzewają
wcześnie. Szesnaście lat - to od dawna dorosła kobieta. Czy poko-
chała Beso? Ci biedni ludzie, walczący o przeżycie, zdrowy roz-
sądek nazywali miłością. Ona, dziewczyna bez posagu, a on jest
szewcem, ma więc zapewniony kawałek chleba. To korzystny zwią-
zek. Wyciąg z ksiąg metrykalnych z roku 1874:
17 maja zawarli małżeństwo: czasowo przebywający w Gori włościanin Wis-
sarion Iwanowicz Dżugaszwili, wiary prawosławnej, kawaler, lat 24 i córka
nieżyjącego mieszkańca Gori, włościanina Glachy Geładze, Jekatierina, wiary
prawosławnej, panna, lat 16.
W ten sposób Beso Dżugaszwili został mieszkańcem Gori. Gru-
zińskie wesele trwa długo. Przez kilka dni goście piją, muzykanci
grają na dudach. Tak więc już w czasie wesela Keke mogła nieźle
poznać swojego wybrańca. W Gruzji pije się wesoło, wznosi nie
kończące toasty. Beso pił ponuro, posępnie. I szybko się upijał.
Zamiast popisów krasomówczych rwał się do bójki - gniew do-
słownie go dusił. Smagły, średniego wzrostu, szczupły, czoło nis-
kie, broda i wąsy. Koba będzie do niego bardzo podobny. Keke
- niebrzydka, o jasnej karnacji, piegowata. Religijna, umiała pisać
i czytać. I lubiła muzykę. Małżonkowie bardzo się między sobą
różnili. W pierwszych latach po ślubie Keke regularnie rodzi. Ale
dzieci umierają. W 1876 umiera Michaił, przychodzi na świat
i umiera Gieorgij. Martwi bracia Soso. Jakby natura była przeciwna
urodzinom dziecka posępnego szewca.
Diabeł Amiran
W Gori, opodal ruin zamku, leżał kamień dziwacznego kształtu
- ogromna kamienna kula. Legenda łączyła ten kamień z olbrzymem
Amiranem. Olbrzym Amiran bawił się tym kamieniem jak piłką.
Amiran to kaukaski wariant legendy o Prometeuszu, ale o złym Pro-
meteuszu, demonie zniszczenia przykutym łańcuchem do skały
gdzieś w górach Kaukazu. Był w Gori taki pradawny obyczaj - pew-
nej nocy wszyscy kowale uderzali młotami w kowadło, aby ten stra-
szliwy demon zniszczenia nie zszedł ze skały na ziemię.
Ale nadaremnie trudzili się kowale
6 grudnia 1878 roku Keke urodziła trzeciego chłopca. Jakże pro-
siła Boga, żeby darował mu życie! I stało się - chłopiec nie umarł.
17 grudnia został ochrzczony. Świętego sakramentu udzielili mu
protojerej Chachałow i diak cerkiewny Kwinikidze.
Z listu Czepcowa:
Na samym początku lat trzydziestych w łagrze na budowie Kanału Bialomorsko-
-Bałtyckiego, pokazano mi łysego, na wpół ślepego gruzińskiego duchownego.
Powiedziano mi, że to on ochrzcił Stalina. W łagrze nazywano go „chrzestny".
Domek szewca Beso stoi do dzisiaj. W latach świetności Stalina
chałupa zostanie obudowana marmurowym pawilonem. Alumn se-
minarium duchownego pamiętał, że tak postąpiono ze stajenką,
w której narodził się Zbawiciel.
Piętrowy domek z cegły... Przed wejściem, na ulicy, szył swoje
buty ponury Beso. W jednej izdebce gnieździli się ojciec, matka i syn.
Była jeszcze zakopcona ciemna piwnica. Skąpe światło wpadające
przez piwniczne okienko oświetla drewnianą kołyskę. Jego kołyskę,
w której, zanim się urodził, płakali dwaj jego bracia.
Tak więc Soso wyżył. Słabiutkie niemowlę, z wdzięczności za
darowane mu życie, Keke postanawia poświęcić Bogu. Soseło - po
gruzińsku „maleńki Soso" - zostanie duchownym.
Kwartał, w którym stoi domek Beso, ludzie nazywają „ruskim"
bo nie opodal stały koszary, w których kwaterowali rosyjscy żoł-
nierze. Na Soso dzieci także mówią „ruski" - to znaczy ten, który
mieszka w „ruskim" kwartale. To zostawi dziwny ślad w jego pod-
świadomości. Nigdy nie ocknie się w Stalinie gruziński nacjona-
lizm. Tylko jego pierwszy, na wpół dziecinny rewolucyjny pseudo-
nim, będzie związany z Gruzją. Kiedy zostanie już zawodowym
rewolucjonistą, będzie działać tylko pod rosyjskimi nazwiskami.
A o swojej ojczyźnie powie kiedyś ironicznie: „Maleńkie teryto-
rium Rosji, które nazywa siebie Gruzją".
Matka. Nieprzyzwoite plotki
Dzieciństwo naszego bohatera jest pełne niejasności. Marmuro-
wy pawilon nad domkiem Beso ukrywa zagadki. „Moi rodzice byli
prostymi ludźmi, ale traktowali mnie całkiem nieźle" - powiedział
Stalin w rozmowie z niemieckim pisarzem, Emilem Ludwigiem.
Tylko że w Gruzji opowiadają coś zupełnie innego.
Marina Chaczaturowa, redaktorka pisma kobiecego:
Mieszkałam w Tbilisi do siedemnastego roku życia i dobrze znałam pewną
starą kobietę, która poprzednio mieszkała w Gori. Opowiadała, że on nazywał
swoją matkę prostytutką. W Gruzji nawet najgorsi rozbójnicy szanują swoje
matki, a Stalin po 1917 roku zaledwie dwa razy odwiedził matkę. Nie przyje-
chał nawet na jej pogrzeb.
Z listu Goglidze:
Jego matka nigdy nie przyjechała do niego, do Moskwy. Czy można sobie
wyobrazić Gruzina, który kiedy został carem, nie wezwałby do siebie własnej
matki? Nigdy do niej nie pisał. Podobno publicznie mówił o niej „stara pro-
stytutka". Chodzi o to, że Beso mieszkał w Tyfiisie i nie przysyłał im pienię-
dzy - wszystko przepijał, ten pijaczyna. Keke musiała sama zarabiać na życie,
na naukę syna. Chodziła po domach bogatych ludzi, szyła, prała bieliznę. Była
jeszcze bardzo młoda. Resztę łatwo sobie wyobrazić. Nawet wtedy, kiedy żył,
kiedy wszyscy się go bali, ludzie mówili otwarcie: „Stalin nie był synem
niepiśmiennego Beso". Wymieniano nazwisko Przewalskiego.
Nikołaj Przewalski, słynny rosyjski podróżnik, rzeczywiście
przyjeżdżał do Gori. Jego wąsata twarz z encyklopedii jest pode-
jrzanie podobna do twarzy Stalina.
Z listu Goglidze:
Po śmierci Stalina, kiedy już znikł strach, wymieniano jeszcze kilka nazwisk
przypuszczalnych ojców - był wśród nich nawet żydowski kupiec. Ale najczęś-
ciej wymieniano Jakowa Egnataszwili. Był to bogaty handlarz winem, uwielbia}
walki na pięści. Także i u niego pracowała Keke. Nie przypadkiem Jakow Eg-
nataszwili płacił za naukę Soso w seminarium. Ludzie mówili, że to na jego
cześć Stalin dal imię Jakow swojemu pierwszemu synowi. Widziałem portret
tego Gruzina - wysoki, silny. Nie, niczym nie przypominał wątłego Soso. Oczy-
wiście, kiedy Beso wracał z Tyfiisu, natychmiast docierały do niego te wszystkie
plotki. Może dlatego tak strasznie bił małego Soso?
Ale i ją także bił nieludzko. Matka i syn uciekali wtedy do sąsiadów. I kiedy
Stalin dorósł, jak każdy Gruzin nie mógł nie gardzić upadłą, kobietą. Dlatego
nigdy nie zapraszał matki do Moskwy i nie pisał do niej.
Z listu Nodija:
Jeszcze za jego życia, kiedy za każde nie tak wypowiedziane o nim słowo
ludzie znikali, bez obaw opowiadano, że jest nieprawym synem wielkiego
Przewalskiego. Jasne że musiał na to przyzwolić. Była w tym nie tylko niena-
wiść do ojca pijaka, ale i najwyższy interes państwa. Został przecież carem
Wszechrosji. I zamiast analfabety Gruzina, zapragnął, żeby jego ojcem był
słynny Rosjanin. Ale w Gruzji jeśli grzeszy kobieta zamężna, staje się kobietą
upadłą. To zrodziło brudne plotki o jego matce. •
Prawda o matce
Latem 1993 roku otrzymałem zezwolenie na pracę w Archiwum
Prezydenta. Wchodzę na Kreml przez Bramę Spasską, przez którą
kiedyś wjeżdżał sznur identycznych czarnych limuzyn, wśród któ-
rych ukrywał się samochód wodza. Oto złote kopuły, Car Puszka,
w XVII stuleciu największa na świecie armata, z której, niestety,
nie można było strzelać. A obok drugi gigant - Car Kołokoł
- dzwon, który natychmiast po odlaniu pękł i nigdy nie zadzwonił.
Na te dwa ironiczne symbole Rosji Stalin patrzył codziennie... Tak
jak jego limuzyna skręcam w prawo. Archiwum Prezydenta w 1993
roku mieściło się w byłym mieszkaniu Stalina na Kremlu.
Mieszkanie jest przebudowane, ale pozostały wysokie drzwi ze
szklanymi klamkami, które poznały ciepło jego dłoni. I stare lustro,
chroniące w swoim wnętrzu jego odbicie. Siedzę pod jego sufitem
i przeglądam jego prywatne papiery: historia choroby Józefa Stalina,
pacjenta kremlowskiej polikliniki. I taka sama historia choroby jego
żony, zmarłej w tajemniczych okolicznościach, a także jego kore-
spondencja z żoną, czułe słowa, które zostawił na papierze straszliwy
człowiek, korespondencja z dziećmi i... jego listy do matki!
Tak, wszystko okazało się kłamstwem: i jego nienawiść do ma-
tki, i to, że nazywał ją prostytutką. Kochał matkę, pisał do niej i jak
przystoi synowi pisał przez te wszystkie lata - aż do jej śmierci.
Pożółkłe karteczki, napisane po gruzińsku, wielkimi literami. Mat-
ka do końca życia nie nauczyła się pisać po rosyjsku.
Po rewolucji wprowadził ją - byłą praczkę i służącą - do pałacu
byłego carskiego namiestnika na Kaukazie. Ale Keke zajęła dla sie-
bie tylko jeden malutki pokoik, podobny do tamtego w ich ruderze.
Siedziała w nim ze swoimi przyjaciółkami - takimi jak ona samo-
tnymi staruszkami ubranymi na czarno, podobnymi do stada wron.
Pisał do niej króciutkie listy. Jak później wyjaśni jego żona,
nienawidził pisania długich prywatnych listów.
16 kwietnia 1922. Mamo moja! Witaj, bądź zdrowa, nie pozwól, by smutek
ogarnął Twoje serce. Przecież powiedziane jest: „Dopóki żyję - raduję swoje
kwiaty, kiedy umrę - ucieszę robaki w mogile".
Prawie każdy list kończy tradycyjnym gruzińskim życzeniem
„Obyś żyła dziesięć tysięcy lat, droga mamo". Zwykłe listy kocha-
jącego syna. Posyła jej fotografie żony i dzieci, posyła pieniądze,
lekarstwa, prosi żeby nie traciła ducha, pomimo trapiących ją nie-
zliczonych chorób. I stara się, żeby jednocześnie z jego krótkimi
żona pisała długie listy.
Fragment listu żony do jego matki:
U nas wszystko w porządku. Czekaliśmy na mamę, ale okazało się, że nie
mogła mama przyjechać.
Okazuje się, że wszystko było odwrotnie: zapraszają matkę, pro-
szą, żeby przyjechała. Ale matka nie przyjeżdża. I przy tym nie
puszcza płazem swemu zajętemu od rana do nocy synowi najmniej-
szego uchybienia. I syn musi się usprawiedliwiać.
Witaj, droga moja mamo. Dawno nie było od Ciebie listów. Pewnie obraziłaś
się na mnie, ale co mam zrobić, jak Boga kocham, jestem strasznie zajęty.
Witaj, mamo moja. Oczywiście jestem winien, że ostatnio do Ciebie nie pisa-
łem. Ale cóż począć, tyle pracy zwaliło mi się na głowę, że nie zdołałem
wykroić chwili na napisanie listu.
I nadal prosi, żeby matka przyjechała do Moskwy. A matka nie
przyjeżdża. W jednym z ostatnich swoich listów jego żona pisze,
już bez żadnej nadziei:
Ale lato już nie za górami i być może się zobaczymy. A może jednak mama
kiedyś do nas przyjedzie? To jakoś głupio, że mama wciąż rozpieszcza nas
prezentami.
A więc rozpieszczała, przysyłając paczki, ale nie przyjeżdżała.
Bez względu na prośby. Mieszkała w pałacu, ale uparcie siedziała
w jednym pokoiku. Zresztą syn też do niej nie przyjeżdża. Wypo-
czywa gdzieś w pobliżu, na Kaukazie, ale nie przyjeżdża... Albo...
albo boi się przyjechać? W każdym razie dopiero w 1935 roku,
wiedząc, że matka jest ciężko chora i najpewniej więcej jej już nie
zobaczy, przyjeżdża. Z ich spotkania propaganda zrobiła coś w ro-
dzaju opowieści wigilijnej. Ale dwa prawdziwe epizody jednak
zostawiono.
- Dlaczego mnie tak biłaś? - zapytał.
- To dlatego jesteś taki udany - odpowiedziała Keke.
I jeszcze:
- Józefie, kim ty właściwie jesteś? - pyta matka.
Trudno przypuścić, żeby nie wiedziała, kim jest jej syn. Po pros-
tu chciała pozwolić mu się pochwalić. A on skorzystał z przyzwole-
nia. - Pamiętasz cara? No to ja jestem czymś w rodzaju cara.
I wtedy Keke powiedziała naiwnie coś, z czego potem z sym-
patią śmiał się cały kraj:
- Lepiej byłoby, gdybyś został popem.
Ten epizod najwidoczniej spodobał się Stalinowi i, rzecz jasna,
nie bez udziału odpowiednich służb, stał się powszechnie znany, nie
tylko w środowiskach inteligenckich, zachował się też we wspo-
mnieniach starego lekarza, Nikołaja Kipszidze, który leczył Keke.
A przecież w reakcji starej, głęboko wierzącej kobiety zawarta była
jej tragedia i odpowiedź na pytanie dotyczące stosunków z synem.
Dzieciństwo. Bić!
Oczywiście, że to pijak Beso był prawdziwym ojcem Stalina
- wystarczy porównać wizerunki ojca i syna. Inaczej zresztą być nie
mogło - Keke była uczciwą, religijną dziewczyną. Zresztą w roku
narodzin Soso mąż i żona nie rozłączali się. Beso mieszkał wtedy
w Gori. Pracował dla fabryki Adelchanowa. I pił. Rozgrywały się
straszliwe sceny. Nikołaj Kipszidze, który leczył starą Keke, wspo-
minał jej opowieści: „Pewnego razu pijany ojciec z całej siły rzucił
synem o podłogę. Potem przez kilka dni chłopiec siusiał krwią".
Początkowo nieszczęsna Keke uciekała w czasie pijackich awantur
do sąsiadów, ale z upływem lat, zahartowana ciężką pracą, z każ-
dym rokiem stawiała coraz silniejszy opór. A pijanica