Radziński Fdward - Stalin

Szczegóły
Tytuł Radziński Fdward - Stalin
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Radziński Fdward - Stalin PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Radziński Fdward - Stalin PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Radziński Fdward - Stalin - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edward Radziński STALIN Z rosyjskiego przełożyli Irena Lewandowska i Michał Jagiełło Opracowanie indeksu nazwisk Stanisław Derejczyk Projekt obwoluty, okładki i opracowanie graficzne Krzysztof Findziński Opracowanie graficzne wkładki ze zdjęciami Andrzej Bolimowski Redaktor Małgorzata Źbikowska Korekta Lidia Sadowska Igor Brudziński © Copyright 1996 by Edward Radziński ? Copyright for Polish translation by Wydawnictwo MAGNUM Sp. z o.o. © Copyright for Polish edition by Wydawnictwo MAGNUM Sp. z o.o. Warszawa 1996 Wydawnictwo MAGNUM Sp. z o.o. 02-536 Warszawa, ul. Narbutta 25a tel. 646 00 85, tel./fax 48 55 05 Skład i diapozytywy - Studio komputerowe RADIUS Warszawa, ul. Nowogrodzka 31, tel. 621 39 20 Druk i oprawa - Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A. Łódź, ul. Żwirki 2 ISBN 83-85852-22-0 SPIS TREŚCI Od Autora Prolog Wstęp CZĘŚĆ PIERWSZA Soso: jego życie i śmierć 1. Maleńki anioł 2. Zagadki dzieciństwa i młodości 3. Koniec Soso CZĘŚĆ DRUGA Koba 4. Zagadki Koby 5. Nowy Koba 6. Partie wielkiego szachisty 7. Wielka utopia 8. Specjalista od katastrof 9. Narodziny Stalina CZĘŚĆ TRZECIA Stalin: jego życie, jego śmierć 10. Koniec przywódców Października 11. Koniec wodza Października 12. Złamany kraj 13. Śmierć Nadieżdy. Straszny rok 1932 14. Zjazd zwycięzcy 15. Thriller rewolucji 16. Zniszczenie „Rózgi gniewu mego" 6 SPIS TREŚCI 17. „Ulubieniec partii" ujawnia tajemnicę 18. Powstanie nowego kraju 19. Nocne życie 20. Kapłan świętego ognia 21. Ku wielkiemu marzeniu 22. Wielkie marzenie 23. Pierwsze dni wojny 24. Rodzina i wojna 25. Zamysł wodza 26. Powrót strachu 27. Nie spełniona Apokalipsa 28. Śmierć czy zabójstwo Bibliografia Indeks nazwisk OD AUTORA O tej książce myślałem przez całe życie. I do samej śmierci myślał o niej mój ojciec. To jemu ją poświęcam. Mam przed oczami ten marcowy dzień 1953 roku, kiedy stało się to nieprawdopodobne, to o czym nawet myślenie w naszym kraju było zbrodnią - umarł Stalin. Widzę ostre, nie do zniesienia, marcowe słońce i nie kończącą się kolejkę ludzi, którzy chcą go pożegnać. Jakże samotnie czułem się wśród nich, nieprzytomnych z rozpaczy. Bo ja nienawidziłem go. Ten zwrot w stosunku do Stalina przeżyłem w starszych klasach szkoły - od szalonego uwielbienia do równie płomiennej nienawi- ści, jaka możliwa jest tylko w młodości. Ten zwrot zawdzięczam mojemu ojcu i jego niebezpiecznym opowieściom o Stalinie. O pra- wdziwym Stalinie. Każdą rozmowę ojciec kończył zawsze tym sa- mym zdaniem: „Być może to ty kiedyś o nim napiszesz". Ojciec był inteligentem, jego idee fixe była europejska demokra- cja. Często cytował mi słowa, przypisywane czeskiemu prezyden- towi Masarykowi: „Na czym polega szczęście? Na tym, że masz prawo wyjść na plac i zawołać na cały głos: »o Boże, jaki paskudny mamy rząd!«". Mój ojciec pochodził z dobrze sytuowanej żydowskiej rodziny. Był znanym dwudziestoośmioletnim adwokatem, kiedy w Rosji wybuchła rewolucja lutowa i upadł carat. Z radością powitał po- wstanie Rządu Tymczasowego. To była jego rewolucja, jego rząd. Ale kilka miesięcy wolności szybko minęło i do władzy doszli bolszewicy. Dlaczego ojciec nie wyjechał za granicę - on, wszech- stronnie wykształcony, perfekcyjnie władający angielskim, niemie- ckim i francuskim? To zwykła historia - po prostu ogromnie kochał wielką i smutną Rosję. W początkach lat dwudziestych, póki jesz- 8 OD AUTORA cze istniały resztki wolności, redagował odeskie pismo „Szkwał", pisał scenariusze pierwszych sowieckich filmów, przyjaźnił się ze słynnym pisarzem Jurijem Oleszą i teoretykiem awangardy Wikto- rem Szkłowskim, a także z wielkim reżyserem Siergiejem Eisenstei- nem. Po śmierci ojca w jednej z jego książek znalazłem między kartkami cudem ocalały list Eisensteina i kilka świetnych, choć nie- przyzwoitych jego rysunków - ślady ich zabaw z czasów młodości. Ale nastąpiła stalinowska epoka ujarzmiania myśli i kraj zamienił się w ogromne więzienie. Ojciec nie narzekał, żył cicho, w milcze- niu, a mówiąc ściśle egzystował. Porzucił dziennikarstwo i zaczął pisać dla teatru. Adaptował na potrzeby sceny powieści jednego z najbardziej przez Stalina cenionych pisarzy. Piotra Pawlenki. To Pawlenko właśnie był autorem scenariuszy słynnych filmów, w któ- rych występował Stalin - Przysięga i Upadek Berlina. Jego hurrapat- riotyczny scenariusz Aleksander Newski o słynnym ruskim wodzu z XIII wieku, który pokonał Kawalerów Mieczowych, zrealizował sam Eisenstein. Pawlenko pisał także powieści. Czterokrotnie Stalin dawał mu nagrodę swojego imienia - Stalinowską Nagrodę Literacką pierwszego stopnia. Pawlenko często widywał wodza - zaliczał się do wąskiego kręgu wtajemniczonych, bliskich bogoczłowiekowi. Nazwisko Pawlenki ocaliło ojca. I chociaż wielu jego przyjaciół zgniło w łagrach, jego samego zostawiono w spokoju. Zgodnie z lo- giką tamtych lat, aresztować ojca znaczyło rzucić cień na znamieni- tego Pawlenkę. Ale ojciec wiedział, że w każdej chwili to się może skończyć. Czekał, przygotowany na najgorsze. Pomimo życia w cieniu topora, pomimo utraconej kariery zawsze był uśmiech- nięty. Jego ulubionym bohaterem był Brotto des Illes z powieści Anatola France'a o rewolucji francuskiej Bogowie łakną krwi. I tak jak Brotto ze smutną ironią obserwował koszmar rewolucji francus- kiej, tak ojciec z identycznym uśmiechem obserwował straszliwe bytowanie w stalinowskiej Rosji. Jego dewizą były ironia i współ- czucie. I taki właśnie pozostał w mojej pamięci - z tym swoim wiecznym uśmiechem. Ojciec umarł w 1969 roku. I wtedy zacząłem pisać tę książkę. Pisałem ją bez nienawiści. Chciałem tylko zrozumieć Stalina. Pisa- łem otoczony cieniami tych, których znałem w dzieciństwie. Włą- czyłem do książki ich opowiadania o Stalinie. Opowiadania, które powtarzał mi ojciec, kończąc je zawsze tym samym refrenem: „Mo- że kiedyś o nim napiszesz". PROLOG Dano jej też walczyć z świętymi i zwyciężyć ich. I dano jej moc nad wszelkim pokoleniem, i językiem, i narodem. (...) I dano jej, aby mogła dać ducha onemu obrazowi bestyi, żeby tez mówił obraz tej bestyi, i to sprawił, aby ci, którzyby się nie kłaniali obrazowi onej bestyi, byli pobici. Apokalipsa św. Jana, 13, 7-15, Biblia Gdańska, Warszawa 1958 I podniósł jeden Anioł mocny kamień, jakoby młyński wielki, i wrzucił w morze mówiąc: Takim pędem wrzucony będzie Babilon, miasto ono wielkie, i już więcej nie będzie znaleziony (...) iż czarami twojemi byli zwiedzieni wszystkie narody, l w niem znalazła się krew proroków i świętych, i wszystkich, którzy są pobici na ziemi. Apokalipsa św. Jana, 18, 21-24, Biblia Gdańska, Warszawa 1958 Imię Codziennie największe na świecie państwo budziło się z jego imieniem na ustach. To imię przez cały dzień krzyczało w ustach spikerów, grzmiało w pieśniach, patrzyło ze stronic wszystkich gazet. Jego imię, jako najwyższą nagrodę, nadawano fabrykom, kołchozom, ulicom i miastom. Z jego imieniem szli na śmierć żołnierze w dniach najstraszliwszej z wojen. Stalingrad spłynął krwią, stracił wszystkich mieszkańców, ziemia zmieniła się w je- den ogromny strup nafaszerowany pociskami, ale miasta, które nosiło jego imię, wrogowi nie poddano. W czasie procesów poli- tycznych, które reżyserował, jego ofiary umierając sławiły jego imię. I w łagrach, gdzie miliony ludzi z jego woli uwięzionych za drutem kolczastym, odwracały biegi rzek, budowały miasta za kręgiem polarnym i umierały - wszystko to pod jego portretami. Jego posągi z brązu i w granicie wznosiły się wszędzie, w całym przeogromnym kraju. Gigantyczny posąg Stalina stał na kanale Wołga-Don, kolejnym, który zbudowali więźniowie. To, co się wydarzyło z tym pomni- kiem, wygląda jak zabawna metafora epoki. Pewnego razu stróż, pilnujący rzeźby, z przerażeniem zauważył, że ptaki w czasie przelotów odpoczywają na głowie posągu. Nie- trudno wyobrazić sobie, czym to groziło jego twarzy. Ale ptaków nie sposób ukarać. Za to ludzi oczywiście można. I śmiertelnie przerażone kierownictwo obwodu znalazło wyjście - do gigantycz- nej głowy podłączono prąd wysokiego napięcia. I teraz posąg stał otoczony dywanem z martwych ptaków. Co rano dozorca zakopy- wał ptasie trupy, a na ziemi nawożonej padliną rosła wspaniała roślinność. A posąg oczyszczony z ptasiego guana patrzył na nad- wołżańskie przestworza - kwitnące brzegi użyźnione ludzkimi zwłokami, ukrytymi mogiłami więźniów, budowniczych wielkiego kanału. Kim on był dla nas? Jeden ze znanych działaczy gospodarczych tych lat opowiadał już w latach sześćdziesiątych: Wzywa mnie towarzysz Stalin. Do tej pory jeszcze nigdy z nim nie rozmawia- łem. Jechałem jak otumaniony. Odpowiedź na jego pytanie wypaliłem natych- miast, patrząc mu w oczy i starając się nie mrugać. Wszyscy pamiętaliśmy, że kiedyś powiedział: „Oczy biegają - znaczy, że ma coś na sumieniu". Wy- słuchał mojej odpowiedzi i powiedział wyciągając rękę: „Dziękuję wam, towa- rzyszu". Kiedy poczułem uścisk jego dłoni, miałem wrażenie, że mnie prze- szyła błyskawica. Ukryłem dłoń pod marynarką, zszedłem do samochodu, po- jechałem do domu. I nie odpowiadając na pytania zaniepokojonej żony, pod- biegłem do łóżeczka, w którym spał mój malutki syn, wyjąłem dłoń spod marynarki i uniosłem nad jego głową. Żeby i jego owiało ciepło dłoni Stalina. Winston Churchill wspominał: „Stalin wywarł na nas ogromne wrażenie. Kiedy wchodził na salę w czasie jałtańskiej konferencji, wszyscy jakby na komendę wstawali. I dziwna rzecz, stali nieomal na baczność". Kiedyś Churchill postanowił nie wstawać. Wszedł Stalin - i jakaś niepojęta siła uniosła Churchilla z krzesła. W czasie wojny ciepło mówił o Stalinie, o „dobrym wujaszku Joe", prezy- dent Roosevelt. W 1959 roku, kiedy świat wiedział już o zbrodniach „dobrego wujka Joe", Churchill, przemawiając w Izbie Gmin w osiemdziesiątą rocznicę urodzin Stalina, powiedział: „Rosja miała wielkie szczęście, że w dniach najcięższej próby na jej czele stał wielki wódz, genialny i niezłomny Stalin". Gdyby Churchill wiedział, co zaplanował „nie- złomny wódz", wtedy, w odległym marcu 1953 roku! Ale l marca 1953 roku Stalin leżał na podłodze z wylewem krwi do mózgu. W stolicy swego imperium, przepojonej jego sławą, on, który stał się bogiem za życia, przez wiele godzin leżał w pustym pokoju, w kałuży własnego moczu. Ogłaszano go i paranoikiem, i potworem, i zwykłym gangsterem. Ale jego osobowość, motywy postępowania nadal są równie zagad- kowe, jak wtedy, w słonecznym marcowym dniu jego śmierci. W swoich ulubionych kaukaskich butach z miękkiej skóry Stalin umiejętnie skrył się w gęstym cieniu historii, po to, aby teraz, po upadku sowieckiego imperium, znowu zamajaczył na horyzoncie jego straszliwy cień. I upadłe największe imperium XX stulecia coraz częściej wspomina swego stwórcę - w obłokach nowych gro- źnych mitów wraca do kraju Gospodarz. Tajemnico Swoje życie i całą historię kraju udało mu się pogrążyć w nie- przeniknionym mroku. Nieprzerwanie likwidując swoich współtowa- rzyszy, niezwłocznie usuwał wszelki ich ślad z historii. Osobiście kierował stałą i bezlitosną czystką archiwów. Najściślejszą tajemnicą otoczył wszystko, co w jakikolwiek sposób dotyczyło władzy. Ar- chiwa przeistoczy w starannie strzeżone twierdze. Ale i teraz, kiedy otrzymaliśmy dostęp do archiwów, znowu stanęliśmy wobec tajem- nicy. Nawet i to zdołał przewidzieć. Oto kilka fragmentów tajnych protokołów z posiedzeń Biura Politycznego, z Archiwum Prezydenta: 1920. Postanowień Biura Politycznego dotyczących najpoważniejszych prob- lemów nie odnotowywać w oficjalnym protokole. 1923. (...) potwierdzić poprzednią decyzję Biura Politycznego: do protokołów z posiedzeń nie należy zapisywać niczego oprócz postanowień. 1924. Pracę zatrudnionych w sekretariacie KC partii uznać za konspiracyjną robotę partyjną. 1927. Podjęcie środków w celu „zapewnienia maksymalnej konspiracji". To totalne utajnienie nie on wymyślił. Było to zgodne z tradycją tajemniczego „Zakonu Kawalerów Mieczowych", jak nazywał par- tię komunistyczną jej przywódca, Józef Stalin. Zaczynając opisywać jego życie, pogrążamy się w tych nieprze- niknionych ciemnościach. Archiwum Prezydenta Kiedy jeszcze studiowałem w Instytucie Historyczno-Archiwal- nym, wiedziałem o tym najtajniejszym z tajnych archiwów, które mój nauczyciel porównywał do archiwum Watykanu, jeśli chodzi o nieprzebraną mnogość tajemnic. Było to archiwum kierownictwa partii komunistycznej, usytuowane przy tajnym wydziale specjal- nym. Przechowywano w nim dokumenty wszystkich najwyższych instancji partyjnych, które w ciągu siedemdziesięciu lat rządziły państwem, a także osobiste archiwum Stalina. Było to słuszne, po- nieważ do tego czasu także historia partii stała się historią Stalina. To archiwum później stało się podstawą Archiwum Prezydenta utworzonego za rządów Gorbaczowa. To w nim właśnie prezydent Rosji, Borys Jelcyn, znalazł tajne protokoły podpisane przez Stali- na, kiedy ZSRR zawarł w 1939 roku pakt z hitlerowską Rzeszą. Otrzymałem unikalną możliwość pracy w Archiwum Prezyden- ta. W tej książce znalazły się również dokumenty z jeszcze dwóch archiwów. Chodzi o byłe Centralne Archiwum Partii - największą świętość partii komunistycznej, poprzednio niedostępną dla histo- ryków. Tam, za specjalnymi drzwiami, w stalowych sejfach, prze- chowywano historię zakonspirowanej grupy rewolucjonistów, któ- rzy w 1917 roku zdobyli władzę na jednej szóstej naszej planety. „Ściśle tajne" - ulubiona adnotacja na dokumentach archiwum. Teraz, po upadku partii. Archiwum Partii wstydliwie zmieniło na- zwę na Rosyjski Ośrodek Studiów Historii Najnowszej. Ale dla mnie na zawsze pozostanie Archiwum Partii i tak będę je nazywać w tej książce. Upragnione partyjne archiwum, o którym marzyłem tak długo i do którego dostałem się dopiero teraz, kiedy skończyło się władanie tej wiecznie zakonspirowanej partii dowodzonej przez mojego bohatera. I oczywiście tajne zasoby byłego Centralnego Archiwum Rewo- lucji Październikowej. Ono także po rozpadzie Związku Radziec- kiego pospiesznie zmieniło nazwę na Państwowe Archiwum Fede- racji Rosyjskiej. Ale w swojej książce będę nazywał je po daw- nemu: Archiwum Rewolucji Październikowej, ponieważ ta nazwa dokładnie oddaje istotę rzeczy. Znajdują się w nim dokumenty re- wolucji i znanych bolszewików - wymordowanych współtowarzy- szy Stalina. Tam przechowuje się „teczki specjalne" Stalina, tajne sprawozdania dla wodza. To są właśnie najważniejsze trzy archiwa, w których szukałem Stalina. Tajnego Stalina. Ukrywanego przez pół stulecia. W książce wykorzystuję też dokumenty jeszcze jednego archi- wum niedostępnego do dziś. To archiwum byłego KGB. Tam znaj- duje się największy na świecie „bank krwi" - akta rozstrzelanych. Setki tysięcy akt. Dzięki pomocy osób trzecich udało mi się zajrzeć do niektórych zgromadzonych tam dokumentów. Zresztą samo archiwum w okresie pieriestrojki szczodrze pub- likowało swoje akta. Na zawsze jednak zapamiętałem słowa byłego funkcjonariusza KGB: „Pamiętaj, czasem to jest po prostu taka gra KGB - publikując, fabrykujemy". Można też powiedzieć inaczej: „Bójcie się Danaów dary przynoszących". Szczególnie dotyczy to pamiętników byłych funkcjonariuszy KGB. Jako przykład mogą posłużyć wspomnienia stalinowskiego szpiega, generała Pawła Su- dopłatowa. Zatytułowane są wspaniale - „Zadania specjalne". Te „zadania specjalne" polegają na podrzucaniu wrogowi fałszywego śladu, kompromitowaniu ludzi cieszących się na Zachodzie auto- rytetem, ukrywaniu działających agentów, ujawnianiu nie istnieją- cych. Stojąc już nad grobem, Sudopłatow nadal walczy. Czyżby to były ostatnie, pośmiertne zadania specjalne tych ludzi? Po opublikowaniu wywiadów, w których opowiadałem, że pi- szę książkę o Stalinie, otrzymałem mnóstwo listów. Powtórzyła się historia z moją poprzednią książką o carze Mikołaju II. W tych listach nie ma sensacyjnych informacji, ale ujawniają bezcenne szczegóły minionej epoki, która pozostawiła po sobie mnóstwo zafałszowań i najbardziej kłamliwe piśmiennictwo na świecie. Z reguły listy te pisali ludzie starzy, którzy dawno już zaprzestali aktywnej działalności, ale zanim odejdą na zawsze, chcą opowie- dzieć o tym, czego byli świadkami. Rzadko informują o sobie. Przeważnie znam tylko ich nazwiska i adresy, czasem nawet tylko miasto, w którym wrzucono list. To nie jest niedbalstwo. To strach, zrozumiały tylko dla mieszkańców byłego ZSRR. Strach, który od dzieciństwa wpajał im Gospodarz, a który umrze dopiero razem z nimi. W takim więc kształcie publikuję te listy - nazwisko i miasto, w którym mieszkają moi bezinteresowni współautorzy. Co samo przez się jest symbolem tamtych strasznych czasów. Dziękuję im, moim dobrowolnym pomocnikom, mieszkańcom nie istniejącego już imperium - Związku Radzieckiego. WSTĘP Zagadkowe historie Często wspominam tę rozmowę. Odbyła się w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. Byłem młody, ale już napisałem dwie modne sztuki teatralne. Właśnie wtedy ktoś poznał mnie z Jeleną Sier- giejewną Bułhakową, wdową po najbardziej mistycznym pisarzu epoki stalinowskiej, Michaile Afanasjewiczu Bułhakowie. Za życia Stalina Bułhakow był autorem kilku głośnych i zakazanych sztuk oraz jednej wystawionej - Dni Turbinów. Przedstawienie szło w słynnym Moskiewskim Teatrze Artystycznym (MChAT) i Stalin kochał Dni jakąś dziwną, niepojętą miłością. Obejrzał spektakl nie- zliczoną liczbę razy. W latach sześćdziesiątych większość utworów Bułhakową nadal była zakazana, a o samym pisarzu opowiadano mnóstwo fantastycz- nych historii. Mnie interesowała jedna - historia jego sztuki o Stali- nie. O to właśnie zapytałem jego żonę. I wtedy odbyła się rozmowa, która wydała mi się tak interesująca, że zanotowałem ją w swoim dzienniku: Ja: Słyszałem, że w 1939 roku Michaił Afanasjewicz otrzymał propozycję napisania sztuki o Stalinie. Jeleną Siergiejewna: Zgadza się - otrzymał. Przyjechał do nas dyrektor MChAT-u. Zaproponował napisanie sztuki na urodziny Stalina. Misza wahał się, ale się zgodził. Jego stosunek do Stalina był bardzo szczególny. Napisał niezwykle interesującą, romant- yczną opowieść o młodości Koby... Taki był partyjny pseudonim młodego Stalina - Koba. Początkowo wszystko układało się dobrze - teatr przyjął sztukę. Ówcześni urzędnicy, którzy rządzili kulturą, byli zachwyceni. Później porównałem opowiadanie Jeleny Bułhakowej z jej opub- likowanym dziennikiem. Napisała tam: „li lipca Bułhakow czytał swoją sztukę w Komitecie do Spraw Sztuki. Sztuka bardzo się spo- dobała". Jelena Siergiejewna: Teatr planował premierę w grudniu 1939 roku, na sześćdziesięciolecie głównego bohatera. Wtedy sztukę posłano Stalinowi, a on nie pozwolił jej wystawić. Ot, i cała historia. Gdybym nie był wówczas dramaturgiem, na tym zakończyłbym rozmowę. Ale byłem. I dlatego natychmiast pojąłem, jak dziwne było to, co usłyszałem. 1939 rok - szczyt stalinowskiego terroru. Strach sparaliżował cały kraj. Każdy ideologiczny błąd traktowano jak zbrodnię. Kto mógł zdecydować, aby w takich czasach zamówić u bezpartyjnego pisarza Bułhakowa - autora zakazanych książek - sztukę na jubileusz wodza? Do tego dla MChAT-u, pierwszej sceny kraju? Kto z ówczesnych, nieprzytomnych ze strachu urzęd- ników ośmieliłby się wziąć na siebie taką odpowiedzialność? Jasne, że nikt, oprócz... oprócz bohatera przyszłej sztuki - dziwnego wiel- biciela Dni Turbinów. Oczywiście człowiekiem, który zamówił sztukę, mógł być tylko Stalin. Sam byłem dramaturgiem i dobrze znałem wieczny strach urzędników. Nawet w moich czasach, sto- sunkowo niegroźnych, ci, którzy rządzili kulturą, robili wszystko, żeby o niczym nie decydować. A cóż dopiero wtedy, w strasznym 1939 roku. Czyżby umierając ze strachu, urzędnicy nagle zdobyli się na taką odwagę i nikogo nie pytając, wydali zgodę na wystawie- nie sztuki niepewnego ideologicznie pisarza Bułhakowa?! Niemoż- liwe! To znaczy możliwe tylko w jednym wypadku - jeśli zaakcep- tował ją ten, kto ją zamówił. Ale w takim razie dlaczego nie dopuś- cił do jej wystawienia? Wypytywałem dalej Jelenę Siergiejewnę: - Kiedy czytano sztukę? Jelena Siergiejewna: - Latem... To było w lipcu. - A kiedy jej zakazano? Jelena Siergiejewna: - W sierpniu. - I... czy coś zaszło w międzyczasie? Uśmiechnęła się. Czytała w moich myślach. - Misza umówił się z teatrem, że pojedzie do Gruzji. Koniecznie chciał porozmawiać z ludźmi, którzy pamiętali Kobę w młodości. Do tego czasu niewielu ich już zostało, Koba zlikwidował niemal wszystkich. Pojechaliśmy - scenograf, reżyser, ja i Misza. Misza marzył, żeby popracować w gruzińskich archiwach. - W archiwach?! - No tak, przecież pisał absolutnie bez żadnych dokumentów. Kiedy poprosił teatr o pomoc w zdobyciu dokumentów dotyczących młodości Stalina, odpowiedziano mu: Nie istnieją takie dokumenty. Więc postanowił sam poszukać. Jechaliśmy w nadzwyczajnych wa- runkach, w międzynarodowym wagonie. Szykowaliśmy się do ban- kietu, kiedy dogoniła nas depesza: „Wyjazd niepotrzebny, wracaj- cie do Moskwy". W Moskwie Misze zawiadomiono, że w sekreta- riacie Stalina sztukę przeczytano i decyzja jest następująca: Nie wolno robić ze Stalina literackiego bohatera i wkładać w jego usta słów, których w rzeczywistości nigdy nie wypowiadał. Sam Stalin miał jakoby powiedzieć: „Wszyscy młodzi ludzie są jednakowi. Po co pisać sztukę o młodym Stalinie?" Wytłumaczenie było nader dziwne - w tamtych latach wydawa- no mnóstwo utworów o młodym Stalinie. Ale pisano je tak, jak została napisana sztuka Bułhakowa - bez dokumentów. Autorzy korzystali z oficjalnych informacji o życiu wielkiego rewolucjonis- ty Koby. Jasne? Jasne! Fatalny błąd Bułhakowa najwidoczniej pole- gał na tym, że postanowił przestudiować archiwalne dokumenty. Nie wystarczały mu oficjalne informacje. I jak tylko spróbował zrealizować swój pomysł, sztuka została pogrzebana. Rykoszetem ta historia dobiła i autora. Bułhakow zachorował i umarł. A ja coś sobie przypomniałem. Jestem jeszcze mały, siedzę w swoim pokoju. W sąsiednim rozmawiają mój ojciec i pisarz Paw- lenko. Tego dnia omawiali swoje najbliższe plany. Przez nie domknięte drzwi usłyszałem jak ojciec zapytał: „A właściwie czemu nie mieli- byśmy napisać czegoś o młodości Józefa Wissarionowicza? O tym jeszcze nikt niczego dobrego nie napisał. A pan przecież długo mieszkał na Kaukazie". Pawlenko przerwał mu ostrym tonem, tak ostrym, że w pierwszej chwili nie poznałem jego głosu: „Nie należy opisywać słońca, za- nim jeszcze nie wzeszło". Dalszy ciąg zagadek. Znikająca data urodzin Stalin (Dźugaszwili) Józef Wissarionowicz. Urodzony 21 grud- nia 1879 roku (9 grudnia według starego stylu). Tę datę urodzenia można znaleźć w wielu encyklopediach. Dob- rze ją pamiętam. Jedyne w swoim życiu przestępstwo popełniłem właśnie z powodu daty jego urodzin. W którejś z początkowych klas szkoły pisaliśmy powinszowania z okazji jego urodzin. W świętej ciszy opisywałem swoją miłość. Jak i wszyscy moi kole- dzy wierzyłem, że je czyta i ze wzruszeniem wyobrażałem go sobie przy lekturze. Ale kiedy w domu opowiadałem swoje wypracowa- nie ojcu, ze zgrozą uświadomiłem sobie, że popełniłem błąd. I on - Stalin - dowie się, że nie znam ortografii! Tego znieść nie mog- łem! O świcie przyszedłem do szkoły, wybiłem szybę i wlazłem do pokoju nauczycielskiego. Znalazłem nasze wypracowania. Co za szczęście - jeszcze nie były sprawdzone. I poprawiłem błąd! Po wielu latach siedzę w słynnym Archiwum Partii. Leży przede mną fotokopia z ksiąg metrykalnych Uspieńskiego Soboru w Gori - świadectwo urodzenia Józefa Dżugaszwili. Rok 1878. Urodzony 6 grudnia, ochrzczony 17 grudnia. Rodzice - mieszkańcy miasta Gori - rolnik Wissarion Iwanowicz Dżugaszwili i jego ślubna żona, Jekatierina Gieorgijewna. Ojciec chrzestny - mieszkaniec Gori, rolnik Cichitat- riszwili. Sakramentu udzielił protojerej Chachałow i diak cerkiewny Kwiniki- dze. A więc urodził się na cały rok i trzy dni wcześniej przed oficjal- ną datą swoich urodzin? Które przez tyle lat uroczyście świętował cały kraj?! Tyle lat obchodzono sfałszowaną datę? Ale to nie był błąd. Tu, w tym samym archiwum, znajduje się świadectwo ukoń- czenia szkoły cerkiewnej w Gori małego Józefa Dżugaszwili. I to samo. Urodził się 6 grudnia 1878 roku. Zresztą zachowała się także ankieta, którą Stalin wypełnił w 1920 roku, w której własnoręcznie napisał rok 1878! A więc oficjalna data jego urodzin jest zmyślona! Ale od kiedy? I po co? Na pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta - fałszywa data poja- wia się natychmiast po tym, jak tylko oficjalnie stał się jednym z najważniejszych ludzi w państwie. W kwietniu 1922 roku z inic- jatywy Lenina zostaje sekretarzem generalnym - przywódcą partii. I już w grudniu 1922 roku sekretarz Stalina, Iwan Pawłowicz Tows- tucha, wypełnia za niego nową ankietę, w której wpisuje nową datę urodzenia - 1879 rok. Dzień także jest inny - 21 grudnia. Od tego momentu nasz bohater unika własnoręcznego wypełniania ankiet. Robią to za niego sekretarze. To oni wpisują zmyśloną datę. Stalin, jak zwykle, nie ma z tym nic wspólnego. Fałszywa data urodzenia staje się datą oficjalną. Tylko znowu - po co? Siedzę w byłym Archiwum Partii. Przede mną leżą papiery sek- retarza Stalina, Iwana Towstuchy. Towstucha był zaufanym czło- wiekiem Stalina do 1935 roku, kiedy to spokojnie umarł. Mówiąc ściślej - zdążył spokojnie umrzeć, ponieważ po 1935 roku więk- szość ludzi z otoczenia Stalina zostaje przez niego zlikwidowana. Przeglądam papiery Towstuchy, wciąż staram się znaleźć jakiś trop. Nie ma żadnych osobistych notatek, żadnych dzienników - nic po nim nie zostało. Zresztą ci, którym Towstucha służył, postępowali identycznie. Ani Stalin, ani Lenin, ani ich współtowarzysze nie pisali pamiętników. Z zasady. Rewolucjonista nie może mieć spraw osobistych. Tylko partyjne. Ta słuszna zasada pozwoliła im zabrać do grobu tajemnice ich partii. W czasie przerwy, na korytarzu podszedł do mnie staruszek, jeden z tych partyjnych staruszków zabijających czas w archiwum. Nie przedstawił się, a ja go o nic nie pytałem. Doświadczenie nau- czyło mnie, że jeśli chcesz się czegoś ciekawego dowiedzieć, nie bądź ciekawy. - Widzę, że interesuje pana Towstucha. Widywaliśmy się, a na- wet pracowaliśmy razem. Był wysoki, chudy - typowy inteligent. Zmarł na gruźlicę. Odwiedzałem go w sanatorium rządowym ,,Sos- ny", kiedy tam umierał. Prosił, żebym mu grał na gitarze pieśni rewolucyjne z czasów jego młodości. I płakał. Nie chciał umierać. Stalin pochował go pod murami Kremla. Na znak uznania zasług. Towstucha był sekretarzem Stalina. Ale jednocześnie - co nie mniej ważne - faktycznie kierował Archiwum Partii. Zgromadził wszyst- kie dokumenty dotyczące Lenina. Te dokumenty posłużyły później Stalinowi do likwidacji przeciwników. Jeden z sekretarzy Stalina, niejaki Baźanow, uciekł za granicę i opisał Towstuchę w swojej książce. Ale najważniejszej zasługi Towstuchy Baźanow nie zro- zumiał. To miało miejsce wtedy, kiedy Stalin stał się już Gospoda- rzem kraju. Wtedy, w 1929 roku, postanowiono, że w całym kraju będzie się uroczyście świętować pięćdziesięciolecie urodzin Stali- na. Towstucha zaczął zabierać ze wszystkich archiwów dokumenty o Stalinie, a konkretnie o jego przedrewolucyjnej działalności. For- malnie po to, żeby napisać szczegółową biografię Stalina. Ale żad- na szczegółowa biografia się nie ukazała. Góra urodziła mysz. W rezultacie wydano żałosny, krótki życiorys Stalina. Jasne? - To znaczy, że Towstucha gromadził dokumenty... - Tak, po to, żeby nigdy nie zostały opublikowane. A mówiąc ściśle, Towstucha konfiskował dokumenty. Zresztą, jak sądzę, to nie on sam wymyślił. Wszyscy byliśmy na usługach, wszyscy robi- liśmy to, czego chciał Stalin - Gospodarz. Wycofane dokumenty Towstucha natychmiast mu oddawał. I częstokroć nigdy już nie powracały do archiwów. Nam, którzy pracowaliśmy z Towstucha, tłumaczono, że to ze względu na niezwykłą skromność Stalina - nie lubił, kiedy zbyt wiele o nim mówiono. Za zbyteczne uznano doku- menty dotyczące jego działalności przed Październikiem. Przekaza- no nam jego słowa: „W porównaniu z innymi rewolucjonistami, nie zrobiłem niczego takiego, o czym warto byłoby mówić". Przeglądając papiery Towstuchy, często przypominałem sobie słowa tamtego staruszka. Oto korespondencja Towstuchy z uzna- nym historykiem partii, Jemielianem Jarosławskim. W 1935 roku Jarosławski wpadł na pomysł napisania biografii wodza. Pisze do Towstuchy, że chciałby zapoznać się ze źródłami dotyczącymi ży- ciorysu Stalina przed Październikiem. A oto odpowiedź Towstuchy: Jestem sceptyczny. (...) Materiałów do biografii mamy na razie tyle, co kot napłakał. (...) Zasoby archiwalne są nadzwyczaj ubogie. Doświadczony Jarosławski zrozumiał, kto stoi za odpowiedzią Towstuchy. I natychmiast zmienił koncepcję. Napisał życiorys Sta- lina bez żadnych nowych dokumentów. Istnieje też powszechnie kolportowana wersja, że Stalin ochłódł w stosunku do Gorkiego, ponieważ pisarz uparcie odmawiał napisania biografii wodza. Ale z archiwum Towstuchy wynika też coś innego. Najwidoczniej sam Gorki prosił Towstuchę o udostępnienie mu materiałów do biografii Stalina. I Towstucha zmuszony był odpowiedzieć: Posyłam Warn, chociaż z opóźnieniem, niektóre materiały dotyczące życiorysu Stalina. Tak, jak uprzedzałem, są one nadzwyczaj skąpe. Ta zwłoka w odpowiedzi Gorkiemu, wielkiemu proletariackiemu pisarzowi, mogła oznaczać tylko jedno: biografii pisać nie należy. I Gorki zrezygnował. Wszystkie te historie świadczą o jednym: Stalin nie lubił wspo- minać rewolucjonisty Koby. I niewykluczone, że tak bardzo chciał się od niego odgrodzić, że nawet zmienił sobie datę urodzenia. Ale co takiego było w życiorysie Koby, czego Stalin tak się obawiał? O JEGO ŻYCIE l ŚMIERĆ MALEŃKI ANioł: Niech pan spojrzy na mapę. Przecież to Kaukaz jest środkiem świata. angielski podróżnik Miasto Soso Pod niebem 1878 roku, na tle gór, drzemie Gori - malutkie gruzińskie miasteczko, w którym urodził się Józef Dżugaszwili. Soso - tak nazywała go matka. Przyszły ulubiony pisarz Stalina, Maksym Gorki, wędrując pod koniec stulecia po Kaukazie, opisał Gori: Gori - niewielka mieścina przy ujściu rzeki Kury, raczej taka większa wioska. Na środku - wysokie wzgórze. Na wzgórzu twierdza. Koloryt jest dziki i orygi- nalny: upalne niebo nad miastem, burzliwy i głośny nurt Kury, nie opodal góry, z miastem jaskiń, jeszcze dalej - główny łańcuch górski, pokryty wiecznym śniegiem. W tych dekoracjach rozpoczęło się życie naszego bohatera. Ale pewną szczególną nutę w ten idylliczny krajobraz wnoszą groźne ruiny. Ze stromych skał patrzą na miasto ruiny zamku gruzińskich książąt, którzy kiedyś tu panowali. Stąd prowadzili krwawą walkę z gruzińskimi carami. Po moście przez Kurę wchodzimy do miasteczka. Gori budzi się o wschodzie słońca, póki jeszcze nie zapanuje upał. Pastuch wcho- dzi do zagrody, wygania krowy, na balkonikach stoją zaspani lu- dzie, otwierają się wrota świątyń, na poranną mszę spieszą stare kobiety w czerni. Burzliwą rzeką mkną tratwy. Odprowadzając smętnym spojrzeniem dziarskich burłaków, woziwoda napełnia wo- dą skórzane worki, a potem rozwozi je do domów na swoich wy- chudzonych koniach. Długa centralna ulica przecina miasto. Kiedy car Mikołaj I od- wiedził Gori, nazwano ją Carską. Oczywiście później stała się ulicą Stalina. Sklepiki, jednopiętrowe domy ukryte w zieleni. Tu, w dol- nej części miasta, mieszkają bogacze. Ormiańscy, azerscy i żydow- scy kupcy z Gori handlujący z całym światem. I tak, jak tego wyma- ga wschodni obyczaj, ośrodkiem życia jest rynek - typowy wscho- dni bazar. W zacienionych rzędach straganów, w niezliczonych sklepikach, można kupić wszystko - od zapałek do drogich kamie- ni. Wprost na ulicy pracują krawcy, zdejmują miarę z klienta. Kra- wiec posypuje ziemię popiołem, klient kładzie się, krawiec siada na nim i wciska w popiół. Tutaj cyrulicy obcinają włosy, myją głowy, wyrywają zęby, sprzedawcy grają w nardy (gra planszowa przypo- minająca szachy) i piją wino. Na rynek przychodzi miejski wariat, za nim chmara chłopców, którzy go przedrzeźniają. Z listu Nikołaja Goglidze: Malutki Soso często przychodził na bazar, gdzie handlował żydowski kupiec, u którego matka Soso prała bieliznę. Soso nigdy nie przedrzeźniał wariata, Soso go bronił. Żydowski kupiec miał dobre serce, litował się nad wariatem i często nagradzał Soso. Soso te pieniądze dawał nam na łakocie. Chociaż rodzina Soso była uboga, Soso gardził pieniędzmi. Zupełnie inaczej wyglądało życie w górnej części miasta, gdzie mieszkał szewc Wissarion - Beso - Dżugaszwili. Tutaj stoi jego chałupa. Zamieszka w niej po ślubie. Jego żona Jekatierina - Keke - Gieorgijewna Geładze urodziła się w rodzinie pańszczyźnianego chłopa. Ojciec wcześnie umarł, ale matka za swoje niewielkie pienią- dze nauczyła Keke czytać i pisać. Keke miała już szesnaście lat, kiedy poznała Beso Dżugaszwili. W Gori pojawił się niedawno, jego rodzina mieszkała poprzednio w wiosce Didi-Liło, gdzie się urodził. Niebezpieczny pradziadek Do Didi-Liło rodzina nie trafiła po prostu, ot, tak sobie. Przod- kowie Beso żyli poprzednio w górach, w Wąwozie Łachwińskim. Podobnie jak Geładze byli chłopami pańszczyźnianymi. Należeli do wojowniczych feudałów - książąt Asatiani. Zaza Dżugaszwili, pra- dziadek Soso, brał udział w krwawym powstaniu chłopskim. Schwytano go, okrutnie wychłostano i wtrącono do więzienia. Uciekł. Znowu uczestniczył w buntach, znowu został schwytany i znowu uciekł. Wtedy trafił do wioski Didi-Liło, w pobliżu Tyflisu, tam się ożenił i wreszcie znalazł spokój. Syn starego buntownika - Wano - już się nie buntował. Przeżył życie cicho i spokojnie. Pozostawił dwóch synów - Beso i Gieorgija. Duch dziadka zmart- wychwstał we wnukach. Nieokiełznany Gieorgij zginął od noża w pijackiej burdzie, a Beso, który także pił i był znanym awantur- nikiem, opuścił cichą wioskę. Przeniósł się do Tyflisu. W Tyflisie półanalfabeta Beso został szewcem. Pracował w wielkiej fabryce wyrobów skórzanych Adelchanowa, dostawcy butów dla wojsk ro- syjskich na Kaukazie. Nie przypadkiem więc Stalin przez całe życie nosił wysokie buty. Pewnego razu Beso przyjechał odwiedzić przyjaciół szewców w Gori. W Gori mieszkało dziewięćdziesięciu dwóch szewców - był to najpotężniejszy cech rzemieślniczy w miasteczku. Tu właś- nie zobaczył szesnastoletnią Keke. W Gruzji dziewczęta dojrzewają wcześnie. Szesnaście lat - to od dawna dorosła kobieta. Czy poko- chała Beso? Ci biedni ludzie, walczący o przeżycie, zdrowy roz- sądek nazywali miłością. Ona, dziewczyna bez posagu, a on jest szewcem, ma więc zapewniony kawałek chleba. To korzystny zwią- zek. Wyciąg z ksiąg metrykalnych z roku 1874: 17 maja zawarli małżeństwo: czasowo przebywający w Gori włościanin Wis- sarion Iwanowicz Dżugaszwili, wiary prawosławnej, kawaler, lat 24 i córka nieżyjącego mieszkańca Gori, włościanina Glachy Geładze, Jekatierina, wiary prawosławnej, panna, lat 16. W ten sposób Beso Dżugaszwili został mieszkańcem Gori. Gru- zińskie wesele trwa długo. Przez kilka dni goście piją, muzykanci grają na dudach. Tak więc już w czasie wesela Keke mogła nieźle poznać swojego wybrańca. W Gruzji pije się wesoło, wznosi nie kończące toasty. Beso pił ponuro, posępnie. I szybko się upijał. Zamiast popisów krasomówczych rwał się do bójki - gniew do- słownie go dusił. Smagły, średniego wzrostu, szczupły, czoło nis- kie, broda i wąsy. Koba będzie do niego bardzo podobny. Keke - niebrzydka, o jasnej karnacji, piegowata. Religijna, umiała pisać i czytać. I lubiła muzykę. Małżonkowie bardzo się między sobą różnili. W pierwszych latach po ślubie Keke regularnie rodzi. Ale dzieci umierają. W 1876 umiera Michaił, przychodzi na świat i umiera Gieorgij. Martwi bracia Soso. Jakby natura była przeciwna urodzinom dziecka posępnego szewca. Diabeł Amiran W Gori, opodal ruin zamku, leżał kamień dziwacznego kształtu - ogromna kamienna kula. Legenda łączyła ten kamień z olbrzymem Amiranem. Olbrzym Amiran bawił się tym kamieniem jak piłką. Amiran to kaukaski wariant legendy o Prometeuszu, ale o złym Pro- meteuszu, demonie zniszczenia przykutym łańcuchem do skały gdzieś w górach Kaukazu. Był w Gori taki pradawny obyczaj - pew- nej nocy wszyscy kowale uderzali młotami w kowadło, aby ten stra- szliwy demon zniszczenia nie zszedł ze skały na ziemię. Ale nadaremnie trudzili się kowale 6 grudnia 1878 roku Keke urodziła trzeciego chłopca. Jakże pro- siła Boga, żeby darował mu życie! I stało się - chłopiec nie umarł. 17 grudnia został ochrzczony. Świętego sakramentu udzielili mu protojerej Chachałow i diak cerkiewny Kwinikidze. Z listu Czepcowa: Na samym początku lat trzydziestych w łagrze na budowie Kanału Bialomorsko- -Bałtyckiego, pokazano mi łysego, na wpół ślepego gruzińskiego duchownego. Powiedziano mi, że to on ochrzcił Stalina. W łagrze nazywano go „chrzestny". Domek szewca Beso stoi do dzisiaj. W latach świetności Stalina chałupa zostanie obudowana marmurowym pawilonem. Alumn se- minarium duchownego pamiętał, że tak postąpiono ze stajenką, w której narodził się Zbawiciel. Piętrowy domek z cegły... Przed wejściem, na ulicy, szył swoje buty ponury Beso. W jednej izdebce gnieździli się ojciec, matka i syn. Była jeszcze zakopcona ciemna piwnica. Skąpe światło wpadające przez piwniczne okienko oświetla drewnianą kołyskę. Jego kołyskę, w której, zanim się urodził, płakali dwaj jego bracia. Tak więc Soso wyżył. Słabiutkie niemowlę, z wdzięczności za darowane mu życie, Keke postanawia poświęcić Bogu. Soseło - po gruzińsku „maleńki Soso" - zostanie duchownym. Kwartał, w którym stoi domek Beso, ludzie nazywają „ruskim" bo nie opodal stały koszary, w których kwaterowali rosyjscy żoł- nierze. Na Soso dzieci także mówią „ruski" - to znaczy ten, który mieszka w „ruskim" kwartale. To zostawi dziwny ślad w jego pod- świadomości. Nigdy nie ocknie się w Stalinie gruziński nacjona- lizm. Tylko jego pierwszy, na wpół dziecinny rewolucyjny pseudo- nim, będzie związany z Gruzją. Kiedy zostanie już zawodowym rewolucjonistą, będzie działać tylko pod rosyjskimi nazwiskami. A o swojej ojczyźnie powie kiedyś ironicznie: „Maleńkie teryto- rium Rosji, które nazywa siebie Gruzją". Matka. Nieprzyzwoite plotki Dzieciństwo naszego bohatera jest pełne niejasności. Marmuro- wy pawilon nad domkiem Beso ukrywa zagadki. „Moi rodzice byli prostymi ludźmi, ale traktowali mnie całkiem nieźle" - powiedział Stalin w rozmowie z niemieckim pisarzem, Emilem Ludwigiem. Tylko że w Gruzji opowiadają coś zupełnie innego. Marina Chaczaturowa, redaktorka pisma kobiecego: Mieszkałam w Tbilisi do siedemnastego roku życia i dobrze znałam pewną starą kobietę, która poprzednio mieszkała w Gori. Opowiadała, że on nazywał swoją matkę prostytutką. W Gruzji nawet najgorsi rozbójnicy szanują swoje matki, a Stalin po 1917 roku zaledwie dwa razy odwiedził matkę. Nie przyje- chał nawet na jej pogrzeb. Z listu Goglidze: Jego matka nigdy nie przyjechała do niego, do Moskwy. Czy można sobie wyobrazić Gruzina, który kiedy został carem, nie wezwałby do siebie własnej matki? Nigdy do niej nie pisał. Podobno publicznie mówił o niej „stara pro- stytutka". Chodzi o to, że Beso mieszkał w Tyfiisie i nie przysyłał im pienię- dzy - wszystko przepijał, ten pijaczyna. Keke musiała sama zarabiać na życie, na naukę syna. Chodziła po domach bogatych ludzi, szyła, prała bieliznę. Była jeszcze bardzo młoda. Resztę łatwo sobie wyobrazić. Nawet wtedy, kiedy żył, kiedy wszyscy się go bali, ludzie mówili otwarcie: „Stalin nie był synem niepiśmiennego Beso". Wymieniano nazwisko Przewalskiego. Nikołaj Przewalski, słynny rosyjski podróżnik, rzeczywiście przyjeżdżał do Gori. Jego wąsata twarz z encyklopedii jest pode- jrzanie podobna do twarzy Stalina. Z listu Goglidze: Po śmierci Stalina, kiedy już znikł strach, wymieniano jeszcze kilka nazwisk przypuszczalnych ojców - był wśród nich nawet żydowski kupiec. Ale najczęś- ciej wymieniano Jakowa Egnataszwili. Był to bogaty handlarz winem, uwielbia} walki na pięści. Także i u niego pracowała Keke. Nie przypadkiem Jakow Eg- nataszwili płacił za naukę Soso w seminarium. Ludzie mówili, że to na jego cześć Stalin dal imię Jakow swojemu pierwszemu synowi. Widziałem portret tego Gruzina - wysoki, silny. Nie, niczym nie przypominał wątłego Soso. Oczy- wiście, kiedy Beso wracał z Tyfiisu, natychmiast docierały do niego te wszystkie plotki. Może dlatego tak strasznie bił małego Soso? Ale i ją także bił nieludzko. Matka i syn uciekali wtedy do sąsiadów. I kiedy Stalin dorósł, jak każdy Gruzin nie mógł nie gardzić upadłą, kobietą. Dlatego nigdy nie zapraszał matki do Moskwy i nie pisał do niej. Z listu Nodija: Jeszcze za jego życia, kiedy za każde nie tak wypowiedziane o nim słowo ludzie znikali, bez obaw opowiadano, że jest nieprawym synem wielkiego Przewalskiego. Jasne że musiał na to przyzwolić. Była w tym nie tylko niena- wiść do ojca pijaka, ale i najwyższy interes państwa. Został przecież carem Wszechrosji. I zamiast analfabety Gruzina, zapragnął, żeby jego ojcem był słynny Rosjanin. Ale w Gruzji jeśli grzeszy kobieta zamężna, staje się kobietą upadłą. To zrodziło brudne plotki o jego matce. • Prawda o matce Latem 1993 roku otrzymałem zezwolenie na pracę w Archiwum Prezydenta. Wchodzę na Kreml przez Bramę Spasską, przez którą kiedyś wjeżdżał sznur identycznych czarnych limuzyn, wśród któ- rych ukrywał się samochód wodza. Oto złote kopuły, Car Puszka, w XVII stuleciu największa na świecie armata, z której, niestety, nie można było strzelać. A obok drugi gigant - Car Kołokoł - dzwon, który natychmiast po odlaniu pękł i nigdy nie zadzwonił. Na te dwa ironiczne symbole Rosji Stalin patrzył codziennie... Tak jak jego limuzyna skręcam w prawo. Archiwum Prezydenta w 1993 roku mieściło się w byłym mieszkaniu Stalina na Kremlu. Mieszkanie jest przebudowane, ale pozostały wysokie drzwi ze szklanymi klamkami, które poznały ciepło jego dłoni. I stare lustro, chroniące w swoim wnętrzu jego odbicie. Siedzę pod jego sufitem i przeglądam jego prywatne papiery: historia choroby Józefa Stalina, pacjenta kremlowskiej polikliniki. I taka sama historia choroby jego żony, zmarłej w tajemniczych okolicznościach, a także jego kore- spondencja z żoną, czułe słowa, które zostawił na papierze straszliwy człowiek, korespondencja z dziećmi i... jego listy do matki! Tak, wszystko okazało się kłamstwem: i jego nienawiść do ma- tki, i to, że nazywał ją prostytutką. Kochał matkę, pisał do niej i jak przystoi synowi pisał przez te wszystkie lata - aż do jej śmierci. Pożółkłe karteczki, napisane po gruzińsku, wielkimi literami. Mat- ka do końca życia nie nauczyła się pisać po rosyjsku. Po rewolucji wprowadził ją - byłą praczkę i służącą - do pałacu byłego carskiego namiestnika na Kaukazie. Ale Keke zajęła dla sie- bie tylko jeden malutki pokoik, podobny do tamtego w ich ruderze. Siedziała w nim ze swoimi przyjaciółkami - takimi jak ona samo- tnymi staruszkami ubranymi na czarno, podobnymi do stada wron. Pisał do niej króciutkie listy. Jak później wyjaśni jego żona, nienawidził pisania długich prywatnych listów. 16 kwietnia 1922. Mamo moja! Witaj, bądź zdrowa, nie pozwól, by smutek ogarnął Twoje serce. Przecież powiedziane jest: „Dopóki żyję - raduję swoje kwiaty, kiedy umrę - ucieszę robaki w mogile". Prawie każdy list kończy tradycyjnym gruzińskim życzeniem „Obyś żyła dziesięć tysięcy lat, droga mamo". Zwykłe listy kocha- jącego syna. Posyła jej fotografie żony i dzieci, posyła pieniądze, lekarstwa, prosi żeby nie traciła ducha, pomimo trapiących ją nie- zliczonych chorób. I stara się, żeby jednocześnie z jego krótkimi żona pisała długie listy. Fragment listu żony do jego matki: U nas wszystko w porządku. Czekaliśmy na mamę, ale okazało się, że nie mogła mama przyjechać. Okazuje się, że wszystko było odwrotnie: zapraszają matkę, pro- szą, żeby przyjechała. Ale matka nie przyjeżdża. I przy tym nie puszcza płazem swemu zajętemu od rana do nocy synowi najmniej- szego uchybienia. I syn musi się usprawiedliwiać. Witaj, droga moja mamo. Dawno nie było od Ciebie listów. Pewnie obraziłaś się na mnie, ale co mam zrobić, jak Boga kocham, jestem strasznie zajęty. Witaj, mamo moja. Oczywiście jestem winien, że ostatnio do Ciebie nie pisa- łem. Ale cóż począć, tyle pracy zwaliło mi się na głowę, że nie zdołałem wykroić chwili na napisanie listu. I nadal prosi, żeby matka przyjechała do Moskwy. A matka nie przyjeżdża. W jednym z ostatnich swoich listów jego żona pisze, już bez żadnej nadziei: Ale lato już nie za górami i być może się zobaczymy. A może jednak mama kiedyś do nas przyjedzie? To jakoś głupio, że mama wciąż rozpieszcza nas prezentami. A więc rozpieszczała, przysyłając paczki, ale nie przyjeżdżała. Bez względu na prośby. Mieszkała w pałacu, ale uparcie siedziała w jednym pokoiku. Zresztą syn też do niej nie przyjeżdża. Wypo- czywa gdzieś w pobliżu, na Kaukazie, ale nie przyjeżdża... Albo... albo boi się przyjechać? W każdym razie dopiero w 1935 roku, wiedząc, że matka jest ciężko chora i najpewniej więcej jej już nie zobaczy, przyjeżdża. Z ich spotkania propaganda zrobiła coś w ro- dzaju opowieści wigilijnej. Ale dwa prawdziwe epizody jednak zostawiono. - Dlaczego mnie tak biłaś? - zapytał. - To dlatego jesteś taki udany - odpowiedziała Keke. I jeszcze: - Józefie, kim ty właściwie jesteś? - pyta matka. Trudno przypuścić, żeby nie wiedziała, kim jest jej syn. Po pros- tu chciała pozwolić mu się pochwalić. A on skorzystał z przyzwole- nia. - Pamiętasz cara? No to ja jestem czymś w rodzaju cara. I wtedy Keke powiedziała naiwnie coś, z czego potem z sym- patią śmiał się cały kraj: - Lepiej byłoby, gdybyś został popem. Ten epizod najwidoczniej spodobał się Stalinowi i, rzecz jasna, nie bez udziału odpowiednich służb, stał się powszechnie znany, nie tylko w środowiskach inteligenckich, zachował się też we wspo- mnieniach starego lekarza, Nikołaja Kipszidze, który leczył Keke. A przecież w reakcji starej, głęboko wierzącej kobiety zawarta była jej tragedia i odpowiedź na pytanie dotyczące stosunków z synem. Dzieciństwo. Bić! Oczywiście, że to pijak Beso był prawdziwym ojcem Stalina - wystarczy porównać wizerunki ojca i syna. Inaczej zresztą być nie mogło - Keke była uczciwą, religijną dziewczyną. Zresztą w roku narodzin Soso mąż i żona nie rozłączali się. Beso mieszkał wtedy w Gori. Pracował dla fabryki Adelchanowa. I pił. Rozgrywały się straszliwe sceny. Nikołaj Kipszidze, który leczył starą Keke, wspo- minał jej opowieści: „Pewnego razu pijany ojciec z całej siły rzucił synem o podłogę. Potem przez kilka dni chłopiec siusiał krwią". Początkowo nieszczęsna Keke uciekała w czasie pijackich awantur do sąsiadów, ale z upływem lat, zahartowana ciężką pracą, z każ- dym rokiem stawiała coraz silniejszy opór. A pijanica