Przyboś Julian

Szczegóły
Tytuł Przyboś Julian
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Przyboś Julian PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Przyboś Julian PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Przyboś Julian - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Julian Przyboś Odjazd Znów ufałaś - i wątpiłaś znowu (krakało spłoszone zamykanie ramp...), gdy pod konstrukcjami z żelaza i szkła stał się pociąg, fakt, który tonowymi uderzeniami kół poza rozpacz wykraczał. Parowóz wlókł długi i ciężki twój żal. W płytkim świetle za wcześnie zapalonych lamp świat jakby odziwaczał i stronił... - Załamał się w rozbitych bezdźwięcznie łzach. Kształt twój mglił się i wietrzał, między nami rozsnuwała się dal. I musnęło mnie, niknąc, pożegnanie twej dłoni: oddłoń powietrzna. Do ciebie o mnie Zapatrzony, że samymi rzęsami zmiótłbym śnieg z twojej ścieżki, chwytam w zachwyt ruch twój - i gubię: Krokiem tak zalotnie lekkim, jakbyś wiodła ptaszka na promieniu, szłaś przede mną - przed sobą, przed wszystkim! Poderwany spod nóg przez wróble twój cień w krzewie się zazielenił, pojaśniał w drobne listki. I zniknęłaś - w swoim śpiewie. Zamilkliśmy. Strona 2 Ale odtąd zasłuchany, gdy pytam o mnie, od rośliny do słowa każdy pąk się wyraża kwieciście; kwiat rozkwita nagiej, ogromniej we wszechkwiat. (Gałąź wiśniowa przewinęła się do kwiatów od liści zwinniej, niż wiewiórka zdążyłaby się domyślić.) Lipiec Na świadectwach, wzbici w radość, odlecieli uczniowie, drży powietrze po ich śmigłym zniku. Wakacje, panie profesorze! Pora trzepać wesoło słowa jak futra na wiosnę oraz czasowniki przez dni lata odmieniać! -- Wóz przetoczył się z nagła - i w łozinie zzieleniał. Tylko pustki rozpryśniętej w słońcu - udar. Skacząc z bryczki, zaoczę: Bosonogi gęsiarek biegł, zaczerpnął ze źródła, znikł, jak gdyby on wybiegał potoczek. -- Okolicę, serce wyniosłe, przeszywa na przestrzał strumień! Lecz z połogich pagórków - wahającą się odpowiedź - inne wzgórze - dalszą górę kołysze. Jak ten skryty poryw widoku i ciszę zatuloną w szumie szeptanymi pytaniami - wydać? Jakże w cieniu, pod lipą - przysłowieć?