Long Nathan - Przygody Gotreka i Felixa (11) - Zabójca szamanów
Szczegóły |
Tytuł |
Long Nathan - Przygody Gotreka i Felixa (11) - Zabójca szamanów |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Long Nathan - Przygody Gotreka i Felixa (11) - Zabójca szamanów PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Long Nathan - Przygody Gotreka i Felixa (11) - Zabójca szamanów PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Long Nathan - Przygody Gotreka i Felixa (11) - Zabójca szamanów - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
NATHAN LONG
ZABÓJCA SZAMANÓW
(SHAMANSLAYER)
Przełożyła: Katarzyna Dulas
Copernicus Corporation: 2010
Strona 3
ZABÓJCA SZAMANÓW
– To dziwne – powiedziała Kat. – Bardzo dziwne. Zwierzoludzie
nie poruszają się w ten sposób.
– Być może to ślady bandy maruderów – zastanawiał się na głos
Ilgner.
– Nie cuchnie maruderami – stwierdził autorytatywnie Argrin.
Kat pokiwała głową.
– Tylko odciski kopyt. Żadnych butów. Przeszło tędy stado, ale
nigdy nie widziałam, żeby stado wycinało drzewa na swojej drodze.
Zwierzoludzie to leśne stworzenia. Poruszają się między drzewami z
taką samą łatwością jak my na otwartej przestrzeni. Nie rozumiem
tego.
– Być może transportują działo – zasugerował Felix.
Rodi roześmiał się.
– Zwierzoludzie nie używają dział! – stwierdził. – Nie umieją
nawet posługiwać się łukami i strzałami.
– Słuchaj się młodobrodego – zamruczał pod nosem Gotrek. –
Pozjadał wszystkie rozumy.
– Ci, którzy stoją na czele stada, potra ą czasem używać dział –
powiedział Felix, wspominając piekielną broń, jaką czempionka
Chaosu Justine przywiodła ze zwierzoludźmi, którzy zaatakowali
Flensburg.
– To może być działo – zgodziła się z wahaniem Kat. – Ale gdzie
są ślady kół?
– Dziwne czy nie – przerwał dyskusję Ilgner, machając
niecierpliwie ręką. – Znaleźliśmy trop naszej zwierzyny i zdaje się,
że nie będzie trudno nim podążać. Polowanie uważam za
rozpoczęte.
Strona 4
Strona 5
To mroczna, krwawa era. Czas demonów i
czarnoksięstwa. Era bitew, śmierci a także
końca świata. Pośród ognia, płomieni i
szaleństwa. Jest to także czas niezłomnych
bohaterów, śmiałych czynów i wielkiej odwagi.
W sercu Starego Świata rozciąga się Imperium
– największe i najpotężniejsze z ludzkich
królestw. Słynie ze swych inżynierów,
czarodziejów, kupców i żołnierzy. To kraina
ogromnych gór, szerokich rzek, ciemnych lasów
i rozległych miast. Z wyżyn tronu w Altdorfie
włada nią Imperator Karl Franz, wyświęcony
potomek założyciela tego państwa – Sigmara,
powiernik jego magicznego bojowego młota.
Czasy są niespokojne. Wzdłuż i wszerz Starego
Świata, od rycerskich zamków Bretonii do
skutego lodem Kisleva na dalekiej Północy,
słychać doniesienia o zbliżającej się wojnie. W
niebotycznych Górach Krańca Świata plemiona
orków szykują się do kolejnej napaści. Zbóje i
odstępcy nękają dzikie ziemie Księstw
Granicznych na Południu. Pojawiają się plotki o
podobnych szczurom istotach, skavenach, które
wynurzają się z rynsztoków i bagien we
wszystkich krainach. Na północnych
Strona 6
pustkowiach nie ustępuje odwieczna groźba
Chaosu, demonów i zwierzo– ludzi
wypaczonych przez nikczemne moce
Mrocznych Bogów. Zbliża się pora
rozstrzygającej bitwy. Imperium potrzebuje
bohaterów, jak nigdy przedtem.
Strona 7
„Po przygodzie z Mrocznymi Elfami, która
nieomal skończyła się dla nas tragicznie,
powróciliśmy z Zabójcą do Altdorfu, aby na
miejscu przekonać się, że moje najgorsze
obawy dotyczące życia mego ojca spełniły się.
Owładnięty gniewem i poczuciem winy złożyłem
przysięgę, że zniszczę stworzenie mroku, które
uśmierciło starca, bez względu na to, ile czasu
lub kosztów będę musiał na to poświęcić. Ale
los nie pozwolił mi wypełnić przyrzeczenia.
Zamiast tego, w wyniku dawno zapomnianego
zobowiązania, zostaliśmy z Zabójcą wmieszani
w przygodę zupełnie innego rodzaju. W
najmroczniejszych gęstwinach Drakwaldu
mieliśmy oto stawić czoła najstarszym i
najbardziej zatwardziałym wrogom rodzaju
ludzkiego, którzy tym razem knuli intrygę o
niespotykanych jeszcze w historii
konsekwencjach.
Podczas walki z tym straszliwym zagrożeniem
odnaleźliśmy naszych towarzyszy z dawnych
lat. Spotkania te były zarówno słodkie, jak i
gorzkie, radosne, jak i rozdzierające serce, ale z
pewnością miały one na zawsze zmienić
charakter mych dalszych podróży z Gotrekiem."
Strona 8
Fragment Moich podróży z Gotrekiem,
Tom VIII, spisany przez Herr Felixa Jaegera
(Wydawnictwo Altdorf, rok 2529)
Strona 9
1
Felix Jaeger zatrzymał się, żeby spojrzeć na altdorfską rezydencję
swojego ojca rysującą się na tle szarego, zimowego nieba. Czy
rzeczywiście była tak nieprzyjazna i opustoszała, czy tylko tak mu
się wydawało? Z pewnością marmurowe stopnie nie były aż tak
brudne, kiedy ostatni raz wpadł z wizytą. Na pewno też tamtym
razem zasłony nie były zaciągnięte. Wszedł po schodach, po czym
ponownie zatrzymał się przed drzwiami.
Od chwili, gdy odnalazł pierścień ojca na sznurku wokół szyi
skaveńskiego skrytobójcy leżącego na plaży Morza Chaosu, Felix
płonął z niecierpliwości, żeby jak najszybciej powrócić do Altdorfu i
dowiedzieć się, co szczuropodobni złoczyńcy uczynili starcowi. Ale
teraz, gdy tylko pokonanie ostatniego stopnia dzieliło go od
poznania prawdy, stwierdził, że nie może się ruszyć.
Przez ponad miesiąc przepełniał go strach i niepewność. W jaki
sposób skaveny weszły w posiadanie pierścienia? Czy wyrządziły
krzywdę jego ojcu, żeby tego dokonać? Czy go zabiły? Czy może
tylko ukradły klejnot, a starego człowieka puściły żywcem? Miał
wrażenie, że jego myśli to psy, które bezskutecznie, ale i bez chwili
spoczynku ścigają swoje własne ogony. Zadręczał się tak przez całą
zbyt wolno przebiegającą podróż, którą wraz z towarzyszami
odbywali wracając do cywilizacji. Ale o ile bezradność i niepewność
doprowadzały go do szaleństwa, to nagle okazało się, że jeżeli
czegoś obawia się jeszcze bardziej, to poznania prawdy. Kiedy się
dowie, będzie musiał pozwolić dojść do głosu emocjom, jakie do tej
pory tłumił. Kiedy się dowie, będzie musiał coś przedsięwziąć.
Przeklął swoje własne niezdecydowanie i ściągnął łopatki,
prostując się. Przypominał człowieka, który obawia się założenia
Strona 10
szwów na ranę – oczekiwanie było gorsze niż wydarzenie samo w
sobie. Lepiej będzie pocierpieć chwilę, jeżeli dzięki temu rana ma
szansę się zabliźnić.
Zapukał do drzwi.
Odpowiedziała mu cisza. Zapukał jeszcze raz i odczekał chwilę, a
jego niepokój narastał. Wtem, gdy już zaczął rozmyślać nad
sposobem wejścia do środka siłą, usłyszał odsuwanie zasuwy i
przekręcanie klucza w zamku. Drzwi otwarły się i ujrzał ponurą,
poszarzałą twarz ojcowskiego lokaja.
– Czy on...? – zawahał się Felix.
– Pański ojciec nie żyje, sir – odpowiedział lokaj. – Przykro mi,
sir.
Felix poczuł, jak zalewa go fala gniewu i żalu. Oczywiście
przeczuwał to przez cały czas, ale co innego było domyślać się
najgorszego, a co innego usłyszeć to z ust innego człowieka,
potwierdzającego zaistniały fakt.
– A... – zająknął się. – A jak to się stało?
Lokaj zamilkł, a na jego poważnej twarzy pojawił się na chwilę
grymas strachu.
– Pański brat jest tutaj, sir. Myślę, że to z nim powinieneś
porozmawiać.
Felix pobladł. Otto był tutaj? Ostatnia rzecz, na jaką miał ochotę,
to rozmowa z bratem! Z drugiej strony, kiedyś przecież będzie
musiał się z nim spotkać. Z pewnością są jakieś formalności po
śmierci ojca, których będą musieli dopilnować. Westchnął. Nie było
sensu odkładać tego, co nieuniknione.
– Dobrze więc – powiedział. – Prowadź mnie do niego.
Lokaj pchnął drzwi do gabinetu ojca Felixa. Ściany długiego,
ciemnego pokoju zastawione były półkami uginającymi się pod
ciężarem ksiąg buchalteryjnych. Pomieszczenie oświetlał blask
niewielkiego płomienia w olbrzymim kominku, obok którego stało
Strona 11
szerokie biurko, niemal zupełnie pokryte księgami, stertami
papierów, zwojami i skórzanymi foliałami, spod nich wystawały
skrzynki i kasy pancerne, z których wysypywało się jeszcze więcej
papierzysk. Za biurkiem siedział Otto, niemal całkowicie zasłonięty
przez górę dokumentów. W serdelkowatych palcach trzymał gęsie
pióro, łysą głowę pochylał nad blatem i co chwila zerkał
krótkowzrocznie na otwartą przed sobą księgę, oświetloną blaskiem
świecy, chwiejącej się niebezpiecznie na czubku góry papierów.
Cały czas mamrotał coś do siebie i nie zwracał uwagi na otoczenie.
Felix wszedł do środka, a lokaj zamknął za nim drzwi. Otto nie
podniósł głowy. Felix zatrzymał się, po czym odchrząknął i ruszył do
przodu. Otto dalej nie zwracał na niego uwagi, tylko cały czas
mamrotał i odznaczał kolejne pozycje pociągnięciami pióra.
Felix dotarł do zabałaganionego biurka. Jeszcze raz odchrząknął,
tym razem głośniej. Wciąż bez odpowiedzi.
– Ehm, Otto...
– Trzydzieści dwa tysiące dziewięćset i... i... A niech cię! Przez
ciebie się pomyliłem! – Otto spojrzał na niego, a jego obwisłe
brodate policzki trzęsły się ze wściekłości. – Nie mogłeś...?
Zastygł w bezruchu, gdy zobaczył, do kogo mówi.
– To ty.
I po kilku sekundach znowu.
– To ty!
– Witaj, bracie – zaczął Felix. – Przykro mi, że...
– Śmiesz się tu pokazywać, ty... ty morderco! – wydusił z siebie
wreszcie Otto.
– Nie zabiłem go! – krzyknął Felix, chociaż poczuł, że oblewa go
zimny pot i ogarnia poczucie winy.
– Ach czyżby, na bogów? Czyżby?! – wrzasnął Otto, podnosząc
się i wymierzając w niego pióro oskarżycielskim gestem. – Przybyłeś
się z nim zobaczyć po raz pierwszy po dwudziestu latach i tej samej
nocy został brutalnie zamordowany we własnym łożu! Uważasz, że
to zbieg okoliczności? Nie? Być może nie ty zadałeś śmiertelny cios,
ale, na Sigmara, to przez ciebie znalazł się w niebezpieczeństwie!
Felix zwiesił głowę, słysząc te słowa, ponieważ nie mógł
zaprzeczyć oskarżeniom. Mimo że wtedy nie zdawał sobie z tego
Strona 12
sprawy, skaveny go śledziły. Musiały za nim dotrzeć aż do
ojcowskiej rezydencji.
– Co mu zrobili?
Otto wlepił w niego wzrok.
– Schmidt znalazł go w łożu, przywiązanego za kostki i
nadgarstki. Był... był torturowany. Nie znaleziono śmiertelnej rany.
Zdaje się, że zmarł ze strachu.
Felix zadrżał, przypominając sobie, co zżerany przez spaczeń
skaveński prorok zrobił Aethenirowi i wyobrażając sobie, że to samo
mogło się przydarzyć jego wątłemu, staremu ojcu. Gustav Jaeger nie
był dobrym człowiekiem, ale nawet najgorsi nie zasługiwali na taką
śmierć.
– Przykro mi, Otto. Rzeczywiście byli to moi wrogowie...
– Przykro ci? – przerwał mu Otto. – Myślisz, że przeprosiny
wystarczą? Sprowadziłeś śmierć na naszego ojca! Na krew Sigmara,
jesteś jak klątwa! Już raz ci powiedziałem, że nie chcę cię więcej
widzieć. Wszędzie tam, gdzie się pojawiasz, krok za tobą podąża
śmierć i zniszczenie. Możesz sobie wziąć swoje „przykro mi" i iść z
nim w cholerę. A teraz wynoś się stąd, zanim i mnie zabijesz.
Felix westchnął. Naprawdę nie mógł mieć pretensji do Otta za te
słowa. Brat miał rację. Był jak klątwa. Wystawił Otta i jego rodzinę
na niebezpieczeństwo, niemal doprowadził do tego, że brat zginał w
ataku na ulicy w Nuln, a potem przybył do Altdorfu i poprowadził
swoich wrogów prosto do domu ojca, gdzie go dopadli i torturowali,
aż umarł. Zresztą nie tylko własnej rodzinie przysporzył cierpienia
swoją obecnością. Wraz z Gotrekiem brali udział w walce, która
zniszczyła niemal całą dzielnicę w Nuln. Następnie załogę Dumy
Skinstaad, z którą podróżowali, wyrżnięto w pień, a tysiące
niewinnych niewolników utonęło wraz z zatopieniem Czarnej Arki
Mrocznych Elfów. To nie wszystko – cała armia trupów
maszerowała za nim i wskazywała na niego, szepcząc: „Żylibyśmy
jeszcze, gdyby nie ty...".
Posmutniały Felix wykonał ukłon przed Otto, po czym zrobił
krok w tył i odwrócił się. Dostał odpowiedź na pytanie, jakie go
dręczyło. Nie było powodu, żeby tu dłużej zostawał. Poza...
Z powrotem zwrócił się twarzą ku bratu.
Strona 13
– Jest jeszcze jedna rzecz...
Oczy Otta rozszerzyły się z gniewu i zaskoczenia.
– Na Sigmara, nie mów mi, że masz jeszcze czelność domagać się
spadku?! Po tym wszystkim, do czego doprowadziłeś? Powinieneś
dostać za to stryczek, a nie złoto człowieka, którego zamordowałeś!
– Nie chcę tego złota! – sarknął Felix. – Może pozwolisz mi
dokończyć?
Otto skrzyżował ręce na swym pokaźnym brzucha. Obserwował
go czujnie, czekając na wyjaśnienie. Felix wyjął zza pazuchy
kopertę.
– Kiedy ostatni raz widziałem się z ojcem, poprosił mnie, abym
wyświadczył mu przysługę. Chciał, żebym się udał do Marienburga i
wydobył od Hansa Eulera pewien kompromitujący list, który nasz
ojciec swego czasu wysłał do ojca Eulera.
– Euler – skrzywił się Otto. – Ten przebiegły mały oszust. Oby
zgnił w piekle.
– To bardzo prawdopodobne – odparł Felix, przypominając sobie
ostatni pojedynek z Eulerem, kiedy to rozpłatał go na pół.
Wyciągnął przed siebie kopertę.
– Odzyskałem list, ale...
– Ale ponieważ ojciec nie żyje, jest już za późno – stwierdził Otto
z szyderczym uśmiechem. – Dobra robota.
Felix zacisnął dłonie w pięści. Zwalczył przemożną chęć
walnięcia brata w nos.
– Ale – powtórzył na tyle spokojnie, na ile był w stanie. – Kiedy
przeczytałem list, bardzo się zaniepokoiłem.
Otto skinął niecierpliwie głową, a Felix podał mu kopertę. Mówił
dalej, podczas gdy Otto otworzył kopertę i rozłożył list.
– Ojciec powiedział mi, że list jest dowodem na to, że ojciec
szmuglował towary do Imperium nie płacąc za nie cła i że Euler
miał zamiar szantażować go za pomocą listu, aby zmusić do
sprzedaży spółki Jaeger i Synowie.
– A to świnia – powiedział Otto zagłębiając się w lekturze. –
Jeżeli naszego ojca nazwać przemytnikiem, to jego win starczyłoby
na dziesięciu takich.
Strona 14
– Ale nie to jest najgorsze – ciągnął Felix. – Spójrz na drugą
stronę. Ojciec wspomina tam, że otrzymał od ojca Eulera sześć
rzadkich ksiąg z Tilei, ale w związku z tym, że niektóre z nich są w
złym stanie, żąda zwrotu pieniędzy.
– I co z tego? – spytał Otto, przysuwając list bliżej płomienia
świecy, żeby łatwiej mu było czytać. – To nie byłby pierwszy raz,
gdy ten stary pirat próbował opchnąć komuś trefny towar.
– Maeli carium to zakazana księga – powiedział Felix. – Tak jak
i Siedem Wrót Urbanusa. To książki traktujące o czarnej magii.
Ludzi palono na stosach za samo to, że znali ich tytuły.
Otto znieruchomiał nad listem. Felix zrobił krok do przodu.
– To coś więcej niż zwykły przemyt, Otto. To niebezpieczna
sprawa. Jeżeli ojciec był zamieszany...
Otto zmiął list w rękach i wrzucił go do ognia. Z ust Felixa
wydobył się okrzyk zaskoczenia.
– Co robisz? – gwałtownie ruszył w stronę kominka.
Otto zastąpił mu drogę i utkwił spojrzenie w jego twarzy.
– Ten list to fałszywka. Sztuczka Eulera, jej celem było
sprowadzenie na nas zguby. Ojciec nigdy nie zajmował się handlem
zakazanymi księgami. Nigdy. Rozumiesz?
– Ale skąd wiesz? – zapytał Felix. – Nie sądzisz, że powinniśmy
komuś powiedzieć? W liście było wspomniane nazwisko handlarza,
który...
Otto odepchnął go na bok, a jego twarz wykrzywił grymas. Felix
zatoczył się do tyłu, nieomal potykając się o leżącą na podłodze
torbę pełną papierów.
– Na bogów! – krzyknął Otto. – Czy nie dość złego już
wyrządziłeś? Zabiłeś już go raz. Chcesz go teraz wykopać z grobu i
zabić powtórnie? Chcesz zabić mnie? Chcesz mnie doprowadzić do
ruiny?
– Oczywiście, że nie – bronił się Felix. – Ale...
– Wiesz, co by się stało, gdybyś „komuś powiedział"? – wyrzucił
z siebie Otto, napierając na niego ociężałym krokiem. Nawet w
ciepłym blasku ognia jego twarz wyglądała na chorobliwie bladą. –
Łowcy czarownic znaleźliby się tutaj szybciej, niż zdołałbyś
pstryknąć palcami. Każdy zapis, każda z ksiąg buchalteryjnych,
Strona 15
każdy list dotyczący naszego ojca, mnie czy Jaegera i Synów
zostałby skon skowany i dokładnie przestudiowany w poszukiwaniu
dodatkowych dowodów na czarnoksięskie praktyki. Mogliby wziąć
mnie na przesłuchanie, tak samo jak Annabellę i naszego syna, a
nawet ciebie, gdyby udało im się cię złapać. I uwierz mi, że to, co
twoi „przyjaciele" zrobili naszemu ojcu, to nic w porównaniu z tym,
co łowcy czarownic zrobiliby nam. Naprawdę tego chcesz? Chcesz
zobaczyć, jak obdzierają nas ze skóry i palą na stosie?
– Ależ skąd – zaprotestował Felix. – Ale...
– Nie ma żadnego ale! – stwierdził kategorycznie Otto. – Nie ma
już znaczenia, co ojciec zrobił, a czego nie. Jaeger i Synowie to teraz
poważna rma o dobrej reputacji. Uczciwie handlujemy legalnymi
towarami. Pozwólmy przeszłości odejść w niepamięć, błagam cię,
Felixie! – Złapał Felixa za przód koszuli i utkwił w bracie błagalne
spojrzenie. – Błagam cię!
Felix zamrugał oczami z zaskoczenia. Cała złość, która przed
chwilą płonęła w oczach Otta, zniknęła. Został tylko czysty strach.
Ulice Altdorfu pełne były uchodźców i żołnierzy powracających z
wojny. Rodziny wraz z całym swym dobytkiem na plecach błąkały
się w okolicach Konigsplatz, gapiąc się z otwartymi ustami na
wysokie budowle. Ranni mężczyźni z kikutami zamiast nóg lub
hakami zamiast dłoni żebrali w podcieniach Świątyni Sigmara.
Matki tuliły do piersi łkające dzieci, żeby je trochę ogrzać i ochronić
przed podmuchami zimowego wiatru wyjącego w podobnych do
kanionów alejach. Niezdyscyplinowane oddziały włóczników i
kuszników wlokły się za swymi dowódcami, strasząc nieogolonymi
twarzami i pustym wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeni.
Felix nie zwracał jednak uwagi na otoczenie, gdy niespiesznie
wracał z ojcowskiej rezydencji w stronę Woła Roboczego, gdzie
wraz z Gotrekiem wynajęli pokój po powrocie do miasta. Wciąż
zastanawiał się, czy dobrze postąpił obiecując Otto, że nikomu nie
Strona 16
powie o liście. Otto mógł sobie myśleć, co chciał, ale przecież Felix
nigdy nie pragnął działać na szkodę własnej rodziny. Z drugiej
strony, księgi, o których wspomniano w liście, mogły się przyczynić
do zguby wielu osób. Żałował teraz, że nie pokazał listu Maxowi. On
z pewnością nie nasłałby na Jaegerów łowców czarownic. Zająłby
się całą sprawą z wrodzoną mu dyskrecją. Może powinien
powiedzieć mu teraz. Pożegnali się zaledwie wczoraj, chociaż
magister dał mu wtedy wyraźnie do zrozumienia, iż ma nadzieję, że
nie zobaczą się przez naprawdę długi czas.
Felix doskonale rozumiał takie nastawienie. Ich wyprawa na
Morze Chaosu sprawiła, że Max straszliwie się postarzał. Większość
powrotnej drogi do Marienburga spędził leżąc na ławce w kajucie
kapitańskiej na galerze Mrocznych Elfów, którą przejęli. Trząsł się i
pocił, męczony jakąś gorączką, podczas gdy jego ciało w
zastraszającym tempie marszczyło się i wreszcie zaczęło obwisać jak
u starca.
Claudia Pallenberger, prorokini z Kolegium Niebios, której wizje
poprowadziły ich na Morze Chaosu, radziła sobie niewiele lepiej.
Rzucała się i płakała przez sen, a gdy była przytomna, sprawiała
wrażenie otępiałej i przygnębionej. Podczas tej długiej, bolesnej
podróży Felix sprawował raczej funkcję opiekunki niż kapitana.
Wiele razy ogarniał go strach, że jego nieudolne starania przyniosą
odwrotny od zamierzonego skutek i zabiją dwoje magów. Na
szczęście okazali się bardziej odporni niż można by było
przypuszczać. Zanim pokiereszowany czarny statek został
zatrzymany przez łódź marienburgskiego patrolu portowego, oboje
byli już w stanie wyjść na pokład i o własnych siłach zejść po trapie
na stały ląd.
Żadne z nich jednakowoż nie powróciło do pełni sił. Mimo że
Max odzyskał cięty dowcip i inteligencję, pozostał straszliwie
wychudzony nawet po tygodniu żywienia się treściwą
marienburgską zupą rybną popijaną ku ami ciemnego piwa. Jego
włosy, które wcześniej, zanim Mroczna Elfka zgoliła go na łyso,
miały kolor brązu poprzetykanego pasmami siwizny, teraz odrastały
śnieżną bielą. Blizny Claudii nie rzucały się tak bardzo w oczy.
Jeżeli nie liczyć ostrzyżonej głowy, szybko odzyskała piękno i
Strona 17
zdrowie, ale w jej oczach pojawiła się powaga i smutne
zrozumienie, czego z pewnością nie było tam na początku podróży.
Ujrzała okrucieństwo oraz deprawację świata i została tym
widokiem naznaczona na zawsze.
Felix patrzył na to z przykrością, ponieważ jej niewinność i
młodzieńcza arogancja były czarujące, ale z drugiej strony wpędziły
go w nie lada kłopoty. To doświadczenie, mimo że gorzkie, z
pewnością dało jej wiedzę, dzięki jakiej w przyszłości będzie lepszą,
bardziej odpowiedzialną prorokinią.
Max i Claudia odpoczywali dzień w gospodzie, oczekując na łódź
rzeczną, która miała ich zabrać do Altdorfu. Tymczasem Gotrek i
Felix udali się do domu Eulera, żeby z sejfu kupca wydobyć
kompromitujący list. Była to przygoda sama w sobie, nie obyło się
bez porządnej burdy, ale w końcu dopięli celu. Poprzedniego
wieczora udało im się dotrzeć do Altdorfu, po trwającej dwanaście
dni, mozolnej podróży w górę Reiku.
Pożegnanie upłynęło w nastroju przyjacielskim, aczkolwiek nieco
przygaszonym. Max i Claudia podziękowali Felixowi i Gotrekowi za
to, że dzięki nim udało im się ujść z życiem z całej tej przygody.
Felix podziękował Maxowi i Claudii za to samo. Gotrek tylko coś
mruknął pod nosem. Max wyruszył z Claudią w drogę do jej
Kolegium. Na miejscu miano jej postawić zarzuty o nieetyczne
zachowanie i lekkomyślność. Natomiast Gotrek z Felixem ruszyli na
poszukiwanie pokoju do wynajęcia i miejsca, w którym mogliby się
czegoś napić.
Felix był odrobinę zaskoczony, a także trochę rozczarowany tym,
że Claudia nie próbowała go pocałować na pożegnanie. Być może
buntownicza iskra w jej duszy, która popchnęła ją w jego ramiona,
zgasła wraz z nabyciem ciężko zapracowanej wiedzy i
doświadczenia. Jak to ujął Max, jeżeli dostaniemy od losu drugą
szansę i dar wybaczenia, być może wszystkim nam uda się przeżyć
na tyle długo, żeby nauczyć się czegoś na własnych błędach i
naprawić to, co zepsuliśmy. Felix miał nadzieję, że sprawdzi się to w
przypadku Claudii.
Ogarnął go pusty śmiech na myśl o ostatnich pożegnaniach.
Wyglądało na to, że ledwie wrócił do Imperium, a już wszyscy
Strona 18
chcieli, żeby natychmiast znów je opuścił. Nie martwił się tym
jednak, ponieważ miał do wyrównania krwawe porachunki ze
skavenamě. Mogło się to skończyć bardzo źle i z pewnością nie
chciał mieszać w to żadnych niewinnych osób.
Felix odsunął skórzaną zasłonę wiszącą w wejściu do Woła
Roboczego i ruszył w stronę stolika na tyłach, przy którym siedział
samotnie Gotrek. Krasnolud w jednej ręce trzymał kufel z metalową
pokrywką, a drugi stał przed nim na stole, wypełniony po brzegi i
gotowy do spożycia. Wyprawa na Morze Chaosu także i na Zabójcy
wycisnęła swoje piętno. Jego ciało pokryło się nowymi bliznami, jak
u Maxa i Claudii. Skórę we wnętrzu dłoni miał stopioną tak, że
gładkością przywodziła na myśl zastygły wosk. Dokonała tego
tajemna moc, która spłynęła przez runiczny topór w chwili, gdy
Gotrek rozpłatał nim Harfę Zagłady na pokładzie skaveńskiego
okrętu podwodnego. Jednak, podczas gdy mag i czarodziejka w
obliczu niebezpieczeństwa postarzeli się i nabrali powagi, to Gotrek
sprawiał wrażenie nowonarodzonego. Spojrzenie jego jedynego oka
było jakby czujniejsze i żywsze, pomarańczowy grzebień na czubku
głowy znów był postawiony na baczność i pysznił się świeżym
kolorem. Broda krasnoluda była posplatana w schludne warkocze, a
przysadzista, potężna sylwetka niemal wibrowała od rozpierającej ją
ledwie kontrolowanej gwałtownej mocy.
Felix nie był pewien, co spowodowało tę zmianę. Ucieczka z
Czarnej Arki była jednym z największych wyzwań, jakim
kiedykolwiek musieli stawić czoła, a mimo wszystko Gotrek
wydawał się w tak świetnej formie, jak nigdy dotąd. Być może
wpłynęła na to możliwość walki z odwiecznym wrogiem jego rasy,
Mrocznymi Elfami. Być może chodziło o przepowiednię demona,
który przemówił w komnacie wezwań i obiecał Gotrekowi, że jego
przeznaczeniem jest zginąć w walce z demonem potężniejszym niż
on sam. Cokolwiek by to nie było, Gotrek był w lepszym nastroju
niż kiedykolwiek odkąd opuścili Karak Hirn.
Zabójca zmierzył spojrzeniem Felixa, który skinął na
posługaczkę, aby przyniosła mu kufel ale i usiadł obok krasnoluda.
– Czego się dowiedziałeś, człeczyno? – zapytał.
Felix westchnął.
Strona 19
– Wszystko, czego się obawiałem, sprawdziło się. Mój ojciec nie
żyje, skaveny torturowały go i wreszcie zabiły. – Zacisnął dłonie w
pięści i obrócił się twarzą do Zabójcy. – Poprzysiągłem, że zemszczę
się na tym podłym, starym szczurze albo zginę, próbując.
Gotrek z aprobatą pokiwał głową.
– Dobrze powiedziane. – Pociągnął spory łyk z ku a. – Chociaż
on może już nie żyć. Wpadł przecież do morza.
Felix potrząsnął głową.
– O nie. On żyje. Jestem tego pewien. I to ja go zabiję.
Dziewczyna postawiła przed Felixem zamówione piwo. Gotrek
uniósł swój kufel.
– Za zemstę – powiedział.
Felix wykonał ten sam gest i stuknęli się ku ami.
– Za zemstę!
Obaj wypili po sporym łyku, po czym z hukiem odstawili ku e
na drewniany blat. Felix wytarł usta wierzchem dłoni. Czuł, że po
takim oświadczeniu powinien niezwłocznie wyruszyć i dopaść
swojego wroga, ale nie miał zielonego pojęcia, gdzie mógł się czaić
przebiegły skaven.
– A więc, ehm, jak myślisz, gdzie go znajdziemy? – zapytał po
minucie kłopotliwego milczenia.
Gotrek beknął i zabrał się za drugie piwo.
– Nie martwiłbym się o to, człeczyno. Jeżeli żyje, to mogę się
założyć, że sam nas odnajdzie. Musimy tylko być na to
przygotowani.
– Aye – zgodził się Felix. – Zawsze czujni.
– Tutaj jest! – odezwał się wysoki głos gdzieś z przedniej części
karczmy.
Gotrek i Felix aż podskoczyli. Natychmiast wyciągnęli broń,
niemal przewracając swoje ku e, ale to nie był głos skaveńskiego
czarnoksiężnika. Zamiast tego mieli przed sobą młodzika w liberii
giermka, który palcem wskazywał prosto na nich.
Zdezorientowany Felix zamrugał oczami. Chłopak był obcięty na
pazia, ubrany w kaftan i spodnie w kolorze głębokiego błękitu. Na
piersi, po prawej stronie, miał emblemat w formie czerwonego serca
otoczonego płomienistym kręgiem. Stal obok wysokiego, starego
Strona 20
rycerza o dość słabowitym wyglądzie. Starzec był łysy, ale miał
imponującą białą brodę, zaś jego bladoniebieskie oczy płonęły
blaskiem fanatyzmu. Pod ciężką, wełnianą opończą nosił szaty w
tym samym odcieniu błękitu co chłopak. Felix nigdy wcześniej nie
spotkał żadnego z nich.
– Znasz ich? – zapytał Gotreka półgębkiem.
– Nie – odpowiedział Gotrek. – A ty?
– W życiu.
Rycerz przeszedł przez salę barową, sztywnym, dumnym
krokiem, podczas gdy młodzieniec, który nie mógł mieć więcej niż
siedemnaście wiosen, ruszył w ślad za nim.
Gotrek warknął ostrzegawczo, gdy ta dwójka zbliżyła się do
stołu, ale stary rycerz nie spuszczał gniewnego wzroku z twarzy
Felixa.
– Czego ode mnie chcecie? – zapytał wreszcie Felix.
Stary rycerz sięgnął do kieszeni w opończy i wyciągnął stamtąd
książkę. Rzucił ją na stół niedbałym ruchem nadgarstka.
– Czy to ty napisałeś te brednie?
Felix zerknął na okładkę. Był to drugi tom opowieści o jego
podróżach z Gotrekiem. Zamrugał ze zdumieniem. Była to ostatnia
rzecz, jakiej się spodziewał.
– No cóż, nie nazwałbym tego bredniami – odpowiedział po
chwili. – Ale tak, ja to napisałem.
– I czy wyprawiłeś się do Karaku Osiem Szczytów z rycerzem
Aldredem Kepplerem z Zakonu Płonącego Serca?
Sytuacja robiła się coraz bardziej kuriozalna. Felix wymienił z
Gotrekiem pytające spojrzenia. Zabójca wzruszył ramionami.
– Tak, to prawda – przyznał w końcu Felix. – O co w tym
wszystkim chodzi?
– I gdy zginął, czy przywłaszczyłeś sobie jego miecz, Karaghula,
mimo że nie należał do ciebie?
– Ehm, no cóż – zająknął się Felix.
– Nie musisz odpowiadać, tchórzu! – krzyknął stary rycerz. –
Ponieważ właśnie widzę go u twego pasa!
Wymierzył w Felixa oskarżycielski palec, a jego oczy błyszczały
szlachetnym gniewem.