9760

Szczegóły
Tytuł 9760
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9760 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arturo Perez � Reverte KR�LOWA PO�UDNIA Zadzwoni� telefon i zrozumia�a, �e j� zabij�. I przez t� nag�� pewno�� znieruchomia�a, zastyg�a z maszynk� do golenia w r�ce, z mokrymi w�osami przylepionymi do twarzy, po�r�d gor�cej pary, skraplaj�cej si� na kafelkach. Bip-bip. Siedz�c bez ruchu w wannie, wstrzymywa�a oddech, jakby bezruch i cisza mog�y zmieni� to, co ju� si� sta�o. Bip-bip. Depilowa�a praw� nog�, zanurzona w pianie, i nagle jej ca�e cia�o pokry�o si� g�si� sk�rk�, jakby z kranu trysn�a w�a�nie zimna woda. Bip-bip. Tigres del Norte z p�yty graj�cej w sypialni �piewali o losach Teksa�skiej Kamelii. Zdrada i przemyt, �piewali, nigdy nie chodz� w parze. Zawsze si� ba�a, �e takie piosenki mog� by� z�� wr�b�, i naraz sta�y si� ponur� rzeczywisto�ci� i gro�b�. Blondyn kpi� sobie z tego, ale to dzwonienie oznacza�o, �e ona mia�a racj�, a nie Blondyn. �wiadczy�o o tym, �e myli� si� on w wielu innych sprawach. Bip-bip. Od�o�y�a maszynk�, powoli wysz�a z wanny i skierowa�a si� do sypialni, zostawiaj�c mokre �lady na pod�odze. Telefon le�a� na narzucie � ma�y, czarny i z�owrogi. Przygl�da�a mu si�, nie dotykaj�c go. Bip-bip. Przera�enie. Bip-bip. Sygna� wpl�t� si� w tekst piosenki, jakby stanowi� jej cz��. Przemytnicy, �piewali Tigres, nigdy nie wybaczaj�. Blondyn m�wi� to samo, �miej�c si� jak zwykle, kiedy g�adzi� jej kark, upuszczaj�c przy tym telefon na jej sp�dnic�. Je�li kiedy� zadzwoni, to b�dzie znaczy�, �e ju� nie �yj�. A wtedy uciekaj. Ile si�y, male�ka. Uciekaj i nie zatrzymuj si�, bo mnie ju� nie b�dzie, �eby ci pom�c. Je�li jednak znajdziesz jak�� przysta�, wypij kieliszek tequili za moj� pami��. Za wszystkie dobre chwile, male�ka. Za dobre chwile. Taki w�a�nie � twardy i nieodpowiedzialny � by� Blondyn Davila. Wirtuoz cessny. Kr�l kr�tkiego pasa, jak nazywali go przyjaciele i nawet don Epifanio Vargas, bo potrafi� podnie�� na trzystu metrach samolot na�adowany traw� i prochami i lata� tu� nad wod� w najczarniejsze noce, z jednej strony granicy na drug�, omijaj�c ekrany radar�w meksyka�skiej policji federalnej i s�py z DEA (Agencji Antynarkotykowej). Potrafi� igra� z ogniem, prowadz�c w�asn� gr� za plecami szef�w. Potrafi� te� przegra�. Woda sp�ywa�a jej po sk�rze, tworzy�a ka�u�� pod stopami. Telefon ci�gle dzwoni�, a ona i bez odbierania wiedzia�a, �e Blondynowi przesta�o dopisywa� szcz�cie. Trzeba go pos�ucha� i ucieka�, jednak nie�atwo przyj�� do wiadomo�ci, �e zwyczajny dzwonek w jednej chwili zmienia twoje �ycie. W ko�cu chwyci�a telefon, wcisn�a guzik i us�ysza�a: � Wyko�czyli Blondyna, Tereso. Nie rozpozna�a g�osu. Blondyn mia� wielu przyjaci�, kilku nawet wiernych, bo uwa�ali to za sw�j obowi�zek, na mocy kodeksu obowi�zuj�cego od czasu, kiedy przemycali traw� i pakunki z heroin� w ko�ach samochodowych przez El Paso do Stan�w. M�g� to by� ka�dy z nich � mo�e Neto Rosas albo Ramiro Vazquez. Nie pozna�a, kto dzwoni, i do niczego nie by�o jej to potrzebne, bo wiadomo�� by�a jasna. Wyko�czyli Blondyna, powt�rzy� g�os. Zabili te� jego kuzyna. Teraz kolej na rodzin� kuzyna i na ciebie. Uciekaj, jak mo�esz najszybciej. Uciekaj i nie zatrzymuj si�. Potem po��czenie si� urwa�o, a ona spojrza�a w d� na swoje mokre stopy na pod�odze i poczu�a, jak dr�y z zimna i ze strachu, i pomy�la�a, �e ktokolwiek dzwoni�, powt�rzy� to samo, co zawsze m�wi� Blondyn. Wyobrazi�a sobie t� scen� w pod�ym barze, jak ten facet uwa�nie kiwa g�ow�, po�r�d k��b�w dymu z cygar i przy brz�ku kieliszk�w. Blondyn naprzeciwko niego, ze skr�tem w palcach, nogi skrzy�owane pod sto�em, jak mia� w zwyczaju, kowbojskie buty w szpic z w�owej sk�ry, chustka pod rozpi�tym ko�nierzykiem koszuli, kurtka pilota zawieszona na oparciu krzes�a, jasne w�osy obci�te na je�a, na ustach u�miech cyniczny i pewny. Zrobisz to dla mnie, je�li mnie rozwal�. Powiesz jej, �eby ucieka�a i nie przystawa�a, bo inaczej pierdoln� j� tak samo jak mnie. Nagle dopad�a j� panika, zupe�nie inna ni� zimny strach, kt�ry czu�a wcze�niej. By�a to eksplozja chaosu i szale�stwa. Krzykn�a kr�tko i sucho, podnosz�c r�ce do g�owy. Nogi nie by�y w stanie jej utrzyma�, usiad�a wi�c na ��ku. Rozejrza�a si� wok�: biel i z�ocenia zag��wka, na �cianach obrazy przedstawiaj�ce �liczne pejza�e i pary przechadzaj�ce si� o zachodzie s�o�ca, porcelanowe figurki, kt�re zbiera�a i ustawia�a na gzymsie, bo chcia�a, �eby ich dom by� �adny i wygodny. Zrozumia�a, �e to ju� nie jest dom, �e za par� minut to miejsce stanie si� pu�apk�. Zobaczy�a siebie w wielkim lustrze na drzwiach szafy � by�a naga i mokra, ciemne w�osy lepi�y jej si� do twarzy, a spomi�dzy kosmyk�w patrzy�y czarne oczy, szeroko otwarte, wytrzeszczone ze strachu. Uciekaj i nie zatrzymuj si�, m�wili Blondyn i ten g�os, kt�ry powtarza� s�owa Blondyna. No to rzuci�a si� do ucieczki. l. Spad�em z ob�ok�w, w kt�rych buja�em Zawsze my�la�em, �e meksyka�skie narcocorridos to tylko piosenki, a Hrabia Monte Christo to tylko powie��. Powiedzia�em to Teresie Mendozie tego dnia � bo w ko�cu zgodzi�a si� na rozmow� ze mn� � kiedy w asy�cie ochroniarzy i policjant�w przyj�a mnie w domu, gdzie mieszka�a, w dzielnicy Chapultepec w Culiacan, w stanie Sinaloa. Wspomnia�em Edmunda Dantesa, pytaj�c, czy czyta�a Hrabiego Monte Christo, a ona, milcz�c, zwr�ci�a na mnie spojrzenie tak przeci�g�e, �e ju� si� zacz��em obawia�, czy aby nasza rozmowa nie sko�czy�a si� w tym momencie. Potem przenios�a wzrok na deszcz, kt�ry uderza� w szyby, i czy to odblask szarego �wiat�a zza okna, czy te� zamy�lony u�miech spowodowa�, �e jej usta wykrzywi�y si� w dziwnym i okrutnym grymasie. � Nie czytam ksi��ek � powiedzia�a. Wiedzia�em, �e k�amie, tak jak to robi�a niesko�czenie wiele razy w ci�gu tych ostatnich dwunastu lat. Ale nie chcia�em sprawia� wra�enia natr�ta, zmieni�em wi�c temat. Jej d�uga droga na szczyt i z powrotem pe�na by�a epizod�w, interesuj�cych mnie o wiele bardziej ni� lektury tej kobiety, kt�r� wreszcie mia�em przed sob�, po o�miu miesi�cach tropienia jej �lad�w na trzech kontynentach. Gdybym powiedzia�, �e by�em rozczarowany, nie nazwa�bym dok�adnie moich odczu�. Rzeczywisto�� zazwyczaj jest marniejsza od legendy, ale w moim zawodzie rozczarowanie jest zawsze poj�ciem wzgl�dnym: rzeczywisto�� i legenda s� zwyk�ym tworzywem pracy. Problem polega na tym, �e obsesyjnie zajmuj�c si� ca�ymi tygodniami i miesi�cami jak�� osob�, cz�owiek stwarza sobie w�asne wyobra�enie tej postaci, dok�adne i � co oczywiste � nieprawdziwe. Jest to wizja, kt�ra zagnie�d�a si� w g�owie z tak� si��, �e wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany, cho�by najdrobniejszej, okazuje si� bardzo trudne, wr�cz niepotrzebne. Poza tym my, pisarze, potrafimy sprawi�, �e czytelnicy z zaskakuj�c� �atwo�ci� przyjmuj� nasz punkt widzenia. Dlatego owego deszczowego poranka w Culiacan mia�em t� �wiadomo��, �e kobieta siedz�ca przede mn� nigdy nie b�dzie prawdziw� Teres� Mendoz�, �e jest kim� innym, kim�, kto w cz�ci wypiera Teres� Mendoz� stworzon� przeze mnie, t�, kt�rej losy � niekompletne i pe�ne sprzeczno�ci � odtworzy�em, wydzieraj�c kawa�ek po kawa�ku tym, kt�rzy j� znali, nienawidzili albo kochali. � Dlaczego pan tu przyjecha�? � zapyta�a. � Brakuje mi informacji na temat pewnego epizodu z pani �ycia. Tego najwa�niejszego. � Co� takiego! M�wi pan: pewnego epizodu? � W�a�nie. Wzi�a ze sto�u paczk� faros�w i zapali�a papierosa p�omieniem taniej plastikowej zapalniczki, wcze�niej powstrzymuj�c ruchem d�oni cz�owieka siedz�cego w przeciwnym k�cie pokoju, kt�ry us�u�nie podnosi� si� z krzes�a, trzymaj�c lew� r�k� w kieszeni marynarki; by� to m�czyzna ju� dojrza�y, korpulentny czy wr�cz gruby, o zupe�nie czarnych w�osach i g�stych meksyka�skich w�sach. � Tego najwa�niejszego? Od�o�y�a papierosy i zapalniczk� na st�, rozmieszczaj�c je w doskona�ej symetrii, nie cz�stuj�c mnie, co zreszt� nie mia�o znaczenia, bo ja nie pal�. Le�a�y tam jeszcze dwie paczki faros�w, popielniczka i pistolet. � Musi panu na tym rzeczywi�cie zale�e� � doda�a � je�li teraz odwa�y� si� pan tu przyjecha�. Spojrza�em na pistolet. Sig sauer, szwajcarski. Parabellum. Dziewi�tka. Szesna�cie naboi w magazynku, u�o�onych w szachownic�. I trzy pe�ne magazynki. Z�ote ko�c�wki naboi by�y grube jak �o��dzie. � Tak � odezwa�em si� �agodnie. � Wydarzy�o si� to dwana�cie lat temu. W stanie Sinaloa. Kolejne milcz�ce spojrzenie. Du�o o mnie wiedzia�a � w jej �wiecie mo�na wszystko dosta� za pieni�dze. Poza tym trzy tygodnie wcze�niej pos�a�em jej egzemplarz niedoko�czonego tekstu. Na przyn�t�. Niby list polecaj�cy, uzupe�niaj�cy ca�o�� moich stara�. � Dlaczego mia�abym panu o tym opowiedzie�? � Bo po�wi�ci�em pani wiele pracy. Patrzy�a na mnie przez dym papierosa, mru��c oczy, przypomina�a tym india�skie maski w Templo Mayor. Potem wsta�a i podesz�a do barku, wr�ci�a z butelk� te�uili Herradura Reposado i dwoma kieliszkami, wysokimi i w�skimi, kt�re w Meksyku nazywaj� caballitos. Mia�a na sobie ciemne, wygodne lniane spodnie, czarn� bluzk� i sanda�y. �adnej bi�uterii, nawet �a�cuszka czy zegarka, opr�cz siedmiu cienkich srebrnych bransoletek na prawej r�ce. Dwa lata wcze�niej � wycinki prasowe le�a�y w moim pokoju w hotelu San Marcos � tygodnik �Hola" zaliczy� j� do dwudziestu najlepiej ubranych kobiet w Hiszpanii, by�o to mniej wi�cej w tym samym czasie, kiedy dziennik �El Mundo" informowa� o ostatnim �ledztwie dotycz�cym jej interes�w na Costa del Soi i powi�zaniach z przemytem narkotyk�w. Na zdj�ciu na pierwszej stronie gazety mo�na byto dostrzec jej posta� przez szyb� samochodu oraz kilku ochroniarzy w ciemnych okularach, kt�rzy jej strzegli. Jednym z nich by� w�saty grubas, teraz siedz�cy w przeciwleg�ym ko�cu pokoju i z daleka patrz�cy na mnie niewidz�cym wzrokiem. � Wiele pracy � powt�rzy�a zamy�lona i nala�a te�uili do kieliszk�w. � W�a�nie. Wypi�a ma�y �yk, ci�gle mnie obserwuj�c. By�a ni�sza, ni� wydawa�a si� na zdj�ciach i w telewizji, jej ruchy by�y spokojne i pewne, jakby jeden ��czy� si� w naturalny spos�b z drugim, nie zostawiaj�c miejsca na improwizacj� czy w�tpliwo�ci. A mo�e ona ju� nie ma w�tpliwo�ci, pomy�la�em nagle. Mimo swoich trzydziestu sze�ciu lat by�a do�� atrakcyjna. Mo�e nie tak jak na zdj�ciach, kt�re ogl�da�em tu i tam, po drugiej stronie Atlantyku. W archiwum policyjnym na komisariacie w Algeciras natkn��em si� na jej czarno-bia�e fotografie z profilu i en face. Widzia�em j� te� na kasetach wideo; zdj�cia by�y niewyra�ne, zawsze ko�czy�y si� wtargni�ciem w kadr brutalnych goryli, kt�rzy szybko i gwa�townie usuwali obiektywy. Ale wsz�dzie mia�a ten sam dystyngowany wygl�d, by�a niemal zawsze ubrana na czarno, w ciemnych okularach, wsiada�a albo wysiada�a z drogich samochod�w, wychyla�a si�, niewyra�na w grubym ziarnie teleobiektywu, z jakiego� tarasu w Marbelli, albo opala�a si� na pok�adzie wielkiego jachtu, bia�ego jak �nieg. Kr�lowa Po�udnia. W otoczce swojej legendy pojawia�a si� r�wnocze�nie na stronach kroniki towarzyskiej i przegl�du kryminalnego. Istnia�o jednak jeszcze jedno zdj�cie, o kt�rym nie wiedzia�em wcze�niej, ale po dw�ch godzinach rozmowy Teresa Mendoza nieoczekiwanie postanowi�a mi je pokaza� � bardzo zniszczone i podklejone od spodu przezroczyst� ta�m�. Po�o�y�a je na stoliku mi�dzy pe�n� popielniczk�, butelk� te�uili, opr�nion� g��wnie przez ni� sam� w dw�ch trzecich, i sig sauerem z trzema magazynkami, le��cymi tam jak zapowied� nieszcz�cia � cho� tak naprawd� by� to dow�d fatalistycznego pogodzenia si� z losem � kt�re mia�o si� zdarzy� jeszcze tej samej nocy. By�o to zdj�cie najdawniejsze z tych, jakie mia�a, a w�a�ciwie tylko jego po�owa, brakowa�o ca�ej lewej strony; zosta�o z niej tylko m�skie rami� w r�kawie sk�rzanej kurtki pilota obejmuj�ce m�od�, szczup�� brunetk� o ciemnych bujnych w�osach i czarnych oczach. Dziewczyna mog�a mie� niewiele ponad dwadzie�cia lat, by�a ubrana w bardzo obcis�e spodnie i brzydk� d�insow� kurtk� z ko�nierzem z baraniego ko�uszka, patrzy�a w obiektyw z niezdecydowan� min�, jakby zamierza�a u�miechn�� si� albo w�a�nie przestawa�a to robi�. Dostrzeg�em, �e mimo przerysowanego, nieco wulgarnego makija�u spojrzenie jej ciemnych �renic by�o niewinne i �agodne, podkre�la�o m�odo�� poci�g�ej twarzy; jej oczy migda�owego kszta�tu, bardzo wyraziste usta i kszta�t nosa oraz bezczelnie zadarta broda by�y z pewno�ci� odleg�ymi i niewyra�nymi �ladami india�skiej krwi. Ta dziewczyna nie jest pi�kna, ale ma w swojej urodzie co� wyj�tkowego, pomy�la�em. Jaki� �lad dawnej doskona�o�ci, rozmytej w kolejnych pokoleniach. Dochodzi�a do tego krucho��, szczera i naiwna. Gdybym nie zna� jej los�w, pewnie ta krucho�� by mnie wzruszy�a. Tak mi si� wydaje. � Trudno tu pani� rozpozna�. Taka by�a prawda, i tak powiedzia�em. Odnios�em wra�enie, �e ten komentarz nie sprawi� jej przykro�ci. Dobr� chwil� przygl�da�a si� zdj�ciu le��cemu na stole. � Sama si� nie rozpoznaj� � powiedzia�a. Potem schowa�a je z powrotem do le��cej na kanapie torby, do sk�rzanego portfela z jej inicja�ami, i wskaza�a mi drzwi. � My�l�, �e to ju� wszystko � odezwa�a si�. Robi�a wra�enie bardzo zm�czonej. D�uga rozmowa, papierosy, butelka te�uili. Mia�a ciemne kr�gi pod oczami, kt�re by�y teraz ca�kiem inne ni� na starym zdj�ciu. Wsta�em, zapi��em marynark�, poda�em jej r�k� � ledwie jej dotkn�a � spojrza�em jeszcze raz na pistolet. Grubas z ko�ca pokoju by� ju� przy mnie, oboj�tny, got�w, �eby mnie odprowadzi�. Przyjrza�em si� z ciekawo�ci� jego wspania�ym wysokim butom ze sk�ry iguany, brzuchowi wylewaj�cemu si� znad wyplatanego paska, gro�nemu kszta�towi zarysowanemu pod marynark�. Kiedy otworzy� drzwi, stwierdzi�em, �e jego tusza jest myl�ca, i zauwa�y�em, �e wszystko robi lew� r�k�. By�o jasne, �e prawa s�u�y mu wy��cznie jako narz�dzie pracy. � Mam nadziej�, �e b�dzie dobrze � powiedzia�em. Jej spojrzenie pod��y�o za moim wzrokiem ku pistoletowi. Powoli skin�a g�ow�, nie oznacza�o to jednak potwierdzenia moich s��w. By�a zaj�ta swoimi my�lami. � Pewnie � mrukn�a. Wtedy wyszed�em. Policjanci w kamizelkach kuloodpornych i z d�ug� broni�, kt�rzy na pocz�tku wizyty zrewidowali mnie starannie od st�p do g��w, nadal pe�nili stra� w westybulu i w ogrodzie, wojskowa furgonetka i dwa policyjne harleye davidsony sta�y zaparkowane przy okr�g�ej fontannie przed wej�ciem. Po drugiej stronie wysokiego muru, na ulicy, czeka�o pi�ciu czy sze�ciu dziennikarzy i operator z kamer� telewizyjn� pod parasolem, utrzymywani w pewnym oddaleniu przez �o�nierzy w bojowych mundurach, kordonem otaczaj�cych posiad�o��. Skr�ci�em na prawo i w deszczu poszed�em do taks�wki, kt�ra czeka�a na mnie przy nast�pnej przecznicy, na skrzy�owaniu z ulic� Genera�a Anai. Teraz ju� wiedzia�em wszystko, co chcia�em wiedzie�, mroczne zakamarki zosta�y o�wietlone i ka�dy element los�w Teresy Mendozy � prawdziwych czy wymy�lonych � znalaz� si� na swoim miejscu: od tamtego pierwszego zdj�cia, czy raczej po��wki zdj�cia, a� po kobiet�, kt�ra przyj�a mnie z automatyczn� broni� na stole. Brakowa�o zako�czenia, kt�re zreszt� te� mia�em pozna� w ci�gu kilku godzin. Wystarczy�o, �ebym usiad� i czeka�, podobnie jak ona. Min�o dwana�cie lat od tamtego popo�udnia, kiedy Teresa Mendoza rzuci�a si� do ucieczki w mie�cie Culiacan. Tego dnia, kt�ry zapocz�tkowa� d�ug� podr� tam i z powrotem, normalny �wiat, jaki � tak s�dzi�a � stworzy�a sobie u boku Blondyna Davili, rozsypa� si� jak domek z kart, s�ysza�a nawet �oskot spadaj�cych kawa�k�w, i nagle stwierdzi�a, �e jest sama i �e grozi jej niebezpiecze�stwo. Od�o�y�a telefon i zacz�a chodzi� po pokoju, otwieraj�c przypadkowe szuflady, o�lepiona przera�eniem: szuka�a torby, do kt�rej mog�aby spakowa� najpotrzebniejsze rzeczy. Chcia�aby op�akiwa� swojego m�czyzn�, chcia�aby krzycze� tak, �eby zedrze� sobie gard�o, ale strach ogarniaj�cy j� falami podobnymi do cios�w parali�owa� fizycznie i psychicznie. Czu�a si� tak, jakby najad�a si� grzybk�w z Huautli albo napali�a si� marychy i nagle zosta�a przeniesiona do innego, obcego cia�a, nad kt�rym w og�le nie mia�a w�adzy. W�o�y�a niezdarnie, w po�piechu, d�insy, podkoszulek i buty, potykaj�c si�, zbieg�a po schodach, jeszcze mokra pod ubraniem, z wilgotnymi w�osami, �ciskaj�c niewielk� torb� podr�n�, do kt�rej uda�o jej si� wrzuci� par� rzeczy � jakie� podkoszulki, d�insow� kurtk�, majtki, skarpetki, portfel z dwustoma pesos i dokumentami. Na pewno zjawi� si� zaraz po telefonie, pami�ta�a s�owa Blondyna. I lepiej b�dzie, je�li ju� jej tu nie zastan�. Wysz�a na ulic� i zatrzyma�a si� niezdecydowana, z instynktown� ostro�no�ci� tropionego zwierz�cia, kt�re czuje w powietrzu zbli�aj�ce si� psy my�liwskie. Przed ni� rozci�ga�o si� terytorium nieprzyjaciela o skomplikowanej miejskiej topografii. Kolonia Las Quintas � szerokie aleje, komfortowe domy dyskretnie ukryte po�r�d krzew�w bugenwilli, dobre samochody zaparkowane pod oknami. Przesz�am d�ug� drog� od n�dznej dzielnicy Las Siete Gotas, pomy�la�a. W�a�cicielka apteki naprzeciwko, sprzedawca ze sklepu spo�ywczego na rogu, gdzie robi�a zakupy przez ostatnie dwa lata, stra�nik banku w niebieskim mundurze i z automatem kaliber .12 przewieszonym przez rami� � ten sam, kt�ry u�miecha� si� do niej zawsze, kiedy przechodzi�a � wszyscy oni nagle wydali si� jej niebezpieczni, jakby na ni� czyhali. Ju� nie b�dziesz mia�a przyjaci�, m�wi� Blondyn, z tym swoim oboj�tnym u�miechem, kt�ry uwielbia�a i kt�rego czasem nienawidzi�a z ca�ej duszy. Tego dnia, kiedy zadzwoni telefon i zaczniesz ucieka�, b�dziesz sama, moja ma�a. A ja ju� ci nie pomog�. Przycisn�a torb�, jakby chcia�a chroni� brzuch, i ze spuszczon� g�ow� ruszy�a chodnikiem, przed siebie, nie patrzy�a teraz na nikogo ani na nic, stara�a si� nie przyspiesza� kroku. S�o�ce zaczyna�o zachodzi� daleko nad Pacyfikiem odleg�ym o jakie� czterdzie�ci kilometr�w na zach�d, w okolicach Altaty, a rosn�ce wzd�u� alei palmy, pinguicas i mangowce odcina�y si� na tle nieba, kt�re ju� wkr�tce mia�o zabarwi� si� na pomara�czowo, jak podczas ka�dego zachodu s�o�ca w Culiacan. �omot w uszach, g�uche, monotonne pulsowanie nak�ada�o si� na ha�as samochod�w i stukot jej obcas�w. Gdyby kto� zawo�a� j� w tej chwili, nie us�ysza�aby w�asnego imienia, pewnie nie us�ysza�aby nawet strza�u. Strza�u do niej. Spodziewa�a si� go w ka�dej chwili, sz�a z napi�tymi mi�niami i wtulon� w ramiona g�ow�, bola�y j� plecy i nerki. Oto Sytuacja. Zbyt wiele razy s�ysza�a rozmowy na ten temat, prowadzone w oparach alkoholu, po�r�d dymu papierosowego, by nie zdawa� sobie sprawy z zagro�enia; wiedz� t� mia�a wypalon� w my�lach, jak pi�tno na sztuce byd�a. W tym interesie, mawia� Blondyn, trzeba umie� rozpozna� Sytuacj�. Kto� podejdzie i uk�oni si�. Mo�e nawet b�dziesz go zna�a, a on si� u�miechnie. Mi�o. �agodnie. Ale zauwa�ysz co� dziwnego, co� nieokre�lonego, jakby� dostrzeg�a, �e co� jest nie na swoim miejscu. Chwil� p�niej b�dziesz martwy � Blondyn, m�wi�c to, patrzy� na Teres�, z wycelowanym w ni� palcem, jakby to by� rewolwer, przy �miechu kumpli. � A raczej martwa. To nawet lepsze, ni� gdyby ci� zabrali �yw� na pustyni�, zaopatrzeni w palnik acetylenowy, i zacz�li ci tam z wielk� cierpliwo�ci� zadawa� pytania. Najgorzej nie jest wtedy, gdy znasz odpowiedzi � w�wczas ulga przychodzi szybko � ale kiedy ich nie znasz. Taki szkopu�, jak mawia� Cantinflas. Du�y problem. Bardzo trudno jest przekona� faceta z palnikiem, �e nie wiesz rzeczy, o kt�rych on my�li, �e wiesz, i on te� chcia�by wiedzie�. Szlag by to! Mia�a nadziej�, �e Blondyna spotka�a szybka �mier�. �e rzucili go, razem z cessn�, na po�arcie rekinom, a nie zabrali na pustyni�, �eby przepyta�. Kiedy si� mia�o do czynienia z policj� albo DEA, takie przepytywanie prowadzi�o do wi�zienia Almoloya albo do krymina�u w Tucson. Mo�na by�o negocjowa�, doj�� do porozumienia. Zosta� �wiadkiem koronnym albo zapewni� sobie specjalne przywileje w wi�zieniu. Trzeba by�o tylko umiej�tnie rozegra� swoj� kart�. Ale Blondyn z takimi lud�mi si� nie zadawa�. Nie by� konfidentem ani szpiegiem. Oszukiwa� tylko troch�, mniej dla pieni�dzy, bardziej dlatego, �e lubi� balansowa� na kraw�dzi. My, ch�opaki z San Antonio, przechwala� si�, lubimy ryzykowa� w�asn� sk�r�. A kiwanie tych facet�w by�o, jego zdaniem, �wietn� rozrywk�; �mia� si� w duchu, kiedy m�wili mu: przy�� temu, wyko�cz tamtego, ch�opcze, tylko pospiesz si� � brali go za zwyk�ego zbira, kt�remu wystarczy rzuci� na st� tysi�c pesos bez cienia szacunku; dostawa� zwitki szeleszcz�cych dolar�w po powrocie z ka�dego przelotu, na kt�rym szefowie zarabiali �mierdz�ce fortuny, a on ryzykowa� wolno�� albo i �ycie. Problem polega� na tym, �e Blondynowi nie wystarcza�o robienie pewnych rzeczy, on odczuwa� potrzeb�, �eby o tym opowiada�. Mia� d�ugi j�zyk. Po co mia�by� przelecie� cho�by najlepsz� dup�, je�li nie m�g�by� o tym opowiedzie� kolesiom? Bo je�li zrobisz co� super, to niech o tobie pisz� piosenki, niech je za�piewaj� Los Tucanes czy Los Tigres z Tijuany, a potem niech s�uchaj� tego we wszystkich barach i przez radio w ka�dym samochodzie. Klasa! Stajesz si� legend�, brachu. I wiele razy, kiedy byli razem w jakim� barze czy na imprezie w klubie Morocco � on z butelk� piwa Pacifico w r�ce, ona z nosem upudrowanym bia�ym proszkiem � sta�a wtulona w jego rami� mi�dzy jednym ta�cem a drugim, i dr�a�a z przera�enia, bo opowiada� kumplom takie rzeczy, kt�re ka�dy rozs�dny cz�owiek zachowuje w najg��bszej tajemnicy. Teresa nie by�a wykszta�cona, w przeciwie�stwie do Blondyna, ale wiedzia�a, �e przyjaciele s� po to, �eby odwiedza� ci� w szpitalu, w wi�zieniu albo na cmentarzu. To znaczy, przyjaciele s� przyjaci�mi, dop�ki nie przestaj� nimi by�. Przebieg�a trzy przecznice, nie ogl�daj�c si� za siebie. Nie da rady. Jej obcasy by�y zbyt wysokie i zrozumia�a, �e skr�ci sobie kostk�, je�li dalej b�dzie biec. Zdj�a buty, schowa�a je do torby i, ju� bosa, skr�ci�a na nast�pnym rogu w prawo i dosz�a do ulicy Juareza. Tam zatrzyma�a si� przed jakim� barem, �eby sprawdzi�, czy nikt jej nie �ledzi. Nie dostrzeg�a �adnych oznak niebezpiecze�stwa, uzna�a, �e powinna zastanowi� si� chwil� i uciszy� walenie pulsu, popchn�a drzwi, wesz�a do �rodka i usiad�a przy stoliku w g��bi, plecami do �ciany, z widokiem na ulic�. Jak powiedzia�by mocny w g�bie Blondyn: �eby przeanalizowa� Sytuacj�. Albo przynajmniej spr�bowa�. Wilgotne w�osy opad�y jej na twarz, odgarn�a je tylko raz, potem uzna�a, �e woli, jak j� zas�aniaj�. Zam�wi�a sok z opuncji i przez chwil� siedzia�a nieruchomo, nie potrafi�a u�o�y� w g�owie dw�ch sp�jnych my�li, poczu�a, �e ma ochot� zapali�, ale zda�a sobie spraw�, �e w ca�ym zam�cie zapomnia�a zabra� papierosy. Poprosi�a o jednego kelnerk�, kt�ra poda�a jej te� ogie�, i nie zwracaj�c uwagi na jej zdziwiony wzrok, utkwiony w bosych stopach, siedzia�a bez ruchu, staraj�c si� uporz�dkowa� my�li. Teraz lepiej. Papieros uspokoi� j� nieco, na tyle �eby przeanalizowa� Sytuacj� pod k�tem praktycznym. Musi dotrze� do drugiego domu, tego bezpiecznego, zanim mordercy j� odnajd�, a ona sama, chc�c nie chc�c, sko�czy jako drugoplanowa posta� w jednym z tych narcocorridos, kt�re, jak marzy� Blondyn, Los Tucanes czy Los Tigres u�o�� na jego cze��. Tam by�y pieni�dze i dokumenty, bez kt�rych, cho�by ucieka�a bardzo szybko, nigdzie nie dotrze. Tam te� by� notes Blondyna � telefony, adresy, notatki, kontakty, tajne tropy prowadz�ce do r�nych cz�ci Meksyku: Dolna Kalifornia, Sonora, Chihuahua i Coahuila, do przyjaci� i wrog�w � nie�atwo by�o odr�ni� jednych od drugich � w Kolumbii, Gwatemali, Hondurasie i po drugiej stronie Rio Bravo, w El Paso, Juarez, San Antonio. Musisz go spali� albo ukry�, powiedzia� jej. Dla w�asnego dobra nawet do niego nie zagl�daj, male�ka. Nawet na niego nie patrz. Dopiero kiedy znajdziesz si� w prawdziwych k�opotach i nie b�dziesz ju� mia�a innego wyj�cia, oddaj go don Epifanio Vargasowi w zamian za w�asn� sk�r�. Jasne? Przysi�gnij mi tu, �e za nic w �wiecie nie otworzysz tego notesu. Przysi�gnij na Boga i Matk� Bosk�. Chod� tu. Przysi�gnij na to, co teraz trzymasz w r�ce. Mia�a niewiele czasu. Zapomnia�a te� o zegarku, ale widzia�a, �e zaczyna zapada� zmrok. Ulica wydawa�a si� spokojna, s�aby ruch, kilku przechodni�w, nikt nie zatrzymywa� si� w pobli�u. W�o�y�a buty. Po�o�y�a na stole dziesi�� pesos, powoli podnios�a si� i wzi�a torb�. Wychodz�c na ulic�, nie odwa�y�a si� spojrze� na odbicie swojej twarzy w lustrze. Na rogu jaki� dzieciak sprzedawa� napoje, papierosy i gazety, roz�o�one na kartonie z nadrukiem Samsung. Kupi�a paczk� faros�w i zapa�ki, k�tem oka zerkn�a za siebie i posz�a dalej, z wyrachowan� powolno�ci�. Sytuacja. Na widok zaparkowanego samochodu, policjanta, m�czyzny zamiataj�cego chodnik zapiera�o jej dech ze strachu. Zn�w zacz�y bole� j� plecy i poczu�a kwa�ny smak w ustach. Przeszkadza�y jej obcasy. Gdyby Blondyn j� teraz zobaczy�, pomy�la�a, pewno by si� u�mia�. I przeklina�a go w duchu. Ciekawe, gdzie si� �miejesz w tej chwili, sukinsynu, teraz, kiedy wszystko spartaczy�e�. Co z twoj� pewno�ci� siebie prawdziwego macho i z tym pieprzonym popisywaniem si�? Przechodz�c obok kiosku z tacos, poczu�a zapach spalonego mi�sa i kwa�ny smak w ustach sta� si� jeszcze ostrzejszy. Musia�a zatrzyma� si� i wej�� do bramy, gdzie zwymiotowa�a sok. Z Culiacan pozna�em wcze�niej. Jeszcze zanim pojecha�em tam, by spotka� si� z Teres� Mendoz�. By�em tam od razu, jak tylko zacz��em interesowa� si� jej losami, kiedy ona sama stanowi�a dla mnie co� w rodzaju osobistego wyzwania � wyzwania w postaci paru zdj�� i wycink�w prasowych. By�em tam i p�niej, ju� po wszystkim, kiedy pozna�em to wszystko, co pozna� chcia�em � fakty, nazwiska, miejsca. Teraz nadszed� czas, bym to uporz�dkowa�, zostawiaj�c puste miejsca tylko tam, gdzie to konieczne lub kiedy tak jest lepiej. Musz� te� powiedzie�, �e ca�a ta sprawa zacz�a si� du�o wcze�niej, w stolicy Meksyku, podczas pewnego obiadu z Ren� Delgado, szefem dziennika �Reforma". Utrzymujemy przyjacielskie kontakty z Ren� od czasu, kiedy jako m�odzi reporterzy dzielili�my pok�j w hotelu Intercontinental w Managui, podczas wojny z Somoz�. Teraz, kiedy przyje�d�am do Meksyku, spotykamy si�, �eby liczy� sobie nawzajem zmarszczki, siwe w�osy i zawiedzione marzenia. Tamtego razu, kiedy jedli�my sma�one mr�wcze jaja i tacos z kurczakiem w San Angel Inn, z�o�y� mi propozycj�. � Jeste� Hiszpanem i masz �wietne kontakty. Napisz dla nas wielki reporta� o niej. Odm�wi�em ruchem g�owy, uwa�aj�c r�wnocze�nie, by zawarto�� taco nie rozsypa�a mi si� po brodzie. � Ju� nie jestem reporterem. Teraz wymy�lam takie historie, kt�re, kiedy si� je ju� zapisze, nigdy nie maj� mniej ni� czterysta stron. � No to zr�b to po swojemu � nalega� Ren�. � Niech to nawet b�dzie jaki� tw�j cholerny reporta� literacki. Sko�czy�em taco i zacz�li�my rozwa�a� wszelkie za i przeciw. Waha�em si� a� do kawy i cygara Don Julian No. l, czyli do chwili, kiedy Ren� zagrozi�, �e poprosi do naszego stolika orkiestr� mariachis. Cho� jego pomys� nabra� zgo�a innego kszta�tu, bo reporta� dla �Reformy" przerodzi� si� w ca�kiem prywatny projekt literacki, m�j przyjaciel nie wzi�� mi tego za z�e. Przeciwnie, nast�pnego dnia przekaza� mi swoje najlepsze kontakty na wybrze�u Pacyfiku i w�r�d policji federalnej, �ebym m�g� ods�oni� ciemne lata, ten okres �ycia Teresy Mendozy, kt�ry nie by� znany w Hiszpanii, a i w samym Meksyku od dawna nikt si� nim nie interesowa�. � Przynajmniej opublikujemy ci recenzj�, skunksie � powiedzia�. Do tej pory powszechnie wiadomo by�o tylko tyle, �e mieszka�a kiedy� w Las Siete Gotas, bardzo biednej dzielnicy Culiacan, i by�a c�rk� Hiszpana i Meksykanki. Wiedziano, �e nauk� porzuci�a jeszcze w szkole podstawowej, potem sprzedawa�a kapelusze na targowisku Buelna, a nast�pnie zajmowa�a si� wymian� pieni�dzy na ulicy Juareza a� do pewnego wieczora, w Zaduszki � wr�ba, jak na ironi� � kiedy los postawi� na jej drodze Raimunda Davil� Parr�, pilota op�acanego przez kartel z Juarez, znanego w �rodowisku jako Blondyn Davila, z powodu jasnych w�os�w, niebieskich oczu i ameryka�skiego wygl�du. Wszystko to jednak nale�a�o raczej do legendy naros�ej wok� postaci Teresy Mendozy i wcale nie wynika�o ze sprawdzonych fakt�w. Aby wi�c ods�oni� t� cz�� jej biografii, pojecha�em do stolicy stanu Sinaloa le��cej na zachodnim wybrze�u Meksyku, tam gdzie rozpoczyna si� Zatoka Kalifornijska, i w��czy�em si� po tamtejszych ulicach i barach. Poszed�em nawet t� sam�, albo prawie t� sam� drog�, kt�r� ostatniego popo�udnia � albo pierwszego, zale�y, jak na to spojrze� � przemierzy�a po odebraniu telefonu i opuszczeniu domu, gdzie mieszka�a z Blondynem Davil�. Przystan��em przed gniazdkiem, w kt�rym osiedli na dwa lata: by�a to komfortowa, ale dyskretna willa o dw�ch kondygnacjach, z ogrodem z ty�u, a mirtami i bugenwillami przy wej�ciu, po�o�ona w po�udniowo-wschodniej cz�ci Las Quintas, dzielnicy zamieszkanej przez klas� �redni� narkotykowego biznesu, przez tych, kt�rym si� wiedzie dobrze, cho� nie tak dobrze, by mogli sobie pozwoli� na luksusow� posiad�o�� w dzielnicy Chapultepec. Potem wzd�u� rz�du palm i mangowc�w poszed�em do ulicy Juareza i zatrzyma�em si� naprzeciwko niewielkiego bazaru, �eby przyjrze� si� m�odym dziewczynom, kt�re z telefonem kom�rkowym przy uchu i kalkulatorem w r�ce wymieniaj� pieni�dze po prostu na ulicy, czy raczej pior� je, bior�c od zatrzymuj�cych si� przy nich kierowc�w zwitki dolar�w �mierdz�cych �ywic� z indyjskich konopi albo bia�ym proszkiem i daj�c im meksyka�skie pesos. Tutaj, w tym mie�cie, gdzie to, co nielegalne, jest konwencj� towarzysk� i form� �ycia � ... tradycj� jest rodzinn�, m�wi tekst jednej z piosenek, �e si� pracuje wbrew prawu � Teresa Mendoza przez jaki� czas by�a jedn� z takich dziewczyn, a� do dnia, kiedy terenowy czarny bronco zatrzyma� si� obok, a Raimundo Davila Parra opu�ci� przydymion� szyb� i z wysoko�ci siedzenia kierowcy zacz�� si� jej przygl�da�. Wtedy jej �ycie odmieni�o si� na zawsze. Teraz ona bieg�a tym samym chodnikiem, gdzie zna�a ka�d� p�yt�, z sucho�ci� w gardle i strachem w oczach. Omin�a dziewczyny stoj�ce grupkami po kilka albo spaceruj�ce przed sklepem z owocami o nazwie El Canario w oczekiwaniu na klient�w, r�wnocze�nie zerkaj�c z niepokojem w stron� przystanku autobus�w i mikrobus�w, i kiosk�w z jedzeniem na bazarze, przy kt�rych niby r�j mr�wek k��bi� si� t�um kobiet z koszami i w�satych m�czyzn w czapkach z daszkiem albo w palmowych kapeluszach. Ze straganu z p�ytami za sklepem jubilerskim na rogu dobieg�y j� s�owa i melodia piosenki Paczki po kilo. �piewali Dinamicos albo Los Tigres, z tej odleg�o�ci nie mog�a rozpozna�, ale zna�a to corrido. I to jak! Zna�a je a� za dobrze, to by�a ulubiona piosenka Blondyna � sukinsyn �piewa� j� zazwyczaj przy goleniu, stoj�c w otwartym oknie, �eby zgorszy� s�siad�w, albo cichutko nuci� jej do ucha, kiedy chcia� j� rozz�o�ci�: Przyjaciele mego ojca Ceni� mnie i podziwiaj�, Bo na dwustu, trzystu metrach Wznios� w niebo cessn� ka�d�. Pistolety, karabiny, to jest dla mnie chleb powszedni... Cholerny Blondyn, niech go szlag, pomy�la�a i prawie to powiedzia�a na g�os, �eby st�umi� westchnienie, kt�re cisn�o si� jej na usta. Popatrzy�a w prawo i lewo. Szuka�a jakiej� twarzy, kogo�, czyja obecno�� �wiadczy�aby o niebezpiecze�stwie. Na pewno przy�l� kogo�, kto j� zna, pomy�la�a. Kto mo�e j� rozpozna�. I ca�a nadzieja w tym, �e ona rozpozna go wcze�niej. Jego albo ich. Bo zazwyczaj chodz� parami, �eby sobie nawzajem pomaga�. Albo �eby siebie nawzajem pilnowa�, bo w tym interesie nie wierzy si� nawet w�asnemu cieniowi. Trzeba rozpozna� go na czas, dostrzec zagro�enie w jego spojrzeniu. Albo w jego u�miechu. Kto� si� do ciebie u�miechnie, przypomnia�a sobie. I chwil� p�niej b�dziesz martwa. Je�li masz szcz�cie, doda�a w duchu. Je�li mam szcz�cie, b�d� martwa. W Sinaloa � pomy�la�a o pustyni i palniku acetylenowym, wspomnianych przez Blondyna � to, czy si� ma szcz�cie, czy nie, zale�y od refleksu, umiej�tno�ci dodawania i odejmowania. Im wi�cej czasu zajmuje ci umieranie, tym masz mniej szcz�cia. Na ulicy Juareza samochody nadje�d�a�y za jej plecami. Zauwa�y�a to, kiedy min�a cmentarz �wi�tego Jana, i zaraz skr�ci�a na lewo, �eby wej�� w ulic� Genera�a Escobedo. Blondyn t�umaczy� jej, �e gdyby j� kiedy� �ledzono, powinna wybiera� te ulice, gdzie samochody b�d� nadje�d�a� z przodu, �eby m�c si� im przyjrze�, zanim si� do niej zbli��. Od czasu do czasu ogl�da�a si� za siebie. Ulic� Genera�a Escobedo dosz�a do �r�dmie�cia, przesz�a przed gmachem magistratu i wmiesza�a si� w t�um k��bi�cy si� na przystankach autobusowych w pobli�u bazaru Garmendia. Tam poczu�a si� nieco bezpieczniej. Niebo by�o coraz ciemniejsze, budynki od strony zachodniej pokry�y si� intensywn� pomara�czow� barw�, reflektory z wystaw sklepowych o�wietla�y chodniki. Prawie nigdy nie zabija si� ludzi w takich miejscach, pomy�la�a. Ani nie porywa. Na rogu sta�o dw�ch policjant�w z drog�wki; byli w br�zowych mundurach. Twarz jednego z nich wyda�a jej si� znajoma, wi�c odwr�ci�a si� i zmieni�a kierunek. Wielu miejscowych policjant�w by�o na �o�dzie narkobiznesu, podobnie jak to si� dzia�o w przypadku niekt�rych agent�w policji federalnej i stanowej, i wielu innych funkcjonariuszy s�u�b pa�stwowych o lepkich �apkach i upodobaniu do gratisowych drink�w w barze; chronili najwa�niejszych boss�w mafii, kieruj�c si� zdrow� zasad�: bierz swoje i pozw�l �y� innym, je�li sam te� chcesz �y�. Przed trzema miesi�cami nowy szef policji chcia� zmieni� regu�y gry. Zarobi� r�wno siedemdziesi�t strza��w z ka�acha � karabin AK 47 jest w tych kr�gach najpopularniejsz� broni� � przed wej�ciem do domu, w swoim w�asnym samochodzie. Ratatatata. W sklepach muzycznych by�y ju� p�yty z piosenkami o tej historii. Najbardziej popularna z nich nosi�a tytu� Siedemdziesi�t kulek siedem milimetr�w. Zabili Ordo�eza � precyzowa� tekst � o sz�stej nad ranem, a na tak wczesn� por� to du�e strzelanie. Czysty styl Sinaloa. Tamtejsi piosenkarze, jak na przyk�ad As de la Sierra, umieszczali na afiszach i na ok�adkach p�yt swoje zdj�cia z giwer� kaliber .45 w r�ce, na tle awionetki. Chalino Sanchez, lokalny idol, kt�ry zanim zacz�� �piewa� i komponowa�, by� p�atnym morderc� w mafii, zosta� dos�ownie zmasakrowany z zazdro�ci o kobiet� albo z jakiego� innego powodu. �eby pisa� narcocorridos, nie potrzeba mie� nadmiernej wyobra�ni. Teresa min�a rynek, sklepy z butami i odzie�� i skr�ci�a na rogu, przed lodziarni� La Michoacana. Bezpieczne mieszkanie Blondyna, schronienie na wypadek niebezpiecze�stwa, by�o kilkana�cie metr�w st�d, mie�ci�o si� na drugim pi�trze niepozornego budynku mieszkalnego, przed kt�rym sta� sk�adany stragan � w ci�gu dnia sprzedawano tam owoce morza, a wieczorami tacos ze sma�onym mi�sem. Poza nimi dwojgiem w zasadzie nikt nie wiedzia� o tej kryj�wce. Teresa by�a tam tylko raz, Blondyn te� pojawia� si� w nim rzadko, �eby go nie spali�. Wesz�a po schodach, najciszej jak mog�a, w�o�y�a do zamka klucz i przekr�ci�a go ostro�nie. Wiedzia�a, �e nie mo�e tu by� nikogo, mimo to starannie obejrza�a mieszkanie, sprawdzaj�c, czy wszystko jest w porz�dku. Nawet ta dziupla nie jest bezpieczna, m�wi� Blondyn. Mogli mnie widzie�, kto� m�g� co� wyw�szy�, zreszt� tutaj, w tym mie�cie ka�dy zna ka�dego. A nawet je�li nie wiedz�, to i tak, je�li mnie z�api� �ywego, b�d� m�g� milcze� tylko przez chwil�, a potem wyci�gn� ze mnie, co zechc�, i na kopach wy�piewam im wszystkie piosenki i wszystko, czego si� w �yciu dowiedzia�em. Staraj si� nie spa� tam jak kura na grz�dzie, male�ka. Mam nadziej�, �e wytrzymam dostatecznie d�ugo i �e zd��ysz zwin�� kas� i znikn��, zanim ci� dopadn�. Ale niczego ci nie obiecuj�, kocie � u�miecha� si� nawet przy tych s�owach, sukinsyn. � Niczego nie obiecuj�. Mieszkanie mia�o go�e �ciany, bez �adnych ozd�b, a umeblowanie sk�ada�o si� ze sto�u, czterech krzese� i kanapy; w drugim pokoju sta�o wielkie ��ko, szafka nocna i telefon. Okno sypialni wychodzi�o na podw�rze z drzewami i krzewami, wykorzystywane jako parking, w g��bi widoczne by�y kopu�y ko�cio�a Santuario. Jedna z szaf �ciennych mia�a podw�jne dno, i kiedy Teresa je rozmontowa�a, znalaz�a dwie grube paczki z plikami studolarowych banknot�w. Jakie� dwadzie�cia tysi�cy, oceni�a szybko dzi�ki do�wiadczeniu z ulicy Juareza. Le�a� tam te� notes Blondyna, du�y zeszyt w ok�adkach z br�zowej sk�ry � nawet go nie otwieraj, przypomnia�a sobie � woreczek z bia�ym proszkiem, jakie� trzysta gram�w, i ogromny colt Double Eagle z chromowanej stali, z p�ytkami z masy per�owej na r�koje�ci. Blondyn nie lubi� broni, nigdy nie nosi� przy sobie pistoletu ani rewolweru � zwisa mi, mawia�, jak ci� maj� dopa��, to i tak dopadn� � ale tego colta trzyma� na wszelki wypadek. Co mam ci m�wi�, sama wiesz, jak jest. Teresa te� tego nie lubi�a, ale jak ka�dy cz�owiek w stanie Sinaloa � m�czyzna, kobieta czy dziecko � potrafi�a pos�ugiwa� si� broni�. A je�li mo�na sobie wyobrazi� przypadek niebezpiecze�stwa, to wyst�pi� on w�a�nie w tej chwili. Sprawdzi�a, czy colt ma pe�ny magazynek, odci�gn�a zamek, a kiedy go zwolni�a, nab�j kaliber .45 wskoczy� do komory z d�wi�cznym i gro�nym trzaskiem. Dr�a�y jej r�ce, kiedy wk�ada�a to wszystko do przyniesionej ze sob� torby. W po�owie pakowania us�ysza�a odg�os dochodz�cy z rury wydechowej samochodu parkuj�cego na ulicy. Przez chwil� sta�a bez ruchu i nas�uchiwa�a, po czym wr�ci�a do pakowania. Razem z dolarami le�a�y dwa paszporty � jej i Blondyna. Do obydwu by�y wbite wa�ne wizy do Stan�w. Popatrzy�a na zdj�cie Blondyna: w�osy naje�a, jasne ameryka�skie oczy patrz�ce spokojnie na fotografa, cie� wiecznego u�miechu w k�ciku ust. W�o�y�a do torby tylko sw�j paszport. A kiedy pochyli�a g�ow�, poczu�a, �e �zy spadaj� jej na d�onie, i zda�a sobie spraw�, �e ju� od dobrej chwili p�acze. Rozejrza�a si� wok� zamglonym wzrokiem, chc�c sprawdzi�, czy niczego nie zapomnia�a. Serce bi�o jej tak mocno, jakby za chwil� mia�o wyskoczy� z piersi. Podesz�a do okna, spojrza�a na ulic�, ton�c� w wieczornym mroku, na kiosk z tocos, o�wietlony �ar�wk� i czerwonym �arem z rusztu. Zapali�a papierosa i zrobi�a kilka niepewnych krok�w po mieszkaniu, zaci�gaj�c si� nerwowo. Musi zaraz st�d i��, ale nie ma dok�d. Wiedzia�a tylko, �e musi zaraz wyj��. Stoj�c w drzwiach sypialni, spojrza�a na telefon i za�wita�o jej w g�owie: don Epifanio. To by� dobry cz�owiek, ten don Epifanio. Wsp�pracowa� z Amado Carrillo w z�otych czasach most�w powietrznych mi�dzy Kolumbi�, Sinaloa i Stanami, i zawsze by� dobrym szefem dla Blondyna, cz�owiekiem s�ownym i odpowiedzialnym; kiedy zainwestowa� w inne interesy i zacz�� zajmowa� si� polityk�, przesta� potrzebowa� awionetek, a Blondyn zmieni� pracodawc�w. Don Epifanio proponowa� mu inn� prac� u siebie, ale Blondyn wola� lata�, wszystko jedno dla kogo. Tam na g�rze jeste� kim�, mawia�, a tu na ziemi � tylko wyrobnikiem. Don Epifanio nie wzi�� mu tego za z�e, a nawet po�yczy� pieni�dze, �eby sobie kupi� now� cessn�. Poprzedni� rozbi� podczas gwa�townego l�dowania na g�rskim pasie; mia� wtedy na pok�adzie starannie zamaskowane trzysta kilogram�w bia�ej damy; dwie awionetki policji federalnej lata�y w g�rze, drogi by�y zielone od policyjnych mundur�w, a w�r�d g�os�w syren i nawo�ywa� przez megafon R 15 sia�y ogniem, jakby to by� koniec �wiata. Blondyn mia� z�aman� r�k�, ale cudem uda�o mu si� umkn�� najpierw przed prawem, a potem przed w�a�cicielami �adunku, kt�rym za pomoc� wycink�w prasowych musia� udowadnia�, �e wszystko zosta�o przej�te przez policj�, �e trzech z o�miu kumpli z ekipy przyjmuj�cej zosta�o zabitych, kiedy bronili lotniska, i �e sypn�� cz�owiek z Badiraguato, kt�ry by� policyjn� wtyka. Gadu�a sko�czy� z r�kami zwi�zanymi na plecach, uduszony plastikowym workiem, podobnie jak jego ojciec, matka i siostra � mafia wszystkich traktowa�a r�wno, a uwolniony od podejrze� Blondyn m�g� sobie kupi� now� cessn� dzi�ki po�yczce don Epifanio Vargasa. Zgasi�a papierosa, otwart� torb� postawi�a przy ��ku i wyj�a notes. Po�o�y�a go na narzucie i przez chwil� na niego patrzy�a. Nawet tam nie zagl�daj, przypomnia�a sobie. Oto cholerny notes pieprzonego szpanera, kt�ry ju� od dobrej chwili ta�cuje z kostuch�, a ona, sko�czona kretynka, pos�usznie gapi si� na ok�adk�. Nawet o tym nie my�l, m�wi� jej jaki� wewn�trzny g�os. A inny podpowiada�: tylko zajrzyj. Je�li to jest warte tyle, co twoje �ycie, no to zobacz, co to jest. �eby sobie doda� odwagi, wyci�gn�a paczk� z kokain�, przebi�a paznokciem plastik i szczypt� proszku przytkn�a do nosa, g��boko wdychaj�c. Chwil� p�niej, z dziwn� jasno�ci� umys�u i wyostrzonymi zmys�ami, zn�w spojrza�a na notes i w ko�cu go otworzy�a. Don Epifanio by� tam po�r�d innych, Teresa poczu�a dreszcze, kiedy te nazwiska pobie�nie przegl�da�a: Chapo Guzman, Cesar Batman Guemes, Hector Palma... By�y tam telefony, kontakty, po�rednicy, liczby i szyfry, kt�rych sensu nie rozumia�a. Czyta�a to wszystko, a jej puls stawa� si� coraz wolniejszy, a� poczu�a lodowate zimno. Nawet tam nie zagl�daj! Poczu�a dreszcze, wspominaj�c te s�owa! Cholera! Dobrze zrozumia�a dlaczego. To wszystko wygl�da�o du�o gorzej, ni� my�la�a. I wtedy us�ysza�a, �e otwieraj� si� drzwi. � Popatrz, kogo tu mamy, Pote. Co s�ycha�? U�miech Kocura Fierrosa rozb�ysn�� jak ostrze no�a, bo by� to u�miech wilgotny i niebezpieczny, jak u zbira w ameryka�skim filmie, gdzie handlarze narkotyk�w zawsze maj� latynoski wygl�d, s� ciemnow�osi i okrutni i nazywaj� si� Pedro Brzytwa i Krwawy Juanito. Kocur Fierros mia� latynoski wygl�d, by� ciemnow�osy i tak z�y, jakby wyskoczy� prosto z piosenki Rubena Bladesa czy Willy'ego Golona, i w�a�ciwie nie wiadomo, czy to on z rozmys�em piel�gnowa� ten stereotyp, czy te� Ruben Blades, Willy Col�n i ameryka�skie filmy inspirowa�y si� takimi jak on postaciami. � Dupcia Blondyna. Oprych sta� z r�kami w kieszeniach, oparty o framug� drzwi. Kocie oczy, kt�rym zawdzi�cza� przydomek, nie odrywa�y si� od Teresy, kiedy m�wi� do swojego kompana, wykrzywiaj�c usta w z�o�liwie lubie�nym grymasie. � Ja nic nie wiem � powiedzia�a Teresa. By�a tak przera�ona, �e z trudem rozpozna�a w�asny g�os. Kocur Fierros ze zrozumieniem kiwn�� g�ow�, dwa razy. � Jasne � powiedzia�. Jego u�miech by� ju� ca�kiem wyra�ny. Nie potrafi�by zliczy� m�czyzn i kobiet, kt�rzy zapewniali go, �e nic nie wiedz�, zanim ich zabi�, szybko b�d� powoli, zale�nie od okoliczno�ci, tam, gdzie naturalnym sposobem umierania jest zgin�� tragicznie � dwadzie�cia tysi�cy pesos za zwyk�ego cz�owieka, sto tysi�cy za policjanta albo s�dziego, bezp�atnie, je�li trzeba by�o pom�c koledze. Teresa wiedzia�a, co jest grane � zna�a i Kocura Fierrosa, i jego kumpla Potemkina Galveza, kt�rego zwano Pote Galvez albo Pinto. Obydwaj ubrani byli w kurtki, jedwabne koszule od Yersacego, d�insowe spodnie i wysokie buty ze sk�ry iguany, wszystko niemal identyczne, jakby zaopatrywali si� w tym samym sklepie. To by�y zbiry Cesara Batmana Giiemesa i cz�sto spotykali si� z Blondynem Davil�: koledzy z pracy, jako ochrona powietrznych transport�w je�dzili w g�ry i razem chodzili na piwo i na balangi, p�ac�c �wie�ymi pieni�dzmi, kt�re jeszcze mia�y zapach, jaki mie� musia�y. Bywali w Don Kichocie, gdzie zabawa zaczyna�a si� wczesnym wieczorem i trwa�a do samego rana. Bywali w Czarnym Lordzie i Ozyrysie, znanych w ca�ym mie�cie klubach go-go, gdzie nagie kobiety bra�y za pi�� minut ta�ca sto pesos, a dwie�cie trzydzie�ci � je�li rzecz dzia�a si� w osobnym saloniku, po kt�rych wstawa� ranek przy whisky Buchanan's i muzyce z p�nocy Meksyku, kiedy kac przemija� po kolejnej dzia�ce prochu, a Huracanes, Pumas, Broncos czy jaki� inny zesp�, p�acony studolarowymi banknotami, �piewa� im corridos: Nos na jedn� dzia�k�, Za gar�� prochu, �mier� policjanta � piosenki o ludziach, kt�rzy albo umarli, albo wkr�tce mieli umrze�. � Gdzie on jest? � spyta�a Teresa. Kocur Fierros zachichota� g�o�no i z�o�liwie. � S�yszysz j�, Pote? Pyta o Blondyna. Co� takiego! Nadal opiera� si� o framug�. Drugi bandzior pokr�ci� g�ow�. By� szeroki i gruby, nosi� g�ste czarne w�sy, a na twarzy mia� ciemne plamy, jak �aciata krowa. Najwyra�niej nie czu� si� r�wnie swobodnie jak jego towarzysz i niecierpliwie spogl�da� na zegarek. Albo mo�e z zak�opotaniem. Podnosz�c r�k�, ods�oni� r�koje�� rewolweru zatkni�tego za pas pod lnian� kurtk�. � Blondyn � powt�rzy� Kocur Fierros. Wyj�� r�ce z kieszeni i powoli podszed� do Teresy, kt�ra nadal siedzia�a nieruchomo u wezg�owia ��ka. Stan�� obok i przygl�da� si� jej uwa�nie. � Sama widzisz, dziecinko � odezwa� si� w ko�cu. � Tw�j facet chcia� by� zbyt sprytny. Teresa czu�a wn�trzno�ci skr�cone strachem jak grzechotnik. Oto Sytuacja. Strach bia�y, zimny jak p�yta nagrobna. � Gdzie on jest? � nalega�a. To nie ona m�wi�a, ale jaka� nieznajoma, a wypowiedziane s�owa j� te� zaskoczy�y. Nieostro�na nieznajoma, kt�ra nie wiedzia�a, �e teraz trzeba milcze�. Kocur Fierros pewnie to wyczu�, bo w jego wzroku pojawi�o si� zdziwienie, �e kto� zadaje pytania, zamiast zaniem�wi� albo krzycze� z przera�enia. � Nie ma go. Nie �yje. Nieznajoma dalej zachowywa�a si� samowolnie i Teresa zdziwi�a si�, s�ysz�c, jak m�wi: o, wy, skurwysyny! Tak w�a�nie powiedzia�a, czy raczej us�ysza�a, jak m�wi, i bardzo tego �a�owa�a, zanim jeszcze ostatnia sylaba wydosta�a si� z jej ust. Kocur Fierros spogl�da� na ni� z ciekawo�ci� i uwag�. Popatrz, jaka pyskata, powiedzia� z namys�em. Chce nam zagada� spluwy. � T� �liczn� bu�k� � zako�czy� ze s�odycz�. Uderzy� j� w twarz tak mocno, �e rozci�gn�a si� jak d�uga na ��ku, a on przygl�da� si� jej przez chwil�, jakby ocenia� ten widok. Krew pulsowa�a jej w skroniach, policzek pali�; mimo �e og�uszona ciosem, dostrzeg�a, i� Kocur patrzy na paczk� z bia�ym proszkiem, le��c� na szafce, bierze szczypt� i podnosi palce do nosa. Przejd� si� gdzie�, powiedzia�. Ma ostry j�zyk, ale jest ca�kiem �adna. Potem ty, zaproponowa� swojemu towarzyszowi, pocieraj�c kciukiem o palec wskazuj�cy, ale ten pokr�ci� g�ow�, zn�w spogl�daj�c na zegarek. Nie ma po�piechu, stary, powiedzia� Kocur Fierros. Mamy du�o czasu, g�wno mnie obchodzi, kt�ra godzina. Zn�w patrzy� na Teres�. � To naprawd� niez�a dupa � stwierdzi�. � I do tego wdowa. Od drzwi Pote Galvez zawo�a� swojego towarzysza. S�uchaj, Kocur, powiedzia� ca�kiem serio. Ko�czmy to. Fierros podni�s� w g�r� d�o�, prosz�c o cisz�, i usiad� na brzegu ��ka. Bez jaj, odezwa� si� zn�w Pote. Instrukcje s� jasne. Mamy j� wyko�czy�, nie wypierdoli�, wi�c daj sobie siana, nie wyg�upiaj si�. Ale Kocur Fierros kr�ci� g�ow�, daj�c do zrozumienia, �e jego s�owa nie zrobi�y na nim �adnego wra�enia. � O co ci chodzi � powiedzia�. � Zawsze mia�em ochot� przelecie� t� ma��. Teres� gwa�cono ju� wcze�niej, zanim zosta�a dziewczyn� Blondyna Davili: kiedy mia�a pi�tna�cie lat, napad�a j� banda ch�opak�w z dzielnicy Las Siete Gotas, potem zrobi� to facet, kt�ry da� jej prac� przy wymianie pieni�dzy na ulicy Juareza. Wiedzia�a wi�c, czego si� spodziewa�, kiedy oprych, kt�rego stalowy u�miech sta� si� jeszcze bardziej wilgotny, odpina� jej guzik u lewis�w. Nagle przesta�a si� ba�. To si� nie dzieje naprawd�, pomy�la�a przelotnie. �pi�, a to jest koszmarny sen, jak wiele innych, do tego ten ju� prze�y�am wcze�niej. To wszystko przytrafia si� tej kobiecie, kt�r� spotykam w snach, kt�ra jest do mnie podobna, ale to nie ja. Kiedy zechc�, mog� si� obudzi�, us�ysz� na poduszce spokojny oddech mojego m�czyzny, obejm� go, wtul� twarz w jego rami� i stwierdz�, �e to wszystko nigdy si� nie zdarzy�o. Mog� te� umrze� we �nie, na zawa�, wylew czy co� innego. Mog� nagle umrze� i ani sen, ani jawa nie b�d� mia�y �adnego znaczenia. Zasn� d�ugim snem bez marze� i koszmar�w. Odpoczn� na zawsze po tym, co nie zdarzy�o si� nigdy. � Chod�, Kocurze � nalega� ten drugi. W ko�cu zrobi� par� krok�w w g��b sypialni. Daj�e spok�j, powiedzia�. Blondyn by� jednym z nas. To by� porz�dny go��, przypomnij sobie El Paso, g�ry, granic� na Rio Bravo. Razem pili�my. A to jest jego kobieta. M�wi�c te s�owa, wyci�gn�� zza paska rewolwer Python i wymierzy� w czo�o Teresy. Odsu� si�, stary, �eby ci� nie popryska�o, sko�czmy to raz wreszcie. Ale Kocur mia� inny pomys� i patrz�c jednym okiem na Teres�, a drugim na swojego towarzysza, nie dawa� za wygran�. � I tak umrze � powiedzia�. � A to by�oby marnotrawstwo. Odsun�� luf� pythona ruchem r�ki, a Pote Galvez patrzy� to na niego, to na Teres�, niezdecydowany; by� gruby, mia� ciemne, nieufne india�skie oczy i szybk� d�o�, na g�stych w�sach b�yszcza�y mu krople potu, zdj�� palec ze spustu rewolweru i luf� podni�s� do g�ry, jakby chcia� si� ni� podrapa� w g�ow�. W tym momencie Kocur Fierros te� wyj�� swoj� spluw�, wielk�, srebrn� berett�, wyci�gn�� j� do przodu, celuj�c w g�ow� towarzysza, i odezwa� si� ze �miechem: albo te� j� przelecisz, �eby�my byli na remis, albo je�li wolisz ch�opaczk�w, dupku, to znikaj z placu, bo przecie� nie b�dziemy przez ni� walczy� ani jak rozjuszone koguty, ani dziurawi� si� o�owiem. Pote Galvez popatrzy� na Teres� z rezygnacj� i zak�opotaniem; przez chwil� jeszcze sta�, otworzy� usta, �eby co� powiedzie�, ale nie odezwa� si�, zamiast tego schowa� pythona za pasek, powoli odszed� od ��ka i r�wnie powoli podszed� do drzwi, nie odwracaj�c si�, podczas gdy drugi zbir, ci�gle mierz�c do niego z pistoletu, powiedzia�: a potem stawiam ci szklank� Buchanan's, stary, na pociech�, �e� wola� zachowa� si� jak ciota. Kiedy Pote Gal