Kusziel I Strzala Kusiela - CAREY JACQUELINE

Szczegóły
Tytuł Kusziel I Strzala Kusiela - CAREY JACQUELINE
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Kusziel I Strzala Kusiela - CAREY JACQUELINE PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Kusziel I Strzala Kusiela - CAREY JACQUELINE PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Kusziel I Strzala Kusiela - CAREY JACQUELINE - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JACQUELINE CAREY Kusziel I Strzala Kusiela Przeklad Maria Gebicka-Frac Kushiel's Dart 2001 2004 PODZIEKOWANIA Dziekuje moim rodzicom, Marty i Rob, za milosc i slowa zachety, oraz Julie, ktorej wiara nigdy sie nie zachwiala. Dla mojej ciotecznej babci Harriett - wyjatkowe mahalo za niezlomne wsparcie. DRAMATIS PERSONAE DOMOWNICY DELAUNAYA Anafiel Delaunay - szlachetnie urodzonyAlcuin no Delaunay - uczen Delaunaya Fedra no Delaunay - uczennica Delaunaya, anguisette Guy - czlowiek Delaunaya Joscelin Verreuil - brat kasjelita (Siovale) CZLONKOWIE RODZINY KROLEWSKIEJ TERRE D'ANGE Ganelon de la Courcel - krol Terre d'Ange Genevieve de la Courcel - krolowa Terre d'Ange (niezyjaca) Roland de la Courcel - syn Ganelona i Genevieve, delfin (niezyjacy) Izabela L'Envers de la Courcel - zona Rolanda, ksiezna (niezyjaca) Ysandra de la Courcel - corka Rolanda i Izabeli, nastepczyni tronu Barquiel L'Envers - brat Izabeli, diuk L'Envers (Namarra) Baudoin de Trevalion - syn Lyonetty i Marka, ksiaze krwi Bernadetta de Trevalion - corka Lyonetty i Marka, ksiezniczka krwi Lyonetta de Trevalion - siostra Ganelona, ksiezna krwi, Lwica z Azalii Mark de Trevalion - diuk Trevalion (Azalia) CZLONKOWIE RODZINY KROLEWSKIEJ LA SERENISSIMY Benedykt de la Courcel - brat Ganelona, ksiaze krwi Maria Stregazza de la Courcel - zona Benedykta Dominik Stregazza - maz Teresy, kuzyn dozy La Serenissimy Maria Celestyna de la Courcel Stregazza - corka Benedykta i Marii, ksiezniczka krwi, zona syna dozy La Serenissimy Teresa de la Courcel Stregazza - corka Benedykta i Marii, ksiezniczka krwi ARYSTOKRACJA D'ANGELINSKA Izydor d'Aiglemort - syn Maslina, diuk d'Aiglemort (Kamlach)Maslin d'Aiglemort - diuk d'Aiglemort (Kamlach) Solaine Belfours - markiza, sekretarz Tajnej Pieczeci Rogier Clavel - szlachcic, czlonek swity L'Enversa Childric d'Essoms - szlachcic, czlonek Sadu Kanclerskiego Cecylia Laveau-Perrin - zona kawalera Perrina (niezyjacego), byla adeptka Domu Cereusa, nauczycielka Fedry i Alcuina Roxanna de Mereliot - Pani Marsilikos (Eisanda) Quincel de Morhban - diuk de Morhban (Kuszet) Lord Rinforte - prefekt Bractwa Kasjelitow Edmee de Rocaille - narzeczona Rolanda (niezyjaca) Melisanda Szachrizaj - szlachetnie urodzona (Kuszet) (Tabor, Sacriphant, Persja, Marmion, Fanchone - czlonkowie rodu Szachrizajow, krewni Melisandy) Ghislain de Somerville - syn Percy'ego Percy de Somerville - hrabia de Somerville (L'Agnace), ksiaze krwi, dowodca wojsk krolewskich Tibault de Toluard - hrabia de Toluard (Siovale) Gaspar Trevalion - hrabia de Fourcay (Azalia), kuzyn Marka Luk i Mahieu Verreuil - synowie Miliarda, bracia Joscelina Miliard Verreuil - kawaler Verreuil, ojciec Joscelina (Siovale) DWOR NOCY Liliana de Souverain - adeptka Domu Jasminu, matka FedryMiriam Bouscevre - duejna Domu Cereusa Julietta, Ellyn, Etienne, Calantia, Jacynt, Donatien - uczniowie z Domu Cereusa Brat Louvel - kaplan Elui Jareth Moran - zastepca w Domu Cereusa Suria - adeptka Domu Cereusa Didier Vascon - zastepca w Domu Waleriany SKALDIA Ailsa - kobieta z osady GunteraGunter Arnlaugson - pan osady Evrard Ostry Jezyk - woj z osady Guntera Gerda - kobieta z osady Guntera Harald Bezbrody - woj z osady Guntera Hedwiga - kobieta z osady Guntera Kolbjorn z Mannow - jeden z wodzow Seliga Knud - woj z osady Guntera Lodur Jednooki - kaplan Odina Waldemar Selig - pan osady, wodz wojenny Trygve - czlonek Bialych Braci Biali Bracia - wojowie Seliga CYGANIE Abhirati - babka AnastazjiAnastazja - marka Hiacynta Csavin - bratanek Manoja Gizella - zona Neciego Hiacynt - przyjaciel Fedry, Ksiaze Podroznych Manoj - ojciec Anastazji, krol Cyganow Neci - przywodca kompanii ALBA I EIRE Breidaia - najstarsza corka NecthanyBrennan - syn Grainny Cruarcha Alby - krol Piktow Drustan mab Necthana - syn Necthany, ksiaze piktyjski Eamonn mac Conor - wladca Dalriady Foclaidha - zona cruarchy Grainna mac Conor - siostra Eamonna, wladczyni Dalriady Maelcon - syn cruarchy i Foclaidhy Moireada - najmlodsza corka Necthany Necthana - siostra cruarchy Sibeala - srednia corka Necthany TRZY SIOSTRY Gildas - sluga Pana CiesninyPan Ciesniny - wladca morza miedzy Alba a Terre d'Ange Tilian - sluga Pana Ciesniny INNI Vitalis Bouvarre - kupiec, sprzymierzeniec rodziny StregazzaPierre Cantrel - kupiec, ojciec Fedry Camilo - uczen Gonzago de Escabaresa Danele - zona Taaviego, farbiarka Emil - czlonek zalogi Hiacynta Maestro Gonzago de Escabares - aragonski historyk, dawny nauczyciel Delaunaya Fortun - marynarz, jeden z Chlopcow Fedry Heloiza Friote - zona Gavina Purnell Friote - syn Gavina Richelina Friote - zona Purnella Aelric Leithe - marynarz Jean Markhand - zastepca admirala Rousse Thelesis de Mornay - nadworna poetka Mieretta no Orchidea - byla adeptka Domu Orchidei Remy - marynarz, jeden z Chlopcow Fedry Kwintyliusz Rousse - admiral floty krolewskiej Taavi - tkacz jezuicki (Maja i Rena - corki Taaviego i Danele) Mistrz Robert Tielhard - markarz Ti-Filip - marynarz, jeden z Chlopcow Fedry Lelahia Valais - chirurg (Eisanda) Jafet no Dzika Roza-Vardennes - dramatopisarz Seth ben Javin - nauczyciel jeszuicki JEDEN Ucinajac wszelkie przypuszczenia, ze jestem kukulczym dzieckiem, splodzonym po zlej stronie loza przez jurnego wiesniaka, a nastepnie na przednowku sprzedanym do terminu, od razu powiem, ze urodzilam sie w Domu i wychowalam w Dworze Nocy, wynoszac stamtad wszelkie mozliwe korzysci.Nie zywie urazy do rodzicow, choc zazdroszcze im naiwnosci. Nikt im nie powiedzial, ze nadali mi pechowe imie. Nazwali mnie Fedra i zadne z nich nie wiedzialo, ze to hellenskie imie, przeklete. Przypuszczam, ze zaraz po moim przyjsciu na swiat nie mieli powodow do zmartwien. Moje oczy, rzadko otwarte, mialy jeszcze niezdecydowany kolor, ale przeciez wyglad noworodka zmienia sie z tygodnia na tydzien. Jasne loczki moga ustapic czarnym jak smola kedziorom, bladosc przechodzi w gleboki odcien bursztynu i tak dalej. Ale kiedy moja przemiana dobiegla konca, jedna rzecz stala sie jasna. Urodzilam sie ze skaza. To oczywiscie wcale nie znaczy, ze brakowalo mi urody, nawet gdy bylam oseskiem. Ostatecznie jestem D'Angelina, a od kiedy Blogoslawiony Elua postawil noge na naszej wspanialej ziemi i nazwal ja swoim domem, swiat wie, co to oznacza. Moje delikatna twarzyczka stanowila perfekcyjna miniature pieknego oblicza matki. Karnacja, zbyt jasna wedlug kanonu Domu Jasminu, cieszyla oko idealnym odcieniem kosci sloniowej. Wlosy, tworzace rozkoszny zamet loczkow, przybraly barwe nocnego nieba, niezwykle ceniona przez niektore Domy. Konczyny mialam proporcjonalne i ksztaltne, a kosciec delikatny, lecz pelen cudownej sily. Nie, problem lezal gdzie indziej. Chodzilo o moje oczy, a wlasciwie o jedno. Drobiazg, ktory decyduje o calym przeznaczeniu. Nic wiecej niz plamka, cetka, kropeczka. Moze gdyby kolor byl inny, historia potoczylaby sie zupelnie inaczej. Barwa moich oczu ustalila sie z biegiem czasu, zyskujac odcien, ktory poeci zwa bistrem, gleboki i swietlisty jak lustro lesnego stawu w cieniu wiekowych debow. Byc moze ktos spoza Terre d'Ange nazwalby go brazem, lecz niestety jezyk, jakim opisuja piekno ludy mieszkajace poza granicami naszego kraju, jest zalosnie ubogi. A zatem bistr, bogaty i krystalicznie czysty - z wyjatkiem lewego oka, gdzie w teczowce, ktora okala czarna zrenice, lsnila plamka odmiennego koloru. Lsnila czerwienia, choc w istocie to okreslenie nie oddaje jej barwy. Nazwijmy ja szkarlatna albo purpurowa, czerwiensza niz grzebien koguta czy pieczone jablko w swinskim ryju. Tak wiec przyszlam na swiat z pechowym imieniem i plamka krwi w lewym oku. Moja matka byla Liliana de Souverain, adeptka Domu Jasminu, ktorej rod od zarania sluzyl Naamie. Moj ojciec, Pierre Cantrel, byl trzecim synem kupieckiego barona. Szkoda, ze cala przedsiebiorczosc, jaka zapewnila jego ojcu status zasluzonego emeryta w Miescie Elui, przypadla w udziale starszemu potomstwu. Dla naszej trojki byloby lepiej, gdyby namietnosc zawiodla go do drzwi innego Domu, moze Przestepu, ktorego adepci sa szkoleni w machinacjach finansowych. Ale w przypadku Pierre'a Cantrela slaba glowe rownowazyly silne namietnosci, kiedy wiec sakiewka u jego pasa napeczniala od monet, a mieszek miedzy nogami od nasienia, postanowil pozbyc sie jednego i drugiego w zmyslowo sennej atmosferze Domu Jasminu. Tam, miotany przez odplywy rozsadku i przyplywy chuci, na domiar zgubil serce. Byc moze na zewnatrz tego nie widac, ale Dworem Kwiatow Rozkwitajacych Noca, przez wszystkich procz wiesniakow zwanym Dworem Nocy, rzadza surowe prawa i scisle zasady. Musi tak byc, bo sluzymy - dziwne, ze wciaz tak mowie - nie tylko Naamie, lecz rowniez wielkim izbom parlamentu, potomkom Elui i jego Towarzyszy, a czasami nawet samej rodzinie krolewskiej. Szczerze mowiac, obslugiwalismy jej synow i corki czesciej, niz sklonni byliby przyznac. Ludzie z zewnatrz mowia, ze adepci sa krzyzowani jak inwentarz, aby plodzic dzieci, ktore odpowiadaja kanonowi danego Domu. Prawda wyglada inaczej, a przynajmniej nie gorzej niz w przypadku malzenstw aranzowanych z powodow politycznych lub finansowych. Rzeczywiscie, jestesmy kojarzeni z uwagi na estetyke, ale jak tylko siegam pamiecia, nikt nie zostal zmuszony do zwiazania sie z osoba, ktora budzilaby w nim wstret. Cos takiego byloby pogwalceniem przykazan Blogoslawionego Elui. Z drugiej strony, nie da sie ukryc, ze moi rodzice byli zle dobrani, i kiedy Pierre Cantrel poprosil o reke Liliany, duejn Domu Jasminu nie wyrazil zgody. Nic dziwnego, bo moja matka idealnie odpowiadala kanonowi Domu: skora barwy miodu, hebanowe wlosy, duze ciemne oczy, blyszczace niczym czarne perly. Moj ojciec, niestety, mial bledsza karnacje, wlosy jak len i oczy w kolorze ciemnego blekitu. Czy ktos moglby przewidziec, co bedzie owocem ich zwiazku? Jestem zywym dowodem slusznosci zastrzezen duejna. Nigdy sie tego nie wypieralam. Poniewaz ojciec nie mogl poslubic swej wybranki zgodnie z dekretem Dworu Nocy, moja matka uciekla. Miala prawo, gdyz ukonczyla swoja marke w wieku dziewietnastu lat. Uciekli razem, majac podzwaniajaca sakiewke Pierre'a, blogoslawienstwo jego ojca oraz wiano, jakie matka uskladala po zrobieniu marki. Nie widzialam ich odkad skonczylam cztery lata, nie moglam wiec zapytac, ale jestem pewna, iz oboje wierzyli, ze moja matka urodzi idealne dziecko, prawdziwy skarb Domu, ktory duejn przyjmie z otwartymi ramionami. Bylabym rozpieszczana i wychowywana w milosci do Blogoslawionego Elui oraz przygotowywana do sluzby Naamie, a po zrobieniu marki Dom wyplacalby dziesiecine moim rodzicom. Jestem przekonana, ze byli tego pewni. Brak watpliwosci to przyjemne marzenie. Dwor Nocy nie jest przesadnie bezwzgledny i Dom Jasminu przyjal matke pod swoj dach, kiedy zblizal sie termin rozwiazania. Wyszla za maz bez zgody duejna, dlatego jej maz nie mogl liczyc na wsparcie finansowe, ale samo malzenstwo zostalo uhonorowane, bo zawarli je przed obliczem jakiegos wiejskiego kaplana Elui. Normalna koleja rzeczy, jesli moja prezencja i charakter pasowalyby do kanonu tego Domu, przyjeto by mnie na wychowanke; gdyby duejn innego Domu uznal, ze spelniam ich wymagania, pokrylby koszty mojego wychowania i adoptowal mnie formalnie w wieku dziesieciu lat. W obu przypadkach, o ile decyzja nalezalaby do niej, matka oddalaby sie szkoleniu adeptow i pobierala pensje w zamian za moja marke. Poniewaz trzos mojego ojca nie byl bezdenny, z pewnoscia wybralaby takie rozwiazanie. Niestety, gdy stalo sie jasne, ze szkarlatna plamka w moim oku jest cecha stala, duejn nakreslil granice. Mialam skaze. Wsrod wszystkich Trzynastu Domow nie bylo ani jednego, ktorego kanon dopuszczalby tego rodzaju wade. Oswiadczyl, ze Dom Jasminu nie wychowa mnie na swoj koszt. Gdyby Liliana chciala zostac, musialaby sluzyc na oltarzu Naamy, zeby zarobic na nasze utrzymanie. Moj ojciec mial niewiele zalet, ale za to duma i namietnoscia nadrabial wszystkie braki. Wzial moja matke za zone i nie dopuszczal do siebie mysli, ze moglaby sluzyc rowniez komus innemu. Zwrocil sie wiec do swojego ojca z prosba o powierzenie mu pieczy nad karawana handlowa, ktora udawala sie do Caerdicca Unitas, po czym zabral matke i mnie, wowczas dwuletnie dziecko, na poszukiwanie szczescia. Nic dziwnego, ze po dlugiej i uciazliwej podrozy, w trakcie ktorej musial ukladac sie ze zbojcami i najemnikami - ktorzy sie niewiele roznili, odkad Tyberium upadlo i drogi przestaly byc bezpieczne - handel nie przyniosl mu zysku. Caerdicci juz nie wladaja cesarstwem, ale sa obrotnymi kupcami. Przeznaczenie odnalazlo nas dwa lata pozniej, zmeczonych podroza i bez grosza przy duszy. Oczywiscie niewiele pamietam z tego okresu. Najlepiej zapisala mi sie w pamieci droga, jej barwy i zapachy, i najemnik, ktory wzial na siebie ochrone mojej malej osobki. Nalezal do plemienia Skaldow z polnocy, byl wiekszy od wolu i brzydki jak grzech smiertelny. Lubilam ciagnac go za wasy, zwisajace po obu stronach ust; usmiechal sie wtedy, a ja chichotalam z zachwytu. Opowiedzial mi, w uniwersalnym jezyku gestow, ze ma zone i coreczke w moim wieku, i ze bardzo mu ich brakuje. Kiedy drogi najemnikow i karawany sie rozeszly, tesknilam za nim jeszcze przez wiele miesiecy. Co do moich rodzicow, to pamietam tylko, ze zawsze byli zajeci soba i bardzo zakochani, nie poswiecajac mi ani czasu, ani zbytniej uwagi. W drodze ojciec mial pelne rece roboty, ochraniajac cnote swojej malzonki. Kiedy wychodzilo na jaw, ze moja matka nosi marke Naamy, codziennie padaly propozycje, niektore skladane na ostrzu noza. Ale Pierre zdolal ochronic ja przed wszystkimi - z wyjatkiem siebie. Kiedy wrocilismy do Miasta, jej brzuch zaczynal peczniec. Ojciec, niezrazony pierwsza porazka, mial czelnosc blagac swojego ojca o druga szanse, tlumaczac sie, ze podroz trwala zbyt dlugo, karawana byla zle wyposazona, a on sam jeszcze nie mial doswiadczenia w rzemiosle kupieckim. Tym razem, przysiagl, bedzie inaczej. I tym razem moj dziadek, baron kupiecki, postawil warunek. Owszem, da druga szanse moim rodzicom, ale pieniadze na towar musza wylozyc z wlasnej kieszeni. Czy mieli inne wyjscie? Nie, jak przypuszczam. Poza talentem mojej matki, ktorym nie mogla kupczyc, stanowilam ich jedyny majatek. Na ich korzysc przemawia fakt, ze wzdragali sie sprzedac mnie na wolnym rynku. W koncu i tak mialo do tego dojsc, ale watpie, czy ktores z nich spogladalo tak daleko w przyszlosc. Nie, zamiast tego moja matka, ktora ostatecznie musze za to blogoslawic, zebrala sie na odwage i wyblagala posluchanie u duejny Domu Cereusa. Wsrod Trzynastu Domow Kwitnacy w Nocy Cereus jest i zawsze byl pierwszym. Zostal zalozony przez Enediela Vintesoira jakies szescset lat temu i dal poczatek wlasciwemu Dworowi Nocy. Od czasow Vintesoira duejnowie Domu Cereusa reprezentowali Dwor w sadzie miejskim; podobno tez wielu z nich cieszylo sie zaufaniem krolow i krolowych. Moze to prawda; z tego, co mi wiadomo, to calkiem mozliwe. Za zycia zalozyciela Dom Cereusa sluzyl tylko Naamie i potomkom Elui. Od tamtych czasow, choc dwor krolewski nie stracil na znaczeniu, za sprawa rozwoju handlu klientela stala sie bardziej mieszczanska - vide moj ojciec. Ale w powszechnym mniemaniu osoba kierujaca Domem Cereusa wciaz byla wazna osobistoscia. Jak wszystkim wiadomo, piekno porusza najbardziej wtedy, kiedy zawisa nad nim zimna reka Smierci, grozac rychlym unicestwieniem. U podstaw slawy Domu Cereusa lezala swiadomosc kruchosci i przemijania istnienia. W duejnie tego domu kazdy mogl dostrzec echo piekna, ktorym zniewalala w swoich najlepszych latach; przypominala zasuszony kwiat wlozony miedzy kartki ksiazki, cieszacy oko dawnym ksztaltem, choc pozbawiony esencji zapachu. Normalna koleja rzeczy, kiedy piekno przemija, kwiat sklania glowe na lodyzce i obumiera, ale czasami po opadnieciu platkow odslania sie szkielet z hartowanej stali. Taka byla Miriam Bouscerye, duejna Domu Cereusa. Skore miala cienka i delikatna jak pergamin, wlosy przyproszone siwizna, ale te oczy... Siedziala na krzesle nieruchomo, prosta jak siedemnastolatka, a jej oczy, szare jak stal, przypominaly swidry. Pamietam, jak stalam na marmurowych plytach dziedzinca, trzymajac za reke matke, ktora rwacym sie glosem wypowiadala swoja prosbe. Wspomniala o narodzinach prawdziwej milosci, ucieczce, wyroku jej duejna, handlowej porazce i warunku mojego dziadka. Pamietam, jak miloscia i podziwem mowila o moim ojcu, przekonana, ze nastepna wyprawa przyniesie mu fortune. Pamietam, jak smialym, choc drzacym glosem powolywala sie na lata swojej sluzby, na przykazanie Blogoslawionego Elui: "Kochaj, jak wola twoja". Pamietam tez, jak zrodlo jej glosu wyschlo, a duejna poruszyla reka. Nie uniosla jej, niezupelnie; moze tylko dwa palce, ciezkie od pierscieni. -Przyprowadz dziecko. Zblizylysmy sie do jej krzesla, moja matka cala roztrzesiona, ja zas dziwnie spokojna; dzieci czesto zaczynaja sie bac dopiero w ostatniej chwili. Duejna upierscienionym palcem uniosla moja brode i uwaznie przyjrzala sie mej twarzy. Czyzby cien niepewnosci przemknal po jej obliczu, kiedy zatrzymala spojrzenie na szkarlatnej plamce w lewym oku? Nawet dzis nie jestem tego pewna, ale jesli rzeczywiscie odczula wahanie, to szybko sie go wyzbyla. Cofnela reke i spojrzala na moja matke, surowo i rozkazujaco. -Jehan powiedzial prawde - rzekla. - Mala nie nadaje sie do sluzby w Trzynastu Domach. Jest jednak urodziwa, a po wychowaniu w Dworze jej cena powinna byc dosc wysoka. W uznaniu za lata twojej sluzby wysune taka oto propozycje. Duejna podala cyfre, a ja poczulam, jak ekscytacja wprawia matke w drzenie. To drzenie stanowilo o jej uroku. -Laskawa pani... - zaczela. Patrzac na matke wzrokiem jastrzebia, sedziwa duejna przerwala jej ruchem dloni. -Sa warunki - powiedziala bezlitosnym tonem. - Nikomu nie powiesz i nie osiedlisz sie w Miescie. W oczach swiata dziecko, ktore urodzisz za cztery miesiace, bedzie twoim pierwszym. Nie chcemy, zeby mowiono, iz Dom Cereusa przychodzi w sukurs niechcianemu bekartowi dziwki. Uslyszalam, jak matka wciaga powietrze, i zobaczylam, ze oczy starej kobiety zmruzyly sie z satysfakcji. Oto, kim jestem, pomyslalam; niechcianym bekartem dziwki. -Ona nie jest... - zaczela matka drzacym glosem. -Taka jest moja propozycja. - Stara duejna byla nieublagana. Ona sprzeda mnie tej okrutnej starej kobiecie, pomyslalam, spodziewajac sie milego dreszczyku przerazenia. Juz wtedy, jeszcze nieswiadoma, uwazalam strach za podniecajacy. - Wychowam te dziewczynke jak wlasna, dopoki nie skonczy dziesieciu lat. Rozwiniemy jej zdolnosci. Jej cena wzbudzi szacunek. Tyle moge obiecac, Liliano. Czy ty mozesz dac jej rownie wiele? Moja matka stala, trzymajac mnie za reke, i patrzyla na mnie. Tak ja zapamietalam. Spojrzenie jej duzych, ciemnych, roziskrzonych oczy dlugo bladzilo po mojej twarzy, by w koncu spoczac na lewym oku. Czulam, jak walczy z przenikajacym ja dreszczem. -Wez ja wiec. - Puscila moja reke i pchnela mnie mocno. Potknelam sie, upadlam na krzeslo duejny, ktora wyciagnela reke i szarpnela jedwabny sznur dzwonka. W dali zadzwonily srebrne dzwoneczki. Zza parawanu niepostrzezenie wysunela sie adeptka, ktora pociagnela mnie za reke i podniosla bez wysilku. Obejrzalam sie, chcac ostatni raz popatrzec na matke, ale stala odwrocona tylem; widzialam tylko plecy wstrzasane bezglosnym placzem. Slonce, ktore wpadalo przez wysokie okna, rozpalalo blekitne blyski w hebanowej rzece jej wlosow. -Chodz - powiedziala adeptka kojacym tonem, chlodnym i perlistym jak plynaca woda. Z ufnoscia spojrzalam w gore. Byla nieodrodnym dzieckiem Domu Cereusa, bladym i nieskazitelnie pieknym. Weszlam do innego swiata. Czy wiec moze dziwic, ze stalam sie tym, kim jestem? Delaunay twierdzil, ze to zawsze bylo moim przeznaczeniem, i byc moze mial racje, ale ja znam prawde: kiedy Milosc mnie odrzucila, ulitowalo sie nade mna Okrucienstwo. DWA Pamietam chwile, w ktorej odkrylam bol.Moje zycie w Domu Cereusa szybko wpadlo w niezmienny, nieprzerwany rytm. Nas, dzieci, bylo tam piecioro. Dzielilam pokoj z dwiema dziewczynkami, delikatnymi i kruchymi niczym figurki z wyjatkowo pieknej porcelany. Starsza, siedmioletnia Julietta miala wlosy barwy mosiadzu, dlatego przypuszczano, ze jej marke kupi Dom Dalii. Cechowala ja powaga i pelne rezerwy zachowanie, nadawala sie wiec do sluzby w tym Domu. Mlodsza, Ellyn, miala pozostac w Domu Cereusa, co do tego nie bylo zadnych watpliwosci. Miala eteryczna urode i blada karnacje, a skore tak cienka, ze przez zamkniete powieki, gdy rzesy lamaly sie niczym fale na delikatnych policzkach, niemalze bylo widac oczy. Mialam z nimi niewiele wspolnego. Z pozostalymi tez nie - ani ze slicznym Etiennem o jasnozlotych lokach cherubina przyrodnim bratem Ellyn, ani z Calantia, mimo jej wesolego smiechu. W przeciwienstwie do mnie znali juz swoja wartosc i mieli zapewniona przyszlosc; urodzili sie z usankcjonowanych zwiazkow i byli przeznaczeni jesli nie dla tego, to dla innego Domu. Nie sadzcie jednak, ze zylam w zalu. Mijaly kolejne lata, przyjemne i nie stawiajace wymagan, spedzane w towarzystwie wielu osob. Adepci byli mili i na zmiane uczyli nas poezji, spiewu i gry na instrumentach, a takze nalewania wina, przygotowywania komnaty sypialnej oraz pelnienia roli slicznych ozdobek przy stole. Mnie tez wolno bylo to robic, pod warunkiem, ze zawsze mialam spuszczony wzrok. Bylam tym, czym bylam: niechcianym bekartem dziwki. Jesli brzmi to brutalnie, musicie rowniez zrozumiec, czego ja nauczylam sie w Domu Cereusa: Blogoslawiony Elua kochal mnie mimo wszystko. Ostatecznie, kim byl on sam, jesli nie niechcianym bekartem dziwki? Moi zapatrzeni w siebie rodzice nie zadali sobie trudu, zeby zaznajomic mnie z podstawami wiary. W Domu Cereusa nawet dzieci korzystaly z dobrodziejstwa nauk kaplana. Brat Louvel przychodzil co tydzien, siadal wsrod nas ze skrzyzowanymi nogami i dzielil sie z nami naukami Elui. Kochalam go, poniewaz wygladal pieknie z wlosami splecionymi w jedwabisty warkocz i oczami koloru glebi oceanu. Co wiecej, byl adeptem Domu Gencjany, dopoki jakis klient nie kupil jego marki i nie uwolnil go, pozwalajac mu scigac mistyczne marzenia. Jedno z nich polegalo na uczeniu dzieci. Bral nas na kolana, po jednym albo po dwoje na raz, i glosem marzyciela snul stare opowiesci. Tak oto, kolysana na kolanie bylego adepta, poznalam tajemnice poczecia Blogoslawionego Elui. Brat Louvel opowiedzial, jak Jeszua ben Josef zmarl na krzyzu, jak tyberyjski zolnierz przebil wlocznia jego bok, jak po zdjeciu z krzyza kobiety lamentowaly, a Magdalena najbardziej, okrywajac powodzia zlotych wlosow nieruchome, nagie cialo. Jak gorzkie, slone lzy Magdaleny spadly na ziemie, wilgotna od przelanej krwi Mesjasza. I jak z tego zwiazku rozpaczajaca Ziemia wydala najcenniejszego syna, Blogoslawionego Elue, najukochanszego z aniolow. Sluchalam jak urzeczona, z bezgraniczna dziecieca fascynacja, gdy brat Louvel opowiadal nam o wedrowce Elui. Odrzucony przez Jeszuitow jako obraza boska, napietnowany przez Tyberium jako potomek nieprzyjaciela, Elua wedrowal przez rozlegle pustynie i dzikie krainy. Wzgardzony przez Boga Jedynego, choc zostal splodzony przez Jego syna, stapal bosymi stopami po lonie swojej matki Ziemi i wedrowal ze spiewem, a wszedzie za nim rozkwitaly kwiaty. Zostal pojmany w Persji i krol kazal go zakuc w lancuchy, on jednak tylko sie usmiechnal, a girlandy winnej latorosli oplotly jego cele. Opowiesc o wedrowce Elui dotarla do Nieba i kiedy zostal uwieziony, wsrod aniolow znalezli sie tacy, ktorzy nie pozostali bezczynni. Postanowili zlekcewazyc wole Boga Jedynego i zstapili na ziemie w starozytnej Persji. Jednym z aniolow byla Naama, starsza siostra, ktora poszla z usmiechem do krola i ze spuszczonym wzrokiem zaproponowala siebie w zamian za wolnosc Elui. Urzeczony jej uroda krol wyrazil zgode; do dzis dnia opowiada sie o Krolewskiej Nocy Rozkoszy. Rankiem otworzono drzwi celi, z ktorych najpierw wylala sie won kwiatow, a potem wylonil sie sam Elua, ze spiewem i w koronie z winorosli. Dlatego, wyjasnil brat Louvel, czcimy Naame i z ufnoscia wstepujemy do jej sluzby. Pozniej krol zdradzil Elue i wszystkich jego wyznawcow. Dal im do picia mocne wino zaprawione waleriana, a kiedy posneli, kazal wrzucic ich do lodzi bez zagli i wypchnac na pelne morze. Elua zbudzil sie i zaspiewal, a wowczas stworzenia z glebin odpowiedzialy i przeprowadzily lodz bezpiecznie przez morze. Lodz dobila do brzegu w Bodistanie i Elua podjal wedrowke. Naama oraz inni aniolowie podazali za nim, nie wiedzac albo nie dbajac, ze spoczywa na nich oko Boga Jedynego. Szli ze spiewem i wplatali we wlosy kwiaty, ktore wyrastaly na sladach stop Elui. W Bodistanie mieszka starozytny lud, wyznajacy licznych bogow, na przemian groznych i pelnych wspolczucia. Wyznawcy bali sie od nich odwrocic, dostrzegli jednak swiatlo w Blogoslawionym Elui i nie wyrzadzili krzywdy ani jemu, ani tym, ktorzy za nim podazali. Tak wiec Elua wedrowal ze spiewem na ustach, a ludzie na jego widok kreslili znak pokoju i odwracali sie. Kiedy zglodnial, Naama szla na targ i kladla sie z nieznajomymi za monete. Z Bodistanu Elua ruszyl na polnoc i dlugo szedl przez nieprzyjazne, kamieniste ziemie. Zginalby niechybnie, gdyby nie uslugiwali mu aniolowie i ziemskie stworzenia. Uwielbialam te historie, na przyklad o Orle z Przeleczy Tiroc, ktory co rano szybowal ponad turniami i lodowcami, a potem opadal nisko nad glowe Elui i wrzucal mu w usta jagody. W ciemnych skaldyjskich puszczach kruki i wilki byly jego przyjaciolmi, bo tamtejsi mieszkancy nie chcieli go sluchac, tylko potrzasali straszliwymi toporami i wzywali swoich bogow, rozmilowanych we krwi i zelazie. Wedrowal wiec dalej, a przebisniegi wystawialy glowki nad zaspy, po ktorych przechodzil. Wreszcie dotarl do Terre d'Ange, jeszcze nienazwanej, bogatej i pieknej krainy oliwek, winogron i melonow rosnacych wsrod wonnych chmur lawendy. Tutaj ludzie witali go serdecznie i spiewali razem z nim, gdy przemierzal pola. Takie sa dzieje Elui i Terre d'Ange, mojej ojczyzny i kraju mojej duszy. Przez szescdziesiat lat Blogoslawiony Elua mieszkal tutaj wraz ze swoimi pierwszymi wyznawcami: Naama, Anaelem, Aza, Szamchazaj, Kamaelem, Kasjelem, Ejszet i Kuszielem. Siedmioro z nich wypelnialo jego przykazanie, ktore moja matka przytoczyla w rozmowie z duejna: "Kochaj, jak wola twoja." W ten oto sposob Terre d'Ange stala sie tym, czym jest, a swiat poznal piekno D'Angelinow zrodzonych z nasienia Blogoslawionego Elui oraz tych, ktorzy za nim podazali. Jedynie Kasjel pozostal wierny przykazaniom Boga Jedynego i wyrzekl sie milosci ziemskiej na rzecz milosci boskiej, ale na zawsze pozostal jako brat u boku Elui, ktory poruszyl jego serce. W tym czasie, jak powiedzial brat Louvel, Bog Jedyny rozpaczal nad smiercia syna, Jeszui ben Josefa, i przeklinal swoj narod wybrany. Czas bogow plynie inaczej niz nasz, trzy pokolenia moga narodzic sie i umrzec pomiedzy jedna mysla a druga. Kiedy wreszcie Bog Jedyny uslyszal piesni D'Angelinow, zwrocil oko na Terre d'Ange, na Elue oraz tych, ktorzy uciekli z Nieba i towarzyszyli mu w wedrowkach. Kazal przywodcy zastepow niebieskich sprowadzic ich z powrotem i postawic Elue przed swoim tronem. Elua z usmiechem powital wyslannika, obdarzyl go pocalunkiem pokoju, wlozyl mu na szyje wience z kwiatow i napelnil jego kielich slodkim winem. Boski wyslannik powrocil do Nieba ze wstydem i pustymi rekami. Wtedy Bog Jedyny pojal, ze nie ma wladzy nad Elua, w ktorego zylach plynelo czerwone wino matki Ziemi i lzy Magdaleny. A jednak, choc Elua byl smiertelnikiem, Bog Jedyny po dlugim namysle poslal do niego nie aniola smierci, lecz swojego archaniola. "Gdy zostaniesz tutaj i bedziesz kochac, jak wola twoja, twoje potomstwo zawladnie ziemia" - powiedzial herold Boga Jedynego. "A tak byc nie moze. Pojdz w pokoju przed oblicze swego Boga i Pana, a wszystko zostanie ci wybaczone". Brat Louvel umial opowiadac, mial melodyjny glos i wiedzial, kiedy go zawieszac. Wstrzymalismy oddech. Co zrobil Elua? Siedzielismy jak na szpilkach, czekajac na nastepne slowa. Oto, co nam powiedzial: Blogoslawiony Elua usmiechnal sie do archaniola, po czym odwrocil sie do swojego serdecznego przyjaciela Kasjela i wyciagnal reke po jego noz. Przylozyl czubek do dloni i rozcial skore. Krople jasnej krwi spadly na ziemie i wyrosly z nich anemony. "Niebo mojego dziadka jest bezkrwiste" - powiedzial Elua do wyslannika Boga Jedynego. "W przeciwienstwie do mnie. Niech wskaze mi jakies lepsze miejsce, gdzie bedziemy mogli kochac, spiewac i starzec sie wedle woli, gdzie z czasem dolacza do nas nasze dzieci i dzieci naszych dzieci, a wtedy pojde". Archaniol milczal, czekajac na odpowiedz Boga Jedynego. "Nie ma takiego miejsca" - odparl wreszcie. Po tych slowach, powiedzial nam brat Louvel, stala sie rzecz nieslychana: nasza matka Ziemia przemowila do bylego meza, Boga Jedynego, i rzekla: "Mozemy je stworzyc, ty i ja". Tak oto powstala prawdziwa Terre d'Ange, ktora lezy poza zasiegiem zmyslow smiertelnikow. Jej brame mozemy przestapic dopiero po przekroczeniu tej mrocznej, przez ktora opuszczamy swiat doczesny. Tylko Blogoslawiony Elua oraz ci, ktorzy za nim podazali, weszli od razu w jasna brame, za ktora lezy wspaniala kraina. Ale nasza ziemie Elua umilowal najpierw, dlatego nazwalismy ja po tamtej, z duma i miloscia oddajac czesc Blogoslawionemu. W dniu, w ktorym skonczyl opowiadac Cykl Eluanski, brat Louvel przyniosl bukieciki anemonow, po jednym dla kazdego. Dlugimi szpilkami przypielismy kwiaty do ubrania na piersi. Wszystkie mialy soczysty czerwony kolor i uznalam, ze sa symbolem prawdziwej milosci, ale brat Louvel wyjasnil, ze sa znakiem smiertelnej krwi Elui wylanej z milosci do ziemi i ludu D'Angelinow. Po lekcjach spacerowalam po ogrodach Domu Cereusa, rozpamietujac slowa opowiesci. Mialam wtedy siedem lat i pamietam, ze bylam niezmiernie dumna z anemonow przypietych do stanika sukienki. Zawsze lubilam zachodzic do antykamery przy salonie, gdzie adepci czekali na wezwanie, by zaprezentowac sie klientom. Podobala mi sie panujaca tam atmosfera niecierpliwosci i subtelnego napiecia, z jakim adepci przygotowywali sie do rywalizacji o wzgledy klientow. Oficjalnie konkurencja byla zabroniona, bo taki pokaz przyziemnych emocji szkodzilby reputacji Domu, niemniej jednak istniala. W Domu krazyly barwne opowiesci o zamianie perfum we flakoniku na kocie siki, o wystrzepionych wstazkach, o przecietych fiszbinach w gorsecie, o nadpilowanym obcasie pantofelka. Nigdy nie spotkalam sie z takimi przejawami zlosliwosci, ale prawdopodobienstwo ich wystapienia zawsze wisialo w powietrzu. Tego dnia w antykamerze czekalo tylko dwoje adeptow, wskazanych imiennie przez klientow. Usiadlam cicho w kaciku przy malej fontannie i zaczelam fantazjowac, ze sama jestem adeptka, z niezmaconym spokojem czekajaca na wezwanie... lecz gdy tylko wyobrazilam sobie, ze oddaje sie klientowi, opadlo mnie wielkie podniecenie. Wedlug brata Louvela duch Naamy, gdy kladla sie z krolem Persji i z nieznajomymi na targu, byl przepelniony mistyczna czystoscia. Tak mowia w Domu Gencjany; w Smagliczce utrzymuja, ze podobno z placzem wyzbyla sie skromnosci, a w Melisie sadza, ze kierowala sie wspolczuciem. Wedlug Przestepu Naama zrobila dobry interes. W Kamelii powiadaja, ze jej kunszt oslepil krola Persji na dwa tygodnie i dlatego ja zdradzil, owladniety bezrozumnym strachem. W Dalii twierdza, ze obdarzala wzgledami jak krolowa, podczas gdy zdaniem Heliotropu plawila sie w milosci jak w sloncu, ktore z jednakowa laskawoscia swieci na krolewski palac i na kupe gnoju. Dom Jasminu, z ktorego sie wywodze, uwaza, ze Naama robila to dla przyjemnosci, a Orchidea, ze dla zabawy. Dzika Roza jest przekonana, ze czarowala wszystkich slodycza swojego spiewu. Nie wiem, w co wierza w Walerianie, bo niewiele bylo nam wiadomo o dwoch Domach, ktore zaspokajaly bardziej wyrafinowane gusta, ale kiedys slyszalam, ze wedle Mandragory Naama traktowala swoich klientow jak ofiary: chlostala ich dla przyjemnosci, pozostawiajac zaspokojonych i ledwo zywych. Wiem o tym wszystkim z zaslyszanych rozmow, bo adepci czesto sie zastanawiali, do ktorego Domu trafilabym, gdybym nie miala skazy. Wyliczali wymagania stawiane przez rozne Domy i roztrzasali cechy mojego charakteru, probujac dopasowac mnie do ktoregos z nich. Jak kazde dziecko, mialam zmienne usposobienie i nie bylam na tyle skromna, wesola, wyniosla, sprytna czy powazna, by jednoznacznie pasowac do ktoregos Domu; nie mialam tez, jak sie wydawalo, wielkiego talentu do poezji czy piesni. Snuli wiec domysly, nie znajdujac odpowiedzi az do tego dnia, ktory zadecydowal o mojej przyszlosci. Bukiecik anemonow od brata Louvela rozsypal sie i wyciagnelam szpilke, zeby z powrotem ulozyc kwiaty. Szpilka byla dluga i ostra, wyjatkowo lsniaca, z okragla glowka z macicy perlowej. Siedzialam przy fontannie i podziwialam ja, zapomniawszy o anemonach. Rozmyslalam o bracie Louvelu i jego urodzie, i o tym, jak sie mu oddam, kiedy zostane kobieta. Rozmyslalam o Blogoslawionym Elui i jego dlugiej wedrowce, o jego zaskakujacym postepku w odpowiedzi na wezwanie Boga Jedynego. Kto wie, moze krew, ktora przelal, plynela w moich zylach? Postanowilam to sprawdzic. Odwrocilam lewa reke wnetrzem dloni do gory, prawa mocno zlapalam szpilke i wbilam ja w cialo. Czubek wniknal ze zdumiewajaca latwoscia. Przez sekunde nic nie czulam, a potem wokol szpilki rozkwitl bol, jak anemon. Moja reka zaspiewala z cierpienia, nerwy zadygotaly. Bylo to nieznane uczucie, jednoczesnie zle i dobre, strasznie dobre, jak wtedy, kiedy myslalam o Naamie kladacej sie z nieznajomymi, tylko lepsze, znacznie lepsze. Wyciagnelam szpilke i z fascynacja patrzylam, jak krew wzbiera w malenkiej rance, szkarlatna perelka dopasowana barwa do plamki w moim oku. Nie wiedzialam wtedy, ze ktorys z adeptow widzial moje doswiadczenie i poslal sluge do duejny. Zahipnotyzowana bolem i strumyczkiem wlasnej krwi, zauwazylam ja dopiero wtedy, gdy padl na mnie jej cien. -Aha - mruknela i zamknela starczy szpon na moim lewym nadgarstku. Szpilka wypadla mi z reki i serce zalomotalo z rozkosznego strachu. Jej swidrujace spojrzenie przewiercilo moje oczy i znalazlo w nich zaprawiona bolem przyjemnosc. - Czyzbys wiec nadawala sie do Domu Waleriany? - W jej glosie pobrzmiewala ponura satysfakcja; zagadka zostala rozwiazana. - Wyslij poslanca do duejna z wiescia, ze mamy tu kogos, kto moze odniesc korzysc z nauk doznawania bolu. - Szare jak stal oczy jeszcze raz omiotly moja twarz, spoczely na lewym oku. - Nie, czekaj.- Jakis grymas przemknal po jej obliczu; moze rozterka, nie pamietam. Puscila moja reke i odwrocila sie. - Poslij po Anafiela Delaunaya. Powiedz mu, ze mamy cos ciekawego do pokazania. TRZY Dlaczego ucieklam w przeddzien spotkania z Anafielem Delaunayem, bedacym niegdys osoba wplywowa na dworze - na krolewskim dworze - i potencjalnym kupcem mojej marki?Szczerze mowiac, nie wiem. Wiem tylko, ze zawsze tkwilo we mnie cos, co kazalo mi ryzykowac i z jakiegos powodu pchalo ku niebezpieczenstwu; moze dla dreszczyku emocji, moze z uwagi na mozliwe reperkusje - kto wie? W kazdym razie jedna z dziewczat podkuchennych pokazala mi w ogrodzie za kuchniami wysoka grusze, po ktorej mozna sie bylo wspiac na mur. Wiedzialam, ze spotkanie zostalo umowione, bo poprzedniego dnia duejna uprzedzila mnie o przygotowaniach. Adepci poszeptywali, ze zostane uszykowana jak dla ksiecia; wykapana, uczesana i ubrana w piekna sukienke. Oczywiscie, nikt mi nie powiedzial, kim jest Anafiel Delaunay ani dlaczego powinnam sie cieszyc, ze przyjdzie mnie obejrzec. W gruncie rzeczy bylabym bardzo zdziwiona, gdyby okazalo sie, ze ktos w Domu Cereusa znal cala prawde. Duejna wymawiala jego imie lekko przyciszonym glosem, a adepci mogli tylko snuc domysly. Tak oto, zdjeta groza, ucieklam. Gdy zakasalam spodnice i wetknelam jej rabek za pasek, pokonanie gruszy okazalo sie dosc latwe i bez przeszkod zeskoczylam po drugiej stronie muru. Mur zapewnia dyskrecje, i Dom Cereusa, stojacy na szczycie wzgorza nad Miastem Elui, niczym procz aromatu ogrodow nie rozni sie od innych posiadlosci, ktore leza nizej na zboczach. Podobnie jak inne Domy, ma nierzucajace sie w oczy godlo na bramie, z ktorej korzystaja klienci. Trzy lata spedzilam w jego murach; teraz szeroko otworzylam oczy na widok lezacej przede mna niecki Miasta, okolonej przez lagodne wzgorza i rozcietej szeroka rzeka. Tam, pomyslalam, patrzac na budowle lsniaca w promieniach slonca, musi byc palac krolewski. Obok mnie przejechal powoz z zaciagnietymi w oknach zaslonkami. Stangret obrzucil mnie szybkim i uwaznym spojrzeniem. Wiedzialam, ze jesli nie rusze sie z miejsca, predzej czy pozniej ktos zwroci uwage na samotna, mala dziewczynke w sukience z adamaszku, ze wstazkami w ciemnych lokach. Jesli ktos powiadomi duejne, straznicy w jednej chwili wypadna za brame i zaprowadza mnie z powrotem do Domu. Co zrobil Elua, niechciany syn Magdaleny? Wedrowal po swiecie. Postanowilam pojsc w jego slady. Ruszylam w dol wzgorza. Im bardziej zblizalam sie do miasta, tym odleglejsze mi sie ono wydawalo. Szerokie, wdziecznie skrecajace aleje z drzewami i imponujacymi bramami ustepowaly powoli wezszym, rownie kretym uliczkom. Bylo tam pelno ludzi, z reguly biedniejszych od tych, ktorych widywalam w Domu Cereusa. Nie wiedzialam wtedy, ze pod Mont Nuit, gdzie stalo Trzynascie Domow, rozlokowaly sie mniej wykwintne przybytki: kawiarnie odwiedzane przez poetow i szlachetnie urodzonych panow o watpliwej reputacji, ogolnodostepne zamtuzy, spelunki artystow, podejrzane apteki i kramy wrozbitow. Pozniej sie dowiedzialam, ze to sasiedztwo dodawalo pikanterii wyprawom do Nocnego Dworu. Byl pozny ranek. Stalam na skraju ulicy, przytloczona halasem i ruchem. Nade mna jakas kobieta wychylila sie przez balustrade balkonu i wylala wode z miski na ulice. Woda rozbryznela sie u moich stop; odskoczylam i patrzylam, jak splywa w strumyczkach pomiedzy kocimi lbami. Jakis jegomosc wybiegl z bramy, wpadl na mnie i zaklal. -Uwazaj, dziecko! - zawolal opryskliwie. Oddalil sie pospiesznie, jego pantofle wystukiwaly gniewny rytm na kamieniach. Zauwazylam, ze spodnie mial pogniecione i rozpiete, jakby wciagnal je w pospiechu, a kaptur oponczy wywrocony na lewa strone. Z Domu Cereusa klienci wychodzili wypoczeci i odswiezeni, po wypiciu kieliszka wina lub likieru, ale tez zaden z nich nie przychodzil w ubraniu z barchanu. Za rogiem rozposcieral sie niewielki plac, przyjemnie ocieniony drzewami, z fontanna posrodku; byl dzien targowy i krzyki handlarzy dzwieczaly w uszach. Ucieklam bez prowiantu, kiedy wiec zobaczylam i poczulam zapach jedzenia, zoladek natychmiast przypomnial mi o swoich prawach. Przystanelam przy kramie z lakociami, zastanawiajac sie nad konfiturami i marcepanem; bezmyslnie wzielam cukierek z pasta migdalowa. -Dotknelas, wiec musisz kupic! - Glos handlarki ostro zadzwonil mi w uchu. Przestraszona, puscilam cukierek i unioslam glowe. Przez sekunde spogladala na mnie gniewnie, rumiana, pucolowata, krzepka wiejska pieknosc, utuczona slodyczami, ktorych zbyt czesto musiala kosztowac. Patrzylam na nia z drzeniem, ale po chwili strach oslabl, bo dostrzeglam w jej wielkim ciele dobrotliwe serce. A potem zobaczyla moje oczy, i jej twarz sie zmienila. -Diabelski pomiot! - Uniosla reke, wielka jak bochen chleba, i wycelowala we mnie pulchny palec. - Patrzcie na to dziecko! Nikt mi nie powiedzial, ze ludzie mieszkajacy u podnoza Mont Nuit sa nadzwyczajnie przesadni. Przekupnie zaczeli sie odwracac i wyciagac rece, zeby mnie zlapac. Zdjeta strachem, rzucilam sie do ucieczki. Na nieszczescie stragan z brzoskwiniami zagrodzil mi droge. Posliznelam sie na zrzuconych owocach i rozciagnelam jak dluga pod markiza kramu. Cos mlasnelo nieprzyjemnie pod moim lewym lokciem, zapach przejrzalych brzoskwin spowil mnie jak trujace wyziewy. Slyszalam gniewny ryk handlarza, ktory sunal wokol rumowiska w moja strone. -Psst! - Pod innym kramem dostrzeglam drobna, smagla buzie. Chlopiec, mniej wiecej w moim wieku, pokazywal w usmiechu lsniace biale zeby i przywolywal mnie brudna reka. Czolgalam sie jak szalona po zaslanej owocami ziemi; szew puscil na plecach mojej sukienki, gdy z determinacja wyrwalam sie komus, kto chcial mnie zatrzymac. Moj mlodociany zbawca, nie tracac czasu, popchnal mnie przed soba i razem pedzilismy na czworakach pod ustawionymi w rzedach straganami. Czulam szum krwi w uszach, w zylach, a kiedy wydostalismy sie z rynku i co sil w nogach rzucilismy do ucieczki, serce omal nie wyskoczylo mi z piersi. Scigalo nas kilku mlodszych mezczyzn, ale robili to bez wiekszego przekonania i zrezygnowali z pogoni, gdy zniknelismy w labiryncie uliczek. Mimo to nie oszczedzalismy nog i zatrzymalismy sie dopiero wtedy, gdy moj wybawiciel uznal, ze nic nam nie grozi. Przywarl w wejsciu do sciany jakiegos domu i ostroznie wyjrzal na zewnatrz. -Jestesmy bezpieczni - zakomunikowal z satysfakcja. - Sa zbyt leniwi, zeby gonic dalej niz dwa kwartaly, chyba ze zwedzi sie cos grubszego, na przyklad szynke. - Odwrocil sie, zeby mi sie przyjrzec, i swisnal przez zeby. - Masz plamke w oku, jak krew. O to chodzilo tej starej? Po trzech latach zycia wsrod omdlewajaco bladych mieszkancow Domu Cereusa wygladal w moich oczach zdecydowanie egzotycznie. Skore mial brazowa jak Bodistanczyk, oczy czarne i wesole, wlosy opadajace do ramion wijace sie w kruczoczarnych kedziorach. -Tak - odparlam i, poniewaz uznalam, ze jest piekny, zapytalam: - Z ktorego Domu pochodzisz? Przykucnal na pietach. -Mieszkam na Rue Coupole, niedaleko swiatyni. Prog byl brudny, ale nie bardziej niz moja sukienka. Zebralam ja wokol kolan i usiadlam. -Moja matka pochodzila z Domu Jasminu. Masz ich karnacje, wiesz? Dotknal reka wstazki w moich wlosach. -Ladna. Dostaniesz za nia pare miedziakow na targu. - Wytrzeszczyl oczy. - Nalezysz do Dworu Nocy! -Tak - przyznalam, lecz po chwili zmienilam zdanie. - Nie. Mam plamke w oku. Chca mnie sprzedac. -Aha. - Zastanawial sie przez chwile. - Ja jestem Cyganem - oznajmil z duma. - Przynajmniej po matce. Wrozy na placu, z wyjatkiem dni targowych, i dorabia praniem. Mam na imie Hiacynt. -A ja Fedra. -Gdzie mieszkasz? Wskazalam w strone wzgorza, a w kazdym razie tam, gdzie wedlug mnie lezalo; w labiryncie ulic stracilam orientacje. -Aha. - Glosno zaczerpnal tchu i klasnal jezykiem o zeby. Pachnial, nie nieprzyjemnie, niemytym chlopakiem. - Chcesz, zebym cie odprowadzil do domu? Znam wszystkie ulice. W tej chwili oboje uslyszelismy tetent kopyt, szybki i zdecydowany, wyrozniajacy sie na tle ogolnego halasu miasta. Hiacynt zerwal sie do ucieczki, ale jezdzcy juz podjezdzali. Byli to dwaj straznicy duejny, w granatowych liberiach z wyhaftowanym zlota nicia delikatnym kwiatem cereusa. Zostalam zlapana. -Tam - powiedzial jeden z irytacja, wskazujac na mnie. Twarz mial przystojna, rysy regularne; czlonkowie strazy Cereusa byli wybierani ze wzgledu na prezencje i sile. - Rozzloscilas duejne i zrobilas zamieszanie na targu, dziewczyno. - Jedna reka chwycil karczek sukienki i poderwal mnie w powietrze. Zwisalam bezradnie w jego rece. - Na dzis wystarczy. Z tymi slowy posadzil mnie przed soba na leku, po czym zawrocil konia, zerkajac na swojego towarzysza i ruchem glowy wskazujac w strone domu. Hiacynt wyskoczyl na ulice i przemknal tuz przed konskimi kopytami. Drugi straznik zaklal i zamachnal sie pejczem. -Z drogi, cyganskie nasienie! Hiacynt zrobil unik z wprawa, jakiej nabywa sie w wyniku dlugiej praktyki, i pobiegl za konmi, -Fedro! - wolal. - Wroc, musimy sie zobaczyc! Pamietaj, Rue Coupole! Wyciagnelam szyje, zeby wyjrzec zza odzianego na niebiesko torsu straznika; chcialam zobaczyc chlopca, bo bylo mi smutno, ze sie rozstajemy. Przez pare minut byl moim przyjacielem, a przeciez jeszcze nigdy nie mialam przyjaciela. Po powrocie do Domu Cereusa popadlam w nielaske. Odebrano mi przywilej podawania do stolu w czasie wieczornego podejmowania gosci i bez kolacji zamknieto w pokoju, choc Ellyn, ktora miala miekkie serce, podrzucila mi w serwetce kilka herbatnikow. Rankiem przyszla po mnie adeptka Suria, wysoka i jasnowlosa. To ona wziela mnie za reke pierwszego dnia pobytu w Domu Cereusa i wiedzialam, ze troche mnie lubi. Zabrala mnie do lazni i rozplotla mi wlosy, a potem siedziala cierpliwie i patrzyla, jak pluskam sie w glebokim marmurowym basenie. -Surio - zagadnelam, poddajac sie jej inspekcji - kim jest Anafiel Delaunay i dlaczego moze chciec mnie kupic? -Masz we wlosach zapach pospolitej garkuchni. - Odwrocila mnie delikatnie i wylala na czubek mojej glowy mydlo o slodkim, ale nieokreslonym zapachu. - Messire Delaunay jest znany na krolewskim dworze. - Jej smukle palce, cudownie kojace, spienily mydlo. - Poza tym jest poeta. To wszystko, co wiem. -Jaka poezje uprawia? - Posluszna jej gestowi, zanurzylam sie i potrzasnelam glowa pod woda, zeby pozbyc sie mydla. Jej rece z wprawa zebraly moje wlosy, gdy wstalam, i delikatnie wycisnely z nich wode. -Taka, ktora przyprawilaby o rumieniec adepta z Domu Dzikiej Rozy. Usmiecham sie teraz, wspominajac moje oburzenie, a Delaunay rozesmial sie glosno, kiedy mu o tym powiedzialam. -Pisze sprosne wiersze? Chcesz powiedziec, ze wystroja mnie jak karnawalowa ges, zeby sprzedac jakiemus upapranemu nasieniem wierszoklecie, ktory jedna reke trzyma w kalamarzu, a druga w rozporku? -Sza. - Suria owinela mnie recznikiem i wytarla do sucha. - Gdzie sie nauczylas takiego jezyka? Nie, naprawde, podobno jest wielkim poeta... przynajmniej byl. Obrazil jednak jakiegos wielmoze, moze nawet czlonka rodziny krolewskiej, i teraz juz nie pisze, a jego wiersze zostaly zakazane. Dobil z kims targu, Fedro, ale nie znam tej historii. Chodza sluchy, ze kiedys byl kochankiem jakiejs waznej persony. Wciaz jest znany na dworze i nie brakuje takich, ktorzy sie go boja. Bedziesz grzeczna? -Tak. - Zerknelam nad jej ramieniem. Suknia miala dosc glebokie wyciecie na plecach, moglam wiec zobaczyc jej marke, pedy bladozielonych winorosli i granatowych kwiatow splecione na kregoslupie, wyklute na skorze iglami markarza. Wzor byl prawie ukonczony. Jeszcze pare prezentow od klientow, a bedzie mogla go skonczyc. Gdy ostatni kwiat zamknie zwienczenie na karku, Suria bedzie miala swoja marke. Jej dlug wobec Naamy oraz duejny zostanie splacony; jesli zechce, bedzie mogla opuscic Dom Cereusa albo pozostac pod jego dachem i oddawac Domowi dziesiata czesc swoich zarobkow. Miala dziewietnascie lat, byla wiec w wieku mojej matki. -Suria, kto to jest Cygan? -Jeden z podroznych, Cyganow. - Przeciagajac grzebieniem przez moje mokre wlosy, skrzywila sie z niesmakiem, ale tak, by nie powstaly brzydkie zmarszczki. - Co masz z nimi wspolnego? -Nic. - Umilklam, poddajac sie jej troskliwym zabiegom. Uznalam, ze skoro straznicy duejny nie wspomnieli o mojej nowej znajomosci, to ja tez zachowam ja w sekrecie, bo tajemnice sa czesto jedynym atutem dziecka w swiecie doroslych. We wlasciwym czasie zostalam przygotowana na spotkanie z Delaunayem. Oczywiscie bylam za mala na makijaz, ale lekko przypudrowano mi policzki i wpleciono wstazki w lsniace, swiezo umyte wlosy. Przyszedl po mnie sam Jareth Moran, zastepca duejny. Nieco przestraszona, trzymalam go za reke i dreptalam obok niego. Usmiechnal sie do mnie pare razy. Spotkanie odbylo sie nie na wewnetrznym dziedzincu, ale w prywatnym saloniku duejny, urzadzonym z dyskretnym przepychem i sluzacym wypoczynkowi oraz prowadzeniu rozmow nie przeznaczonych dla postronnych uszu. Miedzy dwoma krzeslami lezala poduszka. Jareth puscil moja reke, gdy weszlismy, i stanal za plecami duejny. Zerknelam na dwie siedzace osoby i zajelam miejsce, klekajac abeyante przed nimi. Duejne znalam, oczywiscie; co do Anafiela Delaunaya, dostrzeglam tylko wysoki wzrost, szczuple cialo i rdzawe odcienie, zanim zastyglam z pochylona glowa. Przez dluga chwile panowala cisza. Siedzialam na pietach, splotlszy rece i kazda czasteczka swojej istoty pragnac uniesc glowe, a jednoczesnie nie smiac tego uczynic. -Ladne dziecko - uslyszalam w koncu znudzony glos, gleboki, modulowany tenor, ale bez intonacji, z jaka mowia wylacznie arystokraci. Teraz to wiem, bo Delaunay nauczyl mnie zwracac uwage na takie rzeczy. Wtedy pomyslalam tylko, ze mnie nie lubi. - Opisany przez ciebie incydent jest ciekawy, nie dostrzegam w nim jednak niczego, co mogloby mnie zaintrygowac. Od dwoch lat mam ucznia, Miriam, i nie potrzebuje drugiego. -Fedro. Poderwalam glowe, slyszac rozkazujacy ton starej duejny, i zwrocilam na nia szeroko otwarte oczy. Z lekkim usmiechem patrzyla na Delaunaya, przenioslam wiec spojrzenie na niego. Anafiel Delaunay siedzial w swobodnej pozie, z lokciem na poreczy fotela i z broda wsparta na dloni. Mial piekne rysy rasowego D'Angelina, twarz pociagla i zywa, dlugie rzesy i szare oczy, w ktorych dostrzeglam topazowe blyski, jego wlosy mialy przyjemny rudawy odcien. Nosil aksamitny wams w kolorze glebokiego brazu, z rdzawymi rekawami, w rozcieciach ktorych poblyskiwal jedwab o barwie topazu. Na szyi mial zloty, grawerowany lancuszek. Leniwie wyciagal ksztaltne nogi, obcas jednego wypolerowanego trzewika wspierajac na nosku drugiego. I kiedy na mnie spojrzal, obcas z hukiem uderzyl o podloge. -Na Jaja Elui! - Parsknal smiechem, ktory mnie przestraszyl. Zobaczylam, ze Jareth i duejna wymienili szybkie spojrzenia. Delaunay plynnym, eleganckim ruchem wstal z fotela i opadl przede mna na jed