7558

Szczegóły
Tytuł 7558
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7558 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7558 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7558 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAROL MAY SZATAN I JUDASZ SPӣDZIELNIA WYDAWNICZA �ORIENT� R.D.Z. W WARSZAWIE, WARSZAWA 1925 � 1926 � 1927 W SONORZE Gdyby mnie kto zapyta�, jakie miasto na ziemi jest najbardziej ponure i gdzie sp�dza si� czas najnudniej, odpar�bym bez namys�u: to Guayma w Sonorze, w p�nocno�zachodnim stanie republiki meksyka�skiej. Jest to co prawda prze�wiadczenie wr�cz osobiste i kto inny m�g�by si� o nie spiera�; ja jednak nie mog� go zmieni�, gdy� � przepraszam za wyra�enie, lecz jest ono bardzo odpowiednie � przepr�niaczy�em w tej (przekl�tej dziurze dwa najbardziej ja�owe tygodnie mojego �ycia. Chcia�em dosta� si� do Arizony, aby zaobserwowa� tamtejsze oryginalne �ycie. Nadarzy�a mi si� jednak sposobno�� poznania okolicy, kt�rej inaczej by�bym zapewne nigdy nie zwiedzi�; mianowicie wydawca pewnej gazety w San Francisco zaproponowa� mi, a�ebym pisa� dla niego komunikaty z placu boju powstania znanego meksyka�skiego genera�a Jargasa, kt�re w�a�nie w tym czasie wybuch�o. Z rado�ci� przyj��em propozycj�. Jargas nie mia� szcz�cia; powstanie upad�o a wodza stracono. Odes�awszy ostatnie sprawozdanie powr�ci�em przez g�ry Sierra Verde, a�eby dosta� si� do Guaymy. Mia�em nadziej� znale�� tam okr�t, zd��aj�cy do jakiej� miejscowo�ci nad Zatok� Kalifornijsk�, po�o�onej bardziej na p�noc, gdy� celem mojej podr�y by�a rzeka Rio Gila, gdzie wed�ug umowy mia�em si� spotka� z moim przyjacielem, wodzem Apacz�w Winnetou. Powr�t m�j nie odbywa� si� niestety tak szybko, jak sobie tego �yczy�em. Jeszcze w samotnych g�rach Sierry potkn�� si� m�j ko� tak nieszcz�liwie, �e z�ama� przedni� nog�, musia�em igo zastrzeli� i ruszy� piechot� w dalsz� drog�. Ca�ymi dniami nie widzia�em ludzkiej twarzy, nie mog�em wi�c marzy� o kupnie konia Mb mu�a. Musia�em, si� przy tym pilnie wystrzega� spotkania z Indianami Bravos*, gdy� m�g�bym to drogo op�aci�. W�dr�wka by�a d�uga i wyczerpuj�ca, tote� odetchn��em z ulg�, gdy wreszcie zeszed�em w trachitow� dolin�, w kt�rej le�y smutna miejscowo�� Guayma. Miasto, kt�rego widoku z tak� t�sknot� oczekiwa�em, nie przedstawia�o mi si� bynajmniej zachwycaj�ca. Mia�o .wtedy zaledwie dwa tysi�ce mieszka�c�w i sk�ada�o si� z dom�w bez okien, zbudowanych z pustych wewn�trz cegie�. Otoczone naoko�o wysokimi, nagimi ska�ami le�a�a w niezno�nym �arze s�onecznym podobne do zbiela�ego szkieletu i zdawa�o si� by� zupe�nie wymar�e, gdy� zar�wno na ulicach, jak w ca�ej okolicy nie zauwa�y�em w pierwszej chwili �ywej duszy. Musz� jednak przyzna�, �e je�eli Guayrna wywar�a na mnie niezbyt mi�e wra�enie, to tym mniej moja osoba mog�a wprawi� w zachwyt mieszka�c�w tej mie�ciny. Odzienie, za kt�re zap�aci�em 80 dolar�w przed odjazdem ze San Francisco, podar�o si� ju� na strz�py; obuwie zbli�a�o si� do kresu swojej egzystencji. Prawy but ju� dawno zapomnia� o obcasie, przy lewym zachowa�a si� jeszcze po�owa tej ozdoby. A wreszcie kapelusz. W szcz�liwszych czasach zwany sombrero, to znaczy cienisty, zrezygnowa� teraz w zupe�no�ci ze Swego zaszczytnego tytu�u. Jego szeroka kresa znika�a coraz bardziej (chocia� do dzi� dnia nie rozumiem z jakiego powodu) a to, co tkwi�o jeszcze na mojej g�owie jako wierna pozosta�o�� kapelusza, mia�o �kszta�t mniej wi�cej tureckiego fezu i nadawa�oby si� wy�mienicie do cedzenia atramentu. Jedynie pas sk�rzany, m�j d�ugoletni towarzysz, dowi�d� i tym razem swej wytrzyma�o�ci. Id�c powoli wzd�u� ulicy i rozgl�daj�c si� w obie strony, czy nie ujrz� jakiej� �ywej istoty, zauwa�y�em niski budynek, nad kt�rego wej�ciem widnia� du�y napis zawieszony na dw�ch dr�gach wystaj�cych z dachu. Litery by�y niegdy� bia�e, malowane na ciemnym tle, tak jednak wyblak�y i sp�owia�y od deszczu i kurzu, �e zdo�a�em tylko przeczyta� zach�caj�ce s�owa: MAISON de� Sta�em chwil�, usi�uj�c rozszyfrowa� ostatnie s�owo na szyldzie, gdy pos�ysza�em czyje� kroki. Obr�ciwszy si� pozdrowi�em uprzejmie jakiego� cz�owieka i poprosi�em, aby mi wskaza� .najporz�dniejsz� gospod� w mie�cie. Przechodzie� wskaza� mi budynek, przed kt�rym sta�em. ��Niech pan d�u�ej nie szuka, senior! To najwykwintniejszy hotel, w mie�cie. Niech pana nie zra�a, �e obecnie brak na szyldzie s�owa �Madrid�, je�li si� pan poleci gospodarzowi i oczywi�cie je�li ma pan czym p�aci�, senior, b�dzie pan mia� wszystkiego pod dodatkiem. Gospodarz nazywa si� don Geronimo. Moim s�owom mo�e pan zaufa�, gdy� jako escribano* znam w Guaymie wszystkich obywateli. Ufaj�c tej znakomito�ci guaymskiej przest�pi�em pr�g gospody. Hotel posiada� jedn� jedyn� izb�. Opr�cz drzwi od ulicy zauwa�y�em naprzeciw drugie, prowadz�ce na podw�rze. Okien lub jakichkolwiek innych otwor�w w �cianach nie by�o. Obok tylnych drzwi sta�o kamienne palenisko, czarne od sadzy; miejsce to by�o dowcipnie wybrane, gdy� pozwala�o dymowi uchodzi� wprost przez bram� bez specjalnego komina. Pod�og� stanowi�a twardo ubita glina; wkopane w ni� pale tworzy�y nogi sto��w i �awek; krzese� nie by�o. Po lewej stronie wisia�y wzd�u� muru hamaki jako ��ka dla go�ci, z kt�rych jednak mogli korzysta� wszyscy wed�ug upodobania. Przy drugiej �cianie sta� po prawej r�ce bufet, prawdopodobnie zbity z kilku starych skrzy�. Obok .niego wisia�o znowu kilka hamak�w, buen retiro* rodziny w�a�ciciela hotelu: �ony, c�rki i syna. W jednym z nich odkry�em przedmiot podobny do pier�cienia barwy szarego lnianego p��tna, kt�ry w pierwszej .chwili omal�e nie wzi��em za pas ratunkowy, jakiego si� u�ywa na okr�tach morskich. Przyjrzawszy si� jednak bli�ej doszed�em do przekonania, �e domniemany pas mo�e zamieni� si� w razie potrzeby w co� szlachetniejszego; z tego wi�c powodu zdecydowa�em si� da� mu lekkiego szturcha�ca. W odpowiedzi na to pier�cie� poruszy� si� i rozwin��. Ukaza�y si� r�ce, nogi, nawet g�owa i wreszcie pas ratunkowy wyprostowa� si� ca�kowicie, zeskoczy� z hamaka i stan�� przede mn� jako ma�y, chudy cz�owieczek odziany w szare, lniane ubranie, kt�re przylega�o jak udane do jego postaci. Przypatrzywszy mi si� i zdziwionym wzrokiem, zapyta� tonem, w kt�rym mia� by� gniew, lecz brzmia� jedynie wyrzut. ��Czego pan chce, senior? Dlaczego przeszkadza mi pan w wypoczynku po�udniowym? I w og�le dlaczego pan nie �pi? Przecie� w tym �miertelnym upale ka�dy rozumny cz�owiek k�adzie si� na spoczynek! ��Szukam gospodarza! � odpowiedzia�em.. ��Ja jestem gospodarzem. Moje nazwisko brzmi don Geronimo! ��Przyby�em w�a�nie w tej chwili do Guaymy i chcia�bym wyruszy� w dalsz� drog� okr�tem. Czy mog� tymczasem zamieszka� u pana? ��Zobaczymy p�niej. Teraz jednak niech pan �pi, tam, w jednym z hamak�w. Wskaza� na przeciwleg�� �cian� pokoju. ��Zm�czony jestem, to prawda � odpowiedzia�em � ale i g��d roi dokucza. ��P�niej, p�niej! Tymczasem niech pan �pi � nalega� natarczywie. ��I w gardle mi wysch�o! ��Dobrze, dobrze, postaram si� o wszystko, niczego panu nie za�1 braknie, tylko niech pan teraz �pi, niech pan �pi wreszcie! Z pocz�tku m�wi� zupe�nie cicho, ostatnie s�owa jednak zabrzmifi�yj dono�nie. S�siednie hamaki zacz�y si� chwia�, wobec czego don Gero� nimo szepn�� do mnie ostrzegaj�co: ��Ani s�owa, senior, gdy� inaczej zbudzi si� donna Elwira! Spij pan, �pij pan! Z tymi s�owy wskoczy� do swojego hamaka i zwin�� si� znowu w pier�cie�. Co mia�em pocz��!? Zostawi�em w spokoju �pi�cy pas ratunkowy razem z jego rodzin� i wyszed�szy przez tylne drzwi, znalaz�em si� na do�� obszernym podw�rzu. W jednym k�cie tego dziedzi�ca by� sporz�dzony daszek z �odyg kukurydzy, wsparty na s�upach, pod kt�rym przechowywano przybory gospodarskie. Obok le�a�a spora wi�zka s�omy, a przy niej du�y pies uwi�zany na �a�cuchu. S�oma by�a zapewne lepszym legowiskiem ni� hamaki. Tak my�l�c, zbli�y�em si� do wi�zki nieco zaniepokojony, �e pies narobi ha�asu i obudzi donn� Elwir�, jednak�e obawa okaza�a si� p�onna � poczciwe psisko spa�o tak�e! Otworzy�o wprawdzie oczy, lecz aby zamkn�� je natychmiast, i nie zwraca�o wcale na mnie uwagi, gdy sobie przygotowa�em pos�anie ze s�omy i wyci�gn��em si� na nim. Zasn��em, maj�c obydwie strzelby na ramieniu. Znu�ony spa�em tak twardo, �e obudzi�em si� dopiero, gdy mnie kto� silnie potrz�sn�� Ta rami�. Mija�o ju� po�udnie; nade mn� sta� m�j ma�y gospodarz m�wi�c: ��Niech pan wstanie, senior! Teraz mamy czas powzi�� decyzj�. ��Jak� decyzj�? � zapyta�em, podnosz�c si�. ��Czy panu b�dzie wolno u mnie zosta� czy nie. ��Dlaczego potrzeba do tego dopiero decyzji? Pyta�em, chocia� bardzo �atwo mog�em si� domy�le�, co mia� na my�li. Przyjrza�em mu si� dok�adniej, ni� to mog�em uczyni� w po�udnie. By� rzeczywi�cie nadzwyczaj ma�y i przera�aj�co chudy. W�osy nosi� kr�tko przystrzy�one, prawie do sk�ry. Jego ostre rysy mia�y wyraz przebieg�y i przy tym ogromnie dobroduszny. ��Donna Elwira �yczy sobie, abym przyjmowa� tylko caballer�w � odpowiedzia� � a senior przyzna chyba, �e nie czyni podobnego wra�enia. ��Rzeczywi�cie? � zapyta�em z u�miechem, spogl�daj�c na� z g�ry. Czy s�dzi pan, �e tylko ten jest caballerem, kto ma nowe ubranie na sobie? ��Nie, czasem nawet porz�dnemu cz�owiekowi zdarzy si� zaniedba� swoj� powierzchowno��, ale donna Elwira okazuje wra�liwo�� na tym punkcie i czuje do pana odraz�. ��Spa�a przecie�, kiedy przyszed�em. ��Spa�a rzeczywi�cie; ona �pi w og�le bardzo ch�tnie, je�li nie ma nic innego do roboty; ale potem wysz�a na podw�rze, a�eby si� panu przypatrze� i gdy zobaczy�a pa�skie ubranie, pa�skie buty, pa�ski kapelusz, powiedzia�a sobie natychmiast� Senior, czy to konieczne, abym si� wyra�a� dosadnie? ��Nie. Ja pana i tak rozumiem, don Geronimo, i poniewa� nie podobam si� donnie, poszukani sobie innej gospody. Zwr�ci�em si� ku wyj�ciu, wtedy jednak gospodarz zatrzyma� mnie i powiedzia�: ��St�j pan! Zaczekaj, senior, jeszcze chwil�! W domu jest tak samotnie, gdy nie ma �adnego go�cia, a wreszcie pan mi nie wygl�da na rozb�jnika. Chcia�bym wstawi� si� za panem u donny Elwiry, do tego jednak trzeba udowodni�, �e b�dziesz mi po�yteczny. Czy gra senior w domino? ��Gram � odpowiedzia�em zdziwiony pytaniem. ��Dobrze! Wejd�, senior, do �rodka. Zrobimy pr�b�! Donna Elwira le�a�a w swoim hamaku. Seniorita Felisa siedzia�a za bufetom przy szklance rumu. Ch�opc�w nie by�o w izbie, zabawiali si� z r�wie�nikami na ulicy, obrzucaj�c si� zgni�ymi pomara�czami. Don Geronimo przyni�s� domino i zaprosi� mnie, abym usiad� z nim przy jednym ze sto��w. Gdy si� rozleg� chrz�st kostek, donna Elwira poruszy�a si�, a jej ma��onek rzek� do mnie: ��Niech pan we�mie sze�� sztuk, najwy�szy dublet zaczyna � gospodyni podnios�a g�ow�. Seniorita Felisa zbli�y�a si� ze szklank� w r�ce i przysiad�a do nas, �eby m�c lepiej obserwowa� gr�. Teraz poj��em, kogo mia�em przed sob�. Ci ludzie spali, gdy nie grali w domino, a budzili si�, aby gra�. A jednak Geronimo by� zaledwie zno�nym graczem. Wygra�em pierwsz� parti�, drug� i trzeci�. Przy pierwszej ucieszy� si� gospodarz, przy drugiej zdziwi�, na koniec przy trzeciej zawo�a� zachwycony: ��Pan jest mistrzem, senior. Pan musi u nas zosta�, �ebym si� m�g� uczy� u pana. �aden cz�owiek nie zdo�a� mnie jeszcze pobi� trzy razy! By�a to przesada; podczas gry nie zadawa�em sobie �adnego trudu, natomiast on gra� tak niedo��nie, �e nie trzeba by�o �adnego obliczenia, aby go pobi�. Teraz wsta� i podszed�szy do swojej �ony, rozmawia� z ni� cicho przez chwil�. Nast�pnie uda� si� poza bufet, wydoby� stamt�d jak�� ksi��k� oraz olbrzymi ka�amarz i postawi� jedno i drugie przede mn� na stole. Otworzy�em podan� mi ksi��k�. Zawiera�a same nazwiska, liczby i daty. Mi�dzy kartkami le�a�o prastare g�sie pi�ro, kt�rego koniec pokryty grub�, tward� pow�ok� zaschni�tego atramentu by� prawie dok�adnie tak samo rozdziawiony jak nosy moich but�w. ��Tym pi�rem mam pisa�? � zapyta�em ubawiony. ��Oczywi�cie! Nie mam innego do dyspozycji, a senior zapewne tak�e nie nosi pi�r ze sob�?! ��Ale� tym o�ogiem niepodobna dw�ch liter napisa�! ��Jak to?! Powiadam panu, �e odk�d ten hotel posiadam, to jest, ju� prawie od dziesi�ciu lat, wszyscy moi go�cie pos�ugiwali si� tym pi�rem i tym atramentem. Atrament by� oczywi�cie od dawna wyschni�ty. ��Jak oni zabierali si� do tego? ��Z pomoc� wody, jak to pan mo�e �atwo si� domy�le�, je�li sztuka pisania jest mu znana, cho�by tylko powierzchownie. Gdy si� wymoczy pi�ro w gor�cej odzie, staje si� ono tak mi�kkie jak nowe. Je�eli si� naleje gor�cej wody do ka�amarza, otrzymuje si� zupe�nie nowy, doskona�y atrament. Tutaj pisze si� bardzo wiele, gdy� m�j dom jest cz�sto odwiedzany, a ka�dy go�� musi si� zapisa�. Z tych powod�w nie mog� pozwoli� sobie na rozrzutno��, musz� oszcz�dza� pi�ro i atrament. Poniewa� jednak pan, jak mi si� zdaje, nie zna sztuki pisarskiej, wi�c ja pana wyr�cz�. ��B�d� wdzi�czny, senior, prosz� o to bardzo. Usunie mi pan wielki ci�ar z duszy! ��Bardzo dobrze! Nie ka�dy potrafi w�ada� pi�rem! Natychmiast zagrzej� wod�. Podszed� do bufetu, nala� spirytusu czy rumu do lampki, zapali� i wzi�wszy blaszany garnek z wod� trzyma� go cierpliwie nad p�omieniem. Dziesi�� lat zmusza� go�ci pos�ugiwa� si� tym pi�rem i tym atramentem, spalaj�c za ka�dym razem za grosz spirytusu, wszystko dla swojej rozumnej oszcz�dno�ci. Skoro si� woda zagotowa�a, co trwa�o przynajmniej kwadrans, zanurzy� w niej pi�ro na chwil�, wyla� zawarto�� naczynia do ka�amarza, zamiesza� silnie pi�rem i odezwa� si� zadowolony. ��Tak, teraz mog� przyst�pi� do dzie�a. Po�o�y� ksi��k� przed sob�, ustawi� dogodnie ka�amarz, chrz�kn�� energicznie, si�gn�� po pi�ro, zakaszla�, zmarszczy� g��boko czo�o, u�o�y� ksi��k� inaczej, ka�amarz przesun��, zakaszla� znowu, usiad� wygodniej ni� poprzednio, s�owem, zabiera� si� do owych kilkunastu s��w tak, jakby mia� spisywa� kronik� �wiata. W czasie gdy gospodarz gotowa� wod�, przewraca�em kartki ksi��ki. Pismo na ostatnich stronach by�o ciemno��te, ku przodowi coraz bardziej blak�o, tak �e na koniec nie mo�na by�o nic przeczyta�. Pierwsze karty zdawa�y si� nigdy nie by� zapisane. ��Niech pan teraz uwa�a, senior � odezwa� si� on Geronimo � mam wpisa� dzie� i rok pa�skiego przybycia do mnie, pa�skie nazwisko, stanowisko lub zaw�d, wreszcie w jakim zamiarze pan tu przyby�. Mam nadziej�, �e senior poda mi to wszystko �ci�le wed�ug faktycznego stanu rzeczy. Udzieli�em mu ��danych wiadomo�ci, a on przeni�s� je na papier, maluj�c litery, kt�re pod wzgl�dem wyrazisto�ci nie pozostawia�y nic do �yczenia. Malowa� powoli, bardzo powoli i z wielkim przej�ciem, nale�nym tak wa�nej i szlachetnej funkcji. Po up�ywie p� godziny zako�czy� nareszcie ostatni� kresk� i odsun�wszy ksi��k� od siebie, zapyta� mnie z rozja�nionym obliczem: ��Sk�d senior przybywa? ��Z tamtej strony Sierra Verde! ��Piechot�? Coraz bardziej �al mi pana! ��Wyruszy�em w drog� konno, jak to pan mo�e pozna� po tym, �e nosz� ostrogi, ko� jednak upad� i z�ama� nog�, musia�em go zastrzeli�. ��Dlaczego nie wzi�� pan ze sob� siod�a i uprz�y? ��Poniewa� nie chcia�em d�wiga� ci�aru na takim skwarze i przez tyle dni. ��Ale pan m�g� je sprzeda� i z otrzymanych pieni�dzy �y� przez ca�e dwa dni. Nie powinien pan raczej d�wiga� tych dw�ch starych strzelb, kt�re tu widz�. Jest to konstrukcja dzi� zupe�nie nie u�ywana. Nie warta ani p� dolara. Mo�e mi pan wierzy�, gdy� dobrze znam si� na tym! Wzi�� do r�ki sztucer Henry�ego. Zauwa�ywszy przy zamku walec z nabojami, potrz�sn�� g�ow�. Potem si�gn�� po nied�wiedzi�wk�, chc�c j� podnie��, zostawi� j� jednak na pod�odze, gdy� nie uradzi� jedn� r�k�. ��Niech pan to wyrzuci � zaleca� � nie ma pan z tego �adnego po�ytku, a tylko zawad� w podr�y. Dok�d senior udaje si� z Guaymy? ��Okr�tem dalej na p�noc, poza Hermosillo. ��No, to mo�e senior d�ugo czeka�! Rzadko okr�ty zapuszczaj� si� tak daleko. ��Je�li tak, to pojad� konno.. ��W tym celu musia�by pan kupi� sobie konia lub mu�a; zapewniam seniora jednak, �e teraz nawet za drogie pieni�dze nie dostanie pan nigdzie zwierz�cia wierzchowego. Gdyby senior mia� czas, m�g�by skorzysta� z kolei �elaznej, kt�ra prowadzi do Arispe. ��Kiedy odchodz� poci�gi w tym kierunku? ��Poci�gi? Zaraz mo�na pozna�, �e pan tu obcy, senior. Kolej jeszcze nie gotowa. M�wi�, �e b�dzie uko�czona w ci�gu trzech, czterech, mo�e pi�ciu lat; o tym wszystkim jednak nic panu nie wiadomo. Pan nie powinien podr�owa� po kraju, kt�rego pan nie zna i kt�ry jest tak bardzo oddalony od pa�skiej ojczyzny. Przy pa�skim ub�stwie jest to rzecz niebezpieczna. Pan poda� jako swoj� ojczyzn� Saksoni�. Gdzie le�y to miasto? ��To nie miasto, lecz ksi�stwo nale��ce do Niemiec. ��Ca�kiem s�usznie! Nie mo�na mie� w g�owie wszystkich kart geograficznych! A zatem wolno panu u mnie zosta�, poniewa� jest pan bardzo dobrym graczem i wskutek tego znakomitym towarzyszem, b�d� mia� wzgl�d na pana i policz� seniorowi mo�liwie nisk� cen�. Za ca�kowite utrzymanie zap�aci pan jednego peso dziennie. Jest to cena stosunkowo niewielka i spodziewam si�, �e targ b�dzie zbyteczny! ��Dzi�kuj� panu i zgadzam si� � o�wiadczy�em, gdy� za cen� jednego peso musia�em uwa�a� �kompletne� utrzymanie ofiarowane jakby za darmo. Don Geronimo skin�� z zadowoleniem, odsun�� ksi��k� z nazwiskami go�ci na bok, si�gn�� po domino i powiedzia�: ��Poniewa� pan jest g�odny i spragniony, wi�c Felisa przygotuje panu posi�ek, a tymczasem mo�emy zagra� kilka partii. Zaczynamy! Nie pyta� wcale, czy mam ochot� do gry czy nie. Zdawa� si� uwa�a� za rzecz zupe�nie naturaln�, �e jestem takim samym nami�tnym graczem jak on. Zgodzi�em si� na gr�, gdy� nie chcia�em mu sprawia� przykro�ci Mia�em zamiar pozwoli� mu wygra�, nie mog�em jednak tego dokaza�, do takiego stopnia gra� nieudolnie. Przy trzeciej partii poczu�em od strony ogniska, przy kt�rym krz�ta�a si� seniorita, wo� przypalonej m�ki. W po�owie czwartej przerwa� gospodarz nagle gr�, uderzy� si� r�k� w czo�o i zawo�a�: ��Jak mog�em poprzednio o tym zapomnie�! Senior chce si� uda� poza Hermosillo, a ja nie pomy�la�em wcale o tym, �e nadarza si� panu wspania�a sposobno��. Mianowicie senior Enriquo czeka na okr�t, kt�ry tu przyjedzie i odp�ywa potem do Lobos. ��Ta miejscowo�� by�aby mi rzeczywi�cie na r�k�. Ale co to za cz�owiek, kt�rego pan nazywa senior Enriquo? ��M�j go��, kt�rego nazwisko zapisane jest w ksi��ce tu� przed pa�skim. Nie czyta� pan? Otworzy�em ksi��k� i przeczyta�em: HARRY MELTON � �wi�ty dnia ostatniego. Te s�owa by�y napisane oczywi�cie po angielsku: Saint of the Latter Day. A zatem mormon! Sk�d on si� wzi�� tutaj? Co go sprowadzi�o z wielkiego miasta nad s�onym jeziorem tak daleko na po�udnie, do Guaymy? ��Dlaczego spogl�da pan w ksi��k� tak zamy�lony? � zapyta� gospodarz. � Czy zauwa�y� pan co szczeg�lnego? ��W�a�ciwie nie. Czyta� pan te s�owa? ��Tak, ale nie zrozumia�em ich. Ten senior jest taki powa�ny, dumny i pobo�ny, �e nie chcia�em zanudza� go pytaniami. Prawdopodobnie wymawia�em �le jego imi�, gdy� mnie obja�ni�, �e Harry znaczy tyle, co hiszpa�skie Enriquo. Dlatego tak go nazywam. ��Wi�c on mieszka u pana? ��Sypia u mnie, wychodzi z rana i wraca dopiero wieczorem, ��Co robi ca�y dzie�? ��Tego nie wiem. Nie mam czasu zajmowa� si� ka�dym go�ciem z osobna! To by�o s�uszne. Ten ma�y cz�owiek gra� i spa�, spa� i gra�, wi�c oczywi�cie nie m�g� absolutnie zwraca� uwagi na swoich go�ci. Po kr�tkiej przerwie m�wi� dalej: ��Znam tylko jego nazwisko i wiem, �e czeka na okr�t zd��aj�cy do Lobos. Senior Enriquo m�wi w og�le bardzo ma�o. Jego pobo�no�ci jest rzeczywi�cie godna pochwa�y. Szkoda tylko, �e nie umie gra� w domino! ��Sk�d pan wie, �e jest pobo�ny? ��Widz� to, gdy� przesuwa ustawicznie w palcach paciorki r�a�ca, nigdy nie wyjdzie ani nie wejdzie, nie uk�oniwszy si� przed �wi�tym obrazem, wisz�cym na �cianie i nie zaczerpn�wszy �wi�conej wody z kropielnicy przy drzwiach. Nie odpowiedzia�em nic na to, gdy� uwa�a�em za lepsze nie wyjawia� swych my�li. Mormon z r�a�cem! Wielo�e�stwo i woda �wi�cona! Ksi�ga mormon�w i uk�on przed �wi�tym obrazem! Ten cz�owiek by� na pewno ob�udnikiem, a jego ob�uda musia�a mie� jaki� pow�d. Nie mog�em zajmowa� si� dalej tymi my�lami, gdy� seniorita Felisa przynios�a w�a�nie fili�ank� zawieraj�c� brunatn�, g�st� ciecz i �ycz�c mi smacznego, postawi�a przede mn� na stole. Poniewa� gospodarz przy��czy� si� do tego �yczenia, wi�c mog�em przypuszcza� zupe�nie s�usznie, �e mam spo�y� podany mi nap�j. Przy�o�y�em zatem fili�ank� do ust i skosztowa�em raz, drugi i trzeci, a� na koniec powiedzia� mi m�j j�zyk, �e mam do czynienia z mikstur� z�o�on� z wody, syropu i palonej m�ki. ��Co to jest? � zapyta�em. Na to Felisa za�ama�a r�ce ze zdumienia i zawo�a�a: ��Czy to mo�liwe, senior? Pan nie pi� nigdy czekolady?! ��Czekolady? � zapyta�em. � Czekolad� pi�em niejednokrotnie! ��A to jest wszak czekolada � rzek� don Geronimo. Nie da�em mu pozna�, ze by�em wr�cz przeciwnego zdania, tylko zapyta�em: ��Co mi pan poda na kolacj�, don Geronimo? ��Kolacj�? � odpowiedzia� zdziwiony, po czym obja�ni� mnie, wskazuj�c na fili�ank� � to w�a�nie kolacja stoi przecie� na stole! ��Ach, tak! Co daje pan na �niadanie? ��Fili�ank� czekolady. ��Na obiad? ��Fili�ank� niezr�wnanej czekolady. To jest najlepsze, co mo�na spo�y�! ��Je�li kto jednak chce mie� chleb i mi�so albo co� podobnego? ��Ten musi i�� do piekarza i do rze�nika. ��Powiedz pan, czy masz wino? Czekolada nie pomaga na pragnienie. ��O. wyborne! �yczy pan szklank�? ��Tak jest. Ile kosztuje? ��Trzydzie�ci centavos. R�wna�o si� to po�owie talara. Don Geronimo uczyni� mi zaszczyt, przynosz�c wino osobi�cie, przy czym jednak poda� je c�rce zamiast mnie. Seniorita Felisa wypi�a po�ow� szklanki, nie skrzywiwszy si� nawet, i poda�a mi reszt� z mi�ym u�miechem. Skosztowa�em ma�y �yk, kt�ry jednak spowodowa� natychmiastowy wybuch kaszlu. �Wino� by�o istn� trucizn�, najprawdziwszym kwasem siarkowym! ��Niech pan pije powoli, bardzo powoli � ostrzega� gospodarz. � Moje wino jest za silne dla pana! ��Rzeczywi�cie za mocne, don Geronimo � m�wi�em kaszl�c � pozwoli pan, �e p�jd� do piekarza i do rze�nika. ��Nie wypije pan areszty wina? � zapyta�a seniorita. ��Nie, musz�, niestety, bardzo dba� o swoje zdrowie. Przytkn�a szklank� do r�anych ust i wypr�ni�a j� tak, jak poprzednio, nie mrugn�wszy nawet okiem. Potem poprosi�a mnie w poufnym tonie: ��Gdy pan p�jdzie do piekarza i rze�nika, to niech mi pan co przyniesie, senior. Go�cie szlachetni i og�adzeni zwykli zawsze tak czyni�! Zap�aci� jednego peso, dosta� trzy razy wody z m�k� i syropem, spa� w hamaku, najprawdopodobniej z �ywym inwentarzem, a do tego zaopatrywa� rodzin� gospodarza w �ywno��! �Maison de Madrid�! Najlepszy hotel miasta! O escribano, o pisarzu gminny! Twoj� dobr� rad� ceni� bardzo wysoko, a przecie� rozejrz� si� raz jeszcze! Poszed�em, nie m�wi�c oczywi�cie ani s�owa o moim zdradzieckim zamiarze. Ca�e dwie godziny szuka�em lepszego pomieszczenia, jednak�e w ko�cu doszed�em do przekonania, �e pisarz gminny mia� s�uszno��. �Maison de Madrid� by� po prostu pa�acem w por�wnaniu z jaskiniami, kt�re widzia�em. Kupi�em zatem za jednego peso mi�sa, kt�re, m�wi�c nawiasem, cuchn�o ca�kiem zno�nie, nast�pnie wzi��em u piekarza; sporo p�askich plack�w kukurydzianych i powr�ci�em do hotelu, gdzie; zosta�em przyj�ty z wielkim uznaniem, skoro tylko zauwa�ono, �e nie przychodz� z pr�nymi r�kami. Mi�a Felisa, nie pytaj�c wiele, odebra�a natychmiast wszystko ode mnie i rozpali�a ogie�, a�eby upiec mi�so. Po godzinie seniorita Felisa po�o�y�a przede mn� kawa�ek mi�sa, oczywi�cie bez talerza i bez jakichkolwiek innych dodatk�w, ale za to ze swoim najbardziej s�onecznym u�miechem. Reszta mi�sa pow�drowa�a ze zdumiewaj�c� szybko�ci� na miejsce swego przeznaczenia, kt�re jednak nie znajdowa�o si� niestety w moim g�odnym �o��dku. Z go�cia zamieni�em si� albo raczej zosta�em zamieniony w gospodarza! W�a�nie, gdy po ostatnim k�sie obtar�em m�j n� o r�kaw i wsun��em go z powrotem za pas, przyszed� �w go��, kt�rego ukazania siej oczekiwa�em z wielk�, chocia� tajon� ciekawo�ci�. Cz�owiekiem tym by� mormon. Blask naszej lampy si�ga� a� do drzwi, a poniewa� siedzia�em wprost naprzeciw nich, wi�c mog�em dok�adnie obserwowa� przybysza. Pok�oni� si� w stron� �wi�tego obrazu, nast�pnie si�gn�� ko�cami palc�w do ma�ej kropielniczki wisz�cej przy drzwiach, a potem dopiero zwr�ci� si� ku nam z kr�tkim pozdrowieniem. Zobaczywszy mnie, obcego, przypatrywa� mi si� przez chwil�, po czym podszed� szybkim krokiem do sto�u, otworzy� ksi��k� z nazwiskami, przeczyta� dane dotycz�ce mojej osoby i �ycz�c dobrej nocy, cofn�� si� w ciemn� cz�� izby, gdzie by�y umieszczone hamaki dla go�ci. To wszystko odby�o si� tak szybko, �e nie mia�em czasu przypatrze� si� dok�adnie jego obliczu. Zarazem okaza�o si�, jak wielki respekt mia� gospodarz przed Meltonem, gdy� skoro tylko ten oddali� si� od naszego sto�u, rzek� don Geronimo do swoich:. ��Senior Enriquo chce spa�. Po��cie si� i nie r�bcie ha�asu! Frontowe drzwi zamkni�to na zasuw�, tylne, prowadz�ce na podw�rze, pozosta�y otwarte. Donna Elwira po�o�y�a si� z powrotem, seniorita Felisa poda�a mi r�k� na dobranoc i podesz�a r�wnie� do swojej konopnej ko�yski Morfeusza. Gospodarz, �ycz�c mi�ego spoczynku, zdmuchn�� mi �wiat�o przed nosem i wpe�zn�� w swoj� hu�tawk�, gdzie zamieni� si� natychmiast w pas ratunkowy. Wyszed�em na podw�rze, a�eby ulokowa� si� znowu na moim przednim legowisku. Pies zrazu warcza�, wkr�tce si� jednak uspokoi�, rozpoznawszy zapewne we mnie tego samego cz�owieka, kt�rego w po�udnie znosi� przy sobie. Wsun��em strzelby pod kup� �odyg kukurydzy, gdy� dawnym zwyczajem nie chcia�em si� z nimi rozstawa�. U�o�y�em si�, jak mog�em najwygodniej. Spa�em wy�mienicie i obudzi�em si� dopiero, gdy s�o�ce sta�o ju� do�� wysoko na niebie. Wszed�em do izby. Mormon siedzia� przy stole i zdawa� si� oczekiwa� mego ukazania si�, gdy� zauwa�y�em, �e bacznie mnie obserwowa�. Stara�em si� nie mu pozna�, �e czyni� to samo, a jednak nie mog�em po prostu oderw� oczu od niego. By�a to osobisto�� oryginalna i nadzwyczaj interesuj�ca. Dobrze zbudowany, odziany bardzo starannie, przedstawia� si� okazale. Oblicze mia� ogolone zupe�nie g�adko. Ale co to by�o za oblicze! Skoro je zobaczy�em, przypomnia�y mi si� natychmiast owe jedyne w swoim rodzaju rysy, kt�re nada� malowanym przez siebie diab�om genialny Gustaw Dore*. Podobie�stwo by�o tak wielkie, �e mo�na by�o przypuszcza�, jakoby mormon pozowa� Doremu do rysunku. Wiek jego oszacowa�em najwy�ej na czterdzie�ci kilka lat. Czarne, krucze pukle w�os�w wi�y si� wok� wysokiego, szerokiego czo�a i opada�y prawie a� na ramiona; by�a to rzeczywi�cie wspania�a czupryna. Oczy mia� du�e, aksamitnoczarne, nos � lekko zakrzywiony, jednak nie zanadto ostry; drganie jego r�owo zabarwionych nozdrzy �wiadczy�o o �ywym temperamencie. Usta mia� bardzo delikatne, kszta�t ich jednak, a zw�aszcza k�ciki krzywione nieco ku do�owi pozwala�y wnioskowa�, �e Melton posiada� siln�, energiczn� wol�. Z osobna ka�d� cz�� jego oblicza mo�na by nazwa� pi�kn�, ale ca�o�ci brakowa�o harmonii. A tam, gdzie nie ma harmonii, nie mo�e by� mowy o pi�knie prawdziwym. Nie mog� powiedzie�, czy kto� inny odni�s�by takie samo wra�enie, co do mnie jednaj to poczu�em do niego odraz�. Ta twarz, z�o�ona z nie harmonizuj�cy za sob� cz�ci, wyda�a mi si� fantasmagoryjn� i wzbudza�a we mnie uczucie przykro�ci. Do tego przy��czy�o si� jeszcze jedno. Im cz�ciej spogl�da�em na Meltona, tym wyra�niej odczuwa�em, �e by� podobny do kogo�, kogo spotka�em w okoliczno�ciach nie rzucaj�cych na niego bynajmniej dobrego �wiat�a. Biedzi�em si� nad tym d�ugo, lecz nie mog�em absolutnie przypomnie� sobie ani osoby, ani miejsca lub czasu, w kt�rym mog�o nast�pi� owe spotkanie. Podczas nast�pnych dni widywa�em mormona regularnie z rana i wieczorem i za ka�dym razem ros�o we mnie przekonanie, �e ju� kiedy� zetkn��em si� z cz�owiekiem bardzo do niego podobnym, kt�ry post�pi� wrogo wzgl�dem mnie albo wzgl�dem jakiej� ze mn� zaprzyja�nionej osoby. Melton, ilekro� mnie widzia�, mierzy� mnie bystrym spojrzeniem, w kt�rym przebija�a tylko ciekawo��; mnie zdawa�o si� jednak, �e mormon stara� si� usilnie ukry� przede mn� niemi�e wra�enie, jakiego doznawa� na m�j widok. Nie wiedzia�, �e wra�enie to by�o obustronne. Pi�tnastego dnia wieczorem mormon przyszed�szy do hotelu, nie po�o�y� si� natychmiast spa�, jak to zwykle czyni�, lecz zwr�ci� si� do mnie z zapytaniem: ��Pan mieszka tutaj ju� od pi�tnastu dni. Czy pan zamierza pozosta� w Guaymie? Zdanie nie by�o wypowiedziane w tonie grzecznego pytania. Czu�em, �e Melton chcia� uchodzi� za przychylnego, przychodzi�o mu to jednak z trudem, jego pytanie brzmia�o jak mowa urz�dnika albo prze�o�onego, kt�ry zwraca si� do podw�adnej mu osoby. ��Nie � odpowiedzia�em � nie mam tu nic do roboty. ��Dok�d pan chce si� uda�? ��Mo�e do La Libertad. Wymieni�em to miasto, gdy� w jego pobli�u le�a�o Lobos, dok�d wed�ug opowiadania gospodarza mia� p�yn�� okr�t, oczekiwany przez mormona. ��Sk�d pan przyszed� tutaj? ��Z g�r Sierra Verde. ��Co pan tam robi�? Szuka� pan mo�e z�ota? Znalaz� pan co? ��Nie � odpar�em, nie zwracaj�c uwagi na jego pierwotne pytanie. ��My�la�em to sobie! Po panu wida� od razu, �e pan jest biedakiem. Obra� pan sobie bardzo nieszcz�liwe rzemios�o. ��Jak to? ��Przeczyta�em w spisie nazwisk, �e pan jest literatem. Ot� wiem dobrze, �e w tym zawodzie mo�na znale�� tylko zubo�a�e i upad�e osobniki. Jak m�g� pan zapu�ci� si� w t� okolic�! Jest pan Niemcem. Gdyby pan by� zosta� w swej ojczy�nie, m�g�by pan tam pisa� listy lub sporz�dza� rachunki dla ludzi nie umiej�cych obchodzi� si� z pi�rem i zarabia� w ten albo w podobny spos�b przynajmniej tyle, �eby nie cierpie� g�odu! ��Hm � zamrucza�em, nie daj�c mu pozna�, �e mnie bawi� swoj� logik� � pisanie list�w nie przynosi takich dochod�w, jak pan przypuszcza. Mo�na przy tym przyci�ga� pasa, a� brzuch zetknie si� z kr�gos�upem. ��A pan nie znalaz� na to innej rady, tylko pow�drowa� w obce kraje, a�eby przyci�ga� pasa tak d�ugo, dop�ki pa�ski brzuch zupe�nie nie zniknie! Niech mi pan nie bierze tego za z�e, ale to chyba g�upota z pa�skiej strony. Nie ka�dy ma takie szcz�cie, jak pa�ski imiennik, kt�ry nie by� zreszt� literatem, tylko wy�wiczonym my�liwym, gdy wyrusza� w �wiat. ��M�j imiennik? Kogo ma pan na my�li? ��Ach, my�la�em, �e pan by� ju� w Stanach Zjednoczonych w zachodnich preriach; jednak pa�skie pytanie zaprzecza temu, gdy� inaczej by�by pan s�ysza� o Old Shatterhandzie! ��Old Shatterhand? To nazwisko znam. Czyta�em, prawdopodobnie w jakiej� gazecie pewn� opowie�� podr�nicz�, w kt�rej wyst�powa� cz�owiek. Zdaje si�, �e to my�liwy preriowy albo poszukiwacz �lad�w jak to si� tutaj tych ludzi nazywa! ��Jest nim rzeczywi�cie. Lituj� si� nad pa�skim smutnym po�o�eniem i chc� panu dopom�c do pod�wigni�cia si� z niedoli, oczywi�cie przypuszczaj�c, �e senior ma tyle rozumu, a�eby si� chwyci� z ca�ych si� liny ratunkowej, kt�r� mu rzucam. W�a�ciwie powinienem by� wy�mia� go w oczy, jednak�e pohamowa�em si� i nie porzuca�em skromnej miny. Jego brutalny spos�b wyra�ania si� m�g� mnie z�o�ci�; bawi�o to mnie jednak, �e pozostawiam go w b��dzie i dlatego odpowiedzia�em spokojnie: ��Dlaczego nie mam mie� tyle rozumu? Nie jestem przecie� dzieckiem, kt�re nie umie oceni� proponowanego mu dobrodziejstwa! ��Dobrze! Je�li pan si� zgodzi na moj� propozycj�, pozb�dzie si� pan wszelkiej troski i otrzyma pan od razu bardzo pop�atne stanowisko. ��Gdybym m�g� w to wierzy�! Prosz� pana bardzo, niech mi jak najpr�dzej wyjawi swoj� propozycj�! ��Tylko powoli! Niech mi pan naprz�d powie, co pan zamierza w�a�ciwie robi� w La Libertad? ��Chc� szuka� pracy, rozejrze� si� za jakim� zaj�ciem. Poniewa� tutaj, w tej zamar�ej Guaymie nic nie znalaz�em, wi�c mam nadziej�, �e tam b�d� mia� wi�cej szcz�cia! ��Pan si� myli. La Libertad le�y wprawdzie nad morzem, ale jest to miejscowo�� jeszcze smutniejsza ni� Guayma. Setki g�odnych Indian w��cz� si� tam, nie mog�c znale�� roboty; pan znalaz�by si� jeszcze trudniejszym po�o�eniu ni� tutaj. Prawdziwe to szcz�cie dla pana. Opatrzno�� zrz�dzi�a nasze spotkanie. Mo�e pan s�ysza�, �e nale�� do �wi�tych dnia ostatniego. Moja religia nakazuje mi ka�d� owieczk� kt�r� znajd� w pustyni, zaprowadzi� na kwitn�ce pola szcz�cia; jest wi�c moim obowi�zkiem dopom�c panu. Czy pan m�wi i pisze po angielsku? ��Zno�nie! ��To wystarczy. Mo�e pisze pan po hiszpa�sku tak dobrze, jak pan m�wi? ��Tak, ale nie mog� sobie da� rady z interpunkcj�, poniewa� w j�zyku hiszpa�skim wykrzykniki i znaki zapytania stoj� nie tylko po, lecz tak�e przed zdaniem. ��To si� jeszcze oka�e � odpar� z u�miechem wy�szo�ci � nie ��dam od pana mistrzostwa! Czy ma pan ochot� .zosta� tenedor de libros?* Pytanie to wypowiedzia� z tak� min�, jakby mi ofiarowywa� co najmniej ksi�stwo. Dlatego odpar�em w tonie radosnego zdziwienia: ��Tenedor de libros? Jak�e ch�tnie przyj��bym takie stanowisko! Niestety, jednak nie jestem kupcem! S�ysza�em wprawdzie, �e jest jaka� pojedyncza i podw�jna buchalteria, ale nie rozumiem si� na tym! ��To niepotrzebne, senior, gdy� pan ma przyj�� miejsce nie u kupca, tylko w hacjendzie. Wprawdzie nie mog� oznaczy� wysoko�ci pa�skiej p�acy, gdy� to nale�y do w�a�ciciela hacjendy, ale zapewniam pana, �e b�dzie seniorowi bardzo dobrze na tej posadzie. Ma senior wszelk� swobod� i jestem przekonany, �e otrzyma pan miesi�cznie nie mniej ni� sto pes�w. Oto moja r�ka. Uderz, pan! Kontrakt sporz�dzimy natychmiast. Wyci�gn�� r�k�. Uda�em jakbym ju� chcia� poda� mu swoj�, lecz w ostatniej chwili zapyta�em, cofaj�c powoli d�o�. ��Czy pan m�wi powa�nie, czy te� �artuje sobie tylko ze mnie? Wydaje mi si� bardzo dziwne, �e senior obcemu cz�owiekowi, kt�ry prawie �e nie ma si� w co odzia�, daje tak wspania�� propozycj�. ��Tak, to rzeczywi�cie bardzo dziwne i dlatego radz� panu nie zwleka�, tylko przyj�� j� czym pr�dzej. ��Chcia�bym to uczyni�, jak sam pan mo�e przypuszcza�, jednak jest przecie� jasne, �e powinienem przedtem dowiedzie� si� bli�szych szczeg��w. Gdzie znajduje si� owa hacjenda, do kt�rej chce mnie pan pos�a�? ��Nie chc� pana pos�a�, tylko sam pana tam zaprowadz�. ��To mnie cieszy jeszcze bardziej. Czy podr� jest bardzo kosztowna? ��Senior nie wyda ani jednego centavo, gdy� ja op�ac� wszystko. Skoro pan si� zgodzi ostatecznie, nie tylko uwolni� pana od wszelkich wydatk�w, ale nawet mam pe�nomocnictwo wyp�aci� mu prend�.* Hacjendero jest moim przyjacielem. Nazywa si� Timoteo Pruchillo i je w�a�cicielem hacjendy del Arroyo. ��Gdzie le�y ta hacjenda? ��Poza miastem Ures. P�ynie si� st�d okr�tem �30 Lobos, a p�niej a� do samej hacjendy jest wspania�a droga l�dowa. Podczas tej kr�tkiej, ale bardzo przyjemnej podr�y b�dzie pan mia� du�o rozrywki i nauki, zw�aszcza �e znajdzie pan tam r�wnie� liczne towarzystwo. Ot� senior Timoteo zwerbowa� oko�o 40 robotnik�w, kt�rzy przyb�d� tutaj jutro; wi�kszo�� ma �ony i dzieci. Podpisali ju� kontrakty i wszystko jest tak obmy�lone, �e stan� si� wkr�tce zamo�nymi lud�mi. Hacjendero pos�a� mnie, a�ebym ich przyj�� i obj�� przewodnictwo nad nimi przez reszt� drogi. ��Z jakiej miejscowo�ci pochodz� ci ludzie? ��Nie wiem tego dok�adnie. Patrzy� na mnie z oczekiwaniem, zapewne przekonany, �e otrzyma twierdz�c� odpowied�. By�em w k�opocie. Mia�em poprzednio zamiar pozwoli� mu m�wi�, a potem go wy�mia�, teraz jednak musia�em tego zaniecha�. W jaki inny spos�b odjecha�bym z Guaymy? Ju� sama ta okoliczno�� nakazywa�a mi nie dawa� mu odmownej odpowiedzi. Mia�em jednak jeszcze jeden pow�d, a�eby odby� z nim t� podr�. Oczekiwa� emigrant�w z Europy. To ju� wystarczy�o, a�ebym si� ich losem �ywo zainteresowa�, tym bardziej, �e zadziwi�a mnie droga, jak� obra� Melton do hacjendy. Wiedzia�em, �e miasto Ures, w pobli�u kt�rego mia�a le�e� hacjenda, wznosi si� .nad rzek� Rio Sonora. Najkr�tsza zatem i najwygodniejsza droga prowadzi�aby z Guaymy przez Hermo a p�niej rzek� w kierunku jej �r�de�; tymczasem mormon chcia� jecha� a� do Lobos, a wi�c tras� zdecydowanie dalsz�. Drog� l�dow� stamt�d opisa� mi wprawdzie jako bardzo przyjemn� i poci�gaj�c�, przeczuwa�em jednak, chocia� nie by�em nigdy w tej okolicy, �e mnie ok�ama�. Cho�by by� nawet powiedzia� prawd�, to sz�o tutaj o tak wielkie okr��enie, �e domy�la�em si� jakiego� szczeg�lnie wa�nego powodu, kt�ry go do tego zmusza�. Poniewa� nie nadk�ada si� tak drogi z lud�mi, maj�cymi ze sob� kobiety i dzieci, wi�c musia�em, wnioskowa�, �e nie jest to jaki� pow�d przypadkowy i niewinny. Skutkiem tego przysz�o mi na my�l, �e emigrantom grozi jakie� niebezpiecze�stwo. Czu�em si� w obowi�zku zbada� je i ostrzec tych ludzi. To jednak by�o niemo�liwe, gdybym pozosta� w Guaymie. Musia�em jecha� z Meltonem. Ale jak? Zwi�za� si� z nim nie mog�em, a tym bardziej pisemnym kontraktem. R�wnie� okoliczno��, �e mormon zmusza� mnie po prostu do przyj�cia tak dobrej posady, chocia� uwa�a� mnie za cz�owieka nie zdanego do niczego, wydawa�a mi si� w wysokim stopniu podejrzana, zamiary ukrywa�y si� za t� propozycj�, tego niestety nie mog�em razie przewidzie�; na to potrzeba by�o czasu, kt�ry musia�em zdoby� podst�pem. Dlatego odpowiedzia�em na jego ostatni� uwag�: ��Pan ma s�uszno��, senior! Gdybym odrzuci� pa�sk� propozycj�, to by�oby to nie tylko g�upot�, ale i wielk� niewdzi�czno�ci� z mojej strony wobec pa�skiej dobroci. Zgodzi�bym si� w tej chwili, gdyby nie jedna jeszcze bardziej uzasadniona w�tpliwo��. ��W�tpliwo��? Chcia�bym wiedzie� jakiego rodzaju? ��Nie prowadzi�em jeszcze �adnej ksi��ki i nie przebywa�em nigdy w hacjendzie. W�tpi� wi�c, czy b�d� m�g� zadowoli� hacjendera! ��O tym nie ma mowy � przerwa� mi. � Powiedzia�em panu przecie�, �e pa�ska przysz�a praca b�dzie dziecinn� igraszk�. Zapisuje pan, co zebrano z pola, ile si� urodzi�o �rebi�t, ile ciel�t, a wreszcie kwot�, kt�r� senior Timoteo otrzyma� za swoje zbiory. To ca�a praca, jakiej si� ��da od pana. ��I za to mam dosta� kompletne utrzymanie oraz sto pes�w miesi�cznie? ��Przynajmniej sto! ��Je�li tak, to zgodzi�bym si� w tej chwili, chcia�bym tylko wiedzie�, czy rzeczywi�cie zas�uguj� na takie wynagrodzenie? ��Niepoprawny Europejczyk z pana! Dla mnie, jako dla �wi�tego ostatnich dni, jest najwa�niejsz� rzecz� bogobojno�� i sprawiedliwo��, pan jednak przesadza w uczciwo�ci. Wy, w Europie, jeste�cie osobliwymi lud�mi. ��Mo�e by�, senior, niech pan jednak zauwa�y, �e nie odrzucam pa�skiej (propozycji. Jad� z panem, jednak umow� podpisz� dopiero wtenczas, gdy przekonam si�, �e zas�uguj� na ofiarowan� mi zap�at�. ��Co za niedorzeczno��! Ale je�li pan nie chce inaczej, to niech i tak b�dzie. Ile posiada pan pieni�dzy? Poniewa� pan tylko warunkowo ze mn� jedzie, wi�c nie mam obowi�zku za pana p�aci�. Mog� panu ofiarowa� tylko wolny przejazd na naszym okr�cie, poza tym nic wi�cej. ��Poprzestaj� na tym; na szcz�cie mam jeszcze kilka pes�w, kt�re zapewne wystarcz� na czas, dop�ki nie dostaniemy si� do hacjendy ��Ale tak, jak pan jest teraz odziany, nie mog� pana wzi�� ze sob�. Czy mo�e pan wytrzasn�� sobie jakie� nowe ubranie? ��Tak, gdy� przy obecnym gor�cu kupuje si� tylko odzie� lekk� i tani�. ��Wi�c niech pan za�atwi to wszystko jutro rano, a�ebym nie czeka� ma pana. Teraz dobranoc! Skin�� ig�ow� i nie podaj�c ani r�ki, poszed� do swojego hamaka. Dzieci ju� spa�y, seniorita Felisa chrapa�a, donna Elwira drzema�a tak�e ci�ko oddychaj�c, ma�y Geronimo wydawa� tony podobne do skrzypienia nie naoliwionych zawias�w. Zgasi�em �wiat�o i skierowa�em si� ku mojemu legowisku z kukurydzy,. gdzie pies, kt�ry .przyzwyczai� si� do minie, przyj�� mnie przyjacielskim lizaniem r�k. Nast�pnego, dnia obudzi�em si� bardzo wcze�nie, a przecie� gdy wszed�em do izby go�cinnej, mormona ju� nie by�o. Gdzie przebywa� przez ca�y dzie�? Nikt tego nie wiedzia�. Fakt r�wnie� uderzaj�cy, bo kto chodzi uczciwymi drogami, ten czyn�w swoich nie otacza tajemnic�. Nie czekaj�c na s�awn� czekolad� seniority Felisy wyszed�em, a�eby poszuka� jakiego� toaratillero.* Sklep, kt�ry wkr�tce znalaz�em, by� podobny do budy tandeciarza, ale na szcz�cie dosta�em tam, czego pragn��em: spodnie, kamizelk� i bluz� z nie bielonego p��tna oraz kapelusz s�omiany z bardzo szerok� kres�. Kupi�em r�wnie� kawa�ek taniej materii, z kt�rej chcia�em uszy� futera� na strzelby; ig�y i nici mam zawsze ze sob�. Zmusza� mnie do tego wa�ny pow�d: chcia�em, aby Melton uwa�a� mnie jeszcze jaki� czas za takiego naiwniaka, jakim mu si� wyda�em. Mormon zdawa� si� wiele wiedzie� o Old Shatterhandzie, wi�c by� mo�e, bro� moj� zna� r�wnie�. Dlatego stara�em si�, przynajmniej z pocz�tku, ukry� karabiny przed jego wzrokiem. Kupiwszy jeszcze par� prostych sk�rzanych but�w i przebrawszy si�, wr�ci�em do hotelu. Don Geronimo, zobaczywszy mnie, spl�t� r�ce ze zdziwienia i wykrzykn��: ��Co widz�! Pan si� nagle wzbogaci�?! Pan m�g�by pokaza� si� zupe�nie spokojnie u boku ka�dego starokastylijskiego szlachcica! Niestety, postanowi� senior nieodwo�alnie odjecha�, ale gdybym by� pana zobaczy� wcze�niej w tym ubraniu, zaproponowa�bym seniorowi urz�d majordoma mojego hotelu, a mo�e zosta�by pan nawet wsp�lnikiem! M�j widok zdawa� si� by� rzeczywi�cie czaruj�cy, gdy� seniorita Felisa po�o�y�a r�k� na sercu i westchn�a g��boko, a nawet donna Elwira wyprostowa�a si� nieco w swoim hamaku, a�eby obdarzy� mnie spojrzeniem i� po�o�y� si� z powrotem ci�ko westchn�wszy. Oko�o po�udnia przyszed� Melton po mnie, gdy� okr�t nareszcie, przyp�yn��. Statek �w, by� to ma�y szkuner, jeden z tych, jakie przynajmniej w owych czasach umieli budowa� tylko jankesi, szybki �aglowiec, posiada� tyle p��tna na masztach, �e nawet najs�abszy wiaterek wystarcza� do wprawienia go w ruch. Skoro przybili�my do boku statku, spuszczono nam drabink� sznurow�, a r�wnocze�nie wyjrza�o wiele g��w z pok�adu i przygl�da�o si� nam z ciekawo�ci�. Weszli�my na pok�ad. Pierwsz� osob�, kt�r� ujrza�em, by�a osiemnastoletnia dziewczyna nadzwyczajnej pi�kno�ci, mo�e za ozdobnie ubrana. Str�j jej sk�ada� si� z bucik�w sznurowanych, bia�ych po�czoch, czerwonej bluzki obr�bionej ciemnym aksamitem, b��kitnego gorsetu ze srebrnym �a�cuchem i srebrnymi spinkami, Na bujnych w�osach, zwisaj�cych z ty�u dwoma warkoczami, mia�a ma�y ozdobiony pi�rem kapelusz. Ubranie tego rodzaju by�oby odpowiedniejsze na balu maskowym ni� tutaj � na pok�adzie ameryka�skiego statku, przeznaczonego dla emigrant�w. Obok niej sta� chudy, starszy cz�owiek, kt�ry na m�j widok rzek�: �To moja c�rka, Judyta�. Inni pasa�erowie byli to ludzie ubodzy, co mo�na by�o zauwa�y� na; pierwszy rzut oka. Wiedz�c, �e mia� tu przyby� ich nowy przyw�dca, obrzucali Meltona spojrzeniami zaciekawienia, gdy� oczywi�cie nie przysz�o im na my�l, �e ja m�g�bym by� oczekiwan� osob�; powierzchowno�� moja by�a na to za ma�o wykwintna. W ka�dym razie kapitan zna� mormona, gdy� podszed� ku niemu i pozdrowi� go przyjacielskim potrz��ni�ciem d�oni. Widzia�em to, bo uwa�a�em pilnie na wszystko, rozumiej�c] dobrze, �e obecnie najmniejsza drobnostka mo�e mi wiele wyja�ni�.! Obydwaj poszli na tylny pok�ad, a�eby przekaza� sobie niezb�dne wiadomo�ci. Przeszed�em z wolna po pok�adzie i wyszuka�em sobie wygod ne miejsce na zwini�tej linie pod masztem, o kt�ry opar�em strzelby, tkwi�ce ci�gle jeszcze w futerale. Policzywszy pasa�er�w, przekona�em] si�, �e by�o: 38 m�czyzn i ch�opc�w, 14 kobiet i doros�ych dziewcz�t i 11 dzieci, wi�c razem 63 osoby. Pasa�erowie, do woli przypatrzywszy si� mormonowi, skierowali uwag� na mnie. Widzia�em, �e gubili si� w domys�ach nad moj� osob�. Wyratowa� mnie z tej sytuacji mormon, kt�ry w�a�nie skin��, �e chce mi wskaza� miejsce na statku. Pod pok�adem znajdowa�y si� kajuty, ka�da by�a urz�dzona na dwie osoby. Steward zaprowadzi� mnie do przeznaczonej dla mnie kabiny; zauwa�y�em, �e jedno miejsce by�o ju� zaj�te. ��Z kim b�d� mieszka�? � zapyta�em. ��Z tym wysokim i silnym m�czyzn�, kt�rego nazywaj� Herkulesem � brzmia�a odpowied�. ��Jaki z niego towarzysz? ��Bardzo spokojny. Lepszego pan by nie znalaz�. Ta wiadomo�� zadowoli�a mnie, tym bardziej, �e jak zauwa�y�em poprzednio, Herkules by� odziany lepiej i schludniej ni� inni; r�wnie� zdawa� si� by� cz�owiekiem honorowym. Rozci�gn��em si� na ��ku, zamierzaj�c pozosta� d�u�ej w kajucie gdy� by�o tutaj przyjemniej i ch�odniej ni� na pok�adzie, gdzie brali os�ony przed pal�cymi promieniami s�o�ca. Po kr�tkim czasie otwar�y si� drzwi i wszed� Herkules. Obrzuciwszy mnie ponurym spojrzenie powiedzia�: ��Steward obja�ni� mnie w�a�nie, �e umie�ci� pana tutaj, chocia� p�ac� za kajut�. Poniewa� jednak, jak s�ysza�em, jest pan Europejczykiem, wi�c nie chc� si� sprzeciwia�, ale pod warunkiem, �e nie b�d� mia� potrzeby psu� sobie krwi z pa�skiego powodu. By�y to s�owa porywcze, ale usprawiedliwi� je mog�o jakie� strapienie Herkulesa, dlatego odpowiedzia�em po przyjacielsku: ��Postaram si� by� dobrym koleg�, cho�by ju� z tego powodu, pan jest mi najmilszym ze wszystkich pasa�er�w. ��Jak to? Przecie� pan nie zna mnie wcale. Na co te pochlebstwa! Nie lubi� tego! ��To nie pochlebstwa, ale szczera prawda. Nie b�dzie pan na mnie narzeka�. ��Je�li pan sobie tego naprawd� �yczy, to niech pan si� trzyma z daleka od Judyty! Ka�dego, kto by si� odwa�y� do niej zbli�y�, powal� pi�ci� na ziemi�! ��Nie ma obawy � za�mia�em si� � na takim bezdro�u nie spotkamy si� nigdy. Ale niech pan powie przynajmniej, jak si� nazywa jej ojciec i jaki prowadzi� interes. ��Sprzedawa� przewa�nie wyroby tytoniowe a r�wnocze�nie prowadzi� ubocznie do�� pop�atn� kas� zastawnicz�. Grosz do grosza, uciu�a� sobie drobny maj�tek, wi�c pyszni si� i s�dzi, �e posiada wielkie wp�ywy. ��Zapewnia� minie, �e w Meksyku zostanie wkr�tce milionerem. Czy pana r�wnie� op�ta�y podobne z�udzenia? ��Ani mi si� �ni co� podobnego! Nie jestem tak �atwowierny, jak Jakub Silberstein. Jestem raczej przekonany, �e agent by� �otrem i �e ci biedacy, oszukani przez niego, id� �lepo w jego sid�a, o jakich nie maj� poj�cia. Dlatego pojecha�em z nimi. Chc� broni� Judyty i jestem przekonany, �e ona mnie wreszcie zrozumie. Usiad� na swoim miejscu i milcza�, ja za� nie pr�bowa�em prowadzi� dalej rozmowy. P�niej, gdy zerwa� si� silniejszy wiatr, kt�ry z�agodzi� cokolwiek �ar, powr�ci�em na pok�ad i usiad�em w odosobnieniu, aby bez przeszkody odda� si� obserwacjom. Stwierdzi�em, �e o wygod� pasa�er�w dosy� si� starano. Kajuty by�y obszerne, ka�demu przypada�a wystarczaj�ca porcja wody, potrawy podawano po�ywne i r�wnie� w dostatecznej ilo�ci. Nikt nie m�g� narzeka� i wszyscy patrzyli w przysz�o�� pe�nymi nadziei oczami. Ja by�em jedynym, kt�ry my�la� inaczej; Herkulesa nie licz�, gdy� jego podejrzenia by�y nieokre�lone, nie mia�y ani pewnej, ani jasnej podstawy. Czy�bym nieufno�ci� krzywdzi� mormona? Czy�bym si� myli� w poszlakach? Chcia�em przedosta� si� do Winnetou, poza granic�, a Lobos le�a�o w�a�nie dok�adnie w tym kierunku. Podr� nie kosztowa�a mnie nic, czy nie powinienem poprzesta� na tym? Czy nie lepiej wyruszy� z Lobos w swoj� drog� i nie troszczy� si� wi�cej o Meltona i jego emigrant�w? Rozwa�a�em te my�li i pytania, a jednak nie mog�em pozby� si� przeczucia, �e emigranci s� prowadzeni na zgub�. Gdy nast�pnie przeszed�em ma ty� statku, odezwa� si� do mnie kapitan: ��Niech pan przyjmie gratulacje, master! Melton mi powiedzia�, �e ma pan by� przyj�ty jako buchalter. Radz� seniorowi zgodzi� si�, gdy� taka posada niecz�sto si� trafia. ��Zna pan to miejsce, kapitanie? ��Czy znam? Hacjendero to m�j stary przyjaciel. Jest to cz�owiek bardzo bogaty i nieskazitelny. Skoro raz kogo� przyjmie, troszczy si� o niego prawdziwie po ojcowsku. Tego mo�e pan by� pewny. ��Wi�c pan s�dzi, �e pa�scy obecni pasa�erowie b�d� si� mieli dobrze u niego? ��Nie tylko s�dz�, lecz jestem o tym przekonany. Kapitan mia� wygl�d uczciwego cz�owieka; jemu musia�em wierzy�. Mimo to zapyta�em: ��A czy kontrakt jest dobry? ��Co panu przychodzi do g�owy? Zobaczy pan zaraz, jakie uczciwe zamiary ma senior Timoteo wzgl�dem nowych pracownik�w. Kapitan poprosi� jednego ze stoj�cych w pobli�u emigrant�w, aby mi pokaza� sw�j kontrakt. Wezwany us�ucha� ch�tnie. Dokument by� podpisany przez robotnika, agenta, gmin� i zawiera� tylko jeden paragraf o nast�puj�cej tre�ci: Robotnik otrzymuje wolny przejazd okr�tem i drog� l�dow� a� na miejsce oraz odpowiednie utrzymanie podczas podr�y; zobowi�zuje si� pracowa� osiem godzin dziennie w posiad�o�ci Timotea Pruchilla, wzgl�dnie prawnych jego nast�pc�w, za op�at� jednego i p�l pesa dziennie. Mieszkanie darmo. Po sze�ciu latach kontrakt wygasa. Ogarn�o mnie zdumienie. To by�o nie tylko uczciwie, lecz nawet bardzo korzystnie, gdy� przy takiej p�acy m�g� robotnik zaoszcz�dzi� rocznie oko�o dw�ch tysi�cy marek. Teraz nie dziwi�em si�, �e agentowi uda�o si� zebra� tylu ludzi i nak�oni� ich do tak dalekiej podr�y. Musia�em przyzna�, �e moje podejrzenie by�o nieuzasadnione. Czy aby rzeczywi�cie nieuzasadnione? Pruchillo mia� uczciwe zamiary, czy jednak mormon by� tak�e cz�owiekiem nieskazitelnym? Czemu nie? Czy mia�em dowody przeciw niemu? Czy to ja raczej nie sta�em si�, oczywi�cie przez wielokrotne do�wiadczenie, zbyt ostro�ny i nieufny? Czy Melton r�wnie� nie mia� zamiaru wy�wiadczy� mi dobrodziejstwa, kt�re zobowi�zywa�o mnie do i wdzi�czno�ci, nawet gdybym go nie potrzebowa� i nie m�g� przyj��? Przed wieczorem powzi��em ostateczn� decyzj� wysi��� w Lobos i p�j�� w swoim kierunku, nie troszcz�c si� o nic wi�cej, gdy� doszed�em do przekonania, �e robotnikom b�dzie w hacjendzie lepiej ni� we w�asnym domu. Jedn