7601

Szczegóły
Tytuł 7601
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7601 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7601 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7601 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7601 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

- JAROSLAV HASEK Dole i niedole dzielnego �o�nierza Szwejka podczas wojny �wiatowej. Tom pierwszy SZWEJK NA TY�ACH Pa�stwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1983 Prze�o�y� Pawe� Hulka-Laskowski J, Tytut oryginatu ezeskiego WSTFP �OSUDY DOBREHO VOJAKA SVEJKA ZA SVETOWE VALKY@@ Ok�adk� i strony tytu�owe projektowa� Jan Niksi�ski Wielkie czasy wymagaj� wielkich ludzi. Istniej� bohaterowie niezna- ni, skromni, bez s�awy i historii Napoleona. Analiza ich charakteru za�mi�aby jednak s�aw� nawet Aleksandra Macedo�skiego. Dzisiaj na ulicach praskich mo�ecie spotka� steranego �yciem cz�owieka, kt�ry sam nawet nie wie, jakie znaczenie ma w historii nawych wielkich czas�w. Idzie sobie skromnie swoj� drog�, nikomu si� nie naprzykrza i jemu te� nie naprzykrzaj� si� dziennikarze, kt�rzy domagaliby si� od niego wywiadu. Gdyby�cie go zapytali, jak si� nazywa, odpowiedzia�by wam skromniutko i prosto: "Jestem Szwejk." Ot� ten cichy, skromny cz�owiek jest naprawd� tym starym, poczciwym wojakiem Szwejkiem, m�nym i statecznym, kt�ry niegdy� za czas�w Austrii by� na ustach wszystkich obywateli kr�lestwa czeskiego, a kt�rego s�awa nie zaga�nie nawet w republice. Bardzo kocham zacnego wojaka Szwejka i opisuj�c jego losy czasu wojny �wiatowej, mam nadziej�, �e wy wszyscy b�dziecie sympatyzowali z tym skromnyi�, nieznanym bohaterem. On nie podpali� �wi�tyni bogini w Efezie, jak to uczyni� ten cymba� Herostrates, aby si� dosta� do gazet i do czytanek szkolnych. To wiele. AUTOR ISBN 83-06-00334-9 I JAK i~013RY WOJAK S'I_.W'E:JK WKROCZ.Y� NA W1DOWNli~:. WOJNY �WIATOWEJ -- A 10 n8171 Zilhlll Ferdynand<: rzekla pos�ugaczka do pana Szwejka, kt�ry opu�ciwszy przed laty slu�b� w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarsk� komisj� wojskow~ uznany zosta� za idiot�, utrzymywa� si� z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, kt�rych rodowody i fa�szowa�. Pr�cz tego zaj�cia dotkni�ty byl rcumatyzmem i wla�nie nacicra� sobie . kolana opodeldokiem. - Ktcirego Ferdynanda, pani Miilleromi' zapytal Szwejk nie przestaj�c masowa� kolan. Ja znam dw�ch Ferdyn~tndbw: jeden jest pos�ugaczem u drogisty Pruszy i prrez pomy�k� wypi� tam razu pewnego jakie� smarowanie na porost wlos�w, a potem znam jeszcze h~erdynanda Kokoszk�, tego, co zbiera psie g�wienka. Obu nie ma co �a�owa�. Ale�, prosz� pana, pana arcyksi�ca Ferdynanda, tego z Kc~nopisztu, tego t�ustego, pobo�nego. ; Jezus Maria! --- zawo�a� Szwejk. A to dobre! A gdzie te� to si� panu arcyksi�ciu przytra(i�o`' - Kropn�li go w Sarajewie, prosz� pana, z rewolweru, wie pan. Jecha� tam ze swoj� arcyksi�n� w automobilu. - Patrzcie pa�stwo, moja pani Mullerowo, w automobilu. Ju�ci�, taki parr mo�e sobie na to pozwoli� i nawet nie pomy�li. jak taka jazda automobilem mo�e si� sko�czy� nieszcz�liwie. 1 jeszcze do tego w Sarajewie, to jest w Bo�ni, pani Mullerowo. To na pewno zrobili Turcy. Nie trza im by�o tej Bo�ni i Hercegowiny zabiera�. Tak to, tak. pani Mullero.wo. Wi�c pan arcyksi��� ju� na s�dzie boskim. Diugo te� si� m�czy�'.' i -- Pan arcyksi��� by� od razu trup, prosz� pana. Sam pan wie, �e z rewo�werem nie ma szpas�w. Niedawno temu w naszej dzielnicy w Nuslach te� si� jeden bawi� rewolwerem i powystrzela� cai� rocizin�, a nawet str�a, kt�ry poszed� zobaczy�, kto te� tam strze�a na trzecim pi�trze. Niekt�ry rewolwer, pani Mullerowo, nie wystrzeli, cho�by si� cz�ek skr�ci�. Takich system�w jest du�o. Ale na pana arcyksi�cia kupili sobie z pewno�ci� taki z tych lepszych. No i za�o�y�bym si� z pani�, pani y Miillerowo, �e ten cz�owiek, co mu to zrobi�, by� od�wi�tnie ubrany. Miarkuje pani sama, �e strzelanie do arcyksi�cia to robota bardzo trudna, to nie to samo, jak k�usownik strzela do gajowego. Tutaj chodzi o to, jak siE du nicgo dobru�; na tukiego pnna nie~mo�na si� wybiera� w jakich� szmatach. Musisz, bratku, i�� w cylindrze, �eby ci� przedtem nie capn��~ policjant. --- Podobno wi�cej ich tam bX�o, prosz� pana. Ma si� wiedzie�, pani Miil�erowo ---- rzek� Szwejk ko�cz�c nacieranie kolana. - Jakby pani chcia�a zastrzeli� arcyksi�cia albo pana cesarza, toby si� pani na pewno z kim� naradri�a. Co g�owa, to rozum. Ten doradzi to, tamten owo i w ten spos�b zbo�ne dzie�o si� powiedzie, jak o tym �piewamy w naszym hymnie pa�stwowym. G��wna rzecz obliczy� sobie dok�adnie, kiedy taki pan b�dzie przechodzi�. Tak samo, jak ten pan Luccheni, je�li pani jeszcze pami�ta, co to poszed� z nasz� nieboszczk� El�biet� na spacer i przoklu� j� pilnikiem. I wierz tu komu! Od tego czasu �adna cesarzowa nie wychodzi na spacery. A to sdmo czeka jeszcze wiele os�b. Zobaczy pani Miillerowa, �e si� jeszcze dobior� i do cara, i do carowej, a nie daj Bo�e i do naszego pana cesarza, kiedy tak obcesowo wzi�li si� do jego stryjaszka. Nasz starszy pan ma sporo nieprzyjaci�. Jes�cze wi�cej ni� ten Fea'~dynand. Niedawno temu m�wi� jeden pan w pi- wiarni, �e nastanie taki czas, �e cesarze b�d� padali jeden po drugim i �e nawet sam pan prokurator nic im nie poradzi. A potem nie mia� czym zaplaci� i gospodarz musial go kazu� aresztowa�. A ten go trzask w pysk, a policjanta dwa razy. ()dwie�li go potem w plecionce, �eby wytrze�wiai. fak, tak, pani Miillerowo, takie to czasy. Ano dla Ausrtrii znowu strata to niema�a. Ja'kem s�u�y� w wojsku, to jeden piechur zastrzeli� tdm kapitana. Nabi� flint� i wlaz� do kancelarii. Powiedzieli mu tam, �eby sobie poszed�, bo w kancelarii nie jego mi�jsce, a on wci�� swoje, �e musi si� rozm�wi� z panem kapitanem. Kapitan przyszed� i zaraz mu wlepi� koszarniaka. A ten wzi�� karabin i kropn�� gu prosto w serce. Kula przelecia�a panu kapitanowi przez plecy i jeszcze narobi�a szkody w kancelarii. Rozbi�a butelk� z atramentem, a ten atrament rozla� si� po urz�dowych aktach. - A co si� sta�o z tym �o�nierzem? - zapyta�a po chwili pani Mullerowa, gdy Szwejk si� ubiera�. - Powiesi� si� na szelkach - rzek� Szwejk czyszcz�c melonik. - A te szelki nie by�y jego w�asno�ci�. Musia� je sobie po�yczy� od stra�nik a, �e riiby to mu opada�y spodnie. A co? Mia� mo�e czeka�, a� go rozstrzelaj�? Nietrudno zmiarkowa�, moja pani Mullerowo, �e w takich razach cr�owieku~i si� we �bie m�ci. Stra�nika za to zdegradowali i dali mu sze�� miesi�cy. Ale nie siedzia�. Uciek� do Szwajcarii i dzisiaj jest tam pono� kaznodziej� jakiego� ko�cio�a. Ma�o dzi� dobrych ludzi, pani Miillerowo. Wyobra�am sobie, �e i pan arcyksi��� F'erdynand w mie�cie Sarajewie te� si� gru6o zawi�d� na tym cz�owieku, co do niego strzeli�. Widzia� jakiego� pana i pomy�la� sobie: "Jaki� porz�dny cz�owiek, kiedy wiwatuje na moj� cze��." A tymczasem ten pan trach! do niego. Kropn�� go raz czy par� , razy'? - W gazetach pisz�, prosz� pana, �e pan arcyksi��� by� podziurawiony jak sito. Wystrzeli� do niego wszystkie naboje. - To idzie bardzo szybko, pani Mullerowo, strasznie szybko. Ja bym sobie na co� takiego kupi� browning. Wygl�da to jak cacko, ale tym cackiem mo�na przez dwie minuty powystrzela� dwudziestu arcyksi���t, chudych albo t�ustych. Chocia�, mi�dzy nami m�wi�c, pani Miillerowo, do t�ustego arcyksi�cia trati� daleko �atwiej ni� do chudego. Pami�ta pani, jak to wtedy w Portugalii ustrzelili sobie tego swego kr�la'.' Te� by� taki t�usty. Wiadomo, �e kr�l nie b�dzie chudeusz. Teraz id� do gospody "Pod Kie- lichem", a jakby tu kto� przyszed� po tego ratlerka, com za. niego wzi�� zaliczk�, to trzeba powiedzie�, �e mam go w swojej psiarni na prowincji, �e mu niedawno przyci��em uszy i �e teraz nie mo�na go przewozi�, p�ki m u si� uszy nie zagoj�, �eby mu si� nie zazi�bily. Klucz pani zosluwi u str�ki. W gospodzie "Pod Kielichem" siedzia� tylko jeden go��. By� to wywiadowca Bretschneider, b�d�cy na slu�bie policji pa�stwowej. Gospo- darz Palivec zmywa� podstawki, a Bretschneider daremnie usiiowa� wyci�gn�� s!o n;i �,m~-ain;m,imow�. Palivec by� znany grubianin i co drugie jego s�owo by�o "dupa" albo "g�w- no". Ale jednocze�nie by� oczytany i zaleca� ka�demu, aby sobie przeczyta�, co o tym drugim pczedmiocie napisa� Wiktor Hugo, prrytaczaj�c ostatni� odpo- wied� napoleo�skiej starej gwardii, dan� Anglikom w bitwie pod Waterloo. - �adne mamy lato - rozpocz�� Bretschneider swoj� powa�n� rozmow�. - - Wszystko to g�wno warte - odpowiedzia� Palivec uk�adaj�c podstawki w kredensie. - A to nam nawarzyli piwa w tym Sarajewie - ozwa� si� Bretschneider trac�c nadziej�. - W jakim Sarajewie? - zapyta� Palivec. - W nuselskiej winiarni? Tam si� co dzie� za �by wodz�. Wiadomo, przedmie�cie. 10 - W bo�niackim Sarajewie, panie gospodarzu. Zastrzelili tam pana arcyksi�cia Ferdynanda. Co pan na to powie? ~ - Ja si� do takich rzeczy nie mieszam, z tym niech mnie ka�dy poca�uje w dup� - grzecznie odpowiedzia� Palivec zapalaj�c fajk�. - Do taki�h rzeczy miesza� si� nie warto, bo mo�na grubo oberwa�. Mam sw�j handelek, i tyle. Gdy kto przychodzi i ka�e sobie poda� piwa, to mu podam. Ale jakie� tam Sarajewy, polityka albo nieboszezyk pan arcyksi��� to nie dla nas, bo mo�na si� dosta� za kraty na Pankrac. Bretschneider zamilk� i pe�en rozczarowania rozgl�da� si� po pustym szynku. -- Tutaj wisia� niegdy� obraz najja�niejszego pana - ozwa� si� zn�w p o chwili - akurat tam, gdzie teraz wisi lustro. - A tak, ma pan racj� - odpowiedzia� Palivec - wisia� tam, ale obsrywa�y go muchy, wi�c zanios�em go na strych. Wiadomo, jak to bywa. Jeszcze by kto zrobii g�upi� uwag� i mia�by cz�owiek kram. Potrzebne mi to? - Ale w tym Sarajewie sta�a si� rzecz paskudna, prawda, panie gospodarzu? Na to pozornie proste, ale podst�pne pytanie odpowiedzia� Palivec riiezwykle ostro�nie: -- O tej porze bywa w Bo�ni i Hercegowinie strasznie gor�co. ,/akem tam s�u�y� w wojsku, to naszemu oberlejtnantowi musieli na g�ow� l�d przyk�ada�. - W jakim pu�ku s�u�y� pan, panie gospodarzu? - Takie g�upstwa nie trzymaj� mi si� w g�owie. Nigdy si� takimi bzdurami nie zajmowa�em i nigdy mnie nic takiego nie obchodzi�o - odpowiedzia� Palivec. - Ciekawo�� pierwszy stopie� do piek�a. Wywiadowca Bretschneider zamilk� ostatecznie, a jego ponura twarz poja�nia�a dopiero w�wczas, gdy do gospody wszed� Szwejk, kt�ry kaza� sobie poda� ciemne piwo, dodaj�c znacz�co: - Bo w Wiedniu te� dzi� maj� �a�ob�. W oczach Bretschneidera b�ysn�a nadzieja. Dorzuci� rzeczowo: - Na zamku w Konopiszcie jest dziesi�� czarnych chor�gwi. -- A powinno by� dwana�cie -- rzek� Szwejk popiwszy piwa. - Dlaczego s�dzi pan, �e dwana�cie? - zapyta� Bretschneider. - �eby by� r�wny ra�hunek, akurat tuzin. �atwiej to zliczy�, no i na tuziny wszystko jcst la�szc odpowicdzial Szwcjk. Zapanowala cisza, kt�r� Szwcjk przerwal westchnienicm: -- W'i�c ju� biedak ziemi� gryzie, Panie �wie� nad jego dusz�! Nie doczeka� si� nawet cesarzowania. Jak by�em w wojsku, to jeden genera� spad� z konia i zabi� si� na dobre. Chcieli go podnie�� i wsadzi� na konia, a tu patrz�, zupe�nie martwy. A te� mia� dosta� awans na feldmarsza�ka. Sta�o si� to przy przegl�dzie wojska. Wszystkie te przegl�dy nigdy nie wychodzi�y na dobre. W Sarajewie te� by� jaki� przegl�d. Pami�tam, �e pewnego razu brakowa�o mi przy takim przegl�dzie dwadzie�cia guzik�w przy mundurze i �e mnie za to wsadzili na dwa tygodnie do pojedynki, a przez dwa dni le�a�em jak ten �azarz w kij zwi�zany. Ale w wojsku dyscyplina musi by�, bo inaczej nikt by sobie z niczego nic nie robi�. Nasz oberlejtnant Makovec ntawia� nam nieraz: "Dyscyplina musi by�, wy �by zakute, bo bez niej to by�cie �azili po drzewach jak te ma�py, ale wojsko zrobi z was ludzi, wy tr�by powietrzne!" A czy nie mia� racji? Przedstawmy sobie park na przyk�ad na Placu Karola, a na ka�dym drzewie taki �o�nierz bez dyscypliny. Tego si� zawsze najbardziej obawia�em. - W Sarajewie w ca�ej tej sprawie maczali pa�ce Serbowie '- nawi�zywa� pan Bretschneider. - Myli si� pan - odpowiedzia� Szwejk. - To zrobili Turcy przez t� Bo�ni� i Hercegowin�. I Szwejk rozwin�� swoje pogl�dy na mi�dzynarodow� polityk� Anstrii na Ba�kanach: Turcy przegrali wojn� w roku 1912 z Serbi�, Bu�gari� i Grecj�. Chcieli, �eby ich Austria poratowa�a, a gdy Austria nie chcia�a, zastrzelili Ferdynanda. - Lubisz Turk�w? - zwr�ci� si� Szwejk do gospodarza Palivca. - Lubisz tych ps�w poga�skich? Prawda, �e nie lubisz? - Ka�dy go�� jest dobry - odpowiedzia� Palivec - niech sobie b�dzie i Turek. Dla nas, kupc�w, polityka nie ma znaczet~ia. Zap�a� za piwo, sied� sobie w knajpie i wygaduj, co ci �lina na j�zyk przyniesie. To moja zasada. Czy to zrobi� temu naszemu Ferdynandowi Serb czy Turek, katolik czy mahometanin, anarchista czy m�odoczech', mnie wszystko jedno. @ tobrze, panic gospodarzu ozwal si� Bretschneider. kt�ry z�owu stracit nadzicj�, czy uda si� przy�apa� jednego z tych dw�ch na jakim� s�owie ale zgadza si� pan chyha. �e to wielka strata dla Ausu-ii. , Zamiast gospodarza odpowiedzia� Szwejk: - Strata bo strata, przeczy� temu nie mo�na. Okropna strata. Fer- ~ �wczesna bur�uazja czeska dzieli�a si� politycznie na staroczesk� (konserw�ty�ci) i m�odoczesk� (libera�owie). 12 13 dynanda nic mo�e zast�pi� picrwszy Icpszy cymbal. I~ylko szkoda, ie nie by� jcszcze t�u�cicjszy. Niby dlac-r.ego'? o�ywil si� Bretschneider. Niby dlaczego'.' odpowiedzia� spokojnie Szwejk. Niby dlatego, �e jakby by� jeszcze t�u�ciejszy, to byiby go trafi� szlag ju� dawniej, kiedy w Konopiszcie goni� babiny zbier,tj�ce w jego lesie chrust i grzyby, i nie potrzebowa�by umiera� tak� nieprzystojn� �mierci�. W g�owie si� cz�ow ie- kowi nie mie�ci: stryjaszek najja�niejszego pana, a siaki taki go zastrzeli�. Przecie� to wstyd, bo w gazetach o tym pe�no. U nas w Budziejowicach przed paru laty w czasie jednej ma�ej sprzeczki na targu bydl�cym przebili niejakiego Brzecis�awa Ludvika, handlarza byd�a. Ten kupiec mia� syna Bogus�awa i gdziekolwiek ten syn przyszed� ze �winiami na sprzeda�, nikt od niego nie chcia� nic kupi�, a ka�dy mawia�: "To syn tego przebitego, to musi by� te� �otr niezgorszy." Musia� w Krumlovie skoczy� z mostu do We�tawy, musieli go wyci�ga�, musieli go cuci�, musieli z niego wod� pompowa�, a on im musia� umrze� w obj�ciach lekarza akurat wtedy, gdy ten mu co� zastrzykiwa� pod sk�r�. -- Sk�d pan bierze takie dziwne por�wnania? - rzek� Bretschneider z naciskiem. -- M�wi pan najpierw o Ferdynandzie, a potem o handlarzu byd�a. - Znik�d nie bior� �adnych por�wna� - broni� si� Szwejk. - Niech mnie B�g broni; �ebym ja mia� kogo� do kogo� por�wnywa�! Pan gospodarz mnie zna. No, powiedz sam, �e nigdy nikogo do nikogo nie przyr�wnywa�em. Tylko �e nie chcia�bym by� w sk�rze tej wdowy po arcyksi�ciu. Co ona teraz zrobi? Dzieci sieroty, dobra na Konopiszcie bez pana. A wydawa� si� znowu za jakiego nowego arcyksi�cia?... Co by z tego mia�a? Pojecha�aby z nim znowu do Sarajewa i zosta�aby wdow� po raz drugi. We Zliviu ko�o Hlubokiej by� przed laty gajowy, a mia� takie obrzydliwe nazwisko Kurdupel. K�usownicy go zastrzelili, a zosta�a po nim wdowa z dwojgiem dzieci i po roku wysz�a znowu za gajowego Pepika Szevtoviaka z Mydlovar�w. I tego zastrzelili tak�e. Wysz�a za m�� po raz trzeci i znowu za gajowego, m�wi�c sobie: "Do trzech razy sztuka. Je�li i to si� nie uda, to ju� nie wiem, co zrobi�." Rzecz prosta, �e i tego zastrzelili, a ona tymczasem mia�a z tymi gajowymi ju� sze�cioro dzieci. By�a nawet w kancelarii ksi�cia~ pana w Hlubokiej i skar�y�a si� na swoje utrapienie z tymi gajowymi. Wi�c jej nastr�czyli dozorc� staw�w, Jaresza, spod Ra�ickiej Baszty. ~ powiedzcie pa�stwo: utopili jej ch�opa przy po�owie ryb, a mia�a z nim dwoje dzieci! Potem wyda�a si� za trzebiciela , nierogacizny z Vodnian, a ten pewnej nocy. trzepn�� j� siekier� i dobrowolnie poszed� si� oskar�y�. Gdy go potem z wyroku s�du , okr�gowego w Pisku wieszali, ugryz� ksi�dza w nos, powiedzia�, �e niczego nie �aiuje, a do tego powiedzia� jeszcze co� bardzo brzydkiego 0 najja�niejszym panu. -- A nie wie pan czasem, co takiego powiedzia�'? -- zapyta� Bretschnei- der g�osem pe�nym nadziei. - Tego powiedzie� panu nie mog�, bo nikt si� tego nie odwa�y powt�rzy�. Ale by�o to podobno co� tak okropnego, �e pewien radca s�dowy, kt�ry byi przy'tym, oszala� od tego i jeszcze dzisiaj trzymany jest w izolacji, �eby si� nie wyda�o. Nie by�a to zwyczajna obraza najja�niejsze- go pana, jakiej si� ludzie dopuszczaj� po pijanemu. A jakiej obrazy najja�niejszego pana dopuszczaj� si� ludzie po pijanemu? --- zapyta� Bretschneider. Prosz� was, panowic, m�wcie o innych sprawach uzwa� si� Palivec. - Wiecie dobrze, �e takich rzeczy nie lubi�. S��wko z pyska wyleci, a potem bieda. - Jakiej obrazy najja�niejszego pana dopuszczaj� si� ludzie po pijanemu? ----- powt�rzy� Szwejk. -- Rozmaicie bywa. Upij si� pan, ka� sobie zagra� austriacjci hymn, a zobaczysz, co b�dziesz m�wi�. Wymy�li pan sobie tyle r�nych rzeczy o panu cesarzu, �e gdyby cho� po�owa z tego by�a prawd�, to mia�by biedak wstydu na ca�e �ycie. Ale ten starszy pan naprawd� nie zas�uguje na takie traktowanie. We� pan na przyk�ad tak� , rzecz: syna Rudolfa straci� w m�odocianym wieku, w pe�nej sile m�skiej. Ma��onk� El�biet� przebili mu pilnikiem, potem zgin�� mu Jan Orth, brata jego, cesarza meksyka�skiego, zastrzelili w jakiej� twierdzy przy jakim� murze, a teraz na stare lata zastrzelili mu stryjaszka. I raptem schla si� jaki� pijanica i zacznie na. niego wygadywa�. Przecie� takie rzeczy dzia�aj� na nerwy. Gdyby si� dzisiaj mia�o co� zdarzy�, to z dobrej woli p�jd� i b�d� s�u�y� panu cesarzowi do ostatka si�. Szwejk napi� si� dokumentnis i ci�gn�� dalej: - My�lisz pan mo�e, �e najja�niejszy pan pu�ci to p�azec�? Nie znasz go pan w takim razie. Wojna~z Turkami musi by�. Zabili�cie mi stryjaszka, to ja was te� przez pysk zdziel�. Wojna jest pewna. Serbia i Rosja dopomog� nam w tej wojnie. Ej, b�dzie rze�, a� mi�o! W tym proroczym natchnieniu Szwejk by� pi�kny. Jego dobroduszna twarz, u�miechni�ta jak ksi�yc w pe�ni, promienia�a zapa�em. Wszystk o 4 wydawa�o mu si� bardzo jasne. s 14 15 , . . - Mo�e si� zdarzy� -- wywodzi� dalej, m�wi�c o przyszio�ci Austrii �e w razie wojny z Turcj� napadn� na nas Niemcy, bo Niemcy i Turcy trzymaj� z sob�. To takie dranie, �e drugich takich nie ma na �wiecie. Ale mo�emy si� sprzymierzy� r Francj�, kt�ra od roku siedemdziesi�tego pierwszego krzywo patrzy na Niemca. 1 damy sobie rad�. Wojna b�dzie, wi�cej nie powiem. Bretschneider wsta� i rzek� uroczy�cie: Wi�cej pan m�wi� nie potrzebuje. Nicch pan ydzie ze mn� do sieni, to panu co� powiem. Szwejk wyszed� za wywiadowc� do sieni, gdzie go uczekiwaia ma�.r niespodzianka, gdy jego kompan od stolika pokaza� mu orzelka i rzek�, �c go aresztuje i �e natychmiast zaprowadzi go do dyrekcji policji. Szwejk stara� si� wyt�umaczy� i wywodzil, �e ten pan si� zapewne myli, bo on jest ca�kiem niewinny, jako �e nie wym�wil ani jednego s�owa, kt�re mogioby kogokolwiek obrazi�. Bretsc�rneider o�wiadczy� jednak, i� Szwejk faktycznic dupu�cil si~ kilku czyn�w karalnych, po�r�d kt�rych pewn� rul� gra tak�e zbrodnia zdrady stanu. Potem powr�ci� do gospody i Szwejk rzek� do Palivca: Mam pi�� piw i jeden rogalik z par�wkami. Teraz daj mi jeszcze jedn� �liwowic�, bo ju� musz� i��, jako �e jestem aresztowany. Bretschneider pokazal Palivcowi orzelka: 'przez chwil� spogl�da� nn nicgo. a potern zapyta�: - Czy pan �onaty'? , - �onaty. . - A ezy pa�ska ma��onka mo�e prowadzi� interes w czasie pa�skiej nieobecno�ci`? y.. - M u�e. ---- A wi�c wszystko w porz�dku, panie gospodarzu -- weso�o rzek� Bretschneider. Zawo�a pan swoj� �on�, przeka�e jej wszystko. a wieczorem przyjdziemy po pana. - , - - Nie przejmuj si� tym -- pocieszy� go Szwejk. -- Mnie zabieraj� tylko z powodu zdrady stanu. Ale za co mnie? biadat Palivec. Ja by�em taki' ostro�ony! - Bretschneider u�miechn�� si� i rzek� zwyci�sko: ' -- Za to, �e pan powiedziu�, �e muchy sra�y na najja�niejszego pana. Ju� tam panu naj3a�niejszego pana z g�owy wybij�. Szwejk opu�ci�-gospod� "Pod Kielichern" w towarzystwie wywiadowcy: I6 gdy wyszli na ulic�, zapyta� go nie przestaj�c spogl�da� z dobrotliwym u�miechem na jego twarz: -- Czy ka�e mi pan zej�� z trotuaru`? -- Dlaczego? - S�dz�, �e jako aresztowany nie mam prawa chodzi� po trotuarze. Kiedy wchodzili do bramy dyrekcji policji, ~rzek� Szwejk: - Tak mile zlecia� nam czas. Czy cz�sto bywa pan "Pod Kielichem"'? Podczas gdy Szwejka prowadzono do kancelarii, w kt�rej przyjmowano aresztant�w, Palivec przekazywa� gospod� "Pod Kielichem" swojej p�acz�cej �onie pocieszaj�c j� na sw�j spos�b: - Nie p�acz, nie rycz, co mi mog� zrobi� za zasrany obraz najja�niejsze- go pana? W taki to spos�b dobry wojak Szwejk wkroczy� na w~downi� wojny �wiatowej, po swojemu mile i ujmuj�co. Historyk�w zainteresuje nieza- wodnie to, i� przewidywa� dalek� przysr�o��. Je�li sytuacja rurwin�a si� potem nieco inaczej, ni� on malowa� j� "Pod Kielichem", musimy wzi�� pod uwag� fakt, �e brak mu by�o gruntowego wykszta�cenia dyplomaty- cznego. II OO~~~' ~T~@JAK SZWEJK '~~ D~';~~:KCJI POLICJ1 Zamach w Sarajewie zape�ni� dyrekcj� policji licznymi ofiarami. Przyprowadzali tu jednego po drugim, a stary inspektor w kancelarii ._ powtarza� g�osem dobrodusznego cz�owieka: - �le wyjdziecie na tym Ferdynandzie. Gdy Szwejka zamkni�to w jednej z �icznych cel na pierwszym p~f�trze, znalaz� tam towarzystwo sze�ciorga os�b. Pi�ciu aresztant�w siedzia�o przy sto�e, a w rogu na pryczy, jak>~y stroni�c od reszty, siedzia� m�czyzna w �rednim wieku. Szwejk zacz�� rozpytywa� jednego po drugim, za co zostali aresztowani. Od tych pi�ciu, kt�rzy siedzili przy stole, otrzyma� niejako jednobrzmi�- c� odpowied�: - Za Sarajewo! Za Ferdynanda! - Za zamordowanie pana arcyksi�cia! - Przez Ferdynanda! - Za to, �e pana arcyksi�cia zastrzelili w Sarajewie! Sz�sty, kt�ry stroni� od tych pi�ciu, rzek�, �e nie chce mie� z nimi nie wsp�lnego, �eby na niego nie pad�o jakie� podejrzenie; bo on zosta� aresztowany jedynie za usi�owanie pope�nienia morderstwa rabu_ nkowego na pewnym gospodarzu z Holic. Szwejk przy��czy� i� do towarzystwa spiskowc�w siedz�cych przy stole; kt�rzy ju� po raz dzicsi�ty opowiadali sobic, w jaki sposi>b si� tutuj dustali. Wszyscy opr�cz jednego z�stali aresztowani b�d� w gospodzie, b�d� w winiarni albo w kawiarni. Wyj�tkiem by� niezwykle oty�y pan w okularach, z oczyma zap�akanymi, kt�rego aresztowano we w�asnym mieszkaniu; ten na dwa dni przed zamachem w Sarajewie w gospodzie u "Brejszki" p�aci� za dw�ch serbskich student�w politechniki, a pr�cz tego widziano go pijanego w ich towarzystwie, w "Montmartrze" przy ulicy �a�cuchowej, gdzie, jak to'` potwierdzi� w protokole w�asnym podpisem, tak�e za nich p�aci�. Widzia� go tam wywiadowca Brixi. Na wszystkie pytania podczas �ledztwa wst�pnego kwili� stereotypowo: - Ja mam handel papierem. Na co otrzymywa� podobnie stereotypow� odpowied�: -- To pana nie t�umaczy. Pan ma�ego wzrostu, kt�rego spotka�a ta przygoda w winiarni, by� profesorem historii i wyk�ada� w�a�cicielowi winiarni dzieje r�:nvch zamach�w. Aresztowany zosta� w chwili, kiedy ko�czy� psychologiczn� analiz� zjawiska tymi s�owy: -- Idea zamachu jest tak prosta jak jajko Kolumba. - I taka jasna jak to, �e pan si� dostanie na Pankrac - uzupe�ni� jego zdanie komisarz policji przy badaniu. Trzeci spiskowiec by� prezesem dobroczynnego stdwarzyszenia "Dobro- mil" w Hodkoviczkach. Tego dnia, w kt�rym dokonano zamachu, "Dobromil" urz�dza� zabaw� ogrodow� po��czon� z koncertem. Wach- mistrz �andarmerii przyby� do ogrodu i wezwa� uczestnik�w, �eby si� rozeszli, bo Austria ma �a�ob�, na co prezes "Dobromila" odpowiedzia� dobrodusznie: /:mul.;yl p;m clw ilcml.y. ni~~ch iloer;y;~ Iloj. .ll~m i~rrric~'. Teraz siedzia� w areszcie z g�ow� spuszczon� i narzeka�: - W sierpniu mamy nowe wybory zarz�du. Je�li do tego czasu nie b�d� w domu, to si� mo�e zdarzy�, �e mnie nie wybior�. Ju� po raz dzie�i�t y jestem prezesem. Ja tego wstydu nie prze�yj�. W osobliwy spos�b poigra� sobie nieboszezyk Ferdynand z czwartym aresztantem, m�em ezystego charakteru i nienagannej przesz�o�ci. Przez ca�e dwa dni uchyla� si� od jakiejkolwiek rozmowy o Ferdynandzie, a� wieczorem w kawiarni przy mariaszu, zabijaj�c �o��dnego kr�la atutow� si�demk� dzwonkow�, rzek�: - Siedem dzwonk�w jak siedem kul w Sarajewie. Pi�ty z aresztowanych, jak si� sam wyrazi�, siedzia� za morderstwo pope�nione na arcyksi�ciu w Sarajewie; jeszcze teraz mia� w�osy i w�sy zje�one z przera�enia, tak �e g�owa jego przypomina�a pinczera. W restauracji, w kt�rej go aresztowano, nic odezwa� si� ani s�c~ev-em, ba, nawet nie ezyta� gazet o zabiciu Ferdynanda i siedzia� przy stole zupe�nie sam, gdy wtem podszed� do niego jaki� pan, usiad� naprzeciw i rzek� z po�piechem: -- Czyta� pan o tym? - Nie czyta�em. - Wie pan o tym? ' Pie�� wyrx�aj~ca tendencje niepodleg�o�ciowe Slowian. 18 ~ 19 --- r@iie wiem. - A wie pan, o co chodzi? - -. T@Iie wiem, bo mnie to nie interesuje. -- .A jednak powinno to pana interesowa�. -- Nie wiem, co by mnie mog�o interesowa�. Wypal� cygaro, wypij� par� kufli, zjem kolacj�, i do��. Gazet nie czytam. Gazety k�ami�. Po co si� denerwowa�? -- Wi�c pana nie interesuje nawet to morderstwo w Sarajewie? -- Mnie w og�le �adn� morderstwo nie interesuje, czy w Pradze, czy w Wiedniu, czy w Sarajewie, czy w �.ondynie. Od tego s� urz�dy, s�dy i policja. Je�li gdzie� kiedy� kogo zabij�, to dobrze mu tak, po co jest ba�wan i taki nieostro�ny, �e si� da zabi�? By�y to jego ostatnie s�owa w tej rozmowie. Od tej chwili powtarza� g�o�no w pi�ciominutowych pauzach te s�owa: .~;1 ~l'11C111 I11O\\ III11~ . .~;1 ~C1~C111 IIIC\l 11111\ . S�owa te wykrzyki\va� i w hramie dyrekcji policji, s�owa te b�drie powtarza� i przy przewo�eniu go do s�du karnego w Pradze i z tymi s�owy wkroczy do swej celi wi�ziennej. Gdy Szwejk wys�uch3� wszystkich tych straszliwych opowie�ci spisko- wych, uznat za w�a�ciwe pouczy� spiskowc�w o ca�kowitej beznadziejno�ci ich sytuacji. - Oj, �le z nami wszystkimi -- zacz�� swoje s�owa pociechy. -- Nie jest to prawda, jak m�wicie, �e wam czy nam wszystkim nie mo�e sta� si� nic z�ego. Od czego mamy policj�, jak nie od tego, �eby nas kara�a za nasze gadulstwo? Je�li nasta�y takie niebezpieczne czasy, �e strzelaj� do arcyksi���t, to nikt nie powinien si� dziwi�, �e go przyprowadz� do dyrekcji policji. To wszystko robi si� dla pompy, �eby Ferdynand mia� reklam� przed swoim pogrzebem. Im wi�cej nas tu b�dzie, tytn lepiej dla nas, bo nam b�dzie weselej. Kiedym s�u�y� w wojsku, to nieraz p� kompanii siedzia�o w pace. A ilu to niewinnych ludzi zosta�o skazanych! I nie tylko w wojsku, aie i przez inne s�dy. Pami�tam, �e raz jedna kobieta zosta�a skazana za to, �e udusi�a swoje nowo narodzone bli�ni�ta: Chocia� przysi�ga�a, �e nie mog�a udusi� bli�ni�t, bo urodzi�a si� jej tylko jedna dzievvs:zy�:ka, kt�r� uda�o si� udusi� ca�kiem bez b�lu, to jednak skazana zosta�a za podw�jne morderstwo. Albo na przyk�ad ten niewinny Cygan w Zabiehlicach, co si� w�ama� do sklepiku w noc Bo�ego Narodzenia. Przysi�ga�, �e chcia� si� tylko ogrza�, i nic mu to nie pomog�o. Jak tylko s�d weim�e co� w swoje r�ce, to ju� klapa. Widocznie tak ju� musi by� . Mo�liwe, �e wszyscy ludzie nie s� takimi draniami, jak o nich nale�y przypuszcza�, ale w jaki spos�b odr�nisz dzisiaj cz�owieka dobrego od ga�gana, osobliwie teraz, w takich powa�nych czasach, gdy zakatrupili tego Ferdyn�nda. Tam u nas, kiedym s�u�y� w wojsku w Budziejowicach, zastrzelili w lesie za placem �wicze� psa pana kapitana. Kiedy si� o tym kapitan duwicdzia�. zwo�a� nas wszystkich. kazai nam stan�i w soeregu i powiada, �eby co dziesi�ty wyst�pi�. Rzecz prosta, �e i ja by�em dziesi�ty i tak stali�my habacht', nawet nie mrugn�wszy. Kapitan chodzi sobie ko�o nas i powiada: "Wy psubraty, podlecy, �wintuchy, hie�y c�ikowane, tak bym wam z przyjemno��i� wlepi� pojedynk� za tego psa, posiska�bym was na makaron, porozstrzeliwa� i zrobi� karpia na ttiebiesko. �eby�cie wiedzieli, �e si� z wami nie b�d� bawi�, daj� wam wszystkim dwa tygodnie koszarniaka." Widzicie, panowie, wtedy chodzi�o tylko o pieska, a teraz chodzi przecie� o pana arcyksi�cia. I dlatego trzeba wszystkim nap�dzi� strachu, �eby �a�oba by�a jak si� patrzy. - Ja jestem niewinny. Ja jestem niewinny powtarza� cz�owiek o zje�onych w�osach. - Chrystus Pan te� by� niewinny - rzek� Szwejk - i te� go ukrzy�owali. Nigdy nikomu nie zale�a�o na jakim� tam niewinnym cz�owieku. "Maul halten und weiter dienen!"Z --- jak nam mawiali w wojsku. To najlepsze i najpi�kniejsze. Szwejk wyci�gn�� si� na pryczy i usn�� snem sprawiedliwego. Tymczasem przyby�o dw�ch nowych aresztant�w Jeden z nich by� Bo�niakicm. C:hodzi� po celi, zgrzytul z�bami i co drugie jego s�owo brzmia�o: "Jebem ti duszu."` M�czy�a go my�l, �e w dyrekcji policji zginie mu jego koszyk. Drugim go�ciem by� Palivec, w�a�ciciel gospody, kt�ry zauwa�ywszy swego znajomego, Szwejka, zbudzi� go i g�osem pe�nym tragizmu zawo�a�: -~A wi�c i ja tu jestem! Szwejk u�cisn�� mu serdecznie r�k� i rzek�: - Ciesz� si� szczerze. Wiedzia�em, �e ten pan dotrzyma s�owa, gdy zapewnia�, �e wieczorem po pana przyjd�. Taka punktualno�� to dobra rzecz. Palivec zauwa�y� wszak�e, �e taka punktualno�e g�wno warta, i p~o a;h u ' Na baczno��. (niem.) Z Stuli� pysk i dalej pe�ni� s�u�b�. (niem.) ' Ordynarne przekle�stwo. (serb.) 20 ~ 21 spyta� Szwejka, ezy ci inni aresztanci nie s� aby z�odziejaszkami, bo to mog�oby mu zaszkodzi� jako w�a�cicielowi gospody. Szwejk obja�ni� go, �e wszyscy opr�cz jednego pana, kt�ry dosta� si� tu za usi�owanie pope�nienia morderstwa rabunkowego na osobie gospodarza z Holic, nale�� do ich towarzystwa i siedz� przez pana arcyksi�cia. Palivec obrazi� si� i rzek�, �e nie zosta� aresztowany dla jakiego� g�upiego arcyksi�cia, ale z powodu samego najja�niejszego pana. Poniewa� reszta towarzystwa zacz�a si� tym interesowa�, opowiedzia�, jak to muchy zanieczy�ci�y mu obraz cesarza. - Zapaskudzi�y mi go, bestie - ko�czy� opowiadanie swej przygody - a mnie zaprowadzi�y do krymina�u. Ale ja tego tym muchom nie daruj� -- odgra�a� si�. Szwejk uda� si� znowu na spoczynek, ale nie spa� d�ugo, bo przyszli po niego, aby go zaprowadzi� na ��edztwo. Id�c schodami na przes�uchanie do trzeciego wydzia�u, Srwejk d�wiga� sw�j krzy� na szczyt (iolgoty nie zdaj�c sobie sprawy z w�asnego m�cze�stwa. Zauwa�ywszy napis, �e plu� na korytarzach nie wolno, poprosi� policjanta, aby mu pozwoli� splun�� do spluwaczki, i promieniej�c wielko�ci� swojej prostoty wkroczy� do kancelarii ze s�owami: - Dobry wiecz�r szanownym panom, wszystkim razem. Zamiast odpowiedzi, kto� szturchn�� g� pod �ebro i popchn�� do sto�u, za kt�rym siedzia� pan o wynios�ym i urz�dowym obliczu, o rysach twarzy pe�nych zwierz�cego okrucie�stwa, jakby w�a�nie wypad� z ksi�~ki Lunthrm. /hrrr,hriur= nmu!=unr. Krwio�erczo spojrza� na Szwejka i rzek�: - Nie udawaj pan takiego idioty. - Bardzo mi przykro - odpowiedzia� Szwejk z wie�k� powag� - ale w wojsku by�em poddany superarbitracji z powodu idiotyzmu i urz�dowo zosta�em przez nadzwyczajn� komisj� lekarsk� uznany za idiot�. Ja jestem idiota z urz�du. Pan o zbrodniczym wygl�dzie zazgrzyta� z�bami. - To, o co jeste� pan oskar�ony i czego� si� pan dopu�ci�, �wiadczy, �e masz wszystkie klepki w porz�dku. I wymienia� Szwejkowi d�ugi szereg r�nych zbrodni, poczynaj�c od zdrady stanu, a ko�cz�c na obrazie jego cesarskiej mo�ci i cz�onk�w domu cesarskiego. Po�r�d tych prze,?;t�pstw wyr�nia�a si� pochwa�a morderstwa arcyksi�cia Ferdynanda, st�d za� wywodzi�a si� nowa ga��� przest�pstw , w�r�d kt�rych najpeiniej ja�nia�a zbrodnia podburzani;t do niepos�usze�- stwa w�adzom, poniewa� wszystko to sta�o si� w lokalu publicznym. -- Co pan na td' -- zwyci�sko zapyta� pan o rysach znamionuj�cycl wielkie okrucie�stwo. -- Ano, sporo si� tego nazhiera�o -- odpowiedzia� naiwnie Szwejk. --- Co za du�o, to niezdrowo. - No, widzi pan, sam si� pan przyznaje. Ja si� przyznaj� do wsryatkicgo. prosz� pana, dyscyplina musi by�, bez dyscypliny �adnie hy�my uv �l;�~�ali. Jeszcze kiedym siu�y� w wojsku... -- Stul pan g�b�! wrzasn;�l radca policji na Szwejka i m�w pan tylko to, o co si� pytam. Rozumie pan'' f- Jak�ebym nie mia� rozumie�'' rzek� Szwejk. Pos�usznie melduj�, �e rozumiem i �e we wszystkim, co pan raczy do mnie m�wi�, potrafi� si� oricntowa�. Z kim pan utrzymujc stosunki'' le swoj� pus�ugaczk;k, prosz� pan.. A w micjscowych ko�ach politycznych nie ma pan rnajomych'.' --- Mam, prosz� pana, kupuj� aobic pu�udniowe wydanie gazety "Narodni Politika", tej, jak si� to m�wi, suki... - Precz! - wrzasn�i na Szwejka pan o zwierz�cym wyrazie twarzy. (i~ly Szwcjka v.ypruwa~lz.nu z kancclarii. rzLkl: - Dobrej nocy, wielmo�ny panie. , Powr�ciwszy do izby aresztanckiej oznajmi� Szwejk obecnym, �e takie przes�uchiwania to niezgorsza frajda: ! - Troch� tam pokrzycz�, a w ko�cu cz�eka wyp�dz�. Dawniej - wywodzi� - bywa�o gorzej. Czyta�em kiedy� tak� ksi��k�, �e oskar�eni musieli chodzi� po rozpalonym �elazie i pi� roztopiony o��w, �eby si� pokaza�o, kto jest nicwinny. Alho wtykali takiemu nogi w buty hiszpa�skie i roicygalt ~o na ~Irahmic. Jcslme chcial w� prwzna�. alho tci przcpalali ntu huki atraiackimi puchudniami. jak tu ruhili na przvklad W i�W mu .lanowi z ~lcpumuk;i. I'odohnu rycral pi~zy tym. jakby go zc sk�ry �upili. i nic zamilkl, dop~iki nic.zrzucili go z mostu Eliszki do Wcltawy, i to va worku nicprzcmakalnvm. I~akich wvpadk<iv hv lo wi�ccj, a jeszcze na dohitk~ czlwicka �wiarlmali ulho whijali gu n;t pal gdzicsik tam kolo V1mcum. .~ jc�li wUrycili tylko takicgo do wiciy na �nticr� g�odow;t. to czul ai4 z nircuhv j;tku nww narodzotty. I Dzisiaj to jedna wielka frajda dosta� si� do krymina�u - pochwala� Szwejk uowe czasy ---- nie ma �wiartowania, nie ma hiszpa�skich but�w. 22 ~ 23 Prycze mamy, st� mamy, �awki ~mamy, nie potrzebujemy pcha� si� jeden na drugiego, zup� dostajemy, chleb te� nam daj�, dzban wody przynios�, wychodek mamy pod nosem. We wszystkim wida� post�p. Prawda, �e na �ledztwo troch� niby daleko, bo a� przez trzy korytarze i o pi�tro wy�ej, ale za. to na korytarzach jest ezysto i jaki ruch! Tu prowadz� jednego, tam drugiego, m�odego, starego, p�ci m�skiej, p�ci �e�skiej. Cz�ek si� cieszy ju� i z tego, �e nie siedzi tu sam. Ka�dy idzie spokojnie swoj� drog� i nie potrzebuje si�_ obawia�, �e mu w kancelarii powiedz�: "Wi�c naradzili�my si� i jutro zostanie pan po�wiartowany albo spalony na stosie, wedle swego w�asnego wyboru." Rozmy�lanie o takich rzeczach by�oby z pewno�ci� nielekkie, a ja s�dz�, panowie, �e niejeden z nas by�by w takim momencie ca�kiem zdetonowany. No, dzisiaj stosunki zmieni�y si� ju� na nasz� korzy��. W�a�nie ko�czy� apologi� wsp�czesnego wi�zienia, gdy dozorca otwo- rzy� drzwi i zawo�a�: Szwejk, ubra� si� i dalej na �ledztwo! -- Ja si� ubior� --- odpowiedzia� Szwejk przeciwko temu nie mam nic do powiedzenia, ale boj� si�, �e to pewno pomy�ka, bo ju� raz zosta�em ze �ledztwa wyrzucony. ( jeszcze si� boj�, aby reszta tych pan�w, co tutaj s� razem ze mn�, nie pogmewa�a si� na mme. ze ja chodz� dwa razy z kolei na �ledztwo, a oni nie byli tam dzisiejszego wieczora jeszcze ani razu. Mo�e to wzbudzi� zawi��. - Wy�azi� i nie gl�dzi�! - brzmia�a odpowied� na d�entelme�ski wyw�d Szwejka. Szwejk znalaz� si� znowu przed panem o zbrodniczym wygl�dzie, kt�ry bez jakiegokolwiek wst�pu zapyta� go twardo i nieub�aganie: - Przyznaje si� pan do wszystkieg�? Szwejk zwr�ci� na nieub�aganego cz�owieka swoje dobre modre oczy i rzek� mi�kko: - Je�li pan sobie �yczy, prosz� pana, abym si� przyzna�, to si� przyznaj�, bo mnie to nic nie szkodzi. Ale gdyby pan powiedzia�: "Szwejku, nie przyznawajcie si� do niczego" - to si� b�d� wykr�ca� ze wszystkich si�. Surowy pan pisa� co� w aktach i podawszy Szwejkowi pi�ro kaza� mu si� podpisa�. - I Szwejk podpisa� oskar�enie Bretschneidera wraz z dodatkiem: . "Wszystkie wy�ej wymienione oskar�enia przeciwko mnie opieraj� si� na prawdzie. . J�zef Szwejk" Podpisawszy zwr�ci� si� do surowego pana: - Czy ka�e mi pan jeszcze co� podpisa�? Czy mo�e mam przyj�� dopiero jutro rano? - Z rana zostanie pan wywieziony do s�du karnego - us�ysza� w od~powiedzi. - O kt�rej godzinie, prosz� pana? �ebym przecie, bro� mnie Bo�e, nie zaspa�! --- Precz! --- zagrzmia�o na Szwejka dzisiaj po raz drugi to s�owo zza sto�u, przy kt�rym sta�. Powracaj�c do swego nowego zakratowanego mieszkania Szwejk rzek� do dozorcy, kt�ry go przyprowadzi�: Wszystko tu jest akuratnie jak w zegarku. Gdy tylko drzwi si� za nim zamkn�y, wsp�wi�niowie zasypali go mn�stwem pyta�, na kt�re Szwejk odpowiedzia� jasno: Dopiero co si� przyzna�em, �e zabi�em arcyksi�cia Ferdynanda. Sze�cioro ludzi skuli�o si� w przestrachu pod zaWSZOllytnl kocami, tylko Bo�niak rzek�: - Dobro doszli.' U)~�adaj�c si� na pryczy m�wi� Szwejk: - G�upia sprawa, �e nie mamy tutaj budzika. Ale rano zbudzili go bez budzika i punktualnie o sz�stej wywi�z� Szwejka "zielony Anton" do krajowego s�du karnego. - Kto rano wstaje, temu Pan B�g daje - rzek� Szwejk do swoich towarzyszy podr�y, gdy "zielony Anton" wyje�d�a� z bramy dyrekcji policji. Witamy. (scrb.) ~ 24 III SZWEJK PRZED LEKARZAMI S�DOWYMI Czyste, przytulne pokoiki krajowego s�du karnego wywar�y na Szwejku jak najlepsze wra�enie. Wybielone �ciany, czarno malowane kraty i oty�y pan Demartini, starszy dozorca aresztu �ledezego, z fioletowymi lampasami i wypustkami na urz�dowej ezapce, wszystko mu si� podoba�o. Barwa fioletowa przepisana jest nic tylko tutaj, lecz i przy obrz�dach ko�cielnych w �rod� Popielcow� i w Wielki Pi�tek. Powtarza si� przes�awna historia rzymskiego panowania nad Jerozolim�. Wi�ni�w wyprowadzano i przcdstnmanu ich Pilatum z roku ty,i;tc dziewi��set czternastego, rezyduj�cym na parterze. A s�dziowie �ledCZy, nowocze�ni Pi�aci, zamiast rzetelnie umy� r�ce, posy�ali sobie po paprykarz i piwo pilzne�skie do Tcissiga, dostarczaj�c coraz nowych oskar�e� prokuraturze. Tutaj w wi�kszo�ci wypadk�>w znika�a wszelka logika, a zwyci�a� �, dusi� �, ba�wani� �, parska� �, �mia� si� �, grozi� ~, zabija� �, i n ie przepuszcza� nikomu. Byli to �onglerzy pra~v, kap�ani liter kodeksczwych, po�eracze oskar�onych, tygrysy austriackiej d�ungli, wymierzaj�cy skok na oskar�onego pod�ug numer�w par�graf�w. Wyj�tek stanowi�o kilku pan�w - (tak samo jak i w dyrekcji policji), kt�rzy kodeksem ~tie przejmowali si� nadmiernie, bowiem wsz�dzie znajdzie si� ziarno pszenicy w�r�d k�kolu. Do jednego z takich pan�w przyprowadzono Szwejka na ��edztwo. Star�zy pan o wygl�dzie dobrodusznym, ten sam, kt�ry niegdy�, badaj�c znanego morderc� Valesza, nie zapomnia� nigdy rzec do niego: "Raczy pan usi���, panie Valesz, akurat mamy tu wo�ne krzese�ko." Gdy Szwejka przyprowadzono do niego, pan ten poprosi� go z wrodzon� sobie uprzejmo�ci�, aby usiad�, i rzek�: ---- A wi�c to pan jest ten Szwejk? - Przypuszczam - odpowiedzia� Szwejk - �e musz� nim by�, bo m�j . ojciec by� Szwejk, a matka pani Szwejkowa. Nie mog� zrobi� im takiego wstydu, �ebym si� mia� wypiera� swego nazwiska. �yczliwy u�miech przelecia� po twarzy radcy s�dowego prowadz�cego dochodzenie. - Nawarzy� pan sobie �adnego piwa. Du�o sprawek ma pan na sumieniu. 26 - Ja mam zawsze du�� na sumieniu --- rzek� Szwejk u�miechaj�c si� jeszcze uprzejmiej ni� pan radca s�du. Mo�e nawet mam na sumieniu wi�cej, ni� raczy mie� pan, wielmo�ny panie. Wida� to i w protukule, kt�>n pan podpi,,il nic mnicj uprzym~m tonem rzek� radca s�du. -- Czy nie wywierali na pana jakiego nacisku w dyrekeji policji? - Bro� Bo�e, wielmo�ny panie. Ja sam si� ich pyta�em, czy mam podpisa�, a gdy powiedzieli, �ebym podpisa�, to us�ucha�em. Przecie� nie b�d� si� z nimi wodzi� za �by dla w�asnego podpisu. Na dobre by mi taka rzecz nie wysz�a. Porz�dek musi by�. - A czy pan si� czuje zupe�nie zdrowy, panie Szwejk? - Zupe�nie zdrowy to ja nie jestem, wielmo�ny panie radco. Mam reumatyzm, smaruj� si� opodeldokiem. Starszy pan znowu u�micchn�l si� uprrejmic. Co by pan powiedzia� na to, gclyby�my pana polecili zbada� prrez lekarzy s�dowych`? - Ja s�dz�, �e nie jest tak �le, �eby ci panowie mieli na pr�no trac i� dla mnie czas. Mnie ju� bada� jeden doktor w dyrekcji, czy nie mam trypra. - Wie pan co, panie Szwejku, my jednak zrobimy pr�b� z tymi lekarzami s�dowymi. Z�o�ymy �adn� komisyjk�, przeka�emy pana do aresztu �ledczego, a tymczasem pan sobie dobrze odpocznie. Na razic jedno pytanie: pod�ug protoko�u mia� pan si� wyra�a� i rozg�asza�, �e teraz nied�ugo wybuchnie wojna. - Prosz� pana radcy, wojna wybuchnie w kr�tkim czasie. - A ezy nie miewa pan czasem jakich napad�w'? Napad�w, pl'OSZ~' pan,i. mc mam, tylko raz bylbym o ma�y ligicl wpad� pod samoch�d na Placu Karola. Ale to ju� �adnych par� lat temu. Na tym przes�uchanie zosta�o zako�czone. Szwejk poda� panu radcy s�du r�k�, a po powrocie do swego pokoiku rzek� s�siadom: - No, wi�c przez to zamordowanie pana arcyksi�ca Ferdynanda b�d� mnie badali l�karze s�dowi. - Ja te� ju� by�em badany przez lekarzy s�dowych --- rzek� pewien m�ody cz�owiek. - By�o to wtedy, kiedym si� z powodu dywan�w dosta� przed s�d przysi�g�ych. Uznali mnic za slabego na umy�le. Teraz przyw�aszczy�em sobie parow� m�ockarni� i nic mi nie mog� ju� zrobi�. Wczoraj powiedzia� mi m�j akwokat, �e je�li raz zosta�em uznany za s�abego na umy�le, to powinienem mie� z tego korzy�� na ca�e �y�ie. - Ja tym lekarzo.m s�dowym nic nie wierz� -- zauwa�y� cz�owiek 27 o inteligentnym wygl�dzie. - Kiedy razu pewnego sfa�szowa�em weksle, zacz��em na w�zelki wypadek chodzi� na wyk�ady psychiatryczne doktora Heverocha, a gdy mnie z�apali, symulowa�em paranoika akurat tak, jak wypada�o pod�ug tych wyk�ad�w doktora Heverocha. Jednego z lekarzy ugryz�em w nog� podczas komisji, wypi�em atrament z ka�amarza i wyknoci�em si�, z przeproszeniem, w k�cie izby przed ca�� komisj�. Ale za to, �em jednego z tych pan�w ugryz� w �ydk�, uzna�i mnie za zupe�nie zdrowego i by�em zgubiony. - Ja si� badania tych pan�w nic a nic nie boj� - o�wiadczy� Szwejk. - Jakem s�u�y� w wojsku, to mnie bada� jeden weterynarz i nic mi si� nie sta�o. - Lekarze s�dowi to dranie --- ozwa� si� ma�y, skulony ez�owiek. - Niedawno temu jakim� trafem wykopano na mojej ��ce szkielet, a lekarze a;tcluwi pmicdiicli. ic tcn vkiclcl hyl i.murc�uw;m jakims t~p)m narz�dziem w g�ow�, i to przed czterdziestu laty. Ja mam lat trzydzie�ci osiem i zosta�em aresztowany, ch~.>cia� mam metryk� chrztu, wyci�g z ksi�g stanu cywilnego i paszport. - S�dz� - rzek� Szwejk --- iv na wszystko powinni�my spogl�da� � tej drugiej, pogodniejszej strony. Ka�dy omyli� si� mo�e, a musi si� omyli� tym bardziej, im bardziej o czym� rozmy�la. Lekarze s�dowi to ludzie, a ludzie maj� swoje wady. Raz trati�o mi si� w Nuslach, �e na mo�cie na rzece Boticz podszed� do mnie w nocy pewien pan, kiedym powraca� z gospody "U Banzet�w", i trzasn~� mnic bykoweem przez g�ow�, a gdym le�a� na ziemi, przyjrza� mi si� przy �wietle latarki i powiada: "To pomy�ka. To nie ten." I tak go ta pomy�ka rozz�o�ci�a, �e mnie przeci�gn�� bykowcem jeszcze raz przez plecy. Taka to ju� jest natura ludzka, �e cz�owiek myli si� a� do �mierci. By� te� taki jeden, kt�ry zna�az� w nocy w�ciek�ego psa na p� zmarz�ego, zabra� go z sob� i wsun�� �onie pod pierzyn�; jak si� ten pies rozgrza� i okrzep�, to pogryz� ca�� rodzin �, a najm�odsze, dziecko w ko�ysce rozszarpa� i ze�ar�. Albo dam wam przyk�ad, jak w naszych stronach pomyli� si� pewien tokarz. Otworzy� sobie kluczem ko�cio�ek �w. Micha�a w Pradze na Podolu, bo my�la�, �e to jego dom, w zakrystii zdj�� buty, bo my�la�, �e to ich kuchnia, po�o�y� si� na o�tarzu, bo my�la�, �e to jego ��ko, i przykry� si� takimi zas�onami ze �wi�tymi napis�mi, a �eby mu by�o wygodniej, pod g�ow� po�oiy� sobie Ewangeli� i inne ksi�gi �wi�te. Rano ko�cie�ry znalaz� go w ko�ciele, a ten, gdy si� ju� ca�kiem opami�ta�, powiada ca�kiem dobrodusznie, �e to pomy�ka. "�adn a pomy�ka - rzek� ko�cielny --- kicdy przez t� pomy�k� b�dziemy musieli ko�ci� na nowo wy�wi�ca�." Potem tego tokarza badali lekarze s�?owi i dowied�i mu, �e byi 7npeinie poczytalny i trze�wy, poniewa� gdyby by� schlany, toby nie trafi� kluczem do zamku drzwi ko�cielnych. Potem ten tokarz umar� na Pankracu w wi�zieniu. Dam wam te� przyk�ad, jak na Kladnie pomyli� si� pewien pies policyjny, wi�k tego znanego rotmistrza Rottera. Rotmistrz Rotter hodowa� takie psy i robi� do�wiadczenia z w��cz�gami, tak �e wszystkie w�drusy zacz�y Kladno omija�. Wi�c wyda � rozkaz, �eby �andarmi za wszelk� cen� przyprowadzili jakiego� podejrza- nego. Przyprowadzili mu tedy do�e przyzwoicie ubranego cz�owieka, kt�rego znale�li w la�skich lasach siedz�cego na jakim� pniaku. Zaraz te� kaza�, aby mu odci�li kawa�ek po�y od surduta, da� ten kawaiek surduta obw�cha� swoim �andarmskim psom, a potem zaprowadzili tego cz�owieka do jakiej� ~cegielni za miastem, a jego �ladem pu�cili te wytresowane psy, kt�re go te� zna�az�y i przyprowadzi�y z powr~tem. 1'otem tcn cz�owic k musia� w�azi� po drabinie na strych, skaka� przez mur, wskoczy� du stawu, a psy za nim. W ko�cu pok;ma�c si�, ic ten cr.�owick tu by� jcden czeski pose� radykalny, kt�ry wyjecha� sobie na wycivczk� do la�skich las�w, bo go parlament ju� zmierzi�. ~t ote� m�wi�, �e ludzie maj� swoje wady i myl� si�, czy to b�~lzie uczony, czy te7 g�upi, nicokrzcsany idiota. Myl� si� i ministrowie. Komisja s�dowo-lekarska, kt�ra mia�a decydowa� o tym, czy duchowy horyzont Szwejka odpowiada, czy nie odp�wiada wszystkim tym zbrod- niom, o kt�re zosta� oskar�ony, sk�ada�a si� z trzech niezwykle powa�nych pan�w o pogl�dach, kt�rymi ka�dy z nich r�ni� si� zasadniczo od pogl�d�w obu pozosta�ych koleg�w. Panowie ci reprezentowali trzy r�ne szko�y psychiatryczne i r�ne pogl�dy naukowe. Je�li pomimo to w przypadku Szw�jka dosz�o do ca�kowitej zgody . mi�dzy trzema przeciwnymi sobie obozami, to da si� to obja�ni� jedynie osza�amiaj�cym wra�eniem, jakie na ca�ej komisji wywar� Szwejk, gdy wszed�szy do sali, w kt�rej mia� by� badany jego stan umys�owy, i ujrzawszy na �cianie obraz austriackiego monarchy, zawo�a�: --- Panowie, niech �yje cesarz Franciszek J�zef ll! Sprawa by�a zupe�nic jasna. Spontaniczna manifestacja Szwejka usuwa�a ca�y szereg kwestii, pozostawiaj�c tylko niekt�re najwa�niejsze pytania; odpowied� na nie mia�a potwierdzi� pierwotny s�d o Szwejku w oparciu o system doktora psychiatrii Kallersona, doktora Heverocha i Anglika Weikinga. 28 ~ ~ 29 e --- Czy radium jest ci�sze od o�owiu`? - Ja go. prosz� pan�w, nie wa�yiem --- odpowiedzia� Szwejk ze swoim mi�ym u�miechem. --- Czy wierzysz pan w koniec �wiata'? --- Naprz�d musialbym ten koniec zobaczy� --- niedbale odpowiedzia� Szwejk. -- Ale z pewno�ci� jeszcze nie jutro nast�pi. --- Czy potrafr�by pan obliczy� przekr�j kuli ziemskiej? -- Nie umia�bym, prosz� pan�w ---- odpowiedzia� Szwejk -- ale i ja bym panom te� m�g� zada� zagadk�. Jest dom o trzech pi�trach, ka�de pi�tr o ma osiem okien. Na dachu s� dwa dymniki i dwa kominy. Na ka�dym pi�trze mieszkaj� dwaj lokatorzy. A teraz powiedzcie, panowie, kt�rego roku umar�a babka str�a'? Lekarze s�dowi spojrzeli po sobie wymownie, niemniej jednak jeden z nich zadal Szwejkowi jeszcze takic pytanie: C'zy zna pnn najwi~ksz� g�~bi� Oceanu Spokojnego''. Nic znarn, prosr� pun�w brzmiala odpowicd� ale s,tdz�, �e z pewno�ci� jest wi�ksza ni� w We�tawie pod Ska�� Vyszehradzk�. Przewodnicz�cy komisji zapyta� kr�tko: Wystarczy? Ale mimo to jeden z cz�onk�w zada� Szwejkowi jeszeze takie pytanie: - Ile b�dzie, gdy dwadzic�cia lysi�cy osiemset dziewi��dzicsi�t siede m pomno�ymy przez trzyna�cie tysi�cy osiems~t sze��dziesi�t trzy? - Siedemset dwadzie�cia dziewi�� - odpowiedzia� Szwejk bez waha- J nia. -- S�dz�, �e to zupe�nie wystarczy ----- rzek� przewodnicz�cy komisji, a zwracaj�c si� do stra�nika rzek�: -- Prosz� odprowadzi� tego oskar�onego na dawne miejsce. -- Dzi�kuj� wam, panowie - grzecznie sk�oni� si� Szwejk. -- Mnie to te� zupe�nie wystarczy. Po jego wyj�ciu kvlegium trzvch zgodzi�o si� �utwo, �e Szwejk jest notoryczny mato�ek i idiota wed�ug wszystkich praw przyrody, wynalezio- nych przez uczonych psychiatr�w. W relacji przes�anej s�dziemu �ledczemu by�o mi�dzy innymi: "Ni�ej podpisani Ickarzc s�dowi ustalaja! ca�kowity t�pot� umys�ow� i wrodzony kretynizm przedstawionego wy�ej wymienionej komisji J�zefa Szwejka, kt�ra to t�pota wyra�a si� takimi s�owy, jak np.: �Nicch �yj c ccsarz Franciszck J�zcf 1!� co samo przCZ sl� wystarczn clu ovvictlcnia stanu umyslowcgo J�zcl~a Szwejka jako notorycznego m;m,lka. Ni�e;j podpisana komisja proponuje zatem: l. Umorzy� dochodzenie przeciwko J�zefowi Szwejkowi. 2. Odes�a� J�zefa Szwejka do kliniki psychiatrycznej dla ustalenia, jak dalece jego stan umys�owy mo�e sta� si� niebezpieczny dla otoczenia." Podczas gdy redagowano powy�sze orzeczenie, Szwejk opowiada� swoim wsp�towarzyszom: - O Ferdynandzie nie by�o wcale mowy, ale rozmawiali ze mn� o jeszeze

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!