7666

Szczegóły
Tytuł 7666
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7666 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7666 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7666 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James Oliver Curwood Bari SYN SZAREJ WILCZYCY T�umaczy� Jerzy Marlicz Karta termin�w zwrot�w ISKRY ."WARSZAWA �!��� Ok�adk� projektowa� Jan M�odo�eniec Redaktor Zofia Je�y&ska Redaktor techniczny te L�ndmer Korektor Janina Wyszomirshn Pa�stwowa Wydawnictwo �T s k r y". Warszawa 1956 r. Wydanie III. Nak�ad 108.000+205. Ark. wyd. 8,8 Arie. przel. 10. Papier rotac. 84 cm, VII kl., 80 g z fabryki w Cz�stochowie. Oddano do sk�adania w czerwcu 1958 r. Druk uko�czono we wrzeSniu !95G r. gak�. GraZ. KSW �Prasa" w Stalinogr.idzie. Zam. 3150 R-7-1C531 Cena zl 6,S� �WIAT BABIEGO Przez wiele dni po urodzeniu �wiat by� dla Bar lego obszern� i mroczn� jaskini�. Mieszka� w sercu wielkiego wykrotu, gdzie �lepa Szara Wil-* czyca znalaz�a bezpieczne schronienie na czas jego dzieci�ctwa* Kaza�, towarzysz wilczycy, odwiedza� j� z rzadka; w ciemno�ci oczy psa b�yszcza�y niby zielone latarnie. Te oczy w�a�nie da�y Bariemu pozna�, �e istnieje co� jeszcze pr�cz �ona matki � objawi�y mu zmys� wzroku. Dotychczas mia� czucie, w�ch i s�uchy ale w tej czarne] pieczarze, pod sklepieniem zwalonych drzewa nie widzia� nic do chwili przybycia oczu. Na razie przerazi�y go; potem wzbudzi�y w nim ciekawo�� i strach zamieni} si� w zainteresowanie. Nieraz gdy przygl�da� si� im badawczo, raptem gin�y. Zdarza�o si� to, ilekro� Kaza� odwracaj �eb. Potem zn�w zapala�y si� w mroku tak niespodzia-* me, �e Bari mocniej przytula� si� do matki, kt�ra zawsze lekko dr�a�a podczas odwiedzin psa. Bari oczywi�cie nie mia� nigdy pozna� historii rodzic�w. Nie mia� si� nigdy dowiedzie�,, �e jego matka, Szara Wilczyca, mia�a w �y�ach czyst� krew wilcz�, gdy ojciec, Kaza�, by� psem. Poczy-s na�a si� w nim co prawda budzi� inteligencja, jednak jej rozw�j nie m�g� przekroczy� pewnych granic. Z czasem poj��, �e jego matka jest �lepa, lecz nigdy nie dowiedzia� si� o za�artej walce mi�dzy Szar� Wilczyc� a rysiem, w kt�rej nieszcz�sna samka postrada�a wzrok. Przyroda nie mog�a mu nic powiedzie� o stra-. szliwej zem�cie Kazana ani odmalowa� pi�knych lat wsp�lnego tycia, wzajemnej, wierno�ci, dziwnych przyg�d w�r�d dzikich puszcz kanadyjskich; mog�a go tylko uczyni� synem Kazana. Lecz na razie i w ci�gu wielu dni istnia�a dla� tylko matka. Nawet gdy jego �lepki otwar�y si� szeroko i gdy ju� utrzymywa� si� na �apkach, tak �e m�g� si� troch� wa��sa� w ciemno�ci � dla Bariego nie by�o na �wiecie nic pr�cz matki, cho� wci�� jeszcze nie wiedzia� jak ona wygl�da. Czu� natomiast, �e jest du�a, mi�kka i ciep�a, �e j�zykiem oblizuje mu pyszczek i przemawia do niego �agodnym skowytem, co* dopomog�o mu wreszcie do wydobycia w�asnego g�osu w s�abym, skrzekliwym pi�ni�ciu. Ale przedtem jeszcze nadszed� cudowny dzie�, gdy zielona kaw� latarnie, b�d�ce oczyma Kazana, zbli�y�y si� nieco, czyni�c to po trochu i bardzo ostro�nie. Dotychczas Szara Wilczyca zachowywa�a si� tak, �e pies musia� si� cofa�. Samotno�� w tym okresie by�a pierwszym nakazem jej dzikiej krwi. G�uchy pomruk � i Kaza� stawa�. Lecz tego dnia pomruk si� nie ozwa�, a raczej zamar� w gardle samki jako niski skowyt. Dr�a�a w nim nuta t�sknoty i szcz�cia. �Ju� dobrze" � m�wi�a psu, kt�ry przystan�wszy na chwil�, odpowiedzia� g��bokim skomleniem. Kaza� zacz�� si� zbli�a� jeszcze wolniej, jakby niepewny tego, co znajdzie, a Bari cia�niej przylgn�� do matki. Us�ysza� potem, jak pies ci�ko pada na brzuch obok wilczycy. Nie czu� strachu, tylko siln� ciekawo��. I Kaza� r�wnie� by� mocno ciekaw. Sapn��. Nastawi� uszy. Po pewnej chwili Bari zacz�� si� rusza�. Cal za calem odpe�z� od boku matki. Ka�dy mi�sie� jej smuk�ego cia�a zesztywnia�. Wilcza krew s�a�a nieufn� przestrog�: Bariemu grozi niebezpiecze�stwo! Jej wargi zmarszczy�y si� obna�aj�c k�y. Gardziel dr�a�a bezg�o�nie. Z mroku, z odleg�o�ci dwu jard�w*, dolecia� s�aby pisk szczeni�cy i pieszczotliwe mlaskanie j�zyka Kazana. Bari prze�y� pierwsz� w �yciu przygod�. Odnalaz� ojca. Wszystko to zasz�o w trzecim tygodniu jego szczeni�cego �y-* cia. Uko�czy� w�a�nie osiemna�cie dni, gdy Szara Wilczyca pozwoli�a Kazanowi zawrze� znajomo�� z synem. Gdyby nie kale-< ctwo i wspomnienie dramatu na S�onecznej Skale, wilczyca �Jard � miara d�ugo�ci = 0,9 m (przyp. red.). 8 urodzi�aby Bariego na otwartej przestrzeni i �apki szczeniaka wzmocni�yby si� rych�o. Od razu by pozna� s�o�ce, ksi�yc i gwiazdy, wiedzia�, co znaczy grzmot, ogl�da�by l�nienie b�y-� skawic. Lecz wszystko si� inaczej u�o�y�o i Bari nie mia� w tej ciemnej pieczarze nic innego do roboty pr�cz �a�enia w mroku i oblizywania drobnym, szkar�atnym j�zykiem rozsianych woko�o, surowych ko�ci. Niejednokrotnie zostawa� sam; s�ysza�y jak matka wychodzi, zawsze niemal na wezwanie Kazana �� kr�tkie szczekni�cie dolatuj�ce do wykrotu niby oddalone echo^ Sam nie mia� nigdy zbytniej ochoty biec za ni�, a� do dnia^ gdy wielki, ch�odny j�zyk Kazana przejecha� po jego pyszczku^ W ci�gu tych paru sekund przyroda dokona�a w nim cudownych zmian. Jak dot�d, jego instynkt nie zbudzi� si� jeszcze w zupe�-< no�ci. Lecz teraz, gdy Kaza� wyszed� pozostawiaj�c ich samych, Bari przyzywa� go z powrotem, piszcz�c tak w�a�nie jak dawniej po odej�ciu matki. S�o�ce sta�o prostopadle nad lasem, gdy po up�ywie godlziny czy dw�ch od wizyty Kazana Szara Wilczyca wymkn�a si� z pieczary. Pomi�dzy gniazdem Bariego a wierzcho�kiem wykrotu le�a�a gruba na czterdzie�ci st�p * warstwa po�amanych i ubi-s tych korzeni i ga��zi, przez kt�r� nie m�g� si� przedrze� �aden promie�. Ciemno�� bynajmniej nie przera�a�a szczeniaka, gdy� �wiat�a w og�le nie zna�. Dzie�, nie noc, mia� go przerazi�. Na razie jednak, pisn�wszy pod adresem matki, by zaczeka�a, od-* wa�nie pod��y� jej �ladem. Je�li Szara Wilczyca us�ysza�a wo�a* nie syna, to w ka�dym razie nie zwr�ci�a �adnej uwagi i chrz�st jej �ap na kruchym chru�cie szybko zamar� w oddaleniu. Tym razem Bari nie zatrzyma� si� przed zwalon� k�od�, grub� na osiem cali *, kt�ra dotychczas, w�a�nie w tym kierunku, za-* myka�a mu �wiat. Wgramoli� si� na g�r� i stoczy� na drug� stron�. Dalej by�a Wielka Przygoda. Szczeniak dziarsko ruszy� jej naprzeciw. Przebycie pierwszych dwudziestu jard�w zaj�o mu sporo czasu. Potem dotar� do pnia wypolerowanego g�adko �apami � Stopa � miara d�ugo�ci = 0,3 m (przyp. red.). � Cal � miara d�ugo�ci =� 2,54 cm (przyp. red.). Szarej Wilczycy i Kazana i przystaj�c co metr, by �a�o�nie zwa� matki, pow�drowa� przed siebiei W miar� jak szed�, �wiat jego zacz�� podlega�, dziwnym zmianom. Dot�d nie zna� nic pr�cz czerni. Lecz obecnie ta czer� za�amywa�a si� w fantastyczne cienie i kszta�ty. Raz uchwyci� nad g�ow� ogniste l�nienie � b�ysk s�o�ca :�.co go tak zaskoczy�o, �e rozp�aszczy� si� na pniu i dobre p� minuty le�a� bez ruchu. P�niej pocz�apa� znowu. W dole pod nim zaskrzecza� gronostaj. Us�ysza� szybki tupot �apek wie-* wi�rczyeh i dziwaczne whut, whut, whut, nie przypominaj�ce w niczym d�wi�k�w wydawanych kiedykolwiek przez Szar� Wilczyc�. Pie� nie by� ju� g�adki, lecz chropowaty, i wi�d� go w g�r�, coraz wy�ej, pomi�dzy spl�tane ga��zie, staj�c.si� jednocze�nie coraz w�szy. Bari zaskomli�. Wra�liwy nosek na pr�no usi�owa� pochwyci� ciep�� wo� matki. Raptem po�lizn�� si� i upad�. Czuj�c, �e traci r�wnowag�, wrzasn�� przenikliwie. Musia� si� poprzednio wgramoli� wysoko, gdy� upadek by� jak dla niego po-� wa�ny. Mi�kkie cia�ko, lec�c, obija�o si� to o jeden, to o drugi konar i gdy wreszcie b�cn�� o ziemi�, tchu mu brak�o. Jednak pr�dko stan�� na czterech dr��cych �apkach i zamruga� �lepkami. Nowa groza przyku�a go do miejca. �wiat podleg� szalonej zmianie. By� morzem �wiat�a. Gdziekolwiek spojrza�, widzia� dziwaczne rzeczy. Lecz najbardziej przera�a�o go s�o�ce. Da�o mu pierwsze wra�enie ognia. Uczu� ostry b�l oczu. Got�w ju� by� umkn�� w przyjazny mrok wykrotu, ale w tej samej chwili zza stosu zwalonych drzew wysz�a Szara Wilczyca w to warzy -> stwie Kazana. Rado�nie upie�ci�a syna pyskiem, a Kaza� psim zwyczajem j�� macha� ogonem. Bari mia� odziedziczy� t� psi� cech�. Jakkolwiek p�-wilk, stale mia� wymachiwa� ogonem na znak zadowolenia. Usi�owa� nawet uczyni� to teraz. By� mo�e Kaza� zauwa�y� pr�b�, gdy� przysiad�szy na zadzie szczekn�� z aprobat�. A mo�e po prostu m�wi� do Szarej Wilczycy: �No, nareszcie nasz b�k wylaz� z tej jamy!" Dla Bariego by� to dzie� niezmiernie wa�ny. Odnalaz� ojca i �wiat. > . BITWA- A by� to cudowny �wiat, pe�en wielkiej ciszy, zamieszka�y je^ dynie przez istoty le�ne. Najbli�sz� faktoria * le�a�a o dobre sto mil *, a najbli�sze miasto o prawie trzysta mil na po�udnie. Przed dwoma laty Tusoo, traper z plemienia Cree, nazwa� te strony swoj� ziemi�. Otrzyma� j�, zgodnie z prawem puszczy, w spadku po d�ugiej linii przodk�w. Lecz Tusoo, ostatni ze swego wymieraj�cego rodu, zgin�� od ospy, a �ona i dzieci zgin�y ra-t zem z nim. Odt�d ludzka stopa nie dotkn�a przetartych przeze� �cie�ek. Rysie si� rozmno�y�y. Karibu * i �osie ros�y bezpieczne od kul. Bobry bez przeszk�d budowa�y swe �eremia *. Tropy czarnego nied�wiedzia krzy�owa�y si� r�wnie g�sto jak dalej na po�udniu tropy jeleni i �a�. Gdzie ongi �elaza i trutki Indianina trzebi�y stada wilcze, teraz p�owe mohekuns mog�y hula� bez-* karnie. Gdy zgas�o s�o�ce tego pi�knego dnia, zjawi� si� ksi�yc i gwiazdy pierwszej prawdziwej nocy Bariego. A by�a to �liczna noc. Czerwony ksi�yc w pe�ni �eglowa� ponad kniej� zalewaj�c ziemi� innym rodzajem �wiat�a, zdaniem Bariego, mi�kszym i pi�kniejszym. Wilk odzywa� si� w nim gwa�townie, powoduj�c ostry niepok�j. Dniem drzema� na s�onecznej spiekocie, lecz w l�nieniu miesi�ca nie m�g� usn��. W�szy� nerwowo wok� Szarej Wilczycy. Samka le�a�a p�asko na brzuchu, z kszta�tn� g�ow� czujnie uniesion�, nas�uchuj�c t�sknie d�wi�k�w nocy, w oczekiwaniu zewu Kazana, kt�ry wymkn�� si� na �owy. Podczas wa��sania si� wok� wykrotu Bari z p� tuzina razy s�ysza� nad g�ow� mi�kki trzepot i raz czy dwa dostrzeg� siwe cienie szybko mkn�ce w powietrzu. By�y to wielkie p�nocne sowy, zni�aj�ce lot, by mu si� przyjrze�, i gdyby zamiast wilczka by� kr�likiem, jego pierwsza noc na swobodzie sta�aby si� zara-. zem ostatni�. Gdy� w przeciwie�stwie do kr�lika �� Wapoos, � Faktoria � europejska osada handlowa w koloniach (przyp. red.). � Mila � miara d�ugo�ci = 1,6 km (przyp. red.). � Karibu � renifer p�noeno-ameryka�ski (przyp. red.). � �eremie � osada bobr�w (przyp. red.). Bar i nie grzeszy� nadmiern� ostro�no�ci�. Szara Wilczyca nie pilnowa�a go r�wnie� zbyt zazdro�nie. Instynkt m�wi� jej, �e w tych lasach, z wyj�tkiem cz�owieka, nie istnieje dla Bariego prawdziwe niebezpiecze�stwo. W �y�ach mia� krew wilcz�. Po-� lowa� na wszystkie dzikie stworzenia, natomiast �adne z nich^ skrzydlate czy czworono�ne, nie uwa�a�o go za po��dane mi�so, Ban wyczuwa� to na sw�j spos�b. Nie ba� si� s��w. Nie trwo�y�y go ich dziwaczne, mro��ce krew w �y�ach wrzaski, rzucane z czarnych wierzcho�k�w sosen. Lecz raz l�k si� w nim ozwa� i co pr�dzej uciek� do matki. Sta�o si� to, gdy jeden ze skrzyd�a-* tych my�liwych powietrza run�� na d� na �nie�nego kr�lika. Skrzek agonii nieszcz�snego skaza�ca sprawi�, �e serce Bariego zako�ata�o. W tym krzyku odczu� blisko�� �mierci, zawsze obec-* nej tragedii puszcz. Tej�e nocy uczu� j� po raz wt�ry, gdy ciasno przytulony do matki nas�uchiwa� zewu wilczej zgrai mkn�cej po ciep�ym tropie m�odego samca karibu. A znaczenie tego wszystkiego i dziki dreszcz tych spraw poj�� o szarym brzasku, skoro wr�ci� Kaza� nios�c w pysku olbrzymiego kr�lika wierzgaj�cego jeszcze w kurczowych podrygach. By� to szczytowy punkt pierwszej fazy edukacji Bariego. Mo�na by�o s�dzi�, �e Szara Wilczyca i Kaza� u�o�yli wszystko z g�ry, by da� synowi praktyczn� lekcj� mordu. Ledwie Kaza� rzuci� zdobycz, Bari zbli�y� si� ostro�nie. Wapoos mia� przetraw cony grzbiet. Okr�g�e oczy zasz�y mu bielmem; nie czu� ju� b�lu, lecz dla Bariego, gdy zanurza� k�y w g�st� turzyc� * na piersi, kr�lik by� stanowczo pe�en �ycia. Z�by nie dosz�y do mi�sa. Za szczeni�c� pasj� Bari rwa� i szarpa�. Pewien by�, �e zabija. Czu� przed�miertne konwulsje ofiary. S�ysza� ostatnie, nier�wne od-* dechy opuszczaj�ce ciep�e cia�o, wi�c warcza� i dar�, a� osta-� tecznie odlecia� w ty�, z pyskiem pe�nym sier�ci. Gdy wr�ci� do ataku, Wapoos skona� na dobre, lecz Bari obrabia� go dalej z jed-� nak� zaciek�o�ci�, nim Szara Wilczyca ostrymi k�ami nie roz-s dar�a zdobyczy na cz�ci. Po czym rozpocz�a si� uczta. W ten spos�b Bari zrozumia�, �e je��, znaczy zabija�, a w mia* Turzyca � sier�� (przyp. red.). 10 r� jak mija�y dalsze dnie i noce, r�s� w nim szybko g��d mi�sa. Pod tym wzgl�dem by� prawdziwym wilkiem. Po Kazanie odziedziczy� inne, wybitniejsze cechy. By� wspaniale czarny, co p�* niej mia�o mu zyska� miano �Kusketa Mohekun" � Czarny Wilk. Na piersi mia� bia�� gwiazd�. Na prawym uchu bia�e znami�. Ogon w sz�stym tygodniu �ycia Bariego puszy� si� i wisia� nisko. By�a to i�cie wilcza kita. Uszy wzi�� po matce: kr�tkie, spiczaste, zawsze ruchliwe. Barki zapowiada�y si� wspaniale, na wz�r bark�w Kazana; na og� przypomina� poci�gowego psa, r�ni�c si� tylko tym, �e zawsze sta� bokiem do miejsca czy 'przedmiotu, kt�ry obserwowa�. To znowu by�a cecha wilcza, gdy� pies zwraca si� stale frontem do obiektu g��wnego zainte-* resowania. Pewnej jasnej nocy, gdy szczeniak mia� dwa miesi�ce, a na niebie usianym gwiazdami wisia� czerwony ksi�yc -*� tak wielki, �e zdawa� si� dotyka� wierzcho�k�w sosen � Bari, siad�szy na zadzie, zawy�. By�a to pierwsza pr�ba. Lecz ton g�osu wyklucza� wszelkie w�tpliwo�ci. To by� zew wilczy. Ale w chwil� p�niej Bari, przemkn�wszy do Kazana, niby zawstydzony w�asnym czynem, macha� puszyst� kit� w niezaprzeczenie pokorny spos�b. Gdyby Tusoo, nie�yj�cy traper india�ski, m�g� go w tej chwili zobaczy�, os�dzi�by go pod�ug tego ruchu. Rozchwiany ogon �wiadczy�, i� w g��bi serca i w g��bi duszy � je�li mia� dusz� � Bari by� psem. Jeszcze inna cecha mog�aby ustali� pogl�d Tusoo na Bariego. Dwumiesi�czne szczeni� wilcze nie my�li ju� o zabawach. Jest nieod��czn� cz�ci� dziczy i poluje na stworzenia mniejsze i s�absze od siebie. Tymczasem Bari ci�gle jeszcze baraszkowa�. W swych wycieczkach nie odbieg� nigdy dalej ni� po strumie�, czyli o jakie� sto jard�w od wykrotu i matki. Pomaga� rozszar--pywa� wiele martwych i konaj�cych kr�lik�w i wierzy�, je�li w og�le si� nad tym kiedykolwiek zastanawia�, �e jest strasznie odwa�ny i dziki. Lecz dopiero w dziesi�tym tygodniu �ycia poczu� rycerskie ostrogi i stoczy� sw�j pierwszy wielki b�j z m�od� sow�. Fakt, �e Uhumisiu, wielka �nie�na sowa, uwi�a gniazdo w z�a* 11 T tanym pniu opodal wykrotu, zmieni� mia� ca�kowicie bieg �ycia ariego, tak w�a�nie jak kalectwo zmieni�o bieg �ycia Szarej /i�czycy, a kij w d�oni ludzkiej �- �ycie Kazana. Strumie� �yn�� tu� obok pnia strzaskanego niegdy� przez piorun. Pie� w sta� w cichym, ciemnym ustroniu le�nym, otoczony wynio-ym murem czarnych jode�, stale � nawet za dnia � pogramy w mroku. Bari zbli�a� si� cz�sto do skraju tajemniczej cstwy, zagl�daj�c w g��b ciekawie i z rosn�c� ch�tk�. W dniu wielkiej bitwy pokusa sta�a si� wprost niezno�na. To^ i� Bari zwolna wkroczy� mi�dzy drzewa, szybko otwieraj�c .epka i chwytaj�c uszkami .wszelki d�wi�k. Serce bi�o mu przywieszonym rytmem. Wok� ju� g�stnia� mrok. Zapomnia� o wy-rocie, o Szarej Wilczycy i o Kazanie. Tu czeka� na� dreszcz rzyg�d. �owi� obce g�osy, tak delikatne, jakby je powodowa�y okryte futrem �apy i puchem poros�e skrzyd�a. Pod nogami nie lia� zi� ani kwiat�w, lecz brunatny dywan z mi�kkich szpilek, t�pa�o si� po nich wygodnie i zupe�nie cicho. � Bari oddali� si� ju� o pe�nych trzysta jard�w od wykrotu, gdy lijaj�c gniazdo Uhumisiu wkroczy� w zwarte zaro�la m�odych >de�. I tu na samej jego drodze siedzia� � potw�r, Papajuczisiu � m�oda sowa � mia� zaledwie trzeci� cz�� bj�to�ci Bariego, lecz wygl�da� doprawdy przera�aj�co; szcze-iakowi zdawa�o si�, �e widzi przed sob� sam �eb i oczy. Dotych-zas nie spotka� nic podobnego. Kaza� nigdy me przynosi� takie-o stworzenia � i dobre p� minuty Bari, bez ruchu, przygl�da� iu si� badawczo. Papajuczisiu nawet pi�rem nie drgn��. Lecz dy Bari ruszy� naprz�d, ostro�nie, krok za krokiem, oczy ptaka ta�y si� jeszcze wi�ksze, a pi�ra ria g�owie nap�cznia�y niby wzburzone wiatrem. M�ody Papajuczisiu pochodzi� z rodziny zikich i odwa�nych zabijak�w, tote� nawet Kaza� wola�by �min�� ten naje�ony �eb. Oddaleni zaledwie o dwie stopy, szczeniak i piskl� przygl�dali i� sobie wzajem. Gdyby Szara Wilczyca zobaczy�a ich w tej hwili, mog�aby powiedzie� Bariemu: Bierz nogi za pas i zmy-< aj. � A Uhumisiu, stara sowa, powiedzia�aby do Papajuczisius ny ma�y g�uptasku, rozwi� skrzyd�a i le�. Lecz doro�li byii nieobecni i bitwa si� zacz�a. Papajuczisiu skoczy� pierwszy i Bari wywr�ci� si� z bolesnym Szczekni�ciem, podczas gdy dzi�b sowy, jak rozpalona �ruba, �ciska� mu sam koniuszek nosa. Ten wrzask b�lu i zdumienia by� pierwszym i ostatnim g�osem wydanym przez Bariego w cza-� sie walki. Przem�wi� w nim wilk; ponad wszystko inne g�ro* wa�a w�ciek�o�� i ch�� mordu. Papajuczisiu, nie puszczaj�c wroga, sycza� dziwacznie; Bari tarzaj�c si� po ziemi i usi�uj�c si� wyswobodzi�, warcza� nie-* nawistnie i klapa� z�bami. Dobr� minut� by� bezw�adny i bezbronny. Potem sowa uwik�a�a si� w niskich chaszczach i dzi�b jej ze�lizn�� si� z nosa szczeniaka urywaj�c drobny skrawek mi�sa. Bari m�g� wtedy umkn��, lecz zamiast ratowa� si� ucieczk�, b�yskawicznie sko-i czy� na ptaka. Papajuczisiu b�cn�� na grzbiet, a wilczek zanu-i rzy� w jego piersi z�by jak igie�ki. Zupe�nie jakby usi�owa� ugry�� poduszk�, tak g�sto ros�y pierze i puch. Zanurza� jednak k�y coraz g��biej i w�a�nie gdy ju� zaczyna� dobiera� si� do sk�-> ry sowy, Papajuczisiu, bij�cy dziobem nieco na o�lep � a za ka�dym uderzeniem dzi�b jego zamyka� si� z metalicznym szcz�kiem -� z�apa� szczeniaka za ucho. B�l by� okropny i Ban wyt�y� ca�� energi�, byle wreszcie przebi� puchowy pancerz. Spl�tani ze sob�, przetoczyli si� mi�dzy kar�owat� so�nin� poza kraw�d� parowu, kt�rego dnem p�yn�� strumie�, i zlecieli po stromym brzegu w d�. Podskakuj�c i obijaj�c si� o nier�wno�ci, Bari rozlu�ni� chwyt. Natomiast Papajuczisiu trzyma� mocno. Nos Bariego krwawi�; mia� wra�enie, �e wyrywaj� mu ucho ze �ba. Na domiar z�ego w tej przykrej dla szczeniaka chwili �wie�o zbudzony instynkt doradzi� sowie u�ycie skrzyde� jako jeszcze jednej broni. Ot� sowa dopiero wtedy walczy prawdzi-* wie, gdy pos�uguje si� skrzyd�ami Z radosnym sykiem Papaju* czisiu pocz�� t�uc wroga tali: gwa�townie i pr�dko, �e Bari dozna� zawrotu g�owy. By� zmuszony zamkn�� oczy i na o�lep tylko usi�owa� chwyta� k�ami. Po raz pierwszy od pocz�tku bitwy mia� ochot� uciec. Pr�bowa� si� wyrwa� odpychaj�c ptaka �apami, jednak Papajuczisiu, powolnie my�l�cy, ale chwalebnej trwa�o* 13 Sci przekona�, uczepi� si� ucha szczeniaka niby przeznaczenie. W tej krytycznej chwili, gdy zrozumienie kl�ski przenika�o ju� umys� Bariego, ocali� go przypadek. K�y jego zamkn�y si� la jednej z n�g sowy. Papajuczisiu wyda� rozpaczliwy skrzek. Jcho by�o wreszcie wolne i Bari z triumfem a z�o�liwie szarpn�� log� ptaka. Podniecony walk�, nie s�ysza� szumu bystrego nurtu tu� pod iob� i raptem szczeniak i sowa, ze�lizn�wszy si� przez kraw�d� *�azu, run�li w wod�, a ch�odny pr�d wezbranego deszczem stru-nyka zd�awi� ostatni syk i ostatnie warkni�cie dw�ch ma�ych :abijak�w. DI STRASZLIWE PRZYG�D* Dla Papajuczisiu po pierwszym �yku wody strumie� sta� si� liemal r�wnie bezpieczny jak powietrze, gdy� po�eglowa� wnet ; pr�dem, z lekko�ci� mewy, dziwuj�c si� w swej wielkiej, wol-10 my�l�cej g�owie, dlaczego leci tak szybko i wygodnie bez ;adnego ze swej strony wysi�ku. Dla Bariego rzecz mia�a si� zupe�nie inaczej. Poszed� na dno riemal jak kamie�. Gwa�towny ryk nape�ni� mu uszy; by�o iemno, duszno, okropnie. Silny pr�d miota� szczeniakiem i przewraca� go. Oko�o dwudziestu st�p p�yn�� pod wod�. Potem wy-)�yn�� na powierzchni� i rozpaczliwie zacz�� wios�owa� �apkami. Aalo mu to pomog�o. Zdo�a� zaledwie par� razy mrugn�� �lepiami i z�apa� �yk powietrza. Porwa� go znowu rw�cy nurt, p�dzi� vi�c niby wy�cigowy rumak �rodkiem dw�ch zwalonych pni, ak i� na przestrzeni nast�pnych dwudziestu st�p najbystrzejsze >ko nie zdo�a�oby wypatrzy� Bariego. Wynurzy� si� wreszcie na kraju pofa�dowanej �achy, gdzie strumie� tworzy� co� na ^.zta�t miniaturowych prog�w; dobre sze��dziesi�t jard�w pod-kakiwa�, odbijany to tu, to tam jak kosmata pi�ka. Stamt�d tra-i� do g��bokiej i ch�odnej krynicy i wreszcie, p�martwy, m�g� yyie�� na �wirow� wydm�. Tu Bari d�u�szy czas przele�a� w powodzi s�o�ca. Ucho mu dolega�o, a nos pali�, jakby go do ognia wetkn��. �apy i ca�e cia�o mia� obola�e i gdy podrepta� ostatecznie przez wydm�, by� najbardziej po�a�owania godnym szczeniakiem na ziemi. Ponadto ca�kowicie straci� orientacj�. Pr�no rozgl�da� si� szukaj�c znajomych widok�w, czego�, co by go mog�o na nowo zaprowadzi� do domu. Wszystko doko�a by�o obce. Nie wiedzia�, �e woda wyrzuci�a go na przeciwleg�y brzeg strumienia i �e chc�c dotrze� do wykrotu, musia�by przeci�� jego �o�ysko. Pisn��, nie podnosz�c jednak zbytnio g�osu. Szara Wilczyca mog�aby us�ysze� jego szczekanie, wykrot bowiem nie le�a� dalej ni� o dwie�cie pi��dziesi�t jard�w w g�r� pr�du, ale wilcza krew sk�ania�a Bariego do milczenia. Pilnuj�c brzegu ruszy� w d� strumyka. W ten spos�b odwr�ci� si� od wykrotu i ka�dy krok oddala� go od domu coraz bardziej. Co chwil� przystawa� nas�uchuj�c. Las g�stnia�. Nabiera� g��bszych cieni i tajemniczo�ci. Jego milczenie napawa�o trwog�. Po up�ywie p� godziny Bariego by�by nawet ucieszy� widok Papajuczisiu. Ju�by si� z nim nie bi�, a tylko zagadn�� o powrotn� drog� do domu. Bari znajdowa� si� w�a�nie o trzy �wierci mili od wykrotu, gdy trafi� na miejsce, gdzie strumie� dzieli� si� na dwa ramiona. Nie mia� innego wyboru, jak d��y� wzd�u� koryta skr�caj�cego nieco na po�udnio-wsch�d. Ta rzeczu�ka nie p�yn�a wartko. Brak�o jej l�ni�cych mielizn i ska� wok� kt�rych nurt pieni� si� i pluska�. To� ciemnia�a na r�wni z lasem. By�a cicha i g��boka. Bari bezwiednie zanurza� si� coraz dalej w g��b niegdy� �owieckiego rejonu trapera Tusoo. Odk�d Tusoo umar�, nikt tu nie polowa�, z wyj�tkiem wilk�w. Szara Wilczyca i Kaza� nie zapuszczali si� w t� stron� rzeczki, a i same wilki wola�y raczej bardziej otwarte przestrzenie. Bari znalaz� si� raptem nad g��bokim, ciemnym stawem, w kt�rym woda le�a�a spokojnie jak oliwa, i serce omal mu nie wyskoczy�o z piersi, gdy wielkie, g�adkie, l�ni�ce stworzenie, wychyliwszy si� niemal tu� spod jego nosa, z dono�nym chlip-* ni�ciem da�o nurka w to�. By�a to wydra � Nekik. 15 ��w Nekik nie wiedzia� nic o obecno�ci szczeniaka i w-nast�pnej chwili jego ma��onka, Napanekik, wyp�yn�a spo�r�d czarnych :ieni, a za ni� �eglowa�y trzy ma�e wydrz�tka pozostawiaj�c na >�eistej wodzie b�yszcz�ce pasy. Teraz Bari zapomnia� na chwil� y tym, �e si� zgubi. Nekik znik� pod powierzchni� i wynurzy� ri� raptem spod brzucha swej po�owicy z tak� si��, �e do po�owy ani�s� j� w powietrze. Momentalnie znowu da� nurka, a Napane-* dk zajadle ruszy�a w pogo�. Bari ani podejrzewa�, �e wydry po prostu si� bawi�. Dwa ma�a wydrz�tka napad�y w�a�nie trzeciego b�bna, a ten zdawa� si� ozpaczliwie broni�. Bari zapomnia� si� i szczekn��. Wydry b�yskawicznie znik�y. Jeszcze par� minut po wodzie stawu prze-< :hodzi�y fale i kr�gi, a� wreszcie to� sta�a si� zn�w g�adka i spo-> :ojna. Po kr�tkim czasie Bari cofn�� si� w krzaki i poszed� dalej. Dochodzi�a dopiero trzecia po po�udniu. Zmierzch jednak za-< >ada� szybko, a nieokre�lony l�k dodawa� chy�o�ci �apkom Ba^ iego. Zatrzymywa� si� bardzo rzadko, nas�uchuj�c pilnie, i w�a�* iie w czasie jednego z takich postoj�w us�ysza� d�wi�k, na kt�ry dpowiedzia� radosnym skomleniem. By�o to dobiegaj�ce go gdzie� od przodu, dalekie wycie wilcze. Bari nie my�la� o wilkach, tylko o Kazanie, tote� skoczy� w las gna� poty, a� mu tchu zbrak�o. Potem stan�� i d�ugi czas nas�u-s hiwa�, lecz wycie nie powt�rzy�o si�. Natomiast od zachodu irzetoczy� si� g��boki, dono�ny grzmot. Pomi�dzy szczytami rzew przemkn�a jaskrawa b�yskawica. Burz� poprzedza� �a-)$ny szept wiatru. Grzmot zbli�a� si�. Nowa b�yskawica jakby zuka�a Bariego pod nawis�ymi ga��ziami chojak�w, gdzie si� chroni�, ca�y dr��cy. To by�a jego druga burza. Pierwsza przerazi�a go tak okrop* ie, �e czym pr�dzej zaczo�ga� si� w g��b wykrotu. Najlepszym chronieniem, jakie m�g� znale�� obecnie, by�a jama pod du�ym orzeniem, gdzie si� te� schowa� pop�akuj�c cicho. T�skni� do -�atki, do domu, do czego� mi�kkiego i bezpiecznego, w co by si� lo�na mocno wtuli�. Zawodzi� �a�o�nie, podczas gdy nad lasem >zp�ta� si� huragan. Bari nigdy dot�d nie s�ysza� podobnego armideru ani te� nigdy nie widzia� tak ognistych b�yska wic jak podczas tej czerwcowej ulewy. Mia� wra�enie, �e ca�y �wiat plonie, a ziemia trz�sie si� i dr�y od �oskotu grom�w. Przesta� p�aka� i skuli� si�, jak m�g�, pod korzeniem cz�ciowo chroni�cym od deszczu, kt�rego strugi, lec�c z wysoka, ci�y niby bicze. �ciemnia�o si� tak dalece, �e w przerwie mi�dzy jedn� b�yskawic� a drug� nie m�g� dojrze� pobliskich pni. O kilkana�cie metr�w od Bariego sta�o usch�e drzewo maja-* cz�c na tle ognistych smug niby okropne widmo; zda�o si� wy-� ci�ga� do b�yskawic powyginane ramiona zapytuj�c tym gestem^ czy kt�ra o�mieli si� uderzy�. Wreszcie jedna je trafi�a. B��kitny j�zor trzeszcz�cego p�omie-* nia przelecia� po martwym pniu, a skoro dotkn�� ziemi, hukn�� og�uszaj�cy grzmot. Masywny pie� zatrz�s� si� i run�� jak pod-* ci�ty toporem. Pad� tak blisko szczeniaka, �e trysn�a na� zie-* mia, wi�c Bari szczekn�� rozpaczliwie i usi�owa� g��biej zanu-�> rzy� si� w p�ytk� jam�. Wraz z zag�ad� starego drzewa wyczerpa�a si� furia burzy* Grzmot pogna� na po�udnio-wsch�d z turkotem jakby tysi�cy na�adowanych woz�w, a za nim posz�y b�yskawice. Tylko deszcz la� bezustannie. Jamka Bariego nasi�k�a wod�, a on sam, prze-* moczony do ko�ci, szcz�kaj�c z�bami, czeka�, co dalej b�dzie. Czeka� d�ugo. Nim deszcz usta� i niebo si� rozja�ni�o, nast�pi�a noc. Gdyby Bari wytkn�� g�ow� spod korzenia i uni�s� nos do g�ry, m�g�by dojrze� gwiazdy poprzez igliwie. Ale szczeniak kuli� si� wci�� na dnie swego schronu. Mija�a godzina za godzin�. Wyczerpany, na p� zatopiony, obola�y i g�odny � ani si� ruszy�. Wreszcie ogarn�� go niespokojny sen, w kt�rym raz po raz, t�sknie p�acz�c, wo�a� matki. Gdy wreszcie o�mieli� si� wyj�� z ukrycia, by� ranek i �wieci�o s�o�ce. Na razie Bari ledwo m�g� usta�. Mia� 'kurcze w �apkach; wszystkie ko�ci by�y jakby wykr�cone. Ucho, na kt�rym za-> krzep�a krew, zesztywnialo zupe�nie, a gdy pr�bowa� zmarszczy� skaleczony nos, mimo woli szczekn�� z b�lu. Je�li to w og�le by-� �o mo�liwe, wygl�da� jeszcze gorzej, ni� si� czu�. B�oto zalepia�o mu pier�; by� ca�y uwalany i brudny. Wczoraj t�usty i l�ni�cy, szczeniak zmieni� si� w chude, n�dzne stworzenie. G��d doskwie-� 1? ra� mu pot�nie. Dotychczas nie wiedzia� w og�le, co znaczy prawdziwy g��d. Gdy ruszy� dalej w tymjderunku co wczoraj, cz�apa� ponuro i bez zapa�u. �epek i uszki nie by�y ju� czujnie uniesione ku g�rze, a zainteresowanie �wiatem znik�o. Nie tylko g��d go m�czy�, pragn�� przede wszystkim obecno�ci matki. T�skni� do niej jak nigdy przedtem. Chcia� przytuli� do jej boku dr��ce cia�ko, uczu� ciep�� pieszczot� j�zyka i us�ysze� �agodne matczyne skomlenie. Do szcz�cia potrzebny by� mu Kaza�, g��boki szary Rrykrot i ten kawa� b��kitu nieba uwieszony tu� ponad nim. W�druj�c brzegiem strumyka, pop�akiwa� w swym osamotni�-liu niby roz�alone dziecko. m Po pewnym czasie las zrzed� i to doda�o Bariemu animuszu. Poza tym ciep�o �agodzi�o b�l fizyczny. Natomiast g��d doskwie-�a� coraz silniej. Dotychczas w sprawach jedzenia szczeniak po-ega� w zupe�no�ci na Kazanie i Szarej Wilczycy. Rodzice prze-i�u�yli mu sztucznie okres niemowl�ctwa. Winne temu by�o ka-ectwo samki, kt�ra od urodzenia Bariego nigdy nie chodzi�a na �alsze �owy. Naturalnym biegiem rzeczy Bari trzyma� si� boku natki, cho� nieraz mia� ochot� towarzyszy� ojcu. Obecnie przyroda mia�a wiele do roboty chc�c te b��dy naprawi�. Usi�owa�a te� da� Bariemu do zrozumienia, i� nadszed� czas, cdy sam musi si� zatroszczy� o swoje jad�o. Ten fakt zwolna, ecz uparcie przenika� do m�zgu szczeniaka, a� zacz�� wspomi-la� drobne raczki chwytane na kamiennej tamie opodal wy-crotu. Pami�ta� r�wnie� znalezione nad brzegiem otwarte ma�-:e i �akome k�ski dobywane z wn�trza muszli. Ogarn�o go nowe x>dnieceme. Bari sta� si� raptem my�liwym. Las rzed� i jednocze�nie strumie� stawa� si� p�ytszy. P�yn�� :n�w po piaszczystych �achach i drobnych kamiennych mieliz-tach, wok� kt�rych Bari pocz�� gorliwie w�szy�. D�u�szy czas >ez skutku. Rzadkie raki, widziane z dala, by�y wyj�tkowo winne i niedost�pne, a muszle tak mocno zamkni�te, �e nawet �ot�ne szcz�ki Kazana zmia�d�y�yby jej z trudem. Dochodzi�a iwunasta, gdy Bari z�owi� pierwszego raka, d�ugo�ci mniej wi�-ej ludzkiego palca. Po�ar� go �apczywie. Smak jad�a doda� mu \ '�--�> odwagi. Po po�udniu schwyta� jeszcze dwa skorupiaki. O zmierz* chu niemal wyp�oszy� z trawy m�odego zaj�ca. M�g�by go schwyta�, gdyby by� o miesi�c starszy. G��d dokucza� mu nadal, gdy� trzy raki na ca�� dob� stanowi�y dla czczego �o��dka marne po�ywienie. Wraz z nadej�ciem nocy Bariego zn�w osaczy�y trwoga i samotno��. Nim zmierzch si� sko�czy�, szczeniak znalaz� sobie schronienie; tym razem pod wielk� ska��, na ciep�ym, mi�kkiiv piasku. Od miejsca walki z sow� uszed� spory szmat drogi. Znajdowa� si� obecnie o osiem do dziewi�ciu mil od rodzinnego gniazda. Z ty�u i z bok�w ska�y r�s� ciemny b�r; od przodu le�a�a otwarta przestrze�. Gdy wsta� ksi�yc, Bari m�g� widzie� strugi wody pomarszczone niby srebrna- �uska, w �wietle prawie ta& jasnym jak �wiat�o dzienne. Od kryj�wki a� do samego brzegu bieg�o szerokie pasmo bia�ego piachu. Na ten piaseh w poi godziny p�niej wkroczy� wielki, czarny nied�wied�. Zanim Bari podpatrzy� igraj�ce w wodzie wydry, jego znajomo�� istot le�nych ogranicza�a si� do stworze� w�asnego gatunku, pr�cz kr�lik�w, s�w i drobnych ptak�w. Wydry si� nie ul�k�, gdy� wci�� jeszcze mierzy� wszystko miar� wzrostu i obj�to�ci, a Nekik by� przesz�o o po�ow� mniejszy od Kazana. Lecz w po- _ r�wnaniu z nied�wiedziem, kt�ry by� istnym olbrzymem, Kaza� sprawia� wra�enie kar�a. Je�li przyroda chcia�a wpoi� Bariemu przekonanie, �e las za-� mieszkuj� nie tylko psy i wilki, raki i sowy, ale r�wnie� istoty daleko wi�ksze, nale�y przyzna�, i� wzi�a si� do tego zbyt obce-sowo. Nied�wied� Wakajo bowiem wa�y� pe�ne sze��set funt�w; od miesi�ca pas� si� rybami, tote� odpowiednio uty�. B�yszcz�ce, czarne futro w �wietle ksi�yca robi�o wra�enie aksamitu. Kroczy� sobie wolno, dziwnie ko�ysz�cym chodem, z nisko zwieszonym ci�kim �bem. Groza dosi�g�a szczytu, gdy Wakajo stan�� bokiem zwr�cony do ska�y, o dziesi�� st�p zaledwie od Bariego, kt�ry trz�s� si� i dygota� jak w ataku febry. Najwidoczniej Wakajo uchwyci� w powietrzu wo� szczeniaka. Bari s�ysza�, jak wielki zwierz sapie, jak w�szy; �owi� odbicie 19 gwiazd w br�zowych, nalanych krwi� oczach nied�wiedzia, gdy ten podejrzliwie zwraca} �eb w kierunku ska�y. Gdyby Bari od^( gad� wtenczas, i� on, nic nie znacz�cy malec, denerwuje i.niepo-* koi olbrzyma, szczekn��by rado�nie. Wakajo bowiem, bez wzgl�-* du na sw�j powa�ny wzrost, by� nieco tch�rzem, gdy sz�o o wilkU A Bari nosi� ze sob� wilczy zapach. Zapach �w t�a� w nozdrzach nied�wiedzia. I w tej chwili w�a�nie, jakby chc�c spot�gowa� niepok�j kud�acza, z g��bi las*u rozbrzmia�o d�ugie, ponure wycie* Wakajo mrukn�� i ruszy� z miejsca k�usem. Wilki to zaraza �* rozwa�a�. � Nie b�d� si� bi�, jak nale�y. Natomiast poczn� do-* skakiwa� zewsz�d, szarpa� i ujada� godzinami, gdy za� im sta-> �� czo�o, zwiej� w bok, �e ani �ap� si�gn��. Po c� wi�c im w drog� wchodzi� w tak� pi�kn� noc jak dzisiejsza? Umyka� zdecydowanie. Bari s�ysza� jak nied�wied� ci�ko chlupie bro* dz�c przez strumie�. Dopiero wtenczas odetchn�� swobodnie* Pusi� si� prawie. Ale to jeszcze nie by� koniec wzrusze�. Bari wybra� schronienie w miejscu og�lnego wodopoju tu� obok brodu, kt�rym si� pos�ugiwa�y zwierz�ta przechodz�c z jednego lasu do drugiego. Zaledwie nied�wied� znik�, szczeniak us�ysza� ci�ki chrz�st pia-< sku, chrobot racic po kamieniach i min�� go pot�ny �o� o sze-* roko rozstawionych �opatach. Bariemu oczy wylaz�y na wierzch, gdy� je�li Wakajo wa�y� sze��set funt�w, to olbrzymi byk. kt�-> rego nogi by�y tak d�ugie, �e zdawa� si� biec na szczud�ach, wa�y� przynajmniej dwa razy tyle. Za bykiem sz�a kl�pa *, a na ko�cu ciel�. Ciel� to ju� si� chyba sk�ada�o z samych n�g. Bari zupe�nie straci� g�ow�. Cofn�� si� pod ska�� tak g��boko, jak tylko m�g� wle��, i �ci�ni�ty, niby sardynka w pude�ku, prze-> le�a� do rana. tv TRAGEDIA PUSZCZY Kiedy o brzasku nast�pnego dnia Bari o�mieli� si� wyle�� spod ska�y, by� stanowczo znacznie starszy ni� wtenczas, gdy na dro-� � Kl�pa � samica Josia (przyp. red.V 20 dze w pobli�u wykrotu spotka� m�od� sow�. Je�li do�wiadczenie mo�e zaj�� miejsce lat, szczeniak ogromnie wyr�s� w ci�gu ubieg�ych czterdziestu o�miu godzin. Prawd� m�wi�c, ju� rue-i mai wyszed� ze szczeni�ctwa. Zbudzi} si� z zupe�nie innym i znacznie szerszym �wiatopogl�dem. Dla Banego z�o�y�o si� szcz�liwie, �e nie rozumia� jeszcze, i� jego w�asna krew � wilk � jest najwi�kszym postrachem kniei. Inaczej, wzorem ma�ego ch�opca, co to si� ma za sko�czonego p�ywaka, cho� ledwo zna w�a�ciwe ruchy, �atwo m�g� trafi� na g��bi� i p�j�� na dno. Pe�en podniecenia, z grzbietem zje�onym niby szczotka, mrucz�c g�ucho, Bari obw�cha� wielkie tropy pozostawione przez �osia i nied�wiedzia. Zwietrzywszy zapach tego drugiego wark-* n��. Kieruj�c si� �ladami zeszed� nad sam brzeg strumyka. Po-> tem skr�ci� wzd�u� �o�yska rozpoczynaj�c dalsz� w�dr�wk� i jednocze�nie poszukiwanie �eru. W ci�gu dwu godzin nie znalaz� ani jednego raka. P�niej spo-> mi�dzy zielonych chaszczy wszed� w obr�b spalonego lasu. Wszystko tu by�o czarne. Pnie drzew robi�y wra�enie wielkich, osmolonych s�up�w. By�o to stosunkowo �wie�e pogorzelisko � z ubieg�ej jesieni; �apy Banego ton�y w mi�kkim popiele. Strumie� rwa� prosto przez t� czarn� pustk�, a z b��kitnego nieba patrzy�o jasne s�o�ce. Bardzo si� to podoba�o Bariemu. Lis, wilk, �o� lub karibu zawr�ci�yby co pr�dzej. Za rok mia� tu powsta� �wietny teren �owiecki, lecz obecnie kraj by� zupe�nie martwy. Nawet sowa nie znalaz�aby tu �upu. Lecz Banego wabi�o s�o�ce, otwarte niebo nad g�ow� i mi�kki szlak dla �apek. Po strasznych le�nych przygodach bardzo tu by�o mile i��. Tote� trzyma� si� nadal strumyka, jakkolwiek istnia�o ma�o szans znalezienia �ywno�ci. Woda �ciemnia�a i ciek�a leniwie: koryto zawala�y osmolone szcz�tki ci�ni�te tam wich� rem po�ogi. Brzeg by� grz�ski, mulisty. Po jakim� czasie, gdy Bari stan�� i rozejrza� si�, nie m�g� ju� dostrzec zielonej g�stwy pozosta�ej w tyle. By� sam w�r�d rozpaczliwej pustk). Cisza panowa�a �miertelna. Ani ptak nie �wierkn��. Na mi�kkim popiele 21 �apy nie sprawia�y �adnego szelestu. Bari jednak si� nie ba�, Przeciwnie, tu w�a�nie czu� si� bezpieczny. Gdyby tylko m�g� znale�� co� do jedzenia! Sprawa ta intere-t sowa�a go najbardziej. Instynkt nie umia� mu jeszcze wyja�ni�, ze wszystko, co widzi wko�o, znaczy: kl�ska g�odu. Pocz�apa� da-* lej, pe�en dobrych my�li. Lecz w miar� up�ywu godzin zacz�� traci� nadziej�. S�o�ce sp�ywa�o na zach�d i niebo traci�o �wiet-* lan� modro��; g�uchy wiatr przelatywa� po�r�d szczyt�w mart-� wych pni i od czasu do czasu z przera�liwym trzaskiem wali�o si� nadw�tlone drzewo. Bari nie m�g� ju� i�� dalej. Na godzin� przed zmierzchem leg� na otwartej przestrzeni, s�aby i zg�odnia�y. S�o�ce znik�o za la-� sem. Ksi�yc wytoczy� si� od wschodu. Niebo l�ni�o gwiazdami. Bari przele�a� ca�� noc jak martwy. O brzasku zwl�k� si� nad strumyk, by �ykn�� troch� wody, i resztk� si� pow�drowa� dalej. Wilcza krew nagli�a go do wysi�ku; kaza�a mu walczy� do ostat-� niego tchnienia. To, co w sobie mia� z psa, chcia�o pa�� byle gdzie i umrze�. Przewa�a� jednak wilczy up�r. I nagroda nast�pi�a niebawem. Po up�ywie p� mili Bari wszed� zn�w mi�dzy zie^> �one chaszcze. W kniei, zar�wno jak w wielkich miastach, fortuna bywa �lepa i kapry�na. Gdyby Bari przywl�k� si� w g�szcz o p� godziny p�niej, by�by niechybnie zgin��. Os�ab� bowiem tak dalece, �e nie m�g� ju� szuka� rak�w ani schwyta� najs�abszego ptaszka* Lecz trafi� w�a�nie na moment, gdy gronostaj � Sekusiu, najbardziej krwio�erczy spo�r�d �otrzyk�w p�nocy, pope�ni� mord. Dzia�o si� to o sto jard�w od sosny, pod kt�r� le�a� niemal konaj�cy Bari. Sekusiu by� znakomitym �owc� w swej rodzinie. Cia�o mia� d�ugie na siedem cali, cienki ogonek zako�czony czar-� n� kitk� i wa�y� oko�o pi�ciu uncji *. Dzieci�ca r�czka obj�aby go z �atwo�ci� gdziekolwiek mi�dzy czterema �apkami, a male�-* ki, ostro zako�czony �epek, z dwojgiem oczu jak szkar�atne pa-� ciorki m�g� przej�� przez dziurk� o calowej �rednicy. W ci�gu paru wiek�w Sekusiu mocno wa�y� na szali dziej�w^ On to bowiem, gdy jego futerko warte by�o sto dolar�w w kr�* �Uncja � jednostka ci�aru == 28,5 g (przyp. red.)4 22 1 lewskim z�ocie, zwabi� za morze pierwszych szlacheckich awam turnik�w pod wodz� ksi�cia Ruprechta; za jego przyczyn� stwcn rzone zosta�y wielkie handlowe kompanie i odkryta po�owa ogromnego kontynentu. Trzy wieki niemal walczy� o prawo istnienia z �m� przebieg�ych traper�w. Obecnie za�, jakkolwiek przestano go cenie dos�ownie na wag� z�ota, by� nadal najspryt* niejszym, najdzikszym i najnielito�ciwszym spo�r�d le�nych mieszka�c�w. Podczas gdy Bari le�a� pod drzewem, Sekusiu skrada� si� ku swej zdobyczy. By�a to t�usta kuropatwa stoj�ca pod k�p� czar* nych porzeczek. �adne �ywe stworzenie, najczujniejsze nawet, nie zdo�a�oby us�ysze� ruch�w gronostaja. Sprawia� si� cicho niby cie�; tu b�ysn�� biel�, tu czerni�, tu zn�w si� ukry� za gru-� d� ziemi wielko�ci pi�ci ludzkiej; tu si� pojawi�, tu znik� kom-. pi�tnie, jakby w og�le nigdy nie istnia�. W ten spos�b, oddalony pocz�tkowo o pi��dziesi�t st�p od kuropatwy, znalaz� si� w pewnej chwili tylko o trzy stopy od niej. By�a to jego ulubiona odleg�o��. Nieomylnym susem dopad� sennego ptaka i poprzez pierze chwyci� go z�bami za gard�o. -- Sekusiu by� najzupe�niej przygotowany na to, co si� teraz stanie. Ilekro� atakowa� Nepenao, le�n� kuropatw�, wypadki rozwija�y si� zawsze w jednaki spos�b. Skrzyd�a mia�a pot�ne i przede wszystkim my�la�a o ucieczce. Ot i teraz wzbi�a si� w powietrze z dono�nym �opotem. Sekusiu trzyma� mocno, g��boko zatapiaj�c z�by i drobnymi pazurkami czepiaj�c si� piersi ptaka. Kr��yli razem to tu, to tam, a� wreszcie o sto jard�w od miejsca �miertelnej napa�ci Nepenao run�a na ziemi�. By�o to zaledwie o dziesi�� st�p od Bariego. Szczeniak spogl�da� chwil� na trzepocz�c� mas� pi�r, oszo�omiony, nie bardzo jeszcze rozumiej�c, �e nareszcie tu� obok ma upragnione jad�o. Nepenao kona�a ju�, ale wci�� jeszcze konwulsyjnie bi�a skrzyd�ami. Bari wsta� ostro�nie i po paru sekundach, zebrawszy reszt� si�, skoczy�. Zanurzy� k�y w piersi kuropatwy i wtenczas dopiero spostrzeg� gronostaja. Sekusiu rozlu�niwszy z�bki uni�s� g�ow� i z�o�liwe oczy wpi� na mgnienie w �lepia Bariego. Zrozumiawszy, i� tak wieikiemu 22 stworzeniu nie poradzi, z gniewnym skrzekiem umkn��. Skrzy-* d�a kuropatwy opad�y, a chrapanie w jej gardle zamar�o. Nie �y�a. Ale Bari trzyma� mocno i dopiero gdy nabra� zupe�nej pewno�ci, rozpocz�� uczt�. Sekusiu, p�on�� ��dz� mordu, smyrga� wko�o, nie podchodz�c jednak nigdy bli�ej ni� na sze�� st�p. Oczy mia� czerwie�sze ni� kiedykolwiek. Od czasu do czasu wydawa� przenikliwy wrzask w�ciek�o�ci. Nigdy dot�d nie by� z�y* Nikt jeszcze nie o�mieli� si� porwa� mu sprzed nosa tak t�ustej zdobyczy. Mia� ochot� skoczy� i wczepi� z�by w t�tnic� na szyi Bariego. Lecz by� zbyt dobrym strategiem, by dobrowolnie szuka� kl�ski. Walczy�by z so-* W�. Bodaj nawet wyda�by bitw� wielkiemu bratu i najgro�niejszemu zarazem wrogowi � kunie le�nej. Ale w Barim rozpozna� krew wilcz�, tote� wy�adowywa� pasj� na odleg�o��. Po pewnym czasie zreszt� odzyska� rozum i uda� si� na �owy w inn� stron�. Bari po�ar� cz�� kuropatwy, a pozosta�e szcz�tki ukry� starannie u st�p wielkiej sosny. Potem po�pieszy� do strumyka ugasi� pragnienie. Mia� teraz ca�kiem inny pogl�d na �wiat. Ostatecznie, zdolno�� odczucia szcz�cia zale�y w znacznej mierze od doznanych poprzednio cierpie�. Powodzenie mierzy si� cz�stokro� sum� prze�ytych niepowodze�. Tak by�o z Barim. Przed czterdziestu o�miu godzinami pe�ny �o��dek nie uradowa�by go nawet w dziesi�tej cz�ci tak jak dzi�. W�wczas ponad wszystko inne t�skni� do matki. Teraz ponad wszystko inne po��da� jad�a. W�a�ciwie doznanie m�k g�odowych wysz�o mu raczej na dobre, gdy� przyspieszy�o jego samodzielno��. Opieki matczynej mia�o mu jeszcze brakn�� d�ugi czas, nigdy jednak tak silnie jak wczoraj i przedwczoraj. Tego� popo�udnia Ban uci�� d�ug� drzemk� le��c tu� obok swej spi�arni. Zbudziwszy si� odgrzeba� resztki kuropatwy i spo�y� kolacj�. Gdy nadesz�a czwarta samotna noc, nie szuka� ju� schronienia jak na trzy noce poprzednie. By� pe�en animuszu i energii. Przy �wietle gwiazd i ksi�yca wyszed� na brzeg lasu i uda� si� na pogorzelisko. Z nowym zainteresowaniem nas�uchiwa� dalekiego wycia poluj�cej zgrai wilczej. �owi� bez trwogi 24 i ponure hukanie s�w. D�wi�ki i cisze nabiera�y dla� wa�nego i g��bokiego znaczenia. Jeszcze jeden dzie� � jedn� noc Bari przetrwa� w blisko�ci swego schowka, lecz gdy ogryz� ostatni� kostk�, ruszy� dalej. Znalaz� si� obecnie w okolicy, w kt�rej zdobycie po�ywienia przesta�o by� dla niego problemem. By�a to kraina rysi, a ry� przebywa tam, gdzie g�sto smyrgaj� kr�liki. Skoro ilo�� kr�lik�w zmniejszy si�, ry� szuka natychmist innego terenu �ow�w. Poniewa� kr�liki mno�� si� przez ca�y okres letni, Bari trafi� do istnej ziemi obiecanej. Bez trudu chwyta� i mordowa� m�ode kr�licz�ta. Ca�y tydzie� powodzenie mu sprzyja�o, tote� z dniem ka�dym r�s� i ty�. Pchany wci�� duchem w��cz�gostwa oraz t�sknot� do matki i domu, Bari szed� nadal na po�udnio-wsch�d. Inaczej m�wi�c d��y� prosto ku terenom Metysa Pierrota. Nie dalej jak przed dwoma laty Pierrot Du Quesne mia� si� za najszcz�liwszego cz�owieka w kniei. By�o to przed wybuchem czerwonej zarazy, czyli ospy. Pochodz�c sam z na p� francuskiej rodziny, poj�� za �on� c�rk� wodza z plemienia Cree i d�ugie lata prze�y� z ni� szcz�liwie w drewnianej chacie nad Gray Loon. Pierrot by� dumny z trzech rzeczy. Przede wszystkim chlubi� si� swoj� �on�, Wyol�; potem � c�rk�; na ostatek w�asn� s�aw� �owieck�. Zanim przysz�a czerwona �mier�, niczego mu do szcz�cia nie brak�o. Lecz w�a�nie przed dwoma laty ospa zabi�a mu �on�. Mieszka� nadal w chacie nad Gray Loon, ale by� to ju� inny cz�owiek. Serce mia� chore. Umar�by zapewne, gdyby nie c�rka, Nepeese. Imi� to, oznaczaj�ce Wierzb�, nada�a jej matka. Nepeese wy-* ros�a dzika niby wierzba, smuk�a jak trzcina, dziedzicz�c ca�� pi�kno�� ksi�niczki india�skiej, uszlachetnion� kropl� krwi francuskiej. Mia�a lat szesna�cie, ogromne, ciemne, pi�kne oczy i tak wspania�e w�osy, �e raz pewien przejezdny agent * z Mont-� � Agent � tu: przedstawiciel firmy (przyp. red.). realu usi�owa� je kupi�. W dwu l�ni�cych warkoczach, grubych jak r�ka m�czyzny, opada�y niemal do kolan. � Nie, panie! � odpowiedzia� Pierrot na propozycj� agenta, a w �renicach mia� ch�odne b�yski. � To nie na sprzeda�! W�a�nie gdy Bari wkracza� w obr�b my�liwskich teren�w Pierrota, Metys wr�ci� raz z lasu mocno zafrasowany. � Jaki� zwierz morduje mi m�ode bobry � t�umaczy� c�rce po francusku. � Ry� albo wilk. Jutro wi�c... � i wzruszaj�c znacz�co chudymi ramionami, u�miechn�� si� do niej. � Idziemy na polowanie! � rado�nie zawo�a�a Nepeese w mi�kkim narzeczu Cree. Wiedzia�a, i� je�li Pierrot m�wi: jutro � i u�miecha si� przy tym, �mia�o mo�e liczy� na wsp�ln� wycieczk�. Nazajutrz pod wiecz�r Bari przeszed� Gray Loon po mo�cie ze zwalonych drzew, uwik�anych w przybrze�ne korzenie. Skiero-* Wa� si� teraz ku p�nocy. Tu� za improwizowanym pomostem le�a�a ma�a polanka. Bari przystan�wszy podda� si� pieszczocie zachodz�cego s�o�ca. Gdy tak tkwi� bez ruchu, nat�ywszy s�uch, z nisko zwieszon� kit� i uszkami na sztorc, �owi�c spi-� czastym nosem ciekawe wonie, ka�dy z le�nych mieszka�c�w wzi��by go za m�odego wilka. Spoza oddalonej o sto jard�w k�py m�odych jode� Pierrot i Nepeese obserwowali jego przepraw� przez rzek�. Teraz na-* desz�a w�a�ciwa chwila i Pierrot uni�s� fuzj�. Dopiero wtedy Nepeese leciutko dotkn�a jego ramienia. W podnieceniu, oddychaj�c troch� szybciej, szepn�a: �� Nootawe! * Pozw�l mi strzeli�! Ja go zabij�! Pierrot zachichota� wr�czaj�c jej bro�. W jego oczach wilczek by� jakby martwy. Z tej odleg�o�ci Nepeese dziewi�� razy na dziesi�� trafia�a w kwadrat o calowej �rednicy. A dziewczyna, Iflierz�c starannie, pewnym palcem nacisn�a cyngiel. �Nootawe!� po India�sku: ojcze! 26 DWUNOGI POTW�R Skoro Nepeese nacisn�a cyngiel fuzji, Bari da� susa w wietrze. Uczu� si�� kuli, zanim jeszcze us�ysza� huk. Podnios�o go z ziemi, a potem potoczy� si� kozio�kuj�c, zupe�nie jakby dosta� z boku mocny cios kijem. Przez mgnienie nie czu� nic* P�niej przeszy� go b�l ostry jak od rozpalonego �elaza, a jedno-* cze�nie pies wzi�� g�r� nad wilkiem i Bari, tocz�c si� i przewra-* caj�c, zaskomli� przera�liwie. Pierrot i Nepeese wyszli spomi�dzy jode�; pi�kne oczy dziew-s czyny b�yszcza�y dum�. Strza� by� celny! Lecz ju� w nast�pnej chwili wstrzyma�a oddech, brunatne palce zacisn�y si� na lufie fuzji. Pierrot, chichocz�cy z zadowoleniem, umilk�. � Uczimoosis! � zawo�a�a Nepeese w narzeczu Cree. A Pierrot, odbieraj�c fuzj� z jej r�k, powt�rzy� po francusku: � Do diab�a, pies, szczeniak! Cwa�em ruszy� w stron� Bariego. Lecz stracili ju� par� chwil� a tymczasem Bari odzyska� przytomno��. Widzia� ich wyra�nie, biegn�cych polan�, nowy gatunek potwor�w le�nych. Z zamiei raj�cym j�kiem smyrgn�� mi�dzy drzewa, w g�szcz. Zmierzch zapada� i Bari zmiata� mi�dzy jod�y nad wod�, gdzie le�a� czarny mrok. Dawniej dygota� na widok �osia i nied�wie-* dzia, teraz po raz pierwszy zrozumia�, co znaczy prawdziwe niebezpiecze�stwo. A by�o ono tu�. S�ysza� trzask ga��zi pod sto-> parni �cigaj�cych go potwor�w; z dziwnym okrzykiem prawie mu nast�powali na pi�ty. I raptem, niespodzianie, Bari stoczy� si� w jak�� dziur�. To, �e ziemia si� pod nim zapad�a, by�o dla Bariego prawdzie wym wstrz�sem. Jednak ani pisn��. Wilk wzi�� zn�w g�r� nad psem. Krew wilcza kaza�a mu przykucn�� w jamie, wstrzyma� oddech i trwa� bez ruchu. G�osy hucza�y tu� ponad nim; nogi szukaj�cych prawie na niego w�azi�y. Unosz�c wzrok widzia� jednego z nieprzyjaci�. By�a to Nepeese.� Przystan�a w�a�nie i ostatnie blaski s�o�ca ubarwi�y jej policzki. Bari nie spuszcza� z niej oczu. G�ruj�c nad b�lem, ros�o w szczeniaku nieznane 27 � % uczucie. Patrzy� jak urzeczony. Dziewczyna okoli�a d�o�mi gi i g�osem mi�kkim, �a�osnym, dziwnie krzepi�cym dla strwo-* �onego serduszka, pocz�a wo�a�: � Uczimoo! Uczimoo! Uczimoo! *, Teraz zabrzmia� nowy d�wi�k, r�wnie� mniej straszny ni� wiele innych le�nych g�os�w. �� Nie zdo�amy go. znale��, Nepeese � m�wi� Pierrot. �* Ukry� si� gdzie�, by zdechn��. Okropna szkoda! Chod�!... Na skraju polanki Pierrot przystan�� wskazuj�c m�od� brz�z-* k� r�wno �ci�t� strza�em dziewczyny. Nepeese zrozumia�a. Drzewko, grubo�ci jej ma�ego palca, skrzywi�o lekko bieg kuli, przez co szczeniak unikn�� natychmiastowej �mierci. Nepeese odwr�ci�a si� zn�w, wo�aj�c: I� Uczimoo! Uczimoo! Uczimoo! W oczach jej ju� nie by�o ��dzy mordu. � On tego me zrozumie! � rzek� Pierrot id�c dalej. � To dzikie szczeni�, urodzone z le�nego wilka. Mo�e syn tej wielkiej suki trapera Koomo, co to zesz�ej zimy uciek�a w puszcz�! !� 1 on zdechnie? � Ayetun � tak, zdechnie! Ale Bari ani my�la� zdycha�. Zbyt du�o mia� si� �ywotnych, by umrze� od kuli, kt�ra mu tylko przebi�a mi�nie przedniej �apy. Bo tak si� w�a�nie sta�o. Mi�nie by�y rozdarte po ko��, ale sama ko�� nienaruszona. Wyczekawszy, a� za�wieci ksi�yc, Bari wygramoli} si� z jamy. �apa mu zesztywma�a tymczasem; przesta�a ju� co prawda krwawi�, za to cia�o gryz� dojmuj�cy b�l. Dwunastu Papajuczi-> siow, uczepionych mocno jego nosa i uszu, me potrafi�oby mu sprawi� wi�kszych cierpie�. Za ka�dym ruchem b�d� go b�l, szed� jednaK uparcie. Instynktownie zdawa� sobie spraw�, i� oddalaj�c si� od jamy, tym samym oddala si� od mebezpiecze�-> stwa. I miai racj�, gdy� nieco p�niej zawieruszy! si� tu je�o-zwierz � swoim zwyczajem dobrodusznie be�koc�cy co� pod nosem � i z mocnym pla�ni�ciem wpad� do jamy. Gdyby Bari � U c z i � po India�sku: pies, uczimoo � piesek. 23 w niej pozosta�, by�by tak naszpikowany kolcami, �e zdech�by niechybnie. Ruch przyda� si� Bariemu i z innej jeszcze przyczyny; nie pozwoli� ranie �zastygn��", jakby powiedzia� Pierrot, gdy� w rzeczywisto�ci skaleczenie by�o nie tyle powa�ne, co bolesne; Pierwsze sto jard�w szczeniak kusztyka� na trzech �apach, po czym doszed� do przekonania, �e cho� ostro�nie, ale mo�e si� tak�e pos�ugiwa� czwart�. P� mili w�drowa� brzegiem rzeki* Ilekro� ga��� dotkn�a rany, gniewnie k�apa� ku niej pyskiem, a skoro przeszy� go b�l, to zamiast j�cze�, warcza� z�o�liwie. Teraz, gdy ju� wylaz� z jamy, wrza�a w nim znowu krew wil-* cza. W duszy ros�a mu nienawi��, bynajmniej nie do jakiej� jednej istoty, lecz do wszystkich. W czasie walki z Papajuczisiu nie doznawa� nic podobnego. Ale dzisiejszej nocy w Banm wy-* gas�y wszystkie psie cechy. Zwali� si� na niego ogrom nieszcz�� i ta n�dza, ten b�l zbudzi�y wilcz� besti�, dzik� i m�ciw�. Pierwszy raz podr�owa� noc�. Na razie nie ba� si� �adnych zjaw mog�cych na� wyle�� z mroku. Najczarniejsze cienie prze-* sta�y go trwo�y�. Walczy�y ze sob� dwie natury: psia i wilcza; w walce tej wilk wygrywa� na ca�ej linii. Bari przystawa� chwilami, by poliza� ran�, a li��