Krzysztof Gąsiorowski - Biedne dwunożne mgły

Szczegóły
Tytuł Krzysztof Gąsiorowski - Biedne dwunożne mgły
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Krzysztof Gąsiorowski - Biedne dwunożne mgły PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Krzysztof Gąsiorowski - Biedne dwunożne mgły PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Krzysztof Gąsiorowski - Biedne dwunożne mgły - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. Strona 2 biedne dwuno˝ne mg∏y Strona 3 krzysztof gàsiorowski biedne dwuno˝ne mg∏y WIERSZE Z NIEOPUBLIKOWANYCH TOMÓW: „Kirke", „Cztery tysiàce lat snów erotycznych” „Treny bo˝e”, „Gorgona, mamka bogów”, „Gemmy w koÊci policzkowej”, „Moja stara, naga maszyna do pisania”, „Panienki na imieninach”, „Pijaƒstwo z rudà”, „Dwa go∏´bie temu” (aporie), „Pasterz kryszta∏u” (S.F.) WYBÓR AUTORA I EWY POÂPIECH TOWER PRESS Gdaƒsk 2001 Strona 4 Opracowanie graficzne Tomasz Bogus∏awski Redakcja Antoni Pawlak Korekta Zespó∏ © Krzysztof Gàsiorowski & Tower Press, Gdaƒsk 2001 ISBN 83-87342-38-6 Tower Press, Gdaƒsk 2001 Strona 5 Ta ksià˝ka nigdy by nie powsta∏a, gdyby nie Ewa. Te wiersze by zgin´∏y, nie umia∏em ju˝ do nich si´ przyznawaç, kilkunastu w ogóle bym nie napisa∏... To tyle. PS Niestety, nie uda∏o si´ nam odtworzyç porzàdku chronologicznego tych wierszy, a mia∏by on swojà w∏asnà, ukrytà logik´ Losu. Strona 6 dwa go∏´bie temu Strona 7 *** Pomi´dzy, czyli iskra; w Êwietle iskry; w oczach b∏yskawic...; pomi´dzy istnieniem i nieistnieniem, pomi´dzy nie zaistnieniem i znikni´ciem, narodziny jako zmartwychwstanie; pomi´dzy mo˝liwym i niemo˝liwym, pomi´dzy bytem i ÊwiadomoÊcià, pomi´dzy podmiotem i przedmiotem, pomi´dzy ciszà i milczeniem, pomi´dzy milczeniem i s∏owem, pomi´dzy myÊlà i czynem, pomi´dzy tobà i mnà...; pomi´dzy skoƒczonym i nieskoƒczonym, pomi´dzy przesz∏ym i przysz∏ym, pomi´dzy wiecznoÊcià i nieÊmiertelnoÊcià, pomi´dzy cia∏em i duszà, pomi´dzy egzystencjà i esencjà, pomi´dzy pragnieniem i spe∏nieniem, pomi´dzy Êwiat∏em i cieniem...: Ró˝nica, Brak, NieobecnoÊç... Ach, wype∏niç te przerwy – wobec ognia i horyzontu, wobec wody i luster, wobec kamienia i gór, wobec doliny i w∏osów, wobec deszczu lub rzeki, wobec morza lub gwiazd, wobec kwiatów i drzew, wobec ptaków i ryb, wobec kolibra i tygrysa, wobec wie˝y i studni, wobec siebie i ciebie, wobec kobiet, i dzieci, i m´˝czyzn, wobec wobec... 7 Strona 8 cztery tysiàce lat snów erotycznych Strona 9 Cztery tysiàce lat snów erotycznych Jakby jaskinia. Lub krypta. Albo sen. W ka˝dym razie na pewno – wn´trze. Nie wiem, gdzie jestem i kiedy. Bo te kaganki oliwne mo˝na tu by∏o skàdÊ przynieÊç; nie rozeznaj´ si´ te˝ w aromatach, nie znam dziejów kobiecych woni – nie wiem, w jakich pachnid∏ach gustowa∏y ongiÊ pi´knotki... Lecz pe∏gajàce tu Êwiat∏o obna˝a – wiotkà, ciemnoskórà kobiet´ z roz∏o˝onymi nogami, a jej wilgotny srom jest na wpó∏ przes∏oni´ty starannie uwità w warkoczyki z wplecionymi paciorkami misternà fryzurkà wstydliwej staro˝ytnej Egipcjanki. Piekà mnie wargi, podchodzà krwià ukàszenia na szyi i piersiach. Boj´ si´ zamknàç oczy i zapaÊç w czeluÊç wszystkokrotnà. 9 Strona 10 Io To jest Io. Io zna cen´ dobrodziejstw, jakie rozdziela. Dzisiaj zechcia∏a, ∏askawie, pozwierzaç si´ z bezeceƒstw. Jeszcze w studenckich czasach, opowiada, po jakiejÊ zabawie, zosta∏am w akademiku z pi´cioma kolegami. Nie mia∏am doÊwiadczenia, bardzo mnie wym´czyli. A jednak, o Êwitaniu, kiedy to, syci grzechu, ch∏opcy zasn´li, wysz∏am. T∏um sunà∏ ulicami. Patrzy∏am naƒ z wysokoÊci swych ekstaz. I mówi´ ci, czu∏am si´ Wielkà Królowà Mrówek. 10 Strona 11 Kobieta z ró˝owych jaskiƒ By∏em! Bardziej ni˝ wstrzàsajàco. A jednak zazdroÊci∏em tej kobiecie wokó∏, i pode mnà. Kobiecie z ró˝owych jaskiƒ! Kwiaty, jakie wykrzykiwa∏a; szepty jej traw; dr˝enia sarnich tropów, ciemne smugi opon na asfalcie... Bra∏a wi´cej, ni˝ dawa∏em. Terezjaszu, ty – co zaznawa∏eÊ obojga p∏ci, chocia˝ na chwilk´ z tej nocy – przemieƒ mnie w t´ kobiet´ z wilgotnych ró˝owych jaskiƒ. 11 Strona 12 Chudy podlotek... Chudy podlotek chichoce... Zapewne ju˝ mia∏a miesiàczk´, choç nie wyglàda na to, taka chudzina ... Dra˝ni mnie ten chichot, chyba jeszcze nie jestem pedofilem; a zresztà, nigdy nie rozumia∏em kobiet. Biedne wy moje, tak stara∏em si´ byç uczciwy, usi∏ujàc, niby jakiÊ lingwista, przyjàç was dos∏ownie. S∏ucha∏em, co mówicie. Zamiast, po co! Wasze wzgardliwe miny. Bola∏y mnie i dra˝ni∏y, przez tyle lat. Nie domyÊla∏em si´, ˝e to jest obrona... Och, nie przede mnà. I ten wasz màdry smutek, kiedy to w pachnàcej pianie moczycie, rozwinàwszy w wannie, zwoje swej bia∏ej skóry pe∏ne blizn, szram i Êladów po snach o sabacie. 12 Strona 13 Aga O Kasi G. Dwa szmaragdowe ognie w bia∏ym ob∏oku cia∏a. Nie ma Aga zielonych oczu, one jà majà. Dwie przestrzeliny w ludzkiej skórze; widaç w nich rozjarzony piec hutniczy jakichÊ tropikalnych lasów znad Amazonki. Zielone p∏omyki odrywajà si´ od jej twarzy. Wirujà, rosnà, wybuchajà. A wokó∏ trwa noc i równina w Êniegu i w girlandach Êwiate∏, rakiet i flar – nieconych w odpowiedzi na zorz´ polarnà i ulew´ meteorów. W czaszce krajobrazu, w jego pó∏nocy le˝y maleƒka naga Aga, ze skrzy˝owanymi na piersiach r´kami – czeka na poca∏unek, który by jej oczy z zielonkawej poÊwiaty lodowcowych okowów wyzwoli∏: niechby ulecia∏y w swà nieskoƒczonoÊç. 13 Strona 14 Kto to? Ob∏´dny ognik na manowcach, szukajàcy swojej pochodni? Ogieƒ, Agni, jest jednak rodzaju ˝eƒskiego, jak wszelkie ˝ywio∏y – kochaj, jeÊli Êmiesz sprawdziç. Le˝y teraz, bezw∏adna, wypalona. Na skraju nocnego boru, który jà wyroi∏ z koszmarów. Âpi nadal? W g∏´bi krajobrazu dopala si´ wioska. Wa˝ka przysiad∏a na jej wargach, rozchyla i sk∏ada niebieskie oczy. Âlimak w swojej jamce ciszy pe∏znie po udzie, Êliniàc je jak d∏ugi poca∏unek. Nimfa? Driada? Czy te˝ zgwa∏cona i zamordowana podpalaczka? 14 Strona 15 Âmierç jest kobietà „Âmierç jest kobietà” – prastara metafora, której nie rozumia∏em. Dziewczynki, dziewki, damy, matrony, staruszki... z kosà w ∏apkach, ràczkach, r´kach, szponach... – tak od wieków i na co dzieƒ. Âmierç: a niby – inicjacja, ponowne narodziny, przekraczanie w spaêmie granic ˝ywego cia∏a...; ˝àdza wyjÊcia stàd poprzez t´ samà, poniekàd zaznanà ju˝ bram´ – ró˝a mistyczna mi´dzy rozchylonymi nogami, itd., itd. Âmierç jest kobietà. Âmierç w cià˝y. Te i inne duperele, wymyÊlane przez biednych ludzi, wstrzàÊni´tych swà skoƒczonoÊcià na siniejàcych paznokciach... Oto szare listopadowe popo∏udnie, s∏oƒce ∏yse jak Êpiewaczka, przystanek autobusowy w centrum miasta. T∏ok i wrzawa, jak w ∏ó˝ku. I kobieta tak pi´kna, ˝e – mieç jà nagà, rozgwie˝d˝onà nad sobà, lub pod sobà, to – zupe∏nie jak Êmierç; nie do wyobra˝enia. 15 Strona 16 *** pami´ci Maryli L., raz jeszcze W czynie spo∏ecznym sadziliÊmy na m∏odych gruzach m∏ode drzewka, a teraz park wieczorny tarza si´ tutaj w swych roÊlinnych wiecznoÊciach, jak gdyby tutaj nigdy nic si´ nie zaczyna∏o. Prawie trzysta tysi´cy kilometrów na sekund´, i prawie trzydzieÊci lat... – spróbuj´ to podliczyç: ponad dwadzieÊcia osiem trylionów kilometrów stàd znajdujà si´ teraz nasze poca∏unki, Marylko; gdzieÊ w pustkach kosmicznych ogrzewajà py∏ galaktyczny, osypujàcy si´ póêniej na planety bezludne – tam, gdzie teraz zapewne i ty przebywasz, Marylko: bo umar∏aÊ nied∏ugo potem i zapomnieliÊmy o tobie. 16 Strona 17 Âlimak na szosie Czarny, obÊliniony Êlimak na szosie, niby prostytutka Iza – nosi wszystko przy sobie w torbie; ca∏y dorobek. Plus zapasowe majtki, wyjÊciowà szmink´ do ust i do warg dolnych; puder, paczk´ kondomów z kremem do pupy...; oraz fotografi´ dzieciaka od sàsiadów dla sentymentalnych klientów. Âluz na asfalcie, sperma. 17 Strona 18 treny bo˝e Strona 19 Treny bo˝e Rozrywali koƒmi, a przecie˝ to strasznie boli, tak strasznie boli... Wbijali na pal, krzy˝owali, palili na stosie, ∏amali ko∏em, obdzierali ze skóry, Êcinali toporem, ci´li pi∏ami...; a przecie˝ to strasznie boli, tak strasznie boli. Gwa∏cili, bili, morzyli g∏odem, ciskali na po˝arcie lwom i szakalom... ...oszukiwali, zdradzali, porzucali, szydzili, nie kochali; a przecie˝ to strasznie boli, tak strasznie boli. Rozerwany na gwiazdozbiory, mg∏awice, galaktyki; rozk∏adany na zwiàzki chemiczne, atomy, kwarki, kwanty, pola energetyczne..., a przecie˝ to strasznie boli, tak strasznie boli. O Âwi´ty Bólu, per∏o, dyjamencie, pàku, kwiatostanie... Ulgo. Powróc´ w siebie z tym ∏upem! 19 Strona 20 *** To tylko nasza skoƒczonoÊç w czasie i w przestrzeni, nasza ÊmiertelnoÊç i wzgl´dny ∏ad otorbionych b∏onà komórek - wymusza w umyÊle, gdy rozmyÊlamy o nieskoƒczonoÊciach, jakàÊ ich ostatecznà postaç; nasze myÊli i wyobra˝enia po prostu same gdzieÊ si´ tam koƒczà, jak ga∏´zie, ∏udzàc si´, ˝e napotka∏y opór ObecnoÊci – to tak jakbyÊ w ciemnoÊciach i zadymce Ênie˝nej wyciàgnà∏ jak móg∏ najdalej r´k´, i sàdzi∏, ˝e natrafi∏eÊ na Êcian´ schroniska. 20