4665
Szczegóły |
Tytuł |
4665 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4665 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4665 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4665 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
POUL ANDERSON
my�liwski r�g czasu
Podczas pobytu na planecie Jongowi Errifransowi od
czasu do czasu wydawa�o si�, �e s�yszy odleg�e granie rogu.
D�wi�k zaczyna� si� cicho, a jego puls przyspiesza�, gdy tony
nabiera�y g�o�no�ci. Na koniec przechodzi� w mosi�ny huk i
cich� �kaj�c. Gdy zdarzy�o si� to po raz pierwszy, Jong
znieruchomia� nagle i zapyta� innych, czy te� s�yszeli. D�wi�k
jednak nawet dla niego znajdowa� si� na samej granicy
s�yszalno�ci, cho� by� m�ody i s�uch mia� ostry, us�ysza� wi�c
w odpowiedzi "nie".
- To wiatr dmie na tamtych klifach - zasugerowa� Mons
Rainart, dr��c z zimna. - Cholerne wietrzysko co dzie�
wyrusza tu na �owy.
Jong nie wspomina� ju� o tym wi�cej, lecz za ka�dym
razem, gdy s�ysza� �w d�wi�k, przeszywa� go gwa�towny
dreszcz.
W�a�ciwie bez powodu. Miasto nie mia�o �adnych
mieszka�c�w poza morskimi ptakami, kt�rych skrzyd�a
�opota�y w bia�ym sztormie nad szczytami wie�, a ich g�osy
miesza�y si� ze �wistaniem wiatru i �oskotem fal. Nie
zaobserwowali nic gro�niejszego ni� wielka, pasiasta jak
tygrys ryba, kt�ra kr��y�a przy zewn�trznych rafach. Mo�e
w�a�nie dlatego Jong ba� si� d�wi�ku rogu. By� to g�os pustki.
Noc�, zamiast w��cza� �wiecik, wszyscy czterej zbierali
drewno i rozpalali ognisko, daj�ce im pierwotn� posta�
pocieszenia. Rozbili ob�z w miejscu, kt�re mog�o ongi�
s�u�y� jako forum. Ponad piasek i kr�tk� ostr� traw�,
porastaj�c� wszystkie ulice, wystawa�y tu g�adzone kamienne
bloki, a granice placu wyznacza�y zwalone kolumnady.
Lepsze schronienie oferowa�y nadal si�gaj�ce ku niebu
wie�owce, kt�re skupi�y si� w centrum miasta. W ich oknach
zachowa�y si� jeszcze glasytowe szyby. Okna te za bardzo
jednak przypomina�y oczy umar�ych, a w pokojach by�o zbyt
cicho, poniewa� maszyny, kt�re by�y �yciem miasta, le�a�y
skorodowane pod wydmami. Mo�e jednak powinni byli
rozbi� namiot pod gwiazdami. One przynajmniej po
dwudziestu tysi�cach lat pozosta�y mniej wi�cej takie same.
M�czy�ni spo�ywali posi�ek, po czym dow�dca grupy,
Regor Lannis, unosi� do ust bransolet� komunikatora, by
zameldowa� o wynikach dzisiejszych poszukiwa�. Radio
promu odbiera�o przekaz i przesy�a�o go na pok�ad "Z�otego
Lotnika", kt�ry okr��a� planet� po orbicie stacjonarnej, raz na
dwadzie�cia jeden godzin, dzi�ki czemu zawsze znajdowa�
si� bezpo�rednio nad wysp�.
- Bardzo niewiele nowego - meldowa� zwykle Regor. -
Pozosta�o�ci narz�dzi i tak dalej. Nie znale�li�my �adnych
ko�ci, kt�rych wiek mo�na by okre�li� metod� izotopow�. Nie
s�dz�, by mia�o si� nam to uda�. Zapewne palili zmar�ych, a�
do samego ko�ca. Wed�ug oceny Monsa blok cylindr�w,
kt�ry znale�li�my, zacz�� rdzewie� jakie� dziesi�� tysi�cy lat
temu. To jednak zaledwie domys�y. Z ca�ego urz�dzenia nic
by nie zosta�o, gdyby nie zasypa� go piasek, a nie wiemy,
kiedy to si� sta�o.
- Przecie� m�wili�cie, �e meble w wie�owcach s� niemal
nietkni�te, wykonane z odpornych na starzenie stop�w i
syntetyk�w - odpowiedzia� g�os kapitana Ilmaraya. - Czy nie
mo�ecie czego� wydedukowa� z ich, hmm, ustawienia? Je�li
miasto spl�drowano�
- Nie, sir, �lady s� zbyt trudne do odczytania. Wiele
pomieszcze� bez w�tpienia ogo�ocono. Nie wiemy jednak,
czy zrobiono to jednego dnia, czy raczej w ci�gu stuleci.
Ostatni z kolonist�w mogli zabiera� z dom�w przedmioty,
kt�rych ju� nie umieli produkowa�. Mo�emy by� pewni tylko
jednego. Kurz �wiadczy, �e nikt nie by� w �rodku przez okres
tak d�ugi, �e wola�bym o tym nawet nie my�le�.
Gdy Regor ko�czy� rozmow�, Jong bra� zwykle w r�ce
gitar� i akompaniowa� im przy �piewie. Wykonywali
wywodz�ce si� z zapomnianych czas�w pie�ni Familii.
Niekt�re przet�umaczono z j�zyk�w, kt�rymi m�wiono, nim
jeszcze ludzie po raz pierwszy opu�cili Ziemi�. Muzykowanie
pomaga�o zag�uszy� wiatr i �oskot fal, kt�re t�uk�y o brzeg
tam, gdzie kiedy� by� port. P�omienie strzela�y wysoko,
o�wietlaj�c ich twarze po�r�d nocy i nadaj�c prostym
kombinezonom barw� niespokojnej czerwieni. Potem
przygasa�y i cia�a m�czyzn ponownie nikn�y w cieniu.
Wszyscy czterej wygl�dali bardzo podobnie. Byli niewysocy,
gibcy i mieli smag�e twarze o ostrych rysach. Familia
stanowi�a odr�bny lud. Za�ogi jej statk�w, kt�re jako niemal
jedyne podr�owa�y mi�dzy gwiazdami, zawiera�y zwi�zki
ma��e�skie mi�dzy sob�. Poniewa� ka�dy z tych
gwiazdolot�w opuszcza� Ziemi� na stulecie albo d�u�ej,
planetarne cywilizacje, kt�re rozkwita�y, umiera�y i rodzi�y si�
na nowo niczym ogrzewaj�ce ich teraz p�omienie, znaczy�y
dla nich bardzo niewiele. M�czy�ni r�nili si� od siebie
g��wnie wiekiem. Sk�r� Regora Lannisa pokry�o g��bokimi
bruzdami sze��dziesi�t lat, natomiast Jong Errifrans dopiero
niedawno sko�czy� dwadzie�cia.
Jong przypomnia� sobie, �e by�y to prawie bez wyj�tku
lata pok�adowe. Spojrza� z dr�eniem na Drog� Mleczn�. Gdy
statek leci z pr�dko�ci� pod�wietln�, czas si� kurczy. Podczas
swego kr�tkiego �ycia by� ju� �wiadkiem rozkwitu i upadku
imperium. Do tej pory nie zaprz�ta� sobie zbytnio g�owy tym
faktem. Tak ju� po prostu by�o. Familia sk�ada�a si� z
pseudonie�miertelnych, a mieszka�cy planet byli czym�
obcym, ulotnym, nie w pe�ni realnym. Trwaj�ca dziesi��
tysi�cy lat podr� do centrum Galaktyki i z powrotem
przerasta�a jednak wszystko, co do tej pory pr�bowano
przedsi�wzi��. Nikt z pewno�ci� nie porwa�by si� na takie
przedsi�wzi�cie, gdyby nie chodzi�o o odpokutowanie zbrodni
nad zbrodniami. Czy Familia jeszcze istnieje? A Ziemia?
Po kilku dniach Regor podj�� wreszcie decyzj�:
- Trzeba si� b�dzie zapu�ci� w g��b l�du. Mo�e tam
b�dziemy mieli wi�cej szcz�cia.
- Nie znajdziemy nic poza puszcz� i sawann� -
sprzeciwi� si� Neri Avelair. - Wszystko to ogl�dali�my ju� z
g�ry.
- Ale w�druj�c na piechot� mo�na zobaczy� rzeczy,
kt�rych z promu si� nie zauwa�y. To niemo�liwe, by
koloni�ci mieszkali wy��cznie w tak du�ych miastach.
Potrzebowali farm, kopal�, zak�ad�w ekstrakcyjnych, dalej
po�o�onych osad. Gdyby uda�o si� nam zbada� kt�r�� z nich,
mo�e znale�liby�my tam wi�cej wskaz�wek ni� w tym
cholernym wielkim mrowisku.
- Jakie mamy szanse natrafi� na cokolwiek, przer�buj�c
si� przez chaszcze? - argumentowa� Neri. - Lepiej zbadajmy
par� miasteczek, kt�re zauwa�yli�my.
- Wszystkie s� jeszcze bardziej zniszczone od tego miasta
- przypomnia� mu Mons Rainart. - W znacznej cz�ci zala�o
je morze.
Nie musia� o tym wspomina�. Jak mogliby zapomnie�?
Ziemia nie zapada si� szybko. Fakt, �e miasta poch�on�o
morze, dawa� pewne wyobra�enie o tym, jak dawno temu je
porzucono.
- To prawda. - Regor skin�� g�ow�. - Nie proponuj�
wyprawy do lasu. Wymaga�aby wi�cej ludzi. Nie mamy te�
tyle czasu. Jakie� sto kilometr�w na p�noc st�d, nad zatok� o
w�skim uj�ciu, znajduje si� wyj�tkowo rozleg�a pla�a. Za ni�
le�� �yzne wzg�rza. Wygl�da r�wnie� na to, �e pod nimi
powinny si� kry� cenne kruszce. Zdziwi�bym si�, gdyby
koloni�ci nie pr�bowali zagospodarowa� tej okolicy.
K�ciki ust Neriego opad�y.
- Jak d�ugo b�dziemy musieli siedzie� na tej planecie
duch�w, zanim przyznamy, �e nie zdo�ali�my si� dowiedzie�,
co si� tu sta�o?! - zapyta� nie do ko�ca opanowanym g�osem.
- Ju� nied�ugo - uspokoi� go Regor. - Musimy jednak
przed odlotem zrobi� wszystko, co w naszej mocy.
Wskaza� kciukiem w kierunku miasta. Wie�owce
g�rowa�y nad zwalonymi murami i ruchomymi wydmami,
si�gaj�c ku pe�nemu ptak�w niebu. Pastelowe kolory budowli
wyblak�y w promieniach jasnego, ��tego s�o�ca i wie�owce
by�y teraz bia�e jak ko��. Za to rozci�gaj�cy si� za nimi widok
by� pi�kny. Rosn�cy w g��bi l�du las falowa� niezliczonymi
odcieniami zieleni, po przeciwnej za� stronie grunt opada�
�agodnie ku morzu, kt�re l�ni�o niczym szmaragd
przypr�szony diamentowym py�em, falowa�o, hucza�o i
rozbija�o si� o rafy w fontannach bia�ej piany. Jong pomy�la�,
�e pierwsze pokolenia osadnik�w z pewno�ci� czu�y si� tu
bardzo szcz�liwe.
- Co� ich zniszczy�o i to nie by�a po prostu wojna -
upiera� si� Regor. - Tego musimy si� dowiedzie�. Mo�e nic
takiego nie wydarzy�o si� na �adnym innym �wiecie. A mo�e
wprost przeciwnie.
By� mo�e Ziemia jest opustosza�a, pomy�la� Jong, nie
pierwszy ju� raz.
"Z�oty Lotnik" zatrzyma� si� tu, by dokona� remont�w
przed powrotem do staro�ytnej domeny ludzko�ci. Kapitan
Ilmaray wybra� arbitralnie gwiazd� klasy F9, odleg�� o trzysta
lat �wietlnych od przewidywanej pozycji Sol. Nie wykryli
nawet najmniejszego �ladu energii u�ywanych przez
cywilizowane gatunki, energii kt�re mog�yby stanowi� dla
nich zagro�enie. Trzecia planeta przypomina�a raj.
Dor�wnywa�a mas� Ziemi, lecz jej l�dy by�y rozsiane po
globalnym oceanie w postaci wysp, a klimat od bieguna po
biegun by� ciep�y. Mons Rainart dziwi� si�, �e mimo tak
niewielkiego obszaru ods�oni�tych ska� planeta zachowywa�a
r�wnowag� dwutlenku w�gla. Potem zaobserwowa� unosz�ce
si� wsz�dzie w oceanie pola wodorost�w, cz�sto pokrywaj�ce
powierzchni� setek kilometr�w kwadratowych, i doszed� do
wniosku, �e ich fotosynteza jest na tyle wydajna, by
podtrzymywa� atmosfer� typu ziemskiego.
Widok ruin miast, kt�re zaobserwowali z orbity,
wstrz�sn�� nimi. Nie byli zdumieni tym, �e kolonizacja
si�gn�a w ci�gu dwudziestu tysi�cy lat tak daleko, lecz
faktem, �e przedsi�wzi�cie przerwano. Dlaczego?
Wieczorem przysz�a kolej na Jonga, by odby� osobist�
rozmow� z lud�mi przebywaj�cymi na statku-bazie. Wywo�a�
rodzic�w przez interkom, by opowiedzie� im, co u niego
s�ycha�. Serce zabi�o mu mocniej, gdy do ich g�osu do��czy�
g�os Soryi Rainart.
- Och, tak - odpowiedzia�a dziewczyna z niepewnym
�miechem. - Akurat wpad�am z przypadkow� wizyt�.
Za plecami Jonga zachichota� jej brat. M�odzieniec
zaczerwieni� si�, gorzko �a�uj�c, �e nie mo�e mie� odrobiny
prywatno�ci. Sorya, rzecz jasna, wiedzia�a o jego dzisiejszej
rozmowie z rodzicami� je�li Familia jeszcze istnia�a, nie
b�dzie mog�o doj�� mi�dzy nimi do niczego. �on�
sprowadza�o si� do domu z innego statku. Tak stanowi�o
prawo astronaut�w. Egzogamia pomaga�a przetrwa�, co
zawsze by�o trudne. Je�li jednak wszystkie statki Familii poza
"Z�otym Lotnikiem" dryfowa�y martwe mi�dzy gwiazdami, a
kilkuset ludzi na jego pok�adzie oraz ich czw�rka na planecie
stanowi�o wszystko, co zosta�o z ludzko�ci� by�a
inteligentna, �agodna i chodz�c, s�odko ko�ysa�a biodrami.
- Ciesz� - Zapanowa� nad swym j�zykiem. - Ciesz�
si�, �e to zrobi�a�. Co u ciebie s�ycha�?
- Boj� si� i czuj� si� samotna - wyzna�a. Jej s�owa
zak��ca�a kosmiczna interferencja. Ogie� strzela� g�o�no
iskrami w ciemno�� na g�rze. - Je�li nie dowiecie si�, co si�
tu wydarzy�o� Nie wiem, czy to wytrzymam, je�li przez
reszt� �ycia b�d� sobie zadawa� to pytanie.
- Przesta�! - skarci� j� ostro. Rozk�ad morale zniszczy�
ju� niejeden statek. Aczkolwiek� - Nie, przepraszam ci�.
Wiedzia�, �e nie brak jej odwagi. Jego r�wnie� dr�czy�a
obawa, �e ca�e �ycie b�dzie go prze�ladowa�o wspomnienie
tego, co tu zobaczy�. �mier� by�a dla Familii star� znajom�,
tym razem jednak wracali z przesz�o�ci bardziej zamierzch�ej
ni� lodowce i mamuty w chwili, gdy opuszczali Ziemi�.
Potrzebowali wiedzy r�wnie gwa�townie jak powietrza, by
zrozumie� otaczaj�cy ich wszech�wiat. A ju� podczas
pierwszego postoju w spiralnym ramieniu Galaktyki, kt�re
ongi� by�o ich domem, stan�li w obliczu zagadki z pozoru
niemo�liwej do rozwi�zania. Korzenie Familii tkwi�y tak
g��boko w dziejach, �e Jong zna� symbol Sfinksa. Nagle zda�
sobie spraw� z jego makabrycznej wymowy.
- Poznamy odpowied� - obieca� Soryi. - Je�li nie tutaj, to
po powrocie na Ziemi�.
W duchu dr�czy�a go jednak niepewno��. Wda� si� w
swobodn� rozmow� i nawet zdoby� si� na par� �arcik�w, ale
potem, gdy le�a� ju� w �piworze, wydawa�o mu si�, �e s�yszy
dobiegaj�cy z p�nocy d�wi�k rogu.
Wszyscy cz�onkowie ekspedycji wstali o �wicie,
prze�kn�li �niadanie, za�adowali sprz�t do promu, kt�ry
wystartowa� na nap�dzie aerodynamicznym i wyr�wna� lot,
lec�c z niewielk� pr�dko�ci� tu� nad powierzchni�. Z prawej
mieli b�yszcz�ce, wzburzone morze, a z lewej wznosz�cy si�
stromo w g�r� l�d. Nigdzie nie zauwa�yli stad wielkich
zwierz�t. Zapewne w og�le ich tu nie by�o, z uwagi na brak
miejsca. Za to ocean t�tni� �yciem. Spogl�daj�c z g�ry na
przezroczyste wody, Jong dostrzega� cienie �awic z�o�onych z
setek tysi�cy ryb. Dalej zauwa�y� stado opas�w,
dor�wnuj�cych wielko�ci� wielorybom ryb, kt�re torowa�y
sobie powoli drog� przez pola wodorost�w. G��wnym
�r�d�em �ywno�ci dla kolonist�w z pewno�ci� by� ocean.
Regor posadzi� prom na szczycie klifu wznosz�cego si�
nad zatok�, o kt�rej wspomina�. Za urwiskiem ci�gn�� si� �uk
nieprawdopodobnie szerokiej i d�ugiej pla�y, usianej licznymi
g�azami. Wiele kilometr�w st�d �uk prawie si� zamyka� i
zatok� z oceanem ��czy�a tylko w�ska cie�nina. Czyste,
niebieskozielone wody l�ni�y w blasku wschodz�cego s�o�ca.
Prawie nie widzia�o si� tu fal, lecz zatoka nie by�a zupe�nie
spokojna, gdy� wywo�ywane przez wielki ksi�yc p�ywy z
pewno�ci� zmienia�y poziom wody w ci�gu doby o jakie�
dwa, trzy metry. Ponadto do zatoki wpada�a rzeka sp�ywaj�ca
z po�udniowych wy�yn. Jong widzia� z daleka muszelki
za�cie�aj�ce piasek pod znakiem wody wysokiej, dow�d na
to, �e �ycie krzewi si� tu bujnie. Wydawa�o mu si� straszliw�
niesprawiedliwo�ci�, �e koloni�ci byli zmuszeni zamieni� tak
wiele pi�kna na ciemno��.
Regor popatrzy� kolejno na wszystkich towarzyszy.
- Sprawd�cie sprz�t - rozkaza�, po czym przeszed� do
listy: fulgurator, bransoleta komunikatora, kompas
energetyczny, pakiet medyczny�
- M�j Bo�e - odezwa� si� Neri - mo�na by pomy�le�, �e
wybieramy si� na roczn� wypraw�, i to ka�dy z nas osobno.
- Rozdzielimy si� w poszukiwaniu �lad�w - wyja�ni�
Regor - a przez te ska�y cz�sto nie b�dziemy si� widzie�.
Reszt� zostawi� niewypowiedzian�: to, co spowodowa�o
zag�ad� kolonii, mo�e nadal zagra�a� - im.
Wyszli w ch�odne, rze�kie powietrze, kt�re - jak nad
morzami wszystkich podobnych do Ziemi �wiat�w -
przesyca�a wo� soli, jodu i czystego rozk�adu. Zeszli z
urwiska.
- Rozejd�my si� we wszystkie strony - zasugerowa�
Regor. - Je�li nikt nic nie znajdzie, za cztery godziny
spotkamy si� tu na obiedzie.
Jong zaw�drowa� najdalej na p�noc. Z pocz�tku szed�
szybko, raduj�c si� wysi�kiem mi�ni, skrzypieniem piasku i
grzechotem kamyk�w pod stopami oraz g�osami licznych
kr���cych w powietrzu ptak�w. Potem jednak musia� brn��
przez kamienne osypiska oraz omija� pot�ne ciemne g�azy.
Niekt�re z nich dor�wnywa�y wielko�ci� domom. Dawa�y
os�on� przed wiatrem, lecz r�wnie� powodowa�y, �e nie
widzia� towarzyszy. Przypomnia� sobie samotno�� Soryi.
O nie, tylko nie to. Czy� nie zap�acili�my ju�
wystarczaj�co wysokiej ceny? - pomy�la�. My tego nie
zrobili�my, doda� w duchu podczas chwili buntu. Pot�pili�my
zdrajc�w, a gdy tylko si� o wszystkim dowiedzieli�my,
wyrzucili�my ich w przestrze�. Dlaczego to nas mia�aby
spotka� kara?
Familia zbyt d�ugo jednak �y�a w izolacji, uwa�aj�c, �e
toczy walk� z ca�ym wszech�wiatem, by mog�a zaprzeczy�
temu, �e grzech i smutek jednej osoby obci��aj� wszystkich.
Ponadto Tomakan i jego wsp�spiskowcy nie dopu�cili si�
owego czynu z egoistycznych pobudek. Chcieli ratowa�
statek. W ostatnich straszliwych latach Imperium
Gwiezdnego, gdy Ziemianie zrobili z Familii koz�a ofiarnego,
obci��aj�c j� win� za w�asn� nikczemno��, wszystkie za�ogi
uciek�y, by zaczeka� na lepsze czasy. Wzi�tych do niewoli
ludzi z "Gwiezdnego Lotnika" czeka�aby straszliwa �mier�,
gdyby Tomakan nie kupi� ich wolno�ci, zdradzaj�c
prze�ladowcom, na kt�rej planetoidzie ukrywaj� si� dwa inne
statki Familii, przygotowuj�ce si� do opuszczenia Uk�adu
S�onecznego. Jak mogli p�niej spojrze� w oczy swym
braciom i siostrom podczas spotkania Rady na Tau Ceti?
Wyrok by� sprawiedliwy: wyprawa badawcza na
pogranicze j�dra Galaktyki. By� mo�e znajd� tam Starsze
Gatunki, kt�re musia�y przecie� gdzie� mieszka�; by� mo�e
przywioz� stamt�d wiedz� i m�dro��, kt�re wylecz�
cz�owieka z wrodzonego szale�stwa. No c�, nic takiego si�
nie wydarzy�o, ale sama podr� by�a osi�gni�ciem
wystarczaj�cym, by "Z�oty Lotnik" m�g� odzyska� honor. Z
pewno�ci� wszyscy �wcze�ni cz�onkowie Rady obr�cili si�
ju� w proch. Niemniej ich potomkowie�
Jong zatrzyma� si� w p� kroku. Jego krzyk odbi� si�
echem od ska�.
- Co to? Kto wo�a�? Co� si� sta�o?
Pytania wylatywa�y z jego bransolety niczym
podenerwowane pszczo�y.
Pochyli� si� nad ma�� kupk� kamieni i dotkn�� jej
palcami, kt�re nie chcia�y si� uspokoi�.
- To ociosany krzemie� - wydysza�. - �uski, z�amane
groty w��czni� obrobione drewno� co��
Rozgrzeba� piasek. S�o�ce pad�o na kawa�ek metalu,
kt�remu w prymitywny spos�b nadano kszta�t sztyletu. Z
pewno�ci� uformowano go z jakiego� odpornego na starzenie
stopu, kt�ry pochodzi� z miasta. Dawno temu, poniewa�
sztylet by� tak zu�yty, �e w ko�cu si� z�ama�. Jong przykucn��
nad pozosta�o�ciami, gadaj�c co� od rzeczy.
Wkr�tce przez jego s�owa przebi� si� ni�szy g�os Monsa:
- Mam nast�pne znalezisko! Zwierz�ca czaszka, z
pewno�ci� rozszczepiona ostrym kamieniem, rzemie�
chwileczk�, chwileczk�, widz� co�, co wyrze�biono w tym
bloku, by� mo�e symbol�
Nagle jego g�os przeszed� w ryk b�lu, a potem w dziwny,
zd�awiony bulgot, kt�ry po chwili umilk�.
Jong wyprostowa� si� gwa�townie. Z komunikatora
dobiega�y pytania Neriego i Regora, zignorowa� je jednak.
Nie by�o czasu na trwog�. W��czy� kompas energetyczny.
Ka�da z bransolet emitowa�a poza fal� no�n� r�wnie�
charakterystyczn� cz�stotliwo��, kt�ra umo�liwia�a
lokalizacj�, i� Ig�a zawirowa�a gwa�townie. Jong woln�
d�oni� wyci�gn�� fulgurator i pobieg� we wskazanym
kierunku, przeskakuj�c ska�y.
Gdy wydosta� si� na woln� przestrze�, wiatr uderzy� go z
ca�� si�� w twarz. Przez chwil� s�ysza� przebijaj�cy si� przez
jego �wist ton rogu, g�o�niejszy ni� kiedykolwiek dot�d.
Dobiega� zza klif�w. Przypomnia� sobie mimochodem, �e
pewnego dnia na jednym z pogranicznych �wiat�w widzia�,
jak grupa my�liwych �ciga�a zwierz�, kt�re p�aka�o podczas
ucieczki. W�dz uni�s� w�wczas do ust zakrzywion� tr�bk� i
zagra� na niej taki w�a�nie ton.
D�wi�k wybrzmia�. Jong omi�t� wzrokiem pla��. W
oddali ujrza� kilka postaci, kt�re wy�oni�y si� ze skupiska
g�az�w. Dwie z nich d�wiga�y ludzkie cia�o. Wrzasn�� g�o�no
i pop�dzi� sprintem w tamt� stron�, �eby przeci�� im drog�.
Kompas wypad� mu z d�oni.
Obcy zatrzymali si� na jego widok. Gdy Jong si� zbli�y�,
zauwa�y�, �e niesione przez nich cia�o jest cia�em Monsa
Rainarta. Zwisa� z ich r�k, makabrycznie bezw�adny. Z
plec�w i piersi kapa�a mu krew.
Jong przeni�s� spojrzenie na sze�ciu morderc�w. Byli
przera�aj�co podobni do ludzi, jakie� p� metra wy�si od
niego. Pot�ne mi�nie uwydatnia�y si� pod nag�, bia�� sk�r�,
kt�ra by�a ca�kowicie pozbawiona w�os�w. Palce d�ugich
st�p i d�oni ��czy�y b�ony p�awne. Mieli wielkie p�etwy na
plecach, a mniejsze na pi�tach, �okciach oraz kopulastych
czaszkach. Ich twarze by�y ko�ciste, oczy wielkie i g��boko
osadzone, a zewn�trznych uszu nie mieli. Ze �ci�gni�tego
nosa do ust opada� p�atek sk�ry. Dwaj nie�li drewniane
w��cznie z krzemiennymi grotami, dwaj wykute z metalu
tr�jz�by - ostrza jednego z nich l�ni�y wilgotn� czerwieni� - a
u pas�w tych, kt�rzy taszczyli cia�o, wisia�y no�e.
- Sta�! - wrzasn�� Jong. - Zostawcie go!
Zatrzyma� si� w niewielkiej odleg�o�ci i zagrozi� Obcym
broni�. Najwi�kszy z nich wyda� z siebie basowe
szczekni�cie, po czym ruszy� ku Jongowi, unosz�c tr�jz�b.
M�odzieniec cofn�� si� o krok. Cokolwiek uczynili, nie
chcia��
Nagle zal�ni�a wi�zka energetyczna, kt�rej towarzyszy�
grom. Obcy d�wigaj�cy Monsa za ramiona zgi�� si� wp�,
osun�� na kolana i run�� na piasek. Krew p�yn�ca z dziury
wypalonej w jego piersi zmiesza�a si� z krwi� astronauty, tak
samo karmazynow� jak ona.
Wszyscy odwr�cili si� b�yskawicznie. Na drugim ko�cu
pla�y pojawi� si� Neri Avelair. Jego fulgurator przem�wi� po
raz drugi. Migotliwy blask wi�zki odbija� si� w mokrym
piasku. Strza� chybi�, lecz wi�zka stopi�a kwarc u st�p istot,
opryskuj�c je rozpalonymi kropelkami.
W�dz zamacha� tr�jz�bem i krzykn�� co�. Obcy
pocz�apali w stron� wody. Ten z nich, kt�ry trzyma� Monsa za
kostki, nie zamierza� go pu�ci�. G�owa i ramiona ci�gni�tego
po pla�y cia�a podskakiwa�y groteskowo. Neri strzeli� po raz
trzeci, lecz bieg� zbyt szybko i znowu chybi�. Palec Jonga
nadal spoczywa� nieruchomo na spu�cie.
Pi�ciu olbrzym�w wesz�o w wody zatoki. Jej dno szybko
opada�o i ju� po minucie mogli zanurkowa� pod
powierzchni�. Neri dobieg� do Jonga i strzela� raz za razem,
a� z wiatrem pop�yn�� ob�ok pary. Po policzkach m�czyzny
sp�ywa�y �zy.
- Dlaczego ich nie zabi�e�, ty sukinsynu?! - krzycza�. -
Mog�e� z �atwo�ci� za�atwi� wszystkich!
- No, nie wiem.
Jong przyjrza� si� broni, kt�ra nagle wyda�a mu si�
dziwnie ci�ka.
- Utopili Monsa!
- Nie� on ju� nie �y�. Widzia�em to. Na pewno przebili
mu serce. Pewnie zastawili na niego zasadzk� mi�dzy tymi
ska�ami�
- M� m� mo�e i tak. Ale jego cia�o, niech ci� diabli,
mogli�my uratowa� chocia� cia�o!
Neri przeszy� p�etwiastego trupa wi�zk� energii w ge�cie
bezmy�lnej z�o�ci.
- Przesta� - rozkaza� Regor. Opad� na ziemi�, dysz�c
ci�ko.
Jong zauwa�y�, �e we w�osach dow�dcy pojawi�y si�
pasemka siwizny. My�l, �e nawet nieugi�tego Regora
Lannisa porwa�a fala lat, wzbudzi�a w nim lito�� i groz�.
O czym ja my�l�? Zabili Monsa. Brata Soryi.
Neri schowa� fulgurator do kabury, ukry� twarz w
d�oniach i rozp�aka� si�.
Po d�u�szej chwili Regor otrz�sn�� si�, wsta� i ponownie
ukl�k� nad martwym p�ywaczem, by mu si� lepiej przyjrze�.
- A wi�c s� tutaj tubylcy - mrukn��. - Koloni�ci na
pewno nic o nich nie wiedzieli. Albo mo�e nie docenili
mo�liwo�ci dzikus�w.
Przesun�� d�o�mi po bezw�osej sk�rze.
- Jest jeszcze ciep�y - stwierdzi�, m�wi�c w�a�ciwie do
siebie. - Oddycha powietrzem. To z pewno�ci� prawdziwy
ssak, aczkolwiek u tego samca nie widzimy szcz�tkowych
sutk�w. Na palcach ma paznokcie, nawet je�li zrobi�y si�
grube i ostre jak pazury. - Odsun�� wargi trupa, by przyjrze�
si� z�bom. - To zapewne wszystko�erca przekszta�caj�cy si�
w drapie�nika. Trzonowce nadal ma stosunkowo p�askie, ale
pozosta�e z�by s� wi�ksze od naszych i do tego do�� ostre. -
Spojrza� w martwe oczy. - Wzrok typu ludzkiego, cho�
zapewne mniej wyostrzony. Pod wod� nie widzi si� na zbyt
du�� odleg�o��. B�d� potrzebne szczeg�owe badania, by
okre�li� krzyw� wra�liwo�ci na kolory, je�eli tubylcy w og�le
je rozr�niaj�. Nie wspominaj�c ju� o innych
przystosowaniach. Przypuszczam, �e wytrzymuj� pod wod�
wiele minut, cho� z pewno�ci� nie tak d�ugo jak walenie. Nie
oddalili si� jeszcze tak bardzo od swych l�dowych przodk�w.
�wiadcz� o tym p�etwy. Z pewno�ci� u�atwiaj� p�ywanie, ale
nie osi�gn�y jeszcze rozmiar�w ani kszta�tu, kt�re
zapewni�yby im wysok� wydajno��.
- Jak mo�esz bawi� si� w takie spekulacje, kiedy oni
uciekaj� z cia�em Monsa? - wykrztusi� Neri.
Regor wsta� i spr�bowa� roztargnionym gestem strzepa�
piasek z ubrania.
- No tak - mrukn��. Wykrzywi� twarz i zamruga� kilka
razy. - Oczywi�cie, musimy co� w tej sprawie zrobi�. -
Spojrza� na niebo. Przes�ania�y je niezliczone skrzyd�a.
Morskie ptactwo zobaczy�o mi�so i kr��y�o bezczelnie blisko.
Ch�r ptasich pisk�w zag�usza� szum wiatru. - Wracajmy do
promu. Zabierzemy to �cierwo, �eby zbadali je uczeni.
Neri przeklina� w my�lach, podni�s� jednak trupa za jeden
koniec. Jong z�apa� za drugi. Ci�ar wydawa� si� monstrualny
i r�s� w miar�, jak zbli�ali si� do urwiska. Oddychali
chrapliwie. Pot przylepia� im koszule do cia�.
Jong przyjrza� si� brzydkiej fizjonomii zabitego. Bez
wzgl�du na �mier� Monsa - och, nigdy ju� nie us�yszy jego
g�o�nego �miechu, nie zagra z nim w szachy, nie wychyli
kielicha ani nie stanie obok niego na wibruj�cym pok�adzie! -
zadawa� sobie pytanie, czy gdzie� w oceanie mieszka kobieta,
kt�ra uwa�a�a t� twarz za pi�kn�.
- Nie zrobili�my im nic z�ego - wysapa� Neri w przerwie
mi�dzy wysilonymi oddechami.
- Nie mo�esz � oskar�a� jadowitego w�a� ani
drapie�nika� je�li podejdziesz do nich zbyt blisko -
sprzeciwi� si� Jong.
- Ale to nie s� bezrozumne zwierz�ta! Sp�jrz na puszk�
m�zgow�. I na n�. - Neri przerwa�, by zaczerpn�� tchu, i
kontynuowa� w�ciek�� tyrad�: - Cz�sto ju� mieli�my do
czynienia z nielud�mi. Nieraz nawet z nimi walczyli�my.
Wszyscy oni mieli jednak pow�d do walki. Mo�e i
nies�uszny, ale zawsze pow�d. Nigdy nie s�ysza�em, �eby kto�
bez �adnej prowokacji zaatakowa� zupe�nie obce istoty.
- By� mo�e wcale nie byli�my obcy - zasugerowa� Regor.
- Co takiego?
Neri odwr�ci� g�ow� i spojrza� na starszego m�czyzn�.
Regor wzruszy� ramionami.
- Umieszczono tu ludzk� koloni�. Wygl�da na to, �e
tubylcy zniszczyli j� doszcz�tnie. Przypuszczam, �e mieli
w�wczas jaki� pow�d. A tradycja mog�a przetrwa�.
Przez dziesi�� tysi�cy lat albo i d�u�ej? - zada� sobie
pytanie wstrz��ni�ty Jong. Jakich okropno�ci dopu�ci� si�
wobec nich nasz gatunek, je�li nie potrafili o nich zapomnie�
przez tak wiele tysi�cleci?
Spr�bowa� sobie wyobrazi�, co mog�o si� zdarzy�, nie
znalaz� jednak w tej wizji rzeczywisto�ci, ale jedynie such� i
raczej w�t�� logik�. T� koloni� zapewne za�o�y�a cywilizacja,
kt�ra by�a spadkobierczyni� Imperium Gwiezdnego.
Prawdopodobnie ona r�wnie� z czasem upad�a. Osadnicy
przypuszczalnie nie posiadali w�asnych gwiazdolot�w. Dalej
po�o�onym �wiatom �atwiej by�o polega� na Familii, kt�ra
zapewnia�a im zaopatrzenie w nieliczne towary. W ich
bibliotekach cz�sto brakowa�o danych potrzebnych do
budowy statku, nie wypracowywali te� ekonomicznej
nadwy�ki, kt�ra pozwoli�aby im na ponowne
przeprowadzenie niezb�dnych bada�.
Koloni� pozostawiono wi�c samej sobie. P�niej, je�eli
nast�pi� tu epizod szczeg�lnie gwa�townego antyfamilizmu,
kupcy mogli przesta� j� odwiedza�. Niewykluczone nawet, �e
wszelkie wzmianki o jej istnieniu przepad�y. Albo Familia
wymar�a, ale tej mo�liwo�ci wolimy nie rozwa�a�, pomy�la�.
Planeta popad�a w izolacj�.
Powierzchnia l�du by�a tu ma�a, nie istnia�a wi�c
mo�liwo�� utrzymania wielkiej populacji, nawet je�li
wi�kszo�� �ywno�ci i surowc�w czerpano z morza. Mimo to
mieszka�com powinno by�o si� uda� zachowa� maszynow�
kultur�. Ich spo�ecze�stwo z pewno�ci� skostnia�o, ale
statyczne cywilizacje mog� trwa� bez ko�ca.
Chyba �e zetr� si� z pe�nymi wigoru barbarzy�cami,
zorganizowanymi w milionowe hordy... Czy jednak by�a to
prawdziwa odpowied�? Jak miasto w�adaj�ce energi�
atomow� mog�o zosta� podbite przez neolitycznych �owc�w?
Atak od wewn�trz? Jednoczesny bunt wszystkich
tubylczych niewolnik�w? Jong spojrza� w twarz zabitego.
Jego z�by l�ni�y.
Mo�e i mam �le w g�owie. Mo�e te istoty morduj� po
prostu dla przyjemno�ci, jak �asice.
Wspi�li si� na urwisko i wr�cili do promu. Jong ucieszy�
si�, gdy ich zdobycz znikn�a w lod�wce. Potem jednak
nadesz�a chwila, gdy musieli wys�a� meldunek na "Z�otego
Lotnika".
- Ja zawiadomi� rodzin� - oznajmi� bardzo cicho kapitan
Ilmaray.
Ale i tak b�d� musia� opowiedzie� Soryi, jak wygl�da�,
pomy�la� Jong. Naros�a w nim determinacja. Odzyskamy
cia�o. Mons b�dzie mia� familijny pogrzeb. D�onie tych,
kt�rzy go kochali, skieruj� go na orbit� wiod�c� w s�o�ce.
Nie musia� artyku�owa� tej my�li, nawet przed samym
sob�. Jedno�� Familii si�ga�a poza wrota �mierci. Ilmaray
zapyta� Regora tylko o to, czy jego zdaniem jest szansa.
- Tak, pod warunkiem, �e zaczniemy natychmiast - pad�a
odpowied�. - Dno opada tu szybko, ale nie poni�ej jakich�
trzydziestu metr�w. Za wej�ciem do zatoki ci�gnie si� p�asko
przez do�� d�ugi odcinek, dalej ni� si�gn�y nasze sondy
akustyczne, kiedy tamt�dy przelatywali�my. W�tpi�, by
p�ywacze mogli si� porusza� wystarczaj�co pr�dko, �eby
uda�o si� im wymkn��, nim dotr� na g��boko��, na kt�rej
nukleoskop nie b�dzie ju� w stanie wykry� elektronicznego
sprz�tu Monsa.
- �wietnie. Ale nie podejmujcie �adnego ryzyka. I tak
mamy niewiele do przekazania przysz�o�ci - stwierdzi�
ponurym tonem Ilmaray. - Skieruj� do stratosfery prom
wyposa�ony w ekrany powi�kszaj�ce o du�ej mocy, �eby
obserwowa� okolic�. Niech szcz�cie wam sprzyja.
- I wszystkim naszym statkom - doko�czy� formu��
Regor.
- Niech jeden z was za�o�y skafander i przygotuje si� do
zej�cia na d� - rzuci� przez rami�, podczas gdy jego palce
porusza�y si� po tablicy rozdzielczej, unosz�c prom w
powietrze. - Drugi niech zajmie si� nukleoskopem i opu�ci
koleg�, gdy tylko znajdziemy to, czego szukamy.
- Ja p�jd� - odezwali si� jednocze�nie Jong i Neri.
Wymienili spojrzenia. W oczach starszego m�czyzny pe�no
by�o z�o�ci.
- Prosz� - b�aga� go Jong. - Mo�e i powinienem ich
zastrzeli�, kiedy zobaczy�em, co zrobili Monsowi. Nie wiem.
Ale tego nie uczyni�em. Pozw�l mi chocia� przynie�� jego
cia�o, dobrze?
Neri przygl�da� mu si� jeszcze przez blisko minut�, nim
wreszcie skin�� g�ow�.
Prom lecia� powoli zygzakiem nad zatok�, a Jong wciska�
si� w skafander. Ubi�r funkcjonowa� pod wod� r�wnie
sprawnie jak w pr�ni. M�odzieniec obwi�za� sobie lin�
wok� pasa, a jej drugi koniec przytwierdzi� do ma�ej
wci�garki przy �luzie dla za�ogi. Metalowe nici wplecione w
plastik umo�liwia�y prowadzenie rozm�w telefonicznych.
Zarzuci� sobie na rami� worek, w kt�ry mia� w�o�y�, no c�,
obiekt poszukiwa�. Mia� nadziej�, �e nie b�dzie potrzebowa�
miotacza pocisk�w, umocowanego przy biodrze.
- Tam!
Jong poderwa� si� gwa�townie na krzyk Neriego. Regor
zatrzyma� statek w powietrzu, par� metr�w nad powierzchni�
i oko�o trzech kilometr�w od brzegu.
- Jeste� pewien? - zapyta�.
- Absolutnie. Nie porusza si�. Pewnie porzucili go, �eby
m�c szybciej ucieka�, kiedy zobaczyli, �e nadlatujemy.
Jong zamkn�� szczelnie he�m. Zewn�trzne ha�asy ucich�y.
W ciszy, kt�ra nasta�a, s�ysza� w�asny oddech i t�tno, a tak�e
co� innego - jaki� wewn�trzny odg�os, zb��kany impuls
nerwowy b�d� produkt czystej wyobra�ni - my�liwski r�g,
odleg�y i pe�en triumfu.
�luza otworzy�a si� i otw�r wype�ni�o niebo. Jong
podszed� do kraw�dzi i omal go nie o�lepi� odbijaj�cy si� od
niewielkich fal blask s�o�ca. Jasno�� si�ga�a a� po horyzont.
Zsun�� si� w d�. Lina rozwin�a si� i zamkn�y si� nad nim
wody. Zanurzy� si� w morzu.
Zewsz�d otoczy�a go ch�odna ziele�, nakryta z�ocistym
dachem s�onecznego blasku. Nawet przez pancerny skafander
wyczuwa� najrozmaitsze wibracje. W morzu pe�no by�o �ycia
i ruchu. Obok przemkn�a para niewiarygodnie wdzi�cznych
ryb. Na chwil� nawiedzi�a go heretycka my�l. Zastanawia�
si�, czy Mons nie wola�by zosta� tutaj, uko�ysany do snu a�
po koniec �wiata.
Przesta�! - skarci� sam siebie i skierowa� wzrok w d�.
Pod nim rozci�ga�a si� ciemno��. W��czy� pot�ny reflektor,
kt�ry mia� u pasa.
�wiat�o rozprasza�o si� na unosz�cych si� w wodzie
drobinach. Czu� si� jak w o�wietlonej jaskini. Obok niego
przep�ywa�y kolejne ryby. Ich �uski l�ni�y niczym klejnoty.
Mia� wra�enie, �e dostrzega ju� dno, bia�y piasek i skalne
wynios�o�ci, na kt�rych skupi�y si� wielobarwne koraloidy,
wyrastaj�ce ku s�o�cu. Nagle pojawi� si� p�ywacz.
Zbli�y� si� ostro�nie do granicy �wiat�a i zatrzyma� si�. W
lewej d�oni trzyma� tr�jz�b, by� mo�e ten sam, kt�rym zabito
Monsa. W pierwszej chwili przymru�y� powieki, o�lepiony
blaskiem, po czym spojrza� spokojnie na �wietlistego
cz�owieka z metalu. Gdy Jong opuszcza� si� ku p�aszczy�nie
dna, p�ywacz pod��a� za nim, poruszaj�c p�etwami st�p i
wolnej d�oni z wdzi�kiem w�a.
Jong zaczerpn�� g�o�no tchu i wyszarpn�� miotacz
pocisk�w.
- Co si� sta�o? - us�ysza� w s�uchawkach g�os Neriego.
M�odzieniec prze�kn�� �lin�.
- Nic - odpowiedzia�, nie wiedz�c dlaczego. - Opu��
mnie ni�ej.
P�ywacz zbli�y� si� nieco. Mi�nie mia� napi�te, a usta
otwarte, jakby by� gotowy gry��, g��boko osadzone oczy
wyra�a�y jednak spok�j. Jong odwzajemni� jego spojrzenie i
obaj skierowali si� w d�.
Nie boi si� mnie, pomy�la� ch�opak. Albo opanowa�
strach, mimo �e widzia� na pla�y, co potrafimy zrobi�.
Uderzenie o dno przeszy�o b�lem podeszwy jego st�p.
- Jestem na miejscu - zameldowa� mechanicznie. -
Popu�� mi troch� liny i� Och!
Krew odp�yn�a mu nagle z g�owy, jakby rozszczepi�o j�
uderzenie topora. Zachwia� si� na nogach, podtrzymywany
tylko przez wod�. Czaszk� wype�ni�y mu grom, wicher i
d�wi�k rogu.
- Jong! - wo�a� niesko�czenie odleg�y Neri. - Co� si�
sta�o, wiem, �e co� si� sta�o, odpowiedz mi, na mi�o��
Familii!
P�ywacz r�wnie� opad� na dno i stan�� po drugiej stronie
tego, co zosta�o z Monsa Rainarta, trzymaj�c tr�jz�b
pionowo.
Jong wycelowa� w niego bro�.
- Mog� ci� naszpikowa� metalem - us�ysza� w�asny j�k.
- Mog� ci� pokroi� na kawa�ki, tak jak wy� wy�
P�ywacz zadr�a� (czy�by g�os jako� do niego dotar�?),
pozosta� jednak na miejscu. Uni�s� powoli tr�jz�b, wskazuj�c
nim niewidoczne s�o�ce. Okr�ci� go p�ynnym ruchem, wbi� w
piasek i pu�ci�. Potem odwr�ci� si� plecami i odp�yn��,
uderzaj�c pot�nymi nogami.
W Jongu eksplodowa�o zrozumienie. Sta� znieruchomia�y
przez tak wiele sekund, �e wydawa�y si� latami, stuleciem.
Przez cisz� przebi�y si� s�owa Regora.
- Przygotuj m�j skafander. Id� po niego.
- Nic mi nie jest - zdo�a� powiedzie�. - Znalaz�em
Monsa.
Zebra� to, co m�g�. Nie by�o tego wiele.
- Podnie�cie mnie - rzuci�.
Dopiero gdy wynurzy� si� z wody i wszed� do �rodka
przez �luz�, poczu�, jak wielki ci�ar d�wiga. Rzuci� na
pod�og� worek i tr�jz�b, po czym ukl�kn�� obok nich. Z
pancernego skafandra sp�ywa�a woda.
Drzwi si� zamkn�y. Prom wzbi� si� w g�r�. Na
wysoko�ci kilometra Regor zablokowa� urz�dzenia steruj�ce i
przeszed� na ruf�, do pozosta�ych. Jong zdj�� w�a�nie he�m, a
Neri otworzy� worek.
G�owa Monsa wytoczy�a si� z niego, podskakuj�c. Neri
st�umi� krzyk.
Regor zatoczy� si� do ty�u.
- Zjedli go - wychrypia�. - Pokroili go na kawa�ki, a
potem ze�arli. Zgadza si�?
Wzi�� si� w gar��, podszed� do bulaja i wyjrza� na
zewn�trz, mru��c powieki.
- Widzia�em, jak jeden z nich si� wynurzy�, na chwil�
przed tob� - wycedzi� przez z�by. Po bruzdach jego
policzk�w sp�ywa� pot... a mo�e to by�y �zy? - Mo�emy go
dorwa�. Prom ma dzia�ko.
- Nie�
Jong spr�bowa� wsta�, lecz zabrak�o mu si�.
Rozleg� si� brz�k radia. Regor podbieg� do fotela pilota,
rzuci� si� na niego i szybkim ruchem przestawi� urz�dzenie na
odbi�r. Neri zacisn�� wargi, podni�s� g�ow� i po�o�y� j� na
worku.
- Mons, Mons, zap�ac� za to - zapewni�.
Statek wype�ni� si� g�osem kapitana Ilmaraya.
- W�a�nie otrzymali�my komunikat z promu
obserwacyjnego. Nie dotar� jeszcze na wyznaczone miejsce,
lecz na ekranach wida� ju� ca�� hord� p�ywaczy� nie, to
kilka odr�bnych stad, s� ogromne, na pewno sk�adaj� si� z
tysi�cy osobnik�w� wszystkie zmierzaj� ku wyspie, na
kt�rej przebywacie. Przy takim tempie powinni tam przyby�
za par� dni.
Oszo�omiony Regor potrz�sn�� g�ow�.
- Sk�d wiedz�?
- Nie wiedz� - wymamrota� Jong.
Neri zerwa� si� na nogi z gwa�towno�ci� tygrysa.
- To w�a�nie jest nasza szansa. B�dziemy mieli okazj�
zrzuci� na nich par� bomb.
- Nie! - krzykn�� Jong. Uda�o mu si� r�wnie� wsta�. W
r�ku �ciska� tr�jz�b. - Da� mi to.
- Co takiego?
Regor odwr�ci� si�, a Neri zesztywnia� nagle. Wewn�trz
promu zapad�a cisza.
- Na dole - wyja�ni� Jong. - Zobaczy� mnie i pop�yn�� za
mn� na dno. Kiedy zrozumia�, co robi�, da� mi to. Swoj�
bro�.
- Po co?
- Na znak pokoju. Po c� by innego?
Neri splun�� na pok�ad.
- Pok�j z obrzydliwymi kanibalami?
Jong rozprostowa� ramiona. Ci�ar pancernego skafandra
nie wydawa� si� ju� niemo�liwy do zniesienia.
- Gdyby� zjad� ma�p�, nie by�by� kanibalem, prawda?
Neri odpowiedzia� mu obscenicznym s�owem, lecz Regor
powstrzyma� go gestem.
- No c�, to odr�bne gatunki - przyzna� zimno pilot. -
Zgodnie ze s�ownikiem masz racj�. Ale ci zab�jcy s�
rozumni. Nie zjada si� innych my�l�cych istot.
- To si� zdarza�o - zaprzeczy� Jong. - Tak�e w�r�d ludzi.
Cz�sto by� to akt szacunku albo mi�o�ci. Pr�bowano w ten
spos�b przej�� cz�� mana drugiej osoby. Tak czy inaczej,
sk�d mogli wiedzie�, kim jeste�my? Kiedy p�ywacz zobaczy�,
�e przyby�em po cia�o zabitego, odda� mi swoj� bro�. Jak
inaczej m�g� mi powiedzie�, �e jest mu przykro i �e jeste�my
bra�mi? Mo�e, gdy ju� mia� czas przemy�le� spraw�,
zrozumia�, �e to prawda r�wnie� w dos�ownym sensie. Nie
s�dz� jednak, by ich tradycje si�ga�y wstecz a� tak daleko. To
wystarczy. W�a�ciwie to nawet lepiej, �e przyzna�, i� jeste�my
mu bliscy tylko dlatego, �e dbamy o naszych zmar�ych.
- Co chcesz przez to powiedzie�? - warkn�� Neri.
- Chwileczk�. - Regor �cisn�� por�cze fotela. - Chyba nie
uwa�asz, �e� - zacz�� cichym g�osem.
- Uwa�am - przerwa� mu Jong. - Kim jeszcze mogliby
by�? Jak na tych kilku wysepkach mog�yby wyewoluowa� tak
du�e ssaki, wyposa�one w d�onie i wielki m�zg? Jak tubylcy
mogliby zniszczy� koloni� dysponuj�c� broni� atomow�?
My�la�em o buncie niewolnik�w, ale to r�wnie� nie ma
sensu. Kto zawraca�by sobie g�ow� tak wielk� liczb�
niewolnik�w, maj�c cybernetyczne maszyny? Nie, p�ywacze
s� kolonistami. �adna inna mo�liwo�� nie wchodzi w gr�.
- H�? - mrukn�� Neri.
- To niewykluczone - dobieg� ich przez pustk� przestrzeni
g�os Ilmaraya. - Je�li dobrze to sobie przypominam, Homo
sapiens rozwin�� si� z form przypominaj�cych, hmm,
neandertalczyk�w w ci�gu jakich� dziesi�ciu, dwudziestu
tysi�cy lat. Zak�adaj�c ma�� liczebno�� i dryf genetyczny,
grupa mog�aby si� zdegenerowa� nawet w kr�tszym czasie.
- Kto m�wi, �e s� zdegenerowani? - sprzeciwi� si� Jong.
Neri wskaza� na le��c� na pok�adzie, wpatrzon� w nico��
g�ow�.
- Tu masz dow�d.
- M�wi� ci, �e to by� przypadek. Nieporozumienie -
upiera� si� Jong. - Sami jeste�my sobie winni. Wtargn�li�my
tu zupe�nie na o�lep. To nie degeneracja, tylko
przystosowanie. W miar� jak kolonia coraz bardziej
uzale�nia�a si� od morza, dochodzi�o do mutacji i najwi�cej
dzieci pozostawiali po sobie ci, kt�rzy najlepiej potrafili
znie�� bytowanie w podobnym �rodowisku. Statyczna
cywilizacja nie zauwa�y�aby, co si� dzieje, dop�ki nie by�oby
za p�no, a nawet gdyby zauwa�y�a, nie potrafi�aby nic na to
poradzi�. Nowi ludzie mogli si� swobodnie porusza� po ca�ej
planecie. Przysz�o�� nale�a�a do nich.
- Tak jest, przysz�o�� dzikus�w.
- Cywilizacja naszego typu na nic by si� im zda�a. Nie
pasuje do tego �wiata. Je�li sp�dza si� wi�ksz� cz�� �ycia w
s�onej wodzie, raczej nie da si� korzysta� z elektrycznych
maszyn, a krzemie�, kt�ry mo�na znale�� prawie wsz�dzie,
jest lepszy od metalu, kt�ry trzeba wydobywa� spod ziemi i
wytapia�. Mo�liwe, �e ich inteligencja nieco si� obni�y�a.
Raczej w to w�tpi�, ale je�li nawet, to co? Nigdzie nie uda�o
si� nam znale�� Starszych Gatunk�w. By� mo�e celem
istnienia wszech�wiata wcale nie jest inteligencja. Osobi�cie
jestem przekonany, �e ten lud na sw�j w�asny spos�b wspina
si� z powrotem w g�r�. To jednak nie nasz interes. - Jong
ukl�kn�� i zamkn�� powieki Monsa. - Pozwolono nam
zado��uczyni� za nasz� zbrodni� - doda� cicho. - Mo�emy
przynajmniej wybaczy� z kolei im? Mam racj�? Ponadto�
nie wiemy, czy gdzie� we wszech�wiecie �yj� jeszcze jacy�
ludzie poza nami i nimi. Nie, nie mo�emy ich zg�adzi�.
- Ale dlaczego zamordowali Monsa?
- Oddychaj� powietrzem - wyja�ni� Jong - i z pewno�ci�
musz� si� uczy� p�ywa�, tak jak p�etwonogi. Nie potrafi�
robi� tego instynktownie. Dlatego potrzebuj� teren�w, na
kt�rych mogliby si� rozmna�a�. Plemiona z pewno�ci�
zmierzaj� w stron� tej pla�y. Grupa m�czyzn pop�yn�a
przodem, �eby sprawdzi�, czy wszystko w porz�dku.
Zobaczyli co� niezwyk�ego i straszliwego, co chodzi�o po
ziemi, na kt�rej mia�y si� urodzi� ich dzieci, i zdobyli si� na
odwag�, by to zaatakowa�. Przykro mi, Mons - zako�czy�
szeptem.
Neri osun�� si� na �aw�. Wr�ci�a cisza.
- S�dz�, �e to prawid�owa odpowied� - odezwa� si� po
chwili Ilmaray. - Nie mo�emy tu zosta�. Wracajcie
natychmiast i ruszamy w drog�.
Regor skin�� g�ow� i dotkn�� urz�dze� steruj�cych. Silnik
obudzi� si�, bucz�c g�o�no. Jong wsta�, podszed� do bulaja i
wpatrzy� si� w morze, kt�re rozci�ga�o si� na dole niczym
p�ynne srebro. Potem skurczy�o si� i znikn�o, niebo nabra�o
twardo�ci i pojawi�y si� gwiazdy.
Ciekawe, czym w�a�ciwie by� ten d�wi�k, pomy�la� Jong.
Najprawdopodobniej tylko wiatrem, tak jak m�wi� Mons, ale
nigdy nie dowiem si� tego na pewno.
Przez chwil� wydawa�o mu si�, �e znowu go s�yszy, w
b�bnieniu energii oraz metalu i w t�tnie w�asnej krwi - r�g
�owcy �cigaj�cego zdobycz, kt�ra p�acze podczas ucieczki.
Prze�o�y� Micha� Jakuszewski
POUL WILLIAM ANDERSON
Ur. 1926, zm. 2001. Debiutowa� w 1947 r. i od tego czasu
nieprzerwanie tworzy� poczytn� SF i fantasy wielu odmian
(high, myth, low, dark, science fantasy), na powa�nie i na
weso�o - ��cznie ponad 120 ksi��ek, w tym oko�o 100
fantastycznych. Pierwsza profesjonalna publikacja - kr�ciutki
tekst "A Matter of Relativity" - ukaza�a si� w 1944 r. w
"Astounding SF". Z ciekawszych powie�ci SF warto
wymieni�: "The Long Way Home" ("No World of Their
Own", 1955; pe�ny tekst 1975), "The Enemy Stars" (1959),
"Tau Zero" (1970) i "Orion Shall Rise" (1983). W latach
dziewi��dziesi�tych powsta� znacz�cy cykl fantasy o
eksploracji Wszech�wiata, rozci�gaj�cej si� na miliardy lat:
"Harvest of Stars" (1983), "The Stars are Also Fire" (1994,
Prometheus Award), "Harvest the Fire" (1995), "The Fleet of
Stars" (1997) i "Genesis" (2000, John W. Campbell Award).
"Hrolf Kraki's Saga" (1973, August Derleth Award 1975),
"Midsummer Tempest" (1974, kontynuacja "Trzech serc i
trzech lw�w"). W science fantasy wyr�nia si� cykl o
przygodach Stephena Matucheka w alternatywnym
Wszech�wiecie: "Operation Chaos" (1971, pierwotnie cykl
opowiada�; pierwsze po polsku, "Operacja Afreet" w
antologii Pr�szy�skiego i S-ki "Z�ota ksi�ga fantasy") i
"Operation Luna" (1999). Najnowsza powie�� nosi tytu�
"Mother of Kings" (2001) i jest cz�ciowo oparta na "Sadze o
Egilu". W przygotowaniu m.in. space opera "For Love and
Glory" i nowy zbi�r "Going for Infinity".
Ciekawostk� dla piwiarzy jest powie�� o statku
kosmicznym skleconym z puszek po piwie (!) - "The
Makeshift Rocket" (1962). Inny interesuj�cy szczeg�:
pi�ciomilowa asteroida 7758, odkryta w 1990 r., zosta�a
nazwana "Poulanderson".
W naszym miesi�czniku drukowali�my nast�puj�ce
opowiadania Andersona: "Najd�u�sza podr�" ("F" 2/84),
"Mariusz" ("F" 2/87), "Sam Hall" ("F" 6/87), powie�� "Trzy
serca i trzy lwy" ("F" 10-12/88) oraz obszern� notk� po jego
�mierci ( "NF"11/2001).
Opowiadanie "My�liwski r�g czasu" ukaza�o si� po raz
pierwszy we wrze�niowym numerze "Amazing Stories" z
1963 r. i wesz�o w sk�ad zbior�w "The Horn of Time" (1968)
i "Maurai & Kith" (1982, cykl opowiada� stanowi�cy ca�o�� z
powie�ci� "Orion Shall Rise").
MSN