4665

Szczegóły
Tytuł 4665
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4665 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4665 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4665 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

POUL ANDERSON my�liwski r�g czasu Podczas pobytu na planecie Jongowi Errifransowi od czasu do czasu wydawa�o si�, �e s�yszy odleg�e granie rogu. D�wi�k zaczyna� si� cicho, a jego puls przyspiesza�, gdy tony nabiera�y g�o�no�ci. Na koniec przechodzi� w mosi�ny huk i cich� �kaj�c. Gdy zdarzy�o si� to po raz pierwszy, Jong znieruchomia� nagle i zapyta� innych, czy te� s�yszeli. D�wi�k jednak nawet dla niego znajdowa� si� na samej granicy s�yszalno�ci, cho� by� m�ody i s�uch mia� ostry, us�ysza� wi�c w odpowiedzi "nie". - To wiatr dmie na tamtych klifach - zasugerowa� Mons Rainart, dr��c z zimna. - Cholerne wietrzysko co dzie� wyrusza tu na �owy. Jong nie wspomina� ju� o tym wi�cej, lecz za ka�dym razem, gdy s�ysza� �w d�wi�k, przeszywa� go gwa�towny dreszcz. W�a�ciwie bez powodu. Miasto nie mia�o �adnych mieszka�c�w poza morskimi ptakami, kt�rych skrzyd�a �opota�y w bia�ym sztormie nad szczytami wie�, a ich g�osy miesza�y si� ze �wistaniem wiatru i �oskotem fal. Nie zaobserwowali nic gro�niejszego ni� wielka, pasiasta jak tygrys ryba, kt�ra kr��y�a przy zewn�trznych rafach. Mo�e w�a�nie dlatego Jong ba� si� d�wi�ku rogu. By� to g�os pustki. Noc�, zamiast w��cza� �wiecik, wszyscy czterej zbierali drewno i rozpalali ognisko, daj�ce im pierwotn� posta� pocieszenia. Rozbili ob�z w miejscu, kt�re mog�o ongi� s�u�y� jako forum. Ponad piasek i kr�tk� ostr� traw�, porastaj�c� wszystkie ulice, wystawa�y tu g�adzone kamienne bloki, a granice placu wyznacza�y zwalone kolumnady. Lepsze schronienie oferowa�y nadal si�gaj�ce ku niebu wie�owce, kt�re skupi�y si� w centrum miasta. W ich oknach zachowa�y si� jeszcze glasytowe szyby. Okna te za bardzo jednak przypomina�y oczy umar�ych, a w pokojach by�o zbyt cicho, poniewa� maszyny, kt�re by�y �yciem miasta, le�a�y skorodowane pod wydmami. Mo�e jednak powinni byli rozbi� namiot pod gwiazdami. One przynajmniej po dwudziestu tysi�cach lat pozosta�y mniej wi�cej takie same. M�czy�ni spo�ywali posi�ek, po czym dow�dca grupy, Regor Lannis, unosi� do ust bransolet� komunikatora, by zameldowa� o wynikach dzisiejszych poszukiwa�. Radio promu odbiera�o przekaz i przesy�a�o go na pok�ad "Z�otego Lotnika", kt�ry okr��a� planet� po orbicie stacjonarnej, raz na dwadzie�cia jeden godzin, dzi�ki czemu zawsze znajdowa� si� bezpo�rednio nad wysp�. - Bardzo niewiele nowego - meldowa� zwykle Regor. - Pozosta�o�ci narz�dzi i tak dalej. Nie znale�li�my �adnych ko�ci, kt�rych wiek mo�na by okre�li� metod� izotopow�. Nie s�dz�, by mia�o si� nam to uda�. Zapewne palili zmar�ych, a� do samego ko�ca. Wed�ug oceny Monsa blok cylindr�w, kt�ry znale�li�my, zacz�� rdzewie� jakie� dziesi�� tysi�cy lat temu. To jednak zaledwie domys�y. Z ca�ego urz�dzenia nic by nie zosta�o, gdyby nie zasypa� go piasek, a nie wiemy, kiedy to si� sta�o. - Przecie� m�wili�cie, �e meble w wie�owcach s� niemal nietkni�te, wykonane z odpornych na starzenie stop�w i syntetyk�w - odpowiedzia� g�os kapitana Ilmaraya. - Czy nie mo�ecie czego� wydedukowa� z ich, hmm, ustawienia? Je�li miasto spl�drowano� - Nie, sir, �lady s� zbyt trudne do odczytania. Wiele pomieszcze� bez w�tpienia ogo�ocono. Nie wiemy jednak, czy zrobiono to jednego dnia, czy raczej w ci�gu stuleci. Ostatni z kolonist�w mogli zabiera� z dom�w przedmioty, kt�rych ju� nie umieli produkowa�. Mo�emy by� pewni tylko jednego. Kurz �wiadczy, �e nikt nie by� w �rodku przez okres tak d�ugi, �e wola�bym o tym nawet nie my�le�. Gdy Regor ko�czy� rozmow�, Jong bra� zwykle w r�ce gitar� i akompaniowa� im przy �piewie. Wykonywali wywodz�ce si� z zapomnianych czas�w pie�ni Familii. Niekt�re przet�umaczono z j�zyk�w, kt�rymi m�wiono, nim jeszcze ludzie po raz pierwszy opu�cili Ziemi�. Muzykowanie pomaga�o zag�uszy� wiatr i �oskot fal, kt�re t�uk�y o brzeg tam, gdzie kiedy� by� port. P�omienie strzela�y wysoko, o�wietlaj�c ich twarze po�r�d nocy i nadaj�c prostym kombinezonom barw� niespokojnej czerwieni. Potem przygasa�y i cia�a m�czyzn ponownie nikn�y w cieniu. Wszyscy czterej wygl�dali bardzo podobnie. Byli niewysocy, gibcy i mieli smag�e twarze o ostrych rysach. Familia stanowi�a odr�bny lud. Za�ogi jej statk�w, kt�re jako niemal jedyne podr�owa�y mi�dzy gwiazdami, zawiera�y zwi�zki ma��e�skie mi�dzy sob�. Poniewa� ka�dy z tych gwiazdolot�w opuszcza� Ziemi� na stulecie albo d�u�ej, planetarne cywilizacje, kt�re rozkwita�y, umiera�y i rodzi�y si� na nowo niczym ogrzewaj�ce ich teraz p�omienie, znaczy�y dla nich bardzo niewiele. M�czy�ni r�nili si� od siebie g��wnie wiekiem. Sk�r� Regora Lannisa pokry�o g��bokimi bruzdami sze��dziesi�t lat, natomiast Jong Errifrans dopiero niedawno sko�czy� dwadzie�cia. Jong przypomnia� sobie, �e by�y to prawie bez wyj�tku lata pok�adowe. Spojrza� z dr�eniem na Drog� Mleczn�. Gdy statek leci z pr�dko�ci� pod�wietln�, czas si� kurczy. Podczas swego kr�tkiego �ycia by� ju� �wiadkiem rozkwitu i upadku imperium. Do tej pory nie zaprz�ta� sobie zbytnio g�owy tym faktem. Tak ju� po prostu by�o. Familia sk�ada�a si� z pseudonie�miertelnych, a mieszka�cy planet byli czym� obcym, ulotnym, nie w pe�ni realnym. Trwaj�ca dziesi�� tysi�cy lat podr� do centrum Galaktyki i z powrotem przerasta�a jednak wszystko, co do tej pory pr�bowano przedsi�wzi��. Nikt z pewno�ci� nie porwa�by si� na takie przedsi�wzi�cie, gdyby nie chodzi�o o odpokutowanie zbrodni nad zbrodniami. Czy Familia jeszcze istnieje? A Ziemia? Po kilku dniach Regor podj�� wreszcie decyzj�: - Trzeba si� b�dzie zapu�ci� w g��b l�du. Mo�e tam b�dziemy mieli wi�cej szcz�cia. - Nie znajdziemy nic poza puszcz� i sawann� - sprzeciwi� si� Neri Avelair. - Wszystko to ogl�dali�my ju� z g�ry. - Ale w�druj�c na piechot� mo�na zobaczy� rzeczy, kt�rych z promu si� nie zauwa�y. To niemo�liwe, by koloni�ci mieszkali wy��cznie w tak du�ych miastach. Potrzebowali farm, kopal�, zak�ad�w ekstrakcyjnych, dalej po�o�onych osad. Gdyby uda�o si� nam zbada� kt�r�� z nich, mo�e znale�liby�my tam wi�cej wskaz�wek ni� w tym cholernym wielkim mrowisku. - Jakie mamy szanse natrafi� na cokolwiek, przer�buj�c si� przez chaszcze? - argumentowa� Neri. - Lepiej zbadajmy par� miasteczek, kt�re zauwa�yli�my. - Wszystkie s� jeszcze bardziej zniszczone od tego miasta - przypomnia� mu Mons Rainart. - W znacznej cz�ci zala�o je morze. Nie musia� o tym wspomina�. Jak mogliby zapomnie�? Ziemia nie zapada si� szybko. Fakt, �e miasta poch�on�o morze, dawa� pewne wyobra�enie o tym, jak dawno temu je porzucono. - To prawda. - Regor skin�� g�ow�. - Nie proponuj� wyprawy do lasu. Wymaga�aby wi�cej ludzi. Nie mamy te� tyle czasu. Jakie� sto kilometr�w na p�noc st�d, nad zatok� o w�skim uj�ciu, znajduje si� wyj�tkowo rozleg�a pla�a. Za ni� le�� �yzne wzg�rza. Wygl�da r�wnie� na to, �e pod nimi powinny si� kry� cenne kruszce. Zdziwi�bym si�, gdyby koloni�ci nie pr�bowali zagospodarowa� tej okolicy. K�ciki ust Neriego opad�y. - Jak d�ugo b�dziemy musieli siedzie� na tej planecie duch�w, zanim przyznamy, �e nie zdo�ali�my si� dowiedzie�, co si� tu sta�o?! - zapyta� nie do ko�ca opanowanym g�osem. - Ju� nied�ugo - uspokoi� go Regor. - Musimy jednak przed odlotem zrobi� wszystko, co w naszej mocy. Wskaza� kciukiem w kierunku miasta. Wie�owce g�rowa�y nad zwalonymi murami i ruchomymi wydmami, si�gaj�c ku pe�nemu ptak�w niebu. Pastelowe kolory budowli wyblak�y w promieniach jasnego, ��tego s�o�ca i wie�owce by�y teraz bia�e jak ko��. Za to rozci�gaj�cy si� za nimi widok by� pi�kny. Rosn�cy w g��bi l�du las falowa� niezliczonymi odcieniami zieleni, po przeciwnej za� stronie grunt opada� �agodnie ku morzu, kt�re l�ni�o niczym szmaragd przypr�szony diamentowym py�em, falowa�o, hucza�o i rozbija�o si� o rafy w fontannach bia�ej piany. Jong pomy�la�, �e pierwsze pokolenia osadnik�w z pewno�ci� czu�y si� tu bardzo szcz�liwe. - Co� ich zniszczy�o i to nie by�a po prostu wojna - upiera� si� Regor. - Tego musimy si� dowiedzie�. Mo�e nic takiego nie wydarzy�o si� na �adnym innym �wiecie. A mo�e wprost przeciwnie. By� mo�e Ziemia jest opustosza�a, pomy�la� Jong, nie pierwszy ju� raz. "Z�oty Lotnik" zatrzyma� si� tu, by dokona� remont�w przed powrotem do staro�ytnej domeny ludzko�ci. Kapitan Ilmaray wybra� arbitralnie gwiazd� klasy F9, odleg�� o trzysta lat �wietlnych od przewidywanej pozycji Sol. Nie wykryli nawet najmniejszego �ladu energii u�ywanych przez cywilizowane gatunki, energii kt�re mog�yby stanowi� dla nich zagro�enie. Trzecia planeta przypomina�a raj. Dor�wnywa�a mas� Ziemi, lecz jej l�dy by�y rozsiane po globalnym oceanie w postaci wysp, a klimat od bieguna po biegun by� ciep�y. Mons Rainart dziwi� si�, �e mimo tak niewielkiego obszaru ods�oni�tych ska� planeta zachowywa�a r�wnowag� dwutlenku w�gla. Potem zaobserwowa� unosz�ce si� wsz�dzie w oceanie pola wodorost�w, cz�sto pokrywaj�ce powierzchni� setek kilometr�w kwadratowych, i doszed� do wniosku, �e ich fotosynteza jest na tyle wydajna, by podtrzymywa� atmosfer� typu ziemskiego. Widok ruin miast, kt�re zaobserwowali z orbity, wstrz�sn�� nimi. Nie byli zdumieni tym, �e kolonizacja si�gn�a w ci�gu dwudziestu tysi�cy lat tak daleko, lecz faktem, �e przedsi�wzi�cie przerwano. Dlaczego? Wieczorem przysz�a kolej na Jonga, by odby� osobist� rozmow� z lud�mi przebywaj�cymi na statku-bazie. Wywo�a� rodzic�w przez interkom, by opowiedzie� im, co u niego s�ycha�. Serce zabi�o mu mocniej, gdy do ich g�osu do��czy� g�os Soryi Rainart. - Och, tak - odpowiedzia�a dziewczyna z niepewnym �miechem. - Akurat wpad�am z przypadkow� wizyt�. Za plecami Jonga zachichota� jej brat. M�odzieniec zaczerwieni� si�, gorzko �a�uj�c, �e nie mo�e mie� odrobiny prywatno�ci. Sorya, rzecz jasna, wiedzia�a o jego dzisiejszej rozmowie z rodzicami� je�li Familia jeszcze istnia�a, nie b�dzie mog�o doj�� mi�dzy nimi do niczego. �on� sprowadza�o si� do domu z innego statku. Tak stanowi�o prawo astronaut�w. Egzogamia pomaga�a przetrwa�, co zawsze by�o trudne. Je�li jednak wszystkie statki Familii poza "Z�otym Lotnikiem" dryfowa�y martwe mi�dzy gwiazdami, a kilkuset ludzi na jego pok�adzie oraz ich czw�rka na planecie stanowi�o wszystko, co zosta�o z ludzko�ci� by�a inteligentna, �agodna i chodz�c, s�odko ko�ysa�a biodrami. - Ciesz� - Zapanowa� nad swym j�zykiem. - Ciesz� si�, �e to zrobi�a�. Co u ciebie s�ycha�? - Boj� si� i czuj� si� samotna - wyzna�a. Jej s�owa zak��ca�a kosmiczna interferencja. Ogie� strzela� g�o�no iskrami w ciemno�� na g�rze. - Je�li nie dowiecie si�, co si� tu wydarzy�o� Nie wiem, czy to wytrzymam, je�li przez reszt� �ycia b�d� sobie zadawa� to pytanie. - Przesta�! - skarci� j� ostro. Rozk�ad morale zniszczy� ju� niejeden statek. Aczkolwiek� - Nie, przepraszam ci�. Wiedzia�, �e nie brak jej odwagi. Jego r�wnie� dr�czy�a obawa, �e ca�e �ycie b�dzie go prze�ladowa�o wspomnienie tego, co tu zobaczy�. �mier� by�a dla Familii star� znajom�, tym razem jednak wracali z przesz�o�ci bardziej zamierzch�ej ni� lodowce i mamuty w chwili, gdy opuszczali Ziemi�. Potrzebowali wiedzy r�wnie gwa�townie jak powietrza, by zrozumie� otaczaj�cy ich wszech�wiat. A ju� podczas pierwszego postoju w spiralnym ramieniu Galaktyki, kt�re ongi� by�o ich domem, stan�li w obliczu zagadki z pozoru niemo�liwej do rozwi�zania. Korzenie Familii tkwi�y tak g��boko w dziejach, �e Jong zna� symbol Sfinksa. Nagle zda� sobie spraw� z jego makabrycznej wymowy. - Poznamy odpowied� - obieca� Soryi. - Je�li nie tutaj, to po powrocie na Ziemi�. W duchu dr�czy�a go jednak niepewno��. Wda� si� w swobodn� rozmow� i nawet zdoby� si� na par� �arcik�w, ale potem, gdy le�a� ju� w �piworze, wydawa�o mu si�, �e s�yszy dobiegaj�cy z p�nocy d�wi�k rogu. Wszyscy cz�onkowie ekspedycji wstali o �wicie, prze�kn�li �niadanie, za�adowali sprz�t do promu, kt�ry wystartowa� na nap�dzie aerodynamicznym i wyr�wna� lot, lec�c z niewielk� pr�dko�ci� tu� nad powierzchni�. Z prawej mieli b�yszcz�ce, wzburzone morze, a z lewej wznosz�cy si� stromo w g�r� l�d. Nigdzie nie zauwa�yli stad wielkich zwierz�t. Zapewne w og�le ich tu nie by�o, z uwagi na brak miejsca. Za to ocean t�tni� �yciem. Spogl�daj�c z g�ry na przezroczyste wody, Jong dostrzega� cienie �awic z�o�onych z setek tysi�cy ryb. Dalej zauwa�y� stado opas�w, dor�wnuj�cych wielko�ci� wielorybom ryb, kt�re torowa�y sobie powoli drog� przez pola wodorost�w. G��wnym �r�d�em �ywno�ci dla kolonist�w z pewno�ci� by� ocean. Regor posadzi� prom na szczycie klifu wznosz�cego si� nad zatok�, o kt�rej wspomina�. Za urwiskiem ci�gn�� si� �uk nieprawdopodobnie szerokiej i d�ugiej pla�y, usianej licznymi g�azami. Wiele kilometr�w st�d �uk prawie si� zamyka� i zatok� z oceanem ��czy�a tylko w�ska cie�nina. Czyste, niebieskozielone wody l�ni�y w blasku wschodz�cego s�o�ca. Prawie nie widzia�o si� tu fal, lecz zatoka nie by�a zupe�nie spokojna, gdy� wywo�ywane przez wielki ksi�yc p�ywy z pewno�ci� zmienia�y poziom wody w ci�gu doby o jakie� dwa, trzy metry. Ponadto do zatoki wpada�a rzeka sp�ywaj�ca z po�udniowych wy�yn. Jong widzia� z daleka muszelki za�cie�aj�ce piasek pod znakiem wody wysokiej, dow�d na to, �e �ycie krzewi si� tu bujnie. Wydawa�o mu si� straszliw� niesprawiedliwo�ci�, �e koloni�ci byli zmuszeni zamieni� tak wiele pi�kna na ciemno��. Regor popatrzy� kolejno na wszystkich towarzyszy. - Sprawd�cie sprz�t - rozkaza�, po czym przeszed� do listy: fulgurator, bransoleta komunikatora, kompas energetyczny, pakiet medyczny� - M�j Bo�e - odezwa� si� Neri - mo�na by pomy�le�, �e wybieramy si� na roczn� wypraw�, i to ka�dy z nas osobno. - Rozdzielimy si� w poszukiwaniu �lad�w - wyja�ni� Regor - a przez te ska�y cz�sto nie b�dziemy si� widzie�. Reszt� zostawi� niewypowiedzian�: to, co spowodowa�o zag�ad� kolonii, mo�e nadal zagra�a� - im. Wyszli w ch�odne, rze�kie powietrze, kt�re - jak nad morzami wszystkich podobnych do Ziemi �wiat�w - przesyca�a wo� soli, jodu i czystego rozk�adu. Zeszli z urwiska. - Rozejd�my si� we wszystkie strony - zasugerowa� Regor. - Je�li nikt nic nie znajdzie, za cztery godziny spotkamy si� tu na obiedzie. Jong zaw�drowa� najdalej na p�noc. Z pocz�tku szed� szybko, raduj�c si� wysi�kiem mi�ni, skrzypieniem piasku i grzechotem kamyk�w pod stopami oraz g�osami licznych kr���cych w powietrzu ptak�w. Potem jednak musia� brn�� przez kamienne osypiska oraz omija� pot�ne ciemne g�azy. Niekt�re z nich dor�wnywa�y wielko�ci� domom. Dawa�y os�on� przed wiatrem, lecz r�wnie� powodowa�y, �e nie widzia� towarzyszy. Przypomnia� sobie samotno�� Soryi. O nie, tylko nie to. Czy� nie zap�acili�my ju� wystarczaj�co wysokiej ceny? - pomy�la�. My tego nie zrobili�my, doda� w duchu podczas chwili buntu. Pot�pili�my zdrajc�w, a gdy tylko si� o wszystkim dowiedzieli�my, wyrzucili�my ich w przestrze�. Dlaczego to nas mia�aby spotka� kara? Familia zbyt d�ugo jednak �y�a w izolacji, uwa�aj�c, �e toczy walk� z ca�ym wszech�wiatem, by mog�a zaprzeczy� temu, �e grzech i smutek jednej osoby obci��aj� wszystkich. Ponadto Tomakan i jego wsp�spiskowcy nie dopu�cili si� owego czynu z egoistycznych pobudek. Chcieli ratowa� statek. W ostatnich straszliwych latach Imperium Gwiezdnego, gdy Ziemianie zrobili z Familii koz�a ofiarnego, obci��aj�c j� win� za w�asn� nikczemno��, wszystkie za�ogi uciek�y, by zaczeka� na lepsze czasy. Wzi�tych do niewoli ludzi z "Gwiezdnego Lotnika" czeka�aby straszliwa �mier�, gdyby Tomakan nie kupi� ich wolno�ci, zdradzaj�c prze�ladowcom, na kt�rej planetoidzie ukrywaj� si� dwa inne statki Familii, przygotowuj�ce si� do opuszczenia Uk�adu S�onecznego. Jak mogli p�niej spojrze� w oczy swym braciom i siostrom podczas spotkania Rady na Tau Ceti? Wyrok by� sprawiedliwy: wyprawa badawcza na pogranicze j�dra Galaktyki. By� mo�e znajd� tam Starsze Gatunki, kt�re musia�y przecie� gdzie� mieszka�; by� mo�e przywioz� stamt�d wiedz� i m�dro��, kt�re wylecz� cz�owieka z wrodzonego szale�stwa. No c�, nic takiego si� nie wydarzy�o, ale sama podr� by�a osi�gni�ciem wystarczaj�cym, by "Z�oty Lotnik" m�g� odzyska� honor. Z pewno�ci� wszyscy �wcze�ni cz�onkowie Rady obr�cili si� ju� w proch. Niemniej ich potomkowie� Jong zatrzyma� si� w p� kroku. Jego krzyk odbi� si� echem od ska�. - Co to? Kto wo�a�? Co� si� sta�o? Pytania wylatywa�y z jego bransolety niczym podenerwowane pszczo�y. Pochyli� si� nad ma�� kupk� kamieni i dotkn�� jej palcami, kt�re nie chcia�y si� uspokoi�. - To ociosany krzemie� - wydysza�. - �uski, z�amane groty w��czni� obrobione drewno� co�� Rozgrzeba� piasek. S�o�ce pad�o na kawa�ek metalu, kt�remu w prymitywny spos�b nadano kszta�t sztyletu. Z pewno�ci� uformowano go z jakiego� odpornego na starzenie stopu, kt�ry pochodzi� z miasta. Dawno temu, poniewa� sztylet by� tak zu�yty, �e w ko�cu si� z�ama�. Jong przykucn�� nad pozosta�o�ciami, gadaj�c co� od rzeczy. Wkr�tce przez jego s�owa przebi� si� ni�szy g�os Monsa: - Mam nast�pne znalezisko! Zwierz�ca czaszka, z pewno�ci� rozszczepiona ostrym kamieniem, rzemie� chwileczk�, chwileczk�, widz� co�, co wyrze�biono w tym bloku, by� mo�e symbol� Nagle jego g�os przeszed� w ryk b�lu, a potem w dziwny, zd�awiony bulgot, kt�ry po chwili umilk�. Jong wyprostowa� si� gwa�townie. Z komunikatora dobiega�y pytania Neriego i Regora, zignorowa� je jednak. Nie by�o czasu na trwog�. W��czy� kompas energetyczny. Ka�da z bransolet emitowa�a poza fal� no�n� r�wnie� charakterystyczn� cz�stotliwo��, kt�ra umo�liwia�a lokalizacj�, i� Ig�a zawirowa�a gwa�townie. Jong woln� d�oni� wyci�gn�� fulgurator i pobieg� we wskazanym kierunku, przeskakuj�c ska�y. Gdy wydosta� si� na woln� przestrze�, wiatr uderzy� go z ca�� si�� w twarz. Przez chwil� s�ysza� przebijaj�cy si� przez jego �wist ton rogu, g�o�niejszy ni� kiedykolwiek dot�d. Dobiega� zza klif�w. Przypomnia� sobie mimochodem, �e pewnego dnia na jednym z pogranicznych �wiat�w widzia�, jak grupa my�liwych �ciga�a zwierz�, kt�re p�aka�o podczas ucieczki. W�dz uni�s� w�wczas do ust zakrzywion� tr�bk� i zagra� na niej taki w�a�nie ton. D�wi�k wybrzmia�. Jong omi�t� wzrokiem pla��. W oddali ujrza� kilka postaci, kt�re wy�oni�y si� ze skupiska g�az�w. Dwie z nich d�wiga�y ludzkie cia�o. Wrzasn�� g�o�no i pop�dzi� sprintem w tamt� stron�, �eby przeci�� im drog�. Kompas wypad� mu z d�oni. Obcy zatrzymali si� na jego widok. Gdy Jong si� zbli�y�, zauwa�y�, �e niesione przez nich cia�o jest cia�em Monsa Rainarta. Zwisa� z ich r�k, makabrycznie bezw�adny. Z plec�w i piersi kapa�a mu krew. Jong przeni�s� spojrzenie na sze�ciu morderc�w. Byli przera�aj�co podobni do ludzi, jakie� p� metra wy�si od niego. Pot�ne mi�nie uwydatnia�y si� pod nag�, bia�� sk�r�, kt�ra by�a ca�kowicie pozbawiona w�os�w. Palce d�ugich st�p i d�oni ��czy�y b�ony p�awne. Mieli wielkie p�etwy na plecach, a mniejsze na pi�tach, �okciach oraz kopulastych czaszkach. Ich twarze by�y ko�ciste, oczy wielkie i g��boko osadzone, a zewn�trznych uszu nie mieli. Ze �ci�gni�tego nosa do ust opada� p�atek sk�ry. Dwaj nie�li drewniane w��cznie z krzemiennymi grotami, dwaj wykute z metalu tr�jz�by - ostrza jednego z nich l�ni�y wilgotn� czerwieni� - a u pas�w tych, kt�rzy taszczyli cia�o, wisia�y no�e. - Sta�! - wrzasn�� Jong. - Zostawcie go! Zatrzyma� si� w niewielkiej odleg�o�ci i zagrozi� Obcym broni�. Najwi�kszy z nich wyda� z siebie basowe szczekni�cie, po czym ruszy� ku Jongowi, unosz�c tr�jz�b. M�odzieniec cofn�� si� o krok. Cokolwiek uczynili, nie chcia�� Nagle zal�ni�a wi�zka energetyczna, kt�rej towarzyszy� grom. Obcy d�wigaj�cy Monsa za ramiona zgi�� si� wp�, osun�� na kolana i run�� na piasek. Krew p�yn�ca z dziury wypalonej w jego piersi zmiesza�a si� z krwi� astronauty, tak samo karmazynow� jak ona. Wszyscy odwr�cili si� b�yskawicznie. Na drugim ko�cu pla�y pojawi� si� Neri Avelair. Jego fulgurator przem�wi� po raz drugi. Migotliwy blask wi�zki odbija� si� w mokrym piasku. Strza� chybi�, lecz wi�zka stopi�a kwarc u st�p istot, opryskuj�c je rozpalonymi kropelkami. W�dz zamacha� tr�jz�bem i krzykn�� co�. Obcy pocz�apali w stron� wody. Ten z nich, kt�ry trzyma� Monsa za kostki, nie zamierza� go pu�ci�. G�owa i ramiona ci�gni�tego po pla�y cia�a podskakiwa�y groteskowo. Neri strzeli� po raz trzeci, lecz bieg� zbyt szybko i znowu chybi�. Palec Jonga nadal spoczywa� nieruchomo na spu�cie. Pi�ciu olbrzym�w wesz�o w wody zatoki. Jej dno szybko opada�o i ju� po minucie mogli zanurkowa� pod powierzchni�. Neri dobieg� do Jonga i strzela� raz za razem, a� z wiatrem pop�yn�� ob�ok pary. Po policzkach m�czyzny sp�ywa�y �zy. - Dlaczego ich nie zabi�e�, ty sukinsynu?! - krzycza�. - Mog�e� z �atwo�ci� za�atwi� wszystkich! - No, nie wiem. Jong przyjrza� si� broni, kt�ra nagle wyda�a mu si� dziwnie ci�ka. - Utopili Monsa! - Nie� on ju� nie �y�. Widzia�em to. Na pewno przebili mu serce. Pewnie zastawili na niego zasadzk� mi�dzy tymi ska�ami� - M� m� mo�e i tak. Ale jego cia�o, niech ci� diabli, mogli�my uratowa� chocia� cia�o! Neri przeszy� p�etwiastego trupa wi�zk� energii w ge�cie bezmy�lnej z�o�ci. - Przesta� - rozkaza� Regor. Opad� na ziemi�, dysz�c ci�ko. Jong zauwa�y�, �e we w�osach dow�dcy pojawi�y si� pasemka siwizny. My�l, �e nawet nieugi�tego Regora Lannisa porwa�a fala lat, wzbudzi�a w nim lito�� i groz�. O czym ja my�l�? Zabili Monsa. Brata Soryi. Neri schowa� fulgurator do kabury, ukry� twarz w d�oniach i rozp�aka� si�. Po d�u�szej chwili Regor otrz�sn�� si�, wsta� i ponownie ukl�k� nad martwym p�ywaczem, by mu si� lepiej przyjrze�. - A wi�c s� tutaj tubylcy - mrukn��. - Koloni�ci na pewno nic o nich nie wiedzieli. Albo mo�e nie docenili mo�liwo�ci dzikus�w. Przesun�� d�o�mi po bezw�osej sk�rze. - Jest jeszcze ciep�y - stwierdzi�, m�wi�c w�a�ciwie do siebie. - Oddycha powietrzem. To z pewno�ci� prawdziwy ssak, aczkolwiek u tego samca nie widzimy szcz�tkowych sutk�w. Na palcach ma paznokcie, nawet je�li zrobi�y si� grube i ostre jak pazury. - Odsun�� wargi trupa, by przyjrze� si� z�bom. - To zapewne wszystko�erca przekszta�caj�cy si� w drapie�nika. Trzonowce nadal ma stosunkowo p�askie, ale pozosta�e z�by s� wi�ksze od naszych i do tego do�� ostre. - Spojrza� w martwe oczy. - Wzrok typu ludzkiego, cho� zapewne mniej wyostrzony. Pod wod� nie widzi si� na zbyt du�� odleg�o��. B�d� potrzebne szczeg�owe badania, by okre�li� krzyw� wra�liwo�ci na kolory, je�eli tubylcy w og�le je rozr�niaj�. Nie wspominaj�c ju� o innych przystosowaniach. Przypuszczam, �e wytrzymuj� pod wod� wiele minut, cho� z pewno�ci� nie tak d�ugo jak walenie. Nie oddalili si� jeszcze tak bardzo od swych l�dowych przodk�w. �wiadcz� o tym p�etwy. Z pewno�ci� u�atwiaj� p�ywanie, ale nie osi�gn�y jeszcze rozmiar�w ani kszta�tu, kt�re zapewni�yby im wysok� wydajno��. - Jak mo�esz bawi� si� w takie spekulacje, kiedy oni uciekaj� z cia�em Monsa? - wykrztusi� Neri. Regor wsta� i spr�bowa� roztargnionym gestem strzepa� piasek z ubrania. - No tak - mrukn��. Wykrzywi� twarz i zamruga� kilka razy. - Oczywi�cie, musimy co� w tej sprawie zrobi�. - Spojrza� na niebo. Przes�ania�y je niezliczone skrzyd�a. Morskie ptactwo zobaczy�o mi�so i kr��y�o bezczelnie blisko. Ch�r ptasich pisk�w zag�usza� szum wiatru. - Wracajmy do promu. Zabierzemy to �cierwo, �eby zbadali je uczeni. Neri przeklina� w my�lach, podni�s� jednak trupa za jeden koniec. Jong z�apa� za drugi. Ci�ar wydawa� si� monstrualny i r�s� w miar�, jak zbli�ali si� do urwiska. Oddychali chrapliwie. Pot przylepia� im koszule do cia�. Jong przyjrza� si� brzydkiej fizjonomii zabitego. Bez wzgl�du na �mier� Monsa - och, nigdy ju� nie us�yszy jego g�o�nego �miechu, nie zagra z nim w szachy, nie wychyli kielicha ani nie stanie obok niego na wibruj�cym pok�adzie! - zadawa� sobie pytanie, czy gdzie� w oceanie mieszka kobieta, kt�ra uwa�a�a t� twarz za pi�kn�. - Nie zrobili�my im nic z�ego - wysapa� Neri w przerwie mi�dzy wysilonymi oddechami. - Nie mo�esz � oskar�a� jadowitego w�a� ani drapie�nika� je�li podejdziesz do nich zbyt blisko - sprzeciwi� si� Jong. - Ale to nie s� bezrozumne zwierz�ta! Sp�jrz na puszk� m�zgow�. I na n�. - Neri przerwa�, by zaczerpn�� tchu, i kontynuowa� w�ciek�� tyrad�: - Cz�sto ju� mieli�my do czynienia z nielud�mi. Nieraz nawet z nimi walczyli�my. Wszyscy oni mieli jednak pow�d do walki. Mo�e i nies�uszny, ale zawsze pow�d. Nigdy nie s�ysza�em, �eby kto� bez �adnej prowokacji zaatakowa� zupe�nie obce istoty. - By� mo�e wcale nie byli�my obcy - zasugerowa� Regor. - Co takiego? Neri odwr�ci� g�ow� i spojrza� na starszego m�czyzn�. Regor wzruszy� ramionami. - Umieszczono tu ludzk� koloni�. Wygl�da na to, �e tubylcy zniszczyli j� doszcz�tnie. Przypuszczam, �e mieli w�wczas jaki� pow�d. A tradycja mog�a przetrwa�. Przez dziesi�� tysi�cy lat albo i d�u�ej? - zada� sobie pytanie wstrz��ni�ty Jong. Jakich okropno�ci dopu�ci� si� wobec nich nasz gatunek, je�li nie potrafili o nich zapomnie� przez tak wiele tysi�cleci? Spr�bowa� sobie wyobrazi�, co mog�o si� zdarzy�, nie znalaz� jednak w tej wizji rzeczywisto�ci, ale jedynie such� i raczej w�t�� logik�. T� koloni� zapewne za�o�y�a cywilizacja, kt�ra by�a spadkobierczyni� Imperium Gwiezdnego. Prawdopodobnie ona r�wnie� z czasem upad�a. Osadnicy przypuszczalnie nie posiadali w�asnych gwiazdolot�w. Dalej po�o�onym �wiatom �atwiej by�o polega� na Familii, kt�ra zapewnia�a im zaopatrzenie w nieliczne towary. W ich bibliotekach cz�sto brakowa�o danych potrzebnych do budowy statku, nie wypracowywali te� ekonomicznej nadwy�ki, kt�ra pozwoli�aby im na ponowne przeprowadzenie niezb�dnych bada�. Koloni� pozostawiono wi�c samej sobie. P�niej, je�eli nast�pi� tu epizod szczeg�lnie gwa�townego antyfamilizmu, kupcy mogli przesta� j� odwiedza�. Niewykluczone nawet, �e wszelkie wzmianki o jej istnieniu przepad�y. Albo Familia wymar�a, ale tej mo�liwo�ci wolimy nie rozwa�a�, pomy�la�. Planeta popad�a w izolacj�. Powierzchnia l�du by�a tu ma�a, nie istnia�a wi�c mo�liwo�� utrzymania wielkiej populacji, nawet je�li wi�kszo�� �ywno�ci i surowc�w czerpano z morza. Mimo to mieszka�com powinno by�o si� uda� zachowa� maszynow� kultur�. Ich spo�ecze�stwo z pewno�ci� skostnia�o, ale statyczne cywilizacje mog� trwa� bez ko�ca. Chyba �e zetr� si� z pe�nymi wigoru barbarzy�cami, zorganizowanymi w milionowe hordy... Czy jednak by�a to prawdziwa odpowied�? Jak miasto w�adaj�ce energi� atomow� mog�o zosta� podbite przez neolitycznych �owc�w? Atak od wewn�trz? Jednoczesny bunt wszystkich tubylczych niewolnik�w? Jong spojrza� w twarz zabitego. Jego z�by l�ni�y. Mo�e i mam �le w g�owie. Mo�e te istoty morduj� po prostu dla przyjemno�ci, jak �asice. Wspi�li si� na urwisko i wr�cili do promu. Jong ucieszy� si�, gdy ich zdobycz znikn�a w lod�wce. Potem jednak nadesz�a chwila, gdy musieli wys�a� meldunek na "Z�otego Lotnika". - Ja zawiadomi� rodzin� - oznajmi� bardzo cicho kapitan Ilmaray. Ale i tak b�d� musia� opowiedzie� Soryi, jak wygl�da�, pomy�la� Jong. Naros�a w nim determinacja. Odzyskamy cia�o. Mons b�dzie mia� familijny pogrzeb. D�onie tych, kt�rzy go kochali, skieruj� go na orbit� wiod�c� w s�o�ce. Nie musia� artyku�owa� tej my�li, nawet przed samym sob�. Jedno�� Familii si�ga�a poza wrota �mierci. Ilmaray zapyta� Regora tylko o to, czy jego zdaniem jest szansa. - Tak, pod warunkiem, �e zaczniemy natychmiast - pad�a odpowied�. - Dno opada tu szybko, ale nie poni�ej jakich� trzydziestu metr�w. Za wej�ciem do zatoki ci�gnie si� p�asko przez do�� d�ugi odcinek, dalej ni� si�gn�y nasze sondy akustyczne, kiedy tamt�dy przelatywali�my. W�tpi�, by p�ywacze mogli si� porusza� wystarczaj�co pr�dko, �eby uda�o si� im wymkn��, nim dotr� na g��boko��, na kt�rej nukleoskop nie b�dzie ju� w stanie wykry� elektronicznego sprz�tu Monsa. - �wietnie. Ale nie podejmujcie �adnego ryzyka. I tak mamy niewiele do przekazania przysz�o�ci - stwierdzi� ponurym tonem Ilmaray. - Skieruj� do stratosfery prom wyposa�ony w ekrany powi�kszaj�ce o du�ej mocy, �eby obserwowa� okolic�. Niech szcz�cie wam sprzyja. - I wszystkim naszym statkom - doko�czy� formu�� Regor. - Niech jeden z was za�o�y skafander i przygotuje si� do zej�cia na d� - rzuci� przez rami�, podczas gdy jego palce porusza�y si� po tablicy rozdzielczej, unosz�c prom w powietrze. - Drugi niech zajmie si� nukleoskopem i opu�ci koleg�, gdy tylko znajdziemy to, czego szukamy. - Ja p�jd� - odezwali si� jednocze�nie Jong i Neri. Wymienili spojrzenia. W oczach starszego m�czyzny pe�no by�o z�o�ci. - Prosz� - b�aga� go Jong. - Mo�e i powinienem ich zastrzeli�, kiedy zobaczy�em, co zrobili Monsowi. Nie wiem. Ale tego nie uczyni�em. Pozw�l mi chocia� przynie�� jego cia�o, dobrze? Neri przygl�da� mu si� jeszcze przez blisko minut�, nim wreszcie skin�� g�ow�. Prom lecia� powoli zygzakiem nad zatok�, a Jong wciska� si� w skafander. Ubi�r funkcjonowa� pod wod� r�wnie sprawnie jak w pr�ni. M�odzieniec obwi�za� sobie lin� wok� pasa, a jej drugi koniec przytwierdzi� do ma�ej wci�garki przy �luzie dla za�ogi. Metalowe nici wplecione w plastik umo�liwia�y prowadzenie rozm�w telefonicznych. Zarzuci� sobie na rami� worek, w kt�ry mia� w�o�y�, no c�, obiekt poszukiwa�. Mia� nadziej�, �e nie b�dzie potrzebowa� miotacza pocisk�w, umocowanego przy biodrze. - Tam! Jong poderwa� si� gwa�townie na krzyk Neriego. Regor zatrzyma� statek w powietrzu, par� metr�w nad powierzchni� i oko�o trzech kilometr�w od brzegu. - Jeste� pewien? - zapyta�. - Absolutnie. Nie porusza si�. Pewnie porzucili go, �eby m�c szybciej ucieka�, kiedy zobaczyli, �e nadlatujemy. Jong zamkn�� szczelnie he�m. Zewn�trzne ha�asy ucich�y. W ciszy, kt�ra nasta�a, s�ysza� w�asny oddech i t�tno, a tak�e co� innego - jaki� wewn�trzny odg�os, zb��kany impuls nerwowy b�d� produkt czystej wyobra�ni - my�liwski r�g, odleg�y i pe�en triumfu. �luza otworzy�a si� i otw�r wype�ni�o niebo. Jong podszed� do kraw�dzi i omal go nie o�lepi� odbijaj�cy si� od niewielkich fal blask s�o�ca. Jasno�� si�ga�a a� po horyzont. Zsun�� si� w d�. Lina rozwin�a si� i zamkn�y si� nad nim wody. Zanurzy� si� w morzu. Zewsz�d otoczy�a go ch�odna ziele�, nakryta z�ocistym dachem s�onecznego blasku. Nawet przez pancerny skafander wyczuwa� najrozmaitsze wibracje. W morzu pe�no by�o �ycia i ruchu. Obok przemkn�a para niewiarygodnie wdzi�cznych ryb. Na chwil� nawiedzi�a go heretycka my�l. Zastanawia� si�, czy Mons nie wola�by zosta� tutaj, uko�ysany do snu a� po koniec �wiata. Przesta�! - skarci� sam siebie i skierowa� wzrok w d�. Pod nim rozci�ga�a si� ciemno��. W��czy� pot�ny reflektor, kt�ry mia� u pasa. �wiat�o rozprasza�o si� na unosz�cych si� w wodzie drobinach. Czu� si� jak w o�wietlonej jaskini. Obok niego przep�ywa�y kolejne ryby. Ich �uski l�ni�y niczym klejnoty. Mia� wra�enie, �e dostrzega ju� dno, bia�y piasek i skalne wynios�o�ci, na kt�rych skupi�y si� wielobarwne koraloidy, wyrastaj�ce ku s�o�cu. Nagle pojawi� si� p�ywacz. Zbli�y� si� ostro�nie do granicy �wiat�a i zatrzyma� si�. W lewej d�oni trzyma� tr�jz�b, by� mo�e ten sam, kt�rym zabito Monsa. W pierwszej chwili przymru�y� powieki, o�lepiony blaskiem, po czym spojrza� spokojnie na �wietlistego cz�owieka z metalu. Gdy Jong opuszcza� si� ku p�aszczy�nie dna, p�ywacz pod��a� za nim, poruszaj�c p�etwami st�p i wolnej d�oni z wdzi�kiem w�a. Jong zaczerpn�� g�o�no tchu i wyszarpn�� miotacz pocisk�w. - Co si� sta�o? - us�ysza� w s�uchawkach g�os Neriego. M�odzieniec prze�kn�� �lin�. - Nic - odpowiedzia�, nie wiedz�c dlaczego. - Opu�� mnie ni�ej. P�ywacz zbli�y� si� nieco. Mi�nie mia� napi�te, a usta otwarte, jakby by� gotowy gry��, g��boko osadzone oczy wyra�a�y jednak spok�j. Jong odwzajemni� jego spojrzenie i obaj skierowali si� w d�. Nie boi si� mnie, pomy�la� ch�opak. Albo opanowa� strach, mimo �e widzia� na pla�y, co potrafimy zrobi�. Uderzenie o dno przeszy�o b�lem podeszwy jego st�p. - Jestem na miejscu - zameldowa� mechanicznie. - Popu�� mi troch� liny i� Och! Krew odp�yn�a mu nagle z g�owy, jakby rozszczepi�o j� uderzenie topora. Zachwia� si� na nogach, podtrzymywany tylko przez wod�. Czaszk� wype�ni�y mu grom, wicher i d�wi�k rogu. - Jong! - wo�a� niesko�czenie odleg�y Neri. - Co� si� sta�o, wiem, �e co� si� sta�o, odpowiedz mi, na mi�o�� Familii! P�ywacz r�wnie� opad� na dno i stan�� po drugiej stronie tego, co zosta�o z Monsa Rainarta, trzymaj�c tr�jz�b pionowo. Jong wycelowa� w niego bro�. - Mog� ci� naszpikowa� metalem - us�ysza� w�asny j�k. - Mog� ci� pokroi� na kawa�ki, tak jak wy� wy� P�ywacz zadr�a� (czy�by g�os jako� do niego dotar�?), pozosta� jednak na miejscu. Uni�s� powoli tr�jz�b, wskazuj�c nim niewidoczne s�o�ce. Okr�ci� go p�ynnym ruchem, wbi� w piasek i pu�ci�. Potem odwr�ci� si� plecami i odp�yn��, uderzaj�c pot�nymi nogami. W Jongu eksplodowa�o zrozumienie. Sta� znieruchomia�y przez tak wiele sekund, �e wydawa�y si� latami, stuleciem. Przez cisz� przebi�y si� s�owa Regora. - Przygotuj m�j skafander. Id� po niego. - Nic mi nie jest - zdo�a� powiedzie�. - Znalaz�em Monsa. Zebra� to, co m�g�. Nie by�o tego wiele. - Podnie�cie mnie - rzuci�. Dopiero gdy wynurzy� si� z wody i wszed� do �rodka przez �luz�, poczu�, jak wielki ci�ar d�wiga. Rzuci� na pod�og� worek i tr�jz�b, po czym ukl�kn�� obok nich. Z pancernego skafandra sp�ywa�a woda. Drzwi si� zamkn�y. Prom wzbi� si� w g�r�. Na wysoko�ci kilometra Regor zablokowa� urz�dzenia steruj�ce i przeszed� na ruf�, do pozosta�ych. Jong zdj�� w�a�nie he�m, a Neri otworzy� worek. G�owa Monsa wytoczy�a si� z niego, podskakuj�c. Neri st�umi� krzyk. Regor zatoczy� si� do ty�u. - Zjedli go - wychrypia�. - Pokroili go na kawa�ki, a potem ze�arli. Zgadza si�? Wzi�� si� w gar��, podszed� do bulaja i wyjrza� na zewn�trz, mru��c powieki. - Widzia�em, jak jeden z nich si� wynurzy�, na chwil� przed tob� - wycedzi� przez z�by. Po bruzdach jego policzk�w sp�ywa� pot... a mo�e to by�y �zy? - Mo�emy go dorwa�. Prom ma dzia�ko. - Nie� Jong spr�bowa� wsta�, lecz zabrak�o mu si�. Rozleg� si� brz�k radia. Regor podbieg� do fotela pilota, rzuci� si� na niego i szybkim ruchem przestawi� urz�dzenie na odbi�r. Neri zacisn�� wargi, podni�s� g�ow� i po�o�y� j� na worku. - Mons, Mons, zap�ac� za to - zapewni�. Statek wype�ni� si� g�osem kapitana Ilmaraya. - W�a�nie otrzymali�my komunikat z promu obserwacyjnego. Nie dotar� jeszcze na wyznaczone miejsce, lecz na ekranach wida� ju� ca�� hord� p�ywaczy� nie, to kilka odr�bnych stad, s� ogromne, na pewno sk�adaj� si� z tysi�cy osobnik�w� wszystkie zmierzaj� ku wyspie, na kt�rej przebywacie. Przy takim tempie powinni tam przyby� za par� dni. Oszo�omiony Regor potrz�sn�� g�ow�. - Sk�d wiedz�? - Nie wiedz� - wymamrota� Jong. Neri zerwa� si� na nogi z gwa�towno�ci� tygrysa. - To w�a�nie jest nasza szansa. B�dziemy mieli okazj� zrzuci� na nich par� bomb. - Nie! - krzykn�� Jong. Uda�o mu si� r�wnie� wsta�. W r�ku �ciska� tr�jz�b. - Da� mi to. - Co takiego? Regor odwr�ci� si�, a Neri zesztywnia� nagle. Wewn�trz promu zapad�a cisza. - Na dole - wyja�ni� Jong. - Zobaczy� mnie i pop�yn�� za mn� na dno. Kiedy zrozumia�, co robi�, da� mi to. Swoj� bro�. - Po co? - Na znak pokoju. Po c� by innego? Neri splun�� na pok�ad. - Pok�j z obrzydliwymi kanibalami? Jong rozprostowa� ramiona. Ci�ar pancernego skafandra nie wydawa� si� ju� niemo�liwy do zniesienia. - Gdyby� zjad� ma�p�, nie by�by� kanibalem, prawda? Neri odpowiedzia� mu obscenicznym s�owem, lecz Regor powstrzyma� go gestem. - No c�, to odr�bne gatunki - przyzna� zimno pilot. - Zgodnie ze s�ownikiem masz racj�. Ale ci zab�jcy s� rozumni. Nie zjada si� innych my�l�cych istot. - To si� zdarza�o - zaprzeczy� Jong. - Tak�e w�r�d ludzi. Cz�sto by� to akt szacunku albo mi�o�ci. Pr�bowano w ten spos�b przej�� cz�� mana drugiej osoby. Tak czy inaczej, sk�d mogli wiedzie�, kim jeste�my? Kiedy p�ywacz zobaczy�, �e przyby�em po cia�o zabitego, odda� mi swoj� bro�. Jak inaczej m�g� mi powiedzie�, �e jest mu przykro i �e jeste�my bra�mi? Mo�e, gdy ju� mia� czas przemy�le� spraw�, zrozumia�, �e to prawda r�wnie� w dos�ownym sensie. Nie s�dz� jednak, by ich tradycje si�ga�y wstecz a� tak daleko. To wystarczy. W�a�ciwie to nawet lepiej, �e przyzna�, i� jeste�my mu bliscy tylko dlatego, �e dbamy o naszych zmar�ych. - Co chcesz przez to powiedzie�? - warkn�� Neri. - Chwileczk�. - Regor �cisn�� por�cze fotela. - Chyba nie uwa�asz, �e� - zacz�� cichym g�osem. - Uwa�am - przerwa� mu Jong. - Kim jeszcze mogliby by�? Jak na tych kilku wysepkach mog�yby wyewoluowa� tak du�e ssaki, wyposa�one w d�onie i wielki m�zg? Jak tubylcy mogliby zniszczy� koloni� dysponuj�c� broni� atomow�? My�la�em o buncie niewolnik�w, ale to r�wnie� nie ma sensu. Kto zawraca�by sobie g�ow� tak wielk� liczb� niewolnik�w, maj�c cybernetyczne maszyny? Nie, p�ywacze s� kolonistami. �adna inna mo�liwo�� nie wchodzi w gr�. - H�? - mrukn�� Neri. - To niewykluczone - dobieg� ich przez pustk� przestrzeni g�os Ilmaraya. - Je�li dobrze to sobie przypominam, Homo sapiens rozwin�� si� z form przypominaj�cych, hmm, neandertalczyk�w w ci�gu jakich� dziesi�ciu, dwudziestu tysi�cy lat. Zak�adaj�c ma�� liczebno�� i dryf genetyczny, grupa mog�aby si� zdegenerowa� nawet w kr�tszym czasie. - Kto m�wi, �e s� zdegenerowani? - sprzeciwi� si� Jong. Neri wskaza� na le��c� na pok�adzie, wpatrzon� w nico�� g�ow�. - Tu masz dow�d. - M�wi� ci, �e to by� przypadek. Nieporozumienie - upiera� si� Jong. - Sami jeste�my sobie winni. Wtargn�li�my tu zupe�nie na o�lep. To nie degeneracja, tylko przystosowanie. W miar� jak kolonia coraz bardziej uzale�nia�a si� od morza, dochodzi�o do mutacji i najwi�cej dzieci pozostawiali po sobie ci, kt�rzy najlepiej potrafili znie�� bytowanie w podobnym �rodowisku. Statyczna cywilizacja nie zauwa�y�aby, co si� dzieje, dop�ki nie by�oby za p�no, a nawet gdyby zauwa�y�a, nie potrafi�aby nic na to poradzi�. Nowi ludzie mogli si� swobodnie porusza� po ca�ej planecie. Przysz�o�� nale�a�a do nich. - Tak jest, przysz�o�� dzikus�w. - Cywilizacja naszego typu na nic by si� im zda�a. Nie pasuje do tego �wiata. Je�li sp�dza si� wi�ksz� cz�� �ycia w s�onej wodzie, raczej nie da si� korzysta� z elektrycznych maszyn, a krzemie�, kt�ry mo�na znale�� prawie wsz�dzie, jest lepszy od metalu, kt�ry trzeba wydobywa� spod ziemi i wytapia�. Mo�liwe, �e ich inteligencja nieco si� obni�y�a. Raczej w to w�tpi�, ale je�li nawet, to co? Nigdzie nie uda�o si� nam znale�� Starszych Gatunk�w. By� mo�e celem istnienia wszech�wiata wcale nie jest inteligencja. Osobi�cie jestem przekonany, �e ten lud na sw�j w�asny spos�b wspina si� z powrotem w g�r�. To jednak nie nasz interes. - Jong ukl�kn�� i zamkn�� powieki Monsa. - Pozwolono nam zado��uczyni� za nasz� zbrodni� - doda� cicho. - Mo�emy przynajmniej wybaczy� z kolei im? Mam racj�? Ponadto� nie wiemy, czy gdzie� we wszech�wiecie �yj� jeszcze jacy� ludzie poza nami i nimi. Nie, nie mo�emy ich zg�adzi�. - Ale dlaczego zamordowali Monsa? - Oddychaj� powietrzem - wyja�ni� Jong - i z pewno�ci� musz� si� uczy� p�ywa�, tak jak p�etwonogi. Nie potrafi� robi� tego instynktownie. Dlatego potrzebuj� teren�w, na kt�rych mogliby si� rozmna�a�. Plemiona z pewno�ci� zmierzaj� w stron� tej pla�y. Grupa m�czyzn pop�yn�a przodem, �eby sprawdzi�, czy wszystko w porz�dku. Zobaczyli co� niezwyk�ego i straszliwego, co chodzi�o po ziemi, na kt�rej mia�y si� urodzi� ich dzieci, i zdobyli si� na odwag�, by to zaatakowa�. Przykro mi, Mons - zako�czy� szeptem. Neri osun�� si� na �aw�. Wr�ci�a cisza. - S�dz�, �e to prawid�owa odpowied� - odezwa� si� po chwili Ilmaray. - Nie mo�emy tu zosta�. Wracajcie natychmiast i ruszamy w drog�. Regor skin�� g�ow� i dotkn�� urz�dze� steruj�cych. Silnik obudzi� si�, bucz�c g�o�no. Jong wsta�, podszed� do bulaja i wpatrzy� si� w morze, kt�re rozci�ga�o si� na dole niczym p�ynne srebro. Potem skurczy�o si� i znikn�o, niebo nabra�o twardo�ci i pojawi�y si� gwiazdy. Ciekawe, czym w�a�ciwie by� ten d�wi�k, pomy�la� Jong. Najprawdopodobniej tylko wiatrem, tak jak m�wi� Mons, ale nigdy nie dowiem si� tego na pewno. Przez chwil� wydawa�o mu si�, �e znowu go s�yszy, w b�bnieniu energii oraz metalu i w t�tnie w�asnej krwi - r�g �owcy �cigaj�cego zdobycz, kt�ra p�acze podczas ucieczki. Prze�o�y� Micha� Jakuszewski POUL WILLIAM ANDERSON Ur. 1926, zm. 2001. Debiutowa� w 1947 r. i od tego czasu nieprzerwanie tworzy� poczytn� SF i fantasy wielu odmian (high, myth, low, dark, science fantasy), na powa�nie i na weso�o - ��cznie ponad 120 ksi��ek, w tym oko�o 100 fantastycznych. Pierwsza profesjonalna publikacja - kr�ciutki tekst "A Matter of Relativity" - ukaza�a si� w 1944 r. w "Astounding SF". Z ciekawszych powie�ci SF warto wymieni�: "The Long Way Home" ("No World of Their Own", 1955; pe�ny tekst 1975), "The Enemy Stars" (1959), "Tau Zero" (1970) i "Orion Shall Rise" (1983). W latach dziewi��dziesi�tych powsta� znacz�cy cykl fantasy o eksploracji Wszech�wiata, rozci�gaj�cej si� na miliardy lat: "Harvest of Stars" (1983), "The Stars are Also Fire" (1994, Prometheus Award), "Harvest the Fire" (1995), "The Fleet of Stars" (1997) i "Genesis" (2000, John W. Campbell Award). "Hrolf Kraki's Saga" (1973, August Derleth Award 1975), "Midsummer Tempest" (1974, kontynuacja "Trzech serc i trzech lw�w"). W science fantasy wyr�nia si� cykl o przygodach Stephena Matucheka w alternatywnym Wszech�wiecie: "Operation Chaos" (1971, pierwotnie cykl opowiada�; pierwsze po polsku, "Operacja Afreet" w antologii Pr�szy�skiego i S-ki "Z�ota ksi�ga fantasy") i "Operation Luna" (1999). Najnowsza powie�� nosi tytu� "Mother of Kings" (2001) i jest cz�ciowo oparta na "Sadze o Egilu". W przygotowaniu m.in. space opera "For Love and Glory" i nowy zbi�r "Going for Infinity". Ciekawostk� dla piwiarzy jest powie�� o statku kosmicznym skleconym z puszek po piwie (!) - "The Makeshift Rocket" (1962). Inny interesuj�cy szczeg�: pi�ciomilowa asteroida 7758, odkryta w 1990 r., zosta�a nazwana "Poulanderson". W naszym miesi�czniku drukowali�my nast�puj�ce opowiadania Andersona: "Najd�u�sza podr�" ("F" 2/84), "Mariusz" ("F" 2/87), "Sam Hall" ("F" 6/87), powie�� "Trzy serca i trzy lwy" ("F" 10-12/88) oraz obszern� notk� po jego �mierci ( "NF"11/2001). Opowiadanie "My�liwski r�g czasu" ukaza�o si� po raz pierwszy we wrze�niowym numerze "Amazing Stories" z 1963 r. i wesz�o w sk�ad zbior�w "The Horn of Time" (1968) i "Maurai & Kith" (1982, cykl opowiada� stanowi�cy ca�o�� z powie�ci� "Orion Shall Rise"). MSN