5130

Szczegóły
Tytuł 5130
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5130 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5130 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5130 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Adam Kucharski Wyb�r Cz�� nocy przespa� spokojnie. Obudzi� si� niespodziewanie trzy godziny przed pierwszym brzaskiem. Pocz�tkowo le�a� maj�c otwarte oczy i pr�buj�c dojrze� cokolwiek w k��bi�cych si� pod sufitem ciemno�ciach. Nas�uchiwa� odg�os�w nocy, ale dopiero po d�u�szej chwili zorientowa� si� co go zbudzi�o. Zwierz�ta w zagrodzie ha�asowa�y, mocno czym� zaniepokojone. Wsta� i po ciemku narzuci� ubranie, kt�re jak zwykle le�a�o na krze�le obok ��ka. Zanim wyszed�, wyjrza� przez okno. Na bezchmurnym niebie �wieci� ksi�yc, zalewaj�c wszystko dooko�a strumieniami srebrnej po�wiaty. Wyszed� przed dom i zatrzyma� si� tu� za progiem. Noc by�a ciep�a wi�c nie czu� ch�odu. Id�c w stron� zagr�d obserwowa� jak jego cie� przesuwa si� po �cianach budynk�w i po ziemi dopasowuj�c si� idealnie do ka�dej nier�wno�ci powierzchni. Kiedy dotar� do zagrody, zwierz�ta uspokoi�y si�. � Pewnie to nic takiego. � pomy�la�, ale sta� tam jeszcze przez d�u�sz� chwil� nas�uchuj�c i pr�buj�c przebi� wzrokiem ciemno�ci zalegaj�ce poblisk� puszcz�. Zrobi� w ty� zwrot z postanowieniem powrotu do ��ka, ale wci�� co� go trzyma�o na zewn�trz. Post�pi� w stron� lasu jeden krok, potem drugi, a po nim nast�pny. Zanim si� obejrza� by� ju� w�r�d drzew. Posuwa� si� wci�� naprz�d, ale mia� wra�enie jakby nie dzia�o si� to naprawd�. My�li kr��y�y w g�owie oci�ale niby podczas snu. Nogi, cho� wydawa�y si� ci�sze ni� zwykle, nios�y go wytrwale przed siebie. Nagle, tak po prostu, odzyska� w�adz� nad cia�em. Ust�pi�a te� oci�a�o�� my�li. W umy�le pojawi�o si� oczekiwanie. Niecierpliwe oczekiwanie na wspania�e wydarzenie, o kt�rym wiadomo, �e nast�pi ju� za chwil�. Nie wiedzia� tylko co to b�dzie. Rozejrza� si� po miejscu gdzie si� znajdowa�. By�a to polana jakich wiele w lesie. Jedyn� r�nic� stanowi� roz�o�ysty i wiekowy d�b. Szeroki pie� po�rodku polany podtrzymywa� imponuj�c� koron� li�ci. � Ciekawe. � pomy�la�. � Zupe�nie nie pami�tam tego miejsca, a przecie� nie mog� by� zbyt daleko od domu. Zrobi� dwa kroki w stron� samotnie stoj�cego drzewa. Wtedy ga��ziami poruszy� wiatr. Po chwili szum li�ci zacz�� uk�ada� si� w s�owa, a te w zdania, z kt�rych ka�de zdawa�o si� zapada� gdzie� g��boko w pami��. � Jeste� tym, kt�ry zosta� wybrany. � M�wi�y korony drzew otaczaj�cych polan�. � Jeste� wyj�tkowy, a my damy ci CEL. S�uchaj! S�ucha�, stoj�c nieruchomo. Nie zapami�ta� s��w, ale wkr�tce wiedzia� co ma zrobi�. Podszed� bli�ej d�bu i spostrzeg� w pniu du�� dziupl�. Si�gn�� r�k� do �rodka i wyci�gn�� miecz o d�ugim ostrzu i prostej, nieozdobnej r�koje�ci, tarcz� nabijan� metalowymi �wiekami, he�m i napier�nik. Za�o�y� ten ostatni, w lew� r�k� uj�� tarcz� a w praw� miecz. Na g�owie czu� ci�ar he�mu. Nigdy nie u�ywa� broni, ale teraz nagle wiedzia� jak trzyma� tarcz� i jak zadawa� ciosy. Wszystkie te czynno�ci wydawa�y mu si� naturalne, a ich wykonanie nie sprawi�oby k�opotu. Czu� przepe�niaj�c� ca�e cia�o energi�, kt�ra chcia�a znale�� uj�cie. Odwr�ci� si� na pi�cie i pu�ci� biegiem. Upaja� si� p�dem powietrza i ka�dym kolejnym krokiem. Nie czu� wilgotnych od nocnej rosy ga��zi smagaj�cych go li��mi po twarzy. Dotar� do przecinaj�cej las drogi. Zatrzyma� si� w porastaj�cych jej brzeg chaszczach. Z lewej strony us�ysza� odg�osy zbli�aj�cej si� grupy. Zdziwi� si�, �e kto� podr�uje noc� i to tylko przy �wietle ksi�yca, bez pochodni czy latarni. Do uszu nie dociera� stukot kopyt wierzchowc�w wi�c podr�ni, kimkolwiek byli, poruszali si� pieszo. Wkr�tce m�g� zobaczy� ich sylwetki oblane blaskiem ksi�yca. Ca�a dotychczasowa euforia opu�ci�a go w jednej chwili. Jej miejsce zaj�a rosn�ca odraza do zbli�aj�cych si� ludzi. Widzia� ju� postacie, kt�rych doliczy� si� pi�ciu. Ka�da z nich zdawa�a si� nie poddawa� �wiat�u ksi�yca. Wygl�da�o to tak jakby je wch�aniali sami nie rzucaj�c cieni na drog�. Wiedzia� teraz, �e jest tu by stawi� im czo�a. Kiedy wi�c w�drowcy zr�wnali si� z nim, a potem go min�li, wyskoczy� na drog� z dobytym mieczem. Ani on, ani zaatakowani nie wydali �adnego odg�osu. Nie pad�o ni jedno s�owo czy okrzyk. Nast�pne wypadki potoczy�y si� w ciszy przerywanej jedynie szcz�kiem or�a i przyspieszonymi oddechami walcz�cych. Tylko pierwszy z w�drowc�w, najbli�szy atakuj�cemu, da� si� ca�kowicie zaskoczy�. Osun�� si� na ziemi� brocz�c krwi� z rozci�tej szyi. Pozostali zdo�ali doby� broni. Napastnik rzuci� si� na nich z furi�. Zadawa� ciosy b�yskawicznie, po czym robi� r�wnie szybkie uniki. Ju� drugi z zaatakowanych le�a� na drodze krwawi�c z kikuta prawej r�ki. Jego d�o�, wci�� zaci�ni�ta na r�koje�ci miecza, spoczywa�a obok. Trzeci osobnik kl�cza� na drodze, obur�cz trzymaj�c si� za brzuch. Wtedy szcz�cie postanowi�o da� szans� pozosta�ym przy �yciu dw�m m�czyznom. Jednemu z nich uda�o si� zaj�� napastnika od ty�u. Wprawdzie he�m wytrzyma� cios, ale og�uszony cz�owiek osun�� si� na kolana. To wystarczy�o. Kopni�cie w twarz przewr�ci�o go na plecy. Poczu� ostrze zag��biaj�ce si� w boku i wtedy ogarn�a go ciemno��. Zwyci�zcy, a w�a�ciwie ocalali, stali przez chwil� nieruchomo. Spogl�dali na pobojowisko. Wreszcie ten, kt�ry zada� cios poruszy� si�. Wytar� ostrze miecza wiechciem trawy i schowa� go do pochwy. Bez s�owa obaj ruszyli w dalsz� drog�, nie ogl�daj�c si� za siebie na cia�a le��cych. Ockn�� si� z twarz� w trawie rosn�cej przy brzegu drogi. Z trudem doczo�ga� si� do najbli�szego drzewa i z wysi�kiem usiad� opieraj�c si� o jego pie�. Pomaca� r�k� po zranionym boku, kt�ry przypomina� o sobie niezno�nym b�lem. Poczu�, �e palce lepi� si� od krwi � jego krwi. Przypuszcza�, �e utraci� jej sporo. Czu� oci�a�o�� w ca�ym ciele i wydawa�o mu si�, �e nie ma si� do zrobienia jakiegokolwiek ruchu. Pocz�� maca� dooko�a r�koma a� znalaz� solidny konar, z kt�rego pomoc� m�g� stan�� na nogach. � Mo�e nie b�dzie tak �le. � pomy�la�. Wtedy zakr�ci�o mu si� w g�owie. Z trudem utrzyma� r�wnowag�. Wspieraj�c si� na swojej zaimprowizowanej kuli zag��bi� si� w las. Chcia� wr�ci� na polan�, gdzie wszystko si� zacz�o. Wierzy�, �e tam znajdzie ratunek. Droga, kt�r� przeby� poprzednio biegiem z tak� rado�ci�, teraz wydawa�a si� nie mie� ko�ca. Ka�dy krok, korze� czy dziura w ziemi przypomina�y o odniesionej ranie. Do celu dotar� zupe�nie ot�pia�y i resztkami si�. Li�cie nada� szumia�y hipnotyzuj�co. Poczu� wi�c ulg�, ale nie na d�ugo. Przed d�bem, w miejscu gdzie jeszcze nie tak dawno znajdowa� si� on sam, sta� m�czyzna. Sta� tam wyprostowany, nieruchomy i zas�uchany. � Zupe�nie jak ja. � pomy�la� i ta my�l eksplodowa�a mu w g�owie. �Jak ja, jak ja...� Oszo�omiony, osun�� si� na ziemi� puszczaj�c kostur. Siedzia� plecami oparty o pie� najbli�szego drzewa. � �Jeste� tym, kt�ry zosta� wybrany� � us�ysza�. � �Jeste� wyj�tkowy, a my damy ci CEL. S�uchaj!� Chcia� krzykn��, ostrzec, ale zamiast tego zani�s� si� �miechem. Z gard�a wydoby� si� jednak tylko chrapliwy odg�os w niczym �miechu nie przypominaj�cy. W tym momencie opu�ci�y go resztki si�. Pochyli� si� do przodu i upad� twarz� w paprocie. � �Jeste� wyj�tkowy. S�uchaj!� � szumia�y li�cie. Wi�c s�ucha�.