2871

Szczegóły
Tytuł 2871
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2871 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2871 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2871 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DOROTA TERAKOWSKA C�rka Czarownic ROZDZIA� I ...jak daleko si�ga�o Dziecko pami�ci� -jeszcze zawodn� i niewy�wiczon� - zawsze by�o tylko ono i Stara Kobieta. Nikogo wi�cej. Czasem, ale zdarza�o si� to bardzo rzadko, zajrza� do ich domostwa kto� ze Wsi, by cicho szepta� ze Star� Kobiet� jakie� s�owa, kt�re wyra�nie nie by�y dobrymi s�owami. Nie mog�y to by� dobre s�owa, skoro niemal zawsze, po ka�dej takiej rzadkiej i niespodziewanej wizycie, Stara Kobieta w milczeniu pakowa�a sk�py dobytek do niewielkiego worka, bez p� zdania czy cho�by gestu wyci�ga�a du��, ciep�� r�k� - i w chwil� potem Dziecko i Ona przemyka�y spiesznie bocznymi, ma�o ucz�szczanymi �cie�kami, byle dalej i dalej od Wsi, dalej i dalej od wszelkiego �ladu ludzkich siedzib. - To jest ucieczka - my�la�o wtedy Dziecko i rozgl�da�o si� czujnie doko�a wielkimi, dziwnie starymi oczami. Buzia Dziecka by�a zawsze brudna; nie dlatego by nie lubi�o si� my� lub Stara Kobieta nie dba�a o nie wystarczaj�co. Wr�cz przeciwnie. Jak daleko si�ga�a jeszcze krucha pami�� Dziecka - Stara Kobieta zawsze, z niezwyk�� wr�cz skrupulatno�ci� pilnowa�a, by niemal wszystkie jego potrzeby by�y zaspokajane. Ale buzia Dziecka mimo to zawsze by�a brudna, cho� Stara Kobieta budzi�a si� co rano niemal o �wicie, jeszcze nim Dziecko zd��y�o otworzy� zaspane oczy i mrucz�c do siebie, wyci�ga�a z worka ma�e pude�eczko ma�ci z orzecha i smarowa�a twarz Dziecka bardzo starannie, zaczynaj�c od wysokiego, bia�ego czo�a, a ko�cz�c na a� zbyt zdecydowanie zarysowanej brodzie. Pod smarowid�em znika�a bez �ladu delikatna, jasna sk�ra Ma�ej, przemieniaj�c si� w ogorza��, zniszczon� wiatrem i s�o�cem, co zniekszta�ca�o rysy jej twarzy. Ale tego Dziecko ju� nie wiedzia�o, bowiem nigdy w �adnym z ich dom�w nie by�o lusterka. ...dom�w? Dom�w tak�e nie by�o. By�y tylko tymczasowe siedziby. Dziecko zrozumia�o to bardzo wcze�nie. Kiedy�, rok lub wi�cej temu, mimo surowych przykaza� Starej Kobiety, Dziecko oddali�o si� od miejsca, kt�re uwa�a�o za sw�j dom, i nad strumykiem stan�o oko w oko z podobnym sobie wiekiem i wzrostem Dzieckiem, mieszkank� pobliskiej Wsi. - Co tu robisz? - spyta�a ma�a Wie�niaczka. - Ogl�dam strumyk - odpar�o Dziecko, patrz�c zaciekawione na sw� r�wie�niczk�. By�a to pierwsza w jej �yciu ma�a dziewczynka z jak� rozmawia�a, wi�c wydawa�o si� jej to wspania�e. - A gdzie masz sw�j dom? - spyta�a Wie�niaczka. - O, tam, za tym laskiem - odpar�o Dziecko ochoczo, ciesz�c si�, �e jest obiektem zainteresowania kogo� wi�cej ni� tylko Stara Kobieta. Dziecko z kolei nie wpad�o na pomys�, �eby spyta� o dom Wie�niaczki. Nie wydawa�o si� mu to ani wa�ne, ani potrzebne. Nie wiedzia�o bowiem, �e istniej� domy - prawdziwe, sta�e domy jako takie. Przypuszcza�o, �e wszyscy, tak jak ono, przemieszczaj� si� z miejsca na miejsce. - K�amiesz! - zawo�a�a nagle obca dziewczynka. - To nie jest tw�j dom, tylko rozwalaj�ca si�, opuszczona cha�upa starej Akton, kt�ra umar�a, gdy j� pobili Naje�d�cy! Ciekawa jestem, co wy tam robicie! I ile was tam jest? Gdy Dziecko powt�rzy�o t� rozmow� Starej Kobiecie, ta bez s�owa wyj�a worek i zacz�a pakowa� garstk� posiadanych przez nie rzeczy. - Idziemy - rzek�a po chwili bez �alu, wyci�gaj�c do Dziecka du��, ciep�� d�o�. I znowu nie ucz�szczanymi, bocznymi �cie�kami, wymijaj�c �rodek Wsi, Stara Kobieta i Dziecko przemyka�y w stron� Du�ego Lasu, kt�ry czernia� na horyzoncie i o kt�rym niekt�rzy mieszka�cy Wsi zgodnym ch�rem powtarzali, �e w nim straszy. Dziecko nie wiedzia�o o tym, ale �aden las, nawet najciemniejszy, nie napawa� go nigdy l�kiem. Nawet w czasie najgro�niejszej wichury czy burzy, gdy wielkie drzewa, skrzypi�c gro�nie, pochylaj� swoje konary i mrucz� co� do siebie w niespokojnej mowie wielkich drzew, a za ich pniami po�yskuj� w mroku oczy nieznanych, cz�sto drapie�nych zwierz�t. Nawet wtedy Dziecko nie ba�o si� Lasu. Zawsze, po paru kolejnych dniach marszu, po paru nocach przespanych byle gdzie w Lesie, w przypadkowo odkrytych skalnych pieczarach (a niekiedy nawet w dziuplach spr�chnia�ych drzew), Stara Kobieta i Dziecko znajdowa�y kolejny, tymczasowy dom. By�a nim jaka� porzucona przez mieszka�c�w, gnij�ca ze staro�ci cha�upa albo stoj�ca daleko za Wsi� stodo�a czy stajnia. Stara Kobieta zostawia�a Dziecko w nowej siedzibie, zakazuj�c mu oddala� si�, a sama rusza�a w stron� Wsi, by zdoby� nieco innej �ywno�ci ni� ta, kt�ra na co dzie� by�a ich udzia�em. Przynosi�a te� troch� mleka, chleba, a niekiedy nawet �wie�ego mi�sa. Inn� �ywno�ci� by�a ta, kt�r� posila�y si� w drodze lub w Lasach: dziwne suszone mi�so w paskach, czerstwe placki, owoce le�ne i �r�dlana woda. Drugie w �yciu Ma�ej i jak na razie ostatnie spotkanie z innym dzieckiem mia�o miejsce w pobli�u jednej z tych tak cz�sto zmienianych i ca�kiem przypadkowych siedzib. Tym razem by�a to pasterka, kt�rej owcom zamarzy�o si� skubanie trawy w tak du�ym oddaleniu od Wsi, �e dziewczynka bezradnie bieg�a za nimi, p�ki nie zatrzyma�y si� w pobli�u na po�y zrujnowanej cha�upy, gdzie trawa, nie deptana ludzkimi nogami, by�a �wie�a, soczysta, wysoka. Dziecko na widok pasterki cicho wysun�o si� z domu i nieruchomo przykucn�o w jej pobli�u. Pasterka wi�a wianek z koniczyny i �piewa�a radosnym, dono�nym g�osem jak�� prost� i mi�� piosenk� o ��ce, kwiatach i owcach. - O la la! - powiedzia�a na widok Dziecka, przerywaj�c piosenk�. - Nie znam ci� jeszcze, cho� zdawa�o mi si�, �e znam tu wszystkich. Jak masz na imi�, boja Izel... Dziecko d�ugo patrzy�o na ni� powa�nymi, wielkimi oczami, nic nie m�wi�c. - No, powiedz�e co� wreszcie! Nie umiesz gada�? - roze�mia�a si� pasterka. - Pytam ci�, jak masz na imi�? - Mam na imi� Dziecko. Albo Ma�a. Pasterka wybuchn�a �miechem. - Ale� to nie jest imi�! Jak m�wi na ciebie mama? Albo tata? - Ja nie mam mamy ani taty - odpar�o Dziecko. Pasterka spowa�nia�a, ale zaraz wr�ci�a jej naturalna pogoda: - Kogo� przecie� musisz mie�! Kogo� kto si� tob� opiekuje? Jest chyba kto� taki? - Mam j� - powiedzia�o Dziecko i ruchem g�owy wskaza�o zrujnowany dom. - Pewnie masz cioci� lub babci� - podpowiedzia�a Pasterka. - To ca�kiem mo�liwe. Ona jest stara - zgodzi�o si� Dziecko z powag�. - A zatem jest babci�. A jak ci� nazywa? - Dziecko lub Ma�a - powt�rzy�o Dziecko. Pasterka zachichota�a z rozbawieniem. - Chcesz to przyjd� tu jutro, �eby pa�� owce, i wtedy pobawimy si� - rzuci�a weso�o. - Mo�e w�wczas przypomnisz sobie, jak masz na imi�. Wszyscy maj� jakie� imiona. Wi�c chcesz? - Chc� - odpar�o Dziecko, bowiem poj�cie zabawy by�o mu ca�kiem obce, lecz szybko poj�o, �e musi to by� co� bardzo przyjemnego. Ale ju� nazajutrz, wczesnym �witem, Stara Kobieta i Dziecko sz�y szybko bocznymi drogami w stron� czerniej�cego na horyzoncie Lasu. -... wi�c nie mog� si� z ni� bawi�? - pyta�a ma�a podopieczna Starej Kobiety, spokojnym, powa�nym tonem, nie pr�buj�c si� buntowa�. - Nie mo�esz - odpar�a Stara Kobieta. - Powiedz mi przynajmniej, jak mam na imi�. Wszyscy maj� jakie� imiona! - Jeszcze nie czas - powiedzia�a jej Opiekunka. - Poznasz swoje imi�, gdy b�dziesz wi�ksza. Nie ka�da kolejna zmiana siedziby odbywa�a si� tak spokojnie, cho� pospiesznie. W�wczas to Stara Kobieta i Dziecko szybkim krokiem mija�y Wie�, a potem pn�c si� pod g�r� w stron� czerniej�cych na horyzoncie najbli�szych Las�w, zwalnia�y kroku, a nawet odpoczywa�y po drodze, przysiadaj�c w cieniu drzew. Bywa�o jednak i tak, �e opuszczenie kolejnego domu przypomina�o prawdziw� ucieczk�. Paniczn� i pe�n� l�ku, z widmem r�wnie prawdziwej grozy. Tak by�o przy ostatniej zmianie miejsca pobytu. Uda�o si� im akurat trafi� na dobry, wygodny dom. Ani deszcz, ani wicher jeszcze nie zdo�a�y przenikn�� do jego wn�trza; dach, cho� kryty tylko s�om�, d�ugo jeszcze m�g� stawia� im op�r, a wn�trze nie by�o tak zrujnowane. - Chyba tu przezimujemy - powiedzia�a z zadowoleniem Stara Kobieta. - Tylko prosz� ci�, unikaj innych dzieci. S� bardziej gadatliwe ni� doro�li i cho� nie tak fa�szywe, jak niekt�rzy z nich, jednak m�wi� o wiele za du�o, co prawda nie ze z�ej woli. Pami�taj, �e nikt nie ma prawa ci� widzie�. To zdanie: "Pami�taj, �e nikt nie powinien ci� widzie�" towarzyszy�o Dziecku od najwcze�niejszych, zapami�tanych lat �ycia. Lecz nie znaj�c innych dzieci i niemal nie rozmawiaj�c z nimi, Ma�a ros�a w przekonaniu, �e tak w�a�nie powinno by�. S�dzi�a, �e wszyscy ludzie, duzi i mali, �yj� z dala od siebie, obcy sobie wzajem, odlegli cia�em i duchem, unikaj�c siebie lub wr�cz przed sob� uciekaj�c. Tym razem �adne dziecko ze wsi nie zak��ci�o spokoju nowych mieszkanek opuszczonego domu. I cho� Stara Kobieta raz na par� dni sz�a do ludzkich siedzib po chleb, mleko, a gdy mia�a szcz�cie to nawet po jajka czy kawa�ek mi�sa zdawa�o si�, �e nikt nie interesuje si� bli�ej obc� �ebraczk�, �e wszyscy traktuj� jej pobyt za wsi� jako co� naturalnego. Na og� wszyscy te� ch�tnie obiecywali jej �ywno��, wierz�c - w zgodzie z Pradawnymi Obyczajami - �e nakarmienie g�odnego przyniesie obfito�� po�ywienia ofiarodawcy. Ten dobry, stary obyczaj pozwala� Dziecku i jego Opiekunce �y� wzgl�dnie dostatnio w niemal ka�dej z napotkanych Wsi. Stara �ebraczk� nie wzbudza�a niczyjego zaciekawienia ani niespokojnych domys��w; by�a postaci� nader cz�st� na wszystkich drogach tej krainy. O Dziecku - ukrytym w g��bi opuszczonego domu - zdawa�o si�, �e nie wiedzia� nikt. Mimo to pewnego ranka do chaty wbieg� zdyszany Wie�niak. Poniewa� ju� z daleka s�ycha� by�o jego ci�kie kroki i zasapany oddech, Stara Kobieta zd��y�a w milczeniu wskaza� Dziecku r�g pokoju, gdzie sta�a du�a, zniszczona komoda. Dziecko skry�o si� w jej wn�trzu. - Nie jeste�cie tu sama! - zawo�a� Wie�niak od progu. Jest z wami ono, prawda? Wie�niak dysza� ci�ko i niespokojnie; wida� by�o, �e musia� biec przez ca��, do�� d�ug� drog� ze Wsi. Stara Kobieta patrzy�a na niego w milczeniu, szarymi, spokojnymi oczami o nieruchomych powiekach. - Nieudawajcie! - zamacha� Wie�niak r�kami. -Wi�kszo�� zaczyna si� domy�la� kim jeste�cie i nie zawsze ci, kt�rzy powinni. Musicie ucieka�, bo we Wsi pokazali si� Naje�d�cy. Spieszcie si�! I... i tylko jedno... Czy m�g�bym cho� rzuci� okiem na... na... - Chod� tu - powiedzia�a Stara Kobieta, wyjmuj�c r�wnocze�nie worek spod ��ka i wrzucaj�c do niego ich skromne rzeczy. - Poka� si� temu dobremu cz�owiekowi i uciekamy. Dziecko wysz�o z komody i stan�o na �rodku izby w promieniach wpadaj�cego oknem s�o�ca. Jego w�osy, zazwyczaj ukryte pod chustk�, kt�ra teraz zsun�a si� z g�owy, zal�ni�y ciep�ym, starym z�otem. Z zasmarowanej sadz�buzi wyziera�y ogromne, niebieskoszare oczy, spogl�daj�c nieruchomo na Wie�niaka. -... a w�osy jak z�oto tego kraju, pszenica, a oczy jak niebo przed burz�... Dobre Bogi, pomagajcie, niech si� spe�ni... westchn�� Wie�niak. - A teraz uciekajcie, ale szybko. Oni maj� konie. Stara Kobieta i Dziecko ucieka�y sadami, okalaj�cymi Wie�, wygl�daj�cymi jak wielki, rozkwiecony, blador�owy park. Zbawczy Las tym razem nie by� daleko. Wystarczy�o pokona� kilka ma�ych wzg�rk�w. Kobieta i Dziecko znajdowa�y si� w�a�nie na ostatnim z nich, gdy ich uszu dobieg� t�tent koni. Dziecko obejrza�o si� i przystan�o na moment, uwiedzione niezamierzonym pi�knem tego obrazu. Ogromne, czarne, wspania�e konie gna�y po stoku w �lad za nimi, a na nich siedzieli je�d�cy w po�yskliwych zbrojach, kt�re w promieniach wczesnego s�o�ca l�ni�y srebrzy�cie. - Jacy pi�kni! - zawo�a�o Dziecko, przystaj�c. - S� okrutni i pragn� ci� zabi�! - krzykn�a Stara Kobieta i poci�gn�a je szorstko za r�k�. Do zbawczego Lasu brakowa�o jeszcze kilkunastu metr�w. Konie gna�y coraz szybciej, a ich chrapliwy oddech i g�uche parskanie d�wi�cza�y coraz wyra�niej w uszach Dziecka. Je�d�cy w zbrojach wydawali gro�ne, lecz zarazem radosne okrzyki my�liwych, kt�rzy s� pewni, �e tropiona zwierzyna im nie ujdzie. Rozsypali si� w szyku, zataczaj�c ko�o i �miej�c si� dono�nie. Widoczne by�o, �e bawi ich ta sytuacja, �e serca ich raduje widok uciekaj�cej Starej Kobiety z ma�ym Dzieckiem; mieli ju� pewno��, �e ucieczka nie mo�e si� powie��. - Ho! Ho! Hiii! Ho! Ho! Hiii! - krzyczeli dono�nie, zaganiaj�c swe ofiary jak zaj�ce do lasu, kt�rego czarna �ciana, cho� tak bliska, nie stanowi�a ju� jednak �adnej ochrony, wobec blisko�ci poluj�cych. - Wyczha! Bierz je! - ryczeli, jak na prawdziwym polowaniu, upojeni blisko�ci� momentu, w kt�rym zap�dz� Star� Kobiet� i Dziecko w ciasny, zbity od ko�skich cielsk kr�g. Uciekaj�ce wbieg�y w Las. Jednak tu, na samym pocz�tku, tworzy� on raptem skromny zagajniczek. - Za nimi! Doko�a! Doko�a! - wrzeszcza� przyw�dca tropi�cych, kt�rzy rozsypywali si� teraz w szerok�, okr�n� tyralier�. Dziecko, biegn�c, s�ysza�o przyspieszony oddech Starej Kobiety, czu�o jak krok za krokiem ich bieg zwalnia swe tempo, a� wreszcie uciekaj�ce przystan�y, dysz�c ci�ko, w g�stych, szeroko rozro�ni�tych krzakach, kt�re jednak niezdolne by�y stanowi� �adnej os�ony. ... i nagle Stara Kobieta energicznie odsun�a od siebie Dziecko i wymamrota�a co� niezrozumiale, wyci�gaj�c przed siebie rozcapierzone palce. ... wtedy pomi�dzy g�szcz krzew�w wjechali zbrojni Je�d�cy. Dziecko poczu�o ostry zapach ko�skiego potu i ujrza�o, �e pi�kni z oddali �o�nierze s� z bliska straszni, gdy� nios� ze sob� �mier�. Teraz Dziecko zapragn�o wyci�gn�� r�czk�, by uchwyci� w ni� jedynie bezpieczn� i swojsk�, ciep�� i du�� d�o� Starej Kobiety - i w�wczas ze zdziwieniem poczu�o, i� nie jest w stanie tego zrobi�. Jego r�ka nie poddawa�a si� woli. Starej Kobiety te� nie by�o w pobli�u, wsz�dzie wok� k��bili si� tylko, wrzeszcz�c dono�nie, okrutni je�d�cy na swych spienionych koniach. - Ona mnie zostawi�a i uciek�a - pomy�la�o �miertelnie przera�one Dziecko i jeszcze raz spr�bowa�o wyci�gn�� r�czk�, by odepchn�� nacieraj�ce na nie ko�skie zady. I gdy ju� w�o�y�o w t� czynno�� ostateczny wysi�ek - ujrza�o, �e zamiast r�ki wyci�ga srebrzyst�, pe�n� szpilek ga��zk�... -Jestem choink� - pomy�la�o bez zdziwienia i z ciekawo�ci�. - Skoro tak, to ta druga, wysoka, srebrna choinka obok mnie jest Star� Kobiet�, gdy� jeszcze przed chwil� jej tu nie by�o... ... i zdawa�o mu si� w tym momencie, �e w nieregularnym kszta�cie srebrzystej, wysokiej choinki dostrzega na po�y zgarbion� sylwetk� Starej Kobiety, z zarzuconym na plecy workiem. Je�d�cy krzyczeli coraz g�o�niej. Tym razem w ich wrzaskach nie s�ycha� by�o pewnej siebie rado�ci, okrutnego szcz�cia my�liwych, kt�rzy dogonili zwierzyn� i maj� pewno��, �e ju� im ona nie umknie. Ich wrzask by� pe�en rozpaczliwego i przepojonego tajemniczym l�kiem zawodu; by� to wrzask przera�onej w�ciek�o�ci. - Przekl�ta Czarownica! - zawo�a� kt�ry� z nich, a jego s�owa g��bokim, ostrym echem obija�y si� w�r�d drzew: " ...eta ...wnica!..." Po chwili konie nios�y ich ju� z powrotem w stron� Wsi, a dono�ny t�tent kopyt powoli cich�, by wreszcie sta� si� nies�yszalnym. - Naprawd� jeste� Czarownic�? - spyta�o Dziecko wysokiej srebrzystej choinki, spod kt�rej szpilek powoli wy�ania� si� znajomy, nieco zgarbiony kszta�t Starej Kobiety. - Jestem Czarownic� - odpar�a Stara i po raz pierwszy w swym kr�tkim �yciu Dziecko ujrza�o, jak jej w�skie wargi rozci�gaj� si� w u�miechu. I wtedy Dziecko, nie wiedz�ce do tej pory czym jest u�miech, na�laduj�c sw� Opiekunk�, r�wnie� rozchyli�o nieporadnie wargi i u�miechn�o si� do niej z uznaniem. - Wi�c jednak jeste� Czarownic� - powt�rzy�o jakby z upodobaniem. -1 du�o umiesz takich sztuk? - Du�o - odpar�a Czarownica, a jej u�miech z triumfalnego przemieni� si� w ironiczno-smutny, by wreszcie skry� si� w opuszczonych k�cikach w�skich warg. - Bardzo du�o, moja Ma�a, ale pami�taj, �e mamy prawo tylko do trzech takich sztuczek, by siebie ratowa�. Czwarta ju� by si� nie uda�a. Tak g�osz� Prawa Odwiecznych Praw, spisane w Wielkich Magicznych Ksi�gach. I w ten spos�b Dziecko, maj�c pi�� lat, dowiedzia�o si� paru dla siebie nowych a wa�nych spraw: �e jego Opiekunka jest Czarownic�; �e tropi� je okrutni rycerze w zbrojach, gotowi w ka�dej chwili zabi�; �e niekt�rzy ludzie gotowi s� im pom�c, cho� inni by� mo�e nie byliby do tego skorzy. I �e prawdopodobnie pozosta�e dzieci �yj� nieco inaczej, maj� swe sta�e domy, mam�, tat� - i w�asne imi�. Ale wbrew pozorom Dziecko nie my�la�o o tym z �alem, ale wr�cz z pewn� dum� z powodu swej odr�bno�ci. Skoro tylko -ju� ca�kiem bezpieczne - zag��bi�y si� w ciemn� i do�� ponur� le�n� g�stwin� - kt�ra jednak dla nich by�a swojska, Czarownica odwr�ci�a si�, by poda� Dziecku sw� du�� d�o� - i w�wczas Ma�ej wyda�o si�, �e przez u�amek sekundy w oczach jej Opiekunki mign�o co� dziwnego, co� co nazywa si� Mi�o�ci� i co Dziecko zna�o jedynie instynktownie, cho� nikt mu tego nie opisywa�. Ale samo Dziecko nie umia�o tego odczu�, ani odpowiedzie� spojrzeniem - gdy� nikt nigdy nie przytuli� go, nie poca�owa�, nie pog�aska� po jasnych w�osach. Wi�c Dziecko nie wiedzia�o, �e Mi�o�� jest czym�, co rozja�nia wn�trze Cz�owieka. Za� Czarownica, cho� by�a prawdziw� Czarownic�, nie wyczu�a, �e ten moment jest najlepszy, �eby t� malutk�, ledwie tl�c� si� iskierk� rozdmucha� w ciep�y, �ywy ogie�. ROZDZIA� II Od czasu tamtych wydarze� Dziecko spogl�da�o na sw� Opiekunk� z mimowolnym szacunkiem i podziwem. Do tej pory mia�o j� za zwyk�� Star� Kobiet�, �ebraczk�, jakich wiele b��ka si� po drogach i bezdro�ach tej krainy. Siebie za� - za ubogie, �ebracze dziecko, sierot�, przygarni�t� z lito�ci przez ubog�, lecz dobr� staruszk�. Teraz Dziecko nie by�o ju� pewne swej w�asnej, nieciekawej z pozoru osoby. - Je�li ona jest czarownic�, to j a... - zastanawia�o si� nieraz z pewnego rodzaju zar�wno ciekawo�ci�, jak l�kiem i nigdy nie ko�czy�o tych zagmatwanych, nieporadnych rozmy�la�. Stara Kobieta - Czarownica - kt�rej dopiero teraz Dziecko zacz�o przygl�da� si� z wi�ksz� ni� zazwyczaj uwag�, okaza�a si� by� o wiele bardziej niejednoznaczna, ni� na to wygl�da�a na pierwszy rzut oka. Mog�o te� by� inaczej: to Dziecko powoli dorasta�o, mia�o ju� pi�� lat, wiek w kt�rym dzieci�cy umys� rozwija si� coraz szybciej i zaczyna lepiej rozpoznawa� otaczaj�cy je �wiat. Nie wykluczone, �e r�ne czarodziejskie wydarzenia mia�y te� miejsce wcze�niej, gdy Dziecko mia�o dwa, trzy lub cztery lata, lecz nie umia�o jeszcze ogarn�� ich swym w�t�ym umys�em. - Mo�e - my�la�o Dziecko z rosn�c� ciekawo�ci� - za spraw� Czarownicy by�am ju� kiedy� myszk� lub jab�kiem na drzewie, kwiatem na ��ce albo kr�likiem w norze...? Dziecko nie mog�o zapomnie� cudownego cho� niepokoj�cego uczucia, gdy by�o Choink�, smuk��, srebrzyst�, iglast� - a r�wnocze�nie nadal by�o Dzieckiem, my�l�cym, czuj�cym, i doko�a k��bili si� na spoconych, r��cych koniach gro�ni rycerze w zbrojach, nie widz�c go, cho� maj�c w zasi�gu d�oni. Stara Kobieta, kt�ra to sprawi�a, musia�a by� kim� niezwyk�ym; kim� ca�kiem, ale to ca�kiem innym od odwiedzaj�cych ich czasem Wie�niak�w. Teraz, gdy Dziecko ukradkiem przygl�da�o si� swej Opiekunce, z ciekawo�ci�, cho� ju� bez zdziwienia stwierdzi�o, �e Czarownica nie jest wcale taka stara, na jak� na og� wygl�da. Jej d�onie - du�e i ciep�e - by�y g�adkie, a nie pomarszczone, jak przysta�oby u staruszki. Jej zgarbione zazwyczaj plecy - zw�aszcza gdy nikt nie patrzy� - prostowa�y si� swobodnie, a ruchy by�y zgrabne i p�ynne, jak u dojrza�ej, lecz ci�gle m�odej kobiety. Oczy te� mia�a nadzwyczaj bystre, o nieruchomych, d�ugich powiekach; by�y one szare i ch�odne jak g�rski strumie�. - Czy mog�aby� znowu zaczarowa� mnie w choink�?spyta�o Dziecko, gdy ju� znalaz�y kolejn�, tymczasow� siedzib�. Tym razem by�a to solidna, ciep�a stajnia, stoj�ca ko�o rozwalonego i dawno opuszczonego domu. Wie� znajdowa�a si� na tyle daleko, �e nikt tu nie zagl�da�, zw�aszcza �e zbli�a�a si� zima i pasterze ju� dawno przestali wygania� swe owce, kozy i krowy w poszukiwaniu �wie�ej trawy. - Mog�abym - odpar�a spokojnie Czarownica. - Wi�c zr�b to - poprosi�o Dziecko. - To by�o pi�kne. Moje r�ce by�y smuk�ymi srebrzystymi ga��zkami, a g�owa... g�owa by�a taka dumna, jak wierzcho�ek choinki! Zr�b to... - Nie wolno mi - powiedzia�a Czarownica. - Mam prawo tylko do trzech sztuk magicznych, �eby ci� ocali�. Co innego zwyk�e sztuczki, tych mog� robi� ile tylko pragniesz. Mog�abym te� robi� je dla Wie�niak�w, dla ich dobra, i to bez ogranicze�, ale nie chc�, bowiem zosta�abym w�wczas rozpoznana jako Czarownica... -...i co wtedy? - Wtedy, jak to na og� w �yciu bywa, jedni by nam pomagali ukry� si� przed Naje�d�c�, ale znale�liby si� te� tacy, kt�rzy by nas wydali w ich r�ce. Ludzie s� s�abi, a za nasze g�owy wyznaczona jest wysoka nagroda. W ten spos�b, w starej stajni za Wsi�, Dziecko - wkraczaj�c w sz�sty rok swego �ycia - dowiedzia�o si�, �e istnieje kto� taki jak Naje�d�cy, kt�rzy wiele by dali, i�by ono, Dziecko, i Czarownica zostali schwytani. I cho� Naje�d�cy w swych wspania�ych, l�ni�cych zbrojach z ogromnymi czarnymi ko�mi wydawali si� Dziecku nadal pi�kni -ju� wiedzia�o, �e uosabiaj� sob� �mier�. Poj�o to po kr�tkiej wymianie zda� z Opiekunk�: -... a gdyby nas ju� schwytali, co potem? - Zabiliby - odpar�a kr�tko Czarownica, bez specjalnego wzruszenia w g�osie. - A kim s� Naje�d�cy? - spyta�o znowu Dziecko. - Wkr�tce nadejdzie czas, by ci to wyt�umaczy�. Jeszcze nie nadszed�. Za to pora ju� nauczy� ci� pisa�, czyta� i rachowa� - zako�czy�a Czarownica krz�taj�c si� po starej stajni. Dopiero teraz Dziecko dostrzeg�o po raz pierwszy, �e takie krz�tanie si� Starej Kobiety po ka�dorazowej, tymczasowej siedzibie ma wiele wsp�lnego z czarami. Nie przem�czaj�c si� zbytnio, paroma dos�ownie ruchami swych zgrabnych, du�ych r�k, Czarownica doprowadza�a stajni� do przytulnego wygl�du. I wkr�tce okaza�o si�, �e dawna rudera j�a przypomina� ca�kiem przyzwoite pomieszczenie mieszkalne; �e ma st�, ��ka, komod�, a nawet lamp� nad sto�em. Myszy, od kt�rych stajnia dos�ownie roi�a si�, na jeden ruch jej r�ki kicn�y do swych norek. Lampa rozb�ys�a r�owym �wiat�em. A co dziwniejsze - lecz tego Dziecko jeszcze nie wiedzia�o - �wiat�a lampy nie by�o wida� z zewn�trz i stajnia nadal wygl�da�a na opuszczon�. Ca�� zim�, d�ug� i mro�n�, Dziecko uczy�o si� pod okiem Czarownicy. W dzie� odczytywa�o wszystkie litery alfabetu, a wkr�tce potem ca�e teksty z wielkiej, zniszczonej ksi�gi, wyj�tej z worka - za� w nocy, gdy spa�o, Opiekunka k�ad�a na jego g�owie swoje du�e d�onie i mamrota�a co� pod nosem. Ka�dy dzie� posuwa� nauk� naprz�d o dni przynajmniej kilka, je�li nie kilkana�cie. W ci�gu nieca�ego miesi�ca Dziecko opanowa�o p�ynnie czytanie, pisanie, liczenie. Teraz d�ugie, zimowe wieczory zacz�y by� przyjemniejsze. Dziecko czyta�o ju� bowiem swobodnie wielk�, zniszczon� Ksi�g� Czarownicy. By�a to najdziwniejsza Ksi�ga �wiata, ale Dziecko - dla kt�rego by�a ona w og�le pierwsz� ksi��k� w �yciu - nie wiedzia�o o tym. Kto wie, mo�e s�dzi�o nawet, �e wszystkie ksi��ki s� w�a�nie takie... ? Czarownica �ledzi�a je spod oka, gdy rozczytywa�o siew po��k�ych i nieco ju� kruchych, zetla�ych stronicach - i u�miecha�a si� do siebie w�skimi wargami. Raz nawet - a zdarzy�o si� to po raz pierwszy w ca�ej, blisko sze�cioletniej znajomo�ci Dziecka i Czarownicy - ta ostatnia roze�mia�a si� g�o�no - i jakby z triumfem. A by�o to tak: Dziecko czyta�o w�a�nie w skupieniu kr�ciutki rozdzia� Wielkiej Ksi�gi, zatytu�owany: "Magiczne przeobra�enia". Nieznany autor wyja�nia� w nim, jakie zakl�cia nale�y wyszepta� i jakie ruchy r�k przy tym wykonywa�, by przeobrazi� na przyk�ad mysz w jab�ko lub paj�ka w k��bek we�ny. Czarownica wpatrywa�a si� w Dziecko ch�odnymi, szarymi oczami z napi�ciem i uwag�. Obserwowa�a czujnie, jak Dziecko bezg�o�nie porusza wargami, jak mamrocze szeptem s�owa zakl�cia, a potem wykonuje nieporadnie okre�lone ruchy r�k. Bystre oczy Czarownicy ju� dawno dostrzeg�y na stole ma�ego, br�zowego paj�czka. Dziecko r�wnie� go widzia�o. ... paj�czek swobodnie kroczy� na swych wysokich, zgi�tych n�kach po ogromnej dla niego przestrzeni sto�u. R�owe �wiat�o lampy przydawa�o jego cia�u fioletowego odcienia. Dziecko mamrota�o �wie�o wyuczone zakl�cia i czyni�o dziwne gesty r�kami - a paj�czek szed�... Ruchy jego r�k by�y coraz mniej nieporadne i bardziej p�ynne, a mamrotane s�owa jakby szybsze - a paj�czek coraz szybciej zbli�a� si� do kraw�dzi sto�u. Dziecko nadal pr�bowa�o nowej sztuki, okre�lonej przecie� tak prosto i precyzyjnie w Wielkiej Ksi�dze a paj�czek ju� dobiega� kraw�dzi... zaraz spadnie lub opu�ci si� wolno na d�ugiej, paj�czej nitce... Czarownica nie spuszcza�a z Dziecka ch�odnych, szarych oczu... a paj�czek bieg�., bieg�... bieg�.... I NAGLE STOCZY� SI� ZE STO�U JAKO MA�Y K��BEK W��CZKI! I w�wczas to Czarownica wybuchn�a radosnym, swobodnym, niemal triumfalnym �miechem. Jednak zaraz rzek�a surowo: - A teraz odczaruj paj�czka z powrotem... - Nie chc� - odpar�o Dziecko. - Z tej w��czki mo�na zrobi� co� �adnego... Pomponik albo laleczk�. Nie chc�... -To niejest w��czka. To jest ma�y, �ywy paj�czek. I musisz wr�ci� mu �ycie - rzek�a z naciskiem Czarownica. - Nie umiem - odpar�o niech�tnie Dziecko, nie spuszczaj�c �akomego wzroku z kolorowego k��bka. - To mi si� teraz bardziej podoba. - A jednak z powrotem przeobrazisz w��czk� w paj�czka powiedzia�a twardo Czarownica. Ma�y, barwny k��bek le�a� nieruchomo ko�o nogi sto�u ca�y d�ugi dzie�, nim Dziecko - szukaj�c w�r�d po��k�ych stronic Wielkiej Ksi�gi - odnalaz�o rozdzia� o odczarowaniu przeobra�onych za spraw� magii przedmiot�w i �ywych istot. Tym razem niemal w godzin� opanowa�o now� sztuk� - i za chwil� ma�y paj�czek, spiesznie przebieraj�c wysmuk�ymi n�kami, skry� si� w szparze pod�ogi. Opiekunka patrzy�a na to z nieskrywanym zadowoleniem. Gdy zapad�a ju� noc i Dziecko uk�ada�o si� do snu na wygodnym, wy�cielonym li��mi ��ku, nagle otwieraj�c szeroko oczy spyta�o: - ... wi�c jestem tak�e Czarownic�, jak ty? - Nie - odpar�a kr�tko Opiekunka. -A kim jestem? - Kiedy� si� o tym dowiesz - pad�a sucha odpowied�, a Dziecko, nie zastanawiaj�c si� nad tym d�u�ej, usn�o. Tej nocy �ni�y mu si� myszy przemieniane w ciep�e, pluszowe pantofelki, jab�ka przeobra�aj�ce si� w wielkie r�owe balony i kolorowe ptaki zaczarowane w b�yszcz�ce, z�ote gwiazdy. Od tego czasu Dziecko, niemal co dzie�, dla zabawy, przemienia�o co� w co� -na przyk�ad �y�k� w ma��, zwinn� jaszczurk� lub much� w kr�c�c� si� szybko srebrn� kuleczk�, albo grzebie� w niedu�ego je�a lub na odwr�t. Ale natychmiast, pod wp�ywem natarczywego, surowego spojrzenia Czarownicy odczarowywa�o przedmioty i zwierz�ta w swe dawne kszta�ty. - Czy nigdy nie b�d� mog�a zostawi� ich zaczarowanych ?- spyta�o raz z gniewnym zawodem. - Nigdy. Nie wolno dzia�a� przeciw Matce Naturze, �ama� to co Ona ustali�a. Wyj�tek stanowi jedynie sytuacja, gdy w gr� wchodzi konieczno�� uratowania w ten spos�b czyjego� �ycia - odpar�a Czarownica. - Dlaczego wi�c nie przemieni�a� tych okrutnych rycerzy i ich koni w ma�e skacz�ce �abki albo w jaszczurki? Wola�a� przemieni� nas? - Nie czytasz z uwag� Wielkiej Ksi�gi - powiedzia�a z przygan� Czarownica. - Nie mog�abym przemieni� naraz wszystkich je�d�c�w, najwy�ej jednego, dw�ch, kto wie, mo�e i trzech, ale ci pozostali schwytaliby nas. W czasie magicznych przeobra�e� nie wolno odrywa� oczu od czarowanego przedmiotu czy istoty. Musisz na wiele sekund skupi� na nim ca�� swoj� Moc. A przecie� Naje�d�c�w by�o kilkudziesi�ciu... Po paru dniach Dziecku znudzi�y si� zabawy w przeobra�anie. Nowa, tak fascynuj�ca pocz�tkowo sztuka spowszednia�a i po kilkudziesi�ciu udanych zaczarowaniach i odczarowaniach Dziecko zarzuci�o t� czynno�� i rozpocz�o czyta� inne rozdzia�y Wielkiej Ksi�gi. Tym razem zaintrygowa�a je stara, d�uga i niekiedy troch� nudna ba�� o Wielkim Kr�lestwie. - Wielkie Kr�lestwo by�o najpi�kniejszym i najbogatszym krajem, rozci�gaj�cym si� na po�udniowo-wschodnich obszarach naszego �wiata. By�o w nim kilkaset jezior, nieprzeliczona ilo�� ogromnych, przepa�cistych las�w, wspania�e i �yzne tereny rolnicze, kilkadziesi�t bogatych, niezwyk�ej urody miast - w�r�d kt�rych szczeg�lny podziw budzi�a zw�aszcza stolica Wielkiego Kr�lestwa, Ard�ana, ze swymi pa�acami, s�awnym Pa�acowym Placem, i rozleg�ym kr�lewskim ogrodem. Nigdzie nie �y�o tylu m�drych uczonych, tak wielu utalentowanych artyst�w, tak walecznych �o�nierzy. Nigdzie te� nie by�o tak ogromnej ilo�ci zdrowych i szcz�liwych dzieci, jak w�a�nie tutaj. Rozs�dnie uprawiana �yzna ziemia przynosi�a takie plony, �e nikt nie by� g�odny, za� zdolni kr�lewscy Technicy wymy�lali coraz to nowe usprawnienia i wynalazki, u�atwiaj�ce mieszka�com �ycie i prac� - czyta�o Dziecko, to z ciekawo�ci�, to znowu z pewnym znudzeniem, ogl�daj�c r�wnocze�nie barwne ilustracje, z kt�rych kolor�w wy�ania�y si� wspania�e i egzotyczne obrazy �ycia w Wielkim Kr�lestwie. Czarownica siedzia�a skulona przy kominku, w kt�rym weso�o trzaska�y pal�ce si� �ywo polana, i spod oka przygl�da�a si� czytaj�cemu Dziecku. - Wielkie Kr�lestwo powsta�o z kilkudziesi�ciu sk��conych przedtem ze sob� niewielkich pa�stw, rz�dzonych przez ambitnych i sk�onnych do wzniecania lokalnych wojen ksi���t. Min�o wiele, wiele lat, nim ksi���ta uprzytomnili sobie, �e wobec wzrostu pot�gi dzikich, koczowniczych plemion na wschodzie, nale�y si� zjednoczy� i wybra� jednego spo�r�d siebie na kr�la. Naj�wi�tsza Magia i �wi�te Miejsce pomog�y wybra� spo�r�d ksi���t najm�drzejszego i ciesz�cego si� powszechnym szacunkiem w�adc�. W�a�nie on zdo�a� do ko�ca zjednoczy� sk��cone pa�stewka i stworzy� Wielkie Kr�lestwo. Za zgod� wszystkich poddanych, w��cznie z rodami ksi���cymi, w�adza w Wielkim Kr�lestwie sta�a si� dziedziczna i przechodzi�a z ojca na syna w niczym nie zak��conym rytmie przez setki lat. Ka�dy syn spo�r�d kr�lewskich dzieci, kt�rego �wi�te Miejsce naznaczy�o, otrzymywa� po doj�ciu do pe�noletno�ci imi� Luil - by�o to bowiem rodowe imi� ojc�w. Ostatni Luil nosi� miano Luila XXIV. Ka�dy z kolejnych dwudziestu czterech Wielkich Kr�l�w by� tw�rc� dalszego udoskonalania sposobu sprawowania rz�d�w w swym pa�stwie. Je�li na przyk�ad Luil I doprowadzi� do tego, �e z kr�lestwa znikn�� g��d, n�kaj�cy ci�gle s�siednie pa�stwa przez niew�a�ciw� dba�o�� o ziemi� - to na przyk�ad Luil IV stworzy� m�dry, sprawiedliwy zbi�r praw, dzi�ki kt�remu wkr�tce w Wielkim Kr�lestwie nie wiedziano co to zbrodnia, kradzie� czy ludzka krzywda. Luil X ho�ubi� lekarzy; doprowadzi� do tego, �e medycyna znalaz�a si� w takim rozkwicie, i� wi�kszo�� gro�nych do tej pory chor�b zosta�a opanowana, znikn�y wielkie epidemie, jak d�uma, a poddani kr�lewscy zacz�li cieszy� si� i�cie wspania�ym zdrowiem. Luil XIII by� szczeg�lnym w�adc�: otoczy� bowiem swoj� kr�lewsk� opiek� prze�ladowane, kryj�ce si� w g�rach i lasach kobiety, obdarzone nadprzyrodzonym darem magii i zwane potocznie Czarownicami. Je�li do tej pory schwytana przez w�adze Czarownica bywa�a palona na stosie lub topiona w jeziorze z ogromnym kamieniem u szyi - to kr�l Luil XIII wyda� im glejty nietykalno�ci... Tym razem jednak to poddani byli pierwszymi, kt�rzy j�li chroni� Czarownice przed stosem, poznaj�c ich ogromn� u�yteczno�� dla siebie. Luil XIII musia�jedynie nauczy� szacunku wobec Czarownic swoich rycerzy, Technik�w i uczonych. Ci bowiem d�ugo wzdragali si� przed uznaniem "zabobon�w". Luil XIII posun�� si� tak daleko, i� stworzy� Akademi� Magiczn�, kszta�c�c� utalentowane w tym kierunku dzieci (z regu�y by�y to dziewczynki). Dzieci te ju� we wczesnym wieku zdolne by�y przeobra�a� niekt�re przedmioty, zaklina� pogod�, odtruwa� studnie, leczy� niekt�re z chor�b, przebywa� bez l�ku w�r�d najdzikszych zwierz�t. Kszta�cone w Akademii Magicznej przez Czarownice, doskonali�y sw�j kunszt, a niekiedy dost�powa�y Najwy�szego Wtajemniczenia. Z kolei kr�l Luil XIX otoczy� swoj� opiek� uczonych i artyst�w, wi�c rych�o nauka i sztuka osi�gn�y niespotykany stopie� rozwoju - kt�remu nie stawia�y tamy ni ogranicze� ani podejrzliwo�� doradc�w i urz�dnik�w kr�la, ani bardzo jednostronne widzenie �wiata Technik�w czy ograniczono�� pewnych rycerzy. Najwi�ksze zas�ugi dla swego pa�stwa po�o�y� kr�l Luil XXIII. Wiedz�c z kart starych kronik i historii, ile krzywdy i nieszcz�� przynios�y poddanym wyniszczaj�ce ongi� wojny mi�dzy sk��conymi pa�stwami - Luil XXIII zlikwidowa� ca�y rycerski stan w swym Kr�lestwie, nakazuj�c g��boko zakopa� wszystkie miecze, szable, �uki i inn�, bardziej skomplikowan� bro�. Za��da� te� od wszystkich poddanych przysi�gi, i� nigdy wi�cej nie wezm� udzia�u w �adnej z wojen. Wi�kszo�� poddanych z rado�ci� spe�ni�a kr�lewski rozkaz i Dzie� Zakopywania Broni sta� si� od tej pory wspania�ym �wi�tem, czczonym co rok na wiosn�. Na historii rz�d�w kr�la Luila XXIII urywa�a si� ba�� o Wielkim Kr�lestwie, kt�r� Dziecko czyta�o na przemian ziewaj�c i nudz�c si� (przy opisach gospodarki i prawnych lub technicznych rozwa�aniach), to znowu dostaj�c wypiek�w na buzi, gdy czyta�o o pieczy, kt�r� Luil XIII sprawowa� nad Czarownicami. - Szkoda, �e to ju� koniec bajki - westchn�o, gdy rozdzia� zatytu�owany "Kr �tka historia Wielkiego Kr�lestwa" ust�pi� miejsca rozdzia�owi pod tytu�em "Magiczna medycyna". - To nie jest bajka - odpar�a Czarownica. - Wi�c co to jest? - Znowu nie czytasz uwa�nie - skarci�a je Czarownica. To jest prawdziwa historia. - Chcia�abym w takim razie �y� w tym Wielkim Kr�lestwie - westchn�o Dziecko marzycielsko. - �yjesz w nim, cho� nic o tym nie wiesz - rzek�a kr�tko jego Opiekunka. - Chcesz powiedzie�, �e to miejsce jest Wielkim Kr�lestwem? - za�mia�o si� Dziecko chytrze. - To miejsce, gdzie raz po raz musimy ucieka� przed rycerzami w zbrojach, gdzie nie mamy prawdziwego domu i gdzie nie widzia�am, by sta� cho� jeden pa�ac? - Tak - powiedzia�a spokojnie Czarownica. - To miejsce, gdzie wszyscy s� biedni, a liczni nawet g�oduj�, gdzie niepokornych skazuj� na �mier�, a podejrzanych o niepokorno�� szczuj� jak dzikie zwierz�ta, by�o kiedy� szcz�liwym Wielkim Kr�lestwem. - K�amiesz... - odpar�o Dziecko niech�tnie. - Nie k�ami�, tyle tylko, �e by�o to bardzo, bardzo dawno. Dok�adnie 765 lat temu Wielkie Kr�lestwo znikn�o z map tego �wiata. Cho� by�o to jednak a� tak dawno, �e zdawa�oby si� �e nikt ju� nie powinien pami�ta�, wi�kszo�� jego dzisiejszych mieszka�c�w nosi w swych sercach g��bok� i serdeczn� pami�� o nim, kt�r� wzi�li od swych dziadk�w, pradziadk�w i praprapradziadk�w. Nie zdo�ali ju� ujrze� Wielkiego Kr�lestwa, a jednak je pami�taj�. - Taka pami�� musi bole� - powiedzia�o Dziecko doros�ym tonem, jakim zreszt� m�wi�o zazwyczaj, nie spotykaj�c si� nigdy ze swymi r�wie�nikami, nie znaj�c nikogo poza Czarownic�. - Chyba lepiej nie pami�ta�, bo wtedy �atwiej si� �yje. - Tak - odpar�a Czarownica. - �atwiej �yje si� bez takiej pami�ci, a o wiele gorzej z ni�, ale za to w�wczas �yje si� m�drzej i prawdziwiej. Jest to pami�� gorzka, ale dumna. - M�wisz, �e tych kr�l�w by�o dwudziestu czterech? Wydaje mi si�, �e Wielka Ksi�ga musia�a zgubi� jeszcze jednego - szepn�o Dziecko. - Tego, kt�ry pozwoli� sobie zabra� Wielkie Kr�lestwo. - To ju� jest ca�kiem inna historia - powiedzia�a Czarownica. -1 mniemam, �e wkr�tce j� poznasz. Przez reszt� zimy Czarownica i Dziecko, nie n�kane przez nikogo, �y�y spokojnie w opuszczonej stajni. Dziecko nadal d�ugimi zimowymi wieczorami czyta�o Wielk� Ksi�g�, a gdy odk�ada�o j� niekiedy ze zniech�ceniem, gdy� kolejne rozdzia�y wydawa�y mu si� nudne, Czarownica surowo napomina�a: - Nie tra� czasu. Do tej pory, mimo up�ywu setek lat, uda�o si� nam ocali� Wielk� Ksi�g�, nie zgubi� jej ani nie zniszczy� w czasie kolejnych ucieczek. Ama ona nie mniej ni� 1800 lat, przynajmniej pierwsze rozdzia�y, gdy� p�niej dopisywano do niej coraz to nowe. Wi�c warto�� ma bezcenn�. Lecz w ka�dej chwili mo�e si� okaza�, �e strawi j� z�y ogie�, wpadnie w r�ce Naje�d�c�w lub ludzi g�upich, kt�rzy j� zniszcz�. Mam wobec ciebie tylko jedno zadanie i musz� skrupulatnie je wype�ni�: nie tylko przeczytasz ca�� Wielk� Ksi�g�, nim uko�czysz 7 lat, ale w dodatku b�dziesz j� umie� na pami��. Siedem lat uko�czysz na wiosn�, a to ju� nied�ugo... Wi�c Dziecko nadal czyta�o wieczorami po��k�e stronice opas�ej Ksi�gi, a znudzenie dziwnym trafem ust�pi�o. Nocami Czarownica przyk�ada�a swe du�e ciep�e d�onie do jego g�owy i mamrota�a jakie� s�owa. Nazajutrz kolejne rozdzia�y wchodzi�y z coraz mniejszym trudem w pami�� Dziecka i utrwala�y siew niej na zawsze. Dziecko przeczyta�o i zapami�ta�o d�ugi rozdzia� zatytu�owany "Magiczna Medycyna" - i z pewnym wstr�tem, ale skutecznie, zmuszone przez sw� Opiekunk�, wyleczy�o z�aman� i ropiej�c� �apk� ma�ej myszki, oparzon� przez lamp� szmaragdow� �m�, przywr�ci�o �ycie zamarzni�temu w �niegu ptakowi. Po przeczytaniu rozdzia�u "Magiczne P�yny" nauczy�o si� przyrz�dza� ze zwyk�ej wody z dodatkiem paru wybranych zi� r�ne napary i napoje, kt�re utrudzonym przywraca�y si�y, roztargnionym pami��, nieszcz�liwym - rado��, ot�pia�ym - umys�ow� sprawno��. Bez �adnych nak�onie� ze strony Czarownicy, w najwy�szym skupieniu Dziecko nauczy�o si� na pami�� rozdzia� "O nieludzkich mowach" i dowiedzia�o si� - nawet bez zdziwienia - �e bywaj�, rzadkie co prawda chwile, w kt�rych zrozumia�a staje si� dla wybranych istot mowa zwierz�t, traw, ptak�w, drzew. Nale�y jednak wybra� - a tego w�a�nie uczy�a Wielka Ksi�ga - stosowny dzie�, a i por� dnia. Niekiedy jest to tylko jeden dzie� w roku, cho� czasem bywa i tak, �e - wraz ze zmian� kierunku wiatru, uk�adem chmur na niebie, wilgotno�ci� powietrza i k�tem padania promieni Ksi�yca lub S�o�ca - mo�na te� ich mow� poj�� niemal co dzie�. Czarownica z b�yszcz�cymi oczyma �ledzi�a Dziecko, skryta za rogiem stajni, gdy stoj�c pod wielk� lip�, kt�rej ga��zie si�ga�y wysoko w niebo, ws�uchiwa�o si� w skrzypienie jej konar�w. Mowa li�ci drzew by�a �atwiejsza, lecz zimow� por� niemo�liwa. W oczach Czarownicy czai� si� niepok�j, bowiem ten zimowy, ch�odny dzie� nie by� w dodatku Dniem Mowy Lip. Oczy Czarownicy po�yskiwa�y coraz mocniej, a niepok�j narasta�. I wtedy gdy jej niepok�j wzr�s� do zenitu, Dziecko powiedzia�o: - Ona m�wi, �e od dawna nie widzia�a we Wsi �adnych Naje�d�c�w. Nie maj� tu nic do szukania, bo jest to Wie� pos�uszna i karna... - Tak - powiedzia�a Czarownica z u�miechem na swych w�skich wargach. - A co to znaczy wie� pos�uszna i karna? - spyta�o Dziecko odrywaj�c si� od pnia wysokiej lipy. - To jest taka Wie�, kt�ra ch�tnie zapomnia�a o tym, �e by�a ongi� cz�ci� dumnego i wolnego Wielkiego Kr�lestwa - odrzek�a Czarownica ze smutkiem. - W zamian ma nieco wi�cej jedzenia, ni� pozosta�e Wsie. Jak widzisz, mo�na zdradzi� i za k�s chleba. Zima przesz�a szybko, cho� zazwyczaj d�u�y si� wszelkim �ywym istotom w przeciwie�stwie do weso�ego po�piechu wiosny. Jeszcze nigdy Czarownicy i Dziecku nie uda�o si� tak d�ugo i spokojnie prze�y� tyle czasu w jednym miejscu. Dzi�ki temu nauka post�powa�a szybko i ju� wkr�tce Dziecko umia�o Wielk� Ksi�g� na pami��. - Czy nigdy jej nie zapomnisz, moja Ma�a? - spyta�a pewnego dnia Czarownica. A by� to dzie�, w kt�rym s�o�ce przypieka�o na tyle mocno, i� �nieg, le��cy grub� warstw� wsz�dzie doko�a, zacz�� powoli topnie�. - Nigdy - odpar�o Dziecko. - Wi�c teraz musimy t� Ksi�g� spali�, �eby nie wpad�a przypadkiem w niepowo�ane r�ce. - Musimy?! - zawo�a�o Dziecko z �alem. -1 co teraz b�dzie? - Teraz ty b�dziesz Wielk� Ksi�g�, rozumiesz? Ona ca�a b�dzie w tobie, w twojej pami�ci. A kiedy�... kto wie czy kiedy� jej nie odtworzymy? Ten wiecz�r wydawa� si� Dziecku smutny. Wprawdzie po��k�e, kruche stronice utrwali�y si� w jego pami�ci i niemal na ka�de zawo�anie Dziecko widzia�o wyra�nie przed oczami ka�d� ze stron i niemal ka�de s�owo ka�dego rozdzia�u - ale widok p�on�cej w kominku starej Wielkiej Ksi�gi przej�� je t�sknot� do niej, do jej dotyku, zapachu, jej obecno�ci. By�a to te� t�sknota do d�ugich, spokojnych cho� fascynuj�cych zarazem wieczor�w, w czasie kt�rych stronice Ksi�gi r�owia�y pod lamp� na stole; t�sknota do tego pierwszego czarowhego momentu gdy ma�y paj�czek, spadaj�c ze sto�u przeobrazi� si� w barwny k��buszek w��czki. Nie wiedz�c o tym Dziecko t�skni�o te� do chwili, gdy by�o tylko dzieckiem, nie obci��onym �adn� tajemn� wiedz� ogromnej Wielkiej Ksi�gi. Teraz, po jej �mierci w purpurowych p�omieniach ono samo, Dziecko, by�o utracon�, czarodziejsk� Wielk� Ksi�g�. Przestawa�o by� Dzieckiem. W spos�b nieodwracalny. ROZDZIA� III Wiosna, jak zazwyczaj, przysz�a ca�kiem niespodziewanie. Dopiero co ga��zie drzew i krzew�w otula� bia�y szron, a mr�z - nonszalancki artysta - zape�ni� wszystkie szyby swymi szalonymi rysunkami, gdy nagle, niemal spod �niegu wype�z�y najpierw nie�mia�o, a potem bu�czucznie pierwsze wiosenne kwiaty. Ziemia - czarna i ci�ka - niemal nabrzmia�a i paruj�c pod promieniami wczesnego s�o�ca, wydawa�a g��bokie westchnienia, jak matka przygotowuj�ca si� do porodu. Echo nios�o z oddali g�uche pot�ne trzaski; to p�ka� l�d na jeziorach. - Wkr�tce sko�czysz siedem lat, moja Ma�a - powiedzia�a Czarownica. - Przestajesz by� Dzieckiem. Nadszed�ju� czas, by�my si� rozsta�y. Dziecko - z buzi� nasmarowan� sokiem orzecha, co czarownica nadal czyni�a co dzie� skoro �wit - zabawia�o si� w�a�nie przemienianiem m�odziutkiego p�czka na ga��zi brzozy w malutkiego, puszystego chomika - i na odwr�t. Czarownica obserwowa�a j� bacznie, gdy� zauwa�y�a, �e wychowanka czyha na brak uwagi z jej strony, by pozostawi� zaczarowan� rzecz lub istot� w jej nowej postaci. - Czy chcesz powiedzie�, �e teraz zostan� sama? - spyta�a z zaciekawieniem. Czarownica nie us�ysza�a w jej g�osie �alu i zrobi�o si� jej nieco smutno. - Nie - odpar�a oschle. - Nie zostaniesz sama. Zreszt� wkr�tce si� o tym przekonasz. Gdy Czarownica zacz�a wk�ada� do du�ego worka wszystkie niezb�dne, cho� ubogie przedmioty, jakie posiada�y Dziecko zrozumia�o, �e czeka je kolejna w�dr�wka. - Nikt nas nie �ciga, wi�c czemu uciekamy? - Nie uciekamy. Po prostu musimy i��, bo nadszed� Czas - odpar�a Czarownica. Ju� po chwili w�drowa�y pod g�r�, w stron� czerniej�cego na horyzoncie Wielkiego Lasu. Tym razem d�ugo uda�o im si� przebywa� w kolejnej siedzibie, wi�c Dziecko odwyk�o od w�drowania. Gdy tylko wesz�y w Las, musia�y zatrzyma� si� na odpoczynek. Ma�a opar�a g�ow� o pie� wielkiego d�bu i przymkn�a oczy. Otwieraj�c je ujrza�a, �e jej Opiekunka stoi w niewielkiej odleg�o�ci od kr�lewskiego drzewa i mruczy co� pod nosem. - Och, daj spok�j - powiedzia�a jej podopieczna z wyra�n� satysfakcj�. - Je�li chcesz si� dowiedzie� co m�wi D�b, mog� ci to powt�rzy�. Ju� dawno s�ysza�am jego s�owa... tak... tak... ga��zie jego korony widz� Wie�bez wi�kszego k�opotu. Ib jest bardzo wysoki D�b. Czarownica spojrza�a na ni� uwa�nie i przez wargi jej przebieg� ni to u�miech, kt�ry zaraz jednak ust�pi� miejsca jakby �alowi. - D�b m�wi, �e Naje�d�cy przebywaj� w tej Wsi, po drugiej stronie zbocza, ale id�c skrajem Lasu ominiemy ich. Za to nie wolno nam zbli�y� si� do s�siedniego Miasteczka, bo tam jest ich ca�a armia. Podobno wczoraj �ci�li g�owy paru mieszka�com - m�wi�o Dziecko bez po�piechu. - Czy mo�esz mi wyt�umaczy�, dlaczego Naje�d�cy �cinaj� komu� g�owy? - �cinaj� je w�wczas, gdy s�dz�, �e ludzie ci buntuj� si� przeciw ich w�adzy. Czasem jest to tylko podejrzenie, ale niekiedy prawda - odpar�a Czarownica. - Czy mam ich �a�owa�? - spyta�o Dziecko kapry�nie. - To s� twoi rodacy i przyjaciele. Naje�d�cy nimi nie s� odpar�a Czarownica. - Naje�d�cy tobie te� �ci�liby g�ow�, gdyby� wpad�a w ich r�ce. - A tobie? - zaciekawi�o si� Dziecko. - Mnie spaliliby na stosie. - Ach, tak jak czyniono w Wielkim Kr�lestwie, w dawnych czasach, zanim kr�l Luil XIII otoczy� Czarownice swoj� opiek�... - przypomnia�a sobie uczennica Wielkiej Ksi�gi. - Tak, do tamtych czas�w zar�wno w�adcy, rycerze, szlachta, a nawet uczeni i niekt�rzy zwykli mieszka�cy tej krainy nienawidzili i bali si� wszystkiego co by�o odmienne ni� oni sami. Lecz lud chroni� Czarownice, wyczuwaj�c, i� nie czyni� one nic z�ego, a nios� wiele pomocy. Pod wp�ywem m�drych praw Luila XIII, wszyscy powoli nauczyli si� szanowa� czyj�� odr�bno��. Z czasem nawet pokochali te, kt�re rozumia�y mow� drzew, zwierz�t i ptak�w, czarowa�y i odczarowywa�y przedmioty, leczy�y chorych, uzdrawia�y chorych �miertelnie, zmienia�y pogod�, a wszystko to za spraw� �wi�tej Magii. Naje�d�cy pochodz� z plemion ongi� koczowniczych, ciemnych, zabobonnych, niewykszta�conych i nienawidz� wszytkiego co si� od nich r�ni. A jest to nienawi�� pe�na l�ku. Dlatego w�a�nie z powrotem zacz�li pali� na stosach podejrzane o czary kobiety i �cina� g�owy tym, kt�rzy czarom sprzyjaj�. A teraz wstawaj, musimy rusza� dalej. Mamy jeszcze szmat drogi do przej�cia. Zw�aszcza, �e trzeba szerokim hakiem wymin�� Miasteczko. Czarownica z wychowank� znowu ruszy�y w g�r�, zboczem Lasu. Na jego szczycie, gdzie drzewa rozst�puj�c si� utworzy�y jasn� polan�, podr�niczki ponownie przysiad�y na zwalonym pniu, aby odpocz�� przed dalszymi trudami w�dr�wki. Tu� ko�o nich przycupn�� barwny ptak i j�� dziobem stroszy� z�oto-czerwone pi�rka. Czarownica w zamy�leniu �ledzi�a jego ruchy, a Dziecko leniwie przeci�ga�o si�. - Tydzie� temu �ci�li a� setk� ludzi w tym Miasteczku. Jeszcze dzi� dobiega stamt�d p�acz wd�w, sierot, braci i si�str pomordowanych - zacz�a monotonnie m�wi� Czarownica, nie odrywaj�c nieruchomego spojrzenia od ptaka, kt�ry nadal �ywo porusza� si� na obalonym pniu. Dziecko podnios�o g�ow� i spojrza�o na barwne stworzenie. - Ono m�wi, �e zabici nie czynili nic z�ego, jedynie lubili opowie�ci i legendy o dawnych dziejach Wielkiego Kr�lestwa, �piewali te� o nim pie�ni, szczeg�lnie jedn� z nich, Pie�� Jedyn� - ci�gn�a monotonnie Czarownica. - Ale przecie� ich dzieci i wnuki b�d� nadal snu� te opowie�ci i �piewa� pie�ni, skoro ju� je pozna�y - zauwa�y�a bystro wychowanka. - Mo�e b�d� to robi� w jeszcze g��bszej tajemnicy, ale b�d�... Nie rozumiem, dlaczego Naje�d�cy zabijaj� ludzi z takiego powodu? Kolorowy ptak odfrun��. Obie podr�niczki patrzy�y w �lad za jego lotem. - Zgodnie z regu�� my�lenia Naje�d�c�w, ci kt�rzy przywo�uj� dawne, dobre czasy Wielkiego Kr�lestwa, �ycz� sobie w g��bi swych serc, by Naje�d�cy wr�cili tam sk�d przyszli, na stepy, s� zatem ich wrogami. A wrog�w nale�y ich zdaniem zabija�, zabijaj�c wraz z nimi marzenia o wolnym Wielkim Kr�lestwie - m�wi�a Czarownica. - Marze� nie mo�na zabi� - odpar�o zadumane Dziecko. Nie rozumiem jak mieszka�cy dawnego Wielkiego Kr�lestwa mogli pozwoli�, by w og�le przyszli tu Naje�d�cy. Wyt�umacz mi to! - Ju� wkr�tce si� tego dowiesz. To nie moje zadanie odpar�a Czarownica. - Ja mia�am tylko wychowa� ci� z niemowl�cia, raptem rocznego, na siln� i zdrow� Dziewczynk� i nauczy� wszystkich tajemnic Wielkiej Ksi�gi. Swoje zadanie wype�ni�am, o ile si� nie myl� z nawi�zk�, rozwijasz si�bowiem szybciej, ni� mo�na by�o s�dzi�... Ateraz przesta� ju� tyle m�wi� i ruszajmy dalej, bo nie zd��ymy na czas. Po d�u�szym i �wawym marszu Czarownica z Dzieckiem wysz�y znowu na skraj Lasu z drugiej strony wielkiej g�ry. Teraz czeka�o je trudniejsze zadanie, bowiem musia�y omijaj�c wielkim �ukiem najbli�sz� Wie� i pobliskie Miasteczko, przekra�� si� na le�ne zbocze kolejnego, ciemniej�cego na odleg�ym horyzoncie wzniesienia. - Musimy pokona� dwa takie szczyty, nim dotrzemy do celu naszej drogi - rzek�a Czarownica. - Wydaje si� jednak, �e Naje�d�cy nadal s� w Miasteczku, bowiem nigdzie ich nie widz�... Ostro�nie wysun�y si� z bezpiecznej g�stwiny Lasu i zacz�y i�� przez pokryte jeszcze gdzieniegdzie �niegiem pola. Ale �nieg topnia� szybko, ust�puj�c miejsca wilgotnej, czarnej ziemi. Gdzieniegdzie w�r�d jej bry� kie�kowa�a ju� pierwsza wiosenna trawa. Rosn�ce z rzadka drzewa wznosi�y ku coraz cieplejszemu s�o�cu swe ci�gle nagie, bezlistne konary. - Teraz �atwo mogliby nas schwyta� - powiedzia�o nagle Dziecko. - Jeste�my tu doskonale widoczne i to na du�� odleg�o��. Zw�aszcza gdy idziemy po �niegu. Nasze ciemne, bure p�aszcze... - Przesta�, bo przywo�asz Z�o... - szepn�a Czarownica, �ciskaj�c jej r�k� w swej du�ej, ciep�ej d�oni. - Ale ja je czuj� - odpar�a Ma�a z namys�em. - Co czujesz? - Czuj� Z�o. Jest gdzie� blisko i wkr�tce nam zagrozi... - To ciekawe - mrukn�a Czarownica, nie zwalniaj�c ani na chwil� kroku. - Poczu�a� je wcze�niej ni� ja. Tak, teraz ja r�wnie� wyczuwam blisko�� Naje�d�c�w, cho� nigdzie ich nie widz�... - O, tam... - szepn�a jej podopieczna. Z lewej strony zbli�a�y si� ku nim, przez pola, ma�e, czarne punkciki, rosn�c jednak w oczach z ka�d� sekund� i przybieraj�c powoli kszta�ty galopuj�cych koni. Jeszcze kilka sekund i je�d�cy tak�e stawali si� coraz wyra�niejsi, a ich zbroje b�yszcza�y w wiosennym s�o�cu jak ma�e lusterka. Za moment wiatr przyni�s� uciekinierkom echo ich w�ciek�ych wrzask�w: - To one! Kobieta i Dziecko! - Szybciej! Nie umkn� nam! - Nie maj� gdzie! Ani skrawka lasu! - Wyczha! Goni� je! Goni�! - Na w�adc� Urgha, kln� si�, �e nie ujd�! - Zabi� Czarownice! Czarownica przystan�a i zacz�a rozgl�da� si� bystro dooko�a. Ale wsz�dzie rozci�ga�y si� jedynie puste, nie daj�ce �adnej os�ony pola. - Nie mamy wyboru - mrukn�a. - Jest to ryzyko, ale nie mamy wyboru. Musimy tylko zej�� z tego �niegu i stan�� na czarnej ziemi. Tam jeste�my mniej widoczne, a potem... potem nas przeobra��. - Zamie� nas w ptaki - poprosi�o Dziecko. - Chcia�abym cho� raz w �yciu pofrun��. A gdy b�dziemy ptakami, nigdy nas nie z�api�. - Przeobra�aj�c cz�owieka nie wolno odrywa� go od ziemi - m�wi�a Czarownica, biegn�c wraz z wychowank� w stron� czerniej�cego skrawka pola, na kt�rym �nieg dawno zdo�a� stopnie�. - Przeobra�ony w ptaka, oderwany od ziemi, nigdy ju� mo�e na ni� nie powr�ci�. Dlatego przemiana w ptaka jest krokiem ostatecznym. Zbrojni je�d�cy na koniach coraz to ro�li w oczach, a ich pe�ne w�ciek�o�ci wrzaski dobiega�y ju� ca�kiem wyra�nie uszu uciekaj�cych. Na przedzie, na czarnym koniu, gna� pot�ny, wyj�tkowo silnej budowy Naje�d�ca, czego nie kry�a nawet zbroja. - Ten chyba lubi zabijanie - pomy�la�o bezwiednie Dziecko, biegn�c obok Czarownicy, gdy nagle... nagle poczu�o, �e wrasta w ziemi� i nieruchomieje. Obok niej, z ciemnej, wilgotnej, paruj�cej w