4232

Szczegóły
Tytuł 4232
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4232 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4232 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4232 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Czworo ze �wiata czarownic" autor: Andre Norton wiat Czarownic rozrasta� si� powoli; nigdy nie zosta� dok�adnie opisany ani naniesiony na map�, nie otrzyma� te� oficjalnej historii. Innymi s�owy, po dzi� dzie� stoi otworem przed podr�nikami i odkrywcami. Jego mapa, kt�r� wreszcie naszkicowano, zdradza niewielk� znajomo�� p�nocy i po�udnia, a tak�e zachodniego kontynentu poza barier� Ziem Spustoszonych. W �wiecie Czarownic nie tylko mo�na nadal przeprowadza� badania historyczne i geograficzne, ale ma on r�wnie� bardzo r�ni�cych siq mi�dzy sob� mieszka�c�w - �yj� tam bowiem liczne dziwne ludy i plemiona ukryte na nizinach, w g�rach, na wyspach b�d� bagnach o z�ej s�awie. Jest tam r�wnie� jeden odwieczny, wci�� aktywny czynnik: Bramy Mi�dzy �wiatami. Na pewno Wielcy Adepci, kt�rzy je otworzyli, by zdobywa� za ich pomoc� nowe informacje lub szuka� za nimi wypoczynku, nigdy nie przypuszczali, i� Bramy b�d� dzia�a� w obie strony (chyba �e by� to eksperyment przeprowadzony przez nich bardzo dawno temu, we mgle dziej�w, kt�ra poch�on�a wi�ksz� cz�� przesz�o�ci). I cho� owi Adepci po�piesznie opu�cili �wiat, w kt�rym wyrz�dzili tyle z�a, przez Bramy przybyli nieszcz�nicy z innych czas�w i przestrzeni, schwytani w pu�apk� przez te ukryte drzwi, oraz uciekaj�cy przed najgorszym wygna�cy, przekonani, �e to, co kryje si� przed nimi, mo�e cho� w niewielkim stopniu polepszy� ich los. Przez te wrota przeszli te� amatorzy paraj�cy si� magi�, kt�r� nie do ko�ca rozumieli, przyci�gni�ci wbrew woli do Estcarpu, High 9 Hallacku, Arvonu i Escore wskutek powa�nego naruszenia jej praw. Wszyscy oni musieli stawi� czo�o ca�kowicie im obcej rzeczywisto�ci, kt�ra wystawi�a na pr�b� zar�wno ich odwag�, jak i si��. �wiat Czarownic to nie uko�czony gobelin, nadal tkany w przemy�lne wzory, kt�re zmieniaj� si� w zale�no�ci od osoby tkacza. Mo�e w�a�nie dlatego, �e nie zosta� uko�czony, przyci�ga tych, kt�rzy dostrzegaj� nowe horyzonty i podnosz� ten lub �w k��bek, nim zasi�d� do krosien, by doda� tu jaki� fragment, a tam przed�u�y� bort�. W �wiecie Czarownic wci�� mo�na dokona� wielu odkry�. Nie mog� powiedzie�, �e jest to �wiat, kt�ry stworzy�am, poniewa� uwa�am go za rodzaj Bramy. Po drugiej stronie tej Bramy pewien Sokolnik jedzie w misji, kt�rej jeszcze nie znam, jeden z sulkarskich statk�w walczy z falami i �aglami w poszukiwaniu nieznanego portu, m�oda dama z Krainy Dolin musi przej�� rz�dy w swoje r�ce, a znaleziony fragment staro�ytnego przedmiotu mo�e w mgnieniu oka zmieni� �ycie cz�owieka. W przekonaniu, �e nadal mo�na opowiedzie� o tym �wiecie wiele ciekawych historii, poprosi�am innych pisarzy, by opisali niekt�re z nie naniesionych na mapy miejsc, aby stworzyli ludzi czyni�cych zar�wno dobro, jak i z�o, i �eby wyja�nili pewne wydarzenia z jego dziej�w albo o�wietlili nieznane jeszcze zak�tki. Mia�am wiele szcz�cia, gdy� ci, do kt�rych si� zwr�ci�am, zgodzili si� wzbogaci� utkany ju� gobelin. Jestem im wdzi�czna za wszystkie nowe Bramy, kt�re otworzyli. Albowiem dzi�ki nim �wiat Czarownic nieprzerwanie si� rozszerza. Moi pomocnicy (a maj� oni przecie� w�asne ukochane �wiaty) wrzucili wiele magicznych kamyk�w do sadzawki, kt�ra w efekcie sta�a si� morzem. Wywo�ane przez te kamyki niewielkie fale dotar�y do wybrze�y, o kt�rych istnieniu nie mia�am poj�cia. Dlatego chc� wierzy�, �e cho� w�adam niewielk� moc�, potrafi� jednak wezwa� nowych adept�w do otwarcia zamkni�tych dot�d Bram. Czas i przestrze� nie s� przeszkod� dla tych, kt�rzy za pomoc� swojej sztuki szukaj� do nich kluczy; czuj� si� zaszczycona i cieszy mnie bardzo, i� pos�u�yli si� ni�, �eby dotrze� do �wiata Czarownic. Mog� wi�c mie� nadziej�, �e Bramy do Estcarpu, High Hallacku i Arvonu nigdy nie zostan� zamkni�te ani zapomniane i �e inni kronikarze wzbogac� histori� tych kraj�w. Niech wi�c obecni i przyszli przyjaciele �wiata Czarownic pos�uchaj� nowych opowie�ci z jego dziej�w... 10 belinem wn�k� w wilgotnym murze. Nigdy dot�d nie zapuszcza� si� do skrzyd�a zamku, w kt�rym mieszka�y jego trzy niezam�ne ciotki, dop�ki wszystkich mieszka�c�w Malmgarthu nie ogarn�o owo tajemnicze podniecenie. Powi�kszy� palcem wygryzion� przez myszy dziurk� w tkaninie i uwa�nie si� przygl�da�. Zamieszanie i krzyki trwa�y od wielu godzin. Wszystkich m�czyzn przep�dzono do wielkiej sali, a kobiety z zapami�taniem krz�ta�y si� wok� sprawy normalnej dla ca�ej swej p�ci. S�u�ebne i pokoj�wki niezmordowanie kr��y�y mi�dzy pomywalni� i kobiecymi komnatami, znoszono wszystko, czego tylko za��da�a po�o�na. Mal spochmurnia�, kiedy pojawi�a si� Ysa z dymi�cym dzbankiem pe�nym pachn�cej herbaty i kilkoma ciastkami, kt�re upiek�a dzisiaj stara kucharka. Zanios�a je prosto do po�o�nej i nawet si� nie rozejrza�a, by cho� jedno zaproponowa� ch�opcu. Ysa by�a najmilsz� i najpulchniejsz� ze s�u�ebnych i nale�a�a tylko do Ma�a. Jednak�e �aden z uczestnik�w dramatu, kt�rym sta� si� przedwczesny por�d pani Eireny, nie pomy�la� o podaniu ch�opcu kolacji i wys�aniu go do ��ka. Mal m�ciwie wyci�gn�� jeszcze kilka nitek z bezcennego starego gobelinu i obrzuci� z�ym spojrzeniem odchodz�c� Ys�. S�u�ebna przemkn�a przez komnat�, a z wyrazu jej twarzy ch�opiec zrozumia�, �e zupe�nie o nim zapomnia�a. Przestanie by� potrzebny nawet swemu wujowi, panu Rufusowi, gdy nowy przybysz zjawi si� w Malmgarcie. Fairhona powiedzia�a 11 zteroletni Mal wcisn�� si� g��boko w zas�oni�t� wyblak�ym go- tak do pani Elgi, a obie by�y siostrami pani Eireny. Mal nie zna� prawdziwego powodu, dla kt�rego zabrano go z jego domu znajduj�cego si� na po�udnie od Brikholmu. Wiedzia� tylko, �e jego matka umar�a na t� sam� chorob�, na kt�r� cierpia�a teraz pani Eirena i �e dlatego pos�ano go do wuja, pana Rufusa, na wychowanie. Pan Rufus i pani Virid nie mieli dzieci, zatem dziedzic Malmgarthu nie b�dzie pochodzi� z jego rodu. Ka�de dziecko Eireny, starszej siostry Rufusa, b�dzie mia�o wi�ksze prawa ni� m�ody Mal, kt�ry by� tylko jego siostrze�cem. Pani Eirena nie zechcia�a przypiecz�towa� swego zwi�zku ma��e�stwem i na to obyczaj jej pozwala�, jakkolwiek nie pozwoli�by, by jakikolwiek nieprawy potomek pana Rufusa m�g� odziedziczy� Malmgarth. Mal by� za m�ody, �eby mu zale�a�o na przej�ciu Malmgarthu z jego zielonymi pastwiskami i g�stymi lasami; os�oni�tego od p�nocy przed burzami i ch�odzonego w lecie wiatrami znad niezbyt odleg�ego morza. Bujne ��ki Malmgarthu dostarcza�y po�ywienia dla stad dorodnego byd�a i owiec oraz tabun�w pi�knych koni. Dzi�ki wielu pokoleniom selektywnej hodowli, Malmgarckie wierzchowce ��czy�y inteligencj� i si�� legendarnych torgia�czyk�w z urod� i szybko�ci� jab�kowitych rumak�w Je�d�c�w Zwierzo�ak�w. Rezultatem by� kary ko�, kt�ry dopiero osi�gn�wszy dojrza�o��, zyskiwa� srebrzyste c�tki na zadzie i brzuchu, chocia� najcenniejsze okazy zmienia�y ma�� dopiero na staro��. Mia�y smuk�e, dumnie wygi�te szyje i wysoko nosi�y przepi�kne g�owy; d�ugimi, bujnymi ogonami zamiata�y ziemi�. Zawsze mo�na by�o dostrzec cie� dziko�ci w du�ych b�yszcz�cych oczach i delikatnych chrapach tych miesza�c�w, ale �aden je�dziec po tym, jak ju� go zaakceptowa� Malmgarcki rumak, nie m�g� pragn�� bardziej wiernego i pos�usznego wierzchowca, na kt�rym przemierza� znaczne odleg�o�ci mi�dzy s�siednimi zamkami. W bitwie za�, co teraz by�o rzadszym zjawiskiem, ale kt�rego nadal nale�a�o si� strzec, Malmgarcki wierzchowiec broni� swego pana z�bami i kopytami. Ludzie nadal pami�tali ponure czasy, dni wiatru i wilka, jak je nazywano, kt�re nasta�y po spustoszeniu High Hallacku przez Psy z Alizonu. Trwa�o to dop�ty, dop�ki nie obj�li rz�d�w tacy magnaci jak pan Trystan, kt�rzy zdo�ali zaprowadzi� porz�dek i zapewni� pok�j um�czonej krainie. Ojciec pana Rufusa, Treli, by� jednym z nich i przywi�d� do zniszczonego zamku par� koni nale��cych niegdy� do Je�d�c�w Zwierzo�ak�w. Ludzie spogl�dali wtedy na� z uko- sa, zastanawiaj�c si�, jakie pakty musia� zawrze� podczas wojny. Tak jednak cieszy� ich spok�j, kt�ry zaprowadzi� w ich dolinie, i� zapomnieli, �e nie by� rodowitym szlachcicem i wybaczyli mu oportunizm z czas�w walki z naje�d�cami. Lecz to by�y sprawy doros�ych, dla Mala za� liczy� si� tylko jego w�asny t�usty, szary kucyk imieniem Baldhere, smaczne k�ski podsuwane przez kuchark�, tak �e Mal nigdy nie musia� czeka� na posi�ek, oraz tuzin lub wi�cej s�u�ebnych, kt�re nie odmawia�y mu niczego. Najbardziej za� lubi� wieczory, kt�re sp�dza� przy kominku w wielkiej sali, siedz�c obok swego wuja i zasypuj�c go pytaniami, kiedy temu starcza�o dla Malca cierpliwo�ci, albo patrz�c z podziwem, gdy zagniewany wielmo�a chodzi� wielkimi krokami tam i z powrotem i �aja� jakiego� niegodziwego pasterza czy oracza. Pan Rufus mia� wszystkie cechy, kt�re uwielbia�by ka�dy ch�opiec - by� ha�a�liwy, przystojny, r�wnie szczodrze rozdawa� dary jak szturcha�ce, a tak�e pachnia� ko�mi, miodem pitnym i wyprawion� sk�r�. Cz�sto sadza� Mala przed sob� na szybkim Malmgarckim rumaku i mkn�li razem jak wiatr przez ��ki i wzg�rza. Ch�opiec krzycza� z rado�ci, kiedy wiatr wyrywa� mu s�owa z ust i wyciska� �zy z oczu. Mal nie chcia� si� dzieli� tym wszystkim z k�opotliwym przybyszem, kt�ry rodzi� si� w komnacie naprzeciwko. Zmarz� i zesztywnia� od stania w niewygodnej pozycji, ale uczucie, �e robi co� zakazanego, sprawia�o mu wielk� przyjemno��. Zamkowe kobiety kr�ci�y si� po pokoju, wchodzi�y, wychodzi�y i �adna nawet nie podejrzewa�a, �e Mal si� tu ukrywa i przez otwarte drzwi przygl�da si� temu, czego nie powinno ich zdaniem ogl�da� �adne m�skie oko. P�niej krzyki nagle ucich�y, lecz w komnacie po drugiej stronie korytarza wiele si� nie uspokoi�o. Jaka� s�u�ebna wybieg�a stamt�d po�piesznie i na korytarzu natkn�a si� na Ys�. - Dziecko urodzi�o si� martwe - powiedzia�a szybko p�g�osem. - Po�lij kogo� do opactwa po dam� Averil. Musi pob�ogos�awi� to, czego nie mo�na przywr�ci� do �ycia. Nie wiem bowiem, jaka z�a moc mo�e zaj�� miejsce duszy dziecka. - Biedne Male�stwo - mrukn�a Ysa - za bardzo chcia�o przyj�� na ten okrutny �wiat. - Tak, to wielka szkoda, tym bardziej, �e by�a to dziewczynka - doda�a tamta. Ledwie zd��y�y znikn�� Malowi z oczu, kiedy z mroku w przeciwleg�ym kra�cu korytarza, tam gdzie schody prowadzi�y w d� do 13 solidnych drzwi wychodz�cych na dziedziniec zamkowy, wype�z�a ciemna, zakapturzona posta�. Ch�opiec znieruchomia� i powstrzyma� oddech, gdy zorientowa� si�, �e nieznajoma podobnie jak on sam kryje si� przed ludzkimi oczami. Wygl�da�a na wie�niaczk�, a taka przecie� nie mia�a tu nic do roboty. Ogarn�o go oburzenie i wyszed�by z kryj�wki, gdyby nagle nie dostrzeg� zawini�tka, kt�re nios�a nieznajoma, torby uszytej z kawa�ka starego gobelinu. Zna� t� torb�, nale�a�a do zielarki Merdice. Rozpozna�by j� cho�by tylko po zapachu: ostrej, dra�ni�cej woni zi�. Mal ledwie odwa�y� si� zamruga�. Najmniejszy ruch, �lad oddechu wystarczy�by, �eby Merdice go zauwa�y�a. Rozejrza�a si� podejrzliwie dooko�a, jakby wyczu�a jego obecno��. Ch�opiec l�ka� si� jej od chwili, gdy zjawi�a si� w Malmgarcie pierwszego dnia zimy. Pan Rufus i inni m�czy�ni spalili wtedy s�omiane ko�a, �eby odstraszy� z�e duchy, nie zdo�ali jednak odstraszy� Merdice. Ta bezdomna, obdarta kobieta stan�a przy drzwiach zamkowej pomywalni i poprosi�a o co� do jedzenia. Zrobi�a to bez �ladu l�ku i uni�ono�ci. P�niej obrzuci�a spojrzeniem zamek, przygl�daj�c si� uwa�nie r�nym szczeg�om konstrukcji, i w ko�cu zapyta�a, czy pan Rufus nie potrzebuje zielarki do pracy w destylarni. Jakby sk�d� wiedzia�a, �e staruszka, kt�ra si� tym zajmowa�a, niedawno umar�a, pozostawiaj�c inwentarz i domownik�w wielmo�y bez napar�w i proszk�w niezb�dnych do leczenia chor�b i ran. S�u�ba szepta�a, �e Merdice ma z�e spojrzenie, �e rozmawia z umar�ymi w ruinach po drugiej stronie potoczku, �e umie w�o�y� swoje my�li do cudzej g�owy albo je stamt�d wydoby�. I wszyscy byli zgodni, �e bardzo r�ni si� od innych ludzi. Mal natomiast s�dzi�, �e zielarka prawdopodobnie piecze na ro�nie dzieci, zw�aszcza za� niepos�usznych ma�ych ch�opc�w. Obserwuj�c j� ukradkiem w destylarni, dowiedzia� si�, �e podczas pracy rozmawia sama ze sob� lub z niewidzialnymi duchami. Raz zasta� j�, gdy siedzia�a wyprostowana, wpatrzona nieruchomo przed siebie, jakby w transie. Kiedy przy�apywa�a go na szpiegowaniu, odwraca�a si� b�yskawicznie i wyp�dza�a go, wymachuj�c gniewnie pi�ci�. Wydawa�a mu si� niewiarygodnie stara i pomarszczona, chocia� mia�a niewiele siwych w�os�w i kroczy�a prosto, wynio�le, co zaskakiwa�o w zestawieniu z jej chud�, kanciast� postaci�. W bystrych ciemnych oczach dostrzega� niepokoj�cy b�ysk jak u dzikiego or�a. Teraz Merdice odwr�ci�a si� i z niepokojem zmierzy�a wzrokiem gobelin. Ch�opiec zrozumia�, �e ju� za chwil� wszystko si� 14 sko�czy. Zielarka podesz�a bli�ej i skubn�a gobelin, potem obmaca�a przez grub� tkanin� mur; w pustej przestrzeni nie zdo�a�by si� ukry� �aden doros�y m�czyzna ani kobieta. Wzruszy�a ramionami i popatrzy�a ze z�o�ci� na gobelin. Po omacku wyj�a z torby niewielk� kryszta�ow� buteleczk�. Zbli�y�a j� na chwil� do �wiecy. Wewn�trz buteleczki kr��y�a podobna do dymu substancja. Na moment do �cianki przylgn�a miniaturowa twarzyczka, podobne do kwiat�w r�czki zacisn�y si� w pi�stki, po czym istotka odsun�a si�, zawirowa�a, ci�gn�c za sob� jasne w�osy. Wydawa�o si�, �e szuka drogi ucieczki, unosz�c si� i pchaj�c drewniany korek, a p�niej zn�w okr��aj�c wn�trze butelki. Mal nigdy nie widzia� takiej interesuj�cej zabawki. Nagle wezbra�a w nim gwa�towna ch�� posiadania Male�kiej pani w szklanej buteleczce - buteleczce ze szk�a przezroczystego, co samo w sobie by�o prawdziwym cudem. Mimo to nawet nie drgn�� w swojej kryj�wce i tylko z t�sknoty otworzy� szerzej oczy. Nagle Merdice ukry�a buteleczk� w fa�dach obszernej sukni i odwr�ci�a si� ku komu� nadchodz�cemu. - Merdice?! Co tu robisz? - zapyta�a Ysa, najwyra�niej staraj�c si� nie urazi� zielarki. - Nikt po ciebie nie posy�a�. - Chodzi o dziecko - pad�a odpowied�. - Mam lekarstwo na por�d martwego dziecka. Chc� je zobaczy�, zanim wszystkie opu�cicie r�ce. - Spojrza�a prosto w oczy Ysie, kt�ra najwyra�niej zamierza�a odm�wi�. Zacz�a ju� kr�ci� przecz�co g�ow�, gdy nagle zesztywnia�a, a jej spojrzenie znieruchomia�o. - Dobrze - odpar�a s�u�ebna. Kiedy otworzy�a drzwi, Mal zdo�a� dostrzec wn�trze komnaty, gdzie kilka milcz�cych kobiet otacza�o pani� Eiren�, blad� i nieprzytomn�, j�cz�c� cicho. Stoj�ca przy �o�u po�o�na trzyma�a co� b��kitnoszarego, owini�tego w skrawek bia�ego p��tna. Wszystkie g�owy zwr�ci�y si� gniewnie ku Merdice, gdy Ysa przerwa�a milczenie: - Ta M�dra Kobieta ma lekarstwo dla dziecka - o�wiadczy�a martwym g�osem. Oty�a po�o�na zacz�a si� podnosi�, a jej pomocnice odwr�ci�y si� z oburzeniem, ale Merdice podnios�a r�k� i wszystkie znieruchomia�y. - Teraz dobrze - powiedzia�a. - Tak jest znacznie lepiej. W�lizn�a si� do komnaty i wyci�gn�a r�ce po dziecko. Trzymaj�c je jedn� r�k�, drug� wyj�a buteleczk� spomi�dzy fa�d sukni, 15 obluzowa�a korek z�bami i podsun�a naczy�ko pod nosek niemowl�cia. Wiruj�ca w nim szara mgie�ka znikn�a. Niemal natychmiast dziecko odetchn�o, zacz�o kaszle�, plu� i zanios�o si� p�aczem. Merdice zwr�ci�a dziewczynk� po�o�nej i szybko wysz�a na korytarz. Wszystko to trwa�o zaledwie kilka chwil. Ysa pami�ta�a, �e powinna zamkn�� drzwi. P�niej zawo�a�a: - Dziecko �yje! - Nazywa si� Aislinn - powiedzia�a cicho pani Eirena. W�wczas Mal ponownie znalaz� si� naprzeciw Merdice, kt�rej uwag� zn�w przyku� gobelin. Z niedowierzaniem kr�ci�a g�ow�, przygl�daj�c si� tkaninie. Tym razem dostrzeg�a wyszarpan� nisko dziur� i skoczy�a ku niej jak kot. Mal rzuci� si� do ucieczki. Bieg� tu� przy �cianie, os�oni�ty gobelinem, a zielarka tu� za nim. Cho� strach nie �ciska� go za gard�o, nie o�mieli� si� wzywa� pomocy. Przecie� by� intruzem w komnatach pani Eireny. Wiedzia�, �e nikt go nie uratuje, a zbawczy gobelin wkr�tce si� sko�czy. Nagle uderzy� w wystaj�cy wspornik, potkn�� si�, potoczy� i zacz�� spada� z w�skich stopni. Szcz�ciem zdo�a� si� zatrzyma�. Z do�u bi�o �wiat�o i s�ycha� by�o g�osy. Przyciskaj�c si� do �ciany, zsuwa� si� ze schod�w tak szybko, jak tylko potrafi�, niepewnie si�gaj�c do nast�pnego stopnia kr�tkimi dziecinnymi n�kami. Spodziewa� si�, �e w ka�dej chwili z�apie go szponiasta r�ka. A je�li Merdice zmieni�a posta� i b�dzie go �ciga� jako wilk, wielki szczur, a mo�e nawet paj�k? Schody ko�czy�y si� tu� przed w�skimi drzwiami. Mal pchn�� je gor�czkowo. Ch�opiec wpad� do niewielkiego, podobnego do szafy, znajomego pomieszczenia. Nale�a�o do kuchennego kr�lestwa i jego cudownych, �yczliwych bogi�. Wygramoli� si� wi�c ze spi�ami do rozja�nionej blaskiem ognia kuchni przesyconej zapachem piek�cego si� mi�sa. Otoczy�y go kuchenne b�stwa. Kucharka wzi�a go na kolana i uspokoi�a s�odkim ciastkiem, przyk�adaj�c jednocze�nie zimne ostrze no�a do rosn�cego na czole guza. - By� w tej brudnej dziurze w kobiecym skrzydle zamku - zauwa�y�a kucharka, zgarniaj�c mu paj�czyny z w�os�w. - Na pewno przypatrywa� si� porodowi. Czy w�a�nie tam by�e�, paniczu? - Z�oiliby mu sk�r�, gdyby si� o tym dowiedzieli - zachichota�a nerwowo kt�ra� z jej pomocnic. - To ju� bez znaczenia - odrzek�a kucharka. - Nie powiemy im o tym i nigdy si� nie dowiedz�. Szkoda, �e tamto biedactwo urodzi�o si� martwe. A pani Eirena ostatecznie zosta�a oszukana przez los. 16 Tyle si� nam�czy�a, �eby zaj�� w ci���. Zdaje si�, �e w ko�cu to nie jej potomstwo, ale ma�y Mal b�dzie naszym panem. To mi wcale nie przeszkadza. Ch�opiec omi�t� spojrzeniem ich twarze i wyprostowa� si� �wiadomy, �e ma co� wa�nego do powiedzenia. - Dziecko �yje - o�wiadczy� z powag�. - Merdice przysz�a i Male�ka pani z buteleczki wesz�a do nosa dziecka. - Merdice?! - powt�rzy�a z niedowierzaniem kucharka i na d�wi�k tego imienia wszystkie kobiety spojrza�y po sobie z niepokojem. - C� za niewiarygodna historia! Ma�y musi by� ci�gle przestraszony. Male�ki, stara Merdice nigdy nie przysz�aby do zamku. Wszystkie zewn�trzne drzwi s� zamkni�te, zreszt� nikt by jej nie wpu�ci�. Nie musisz si� jej obawia� - przytuli�a go mocniej i wr�czy�a nast�pne ciastko. Mal skuli� si� na kolanach kucharki i wepchn�� ciastko do ust, rozsypuj�c okruchy na brudny fartuch. Ogarn�a go senno��. Uderzy� pi�tami o kolana kucharki i poruszy� si�, walcz�c ze snem. Daremnie, bo ju� po kilku minutach mocno spa�, �ciskaj�c w brudnej r�czce na p� zjedzone ciastko. Mal widywa� Aislinn tylko wtedy, gdy nia�ka nosi�a rozkrzyczane niemowl� po dziedzi�cu albo ju� nieco podros�a, gdy chwiej�c si� na n�kach, kroczy�a po nier�wnych p�ytach kamiennej posadzki wielkiej sali. Nia�ka sz�a tu� za ni�, bacz�c, by nie upad�a i nie zrobi�a sobie krzywdy. Ale �adna nia�ka nie mog�a jej upilnowa� i ch�opiec cieszy� si� w duchu, kiedy Aislinn upad�a albo pobrudzi�a swoj� pi�kn� sukienk�, tul�c si� do wielkiego, zab�oconego psa. Przez ca�y czas Mal obawia� si�, �e z powodu Aislinn wuj Rufus ode�le go pewnego dnia, tak jak to zapowiada�y s�u�ebne. Wszyscy uwa�ali, �e Aislinn jest �licznym dzieckiem i kobiety przy lada okazji wynosi�y j� pod niebiosa. Ten brak lojalno�ci bardzo bola� ch�opca. Uwa�a� kuzynk� za niezno�nego bachora. Kiedy troch� uros�a, zacz�a wsz�dzie za nim chodzi� i Mal nie potrafi� si� jej pozby�. B�oto i woda jej nie odstrasza�y; nie odst�powa�a go, cho� moczy�a brzeg haftowanej sukienki i cienkie, ozdobione koralikami at�asowe trzewiczki. Wprawdzie w ka�dej chwili m�g� wsi��� na kucyka i odjecha�, lecz mia� wtedy poczucie winy, gdy� zawsze czeka�a na jego powr�t. 17 Kiedy Aislinn sko�czy�a sze�� lat, a Mal dziesi��, pani Eirena zaprzesta�a bezowocnych pr�b kierowania jej post�powaniem. Aislinn ubrana rankiem w bogat� sukienk� z drogiej tkaniny, ozdobion� koralikami i wymy�lnymi haftami, zrzuca�a z siebie ci�ki, niewygodny str�j gdzie� na ��ce czy w oborze i bawi�a si� w koszuli, kt�ra nie przeszkadza�a w bieganiu, wspinaniu si� na mury i konnej je�dzie. Podobnie by�o z bucikami, kt�rych nigdy nie odnajdywano, chyba �e odda�a je innemu dziecku, a zreszt� po ca�ym dniu gonitwy delikatne trzewiki nie nadawa�y si� ju� do noszenia. Pod koniec dnia Aislinn wygl�da�a jak le�na nimfa w przepasanej �odyg� winoro�li kr�tkiej koszulce i wianku na rozpuszczonych w�osach, kt�re spada�y jej na plecy jak jasny p�aszcz. Mal nie pami�ta� chwili, kiedy zosta� niewolnikiem Aislinn. Mo�e sta�o si� to w dniu, w kt�rym pozwoli� jej wsi��� za sob� na konia; stary Baldhere ju� dawno ust�pi� miejsca wysokiej, �agodnej klaczy. P�dzili wtedy, �miej�c si� na ca�e gard�o, gdy klacz przeskakiwa�a przez strumienie, a wiatr porywa� ich okrzyki. M�g� to by� dzie�, w kt�rym, chc�c j� nastraszy�, by przesta�a wsz�dzie za nim chodzi�, podkrad� si� do Aislinn w lesie. Le�a�a na ziemi w otoczeniu polnych myszy, nornic i innych ma�ych zwierz�tek wychodz�cych z norek na jej wezwanie. Cichym obcym g�osem wypowiada�a niezrozumia�e s�owa. Gdy go dostrzeg�a, roze�mia�a si� i szepn�wszy co�, przegna�a poro�ni�te futrem towarzystwo. Po chwili zn�w co� powiedzia�a i na jej wyci�gni�tym palcu usiad� motyl, potem drugi, trzeci, a� w ko�cu pokry�y ca�e rami� i barwn� chmur� kr��y�y jej nad g�ow�. Ch�opiec wyszed� z ukrycia, chc�c si� lepiej przyjrze� ma�ym stworzonkom o kolorowych skrzyde�kach. - Jak to zrobi�a�? - zapyta� podejrzliwie. Aislinn u�miechn�a si�, machn�a r�k� i motyle ponownie si� rozproszy�y. - Ach. Wymawiam ich imiona i przychodz� do mnie - odrzek�a. - Och, Malu, poka� mi miejsce, w kt�rym Tavis zobaczy� wielkiego kota. A mo�e si� boisz, �e ten kot jeszcze tam jest? Mal oczywi�cie wcale si� nie ba� i sp�dzili ten dzie� w staro�ytnych ruinach, gdzie mign�� im wielki, srebrzysty kot, kt�ry na ich widok b�yskawicznie schowa� si� do ciemnej kryj�wki mi�dzy przewr�conymi kamiennymi blokami. Aislinn zacz�a wtedy znowu nuci� w taki sam spos�b jak przedtem. Kot odpowiedzia� gard�owym pomrukiem, a po chwili wyszed� zn�w na s�o�ce i, mrugaj�c leniwie oczami, rozejrza� si�, szukaj�c �r�d�a g�osu. 18 - Przesta�! - szepn�� po�piesznie ch�opiec, czuj�c, jak w�osy staj� mu d�ba z przera�enia, gdy wielki drapie�nik zbli�a� si� ku nim bezszelestnie. - Co si� sta�o? Boisz si�? - Uda�a zaskoczenie, ale w jej oczach zapali�y si� figlarne ogniki. - Tak! - wypali� ch�opiec. �nie�ny kot dostrzeg� ich teraz i koniuszek jego ogona poruszy� si� lekko, gdy z zainteresowaniem przygl�da� si� ch�opcu sko�nymi, z�ocistymi oczami. - Ode�l� go, jak mi dasz s�owo, �e pozwolisz mi ze sob� wsz�dzie chodzi� - odpar�a rezolutnie dziewczynka. - Bo opowiem wszystkim, �e bardzo si� przestraszy�e� �nie�nego kota. - Jak tak powiesz, to wszyscy b�d� si� �mia� ze mnie. - Nie, nie zrobi� tego. Mog� im powiedzie�, �e go pog�aska�e�. Z�apa�a ch�opca za r�k� i wysz�a na polan�, poci�gaj�c go za sob�. Wielki kot szed� ku nim mi�kko, z opuszczon� nisko g�ow�. Mal, patrz�c na zwierz�, zapomnia� o wpajanych przestrogach. Przesta� dostrzega� w nim niebezpieczn� besti�. Zobaczy� oto bajecznie siln� istot�, w�adc� zwierz�t, kt�ry usiad� spokojnie tu� przy stopach Aislinn i spojrza� na ni� uprzejmie. Ch�opiec wyczu� ciekawo��, jaka ogarn�a kota, kiedy dziewczynka dotkn�a jego g�owy, jego gotowo�� do wykonania jej polece�. Na nalegania Aislinn Mal r�wnie� dotkn�� g�owy drapie�nika, zwa�aj�c jednak, by nie wypu�ci� r�ki kuzynki. Na chwil� obudzi�a si� w nim niepokoj�ca �wiadomo��, �e mieszka�cy Krainy Dolin nie maj� poj�cia o istnieniu si�y tak pot�nej i staro�ytnej jak sama ziemia, si�y, kt�ra ��czy wszystkie zwierz�ta, darz�c je wiedz� niedost�pn� dla niego i dla jego wsp�plemie�c�w. Aislinn zwr�ci�a si� jakim� s�owem do wielkiego kota, kt�ry wsta� i odszed� bez po�piechu. Zatrzyma� si� nawet na moment, by spojrze� w stron� ludzkich zagr�d, zanim ponownie znikn�� w swojej grocie. � Teraz mo�esz powiedzie� pasterzom, �e dotkn��e� �nie�nego kota - o�wiadczy�a dziewczynka. - Nie uwierzyliby mi. - Mal pokr�ci� g�ow�. - Ty lepiej te� nie m�w o tym nikomu, bo pomy�l�, �e si� przechwalasz. Jak pozna�a� jego imi�? Aislinn ukl�k�a w�r�d kwiat�w i zacz�a do nich przemawia�; tylko niekt�re zrywa�a i dok�ada�a do niewielkiego bukietu. - Wszystko ma imi� - odrzek�a z irytacj�. - Wystarczy popatrze� i ju� si� wie. Nawet ludzie maj� imiona, chocia� trzymaj� je w tajemnicy. 19 - Ja mam na imi� Mal i nie robi� z tego sekretu. - To nie jest twoje jedyne imi�. Nie wolno ci wyjawi� nikomu tego drugiego imienia. Musisz o tym wiedzie�! Zwierz�ta nie ukrywaj� ich przede mn�. - Spojrza�a na ch�opca i jej twarzyczka nagle spowa�nia�a. - Czy m�wi� je tobie, Malu? - Nie, oczywi�cie, �e nie - odpowiedzia� pogardliwie. - Tylko dziewczyny musz� zna� imiona. Nie wydawa�o mu si� czym� niezwyk�ym to, �e Aislinn przemawia�a do ro�lin, tak �e ga��zie z ukrytymi owocami zbli�a�y si� do niej, albo namawia�a owoce, by spad�y z drzew, kiedy by�a g�odna. Wypowiadaj�c jakie� imi�, dziewczynka umia�a nawet usun�� b�l skalecze� czy zadrapa� i zatamowa� p�yn�c� z nich krew. Z dzieci�c� �atwo�ci� Mal zaakceptowa� zdolno�ci swojej kuzynki jako cz�� �wiata Malmgarthu, na r�wni z wielkim czerwonym dyskiem wschodz�cego s�o�ca, ros�, kt�ra ka�dego ranka spada�a, nie wiadomo sk�d, na traw� i kwiaty, czy nowymi ciel�tami i �rebi�tami w magiczny spos�b pojawiaj�cymi si� u boku swych matek oraz istnieniem innych stworze� tak m�odych, jak oni sami. Aislinn lubi�a wymyka� si� z zamku przed �witem i chodzi� boso po rosie. Matka i s�u�ebne od dawna ju� zaniecha�y pr�b zatrzymania jej w kobiecych komnatach i wyuczenia takich po�ytecznych umiej�tno�ci jak szycie, haftowanie czy plotkowanie. Kiedy Mal d�ugo si� nie pojawia�, dziewczynka wysy�a�a ptaka, �eby za�wierka� w jego oknie, albo psa, kt�ry wskakiwa� na jego ��ko i liza� mu twarz, przez ca�y czas depcz�c go wielkimi �apami. P�niej skradali si� do kuchni, gdzie kucharki w�a�nie zaczyna�y prac� i Mal zabiera� otrzymane ciastka lub kromki chleba. Nast�pnie wst�powali do mleczarni po kubki �wie�ego ciep�ego mleka. Dopiero wtedy odwiedzali konie w stajni i jedli �niadanie w s�sieku, obserwuj�c stajennych zaprz�gaj�cych konie. Przeja�d�ka wozem zapewnia�a im ca�odzienny pobyt na okalaj�cych zamek polach, sk�d mogli w�drowa� we wszystkich kierunkach, udaj�c, �e s� banitami z Wielkiego Pustkowia zamierzaj�cymi z�upi� Malmgarth, lub obie�y�wiatami po raz pierwszy odwiedzaj�cymi Krain� Dolin. Ta sytuacja zadowala�a pana Rufusa, ale nie jego siostr�. - Ten ch�opiec wcale si� nie uczy - zwyk�a mawia� przy kolacji w wielkiej sali. Mal i Aislinn od dawna powinni byli le�e� w ��kach, lecz cz�sto pozwalali sobie na podgl�danie niczego nie podejrzewaj�cych doros�ych. 20 - Ten ch�opiec - ci�gn�a pani Eirena - gania po okolicy jak zaj�c i uczy Aislinn karygodnych sztuczek. Ona nigdy nie nosi but�w, je�dzi konno z zadart� koszul�, przesiaduje w oborze i stajni i wci�� zadaje si� ze s�u�b�, zachowuj�c si� tak, jakby nie by�a lepsza od nich. Ten ch�opiec to m�ody dzikus, a nie odpowiednie towarzystwo dla szlachetnie urodzonej panienki! - Powinna� wi�c sprawi� jej kilka stroj�w do konnej jazdy - o�wiadczy� pan Rufus z szerokim u�miechem. - A ch�opiec w ten spos�b lepiej pozna okolic�, ni� gdyby le�niczy towarzyszy� mu przez ca�y dzie�. Niech jeszcze przez jaki� czas cieszy si� wolno�ci� i w ko�cu sam poczuje si� w�odarzem. Aislinn tylko na tym skorzysta, kiedy pewnego dnia obejmie tu rz�dy. B�dzie potrzebowa� gospodarza, kt�ry zna ka�dy kamie� i �cie�k� w Malmgarcie. - To jej przysz�y ma��onek b�dzie tu panem, a nie tw�j wychowanek - odpar�a z przek�sem pani Eirena. - Chocia� przypuszczam doda�a niech�tnie - �e jako nasz bratanek mo�e pozosta� tutaj tak d�ugo, jak zechce. - Obcy nie mo�e rz�dzi� Malmgarthem - odrzek� na to jej brat. - Musi si� kocha� t� ziemi�, gdy� inaczej nie b�dzie rodzi�a. To wrodzony dar. - Nonsens - zaprzeczy�a Eirena. - M�wisz o ziemi tak, jakby by�a �ywa. - Bo jest, pani siostro, bo jest - odpowiedzia� Rufus. Wzmianka o przysz�ym ma��onku Aislinn, kt�ry mia�by przyby� do Malmgarthu, tylko rozbawi�a dziewczynk� i jej kuzyna. Dobrze wiedzieli, co sta�oby si� z intruzem. Aislinn rozkaza�aby winnej latoro�li zwi�za� go mocno, chmurom - zmoczy� ulew�, a wilkom - przep�dzi�. W ich my�lach ten niepo��dany przybysz nierozerwalnie ��czy� si� z Chlodwigiem, drobnym cz�owieczkiem w podesz�ym wieku. W por�wnaniu z barczystym, ha�a�liwym opiekunem Ma�a i Aislinn pe�nomocnik pana m�odego wygl�da� jak zesch�y li�� trz�s�cy si� w podmuchach humoru Rufusa. Na uczcie weselnej ledwie skosztowa� jad�a z talerza, kt�ry mia� dzieli� z pann� m�od�. Aislinn ze wstr�tem odsun�a mi�so na jego cz�� talerza. Podobnie post�pi�a z innymi potrawami, kt�rych nie chcia�a je��. G��boko za to zaczerpn�a z kielicha, kt�rego Chlodwig tylko dotkn�� ustami. Wygl�da� jak zaniepokojony stary kogut, kt�rego lubi� podskubywa� m�odsze osobniki. Podczas tej uroczystej biesiady dziewczynka �mia�a si� z niego w duchu i wymienia�a spojrzenia z siedz�cym naprzeciw Malem, kt�ry w nowym, niewygodnym ubraniu wci�� wierci� si� na sto�ku. 21 Aislinn i Mal szybko zapomnieli o tej uroczysto�ci. Za osiem lat pan m�ody mia� przyby� do swej ma��onki, �eby obj�� w posiadanie jej posag, Malmgarth, ale dzieciom okres ten wydawa� si� wieczno�ci�. Podobny do wychud�ego ptaka Chlodwig i Hrok rych�o przestali dla nich istnie�. Nic nie mog�o zmusi� Aislinn i Mala, by zachowywali si� tak, jak zdaniem pani Eireny powinni zachowywa� si� m�ody szlachcic i szlachcianka (sk�din�d niewiele wiedzia�a ona o wychowaniu dzieci i o sposobach ich kontrolowania). Najlepiej powiod�a si� jej pr�ba nastraszenia obojga, ale d�ugotrwa�ego efektu te� nie osi�gn�a. Kiedy Aislinn by�a ju� na tyle du�a, �e na swych kr�tkich n�kach depta�a Malowi po pi�tach, pani Eirena opowiedzia�a im ponur� histori� o czarnym wozie. Trzyma�a przy tym Mala za rami�, wpija�a w nie paznokcie i patrz�c mu prosto w oczy, u�wiadomi�a straszny los, jaki czeka jego i Aislinn, je�eli si� nie poprawi�. - Jest wielki, czarny w�z, pokryty dziwnymi napisami Dawnego Ludu i ma on dwa ko�a, kt�re, obracaj�c si�, ha�asuj� g�o�no jak grom. Ci�gnie go obdarty ze sk�ry w�, kt�ry ju� dawno zdech�, lecz z�e uczynki ma�ych dzieci dodaj� mu si�. Je�dzi on po domach, w kt�rych �yj� ma�e z�e dzieci doprowadzaj�ce do rozpaczy swoje matki. Kiedy w�z si� zatrzyma, wtedy wo�nica, ghul w d�ugiej, szarej opo�czy, schodzi na ziemi�, bierze wielki hak do siana, �apie nim dzieci i wsadza je do wozu, z kt�rego nie mog� zej��, cho�by nie wiem jak krzycza�y i p�aka�y. Ghul zabiera je daleko tam, gdzie po�eraj� je wilki, kriki i inne z�e stwory, kt�rym smakuj� z�e dzieci. Czy chcieliby�cie, �eby ten czarny w�z przyby� po was do Malmgarthu, wy przekorne, niezno�ne dzieciaki? Ciarki przebiega�y Malowi po grzbiecie za ka�dym razem, kiedy s�ysza� t� opowie��, nawet gdy by� ju� za du�y, by si� l�ka� takich bajek. Ale Aislinn zawsze s�ucha�a matki z otwartymi ustami, nie odrywaj�c od niej wzroku, bez wzgl�du na to, jak cz�sto pani Eirena usi�owa�a ukara� c�rk�, strasz�c j� czarnym wozem. Wydawa�o si�, �e dziewczynka nie Mal bez przerwy wymy�la coraz to nowe psoty, robi�c w�a�nie to, czego jej wyra�nie zakazano, a im bardziej przera�a�o to Mala, tym wi�kszy budzi�o w niej zachwyt. - Chod�my do ruin Dawnego Ludu - zaproponowa�a po kolejnej reprymendzie z powodu straty jeszcze jednej pi�knej sukienki, kt�ra tym razem uton�a w rzece. - Do ruin, w kt�rych kiedy� pokaza�am ci �nie�nego kota, pami�tasz? 22 - To zakazane miejsce - zaoponowa� Mal. - Dawni Ludzie zostawili tam jakiego� ducha, kt�ry nie dopuszcza nikogo obcego. - To dobre miejsce - powiedzia�a stanowczo Aislinn. A teraz chod� ze mn� albo p�jd� tam sama. Ch�opiec zaprzesta� protest�w. Wi�ksz� zbrodni� ni� towarzyszenie Aislinn by�oby pozostawienie jej samej w niebezpiecze�stwie. Opu�ciwszy zamek, przeszli przez zwodzony most. Z drugiej jego strony, na skraju lasu, sta�y chaty s�ug i robotnik�w rolnych, kt�rzy w czasach pokoju mieszkali poza murami zamku. W lesie, gdzie ros�y wielkie, omsza�e drzewa, w kamiennej cha�upie, kt�rej �ciany mocniej ��czy� mech ni� niewidoczna zaprawa murarska, osiedli�a si� stara Merdice. Kr�ta �cie�ka prowadzi�a z jej domostwa do zamku. Chodzi�a ni� codziennie do destylarni, �eby sporz�dzi� potrzebne lekarstwa. Mal j�kn��. To by� jeszcze jeden zabroniony spos�b sp�dzania czasu: podpatrywanie zielarki. Na szcz�cie dzisiaj drzwi jej chaty by�y zamkni�te i dym nie uchodzi� z otworu w dachu. Du�y �aciaty kot my� si� starannie na progu. Us�yszawszy ich kroki, podni�s� czujnie oczy i nie opuszczaj�c �apy, przygl�da� si� intruzom. Kiedy Aislinn podesz�a do niego, wymawiaj�c zrozumia�e dla zwierz�cia s�owa, kt�re Mal ju� zna�, kot odwr�ci� si�, da� susa i znikn�� w krzakach. - Poszed� zawiadomi� Merdice - os�dzi� ch�opiec. - Ona zawsze wie o wszystkim, co robimy, wszystko wypatrzy swoimi z�ymi oczami. - Nie, nie wie - zaoponowa�a Aislinn. - To tylko stara kobieta. Nie boj� si� jej. - A w�a�nie, �e si� boisz. Zawsze przebiegasz obok destylarni najszybciej, jak tylko potrafisz. - Ju� nie. My�l�, �e chcia�abym kiedy� z ni� porozmawia�. Czy aby ty si� jej nie obawiasz? Obawia� si� jej? Pr�dzej ba�by si� starego Chlodwiga. Pod tymi jednak przechwa�kami kry�y si� przenikni�te strachem wspomnienia, w kt�rych Merdice i Aislinn ��czy�a jaka� silna wi�. Ch�opiec niewiele pami�ta� poza tym, �e schowa� si� za gobelinem i �e Merdice szuka�a go, uderzaj�c w grub� tkanin�. Je�eli Aislinn przebiega�a obok destylarni tak szybko, jak tylko mog�a, to tylko dlatego, �e chcia�a go dogoni�. Ruiny odwiedzali tylko podczas d�u�szych konnych wypraw. Znajdowa�y si� na pobliskim wzg�rzu, a kamienne bloki ze strzaskanych 23 mur�w le�a�y a� u jego podn�a, tak �e przed dotarciem na szczyt trzeba by�o pokonywa� prawdziwy labirynt. Nie znali przeznaczenia zniszczonego budynku, gdy� niewiele z niego pozosta�o poza stosem zdobionych o�cie�nic i nadpro�y oraz powalonymi pi�knie rze�bionymi kolumnami z niebieskawego kamienia, kt�re tak dobrze znios�y wszystkie niepogody, i� nadal na nich widnia�y niezrozumia�e symbole. Te symbole i �lady bytno�ci poprzednich mieszka�c�w okolicy zwanej obecnie Malmgarthem niepokoi�y Mala. Czu�, �e ludzie dopiero niedawno przybyli do Krainy Dolin, a i to tylko na jaki� czas. Je�eli budowniczowie takiego ogromnego gmachu opu�cili go dawno temu, to pewnego dnia i Malmgarth mo�e spotka taki sam los. Aislinn nie nurtowa�y podobne obawy. Kr��y�a po ruinach, rozgl�daj�c si� tak uwa�nie, jakby ich nie zwiedza�a, tylko szuka�a czego�, co tylko ona jedna mog�a rozpozna�. Mal wspina� si� tu� za ni�, �eby nie straci� jej z oczu, gdy� w ka�dej chwili mog�a znikn�� w jednym z ciemnych otwor�w, kt�re kusi�y ka�dego nieostro�nego, acz ciekawskiego w�drowca. Nie zapomnia� �nie�nego kota, kt�ry przed dwoma laty zamieszkiwa� jedn� z takich grot. Dziewczynka nie chcia�a tym razem myszkowa� tam gdzie zwykle. Przywo�a�a kuzyna ruchem r�ki i wspi�a si� na szczyt sterty pop�kanych kamiennych blok�w, sk�d spojrzeli na miejsce, kt�re kiedy� mog�o by� dziedzi�cem niewielkiego zamku. - To niedogodny teren do budowy twierdzy � orzek� ch�opiec. � Za daleko od p�l i ��k. - To nie by� zamek - odpar�a Aislinn, rozgl�daj�c si� wok�. - Tu przybywali ludzie, �eby odzyska� si�y. Chod�, tam co� jest. Kiedy obeszli zagradzaj�cy im drog� olbrzymi g�az, ujrzeli nast�pny dziedziniec. Nadal sta�y tam kr�giem kolumny, chocia� z jednych pozosta�y tylko u�omki, a inne si� przekrzywi�y. Wn�trze tego kr�gu wybrukowano r�nobarwnymi kamieniami, tak �e tworzy�y du�� pi�cioramienn� gwiazd�. Kto� oczy�ci� bruk z gruzu, kt�ry otacza� teraz kolumny niskim murkiem. Nagle mi�dzy g�azami pojawi�a si� ciemna posta�, kt�ra podesz�a do gwiazdy, po�o�y�a kupk� chrustu przy jednym z jej ramion, po czym ruszy�a w stron� nast�pnego. - To stara Merdice! - szepn�a Aislinn. Dzieci skuli�y si� i patrzy�y z zapartym tchem. Dzia�o si� co�, czego Mal nie rozumia� i pad� na niego blady strach. Aislinn jednak a� j�kn�a z zachwytu, zdawa�o si�, �e wreszcie odnalaz�a to, czego dot�d bezskutecznie szuka�a. 24 Merdice obesz�a wszystkie ramiona gwiazdy, po czym stan�a w jej �rodku, w kt�rym umie�ci�a srebrn� urn�. Z lichego tobo�ka wyj�a obdart� z kory r�d�k�. Ku przera�eniu Mala siedz�ca dot�d spokojnie Aislinn wsta�a i zacz�a schodzi� w d� zbocza. - Nie, Aislinn! - j�kn�� ch�opiec. - To stara Merdice! Ona musi robi� co� z�ego w takim dziwnym miejscu! To Dawni Ludzie stworzyli t� gwiazd�... Dziewczynka jednak nie zawaha�a si� ani przez chwil�. Jej bose n�ki znajdowa�y ledwie dostrzegaln� �cie�k� jakby instynktownie. Mal nie mia� wyj�cia: musia� za ni� p�j��. Zdawa�a si� wcale nie zwa�a�, czy szed� za ni�, czy te� nie � ca�� uwag� skupi�a na Merdice i mozaikowej gwie�dzie. Ch�opiec zsun�� si� na d� w �lad za Aislinn i schowa� za du�� ska��, �eby zobaczy�, co zrobi dziewczynka. Merdice na pewno wszystko opowie pani Eirenie. Wina spadnie na niego, mia� przecie� pilnowa�, �eby kuzynce nic si� nie sta�o. Merdice podnios�a wzrok. Mia�a, jak zwykle, ponury i nieprzyjemny wyraz twarzy. Aislinn podesz�a do niej i stan�a, wpatruj�c si� w zielark� jak zdj�ta groz� lub przera�ona swoim zuchwalstwem. � Dlaczego jeste� tutaj bez opiekunki? - zapyta�a surowo Merdice. � Ty jeste� moj� opiekunk� - odrzek�a dziewczynka. Zielarka skin�a g�ow� i zrobi�a krok w stron� Aislinn. - A ty jeste� jedn� z martwo urodzonych, kt�rzy nie potrzebuj� nauki. Przypomnisz sobie wszystko we w�a�ciwym czasie albo zostanie ci to powiedziane. Moim obowi�zkiem jest pilnowa�, �eby nie spotka�o ci� nic z�ego. - Mal mnie obroni - o�wiadczy�a Aislinn. Merdice z pow�tpiewaniem pokr�ci�a g�ow�. - Mal na nic ci si� nie przyda, kiedy b�dziesz potrzebowa� opieki i obrony. Opu�ci ci� kierowany dum� i strachem g�upich �miertelnik�w. Te s�owa do �ywego urazi�y i rozgniewa�y Mala. Wyszed� zza ska�y, staraj�c si� zachowywa� z godno�ci�, rzecz jasna - na miar� swoich trzynastu lat. - Aislinn! - zawo�a� w�adczo. - Chod� tutaj! Powinni�my ju� wraca�! - Pami�tam, jak mnie podpatrywa�e� i w�cibia�e� nos tam, gdzie nie trzeba. - Merdice najpierw obrzuci�a go spojrzeniem i zachichota�a, a potem doda�a sucho: 25 - Ostrzegam ci�: nie wtr�caj si� do spraw, kt�rych nie mo�esz zrozumie�, ma�y �miertelniku. A ta dziewczyna i jej los nie powinny ci� obchodzi�. - Ona tylko pr�buje nas przestraszy�. - Mal zwr�ci� si� do Aislinn: - Zostawmy j� z Dawnym Ludem. Mo�e j� znajdzie tamten �nie�ny kot i urz�dzi sobie uczt� z jej starych ko�ci. Chod�my ju� st�d. Merdice spiorunowa�a go spojrzeniem, po czym powiedzia�a do c�rki pani Eireny: - Nie musisz go s�ucha�, moja �liczna. On nie mo�e ci rozkazywa�. W jej oczach pojawi� si� nieprzyjemny b�ysk triumfu, ale Aislinn cofn�a si� o krok w stron� Mala. - Mal jest moim przyjacielem - o�wiadczy�a - i lubi� go bardziej ni� ciebie, mimo �e jeste� moj� opiekunk�. Mal nie pozwoli mnie skrzywdzi�. I nigdy nie pozwala�. Odwr�ci�a si� szybko i podesz�a do ch�opca. Przez d�ug� chwil� Mal i zielarka patrzyli sobie w oczy z nieufno�ci� i niech�ci�. Wreszcie Merdice odwr�ci�a si�, chwyci�a srebrn� czar� i wepchn�a j� do torby, mamrocz�c co� gniewnie pod nosem. Po rym spotkaniu Mal zacz�� uwa�niej obserwowa� zachowanie Merdice i z niemi�ym zdziwieniem spostrzeg�, jak�e cz�sto pojawia�a si� w polu widzenia Aislinn, czy to lecz�c chorych ludzi i zwierz�ta, czy te� zbieraj�c w pobli�u zio�a. Z destylarni obserwowa�a bowiem okno komnaty dziewczynki w kobiecym skrzydle zamku oraz drzwi wychodz�ce stamt�d na dziedziniec. Pani Eirena.spos�pnia�a jeszcze bardziej, gdy jej c�rka wyros�a na wysok� dziewczyn� o gibkiej postaci, d�ugich, zgrabnych ko�czynach i szarych oczach, niepokoj�co cz�sto zapatrzonych w dal. Uwa�ano, �e m�ode panny szlachetnego rodu powinny si� zastanawia� tylko nad tym, jak najpi�kniej wygl�da� albo nad barw� we�ny, kt�rej zamierza�y u�y� do tkania gobelinu czy haftowania. Aislinn wszak�e zadawa�a pytania, a powinna by�a milcze� i nie poszerza� swej wiedzy. - Matko, sk�d przybyli�my? To znaczy, z jakiego �wiata, zanim zamieszkali�my w Krainie Dolin? - Zanim zamieszkali�my w Krainie Dolin? Nie mieszkali�my w innym �wiecie, moje dziecko. Nasi przodkowie przybyli tutaj na d�ugo przed wojn� z Alizonem i zbudowali zamki i zagrody. Nie istnia�o �adne �przedtem". Kto ci podsun�� tak� my�l? Mal, a mo�e Merdice? 26 - Mal tego nie wie, Merdice r�wnie�. A je�li wie, to nie chce mi powiedzie�. Nie s�dz� jednak, �eby to wiedzia�a. Jest przecie� tylko s�u�ebn�. - Tak, istotnie, jest tylko s�u�ebn� i nie powinna� tak cz�sto z ni� rozmawia�. Nie wypada, �eby szlachetnie urodzona panienka spoufala�a si� ze s�u�b�. Gdyby to ode mnie zale�a�o, dawno bym j� odprawi�a. - Merdice jest moj� opiekunk� i musi tu pozosta�. Nikt nie zna tak p�l i gaj�w Malmgarthu jak ona i nikt nie wie, gdzie rosn� potrzebne zio�a. Nie musisz obawia� si� Merdice, matko. Nie ma w niej nic z�ego. - C� za szczeg�lne, dziwaczne my�li przychodz� ci do g�owy, c�rko? Za trzy lata ju� nie b�dziesz mia�a czasu na zastanawianie si� nad takimi g�upstwami jak tajemne moce i czary. B�dziesz musia�a troszczy� si� o swego ma��onka, a wkr�tce potem i o dzieci. Gdybym tylko trzyma�a ci� kr�tko, kiedy by�a� ma�a i zabroni�a ci biega� wsz�dzie za Malem... - Nie zdo�a�aby� zatrzyma� mnie wtedy w zamku, matko, tak jak teraz nie mo�esz powstrzyma� mnie od robienia tego, co uwa�am za s�uszne. � C� to za mowa?! Czy chcesz z�ama� mi serce po tym wszystkim, co dla ciebie zrobi�am?! - S� rzeczy, kt�re musz� zrobi�, matko. - Nonsens. Jeste� m�od�, szlachetnie urodzon� pann� i nie musisz nic robi� poza wyj�ciem za m�� i urodzeniem dziedzica dla Malmgarthu. - Nie, matko, s� jeszcze inne, wa�niejsze rzeczy do zrobienia. - Rzeczywi�cie! A kto zdecydowa�, �e musisz by� taka wynios�a i wa�na? Jeste� tylko dziewczyn�, moja droga i pewnego dnia przekonasz si�, jak niewiele znaczysz! Na usta Aislinn wyp�yn�� dziwny, tajemniczy i smutny u�miech, a u�miecha�a si� bardzo rzadko. - Matko, ka�dy cz�owiek jest wa�ny. Teraz, gdy Mal sko�czy� siedemna�cie lat, Rufus na dobre zacz�� uczy� go obowi�zk�w gospodarza w�o�ci i Aislinn ju� nie mog�a mu tak cz�sto, jakby chcia�a, towarzyszy�. Je�dzi� ze stryjem na jesienne jarmarki, gdzie sprzedawano lub kupowano zbo�e, �ywy inwentarz, len i pokrzyw� do tkania, a tak�e pi�kne materia�y na suknie dla pa� z Malmgarthu oraz niezliczone inne towary wystawiane w namiotach i os�oni�tych p�achtami kramach. 27 Tyle s�ug z Malmgarthu, ile mo�na by�o oderwa� od pracy, wyruszy�o pewnego dnia na jarmark z wozami pe�nymi towar�w na sprzeda�. Z tej�e okazji zabra�y si� te� damy. Aislinn, jej matka oraz dwie ciotki mia�y ca�y w�z dla siebie, ale dziewczynka zdo�a�a z niego uciec, przesiad�a si� na konia i przy��czy�a do Mala. Gdy za� dotarli na targ, posz�a z Malem i Rufusem obejrze� zwierz�ta poci�gowe i sprz�t rolniczy. Sko�czy�a trzyna�cie lat i stawa�a si� m�od� dam�, lecz wci�� �ywi�a wstr�t do d�ugich, sztywnych od haft�w sukien, w kt�rych si� dusi�a, nie cierpia�a te� towarzystwa innych szlachetnie urodzonych pa� i ich c�rek. Z wiekiem przesta�a ju� jednak zrzuca� kr�puj�cy cia�o str�j i ta�czy� na ��ce w cienkiej koszuli. Pani Eirena za� uleg�a na tyle, �e pozwala�a jej nosi� kr�tsze sp�dnice do konnej jazdy i wysokie buty. Aislinn wszak�e nadal uwielbia�a chodzi� boso po rosie, z rozpuszczonymi jasnymi puklami, kt�rych nie przytrzymywa�a siatk� ani nie upina�a grzebieniami i szpilkami, jak przysta�oby damie. Mal r�wnie� nie lubi� ogl�da� jej w strojnych sukniach z w�osami splecionymi w warkocze, ciasno okr�conymi wok� g�owy. Na jarmarku Aislinn przechadza�a si� w towarzystwie Mala, z r�wnym zainteresowaniem przygl�daj�c si� ludziom, jak i wystawionym na sprzeda� towarom. Mia�a na sobie skromny str�j do konnej jazdy i mierzy�a wzrokiem inne m�ode panny w eleganckich sukniach specjalnie w�o�onych na t� okazj�, chc�c spodoba� si� ewentualnym konkurentom. Ugodzi�o j� wiele ciekawskich i chytrych spojrze�. Mal widzia�, jak dziewcz�ta szepcz�, os�aniaj�c usta d�o�mi i wachlarzami. Chocia� Aislinn interesowa�a si� tylko towarami, kt�re ogl�da�a w kramach, srebrnymi ostrogami, ozdobami do uzd i wodzy, dzwoneczkami do zaprz�g�w i pi�knymi, barwnymi derkami, Mala ubod�y szydercze i lekcewa��ce u�mieszki dziewcz�t. - To jest panna Aislinn, kt�ra ma po�lubi� Hroka z Brettfordu - szepn�a kt�ra� z dam stoj�cych przy kramie tkacza. - Prawda, �e nie�adna i blada? Jej ma��onka bardziej ucieszy jej posag ni� taka �ona! - Czy Brettfordowie przyb�d� na jarmark? - zapyta�a inna. - Je�li tak, to starszy pan b�dzie m�g� zobaczy�, jak� ma��onk� wybra� dla swego syna. Nie wiadomo, kto jest jej ojcem. Pani Eirena nigdy nie chcia�a go nikomu pokaza�. - Cicho! Idzie tu! Uciszcie si�! Je�eli Aislinn je us�ysza�a, nie da�a nic po sobie pozna�, ale Mal, mijaj�c je, spiorunowa� spojrzeniem plotkarki. 28 - Te g�si co� za du�o g�gaj�. Po�piesz si�! - powiedzia� g�o�no do kuzynki. Aislinn wszak�e nie przy�pieszy�a kroku, gdy� zamierza�a obejrze� wszystko, co si� da�o. Uwag� jej przyci�gn�� stoj�cy na uboczu postrz�piony namiot, przed kt�rym kuglarz zabawia� grupk� widz�w. Ciemnooki m�odzian akompaniowa� kuglarzowi na jakim� instrumencie strunowym i to ku niemu skierowa�a si� dziewczynka. Zwinnie przecisn�a si� przez t�umek i stan�a przed ch�opcem. Obdarty m�ody minstrel, kt�ry przez ca�e �ycie w�drowa�, utrzymuj�c si� z datk�w, i szlachetnie urodzona panna wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Minstrel by� bli�szy jej wiekiem od Mala. Jego ogorza�� twarz rozja�ni� promienny u�miech. Mal uzna� to za nader �mia�e wobec wy�ej postawionej od siebie osoby. Rozgniewa�o go to i postanowi� nak�oni� Aislinn do p�j�cia dalej. - Z drugiej strony targowiska jest ciekawsze widowisko - powiedzia�. - Ci kuglarze tutaj to tylko w�drowni �ebracy, a w dodatku zachowuj� si� bezczelnie wobec dam. - Och, sp�jrz, Malu - Aislinn zatrzyma�a si� obok nast�pnego kramu i jej oblicze nagle si� zachmurzy�o. - On ma ptaki w klatkach! Chcia�abym kupi� je wszystkie i wypu�ci� je na wolno��! Zr�b to, Malu! Mal chwyci� j� za r�k� i spr�bowa� odci�gn�� od szczebioc�cych wi�ni�w. - Chod� dalej, Aislinn! Niech kupiec sprzeda te ptaki. Po�yj� d�u�ej jako ulubie�cy dam, ni� gdyby pozosta�y w lesie. - A czy ty chcia�by� zamieni� wolno�� na d�ugie �ycie w niewoli? - zapyta�a dziewczynka, a jej oczy zap�on�y gniewem. Zapar�a si� w ziemi� i patrzy�a ze z�o�ci� na ptasznika, nie zwa�aj�c na zaciekawionych i rozbawionych gapi�w. Wszystkie oznaki �wiadczy�y, �e Aislinn nie ust�pi. Mal st�umi� westchnienie i si�gn�� po sakiewk�. Nie by�a wypchana, ale prawdopodobnie zdo�a�by sk�oni� ptasznika, by wypu�ci� na wolno�� wszystkie ptaki. - Ma�e ptaszki s� dobrymi towarzyszami dla dam - zacz�� z oburzeniem kupiec. - �e s� w klatkach, to nie pow�d do zmartwienia. Im to wcale nie przeszkadza, s� codziennie karmione i chronione przed soko�ami i �asicami. Wielu z nas zadowoli�oby takie �ycie - zrz�dzi�. Jednak�e wzi�� od Mala sakiewk� i zacz�� otwiera� klatki. Czekaj�cy na ma��onki m�czy�ni zachichotali. Ch�opiec zaczerwieni� si� po uszy i obrzuci� zab�jczym spojrzeniem Aislinn, 29 a raczej miejsce, na kt�rym sta�a przed chwil�. Odesz�a, bo zapewne co� innego zwr�ci�o jej uwag�. A mo�e obdartus z namiotu kuglarzy poszed� za ni� i porwa� j� dla okupu? Ka�dy spotkany w t�umie lubie�nik m�g�by zap�on�� na jej widok ��dz�. Bez opieki Mala Aislinn mog�y spotka� niezliczone nieszcz�cia. Ch�opiec przepchn�� si� przez t�um, przeklinaj�c chmurz�ce si� niebo. Poszed� prosto do namiotu igrc�w, ale kuglarz wraz z synem wci�� jeszcze zabawia� r�wnie obdartych jak on sam widz�w. Mal przeszuka� teren wok� ich namiotu i wozu i nie natrafi� na �aden �lad Aislinn. �ona kuglarza siedzia�a, tul�c w milczeniu niemowl�, przera�ona gniewnym zachowaniem m�odego panka. Mal zatrzyma� si� przed ni� i zapyta�: - Czy widzia�a� m�od� dziewczyn� ubran� w czerwony kaftan i taki� str�j do konnej jazdy? Kobieta spojrza�a na niego z przestrachem. - Widzia�am j�- szepn�a. - Ona jest jedn� z nich, tak samo jak tamten ch�opak. Jego matka umar�a przy porodzie. Wola�abym, �eby umar� razem z ni� i jego ojciec. Twoja panienka jest podobna do tego ch�opca. Pozna�abym ka�de z nich po tym, co zobaczy�am... - Czy ten kuglarz jest twoim m�em? - Tak i to na moje nieszcz�cie. Trzymaj si� od nich z daleka. On nie jest... - D�ugi cie� pad� nagle na namiot i kobieta urwa�a. W bladym �wietle pochmurnego dnia Mal rozpozna� Merdice. Na jej widok zmartwia�. To spotkanie nie wr�y�o nic dobrego. - Niekt�rzy, miast si� wzi�� do roboty, miel� j�zykami po pr�nicy - odezwa�a si� zielarka. �ona kuglarza umkn�a z dzieckiem. Merdice za� zwr�ci�a si� do Mala: - Chod�, poka�� ci t�, kt�rej szukasz. Nie ma co, �adny z ciebie opiekun! - Wiesz, dok�d posz�a? - Zawsze wiem, gdzie ona jest. - Ruchem g�owy wskaza�a na najbli�szy kram. - A co ty tu robisz? - Zainteresowa� si� Mal. - Co kto� taki jak ty ma do roboty na jarmarku? - Nic, zupe�nie nic - odpar�a Merdice. Mal znalaz� Aislinn w towarzystwie czterech innych panienek. Grupce rozszczebiotanych dziewcz�t przygl�da�y si� ich matki i s�u�ebne. �wiergota�y jak stado ptak�w, opowiada�y o swoich domach w odleg�ych dolinach, najwyra�niej zachwycone tym spotkaniem. 30 Ch�opak zajrza� tylko do namiotu i si� wycofa�. Merdice prz