4232
Szczegóły |
Tytuł |
4232 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4232 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4232 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4232 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Czworo ze �wiata czarownic"
autor: Andre Norton
wiat Czarownic rozrasta� si� powoli; nigdy nie zosta� dok�adnie
opisany ani naniesiony na map�, nie otrzyma� te� oficjalnej historii.
Innymi s�owy, po dzi� dzie� stoi otworem przed podr�nikami i odkrywcami.
Jego mapa, kt�r� wreszcie naszkicowano, zdradza niewielk� znajomo��
p�nocy i po�udnia, a tak�e zachodniego kontynentu poza
barier� Ziem Spustoszonych.
W �wiecie Czarownic nie tylko mo�na nadal przeprowadza� badania
historyczne i geograficzne, ale ma on r�wnie� bardzo r�ni�cych
siq mi�dzy sob� mieszka�c�w - �yj� tam bowiem liczne dziwne
ludy i plemiona ukryte na nizinach, w g�rach, na wyspach b�d�
bagnach o z�ej s�awie.
Jest tam r�wnie� jeden odwieczny, wci�� aktywny czynnik: Bramy
Mi�dzy �wiatami. Na pewno Wielcy Adepci, kt�rzy je otworzyli,
by zdobywa� za ich pomoc� nowe informacje lub szuka� za nimi
wypoczynku, nigdy nie przypuszczali, i� Bramy b�d� dzia�a� w obie
strony (chyba �e by� to eksperyment przeprowadzony przez nich
bardzo dawno temu, we mgle dziej�w, kt�ra poch�on�a wi�ksz� cz��
przesz�o�ci). I cho� owi Adepci po�piesznie opu�cili �wiat, w kt�rym
wyrz�dzili tyle z�a, przez Bramy przybyli nieszcz�nicy z innych
czas�w i przestrzeni, schwytani w pu�apk� przez te ukryte drzwi,
oraz uciekaj�cy przed najgorszym wygna�cy, przekonani, �e to, co
kryje si� przed nimi, mo�e cho� w niewielkim stopniu polepszy� ich
los. Przez te wrota przeszli te� amatorzy paraj�cy si� magi�, kt�r�
nie do ko�ca rozumieli, przyci�gni�ci wbrew woli do Estcarpu, High
9
Hallacku, Arvonu i Escore wskutek powa�nego naruszenia jej praw.
Wszyscy oni musieli stawi� czo�o ca�kowicie im obcej rzeczywisto�ci,
kt�ra wystawi�a na pr�b� zar�wno ich odwag�, jak i si��.
�wiat Czarownic to nie uko�czony gobelin, nadal tkany w przemy�lne
wzory, kt�re zmieniaj� si� w zale�no�ci od osoby tkacza. Mo�e
w�a�nie dlatego, �e nie zosta� uko�czony, przyci�ga tych, kt�rzy dostrzegaj�
nowe horyzonty i podnosz� ten lub �w k��bek, nim zasi�d�
do krosien, by doda� tu jaki� fragment, a tam przed�u�y� bort�.
W �wiecie Czarownic wci�� mo�na dokona� wielu odkry�. Nie
mog� powiedzie�, �e jest to �wiat, kt�ry stworzy�am, poniewa� uwa�am
go za rodzaj Bramy. Po drugiej stronie tej Bramy pewien Sokolnik
jedzie w misji, kt�rej jeszcze nie znam, jeden z sulkarskich
statk�w walczy z falami i �aglami w poszukiwaniu nieznanego portu,
m�oda dama z Krainy Dolin musi przej�� rz�dy w swoje r�ce,
a znaleziony fragment staro�ytnego przedmiotu mo�e w mgnieniu
oka zmieni� �ycie cz�owieka.
W przekonaniu, �e nadal mo�na opowiedzie� o tym �wiecie wiele
ciekawych historii, poprosi�am innych pisarzy, by opisali niekt�re
z nie naniesionych na mapy miejsc, aby stworzyli ludzi czyni�cych
zar�wno dobro, jak i z�o, i �eby wyja�nili pewne wydarzenia z jego
dziej�w albo o�wietlili nieznane jeszcze zak�tki.
Mia�am wiele szcz�cia, gdy� ci, do kt�rych si� zwr�ci�am, zgodzili
si� wzbogaci� utkany ju� gobelin. Jestem im wdzi�czna za
wszystkie nowe Bramy, kt�re otworzyli.
Albowiem dzi�ki nim �wiat Czarownic nieprzerwanie si� rozszerza.
Moi pomocnicy (a maj� oni przecie� w�asne ukochane �wiaty)
wrzucili wiele magicznych kamyk�w do sadzawki, kt�ra w efekcie
sta�a si� morzem. Wywo�ane przez te kamyki niewielkie fale dotar�y
do wybrze�y, o kt�rych istnieniu nie mia�am poj�cia. Dlatego
chc� wierzy�, �e cho� w�adam niewielk� moc�, potrafi� jednak wezwa�
nowych adept�w do otwarcia zamkni�tych dot�d Bram. Czas
i przestrze� nie s� przeszkod� dla tych, kt�rzy za pomoc� swojej
sztuki szukaj� do nich kluczy; czuj� si� zaszczycona i cieszy mnie
bardzo, i� pos�u�yli si� ni�, �eby dotrze� do �wiata Czarownic.
Mog� wi�c mie� nadziej�, �e Bramy do Estcarpu, High Hallacku
i Arvonu nigdy nie zostan� zamkni�te ani zapomniane i �e inni kronikarze
wzbogac� histori� tych kraj�w.
Niech wi�c obecni i przyszli przyjaciele �wiata Czarownic pos�uchaj�
nowych opowie�ci z jego dziej�w...
10
belinem wn�k� w wilgotnym murze.
Nigdy dot�d nie zapuszcza� si� do skrzyd�a zamku, w kt�rym
mieszka�y jego trzy niezam�ne ciotki, dop�ki wszystkich mieszka�c�w
Malmgarthu nie ogarn�o owo tajemnicze podniecenie. Powi�kszy�
palcem wygryzion� przez myszy dziurk� w tkaninie i uwa�nie
si� przygl�da�.
Zamieszanie i krzyki trwa�y od wielu godzin. Wszystkich m�czyzn
przep�dzono do wielkiej sali, a kobiety z zapami�taniem krz�ta�y
si� wok� sprawy normalnej dla ca�ej swej p�ci. S�u�ebne i pokoj�wki
niezmordowanie kr��y�y mi�dzy pomywalni� i kobiecymi
komnatami, znoszono wszystko, czego tylko za��da�a po�o�na.
Mal spochmurnia�, kiedy pojawi�a si� Ysa z dymi�cym dzbankiem
pe�nym pachn�cej herbaty i kilkoma ciastkami, kt�re upiek�a
dzisiaj stara kucharka. Zanios�a je prosto do po�o�nej i nawet si� nie
rozejrza�a, by cho� jedno zaproponowa� ch�opcu. Ysa by�a najmilsz�
i najpulchniejsz� ze s�u�ebnych i nale�a�a tylko do Ma�a. Jednak�e
�aden z uczestnik�w dramatu, kt�rym sta� si� przedwczesny
por�d pani Eireny, nie pomy�la� o podaniu ch�opcu kolacji i wys�aniu
go do ��ka. Mal m�ciwie wyci�gn�� jeszcze kilka nitek z bezcennego
starego gobelinu i obrzuci� z�ym spojrzeniem odchodz�c�
Ys�. S�u�ebna przemkn�a przez komnat�, a z wyrazu jej twarzy
ch�opiec zrozumia�, �e zupe�nie o nim zapomnia�a.
Przestanie by� potrzebny nawet swemu wujowi, panu Rufusowi,
gdy nowy przybysz zjawi si� w Malmgarcie. Fairhona powiedzia�a
11
zteroletni Mal wcisn�� si� g��boko w zas�oni�t� wyblak�ym go-
tak do pani Elgi, a obie by�y siostrami pani Eireny. Mal nie zna�
prawdziwego powodu, dla kt�rego zabrano go z jego domu znajduj�cego
si� na po�udnie od Brikholmu. Wiedzia� tylko, �e jego matka
umar�a na t� sam� chorob�, na kt�r� cierpia�a teraz pani Eirena i �e
dlatego pos�ano go do wuja, pana Rufusa, na wychowanie.
Pan Rufus i pani Virid nie mieli dzieci, zatem dziedzic Malmgarthu
nie b�dzie pochodzi� z jego rodu. Ka�de dziecko Eireny, starszej
siostry Rufusa, b�dzie mia�o wi�ksze prawa ni� m�ody Mal, kt�ry
by� tylko jego siostrze�cem.
Pani Eirena nie zechcia�a przypiecz�towa� swego zwi�zku ma��e�stwem
i na to obyczaj jej pozwala�, jakkolwiek nie pozwoli�by,
by jakikolwiek nieprawy potomek pana Rufusa m�g� odziedziczy�
Malmgarth.
Mal by� za m�ody, �eby mu zale�a�o na przej�ciu Malmgarthu
z jego zielonymi pastwiskami i g�stymi lasami; os�oni�tego od p�nocy
przed burzami i ch�odzonego w lecie wiatrami znad niezbyt
odleg�ego morza. Bujne ��ki Malmgarthu dostarcza�y po�ywienia
dla stad dorodnego byd�a i owiec oraz tabun�w pi�knych koni.
Dzi�ki wielu pokoleniom selektywnej hodowli, Malmgarckie
wierzchowce ��czy�y inteligencj� i si�� legendarnych torgia�czyk�w
z urod� i szybko�ci� jab�kowitych rumak�w Je�d�c�w Zwierzo�ak�w.
Rezultatem by� kary ko�, kt�ry dopiero osi�gn�wszy dojrza�o��,
zyskiwa� srebrzyste c�tki na zadzie i brzuchu, chocia� najcenniejsze
okazy zmienia�y ma�� dopiero na staro��. Mia�y smuk�e, dumnie
wygi�te szyje i wysoko nosi�y przepi�kne g�owy; d�ugimi, bujnymi
ogonami zamiata�y ziemi�. Zawsze mo�na by�o dostrzec cie� dziko�ci
w du�ych b�yszcz�cych oczach i delikatnych chrapach tych miesza�c�w,
ale �aden je�dziec po tym, jak ju� go zaakceptowa� Malmgarcki
rumak, nie m�g� pragn�� bardziej wiernego i pos�usznego
wierzchowca, na kt�rym przemierza� znaczne odleg�o�ci mi�dzy s�siednimi
zamkami. W bitwie za�, co teraz by�o rzadszym zjawiskiem,
ale kt�rego nadal nale�a�o si� strzec, Malmgarcki wierzchowiec broni�
swego pana z�bami i kopytami.
Ludzie nadal pami�tali ponure czasy, dni wiatru i wilka, jak je
nazywano, kt�re nasta�y po spustoszeniu High Hallacku przez Psy
z Alizonu. Trwa�o to dop�ty, dop�ki nie obj�li rz�d�w tacy magnaci
jak pan Trystan, kt�rzy zdo�ali zaprowadzi� porz�dek i zapewni�
pok�j um�czonej krainie. Ojciec pana Rufusa, Treli, by� jednym
z nich i przywi�d� do zniszczonego zamku par� koni nale��cych niegdy�
do Je�d�c�w Zwierzo�ak�w. Ludzie spogl�dali wtedy na� z uko-
sa, zastanawiaj�c si�, jakie pakty musia� zawrze� podczas wojny.
Tak jednak cieszy� ich spok�j, kt�ry zaprowadzi� w ich dolinie, i�
zapomnieli, �e nie by� rodowitym szlachcicem i wybaczyli mu oportunizm
z czas�w walki z naje�d�cami.
Lecz to by�y sprawy doros�ych, dla Mala za� liczy� si� tylko jego
w�asny t�usty, szary kucyk imieniem Baldhere, smaczne k�ski podsuwane
przez kuchark�, tak �e Mal nigdy nie musia� czeka� na posi�ek,
oraz tuzin lub wi�cej s�u�ebnych, kt�re nie odmawia�y mu niczego.
Najbardziej za� lubi� wieczory, kt�re sp�dza� przy kominku
w wielkiej sali, siedz�c obok swego wuja i zasypuj�c go pytaniami,
kiedy temu starcza�o dla Malca cierpliwo�ci, albo patrz�c z podziwem,
gdy zagniewany wielmo�a chodzi� wielkimi krokami tam i z powrotem
i �aja� jakiego� niegodziwego pasterza czy oracza.
Pan Rufus mia� wszystkie cechy, kt�re uwielbia�by ka�dy ch�opiec
- by� ha�a�liwy, przystojny, r�wnie szczodrze rozdawa� dary jak
szturcha�ce, a tak�e pachnia� ko�mi, miodem pitnym i wyprawion�
sk�r�. Cz�sto sadza� Mala przed sob� na szybkim Malmgarckim rumaku
i mkn�li razem jak wiatr przez ��ki i wzg�rza. Ch�opiec krzycza�
z rado�ci, kiedy wiatr wyrywa� mu s�owa z ust i wyciska� �zy
z oczu.
Mal nie chcia� si� dzieli� tym wszystkim z k�opotliwym przybyszem,
kt�ry rodzi� si� w komnacie naprzeciwko.
Zmarz� i zesztywnia� od stania w niewygodnej pozycji, ale uczucie,
�e robi co� zakazanego, sprawia�o mu wielk� przyjemno��. Zamkowe
kobiety kr�ci�y si� po pokoju, wchodzi�y, wychodzi�y i �adna nawet nie
podejrzewa�a, �e Mal si� tu ukrywa i przez otwarte drzwi przygl�da si�
temu, czego nie powinno ich zdaniem ogl�da� �adne m�skie oko.
P�niej krzyki nagle ucich�y, lecz w komnacie po drugiej stronie
korytarza wiele si� nie uspokoi�o. Jaka� s�u�ebna wybieg�a stamt�d
po�piesznie i na korytarzu natkn�a si� na Ys�.
- Dziecko urodzi�o si� martwe - powiedzia�a szybko p�g�osem.
- Po�lij kogo� do opactwa po dam� Averil. Musi pob�ogos�awi�
to, czego nie mo�na przywr�ci� do �ycia. Nie wiem bowiem,
jaka z�a moc mo�e zaj�� miejsce duszy dziecka.
- Biedne Male�stwo - mrukn�a Ysa - za bardzo chcia�o przyj��
na ten okrutny �wiat.
- Tak, to wielka szkoda, tym bardziej, �e by�a to dziewczynka -
doda�a tamta.
Ledwie zd��y�y znikn�� Malowi z oczu, kiedy z mroku w przeciwleg�ym
kra�cu korytarza, tam gdzie schody prowadzi�y w d� do
13
solidnych drzwi wychodz�cych na dziedziniec zamkowy, wype�z�a
ciemna, zakapturzona posta�.
Ch�opiec znieruchomia� i powstrzyma� oddech, gdy zorientowa� si�,
�e nieznajoma podobnie jak on sam kryje si� przed ludzkimi oczami.
Wygl�da�a na wie�niaczk�, a taka przecie� nie mia�a tu nic do
roboty. Ogarn�o go oburzenie i wyszed�by z kryj�wki, gdyby nagle
nie dostrzeg� zawini�tka, kt�re nios�a nieznajoma, torby uszytej z kawa�ka
starego gobelinu. Zna� t� torb�, nale�a�a do zielarki Merdice.
Rozpozna�by j� cho�by tylko po zapachu: ostrej, dra�ni�cej woni
zi�. Mal ledwie odwa�y� si� zamruga�. Najmniejszy ruch, �lad oddechu
wystarczy�by, �eby Merdice go zauwa�y�a.
Rozejrza�a si� podejrzliwie dooko�a, jakby wyczu�a jego obecno��.
Ch�opiec l�ka� si� jej od chwili, gdy zjawi�a si� w Malmgarcie
pierwszego dnia zimy. Pan Rufus i inni m�czy�ni spalili wtedy s�omiane
ko�a, �eby odstraszy� z�e duchy, nie zdo�ali jednak odstraszy�
Merdice. Ta bezdomna, obdarta kobieta stan�a przy drzwiach zamkowej
pomywalni i poprosi�a o co� do jedzenia. Zrobi�a to bez �ladu
l�ku i uni�ono�ci. P�niej obrzuci�a spojrzeniem zamek, przygl�daj�c
si� uwa�nie r�nym szczeg�om konstrukcji, i w ko�cu zapyta�a,
czy pan Rufus nie potrzebuje zielarki do pracy w destylarni. Jakby
sk�d� wiedzia�a, �e staruszka, kt�ra si� tym zajmowa�a, niedawno
umar�a, pozostawiaj�c inwentarz i domownik�w wielmo�y bez napar�w
i proszk�w niezb�dnych do leczenia chor�b i ran. S�u�ba szepta�a,
�e Merdice ma z�e spojrzenie, �e rozmawia z umar�ymi w ruinach
po drugiej stronie potoczku, �e umie w�o�y� swoje my�li do
cudzej g�owy albo je stamt�d wydoby�. I wszyscy byli zgodni, �e
bardzo r�ni si� od innych ludzi.
Mal natomiast s�dzi�, �e zielarka prawdopodobnie piecze na ro�nie
dzieci, zw�aszcza za� niepos�usznych ma�ych ch�opc�w. Obserwuj�c
j� ukradkiem w destylarni, dowiedzia� si�, �e podczas pracy
rozmawia sama ze sob� lub z niewidzialnymi duchami. Raz zasta� j�,
gdy siedzia�a wyprostowana, wpatrzona nieruchomo przed siebie, jakby
w transie. Kiedy przy�apywa�a go na szpiegowaniu, odwraca�a si� b�yskawicznie
i wyp�dza�a go, wymachuj�c gniewnie pi�ci�. Wydawa�a
mu si� niewiarygodnie stara i pomarszczona, chocia� mia�a niewiele
siwych w�os�w i kroczy�a prosto, wynio�le, co zaskakiwa�o w zestawieniu
z jej chud�, kanciast� postaci�. W bystrych ciemnych oczach
dostrzega� niepokoj�cy b�ysk jak u dzikiego or�a.
Teraz Merdice odwr�ci�a si� i z niepokojem zmierzy�a wzrokiem
gobelin. Ch�opiec zrozumia�, �e ju� za chwil� wszystko si�
14
sko�czy. Zielarka podesz�a bli�ej i skubn�a gobelin, potem obmaca�a
przez grub� tkanin� mur; w pustej przestrzeni nie zdo�a�by si�
ukry� �aden doros�y m�czyzna ani kobieta. Wzruszy�a ramionami
i popatrzy�a ze z�o�ci� na gobelin. Po omacku wyj�a z torby niewielk�
kryszta�ow� buteleczk�. Zbli�y�a j� na chwil� do �wiecy. Wewn�trz
buteleczki kr��y�a podobna do dymu substancja. Na moment
do �cianki przylgn�a miniaturowa twarzyczka, podobne do kwiat�w
r�czki zacisn�y si� w pi�stki, po czym istotka odsun�a si�,
zawirowa�a, ci�gn�c za sob� jasne w�osy. Wydawa�o si�, �e szuka
drogi ucieczki, unosz�c si� i pchaj�c drewniany korek, a p�niej
zn�w okr��aj�c wn�trze butelki.
Mal nigdy nie widzia� takiej interesuj�cej zabawki. Nagle wezbra�a
w nim gwa�towna ch�� posiadania Male�kiej pani w szklanej
buteleczce - buteleczce ze szk�a przezroczystego, co samo w sobie
by�o prawdziwym cudem. Mimo to nawet nie drgn�� w swojej kryj�wce
i tylko z t�sknoty otworzy� szerzej oczy.
Nagle Merdice ukry�a buteleczk� w fa�dach obszernej sukni i odwr�ci�a
si� ku komu� nadchodz�cemu.
- Merdice?! Co tu robisz? - zapyta�a Ysa, najwyra�niej staraj�c
si� nie urazi� zielarki. - Nikt po ciebie nie posy�a�.
- Chodzi o dziecko - pad�a odpowied�. - Mam lekarstwo na
por�d martwego dziecka. Chc� je zobaczy�, zanim wszystkie opu�cicie
r�ce. - Spojrza�a prosto w oczy Ysie, kt�ra najwyra�niej zamierza�a
odm�wi�.
Zacz�a ju� kr�ci� przecz�co g�ow�, gdy nagle zesztywnia�a, a jej
spojrzenie znieruchomia�o.
- Dobrze - odpar�a s�u�ebna. Kiedy otworzy�a drzwi, Mal zdo�a�
dostrzec wn�trze komnaty, gdzie kilka milcz�cych kobiet otacza�o
pani� Eiren�, blad� i nieprzytomn�, j�cz�c� cicho. Stoj�ca przy
�o�u po�o�na trzyma�a co� b��kitnoszarego, owini�tego w skrawek
bia�ego p��tna. Wszystkie g�owy zwr�ci�y si� gniewnie ku Merdice,
gdy Ysa przerwa�a milczenie:
- Ta M�dra Kobieta ma lekarstwo dla dziecka - o�wiadczy�a
martwym g�osem.
Oty�a po�o�na zacz�a si� podnosi�, a jej pomocnice odwr�ci�y
si� z oburzeniem, ale Merdice podnios�a r�k� i wszystkie znieruchomia�y.
- Teraz dobrze - powiedzia�a. - Tak jest znacznie lepiej.
W�lizn�a si� do komnaty i wyci�gn�a r�ce po dziecko. Trzymaj�c
je jedn� r�k�, drug� wyj�a buteleczk� spomi�dzy fa�d sukni,
15
obluzowa�a korek z�bami i podsun�a naczy�ko pod nosek niemowl�cia.
Wiruj�ca w nim szara mgie�ka znikn�a. Niemal natychmiast
dziecko odetchn�o, zacz�o kaszle�, plu� i zanios�o si� p�aczem.
Merdice zwr�ci�a dziewczynk� po�o�nej i szybko wysz�a na korytarz.
Wszystko to trwa�o zaledwie kilka chwil. Ysa pami�ta�a, �e
powinna zamkn�� drzwi. P�niej zawo�a�a:
- Dziecko �yje!
- Nazywa si� Aislinn - powiedzia�a cicho pani Eirena.
W�wczas Mal ponownie znalaz� si� naprzeciw Merdice, kt�rej
uwag� zn�w przyku� gobelin. Z niedowierzaniem kr�ci�a g�ow�, przygl�daj�c
si� tkaninie. Tym razem dostrzeg�a wyszarpan� nisko dziur�
i skoczy�a ku niej jak kot. Mal rzuci� si� do ucieczki. Bieg� tu�
przy �cianie, os�oni�ty gobelinem, a zielarka tu� za nim. Cho� strach
nie �ciska� go za gard�o, nie o�mieli� si� wzywa� pomocy. Przecie�
by� intruzem w komnatach pani Eireny. Wiedzia�, �e nikt go nie uratuje,
a zbawczy gobelin wkr�tce si� sko�czy.
Nagle uderzy� w wystaj�cy wspornik, potkn�� si�, potoczy� i zacz��
spada� z w�skich stopni. Szcz�ciem zdo�a� si� zatrzyma�. Z do�u
bi�o �wiat�o i s�ycha� by�o g�osy. Przyciskaj�c si� do �ciany, zsuwa�
si� ze schod�w tak szybko, jak tylko potrafi�, niepewnie si�gaj�c do
nast�pnego stopnia kr�tkimi dziecinnymi n�kami. Spodziewa� si�,
�e w ka�dej chwili z�apie go szponiasta r�ka. A je�li Merdice zmieni�a
posta� i b�dzie go �ciga� jako wilk, wielki szczur, a mo�e nawet
paj�k?
Schody ko�czy�y si� tu� przed w�skimi drzwiami. Mal pchn�� je
gor�czkowo. Ch�opiec wpad� do niewielkiego, podobnego do szafy,
znajomego pomieszczenia. Nale�a�o do kuchennego kr�lestwa i jego
cudownych, �yczliwych bogi�. Wygramoli� si� wi�c ze spi�ami do
rozja�nionej blaskiem ognia kuchni przesyconej zapachem piek�cego
si� mi�sa. Otoczy�y go kuchenne b�stwa.
Kucharka wzi�a go na kolana i uspokoi�a s�odkim ciastkiem, przyk�adaj�c
jednocze�nie zimne ostrze no�a do rosn�cego na czole guza.
- By� w tej brudnej dziurze w kobiecym skrzydle zamku - zauwa�y�a
kucharka, zgarniaj�c mu paj�czyny z w�os�w. - Na pewno
przypatrywa� si� porodowi. Czy w�a�nie tam by�e�, paniczu?
- Z�oiliby mu sk�r�, gdyby si� o tym dowiedzieli - zachichota�a
nerwowo kt�ra� z jej pomocnic.
- To ju� bez znaczenia - odrzek�a kucharka. - Nie powiemy im
o tym i nigdy si� nie dowiedz�. Szkoda, �e tamto biedactwo urodzi�o
si� martwe. A pani Eirena ostatecznie zosta�a oszukana przez los.
16
Tyle si� nam�czy�a, �eby zaj�� w ci���. Zdaje si�, �e w ko�cu to nie
jej potomstwo, ale ma�y Mal b�dzie naszym panem. To mi wcale nie
przeszkadza.
Ch�opiec omi�t� spojrzeniem ich twarze i wyprostowa� si� �wiadomy,
�e ma co� wa�nego do powiedzenia.
- Dziecko �yje - o�wiadczy� z powag�. - Merdice przysz�a i Male�ka pani z buteleczki wesz�a do nosa dziecka.
- Merdice?! - powt�rzy�a z niedowierzaniem kucharka i na
d�wi�k tego imienia wszystkie kobiety spojrza�y po sobie z niepokojem.
- C� za niewiarygodna historia! Ma�y musi by� ci�gle przestraszony.
Male�ki, stara Merdice nigdy nie przysz�aby do zamku.
Wszystkie zewn�trzne drzwi s� zamkni�te, zreszt� nikt by jej nie
wpu�ci�. Nie musisz si� jej obawia� - przytuli�a go mocniej i wr�czy�a
nast�pne ciastko.
Mal skuli� si� na kolanach kucharki i wepchn�� ciastko do ust,
rozsypuj�c okruchy na brudny fartuch. Ogarn�a go senno��. Uderzy�
pi�tami o kolana kucharki i poruszy� si�, walcz�c ze snem. Daremnie,
bo ju� po kilku minutach mocno spa�, �ciskaj�c w brudnej
r�czce na p� zjedzone ciastko.
Mal widywa� Aislinn tylko wtedy, gdy nia�ka nosi�a rozkrzyczane
niemowl� po dziedzi�cu albo ju� nieco podros�a, gdy chwiej�c
si� na n�kach, kroczy�a po nier�wnych p�ytach kamiennej posadzki
wielkiej sali. Nia�ka sz�a tu� za ni�, bacz�c, by nie upad�a
i nie zrobi�a sobie krzywdy. Ale �adna nia�ka nie mog�a jej upilnowa�
i ch�opiec cieszy� si� w duchu, kiedy Aislinn upad�a albo pobrudzi�a
swoj� pi�kn� sukienk�, tul�c si� do wielkiego, zab�oconego
psa. Przez ca�y czas Mal obawia� si�, �e z powodu Aislinn wuj Rufus
ode�le go pewnego dnia, tak jak to zapowiada�y s�u�ebne.
Wszyscy uwa�ali, �e Aislinn jest �licznym dzieckiem i kobiety
przy lada okazji wynosi�y j� pod niebiosa. Ten brak lojalno�ci bardzo
bola� ch�opca. Uwa�a� kuzynk� za niezno�nego bachora. Kiedy
troch� uros�a, zacz�a wsz�dzie za nim chodzi� i Mal nie potrafi� si�
jej pozby�. B�oto i woda jej nie odstrasza�y; nie odst�powa�a go,
cho� moczy�a brzeg haftowanej sukienki i cienkie, ozdobione koralikami
at�asowe trzewiczki. Wprawdzie w ka�dej chwili m�g� wsi���
na kucyka i odjecha�, lecz mia� wtedy poczucie winy, gdy� zawsze
czeka�a na jego powr�t.
17
Kiedy Aislinn sko�czy�a sze�� lat, a Mal dziesi��, pani Eirena
zaprzesta�a bezowocnych pr�b kierowania jej post�powaniem.
Aislinn ubrana rankiem w bogat� sukienk� z drogiej tkaniny, ozdobion�
koralikami i wymy�lnymi haftami, zrzuca�a z siebie ci�ki,
niewygodny str�j gdzie� na ��ce czy w oborze i bawi�a si� w koszuli,
kt�ra nie przeszkadza�a w bieganiu, wspinaniu si� na mury i konnej
je�dzie. Podobnie by�o z bucikami, kt�rych nigdy nie odnajdywano,
chyba �e odda�a je innemu dziecku, a zreszt� po ca�ym dniu gonitwy
delikatne trzewiki nie nadawa�y si� ju� do noszenia. Pod koniec dnia
Aislinn wygl�da�a jak le�na nimfa w przepasanej �odyg� winoro�li
kr�tkiej koszulce i wianku na rozpuszczonych w�osach, kt�re spada�y
jej na plecy jak jasny p�aszcz.
Mal nie pami�ta� chwili, kiedy zosta� niewolnikiem Aislinn. Mo�e
sta�o si� to w dniu, w kt�rym pozwoli� jej wsi��� za sob� na konia;
stary Baldhere ju� dawno ust�pi� miejsca wysokiej, �agodnej klaczy.
P�dzili wtedy, �miej�c si� na ca�e gard�o, gdy klacz przeskakiwa�a
przez strumienie, a wiatr porywa� ich okrzyki. M�g� to by� dzie�, w kt�rym,
chc�c j� nastraszy�, by przesta�a wsz�dzie za nim chodzi�, podkrad�
si� do Aislinn w lesie. Le�a�a na ziemi w otoczeniu polnych
myszy, nornic i innych ma�ych zwierz�tek wychodz�cych z norek na
jej wezwanie. Cichym obcym g�osem wypowiada�a niezrozumia�e s�owa.
Gdy go dostrzeg�a, roze�mia�a si� i szepn�wszy co�, przegna�a
poro�ni�te futrem towarzystwo. Po chwili zn�w co� powiedzia�a i na
jej wyci�gni�tym palcu usiad� motyl, potem drugi, trzeci, a� w ko�cu
pokry�y ca�e rami� i barwn� chmur� kr��y�y jej nad g�ow�.
Ch�opiec wyszed� z ukrycia, chc�c si� lepiej przyjrze� ma�ym
stworzonkom o kolorowych skrzyde�kach.
- Jak to zrobi�a�? - zapyta� podejrzliwie.
Aislinn u�miechn�a si�, machn�a r�k� i motyle ponownie si�
rozproszy�y.
- Ach. Wymawiam ich imiona i przychodz� do mnie - odrzek�a.
- Och, Malu, poka� mi miejsce, w kt�rym Tavis zobaczy� wielkiego
kota. A mo�e si� boisz, �e ten kot jeszcze tam jest?
Mal oczywi�cie wcale si� nie ba� i sp�dzili ten dzie� w staro�ytnych
ruinach, gdzie mign�� im wielki, srebrzysty kot, kt�ry na ich
widok b�yskawicznie schowa� si� do ciemnej kryj�wki mi�dzy przewr�conymi
kamiennymi blokami. Aislinn zacz�a wtedy znowu nuci�
w taki sam spos�b jak przedtem. Kot odpowiedzia� gard�owym
pomrukiem, a po chwili wyszed� zn�w na s�o�ce i, mrugaj�c leniwie
oczami, rozejrza� si�, szukaj�c �r�d�a g�osu.
18
- Przesta�! - szepn�� po�piesznie ch�opiec, czuj�c, jak w�osy
staj� mu d�ba z przera�enia, gdy wielki drapie�nik zbli�a� si� ku
nim bezszelestnie.
- Co si� sta�o? Boisz si�? - Uda�a zaskoczenie, ale w jej oczach
zapali�y si� figlarne ogniki.
- Tak! - wypali� ch�opiec. �nie�ny kot dostrzeg� ich teraz i koniuszek
jego ogona poruszy� si� lekko, gdy z zainteresowaniem przygl�da�
si� ch�opcu sko�nymi, z�ocistymi oczami.
- Ode�l� go, jak mi dasz s�owo, �e pozwolisz mi ze sob� wsz�dzie
chodzi� - odpar�a rezolutnie dziewczynka. - Bo opowiem
wszystkim, �e bardzo si� przestraszy�e� �nie�nego kota.
- Jak tak powiesz, to wszyscy b�d� si� �mia� ze mnie.
- Nie, nie zrobi� tego. Mog� im powiedzie�, �e go pog�aska�e�.
Z�apa�a ch�opca za r�k� i wysz�a na polan�, poci�gaj�c go za sob�.
Wielki kot szed� ku nim mi�kko, z opuszczon� nisko g�ow�. Mal, patrz�c
na zwierz�, zapomnia� o wpajanych przestrogach. Przesta� dostrzega�
w nim niebezpieczn� besti�. Zobaczy� oto bajecznie siln� istot�,
w�adc� zwierz�t, kt�ry usiad� spokojnie tu� przy stopach Aislinn
i spojrza� na ni� uprzejmie. Ch�opiec wyczu� ciekawo��, jaka ogarn�a
kota, kiedy dziewczynka dotkn�a jego g�owy, jego gotowo�� do
wykonania jej polece�. Na nalegania Aislinn Mal r�wnie� dotkn��
g�owy drapie�nika, zwa�aj�c jednak, by nie wypu�ci� r�ki kuzynki.
Na chwil� obudzi�a si� w nim niepokoj�ca �wiadomo��, �e mieszka�cy
Krainy Dolin nie maj� poj�cia o istnieniu si�y tak pot�nej i staro�ytnej
jak sama ziemia, si�y, kt�ra ��czy wszystkie zwierz�ta, darz�c je
wiedz� niedost�pn� dla niego i dla jego wsp�plemie�c�w.
Aislinn zwr�ci�a si� jakim� s�owem do wielkiego kota, kt�ry
wsta� i odszed� bez po�piechu. Zatrzyma� si� nawet na moment, by
spojrze� w stron� ludzkich zagr�d, zanim ponownie znikn�� w swojej
grocie.
� Teraz mo�esz powiedzie� pasterzom, �e dotkn��e� �nie�nego
kota - o�wiadczy�a dziewczynka.
- Nie uwierzyliby mi. - Mal pokr�ci� g�ow�. - Ty lepiej te� nie
m�w o tym nikomu, bo pomy�l�, �e si� przechwalasz. Jak pozna�a�
jego imi�?
Aislinn ukl�k�a w�r�d kwiat�w i zacz�a do nich przemawia�;
tylko niekt�re zrywa�a i dok�ada�a do niewielkiego bukietu.
- Wszystko ma imi� - odrzek�a z irytacj�. - Wystarczy popatrze�
i ju� si� wie. Nawet ludzie maj� imiona, chocia� trzymaj� je
w tajemnicy.
19
- Ja mam na imi� Mal i nie robi� z tego sekretu.
- To nie jest twoje jedyne imi�. Nie wolno ci wyjawi� nikomu
tego drugiego imienia. Musisz o tym wiedzie�! Zwierz�ta nie ukrywaj�
ich przede mn�. - Spojrza�a na ch�opca i jej twarzyczka nagle
spowa�nia�a. - Czy m�wi� je tobie, Malu?
- Nie, oczywi�cie, �e nie - odpowiedzia� pogardliwie. - Tylko
dziewczyny musz� zna� imiona.
Nie wydawa�o mu si� czym� niezwyk�ym to, �e Aislinn przemawia�a
do ro�lin, tak �e ga��zie z ukrytymi owocami zbli�a�y si� do
niej, albo namawia�a owoce, by spad�y z drzew, kiedy by�a g�odna.
Wypowiadaj�c jakie� imi�, dziewczynka umia�a nawet usun�� b�l
skalecze� czy zadrapa� i zatamowa� p�yn�c� z nich krew.
Z dzieci�c� �atwo�ci� Mal zaakceptowa� zdolno�ci swojej kuzynki
jako cz�� �wiata Malmgarthu, na r�wni z wielkim czerwonym
dyskiem wschodz�cego s�o�ca, ros�, kt�ra ka�dego ranka spada�a,
nie wiadomo sk�d, na traw� i kwiaty, czy nowymi ciel�tami
i �rebi�tami w magiczny spos�b pojawiaj�cymi si� u boku swych
matek oraz istnieniem innych stworze� tak m�odych, jak oni sami.
Aislinn lubi�a wymyka� si� z zamku przed �witem i chodzi� boso
po rosie. Matka i s�u�ebne od dawna ju� zaniecha�y pr�b zatrzymania
jej w kobiecych komnatach i wyuczenia takich po�ytecznych
umiej�tno�ci jak szycie, haftowanie czy plotkowanie. Kiedy Mal d�ugo
si� nie pojawia�, dziewczynka wysy�a�a ptaka, �eby za�wierka�
w jego oknie, albo psa, kt�ry wskakiwa� na jego ��ko i liza� mu
twarz, przez ca�y czas depcz�c go wielkimi �apami.
P�niej skradali si� do kuchni, gdzie kucharki w�a�nie zaczyna�y
prac� i Mal zabiera� otrzymane ciastka lub kromki chleba.
Nast�pnie wst�powali do mleczarni po kubki �wie�ego ciep�ego
mleka. Dopiero wtedy odwiedzali konie w stajni i jedli �niadanie
w s�sieku, obserwuj�c stajennych zaprz�gaj�cych konie. Przeja�d�ka
wozem zapewnia�a im ca�odzienny pobyt na okalaj�cych zamek
polach, sk�d mogli w�drowa� we wszystkich kierunkach, udaj�c,
�e s� banitami z Wielkiego Pustkowia zamierzaj�cymi z�upi� Malmgarth,
lub obie�y�wiatami po raz pierwszy odwiedzaj�cymi Krain�
Dolin.
Ta sytuacja zadowala�a pana Rufusa, ale nie jego siostr�.
- Ten ch�opiec wcale si� nie uczy - zwyk�a mawia� przy kolacji
w wielkiej sali. Mal i Aislinn od dawna powinni byli le�e� w ��kach,
lecz cz�sto pozwalali sobie na podgl�danie niczego nie podejrzewaj�cych
doros�ych.
20
- Ten ch�opiec - ci�gn�a pani Eirena - gania po okolicy jak
zaj�c i uczy Aislinn karygodnych sztuczek. Ona nigdy nie nosi but�w,
je�dzi konno z zadart� koszul�, przesiaduje w oborze i stajni
i wci�� zadaje si� ze s�u�b�, zachowuj�c si� tak, jakby nie by�a lepsza
od nich. Ten ch�opiec to m�ody dzikus, a nie odpowiednie towarzystwo
dla szlachetnie urodzonej panienki!
- Powinna� wi�c sprawi� jej kilka stroj�w do konnej jazdy -
o�wiadczy� pan Rufus z szerokim u�miechem. - A ch�opiec w ten
spos�b lepiej pozna okolic�, ni� gdyby le�niczy towarzyszy� mu przez
ca�y dzie�. Niech jeszcze przez jaki� czas cieszy si� wolno�ci�
i w ko�cu sam poczuje si� w�odarzem. Aislinn tylko na tym skorzysta,
kiedy pewnego dnia obejmie tu rz�dy. B�dzie potrzebowa� gospodarza,
kt�ry zna ka�dy kamie� i �cie�k� w Malmgarcie.
- To jej przysz�y ma��onek b�dzie tu panem, a nie tw�j wychowanek
- odpar�a z przek�sem pani Eirena. - Chocia� przypuszczam
doda�a niech�tnie - �e jako nasz bratanek mo�e pozosta� tutaj tak
d�ugo, jak zechce.
- Obcy nie mo�e rz�dzi� Malmgarthem - odrzek� na to jej brat.
- Musi si� kocha� t� ziemi�, gdy� inaczej nie b�dzie rodzi�a. To
wrodzony dar.
- Nonsens - zaprzeczy�a Eirena. - M�wisz o ziemi tak, jakby
by�a �ywa.
- Bo jest, pani siostro, bo jest - odpowiedzia� Rufus.
Wzmianka o przysz�ym ma��onku Aislinn, kt�ry mia�by przyby�
do Malmgarthu, tylko rozbawi�a dziewczynk� i jej kuzyna. Dobrze
wiedzieli, co sta�oby si� z intruzem. Aislinn rozkaza�aby winnej latoro�li
zwi�za� go mocno, chmurom - zmoczy� ulew�, a wilkom - przep�dzi�.
W ich my�lach ten niepo��dany przybysz nierozerwalnie ��czy�
si� z Chlodwigiem, drobnym cz�owieczkiem w podesz�ym wieku.
W por�wnaniu z barczystym, ha�a�liwym opiekunem Ma�a i Aislinn
pe�nomocnik pana m�odego wygl�da� jak zesch�y li�� trz�s�cy si� w
podmuchach humoru Rufusa. Na uczcie weselnej ledwie skosztowa�
jad�a z talerza, kt�ry mia� dzieli� z pann� m�od�. Aislinn ze wstr�tem
odsun�a mi�so na jego cz�� talerza. Podobnie post�pi�a z innymi
potrawami, kt�rych nie chcia�a je��. G��boko za to zaczerpn�a z kielicha,
kt�rego Chlodwig tylko dotkn�� ustami. Wygl�da� jak zaniepokojony
stary kogut, kt�rego lubi� podskubywa� m�odsze osobniki.
Podczas tej uroczystej biesiady dziewczynka �mia�a si� z niego w duchu
i wymienia�a spojrzenia z siedz�cym naprzeciw Malem, kt�ry
w nowym, niewygodnym ubraniu wci�� wierci� si� na sto�ku.
21
Aislinn i Mal szybko zapomnieli o tej uroczysto�ci. Za osiem lat
pan m�ody mia� przyby� do swej ma��onki, �eby obj�� w posiadanie
jej posag, Malmgarth, ale dzieciom okres ten wydawa� si� wieczno�ci�.
Podobny do wychud�ego ptaka Chlodwig i Hrok rych�o przestali
dla nich istnie�.
Nic nie mog�o zmusi� Aislinn i Mala, by zachowywali si� tak,
jak zdaniem pani Eireny powinni zachowywa� si� m�ody szlachcic
i szlachcianka (sk�din�d niewiele wiedzia�a ona o wychowaniu dzieci
i o sposobach ich kontrolowania). Najlepiej powiod�a si� jej pr�ba
nastraszenia obojga, ale d�ugotrwa�ego efektu te� nie osi�gn�a.
Kiedy Aislinn by�a ju� na tyle du�a, �e na swych kr�tkich n�kach
depta�a Malowi po pi�tach, pani Eirena opowiedzia�a im ponur�
histori� o czarnym wozie. Trzyma�a przy tym Mala za rami�, wpija�a
w nie paznokcie i patrz�c mu prosto w oczy, u�wiadomi�a straszny
los, jaki czeka jego i Aislinn, je�eli si� nie poprawi�.
- Jest wielki, czarny w�z, pokryty dziwnymi napisami Dawnego
Ludu i ma on dwa ko�a, kt�re, obracaj�c si�, ha�asuj� g�o�no jak
grom. Ci�gnie go obdarty ze sk�ry w�, kt�ry ju� dawno zdech�,
lecz z�e uczynki ma�ych dzieci dodaj� mu si�. Je�dzi on po domach,
w kt�rych �yj� ma�e z�e dzieci doprowadzaj�ce do rozpaczy swoje
matki. Kiedy w�z si� zatrzyma, wtedy wo�nica, ghul w d�ugiej, szarej
opo�czy, schodzi na ziemi�, bierze wielki hak do siana, �apie nim
dzieci i wsadza je do wozu, z kt�rego nie mog� zej��, cho�by nie
wiem jak krzycza�y i p�aka�y. Ghul zabiera je daleko tam, gdzie po�eraj�
je wilki, kriki i inne z�e stwory, kt�rym smakuj� z�e dzieci.
Czy chcieliby�cie, �eby ten czarny w�z przyby� po was do Malmgarthu,
wy przekorne, niezno�ne dzieciaki?
Ciarki przebiega�y Malowi po grzbiecie za ka�dym razem, kiedy
s�ysza� t� opowie��, nawet gdy by� ju� za du�y, by si� l�ka� takich
bajek. Ale Aislinn zawsze s�ucha�a matki z otwartymi ustami,
nie odrywaj�c od niej wzroku, bez wzgl�du na to, jak cz�sto pani
Eirena usi�owa�a ukara� c�rk�, strasz�c j� czarnym wozem.
Wydawa�o si�, �e dziewczynka nie Mal bez przerwy wymy�la
coraz to nowe psoty, robi�c w�a�nie to, czego jej wyra�nie zakazano,
a im bardziej przera�a�o to Mala, tym wi�kszy budzi�o w niej
zachwyt.
- Chod�my do ruin Dawnego Ludu - zaproponowa�a po kolejnej
reprymendzie z powodu straty jeszcze jednej pi�knej sukienki,
kt�ra tym razem uton�a w rzece. - Do ruin, w kt�rych kiedy� pokaza�am
ci �nie�nego kota, pami�tasz?
22
- To zakazane miejsce - zaoponowa� Mal. - Dawni Ludzie zostawili
tam jakiego� ducha, kt�ry nie dopuszcza nikogo obcego.
- To dobre miejsce - powiedzia�a stanowczo Aislinn. A teraz
chod� ze mn� albo p�jd� tam sama.
Ch�opiec zaprzesta� protest�w. Wi�ksz� zbrodni� ni� towarzyszenie
Aislinn by�oby pozostawienie jej samej w niebezpiecze�stwie.
Opu�ciwszy zamek, przeszli przez zwodzony most. Z drugiej
jego strony, na skraju lasu, sta�y chaty s�ug i robotnik�w rolnych,
kt�rzy w czasach pokoju mieszkali poza murami zamku. W lesie,
gdzie ros�y wielkie, omsza�e drzewa, w kamiennej cha�upie, kt�rej
�ciany mocniej ��czy� mech ni� niewidoczna zaprawa murarska, osiedli�a
si� stara Merdice. Kr�ta �cie�ka prowadzi�a z jej domostwa do
zamku. Chodzi�a ni� codziennie do destylarni, �eby sporz�dzi� potrzebne
lekarstwa.
Mal j�kn��. To by� jeszcze jeden zabroniony spos�b sp�dzania
czasu: podpatrywanie zielarki. Na szcz�cie dzisiaj drzwi jej chaty
by�y zamkni�te i dym nie uchodzi� z otworu w dachu. Du�y �aciaty kot
my� si� starannie na progu. Us�yszawszy ich kroki, podni�s� czujnie
oczy i nie opuszczaj�c �apy, przygl�da� si� intruzom. Kiedy Aislinn
podesz�a do niego, wymawiaj�c zrozumia�e dla zwierz�cia s�owa, kt�re
Mal ju� zna�, kot odwr�ci� si�, da� susa i znikn�� w krzakach.
- Poszed� zawiadomi� Merdice - os�dzi� ch�opiec. - Ona zawsze
wie o wszystkim, co robimy, wszystko wypatrzy swoimi z�ymi
oczami.
- Nie, nie wie - zaoponowa�a Aislinn. - To tylko stara kobieta.
Nie boj� si� jej.
- A w�a�nie, �e si� boisz. Zawsze przebiegasz obok destylarni
najszybciej, jak tylko potrafisz.
- Ju� nie. My�l�, �e chcia�abym kiedy� z ni� porozmawia�. Czy
aby ty si� jej nie obawiasz?
Obawia� si� jej? Pr�dzej ba�by si� starego Chlodwiga.
Pod tymi jednak przechwa�kami kry�y si� przenikni�te strachem
wspomnienia, w kt�rych Merdice i Aislinn ��czy�a jaka� silna wi�.
Ch�opiec niewiele pami�ta� poza tym, �e schowa� si� za gobelinem
i �e Merdice szuka�a go, uderzaj�c w grub� tkanin�. Je�eli Aislinn
przebiega�a obok destylarni tak szybko, jak tylko mog�a, to tylko
dlatego, �e chcia�a go dogoni�.
Ruiny odwiedzali tylko podczas d�u�szych konnych wypraw.
Znajdowa�y si� na pobliskim wzg�rzu, a kamienne bloki ze strzaskanych
23
mur�w le�a�y a� u jego podn�a, tak �e przed dotarciem na szczyt
trzeba by�o pokonywa� prawdziwy labirynt. Nie znali przeznaczenia
zniszczonego budynku, gdy� niewiele z niego pozosta�o poza
stosem zdobionych o�cie�nic i nadpro�y oraz powalonymi pi�knie
rze�bionymi kolumnami z niebieskawego kamienia, kt�re tak dobrze
znios�y wszystkie niepogody, i� nadal na nich widnia�y niezrozumia�e
symbole.
Te symbole i �lady bytno�ci poprzednich mieszka�c�w okolicy
zwanej obecnie Malmgarthem niepokoi�y Mala. Czu�, �e ludzie dopiero
niedawno przybyli do Krainy Dolin, a i to tylko na jaki� czas.
Je�eli budowniczowie takiego ogromnego gmachu opu�cili go dawno
temu, to pewnego dnia i Malmgarth mo�e spotka taki sam los.
Aislinn nie nurtowa�y podobne obawy. Kr��y�a po ruinach, rozgl�daj�c
si� tak uwa�nie, jakby ich nie zwiedza�a, tylko szuka�a czego�,
co tylko ona jedna mog�a rozpozna�. Mal wspina� si� tu� za ni�,
�eby nie straci� jej z oczu, gdy� w ka�dej chwili mog�a znikn�� w jednym
z ciemnych otwor�w, kt�re kusi�y ka�dego nieostro�nego, acz
ciekawskiego w�drowca. Nie zapomnia� �nie�nego kota, kt�ry przed
dwoma laty zamieszkiwa� jedn� z takich grot.
Dziewczynka nie chcia�a tym razem myszkowa� tam gdzie zwykle.
Przywo�a�a kuzyna ruchem r�ki i wspi�a si� na szczyt sterty
pop�kanych kamiennych blok�w, sk�d spojrzeli na miejsce, kt�re
kiedy� mog�o by� dziedzi�cem niewielkiego zamku.
- To niedogodny teren do budowy twierdzy � orzek� ch�opiec. �
Za daleko od p�l i ��k.
- To nie by� zamek - odpar�a Aislinn, rozgl�daj�c si� wok�. - Tu
przybywali ludzie, �eby odzyska� si�y. Chod�, tam co� jest.
Kiedy obeszli zagradzaj�cy im drog� olbrzymi g�az, ujrzeli nast�pny
dziedziniec. Nadal sta�y tam kr�giem kolumny, chocia� z jednych
pozosta�y tylko u�omki, a inne si� przekrzywi�y. Wn�trze tego
kr�gu wybrukowano r�nobarwnymi kamieniami, tak �e tworzy�y du��
pi�cioramienn� gwiazd�. Kto� oczy�ci� bruk z gruzu, kt�ry otacza�
teraz kolumny niskim murkiem. Nagle mi�dzy g�azami pojawi�a si�
ciemna posta�, kt�ra podesz�a do gwiazdy, po�o�y�a kupk� chrustu
przy jednym z jej ramion, po czym ruszy�a w stron� nast�pnego.
- To stara Merdice! - szepn�a Aislinn. Dzieci skuli�y si� i patrzy�y
z zapartym tchem.
Dzia�o si� co�, czego Mal nie rozumia� i pad� na niego blady
strach. Aislinn jednak a� j�kn�a z zachwytu, zdawa�o si�, �e wreszcie
odnalaz�a to, czego dot�d bezskutecznie szuka�a.
24
Merdice obesz�a wszystkie ramiona gwiazdy, po czym stan�a
w jej �rodku, w kt�rym umie�ci�a srebrn� urn�.
Z lichego tobo�ka wyj�a obdart� z kory r�d�k�.
Ku przera�eniu Mala siedz�ca dot�d spokojnie Aislinn wsta�a
i zacz�a schodzi� w d� zbocza.
- Nie, Aislinn! - j�kn�� ch�opiec. - To stara Merdice! Ona musi
robi� co� z�ego w takim dziwnym miejscu!
To Dawni Ludzie stworzyli t� gwiazd�...
Dziewczynka jednak nie zawaha�a si� ani przez chwil�. Jej bose
n�ki znajdowa�y ledwie dostrzegaln� �cie�k� jakby instynktownie.
Mal nie mia� wyj�cia: musia� za ni� p�j��. Zdawa�a si� wcale
nie zwa�a�, czy szed� za ni�, czy te� nie � ca�� uwag� skupi�a na
Merdice i mozaikowej gwie�dzie. Ch�opiec zsun�� si� na d� w �lad
za Aislinn i schowa� za du�� ska��, �eby zobaczy�, co zrobi dziewczynka.
Merdice na pewno wszystko opowie pani Eirenie. Wina
spadnie na niego, mia� przecie� pilnowa�, �eby kuzynce nic si� nie
sta�o.
Merdice podnios�a wzrok. Mia�a, jak zwykle, ponury i nieprzyjemny
wyraz twarzy. Aislinn podesz�a do niej i stan�a, wpatruj�c
si� w zielark� jak zdj�ta groz� lub przera�ona swoim zuchwalstwem.
� Dlaczego jeste� tutaj bez opiekunki? - zapyta�a surowo Merdice.
� Ty jeste� moj� opiekunk� - odrzek�a dziewczynka.
Zielarka skin�a g�ow� i zrobi�a krok w stron� Aislinn.
- A ty jeste� jedn� z martwo urodzonych, kt�rzy nie potrzebuj�
nauki. Przypomnisz sobie wszystko we w�a�ciwym czasie albo zostanie
ci to powiedziane. Moim obowi�zkiem jest pilnowa�, �eby
nie spotka�o ci� nic z�ego.
- Mal mnie obroni - o�wiadczy�a Aislinn.
Merdice z pow�tpiewaniem pokr�ci�a g�ow�.
- Mal na nic ci si� nie przyda, kiedy b�dziesz potrzebowa� opieki
i obrony. Opu�ci ci� kierowany dum� i strachem g�upich �miertelnik�w.
Te s�owa do �ywego urazi�y i rozgniewa�y Mala.
Wyszed� zza ska�y, staraj�c si� zachowywa� z godno�ci�, rzecz
jasna - na miar� swoich trzynastu lat.
- Aislinn! - zawo�a� w�adczo. - Chod� tutaj! Powinni�my ju�
wraca�!
- Pami�tam, jak mnie podpatrywa�e� i w�cibia�e� nos tam, gdzie
nie trzeba. - Merdice najpierw obrzuci�a go spojrzeniem i zachichota�a,
a potem doda�a sucho:
25
- Ostrzegam ci�: nie wtr�caj si� do spraw, kt�rych nie mo�esz
zrozumie�, ma�y �miertelniku. A ta dziewczyna i jej los nie powinny
ci� obchodzi�.
- Ona tylko pr�buje nas przestraszy�. - Mal zwr�ci� si� do Aislinn:
- Zostawmy j� z Dawnym Ludem. Mo�e j� znajdzie tamten �nie�ny
kot i urz�dzi sobie uczt� z jej starych ko�ci. Chod�my ju� st�d.
Merdice spiorunowa�a go spojrzeniem, po czym powiedzia�a do
c�rki pani Eireny:
- Nie musisz go s�ucha�, moja �liczna. On nie mo�e ci rozkazywa�.
W jej oczach pojawi� si� nieprzyjemny b�ysk triumfu, ale Aislinn
cofn�a si� o krok w stron� Mala.
- Mal jest moim przyjacielem - o�wiadczy�a - i lubi� go bardziej
ni� ciebie, mimo �e jeste� moj� opiekunk�. Mal nie pozwoli
mnie skrzywdzi�. I nigdy nie pozwala�.
Odwr�ci�a si� szybko i podesz�a do ch�opca. Przez d�ug� chwil�
Mal i zielarka patrzyli sobie w oczy z nieufno�ci� i niech�ci�. Wreszcie
Merdice odwr�ci�a si�, chwyci�a srebrn� czar� i wepchn�a j� do
torby, mamrocz�c co� gniewnie pod nosem.
Po rym spotkaniu Mal zacz�� uwa�niej obserwowa� zachowanie
Merdice i z niemi�ym zdziwieniem spostrzeg�, jak�e cz�sto pojawia�a
si� w polu widzenia Aislinn, czy to lecz�c chorych ludzi i zwierz�ta,
czy te� zbieraj�c w pobli�u zio�a. Z destylarni obserwowa�a
bowiem okno komnaty dziewczynki w kobiecym skrzydle zamku
oraz drzwi wychodz�ce stamt�d na dziedziniec.
Pani Eirena.spos�pnia�a jeszcze bardziej, gdy jej c�rka wyros�a
na wysok� dziewczyn� o gibkiej postaci, d�ugich, zgrabnych ko�czynach
i szarych oczach, niepokoj�co cz�sto zapatrzonych w dal.
Uwa�ano, �e m�ode panny szlachetnego rodu powinny si� zastanawia�
tylko nad tym, jak najpi�kniej wygl�da� albo nad barw� we�ny,
kt�rej zamierza�y u�y� do tkania gobelinu czy haftowania.
Aislinn wszak�e zadawa�a pytania, a powinna by�a milcze� i nie
poszerza� swej wiedzy.
- Matko, sk�d przybyli�my? To znaczy, z jakiego �wiata, zanim
zamieszkali�my w Krainie Dolin?
- Zanim zamieszkali�my w Krainie Dolin? Nie mieszkali�my
w innym �wiecie, moje dziecko. Nasi przodkowie przybyli tutaj na
d�ugo przed wojn� z Alizonem i zbudowali zamki i zagrody. Nie
istnia�o �adne �przedtem". Kto ci podsun�� tak� my�l? Mal, a mo�e
Merdice?
26
- Mal tego nie wie, Merdice r�wnie�. A je�li wie, to nie chce mi
powiedzie�. Nie s�dz� jednak, �eby to wiedzia�a. Jest przecie� tylko
s�u�ebn�.
- Tak, istotnie, jest tylko s�u�ebn� i nie powinna� tak cz�sto z ni�
rozmawia�. Nie wypada, �eby szlachetnie urodzona panienka spoufala�a
si� ze s�u�b�. Gdyby to ode mnie zale�a�o, dawno bym j�
odprawi�a.
- Merdice jest moj� opiekunk� i musi tu pozosta�. Nikt nie zna
tak p�l i gaj�w Malmgarthu jak ona i nikt nie wie, gdzie rosn� potrzebne
zio�a. Nie musisz obawia� si� Merdice, matko. Nie ma w niej
nic z�ego.
- C� za szczeg�lne, dziwaczne my�li przychodz� ci do g�owy,
c�rko? Za trzy lata ju� nie b�dziesz mia�a czasu na zastanawianie si�
nad takimi g�upstwami jak tajemne moce i czary. B�dziesz musia�a
troszczy� si� o swego ma��onka, a wkr�tce potem i o dzieci. Gdybym
tylko trzyma�a ci� kr�tko, kiedy by�a� ma�a i zabroni�a ci biega�
wsz�dzie za Malem...
- Nie zdo�a�aby� zatrzyma� mnie wtedy w zamku, matko, tak
jak teraz nie mo�esz powstrzyma� mnie od robienia tego, co uwa�am
za s�uszne.
� C� to za mowa?! Czy chcesz z�ama� mi serce po tym wszystkim,
co dla ciebie zrobi�am?!
- S� rzeczy, kt�re musz� zrobi�, matko.
- Nonsens. Jeste� m�od�, szlachetnie urodzon� pann� i nie musisz
nic robi� poza wyj�ciem za m�� i urodzeniem dziedzica dla
Malmgarthu.
- Nie, matko, s� jeszcze inne, wa�niejsze rzeczy do zrobienia.
- Rzeczywi�cie! A kto zdecydowa�, �e musisz by� taka wynios�a
i wa�na? Jeste� tylko dziewczyn�, moja droga i pewnego dnia
przekonasz si�, jak niewiele znaczysz!
Na usta Aislinn wyp�yn�� dziwny, tajemniczy i smutny u�miech,
a u�miecha�a si� bardzo rzadko.
- Matko, ka�dy cz�owiek jest wa�ny.
Teraz, gdy Mal sko�czy� siedemna�cie lat, Rufus na dobre zacz��
uczy� go obowi�zk�w gospodarza w�o�ci i Aislinn ju� nie mog�a
mu tak cz�sto, jakby chcia�a, towarzyszy�. Je�dzi� ze stryjem na
jesienne jarmarki, gdzie sprzedawano lub kupowano zbo�e, �ywy
inwentarz, len i pokrzyw� do tkania, a tak�e pi�kne materia�y na
suknie dla pa� z Malmgarthu oraz niezliczone inne towary wystawiane
w namiotach i os�oni�tych p�achtami kramach.
27
Tyle s�ug z Malmgarthu, ile mo�na by�o oderwa� od pracy, wyruszy�o
pewnego dnia na jarmark z wozami pe�nymi towar�w na sprzeda�.
Z tej�e okazji zabra�y si� te� damy. Aislinn, jej matka oraz dwie
ciotki mia�y ca�y w�z dla siebie, ale dziewczynka zdo�a�a z niego uciec,
przesiad�a si� na konia i przy��czy�a do Mala. Gdy za� dotarli na targ,
posz�a z Malem i Rufusem obejrze� zwierz�ta poci�gowe i sprz�t rolniczy.
Sko�czy�a trzyna�cie lat i stawa�a si� m�od� dam�, lecz wci��
�ywi�a wstr�t do d�ugich, sztywnych od haft�w sukien, w kt�rych si�
dusi�a, nie cierpia�a te� towarzystwa innych szlachetnie urodzonych
pa� i ich c�rek. Z wiekiem przesta�a ju� jednak zrzuca� kr�puj�cy
cia�o str�j i ta�czy� na ��ce w cienkiej koszuli. Pani Eirena za� uleg�a
na tyle, �e pozwala�a jej nosi� kr�tsze sp�dnice do konnej jazdy i wysokie
buty. Aislinn wszak�e nadal uwielbia�a chodzi� boso po rosie,
z rozpuszczonymi jasnymi puklami, kt�rych nie przytrzymywa�a siatk�
ani nie upina�a grzebieniami i szpilkami, jak przysta�oby damie.
Mal r�wnie� nie lubi� ogl�da� jej w strojnych sukniach z w�osami
splecionymi w warkocze, ciasno okr�conymi wok� g�owy.
Na jarmarku Aislinn przechadza�a si� w towarzystwie Mala,
z r�wnym zainteresowaniem przygl�daj�c si� ludziom, jak i wystawionym
na sprzeda� towarom. Mia�a na sobie skromny str�j do konnej
jazdy i mierzy�a wzrokiem inne m�ode panny w eleganckich sukniach
specjalnie w�o�onych na t� okazj�, chc�c spodoba� si� ewentualnym
konkurentom.
Ugodzi�o j� wiele ciekawskich i chytrych spojrze�.
Mal widzia�, jak dziewcz�ta szepcz�, os�aniaj�c usta d�o�mi i wachlarzami.
Chocia� Aislinn interesowa�a si� tylko towarami, kt�re
ogl�da�a w kramach, srebrnymi ostrogami, ozdobami do uzd i wodzy,
dzwoneczkami do zaprz�g�w i pi�knymi, barwnymi derkami,
Mala ubod�y szydercze i lekcewa��ce u�mieszki dziewcz�t.
- To jest panna Aislinn, kt�ra ma po�lubi� Hroka z Brettfordu -
szepn�a kt�ra� z dam stoj�cych przy kramie tkacza. - Prawda, �e
nie�adna i blada? Jej ma��onka bardziej ucieszy jej posag ni� taka
�ona!
- Czy Brettfordowie przyb�d� na jarmark? - zapyta�a inna. -
Je�li tak, to starszy pan b�dzie m�g� zobaczy�, jak� ma��onk� wybra�
dla swego syna. Nie wiadomo, kto jest jej ojcem. Pani Eirena
nigdy nie chcia�a go nikomu pokaza�.
- Cicho! Idzie tu! Uciszcie si�!
Je�eli Aislinn je us�ysza�a, nie da�a nic po sobie pozna�, ale Mal,
mijaj�c je, spiorunowa� spojrzeniem plotkarki.
28
- Te g�si co� za du�o g�gaj�. Po�piesz si�! - powiedzia� g�o�no
do kuzynki.
Aislinn wszak�e nie przy�pieszy�a kroku, gdy� zamierza�a obejrze�
wszystko, co si� da�o. Uwag� jej przyci�gn�� stoj�cy na uboczu
postrz�piony namiot, przed kt�rym kuglarz zabawia� grupk� widz�w.
Ciemnooki m�odzian akompaniowa� kuglarzowi na jakim� instrumencie
strunowym i to ku niemu skierowa�a si� dziewczynka.
Zwinnie przecisn�a si� przez t�umek i stan�a przed ch�opcem.
Obdarty m�ody minstrel, kt�ry przez ca�e �ycie w�drowa�, utrzymuj�c
si� z datk�w, i szlachetnie urodzona panna wymienili porozumiewawcze
spojrzenia. Minstrel by� bli�szy jej wiekiem od Mala.
Jego ogorza�� twarz rozja�ni� promienny u�miech. Mal uzna� to za
nader �mia�e wobec wy�ej postawionej od siebie osoby. Rozgniewa�o
go to i postanowi� nak�oni� Aislinn do p�j�cia dalej.
- Z drugiej strony targowiska jest ciekawsze widowisko - powiedzia�.
- Ci kuglarze tutaj to tylko w�drowni �ebracy, a w dodatku
zachowuj� si� bezczelnie wobec dam.
- Och, sp�jrz, Malu - Aislinn zatrzyma�a si� obok nast�pnego
kramu i jej oblicze nagle si� zachmurzy�o. - On ma ptaki w klatkach!
Chcia�abym kupi� je wszystkie i wypu�ci� je na wolno��! Zr�b
to, Malu!
Mal chwyci� j� za r�k� i spr�bowa� odci�gn�� od szczebioc�cych
wi�ni�w.
- Chod� dalej, Aislinn! Niech kupiec sprzeda te ptaki. Po�yj�
d�u�ej jako ulubie�cy dam, ni� gdyby pozosta�y w lesie.
- A czy ty chcia�by� zamieni� wolno�� na d�ugie �ycie w niewoli?
- zapyta�a dziewczynka, a jej oczy zap�on�y gniewem. Zapar�a
si� w ziemi� i patrzy�a ze z�o�ci� na ptasznika, nie zwa�aj�c na zaciekawionych
i rozbawionych gapi�w.
Wszystkie oznaki �wiadczy�y, �e Aislinn nie ust�pi. Mal st�umi�
westchnienie i si�gn�� po sakiewk�. Nie by�a wypchana, ale prawdopodobnie
zdo�a�by sk�oni� ptasznika, by wypu�ci� na wolno��
wszystkie ptaki.
- Ma�e ptaszki s� dobrymi towarzyszami dla dam - zacz�� z oburzeniem
kupiec. - �e s� w klatkach, to nie pow�d do zmartwienia.
Im to wcale nie przeszkadza, s� codziennie karmione i chronione
przed soko�ami i �asicami. Wielu z nas zadowoli�oby takie �ycie -
zrz�dzi�. Jednak�e wzi�� od Mala sakiewk� i zacz�� otwiera� klatki.
Czekaj�cy na ma��onki m�czy�ni zachichotali. Ch�opiec zaczerwieni�
si� po uszy i obrzuci� zab�jczym spojrzeniem Aislinn,
29
a raczej miejsce, na kt�rym sta�a przed chwil�. Odesz�a, bo zapewne
co� innego zwr�ci�o jej uwag�.
A mo�e obdartus z namiotu kuglarzy poszed� za ni� i porwa� j�
dla okupu? Ka�dy spotkany w t�umie lubie�nik m�g�by zap�on�� na
jej widok ��dz�. Bez opieki Mala Aislinn mog�y spotka� niezliczone
nieszcz�cia.
Ch�opiec przepchn�� si� przez t�um, przeklinaj�c chmurz�ce si�
niebo. Poszed� prosto do namiotu igrc�w, ale kuglarz wraz z synem
wci�� jeszcze zabawia� r�wnie obdartych jak on sam widz�w. Mal
przeszuka� teren wok� ich namiotu i wozu i nie natrafi� na �aden
�lad Aislinn. �ona kuglarza siedzia�a, tul�c w milczeniu niemowl�,
przera�ona gniewnym zachowaniem m�odego panka.
Mal zatrzyma� si� przed ni� i zapyta�:
- Czy widzia�a� m�od� dziewczyn� ubran� w czerwony kaftan
i taki� str�j do konnej jazdy?
Kobieta spojrza�a na niego z przestrachem.
- Widzia�am j�- szepn�a. - Ona jest jedn� z nich, tak samo jak
tamten ch�opak. Jego matka umar�a przy porodzie. Wola�abym, �eby
umar� razem z ni� i jego ojciec. Twoja panienka jest podobna do
tego ch�opca. Pozna�abym ka�de z nich po tym, co zobaczy�am...
- Czy ten kuglarz jest twoim m�em?
- Tak i to na moje nieszcz�cie. Trzymaj si� od nich z daleka.
On nie jest... - D�ugi cie� pad� nagle na namiot i kobieta urwa�a.
W bladym �wietle pochmurnego dnia Mal rozpozna� Merdice. Na
jej widok zmartwia�. To spotkanie nie wr�y�o nic dobrego.
- Niekt�rzy, miast si� wzi�� do roboty, miel� j�zykami po pr�nicy
- odezwa�a si� zielarka. �ona kuglarza umkn�a z dzieckiem.
Merdice za� zwr�ci�a si� do Mala:
- Chod�, poka�� ci t�, kt�rej szukasz. Nie ma co, �adny z ciebie
opiekun!
- Wiesz, dok�d posz�a?
- Zawsze wiem, gdzie ona jest. - Ruchem g�owy wskaza�a na
najbli�szy kram.
- A co ty tu robisz? - Zainteresowa� si� Mal. - Co kto� taki jak
ty ma do roboty na jarmarku?
- Nic, zupe�nie nic - odpar�a Merdice.
Mal znalaz� Aislinn w towarzystwie czterech innych panienek.
Grupce rozszczebiotanych dziewcz�t przygl�da�y si� ich matki i s�u�ebne.
�wiergota�y jak stado ptak�w, opowiada�y o swoich domach
w odleg�ych dolinach, najwyra�niej zachwycone tym spotkaniem.
30
Ch�opak zajrza� tylko do namiotu i si� wycofa�. Merdice prz