4278

Szczegóły
Tytuł 4278
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4278 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4278 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4278 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Brian Aldiss Mroczne lata �wietlne Rozwa�my problem spotkania i porozumienia si� z obc� ras�. Ludzie nauczyli si� wyznawa� pewne przekonania, podejmowa� decyzje, dzia�a� w okre�lony spos�b i wyci�ga� wnioski na podstawie wcze�niejszych do�wiadcze�. Tymczasem spotkanie przedstawiciela obcej rasy inteligentnych istot jest spraw� z niczym w historii ludzko�ci niepor�wnywaln�; nie spos�b dla niej nawet znale�� perspektywy por�wnawczej. Jak ustali� kategorie odniesienia? Jak pogodzi� ludzkie obyczaje ze zwyczajami obcych? Jak osi�gn�� podstaw� do wzajemnej empatii?! Oto pytania, na kt�re stara si� odpowiedzie� Brian Aldiss w powie�ci Mroczne lata �wietlne. Obcy nazywaj� tu siebie �utodamf. S� �agodni, cywilizowani, �yj� w blisko�ci natury i posiadaj� wspaniale rozbudowane organy mowy. A jednak przedstawiciele ludzko�ci os�dzaj� zwyczaje tych istot na ziemski spos�b i uznaj� utodyza stworzenia pod�e, t�pe i brudne. W dodatku, ludzie od razu wycelowali w nie bro�, trudno zatem o przyja��. Dlaczego tak si� sta�o?! Poniewa� dwie rasy nie osi�gn�y rzeczywistego porozumienia. W r�kach takiego tw�rcy jak Brian Aldiss temat �w rozwija si� w znakomit� powie��. Ten zabawny, pobudzaj�cy do refleksji, dojrza�y kawa�ek prozy umacnia reputacj� autora i zdecydowanie potwierdza nadawany mu nieoficjalnie tytu� �najlepszego brytyjskiego pisarza sf. Tom Boardman,jr. Kilka lat �wietlnych ze sztucznym aromatem dla Harry'ego Harrisona poety, filozofa, pioniera, smakosza O ciemno, ciemno, ciemno! Wszyscy wkraczaj� w ciemno�� W puste mi�dzygwiezdne przestrzenie, istoty puste w pustk�. Kapitanowie, bankierzy hurtu, �wietni pisarze. Hojni mecenasi sztuki, m�owie stanu, panuj�cy T. S. Eliot, Cztery kwartety. Prze}. J. Niemojowski. Rozdzia� pierwszy Na powierzchni w warstwach chlorofilowych wykie�-kowa�y nowe �d�b�a trawy. Z konar�w i ga��zi drzew wyros�y j�zyki zieleni i owin�y si� wok� nich. Niebawem miejsce to b�dzie wygl�da�o niczym niezdarny rysunek drzewek bo�onarodzeniowych wykonany przez niedorozwini�te umys�owo ziemskie dziecko. Wiosna na po�udniowej p�kuli Dapdrof zn�w pobudza ro�liny do wzrostu. Nie �eby natura traktowa�a Dapdrof przyja�niej ni� inne zak�tki kosmosu. Nawet kiedy wysy�a�a cieplejsze wiatry nad po�udniow� p�kul�, wi�ksz� cz�� p�kuli p�nocnej zanurza�a w lodowatym monsunie. Podparty na kulach grawitacyjnych, stary Aylmer Ainson sta� przy drzwiach, niespiesznie drapi�c si� po czaszce i gapi�c na p�czkuj�ce drzewa. W mocnym wietrze nawet najmniejsze i najdalsze ga��zki leciutko si� trz�s�y. Ten grawitacyjny �efekt" powodowa�o ci��enie rz�du 3G. Ga��zki, podobnie jak wszystko inne na Dapdrof, wa�y�y trzykrotnie wi�cej ni� na Ziemi. Ainson ju� dawno przyzwyczai� si� do tego ci��enia: przystosowa�o si� do niego r�wnie� cia�o m�czyzny, reaguj�c zaokr�glonymi ramionami i zapadni�t� piersi�. M�zg Aylmera tak�e troch� si� �sp�aszczy�". Na szcz�cie Ainsona nie gn�bi�o jeszcze pragnienie usilnego odtwarzania przesz�o�ci, kt�re powala tak wielu ludzi jeszcze przed osi�gni�ciem wieku �redniego . Widok male�kich zielonych li�ci wzbudza� w nim j edynie bardzo niewyra�n� nostalgi� oraz ledwie mgliste wspo- mnienie, �e dzieci�stwo min�o mu w�r�d listowia bardziej odpowiedniego dla kwietniowych zefir�w - co wi�cej, zefiry te wia�y na planecie odleg�ej od Dapdrof o sto lat �wietlnych. Dzi�ki tej �niepami�ci" Ainson m�g� stan�� w progu i cieszy� si� najwspanialszym luksusem cz�owieka - czystym umys�em. Nieuwa�nie obserwowa� Quequo, utodap�ci �e�skiej, kiedy przechodzi�a w�r�d swoich grz�dek z sa�at� i pod drzewami ammp, a p�niej rzuci�a si� ca�ym cia�em w przyjemne b�oto. Ammpybyty ro�linami wiecznie zielonymi w przeciwie�stwie do pozosta�ych drzew w otoczeniu Ainsona. Na ich wierzcho�kach w listowiu odpoczywa�y du�e czteroskrzyd�e, bia�e ptaki, kt�re postanowi�y si� wzbi� do lotu, gdy Ainson na nie patrzy�, a ju� po chwili wznosi�y si� z trzepotem niczym ogromne motyle; kiedy przelatywa�y, ich wielkie cienie na moment przykry�y dom. Zreszt� cienie tych ptak�w ju� wcze�niej pokry�y �ciany dom�w. Pos�uszni pragnieniu tworzenia dzie� sztuki, kt�re nawiedza�o ich pewnie tylko raz na wiek, przyjaciele Ainsona z�amali biel �cian rozproszonym malowid�em naszkicowanych skrzyde� i wznosz�cych si� w niebo cia�. Nadzwyczaj wiernie oddany ruch tego wzoru wydawa� si� sprawia�, �e niski dom niemal pi�� si� w g�r� wbrew prawom grawitacji; by� to wszak�e jedynie poz�r, gdy� tej wiosny neoplastikowe deski kalenicowe przekrzywi�y si� jeszcze bardziej, a �ciany domu znacz�co si� zapad�y. By �ato ju� czterdziesta wiosna, kt�rej nadej�cie Ainson prze�ywa� na Dapdrof. Nawet dojrza�y smr�d z gnojowiska pachnia� obecnie swojsko. Kiedy Aylmer go wdycha�, jego �ar�oczny paso�ytgrorg-czule podrapa� go po g�owie. Ainson podni�s� r�k� i po�askota� po g�owie podobne jaszczurce stworzenie. Domy�li� si�, czego grorg naprawd� chce, ale o tej godzinie, kiedy �wieci�o zaledwie jedno s�o�ce, by�o zbyt zimno, by do��czy� do Snok Snoka Karna i Quequo Kifful, kt�re wraz ze swoimi grorgami tarza�y si� w b�ocie. - Jest mi zimno, gdy stoj� na dworze. Zamierzam wej�� do �rodka i po�o�y� si� - zawo�a� do Snok Snoka w j�zyku utod�w. M�ody utod podni�s� wzrok i na znak zrozumienia wyci�gn�� z b�ocka dwie spo�r�d swoich ko�czyn. Ainson poczu� satysfakcj�, gdy� nawet po czterdziestu latach bada� znajdowa� j�zyk utod�wpelnym zagadek. Nie by� pewny, czy przypadkiem nie powiedzia�: �Strumie� jest ch�odny i zamierzam wej�� do �rodka, by go ugotowa�". Uchwycenie w�a�ciwej odmiany ni to �wistu, ni to krzyku nie by�o �atwe, szczeg�lnie �e Ainson mia� tylko jeden otw�r d�wi�kowy wobec o�miu Snok Snoka. Zako�ysa� kulami i wszed� do budynku. -Jego mowa staje si� coraz mniej odmienna od naszej - zauwa�y�a Quequo. - Mieli�my spore trudno�ci, zanim nauczy� si� z nami porozumiewa�. Wiotkonogi nie jest ju� w pe�ni sprawnym mechanizmem. Zauwa�, �e porusza si� znacznie wolniej ni� kiedy�. - Te� to dostrzeg�em, Matko. Sam si� na to skar�y. Coraz cz�ciej wspomina o zjawisku, kt�re nazywa b�lem. - Trudno jest wymienia� poj�cia z Ziemianami, poniewa� ich s�ownictwo jest strasznie ograniczone, za� skala g�osu minimalna, jednak z tego, co pr�bowa� powiedzie� kt�rej� nocy wnosz�, �e gdyby by� utodem, mia�by teraz niemal tysi�c lat. -Zatem musimy si� spodziewa�, �e niebawem przyjmie stadium padliny. - A to, co uwa�a�am za grzyb na jego czaszce - doda�a - zacz�o si� robi� bia�e. T� konwersacj� przeprowadzili wj�zyku utod�w. Wsparty o ogromne, symetryczne cielsko swojej matki Snok Snok le�a� na plecach i moczy� si� we wspania�ym mule. Ich grorgiwspi�y si� na nich, skacz�c i li��c. Smr�d, pobudzony �agodnym blaskiem s�o�ca, by� cudowny. �ajno wypuszczane przez utody w rzadkie b�oto dostarcza�o warto�ciowych olejk�w, kt�re przes�cza�y si� w ich sk�r�, czyni�c j� niezwykle delikatn�. Snok Snok Karn by� ju� du�ym utodem, postawnym potomkiem dominuj�cej rasy �ci�kiego" �wiata o nazwie Dapdrof. Snok Snok by� teraz w�a�ciwie doros�y, wprawdzie nadal rodzaju nijakiego, cho� w leniwym oku swojego umys�u postrzega�ju� siebie jako osobnika m�skiego na nast�pne kilka dekad. B�dzie m�g� zmieni� p�e�, gdy Dapdrof zmieni s�o�ca. Na to zdarzenie, czyli na okresowy entropiczny s�oneczny rozdzia� orbitalny Snok Snok zosta� dobrze przygotowany. Wi�kszo�� jego przyd�ugiego dzieci�stwa zajmowa�y �wiczenia przygotowuj�ce go na to wydarzenie. Quequo mia�a wielk� wiedz� w kwestii �wicze� fizycznych i ssania m�zgu. A poniewa� trwali tu odizolowani od �wiata - oni dwoje oraz Wiotkonogi Ain-son - Quequo ca�kowicie i po macierzy�sku skupi�a si� na nich obu. Snok Snok oci�ale wyci�gn�� ko�czyn�, nabra� w ni� porcj� szlamu i b�ota, po czym rzuci� je sobie na pier�. Po minucie przypomnia� sobie o manierach, wi�c po�piesznie rozchlapa� troch� mieszaniny na plecy Quequo. - Matko, s�dzisz, �e Wiotkonogi przygotowuje si� do esrd? - spyta� Snok Snok, cofaj�c ko�czyn� w g�adk� �cian� swego boku. S�owem �Wiotkonogi" utodyokre�la-�y Aylmera Ainsona, pisk �esrd' natomiast stanowi� wygodny skr�t oznaczaj�cy entropiczny s�oneczny rozdzia� orbitalny. - Trudno mi powiedzie� z powodu bariery j�zykowej - odpar�a Quequo, mrugaj�c brudnymi od b�ota oczyma. - Pr�bowa�am z nim o tym rozmawia�, niestety bez wi�k- szych sukces�w. Musz� podj�� t� pr�b� jeszcze raz... Oboje musimy spr�bowa�. By�by to powa�ny problem, gdyby Wiotkonogi nie zosta� odpowiednio przygotowany. M�g�by nagle i po prostu przej�� w stadium padliny. Chyba na ich rodzimej planecie w�a�nie takie rzeczy im si� przydarzaj�. - To ju� nied�ugo, prawda, Matko? Nie chcia�o jej si� odpowiedzie� Snok Snokowi, gdy� grorgi aktywnie bryka�y po jej kr�gos�upie. A Snok Snok le�a� i my�la� o momencie - niezbyt odleg�ym w czasie - kiedy Dapdrof porzuci swoje obecne s�o�ce, Szafranowego U�miechni�tego, dla ��tego Nachmurzonego. To b�dzie trudny okres i Snok Snok powinien si� wtedy zachowa� m�sko, dziko i twardo. Wtedy w ko�cu przyjdzie Mile Widziany Bia�y, szcz�liwa gwiazda, s�o�ce, pod kt�rym Snok Snok si� urodzi� (i kt�re wyja�nia�o jego leniwe, s�oneczne i pogodne usposobienie). Pod Mile Widzianym Bia�ym, Snok Snok m�g�by sobie pozwoli� na podj�cie trosk i rado�ci macierzy�stwa, m�g�by wychowywa� i wyszkoli� syna dok�adnie takiego jak on sam. Ach, ale� �ycie by�o cudowne, gdy intensywnie si� o nim pomy�la�o. Fakty zwi�zane z esromog�yby si� niekt�rym wydawa� prozaiczne, lecz Snok Snok - chocia� by� tylko zwyk�ym wiejskim samczykiem, wychowanym w prosty spos�b, a zatem bez �adnych ambicji do��czenia do stanu duchownego i wyruszenia w gwiezdne kr�lestwa - dostrzega� w nich wspania�o�� natury. Nawet ciep�o s�o�ca, kt�re rozgrzewa�o jego osiemsetpi��dziesi�-ciofuntowe cielsko, mia�o w sobie niemo�liw� do wyra�enia s�owami poezj�. Utodd�wign�� si� na bok i wydali� do gnojowiska. By� to drobny ho�d dla jego matki. Nauczono go, by dzieli� si� z innymi swoim �ajnem. - Matko, czy przedstawiciele naszego stanu duchownego o�mielili si� porzuci� �wiaty Trzech S�o�c, poniewa� spotkali Wiotkonogich Ziemian? - Jeste� dzi� rano w gadatliwym nastroju. Mo�e wejdziesz do domu i porozmawiasz z Wiotkonogim? Wiem, �e strasznie ci� �mieszy jego wersja zdarze� w gwiezdnych kr�lestwach, wi�c id� si� zabawi�. -Ale, Matko... Kt�ra wersja jest prawdziwa, jego czy nasza? Zanim udzieli�a synowi odpowiedzi, zawaha�a si�. Odpowied� by�a okropnie trudna, a jednak tylko dzi�ki niej mo�na by�o zrozumie� porz�dek tego �wiata. - Cz�sto - odpar�a - istnieje wiele wersji prawdy. Zignorowa� to stwierdzenie. - A jednak to w�a�nie ci przedstawiciele naszego stanu duchownego, kt�rzy oddalili si� poza �wiat Trzech S�o�c, jako pierwsi spotkali Wiotkonogich, nieprawda�? - Mo�e by� tak pole�a� nieruchomo i podejrzewa�, co? - Czy nie powiedzia�a� mi, �e spotkali si� na planecie zwanej Grudgrodd zaledwie kilka lat po moim urodzeniu? - To raczej Ainson ci tak powiedzia�. - Mo�e, ale z ca�� pewno�ci� od ciebie si� dowiedzia�em, �e owo spotkanie spowodowa�o k�opoty. * * * Do pierwszego spotkania mi�dzy utodami i lud�mi rzeczywi�cie dosz�o dziesi�� lat po narodzinach Snok Snoka. Tak jak m�wi� Snok Snok, spotkanie mia�o miejsce na planecie, kt�r�jego rasa nazywa�a Grudgrodd. Gdyby zdarzy�o si� na innej planecie lub gdyby w pierwszym kontakcie wzi�y udzia� inne osoby, efekt tej konfrontacji i jego skutki mog�yby by� zupe�nie odmienne. Gdyby... Och, nie ma sensu rozprawia� o tym, co by by�o, gdyby... W historii nie ma gdybania, pr�ne dywagacje zaprz�taj� jedynie umys�y komentator�w obserwuj�cych przesz�e zdarzenia z perspektywy czasu i mimo ca�ego post�pu, jaki osi�gn�li�my, nikt dot�d przekonuj�co nie udowodni�, �e za przypadkowymi zbiegami okoliczno�ci stoj� jakie� tajemne prawid�a losu. Wszystko to tylko statystycznie potwierdzone u�udy, lubuj�cych si� w zwalaniu wszystkiego na przeznaczenie, przedstawicieli ludzkiego gatunku. Mo�emy zatem jedynie o�wiadczy�, i� pierwszy kontakt mi�dzy cz�owiekiem i utodami odby� si� w taki to a taki spos�b. Opowiadanie to powinno przypomina� kronik�, tote� komentarze b�d� minimalne, czytelnik za� powinien zapami�ta�, �e s�owa wypowiedziane przez Quequo dotycz� zar�wno ludzi, jak i obcych: prawda jawi si� w r�wnie wielu formach co k�amstwo. Pierwsze utoo^badaj�ce Grudgrodd uzna�y t� planet� za ca�kiem zno�n� do bytowania. Ich arka wyl�dowa�a w szerokiej dolinie, niego�cinnej, skalistej, zimnej i niemal na ca�ej d�ugo�ci poro�ni�tej wysokimi po kolana ostami, a jednak niezwykle podobnej do pewnych pogr��onych w mrokach niewiedzy miejsc, po�o�onych na p�nocnej p�kuli Dapdrof. Przez w�az wys�ano par� grorg�w, kt�ra wr�ci�a po p� godzinie nietkni�ta, cho� mocno zdyszana. Istnia�a zatem szansa, �e planeta nadaje si� do zamieszkania. Na jej powierzchni� wyrzucono wi�c nieco ceremonialnego b�ota, po czym do w�azu podszed� �wi�ty Kosmo-polita i wydali� przeze� sw�j ka� w uniwersalnym ge�cie p�odno�ci. - My�l�, �e to pomy�ka - o�wiadczy�. - S�owem, kt�re w j�zyku utoef�wokre�la�o pomy�k�, by�o w�a�nie �Grudgrodd" (o ile atonalne chrz�kanie mo�na w og�le odda� w postaci ziemskiego pisma) i od tej pory planet� znano pod t� nazw�. Nadal sk�onny protestowa�, Kosmopolita wysiad� w ko�cu, a za nim jego trzech Polit�w. Tym samym planeta Grudgrodd do��czy�a do �wiat�w Trzech S�o�c. Ju� po chwili czterech kap�an�w biega�o pracowicie wok�, wycinaj�c kr�g ost�w na brzegu rzeki. Wyci�gn�wszy wszystkie sze�� ko�czyn, pracowali szybko - dw�ch wybiera�o ziemi� z kr�gu, po czym pozwala�o nasi�kn�� dnu do�u wod�, kt�ra ciek�a z jednej strony. Dwaj pozostali natomiast dreptali po powstaj�cym b�ocie, zmieniaj�c je w rozkosznie �mierdz�c� melas�. Nieuwa�nie popatruj�c na ich prac� tylnymi oczyma, Kosmopolita sta� na kraw�dzi rosn�cego krateru i spiera� si� r�wnie zdecydowanie jak zwykle, �e utodnie ma prawa l�dowa� na planecie nie nale��cej do Trzech S�o�c. Trzej Polici k��cili si� z nim tak ostro, jak tylko potrafili. - �wi�te Uczucie precyzuje t� kwesti� w spos�b ca�kowicie wyra�ny- m�wi� Kosmopolita. -Jeste�my dzie�mi Trzech S�o�c i nasze odchody nie powinny dotyka� powierzchni �adnych planet nieo�wietlonych przez Trzy S�o�ca. Wszystko ma swoje granice, nawet kwestia �yzno�ci. - Wyci�gn�� ko�czyn� w g�r� i wycelowa� w brzeg chmury, sk�d zimno wpatrywa� si� w nich wielki fioletowor�-�owy glob wielko�ci owocu drzewa ammp. - Czy uwa�asz, �e masz przed sob� Szafranowego U�miechni�tego? A mo�e bierzesz to dziwne s�o�ce za Mile Widzianego Bia�ego? Mo�e nawet mylisz je z ��tym Nachmurzonym, co? Nie, nie, moi przyjaciele, ta fioletowor�owa n�dza jest nam obca i marnujemy na ni� tylko nasz� substancj�. - Nie spos�b podwa�y� �adnego z wypowiedzianych przez ciebie twierdze� - przyzna� Pierwszy Polita. - Tym niemniej, w zasadzie nie przybyli�my tu z w�asnej woli. Wpadli�my w turbulencj� gwiezdnego kr�lestwa, a ta wyrzuci�a nas z kursu na odleg�o�� wielu tysi�cy orbit. Ta planeta jedynie przypadkiem sta�a si� naszym najbli�szym portem. - Jak zwykle m�wisz wy��cznie prawd� - zgodzi� si� Kosmopolita. - Tyle �e wcale nie musieli�my tutaj l�do- wa�. Miesi�c lotu i wr�ciliby�my z powrotem do �wiata Trzech S�o�c. Na Dapdrof albo jedn� z jej siostrzanych planet. Pobyt tu wydaje mi si� nieco bezbo�ny. - Nie s�dz�, by� musia� si� zbytnio o to martwi�, Kosmopolito - oznajmi� Drugi Po�ita. Mia� grub�, szara-wo-zielon� sk�r� typow� dla osobnik�w urodzonych dok�adnie podczas esroi by� chyba najbardziej niefrasobliwym przedstawicielem stanu duchownego. - Popatrz na to w ten spos�b: Trzy S�o�ca, wok� kt�rych kr��y Dapdrof, to tylko trzy gwiazdy z sze�ciu sk�adaj�cych si� na Rodzinn� Gromad�. O ile wiemy, tamte sze�� gwiazd posiada osiem planet, na kt�rych mo�liwe jest �ycie. Opr�cz Dapdrof, tak�e te siedem innych �wiat�w uwa�amy za r�wnie �wi�te i odpowiednie na utoddammp, chocia� niekt�re z nich - na przyk�ad Buskey - obracaj� si� wok� jednej z trzech mniejszych gwiazd Gromady. A zatem �wiat, kt�ry si� nadaje na utoddammp, nie musi kr��y� wok� jednego z Trzech S�o�c. Teraz spytajmy... Jednak�e Kosmopolita, kt�ry by� lepszym m�wc� ni� s�uchaczem yak przysta�o na utodazjego pozycj�), ostro przerwa� swemu towarzyszowi: -Wystarczy ju� tego gadania. Je�li pozwolisz, zako�czymy chwilowo dysput�, przyjacielu. Zauwa�y�em jedynie, �e moim zdaniem post�pujemy nieco bezbo�nie. Nie chcia�em niczego krytykowa�, jednak tworzymy precedens. - Podrapa� ostro�nie swojego grorga. Trzeci Polita (kt�ry nosi� imi� Bluga Luguga) o�wiadczy� z wielk� tolerancj�: -Zgadzam si� z ka�dym twoim s�owem, Kosmopolito. Niestety nie wiemy, czy tworzymy precedens. Nasza historia jest bardzo d�uga, tote� coraz wi�cej za��g wyprawia si� do gwiezdnych kr�lestw i tam, na jakiej� odleg�ej planecie, tworzy nowe bagno ku chwale utoddammp. Och, je�li si� rozejrzymy, mo�e nawet tutaj znajdziemy twory uto-d�w. - Ca�kowicie mnie przekona�e� - stwierdzi� Kosmo-polita z ulg�. - W Wieku Rewolucji taka rzecz �atwo si� mog�a zdarzy�. - Wyci�gn�wszy wszystkie sze�� ko�czyn, zamacha� nimi, ceremonialnie obejmuj�c ziemi� i niebo - - Og�aszam, �e wszystko wok� nale�y odt�d do Trzech S�o�c. Niech si� rozpocznie defekacja. Byli szcz�liwi. Stawali si� jeszcze szcz�liwsi. Jak zreszt� mogli nie by� szcz�liwi? Lekc}' i p�odni, byli w domu. Fioletowor�owe s�o�ce znikn�o w nie�asce i prawie od razu wyskoczy� znad horyzontu i wzni�s� si� �nie�nobia�y satelita otoczony zawadiack� aureol� kosmicznego py�u. Osiem utod�w, przyzwyczajonych do wielkich zmian temperatur, nie zwa�a�o na rosn�ce zimno nocy. P�awili si� w nowo utworzonym przez siebie bajorze. Towarzysz�ca im szesnastka grorg�w tarza�a si� wraz z nimi, uparcie przywieraj�c palcami z przyssawkami do swoich gospodarzy, gdy u tody zanurza�y si� w b�ocie. Powoli nasi�kali nowym �wiatem. B�oto obmywa�o ich cia�a, ods�aniaj�c sensy niemo�liwe do przet�umaczenia i uj�cia w kategoriach jakiegokolwiek j�zyka. Na niebie l�ni�a Rodzinna Gromada, sze�� gwiazd rozmieszczonych w kszta�cie - tak przynajmniej twierdzili najmniej inteligentni z kap�an�w -jednego z graali, kt�re p�ywa�y po burzliwych morzach Smeksmeru. - Nie musimy si� martwi� - oznajmi� Kosmopolita radosnym tonem. -Trzy S�o�ca nadal nas tu o�wietlaj�. Nie musimy te� wcale si� �pieszy� z powrotem. Mo�e pod koniec tygodnia posadzimy kilka nasion drzewa ammp i wtedy ruszymy do domu. -.. .Albo pod koniec nast�pnego tygodnia- doda� Trzeci Polita, z zadowoleniem taplaj�c si� w b�ocie. Aby dope�ni� ich zadowolenie, Kosmopolita wyg�osi� dla nich kr�tk� mow� religijn�. Le�eli i s�uchali przem�wienia, kt�re wyg�asza� o�mioma otworami d�wi�ko- wymi. Wskaza�, �e drzewa ammp i utody s� od siebie zale�ne, �e wydajno�� jednych zale�y od wydajno�ci drugich. Przez chwil� rozwodzi� si� nad znaczeniem s�owa �wydajno��" i dopiero p�niej podj�� g��wny w�tek, omawiaj�c problem zale�no�ci drzew i utod�w (jedni i drudzy stanowili przejawy tego samego ducha) od wydajno�ci �wiat�a, kt�re promieniowa�o z ka�dego z Trzech S�o�c, wok� kt�rego si� poruszali. To �wi�te �wiat�o by�o odchodami swoich s�o�c, co czyni�o je troch� absurdalnym, a r�wnocze�nie przemo�nie cudownym. One, utodzy, �aden z nich, nigdy nie powinni zapomina�, �e tak�e bior� udzia� zar�wno w absurdzie, jak i w cudzie. Nigdy nie powinni czu� si� wywy�szeni ani grzeszy� pych�, skoro nie mieli nawet boskich kszta�t�w swoich bog�w... Trzeciemu Policie bardzo si� podoba� ten monolog. Najpe�niej dodaje otuchy to, co najbardziej swojskie. Le�a�, wystawiaj�c jedynie czubek jednego z pysk�w ponad bulgocz�c� powierzchni� b�ota i m�wi� niewyra�nym g�osem przez zanurzone otwory ockpu. Jednym z nie zanurzonych oczu wpatrzy� si� w ciemne cielsko ich arki gwiezdnych kr�lestw, wspaniale pot�nej i czarnej na tle nieba. Ach, �ycie by�o dobre i przyjemne, nawet tak daleko od umi�owanego Dapdrof. Gdy przyjdzie nast�pny esro, Trzeci Polita b�dzie musia� w ko�cu zmieni� p�e� i zosta� matk�. By� to winien swojemu rodowi. Jednak mimo to... No c�, cz�sto s�ysza�, jak matka m�wi... Dla przyjemnego umys�u wszystko by�o przyjemne. Pomy�la� czule o matce i opar� si� o jej cia�o. Lubi� j� tak samo jak zawsze, chocia� w pewnym momencie zmieni�a p�e� i zosta�a �wi�tym Kosmopolita. Nagle zapiszcza� wszystkimi otworami. Za ark� b�ysn�y �wiat�a! Pokaza� je swoim towarzyszom. Wszyscy popatrzyli we wskazanym kierunku. �wiat�a nie by�y jedynym zjawiskiem, jakie przerwa�o ich b�og� zadum�. S�ycha� te� by�o przeci�g�y warkot. �wiate� by�o kilka: cztery okr�g�e �r�d�a �wiat�a przecina�y mrok, pi�te za� porusza�o si� niespokojnie niczym gmeraj�ca ko�czyna; zatrzyma�o si� na arce. - Sugeruj�, �e zbli�a si� jaka� forma �ycia - obwie�ci� jeden z kap�an�w. Kiedy to powiedzia�, dostrzegli wi�cej szczeg��w. Przez dolin� sun�y ku nim dwa masywne kszta�ty. W�a�nie z nich wydobywa� si� warkot. Masywne kszta�ty dotar�y do arki i zatrzyma�y si�. Ha�as ucich�. - Jakie to interesuj�ce! S� wi�ksi od nas - zauwa�y� Pierwszy Polita. Z dw�ch masywnych kszta�t�w wyskoczy�o kilka mniejszych. Teraz �wiat�o, kt�re omiata�o ark�, zwr�ci�o si� ku bajoru. Jednomy�lnie, aby unikn�� o�lepni�cia, u tody prze��czy�y widzenie na bardziej komfortowe pasmo radiacyjne. Dzi�ki temu dok�adniej zobaczyli mniejsze kszta�ty - naliczyli cztery szczup�e - uszeregowane na brzegu. -Je�li te istoty same wytwarzaj� �wiat�o, musz� by� do�� inteligentne - zauwa�y� Kosmopolita. - Kt�re z nich s� waszym zdaniem �ywymi formami: te masywne z oczyma czy te cztery chude? - Mo�e chude s� grorgami masywnych - zasugerowa� jeden z kap�an�w. - Uprzejmie by�oby wyj�� i sprawdzi� - stwierdzi� Kosmopolita. D�wign�� cielsko i ruszy� ku czterem postaciom. Jego towarzysze podnie�li si�, by za nim pod��y�. Us�yszeli ha�asy. Wydawa�y je postaci na brzegu, r�wnocze�nie si� wycofuj�c. - Jakie� to zachwycaj�ce! - zawo�a� Drugi Polita, pospiesznie gramol�c si� naprz�d. - S�dz�, �e na sw�j prymitywny spos�b pr�buj� si� z nami porozumie�! - Jakie to szcz�cie, �e tu przybyli�my! - dorzuci� Trzeci Polita, oczywi�cie nie kieruj�c swojego stwierdzenia do Kosmopolity. -Pozdrawiamy was, o stworzenia! -rykn�li dwaj kap�ani. W tym samym momencie stoj�ce na brzegu istoty podnios�y do bioder wyprodukowane na Ziemi karabiny i otworzy�y ogie�. Rozdzia� drugi Kapitan Bargerone przyj�� swoj� charakterystyczn� postaw�, to znaczy zastyg� zupe�nie nieruchomo w lekkim rozkroku niczym rewolwerowiec, z r�koma lu�no wisz�cymi wzd�u� szw�w swoich b��kitnych szort�w i przybra� pozbawion� wyrazu min�. By�a to forma samokontroli, kt�r� �wiczy� wielokrotnie podczas tej wyprawy, szczeg�lnie, gdy stawa� przed swoim G��wnym Odkrywc�. - Chcesz, �ebym potraktowa� twoje s�owa serio, Ain-son? - spyta�. - A mo�e tylko starasz si� op�ni� start? G��wny Odkrywca Bruce Ainson prze�kn�� �lin�. By� cz�owiekiem religijnym i milcz�co wezwa� Wszechmog�cego, by pom�g� mu pozosta� lepszym cz�owiekiem od tego g�upca, kt�ry nie dostrzega� niczego poza w�asnymi obowi�zkami i regulaminem. - Prosz� pana, dwa stworzenia, kt�re schwyta�em ubieg�ej nocy, zdecydowanie usi�owa�y si� ze mn� porozumie�. Wedle definicji kodeksu eksploracji kosmicznej wszelkie istoty, kt�re pr�buj� si� porozumie� z cz�owiekiem, nale�y potraktowa� jako potencjalnie inteligentne formy �ycia, p�ki nie udowodnimy, �e nimi nie s�. - Rzeczywi�cie takjest, kapitanie Bargerone - o�wiadczy� Odkrywca Phipps, nerwowo mrugaj�c oczami, kiedy wsta� z zamiarem wsparcia swego szefa. - Nie musi mnie pan zapewnia� o prawdziwo�ci frazes�w, panie Phipps - odburkn�� kapitan. - Pytam tylko, co rozumiecie przez stwierdzenie: �pr�buj� si� porozumie�". Gdy rzucacie jakim� stworzeniom kapust�, bez w�tpienia wasz czyn mo�na by zinterpretowa� j ako pr�b� porozumienia. - Te stworzenia nie rzuca�y mi kapusty, prosz� pana - odpar� Ainson. - Sta�y spokojnie po drugiej stronie krat i do mnie przemawia�y. Lewa brew kapitana wygi�a si� w ostry �uk niczym floret testowany na gi�tko�� w r�kach fechtmistrza. - Przemawia�y, panie Ainson? W ziemskim j�zyku? Po portugalsku czy mo�e w suahili? - W swoim w�asnym j�zyku, kapitanie Bargerone. Wyda�y z siebie seri� gwizd�w, chrz�kni�� i pisk�w, cz�sto wznosz�c� si� ponad zwyk�y poziom s�yszalno�ci. Niemniej jednak, by� to niew�tpliwie j�zyk... Mo�liwe, �e nawet znacznie bardziej z�o�ony ni� nasz. - Na jakiej podstawie wysnuwa pan ten wniosek, panie Ainson? G��wnego Odkrywcy nie zbi�o z tropu to pytanie, jednak�e na jego grubo ciosanej i przepe�nionej smutkiem twarzy zarysowa�y si� mocniej zmarszczki. - Na podstawie obserwacji. Naszych ludzi zaskoczy�o osiem tych stworze�, prosz� pana. Bez namys�u zastrzelili sze�� z nich. Powinien pan przeczyta� raport patrolu. Pozosta�e dwa stworzenia by�y tak zaskoczone i zszokowane tym aktem agresji, �e �atwo da�y si� pochwyci� w sie� i przywie�� tutaj na �Mariestopes". W podobnej sytuacji zagro�enia ka�da inteligentna istota szuka�aby zapewne lito�ci b�d�, je�li to mo�liwe, szansy uwolnienia. Innymi s�owy, b�aga�aby... Tyle �e, niestety, a� do tej pory nie spotkali�my �adnej formy inteligentnego �ycia w w eksplorowanej przestrzeni... Wiemy j ednak, �e wszystkie rasy ludzkie b�agaj� w ten sam spos�b: poprzez u�ycie gest�w oraz pr�b werbalnych. Te stworzenia natomiast nie pos�ugiwa�y si� gestami, a zatem... ich j�zyk musi by� tak bogaty, �e nie potrzebuj� gest�w, nawet kiedy prosz� o darowanie �ycia. Kapitan Bargerone wyda� ostentacyjnie pogardliwe parskni�cie. - Czyli mo�emy by� pewni, �e skoro nie b�aga�y 0 �ycie, to tylko zwierzaki. A co jeszcze robi�y poza skamlaniem jak zamkni�te w klatce psy? - My�l�, �e powinien pan zej�� na d� i sam si� im przyjrze�, prosz� pana. Taka obserwacja pomog�aby panu inaczej oceni� fakty. - Widzia�em te brudne stworzenia ostatniej nocy 1 nie musz� ich znowu ogl�da�. Zgadzam si� oczywi�cie, i� stanowi� one warto�ciowe odkrycie. Powiedzia�em 0 tym dow�dcy patrolu. Zostan� przekazane Londy�skiemu EgzoZoo, panie Ainson, gdy tylko wr�cimy na Ziemi�, a wtedy mo�esz pan sobie z nimi rozmawia� do woli. Jak ju� jednak wspomnia�em i jak pan z pewno�ci� wie, pora opu�ci� t� planet�. Nie mog� da� panu wi�cej czasu na badania. Niech pan b�dzie uprzejmy pami�ta�, i� przebywamy na statku prywatnej sp�ki, nie za� na statku Korpusu i musimy si� trzyma� ustalonego harmonogramu. Zmarnowali�my ju� ca�y tydzie� na tym n�dznym globie i nie znale�li�my �adnej innej �ywej istoty wi�kszej ni� mysie odchody. Nie mog� panu pozwoli� na sp�dzenie tu kolejnych dwunastu godzin. Bruce Ainson wyprostowa� si�. Stoj�cy za nim Phipps wykona� niezauwa�alny dla swego szefa pastisz wyzywaj�cego gestu. - W takim razie, prosz� pana, odleci pan beze mnie. 1 bez Phippsa. Niestety, �aden z nas nie bra� udzia�u w ubieg�onocnym patrolu, a niezwykle istotne jest zbadanie miejsca, w kt�rym schwytano te osobliwe stworzenia. Musi pan zrozumie�, �e nasza wyprawa straci wszelki sens, je�li nie zdob�dziemy danych na temat ich �rodowiska naturalnego. Wiedza jest wa�niejsza ni� harmonogram. - Nadal trwa wojna, panie Ainson, i mam swoje rozkazy. - W takim razie b�dzie pan musia� odlecie� bez nas, ale nie wiem, jak si� to spodoba USGN. Kapitan potrafi� si� podda�, nie wygl�daj�c przy tym na pokonanego. - Odlatujemy za sze�� godzin, panie Ainson. Wasza sprawa, jak sp�dzicie ten czas. - Dzi�kuj�, kapitanie - odpar� G��wny Odkrywca, o�mielaj�c si� u�y� do�� ostrego tonu. W chwil� p�niej wraz z Phippsem po�piesznie wybiegli z kapita�skiego biura, wsiedli w wind�, zjechali na pok�ad wy�adunkowy, sk�d zeszli ramp� na powierzchni� planety tymczasowo oznaczonej numerem B 12. Kantyna nadal funkcjonowa�a. Dwaj Okrywcy pewnym krokiem wmaszerowali do pomieszczenia, przekonani, �e znajd� tam cz�onk�w Korpusu Badawczego, kt�ry bra� udzia� w wydarzeniach z zesz�ej nocy. Kantyn� postawiono ze wzmocnionego plastiku i serwowano w niej tak popularne na Ziemi syntetyczne posi�ki. Przy jednym ze stolik�w siedzia� kr�py m�ody Amerykanin 0 rze�kiej twarzy, czerwonej szyi i w�osach przyci�tych w ostiy jak brzytwa je�yk. Nazywa� si� Hank Quilter i co bystrzejsi z jego przyjaci� uwa�ali, �e zajdzie daleko. Siedzia� na syntwinie (wykonanym z czego� tak pospolitego jak drewno z winoro�li, kt�ra ros�a nawet na lichej glebie i w prymitywnych warunkach) i k��ci� si� z towarzyszami. Jego gburowato-weso�a twarz o�ywi�a si�, gdy kpi� z opinii wypowiedzianych przez Gingera Duffielda, cherlawego m�drka statku. Ainson bezceremonialnie przerwa� im konwersacj�, gdy� to w�a�nie Quilter dowodzi� poprzedniej nocy patrolem. Quilter osuszy� najpierw swoj� szklank�, po czym z rezygnacj� sprowadzi� chudego m�odzie�ca nazwiskiem Walthamstone, kt�ry r�wnie� uczestniczy� w patrolu 1 we czterech poszli do parku maszynowego - wype�ni�- nego krzykliwymi przygotowaniami do odlotu - aby zabra� bojowego �azika. Ainson pokwitowa� odbi�r pojazdu i ruszyli. Za kierownic� siedzia� Walthamstone, Phipps natomiast rozdziela� bro�. - Bruce, tak z ciekawo�ci... - zagadn�� Phipps. - Bar-gerone nie da� nam zbyt wiele czasu. Co masz nadzieje znale��? - Chc� zbada� miejsce, w kt�rym schwytano stworzenia. Chcia�bym oczywi�cie znale�� co�, dzi�ki czemu kapitan uderzy si� w piersi i to mocno. - Pochwyci� ostrzegawcze spojrzenie swego podw�adnego i spyta� ostro: - Quilter, dowodzi�e� ubieg�ej nocy patrolem. Troch� ci� zasw�dzia� palec na cynglu, co? Wyda�o ci si�, �e jeste� na Dzikim Zachodzie? Quilter odwr�ci� si� i zagapi� na G��wnego Odkrywc�. - Kapitan pogratulowa� mi dzi� rano - o�wiadczy� kr�tko. Ainson postanowi� zmieni� temat. - Te bestie mo�e nie wygl�daj� inteligentnie, ale cz�owiek wra�liwy potrafi wyczu�, �e co� w sobie maj�. W og�le nie okazuj� paniki ani strachu. - R�wnie dobrze mo�e to by� oznaka inteligencji jak... g�upoty - mrukn�� Phipps. - Hmm, bardzo mo�liwe, przypuszczam jednak... To zreszt� bez r�nicy... Inna sprawa, Gussie, wydaje mi si� warta zbadania. Niezale�nie od ewentualnej inteligencji, te stworzenia nie pasuj� mi do wzorca... to znaczy typologii wi�kszych zwierz�t, kt�re odkryli�my do tej pory na innych planetach. Och, wiem, �e ludzie znale�li na razie ze dwa tuziny planet, na kt�rych w og�le istnieje �ycie... Niech to diabli, odbywamy przecie� podr�e gwiezdne zaledwie od nieca�ych trzydziestu lat! Chodzi mi o to, �e ustalono, i� planety o lekkiej grawitacji zamieszkuj� lekkie wrzecionowate istoty, za� na ci�kich planetach �yj� wielkie masywne stworzenia. Czyli �e te stwory stanowi� wyra�nie wyj�tek od tej regu�y. - Rozumiem, co masz na my�li. Ten �wiat ma mas� nieco wi�ksz� od Marsa, a odkryte przez nas stwory zbudowane s� jak nosoro�ce. - I faktycznie tarza�y si� w b�ocie jak nosoro�ce, gdy je znale�li�my - wtr�ci� Quilter. - Czy� mog� by� inteligentne? - Kwestia otwarta, nie trzeba by�o jednak do nich strzela�. Pewnie s� rzadkie, w przeciwnym razie zauwa�yliby�my je wcze�niej w innych rejonach B 12. - Cz�owiek reaguje instynktownie, gdy znajdzie si� oko w oko z atakuj�cym nosoro�cem - d�sa� si� Quilter. - Rozumiem. W milczeniu toczyli si� przez dzik� r�wnin�. Ainson pr�bowa� sobie przypomnie� uczucie szcz�cia, kt�rego do�wiadczy� podcza^ pierwszego przejazdu po powierzchni tej nietkni�tej stop� ludzk� planety. L�dowanie ria nieznanych planetach zawsze przyprawia�o go o dreszcz ekscytacji, jednak podczas tej wyprawy przy-jemno�� odkrywania psuli mu - jak to zwykle bywa - inni ludzie. Pomy�kowo trafi� na statek sp�ki. �ycie na statkach Korpusu Kosmicznego by�o twardsze i prostsze. Na nieszcz�cie, z powodu wojny angielsko-brazylijskiej wszystkie statki Korpusu potrzebne by�y w Uk�adzie S�onecznym; chwilowo nikt nie mia� g�owy do z gruntu pokojowych przedsi�wzi��, jakimi by�a eksploracja nowych planet. Ainson czu� jednak, �e mimo wszystko nie zas�u�y� sobie na takiego kapitana jak Edgar Bargero-ne. �Szkoda, �e Bargerone nie wystartowa� i nie zostawi� mnie tutaj samego - pomy�la� Ainson. - Jak dobrze by�oby �y� z dala od ludzi i obcowa�... - przypomnia� sobie fraz� swego ojca - ...obcowa� z natur�!". Wiedzia�, �e ludzie przylec� w ko�cu na B 12. A nied�ugo p�niej ta planeta - podobnie jak Ziemia - b�dzie mia�a k�opoty z przeludnieniem. Badali j� pod k�tem przysz�ej kolonizacji. Na jej drugiej p�kuli wyznaczono ju� lokalizacje pierwszych osiedli. Za par� lat biedni nieszcz�nicy zmuszeni przez ekonomiczn� konieczno��, opuszcz� wszystko co jest im drogie na Ziemi i zostan� przetransportowani na B 12 (kt�r� od tej pory zaczn� okre�la� �adnym i kusz�cym kolonialnym mianem Klementyny... lub jakim� innym, r�wnie paskudnie sentymentalnym i niewinnie brzmi�cym). A potem z ca�� odwag� i determinacj� swojej rasy stawi� czo�o tej dzikiej r�wninie, zmieniaj�c j� w raj drobnych farm i podmiejskich bli�niak�w. Ainson pomy�la�, �e p�odno�� stanowi prawdziwe przekle�stwo ludzkiej rasy. Z powodu zbyt intensywnej prokreacji przepe�niona Ziemia musi wyekspediowa� niechciane potomstwo na dziewicze planety, kt�re wiruj� sobie w pustce kosmosu i czekaj�... Hmm, w�a�ciwie na c� innego mog�yby czeka�? Chryste, na c� innego?! Musia� istnie� jeszcze jaki� pow�d, w przeciwnym razie nadal trwaliby�my w mi�ym, zielonym, niewinnym plejstocenie. Zgorzknia�e rozwa�ania Ainsona przerwa�o stwierdzenie Walthamstone'a: - Tam jest rzeka. Dojedziemy za par� minut. Przejechali wzd�u� niskiego pokrytego �wirem brzegu, na kt�rym ros�y cierniste drzewa. Na niebie �wieci�o fiole-towor�owe s�o�ce, otoczone jakby wilgotn� mgie�k�. W jego �wietle jaskrawo migota�y li�cie miliard�w ost�w, rosn�cych przez ca�� drog� do rzeki, po jej drugiej stronie i dalej, a� po horyzont. Dostrzegli przed sob� tylko jeden punkt orientacyjny: du�� t�p� bry�� o dziwnym kszta�cie. - Wygl�da... - Phipps i Ainson odezwali si� r�wnocze�nie. Popatrzyli na siebie. - ...Wygl�da jak jedno z tych stworze�. - Bajoro, w kt�rym je zauwa�yli�my, znajduje si� po drugiej stronie - rzuci� Walthamstone. Skierowa� pojazd przez rz�dy ost�w, hamuj�c w cieniu ogromnej bry�y, osobliwej i kompletnie nie pasuj�cej do otoczenia niczym prymitywna afryka�ska rze�ba u�o�ona na p�ce nad kominkiem zacisznego domostwa w Aberdeen. Ca�a czw�rka wyskoczy�a z odbezpieczonymi karabinami w d�oniach i ruszy�a ku bryle. Stan�li na skraju bajora i rozejrzeli si� wok� siebie. Jednym brzegiem bajoro ��czy�o si� z szar� wod� rzeki. B�oto sadzawki by�o br�zowo-ziemistozielone, obficie upstrzone plamami czerwieni dooko�a pi�ciu wielkich stworze� zastrzelonych ubieg�ej nocy. Sz�ste stworzenie ci�ko unios�o �eb i skierowa�o go w kierunku ludzi. Chmura owad�w wznios�a si� znad cia�, rozgniewana obecno�ci� czterech m�czyzn. Quilter podni�s� karabin, po czym zwr�ci� wykrzywion� twarz na Ainsona, gdy� ten chwyci� go za rami�. - Nie zabijaj go - nakaza� G��wny Odkrywca. - Jest ranny. Nie mo�e nas skrzywdzi�. - Nigdy nie wiadomo, lepiej nie ryzykowa�. Pozw�l mi go wyko�czy�. - Powiedzia�em: �Nie", Quilter! Wrzucimy go na ty� pojazdu i zawieziemy na statek. Lepiej zabierzmy te� te martwe, b�dzie mo�na zrobi� sekcj� i przestudiowa� ich anatomi�. Je�li stracimy tak� okazj�, ci na Ziemi nigdy nam tego nie wybacz�. Ty i Walthamstone wyniesiecie sieci ze schowk�w i wci�gniecie cia�a. Quilter popatrzy� wyzywaj�co na zegarek, a p�niej na Ainsona. - Do roboty - poleci� ostro G��wny Odkrywca. Walthamstone ruszy� niech�tnie, by wykona� polecenie. W przeciwie�stwie do Quiltera nie mia� w sobie nic z buntownika. Hank wyd�� warg� i pod��y� za towa- rzyszem. Wyj�li sieci, poszli nad brzeg bajora i zanim zabrali si� za prac�, przez chwil� wpatrywali si� w cz�ciowo zanurzone dowody ubieg�onocnej akcji. Widok rzezi z�agodzi� w�ciek�o�� Quiltera. -To by�a samoobrona, po prostuje powstrzymali�my! - o�wiadczy�. By� muskularnym m�odzie�cem o schludnie przyci�tych jasnych w�osach. Mia� w Miami kochan� star�, siwow�os� matk�, kt�ra co roku zgarnia�a ma�� fortun� w postaci aliment�w. - Tak. W przeciwnym razie one by nas dopad�y - przyzna� Walthamstone. - Sam zastrzeli�em dwa z nich. Chyba te dwa, kt�re le�� teraz najbli�ej nas. - Ja r�wnie� zabi�em dwa - odpar� Quilter. - Wszystkie tarza�y si� w b�ocie jak nosoro�ce. Rany, sz�y na nas! - Gdy im si� przypatrze�, to tylko paskudne brudasy. I brzydale. Brzydsze ni� wszystkie stworzenia zamieszkuj�ce Ziemi�. No to si� cieszymy, �e dali�my im popali�, co, Quilt? - Albo my, albo one. Nie mieli�my wyboru. - Masz zupe�n� racj�. - Walthamstone pog�adzi� podbr�dek i zerkn�� z podziwem na przyjaciela. Musia� przyzna�, �e Quilter by� �wietnym kompanem. Powt�rzy� g�o�no jego stwierdzenie: - �Nie mieli�my wyboru". - Do diab�a, chcia�bym wiedzie�, co w nich jest takiego niezwyk�ego. - Ja te�. Naprawd� je powstrzymali�my, prawda? - My albo one - ponownie podsumowa� Quilter. Gdy ruszy� przez b�oto ku rannemu stworzeniu, znad cia�a znowu wznios�y si� owady. Podczas ich pogaw�dki Bruce Ainson dotar� do bry�y g�ruj�cej nad scen� rzezi. Obiekt by� naprawd� du�y i zrobi� na G��wnym Odkrywcy ogromne wra�enie. Kszta�tem przypomina� zabite stwory, wydawa� si� je wr�cz imitowa�, jednak nie jego kszta�t zafascynowa� Ainsona. Bry�a oddzia�ywa�a na niego w jaki� niemal estetyczny spo- s�b. Nawet za sto lat �wietlnych by�aby (nie m�wcie, �e pi�kno nie istnieje!) po prostu pi�kna. Odkrywca wspi�� si� na ten pi�kny przedmiot, kt�ry straszliwie �mierdzia� i najwyra�niej w�a�nie do tego celu zosta� przeznaczony... Ju� po pi�ciu minutach badania Ainson nie �ywi� nawet cienia w�tpliwo�ci: mia� przed sob�... no c�, wygl�da�o to jak przero�ni�ta torebka nasienna i w dotyku te� przypomina�o tak�� torebka nasienn�, tym niemniej G��wny Odkrywca mia� przed sob�... nawet kapitan Bargerone mu przytaknie... Tak, mia� przed sob� statek kosmiczny. Statek kosmiczny po sufit za�adowany g�wnem. Rozdzia� trzeci Sporo wydarzy�o si� na Ziemi w trakcie roku 2099. A do tego jeszcze w Kennedyville na Marsie dwudziestojednoletnia matka powi�a pi�cioraczki. Zesp� robot�w po raz pierwszy otrzyma� zgod� na udzia� w baseballowych mistrzostwach Ameryki. Nowa Zelandia wys�a�a w przestrze� kosmiczn� w�asny statek mi�dzyuk�ado-wy, czyli wehiku� zdolny do podr�y wy��cznie wewn�trz Uk�adu S�onecznego. Hiszpa�ska ksi�niczka ochrzci�a pierwszy hiszpa�ski atomowy okr�t podwodny. Dosz�o do dw�ch jednodniowych przewrot�w na Jawie, sze�ciu na Sumatrze i siedmiu w Ameryce Po�udniowej. Brazylia wypowiedzia�a wojn� Wielkiej Brytanii. Zjednoczona Europa pokona�a Rosj� w pi�k� no�n�. Pewna japo�ska gwiazda telewizyjna po�lubi�a perskiego szacha. Z�o�ona z walecznych Teksa�czyk�w ekspedycja zgin�a co do jednego podczas pr�by przekroczenia jasnej strony Merkurego w kosmicznych egzotankowcach nowej konstrukcji. Afryka za�o�y�a pierwsz� farm� wieloryb�w, sterowanych za pomoc� fal radiowych. A ma�y siwy australijski matematyk nazwiskiem Buzzard wbieg� do pokoju swojej kochanki o godzinie trzeciej w majowy ranek i wrzasn��: �Mam! Odkry�em! Odkry�em loty transponentne! W przeci�gu dw�ch lat w bezza�ogow� rakiet� wbudowano pierwszy do�wiadczalny nap�d transponentny, zwany w skr�cie TP. Rakiet� wystrzelono. Pr�ba okaza�a si� pomy�lna, cho� rakiety nigdy nie odzyskano. Nie jest to odpowiednie miejsce dla wyja�nienia formu�y transponencji. Drukarnia w ka�dym razie odm�- wi�a umieszczenia w powie�ci trzech stron matematycznych symboli. Do�� powiedzie�, �e ulubiona sztuczka science fiction- ku konsternacji i rych�emu bankructwu wszystkich pisarzy paraj�cych si� tym gatunkiem - sta�a si� nagle jak najbardziej realna. Dzi�ki Buzzardowi przepa�cie kosmosu z przeszk�d i przestrzeni nie do przebycia przemieni�y si� nieoczekiwanie w �drzwi" prowadz�ce do odleg�ych planet. Do roku 2110 mo�na by�o si� dosta� z Nowego Jorku na Procyon1 bardziej komfortowo i szybciej ni� stulecie wcze�niej zabiera�o dotarcie z Nowego Jorku do Pary�a. Oto, co jest tak nu��ce w post�pie: najwyra�niej nikt nie jest zdolny opu�ci� raz obranej starej i pos�pnej krzywej wyk�adniczej. Wszystkie te fakty przytaczamy dla wykazania, �e chocia� w roku 2035 powrotny lot z B 12 na Ziemi� zajmowa� nieca�e dwa tygodnie, nadal pozostawa�o sporo czasu na pisanie list�w. Lub -jak w przypadku kapitana Bargerone'a, kt�ry u�o�y� telegraficzny raport do w�adz Admiralicji - na pisma telegraficzne przesy�ane przy u�yciu TP, czyli ��cza transponentnego. W pierwszym tygodniu kapitan zatelegrafowa�: Pozycja TP:355073x6915(312). Nrraportu: 97747304. Przekazuj�, co nast�puje: Rozkaz wype�ni�em. Od tej pory stworzenia, kt�re trzymamy na pok�adzie znane b�d� jako pozaziemscy obcy (w skr�cie �pooby"). Sytuacja poob�w: Dwa ca�e i zdrowe osobniki w �adowni nr 3. Zw�oki poddane sekcji, by pozna� anatomi�. Pocz�tkowo nie zdawa�em sobie sprawy, �e pooby s� czym� wi�cej ni� zwierz�tami. Gdy G��wny Odkrywca Ainson bezpo�rednio wyja�ni� mi sytuacj�, wys�a�em go wraz z grup� na miejsce uj�cia ww. ' Procyon -najja�niejsza gwiazda gwiazdozbioru Ma�y Pies /przyp. t�um./. Znale�li�my tam dow�d na inteligencj� poob�w-statek kosmiczny nieznanej produkcji zosta� zabezpieczony i obecnie, po przemieszczeniu �adunku, znajduje si� w g��wnej �adowni towarowej. Jest to ma�y statek zdolny pomie�ci� zaledwie osiem poob�w. Bez w�tpienia statek do nich nale�y, na co wskazuje charakterystyczny dla nich brud i ohydny smr�d. �w dow�d wskazuje na fakt, �e pooby tak�e eksplorowa�y B12. Wyda�em Ainsonowi i jego ludziom rozkaz jak najszybszego porozumienia si�zpoobami. Mam nadziej�, �e jeszcze przed l�dowaniem zostan� pokonane bariery j�zykowe. Edgar Bargerone. Kapitan �Mariestopes". 17.50 CZASU GREENWICH 06.07.2135 r. Inne osoby na pok�adzie �Mariestopes" r�wnie� odda�y si� sztuce epistolografii. Walthamstone pilnie pisa� list do ciotki mieszkaj�cej na odleg�ych zachodnich przedmie�ciach Londynu, zwanych Windsor. Droga Ciociu Flo, Lecimy teraz do domu, wi�c nied�ugo znowu Ci� zobacz�. Nadal doskwiera Ci reumatyzm? Mam nadziej�, �e czujesz si� lepiej. Co do mnie, w tej podr�y nie mam choroby lokomocyjnej. Gdy statek przechodzi na nap�d TP, je�li wiesz, co to jest, cz�owiek czuje si� przez par� godzin troch� chory. M�j kolega Quilt twierdzi, �e wszystkie nasze moleku�y zmieniaj� si� na ujemne i dlatego �le si� czujemy. Szybko jednak dochodzimy do siebie. Kiedy zatrzymali�my si� na pewnej planecie, kt�ra nie ma jeszcze nazwy, poniewa� byli�my na niej pierwsi, Quiltowi i mnie dano okazj� zapolowa�. Miejsce roi si� od dzikich, brudnych i wielkich jak statek kosmiczny zwierz�t, kt�re �yj� w bajorach. Zastrzelili�my ich tuzi- ny, a potem schwytali�my dwa �ywe osobniki, zabrali�my na pok�ad starego dobrego �Mariestopes "i nazwali�my nososralami. Tym dwom nadali�my imiona Gertie i Mush. To straszne brudasy. Musz� czy�ci� ich klatk�, na szcz�cie nie gryz�. Robi� za to mn�stwo prymitywnego ha�asu. Na statku jedzenie jest jak zwykle marne. Nie zatru�em si� wprawdzie, ale porcje s� ma�e. U�ciskaj ode mnie kuzynk� Madge. Zastanawiam si�, czy ju� zako�czy�a edukacj�. Kto wygra� w wojnie z Brazyli�? My, mam nadziej�?!!! Ufam, �e masz si� r�wnie dobrze, jak ja w chwili obecnej. Tw�j kochaj�cy bratanek, RODNEY. Augustus Phipps komponowa� list mi�osny do swojej dziewczyny, p�-Chinki, p�-Portugalki. Ponad swoj� koj� zawiesi� jej zdj�cie, na kt�rym wygl�da�a niezmiernie kusz�co. Phipps cz�sto na nie zerka� podczas pisania: Ukochana Ah Chi, Nasz dzielny stary statek leci teraz w stron� Makau. Moje serce, jak wiesz, jest trwale skierowane (nie jest to �adna gra s��w) ku temu pi�knemu miejscu, gdzie sp�dzasz obecnie wakacje, a jednak dobrze wiedzie�, �e niebawem b�dziemy razem nie tylko duchowo. Ufam, �e ta wyprawa przyniesie nam s�aw� i maj�tek. Wyobra� sobie, �e znale�li�my tutaj pewne dziwne istoty, a dwa egzemplarze przywozimy na Ziemi�. Kiedy pomy�l� o Tobie, tak smuk�ej, s�odkiej i nieskalanej w swoim cheongsam2, zastanawiam si�, po co nam na 2 Cheongsam - tradycyjna suknia chi�ska /przyp. t�um./. naszej planecie takie brudne i brzydkie zwierz�ta... Ale c�, trzeba s�u�y� nauce. Cud nad cudami! ...Te stwory zdaniem mojego szefa s� podobno inteligentne i obecnie trawimy czas na pr�bach porozumienia si� z nimi. Nie, nie �miej si�, chocia� pami�tam, �e umiesz si� pi�knie �mia�. Och, jak�e t�skni� za chwil�, gdy porozmawiam z Tob�, moja s�odka i nami�tna Ah Chi. Zamierzam oczywi�cie nie tylko rozma wia�! Musisz mi pozwoli�... [opu��my nast�pne dwie strony]. Czekam, a� b�dziemy mogli znowu robi� to wszystko Tw�j oddany uwielbiaj�cy podziwiaj�cy i dr��cy AUGUSTUS. Tymczasem na pok�adzie dla za�ogi, Quilter tak�e boryka� si� z problemem listownej komunikacji z pewn� dziewczyn�: Witaj, Kochanie, W�a�nie teraz, gdy do Ciebie pisz�, kieruj� si� pro-�ciutko z powrotem do Dodge City- tak szybko jak nios� mnie fale �wietlne. Jad� ze mn� kapitan i ch�opcy, lecz pozb�d� si� ich, zanim wpadn� do Ciebie, na Rainbow numer 1477. Pod mask� zuchowato�ci Tw�j ukochany tak napr� wd� czuje si� tu w kosmosie niezbyt dobrze. Te zwane noso-sralami bestie, o kt�rych Ci ju� pisa�em, to najbrudniejsze istoty, jakie kiedykolwiek widzia�a�. Nie spos�b 0 nich opowiedzie� w listach, cho�by dlatego, �e Ty -podobnie jak ja -zawsze szczyci�a� si� nowoczesno�ci� 1 przestrzeganiem higieny, natomiast te stwory pod wieloma wzgl�dami zachowuj� si� gorzej ni� zwierz�ta! Mam do�� Korpusu Badawczego. Po wyprawie opuszcz� go i zamustruj� si� ponownie w Korpusie Kosmicznym. B�d� lata� w r�ne miejsca i zrobi� karier�. Dowodem nasz kapitan Bargerone, kt�ry wyskoczy� znik�d. Jego ojciec jest dozorc� czy kim� takim w blok'u mieszkalnym w Amsterdamie. No c�, mamy demokracj� -mo�e sam spr�buj� awansowa�... A nu� sko�cz� jako kapitan? Dlaczeg� by nie? Odnosz� wra�enie, �e wszyscy wok� mnie zajmuj� si� wy��cznie pisaniem. Wierz mi, Kochanie, �e gdy wr�c� do domu, skupi� si� wy��cznie na Tobie. Tw�j najukocha�szy pieszczoszek, HANK. W swojej kabinie na pok�adzie B, G��wny Odkrywca Bruce Ainson trze�wo pisa� do swojej �ony: Najdro�sza Enid, Jak�e cz�sto modl� si�, by Twoja gehenna z Aylme-rem wreszcie si� zako�czy�a. Uczyni�a� dla tego ch�opca wszystko, co mog�a�, wi�c nie r�b sobie wyrzut�w. Ayl-mer zha�bi� nasze nazwisko i B�g jeden wie, co z drania wyro�nie. Zawsze mia� plugawe nawyki, a teraz zrobi� si� w dodatku okropnie nieprzyzwoity. �a�uj�, �e musz� przebywa� tak daleko i przez tak d�ugi czas, szczeg�lnie teraz, gdy nasz syn powoduje Ci tyle k�opot�w. Pocieszam si� jednak, �e w ostatecznym rozrachunku ta wyprawa si� op�aci. Napotkali�my pewne ogromne formy �ycia i pod moim nadzorem dwa �ywe osobniki tego gatunku przeniesiono na pok�ad naszego statku. Nazywamy je poobami. B�dziesz jeszcze bardziej zaskoczona, gdy Ci powiem, �e te istoty, wbrew swojemu zwierz�cemu wygl�dowi i prymitywnym obyczajom, wydaj� si� wykazywa� inteligencj�. Co wi�cej, podejrzewamy, �e jako rasa r�wnie� odbywaj� podr�e kosmiczne. Znale�li�my statek kosmiczny, kt�ry niew�tpliwie jest z nimi jako� po��czony, chocia� do tej pory nie ustalili�my, czy faktycznie potrafi� nim sterowa�. Usi�uj� si� z nimi porozumie�, ale jeszcze bez rezultat�w. Pozw�l, �e Ci opisz� owe pozaziemskie stwory. Za�oga nazwa�a je nososralami i okre�lenie to b�dzie obowi�zywa� do czasu, p�ki nie pojawi si� lepsze. Nososrale chodz� na sze�ciu ko�czynach, z kt�rych ka�da ko�czy si� bardzo sprawnymi �apami, wielkimi, lecz sze�ciopal-czastymi. Na ka�dej �apie pierwszy i ostatni palec s� sobie przeciwstawne, tote� mo�na je uzna� za kciuki. Nososrale s� niezwykle zr�czne. Gdynie potrzebuj� ko�czyn, niczym ��wie wycofuj� je i chowaj� w sk�r�, a wtedy s� one ledwie widoczne. Po ukryciu ko�czyn nososral jest symetryczny i ukszta�towany z grubsza jak dwie przylegaj�ce do siebie �wiartki pomara�czy: p�ytsza krzywizna to kr�gos�up stworzenia, pe�niejsza krzywizna to jego brzuch, a dwa nibyogonki to jego dwie g�owy. Tak, tak, nasi je�cy s� najwyra�niej dwug�owi! Ich g�owy s� pozbawione szyi, chocia� potrafi� si� obraca� prawie wok� w�asnej osi. W ka�dej g�owie znajduje si� para oczu - ma�ych i ciemnych; dolne powieki unosz� si� w g�r�, by zakry� oczy podczas snu. Poni�ej oczu mieszcz� si� dwa otwory, kt�re wygl�daj� bli�niaczo podobnie, cho� jeden z nich jest g�bowy, drugi natomiast odbytowy. Na cia�ach poob�w zauwa�yli�my jeszcze kilka innych otwor�w. Podejrzewamy, �e s� to otwoiy oddechowe. Egzobiologowie poddali sekcji cia�a, kt�re mamy na pok�adzie statku. Kiedy sporz�dz� raport, wiele rzeczy powinno si� wyja�ni�. Nasi je�cy pos�uguj� si� szerokim pasmem d�wi�k�w, kt�re si�gaj� od gwizd�w i krzyk�w po chrz�kni�cia i cmokni�cia. Boj� si�, �e wszystkimi otworami wnosz� wk�ad w t� gam� d�wi�k�w, a niekt�re z nich -jestem co do tego przekonany - wychodz� poza pr�g s�yszalno�ci cz�owieka. Jak do tej pory nie zdo�ali�my si� porozumie� z �adnym z naszych okaz�w, lecz wszystkie d�wi�ki, kt�re wydaj� do siebie, s� automatycznie rejestrowane na ta�mie. Jestem jednak pewien, �e nie rozumiemy ich, poniewa� prze�y�y szok z powodu pojmania, na Ziemi natomiast, gdy b�dzie wi�cej czasu i odpowiedniejsze �rodowisko i b�dziemy mogli trzyma� te stworzenia w bardziej higienicznych warunkach, szybko zaczniemy otrzymywa� pozytywne rezulta ty. Te d�ugie wyprawy zawsze s� nu��ce. Kapitana unikam jak mog�. Jest prostakiem o obcesowych manierach, po szkole publicznej i Cambridge. Wol� si� koncentrowa� na dw�chpoobach. Mimo wszystkich ich nieprzyjemnych nawyk�w, ich zachowanie fascynuje mnie znacznie bardziej ni� towarzystwo moich ziemskich pobratymc�w. Porozma wiamy o nich dok�adniej po moim powrocie. Tw�j oddany m��, BRUCE. Na dole, w g��wnej �adowni towarowej, bezpieczna z dala od os�b pisz�cych listy, mieszanina ludzi r�nych specjalno�ci demontowa�a i skrupulatnie bada�a statek kosmiczny poob�w. Okaza�o si�, �e statek �w zosta� zbudowany z drewna o nieznanej wytrzyma�o�ci, nieprawdopodobnej spr�ysto�ci, drewna twardego i trwa�ego jak stal - a jednak drewna, kt�re w swoim wn�trzu (poniewa� statek by� ukszta�towany jak wielki str�k) kie�kowa�o bogactwem ga��zi wygl�daj�cych jak rogi. Ga��zie te porasta� niepoka�ny typ ro�liny paso�ytniczej. Do triumf�w zespo�u botanicznego nale�a�o odkr