4294

Szczegóły
Tytuł 4294
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4294 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4294 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4294 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

_____________________________________________________________________________ Margit Sandemo SAGA O LUDZIACH LODU Tom XVI Kwiat wisielc�w _____________________________________________________________________________ ROZDZIA� I M�oda dziewczyna sta�a wysoko w czworok�tnej wie- �yczce na dachu domu w Grastensholm. Rozjarzonym wzrokiem wpatrywa�a si� w burzowe chmury. Za ka�dym razem, gdy p�omie� b�yskawicy przecina� niebo, twarz dziewczyny rozja�nia�a si� w zachwycie bliskim ekstazy, a w rozpalonych, ��tych niczym siarka oczach pojawia� si� ogie�. S�ysza�a dochodz�ce z do�u wo�ania rodzic�w: - Ingrid, Ingrid, gdzie jeste�? Nie zadawa�a sobie trudu, by odpowiada�. Oni si� teraz nie liczyli. To by�a jej godzina, jej �wiat. Obudzi�y si� w niej u�pione moce. Jestem jedn� z "nich", my�la�a z dum�, bo obci��onych dziedzictwem potomk�w Ludzi Lodu przewa�nie cechowa�o wielkie zarozumialstwo. Zawsze o tym wiedzia�am, tylko przed- tem nie mia�o to dla mnie wi�kszego znaczenia. By�am zaj�ta tyloma innymi sprawami. Alv Lind z Ludzi Lodu, syn Niklasa i Irmelin, o�eni� si� z dziewczyn� ze wsi. Mia�a na imi� Berit i jak wi�kszo�� ch�opskich c�rek by�a pracowita i krzepka, romantycznie usposobiona i nies�ychanie dumna, �e dziedzic maj�tk�w w Grastensholm i Lipowej Alei wybra� w�a�nie j�. W�a�ciwie powinien by� dziedziczy� tak�e Elistrand, lecz tu nieoczekiwanie pojawi� si� inny spadkobierca, Ulvhedin, i osiedli� si� w starym domu Villemo. Alv przyj�� to z ulg�. Nie�atwo by�oby w pojedynk� zarz�dza� trzema dworami. Zanim jednak wzi�� �lub z Berit, odby� z ni� bardzo powa�n� rozmow�. Wszyscy w okolicy zdawali sobie, naturalnie, spraw� z tego, jakie przekle�stwo ci��y nad Lud�mi Lodu, wiedzieli, �e w ka�dej generacji rodzi si� przynajmniej jedno dziecko obci��one i �e jego narodziny matka mo�e przyp�aci� �yciem. W przypadku Alva sprawy mia�y si� szczeg�lnie �le. W swoim pokoleniu on zawiera� ma��e�stwo jako ostatni. Christiana mia�a ju� syna Vendela, najzupe�niej normalnego. Ulvhedinowi i Elisie urodzi� si� Jon, wspania�y ch�opaczek. Ze Szwecji nadchodzi�y wiadomo�ci, �e Tengel M�odszy tak�e zosta� ojcem bardzo udanego syna, kt�rego ochrzczono imie- niem Dan. Wi�cej dzieci ta tr�jka raczej si� nie spodziewa�a. Pozostawa�o zatem potomstwo Alva... Czy Berit si� odwa�y? Istnia�o ogromne ryzyko, �e urodzi dziecko obci��one i �e ona sama mo�e przy tym straci� �ycie. Berit jednak kocha�a m�odego, jasnow�osego, urodziwego niczym faun Alva. Nie bacz�c na nic podj�a ryzyko. Wszystko posz�o jak nale�y. Berit urodzi�a c�reczk� o p�omiennych miedzianych w�osach, gorej�cych ��tych oczach i wspania�ej twarzyczce. Nawet �ladu tych kalekich ramion, kt�re mog�y odebra� �ycie matce. Ma�a Ingrid by�a nadzwyczaj udanym dzieckiem, ale to jednak na ni� spad�o dziedzictwo. Na zewn�trz �wiadczy� o tym tylko kolor oczu; by�y to najbardziej ��te oczy, jakie kiedykolwiek widziano. Je�li natomiast chodzi o usposobienie... Och, doprawdy... Ingrid by�a niczym ma�y troll, dzikus, kt�rego po prostu nie da�o si� wychowa�. Tengel i Silje mieli k�opoty z Sol, ale by�y one niczym w por�wnaniu z tym, co rodzice Ingrid prze�ywali ze swoj� c�rk�. A na dodatek zosta�a obdarzona tak� inteligencj�, �e nawet najbardziej uczeni m�owie uwa�ali, by nie wdawa� si� w dyskusje z tym nad wiek rozwini�tym dzieckiem. Dla nikogo nie mia�a szacunku, nawet dla ksi�dza. Mo�e nawet dla niego najmniej. Ingrid wystrzega�a si� ko�cio�a jak ognia, co bardzo zasmuca�o Alva i Berit. Wiedzieli przecie�, �e najci�ej dotkni�ci potomkowie Ludzi Lodu z wielkim trudem przekraczaj� progi �wi�tyni. Okaza�o si�, �e jej daleki kuzyn, Jon Paladin z Elistrand, tak�e ma bardzo otwarty umys� i �e b�dzie chodzi� na nauki do proboszcza. Ingrid znacznie przewy�sza�a inteligencj� Jona, wobec czego Alv poprosi� pastora, by i ona mog�a si� uczy� razem z kuzynem. Ale nie! Zar�wno Ingrid, jak i ksi�dz stan�li d�ba. Ksi�dz nie m�g� pogodzi� si� z my�l�, �e mia�by uczy� dziewczyn� - s�yszane to rzeczy? A pewnie wiedzia� ju� to i owo o jej bystrym umy�le i nie chcia� nara�a� na szwank swojego presti�u w kontaktach z t� impertynenck� smarkul�. Poza tym z trudem przyjmowa� do wiadomo�ci jej niech�� do ko�cio�a. Wielokrotnie my�la� o tym, �eby j� ukara�, mo�e postawi� pod pr�gierzem? Powstrzymywa�o go tylko to, �e pochodzi�a z tak znakomitego rodu. Nie nale�y zaczepia� Ludzi Lodu, tego zd��y� si� ju� nauczy�! Ingrid protestowa�a przeciwko podj�ciu nauki u pro- boszcza, poniewa� nie chcia�a mie� z nim do czynienia i nawet w dziesi�� koni nikt by jej na plebani� nie zaci�gn��. Postanowiono wi�c, �e Jon zaraz po lekcjach b�dzie przychodzi� do Grastensholm i przekazywa� Ingrid wszystko, czego si� w�a�nie nauczy�. Takie rozwi�zanie zadowoli�o zainteresowanych - na kilka lat. W ko�cu jednak pastor nie mia� ju� czego uczy� Ingrid. Dosz�o do tego, �e najpierw ponuro i ze z�o�ci� wpatrywa�a si� w ksi��ki, a kt�rego� dnia jednym ruchem r�ki str�ci�a je na pod�og�. - Co za paskudztwo! - wysycza�a przez z�by. - Pastor mo�e je sobie wzi��, b�dzie mia� czym si� podciera�! - Ingrid! - zawo�a� Alv ostro, lecz ukara� jej nie m�g�. Nie wolno by�o podnie�� r�ki na Ingrid, podobnie jak kiedy� na Sol. Je�li kto� si� na to wa�y�, odp�aca�a mu strasznie, i to wtedy, kiedy najmniej si� tego spodziewa�. Gdy kiedy� Berit da�a jej klapsa, nast�pnego dnia znalaz�a swoje pi�kne kilimy, kt�re sama utka�a, poci�te na strz�py. Berit ponownie wymierzy�a kar�, a w odpowiedzi na to Ingrid sta�a przez ca�y wiecz�r w k�cie, bez jedzenia, i mamrota�a jakie� niezrozumia�e s�owa, a Berit si� zdawa�o, �e kasza, kt�r� jad�a na kolacj�, roi si� od robak�w. Przera�ona nigdy wi�cej nie tkn�a dziecka. Alv wzdycha� ci�ko. - Dali�my jej takie pospolite norweskie imi� jak to tylko mo�liwe w nadziei, �e to mo�e wywrze jaki� wp�yw na jej charakter. Ale nic z tego! Czasami przychodzi�y listy ze Szwecji. Krewni pisali, �e m�ody Dan Lind z Ludzi Lodu jest m�odzie�cem tak inteligentnym, i� uzyska� pozwolenie na nauk� u szwedzkiego profesora Olofa Rudbecka juniora, j�zykoznawcy i botanika, i �e nawi�za� tam kontakty z innymi wielkimi szwedzkimi profesorami, jak Urban Hjame i Emanuel Swedenborg. Ca�e dzieci�stwo Ingrid by�o dla jej rodzic�w czasem zmartwie� i rozczarowa�. Mo�e najbatdziej dlatego, �e kochali j� bezgranicznie i pragn�li dla niej wy��cznie dobra. Ona, oczywi�cie, tak�e odpowiada�a uczuciem na ich mi�o��. Wyra�a�y to jej nieoczekiwane a gwa�towne u�ciski. Zdarza�o si� te�, �e w �rodku nocy w�lizgiwa�a si� do ich ��ka, szukaj�c schronienia przed tymi wszystkimi paskudnymi istotami, kt�re czaj� si� w jej pokoju. Nie chodzi o to, �e si� ich boi, m�wi�a Alvovi i Berit, ale one s� takie m�cz�ce, okropnie ha�asuj� i nie daj� spa�. A w ��ku rodzic�w jest tak spokojnie i rozkosznie. Alv wielokrotnie chodzi� z ni� do dziecinnego pokoju, �eby przegoni� strachy. Ale, rzecz jasna, niczego tam nie znajdowali. Tylko ksi�yc rzuca� na pod�og� bt�kitnosrebrzyst� po�wiat�. Wielk� pociech� w tych latach by� dla nich Ulvhedin. On wiedzia�, jak to jest, kiedy si� dorasta nosz�c diab�a w duszy, chcia� wspiera� ma�� kuzynk� i wskazywa� jej drog�. Bardzo si� oboje ze sob� zaprzyja�nili i wielokrotnie Ingrid, gdy mia�a zmartwienia, sz�a do Elistrand, by prosi� o rad� starszego od niej o dwadzie�cia cztery lata olbrzyma. T�umaczy�a mu, �e nie chce by� niemi�a i z�o�liwa, ale niekiedy czuje w sobie straszn� z�o��. I wtedy bardzo jej pomaga�y zapewnienia Ulvhedina, �e z czasem mo�na z�e si�y pokona� i zd�awi�. Wielu ze starszego pokolenia, patrz�c na Ingrid, wspomina�o o Sol i Alv musia� chodzi� do Lipowej Alei, �eby przyjrze� si� portretowi tamtej. Twarz Ingrid nie by�a podobna do ma�ej, kszta�tem przypominaj�cej serce i w jaki� spos�b kociej twarzyczki Sol. Ingrid mia�a ogromne, bursztynowe oczy w ciemnobr�zowej oprawie, ma�y nosek, du�e, jakby wci�� g�odne usta i niezwykle pi�kne z�by. Delikatne, upodabniaj�ce j� do m�odego fauna do�eczki na policzkach odziedziczy�a po ojcu. W dzikich oczach i w wyrazie lekko wyd�tych warg rysowa�a si� jakby pogarda czy szyderstwo, ale w og�le rysy twarzy mia�a bardziej klasyczne ni� Sol. By�y jednak niebezpiecznie urodziwe, obydwie. Alv najbardziej obawia� si� wewn�trznego podobie�- stwa. A by�o ono przera�aj�co wielkie. Sol pod mask� weso�ego szale�stwa by�a osob� g��bo- ko nieszcz�liw�. Och, Alv pragn�� tak bardzo, ca�ym sercem, by jego jedyne dziecko mog�o unikn�� gorzkiego losu tamtej. Nie nale�a�o lekcewa�y� niebezpiecze�stwa. Najbardziej przera�a�y ich opowie�ci o tym, jak Sol potrafi�a bez skrupu��w odebra� �ycie ka�demu, kto stawa� na drodze Ludzi Lodu. Alv i Berit wk�adali ca�� dusz� w wychowanie swojej ma�ej dziewczynki. Pr�bowali uczy� j� rozr�niania mi�dzy dobrem a z�em, mi�dzy tyrm, co nale�y do niej, a co trzeba odda� innym, pr�bowali jej wyt�umaczy�, �e inni ludzie s� tacy sami jak ona. Je�li post�pi wobec nich niesprawiedliwie lub sprawi im b�l, odczuj� to r�wnie bole�nie, jak ona by odczuwa�a. Powo�ywali si� na s�owa Biblii: post�pujcie wobec innych tak, jakby�cie chcieli, �eby i oni post�powali wobec was. Wci�� mieli nadziej�, �e c�rka potrafi okazywa� wsp�czucie. Trudno powiedzie�, jak dalece te ich starania si� powiod�y. Ingrid by�a zdolna do najbardziej szalonych wybryk�w. Takich jak na przyk�ad wypuszczenie wszystkich koni na pole owsa, �eby si� raz dobrze najad�y, albo poinformowanie najbardziej szacownej gospodyni w okolicy, �e mamy nie ma w domu, poniewa� wiedzia�a, �e Berit za t� pani� nie przepada. To, �e Berit nieoczekiwanie zjawi�a si� w hallu i k�amstwo si� wyda�o, nie mia�o dla niej specjalnego znaczenia. Z czasem jednak rodzice zrozumieli, �e wszystkie te szale�stwa, kt�re Ingrid pope�nia�a, wynika�y z mi�o�ci. Po prostu p�on�a mi�o�ci� do wszystkich bliskich sobie ludzi i zwierz�t. To, co nazywali z�o�liwo�ci�, by�o wyrazem �alu i rozczarowania, swego rodzaju obron�. M�ci�a si�, je�li za co� zosta�a skarcona. Nie mog�a zrozumie�, �e ci, kt�rych kocha tak bardzo, mog� j� uderzy� czy w inny spos�b ukara�. Nie umia�a odpowiedzie�, dlaczego sprawi�a, �e w je- dzeniu matki pojawi�y si� paskudztwa. Mo�e po prostu odp�aca�a pi�knym za nadobne? Mo�e czu�a si� zbyt g��boko zraniona lub chcia�a zwr�ci� uwag� na swoj� krzywd� w dok�adnie odwrotny spos�b ni� oczekiwano? Na przyk�ad to, �e poci�a kilimy, by�o wyrazem dziecinnego niezrozumienia i g��bokiej zazdro�ci wobec tkaniny, kt�ra poch�ania�a tyle czasu i uwagi jej matki. Ten i inne przypadki dowodzi�y, �e nie rozumia�a prawdy zawartej w s�owach rodzic�w, i� za wi�kszo�ci� materialnych rzeczy kryj� si� ludzkie uczucia. Po prostu wobec rywali ogarnia�a j� dzika pasja niszczenia. Konsekwencji tego czynu, �alu i rozgoryczenia matki, �e z tak� staranno�ci� wykonana praca zosta�a zniszczona, w og�le nie bra�a w rachub�. Kiedy taki niszczycielski nastr�j stawa� si� nie do zniesienia, wyprowadza�a ze stajni konia i jak wicher je�dzi�a po polach. "Oho, z�e znowu wodzi m�od� pann� z Grastensholm" - powiadali wtedy ludzie. Przewa�nie jednak Ingrid by�a mi�a, kochaj�ca i s�odka, a rodzic�w rozsadza�a duma ze wspania�ej c�rki, wi�c bez wahania wybaczali jej wszystkie szale�stwa. A� do nast�pnego razu. By�a jakby odrodzon� Sol, ale oni o tym nie wiedzieli, bo przecie� tamtej nie znali. Villemo, podobna do nich obu, i do Sol, i do Ingrid, nigdy nie by�a a� taka z�a, Villemo bowiem nie nale�a�a do obci��onych, ona nale�a�a do wybranych. Villemo mia�a zdolno�� logicznego my�lenia, Sol i Ingrid my�la�y irracjonalnie, kierowa�y si� emocjami. S�u�ba w Grastensholm tak�e nauczy�a si� szybko post�powania z Ingrid, a ona odp�aca�a im ich �yczliwo�� czu�ym przywi�zaniem, tak �e, mimo wszystko, dorasta�a w przyjaznej i pe�nej harmonii atmosferze. ( Nie b�dziemy na tyle ma�ostkowi, by opowiada� tutaj o tym, jak pewnego razu nowy ch�opiec stajenny pozwoli� sobie klepn�� w po�ladek t� po�i�gaj�c� panienk�. W nast�pnym momencie znalaz� si� po�rodku gnojowiska za chlewem. Nigdy nie zrozumia�, jakim sposobem tam trafi�, cho� zastanawia� si� nad tym do ko�ca �ycia. Zreszt� po dw�ch dniach zosta� odprawiony z Grastensholm.) Ale najbardziej gro�ne mog�y si� okaza� niezwyk�e uzdolnienia Ingrid. Jon z Elistrand uczy� si� razem z ni�, lecz nie by� w stanie dotrzyma� jej kroku. Wszystkic ksi��ki i atlasy w Grastensholm zosta�y sczytane od deski do deski. W Elistrand tak�e. Jedyny wykszta�cony cz�owiek w okolicy, pastor, omija� j� szerokim �ukiem, poniewa� uwa�a�, �e zadaje mn�stwo niezrozumia�ych i g�upich pyta�. To znaczy on nie umia� na nie odpowiada�, a w�a�nie do tego za nic by si� nie przyzna�! Kiedy Ingrid sko�czy�a siedemna�cie lat, niezadowolenie z wykszta�cenia, jakie zdoby�a, przeradza�o si� coraz cz�ciej w irytacj�. Czy wszyscy ludzie s� tacy g�upi? Czy naprawd� nie ma nikogo, kto by potrafi� odpowiedzie� na wszystkie niepokoj�ce j� pytania? Odbiera�o to ch�ci do pracy i charakter Ingrid znowu si� pogorszy�. By da� upust niezwyk�ej energii, zacz�a na w�asn� r�k� eksperymentowa� troch� z czarami. Wtedy w�a�nie Alv zdecydowa� si� na drastyczny krok i powiedzia� jej o istnieniu czarodziejskiego skarbu Ludzi Lodu. Czyni� to z niespokojnym sercem, wiedzia� bo- wiem, jaki ogie� rozpala si� w umys�ach dotkni�tch dziedzictwem na wiadomo�� o skarbie. - Odk�d m�j ojciec, Niklas, umar�, skarb spoczywa w ukryciu - poinformowa� Ingrid z powag�. - W�a�ciwie to Ulvhedin powinien go odziedziczy� po Niklasie, lecz on by� dostatecznie silny, by powiedzie�: nie. On wie, jak trudn� do odparcia pokus� dla obci��onych dziedzictwem mog� si� okaza� te czarodziejskie zbiory, a chcia�by nadal �y� jak cz�owiek, w spokoju, z Elis� i rodzin�. Alv stwierdzi� z przera�eniem, �e w oczach jego c�rki zaczynaj� ta�czy� iskierki - z podniecenia i pragnienia posiadania. - Gdzie teraz jest ten skarb? - Tego nie mog� ci jeszcze powiedzie�. Zgodnie z prawami rodu ty jeste� nast�pn� dziedziczk�. Zosta�o jednak postanowione, �e je�eli obci��ony dziedzictwem cz�onek rodziny nie jest godzien posiada� skarbu, to mo�e zosta� pozbawiony tego prawa. Jest nasz� rzecz�, doros�ych, rozstrzygn��, jak b�dzie w twoim przypadku. - Ale ja chc�, ja chc�! - zawo�a�a Ingrid przestraszona. - Obiecuj�, �e b�d� godna skarbu, zobaczycie, �e mnie na to sta�! I tak rzeczywi�cie by�o. Przez ca�y d�ugi rok Ingrid zachowywa�a si� niczym ma�y anio�ek, kt�rego wszyscy szczerze kochali. Nigdy nie wspomnia�a ani s�owem o tym, jak bardzo by chcia�a dalej si� uczy�, pod ka�dym wzgl�dem zachowywa�a si� przyk�adnie. W tym czasie Dan Lind z Ludzi Lodu wi�d� bardzo szcz�liwe �ycie w Szwecji. On tak�e by� niezwykle uzdolniony, m�ody geniusz, mo�na powiedzie�, lecz on m�g� swoje zdolno�ci rozwija�. Sko�czy� w�a�nie osiemna�cie lat i spotyka� si� z najwi�kszymi uczonymi Szwecji. Obdarzony trze�wym, logicznym umys�em, my�la� jasno, nie ulega� uczuciom. Rodzice rozgl�dali si� za odpowiedni� dla niego pann�, a on si� na to godzi� bez szemrania. �eby tylko by�a mi�a i porz�dna, �eby lubi�a dom i nie zanudza�a go gadaniem, to got�w by� zaakceptowa� ka�d�. I oto zdarzy�o si�, �e Ofol Rudbeck junior poprosi� Dana, by zaj�� si� badaniami g�rskiej flory, sam uczony bowiem pracowa� nad innymi sprawami i nie mia� na to czasu. Dan przyj�� propozgcj�, z tym jednak zastrzc�eniem, �e wola�by przeprowadza� badania w g�rach norweskich. Jego r�d pochodzi w�a�nie stamt�d, wyja�ni� mistrzowi, wi�c przy okazji Dan chcia�by odwiedzi� mieszkaj�cych w Norwegii krewnych. Olof Rudbeck zgodzi� si� i m�ody badacz zosta� wyposa�ony w imponuj�c� list� ro�lin, kt�re powinien zebra�. A by�oby dobrze, gdyby znalaz� jeszcze nowe, nieznane. Plany ma��e�skie od�o�ono na p�niej. Dan po�egna� si� z rodzicami, Tengelem M�odszym i Sigrid, a tak�e z dziadkami, Villemo i Dominikiem, po czym wyruszy� w drog�. By� rok 1715 i nikt nie zna� jeszcze los�w Vendela Gripa. Wiele lat temu przepad� on gdzie� w Rosji. Nikt ju� si� nie spodziewa�, �e go jeszcze zobacz�. On tymczasem znajdowa� si� w kraju Samojed�w w najzimniejszej cz�ci Syberii, gdzie daremnie stara� si� przeciwstawi� obdarzonej ogromn� si�� woli szamance Tun-sij. Dan Lind z Ludzi Lodu nie spieszy� si� w drodze do Norwegii. Korzysta� z okazji, by odwiedza� innych badaczy, min�o wi�c sporo czasu, zanim dotar� do Grastensholm. My�la� cz�sto z u�miechem o po�egnaniu ze swoj� dzieln� babk� Villemo. Nie by�a ju� przecie� m�oda i Dan poprosi� j� �artem, by zaczeka�a na jego powr�t z tej wyprawy. Villemo odpar�a z u�miechem, �e ona i Dominik zamierzaj� do�y� wsp�lnie bardzo p�nej staro�ci. A kiedy uznaj�, �e wszystkiego ju� w �yciu dokonali, umr� razem. Tak postanowili. Bo kt�re z nich chcia�oby nadal �y�, kiedy zabraknie drugiego? Dan chcia�by mie� takie wspania�e ma��e�stwo jak dziadkowie, cz�sto o tym my�la�. Tymczasem jednak jego uwag� poch�ania�y badania. Podr� przez Szwecj� zaj�a mu ca�� zim�. Tak wielu ludzi chcia�o z nim rozmawia� i on sam chcia� rozmawia� z tyloma wielkimi uczonymi, kt�rych odwiedza�. Nad�o�y� drogi do miejscowo�ci Skara, by spotka� swego przyjaciela Emanuela Swedenborga, czy raczej Svedberga, jak si� teraz nazywa�. Ojcem Emanuela by� Jesper Svedberg, biskup w Skara, cz�owiek wielce uczony i surowych obyczaj�w. Emanuel mia� nieco bardziej liberalne pogl�dy na �ycie i g�osi� idee, kt�re interesowa�y Dana, a dotyczy�y �wiata duchowe- go. Twierdzi� on mianowicie, �e potrafi prowadzi� d�ugie rozmowy z duchami i anio�ami, a Bibli� pojmowa� w spos�b, kt�ry nie wszyscy pochwalali. Studiowa� matematyk�, astronomi� i medycyn�, by� cz�owiekiem niezwykle uzdolnionym, lecz mia� wlelu zawistnych koleg�w, kt�rzy go oczerniali i intrygowali przeciwko niemu. Popatrzy� z gorycz� na m�odego Dana i powiedzia�: - W�a�nie pisz� list do jednego z moich najlepszych przyjaci�. Czy mog� ci przeczyta�, co napisa�em? - Ch�tnie pos�ucham - odpar� Dan. I Emanuel przeczyta�: Musi by� uwa�any za szale�ca cz�owiek, kt�ry jest wolny i niezale�ny oraz ma nazwisko znane nawet w obcych krajach, ale kt�rego przez to nie otaczaj� wcale mniejsze ciemno�ci, a kt�ry mimo to marznie tutaj, gdzie furie, zazdro�nicy i Pluto czuwaj� nad rozdzia�em wszelkich nagr�d. Dan zgadza� si� z nim, �e to niesprawiedliwy los. Owszem, Emanuel zyska� uznanie po latach, ale musia� na nie d�ugo czeka�. Ekspedycja Dana w norweskie g�ry bardzo Ema- nuela interesowa�a, rozmawiali o niej wiele, obaj przecie� po�wi�cili si� badaniu natury. Gdy zatem Dan dotar� do Grastenshalm, zd��y� ju� sko�czy� dziewi�tnasty rok �ycia, a na �wiecie zacz�o si� kolejne lato. By�o to w�a�nie tego dnia, kiedy Ingrid sta�a na wie�y i rozkoszowa�a si� burz�. Mia�a teraz osiemna�cie lat i przychodzili ju� do niej pierwsi zalotnicy. Specjalnie jej to nie bawi�o, ale by�a im wdzi�czna, �e zwr�cili na ni� uwag�, wi�c ich tak�e obejmowa�a swoj� mi�o�ci�. Nie do tego stopnia jednak, �e chcia�aby wyj�� za m��. No, mo�e z wyj�tkiem jednego. By� to najm�odszy syn w�a�ciciela sporego gospodarstwa na po�udniowych kra� cach parafii Grastensholm. Ingrid nie udzieli�a ostatecznej odpowiedzi, musi si� zastanowi�, powiedzia�a, co w jej rodzicach wzbudzi�o nadziej�. Staraj�cy si� by� dobrym ch�opcem, a oni chcieli dla swojej c�rki jak najlepiej, poniewa� za� tak d�ugo trzyma�a w ryzach sw�j temperament, my�leli, �e mog� j� spokojnie odda� m�owi. I wtedy pojawi� si� Dan... Wjecha� na dziedziniec w Grastensholm galopem w obawie przed burz� i zbli�aj�c� si� ulew�. Nagle wysoko na wie�y dostrzeg� dziwn� posta�. Sta�a w bia�ym ubraniu na tle antracytowogranatowych chmur i wyci�ga�a ramiona ku niebu. Ona jest szalona, pomy�la�. Kompletnie zwariowa�a! �eby sta� na dachu w taki czas! Nie m�g� si� jednak wyzby� pomieszanego ze strachem podziwu dla jej nies�ychanej odwagi. Pospiesznie odda� konia s�u��cemu, kt�ry wybieg� mu na spotkanie, pozbiera� liczne torby podr�ne i czym pr�dzej schroni� si� w domu. Alv i Berit powitali go serdecznie. - Jak dobrze widzie� ci� znowu, Dan! Tw�j ojciec, Tengel, pisa�, �e jedziesz do nas, ale szczerze m�wi�c ten list dostali�my ju� bardzo dawno temu. - Tak, nie spieszy�em si�. - Jaki ty ju� jeste� doros�y! By�e� ma�ym ch�opcem, kiedy�my si� widzieli po raz ostatni. Ale poznali�my ci� natychmiast. Wiesz, �e jeste� bardzo podobny do swego dziadka Dominika? M�wili nie to, co my�leli: �e mianowicie Dan sta� si� niezwykle przystojnym m�odym cz�owiekiem, wysokim i dobrze zbudowanym. Jego twarz mia�a mo�e troch� zbyt nieregularne rysy, �eby j� nazwa� pi�kn�, by�a jednak bardzo m�ska z t� ciemn� karnacj� i wyrazem powagi. Berit pospieszy�a z wyja�nieniami: - Ingrid powinna tutaj by� i przywita� si� z tob�! Jeste�my bardzo niespokojni, bo wiesz, Ingrid znikn�a. Przypuszczamy, �e boi si� burzy i znalaz�a sobie jak�� kryj�wk�. Dan o�wiadczy� kr�tko: - Wasza c�rka stoi wysoko na wie�y i przyzywa burzowe chmury. Najwyra�niej bardzo to lubi. - No tak, mo�na si� by�o tego spodziewa� - mrukn�� Alv i wbieg� po schodach na strych. Wkr�tce wr�ci�, mocno trzymaj�c dziewczyn� w ojcowskich obj�ciach. Oczy Ingrid p�on�y z podniecenia i szcz�cia. Dobry Bo�e, pomy�la� Dan, ona wygl�da fantastycz- nie! Jest po prostu fascynuj�ca! - Hej, Dan! - przywita�a go Ingrid z zaczepnym u�mieszkiem. - Ojciec mi powiedzia�, �e przyjecha�e�. �ci�gn��e� ze sob� burz�, jak widz�. - O, nie taka to znowu straszna burza. Przynajmniej w tej chwili. Taka sobie ulewa - odpowiedzia� jej tak�e z u�miechem. - Nie jeste� strachliwa, skoro mo�esz sta� na wie�y w tak� pogod�. Pot�ny grzmot wstrz�sn�� domem. - Ja pr�bowa�am tylko zrozumie�, czym jest burza - wyja�ni�a, kiedy grzmot ucich�. - Nie wierz� w to gadanie o karze, kt�r� B�g zsy�a na jakiego� biedaka tu, w naszej parafii. Dan o�ywi� si�. - Uczy�em si� tego i owego o istocie burzy... - Naprawd�? No i co? Weszli do salonu rozmawiaj�c z przej�ciem. Wyja�nie- nia Dana nie by�y z naukowego punktu widzenia zbyt poprawne, ludzko�� jeszcze wtedy nie rozwi�za�a zagadki napi�cia elektrycznego, by�y jednak znacznie bardziej logiczne ni� zwi�zane z burz� przes�dy, powszcchnie w�wczas panuj�ce. Ingrid, oczarowana jego s�owami, bez trudu pojmowa�a obja�nienia. Mia�a �zy w oczach ze szcz�cia, �e mo�e porusza� takie tematy. Alv i Berit przys�uchiwali im si� w milczeniu, spogl�daj�c po sobie. Nareszcie Ingrid spotka�a bratni� dusz�. - Jaka szkoda, �e mieszkaj� tak daleko od siebie - westchn�� w ko�cu Alv. - Tak. Naprawd� szkoda, �e... Berit umilk�a, ale doko�czy� jej m��: - �e oboje pochodz� z Ludzi Lodu? I �e dziadkowie obojga ze strony ojc�w pochodz� z Ludzi Lodu? Wszyscy czworo? Ta sama krew. Niebezpiecznie du�o tej samej krwi! - Tak, a poza tym, szczerze m�wi�c, Ingrid jest ju� zar�czona. - Dan tak�e, jak s�ysza�em. Ma si� �eni�, jak tylko wr�ci do domu. Nie, oni nie s� dla siebie, w �adnym razie. A jednak pomy�l, jakie by oni mogli mie� dzieci! To znaczy, gdyby wszystko by�o normalnie, chcia�em powiedzie�. W ka�dym razie to dobrze, �e Ingrid ma z kim porozma- wia�. My wszyscy tak strasznie do niej nie dorastamy. Dwoje geniuszy Ludzi Lodu nie s�ysza�o tej rozmowy. Byli zaj�ci swoimi sprawami. Dan nadziwi� si� nie m�g�, jak wielk� inteligencj� odznacza si� �liczna Ingrid. A ona? Ona ja�nia�a niczym s�o�ce! Wieczorem ca�a rodzina wraz go�ciem uda�a si� do Elistrand. Po wyczarowanej niemal natychmiast kolacji wszyscy siedli przed kominkiem i zacz�y si� rozmowy. Na dworze wci�� pada�o, w domu by�o tak zimno, �e mimo lata trzeba by�o rozpali� ogie�. - Och, ojcze, czy ja bym nie mog�a pojecha� z Danem na jego wypraw�? - zapyta�a w pewnym momencie Ingrid. - Czy ty oszala�a�, dziewczyno? - wykrzykn�a Berit. - No, pi�kny pomys�, nie ma co! A co by powiedzia� przysz�y m�� o pannie, kt�ra w��czy si� po lasach i przygl�da ro�linom? Dan pochyli� si� i spogl�da� w oczy kuzynki, w kt�rych odbija�y si� ��te blyski ognia. - Musz� ci powiedzie�, Ingrid, �e mam tak�e inny plan; dlatego w�a�nie chcia�em jecha� w norweskie g�ry. To bardzo niebezpieczny plan... - Opowiedz nam o nim - poprosi� Tristan, siedz�cy obok znacznie od siebie m�odszej �ony Mariny. Byli tacy r�ni, ale wygl�dali na szcz�liwych. Dan o�ywi� si�. Chocia� nie widzia� tych ludzi od czasu, kiedy by� dzieckiem, czu�, �e jest jednym z nich. W ich �y�ach p�yn�a ta sama krew. - No wi�c, studiowa�em ksi��ki mojego pradziadka Mikaela o Ludziach Lodu. I jest co�, co mnie w nich uderzy�o... To zaciekawi�o wszystkich. Tristan, najstarszy w tym gronie, powiedzia�: - Musisz jednak pami�ta�, �e to bardzo niepe�ne opowie�ci. W�a�ciwie ma�o co wiadomo o pocz�tkach �ycia rodu w Lodowej Dolinie. - Tak, wiem - zgodzi� si� Dan. - Zastanawiam si� jednak, czy nie m�g�bym odnale�� w�tku, o kt�rym nikt dotychczas nie my�la�. - Jakiego? - zapyta� Jon, syn Ulvhedina i Elisy. On i Branja wygl�dali na nieroz��cznych. Siedzieli tak blisko siebie, �e nawet ostrze no�a by si� mi�dzy nimi nie zmie�ci�o. - Czy kt�re� z was zastanawia�o si� kiedy nad tym, co sta�o si� p�niej? Mam na my�li Tengela Z�ego. Oczy Ulvhedina rozb�ys�y w p�mroku. W blasku ognia jego straszna twarz zdawa�a si� jeszcze bardziej groteskowa, a broda, kt�r� teraz nosi�, dodawa�a mu demonicznego wyrazu. Zwr�ci� si� do Dana, wolno wymawiaj�c s�owa: - To znaczy po tym, kiedy Tengel Z�y ju� wywo�a� Ksi�cia Ciemno�ci? - No, o tym wiemy chyba do�� du�o. O jego diabelskim post�powaniu i tak dalej. Nigdzie jednak nie wspomina si� nic o jego �mierci. Gdzie jest jego gr�b? Zaleg�a cisza. - C� - zacz�� po chwili Jon - gr�b znajduje si� chyba na cmentarzu w Lodowej Dolinie, czy� nie? - Na cmentarzu? - prychn�� Tristan. - Tengel Z�y? To niemo�liwe! Ju� raczej tam, gdzie zakopa� kocio�ek! - To te� nie jest mo�liwe - powiedzia�a Ingrid z nieub�agan� logik�. - Bo to miejsce tak�e by�o ca�- kowicie nieznane. - S�usznie - przytakn�� Dan. - A� do czas�w Kol- grima. Przed nim prawdopodobnie odnalaz�a je Sol. Ale wierzcie mi, w czasach Tengela Z�ego nikt tego miejsca nie zna�. Wobec tego gdzie on zosta� pochowany? - Mo�e sam uda� si� na wybrane miejsce, kiedy czu�, �e �mier� si� zbli�a - zastanawia� si� Ulvhedin. Dan przyzna� mu racj�. - Ja tak�e nad tym my�la�em. I w�a�nie teraz zamierzam to miejsce odnale��, �eby sprawdzi�, czy moje rozumowanie jest s�uszne. - Oszala�e�? - zawo�a� Alv. - Nie wolno ci tego robi�! Zw�aszcza tobie, kt�ry nie jeste� obci��ony dziedzictwem! - A ja my�l�, �e wprost przeciwnie, daje mi to pewn� ochron�. Tylko dotkni�ci mog� zobaczy� Tengela Z�ego. Zreszt� m�g�bym zabra� ze sob� Ingrid i Ulvhedina. - Och, tak! - wrzasn�a Ingrid. - Mowy nie ma! - uci�� Alv. Tristan poruszy� si� niespokojnie: - Dlaczego chcesz odnale�� jego gr�b, Dan? M�ody uczony spowa�nia�. - Poniewa� bardzo bym chcia� wiedzie�, �e on ma w�asny gr�b. Elisa j�kn�a: - Jeste� okropny! Spojrza� w jej stron�. Wielkie, bl�kitne oczy. Elisy ze strachu a� pociemnia�y. - Ja wierz�, �e on ma gr�b, Eliso. Ale chc� si� upewni�. I pomodli� si� nad nim. Wszyscy zebrani na moment zamilkli. Dan podj�� teraz temat, kt�rego zawsze unikali. Wiedzieli, �e przynajmniej dwoje spo�r�d nich nie uznaje ko�cio�a. - Nie przypuszcza�am, Dan, �e jeste� taki religijny - rzek�a Ingrid kr�tko z odcieniem rozczarowania w g�osie. Przelotny u�miech pojawi� si� na twarzy Dana. - Musz� przyzna�, �e jako badacz natury od czasu do czasu stawiam sobie blu�niercze pytania. A babcia Villemo nie by�a najw�a�ciwsz� wychowawczyni�, je�li o to chodzi. Ale moja matka, Sigrid, �ywi g��bok� i gor�c� wiar�, to ona mia�a na mnie najwi�kszy wp�yw. Powiedz- my zatem, �e jestem agnostykiem, to znaczy ani nie wierz�, ani nie zaprzeczam istnieniu Boga. Problem ten pozostaje dla mnie otwarty. Dop�ki sprawa nie zostanie udowodniona ponad wszelk� w�tpliwo��, nie mog� twierdzi�, �e jest tak czy inaczej. Ingrid, kt�ra uwielbia�a dyskutowa�, pochyli�a si� do przodu i rzek�a z o�ywieniem: - Zamierzasz zatem przynajmniej spr�bowa� wypowiedzie� s�owa modlitwy nad grobem Tengela Z�ego? - To w ka�dym razie zaszkodzi� nie mo�e. - Nie b�d� taki pewien - powiedzia� Tristan sceptycz- nie. - Nie zapominaj, �e zwracasz si� do mocy nie z tego �wiata. Tengel Z�y ma za sob� pot�n� si��, je�li, oczywi�cie, to prawda, �e zawar� pakt z diab�em. - Uff, nie! - j�kn�a Berit. - Siedzicie tu i dyskutujecie o jakich� fantazjach, tak jak by to by�a najprawdziwsza rzeczywisto��! Tristan spojrza� na ni� powa�nie. - To jest rzeczywisto��, Berit! Ja widzia�em, jak postaci ze �wiata ba�ni by�y przywo�ywane do �ycia. Ulvhedin o tym wie. To on sam musia� wpycha� Ludzi z Bagnisk pod du�sk� ziemi�. Po tym prze�yciu wierz� bez zastrze�e� we wszystkie podania o Tengelu Z�ym. Ingrid podskoczy�a na �awie. - Ju� wiem! We�miemy ze sob� czarodziejski skarb Ludzi Lodu. Dan, Ulvhedin i ja, i w ten spos�b uwolnimy raz na zawsze r�d od przekle�stwa! Wzburzone okrzyki: "Nie! Nie!" posypa�y si� na jej g�ow� jak grad. Propozycja Ingrid zosta�a zag�uszona, a ona sama jak niepyszna usiad�a na �awie. Tylko z jednej strony napotka�a co�, co mo�na by nazwa� zainteresowaniem. Oczy Ulvhedina I�ni�y ciep�ym blaskiem, a na jego wargach igra� u�mieszek, na widok kt�rego zadr�a�a. - Do�� ju� o tym - uci�� Alv. - Wszyscy chcieliby�my si� uwolni� od ci���cego na rodzie przekle�stwa, ale nigdy w �yciu nie zgodz� si�, �eby to moja jedyna c�rka mia�a wykopa� kocio�ek! Rodzina straci�a ju� zbyt wielu m�o- dych ludzi. Reszta zebranych milcza�a. Ich my�li kierowa�y si� ku temu, kt�ry zagin�� gdzie� na bezkresnych przestrzeniach Rosji - wspominali Vendela Gripa. Nie mieli poj�cia, �e akurat w tej chwili znajduje si� on w Archangielsku i �e cierpi tam w niewoli. O jego prze�yciach jednak ju� opowiadali�my, a mia�o min�� jeszcze kilka lat, zanim rodzina b�dzie mog�a je pozna�. Tymczasem wiedzieli jedynie, �e matka Vendela, Christiana, mieszka samotnie w Skanii, rozpaczaj�c nad nieznanym losem jedynaka. Babcia Lena dzieli�a jej �a�ob�. W�r�d zebranych w Elistrand znikni�cie Vendela najbole�niej prze�y� Tristan. Christiana by�a jego siostrzenic�, a Lena siostr�. Rozmowa skupia�a si� teraz na codziennych sprawach, lecz dwoje z obecnych nie bra�o w niej udzia�u. Zacz�li ju� snu� plany... ROZDZIA� II Ku wielkiej rado�ci Ingrid m�ody Dan sp�dzi� w Gras- tensholm kilka dni. Przez ca�y czas dotrzymywa�a mu towarzystwa, ch�on�a jego wiedz� i umiej�tno�ci jak wyschni�ta ro�lina wod�. Nikt by nie zliczy�, ile sazy prosi�a ojca o pozwolenie uczestniczenia w g�rskiej wyprawie Dana, za ka�dym razem jednak s�ysza�a zdecydowane "nie". Ostatniego wieczora siedzia�a milcz�ca. Otoczenie przyjmowa�o to jako swego rodzaju demonstracj� cierpienia biednej duszy, kt�ra w ten spos�b apelowa�a do ich sumie�. Rodzice pozostali nieub�agani. Podr� Dana by�a zbyt niebezpieczna, by mog�a mu towarzyszy� m�oda dziewczyna, na dodatek osoba tak nieopanowana i lekkomy�lna jak ona. On sam obieca�, oczywi�cie, �e nie b�dzie podejmowa� pr�b odszukania grobu Tengela Z�ego, lecz ca�kiem nie zrezygnowa� z podr�y w tamt� stron� - je�li znajdzie dostatecznie interesuj�ce ro�liny, usprawiedliwia� si� sam przed sob�, to czemu nie? Ingrid nie mog�a zasn�� tego wieczora. Przez ca�y rok prowadzi�a �ycie statecznej panienki, poniewa� ojciec powiedzia� jej, �e musi sta� si� godna posiadania skarbu. By� to d�ugi i trudny rok. Nie woino jej by�o �yczy� nag�ej choroby wstr�tnej babie z s�siedntej wsi, nie wolno dra�ni� ch�opc�w stajennych, kt�rzy na jej widok a� si� �linili z podniecenia, nie mog�a wyczarowa� dobrych �niw dla Grastensholm ani wi�cej zdrowia i si�y dla sympatycznej Branji z Elistrand. W og�le nie mog�a �wiczy� i doskonali� swoich magicznych zdolno�ci! Skarb Ludzi Lodu... S�ysza�a histori� Kolgrima, kt�ry za pomoc� czar�w odnalaz� skarb ukryty pod portretem Sol. To oczywiste, �e ojciec nie umie�ci� na powr�t w�a�nie tam czarodziejskich przybor�w i �rodk�w leczniczych, m�wiono jed- nak, �e Kolgrirnowi pomog�a je znale�� jego dawno zmar�a babka, w�a�nie Sol. Ingrid by�a z ni� spokrewniona tak daleko, �e napraw- d� nie mog�a na nic takiego liczy�. Szeptano jednak, �e Sol w dalszym ci�gu gotowa jest przy�o�y� r�ki do r�nych spraw, kiedy jest potrzebna. A Ingrid mia�a by� jakoby bardzo do tamtej podobna. Czy nie mo�na za�o�y�, �e Sol i tym razem by pomog�a? Ingrid wsta�a z ��ka i podesz�a do okna. Przes�oni�ty mg�� sierp ksi�yca co prawda nie rozprasza� mroku, lecz teraz, latem, noce nie by�y zbyt ciemne i mimo wszystko wida� by�o u�pion� osad�. To znaczy ca�ej wsi nie widzia�a, dostrzega�a za to wyra�nie s�siedztwo dworu w Grastensholm: las, ��ki, pola na tle wzg�rz. Czy� nie m�wiono, �e Sol wiele czasu sp�dza�a w tamtym lesie? �e mia�a w nim swoje tajemne kryj�wki? Kto� kiedy� wyczuwa� tam jej obecno��... Cecylia, zdaje si�. Ingrid wiedzia�a, �e Sol nadal jest obecna w�r�d Ludzi Lodu. Villemo, babka Dana, odczuwa�a wyra�nie jej blisko��, a nawet j� widzia�a. Wiele razy. - Sol - wyszepta�a Ingrid w kierunku lasu. - Sol, moja dusza jest taka jak twoja. Rozedrgana, niespokojna. Pa�aj�ca wieczn� t�sknot� za wiedz� o tym, co ukryte przed ludzkim wzrokiem. Chc� nauczy� si� wi�cej, Sol, chc� wiedzie�! Las sta� ciemny i milcz�cy. Migotliwe, b��kitne �wiat�o otula�o ziemi�, �yzne pola i pokryte nocn� ros� ��ki. W�ski sierp ksi�yca obwiedziony by� ogromnym, ja�niej�cym kr�giem. To zapowiada�o zmian� pogody, lecz Ingrid zapomnia�a jak�. Pogorszenie chyba... - Sol - powtarza�a wci�� szeptem. - Dan zamierza� pojecha� do Lodowej Doliny, lecz nie dosta� pozwolenia. Oni s� tacy g�upi, wszyscy, nie rozumiej� nic a nic! Jest co� w tej dolinie, co mami i przyzywa, ale co to jest, Sol? Czy ty to wiesz? Ja nie wierz�, �e to kocio�ek Tengela Z�ego. Czy my tak naprawd� chcemy go odnale��? Ty i ja, i wszyscy do nas podobni? �wiat jakby wstrzyma� oddech w t� cich� letni� noc. - To oczywiste, �e powinni nam pozwoli� pojecha� do Lodowej Doliny teraz, kiedy Dan i tak wybiera si� na p�noc! Gdybym tylko mog�a mu towarzyszy�! I zabra� tam ze sob� czarodziejski skarb! Sierp ksi�yca sta� si� prawie niewidoczny, przes�oni�a go g�sta chmura. - Nosz� w sobie tyle uczu�, Sol, kt�re nie maj� prawa wydosta� si� na zewn�trz. Ja wiem o tym, umiem przecie� troch� czarowa�, w drobnych sprawach. Tak jak wtedy, kiedy mia�am uk�ada� siano nad stajni�, a tak okropnie mi si� nie chcia�o. Nikt nie widzia�, co wtedy robi�am. A ty widzia�a�? Porusza�am tylko ramionami i wymawia�am s�owa, kt�re nie wiem sk�d mi si� bra�y, a ca�e siano, jakby unoszone wichrem, wp�ywa�o na strych. To by�o rozkosz- ne uczucie, Sol! By�am taka przej�ta przez ca�y dzie�, �e nie mog�am usiedzie� na miejscu. Ingrid sta�a i z rozmarzeniem wpatrywa�a si� w noc. Wspomnienia pojawia�y si� i znika�y. Nagle drgn�a. Porusza si� tam jaki� cie�, czy jej si� tylko zdawa�o? Daleko, na skraju lasu... Z lasu przez ��ki zbli�a�o si� co� albo kto�... Jakie� du�e zwierz�? Za du�e jak na �osia, nie, to nie jest zwierz�. Bardzo przypomina ludzk� posta� to co� rozp�ywaj�cego si�, co tak szybko sunie po mokrej od rosy trawie. Zbli�a si�, idzie prosto do dworu w Grastensholm. W innym pokoju we dworze Dan Lind z Ludzi Lodu szykowa� si� do podr�y. Sprawdzi� swoje wyposa�enie, przejrza�, czy wszystko jest na miejscu, i jeszcze raz przeczyta� d�ug� list� zada�, jakie mia� wykona�. Dan, jedyny wnuk Villemo i Dominika, by� cz�owie- kiem systematycznym, czego nauczy� si� u Olofa Rudbecka m�odszego. Jako dziecko Dan, ku zgryzocie swoich rodzic�w, Tengela M�odszego i Sigrid, by� rozpieszczany przez dziadk�w. Villemo traci�a wszelki rozs�dek, gdy chodzi�o o jej ukochanego wnuczka. "Chod� do mnie, Dan - mawia�a - bo twoi rodzice s� g�upi. Zaraz wszystko urz�dzimy jak trzeba, ty i ja". Z czasem Dan si� od tego uwolni�. Dosz�a do g�osu jego w�a�ciwa, cechuj�ca si� powag� i poczuciem obowi�zku osobowo��. Sta�o si� to widoczne, zw�aszcza kiedy podj�� studia. Wtedy zacz�o si� nowe �ycie, jak sam m�wi�. Teraz w tym starym domu w Grastensholm podszed� do lustra. Mieszka� w pokoju Liv, ale nie zdawa� sobie z tego sprawy, Liv bowiem zmar�a pi��dziesi�t lat temu. W pokoju panowa� p�mrok, a lustro by�o zamglone i zmatowia�e ze staro�ci, ale przy odrobinie wysi�ku m�g� rozr�ni� swoje rysy, Dostrzega�, oczywi�cie, ciemne barwy, Zdecydowan� lini� brwi, kt�re odziedziczy� po dziadku Dom�niku. W tym mroku nie mo�na by�o natomiast dostrzec blizny w k�ciku ust, kt�ra nadawa�a jego twatzy ironiczny wyraz. Wiedzia�, �e ten wyraz dra�ni wielu ludzi, kt�rzy nazywaj� go arogantem, poniewa� nie wiedz�, sk�d si� to bierze. A to nieprawda. Arogantem nie by� w �adnym razie. Czy� nie widzieli niepewno�ci w jego wzroku? Potrzeby �yczliwo�ci ze strony innych ludzi? Dan mia� wielu przyjaci�, nale�a� jednak do tych utopist�w, kt�rzy pragn� przyjaznych zwi�zk�w z ka�d� �yw� dusz� na ziemi. Ka�dy niech�tny gest czyni� go nieszcz�liwym na wiele dni. W�a�ciwie wygl�dam nie�le, stwierdzi� u�miechaj�c si� do siebie w bladym �wietle brzasku, kt�re wyg�adza�o wszelkie kanty. Jestem te� mi�y i �agodny, no, mo�e nie zawsze - to musia� przyzna�. Ingrid na przyk�ad by�a w stanie wprawi� go w okropn� irytacj� swoimi irrac- jonalnymi pomys�ami. Zdumiewaj�ce, �e maj�c tyle rozumu, mo�na si� tak wyg�upia�, jak ona to cz�sto robi, dra�ni� go a to jakim� przesy�anym w powietrzu poca�unkiem, a to uwodzicielskim spojrzeniem. Co to za zachowanie? Je�li si� rozmawia o sprawach naukowych, to si� rozmawia, a nie zajmuje g�upstwami. Nie chcia� nawet s�ysze� o �adnych afektach! O Bo�e, chyba nie zaczyna by� marudny? Nie, tylko po prostu nie chce si� zbytnio spoufala� z Ingrid. Nie z ni�! S�abe poczucie winy wobec narzeczonej w Szwecji sk�ania�o go do niereagawania na kokieteri� Ingrid. Ta blizna, tak... Skaleczy� si� w�a�ciwie w sytuacji wstydliwej, ale i tak wszystkiemu by�a winna habcia Villemo. Chwali�a si� ona kiedy� swoimi wyczynami jako jedna z wybtanych w�r�d Ludzi Lodu. Powiedzia�a przy tym, �e wszyscy w tym todzie maj� jakie� ponadnaturalne talenty. Dan tak�e? Dan tak�e, to oczywiste! Trzeba tytko dowiedzie� si�, jaki. Ch�opiec da� si� na to nabra�. Dopiero znacznie p�niej us�ysza� od dziadka Dominika, �e to nieprawda, czego najlepszym przyk�adem jest Tengel, ojciec Dana, �eby nie szuka� daleko. Czy jest kto� r�wnie pospolity i st�paj�cy pa ziemi jak on? Wtedy jednak by�o ju� za p�no. Wcze�niej bowiem Dan wbi� sobie do g�owy, �e potrafi stawa� si� niewidocznym. Postanowi� nieoczekiwanie znikn�� z oczu jednej z dziewcz�t s�u��cych. Kiedy prosi�a, �eby m�ody panicz nie pl�ta� si� pod nogami, o�wiadczy�, �e potrafi przej�� przez zamkni�te drzwi. Zrobi� tego, oczywi�cie, nie m�g�; w dodatku zaczepi� o �elazn� klamk� i rozerwa� sobie k�cik ust, po czym zosta�a mu blizna na ca�e �ycie. Nie, jego ojciec Tengel nie mia� �adnych tego rodzaju talent�w, i Dan tak�e nie, przynajmniej tyle zosta�o wyja�nione. Dan jednak by� niezwykle uzdolniony w sensie intelektualnym, powiadano nawet, �e jest geniuszem. Tengel M�odszy natomiast nie wyr�nia� si� niczym. By� dobrym m�em i ojcem, dobrym gospodarzem, w sadze o Ludziach Lodu mia� jednak pozosta� jedyniie zwyczaj nym ogniwem, ��cznikiem pomi�dzy swoimi rodzicami i nast�pn� generacj�. To zreszt� dziwne, skoro mia� tak niezwyk�ych todzic�w jak Villemo i Dominik. Mo�e on jednak by� swego rodzaju reakcj� natury? Rodzice zostali obdarzeni tak wspaniale, wi�c mo�e r�d Ludzi Lodu musia� troch� odetchn��? Rodzi�o si� teraz tylko pytanie, czy Dan zdo�a dokona� czego� wielkiego. Natura wyposa�y�a go we wspania�y umys�. Powinien wi�c zadba�, by zrobi� z niego jak najlepszy u�ytek, dostarczy� powod�w do dumy rodzi- com i dziadkom. Gdzie� w g��bi domu cicho skrzypn�y drzwi. Kto� skrada� si� po korytarzach. Dan wyjrza� przez okno, ale zobaczy� tylko u�pion� wie� i wysok� wie�� ko�cio�a w Grastensholm, otulon� delikatn� letni� mg��. Okna tego pokoju nie wychodzi�y na las. Nie zdo�a� wi�c zobaczy�, kto w nocnej ciszy wymkn�� si� z domu. Nast�pnego dnia, kiedy Dan ju� wyjecha�, Alva od- wiedzi� Ulvhedin. �w olbrzym o gro�nym wyrazie twarzy sprawia� dziwne wra�enie. Oczy p�on�y mu tajemniczym blaskiem. Alv na jego widok poczu� si� niepewnie. - Nie podoba mi si�, �eby m�ody ch�opak podr�owa� sam - Ulvhedin bez wst�p�w przyst�pi� do rzeczy. - Zamierzam pojecha� za nim. - Naprawd�? - Alv u�miechn�� si�. - Elisa ci� pu�ci? - Elisa mi pozwoli�a, ale... Alv czeka�. Rozmawiali na podw�rzu, wsz�dzie kr�ci�a si� s�u�ba, wielkie pranie, rozwieszone na sznurach, �opota�o na wietrze. Ulvhedin zwleka� chwil�, po czym powiedzia� jakby nigdy nic: - Co twoja c�rka na to, �e Dan pojecha�? - Ingrid? Jeszcze si� dzisiaj nie pokaza�a. Prze�ywa to, oczywi�cie, bardzo. Tak, naprawd� szkoda, �e Ingrid nie mo�e rozwija� swojej inteligencji. - To prawda, cz�owiek czuje si� prostaczkiem, kiedy ona i Dan zaczynaj� dyskutowa�. - W�a�nie. W ko�cu Ulvhedin zdecydowa� si� na najwa�niejsze: - Pos�uchaj, Alv, pomy��a�em sobie, �e ci� zapytam... Wiesz, ja nigdy nie domaga�em si� tych uzdrawiaj�cych �rodk�w, chocia� by�y moje. Ale teraz zastanawiam si�, czy by� nie m�g�... - Chcia�by� je zabra� ze sob�, jad�c za Danem na p�noc? Czy to nie jest troch� ryzykowne? Ulvhedin przygl�da� mu si� czujnie. - Nie zapominaj, �e kiedy�, w m�odo�ci, by�em w drodze do Lodowej Doliny. Z czarodziejskimi �rodkami. I ju� wtedy mia�em do�� si�y, by zawr�a�. Mia�em do�� si�y, by si� ich wyrzec na wiele lat. Czy my�lisz, �e bym nie potrafi�...? - Masz racj� - przerwa� Alv, kt�remu nie podoba�y si� b�yski w oczach Ulvhedina. - Jest tak, jak m�wisz, te �rodki s� twoje, a ja nie mam prawa ci� powstrzymywa�. Chod� ze mn� do Lipowej Alei... - Ach, to tam je trzymasz - u�miechn�� si� Ulvhedin krzywo. - Tam jest ich miejsce. W domu Tengela Dobrego, pod opiek� jego ducha. Ale je�li pozwolisz, to do kryj�wki wejd� sam. Mo�e si� jeszcze kiedy� przyda�. - Naturalnie. Nie rozmawiali ju� ze sob� po drodze do Lipowej Alei. Ulvhedin by� jako� dziwnie napi�ty, unosi�o si� to nad nim jak aura. To si� dobrze nie sko�czy, my�la� Alv, pope�niam straszne szale�stwo, daj�c mu skarb. Ale co mam zrobi�? Skarb nale�y do niego, a przy tym ten jego nastr�j, trudno si� z nim porozumie�. Tylko Elisa mag�aby sobie z nim poradzi�, ale jej tu nie ma. W gruncie rzeczy Ulvhedin by� tylko trzy lata starszy od Alva, ale pod wzgl�dem psychicznym dzieli�a ich przynajmniej pokolenie. Ulvhedinem kierowa�y si�y, kt�rych istoty nikt si� nawet nie domy�la�. Przez wiele lat prowadzi� �ycie godne cz�owieka, g��wnie dzi�ki Elisie a tak�e dzi�ki Villemo, przede wszystkim jednak dzi�ki w�asnej sile woli. Chcia� sta� si� nowym Tengelem Dobrym i w pewnym sensie mu si� to udawa�o. Teraz jednak, w tym momencie, Alv przypomnia� sobie doj rzewanie Ulvhedina. Czas, kiedy mordowa� i niszczy�, nie dbaj�c o to, ile rozpaczy i b�lu zostawia za sob�, Alv za �adne skarby teraz by nie zaprotestowa�, nie teraz, kiedy Ulvhedin wygl�da tak jak wygl�da. Z wyrazem niez�omnego zdecydowania w jarz�cych si� ��tych oczach. - Wejd� do �rodka - mrukn��. Olbrzym wyrazi� zgod� skinieniem g�owy. Czeka�, rozgl�daj�c si� po wymar�ym dziedzi�cu Lipo- wej Alei. Wszystko by�o dobrze utrzymane; w ka�dej chwili m�g� si� tu wprowadzi� nowy gospodarz. Lipowe drzeara w alei poros�y wysokie, wiele musia�o ju� pewnie pa�� i zast�piono je nowymi, inne mia�y grub�, jakby s�oniowat� kor� i ogromne konary, lecz li�ci niewiele. Sama aleja jednak, po stu pi��dziesi�ciu latach, wci�� by�a imponuj�ca. Ulvhedin nie widzia�, co si� wok� niego dzieje. G�adzi� r�k� drewno w �cianie domu i mia� wra�enie, jakby Tengel Dobry tutaj by�, dawny gospodarz tego dworu, jakby chodzi� po obej�ciu tak jak w pierwszy wiecz�r, kt�ry sp�dzi� w Lipowej Alei, dotyka� wszystkiego w swojej nowej posiad�o�ci i czu�, �e nale�y to do niego. Ulvhedin widzia� postaci z minionego czasu. Silje, jak radosna i szcz�liwa kr�ci si� pomi�dzy zabudowaniami, Sol, wymykaj�c� si� potajemnie do lasu ze swoimi magicznymi instrumentami. Parobka Klausa, kt�ry wystra szy� Met�, tak �e chcta�a ucieka�, Arego, kt�ry pogna� za ni� na koniu i przywi�z� do domu jako swoj� narzeczon�. Widzia� ruch i krz�tanin� w Lipowej Alei, ale ponad dachami dom�w dtga� jaki� nieczysty, rozbity ton. Ton smutku. Trzej mali ch�opcy: Tarjei, Trond i Brand, bawi�cy si� na wielkim kamieniu. Radosne wie�ci i smutne wie�ci, przestraszeni je�d�cy wpadaj�cy na dziedziniec, skrzypienie lip w alei. Nowe �ony wprowadzane do dworu. Trumny wynoszone na cmentarz. Szcz�cie przeplataj�ce si� z tragedi�. Stainia, w kt�rej Villemo chcta�a zwr�ci� na siebie uwag� Eldara Svartskogen... A teraz - tylko cisza. Szkoda, pomy�la� Ulvhedin. Powinno by� wi�cej dzieci w rodzie Ludzi Lodu, tak �eby mia� kto dziedziczy�. Ale by�o inaczej. Jego syn Jon o�eni si� z Branj�, co do tego nie ma w�tpliwo�ci. Trudno jednak przypuszcza�, �e tych dwoje wype�ni dom dzie�mi! Odwr�ci� g�ow�, bo Alv wybieg� na dziedziniec. - Ulvhedinie! Skarb znikn��! Olbrzymem ow�adn�y rozczarowarue i gniew. - To nie mo�e by� prawda! - Wygl�da, �e sta�o si� to ca�kiem niedawno, by�em tu przedwczoraj po ma�� dla konia, i... Twarz Alva zrobi�a si� bia�a. - Bo�e! Dobry Bo�e! Ulvhedin domy�li� si�, o co chodzi: Ingrid. Czy ona naprawd� jeszcze �pi? Chyba nigdy przedtem dw�ch m�czyzn nie pokona�o tak szybko drogi z Lipowej Alei do Grastenshotm. Ich obawy si� potwierdzi�y: ��ko by�o puste. Znikn�y r�ne podr�czne przybory Ingrid, a tak�e ciep�e rzeczy podr�ne i buty. Dziewcz�ta w kuchni skar�y�y si�, �e w nocy kto� ukrad� sporo jedzenia. Brakowa�o te� jednego konia. Ulvhedin, Alv i Berit stali przez chwil� zbici z tropu, nie wiedz�c, co pocz��. - Natychmiast ruszam za ni� - powiedzia� w ko�cu Ulvhedin z twarz� tak �ci�gni�t�, �e pojawi�y si� na niej bia�e plamy. - Nie! - krzykn�� Alv. - Ja sam pojad�. - Ty nie mo�esz jecha� - wtr�ci�a si� Berit. - Przecie� wiesz, �e dzisiaj przyjedzie asesor, �eby ci pom�c z tymi papierami. Nie mo�esz go obra�a�. - Ale Ulvhedin nie mo�e jecha� za Ingrid, to chyba rozumiesz? - O co ty mnie podejrzewasz? - spyta� Ulvhedin dziwnie urywaj�c s�owa. - Gwarantuj� moim �yciem, �e Ingrid wr�ci do domu, nie martw si� o ni�! Alv patrzy� na niego i przypomnia� sobie ten moment na dziedzi�cu w Lipowej Alei, gdy twarz Ulvhedina si� wykrzywi�a, a on ze strasznym grymasem wysycza� co�, co Alv zrozumia� jako: "on jest m�j!" Nie, nie o Ingrid si� martwi�. Ale je�li dwie silne wole tocz� walk� o t� sam� rzecz, to nikt nie wie, co si� mo�e sta�. Obci��eni dziedzictwem potomkowie Ludzi Lodu nie panowali nad sob�, kiedy znale�li si� w pobli�u skarbu. - Pozw�l Ulvhedinowi jecha� - powiedzia�a Berit, kt�ra nie do ko�ca rozumia�a sytuacj�. - Ona wyruszy�a za Danem, prawda? - Ukry�a si� gdzie� po drodze i czeka na niego - rzek� Alv. - Wiedzia�a przecie�, kt�r�dy pojedzie. Och, �e te� ten Dan wspomnia� o Dolinie Ludzi Lodu! Ulvhedin nie odpowiedzia�. W ko�cu Alv g��boko odetchn�� i rzek�: - Dobrze, jed� za nimi, skoro tak. Jed� w imi� Bo�e! I natychmiast wracaj z dziewczyn� do domu. Olbrzym milcza�. Alv zrozumia�, o co chodzi. - Chcia�e� wyruszy� na p�noc wraz z Danem, wiem, �e my�la�e� o tym. Ale Ingrid nie wolno, pod �adnym pozorem, wzi�� udzia�u w tej wyprawie. - Spr�buj� j� przekona�, �eby wr�ci�a do domu. Ale nie s�dz�, bym tego dokona� nie zadaj�c jej b�lu. Wiesz, ona ma teraz skarb, a jest tak samo obci��ona jak ja. Chcia�bym j� zmusi� do powrotu, ale w tej sytuacji b�dzie to bardzo trudne. Wiem o tym z w�asnego do�wiadczenia. Alv j�kn��, niezdecydowany. - �ebym chocia� wiedzia�, jakim sposobem dosta�a si� do skarbu! To niepoj�te, bo nawet gdybym wszystktm ludziom we dworze poleci� go szuka�, to nikt by go nie znalaz�. Nawet gdyby przechodzili ko�o niego dziesi�tki razy! S�owa Ulvhedina p�yn�y wolno, jakby wbrew jego woli, bo przecie� s�ucha�a Berit, matka Ingrid. - Zapominasz, �e ju� kiedy� kto� inny znalaz� skarb, cho� by� on r�wnie dobrze ukryty jak teraz. A Kolgrim otrzyma� pomoc. - Czy Sol mia�aby...? - Je�li si� czego� naprawd� pragnie, to si� otrzyma pomoc, mo�esz by� pewien. Berit chwyci�a m�a za r�k�. Zawsze, w ka�dej sprawie, sta�a nieugi�cie po stronie swojej ma�ej rodziny. W oczach mia�a �zy. Ta prosta ch�opska c�rka tragedi� z Ingrid odbiera�a na sw�j w�asny spos�b. Nale�a�o jej jednak wybaczy�, bo nie mia�a podstaw, tak jak obaj m�czy�ni, domy�la� si� udzia�u Sol w ostatnich wydarzeniach albo rozumie�, jak� przyci�gaj�c� moc ma skarb wobec dotkni�tych dziedzictwem. - Jed�, Ulvhedinie - powiedzia�a, ocieraj�c �zy. - Jed� i odszukaj nasz� ma�� dziewczynk�! Zr�b, co b�dziesz musia�, i po�wi�� na to tyle czasu, ile b�dzie trzeba, ale przywie� j� zdrow� do domu! - Obiecuj� ci to - o�wiadczy� Ulvhedin z g��bok� powag� w g�osie. - �eby nie wiem co si� sta�o, �eby�my szli nie wiem dok�d, zawsze moj� pierwsz� i ostatnt� my�l� b�dzie jej bezpiecze�stwo. Ani jeden w�os nie mo�e spa�� jej z g�owy. Alv zapyta� zgn�biony: - Czy musicie jecha� na p�noc? - Ja, oczywi�cie, zrobi� co b�d� m�g�, �eby odes�a� Ingrid do domu. W�tpi� jednak, czy rozmowa z ni� b�dzie teraz mo�liwa. - Mo�e Jon m�g�by z tob� pojecha� i potem wr�cii� z Ingrid do domu, a ty pojecha�by� dalej sam? - M�j syn? - krzykn�� Ulvhedin gwa�townie. - Za- braniam ci miesza� go do tego! - Ingrid jest moj� c�rk� - rzek� Alv cicho. - Wiem - powiedzia� Ulvhedin pojednawczo i po�o�y� mu na ramionach ci�kie niczym kilofy r�ce. - Zaufajcie mi. Oboje. Dan wzniec