2943
Szczegóły |
Tytuł |
2943 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2943 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2943 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2943 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Juliusz Verne PI�TNASTOLETNI
KAPITAN
3 Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
CZʌ� PIERWSZA
5
ROZDZIA� I Na pok�adzie " Pilgrima "
W pierwszych dniach lutego 1873 r. dwumasztowy statek " Pilgrim " znajdowa� si� pod
43 � 57' szeroko�ci po�udniowej i 165 � 19' d�ugo�ci wschodniej, wed�ug po�udnika
Greenwich. 1
By� to bryg 2 specjalnie przystosowany do po�owu wieloryb�w; zbudowany by� w San
Francisco i nale�a� do Jakuba Weldona, kt�ry sprzeda� go przed dziesi�cioma laty
kapitanowi Hullowi. Aczkolwiek bryg ten by� najmniejszym z ca�ej floty tego bogatego
w�a�ciciela statk�w, by� jednak zaliczany do najlepszych.
" Pilgrim " by� godny swego kapitana, za� ten ostatni cieszy� si� od dawna utrwalon�
ju� s�aw� wytrawnego marynarza i niezr�wnanego �owcy wieloryb�w. Ze wzgl�du na ma�e
rozmiary statku, jego za�oga by�a bardzo nieliczna, gdy� sk�ada�a si� zaledwie z
pi�ciu majtk�w. Ilo�� ta by�a niewystarczaj�ca do �ow�w, lecz pan Weldon, id�c za
przyk� adem wielu ameryka�skich w�a�cicieli statk�w wielorybniczych, wola� kompletowa�
za�og� po przybyciu statku do Nowej Zelandii, gdzie ludzi szukaj�cych pracy jest
zawsze a� nadto.
Aczkolwiek polowania mia�y zazwyczaj przebieg - dla " Pilgrima " - nader pomy�lny,
ostatnia ekspedycja by�a dziwnie nieudana. Nie poszcz�ci�o si� absolutnie. Wieloryb�w
nie spotkano zupe�nie i trzeba by�o polega� na kaszalotach, na kt�re polowanie nie
nale�y do najbezpieczniejszych. Lecz i tych upolowa� zdo�ano ma�� liczb�, tak i�
tylko niewielk� ilo�� beczek zdo�ano wype�ni� tranem. Wobec takiego niepowodzenia,
kapitan Hull mia� zamiar skierowa� sw�j statek jeszcze bardziej na po�udnie, ku biegunowi,
lecz projektu tego nie m�g� zrealizowa�, poniewa� zebrana dorywczo za�oga zacz�a
nagle wyra�a� swe niezadowolenie. Wobec tego, kapitan Hull uzna� za wskazane pozby�
si� jak najpr�dzej wszystkich przygodnie naj�tych majtk�w, kt�rzy mogli si� okaza�
nader niebezpiecznymi dla ca�ego statku. Ostro�ny kapitan, t�umi�c gniew, od razu
zmieni� kierunek i skierowa� bryg ku Nowej Zelandii.
W po�owie stycznia zbli�y� si� on ku brzegom Auckland 3 , a nast�pnie zarzuci� kotwic�
w Waitemata 4 , gdzie pozby� si� ca�ej zbuntowanej za�ogi.
Na statku pozostali wtedy ameryka�scy majtkowie, kt�rzy byli, rzecz zrozumia�a, kra�cowo
przygn�bieni niepomy�lnym wynikiem wyprawy, jak r�wnie� przedwczesnym jej zako�czeniem.
Jeszcze bardziej by� zmartwiony kapitan Hull, kt�ry z�y wynik uwa�a� wprost za ha�b�
dla siebie. Stara� si� wi�c usilnie o zebranie nowej za�ogi, lecz zabiegi te nie
zosta�y uwie�czone powodzeniem, ze wzgl�du na to, i� by�o ju� zbyt p�no na zawieranie
podobnych kontrakt�w. Z
1 . Greenwich - dzielnica Londynu nad Tamiz�, , przechodzi tam po�udnik zerowy. 2
Bryg - �aglowiec dwumasztowy z o�aglowaniem rejowym. . 3 Auckland - miasto w Nowej
Zelandii, na Wyspie Pn. , za�. 1840, g��wny port morski i o�rodek przemys�owy kraju.
4 Waitemata - zatoka Oceanu Spokojnego, , nad kt�r� le�y Auckland.
6 konieczno�ci wi�c nale�a�o pogodzi� si� z losem i uwa�a� wypraw� za zako�czon�.
Przeklinaj�c
w duszy zbuntowan� za�og�, kapitan mia� ju� porzuci� Auckland, gdy inne okoliczno�ci
zmusi�y go do dalszego przebywania w porcie, a w dodatku sprawi�y, i� " Pilgrim "
, zamiast beczek z tranem, dosta� najniespodziewaniej na sw�j pok�ad pasa�er�w, cho�
pasa�erskim statkiem nigdy nie by�.
Niezwyk�ym zbiegiem okoliczno�ci zdarzy�o si� mianowicie, i� w Auckland znajdowa�a
si� pani Weldon ze swym pi�cioletnim synkiem, Jankiem. Przyby�a ona tam wraz ze swym
m�em i mia�a z nim razem powr�ci� r�wnie� do San Francisco 5 , czemu jednak stan�a
na przeszkodzie nag�a choroba ma�ego Janka. Pan Weldon musia� wraca�, gdy� jego rozliczne
interesy domaga�y si� tego i z tej przyczyny pani Weldon pozosta�a w Auckland sama.
Trzy d�ugie miesi�ce prze�y�a pani Weldon z m�em w roz��ce. Ukochany jej synek wr�ci�
jednak w tym czasie ca�kowicie do zdrowia i m�g� ju� �mia�o uda� si� w podr�, na
nieszcz�cie jednak ani jeden statek nie p�yn�� do Kalifornii i pani Weldon skazana
by� mog�a na d�ugie miesi�ce oczekiwania.
W odleg�ych czasach Nowa Zelandia nie mia�a jeszcze bezpo�redniego po��czenia z Kaliforni�
i chc�c si� tam dosta�, nale�a�o przedtem jecha� do Australii, do Melbourne 6 , stamt�d
- do brzeg�w Panamy i tam dopiero oczekiwa� na rejs do San Francisco. Taki spos�b
podr�owania, z licznymi przesiadkami jest niewygodny i uci��liwy dla ka�dego, a
c� dopiero dla m�odej kobiety, obarczonej ma�ym dzieckiem!
Tote� pani Weldon szczerze si� ucieszy�a, gdy pos�ysza�a o przybyciu do portu " Pilgrima
" , i niezw�ocznie zwr�ci�a si� do kapitana Hulla z pro�b�, by ten zechcia� przyj��
na pok�ad j� wraz z synkiem, a tak�e i towarzysz�cego jej kuzyna Benedykta, oraz
wiern� nia�k� ch�opczyka, Murzynk� Noon, kt�ra ca�e swe �ycie sp�dzi�a w domu Jakuba
Weldona. Perspektywa odbycia d�ugiej podr�y na ma�ym statku, o wyporno�ci 400 ton,
bynajmniej nie przera�a�a pani Weldon, zw�aszcza i� zna�a ona kapitana Hulla jako
doskona�ego marynarza i mia�a do niego olbrzymie zaufanie.
Kapitan Hull propozycj� pani Weldon przyj�� z rado�ci� i natychmiast odda� do jej
dyspozycji sw� kajut� kapita�sk�, a�eby mog�a odby� podr� w warunkach mo�liwie najdogodniejszych,
co by�o tym konieczniejsze, i� rejs mia� trwa� 30 do 40 dni.
Faktem, w pewnej mierze niekorzystnym dla pani Weldon, by�a ta okoliczno�� jedynie,
i� " Pilgrim " musia� bezwarunkowo par� dni zatrzyma� si� w Valparaiso 7 w Chile,
gdzie mia� wy�adowa� cz�� swych wype�nionych tranem beczek. Ale z tym trzeba si�
by�o pogodzi�. Poza tym pani Weldon by�a m�oda, silna i zdrowa - nie obawia�a si�
wi�c trud�w podr�y.
. Co do kuzyna Benedykta, ten bez jednego s�owa sprzeciwu zgodzi� si� na wszystko,
zdaj�c si� ca�kowicie na wol� swej kuzynki. Kuzyn Benedykt by� w og�le typem cz�owieka,
kt�ry zgadza� si� zawsze i na wszystko, nie dlatego, by by� tak zgodny, lecz �e wszystko
by�o mu najzupe�niej oboj�tne. By� on cz�owiekiem najzacniejszym, lat oko�o pi��dziesi�ciu,
lecz tak niezaradnym, i� wprost nie spos�b by�o pozostawi� go bez opieki. By�o to
�yciowe dziecko. Pani Weldon traktowa�a go, jakby by� jej drugim synkiem, starszym,
ale o wiele mniej ani�eli jej Janek rozgarni�tym. Nie szczup�y, ale wprost chudy;
twarz mia� r�wnie� wyd�u�on�, ko�cist�, w�osy d�ugie i g�ste; charakterystyczn� cech�
tej oryginalnej postaci by�y bardzo d�ugie r�ce i nogi. Natr�tnym nie by�, przykrym
r�wnie�; zanudza� jednak wszystkich, a nawet i siebie. Dodatnim rysem jego charakteru
by�o to jednak, i� by� bardzo zgodny i �atwy w po�yciu. Zaliczy� go by�o
5 San Francisco - miasto w USA w Kalifornii nad Oceanem Spokojnym. 6 Melbourne -
miasto w Zwi�zku Australijskim, stolica i g��wny port stanu Wiktoria. 7 Valparaiso
- miasto w Chile, , g��wny port handlowy na zachodnim wybrze�u Ameryki Pd.
7 mo�na raczej do �wiata ro�lin, ani�eli do istot, �yj�cych indywidualnym swym �yciem.
By� jak
drzewo, wysoko strzelaj�ce ku niebu, nie daj�ce ni cienia, ni owoc�w. Dobry, szlachetny,
prawy. . . jego pragnieniem by�o by� u�ytecznym, lecz nie le�a�o to w jego mo�liwo�ciach.
Ka�da ch�� zrobienia komu� przys�ugi ko�czy�a si� dla kuzyna Benedykta jak�� komiczn�
katastrof�. Mimo to poczciwy niedo��ga cieszy� si� og�ln� sympati�, by� lubiany za
swe z�ote serce, wype�nione zreszt� po brzegi jedn� jedyn� nami�tno�ci�: mi�o�ci�
nauki.
Jego pasj� by�a entomologia, tj. nauka o owadach. Jej po�wi�ca� wszystkie dni, a
cz�sto i nieprzespane noce.
By wzbogaci� swe zbiory, kuzyn Benedykt uda� si� z pa�stwem Weldon w dalek� podr�
do Nowej Zelandii. Gdy za� pani Weldon zdecydowa�a si� powr�ci� do San Francisco
na pok�adzie " Pilgrima " , kuzyn Benedykt zgodzi� si� bez �adnego namys�u na to,
i� jej b�dzie towarzyszy� r�wnie� i w powrotnej drodze.
Nie up�yn�y trzy dni, a pani Weldon wraz z synkiem, kuzynem Benedyktem i z Noon
znalaz�a si� na pok�adzie " Pilgrima " . Gdy to si� ju� sta�o, kapitan Hull chcia�
od razu da� rozkaz podniesienia kotwicy, lecz powstrzyma� si�, a nast�pnie zbli�y�
si� do pani Weldon ze s�owami:
- Szanowna pani zechce po powrocie zakomunikowa� swemu ma��onkowi, i� na w�asn� odpowiedzialno��
wsiad�a na pok�ad " Pilgrima " .
- C� to ma znaczy�, drogi kapitanie? - ze zdziwieniem zapyta�a pani Weldon. - Czy�by
pan przypuszcza�, �e mi grozi jakie� niebezpiecze�stwo?
- Nie, pani, tego nie musi si� pani obawia� - kategorycznym tonem odpowiedzia� kapitan,
ale wida� by�o, i� zapytanie pani Weldon troch� go dotkn�o. - " Pilgrim " jest brygiem
doskona�ym, kt�remu �mia�o mo�na zaufa�; jednak wszystko jest w r�ku Boga i nigdy
r�czy� nie mo�na za to, co si� stanie. Nie b�dzie pani r�wnie� mia�a tutaj nale�nych
jej wyg�d.
- Ale� je�eli tylko o to chodzi, to nie ma o czym m�wi�, kapitanie! - zawo�a�a z
weso�ym �miechem m�oda kobieta. - Mo�emy �mia�o rusza� w drog�.
. Wobec tego " Pilgrim " , dnia 22 stycznia podni�s� kotwic�, a 2 lutego znajdowa�
si� ju� na niezmierzonym oceanie, w punkcie, kt�ry wskazali�my na pocz�tku tego rozdzia�u.
8
ROZDZIA� II Dick Sand i historia jego �ycia
Pocz�tek podr�y by� bardziej ni� pomy�lny. Bez wzgl�du na ma�e wymiary statku i
brak wygodnych kajut pasa�erskich, pani Weldon zdo�a�a si� ulokowa� wygodnie w do��
prymitywnie urz�dzonym pomieszczeniu kapitana. Na szcz�cie kajuta by�a dosy� obszerna,
wi�c w dzie� zmienia�a si� ona w salon jadalny, w kt�rym zasiadali do sto�u: pani
Weldon, Janek, kuzyn Benedykt i kapitan.
Ci dwaj ostatni znale�li schronienie: pierwszy w kajucie pomocnika kapitana, za�
drugi - w obszernym pomieszczeniu, kt�re normalnie by�o przeznaczone dla za�ogi przygodnie
werbowanej.
Stali majtkowie " Pilgrima " mieli sw� oddzieln� kajut�, kt�r� od pi�ciu lat wsp�lnie
zajmowali. Byli to ludzie doskonale znaj�cy morze i bardzo do swego kapitana przywi�zani.
Wszyscy oni byli zadowoleni ze swej s�u�by, poniewa� pan Weldon nagradza� szczodrze
ich prac�.
Jednym jedynym cz�owiekiem zupe�nie obcym na pok�adzie " Pilgrima " by� kucharz,
Negoro, przyj�ty do s�u�by w Auckland na miejsce dawniejszego, Niemca, kt�ry zbuntowa�
si� wraz z reszt� za�ogi.
Portugalczyk Negoro zaofiarowa� swe us�ugi i zosta� przyj�ty. Okaza�o si�, i� by�
to cz�owiek dobrze znaj�cy sw� prac� i obowi�zkowy. Z morzem by� on r�wnie�, jak
si� zdawa�o, nie�le zaznajomiony. Cho� nowo przyj�ty kucharz wype�nia� wzorowo swe
obowi�zki, by� cichy, zgodny i gotowa� bardzo smacznie, kapitan nie by� zadowolony
z siebie, i� go przyj�� na pok�ad, a to z tej przyczyny, i� nic nie wiedzia� o jego
przesz�o�ci. Nikt mu Negora nie poleci�, bo nikt go nie zna�. Uporczywe milczenie
tego czterdziestoletniego, bladego i ponurego Portugalczyka, jego stalowe, zimne,
o z�ym wyrazie oczy, wreszcie ur�gliwy u�miech na jego w�skich wargach r�wnie� nie
bardzo przypada�y kapitanowi do gustu.
Czy Negoro posiada� jakie� wykszta�cenie? . . . Czym si� dawniej zajmowa�? Gdzie
si� urodzi� i wychowa�? . . . Wszystkie te pytania pozostawa�y bez odpowiedzi. Kapitan
wiedzia� tylko to, i� Negoro pragn�� opu�ci� statek w Valparaiso. Czy mia� tam rodzin�,
do kt�rej zmierza�? . . . Czy te� stamt�d chcia� si� uda� gdzie� dalej? - by�o to
absolutnie niewiadome. Sternik Howick by� zdania, �e kucharz " posiada wychowanie,
jakiego i oficer by si� nie powstydzi� " , ale by�y to subiektywne jedynie wra�enia,
na niczym nie oparte. Prawda, i� wyra�a� si� on nieco wytworniej, ani�eli og� majtk�w,
ale to jeszcze nie dowodzi�o niczego. Twierdzi� cokolwiek o nim stanowczo - by�o
nie spos�b. By� tajemniczy - oto wszystko. Robi� wra�enie tajemniczego z tej mo�e
przyczyny jedynie, i� trzyma� si� w odosobnieniu, z dala od wszystkich. A tacy ludzie
nie s� lubiani.
Pomocnikiem kapitana na " Pilgrimie " , wobec braku starszego oficer a, by� t ak
z wany " ochotnik " , m�odzieniec, kt�ry dopiero si� kszta�ci� w szkole marynarzy,
lecz kt�ry na statku pe�ni� obowi�zki zwyk�ego majtka, nie z potrzeby, lecz by tym
sposobem zdoby� wiedz� praktyczn�. Dick Sand, tak si� nazywa� �w m�odzieniec, urodzony
by� w Ameryce P�nocnej, w
9 okolicach Nowego Jorku. Nie by�o to pewne, poniewa� biedny ch�opiec by� podrzutkiem,
kt�rego
dobrzy ludzie znale�li na ulicach tego wielkiego miasta; imi� Dick - Richard otrzyma�,
poniewa� takie w�a�nie imi� nosi� cz�owiek, kt�ry go znalaz� na ulicy, za� nazwisko
Sand - z racji mielizny, na kt�rej zosta� znaleziony, a kt�ra nosi miano " Sandy
Hook " . Pierwsze wychowanie male�ki Dick otrzyma� w ochronce, przy czym bardzo szybko
poj�� swe smutne po�o�enie i oceni�, i� ochronka, cho� starannie prowadzona, nic
mu nie da, bo nic mu da� nie jest w stanie. Tote� maj�c osiem lat zaledwie, uprosi�
swoich prze�o�onych, aby ci zechcieli go odda� na jaki� statek. Jego pro�ba zosta�a
wys�uchana i Dick znalaz� si� wkr�tce na pasa�erskim statku, kursuj�cym regularnie
pomi�dzy portami Po�udniowej i P�nocnej Ameryki.
Na statku tym nie tylko pasa�erowie, ale i oficerowie zaj�li si� bardzo �yczliwie
bezdomnym sierot� i zacz�li go kszta�ci� tak, i� Dick po trzyletniej na t ym pasa�erskim
statku s�u�bie, zda� egzamin do wy�szej szko�y marynarskiej, do kt�rej zosta� nast�pnie
przyj�ty dzi�ki protekcji kapitana Hulla. Zacny ten cz�owiek opowiedzia� dzieje ch�opca
swemu chlebodawcy, panu Weldonowi i sprawi�, i� bogaty w�a�ciciel okr�t�w zaj�� si�
losem Dicka, co spowodowa�o, �e i profesorowie w szkole zaj�li si� gorliwie jego
nauk� i w rezultacie poj�tny, pilny i pracowity ch�opiec w pi�tnastym roku �ycia
posiada� ju� wiedz� bardzo rozleg��.
Ponadto Dick by� zbudowany jak atleta: by� silny, gibki i zr�czny. Oczy mia� niebieskie,
w�osy ciemne. Zaw�d marynarski wyrobi� w nim energi�, bystro��, szybk� orientacj�
i przedsi�biorczo��. Nadmierna umys�owa praca wyczerpa�a jednak nieco organizm m�odego
ch�opca, wi�c sam kapitan Hull poradzi� mu, a�eby przyj�� on na kr�tko obowi�zki
praktykanta na " Pilgrimie " , co b�dzie z du�� korzy�ci� dla jego wiedzy praktycznej.
Dick zgodzi� si� na to z ochot� i tak znalaz� si� na pok�adzie statku.
Pani Weldon zna�a Dicka jeszcze z San Francisco, tote� na jego widok bardzo si� ucieszy�a.
Jeszcze bardziej by� uradowany widokiem swego przyjaciela ma�y Janek, dla kt�rego
Dick by� zawsze bardzo dobry.
Podr� odbywa�a si�, jak dot�d, w warunkach do�� sprzyjaj�cych, chocia� kapitan uskar�a�
si� nieco na wiatr nie najpomy�lniejszy, kt�ry m�g�by, dm�c d�u�ej w tym samym zachodnim
kierunku, przed�u�y� znacznie podr�.
Monotoni� jazdy o�ywi�, dnia 16 lutego, oko�o godziny dziewi�tej rano, wypadek nie
tak zn�w cz�sto zdarzaj�cy si� na oceanie.
Pogoda w tym dniu by�a jasna, s�oneczna i cicha. Korzystaj�c z niej, Dick i Janek
weso�o zabawiali si� na pok�adzie, a nast�pnie wdrapali si� po maszcie a� do bocianiego
gniazda.
Gdy si� tam znale�li, na twarzy Dicka zamar� nagle niefrasobliwy �miech, chwil� patrzy�
on uwa�nie na jaki� oddalony punkt, a nast�pnie zawo�a� g�o�no:
- Rozbity statek! !
10
ROZDZIA� III Rozbity statek
Krzyk ten zwabi� wszystkich na pok�ad. Nie m�wi�c o kapitanie, pani Weldon i Noon,
nawet kuzyn Benedykt oderwa� si� od swych zbior�w i zaciekawiony wychyli� g�ow� zza
drzwi swej wiecznie zamkni�tej kajuty. Jeden tylko Negoro pozosta� g�uchy, jak zwykle,
najzupe�niej oboj�tny nawet na ten wypadek. C� go obchodzi� m�g� cudzy rozbity statek?
Wszyscy wpatrywali si� z uwag� w daleki, ciemny punkt na morzu, znajduj�cy si� od
nich w odleg�o�ci trzech mil.
- Nie ma w�tpliwo�ci, , �e jest to wrak! - powiedzia� kapitan. - Ach, Bo�e! - zawo�a�a
wtedy pani Weldon - Kapitanie, �pieszmy tam! . . . Przecie� na tych szcz�tkach znajdowa�
si� mog� ludzie oczekuj�cy pomocy!
- Przekonamy si� o tym - odpowiedzia� spokojnie Hull, kt�ry, zwracaj�c si� nast�pnie
do sternika, zakomenderowa�:
- Howicku, , skieruj statek ku rozbitym szcz�tkom. W bardzo kr�tkim czasie " Pilgrim
" znalaz� si� w odleg�o�ci p� mili od wraku. Wtedy wszyscy z ca�� dok�adno�ci� zobaczyli,
i� statek, le��cy na lewym boku, by� ci�ko uszkodzony i fale zalewa�y jego cz��
znajduj�c� si� ju� w wodzie.
- Tutaj mia�o miejsce zderzenie dw�ch statk�w - powiedzia� z b�lem w g�osie kapitan
Hull, pokazuj�c pani Weldon du�� szczelin� widniej�c� w prawej burcie okr�tu - gdyby
otw�r ten znajdowa� si� pod wod�, statek zaton��by ju� dawno; na szcz�cie sta�o
si� inaczej.
- No, w takim razie chwa�a Bogu, �e przynajmniej na tym nieszcz�snym statku nie ma
rozbitk�w - rzek�a z westchnieniem ulgi pani Weldon - bo przecie� statek, kt�ry by�
winowajc� zderzenia, musia� wzi�� niew�tpliwie ca�� za�og� statku poszkodowanego
na sw�j pok�ad.
- Tak przynajmniej statek ten powinien zrobi� - odpowiedzia� kapitan - mog�o si�
sta� i inaczej, mianowicie tak, �e za�oga ton�cego statku zmuszona zosta�a do szukania
ratunku na swych w�asnych szalupach. Bardzo cz�sto si� bowiem zdarza, i� statki,
kt�re wysz�y ca�o z wypadku, ratuj� si� ucieczk�, a�eby unikn�� odpowiedzialno�ci.
Pani Weldon podnios�a wtedy na m�wi�cego swe pi�kne, pe�ne zdumienia oczy. - Czy�by
mogli si� znale�� ludzie - zawo�a�a - do tego stopnia podli, by pozostawi� bez ratunku
ton�cych, �wiadomi tego, i� s� winni nieszcz�ciu? Czy�by m�g� si� znale�� kapitan
do tego stopnia nieludzki?
- Niestety, podobnego rodzaju nikczemnicy trafiaj� si� do�� cz�sto pomi�dzy �eglarzami
wszystkich narodowo�ci, za� najcz�ciej - pomi�dzy Anglikami. Ch�� unikni�cia odpowiedzialno�ci,
a zw�aszcza obawa, i� w razie stwierdzenia winy trzeba p�aci� odszkodowanie za uczynione
straty, sprawia, i� winowajcy, nie troszcz�c si� o za�og� skazan� przez nich na zag�ad�,
szybk� ucieczk� staraj� si� zatrze� sw�j �lad. I w tym wypadku tak w�a�nie si� niew�tpliwie
sta�o, za� moje mniemanie opieram na fakcie, �e nie widz� przy burcie ton�cego statku
ani jednej �odzi ratunkowej. Gdyby za�oga by�a przyj�ta na pok�ad tamtego statku,
szalupy by pozosta�y.
11 - Mo�e jednak zosta�y one porwane falami - nie�mia�o odwa�y� si� wtr�ci� swe zdanie
m�ody
Dick. - By�yby wtedy resztki sznur�w, a tych nie widz� tutaj - odpowiedzia� kapitan.
- Wynika st�d, i� by�y opuszczane na wod� przez sam� za�og�.
- A wi�c nale�y jedynie prosi� Boga, , a�eby nieszcz�liwym pozwoli� ca�o dotrze�
do brzeg�w - �a�osnym g�osem powiedzia�a pani Weldon.
. - Niestety! . . . Sta� by si� to mog�o cudem jedynie. Najbli�szy l�d jest tak daleko,
i� nadzieja ocalenia r�wna si� zeru.
- Mamo, mamo! - wmiesza� si� nieoczekiwanie do rozmowy ma�y Janek. - Mnie si� zdaje,
i� z tamtego statku dochodzi do nas jaki� g�os. Mo�e wi�c tam kto� zosta�?
Te s�owa ch�opca zastanowi�y wszystkich. Zacz�li si� uwa�nie przys�uchiwa�. - Mam
wra�enie - powiedzia� Dick - jakbym s�ysza� szczekanie psa.
. - Tak jest - zawo�a� rado�nie Janek - to piesek szczeka! My go uratujemy, prawda,
mamusiu? . . .
- Popro� o to kapitana, dziecino moja! On jest tutaj panem - odpowiedzia�a ciep�ym
g�osem pani Weldon. - Jestem jednak przekonana, , �e wys�ucha on twej pro�by.
- Uczyni� to bez najmniejszego sprzeciwu, prosz� pani. Grzechem by by�o pozostawia�
na pastw� g�odowej, powolnej �mierci nieszcz�liwe stworzenie.
Po wypowiedzeniu tych s��w zacny kapitan zwr�ci� si� z rozkazem do sternika: - Hallo!
! . . . zatrzyma� statek i spu�ci� na wod� szalup�. Dicku - m�wi� dalej kapitan,
zwracaj�c si� do praktykanta - pop�yniesz ze mn�, aby obejrze� szcz�tki i przyprowadzi�
na statek tego nieszcz�liwego psiaka.
- S�ucham! ! - odpowiedzia� m�ody ch�opiec, , przywyk�y do �lepego pos�usze�stwa.
Nie up�yn�o pi�� minut, gdy ma�a ��dka kapita�ska p�yn�a ku resztkom rozbitego
statku, popychana dwoma parami wiose�, znajduj�cych si� w �ylastych r�kach dw�ch
marynarzy. M�ody Dick zaj�� miejsce przy sterze i skierowa� ��dk� ku rufie, gdzie
jak si� wydawa�o, naj�atwiej by�o mo�na wydosta� si� na pok�ad.
W miar� zbli�ania si� statku, szczekanie s�ycha� by�o coraz wyra�niej, a� na koniec
wielki pies ukaza� si� na pok�adzie, utrzymuj�c si� z trudem na pochy�o�ci.
- Dicku! . . . stop! - zakomenderowa� kapitan. Pies, na widok zbli�aj�cych si�, zacz��
ujada� gwa�townie, a nast�pnie wy� �a�o�nie i podbiega� do drzwi prowadz�cych do
wn�trza statku.
- Czy�by si� tam kto� znajdowa�? ? - krzykn�� kapitan. - Uwa�aj, piesku, uwa�aj,
bo spadniesz - wo�a� tymczasem z oddali ma�y Janek, przesy�aj�c psu poca�unki.
Pies na ten g�os ucich� nagle, wyci�gn�� mord� i zacz�� w�szy�. W tej samej chwili
ze swego kuchennego pa�stwa wyszed� na pok�ad Negoro i w milczeniu, jak zazwyczaj,
zbli�y� si� ku przodowi statku.
Zaledwie Negoro zacz�� si� zbli�a� ku rozbitemu statkowi, id�c po pok�adzie " Pilgrima
" , zachowanie psa zmieni�o si� zasadniczo. Ze w�ciek�ym ujadaniem zacz�� si� rwa�
ku " Pilgrimowi " i by�a taka chwila, , i� chcia� si� ju� rzuci� do wody.
Brwi Portugalczyka na widok psa zmarszczy�y si�, a twarz, zawsze blada, nabra�a ziemistych
odcieni. Negoro niczym nie ujawni� swego wzburzenia i, r�wnie spokojnie jak przyszed�,
wr�ci� do swej kuchni, jakby nie znajduj�c nic ciekawego w widoku ton�cego statku.
- Co si� temu psu nagle sta�o, , w�ciek� si�, czy co? - zapyta� kapitan Hull ze zdziwieniem.
Lecz wraz z odej�ciem Negora i pies uspokoi� si� momentalnie. - Biedak, najwidoczniej
ginie z g�odu - zrobi� uwag� kapitan - i to go chwilami doprowadza do sza�u.
12 ��d� tymczasem przybi�a ju� do burty ton�cego statku, wynurzaj�cego si� z wody
i wtedy
Dick przeczyta� nazw� okr�tu: " Waldeck " . Nic ponadto. Z budowy pud�a i z r�nych
szczeg��w, kt�re uj�� nie mog�y fachowemu oku, kapitan Hull wywnioskowa�, i� " Waldeck
" by� zbudowany w Ameryce, czego dowodzi�a zreszt� sama nazwa. Statek mia� oko�o
500 ton no�no�ci.
Poza psem na statku nie by�o najmniejszego �ladu �ywej istoty. Stan pok�adu okr�towego,
z kt�rego fale zmiot�y ju� wszystko, ujawnia�, i� katastrofa wydarzy�a si� do�� dawno.
- Je�eli na statku tym pozostali nawet ludzie, to od dawna musieli ju� poumiera�
z g�odu i pragnienia - odezwa� si� smutnym g�osem sternik - i jestem zdumiony, �e
ten pies �yje jeszcze, wypadek bowiem zdarzy� si� co najmniej dwa tygodnie temu.
- Masz ca�kowit� racj�, Howicku - przyzna� kapitan - jednak obowi�zkiem naszym, gdy
ju� tu jeste�my, jest zbada� wn�trze statku, zw�aszcza i� zachowywanie si� tego psa
daje do my�lenia. By� mo�e, i� znajdziemy jeszcze pod pok�adem nieszcz�liwych, czekaj�cych
na ratunek.
- Znajdziemy co najwy�ej par� trup�w - pochmurnie odpowiedzia� stary sternik. . -
Mylisz si�, Howicku - pe�nym wiary g�osem odezwa� si� Dick. - Inne by�oby zachowanie
tego psa, gdyby w kajutach nie by�o nikogo �yj�cego.
Pies, jakby zrozumia� te s�owa, z g�o�nym skowytem podskoczy� ku drzwiom prowadz�cym
do kajut, a nast�pnie jednym skokiem rzuci� si� do wody i zacz�� p�yn�� ku ��dce,
na kt�r� wydosta�y go bez wi�kszego trudu silne r�ce majtk�w i Dicka. Gdy pies znalaz�
si� ju� w �odzi, natychmiast podbieg� do beczu�ki ze s�odk� wod� i zacz�� pi�.
- Ot� to - zawo�a� sternik - czy� nie m�wi�em? . . . biedak zdycha� z pragnienia.
No, teraz mo�emy ju� �mia�o wraca� do " Pilgrima " .
M�wi�c to, uderzy� wios�ami, kt�re oddali�y natychmiast ��dk� od rozbitego pud�a.
Lecz pies spostrzeg� to natychmiast, bez najmniejszego oci�gania si� przesta� gasi�
pragnienie i zacz�� wy� �a�o�nie, zwracaj�c mord� ku okr�towym szcz�tkom. Jego posta�
i wycie by�y tak wymowne, �e zrozumie� je musia� ka�dy. Nie mog�o ju� by� najmniejszej
w�tpliwo�ci, i� na statku kto� si� znajdowa�, najprawdopodobniej w�a�ciciel psa.
Lecz z jakich przyczyn nie dawa� on znaku �ycia? Je�eli �yje, to s�ysze� musia� przecie�
g�osy nawo�uj�cych majtk�w. . . Dlaczego wi�c nie odpowiada? . . .
Nie mo�na by�o waha� si� d�u�ej. ��dka ponownie przybli�y�a si� do pud�a, a gdy to
si� sta�o, pies momentalnie wydosta� si� na pok�ad i stan�� przy drzwiach kajuty,
przymilaj�cym skomleniem przywo�uj�c przyby�ych.
Dick i kapitan pod��yli za nim i wydostali si� na pok�ad, po kt�rym, czo�gaj�c si�
z wielkim trudem, dotarli do przej�cia mi�dzy masztami i weszli pod pok�ad. Gdy si�
tam znale�li, ujrzeli pi�� cia�, kt�re le�a�y bez ruchu na pod�odze, zdawa�o si�,
�e martwe. Byli to Murzyni.
- Sp�nili�my si�! - smutnie powiedzia� kapitan, zdejmuj�c czapk� z g�owy. - Niech
ich B�g przyjmie do Chwa�y Swojej.
Lecz pies najwidoczniej nie podziela� tego zdania, gdy� z g�o�nymi skowytami rzuca�
si� na nieruchome cia�a, li��c r�ce i twarze.
- Mo�liwe, i� w biedakach tych tli si� jeszcze �ycie, �e znajduj� si� oni w silnym
omdleniu, wywo�anym wycie�czeniem organizmu - odezwa� si� Dick. - W ka�dym razie
nie mo�emy ich tak pozostawi�, bez pr�by przyprowadzenia ich do przytomno�ci.
Aby to zrobi�, wszyscy zostali przewiezieni szalupami na pok�ad " Pilgrima " , gdzie
po licznych zabiegach zacz�li powraca� do �ycia.
Wtedy kapitan zawo�a� Negora, a�eby ten da� bulionu i rumu dla uratowanych. Kapitan
nie zd��y� wym�wi� s�owa " Negoro " , gdy pies, kt�ry do tej chwili tuli� si� do
13 uratowanych, skoml�c cicho, stan�� wyprostowany i zacz�� pokazywa� gro�ne k�y.
- Negoro! - zawo�a� kapitan ponownie. - Og�uch�e�, czy co? Portugalczyk ukaza� si�
na koniec na pok�adzie, lecz wtedy pies jednym skokiem rzuci� si� na niego, chc�c
go pochwyci� za gard�o.
Na szcz�cie inni majtkowie powstrzymali rozjuszone zwierz�. - Co to ma znaczy�?
- zapyta� zdziwionym g�osem kapitan Hull - Dlaczego pies ten, taki �agodny dla wszystkich,
tobie jednemu pokazuje z�by, Negoro? Czy go zna�e�? A mo�e wyrz�dzi�e� mu jak�� krzywd�?
- Ja? Pierwszy raz w �yciu widz� t� besti� - spokojnie odpowiedzia� Negoro - psisko
oszala�o z g�odu i ma co� przeciw mnie.
- Dziwna sprawa - szepn�� do siebie Dick - i my�l�, �e pies ten m�g�by nam opowiedzie�
wiele o przesz�o�ci tego cz�owieka, kt�rego nie znamy zupe�nie.
14
ROZDZIA� IV Ocaleni pasa�erowie " Waldecka "
Cho� stanowi�o to ha�b� cywilizacji, do samego niemal ko�ca XIX wieku handel niewolnikami
na wielk� skal� kwit� nieprzerwanie w pewnych okolicach Afryki. Bez wzgl�du na mi�dzynarodowe
konwencje, jak r�wnie� staranny nadz�r licznych kr���cych po morzach okr�t�w wojennych
wszystkich pa�stw Europy, statki pe�ne niewolnik�w odbija�y od brzeg�w Angoli 8 i
Mozambiku 9 , aby dowozi� " heban " czyli czarnych niewolnik�w do r�nych punkt�w
odbiorczych, pomi�dzy kt�rymi, co ze wstydem przyzna� trzeba, by�y i zak�tki �wiata
cywilizowanego.
Wszystko to wiedzia� kapitan Hull, tote� pierwsz� jego my�l� by�o, i� " Waldeck "
nale�a� do tego samego typu statk�w i �e uratowani Murzyni byli niewolnikami wiezionymi
na sprzeda�. Tak czy inaczej, ocaleni niewolnicy stali si� wolnymi z chwil�, gdy
wst�pili nog� na pok�ad okr�tu p�yn�cego pod ameryka�sk� flag�. Tote� pani Weldon
ju� cieszy�a si� my�l�, �e biedakom przeka�e t� radosn� nowin�, gdy tylko wr�c� oni
do przytomno�ci. Otoczono nieszcz�liwych starann� opiek� i ju� po up�ywie trzech
dni wszyscy Negrzy 10 znajdowali si� w dobrym stanie. Mo�na by�o wtedy rozpocz��
rozmow�. Wszyscy m�wili po angielsku, wyra�aj�c si� bardzo poprawnie.
- Wasz statek rozbi� si� wskutek zderzenia z drugim? - zapyta� przede wszystkim kapitan
Hull.
- Tak jest - odpowiedzia� najstarszy z gromadki ocalonych, wysoki, pot�ny m�czyzna
lat oko�o 60- ciu, z sympatyczn� twarz�, z kt�rej przebija� rozum i silna wola -
sta�o si� to noc�, gdy�my spali w swej kajucie, musia�o to nast�pi� nagle, bo gdy�my
si� przebudzili i wyszli na pok�ad, ujrzeli�my jedynie obie �odzie " Waldecka " gin�ce
ju� we mgle. Zostali�my na statku sami - zapomniani. . Winny katastrofy statek najwidoczniej
uciek�.
- Sk�d i dok�d p�yn�� " Waldeck " ? - Z Melbourne w Australii, , do port�w Po�udniowej
Ameryki. - A wi�c nie jeste�cie niewolnikami? - zapyta� szybko orientuj�cy si� Dick,
wyci�gaj�c do starca r�k�.
- Dzi�ki Niebiosom jeste�my wolnymi obywatelami Stan�w Zjednoczonych P�nocnej Ameryki
- z poczuciem godno�ci odpowiedzia� stary Tom za siebie i za swych przyjaci�. -
Pami�tam okropno�ci niewoli, poniewa� wywie�li mnie z Afryki, gdy by�em bardzo ma�ym
ch�opcem, dzieckiem prawie i sprzedali do plantacji znajduj�cych si� na po�udniu
Stan�w Zjednoczonych. Szcz�liwy traf sprawi�, i� stamt�d dosta�em si� do Pensylwanii,
gdzie nie tylko uzyska�em wolno��, ale uzyska�em prawa obywatelskie Stan�w Zjednoczonych.
Co si� za� tyczy moich towarzyszy, to jeden jest moim synem i nazywa si� Baty. Tak
on, jak i reszta moich
8 Angola - pa�stwo w po�udniowo- - zachodniej Afryce, w XIX w. kolonia portugalska
9 Mozambik - pa�stwo na po�udniowym wschodzie Afryki, w XIX w. kolonia portugalska.
10 Negrzy ( z �ac. ) - Murzyni. .
15 przyjaci� urodzi�a si� ju� z wolnych rodzic�w, wi�c wszyscy s� ju� wolnymi obywatelami
Ameryki. W poszukiwaniu pracy pojechali�my przed pi�cioma laty do Australii, gdzie
pracowali�my na plantacjach. Poszcz�ci�o si� nam, gdy� zarabiali�my dosy� du�o i
obecnie w�a�nie, na pok�adzie " Waldecka " , wracali�my do swych rodzin, gdy z�y
los nie tylko pozbawi� nas pi�cioletnich zarobk�w, ale i sami omal nie stracili�my
�ycia. Oto ca�a nasza historia - zako�czy� stary Tom swe przem�wienie.
Wszystko to opowiedziane by�o z tak� szczero�ci�, �e nikt nie w�tpi� w prawd� s��w
starego Murzyna.
Nast�pnie Tom i jego towarzysze: Baty, Herkules, Austyn i Akteon gor�co dzi�kowa�
zacz�li za uratowanie im �ycia.
Za ocalenie nie mniej wdzi�czny od ludzi by� i pies. By� to okaz pierwszorz�dny,
nale��cy do rasy brytan�w. Wabi� si� Dingo. Wed�ug opowie�ci Murzyn�w, nale�a� on
do kapitana, kt�ry go znalaz� w warunkach do�� niezwyk�ych, na p� martwego, w Afryce,
nad brzegami rzeki Kongo. Dingo okazywa� swemu wybawcy du�e przywi�zanie, lecz by�
stale bardzo smutny i osowia�y. Jego olbrzymia si�a i odwaga by�y og�lnie znane.
Znaleziono go w obro�y, na kt�rej znajdowa� si� napis: " Dingo " oraz litery: " S.
V. "
16
ROZDZIA� V Tajemnicze litery
Wypadek z wrakiem okaza� si� bardzo korzystny dla jednego z pasa�er�w " Pilgrima
" . Szcz�liwcem tym by� ma�y Janek, poniewa� pozyska� dw�ch przyjaci�: Dinga i
Herkulesa. Ten ostatni by� jednym z Murzyn�w, zbudowanym jak atleta, o sile niewiarygodnej
wprost, �agodny przy tym jak dziecko. Ch�opczyk bawi� si� z nim po ca�ych dniach,
co rozwesela�o jego matk� zmartwion� nieco tym, i� wiatr d�� bez zmiany w niew�a�ciwym
kierunku, co mog�o bardzo op�ni� podr�.
Ma�y Janek lubi� patrze� na swego nowo pozyskanego przyjaciela, olbrzyma, maj�cego
oko�o siedmiu st�p wysoko�ci. Nie tylko si� go nie obawia�, lecz z najwy�sz� rado�ci�
si� z nim bawi�. Podoba�o mu si� zw�aszcza, gdy Herkules stawia� go sobie na swych
pot�nych d�oniach i tak podnosi� w g�r�, jak ma�� laleczk�.
- Jestem najwy�szym cz�owiekiem na ca�ym pok�adzie - wo�a� ch�opczyk z radosnym �miechem.
- A czy ja jestem bardzo ci�ki? ? - pyta�. - Bardzo! ! - odpowiada� Herkules. .
- Jak motyl bujaj�cy na trawce!
! Innego rodzaju, lecz r�wnie� bardzo mi�ym przyjacielem by� Dingo. Pies ten na pok�adzie
" Waldecka " - wed�ug relacji Murzyn�w - unika� ludzi, na " Pilgrimie " zachowywa�
si� zupe�nie inaczej. Przepada� zw�aszcza za Jankiem, kt�ry zn�w lubi� bardzo je
dzi� na brytanie, i by� wierzchowcem o wiele lepszym, ni� najpi�kniejsze konie na
biegunach.
Nie zawsze, niestety, ma�y Janek m�g� sp�dza� sw�j czas na tak mi�ych zabawach, a
to z tej przyczyny, i� pani Weldon, korzystaj�c z tego, �e na pok�adzie " Pilgrima
" wszyscy mieli du�o wolnego czasu, zacz�a uczy� ch�opca trudnej sztuki czytania.
By mu jednak u�atwi� zdobycie tej wiedzy, zacz�a nauk� od zabawy. Janek mianowicie
rozpoznawa� zacz�� litery na ruchomych deseczkach, a gdy to si� uda�o, z wolna z
liter pojedynczych uk�ada� najpierw oddzielne wyrazy, jak: mama, tata, Dick, Dingo.
. . a nast�pnie i ca�e zdania. By�a to doskona�a zabawa, kt�r� ch�opiec polubi� tak
bardzo, i� si� ni� zajmowa� nawet wtedy, gdy matki przy nim nie by�o.
Pewnego dnia literami zacz�� si� zajmowa� r�wnie� i Dingo. Naprz�d obw�cha� ka�d�
deseczk� starannie, a nast�pnie zacz�� si� pilnie przygl�da� li terom. A� wreszcie
jedna z deseczek zwr�ci�a jego specjaln� uwag�, sta� nad ni� d�ugo, macha� d�ugo
swym puszystym ogonem, a� wreszcie g�o�no szczekn�� i porwa� z�bami deseczk�, kt�r�
z�o�y� potem ostro�nie z daleka od innych.
By�a to deseczka z liter� " S " . - Dingo! . . . co ty robisz? - zawo�a� przestraszony
ch�opczyk, pe�en obawy o ca�o�� swych zabawek.
Lecz wielki brytan nie mia� zamiaru niszczenia liter, nie tylko nie odst�powa� ich,
lecz przeciwnie - stan�� nad pozosta�ymi, wpatrywa� si� w nie d�ugo, a� wreszcie
pochwyci� pyskiem deseczk� drug�, kt�r� po�o�y� obok pierwszej.
17 Gdy to zrobi�, z triumfem podni�s� �eb do g�ry i g�o�no zaszczeka�.
Ma�y Janek, jak r�wnie� i stary Tom, kt�ry w tej chwili opiekowa� si� ch�opczykiem,
byli jednakowo zdumieni zachowaniem Dinga. Janek by� przekonany, i� jego czworono�ny
przyjaciel r�wnie� nauczy� si� czyta�, a przynajmniej rozpoznaje litery nie gorzej
od niego.
- Mamo! Dicku! . . . chod�cie tutaj jak najpr�dzej - wo�a� uradowanym g�osem. - Chod
cie! przekonajcie si�, �e nasz Dingo umie czyta�.
Dick Sand pierwszy zbli�y� si� do psa, kt�ry nieruchomo sta� wci�� nad literami przez
siebie wybranymi i przeczyta�: " S. V. "
- Zechciej wymiesza� litery, a zobaczysz, �e Dingo wybierze je powt�rnie - wo�a�
Janek pe�nym g��bokiej wiary g�osem.
Wo�ania te zainteresowa�y r�wnie� kapitana Hulla oraz pani� Wel don, kt�ra dopiero
teraz mia�a mo�no�� oderwania si� od pracy, jak� by�a zaj�ta w swej kajucie.
Dick, mimo pewnego oporu Dinga, zmiesza� wszystkie litery, a nast�pnie roz�o�y� je
wszystkie ponownie przed psem. Wtedy ten delikatnie zacz�� obw�chiwa� deseczki, przygl�da�
si� im, a� wreszcie wybra� powt�rnie te same, na kt�rych by�y litery " S. V. "
- Rzecz zaprawd� zdumiewaj�ca - odezwa�a si� pani Weldon - czy�by ten pies istotnie
rozpoznawa� litery?
- Zw�aszcza, �e s� to te same litery, kt�re Dingo ma wyryte na swej obro�y - powiedzia�
w g��bokim zamy�leniu kapitan Hull. - Tomie! . . . kapitan " Waldecka " mia� podobno
znale�� tego psa nad brzegami Konga, prawda?
- Tak jest, panie kapitanie - odpowiedzia� stary Tom - kapitan " Waldecka " niejednokrotnie
opowiada� t� histori�.
- Ha! w takim razie pies ten mia�by wiele do opowiedzenia o sobie - zrobi� uwag�
kapitan - i wielka szkoda, �e to rozumne zwierz� nie ma mo�liwo�ci zrobienia tego,
bo w takim razie powiedzia�by on nam mo�e. . . - tutaj kapitan Hull zamilk� i wpad�
w g��bokie zamy�lenie.
. - Litery te, przez psa wybrane, co� ci przypominaj�, kapitanie? - z zaciekawieniem
zapyta�a pani Weldon.
- By� mo�e, pani. Co� mi si� tam ko�acze w g�owie, jaka� my�l zamglona, jakie� wspomnienie.
. . By�by to dziwny zbieg okoliczno�ci w ka�dym razie. Mo�liwe, i� te litery daj�
wskaz�wki co do losu pewnego m�odego podr�nika po Afryce, kt�ry do dzi� jest niewiadomy.
- O kim takim m�wisz, kapitanie? - zapyta�a pani Weldon. - Nie przypominam sobie
bowiem imienia i nazwiska, kt�re rozpoczyna�y by si� od liter " S. V. " .
- O, pani mog�a nie s�ysze� nawet o francuskim uczonym. Samuelu Vernonie, kt�ry uda�
si� do �rodkowej Afryki przed dwoma laty z polecenia Paryskiego Towarzystwa Geograficznego.
Mia� on zamiar przej�� przez Czarny Kontynent z zachodu na wsch�d. Ot� t� sw� wypraw�
rozpocz��, o ile sobie przypominam, od uj�cia Konga, za� kresem jego podr�y mia�y
by�: Przyl�dek Delgado i uj�cie rzeki Ruwumy, brzegami kt�rej i�� w�a�nie mia�a wyprawa
wspomnianego podr�nika.
- I uczony ten nazywa� si� Samuel Vernon? - Tego ostatniego faktu jestem ca�kowicie
pewien. Ot� mo�liwe, i� pierwsze litery imienia i nazwiska tego podr�nika w�a�nie
wyryte zosta�y na obro�y Dinga.
- I losy tego podr�nika nie s� znane, bez wzgl�du na to, i� rozpocz�� on sw� podr�
przed dwoma z g�r� laty? - ze wzruszeniem dopytywa�a si� pani Weldon.
- Niestety, wszelkie wie�ci o nim zagin�y i nie s� znane dotychczas nikomu. Najprawdopodobniej
zosta� on zabity gdzie� po drodze przez dzikich.
- Wi�c pan przypuszcza, �e Dingo nale�a� do tego nieszcz�liwego podr�nika? . .
. Lecz czy wiadomo by�o, �e �w Samuel Vernon wzi�� ze sob� psa, udaj�c si� w t� dalek�
drog�?
18 - Jest to tylko moje przypuszczenie, kt�re przyj��em wtedy dopiero, gdy ujrza�em,
�e Dingo z
ca�ego alfabetu wybiera� te w�a�nie litery. W podobnych podr�ach bywaj� zazwyczaj
bardzo d�ugie postoje. Ot� Samuel Vernon dla zabicia czasu m�g� poj�tne z wi e r
z� wyuc zy� rozpoznawania pierwszych liter swego imienia i nazwiska. Po katastrofie,
zw�aszcza je�eli mia�a ona miejsce zaraz na pocz�tku podr�y, pies �atwo m�g� wr�ci�
do punktu, z kt�rego wyprawa ruszy�a, to jest do uj�cia rzeki Kongo.
- Powiedz mi jeszcze jedno, kapitanie - czy ten Samuel Vernon samotnie uda� si� w
sw� podr�, w towarzystwie tylko psa, co zreszt� jest przypuszczeniem zaledwie? -
zapyta�a raz jeszcze m�oda kobieta.
- �adne bli�sze szczeg�y wyprawy Samuela Vernona nie s� mi znane, pani. Lecz jest
niemo�liwe, by m�g� si� on wybra� samotnie w tak� podr�. Zazwyczaj podobne wyprawy
odbywaj� si� przy udziale, bardzo licznym czasami, krajowc�w, kt�rzy pe�ni� obowi�zki
tragarzy i przewodnik�w. Bez takiej pomocy podr�owanie po Afryce jest niemo�liwe.
Tak wi�c by�o niew�tpliwie i w tym wypadku. Czy jednak Vernonowi towarzyszy� jaki�
Europejczyk - nie wiem. By� mo�e, i� Dingo m�g�by nam co� o tym powiedzie�? . . .
Mo�e by o to zapyta�? . . . - ze �miechem zako�czy� s�owa swe kapitan.
W tej samej chwili Dingo podni�s� sw�j �eb w g�r� i zawy� �a�o�nie, lecz prawie natychmiast
jego rozumne oczy nabieg�y krwi� i zamigota� w nich wyraz straszliwej w�ciek�o�ci.
Zdumiony kapitan rozejrza� si� doko�a i jego wzrok spotka� si� ze spojrzeniem Portugalczyka,
kt�ry w tym samym momencie wychyli� si� ze swej kuchni.
- Z jakiego powodu pies ten tak bardzo ci� nienawidzi, , Negoro? - zapyta� kapitan.
. - Czy� ja mog� to wiedzie�? ? - odpowiedzia� kucharz - Najwidoczniej moja osoba
nie znalaz�a w jego oczach uznania.
- Jest wprost niemo�liwe, by� nie zna� tego psa dawniej - stanowczym tonem powiedzia�
kapitan. - Przyznaj si�, , gdzie si� z nim spotka�e�? . . . Mo�e to by�o w Afryce?
- Mo�liwe, i� pies ten widzia� mnie kiedy� i by� mo�e r�wnie�, �e go wtedy gdzie�
tam kopn��em - ur�gliwym g�osem odpowiedzia� Negoro. - Z psami bowiem w bli�sze,
przyjazne stosunki nie wchodzi�em nigdy, trudno wi�c wymaga�, bym fakt ten zapami�ta�.
Po wym�wieniu tych s��w Portugalczyk cofn�� si� do swej kajuty, rzuciwszy przedtem
psu pe�ne nienawi�ci spojrzenie.
- Dziwne jest to wszystko, bardzo dziwne - powiedzia�a pani Weldon - bo tylko sp�jrz,
kapitanie, gdy Negoro sta� si� niewidoczny, Dingo jest zn�w spokojny, gdy przed chwil�
by�o to straszne i niebezpieczne zwierz�.
- Musi by� w tym jaka� tajemnica, niew�tpliwie - odpowiedzia� kapitan - przecie�
Dingo, mimo swej si�y, jest psem naj�agodniejszym w �wiecie, a tylko widok Negora
doprowadza go do w�ciek�o�ci.
Lecz Dinga wprawia� w szale�stwo nie tylko widok Portugalczyka. Wystarcza�o samo
wym�wienie imienia Negoro. I w tym wypadku, gdy us�ysza� s�owo t o z u st k api t
ana, momentalnie wyrwa� si� z r�k obejmuj�cego go za szyj� Janka i jak w�ciek�y rzuci�
si� ku drzwiom kuchni, kt�re na szcz�cie by�y dobrze zamkni�te.
19
ROZDZIA� VI Ukazanie si� wieloryba
Dnia 19 lutego, po uporczywej ciszy, wia� zacz�� lekki wiatr p�nocno- zachodni,
kt�ry pozwala� " Pilgrimowi " na szybko�� sze�ciu w�z��w na godzin� w niezupe�nie
dobrym kierunku, na nieszcz�cie. Statek ju� trzy tygodnie prawie znajdowa� si� w
drodze, lecz mimo to zbli�y� si� niewiele do celu swej podr�y.
Dnia tego pani Weldon, jak zazwyczaj, przechadza�a si� rankiem po pok�adzie, gdy
wtem jej uwag� zwr�ci� dziwny odblask w�d oceanu, kt�re by�y tak jasne, �e a� wzrok
razi�y; zabarwienie wody by�o przy tym najwyra�niej czerwone.
- Dlaczego morze ma dzi� kolor czerwony? ? - zapyta�a przechodz�cego Dicka m�oda
kobieta. - Powodem tego - odpowiedzia� zapytany - s� miliardy male�kich skorupiak�w
w rodzaju drobnych krewetek, kt�rymi zazwyczaj karmi� si� wielkie, morskie ssaki.
- O mamo, mamo! - zawo�a� wtedy Janek. - Wi�c to s� raki? W takim razie prosz� ci�
bardzo, by� kaza�a Negorowi na�owi� ich troch�, bo ja tak bardzo lubi� zup� rakow�!
Dick roze�mia� si� g�o�no. - Podzielasz gust wieloryb�w, Janku kochany - odpowiedzia�
ch�opcu - na nieszcz�cie raczki, kt�re widzimy, s� tak drobne, �e ich �owi� nie
spos�b. Za� widzimy je, bo s� w du�ej ilo�ci; s� ich miliardy miliard�w.
�awica, na kt�r� my�my si� dostali, ci�gnie si� na par� mil dooko�a. Jest to prawdziwe
" pastwisko wieloryb�w " , wed�ug wyra�enia rybak�w.
- Ach! gdyby�my spotkali takie pastwisko przed miesi�cem, gdy�my na wieloryby polowali
- odezwa� si� Howick - zaraz by�my si� wzi�li do porz�dkowania harpun�w. Bo poszed�bym
o zak�ad, �e nied�ugo natkniemy si� na wieloryba.
Jakby na rozkaz, w tej samej chwili rozleg� si� g�os majtka, stoj�cego na pok�adzie
okr�tu: - Wieloryb z prawej burty, , pod wiatr! Kapitan, prawdziwy zapalony my�liwy,
a� podskoczy� z rado�ci. - Co, , wieloryb? - c� to za mi�a niespodzianka, co za
traf szcz�liwy! Istotnie, niespokojne ruchy fal wskazywa�y, i� o cztery mile od
statku, musi si� znajdowa� jakie� wielkie zwierz�.
Kapitan Hull i ca�a za�oga z zaj�ciem przygl�dali si� olbrzymiemu ssakowi, kt�ry
mie� musia�, s�dz�c na oko, oko�o 70 st�p d�ugo�ci; nale�a� wi�c do bardzo wielkich.
- P� tuzina takich okaz�w, a zape�ni�oby si� wszystkie nasze pr�ne beczki - odezwa�
si� Howick.
- Z pewno�ci� tak by by�o - odpowiedzia� kapitan. . - Je�eli by�my zdecydowali si�
na z�owienie go, cho� w cz�ci powetowaliby�my sobie nasze poprzednie niepowodzenia
- raz jeszcze odezwa� si� Howick, zwracaj�c si� do kapitana, przy czym w jego g�osie
wyczu� by�o mo�na wyra�n� pro�b�.
- To prawda - rzek� Dick - po��w jednak nie zawsze si� udaje, niesie on zawsze pewne
niebezpiecze�stwo. . . A nas jest teraz tak niewielu na pok�adzie!
- Rozs�dek przemawia przez usta twoje, Dicku - wmiesza� si� do rozmowy kapitan. -
20 Wieloryby maj� do tego stopnia silne ogony, �e najmocniej zbudowana ��d� nie wytrzymuje
ich
uderzenia. - Z drugiej jednak strony z�owienie takiego kolosa da�oby nam ogromne
korzy�ci - doko�czy� kapitan, a ca�a za�oga te jego ostatnie s�owa przyj�a z wyrazami
g�o�nego uznania.
- Mo�na by wytopi� ze sto beczek tranu! - wo�ano. Kapitan milcza�, lecz wida� by�o,
i� ma ogromn� ochot� ulec pro�bom marynarzy.
Wtem odezwa� si� cieniutki g�osik: - Mamo, popro� kapitana, a�eby mi z�owi� tego
wieloryba, bo mam wielk� ochot� przypatrze� mu si� z bliska.
To ma�y Janek rzuca� na szal� wag� swego g�osu. - Tak, male�ki? - weso�o zawo�a�
Hull - A wi�c dobrze, postaram si� spe�ni� to twoje �yczenie.
- Prawda, zuchy? - m�wi� dalej, zwracaj�c si� do majtk�w - Niewielu jest nas wprawdzie,
lecz mo�e by si� da�o temu jako� zaradzi�?
- Ale�, kapitanie - ch�rem zawo�ali majtkowie - nas sze�ciu w �odzi wystarczy, za�
statkiem zaopiekuje si� przecie� pan Dick!
- Widz�, �e b�d� musia� ulec waszym pro�bom. . . - powiedzia� po chwili zmagania
si� ze sob� kapitan.
- Tak, , tak! - odpowiedzieli majtkowie. . - Wyruszamy na �owy! ! - Kapitanie, b�dzie
was zbyt ma�o, a to wieloryb wyj�tkowo pot�ny - odwa�y� si� wyst�pi� z protestem
Dick.
Ale podniecony i ogarni�ty nami�tno�ci� �ow�w kapitan nie zwr�ci� wi�kszej uwagi
na s�owa ch�opca.
- To� to drobnostka, Dicku - odpowiedzia� - czy� to dla mnie pierwszyzna? Sam rzuca�
b�d� harpunem i zobaczysz, jak szybko za�atwi� si� z tym olbrzymem.
- Hurra! . . . niech �yje nasz kapitan - wo�a�a ca�a za�oga ogarni�ta ju� sza�em
mordowania i nadziej� poka�nych zysk�w.
21
ROZDZIA� VII Przygotowania do po�owu
Pragnienie polowania by�o do tego stopnia w ca�ej za�odze mocne, �e nawet pani Weldon
nie �mia�a protestowa�. Niepokoi�a j� jednak zbyt ma�a liczba marynarzy.
Lecz kapitan Hull j� uspokoi�. - Nie po raz pierwszy zdarza mi si� wyrusza� na po��w
w jednej tylko ��dce, a wynik by� zawsze pomy�lny. I niech pani mi wierzy, �e nam
nic nie zagra�a. Jest, oczywi�cie pewne ryzyko, lecz niebezpiecze�stwo towarzyszy
ka�demu naszemu krokowi.
Pani Weldon, uspokojona tymi s�owami, nie sprzeciwia�a si� wi�cej, zw�aszcza i� nie
mog�a wiedzie�, �e kapitan nie by� zupe�nie szczery. Wyprawa bowiem na wieloryba
w jednej tylko �odzi by�a zawsze bardzo ryzykowna. Jedno wadliwe uderzenie wios�em
grozi�o nieuchronn� zgub�.
W dodatku, wobec ma�ej liczby majtk�w, kapitan by� zmuszony sam wzi�� udzia� w wyprawie,
pozostawiaj�c dow�dztwo statku pi�tnastolatkowi! . . .
Cofa� si� jednak ju� by�o niemo�liwe. - Dicku! - rzek� do m�odego ch�opca, odprowadzaj�c
go na stron�. - Oddaj� statek pod twoj� opiek�. Pami�taj, i� na twej g�owie b�dzie
teraz bezpiecze�stwo �ony naszego chlebodawcy i jego ma�ego synka. Mam jednak nadziej�,
i� moja nieobecno�� nie potrwa zbyt d�ugo.
- Do�o�� wszelkich si�, , a�eby podo�a� zadaniu - odpowiedzia� powa�nie ch�opiec.
. Dick mia� niek�aman� ochot� wzi�� udzia� w �owach, zdawa� sobie jednak doskonale
spraw�, �e na �odzi po��dane jest przede wszystkim silne rami�, podczas gdy na statku
tylko on jeden z ca�ej za�ogi by� zdolny w pewnej cho� mierze zast�pi� kapitana.
W ko�cu przysz�a chwila odjazdu; czterech marynarzy zaj�o miejsca przy wios�ach,
sternik Howick ulokowa� si� na swym zwyk�ym miejscu przy sterze, za� kapitan Hull
stan�� na przedzie �odzi, z harpunem w r�ku.
Pogoda zdawa�a si� sprzyja� wyprawie, morze by�o spokojne, co sprzyja�o manewrowaniu
szalup�.
Rzuciwszy okiem na ��d�, dla sprawdzenia, czy wszystko jest w niej w porz�dku, kapitan
raz jeszcze przywo�a� do siebie Dicka.
- Ch�opcze - powiedzia� - �agle postawi�em ci tak, �e b�dziesz m�g� manewrowa� statkiem
bez wi�kszych trudno�ci. Bra�em pod uwag� s�aby wiatr, jaki mamy ju� od do�� dawna;
gdyby nagle si� zmieni�, to Tom i jego towarzysze s� ju� dosy� dobrze zaznajomieni
z rzemios�em majtk�w i b�d� zdolni niew�tpliwie pom�c ci w ka�dym wypadku.
- Mo�ecie p�yn�� spokojnie, panie kapitanie - odpowiedzia� na te s�owa Tom - my wszyscy
z rado�ci� i bardzo starannie spe�nimy ka�dy rozkaz pana Dicka Sanda i r�czymy za
porz�dek na statku.
- Widzisz, Dicku, jakich mie� b�dziesz wiernych i ch�tnych pomocnik�w - m�wi� dalej
kapitan. - Pami�taj tylko o jednym, �e tobie nie wolno opu�ci� teraz, jako jedynemu
odpowiedzialnemu kapitanowi, statku pod �adnym pozorem. Je�eli po��w nasz zmusi ��d
do
22 zbytniego oddalenia si� od statku, to pod��aj za nami. Gdyby�my nie wr�cili przed
noc�,
pozapalaj latarnie na masztach. A gdyby wy�oni�a si� potrzeba bli�szego podp�yni�cia
ku nam, dam ci wtedy znak, przez podniesienie w g�r� tej oto bandery.
- Wszystkie twe rozkazy, kapitanie, b�d� z pewno�ci� wype�nione, b�d� spokojny o
to. Nie spuszcz� zw�aszcza z oka waszej �odzi - odpowiedzia� Dick.
. - Ufam ci ca�kowicie, znam przecie� tw� przedsi�biorczo��, ostro�no�� i rozwag�.
Gdyby by�o inaczej, nigdy bym si� nie zdecydowa� na opuszczenie statku. I wiedz,
�e ci�kie obowi�zki masz do spe�nienia teraz, wiedz i to r�wnie�, �e w obecnej chwili
jeste� absolutnym panem na statku, na kt�rym wszystko podlega twojej woli. Jeste�
niew�tpliwie pierwszym w dziejach kapitanem, maj�cym pi�tna�cie lat.
Dick Sand s�owa te przyj�� w g��bokim milczeniu. Zarumieni� si� tylko mocno, a oczy
b�ysn�y mu energi�.
- Zuch ch�opak! - pomy�la� sobie kapitan Hull. - Szcz�liwy statek, na kt�rym b�dzie
on obejmowa� w przysz�o�ci dow�dztwo.
Mimo to, mimo ca�ej wiary w Dicka, kapitan nie bez niepokoju oddala� si� od swego
brygu. - Szcz�liwych �ow�w! - weso�o wo�a�a pani Weldon. - Cho� prawda - doda�a
po chwili ze �miechem. - M�� m�wi� mi zawsze, , �e takie �yczenia nieszcz�cie przynosz�!
- O ile s� wypowiedziane przez usta stare i brzydkie - z galanteri� odpowiedzia�
kapitan. - �yczenia �askawej pani pobudzi� mog� jedynie do pokazania ca�ej naszej
energii.
Ma�y Janek rozproszy� resztki chmur na czole kapitana. - Wujku kapitanie - wo�a�
ch�opczyk przesy�aj�c r�czkami gesty po�egnania - prosz� ci�, nie m�cz zbytnio biednego
wieloryba, gdy b�dziesz go �owi�. Delikatnie we� go za p�etwy, jak to robi wujek
Benedykt, gdy pochwyci motyla.
S�owa te ca�a za�oga przyj�a g�o�nymi wybuchami �miechu. - Panie kapitanie - wo�a�
jeszcze kuzyn Benedykt - o ile wiem, to na sk�rze tych wielkich ssak�w znale�� mo�na
czasami nader rzadkie okazy owad�w, je�eli bym wi�c m�g� prosi�. . .
- Czy� tak jest istotnie? - pe�nymi ju� ustami �mia� si� kapitan - O! . . . je�eli
tak, to mie� b�dziesz, panie Benedykcie, pe�n� swobod� czynienia swych poszukiwa�,
gdy nasz wieloryb znajdzie si� ju� na pok�adzie.
��d� coraz bardziej si� oddala�a. Wszyscy przesy�ali ostatnie, g�o�ne po�egnania
i wyrazy rado�ci. Nawet Dingo wspar� si� na swych pot�nych �apach i wychyli� daleko
olbrzymi �eb poza barier� okalaj�c� pok�ad, lecz zamiast szczeka� rado�nie - zacz��
pos�pnie wy�.
. Wycie to przerazi�o pani� Weldon. - Dingo! - zawo�a�a. - Brzydki, niepoczciwy Dingo!
To ty w ten spos�b �egnasz swych zbawc�w i przyjaci�? No, szczeknij mi zaraz, tylko
g�o�no, weso�o i rado�nie!
Pies nie pos�ucha� jednak rozkazu, zwiesi� tylko smutnie �eb ku ziemi, potem podszed�
ku pani Weldon i liza� zacz�� jej r�ce.
- Zawy�. . . z�y to znak! . . o, z�y! - mrukn�� do siebie stary Tom. Dingo kr�tko
jednak tuli� si� do kolan pani Weldon, po chwili odskoczy�, sier�� mu si� naje�y�a
i momentalnie si� wypr�y�, jakby do skoku.
Pani Weldon odwr�ci�a si� natychmiast i ujrza�a na przedzie okr�tu ukrytego Negora,
kt�ry opu�ci� kuchni�, �eby przypatrze� si� odjazdowi. Dingo, nie zwa�aj�c na wo�ania
pani Weldon, rzuci� si� ku Portugalczykowi z w�ciek�o�ci�. Lecz Negoro nie straci�
przytomno�ci, pochwyci� szybko dobrze okuty dr�g i stan�� w obronnej postawie, plecami
opieraj�c si� o maszt.
Pani Weldon rzuci�a si� jednak na pomoc Portugalczykowi i by�a na tyle szybka, �e
zdo�a�a jeszcze pochwyci� psa za obro��, czym go w szalonym skoku powstrzyma�