10035
Szczegóły |
Tytuł |
10035 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10035 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10035 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10035 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Zimniak
Schronisko
Nick otworzy� okno i�pok�j nape�ni�o ch�odne g�rskie powietrze. Las wspina� si� korowodem strzelistej zieleni �wierk�w na stromizn�, kt�ra zdawa�a si� wali� ogromem skalnego masywu wprost na w�t�� �cian� budynku.
W szczotce igliwia uwi�z�y k��by mg�y, ziemia i�drzewa parowa�y po niedawnym deszczu. Z�ga��zi opada�y du�e krople. zabielone refleksem mlecznoszarego nieba. Nick wychyli� si�, wspar�szy �okcie na wilgotnym parapecie. Odetchn�� g��boko i�poczu� ostr� wo� lasu: igliwia, mokrego mchu, zbutwia�ego drewna. Jak to wszystko trzyma si� na takiej pochy�o�ci? - pomy�la� machinalnie, obserwuj�c kurczowo wrzepione w�ziemi� drzewa. obna�aj�ce spl�tane �ci�gna korzeni. Pomi�dzy stoj�cymi dumnie jak kolumny prostymi olbrzymami �wierk�w lekko przysiad�y barwne drzewka jarz�biny. Kiedy� Nick por�wnywa� je do p�omieni strzelaj�cych po�r�d szarozielunej masy le�nej. Dzi� nie m�g� zdoby� si� na takie skojarzenia widzia� tylko na wp� martwe li�cie, ledwie trzymaj�ce si� ga��zi. Pewnie dlatego, �e przyjecha� zbyt p�no: ostatnie dni pa�dziernika to w�g�rach ju� pocz�tek zimy. Tylko patrze�, jak kt�rego� ranka szyby zawiane b�d� �niegiem, a�bia�e czapy przygniot� ga��zie do ziemi. Tak, i�tym razem sp�ni� si�. Cz�sto sp�nia� si�, czasem o�lata, czasem o�minuty - efekt bywa� podobny.
Po prawej nodze przebieg�a mr�wka. �askocz�ca, niezno�na. Strzepn�� d�oni�, jakby chcia� pozby� si� natr�ta; zawsze tak robi� i�zawsze potem �mia� si� kr�tko, chrapliwie, bez cienia rado�ci. Mi�nie poczyna�y pali� i�dr�twie�, zdawa�y si� dzieli� na dziesi�tki ma�ych k��bk�w napi�tych do granic ostatecznej wytrzyma�o�ci materii. Wtedy musia� po�o�y� si�. Po�o�y� i�my�le�, my�le� za wszelk� cen�!
�Sucha, pustynna planeta pod blador�ow� kopu�� nieba. Kruche ska�y zalegaj� szkliwem sp�kanych od�amk�w jej nier�wn� powierzchni�, spod ha�d b�yszcz�cych odprysk�w wyrastaj� czarne kominy podsk�rnych z��, w�kt�rych g��bi trwaj� nieodgadnione procesy, przemieszczaj� si� masy materii w�konwulsyjnych drganiach trzewi globu. Planeta matka, sucha, surowa, wynios�a. Tu ona wyda�a �ycie, swoje ukochane dzieci�, wypieszczone, jedyne. Miast osza�amia� �wiat palet� sp�owia�ych barw - wielo�ci� lichych form, rozmaito�ci� kiepskiego intelektu, zrodzi�a po�r�d pustynnych, ja�owych wzg�rz jedn� jedyn� - doskona�o��.
Nick poczu� sztywno�� zaci�ni�tych a� do b�lu szcz�k i�delikatne mrowienie wok� warg. Wra�enia te dobiega�y go zza ochronnej pow�oki, wytworzonej koncentracj� my�li i�zdawa�y si� nie dotyczy� jego, lecz jakiego� innego, obcego cia�a. Przez lata choroby, wobec kt�rej medycyna by�a bezradna, wyrobi� sobie przedziwny odruch obronny: osi�ga� niemal pe�ne oderwanie od rzeczywisto�ci, a�wi�c i�od chwilowego cierpienia, przez niezwykle intensywne skupienie my�li. Czy my�li? Sam tego nie wiedzia�. Na pewno no�nikami owego transu by�y r�wnie� zwielokrotnione uczucia t�sknoty i�wiary, wiary w�co� innego lepszego.
Dr�twota warg powoli nik�a i�r�wnocze�nie ochronny nierealny �wiat odp�ywa�, rozwiewa� si� jak mgie�ka snu. Gmatwanina bia�ych i�br�zowych plam z�trudem ukonstytuowa�a si� w�nieostry jeszcze obraz pokoju z�wyci�tym jasnym prostok�tem okna.
Ach tak - pomy�la� - jestem w�g�rskim schronisku, przyjecha�em tutaj dzisiaj rano. �wiadomo�� miejsca i�czasu powraca�a powoli jak skot�owana fala przyboju, zalewaj�cy ods�oni�ty przed chwil� l�ni�cy wilgoci� piasek.
Unosz�c si� lekko na �okciu ostro�nie poruszy� praw� nog�. By�a jeszcze jak z�drewna, lecz spe�nia�a swoje funkcje. Wsta� i�przeszed� si� po izbie, ka�dym st�pni�ciem wyduszaj�c z�rozesch�ych desek pod�oga przeci�g�e, podobne do skargi skrzypienie.
Zn�w pow�drowa� my�l� pomi�dzy odleg�e �wiaty, a� do wy�nionej planety, zasypanej szkliwem sp�kanych ska�. Wiedzia�, �e wed�ug dost�pnych danych prawdopodobie�stwo jej istnienia jest w�a�ciwie r�wne zeru, lecz wierzy�, �e gdzie� musia�a jednak by�, zawieszona po�r�d obcych s�o�c w�bezkresie przestrzeni, utoczona r�owym ob�okiem atmosfery. Dlaczego w�ko�cu nie?� Je�li nie ma jej w�pobli�u Ziemi, to znajduje si� gdzie� dalej, a�je�eli nie tam, to jeszcze dalej. Przestrze� jest niesko�czona... A�je�li nie jest r�owa to mo�e ��ta czy czarna. Co za r�nica? Nie to jest wa�ne.
Nick odzyska� ju� pe�na sprawno��. Nic wiedzia�, kiedy przyjdzie kolejny atak; nast�powa�y coraz cz�ciej, cho� zawsze trwa�y kr�tko. Wci�gn�� ci�kie g�rskie buty. narzuci� brezentow� kurtk� i�wyszed�.
Wieczorny las parowa� i�szele�ci� tysi�cami kropel spadaj�cych z�ci�kich wilgoci� ga��zi. Deszcz usta� zupe�nie nawet mlecznobure niebo jakby nieco poja�nia�o, u�ci�ka warstwa chmur przybra�a ��ty odcie� zachodu. Nick szed� szybko wysi�ek sprawia� mu teraz wyra�n� przyjemno��. Krew pulsowa�a w�przyspieszonym rytmie, cia�o s�ucha�o ka�dego rozkazu my�li i�by�o zn�w m�ode, las pr�dko umyka� do ty�u. Wilgotne powietrze pachnia�o �wie�ym igliwiem i�mchem.
Kiedy�, dwadzie�cia, a�mo�e trzydzie�ci lat temu; by�o tu mn�stwo jag�d. Najwi�cej tam, gdzie ko�czy� si� ju� las �wierk�w i�zaczyna�a koc�wka. Ca�e ��ki granatowo - z�ote. od jag�d i�wrze�niowych li�ci ich krzew�w. Jeszcze wy�ej, na wypalonych s�o�cem stokach. rdzaworude jagodziny rodzi�y wielkie owoce nabrzmia�e sokiem pod pokryty bia�ym nalotem sk�rk�. A�najwy�ej, wprost nad g�ow�. ja�nia� g��boki b��kit nieba. przykrywaj�cego wkl�s�� mis� ca�y ten �wiat. pe�en zapachu, wiatru, s�o�ca i�radosnego wysi�ku wspinaczki.
Nick poczu� zm�czenie akurat w�chwili, gdy doszed� do potoku. Wzd�u� jego brzeg�w ros�y k�py anemicznych jagodzin, pewnie mia�y jeszcze owoce. Ale komu chcia�oby si� ich szuka� w�mokrym g�szczu �odyg, w�deszczu kropel spadaj�cych za ko�nierz?
Gdy zatrzyma� si� tu� nad brzegiem. zm�czenie rozbieg�o si� po mi�niach n�g �askotliwymi j�zykami odr�twienia. Potok toczy� wod� szklistymi zwa�ami po ob�ych kamieniach po�r�d szpaler�w krzew�w i�paproci. Tu i��wdzie nurt przedostawa� si� do rozleg�ych, jasnozielonych niecek, na kt�rych dnie utrzymywa� si� piasek kusz�cy b�yszcz�cymi kryszta�kami miki. Woda zdawa�a si� tam zatrzymywa� w�p�dzie. daj�c przybyszowi czas na k�piel w�doskonale wypolerowanej, naturalnej wannie.
To by�o wci�� pi�kne, tak�e w�r�d szarzej�cego le�nego zmierzchu. cho� nawet nie w�cz�ci tak szokuj�ce doskona�� harmoni� i�dynamik� jak wtedy, nie tak dawno przecie�...
Wr�ci� na �cie�k�, lecz zatrzyma� si� w�p� kroku. Nogi obejmowa�o wzmagaj�ce si� dr�twienie, wigor sprzed chwili znikn�� bez �ladu. Las szarza�, za ciemnym zakr�tem drogi czai� si� g��boki ponury cie�. Tak, ale uszed� od schroniska zaledwie dwie�cie metr�w! Solidna wycieczka...
Zatrzyma� si� niezdecydowany. A�mo�e oni s� tam, na polanie pozosta�ej po ostatnim wyr�bie, zaraz za zakr�tem? Za�mia� si� cicho i�opar� przedramieniem o�mokry �wierkowy pie�.
Niezdecydowanie... Zawsze taki by�, od dzieci�stwa. Zwykle przeszkadza�o w�dzia�aniu, lecz nieraz t�umi�o nierozwa�ne odruchy i�dawa�o czas na zastanowienie. Zbyt du�o czasu. Kiedy� niezdecydowanie uratowa�o mu �ycie. Mia� wtedy sze��, mo�e siedem lat. W�spi�� si� a� do nisko biegn�cych przewod�w elektrycznych. R�wie�nicy zach�cali go z�do�u. aby ich dotkn��. Ka�dy zapewnia�, �e on sam robi� to ju� wiele razy. ��tak sta� na oparciu �awki pe�en strachu i�zaciekawienia; kilkakrotnie wyci�ga� i�cofa� r�k�, pot �cieka� mu stru�kami po plecach. Ba� si� dotkn�� i�jednocze�nie ogarnia� go wstyd przed pora�k�.
W ko�cu jednak strach zwyci�y�. W�a�ciwie wtedy to by� chyba czysty strach, niezdecydowanie przysz�o p�niej, wraz ze sceptycyzmem, z�nawykiem w�tpienia.
Nick odepchn�� wilgotny pie� i�zawr�ci� w�stron� schroniska. Mo�e oni rzeczywi�cie s� ju� tutaj, zupe�nie blisko, zaraz na polanie za ciemnym zakr�tem drogi�? Opu�cili si� na ziemi� w�miejscu, gdzie wyr�bany las ods�oni� rosochate, ledwie przypr�szone zieleni� zbocze. Ich pojazd wyp�czkowa� galeriami, owalnymi i�prostopad�o�ciennymi konstrukcjami, w�kt�rych otworzy�y si� wej�cia pod�wietlone fioletowym blaskiem. Ca�o�� sprawia�a wra�enie bajecznego zamku wykutego w�szarob��kitnej stali. w�kt�rym okna jarzy�y si� niebieskim �wiat�em, tylko troch� ja�niejszym od granatu wieczornego nieba. Wok� budowli t�oczyli si� ju� ludzie: trz�s�cy si� starcy i�m�odzie�cy, kt�rych g�adkie twarze mokre by�y od potu; dojrza�e kobiety o�oczach powleczonych szarym smutkiem i�m�czy�ni, �miesznie bezradni przy ca�ej swojej samczej arogancji; dzieci, jeszcze nie rozumiej�ce, lecz ju� z�pi�tnem strachu odci�ni�tym na zbyt du�ych, powa�nych twarzach. Ka�dy z�nich potrzebowa� czego innego, lecz wszyscy chcieli tego samego.
W g�stniej�cym mroku Nick dojrza� wreszcie prze�wituj�ce mi�dzy drzewami ��te plamy �wiate� schroniska. Przyspieszy� kroku i�potkn�� si� o�ukryty w�ciemno�ci korze�. Z�trudem odzyska� r�wnowag�, okupuj�c j� ostrym b�lem naci�gni�tych mi�ni. Kln�c pod nosem dowl�k� si� do kamiennych schod�w, wiod�cych ku wej�ciu.
Odda� cia�o do remontu, najlepiej generalnego - �mia� si� z�w�asnej nieudolno�ci, wspinaj�c si� powoli na g�r�. Tak, oczywi�cie terminy s� kr�tkie. Zrobimy pana do pi�tej, cia�o najlepiej postawi� tam. na ko�cu trzeciego szeregu. Prosz� si� nie martwi�, wymienimy wszystko co trzeba, a�co si� da - zregenerujemy. Duszyczk� zaraz odwieziemy do domu, tam mo�e spokojnie zaczeka�: chyba �e ma pan co� do za�atwienia. wtedy mo�e pan wzi�� na par� godzin cia�o zast�pcze. Tam, pod �cian�, mamy troje rezerwowych: dwie kobiety i�m�czyzn�. Wszyscy w��rednim wieku ma�o zu�yci, z�niewielkim przebiegiem... Nie trzeba? Dobrze, o�pi�tej przy�lemy kogo� po pana. Oczywi�cie, dajemy roczn� gwarancj�!
Tak, poczucie humoru by�o obok niedorzecznej i�upartej nadziei jego najsilniejszym atutem. Pozwoli�o mu przetrwa� niejeden kryzys.
W sali jadalnej ciemne, d�bowe sto�y rozkracza�y si� pod naporem ludzi, kt�rzy w�ha�a�liwych grupach �apczywie spo�ywali kolacj�. Miga�y kraciaste koszule m�czyzn nios�cych talerze ze straw�, znad paruj�cych kubk�w podnosi�y si� roze�miane twarze ch�opc�w i�dziewcz�t, na roz�o�onych na g�adkich blatach serwetkach kobiety uk�ada�y posmarowane mas�em grube pajdy chleba. W�k�cie kto� cicho brzd�ka� na gitarze.
Nick wszed� w�t�um, wg��bi� si� we� jak w�g�szcz szeleszcz�cych �odyg, pokrytych p�czkami, kwiatami i�owadami, lecz tak�e cierniami z�truj�cym �luzem, w�g�szcz pe�en basowego brz�czenia poluj�cych owad�w i�nerwowego trzepotania motyli. W�tej chwili gor�co pragn�� odnale�� si� w�jego wn�trzu, by� tam razem z�nimi, by� jednym z�nich. Lecz �lizga� si� stale po powierzchni szklanego klosza, a�gdy posuwa� si� do przodu, niewidzialne p�aszczyzny rozpycha�y przed nim ten sk��biony �wiat, jak burty okr�tu pruj�cego wzburzone fale, i�by� ci�gle sam. Sam po�r�d niewa�nych zdarze�, bezsensownej krz�taniny, morza niech�ci i�wrogo�ci, w�kt�rym tak rzadko i�jakby nie�mia�o zapala� si� tylko na chwil� b��dny ognik mi�o�ci. Zdawa�o mu si�, �e przechadza si� bez celu mi�dzy kiepskimi dekoracjami do jakiego� chaotycznego przedstawienia pomylonego re�ysera. Z�mieszanin� niech�ci i�podziwu granicz�cego z�zazdro�ci� patrza� na grup� m�odych ludzi, kt�rzy nie zd��yli jeszcze strzepn�� z�but�w kurzu dalekiej w�dr�wki, zm�czonych. Lecz jak�e szcz�liwych. Cieszyli si� z�ka�dego drobiazgu, b�ahego s�owa, a�w�a�ciwie - to szcz�cie by�o ju� w�nich wewn�trz, oni mieli je ze sob� na co dzie�, i�wystarczy�o cokolwiek, aby wyp�yn�o radosn� fal� istnienia.
I wtedy Nick zrozumia� sw�j b��d. Przyjecha� w�a�nie po chwil� szcz�liwej beztroski. By� tu niegdy�, przecie� nie tak bardzo dawno, przy tym samym stole otwiera� no�em puszk� konserw w�r�d �miechu weso�ej kompanii. Teraz ��da� od tej sali, tych g�r i�las�w, aby wykrzesa�y w�jego wystyg�ym wn�trzu now� iskr�. Pragn��, �eby szcz�cie przysz�o do� z�zewn�trz, da�by wiele za jedn� jego chwil�, bo przyby� tu pusty.
Zam�wi� cokolwiek i�usiad� przy wielkim, zgie�kliwym stole. Pora by�a p�na, kolejka przy bufecie zmniejszy�a si� wyra�nie. W�r�d kilku oczekuj�cych os�b zauwa�y� dziewczyn� niezwyk�ej urody. By�a bardzo m�oda, o�twarzy prawie dzieci�cej, lecz ju� ca�kowicie ukszta�towane kobiece cia�o, d�ugie nogi, wysoko sklepione biodra i�stercz�ce j�drne piersi, �yj�ce jakby w�asnym �yciem pod napi�tym materia�em bluzki, zadawa�y k�am niewinno�ci oczu. Rozmawia�a z�o wiele od siebie starszym m�czyzn�. kt�ry m�g� by� jej ojcem, a�mo�e - by� kochankiem? Facet w�widoczny spos�b dba� o�m�odzie�czy wygl�d: nosi� si� z�zamierzon� niedba�o�ci�, w�m�odzie�owym stylu, porusza� si� szybko i�energicznie, cho� sprawia�o mu to nieraz wyra�n� trudno��. �mieszne, ostatnie podrygi - pomy�la� Nick, stwierdzaj�c z�satysfakcj� zaprawion� odrobin� �alu, �e on sam je sobie darowa�. Spojrza� jeszcze raz na dziewczyn�, teraz ju� z�pewn� niech�ci�. By�a na pewno do�� �adna, ale zbyt pot�na: wysoka, szeroka w�plecach. mia�a troch� za grube nogi. Z�wiekiem roztyje si� jak krowa - mrukn�� niech�tnie. Gdy przechodzi�a obok niego nios�c paruj�ce talerze, spostrzeg�, jak bardzo by�a m�oda. To chyba jednak ojciec - pomy�la� - albo wyj�tkowy smakosz. W�czasach kiedy zatrzyma�em si� tu po raz ostatni, nie by�a� jeszcze planowana, moja ma�a. Wi�cej - twoi rodzice pewnie nie znali si� nawet, nie mieli poj�cia o�swoim istnieniu oraz o�przeznaczeniu, jakim by�o sp�odzenie ciebie. Jaka by�a szansa, �e w�a�nie ich dwoje spotka si� w�tym okre�lonym celu w�r�d miliardowej masy ludzkiej? Pewnie podobna do prawdopodobie�stwa istnienia jednej jedynej, okre�lonej planety w�niezmierzalnym morzu �wiat�w...
Nick wsta� i�wyszed� z�jadalni, pragn�c jako� przerwa� ten ci�g bezsensownych skojarze�. Poza tym powinien ju� by� sam - w�ka�dej chwili m�g� przyj�� nast�pny atak.
Pok�j pe�en by� rze�kiego, nocnego powietrza. Nick zamkn�� okno i�wyci�gn�� si� na skrzypi�cym ��ku, z�przyjemno�ci� rozlu�niaj�c zm�czone mi�nie. Lubi� ten moment, kiedy gas�o �wiat�o, a�pod plecami wyczuwa� �lisk� g�ad� po�cieli, kiedy cz�onki wype�nia�y si� ci�kim, rozkosznym bezruchem.
Na szyi dziewczyny widzia� z�oty �a�cuszek z�krzy�em. Czy�by by�a wierz�ca? A�mo�e nosi krzy�yk z�przyzwyczajenia, dla fasonu, lub po to, aby sprawi� przyjemno�� rodzicom? Na pewno jest jej dobrze z�wiar�. Trzeba w�co� wierzy�, w�co�, co nie poddaje si� ocenie zmys��w, gdy� sam �wiat materialny nie daje �adnej szansy, nie daje nawet nadziei. Pewien filozof napisa�, �e gdyby �ycie nie by�o tylko przej�ciem, by�oby niezno�ne. Coraz cz�ciej my�l�, �e m�g� mie� racj�. W�a�ciwie chcia�bym wierzy� w�Boga - dalej snu� senne rozwa�ania - lecz doszed�em do tego za p�no. �wiatopogl�d w�ogromnej mierze zale�y od wychowania, znacznie mniej od wykszta�cenia. Wiara le�y poza wiedz�, daleko poza ni�. Przecie� aby by� wierz�cym, nie trzeba �lepo wierzy� w�dogmaty...
Czy ta dziewczyna jest szcz�liwa? - zastanawia� si�. Wiara na pewno nie jest jej potrzebna do osi�gni�cia szcz�cia, najwy�ej towarzyszy smutkom i��ywio�owym rado�ciom. kt�rymi jest wype�niony jej ka�dy dzie�. Wiara potrzebna jest ludziom zamiast nami�tno�ci, aby zape�ni� pustk� i�da� nadziej�.
Ju� zasypia�, gdy nagle zbudzi� go ostrzegawczy skurcz mi�ni. Po prawej nodze przebieg�o tchnienie �aru, niewidzialny p�omie� j�� liza� p�kaj�c� sk�r�, w�era� si� w�mi��sz mi�ni i��ci�gien, wysusza� i�pali� ko�ci. Z�winy p�sennych rozwa�a� Nick nie zd��y� na czas, lecz teraz, zwar�szy szcz�ki z�ca�ych si�, z�najwi�kszym trudem wyswobodzi� sp�tan� oszala�ym b�lem my�l i�skierowa� j� ku swojej w�asnej nadziei.
�R�owe, zawsze pogodne niebo ugi�o si� �agodnie i�sp�yn�o mi�kkim lejem w�kierunku otwartego na spotkanie wzg�rza, kt�re wy�oni�o si� spod szkliwa pobru�d�onej powierzchni planety. W�miejscu zetkni�cia dzia�o si� co� dziwnego, zachodzi�y niezrozumia�e procesy tworzenia, materia przeobra�a�a si� w�struktury wy�szego rz�du, stawa�a si� powolna Istnieniu, kt�re kszta�towa�o j� wedle swojej chwilowej potrzeby. L�ni�cy, pe�en pylistych zawirowa� ob�ok, kt�ry powsta� w�tym procesie, uni�s� si� b�yskawicznie w�r�owy przestw�r nieba i�po��czy� z�nim tysi�cem �wietlnych wypustek. Ogromna antena, zako�czona �ywymi receptorami, odczuwa�a najodleg�ejsz� skarg� Wszech�wiata, wy�awia�a z�dalekich zak�tk�w Galaktyki ka�dy szept czu�o�ci, spazm rozkoszy, lecz przede wszystkim krzyk b�lu i�p�acz duszy. A�potem wiruj�cy ob�ok podzieli� si� na setki �wiec�cych punkt�w, kt�re rozjarzaj�c si� do bia�o�ci p�dzi�y coraz szybciej przez kosmiczn� pustk�, pogr��aj�c si� w�ko�cu w�nurtach ponad�wietlnych wiatr�w kosmicznych, aby zd��y� na czas i�by� tam, gdzie by� powinny i�gdzie by�y potrzebne. Aby ukoi� b�l i�zape�ni� nadziej� puste dusze�.
Nick obudzi� si�, gdy s�o�ce sta�o ju� wysoko. S�o�ce! Jaka� radosna struna nie�mia�o zadrga�a w�jego piersi. Koniec s�oty i�deszczu. Mo�e na kr�tko, wi�c trzeba to wykorzysta�. Po wczorajszym niezwykle silnym ataku odczuwa� wci�� os�abienie. Ubiera� si� wi�c powo�i, mimowiednie rozmy�laj�c o�R�owej Planecie. Mo�e ona naprawd� istnieje? Bzdury ~ Ale przecie� wystarczy mocno uwierzy�... Lecz i�na to nie.m�g� si� zdecydowa�. Zn�w sceptycyzm i�niezdecydowanie! Nie by� w�stanie ani wyrzec si� tej wiary ani przyj�� jej bez zastrze�e�.
I wtedy sta�o si� co� dziwnego, nast�pi�o jedno z�tych rzadkich zdarze�, kt�rych wp�yw nie ogranicza si� tylko do chwilowego oddzia�ywania na zmys�y. W�s�oneczn� przestrze� za otwartym oknem pop�yn�� d�wi�czny, dzieci�cy �piew. ruty znanej melodii, w�kt�r� ten �wie�y g�os, a�mo�e i�g�rskie hale. i�weso�y blask s�o�ca tchn�y now�. wspania�� tre��. Nick podszed� wzruszony do okna. Hale roz�piewa�y si� tysi�cem srebrnych dzwonk�w, zupe�nie tak, jakby wskrzeszone nieznan� moc� m�ode p�dy traw i�p�kaj�ce p�ki kwiat�w odpowiada�y w�asnymi g�osami, a�zwielokrotniony dzieci�cy, �ami�cy si�, ciep�y �piew p�yn�� coraz dalej i�zdawa� si� si�ga� s�o�ca.
Nick pomy�la�, �e warto by�o przyjecha� ju� po to tylko, aby us�ysze� tak� melodi�. I��e, by� mo�e, w�a�nie w�tej chwili dotar� do niego promie� wys�any z�dalekich �wiat�w.