12155

Szczegóły
Tytuł 12155
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12155 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12155 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12155 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Petrarca Francesco Sonety do Laury - na cześć Madonny Laury żywej 3. ERA IL GIORNO... Był to dzień, w którym dla męki Chrystusa Słońce ściemniło swój blask z żalu za Nim, Gdy, niebacznego, mnie zwiodła pokusa, Gdy mnie twe oczy spętały, o pani. Czas mi się groźny nie wydawał wcale Dla niebezpieczeństw miłości, dla klęski, Więc szedlem pewnie, śmiało i zuchwale. Tak się rozpoczął mój żywot męczeński. Miłość mnie całkiem bezbronnym zastała, Wtargnęła w serce drogą poprzez oczy, Odtąd ta droga bramą łez się stała. Prawo miłosne dla mnie niełaskawe: Mnie, bezbronnego, tak we krwi ubroczyć, A ciebie, zbrojnej, nie zadrasnąć nawet. 8. QUAND' IO SON TUTTO, VO'LTO Kiedy odwracam się cały w tę stronę, Gdzie jej promienne oblicze jaśnieje, Gdy widzę w myśli jej światło natchnione, Które we wnętrzu mrozi mnie i grzeje, O serce boję się, bo śmierć je toczy I bliski koniec życia mego czuję, Idę jak ślepy, który stracił oczy, Nie wiem, gdzie zajdę, a jednak wędruję. Tak przed ciosami śmierci wciąż uciekam, Lecz nie tak szybko, aby pożądanie Za mną nie biegło, wierny cień człowieka. Idę w milczeniu, bo mój głos rozpaczy Każdego wzruszyć do łez byłby w stanie, A ja sam pragnę płakać. I sam płaczę. 35.SOLO E PENSOSO... Samotny, w myślach, poprzez puste pola Wlokę się krokiem ciężkim i powolnym, Szukając miejsca — tak mnie gna niedola — Gdziebym od cienia człowieka był wolny. Nie widzę innej rady, aby uciec Od ludzi, którzy wiedzą wszystko o mnie. Nie można ukryć serca; więc spróbujcie Wyczytać ogień, który we mnie plonie. Myślę, że góry i lasy, i rzeki Dokładnie znają życie moje cale, Choć one ludziom skryte i dalekie. Ale nie znajdę takiej drogi światem Idąc, by miłość przy mnie wciąż nie stała, Rozmawiająca ze mną jak brat z bratem. 36.S'IO CREDESSE... Gdyby tak przez śmierć wyzwolić się dało Od morderczego, miłosnego żaru, Zabiłbym własne uprzykrzone ciało I nieznośnego zbyłbym się ciężaru. Ale ponieważ myślę, że tym krokiem (Wzbronionym) wszedłbym w świat też nieszczęśliwy, Z ziemi cierpienia w piekło łez głębokie, Więc pozostaję — półmartwy, półżywy. Już czas najwyższy, by okrutna strzała, Krwią tylu ludzi zbroczona obficie, Cios memu życiu ostatni zadała. Przyzywam miłość, głuchą śmierć przyzywam, Która już w rękach waży moje życie, Niech mnie pamięta zabrać stąd co żywo. 61.BENEDETTO SIA 'L GIORNO.. Błogosławiony niechaj ów dzień będzie, Czas, miejsce, chwila, miesiąc i rok cały, Gdy mnie poraził na zawsze i wszędzie Blask dwojga oczu, które mnie spętały. Błogosławiona pierwsza słodka troska, Którą zawdzięczam wszechwładnej miłości; Łuk, strzała, co mnie trafiła, mistrzowska; Rany, drążące serca głębokości. Błogosławione niechaj będą pieśni — Wielbiłem nimi imię mej kobiety; Tęskne pragnienia, gorzkie łzy boleści. Błogosławione niech będą z tysięcy Słowa, co o niej są — i myśl poety, Która nią żyje tylko, niczym więcej. 62. PADRE DEL CIEL... Ojcze niebieski! Po nocach strawionych, Po zmarnowanych tylu dniach na próżno, Gdym z dziką żądzą w piersi rozetloną Wielbił jej postać wdzięczną, a jak zgubną, Pozwól, niech z Twoją pomocą powrócę Do spraw wznioślejszych, do życia innego, Spraw, niechaj wroga mojego zasmucę, Że darmo na mnie czyhał, niebacznego. Miej litość, Panie, dla mnie, niewolnika; Już jedenasty rok dźwigam to jarzmo, Co najwierniejszych najsrożej dotyka. Miej nad niegodnym smutkiem zmiłowanie I ciemne myśli wwiedź na drogę jasną, Ukaż błądzącym swe ukrzyżowanie. 81.IO SON SI' STANCO... Zmęczony wielce, utrudzony srodze, Pod win ciężarem złamany i zgięty, Boję się, boję, bym nie upadł w drodze Ani wpadł w rozpacz, ni sidła przeklęte. Po to na ziemię zszedł wielki przyjaciel, Aby wyzwolić mnie w swojej dobroci, Cóż, gdym go potem z oczu moich stracił I wypatruję go próżno w tęsknocie. Lecz słyszę jego głos i glos ten pomnę: „Wy wszyscy, którzy strapieni jesteście, Oto jest wasza droga, przyjdźcie do mnie. Jakiż łaskawy los, miłość najsłodszą O skrzydła ptaka uproszę, bym wreszcie Uniósł się z ziemi i w Bogu odpoczął? 82.IO NON FU' D'AMAR... Nigdy nie byłem zmęczony kochaniem Ciebie, pani, i nigdy się nie zmęczę. Lecz nienawidzić się nie jestem w stanie Ani już płakać nie potrafię więcej. Wolę grób raczej piękny a nieznany, W nim odłączone od mej duszy ciało, Na nim zaś ku mej zgubie wykowane Niechby twe imię nigdy nie widniało. Lecz jeśli serce, w miłosnej ufności Lgnące ku tobie, zechcesz przyjąć, harda, Raczże mieć nad nim choć trochę litości! Mylisz się sądząc, że tak, jak chcesz, zrobię. Już nie nasyci się mną twa pogarda. Dziękuję za to miłości i sobie. 84.OCCHI, PIANGETE... „Zapłaczcie, oczy! Towarzyszcie łzami Sercu, co przez was człowieka uśmierca." „Musimy płakać dniami i nocami Nie z naszej winy, ale z winy serca." „Czy to nie przez was miłość wpierw się leje Do wnętrza? Któż jej drogę w głąb otwiera?" „Otworzyłyśmy drogę przez nadzieję Do serca, które teraz wciąż umiera." „Niestety, różne są drogi do szczęścia; I wy byłyście za pierwszym widzeniem Chciwe waszego i mego nieszczęścia." „O serce! Słowa twe boleśnie ranią, Bo sądy ludzkie tak są dziś odmienne! Inny zawinił, a innego ganią." 85.IO AMAI SEMPRE... Zawsze kochałem, kocham dziś tak samo, Z dnia na dzień kochał będę coraz mocniej Najsłodsze miejsce, dokąd wraca za mną Płacz, kiedy miłość serce gnębić pocznie. I postanawiam kochać każdą chwilę, Która mi błahe sprawy odsuwała. I tę najwięcej, com jej winien tyle, Bo z jej natchnienia chciałbym dobrze działać. Kto kiedy widział, aby tyle rzeczy Mogło na serce moje na raz natrzeć? Bólu najdroższy! Ty mnie z ran wyleczysz. Miłości, z jakąż mnie siłą hartujesz! W pragnieniu rośnie nadzieja: inaczej Zginąłbym teraz, gdy smak życia czuję. 90.ERANO I CAPEI D'ORO... Były to włosy złote, rozpuszczone W tysiącu slodkich loków, krętych, jasnych, Światło wspaniale drgało rozelśnione W oczach przepięknych, które dziś przygasły. Twarz była pełna współczucia; czy szczera? Twarz się zmieniła w barwie; czy być może? Cóż więc dziwnego w tym, że gdy otwieram Powieki, czuję nagle w piersiach pożar? Stąpanie jej nie było rzeczą ziemską, Lecz anielskiego ducha, a jej słowa Brzmiały inaczej niźli ludzka mowa. To blask niebiański, to słońce zwycięskie, Tak ją widzialem. I choć tak dziś nie jest, Gdy luk oddalą, rana nie zdrowieje. 101.LASSO, BEN SO... Wiem dobrze, ile okrutnego żniwa Zbiera śmierć, która nigdy nie przebacza, Jak prędko na nas zapomnienie spływa, Jak krótko miłość za nami rozpacza! Nagrodę marną po długich cierpieniach Widzę. Ostatni dzień w sercu mym świta. Miłość mnie jednak nie zwalnia z więzienia I od mych oczu żąda łez, nie syta. Ileż za sobą mam gorzkich dni klęski! Już się nie łudzę, wiek mi nadto cięży. Skąd mam sił tyle, chyba czarnoksięskich? Mądrość walczyła u mnie z namiętnością Dwa razy po lat siedem — co zwycięży? Mądrość, bo duszę zbawia się mądrością. 118.RIMANSI A DIETRO... Właśnie się kończy rok szesnasty męki, Do kresu życia biegnie serce strute, A mnie się zdaje w utrapieniu wielkim, Że co dopiero zaczął się mój smutek. Gorycz mi słodką jest, ciemnością — jasność, Życie — ciężarem; chcę, by pokonało Okrutność losu. Lękam się, że zgasną Oczy, z których moje natchnienie powstało. Tum jest niestety, chciałbym być gdzie indziej I chciałbym mocniej chcieć, i nie chcę także, I nic nie robię, gdy coś robić przyjdzie. Łzy nowe, z uczuć starych wytoczone, Wskazują, że ten sam jestem, co zawsze, Przez tysiąc buntów i walk nie zmieniony. 122.DICESSETT' ANNI... Lat siedemnaście zbiegło od tej chwili, Gdy zapłonąłem, i do dziś dnia płonę, Lecz gdy nad sobą w myśli się nachylę, Lód strachu mrozi ognie zapalone. Mówi przysłowie: można zmienić skórę, Ale uczucia są nadal napięte, Choć zmysły słabną; czyż zmienisz naturę? A winne temu jest ciało przeklęte. Biada mi! Kiedy ta chwila nastanie, Że, wspominając przeminione lata, Wydrę się z ognia i uciszę łkanie? Że ta twarz z ziemi, przepiękna i dobra, Odjęta ciału, wzniosłością skrzydlata, W blasku duchowym znów mi się spodoba? 124.AMOR, FORTUNA... Los, myśl, uczucia miłosne, najsłodsze, Strwożone o mnie, w czas przeszły wpatrzone, Tak mnie wciąż męczą, że czasem zazdroszczę Tym, którzy przeszli już na drugą stronę. Miłość mi serce topi, los odziera Z wszelkiej pociechy, a myśl łamie palce W gniewie i w płaczu i człowiek się zżera Żyjąc w cierpieniu, w nieustannej walce. Boję się, że już dni dobre nie wrócą, Na miejsce złego gorszy wiatr zawieje; Mam drogę życia o połowę krótszą. Słowa pociechy są kruche i kłamią. Widzę, że z rąk mi ulata nadzieja, A wszystkie myśli moje wpół się łamią. 132.S'AMOR NON E... Jeśli to nie jest miłość — cóż ja czuję? A jeśli miłość — co to jest takiego? Jeśli rzecz dobra — skąd gorycz, co truje? Gdy zła — skąd słodycz cierpienia każdego? Jeśli z mej woli płonę — czemu płaczę? Jeśli wbrew woli — cóż pomoże lament? O śmierci żywa, radosna rozpaczy, Jaką nade mną masz moc! Oto zamęt. Żeglarz, ciśnięty złym wodom dla żeru, W burzy znalazłem się podarłszy żagle, Na pełnym morzu, samotny, bez steru. W lekkiej od szaleństw, w ciężkiej od win lodzi Płynę nie wiedząc już sam, czego pragnę, W zimie żar pali, w lecie mróz mnie chłodzi. 133.AMOR M' HA POSTO... Miłość na cel mnie wystawiła strzałom, Jak wosk ogniowi na żer lub śnieg — słońcu, Jak mgła — wiatrowi; aż ochrypłem w końcu Prosząc o litość, lecz ty jesteś skałą. Śmiertelny cios mi ślą oczy niewinne I nic mnie przed tym nie wybroni wrogiem, Z ciebie pochodzi słońce, wiatr i ogień, Tobie — igraszka, a ja z tego ginę. Myśli — to strzały, oblicze — to słońce, Żądza — to ogień; tą potrójną bronią Miłość mnie rani, ślepi, topi w końcu. A śpiew anielski, słodycz mowy żywa! Żadne mnie moce od nich nie uchronią, W nich życie moje jak mgła się rozpływa. 134.PACE NON TROVO... Nie mam spokoju, choć wojować nie chcę, Lękam się, cieszę, marznę, to znów płonę, Latam w obłokach, pełzam po zagonie, Choć świat zagarniam, dłoń mam pustą przecie. Ona mnie trzyma w więzieniu, nędznego, Nie chce mnie, ale odejść nie pozwala, Nie zabija, a z kajdan nie wyzwala, Żywego mnie nie pragnie ni martwego. Widzę bez oczu, bez języka wołam, Pragnąłbym zginąć, a ratunku krzyczę, Nie cierpię siebie samego, ją kocham, Bólem się karmię, a śmieję się łzami, Po równo zbrzydły mi i śmierć, i życie, Takim się stałem z twojej winy, pani. 141.COME TAL ORA... Nieraz, do światła przywykły wśród lata, Motyl biedaczek, na oślep, samochcąc, Przed okiem ludzkim jak przed światłem lata, Z czego sam ginie, drugim ból przynosząc. Tak ja wciąż latam dookoła słońca Fatalnych oczu, skąd tyle słodyczy. Miłość rozsądku nie zna, ślepa, rwąca, Mądrego zawsze pragnący przechytrzy. Widzę ja dobrze oczy nieprzychylne, Wiem, że mnie one zabiją i rzucą, Że ból zwycięży uczucie bezsilne. Znów mnie oślepia miłość, jak przyjemnie! Nie los mój — przykrość opłakuję cudzą. Duch się już zgadza na tę śmierć, co we mnie. 153.ITE, CALDI SOSPIRI. Bijcie, gorące prośby, w serce głuche, Walcie w słup lodu, co skul litość wszelką! Jeżeli niebo próśb śmiertelnych słucha, Niech śmierć lub łaska kres położą mękom. Idźcie, najtkliwsze myśli, by wyrazić To, czego wzrok jej nie umie zobaczyć. Gdy mnie znów srogość jej lub los porazi, Będę znał prawdę: kochać mnie nie raczy. Powiedzcie, chociaż może nieudolnie, Że bruzd mi czoło zorały tysiące, Gdy u niej czoło jasne, od trosk wolne. Idźcie spokojne, bo miłość jest z wami. Los się uśmiecha znów, a moje słońce Wróży niechybną pogodę blaskami. 156.I' VIDI IN TERRA... Widziałem wzniosłość schodzącą na ziemię, Niebiańską piękność, jedyną na świecie, I ból, i rozkosz niesie ich wspomnienie, Bo to, co widzę, zdaje się snem przecie. I zobaczyłem we łzach oczu dwoje, Którym tysiąckroć zazdrościło słońce. I jęk westchnienia słyszy ucho moje, Że odeń rzeki stanęłyby rwące. Miłość, ból, mądrość, litość oraz cnota Miały w tym płaczu zgodność nut tak czystą, Że nie słyszałem takiej za żywota. I tak w harmonii napięte powietrze Było, że nie drgnął na gałęzi listek, Tyle słodyczy napełniło przestrzeń. 157.QUEL SEMPRE A CERBO... Ten dzień, jak zawsze gorzki, lecz szczęśliwy, W sercu wycisnął jej żywe oblicze, Którego nigdy nie oddam prawdziwie; Jak często dzień ten wspominam, nie zliczę. Mogła iść w parze z najszlachetniejszymi. Gdy raz westchnienie z ust jej usłyszałem, Czy śmiertelniczka — pytam — czy bogini Wypogodziła niebo w kręgu całym? Twarz — śnieg gorący, włosy — czyste złoto, Rzęsy jak heban, oczy zaś — dwie gwiazdy, Skąd miłość wszystkich celnie rani oto. Perły — zęby, a róże purpurowe — Wargi, w których brzmiał bólem wyraz każdy; Westchnienie — płomień, łzy — kryształ u powiek. 159. IN QUAL PARTE DEL CIEL... Z jakiej to sfery nieba, z czyjej myśli Tak doskonały wzór natura wzięła Do tej cudownej twarzy, w której błysły Najwyższe cechy nieziemskiego dzieła? Leśna boginka? Czy nimfa nad wodą Na wiatr warkocze złote rozpuściła? Kto jaśniał kiedy tylu cnót urodą? Najwyższa z nich mej śmierci winną była. Szukając boskiej piękności, na darmo Szuka ten, który nie widział jej oczu; Błyszczą jak gwiazdy wspaniale w noc czarną. Jakie miłości są sprawy i dzieje, Nie wie ten, kto jej słodyczy nie odczul, Nie wie, kto nie wie, jak ona się śmieje. 161.O PASSI SPARSI... O nadaremne kroki! Myśli błędne! O mocna żądzo! O serce w rozpaczy! Czujna pamięci! Zapały namiętne! Oczy me! Już nie oczy — źródła płaczu! Laurze! Ty Laury mej symbolem będziesz, Podwójny znaku męstwa i wielkości! O ciężkie życie! Rozkoszny obłędzie, Przez ciebie z bólu łkam, ginę z radości! O twarzy śliczna! W której miłość chowa Pokusę równie jak i zakaz twardy; W miarę zachcenia tkliwa lub surowa. Dusze szlachetne, które miłość znacie, Wy, z tego świata i dusze umarłych, Przystańcie chwilę, na mój ból popatrzcie. 175.QUANDO MI VENE INNANZI Kiedy wspominam i miejsce, i porę, Gdzie zatraciłem siebie, gdy wspominam Pęta miłosne, w których każda gorycz Była słodyczą, radość — łez przyczyną, Szczęśliwy jestem, bo w sercu mam ogień I wszystkie moce rozpalone piekła; Uspokojenie w tym znajduję błogie. Tak żyję płonąc, a o resztę nie dbam. To słońce świeci więźniowi przez kraty, Jedyne słońce, blaskiem wzrok przewierca Ku zachodowi życia, jak przed laty. Tak mi jest jasno, tak mi w piersiach gore, Że pamięć moja, czuła na ból serca, Znów mi wskazuje to miejsce i porę. 178.AMOR MI SPRONA... Miłość mnie pędzi oraz powstrzymuje, Ucisza, trwoży, pali mnie i mrozi, Zsyła nadzieję, cierpienie szykuje, Gardzi, zachęca, odpycha, uwodzi. Gna serce moje raz dołem, raz górą, Aż ginie wszelki ślad po tej gonitwie, Męką się staje najpiękniejszy urok, A w głowie mojej zamęt jak po bitwie. Myśl przyjacielska wskazuje mi drogę, Krótką, na przełaj, wpław przez rzekę życia, Tam koniec bólów moich znaleźć mogę. Lecz wbrew mej woli odciąga mnie od niej I na szlak inny wiedzie siła wyższa: Ku śmierci innej, nie nagłej, powolnej. 186. AMOR, NATURA E LA BELL' ALMA... Miłość, natura, dusza piękna, skromna Są sprzysiężone przeciw mnie, to jasne. Ciągnie mnie w jawną śmierć miłość ogromna, Nielitościwa. I z dniem każdym gasnę. Lecz i natura tak słabo związała Jej duszę z ciałem, że nitka wnet pęknie. Której by duszy rana nie bolała, Gdy twarda podłość życia ją dosięgnie? I tak jej żywot coraz bardziej słabnie, Marnieje piękna, ukochana postać, Lustro urody zgoła bezprzykładnej. Jeżeli litość nie znajdzie dość siły, By śmierć powstrzymać, przyjdzie mi tu zostać I bez nadziei nawet, którą żyłem. 192.STIAMO, AMOR, A VEDER Miłości! Popatrz: oto nasza chwała, Nadprzyrodzone rzeczy, cudne, wzniosłe. Spójrz, jaka słodycz bije z niej wspaniała! Jak niebo ciska w ziemię światło ostre! Patrz: jakże pysznie postać jej się trzyma! Strój urokliwy, wdziękiem ozdobiony! Jaki chód zgrabny! Jak wodzi oczyma Po najpiękniejszym ze wzgórz ocienionych! Zielona trawa, wielobarwne kwiecie, Co się pod starym dębem uścieliło, Proszą o stopy jej lekkie dotknięcie. Niebo dokoła śle iskry świetliste Na znak radości, że je rozjaśniło Słodkie spojrzenie, kobiece i czyste. 199.O BELLA MAN... O ręko piękna, co mi ściskasz serce I w malej dłoni życie me zamykasz! Niebo i ziemia złożyły w tej ręce Sztukę i siłę w najwyższych wysiłkach. Oto paznokcie — pięć różowych pereł Rozdrapujących serca mego ranę. Palców przyjemnych, delikatnych szereg, Gotowych wabić mnie na zawołanie. O śnieżnobiała, piękna rękawiczko, Kryłaś słoniową kość i świeże róże, Stałaś się moją nagrodą zdobyczną! Gdybym mógł jeszcze mieć welon z jej twarzy! O zmienny losie! Czemu nie trwasz dłużej? Trzeba to oddać, com się skraść odważył. 202.D' UN BEL, CHIARO, POLITO... Z bryły czystego i żywego lodu Wznosi się płomień, który mnie ogarnia, Do dna ssie żyły, serce żre do spodu, Z dnia na dzień niknę, taję, ginę marnie. Śmierć ramię straszne podnosi do ciosu, Grzmi piorunami albo jak lew ryczy, Życie ucieka przed atakiem losu, Ja, człowiek, pełen trwogi, drżę i milczę. Mogłaby litość po społu z miłością Podwójnym słupem podtrzymać poetę, Przed nadchodzącą obronić ciemnością. Ale litości nie widzę w obliczu Nieprzyjaciółki mej słodkiej, kobiety. Nie jej w tym wina, lecz losu w mym życiu. 203.LASSO, CH' I' ARDO... Ach, jakże płonę! I nikt mi nie wierzy, Nie, każdy wierzy mi, tylko nie ona, Najmilsza, której piękności nie zmierzyć; Nie wierzy, chociaż widne są znamiona. O nieprzebrany wdzięku, mała wiaro, Czy nie widzicie serca w moim oku? Litość mi winna łaskę zlać nad miarę; Lecz nie pisane tak w losów wyroku. To serce, słabo grzejące cię z dali, Chwała i czar twój, w rymach mych zawarte, Mogłyby tysiąc innych serc zapalić. Ogniu mój! Widzę, tnąc przyszłość myślami, Język zamilkły, oczy piękne — martwe, Co i po śmierci będą bić iskrami. 204.ANIMA, CHE DIVERSE... Duszo, która tak wiele różnych rzeczy Widzisz i czujesz, mówisz, myślisz, piszesz! Oczy me tęskne! I słuchu człowieczy, Co słowa mknące z ucha w serce słyszysz! Szczęśliwe, żeście nie poszły w złe strony Wcześniej ni później z dała od dróg zdrady Znajdując dwoje świateł zapalonych I wyciśnięte najdroższych stóp ślady. Z tymi znakami, z tym światłem na przedzie Nie zbłądzę w drodze krótkiej, ale twardej, Która na wieczny pobyt mnie wywiedzie. Więc dąż do nieba, mdłe serce, po łaskę, Przebijaj mgłę jej ukochanej wzgardy Za jej krokami czystymi, za blaskiem. 205.DOLCI IRE, DOLCI SDEGNI... Słodkie zgody i słodkie rozdrażnienia, Słodki smutek i słodki natłok marzeń, Słodka mowa i słodkie jej znaczenia O słodkim chłodzie, to o słodkim żarze! Dla tej jedynej serce me odkryte; Więc cierp w milczenia i nie skarż się, duszo, Pij słodką gorycz ze słodkim zaszczytem, Gorycz i zaszczyt w miłości być muszą. Może ktoś kiedyś powie o mnie właśnie, Blady ze słodkiej zazdrości: „On konał Dla najpiękniejszej miłości w swym czasie." A inny: „Losie, co ranisz boleśnie! Dlaczego ja jej nie znałem? I ona Nie żyła później? Albo też ja wcześniej?" 208.RAPIDO FIUME... O bystra rzeko, co z alpejskich dolin Mkniesz w dół rwąc brzegi, waląc jak wichura, Płyniemy razem w doli i niedoli Tam, gdzie mnie miłość gna, ciebie — natura. Leć naprzód! Biegu twojego nie wstrzyma Sen ni zmęczenie. Nim swe wody w darze Wylejesz morzu, stań, fale zatrzymaj, Kędy zieleńsza trawa się pokaże. Tam właśnie mieszka nasze jasne sionko I brzeg twój lewy zdobi w blask, w czar, w sztukę, Może zmartwione (łudzę się?) rozłąką. Ucałuj stopę jej lub rękę białą, Powiedz jej, rzeko, płynnym pocałunkiem, Że duch ochotny jest, ale mdłe ciało. 211.VOGLIA MI SPRONA... Żądza wciąż gna mnie, miłość mnie prowadzi, A przywiązanie niesie — lecz ku czemu? Nadzieja schlebia i pociechą gładzi, Rękę podaje sercu zmęczonemu. Biedak ją chwyta i nie rozeznaje Ślepej i złudnej swojej towarzyszki. Jedno pragnienie z drugiego powstaje. Rozsądek umarł, tu panują zmysły. Wdzięk, honor, piękno, dobroć, cnoty święte, Wnet oplatają mnie słowa niewinne; Oto złapane serce na przynętę. Rok tysiąc trzysta dwadzieścia i siedem, Dzień szósty kwietnia o rannej godzinie Wszedłem w labirynt, dotąd nie wyszedłem. 212.BEATO IN SOGNO... Błogosławiony w snach, we łzach szczęśliwy, W uściskach cieni, goniąc za powietrzem, Pływam w morzu bez dna, orząc fal grzywy, Buduję w piasku i piszę na wietrze. Patrzę miłośnie w słońce; wzrok mój łzawy I oślepiony, kiedy go blask dotknął. To niemożliwe, aby wół kulawy Doścignął łanię śmigłą i polotną. Ślepy na wszystko inne, co przeżywam, Oprócz mej szkody, oprócz mojej straty, Miłość, kobietę oraz śmierć przyzywam. Tak przez dwadzieścia lat (o męko płocha!) Ból, łzy, westchnienia — tyle mam zapłaty. Los mój: z przynętą połknąć haczyk — kochać. 216.TUTTO 'L DI' PIANGO... Cały dzień płaczę, płaczę także nocą, Kiedy usnęli nędzni śmiertelnicy. Ból rośnie w płaczu; i tak mi przechodzą Dni na płakaniu, czyli po próżnicy. Serce w cierpieniu ciągłym tonie; czemu? Łzy przeżerają siłę mego wzroku. Jestem najgorszym ze stworzeń, któremu Strzały miłosne odbierają spokój. Biada mi! który o zmierzchu, o świcie, Dzień w dzień mozolnie przebyłem pół drogi Tej śmierci, która się nazywa życiem. Bardziej o wiele niż błąd mój — żal czuję, Że ta, co pełna litości głębokiej, Widzi mnie w ogniu, lecz mnie nie ratuje. 218.TRA QUANTUNQUE LEGGIADRE.. Ze wszystkich kobiet urodziwych, miłych Niech przyjdzie ona, piękniejsza od każdej, Z która porównać się nikt nie ma siły, Bo gasi inne, jak dzień gasi gwiazdy. Miłość mi szepce do ucha: — Ach, patrzmy! Dopóki ona na świecie zostanie, Życie jest piękne, lecz później się zaćmi, Przepadną cnoty i moje władanie. Gdyby natura niebu gwiazdy wzięła, Powietrzu — wiatry, ziemi — trawę, liście, Ludziom zaś rozum i mowę odjęła, Gdyby zabrała z mórz fale i ryby, Byłoby smutno. Lecz straszniej zaiste, Gdyby jej oczy zamknęła śmierć. Gdyby... 219.IL CANTAR NOVO... O świcie śpiewne ptaków zawodzenie Brzmi po dolinach wśród świeżej przyrody I przelewają się czyste strumienie, Tocząc ku rzekom bystre, chłodne wody. Ta, co ma z śniegu twarz, a włosy złote, Jutrzenka — budzi mnie śpiewem ptaszęcym, Czesząc drzew grzywy lekkim wiatru lotem. Oto dzień nowy rodzi się w jutrzence. I ja się budzę, witać ją — jej śpiewak. Z nią — słońce, bardziej jeszcze — drugie słońce, Co mnie olśniło i dotąd olśniewa. Widziałem oba słońca, tak raz było; W tej samej chwili wybuchły płonące, To śćmiło gwiazdy, tamto słońce śćmiło. 220.ONDE TOLSE AMOR... Skąd miłość złoto wzięła, z jakiej żyły, Na dwa warkocze blond? Z jakiego krzaka Zerwała róże? Z jakich gór to były Śniegi? Skąd oddech? I skąd świeżość taka? Skąd perły w nagim, równym dwuszeregu? W nich — drogie słowa, co tak mogą boleć. Skąd tyle piękna i tak nieziemskiego Na pogodniejszym niźli niebo czole? Z jakich anielskich sfer słychać te pienia, Że się roztapiam w ich śpiewnym uroku, Że jestem bliski samozatracenia? Z jakiego słońca powstały pochodnie Tych pięknych oczu, w których ból i spokój, Które mi dręczą serce lodem, ogniem? 221.QUAL MIO DESTIN... Jakaż fatalność, jaki los zjadliwy Mnie, bezbronnego, nieustannie wiedzie Na pole klęski? Jeśli wyjdę żywy, Cud będzie, jeśli zginę — szkoda będzie. Nie będzie szkody, a raczej pożytek. Kto zna płomienne serca mego dzieje? Ogień iskrami bucha, płonę wszystek. Już rok dwudziesty z rzędu tak goreję. Czuję znak śmierci, trwoga w serce wchodzi, Gdy ujrzę z dala oczy lazurowe, Ale gdy z bliska ten wzrok mnie ugodzi, Miłość tak słodko znów kłuje i głaska, Że nie wyrażę tego myślą, słowem, Bo to moc myśli i słowa przerasta. 224.S' UNA FEDE AMOROSA Jeżeli serce szczere, miłość wierna, Czuła tęsknota, najuczciwsze chęci, Siła pragnienia szlachetna, bezmierna, Długie błądzenie w ślepym labiryncie, Jeśli na czole myśl jest wypisana, Głos przerywany bełkotem, westchnieniem, Lękiem czy wstydem mowa zniekształcana, Jeśli wpierw bladość, a potem rumieniec, Jeżeli kogoś mieć droższym nad siebie, Jeżeli z oczu gorzkie łzy wyciskać Karmiąc się bólem i gniewem w potrzebie — Są powodami, że z miłości ginę Płonąc z daleka, zamarzając z bliska, Sobie przypiszę szkodę, tobie — winę. 226.PASSER MAI SOLITARIO... Żaden samotny wróbel na kominie Bardziej samotny nie był ni zwierz w lesie Niż ja, gdy blisko nie przebywam przy niej, Niż gdy jej słońce światła mi nie niesie. Łzy nieustanne — są w smaku przyjemne, Śmiech — to ból dla mnie, co jem — gorzkie wszystko, Noc — rozpacz, niebo jasne — dla mnie ciemne, A łoże — twarde to pobojowisko. Sen bratem śmierci jest, tak mówią ludzie, Bo we śnie serce zwalnia się od męki, Co je w życiowym utrzymuje trudzie. Wy skarb ten macie, strzeżcie go zawzięcie, Wzgórza cieniste, łąki w trawach miękkich, A ja go nie mam, opłakuję szczęście. 229.CANTAI, OR PIANGO... Śpiewałem. Płaczę. I nie mniej słodyczy Odbieram z płaczu, niż jej wziąłem w pieśni. Zmysły dociekły tego płaczu przyczyn; Wzniosły cel tyle wyciska boleści. Jednako znoszę złość oraz łaskawość, Pokorną grzeczność i gwałtowność hardą, Ból mi nie cięży (żywię się tą strawą) Ani nie złamię się przed jej pogardą. Niechże się więc nie zmienią, niech tak trwają Miłość, kobieta, świat i przeznaczenie, Myślę, że moje szczęście w rękach mają. Niech umrze albo niech się rozpłomienia To piękne życie, którego nie znają, Tak słodka gorycz mojego istnienia. 230.I' PIANSI, OR CANTO... Płakałem. Teraz śpiewam. Blask niebieski To żywe słońce moim oczom zsyła. W blasku tym jakże cudownie się mieści Cała miłości natura i siła. Ten blask z mych oczu wyprowadził nagle Rzekę łez, aby mnie do cna pognębić, Że mosty, brody, wiosła ani żagle, Ni skrzydła ptaka nie wyrwą mnie z głębin. Szeroki był i głęboki nurt rzeki Mojego płaczu, a brzegu zaledwie Myśl dosięgała, taki był daleki. Litość mi zsyła nie lauru liść, ale Oliwkę, chmury rozpędza na niebie I łzy osusza. Chce, abym żył dalej. 243.FRESCO, OMBROSO, FIORITO.. Na wzgórzu cieniem pokrytym i kwieciem Siedziała w myślach i w śpiewie po społu Ta, która chwałą swą przoduje w świecie I jest dowodem istnienia aniołów. Serce me, które dla niej chciało prawie Rzucić mnie (słusznie, niechby nie wróciło!), Uważnie bada ślady jej stóp w trawie, Która jest mokra od płaczu za miłą. Krąży tuż blisko, co krok szepcząc do niej: „O, gdyby tu był ten biedak poeta, Który jest łzami i życiem zmęczony!" Ona się śmieje. Ach, jakże odmiennie W nas rozdzieliła role ta kobieta! Tyś rajem, święte wzgórze, ja — kamieniem. 247.PARRA FORSE AD ALCUN... Może się komuś wyda zbyt przesadną Chwała tej, w której mój podziw złożyłem, Że już piękniejszej nie znalazłem nad nią, Lepszej, mądrzejszej, świętszej, bardziej miłej. Myślę przeciwnie, boję się, że nawet Za słabą uznać pochwalę mą raczy, Godna jest bowiem szlachetniejszej sławy. A kto nie wierzy, niechaj ją| zobaczy. Wtedy potwierdzi, że tego, co chciałem, I najsrebrniejsza lira nie wypowie, Żaden poeta, choćby sercem całym. Język śmiertelny wielkość jej poniża. Zuchwała miłość porusza mą mowę. Nie mój to wybór, ale siła wyższa. 248.CHI VUOL VEDER... Kto wie, jak mocne jest natury ramię? Jeżeli nie wie, niech pomyśli o tej, Która jest słońcem i nie tylko dla mnie, Lecz i dla świata ślepego na cnotę. Niech przyjdzie prędzej popatrzeć, bo wprzódy Śmierć żre najlepszych, a oszczędza małych. Piękna, śmiertelna rzecz mija jak złuda, Bo oczekuje ją raj pełen chwały. Niech w czas przybędzie, wtedy się przekona, Jak piękno, świętość i cnota być może Cudownie w jednym ciele zjednoczona. Przyzna, że wiersze te — z błahych najbłahsze, A umysł — blasku oślepiony morzem. Lecz gdy się spóźni, zmartwi się na zawsze. 250.SOLEA LONTANA... Zwykła mnie we śnie pocieszać z oddali Swoim widokiem anielskim i drogim, Teraz zaś straszy mnie i smutkiem pali, Nie mogę usnąć od bólu i trwogi. Często, zda mi się, widzę na jej twarzy Żal pomieszany z litością niewinną I słyszę słowa — westchnąć się nie ważę — Od których radość i nadzieja giną: „Czy ty pamiętasz nasz ostatni wieczór, Gdy zostawiłam ciebie w płaczu rzewnym, Odszedłszy późną porą, pełna przeczuć? Wtedy mi mówić nie kazało serce, Nie chciałam, teraz mówię jak rzecz pewną: Już nie zobaczysz mnie na ziemi więcej." 251.O MISERA ED ORRIBIL... Miałem okropny sen, dzikie widzenie. Więc Bóg przedwcześnie zgasić światło raczył, Którego blaskiem jaśniałem codziennie Ja, zbudowany z wiary i z rozpaczy? Jak to być może, aby wieść tak ważna Przez sen mnie doszła w sposób osobliwy? Niech się nie stanie nigdy ta rzecz straszna, Niech lęk mój będzie próżny i fałszywy. Ja wierzę mocno, że jeszcze zobaczę Jej twarz; twarz — chlubę ziemi rzeczywistą, Przez którą życie moje jest bogatsze. Jeśli zaś padół opuściła nędzy, Ażeby wstąpić w niebo promieniste, O śmierć się moją modlę jak najprędzej. 252.IN DUBBIO DI MIO STATO... Płaczę, to piszę znów, cały w rozterce, Cieszę się w rymach, martwię się w westchnieniach, By ulżyć jakoś zranionemu sercu; Miłość mi bowiem nie szczędzi cierpienia. Niech się tak zdarzy, że jej wzrok promienny Znów blaskiem dawnym w moich oczach wstanie Albo — już nie wiem, co mam myśleć, biedny — Albo je skarze na wieczne płakanie. Być może, raju zabierze ją przepych Jak swoją własność, nie dbając na tego, Co widział słońce w niej, na resztę ślepy. W ciągłej udręce, w niespokojnej trwodze Żyję ja, inny od siebie dawnego, Jak ktoś, kto błądzi po niepewnej drodze. 253.O DOLCI SGUARDI... Słodkie spojrzenia! O rozważne słówka! Kiedy znów przyjdzie widzieć was i słyszeć? O włosy złote, którymi mnie ufna Oplotła miłość wiodąc w śmierci ciszę! O twarzy piękna, którą mi los twardy Przysądził, abym ciągle płakał przez nią! Podstępie złudnej miłości i wzgardy: Rozkosz mi dać, co równa jest cierpieniom! Jeżeli kiedyś jaka słodycz tkliwa Raz na mnie spłynie z tych oczu przypadkiem, Gdzie moje życie i myśl ma przebywa, Żyć dłuższym szczęściem los mi nie pozwoli, Precz mnie oddala stąd koniem i statkiem; Los, co pracuje dla mojej niedoli. 261.QUAL DONNA ATTENDE.. Jeśli kobieta pragnie dopiąć swego, Wielce o sławę, mądrość, cnotę stojąc, Niechże popatrzy na wroga mojego, Którego zowie świat kobietą moją. Jak zdobyć honor i jak kochać Boga, Jak złączyć cnotę z wdziękiem, co urzeka, Tu niech się uczy; jaka prosta droga Prowadzi w niebo, które na nią czeka. Tu się nauczy mowy niezrównanej, Sztuki milczenia, wdzięcznych obyczajów, Których wyrazić rozum nie jest w stanie. Lecz nie nauczy się nikt tej urody, Bo nie zdobyta sztuką, ale z raju Pochodzi oczu jej wrodzona słodycz. 265.ASPRO CORE E SELVAGGIO Głuche, kamienne serce i złe chęci W pokornej, wdzięcznej, anielskiej postaci. Ich okrucieństwo na śmierć mnie zamęczy, A śmierć tę marnym zaszczytem przypłaci. Gdy świat zieleni się, gdy mrozi luty, Gdy świeci dzień lub słońce w noc się skryło, Jam zawsze smutny. Mam z czego być smutny: Boli mnie los mój, kobieta i miłość. Nadzieją żyję, uparty, wytrwały, Wszak kropla wody, kapiąc nieustannie, Drąży marmury i najtwardsze skały. Najdziksze serce, hardość nieulękła Przecież się wzruszą przez łzy i błaganie; Nie ma tak twardej woli, by nie zmiękła.