12178
Szczegóły |
Tytuł |
12178 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12178 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12178 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12178 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Konisi Gaku
Podziemne Elizjum
Ranek. Cała metropolia rozkoszuje się ciepłem wczesnego lata. Chłodny
wiew mknie przez aleje i szeleści liśćmi platanów. Powietrze jest
przeźroczyście czyste; rozwinięta technika pozwoliła całkowicie usunąć
dymy z kominów tego wielkiego miasta. W oknach odbija się czysty, głęboki
błękit nieba.
Szczyt porannego ruchu już minął. Autostrady opustoszały. We wszystkich
urzędach i fabrykach zaczęła się codzienna praca. Z okien szkół dolatują
ożywione, dźwięczne głosy dzieci. W dzielnicy mieszkaniowej gospodynie
włączyły pralki. Na ławkach w parku, ocienionych bogatą zielenią,
odpoczywają starcy z przygodnie spotkanymi towarzysza mi...
Artykuł redakcyjny głównego dziennika donosi o kolejnym zerwaniu
międzynarodowej konferencji na rzecz zakazu broni jądrowej. Świat wspiera
się na chwiejnej równowadze strachu. Ale cóż z tego? Życie toczy się w
pokoju, bez zakłóceń - jak zwykle.
Przemysł i handel prosperują. Nikt nie chce wierzyć, że już jutro w
jego życiu mogłaby nastąpić jakaś zmiana. N i k t...
Ale są wyjątki. To ci starcy, którzy szukają rozrywki w rozmowach z
przypadkiem spotkanymi samotnikami. W ich sercach panuje dziwne uczucie
mieszanina lęku i wątłej nadziei na przyszłość.
Całkiem możliwe, że jutro lub pojutrze nadejdzie ten dzień, którego on
albo ona oczekują z tym dziwnym uczuciem. Ten dzień może też nie nastąpić
nigdy.
Dzień, kiedy zostaną przyjęci do Elizjum. Nie chodzi o pośmiertny raj,
mitologiczne miejsce pobytu dusz. Elizum to nazwa wielkiego, państwowego
ośrodka starości.
Stary człowiek jest zbyt sterany, aby zarabiać na życie; jest
najczęściej lewie tolerowanym pasożytem u swego syna, a jego ciągła
obecność drażni synową. Każdego ranka po śniadaniu daje ona teściowi parę
groszy i mówi:
- To twoje kieszonkowe, ojcze. Możesz się zabawić gdzieś w mieście...
Słowa są uprzejme, ale ton wyraźnie zdradza zamiar pozbycia się
intruza. W taki lub inny sposób starzy ludzie wychodzą na ulicę, wydają
otrzymane pieniądze na paczkę papierosów, gaszą pragnienie sokiem owocowym
z automatu i docierają do miejsca zgromadzeń, do parku.
Dla takich starych ludzi został wzniesiony ośrodek Elizjum. Początkowo,
podczas wyborów powszechnych, rząd obiecywał setki takich ośrodków w całym
kraju. Wkrótce potem okazało się jednak, że nie można znaleźć terenu nawet
pod jeden. Urzędy i mieszkańcy miast nie życzyli sobie, aby ośrodki
znajdowały się blisko nich. Także poszczególne gminy i dzielnice odmawiały
ich przyjęcia; interesowały je fabryki nowoczesnych produktów, które
zapowiadały rozwój, a z takiego ośrodka - co za pożytek?
W końcu Ministerstwo Dobrobytu zadecydowało o wykorzystaniu podziemnej
przestrzeni, ale ponieważ wymagało to olbrzymich kosztów, początkowe plany
zostały poważnie zredukowane. Aby więc ukryć ten stan, ministerstwo
zaczęto propagować rewelacyjny, nowy plan, nazwany "Operacją Elizjum".
"Zbuduje się - pisano i mówiono parę skoncentrowanych ośrodków, w
których znajdą zastosowanie wszystkie najdonioślejsze zdobycze
współczesnej nauki i techniki..."
"Rewolucja ośrodków pogodnej jesieni" - podkreślali zadowoleni
urzędnicy podczas wywiadów w telewizji.
Ostatecznie zbudowane zostało-tylko jedno Elizjum. Rząd był bardziej
zainteresowany rozwojem nowej broni nuklearnej.
Jedno Elizjum, choćby nie wiadomo jak "skoncentrowane", nie pomieści
wszystkich starych, którzy pragną w nim mieszkać. Większość
zainteresowanych nie zostanie przyjęta.
Regularnie co miesiąc odbywa się gruntowne badanie kandydatów, na
podstawie którego ministerstwo orzeka, kogo przyjąć na miejsce zmarłych.
Możliwość przyjęcia do Elizjum jest rzeczywiście niewielka, ale nie na
tyle, by całkiem stracić nadzieję. Toteż w dniach badań gospodynie ochoczo
towarzyszą swoim teściom albo teściowym do miejskiego szpitala:
poczekalnie stają się rewią. Ale nie stroje zaciekawiają obecnych. Podczas
uprzejmych konwersacji każda uważnie obserwuje, czyj teść wygląda starzej,
która teściowe jest bardziej zgrzybiała.
Pewnego dnia zajedzie białe auto ze znakiem czterech zielonych gwiazd
symbolem Ministerstwa Dobrobytu. W mgnieniu oka sąsiadki wysypią się na
ulicę, żeby zobaczyć tę scenę.
W ich oczach gnieździ się przemożna zawiść do tej szczęśliwej kobiety,
która w tej chwili pozbywa się dokuczliwego pasożyta. Zawiść próbują
ukrywać wzgardą:
- Pewnie coś zrobiła, żeby staruszek wcześniej zgrzybiał. Jędza! -
nienawistne spojrzenia przeszywają uradowaną kobietę, której mina
natychmiast tężeje, aby nie okazać radości.
Samochód odjeżdża. Kobieta szybko wraca do domu. W tej chwili w niebo
biją wrzaski sąsiadek.
W ich domach starcy siedzą z nastroszonymi uszami. Po hałasie orientują
się, co nastąpiło. I oni zazdroszczą temu, kto właśnie odjechał ku nie
znanemu życiu. Jakie naprawdę jest Elizjum, nikt nie wie. Z broszurki
wydanej przez ministerstwo wiadomo tylko, że chociaż tkwi ono głęboko pod
ziemią, można się tam cieszyć życiem prawie tak samo jak na powierzchni, a
to dzięki cudownym zastosowaniom elektrotechniki oraz opiece na najwyższym
poziomie.
Ta daleka od szczegółowej informacja wystarcza, aby zachęcić - starych;
wszyscy chcą porzucić dotychczasowe życie, uciec od nieznośnej synowej, od
ponurego zięcia. Jakiekolwiek jest, Elizjum - myśleli - przyniesie
przynajmniej coś nowego...
-Na północnym skraju metropolii, tonąc w pachnącej zieleni, stoi
Centralny Szpital Państwowy. Każdy starzec, który ma się udać do Elizjum,
jest sprowadzany tutaj i poddawany uważnemu badaniu: siła mięśni,
elastyczność kości, stan naczyń krwionośnych, wrażliwość nerwów itd., itd.
jak gdyby lekarze chcieli wypracować modelowe gabaryty starości.
Biedny starzec musi błądzić od jednego aparatu do drugiego, być
pocierany, popychany, kłuty to tu, to tam, nie rozumiejąc, po co.
Aparatura rejestruje wszystkie wyniki, badań, łącznie z badaniem mózgu,
po czym pozostaje szpula z taśmą magnetyczną, gęsto zapisana danymi.
W pięć dni po przybyciu do szpitala nadchodzi dzień zejścia do Elizjum.
Stary człowiek otrzymuje zastrzyk usypiający i zapada w głęboki sen, z
którego przebudzi się już jako mieszkaniec upragnionego miejsca.
Łóżkiem na kółkach dwaj funkcjonariusze zawożą go do windy, będącej
jedynym łącznikiem między dwoma światami. Powoli winda opada w dół.
Funkcjonariusze milczą. Mijają sekundy, minuty. Cisza narasta. Czas
przemija i przemija, jakby chcąc rozmazać te przejmujące chwile w
dławiącej bezdźwięczności. Raz po razie winda ulega wstrząsom, dzięki
którym wiadomo, że opada. Po minutach, które wydają się dłuższe od
godziny, winda osiąga dno głębokiego szybu.
Wilgotna woń powietrza wdziera się przez otwarte drzwi. Eskorta wyciąga
łóżko i popycha je wąskim korytarzem. Wśród nagich, betonowych ścian
rozlega się skrzypienie kółek. Słychać jakiś basowy szum odległej maszyny.
Żadnych dźwięków poza tym. W końcu korytarza otwierają się automatycznie
drzwi.
Ptasie trele wlewają się w uszy uśpionego. Czy to ranek? Przyjemne
uczucie ogarnia całe ciało... Starzec otwiera oczy i widzi, że leży w
luksusowym pokoiku. Materac jest puchowo miękki. Na ścianie wisi wielki
obraz. Soczyście zielone liście bujnych drzew rzucają cień na okno. W tle
pyszni się lazur nieba, przetkany olśniewającą bielą chmur, powoli
zmieniających kształty...
- Gdzie ja jestem? Dlaczego leżę w tym wspaniałym miejscu?
Zanim myśl odzyskuje pełna jasność, rozlega się dźwięczny głos młodej
kobiety
- Czy czuje się pan dobrze? Pragnie się unieść, ale z niewiadomego
powodu ciało nie poddaje się jego woli.
- Mieszka pan teraz w Elizjum dodaje głos.
Nagle pamięć z cała wyrazistością przedstawia życie do wczoraj. - Ach,
tak! Nareszcie jestem tutaj!
- Zazna pan tu wspaniałego życia aż do chwili, gdy śmierć zabierze pana
do prawdziwego Niebiańskiego Elizjum - nieco bezbarwnym tonem, jakby
odczytując treść pisma, głos udziela informacji: promienie słońca, chmury,
błękitne niebo - wszystko są to zjawiska sztuczne, wywołane dla ułatwienia
życia mieszkańcom; leżąc stale w łóżku, można też otrzymać wszystko, na co
ma się ochotę - do picia, do jedzenia, do czytania. - Jak szczęśliwi
jesteście, mogąc żyć wśród nas! - kończy głos.
W taki to sposób każdy nowy mieszkaniec styka się po raz pierwszy z
Elizjum. Zaczyna się jego pełne wygód, cudowne, wolne od trudów życie. Aby
otrzymać cokolwiek, wystarczy zawołać po imieniu siostrę Angelikę. Nie
jest zbyt rozmowna, ale natychmiast spełnia życzenia swoich podopiecznych.
Gdy poprosić ją o jakąś książkę, niezwłocznie zaczyna deklamować jej
treść. Kiedy woła się o jakiś przysmak, od razu jest on podawany do ust...
Poza tym aparat telefoniczny umożliwia swobodną rozmowę z sąsiadami. Nic
nie jest milsze starym ludziom ponad takie rozmowy. Z entuzjazmem
opowiadają o swoim życiu na powierzchni: jednego zadręczał zupełny chłód
synowej, inny miał piękny zawód, trzeci ma wśród krewnych samych wybitnych
ludzi, pod oknami czwartego rozpościerał się przepiękny widok itp.; ciągle
powracają do starych spraw.
Są zadowoleni. Już ich nie niepokoją apatyczne lub wrogie rodziny. Nie
muszą dla rozrywki wlec się na słabych nogach do parku. A jednak jest
sprawa, która ich prawdziwie niepokoi: Śmierć. Od czasu do czasu zabiera
ona mieszkańca z Podziemnego Elizjum do Niebiańskiego. Niby nic, przecież
taka jest kolej rzeczy, ale dziwne jest to, że śmierć nie zawsze wydaje
się naturalna. Zdarza się, że najnieoczekiwaniej milknie ten, kto akurat z
humorem gwarzył.
Angelika nie udziela żadnych wyjaśnień na temat tego nieodgadnionego
zjawiska.
Przez pewien czas domyślano się, że w Elizjum panuje jakaś choroba,
która znienacka odbiera życie. Ale potem stało się tajemnica poliszynela,
że ta nienaturalna śmierć stanowi rezultat "oficjalnej likwidacji", jakiej
dokonuje Administracja Elizjum, aby przyjąć nowego mieszkańca.
Potworny strach przed likwidacja stale dręczy elizyjczyków. Lękają się
do tego przyznać, ale to uczucie jest ciągle obecne...
Blade światło lamp jarzeniowych oświetla pozbawiony ozdób betonowy
korytarz. Panuje absolutny spokój. Przez basowy szum dobiega cicha rozmowa
z pomieszczenia, do którego transportowani są sterty, a z którego nikt
jeszcze nie powrócił. Na drzwiach tabliczka: SALA OPERACYJNA.
- Teraz maszyna spamiętuje dane brzmi głos mężczyzny w średnim wieku. -
To trochę potrwa. Póki co, możemy zapalić.
- Dziwne - odpowiada głos młodszy - jakoś mi tu ciemno, chociaż tyle
światła.
- Bo czujesz brak ludzi. Na ziemi żyjemy w tłoku, a tu siedzimy sobie
we dwóch w takim wielkim gmachu.
- Nie mogę sobie wyobrazić, że tu żyje milion ludzi.
- Po trochu przywykniesz, ale całkiem dobrze to ci nigdy nie będzie.
Rozbrzmiewa dzwonek.
- Maszyna skończyła zapisywać. E, pomóż wsadzić faceta. ...Ale waży!
- We śnie człowiek waży więcej niż normalnie. Ale to nic. Ja nie mogę
wytrzymać tego smrodu.
- No, jazda, wyżej głowa! Dobrze! - Mam włączyć?
- Tak, włącz. Zaraz odpoczniemy. Elektryczny silnik zaczyna szumieć. -
Teraz robota dla maszyn. Za dwie godziny będzie koniec.
- Dwie godziny? Nie za długo, żeby oddzielić mózg od ciała? Ślepą
kiszkę wycinali mi tylko pięć minut.
- Ty, mądry, nie porównuj mózgu do twojej zgniłej kiełbasy! No, chodźmy
już, wszystko zrobi za nas maszyna.
- Warto by zobaczyć, jak oni mieszkają.
- Dobra, chodź, pokażę ci.
Ciężkimi krokami przeszli do pobliskiego pomieszczenia.
- To jest apartament numer jeden Jest takich dziewięć oprócz tego.
- Wygląda tu jak w przechowalni. - Może być, w każdej puszce jest jeden
mózg.
- Zachodzę w głowę, jak człowiek może czuć, że żyje w takiej skrzynce.
Ciekawe, jak to jest?
- Dowiesz się, jak cię tu przywiozą, Jeden taki uczony mi tłumaczył, że
dla tych tu nie ma żadnej różnicy, bo mózgi są w porządku.
- A ta Angelika?
- To mózg elektroniczny, ale pracuje, jak trzeba. Jest tak
zaprogramowana, że może nawet całować jak jaka fajna dziewczyna.
- O, to tu tym starym dobrze. Sam mógłbym spróbować.
- Słychać ostatnio, że rząd coś kombinuje z tym Elizjum. Chcą to
zlikwidować. Ale nie bój się, tamten mi mówił, że tu paliwa wystarczy na
tysiąc lat...
Nie zauważono dokładnie kiedy, ale elizyjczycy przestali umierać. Gdy
stwierdzono ten fakt, całe Elizjum wypełniło się bezgraniczną radością.
Wszyscy mówili o tym w najwyższym podnieceniu. Różnie przypuszczano,
dlaczego administracja powstrzymała likwidację najweselszych.
Rozpowiadano, że zostały urządzone inne elizja i do tego już nie będzie
nowych przyjęć. Ktoś znowu twierdził, że niewątpliwie zdołano wynaleźć
jakiś rewelacyjny środek powstrzymujący starzenie się ludzi.
Cokolwiek by to było, stało się faktem, że ustąpiła jedyna przyczyna
odbierająca elizyjczykom upragniony spokój. Życie ich stało się pogodne,
lepsze. Sąsiedzkie pogawędki ożywiły się i wydłużyły.
Jeszcze teraz tam, głęboko pod ziemią, życie toczy się w spokoju i
ciszy. Jeszcze dzisiaj tacza się tam bezgłośne rozmowy elizejskich mózgów.
Nie wiedzę, że przed miesiącem wybuchła trzecia wojna światowa, która
trwała trzydzieści minut i zniszczyła cale życie na Ziemi. Będą żyli w
tych metalowych skrzynkach w spokoju i wygodzie; beztrosko gawędzący... aż
do chwili, gdy wyczerpie się nuklearne paliwo podziemnych generatorów.
przekład : Tybercjusz Tyblewski
powrót