4122

Szczegóły
Tytuł 4122
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4122 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4122 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4122 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARY WESTMACOTT CZYLI AGATHA CHRISTIE SAMOTNA WIOSN� PRZE�O�Y�A BOGUMI�A MALARECKA TYTU� ORYGINA�U ABSENT IN THE SPRING Nie by�o mnie przy tobie wiosn�� W. Szekspir, sonet 98, przek�ad St. Bara�czaka ROZDZIA� PIERWSZY Joan Scudamore wpatrywa�a si� zmru�onymi oczami w p�mrok jadalni. Niewielka wada wzroku powodowa�a, �e Joan Scudamore nie widzia�a dobrze na odleg�o��. Ale� to jest� nie, to niemo�liwe� a jednak tak, to ona. Blanche Haggard. Nadzwyczajne � spotka� szkoln� przyjaci�k�, kt�rej si� nie widzia�o od� od �adnych pi�tnastu lat, w�a�nie tu, na pustyni. W pierwszej chwili ucieszy�a si�; by�a z natury osob� towarzysk� i zawsze ch�tnie spotyka�a si� z przyjaci�mi czy znajomymi. Ale, ale, pomy�la�a, jak�e ta biedaczka zmieni�a si�, jak si� postarza�a. A przecie� nie mo�e mie� wi�cej� ni� ile? Czterdzie�ci osiem lat? Odruchowo spojrza�a w lustro, kt�re szcz�liwym trafem wisia�o tu� obok jej stolika. To, co w nim zobaczy�a, wprawi�o j� w jeszcze lepszy nastr�j. Doprawdy, �wietnie si� trzymam� Oto mia�a przed sob� szczup�� kobiet� w �rednim wieku o osobliwie g�adkiej twarzy, br�zowych, ledwo dotkni�tych siwizn� w�osach, sympatycznych, niebieskich oczach i pogodnym u�miechu. Ta kobieta by�a ubrana w lekki, gustowny kostium i nosi�a spoiych rozmiar�w torebk� wypakowan� nieodzownymi w podr�y drobiazgami. Joan Scudamore podr�owa�a z Bagdadu do Londynu drog� l�dow�. Pierwszy etap podr�y odby�a poci�giem. Najbli�sz� noc mia�a przespa� w zaje�dzie kolejowym, a rankiem wyruszy� w dalsz� drog� samochodem. Przyczyn� jej po�piesznego wyjazdu z Anglii by�a niespodziewana choroba m�odszej c�rki: Joan Scudamore doskonale zdawa�a sobie spraw� z niezaradno�ci Williama (swojego zi�cia); wiedzia�a, �e w domu potrzebny jest kto�, kto si� o wszystko zatroszczy. No c�, kryzys min��. Wystarczy�o, �e wzi�a sprawy w swoje r�ce: dziecko, William, wracaj�ca do zdrowia Barbara � zaplanowa�a wszystko po kolei i wszystkim sprawom nada�a odpowiedni bieg. Dzi�ki Bogu, pomy�la�a, zawsze mia�am g�ow� na karku. William i Barbara byli pe�ni wdzi�czno�ci. Nalegali, by nie �pieszy�a si� z powrotem do domu, by zosta�a d�u�ej, lecz ona z u�miechem na ustach, aczkolwiek z odrobin� �alu w sercu, odm�wi�a. Oczywi�cie przez wzgl�d na Rodneya, biednego, poczciwego Rodneya, tkwi�cego w Crayminster po uszy w pracy, bez nikogo (poza s�u�b�), kto by dba� o jego wygody. ��Zreszt� � powiedzia�a � i jaka� ona jest, ta s�u�ba? ��Twoja s�u�ba, mamo, jest zawsze perfekcyjna. Ju� ty potrafisz o to zadba�! � odpar�a Barbara. Roze�mia�a si�, niemniej uwaga c�rki sprawi�a jej przyjemno��. Ostatecznie ka�dy jest �asy na pochwa�y. Zastanawia�a si� tylko, czy to, �e dom sprawnie funkcjonuje, a ona ca�kowicie mu si� po�wi�ca, nie jest zbyt oczywiste dla jej rodziny. To jednak wcale nie oznacza�o, �e chcia�a w jakikolwiek spos�b t� swoj� rodzin� krytykowa�. Tony, Averil i Barbara byli wspania�ymi dzie�mi, a ona i Rodney mogli by� dumni z ich wychowania, a tak�e z ich �yciowych sukces�w. Tony gdzie� w Rodezji uprawia� pomara�cze, Averil po chwilowym szale�stwie, kt�re swego czasu sp�dza�o jej rodzicom sen z powiek, ustatkowa�a si� i zosta�a �on� bogatego i czaruj�cego maklera. M�� Barbary mia� dobr� posad� w Iraku, w Departamencie Rob�t Publicznych. Ca�a tr�jka by�a i �adna, i zdrowa, i dobrze u�o�ona; mo�na powiedzie�, �e Joan i Rodneyowi naprawd� si� poszcz�ci�o. Jednak�e ona (na sw�j prywatny u�ytek), raczej sk�ania�a si� ku opinii, �e szcz�cie szcz�ciem, ale by�o w tym wszystkim sporo ich, rodzic�w, zas�ugi. Ostatecznie dali swoim dzieciom nadzwyczaj staranne wychowanie i nie szcz�dz�c trudu, dobierali odpowiednie nianie i guwernantki, a potem szko�y, i zawsze na pierwszym miejscu stawiali dobro i powodzenie dzieci. Odwr�ci�a wzrok od swego odbicia w lustrze. To ca�kiem mi�e uczucie, pomy�la�a, zdawa� sobie spraw�, �e odnios�o si� sukces w tym, co si� mia�o do zrobienia. Nigdy nie my�la�am o w�asnej karierze lub o czym� w tym gu�cie. Wystarcza�a mi pozycja �ony i matki. Po�lubi�am m�czyzn�, kt�rego kocha�am, temu m�czy�nie powiod�o si� w pracy, cho� prawdopodobnie jest w tym troch� mojej zas�ugi. Ile te� mo�e zdzia�a� czyj� zbawienny wp�yw! Drogi, drogi Rodney! Na sam� my�l, �e wkr�tce go zobaczy, zrobi�o jej si� ciep�o na duszy. Po raz pierwszy rozsta�a si� z nim na d�u�ej. Jak�e szcz�liwe i spokojne �ycie wiod� razem� No c�, pomy�la�a, okre�lenie �spokojne� by� mo�e niezupe�nie odpowiada rzeczywisto�ci. �ycie rodzinne nigdy nie jest tak do ko�ca spokojne. Letnie wakacje, choroby zaka�ne, odpadaj�ce lynny w zimie. Zreszt� �ycie, w og�le, to nic innego jak jeden ci�g drobnych dramat�w. A Rodney zawsze pracowa� ci�ko, by� mo�e ci�ej, ni� pozwala�o mu na to zdrowie. Cho�by wtedy, sze�� lat temu, kiedy by� tak potwornie wyczerpany. On, wypada�o jej przyzna� ze skruch�, nie trzyma si� tak dobrze jak ona. Przygarbi� si�, a w jego w�osach pojawia si� coraz wi�cej srebrnych nitek. Nie m�wi�c ju� o tym jego zm�czonym, wiecznie przygaszonym spojrzeniu. No c�, �ycie jest �yciem. Ale teraz, kiedy dzieci za�o�y�y swoje rodziny, kiedy kancelaria przynosi niezgorsze zyski, a nowy partner wni�s� �wie�� got�wk�, Rodney m�g�by do wszystkiego podchodzi� bardziej beztrosko. On i ja mogliby�my mie� wi�cej czasu dla siebie. Powinni�my prowadzi� bardziej otwarty dom i od czasu do czasu sp�dzi� tydzie� albo dwa w Londynie. Rodney, by� mo�e, m�g�by grywa� w golfa. Doprawdy, sama nie rozumiem, dlaczego do tej pory nie nam�wi�am go na golfa. Przecie� sport to samo zdrowie, zw�aszcza dla kogo�, kto sp�dza ca�e dnie za biurkiem. Rozwa�ywszy problem golfa, pani Scudamore ponownie spojrza�a w kierunku kobiety, co do kt�rej by�a przekonana, �e jest jej dawn� przyjaci�k� ze szko�y. Blanche Haggard. Jak�e j� uwielbia�a, kiedy by�y razem w St Anne. No i nie ona jedna. Na punkcie Blanche szala�y dos�ownie wszystkie dziewcz�ta. Blanche Haggard by�a absolutnie przebojowa, zabawna i doprawdy, �liczna. Teraz, kiedy si� patrzy na t� chud�, niespokojn�, zaniedban�, podstarza�� kobiet�, wszystko wydaje si� takie dziwne. No i ta jej suknia! Och, ona wygl�da � strach powiedzie� � wygl�da przynajmniej na sze��dziesi�tk� Oczywi�cie, pomy�la�a, Blanche Haggard mia�a bardzo nieszcz�liwe �ycie. Nagle ogarn�o j� zniecierpliwienie. Nieszcz�liwe, te� mi co�! Ostatecznie sama by�a sobie winna. Kiedy si� ma dwadzie�cia jeden lat, ca�y �wiat u swych st�p, urod�, pozycj� i ca�� t� reszt�, nie rzuca si� wszystkiego dla kogo� tak beznadziejnego jak �w m�czyzna. A Blanche to w�a�nie zrobi�a. Blanche rzuci�a wszystko dla weterynarza! Tak, ni mniej, ni wi�cej � dla weterynarza! Weterynarza, a co gorsza �onatego. Oczywi�cie, rodzina Blanche zachowa�a si� z godn� pochwa�y stanowczo�ci�: zabra�a j� w jeden z tych przyjemnych rejs�w dooko�a �wiata. Ale Blanche, gdzie� w Algierze czy Neapolu, wymkn�a si� rodzinie, wr�ci�a do domu i zesz�a si� z nim na powr�t. Naturalnie on straci� swoj� praktyk� i zacz�� pi�, a poza tym jego �ona nie chcia�a da� mu rozwodu. Ostatecznie on i Blanche wyjechali z Crayminster i s�uch o nich zagin��. Trzeba trafu, �e kt�rego� dnia spotka�y si� obie w Londynie u Harrodsa, w dziale z obuwiem, i z kr�tkiej, dyskretnej rozmowy (o to, by rozmowa by�a dyskretna, stara�a si� Joan; Blanche nigdy i w �adnym magazynie nie zachowywa�a si� dyskretnie) dowiedzia�a si�, �e Blanche jest teraz �on� kogo�, kto si� nazywa Holliday, kto pracuje w ubezpieczeniach, lecz �e jej si� zdaje, i� on wkr�tce z tej posady zrezygnuje, poniewa� chce napisa� ksi��k� o Warrenie Hastingsie* i chce po�wi�ci� temu sw�j ca�y czas, a nie jakie� n�dzne resztki dnia, jakie by mu zostawa�y po powrocie z biura. Na jej nie�mia�� uwag�, �e pan Holliday ma niew�tpliwie jakie� prywatne dochody, Blanche odpar�a beztrosko, �e sk�d�e, ani centa! Joan powiedzia�a na to, �e mo�e w tej sytuacji nie powinien rzuca� pracy, zanim si� nie upewni, �e ksi��ka odniesie sukces. Zapyta�a, czy wydawnictwo j� zam�wi�o? Dowiedzia�a si�, �e nie. Co wi�cej, Blanche, nawet nie s�dzi�a, by ksi��ka mia�a powodzenie, bo chocia� Tom bardzo si� do niej zapali�, to przecie� brakowa�o mu w tym wzgl�dzie do�wiadczenia. W�wczas Joan powiedzia�a do�� ciep�o, �e w takim wypadku Blanche powinna zachowa� rozs�dek i nie pozwoli� na co� takiego, na co ta odpowiedzia�a zdziwionym spojrzeniem i czym� w rodzaju: ��Ale� on chce pisa�, biedaczysko. On chce tego bardziej ni� czegokolwiek. ��Zatem trzeba by� m�drym za dwoje � pad�o z jej strony. Blanche tylko si� roze�mia�a i zauwa�y�a, �e kto jak kto, ale ona nigdy nie by�a do�� m�dra, nawet je�li chodzi o sam� siebie! Niestety, pomy�la�a Joan, tak si� sk�ada, �e to prawda. Rok p�niej zobaczy�a Blanche w restauracji w towarzystwie kobiety o wyzywaj�cym wygl�dzie i dw�ch pozuj�cych na artyst�w m�czyzn. A potem, pi�� lat p�niej, Blanche listownie poprosi�a j� o po�yczenie pi��dziesi�ciu funt�w. Napisa�a, �e jej ma�y synek musi by� operowany. Joan wys�a�a jej zatem dwadzie�cia pi�� i mi�y list, w kt�rym prosi�a o dok�adniejsze zrelacjonowanie tej przykrej historii. Odpowiedzi� by�a kartka pocztowa z nabazgranym w po�piechu jednym jedynym zdaniem: Brawo, Joan. Wiedzia�am, �e nie dasz mi zgin�� � co na sw�j spos�b by�o mi�e, cho� raczej niezbyt zadowalaj�ce. Po tym epizodzie zapad�a cisza. I oto teraz, w bliskowschodnim zaje�dzie kolejowym, o�wietlonym chybotliwym p�omieniem skwiercz�cych lamp naftowych, po�r�d zaduchu powsta�ego z mieszaniny zapach�w zje�cza�ego baraniego t�uszczu, nafty i �rodk�w owadob�jczych zjawia si� tamta przyjaci�ka sprzed lat, nieprawdopodobnie stara, o nieprawdopodobnie pospolitym wygl�dzie i, jakby tego by�o ma�o, w podniszczonej garderobie. Blanche sko�czy�a obiad pierwsza i w�a�nie zmierza�a ku drzwiom, kiedy podchwyci�a spojrzenie kobiety. Stan�a jak wryta. ��Na Moj�esza, przecie� to Joan! Przystawi�a sobie krzes�o i ju� po chwili gada�y jak naj�te. Niebawem Blanche powiedzia�a: ���wietnie si� trzymasz, moja droga. Wygl�dasz na trzydziestk�, nie wi�cej. Gdzie� si� uchowa�a? W ch�odni? ��No, niezupe�nie. Mieszkam w Crayminster. ��Urodzona, wychowana, po�lubiona i pogrzebana w Crayminster � zauwa�y�a Blanche. ��S�dzisz, �e to �le? � za�mia�a si� Joan. Blanche potrz�sn�a g�ow�. ��Nie. Powiedzia�abym, �e ca�kiem dobrze. Co s�ycha� u twoich dzieci? Mia�a� ich kilkoro, prawda? ��Tak, troje. Syna i dwie c�rki. Syn jest w Rodezji. C�rki wysz�y za m��. Jedna mieszka w Londynie, a druga a� w Bagdadzie. W�a�nie by�am u niej w odwiedzinach. Nazywa si� po m�u Wray, Barbara Wray. ��Widzia�am j�. Mi�y dzieciak. Nie zdaje ci si�, �e do�� m�odo wysz�a za m��? ��Nie, nie s�dz� � Joan odpowiedzia�a ch�odno. � Wszyscy bardzo lubimy Williama, no i s� ze sob� szcz�liwi. ��Tak, wygl�da na to, �e wszystko si� mi�dzy nimi u�o�y�o. Prawdopodobnie dzi�ki dziecku. Tak czy inaczej, jak si� ma dziecko, trzeba si� ustatkowa�. Co nie znaczy � doda�a Blanche w zamy�leniu � �e ja si� kiedykolwiek ustatkowa�am. By�am bardzo przywi�zana do moich c�rek, Len i Mary. A przecie� kiedy pojawi� si� Johnnie Pelham, odesz�am z nim bez chwili zastanowienia. Joan popatrzy�a na ni� z dezaprobat�. ��No wiesz, Blanche. Jak mog�a�? ��Chcesz powiedzie�, �e post�pi�am niegodziwie, tak? Oczywi�cie zostawi�am je pod dobr� opiek�. Tom je zawsze uwielbia�. O�eni� si� z mi�� dziewczyn�, prawdziw� domatork�. Pasowa�a do niego o wiele bardziej ni� ja. Karmi�a go przyzwoicie, naprawia�a mu bielizn� i tak dalej. Kochany Tom, kochany pieszczoch. A wiesz? Jeszcze wiele lat potem przysy�a� mi na Bo�e Narodzenie i na Wielkanoc kartki z �yczeniami. To bardzo �adnie z jego strony, nie s�dzisz? Joan nie odpowiedzia�a. By�a pe�na sprzecznych my�li. Przede wszystkim nie mog�a si� nadziwi�, �e to co�, to, co mia�a przed sob�, mog�o by� Blanche Haggard, tamt� dobrze wychowan�, b�yskotliw� dziewczyn�, najlepsz� uczennic� St Anne. To co�, czyli ta doprawdy niechlujna kobieta, tak bezwstydnie obna�aj�ca wstr�tne szczeg�y ze swego �ycia, i to tak niezwykle prostackim j�zykiem! A przecie� to w�a�nie ona, Blanche Haggard, zdoby�a w St Anne nagrod� za angielski! Blanche podj�a poprzedni w�tek. ��Zabawne, �e ta ma�a Barbara Wray jest w�a�nie twoj� c�rk�, Joan. Cho� to tylko pokazuje, jak ludzie si� myl�. Wiesz, kiedy jaka� dziewczyna wychodzi za pierwszego ch�opaka, kt�ry jej si� nawin��, to zaraz ka�dy podejrzewa, �e prawdopodobnie by�a bardzo nieszcz�liwa w domu i �e by� to jedyny spos�b, aby z niego uciec. ���mieszne, doprawdy. Powiedz mi, kto wymy�la takie brednie? ��Nie mam poj�cia. Je�li o mnie chodzi, jestem pewna jednego: tego mianowicie, �e ty zawsze by�a� godn� podziwu matk�. Nie wyobra�am sobie, by� potrafi�a si� z�o�ci� albo by� by�a nieuprzejma, wobec kogokolwiek. ��To mi�o z twojej strony, Blanche. C�, zdaje mi si�, �e stworzyli�my naszym dzieciom bardzo szcz�liwy dom i zrobili�my wszystko dla ich dobra. My�l�, �e to bardzo wa�ne, by si� �y�o w przyja�ni z w�asnymi dzie�mi. ��Bardzo �adnie, pod warunkiem, �e si� potrafi. ��Och, dlaczego nie? Rzecz polega jedynie na tym, by pami�ta� w�asn� m�odo�� i umie� si� postawi� na miejscu dzieci. Rodney i ja zawsze starali�my si� tak post�powa�. ��Rodney? Czekaj, czekaj� po�lubi�a� jakiego� prawnika, tak? No jasne, bywa�am w tej ich kancelarii, kiedy Harry stara� si� rozwie�� z t� swoj� okropn� �on�. Jestem przekonana, �e rozmawiali�my w�wczas z twoim m�em, z Rodneyem Scudamore�em. By� niezwykle mi�y i uprzejmy i mia� dla nas mn�stwo zrozumienia. Chcesz powiedzie�, �e by�a� mu wierna przez te wszystkie lata? �adnego skoku w bok? ���adne z nas nie mia�o �adnych skok�w w bok � odpar�a Joan raczej ch�odno. � Rodney i ja absolutnie sobie wystarczali�my. ��Oczywi�cie, ty zawsze by�a� zimna jak ryba. Natomiast tw�j m��, jak mi si� zdaje, potrafi� robi� do kobiet s�odkie oczy! ��No wiesz, Blanche! Joan a� poczerwienia�a. Jej Rodney mia�by robi� do kobiet s�odkie oczy! Co� podobnego! I nagle, wbrew samej sobie, powzi�a my�l, my�l szybk� niby jedno migni�cie tamtego w�a na zakurzonej drodze tu� przed samochodem, nie dawniej jak wczoraj; jedno migni�cie � zielony zygzak, kt�ry znik�, nim dobrze zd��y�a go zobaczy�. Ten zielony zygzak sk�ada� si� z dwu s��w, wyskakuj�cych z dna pami�ci i zn�w zapominanych. Panna Randolph� To prawda, te dwa s�owa odesz�y w niepami��, nim zd��y�a je sobie u�wiadomi�. Blanche zrobi�a skruszon� min�. ��Przepraszam, Joan. Lepiej chod�my do drugiej sali na kaw�. Wiesz, �e zawsze mia�am parszywe my�li. ��Ale� sk�d � zaprotestowa�a Joan, i to szczerze. Blanche wygl�da�a na rozbawion�. ��Jak to, czy�by� nie pami�ta�a? Nie pami�tasz czas�w, kiedy si� wymyka�am na spotkania z ch�opcem od piekarza? Joan zrobi�a niewyra�n� min�. Zapomnia�a o tamtej historii. Zreszt� w�wczas doszukiwa�a si� w niej odwagi i� tak, i romantyzmu. No c�, w gruncie rzeczy wszystko razem by�o wulgarne i nieprzyjemne. Blanche, sadowi�c si� w wiklinowym krze�le i przywo�uj�c kelnera, �mia�a si� beztrosko. ��Niew�tpliwie by�am nad wiek rozwini�ta. I to potwornie. Och, w porz�dku, zawsze dzia�a�am na w�asn� zgub�. Zawsze za bardzo durzy�am si� w m�czyznach. No i zawsze trafia�am jak kul� w p�ot! Fantastyczne, nieprawda? Najpierw Harry, niez�y nicpo�, tyle �e niesamowicie przystojny. A potem Tom, typ m�czyzny, o kt�rym si� m�wi, �e prochu to on nie wynajdzie, cho� na sw�j spos�b i za nim szala�am. Johnnie Pelham � o tak, z tym bawi�am si� ca�kiem nie�le, ale nie za d�ugo. Gerald? C�, z Geralda, jak i z innych, te� nie mia�am wiele pociechy� W tym momencie kelner przyni�s� kaw�, przerywaj�c tym samym co�, co w uszach Joan brzmia�o jak szczeg�lnie niesmaczna wyliczanka. Skrzywi�a si�. ��Przepraszam, Joan, chyba ci� zszokowa�am. Moja dawna przyjaci�ka nadal tak samo pruderyjna, mam racj�, czy� nie? ��Powiedzia�abym, �e zawsze sta� mnie na tolerancj� wobec bli�nich. � Joan zdoby�a si� na uprzejmy u�miech, po czym doda�a do�� niezr�cznie: � Chc� tylko powiedzie�, �e jest mi przykro. ��Czy�by z mojego powodu? To milo z twojej strony, kochanie, lecz prosz�, daruj sobie wsp�czucie. Przez te wszystkie lata �wietnie si� bawi�am. Nie mog�a si� powstrzyma� od obrzucenia by�ej przyjaci�ki cho�by ukradkowym spojrzeniem. Doprawdy, czy�by ta nie mia�a poj�cia o swoim godnym ubolewania wygl�dzie? Te niestarannie pokryte henn� w�osy, ten poplamiony, prze�adowany tanimi b�yskotkami str�j, ta wyn�dznia�a, pomarszczona twarz � twarz starej, wypacykowanej kobiety, kobiety podejrzanej konduity! ��Tak, masz racj�, Joan � powiedzia�a Blanche, a ton jej g�osu spowa�nia�. � Ty swoje �ycie obr�ci�a� w sukces. Je�li chodzi o mnie, ja, no c�, ja swoje pogmatwa�am. Ja upad�am, ty� nie, ty si� nawet nie wspi�a�, ty po prostu wci�� trwasz na swoim miejscu jak typowa dziewczyna z St Anne, taka, kt�ra odpowiednio wychodzi za m�� i z kt�rej dawna szko�a zawsze mo�e by� dumna! Tak, pomy�la�a Joan, St Anne, nasza dawna szko�a, to niez�y temat do rozmowy. ��To by�y pi�kne czasy, prawda? � zapyta�a ochoczo, jednak Blanche skwitowa�a to pytanie wzruszeniem ramion. ��Bo ja wiem? Takie sobie. Czasami si� nudzi�am. To wszystko by�o takie ko�tu�skie, takie niesamowicie zdrowe od samych korzeni. Za wszelk� cen� chcia�am si� stamt�d wyrwa�, chcia�am pozna� �wiat. Zgoda � wykrzywi�a �miesznie usta � pozna�am go. I to jak! ��A co w�a�ciwie robisz w tym zaje�dzie? Wracasz do Anglii razem z jutrzejszym konwojem? Pomy�la�a, �e w ko�cu musia�a j� o to zapyta�. Doprawdy nie �yczy�aby sobie mie� za towarzyszk� podr�y kogo� takiego jak Blanche Haggard. Co innego przypadkowe spotkanie z dawn� przyjaci�k�, a co innego wsp�lna podr� przez ca�� Europ�. No i jak d�ugo mo�na wspomina� dawne czasy? Blanche u�miechn�a si� szeroko. ��Nie, wybieram si� w drug� stron�. Do Bagdadu. Do m�a. ��Do m�a? Czy�by Blanche mog�a mie� kogo� tak godnego szacunku jak m���? ��Tak. Jest in�ynierem na kolei. Nazywa si� Donovan. ��Donovan? � Joan potrz�sn�a g�ow�. � Nie przypominam sobie, bym pozna�a kogo� o takim nazwisku. Blanche za�mia�a si�. ��Nie w�tpi�, moja droga. Chyba nie nale�y do twojej sfery. Tak czy inaczej, pije jak szewc. Za to serce ma na d�oni. I cho� ci� to mo�e zaskoczy, �wiata poza mn� nie widzi. ��Tak powinno by� � Joan zgodzi�a si� r�wnie lojalnie, co �askawie. ��Niech �yje Joan i niech �yj� pozory! Przecie� wida� na twojej twarzy, jak dzi�kujesz Bogu, �e jad� w przeciwn� stron�. Obawiasz si�, �e w ci�gu pi�ciu dni podr�y mog�abym z�ama� twego chrze�cija�skiego ducha. Tylko nie pr�buj zaprzecza�. Wiem, kim si� sta�am. Prostacki umys�, pospolity wygl�d� tak w�a�nie o mnie my�lisz. W porz�dku, jednak bywaj� gorsze rzeczy. Joan pomy�la�a, �e chyba jednak nie. Zdawa�o jej si�, �e upadek Blanche to wystarczaj�ca tragedia jak na kobiet�. Blanche m�wi�a dalej. ��Oby� mia�a udan� podr�, cho�, szczerze m�wi�c, w�tpi�. Wygl�da na to, �e zaczyna si� pora deszczowa. Je�li tak, mo�esz utkn�� gdzie� na d�ugo, bez �adnej ��czno�ci ze �wiatem. ��Mam nadziej�, �e tak si� nie stanie. Straci�abym rezerwacje na poci�gi. ��Och, rezerwacje� Podr� przez pustyni� rzadko kiedy pasuje do jakichkolwiek rozk�ad�w. Najtrudniej bywa z przeprawami przez wadi, ca�a reszta to fraszka. Oczywi�cie szoferzy zawsze zabieraj� w drog� mn�stwo jedzenia i wody, tyle �e to troch� nudne utkn�� gdzie�, gdzie nie ma si� nic do roboty poza my�leniem. Joan u�miechn�a si�. ��Czy�by? A mo�e raczej przyjemna odmiana? Wiesz, jak to jest, nigdy si� nie ma czasu na prawdziwy odpoczynek. Nie raz i nie dwa chcia�am mie� cho�by jeden taki tydzie�, podczas kt�rego nic bym nie robi�a. ��No popatrz, a mnie si� zdawa�o, �e spe�nienie takiego �yczenia to dla ciebie drobnostka. ��Och, nie, moja droga. Jestem bardzo zaj�t� kobiet�. Na m�j skromny spos�b, to jasne. Jestem sekretark� w Krajowym Stowarzyszeniu Ogrodnik�w i nale�� do zarz�du naszego lokalnego szpitala, a do tego bior� aktywny udzia� w �yciu politycznym. A Instytut? A skautki? Do tego prowadzenie domu, Rodney, sk�adanie wizyt, przyjmowanie go�ci. Zaplecze towarzyskie to jeden z czynnik�w decyduj�cych o karierze prawnika, jestem nieodmiennie tego samego zdania. Czym si� jeszcze zajmuj�? Oczywi�cie ogrodem. Uwielbiam m�j ogr�d i lubi� sama w nim grzeba�. Czy wiesz, Blanche, �e rzadko kiedy, poza, by� mo�e, kwadransem przed kolacj�, mam chwil� wolnego czasu na odpoczynek? A czytanie? Zawsze staram si� dotrze� do najnowszych publikacji. ��Zdaje si�, �e nie�le sobie ze wszystkim radzisz � mrukn�a Blanche, wodz�c spojrzeniem po g�adkiej twarzy dawnej przyjaci�ki. ��Lepiej si� zu�y� ni� zardzewie�, jak to si� m�wi. Cho� przyznaj�, zawsze mia�am cudowne zdrowie. Doprawdy, mam za co dzi�kowa� Bogu. Niemniej uwa�am, �e by�oby wspaniale mie� jaki� dzie�, a mo�e i dwa, wy��cznie na my�lenie. ��O czym, mianowicie? � zapyta�a Blanche. � To znaczy, o czym ty by� my�la�a? Joan za�mia�a si�. Jej �miech by� podobny do brzmienia delikatnych dzwoneczk�w. ��Och, o tym i o owym, o r�nych rzeczach. ��Pewnie, zawsze mo�na policzy� swoje grzechy i grzeszki! � Blanche te� si� za�mia�a, cho� zdecydowanie g�o�niej. ��Tak, istotnie � zgodzi�a si� Joan, cho� z pewn� pow�ci�gliwo�ci�. Blanche zmierzy�a j� ostrym spojrzeniem. ��Tylko �e tobie nie zaj�oby to zbyt wiele czasu! � Zmarszczy�a brwi i ci�gn�a dalej, szorstko: � Z konieczno�ci musia�aby� my�le� o swoich sukcesach; Wydaje si�, �e �ycie g�aska�o ci� po g�owie! Hm, jak na m�j gust, to raczej nudne zaj�cie. Ciekawa jestem� � zastanowi�a si� chwil� � ciekawa jestem, czy rozmy�laj�c dzie� za dniem wy��cznie o sobie, mo�na by dowiedzie� si� czego�, czego si� dotychczas o sobie nie wiedzia�o� ��S�dzisz, �e tak? ��S�dz�, �e tak. �e ka�demu mog�oby si� to zdarzy� � Blanche otrz�sn�a si�. � Ja osobi�cie wola�abym nie pr�bowa�. ��Naturalnie � powiedzia�a Joan � niekt�rzy ludzie maj� sk�onno�ci do kontemplacji, cho� nie wiem, sk�d im si� to bierze. Je�li o mnie idzie, wszelki mistycyzm jest mi raczej obcy. Obawiam si�, �e nie jestem wystarczaj�co religijna. Zreszt� tego rodzaju sprawy zawsze zdawa�y mi si� czym� do�� ekstremalnym, je�li rozumiesz, co mam na my�li. ��No c�, zdecydowanie pro�ciej � powiedzia�a Blanche � jest pos�u�y� si� najkr�tsz� ze znanych modlitw. � I w odpowiedzi na pytaj�ce spojrzenie Joan dorzuci�a gwa�townie: � �Bo�e, b�d� mi�o�ciw mnie grzesznej�. Tak, to za�atwia wszystko. Joan odczu�a lekkie skr�powanie. ��Tak � rzek�a. � Tak, z pewno�ci� za�atwia. Blanche wybuchn�a �miechem. ��K�opot z tob�, Joan, polega na tym, �e nie jeste� grzesznic�, a to zwalnia ci� z tego rodzaju modlitwy. Co innego ja. Ja chyba nieustannie robi� j wszystko to, czego robi� nie powinnam. Joan milcza�a, nie wiedz�c, co odpowiedzie�. ��Och, w porz�dku � ci�gn�a Blanche. � �wiat jest taki, jaki jest. Odchodzisz, kiedy powinna� trwa� przy kim�, i bierzesz si� do czego�, co lepiej by�oby zostawi� w spokoju; raz �ycie zdaje ci si� tak pi�kne, �e a� trudno w to uwierzy�, a chwil� p�niej grz�niesz w piekle niedoli i cierpienia! Kiedy wszystko dobrze si� uk�ada, zdaje ci si�, �e tak b�dzie zawsze, a to nieprawda; kiedy idziesz na dno, my�lisz, �e to ju� koniec, a potem zn�w chwytasz oddech. Samo �ycie, moja droga. To by�o tak ca�kowicie obce poj�ciu, jakie Joan mia�a o �yciu, albo raczej o �yciu, jakie zna�a, �e nie sta� j� by�o na �adn� rozs�dn� odpowied�. Blanche poderwa�a si� od stolika. ��Prawie zasypiasz, Joan. Ja te�. No a jutro wcze�nie ruszamy. Mi�o mi by�o ci� spotka�. Dwie kobiety po��czy� na chwil� u�cisk d�oni. Blanche powiedzia�a po�piesznie i niezdarnie, z nieoczekiwan� szorstk� tkliwo�ci� w g�osie: ��Nie martw si� o Barbar�. W ko�cu wszystko jako� si� u�o�y, jestem tego pewna. Bill Wray to porz�dny go��, sama wiesz, a poza tym jest dziecko i ca�a ta reszta. Ona najzwyczajniej w �wiecie by�a bardzo m�oda, kiedy tu przyjecha�a, a �ycie, jakie si� tutaj prowadzi, czasami uderza dziewcz�tom do g�owy. Joan os�upia�a. Powiedzia�a ostro: ��Nie wiem, co masz na my�li. Blanche spojrza�a na ni� z podziwem. ��Oto snobizm w pe�nej krasie! Nigdy niczego nie zauwa�a�. Doprawdy, Joan, nie zmieni�a� si� ani troch�. A przy okazji, jestem ci winna dwadzie�cia pi�� funt�w. Zapomnia�am o tym na �mier�. ��Och, daj sobie spok�j. ��Jasne. � Blanche za�mia�a si�. � Prawdopodobnie mia�am szczery zamiar odda� ci je, ale ostatecznie kto�, kto po�ycza pieni�dze dobrym znajomym, chyba nie liczy na ich zwrot. St�d te� nie martwi�am si� zbytnio. Jeste� wspania�omy�lna, Joan; tamte pieni�dze by�y dla mnie wybawieniem. ��O ile pami�tam, jedno z dzieci mia�o by� poddane operacji, tak? ��Ach, w ko�cu okaza�o si�, �e operacja nie jest konieczna. I w ten oto spos�b cz�� pieni�dzy przepili�my, a za reszt� Tom kupi� sobie �aluzjowe biurko. Od dawna mia� na nie oko. Joan poruszona nag�ym wspomnieniem zapyta�a: ��Czy napisa� t� swoj� ksi��k� o Warrenie Hastingsie? Blanche rozpromieni�a si�. ���e te� pami�tasz o tym! Tak, rzeczywi�cie, napisa� ca�e morze s��w. ��Wyda� to? ��Sk�d�e! Ale nie koniec na tym. Po Hastingsie Tom przymierzy� si� do Beniamina Franklina. To by�o jeszcze gorsze. Mia� dziwne upodobania, nieprawda? Chc� powiedzie�, �e obaj jego bohaterzy byli strasznymi nudziarzami. Gdybym ja pisa�a czyj�� biografi�, wzi�abym si� za kogo� z ikr�, za Kleopatr� czy za Casanov�. No c�, to kwestia zainteresowa�. A co do Toma, ten po napisaniu obu ksi��ek na nowo znalaz� sobie posad� w biurze, cho� ju� nie tak dobr� jak poprzednia. Niemniej ciesz� si�, �e dosta� t� swoj� zabawk�. To bardzo wa�ne, by ludzie robili to, na co maj� ochot�, nie s�dzisz? ��To zale�y od okoliczno�ci � powiedzia�a Joan. � Zawsze s� jakie� wzgl�dy, z kt�rymi trzeba si� liczy�. ��A czy ty nie robi�a� tego, co chcia�a�? � Ja? � zapyta�a Joan zaskoczona. ��Tak, ty. Chcia�a� wyj�� za Rodneya Scudamore�a, tak czy nie? Odpowiem za ciebie: tak. Chcia�a� mie� dzieci. I wygodny dom. � Za�mia�a si� i doda�a. � I �y� d�ugo i szcz�liwie, amen. ��Nie b�d� �mieszna � zawt�rowa�a jej Joan, my�l�c przy tym, �e rozmowa wreszcie przybiera l�ejszy ton. � Sama wiem, jak mi si� poszcz�ci�o. � Nast�pnie, obawiaj�c si�, �e jej ostatnia uwaga nie by�a zbyt taktowna (zwa�ywszy na zrujnowane, pechowe �ycie Blanche), doko�czy�a czym pr�dzej: � Naprawd� musz� ju� i��. Dobranoc. Cudownie, �e zn�w si� spotka�y�my. U�cisn�a ciep�o d�o� Blanche (chyba nikt si� tu po niej nie spodziewa jakich� poca�unk�w?), lekko wbieg�a po schodach i uda�a si� do swojej sypialni. Biedna Blanche, my�la�a ju� rozebrana, uk�adaj�c w nale�ytym porz�dku kolejne cz�ci garderoby i przygotowuj�c na rano �wie�� par� po�czoch. Biedna Blanche. To wszystko naprawd� jest zbyt tragiczne. W�lizn�a si� w pi�am� i zacz�a szczotkowa� w�osy. Biedna Blanche. �eby wygl�da� a� tak okropnie i pospolicie. Ju� mia�a si� po�o�y�, kiedy jeszcze przystan�a niezdecydowana. Oczywi�cie sk�ama�aby, m�wi�c, �e kto� tu modli si� ka�dego wieczoru. Prawda jest taka, �e ten kto� w og�le si� nie modli, i to od dawna. I nawet nie za cz�sto bywa w ko�ciele. Co wcale nie znaczy, �e ten kto� jest osob� niewierz�c�. Nagle poczu�a, �e powinna ukl�kn�� przy tym do�� niewygodnie wygl�daj�cym ��ku (och, c� to za obrzydliwe p��cienne prze�cierad�a; dobrze, �e chocia� ma ze sob� w�asn� mi�kk� poduszk�), ukl�kn�� � �eby nazwa� rzecz po imieniu � jak dziecko, jak jakie� ma�e dziecko. Och, co te� mi przychodzi do g�owy, pomy�la�a odrobin� zawstydzona. Pr�dko wskoczy�a do ��ka i naci�gn�a na siebie prze�cierad�o i koc. Si�gn�a po ksi��k�, kt�r� wcze�niej po�o�y�a na nocnej szafce, po Pami�tniki lady Catherine Dysart. Jej zdaniem by� to niezwykle zajmuj�cy i bardzo dowcipny opis �rodkowego okresu epoki wiktoria�skiej. Przeczyta�a par� linijek, po czym stwierdzi�a, �e nie potrafi si� skoncentrowa�. Jestem zm�czona, pomy�la�a. Od�o�y�a ksi��k� i zgasi�a lamp�. Zn�w nasz�a j� my�l o modlitwie. Co takiego mia�yby oznacza� tamte skandaliczne s�owa Blanche, jakoby mia�a by� zwolniona z modlitwy? Doprawdy, co te� Blanche mia�a na my�li? Joan napr�dce u�o�y�a w�asn� modlitw�. Modlitw� zlepion� z oderwanych s��w. Bo�e� dzi�ki ci� biedna Blanche� dzi�ki ci, �e nie jestem taka jak ona� wielkie dzi�ki� za wszystkie twoje �aski� zw�aszcza za to, �e nie jestem taka jak Blanche� biedna Blanche� to doprawdy straszne. Oczywi�cie sama sobie winna� straszne� prawdziwy szok� dzi�ki Bogu� ja jestem inna� biedna Blanche� Joan zasn�a. ROZDZIA� DRUGI Nast�pnego ranka, kiedy Joan Scudamore opuszcza�a zajazd, pada�o; si�pi� drobny, przyjemny deszczyk, kt�ry jako� nie pasowa� do tej cz�ci �wiata. Joan by�a jedyn� podr�n�, udaj�c� si� na zach�d � do�� nietypowe zdarzenie � jakkolwiek o tej porze roku nigdy nie by�o zbyt du�ego ruchu. A poza tym w poprzedni pi�tek odjecha� bardzo liczny konw�j. Czeka�a na ni� obszerna, turystyczna limuzyna z europejskim szoferem i jego miejscowym zmiennikiem. W szarym �wietle poranka, kierownik zajazdu porykiwa� na schodach na �aduj�c� baga�e arabsk� obs�ug� i jednocze�nie �yczy� mademoiselle (tak nazywa� wszystkie bez wyj�tku goszcz�ce u niego kobiety) przyjemnej i bezpiecznej podr�y. Nast�pnie, k�aniaj�c si� dostojnie, wr�czy� odje�d�aj�cej ma�y tekturowy pojemnik z lunchem. Szofer krzykn�� weso�o: ���egnaj, Satan. Zobaczymy si� jutro wieczorem albo raczej w przysz�ym tygodniu. Samoch�d ruszy�. Potoczy� si� kr�tymi uliczkami orientalnego miasteczka z jego zaskakuj�c�, wr�cz groteskow� jak na takie miejsce zachodni� architektur�. Klakson tr�bi�, osio�ki schodzi�y z drogi, dzieci rozbiega�y si� na boki. Niebawem, pokonuj�c zachodni� bram�, wydostali si� na szerok�, brukowan� i wyboist� drog�, sprawiaj�c� wra�enie wystarczaj�co solidnej, by mo�na ni� by�o dojecha� a� na kra�ce �wiata. Niestety, urwa�a si� niespodziewanie po niespe�na dwu kilometrach i zast�pi� j� nieregularny, pustynny trakt. Celem ich podr�y by�a miejscowo�� o nazwie Tell Abu Hamid, gdzie znajdowa�a si� ko�cowa stacja kolei tureckich. Joan wiedzia�a, �e przy dobrej pogodzie mo�na by�o tam dotrze� po mniej wi�cej siedmiu godzinach jazdy. Wiedzia�a, �e w Tell Abu Hamid b�dzie na ni� czeka� poci�g, kt�ry przyje�d�a ze Stambu�u rano, a w drog� powrotn� rusza� o wp� do dziewi�tej wieczorem. Wiedzia�a, �e w Tell Abu Hamid znajduje si� zajazd, w kt�rym mo�na odpocz�� i co� zje��. Wiedzia�a wreszcie, �e konwoje, jeden jad�cy ze wschodu, a drugi na wsch�d, na og� mijaj� si� w po�owie pustynnego traktu. Tymczasem �w trakt okaza� si� bardzo nier�wny, co oczywi�cie odbija�o si� na komforcie jazdy. Samoch�d ko�ysa� si� i podskakiwa�, a wraz z nim podskakiwa�a na siedzeniu Joan. Szofer zawo�a� do ty�u, �e w�a�nie przeje�d�aj� przez paskudny odcinek traktu, lecz �e on chce go pokona� jak najpr�dzej, bo trzeba sobie zostawi� czas na przeprawy przez wadi. Poza tym wyrazi� nadziej�, �e jego pasa�erka czuje si� dobrze. Zamilk�, za to od czasu do czasu popatrywa� niespokojnie na niebo. Tymczasem deszcz zacina� coraz mocniej i samoch�d co rusz wpada� w po�lizg i ko�ysa� si� z boku na bok, co przyprawia�o Joan o md�o�ci. Do wadi, doliny wype�nionej wod�, dotarli oko�o jedenastej. Pokonali j� jednak szcz�liwie, po niewielkich k�opotach z podjazdem pod drugi brzeg. Mniej wi�cej dwa kilometry dalej wjechali na mi�kki grunt i samoch�d ugrz�z�. Joan narzuci�a na siebie nieprzemakalny p�aszcz, wysiad�a i zajadaj�c lunch, przygl�da�a si� ciekawie, jak id� w ruch �opaty, lewarki i deski (wiezione w samochodzie na tak� w�a�nie okoliczno��). Po kr�tkim czasie mina jej zrzed�a, bo cho� obaj m�czy�ni pracowali w pocie czo�a, kln�c przy tym ile wlezie, to ko�a wci�� odpowiada�y gniewnym buksowaniem, a ca�y ludzki wysi�ek szed� na marne. Anglik jednak, jakby czyta� w jej my�lach, zapewni� j�, �e wychodzi� z o wiele gorszych opresji, i �e to, co ich spotka�o, to zaledwie drobnostka. Mia� racj�: samoch�d w ko�cu poderwa� si� z przera�liwym rykiem i skoczy� do przodu na twardszy grunt. Troch� dalej spotkali dwa samochody, jad�ce w przeciwnym kierunku i na �rodku pustyni odby�o si� co� w rodzaju narady szofer�w. Pasa�erami, jad�cymi w stron� Bagdadu, byli dwaj Anglicy o wygl�dzie handlowc�w, m�ody francuski oficer, starszy Amerykanin i kobieta z ma�ym dzieckiem. W dalszej drodze grz�li jeszcze dwa razy i dwa razy kierowcy wyci�gali z baga�nika lewarki i �opaty. Kiedy po raz kolejny dojechali do wadi, okaza�o si�, �e korytem p�ynie wartki strumie� wody. Na domiar z�ego zapada� zmierzch. ��Czy poci�g czeka na sp�nialskich? � zapyta�a niespokojnie Joan. ��Tak � uspokoi� j� szofer � zawsze czeka, cho� tylko do wp� do dziesi�tej. Na godzin� straty mo�e sobie pozwoli�, nadrobi j� po drodze. Prosz� si� nie martwi�, od tego miejsca pojedziemy pr�dzej. Droga jest tutaj lepsza. Z przepraw�, jak si� mo�na by�o spodziewa�, nie posz�o �atwo: drugi brzeg wadi okaza� si� istnym grz�zawiskiem i samoch�d stan�� na twardym gruncie, kiedy by�o ju� ciemno. Dalsza droga istotnie nie nastr�cza�a �adnych trudno�ci, lecz kiedy dotarli do Tell Abu Hamid, zegarki wskazywa�y dziesi�t� pi�tna�cie. Poci�g do Stambu�u odjecha�. Joan by�a tak skonana, �e na dobr� spraw� ma�o j� to obesz�o. Jako� doku�tyka�a do jadalni, w kt�rej sta�y sto�y na krzy�akach, ale tam jedynie wypi�a herbat�, po czym uda�a si� wprost do s�abo o�wietlonego, ponurego pokoju z trzema �elaznymi ��kami. Po paru niezb�dnych czynno�ciach pad�a na jedno z nich jak k�oda i natychmiast zasn�a. Obudzi�a si� nast�pnego ranka, jak zwykle trze�wa i gotowa do dzia�ania. Usiad�a w ��ku, spojrza�a na zegarek: wp� do dziesi�tej. Wsta�a, ubra�a si� i posz�a do jadalni. Natychmiast wyr�s� przed ni� Hindus. Jego g�ow� zdobi� artystycznie udrapowany turban. Zam�wi�a �niadanie, przespacerowa�a si� do drzwi i wyjrza�a na zewn�trz. No c�, skonstatowa�a, krzywi�c usta w komicznym grymasie, jak wida� znalaz�am si� dok�adnie w samym �rodku niczego. A poza tym wygl�da na to, �e tym razem strac� na podr� dwa razy wi�cej czasu. Do Bagdadu przylecia�a z Kairu. Ta droga, powrotna, by�a dla niej nowa. Bagdad od Londynu dzieli�o wed�ug planu siedem dni podr�y: trzy w poci�gu z Londynu do Stambu�u, dwa kolejne � w poci�gu do Aleppo, noc do ko�cowej stacji Tell Abu Hamid, potem dzie� jazdy samochodem, noc w zaje�dzie, dalej samochodem a� do Kirkuku i wreszcie poci�giem do Bagdadu. Po wczorajszym deszczu nie by�o ani �ladu. Bezchmurne niebo ja�nia�o b��kitem, a wszystko wok� mia�o z�ocistobr�zow� barw� piaszczystego py�u. Tu� przy zaje�dzie, za ogrodzeniem z licznych zwoj�w drutu kolczastego, znajdowa�o si� wysypisko puszek po konserwach i niewielki skrawek pustej przestrzeni, po kt�rej drepta�o kilka chudych kur. Chmaiy much �erowa�y na �wie�o wyrzuconych puszkach, a co�, co wygl�da�o jak kupka brudnych �achman�w, nagle si� podnios�o i okaza�o arabskim ch�opcem. Troch� dalej, za kolejnymi zwojami kolczastego drutu sta� przysadzisty budynek, prawdopodobnie stacja kolejowa, a obok niego co�, co kojarzy�o si� Joan ze studni� artezyjsk� lub z jakim� du�ym zbiornikiem wody. Na horyzoncie, od p�nocy, majaczy� �a�cuch odleg�ych wzg�rz. I to wszystko. �adnych s�up�w granicznych, �adnych dom�w, �adnej ro�linno�ci, �adnych �lad�w ludzkiego �ycia. Stacja, tory kolejowe, troch� kur, kt�rych liczba zdawa�a si� nieproporcjonalnie ma�a w stosunku do zwoj�w strzeg�cego je drutu � to wszystko. Nic poza tym. Doprawdy, pomy�la�a Joan, to bardzo zabawne. �e te� musia�am utkn�� w tak osobliwym miejscu. Wyszed� hinduski s�u��cy i powiedzia�, �e �niadanie jest gotowe. Joan wr�ci�a do budynku, gdzie przywita�a j� niezbyt poci�gaj�ca, acz charakterystyczna dla przydro�nych zajazd�w atmosfera: p�mrok, zapach baraniego t�uszczu, nafty i �rodk�w owadob�jczych. Jej �niadanie sk�ada�o si� z kawy i mleka (puszkowanego oczywi�cie), pe�nego talerza jajecznicy, kilku ma�ych twardych grzanek, miseczki d�emu i podejrzanie wygl�daj�cego kompotu z suszonych �liwek. Joan zjad�a wszystko, i to z apetytem. Zn�w pojawi� si� Hindus. Zapyta�, na kt�r� godzin� �yczy�aby sobie lunch. Odpowiedzia�a, �e na do�� wczesn�, po czym oboje zgodzili si�, �e wp� do drugiej to doprawdy bardzo odpowiednia pora. Poci�gi, jak jej powiedziano w Bagdadzie, kursowa�y trzy razy w tygodniu: w poniedzia�ki, �rody i pi�tki. By� wtorek, a zatem nie mog�a wyjecha� st�d wcze�niej, ni� nazajutrz, i to wieczorem. Zapyta�a s�u��cego, czy faktycznie tak b�dzie. ��Tak, memsahib. Memsahib sp�ni� si� na poci�g wczoraj wieczorem. Niefortunnie. Trakt bardzo z�y, deszcz pada� i pada� ca�� noc. To znaczy �adne samochody nie je�dzi� do Mosulu ani z Mosulu przez kilka dni. ��Mam nadziej�, �e poci�gi kursuj� zgodnie z rozk�adem. Joan nie by�a zainteresowana traktem do Mosulu. ��O tak, poci�g przyjecha� jutro rano. Wraca� jutro wieczorem. Joan skin�a g�ow�. Zapyta�a o samoch�d, kt�ry j� tu przywi�z�. ��Odjecha� wcze�nie rano. Szofer mie� nadziej� zd��y�. Ale ja my�le�, �e nie. Ja my�le�, �e on tkwi� na drodze kilka dni. Joan, szczerze m�wi�c, szoferem te� nie by�a zainteresowana, cho� to �tkwi� na drodze kilka dni� zda�o jej si� wielce prawdopodobne. S�u��cy udziela� dalszych informacji. ��Stacja, memsahib. Tu by� stacja. ��Tak w�a�nie my�l� � powiedzia�a. � Turecka stacja. Stacja w Turcji. Turecka kolej. Tamta strona drutu. Graniczny drut. Joan popatrzy�a z respektem na granic� i pomy�la�a, �e granice s� czym� bardzo dziwnym. ��Lunch wp� do drugiej, memsahib. Wp� do drugiej � powiedzia� Hindus, z uszcz�liwion� min� i znikn��. Kilka minut p�niej Joan us�ysza�a, jak gdzie� na zapleczu krzyczy piskliwym, z�ym g�osem i jak prawie natychmiast do jego krzyku dostraja si� krzyk dwu arabskich, r�wnie piskliwych i r�wnie z�ych g�os�w. Wygl�da na to, �e tego typu zajazdami chyba zawsze zarz�dzaj� Hindusi, pomy�la�a do�� zdziwiona. Ciekawe, dlaczego. Mo�e dlatego, �e wiedz�, jak post�powa� z Europejczykami. Och, niewa�ne, co mnie to wszystko obchodzi. Co mog�abym z sob� zrobi� tego ranka? Mog�abym dalej czyta� zabawne Pami�tniki lady Catherine Dysart. Mog�abym napisa� kilka list�w. Wys�a�abym je po drodze, w Aleppo. Przecie� mam ze sob� blok listowy i kilka kopert. Zawaha�a si� na progu budynku. W �rodku by�o tak mroczno, no i te wszystkie zapachy� A mo�e by troch� pospacerowa�? Uda�a si� do swojego pokoju i w�o�y�a na g�ow� gruby, pil�niowy kapelusz z szerokim rondem. Oczywi�cie nie dlatego, by przebywanie na s�o�cu o tej porze roku mog�o grozi� jakimkolwiek niebezpiecze�stwem, raczej zdrowy rozs�dek podpowiada� jej, �e nigdy do�� ostro�no�ci. Za�o�y�a ciemne okulary i wsun�a do torebki blok listowy i wieczne pi�ro. Tak wyposa�ona wysz�a na dw�r, min�a wysypisko puszek i na wszelki wypadek ruszy�a w przeciwnym do stacji kolejowej kierunku. Nigdy nie wiadomo, pomy�la�a, do jakich komplikacji i to mi�dzynarodowych, mo�e doprowadzi� cho�by mimowolna pr�ba przekroczenia granicy. Pomy�la�a te�, �e udaje si� na bardzo dziwny spacer, spacer donik�d. W samej rzeczy, taki spacer to do�� oryginalny i interesuj�cy pomys�. C�, kiedy si� spaceruje po wydmach, po wrzosowiskach, po pla�y, po ulicy, zawsze ma si� co� na celu. Wspi�� si� na wzg�rze� doj�� do tamtej k�py drzew� do tamtej �aty wrzosu� t� �cie�k� do tamtego gospodarstwa� szos� do s�siedniego miasta, brzegiem morza do nast�pnej zatoczki. Ale tutaj to co innego. Tutaj nie wiadomo, dok�d i�� i po co. Wychodzi si� z zajazdu � i to wszystko. Po prawej stronie, po lewej, z przodu, nie wida� nic poza nagim, szarobr�zowym horyzontem. Nie �pieszy�a si�, sz�a wolno. Powietrze by�o przyjemne, gor�ce, lecz nie za gor�ce. Termometr, pomy�la�a, wskazuje zapewne siedemdziesi�t stopni. No a przy tym taki �agodny, bardzo �agodny wietrzyk� Sz�a mniej wi�cej przez dziesi�� minut, nim spojrza�a za siebie. Zajazd, mimo swego obskurnego otoczenia, z daleka zdecydowanie zyskiwa� na wygl�dzie, a stoj�ca za nim stacja przypomina�a ma�y kopiec usypany z kamieni. Joan u�miechn�a si� i pod��y�a dalej. Doprawdy, nic tylko oddycha� tutejszym powietrzem; takie rze�kie i takie czyste, nie ska�one obecno�ci� cz�owieka czy jak�kolwiek cywilizacj�. Niebo nad g�ow�, piasek pod nogami i nic poza tym. Oto prawdziwa przygoda! Oto najbardziej po��dana przerwa w codziennej monotonii! Mo�e to i dobrze, �e sp�ni�am si� na poci�g. Dwadzie�cia cztery godziny absolutnej ciszy i spokoju jeszcze nikomu nie zaszkodzi�y. No a poza tym, pomy�la�a, nie musz� si� �pieszy� do domu. Kiedy znajd� si� w Stambule, zatelegrafuj� do Rodneya i wyja�ni� mu przyczyn� sp�nienia. Kochany stary Rodney! Ciekawe, co te� w tej chwili porabia. Ciekawe? Ale� sk�d, przecie� wiadomo, �e siedzi w kancelarii adwokackiej Alderman, Scudamore & Witney, w ca�kiem mi�ym pokoju na pierwszym pi�trze, z widokiem na Market Square. Przeprowadzi� si� do niego po �mierci starego Witneya. Lubi go, to jasne, przecie� pami�ta, jak kiedy�, w dzie� targowy, wesz�a tam znienacka, a on sta� sobie spokojnie przy oknie i spogl�da� na targ i na zwierz�ta, kt�re w�a�nie p�dzono. ��Ca�kiem sporo kr�tkorogiego � mrukn�� jakby do siebie. (By� mo�e nie chodzi�o o kr�tkorogie, Joan nie zna�a si� na hodowli, lecz tak czy inaczej, chodzi�o o byd�o.) ��Co do nowego bojlera � powiedzia�a � to uwa�am, �e Galbraith chce z nas zedrze�. Mo�e powinnam dowiedzie� si�, ile wzi��by Chamberlain. Co ty na to? Pami�ta te�, �e Rodney odwr�ci� si� powoli, powoli zdj�� okulary, powoli przetar� oczy i patrz�c na ni� niewidz�cymi oczami, wym�wi� s�owo �bojler� z lekkim zdziwieniem, jak gdyby nigdy nie s�ysza� o takim urz�dzeniu, a nast�pnie, doprawdy raczej bez sensu, powiedzia�: ��Hoddesdon, jak widz�, sprzedaje tego m�odego byka. A to znaczy, �e jest pod kresk�. Pomy�la�a w�wczas, �e to bardzo �adnie ze strony Rodneya, i� interesuje si� tym staruszkiem Hoddesdonem z Lower Mead, kt�remu, o czym ka�dy wiedzia�, wiod�o si� coraz gorzej, lecz na jej gust Rodney powinien uwa�niej s�ucha� tego, co ma mu do powiedzenia w�asna �ona. Ostatecznie od kogo jak od kogo, ale od prawnika ludzie maj� prawo oczekiwa� odrobiny uwagi i zainteresowania. Je�li Rodney b�dzie wodzi� po klientach b��dnym, nieprzytomnym wzrokiem, straci ich co do jednego. To dlatego rzuci�a niecierpliwie: ��Przesta� buja� w ob�okach, Rodneyu. M�wi� o bojlerze do centralnego ogrzewania. A on odpar�, �e oczywi�cie nale�y rozwa�y� obie oferty, lecz �e teraz wszystko dro�eje i �e trzeba si� do tego przyzwyczai�. A potem spojrza� na pi�trz�ce si� na biurku dokumenty, ona za� stwierdzi�a, �e nie b�dzie mu si� d�u�ej naprzykrza�, bo na jej oko czeka go du�o pracy. Rodney u�miechn�� si� i powiedzia�, �e to prawda oraz �e i tak straci� sporo czasu, obserwuj�c targ. ��To dlatego lubi� ten pok�j � dorzuci�. � Wiesz, zawsze czekam na pi�tki. Ws�uchaj si� w te odg�osy, prosz�. Podni�s� d�o�, a ona, pos�uszna jego s�owom, nadstawi�a uszu: zza okna dochodzi�o meczenie owiec i porykiwanie byd�a � doprawdy, masa nieprzyjemnego ha�asu, lecz Rodney, do�� zabawne, zdawa� si� to lubi�. Sta� tam, przy oknie, z g�ow� lekko przekrzywion�, i u�miecha� si� Och, dzisiaj nie jest dzie� targowy. Dzisiaj Rodney zapewne tkwi za biurkiem i nic nie odrywa go od pracy. A tamte moje obawy, jakoby przez swe nieprzytomne spojrzenie mia� straci� jakich� klient�w, by�y ca�kiem bezpodstawne. Rodney swoj� popularno�ci� bi� na g�ow� wsp�lnik�w, no i lubi�o go ca�e miasto, co samo w sobie by�o po�ow� sukcesu w praktyce prowincjonalnego adwokata. Ale i tak, pomy�la�a Joan z dum�, gdyby nie ja, zaprzepa�ci�by wszystko! Jej my�li pobieg�y do dnia, kiedy Rodney powiedzia� jej o ofercie wujka. Chodzi�o o troch� staro�wiecki, lecz za to �wietnie prosperuj�cy rodzinny interes. Rozumia�o si� sarno przez si�, �e Rodney wejdzie we� po odbyciu aplikacji adwokackiej. Lecz oferta wujka Hardego, m�wi�ca o partnerstwie i to na doskona�ych warunkach, by�a niczym innym jak u�miechem losu. Joan najpierw wyrazi�a zadowolenie i pogratulowa�a Rodneyowi, a dopiero potem zauwa�y�a, �e on chyba niezupe�nie podziela jej entuzjazm. Faktycznie, zaraz pad�y te nieprawdopodobne s�owa: ��Je�li si� zgodz� ��Ale� Rodneyu! � zawo�a�a skonsternowana. Do dzi� pami�ta, jak bardzo wtedy poblad� na twarzy i jak dr�a�y mu r�ce, w kt�rych trzyma� kawa�ek torfu. No i to dziwne b�aganie w jego ciemnych oczach. No c�, do tamtego dnia nie zdawa�a sobie sprawy, �e Rodney jest nerwowy. ��Nienawidz� pracy za biurkiem. Nienawidz� � powiedzia�. ��Och wiem, kochanie � zapewni�a go ze wsp�czuciem. � To przera�liwie jednostajna i ci�ka praca, co ja m�wi�, to har�wka, i do tego nudna. Lecz co innego partnerstwo. Chc� powiedzie�, �e kiedy staniesz si� wsp�lnikiem, b�dziesz tym wszystkim po prostu zainteresowany. ��Wszystkim, to znaczy kontraktami, dzier�awami, nieruchomo�ciami, umowami, podczas gdy dotychczas� Posypa�y si� kolejne, ca�kiem absurdalne prawnicze terminy. Rodney u�miecha� si�, lecz jej to nie zmyli�o. Ona i tak widzia�a w jego oczach smutek i b�aganie. Rodney b�aga� j�, a ona tak bardzo kocha�a Rodneya! ��Ale przecie� od dawna by�o wiadomo, �e b�dziesz pracowa� w kancelarii wujka Harry�ego. ��To prawda, by�o. Natomiast sk�d mog�em wiedzie�, �e to praca absolutnie nie dla mnie, �e jest wbrew mojej naturze? ��No dobrze, tylko� tylko powiedz mi, co w takim razie zamierzasz robi�? ��Chc� prowadzi� gospodarstwo � wyrzuci� z siebie gwa�townie, bez namys�u. � Little Mead idzie na sprzeda�. Posiad�o�� jest w z�ym stanie, Horley j� zaniedba�, lecz dzi�ki temu mo�na naby� j� tanio, a zauwa�, to dobra ziemia� Kre�li� plany, pos�ugiwa� si� technicznymi terminami, upaja� si�. Ona si� ca�kiem pogubi�a. Nie wiedzia�a nic ani o pszenicy, ani o j�czmieniu, ani o p�odozmianach, ani o rasowym bydle, ani o mleczarniach. W ko�cu j�kn�a, przera�onym g�osem: ��Little Mead� Przecie� to tu� pod Asheldown, to odludzie. ��To dobra ziemia, Joan, i dobrze po�o�ona� Upaja� si� dalej. Ona nie mia�a poj�cia, �e Rodney potrafi si� a� tak entuzjazmowa�, a� tyle m�wi� i a� tak �arliwie. ��Ale� kochanie � powiedzia�a pow�tpiewaj�co � czy z tego da si� wy�y�? � Wy�y�? Oczywi�cie. No, przynajmniej wy�y�. ��To w�a�nie mam na my�li. Ludzie zawsze m�wi�, �e gospodarka nie przynosi dochodu. ��Bo nie przynosi. Chyba �e jest si� piekielnym szcz�ciarzem albo obraca si� du�ym kapita�em. � W takim razie to nie jest praktyczne. ��Ale� jest, Joan, jest. Pami�taj, �e mam troch� w�asnych pieni�dzy, a je�li gospodarstwo zarobi na siebie, a ponadto przyniesie cho�by odrobin� zysku, wyjdziemy na swoje. Tylko pomy�l, jak cudownie by si� nam �y�o. �ycie na wsi to co� wspania�ego! ��Nie wierz�, by� cho� troch� zna� si� na ziemi. � Jak to! Przecie� m�j dziadek ze strony matki, z Devonshire, by� wielkim w�a�cicielem ziemskim. Jako dzieci, sp�dzali�my u niego wszystkie wakacje. Nigdzie nie by�o mi tak dobrze jak tam. No c�, pomy�la�a, powiedzenie, �e m�czyzna to du�e dziecko, nie mija si� z prawd�� ��Przypuszczam � zgodzi�a si� uprzejmie. � Lecz co innego �ycie, a co innego wakacje. Musimy my�le� o przysz�o�ci, Rodneyu. Mamy Tony�ego. (Tony w tym czasie liczy� sobie jedena�cie miesi�cy). A my�l�, �e to dopiero pocz�tek� Rzuci� jej pytaj�ce spojrzenie, a ona u�miechn�a si� i skin�a g�ow�. ��W takim razie, Joan, nad czym tu si� zastanawia�. Wie� to dobre miejsce dla dzieci. Zdrowe. Mia�yby tam �wie�e jaja i mleko i mia�yby gdzie poszale�, i w por� nauczy�yby si� dba� o zwierz�ta. ��To prawda, m�j drogi, lecz co z reszt�? Co z nauk�? Nasze dzieci powinny chodzi� do dobrych szk�. A to kosztuje. A buty i ubrania, a denty�ci, a lekarze? Nie zapominaj te� o dobieraniu w�a�ciwych przyjaci� Nie mo�esz robi� jedynie tego, na co sam masz ochot�. Powiniene� my�le� o dzieciach, je�li sprowadzi�e� je na �wiat. W ko�cu masz wzgl�dem nich jakie� obowi�zki. ��By�yby szcz�liwe� � obstawa� przy swoim Rodney, cho� w jego g�osie zabrzmia�a niepewna nuta. ��To niepraktyczne, Rodneyu, naprawd� niepraktyczne. Co innego adwokatura. Jako wsp�lnik wujka Hany�ego mo�esz po pewnym czasie zarabia� dwa tysi�ce funt�w rocznie. ��Z �atwo�ci�, jak my�l�. Wujek Harry zarabia wi�cej. ��No widzisz! Widzisz! Nie mo�esz zaprzepa�ci� takiej szansy. By�by� szale�cem! Jej g�os brzmia� zdecydowanie i kategorycznie. Zdawa�a sobie spraw�, �e musi by� stanowcza. Je�li Rodney nie potrafi zrozumie�, co dla niego najlepsze, ona musi wzi�� odpowiedzialno�� na swoje barki. Ten pomys� z wiejskim gospodarstwem by� r�wnie mi�y, jak g�upi i �mieszny, a Rodney zachowywa� si� niby ma�y ch�opiec. Ona czu�a si� po matczynemu silna i pewna siebie. ��Nie s�d�, �e ci� nie rozumiem albo ci nie wsp�czuj�, m�j drogi. To nie tak. Lecz ty po prostu bujasz w ob�okach. Przerwa� jej, aby powiedzie�, �e gospodarowanie na wsi jest wed�ug niego jak najbardziej konkretnym zaj�ciem, a nie chodzeniem z g�ow� w chmurach. ��Tak, lecz to nie ma znaczenia. Nie dla nas. Tutaj masz wspania�y rodzinny interes z pierwszorz�dnymi �widokami na przysz�o��, a tak�e wspania�omy�ln� propozycj� ze strony twojego wujka� ��Och, wiem. Wujek w swojej wspania�omy�lno�ci posun�� si� o wiele dalej, ni�bym kiedykolwiek si� spodziewa�. ��To prawda. A ty nie mo�esz, po prostu nie mo�esz odrzuci� tego, co ci proponuje! �a�owa�by� swojej decyzji przez ca�e �ycie. Zapewne by� si� obwinia�, �e nie skorzysta�e� z jego oferty. ��Cholerna kancelaria