5119

Szczegóły
Tytuł 5119
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5119 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5119 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5119 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aleksander Krawczuk PAN I JEGO FILOZOF Rzecz o Platonie SPOTKANIE W OEI Czy to przypadek mnie przywi�d� do tego miasta, do Oei, czy te� zrz�dzenie losu, nie umiem powiedzie�. Ch�tnie bym westchn��: Oby nigdy nie stan�a tu moja noga! � lecz szacunek nale�ny �onie zabrania takich my�li. Ja, Apulejusz z Madaury, jecha�em na studia do Aleksandrii. Obra�em drog� l�dem wzd�u� wybrze�a morskiego: z Kartaginy prosto na Hadrumetum i Tapsus, potem skr�t ko�o Ma�ej Syrty, nast�pnie przez miasto Sabrata do Oei. Tu utkn��em. A czeka�a mnie jeszcze podr� d�uga i uci��liwa: wybrze�a Wielkiej Syrty, dalej miasta Cyrenajki, za nimi dobry kawa� pustkowi, i dopiero Aleksandria. Ale zatrzyma�em si� w Oei. I to w�a�nie zim�, kiedy w tamtych stronach najlepiej si� w�druje, bo ch�odniej. Utrudzony drog� znalaz�em go�cin� w domu przyjaci�, Appiusz�w, i zaraz leg�em, zmo�ony chorob�. Patrz�c obecnie na t� spraw� podejrzewam, co by�o w�a�ciw� przyczyn� s�abo�ci. Po kilkunastu dniach odwiedzi� mnie, wci�� bardzo chorego, Poncjan. Niedawno przyjecha� z Rzymu. Dopiero p�niej mia�em si� dowiedzie�, co spowodowa�o, �e porzuci� stolic� i powr�ci� do rodzinnego miasta, mi�ego wprawdzie, lecz po�o�onego niemal na kra�cach �wiata. Pozna�em Poncjana przed kilku laty, w czasie studi�w w Atenach, za po�rednictwem wsp�lnych przyjaci�; wnet zwi�zali�my si� tam blisk� za�y�o�ci�. Ot� teraz, w Oei, Poncjan odnosi� si� do mnie z prawdziwym szacunkiem (bo te� by� m�odszy, cho� niewiele), troszczy� si� o moje zdrowie, okazywa� du�o serdeczno�ci. Obecnie ju� wiem, sk�d bra�o si� to wszystko. Najpierw zacz�� bada� moje usposobienie i ch�ci, ostro�nie wszak�e i wykr�tnie. Od razu zmiarkowa�, �e rw� si� do dalszej podr�y i �e inne sprawy ca�kiem mi nie w g�owie; prawdziwie po��da�em tylko zg��bienia tajemnych nauk Egiptu, jak to przed pi�ciuset laty czyni� boski Platon, a jeszcze przed nim Pitagoras. J�� wi�c zapewnia�, �e je�li zatrzymam si� nieco w Oei, on wybierze si� ze mn�. Wywodzi� te�, �e t� zim� straci�em z powodu choroby, trzeba wi�c poczeka� nast�pnej, bo w lecie trudno przeby� Wielk� Syrt�, takie tam upa�y, tyle gro�nych bestii, a zw�aszcza jadowitych w�y. By�y to argumenty powa�ne i sensowne, tote� da�em si� przekona�. Wci�� s�abowa�em, pora roku by�a istotnie sp�niona, a perspektywa odbycia dalekiej podr�y w towarzystwie tak mi�ego przyjaciela przedstawia�a si� n�c�co. Gdzie� jednak mia�em mieszka�, czekaj�c w Oei nadej�cia zimy? Przecie� nie spos�b by�oby nadu�ywa� go�cinno�ci Appiusz�w. Poncjan natychmiast znalaz� rad�: � Przeniesiesz si� do domu mojej matki. Przyjmiemy ci� z rado�ci�, miejsca u nas dosy�. Mieszkanie jest bardzo zdrowe, a budynek po�o�ony tak dogodnie, �e b�dziesz m�g� swobodnie rozkoszowa� si� widokiem morza. Kto wie, czy moich w�tpliwo�ci nie przewa�y� w�a�nie ten ostatni argument. Nie znam bowiem nic r�wnie wspania�ego i boskiego, jak �w przestw�r niezg��biony, nie daj�cy si� ogarn�� wzrokiem. Zw�aszcza gdy wschodzi nad nim ksi�yc. Wtedy znowu staje mi przed oczyma cudowna zjawa, kt�r� ujrza�em pewnej ksi�ycowej nocy wiosennej daleko st�d, na wybrze�u ko�o Koryntu. Tak wi�c, gdy tylko si� mi przyby�o, stan��em przed domem Pudentilli, matki Poncjana; mia�em si� jej przedstawi�.O APULEJUSZU Nim jednak narrator znajdzie si� przed obliczem pani domu, nale�y zaprezentowa� go Czytelnikom, przerywaj�c na kr�tko tok dopiero co zacz�tej opowie�ci. Apulejusz urodzi� si� oko�o roku 125 naszej ery w mie�cie Madaura, a wi�c na ziemiach dzisiejszej Algierii, w pobli�u jej granicy z Tunezj�, w�wczas za� na obszarze rzymskiej prowincji zwanej Africa Proconsularis. Jako m�ody i stosunkowo zamo�ny cz�owiek wiele podr�owa�. Studiowa� w Atenach i w Rzymie, p�niej za� zdoby� du�y rozg�os dzi�ki pisarstwu. Wielk� s�aw� da�a mu zw�aszcza powie�� Metamorfozy, czyli Przemiany, znana te� pod tytu�em Z�oty osio�. Czytywano j� z upodobaniem i w staro�ytno�ci, i w �redniowieczu; w czasach nowszych doczeka�a si� przek�ad�w na niemal wszystkie j�zyki europejskie, w tym tak�e na polski. Pomys� jest znakomity. Pewien m�odzieniec przypadkowo, cho� nie ca�kiem bez w�asnej winy, zosta� zamieniony w os�a; pokonuje wiele tragikomicznych przeciwno�ci, a� wreszcie �aska bogini Izydy przywraca mu posta� ludzk�. W ramy tej opowie�ci Apulejusz wkomponowa� liczne nowele. Ca�o�� wi�c jest bogata i r�norodna. S� rozdzia�y realistyczne i ba�niowe, erotyczne i przygodowe, a nawet podnios�e i niemal religijne. Wszelako wypada skromnie zauwa�y�, �e to nie Apulejusz wymy�li� ow� cz�eczo-o�l� histori�. Wyzyska� on, i to raczej wiernie, pewien romans grecki, kt�rego skr�cona wersja, r�wnie� grecka, zachowa�a si� w zbiorze pism Lukiana. Owszem, to trzeba przyzna�, Apulejusz parafrazuje �wietnie. Prawda te�, �e � jak si� zdaje � wzbogaci� powie�� o pewne w�tki autobiograficzne. Chodzi zw�aszcza o partie po�wi�cone bogini Izydzie. Ale z tym wszystkim nie spos�b uzna� Metamorfoz za dzie�o rzeczywi�cie oryginalne. Pomys� jest cudzy; prawdziwie w�asna, Apulejuszowa, jest tylko szata j�zykowa, zreszt� niezwyk�a i urocza. A inne pisma? By�o ich sporo, nie wszystkie dotrwa�y do naszych czas�w. Z zachowanych charakter �ci�le literacki i retoryczny maj� Florida; jest to wyb�r celniejszych fragment�w z m�w popisowych kt�re Apulejusz wyg�asza� przy r�nych okazjach. Ich styl znamionuje wirtuoza; tre�ciowo wszak�e s� to utwory b�ahe. Posiadamy wreszcie trzy kr�tkie traktaty filozoficzne pi�ra tego� autora. Jeden z nich jest po prostu t�umaczeniem na �acin� pewnego traktatu, przypisywanego Arystotelesowi. Dwa inne maj� charakter bardziej samodzielny. Pierwszy z nich zastanawia si� nad kwesti�, czym w�a�ciwie by�o b�stwo opieku�cze Sokratesa. Drugi przedstawia �ycie i pogl�dy Platona. Czyni to wprawdzie w spos�b pobie�ny i niezbyt g��boki, �wiadczy jednak o kulcie niemal religijnym, jakim Apulejusz, wychowanek ate�skiej Akademii, darzy� jej za�o�yciela. Jest to zreszt� najstarszy zachowany wyk�ad filozofii plato�skiej w j�zyku �aci�skim, i cho�by z tej racji b�dzie mia� zawsze swoje miejsce w dziejach naszej kultury. I w ko�cu dzie�ko najbardziej osobiste, wi�c poniek�d najwa�niejsze: Apologia, czyli Obrona. Kog� to broni Apulejusz? Siebie samego. A przed jakimi zarzutami? Cierpliwy Czytelnik �atwo odgadnie ich tre�� w toku tej opowie�ci, kt�ra w znacznej mierze oparta zosta�a w�a�nie na danych Apologii. Nale�y wszak�e uprzedzi�, �e nie chodzi tu ani o przek�ad, ani nawet o parafraz�; materia� bowiem mowy obro�czej zosta� swobodnie przekszta�cony oraz wzbogacony motywami z innych �r�de�. W ten spos�b powsta�a pewna ca�o��, kt�ra daje mo�e nieco zaskakuj�cy, a jednak autentyczny obraz obyczaj�w i mentalno�ci ludzi wykszta�conych w okresie rozkwitu cesarstwa rzymskiego. C� to za cudaczne przemieszanie sprzeczno�ci w jednym i tym samym cz�owieku! Subtelna inteligencja i szeroka wiedza wsp�yj� z wr�cz zabobonnym kultem czar�w i magii; przes�d i �atwowierno�� splataj� si� ze zdrowym sceptycyzmem i autentyczn� dociekliwo�ci� uczonego. A r�wnocze�nie �w filozof i adept nauk tajemnych okazuje zimn� interesowno�� i zdumiewaj�c� trze�wo�� umys�u we wszystkim, co dotyczy kwestii maj�tkowych.Mo�e jednak to przemieszanie sprzeczno�ci nie jest czym� niezwyk�ym i w�a�ciwym tylko tamtym czasom. Je�li si� zastanowi� i rozejrze�, chyba nietrudno by�oby wskaza� w ka�dej epoce ludzi inteligentnych, uczonych, wyrachowanych, a jednocze�nie l�kliwie sk�adaj�cych ho�d najoczywistszym bzdurom i urojeniom. W ostatecznym za� rozrachunku wychodzi na to, �e ka�dy wiek najlepiej charakteryzuj� jego szale�stwa, przes�dy, psychozy i schorzenia; bo�yszcza ka�dej epoki staj� si� przedmiotem po�miewiska i szyderstw czas�w po niej id�cych, a nie mniej, cho� inaczej, dziwacz�cych. Sceneri� perypetii Apulejusza by�a Oea, czyli dzisiejszy Trypolis w Libii. Relacja o tym, co prze�y� tam �w m�� znakomity, stanowi jedn� warstw� ksi��ki. Drugi natomiast jej w�tek dotyczy znacznie wcze�niejszych czas�w, gdzie indziej si� rozgrywa, zagadnienia za� omawia zupe�nie odmienne. Obie te p�aszczyzny ��czy osoba Apulejusza. Wyzyskamy mianowicie fakt, �e mia� on tak powa�ne zainteresowania filozoficzne; przypu��my, �e w�a�nie w Oei zbiera� materia�y do owych wspomnianych wy�ej traktat�w. Co prawda nie jest pewne, czy podpisa�by si� on pod wszystkimi uwagami i refleksjami, kt�re w jego imieniu zostan� tu przedstawione. Najlepiej wszak�e, je�li tamten kr�g my�li otworzy przed nami sam Apulejusz. Zostawili�my go, gdy puka� do drzwi Pudentilli. PUDENTILLA I WIERSZE PLATONA By�a to pani chyba czterdziestoletnia, a wi�c starsza ode mnie o lat mniej wi�cej dziesi��. Na pierwszy rzut oka wyda�a mi si� kobiet� zupe�nie przeci�tnej urody; os�dzi�em te� na podstawie rys�w i wyrazu jej twarzy, �e jest raczej surowa dla siebie i dla innych, samodzielna i zdecydowana. Nic dziwnego, skoro owdowia�a ju� przed tylu laty i sama musia�a zawiadywa� du�ym maj�tkiem oraz czuwa� nad wychowaniem dw�ch syn�w: Poncjana, o kt�rym ju� m�wi�em, oraz Pudensa, du�o m�odszego, ch�opca jeszcze. W toku bardzo mi�ej rozmowy okaza�o si�, �e Pudentilla jest oczytana i prawdziwie inteligentna. Po grecku m�wi�a doskonale, mo�e nawet swobodniej ni� po �acinie; w tych okolicach nie jest to zreszt� czym� wyj�tkowym, bo zawsze mieszka�o tu sporo Hellen�w. A je�li ju� wspomnia�em o sprawach j�zykowych: uderzy�o mnie, �e w Oei, tak samo zreszt� jak i w moich stronach rodzinnych, ko�o Madaury, wci�� jeszcze spotyka si� wielu ludzi, szczeg�lnie na wsi, kt�rych j�zykiem ojczystym jest punicki. Stanowi to oczywisty spadek po dawnym osadnictwie fenickim i po w�adztwie Kartaginy nad ziemiami, kt�re obecnie, od Madaury na zachodzie a� po Leptis na wschodzie, le�� w granicach naszej prowincji Africa Proconsularis. Zauwa�y�em, �e nawet m�odziutki Pudens, przedstawiony mi zaraz na pocz�tku spotkania, woli m�wi� po punicku ni� po �acinie; t� kaleczy� niezno�nie. Widocznie ch�opiec sp�dzi� dzieci�stwo na wsi. A przecie� star� punick� Kartagin� zburzono do fundament�w ju� przed oko�o trzystu laty, dzisiejsza za�, wielka i wspania�a, jest miastem prawie czysto rzymskim! My�la�em: Mo�e r�wnie� w naszych cia�ach i umys�ach �yje dziedzictwo staro�ytnej Kartaginy, trwa�e i niezniszczalne, cho� sami nie zdajemy sobie z tego sprawy? Mo�e s�usznie twierdz� niekt�rzy obcy, �e my wszyscy, stali mieszka�cy tej krainy, mamy w �y�ach, gdy w gr� wchodz� sprawy mi�o�ci lub nienawi�ci, nie krew, ale ogie�; i �e wszyscy w jaki� naturalny spos�b jeste�my zwi�zani ze �wiatem czar�w i tajemnic? Rozmowa rych�o zesz�a na wsp�lne studia, moje i Poncjana, w Atenach, w Akademii plato�skiej. Z wielkim przej�ciem wielbi�em jej za�o�yciela i otwarcie stwierdzi�em: � Pragn� jak najwierniej i�� w jego �lady i w�a�nie dlatego wybieram si� do Egiptu. Gdyby nie choroba, by�bym tam ju� dawno. Niestety, musz� zatrzyma� si� w Oei jeszcze przez kilka miesi�cy.Pudentilla oczywi�cie nie zna�a si� na plato�skiej filozofii i nie czyta�a ani jednego dialogu naszego mistrza. Natomiast, jak przysta�o na kulturaln� kobiet�, �ywi�a pewne zainteresowania dla poezji. Zapyta�a, czy Platon nie pozostawi� jakich� wierszy. Odpowiedzia�em, �e jako m�ody cz�owiek by� on przede wszystkim poet� i uk�ada� nawet dramaty; wszystko to jednak spali�, gdy w decyduj�cej chwili swego �ycia postanowi� po�wi�ci� si� tylko i wy��cznie poszukiwaniu m�dro�ci. � Zachowa�y si� wszak�e � doda�em � kr�tkie wiersze Platona, epigramy, pisane dla r�nych os�b, w kt�rych si� kocha�. � Jakie� to by�y osoby? I jakie to wiersze? � zapyta�a Pudentilla, wyra�nie zaciekawiona. Od razu po�a�owa�em swoich s��w niebacznych. Przecie� niemal wszystkie te epigramy wielbi�y ch�opc�w! Nie wyda�o mi si� stosowne, bym mia� deklamowa� te nami�tne wiersze przed matron� tak powa�n� i surow�. W ka�dym razie nie do powt�rzenia by� ten, moim zdaniem, najpi�kniejszy: �Gdym Agatona ca�owa�, dusz� mia�em na wargach; a� tam stan�a nieszcz�sna, jakby przej�� chcia�a na drug� stron�.� Przytoczy�em wi�c inny, pozornie pow�ci�gliwszy, w kt�rym Platon m�wi o jednym ze swych m�odych uczni�w, o ch�opcu imieniem Aster, czyli Gwiazda: �Wpatrujesz si� w gwiazdy, moja Gwiazdo. O jak�e� chcia�bym sta� si� niebem, by tysi�cem oczu patrze� na ciebie!� Ch�opiec zmar� m�odo. Jego cieniom mistrz ofiarowa� taki epigram: �Przedtem ja�nia�e� w�r�d �ywych jako Jutrzenka. Teraz, po �mierci, �wiecisz w�r�d zmar�ych jako Gwiazda Zachodnia.� W tym momencie przyszed� mi na my�l wiersz, przez niekt�rych przypisywany Platonowi, a na szcz�cie zwr�cony do dziewczyny. Zaraz powt�rzy�em go g�o�no: ,,Rzucam ci jab�ko. Je�li kochasz mnie z dobrej woli, zatrzymaj je, a w zamian daj mi, co masz najcenniejszego. Je�li za� � oby tak nie by�o! � co innego zamy�lasz, we� owoc i dobrze rozwa�, �e jego �wie�e pi�kno wnet minie.� Rzek�em i � zmartwia�em. Mia�em przecie� przed sob� kobiet� nie pierwszej ju� m�odo�ci! Aby wi�c ratowa� sytuacj�, pope�ni�em nowy nietakt. Ale zdawa�o mi si�, �e niewiele ju� mam do stracenia w opinii Pudentilli. Powiedzia�em: � Znam jeszcze jeden epigram, kt�rego autorstwo do�� powszechnie przyznaje si� za�o�ycielowi Akademii, cho� ja osobi�cie innego jestem zdania. Wiersz, �mia�y w tre�ci, w pewnym stopniu przeczy poprzedniemu. Oto on: �Mam Archeanass�, heter� z Kolofonu. Nawet w jej zmarszczkach jeszcze si� kryje gorzka mi�o��. Biedni wy, co�cie j� spotkali, gdy jako m��dka zaczyna�a �eglowa�! Przez ile� to przeszli�cie utrapie�!� Mo�e mi si� tylko wydawa�o, �e Pudentilla jakby lekko si� u�miechn�a. Zrozumia�a widocznie te s�owa tak, jak sobie tego �yczy�em. I znowu pomy�la�em, �e chyba nie tylko j�zyk punicki jest �ywym spadkiem po dawnych panach tej krainy, lecz tak�e gor�ca nami�tno��, godna czcicieli bogini Tanit. Uzgodnili�my, �e przeprowadz� si� do pi�knego domu Pudentilli ju� dnia nast�pnego. LNIANE ZAWINI�TKO I O�TARZ B�STW DOMOWYCH Na now� kwater� przenios�em si� oczywi�cie ze wszystkim, co do Oei przywioz�em. Sam trzyma�em w r�ku swoje �wi�to�ci, dobrze owini�te lnian� chust�; tobo�ki d�wiga� niewolnik � jedyny, jaki towarzyszy� mi w dalekiej podr�y. Tak wi�c, musz� przyzna�, m�j dobytek w czasie przeprowadzki do domu bardzo bogatej wdowy przedstawia� si� raczej skromnie; wszelako ju� w rok p�niej pozwoli�em sobie na wyzwolenie w tej�e Oei trzech ludzi ze s�u�-by, i to jednego dnia. Wszystko to mia�o mi p�niej przysporzy� wiele k�opot�w ze strony ludzi zawistnych i ma�ostkowych. Gdy tylko przekroczy�em pr�g nowej siedziby, zapyta�em, gdzie o�tarzyk b�stw domowych; tam po�o�y�em �wi�to�ci. Nast�pnego dnia zajrza�em do tego pokoju zaraz z rana; chcia�em sprawdzi�, czy przypadkiem kto� ciekawski nie dobra� si� do mych skarb�w w niepozornym zawini�tku. Przy sposobno�ci stwierdzi�em z zachwytem, �e pok�j jest w�a�ciwie bibliotek�! Liczne zwoje papirusowe le�a�y we wn�kach mur�w i w skrzyniach. Ksi��ki stanowi�y w�asno�� Poncjana, kt�ry powa�nie interesowa� si� filozofi� i literatur�; w�a�nie dlatego swego czasu uda� si� do Aten, gdzie los zetkn�� go ze mn� w gajach Akademii. Rzecz to jednak godna ubolewania, �e nawet mi�o�� wiedzy i prawdziwe studia nie wystarczaj� same przez si�, by ukszta�towa� sta�o�� charakteru i obroni� przed pokusami; przyk�ad Poncjana mia� mi to pokaza� szczeg�lnie wyrazi�cie. Wracaj�c wszak�e do biblioteki: odkry�em w niej dzie�a Platona; traktaty innych filozof�w, przewa�nie uczni�w Sokratesa lub Platona; ksi�gi wielu historyk�w greckich i m�wc�w. Wi�kszo�� owych zwoj�w Poncjan naby� w Grecji, a nast�pnie przywi�z� tu i zostawi�, gdy wyjecha� do Rzymu, aby studiowa� prawo. Obecnie wielce �yczliwie pozwoli� mi korzysta� z tych zasob�w, kiedy bym tylko zechcia�. Patrz�c na to z perspektywy p�niejszych wypadk�w podejrzewam nawet, �e ogromnie si� ucieszy�; tym bowiem sposobem jeszcze mocniej wi�za� mnie z domem swej matki, co znowu mia�o s�u�y� jego planom, wci�� jak najtroskliwiej skrywanym. Spotkanie po latach z koleg� z plato�skiej Akademii; fakt, �e zdarzy�o si� to, gdym pielgrzymowa� za przyk�adem samego Platona do Egiptu, ojczyzny bog�w i tajemnych nauk; odnalezienie dzie� tego� Platona w mie�cie zagubionym pomi�dzy morzem a bezmiarem piaszczystych pustkowi � wszystko to rozumia�em jako opatrzno�ciow� wskaz�wk� losu, abym wyzyska� przymusow� zw�ok� w Oei, przedstawiaj�c po raz pierwszy w j�zyku �aci�skim �ycie za�o�yciela Akademii. Nie wiem, jaki kszta�t ostateczny otrzyma to dzie�o. Sta�o si� bowiem tak, �e praca nad nim w przedziwny spos�b splata si� z perypetiami mego �ycia. Wydarzenia zabawne lub �a�osne, a czasem gro�ne, to odwodz� mnie od bada� naukowych, to znowu jakby ku nim sk�aniaj�. Ale ja dawno ju� przejrza�em, �e nie ma przypadk�w. Wszystkim rz�dz� z ukrycia moce tajemne, wiod�c nas ku celom sobie tylko znanym. Sokrates w niekt�rych chwilach swego �ycia s�ysza� p�yn�ce sk�d� s�owa, rady, wskaz�wki; przypisywa� je, na pewno s�usznie, swemu demonowi, czyli duchowi opieku�czemu. Zbyt ma�o we mnie prawdziwej m�dro�ci i czysto�ci ducha, abym m�g� wprost poj�� co m�wi m�j demon-str�. Wierz� jednak, �e to w�a�nie on powoduje moimi krokami. Je�li wrogowie to maj� na my�li, nazywaj�c mnie magiem i czarownikiem, ch�tnie si� godz�. Lecz za wysoko bym ich ocenia� przyjmuj�c, i� zdolni s� do tak g��bokich pogl�d�w; widz� tylko drobiazgi, jak owa chusta lniana, a i te �le rozumiej�. MISTERIA Owini�te lnian� chust� towarzyszy�y mi wsz�dzie �wi�te przedmioty; otrzyma�em je od kap�an�w Demeter i Persefony w Eleusis, gdy dost�pi�em tam wtajemniczenia. Studiuj�c bowiem w Atenach nie omieszka�em zg��bi� obrz�dk�w i nauk, kt�re od najdawniejszych czas�w ciesz� si� szczeg�ln� czci� w ca�ej Helladzie. Zreszt� Eleusis le�y tak blisko Aten � pieszo niewiele ponad p� dnia drogi � �e by�oby nawet przejawem pewnego lekcewa�enia nie odby� pielgrzymki do przybytku bogi�, z kt�rych jedna �ywi nas p�odami ziemi, druga za� w�ada �wiatem zmar�ych. Wyda�o mi si� to nakazem tym pilniejszym, �e misteria eleuzy�skieodprawia si� tylko i wy��cznie w tej miejscowo�ci, podczas gdy wszelkie obrz�dki ku czci innych b�stw dokonywane s� w ka�dej krainie Imperium, gdzie tylko nauczaj� ich kap�ani i gromadz� si� wyznawcy. Ja sam dozna�em niezwyk�ej �aski od egipskiej bogini Izydy, najpierw u wybrze�a morskiego ko�o Koryntu, a potem w Rzymie. Po raz pierwszy objawi�a mi si� noc�, o wschodzie ksi�yca, i wnet przekroczy�em progi tamtejszej jej �wi�tyni. Po raz drugi, nad Tybrem, ujrza�em we �nie jej ma��onka Ozyrysa i wst�pi�em na wy�sze stopnie poznania prawd ukrytych. Natomiast z pewnym zdziwieniem, a nawet �alem, musz� stwierdzi�, �e Platon chyba nie by� wtajemniczony w misteria eleuzy�skie, w dzie�ach za� swoich zaledwie o nich wspomina. A przecie� m�wi on cz�sto i z wielk� czci� o r�nych b�stwach nie�miertelnych, o losach duszy, o pradawnych podaniach i naukach, o m�dro�ci kap�an�w i wieszcz�w nie tylko helle�skich, lecz tak�e barbarzy�skich. Szczeg�lnie pi�kny i bardzo osobisty jest ton wypowiedzi w dziesi�tej ksi�dze Praw. Platon gromi tam niedowiark�w przecz�cych istnieniu bog�w nie�miertelnych. Oto tre�� jego wywod�w: Tych ludzi nie przekonywaj� opowie�ci, kt�re jako dzieci s�yszeli od swych matek i piastunek, powtarzane niby pie�ni czarodziejskie, raz �artobliwie, to znowu powa�nie. S�yszeli je r�wnie� przy modlitwach i ofiarach; a obrz�dy te s� dla oczu i uszu dziecka jednym z najmilszych prze�y�. Owi niedowiarkowie winni te� pami�ta�, �e ich rodzice w trosce o dobro swoje i potomstwa z najg��bsz� ufno�ci� zanosili mod�y i b�agania do bog�w jako do istot najrzeczywistszych. Winni wreszcie dojrze� i poj��, �e wszyscy Hellenowie i barbarzy�cy tak post�puj�: w przer�nych chwilach �ycia, zar�wno z�ych, jak i dobrych, a tak�e przy wschodzie i zachodzie s�o�ca oraz ksi�yca, pobo�nie k�oni� si� ku ziemi, nawet przez mgnienie oka nie podaj�c w w�tpliwo�� istnienia bog�w. Pracuj�c nad dzie�em Prawa Platon by� ju� starcem. Kto wie, czy pisz�c powy�sze s�owa nie wraca� my�l� do najdro�szych wspomnie� dzieci�stwa, kiedy to matka, tul�c go do piersi lub usypiaj�c, snu�a d�ugie opowie�ci o bogach dobrych i �askawych; kiedy to w dni �wi�teczne ojciec stoj�c w otoczeniu ca�ej rodziny i s�u�by na dziedzi�cu, przy o�tarzu ofiarnym, uroczy�cie podnosi� r�ce ku niebu, wzywa� po kolei b�stwa opieku�cze, prosi� je o �yczliwo�� dla wszystkich mieszka�c�w domu. A co do misteri�w, to przychodzi mi jeszcze na my�l, �e w dialogu Fedon Platon wk�ada w usta Sokratesa, ju� sposobi�cego si� do �mierci, wypowied� tej tre�ci: Prawda jest w swej istocie oczyszczeniem si� od r�nych s�abo�ci. Pow�ci�gliwo�� za�, uczciwo��, odwaga, a nawet sam rozs�dek stanowi� r�wnie� rodzaj czysto�ci wewn�trznej. I chyba nieg�upi byli ci, co wprowadzili misteria, dzi�ki nim bowiem mogli ju� w pradawnych czasach pod postaci� zagadkowej opowie�ci przekazywa� takie nauki: kto przybywa do �wiata zmar�ych niewtajemniczony i bez �wi�ce�, b�dzie le�a� tam w b�ocie; natomiast cz�owiek czysty i uczestnik misteri�w zamieszka w�r�d bog�w. Wszelako, jak to zwykli m�wi� prze�o�eni nad misteriami: �Symbol wtajemniczenia nosi wielu, ale prawdziwych bachant�w jest niewielu.� Moim za� zdaniem ci bachanci, czyli nawiedzeni przez boga, to nie kto inny, lecz mi�uj�cy m�dro�� w spos�b w�a�ciwy! Te zdania, niby to Sokratesa, lecz naprawd� samego Platona, wydaj� mi si� wa�ne z dw�ch powod�w. Wynika z nich po pierwsze, �e za�o�yciel Akademii za rzeczywiste wtajemniczenie uznawa� studium filozofii; natomiast nauki i obrz�dy r�nych misteri�w traktowa� tylko jako przybli�ony obraz najwy�szego poznania, ustanowiony przez �wiat�ych ludzi staro�ytnych dla prowadzenia maluczkich, kt�rzy jeszcze nie dojrzeli do nale�ytego ukochania czystej m�dro�ci. Ale jest tak�e drugi wniosek. To bowiem, co Platon m�wi tu o misteriach, dotyczy nie Eleusis, lecz doktryny orfickiej. Zreszt� w wielu swych dzie�ach Platon wprost lub po�rednio nawi�zuje do wielkiego mitu, wok� kt�rego orficy do dzi� oplataj� swe nauki i ceremonie, nauczaj�c:B�g Dionizos zosta� rozerwany na strz�py i po�arty przez tytan�w. Wstrz��ni�ty t� zbrodni� Zeus spali� ich piorunem, z popio��w za� uformowa� pierwszego cz�owieka. Skutkiem tego ka�dy cz�owiek ma w sobie dwa przeciwstawne i zwalczaj�ce si� elementy. Jeden z nich pochodzi od Dionizosa, jest wi�c boski i nie�miertelny, drugi natomiast od tytan�w, czyli istot ziemskich i bestialskich. Cia�o ludzkie to wi�zienie i gr�b czystego ducha, r�wnego bogom. �ycie jest zarazem kar� i pr�b�; dla pierwiastka boskiego w nas oznacza ono �mier� niemal, natomiast �mier� fizyczna staje si� dla� pocz�tkiem prawdziwego �ycia. Kiedy dusza zst�puje do Hadesu, czeka j� s�d, p�niej za�, zale�nie od zas�ug lub wyst�pk�w, cierpi w b�ocie podziemi lub raduje si� wesp� z bogami. Wszelako ten�e sam Platon wprowadza w pierwszej ksi�dze Pa�stwa swego rodzonego brata Adejmanta, kt�ry pokpiwa z owych wyobra�e� o nagrodzie i karze po �mierci jako ze zbyt naiwnych: � Ci, co w to wierz�, prowadz� w swych opowie�ciach ludzi zacnych do Hadesu, uk�adaj� ich na �o�ach biesiadnych, urz�dzaj� uczty, ka�� im, uwie�czonym, pi� wino po wszystkie czasy. Widocznie uwa�aj�, �e najpi�kniejsz� nagrod� cnoty jest wieczne pija�stwo. A znowu bezbo�nik�w i zbrodniarzy grzebi� w jakim� b�ocie hadesowym lub przykazuj�, by bez przerwy nosili wod� w sitach. Nie�atwo wi�c doj�� i okre�li�, jakie by�y pogl�dy Platona � zreszt� nie tylko w tej materii. Tw�rca Akademii �y� d�ugo i pisa� wiele; mo�liwe wi�c, �e w ci�gu lat zmienia� swoje zapatrywania nawet na sprawy najistotniejsze. Czasami trudno te� wyrozumie�, czy m�wi powa�nie, czy te� pod p�aszczem s��w wznios�ych i pi�knych kryje si� ironia; t� umiej�tno�� subtelnej wieloznaczno�ci w wypowiedziach przej�� chyba od swego mistrza Sokratesa i rozwin�� j� znakomicie. Wreszcie, prawie wszystkie utwory Platona maj� form� dialog�w; w jakim�e wi�c stopniu mamy prawo uznawa� za jego w�asne wypowiedzi to, co wk�ada w usta r�nych dyskutuj�cych os�b? Wynika z tych uwag, �e znalaz�em si� w k�opotliwej sytuacji, gdym przyst�pi� do dzie�a o Platonie. Nale�a�o koniecznie znale�� jak�� pewn� podstaw� i jakby ni� przewodni�, aby nie zgubi� si� w tym przedziwnym, wspania�ym i arcykunsztownym labiryncie my�li. Kto wie, czy Platon nie zbudowa� go w�a�nie po to, aby nie dopu�ci� profan�w do najg��bszej i naj�wi�tszej tajemnicy swych przekona�? LIST SI�DMY Si�gn��em pami�ci� do lat studenckich, kiedy to wraz z Poncjanem przechadza�em si� w�r�d platan�w i drzew oliwnych Akademii lub w cieniu portyk�w siada�em u st�p m�drych nauczycieli, kt�rzy od prawie pi�ciu wiek�w, pokolenie po pokoleniu, przekazuj� i obja�niaj� my�li Platona � jak sami je rozumiej�; a rozumiej� r�nie. Ot� w tej to Akademii mistrz Gajos, najbardziej wtedy powa�any, cz�sto wspomina�, �e najlepiej poznamy �ycie i pogl�dy Platona wychodz�c od jego listu, kt�ry zowie si� si�dmym, a skierowany jest do przyjaci� sycylijskich. Tote� w Oei, gdy tylko przysz�y mi na my�l pouczenia Gajosa, natychmiast zabra�em si� do studiowania tego listu, b�d�cego zreszt� w istocie do�� d�ugim traktatem. Jak ju� m�wi�em, Poncjan poprzednio bardzo ostro�nie bada� moje zamiary, maj�c na oku swoje cele. Kilkakrotnie zwraca� mi uwag�, delikatnie i troskliwie, �e licz� ju� lat trzydzie�ci, najwy�sza wi�c pora, bym za�o�y� rodzin�; przecie� on sam, cho� nieco m�odszy, w�a�nie o tym przemy�liwa! Haczyk owych napomknie�, rzucanych zreszt� jakby mimochodem, widocznie gdzie� tam utkwi� w mej �wiadomo�ci, bo kiedy tylko wzi��em do r�ki list si�dmy, od razu uprzytomni�em sobie, jak posuni�ty w latach by� Platon, uk�adaj�c to pismo: mia� chyba prawie osiemdziesi�tk�. Dot�d jako� nigdy nie przyk�ada�em nale�ytej wagi do okoliczno�ci, �e czytam s�owa starca kt�ry ju� ko�czy drog� �ycia, patrzy wstecz i pragnie przekaza� potomno�ci w�asne widzenie i ocen� swych wysi�k�w, pomy�ek i osi�gni��. Uczyni�em te� takie obliczenie: Obecnie dwunasty ju� rok panuje cesarz Antoninus Pius i s� to lata olimpiady 232 [rok 150 n.e.]; a skoro Platon pisa� list si�dmy w latach olimpiady 107 [rok 352�349 p.n.e.], min�o od tamtego czasu olimpiad sto dwadzie�cia pi��, czyli okr�g�o lat pi��set. Fakt, �e zamyka si� obecnie prawie dok�adnie pi�� wiek�w, wyda� mi si� znamienny i rokuj�cy memu dzie�u dobre nadzieje. A teraz list si�dmy. Platon cofa si� my�l� do lat wczesnej m�odo�ci i pisze zaraz na wst�pie: �Jako m�ody cz�owiek do�wiadczy�em czego�, co zdarza si� wielu. Pragn��em, gdy tylko dojd� do swych lat, po�wi�ci� si� polityce. A tymczasem sytuacja pa�stwa tak przedstawia�a si� wtedy: Poniewa� wielu krytykowa�o �wczesny ustr�j, dosz�o do przewrotu. Na czele nowych w�adz stan�o pi��dziesi�ciu jeden obywateli. Z tej liczby jedenastu sprawowa�o nadz�r nad handlem i administracj� w samych Atenach, dziesi�ciu za� zarz�dza�o Pireusem. Natomiast trzydziestu pozosta�ych kierowa�o ca�o�ci� spraw pa�stwowych, maj�c nieograniczone kompetencje. Ot� z�o�y�o si� tak, �e niekt�rzy z nich byli moimi krewnymi i znajomymi; ci od razu zacz�li zach�ca�, bym wzi�� udzia� w ich dzia�alno�ci, jako �e ona tak�e mnie dotyczy. Nie nale�y si� dziwi�, �e ulega�em wtedy pewnym z�udzeniom; by�em przecie� bardzo m�ody. Wydawa�o mi si�, �e te rz�dy poprowadz� pa�stwo od z�a ku praworz�dno�ci. Dlatego pilnie baczy�em, jak b�d� post�powa� nowi w�adcy. I co ujrza�em? Oto w kr�tkim czasie sprawili, �e ustr�j poprzedni wyda� si� z�oty! Drogiego mi starca, kt�rego nie waha�bym si� nazwa� cz�owiekiem najbardziej prawym w�r�d wsp�czesnych, chcieli wys�a� wraz z kilku innymi, rozkazuj�c im wsp�lnie schwyta� i si�� sprowadzi� jednego z obywateli, na kt�rym miano wykona� wyrok �mierci. Oczywi�cie chodzi�o im o to, aby Sokrates sta� si� wsp�lnikiem ich spraw, nawet wbrew swej woli. On jednak nie pos�ucha�. Got�w by� na wszystko, byle nie uczestniczy� w zbrodni.� Taki wi�c by� �w m�ody Platon. Nie misteria go zajmowa�y, i nawet nie studium m�dro�ci, lecz tylko polityka. Przyznam, �e trudno mi poj�� takie stanowisko i tego rodzaju zainteresowania. Przywyk�em w naszej b�ogiej epoce jedynow�adztwa, �e kto inny podejmuje za mnie wszelkie decyzje w sprawach pa�stwa i spo�eczno�ci, ja za� przyklaskuj� ka�dej. LIBER PATER Nie tylko dla mnie martwe s� sprawy polityki, �ywe za� i pasjonuj�ce te, kt�re dotycz� misteri�w. Mo�na �mia�o stwierdzi�, �e w�a�nie takie jest nastawienie najszerszych mas ludno�ci cesarstwa � poza oczywi�cie w�sk� grup� wysokich dostojnik�w, istotnie maj�cych jaki� wp�yw na bieg spraw pa�stwowych. Ile� to dzi� we wszystkich krainach Imperium bractw religijnych, ile wtajemnicze�, ile kult�w b�stw rozmaitych! Tak na przyk�ad w naszej prowincji, a wi�c r�wnie� tu, w Oei, bardzo wielu czcicieli ma Liber Pater, czyli po prostu grecki Dionizos-Bachus. Jego bractwa, do kt�rych mo�na wst�pi� tylko drog� wtajemnicze�, zbieraj� si� na dziwne nabo�e�stwa, polegaj�ce przede wszystkim na wsp�lnym ucztowaniu. Jakim ucztowaniu! Wino leje si� obficie, a podochoceni bachanci ta�cz� niemal nago i coraz zapami�talej przy wt�rze bardzo rytmicznej, wr�cz przejmuj�cej muzyki. Ta�cz� tak d�ugo, p�ki niekt�rzy z nich nie popadn� w rodzaj sza�u, kt�ry zwykle udziela si� reszcie zebranych. Utrzymuj� p�niej, �e wst�pi� w nich duch bo�y i �e nie w�adali sami sob�. W ekstatycznym upojeniu krzycz� i wyj�, skacz� i tarzaj� si� po ziemi, rozrywaj� r�ne przedmioty na strz�py, obejmuj� si� i mi�uj�. Wszystkto to ma by�, w ich mniemaniu, jakim� przedsmakiem wiecz-nej szcz�liwo�ci po �mierci, kiedy to oni, wierni czciciele Dionizosa, b�d� uczestniczy� w boskiej biesiadzie na niebia�skich b�oniach. Rozumiem te marzenia. Jak�e� bowiem ludzie pro�ci i niedokszta�ceni mog� wyobra�a� sobie najwy�sz� rozkosz? Tylko jako uciechy sto�u i �o�a. Nie inaczej by�o pi�� wiek�w temu, w czasach Platona, cho� intensywno�� prawdziwego �ycia politycznego czyni�a te zjawiska czym� niepor�wnanie s�abszym i ubocznym. Ale i w�wczas pot�piano nieobyczajno�� bachicznych ceremonii; wsp�lne uczty, pija�stwo i orgie szokowa�y ludzi tamtych czas�w tak samo, jak i nas obecnie. Przynajmniej tak si� dorozumiewam odczytuj�c kr�tk� wzmiank� w drugiej ksi�dze Praw Plato�skich: Szerzy si� po cichu wie�� i podanie, �e bogu Dionizosowi odebra�a jasne rozeznanie w duszy jego macocha Hera. Z zemsty za to Dionizos wprowadzi� �wi�ta bachiczne i szale�cze obchody, a tak�e darowa� nam wino. Czyli, je�li wierzy� Platonowi, niekt�rzy jego wsp�cze�ni t�umaczyli sobie niezwyk�o�� kultu Bachusa, tak odbijaj�c� od dostoje�stwa ceremonii ku czci innych bog�w � zatargami w�r�d niebian. Wszelako sam Platon nie zgadza� si� z tym pogl�dem, zaraz bowiem dodaje: Szerzenie owych wie�ci pozostawiam tym, kt�rzy uznaj� za rzecz bezpieczn� powiada� co� takiego o bogach. Platon bowiem mia� w�asne zdanie o pocz�tku i znaczeniu pie�ni, ta�ca, a nawet wina. Uwa�a� je za spadek po niemowl�ctwie ludzko�ci; spadek potrzebny, z niego bowiem wytworzy�o si� poczucie rytmu i harmonii, w�a�ciwe w�r�d wszystkich istot tylko cz�owiekowi, a odgrywaj�ce ogromn� rol� w wychowaniu duszy i cia�a. POEZJA I JEJ NADZORCY Poniewa� wspomnia�em o wychowaniu, pragn� od razu w tym miejscu poruszy� pewn� spraw�, dotycz�c� pogl�d�w Platona, kt�ra dziwi mnie i zastanawia, odk�d tylko z ni� si� zetkn��em. Swoje wielkie dzie�o, Prawa, Platon pisa� u schy�ku �ycia w�a�nie po to, aby okre�li� zasady wychowania obywateli w pa�stwie doskona�ym. Odpowiednie kszta�towanie osobowo�ci rozpoczyna si� ju� w najwcze�niejszym dzieci�stwie i trwa do p�nej staro�ci; wszyscy mieszka�cy idealnego pa�stwa poddani s� sta�emu i �cis�emu rygorowi ustaw, kt�re kieruj� ich post�powaniem zar�wno w �yciu publicznym, jak i osobistym. Tylko ci obywatele, kt�rzy uko�czyli lat sze��dziesi�t, mog� swobodniej uk�ada� swoje sprawy; ale wtedy, w wieku podesz�ym, s� oni ju� tak uformowani, �e sami staj� si� �ywym prawem. Tote� w�a�nie starcy os�dzaj�, czy m�odsi w pe�ni dochowuj� wierno�ci ustrojowi. Nawet dni odpoczynku, czyli �wi�ta ku czci bog�w, zosta�y w��czone do owego wszechwychowania. Po cz�ci bowiem maj� one s�u�y� odpr�eniu i umili� �ycie, dlatego wype�nia je muzyka, taniec i �piew ch�ralny; jednak�e forma i tre�� tych utwor�w musi odpowiada� pewnym prawom; Platon ustanawia je i omawia w ksi�dze si�dmej. Pierwsze z nich g�osi, �e nastr�j utwor�w winien by� podnios�y. Drugie wychodzi z za�o�enia, �e pie�ni s� rodzajem mod��w zwr�conych ku bogom, tote� poeci maj� pilnie zwa�a�, by nie w�lizn�o si� do ich dzie� co� zdro�nego, co by mog�o wywo�a� gniew niebian. Wiadomo wszak�e, �e tw�rcy nie zawsze potrafi� sami przez si� odr�ni�, co z�e, a co dobre. Dlatego trzecie prawo orzeka: tw�rcy nie wolno odst�powa� od tego, co pa�stwo uznaje za s�uszne, pi�kne i dobre. Nie wolno mu nawet pokazywa� swych dzie� osobom prywatnym, p�ki nie uzyskaj� one aprobaty s�dzi�w i nadzorc�w. Przedmiotem pie�ni maj� by� przede wszystkim bogowie, ale tak�e demony, herosowie, a nawet zmarli ludzie, zas�u�eni dla pa�stwa. Natomiast wychwalanie os�b �yj�cych, nawet wybitnych, wymaga�oby rozwagi. Co jednak uczyni� z dzie�ami pozostawionymi nam w spadku przez przesz�e pokolenia? Komisjastarc�w musi dokona� w�r�d nich wyboru, odrzucaj�c wszystko, co niew�a�ciwe; to wszak�e, co kryje w sobie jakie� warto�ci, nale�y przekaza� utalentowanym poetom i muzykom, by dokonali oni odpowiednich przer�bek. Trzeba bowiem wykorzystywa� zdolno�ci tw�rc�w, ale w taki spos�b, by ich osobistym upodobaniom pozostawi� jak najmniej miejsca. W ostatniej instancji o wszystkim ma decydowa� wola str��w ustroju. Utw�r w�a�ciwie ustawiony jest tysi�c razy lepszy od nie uporz�dkowanego � nawet je�liby �w pierwszy nie posiada� uwodzicielskiego wdzi�ku s�odkiej Muzy. Takie by�y pogl�dy Platona � starca. Tego Platona, kt�ry w latach m�odo�ci, a nawet jeszcze p�niej, pisa� nami�tne elegie mi�osne. Mia�em je w �wie�ej pami�ci, z racji niedawnej rozmowy z Pudentill�; mo�e dlatego rzecz wyda�a mi si� jeszcze bardziej zagadkowa ni� zwykle, a sprzeczno�� obu postaw zdumiewaj�co jaskrawa. Przez moment my�la�em, �e wszystko jest w zasadzie proste i jasne: u schy�ku �ycia filozof sta� si�, jak to starcy zazwyczaj, twardy, bezkompromisowy, nieczu�y na uroki dozna� m�odzie�czych, a mo�e nawet zawistnie im niech�tny. Wnet wszak�e u�wiadomi�em sobie, �e podobne pogl�dy Platon reprezentowa� ju� w dziele, kt�re pisa� w sile wieku. My�l� o dziesi�tej ksi�dze Pa�stwa. O SZKODLIWO�CI POEZJI Rozm�wcami w tej ksi�dze s� Sokrates i Glaukon, brat Platona. S�dz�, �e ma to swoje znaczenie; oddaj�c bowiem g�os taki bliskiej osobie filozof zapewne chcia� wskaza�, �e wy�o�one my�li nie s� igraszk� lub �artem, lecz jego w�asnymi, prawdziwymi pogl�dami. Zaraz na pocz�tku Sokrates stawia tez�, kt�ra ju� poprzednio pojawia�a si� w dyskusji, lecz nie zosta�a, szerzej rozwini�ta: � W naszym pa�stwie doskona�ym pod �adnym warunkiem nie b�dziemy tolerowa� poezji na�ladowczej! To ostatnie okre�lenie jest bardzo szerokie i obejmuje w�a�ciwie wszystkie rodzaje poezji (z wyj�tkiem dw�ch, o kt�rych ni�ej), a wi�c zar�wno epik�, jak te� dramaturgi� i liryk�; wszystkie bowiem one usi�uj� na sw�j spos�b na�ladowa� rzeczywisto�� oraz wzbudzi� w s�uchaczach emocje, jakie wywo�a�yby w nich wydarzenia prawdziwe. Sokrates atakuje poezj� poniek�d wbrew sobie. Wyznaje, �e od dziecka mi�uje i czci Homera, praojca ca�ej owej tw�rczo�ci, oskar�a go jednak surowo, podobnie jak i jego uczni�w, tragik�w i liryk�w, daj�cych w swych dzie�ach tylko poz�r i zwid rzeczywisto�ci. Pr�no by pyta� � wywodzi Sokrates � jakie to pa�stwo dzi�ki Homerowi ulepszy�o sw�j ustr�j i prawa, wygra�o wojn�, wprowadzi�o nowe pomys�y techniczne. Zreszt� Homer nie by� mistrzem i wzorem nawet dla swych wsp�czesnych i najbli�szych, nie ustanowi� bowiem odr�bnego, homeryckiego sposobu �ycia, jak to p�niej uczyni� na przyk�ad Pitagoras. Jednak�e, zdaniem tego� Sokratesa, najpowa�niejsze s� zarzuty dotycz�ce samej istoty wszelkiej poezji na�ladowczej: Pobudza ona i doprowadza do rozkwitu uczuciowy pierwiastek duszy, i to kosztem tego, kt�ry my�li racjonalnie. Jest to dzia�anie wielce szkodliwe i niebezpieczne; zupe�nie tak samo, jak gdyby w pa�stwie kto� wzmacnia� si�y g�upoty i kaza� im rz�dzi�, niszczy� natomiast ludzi �wiat�ych. A w�a�nie tak post�puje poeta: wszczepia w dusze s�uchaczy z�y ustr�j, sprzyja czynnikom nierozumnym. Tym sposobem przynosi szkod� nawet ludziom my�l�cym. We�my pod rozwag� przyk�ad stosunkowo prosty! Oto zdarza si� cz�sto, �e Homer lub dramaturg wprowadzaj� bohatera cierpi�cego, rozpaczaj�cego; patrzymy i s�uchamy wzruszeni, dajemy si� powodowa� poecie, wychwalamy go jako tw�rc� znakomitego. A przecie� je�li cios spadnie na nas samych, usi�ujemy zachowa� spok�j i hart ducha, s�usznie uwa�aj�c, �e m�czy�nie przystoi panowa� nad swymi uczuciami. Podobnie ma si� rzecz w innych wypadkach, gdypoeta pobudza nasz� po��dliwo�� erotyczn�, sk�onno�� do gniewu czy w og�le jak�kolwiek nami�tno��; w istocie bowiem nale�a�oby ujarzmia� te emocje i schorzenia, je�li pragniemy sta� si� lepsi i szcz�liwsi. Ostateczny wi�c wniosek rozm�wc�w jest taki: W pa�stwie doskona�ym dopu�cimy, je�li chodzi o tw�rczo�� poetyck�, tylko hymny ku czci bog�w i pochwa�y ludzi uczciwych. Gdyby bowiem pojawi�a si� owa s�odka Muza piosenek i epopei, wnet zacz�oby kr�lowa� nie prawo i nie g�os spo�ecznego rozs�dku, lecz pogo� za uczuciowymi doznaniami. Takie by�y pogl�dy Platona, wed�ug dziesi�tej ksi�gi Pa�stwa. Czytaj�c te s�owa, jak i wypowiedzi w Prawach, rodzi si� we mnie podejrzenie, �e w Akademii pokazywano nam zbyt jednostronny obraz jej za�o�yciela. Tam m�wiono o nim tylko jako o m�drcu, zatopionym w rozmy�laniach nad jedno�ci� pi�kna, prawdy i dobra, bytuj�cym w �wiecie czystych, nieziemskich idei. A przecie� trudno oprze� si� my�li, �e cz�owiek ten by� op�tany polityk� i ��dz� w�adzy. Pragn�� wszystko zmienia�, przekszta�ca� na nowo. Za nic mia� g�os i tradycj� wiek�w. Depta� nawet w�asne umi�owania. Chcia� stworzy� nowe pa�stwo, nowy ustr�j, nowego cz�owieka. Co prawda po to, by w idealnym pa�stwie urzeczywistni� jedno�� pi�kna, prawdy i dobra. Ale za jak� cen�! Je�li tak � my�la�em � to widocznie w latach m�odo�ci Platon prze�y� wstrz�sy, kt�re zrazi�y go zar�wno do stosunk�w w ojczy�nie, jak i do wszelkich form ustrojowych, z jakimi si� zetkn��. Zacz��em studia nad �yciem Platona od pocz�tku listu si�dmego. Wyczyta�em tam, �e interesowa� si� za m�odu polityk� i chcia� si� jej po�wi�ci�, obrzyd�o mu wszak�e post�powanie �wczesnego rz�du ate�skiego, cho� byli w nim jego krewni; najbardziej za� to, �e usi�owa� on wpl�ta� w swoje zbrodnie tak�e Sokratesa. Nale�a�o wi�c wr�ci� do tej sprawy i bli�ej si� ni� zaj��. SOKRATES I RZ�DY TRZYDZIESTU Pierwszym dzie�kiem Platona, jakie w og�le czyta�em, jeszcze w dzieci�stwie, by� oczywi�cie nie list si�dmy, lecz Apologia. S�dz� zreszt�, �e ta obrona Sokratesa w formie jego mowy przed s�dem ate�skim b�dzie nale�e� do podstaw wszelkiego wykszta�cenia tak d�ugo, jak d�ugo nasz �wiat zdo�a oprze� si� barbarii. Ja w ka�dym razie umiem j� prawie na pami��. Gdybym to m�g� przewidzie�, ponownie bior�c w Oei Apologi� do r�k, �e maluczko, maluczko, a sam stan� przed s�dem i wyg�osz� swoj� apologi�! I to w sprawie poniek�d podobnej do Sokratesowej, a r�wnie gro�nej: jego bowiem oskar�ono o wprowadzanie nowych bog�w i o deprawowanie m�odzie�y, mnie za� o uprawianie bezbo�nych czar�w i o uwiedzenie kobiety przy pomocy zabieg�w magicznych. Nie uprzedzajmy wszak�e wypadk�w. Wracam do zagadnienia, kt�rym si� w�wczas interesowa�em. Przysz�o mi bowiem na my�l, �e w�a�nie w Apologii sam Sokrates opowiada, i to nieco szerzej, jak dzielnie si� zachowa�, gdy Trzydziestu sprawowa�o rz�dy: ,,Zawezwali mnie przed siebie wraz z czterema jeszcze obywatelami. Rozkazali nam, aby�my doprowadzili z wyspy Salaminy niejakiego Leona; miano wykona� na nim wyrok �mierci. Podobne rozkazy otrzymywa�o w�wczas wielu obywateli. Rz�d bowiem d��y� do tego, aby mie� jak najwi�cej wsp�lnik�w swych, zbrodni. Wtedy to pokaza�em nie s�owem, lecz czynem, �e na w�asnym �yciu nic mi nie zale�y, bardzo natomiast na tym, by nie pope�ni� niczego, co niezbo�ne i niepraworz�dne. Nawet �w rz�d, cho� tak wszechmocny, nie zdo�a� zmusi� mnie do tego terrorem. Wyszli�my z budynku. Tamtych czterech uda�o si� na Salamin� i rzeczywi�cie przywiod�o Leona. Ja tymczasem pow�drowa�em sobie do domu. Zapewne zap�aci�bym za to �yciem, gdyby nie z�o�y�o si� tak szcz�liwie, �e wnet potem obalono Trzydziestu.�Platon mia� lat dwadzie�cia kilka, gdy w Atenach zniesiono ustr�j demokratyczny. Sta�o si� to bowiem w pierwszym roku olimpiady 94 [rok 404 p.n.e.], skutkiem kl�ski Aten w wojnie ze Spart�. To w�a�nie zwyci�zcy Lacedemo�czycy za��dali, aby odt�d g�os w pa�stwie ate�skim mieli tylko obywatele najzamo�niejsi, kt�rych liczono oko�o trzech tysi�cy; faktycznie jednak rz�dzi�a Komisja Trzydziestu. Lacedemo�czycy trafnie rozumowali, �e taki system najlepiej zagwarantuje lojalno�� pokonanych. Ale tak�e w samych Atenach demokrat�w obwiniano, nie bez s�uszno�ci, o spowodowanie katastrofy wojennej. Zarzucano im, �e nazbyt napi�li si�y pa�stwa; �e brutalnym post�powaniem zrazili sobie sprzymierze�c�w; �e przez chorobliw� podejrzliwo�� wygnali lub wymordowali wielu zas�u�onych obywateli. Jednak�e, jak s�usznie powiada Platon w li�cie si�dmym, bezwzgl�dno�� nowych rz�d�w sprawi�a, �e dawny ustr�j demokratyczny rych�o zacz�� wydawa� si� z�oty. W ci�gu kilku miesi�cy w Atenach wykonano ponad tysi�c pi��set wyrok�w �mierci, a ponad pi�� tysi�cy obywateli uciek�o za granic�. Tote� Komisj� zwano powszechnie i po prostu tyrani� Trzydziestu. Zainteresowa�o mnie, jak wygl�da�o �ycie w Atenach, gdy nad miastem ci��y� terror, jakich ludzi prze�ladowano i z jakich powod�w. By� to przecie� okres, w kt�rym Platon wchodzi� � a raczej chcia� wej�� � w �ycie polityczne, z wieloma za� spo�r�d Trzydziestu ��czy�y go, jak sam wyznaje, wi�zy pokrewie�stwa i znajomo�ci. Si�gn��em wi�c po opowie�� cz�owieka, kt�ry by� �wiadkiem wydarze� i sporo w�wczas prze�y�; my�l� o Lizjaszu. Studiuj�c retoryk� greck� trzeba by�o dobrze przyswoi� sobie jego mowy s�dowe. Ju� w�wczas utkwi�a mi w pami�ci opowie��, w kt�rej przedstawia dzieje swej rodziny pod rz�dami Trzydziestu. A kiedy obecnie znowu j� przejrza�em, wyda�o mi si�, �e sam uczestnicz� w tamtych wypadkach; tak jest �ywa i bezpo�rednia. OPOWIE�� LIZJASZA Ojciec m�j, Kefalos, przyby� do Aten z namowy Peryklesa. Osiedli� si� tu na sta�e przed trzydziestu laty. Przez ca�y czas ani on, ani te� my, jego synowie, nigdy nie byli�my pozywani przed s�d i nigdy ze swej strony nie pozywali�my nikogo. Tak w�a�nie �yli�my za demokracji: my nie pope�niali�my �adnych wykrocze� i nas r�wnie� nikt nie krzywdzi�. Potem jednak nast�pi�y rz�dy Trzydziestu, ludzi zbrodniczych i przewrotnych. O�wiadczyli oni, �e nale�y oczy�ci� pa�stwo z element�w wyst�pnych, a to w tym celu, aby szerokie masy uczciwych obywateli mog�y �y� w spokoju i praworz�dnie. Jednak�e czyny Trzydziestu ca�kiem nie sz�y w parze z ich s�owami, co zaraz poka��. Dwaj cz�onkowie Komisji, Teognis i Pejson, postawili w trakcie kt�rej� z jej narad wniosek tej tre�ci: Niekt�rzy cudzoziemcy stale mieszkaj�cy w Atenach, metojkowie, s� wrogo nastawieni do obecnego ustroju. Nale�y wyzyska� t� ich postaw�. Ukarzemy cz�� metojk�w z powod�w politycznych, a przy sposobno�ci skonfiskujemy ich maj�tki. Pa�stwo jest w biedzie, a rz�d potrzebuje got�wki. �atwo przekonali zebranych, dla kt�rych wydawanie wyrok�w �mierci by�o niczym, pieni�dz za� wszystkim. Komisja postanowi�a, �e uwi�zi si� dziesi�� os�b spo�r�d metojk�w, ale dla pozoru w ich liczbie tak�e dw�ch ubogich. Tym sposobem, jak s�dzili, b�dzie mo�na g�osi�, �e akcj� prowadzi si� nie dla zagarniania maj�tk�w, lecz tylko dla dobra pa�stwa i ludu. Podzieleni na grupy natychmiast wzi�li si� do pracy. Gdy weszli do mojego domu, w�a�nie podejmowa�em go�ci; tych przep�dzili, a mnie oddali w r�ce Pejsona. Inni tymczasem poszli do naszego warsztatu, �eby tam spisa� niewolnik�w. Korzystaj�c z okazji zapyta�em Pejsona, czy nie m�g�by mnie uratowa� � oczywi�cie nie za darmo. Zgodzi� si� pod warunkiem, �e suma b�dzie godna. Przyrzek�em, �e dam talent srebra. To mu odpowiada�o.Oczywi�cie doskonale wiedzia�em, �e cz�owiek ten za nic ma bog�w i ludzi. Uwa�a�em wszak�e, �e w tej sytuacji koniecznie musz� uzyska� od niego jak�� gwarancj� dotrzymania s�owa. Z�o�y� wi�c przysi�g�: � Niech zguba spadnie na mnie i na dzieci moje, je�li nie ocal� Lizjasza, gdy wezm� talent srebra! Zaraz potem wszed�em do pokoju sypialnego i otworzy�em skrzyni�. Pejson w�lizn�� si� za mn�. Gdy tylko ujrza�, co znajduje si� w skrzyni, krzykn�� na dw�ch spo�r�d swych ludzi; rozkaza� im zabra� ca�� jej zawarto��. Jednak�e by�o tam wi�cej, ni� mu przyrzek�em: srebra trzy talenty, czterysta drachm kizyke�skich, cztery srebrne czary. Zacz��em wi�c prosi�, by z tego bogactwa da� mi co� na drog�. A on na to z gniewem: � B�d� zadowolony, je�li �ycie uratujesz! Gdy opuszcza�em dom wraz z Pejsonem, natkn�li�my si� w samej bramie na dw�ch innych cz�onk�w Komisji Trzydziestu, kt�rzy w�a�nie wychodzili z warsztatu. Zapytali, gdzie idziemy. Pejson odrzek�, �e do domu mego brata, Polemarcha, �eby sprawdzi�, jak tam rzecz si� przedstawia. Rozkazali, �eby poszed� sam tylko; ja natomiast mia�em uda� si� wraz z nimi do domu Damniposa. Odchodz�c Pejson jeszcze mi szepn��, �ebym milcza� i by� dobrej my�li, bo on wnet tam si� zjawi i na pewno mi pomo�e. W domu Damniposa zastali�my Teognisa, kt�ry pilnowa� reszty uwi�zionych. Przekazali mu mnie jeszcze i odeszli. Zrozumia�em, �e to chwila ostatecznego niebezpiecze�stwa; musz� ryzykowa�, bo inaczej zgin� niechybnie. Przywo�a�em Damniposa i tak m�wi� do niego: � Jeste� moim krewnym, siedz� teraz w twoim domu. Nigdy nie zrobi�em ci nic z�ego, a mam zgin�� tylko dlatego, �em bogaty. Ratuj mnie, je�li tylko mo�esz! Przyrzek�, �e to uczyni. Uwa�a� wszak�e, �e b�dzie lepiej, je�li powie o tym Teognisowi, kt�ry � tak mi szepn�� � dla pieni�dzy zrobi wszystko. Poszed� wi�c do drugiego pokoju, �eby porozmawia� z Teognisem. Dobrze zna�em ten dom i wiedzia�em, �e ma dwie bramy. Trzeba by�o pr�bowa� w�a�nie tej drogi ratunku. Bo tak sobie my�la�em: je�li si� przemkn�, ocalej�; a je�li mnie schwytaj�, to i tak puszcz� wolno, gdyby Teognis da� si� przekona�. Uciek�em. A zdarzy�o si� szcz�liwie, �e by�o troje drzwi, przez kt�re przej�� musia�em, i wszystkie by�y otwarte. Tamci tymczasem pilnowali tylko bramy od podw�rza. Schronienia szuka�em w domu pewnego znajomego, w�a�ciciela okr�tu. Pos�a�em go do miasta, �eby si� wywiedzia�, co z moim bratem Polemarchem. Wr�ci� wnet, lecz ze z�ymi nowinami: Polemarch zosta� schwytany na ulicy i uwi�ziony. Tej�e samej nocy pop�yn��em do Megary. Tymczasem Komisja Trzydziestu obwie�ci�a Polemarchowi zwyk�y sw�j wyrok: ma wypi� cykut�. I to nawet nie podaj�c oskar�onemu przyczyny, dla kt�rej ma umrze�! Tym bardziej oczywi�cie nie by�o mowy o rozprawie s�dowej i o mo�liwo�ci jakiejkolwiek obrony. Zw�oki Polemarcha wyniesiono z wi�zienia. Byli�my w�a�cicielami trzech dom�w, jednak�e Komisja nie zezwoli�a na wyprowadzenie cia�a z �adnego z nich; trzeba by�o wynaj�� jak�� bud� i tam wystawi� mary. Skonfiskowano wiele naszej odzie�y. Ale gdy rodzina zwr�ci�a si� z pro�b� o wydanie szaty dla okrycia zw�ok, nie otrzyma�a ni skrawka. Kt�ry� z przyjaci� da� himation, inny podp�rk� pod g�ow�. Ka�dy ofiarowywa�, co m�g�, �eby jako� odby� si� pogrzeb. Komisja Trzydziestu zaj�a siedemset naszych tarcz. Srebra, z�ota i spi�u, ozd�b i sukni kobiecych by�o tyle, �e chyba nikt z jej cz�onk�w nawet nie marzy� kiedykolwiek o takich bogactwach. Ale to nie wystarcza�o tyranom. W swej chciwo�ci posun�li si� do tego, �e jeden z nich w�asnor�cznie wyj�� z uszu �ony Polemarcha z�ote kolczyki.PLATON I RODZINA LIZJASZA Takie wi�c stosunki panowa�y w Atenach, gdy Platon wchodzi� w �ycie jako dwudziestoparoletni m�odzieniec. A� trudno uwierzy�! Zw�aszcza mnie, kt�ry tak dobrze znam Ateny obecne � ciche, spokojne miasteczko, pe�ne zabytk�w sztuki, jakby pogr��one w zadumie nad minion� wielko�ci�; miasteczko filozof�w, �yj�ce g��wnie dzi�ki studentom i rzeszom zwiedzaj�cych. Je�li w dzisiejszych Atenach wybuchaj� jakie� spory, to najcz�ciej pomi�dzy r�nymi szko�ami my�licieli. Stare to bowiem spostrze�enie: pr�dzej zegary si� pogodz� ni� filozofowie. A ilu� owych m�drc�w w Atenach! Wspaniale rozwija si� Akademia, nie�miertelne dzie�o Platona; trwa Liceum, za�o�one przez Arystotelesa; wci�� �yje Stoa, wywodz�ca si� od Zenona; kwitn� jeszcze ogrody Epikura; spotka� te� mo�na prostackich cynik�w,