Kolekcja namietnosci - SNIADANKO NATALKA

Szczegóły
Tytuł Kolekcja namietnosci - SNIADANKO NATALKA
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Kolekcja namietnosci - SNIADANKO NATALKA PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Kolekcja namietnosci - SNIADANKO NATALKA PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Kolekcja namietnosci - SNIADANKO NATALKA - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SNIADANKO NATALKA Kolekcja namietnosci NATALKA SNIADANKO PrzelozylyKatarzyna Kotynska i Renata Rusnak (O^pZ wydawnictwo- zarne Wolowiec 2004 Tytul oryginalu ukrainskiego Kolekcija prystrastej Projekt okladki i stron tytulowych kamil targosz Projekt typograficzny i sklad robert oles Copyright (C) by NATALKA SNIADANKO, 2001 Copyright (C) for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2004 Copyright (C) for the Polish translation by KATARZYNA KOTYNSKAand RENATA RUSNAK,?04 Str. 5-59, 162-234, 254-291 przelozyla RENATA RUSNAK Stt.??-i?i, 235-253 przelozyla KATARZYNA KOTYNSKA Redakcja filip Modrzejewski Korekta anna kowalskaisbn 83-87391-87-5 Namietnosci dzieciece Kiedy mozna zaczac, na co nie zwracac uwagi albo jak zakochac sie w Georgeu Michaelu? Chlopiec o imieniu Tola byl najwyzszy, najgrubszy i najbardziej kedzierzawy w calej klasie. Wstydzil sie bardzo tego, ze szkolny fartuch rozlazil mu sie na okraglym brzuchu, guziki marynarki nie dopinaly sie, a mama zmuszala go, by pod spodnie zamiast skarpet zakladal w lecie dlugie podkolanowki, w zimie zas cieple welniane kalesony, ktore robila mu babcia. Swietnie go rozumialam, bo mnie tez mama zmuszala do wciagania pod szkolny mundurek dlugich majciochow z grubej welny, z nieznanych mi powodow nazywanych "reformami", ktore czasem wystawaly spod krotkiej spodniczki. A moze tak mi sie tylko zdawalo? Sama bowiem swiadomosc - ze masz na sobie cos tak obrzydliwego - wystarczala, by zatruc zycie kazdemu. Nie wiem, co ze swoimi kalesonami robil Tola, ale ja, mniej wiecej od szostej klasy, kazdego rana zdejmowalam majtki na klatce schodowej, wpychalam je do skrzynki pocztowej i wyciagalam stamtad po szkole. Az raz mama wczesniej wrocila z pracy i znalazla moje "reformy" obok magazynu Nauka i zycie. Tola byl bardzo wstydliwym chlopcem i czerwienil sie za kazdym razem, kiedy nauczycielka matematyki 5 wzywala go do tablicy. Na przerwach, kiedy inni chlopcy wybiegali na dwor grac w pilke,albo skakac przez siebie, czyli "bawic sie w kozla", Tola znajdowal kacik, w ktorym nikt go nie mogl zobaczyc, wyciagal z jakiejs sekretnej kieszeni marynarki cieniutka ksiazeczke w ciemnozielonym kolorze, i czytal przez cala przerwe, starajac sie nie rzucac w oczy, bo cos takiego raczej nie spotkaloby sie z aprobata kolegow. Tola szedl przewaznie na ostatnie pietro szkoly, bo tam, w zakamarku obok pracowni fizycznej, zawsze bylo cicho i pusto; nauczycielka fizyki uwazala, ze przerwy sa nie po to, by uczniowie mogli sie wyszalec i wykrzyczec, lecz po to, by nauczyciele mogli wypoczac i przygotowac sie do nastepnej lekcji. Pilnowala zatem srodze, by nikt sie pod jej gabinetem nie bawil w "kozla", nie gral w gume czy chocby w fanty. Ten, kto zaklocilby spokoj tego miejsca, narazal sie na wielkie nieprzyjemnosci, a poniewaz kilkorgu uczniom juz sie za to dostalo, wszyscy unikali okolic gabinetu jak ognia. W pierwszej klasie jednak ani ja, ani Tola nie moglismy o tym wiedziec: nie uczylismy sie jeszcze fizyki; nie przechodzilismy nawet z sali do sali, jak starsi uczniowie, a odsiadywalismy wszystkie lekcje ciagle w tej samej klasie "nauczania poczatkowego", umieszczonej w przeciwleglym skrzydle. Na wyprawy do tego skrzydla z calej naszej klasy chodzilismy tylko ja i Tola. Oboje z ciemnozielona cieniutka ksiazeczka; potem okazalo sie nawet, ze byla to ta sama, a scislej taka sama ksiazeczka, Kozeta - fragment powiesci Wiktora Hugo; poznalam ja z daleka dzieki typowej radzieckiej okladce i standardowej oprawie, jaka 6 dotad przewaza w ksiegozbiorach naszych rodzicow jeszcze z czasow, kiedy ksiazkioddawalo sie na makulature. Nie wiem, dlaczego oboje z Tola do potajemnego czytania na przerwach wybralismy wlasnie ten tytul. Teraz mysle, ze malo w tym bylo dzieciecej romantycznosci, gdyz ksiazka Hugo byla najmniejsza, najlzejsza i - oczywiscie! - najzreczniej ja bylo nosic pod szkolnym mundurkiem. Wtedy jednak ow zbieg okolicznosci wydawal mi sie tajemniczy, zagadkowy i pelen sekretnej tresci. Tola pierwszy w klasie nauczyl sie czytac i zawsze dostawal piatki z pisania. Nie byl kujonem i wyraznie preferowal przedmioty humanistyczne, ale i tak koledzy nabijali sie z niego, jak to zwykle bywa w wypadku wzorowych "przyszlych olimpijczykow". Nawet nie brali go ze soba, gdy szli na mecze starszych klas. Kiedy skonczylismy pierwsza klase, mama Toli porozmawiala z dyrektorem, i Tola od razu przeszedl do trzeciej, zeby nie wyrozniac sie za bardzo wsrod o wiele nizszych i drobniejszych rowiesnikow. Program przeskoczonej klasy Tola nadrobil w ciagu wakacji. Jego rodzice pracowali razem z moimi i od czasu do czasu przychodzili do nas w gosci; raz pojechalismy nawet na wczasy. Jak to wtedy bylo w modzie, do pensjonatu niedaleko Odessy, wlasnymi samochodami. Cala droge Tola usilowal zainteresowac mnie a to gra w szachy, a to w warcaby, a to rozmowa o ksiazkach. Dopadly nas jednak takie nudnosci, ze ojcowie musieli zatrzymywac sie co pol godziny, zeby mamy mogly po kolei wyprowadzac nas na swieze powietrze, gdzie zostawialismy zawartosc naszych zoladkow. Potem znowu wsiadalismy do auta, profilaktycznie sciskajac w rekach woreczki 7 foliowe, na wypadek, gdyby nie udalo sie odpowiednio wczesnie zatrzymac. Zapewne zpowodu tych niedogodnosci nie udalo nam sie znalezc wspolnych, interesujacych dla obojga tematow, i w ciagu calego wyjazdu przyjazn nasza nie zdolala sie umocnic. Tola, co prawda, staral sie zaproponowac mi badmintona, ale ciagle mialam w pamieci szczegoly wspolnej podrozy i to, jak Tola o malo nie zapaskudzil mi spodenek, zanim ledwie zdazyl wyskoczyc z auta z przepelnionym woreczkiem w rekach, i odmowilam. Poza tym potwornie nie podobaly mi sie majtki w zolte groszki, ktore mama zakladala Toli zamiast kapielowek, i Toli okragly brzuch, zwisajacy znad majtek w zolte groszki. A do tego zawsze - ledwie przestepowalismy prog jadalni - Tola stawiany byl mi za wzor: -Patrz - zaczynala i konczyla kazdy kolejny posilek moja mama - Tola juz dawno zjadl, a ty ciagle dumasz nad talerzem. Z pewnoscia dorownanie Toli, ktory w trzydziestostopniowym upale z wyrazem najwyzszej blogosci pochlanial dwie porcje makaronu na zimno, popijajac cieplym kompotem z suszonych gruszek, szedl na plaze i dopychal wszystko czterema kromkami chleba z maslem, ktore dawali na sniadanie do herbaty, bylo niemozliwe. Krotko mowiac, Tola nie wzbudzal we mnie najmniejszej sympatii, mimo iz w pensjonacie w ogole nie bylo dzieci w naszym wieku. Nawet kiedy robilo sie juz totalnie nudno, nie poddawalam sie, i zamiast isc do Toli, zaczynalam czytac czasopismo Nauka i zycie, ktore rodzice w ostatniej chwili wzieli na droge -mama celowo nie zabrala nic innego do czy- 8 tania, zebym "nie psula sobie oczu". Okulistka zalecila mi przerwe w czytaniu, zebym nie musiala nosic okularow. Wyjatkowo czesto czytalam wiec artykul poswiecony najnowszym odkryciom w dziedzinie krystalografii chemicznej, byc moze dlatego, ze od niego zaczynal sie numer. W koncu, kiedy rodzice po raz kolejny probowali wmusic we mnie kotleta, nie wytrzymalam i wyrecytowalam: "Centralne miejsce w dziedzinie badan nad ewolucja mineralow roznorodnych gorskich formacji geologicznych powinna zajac geokrystalochemia, jako nowy kierunek rozwoju tradycyjnej krystalochemii; jej rowniez nalezy przypisac duza role w rozwiazaniu zagadnienia syntezy plynow o okreslonych wlasciwosciach z uwzglednieniem energii form krystalicznych, oraz w badaniu izomorfizmu i polimorfizmu przy wykorzystaniu metody rentgenostrukturalnej, elektrograficznej i neutronograficznej, zarowno wlasciwosci chemicznych, jak i calego zespolu wlasciwosci fizycznych. A wy sie tu glupotami zajmujecie". Potem zwyciesko wypuscilam z siebie powietrze, wypilam kompot i zostawilam zupelnie oszolomionych rodzicow, by dalej przygladali sie, jak Tola konczy swoja porcje kotletow z kasza. Koniec tego monologu dolecial rowniez do uszu Toli, ktory skonczyl jesc obiad i wlasnie przechodzil z mama obok naszego stolika. Po tym zdarzeniu rodzice schowali gdzies Nauke i zycie, a Tola wiecej nie zapraszal mnie na badmintona. Duzo pozniej przyszlo mi pozalowac swojej szczeniecej zarozumialosci, kiedy w osmej klasie dotarlo do mnie, ze pierwszy raz w zyciu sie zakochalam. 9 Michael Jackson, poezja i Laskawy MajTak naprawde, maj tamtego roku dla zenskiej czesci naszej klasy okazal sie absolutnie nielaskawy. Zapanowal bowiem specyficzny rodzaj epidemii. Kolezanki z klasy podzielily sie na trzy grupy: pierwsze do nieprzytomnosci kochaly sie w Michaelu Jacksonie, drugie w George'u Michaelu, trzecie, a bylo ich najmniej, za obiekt sympatii wybraly sobie soliste szalenie wtedy modnej kapeli Laskawy Maj. I nie wiadomo, ktore z nich mialy najbardziej przechlapane. Symptomy tej choroby, niezaleznie od wyboru obiektu, zawsze byly takie same. Absolutnie wszystkie - nawet najwieksze kujonice - nagle skracaly szkolne mundurki, przestawaly nosic obowiazkowe wstazki we wlosach (na co dzien niebieskie, a w swieta snieznobiale), podbieraly mamom buty na obcasie i ignorujac niedogodnosci zwiazane z niedopasowana numeracja, staraly sie je nosic najpierw po lekcjach, a potem rowniez w szkole. Kolejny etap choroby charakteryzowal sie jaskrawo malowanymi w najnieprawdopodobniejsze odcienie rozu paznokciami, grubo pomalowanymi, potem doklejanymi rzesami, cieniutko wyskubanymi brwiami, a czasami ktoras odwazyla sie nawet na jasnorozowa szminke. Tak bylo w szkole. Po szkole makijaz znacznie przybieral na intensywnosci, sila rzeczy narzucajac skojarzenie z bohaterami powiesci Jamesa Coopera, spodnice krotly nadzwyczaj i spod niektorych kurtek moglo byc ich w ogole nie widac. Do tego dochodzily perfumy mam w o wiele za duzych ilosciach i wypalane w bramie pierwsze papierosy. 10 Ostatnie, najbardziej zaawansowane stadium nioslo ze soba sciany szczelnie oklejoneplakatami z zaczyty-wanego przez kazdego przedstawiciela odpowiedniego wieku magazynu Rowiesnik, indywidualne kolekcje zdjec z innych wydan i jeszcze radykalniejsze zmiany w wygladzie zewnetrznym. To ostatnie uzaleznione bylo od rodzaju choroby. Te z moich kolezanek, ktore starannie kolekcjonowaly wizerunki Michaela Jacksona, przewaznie farbowaly wlosy na czarno i robily mocna henne. Te, ktore zbieraly zdjecia George'a Michaela, mniej uwagi poswiecaly fryzurze, dbaly za to o posiadanie jak najwiekszej ilosci czarnych golfow, dzinsow oraz marynarek i nosily gladko zaczesane wlosy oraz po kilka kolczykow w uszach. Zwolenniczki tworczosci Laskawego Maja nie przejmowaly sie wygladem zewnetrznym ani troche, nasladujac w tym swoich idoli, a takze z powodu gorszej - niz w wypadku dziewczat zakochanych w "zachodnich pop-idolach" - sytuacji materialnej swoich rodzin. Charakterystyczne dla nich symptomy zewnetrzne byly najmniej zauwazalne; ktos mniej spostrzegawczy moglby wziac je za calkiem normalne nastolatki. Mnie rowniez nie udalo sie uniknac owej epidemii uczuc; jej objawy wystapily u mnie najpozniej w klasie i w dodatku wcale nie tak, jakbym sobie zyczyla. Zaczelam sie juz martwic, czy aby prawidlowo przechodze proces dojrzewania plciowego - jesli w ogole przechodze. Dlatego kazdego rana zaraz po przebudzeniu bieglam do lazienki, gdzie powiesilam starannie wyciete z Rowiesnika plakaty Michaela Jacksona i George'a Michaela oraz ii niewielkie czarno-biale zdjecie grupy Laskawy Maj. Tu, przygladajac sie kolejno kazdemu z mezczyzn, staralam sie dociec, na widok ktorego z nich moje serce zaczyna bic szybciej. Wstydzac sie swego opoznionego rozwoju, probowalam w sztuczny sposob stymulowac proces zakochiwania sie i w ciagu dnia intensywnie myslec po kolei o kazdym z potencjalnych kandydatow na wybranca mego serca. Jakis czas pocieszalam sie, ze najpierw trzeba przywyknac do wygladu obiektow swojej sympatii, potem staralam sie chodzic do lazienki dwukrotnie: przed sniadaniem i po sniadaniu, podejrzewajac, ze byc moze milosc na czczo rozwija sie wolniej, niz gdy czlowiek jest syty. Po tygodniu wyznaczylam regularne wizyty - co pol godziny, doprowadzilo to jednak tylko do tego, ze mama zapytala, czy mam problemy z zoladkiem, i zmusila mnie do polkniecia jakichs dwu tabletek. A moje serce i tak bilo szybciej przy sniadaniu, niz kiedy zatrzymywalam wzrok na ktoryms z obiektow zarliwej milosci wszystkich moich szkolnych kolezanek. Sytuacja stala sie krytyczna, gdy ktoregos dnia w szkolnej stolowce przypadkiem spojrzalam naTole i poczulam, ze moje serce kolacze, jakbym przebiegla kilka metrow do wlasnie ruszajacego tramwaju. Nie uwierzylam wlasnym oczom i baczniej przyjrzalam sie dawnemu koledze z klasy, ktory akurat pochlanial trzecia porcje parowek z ziemniakami. Ale im pozadliwiej wpychal sobie do ust kiszona kapuste, ktora zwisala mu na podbrodek, tym bardziej chcialo mi sie na niego patrzec. W czasie kiedy dorastalismy, Tola zdecydowanie wyrosl, nie zmienil sie jed-12 nak niemal wcale. Ciagle byl najwyzszy w klasie, okragle brzuszysko nadal wylazilo mu ze spodni szkolnego mundurka, na kazdej przerwie biegl do stolowki i nigdy nie gral w pilke. Teraz juz, nie kryjac sie, nosil ze soba wszedzie, nawet do stolowki, powiesc Kwintyn Durward Waltera Scotta; na czytanie przeznaczal kazda wolna chwile, nawet czekajac, az dyzurni przyniosa tace z parujacymi talerzami ziemniakow z parowkami. Nie przeszkadzalo mu, ze jego sasiedzi zza stolu wykorzystywali ten czas na energiczne szturchanie sie lokciami, starajac sie, by ostatni z brzegu spadl, a kiedy im sie udawalo, glosno rechotali. Nikt nie odwazyl sie zaczepic Toli, zapewne z uwagi na jego potezna budowe, bo gdyby wysilil sie choc minimalnie, zepchnalby ich z lawki wszystkich naraz. W tym samym czasie ja rowniez czytalam Kwintyna, co prawda po kryjomu i w domu, bo po pierwsze, lekarz znowu zabronil mi duzo czytac, a po drugie, ksiazka byla zbyt ciezka, zeby ja targac do szkoly z podrecznikami. I ten, jak mi sie wtedy wydawalo, tajemniczy zbieg okolicznosci zmusil moje serce, by zabilo mocniej. Wpadlam w pulapke. Znalazlam sie w sytuacji bez godnego wyjscia. O ile dotad wstydzilam sie swego opoznienia wzgledem kolezanek, ktore co rano z troska pytaly: "No i jak? Ktory ci sie podoba?" (wyniki moich prob zakochania sie w ktoryms z idoli sledzila w napieciu cala zenska czesc naszej 8a), chowajac oczy, zmuszona bylam odpowiadac: "Zaden". Ryzykowalam utrate resztek autorytetu i moglam zostac uznana za niedorozwinieta. Teraz jednak wszystko stalo sie znacznie gorsze. Obierajac Tole za obiekt swojej milosci, podpisalam na siebie wyrok 13 smierci. Przeciez zadna z kolezanek nie bylaby w stanie tego zrozumiec. Tak razaco niskiego poczucia estetyki i dobrego gustu, takiego niezrozumienia istoty meskiej urody - tego braku zachwytu nad gra silnych miesni, nad obleczonym w obcisle kapielowki symbolem meskosci, polaczonego z subtelna erotyka drzacego tembru glosu, nad wspaniala fryzura i licznymi kolczykami w uszach. Tym samym ostatecznie przypieczetowalam swoje zacofanie we wszystkim, co dotyczylo kobiecej solidarnosci, bo "tak robia wszystkie". A mnie nie wyszlo. Figura mego wybranca wygladala tak, jakby mniej wiecej trzydziesci lat przepracowal jako dyrektor wielkiego przedsiebiorstwa, i bylo jasne, ze zaden jego miesien nigdy nawet nie slyszal slowa ekspander, nie mowiac juz o jakichs tam hantlach czy sztangach.Stalo sie najgorsze: wyszlo na jaw, ze to nie opoznienie w rozwoju, lecz stan patologiczny. Wprawdzie moglam sobie z wielkim trudem wyobrazic, jak zwierzam sie najblizszej przyjaciolce z tego, ze nie moge zakochac sie w Michaelu Jacksonie, ale na to, by opowiedziec jej, nawet w najwiekszej tajemnicy, ze kocham sie w Toli, nie odwazylabym sie nigdy. Po pierwsze, natychmiast wiedzialaby o tym cala szkola, bo ktora przyjaciolka taka sensacje utrzyma w tajemnicy. Po drugie i najgorsze, moglby sie o tym dowiedziec Tola. A tego to juz bym nie przezyla. Jedynym rozsadnym wyjsciem z sytuacji bylo samobojstwo. Przed podjeciem tak powaznego kroku, postanowilam jednak przelac swe cierpienie na papier. Moj pierwszy utwor zatytulowany byl Tobie... 14 Moje serce tonie w smutku Deszcz o szyby bije Powiem ci to po cichutku Rozpacz serce ryjeKsiezyc swieci najjasniejszy Noc jest tak okrutna Ty mi jestes najpiekniejszy A ja taka smutna Mimo watpliwosci dotyczacych slowa "najpiekniejszy", nie pasujacego do wygladu Toli, wiersz spodobal mi sie bardzo, i zdecydowalam, ze zaczekam z samobojstwem, by zostawic ludzkosci swoje niesmiertelne utwory. Nastepny wiersz napisalam tejze samej nocy i zatytulowalam Ciebie... Ciebie nie zapomne Kochac zawsze bede Na wieki przekleta Ta moja tesknota Ty o niczym nie wiesz I w radosci zyjesz Ze me serce krwawi Lecz kto mnie wybawi? To byl niewatpliwie postep w rozwoju mojej osobowosci tworczej. "Kochac zawsze bede na wieki przekleta" - to juz bylo cos; tak wzmocnionym obrazem poetyckim 15 mozna bylo oddac sprzeczne uczucia, ktore towarzyszyly mojej pierwszej milosci. Krotko,mocno i okrutnie, prawie jak u Stefanyka. Rano obudzilam sie z uczuciem, ze nie jest tak zle. Nie poszczescilo mi sie w milosci, za to moze przejde do historii jako poetka, i jeszcze przed sniadaniem napisalam wiersz Toba... Z, toba swiata nie widze Bo tym swiatem sie brzydze Dluzej nie moge tak zyc Bez ciebie ja Kto zgadnie jak sie zycie ulozy Moze do grobu nas zlozy Nierozlaczni bedziemy, serce, Z toba ja Pobrzmiewala w tym nuta liryzmu z piesni ludowych, i nawet jesli nie bylo to zbyt oryginalne, to przynajmniej wystarczajaco szczere; kto wie, czy nie wystapila tu pewna stylizacja. Bylam z siebie bardzo zadowolona. Wszystkie trzy wiersze przepisalam do specjalnego zeszytu i zatytulowalam Ty. W ciagu kilku nastepnych dni zapelnilam wierszami wszystkie strony cienkiego brulionu w kratke, potem jeszcze jednego, az zrozumialam, ze trzeba zalozyc porzadny zeszyt. Moja tworczosc tego okresu charakteryzowala sie stylistyczna jednoscia, widoczna juz w tytulach. Po cyklu Ty napisalam zbior pieciu sonetow Ja, nastepnie poemat My, az w koncu w ciagu trzech bezsennych 16 nocy spod mojego piora wyszla ilosc wierszy, ktora godzilo sie zebrac w tomik.Zatytulowalam go O nas, i na tym wyczerpal sie zapas zaimkow osobowych oraz ich form. Pelne ich zastosowanie w moim pierwszym tomiku powinno wywolac zainteresowanie jesli nie krytykow, to przynajmniej jezykoznawcow. Sa tacy, ktorzy badaja "Role partykul wykrzyknikowych w poznych utworach Panka Kulisza", dlaczego wiec nie mialby sie znalezc ktos, kto napisalby doktorat "O zaimkach osobowych i ich fleksji we wczesnej tworczosci Olesi Podwieczor-kowny". Literatura w zeszycie i literatura w zyciu. Tajemnice meskiego serca Mijaly dni, moje uczucie roslo i skromne nocne wierszowanie juz mnie nie zadawalalo. Wyznaniami mojej duszy zapisalam niejeden zeszyt, ale co to zmienialo? Pragnelam podzielic sie z kims myslami, a jeszcze bardziej chcialam podzielic sie nimi z Tola i uslyszec, czy moge liczyc na wzajemnosc. Jedyna przewaga mojej choroby nad dolegliwosciami kolezanek polegala na tym, ze ile by te nie cierpialy, nie mialy nadziei na wzajemnosc. Z drugiej strony, zachowanie Toli od czasu, kiedy jego osoba znalazla sie w centrum moich mysli i uczuc, nie zmienilo sie ani odrobine. Albo tak samo starannie ukrywal swoje uczucia, albo tez nic do mnie uczul. U Pocieszalam sie, ze los nie moze byc az tak okrutny, by prawda okazalo sie to drugie, ale tamysl nie dawala mi spokoju, i z kazdym dniem coraz bardziej chcialam poznac prawde. Rozmyslalam dlugo, jak to osiagnac, i w koncu znalazlam sposob. W ciagu jednej z bezsennych nocy przetlumaczylam na ukrainski List Tatiany do Oniegina i postanowilam, ze podrzuce to poslanie do kurtki Toli. List zaczynal sie: "Kocham Pana, czego jeszcze Panu trzeba", a konczyl: "Koncze, ciezko czytac". Dalej, w krociutkim P.S., zaproponowalam Toli, by odpowiedz wlozyl do kieszeni swojej kurtki, kurtke powiesil w szatni na drugim wieszaku z prawej strony w trzecim rzedzie i o nic wiecej nie pytal. List podpisalam "Miss X", a do Toli zwracalam sie "Mister Y". Kilka dni minelo jak w malignie, codziennie kilka razy bieglam do szatni, spodziewajac sie, ze znajde kurtke Toli w umowionym miejscu, ale minal tydzien, potem drugi, a Tola rozbieral sie tam, gdzie wczesniej, a jego kieszenie byly puste. Obawialam sie, ze Tola pomylil instrukcje: wlozyl odpowiedz do kieszeni i powiesil kurtke na starym miejscu, musialam wiec sie upewnic. Tak minely dwa tygodnie, a ja codziennie intensywnie przeszukiwalam swoja "skrzynke pocztowa" i dyzurni zaczeli na mnie dziwnie patrzec, bo pewnie mieli wlasna teorie na temat mojego grzebania po kieszeniach. Po dwoch tygodniach nie wytrzymalam i napisalam do Toli kolejny list, w ktorym zrezygnowalam z wiazanej formy wyrazania uczuc i oddalam wszystko swo- 18 imi slowami, starajac sie wypowiadac jak najprosciej i jak najprzystepniej. Probowalamosiagnac maksymalna szczerosc, nie tracac poczucia wlasnej godnosci, i wywrzec na Toli jak najlepsze wrazenie. Efektem byly konstrukcje w rodzaju: "Nie pomysl o mnie zle, ale sadze, ze w okolicznosciach sprzyjajacych zaistnieniu odpowiedniego kontekstu sytuacyjnego zabarwienie emocjonalne naszej nietypowej konwersacji mogloby zyskac pozytywny impuls. W zwiazku z moim pragnieniem zachowania anonimowosci proponuje zaczac od werbalno-wirtualnej znajomosci z perspektywa przejscia do kontaktu bezposredniego". Ponownie zaproponowalam Toli, czyli Mi-sterowi Y, by powiesil kurtke z odpowiedzia w kieszeni na drugim wieszaku z prawej strony w trzecim rzedzie w szatni i o nic wiecej nie pytal. Nawet nie sprobowal, i przez nastepne trzy miesiace przychodzil do szkoly w ogole bez kurtki, mimo iz byla zima. Moglo to znaczyc, ze albo Tola blednie zrozumial moje listy i pomyslal, ze ktos sobie z niego zartuje, albo tez postanowil zazartowac sobie ze mnie; wtedy potwierdzilyby sie moje najgorsze przeczucia. W pierwszym wypadku stchorzylby Tola, w drugim - ja ponioslabym kleske. Nastepnej nocy napisalam ostatni cykl wierszy, poswiecony mojej milosci do Toli, pt. Tys niegodny, uroczyscie spalilam kartke papieru z imieniem Toli i przysieglam nigdy wiecej nie zakochiwac sie bez wzajemnosci oraz do konca swych dni mscic sie na meskim rodzie za splamiona pierwsza milosc. Wiersz poswiecony temu rytualowi nosil tytul Klatwa. Namietnosci po ukrainsku. Lazaret Babcia i zyciowa madrosc. Mama i doswiadczenie zyciowe. Kurs przetrwania dla nastolatkow. Seks przedmalzenski: "za" i "przeciw" Wszystko zaczelo sie od Dee Snidera i dupli. Nawet gdyby Dee Snider nie zrobil nic wiecej poza napisaniem Kursu przetrwania dla nastolatkow, ktorego fragmenty publikowane byly w magazynie Rowiesnik pod koniec lat osiemdziesitcych, mialby pelne prawo do tego, by wpisac sie w historie naszego podworka jako znaczaca i epokowa osobistosc. Ale Dee Snider byl oprocz tego muzykiem, fajowym dlugowlosym rockerem, odlotowym gosciem z odlotowymi piorami, walil czadowe solowki na swoim firmowym wiosle, nosil wytarta skore i dawal prawdziwego drive'a na kazdym koncercie. Nie zaliczal sie do gwiazd, ktorych sluchali wszyscy i ktorymi sie zachwycali, takich jak Jim Morrison, Santana, Led Zeppelin, nie mowiac o Halloween. Dee Snider gral kawalki dla tego, kto kuma prawdziwe hard rockowe klimaty, potrafi docenic decybele i nie szuka latwej drogi w zyciu. Dee Snider gral dla hipow sluchajacych rocka, dlatego na pelnych prawach wpisal sie rowniez w rockowa historie. Choc dla naszej opowiesci nie ma to az takiego znaczenia. Gdy w kilku kolejnych numerach Rowiesnika ukazal sie Kurs przetrwania dla nastolatkow, kiedy numery te zo- 20 staly zaczytane na smierc i skutecznie schowane przed rodzicami, potem przemyslane,omowione i jeszcze raz przeczytane, na naszym podworku wreszcie zaczela sie rewolucja seksualna. Obecne pokolenie uczniow zapewne bardzo sie zdziwi nasza niegdysiejsza ospaloscia. Dzis -przynajmniej jesli wierzyc pismom mlodziezowym, skierowanym do raczej cnotliwych i przyzwoitych czytelnikow - dziewczyna, ktora do trzynastego roku zycia ciagle jeszcze nie zdolala pozbyc sie cnoty, moze uwazac sie za fizjologicznie niepel-nowartosciowa. Nie wspomne juz o meskiej czesci, ktora co prawda wspomnianej prasy nie czyta, ale swoja pelno-wartosciowoscia zaczyna przejmowac sie niewiele pozniej. W naszych czasach wszystko to dopiero wchodzilo w mode, wnoszac pewien element niepokoju w stabilnosc prowincjonalnego zycia. Rodzice wychowywali nas w przekonaniu, ze noc poslubna powinna byc naprawde pierwsza, przynajmniej dla narzeczonej, ze doswiadczenie seksualne powinno zdobywac sie wylacznie po zawarciu malzenstwa, a dziewczyna, ktora ulegla namowom chlopaka i sprobowala zakazanego owocu, najzwyczajniej w swiecie moze uznac sie za zbezczeszczona i automatycznie pomniejszyc swoje szanse na szczesliwe zamazpojscie przynajmniej o 50 %. A przeciez rozwiazla cywilizacja zachodnia na aseksu-alne poradzieckie tereny wdzierala sie niepowstrzymanie, i coraz czestsze publikacje typu Kurs przetrwania lamaly nasze tradycyjne wyobrazenia, choc naprawde nie wszystkim udawalo sie przejsc od teorii do praktyki. Juz same tytuly poszczegolnych rozdzialow ksiazki Dee Snidera 21 wzbudzaly we mnie przeogromna chec schowania pisma w najciemniejszy kat, byleby tylko,bron Boze, nie znalezli jej rodzice. Wyobrazcie sobie, jak wygladalaby nasza rozmowa, gdyby dowiedzieli sie, ze interesuja mnie artykuly: Rodzice i rodzina - nie moge z nimi wytrzymac, a zastrzelic szkoda, Co znaczy przedwczesnie zmeczyc sie zyciem?, Czy aborcja jest niebezpieczna?, Wplyw kolegow i piwa na reakcje pecherza moczowego. Oprocz tego niektore z rad zachodniego rockera byly nieco sprzeczne. Z jednej strony apelowal: "Nie wychodzcie z domu bez prezerwatywy!", nie wyjasniajac bynajmniej, co trzeba mowic rodzicom, jesli niespodzianie znajda prezerwatywe w twoim piorniku, pod poduszka albo w kieszeni swiezo wypranych spodni. Z drugiej, nie do konca bylo zrozumiale, po co trzeba sie tak z tymi prezerwatywami meczyc, skoro wedlug statystyki tegoz Dee Snidera: "Kazdego roku trzy tysiace nastolatkow zapada na syfilis, chroniczna i bardzo zarazliwa chorobe weneryczna, ktora nie leczona, moze doprowadzic do smierci. Czyz matka- natura nie jest madra?". Sprobujcie wyjasnic, w czym tu przejawia sie madrosc matki-natury i jak po takim "blogoslawienstwie" w ogole odwazyc sie wyjsc z domu? Poza tym autor zmuszal czasem czytelnika, by poczul sie kompletnym debilem: "Jesli podejrzewasz, ze mozesz byc w ciazy, przede wszystkim zrob sobie test ciazowy". Prawda, wszystko to brzmi logicznie. Nie wiadomo tylko, skad w postradzieckim panstwie pod koniec lat osiemdziesiatych, wziac taki test, nie mowiac juz o tym, jak go uzyc. Czytamy natomiast: "Jesli test dal wynik nega- 22 tywny, to znaczy, ze niepotrzebnie sie martwilas. Ale jesli wynik testu jest pozytywny, tomusisz podjac wazna zyciowa decyzje". Tym, ktorzy jeszcze nie zalapali, autor wyjasnia dalej: "Mozesz dokonac wyboru: albo zdecydujesz sie na aborcje (i tu ostatnie uscislenie dla zupelnie nieuwaznych), czyli operacyjnie przerwiesz ciaze, albo urodzisz dziecko". Dla tych, ktorzy wybrali aborcje, Dee Snider podaje liste organizacji, do ktorych mozna sie zwrocic o pomoc: ogolnoamerykanska siec klinik kontroli urodzen, Birth Right, Narodowa Federacja na rzecz Aborcji. Do wszystkich tych organizacji mozna zwracac sie "telefonicznie, dzwoniac pod numery, ktore uzyskacie w informacji telefonicznej". Probowaliscie? Nie mniej proste i dostepne wyjscie z sytuacji proponowane jest dla tego, kto zdecydowal sie urodzic dziecko i oddac je do adopcji: "Adopcja zajmuja sie rozne organizacje, takie jak Zjednoczone Sluzby Spoleczne, Katolicka Dobroczynnosc, Zjednoczona Federacja Zydowskich Filantropow. Adresy tych organizacji znajdziesz w informacji telefonicznej". Niechby i sam Dee Snider sprobowal wybrac 913 i zapytac o telefon Zjednoczonej Federacji Zydowskich Filantropow. Tak wiec, nie dbajac o to, ze gin z tonikiem, ktorym dobrze jest dodac sobie odwagi przed "pierwszym razem", jest absolutnie niedostepny, ani o to, ze uprawianie seksu na tylnym siedzeniu samochodu ojca to nieprawdopodobienstwo (nawet gdyby ojciec ci go pozyczyl, sama realizacja, na przykad w zaporozcu, wymagalaby wieloletniego doswiadczenia; nowicjusz w zaden sposob nie bylby 23 w stanie podolac temu zadaniu), ani o banalny deficyt prezerwatyw oraz ich watpliwa jakosc(dostepne byly wylacznie wyroby rodzimej produkcji), zdecydowalismy sie mimo wszystko skorzystac z rad Dee Snidera. Miejsce, ktore wybralismy na ten cel, nazywalo sie du-pla i bylo malenkim pomieszczeniem na strychu jednego z budynkow na naszym podworku. Kiedy bylismy dziecmi, krylismy sie tam jedno przed drugim, bawiac sie w wojne i podchody. Wtedy byl to pusty, zaniedbany pokoik nad winda, z wiecznie nie domykajacymi sie drzwiami. Kiedy podroslismy i trzech "odlotowych gosci" z naszego podworka nie bez wplywu tegoz Dee Snidera zdecydowalo sie zalozyc wlasna rockowa kapele i zaczac odlotowo grac, wpadlismy na pomysl, by na proby wykorzystac duple. ADM, do ktorego chlopcy zwrocili sie z prosba o zezwolenie, natychmiast wyszedl naprzeciw potrzebom mlodziezy i zgodzil sie na prowadzenie prob w pomieszczeniu nad winda. Dupla zostala sprzatnieta, ze smietnika chlopcy przyniesli kilka krzesel, ktore jeszcze nadawaly sie do uzytku, wtargali na gore perkusje i przeprowadzili pierwsza probe. Nastepnego dnia pracownicy ADM-u zmuszeni zostali do zmiany stanowiska i wyjscia naprzeciw potrzebom oburzonych mieszkancow kilku sasiednich budynkow. Swiezo zalozonej grupie o szerokich perspektywach w dziedzinie malo rozwinietego w owym czasie trash metalu zabroniono przeprowadzania prob, co przenioslo uwage dorastajacego pokolenia z troski o wlasny rozwoj kulturalny na inne aspekty zycia, w szczegolnosci seksualny. M Duple postanowilismy wykorzystac w innym celu. Najpierw z tegoz samego smietnikaprzyciagnelismy inne nie do konca zniszczone meble, i jako tako udalo sie nam stworzyc atmosfere intymnosci. Przycmione swiatlo, waski tapczanik ze sterczacymi gdzieniegdzie kawalkami wypelniacza i sprezynami, magnetofon, kasety, butelki z alkoholem, zapas prezerwatyw. Za brudna zaslona -szeroka deska, ktora bardzo przypominala drzwi, ustawiona na kilku chwiejnych nozkach i nakryta poplamionym przescieradlem. Chlopcy dlugo nie odwazyli sie zaproponowac swoim partnerkom tak prowizorycznych warunkow, az wreszcie znalazla sie para ochotnikow pragnacych doswiadczyc intymnosci za zamknietymi drzwiami. Nikogo z nas - wtedy juz uczniow 11 klasy - podobny luksus jeszcze nie spotkal. Nasze nieustajace dyskusje pozostawaly czysto teoretyczne, przekonania rodzicow nie stawaly sie mniej konserwatywne, a strach przed zrobieniem czegos niedozwolonego trwal z powodu niedostepnosci skutecznych srodkow antykoncepcyjnych oraz wciaz jeszcze popularnych slubow z koniecznosci. Wszystko to czynilo nasze pokolenie ostatnim, ktore z takim szacunkiem odnosilo sie do dziewictwa. Z czasem temat "przedslubne stosunki plciowe: za i przeciw" zaczal zajmowac w naszych rozmowach coraz wiecej miejsca, az w koncu stal sie glownym. Wielu z nas dopiero od Dee Snidera dowiedzialo sie, ze przedslubne stosunki plciowe w wielu krajach uwazane sa za normalne, w niektorych nawet za konieczne, a jednak nie wszyscy uznali, ze tak wlasnie powinno byc. 25 Podzielilismy sie na dwie antagonistyczne grupy, z ktorych jedna byla "za", a druga"przeciw". Natychmiast i bez wahania dolaczylam do tej drugiej, co nie pozostalo bez wplywu na opisane dalej zdarzenia. Co lepsze: filolog czy informatyk? Miss X i Mister Y. Tajna korespondencja. Wyksztalcenie -rzecz u mezczyzny nie najwazniejsza Historia mojego zwiazku z Witia, jak to bywa z mlodziencza miloscia, zaczela sie bardzo romantycznie. Ktoregos wiosennego wieczoru, kiedy to moj ojciec byl przekonany, ze siedze w domu i przygotowuje sie do matury, a ja bylam pewna, ze ojciec poszedl na urodziny i do domu wroci pozno, spotkalismy sie niespodzianie na ulicy, tyle ze ojciec zupelnie nie przejawial oznak charakterystycznych dla pourodzinowego stanu upojenia czy chocby lekkiego rozluznienia, ja z kolei bylam w towarzystwie chlopca w znoszonej skorze, z dlugimi piorami i napisem Metalika na czarnej koszulce. Co wiecej ojciec przejawial wyrazne zdenerwowanie, bo pilne obowiazki przeszkodzily mu w pojsciu na przyjecie, za co obrazili sie na niego nie tylko przyjaciele, ale i moja mama, ktora wlasnie na te okolicznosc wczesniej wyszla z pracy i nawet zdazyla pojsc do fryzjera. A ja nie tak zwyczajnie szlam sobie z osoba plci przeciwnej, a osoba ta nie tylko, zdaniem mojego ojca, wygladala podejrzanie, ale nad to mielismy odwage trzymac sie za rece. I to - w trakcie pierwszego 26 spotkania, w niespelna siedemnastym roku zycia, ledwie przed koncem zdobywania wyksztalcenia sredniego, i wciaz przed rozpoczeciem wyzszego. Latwo sie zorientowac, ze sytuacja byla nie najprzyjemniejsza, szczegolnie jesli uwzgledni sie wybuchowy charakter mojego ojca, jego marzenia o zieciu inzynierze i glebokie przekonanie o tym, ze pierwszy osobnik plci meskiej, ktory przestapi prog naszego czteropokojowego mieszkania, wczesniej czy pozniej zostanie jego zieciem. A przeciez swietym obowiazkiem rodzicow jest odciaganie tego momentu przynajmniej do ukonczenia szkoly sredniej. Gdzies w przededniu konca szkoly rodzice zdecydowali, ze zadbaja o moja przyszlosc zawodowa. Dyskusje na temat "kim mam zostac" toczyly sie w naszej rodzinie juz wczesniej, ale ich intensywnosc i natezenie wzrastaly stopniowo, im blizej bylo do matury. Nasze zdania, jak w kazdej porzadnej rodzinie, byly podzielone. Rodzice uwazali, ze najwieksze perspektywy otwiera przede mna zawod informatyka, i starali sie przekonac mnie do pojscia na politechnike. Zgadzalam sie z nimi w kwestii perspektyw, watpilam jednak, czy czlowiek, ktory ma powazne problemy z obslugiwaniem kuchenki gazowej, zelazka, a czasem nawet lodowki, moze zostac dobrym informatykiem. Nie mowiac juz o troi z informatyki, ktora potem nauczycielka poprawila jednak na piatke, zeby nie psuc bardzo dobrego swiadectwa. Tyle tylko, ze na glosne wyrazenie chocby czesci watpliwosci czy zyczen odwazylam sie duzo pozniej. Znalam swoich rodzicow i swietnie zdawalam sobie sprawe, ze przekonanie ich nie bedzie latwe. 27 "Jesli chcesz osiagnac w zyciu sukces, przestan czytac nikomu niepotrzebna literature piekna.Trzeba zyc w prawdziwym, a nie zmyslonym swiecie. Lepiej idz i pomoz mamie w kuchni"- radzil ojciec, zastajac mnie nad ksiazka. Rozumiejac, ze wojskowe zasady - punkt i (dowodca ma zawsze racje) i punkt 2 (jesli przypadkiem dowodca nie ma racji, to patrz punkt punkt 1) - obowiazuja rowniez w wypadku rodzicow, rzadko sie z nimi sprzeczalam, uciekajac sie do aktywniejszych metod samoobrony, jak na przyklad demonstrowanie rodzicom wlasnorecznie ulozonego spisu lektur nadobowiazkowych takiej dlugosci, ze gdyby moja nauczycielka ukrainskiego przypadkiem sie o nim dowiedziala, bylaby przyjemnie zaskoczona. Moim dawnym skrytym marzeniem byly studia na filologii. Dawnym, bo pojawilo sie juz wtedy, gdy rozmow na temat mojej zawodowej przyszlosci jeszcze nie prowadzono, jak zreszta zadnych innych rozmow. Wszystkie funkcje w domu byly scisle rozdzielone: rola rodzicow bylo decydowac i uwazac za potrzebne, moja - wykonywac to, co oni zdecydowali lub uwazali za potrzebne. A wszystkim, z czym sie zgadzalam lub nie, moglam podzielic sie z pluszowym misiem Panasem, ktory w tych blogoslawionych czasach odgrywal role mojego domowego psychoanalityka. Moje marzenie, oczywiscie, nie moglo nie byc skrytym, bo przeciez jasne jest, ze dzieci rodzicow-inzynierow powinny zdobywac porzadne zawody, a nie myslec o niebieskich migdalach. "Filolog to nie zawod. Tracic piec lat na uczenie sie ojczystego jezyka moze co najwyzej kompletny idiota" - 28 twierdzil moj ojciec, a ojciec, jak wiemy z dwoch podstawowych zasad wojskowych, zawszema racje. W tym bardzo dlugim okresie, kiedy moje marzenie istnialo tylko w myslach, nie wiedzialam, jaka filologie wybrac. Mialam szczescie byc jedna z ostatnich ofiar radziecko-kubanskiej przyjazni i - w imie tejze przyjazni - uczyc sie w szkole jezyka hiszpanskiego. Bez ogladania sie na nasz system oswiaty, dzieki bliskiej znajomosci z corka iberystki, a takze dzieki dziecinstwu tejze spedzonemu w Argentynie, udalo mi sie opanowac jezyk na tyle, by zrozumiec, ze mi sie podoba i ze w ogole podoba mi sie sam proces nauki jezykow obcych. Niestety, z uwagi na odlegla perspektywe, wybor nauczania hiszpanskiego w miescie Lwowie na swoj glowny zawod, w dodatku w okresie intensywnego rozpadu wszystkiego, co radzieckie, z miloscia do Fidela wlacznie, raczej nie byl rozsadny. Moglam tez wybrac slawistyke, ale ow kierunek, podobnie jak filologia ukrainska, w tamtych stanowczo nie-wyjazdowych czasach, byl - wedlug moich rodzicow - wciaz nie dosc prestizowy. O rusycystyce wtedy juz oczywiscie mowy byc nie moglo. Co do tego, ze rodzice nawet slyszec o ktoryms z tych wariantow nie beda chcieli, nie mialam najmniejszych watpliwosci. I wlasnie wtedy, kiedy juz mialam otrzymac upragnione swiadectwo maturalne, a wkrotce potem odbyc decydujaca rozmowe z rodzicami - mialam wyjawic im swoje sekretne marzenie, co bylo rownoznaczne ze zniszczeniem rodzicielskich marzen o corce-informatyku - i sprobowac urzeczywistnic wlasne plany, nastapilo nieprzewidziane spotkanie mojego ojca i mnie 29 w towarzystwie chlopaka z Metalika na koszulce, dlugimi piorami oraz zyczliwymusmiechem na twarzy. Mysle, ze usmiech ten nie bylby tak zyczliwy, albo przynajmniej nie tak smialy, gdyby moj towarzysz wiedzial, jak ojciec marzy o zieciu z wyzszym wyksztalceniem, jak wazkim problemem w naszej rodzinie stal sie ostatnio wybor mojego przyszlego zawodu czy tez o tym, jak surowo wychowywane sa dziewczeta z porzadnych rodzin. Na nieszczescie jednak (a moze i na szczescie) moj towarzysz, jak podejrzewam, nie do konca rozumial, co znaczy "studiowac na wydziale", nie mowiac juz o wszystkim innym. I to wlasnie pomoglo mu zachowac spokoj ducha, czego w zaden sposob nie mozna bylo powiedziec o mnie. "Dobry nauczyciel kazdy nowy temat zaczyna od tabliczki mnozenia" - czesto powtarzala nasza matema-tyczka, starajac sie konsekwentnie tego przestrzegac. Pewnie dlatego nigdy nie udawalo jej sie zrealizowac nowego tematu... Historia mojego zwiazku z Witia nie zaczela sie jednak od tabliczki mnozenia. Zaczela sie od listow. Trauma duchowa, jaka przezylam podczas proby oswiadczenia sie Toli, nie przeszkodzila przeprowadzeniu podobnego eksperymentu jeszcze raz. Jedna z moich kolezanek z klasy, ktorej uczucia do Michaela Jacksona wlasnie zaczynaly slabnac, zapytala, czy nie chcialabym "wymyslic jakiejs jaj carskiej zadymy". Nie namyslajac sie dlugo, zaproponowalam, zeby napisac do kogos anonimowy list i z ukrycia podgladac, jak zareaguje. 30 Pomysl spodobal sie kolezance, i tym razem ofiara padl moj sasiad Witia - tenze chlopiec zdlugimi piorami, w skorze i z Metalika na koszulce. Niedaleko szkoly znalazlysmy tajna skrytke, starannie ja opisalysmy, roz-rysowalysmy nawet plan w skali 1:10, zeby nowy Mister Y niczego nie pomylil, i przeslalysmy pierwszy list przez szescioletnia dziewczynke z sasiedztwa, ktora w skrytosci kochala sie w chlopcu z dlugimi wlosami, w obwieszonej zelastwem kurtce. Zanim przyszla odpowiedz, siedzialysmy na moim balkonie - skad dobrze bylo widac okna delikwenta - liczac na to, ze po przeczytaniu listu nasz wybraniec wyjrzy na ulice, wyjdzie na balkon, pojdzie sie przejsc, szukajac natchnienia do napisania odpowiedzi, czy jeszcze w jakikolwiek inny sposob sie zdradzi. Nie kazdego dnia przeciez dostaje sie takie listy. Sasiad jednak okazal sie chlopcem zdecydowanym i nawet nie probowal tracic czasu na szukanie szczegolowo opisanej przez nas skrytki - na starannie rozrysowanym planie, od razu przez te sama zakochana dziewczynke z sasiedztwa, przeslal nabazgrana na kawalku gazety odpowiedz. Trudno byloby odpowiedziec lakoniczniej: "Pszepraszam ale sie szpiesze na trenink. Jak cos odemnie chcesz to wes sie normalnie spotkaj. Nie chcesz to nie a na gupoty nie mam czasa. Czekam jotro wpoldousmej pot blokiem". Doczytujac, zobaczylysmy naszego wybranca, jak wyprowadza z klatki swoja wspaniala kolarke. Poczatkowo taka bezczelnosc mnie oburzyla, i chcialam odeslac list z powrotem, z poprawionymi na czerwono bledami. Kolezanka jednak przeprowadzila ze mna dluga ?i rozmowe wychowawcza, podczas ktorej uswiadomila mi, jak nalezy postepowac z mezczyznami; ze wyksztalcenie to naprawde nie najwazniejsza rzecz w stosunkach z plcia przeciwna; i ze zanim wyrobisz sobie zdanie na czyjs temat, warto choc jeden raz sie z nim spotkac; ze same szukalysmy przygod, wiec wycofywanie sie teraz jest po prostu nielogiczne; ze przy blizszym poznaniu kazdy czlowiek moze okazac sie nie takim znowu strasznym debilem, na jakiego wyglada, i ze efekt negatywny to tez efekt, itp. W tej rozmowie najbardziej zdumialo mnie glebokie przeswiadczenie mojej kolezanki, ze kobieta, ktora chce sie spodobac mezczyznie, powinna zachowywac sie jak najprawdziwsza idiotka. "Im glupsza, tym lepiej. W madrych faceci sie nie zakochuja" - oswiadczyla kategorycznie, a mnie zdziwila taka zyciowa postawa. Dlugo sie sprzeczalysmy, staralam sie kolezanke przekonac, ze robienie z siebie glupszej, niz sie jest naprawde, to ponizanie sie, lecz ona przekreslala wszystkie moje zlozone i logiczne argumenty bezlitosnym: "Najwazniejsze, by polknal haczyk". Moze wlasnie pragnienie, by dowiesc mojej kolezance, ze sie myli, pchnelo mnie wtedy do pojscia na umowione spotkanie, moze tez ostatecznym argumentem staly sie wspaniale piora i wysportowana sylwetka adresata naszego listu, ktoremu nadzwyczaj pasowaly obcisle kolarki i elastyczna koszulka. Dalam sie w koncu namowic, i tak trafilam na spotkanie, z ktorego tato przyprowadzil mnie do domu za reke i surowo uprzedzil: "Jeszcze raz cos takiego zobacze, a spuszcze ci lanie". ? Mama przeprowadzila ze mna dluga i otwarta rozmowe, z ktorej dowiedzialam sie, ze mam zaledwie 17 lat, a juz pozwalam sie trzymac chlopakowi za reke. I ze jest to wyjatkowo niestosowne, zwlaszcza podczas pierwszej randki, a szczegolnie jesli jest to w ogole pierwsze w zyciu spotkanie, o ile mamie wiadomo. Jest to wyjatkowo nieodpowiednie nawet podczas drugiego spotkania, podobnie jak w ogole w moim wieku nieodpowiednie jest nawiazywanie jakichkolwiek kontaktow z mezczyznami. Nawet sobie nie wyobrazam, czym sie to z reguly konczy. Jak sie ma 17 lat, to sie nigdy takich rzeczy sobie nie wyobraza, a potem, kiedy wreszcie zaczynasz sobie wyobrazac, jest juz za pozno. A ja nie mam pojecia, ze wszystkie kontakty rozwijaja sie wedlug tego samego scenariusza - mezczyzna stara sie krok po kroku zdobyc kobiete, ale ona powinna sie temu opierac. Jesli ja juz teraz daje sie trzymac za reke, to on sobie mysli, ze i cala reszte dostanie rownie szybko. Najpierw bedzie mnie trzymal za reke, potem sprobuje objac, nastepnie zaprosi na lody, wkrotce do kina, tam zacznie calowac, i w koncu pojawia sie dzieci, i zycie mozna uznac za skonczone. Po prostu nie uswiadamiam sobie, z kim mam do czynienia. Chlopak nie skonczyl szkoly sredniej, nie mowiac juz o studiach czy dobrej pracy. Uczy sie w wieczorowce, nosi dlugie wlosy, slucha rocka. Jego rodzice sie rozwiedli, choc nadal mieszkaja razem, babcia jest Zydowka z pochodzenia, powierzchnia ich mieszkania jest dwukrotnie mniejsza niz u nas, matka pracuje na poczcie i zycia tam miec nie bede. Zapewne mysle, ze interesuje go moja inteligencja, ale wszyscy mezczyzni chca 33 tylko jednego, za co potem musi placic kobieta. Powinnam dobrze to przemyslec izdecydowac raz na zawsze, czego chce bardziej - wyzszego wyksztalcenia czy slubu. Przypomnialam sobie Dee Snidera i to, ze "kazdego roku przybywa 2 miliony chorych na gonoree, 500000 chorych na herpis genitalium, 80000 chorych na syfilis, a polowa tych przypadkow dotyczy osob w wieku od 15 do 24 lat", i ucieszylam sie, ze moja mama nie uzywa takich argumentow, zeby mnie przekonac. Czyli nie mysli o mnie az tak calkiem zle. Obiecalam rodzicom przemyslec to wszystko, zastrzegajac jednak, ze nie pojde na informatyke, tylko na filologie. Co do tego na jaka, to mozemy sie jeszcze dogadac. Rodzice najpierw sie oburzyli, mama probowala wyjasnic mi, jak niewdzieczna jest praca nauczycielki i o ile wygodniej jest byc inzynierem. Twierdzila, ze nie wyobrazam sobie, jak ciezko prowadzi sie lekcje w wypelnionej leniwymi i obojetnymi uczniami klasie, nigdy nie widzialam stert zeszytow, nad ktorymi sie sleczy calymi wieczorami, nie wiem, czym sa nadwerezone struny glosowe, zszargane nerwy, problemy ze znalezieniem pracy i skazanie na kobiece, zazwyczaj rozhisteryzowane, towarzystwo. I zupelnie nie wyobrazam sobie, jak przyjemna jest spokojna praca w biurze, polegajaca glownie na parzeniu herbaty, robieniu swetrow i skarpetek na drutach, wymienianiu sie przepisami kulinarnymi i plotkowaniu. Poza tym dostaje sie niezla pensje, platne delegacje, skierowania na wczasy pracownicze, nie mowiac o tym, 34 ze zawsze mozesz sie spozniac, spedzic dzien pracy na poszukiwaniu deficytowych artykulowspozywczych, artykulow pierwszej, drugiej czy dziesiatej potrzeby, mozesz zniknac z pracy zaraz po przerwie obiadowej i bez ograniczen korzystac ze sluzbowego telefonu, i naprawde mozesz za nic nie odpowiadac. Zrozumiem to wszystko, kiedy bede miec wlasne dzieci. Kobieta potrzebuje spokojnej pracy, w ktorej moze odpoczac od domowych problemow i zrelaksowac sie. A praca nauczycielki to ciezki chleb. Tata sadzil, ze filologii w ogole nie mozna zaliczyc do powaznych zawodow, i spodziewal sie, ze jego corke bedzie stac na wiecej. Pojawszy jednak, ze juz mi sie tego nie da wybic z glowy, rodzice doszli do wniosku, ze niepowazny zawod i tak jest lepszy od niepowaznego slubu, i sie zgodzili. Tak oto moje skryte marzenie nie tylko zostalo ujawnione, ale i moglo sie urzeczywistnic. Filologia hiszpanska do tego czasu przestala istniec, wiec problem wyboru sam sie rozwiazal. "Studiuj, co chcesz. Bedzie dobrze, jesli choc sprzataczka bedziesz po tej swojej filologii". Tata sie poddal, lecz musialam obiecac, ze wiecej mnie z tym dlugowlosym nie zobaczy. Tak wiec zmuszeni bylismy zejsc do podziemia i przestrzegac surowych zasad konspiracji. Zaden z moich domownikow nie mogl dowiedziec sie o naszych posia-dowkach w dupli, nie mowiac juz o tematach, ktore tam omawialismy. 35 Glownym zagrozeniem byla czujnosc mojej babci. Jak juz mowilam, dupla znajdowala sie napoddaszu sasiedniego bloku. Co oznaczalo, ze wejscie do wlasciwej klatki znajdowalo sie akurat na wprost naszych okien, a ulubiona rozrywka wszystkich babc, jak wiadomo, jest siedzenie przy cieplym kaloryferze i patrzenie w okno. Dlatego tez dotarcie do dupli wiazalo sie z seria skomplikowanych zabiegow, ktorych celem bylo odciagniecie uwagi mojej babci. Operacja ta skladala sie z trzech etapow: Etap i: Ktorys z naszych chlopakow dzwoni do drzwi mojego mieszkania i sie ulatnia. Etap 2: Kolejny sledzi z ulicy okno, i daje znak, kiedy babcia znika. W tym czasie ja stoje w miejscu, skad moge widziec znak, lecz pozostaje niewidoczna dla babci. Etap y. Szybko znikam w drzwiach klatki. Babcia, nikogo nie widzac za drzwiami, zezloszczona wraca z powrotem do okna. Po spotkaniu cala procedura sie powtarza. System konspiracji byl szczegolowo przemyslany i dzialal bez zarzutu. Poza tym dzieki niemu babcia zawsze miala o czym pogadac z sasiadkami. "Bacz - dziwila sie na to, ze niezwykle dzwonki do drzwi zdarzaja sie tylko jej i nikt wiecej w bloku czegos podobnego nie zauwazyl. - Co by to sie znaczylo? 36 Musi, ze chcieliby cos zaiwanic. I to tak szpiekuja. Kiedys buchna mnie w czerep i wwijda -zastanawiala sie glosno, a potem dodawala: - Nu, i niech sie stanie, moze na koniec umru. A to tyle mlodych umieraja, a ja stara zyju i zyju. Ano, zal tylko tego, co by zaiwanili". Wtedy, zeby uspokoic babcie, poprosilam kolegow Wi-tii, zeby dzwonili od razu do kilku mieszkan. "Baczyl swiat tych batiarow-natychmiast powiadomila nas babcia. - Juz sie i do pietra dobrali. Ja ot i z Pawlowna balakala, to ona kaze, ze i do niej dzis toze zwonili". Wyraznie lzej sie jej na sercu zrobilo. Mimo to troche obawialam sie babci, zawsze sklonnej do trzezwego myslenia. Niewykluczone, ze kiedys jednak skojarzy moja nieobecnosc z tajemniczymi batiarami, albo ze wroci do okna szybciej, niz powinna, albo tylko uda, ze odeszla, i bedzie podgladac, albo przypadkiem zobaczy uciekajacego spod drzwi ko