SNIADANKO NATALKA Kolekcja namietnosci NATALKA SNIADANKO PrzelozylyKatarzyna Kotynska i Renata Rusnak (O^pZ wydawnictwo- zarne Wolowiec 2004 Tytul oryginalu ukrainskiego Kolekcija prystrastej Projekt okladki i stron tytulowych kamil targosz Projekt typograficzny i sklad robert oles Copyright (C) by NATALKA SNIADANKO, 2001 Copyright (C) for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2004 Copyright (C) for the Polish translation by KATARZYNA KOTYNSKAand RENATA RUSNAK,?04 Str. 5-59, 162-234, 254-291 przelozyla RENATA RUSNAK Stt.??-i?i, 235-253 przelozyla KATARZYNA KOTYNSKA Redakcja filip Modrzejewski Korekta anna kowalskaisbn 83-87391-87-5 Namietnosci dzieciece Kiedy mozna zaczac, na co nie zwracac uwagi albo jak zakochac sie w Georgeu Michaelu? Chlopiec o imieniu Tola byl najwyzszy, najgrubszy i najbardziej kedzierzawy w calej klasie. Wstydzil sie bardzo tego, ze szkolny fartuch rozlazil mu sie na okraglym brzuchu, guziki marynarki nie dopinaly sie, a mama zmuszala go, by pod spodnie zamiast skarpet zakladal w lecie dlugie podkolanowki, w zimie zas cieple welniane kalesony, ktore robila mu babcia. Swietnie go rozumialam, bo mnie tez mama zmuszala do wciagania pod szkolny mundurek dlugich majciochow z grubej welny, z nieznanych mi powodow nazywanych "reformami", ktore czasem wystawaly spod krotkiej spodniczki. A moze tak mi sie tylko zdawalo? Sama bowiem swiadomosc - ze masz na sobie cos tak obrzydliwego - wystarczala, by zatruc zycie kazdemu. Nie wiem, co ze swoimi kalesonami robil Tola, ale ja, mniej wiecej od szostej klasy, kazdego rana zdejmowalam majtki na klatce schodowej, wpychalam je do skrzynki pocztowej i wyciagalam stamtad po szkole. Az raz mama wczesniej wrocila z pracy i znalazla moje "reformy" obok magazynu Nauka i zycie. Tola byl bardzo wstydliwym chlopcem i czerwienil sie za kazdym razem, kiedy nauczycielka matematyki 5 wzywala go do tablicy. Na przerwach, kiedy inni chlopcy wybiegali na dwor grac w pilke,albo skakac przez siebie, czyli "bawic sie w kozla", Tola znajdowal kacik, w ktorym nikt go nie mogl zobaczyc, wyciagal z jakiejs sekretnej kieszeni marynarki cieniutka ksiazeczke w ciemnozielonym kolorze, i czytal przez cala przerwe, starajac sie nie rzucac w oczy, bo cos takiego raczej nie spotkaloby sie z aprobata kolegow. Tola szedl przewaznie na ostatnie pietro szkoly, bo tam, w zakamarku obok pracowni fizycznej, zawsze bylo cicho i pusto; nauczycielka fizyki uwazala, ze przerwy sa nie po to, by uczniowie mogli sie wyszalec i wykrzyczec, lecz po to, by nauczyciele mogli wypoczac i przygotowac sie do nastepnej lekcji. Pilnowala zatem srodze, by nikt sie pod jej gabinetem nie bawil w "kozla", nie gral w gume czy chocby w fanty. Ten, kto zaklocilby spokoj tego miejsca, narazal sie na wielkie nieprzyjemnosci, a poniewaz kilkorgu uczniom juz sie za to dostalo, wszyscy unikali okolic gabinetu jak ognia. W pierwszej klasie jednak ani ja, ani Tola nie moglismy o tym wiedziec: nie uczylismy sie jeszcze fizyki; nie przechodzilismy nawet z sali do sali, jak starsi uczniowie, a odsiadywalismy wszystkie lekcje ciagle w tej samej klasie "nauczania poczatkowego", umieszczonej w przeciwleglym skrzydle. Na wyprawy do tego skrzydla z calej naszej klasy chodzilismy tylko ja i Tola. Oboje z ciemnozielona cieniutka ksiazeczka; potem okazalo sie nawet, ze byla to ta sama, a scislej taka sama ksiazeczka, Kozeta - fragment powiesci Wiktora Hugo; poznalam ja z daleka dzieki typowej radzieckiej okladce i standardowej oprawie, jaka 6 dotad przewaza w ksiegozbiorach naszych rodzicow jeszcze z czasow, kiedy ksiazkioddawalo sie na makulature. Nie wiem, dlaczego oboje z Tola do potajemnego czytania na przerwach wybralismy wlasnie ten tytul. Teraz mysle, ze malo w tym bylo dzieciecej romantycznosci, gdyz ksiazka Hugo byla najmniejsza, najlzejsza i - oczywiscie! - najzreczniej ja bylo nosic pod szkolnym mundurkiem. Wtedy jednak ow zbieg okolicznosci wydawal mi sie tajemniczy, zagadkowy i pelen sekretnej tresci. Tola pierwszy w klasie nauczyl sie czytac i zawsze dostawal piatki z pisania. Nie byl kujonem i wyraznie preferowal przedmioty humanistyczne, ale i tak koledzy nabijali sie z niego, jak to zwykle bywa w wypadku wzorowych "przyszlych olimpijczykow". Nawet nie brali go ze soba, gdy szli na mecze starszych klas. Kiedy skonczylismy pierwsza klase, mama Toli porozmawiala z dyrektorem, i Tola od razu przeszedl do trzeciej, zeby nie wyrozniac sie za bardzo wsrod o wiele nizszych i drobniejszych rowiesnikow. Program przeskoczonej klasy Tola nadrobil w ciagu wakacji. Jego rodzice pracowali razem z moimi i od czasu do czasu przychodzili do nas w gosci; raz pojechalismy nawet na wczasy. Jak to wtedy bylo w modzie, do pensjonatu niedaleko Odessy, wlasnymi samochodami. Cala droge Tola usilowal zainteresowac mnie a to gra w szachy, a to w warcaby, a to rozmowa o ksiazkach. Dopadly nas jednak takie nudnosci, ze ojcowie musieli zatrzymywac sie co pol godziny, zeby mamy mogly po kolei wyprowadzac nas na swieze powietrze, gdzie zostawialismy zawartosc naszych zoladkow. Potem znowu wsiadalismy do auta, profilaktycznie sciskajac w rekach woreczki 7 foliowe, na wypadek, gdyby nie udalo sie odpowiednio wczesnie zatrzymac. Zapewne zpowodu tych niedogodnosci nie udalo nam sie znalezc wspolnych, interesujacych dla obojga tematow, i w ciagu calego wyjazdu przyjazn nasza nie zdolala sie umocnic. Tola, co prawda, staral sie zaproponowac mi badmintona, ale ciagle mialam w pamieci szczegoly wspolnej podrozy i to, jak Tola o malo nie zapaskudzil mi spodenek, zanim ledwie zdazyl wyskoczyc z auta z przepelnionym woreczkiem w rekach, i odmowilam. Poza tym potwornie nie podobaly mi sie majtki w zolte groszki, ktore mama zakladala Toli zamiast kapielowek, i Toli okragly brzuch, zwisajacy znad majtek w zolte groszki. A do tego zawsze - ledwie przestepowalismy prog jadalni - Tola stawiany byl mi za wzor: -Patrz - zaczynala i konczyla kazdy kolejny posilek moja mama - Tola juz dawno zjadl, a ty ciagle dumasz nad talerzem. Z pewnoscia dorownanie Toli, ktory w trzydziestostopniowym upale z wyrazem najwyzszej blogosci pochlanial dwie porcje makaronu na zimno, popijajac cieplym kompotem z suszonych gruszek, szedl na plaze i dopychal wszystko czterema kromkami chleba z maslem, ktore dawali na sniadanie do herbaty, bylo niemozliwe. Krotko mowiac, Tola nie wzbudzal we mnie najmniejszej sympatii, mimo iz w pensjonacie w ogole nie bylo dzieci w naszym wieku. Nawet kiedy robilo sie juz totalnie nudno, nie poddawalam sie, i zamiast isc do Toli, zaczynalam czytac czasopismo Nauka i zycie, ktore rodzice w ostatniej chwili wzieli na droge -mama celowo nie zabrala nic innego do czy- 8 tania, zebym "nie psula sobie oczu". Okulistka zalecila mi przerwe w czytaniu, zebym nie musiala nosic okularow. Wyjatkowo czesto czytalam wiec artykul poswiecony najnowszym odkryciom w dziedzinie krystalografii chemicznej, byc moze dlatego, ze od niego zaczynal sie numer. W koncu, kiedy rodzice po raz kolejny probowali wmusic we mnie kotleta, nie wytrzymalam i wyrecytowalam: "Centralne miejsce w dziedzinie badan nad ewolucja mineralow roznorodnych gorskich formacji geologicznych powinna zajac geokrystalochemia, jako nowy kierunek rozwoju tradycyjnej krystalochemii; jej rowniez nalezy przypisac duza role w rozwiazaniu zagadnienia syntezy plynow o okreslonych wlasciwosciach z uwzglednieniem energii form krystalicznych, oraz w badaniu izomorfizmu i polimorfizmu przy wykorzystaniu metody rentgenostrukturalnej, elektrograficznej i neutronograficznej, zarowno wlasciwosci chemicznych, jak i calego zespolu wlasciwosci fizycznych. A wy sie tu glupotami zajmujecie". Potem zwyciesko wypuscilam z siebie powietrze, wypilam kompot i zostawilam zupelnie oszolomionych rodzicow, by dalej przygladali sie, jak Tola konczy swoja porcje kotletow z kasza. Koniec tego monologu dolecial rowniez do uszu Toli, ktory skonczyl jesc obiad i wlasnie przechodzil z mama obok naszego stolika. Po tym zdarzeniu rodzice schowali gdzies Nauke i zycie, a Tola wiecej nie zapraszal mnie na badmintona. Duzo pozniej przyszlo mi pozalowac swojej szczeniecej zarozumialosci, kiedy w osmej klasie dotarlo do mnie, ze pierwszy raz w zyciu sie zakochalam. 9 Michael Jackson, poezja i Laskawy MajTak naprawde, maj tamtego roku dla zenskiej czesci naszej klasy okazal sie absolutnie nielaskawy. Zapanowal bowiem specyficzny rodzaj epidemii. Kolezanki z klasy podzielily sie na trzy grupy: pierwsze do nieprzytomnosci kochaly sie w Michaelu Jacksonie, drugie w George'u Michaelu, trzecie, a bylo ich najmniej, za obiekt sympatii wybraly sobie soliste szalenie wtedy modnej kapeli Laskawy Maj. I nie wiadomo, ktore z nich mialy najbardziej przechlapane. Symptomy tej choroby, niezaleznie od wyboru obiektu, zawsze byly takie same. Absolutnie wszystkie - nawet najwieksze kujonice - nagle skracaly szkolne mundurki, przestawaly nosic obowiazkowe wstazki we wlosach (na co dzien niebieskie, a w swieta snieznobiale), podbieraly mamom buty na obcasie i ignorujac niedogodnosci zwiazane z niedopasowana numeracja, staraly sie je nosic najpierw po lekcjach, a potem rowniez w szkole. Kolejny etap choroby charakteryzowal sie jaskrawo malowanymi w najnieprawdopodobniejsze odcienie rozu paznokciami, grubo pomalowanymi, potem doklejanymi rzesami, cieniutko wyskubanymi brwiami, a czasami ktoras odwazyla sie nawet na jasnorozowa szminke. Tak bylo w szkole. Po szkole makijaz znacznie przybieral na intensywnosci, sila rzeczy narzucajac skojarzenie z bohaterami powiesci Jamesa Coopera, spodnice krotly nadzwyczaj i spod niektorych kurtek moglo byc ich w ogole nie widac. Do tego dochodzily perfumy mam w o wiele za duzych ilosciach i wypalane w bramie pierwsze papierosy. 10 Ostatnie, najbardziej zaawansowane stadium nioslo ze soba sciany szczelnie oklejoneplakatami z zaczyty-wanego przez kazdego przedstawiciela odpowiedniego wieku magazynu Rowiesnik, indywidualne kolekcje zdjec z innych wydan i jeszcze radykalniejsze zmiany w wygladzie zewnetrznym. To ostatnie uzaleznione bylo od rodzaju choroby. Te z moich kolezanek, ktore starannie kolekcjonowaly wizerunki Michaela Jacksona, przewaznie farbowaly wlosy na czarno i robily mocna henne. Te, ktore zbieraly zdjecia George'a Michaela, mniej uwagi poswiecaly fryzurze, dbaly za to o posiadanie jak najwiekszej ilosci czarnych golfow, dzinsow oraz marynarek i nosily gladko zaczesane wlosy oraz po kilka kolczykow w uszach. Zwolenniczki tworczosci Laskawego Maja nie przejmowaly sie wygladem zewnetrznym ani troche, nasladujac w tym swoich idoli, a takze z powodu gorszej - niz w wypadku dziewczat zakochanych w "zachodnich pop-idolach" - sytuacji materialnej swoich rodzin. Charakterystyczne dla nich symptomy zewnetrzne byly najmniej zauwazalne; ktos mniej spostrzegawczy moglby wziac je za calkiem normalne nastolatki. Mnie rowniez nie udalo sie uniknac owej epidemii uczuc; jej objawy wystapily u mnie najpozniej w klasie i w dodatku wcale nie tak, jakbym sobie zyczyla. Zaczelam sie juz martwic, czy aby prawidlowo przechodze proces dojrzewania plciowego - jesli w ogole przechodze. Dlatego kazdego rana zaraz po przebudzeniu bieglam do lazienki, gdzie powiesilam starannie wyciete z Rowiesnika plakaty Michaela Jacksona i George'a Michaela oraz ii niewielkie czarno-biale zdjecie grupy Laskawy Maj. Tu, przygladajac sie kolejno kazdemu z mezczyzn, staralam sie dociec, na widok ktorego z nich moje serce zaczyna bic szybciej. Wstydzac sie swego opoznionego rozwoju, probowalam w sztuczny sposob stymulowac proces zakochiwania sie i w ciagu dnia intensywnie myslec po kolei o kazdym z potencjalnych kandydatow na wybranca mego serca. Jakis czas pocieszalam sie, ze najpierw trzeba przywyknac do wygladu obiektow swojej sympatii, potem staralam sie chodzic do lazienki dwukrotnie: przed sniadaniem i po sniadaniu, podejrzewajac, ze byc moze milosc na czczo rozwija sie wolniej, niz gdy czlowiek jest syty. Po tygodniu wyznaczylam regularne wizyty - co pol godziny, doprowadzilo to jednak tylko do tego, ze mama zapytala, czy mam problemy z zoladkiem, i zmusila mnie do polkniecia jakichs dwu tabletek. A moje serce i tak bilo szybciej przy sniadaniu, niz kiedy zatrzymywalam wzrok na ktoryms z obiektow zarliwej milosci wszystkich moich szkolnych kolezanek. Sytuacja stala sie krytyczna, gdy ktoregos dnia w szkolnej stolowce przypadkiem spojrzalam naTole i poczulam, ze moje serce kolacze, jakbym przebiegla kilka metrow do wlasnie ruszajacego tramwaju. Nie uwierzylam wlasnym oczom i baczniej przyjrzalam sie dawnemu koledze z klasy, ktory akurat pochlanial trzecia porcje parowek z ziemniakami. Ale im pozadliwiej wpychal sobie do ust kiszona kapuste, ktora zwisala mu na podbrodek, tym bardziej chcialo mi sie na niego patrzec. W czasie kiedy dorastalismy, Tola zdecydowanie wyrosl, nie zmienil sie jed-12 nak niemal wcale. Ciagle byl najwyzszy w klasie, okragle brzuszysko nadal wylazilo mu ze spodni szkolnego mundurka, na kazdej przerwie biegl do stolowki i nigdy nie gral w pilke. Teraz juz, nie kryjac sie, nosil ze soba wszedzie, nawet do stolowki, powiesc Kwintyn Durward Waltera Scotta; na czytanie przeznaczal kazda wolna chwile, nawet czekajac, az dyzurni przyniosa tace z parujacymi talerzami ziemniakow z parowkami. Nie przeszkadzalo mu, ze jego sasiedzi zza stolu wykorzystywali ten czas na energiczne szturchanie sie lokciami, starajac sie, by ostatni z brzegu spadl, a kiedy im sie udawalo, glosno rechotali. Nikt nie odwazyl sie zaczepic Toli, zapewne z uwagi na jego potezna budowe, bo gdyby wysilil sie choc minimalnie, zepchnalby ich z lawki wszystkich naraz. W tym samym czasie ja rowniez czytalam Kwintyna, co prawda po kryjomu i w domu, bo po pierwsze, lekarz znowu zabronil mi duzo czytac, a po drugie, ksiazka byla zbyt ciezka, zeby ja targac do szkoly z podrecznikami. I ten, jak mi sie wtedy wydawalo, tajemniczy zbieg okolicznosci zmusil moje serce, by zabilo mocniej. Wpadlam w pulapke. Znalazlam sie w sytuacji bez godnego wyjscia. O ile dotad wstydzilam sie swego opoznienia wzgledem kolezanek, ktore co rano z troska pytaly: "No i jak? Ktory ci sie podoba?" (wyniki moich prob zakochania sie w ktoryms z idoli sledzila w napieciu cala zenska czesc naszej 8a), chowajac oczy, zmuszona bylam odpowiadac: "Zaden". Ryzykowalam utrate resztek autorytetu i moglam zostac uznana za niedorozwinieta. Teraz jednak wszystko stalo sie znacznie gorsze. Obierajac Tole za obiekt swojej milosci, podpisalam na siebie wyrok 13 smierci. Przeciez zadna z kolezanek nie bylaby w stanie tego zrozumiec. Tak razaco niskiego poczucia estetyki i dobrego gustu, takiego niezrozumienia istoty meskiej urody - tego braku zachwytu nad gra silnych miesni, nad obleczonym w obcisle kapielowki symbolem meskosci, polaczonego z subtelna erotyka drzacego tembru glosu, nad wspaniala fryzura i licznymi kolczykami w uszach. Tym samym ostatecznie przypieczetowalam swoje zacofanie we wszystkim, co dotyczylo kobiecej solidarnosci, bo "tak robia wszystkie". A mnie nie wyszlo. Figura mego wybranca wygladala tak, jakby mniej wiecej trzydziesci lat przepracowal jako dyrektor wielkiego przedsiebiorstwa, i bylo jasne, ze zaden jego miesien nigdy nawet nie slyszal slowa ekspander, nie mowiac juz o jakichs tam hantlach czy sztangach.Stalo sie najgorsze: wyszlo na jaw, ze to nie opoznienie w rozwoju, lecz stan patologiczny. Wprawdzie moglam sobie z wielkim trudem wyobrazic, jak zwierzam sie najblizszej przyjaciolce z tego, ze nie moge zakochac sie w Michaelu Jacksonie, ale na to, by opowiedziec jej, nawet w najwiekszej tajemnicy, ze kocham sie w Toli, nie odwazylabym sie nigdy. Po pierwsze, natychmiast wiedzialaby o tym cala szkola, bo ktora przyjaciolka taka sensacje utrzyma w tajemnicy. Po drugie i najgorsze, moglby sie o tym dowiedziec Tola. A tego to juz bym nie przezyla. Jedynym rozsadnym wyjsciem z sytuacji bylo samobojstwo. Przed podjeciem tak powaznego kroku, postanowilam jednak przelac swe cierpienie na papier. Moj pierwszy utwor zatytulowany byl Tobie... 14 Moje serce tonie w smutku Deszcz o szyby bije Powiem ci to po cichutku Rozpacz serce ryjeKsiezyc swieci najjasniejszy Noc jest tak okrutna Ty mi jestes najpiekniejszy A ja taka smutna Mimo watpliwosci dotyczacych slowa "najpiekniejszy", nie pasujacego do wygladu Toli, wiersz spodobal mi sie bardzo, i zdecydowalam, ze zaczekam z samobojstwem, by zostawic ludzkosci swoje niesmiertelne utwory. Nastepny wiersz napisalam tejze samej nocy i zatytulowalam Ciebie... Ciebie nie zapomne Kochac zawsze bede Na wieki przekleta Ta moja tesknota Ty o niczym nie wiesz I w radosci zyjesz Ze me serce krwawi Lecz kto mnie wybawi? To byl niewatpliwie postep w rozwoju mojej osobowosci tworczej. "Kochac zawsze bede na wieki przekleta" - to juz bylo cos; tak wzmocnionym obrazem poetyckim 15 mozna bylo oddac sprzeczne uczucia, ktore towarzyszyly mojej pierwszej milosci. Krotko,mocno i okrutnie, prawie jak u Stefanyka. Rano obudzilam sie z uczuciem, ze nie jest tak zle. Nie poszczescilo mi sie w milosci, za to moze przejde do historii jako poetka, i jeszcze przed sniadaniem napisalam wiersz Toba... Z, toba swiata nie widze Bo tym swiatem sie brzydze Dluzej nie moge tak zyc Bez ciebie ja Kto zgadnie jak sie zycie ulozy Moze do grobu nas zlozy Nierozlaczni bedziemy, serce, Z toba ja Pobrzmiewala w tym nuta liryzmu z piesni ludowych, i nawet jesli nie bylo to zbyt oryginalne, to przynajmniej wystarczajaco szczere; kto wie, czy nie wystapila tu pewna stylizacja. Bylam z siebie bardzo zadowolona. Wszystkie trzy wiersze przepisalam do specjalnego zeszytu i zatytulowalam Ty. W ciagu kilku nastepnych dni zapelnilam wierszami wszystkie strony cienkiego brulionu w kratke, potem jeszcze jednego, az zrozumialam, ze trzeba zalozyc porzadny zeszyt. Moja tworczosc tego okresu charakteryzowala sie stylistyczna jednoscia, widoczna juz w tytulach. Po cyklu Ty napisalam zbior pieciu sonetow Ja, nastepnie poemat My, az w koncu w ciagu trzech bezsennych 16 nocy spod mojego piora wyszla ilosc wierszy, ktora godzilo sie zebrac w tomik.Zatytulowalam go O nas, i na tym wyczerpal sie zapas zaimkow osobowych oraz ich form. Pelne ich zastosowanie w moim pierwszym tomiku powinno wywolac zainteresowanie jesli nie krytykow, to przynajmniej jezykoznawcow. Sa tacy, ktorzy badaja "Role partykul wykrzyknikowych w poznych utworach Panka Kulisza", dlaczego wiec nie mialby sie znalezc ktos, kto napisalby doktorat "O zaimkach osobowych i ich fleksji we wczesnej tworczosci Olesi Podwieczor-kowny". Literatura w zeszycie i literatura w zyciu. Tajemnice meskiego serca Mijaly dni, moje uczucie roslo i skromne nocne wierszowanie juz mnie nie zadawalalo. Wyznaniami mojej duszy zapisalam niejeden zeszyt, ale co to zmienialo? Pragnelam podzielic sie z kims myslami, a jeszcze bardziej chcialam podzielic sie nimi z Tola i uslyszec, czy moge liczyc na wzajemnosc. Jedyna przewaga mojej choroby nad dolegliwosciami kolezanek polegala na tym, ze ile by te nie cierpialy, nie mialy nadziei na wzajemnosc. Z drugiej strony, zachowanie Toli od czasu, kiedy jego osoba znalazla sie w centrum moich mysli i uczuc, nie zmienilo sie ani odrobine. Albo tak samo starannie ukrywal swoje uczucia, albo tez nic do mnie uczul. U Pocieszalam sie, ze los nie moze byc az tak okrutny, by prawda okazalo sie to drugie, ale tamysl nie dawala mi spokoju, i z kazdym dniem coraz bardziej chcialam poznac prawde. Rozmyslalam dlugo, jak to osiagnac, i w koncu znalazlam sposob. W ciagu jednej z bezsennych nocy przetlumaczylam na ukrainski List Tatiany do Oniegina i postanowilam, ze podrzuce to poslanie do kurtki Toli. List zaczynal sie: "Kocham Pana, czego jeszcze Panu trzeba", a konczyl: "Koncze, ciezko czytac". Dalej, w krociutkim P.S., zaproponowalam Toli, by odpowiedz wlozyl do kieszeni swojej kurtki, kurtke powiesil w szatni na drugim wieszaku z prawej strony w trzecim rzedzie i o nic wiecej nie pytal. List podpisalam "Miss X", a do Toli zwracalam sie "Mister Y". Kilka dni minelo jak w malignie, codziennie kilka razy bieglam do szatni, spodziewajac sie, ze znajde kurtke Toli w umowionym miejscu, ale minal tydzien, potem drugi, a Tola rozbieral sie tam, gdzie wczesniej, a jego kieszenie byly puste. Obawialam sie, ze Tola pomylil instrukcje: wlozyl odpowiedz do kieszeni i powiesil kurtke na starym miejscu, musialam wiec sie upewnic. Tak minely dwa tygodnie, a ja codziennie intensywnie przeszukiwalam swoja "skrzynke pocztowa" i dyzurni zaczeli na mnie dziwnie patrzec, bo pewnie mieli wlasna teorie na temat mojego grzebania po kieszeniach. Po dwoch tygodniach nie wytrzymalam i napisalam do Toli kolejny list, w ktorym zrezygnowalam z wiazanej formy wyrazania uczuc i oddalam wszystko swo- 18 imi slowami, starajac sie wypowiadac jak najprosciej i jak najprzystepniej. Probowalamosiagnac maksymalna szczerosc, nie tracac poczucia wlasnej godnosci, i wywrzec na Toli jak najlepsze wrazenie. Efektem byly konstrukcje w rodzaju: "Nie pomysl o mnie zle, ale sadze, ze w okolicznosciach sprzyjajacych zaistnieniu odpowiedniego kontekstu sytuacyjnego zabarwienie emocjonalne naszej nietypowej konwersacji mogloby zyskac pozytywny impuls. W zwiazku z moim pragnieniem zachowania anonimowosci proponuje zaczac od werbalno-wirtualnej znajomosci z perspektywa przejscia do kontaktu bezposredniego". Ponownie zaproponowalam Toli, czyli Mi-sterowi Y, by powiesil kurtke z odpowiedzia w kieszeni na drugim wieszaku z prawej strony w trzecim rzedzie w szatni i o nic wiecej nie pytal. Nawet nie sprobowal, i przez nastepne trzy miesiace przychodzil do szkoly w ogole bez kurtki, mimo iz byla zima. Moglo to znaczyc, ze albo Tola blednie zrozumial moje listy i pomyslal, ze ktos sobie z niego zartuje, albo tez postanowil zazartowac sobie ze mnie; wtedy potwierdzilyby sie moje najgorsze przeczucia. W pierwszym wypadku stchorzylby Tola, w drugim - ja ponioslabym kleske. Nastepnej nocy napisalam ostatni cykl wierszy, poswiecony mojej milosci do Toli, pt. Tys niegodny, uroczyscie spalilam kartke papieru z imieniem Toli i przysieglam nigdy wiecej nie zakochiwac sie bez wzajemnosci oraz do konca swych dni mscic sie na meskim rodzie za splamiona pierwsza milosc. Wiersz poswiecony temu rytualowi nosil tytul Klatwa. Namietnosci po ukrainsku. Lazaret Babcia i zyciowa madrosc. Mama i doswiadczenie zyciowe. Kurs przetrwania dla nastolatkow. Seks przedmalzenski: "za" i "przeciw" Wszystko zaczelo sie od Dee Snidera i dupli. Nawet gdyby Dee Snider nie zrobil nic wiecej poza napisaniem Kursu przetrwania dla nastolatkow, ktorego fragmenty publikowane byly w magazynie Rowiesnik pod koniec lat osiemdziesitcych, mialby pelne prawo do tego, by wpisac sie w historie naszego podworka jako znaczaca i epokowa osobistosc. Ale Dee Snider byl oprocz tego muzykiem, fajowym dlugowlosym rockerem, odlotowym gosciem z odlotowymi piorami, walil czadowe solowki na swoim firmowym wiosle, nosil wytarta skore i dawal prawdziwego drive'a na kazdym koncercie. Nie zaliczal sie do gwiazd, ktorych sluchali wszyscy i ktorymi sie zachwycali, takich jak Jim Morrison, Santana, Led Zeppelin, nie mowiac o Halloween. Dee Snider gral kawalki dla tego, kto kuma prawdziwe hard rockowe klimaty, potrafi docenic decybele i nie szuka latwej drogi w zyciu. Dee Snider gral dla hipow sluchajacych rocka, dlatego na pelnych prawach wpisal sie rowniez w rockowa historie. Choc dla naszej opowiesci nie ma to az takiego znaczenia. Gdy w kilku kolejnych numerach Rowiesnika ukazal sie Kurs przetrwania dla nastolatkow, kiedy numery te zo- 20 staly zaczytane na smierc i skutecznie schowane przed rodzicami, potem przemyslane,omowione i jeszcze raz przeczytane, na naszym podworku wreszcie zaczela sie rewolucja seksualna. Obecne pokolenie uczniow zapewne bardzo sie zdziwi nasza niegdysiejsza ospaloscia. Dzis -przynajmniej jesli wierzyc pismom mlodziezowym, skierowanym do raczej cnotliwych i przyzwoitych czytelnikow - dziewczyna, ktora do trzynastego roku zycia ciagle jeszcze nie zdolala pozbyc sie cnoty, moze uwazac sie za fizjologicznie niepel-nowartosciowa. Nie wspomne juz o meskiej czesci, ktora co prawda wspomnianej prasy nie czyta, ale swoja pelno-wartosciowoscia zaczyna przejmowac sie niewiele pozniej. W naszych czasach wszystko to dopiero wchodzilo w mode, wnoszac pewien element niepokoju w stabilnosc prowincjonalnego zycia. Rodzice wychowywali nas w przekonaniu, ze noc poslubna powinna byc naprawde pierwsza, przynajmniej dla narzeczonej, ze doswiadczenie seksualne powinno zdobywac sie wylacznie po zawarciu malzenstwa, a dziewczyna, ktora ulegla namowom chlopaka i sprobowala zakazanego owocu, najzwyczajniej w swiecie moze uznac sie za zbezczeszczona i automatycznie pomniejszyc swoje szanse na szczesliwe zamazpojscie przynajmniej o 50 %. A przeciez rozwiazla cywilizacja zachodnia na aseksu-alne poradzieckie tereny wdzierala sie niepowstrzymanie, i coraz czestsze publikacje typu Kurs przetrwania lamaly nasze tradycyjne wyobrazenia, choc naprawde nie wszystkim udawalo sie przejsc od teorii do praktyki. Juz same tytuly poszczegolnych rozdzialow ksiazki Dee Snidera 21 wzbudzaly we mnie przeogromna chec schowania pisma w najciemniejszy kat, byleby tylko,bron Boze, nie znalezli jej rodzice. Wyobrazcie sobie, jak wygladalaby nasza rozmowa, gdyby dowiedzieli sie, ze interesuja mnie artykuly: Rodzice i rodzina - nie moge z nimi wytrzymac, a zastrzelic szkoda, Co znaczy przedwczesnie zmeczyc sie zyciem?, Czy aborcja jest niebezpieczna?, Wplyw kolegow i piwa na reakcje pecherza moczowego. Oprocz tego niektore z rad zachodniego rockera byly nieco sprzeczne. Z jednej strony apelowal: "Nie wychodzcie z domu bez prezerwatywy!", nie wyjasniajac bynajmniej, co trzeba mowic rodzicom, jesli niespodzianie znajda prezerwatywe w twoim piorniku, pod poduszka albo w kieszeni swiezo wypranych spodni. Z drugiej, nie do konca bylo zrozumiale, po co trzeba sie tak z tymi prezerwatywami meczyc, skoro wedlug statystyki tegoz Dee Snidera: "Kazdego roku trzy tysiace nastolatkow zapada na syfilis, chroniczna i bardzo zarazliwa chorobe weneryczna, ktora nie leczona, moze doprowadzic do smierci. Czyz matka- natura nie jest madra?". Sprobujcie wyjasnic, w czym tu przejawia sie madrosc matki-natury i jak po takim "blogoslawienstwie" w ogole odwazyc sie wyjsc z domu? Poza tym autor zmuszal czasem czytelnika, by poczul sie kompletnym debilem: "Jesli podejrzewasz, ze mozesz byc w ciazy, przede wszystkim zrob sobie test ciazowy". Prawda, wszystko to brzmi logicznie. Nie wiadomo tylko, skad w postradzieckim panstwie pod koniec lat osiemdziesiatych, wziac taki test, nie mowiac juz o tym, jak go uzyc. Czytamy natomiast: "Jesli test dal wynik nega- 22 tywny, to znaczy, ze niepotrzebnie sie martwilas. Ale jesli wynik testu jest pozytywny, tomusisz podjac wazna zyciowa decyzje". Tym, ktorzy jeszcze nie zalapali, autor wyjasnia dalej: "Mozesz dokonac wyboru: albo zdecydujesz sie na aborcje (i tu ostatnie uscislenie dla zupelnie nieuwaznych), czyli operacyjnie przerwiesz ciaze, albo urodzisz dziecko". Dla tych, ktorzy wybrali aborcje, Dee Snider podaje liste organizacji, do ktorych mozna sie zwrocic o pomoc: ogolnoamerykanska siec klinik kontroli urodzen, Birth Right, Narodowa Federacja na rzecz Aborcji. Do wszystkich tych organizacji mozna zwracac sie "telefonicznie, dzwoniac pod numery, ktore uzyskacie w informacji telefonicznej". Probowaliscie? Nie mniej proste i dostepne wyjscie z sytuacji proponowane jest dla tego, kto zdecydowal sie urodzic dziecko i oddac je do adopcji: "Adopcja zajmuja sie rozne organizacje, takie jak Zjednoczone Sluzby Spoleczne, Katolicka Dobroczynnosc, Zjednoczona Federacja Zydowskich Filantropow. Adresy tych organizacji znajdziesz w informacji telefonicznej". Niechby i sam Dee Snider sprobowal wybrac 913 i zapytac o telefon Zjednoczonej Federacji Zydowskich Filantropow. Tak wiec, nie dbajac o to, ze gin z tonikiem, ktorym dobrze jest dodac sobie odwagi przed "pierwszym razem", jest absolutnie niedostepny, ani o to, ze uprawianie seksu na tylnym siedzeniu samochodu ojca to nieprawdopodobienstwo (nawet gdyby ojciec ci go pozyczyl, sama realizacja, na przykad w zaporozcu, wymagalaby wieloletniego doswiadczenia; nowicjusz w zaden sposob nie bylby 23 w stanie podolac temu zadaniu), ani o banalny deficyt prezerwatyw oraz ich watpliwa jakosc(dostepne byly wylacznie wyroby rodzimej produkcji), zdecydowalismy sie mimo wszystko skorzystac z rad Dee Snidera. Miejsce, ktore wybralismy na ten cel, nazywalo sie du-pla i bylo malenkim pomieszczeniem na strychu jednego z budynkow na naszym podworku. Kiedy bylismy dziecmi, krylismy sie tam jedno przed drugim, bawiac sie w wojne i podchody. Wtedy byl to pusty, zaniedbany pokoik nad winda, z wiecznie nie domykajacymi sie drzwiami. Kiedy podroslismy i trzech "odlotowych gosci" z naszego podworka nie bez wplywu tegoz Dee Snidera zdecydowalo sie zalozyc wlasna rockowa kapele i zaczac odlotowo grac, wpadlismy na pomysl, by na proby wykorzystac duple. ADM, do ktorego chlopcy zwrocili sie z prosba o zezwolenie, natychmiast wyszedl naprzeciw potrzebom mlodziezy i zgodzil sie na prowadzenie prob w pomieszczeniu nad winda. Dupla zostala sprzatnieta, ze smietnika chlopcy przyniesli kilka krzesel, ktore jeszcze nadawaly sie do uzytku, wtargali na gore perkusje i przeprowadzili pierwsza probe. Nastepnego dnia pracownicy ADM-u zmuszeni zostali do zmiany stanowiska i wyjscia naprzeciw potrzebom oburzonych mieszkancow kilku sasiednich budynkow. Swiezo zalozonej grupie o szerokich perspektywach w dziedzinie malo rozwinietego w owym czasie trash metalu zabroniono przeprowadzania prob, co przenioslo uwage dorastajacego pokolenia z troski o wlasny rozwoj kulturalny na inne aspekty zycia, w szczegolnosci seksualny. M Duple postanowilismy wykorzystac w innym celu. Najpierw z tegoz samego smietnikaprzyciagnelismy inne nie do konca zniszczone meble, i jako tako udalo sie nam stworzyc atmosfere intymnosci. Przycmione swiatlo, waski tapczanik ze sterczacymi gdzieniegdzie kawalkami wypelniacza i sprezynami, magnetofon, kasety, butelki z alkoholem, zapas prezerwatyw. Za brudna zaslona -szeroka deska, ktora bardzo przypominala drzwi, ustawiona na kilku chwiejnych nozkach i nakryta poplamionym przescieradlem. Chlopcy dlugo nie odwazyli sie zaproponowac swoim partnerkom tak prowizorycznych warunkow, az wreszcie znalazla sie para ochotnikow pragnacych doswiadczyc intymnosci za zamknietymi drzwiami. Nikogo z nas - wtedy juz uczniow 11 klasy - podobny luksus jeszcze nie spotkal. Nasze nieustajace dyskusje pozostawaly czysto teoretyczne, przekonania rodzicow nie stawaly sie mniej konserwatywne, a strach przed zrobieniem czegos niedozwolonego trwal z powodu niedostepnosci skutecznych srodkow antykoncepcyjnych oraz wciaz jeszcze popularnych slubow z koniecznosci. Wszystko to czynilo nasze pokolenie ostatnim, ktore z takim szacunkiem odnosilo sie do dziewictwa. Z czasem temat "przedslubne stosunki plciowe: za i przeciw" zaczal zajmowac w naszych rozmowach coraz wiecej miejsca, az w koncu stal sie glownym. Wielu z nas dopiero od Dee Snidera dowiedzialo sie, ze przedslubne stosunki plciowe w wielu krajach uwazane sa za normalne, w niektorych nawet za konieczne, a jednak nie wszyscy uznali, ze tak wlasnie powinno byc. 25 Podzielilismy sie na dwie antagonistyczne grupy, z ktorych jedna byla "za", a druga"przeciw". Natychmiast i bez wahania dolaczylam do tej drugiej, co nie pozostalo bez wplywu na opisane dalej zdarzenia. Co lepsze: filolog czy informatyk? Miss X i Mister Y. Tajna korespondencja. Wyksztalcenie -rzecz u mezczyzny nie najwazniejsza Historia mojego zwiazku z Witia, jak to bywa z mlodziencza miloscia, zaczela sie bardzo romantycznie. Ktoregos wiosennego wieczoru, kiedy to moj ojciec byl przekonany, ze siedze w domu i przygotowuje sie do matury, a ja bylam pewna, ze ojciec poszedl na urodziny i do domu wroci pozno, spotkalismy sie niespodzianie na ulicy, tyle ze ojciec zupelnie nie przejawial oznak charakterystycznych dla pourodzinowego stanu upojenia czy chocby lekkiego rozluznienia, ja z kolei bylam w towarzystwie chlopca w znoszonej skorze, z dlugimi piorami i napisem Metalika na czarnej koszulce. Co wiecej ojciec przejawial wyrazne zdenerwowanie, bo pilne obowiazki przeszkodzily mu w pojsciu na przyjecie, za co obrazili sie na niego nie tylko przyjaciele, ale i moja mama, ktora wlasnie na te okolicznosc wczesniej wyszla z pracy i nawet zdazyla pojsc do fryzjera. A ja nie tak zwyczajnie szlam sobie z osoba plci przeciwnej, a osoba ta nie tylko, zdaniem mojego ojca, wygladala podejrzanie, ale nad to mielismy odwage trzymac sie za rece. I to - w trakcie pierwszego 26 spotkania, w niespelna siedemnastym roku zycia, ledwie przed koncem zdobywania wyksztalcenia sredniego, i wciaz przed rozpoczeciem wyzszego. Latwo sie zorientowac, ze sytuacja byla nie najprzyjemniejsza, szczegolnie jesli uwzgledni sie wybuchowy charakter mojego ojca, jego marzenia o zieciu inzynierze i glebokie przekonanie o tym, ze pierwszy osobnik plci meskiej, ktory przestapi prog naszego czteropokojowego mieszkania, wczesniej czy pozniej zostanie jego zieciem. A przeciez swietym obowiazkiem rodzicow jest odciaganie tego momentu przynajmniej do ukonczenia szkoly sredniej. Gdzies w przededniu konca szkoly rodzice zdecydowali, ze zadbaja o moja przyszlosc zawodowa. Dyskusje na temat "kim mam zostac" toczyly sie w naszej rodzinie juz wczesniej, ale ich intensywnosc i natezenie wzrastaly stopniowo, im blizej bylo do matury. Nasze zdania, jak w kazdej porzadnej rodzinie, byly podzielone. Rodzice uwazali, ze najwieksze perspektywy otwiera przede mna zawod informatyka, i starali sie przekonac mnie do pojscia na politechnike. Zgadzalam sie z nimi w kwestii perspektyw, watpilam jednak, czy czlowiek, ktory ma powazne problemy z obslugiwaniem kuchenki gazowej, zelazka, a czasem nawet lodowki, moze zostac dobrym informatykiem. Nie mowiac juz o troi z informatyki, ktora potem nauczycielka poprawila jednak na piatke, zeby nie psuc bardzo dobrego swiadectwa. Tyle tylko, ze na glosne wyrazenie chocby czesci watpliwosci czy zyczen odwazylam sie duzo pozniej. Znalam swoich rodzicow i swietnie zdawalam sobie sprawe, ze przekonanie ich nie bedzie latwe. 27 "Jesli chcesz osiagnac w zyciu sukces, przestan czytac nikomu niepotrzebna literature piekna.Trzeba zyc w prawdziwym, a nie zmyslonym swiecie. Lepiej idz i pomoz mamie w kuchni"- radzil ojciec, zastajac mnie nad ksiazka. Rozumiejac, ze wojskowe zasady - punkt i (dowodca ma zawsze racje) i punkt 2 (jesli przypadkiem dowodca nie ma racji, to patrz punkt punkt 1) - obowiazuja rowniez w wypadku rodzicow, rzadko sie z nimi sprzeczalam, uciekajac sie do aktywniejszych metod samoobrony, jak na przyklad demonstrowanie rodzicom wlasnorecznie ulozonego spisu lektur nadobowiazkowych takiej dlugosci, ze gdyby moja nauczycielka ukrainskiego przypadkiem sie o nim dowiedziala, bylaby przyjemnie zaskoczona. Moim dawnym skrytym marzeniem byly studia na filologii. Dawnym, bo pojawilo sie juz wtedy, gdy rozmow na temat mojej zawodowej przyszlosci jeszcze nie prowadzono, jak zreszta zadnych innych rozmow. Wszystkie funkcje w domu byly scisle rozdzielone: rola rodzicow bylo decydowac i uwazac za potrzebne, moja - wykonywac to, co oni zdecydowali lub uwazali za potrzebne. A wszystkim, z czym sie zgadzalam lub nie, moglam podzielic sie z pluszowym misiem Panasem, ktory w tych blogoslawionych czasach odgrywal role mojego domowego psychoanalityka. Moje marzenie, oczywiscie, nie moglo nie byc skrytym, bo przeciez jasne jest, ze dzieci rodzicow-inzynierow powinny zdobywac porzadne zawody, a nie myslec o niebieskich migdalach. "Filolog to nie zawod. Tracic piec lat na uczenie sie ojczystego jezyka moze co najwyzej kompletny idiota" - 28 twierdzil moj ojciec, a ojciec, jak wiemy z dwoch podstawowych zasad wojskowych, zawszema racje. W tym bardzo dlugim okresie, kiedy moje marzenie istnialo tylko w myslach, nie wiedzialam, jaka filologie wybrac. Mialam szczescie byc jedna z ostatnich ofiar radziecko-kubanskiej przyjazni i - w imie tejze przyjazni - uczyc sie w szkole jezyka hiszpanskiego. Bez ogladania sie na nasz system oswiaty, dzieki bliskiej znajomosci z corka iberystki, a takze dzieki dziecinstwu tejze spedzonemu w Argentynie, udalo mi sie opanowac jezyk na tyle, by zrozumiec, ze mi sie podoba i ze w ogole podoba mi sie sam proces nauki jezykow obcych. Niestety, z uwagi na odlegla perspektywe, wybor nauczania hiszpanskiego w miescie Lwowie na swoj glowny zawod, w dodatku w okresie intensywnego rozpadu wszystkiego, co radzieckie, z miloscia do Fidela wlacznie, raczej nie byl rozsadny. Moglam tez wybrac slawistyke, ale ow kierunek, podobnie jak filologia ukrainska, w tamtych stanowczo nie-wyjazdowych czasach, byl - wedlug moich rodzicow - wciaz nie dosc prestizowy. O rusycystyce wtedy juz oczywiscie mowy byc nie moglo. Co do tego, ze rodzice nawet slyszec o ktoryms z tych wariantow nie beda chcieli, nie mialam najmniejszych watpliwosci. I wlasnie wtedy, kiedy juz mialam otrzymac upragnione swiadectwo maturalne, a wkrotce potem odbyc decydujaca rozmowe z rodzicami - mialam wyjawic im swoje sekretne marzenie, co bylo rownoznaczne ze zniszczeniem rodzicielskich marzen o corce-informatyku - i sprobowac urzeczywistnic wlasne plany, nastapilo nieprzewidziane spotkanie mojego ojca i mnie 29 w towarzystwie chlopaka z Metalika na koszulce, dlugimi piorami oraz zyczliwymusmiechem na twarzy. Mysle, ze usmiech ten nie bylby tak zyczliwy, albo przynajmniej nie tak smialy, gdyby moj towarzysz wiedzial, jak ojciec marzy o zieciu z wyzszym wyksztalceniem, jak wazkim problemem w naszej rodzinie stal sie ostatnio wybor mojego przyszlego zawodu czy tez o tym, jak surowo wychowywane sa dziewczeta z porzadnych rodzin. Na nieszczescie jednak (a moze i na szczescie) moj towarzysz, jak podejrzewam, nie do konca rozumial, co znaczy "studiowac na wydziale", nie mowiac juz o wszystkim innym. I to wlasnie pomoglo mu zachowac spokoj ducha, czego w zaden sposob nie mozna bylo powiedziec o mnie. "Dobry nauczyciel kazdy nowy temat zaczyna od tabliczki mnozenia" - czesto powtarzala nasza matema-tyczka, starajac sie konsekwentnie tego przestrzegac. Pewnie dlatego nigdy nie udawalo jej sie zrealizowac nowego tematu... Historia mojego zwiazku z Witia nie zaczela sie jednak od tabliczki mnozenia. Zaczela sie od listow. Trauma duchowa, jaka przezylam podczas proby oswiadczenia sie Toli, nie przeszkodzila przeprowadzeniu podobnego eksperymentu jeszcze raz. Jedna z moich kolezanek z klasy, ktorej uczucia do Michaela Jacksona wlasnie zaczynaly slabnac, zapytala, czy nie chcialabym "wymyslic jakiejs jaj carskiej zadymy". Nie namyslajac sie dlugo, zaproponowalam, zeby napisac do kogos anonimowy list i z ukrycia podgladac, jak zareaguje. 30 Pomysl spodobal sie kolezance, i tym razem ofiara padl moj sasiad Witia - tenze chlopiec zdlugimi piorami, w skorze i z Metalika na koszulce. Niedaleko szkoly znalazlysmy tajna skrytke, starannie ja opisalysmy, roz-rysowalysmy nawet plan w skali 1:10, zeby nowy Mister Y niczego nie pomylil, i przeslalysmy pierwszy list przez szescioletnia dziewczynke z sasiedztwa, ktora w skrytosci kochala sie w chlopcu z dlugimi wlosami, w obwieszonej zelastwem kurtce. Zanim przyszla odpowiedz, siedzialysmy na moim balkonie - skad dobrze bylo widac okna delikwenta - liczac na to, ze po przeczytaniu listu nasz wybraniec wyjrzy na ulice, wyjdzie na balkon, pojdzie sie przejsc, szukajac natchnienia do napisania odpowiedzi, czy jeszcze w jakikolwiek inny sposob sie zdradzi. Nie kazdego dnia przeciez dostaje sie takie listy. Sasiad jednak okazal sie chlopcem zdecydowanym i nawet nie probowal tracic czasu na szukanie szczegolowo opisanej przez nas skrytki - na starannie rozrysowanym planie, od razu przez te sama zakochana dziewczynke z sasiedztwa, przeslal nabazgrana na kawalku gazety odpowiedz. Trudno byloby odpowiedziec lakoniczniej: "Pszepraszam ale sie szpiesze na trenink. Jak cos odemnie chcesz to wes sie normalnie spotkaj. Nie chcesz to nie a na gupoty nie mam czasa. Czekam jotro wpoldousmej pot blokiem". Doczytujac, zobaczylysmy naszego wybranca, jak wyprowadza z klatki swoja wspaniala kolarke. Poczatkowo taka bezczelnosc mnie oburzyla, i chcialam odeslac list z powrotem, z poprawionymi na czerwono bledami. Kolezanka jednak przeprowadzila ze mna dluga ?i rozmowe wychowawcza, podczas ktorej uswiadomila mi, jak nalezy postepowac z mezczyznami; ze wyksztalcenie to naprawde nie najwazniejsza rzecz w stosunkach z plcia przeciwna; i ze zanim wyrobisz sobie zdanie na czyjs temat, warto choc jeden raz sie z nim spotkac; ze same szukalysmy przygod, wiec wycofywanie sie teraz jest po prostu nielogiczne; ze przy blizszym poznaniu kazdy czlowiek moze okazac sie nie takim znowu strasznym debilem, na jakiego wyglada, i ze efekt negatywny to tez efekt, itp. W tej rozmowie najbardziej zdumialo mnie glebokie przeswiadczenie mojej kolezanki, ze kobieta, ktora chce sie spodobac mezczyznie, powinna zachowywac sie jak najprawdziwsza idiotka. "Im glupsza, tym lepiej. W madrych faceci sie nie zakochuja" - oswiadczyla kategorycznie, a mnie zdziwila taka zyciowa postawa. Dlugo sie sprzeczalysmy, staralam sie kolezanke przekonac, ze robienie z siebie glupszej, niz sie jest naprawde, to ponizanie sie, lecz ona przekreslala wszystkie moje zlozone i logiczne argumenty bezlitosnym: "Najwazniejsze, by polknal haczyk". Moze wlasnie pragnienie, by dowiesc mojej kolezance, ze sie myli, pchnelo mnie wtedy do pojscia na umowione spotkanie, moze tez ostatecznym argumentem staly sie wspaniale piora i wysportowana sylwetka adresata naszego listu, ktoremu nadzwyczaj pasowaly obcisle kolarki i elastyczna koszulka. Dalam sie w koncu namowic, i tak trafilam na spotkanie, z ktorego tato przyprowadzil mnie do domu za reke i surowo uprzedzil: "Jeszcze raz cos takiego zobacze, a spuszcze ci lanie". ? Mama przeprowadzila ze mna dluga i otwarta rozmowe, z ktorej dowiedzialam sie, ze mam zaledwie 17 lat, a juz pozwalam sie trzymac chlopakowi za reke. I ze jest to wyjatkowo niestosowne, zwlaszcza podczas pierwszej randki, a szczegolnie jesli jest to w ogole pierwsze w zyciu spotkanie, o ile mamie wiadomo. Jest to wyjatkowo nieodpowiednie nawet podczas drugiego spotkania, podobnie jak w ogole w moim wieku nieodpowiednie jest nawiazywanie jakichkolwiek kontaktow z mezczyznami. Nawet sobie nie wyobrazam, czym sie to z reguly konczy. Jak sie ma 17 lat, to sie nigdy takich rzeczy sobie nie wyobraza, a potem, kiedy wreszcie zaczynasz sobie wyobrazac, jest juz za pozno. A ja nie mam pojecia, ze wszystkie kontakty rozwijaja sie wedlug tego samego scenariusza - mezczyzna stara sie krok po kroku zdobyc kobiete, ale ona powinna sie temu opierac. Jesli ja juz teraz daje sie trzymac za reke, to on sobie mysli, ze i cala reszte dostanie rownie szybko. Najpierw bedzie mnie trzymal za reke, potem sprobuje objac, nastepnie zaprosi na lody, wkrotce do kina, tam zacznie calowac, i w koncu pojawia sie dzieci, i zycie mozna uznac za skonczone. Po prostu nie uswiadamiam sobie, z kim mam do czynienia. Chlopak nie skonczyl szkoly sredniej, nie mowiac juz o studiach czy dobrej pracy. Uczy sie w wieczorowce, nosi dlugie wlosy, slucha rocka. Jego rodzice sie rozwiedli, choc nadal mieszkaja razem, babcia jest Zydowka z pochodzenia, powierzchnia ich mieszkania jest dwukrotnie mniejsza niz u nas, matka pracuje na poczcie i zycia tam miec nie bede. Zapewne mysle, ze interesuje go moja inteligencja, ale wszyscy mezczyzni chca 33 tylko jednego, za co potem musi placic kobieta. Powinnam dobrze to przemyslec izdecydowac raz na zawsze, czego chce bardziej - wyzszego wyksztalcenia czy slubu. Przypomnialam sobie Dee Snidera i to, ze "kazdego roku przybywa 2 miliony chorych na gonoree, 500000 chorych na herpis genitalium, 80000 chorych na syfilis, a polowa tych przypadkow dotyczy osob w wieku od 15 do 24 lat", i ucieszylam sie, ze moja mama nie uzywa takich argumentow, zeby mnie przekonac. Czyli nie mysli o mnie az tak calkiem zle. Obiecalam rodzicom przemyslec to wszystko, zastrzegajac jednak, ze nie pojde na informatyke, tylko na filologie. Co do tego na jaka, to mozemy sie jeszcze dogadac. Rodzice najpierw sie oburzyli, mama probowala wyjasnic mi, jak niewdzieczna jest praca nauczycielki i o ile wygodniej jest byc inzynierem. Twierdzila, ze nie wyobrazam sobie, jak ciezko prowadzi sie lekcje w wypelnionej leniwymi i obojetnymi uczniami klasie, nigdy nie widzialam stert zeszytow, nad ktorymi sie sleczy calymi wieczorami, nie wiem, czym sa nadwerezone struny glosowe, zszargane nerwy, problemy ze znalezieniem pracy i skazanie na kobiece, zazwyczaj rozhisteryzowane, towarzystwo. I zupelnie nie wyobrazam sobie, jak przyjemna jest spokojna praca w biurze, polegajaca glownie na parzeniu herbaty, robieniu swetrow i skarpetek na drutach, wymienianiu sie przepisami kulinarnymi i plotkowaniu. Poza tym dostaje sie niezla pensje, platne delegacje, skierowania na wczasy pracownicze, nie mowiac o tym, 34 ze zawsze mozesz sie spozniac, spedzic dzien pracy na poszukiwaniu deficytowych artykulowspozywczych, artykulow pierwszej, drugiej czy dziesiatej potrzeby, mozesz zniknac z pracy zaraz po przerwie obiadowej i bez ograniczen korzystac ze sluzbowego telefonu, i naprawde mozesz za nic nie odpowiadac. Zrozumiem to wszystko, kiedy bede miec wlasne dzieci. Kobieta potrzebuje spokojnej pracy, w ktorej moze odpoczac od domowych problemow i zrelaksowac sie. A praca nauczycielki to ciezki chleb. Tata sadzil, ze filologii w ogole nie mozna zaliczyc do powaznych zawodow, i spodziewal sie, ze jego corke bedzie stac na wiecej. Pojawszy jednak, ze juz mi sie tego nie da wybic z glowy, rodzice doszli do wniosku, ze niepowazny zawod i tak jest lepszy od niepowaznego slubu, i sie zgodzili. Tak oto moje skryte marzenie nie tylko zostalo ujawnione, ale i moglo sie urzeczywistnic. Filologia hiszpanska do tego czasu przestala istniec, wiec problem wyboru sam sie rozwiazal. "Studiuj, co chcesz. Bedzie dobrze, jesli choc sprzataczka bedziesz po tej swojej filologii". Tata sie poddal, lecz musialam obiecac, ze wiecej mnie z tym dlugowlosym nie zobaczy. Tak wiec zmuszeni bylismy zejsc do podziemia i przestrzegac surowych zasad konspiracji. Zaden z moich domownikow nie mogl dowiedziec sie o naszych posia-dowkach w dupli, nie mowiac juz o tematach, ktore tam omawialismy. 35 Glownym zagrozeniem byla czujnosc mojej babci. Jak juz mowilam, dupla znajdowala sie napoddaszu sasiedniego bloku. Co oznaczalo, ze wejscie do wlasciwej klatki znajdowalo sie akurat na wprost naszych okien, a ulubiona rozrywka wszystkich babc, jak wiadomo, jest siedzenie przy cieplym kaloryferze i patrzenie w okno. Dlatego tez dotarcie do dupli wiazalo sie z seria skomplikowanych zabiegow, ktorych celem bylo odciagniecie uwagi mojej babci. Operacja ta skladala sie z trzech etapow: Etap i: Ktorys z naszych chlopakow dzwoni do drzwi mojego mieszkania i sie ulatnia. Etap 2: Kolejny sledzi z ulicy okno, i daje znak, kiedy babcia znika. W tym czasie ja stoje w miejscu, skad moge widziec znak, lecz pozostaje niewidoczna dla babci. Etap y. Szybko znikam w drzwiach klatki. Babcia, nikogo nie widzac za drzwiami, zezloszczona wraca z powrotem do okna. Po spotkaniu cala procedura sie powtarza. System konspiracji byl szczegolowo przemyslany i dzialal bez zarzutu. Poza tym dzieki niemu babcia zawsze miala o czym pogadac z sasiadkami. "Bacz - dziwila sie na to, ze niezwykle dzwonki do drzwi zdarzaja sie tylko jej i nikt wiecej w bloku czegos podobnego nie zauwazyl. - Co by to sie znaczylo? 36 Musi, ze chcieliby cos zaiwanic. I to tak szpiekuja. Kiedys buchna mnie w czerep i wwijda -zastanawiala sie glosno, a potem dodawala: - Nu, i niech sie stanie, moze na koniec umru. A to tyle mlodych umieraja, a ja stara zyju i zyju. Ano, zal tylko tego, co by zaiwanili". Wtedy, zeby uspokoic babcie, poprosilam kolegow Wi-tii, zeby dzwonili od razu do kilku mieszkan. "Baczyl swiat tych batiarow-natychmiast powiadomila nas babcia. - Juz sie i do pietra dobrali. Ja ot i z Pawlowna balakala, to ona kaze, ze i do niej dzis toze zwonili". Wyraznie lzej sie jej na sercu zrobilo. Mimo to troche obawialam sie babci, zawsze sklonnej do trzezwego myslenia. Niewykluczone, ze kiedys jednak skojarzy moja nieobecnosc z tajemniczymi batiarami, albo ze wroci do okna szybciej, niz powinna, albo tylko uda, ze odeszla, i bedzie podgladac, albo przypadkiem zobaczy uciekajacego spod drzwi kolege Witii, albo ktoras z sasiadek przypadkiem zobaczy mnie w sasiedniej klatce... Wyjatkowo obawialam sie, kiedy babcia, przepelniona troska o przyszlosc wnuczki, probowala sie dowiedziec, czy aby naprawde historia mojej pierwszej milosci skonczyla sie zgodnie z zyczeniem rodzicow. "Nu bo, znajesz - zaczynala niby do siebie. - Ono i nie takie znow wazne, czy jest u niego dyplom, czy nie ma. Najglowniejsze, zeby maz byl choroszy. A on choro-szy, czemny i robotny, zawsze pakunki niesc poniesie, jak ja ze sklepu idu. I dobry dzien zawsze skaze, spyta sie, jak zdrowie. Ja lubie go. Fajny taki chlopaka. Ano, tylko co. Wam za wczesnie zenic sie. Ty pierwsze w uniwersytet masz wstapic, poslie -skonczyc. On jesz - 37 cze do armii. Wy jak i po cichu na wstrieci chodzicie, to ja nie przeciwiam sie, chaj by tilkotato o tym nie poczul, i wy zeby durnie nie narobiliscie. A to, znajesz, zeby jak kota w worku nie trzymala, a on i tak wyjdzie". Co tez sie stalo, i mniejsza o to, ze babcia najwyrazniej pomieszala kota z szydlem. Szekspir, Romeo, Latopis halicko-wolynski i skrzynki pod balkonem na parterze. Babcia, mama i pieciokrotne karmienie. Czy warto dotrzymywac slowa, jesli i tak nikt ci nie wierzyl Nie tracac czasu, ojciec zaczal dowiadywac sie o wszystko, co bylo potrzebne, by dostac sie na uniwersytet. I okazalo sie, ze w ciagu ostatnich dwoch lat filologia ukrainska zaczela sie cieszyc lepsza slawa. Intensywny proces ukraini-zacji wschodniej czesci kraju wymagal ogromnej ilosci nauczycieli jezyka i literatury ukrainskiej. Uniwersytet Lwowski byl jedna z niewielu placowek przygotowujacych wykwalifikowanych specjalistow, a tych, co chcieli krzewic znajomosc jezyka ojczystego w niezmierzonych stepach zrusyfikowanej ojczyzny, bylo wielu. Na wiesc, ze poprzeczka egzaminow wstepnych jest wyzsza niz w Akademii Medycznej, tato z jakiegos powodu ucieszyl sie i rozpoczal intensywne poszukiwania korepetytorow. Od tej pory wszyscy domownicy przescigali sie w docieraniu do mojej niedojrzalej swiadomosci z informacja, ze najzwyczajniej musze ukonczyc szkole 38 srednia z co najmniej srebrna tarcza. Ze tarcza to moja jedyna szansa, skoro juz raz wybralamsobie tak prestizowy zawod. Ze gdybym szla na Politechnike, wszystko byloby znacznie prostsze, bo tam konkursu swiadectw wlasciwie nie ma. Szczegolnie na informatyce, co nie dziwi, bo informatykow jest teraz wiecej niz komputerow. Moje zycie od razu uleglo wzmozeniu. W szkole przerabialismy jednoczesnie program 10 i 11 klasy, bo - zgodnie z kolejna decyzja rzadu - okres obowiazkowej nauki przedluzyl sie o rok. Niestety, tylko dla tych, ktorzy szkole zaczeli od szostego roku zycia. Wszyscy pozostali, do ktorych i moj rocznik nalezal, powinni byli ten sam material opanowac w ciagu 10 lat, choc zgodnie z dokumentami uczyli sie w klasie 11, przechodzac do niej prosto z 9. Nie wiadomo, po co bylo to wszystko, ale moje zycie powaznie sie skomplikowalo. Trzy razy w tygodniu cwiczylam u prywatnego korepetytora pisanie ze sluchu obszernych tekstow na podstawie lektur: Zycie i szkola, Zycie i slowo, Zycie i nasza przyszlosc, Ukrainska literatura i nasza wspolczesnosc. Teksty przewaznie zaczynaly sie od zdan w rodzaju: "W ciemniejacym swietle, wciaz jeszcze dostatecznie cieplym, choc juz nieublaganie jesiennym, znikomym, rozmytym, rozbitym na pojedyncze pasma cienkie jak pajecze nici i splecione ze soba niewidzialnymi struzkami promykow slonca, krajobraz nabywal cech jakiejs pozaziemskiej niepewnosci, przyczajonego niepokoju i rownoczesnie niemal nieuchwytnej harmonii i porzadku. Zblizala sie jesien". Albo: "Zima wciaz jeszcze nie wypuszczala widnokregu z silnych pazurow swojej niedoskonalej bieli, niemal przejrzystej, 39 gwarnej jak bystry potok, kruchej w migotaniu swiatla, ktore odbijalo sie we wciaz jeszczepokrytej mocnymi taflami lodu rzece, w tajemniczych manuskryptach szyb, ktore niosly do swiatla swoja zapisana kruchym pismem wiesc, i w samych promieniach slonca wabiacych swa nieuchwytnoscia, niemal pozaziemska niepewnoscia, przyczajonym niepokojem i jednoczesnie niemal harmonijna niepojetoscia". Co wspolnego mialo to z naszym zyciem albo wspolczesnoscia, nie udalo mi sie ustalic, ale nie odwazylam sie zapytac. Zreszta na podobne pytania do tej pory otrzymywalam jedna odpowiedz: "Jestes jeszcze za mala. Podrosniesz, to sama zrozumiesz". Samodzielnie opanowalam technike stenografii, zeby dokladniej notowac teksty i nowe zasady ukrainskiej pisowni. Dwa razy w tygodniu przyszly wykladowca dawal mi (i jeszcze dwu innym abiturientkom) lekcje z historii zakazanej literatury ukrainskiej, dyktowal poezje dysydentow, ktora dobrze bylo znac na pamiec. Nie wszystkie wiersze podobaly mi sie i na wyjatkowo nudnych zajeciach czesto zasypialam ze zmeczenia. Zeby tego uniknac, nosilam ze soba tomik Propala hramota, ktory czytalam w tramwaju i przed snem. Kiedys zastal mnie przy tym zajeciu ojciec, ktory wlasnie zdecydowal, ze zainteresuje sie przebiegiem mojej edukacji. Jesli uwiezisz ptaka w niewoli, Jesli ptakowi obetniesz skrzydla, Jesli mu napchasz jablek do tylka... 40 Przeczytal na glos tato, powiedzial: "Hm...", i przewrocil strone.Traba slonia wali konia o kraty wybiegu... "Hm..." - powiedzial jeszcze raz i jego twarz spo-chmurniala. Jechalismy taksowka, rzygalem Aleje zalane byly w trupa... Tego wieczoru rodzice przeprowadzili ze mna jeszcze jedna dluga i otwarta rozmowe, z ktorej dowiedzialam sie, ze w moim wieku nieladnie jest czytac nieprzyzwoita literature, tak samo jak nieladnie jest czytac podobna literature w jakimkolwiek innym wieku. Ze czytajac takie rzeczy, przyzwoity czlowiek sie kompromituje, a tych, ktorzy podobne rzeczy pisza i drukuja, nalezy karac. Ze uzywanie niektorych slow czlowieka kulturalnego ogromnie razi, nawet w komunikacji miejskiej czy w kolejce w sklepie, a w ksiazce, w dodatku poetyckiej, to juz w ogole nieslychany skandal. Ze wykladowca uniwersytetu, ktory daje swoim przyszlym studentkom do czytania cos takiego, postepuje niegodnie i zasluguje na potepienie. W zaden sposob nie udalo mi sie przekonac rodzicow, ze zgadzam sie z nimi najzupelniej; ze tomik kupilam przypadkiem w ksiegarni Poezja na Placu Mickiewicza; ze zostal on przygotowany przez pracownikow naukowych Uniwersytetu Kijowskiego, a moj korepetytor sam takiej poezji z cala pewnoscia nie czytal. 4i Nastepnego dnia tata pojechal do mojego przyszlego wykladowcy, beze mnie, i od tej pory juz nie przygotowywalam sie do pisania ze sluchu ani do egzaminu ustnego z jezyka i literatury.Z nadciagajacymi egzaminami atmosfera zaczela przypominac te, jaka panuje w domu nieuleczalnie chorego, ktoremu pomoc juz nie podobna, mozna za to jego ostatnie chwile uprzyjemnic. Wszystkie sprawy zostaly zatem uznane za drugorzedne, rozwiazywanie problemow odlozono i cala uwaga wszystkich skupila sie na nadchodzacym wydarzeniu. Rodzina starala sie podtrzymac mnie na duchu. Babcia regularnie, co kwadrans, uchylala drzwi do pokoju, za ktorymi probowalam sie skoncentrowac: -Bardzo ciebie przepraszam, ze tak turbuje. Ja tylko chciala zapytac sie, czy ty nie chcesz pierozkow. Ja swieze zrobila. -Babciu, dopiero co jedlismy obiad. -Nu, to ja przepraszam. Ja prosto chciala zapytac. Ty prawilno robisz, ze wuczysz sie. Wucz, wucz. A to co bedzie, jak nie zdasz? Tato wyjdzie z siebie i mama zezlosci sie. My wsie za ciebie tak turbujemy sie. Tato, tak, on to az poobiecal, ze z domu wyzenie, jak nie zdasz. Nu, wucz sie, wucz. Ja nie bede tobie na przeszkodzie stawac. Nauka, ona tobie nada sie w zyciu. Babcia zamykala drzwi, nie na dluzej jednak niz pietnascie minut. Mama nie mniej starannie pilnowala moich minimum pieciu posilkow dziennie i zupelnie ignorowala wszelkie proby unikniecia wysokokalorycznej doli. Tato staral sie nawiazac znajomosci, ktore pomoglyby w dostaniu sie na studia. Nikt nawet nie podejrzewal, 42 ze niewdzieczna pociecha - zamiast dzien i noc myslec o osobliwosciach koncowekrzeczownikow drugiej deklinacji w dopelniaczu liczby pojedynczej - mysli o tym tylko w dzien, noca zas prowadzi drugie zycie, starannie ukrywajac je przed otoczeniem. Pozna noca, kiedy juz wszyscy w mieszkaniu twardo spali, pisalam listy. Bardzo nie chcialam oszukiwac rodzicow i sumienie gryzlo mnie tym mocniej, im bardziej oni starali sie zrobic wszystko, co mozliwe i niemozliwe, dla zapewnienia mi przyszlej kariery, a mimo to nie mialam najmniejszej ochoty skazywac sie na zywot mniszki. Okazalo sie, ze Witia - jak przewidywala moja kolezanka - rzeczywiscie nie jest az tak ograniczony, jak sie mozna bylo spodziewac po jego pierwszym liscie. Poznal mnie ze swoimi rockerami, ktorzy poprosili, bym pisala dla nich teksty (na co z ochota przystalam), niemal codziennie dawal mi kwiatki, byl dobrze zbudowany, mial ladna twarz, zachwycal sie kazdym moim slowem i obiecal kochac az do konca zycia. Po dlugim wahaniu odwazylam sie pojsc na kompromis z wlasnym sumieniem i zrobic wszystko, by rodzice "wiecej mnie z tym dlugowlosym nie widzieli", tak jak obiecalam. Czy chodzilo im tez o to, ze ja rowniez nie powinnam go widywac, tego nie powiedzieli. "A wszystko, czego pisarz nie powiedzial wprost, daje nam podstawy do przeprowadzenia najrozmaitszych domyslow" - wyjasnial moj byly korepetytor i przyszly wykladowca literatury ukrainskiej. 43 Probujac oslabic wyrzuty sumienia, zmusilam ukochanego do zlozenia obietnicy, ze:a) po skonczeniu wieczorowki na pewno pojdzie na jakies studia; b) zetnie wlosy; c) przerzuci sie z rocka na muzyke akustyczna i zacznie grac na gitarze klasycznej; d) nie bedzie naciskal, bysmy pozycie intymne zaczeli przed noca poslubna; e) przeczyta dziela najwiekszych klasykow literatury ukrainskiej. Po tym, jak rockowa grupa Lazaret, w ktorej Wi-tia gral na perkusji, napisala do mnie zbiorowa petycje, z prosba o zrezygnowanie z punktow b i c, zgodzilam sie, choc nie bez wahania. W dowod wdziecznosci Lazaret zadedykowal mi swoja pierwsza plyte Sad martwych nad zywymi. Rodzice skrupulatnie kontrolowali, czy dotrzymuje slowa. Musialam szczegolowo tlumaczyc sie z kazdego, nawet dziesieciominutowego spoznienia, tata zainstalowal drugi aparat telefoniczny, zeby moc podsluchiwac rozmowy, ktore wydawaly mu sie podejrzane, mama, sprzatajac w pokoju, regularnie przegladala moje notatki. Zwolniona zostalam calkowicie z wszystkich obowiazkow domowych, nawet po chleb mnie nie posylali, gdy jedno z takich wyjsc przeciagnelo sie o ponad trzy godziny. Kazda wolna chwile musialam poswiecac na przygotowania do egzaminow. Dozwolona byla jedna polgodzinna przerwa na obiad i jeszcze jedna na kolacje. Reszta czasu - za biurkiem. Sam Lenin nie osiagnal takiego 44 stopnia natezenia procesu uczenia sie podczas studiow na zeslaniu.Nie przeszkadzalo to jednak zakochanemu rockerowi przychodzic kazdej nocy pod balkon z dwoma pustymi skrzynkami po butelkach na mleko. Ostroznie rzucal kamyczkiem w okno, wdrapywal sie na ustawione jedna na drugiej skrzynki i cierpliwie czekal. -Przyznaj, czujesz sie jak Romeo? - pytalam. -Kto? - dziwil sie wciaz jeszcze nie ucywilizowany rocker i wyciagal szyje po powitalny pocalunek. -Trzeba ci bedzie liste z literatury swiatowej sporzadzic. Zeby sie mozna bylo z toba jakos komunikowac. -Jeszcze jedna? - wzdychal Witia. Juz drugi miesiac zmagal sie z kobylastym Czy woly rycza, kiedy w zlobach pelno, usilujac zarazem zaznac przyjemnosci czytania Slonecznej maszyny i przeniknac glebie trylogii o Boryslawiu Iwana Franki, a wszystko to wymagalo od niego wiekszego wysilku niz czterogodzinna proba czy dwugodzinny trening. -Powiedz - pytal - a jak swiatowa literature tez juz przeczytam, to sie ze mna ozenisz? No jasne, ze jak juz pojdziesz do tego swojego uniwersytetu. Zartowalam sobie z jego naiwnosci i wyjasnialam, ze jestesmy jeszcze za mlodzi, zeby zakladac rodzine, ze za malo sie znamy, ze trzeba mowic po pierwsze - "wyjdziesz za mnie za maz", po drugie - "na uniwersytet", a po trzecie - przeczytanie calej literatury swiatowej jest zwyczajnie niemozliwe, zwlaszcza przed slubem. Witia zgodzil sie ze wszystkim, obiecal czekac i czytac, ile bedzie trzeba, nie zadawac wiecej glupich pytan, 45 juz jutro wziac z biblioteki Szekspira, i w ogole zwrocic uwage na swoja moralna postawe.Pod koniec kazdego spotkania wymienialismy sie listami. Nasze posiadowki w dupli mialy w sobie cos z rytualu. Zauwazyla to nawet mama Witii, ktora od czasu do czasu przynosila nam "gorace pierozki", herbate, kanapki albo inne pyszne rzeczy. Po pokonaniu wszystkich przeszkod, zwiazanych z ukradkowym przemykaniem do malenkiego pomieszczenia pod dachem sasiedniego bloku, moscilismy sie z Witia na starenkim obdartym tapczanie i puszczalismy kasete Scorpionsow. Byla to jedyna kapela, ktora podobala sie nam obojgu; ich muzyka dotyczyla tylko nas i naszych potajemnych spotkan. Gdyby o takim muzycznym akompaniamencie dowiedzieli sie rockerscy koledzy Witii, byliby straszliwie oburzeni, i Witia troche sie wstydzil tak niegodnego prawdziwego rockera gustu muzycznego. Moze z tego powodu muzyka Scorpionsow, tak mocno oddzialujaca na nas, na nasz nastroj, sprawiala, ze zapominalismy o czasie, o obowiazkach, o ostroznosci, o egzaminach wstepnych, o zakazach rodzicow i nawet o samym Dee Sniderze. Kiedy od ciaglego sluchania i muzyke, i teksty znalismy juz na pamiec, zaproponowalam, bysmy troche urozmaicili te rozrywke i sluchajac muzyki, czytali na glos poezje. Witia zgodzil sie, bo musial - podobnie jak godzil sie na wiekszosc moich pomyslow. W ten sposob przy kasecie Scorpionsow - jedynym podkladzie muzycznym, jaki mielismy - przeczytalismy najpierw Krwawe gody Garcii Lorki, potem tomik Jesienina, 46 a w koncu Asadowa. Jednakze nawet seria wiodaca ku mniej wymagajacym utworompoetyckim nie przyniosla spodziewanych rezultatow, i Witia ani nie zostal fanem Asadowa, ani nie docenil Jesienina, a o Lorce to juz nie wspomne. Podczas kazdej przerwy w czytaniu bral ode mnie ksiazke i liczyl, ile stron zostalo do konca. Meznie i w milczeniu znosil wszystko, a kiedy konczylam kolejny seans poetycki, glosniej nastawial muzyke. Kiedy czytanie sie nam nudzilo, calowalismy sie. W tym momencie kaseta przewaznie leciala juz drugi raz. W ciagu pierwszego poltoragodzinnego sluchania gromadzilismy w sobie tyle grozacego wybuchem napiecia seksualnego - ktore w skutek nieugietosci naszych cnotliwych pogladow znajdowalo ujscie jedynie w pocalunkach - ze calowalismy sie do nieprzytomnosci, a scislej: do krwi na wargach, do sincow na plecach i piersiach, sincow, ktore nieostrozne i chciwe palce Witii zostawialy na moim ciele, do zamroczenia, niemal do utraty swiadomosci, do silnego skurczu w dole brzucha, do przypominajacego kaca wypalenia, jakim konczyly sie prawie wszystkie spotkania, kiedy pobudzenie najpierw narastalo, a potem jak ciezka kula opuszczalo sie na dno zoladka, nie znajdujac ujscia i czyniac nasze noce niespokojnymi oraz bezsennymi. Prawdopodobnie tylko owa grozaca wybuchem namietnosc, niezdolna do zaspokojenia pocalunkami, trzymala nas w ciaglym napieciu, bardzo wrazliwych na zapachy, dzwieki i kolory (rano, kiedy wychodzilam z domu, wydawalo mi sie, ze nawet powietrze wokol mnie gestnieje pod 47 wplywem napiecia, robi sie szare i drzy jak naprezony na wietrze sznur do bielizny), ajednoczesnie roztargnionych i nie dbajacych o nic, co drugorzedne, codzienne, o nauke, rodzicow, obowiazki. Zylismy tylko tym zamknietym w naszym wnetrzu napieciem, ktore przyciagalo nas do siebie jak magnesy i sprawialo, ze - po kilkugodzinnym siedzeniu w dupli w dzien - musielismy spedzac cale noce na moim balkonie, liczac gwiazdy, calujac sie i mocno trzymajac za rece do muzyki Scorpionsow, ktora wciaz pulsowala w naszych goracych glowach niekonczacym sie strumieniem dzwiekow. Tym napieciem przepelnione byly rowniez nasze listy, ktorymi wymienialismy sie po kazdym nocnym spotkaniu i ktore przypominaly narkotyczne widzenia, zlozone z poezji Lorki, muzyki Scorpionsow, rad Dee Snidera i opisow potraw, ktorymi bylismy karmieni na sniadanie, obiad i kolacje. Balismy sie stracic ten wewnetrzny zwiazek, owo pole magnetyczne, ktore stale gromadzilo energie i chowalo ja w sobie, grozac wybuchem, dlatego tak wazne bylo, bysmy znali najdrobniejsze szczegoly z chwil nie spedzonych razem, bo kazdy pominiety szczegol mogl doprowadzic do niespodziewanego wybuchu. Niestety, kryjac sie z Witia przed rodzicami, stracilam niemal wszystkie jego listy, i nie moge zacytowac najciekawszych dziennikow z owego schizofrenicznego czasu, w ktorych z dokladnoscia co do minuty rozpisany byl moj rok z Witia i Scorpionsami w tle. Jako literatura, teksty te raczej nie zasluguja na oddzielne omowienie, ale zainteresowalyby z pewnoscia specjaliste z zakresu psychologii nastolatkow. 48 Gdybym byla rezyserem, obsadzilabym nas z Witia w roli Romea i Julii, a nawet zgodzila siena pozbawiony cienia dobrego smaku podklad ze Skorpionsow. Seks wsrod nastolatkow - teoria i praktyka. Pierwsze dyskusje o dziewictwie Stalo sie to wtedy, kiedy popularny magazyn Rowiesnik nieoczekiwanie przestal publikowac Kurs przetrwania dla nastolatkow; do mojej matury i egzaminow wstepnych zostalo niewiele czasu, a nasze posiadowki w dupli zmienily sie w swego rodzaju klub dyskusyjny. Glownym tematem, oprocz oczywiscie perspektyw rozwoju muzyki w kierunku hard rocka, byl poruszony przez Dee Snidera problem seksu przed slubem. Dyskusje odbywaly sie przewaznie w tym samym skladzie: basista Lazaretu, Genek, gitarzysta Alosza, dziewczyna Aloszy, Wala, perkusista Witia i ja. Szczerze mowiac, problemy omawiane przez Dee Snidera (choroby weneryczne, nieplanowana ciaza, narkotyki) niezbyt nas interesowaly. Palaca kwestia, ktora natychmiast nalezalo rozwiazac, bylo to, czy przed slubem wolno uprawiac seks, czy mozemy to robic, a jesli tak, to dlaczego poglady Dee Snidera i naszych rodzicow na te kwestie tak bardzo sie roznia. Jak to zwykle bywa, gdy spotykaja sie Ukraincy, tacy przez wielkie U (czesciowa rosyjskojezycznosc niczego tu nie zmieniala), podzielilismy sie na trzy frakcje, stojace na 49 zasadniczo odmiennych pozycjach. Alosza i jego dziewczyna, Wala, uwazali, ze seks przedslubem nie tylko ma racje bytu, ale jest wrecz niezbedny dla stworzenia prawdziwie silnych wiezi rodzinnych, i calkowicie zgadzali sie z Dee Sniderem, uznajac poglady naszych rodzicow za zbyt konserwatywne i przestarzale. Ja i solidarny ze mna Witia (choc nie wygladal na zbyt przekonanego) uwazalismy, ze nie powinnismy bezmyslnie nasladowac obyczajow i tradycji zachodnich, skoro tam nie zyjemy. Nawet jesli niektore nasze tradycje wydaja sie zbyt konserwatywne i przestarzale, trzeba je respektowac i stosowac sie do nich, chocby przez szacunek do rodzicow. Basista Genek nie zajmowal wowczas zdecydowanego stanowiska. Nie mial dziewczyny, wiec nie bardzo spieszyl sie do formulowania go, choc mozliwe, ze nie chcial nikogo urazic, opowiadajac sie po czyjejs stronie. W ten sposob osiagnelismy remis 1:1. Trwalo to do chwili, gdy Alosza i Wala zdecydowali sie na przejscie od teorii do praktyki i zakonczenie platonicznej fazy swojego zwiazku. Mialo sie to, oczywiscie, odbyc w dupli - rzecz jasna wieczorem - i nie moglo sie obejsc bez przyjacielskiej pomocy wszystkich wtajemniczonych. Przeciez mimo deklarowanej swobody seksualnej ani Alosza, ani Wala nie mieli doswiadczenia i martwili sie o swoj "pierwszy raz". Przygotowania byly powazne i rozpoczely sie na tydzien przed tym waznym wydarzeniem. Alosza, Genek i Witia starannie wysprzatali duple, przyniesli z domu czyste przescieradlo i poscielili prowi- 50 zoryczne lozko, zmienili oswietlenie na bardziej intymne, przyniesli alkohol i papierosy,wstawili zamek, ktory zamykal drzwi od srodka. (Leniwy Genek powatpiewal nawet w koniecznosc az tak pracochlonnej operacji, ale wyjasniono mu, ze przy otwartych drzwiach bedzie rownie glupio, jak i przy zamknietych z zewnatrz, i ze Dee Snider na ich miejscu tez wstawilby zamek). Po dlugich dyskusjach chlopcy doszli nawet do tego, ze przyciagneli skads kilka kaset z muzyka popularna w stylu Metalliki (kasete Scorpionsow chowalismy z Witia starannie, nikomu nie przyznajac sie do jej istnienia), bo Wala gwaltownie odmowila uprawiania seksu po raz pierwszy w rytmie trash rocka. Wieczorem, kiedy wszystko mialo sie wydarzyc, Genek i Witia umowili sie, ze stana na czatach pod klatka schodowa. Mieli pilnowac wejscia do dupli na wypadek nieprzewidzianych okolicznosci. Ja kategorycznie odmowilam udzialu w tym przedsiewzieciu, negatywnie oceniajac sens calej akcji, i poswiecilam wieczor na wkuwanie do sprawdzianu z hiszpanskiego. Korepetytorka, ktora przygotowywala mnie do egzaminow, byla corka Ukraincow, ale urodzila sie we Francji, a potem przez pietnascie lat mieszkala w Paragwaju. Nazywala sie Estella Dawidowna, studenci drzeli ze strachu przed jej srogoscia, a na romanistyce uwazana byla za najwieksza specjalistke od hiszpanskiego i francuskiego. Estella Dawidowna swego czasu ukonczyla Uniwersytet Lwowski, kiepsko wladajac ukrainskim. A scislej ukrainskim w pismie. Rozumiala i mowila dobrze, ale wyklady zapisywala, najpierw tlumaczac na francuski, a potem - 5i przygotowujac sie do egzaminu - przepisywala notatki ponownie po ukrainsku.Wtedy to wyrobila sobie przekonanie, ze nie mozna nauczyc sie obcego jezyka bez porownywania i zestawiania go z innym, pokrewnym. W ten sposob sama nauczyla sie polskiego i rosyjskiego, bo doskonalac ukrainski, potrzebowala porownan, a ograniczenie sie tylko do polskiego czy rosyjskiego wydawalo sie jej niegodnym docenta uniwersytetu. Jednakowo wysokie wymagania stawiala tez wszystkim swoim studentom i abiturientom, ktorych (za spore, jak na tamte czasy, pieniadze) przygotowywala do egzaminow. Kiedy pierwszy raz zjawilam sie w jej malenkim i zawalonym ksiazkami mieszkaniu, ktore dzielila ze stara kotka syberyjska i milczaca papuga w starannie utrzymanej klatce, Estella Dawidowna z gory uprzedzila mnie, ze gramatyki hiszpanskiej bedziemy sie uczyc z podrecznika do francuskiego. Jej zdaniem ten podrecznik lepiej wykladal zasady gramatyki, ktora we wszystkich jezykach romanskich jest podobna. Tego wieczora, kiedy w dupli odbywalo sie epokowe wydarzenie, starannie wypisywalam na arkuszu rozlozonym na podlodze (bo nie miescil sie na biurku) przyklady odmian czasownikowych, podzielonych na indicativo, subjuntivo, infinitivo, formas simples, formas compuestas i gerundio, presenta, futuro, imperativo, condisional, prete-rito perfecto, preterito indefinido, preterito anterior, imper-fecto, plusauamperfecto, condicional perfecto, futuro perfecto, gerundio perfecto, infinitivo perfecto i zwykly participio posado. 5^ Za przyklad sluzyla mi dziesieciokrotnie mniejsza kartka z podrecznika do francuskiego,gdzie wszystkie te potwornosci pokazano na odmianach czasownikow francuskich. Moim zadaniem bylo przerobienie tego samego na przykladzie trzech koniugacji czasownikow hiszpanskich, przy uzyciu analogicznych form czasowych i koncowek - i jednoczesne nauczenie sie wszystkiego na pamiec. Kiedy proces ten zblizal sie juz ku koncowi, a moj stan ku rozpaczy, uslyszalam na balkonie znajomy dzwiek, ktory oznaczal, ze Witia chce ze mna pogadac. Ze zdziwieniem popatrzylam na zegarek - nie bylo nawet pierwszej, a o tej godzinie nigdy sie nie spotykalismy w obawie, ze rodzice wciaz nie spia. Ostroznie wyjrzalam za drzwi, a przekonawszy sie, ze cala moja rodzina jest juz w swoich pokojach, zaryzykowalam. Wyszlam na balkon, zlapalam lyk swiezego nocnego powietrza i poczulam, jak radosnie ulatuja mi z glowy starannie wkute u hube, hubiste, hubo, hubiera habido, hu-biese sido i habriamos estado. Poczulam sie tak, jakby mi ogromne kawalki zaschnietego blota odpadaly od ciezkich butow. Troche zalowalam daremnego trudu, ale mi ulzylo. Zrozumialam, ze jutro sprawdzianu nie napisze, i odetchnelam. -Hej, nie wnerwiaj sie, przyszlem, bo musialem. Wiesz, Aloszka i Wala dzis tego, no, wiesz, w dupli. Formalnie mamy problem. My z Genkiem nie damy rady, Dee Snider nic nie pisze, moze choc ty jarzysz, co robic? -Ciii! - powiedzialam. - Rodzice sie obudza, wiesz ktora godzina? 53 -No, juzem ci mowil, spoko, formalnie maja ludzie problem, to im, tego, trzeba pomoc. Wiesz, Aloszka kupil gumke i jest za duza, i zlazi, poszlem do apteki, a tam baba mowi, ze, no, mniejszych nie ma. Nie wiesz, czy oni to robia na miare, czy tego, Aloszka, wiesz, no, ma problem z rozmiarem. No bo wiesz, bo on teraz spekal. Szczerze mowiac, rozmiary prezerwatyw, ktore w tym czasie widywalam w naszych aptekach, robily na mnie wrazenie. Nawet troche ogarnial mnie strach na mysl o tym, jak to wszystko mogloby sie we mnie zmiescic, bo o tym, co poczuje, staralam sie w ogole nie myslec. Jednakze przyznanie sie przed Witia do wlasnej niewiedzy nie wchodzilo w gre, dlatego odpowiedzialam tonem, ktory mial swiadczyc o mojej absolutnej wyzszosci: "Na takie problemy natyka sie kazdy, kto uwaza sie za doros-lejszego, niz jest w rzeczywistosci. Niestety, w zaden sposob nie moge ci pomoc. Moje zdanie na ten temat znasz od dawna". Witia westchnal i poszedl pocieszac przyjaciela Aloszke. Wiecej na temat przedslubnego seksu nie dyskutowalismy. Zwyciestwo bylo po naszej stronie: 1:0. Sprawdzian napisalam na cztery i bardzo sie ucieszylam. 54 Sad martwych nad zywymi. Balkon za kratami. Obwinianie niewinnychSkonczyly sie wreszcie egzaminy maturalne, potem rowniez wstepne - egzaminy, od ktorych zalezal moj dalszy los. Wraz z innymi szczesciarzami, ktorzy dostali sie na jeden z najbardziej prestizowych kierunkow, mialam pojechac na wies na praktyki - zbierac chmiel. Chcialam poznac przyszlych kolegow z roku (jak sie pozniej okazalo, stosunek plci wynosil 97:3 - na korzysc kolezanek) oraz sprawdzic sie w roli kolchoznicy. W przeddzien mojego wyjazdu Lazaret otrzymal propozycje nagrania plyty. To bylo nasze wspolne wielkie zwyciestwo, na ktore szykowalismy sie podczas dlugich wyczerpujacych prob. Wtedy juz na tyle naturalnie dolaczylam do grupy, ze sama nie zauwazylam kiedy, i nawet nie pytalam, co ja tam wlasciwie robie. Nasza wspolpraca zaczela sie od propozycji basisty Genka bym napisala - do pierwszego albumu Lazaretu - prawdziwy rockerski tekst. "Zeby byl taki z dna serca, jak u Jesienina, ale i taki zajebisty, jak u Sex Pistols". Poczatkowo watpilam, czy mi sie uda, ale potem Genek przyniosl swoja wlasna probe tekstu pt. Sad martwych nad zywymi, ktory zaczynal sie od slow: Z twoich zyl saczy sie cichy strach Chciwie spij metal za nas obu Cialo w konwulsjach strasznie drga Nasze sny tona w czerni mroku 55 Wyobrazilam sobie koncert Lazaretu na wielkim stadionie, gdzie przez przypadek trafili moirodzice, moi nauczyciele, albo znajomi, i zgodzilam sie przerobic tekst. Moja wersja bardzo spodobala sie Lazaretowi, choc nadal nie bylam pewna, czy chce, by ktos z moich znajomych uslyszal: Wieszczem smierci jestes w krolestwie zywych Iskra zycia jestes w krolestwie martwych Z glebin duszy twojej splynely wiersze By w bolu twej smierci granice zetrzec Muzyke do tych slow chlopcy napisali w nowym stylu speed metal - we Lwowie wtedy nikt nawet trash metalu nie gral, co wydawalo sie perspektywiczne. Szczerze mowiac, nie lapalam, czym sie oba kierunki roznia. Dlugo i szczerze probowalam przeniknac ducha tej muzyki i nie mniej starannie ukrywalam przed Lazaretem, ze mimo wszystko mi sie nie udaje. Czesto zamykalam sie w pokoju i puszczalam na walkmanie ktoras z kaset polecanych przez przyjaciol z Lazaretu. Jednakze po drugim kawalku zaczynala mnie niemozliwie bolec glowa, potem uszy, a raz nawet poszla mi krew z nosa, choc staralam sie sluchac jak najciszej. Po nieudanej akcji z dupla, proby Lazaretu przeniesiono do domu wokalisty i gitarzysty, Aloszy. Jego mama, dawna skrzypaczka, bardzo sprzyjala muzycznemu rozwojowi syna i zaproponowala, by proby odbywaly sie na pietrze w ich domu. Sasiedzi musieli sie z tym pogodzic, bo budynek byl wlasnoscia prywatna, a mama wszystko znosila meznie, 56 i nawet nie wychodzila z domu. Zazdroscilam jej cierpliwosci, bo sama bylam tylko na kilku probach, a scislej - na ich koncowkach, i nie wyobrazalam sobie, jak moglabym scierpiec cos takiego przez trzy, cztery godziny.Kiedys nie wytrzymalam i niesmialo zaproponowalam Witii, Aloszy i Genkowi, by sprobowali sil w milszym dla ucha hard rocku. Chocby cos takiego jak Metallica czy Iron Maiden. Wysmiali mnie jednak, wyjasniajac, ze kiedys moj gust sie wyrobi, zrozumiem jazde z prawdziwym czadem i przestane sluchac tego, co wszyscy. Na tym skonczyly sie dyskusje ideologiczne, a mojej niedojrzalej swiadomosci pozostalo tylko "wyrabiac sie" i dorastac do elitarnej "jazdy z prawdziwym czadem". Tymczasem kariera Lazaretu rozwijala sie blyskawicznie. Chlopcy nie zdazyli nawet nagrac pierwszej plyty ani zrobic proby w budynku xlv lo, nieopodal domu Aloszy, a juz dostali propozycje udzialu w rockowisku na torze kolarskim w centrum miasta, potem - koncertu przed Opera, na scenie Konserwatorium Lwowskiego... Po miesiacu program trasy byl juz mocno napiety. Do moich obowiazkow nalezalo przygotowywanie odjechanych strojow, tworzenie image'u, czyli fryzur i makijazu, pisanie tekstu dla Aloszy, ktory na scenie zapowiadal grupe, i podsumowywanie kazdego koncertu. Aby nagrac plyte, Lazaret musial spelnic dwa warunki: 1. material powinien byc gotowy w tydzien; 2. nie moglo w nim byc ani jednego tekstu po rosyjsku. Na przelozenie tekstow mialam jedna noc. Umierajac we snie, Prorok, Tygrys na pustyni - te udalo mi sie zrobic bez wiekszych problemow. Klopoty zaczely 57 sie od Pilem twa krew jak wode, ale nawet z tym sobie poradzilam. Konczac Wbijasz swojmiecz zatruty, uroczyscie przysieglam, ze nigdy wiecej nie napisze podobnego tekstu. Nawet we wrazym rosyjskim, nawet dla jaj. Witia przyszedl pod balkon, kiedy zostaly mi jeszcze dwa przeklady: Zabij mnie, nie mecz i Patrz, moje rany gnija. Poczatkowo Witia czekal konca mego dziela pod balkonem, ale na dworze lalo okropnie, wiec zapytal, czy nie moglby wejsc do srodka. Jest wpol do piatej, rodzice spia jak zabici, doslownie na chwileczke. Witia przeczytal juz gotowe przeklady i bardzo zadowolony drzemal w krzesle, czekajac na reszte. Kiedy zostalo mi juz tylko przelozenie wersu: "To zemsta swieta jak woda", tak, by nie zmienic rytmu calosci, nagle otwarly sie drzwi mojego pokoju. To mama w drodze do lazienki postanowila sprawdzic, dlaczego swieci sie o takiej porze. Witia niezdarnie sprobowal schowac sie pod stol. W mojej glowie zaswitalo: "O, zemsto, tys jak woda swieta!". Epilog Mama zachowala sie bardzo w porzadku: opowiedziala o wszystkim tacie dopiero po moimwyjezdzie. Tak wiec ominelo mnie "spuszczanie lania", za to kiedy wrocilam z praktyk, balkon mojego pokoju zdobily wielkie kraty, ktore tylko tata mial sile otworzyc. I tak moja wspolpraca z Lazaretem dobiegla konca, przestalam spotykac sie z Wi- 58 tia, odmowilam pisania tekstow do drugiej plyty Wojna Prorokow, a sama odkrylam jazz. Wten oto sposob stracilam jedyna szanse osiagniecia elitarnej samoswiadomosci muzycznej wielbicieli "prawdziwej jazdy". Lazaret nagral pare zupelnie niezlych plyt, pojechal w kilka tras i rozpadl sie. Gitarzysta i wokalista Alosza niebawem sie ozenil, bo jego dziewczyna zaszla w ciaze. Witia zaczal pracowac w firmie handlowej i nie mial czasu na muzyke. Wkrotce tez sie ozenil. Basista Genek probowal grac w kilku innych grupach, ale w koncu porzucil muzyke i wyjechal z rodzicami za granice. Niedawno przegladalam stare papiery w biurku i znalazlam jeden z listow Witii, w ktorym pisal: "Poszlem dzis o 13:10 do dupli. Aloszka wpadl na twoja ksiaszke Lorka i sie na mnie popaczyl jak na gupka, to rzem mu powiedzial ze to twoje do szkoly. Powiedzial ze morzemy czadzic tak samo jak Dee Snaider. Nazwiemy sie lazaret. Dla jaj, ze cala ekipa jest chora. No bo jest. Chora na muzyke. A ja jeszcze jestem chory na ciebie. I co ty na to? Spadam. 13:33". Namietnosci matematyczne O tym, ze przypadkowe znajomosci nie zawsze koncza sie zle, ale rzadko koncza sie dobrze Mniej wiecej w srodku zimy facet wpadl na mnie przy wyjsciu z Biblioteki Naukowej im. M. Drahoma-nowa, gdzie na dzien przed rozpoczeciem maratonu sesji zimowej konczylam prace semestralna o tworczosci dramatycznej Iwana Franki, jednoczesnie przygotowujac sie do egzaminow z politologii, informatyki i literatury swiatowej, marzylam o rozpoczeciu sezonu grzewczego, czekalam wieczora, by prosto z biblioteki pojsc na koncert i w ogole bylam dosc podminowana. Gdyby facet natknal sie na zmeczona samotnoscia panne w jego wieku, jakich wiele spotkac mozna w tejze bibliotece, wszystko potoczyloby sie inaczej. Ale wybral pewna siebie, dlugonoga studentke pierwszego roku, przekonana, ze w jednej chwili moze zauroczyc kazdego mezczyzne. Najlepiej, rzecz jasna, zagraniczniaka w srednim wieku, samotnego, przystojnego i zamoznego. Moze byc, oczywiscie, i rodak, tez samotny, przystojny i zamozny, ale raczej mlodszy niz w srednim wieku. Mozliwe sa takze inne warianty, ale nietrudno zrozumiec, ze taka dziewczyna zwyczajnie nie zwrocilaby uwagi na lysiejacego wykladowce politechniki, ktory wpada na nia przy wyjsciu z biblioteki. ?? Wybor kobiety, ktora nie zareagowala z wdziecznoscia na jego krok, byl bledem strategicznym, jeszcze wieksza porazka bylo zas to, ze nie umyl przedtem zebow i nie wypral skarpetek. W takich wlasnie detalach kryje sie, niestety, przyczyna konfliktu, a scislej, wewnetrznego antagonizmu, powtarzajacego sie z pokolenia na pokolenie i sprawiajacego, ze niektore pewne siebie panienki nie stana sie przychylne "perspektywicznym" mezczyznom, a niektorzy "perspektywiczni" mezczyzni nie wykaza sie wieksza przenikliwoscia i doswiadczeniem zyciowym przy wyborze obiektu swej sympatii. Dlatego musze opisac tego mezczyzne, jakbym miala go za ostatniego losia, choc w rzeczywistosci szanuje go i uwazam za dosc interesujacego. Ale mowa bedzie nie o moim pierwszym wrazeniu, ktore bylo negatywne i spowodowane uprzedzeniami. Inaczej nie byloby tej historii, tylko calkiem inna historia. Albo w ogole nie byloby zadnej historii. Jesli przejsc sie korytarzami Politechniki Lwowskiej, to w ciagu maksimum pietnastu minut mozna spotkac minimum pieciu mezczyzn tego rodzaju. Szare spodnie w kancik, od nie istniejacego garnituru, niebieska koszula z wytartymi mankietami, obcisly szary sweter z angory, czarne polbuty z lwowskiej fabryki obuwia Progres, na ramieniu stara teczka z czarnego skaju, lysina, rozowy grzebien, wytwornie sterczacy z tylnej kieszeni, i kilka przednich zlotych zebow. Pierwsze, co wpada w oczy, a dokladniej - w nozdrza - przy spotkaniu z doktorem nauk matematycznych, fizycznych czy kwantowo-teoretycznych, to charakterystyczny 61 zapach z ust, swiadczacy o nieregularnym korzystaniu z uslug dentysty, nie mniejcharakterystyczna won skarpetek stesknionych za kolejnym praniem i zmeczonej intensywnym uzywaniem koszuli. Kolejna rzecz, na ktora mimo wszystko nie da sie nie zwrocic uwagi, to przesadna starannosc ukrainszczyzny oraz charakterystyczne zapominanie, ze jezyk ten zna jednak litere "g", oraz uparte uzywanie rosyjskiej skladni. Ale to tylko cechy zewnetrzne, zasadniczo mezczyzni ci sa dosc mili, uprzejmi i oczytani, i przewaznie sprawiaja dobre wrazenie. Co prawda, raczej na mamach i babciach swoich mlodych studentek niz na dlugonogich z pierwszego roku. -Przepraszam bardzo, czy nie zna pani, gdzie tu jest ulica Semena Petlury? -Nie - ucinam i spiesze sie, by jak najszybciej dotrzec do kawiarni, wymarzonego goracego napoju, cieplego pomieszczenia, gdzie mozna palic, gdzie nie ma ksiazek, studentow oraz sesji zimowej. -A jak pani mysli - nie ustepuje moj rozmowca - czy we Lwowie moze istniec taka ulica? -Wcale nie mysle. -Przepraszam, ze tak sie narzucam, ale zwrocilem na pania uwage juz w bibliotece. Ma pani dosc oryginalne podejscie do wyboru ksiazek: wiersze Horacego, dramaty Franki, podrecznik ekonomii politycznej i Podstawy jezyka BASIC. Czy mozna spytac, czym to jest spowodowane? -Nieplanowana ciaza - odburkuje i przyspieszam kroku. Czy ten kretyn nigdy nie mial sesji? Zreszta, co go to obchodzi? 62 -Ciekawe, a ja myslalem, ze chodzi o sesje. Gdy swieci slonce, zawsze zaczyna mi siewydawac, ze jeszcze wczoraj bylem studentem. Z niedowierzaniem spogladam znaczaco na jego lysine. Dostrzega to i usmiecha sie nerwowo. Potem takze przyspiesza kroku i bynajmniej nie ma zamiaru sie pozegnac. -Mam na imie Zenia. Jestem... doktorem nauk matematycznych, pracuje w Katedrze Matematyki Stosowanej Politechniki Lwowskiej. A pani? Zrobil tak dluga pauze miedzy "jestem" a "doktorem", ze odnioslam wrazenie, jakby zamierzal powiedziec co najmniej "profesor" czy chocby "doktor habilitowany". -Pojutrze zaczyna mi sie sesja, wiec mam mase pracy, a pan mi zabiera czas. Moze lepiej zrozumie, jesli sie to powie uprzejmie? -Strasznie prosze o wybaczenie. Ale mozna bedzie pania zobaczyc po sesji? -Na razie kazdy moze. Stukajcie, a bedzie wam otworzone. -A dokad stukac? Przeciez nawet nie mam pani telefonu. -Jest taka piosenka, Dziura starego Ciula. Z refrenem: "Stukajcie, a bedzie wam otworzone". Do widzenia. I weszlam do najblizszej kawiarni, glosno trzaskajac drzwiami. A jednak uprzejmie sie nie udalo. "Nikt oprocz Boga nie zna czlowieczego losu i przeznaczenia. Nikt z nas, grzesznych, nie wie, co czynimy i po co" - jak mawial jeden z moich znajomych. Niebawem mialam przekonac sie, jak bardzo sie nie mylil. 63 Zawsze interesowalo mnie, dlaczego na wydziale filologicznym do obowiazkowych przedmiotow naleza podstawy programowania w jezyku BASIC. Byl to kurs scisle teoretyczny i nawet tych z nas, ktorzy najlepiej opanowali glebiny wiedzy, dotyczacej podzialu algorytmow na typy i przekazywania informacji za pomoca systemu zero-jedynkowego, nigdy nie dopuszczono do prawdziwych komputerow, ktorych bylo wowczas az piec na caly uniwersytet, nie mowiac juz o jakichs tam Windowsach dla zoltodziobow czy chocby ChiWriterze. Z pewnoscia nie wszyscy z nas umieli wlaczac komputer, ale egzamin z podstaw programowania nie mogl ominac nikogo. Dla ukrainistyki mial byc nim test pisemny, zapowiedziany na 3 stycznia. Chyba nie trzeba wyjasniac, ze ostatnia przedegzaminacyjna sobota nie wystarczyla mi na opanowanie podstaw programowania, jak rowniez ze 3 stycznia to nie najlepsza data na egzamin. Przez cala noc sylwestrowa slusznie przeczuwalam, ze pierwszy egzamin podczas pierwszej sesji po prostu zawale. Pierwsza osoba, ktora ujrzalam wsrod czlonkow komisji egzaminacyjnej, byl moj niedawny znajomy. Zdretwialam na wspomnienie Dziury starego Ciula, ale na moj widok Zenia milo sie usmiechnal. Przez nastepne dwie godziny usilowalam starannie unikac jego wzroku, a rownoczesnie choc troche zrozumiec, czego zada ode mnie kartka z egzaminacyjnymi zadaniami. Wreszcie, starajac sie maksymalnie trzymac oryginalu, kaligraficznym pismem skopiowalam cala tresc zadan i oddalam swoje "rozwiazania" komisji egzaminacyjnej. 64 Jak powiedzial mi potem Zenia, nawet przy przepisywaniu udalo mi sie popelnic cztery bledy.Dobrze, ze swego czasu zdolalam przekonac rodzicow, by porzucili pomysl zrobienia ze mnie programistki. Jakiez bylo moje zdziwienie, gdy odebrawszy indeks znalazlam w nim obok zwiazku wyrazowego "podstawy programowania" liczebnik glowny "piec". -No i jak, zdalas reszte egzaminow? - spytal glos w sluchawce. - Sesja sie skonczyla, prawda? -Prawda - zgodzilam sie niepewnie, nie wiedzac co dalej: pytac, skad wzial moj telefon, dziekowac za ratunek, przepraszac za "starego Ciula" czy udawac, ze na to wlasnie czekalam. -To co, mozna teraz bedzie sie z toba spotkac na kawie, nie zabierajac twego drogocennego czasu? -Pewnie tak. - Wciaz nie mialam planu dzialania. -To moze jutro o szostej, na Drahomanowa, co? -Aha. -To do zobaczenia. O windowsach dla niegrzecznych i inne szczegoly historyczne -Chcesz, opowiem ci troche o sobie - zaczal Zenia nasze nastepne spotkanie, nie dajac mi ani szansy przeproszenia za przedostatnie, ani podziekowania za ostatnie, ani spytania, co u niego slychac. - Juz ci mowilem, ze pracuje na polibudzie w Katedrze Matematyki Stosowanej - 65 ciagnal, zanim zdazylam odpowiedziec. Zapewne podczas seminariow z wiecznienieprzygotowanymi studentami nabiera sie nawyku odpowiadania na wlasne pytania. -A w ogole to byl czysty przypadek, ze poproszono mnie do uniwersyteckiej komisji egzaminacyjnej. Zachorowal kolega, ktory pracuje w waszej katedrze. Mialas szczescie. No wiec matematykiem zostalem zupelnie przypadkowo i do dzis sie za niego nie uwazam. Rodzice chcieli. A ja cale zycie marzylem, by zostac historykiem. Do dzis zbieram materialy historyczne o lwowskiej architekturze. Jesli kiedys zechcesz, moge ci urzadzic ekskursje, nie ma problemu. Czesto oprowadzam po miescie cudzoziemcow. Doyou speak English? -Niespecjalnie. -A szkoda, bo moglibysmy czasem przechodzic na angielski. Brakuje mi mozliwosci konwersacji. No a ty czym sie zajmujesz? -Odpoczywaniem po sesji. -A tak w ogole? -Filologia. -Ukrainska? -Aha. -No jasne, teraz wszyscy sie na ukrainska rzucili. Ze trzy lata temu pewnie bys poszla na rosyjska. Rodzice by inaczej nie pozwolili. -Nie wiem, trzy lata temu jeszcze chodzilam do szkoly. -A w domu jak rozmawiacie? Tez po ukrainsku? -Ehe. -A my w domu po rosyjsku. 66 -A ja myslalam, ze po angielsku. -Ciekawe, tak mi sie jakos wydalo, ze masz w rodzinie jakiegos Rosjanina. Wiesz, jest takie dobre slowo "polkrwi". No wlasnie, i mi sie zdaje, ze jestes polkrwi Rosjanka. -A skad to przekonanie? -No, wiesz, moja mama jest Rosjanka. Pewnie czuje pokrewienstwo duszy. -JakMowgli. -To naprawde nikogo takiego nie masz w rodzinie? Nawet w innej galezi? -Nawet w lisciach. -Powaznie pytam. -Powaznie odpowiadam. -A co lubisz czytac? -Ksiazki. -No, to jasne. A jakie? -Rozne. Moja wdziecznosc znikla razem z checia przepraszania. Dlaczego rozmawiamy jak kretyni? Co go obchodzi, jakie ksiazki lubie czytac? Czy on mysli, ze zapach z jego ust mnie podnieca? Dlaczego nie mozemy uprzejmie opowiedziec sobie po dwa dowcipy i spokojnie sie rozejsc? "Na ukrainska sie rzucili", docent sie znalazl. Gramatyki by sie pouczyl, zamiast za studentkami biegac. -A swetry mama ci robi na drutach? - pytam, zeby odciagnac go od moich danych osobowych. -Mama - przyznaje Zenia bez sladu rumienca. - W ogole w naszej rodzinie sa bardzo czule stosunki. Ciagle mieszkam z rodzicami, chociaz mam juz trzydziesci trzy 67 lata. - Ukradkiem spoglada na mnie, zeby sprawdzic reakcje. - Ale nie dlatego, ze musze,tylko dlatego, ze tak wszyscy wolimy. Jestesmy bardzo do siebie przywiazani. Mamy wspaniale relacje. Wieczorem mama nigdy sie nie polozy, zanim nie wroce, dlatego bardzo sie staram jej nie denerwowac. Zawsze dzwonie do domu kilka razy dziennie. Z kazdej delegacji. -Przyszla zone tez chce wprowadzic do domu rodzicow - znowu ukradkiem spoglada na mnie. Staram sie nie rozesmiac, wyobrazajac sobie Zenie mocnym sznurkiem "przywiazanego" do mamy i przyczepionego do nich z tylu tate, a mama z rozanielonym wyrazem twarzy karmi ich obu kaszka manna na rzadko z malinowa konfitura, a wolna reka poprawia walki na glowie Obrzydlistwo. Jeszcze tylko tego brakowalo. Wzor algorytmu "Malzenstwo". Krok pierwszy: zapoznanie, nie zapomniec opowiedziec o stanowisku sluzbowym, temacie pracy naukowej, rozmiarach metrazu mieszkania. Przyblizony czas - pietnascie minut. Krok drugi: przypadkowe spotkanie. Nie planowane (chcialoby sie wierzyc): wywrzec jak najkorzystniejsze wrazenie, najlepiej jakos pomoc, by uniemozliwic albo przynajmniej utrudnic odmowe nastepnego spotkania. Krok trzeci: zaproszenie na kawe, test na obecnosc wspolnych zainteresowan, pierwszy pocalunek, przedstawienie rodzicom. Najwazniejsze to nie pomylic kolejnosci. No a potem i mnie samej juz bedzie po prostu glupio nie wyjsc za niego za maz. A jakze: doktor nauk matematycznych, kochajacy syn, calkiem mozliwe, ze jeszcze 68 prawiczek. Jak powiedzialaby moja babcia: "dobry chlop-czyna". Troche wprawdzie lysawy i z ust mu smierdzi. Ale to nic takiego. Zeby mu sie wyleczy. A lysina, jak mowia, swiadczy o potencji.-Wiesz co tu wczesniej stalo? - Zenia przerywa bieg moich mysli. Przeszlismy spory kawalek centrum i zblizamy sie do Ratusza. - W 1598 roku przy polnocnej stronie Ratusza pojawilo sie wielkie kamienne koryto - zaczal tonem lektora dziennika telewizyjnego. - Nalezy pamietac, ze przed poczatkiem xix wieku w calej Europie tylko Rosja miala wspolny dla calego kraju system miar i wag. W innych panstwach kazde miasto mialo wlasne jednostki miary: dlugosci, objetosci i wagi. A we Lwowie za wzorzec sluzylo wlasnie to koryto - spojrzal na mnie wzrokiem sztangisty, ktory pobil swoj rekord i przeszedl do wyzszej kategorii wagowej. -A kiedy je stad zabrali? - nie daje mu szansy nacieszenia sie ta cudowna chwila. -Nie wiem, pewnie gdzies w xix wieku - na moment traci watek, ale po chwili ciagnie dalej. - Po zachodniej stronie rynku, tam, gdzie teraz sa klomby, znajdowalo sie miejsce stracen. Tam wlasnie do 1564 roku stal tak zwany "slup hanby", najpierw drewniany, pozniej kamienny. Do dolnej czesci slupa przytwierdzone byly zelazne kolka. Na kilka dni przypinano do nich, wystawiajac "na pohanbienie", drobnych zlodziei, pijakow, chuliganow. Tutaj takze wykonywano kare smierci. W tym celu obok slupa budowano prowizoryczny pomost. Tak straceni zostali moldawscy ksiazeta Tomsa i Jankula, a 16 czerwca 1578 roku jeden z wodzow kozactwa zaporoskiego, Iwan Pidkowa. 69 -A Samijlo Nemyrycz? -Kto? - pyta zdezorientowany Zenia. -Inny bohater narodowy kozactwa zaporoskiego, ktorego osadzono w wiezy za gwalt, a moze za niezdecydowanie. -Nie rozumiem, co ma do tego niezdecydowanie. Przeciez gwalt to okropne przestepstwo, sama jestes kobieta i powinnas rozumiec, ze z niezdecydowaniem nie ma to nic wspolnego... Wydaje sie, ze to nie jest zwykly nudziarz, tylko super-nudziarz, to znaczy jesli nudziarz na wyrazenie mysli o dlugosci jednego zdania potrzebuje dwoch, to temu udaje sie osiagnac nawet pietnascie. -No, wiesz, tu chodzilo o dosyc szczegolne niezdecydowanie. Wedlug jego zeznan sadowych, odnalezionych przez historykow, w zaden sposob nie mogl zdecydowac, "czy dziewczyny pragnal, czy pragnal jej placka". Sprzedawala gorace placki na Rynku. Uznano to za okolicznosc lagodzaca. Pisal o tym Andruchowycz. Nie moge pojac, czy on naprawde nie rozumie, jak bardzo nieskuteczne sa jego starania, by wywrzec na mnie wrazenie, czy tylko tak udaje. -No, ja nie wiem - Zenia calkiem powaznie usiluje znalezc przekonujace wyjasnienie. - W ogole to tutaj tracono tylko szlachte. Ale zeby za placki... Nie, nie slyszalem. A kto to jest ten Andruchowycz? W zasadzie to nie mam racji. Nic zlego mi ten czlowiek nie zrobil. Przeciwnie. Tylko dzieki niemu nie zawalilam egzaminu z "Podstaw programowania", dowiedzialam sie o korycie sluzacym kiedys jako miara, o tym, gdzie 70 Rynek ma strone zachodnia, a gdzie poludniowa, o tym, ze Iwana Pidkowe stracono wlasnie tu, na specjalnym pomoscie, nie zwazajac nawet, ze nie byl szlachcicem. A moze jednak byl? Bog raczy wiedziec. Fajny chlopak z tego Zeni. Mame kocha, zony nie ma, a krew ma na polrosyjska, czyli szlachetniejsza, nie calkiem nasza prowincjonalno-galicyjska. I skad moze wiedziec, jak bardzo mnie denerwuje. Nawet nie tyle on sam, ile jego pewnosc siebie, takie typowo meskie przekonanie, ze stopien doktora nauk matematycznych od razu zmusi kazda kobiete, by z otwartymi ustami sluchala wszystkiego, co facet powie, by od razu i na zawsze rozwarla dlan swe ramiona, i z radoscia zastapila mame w szlachetnym wieczornym oczekiwaniu z robotka w rekach, walkami na glowie i miloscia w sercu. -Moze wejdziemy gdzies na kawe? -Wejdzmy. Wchodzimy do knajpki w budynku Ratusza, gdzie zamawiam do kawy setke pieprzowki i kanapke ze slonina, zeby pozwolic sobie na rozkosz nacieszenia sie wyrazem twarzy Zeni podczas mojej uczty. I zupelnie nie mam w tej chwili ochoty, by wywrzec na nim wrazenie "porzadnej dziewczyny". Aby ukryc pewne zaskoczenie, spowodowane osobliwosciami mojej diety, skwapliwie kontynuuje wyklad z historii: -"Slup hanby" nie byl jedynym miejscem wykonywania kar. W 1594 roku do muru jednego ze stojacych na Rynku kramow przybito dlugi cep z obrecza. Przypinano do niej, za przeproszeniem, klotliwe kobiety... ("Dlugi 7i lancuch, idioto" - mysle i w milczeniu przezuwam slonine). Kolejna cechacharakterystyczna Rynku to chodniki, ktore wedlug znanego podroznika Grunewega byly najszersze w Europie: mogly sie na nich minac az dwie pary. Jednakze nie zdolano wybrukowac calego placu. Brud byl straszliwy, bo przeciez kanalizacja w miescie nie istniala, a wszelkie nieczystosci wyrzucano wprost na ulice. Opowiadano, ze gdy cesarz Jozef II przyjechal do Lwowa, jego kareta, zaprzezona w szostke koni, utknela wlasnie na Rynku. Cesarza wydobyto z karety i poniesiono dalej na rekach, a sama karete wyciagnieto wolami. Porzadkowanie Rynku rozpoczelo sie dopiero pod koniec xviii wieku. W latach szescdziesiatych xix wieku wybrukowano go i ustawiono fontanny. Rynek otrzymal gazowe oswietlenie; dopiero w 1952 roku zastapiono je elektrycznym. Wlewam w siebie pieprzowke, poteznym wysilkiem woli staram sie nie skrzywic, przelykam kanapke i zapalam papierosa. -To cie chyba nie bardzo interesuje. - Zenia w koncu nie wytrzymuje. -Nie, no co ty. Mow dalej. Naprawde bardzo ciekawie opowiadasz. -Nie wiem dlaczego, ale z toba to chcialbym rozmawiac o bardziej osobistych sprawach. Kes kanapki utkwil mi w gardle, zaczynam kaszlec. -Jest w tobie cos niezwyklego. Cos wiecej niz w innych dziewczynach w twoim wieku. -Sluchaj, a kiedy pojawily sie na Rynku te fontanny? Cos czytalam o pierwszym systemie zaopatrzenia w wode, 72 o studniach dla bogatych i biednych. Nie pamietam jednak dokladnie.-A tak, jak wszyscy wiedza, jednym z najwiekszych problemow dzisiejszego Lwowa jest zaopatrzenie w wode. Ten problem liczy sobie juz 500 lat. Mimo ze srodmiescie Lwowa stoi na wodzie (w xv wieku na Rynku byl staw), a juz w dokumentach z 1497 roku wspomniany jest pierwszy wodociag, ktorym plynela do miasta woda ze zrodla, srodmiejska woda jest niezdatna do uzytku. Stopniowo liczba wodociagow rosla. Wychodzily one z Rynku, od studni po wschodniej stronie Ratusza, ktora byla ozdobiona ogromna brazowa statua nimfy Meluzyny i nosila jej imie. Stamtad dopiero drewnianymi rurami woda docierala do domow. Poniewaz miasto rozrastalo sie, jedna studnia przestala wystarczac. W 1697 roku wybudowano kolejna, w poludniowo-zachodnim rogu placu. Ozdabial ja posag Neptuna. Wody ze wspomnianych studni nie czerpali wszyscy, a tylko najbogatsi wlasciciele domow. Pozostali pili wode ze studni wykopanych na terenie miasta, czyli wode zlej jakosci. W 1793 roku na Rynku zbudowano cztery fontanny. W dwoch z nich wykorzystano stare studnie (dzis nosza one nazwy "Diana" i "Neptun"). Kazda fontanna otrzymala osmioboczna niecke, zwienczona postacia z mitologii greckiej. A kazda ze statui zostala umieszczona posrodku gwiazdy, wylozonej czerwonym i czarnym kamieniem. Fontanny wykonal znany rzezbiarz Hartman Witwer. -Sluchaj, skad ty to wszystko wiesz? 73 -Wieloletnia praca. - Zenia poczerwienial z dumy. - Systematyczne gromadzenie i badanie publikacji, literatury specjalistycznej, poszukiwania archiwalne. Kiedys postanowilem, ze sobota bedzie moim dniem bibliotecznym. Od tamtej pory staram sie nie przepuscic zadnej soboty. To dla mnie prawdziwa przyjemnosc, dzien bez matematyki. -Pewnie zyjesz wedlug dokladnie rozpisanego planu? -Tak, az za bardzo. Czasem ogromnie brakuje mi uczucia zaskoczenia, czyjejs spontanicznosci. Na przyklad ty jestes chyba osoba bardzo spontaniczna. Tak mi sie jakos wydaje, ze ci, ktorzy stale sa kolo ciebie, nigdy nie wiedza, czego sie po tobie spodziewac. Moim idealem kobiety zawsze byla osoba bardzo spontaniczna, niezalezna, do ktorej nie mozna sie przyzwyczaic, z ktora nigdy nie bedzie nudno. -To sie nie zdarza. -A mnie sie zdaje, ze tak. -Chodzmy juz. Musze wracac do domu. W milczeniu zbieramy sie i wychodzimy na calkiem jesienny plac. Znudzony wieczor opada na nieporzadne kupki opadlych lisci i pogania nas w strone przystanku tramwajowego chlodnymi szturchnieciami w plecy. -Moge ci cos powiedziec? - Zenia nagle sie zatrzymuje. Jego lysina wydaje sie bezbronna, wiatr, jakby znecajac sie, przebiera w resztkach wlosow. -Lepiej nie. Przeziebisz sie. Gdy na dworze zimno, lepiej milczec. -Nie, to wazne. Moze to ci sie wyda smieszne albo nieprawdopodobne. Zreszta, widzimy sie dopiero trzeci 74 raz. Ale ja jeszcze nigdy nie spotkalem tak niezwyklej dziewczyny jak ty, wierzysz?-Nie, nie wierze. Ty przeciez kompletnie nic o mnie nie wiesz. -No dobrze, widze, ze z toba lepiej rozmawiac otwarcie. Bardzo mi sie podoba, ze tak realistycznie patrzysz na swiat. Mam 33 lata, z powolania jestem historykiem, ale zajmuje sie matematyka. Zdazylem juz co nieco osiagnac w nauce. Wiek zobowiazuje mnie, by pomyslec o przyszlosci. Wiesz, dla kazdego w zyciu przychodzi taki moment, kiedy, jak mawiali dawni medrcy, "trzeba posadzic drzewo, zbudowac dom, splodzic syna. Trzydziesci trzy lata to jeszcze nie czterdziesci, ale i juz nie dwadziescia. Jestem w pelni uksztaltowanym czlowiekiem, nie mam ochoty zmieniac swoich nawykow, ale pewne rzeczy trzeba albo robic w pore, albo nie robic wcale. Zdecydowalem, ze w tym roku musze rozstrzygnac kwestie mojego zycia osobistego. Jak juz mowilem, musze to zrobic od razu, bo potem moze byc za pozno. Dla mnie nigdy nie stanowilo problemu poznanie kobiety i spotykanie sie z nia. Jestem dobrym rozmowca i znam swoja wartosc. Teraz tez moglbym wybierac. Ale odkad sie poznalismy, postanowilem, ze to bedziesz ty. Masz racje, znam cie jeszcze nie najlepiej, ale juz dostatecznie, by zrozumiec, ze laczysz w sobie wszystkie cechy, ktore moim zdaniem powinna miec kobieta. Jestes piekna, inteligentna, trzezwo myslaca, zdolna do spontanicznych dzialan. 75 Pewnie warto by to powiedziec innym razem i w innych okolicznosciach. Podobne rzeczywymagaja swiec i szampana. Ale nic nie szkodzi. Nie zawsze udaje sie wszystko robic wedlug planu. I jeszcze wydaje mi sie, ze roznica wieku i wyglad mezczyzny to dla kobiet sprawy malo istotne. Przeciwnie, kontakt z doswiadczonym partnerem zawsze jest dla rozsadnej kobiety ciekawszy. Z pewnoscia siebie u tego mezczyzny raczej wszystko jest w porzadku. Nie wiedziec czemu zawsze mi sie wydawalo, ze niezonaci mezczyzni po trzydziestce cierpia na o tyle wieksza ilosc kompleksow, o ile mniej zostaje im wlosow na glowie. Okazuje sie, ze to nie calkiem tak. Po przerwie Zenia ciagnal: -Najbardziej podoba mi sie twoja ironia. Kiedy sie z toba rozmawia, mozna odniesc wrazenie, ze ma sie przed soba soczysta, dojrzala, doskonala pomarancze. A kiedy sie do niej zblizyc, nadgryzc, w srodku odkrywa sie odlamki szkla. -No, to nie warto dalej stwarzac zagrozenia dla zdrowia. Szklo w zoladku to rzecz niebezpieczna. Tym bardziej, ze juz dawno powinnam byc w domu. Zycze powodzenia w rozstrzyganiu kwestii zycia osobistego. Kilka lat pozniej Nie widzielismy sie ponad cztery lata, zanim znow mialam zaszczyt uscisniecia drzacej i spoconej reki matematyka Zeni. Odnotowalam znaczny postep w ewolucji jego 76 swiadomosci, bo wczesniej, jak zreszta przystoi dobrze wychowanemu mieszkancowi Galicji,witajac sie, sciskal dlon tylko mezczyznom. Kobiete natomiast mogl co najwyzej pocalowac w reke. Ta dawna meska tradycja nie wszedzie przyjmowana jest z takim stoickim spokojem, jak tu, na Ukrainie. Pewnego razu zdarzylo mi sie nawet byc swiadkiem malzenskiej sceny, wywolanej przez zwykle uscisniecie, a dokladniej - nieuscisniecie dloni. Pewna mloda Niemka razem ze swoim ukrainskim mezem przyjechala do Kijowa niedlugo po slubie. Podczas spaceru spotkali na ulicy znajomego i zatrzymali sie, by porozmawiac. Wkrotce podszedl kolejny znajomy i przywital sie z obecnymi zgodnie z dawna meska tradycja. Mloda Niemka, najwyrazniej nie wiedzac, ze u nas tak to jest przyjete, odebrala ten gest jako lekcewazenie swojej osoby i niewiele myslac, poszla sobie, rzuciwszy najpierw mezowi pare obrazliwych slow w malo w Kijowie rozpowszechnionym poludniowoniemieckim dialekcie. Na szczescie mezowi wystarczylo slownictwa i daru przekonywania, zeby w ciagu nastepnych dwoch godzin namowic jednak malzonke, by sie z nim nie rozwodzila. I dlatego musial przysiac, ze 1. calkowicie zgadza sie, ze to okropne; z. ze nie da sie tak dalej zyc; 3. ze ten problem koniecznie powinien zostac rozwiazany na poziomie prawodawczym, wykonawczym, osobistym i kazdym innym, ze kazdy Ukrainiec powinien, nie czekajac na rzadowa inicjatywe, zaczac od siebie, a kazda Ukrainka, nie czekajac na samodzielna 77 inicjatywe swego meza, musi przekonac go, by taka inicjatywe przejawil;4. ze on, czyli jej maz, nigdy wiecej nie bedzie mial do czynienia z tymi chamami, poki sie nie poprawia, itd. Wszystko dobrze sie skonczylo, ale od tamtej pory nie wiedziec czemu zaczelam zwracac uwage na powitalne gesty meskiego towarzystwa. Ciekawe, co tez sklonilo Zenie, by teraz podal mi reke? -Co u ciebie? - spytal. -Dziekuje, w porzadku - odpowiedzialam. Spotkalismy sie przy wejsciu do uniwersytetu. Dokladniej, przy wejsciu dla niego i przy wyjsciu dla mnie. -Dokad biegniesz? - spytal. -Mam cos do zalatwienia - odpowiedzialam. -Moze pojdziemy na kawe? -Chodzmy, ale tylko na chwile. -No a jak twoje zycie osobiste? - spytal Zenia, gdy zamowilismy i powiedzial mi, ze dalej pracuje na polibu-dzie, mieszka z rodzicami i pisze habilitacje. - Jeszcze sie nie ozenilas? -A ty jeszcze nie wyszedles za maz? - rzucilam nieudany zart. -Nie, ale zamierzam to zrobic najdalej pod koniec roku. -Gratuluje. A z kim? -Jeszcze nie wiem. -Jak to? -No wiesz, w zyciu kazdego czlowieka przychodzi moment, kiedy albo ozeni sie niebawem, albo nie zrobi tego nigdy. A poniewaz sadze, ze kazdy powinien w zyciu 78 zbudowac dom, posadzic drzewo i splodzic syna, zdecydowalem: jesli nie ozenie sie do konca tego roku... -Wybacz, musze juz isc. -To moze sie kiedys spotkamy, zeby spokojnie porozmawiac? -Pewnie. Zadzwonie. Jasne, jesli ktos obiecuje ci, ze zadzwoni, to albo zrobi to niebawem, albo nie zrobi juz nigdy. Namietnosci po russki Dziesiec podstawowych oznak dziewczecej cnoty Literatura specjalistyczna, ktora udalo mi sie na ten temat znalezc, uwazala za swoj podstawowy cel nauczenie mezczyzn wlasciwego zachowania podczas zdobywania dziewicy. Wszystko, co dotyczylo zachowania kobiecego, a dokladniej dziewczecego, ograniczalo sie do rady, by "rozluznic sie i zaufac mezczyznie". Logika i glebia takich publikacji robila piorunujace wrazenie. Niemal wszystkie zaczynaly sie od slow: "Utrata cnoty nigdy nie przebiega w sposob dla kobiet niezauwazalny". I wszyscy, ktorzy o tym dotychczas nie wiedzieli, tracili resztki zludzen. Troche przypomina mi to przeczytane w jakiejs instrukcji uzycia prezerwatywy zastrzezenie: "Nie uzywac prezerwatywy w razie braku wzwodu". Ciekawe, czy komus udalo sie zlamac ten zakaz? Sprawdzic, czy ma sie do czynienia z dziewica, zalecano w sposob nastepujacy: "Jesli dziewczyna podczas pierwszego zblizenia histerycznie wije sie w konwulsjach, usiluje sie wyrwac, glosno krzyczy, wokol jej ust pojawia sie piana, oczy ma szeroko rozwarte i pelne przerazenia, strachu lub leku, to albo cos robisz nie tak, albo twoja partnerka jest jeszcze dziewica". Stanawszy przed takim 80 problemem, mezczyzna powinien zapytac partnerke, co mianowicie robi nie tak, i "jeslizamiast konkretnej odpowiedzi z jej gardla wyrwie sie tylko zduszone chrypienie", to wlasciwa jest wersja druga. Ale na wszelki wypadek warto ostatecznie sprawdzic wersje pierwsza i sprobowac glebiej, silniej, szybciej. Albo tez zmienic pozycje. Tu warto nie przegapic wlasciwego momentu, by zduszone chrypienie calkiem nie przestalo wyrywac sie z gardla waszej wybranki. Bo wtedy bez lekarza moze sie nie obejsc. Dalej proponowana jest nastepujaca kolejnosc dzialan. "Nigdy nie wybieraj pozycji nr 2 (kobieta na gorze), a najlepiej wybierz pozycje nr 1 (kobieta na dole). Tak bedzie wygodniej pozbawic partnerke dziewictwa". To takze warto wiedziec, bo w pozycji nr 2 partnerka moglaby odniesc wrazenie, ze sama pozbawia sie dziewictwa. Chociaz przy twojej pomocy. "Nie dziw sie, jesli wnikniecie do pochwy dziewicy bedzie trudniejsze, niz zwykle". Malo kto uprzedza, ze dziwic sie nalezy wlasnie w odwrotnym wypadku. "Jesli wydaje ci sie, ze twoja partnerka juz stracila cnote, a mimo to wciaz glosno krzyczy, jeczy, wije sie w konwulsjach, wzywa pomocy, traci przytomnosc, kopie cie, wulgarnie przeklina, a przy tym jej krew cieknie wprost na przescieradlo, nie dziw sie. Po prostu odczuwa pewien dyskomfort. Ale to nic strasznego. Okaz jej czulosc i wyjasnij, ze tak to bywa, ale mimo wszystko bylo ci z nia dobrze". Rzadko sie tu jednak mowi, ze warto wyjasnic partnerce jeszcze jedno: tak bywa nie zawsze, a tylko na samym 81 poczatku, z czasem powinno sie zmienic i przyjemnie bedzie nie tylko tobie, ale i jej.Tak wiec, jesli zauwazysz u swojej nowej partnerki wszystkie wspomniane objawy, albo przynajmniej niektore z nich, to starannie zmien przescieradlo na cerate albo folie, nie zwracaj uwagi na krzyki, przeklenstwa, charkot, omdlenie, niekontrolowane ruchy konczyn i wydzieliny z organow plciowych, ignoruj wszystkie trudnosci na drodze, ktora podazasz, nie pozwol kopnac sie w wazne organy zyciowe i starannie kontynuuj, pamietajac, ze zawsze tak bywa. Potem oczysc organy plciowe z krwi, w razie potrzeby podsun partnerce sole trzezwiace i wyjasnij, ze bylo ci bardzo przyjemnie. I jeszcze zdobadz sie na czulosc. Gdy to przeczytalam, przejelo mnie glebokie wspolczucie dla mezczyzn, ktorzy musza to wszystko zniesc, by pozbawic partnerke dziewictwa, i z gory wspolczulam temu, kto bedzie zmywal krew z penisa, podsuwal mi pod nos sole trzezwiace i zatykal uszy, slyszac moje przeklenstwa podczas aktu plciowego. Do wyboru takiego czlowieka nalezalo podejsc ze stosowna powaga i uwzglednic nie tylko wyglad zewnetrzny i wspolne zainteresowania, ale takze wiek, wytrzymalosc psychiczna, cierpliwosc, umiejetnosc pokonywania trudnosci. A sa to wszystko, jak wiadomo, cechy nie tylko osobnicze, ale tez zalezne od mentalnosci, wyznania i narodowosci. No wlasnie, co do narodowosci. Stosunek do tego elementu tozsamosci z dawien dawna nacechowany jest na naszych ziemiach niezwykla uwaga i powaga. Tolerancja 82 dla przedstawicieli innych nacji nie oznacza wcale swietej cierpliwosci i pozwalania im nawszystko. Nie zeby mnie wychowano w duchu ultranacjonalis-tycznym albo zabraniano utrzymywania znajomosci z przedstawicielami mniejszosci rosyjsko-zydowskich. W zadnym razie. Ale tak to juz jakos jest, ze porzadnej pannie nie trzeba dwa razy pewnych rzeczy powtarzac. Porzadna panna sama wie co i jak, i nigdy w zyciu nie pozwoli sie pozbawic cnoty jakiemus tam Zydowi czy Moskalowi. Na taki zaszczyt powinien zasluzyc czystej krwi Ukrainiec. A najlepiej slubny malzonek. No niby tak, ale z powyzszej lektury wynikalo, ze wlasnie zaszczytu i przyjemnosci jest w tym wszystkim niewiele. Od czasow eksperymentu, przeprowadzonego w du-pli przez Alosze i Wale, w naszych aptekach pojawily sie prezerwatywy w rozmiarze, ktory nie wywolywal kompleksu mniejszosci u przedstawicieli mlodszego pokolenia oraz mezczyzn o drobniejszej budowie ciala, zmienily sie rowniez moje poglady na seks przedmalzenski, moda na zachowanie cnoty do dnia slubu stopniowo minela, i dlatego pojawila sie u mnie idea wybawienia meza czystej krwi od tej niezbyt pociagajacej ceremonii. Ponadto nie bylam do konca przekonana, czy mam moralne prawo dodawac do licznych cierpien i dyskomfortow przecietnego Ukrainca jeszcze tak trudna probe. Tak wiec argumenty za wyborem przedstawiciela narodowosci nieukrainskiej wyraznie przewazaly, pozostawala jedynie decyzja, ktorej wlasciwie narodowosci przedstawiciela wybrac? 83 Snujac takie rozwazania, zlapalam sie na tym, ze zbyt wielkie znaczenie przywiazuje dokwestii narodowosci. Jesli spojrzec z historycznego punktu widzenia, to ktoz nie gnebil naszej ucisnionej ziemi ukrainskiej i nie zasluguje teraz na kare? Z drugiej strony, co z tym maja wspolnego moi rowiesnicy? W ten oto sposob problem okazal sie nierozwiazywalny. No i nie wszystko mozna z gory zaplanowac. Dlatego postanowilam poczekac, co przyniesie los. O namietnosci po russki, albo "kochajcie sie, czarnobrewe, lecz nie z Moskalami... " (cytujac wieszcza) Witalik byl pierwszym chlopcem, z ktorym spotykalam sie na powaznie. Tak przynajmniej uwazala moja babcia. Poznalam go, podobnie jak jego przyjaciela, Waske, na jakichs urodzinach. Waska byl zafascynowany astrologia i nawet zarabial ukladaniem profesjonalnych przepowiedni astrologicznych. Szczegolna popularnoscia cieszyly sie wowczas horoskopy erotyczne, z ktorych pary mogly poznac zgodnosc swoich temperamentow. Na tych samych urodzinach byl rowniez przyjaciel i duchowy nauczyciel Waski, Wiktor, ktory pomagal mu w realizacji szczegolnie odpowiedzialnych lub skomplikowanych zamowien. Dla ozywienia zabawy Wasia zaproponowal, by w drodze losowania podzielic towarzystwo na pary i dla jaj ulozyc dla kazdej horoskop erotyczny. Wszyscy sie zgodzili, i tak po raz pierwszy zostalismy z Witalikiem para. 84 Wiktor i Waska schowali sie w innym pokoju i od razu zaczeli rysowac jakas skomplikowanai zawiklana mape, a wszyscy obecni musieli z dokladnoscia co do sekundy podac im date i godzine swego narodzenia, potem date i godzine swego poczecia, potem daty urodzen i poczec swoich rodzicow, wspolrzedne geograficzne miejsc, w ktorych wszyscy bylismy urodzeni i poczeci, musielismy tez opisac rodzaj swoich reakcji na "pelny, niepelny i ulomny Ksiezyc, Slonce w gwiazdozbiorze Marsa, Wenus w zenicie i czas zmiany znakow zodiaku". Na zdecydowana wiekszosc tych pytan moglam udzielic odpowiedzi w najlepszym razie przyblizonej, Waska i Wiktor z niezadowoleniem krecili glowami i ostrzegali, ze kazda niedokladnosc moich odpowiedzi zmniejsza wiarygodnosc przepowiedni. Podczas pracy prowadzili ze soba ozywiony dialog, ktorego sens pozostal dla mnie tajemnica: -Widzisz, mowiles, ze nie poddajesz sie silnemu Merkuremu, a sam przesunales kartke z lewej na prawa - zwracal sie Wasia do swojego nauczyciela duchowego. -Nic podobnego, to jest u mnie zwiazane nie z Merkurym, tylko z trzecia faza Ksiezyca. Co, zapomniales juz? -No nie wiem, nie wiem - watpil Wasia. - W trzeciej fazie Ksiezyca zawsze czeszesz sie od prawej do lewej, a nie tak jak dzisiaj. Wydaje mi sie, ze twoja odpornosc na Merkurego troche oslabla. Gdy horoskop zostal ukonczony, moglam sie dowiedziec, ze najwiekszy wplyw na moje uczynki ma piata faza Strzelca, na moje nastroje - ubywajacy Ksiezyc, a na moja seksualnosc - aktywna Wenus. Z kolei na Witalika naj- 85 silniej wplywaja - odpowiednio - trzecia faza Saturna, szosta Merkurego i pasywnaWenus. Wszystko to gwarantuje nam obojgu burzliwy temperament z elementami flegmatyzmu, sklonnosc do rozpusty, niepozbawionapurytanizmuiumiarkowaniawstosunkach z plcia przeciwna, podwyzszony poziom agresji w polaczeniu z pewna apatycznoscia, wysoka inteligencje i duchowe ograniczenie, konserwatyzm gustow i upodobanie do ekstrawaganckich strojow, pragnienie stabilnego zycia rodzinnego i niezdolnosc do dlugotrwalych zwiazkow, sklonnosc do smakoszostwa i obojetnosc wobec alkoholu. Jak dla mnie, wszystko to troche sobie przeczylo, ale obydwaj astrolodzy wyraznie mieli inne zdanie. "Kiedy u ciebie zacznie sie faza pasywna, u niego bedzie aktywna. I tak bedziecie sie nawzajem nakrecac" - wyjasnil mi Wiktor. I dodal: "Macie wszelkie szanse na szczesliwa milosc. Jedyne, co wam grozi, to seksualne wycienczenie organizmu. Ale wasz racjonalny typ myslenia pozwoli tego szczesliwie uniknac". Nie moglo to nie obudzic naszego wzajemnego zainteresowania. W nastepny piatek Witalik zadzwonil do mnie i sie umowilismy. Tak zaczela sie owa milosc, w ktorej od razu dal o sobie znac nasz "racjonalny typ myslenia". Juz w pierwszych tygodniach znajomosci powstal niepisany grafik, wedlug ktorego Witalik dzwonil do mnie codziennie o 20:00 i rozmawialismy o minionym dniu dokladnie do 21:00, w kazda sobote i niedziele punktualnie o 16:00 spotykalismy sie na petli trojki kolo Bazaru Halickiego, odbywalismy przechadzke po parku miejskim Pohulanka 86 i rowno o 18:00 przychodzilismy do Witalika. Mama czestowala nas herbata z domowymciastem, szlismy sami do pokoju Witalika i przez nastepne cztery godziny, czyli do 22:00, sluchalismy Sciany Floydow, gralismy w szachy, rozmawialismy albo ogladalismy telewizje. Potem Witalik odprowadzal mnie do domu. Zmiany w tym raz na zawsze ustalonym rozkladzie przydarzaly sie tylko wtedy, gdy Witalik mial urlop albo gdy trafialo sie cos niespodziewanego. W ciagu calej naszej znajomosci jedynie dwa razy Witalik zadzwonil do mnie o 20:30. Kiedys w miescie wylaczyli prad i Witalik spoznil sie, bo musial isc z pracy na piechote. Innym razem zadzwonila jego mama i powiedziala, ze wlasnie wzywali do Witalika pogotowie, bo strasznie sie czyms zatrul. Czasem nasza wieczorna rozmowa mogla sie w ogole nie odbyc, ale tak zdarzalo sie tylko wtedy, gdy wracalam do domu zbyt pozno, bo Witalik kladl sie wczesnie - przed kolejnym dniem pracy. Witalik nalezal do tego rodzaju ludzi, ktorych okresla sie jako "zwyklych", ale nie warto tak mowic, bo w rzeczywistosci kazdy czlowiek ma w sobie cos niezwyklego. Witalik ubieral sie "porzadnie", myslal "jak trzeba" i niczym nie wyroznial sie z tlumu, ale czasem w jego oczach pojawialo sie cos, co ani troche nie przypominalo jego zazwyczaj sennego i troche lekcewazacego spojrzenia. Szlismy wtedy na Kajzerwald skejtowac, Witalik stawial mnie obok siebie na desce i zjezdzalismy z gorki, z powrotem na nia wchodzilismy i znowu zjezdzalismy. Czesto robilismy to na deszczu, wokol nie bylo zywej duszy, pojedynczy przechodnie podklusowywali do 87 najblizszego przystanku, pragneli schowac sie pod jakims dachem i uciec przed zacinajacymi,zimnymi kroplami. A nam bylo wszystko jedno, zdejmowalismy buty, jesli bylo lato, albo po prostu nie zwracalismy uwagi, jesli byla jesien, i konsekwentnie nie zwazalismy na deszcz oraz wystraszonych przechodniow. Nic nie moglo nam przeszkodzic w osiagnieciu szczytu tego uczucia swobody, czystej radosci i jeszcze czegos prawie nieuchwytnego, co nazywalam "uczuciem lotu". Ludzie dzielili sie dla mnie na zdolnych do tego uczucia i tych, ktorzy nigdy nie zdolali go zaznac. "Uczucia lotu" nie da sie jasniej opisac. Jest to stan, ktory calkiem bez powodu moze ogarnac cie na srodku ulicy, w kolejce po lody, kielbase, bilet kolejowy albo na przystanku trolejbusowym. I chcialoby sie rzucic wszystko, wdrapac na dach starej kamienicy w centrum miasta, siedzac godzinami na gzymsie, majtac nogami nad ulica i obserwowac, jak tam na dole nic sie nie dzieje. Albo nagla i nieuzasadniona chec wykapania sie w fontannie miejskiej, podarowania komus ledwie znanemu bukietu przebisniegow czy konwalii, chec ucieczki z wlasnych urodzin, by godzinami blakac sie po parku i zbierac opadle liscie albo zrywac je, jeszcze zielone, z krzakow i rozcierajac w rekach, pokrywac palce gruba warstwa lepkiego, zielonego soku. Albo usilowanie stapania po czyichs sladach w sniegu, trafienia stopa dokladnie w to samo miejsce, pozostawienia po sobie niezmienionego wzoru, albo calkowicie szalony pomysl, by w srodku zimy zoltym olowkiem namalowac sobie na twarzy piegi, zalozyc kolorowe skarpetki nie do pary czy chodzic przez cala 88 zime w szaliku koloru kamizelek, ktore nosza robotnicy naprawiajacy tory tramwajowe.Wydawalo mi sie, ze pomimo jego rozsadku, zapobiegliwosci i zaprogramowania ("Programistami zostaja ludzie, ktorzy pragna wladzy nad calym swiatem" - mawial Witalik), bylo w nim to uczucie lotu, przynajmniej czasem zdawalo mi sie, ze sie pojawia, albo prawie pojawialo - albo tez lada chwila sie pojawi. Witalik bardzo duzo jadl. Bylo nie do pojecia, jak taka ilosc zupy, drugiego i deseru moze pomiescic sie w jego drobnym ciele. Ojciec Witalika tez pracowal jako programista, mama prowadzila dom. Sniadanie, obiad i kolacja byly w ich domu rozplanowane co do minuty. Sniadanie i kolacja skladaly sie z dania glownego i deseru, przy obiedzie pojawialy sie jeszcze salatka i pierwoje, czyli zupa. Metodycznie i bez pospiechu Witalik lyzka za lyzka wysiorbywal najpierw dwie porcje zupy, potem zjadal podwojna porcje drugiego, i uzupelnial to wszystko kompotem z porzadnym kawalkiem ciasta, tortu, znaczna iloscia domowych ciasteczek albo - w najgorszym razie - z kawalkiem chleba z maslem i konfitura. My troje - jego tata, mama i ja - zjadalismy lacznie mniej niz on sam. Oprocz sniadania i obiadu w niedziele byl u nich jeszcze poldnik, czyli podwieczorek, podczas ktorego pito herbate. Aby poglebiac wspolne zainteresowania, wymienialismy sie ksiazkami, niekiedy chodzilismy do kina, Witalik uczyl mnie angielskiego i podstaw jezyka BASIC. Nasi rodzice nie mieli nic przeciwko tym spotkaniom. Moi, co 89 prawda, znacznie czesciej wchodzili do pokoju bez pukania, gdy Witalik byl u nas, nizrodzice Witalika, gdy ja przychodzilam do nich. Ale w zasadzie obie strony byly zupelnie zadowolone z naszego wyboru. Co wiecej, w obu rodzinach trwaly intensywne przygotowania do tego, co moja mama nazywala "logicznym finalem kazdego normalnego zwiazku". Moja babcia zajmowala sie intensywnym kupowaniem kolder, poduszek, przescieradel, powloczek, recznikow, a nawet cieplych flanelowych spioszkow, moja druga babcia pakowala do sloikow mieso, szykowala pierzyny i puchowe poduszki, mama Witalika zawekowala na zime podwojna porcje warzyw i powidel. Tata w soboty, uzbrojony w linijke i cyrkiel, mierzyl odleglosci miedzy meblami i sprawdzal, co gdzie mozna przesunac i jak by tu przemeblowac mieszkanie. Ale Witalik i ja mielismy inne problemy. Trzeba tu pamietac, ze Witalik byl nie tylko pierwszym chlopcem, z ktorym spotykalam sie na powaznie, ale tez pierwszym mezczyzna, z ktorym postanowilam "tak daleko sie posunac", jak nazywala to moja babcia. W okresie naszej znajomosci mniej juz zajmowaly mnie rozwazania nad narodowymi aspektami problemu utraty dziewictwa - i chcialam miec to wreszcie za soba. Im dalej, tym bardziej wstydzilam sie swojego braku doswiadczenia - nie tyle przed Witalikiem, ile przed kolezankami, ktore z pewnoscia i doswiadczeniem w glosie opowiadaly o swoich licznych przygodach, wrazeniach i przezyciach. 90 Ja tez chcialam brac udzial w tych rozmowach, ale nie moglam przeciez opowiadac, zespotykamy sie z Witalikiem juz prawie pol roku, a on wciaz jeszcze nie odwazyl sie mnie pocalowac. Dlaczego dla realizacji moich planow wybralam wlasnie Witalika, trudno powiedziec. Zapewne lepiej byloby to zrobic z kims znacznie ode mnie starszym, bardziej doswiadczonym, kto bylby mi znacznie bardziej obojetny. Moja znajoma, na przyklad, zwyczajnie podeszla w tramwaju do mezczyzny, o ktorym wiedziala tylko tyle, ze jest niezonaty i wyklada na jednej z lwowskich uczelni. Przywitala sie i powiedziala: "Wiem, ze moze mnie pan wiele nauczyc, dlatego chce sie z panem przespac. Czy mozemy to zrobic od razu?". W ten oto sposob jej problem rozwiazal sie juz w ciagu nastepnej godziny, a potem opowiadala mi, ze poczula wielka ulge, bo pozbyla sie wielu kompleksow i braku pewnosci siebie. Ja bym sie nigdy na cos takiego nie odwazyla. Zagadnienie namietnosci w ogolnonarodowym kontekscie narodu ukrainskiego. Proba dyskursu "Narod ukrainski ma trzy calosciowe problemy - przeczytalam kiedys, nie pamietam gdzie -odrodzenie narodu ukrainskiego, odrodzenie jezyka ukrainskiego i odrodzenie ukrainskiej panstwowosci". Wszystkie "trzy calosciowe problemy" byly dla naszego zwiazku niezwykle aktualne. 9i Rodzice Witalika urodzili sie w Omsku i przez 30 lat mieszkania na Ukrainie nie opanowalijezyka urzedowego w stopniu dostatecznym dla swobodnej konwersacji. Jest to sytuacja dosyc typowa, co nie zmienia faktu, ze moze ona rozbudzac wrogosc etniczna. Na poziomie najbardziej podstawowym, jesli ktos zapyta "porzadnego" Ukrainca: Kak prajti do Opernego?, zamiast: "Jak dojsc do Opery?", moze sie zdarzyc, ze trafi w zupelnie inne miejsce, gdzie stan zdrowia zmusi go, by na jakis czas zapomnial o sluchaniu arii i rozwazyl mozliwosc uzupelnienia pewnych luk w wyksztalceniu. Na nieco wyzszym poziomie wszystko odbywa sie, rzecz jasna, taktowniej, lagodniej, bardziej tolerancyjnie i konczy zwyklym wzruszeniem ramion. Wszakze galicyjska panienka z dobrego domu, jak wszyscy wiedza, nic nie moze miec wspolnego z moskalskim nasieniem. W kazdym razie nie tak wiele. Moje dobre galicyjskie wychowanie i nieukonczone studia filologiczne poczatkowo dawaly sie we znaki: usilowalam zukrainizowac rodzine mojego ukochanego. Poczatkowo malymi porcjami i niby przypadkiem: za pomoca zapomnianych przepisow kuchni galicyjskiej w jezyku oryginalu dla mamy, ukrainskojezycznych gazet i czasopism dla taty, upartego uzywania malo znanej nawet niektorym ukrainskojezycznym osobom leksyki: mowilam szmata zamiast triapka, kredens - a nie serwant, cytryna zamiast lymon, fajka - a nie trubka, cynamon zamiast korycia, marynarka -z nie pidzak, skarpetka zamiast nosok. W najsmielszych swoich snach marzylam o tym dniu czy nocy, kiedy nareszcie osiagniemy z Witalikiem 92 bliskosc, ktora pozwoli nam przejsc do slow bardziej intymnych: majtki, stanik, piersi, pracie,lechtaczka, dziewictwo... Ale ten dzien czy noc jakos uparcie nie nadchodzily i postanowilam przyspieszyc proces ukrainizacji w inny sposob. Majac w pamieci sukces odniesiony z poprzednim ukochanym dzieki sonetom Szekspira, poprosilam Witalika, by przeczytal wydanie pieciotomowe w przekladzie My-koly Lukasza. Troche go ta prosba zdziwila i wyjasnil, ze Szekspira juz czytal, ale skoro nalegam... Nalegalam i przeczytal. "Pewnie, ze to klasyk, ale Puszkin lepszy" - powiedzial Witalik, jak zwykle po rosyjsku, i zaczelam w mysli liczyc do stu, rozumiejac, ze chyba nie ma sensu wszczynanie konfliktu miedzynarodowego, kiedy czlowiek tak zupelnie nie lapie. Ale o co sie klocic? Udowadniac mu, ze ukrainski naprawde nie jest dialektem jezyka rosyjskiego? Zmusic go jeszcze do przeczytania piecdziesieciotomowego wydania dziel Iwana Franki? Czy rozpoczac powazna dyskusje, porownujac Szekspira i Puszkina? Wszystko wydawalo sie jednakowo idiotyczne. Czyz nasza milosc moglaby wytrzymac tak powazna probe? Zreszta, juz z doswiadczenia poprzednich pokolen wiadomo, ze "Moskal to Moskal", wiec postanowilam wzniesc sie ponad to i wybaczyc Witalikowi oraz jego rodzinie ich niedoksztalcenie. Czy obdarzona prawdziwa swiadomoscia narodowa Ukrainka tez by tak postapila? Wolno watpic - ale nie 93 wszystkim pisane jest miec "prawdziwa" swiadomosc narodowa.Jednakze stopniowo, choc bardzo powoli, proces ukrainizacji mojej potencjalnej przyszlej rodziny mimo wszystko jakos sie posuwal. Na przyklad, zwracajac sie do mnie przy stole, nie mowili juz: Wozmi, pozalujsta, wilku, ale: Wozmi, pozalujsta, widelec, sup zaczeli nazywac zupa i zyczyli sobie smacznego zamiast prijatnowo apietita. Byl to zawsze jakis sukces, choc nie bardzo znaczacy. Krotki wzrost zainteresowania jezykiem naszego Wieszcza pojawil sie u mamy Witalika, gdy zawyrokowala: -Cos ja tak widze, ze sprawy maja sie ku weselu. Pora by chyba byla i rodzicom sie poznac. Po czym przez pewien czas usilowala przy mnie przechodzic na lamany ukrainski, zeby pocwiczyc przed poznaniem przyszlej rodziny. Ale nie spieszylam sie z poparciem dla projektu nawiazania znajomosci, bo doskonale moglam sobie wyobrazic, co powie moj ojciec, gdy przyszli potencjalni czlonkowie rodziny, wchodzac do niego do domu, od progu wypala: Zdrawstwujtie\ Na tym rozmowa moze sie w ogole zakonczyc. Nie mowiac o tym, ze nazwisko przyszlych potencjalnych czlonkow rodziny brzmialo Brockman, a potencjalna tesciowa nazywala sie Sofija Abramowna. W ich domu nie wisza ikony, a na pytanie o przynaleznosc religijna raczej nie zdolaja udzielic ojcu satysfakcjonujacej odpowiedzi. Tak wiec zainteresowania jezykowe Sofii Abramowny Brockman pomalu gasly, az wreszcie wygasly do reszty. 94 Witalik nie przeszedl na ukrainski ani ze wzgledu na mnie, ani pod wplywem MykolyLukasza, przez jakis czas wahalam sie, czy to ja nie powinnam przejsc na rosyjski ze wzgledu na Witalika, jego rodzicow lub - powiedzmy - Puszkina. Ale wahanie przeminelo i kazdy nadal mowil tak, jak mu bylo wygodniej. W taki oto sposob problemu odrodzenia jezyka ukrainskiego, drugiego pod wzgledem waznosci dla calego narodu ukrainskiego, nie udalo sie na naszym lokalnym poziomie rozstrzygnac. Ze wszystkich mozliwych radykalnych rozwiazan wybrano haniebny kompromis: ukrainskosc nie zwyciezyla, a moskalstwo sie nie poddalo - a moze odwrotnie. Jesli zas chodzi o problem nr i calego narodu ukrainskiego, to sprawa byla jeszcze bardziej skomplikowana. Na poczatku naszej znajomosci, czyli kiedy po raz pierwszy, drugi, a nawet piaty zostalismy tylko we dwoje, staralam sie pohamowac i nie przejawiac zadnej inicjatywy, jak przystoi galicyjskiej panience z dobrego domu, cierpliwie czekajac, az Witalik sprobuje mnie pocalowac, dotknac moich piersi, wsunac reke pod spodnice, wreszcie rozpiac stanik, a ja bede wypelniac babcine nauki i nasladowac zachowanie bohaterek romansow, gdzie dziewczeta rumienia sie, spuszczaja wzrok, bronia sie przed nacierajacymi rekami zalotnika, wstydliwie szepczac: "Nie, prosze, nie!", mocno zaciskaja wargi, zeby, nogi i wszystko, co tylko da sie zacisnac, zamykaja oczy, usztywniaja jezyk, cnotliwie opierajac sie przed pocalunkiem - i stopniowo oslabiaja opor. Zdobywanie kazdej kobiety przebiega bardzo roznie, czas liczy sie w latach, miesiacach, a niekiedy w tygo- 95 dniach lub nawet dniach. Powiadaja, ze im dluzej kobieta sie broni, tym slodsze jest dlamezczyzny odniesione zwyciestwo, tym bardziej ceni on to, co zdobyl, i tym lepiej traktuje swoja "zdobycz". Szczerze mowiac, w ogole nie marzylam o byciu czyjas zdobycza, ofiara czy nagroda. Nie jestem przeciez lalka ani zwierzatkiem domowym. No i nie do konca rozumialam, po co bronic sie przed tym, na co ma sie ochote. Ale tak przystoi galicyjskiej panience z dobrego domu - i nie ma na to rady. Jednym slowem, staralam sie. Ale czas mijal, znalezlismy sie tylko we dwoje po raz czwarty, szosty, siodmy, wreszcie zostalismy sami w pustym mieszkaniu, ale Witalik wciaz nie zamierzal przelamywac mojego oporu, a scislej, nawet tego oporu wywolywac, nie probowal ani mnie pocalowac, ani dotknac moich piersi, nie mowiac juz o jakims tam staniku czy spodnicy. Dlugo to trwac nie moglo i gdy spotkalismy sie po raz dwunasty, a przy tym po raz drugi zostalismy sami w pustym mieszkaniu, nie wytrzymalam i zlamalam wszelkie zasady dobrego tonu, przerywajac w pol slowa jakas kolejna wielka prawde, plynaca z ust Witalika, nieumiejetnym, za to zdecydowanym pocalunkiem. Wziety z zaskoczenia Witalik nie zdazyl w pore zareagowac i zderzylismy sie zebami. -Moze to nie w porzadku, ale ja juz nie moge. Pocaluj mnie wreszcie - nakazalam surowo, choc wiedzialam, ze wedlug profesjonalnie ulozonej charakterystyki astrologicznej w istocie nie zachowuje wielkiego porzadku, choc rownoczesnie jestem konserwatywna i obojetna wo- 96 bec mezczyzn. Potem ostro spojrzalam na Witalika i jeszcze surowszym tonem powtorzylam:_- No! Witalik zawahal sie: -Ale ja... - zaczal, ale postanowilam nie czekac na koniec zdania i znowu zatkalam mu usta pocalunkiem. Gdyby tylko babcia albo tatko przy tym byli, niechybnie spaliliby sie ze wstydu za mizerne skutki mego dobrego galicyjskiego wychowania, ale na ich, czy na moje, a moze i na nasze wspolne szczescie, nie bylo przy tym nikogo oprocz mnie, Witalika oraz psa na kanapie w sasiednim pokoju. Tym razem wyszlo juz lepiej, ale nie mialam zamiaru na tym poprzestac. Po trzeciej probie Witalik przestal zaciskac zeby i zaczelismy sie calowac juz za obopolna zgoda. Za kazdym razem szlo nam coraz lepiej. Po jakims kwadransie zaczelam sadzic, ze pora juz na ciag dalszy: on powinien starac sie dotknac moich piersi, ja zas powinnam stawiac opor. Ale poniewaz Witalik - sadzac z jego miny - tak nie uwazal, musialam ponownie naruszyc zasady wlasciwego zachowania galicyjskiej panienki z dobrego domu. Najpierw polozylam prawa reke Witalika na mojej lewej piersi, potem usiadlam mu na kolanach i pomoglam lewej rece wsunac sie pod spodnice. Rowniez na tym etapie Witalik nie przejawial szczegolnej aktywnosci, ale przynajmniej nie stawial oporu. Tak rozpoczal sie nowy etap naszych stosunkow. Wspominajac moje rockowe dziecinstwo i porady Dee Snidera, staralam sie powtorzyc z Witalikiem to wszystko, 97 czego kiedys nauczylam sie z innym wielbicielem Szekspira.Poczatkowo troche przeszkadzalo w tym niezdecydowanie Witalika, ale stopniowo przestalismy sie siebie wstydzic i nasze pieszczoty staly sie bardziej roznorodne i wyrafinowane. Sezon prac polowych nieuchronnie dobiegal konca, co oznaczalo, ze niebawem rodzice Witalika przestana co sobote jezdzic na dzialke i beda siedziec w domu przed telewizorem, od czasu do czasu profilaktycznie zagladajac do nas do pokoju. A wowczas szanse na przejscie naszych stosunkow z opiewanej przez wielu poetow fazy platonicz-nej do opiewanej przez wielu, przewaznie wspolczesnych, prozaikow fazy intymnej znowu spadna do minimum. Niekiedy usilowalam sama siebie przekonac, ze to nawet lepiej, bo na pewno nie zajde w ciaze. Ze byc moze te niesmiale pieszczoty, ktorym sie oddajemy, przynosza znacznie wiecej rozkoszy niz zwykly stosunek. Przynajmniej kiedys o czyms takim czytalam. Ale nie mialam zadnego porownania, a same przypuszczenia mi nie wystarczaly. Pewnej niedzieli rodzice Witalika znow poszli na dzialke, umozliwiajac nam calkowite oddanie sie wyczerpujacej grze milosnej, w ktorej, trzeba przyznac, stopniowo nabieralismy coraz wiekszej wprawy. Wykonanie tego skomplikowanego preludium pozwalalo doskonale poznac kaprysy kazdego zakamarka skory, nauczyc sie odczytywania pragnien z zacisnietych warg, drgania piersi czy urywanego oddechu. Nasze fantazje wydawaly sie niewyczerpane, ale to jedyne, najwieksze 98 pragnienie, ktore przesladowalo mnie od samego poczatku, wciaz pozostawalo nieziszczone.Postanowilam troche przyspieszyc i wydobylam z torebki malenkie foliowe opakowanie z powszechnie zrozumialym angielskim napisem. -A eto sztoi - spytal Witalik, kiedy rozbierajac sie wyjelam opakowanie z kieszeni. -A kak ty dumajesz? - tez przeszlam na rosyjski, co w wypadku galicyjskiej panienki z dobrego domu swiadczyc moze o zupelnej desperacji. -Nam i tak choroszo - probowal sie bronic moj partner. -A tak budiet jeszczo luczsze - pozostalam nieublagana. Zaprzeczyc tej tezie bylo trudno, wiec Witalik westchnal i tez zaczal sie rozbierac. To byla ciezka proba. Uparcie oddawalismy sie pieszczotom, ale nasze mysli krazyly wokol lezacego na stole kolorowego opakowania, ktore - wbrew oczekiwaniom - wcale nie podniecalo i nie zachecalo do poznania tego, co nowe i dotychczas nieznane, tylko niczym malenki waz boa hipnotyzowalo nasze spojrzenia i mysli, przynoszac strach przed bolem i tajemnica. Zaczelo mi sie wydawac, ze jesli to opakowanie pozostanie niewykorzystane, to ze mna stanie sie cos strasznego. Wyrosna mi rogi, odpadna uszy, roztyja sie uda, pojawi sie nieprzeparta odraza do mezczyzn albo u mezczyzn pojawi sie niechec do mnie, i nigdy juz nie uda mi sie znalezc kogos, kto przespi sie ze mna jak czlowiek, wybawi mnie od nieustajacego poczucia nizszosci, strachu, 99 ze ktos sie dowie, strachu, ze nic sie nie zmieni, strachu, ze bedzie jeszcze gorzej...Aby zahamowac rozwoj tego uczucia, wzielam ze stolu kolorowe opakowanie, od ktorego tak wiele zalezalo, rozerwalam je i z zaciekawieniem patrzylam, jak mianowicie zaklada sie ten najskuteczniejszy srodek w walce z aids. Witalik zupelnie niezle sobie z tym poradzil. Wreszcie w moim zyciu odbywal sie ten najwazniejszy pierwszy raz, o ktorym tyle pisano, spiewano, nad ktorym tyle lez wylano. Ale bylo jeszcze za wczesnie na radosc. -Nie dam rady - westchnal zmeczony Witalik po tym, jak lezac w pozycji nr i, w skupieniu usilowalismy pokonac opor mego najskrytszego otworu. - Nie moge sprawic ci bolu. Poczekajmy jeszcze. Nastepnym razem sprobujemy. -Nie - odsapnelam bardziej zdecydowanie i nieco glosniej, niz nalezalo (wciaz po rosyjsku, co to sie czasem z ludzmi dzieje...), i ledwie sie wstrzymalam przed rabnieciem piescia w poduszke. - Ja tez juz tak nie moge. Dawaj tu srubokret taty. -Co? - przestraszyl sie Witalik, ale nie zaryzykowal oczekiwania na odpowiedz i pobiegl wykonac polecenie. Wyciagnelam z kosmetyczki kolejne kolorowe opakowanie i zademonstrowalam swiezo opanowana technike naciagania gumowych woreczkow na twarde podluzne przedmioty. Witalik obserwowal moje dzialania, szeroko otwierajac oczy i nie zauwazajac, ze jego wlasny podluzny przedmiot dawno przestal byc twardy, a gumowy woreczek na nim zmarszczyl sie i powoli zsunal. ioo -Masz, trzymaj, i zrob to szybko - powiedzialam tym samym surowym tonem, jakim wczesniej zmusilam tego chlopca, by mnie po raz pierwszy pocalowal. Byc moze tych, ktorzy zamiast srubokretu wykorzystuja w takiej sytuacji bardziej tradycyjne przedmioty, to znaczy czesci ciala, boli bardziej i odczuwaja wowczas wlasnie te nieraz opiewana game odczuc od "nie-wyslowionego", "nieublaganego" czy "palacego" bolu do nie mniej niewyslowionej, nieublaganej czy po prostu rozkoszy. Jesli tak, to nie radze wam korzystac z moich doswiadczen. Moze maja racje Hindusi, deflorujacy dziewczynki jeszcze w wieku niemowlecym. Odczuwanie bolu nie miesza sie wowczas z rozkosza cielesna i nie wywoluje pozniej lekow oraz kompleksow. To sprawa dla psychoanalitykow. Dlatego wrocmy do Witalika, srubokretu, dziewictwa i zwiazanych z tym problemow. Starannie przypilnowalam, by Witalik wzial w rece srubokret, polozylam sie na tapczanie w "pozycji nr i, z poduszka pod posladkami", jak zalecal wspomniany Dee Snider, rozluznilam wewnetrzne miesnie, mocno zacisnelam powieki, wzielam gleboki wdech, potem zrobilam nie mniej gleboki wydech i sprobowalam skoncentrowac sie na moich odczuciach. Minal jakis czas. Musialam raz jeszcze zrobic wdech, wydech, rozluznic sie, ale i tak nic nie zdolalam poczuc. Wtedy otworzylam oczy. Witalik siedzial naprzeciw mnie, z napieciem dzierzac srubokret w mocno zacisnietej piesci, i patrzyl w sciane. -Ty co? - spytalam. IOI -Juz, juz - ze zdenerwowania przeszedl nawet na ukrainski. - Juz, juz. Zakryj oczy. "Nie zakryj, tylko zamknij" - o malo go nie poprawilam, ale w pore sie powstrzymalam i wygodniej ulozylam na poduszce, znowu rozluznilam wewnetrzne miesnie, zamknelam oczy, wzielam gleboki wdech, potem zrobilam nie mniej gleboki wydech i sprobowalam skoncentrowac sie na moich odczuciach. Wszystko to musialam powtorzyc jeszcze dwukrotnie, az wreszcie moja rozciagnieta na poduszce cnote szturchnelo cos gumowego i zimnego. Najpierw po prostu zalaskotalo, potem zrobilo sie przyjemnie. Moje wewnetrzne miesnie rozluznialy sie juz bez moich wysilkow, odczulam stan lekkiego podniecenia i zaczelam sobie wyobrazac, jak ten przedmiot wdziera sie we mnie, wywolujac najpierw silny wybuch naglego bolu, potem przemienia ten bol w piekacy i pulsujacy, i z zimnego i laskoczacego staje sie on palacy, katuje mnie do granic wytrzymalosci, az wreszcie cos we mnie napnie sie ostatecznie i peknie, przynoszac ulge, a moze nawet przyjemnosc. -Telefon. Odbiore - z ulga westchnal Witalik, gdy moje wizje przerwal nieoczekiwany, ostry dzwiek. Witalik podszedl do telefonu, ale zanim zdazyl podniesc sluchawke, dzwonek ucichl. Potem Witalik jeszcze raz westchnal, tym razem bez ulgi, i powlokl sie z powrotem na tapczan. -Zamknij oczy - nakazal, ja posluchalam i nie zdazylam nawet gleboko odetchnac, nie mowiac juz o rozluznianiu wewnetrznych miesni czy koncentrowaniu sie na wlasnych odczuciach, jak w moje wnetrze przeniknelo 102 cos twardego, jakby zrobiono mi gigantyczna lewatywe albo podczas kolejnej wizytyginekolog pomylil wziernik z obleczonym w prezerwatywe srubokretem. O ile, oczywiscie, mozna sobie wyobrazic roznice albo az tak roztargnionego lekarza. Nie bylo zadnego morza krwi, utraty swiadomosci czy chocby checi, by jeknac, nie mowiac o jakichs tam krzykach. W zwiazku z tym przezycia Witalika musialy byc jeszcze gorsze. Potem poszedl do kuchni, skad przyniosl butelke wina i szklanki. Wypilismy, nie osiagajac tak pozadanego upojenia, ale poczulismy, ze przybylo nam smialosci. Potem pocalowalismy sie i stalismy przez chwile, mocno sie przytulajac i czujac, jak fala pozadania i strachu pulsuje w naszych zylach. Witalik wzial mnie na rece i zaniosl na tapczan. Polozylam sie na poduszce i tym razem w ogole nie mialam zamiaru zamykac oczu. Wrecz przeciwnie, z zadowoleniem patrzylam, jak Witalik zaklada prezerwatywe na przedmiot, pardon, czesc ciala, ktora wywoluje we mnie znacznie wieksze emocje niz jakikolwiek, chocby najtwardszy srubokret. Potem przylgnelismy do siebie i znowu poczulam znajome laskotanie, powolne przeciskanie sie, przenikanie, ktore tym razem wcale juz nie przypominalo lewatywy, nie mowiac o roztargnionym ginekologu. Pojawilo sie natomiast uczucie lekkiego bolu, dokladniej: zwyklego pieczenia, ktore falami roznioslo podniecenie po wszystkich komorkach. Za pierwszym ruchem nadszedl drugi, trzeci, a potem stalo sie cos dziwnego. 103 Witalik nagle sapnal, stoczyl sie z mojego spoconego brzucha i odwrocil do sciany.-Co sie stalo? - spytalam. -Nic. Ubierz sie. Starczy na dzis. W naszej znajomosci niespodziewanie nadszedl moment, gdy zaczelismy wiele rozmawiac o marzeniach. Scislej, to ja zaczelam powtarzac, ze chyba strasznie nudno byloby przezyc cale zycie w jednym miescie, nigdy nigdzie nie wyjezdzajac, nic ciekawego nie ogladac, jak okropnie byloby obudzic sie ktoregos ranka i nagle uswiadomic sobie, ze ma sie juz zupelnie dorosle dzieci, ze zycie w zasadzie minelo, choc tak naprawde dopiero sie zaczyna, i ze sie porzucilo wszystkie swoje dzieciece marzenia i plany. Coraz czesciej moje przerazenie budzila mysl, ze mozna przezyc dlugie i jednostajne zycie, w ktorym wszystko bedzie "po ludzku", i nigdy w koncu nie poczuc oddechu slonej morskiej bryzy na policzkach, a tylko kuchenny zapach w jadalni domu wczasowego z wiecznie odgrzewanymi kotletami i zawsze zepsutym prysznicem, ze mozna mieszkac tak blisko gor i nie wiedziec, jak wyglada swit na poloninie pod Howerla czy chocby w Slawsku, tak jak ja tego do dzis nie wiem, choc prawie skonczylam studia. Opowiadalam Witalikowi o tym, co raptem sobie uswiadomilam: ze nie umiem odrozniac grzybow jadalnych od trujacych, nie znam nazw wielu kwiatow, ptakow i drzew, i ze czesto snia mi sie zagle. To na pewno banalne i egzaltowane, ale jakze romantyczne. Nagle 104 zaczelam zwracac uwage na ludzi na ulicach, analizowac, jak sie ubieraja, i wyszukiwac wzrokiem tych, ktorych styl wyroznial sie na tle powszechnej na naszych ulicach szaro-czarnej, zunifikowanej parady skor, norkowych czapek oraz dresow w polaczeniu z lakierkami na wysokich obcasach. Nagle zachcialo mi sie trafic na Rue de Rivoli, Place de la Concorde i Alexanderplatz, skosztowac calvadosu, la-zanii, croissantow i berlienerow, odczuc hemingwayowski nastroj w Pampelunie, znalezc w Pradze uliczke, na ktorej urodzil sie Kafka, trafic do baru, w ktorym pil Henry Miller, nie mowiac juz o domku na Majorce, w ktorym umarl Szopen. Realna z tego wszystkiego byla tylko wizyta na gorce Maksimiliana Woloszyna w Koktebelu, dokad planowalismy pojechac na wakacje, ale to tez nie wyszlo, bo znajomym, z ktorymi mielismy jechac, cos tam wypadlo, a we dwojke Witalik jechac nie chcial - z zabojczym uzasadnieniem: "A co tam mozna robic we dwoje?". Na cala moja gadanine reagowal dosc powsciagliwie i czesto zmienial temat, pytajac, jak wyobrazam sobie dalsze zycie, czy myslalam juz o naszej wspolnej przyszlosci, co sadze o tym, zebysmy sie kiedys pobrali, i u ktorych rodzicow mielibysmy wowczas zamieszkac. Ta ostatnia kwestia dzialala na mnie jak zimny prysznic, oburzalam sie, nie rozumialam, jak mozna myslec o jakichs tam mieszkaniach, gdy istnieja rzeczy tak wzniosle i poetyckie. Witalik zaczal obrazac sie na mnie czesciej niz dotychczas. Moze mial racje, ze nie powinnam byla bez niego 105 chodzic do teatru i na wystawy, gdy nie mial na to ochoty albo czasu, moze nie warto bylopodtrzymywac znajomosci z tymi, ktorzy zapraszajac mnie gdzies, mowili: "Tylko nie bierz ze soba tego twojego nudziarza". Wiedzialam dobrze, ze Witalik nie jest nudziarzem, ze moze jezdzic w deszczu na desce, ze lubi Floydow i ze zna uczucie lotu. Ale ostatnio ta jego cecha zaczela przejawiac sie coraz rzadziej, coraz czesciej mowil, ze zazdrosci swoim starszym, zonatym kolegom, ktorzy nie musza spacerowac z dziewczyna po parku, a potem odprowadzac ja w nocy do domu, i ktorzy w niedziele moga sobie spokojnie pospac na kanapie, podczas gdy zona gotuje obiad. Nie wiem, dlaczego tak ostro zareagowalam wlasnie wtedy, przeciez nie wydarzylo sie nic szczegolnego, po prostu przyjaciele zaproponowali, zebym pojechala z nimi w Karpaty, a Witalik nie mial nastroju na podroz. W milczeniu wysluchalam jego zwyklych pretensji w rodzaju "oddalamy sie od siebie" i "prawie nie mamy wspolnych zainteresowan". A w pewnej chwili przerwalam mu i powiedzialam: "Mam wrazenie, ze juz dostatecznie sie od siebie oddalilismy. Dlatego mysle, ze to nasza ostatnia rozmowa. Zegnaj". Pozniej widzielismy sie tylko raz. Witalik zadzwonil do mnie i poprosil, zebysmy oddali sobie pozyczone kiedys ksiazki. W milczeniu wymienilismy sie paczkami i rozeszlismy. A w jednej z ksiazek znalazlam kilka arkusikow papieru, na ktorych rozpoznalam charakter pisma Wita-lika. Byl to list, napisany tak doskonala ukrainszczyzna, 106 ze do dzis mam watpliwosci, czy jego autorem naprawde byl Witalik."Pisze ten list do osoby, ktora juz dawno umarla. Jej smierc nie byla zwiazana ani z wiekiem, bo przeciez byla mloda i piekna, ani z chorobami, na ktore nigdy sie nie skarzyla, nawet jesli cos jej kiedys dolegalo, ani z zadnym tragicznym wypadkiem. Ta smierc byla nagla i przedwczesna, i gleboko poruszyla mnie przede wszystkim dlatego, ze juz od bardzo dawna, na dlugo przed momentem, w ktorym to sie stalo, obserwowalem oznaki nadchodzacej tragedii, lecz nie moglem jej zapobiec, a czesto nawet nie rozumialem, ze to oznaki zblizania sie smierci. W pewnym sensie sam przygotowalem te smierc. Gdy sie poznalismy, podarowalem Ci zolte kwiaty, dokladnie takie same, jakie niosla Malgorzata, gdy szla ulica i po raz pierwszy spotkala Mistrza. Wydawalo mi sie wtedy, ze te kwiaty beda pasowac do Twoich rudych wlosow i zielonych oczu, i rzeczywiscie pasowaly. Malo tego, nawet mnie zrozumialas, bo powiedzialas, ze te kwiaty sa jak z Bulhakowa. Ty zawsze wszystko rozumialas i bylo to tak porazajace, ze obawialem sie Ciebie. Balem sie z Toba kochac, bo Twoje rozumienie moglo przejrzec mnie na wskros, uczynic slabym i bezradnym, wydusic ze mnie wszystko, co wolalbym zachowac w tajemnicy, i sprawic, ze stalbym sie dla Ciebie zwykly i prosty, jak kuchenny widelec. Gdybym mogl kochac sie z Toba tak, by bezgranicznie i nieomylnie ofiarowac Ci rozkosz w chwili i w sposob, 107 ktorych pragniesz, gdybym mogl nigdy sie nie pomylic, nie rozczarowac Cie zbyt naglymruchem, zbyt pospiesznym dotykiem, zbyt nieumiejetnymi objeciami i pocalunkami. Albo gdybym mogl kochac sie z Toba brutalnie i gwaltownie, jakbys byla moja naloznica i musiala spelniac wszystkie moje zachcianki. Gdybym mogl zdobywac Twoje cialo jak gorska przelecz albo sredniowieczny zamek, podbijac Cie, skladac Ci samego siebie w ofierze. Gdybym mogl zebrac doswiadczenia wszystkich pokolen, stworzylbym Kamasutre tylko dla Twojego ciala, bo przeciez Twoje cialo jest niezwykle, nie ma nic wspolnego z cialami innych kobiet, ktore bywaja piekne albo odstreczajace, grube albo chude. Te kobiety starzeja sie, zachodza w ciaze, miewaja miesiaczki i zle nastroje. To wszystko Ciebie nie dotyczy, bo Twoje cialo jest stworzone dla czegos wiecej niz te niesmiale dotkniecia drzacych palcow, ktore moglem Ci ofiarowac i ktore zapewne wydawaly Ci sie smieszne i niezgrabne, moje pragnienie bylo tak silne, ze paralizowalo mnie, i nie moglem Ci powiedziec, jak bardzo Cie pragne i jak bardzo sie boje. Wchodzic w Ciebie nalezalo ostroznie, jak do rwacej gorskiej rzeki, ktorej chlod parzyl i przyprawial o goraczke. Zmywalas mnie jednym porywem, jak wielka morska fala, gubilem sie w Tobie jak w labiryncie, a ten labirynt byl grzaski i mdlacy, balem sie powiedziec Ci, jak bardzo mi tam dobrze i jak boje sie Ciebie rozczarowac, wydac Ci sie zbyt slabym. Balem sie, ze zabraknie mi czulosci, a tymczasem zabraklo mi odwagi. 108 Pewnie wydawalem sie smieszny, i tak bardzo chcialem uspic Cie, a potem godzinamiobserwowac oddychanie Twojego gietkiego ciala, ktore poslusznie prezylo sie pod moimi palcami. Czasem zdawalo mi sie, ze nawet i to rozumialas. Sam nawet nie zauwazylem, kiedy zaczalem byc zazdrosny o twoje marzenia, i to nie dlatego, ze Ty je mialas, a ja nie. Utracilem swoje marzenia wlasnie wtedy, gdy najbardziej obawialem sie ich utraty, bo wiedzialem, ze byly jedynym, co Cie we mnie pociagalo. Bylo tak, jakbym szedl po ulicy, za plecami mial skrzydla i chcial wzniesc sie nad ziemia, i jakbym nawet sie wzniosl, a potem moje skrzydla odpadly, a ja runalem na ziemie i bolesnie sie potluklem. Coz mi pozostalo oprocz ukrywania przed Toba, ze od tamtej pory nie mam juz czegos bardzo waznego? Probowalem spacerowac w deszczu, ale deszcz byl tylko mokry i zimny, i nie wywolywal we mnie niczego oprocz checi, by schowac sie pod dachem, przebrac w cos suchego i zrobic sobie mocnej herbaty. Ale najgorsze bylo to, ze w Twoich marzeniach nie bylo dla mnie miejsca. Ty sama sobie tego nie uswiadamialas, bylo Ci mnie zal, sama nie wiedzialas dlaczego, i stopniowo odchodzilas do wlasnego swiata. Kiedy to zrozumialem, znajdowalas sie juz w stanie smierci klinicznej. Nasze spojrzenia ostatni raz sie spotkaly - pamietasz - gdy spacerowalismy po lesie, znalezlismy jezyny, zbieralismy je i jedlismy pelnymi garsciami, a potem przycisnalem Cie do pnia wielkiego drzewa i lepkimi od soku palcami zmusilem Cie, bys lapala 109 oddech i przygryzala wargi, calowala mnie, wtulajac sie we mnie calym cialem, i patrzyla namnie tak, jak tylko Ty potrafilas. Potem umarlas, nigdy wiecej Cie nie widzialem, i pozostala tylko ona. A w jej marzeniach nie ma dla mnie miejsca. Gdy slyszy moj glos, to wylapuje tylko nieprawidlowa intonacje i ukrainski dzwiek h w moim rosyjskim". Gdy przeczytalam ten list, w pierwszej chwili chcialam zadzwonic do Witalika, ale potem sie rozmyslilam. Przeciez list byl zaadresowany nie do mnie, tylko do osoby, ktora dawno umarla, a mnie juz tej osoby nawet nie bra kowalo. Stalam sie inna, byc moze wydoroslalam. Namietnosci po niemiecku. Mario Clea, Pierre, Geraldine i mala kuchnia. Ryzykowna decyzja albo jak trafic do Baden-Baden? Pewnego zimowego dnia zajrzalam do skrzynki pocztowej i znalazlam tam zaadresowana do mnie koperte. Adres zwrotny nic mi nie mowil: Familie de Laporte 76593 Gernsbach BRD W kopercie byl list, napisany w niezrozumialym dla mnie jezyku. Pokazalam go znajomej, ktora studiowala germanistyke. -Pisze do ciebie rodzina urzednika bankowego, ktory pracuje w Baden-Baden, ma zone, gospodynie domowa, oraz troje dzieci. Starsza dziewczynka nazywa sie Clea, ma 7 lat i chodzi do szkoly. Mlodsze dzieci, Pierre i Geraldine, to dwuletnie bliznieta. Rodzina zaprasza cie do siebie na rok, zebys po-mogala pani domu w opiece nad dziecmi. Gwarantuja mieszkanie, wyzywienie oraz kieszonkowe w wysokosci 350 dm miesiecznie. Bedziesz miala ubezpieczenie zdrowotne i mozliwosc uczeszczania na kurs niemieckiego. iii Do dyspozycji bedziesz miala pokoj, lazienke i niewielka kuchnie. Za jakis tydzien zadzwonia, zeby spytac, czy zgadzasz sie przyjechac. "To sie nie zdarza nawet w powiesciach" - powiedzialby na moim miejscu kazdy normalny czlowiek. -To sie nie zdarza nawet w powiesciach - powiedzialam. Moi rodzice byli znacznie mniej powsciagliwi i gdy proby przekonania mnie za pomoca logicznych argumentow zawiodly, zaczeli grozic, ze: a) w ogole nigdzie mnie nie puszcza; b) nigdzie mnie nie puszcza, dopoki nie skoncze studiow; c) nigdzie mnie nie puszcza, dopoki nie wyjde za maz; d) zastosuj a kary cielesne; e) popelnia samobojstwo; f) spala nie tylko moj paszport i swoje paszporty, ale takze paszport mojej babci. Poniewaz babcia nigdy nie miala paszportu, najwyrazniej rodzice mieli na mysli zwykly dowod osobisty, w ktorym widnialo miejsce zameldowania, liczba dzieci, stan cywilny i godlo nie istniejacego juz panstwa. Aktywny udzial w akcji protestacyjnej przeciwko mojemu brakowi rozsadku wzielo rowniez kierownictwo wydzialu filologii ukrainskiej. Zastepca dziekana do spraw studenckich dwukrotnie wzywal mojego ojca do swego gabinetu i jesli wierzyc sekretarce, ich rozmowa za kazdym razem przybierala dla mojego ojca charakter nieprzyjemny. Nawet, mozna by rzec, nieco obrazliwy. 112 "Szanowny Michale Iwanowiczu - zaczal po dlugiej chwili niezrecznego milczenia zastepca dziekana do spraw studenckich. - Szanowny panie Podwieczorku, Podwieczorek - platal sie, zdezorientowany, niezdecydowany, jaka koncowke wolacza powinien wybrac, kiedy chodzilo o tak pikantna sprawe. - No wiec, szanowny ojcze jednej z naszych studentek - bral sie w garsc przedstawiciel administracji uniwersyteckiej i przechodzil do sedna sprawy. -Ja, oczywiscie, wszystko moge zrozumiec. Zyjemy, niestety, w bardzo ciezkich i skomplikowanych czasach. Otacza nas okrutna i bezwzgledna rzeczywistosc. Kazdy musi toczyc codzienna, ciezka walke o przetrwanie. Wszyscy wiemy, jakie to trudne. Jakie w ogole wszystko jest trudne. Nie mowiac juz o nauce, zdobyciu wyzszego wyksztalcenia czy utrzymaniu wlasnej rodziny. Wielu ludzi znalazlo sie na ulicy, pozbawionych srodkow do zycia. Mozna zrozumiec ich stan, podobnie jak to, ze chwytaja sie wszelkich sposobow przetrwania. Ale szanowny panie Podwieczorku, Podwieczorek, szanowny ojcze jednej ze studentek naszej uczelni, czy mozna posunac sie do czegos takiego? Wlasne dziecko na sluzbe sprzedawac... Ja pana nie rozumiem, panie szanowny". Tu znowu zapadla dluga i dla obu stron niezreczna cisza, po ktorej moj ojciec wyszedl, nie, prawie wybiegl, z gabinetu zastepcy dziekana i mocno zaczerwieniony, ciezko dyszac, trzasnal glosno wielkimi drzwiami uniwersytetu. I w kazdym, kto widzial go w owej chwili, wzbierala chec, by zejsc mu z drogi. 113 "Wezbrala ona, a scislej - nie znikla, rowniez we mnie. Dlatego niedlugo potemwepchnelam swoja wielka, szara walize do Kofferraumu ogromnego niemieckiego autobusu, nie wiedzac jeszcze ani, co oznacza to tajemnicze slowo, ani ze autobus ten wydaje sie taki wielki, czysty i wygodny co najwyzej do chwili przekroczenia granicy ukrainsko-polskiej, ani kto bedzie na mnie czekal na koncu podrozy, jesli oczywiscie w ogole ktokolwiek bedzie na mnie czekal. Rodzice i przyjaciele, ktorzy przyszli mnie odprowadzic, zachowywali sie tak, jakby wciaz jeszcze byl 1937 rok, powodem mojej podrozy moglo byc wszystko inne, poza wlasna checia, a jej cel lezal nie na poludniowym zachodzie, ale wrecz w przeciwnym kierunku. Babcia radzila mi "wziasc wiecyj cieplych szkarpetek", uszyc ze starego przescieradla obszerny bialy fartuch, "zeby chodzic kolo dzieci", oraz "uczyc sie cierpliwosci i posluszenstwa, bo zycie u bauera to nie bulka z maslem". Mama usilowala nakarmic mnie na rok z gory, bo "nie wiadomo, co ci tam dadza", ukradkiem poplakiwala, chudla i spogladala na mnie wzrokiem pelnym smutku i wyrzutow. Tata zakupil czterotomowe dzielo Zbrodnie nazistow na Ukrainie i polozyl mi na biurku. Ten apokaliptyczny nastroj udzielil sie nawet naszemu psu, ktory przeniosl sie ze spaniem do mojego pokoju i zalosnie popiskiwal, towarzyszac mi w mieszkaniu na kazdym kroku, nawet gdy szlam do ubikacji. Mozliwe, ze nie podjelabym decyzji o wyjezdzie, gdyby stosunek otoczenia byl inny. Ale bardzo przyjemnie znajdowac sie w centrum uwagi. Ktoz nie mialby ochoty zro- 114 bic czegos, co tworzy wokol niego taka aure heroizmu? Nawet jesli nieco zalobna.Tak wiec cichcem wyjelam z walizy piec z dziesieciu pracowicie zrobionych przez babcie na drutach par skarpetek, odmowilam wziecia na droge sloiczka domowych powidel, uzasadniajac, ze "zatrzymaja na granicy", zajrzalam do szkolnego atlasu - i calkowicie zadowolilo mnie polozenie Baden-Baden, znajdujacego sie zaledwie 10 km od nie zaznaczonego na szkolnej mapie Gernsbach (o tej odleglosci takze byla mowa w liscie), oraz bliskosc granicy francuskiej, do przekraczania ktorej uprawniala mnie nowiutka schengenska wiza w paszporcie; martwilo mnie jedynie to, jak - a raczej jaki - uda mi sie znalezc wspolny jezyk z przyszlymi pracodawcami i na co wlasciwie wystarczy moje 350 dm kieszonkowego. Tuz przed samym wyjazdem udalo mi sie zdobyc, a wlasciwie pozyczyc od kolezanki, rozmowki rosyjsko-niemieckie, z ktorych nauczylam sie: "Sagen Sie mir bitte", "Wo kann ichfinden" i "der, die, das", co z braku czasu musialo wystarczyc dla nawiazania pierwszego kontaktu. Aby ulatwic proces dalszego porozumiewania sie, zapakowalam do walizy rowniez ciemnobrunatny Slownik niemiecko-ukrainski i ukrainsko-niemiecki dosyc solidnych rozmiarow oraz pocieszalam sie tym, ze nazwisko de La-porte wyraznie swiadczy o romanskim pochodzeniu rodziny, wiec nie mozna wykluczyc, ze opanowane przeze mnie w szkole podstawy hiszpanskiego moga sie na cos przydac. Zreszta - uspokajalam siebie, a takze cala zaniepokojona rodzine - historia powszechna zna przyklady 115 znacznie bardziej ryzykownych wypraw. Nie bede musiala ani przekraczac na saniach kolapolarnego, ani pieszo brnac przez Syberie w kierunku Moskwy, ani nocowac w okopach pod gradem wrazych kul. Nie mowiac juz o tym, ze w domu nie czeka na mnie zaplakana Penelopa. Rodzice, jak nalezalo sie zreszta spodziewac, nie podzielali mojego naiwnego optymizmu, a co do Penelopy, to nawet sie obrazili, oskarzajac mnie o niewdziecznosc, nieczulosc i mlodzienczy egoizm. Trzeba przyznac, ze nie bez racji. Ale ktoz w tym wieku, pragnac przygod, wolnosci i niespodzianek, na progu, by tak rzec, nieslychanych dokonan i wielkich podbojow, zwraca uwage na takie drobiazgi, jak niepokoj i trwoga w zbolalym rodzicielskim sercu? Niestety, nikt. Konflikt pokolen, jak wszyscy wiedza, to problem egzystencjalny, i taki drobiazg, jak wyjazd czy niewyjazd do Niemiec, Francji, USA czy nawet Zjednoczonych Emiratow Arabskich, nie pomoze go rozwiazac. Ani uniknac. Magiczne slowo "Baden-Baden" Ktoz z nas, pewnych siebie, mlodych, i bezgranicznie naiwnych, nie marzyl o tym, by umrzec w Paryzu pod mostem Mirabeau, w Tower albo przynajmniej pod ruinami muru berlinskiego? Ktoz nie czul sie zbuntowanym i niedocenionym geniuszem, wychodzca z na poly mitycznego dla statystycznego Europejczyka regionu, Ukrainy Zachodniej? 116 Ktoz nie pragnal wjechac do Europy na tryumfalnym rydwanie, z towarzyszeniem licznegopocztu, bogatych darow, urodziwych naloznic (albo naloznikow) i powszechnie oddawanych honorow, albo chociazby przekroczyc granice w zwyklym autokarze turystycznym z lsniaca schengenska wiza w paszporcie? Kazdy o tym marzyl. Ktoz nie marzyl o tym, by znano nas na swiecie, by przy slowie "Ukraina" nie tylko smutnie potakiwano: "Ja, ja, Tschernobyl", ale tez z zachwytem kiwano glowami: "Beautiful Galicid^i Jeden z moich znajomych, ktory tez o tym marzyl, pewnego razu doswiadczyl podobnego uczucia, gdy celnik na francuskiej granicy, ktory uprzejmie zapytal o cel podrozy, radosnie przytaknal: "Oui, oui, Galizia" i przeszedlszy na lamany hiszpanski, sprobowal dopytac sie, dlaczego podrozny wybral tak dziwna trase. Gdy moj znajomy zrozumial, jaka mianowicie Galicje ma na mysli celnik, takze przeszedl na lamany hiszpanski i poslal nieuka do wszystkich diablow, bohatersko ryzykujac, ze wywola jego oburzenie, doczeka sie zakazu przekraczania granicy i reszte zycia spedzi w kraju niedouczonych Frankow. Ale celnik byl raczej zbity z pantalyku niz oburzony takim zachowaniem mojego znajomego, wiec wszystko skonczylo sie dobrze. Ale wrocmy do Baden-Baden. To miasto, ktorego sama juz nazwa zacheca do zanurzenia sie w cieplej, wonnej kapieli i zapomnienia o wszystkich doczesnych problemach, budzi jesli nie zaufanie, to przynajmniej pokuse. Ze szkolnych lekcji historii i ulotek reklamowych dla turystow w mojej wyobrazni wylonil sie obraz Baden-Baden jako na poly rzeczywistego zakatka, pelnego de- 117 likatnych, bialych budynkow, wspanialych rzymskich lazni, z ulicami, na ktorych rosnawiecznie zielone drzewa, z cadillacami i nudzacymi sie milionerami. Ktos opowiadal mi, ze w jednym z parkow w centrum miasta znajduje sie szachownica, ktora wielkoscia przypomina raczej kort, ajej figury osiagaja wysokosc polowy ludzkiego wzrostu. Zbieraja sie tu emeryci i urzadzaja turnieje szachowe, ktorym niejako przy okazji towarzysza cwiczenia fizyczne, bo kazda figura wazy tyle, co srednie hantle. Jeszcze wiecej opowiesci slyszalam o wspanialych, zachowanych niemal w pierwotnej postaci starozytnych termach, czyli lazniach, w ktorych dosc odbyc jedna kapiel, by poczuc sie mlodszym o jakies dziesiec lat. A wspaniale kasyno w Baden-Baden, w ktorym spore sumy przegrywal jeszcze Dostojewski (Fiodor Michajlo-wicz), a sam Turgieniew (Iwan Siergiejewicz) ze szczodrosci swego serca splacal te dlugi? A wspaniale, zadbane budynki w starej czesci miasta? Ciekawe, jak to wszystko naprawde wyglada? Notatki podrozne Ukryta czulosc stosunkow rodzinnych nigdzie nie ujawnia sie tak wyraznie, jak na dworcach kolejowych i autobusowych oraz w portach morskich, rzecznych i lotniczych. Ludzie, ktorzy jeszcze wczoraj klocili sie ze soba, wypominajac najblizszym smiertelne grzechy z powodu jakiegos tam rozbitego talerza, nie wyrzuconych w pore smieci, 118 pochopnie wydanych pieniedzy, zgubionych kluczy czy chocby zbyt poznego powrotu dodomu albo zbyt dlugiego siedzenia w toalecie, nagle uswiadamiaja sobie, ze "jutro" moze nie nadejsc, "dzis" niebawem sie skonczy, i juz nigdy wiecej nie powtorzy. Wszakze jutrzejsze "dzis" to juz cos zupelnie innego, nawet jesli niczym sie nie rozni od "dzis" dzisiejszego. Zyjemy tylko raz, trwajac w codziennym niebezpieczenstwie zakonczenia swojego istnienia, zanim sie z kimkolwiek pozegnamy. Ze kazde pozegnanie moze byc ostatnie, a moze tez okazac sie pierwszym z calego szeregu niekonczacych sie pozegnan, spotkan i kolejnych rozstan, z ktorych kazde bedzie jeszcze bardziej bolesne, niechciane i dluzsze. Przedziwna to sprawa, jakimi sentymentami podobne glupstwa wypelniaja rozczulone duszyczki tych, ktorzy wyjezdzaja, a zwlaszcza tych, co zostaja. Wydawac by sie moglo, ze tamtego - przesiaknietego pierwsza marcowa odwilza - ranka nic nie powinno wzbudzac uroczystego i tragicznego nastroju. Ani waliza, ktora tata musial wiezc do autobusu na starym wozeczku i ktorej nie mialabym szans podniesc (co ja z nia zrobie, jesli niespodziewanie nikt po mnie nie wyjdzie?), ani autobus, ktory spoznil sie piec godzin, a potem przez kolejne dwie w ogole nie chcial zapalic, ani nieoczekiwany katar, ktory zmuszal mnie do glosnego i czestego kichania, a pod koniec rozszerzyl sie na wszystkich czlonkow rodziny. Coz to za uroczystosc, wydawaloby sie: babcia z fartuchem, wlasnorecznie uszytym ze starego bialego 119 przescieradla, i z wlasnorecznie zrobionymi na drutach skarpetkami w rekach, mama z wielkatorba kanapek i jajek na twardo, tata bezskutecznie probujacy omijac kaluze, wiozacy zdezelowana walize na starym dwukolowym wo-zeczku, nasz podstarzaly pies z uchem rozerwanym dzien wczesniej w jednej z milosnych potyczek, okraglutki Herr Kraft ze swoim niemieckim autobusem i odeskim akcentem, powszechne kichanie... Moze tak mi sie tylko wydaje, a w calej tej sytuacji nie bylo zadnego tragizmu. Babcine lzy plynely od zwyklego kataru, jak to sie kazdemu zdarza, a mama po prostu przemarzla na chlodnym, zimowym jeszcze wietrze. I od tego drzaly jej ramiona. Tata zapalil pierwszego od dwudziestu lat papierosa, bo zdenerwowalo go meczace ciagniecie wozka, a pies zalosnie popiskiwal, skarzac sie na zranione ucho. Tak wlasnie, kichajac i pociagajac nosami, spedzilismy ostatnie dwie godziny przed wyjazdem. Kierowca naszego czystego i wygodnego autobusu nazywal sie Herr Kraft, szczodrze obdarzal otoczenie snieznobialym (ze zlotymi przerywnikami) usmiechem, byl nad wyraz uprzejmy i opiekunczy w stosunku do pasazerow i co chwile przechodzil z jezyka rosyjskiego, ktory na pewnych terenach wciaz jeszcze odgrywa role jezyka kontaktow miedzynarodowych, na jezyk juz przewaznie dla wiekszosci zgromadzonych niezrozumialy. Z jednej strony podnosilo to jego autorytet w naszych prowincjonalnych galicyjskich oczach, z drugiej dawalo efekt obcosci, a nawet pewnej wrogosci. Byc moze to ostatnie wynikalo bardziej ze szczegolnych cech fonetycznych jednego czy drugiego jezyka, ktore 120 kojarzyly sie z ludzmi o takiej lub innej mentalnosci, ktorzy jeszcze za pamieci obu moichbabc wyczyniali rzeczy, w zwiazku z ktorym odnoszenie sie do nich z przyjaznia byloby co najmniej niepatriotyczne. W pierwszej chwili zachowanie kierowcy obudzilo moje obawy, ale potem dwukrotnie wylowilam z jego slow "Sagen Sie mir bitte", ponadto dwukrotnie "wo kann ich..." i uspokoilam sie, pocieszona moimi szybkimi postepami w zakresie opanowywania jezyka, ktory niebawem mial stac sie czescia mojej codziennosci. Wreszcie wszystkie przygotowania zostaly zakonczone, Herr Kraft zamknal Kojferraum, jak od tej pory nazywal sie bagaznik, na pozegnanie wszystkim odprowadzajacym uscisnal dlonie, obiecal, ze "wsio budiet w poinom poriad-kie i w ogole o'kej", poprosil "niepierieziwaf, i autobus ostroznie ruszyl z miejsca, sprytnie wciskajac sie w waska szczeline bramy na parkingu kolo hotelu Karpaty, w kierunku "nach Westeri'. Tym, ktorzy wciaz jeszcze maja nadzieje, ze opisy uprzykrzonej codziennosci na tym sie zakoncza, radze, by niezwlocznie przerwali lekture dla unikniecia czekajacego ich rozczarowania. Ucieczka od codziennej rutyny jest, niestety, niemozliwa, a zwlaszcza w tak prosty sposob, jak zwyczajne przekroczenie granicy. Nawet dwoch, trzech, czterech, pieciu, szesciu czy nawet wiecej granic. Wszystko to nie otworzy przed nikim bram do jakiegokolwiek calkowicie niezwyklego, stanowczo innego, zupelnie przedziwnego swiata, pelnego przygod, egzotyki i mocnych wrazen. 121 Chyba ze trafi sie do jakichs lasow tropikalnych, dzikich plemion i ostrych tomahawkow. Alenawet tam nie mozna uciec od tak nudnych obowiazkow, jak mycie zebow, leczenie kataru czy problemy z wyproznieniem. Tego ostatniego niepodobna zreszta uniknac, nawet jesli odbywa sie wielogodzinna podroz autobusem, i zywi sie kanapkami lub herbatnikami. Wszelkie nadzieje, ze w komfortowym, importowanym srodku transportu z toaleta i umywalka to odczucie jest mniej nieprzyjemne niz w wypadku podrozy produktem rodzimej Lwowskiej Fabryki Autobusow, sa daremne. Ale mniejsza o to. Przeczucie, ze oto za moment wyjedziemy poza granice do obrzydliwosci znajomych lwowskich okolic i w moim zyciu nareszcie zaczna sie prawdziwe przygody, spotkania z niezwyklymi ludzmi, podziwianie egzotycznych krajobrazow, zniklo jeszcze w autobusie. Jesli komus wydaloby sie, ze w tych niedostepnych, pietrowych wcieleniach zachodniej cywilizacji, ktore do dzis w niewymagajacym postradzieckim konsumencie budza kompleks nizszosci swoimi do blysku wypolerowanymi oknami, bezglosnym ruchem drzwi i skutecznie zamortyzowanym szmerem nowiutkich kol, jezdza sami milionerzy i beztroscy mieszkancy bananowych krain, to gleboko by sie mylil. Wsrod pasazerow Herr Krafta zaledwie jeden na "Sa-gen Sie mir bitte" odpowiadal niezrozumialym, ale zywym potokiem slow, tylko niekiedy zatrzymujacym sie na "der, die, das", jak gadajacy gorski strumien na wystajacych kamieniach. 122 Wszystkich pozostalych mozna bylo od razu bezblednie zidentyfikowac jako rodakow, apowody, dla ktorych zdecydowali sie oni na tak daleka podroz, byly, jak sie pozniej okazalo, jeszcze mniej powazne niz moje. Zrobilo mi sie nawet wstyd za przesadne poczucie wlasnego bohaterstwa, gdy dowiedzialam sie, ze chlopiec z fotela naprzeciwko jedzie do Heilbronnu na zaproszenie, ktore kupil pod niemiecka ambasada za dwiescie baksow, a kolejnych piecset kosztowala go wiza. Anno Domini 1995 suma ta robila wrazenie. Dlaczego jedzie wlasnie do Heilbronnu, chlopak nie umial wyjasnic, za to jego dalszy plan wywarl na mnie jeszcze wieksze wrazenie. Mianowicie po przyjezdzie Alosza mial zamiar udac sie do najblizszego punktu Czerwonego Krzyza i poprosic o azyl polityczny jako przesladowany na Ukrainie Zyd. W ciagu dwoch tygodni, gdy niemieckie wladze beda rozpatrywac jego prosbe, a wiza turystyczna jeszcze bedzie wazna, zamierzal znalezc mozliwosc zawarcia fikcyjnego slubu, by za piec lat uzyskac niemieckie obywatelstwo. Nie odwazylam sie spytac, co mianowicie popchnelo go do tak zdecydowanego kroku. I rozmowa nasza zakonczyla sie slowami: "Ech, diewczonka! Ty tego nie zalapiesz! Ja przeciez, kurna, drugi bylem, kur..., w calym Lwowie. Gowno, kur..., ale kazda knajpe, kurna, w centrum miasta moglem, kurna, razem z wlascicielem kupic. Ale potad mam, dojebalo mi! Chce, kurna, czelowiecze-skoj zyzni". 123 Marika, z wygladu troche ode mnie starsza, absolwentka drohobyckiej Wyzszej SzkolyPedagogicznej, jechala do meza. Troche to przezywala, bo nie widziala go na oczy od slubu, ktory odbyl sie nastepnego dnia po zawarciu znajomosci podczas trzydniowego w sumie pobytu wycieczki z jej ukochanym w Drohobyczu, wiosna zeszlego roku. "Nie wiem, jak to bedzie. Rok przeciez minal. Moze juz sie rozmyslil i mnie nie chce. Ciekawe, czy bardzo sie zmienil przez ten czas". Sens ostatniego zdania zrozumialam dopiero wtedy, gdy zobaczylam czekajacego na nia meza. Sadzac z mimowolnego westchnienia, ktore na progu autobusu wyrwalo sie z piersi Mariki, najwyrazniej nie bardzo sie zmienil. A moze wrecz przeciwnie, bardzo, w kazdym razie nie na lepsze. Wybraniec Mariki nazywal sie Klaus, wedle slow zony mial "troszke za piecdziesiatke", i para ta przypominala mi moj ulubiony w dziecinstwie film rysunkowy o Kubusiu Puchatku, Prosiaczku i baloniku. Tylko ze Marika trzymala w rekach nie malenki balonik, a wielka czarna walize. Ciekawe, jak ulozylo sie ich wspolne zycie. Mam nadzieje, ze zostawienie przez Marike w autobusie rosyjskiego wydania Niemieckiego dla poczatkujacych nie zanadto przeszkadzalo w szczesliwym jego rozpoczeciu. Ostatnia pasazerka byla milczaca kobieta w wieku przedemerytalnym. Jedyne, co powiedziala o sobie polskim pogranicznikom, to ze jedzie do corki na wesele. Co prawda, nie wzbudzilo to ich specjalnego zaufania, zwlaszcza po tym, jak w jednym ze starannie zwia- 124 zanych razem pakunkow pod siedzeniem autobusu znaleziono spora ilosc bialego,bezwonnego proszku. No i nie udalo jej sie przekroczyc granicy wymarzonej krainy powszechnego dostatku. Przynajmniej nie w autobusie Herr Krafta. Pierwsze wrazenia spod Baden-Baden Herr de Laporte wygladal na nieco mniej niz jego 35 lat i juz czekal na nasz autobus razem z malym niebieskim twingo oraz starsza corka, siedmioletnia Clea. Sposrod trojki pasazerow, ktorzy nie wysiedli z autobusu przed przybyciem na koncowy przystanek w Karlsruhe, od razu bezblednie wylowil swoja przyszla au-pair (tak od tej chwili nazywala sie moja posada) i uprzejmie sie usmiechajac, wyciagnal do mnie reke: -Olesia? -Ja, ja - niepewnie baknelam w odpowiedzi, sama nie do konca wiedzac, co wlasciwie mam na mysli: ukrainski zaimek osobowy czy niemiecka partykule. Siedmioletnia Clea z zaciekawieniem ogladala moja bezradna postac, na wszelki wypadek mocno trzymajac noge taty. Tata tymczasem mowil, zywo, przyjaznie, z usmiechem, i - co najgorsze - wyraznie zwracal sie do mnie. -Bitte schon. - To bylo ostatnie zdanie powitalnej przemowy Herr de Laporte, a zarazem jedyne zrozumiale dla mnie wyrazenie. 125 -Danke schon - odpowiedzialam, jak uczyl Niemiecki dla poczatkujacych, i oboje z moimprzyszlym gospodarzem kolejny raz przyjemnie sie do siebie usmiechnelismy. Na szczescie Herr de Laporte nie przejawial checi natychmiastowej kontynuacji naszych owocnych kontaktow, a z kolei okazal sie czlowiekiem praktycznym, jak przystoi ojcu trojga dzieci, i zalatwil wszystkie sprawy bez zbednych slow: w ciagu kilku chwil Herr Kraft otrzymal pieniadze za moj przejazd, moja walize przeniesiono z Kofferraumu do malutkiego bagaznika twingo, Clea zostala usadzona na tylnym siedzeniu, ja - na przednim, i przy wtorze dzingla nie znanej mi jeszcze stacji SWF nasze auto ruszylo w strone Gernsbach. Starajac sie zrozumiec cokolwiek z zywego potoku slow, lejacego sie z ust Herr de Laporte'a, ktory wciaz z tym samym przyjaznym usmiechem na twarzy wskazywal reka to na prawo, to w przod, to od czasu do czasu na lewo, najwyrazniej starajac sie oswoic mnie z podstawowymi atrakcjami najblizszej okolicy, wciaz jeszcze, od chwili przekroczenia ostatniej granicy, nie moglam pozbyc sie pewnego natretnego wrazenia. Wszystko, co otaczalo mnie w tej krainie, przypominalo dzieciece wyobrazenia o tym, jak powinien wygladac basniowa kraina elfow. Byc moze przyczyna takiego skojarzenia byla delikatnosc, nieprawdopodobna schludnosc, cos jakby zapraso-wanie w kantke niemieckich wiosek. Byc moze - tkwila ona w kolorowych krasnalach, bez ktorych trudno sobie wyobrazic niemiecki ogrodek czy chocby kwietnik. A moze wydawalo mi sie tak z powodu bialych firanek 126 w oknach czy wszechobecnego, swiezego zapachu proszku do prania, ktory wydzielaja tunawet samochody. Sam Herr de Laporte - pomimo powagi swych ruchow i szczegolnego sposobu mowienia, wlasciwego urzednikom bankowym wszedzie, takze w hollywoodzkich filmach, dzieki ktoremu nawet czlowiek, ktory nigdy w zyciu nie widzial urzednika bankowego, bezblednie moze go rozpoznac, gdy tylko go napotka - wydawal sie jakis nie do konca prawdziwy w swoim malutkim twingo z porozrzucanymi na tylnym siedzeniu pluszakami. Byc moze wrazenie owo spowodowaly przemeczenie po bezsennej nocy oraz ciezkiej podrozy i pobudzenie przed pierwszym spotkaniem z reszta de Laportow. Zapewne jednak wszystko to razem wziete przyczynilo sie do nieciaglosci wspomnien dotyczacych dalszego przebiegu wydarzen tego wieczoru. Frau de Laporte byla troche okraglejsza od meza, wygladala na nieco wiecej niz jej 35 lat i usmiechala sie tak samo przyjaznie i zyczliwie. Bliznieta swoimi kraglosciami i rozowymi policzkami przypominaly ogrodkowe krasnale i w chwili mojego pojawienia sie nieco przycichly. Ale gdy tylko zobaczyly, ze zanosi sie na kolacje, natychmiast przestaly zwracac na mnie uwage. Trzeba przyznac, ze apetyt tych stworzen byl godny podziwu i dlugo jeszcze wprawial mnie w nieklamany podziw. Moze wiazalo sie to ze specyfika narodowej tradycji zywienia, a scislej ze specyfika zywienia rodziny de Laporte, ktorej nie mozna bylo nazwac tradycyjnie niemiecka. Juz chocby dlatego, ze miala korzenie we Francji, a do 127 sasiednich Niemiec przeniosla sie zaledwie kilka wiekow temu, podczas znanych kazdemuuczniowi z ksiazek Aleksandra Dumasa "rozrob" miedzy katolikami a hugenotami. De Laportowie do dzis nie porzucili swych przekonan religijnych i z wielka gorliwoscia zajmowali sie sprawami protestanckiej gminy w Gernsbach. Wlasciwe protestanckiej swiadomosci prostota i wstrzemiezliwosc przejawialy sie w kazdym, nawet najdrobniejszym szczegole zycia rodzinnego. Przede wszystkim zas w jedzeniu. Starannie, co do minuty rozpisany grafik posilkow przez rok naszej wspolpracy nie zostal naruszony ani razu i nawet nie potrafie sobie wyobrazic, co mogloby spowodowac przesuniecie obiadu o wiecej niz pol godziny albo zmiane tradycyjnego wieczornego menu. Tak wiec kazdego ranka, rowno o 6:01, Frau de Laporte schodzila do kuchni i wlaczala ekspres do kawy. Czekajac, az listonoszka przyniesie gazete, wkladala bielizne do pralki, sporzadzala liste zakupow, planowala sprawy do zalatwienia. Rowno o 6:23 do dolatujacego z kuchni zapachu kawy dolaczal odglos wrzucanej do skrzynki gazety i Frau de Laporte bezszelestnie obracala klucz w zamku, potem drugi - w skrzynce pocztowej, dalej tak samo cicho zamykala drzwi wejsciowe i wracala do salonu. Rowno o 7:03 na sniadanie schodzil Herr de Laporte, razem przegladali gazete, zjadali po dwie kromki dietetycznego razowego chleba z cieniutka warstewka margaryny i dzemu dla cukrzykow, wypijali po filizance bezkofeinowej kawy z mlekiem o obnizonej zawartosci tluszczu oraz przedluzonym 128 terminie przydatnosci, po czym Herr de Laporte jechal do pracy, a Frau de Laporte szla nagore ubierac dzieci. Rowno o 8:01 do sniadania zasiadala reszta mieszkancow domu: Clea, ktorej przyslugiwalo prawo wyboru miedzy dwiema kromkami dietetycznego pieczywa a porcja muesli z mlekiem, bliznieta, ktorym chleb kroilo sie na malutkie kawaleczki i nie przyznawalo prawa wyboru oraz ja. Ja takze moglam wybierac miedzy chlebem a platkami, kawa z mlekiem lub bez, i rowniez moglam przeczytac gazete. Najwiecej trudnosci sprawialo mi to ostatnie. Rowno o 12:14 wracala ze szkoly Clea i odbywala sie ceremonia rodzinnego obiadu. Jadlospis przewidywal liczne mozliwosci: makaron z sosem pomidorowym i tartym serem, makaron ze smietana i tartym serem, pyzy ziemniaczane, smazone paluszki rybne albo gotowane warzywa. Wszystko z wyjatkiem makaronu nalezalo najpierw wyjac z zamrazalnika i podgrzac zgodnie z instrukcja. Na deser niekiedy podawane byly owoce z puszki. Podczas obiadu zawsze dzwonil Herr de Laporte i pytal, co slychac w domu. Przy kolacji (dokladnie o 19:21) rodzina przewaznie zbierala sie w komplecie, Herr de Laporte jeszcze raz przegladal poranna gazete, Frau de Laporte i ja stawialysmy na stole dietetyczny chleb (po dwie kromki na osobe), pokrojony w plasterki ser i mortadele o obnizonej zawartosci tluszczu, margaryne, niekiedy troche swiezych warzyw. Trzeba przyznac, ze taki system zywienia poczatkowo byl dla mnie czyms niezwyklym i w ciagu pierwszych 129 dwoch tygodni spowodowal utrate 6 kg, dzieki czemu zyskalam idealna dla top-modelki wage48 kg przy wzroscie 168 cm. W domu nigdy by mi sie to nie udalo. Tu, co prawda, nieustannie mialam mdlosci i czulam lekkie zawroty glowy oraz slabosc w nogach. Ale bylo to najwyrazniej zwiazane z aklimatyzacja i nie zwracalam na to szczegolnej uwagi. Po kilku tygodniach calkowicie sie przyzwyczailam i zniklo nawet lekkie uczucie glodu, ktore poczatkowo mnie przesladowalo. Inaczej bylo z potomkami rodziny de Laporte, u ktorych uczucie glodu najwyrazniej nie znikalo nigdy. Mimo surowych zakazow i scislej kontroli (wszyscy czlonkowie rodziny mieli lekka sklonnosc do tycia, wiec Frau de Laporte starala sie od malego przyzwyczajac dzieci do prawidlowego, racjonalnego odzywiania), Clei czesto udawalo sie przy sniadaniu czy kolacji porwac w tajemnicy przed matka trzecia kromke chleba - ktora zarlocznie polykala, nawet nie smarujac margaryna czy dzemem - a przy obiedzie po cichu dolozyc sobie druga porcje makaronu i szybko go zjesc, nie polewajac sosem, poki mama zajeta byla rozmowa telefoniczna. Natomiast mlodsze dzieci nie mialy takiej mozliwosci, i dlatego wszedzie usilowaly znalezc cos jadalnego. Trzeba bylo chowac przed nimi kosz na smieci, z ktorego lubily wyciagac i zjadac resztki, oraz cale jedzenie, wlacznie z czerstwym chlebem; czasem, gdy ich aktywnosc szczegolnie rosla, blizniaki staraly sie sprawdzic takze jadalnosc rzeczy niezbyt do tego celu odpowiednich, takich jak: olowki, papier toaletowy, gumki do scierania, 130 kreda i inne. Pewnego razu slady zebow znalazlam nawet na moich butach.Poczatkowo bylo mi zal tych wiecznie glodnych stworzen i staralam sie w tajemnicy przed mama czestowac je herbatnikami, czekolada lub cukierkami. Ale Frau de Laporte dowiedziala sie o tym i po uprzejmej, ale powaznej rozmowie zdecydowalam sie wiecej nie ryzykowac utraty miejsca pracy. Tego dnia, gdy razem z Clea i Herr de Laportem przyjechalismy z dworca w Karlsruhe, z powodu opoznienia autobusu kolacja zostala przesunieta az o pol godziny i - najwyrazniej na okolicznosc mojego przyjazdu - oprocz tradycyjnego dietetycznego pieczywa z serem i mortadela jedlismy takze zupe pieczarkowa z torebki. Wokol okraglego stolu w salonie panowalo pelne ciekawosci milczenie, dzieci pilnie obserwowaly kazdy moj ruch, Frau i Herr de Laporte usilowali podtrzymywac swobodna konwersacje, od czasu do czasu zwracajac sie do mnie i otrzymujac w odpowiedzi mily usmiech i taktowne milczenie. Clea zarumienila sie i szeptala matce jakies pytanie na ucho, bliznieta siedzialy bardzo cicho (docenilam to juz nastepnego dnia, gdy zobaczylam, jak zachowuja sie zazwyczaj) i w milczeniu patrzyly na mnie ze swoich wysokich krzeselek, ktore ograniczaly ich mozliwosci ruchu i nie pozwalaly samodzielnie sie wydostac. W milczeniu starannie rozmazywaly zupe - krem po swoich plastikowych talerzach, przytwierdzonych za pomoca specjalnych gumowych podkladek do krzeselek, i tak samo w milczeniu wycieraly gumowe lyzki 131 o ceratowe sliniaczki w identycznym jak talerze malinowym kolorze, czasami pozostawiajacsobie nawzajem resztki jedzenia na wlosach i plujac zawartoscia buzi na podloge. Na takich przyjaznych zajeciach spedzilismy nasz pierwszy wspolny wieczor; na migi zapytalam, czy moge zadzwonic do domu, na migi udzielono mi pozwolenia, zadzwonilam, a potem pokazano mi pokoj, w ktorym mialam mieszkac. Ostatnim silnym wrazeniem tego obfitujacego w wydarzenia dnia bylo blyskawiczne zasniecie na kolorowych przescieradlach o swiezym zapachu proszku do prania. Jak wlosy na nogach wplywaja na przyszla ciaze Proces dojrzewania plciowego przypomina chorobe, ktora kazdego dnia daje inne objawy. Symptomy tej choroby, to znaczy procesu, sa bardzo rozne, ale nie przypominam sobie, zeby z kimkolwiek dojrzewajacym dzialo sie cos przyjemnego. Mnie tez spotkala pewna nieprzyjemnosc, z ktora zupelnie nie mialam ochoty sie afiszowac. Dlatego zastosowalam nastepujace srodki: przez jakies dwa lata, poczynajac od osmej czy dziewiatej klasy, nagle przestalam nosic krotkie spodnice, wszelkie mniej lub bardziej przezroczyste bluzki, koszulki, sukienki z obcisla gora, w lecie unikalam wyjazdow za miasto, nad wode, i przez caly ten czas nikt nie widzial mnie w kostiumie kapielowym. 132 Wszystkich tych poswiecen staralam sie dokonywac w taki sposob, aby nikt niczego niezauwazyl i niczego sie nie domyslil - i nikt niczego nie zauwazyl, i niczego sie nie domyslil. Problem polegal na kilku rzeczach. Po pierwsze, nogi. To znaczy, z samymi nogami wszystko bylo w porzadku, lecz nagle zaczely porastac wlosami. Co dzien gestszymi. W jakiejs gazecie przeczytalam, ze wlosow na nogach mozna sie pozbyc na kilka sposobow: a) wyskubac pesetka (samodzielnie lub poprosic o to ukochanego mezczyzne); b) zgolic (samodzielnie albo z pomoca ukochanego mezczyzny); c) posmarowac miodem i po jakims czasie zeskrobac niezbyt ostrym nozem; d) uzyc depilatora firmy Braun lub innej; e) uzyc specjalnego kremu; f) posmarowac krwia ciezarnej kotki podczas pierwszej nocy, gdy Slonce znajdzie sie w zwrotniku Raka; g) posmarowac wlasna krwia, najlepiej menstruacyjna; h) zagotowac wlasny mocz z naparem z rumianku, cieply plyn wlac do wanny i przesiedziec w tej wannie co najmniej dwie godziny (mozna takze uzyc moczu ukochanej osoby); i) zwrocic sie po pomoc do kosmetyczki. Postanowilam zwrocic sie do mamy. Mama poradzila, by zostawic wszystko tak, jak jest, bo po pierwsze, jestem jeszcze przede wszystkim za mala, zeby przejmowac sie takimi problemami; po drugie, o takich rzeczach mysla 133 tylko dziewczyny lekkich obyczajow; po trzecie, wszystko to bardzo szkodzi zdrowiu, moznana zawsze zostac z ja-skrawoczerwona skora na nogach, zaburzyc sobie przemiane materii, a oprocz tego wlosy na nogach dalej beda rosnac, do tego coraz szybciej i gesciej. Spytalam jeszcze jedna osobe, troche starsza ode mnie znajoma. Ona z kolei uwazala, ze gdyby jej przytrafilo sie cos podobnego, na pewno nie stosowalaby zadnych sztucznych metod. To moze w przyszlosci bardzo zle wplynac na przebieg ciazy. Jak mianowicie, znajoma nie wyjasnila. Sprobowalam ostroznie wyskubac pesetka kilka wloskow i obserwowalam, co bedzie dalej. Skora na nodze najpierw rzeczywiscie sie zaczerwienila, ale szybko wrocila do normy, zadnych problemow z przemiana materii nie zauwazylam. Niby nic strasznego, ale boli. Przemyslalam wszystko jeszcze raz, postanowilam nie ryzykowac i radykalnie zmienilam styl ubierania sie, by ukryc to, czym tak czy inaczej w moim wieku jeszcze za wczesnie bylo sie przejmowac. Spodobalo sie to nie tylko babci, ktorej moda na "mini" nigdy szczegolnie nie zachwycala, ale i wielu kolezankom z klasy, ktore uwazaly moje nogi za zbyt dlugie, a moja zarozumialosc tym spowodowana za zbyt wielka. Liczba krotkich sukienek wsrod szkolnych mundurkow wyraznie wzrosla. Z tego samego powodu przestalam nosic kostiumy kapielowe i uczestniczyc w wyjazdach na plaze. Po drugie, piersi. To znaczy, z samymi piersiami, tak jak z nogami, wszystko bylo zupelnie w normie. Problem tkwil w biustonoszu czy tez "staniczku". 134 "Wiele mam uwazalo za bardzo istotne wprowadzanie tego nowego elementu dziewczecejgarderoby, gdy tylko u corki pojawia sie pierwsze, ledwie dostrzegalne okraglosci. "Zeby sprzyjac rozwojowi ladnego ksztaltu" - tak to sie wsrod doroslych mowilo, z kolei dla dziewczat najwazniejsza byla symboliczna przemiana z dziewczynki w dziewczyne, a nawet niemal kobiete. Przemiana zaczynala sie od pierwszej poufnej rozmowy z mama o tym, ze gdy "tam" zacznie plynac krew, to nie ma sie czego bac, oraz o tym, jak uzywac tamponow, podpasek i mydla do higieny intymnej. A konczyla sie zakupem pierwszego biustonosza. Moja mama ograniczyla sie do poufnej rozmowy. O biustonoszu ciagle nie wspominala, mimo ze wszystkie moje kolezanki z klasy dawno juz nosily ten atrybut kobiecosci, niektore nawet juz drugi rok. Co prawda, ich "okraglosci" byly cokolwiek wyrazniejsze niz moje, i poczatkowo sama wahalam sie, czy zaczynac o tym rozmowe z mama. Ale gdy wreszcie zebralam sie na odwage, nie doczekawszy sie inicjatywy z mami-nej strony, uslyszalam w odpowiedzi te same argumenty, ktore kiedys juz zniechecily mnie do letniej opalenizny: "jestesjeszczezamalazebymyslecotakichglupotach", "otym- myslatylkodziewczetalekkichobyczajow" itd., itp. Nikt nie traktowal moich problemow powaznie. Postanowilam wiec wytrwac w uporze. Bede zaburzac sobie przemiane materii i przyszla ciaze niewygodnym ubraniem - zbyt cieplym w lecie, zbyt staromodnym w ogole - oraz niewychodzeniem na slonce, wiecznie blada skora; niech nikt mnie nie widzi, wszyscy sie ze mnie smieja, uwazaja za niedorozwinieta, z wlosami 135 na nogach, bez stanika i z piersiami, ktore nigdy nie nabiora ladnego ksztaltu; nikt nigdy siewe mnie nie zakocha, moja uroda zmarnieje i zniknie; wreszcie po prostu umre z rozpaczy, przez nikogo nie rozumiana i nikomu niepotrzebna. Dopiero wtedy wszyscy zrozumieja, kogo stracili, ale bedzie juz za pozno. Zadne biustonosze i depilatory, nie mowiac o specjalnych kremach czy wannie napelnionej moczem ukochanej osoby, nic mi wtedy nie pomoga. Druga plec, inna mentalnosc i kilka pozytecznych uwag o tym, jak opanowac podstawy pedanterii Od razu zrozumialam, jak bardzo poszczescilo mi sie w nowym otoczeniu. Trudno orzec, co wlasciwie wyobrazala sobie moja przyszla rodzina au-pair, gdy przeczytala w ankiecie, wypelnionej za mnie przez kolezanke z ger-manistyki, o " srednio-poczatkowym poziomie opanowania zasobow jezykowych", ale trzeba uczciwie podkreslic ich cierpliwosc. W pierwszych dniach moj "srednio-poczatkowy poziom" przejawial sie przewaznie tym, ze bralam do reki jablko i starannie powtarzalam za Frau de Laporte: "der Apfel", potem zamienialam jablko na gruszke i znow starannie powtarzalam: "dieBirne", a potem, zeby nie uznano mnie za kompletna idiotke, lapalam banana i z radosnym usmiechem oswiadczalam: "eine Banane". Ten fascynujacy show obserwowaly bliznieta, starajac sie nasladowac moje 136 dzialania: "Lesia" - powtarzaly za mama i pokazywaly palcami w moja strone. "Lesia nichtversteht" - wyjasnialy za mnie sasiadom czy sprzedawcom w sklepach, gdy mialam problemy z pokonaniem bariery jezykowej. Pierwsze dwa tygodnie zajelo mi zapoznawanie sie z przedmiotami z najblizszego otoczenia: "das Bett", "die Lampe", "der Tisch". Korcilo mnie, by porozwieszac na wszystkich tych przedmiotach kartki z nazwami, tak jak to zrobil swego czasu Jack London, przyczepiajac w swoim domu fiszki z filozoficznymi, literaturoznawczymi i innymi naukowymi terminami, gdy oddawal sie intensywnemu samoksztalceniu. Latwiej zapamietywal slowa, bo dzieki fiszkom stale wpadaly mu w oko. Albo jak robili to bohaterowie powiesci Maraueza Sto lat samotnosci, starajac sie nie zapomniec nazw przedmiotow. Poczatkowo porozumiewanie sie miedzy mna a Frau de Laporte przebiegalo w sposob przypominajacy rytual, zwlaszcza rano, po tym, jak Clee odwieziono do szkoly, a Herr de Laporte pojechal do swego banku. Niemcy zawsze zawoza i przywoza dzieci wypachnionymi samochodami a odleglosc szkoly od domu nie ma tu znaczenia. Wiele dzieci, podobnie jak Clea, musi z tego powodu wstawac i wychodzic z domu o wiele wczesniej, niz gdyby chodzily pieszo, bo na drogach tworza sie korki. Ten nieco dziwny zwyczaj motywowany jest tym, ze wiele dzieci pada ponoc ofiara maniakow seksualnych. Przez caly okres mojego pobytu w Gernsbach przydarzyl sie tylko jeden taki wypadek, i to na drugim koncu miasta, daleko od szkoly Clei. Tak wiec, kazdego ranka, gdy 137 zostawalysmy same, siadalysmy z Frau de Laporte na podlodze w salonie i przekazujac sobiemoj ciemnobrunatny, niemiecko-ukrainski i ukrainsko-niemiecki slownik, prowadzilysmy niespieszne, a czesto zupelnie powolne dialogi, gesto ozdabiane zywa gestykulacja i mimika. Pierwsza rozmowe zaczelysmy od rozkladu dnia, wedlug ktorego zyje rodzina de Laportow, a od tej pory rowniez ja. Na drzwiach mojego pokoju przyczepiony zostal komputerowy wydruk z rozkladem dnia, wedle ktorego sniadanie trwalo od 8:04 do 8:26, "zabawa z bliznietami" od 8:27 do 12:14, obiad - od 12:14 do 13:03, przerwa poobiednia od 13:06 do 15:09, "zabawa z bliznietami" od 15:11 do 17:03, przerwa do 19:12, kolacja od 19:21 do 19:46, babysitting od 20:01 do 21:11. Za kazdym razem, gdy schodzilam na sniadanie o 8:06 albo wracalam z poobiedniego spaceru o 15:15, Frau de Laporte w milczeniu spogladala na zegar. Ta kobieta niezwyklej cierpliwosci na pewno nie raz zarzekala sie w tajemnicy, ze nigdy juz nie wezmie au-pair slowianskiego pochodzenia. Z meczenskim wyrazem twarzy niemal kazdego dnia musiala przypominac mi, ze kubeczki wklada sie do zmywarki z prawej strony, a szklanki z lewej, bo tak wygodniej je pozniej chowac do szafki, gdzie znow stale, choc nienaumyslnie mylilam kolejnosc, w jakiej nalezy ustawiac kubeczki: niebieskie przed zoltymi, a granatowe przed czarnymi, a moze odwrotnie - czarne przed granatowymi, a czerwone przed zoltymi, albo zolte przed granatowymi, a niebieskie za czerwonymi - czy czerwone za niebieskimi, a czarne przed granatowymi. 138 Najgorsze w tym wszystkim bylo to, ze porzadek, w jakim ustawiala kubeczki Frau deLaporte, mial logiczne uzasadnienie (drozsze naczynia chowa sie za tanszymi na wypadek, gdyby do szafki siegnely wszechobecne lapki?i????'? i Geraldine), a ja chowalam naczynia bez zadnej reguly, ciagle mylac drozsze kubeczki z tanszymi. Podobnie nienaumyslnie i stale zapominalam, ze naczynia nalezy myc po napuszczeniu wody do zlewu, a nie zwyczajnie pod strumieniem z kranu, bo za wode trzeba placic, a podczas mycia moim sposobem zuzywa sie jej o wiele wiecej. Z trudnoscia przychodzilo mi rowniez opanowanie reszty madrosci domowych, w rodzaju: wieszajac pranie, bluzki nalezy obracac do gory nogami, zeby nie bylo widac sladow po klamerkach, a spodnie nalezy wieszac za pas, przypinajac przod i tyl do sasiednich sznurkow, bo w ten sposob pomiedzy warstwy materialu dostaje sie wiatr i spodnie schna szybciej; lzejsza bielizne nalezy wieszac za ciezsza, zeby wszystko wysychalo w tym samym czasie, itd. Warto wspomniec tez system segregacji smieci, dla opanowania ktorego nalezaloby ukonczyc specjalny kurs. Z grubsza system ten wyglada nastepujaco: odrebne kategorie smieci to szklo, papier, plastik i resztki jedzenia. Przy czym szklo dzieli sie wedlug kolorow: zielonych butelek nie mozna wrzucac do tego samego kontenera, co bialych, a tych z kolei mieszac z brazowymi. Opakowania plastikowe dziela sie na oznaczone zielonym koleczkiem i te, na ktorych takiego koleczka nie ma. W zadnym razie nie wolno ich mieszac. Te pierwsze 139 sa ekologicznie czyste i nadaja sie do powtornego przetworzenia, czego o drugich z calapewnoscia powiedziec nie mozna. Do kubla z resztkami jedzenia nie wolno wrzucac skorek od cytryny oraz niewykorzystanych lekarstw. Przy czym surowo zabronione jest takze wylewanie resztek lekarstw do kanalizacji. Wszystkie substancje mogace miec wlasciwosci toksyczne, zuzyte baterie, zuzyte pedzle, itd., naleza do osobnej kategorii smieci. Podejrzewam, ze nie udalo mi sie wystarczajaco zglebic wszystkich niuansow. Kazdy rodzaj smieci jest przechowywany w specjalnych standardowych pojemnikach o odpowiedniej pojemnosci i kolorze, ktore nosza nazwe Tonne lub w polietylenowych torbach wlasciwego koloru, opatrzonych specjalnymi napisami. Dlatego tak wazne jest, zeby niczego nie pomylic. Bo jesli do szarej Tonny wrzuci sie te czesc odpadkow, ktorej miejsce jest w zoltej polietylenowej torbie, a papier umiesci sie w kontenerze z butelkami, to z pewnoscia zostanie sie ukaranym sporym mandatem i otrzyma sie surowe ostrzezenie na przyszlosc. To samo czeka nas, jesli kiedys zle przewidzimy ilosc resztek jedzenia, spozywanego przez nasza rodzine, i zaplacimy, powiedzmy, tylko za cotygodniowe zabieranie 30-litrowej Tonny, podczas gdy naprawde musimy upychac w niej niemal 40 litrow. Nie mowiac o wstydzie, ktorego najemy sie przed sasiadami, gdyby nagle nasza Tonna stanela przed drzwiami w czwartek, podczas gdy wszyscy wiedza, ze smieci z naszego domu zabierane sa w piatki. 140 W tym celu istnieje specjalny grafik, zgodnie z ktorym, jesli mieszka sie na ulicy A i masmietnik kategorii B, to twoje smieci beda zabierane w kazdy parzysty piatek miesiaca dokladnie o 7:17. Jesli natomiast mieszkasz na ulicy C i masz smietnik kategorii D, twoje smieci beda zabierane tylko w nieparzyste piatki miesiaca rowno o 8: 28. Wszyscy, ktorzy wciaz jeszcze maja tradycyjne zegarki nakrecane, moga je ustawiac wedlug tego grafiku. Jesli natomiast zapomnisz, kiedy mianowicie nalezy wystawiac na ulice smieci, to nie masz wyjscia. Albo przez nastepne dwa tygodnie nie bedziesz niczego wyrzucac - co jest niemozliwe juz chocby ze wzgledu na ilosc plastiku, papieru i styropianu, w jaka zapakowana jest kazda rzecz z supermarketu - albo tez udasz sie do merostwa i kupisz za okragla sumke specjalna plastikowa torbe, bez ktorej twoje smieci nigdy nie zostana zabrane poza kolejnoscia. Nadto odrebny grafik wywozu smieci istnieje dla kazdego rodzaju odpadkow. Nie do wiary? Swietnie to rozumiem. Uwaga, uwaga i jeszcze raz uwaga - chcialoby sie powiedziec. Pilnowac nalezalo nie tylko smieci, kubeczkow i ilosci zuzywanej wody. "Zabawa z bliznietami" wcale nie byla czyms idyllicznie spokojnym, usypiajacym i pozwalajacym odpoczac od wazniejszych klopotow. Rzecz w tym, ze owe zywe dzieci nalezalo ciagle trzymac w napieciu i przez kilka godzin "zabawy" wyczerpac do cna ich zapasy energii, zeby mogly zasnac, a ja - dojsc do siebie przed nowa porcja "zabaw". Jesli zas jakichs resztek energii wyczerpac sie nie udalo, to podczas przerwy obiadowej zawsze trafiala sie 141 niespodzianka: znudzone dzieci przewracaly zajmujaca pol pokoju szafe z ubraniami(trzykrotnie za mojej pamieci), cudem unikajac zmiazdzenia, lub znajdowaly sposob na otwarcie starannie przeze mnie sprawdzonych przed wyjsciem z pokoju drzwi tejze szafy (klucz caly czas spoczywal w mojej kieszeni), by wyciagnac z niej oliwke, wysmarowac nia wlasne pupy, wlosy, lozka i podloge w pokoju, lub tez podrzec materac, poduszke albo wlasne policzki. Podczas "dziennej drzemki" bliznieta lubily sie nawzajem rozbierac i wsmarowywac zawartosc swoich pampersow w te sama umeczona podloge. Wieczorem ubierano je w spiworki ze specjalnym patentem, ktory zapobiegal samodzielnemu wydobywaniu sie. Ulubiona nocna rozrywka?i????'? bylo przekradanie sie po cichu, caly czas w spiworku, schodami na gore, do mojego pokoju. Bylo to nielatwe zadanie, biorac pod uwage drewniana bramke na schodach, przez ktora musial przelazic, niezwykle czujny sen mamy i mozliwosc zeslizgniecia sie miedzy stopniami w dol, nie mowiac o sporej szansie na zwykle wywrocenie sie. Gdy moglam juz bez pomocy slownika powiedziec, ze mam na imie Olesia, urodzilam sie na Ukrainie, teraz jestem w Niemczech, mam 23 lata i jeszcze kilka rownie odkrywczych rzeczy, wszystko stalo sie latwiejsze. Postanowilam rozszerzyc krag znajomosci poza granice rodziny, i zaczelam nawiazywac kontakty z sasiadami. Jednym z nich byl Herr Stein, ktory zawsze bardzo przyjaznie sie ze mna wital i przy okazji lubil opowiadac o swoim pobycie w rosyjskiej niewoli oraz prosic mnie o wymowienie wyrazenia zeleznaja doroga, ktorego 142 dzwiek ogromnie mu sie podobal. Co prawda, ciagle zapominal, ze znaczy to "kolej zelazna",i dla ulatwienia nazywal to "rusische Musik". Inni sasiedzi nie wiedziec czemu nie spieszyli sie z nawiazywaniem ze mna blizszych kontaktow, uprzejmie usmiechali sie na wszystkie moje proby rozpoczecia rozmowy i z zaklopotaniem szli w swoja strone. Niedaleko domu de Laportow znajdowala sie szkola, w ktorej ksztalcono "papiermacherow". Nie brakowalo tam osob, od ktorych nie dzielila mnie bariera jezykowa, a wszystkie te osoby byly plci meskiej, co teoretycznie powinno pozytywnie wplywac na rozwoj kontaktow. Nie wiedziec jednak czemu odstreczaly mnie ich nie przeciazone nadmiarem inteligencji twarze i wypowiedzi w rodzaju: "To co, Wasia, spierdalamy, kur..., do Baden. Przejedziemy sie i wszamiemy cos po drodze", ktore od czasu do czasu wylawialam z ich rozmow. Blekitne oczy, marokanska krew, a moze to tylko zludzenie? zycie spoleczenstwa Gernsbach udalo mi sie wlaczyc dopiero pod koniec mojego "au- pairowania". Nieoczekiwanie dowiedzialam sie o istnieniu stowarzyszenia, ktore juz od czterech lat zajmowalo sie transportami pomocy humanitarnej z Gernsbach do Lwowa. Zona Herr Mullera, Frau Muller, ktora byla czlonkiem stowarzyszenia, poprosila mnie o pomoc przy tlumaczeniu dokumentow dla kolejnego transportu. Zgodzilam sie. 143 Wysoka, zadbana Meggy Miiller-Stahl-Hofaker-Biirtenberg, 45-letnia zalozycielkastowarzyszenia, byla pielegniarka, wierna zona, mloda matka, potem po prostu zona, matka, zdradzona zona, zdradzajaca zona, samotna matka, atrakcyjna sekretarka, nowa kochanka szefa, stala kochanka szefa, zona szefa i znowu po prostu atrakcyjna kobieta, czula matka, zona, wierna, zdradzajaca, zdradzana, sprawiala bardzo przyjemne wrazenie. jej jedyny problem stanowil maz. O dwadziescia lat starszy i co najmniej o 50 kg ciezszy, byly menedzer wielkiej firmy, przewaznie w zlym nastroju. Udalo mu sie zarobic duzo pieniedzy, zmienic wiele sekretarek, nie zostac alkoholikiem, wybudowac spory dom, wywiezc z Rosji wiele zabytkowych przedmiotow, a takze nie placic alimentow zadnej z bylych zon. Dopoki pracowal, wszystko to mniej lub bardziej odpowiadalo Meggy. Zapewne nie liczac zdrad meza, o ktorych jesli nie wiedziala, to mogla sie ich domyslac, a jesli sie nie domyslala, to ktos z zyczliwych znajomych z pew noscia jej o nich mowil, jej wlasnych zdrad, niezaspokojo nych ambicji, niezaspokojenia seksualnego, postepujacego starzenia sie, nie zrobionej kariery, nie kupionych sukie nek, nie zrzuconych kilogramow. Ale cztery lata temu maz przeszedl na emeryture. Jak sie to czesto zdarza ludziom, ktorzy prowadzili burzliwe zycie, Herr Muller postanowil nadrobic stra eony czas i poswiecic lata starosci mlodej zonie. Prag nac pomagac jej we wszystkim, zaczal od racjonalizacji w gospodarstwie domowym. Trzeba oddac sprawiedliwosc oryginalnosci jego pomyslow. Od hurtowego za- 144 kupu soli (jako prawdziwy menedzer od razu wyliczyl, ze na kazdym worku moznazaoszczedzic trzy marki), przez kupienie szczoteczek do zebow z wasow wieloryba w cenie 150 marek za sztuke (jak kazdy Niemiec, pragnal prowadzic mozliwie najzdrowszy tryb zycia), do prob prania bielizny bez uzycia proszku (wariant podwojnie wygodny: oszczednie i bez szkodliwych chemikaliow). Meggy dlugo starala sie traktowac to wszystko z wyrozumialoscia, nieustannie powtarzajac sobie, ze czlowiekowi, ktory zarobil tyle pieniedzy, mozna troche wybaczyc. Ale po tym, jak maz zaproponowal, by zaczeli hodowac wlasna krowe (swieze mleko bez chemicznych domieszek, a poza tym niemal o polowe tansze), nie wytrzymala i zalozyla Lemberg-Hilfe, czyli stowarzyszenie pomocy dla Lwowa. "To stowarzyszenie jest dla mnie jedyna szansa ucieczki od mojego zlamanego zycia" - wyjasnila mi, a ja pomyslalam: "Jakie to szlachetne pomagac innym, kiedy nawet sobie nie mozna pomoc". Dzieki Meggy poszlam na koncert wspanialej miejscowej grupy rockowej Szare Skarpetki, i to zlamalo moje serce. Koncert odbywal sie na niewielkim przedmiesciu Baden-Baden o nazwie Rzeka Sierotek na scenie pod golym niebem, kolo letniej knajpy Nogi Zoltego Pelikana. Plakaty glosily zolto-niebieskimi literami: "Jedyny i niepowtarzalny wieczor zapewni niezapomniana grupa Szare Skarpetki w niezrownanej knajpie Nogi Zoltego Pelikana!". Innym razem takie nagromadzenie przymiotnikow w stopniu najwyzszym z pewnoscia obudziloby podejrzenia w moim filologicznym sercu, ale tego wieczoru 145 instynkt nie zadzialal, i - z sercem drzacym w przeczuciu czegos niezwyklego - weszlam z Meggy do knajpy. "Wiesz, trzy lata walczylismy z rada miejska o prawo nadania tej knajpie i grupie wlasnie takich nazw. Nazwy sa niezwykle, dla konserwatywnego niemieckiego ucha nawet wyzywajace, i poczatkowo wszyscy porzadni biir-gerzy ignorowali nasze wieczory. Ale knajpa i grupa istnieja juz piaty rok i ludzie stopniowo sie przyzwyczaili, ostatnio do mera juz prawie przestaly przychodzic skargi od mieszkancow sasiednich domow, ze dolatuje do nich halas, a niedawno nawet zaczelam zauwazac wsrod publicznosci nieznajome twarze. To szczegolnie przyjemne, bo wczesniej tu zbierali sie tylko swoi. Popularnosc knajpy rosnie i niebawem zrobi sie tu prawdziwy club" - z duma opowiedziala mi Meggy. Niewielkie pomieszczenie baru bylo nabite ludzmi. Przed malutka scena pozostaly tylko dwa wolne stoliki, zarezerwowane dla stalych klientow. Przywitala sie z nami wiekszosc obecnych, wszyscy obejrzeli mnie z zainteresowaniem, kelnerka bez pytania przyniosla nam czerwone wino. Po kilku minutach podszedl do nas wysoki brzuchacz, ktorego Meggy przedstawila jako Klausa, bardzo ucieszyla sie ze spotkania, objeli sie i pocalowali, i w ciagu nastepnej pol godziny dowiedzielismy sie z Klausem wielu ciekawych rzeczy, na przyklad o problemach meza Meggy z cisnieniem, o zlym samopoczuciu ich drugiego psa, o tym, ze sasiedzi wzieli sobie kota, ktory teraz nie daje 146 spac, bo lazi po wszystkich okolicznych dachach, o nowej serii kosmetykow, ktora dopiero co weszla na rynek, ale juz pojawila sie w sprzedazy na stronach internetowych, o mozliwosci zaoszczedzenia na podatkach, jaka daje zajmowanie sie pomoca humanitarna, o nowej uchwale rady miejskiej, dotyczacej rodzaju obroz, w jakich mozna wyprowadzac psy do miejskiego parku, o wplywie urodzenia w roku przestepnym na charakter czlowieka i o tym, ze dzis Meggy udalo sie ugotowac na sniadanie jajko na miekko, co wprawilo ja w dobry humor na caly dzien, bo na ogol odmawia sobie takiego jajka, bojac sie salmonelli, chociaz uwaza, ze to w sumie zwykly zabobon... Z pewnoscia dowiedzielibysmy sie jeszcze mnostwa innych ciekawych rzeczy, ale na scene wyszly Szare Skarpetki i Klaus, przeprosiwszy, poszedl do swego stolika, nie kryjac bynajmniej ulgi. Nalezal chyba do tych przyjaciol Meggy, ktorzy nie wytrzymuja jej towarzystwa dluzej niz przez pol godziny. Koncert w wiecej niz polowie skladal sie z bardzo smiesznego, zdaniem wiekszosci obecnych, widowiska. Wokalista grupy przy wtorze muzyki medytacyjnej krazyl po sali i przekonywal obecnych do zdejmowania butow i demonstrowania mu koloru skarpetek. Wszystkich posiadaczy szarych skarpetek zmuszal, by wyszli na scene i zaspiewali razem z nim jedna z piosenek grupy. Przewaznie piosenka, ktora "ochotnik" zgadzal sie wykonac, byl niewatpliwy hit zespolu: blues Szare Skarpetki, od ktorego wziela sie nazwa grupy. 147 "Blues to blues" - z przekonaniem mowil do mikrofonu wokalista i rozbrzmiewala muzyka.W ciagu calego wieczoru powtorzylo sie to osiem razy. Nawet zapamietalam tekst. Brzmial on mniej wiecej tak: Ide sobie miastem, gdzie same nimfetki, A w butach mi drzemia - szare skarpetki Prawdziwy playboy to ja Ide w straszny upal, jak bocian po lace, w skarpetkach szarych, a slonce gorace Prawdziwy playboy to ja Dziewczeta sobie stoja za mna patrza w slad Takich szarych skarpetek nikt nie mial od lat... Prawdziwy playboy to ja Piosenka miala jeszcze kilka zwrotek, ktorych nie zapamietalam, wiekszosc wykonawcow takze ich nie znala. I dlatego w tym miejscu wszyscy wracali do poczatku: Ide sobie miastem, gdzie same nimfetki, A w butach mi drzemia - szare skarpetki Prawdziwy playboy to ja Pod koniec koncertu cala grupa radosnie siadla na scenie, zdjela buty - i rzucila w publicznosc swoje szare skarpetki, mocno przesiakniete spracowanym muzykanckim potem. 148 Wszystko to tak bardzo mnie zafascynowalo, ze przestalam dostrzegac otoczenie, zachlanniepozerajac wzrokiem scene i przystojnego chlopaka o marokanskiej urodzie, ale z niebieskimi oczami, ktory szeroko sie usmiechajac, przygladal sie ze sceny, jak mdlejacy z zachwytu fani rozdzieraja na strzepy jego skarpetke. "Podoba ci sie?"-z chytrym usmiechem zapytala Meggy. Odpowiedz byla zbedna. "Jesli chcesz, mozesz zajrzec za kulisy i porozmawiac o dobroczynnym koncercie we Lwowie. Kiedys juz omawialismy z nimi projekt wspolpracy z Lemberg-Hilfe, wiec moze twoja obecnosc zmusi ich do szybszej decyzji. Wokalista ma na imie Mario". Postanowilam nie tracic czasu i od razu sprobowalam przeniknac do garderoby, ktorej funkcje pelnilo jedno z bocznych pomieszczen. Udalo mi sie, co prawda nie bez trudnosci. Okazalo sie, ze tam wciaz jeszcze jest piwo i Mario, rownoczesnie wycierajac pot wielkim recznikiem, otwieral kolejna butelke. "Show must go on - wychrypial Mario z glupkowatym usmieszkiem. - Poki nie skonczylo sie sponsorowane piwo". I przechylil do ust butelke. Mial juz problemy z koordynacja ruchow, wiec czesc plynu chlusnela na kolorowe kwiaty jego slipek. Zaczelam podejrzewac, ze wydaje mi sie to pewna przesada, ale potem sama dopilam resztki piwa z butelki i zdecydowalam, ze nie, nie wydaje sie, to znaczy wlasnie tylko sie wydaje. Jednym slowem, tez chyba przesadzilam ze sponsorowanym piwem, wiec rozwazania nad moralnym 149 aspektem problemu trzeba bylo odlozyc do nastepnego dnia. Po dojsciu do takiego wnioskuzrobilam jeszcze jeden stanowczy krok naprzod. -Shit- zaklal w tym momencie Mario, najwyrazniej majac na mysli plame na slipkach. -Czesc - powiedzialam. - Po raz pierwszy bylam na waszym koncercie i bardzo mi sie podobalo. -Bardzo nam milo - Mario sprobowal milo sie usmiechnac. - A skad jestes? -Z Ukrainy. -Ze Lwowa czy z Kijowa? -Z Sosniwki - sklamalam bezinteresownie. Nagle zachcialo mi sie podraznic tego pewnego siebie Maura. -Skad, skad? - spytal Mario. -Sosniwka to stara nazwa Czarnobyla. Rodzice zdazyli mnie stamtad wywiezc, jeszcze zanim wszystkim moim kolegom z klasy zaczely rosnac drugie glowy. Niektorych mozna jeszcze uratowac dzieki operacji, na to wlasnie pojda zebrane przez was dzisiaj pieniadze. Problem tkwil zapewne nie tylko w piwie, ale tez w nadmiarze adrenaliny, nagromadzonej przez rok calkowitego braku zycia osobistego. Poczulam, ze sie czerwienie. -Naprawde? - nie uwierzyl Mario. - A ja myslalem, ze z Czarnobyla juz dawno wszystkich wywiezli. -Moge porozmawiac z waszym menedzerem? - spytalam, nie zwracajac sie do nikogo konkretnego. -Nie mamy menedzera, ale ja jestem szefem zespolu - powiedzial gitarzysta basowy. - O co chodzi? -Chcialabym wam zaproponowac koncert we Lwowie. Na zaproszenie jednej z lwowskich grup. A potem 150 zaproszenie lwowskiej grupy do Gernsbach. Mysle, ze i dla was, i dla nich, i w ogole dlawszystkich to byloby ciekawe. -Niezly pomysl. Trzeba bedzie pomyslec. Moze wymienimy namiary i pogadamy na trzezwo - wyciagnal notes. - A propos, dziewczyna mojego przyjaciela jest z Sosniwki. To niedaleko od Lwowa i bardzo daleko od Kijowa. Noc w pociagu - powiedzial gitarzysta basowy a ja poczerwienialam jeszcze bardziej. Nastepnego ranka obudzilam sie z bolem glowy i dosc mglista wizja przebiegu wydarzen poprzedniego dnia. Czyzbym to ja, nietrzezwa i z butelka w garsci, wpakowala sie do meskiej garderoby i zaczela proponowac odjazdowym zachodnim rockersom koncerty w jakims tam Lwowie? Z drugiej strony, wspominajac zalane piwem kwiaty na genitaliach Marokanczyka, trudno mi bylo pozbyc sie watpliwosci, czy naprawde wszystko to jest takie odjazdowe, jak sie wydaje na pierwszy rzut oka. Ktos tam ma, zdaje sie, dziewczyne z Sosniwki. To zreszta tez w porownaniu ze Lwowem gleboka prowincja, tak jak to ich Gernsbach w porownaniu z Baden-Baden, a Baden-Baden w porownaniu z Berlinem. Juz dosc, pora isc na sniadanie. Od dzis surowy zakaz spozywania alkoholu i codziennych poobiednich spacerow po lesie. Moze by zaczac rano biegac? Zeby jakos wyregulowac poziom hormonow. Chociaz nie sadze, zeby to pomoglo. Sprobuje dalej trzymac sie w garsci i wiecej nie zaczepiac nieznajomych mezczyzn. Chcialoby sie wierzyc, ze przynajmniej moja 151 po protestancku surowa rodzina au-pair nie domysli sie, co bylo wczoraj."Dzis trzeci piatek miesiaca" - jak zawsze lakonicznie poinformowala mnie Frau de Laporte przy obiedzie. Oznaczalo to, ze miedzy druga a piata w budynku gimnazjum czlonkowie Lemberg-Hilfe beda pakowac pomoc humanitarna do skrzynek po bananach. Taki etap przygotowan przed wyslaniem kolejnego transportu trwal kilka miesiecy i moja obecnosc byla "bezwzglednie konieczna", jak wyrazila sie Meggy, by nazwiska adresatow napisac na skrzynkach nieznana mieszkancom Gernsbach cyrylica. Rzecz w tym, ze wysylajac pierwsze transporty, Lemberg-Hilfe podpisywalo skrzynki lacinka, ale gdy dowiedzialo sie pozniej o tajemniczym zniknieciu wielkiej ich czesci podczas ktorejs z licznych kontroli celnych, nie znalazlo lepszego wyjasnienia tego fenomenu jak to, ze ukrainscy celnicy po prostu nie rozumieja lacinskich liter, i dlatego blednie rozdzielaja otrzymane dary. Tym razem filantropii z Gernsbach starali sie zapobiec takiemu przykremu nieporozumieniu i korzystajac z okazji, poprosili mnie o pomoc. Wydawalo im sie, ze wystarczy prawidlowo wszystko opisac i dary w stanie nienaruszonym dotra do miejsca przeznaczenia. Nie chcialam rozwiewac ich zludzen, i w kazdy trzeci piatek miesiaca grzecznie chodzilam do gimnazjum podpisywac skrzynki po bananach. 152 -Masz troche czasu dzis wieczorem? - spytala Meggy, gdy nadeszla piata. - Chcialabym cie zaprosic na kolacje w przyjemnym towarzystwie. Mam nadzieje, ze przyjemnym - usmiechnela sie tajemniczo.-Mam, oczywiscie - odpowiedzialam, zaintrygowana, i umowilysmy sie, ze Meggy przyjedzie po mnie dziesiec po siodmej. -Poznajcie sie. To Olesia, dziewczyna z Ukrainy, o ktorej juz wam opowiadalam. Olesiu, to Mario i Robert, o ktorych tez ci juz opowiadalam. Pomyslalam sobie, ze moglibyscie sie lepiej poznac. -Juz sie poznalismy - probowalam nie przywolywac w pamieci szczegolow tej znajomosci. Sadzac z wyrazu skupienia na twarzy Maria, on takze mial klopoty z pamiecia. -Ta dziewczyna kiedys chciala nas zaprosic do swego rodzinnego miasta na wystepy, Mario - pomogl przyjacielowi Robert. - To jak, nie rozmyslilas sie jeszcze? -A, rzeczywiscie, na tamtym koncercie sponsorem byl browar. Pamietam. Do dzis nie moge patrzec na piwo. -Nie, nie rozmyslilam sie. Chce nawet przekonac Lemberg-Hilfe, zeby zostalo oficjalnym sponsorem akcji. Bo waszych honorariow moze nie wystarczyc nawet na bilety. Poczulam, jak poziom adrenaliny w mojej krwi znowu gwaltownie sie podnosi, spada temperatura palcow u rak, oddech przyspiesza, jak u lyzwiarek w ostatniej minucie wystepu, a gdzies gleboko w srodku napina sie, drzy i za chwile peknie cieniutka struna. 153 -To niezly pomysl. Slyszysz, Mario, co powiesz na pierogi, barszcz i najpiekniejsze kobiety swiata? - ozywila sie Meggy, obrzucajac Roberta spojrzeniem, ktore zdradzalo zainteresowanie znacznie silniejsze niz tylko przyjacielskie.-No, jesli tu robia pierogi albo barszcz, to jestem za. Pieknych kobiet nam dzisiaj nie brakuje - z galanteria usmiechnal sie Mario. -To pizzeria, Mario, a my mowimy o pierogach we Lwowie, na Ukrainie, dokad moze pojedziemy razem z Lemberg-Hilfe - Robert odpowiedzial Meggy spojrzeniem doswiadczonego zigolo, ktory przywykl do tego, ze kobiety zwracaja na niego uwage i umie pokazac, jak bardzo mu sie to podoba, ale rownoczesnie nie ukrywa lekkiego znuzenia ta nieustanna i jawna przychylnoscia kobiet. Bardzo profesjonalnie, trzeba przyznac. Rozmowe na pewnien czas przerwalo pojawienie sie kelnera, potem przyniesiono nam wino i zaraz po pierwszym lyku Mario ozywil sie bardziej. Alkohol wplywal na tego chlopca blyskawicznie. Zastanowilo mnie, jak czesto pozwala temu wplywowi zapanowac nad soba, ale nie zdazylam rozwinac mysli. -Ja w ogole lubie sie powloczyc. Odlot, jak gdzies jedziemy z koncertem, musi mi sie cos wesolego przytrafic. Pamietasz, Robert, jak jechalismy do Wloch, a ja zapomnialem paszportu, to znaczy nie zapomnialem, tylko wsadzilem do kieszeni marynarki. Bo tak dlugo stalismy na granicy, ze zachcialo mi sie do kibla, i poszedlem go szukac, a paszport trzymalem w garsci. A potem odruchowo wsadzilem do kieszeni marynarki. To znaczy naj- 154 pierw wsadzilem, a potem zapomnialem. Jednym slowem, niezla jazda.Wychodze z kibla i akurat nasza kolej na granicy. Robert pyta: "Mario, masz paszport?". On zawsze mnie sprawdza, bo ja czesto zapominam i cos placze. A ja na to: "Mam, Robert, przeciez nie jestem ostatni duren". No i naprawde nie jestem duren, tylko czesto zapominam i cos moge przegapic. I podchodze do celnika, mysle, ze paszport mam ciagle w kieszeni koszuli, tam, gdzie byl, zanim poszedlem do kibla. Celnik pyta: "IIpassaporto?". A ja mu na to: "Si, bambind'. Ja do kieszeni koszuli, a tam guzik, zadnego ii passaporto nie ma. Ale byla jazda. Pamietasz, Robert, jak zescie wszyscy wtedy na mnie przysiedli? Bo koncert mial byc zajebisty. Na prestizowym festiwalu. I forse niezla wywalili. Ja sam malo nie peklem, zdjalem marynarke i rzucilem na ziemie, i mysle, gdzie sie podzial ten zakichany ii passaporto. Dobrze, ze sam wypadl z kieszeni, bo bysmy go nie znalezli. "Muzykanty to niemadry narod. Taka u nich robota, wiecznie w uszach dudni, to ony i od tego glupieja. Jeszcze w zyzni nie widziala umnego muzykanta. Ty trzy-majsia od nich jak najdalsze, wnusiu" - pouczala mnie babcia, kiedy zakochalam sie w dlugich piorach i blekitnych oczach innego muzyka, bez domieszki marokanskiej krwi, ale obdarzonego nie mniejszym temperamentem. A moze nawet inteligentniejszego. Watpie, czy Mario moglby powiedziec z pamieci chocby jeden sonet Szekspira. Od razu widac, ze nigdy nie mial dziewczyny filolozki. 155 Chociaz z drugiej strony, po co szukac w mezczyznach inteligencji? Dopiero kiedy pojawiajasie problemy z temperamentem czy potencja, trzeba jakos ratowac niezreczne milczenie. Szekspira cytowac, Llose, albo - w szczegolnie ciezkich przypadkach - nawet Szewczen- ke: "Pochowajcie i wstawajcie, porywajcie peta...". A kiedy wszystkie pierwszo- i drugorzedne cechy plciowe funkcjonuja prawidlowo, to w zasadzie rozmowa nie jest konieczna. Taka autoterapia zajmowalam sie do samego deseru, zeby sie oderwac i nie sluchac, co mowi Mario, a rownoczesnie skoncentrowac na tym, jak to robi. Na barwie jego glosu, gestykulacji, mimice, na jego dlugich, szczuplych palcach, zmyslowych wargach, smaglej cerze, ktora z bliska wydawala sie jeszcze gladsza, przyjemniejsza w dotyku, aksamitna. "Jak w reklamie nowego mydla NIVEA" - usilowalam w myslach zakpic z samej siebie, z prymitywnosci wlasnych gustow, z - hm - wyposzczenia, z drzenia koniuszkow palcow. Ale te slabe proby beznadziejnie tonely w coraz silniejszej checi przerwania tej zywej opowiesci dlugim pocalunkiem, zapomnienia, ze dookola sa ludzie, ze cywilizowani ludzie, nie mowiac juz o dobrze wychowanych dziewczetach, nie gapia sie na usta rozmowcy przez caly wieczor, nie bladza pod stolikiem nerwowo i ukradkiem palcami po wlasnych udach, wyobrazajac sobie, ze robi to ktos zupelnie inny. Ze nie jestesmy w zadnej restauracji, obok nie ma Meggy i Roberta, i nie toczy sie tak idiotyczna rozmowa. Scislej, zadna rozmowa. Tylko spojrzenia, rece i usta, 156 zajete z cala pewnoscia czyms innym niz pochlanianie wloskiej pizzy z francuskim winem.Zeby nie wydac sie niegrzeczna, probowalam przynajmniej czasami dodac cos do rozmowy. Zywo omawialismy szczegoly przyszlych wystepow Szarych Skarpetek we Lwowie. Kazdy wiazal z ta podroza wlasne nadzieje. Meggy, jak podejrzewam, interesowala mozliwosc znalezienia sie z dala od meza, znajomych, rodziny, sasiadow, wszystkich oprocz Roberta. Mnie interesowala mozliwosc znalezienia sie gdziekolwiek, byle blisko Maria. Robert wyraznie nie mial nic przeciwko temu, zeby troche pobyc zigolakiem, tym bardziej, ze wlasnie przeciagal mu sie kolejny okres bezrobocia (podczas kolacji opowiedzial, ze zarabia na zycie naprawianiem urzadzen elektrycznych, ale nie moze dlugo sie utrzymac w jednym miejscu pracy, bo jego tworcza natura wymaga ciaglych zmian: "I tak wlocze sie przez cale moje 34 lata - z grupy do grupy, z jednej firmy do sasiedniej, od jednej kochanki do drugiej"). Maria w tym pomysle tez najwyrazniej cos interesowalo, sadzac z jego ozywienia. Tylko ciekawe, co? Chcialoby sie wierzyc, ze nie sama architektura "drugiego Wiednia" i "malego Paryza". -Bedzie super - cieszyl sie Mario. - Jeszcze nigdy nie bylem tak daleko na wschod. A to prawda, ze macie inny alfabet? -I dzikie niedzwiedzie chodza po ulicach. A ludzie jedza rekami surowe mieso i zdychaja od promieniowania. - Nie wytrzymalam. Takie pytania denerwuja mnie nawet w stanie silnego pobudzenia seksualnego. A raczej, 157 wtedy szczegolnie mnie denerwuja wszelkie pytania, zwlaszcza glupie. Jeszcze gorzej czujesie chyba tylko wtedy, gdy ktos pyta: "A to prawda, ze jezyk ukrainski rozni sie od rosyjskiego?". Zdezorientowany Mario spojrzal na mnie i na wszelki wypadek kolejny raz elegancko sie usmiechnal. Naj wyrazniej nie mial odwagi prosic o wyjasnienie, w oba wie, ze Robert znowu tonem starszego brata zwroci m uwage. A moze po prostu mial zwyczaj nie dopytywac sie, jesli czegos nie rozumial. Czy moze wszystko rozumial i tylko udawal takiego gluptasa, zeby nie wyjsc ze scenicznego image ul Jednym slowem, niezaleznie od tego, jak wygi dala prawda, za ten usmiech zdolna bylam przebaczyc ni takie rzeczy. Dlatego spor na tematy polityczne na tym si wyczerpal i przeszlismy do deseru. -Zapraszam jeszcze wszystkich do siebie na kieliszek prawdziwej teauili - oglosila Meggy, gdy wszyscy skonczyli lody. "Mojego starego dzis nie ma" - szepnela mi na ucho. Wszyscy bylismy juz niezle wstawieni. U mnie objawilo sie to przejsciem mysli od fazy uspokajajacej autoterapii do fazy nasilonej autosugestii. Nagle przypomnialy mi sie wszystkie moje nastoletnie kompleksy, ktore zdolalam juz przezwyciezyc, zaczynajac od wstydu spowodowanego brakiem biustonosza i malymi piersiami do wstydu zbyt glupiutkiego chlopaka, z ktorym doszlam az do pocalunkow, dalej do wstydu za chlopca, z ktorym poza pocalunki sprawy sie nie posunely i konczac nieprzyjemnym wspomnieniem nieogolonych w pore nog oraz niebezpiecznych dni cyklu. 158 Przed wyprawa "na tequile" postanowilismy jeszcze wypic wina dla odwagi i weszlam wnastepna faze upojenia. Od wspomnien o kompleksach, ktore zdolalam juz pokonac, przeszlam do tych, ktorych jeszcze nigdy nie udalo mi sie przelamac, i zaczelam przekonywac sie do wykorzystania okazji, by wzbogacic wlasna kolekcje namietnosci marokanskim egzemplarzem. Poniewaz w czasie kolacji nie udalo mi sie ostatecznie ustalic, w jakim stopniu chlopak o smaglej cerze i niebezpiecznie blekitnych oczach odwzajemnia moje uczucia, jak zreszta nie udalo mi sie ustalic, czy w ogole je odwzajemnia, istnialo pewne ryzyko "nadziania sie", jak nazwalby to sam Mario. Ale "jazda" stanu pelnego upojenia polega wlasnie na gotowosci do ryzyka, gotowosci pokonania wszelkich kompleksow, przeszkod, wahan, niepewnosci, strachu, moznosci czy niemoznosci, checi czy niecheci, cudzej i wlasnej, pokonania wszystkiego i wszystkich dla osiagniecia celu, na ogol niezbyt szlachetnego. Proces samoprzekonywania sie plynnie zmierzal do udanego konca, a my bylismy juz u Meggy w domu, po trzeciej teauili, gdy rozmowa o Lwowie na pewien czas ucichla. Meggy wlaczyla muzyke. Przypomnialam sobie wszystkie znane mi z literatury przyklady kobiet, ktore pierwsze wyznawaly milosc mezczyznom, od niesmialych dziewczat z prowincji w klasycznej literaturze rosyjskiej, do kobiet mieszkajacych dalej na poludnie, gdzie - jak wiadomo - z brakiem kompleksow i postepowym wychowaniem seksualnym bylo o wiele lepiej niz na zimnej Polnocy. 159 I kiedy zahamowalam ten potok swiadomosci, probujac przywolac w pamieci bohaterkiliteratury ojczystej, ktore cechowalaby taka smialosc, nie zdolalam sobie przypomniec nikogo oprocz Roksolany - choc tu nie mialam calkowitej pewnosci, czy ona pierwsza oswiadczyla sie sultanowi tureckiemu, czy jednak on jej - Meggy po cichu zaciagnela Roberta do innego pokoju. Jesli - Czytelniku! - juz przelykasz sline i usilujesz ukryc przed otoczeniem niespodziewane naprezenie w spodniach w oczekiwaniu szczegolowego opisu burzliwej marokanskiej namietnosci, rozluznij sie i napij goracej herbaty. Zostalismy w pokoju sam na sam z Mariem i z cudownym fotelem, jakby specjalnie stworzonym do prowokowania wybuchow niekontrolowanej namietnosci, czulosci, goracego pobudzenia, scen zazdrosci, drzenia, gwaltu, wstydu, nawet przedwczesnej ejakulacji. Na wszystko bylam bardziej gotowa niz na to, co zobaczylam po uwaznym wpatrzeniu sie w mrok pustego pokoju. "Czy slyszeliscie noca cichy szelest lip?". Ano wlasnie, jak tu byc zadowolona, gdy kochany spi, a z sasiedniego pokoju slychac przytlumione jeki. Rano ani Meggy, ani Robert, nie mowiac o mnie, nie sprawiali wrazenia szczegolnie szczesliwych. Najwiecej ozywienia przy sniadaniu przejawial Mario, ktory usilowal dowiedziec sie ode mnie czegos o wlasciwosciach lwowskiego klimatu, by zawczasu przygotowac potrzebna odziez. Pozniej Meggy opowiedziala mi, ze Mario i Robert to para, i wlasnie zamierzali razem zamieszkac, ale po tym 160 wieczorze na krotko sie poklocili. Scislej, Mario poklocil sie z Robertem i nikomu niepowiedzial o co. Zreszta szybko sie pogodzili. Pomoc humanitarna dla Lwowa niebawem zostala do konca zapakowana i wyslana. O koncertach na Ukrainie nikt juz wiecej nie wspominal. Namietnosci po wlosku. Enzo Podroz wzdluz granicy francuskiej albo poszerzanie horyzontow geograficznych, erotycznych i innych Wszystko zaczelo sie tuz przed koncem mojego pobytu na ziemi badenskiej, opiewanej przez licznych poetow niemieckich oraz przedstawionej przez licznych pejzazystow, ktorych dziela mozna ogladac w muzeach Baden-Baden i innych polozonych nieopodal miast. Niektore z tych plocien, znacznie nowsze, a przewaznie wspolczesne, mozna spotkac w miejscowych domach - i w ten sposob wyrobic sobie zdanie na temat obecnego stanu badenskiego krajobrazu, z czego warto zapamietac tylko tyle, ze Wolfgang Grimze jest tym, ktory namalowal budynek ratusza w miescie Gernsbach, i ze jego obraz wisi w mieszkaniu rodziny Saltzbachklotzentach. Z kolei Wolfgang Griimze to malarz, ktory tez namalowal budynek ratusza w miescie Gernsbach, ale jego obraz wisi w mieszkaniu rodziny Klotzbachsaltzentach. A Otto Dix to - jak sie okazuje - ten sam Otto Dix, slawny przedstawiciel kierunku "nowej rzeczowosci" w niemieckim malarstwie powojennym; kilka jego obrazow zachowalo sie nawet w podbadenskich muzeach, a stajac przed nimi, nagle zaczyna sie rozumiec, jak to dobrze, ze nie namalowal on ratusza w Gernsbach i ze 162 jego obrazy sa za drogie na to, by zawisnac w mieszkaniach rodzin Saltzbachklotzentach iKlotzbachsaltzentach, nawet gdyby czlonkowie tych rodzin zlozyli sie i kupili jeden taki obraz, a potem po kolei wieszali go u siebie. Tak wiec juz wkrotce mialam swoim powrotem uszczesliwic rodzine, a pozbawiona pomocy Frau De Laporte zasmucic - choc moglo byc odwrotnie. Albowiem "nigdy nie wiesz, co cie wkrotce spotka, ani tego, co naprawde ludzie o tobie mysla. A wszystko, co sie dzieje, to wola boska". Tak mawial nasz sasiad, Herr Stein. Tuz przed powrotem do domu wpadlam na pewien pomysl. Co by sie stalo, gdybym wymarzony powrot do wykonczonej kryzysem ekonomicznym ojczyzny odlozyla i zamiast zamieniac syty zywot opiekunki do dzieci na zaszczytna, lecz uboga dole bezrobotnego filologa ukrainskiego lub jeszcze zaszczytniejsza i nie mniej licha dole doktorantki Lwowskiego Uniwersytetu Panstwowego, sprobowala sil w roli studentki innego, uswietnionego filozoficznymi tradycjami, uniwersytetu. Wahajac sie chwile nad wyborem, uznalam wyzszosc Fryburga nad Heidelbergiem, bo choc w Heidelbergu byli przede mna bracia Grimm, E. T. A. Hoffman i Adelbert von Chamisso, to we Fryburgu wykladali oraz mieszkali nie tylko Martin Heidegger oraz Edmund Husserl, ale tez Dmytro Czyzewski - ze nie wspomne o Marinie Cwietajewej, licznych kolach Ukrainskiego Czerwonego Krzyza, lwowskim chorze meskim Prome-tej, ludowym zespole piesni i tanca Czeremosz czy chorze chlopiecym Dudaryk. Czy to nie byl wspanialy pomysl, 163 by uczyc sie i pracowac na tak bogatej w tradycje i wspomnienia ziemi?Niewiele potrzebowalam, by swoj zamysl wcielic w zycie. Wystarczylo otrzymac pozwolenie z uniwersytetu na studiowanie, z konsulatu niemieckiego na wjazd, znalezc pieniadze na podroz, srodki na utrzymanie i rozpoczac nowe, szczesliwe zycie. Jak wiadomo, chciec to moc. Drobiazgi, ktore trzeba bylo zalatwic, trudno nawet nazwac przeszkodami. Wkrotce znalazlam sie w pociagu drugiej klasy, ktory wjezdzajac na przedmiescia Fryburga, mija budynek, w ktorym mieszkal i pracowal znakomity ukrainski naukowiec, Dmytro Czyzewski. Z gory wiedzialam, ze spotkam w tym miescie wielu Ukraincow, w wiekszosci lwowian. Juz w pierwszym tygodniu poznalam trzy Iry, pracujace w niemieckich rodzinach jako au-pair, dwie Olgi, ktore juz odpracowaly swoje au-pair i zostaly studentkami, oraz z jednego Jurija, ktory do Niemiec przyjechal z rodzicami i tez probowal zostac studentem, co nie udawalo mu sie z powodu slabej znajomosci niemieckiego. Funkcjonowalo tu tez cos takiego jak towarzystwo "starych Ukraincow" - powojennych emigrantow, spotykajacych sie co druga niedziele w jednym z fryburskich kosciolow. Po mszy towarzystwo bylo zapraszane na obiad do wujka Szpylki, ktory za kazdym razem opowiadal o swoich heroicznych czynach w szeregach UPA, kazdego, kto po raz pierwszy przychodzil na obiad, obdarowywal zolto- blekitnym proporczykiem z wlasnorecznie wyszytym godlem Ukrainy, po 164 czym zwracal sie do nowo przybylej osoby z prosba by "podczas kolejnej wizyty do Ukrainyosobiscie wreczyc panu prezydentowi wazny dokument". Sam wujo nie jezdzil "do Ukrainy" juz od ponad dwudziestu lat. Na kopercie z "waznym dokumentem" widnial adres zwrotny: Pan Spilka Freiburg Tym razem w paszporcie mialam wbita wymarzona wize studencka, ktora nie tylko pozwalala w ciagu najblizszego roku swobodnie przemieszczac sie po Europie, ale i dawala zezwolenie na trzymiesieczna prace w kraju o najwyzszej sredniej placy. Au-pair-wiza. umozliwiala co prawda swobodne przemieszczanie sie po Europie, ale pozwalala jedynie na prace w??-^?'?-rodzinie. Ta ostatnia byla zobowiazana zapewnic swojej au-pair mieszkanie i wyzywienie, placila po 3 marki za godzine, podczas gdy ta sama praca wykonana przez nie-a.u-pair kosztowalaby 15 marek. A poniewaz ostatnio w Niemczech stalo sie bardzo modne miec sprzataczke-Slowianke, zwlaszcza z wyzszym wyksztalceniem, warunki do pracy byly znakomite. Niektore modne panie domu uznawaly nawet ten rodzaj dzialalnosci za charytatywny i przygladajac sie, jak odkurzam, myje okna czy prasuje, pytaly ze wspolczuciem, czy to prawda, ze ludziom na Ukrainie zyje sie znacznie trudniej niz w Niemczech. Pierwszym problemem w zyciu nie-a.u-pair, ktory nalezalo rozwiazac, bylo mieszkanie. Znalezienie wolnego 165 pokoju we Fryburgu, podobnie jak w kazdym innym niemieckim miescie uniwersyteckim, niebylo latwe, a dla kogos, kto nie mogl zaplacic z gory - jeszcze trudniejsze. O tym, w jaki sposob nie warto szukac mieszkania Zaczelam od ogloszenia w gazecie. "Studentka szuka pokoju w zamian za kazda prace domowa". Na moje pierwsze ogloszenie odpowiedzialo tylko trzech mezczyzn. Pierwszy nazywal sie Schmidtbauer i z miejsca zapytal, czy potrafie myc okna. Uslyszawszy odpowiedz pozytywna, zaproponowal mi jeden z trzech pokoi, w zamian za co mialabym odkurzac i myc okna w dwu pozostalych oraz przyszywac oderwane guziki. Zapytalam, czy nie moglibysmy sie najpierw poznac. Zgodzil sie i wyznaczyl miejsce spotkania. Po polgodzinie zadzwonil ponownie i ciezko dyszac w sluchawke, zapytal, czy nie bylabym zainteresowana uprawianiem seksu z "odpowiednio zamoznym i wlasciwie przystojnym" biznesmenem. Kolejny zainteresowany nie przedstawil sie, z miejsca przechodzac do rzeczy. Interesowal go masaz erotyczny, ale tylko u mnie. Trzeci nazywal sie Klaus, tak jak jego poprzednicy strasznie dyszal w sluchawke, i nie tracac czasu na zbedne wyjasnienia, zaproponowal mi "dochodowy interes". "Interes" mial polegac na noszeniu kosztownej bielizny. Trzeba ja bylo raz na dwa tygodnie zabierac od Klausa, nosic przez 166 dwa tygodnie, nie zdejmujac, i oddawac brudna z powrotem. Za kazdy komplet mialamotrzymywac 20-25 marek. Im mocniejszy zapach, tym wyzsza placa. -To jak? - zapytal Klaus i zadyszal jeszcze glosniej. - Rozumiem, ze jak kazda porzadna dziewczyna bedziesz miala moralny dylemat... -Nie, no co pan. Jaki dylemat? Oczywiscie, ze sie zgadzam. Gdzie jeszcze mozna tak latwo zarobic pieniadze? To po prostu nadzwyczajne szczescie, ze pan dzwoni. Prosze tylko powiedziec, co bedzie, jesli upuszcze odrobine moczu na pana droga bielizne? Wie pan, mam taka mala przypadlosc. Wtedy prac czy nie prac? Ale dlaczego pytam o takie bzdury, oczywiscie oddac nie prana, im silniejszy zapach, tym bardziej zadowolony klient. Moze potrzebuje pan wiecej wspolpracowniczek. Mam tu kilka kolezanek, to moge popytac. A moze w ogole rozwiniemy miedzynarodowy biznes? Na przyklad: noszone majtki z Ukrainy. Wie pan, ile tam pieknych dziewczyn, a ceny o wiele nizsze. Tam to dla pana chocby i pol roku nie beda majtek zdejmowac. A w dodatku rzadko bywa woda, to o mocny zapach nie ma sie co martwic. A meskiej bielizny pan nie chce? Bo moj chlopak wlasnie szuka pracy... - Klaus odlozyl sluchawke. Kolejne ogloszenie sformulowalam juz ostrozniej: "Studentka wynajmie pokoj. Cena do uzgodnienia". Ze starych znajomych odezwal sie tylko bezimienny spragniony masazu erotycznego, poza nim zadzwonilo jeszcze trzech w sprawie masazu zwyklego i trzech spragnionych seksu przez telefon. 167 "Wreszcie gazeta trafila tez do rak nie ogarnietych zadza seksu. Udalo mi sie poznac zMichaelem, wlascicielem firmy myjacej okna na zamowienie przedsiebiorstw i osob prywatnych. Pracujac dla tej firmy w tempie dziesiec okien na godzine, mozna bylo zarobic 12 marek. Znacznie mniej niz za noszenie majtek, ale tez znacznie wiecej niz za godzine jakiejkolwiek pracy na Ukrainie. Jako ostatni zadzwonil Wloch, Vincenzo Argentino, i powiedzial, ze ma pokoj. Na wszystkie kolejne pytania uslyszalam lakoniczna odpowiedz: "Przyjechac - zobaczyc", wytlumaczyl jak dojechac i odlozyl sluchawke. Argentino byl Wlochem z Mediolanu, mial 35 lat i z zawodu byl kierowca ciezarowek. Niewysoki, z gestymi, ale nie kreconymi wlosami, w ciemnych okularach oraz bialych spodniach. Dokladnie tak zawsze wyobrazalam sobie Ostapa Bendera. Pierwsza rzecza, jaka powiedzial, kiedy sie spotkalismy, bylo: "Ja bardzo zly mowic po niemiecka". Jak to mu sie udalo po dziesieciu latach zycia we Fryburgu, na zawsze pozostanie dla mnie tajemnica. Vincenzo mieszkal w czteropokojowym mieszkaniu niedaleko centrum. Odkad opuscila go zona, zostawiajac corke, Enzo (od razu zaproponowal, by zwracac do niego jak do przyjaciela) szukal darmowej gosposi. Byl bezrobotny, dlatego nie stac go bylo na platna sprzataczke. Jeden z czterech pokoi byl wolny, i dlatego moje ogloszenie zainteresowalo Enza. Podczas pieciogodzinnej rozmowy z gospodarzem usilowalam dowiedziec sie: 168 1. jakie beda moje przyszle obowiazki;2. kiedy bede sie mogla wprowadzic; 3. gdzie bede spac pierwszej nocy (w proponowanym mi pokoju, poza koszem na bielizne, niczego nie bylo). Jednakze dowiedzialam sie tylko, ze: 1. Enzo nienawidzi przymusu; 2. na swiecie istnieja tysiace kobiet, ale zakochac sie mozna tylko w jednej jedynej; 3. Enzo gardzi wszystkimi istotami plci zenskiej, poza wlasna corka; 4. corka jest mu najdrozsza ze wszystkiego, co ma; 5. wszystkie kobiety pragna tylko jednego; 6. wszystkie kobiety pragna tylko tego, by uwiesc mezczyzne; 7. wszystkie kobiety pragna tylko tego, by wykorzystac uwiedzionego przez siebie mezczyzne; 8. wszystkie kobiety to wiedzmy, i dlatego nie mozna im wierzyc; 9. w kobiecie mozna sie zakochac, ale nie mozna jej szanowac; 10. wszystko, co wyzej powiedziane, dotyczy wszystkich kobiet na swiecie za wyjatkiem tej jednej jedynej, w ktorej sie mozna zakochac naprawde; 11. na swiecie istnieja tysiace kobiet, ale tylko w jednej jedynej mozna sie zakochac naprawde; 12. Enzo nienawidzi przymusu. Argentino zapytal, czy nie mam problemow z narkotykami, a uslyszawszy negatywna odpowiedz, zaproponowal, bym zostala jego corka, a dla jego corki - matka. 169 Jeszcze raz zapytalam, kiedy bedzie mozna sie wprowadzic, i uslyszalam: "Chocby zaraz.Jechac, zabrac swoja rzecz i wprowadzac sie. Prawda, potem ja moze nie byc w dom. Ale moze byc". Zaproponowalam, zebysmy sie umowili na jakis inny dzien, kiedy Enzo na pewno bedzie w domu, na co uslyszalam: "Ty wszystko brac zbyt powazny. Usmiechac sie, a mniejsza byc twoja problem". W dniu przeprowadzki Enzo przywital mnie w brudnym szlafroku, usmiechniety promiennie i ze szklanka wina w rece. "Dlaczego nie mowic, ze dzis przyjechac? Ja pozyczyc przyjaciel auto i przewiezc ciebie i twoja rzecz. Ja dzis wolny dzien. Grzech zajmowac sie sprawy, kiedy za okno slonce. Ja dlatego nie planowac nic z przodu, bo nigdy nie wiedziec jaki dzien slonce". Z pokoju, ktory od teraz mial byc moim, znikla bielizna, ale nic wiecej sie nie zmienilo. Sprobowalam jeszcze raz dowiedziec sie czegos w kwestii lozka, ale Enzo, nadal usmiechniety od ucha do ucha, tylko szerzej otworzyl drzwi do swojej sypialni: -Wystarczyc miejsce? -Ale to twoje lozko. -Moja drogi, ja juz mowic i nieraz powtarzac. Ty zbyt powazny brac zycie. Lapac chwila i zachwycac sie nim, poki mloda. O, tu czysty recznik, ty isc zmyc zmeczony, a potem my sie zachwycac ta przepiekna slonce i ta wspaniala wino. Wszystko, co ty potrzebowac, stoic w strych. Kiedy ja miec wolna czas, to zrobic twoja pokoj. A teraz ja spac do salon. 170 Po prysznicu troche poprawil mi sie nastroj. Zalozylam szlafrok i wsunelam pantofle; rozlozylismy sie z En-zem na balkonie i zaczelismy rozkoszowac sie sloncem i winem. Kiedy oproznialismy butelke, mialam szczescie znow uslyszec wylozone w zwiezlym wariancie dwanascie przykazan zyciowych Enza, jak rowniez gleboka madrosc na temat tego, jak wazne jest kochac chwile, usmiechac sie i nie brac wszystkiego zbyt serio. Enzo mowil bardzo wolno, dlugo dobierajac potrzebne slowa i starajac sie podkreslic wszystko, co mowil, ruchami ciala.Widac bylo, ze czesto powtarza ten monolog, ale jak kazdy prawdziwy artysta, za kazdym razem stara sie dodac nowe szczegoly, doskonalac forme i tresc: "Rozumiec (to bylo jego ulubione slowo), rozumiec, ty po prostu jeszcze zbyt mlody i niedoswiadczony, zeby rozumiec prosta prawda. Ten prawda prosty jak dzien i trudny jak zycie. Niektory musi przezyc caly zycie, zanim ten prawda zrozumiec, rozumiec? Ja to powtarzac odnowu i odnowu, choc ty i tak za mlody, zeby to rozumiec. Rozumiec, na swiecie istniec tysiac kobieta, miliony, miliardy, biliardy kobieta. Kazda w swoj sposob piekny, rozumiec? Jak chciec, to w kazda mozna zakochac sie. Ja na przyklad zakochac sie tysiac raz na dzien. Kazda z nich mozna nawet miec jak zachciec. Kazda mezczyzna mozna zdobyc dziesiatek, nawet setek kobieta, jesli sie postarac. Ale wszystko to nic nie oznaczyc. A wiedziec czemu? Nie, ty nie wiedziec. Ty jeszcze za mlody i niedoswiadczony, zeby wiedziec. Wszystko to nic niewarta, bo prawdziwy zakochac sie mozna tylko w jedna, rozumiesz, w jedna...". 171 -Dzien dobry. Jestem Sabina. Na progu balkonu stala usmiechnieta kobieta w srednim wieku, a obok niej trzynastoletnia dziewczynka. -Rafaela, dzien dobry. -Olesia. -To moj corka, najdrozszy ze wszystko, co miec. A to moj dawna zona. -Bardzo mi milo - sklamalam. - Bede pracowac u pani meza. Sabina ze zrozumieniem kiwnela glowa: "Sadze, ze jest pani dokladnie tym, czego mu trzeba". Staralam sie nie myslec o tym, co wlasciwie miala na mysli, i nie chcialam sie tlumaczyc, tym bardziej, ze w szlafroku kapielowym i pantoflach wyszloby to malo wiarygodnie. -No to powodzenia, lece - Sabina znow usmiechnela sie zyczliwie i znikla w drzwiach. -Pomoge ci umeblowac pokoj. Ide do Katrin. Ostatnie zdanie skierowane bylo raczej do ojca. Enzo jeszcze o cos zapytal corke po wlosku, odpowiedziala i tez znikla w drzwiach. -No i widzisz, wszystko sie ulozyc w porzadku - na stroj Enza wyraznie sie poprawil. - Rozumiesz, Rafaela bardzo wrazliwy dziewczynka, ja nie chciec nic decydo wac bez pytac ona. Teraz mozna zaczynac z meble. Ja juz tobie mowic i jeszcze nie raz powtarzac: "Nie brac wszystko tak powazny. Usmiechac sie i tobie byc o wiele mniej problem". A teraz my jesc obiad. Wloski kuchnia najwspanialszy w swiecie, zeby ty wiedziec. 172 Pozniej, mniej wiecej po miesiacu od mojej przeprowadzki do mieszkania Vincenza, Sabina jeszcze raz przyszla w gosci; przywiozla Rafaele po wizycie u babci. Enza nie bylo w domu, mialysmy wiec okazje pogadac "po babsku". Byla zona Enza zrobila na mnie naprawde dobre wrazenie.,Ani troche nie uwazam sie za kobiete wyemancypowana - narzekala. - Ale nawet moj ojciec, ktory cale zycie utrzymywal rodzine i mial bardzo konserwatywne poglady, byl przeciwny, bym przynosila mezowi pantofle do lozka, kiedy wraca z pracy, pytala go o pozwolenie na wydanie pieniedzy, nawet tych, ktore dostalam od rodzicow na gwiazdke, czy w milczeniu znosila, kiedy po pijaku podnosil na mnie reke.Nie mowiac juz o zdradach, ktorych Enzo czesto nawet przede mna nie kryl, uwazajac, ze mezczyzna ma prawo do malych wyskokow. Enzo jest mily, troskliwy, dobry, ale ma strasznie przestarzale poglady na zycie. Moi rodzice zawsze byli przeciwni naszemu slubowi, oni w ogole uwazaja, ze dla cudzoziemcow nie ma miejsca w Niemczech, nigdy nas nie zapraszali, kiedy zbierali sie u nich przyjaciele, bo sa lekarzami, a ich ziec kierowca, i w dodatku cudzoziemcem. Bardzo sie tego wstydzili. Moi starzy znajomi z czasem tez zaczeli unikac spotkan z nami, wiesz, Enzo fatalnie mowi po niemiecku, a czasem przy stole w towarzystwie pozwala sobie na jakies prostackie dowcipy albo po prostu za duzo pije. A to takie krepujace w przyzwoitym towarzystwie. Probowalam mu wyjasnic, ze tak nie mozna, ale on niczego nie slucha, bo uwaza, ze mezczyzna nie powinien sluchac kobiety. 173 Ja z kolei w towarzystwie jego kolegow sie nudzilam. Wlosi-emigranci, ktorzy pierwsze 20 lat zyja w strachu, by nie odebrano im obywatelstwa, a przez kolejne oburzaja sie na nierowne prawa z Niemcami. Oszczedzaja na proszku do prania, za to co niedziela spijaja sie do nieprzytomnosci i tluka swoje zony, maja duzo dzieci i psow, karaluchy w mieszkaniach i antysanitarne warunki, sa niewyksztalceni i wulgarni, o czym z nimi rozmawiac? Enzo jest bardzo rodzinny, odpowiedzialny i bardzo kocha nasza coreczke. Przez pewien czas bylismy bardzo szczesliwi, ale potem... Zadna kobieta tego nie zniesie. Powinien byl sie ozenic z Wloszka. Niemkom bardzo trudno jest zrozumiec ten patriarchalny swiat. Moze ty znajdziesz z nim wspolny jezyk. Na Ukrainie mezczyzni tez pewnie bija swoje zony, a te cierpia w milczeniu i nocami placza w poduszke. Zrobilo mi sie zal tych dwojga samotnych ludzi, ktorzy stali sie ofiarami jakichs wielkich abstrakcji, czyichs przekonan, pogladow, uprzedzen i plotek, ofiarami wychowania rodzicow, siebie samych, "mysli spolecznej" i jeszcze wielu innych rzeczy, ktore wygladaja na smieszne i nieistotne, w porownaniu z ich zmeczonymi twarzami, zgarbionymi ramionami, z tym, jak do dzis czerwienia sie, rzucajac na siebie ukradkowe spojrzenia, z nerwowoscia ich corki pozbawionej rodziny, domowego zacisza i normalnego wychowania. Ciekawe, jakiego zdania na temat malzenstw Niemcow z cudzoziemcami bedzie sama Rafaela? 174 O osobliwosciach i mozliwosciach pracy mlodej Ukrainki w NiemczechJeszcze szesc koszul. Kolnierz, prawy rekaw, lewy rekaw, plecy, przod, znowu kolnierz. Drogie importowane zelazko starannie paruje, za oknem niepostrzezenie nadciaga wieczor i coraz wyrazniej - deszcz. Wczoraj ktos ukradl mi rower, a dzis zgubilam parasol. Deska do prasowania rowniez jest z importu, tez droga, ale to w zaden sposob nie wplywa na moj stosunek do pracy - moze tylko na jej efekty. Pieniadze, ktore dzis zarobilam, powinny wystarczyc nie tylko na tramwaj, nowy parasol, ale i na caly nastepny tydzien. Jesli sie postaram, wystarcza, choc to i tak nie poprawia mi nastroju. -Czy zyczy sobie pani, bym cos dla niej zagral na tym instrumencie? - pyta Herr Weiss, jak zawsze na pol godziny przed koncem mojej pracy. Wrodzona niemiecka dokladnosc zmusza go do zadawania pytan wylacznie pelnymi zdaniami. Herr Weiss nigdy nie zapyta: "Czy zyczy sobie pani, bym cos dla niej zagral na instrumencie?", albo: "Czy zyczy sobie pani, bym cos dla niej zagral?", albo "Czy zyczy sobie pani, bym cos zagral?". Znamy sie juz prawie pol roku, w soboty prasuje mu koszule, za kazdym razem "gra cos na tym instrumencie" i za kazdym razem wypowiada jedno i to samo zdanie, bez najmniejszej zmiany. Tak jakby mial jeszcze jakis inny instrument, oprocz "tego", albo jakby istnialy inne mozliwosci: zagrac nie "cos", nie na "instrumencie" albo nie "dla mnie". W milczeniu potakuje glowa, a on zaczyna. Pewnie by sie zacial, gdyby wiedzial, jak mi to wszystko zbrzydlo. 175 Yesterd-a-a-y - jakby slyszac moje mysli, zafalszowal Herr Weiss i odkaszlnal. - Bedzielepiej, jesli zaczne od czegos zwawszego. Prosze uwazac. Material tej koszuli latwo uszkodzic zbyt goracym zelazkiem - ostrzega mnie i juz pewniej kontynuuje: - AU my loves... Ciekawe, jak czesto sie onanizuje. Herr Weiss nigdy nie zrobil mi nic zlego. Wpros przeciwnie. Odpowiedzial na moje ogloszenie w gazecie wlasnie wtedy, kiedy pilnie potrzebowalam pracy, kupil rekawice ochronne, zeby srodki czystosci nie draznily zbyt mocno moich dloni, a brudna umywalka - mojej kobiecej godnosci. Placi za dwie godziny pracy, nawet jesli przepracowalam poltorej, zawsze sie milo usmiecha i niemal nigdy nie sprawdza, czy dobrze umylam kibel. Na kuchennym stole Herr Weiss zawsze stawia dla mnie talerzyk z cukierkami, butelke wody mineralnej i wykonuje co najmniej dwa utwory muzyczne na swoich klawiszach, o, przepraszam, na "tym instrumencie", a potem opowiada o osiagnieciach w nauce francuskiego. Zaczal sie uczyc jeszcze w szkole, jak zreszta wszyscy we Fryburgu, niemal co tydzien bywa we Francji, tez jak niemal wszyscy we Fryburgu (miasto polozone prawie na samej granicy), jednak na kontakty z samymi Francuzami wciaz jeszcze sie nie odwazyl, uznajac swoja znajomosc francuskiego za niewystarczajaca do podjecia tak odpowiedzialnego kroku. Herr Weiss od czasu do czasu zmienia tabliczke pod dzwonkiem do mieszkania. Na jednej z nich obok nazwiska umieszczono: "Dr Philologie", na innej "Dr Phsy- 176 ekologie". Herr Weis zaczytuje sie w pismie Erotyka dla samotnych i najpewniej nikogo niemoglby skrzywdzic, ale jedyne, na co mam ochote, przebywajac w "tym" mieszkaniu, to zamachnac sie "tym" zelazkiem w "te" jego lysiejaca glowe. Moja wspolpraca z firma Graf-servis rozwijala sie dosc pomyslnie. Michael Graf zaczal myc okna przed trzema laty. Wczesniej pracowal jako sprzedawca w sklepie meblowym. Praca byla spokojna i bardzo satysfakcjonowala Michaela, lecz nie jego zone. Zona uwazala, ze dwa i pol tysiaca marek miesiecznie to zbyt mizerna kwota, by dalo sie za nia przyzwoicie zyc. A juz zwlaszcza we dwojke. Dzieci nie mieli, a ona sama nie pracowala. Aby polepszyc stan rodzinnego budzetu, Michael zwolnil sie ze sklepu meblowego, wzial pozyczke w banku i zalozyl firme Graf-servis. Niemcy to kraj wysokich podatkow, zwlaszcza dla ludzi prowadzacych biznes. Dlatego Michael przez pierwsze dwa lata musial pracowac trzykrotnie wiecej za pieniadze znacznie mniejsze niz poprzednio. To wszystko najmniej spodobalo sie zonie, ktora wytrzymujac poltora roku nocnego sprzatania, sprzatania w niedziele i swieta, calodobowego mycia okien w czasie powszechnych urlopow, pracy ze szkodliwymi chemikaliami, ogromnego zmeczenia i wysokich podatkow, wreszcie rzucila Michaela. Trzeci rok okazal sie bardziej udany. Kilka duzych firm zatrudnilo Graf-servis na stale, Michael mial juz wspolpracownice (z zalozenia nie zatrudnial mezczyzn, 177 uwazajac ich za niezdolnych do tak delikatnej pracy), zaczal wiec zarabiac wiecej, a pracowac-mniej. Kiedy poznalam Michaela, ten juz kochal sie w Elli, dziewczynie urodzonej w Kazachstanie, ktora trzy lata wczesniej przyjechala z rodzicami do Fryburga. Ella pracowala jako kelnerka w rosyjskiej restauracji i od trzech lat wybierala sie na kurs niemieckiego. "Ona w ogole nie ma na to czasu - wyjasnial mi Michael. - Pracuje trzy dni w tygodniu po piec godzin. A dla dziewczyny z taka figura to duzo. Wiesz, jest bardzo chuda, prawie nic nie je. Dlatego szybko sie meczy". Ella miala narzeczonego, ktory w tym czasie siedzial w wiezieniu za finansowe machlojki. Narzeczony tez urodzil sie w Kazachstanie i rowniez przybyl do Fryburga z rodzicami, i staral sie osiagnac wysoki poziom dobrobytu dla swojej narzeczonej, choc w inny sposob niz Michael. Michael zakochal sie w Elli od pierwszego wejrzenia. Czekal w restauracji, gdzie pracowala, az skonczy sie jej zmiana, i odwozil ja do domu swoim czerwonym mercedesem, codziennie rano przysylal jej bukiet kwiatow, zapraszal na weekendy do Toskanii, pisal listy milosne, i nawet poprosil mnie, bym go nauczyla kilku rosyjskich slow. 178 ListyW listach staralam sie na wszystko patrzec od pozytywnej strony. Nie zawsze odpowiadalo to mojemu stosunkowi do rzeczywistosci, za to dawalo pewne korzysci - i dla rodzicow, ktorym w ten sposob lzej byl pogodzic sie z nieobecnoscia corki (przynajmniej tak sobie wmawialam), i dla wszystkich innych. Lepiej, zeby mi zazdroscili, niz wspolczuli. "Poszczescilo mi sie bardzo z mieszkaniem - pisalam - zupelnie nic nie musze za nie placic, a prace, jaka mam za to wykonac, ustalam sama. W zaleznosci od checi i czasu. Poza tym Enzo dobrze gotuje, jeszcze nigdy w zyciu nie jadlam tyle makaronu". Tak bylo rzeczywiscie, jesli nie liczyc faktu, ze niezbednych zajec w domu wystarczyloby i dla trzech; ile bym nie sprzatala, prala czy prasowala, moje sumienie pozostawalo nieczyste, bo jak tylko w domu pojawiala sie Rafaela, wszystko wracalo do poprzedniego stanu. Wszystkie moje wysilki szly na marne. Poza tym nienawidze makaronu. "Herr Weiss jest bardzo milym czlowiekiem. Wczoraj zaplacil mi dwa razy wiecej niz zazwyczaj, bo jutro jedzie na urlop". To tez prawda. Tyle ze i tak nie wystarczalo tego na caly miesiac. A wlasnie tak dlugo trwal urlop, choc umawialismy sie na tydzien. Moj pokoj wspolnymi silami zostal jako tako urzadzony. "Rozumiec - opowiedzial Enzo - jakby ty przyjechac przedtem, kilka lat przedtem, ja dla ty cala tak umeblo- 179 wac, tak, ze oj, oj, oj, ja byc przedtem wlasciciel najdrozsza w miasto antykwaryczna sklep.Tam byc wszystko. A to juz jeden ostatni rzecz. A przedtem... Ech, jakby ja nie grac w karty... Ja jeszcze teraz przegrywac dosyc wielka pieniadz, choc juz kilka miesiac bezrobotna. A wtedy, ty rozumiec, wszystko przegrac. Za jedna noc. I nigdy sie nie odegrac. I zona isc ode mnie. W najtrudniejsza chwila. Ale to wszystko glupstwa. Na swiecie tyle kobieta, ze jesli tylko zachciec... Ty rozumiec, tu wszystko zalezec tylko od mezczyzna. Kobieta dobrze z kazdy mezczyzna, jesli on miec dostateczna doswiadczenia, zeby zgadywac marzenia kobieta. Kobieta jest jak kot, kto poglaskac, do tego ona isc. Niczego nie zalowac. Trzeba lapac chwila i zachwycac sie nim, poki mloda. A ja jeszcze wiesz jaka mloda. Ja jeszcze oho-ho. Lepiej nie zaczynac". W rzeczywistosci wygladal na o wiele starszego niz te jego trzydziesci piec lat. Glebokie zmarszczki pod oczami, niezle juz zaokraglony brzuszek, ktory starannie probowal ukryc, specyficzne spojrzenie, charakterystyczne tylko dla bardzo samotnych ludzi, zwykle swiadczace o regularnym naduzywaniu alkoholu. Proby Enza, by zlapac chwile, najwyrazniej nie wyszly mu na dobre. Co do naduzywania alkoholu, Enzo trzymal sie wyraznie okreslonych i nienaruszalnych regul, wyrobionych najwyrazniej wtedy, kiedy jeszcze pracowal jako dalekobiezny kierowca. Poranek zawsze zaczynal sie od filizanki espresso, do ktorej dolewal kieliszek grappy. Wszystko "prawdziwe wloskie". Sniadanie Enza skladalo sie z kawaleczka chleba z maslem i salami. Blizej obiadu, okolo 180 poludnia, razem z Mariem pili po piwie do pizzy. Ale wieczorem przy kartach Enzo mogl juzsobie pozwolic na odstepstwo od surowych regul i oprocz grappy pil tez wino, likiery, piwo lub koniak. Trudno uwierzyc, ze meble zapelniajace teraz moj pokoj kiedys sprzedawano w jednym z najdrozszych sklepow antykwarycznych w miescie, ale jesli wierzyc Enzowi tak wlasnie bylo. Zamiast lozka stala tu kanapa tak waska, krotka i niebezpiecznie miekka, ze nawet usiedziec na niej bylo trudno. Nie mowiac juz o spaniu. Po dwu tygodniach nabralam zwyczaju napinania miesni grzbietu i masowania szyi co kilka minut, po trzech tygodniach udawalo mi sie zasnac juz nie tylko na wykladach, ale rowniez podczas najgoretszych seminaryjnych dyskusji. Potem jakos przywyklam, choc mialam coraz wieksze problemy z koncentracja. O liryce, platonicznych zwiazkach, brudnej bieliznie i kobiecej przebieglosci Odkad Enzo znow spedzal noce w swoim dwuosobowym lozku, a ja wreszcie w moim pokoju, czesto nocowaly u nas kolezanki Rafaeli; niektore z nich w rzeczywistosci byly przyjaciolkami Enza, a z Rafaela zadawaly sie jedynie wtedy, kiedy Enza nie bylo w domu. Wszystkie one byly w wieku dojrzewania plciowego, dlatego nigdy nie nauczylam sie rozrozniac, ktora jest czyja kolezanka. Choc szczerze mowiac, nie bardzo sie staralam. 181 Jedyna rzecza, ktora doprowadzala mnie do prawdziwego szalu, byly plamy po ketchupie,ktore te lolitki zostawialy po sobie wszedzie, nawet na ekranie telewizora, i zuzyte podpaski, ktorych nie odklejaly od brudnej bielizny, zostawiajac swoje majtki do prania. Prosilam Enza, by w jakis sposob zalatwil te delikatna kwestie, ale w odpowiedzi jak zawsze uslyszalam: -Ty nie brac rzeczy, itd. Zdecydowalam sie nie brac i przyczepilam na drzwiach lazienki kartke: "Szczegolna prosba do gosci: swoja bielizne prosze prac wlasnorecznie". Najpierw nikt na to nie zareagowal. Wtedy zaczelam wyrzucac do smieci cala bielizne, ktora nie nalezala do Rafaeli, Enza, ani do mnie, dopisujac w ogloszeniu oficjalne: "za rzeczy zgubione podczas kapieli nikt nie odpowiada". Z czasem to zaczelo dzialac, i juz nic poza ketchupem mnie nie denerwowalo. Codziennie po obiedzie Rafaela wracala ze szkoly w towarzystwie co najmniej trzech Laur, Katrin i Barbar. Czekajac az Enzo wroci z pracy (mial wreszcie szczescie zostac robotnikiem na budowie), dziewczyny zamawialy telefonicznie pizze i zasiadaly przed telewizorem. Wieczorem Enzo przygotowywal dla wszystkich spaghetti i tez dolaczal do kompanii przed telewizorem. Czasem przychodzili przyjaciele Enza i grali w salonie w pokera, a dziewczyny przenosily sie przed maly telewizor do pokoju Rafaeli. Pozno w nocy przyjaciele rozchodzili sie, a dziewczyny rozmieszczaly po sypialniach - dwie do Rafaeli, jedna do Enza. Albo na odwrot. 182 Kiedys przez ciekawosc zapytalam Enza, czy zna rodzicow swoich kochanek. Pojmujac, zepytanie jest bezsensowne, przygotowana bylam uslyszec, ze zbyt powaznie biore itd. Ale z podziwem wysluchalam calej oburzonej tyrady (przekazuje w skroconym wariancie): -Ty dotad nie rozumiec, z kim miec sprawa. Ja tobie sto raz wyjasniac, ze ja nienawidzic przemoc, ze moja corka to najdrozsze, co ja miec, ze ja byc porzadny czlowiek i zakochac sie tylko platonicznie, az kobieta sama do mnie nie przyjsc i nie powiedziec "wez mnie". I w ogole zakochac sie mozna naprawde tylko jedna raz, i ona juz za mna. Co ja miec wspolna z ta dzieci? Jak ty mozesz o mnie cos takie pomyslec? One wszystkie jeszcze cnota. Chciec to sprawdzic. Jak ty nie wstyd? Nie mozna przeciez myslec, ze jak tylko mezczyzna i kobieta spac w jedno lozko, to oni musiec od razu spac jedno z druga. Ja tylko chciec zdobyc ich otwartosc, rozumiesz? Zeby ona przyzwyczaic sie do obecnosc mezczyzna w lozko, zeby uczyc sie nie tracic od razu glowa, zeby opowiadac mi o swoja problem, i ja ochronic ich przed niedobra reka. Ja i ciebie ochronic przed niedobra reka, ty rozumiec? To sie tak tylko wydawac, ze ty byc taki doswiadczona i wszystko wiedziec, a na swiat tyle rozny mezczyzna. Nie zdazyc oprzytomniec, jak stracic glowa, a potem pozno. Jak ty nie wierzyc, przychodzic dzis sama do moja lozko spac. Zobaczyc, ze ja ciebie palcem nie dotknac, jak ty sama nie chciec. Na tym postanowilam przerwac rozmowe, by Enzo, jako czlowiek honoru, naprawde nie zechcial udowodnic mi swojej uczciwosci w wyzej opisany sposob. Juz dawno 183 przestalam sceptycznie podchodzic do rad babci, ktora jeszcze kiedy bylam mala, czestopowtarzala: "Ty nie wie-rzaj, dziecko, mezczyznom. Ta gadzina co zechcesz, to obieca ci, a potemu i tak swoje wezmie". Tego jednak Enzowi nie powiedzialam. Do tej pory byl zreszta jedynym znanym mi mezczyzna, do ktorego nie stosowaly sie przestrogi mojej babci. Wkrotce mialo minac pol roku pod wspolnym dachem, spalam nawet w jego lozku, on w tym czasie spal w salonie, ale dotad wszystko jakos Bogu dzieki... Na swiat jest tyle rozna mezczyzna Jurij byl milym chlopcem. Nalezal do tych Ukraincow, ktorzy mowiac po rosyjsku, zachowali silny akcent ukrainski, co szczegolnie dziwi, kiedy odkrywasz, ze ukrainski co najwyzej ledwie rozumieja. Starajac sie zrobic mi przyjemnosc, prosil, bym rozmawiala z nim po ukrainsku, zawsze placil za mnie w knajpach, restauracjach czy kinach, co na Zachodzie jest absolutna rzadkoscia, przepuszczal mnie przodem i podawal reke przy wysiadaniu z autobusu, znow ignorujac wyemancypowane otoczenie. Wszystko to mi imponowalo, podobnie jak i jego starania, by nasze spotkania wypelnione byly programem kulturalnym. Pojechalismy razem do Strasburga, bylismy w Titisee, wybieralismy sie nawet do Paryza. Rozmawiajac ze mna o Dowlatowie, Bitowie, Aksionowie, Astafie- 184 wie i Michalkowie, nazywal ich "naszymi", a przechodzac do Liny Kostenko, Iwana Dracza,Ihora Kalynca, Walerija Szewczuka czy Serhija Paradzanowa, ostroznie okreslal ich "waszymi" i taktownie pytal, czy to prawda, ze "u was we Lwowie" wszyscy "nawet w domu" rozmawiaja po ukrainsku, a malych dzieci w ogole nie uczy sie rosyjskiego. O przeczytanych ksiazkach wyrazal sie dosc lakonicznie: "Mnieponrawilas"'. Albo "Mnie nieponrawilas'". Kedy pytalam, dlaczego mu sie podoba albo nie, odpowiadal, ze madrzy ludzie o takich rzeczach nie rozmawiaja. Ciagle staral sie stworzyc wokol siebie atmosfere tajemniczosci. Zapraszajac mnie dokads, najpierw pytal, czy mam dzis czas na spotkanie z nim. Jesli nie zaprzeczylam, to dodawal, ze chce mnie zaprowadzic w pewne miejsce. Na pytanie dokad niezmiennie odpowiadal: "Tam posmotrim". Czesto zadawal mi pytania typu: co sadzisz o polityce Gorbaczowa, czy elektrownie w Czarnobylu zamkna juz na zawsze, czy nie. Kedy ja z kolei pytalam, co on sam o tym mysli, niezmiennie slyszalam w odpowiedzi, ze to jego osobiste zdanie i ze teraz nie bedzie o tym mowil. Szczerze mowiac, nie bardzo mnie ciekawilo, co Jurij mysli na temat inflacji na Ukrainie czy o nowej polityce rzadu niemieckiego. Probowalam go wypytac o jego wlasne upodobania, zwyczaje, plany na przyszlosc czy zdarzenia z przeszlosci. Niezmiennie slyszalam w odpowiedzi, ze madrzy ludzie rozmawiaja o bardziej interesujacych rzeczach. Ciekawe, skad on tak dobrze wiedzial o czym rozmawiaja, a o czym nie rozmawiaja "madrzy ludzie"? 185 Kiedy mu opowiadalam o Enzo, staral sie udawac sceptyka: "Nie wierze w takadobroczynnosc. To albo jakis dziwak, albo impotent. A tak w ogole to facet jest przystojny, wysportowany, sympatyczna twarz, bez siwizny, zadnej lysiny. Nasi w tym wieku wszyscy sa grubi, lysi albo siwi". Enzo nie byl az tak dobrego zdania o nim: "Jaki wystraszona. Ja by z taki ludziom na oko nie pokazac sie". Odkad zaczelam spotykac sie z Jurijem, Enzo niemal codziennie przypominal mi o naszej umowie. Pierwszego wieczoru, jak tylko sie wprowadzilam, powiedzial: "Teraz to twoja dom. Ja nie miec prawo cos zabronic albo pozwolic. Jedyne, co ty musiec obiecac, to zadna twoja znajoma mezczyzna nie przejsc za ta prog. Ty wolna czlowiek, spac z kim chciec i ile chciec. Ale ja odpowiadac za moja corka i nie chciec, zeby ona uczyc sie cos zly. Ta dom byc wolna od przemoc i rozpusta". O najkrotszej ze wszystkich znanych mi prob gwaltu Moj zwiazek z Jurijem sie rozwijal. Oczywiscie, jesli tylko to, co dzialo sie miedzy nami, mozna nazwac zwiazkiem, a sposob, w jaki sie toczylo - rozwojem. Po tym, jak Jurij dowiedzial sie, co sadze o polityce Gorbaczowa, perspektywach zamkniecia elektrowni atomowej w Czarnobylu i postepowaniu niemieckiego rzadu wobec cudzoziemcow, glowne tematy naszych rozmow zostaly wyczerpane. Nadal spotykalismy sie dwa, trzy razy w tygodniu na wspolnym obiedzie albo kolacji, chodzi- 186 lismy do kina albo do teatru, i tak poznalam jego stale otoczenie.Podczas kazdego kolejnego spotkania Jurij coraz aktywniej staral sie mnie pocalowac, a ja coraz aktywniej sie mu opieralam. W dodatku oboje rozumielismy, ze nie powinnam sie opierac, a jesli powinnam, to przynajmniej po mniej lub bardziej prawdopodobnym wytlumaczeniu z uzyciem spojnikow przyczynowo-skutkowych: "bo", "dlatego ze", "bez wzgledu na". Nie moglam sie jednak zmusic ani do tego, by przestac sie opierac, ani by zadac sobie trud wymyslenia jakiegos mniej lub bardziej wiarygodnego wyjasnienia, i ograniczalam sie jedynie do partykuly przeczacej "nie". Za kazdym razem, kiedy Jurij, ciezko dyszac, zblizal swoje usta do mojego ucha i szeptal: "Tak strasznie mi sie podobasz", bylo mi go zal, i z tego powodu nic nie mowilam glosno, ograniczajac sie do lakonicznego: "Nie, nie teraz". ,A kiedy?" - pytal, a mnie znowu robilo sie go zal. Dlatego milczalam zamiast odpowiedziec: "Nigdy". Nadzieja na to, ze kiedys jednak sam dojdzie do prawidlowego wniosku, wciaz mnie nie opuszczala. "Nie ma nic gorszego od uczucia litosci dla mezczyzny, ktorego nie chcesz" - pouczala mnie starsza kolezanka, i juz wkrotce mialam sie przekonac, ze miala racje. Kiedy Jurij zaprosil mnie do siebie na urodziny, od razu poczulam, ze chce odmowic. Zaczelam nawet burczec cos malo przekonujacego o pilnej pracy, kolokwium na uniwersytecie i ogromnym sprzataniu, ktorego w zaden sposob nie mozna przelozyc. Ale Jurij znow popatrzyl na mnie takim swoim blagalno-zmieszanym spojrzeniem, 187 ktore z wielka moca naklanialo do uzycia partykuly twierdzacej "tak" albo w najgorszymrazie spojnikow: "bo", "dlatego ze", "bez wzgledu na". Znowu zrobilo mi sie go zal, i zgodzilam sie. Byla 19:00, kiedy Jurij przywital mnie w pustym mieszkaniu, w bialej koszuli, ogromnie podniecony. Wlasnie wreczylam mu prezent, wciaz obmyslajac, jak i kiedy powiem, ze widzimy sie po raz ostatni, kiedy oswiadczyl, ze imprezy nie bedzie, ze nikt nie przyjdzie, ale to nawet lepiej, wreszcie mozemy byc sami. Nie zdazylam zareagowac, jak zamknal drzwi wejsciowe na klucz, a klucz polozyl na szafe. Zeby go zdjac, musialabym wejsc na krzeslo. Wszystko odbylo sie tak blyskawicznie, a zawsze bardzo powsciagliwy i mniej wiecej uprzejmy Jurij zachowywal sie tak nienormalnie, ze naprawde poczulam sie zdezorientowana. Z tym samym pospiechem otworzyl szampana i drzaca reka podal mi kieliszek: "Wypijmy za to, by i tobie chcialo sie tego, co mnie" - powiedzial, a ja nie zdazylam nawet odpowiedziec czy bodaj pomyslec, jak przyciagnal mnie wolna reka i goraco pocalowal. "Tak dawno na to czekalem" - szeptal, dyszac na mnie nieprzyjemnym zapachem z ust. Nie poprzestajac na samych tylko slowach, wsunal mi reke pod spodnice. "Zazwyczaj najpierw zdejmuje sie biustonosz. A jeszcze lepiej najpierw odstawic kieliszek na stol" - powiedzialam. Poslusznie odlozyl kieliszek z niedopitym szampanem, rozlewajac mi polowe na sweter, dotknal moich piersi 188 i po nieudanej probie rozpiecia biustonosza w pospiechu sam sie zaczal rozbierac. Widoczniepostanowil zrobic na mnie wrazenie, jesli nie zwinnoscia, to choc szybkoscia. Zaczelam byc ciekawa, co bedzie dalej. "Na koniec to" - jeknal Jurij, uwalniajac sie ze slipow, i nie bardzo rozumialam, co wlasciwie ma na mysli: nasze spotkanie w pojedynke, zakonczenie procesu rozbierania czy zaciekawienie, ktore z pewnoscia pojawilo sie na mojej twarzy w czasie obnazania jego wojowniczo nastroszonego penisa. Zaciekawienie zreszta szybko zniklo. Jurij najwyrazniej nie nalezal do mezczyzn, ktorzy ochoczo nosza obcisle kapielowki i prosza partnerke o naciagniecie prezerwatywy, by tak zaprezentowac powazny rozmiar swojej meskiej dumy. Podszedl blizej i znowu wsadzil mi reke pod spodnice. "Na koniec to" - powtorzyl moj kusiciel i na jego twarzy wykwitl blogi usmiech, a ja poczulam, jak na moje kolano kapie cos wilgotnego. Kiedy wychodzilam z domu Jurija, byla 19:15. To byla najkrotsza ze wszystkich znanych mi prob gwaltu. Do domu wrocilam pozno, i Enzo udal, ze nie zauwazyl mojego wejscia. Zawsze byl obrazony, kiedy pozno wracalam. Oczywiscie po to, zeby zademonstrowac, jak sie martwi, bym nie "trafic w zla reka". W pokoju Rafaeli juz sie nie swiecilo. Nie dostrzegajac zadnych sladow gosci, powiedzialam Enzowi "dobranoc" i poszlam spac. Zasypiajac, uslyszalam jeszcze, jak Enzo poglosnil telewizor i jak nerwowo przebiega po kanalach. Sadzac 189 po ilosci pustych butelek na podlodze, nie predko zakopie sie w brudnej poscieli na swoimdwuosobowym lozku. "Ciekawe, co go tak zdenerwowalo" - pomyslalam i zasnelam. Do tej pory prawie nigdy Enzo nie upijal sie bez przyczyny. Obudzil mnie silny zapach alkoholu. Spojrzawszy w okno, przekonalam sie, ze w tej czesci kuli ziemskiej wciaz jeszcze panuje gleboka noc. Nad moim lozkiem w milczeniu stal Enzo. -Ty rozumiec, ja tobie dawno mowic: zadna kobieta ja nie dotykac palcem, az ona sama nie przyjsc, rozumiec? Ty przyjsc sama. Zjawic sie jak prezent losu, jak spadajacy do rak gwiazda. Ty nic nie mowic, ale ja wiedziec, ze ty po prosta nie odwazyc sie isc i mowic: "Enzo, jestem, ty mnie wziac". Ale ja wszystko wiedziec, rozumiec, jest mezczyzna, co zgadywac najtajniejszy marzenie kobieta. Ty nie odwazyc sie isc, temu ja przyjsc do ciebie, zeby mowic: "Wziac mnie, wziac, ja tobie nalezec". Odkad ty zjawic sie pod ta dach, ja wiedziec, ty kiedys tak samo zniknac, jak zjawic sie. Ale to, ze ty tu obok, rozumiesz, calkiem obok, ja najszczesliwsza mezczyzna. Ty rozumiec, na swiecie jest tyle kobieta, tysiac, milion, miliard piekna kobieta, ale to nic nie znaczyc, bo tylko w jedna mozna zakochac sie naprawde. I dlatego ja teraz przyjsc do ciebie. Ze zdenerwowania jezyk mu sie platal. Przysunal sie blizej. Ogarnela mnie dziwna apatia, bylam nawet ciekawa, co bedzie robil dalej. Podobnie czulam sie dzis z Jurijem. Ciekawe, czy wszystkie kobiety tak wlasnie sie czuja, kiedy 190 ktos probuje je zgwalcic, czy tez tylko ze mna jest cos nie w porzadku?Dlaczego nie krzycze, nie bronie sie? Jestem przeciez w kraju, gdzie prawo surowo karze za gwalt, a mnie samej nic nie grozi. Nawet nie odbiora mi studenckiej wizy. Wprost przeciwnie, zmusza Enza do zaplacenia odszkodowania, za ktore uda mi sie wynajac normalne mieszkanie albo pojechac do domu czy na urlop. Moge nawet zwrocic sie do wloskiego konsulatu, by pozbawiono Enza niemieckiego obywatelstwa, lub do ukrainskiego, by zakazali mu wjazdu na Ukraine. Moze potem nawet wystapie w telewizji, w jakims talk-show, gdzie podstarzala prezenterka pokaze oburzonej widowni piec dziewczat w moim wieku, nad ktorymi brutalnie znecali sie zwyrodnialcy niemieccy, wloscy czy francuscy, bedzie nawolywac do zbiorowych protestow przeciw zbyt liberalnemu prawu karnemu, bedzie apelowac o dozywocie, wprowadzenie kary smierci, kastracji dla gwalcicieli. Widzowie na sali beda zabierac glos, beda sie zgadzac z prowadzaca, albo beda z nia dyskutowac, beda pytac o zdanie nas, zgwalcone. My, pociagajac nosami, niewyraznie bedziemy opowiadac o czyms strasznym i wzruszajacym. Gospodynie domowe beda wspolczujaco plakac przed ekranami telewizorow, samotni zboczency beda sie onanizowac przed ekranami swoich phillipsow. Kary smierci i tak nie wprowadza, obywatelstwa Enza nie pozbawia, kwota odszkodowania bedzie dwukrotnie nizsza, poniewaz podsadny jest na bezrobociu, dostanie dwa, maksymalnie trzy lata, a mnie dopadna gdzies w ciemnym zaulku jacys nieznani mi mistrzowie gry 191 w preferansa. A moze i nie dopadna. Scisnac go za jaja czy nie? Chyba juz za pozno. -Nie bac sie, ja nie zrobic tobie nic niedobry. Rozumiesz, ja nauczyc ty milosc, prawdziwy milosc. Ja kochac sie z kobieta, kiedy miec siedem lat. Ja bardzo dobra kochanek. Ja bardzo ognista, bardzo delikatna, bardzo cierpliwa. Tobie byc dobrze, bardzo dobrze. Ja kochac ciebie caly noc, podarowac duzo slodyczy, orgazmy, ja kochac ciebie caly noc, ja kochac ciebie zawsze... -Enzo, nie koncz we mnie, nie masz prezerwatywy. Jednakze nawet to ostrzezenie przyszlo za pozno, sadzac po wyrazie jego twarzy, na ktorej rozlal sie glupawo-blogi usmiech. W pokoju unosil sie zapach alkoholu, do ktorego dolaczyl zapach spermy, Enzem po raz ostatni wstrzasnely dreszcze, wyslizgnal sie ze mnie i zrobil gleboki wydech. Jego rece wreszcie przestaly miesic moje piersi jak kawalek ciasta. Kiedy wyszedl z pokoju, odsunelam sie od mokrej plamy na przescieradle. Nie zapalajac swiatla, wymacalam koldre, ktora spadla na podloge, zawinelam sie w nia i dosc szybko znowu zasnelam. Pozniej, kiedy od tamtej nocy minelo kilka miesiecy, a ja od dawna nie mieszkalam u Vincenza Argentina, zlapalam sie na mysli, ze juz sie na niego nie gniewam. Przypomnialam sobie, jak bylismy razem w restauracji. Pewnego wieczoru, kiedy wrocilam do domu, Enzo stal pod drzwiami, ubrany w bialy garnitur, drogi i dobrze skrojony, milczaco, niczego nie wyjasniajac, z niecierpliwym i ponaglajacym: "Pronto senorita, pronto, pronto", zmusil mnie do zostawie- 192 nia rzeczy, spojrzal bacznie na moje ubranie, niezbyt zadowolony, otworzyl szafe w swoimpokoju, wyciagnal jedna z wieczorowych sukien, ktora najwyrazniej nalezala kiedys do jego zony, przylozyl do mnie i odwiesil z powrotem do szafy. Sabina byla znacznie nizsza i zdecydowanie pelniejsza, wiec suknia nie pasowala. Enzo cos zamruczal po wlosku pod nosem, zamknal drzwi szafy, wzial mnie za reke i poszlismy. Po drodze wstapilismy po jego przyjaciela Maria, ktory na naszej ulicy mial niewielki kiosk z papierosami. Mario, tez w bialym garniturze, czekal ze swoja usmiechnieta zona. Ta z kolei ubrana byla w czarna wieczorowa suknie z naszytymi blyszczacymi cekinami. Na nogach miala lakierki na wysokiej szpilce, utapirowane wlosy prosto od fryzjera, ulozone przy pomocy ogromnej ilosci lakieru, mocno pomalowane rzesy i usta oraz jaskrawo-czerwone paznokcie. Teraz juz rozumialam, dlaczego Enzo tak badawczo przygladal sie moim starym dzinsom, sandalom i koszulce. Za bardzo kontrastowalam z ich stylem. Poszlismy do "prawdziwej" wloskiej restauracji, gdzie wszyscy lub prawie wszyscy mowili po wlosku. Niemcow niemal nie bylo, muzyka tez grala tylko wloska. Byl piatek wieczor i nastroje panowaly swiateczne. Nie bralam udzialu w skladaniu zamowienia, ale podanych dan i napojow starczyloby na miniwesele. Tego wieczoru dlugo siedzielismy w restauracji, jedlismy, pili i tanczyli, Enzo z przyjaciolmi czesto wznosili toasty tylko po wlosku, porozumiewawczo mrugajac do siebie, patrzyli w moja strone, a ja sie uprzejmie usmiechalam, nic nie rozumiejac. Jak mi pozniej wyjasnil 193 Enzo, kobieta, ktora mezczyzna przyprowadza do swo ich najblizszych przyjaciol, zgodnie zwloskim obyczajem uwazana jest za jego narzeczona. Potem wracajac do domu, probowalismy ogladac gwiazdy, nie bylo to jednak latwe z powodu duzej ilosci ulicznych lamp, choc moze zawinily za mocne trunki. Enzo opowiadal o swoim dziecinstwie, zyciu w wielkim domu na wsi, po ktorym teraz zostaly same ruiny; o wczesnie zmarlej mamie i ojcu, ktory sam wychowywal osmioro dzieci, o licznych probach ucieczki do Niemiec, szukaniu jakiejkolwiek pracy, o dlugim wahaniu, kiedy z Sabina postanowili sie pobrac. "Ty rozumiec, jedna rzecz, kiedy ja tylko potrzebowac niemiecka paszport, ale ja kochac. A kochac i paszport razem to nieuczciwy". O tym, jak byli razem szczesliwi, kiedy Enzo otworzyl sklep z antykami, zaczal calkiem dobrze zarabiac, mieli wszystko, ale "przeciez ty wiedziec, Niemka zawsze malo", potem zona zdecydowala, ze tez pojdzie do pracy: "przeciez ty wiedziec, ona tu wszystkie feministka", zaczela malo bywac w domu, Enzo zbankrutowal i zaczal pracowac jako kierowca ciezarowki, jezdzac w dlugie trasy, ich rodzina zaczela sie rozpadac. "Rozumiesz, ja potrzebowac zona, ze ja przychodzic, a ona zawsze w dom, czekac, gotowac obiad. A ona calymi dni w robota, dziecko sam tylko. Ja nie potrzebowac taka zona. Ja stawiac ona ultimatum, a ona odejsc. Przeciez ty wiedziec, ona tu wszystkie feministka. Mario miec wloska zona, ona inny. I ty inny. Chcesz byc moja zona?". "Wtedy Enzo wydal mi sie po prostu malym staroswieckim czlowieczkiem, cudzoziemcem, ktory w obcym 194 kraju nie stal sie swoim, za to we wlasnej ojczyznie juz byl obcym. Dopiero pozniejzrozumialam, ze i on ma swoja zyciowa filozofie, ktorej nie mozna tak zwyczajnie odrzucic i uznac za anachronizm, chocby dlatego, ze stoi za nia wielowiekowa tradycja; w ten sposob zylo wiele pokolen, a niektorzy, jak na przyklad Enzo, mysla tak do dzisiaj. Skrzywione zycie Enza symbolizuje wymieranie rowniez tej tradycji, prostego i pewnego sposobu na zycie, ale czy rodzi sie tym samym cos lepszego? Kilka miesiecy pozniej wspominalam, jak siedzielismy tej nocy w salonie niemal do rana i przegladali rodzinne fotografie, jak opowiadal mi o swojej mamie, corce, siostrach i braciach, o swoim dawnym zyciu, i jego oczy plonely szczesciem. Opowiadal o Wlochach, o stosunkach we wloskiej rodzinie, o tym, ze dla Wloszki nie ma nic w zyciu wazniejszego od rodziny, meza, dzieci, ze dla Wlocha nie ma w zyciu nic wazniejszego od rodziny, honoru i przyjaciol. O tym, ze chlopcow wychowuje sie na "prawdziwych mezczyzn", ktorzy powinni chronic i zywic kobiete i rodzine, a nie na "mazgajow, jak ci Niemcy, ktorzy wszystko zrzucaja na emancypacje, a sami do niczego nie sa zdolni". O tym, ze wloska kobieta powinna opierac sie zalotom mezczyzny, nawet jesli ma straszliwa ochote, by on sie do niej zalecal. A im bardziej kobieta sie opiera, tym jest to wieksza zacheta dla mezczyzny. Ze pragnienie mezczyzny, by byc z kobieta, jest dla niej najwiekszym komplementem, i kazda Wloszka dumna jest z tego, ze sie do niej zalecaja. Ze mezczyzna powinien byc silny, mezny, czasem nawet zuchwaly i natarczywy, bo to sie podoba kobietom, 195 zmusza je do trzymania sie na wodzy, a to z kolei daje bezpieczenstwo i prawdziwe oparcie.Ze kobieta powinna byc piekna i skromna, milczaca i pokorna, powinna sluchac swojego meza i we wszystkim mu dogadzac, urodzic duzo dzieci, inaczej swiat sie zawali, a narod wymrze. Dlatego przed Niemcami nie ma przyszlosci, ich kobiety zapomnialy o swoim miejscu, chca same stac sie mezczyznami, nie chca dluzej siedziec w domu i ida do pracy nie dla pieniedzy, lecz dla satysfakcji, a to bez watpienia doprowadzi do upadku. Spoleczenstwo, w ktorym kobiety chca sie stac mezczyznami, a mezczyzni upodobniaja sie do kobiet, jest skazane. Wlosi sa zupelnie inni, lepsi, maja racje, zyja wedle starych praw i sprawdzonych przez stulecia zasad spolecznych. Z pewnoscia dobre bylo to, ze Enzo nigdy nie wrocil do swoich Wloch i nie uswiadomil sobie nagle, ze kraj, o ktorym opowiada i marzy, istnieje jedynie w jego wyobrazni, tak samo jak jedna jedyna kobieta, w ktorej tylko raz mozna sie zakochac, podobnie jak "prawdziwy" mezczyzna czy "prawdziwa" kobieta, "prawdziwa" milosc czy "prawdziwe" spaghetti. Marzenia nie powinny sie spelniac - w przeciwnym razie traca wiarygodnosc zyciowej filozofii. Namietnosci arystokratyczne Kielbaski, wino i fikcyjny slub albo czego potrzebuje Niemiec do podjecia zyciowej decyzji Nie dane mi bylo swojej znajomosci z niemiecka arystokracja ograniczyc jedynie do skromnego baranowskiego "de", ani tez do namietnosci "po niemiecku" - do pseudomarokanskiej wersji, nad ktora jesli nawet wisial posmak jakiejkolwiek namietnosci, to ta przemknela niepostrzezenie. Kolejny etap "namietnosci po niemiecku" rozpoczal sie podczas mojego pobytu w miescie Heideggera, Husserla i Czyzewskiego, kiedy etap wloski, jeszcze nie tak odlegly, byl jednak poza mna. Zacznijmy od pytania: ile czasu potrzebuje dwoje ludzi - duzo starszych od osiemnastolatkow, ale tez duzo mlodszych od czterdziestopieciolatkow - by zdecydowac sie na przeprowadzke z dwu roznych mieszkan do jednego, wspolnego, bez obawy o fatalne nastepstwa? To prawda - zalezy o kim mowimy. Jedni, bardziej rozwazni i pedantyczni, potrzebuja kilku miesiecy, inni - kilku lat, niektorzy odwazaja sie na taki krok po dziesiecioleciach, jeszcze inni w ogole sie nie decyduja, a ilosc tych ostatnich wyraznie rosnie. Przyczyny powstrzymujace zakochanych sa rozne. Wiekszosc niemieckich zakochanych uwaza na przyklad, ze kazdy normalny czlowiek powinien zajmowac co naj- 197 mniej dwa pokoje, poniewaz w jednym jest zbyt ciasno: biurko i polki z ksiazkami powinnybyc oddzielone od lozka i telewizora sciana, podobnie jak atmosfera pracy nie powinna zaklocac atmosfery odpoczynku. Tak wiec dwoje mieszkajacych razem ludzi potrzebuje cztero-, troje - szesciopokojowego mieszkania, a jesli rodzi sie dwojka dzieci, to koszt utrzymania odpowiedniej po wierzchni jest juz zbyt wysoki. Przyczyny moga byc rowniez bardziej banalne. Jedna osoba, na przyklad, przywykla do tego, by pozno klasc sie spac i pozno wstawac, podczas gdy druga budzi sie wczes nie i wczesnie zasypia. Albo tez ktores jest wegetarianinem, a to drugie nie wy obraza sobie dnia bez miesa, albo jedno jest czysciochem ceni sobie porzadek i zacisze domowe, a drugie - wprost przeciwnie -zupelnie nie przywiazuje do tego wagi i roz rzuca swoje rzeczy gdzie popadnie, albo tez jednemu na gle nie spodoba sie nowa fryzura drugiego... Kazdy z tych lub tysiaca podobnych powodow czasem okazuje sie wystarczajacy, by zycie pod wspolnym dachem z gory uznac za skazane na niepowodzenie. A dotyczy to nie tylko Niemcow. Pewna znana swego czasu rosyjska aktorka, Tatiana Koniuchowa, ktorej pierwsze malzenstwo trwalo do kladnie dziesiec dni, ze swoim drugim mezem rozwiodla sie dlatego, ze ten mial czelnosc pojawic sie na planie w chwili najmniej do tego odpowiedniej, kiedy byla bar dzo zajeta. Zycie rodzinne to bardzo delikatna sprawa; kazdy drobiazg nabiera ogromnego znaczenia i moze stac sie prob- 198 lemem nie do rozwiazania. Niekiedy przyczyny rujnujace juz zalozona rodzine sa na tylenieuchwytne, ze osoba z zewnatrz nie jest w stanie ich zrozumiec. Pewna moja znajoma rozwiodla sie dlatego, ze - wedlug niej - pozycie malzenskie zle wplywalo na rozwoj dziesieciomiesiecznego syna. Miala wrazenie, ze ojciec wciaga dziecko w ich stosunki intymne. Nie wyjasnila w jaki dokladnie sposob, ale sad zgodzil sie z tym, ze zdrowie psychiczne dziecka nie moze byc zagrozone, tym bardziej, ze chodzi jedynie o zaspokojenie pierwotnych instynktow. Czlowiek cywilizowany powinien stac ponad tym. Inny moj znajomy rozwiodl sie dlatego, ze jego zona nie zgodzila sie na sterylizacje, ktora proponowal jej w ramach rozwiazania problemu przeludnienia Ziemi. Jeszcze inny w ogole sie nie rozwiodl. Jednakze w ciagu trzydziestu pieciu lat wspolnego zycia nie udalo mu sie "uczynic zony szczesliwa", co ta mu uswiadomila podczas jego siedemdziesiatych piatych urodzin. Okazalo sie, ze zawsze za duzo zarabial, a bylo to nie do zniesienia, bo: 1. ona nie czula potrzeby, by isc do pracy; 2. przez to nie miala mozliwosci samorealizacji; 3. zawsze czula sie niedowartosciowana; 4. nigdy nie miala kolegow z pracy; 5. co rano zostawala w domu sama, cierpiac na chroniczne depresje, podczas gdy on spotykal sie z innymi ludzmi i byl radosny oraz pelen energii; 6. zawsze urywal poranna rozmowe w pol slowa, co psulo jej nastroj i sprawialo wrazenie, ze praca jest dla niego wazniejsza niz wlasna zona... 199 Poza tym zawsze mial zbyt wielu przyjaciol, a ona czula sie pozostawiona sama sobie(wlasnych przyjaciol przeciez nie miala). Nie protestowal przeciw jej zyczeniu, by nie mieli dzieci, co tez bylo zle. A najgorsze to to, ze jest od niej o caly rok mlodszy i bedzie dluzej cieszyc sie urokami zycia, bo oczywiscie ona umrze pierwsza. Odtad kazde wspolne sniadanie, obiad i kolacje rozpoczynala od tej magicznej wyliczanki. Po pol roku moj znajomy wyladowal w szpitalu z zawalem serca. Kiedy poznalismy sie z Hermanem (o tym, ze jego pelne imie - Herman Hugo Zygfryd Harold von Drachenfeld - po raz pierwszy wspomniane zostalo w sredniowiecznych kronikach wypraw krzyzowych, i od tamtego czasu w kazdym pokoleniu jednemu z chlopcow daje sie starodawne i rzadkie imie Herman, dowiedzialam sie znacznie pozniej), wciaz jeszcze mialam wrazenie, ze wszyscy bez wyjatku Niemcy: i. nie zaczynaja zwracac sie do siebie per ty wczesniej niz po pol roku znajomosci; 2. zanim wypowiedza kazde kolejne zdanie, dokladnie sprawdzaja w myslach poprawnosc skladniowa, nawet jesli to zdanie brzmi: "kocham cie" albo "ty durniu skonczony" (oczywiscie pod warunkiem, ze uda sie u ktoregokolwiek z przedstawicieli tej nacji wywolac az tak silne emocjonalne uniesienie); 3. zawsze przeliczaja reszte w sklepie i starannie prze-mysliwuja sens kazdego zakupu, nawet jesli chodzi o butelke coca-coli; 4. nie wykonuja zbednych ruchow i nie wypowiadaja nieprzemyslanych slow; 200 5. na powiedziane w stanie emocjonalnego uniesienia "kocham cie" moga zupelnie powaznie odpowiedziec: "Calkowicie sie z toba zgadzam"; 6. tak dlugo przygotowuja sie do zalozenia rodziny, ze u ich partnera podobne zyczenie moze w koncu zaniknac. Pod warunkiem, oczywiscie, ze w ogole sie pojawi. Dlatego kiedy Herman Hugo Zygfryd Harold von Drachenfeld zadzwonil w srodku nocy do swojego ojca Hermana Hugona Zygfryda Harolda Wolfganga Fryderyka i poinformowal go o swojej decyzji zrezygnowania z niedawno otrzymanego stypendium na jednym z kanadyjskich uniwersytetow, poniewaz ma zamiar ozenic sie z dziewczyna z Ukrainy, ktora poznal zaledwie trzy tygodnie temu i z ktora juz od tygodnia mieszka, zdziwilam sie nie tylko tym, ze istnieja Niemcy zdolni do takich czynow, ale i swoja spokojna reakcja. Tak jakbym od zawsze marzyla o wyjsciu za maz dokladnie po trzech tygodniach od poznania sie. Na rodzicach Hermana zrobilo to niemale wrazenie, jego mamie trzeba bylo nawet zaaplikowac zastrzyk uspokajajacy, zeby w ogole mogla zasnac. Nastepnego dnia przyjechali do Fryburga, by poznac swoja przyszla synowa. Wczesniej zadzwonili jeszcze raz, by ustalic, w jakiej dokladnie czesci swiata znajduje sie Ukraina. Najpierw nikt nie wiedzial od czego zaczac rozmowe, potem mama ostroznie zapytala, czy juz probowalam otrzymac status uchodzcy politycznego, by zostac w ich kraju, nie uciekajac sie do fikcyjnego slubu, a tata zapytal, czy to prawda, ze Ukraina wchodzila kiedys w sklad Litwy. Na pozegnanie rodzice wreczyli nam 201 komplet poscieli i zaproponowali, w razie czego, pomoc finansowa.Powrocmy jednak do chwili, w ktorej sie poznalismy. Nasza wspolna znajoma, studentka z Estonii, Christi, postanowila zemscic sie na Hermanie Hugonie Zygfrydzie Haroldzie za to, ze w jednej z rozmow o niemieckich kobietach, emancypacji, wygladzie zewnetrznym i upodobaniach estetycznych pozwolil sobie powiedziec, ze Christi zbyt przypomina mu Niemki, ktore z feministycznych pobudek nie korzystaja z kosmetykow, nie przejmuja sie waga, moda, ubraniem i fryzura, nie sa kokieteryjne w stosunku do plci przeciwnej, same za siebie placa w restauracjach, kinach, dyskotece i z zalozenia nie depiluja wlosow na nogach ani nie usuwaja wasikow spod nosa, o manicure nie wspominajac. Herman Hugo Zygfryd Harold jako mezczyzna o postepowych pogladach oczywiscie uznaje, a nawet popiera naturalne dazenie kazdej kobiety do niezaleznosci i samodzielnosci. Ale kobieta, ktora ma - za przeproszeniem - brudne wlosy, nie wywoluje w nim normalnej meskiej reakcji. Moze Herman uzyl tez innych sformulowan w stylu: "Dlatego wcale nie powinny sie dziwic, ze mezczyzni je ignoruja, czy - w najlepszym wypadku - traktuja jak dobre partnerki w rozmowie", albo: "Lepiej zeby takie kobiety nie mialy ze mna nic wspolnego" - albo jakos podobnie, delikatniej. Odkad uslyszalam to z ust Christi, minelo sporo czasu, przekazuje wiec, co zapamietalam. A wracajac do naszej historii: albo Christi uwazala, ze jestem wcieleniem idealu kobiety Hermana Hugona 202 Zygfryda Harolda, albo femme fatale, kobieta, ktora sama swoja istota zaprzecza ideomfeminizmu, albo po prostu osoba wystarczajaco wredna, by znajomosc ze mna zlamala serce fryburskiego arystokraty jesli nie na wieki, to przynajmniej na wystarczajaco dlugi czas, na tyle, by poniosl kare za obraze. Tak przynajmniej motywowala swoje zachowanie sama Christi juz post factum, oczywiscie nic wczesniej nie mowiac ani mnie, ani swej przyszlej ofierze. Ktoregos dnia znalazlam w skrzynce pocztowej... - nie, nie kolejny list w nieznanym mi jezyku z prosba od bogatego mecenasa o dotrzymanie towarzystwa jemu i jego rodzinie podczas tradycyjnego letniego wypoczynku na Palma de Maiorca, ani nawet nie podpisane nieznana reka wierszowane wyznanie milosne w imieniu tego, ktory w tym samym czasie z rownie wielkim zdziwieniem odebralby podobne wyznanie, tyle ze moje. Dokonujac swojej zemsty, Christi nie posluzyla sie chwytami z taniego wodewilu. To, co znalazlam w swojej skrzynce, bylo najzwyklejsza kartka z zaproszeniem na urodziny. Impreza miala sie odbyc pod golym niebem, i oprocz kilku kielbasek oraz miski salaty, ktore zwykle zabieralo sie na takie okazje, obowiazywal "krawat w groszek, pantofle i oryginalnie wygladajacy kapelusz". Znajac ekscentryczne pomysly Christi, nie zdziwilam sie zanadto; kupilam nowe wydanie jej ulubionego Prousta, zrobilam salatke z mleczow i zaopatrzylam sie w reszte wymaganych rzeczy. Oprocz Hermana Hugona Zygfryda Harolda, ktorego Christi, zagadkowo sie usmiechajac, przedstawila mi jako 203 "samotnego filozofa o oryginalnych pogladach", zaproszonych zostalo jeszcze kilkorostudentow germanistyki, ktorych imiona wylecialy mi z glowy, bo kiedy przyszlam, byli juz zaglebieni w ozywionej dyskusji o roli metafory, strukturze lirycznego "ja" oraz sposobach budowy czasoprzestrzeni w tworczosci poznego Goethego. Rozleglosc tematu sprowokowala moja intuicje do wy snucia podejrzen, ze beda zajmowac sie tylko tym az do konca imprezy. Wkrotce okazalo sie, ze intuicja mnie nie mylila. Kobieca czesc towarzystwa reprezentowaly studentki tego samego wydzialu, ktore z kolei dzielily sie bogatymi wrazeniami dotyczacymi docentow i profesorow katedry germanistyki, jakosci seminariow w ktorych uczestni czyly w minionym semestrze, oraz tematow ich prac i lis lektur, itp. Poza mna, Hermanem Hugonem Zygfrydem Haroldem oraz sama Christi nikt z obecnych nie wypelnil do konca postawionych w zaproszeniu wymagan. Dlatego czesc z germanistow przyszla w pantoflach, czesc w kapeluszach, na ogol nie bardzo oryginalnych, jeszcze kilku facetow przyszlo w krawatach, ale zaden z krawatow nie byl w groszki. -Sami jestescie sobie winni - powiedziala Christi, kiedy zjedlismy pierwsza porcje salatek i kielbasek. - Celem tej maskarady mialo byc ulatwienie wam udzialu w turnieju poetyckim, na ktory sie tutaj zebralismy. A kto sie lenil, pozaluje. Tak wiec, oto zasady turnieju: i. zabrania sie sciagania od innych; 204 2. zabrania sie odmowienia udzialu;3. nalezy napisac trzy sonety, ktorych tematem beda oswiadczyny najpierw kapeluszowi, potem krawatowi, a potem pantoflom partnera; 4. pary zostana wyznaczone w drodze losowania; 5. zwyciezce lub pare zwyciezcow wybierze soleni-zantka, ona tez jako jedyna zwolniona jest z udzialu w konkursie. Nietrudno sie domyslic, ze jako pare zwyciezcow Christi oglosila mnie i Hermana, choc napisane przez nas sonety raczej nie nadawaly sie do druku, nawet jesliby uwzglednic duzy stopien samokrytyki. Chocby dlatego, ze slowo "kapelusz" u obojga rymowalo sie ze "wzrusz", "krawat" ze "sto lat" i "swiat", a "nogi" - tak, tak - z "drogi". Pisanie sonetow po niemiecku, w doborowym towarzystwie niemieckich filologow, po niezlej porcji niemieckich kielbasek i francuskiego wina, dla ukrainskiego filologa to rzecz, szczerze mowiac, raczej ponura. W ten sposob Christi osiagnela, jak sie jej wtedy zdawalo, sukces. Cieszyla sie z wlasnego geniuszu, a jeszcze bardziej z naszego telepatycznego podobienstwa mysli i obrazow - spedzilismy reszte wieczoru na zywym omawianiu tego, czy podoba mi sie we Fryburgu (temat podobnie uniwersalny, jednakowoz o wiele szerszy od niesmiertelnej pogody). Rozleniwienie lipcowego wieczoru, mistrzowsko przypieczone kielbaski, wino i egzotyczny deser robily swoje. Coraz bardziej mi sie podobalo. Zaczelo mi sie nawet wydawac normalne to, ze w towarzystwie, w ktorym nikt nie skonczyl nawet trzydziestu pieciu lat, jedynym tematem 205 rozmowy byly ostatnie zajecia z poetyki oraz problem znaczenia metafory dla poznego Goethego, i nawet to, ze zaden z Niemcow, ktorych mialam szczescie poznac w ciagu poltorarocznego pobytu w tym kraju, nie wpadl na pomysl, ze mozna zaczac rozmowe od czegos innego niz czy podoba mi sie w Niemczech, czy lubie Niemcow, jezyk niemiecki, kuchnie niemiecka, niemiecka mentalnosc. Mojemu rozmowcy trzeba oddac sprawiedliwosc, bo wyrazil takie przypuszczenie: -Pewnie wszyscy cie o to pytaja. Ale czy to nie wszystko jedno, o czym bedziemy rozmawiac? -Wszystko jedno - powiedzialam, bo faktycznie bylo mi wszystko jedno. Pogoda byla sloneczna, powoli upijalam sie i rozumialam, ze temu chlopcu podoba sie we mnie zupelnie nie to, o co pyta, czyli nie swietne opanowanie struktury niemieckiego zdania, podobnie zreszta jak mnie zupelnie nie ciekawila opanowana przez niego technika pisania sonetu. Kontynuowalismy zywa dyskusje, z ktorej odtworzeniem, jak podejrzewam, Herman Hugo Zygfryd Harold mialby w tej chwili podobnie duzy problem, co ja. Nie mialo to zreszta nic wspolnego z tym, co kazde z nas w skrytosci myslalo. Wyrazilismy to rowno tydzien pozniej, wracajac z wielogodzinnego spaceru po lesie, po wielogodzinnej rozmowie, ktorej ciaglosc i zywosc zupelnie nie przeszkadzaly jej byc pozbawiona najmniejszego sensu, jak to sie zdarza tylko swiezo zakochanym. Czyli calkowicie. Podczas spaceru spotkalismy dziwnego czlowieka, brudnego i obdartego, z typowym spojrzeniem narkomana, niemal naszego rowiesnika, moze o kilka lat starszego, 206 ktory zaczal nam pokazywac swoja noge i opowiadac, ze jest bardzo chora i ze potrzebujenatychmiastowej pomocy lekarskiej. Zareagowalismy oczywiscie nieprawidlowo, i zamiast dac mu troche pieniedzy, zaprowadzilismy go do najblizszej knajpy, poczestowali piwem i poprosili, by poczekal, a w miedzyczasie Herman wezwal karetke. Mezczyzna w napieciu przysluchiwal sie naszej rozmowie, wyraznie nie rozumiejac, dlaczego tak dlugo znosimy jego towarzystwo. Kiedy zobaczyl lekarzy, zerwal sie zza stolu i zaczal uciekac, juz nie kulejac. Wieczorem poszlismy do mieszkania wynajmowanego przez Hermana Hugona Zygfryda Harolda i przyrzadzilismy kolacje, podczas ktorej kazde z nas powiedzialo, ze nigdy w zyciu nie jadlo nic pyszniejszego. I byla to najszczersza prawda, choc jestem pewna, ze gdyby nas ktos kiedys zapytal, co dokladnie jedlismy, raczej nie uzyskalby sensownej odpowiedzi. -Nie chcialabys zostac u mnie na noc? - zapytal, a ja odnioslam wrazenie, ze slyszalam to juz setki razy, tak naturalnie, logicznie i prosto to zabrzmialo. -Jasne, ze chce - odpowiedzialam, choc mama zawsze uczyla mnie tego, czego uczyli mame i wszystkie inne dobrze wychowane dziewczyny: ze nie powinno sie rozpoczynac intymnych kontaktow z mezczyzna zbyt wczesnie, a miala na mysli naprawde nie drugie spotkanie. -Czy niezbyt pospieszylem sie z ta propozycja? - zapytal Herman Hugo Zygfryd Harold, ktorego mama tez widocznie uczyla podobnych rzeczy. 207 -Tak, ale wlasnie to mi sie podoba - nie wiem, czy taka odpowiedz mozna uznac zalogiczna, ale wtedy nam obojgu wydala sie bardzo logiczna, malo tego, wszystko, co robilismy, wydawalo nam sie tym bardziej logiczne, im mniej bylo rozsadne. W nastepnym tygodniu juz mieszkalismy razem. W rankingu tych, ktorzy na wiesc o tym doznali najwiekszego wstrzasu, na pierwszym miejscu bezsprzecznie znalazla sie Christi. Koniec poczatku Na zawsze zostac u dominikanek pod Wiedniem, Modlic sie po ukrainsku, siostrom na podziw. Czasem po nieszporach pisac poslanie do krewnych, Pytajac jak zdrowie i czy obrodzily ogrody. H. Petrosaniak Kto sadzilby, ze ta historia tak wlasnie sie skonczyla, bylby w bledzie. Bo nawet gdyby skonczyla sie tak w rzeczywistosci, nic podobnego nie mogloby sie zdarzyc w utworze literackim. "Szczesliwe zdarzenia sa dla literatury nieciekawe" - jak pisal malo znany fryburski autor, i nie sadze, by przed uwaznym milosnikiem swiatowej beletrystyki odkryl cos nowego. Kto zreszta czytal powiesc, czy chocby opowiadanie, gdzie milosc nie tylko byla odwzajemniona, rozsadna i w odpowiednim czasie, ale i konczyla sie szczesliwie? Nie mowiac juz o wypadku, gdy w ogole sie nie konczyla. 208 Ja takiej ksiazki nie znalazlam. Dlatego i teraz nie moglo byc inaczej. Mieszkalismy ze soba nieco ponad trzy tygodnie i postanowilismy zaczekac ze slubem. Ale nie z powodu, ktory wydawalby sie oczywisty. Chodzilo o to, ze do zawarcia malzenstwa musialam uzyskac zaswiadczenia z: a) Urzedu Stanu Cywilnego miasta Lwowa, ktore potwierdzilo, ze jestem stanu wolnego; b) dzielnicowego oddzialu tegoz urzedu, odpowiedniego dla miejsca stalego zameldowania, ktore jeszcze raz potwierdziloby moj stan wolny; c) wydzialu ewidencji ludnosci, odpowiedniego dla miejsca stalego zameldowania we Lwowie, ktore potwierdziloby zgodnosc tego ostatniego; d) rejonowego komisariatu milicji miasta Lwowa, ktore potwierdziloby nieskazitelnosc mojej reputacji w oczach organow porzadku publicznego; e) miejskiego Wydzialu Paszportowego, ktore potwierdzaloby zgodnosc tego ostatniego z faktem opuszczenia przeze mnie kraju; oraz: f) poswiadczona przez notariusza pisemna zgode moich rodzicow; g) tlumaczenie przysiegle wszystkich wyzej wymienionych dokumentow na niemiecki, poswiadczone przez notariusza; h) pozwolenie z ukrainskiego (!) konsulatu w Niemczech na zawarcie zwiazku malzenskiego obywatelki Ukrainy z poddanym panstwa wrogiego w przeszlosci Ukrainie. 209 Nawet moje zakochanie nie ochronilo mnie przed lekka depresja, gdy wyobrazalam sobie: jakbede zalatwiac te formalnosci, w jaki popadne nastroj, jak wielka bedzie to proba dla mojej woli zamazpojscia, itp. Nie mowiac o tym, ile czasu musialabym spedzic we Lwowie na zalatwianiu tego wszystkiego. Dlatego zamieszkalismy razem, odkladajac formalnosci do czasu, kiedy stana sie konieczne. Zycie na granicy nedzy Herman skrywal jakas tajemnice. Nie polegala ona tylko na tym, ze nie mogl zasnac w pokoju, w ktorym kolor zaslon wydawal mu sie zbyt jaskrawy lub w niezbyt dobrym guscie. Rowniez nie na tym, ze jakosc zastawy stolowej, z ktorej Herman jadl, bardziej wplywala na jego nastroj i proces trawienia niz jakosc samych potraw. Herman wyczuwal w zyciu jakis ukryty tragizm, wiszacy nad nami wszystkimi, ale przede wszystkim nad nim samym - niebezpieczenstwo, ktore po prostu nie pozwala zyc; trzeba stale pamietac o tym, ze wczesniej czy pozniej, czy sie tego spodziewasz, czy nie, bez wzgledu na wiek, plec i inne cechy, kazdego spotka cos straszliwego. I niekoniecznie musi to byc wielki kataklizm, taki jak smierc, choroba czy utrata bliskiej osoby. Prawdziwie straszne rzeczy czyhaja na nas codziennie: musimy pracowac, by nie umrzec z glodu, zmuszaja nas do tego inni, ktorzy czesto sami nie pracuja, a to niespra- 210 wiedliwe, bo prawo do zycia Bog dal kazdemu. Musimy spotykac roznych nieprzyjemnychludzi, ktorzy nam ublizaja i zniewazaja nas, i to jest ponizajace. Jestesmy skazani na samotnosc, nieszczesliwi, obarczeni przeczuciami i uczuciami, i musimy obserwowac proces wlasnego starzenia sie oraz zyc w swiadomosci, ze wczesniej czy pozniej wszyscy umrzemy... "Wedlug Hermana najwiekszy tragizm zycia nie wiaze sie z tym, co juz sie zdarzylo, a z nieswiadomoscia i oczekiwaniem tego, co dopiero nastapi. A moze i nie nastapi, ale i tak zdazysz poczuc sie wystrychniety na dudka. Symbolem tego straszliwego "czegos", co trzymalo nas w nieustajacym napieciu, byly doniczki z kwiatami. Tego rana, kiedy to "cos" odstepowalo, a mysl, ze przytrafi sie juz zaraz, ze przytrafi sie wlasnie nam albo ze w ogole sie przytrafi, mniej go dreczyla, Herman wychodzil o swicie z domu i zanim sie zbudzilam, przynosil z miasta ogromna donice, potem przygotowywal wspaniale sniadanie i podawal mi je do lozka z najbardziej czarujacym usmiechem z calej swojej kolekcji. Podczas sniadania prosil mnie o wybaczenie wszystkiego, co niechcacy zrobil lub powiedzial. Moje po kobiecemu wrazliwe na takie pieszczoty serce topnialo jak maslo na patelni, gotowa bylam wybaczyc mu wszystko, nawet rzeczy, ktorych nigdy nie zrobil i dopiero mial zamiar zrobic, bez wzgledu na to, jak bardzo bym w przeszlosci czy w przyszlosci zostala dotknieta. W takich momentach Herman zazwyczaj prosil, bym za niego wyszla, ja przewaznie godzilam sie i zaczyna- ZII lismy snuc marzenia o naszym wspolnym przyszlym zyciu.Mijalo jednak kilka dni i Herman zmienial sie nie do poznania. Dostrzegalam to natychmiast: po wyrazie twarzy- skupionym, chlodnym, bez cienia usmiechu; patrzyl na mnie tak, jakbym znalazla sie tu przypadkiem, bez jego wiedzy i zyczenia, i jakbym wlasnie knula jak uniemozliwic mu wykonanie jakiejs nadzwyczaj istotnej rzeczy. "Wiesz, ze nie ma na swiecie osoby drozszej mi od ciebie - pol pytal, pol stwierdzal Herman, a w jego glosie brzmialo tyle powstrzymywanego tragizmu, ze rozumialam: by nie wywolac napadu histerii, musze milczec, przytakiwac, ostroznie dobierac argumenty, uwagi, tezy, moze ktoras z nich rozladuje sytuacje, a Herman wroci do swojego zwyklego, troskliwego, spokojnego i zrownowazonego zachowania. -Jak sadzisz, czy na dlugo bedziemy w stanie zachowac tak delikatne i cieple stosunki jak teraz? Czy zdolamy ustrzec je przed niszczacym wplywem codziennosci, czy uda nam sie nie stac obcymi i dalekimi sobie ludzmi, nawet jesli bedziemy mieszkac pod wspolnym dachem? -mowil Herman, zdania plynely coraz szybciej i szybciej, glos stawal sie srozszy, wyraz twarzy pochmurniejszy i po jakichs dziesieciu minutach osobie z zewnatrz moglo sie wydawac, ze nastapil co najmniej wybuch wulkanu, w ktorego lawie zgineli rodzice, wszyscy krewni i najblizsi przyjaciele Hermana, tak bezgranicznie tragiczny byl jego ton, taka beznadzieja palaly jego oczy, taki brak wyjscia wiescily jego palce, ktore drzaly, nerwowo sciskajac odpalanego jeden po drugim papierosa. 212 Najpierw takie sceny mnie przerazaly, potem zaskakiwaly, a w koncu przywyklam i zaczelam rozpoznawac oznaki zblizajacej sie burzy duzo wczesniej, na dwa, trzy dni przed "godzina X"; a z czasem udawalo mi sie nawet odciagac ten moment, choc nigdy nie dalo sie uniknac go zupelnie.Nasza rozmowa trwala caly wieczor, przeciagajac sie czasem do poznej nocy. Herman czesto przychodzil nie calkiem trzezwy, a jeszcze czesciej bieglismy w trakcie rozmowy do najblizszej knajpy po wino, i za kazdym razem wyglaszalismy ten sam lub niemal ten sam tekst, gralismy jak kiepscy aktorzy, zacinajac sie i zapominajac, bardzo sie denerwujac, duzo palilismy i wypijalismy czasem dwie albo i trzy butelki wina w ciagu wieczoru. Za kazdym razem bylo to "powazne", bylo tragiczne; byla to rozmowa o rzeczach najistotniejszych. I za kazdym razem musialam udowodnic Hermanowi, ze moj stosunek do niego zupelnie sie nie zmienil, ze uswiadamiam sobie, jak ciezko mi bedzie z jego charakterem, i ze widze, jak duzo rzeczy stara sie w sobie zmienic, by ulatwic nasze wspolzycie, i jak wiele juz mu sie udalo zrobic, i ze wierze w to, ze wszystko bedzie dobrze, bo tak bardzo jestesmy sobie potrzebni, bo jest nam razem tak dobrze, bo... Stalo sie to swoistym rytualem, trudnym, wycienczajacym, za kazdym razem innym, za kazdym razem jakby po raz pierwszy, z nieuniknionym katharsis, nastepujacym tuz po tym, jak udawalo mi sie dowiesc Hermanowi, ze sie myli, albo kiedy Herman sam nagle sobie uswiadamial, ze sie myli, albo kiedy tak sie zmeczylismy, ze nie mielismy wiecej sil na sprzeczanie sie. 213 Nastepnego dnia Herman przynosil kolejna doniczke i serwowal mi sniadanie z usmiechem,na widok ktorego przestawalam watpic, ze cale wczorajsze zajscie odbylo sie nie z jego winy, ze nie zamierzal sprawic nam obojgu bolu, ze to po prostu tajemnica, ciezkie i zagadkowe "cos", wiszace nad kazdym z nas, ale Herman ten tragizm i to wiszace w powietrzu niebezpieczenstwo wyczuwa wyrazniej niz inni, i z tego powodu zyje mu sie jeszcze trudniej. Trzeba go zatem wspierac i pomagac mu. Pilismy kawe z cynamonem, mlekiem waniliowym, kar-damonem czy z jakimis innymi niezwyklymi dodatkami, Herman znow prosil mnie o reke, odpowiadalam, ze sie zastanowie, moje serce znow topnialo na patelni nad malym plomieniem. Ilosc doniczek w naszym niewielkim mieszkanku w czasie tych ciaglych inkarnacji wyraznie przekroczyla te, jaka mogly pomiescic dwa dosc szerokie, ale jednak ograniczone w swym rozmiarze parapety. Doniczki staly wiec wszedzie: na podlodze, na stole i biurku, w kuchni, jedna nawet w lazience obok sedesu. Ta ostatnia - co prawda - czesto sie zmieniala, bo od jakiegos czasu Herman w porywach swego zlego nastroju zwykl tluc doniczki. Przewaznie nawijala mu sie pod reke akurat ta. 214 Kwiaty, wisnie, stol na metalowej nodze albo "Alles 5 DM"Oprocz doniczek byly tez kwiaty. Bukiety, wiazanki, narecza. Szklarniowe, sztucznie krzyzowane, o skomplikowanych lacinskich nazwach, ktorych nawet wymowic sie nie dalo, nie wspominajac o zapamietaniu, albo tez zwyczajne polne, wzruszajace w swojej bezbronnosci i nietrwalosci. Na ogromnych lodygach, na galazkach zerwanych prosto z krzaka, na cieniutkich nozkach- trawach, w ogole bez lodyzek - jedynie oberwane glowki, ukarane i stracone - na tacy lub na dloni. Jak moglam, majac wrazliwe kobiece serce, nie docenic tych niemal bulhako-wowskich scen, kiedy na przystanku tramwajowym w samym centrum miasta obok fontanny, nie zwazajac na silna ulewe i tlum ciekawskich, kleczal skruszony Herman z tak ogromnym, ze ledwie byl go w stanie utrzymac, nareczem jakichs zoltych kwiatow, na oko polnych, ktorych nazwy dotad nie znam, a ktore poznaje od razu. A wszystko tylko dlatego, ze rano z powodu zlego nastroju niezbyt uprzejmie sie ze mna przywital. Albo tez bukiety drobniutkich roz w kolorze kawy z mlekiem, z okazji mojego powrotu po dwutygodniowej nieobecnosci rozstawione doslownie wszedzie: na stolach, w wazonach i sloikach, pod schodami, w korytarzu, w lazience i nawet w kuchennym zlewie. A wszystko w srodku zimy, wszystko z tym samym niesamowicie czarujacym usmiechem, od ktorego robilo sie przytulnie nawet na dworcu, w kazdym bukiecie liscik, a w lisciku wiersz napisany podczas mojej nieobecnosci. Liscikow 215 czternascie - po jednym na kazdy dzien, bukietow - dwadziescia osiem, bo czas plynalwolniej niz zwykle: dzien mijal jak dwa. A sam Herman - w nowej fryzurze, z prosba, by wyjsc za niego, z marzeniami, obietnicami i miloscia na kuchennym stole z delikatnym blatem, przysrubowanym bezposrednio do sciany, na nozce, ktora pozwala go skladac i rozkladac, robiac przejscie, bo zwykly stol w tej malenkiej kuchni sie nie miescil. Na ogol staralismy sie nie stawiac na nim ciezkich, porcelanowych czy szklanych przedmiotow, ale okazalo sie, ze jego metalowa nozka jest zdecydowanie mocniejsza, niz sie nam wydawalo. Herman lubil dawac mi prezenty, ale nigdy nie robil tego zgodnie z popularnym u nas zwyczajem: "by bylo praktycznie i niedrogo". Podarowal mi prawdziwy noz ze srebra do rozcinania ksiazek i listow. Straszliwie stary i niemozliwie drogi. Poniewaz ksiazek, ktore by trzeba rozcinac, od dawna nikt nie drukowal, a listy przychodzily nader rzadko, Herman sam codziennie wysylal do mnie list, bym sobie przypominala o nim, korzystajac z tego prezentu. Listy byly tak samo rozne jak i sam Herman podczas przeroznych okresow i wahan nastroju. Jedne z nich zaczynaly sie delikatnie i dobrotliwie od slow: "Moj kochany skarbie", inne byly napisane trudnym do odczytania pismem i zaczynaly sie od srednio przyjemnych zwrotow, po ktorych na ogol nastepowalo: "Musze ci w koncu wyznac cala prawde", albo "Zaslugujesz na cos znacznie gorszego, niz tu napisze", nie mowiac o licznych: "Zawsze mnie oklamywalas", "Nigdy nie bylas ze mna szczesliwa", 216 "Nigdy nie bedziesz ze mna szczesliwa", "Ja nigdy nie bylem z toba szczesliwy", "Razem nigdy nie bylismy (bedziemy, moglibysmy byc) szczesliwi", itp. Z tych listow mozna bylo swietnie nauczyc sie odmian niemieckich czasownikow, zaimkow i przymiotnikow, oraz form przyslowkow kategoryczno-przeczacych typu "nigdzie", "za nic na swiecie" czy "nigdy". Kiedy jednak je czytalam, ani w glowie byla mi nauka. Domowe zacisze, jakie bylismy sobie w stanie zorganizowac z Hermanem, oznaczalo, zgodnie z niemiecka klasyfikacja, zycie na "granicy nedzy". Za ta granica funkcjonuja juz tylko gastarbaiterzy, przyjezdzajacy z terenow bylego zsrr, i emigranci z krajow trzeciego swiata, ktorzy nie potrafili (czy tez nie chcieli) opanowac niemieckiego na tyle, by podjac jakakolwiek prace. Ludzie ci zaliczani sa do kategorii "zyjacych z zasilku"; otrzymuja od panstwa pomoc socjalna, a stosunek do nich jest gorszy niz do zwolnionych z wiezienia. Wedlug Niemcow lepiej jest przymierac glodem niz byc na zasilku. Nie wiem, dlaczego uwaza sie za az tak ponizajace zycie na koszt podatnikow, bez zadnych korzysci dla spoleczenstwa, ale z takimi ludzmi sasiedzi sie nie witaja, przechodza na ich widok na druga strone ulicy, musza oni skladac dokladne rozliczenia z wydanych pieniedzy od panstwa, ich dzieci wytyka sie palcami w szkole, nikt nie chce miec z nimi nic wspolnego, nawet worki na smieci, wystawiane rano przez kazdego porzadnego Niemca, zgodnie z grafikiem, przed drzwiami domu, stoja oddzielnie, tak, by nie opieraly sie o worki ludzi "na zasilku". 217 Byc moze w rzeczywistosci ludzie ci wcale nie czuli sie tak tragicznie, moze nieco przesadzam, ale czesto, gdy nasze spojrzenia krzyzowaly sie przypadkiem w supermarkecie, autobusie czy na ulicy, widzialam, jaki strach pojawia sie w ich oczach, jak lekliwie rozgladaja sie na boki, czy znow nie zrobili czegos niedozwolonego, czegos, po czym zostanie im cofniete prawo do zasilku, a pobyt w tym kraju zabroniony. Widzialam, z jaka chciwoscia pochlaniaja najtansze lody i czekolady, jakby ktos zaraz mial im je zabrac, z jaka uwaga i skupieniem godzinami przekopuja sterty tanich ubran w sklepach, obok ktorych ze wstretem przechodza prawdziwi Aryjczycy, z jaka ostroznoscia obchodza sie z darmowymi reklamowkami, w ktore zapakowane sa te ubrania, i z jaka duma nosza swetry oraz spodnie po samym tylko kolorze i fasonie bezblednie rozpoznawalne jako wyciagniete ze sterty "Al-les 5 dm", co w przekladzie z jezyka rasy wyzszej tlumaczy sie "Wszystko po 5 marek", a oznacza: "Czlowiek, ktory choc troche sie szanuje, nigdy czegos takiego nie zalozy". Kiedy widzialam takie sceny, robilo mi sie bardzo zal tych ludzi, piszacych potem w listach do krewnych i przyjaciol, ktorzy zostali "tam" albo "w Sojuzie", jak okreslaja te nieistniejaca juz dla nich kraine: "U nas wszystko w porzadku, ale slowami tego nie opiszesz". Refleksje nad tym dziwnym fenomenem naszej mentalnosci nie naleza jednak do mojej opowiesci. "Poltora" pokoju, jakie wynajmowalismy z Hermanem, znajdowalo sie niemal na wyjezdzie z miasta. Z jednego okna otwieral sie widok na miejski cmentarz, z drugiego widac bylo gore, ktora z jakiegos powodu nazywala sie 218 Klasztorna, choc nigdy nie bylo tu zadnego klasztoru. Na szczycie tej gory o lagodnych zboczach znajdowal sie czyjs sad, ekskluzywna knajpa z drewnianymi lampami i wlasna winiarnia oraz niewielki dom starcow, ktorych personel wyprowadzal na spacery do niewielkiego sadu. W sadzie rosly niemal wylacznie wisnie i czeresnie, ktorych nikt nie dogladal i ktore z czasem coraz bardziej dziczaly, ich owoce stawaly sie coraz mniejsze i slodsze, a zapach dojrzalego soku coraz bardziej kuszacy. Kiedy dojrzewaly, pokusa stawala sie silniejsza od dobrego wychowania - nawet u Hermana. Nie do konca sobie uswiadamiajac, co wlasciwie chcemy zrobic, kiedy drzewa owocowaly, chodzilismy tamtedy czesciej niz kiedykolwiek. Poza nami spacerowaly tu cale tlumy, wsrod ktorych nie brakowalo nawet uczniow na rowerach czy z pilka. Jednakze - w przeciwienstwie do ukrainskich uczniow - te stworzenia o zarozowionych policzkach, karmione suchymi sniadaniami, multiwitaminami w tabletkach i swiezo zamrozonymi koncentratami, patrzac na ow owocowy raj, nie przejawialy najmniejszego ozywienia. W najlepszym wypadku ktores z nich leniwie wycelowalo w owoc miekka i ekologicznie czysta kulka ze specjalnego materialu, bedaca na wyposazeniu jego firmowej procy. Jednakze mysl o wdrapaniu sie na drzewo, nie mowiac o zjedzeniu nie umytego owocu, nie mogla pojawic sie w glowie tego dziwnego stworzenia, dla ktorego pokarm nadawal sie do spozycia dopiero, gdy zostal zawiniety w gruba warstwe folii z nalepka i kodem z super- 219 marketu. Czeresnie bez podanej nazwy producenta? Nie, cos takiego z cala pewnoscia niemoze byc jadalne. W tej atmosferze mielismy sie z Hermanem jakos dziwnie, odczuwajac atawistyczne instynkty czlonkow plemienia nawet nie mysliwych, a zbieraczy, instynkty, ktore dawno juz zanikly u ludzi cywilizowanych, a ktorych nikt z naszych sasiadow by nie zrozumial. Do tego wszystkiego jeszcze zrywanie wisni z cudzego drzewa w Niemczech... Cos takiego moglo sie jedynie przysnic w koszmarze nocnym. Nasze dobre wychowanie walczylo z instynktami, a tymczasem czeresnie i wisnie dojrzewaly, grozac przejrzeniem i opadnieciem. Wygladalo na to, ze nikt nie ma zamiaru ich zebrac. Wreszcie, kiedy przyszla straszna ulewa, Herman nie wytrzymal. Jak stal, w bialych spodniach i jasnej koszuli, zlapal jedna reka drabine, druga mnie i pobieglismy przez deszcz na gore, do przejrzalych wisien, ktore juz tonely w kaluzach. Niewiele udalo sie uratowac. Owoce okazaly sie znacznie bardziej dojrzale, niz wygladaly z daleka, wiele z nich wypelnilo sie gnijacym sokiem, inne zeschly, ale nie to bylo istotne. Poczulismy sie niesamowicie szczesliwi, taplajac sie w blocie, spadajac z cienkich galezi w kaluze i rozmazujac sobie nawzajem na twarzy, rekach i nawet uszach palacy wisniowy sok. Niemal nie czulismy smaku, ale uwolnilismy sie od strachu. To uwolnienie bylo dosc umowne, bo przeciez dobrze wiedzielismy, ze nikt nosa nie wystawi z domu w taka pogode, chyba ze z koniecznosci, i to tylko samochodem. A do sadu mozna bylo dojsc jedynie na pie- 220 W^ chote, co oznaczalo, ze zaden sasiad nie bedzie mogl zobaczyc naszego przestepstwa-tryumfu. Przezwyciezylismy w sobie cos wiecej niz strach przed sasiadami. Wraz z gestymi czerwonymi kroplami z naszych dloni wyciekalo w kaluze cos lepkiego, zimnego i nieprzyjemnego, i dobrze wiedzielismy, ze w nastepnym roku, jesli bedziemy tu mieszkac, otwarcie, przed nikim sie nie kryjac, nazbieramy wisni, jak tylko dojrzeja, i niech no ktos sprobuje powiedziec, ze sa cudze albo ze to niehigieniczne. Bach, pofykaczka szabel i Dzwenyhora Wnetrze naszego mieszkania i obraz naszej skrajnej nedzy nieco ozywily podarowane przez rodzicow Hermana antyczne meble, firanki z najdrozszego we Fryburgu sklepu z materialami, komputer i zebrana przez Hermana wspaniala biblioteka jeszcze z lepszych finansowo czasow, dobra wieza, kilka polek z kompaktami, droga gitara akustyczna, na ktorej Herman niezle gral, i banjo, na ktorym gral troche gorzej, a ktore za to wygladalo o wiele egzotyczniej, i maszyna do prania, kupiona na bazarze, w calkiem dobrym stanie, dwa rowery i stare auto ojca Hermana, ktore tez dostalismy, i ktore wciaz nadawalo sie do uzytku. Mieszkanie, ktore wynajmowalismy, znajdowalo sie w suterenie domu nalezacego do starszego malzenstwa. Na tabliczce pod dzwonkiem bylo napisane J. S. und G. Bach, i to nie byl ani dowcip, ani blad; oni naprawde nazywali sie Johann Sebastian i Gertruda, malo tego, 221 Johann Sebastian wykladal w konserwatorium w Bazylei, gral jednak na wiolonczeli.Jego zona grala na skrzypcach i razem zalozyli najbardziej znana w Szwarcwaldzie orkiestre muzyki kameralnej. Od czasu do czasu w lecie urzadzali ogrodowe party, na ktorych zbieraly sie panie i panowie w starszym wieku, ubrani dosc swobodnie (ogromna wiekszosc z nich glosowala na modna wowczas partie Zielonych), za to w wyszukanej starej srebrnej bizuterii. Pili biale wino ze specjalnych butelek, na okazje przyjec szykowanych w niewielkiej winiarni, ktorej wlascicielem byl jeden z kolegow; przed kazdym party winiarnia wypuszczala dokladnie tyle butelek z jednakowymi etykietami, ile bylo potrzeba na te jedna impreze, co dodawalo swietu "pewnej ekskluzywnej intymnosci", jak to nazywala Frau Bach. Czesto nas zapraszali; sluchalismy razem orkiestry kameralnej, wykonujacej na tarasie utwory na zamowienie, pilismy wino, jedli pasztety, ktorych opisy spotykalo sie w powiesciach Waltera Scotta, salatki, ktorych smak gospodyni kojarzyl sie z muzyka Mozarta, Bacha, a raz nawet U2 - w tej salatce, ktora mocno roznila sie w smaku od reszty, bylo tak duzo papryki, ze nie wszyscy zdolali jej sprobowac. Mimo powaznej publicznosci (bywali tam mer miasta i inni wplywowi politycy) imprezy byly dosc wesole. Swobodnie ubrane panie, w starych srebrach, byly przewaznie nauczycielkami francuskiego albo laciny w gimnazjach klasycznych, wiele z nich przestalo pracowac dawno temu, zaraz po wyjsciu za maz, ale duzo czasu spedzaly na ksztalceniu sie. 222 Czytaly nie tylko Guntera Grassa, Martina Walsera i Petera Handkego, dobrze znaly i MilanaKundere, i Mi-lorada Pavicia, jedna z nich czytala nawet Andruchowy-cza (choc mylnie nazywala go Wiktorem), slyszala zespol Mertwyj Piwen i wiedziala, ze Zygmunt Freud urodzil sie pod Lwowem. Rozrywka na tych imprezach nie konczyla sie na sluchaniu muzyki i rozmowach: goscie czesto bawili sie w szarady, urzadzali bale przebierancow, wspolnie pisali akrostychy, niekiedy z Monachium przyjezdzala corka Herr i Frau Bachow, studiujaca rezyserie, a w wolnym czasie zajmujaca sie polykaniem szabel i ognia. Wtedy wszyscy czekali wieczora i w blasku ogrodowych swiecznikow odbywalo sie prawdziwe show. Najwiekszy szok przezylam ktoregos rana, kiedy jeszcze nie znalam corki Bachow, i wyszlam do ogrodu wywiesic pranie, gdzie Monika (tak miala na imie) wlasnie cwiczyla. Robila to zamiast porannej gimnastyki. Nie wiem, ktora z nas odniosla wieksze szkody - ja z przerazenia, czy ona, kiedy po moim okrzyku omal nie polknela swojej szabli. Wszystko sie na szczescie wyjasnilo, i tak sie poznalysmy. Monika byla juz kilkakrotnie we Lwowie (we Fryburgu, dzieki aktywnej wspolpracy partnerskiej obu miast, tych, ktorzy jeszcze nie byli we Lwowie, jest coraz mniej, a moze nie ma ich juz wcale), i nawet ogladala podczas ktorychs z kolei dni kultury ukrainskiej na fryburskim uniwersytecie film Dowzenki Dzwenyhora. 223 Herman i Ukraina. Pierwsza znajomoscBardzo chcialbym, zebysmy jak najszybciej wzieli slub, nawet sobie nie wyobrazasz, jak mi tego potrzeba, ale czuje, ze nie mam moralnego prawa, dopoki nie jestem w stanie zapewnic rodzinie zycia na odpowiednim poziomie - mowil Herman podczas ktoregos picia kawy w lozku, obok nowej doniczki, po burzliwym nocnym omawianiu naszych stosunkow. - Z drugiej strony nie uwazam, by ktos mial prawo do wplywania na moje zycie osobiste. Dlaczego pozwolenie na prace mozesz dostac dopiero po tym, jak za mnie wyjdziesz? Dlaczego nie wystarczy tylko to, ze chcesz i mozesz pracowac w tym kraju? Uwazam, ze nie mozemy sie godzic na tak ponizajacy kompromis z systemem spolecznym, ktory nie spelnia naszych oczekiwan. Powinnismy walczyc o podstawowe prawa, wynikajace z naszej ludzkiej godnosci. Postanowilismy razem pojechac do Lwowa. Nie tylko dlatego, ze moi rodzice nieraz w ciagu tych dwu lat naszego wspolnego zycia wyrazali chec poznania w koncu przyszlego ziecia, ale i dlatego, ze - jak sie okazalo - Herman, chyba jako jedyny w swoim otoczeniu, jeszcze nie byl we Lwowie, co stawialo go w zabawnym polozeniu. Tak wiec zaczelismy przygotowania. Na poczatek Herman zdecydowal, ze nauczy sie chocby kilku zdan po ukrainsku, i w tym celu kupil tysiacstronicowa ksiazke pt. Jezykoznawstwo porownawcze jezykow rodziny praindo-europejskiej, z ktorej sto stron poswieconych bylo kom-paratystyce jezyka praslowianskiego i wyodrebnionych 224 z niego grup: zachodniej, wschodniej i poludniowej. Po dlugotrwalych dyskusjach udalo misie przekonac Hermana, ze takie zaglebianie sie nie ma sensu, ze lepiej pojsc troche krotsza i bardziej powierzchowna droga, uczac sie na przyklad, jak po ukrainsku bedzie Brot, But-ter, Guten Tag i Danke. Juz po kilku miesiacach Herman doskonale nauczyl sie czytac pietnascie ukrainskich zwiazkow wyrazowych (prowadzil dokladna statystyke swoich sukcesow), troche gorzej rozpoznawal trzydziesci cztery, znal piecdziesiat piec slow, dwanascie zdan i zapamietal zwroty: "Dzien dobry, kochana", "Dobranoc, slonce" i "Ten kchobjeta - super", co mialo znaczyc "To piekna kobieta". Tego ostatniego nauczyl go przyjaciel, ktory byl we Lwowie i wrocil zachwycony uroda galicyjskich dziewczyn. Herman czesto mylil znaczenie dwu pierwszych zwrotow, wskutek czego wynikaly pewne stylistyczne nieporozumienia, mimo to takie zainteresowanie jezykiem ukrainskim rodowitego Niemca, w dodatku barona, powinno wywolac nie byle jaki zachwyt lwowian i (jak mysle) korzystnie wplynac na wzrost swiadomosci narodowej. Nasz wyjazd kilkakrotnie sie odwlekal. Najpierw dlatego, ze Herman nijak nie mogl osiagnac stanu wewnetrznej gotowosci do tak powaznego przedsiewziecia, potem z przyczyn obiektywnych. Niemieckie media rzadko przekazywaly informacje z Ukrainy, na ogol zadowalajac sie uspokajajacymi wiadomosciami o tym, ze "w strefie reaktora w Czarnobylu nie 225 nastapily zadne zmiany". A kiedy juz informowaly o jakichs zdarzeniach, bylo to mocnoprzesadzone i podbarwione. Kiedy na przyklad wprowadzono nowa jednostke monetarna, hrywnie, to z niemieckich gazet wynikalo, ze nastepnym krokiem ukrainskiego rzadu bedzie zakaz wwozenia do kraju jakiejkolwiek waluty obcej, ze inflacja zmieni sie w hiperinflacje, a za moment w ogole rozpocznie sie wojna domowa. Oczywiscie, takiej sytuacji nie mozna bylo uznac za sprzyjajaca pierwszej wizycie zapoznawczej, zwlaszcza w wypadku czlowieka, ktory nie tylko nigdy nie poczul, co to takiego inflacja, ani razu nie widzial ukrainskiego celnika, ale nawet nie wyobraza sobie, ze moga istniec klatki schodowe, w ktorych swiatlo nie zapala sie automatycznie wraz z otwarciem drzwi, nie mowiac o takich, w ktorych w ogole nie ma swiatla czy drzwi wejsciowych. W ciagu kilku nastepnych miesiecy hipotetyczna data naszego wyjazdu jeszcze kilkakrotnie pokryla sie z gwaltownym spadkiem temperatur w zachodnich rejonach Ukrainy, niespodziewanymi opadami sniegu, potem totalnym brakiem opadow i gwaltownym podwyzszeniem temperatury, kilkakrotnie po prostu wydalismy pieniadze odlozone na wyjazd i trzeba bylo czekac, az znow uzbieramy albo rodzice Hermana zaproponuja pomoc finansowa. Az wreszcie zdecydowalismy, ze nie mozemy tego dluzej odwlekac, i jesli w ogole kiedykolwiek chcemy ten wyjazd zrealizowac, trzeba to zrobic natychmiast. Scislej mowiac, zdecydowal Herman, i kiedy przyszlam wieczorem do domu, poinformowal mnie, ze swoje rzeczy juz 226 spakowal, dzis rano przyszedl z ukrainskiego konsulatu jego paszport z wiza i jutro o swiciejedziemy autobusem, na ktory zarezerwowal bilety. Jechalismy rejsowym autobusem, ktory mial "wejscia na granicy", dlatego Herman nie mial szczescia doznac pierwszych silnych wrazen z kontaktu z naszym krajem. Przecielismy granice nad podziw szybko, do czego przysluzyla sie najpewniej skrzynka niemieckiego piwa, ktora znikla spod siedzenia kierowcy i niemal niepostrzezenie dla pasazerow wyladowala w budce kontroli celnej. Jedynym wstrzasem, ktory przypadl w udziale Hermanowi, byla toaleta przy stacji benzynowej, gdzie sie zatrzymal autobus. Padal deszcz, droga nie byla asfaltowa i sciezka do tego klasycznego drewnianego przybytku, o zapachu jeszcze nigdy nie doswiadczonym przez Hermana, rozmokla. Drzwi, na ktorych czerwona farba byla napisana wielka litera M, zostaly Hermanowi w rekach, po tym, jak sprobowal je otworzyc. Najwyrazniej puscily zawiasy, a ze srodka wyskoczyl przestraszony kogut. Nie mniej od niego przerazony widowiskiem i zapachem, Herman odlozyl zaspokojenie potrzeb fizjologicznych do Lwowa i z zaklopotaniem zapytal mnie, czy wszystkie nasze toalety tak wygladaja. "Nie wszystkie, ale sporo" - postanowilam go nie zalamywac, bo nie wiadomo, jaka jeszcze czekala nas niespodzianka i jak na nia zareaguje nie przyzwyczajona arystokratyczna psychika Hermana. 227 Rzeczywistosc jako graJednakze nie docenilam go. Herman bardzo szybko odkryl, ze rzeczywistosci, ktora go otacza, nie mozna brac na serio, trzeba bawic sie w to wszystko, jak we wciagajaca gre. I gra ta szalenie mu sie spodobala. -Jeszcze nigdy nie bralem prysznica z wiadra! - zachwycony dzielil sie przez telefon swoimi pierwszymi wrazeniami z mama. Nie wiem, co wyobrazila sobie Frau von Drachenfeld, ale moja mama czula sie bardzo niezrecznie z powodu naszych sluzb komunalnych, kiedy pierwszy baron przebywal w ciemnym i zagraconym starymi meblami mieszkaniu, ktore w Niemczech dawno juz nadawaloby sie do remontu kapitalnego albo tez staloby sie mieszkaniem-skansenem, czyms na ksztalt lwowskiego Szewczenkowskiego Gaju. "Tak mieszkano, a w wielu miejscowosciach nadal tak mieszkaja ludy Ukrainy Zachodniej - opowiadalby przewodnik i demonstrowal szczegolnie zainteresowanym turystom reczna maszynke do miesa z 1955 roku. Kto odgadnie przeznaczenie tego urzadzenia, otrzyma zwrot kosztow wycieczki". Tak wiec, moja mama czula sie bardzo niezrecznie z powodu braku cieplej wody, ktory oznaczal, ze prysznic trzeba bylo brac "z wiadra", czyli splukiwac sie woda zagrzana na kuchence gazowej. Hermanowi straszliwie sie ta rozrywka spodobala. Co prawda juz na trzeci dzien znudzilo go grzanie wody, wiec po prostu bral zimny prysznic, ale ani razu sie nie poskarzyl. 228 Starajac sie zrobic na mojej rodzinie jak najlepsze wrazenie, juz w progu powiedzialstarannie przygotowane po drodze: "Dzien dobry!". Przyjemnie tym zaskoczyl moich rodzicow, ale nie babcie, ktora wziela to za rzecz calkowicie naturalna i od razu familiarnie obca-lowala Hermana: -Kochasiu ty nasz, i po naszemu juz mowic naumial sie. Fajny chlopaka, tak trzeba i im wsim, faszystom, z ciebie przyklad by brac, a tak przyjezdzaja i nic nie pojmiesz, co oni tam belkotaja. A ten, bacz, jaki choroszy, z progu juz "dobrydzien" mowi. Fajny chlopaka, fajny, od razu widac, ze fajny! Herman poczul sie troche nieswojo w obliczu takiej ilosci niezrozumialych slow, skierowanych do niego z absolutnym przekonaniem, ze w odpowiedzi natychmiast zacwierka wyszukanym dialektem centralnej Ukrainy. -Ja nie fersztejen - probowal powstrzymac moja babcie, ale nie tak latwo bylo ja zbic z pantalyku. -To nic, to nic, za kilko dni zafersztejesz, po tobie od razu widno, ze zafersztejesz. Bacz, jaki mlody, a juz w oczkach, znaczy, czyta duzo. Nu, a raz czyta, to i skoro rozumiec zacznie. Nic ty nie martw sie. Juz drugiego dnia Herman przywykl do babcinych monologow, i nawet od czasu do czasu probowal na nie reagowac, slyszac znajome slowa. Najtrudniej bylo mu przyzwyczaic sie do rygoru zywieniowego, jaki babcia wprowadzila. Co godzine przygotowywala dla niego talerz kaszy manny, pierogow, nalesnikow albo kartofli, bez slowa stawiala przed nim, wkladala mu do reki widelec albo lyzke i siadala naprzeciw, zagadujac. 229 -Jedz, jedz, nic slyszec nie chce, ze nie glodny. Chlop to zawsze glodny, jedz, jedz. Poczatkowo nie puszczalam nigdzie Hermana samego i wszedzie go odprowadzalam. Ale juz na trzeci dzien chcial koniecznie sam pojechac do miasta. I pojechal - mimo silnych sprzeciwow babci i reszty rodziny. "Tyle wrazen, ile zdobylem w ciagu tych kilku godzin, w domu nie przezylbym przez rok" - opowiadal zachwycony po powrocie. "Jak tylko wsiadlem do tramwaju, ten sie zapalil, to znaczy, tylko troche zaczal dymic i strasznie smierdzialo. U nas juz zaczelaby sie panika, ludzie wyskakiwaliby przez okna, przyjechaloby pogotowie techniczne, a tu poza mna chyba nikt nie zwrocil na to uwagi, wszyscy siedzieli spokojnie, dojechalismy do koncowego przystanku, wysiadlem ze wszystkimi, tramwaj pojechal dalej, a za nim wlokl sie niewielki ogon dymu. Jakas starsza kobieta probowala mi w tramwaju sprzedac ksiazke, a kiedy jej podziekowalem (co prawda, zapomnialem, jak to bedzie po waszemu, wiec powiedzialem po niemiecku), odskoczyla przerazona i przesiadla sie jak najdalej ode mnie. Starzy ludzie u was ciagle boja sie Niemcow?". Lwow przywital nas jak tylko mogl przyjaznie: calymi dniami bez przerwy lal deszcz, temperatura byla zbyt wysoka jak na styczen, a pora zbyt mokra jak na wszystkie inne pory roku, mimo deszczu z nieba stale usilowala opasc na ziemie jakas ziemistoszara kasza, ktora tu nazywa sie sniegiem. Opasc sie jej jednak nie udawalo, za wysoka temperatura asfaltu jeszcze w powietrzu przetwarzala ten "snieg" w produkt, a raczej plyn, ktorego nazwa bardziej Z30 odpowiadala jej wygladowi i wlasciwosciom, i roznosilismy te breje po starych ulicach,placach, po mniej starych, ale nie mniej zniszczonych tramwajach, po bruku, asfalcie, i pewna ilosc w postaci twardych skamienialosci donosilismy na korytarze naszych wlasnych mieszkan, ktorych nikt nawet nie probowal utrzymac w zwyklym porzadku, nie mowiac o dazeniu do europejskiego standardow. Lwowianie dawno juz przywykli do takiej pogody, i czesc z nich nawet cieszyla sie: "Chwala Bogu, nie ma mrozu, przynajmniej nie jest slisko", a inni wprost przeciwnie, narzekali: "Moglby snieg choc chwile pole-zec". Pierwsi oczywiscie mieszkali w miescie i guzik ich obchodzila gospodarka rolna, drudzy mieszkali na wsi i przedmiesciach lub tez po prostu przejmowali sie losem ukrainskiego rolnictwa. Ale ogolnie wszyscy byli, jesli nie zadowoleni, to przynajmniej spokojni, a Hermanowi nie pozostalo nic innego, jak tylko ulec temu nastrojowi. Tak tez zrobil, ale juz trzeciego dnia pobytu we Lwowie okazalo sie, ze jego nieprzywykle do ukrainskiego blota biale spodnie ze znakomitego i drogiego materialu prawie calkiem zmienily swoj kolor, a przynajmniej wygladaly tak, ze szanujacy sie potomek szlachetnego baronskiego rodu nie osmielilby sie pokazac w nich ludziom na oczy, nawet gdyby to byli przedstawiciele najbardziej opoznionego i zacofanego w swiecie narodu, za ktorych niewatpliwie Ukraincow uznac nie mozna. Spodnie trzeba bylo wyprac i nie stanowiloby to problemu, gdyby nie okazalo sie, ze sa one jedynymi, jakie Herman ze soba zabral. 231 Trzykrotnie przegladajac zawartosc jego ogromnej walizy, znalezlismy tam: dyktafon, Bibliew przekladzie Marcina Lutra, tysiacstronicowa ksiazke. Jezykoznawstwo porownawcze jezykow rodziny praindoeuropejskiej, z ktorej sto stron poswiecone bylo komparatystyce jezyka praslowianskiego i wywodzacych sie z niego grup - zachodniej, wschodniej i poludniowej (od tego Herman rozpoczal swoja nauke ukrainskiego) - cztery tomy dziel Szekspira w oryginale, slownik angielsko-francuski, cztery litrowe butle szamponu, piec szczoteczek do zebow, dwa reczniki (80x100), kapielowki, okulary sloneczne, stopery do uszu do spania i pracy w bibliotece, dwa tomy Andreasa Gryphiusa i dwie prace z teorii niemieckiej poezji barokowej, duzo paczek chusteczek higienicznych, dwie pary slipek i trutke na karaluchy. I to wszystko. Nawet gdyby za pomoca piekarnika i zelazka udalo sie wysuszyc spodnie Hermana w rekordowym tempie, pewnie przez jakies dwa dni nie moglby wyjsc z domu, a juz po trzech godzinach nieprzerwanego siedzenia w nieprze-wiewnych i ponurych scianach naszego mieszkania, Herman z wolna zaczal odczuwac oznaki zblizajacej sie silnej depresji. Zaczynal goraczkowo sprawdzac, czy ma bilet powrotny, paszport, wize w paszporcie, podliczal czas, jaki pozostal do odjazdu, pytal, czy moze sie tak zdarzyc, ze autobus nie odjedzie, itp. By nie doprowadzac do traumy delikatnej psychiki Hermana, koniecznie trzeba mu bylo kupic drugie spodnie. Rzeczy takiej jakosci, do jakiej Herman przywykl, i w cenie, ktora by nam odpowiadala, moglismy znalezc tylko w second-handzie. Wyjasnilam Hermanowi, ze nie 232 jest to takie straszne, jak mu sie wydaje, ze ubrania, ktore sa tam sprzedawane, przywiezionoz miejsca, z ktorego wlasnie przyjechalismy, ze sa dezynfekowane na wszystkich granicach i ze ubieranie sie w second-handach jest teraz bardzo modne na calym swiecie, nawet niektore hollywoodzkie gwiazdy nie moga sobie odmowic tej przyjemnosci. Mimo absolutnej koniecznosci i przeprowadzonej wczesniej rozmowy troche sie obawialam, wprowadzajac Hermana miedzy rzedy niskich stolow, law i zwyczajnych skrzyn, na ktorych -niewiele ponad poziomem blota i wody z kaluzy - lezaly gory szmat, w ktorych trzeba bylo dlugo grzebac, by znalezc cos, co nadawaloby sie do uzytku. Troche wyzej, na co poniektorych zardzewialych hakach, wisialy na wieszakach przebrane przez wlasciciela rzeczy, uznane za lepsze i sprzedawane nieco drozej. Byly to glownie skorzane kurtki, szare i fioletowe swetry z angory, skorzane i dzinsowe spodnice w rozmiarze uniwersalnym, pasujace na kobiety miedzy 42 a 48, i dzinsy, o ktorych trudno bylo powiedziec, czy sa meskie, czy damskie, bardzo szerokie w talii i zwezane u dolu. Wyjasnilam Hermanowi, ze i tym nie nalezy sie zrazac, bo te ubrania dobrane sa zgodnie z modnym i kultywowanym u nas chinsko-tureckim stylem, do ktorego wszyscy dawno przywykli i przestali nawet zauwazac. Podobnie jak nadmiernie jaskrawy makijaz u kobiet, w kolorach bardziej przypominajacych barwy wojenne Indian z NRD-owskich filmow. Tak samo zreszta, jak zbyt grube i za mocno skrecone "na baranka" loki, ktory to efekt osiaga sie przy pomocy mieszanki silnie toksycznych produktow kosmetycz- 233 nych - o subtelnych nazwach Lokon, Luks i perhydrol - ktore w scisle okreslonejkolejnosci nanosi sie na wlosy, potem wlosy nakreca sie na nieduze walki i suszy na pelnej mocy suszarki, tak, by powstala oslawiona "trwala". Wyjasnilam tez Hermanowi, ze rowniez nie nalezy sie obawiac nadmiernie mocnych naturalnych zapachow, produkowanych przez naszych wspolobywateli w tramwajach, autobusach oraz w najegzotyczniejszym dla czlowieka Zachodu i niemal wymarlym rodzaju transportu - w trolejbusie - czy po prostu na ulicy. Spodnie znalezlismy niemal od razu. Silna ulewa i niesprzyjajaca pora roku nie pozwalaly ich zmierzyc, nie bylo jednak takiej potrzeby: znalezisko idealnie pasowalo do ogolnego stylu Hermana i bylo w odpowiednim rozmiarze. Zaplacilismy, a wciaz jeszcze zszokowany tanioscia zakupu Herman, juz w domu, mierzac spodnie, mechanicznie wlozyl reke do kieszeni, skad wyjal zgubiony pol roku wczesniej bilet studencki na swoje wlasne nazwisko. Kiedy uwazniej przyjrzelismy sie swiezo zakupionym spodniom, zobaczylismy na nich malenka plamke, ktorej swego czasu nie udalo nam sie wywabic i przez ktora Herman zdecydowal sie oddac swoje ulubione spodnie pomocy humanitarnej. Takie akcje przeprowadzano dwa razy do roku, co bylo bardzo wygodne: wszystkie niepotrzebne szmaty ladowaly przed drzwiami w worku z odpowiednim napisem. I nawet nie trzeba bylo placic za dodatkowy wywoz smieci. 234 Herman i emancypacja. Proba pierwszaJaki jest pani stosunek do feminizmu? - spytal kiedys Herman moja babcie, patrzac, jak lepi pierogi. Scislej, zapytal mnie, zwracajac sie do babci, a do mnie nalezalo przetlumaczenie pytania. -Babusiu, Herman pyta, jak myslisz, czy dobrze by bylo, gdyby mezczyzni umieli gotowac? - byla to jedna z tych rozmow, podczas ktorych czesto musialam osiagac porozumienie kosztem dokladnosci. -Ale co tez ty, wnusiu, Boze bron, tylko produktow napsuja. Nie, chlopow nie mozna do powaznej sprawy przypuszczac. Twoj, prawda, choroszy, i odkurzyc umie, i przygotuje, co moze, ale to przecie Niemiec, a naszych - Boze bron. -Odpowiedz przeczaca - przetlumaczylam Hermanowi. -Dlaczego? -Babcia uwaza, ze spoleczny podzial funkcji jest uwarunkowany zroznicowaniem biologicznym, czego nie da sie przezwyciezyc na poziomie genetycznym. -Czyzby kobiety w twoim kraju nie walczyly o rowne prawa z mezczyznami? -Tylko niektore, i raczej patrzy sie na to sceptycznie. -Dlaczego? -Zyjemy w konserwatywnym kraju. -To widze, ale przeciez na poziomie intelektualnym ta kwestia w oczywisty sposob powinna wywolywac szersza dyskusje spoleczna. 235 -Nie wydaje mi sie, zeby moja babcia uczestniczyla w tej dyskusji.-A ty? -Sama nie wiem. -Przeciez jestes nowoczesna, wyksztalcona kobieta, mieszkalas troche na Zachodzie. Jak mozesz obojetnie traktowac tak wazne sprawy? To nie przystoi inteligentnemu czlowiekowi. -Moze, ale mnie sie wydaje, ze feminizm to taka sama przesada, jak patriarchat, tylko w druga strone. Wydaje mi sie, ze ponizajaca jest juz sama potrzeba udowadniania, ze kobieta jest taka sama, pelnowartosciowa osoba, jak mezczyzna. To sie rozumie samo przez sie, a udowadnianie tego mezczyznom, ktorzy nie chca o niczym takim slyszec, przypomina proby wytlumaczenia trzylatkowi teorii wzglednosci. Pewnie i jedno, i drugie da sie zrobic, tylko po co? Poza tym, jak mozna mowic o "wszystkich kobietach" i "wszystkich mezczyznach"? Kazdy jest inny, i dlaczego nie przyjac, ze niektore kobiety chca byc zalezne od swoich mezow, ze dla nich rodzina jest wazniejsza od samorealizacji, pracy i calej reszty? Nie mowie, ze to dobrze i ze te kobiety nie moglyby myslec inaczej, gdyby zostaly inaczej wychowane. Ale po co, jesli to odpowiada i im, i ich mezom. Nie da sie nikogo uszczesliwic na sile. -No a co myslisz o tym, ze kiedys stroj byl scisle przypisany do plci, kobietom nie wolno bylo nosic meskiego ubrania, zmuszano je do wciskania sie w gorset i wkladania sukni, w ktorych nie tylko chodzenie, ale i oddycha- 236 nie nie zawsze bylo mozliwe? A jesli osmielily sie zalozyc spodnie, to uznawano to zastraszny grzech? -Tak samo jak zalozenie kobiecego stroju przez mezczyzne. Z kolei teraz kobiety powszechnie nosza spodnie, a wielu mezczyzn nawet w najgorszy upal nie moze zalozyc przewiewnej sukienki czy spodnicy. Dlaczego nikt nie organizuje ruchu w obronie ich praw? Zreszta, zroznicowanie stroju w zaleznosci od plci nie od razu pojawilo sie w kulturze europejskiej. Starozytni Grecy nosili tuniki. -No dobrze, ale czy nie obraza cie, ze dawniej mezczyzna zawsze placil za swoja towarzyszke w restauracji czy kawiarni, podawal jej reke na schodach czy przy wysiadaniu z autobusu, podtrzymywal pod ramie w razie potrzeby albo i bez, nie mowiac juz o barbarzynskim obyczaju, wedle ktorego mloda dziewczyna nie miala prawa nigdzie pojawic sie samotnie, by nie narazac na szwank swojej reputacji? -Wiele z tych zwyczajow zachowalo sie do dzis, ale to tylko rytual, nic wiecej. Brytyjczycy nie uwazaja swojej krolowej za symbol podwazajacy ich swobody demokratyczne. Dlaczego wiec kobieta mialaby sie obrazac za meska galanterie? -No dobrze, ale jesli na przyklad mezczyzna nie pozwala kobiecie pracowac i sam utrzymuje rodzine, czy nie jest to dla niej ponizajace? -To zwykle grubianstwo, a jego rozpowszechnianiu czesto winne sa same kobiety, ktore pozwalaja swoim gorszym polowom tak sie traktowac. -A zmiana nazwiska? Dlaczego przewaznie zmieniaja je kobiety, a nie mezczyzni? 237 -Do tego od dawna nikt tu juz nikogo nie zmusza. -A co sadzisz o podziale prac domowych na "meskie" i "kobiece"? Dlaczego mezczyzn przewaznie nie uczy sie gotowac, a kobiet - poslugiwac sie mlotkiem? -Wydaje mi sie, ze ten mezczyzna, ktory zechce, bez trudu nauczy sie gotowac zupe czy piec ciasto, tak samo jak kobieta, ktora nabierze ochoty, by podheblowac drzwi czy zawiesic polke. Podzial powinien wynikac z zainteresowan, a nie z plci. Zreszta dosc powszechnie uwaza sie, ze mezczyzni sa lepszymi kucharzami niz kobiety, wiec tutaj to nie calkiem masz racje. -Jak sadzisz, czy kobiety powinny sluzyc w wojsku? -Uwazam, ze nie powinny. Tak samo jak mezczyzni. Wojsko powinno byc zawodowe. -Slyszalem, ze w waszym kraju oprocz imienia i nazwiska ludzie maja jeszcze otcziestwo. A co sie ma po matce? -To nie jest tradycja ukrainska, tylko rosyjska, narzucona Ukraincom. Teraz to dosc powszechne, ale w przyszlosci calkiem prawdopodobne, ze ta tradycja zaniknie. Na przyklad w Hiszpanii czesto bywa zupelnie odwrotnie, i nazwisko matki prawie, albo nawet calkowicie, wypiera nazwisko ojca. Tak bylo zarowno w wypadku Lorki, jak i Picassa. A zaczelo sie to na dlugo przed powstaniem ruchu feministycznego. -No a zawody "meskie" i "kobiece"? Dlaczego kobiety rzadziej zajmuja kierownicze stanowiska, rzadziej zdobywaja "prestizowe" wyksztalcenie, czesciej pracuja na gorzej platnych etatach? -Mysle, ze w 90% wypadkow kobiety same tego chca, bo ciekawsze i wazniejsze jest dla nich, by poswiecac wie- 238 cej czasu dzieciom i rodzinie. Ale zgadzam sie z toba, ze z powodu tego stereotypu kobietom, ktore chca robic kariere, jest znacznie trudniej sie przebic niz mezczyznom. Ludzie sa do nich uprzedzeni. Za to kobiety znacznie czesciej niz mezczyzni osiagaja sukces dzieki swojemu wygladowi, co swiadczy nie tyle o ich ograniczonych prawach, ile o naiwnosci plci przeciwnej. Jak dla mnie, to zupelnie nie ma sie co obrazac na stary dowcip o tym, ze kobieta nigdy nie wyjdzie za maz tylko dlatego, ze kandydat ma dlugie nogi. A jesli ma stanowisko czy pieniadze, to juz calkiem inna historia.-Uwazasz to za normalne? -Jesli decyzja jest podejmowana swiadomie i dobrowolnie, to tak. -A jesli pod przymusem? -Jakim "przymusem"? -Kobieta zachodzi w nieplanowana ciaze, wychodzi za mezczyzne, ktorego dobrze nie zna, i jest maltretowana, bita, maz nie pozwala jej rozwijac sie i zmienia ja robota kuchennego. -To sie zdarza, ale zeby tego uniknac, nalezy uzywac srodkow antykoncepcyjnych. -A jesli dziewczyna jest jeszcze bardzo mloda i nie wie o ich istnieniu? -To dzisiaj rzadkosc. Nawet u nas. A sadze, ze u was tym bardziej. -A gwalt? -To przestepstwo kryminalne. Jak zabojstwo albo kradziez. To nie ma nic wspolnego ze spolecznym statusem kobiety. Tylko z fizjologia. 239 -Ale ta fizjologia jest niesprawiedliwa.-Mezczyzni tu nie zawinili. I kobiety tez nie. -No a jesli kobiete wychowano tak, ze nie wyobraza sobie innego zycia niz przy kuchni i dzieciach, to przeciez jest to niesprawiedliwe? -No jest, ale wielu chlopcow rodzice tez wychowuja w przekonaniu, ze wyzsze wyksztalcenie to tylko strata czasu i pieniedzy, a na zycie mozna zarabiac i bez studiow. Wychowanie to juz kwestia szczescia. -A jesli ty kiedys bedziesz miala corke, to jak bedziesz ja wychowywac? W duchu feministycznym czy tradycyjnie? -Uwazam, ze ona sama powinna moc decydowac o swoich przekonaniach, kiedy przyjdzie na to pora, ja nie mam prawa niczego narzucac. -Nie radze ci mowic Niemkom o swoich pogladach. Raczej cie nie zrozumieja. A moga nawet zarzucic ci, ze masz swiadomosc niewolnika. -Zarzucac mozna kazdemu co sie chce. Wedle woli. A swiadomosc ma sie taka, jaka sie ma. Bedziesz to musial jakos wytrzymac. -Przepraszam, nie chcialem cie obrazic. Herman i ukrainska emancypacja. Proba druga. Praktyczna Coreczko, nie wiesz, kto dzis poscielil lozka, kiedy bylismy w pracy? - ostroznie spytala mama przy kolacji. -Po co scieliles lozka? - spytalam Hermana. 240 -Aby uwolnic twoja mame od dodatkowej pracy, ona i tak ma na glowie prawie caly dom. Obowiazki powinny byc podzielone rowno miedzy wszystkich czlonkow rodziny. -On tak zawsze? - spytala mama, gdy starannie jej przetlumaczylam odpowiedz Hermana. -On uwaza, ze ukrainskie kobiety powinny zyc inaczej, i chce nam pokazac jak, na przykladzie jednej, konkretnej rodziny. Po kolacji Herman pozbieral brudne naczynia i zaczal je myc. -Co ty? - przestraszyla sie mama. Ale Herman nie zrozumial, a ja nie spieszylam sie z tlumaczeniem tego okrzyku. -Powiedz mu, zeby natychmiast przestal. Jeszcze tylko tego brakowalo - oburzyla sie mama. - Wytlumacz mu, ze goscie u nas nie zmywaja. A poza tym i tak nie zrobi tego jak nalezy. Zarowno Herman, jak i mama okazali sie bardziej uparci, niz mysleli o sobie nawzajem, i od tej pory ta scena powtarzala sie po kazdym sniadaniu, obiedzie i kolacji. Najpierw zmywal Herman, potem, kiedy juz nie bylo go w kuchni, mama domywala naczynia "do czysta". Kedy Herman pierwszy raz zobaczyl, co mama robi, straszliwie sie obrazil, ale nie zaprzestal swych prob wyemancypowania naszej rodziny. Niemal dwa dni przesiedzial nad slownikiem, wypisujac i uczac sie na pamiec nazw roznych produktow zywnosciowych, a trzeciego dnia wzial torbe i wyruszyl na bazar. Sam, bez niczyjej pomocy. 241 Gdy mama wrocila i znalazla parujaca kolacje na stole oraz wypelniona jedzeniem lodowke,po raz pierwszy w czasie pobytu Hermana u nas ucieszyla sie z jego prob unowoczesnienia naszego zycia. "Zuch chlopak" - nie mogly sie nacieszyc razem z babcia. Od tej pory Herman przejal nastepujace obowiazki domowe: chodzenie na bazar (raz dziennie), przygotowywanie posilku (raz dziennie), sprzatanie, ktore obejmowalo wycieranie kurzu, slanie lozek i trzepanie kocow (raz dziennie), wyprowadzanie na spacer naszego psa (dwa razy dziennie) oraz wynoszenie smieci. Co prawda, nie od razu udalo mu sie pojac dzialanie zsypu w naszych wielopietrowych domach i kiedy po raz pierwszy wynosil smieci, wyszedl z wiadrem na dwor i w ciemnosci usilowal dokladnie obejrzec pojemniki, stojace naprzeciwko naszej klatki, szukajac napisow informujacych, gdzie nalezy wrzucic plastik, gdzie papier, a gdzie resztki jedzenia. W domu takze domagal sie, by pokazano mu "wszystkie" kubly na smieci, w koncu zrozumial jednak, ze sprawa ta jest tu bardzo prosta, choc ciagle wyrazal oburzenie z powodu ekologicznych skutkow takiego podzialu smieci. Hermanowi nie pozwalano za to odkurzac. Prawdziwym rytualem stalo sie natomiast dla niego wyprowadzanie psa, Hermanowi podobal sie zarowno sam proces, jak i fakt, ze pies sie go sluchal - chyba jako jedynego w calej rodzinie - i grzecznie chodzil za nim, nawet bez obrozy i smyczy, nie probujac ucieczki. Popularnosc telewizyjnych oper mydlanych napotykala powazna konkurencje, gdy codziennie o 8:24 i 21:36 Herman wychodzil z psem. Plaszcz Hermana mial identyczny 242 odcien zieleni jak skora, resztki siersci i lysina naszego psa, ktory wlasnie zostalposmarowany specjalna mascia prze-ciwgrzybiczna, co wedlug weterynarza mialo przyczynic sie do odrastania wlosow i znikania swedzacych kro-stek, a zamiast tego jedynie zabarwilo resztki psiej siersci i skore na kolor jaskrawozielony. Niemal wszystkie bez wyjatku okna naszego bloku szczelnie wypelnialy twarze nudzacych sie emerytow, ktorzy w okresie zimowym nie mogli liczyc na nadmiar rozrywek. Fakt, ze Herman przyjechal w zimie, znaczaco wplynal na wzrost zainteresowania jego wizyta. Zapewne latem sasiedzi, zajeci pracami na dzialkach i robieniem przetworow, zareagowaliby spokojniej. Teraz wszyscy znajomi i ledwie znajomi starali sie wpasc do nas chocby na kilka minut (babcia nawet kupila specjalna paczke soli, ktora trzymala kolo drzwi wejsciowych, i odsypywala z niej porcje wszystkim chetnym, bo bylo ich tak wielu, ze zmeczylo ja kazdorazowe bieganie do kuchni) czy zatrzymac Hermana na schodach i powiedziec mu: "Dzien dobry!". Na co Herman chetnie odpowiadal "Dzjen dop-ry" - i z kazdym dniem jego poludniowoniemiecki akcent stawal sie przy wymawianiu tych slow mniej wyrazny. Niektore szczegolnie uparte i odwazne staruszki usilowaly posunac sie w swoich probach nawiazania konwersacji dalej i z milym usmiechem pytaly: "Jak sie pan miewa?", albo: "Jak sie panu u nas podoba?", ale Herman, przyzwyczajony do bardziej zamknietego typu mentalnosci, niewlasciwie rozumial ich starania i uprzejmie powtarzal: "Dzjen dop-ry", po czym pospiesznie znikal za drzwiami naszego mieszkania. 243 Chec nawiazania blizszych kontaktow z nieznajomymi budzila sie w nim tylko wtedy, gdywidzial przejawy dyskryminacji kobiet, co trafialo sie jego zdaniem zbyt czesto, by mozna bylo na to nie reagowac. W swych dazeniach do ucywilizowania Ukraincow Herman nie ograniczal sie tylko do naszej rodziny. Kilkakrotnie ledwie udalo nam sie uniknac powaznych nieprzyjemnosci, gdy w barze usilowal za pomoca kilku lamanych ukrainskich slow, najczesciej zupelnie nie majacych zwiazku z sytuacja, wytlumaczyc dobrze podpitemu towarzyszowi jakiejs niewyemancypowanej Ukrainki, ze nie powinien podawac jej plaszcza, bo to obraza jej kobieca godnosc. Innym razem z trudem odnalazlam Hermana w jednej z sal germanistyki na Uniwersytecie Lwowskim, do ktorej zablakal sie przypadkiem i w ktorej rozmawial ze studentka drugiego roku. Dziewczyna usilnie prosila go o pomoc w wyrobieniu studenckiej wizy, a Herman usilowal wytlumaczyc jej, ze blednie uwaza niemieckiego poete Friedricha Holderlina za wspolczesnego austriackiemu prozaikowi Peterowi Handkemu, bo pierwszy z nich urodzil sie pod koniec xviii wieku, a zmarl w xix, a drugi urodzil sie w 1942 r. i wciaz jeszcze zyje. Konczac kazde zdanie, mowili do siebie nawzajem: "ok", z intonacja pytajaca, a potem dalej ciagneli kazde swoj watek. Herman przy tym przeplatal niemieckie slowa z tymi, ktore uwazal za ukrainskie, a studentka laczyla slowa niemieckie z tymi, ktore jej sie niemieckimi wydawaly. Nie wiem, jak i czy udawalo im sie wzajemnie 244 zrozumiec, ale osobie postronnej byloby dosc trudno pojac istote tej dyskusji.Jeszcze dlugo po tym, jak Herman i studentka pozegnali sie, po raz ostatni mowiac sobie: "OK", tym razem juz w tonacji twierdzacej, a my wracalismy do domu, Herman oburzal sie, jak mozna akcentowac pierwsza sylabe w slowie "Berlin", Holderlina nazywac "Helderlinem", a zamiast "Gedichte Goethe" mowic "wiersze Getego". Przy czym, jak mi sie zdaje, nie dotarlo do niego zupelnie, ze dal studentce swoj adres domowy i stanowczo obiecal pomoc przy zalatwianiu wizy, a studentka (chyba miala na imie Lila) tez w koncu nie zrozumiala, ze poematy Smierc Empedoklesa i Hiperion napisal Friedrich Hol-derlin, a powiesc Leworeczna kobieta - Peter Handke, nie odwrotnie, jak na poczatku twierdzila. Inna kwestia, ktora Herman gleboko sie przejal, byly powszechne na Ukrainie sluby w bardzo mlodym wieku. Pewnego razu zaszlismy do mojej kolezanki z roku, ktorej dwudzieste szoste urodziny byly zarazem dniem narodzenia trzeciego dziecka, srednie mialo piec lat, a najstarszy syn wlasnie poszedl do pierwszej klasy. Razem z mezem i rodzicami mieszkali w trzech pokojach, maz byl od niej o rok mlodszy i ukrywal przed rodzicami, ze juz pali. -Zapytaj ich, po co to zrobili? - nie wytrzymal Herman. - Pobrali sie dlatego, ze chcieli, czy dlatego, ze ona zaszla w ciaze? To przeciez nienormalne tak wczesnie brac slub, rodzic dzieci i do tego mieszkac z rodzicami. U nas nikt tak nie robi. -Herman, to normalne. Tutaj to normalne. Nie moge ich zapytac "po co". Nie zrozumieja. 145 "To dziwny kraj. Ludzie nie rozumieja pytania <>" - tego wieczora zapisal Herman w swoim dzienniku. Uniwersytet Studia na niemieckim uniwersytecie na pierwszy rzut oka wydaja sie ilustracja naszego ulubionego "czy sie stoi, czy sie lezy...". Przynajmniej na wydzialach nazywanych przez Niemcow "niszami spolecznymi dla bezrobotnych", czyli na tych, po ukonczeniu ktorych zdobywa sie zawod, ale poza uniwersytetem raczej nie da sie w tym zawodzie pracowac. Do tej wlasnie grupy nalezaly przede wszystkim wszelkie filologie i nauka na nich w zadnym razie nie byla nastawiona na potrzeby gospodarki rynkowej w ogole, a niemieckiego rynku pracy w szczegolnosci. Tutaj masowo przygotowywano specjalistow w zakresie gramatyki porownawczej i historycznej wszystkich mozliwych jezykow, ktorzy czesto nie opanowywali potocznego slownictwa tychze jezykow, tylko ograniczali sie do ich opisowego, czysto jezykoznawczego zglebiania, wysoko wykwalifikowanych specj alistow-literaturoznawcow, folklorystow, mediewistow, lingwistow strukturalnych, psycholingwistow, metaforystow i przedstawicieli innych dyscyplin. Aspekt praktyczny uwazali oni za rzecz drugorzedna i "populizm", i w przeswiadczeniu o przynaleznosci do elity, z duma podkreslali wlasny antyutylitaryzm. Specjalisci owi pisali wspaniale prace naukowe z zakresu swoich dziedzin, a prace te byly niekiedy tak wspaniale 246 i osiagaly tak wysoki poziom, ze zrozumiec ich temat oraz problematyke mogl jedynie bardzowaski krag wtajemniczonych, pracujacych nad zagadnieniem, w tej samej dyscyplinie naukowej. W taki oto sposob waskie kregi wysoko wykwalifikowanych i wasko wyspecjalizowanych znakomitych naukowcow tworzyly szerszy krag, ktory pomnazal szeregi bezrobotnych. Bo gdzie jeszcze, dajmy na to, oprocz katedry literatury niemieckiej, moglby pracowac czlowiek, ktory zrobil specjalizacje z leksyki staroniemieckiej w utworach niemieckiego poety Andreasa Gryphiusa. A gdyby nawet jego uslug potrzebowala jakas firma, poszukujaca sekretarki, sprzataczki czy kelnerki, to czy moglby ow czlowiek, z dluga lista prac naukowych, supe-runikalnymi i nadzwyczaj wysokimi kwalifikacjami oraz sporym poczuciem wlasnej wartosci, pracowac gdziekolwiek indziej niz w swoim zawodzie? A jesli o jedno miejsce w tymze zawodzie konkuruje czworo lub piecioro takich specjalistow? Tu sie zaczyna problem. Ale problem ten powstaje dopiero po ukonczeniu studiow i zdobyciu rzadkich oraz wysokich kwalifikacji. Natomiast dopoki czlowiek studiuje, przyczynia sie do zmniejszenia problemow panstwa, od ktorego nie ma on prawa w tym okresie domagac sie zasilku dla bezrobotnych, nie moze tez miec pelnego etatu, czyli w efekcie pozwala panstwu cieszyc sie statystykami wzglednego spokoju w zakresie kwestii socjalnych. W zamian za ten spokoj, panstwo zapewnia prawo do bezplatnej nauki (nalezy tylko uiscic symboliczna kwote za korzystanie z biblioteki), licznych ulg socjalnych, jak 247 na przyklad tanie ubezpieczenie zdrowotne, brak obowiazku opodatkowywania rzadkichstudenckich chaltur, prawo do tanich przejazdow, ulgowych biletow do muzeow, na wystawy, do zoo, itp. Co wiecej, aby ludzie mieli wieksza ochote na studiowanie, niektore wydzialy maja maksymalnie uproszczone zasady przyjec, nie istnieja egzaminy wstepne ani zadne ograniczenia czasu trwania studiow, zadne kontrole, czy czlowiek naprawde studiuje, czy tylko znajduje sie na liscie. Czego i jak uczy sie student podczas takich studiow, to jego osobista sprawa. Moze on w trakcie semestru chodzic na jedno seminarium z geografii i dwa z morfologii, a moze nie chodzic na zadne seminaria, podobnie jak na zadne wyklady. W trakcie calego cyklu studiow nalezy zdac dwa egzaminy z kazdej "specjalizacji", a byli i tacy, ktorzy zdolali przestudiowac szesc czy nawet dziesiec lat, zanim zabrali sie za zdawanie chocby jednego z tych egzaminow. Wielu studentow tylko udaje, ze sie uczy, znajdujac sobie prace i korzystajac z ulg podatkowych. Ale nawet i to panstwu odpowiada, bo tacy ludzie nie powiekszaja szeregow bezrobotnych i nie burza spokoju spolecznego. Wszystko to doprowadzilo do pojawienia sie w Niemczech gatunku tzw. "wiecznego studenta", czlowieka, ktory przechodzi z wydzialu na wydzial, nieustannie poglebiajac swa wiedze, zadnego z nich nie konczy, a dozywszy szczesliwie czterdziestych czy czterdziestych piatych urodzin, wciaz jeszcze ma bogate plany dalszego ksztalcenia i samodoskonalenia. 248 Moze to byc trudne do przyjecia dla praktycznie nastawionej ukrainskiej swiadomosci, alewiekszosc z tych "wiecznych studentow" naprawde szczerze pragnie uczyc sie dalej, a nie po prostu unika pracy dla wspolnego, spolecznego dobra. Wielu z nich na pewnym etapie rozwoju uswiadamia sobie, ze "im wiecej wie, tym mniej wie naprawde", i wpada w cicha, acz nieuleczalna depresje, ktorej skutkiem jest niezdolnosc do przebywania gdziekolwiek indziej niz w murach biblioteki oraz do robienia czegokolwiek innego niz chodzenie na wyklady i seminaria. Takich ludzi latwo w bibliotece rozpoznac po zaniedbanym wygladzie, rozkojarzonym, zaleknionym i rozbieganym spojrzeniu, po tym, ze podczas rozmowy nigdy nie patrza rozmowcy w oczy i ze moga mowic tylko o uniwersytecie i swoich studiach, i nigdy nie sluchaja, co sie do nich mowi, po braku przyjaciol, zon, mezow i dzieci, po tym, ze oszczedzaja na wszystkim z wyjatkiem ksiazek i nie znaja innego jedzenia niz to serwowane w stolowce studenckiej. Wiekszosc z tych ludzi konczy swoj zywot w klinice psychiatrycznej. Herman po swoich trzydziestych czwartych urodzinach postanowil, ze ukonczy studia nie pozniej niz za dwa lata. Kiedy w bibliotece mijal ktoregos z "wiecznych studentow", wstrzasal nim mimowolny dreszcz. 249 Gdzie mamy zamieszkac: "tu" czy "tam"?Kedy po raz pierwszy opowiedzielismy znajomym we Fryburgu, ze postanowilismy po ukonczeniu studiow przeprowadzic sie na Ukraine, patrzyli na nas jak na wariatow. "Wszyscy jada stamtad tu, a wy na odwrot, oryginalnie" - sceptycznie usmiechnela sie Eva-Maria, zona Richarda i pierwsza wielka milosc Hermana. Z Eva-Maria Herman chodzil do szkoly, dlugo sie spotykali, a potem rozstali, bo Eva-Maria po skonczeniu teologii stala sie bardzo gorliwa katoliczka i uwazala, ze ludzie, miedzy ktorymi istnieja stosunki intymne, powinni sie pobrac, a Herman wciaz nie mial ochoty sie zenic. Potem Eva-Maria wyszla za maz za Richarda, ktory po studiach na filozofii skonczyl jeszcze fizyke i zalozyl wlasna firme, zajmujaca sie sprzedaza i serwisem komputerow. Zarowno Eva-Maria, jak i Richard byli niezadowoleni z wlasnego zycia. Ona - poniewaz w szkole, w ktorej pracowala jako nauczycielka religii, miala za malo godzin, chciala wreszcie przeprowadzic sie do wiekszego mieszkania i urodzic jeszcze jedno dziecko. A on - bo jak kazdy prawdziwy filozof, pragnal osiagnac w zyciu cos wiecej niz tylko grzebanie w metalowych wnetrznosciach cudzych komputerow. Oboje, zarowno Eva-Maria, jak i Richard, bardzo lubili Hermana, spedzali razem mnostwo wolnego czasu i po kolei skarzyli mu sie na swoje nieudane zycie rodzinne. W ten oto sposob Herman dowiedzial sie, ze gorliwy katolicyzm Evy-Marii nie przeszkadza jej zdradzac meza z dyrektorem szkoly, a czulosc wobec zony i osmiolet- 250 niej corki nie przeszkadza Richardowi sypiac z wlasna sekretarka.Oboje, zarowno Eva-Maria, jak i Richard, rekompensowali sobie swoje niezadowolenie z wlasnego istnienia naboznym stosunkiem do jedzenia i spozywali je w nadzwyczaj duzych ilosciach. Naturalna sklonnosc do otylosci w polaczeniu z wysokokaloryczna dieta doprowadzila do tego, ze Eva-Maria i Richard przestali sie zdradzac. Ale nie dlatego, ze zrozumieli swoje bledy, a po prostu dlatego, ze zarowno dyrektor szkoly, w ktorej pracowala Eva-Maria, jak i sekretarka Richarda znalezli sobie szczuplejszych kochankow. Znajomosc szczegolow malzenskiego zycia Evy-Marii oraz Richarda doprowadzily Hermana do wniosku, ze rodzina to straszliwy kompromis. Ludzie pobieraja sie, by miec gwarancje, ze nie beda sie samotnie budzic we wlasnym lozku nawet wtedy, gdy juz nikt nie bedzie chcial na nich patrzec. Eva-Maria i Richard byli bardzo milymi ludzmi, czesto chodzilismy z nimi do kina, jezdzilismy na pikniki za miasto czy po prostu spotykalismy sie przy winie. Tego wieczora, kiedy przyszlismy do nich, by obwiescic nasza decyzje o przeprowadzeniu sie na stale na Ukraine, dlugo i z lekiem przekonywali nas, bysmy nie czynili tak szalenczego kroku, ktory graniczyl, ich zdaniem, z samobojstwem. Im mniej wina zostawalo, tym wznioslej brzmialy wyglaszane przez nas wszystkich hasla i tym mniej przekonujace stawaly sie argumenty. -Jak mozna zyc w kraju, w ktorym zginelo tylu niewinnych ludzi, w ktorym urodzil sie taki tyran, jak Stalin, 251 taki wariat, jak Lenin, w ktorym ludzie przez dziesieciolecia znosili taka okropna dyktature i nie odwazali sie jej przeciwstawic? A o powstaniach kozackich w przeszlosci slyszales - o Chmielnickim czy Koliszczyznie? Zarzna cie po prostu, i tyle - zamartwiala sie Eva-Maria losem Hermana, nie wiedziec czemu, spogladajac przy tym na te czesc jego ciala, ktora znajduje sie ponizej pasa.-A ciebie nie dreczy sumienie, ze mieszkasz w kraju, w ktorym powstal nazizm, w ktorym zginela czesc tych niewinnych milionow ludzi, urodzonych tam, dokad jedziemy, i ktory nawet teraz nie moze wyplacic przyzwoitych odszkodowan wszystkim, ktorych niegdys wywieziono tu na roboty przymusowe? - odpowiadal pytaniem na pytanie Herman. -To co, teraz nasze dzieci nie beda sie bawily w jednej piaskownicy? - Eva-Maria uciekala sie do ostatecznego argumentu: pod wplywem wina najwyrazniej poddawala sie sentymentalnym wspomnieniom z przeszlosci, bo jak inaczej mozna wyjasnic jej rozmarzone spojrzenia, rzucane w strone spodni Hermana? -Dlaczego nie? Bedziecie nas odwiedzac, my was tez, a mozemy w ogole zalozyc niemiecka kolonie na terenie dawnych Austro-Wegier. - Herman juz widzial swoja daleka i swietlana przyszlosc. -Aby zrownowazyc coroczna ilosc emigrujacych do nas potomkow etnicznych Niemcow? -Eve-Marie nielatwo bylo przekonac. Nareszcie Richard pogodzil nas wszystkich, stawiajac na stole kolejna butelke wina i burczac cos w rodzaju: "Z czasem wszystko sie ulozy". Wypilismy i zmienilismy temat. 252 Tak samo czy mniej wiecej tak samo odniesli sie do naszej decyzji niemal wszyscy znajomi,ktorym o niej powiedzielismy, jedynie rodzice Hermana entuzjastycznie powitali te nowine: "W zyciu wszystkiego trzeba sprobowac" - powiedziala mama i dodala: "Prawdziwa rodzine trudnosci tylko zblizaja do siebie". Ojciec z kolei zaczal opowiadac, ze duzo czytal o "magicznym Wschodzie", zawsze chcial tam pojechac, kiedys nawet wybrali sie z mama na wycieczke na Litwe, ogromnie im sie tam podobalo, zwlaszcza otwartosc tamtejszych ludzi. I opowiadano mu, ze im dalej na wschod, tym bardziej ludzie sa otwarci, a jemu to ogromnie imponuje, wiec bardzo sie cieszy, ze jego syn decyduje sie na tak heroiczny i godny szacunku czyn, i moze ze swej strony jedynie mu pogratulowac itd., itp. Zadzialala tu ta sama zasada: im wiecej trunku znikalo, tym mniej argumentow pojawialo sie w rozmowie. Na zakonczenie ojciec Hermana wyglosil dluga tyrade o tym, ze mimo wszystko szkoda, ze Niemcy przegrali wojne, bo inaczej Lwow znajdowalby sie teraz w centrum Europy i aby odwiedzic to wspaniale miasto, czlowiek nie potrzebowalby wiz i paszportow. Namietnosci po galicyjska Proba dyskursu analitycznego Moim zdaniem juz samo slowo "Galicja" - podobnie jak znaczenie slow "galicyjski", "galicyjska", "galicyjskie", "galicjanka", "galicyjskosc", "galicyjska wspolnota", "obyczaje galicyjskie", "galicyjska mentalnosc", nie mowiac o "separatyzmie galicyjskim" - nie maja nic wspolnego z namietnoscia, fascynacja, slepym uwielbieniem, ani tym bardziej z miloscia. Rdzen "gal", bez wzgledu na swoje prawdopodobne pokrewienstwo z dumna hiszpanska Galicia, brzmi niemal plebejsko i pojawia sie w slowach gala, galant, galeria, galo ?i?, galopant i galopka, a z kolei zupelnie obco brzmiacy galimatias wywoluje skojarzenie z budami na bazarze, atmosfera targowego dnia, napietego, podporzadkowanego calkowicie racjonalnemu i konsumpcyjnemu mysleniu, najzupelniej dalekiemu od romantycznosci i rozmarzenia. Choc z drugiej strony, sama atmosfera galicyjskich miast i miasteczek, miniaturowych, niemal fikcyjnych, przesiaknietych zapachem kawy, smietanki, makowca, rolady, strudli i galaretek, starych szpargalow, kredensow, klepsydr i pozolklych babcinych wyszywanek, przypomina skansen - muzeum pod golym niebem. *54 / Ogolnie Galicja sprawia wrazenie, ze tu sie nie zyje, lecz tylko pije kawe z mocnym slodkim likierem, dostojnie przechadza po ciasnych sredniowiecznych uliczkach, jezdzi bryczka, wsluchuje w stukot kopyt po bruku, marzy, sni kolorowe sny, maluje obrazy, pisze wiersze, listy, wspomnienia. Atmosfere dopelniaja kobiety-widma, utkane ze slod-kawych poobiednich marzen meskich, i rycerze, o ktorych wspomnienia przechowuja jedynie stare kobiece stronice cudem ocalalych albumow ze starannie retuszowanymi fotografiami, podpisanymi dziwacznymi zakretasami. Nawet gdyby w tym perfekcyjnie zorganizowanym i w szczegolach wyrezyserowanym trwaniu znalazlo sie miejsce dla namietnosci, musialaby byc ona tak samo albumowa, wystudiowana, zgodna z niepisanym, ale powszechnie znanym scenariuszem. Idzie tu, oczywiscie, o kolekcjonerska namietnosc, eksponat muzealny, ktory raczej odzwierciedla wyobrazenie o tym, jak wszystko powinno wygladac, niz to, jak wyglada w rzeczywistosci. Ale owo trzymanie sie narzuconych konwencji jest nader istotne dla kazdej prawdziwie galicyjskiej duszy, i dlatego uszanujmy je. Tak wiec, klasyczna galicjanka to rzeczywiscie mit, ale nie w negatywnym sensie "manekinowej, lalkowej, nadetej polskiej halucynacji", jak powiedzial Jurij Andru-chowycz, lecz jako liryczny, romantyczny poryw, daleko siegajacy poza granice prymitywnej powszedniosci, wielki epos, ktory Galicja, w moim glebokim przekonaniu, mimo wszystko posiada. *55 Wezmy chocby poezje, bo kto, jesli nie poeci, tworzy mity? Bohaterki galicyjskich poetow tokobiety-duchy, jak z poezji milosnej czasow sredniowiecza czy rosyjskiej liryki "srebrnego wieku". Wspolczesny poeta ukrainski, mowiac o kobietach z wieku xvii czy wczesniejszych, pisze z takim uczuciem, jakby naprawde sie z nimi kochal. I tak Barbara Langysz czy Jozefa Kun, ktore mialyby po kilkaset lat, sa dla poety cieple, jasne, delikatne, czule, spogladaja wielkimi oczami. Inne postaci kobiece, o ktorych wiadomo jeszcze mniej, to Weronika-lza, jesienna, mglista, chimeryczna, oraz jej kolezanka Orysia, wspomniana przez innego poete, rownie nierzeczywista. Jej uczucia symbolizuja palce: "plastyczna glina przelewajaca sie jak mleko nocy". Tak mozna powiedziec o kazdej - albo o zadnej! - kobiecie, nawet jesli wedlug slow poety - jej cien "znika". Wrazenie tej niemal platonicznej milosci wzmacniane jest stalym znikaniem, nieuchwytnoscia: "Zostaw mi na tasmie piosenke o swoim znikaniu", uczuciem braku obecnosci: "Nigdzie kochanej nie ma - ni w niebie, ni na dnie. Pustynia". Idealna galicjanka to bezcielesna Muza, ktora powinna natchnac i zniknac, nie ma dla niej miejsca w prawdziwym swiecie, bo czyz mozna do rzeczywistej kobiety powiedziec: "Chce uslyszec, jak mowi: pozwol mi ulatywac nad toba"? Zapewne mozna, watpie jednak, by ona to zrozumiala, a jesli nawet zrozumie, nie sadze, by zechciala spelnic zyczenie. Rzeczywista galicjanka to w zadnym wypadku nie duch, nie widmo, nie bezcielesne marzenie. Rzeczywi- 256 sta galicjanka to kobieta, o ktorej latwo marzyc, ale ktora trudno zdobyc.Zdobywalem cie jak mury obronne fortecy Tyle strzal puscilem, ile by cie sieglo -powiedzial poeta i najwyrazniej wiedzial, o czym mowi. Dlatego zanim ktos sie o to pokusi, radze zaglebic sie nie tyle w marzenia i fantazje, ile w poznanie sposobu myslenia wybranki, z ktorym przyjdzie sie potykac, i o ktory z latwoscia rozbije sie w pyl pierwsze pozorne zwyciestwo. Nawet najbardziej udana improwizacja potrzebuje solidnego przygotowania - dlatego proponuje uwazna lekture dodatku do tej opowiesci pt. Malzenstwo z prawdziwa galicjanka. Instrukcja obslugi. Powinnam jednak jakos zakonczyc te historie, ktora i tak przeciagnela sie niebezpiecznie, zwlaszcza jesli sie uwzgledni, ze panienka, juz na poczatku konczac dwadziescia piec lat, nie urodzila dziecka i nawet za maz ani razu nie wyszla. Z tak, mowiac wprost, nieprzyjemna sytuacja nalezy natychmiast cos zrobic, bo przed sasiadami wstyd, a i czytelnika z takim pasztetem zostawic nie mozna. Historia namietnosci koniecznie powinna zakonczyc sie weselem. Tradycje dobrego wodewilu podpowiadaja, ze slub powinna wziac nie ta para, po ktorej sie tego spodziewamy. A zatem... 2-57 Epilog Po lekturze wszystkich powyzszych historii ktos moglby odniesc wrazenie, ze bohaterka wsposob zbyt nieuswiadomiony podchodzi do kwestii emancypacji. Ktos inny moze powziac podejrzenie, ze autorka jest wojujaca feministka. Albo tez odwrotnie - ze jest przeciwna emancypacji. Wiadomo przeciez, ze szklanke mozna z powodzeniem nazwac do polowy pusta, jak i do polowy pelna, a jesli usunie sie "do polowy", to wydaje sie, ze chodzi o dwie zupelnie rozne szklanki. Dlatego od razu uscislam, ze daleka jestem od tego, by zestawiajac "namietnosc i kobiete", kontynuowac dluga liste przypadkow dyskryminacji plciowej, ktora kobiety musialy znosic na przestrzeni calej historii ludzkosci, nie zamierzalam tez przedstawiac kobiety tylko jako obiektu meskiego pozadania - jak gdyby namietnosc mogli odczuwac wylacznie mezczyzni, zas kobiety nie! Z pewnoscia nie mozna przeprowadzac zadnych podzialow wedlug plci, a kobieta to taki sam rownoprawny czlonek spoleczenstwa, tak samo pelnoprawna osobowosc, jak i mezczyzna, i dlatego jej wypowiedzi oraz czyny nalezy oceniac obiektywnie. W swoim dazeniu do zrownania praw kobiety nie powinny przeginac i rol kobiecych oraz meskich stawiac na glowie. Poza tym chyba nie warto znizac sie do metod wykorzystywanych przez mezczyzn w celu dlugotrwalego gnebienia kobiet i obiektem seksizmu czynic panow (wyobrazcie sobie, ze okladki setek magazynow, zamiast 258 powabnych talii, ud i biustow, wypelniaja wlochate nogi, torsy i lysiejace glowy).Wezmy chocby ktores z aktualnych feministycznych zagadnien: kobiety powinny walczyc o rowne prawa w pracy, ale nie powinny zabraniac mezczyznom pracowac. Osobiscie watpie w sens zakladania salonow manicure czy pedicure "tylko dla mezczyzn", w specjalny rodzaj liftingu, na przyklad zwiekszajacego rozmiary penisa, czy specjalne urzadzenia do masazu zwiekszajace preznosc czlonka, w zaklady fryzjerskie dla lysiejacych i lysych, w intensywne kursy z teorii i praktyki chodzenia na wysokich obcasach. Trudno wyobrazic sobie meza, ktory spi w walkach, namoczywszy uprzednio wlosy w piwie? A ilosc ponczoch, jaka zniszczy, zanim nauczy sie jezdzic w nich w srodkach komunikacji? Wyobrazcie sobie - drogie czytelniczki - kolejki do salonow kosmetycznych i przepelnione sale, gdzie uprawia sie aerobik, kiedy wszyscy podstarzali panowie domu rzuca sie na ratunek swojemu cialu w obronie przed nadmiernym otluszczeniem, lysieniem, zbyt malym biustem, za szerokim tylkiem, za grubymi lydkami, zbyt zgarbionymi plecami i innymi wadami, ktore moglyby negatywnie wplynac na nasza, szanowne panie, potencje i skierowac ja w strone obiektow mlodszych, bardziej pociagajacych, przystojniejszych. Nie sadze, by istniala koniecznosc wydawania specjalnych czasopism dla mezczyzn przypominajacych pisma kobiece i literature dla osob niepelnosprawnych umyslowo, gdzie miedzy licznymi przepisami kucharskimi "dla 259 twojej ukochanej kobiety", fotografiami z najnowsza meska moda i poradami, jak szybciejschudnac, lepiej umyc okna, efektywniej podlewac kwiatki i niezauwazalnie naprawic koronki, publikowane bylyby pouczajace historie zyciowe o tym, jak biednych i bezbronnych mezczyzn okrecaja sobie wokol palca sprytne i bezlitosne partnerki. Powiedzmy, o tym, jak Olga B. poznala Oleha K., wziela od niego numer telefonu, zadzwonila, ustalili date i zaczeli sie spotykac. Pewnego razu, kiedy rodzice wyjechali na urlop, Olga B. zaprosila Oleha K. do siebie, ten przyniosl wino i kwiaty, i zostal u niej do rana. Juz kiedy byli ze soba pierwszy raz, Oleh K. zrozumial, ze nie kocha Olgi B., i pozalowal, ze nie uzyl prezerwatywy, ale kiedy okazalo sie, ze Olga B. jest w ciazy, bylo juz za pozno. Oleh K. ozenil sie z Olga B., choc kochal inna. Albo tez o tym, jak Tania G. poznala Iwana R, wziela od niego numer telefonu, zadzwonila, ustalili date i zaczeli sie spotykac. Pewnego razu, kiedy rodzice wyjechali na urlop, Tania G. zaprosila Iwana R. do siebie, ten przyniosl wino i kwiaty, i zostal u niej do rana. Juz kiedy byli ze soba pierwszy raz, Iwan R. zrozumial, ze kocha Tanie G., ale ta oswiadczyla mu, ze wkrotce wychodzi za innego, z ktorym jest w ciazy. Wtedy Iwan K. pozalowal, ze uzyl prezerwatywy, ale bylo juz za pozno. Teraz Tania G. jest zamezna, a Iwan K. czuje sie nieszczesliwy, bo wciaz ja kocha. Albo o tym, jak Hala B. uwiodla Stepana S., urodzila mu trojke dzieci, a potem uciekla z Grzeskiem F. za granice, a Stepan S. zmuszony byl zrezygnowac z pracy, bo 260 nie mial kto zajac sie dziecmi, Tania B. nawet mu nie placi alimentow, a w miedzyczasieurodzila jeszcze dwojke Grzeskowi F. i chce go porzucic dla Wolfganga Ch. A wszystkim tym historiom towarzyszylyby fotografie, na ktorych widok czytelnik uronilby mala meska lze. Ale chyba sie zagalopowalam. Przerwijmy ten feministyczny wywod i wrocmy do namietnosci. Tak wiec po wszystkim, co bylo wyzej, mysle, ze stalo sie jasne, iz znacznie prosciej jest mowic o namietnosci do galicjanki niz o namietnosci galicjanki. Jeszcze raz przepraszam wszystkie wojujace feministki, nie chcialabym obrazic ich przekonan, ktore naprawde szanuje, jednak - z powodow czysto pragmatycznych - nie wierze w perspektywe zwyciestwa feminizmu w Galicji. Wydaje mi sie rowniez, ze po lekturze Kolekcji..., czytelnik zgodzi sie ze mna, ze niemozliwe jest szczesliwe malzenstwo galicjanki z niegalicjaninem, a tym bardziej cudzoziemcem. Pojedyncze przypadki, zaprzeczajace temu, sa tylko wyjatkami potwierdzajacymi regule. Dlatego przejde do zakonczenia opowiesci o arystokratycznej namietnosci, ktora tak niespodziewanie rozpalila moje serce. Podjelismy z Hermanem decyzje, by po slubie przeniesc sie na Ukraine, przez pol roku bardzo czesto i szczegolowo omawialismy to miedzy soba, a takze ze wszystkimi, lub prawie wszystkimi, przyjaciolmi i znajomymi. Nasze 261 plany stawaly sie coraz bardziej konkretne, choc na razie ograniczaly sie jedynie do kwestiiglownej: "czy warto", nie dochodzac do kwestii: "jak", nie mowiac o: "kiedy". Bardzo odpowiadala nam rola bohaterow, ludzi myslacych nietuzinkowo, bedacych w stanie porwac sie na dosc ryzykowny czyn, choc wcale nie bylo nam do tego spieszno; komfortowe i pozbawione problemow zycie studenckie na razie calkowicie nas zadawalalo. Dalej sprawy potoczyly sie nastepujaco. Pewnego razu wrocilam do domu i zastalam Hermana, ktory powinien byl byc na uniwersytecie. Siedzial za stolem z filizanka kawy oraz papierosem i patrzyl przed siebie tak nieruchomym i nieobecnym spojrzeniem, ze nie wrozylo to nic dobrego. -Wiesz, nie ma na swiecie istoty drozszej mi od ciebie - pol zapytal, pol stwierdzil Herman, a w jego glosie brzmialo tyle powstrzymywanego tragizmu, ze zrozumialam: by nie wywolac zalamania psychicznego, musze milczec, przytakiwac, ostroznie dobierac argumenty, uwagi, wysuwac przypuszczenia, i ktores z nich byc moze rozladuje sytuacje, a Herman wroci do swojego zwyklego, spokojnego, taktownego, zrownowazonego zachowania. Poprzedniej nocy prowadzilismy juz dyskusje na ten temat, i dlatego polozylismy sie spac nad ranem, zmeczeni oraz calkowicie wyczerpani. Jak sadzilam, nastepnego dnia Herman powinien przywitac mnie kolejna doniczka z kwiatami, kawa, sniadaniem... Tym razem jednak wszystko wygladalo powazniej. Tez zrobilam sobie kawe i usiadlam za stolem naprzeciw 262 Hermana. Zaczelismy sie sprzeczac o to, co bedzie z nami, z nasza miloscia, z naszymzwiazkiem, jesli pojedziemy do Lwowa, co - jesli bedziemy zmuszeni tam zostac, co - jesli oboje stracimy prace, co - jesli nagle sie zdarzy, ze nie bedziemy mieli gdzie mieszkac, a w ogole jak ma sie czuc we Lwowie on, cudzoziemiec, czlowiek, ktory nie zna jezyka; z drugiej strony, co moze stac sie z nami tu, w Niemczech, gdzie ja jestem cudzoziemka, gdzie nie ma zadnych perspektyw przede mna, gdzie i on nie ma zadnych perspektyw, a jesli sie ozeni, to jego perspektywy jeszcze sie zmniejsza, i bedzie musial pracowac od rana do nocy, by zapewnic byt rodzinie, a ja bede co wieczor urzadzac mu awantury, ze mamy za malo pieniedzy, ze nie stac nas na wieksze mieszkanie, ze jestesmy spolecznymi outsiderami, bo nie mamy zawodu, ktory dawalby nam pieniadze, bo kobietom w ogole nie mozna ufac, a Ukrainkom tym bardziej, bo wychodza za maz za cudzoziemcow tylko po to, by wyrwac sie ze swojego kraju. I ze specjalnie chce przeprowadzic sie do Lwowa, a potem zmusic go, by wyjezdzal do pracy do Niemiec, w tym czasie lekkomyslnie przejadac zarobione przez niego pieniadze, chce go wykorzystywac tak, jak wykorzystuje go teraz, bo przeciez zyjemy za pieniadze jego rodzicow, bo dla niego samego tych pieniedzy by wystarczylo, a tak zmuszony jest jeszcze dorabiac, bo ja ze swoim ukrainskim paszportem, bez pozwolenia na prace, zarabiam tyle co nic, a nawet to, co przynosze, wydaje na siebie, a on jest moja naiwna ofiara, i wszystko to jest sprytnie przemyslanym planem, celowo tak dlugo i z uczuciem opowiadalam mu o Ukrainie, nawet Lwow mu pokazalam, 263 zeby zapalil sie do idei zamieszkania w tym miescie, i teraz chce wykorzystac go jeszczebardziej... Tego juz bylo za wiele. Bez slowa spakowalam rzeczy i po tygodniu bylam we Lwowie. Nie kontaktowalismy sie niemal dwa miesiace, az przyszedl list od Hermana, ktory zaczynal sie od slow: "Moj ukochany skarbie!", dalej mniej wiecej 65% stanowily wyznania w stylu: "Nie wyobrazam sobie zycia bez ciebie", oraz co najmniej osiem lub dziesiec cytatow proza i wierszem z klasyki literatury niemieckiej i swiatowej, potwierdzajacych powyzsze stwierdzenie i ujmujacych je w bardziej artystycznej formie. Zaraz po licznych przeprosinach i patetycznych przysiegach byla propozycja, bym wyszla za Herman, informacja o tym, ze kupil mi "interesujacy prezent", i slowo o naszej niedalekiej, ale szczesliwej przyszlosci (oczywiscie pod warunkiem, ze on sam zasluguje na przebaczenie). Na trzydziestu pieciu stronach tego manifestu natknelam sie nawet na niesmiale przypuszczenie:,A jesli kiedys bedziemy mieli dzieci", natychmiast, co prawda, uzupelnione zastrzezeniem: "Na to jednak mamy jeszcze duzo czasu". Potem Herman zadzwonil, pogodzilismy sie i dalej korespondowalismy, i telefonowalismy do siebie. Mniej wiecej po pol roku Herman przyjechal i oswiadczyl sie. Zaczelismy gromadzic potrzebne papiery, jednak po tygodniu Herman poczul, ze jego psychika nie wytrzyma stalego pobytu na Ukrainie i ze juz teraz musi na krotko wrocic do Fryburga, by pozbyc sie dyskomfortu psychicznego, wywolanego przez straszliwe warunki bytowe. 264 To jednak nie powinno wplynac na nasze plany, wkrotce wroci, albo tez ja przyjade do niego(juz on o wszystko zadba), i wtedy pobierzemy sie od razu. Po tygodniu od wyjazdu Hermana nadszedl list, ktorego pierwsze zdanie niebezpiecznie zapowiadalo: "Dzis wreszcie postanowilem wyznac ci cala prawde". Dalej nastepowalo tradycyjne wyliczenie powodow, dla ktorych "nigdy nie bedziemy razem", "nigdy nie potrafilibysmy byc razem", "nigdy nie umielibysmy byc razem szczesliwi", a w ogole szczescie to kategoria zbyt abstrakcyjna, by mogla istniec w rzeczywistosci. Sama jestem sobie winna, porzucilam Hermana, podle wykorzystalam jego slabosc, zawsze go wykorzystywalam i pieniadze jego rodzicow, nigdy nie planowalam z nim byc, wszystkie kobiety sa jednakowe, i los sprawiedliwie mnie ukaral, zsylajac na Ukraine. Herman zaproponowal, by rozstac sie na zawsze, juz nigdy sie nie spotykac, kontynuowac jednak pisanie listow, i zakonczyl tragicznym wnioskiem: "Ale i tak cie kocham, to moje przeklenstwo, i bede przez to cierpial do konca zycia". Potem nasza korespondencja zaczela przypominac materac w czarno-biale paski absolutnej euforii i totalnej depresji. Na cztery listy zaczynajace sie od: "Moj ukochany skarbie!", przypadal co najmniej jeden z poczatkiem: "Dzis wreszcie postanowilem wyznac ci cala prawde". Mniej wiecej raz na pol roku Herman przyjezdzal i caly scenariusz ze slubem sie powtarzal. Az pewnego razu przyjechal niespodzianie, po polrocznym milczeniu, ktore poprzedzala propozycja zerwania juz na zawsze. 265 Pozwolilam mu wniesc walizki, usiedlismy w kuchni na herbate, Herman opowiedzial, zedostal stypendium z Uniwersytetu we Fryburgu i teraz przez dwa najblizsze lata bedzie pracowac na Uniwersytecie Lwowskim. Bedzie wykladal niemiecki oraz rozwijal partnerskie kontakty miedzy Lwowem i Fryburgiem. -Nie sadzilem, ze tak bedzie, kiedy tu jechalem - nagle po dluzszej przerwie oswiadczyl moj byly narzeczony, glosem tak przepelnionym tragizmem, jak to tylko jemu sie udawalo. -Przyjechalem, by powiedziec ci, ze juz nigdy sie nie spotkamy. Nasza milosc jest skazana na porazke. Ty nigdy nie bedziesz szczesliwa w Niemczech, a ja nie jestem w stanie zyc tutaj. Lepiej bedzie rozstac sie od razu i nie zadreczac nawzajem. Nie przezylbym, gdybys wyszla za mnie, a potem porzucila z dzieckiem na reku. To ostateczny argument, ktory zmusil mnie do podjecia takiej decyzji... Zadzwonil dzwonek do drzwi, przeprosilam Hermana i poszlam otworzyc. -Poznajcie sie, Hermanie, to moj maz. A to Herman, moj dawny znajomy z Niemiec. Nie mowi po ukrainsku - powiedzialam. Herman zostal na Ukrainie, po kilku latach przyjechala do niego Eva-Maria, ktora rozwiodla sie z Richardem, przywiozla swoje dziecko, potem urodzila Hermanowi kolejne i wrocila do Richarda, zostawiajac dzieciaka Hermanowi. 266 Tak jak przypuszczala, nie byla w stanie zyc na Ukrainie.Nasz pies jeszcze zyje, zielona masc z niego zlazla, siersc odrosla, a Herman razem z malenka coreczka bardzo lubi wyprowadzac go wieczorami. Sasiadki nadal drza z podniecenia, gdy widza, jak razem idziemy na spacer - Herman z corka, ja z mezem oraz pies. Habilitacja Hermana nosi tytul: Zagadnienie emancypacji w utworach wspolczesnych pisarzy niemieckich i ukrainskich. A teraz pora na specjalne dodatki. Dodatek i. Teoretyczny A zatem poznalismy zebrana przeze mnie kolekcje namietnosci. Kilka z jej okazow niewatpliwie znamy i mozemy uznac za banalne, jak na przyklad Namietnosci po ukrainsku czy Namietnosci po russki. Czesc z nich, bezpodstawnie zreszta, wolno uznac za egzotyczne: Namietnosci po wlosku, Namietnosci po niemiecku, czy w szczegolnosci Namietnosci arystokratyczne. Sprobujmy byc jednak wyrozumiali, zarowno w pierwszym, jak i w drugim wypadku, i zapiskow, ktore mamy przed soba, nie traktujmy zbyt surowo. Nie jest to przeciez zaden traktat, artykul naukowy ani utwor literacki. To zupelnie zwykla kolekcja, przedstawiajaca rzeczy takimi, jakie sa w rzeczywistosci. Celem kolekcjonera nie jest ani upiekszanie, ani udoskonalanie gromadzonych eksponatow; inaczej postepuja pisarze lub pamietnikarze. Przedstawiona kolekcja w zadnym wypadku nie pretenduje do wyczerpania lub wszechstronnego ujecia tematu. I dlatego - na mily Bog - nie chcialabym dopisywac rozdzialow takich jak Namietnosci homoseksualne, Namietnosci nieodwzajemnione, czy tym bardziej Namietnosci zoofilskie. 268 Na poczatek chcialabym skupic sie na aspekcie stricte filologicznym.Tak wiec, dlaczego uzylam slowa "namietnosc"? Poniewaz mimo bardzo powaznego wieku, jak na panne z dobrego domu - 25 lat - wciaz jeszcze nie wyszlam za maz, nie mowiac o urodzeniu dziecka, i musialam gruntownie przemyslec przyczyny oraz skutki tak niewesolej sytuacji. Doszlam do wniosku, ze jedna z przyczyn, ktora czesto fatalnie determinuje nasze zycie, jest niewlasciwe uzycie jezyka. Pomyslmy na przyklad o milosci. Przezywamy kolejny romans. Spotykamy osobe plci przeciwnej i odczuwamy stan lekkiego, a moze nawet silnego uniesienia. Pytamy wowczas: "Czyzby?", odpowiadajac na ogol: "Ee, nie!". I nawet w tak niecodziennej sytuacji, kiedy w odpowiedzi na zadane po raz dwudziesty piaty pytanie serce mocniej nam zabije i poczujemy, ze wreszcie mozna by odpowiedziec: "O rany!", nagle znow pojawia sie Jego Magnificencja Zwatpienie i mowimy: "A bo ja wiem?". Przynajmniej tak bylo ze mna. Gdybym w swoim czasie, zamiast tych wszystkich namietnosci, sympatii, malo istotnych romansow, od razu przezyla prawdziwa milosc, zapewne dawno juz mialabym dzieci, a tak tylko skrobie po papierze. Moze zwyczajnie trzeba bylo ktoras z tych namietnosci nazwac "miloscia"? Albo tylko uwierzyc, ze to milosc. Wtedy wszystko potoczyloby sie inaczej. Zaiste, jak wiele wazy slowo. Takich problemow mozna by oczywiscie uniknac, gdyby tylko czlowiek wiedzial, czego ma sie spodziewac po uzyciu tego czy innego slowa. Jak - na przyklad - odroznic milosc od namietnosci i ktora z nich 269 jest silniejsza, bardziej godna zaufania. Stanowczo opowiadam sie za miloscia.Zastanowmy sie, co przyjemnego zwykly czlowiek moze znalezc w tych malo sensownych sylabach na-miet-nosc? Co tak naprawde owo dziwne slowo ma wspolnego z uczuciem? Co i dlaczego ma sie odbywac na... mietno-sci? Troche mogloby sie to odnosic do... mnie! Zupelnie inaczej jest w przypadku slowa "milosc". Miekkie, niespieszne, spiewne, czule. Okragle jak piersi dziewczyny. Prezne jak spragniony milosci czlonek. Slowo, ktore chce sie powtarzac samemu, chce sie, by bylo powtarzane: do nas, o nas, albo chociaz w naszej obecnosci. Slowo "namietnosc" ma takze wyrazy bliskoznaczne, na przyklad "pozadanie". Albo "oczarowanie". Nie po to jednak owe slowa istnieja, by nie roznily sie miedzy soba znaczeniem. Wydaje mi sie, ze to, co nazywamy "namietnoscia", nieznacznie, ale jednak rozni sie od "pozadania", nie mowiac juz o "fascynacji" czy "oczarowaniu". A w sprawach sercowych koniecznie nalezy byc bardzo scislym, zwlaszcza jezeli mowimy o liczbie. Sprobujmy uzyc slowa "oczarowanie" w liczbie mnogiej. Nie udalo sie. Z "pozadaniem" jest jeszcze gorzej. Uwazam, ze kiedy mowi sie o uczuciach, liczba jest niezwykle istotna. Gdy kobieta opowiada mezowi lub kochankowi o trzech, pietnastu czy dwudziestu namietnosciach, jest to dobry moment, by uswiadomic sobie wage tej kategorii gramatycznej. Wiele zagadnien mozna wytlumaczyc, jesli zalozymy, ze jezyk ma bezposredni wplyw na rzeczywistosc. Z pewnoscia najprosciej bedzie to zilustrowac na przykladzie 270 utworow poetyckich, gdyz odzwierciedlaja one podstawowe cechy mentalnosci narodowej.Wyobrazmy sobie kraj, w ktorym poeta, wyspiewujac ukochanej swe uczucia, pisze: O! gorzej niz przekleta - widmo tajemnicze Zlej przeszlosci - przekleta badz i zapomniana! 1 czy tez: Precz z moich oczu!... poslucham od razu, Precz z mego serca!... i serce poslucha2 Nic dziwnego, ze kobiety na takie uczucia odpowiadaja: Jesli mnie kochasz, zabij mnie, mily3 No bo co mozemy na przyklad powiedziec o mentalnosci faceta wyznajacego: Gdy cie nie widze, nie wzdycham, nie placze*. Tyle z "romantykow". Mogloby sie wydawac, ze w procesie ewolucji uczucia, a scislej sposob ich wyrazania w poezji, powinny sie ksztaltowac, subtelniec, lagodniec. Niestety, nie z naszym szczesciem. Spojrzmy na taki oto obraz poetycki: on nie umial juz kochac jej, skoro zadnej nie mial nadziei, ze mu pod laska dloni z tej laski umrze5 No i co? Nie brakuje chetnych do wskrzeszania uczuc kochanka wlasna smiercia? 271 Albo taki obraz: Jesli o mnie chodzi - to ja juz skonczylem. Ja juz skonczylem - a jakpani? - czyzby poeta wyrazal troske? Niestety. Nie na dlugo: Jesli o mnie chodzi - to ja sie odwracam. Ja sie odwracam do ciemnej sciany6 - to wlasnie pisze poeta pod koniec xx wieku. Doprawdy, jak niewiele czasem potrzeba do szczescia. Innym razem trzeba jeszcze mniej: Gotuj sie kurwo, gotuj. Wypije i pojdzie. W mrok.7 Co prawda, nie wszyscy wspolczesni poeci sa tak bardzo pozbawieni romantycznosci. Czasem ktorys wysili sie na odrobine liryzmu: Dziewczyna: Czy pan ja widzi? Czy ona sie sni? Czy tez nadbiega - nagla jak z pagorka? Poeta: Ona wynika z brodawek ogorka... Czyz to nie wzruszajace? Nie ma sie jednak czym przejmowac, juz za moment przestanie byc tak slodko: Dziewczyna: (chyba wciaz nie tracac nadziei) Pan kpi. Pan ja jedwabnie - pan ja jak motyla Po takich zlotych i okraglych lasach... To jest jak Dafnis bardzo czula chwila... 272 Poeta:Owszem. Jak ostro Calowany tasak.8 No i rob, co chcesz. Zapomnij o subtelnosci. Ot i cala romantycznosc. Niewiele lepiej przedstawia sie sytuacja, jesli sprobujemy zrozumiec, czym moze byc uczucie: Milosc to przeprowadzic sie o kilka pieter wyzej kupic nowe meble musztardowke zamienic na szklanke9 -jak mowi pewna poetka. Tak jakby dalo sie to uczucie porownac do wyrzucenia starych mebli. Badz mi stanikiem, majtkami, podwiazka Badz kolysanka dla ciala, nianka co kolysze Jedz mi brud zza paznokci, pij miesieczna krew 10 -oto, co poeta sadzi o byciu we dwoje; kolejny znow zazada: Tylko rob tak zeby nie bylo dziecka tylko rob tak zeby nie bylo dziecka n -czy takich deklaracji mozna sluchac ze spokojem, czy mozna sie do nich stosowac? Niekiedy z powodu wynikajacych watpliwosci trudno cos ustalic: 273 Kedy spotykam cie we snie, Ktory wykwita w noc z gruszy, Pytam: "Dlaczego cie nie ma naswiecie, Lecz zyjesz jedynie w mej duszy?..."12 Poeta sam nie wie, czego chce, i nadto kocha sie w kims, kto nie istnieje, wiec jak nieistniejaca kobieta mialaby odpowiedziec na jego uczucie? A takich dziwnych mezczyzn chodzi po tym swiecie wielu... Jednym slowem kiepsko sobie nasi poeci radza z uczuciami. Zwlaszcza kiedy trzeba sie oswiadczyc. Pozbawieni kompleksow Europejczycy podobnych problemow wyzbyli sie w minionym stuleciu. Niemcy juz w blogoslawionych czasach Heinricha Heinego nie wstydzili sie byc sentymentalni i wyjawiali: Na mej najdrozszej oczat chwale najlepsze tworze kancony. Na mej najdrozszej ustka male przepiekne tworze tercyny. 13 A co dopiero mowic o z dawna slynacych ze swojej galanterii Francuzach czy tez goracych Wlochach i Hiszpanach. Nasz poeta w najlepszym razie wydusi z siebie: moj Boze kupie jej te ponczochy kupie14. Taka sytuacja nie mogla nie wplynac na uczucia i wyobraznie kobiet. A juz zwlaszcza na ich wyobrazenie o szczesciu. Spojrzmy chocby na poezje pewnej Angielki. Dla niej juz od dawna wszystko jest bardzo jasne: 274 Jak ja cie kocham? Czekaj, niech wylicze.Kocham gleboko, wysoko, szeroko, Jak tylko siegnac moze duszy oko, Gdy w gwiezdny bezmiar biegnie po zdobycze. 15 Nie sadze, by taka poetka potrafila zrozumiec kobiete, dla ktorej naprawde nie wiadomo, co jest szczesciem: Uderzyl ja na zabawie piescia w twarz. Upadla, ludzie zlapali go za rece, zataczal sie. Potem wracali razem objeci wpol. Usmiechala sie szczesliwie. Byla w ciazy, obiecal, ze sie ozeni 16 czy moze: Najwieksze szczescie, ktore mi dajesz, to szczescie, ze cie nie kocham. 17 Bo skad taka poetka moglaby znac naszych mezczyzn, nasze zycie i nasze problemy. Jesli wczytac sie w rodzima kobieca liryke intymna, to znajdziemy tu odzwierciedlenie skomplikowanych i nierzadko nawet nieodgadnionych sprzecznosci, ktore wlasnie przesledzilismy w meskim wydaniu: jeden - wybrany moj 18, z duma mowi wielka poetka, a inna pisze: 275 Wiec dziekuje ci mily za pamiec Wlasnie ciebie zapominam na smierc19Zgadnijcie, ktora skad pochodzi? Nietrudno sie domyslic, ze przy takim sposobie wyrazania uczuc strach zajmuje poczesne miejsce: Kochanko! Czyliz kiedy spotkamy sie jeszcze?20 -czytam u znanego dawno temu poety. I mam odpowiedz poetki z inyych czasow: Cofnely sie slowa moje schowaly sie we mnie jak ptaki lekliwe21 Kobieta w tej czesci swiata jest tak samo nieprzewidywalna, jak i sama namietnosc. Dlatego nie trzeba z gory wyrabiac sobie stereotypowego wyobrazenia o niej, na przyklad takiego: Ona jest glucha w obu czarnych gwiazdach Ona jest slepa w obu ostrych uszach22 Mozna oczywiscie tak na nia wplynac, by przyznala sie do swej slabosci: Wczoraj, kiedy twoje imie ktos wymowil przy mnie glosno, tak mi bylo, jakby roza przez otwarte wpadla okno 23 276 a nawet otwarcie wyznala:Nie kocham jeszcze, a juz mi jest drogi, Nie kocham jeszcze, a juz drze i plone I dusze pelna 0 niego mam trwogi I mysli moje juz tam, w jego progi Leca stesknione 24 Nie myslmy jednak, ze to bedzie powazne. Chwila slabosci minie, i bez watpienia znow pojawia sie slowa w rodzaju tych: A ja stracilam tyle czasu z toba25, albo: Za dlugi byl nasz uscisk. Dokochalismy sie do kosci.26 Z drugiej strony, czego moze oczekiwac od zycia, a scislej - od mezczyzny - kobieta mentalnie nieprzystosowana do otaczajacej ja rzeczywistosci, ktora - w "meskim" wydaniu -oswiadcza: Milosc bywa romansem. Takze telegramem.27 Zdecydowana wiekszosc poetek popada w zwatpienie, niektore nawet pisza: ta milosc jest skazancem zasadzonym na smierc umrze za krotkie dwa miesiace.28 277 Nie wszystkie jednak az tak poddaja sie pesymizmowi. Niektore widza ratunek w przyszlosci:Jestes - a wiec musisz minac. Miniesz - a wiec to jest piekne29 inne sprobuja ucieczki: Moj bardzo mily, musze cie pozegnac. Musze odejsc i znow bede sama30 a jeszcze inne, mimo zwatpienia, znajduja jakies wyjscie - choc wlasciwie jest to tez rodzaj ucieczki: Ale zostane. Znajde dom, mezczyzne - zycia nie ma gdzie indziej. We wszystkich miastach sa te same piwnice, wszedzie jestem tym samym psem pod twoimi drzwiami.31 Nie myslcie, ze przywoluje wszystkie te cytaty tylko po to, by sie usprawiedliwic. Przeciez inne galicyjskie dziewczyny jakos zyja; nawet galicyjskie poetki wychodza za maz, rodza dzieci, choc zadna z nich z jakiegos powodu juz potem nie pisze o tym, jak sie jej wiedzie. Ale mniejsza z tym. Po namysle doszlam do wniosku, ze nie jestem osamotniona w swoich poszukiwaniach roznic miedzy slowami "milosc" i "namietnosc" oraz ze moje watpliwosci maja realne podstawy, a dalej, ze jakze czesto mylimy sie, biorac 278 namietnosc za milosc, a milosc za dobra monete... Ale to juz chyba ktos powiedzial.Znow mnie, przyznaje, troszke ponioslo. I dlatego pora, by przejsc do drugiego dodatku, od fikcji do rzeczywistosci. 1 Juliusz Slowacki, Przeklestwo. Do *** 1 Adam Mickiewicz, Do M *** 3 Anna Swirszczynska, Zabij mnie 4 Adam Mickiewicz, Niepewnosc 5 Rafal Wojaczek, Antyczne 6 Marcin Swietlicki, Malzowina 7 Marcin Swietlicki, Odciski (jedna z wielu wersji) 8 Stanislaw Grochowiak, Rozmowa o poezji 9 Mira Kus, Milosc 10 Rafal Wojaczek, Badz mi 11 Andrzej Bursa, Milosc 12 Leopold Staff, Kiedy spotykam cie w lesie 13 Heinrich Heine, Na mej najdrozszej oczat chwale, przel. Stanislaw Lempicki 14 Zbigniew Herbert, Jedwab duszy 15 Elizabeth Barrett Browning, Jak ja cie kocham?..., przel. Czeslaw Jastrzebiec-Kozlowski 16 Anna Swirszczynska, Obiecal 17 Anna Swirszczynska, Sprezyna 18 Emily Dickinson, *** (Ze wszystkich dusz stworzonych), przel. Kazimiera Illakowiczowna 19 Dorota Chroscielewska, Wlasnie ciebie 279 20 Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Badz zdrowa! 21 Malgorzata Hillar, Myslalam, ze bede mowic 22 Stanislaw Grochowiak, Rozbieranie do snu 23 Wislawa Szymborska, Nic dwa razy 24 Maria Konopnicka, Preludium 25 Anna Swirszczynska, Na kolejowych dworcach 26 Anna Swirszczynska, Otworze okno 27 Tadeusz Peiper, Ja, Ty 28 Halina Poswiatowska, *** (ta milosc jest skazancem) 29 Wislawa Szymborska, Nic dwa razy 30 Anna Swirszczynska, Musze to zrobic 31 Agnieszka Wolny, brak i Dodatek 2. Praktyczny Malzenstwo z prawdziwa galicjanka. Instrukcja obslugi i. O powadze zamiarow Galicjanka i namietnosc to pojecia tak odlegle, jak Lwow i morze. Nie dlatego jednak, ze galicjanki nie sa w stanie sie zakochac, czy - bron Boze - nie dlatego, ze brak chetnych do zakochania sie w nich. Powszechnie przeciez wiadomo, ze nigdzie na swiecie nie ma kobiet piekniejszych niz w Galicji, nigdzie, nawet w dalekiej Galicii. Dzieje sie tak dlatego, ze prawdziwej galicjance pospolita namietnosc nie wystarcza. Podobnie jak nie zadowala jej sama milosc, niechby byla najromantyczniejsza. Kobieta ta, dostrzegajac pewne symptomy twojego zainteresowania, nie wyobraza sobie, ze mogloby sie za nimi kryc cos innego niz szczere i przemozne pragnienie polaczenia waszych losow na wiecznosc. Jesli wiec pragniesz czegos innego - nigdy sie do tego nie przyznawaj, ona z kolei nigdy nie przyzna sie do wzajemnosci, nie wspominajac o tym, ze nigdy nie przyzna sie, iz patrzac na mezczyzne, sama moze chciec czegos wiecej niz wspolne dzieci i ognisko domowe. 281 2. Galicjanka jako wcielenie meskich marzenPrawdziwa galicjanka to przewaznie ucielesnienie piekna. "Madonna zadowolona z deszczu, majowych ulew malenka wiedzma", zgrabna, dlugowlosa i dlugonoga, o ogromnych oczach, w ktore raz spojrzawszy, utoniesz na zawsze, "swiata bialego za nia nie widac", ktorej wlosy "pieszczone sa przez slonce, po tamtej stronie slonca zlociejace", usta konczace sie "jak morze przyplywem i odplywem", a "usmiech zawiniety w suchy lisc", "jedyna z wielu, jedyna do bolu, pelno jej, jest tysiacletnia mnogoscia", "jest swietym szatanem lub Bogurodzica smutna, ktora zeszla z obrazu", jest "Jedyna". 5. Jak rozpoznac prawdziwa galicjanke Kazda prawdziwa galicjanka trzyma sie prosto, jej ruchy sa plynne, krok dostojny i pelen powagi. Mowi wolno, artykulujac kazde slowo z osobna, jezyk, ktorego uzywa, jest wykwintny i literacki; mozna od niej uslyszec zdanie typu, pardon, w stylu: "Ach, gdzies w mym biurku spoczywa list reka samego Carusa skreslony", "Ow zas ga-lopant, co osobliwie byl mi wstretny, nieeleganckiej choroby sie nabawil i na moj widok oczy spuszcza niemy". Zawsze mowi "cerowac skarpety", ale nigdy nie powie "latac", bedzie sie do ciebie zwracac: "Przyjacielu Aleksandrze, Stefanie, Janie, Krzysztofie", ale w zadnym wypadku nie: "Olek, Stefek, Jasiek, Krzysiek"; kukulke nazwie kukulka, a nie zazula, bedzie mowic pestka, zamiast kostka, 282 zamiast lupiny, powie obierki. Uzyje zwrotu "wziac pod reke", zamiast "wziac pod pache".I jeszcze uslyszysz od niej "beret" a nie "beretka", "krawat", a nie "krawatka". I bedzie cie przekonywac, ze jestes "elegancki", a nie "galantny" i ze wychodzi sie "na dwor", nie zas "na pole". I bedzie cie przekonywac, ze tak jest poprawniej. Byc moze naprawde tak jest naturalniej dla tego kawalka jakiegos na pol widmowego swiata, tak bardzo roznego od Ukrainy, ktora obserwujemy w telewizji czy z okna jadacego na Wschod pociagu; juz po kilku dniach nieobecnosci zaczynamy watpic: czy aby na pewno istnieje ten kawalek ziemi, gdzie czas odmierza zegar z kukulka i gdzie starzy ludzie na glebokiej wsi wciaz jeszcze nie potrafia, a dzieci wspolczesnej inteligencji w miastach juz nie potrafia nie tylko pisac, ale nawet mowic po rosyjsku, gdzie trudno znalezc czlowieka, ktory nie rozumialby polskiego, nie ogladalby polskiej telewizji, nie czytal polskich ksiazek, czy chociazby nie byl na polskim bazarze. Wsluchaj sie w jezyk dziewczyny, ktora spodobala ci sie na kijowskim skrzyzowaniu, krymskiej plazy czy w dniepropietrowskim pociagu, i juz po kilku pierwszych zdaniach nieomylnie poznasz, czy jest z Galicji. I niech cie reka Boska broni powiedziec do niej: Ja nie poniaf, czy "Jak dield', czy chocby "Priwief, bo to na zawsze spali cie w jej oczach, i chocbys potem z pamieci wyrecytowal calego Jesienina, Puszkina, Baratynskiego i Rozdiestwinskiego, nic nie poprawi twojej raz na zawsze utraconej reputacji. 283 4- Dodatkowe cechy prawdziwej galicjanki. Czesc IKazda prawdziwa galicjanka jest nadzwyczaj inteligentna, nawet jesli nie posiada wyzszego wyksztalcenia. Nigdy nie ubierze sie na bazarze w tureckie ciuchy, nie zrobi zbyt jaskrawego makijazu i nie bedzie uzywac tanich perfum. Kazda prawdziwa galicjanka posiada w domu co najmniej jeden huculski, lemkowski czy inny stroj ludowy, ktory samodzielnie potrafi zalozyc, i jest z tego dumna. Prawdziwa galicjanka to wspaniala gospodyni, ktora potrafi przyrzadzic nie tylko barszcz, uszka i kutie; w jej domu skosztujesz najprawdziwszych strudli, precli, ro-lad, plackow ziemniaczanych, palanicy, kaszanki i masy innych smakolykow, ktorych istnienia nigdy nie podejrzewales, lub nie wyobrazales sobie, ze moga byc az tak pyszne. Na stole kazdej prawdziwie galicyjskiej rodziny zawsze lezy snieznobialy obrus, do ryby podawane jest biale wino, a gotowane jajka jada sie wylacznie ze specjalnych kieliszkow, nigdy z talerza. W domostwie prawdziwej galicjanki nigdy nie zastaniesz brudu, zawsze jest tu idealnie czysto, ksiazki na polkach stoja rowno jak od linijki, lozka zaslane sa wedlug scisle geometrycznych proporcji, naczynia po umyciu nie czekaja wyschniecia, a sa natychmiast wycierane scie-reczka. Zapewne nie trzeba dodawac, ze sciereczka ta musi byc snieznobiala i nakrochmalona. Tego, jak wyglada posciel, bielizna czy szlafrok prawdziwej galicjanki, sadze, ze domyslisz sie sam. I niech cie Bog broni przed przyjsciem do jej domu w nieodpraso-wanej koszuli, bez krawata, bez kwiatow, ze nie wspo- 284 mne o dziurawych czy nieswiezych skarpetach. Twoje rece powinny byc idealnie czyste,woda kolonska - nie powinna zabijac zapachu proszku do prania, ktorym zazwyczaj (rzecz jasna tak wlasnie jest zawsze!) przesiakniete sa wszystkie twoje rzeczy, twoj krawat powinien idealnie pasowac do garnituru, a skarpetki - do krawata i koszuli. Przy okazji nie zapomnij, by raz w miesiacu zajrzec do fryzjera; jest to tak naturalne, jak zmiana por roku. Golisz sie zazwyczaj dwa razy dziennie - rano i wieczor, z ta sama regularnoscia bierzesz prysznic, a twoj dezodorant zawsze jest tej samej firmy co pianka do golenia i woda toaletowa. Nigdy nie uzywasz mydla o zbyt silnym kwiatowym zapachu, nigdy przed wyjsciem z domu nie jesz czosnku, cebuli czy chocby czeremchy. Twoja chustka do nosa jest rownie starannie wyprasowana, co koszula, spodnie i marynarka. Palisz tylko drogie papierosy, jeszcze lepiej - fajke, a najlepiej - w ogole nie palisz. Po twoich butach nigdy nie mozna poznac, czy wlasnie pada deszcz ani ile jest blota na dworze. Do oczywistosci nalezy, ze potrafisz poslugiwac sie sztuccami do ryby, nigdy nie mylisz kieliszkow do wina z kieliszkami do szampana, nie pijesz likieru czy koniaku podczas obiadu, a wylacznie na deser, doskonale orientujesz sie w tym, do ktorych potraw podaje sie biale, a do ktorych czerwone wino, a w zebach dlubiesz tylko wykalaczka. Wszystko to oczywiscie sa drobiazgi. Wymagania, jakie postawi przed toba kazda prawdziwa galicjanka, jesli juz osmielisz sie pretendowac do jej serca i reki, beda o wiele 285 powazniejsze. Tu jednak liczy sie kazdy szczegol, dlatego zadbaj o swoj wyglad zewnetrzny-pomoze ci to przynajmniej na poczatku wywrzec dobre wrazenie na pannie twoich marzen. $. Dodatkowe cechy prawdziwej galicjanki. Czesc II Kazda prawdziwa galicjanka interesuje sie sztuka. Od dziecinstwa spiewa w chorze, dobrze tanczy, gra co najmniej na jednym instrumencie (najczesciej na bandurze, albo fortepianie), nad jej biurkiem wisi kilka akwareli, namalowanych jeszcze w dziecinstwie, a wiele galicjanek kontynuuje malowanie rowniez w okresie panienstwa. Galicjanka dobrze zna sie na ziolach leczniczych i przechowuje w szafkach kuchennych uzbierane latem w gorach i wysuszone ziola na kazda chorobe. Interesuje sie literatura, dlatego oczywiscie bedzie jej przyjemnie uslyszec od ciebie: "Wlosy twe jak stado koz falujace na gorach Gileadu", albo: "Jak wstazeczka purpury wargi twe i usta twe pelne wdzieku. Jak okrawek granatu skron twoja". Galicjanka, jak i kazda inna kobieta, wrazliwa jest na poezje, zwlaszcza jesli bedzie to poezja o niej, dlatego nie odmawiaj sobie przyjemnosci i pozwol ukochanej poczuc sie Laura, Beatrycze, nimfa, mawka, nereida, rusalka, wiedzma, turkaweczka, Magdalena, swieta, Gio- conda, daj jej odczuc, ze "niebo nad wami wspolne jest dla moich i twoich oczu", by wszystko w jej wyobrazni zlalo sie i zlaczylo w jedno z toba, z twoimi uczuciami 286 i z wzajemnoscia, jaka odpowie ci na te uczucia. Badz jednak ostrozny! Zabiegajac owzajemnosc galicjanki, musisz miec na wzgledzie, ze jest to przedsiewziecie - podobnie jak wszystko, co z nim zwiazane - specyficzne, i tego nie mozesz zlekcewazyc. 6. Dodatkowe cechy prawdziwej galicjanki. Pierwsza krew Dla kazdej prawdziwie galicyjskiej rodziny nie istnieje nic swietszego od magicznego slowa "slub". Kazdy mlodzieniec, przekraczajac rodzinny prog, uznawany jest za potencjalnego narzeczonego, i kazde wypowiedziane przez niego slowo, kazdy gest, kazdy ruch ocenia sie z perspektywy wiecznosci i poddaje probie, co przypomina nadgryzanie zlotej monety w zebach. By wyliczyc najwazniejsze tylko wymagania, z ktorych kazde, jesli nie zostanie nalezycie wypelnione, moze zmienic sie w wyrok smierci dla szczescia przyszlych malzonkow, warto by napisac oddzielny rozdzial pt. Nawiazywanie cieplych stosunkow z rodzina prawdziwej galicjanki. Instrukcja obslugi. Jest to jednak temat zbyt zlozony i powazny, a poza tym przepis na sukces w tej nielatwej kwestii jest sprawa na tyle indywidualna, ze trudno dowierzac jednemu konkretnemu przypadkowi. Zreszta prawdopodobienstwo osiagniecia sukcesu jest zbyt nikle, niezaleznie od tego, jak idealnymi wskazowkami przyszly ziec by sie kierowal, by odwazyl sie wziac na siebie tak ogromna odpowiedzialnosc, i ten niewatpli- 287 wie wazny aspekt naszych rozwazan ujdzie mojej uwadze. Jedna tylko rada nasuwa sie sama:kontaktujac sie z prawdziwa galicjanka, zwlaszcza na poczatku znajomosci, zachowaj niezwykla ostroznosc. Kazde bowiem wypowiedziane przez ciebie slowo zostanie bardzo szczegolowo omowione na radzie rodzinnej w obecnosci mamy, siostry, babci, a czasem tez ciotki (o, pardon, stryjenki) i innych zainteresowanych czlonkow rodziny, albowiem sieganie po porade rodziny jest dla kazdej prawdziwej galicjanki swietoscia, a juz zwlaszcza w tak istotnej kwestii, jak zamazpojscie. Dlatego starannie dobieraj slowa i niech cie reka Boska broni przed opowiesciami o podbojach milosnych, o kontaktach z rosyjskojezycznym srodowiskiem, o rodzicach niegali-cjanach, niegrekokatolikach czy Zydach, zeby nie wymieniac tu tak kompromitujacych faktow, jak czlonkostwo w komsomole, jesli twoj zyciorys pozwolil na doswiadczenie takiej hanby, albo tez krytyczny stosunek do idei zjednoczonej Ukrainy. A najlepiej do wesela w ogole nie wspominac o swojej przeszlosci, rodzinie i pogladach. Lepiej rozmawiac o przyrodzie, poezji oraz pogodzie. A jeszcze lepiej - wypytywac panne o jej przeszlosc, rodzine i poglady. Jeszcze tylko kilka uwag na marginesie: -pierwszy pocalunek powinien nastapic przed (!) poznaniem sie z jej rodzicami, ale nie podczas pierwszego spotkania; -poznanie sie z jej rodzicami powinno nastapic jak najszybciej po poznaniu sie z nia; jesli bedziesz tego unikal, rodzice zaczna watpic w powage twoich zamiarow 288 (slyszalam nawet o parze, ktorej rodzice zabronili sie spotykac, bo po roku mlody wciaz jeszcze nie przyszedl prosic o reke; ich zdaniem, skoro przez tak dlugi czas nie zdecydowal sie na slub, oznaczalo to, ze zwiazek nie jest powazny);-po spotkaniu z toba panienka nie powinna wracac do domu zbyt pozno (to cie skompromituje) i zbyt wczesnie (to wywola watpliwosci co do sily waszych uczuc); -przed slubem na spotkaniach nie powinniscie uzywac alkoholu albo przynajmniej zatroszczyc sie o to, by jej rodzice sie o tym nie dowiedzieli; -swiete dla duszy kazdego prawdziwego galicjanina (a tym bardziej dla galicjanki) pojecie slubu nierozerwalnie laczy sie z pojeciem zachowania dziewictwa. Dlatego jesli nie mozecie zachowac dziewictwa de facto, to przynajmniej sprobujcie zachowac jego pozory de iure, czyli udawac, ze tak jest; dzis wiekszosc rodzicow tym sie zadawala. Tak wiec staraj sie nocowac w domu albo tez na swoja nieobecnosc wymyslaj nie blahe, lecz prawdopodobne usprawiedliwienia (np. wycieczka z kolegami w gory). 6. Galicjanka a religia Kazda prawdziwie galicyjska rodzina jest gleboko religijna. Jesli masz inne poglady na zycie, lepiej od razu wyrzuc gdzies numer telefonu znajomej galicjanki; czego bys nie robil, nie masz najmniejszych szans na wzajemnosc. Kazda prawdziwa galicyjska rodzina jest gleboko 289 grekokatolicka, dlatego jesli nalezysz do jakiejkolwiek innej konfesji, twoje szanse na sukceszmniejszaja sie mniej wiecej tak: a) jesli jestes katolikiem tolerancyjnym wobec wschodniego obrzadku - o 5%; b) jesli jestes katolikiem niezbyt tolerancyjnym wobec wschodniego obrzadku - o 50%, nie badz jednak glupi i nie przyznawaj sie; c) jesli jestes prawoslawny, autokefalicznego patriarchatu - o 70%; d) jesli prawoslawny kijowskiego patriarchatu - tez o 70%; e) jesli jestes wyznania prawoslawnego, ale moskiewskiego patriarchatu - o 110%; f) jesli nalezysz do jakiejkolwiek sekty - o 99%. Podejdz do tego aspektu z nalezyta powaga i lepiej juz podczas pierwszego spotkania porozmawiaj z nia o tym, bo nie wyobrazasz sobie, przez co bedziesz musial przejsc, zanim twoi rodzice dogadaja sie z rodzicami narzeczonej co do tego, w ktorej swiatyni odbeda sie najpierw zareczyny, potem slub, gdzie bedzie chrzczone wasze pierworodne, nie mowiac o tym, do ktorego kosciola bedziesz ze swoja przyszla malzonka chodzil. Znany jest mi przypadek, kiedy sporow religijnych miedzy rodzinami nie przerwala nawet przedmalzenska ciaza, slub sie w koncu nie odbyl, a dziecko przyszlo na swiat jako bekart. Dlatego postepuj ostroznie! 290 I na tym ow krotki kurs przygotowujacy do poslubienia prawdziwej galicjanki mozna uznacza skonczony. Mam nadzieje, ze dalo sie z niego wyciagnac wlasciwe wnioski i zrozumiec, ze zdobycie prawdziwej galicjanki, czyli wypelnienie wszystkich stawianych przez nia wymogow oraz tych, ktore wymusza jej wychowanie, tradycja, rodzice i rodzina, przy rownoczesnym wykazaniu maksymalnej smialosci, tolerancji i popelnieniu minimalnej ilosci bledow, jest tak naprawde niemozliwe. Jednakze fakt, iz galicjanki i galicjanie mimo wszystko pobieraja sie i maja dzieci, swiadczy o tym, ze probowac warto, i ze niektore z tych prob koncza sie nawet pomyslnie. Spis rzeczy Namietnosci dzieciece I $ Namietnosci po ukrainsku. Lazaret I 20 Namietnosci matematyczne I 60 Namietnosci po russki I 80 Namietnosci po niemiecku. Mario I? Namietnosci po wlosku. Enzo I 162 Namietnosci arystokratyczne I icj Namietnosci po galicyjsku I 254 Dodatek 1. Teoretyczny I 268 Dodatek 2. Praktyczny I 281 NOWA SERIA |g/ R O P E J K I Powiesc Natalki Sniadanko Kolekcja namietnosci... inauguruje nowa serie wydawniczaCzarnego - serie EUROPEJKI. Znakiem rozpoznawczym EUROPEJEK jest lekki, dowcipny styl towarzyszacy przenikliwemu (kobiecemu?) spojrzeniu na rzeczywistosc. Autorkami EUROPEJEK sa pisarki z Polski, Niemiec, Ukrainy, Wegier, Chorwacji i innych krajow europejskich. Ich powiesci ukazuja zycie wspolczesnych kobiet, ktore - podobne do siebie, a zarazem bardzo rozne - staja przed rozmaitymi wyborami: osobistymi, intymnymi, zyciowymi. Wchodza w rozmaite role, wnikliwie i ciekawie obserwuja otaczajaca je rzeczywistosc (stereotypowa i banalna, gdy pojawia sie pierwsza milosc; grozna i tragiczna w czasie wojny na Balkanach; trudna, lecz zabawna, gdy dziewczyna staje sie dorosla). Ksiazki z serii EUROPEJKI odzwierciedlaja wspolczesny swiat i stanowia probe zrozumienia i oswojenia go, probe nasycona emocjami i ironia, refleksyjna i pelna humoru. W SERII / UROPEJKI ukaza sie:Judith Kuckart, Milosc Leny Katarzyna Sowula, Fototerapia Rujana Jeger, Darkroom Dubravka Ugresic, Baba Jaga zniosla jajo Noemi Szecsi, Ugrofinska wampirzyca WYDAWNICTWO CZARNE S.C. Wolowiec 11, 38-307 Sekowatel./fax 018 351 oz 78, tel. 018 351 00 70 e-mail: redakcja@czarne.com.pl www.czarne.com.pl Dzial sprzedazy: MTM Firma ul. Zwrotnicza 6, 01-219 Warszawa tel./fax 022 632 83 74 e-mail: mtm-motyl@wp.pl Druk i oprawa: Opolgraf SA Wolowiec 2004 Wydanie I Ark. wyd. 10,1; ark. druk. 18,5 W Kolekcji namietnosci pisze o doswiadczeniach bardzo intymnych, osobistych. Chcialabym, aby spotkanie z moja bohaterka, Olesia, bylo jak rozmowa z nieznajoma podczas dlugiej podrozy, gdy okazuje sie, ze nie sa potrzebne zadne wyjasnienia, bo o szczesciu, uczuciach i zyciu mowimy tym samym jezykiem -jezykiem doswiadczenia. Wtedy - dalecy i anonimowi -jestesmy sobie na chwile bliscy. Natalka Sniadanko NATALKA SNIADANKO (ur. 1973), pisarka, dziennikarka, tlumaczka; mieszka we Lwowie. W 2001 roku wydala powiesc Kolekcja namietnosci, ktora w subtelny i dowcipny sposob opowiada o zyciu uczuciowym dojrzewajacej dziewczyny. Kolekcja... wywolala wielkie namietnosci - takiej pisarki na Ukrainie nie bylo. Sniadanko pisze z nerwem, nie unikajac drazliwych tematow. Tradycjonalisci oskarzaja ja o uprawianie pornografii. A tymczasem urok jej ksiazki kryje sie w cudownej ironii, blyskotliwym humorze, celnych spostrzezeniach i lekkim stylu, w jakim Natalka Sniadanko opowiada historie dziewczynki- dziewczyny-kobiety, Olesi Podwieczorkowny, przezywajacej pierwsze milosci, burzliwy konflikt z rodzicami, wyjazd do pracy do Niemiec i powrot do kraju, do Galicji. Powiesc Natalki Sniadanko jest bodaj najzabawniejsza propozycja tlumaczonej u nas literatury ukrainskiej. Marta Cuber, "Pogranicza" Jeden z najciekawszych ukrainskich debiutow prozatorskich ostatniego pieciolecia. Jurij Andruchowycz Nastepna w serii Europejki: Judith Kuckart MILOSC LENY INTERIA04.1 PRZE KROJ?? (NAejlin.pl 1 zwierciaCena 29,50 zl This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2011-01-08 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/