Krockow_Chrystian von _ Niemcy,_ostatnie_sto_lat

Szczegóły
Tytuł Krockow_Chrystian von _ Niemcy,_ostatnie_sto_lat
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Krockow_Chrystian von _ Niemcy,_ostatnie_sto_lat PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Krockow_Chrystian von _ Niemcy,_ostatnie_sto_lat PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Krockow_Chrystian von _ Niemcy,_ostatnie_sto_lat - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NIEMCY OSTATNIE STO LAT Christian Graf von Krockow NIEMCY OSTATNIE STO LAT Przełożył Andrzej Kopacki Biblioteka IHUW 1076002177 OFICYNA WYDAWNICZA VOLUMEN WYDAWNICTWO KRĄG WARSZAWA 1997 0060-74000 Tytuł oryginału: Die Deutschen im ihrem Jahrhundert 1890-1990 © Copyright 1990 by Rowohlt Verlag GmbH, Reinbek bei Hamburg © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Krąg", Warszawa 1996 BIBLIOTEKA INSTYTUTU HISTORYCZNESO Warszawskiego Redakcja Wanda Lipnik Projekt okładki Jeny Grzegorkiewicz Skład i korekta „Nowy Dziennik" Sp. zo.o. Książka mogła ukazać się dzięki pomocy finansowej ze strony Inter Nationes Fundacji im. Konrada Adenauera ISBN 83-85199-42-X ISBN 83-86857-37-4 Wpisano do DziałVJM.Nr.^ inwentarza Wydawnictwo „Krąg", Sp. z o.o. 02-053 Warszawa, ul. Reja 9 tel./fax 25-39-77 Oficyna Wydawnicza VOLUMEN , .., Mirosława Łątkowska & Adam Borowski 02-942 Warszawa, ul. Konstancińska 3a m. 59 SŁOWO WSTĘPNE Data 9 listopada roku 1989 wyznacza punkt zwrotny w historii Niemiec: koniec i początek zarazem. Być może kiedyś stanie się niemieckim świętem narodowym, które będzie zaświadczać o nowej samoświadomości i przypominać o rewolucji — jedynej, jaka nam się powiodła. Pokojowo i nieustępliwie ludzie torowali sobie drogę do wolności, by odtąd żyć jak obywatele, nie jak poddani. Potem nastąpiły wybory 18 marca 1990 r. — zdecydowano się na jedność. Ta chwila zapowiada koniec niemieckiego dramatu, który rozpoczął się dokładnie sto lat wcześniej. Jeśliby bowiem datować jakoś jego początek, to należałoby chyba wymienić dzień 18 marca 1890 r. Wtedy właśnie Bismarck, twórca państwa narodowego, napisał prośbę o zwolnienie z urzędu, a młody cesarz, niecierpliwie pragnący rządzić samodzielnie, nie zaś wedle woli wielkiego starca, rzucił hasło: „Cała naprzód!" Odtąd głównym celem miała być kształtowana zgodnie z poczuciem własnej siły przyszłość, a nie pieczołowita obrona dawnych zdobyczy. Wilhelm II nie był outsiderem; raczej reprezentantem epoki, która została nazwana jego imieniem. Pięć lat po dymisji Bismarcka, w 1895 r., wielki uczony Max Weber zwięźle opisał ten stan rzeczy: Jako wchodzące w życie pokolenie otrzymaliśmy od historii w prezencie urodzinowym upominek: nad naszą kołyską zawisło najcięższe z możliwych przekleństw — twardy los politycznego epigonizmu [...] Również o naszym rozwoju decyduje to, czy wielka polityka potrafi unaocznić nam znowu znaczenie wielkich politycznych kwestii mocarstwowych. Musimy pojąć, że zjednoczenie Niemiec było młodzieńczym wybrykiem, którego naród dopuścił się na stare lata i jeśliby miało ono być końcem, a nie punktem wyjścia niemieckiej polityki wielkomocarstwowej, to ze względu na koszta lepiej by go było zaniechać1. 1 Max Weber, Der Nationalstaat und die VolkswirtschaftspoUtik, wyd. poi. Państwo narodowe a narodowa polityka gospodarcza, tłum. Michał Wander, w zbiorze Polityka jako zawód i powołanie. Biblioteka Kwartalnika Politycznego „Krytyka", NOWA, wyd. II Warszawa 1989, s. 94,96. Słowo wstępne „Przekleństwo" nad Niemcami wzywało, by przekreślić je czynem i wywalczyć rzekomo odmówione im „miejsce pod słońcem"2 —jest w tym coś osobliwego, jakieś zaślepienie, rodzaj obłędu; potomnym w każdym razie wydawać się musi, że Niemcy nigdy nie były tak blisko owego mitycznego celu Ikara, jak wtedy, gdy nie ustawały w ubolewaniach, że znalazły się w cieniu. To, o czym mówił Weber, można było usłyszeć i przeczytać wszędzie, w dowolnym wydaniu — w kawiarnianych rozmowach, patriotycznych przemówieniach, w gazetach i książkach, a nawet w utworach rymowanych, jak to poetyckie pozdrowienie pod adresem nadchodzącej epoki: Wieleśmy się głowili i badali wiele, muzyki najcudniejszej układali trele, świat w pieśniach tragicznie i błogo sławili, a wroga odwiecznego w sobie poskromili; naród orężu wierny i jednością mocen: my stworzyliśmy Rzeszę na chwały opoce. Dajcie nam tedy wreszcie ku światu się zwrócić, małości ślad ostatni z serca precz wyrzucić; niechaj rozbłyśnie nad ziemią niby promień w noc i pomknie: niemiecka myśl, a z nią niemiecka moc, by bohaterska wola, którą Bóg w nas nieci, przepełnić zdołała dwudzieste stulecie3. Woli, wyobrażeń i czynów — nie zabrakło. W ciągu stu lat, które nastąpiły po roku 1890, Niemcy wprawiły Europę i świat w niepokój i zdumienie; zaskakiwały swymi osiągnięciami, czynami dobrymi i złymi, ofiarnością i ofiarami; na koniec posiały trwogę. I niezmiennie wydawało się, jak gdyby jedyną podstawą ich samoświadomości mogło być panowanie, jak gdyby ich jedność konsolidował wyłącznie wizerunek wroga. Wilhelmińskie preludium jest tego pierwszą zapowiedzią. Przyszłość miała być ufundowana „na wodzie": budowa floty wojennej była rękawicą rzuconą staremu imperium, przeciw któremu potem, w czasie wojny, rozgorzała nienawiść: „Perfidny Albion! Boże, ukarz Anglię!" Tymczasem właśnie gigantyczna zabawka cesarza i jego epoki zapoczątkowała drogę ku klęsce, ku rewolcie — i brzemiennej dla losu Niemiec dacie 9 listopada 1918 r. 2 Staremu sformułowaniu o „miejscu pod słońcem" wyrosły nowoniemieckie skrzydła, kiedy Bern-hard von Billow, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i późniejszy kanclerz Rzeszy, powiedział w Reichstagu 6 grudnia 1897 r.: „Nie chcemy nikogo spychać w cień, ale sami też żądamy dla siebie miejsca pod słońcem". Rzecz dotyczyła rywalizacji mocarstw o bazy w Azji Wschodniej. 3 Adolf Wilbrandt, Im neuen Jahrhundert, cyt. za: Der Barde. Die schonsten historischen Gedichte von den Anfangen deutscher Geschichte bis żur Gegenwart, Walther Eggert Windegg (red.), Miinchen bd., s. 366. (Przedmowa datowana jest: „Boże Narodzenie roku wojny 1915 r."). Wilbrandt, 1837-1911, w latach 1859--1861 był szefem „Siiddeutsche Zeitung", od 1881 do 1887 dyrektorem teatru Wiener Burgtheater, a także wszechstronnym i płodnym autorem. Za swe patriotyczne zasługi otrzymał w 1884 r. tytuł szlachecki. Słowo wstępne Niepowodzenie pierwszej wilhelmińskiej próby „wybicia się na potęgę światową"4 przyniosło Niemcom jeszcze jedną szansę, możliwość zwrotu ku normalności — przez uznanie tradycyjnie rozumianej racji stanu, europejskich miar mocarstwowości oraz zachodniej formy demokracji. Ta szansa została zmarnowana, przez większość wręcz nie zauważona. Przewrót 1918 r. rychło uznano za „zbrodnię listopadową", za niszczący cios wymierzony w nie-mieckość, pokój — za dyktat, którego warunki należało bojkotować, nie zaś wypełniać; do weimarskiej konstytucji, ładu parlamentarnego i partyjnego oraz związanej z nimi wolności odnoszono się z rezerwą lub kwaśną obojętnością, jeśli nie z pogardą i nienawiścią. I tak lata 1918-1933 utorowały drogę do podjęcia drugiej próby: umożliwiły sięgnięcie po władzę teraz dopiero zupełnie bezgraniczną, która chcąc panować całkowicie, wymagała też całkowitego zniewolenia. Hitler awansował na Fuhrera, ponieważ rozumiał znaczenie symboli. Już jego pucz monachijski został zaplanowany na 9 listopada; później co roku odbywały się mroczne i pompatyczne inscenizacje na pamiątkę tej niemieckiej kontrrewolucji, aż wreszcie w 1938 r., w wigilię owego dnia, zapłonęły świątynie. Lecz mimo to wszystko — lub właśnie dlatego — pod tym najbardziej ponurym znakiem skupiły się też wola czynu i ofiarność, tworząc energię, której nieomal udało się nieprawdopodobieństwo zamienić w sukces. Europejskie przeciwsiły okazały się zdecydowanie zbyt słabe; potrzeba było wysiłku całego świata, by przywieść do upadku niemiecki żywioł. Nawet upadek 1945 r. zdołał wyzwolić jeszcze nieoczekiwane siły; chciałoby się wręcz powiedzieć, że zwycięzcy II wojny światowej mieli ze zwyciężonymi taki sam ambaras jak uczeń czarnoksiężnika Goethego z nadto gorliwą miotłą: Cięta zaiste dotkliwie! Patrzcie! Rozdarta na pół! A ja znów nadzieję żywię, Znów zaczerpnąć mogę tchu! Biada! Biada! Części obie Stają sobie W gotowości Już na baczność niby knechty! Ach, pomocy, wielkie nieba! Ach, litości!5]! 4 Patrz Fritz Fischer, Der Griffnach der Weltmacht. Die Kriegszielpolitik des kaiserlichen Deutschland «W8,Diisseldorfl961. PJ W przekładzie Kazimierza Brodzińskiego fragment ten brzmi następująco: „Tęgo! Wyśmienicie! / Otóż z niego dwóch! / Teraz czuję życie, / Wstąpił we mnie duch. / Boże drogi! / Co ja robię? / Części obie / Słowo wstępne Ktoś skomentował sarkastycznie tę niezachwianą skwapliwość: „Marka i złote medale — oto istota niemieckiej świadomości narodowej"6. Mimo przejaskrawienia — coś w tym jest. Republika Federalna Niemiec wysforowała się na trzecią w świecie — po Stanach Zjednoczonych i Japonii — potęgę gospodarczą i pierwsze mocarstwo eksportowe; Niemiecka Republika Demokratyczna stała się obok USA i ZSRR potęgą olimpijską — w obu wypadkach przy nieporównanie skromniejszej niż u konkurentów bazie ludnościowej. Jednocześnie Niemcy chętnie, jak się zdaje, schroniłyby się przed wiatrem historii; chętnie zostałyby przy swojej szlafmycy, ogrodowych krasnalach czy barokowych aniołkach: w końcu Gemutlichkeit należy do arsenału nieprzetłumaczalnych pojęć określających ich świat — tak samo jak Kindergarten, Bil-dung, Weltanschauung, Blitzkrieg i Endlosung. Ale nie tylko wewnętrzna potrzeba skwapliwego wypełniania obowiązków przemawiała przeciw udaniu się na spoczynek, także — strach. Nie dowierzano temu, co jest, co każdego dnia zdradzało swą niedoskonałość, swoje słabe strony. Przecież już jutro — powtarzano sobie — może być po wszystkim, bo przyjdzie wojna, kataklizm, krach gospodarczy, cokolwiek. Toteż tęsknota za idyllą, z jednej strony, a czekanie na zagładę, z drugiej, tworzyły w duszy niemieckiej swoisty dwugłos; z lęku natomiast rodziła się wieloraka ruchliwość i ruchy — nie wiadomo tylko ku czemu wiodące. Czy 9 listopada 1989 r. również temu położy kres i stanie się zaczynem nowej samoświadomości, to zapewne pytanie, na które może dać odpowiedź dopiero przyszłość. Wola czynu i ofiarność, zaślepienie i samozniszczenie: niniejsza książka śledzi losy Niemców w ich fantastycznym, pełnym grozy stuleciu od 1890 r. po dzień dzisiejszy. Wszelako nie chciałaby jedynie dokumentować tego, co myśleli i robili; do niepoliczalnej mnogości wszelkich relacji, tych krótkich i tych wielotomowych, nie należy dorzucać jeszcze jednej. Idzie o coś innego: o objaśnienie. Niemcy bowiem, przydając doświadczeniu ludzkości czegoś, co było nowe — lub może tak stare, że nikt już o tym nic nie wie — sami o sobie postanowili, że nigdy nie odejdą w zapomnienie. I zaprawdę, osiągnęli to. Cóż jednak pchało ich ku tak niebotycznym celom — ku temu, by raczej runąć w bezdenną czeluść niż przystać na zwyczajność? Oto kwestia, którą należy zbadać i, o ile możności, rozstrzygnąć. Objaśnienie wszelako, jak i historyczny opis, wyklucza osąd jedynie słuszny; jakkolwiek bowiem się zdarza, nie spełniłby swego zadania. Wielopłasz-czyznowość należy tu do natury rzeczy, podobnie jak sprzeczność. Toteż niezbędne są wnikliwe analizy, a także wielostronność w sposobie podejścia Mają nogi / Co za wielkie, straszne gbury, / Rosną i rosną do góry" (Goethe, Dzida wybrane, Warszawa 1983, s. 47) —przyp- tłum. 6 Rudolf von Thadden, Beriihrung zwischen Vergangenheit und Zukunft, „Politik und Kultur" 1978, z. 3, s. 63. Słowo wstępne do tematu; nie tylko warunki gospodarcze, siły społeczne i instytucje polityczne odgrywają określoną rolę, lecz także — formacje ideowe, wiara bądź obłęd. I tylko długi marsz, nie zaś droga na skróty, przywieść może do celu. Opis i ocena są bezpodstawne i arbitralne bez uzasadniającej je dokumentacji. By nie przeciążać tekstu, została ona po części umieszczona w przypisach, które zyskują przez to osobne znaczenie. Objaśnienie notabene nie rozpoczyna się po omacku, lecz podąża śladem pewnych wzorów. Dla autora od dawna ważne były głównie dwie książki. Pierwsza z nich ukazała się przed ponad półtora wiekiem, w 1835 r.; została napisana w Paryżu, a jej autor to Heinrich Heine. Żur Geschichte der Religion und Philosophic in Deutschland: ta książka precyzyjnie odmierza niemieckie wzloty i upadki, dzięki swej profetycznej sile wybiega naprzód o całe stulecie, a do tego osiąga wyżyny niemieckiej sztuki słowa — gdzież szukać takiej, która mogłaby się z nią równać? Drugą książkę napisał Helmuth Plessner i od 1959 r. — z odpowiednim opóźnieniem —jest ona znana pod tytułem Die verspdtete Nation^. Powstała w Holandii, a jej pierwsze wydanie w 1935 r. ukazało się w Zurychu. Świadomie, choć posługując się zupełnie innymi środkami, nawiązuje ona do Heinego. A zatem dwie książki, które zawdzięczamy emigracji — to z pewnością nie przypadek. Tam, gdzie kończą się oczywistości, przychodzi kolej na pytania; dopiero obczyzna pozwala nam spojrzeć na utracony kraj rodzinny innymi oczyma, nie bez dreszczu grozy, ale też z nową, inną miłością. Temu właśnie doświadczeniu zawdzięcza autor, że stały się mu bliskie te dwa jego wzory. Doświadczenie wszelako, zwłaszcza niemieckie, może nastrajać sceptycznie, a czasem gorzko: czy próba zrozumienia może tu w ogóle liczyć na powodzenie? Żadne jednak próby objaśnień nie byłyby możliwe bez choćby grama nadziei: nadziei na to, by powtórzyć za Kantem, że ludzie znajdą w końcu drogę wyjścia z zawinionej przez siebie samych niedojrzałości i padając nieraz, w końcu przecież nauczą się chodzić. P] Die verspatete Nation. Uber die politische Verfiihrbarkeit burgerlichen Geistes, Stuttgart 1956. Wydanie pierwsze (Zurich-Leipzig 1935) nosiło tytuł Dos Schicksal deutschen Geistes im Ausgang seiner burgerlichen Epoche. Część pierwsza WILHELMINSKIE PRELUDIUM 1890-1914 Rozdział pierwszy O POSTĘPIE I POKOJU EKSPLOZJA LUDNOŚCIOWA Żyjemy w okresie przejściowym! Niemcy stopniowo wyrastają z powijaków i wkraczają w wiek młodzieńczy. Pora już tedy najwyższa, abyśmy wyzbyli się przypadłości naszych dziecięcych. Czas przeżywamy oszałamiający i ciekawy, czas, kiedy opinie wielkich mas ludzkich niestety bezstronnością nie grzeszą. Nadejdą wszak dni spokojniejsze, o ile lud nasz stanowczo w garść się weźmie, opamięta się, a obcym podszeptom nie ulegając, zaufa Bogu i zacności troskliwego trudu swego przyrodzonego władcy. Pragnę objaśnić to stadium przejściowe, do pewnej historii się uciekając, którą oneg-daj zasłyszałem. Otóż słynny admirał angielski, sir Francis Drake, po znojnej, burzliwej wyprawie wylądował był w Ameryce Centralnej; szukał wonczas innego wielkiego oceanu, którego istnienia był pewien, choć towarzysze onych badań weń wątpili. Naczelnik plemienia, którego uderzyła natarczywość pytań i dociekań admirała, rzekł mu: „Szukasz wielkiej wody; pójdź za mną, pokażę ci ją". I jęli wspinać się, mimo przestróg towarzyszy, na wielką górę. Skoro tylko utrudzeni okrutnie dotarli na szczyt, naczelnik wskazał wodną połać za nimi, a Drakę ujrzał dzikie bałwany na morzu, które właśnie był przemierzył. Po czym naczelnik odwrócił się i powiódł admirała za niewielki występ skalny, gdzie nagle jego zachwyconemu spojrzeniu ukazało się opromienione złocistością wschodzącego słońca lustro wody. W dole rozpościerał się pełen majestatycznego dostojeństwa Ocean Spokojny. Takoż niechaj będzie i z nami! Niewzruszona świadomość Waszej dziełu memu wiernie towarzyszącej sympatii stale nowych sił Mi przydaje, bym w pracy swej wytrwał i dalej drogą przez nieba naznaczoną kroczył. Nadto przepełnia Mię poczucie odpowiedzialności przed Panem naszym na wysokościach oraz przekonanie najgłębsze, że sprzymierzeniec nasz von RoBbach und Dennewitz w potrzebie Mię nie opuści. Tak nieskończenie wiele trudu zadał sobie dla naszej starej Marchii i dla Domu Naszego panującego, że niepodobna przypuścić, iżby czynił tak bez celu nijakiego. O nie, przeciwnie, Brandenburczycy, którzyście wielkości przeznaczeni — jeszcze powiodę was dniom chwaty naprzeciw. Są to wyjątki z mowy Jego Wysokości, cesarza i króla Prus, Wilhelma II, wygłoszonej podczas biesiady w Landtagu prowincji brandenburskiej 24 lute- 14 Wilhelmiństóe preludium 1890-1914 go 1892 r.1 Za bluźnierstwo można poczytać sposób, w jaki zawłaszcza się Boga, czyniąc z Niego wieczystego sojusznika, którego imię z uwagi na szlachetność mówiącego należałoby pisać raczej małą literą; wydaje się też śmieszne, gdy chełpi się pracą ktoś, kto nigdy nie umiał się zdobyć na systematyczny wysiłek2; co zaś do „dni chwały" — szydzili z nich już świadkowie epoki. A jednak chwacki gaduła3 podbijał serca: czyż mimo całej przesady jego słowa nie oddawały tego, co właśnie miało miejsce? Gdy patrzymy wstecz, trudno nam, „wiedzącym lepiej", o sprawiedliwą ocenę cesarza i jego epoki. Opinia nasza dużo silniej i bardziej jednostronnie, niż gotowi jesteśmy to przyznać, zależy od dalszego biegu wydarzeń, a często też od przypadków. Jak stwierdził Hagen Schulze w biografii pruskiego premiera Otto Brauna: 1 Patrz Reden des Kaisers. Ansprachen, Predigten und Trinkspruche Wilhelms II, Ernst Johann (red.), Munchen 1966, s. 57 n. Dalsza dokumentacja mów cesarskich: Johannes Penzler (red.), Die Reden Kaiser Wilhelms II., 4 tomy, Leipzig 1897-1913; t. 4, red. Bogdan Krieger. We wstępie do tomu l Penzler pisze: „Mowy cesarza wiernie oddają jego osobowość. Uprzytomniwszy sobie, że niemal zawsze przemawia bez przygotowania, dostrzec trzeba bogactwo treści i częstokroć prawdziwie artystyczną formę jego przemówień, które nierzadko osiągają poziom najszlachetniejszej retoryki. Są świadectwem wysokiego mniemania o własnym powołaniu do roli panującego, właściwego Hohenzollernom poczucia obowiązku, lojalności wobec sprzymierzonych książąt, miłości do narodu, współczucia dla cierpiących nędzę oraz świętego gniewu przeciw wszelkiej nieprawości, nieprawdzie, niewierności. Tedy cokolwiek by jeszcze napisano o osobie cesarza, nic nie ukaże go nam prawdziwiej niż tych kilka jego mów". To ostatnie zdanie jest niewątpliwie prawdziwe przede wszystkim w sensie demaskatorskim; słusznie pisała matka cesarza do jego babki, królowej Wiktorii: „Gdybym miała choć cień wpływu, błagałabym Wilhelma, by nie wygłaszał więcej mów publicznych, albowiem są okropne". (Virginia Cowles, Wilhelm der Kaiser, Frankfurt a. M. 1965, s. 148). Jako krytyczną analizę świadka epoki warto wymienić Ludwiga Thomy Die Reden Kaiser Wilhelms II. und andere zeitkritische Stiicke, Munchen 1965. 2 Cesarz zawsze akcentował własny etos pracy, jak choćby w przemówieniu 28 sierpnia 1903 r. w Kassel: „Poważne, ustawiczne przygotowania, jakie mogłem podjąć w Mych studiach gimnazjalnych pod kierunkiem tajnego radcy Hinzpetera, uczyniły Mię zdolnym wziąć na barki brzemię pracy, które z dnia na dzień cięższym się staje. A jako już wtedy belfrowie Moi, przekonani o wielkości zadania przed nimi postawionego, wszelkich starań dokładali, iżby każdą godzinę i minutę wykorzystując do powołania Mego Mię przysposobić, takoż mniemam, iż przecie żaden z nich jasno tego widzieć nie mógł, jak niesłychane brzemię trudu i jak przygniatająca odpowiedzialność na tym ciąży, kto za 58 milionów Niemców odpowiada. Wszelako ani przez mgnienie nie żałuję czasu, który podówczas tak trudnym mi się zdawał, i zaprawdę, rzec to mogę, iż praca i życie w pracy przepędzone Moją drugą naturą się stary. (Die Reden Kaiser Wilhelms II., t. 3, s. 182 n). W rzeczywistości cesarz prawie ciągle był w podróży, jakby uciekał przed regularną pracą; marszałek dworu, Zedlitz-Trutzschler, skarżył się: „Dziewięć miesięcy podróżowania, tylko zimowe miesiące w domu! A i tu bezustanne życie towarzyskie — skąd tedy brać czas na skupienie myśli i poważną pracę?" (Robert graf Zedlitz-Trutzschler, ZwólfJahre am deutschen Kaiserhof. Aufzeichnungen, Stuttgart, Berlin, Leipzig 1923, s. 230). Wyjazdy i przemówienia, polowania — wedle informacji przekazanej prasie 31 października 1902 r., do owego momentu Wilhelm II ustrzelił 47 443 sztuki dziczyzny — przyjęcia dworskie i rozrywki towarzyskie wszelkiego rodzaju: Nie mam czasu na rządzenie — głosił celny berliński dowcip. 3 Tylko w ciągu pierwszych dwunastu lat rządów, do przełomu wieków, naliczono 406 oficjalnych przemówień. „Chwackość" chętnie podkreślał sam cesarz: „Moi następcy niechaj wiedzą, żem był chwat" — powiedział do kanclerza, księcia Bulowa, kiedy ten usiłował złagodzić jedno z przemówień przed udostępnieniem go prasie (por. Alfred graf von Waldersee, Denkwiirdigkeiten, H. O. Meisner (red.), 1.1, Stuttgart 1922, s. 570). Gorzko też ubolewał po przemowie w Malborku: „Moja mowa była godna dawnych wielkich mistrzów [...] Ci tutaj jednak każą mi mówić, jakbym nauczał historii w żeńskim liceum". O postępie i pokój u 15 Parafrazując znany aforyzm Talleyranda — nie tylko zdrada jest kwestią daty, także historyczna chwała. Wielkie postaci epoki weimarskiej są dla potomności tymi, którzy umarli dość wcześnie, by nie ponosić współodpowiedzialności za final4. Kiedy w 1913 r. Wilhelm II obchodził jubileusz 25-lecia rządów, wysławiano go jako „cesarza pokoju", którego imię nosi ćwierćwiecze ciągłego i pod wieloma względami burzliwego postępu, władcy, który być może wycisnął nawet na tym ćwierćwieczu własne piętno. Jak zatem ocenialibyśmy go, gdyby w rzeczonym roku padł ofiarą zamachu, jak stało się to nieco później z austriackim następcą tronu? Postęp, którego ucieleśnieniem był cesarz, uwidacznia się w wielu wymiarach. Ażeby je zrozumieć, warto, a nawet trzeba rzucić okiem na rozwój ludnościowy. On to bowiem stanowi tło narodowego poczucia siły — oraz lęków, z których przez całe dziesięciolecia rodziły się niemieckie zmory. Od początku XIX w. na obszarze całej Rzeszy Bismarckowskiej liczba ludności wzrosła z 24,8 min (1816) do 41 min w 1871 i 67 min w 1913 r. Dla porównania: we Francji około 1800 r. żyło już 27,5 mm ludzi. Do 1870 r. liczba ta wzrosła do niespełna 40 min i aż do końca II wojny światowej właściwie się nie zmieniła. A zatem tam, u „odwiecznego wroga", dużo wcześniej niż w Niemczech wdrożono praktykę ograniczania urodzin, dużo wcześniej zmieniła się na zachód od Renu struktura wieku — ze wszystkimi skutkami dla poczucia niższości względnie wyższości: wyznaniem wiary wszelkich kawiarnianych strategów stało się przekonanie, że Francuzi są narodem starym, jeśli nie wręcz wymierającym, Niemcy natomiast — młodym i dynamicznym5. Wraz z liczbą ludności rosła też, oczywiście, gęstość zaludnienia: o ile w 1871 r. statystyka mówiła o 76 mieszkańcach na kilometr kwadratowy, o tyle w 1910 r. było ich już ponad 120. (Tymczasem na obszarze Republiki Federalnej liczba ta jeszcze się podwoiła i wynosi 245 osób na km2) Jeśli na dodatek słyszało się wciąż, że produkcja rolnicza nie dotrzymuje kroku i trzeba sprowadzać coraz więcej żywności, to rzecz jasna narastało też poczucie ciasnoty, 4 Hagen Schulze, Otto Braun oder Preuflens demokratische Sendung, Frankfurt a. M., Berlin, Wien 1977, s. 31. Schulze wymienia Eberta, Erzbergera, Rathenaua, Stresemanna i powiada: „Co by było, gdyby któryś z nich dożył na odpowiedzialnym stanowisku lat upadku i późniejszego milczenia? Czy historia potoczyłaby się inaczej, czy też ich nazwiska zostałyby wykreślone z naszej pamięci tak jak nazwisko Brauna? Albo odwrotnie: Co by było, gdyby Braun umarł wcześniej, na przykład przed wyborami 1932 r. w Prusach? Możemy to sobie wyobrazić: powstałaby legenda Brauna sugerująca na przykład, że Braun zapobiegłby nieszczęściu, że wsparłby i obronił Republikę, tak jak bronił jej od początku epoki weimarskiej. Biografia Brauna okazałaby się niepotrzebna, byłoby ich aż nadto. Eksperymenty myślowe tego rodzaju są przydatne; pozwalają uprzytomnić sobie trudności, jakich nastręcza rozważanie historycznych alternatyw, ale też niesprawiedliwości i przypadkowości, które współtworzą pośmiertną sławę wielkich postaci". 5 „Prawo młodych narodów" godzące w narody rzekomo stare czy wręcz wymierające proklamowano głównie w obliczu klęski, w ramach walki o odrodzenie. Patrz Arthur Moeller van den Bruck, Das Recht der jungen Volker, Munchen 1919, oraz pod tym samym tytułem jego zbiór artykułów politycznych, Berlin 1932 (red. Hans Schwarz). 16 Wilhelmińskie preludium 1890-1914 ograniczenia swobody ruchów: czyż Niemcom nie zaczynało nieuchronnie — jak nieco później wyraził to Hans Grimm w błyskotliwym tytule powieści Volk ohne Raumb — „brakować przestrzeni", tak że za wszelką cenę w koloniach lub gdziekolwiek indziej musieli zdobyć dla siebie nową przestrzeń życiową? Zresztą proces ścieśniania się, gęstnienia ludności przebiegał bardzo nierównomiernie: od 1875 do 1910 r. liczba mieszkańców w Prusach Wschodnich wzrosła / 1856 tyś. tylko do 2064 tyś., na Pomorzu — z 1462 tyś. do 1717 tyś., w Nadrenii natomiast odnotowano skok z 3804 tyś. do 7121 tyś., w Westfalii — z 1906 tyś. do 4125 tyś. Oznacza to, że obszary rolnicze zawsze pozostawały w tyle za regionami, w których znakiem czasu była industrializacja. W sposób szczególny rozrastały się miasta, jak pokazuje poniższa tabela (liczba ludności w tyś.): Rok: 1800 1850 1900 1910 Berlin 111 419 1889 3730 Lipsk 40 63 456 588 Frankfurt n. M. 48 65 289 415 Norymberga 30 54 299 389 Wrocław 60 114 423 512 Diisseldorf 10 27 214 358 Essen 4 9 119 2915 Kilonia 7 15 108 211 W niektórych przypadkach co prawda liczby mylą, ponieważ miasta powiększały swój pierwotny obszar obejmując okoliczne tereny; mimo to robią silne wrażenie, można powiedzieć, że ukazują obraz wręcz dramatyczny — obraz wielkiej, w takiej formie i takim rozmiarze nie mającej nigdy dotąd miejsca migracji ze wsi do miast i ze wschodu na zachód; na obszarze Ruhry przysłowiowi stali się „rodacy z mroźnych stron". Bez ich udziału ten centralny rejon przemysłu ciężkiego w ogóle nie mógłby się w takim rozmiarze i takim tempie rozwinąć. Splot trzech okoliczności sprawił, że owa migracja stała się możliwa, a nawet nieunikniona: na obszarach, gdzie ważną rolę odgrywała wielka własność ziemska, a więc zwłaszcza w prowincjach wschodnich, zahamowaniu czy też ograniczeniu uległo zapotrzebowanie na siłę roboczą, tu bowiem najwcześniej zawitały nowoczesne techniki rolnicze — od pługa parowego po młockarnię. W skupiskach miejskich wraz z industrializacją powstały nowe miejsca pracy. Budowa kolei żelaznych tworzyła szybkie, sprawne i coraz tańsze środki masowego transportu towarów i ludzi. 6 Powieść Volk ohne Raum ukazała się w dwóch tomach w 1928 i 1930 r., akurat w odpowiednim czasie, by podrzucić hasełko narastającemu ruchowi narodowosocjalistycznemu. Grimm myślał jednak o koloniach afrykańskich, nie zaś o „przestrzeni życiowej" na europejskim wschodzie. O postępie i pokoju 17 Napęd parowy i żelazo: oto dźwignie rozwoju nowej epoki, tak jak Bismar-ckowskie „krew i żelazo" [Blut undEisen] były dźwigniami tworzenia państwa narodowego. Jednak hasłami o charakterze społecznym są umiastowienie i mobilizacja — w takim znaczeniu, w jakim już Karol Marks w Manifeście Komunistycznym wychwalał osiągnięcia społeczeństwa mieszczańskiego: Burżuazja podporządkowała wieś panowaniu miasta. Stworzyła olbrzymie miasta, zwiększyła w wysokim stopniu liczbę ludności miejskiej w porównaniu z wiejską i wyrwała w ten sposób znaczną część ludności z idiotyzmu życia wiejskiego. [...] Dopiero burżuazja pokazała, co może sprawić ludzka działalność. Dokonała ona całkiem innych cudów niż zbudowanie egipskich piramid, rzymskich wodociągów i gotyckich katedr, odbyła pochody zgoła inne niż wędrówki ludów i wyprawy krzyżowe7. Rozważając przyczyny eksplozji ludnościowej, znów należy wymienić głównie trzy czynniki. Po pierwsze — związki małżeńskie zawierano teraz wcześniej i częściej niż w społeczeństwie przednowoczesnym, które praktykowało własną formę kontroli urodzin. Kiedyś w stan małżeński mógł wstąpić tylko ten, kto dziedziczył gospodarstwo lub zakład rzemieślniczy, i to z reguły wtedy dopiero, gdy dawny właściciel umierając lub odchodząc na dożywocie ustępował mu miejsca. Młodsze rodzeństwo przeważnie pozostawało do końca życia w stanie wolnym, wykonując obowiązki parobków, czeladników lub służących, chyba że nadarzyła się okazja do przyżenku. Jednocześnie surowe sankcje pociągało za sobą urodzenie nieślubnego dziecka8. Od początku wieku XIX padały też po kolei bariery prawne, na przykład wraz z wprowadzeniem swobody zarobkowania: w nowych miejscach pracy o charakterze przemysłowym i tak nie występował już tradycyjny związek z własnością osobistą, a ograniczenia moralne w aglomeracjach miejskich okazywały się coraz bardziej nieskuteczne, jakkolwiek alarmująco brzmiałyby nawoływania strażników cnoty. Po drugie — coraz większe efekty przynosił postęp w medycynie. Spadała śmiertelność niemowląt i dzieci, coraz więcej ludzi osiągało wiek dojrzałości płciowej. Oczywiście, także w Niemczech pojawiła się w końcu nowa forma 7 Manifest Komunistyczny, Warszawa 1976, s. 74,77. 8 Mąż stanu i pisarz z Osnabriick, Justus Moser (1720-1794), pisze w swoich Patriotische Phantasien: „Jako i to pewnym jest, że cechy i gildie niepomiernie na tym cierpiały, skoro po Rzeszy rozwiązaniu wszystkie przez palatyna jakowegoś jako prawe uznane bękarty i wszelkie niemal stworzenia po dwie nogi mające a nie upierzone, do cechu przyjętymi być muszą. Modnemu ostatnimi czasy umiłowaniu bliźniego, a może to być i religii naszej, która naucza, że Bóg między ludźmi z ciała matki zrodzonymi różnicy nijakiej nie czyni, zarządzenie owo może i zadość czyni. Atoli prawem ustanowionej okoliczności policyjnej czynić z tego niepodobna. [...] Zasada nowym prawodawcom przyświecająca, jakoby wszeteczeństwo mniej haniebnym uczynić należało, iżby dzieciobójstwom kres położyć, fałszywa jest i niewystarczająca. Stara zasada, wedle której sromotą największą obłożyć je trzeba ku czci obronie, daleko trwalszą jest i z najsubtelniejszych pryncypiów filozofii swe źródło bierze" (cz. 2, Leipzig 1871, s. 50 n). Być może wydaje się to nam barbarzyńskie, Moser jednak dostrzega jasno, że można obronić i zachować tradycyjny ład społeczny jedynie wówczas, jeśli liczbę ludności utrzyma się na w miarę stabilnym poziomie. 18 Wilhelmińskie preludium 1890-1914 kontroli urodzeń. Po osiągnięciu punktu kulminacyjnego między 1871 i 1875 rokiem, kiedy na 1000 mieszkańców przypadało rocznie 39 urodzeń, w latach 1911-1913 relacja ta zmniejszyła się do 28 na 1000. Jednocześnie jednak spadła też śmiertelność z 28 do 16 zgonów na 1000 osób, a zatem w czasach Rzeszy nadwyżka urodzeń pozostawała praktycznie wielkością stałą. Po trzecie — poprawiło się wyżywienie: wprawdzie nieznacznie, ale odczuwalnie. Nadto w drugiej połowie XIX w. zbladło widmo okresowo powracających klęsk głodowych, które zwykle występowały czy to w pewnych regionach, czy to na przełomie pór roku, i od niepamiętnych czasów należały do najstraszliwszych kataklizmów. Tu znów zasadniczą rolę odegrał rozwój środków transportu, w pierwszym rzędzie kolei żelaznej i parowców: szybko i w dużych ilościach można było teraz przewozić towary, na przykład zboże, z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent. OD PAŃSTWA ROLNICZEGO DO SPOŁECZEŃSTWA PRZEMYSŁOWEGO Do wielkich ubiegłowiecznych migracji europejskich należy wychodźstwo za morze, zwłaszcza do Ameryki. Dokładnych danych brak, ale przypuszcza się, że przed I wojną światową około 60 min Europejczyków wywędrowało z rodzinnych stron. Pokaźny udział w tej liczbie mają Niemcy, których tylko w latach 1871-1890 wyemigrowało prawie 2 min. Moment krytyczny przypadł na lata 1881 i 1882, kiedy to wyjeżdżało ponad 200 000 rocznie. Tak potężny ruch budził mieszane uczucia — poeta Ferdinand Freiligrath daje im wyraz w pieśni adresowanej do uchodźców: O, czemuście odeszli znad Neckaru wstęgi, gdzie rośnie wino, stoi siana stóg? A w Schwarzwaldzie mrocznieje jodeł zastęp tęgi, a w Spessarcie grzmi Alpejczyka róg. O, jakże tęskny od gór ojczystych, zielonych, tam, w obcej kniei, dobiegnie was zew: niemieckich pól pszenicy w żółcie przystrojonych i wzgórz, co je porasta winny krzew! Jak pysznie warn w marzeniach błogich prząść się będzie obraz minionych czasów, dawnych dni! Wszak on podobny cichej, pobożnej legendzie tym jest, co się warn na dnie duszy tli9. 9 Freiligrath (1810-1876) już w 1832 r. napisał wiersz Die Auswanderer, całe pokolenia uczniów uczyły się go na pamięć. Zaczyna się od strofki: „Nie, nie potrafię od was odwrócić spojrzenia; muszę patrzeć, napatrzeć się do cna: jak w gorączce grzebiecie sobie po kieszeniach i wciskacie szyprowi — co kto ma! O postępie i pokoju 19 Być może. Nietrudno jednak odpowiedzieć na pytanie „dlaczego?": Otóż Niemcy nie mogły wyżywić ludności, której w szybkim tempie przybywało; nie potrafiły zapewnić jej należytych warunków bytowych. Niekiedy pewną rolę mogły też odgrywać motywy polityczne i religijne10, natomiast w absolutnej większości przypadków tym, co skłaniało ludzi do wyjazdu, była skrajna nędza. Jeśli nie dochodziło do katastrofy społecznej, do wielkiego wybuchu, którego właśnie w Niemczech ufnie wypatrywali ze swego angielskiego wygnania ojcowie naukowego socjalizmu, w znacznej mierze należy to zawdzięczać okoliczności, że w krytycznej fazie rozwoju mógł nieco zelżeć napór ludnościowy11. Na takim tle tym bardziej zdumiewający wydaje się wilhelmiński postęp. Oto począwszy od 1893 r. drastycznie opadała fala uchodźców; w 1895 r. ich liczba wynosiła 37 498 i już nie została przekroczona, a od 1908 r. ustabilizowała się na poziomie 20 000. Jeszcze wymowniejsze jest porównanie: w roku 1912 Rzesza zanotowała liczbę 18 545 emigrantów, Wielka Brytania z Irlandią prawie pół miliona, Włochy ponad 700 000. Dla Rosji brak dokładniejszych danych, ale same tylko porty niemieckie zarejestrowały 127 747 osób, głównie zresztą Polaków, opuszczających imperium carskie. Zestawienie z wcześniejszymi liczbami i z innymi krajami dowodzi właściwie tylko tego, iż Rzeszy u schyłku okresu wilhelmińskiego powodziło się jeśli nie doskonale, to w każdym razie wcale nieźle. Krytyczna faza rozwoju została Wiersz kończy się słowami: „Bosman już daje znaki! — tedy z wami pokój! 11 Dziewki, mężczyźni, starcy — strzeż was Krzyż! •!"-Niech w wasze serca radość zawita i spokój, i, a ryż i kukurydza — w dom i spichrz!" 10 Motywy polityczne widać po wzroście liczby uchodźców po przegranej rewolucji 1848 r. oraz — w związku z wrażeniem, jakie wywołały Bismarckowskie prześladowania socjalistów — u progu lat osiemdziesiątych. Motywy religijne dały o sobie znać m.in., kiedy król Fryderyk Wilhelm III w 1817 r. zarządził w ośmiu staropruskich prowincjach zrzeszenie się ewangelików reformowanych i luteranów oraz utworzenie Ewangelickiego Kościoła Unii Staropruskiej. Niezłomni staroluteranie, którzy nie chcieli odstąpić od swego tradycyjnego obrządku wyznaniowego, usiłowali uniknąć przymusowej unii; w pojedynczych przypadkach emigrowały całe gminy ze swymi pastorami. 1' Wzajemna relacja między naporem ludnościowym a wzrostem gospodarczym nie została jeszcze wystarczająco zbadana. Z jednej strony wydaje się, że pojawienie się nadwyżki ludności wyrzuconej poza nawias tradycyjnych stosunków — ludności, której można narzucić ciężkie warunki pracy i niskie płace — jest wręcz warunkiem rozwoju przemysłowego. Przykładem pierwsza rewolucja przemysłowa w Anglii; jej zapleczem jest uwolniony w następstwie bezwzględnego „rugowania" proletariat wiejski. Dalszym przykładem są Niemcy w XIX w. — i w pewnym sensie raz jeszcze po 1945 r. — gdzie miała miejsce wielka migracja ze wschodu na zachód. Analogiczną rolę pełniła masowa imigracja w Stanach Zjednoczonych. Natomiast relatywne opóźnienie Francji w XIX w. może mieć związek z brakiem naporu ludnościowego. Także próby uwolnienia się od tego naporu przez kolonizację zdają się działać raczej hamująco. Z drugiej strony napór ten nie powinien prawdopodobnie przekroczyć pewnego poziomu, ponieważ wówczas uruchamia błędne koło chaosu, przemocy i ucieczki kapitału, jak obecnie w tak wielu krajach Trzeciego Świata, gdzie eksplozji ludnościowej nie zapobiega—jak niegdyś w Europie — możliwość emigracji. 20 Wilhelmińskie preludium 189-1914 przekroczona, postęp gospodarczy dogonił pzyrost ludnościowy; Niemcy w Niemczech nie musieli narzekać na brak piaf i chleba. Liczba zatrudnionych w latach 1890-1913 urosła w sumie z 22,4 do 31 min, przy czym udział gospodarki rolnej i leśnej Taż rybołówstwa, które odnotowały wzrost z 9,6 do 10,7 min, był dość skrmny, a „usługi chałupnicze" ustabilizowały się na poziomie 1,5 min. Natomist przemysł i rzemiosło zaoferowały 3,5 min nowych miejsc pracy; innymi dedzinami, w których nastąpił wzrost, było górnictwo, transport, handel, ba^owość i ubezpieczenia oraz inne usługi — w przeciwieństwie do chałupnicta całkowicie nowoczesne. Niemcy gwałtownie przeobrażały się z krai rolniczego w przemysłowy. Albo też, by posłużyć się wizją cesarza: opuszczno stare, dobrze znane brzegi i spoglądano w dal, na ocean „opromienioy złocistością wschodzącego słońca". Wizja ta wymagałaby wszelako jednej, ość istotnej korekty: wody, na które zamierzano się wypuścić, nie były „majesitycznie spokojne" — w przeciwieństwie do pozostawionych za plecami „dzLch bałwanów"; wypływano na morze dużo mniej przyjazne niż to, do któregoię przywykło. O tym, jak szybko dokonywało się przeobra;nie społeczeństwa rolniczego w przemysłowe, świadczy udział w wytwarzaniiproduktu narodowego. Przemysł i rzemiosło, które jeszcze w 1883 r. plasowfy się za rolnictwem i leśnictwem, już około przełomu wieków osiągnęły zaczną przewagę, a w 1913 r. stosunek ten wynosił 19,9 do 11,3 mld marek, rży czym pozostała część produkcji globalnej o wartości 48,5 mld przypada na takie nowoczesne działy gospodarki, jak górnictwo, transport, hand<, bankowość, ubezpieczenia i inne usługi. A oto jeszcze kilka liczb obrazujących witelmiński postęp: kolejnictwo osiągnęło w 1890 r. 11,3, a w 1913 r. 41,4 mld o>bokilometrów; w transporcie towarowym wyniki roczne opiewały odpowiedio na 22,5 i 67,7 mld tonokilo-metrów. Tonaż niemieckiej floty handlowej — ć> 1912 r. —wzrósł z 1,6 do 4,6 min ton rejestrowych brutto. Tym samym Rzes2 lokowała się co prawda wciąż jeszcze daleko za Wielką Brytanią z jej 19,9 mi ton, ale wyraźnie przed Stanami Zjednoczonymi (2,8 min ton). Ponadto jemiecka flota handlowa była zdecydowanie nowocześniejsza niż amerykańsi: tylko 0,3 jej tonażu przypadało jeszcze na statki żaglowe, podczas gdy wtanach ponad jedna trzecia. W ciągu zaledwie 16 lat, od 1896 do 1912 r.,/ydobycie węgla kamiennego zwiększyło się z 86 do 177 min ton, węgla brunaego odpowiednio z 27 do 82, a rudy żelaza z 6,3 do 17,9 min ton. Ten rejestr sukcesów można by ciągnąć jesze długo. A wytrawny mówca, Wilhelm II, patrząc wstecz, miałby wszelkie poody, by w drugiej części swego przemówienia z okazji jubileuszu rządów w 191r. w tym jaśniejszych barwach odmalowywać przyszłość. Dotychczas bowiemie tylko dokładano wszelkich starań, ale też dopisywało szczęście. Po „krachtałożycielskim" z 1873 r., obfi- O postępie i pokoju 21 tującym w skandale i bolesne bankructwa, nastąpił długi, ciągnący się do lat dziewięćdziesiątych okres ogólnie osłabionej koniunktury, w którym więcej było lat zastoju niż rozkwitu. Potem jednak rozpoczęła się faza pozytywna; 14 z 19 lat między 1895 a 1913 r. należy uznać za lata rozkwitu, a tylko 4 cechowała stagnacja. Przyszłość, szansa na utrzymanie się we współzawodnictwie międzynarodowym i marsz do przodu zależały teraz głównie od zdolności dostarczania, po pierwsze, towarów dobrych jakościowo, po drugie — nowych produktów. W obu aspektach widoki były jak najlepsze. Wymuszone przez Anglików w 1887 r. oznaczanie kraju pochodzenia wyrobów eksportowych, Made in Germany, pierwotnie wymierzone w proceder sprzedawania towarów za bezcen, przyjęło się jako znak jakości. Niemcy zajęły czołową pozycję w dziedzinie chemii i farmacji, optyki, mechaniki precyzyjnej i elektrotechniki, a więc — w przyszłościowych gałęziach przemysłu. Natomiast w „klasycznych" działach, przemyśle ciężkim i tekstylnym, wprawdzie nadrobiły dystans do Wielkiej Brytanii, ale pozostały na drugim miejscu12. AEG, Siemens & Halske, Robert Bosch, Carl Zeiss, Badeńska Fabryka Sody i Aniliny, Bayer, Hoechst — wczoraj jeszcze nazwy nie znane — dziś stały się przedsiębiorstwami zmierzającymi do uzyskania renomy światowej. PRZYCZYNY SUKCESU Na pytanie o przyczyny sukcesu łatwo znaleźć odpowiedź pozornie jednoznaczną. W każdym razie w uroczystych przemówieniach niezawodnie przywoływane są pojęcia z katalogu cnót: pilność i rzetelność, zmysł porządku, dyscyplina i oszczędność — tak jakby chodziło o odwieczne cechy niemieckiego charakteru. W rzeczywistości są one rezultatem długiego procesu wychowawczego; zaszczepiło je swoim poddanym państwo paternalistyczne [Obńgkeitsstaat], głównie Prusy. Gdyby szukać osoby, która ten stan rzeczy symbolizuje, to na pierwszym miejscu należałoby wymienić Fryderyka Wilhelma I, „króla żołnierzy" (1713--1740). Góruje on nad wszystkimi jako wychowawca wdrażający do pruskości; europejskiemu modelowi roztaczania dworskiego przepychu, którego wzorem było królestwo Słońca — Ludwika XIV, przeciwstawił metodą „rewolucji odgórnej" swój własny model: skromności, oszczędności, pracowitości. I niestrudzenie go realizował wbrew niezrozumieniu i niechęci wokół siebie. „Na tym padole liczy się jeno znój i trud" — napisał kiedyś do przyjaciela, księcia l2 W 1912 r. produkcja węgla w Wielkiej Brytanii wynosiła 265 min ton. Niemcy, mimo szybko rosnącej produkcji własnej, sprowadzały coraz więcej węgla angielskiego: w 1896 r. —1,7, w 1911 r. — 9,3 min t Stanowiło to odpowiednio 3,4 i 6,7% zużycia krajowego. Jeśli chodzi o przemysł tekstylny, wymowne są liczby wrzecion; w 1912 r. statystyki podają: W. Brytania — ponad 55 min, Stany Zjednoczone — prawie 30 min, Niemcy —10,6 min. 22 Wilhelmińskie preludium 1890-1914 O postępie i pokoju 23 Leopolda von Anhalt-Dessau13. Zaiste, prawdziwie pruskie motto. Przez długie lata wpajano je za pośrednictwem administraqi, wojska, szkoły kolejnym generacjom poddanych, aż z dumą uznali je za swoje. Jeśli przyjrzeć się dokładniej, to można też dostrzec korzenie sięgające głęboko aż w sferę religii. W Brandenburgii-Prusach powstaje po 1613 r. swoista konstelacja „kalwinizmu odgórnego", reformowanej dynastii panującej nad luterańskimi w znacznej większości poddanymi. W osobie bogobojnego króla żołnierzy ten odziedziczony kalwinizm zostaje dodatkowo ożywiony przez silną domieszkę pietyzmu. W ten sposób tworzy się — właśnie „odgórnie" — to, co gdzie indziej, w Niderlandach i na znacznych połaciach Konfederacji Szwajcarskiej, w anglosaskim purytanizmie i nonkonformizmie, działa raczej „oddolnie": typ etyki protestanckiej, w którym centralne miejsce zajmują skromność i skrzętność jako doczesne znamiona wiary i który tym samym dostarcza ważnych bodźców dla postępu gospodarczego14. Ale także w Niemczech, przynajmniej w niektórych regionach, ruch wyznaniowy rozwinął się oddolnie: nad Neckarem, w Dolnej Nadrenii i nad Wupperem pietyzm odegrał rolę jako znacząca praktyczna siła napędowa. W wilhelmińskim marszu ku wysokiej jakości i nowoczesności produkcji przemysłowej coraz większego znaczenia nabierały jeszcze dwa inne czynniki. Pierwszy ma charakter raczej konserwatywny: chodzi o uporczywe trwanie przy modelu wykształcenia, który wywodzi się z tradycji rzemieślniczych i przewiduje kilkuletnią praktykę po ukończeniu szkoły powszechnej. W ten sposób rozwinęła się i potwierdziła swą przydatność w większości dziedzin produkcji — właśnie tych przyszłościowych — warstwa robotników wykwalifikowanych, których samoświadomość opierała się na umiejętnościach i woli wytwarzania produktów wysokiej jakości15. Druga okoliczność ma charakter raczej rewolucyjny. Wiąże się z tym, że w takich dziedzinach jak przemysł elektrotechniczny, a zwłaszcza chemia, 13 Bardziej szczegółowe ujęcie tematu patrz Christian graf von Krockow, Friedrich II. der Grofie — ein Lebensbild, Bergisch-Gladbach 1987, s. 10 n. W dramatycznym konflikcie ojca z synem, Fryderyka Wilhelma I i Fryderyka II, odbija się niczym w zwierciadle bój o wdrożenie pruskiego modelu. Fakt, że Fryderyk II w rezultacie nosił w sercu i bezprzykładnie ucieleśniał ideał obowiązkowości oraz służby państwu, oznacza triumf pruskiego wychowania, które potem, co warto zauważyć, wysławiano jako wyraz prusko-niemiec-kiego charakteru. Jeszcze bardziej godna uwagi jest okoliczność, że gorzka cena — ofiara ze szczęścia osobistego —jest z reguły albo pomijana milczeniem, albo też triumfalistycznie wpisywana w kontekst prus-ko-niemieckiego losu. 14 Na temat tej zależności między nastawieniem religijnym a rozwojem gospodarczym patrz klasyczne już studium Maxa Webera, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, Lublin 1994 (wyd. I 1905). Z późniejszych prac zwłaszcza Richard H. Tawney, Religion and the Rise of Capitalism, 1926. 15 Tradycja rzemiosła nastawionego na jakość nie sprzyja oczywiście możliwie najtańszej, standardowej produkcji masowej, a co za tym idzie dążeniu do rozczłonkowania pracy na najprostsze czynności, które niemal bez żadnego przygotowania mogą wykonywać także „niewykwalifikowani". Ten rodzaj produkcji dużo wcześniej i łatwiej niż w Niemczech mógł zostać wprowadzony w Stanach Zjednoczonych, ponieważ analogiczne tradycje rzemieślnicze właściwie nie odgrywały tam żadnej roli. postęp wymaga nowych podstaw. Nie jest już uzależniony od ludzi z praktyką, „złotych rączek" i wynalazców o genialnych pomysłach, lecz od systematyczności badań naukowych. Właśnie do tego Niemcy były przygotowane jak żaden chyba inny kraj. Już na początku XIX w. uniwersytecka reforma Hum-boldta sprawiła, że w miejsce mniej lub bardziej szkolarskiego nauczania i uczenia się priorytetem stała się uczoność i badania naukowe. Naturalnie: nigdzie rzeczywistość nie dogoniła ideałów; zawsze byli wieczni studenci i karierowicze wśród profesorów. A jednak założenie uniwersytetu w Berlinie w 1810 r. okazało się niezwykle owocne i służyło jako wzór do naśladowania; przez ponad sto lat stanowiło o randze niemieckiego szkolnictwa wyższego, o którym można powiedzieć, że nie miało sobie równych16. Z dalekich stron do Niemiec zjeżdżali młodzi naukowcy, aby tu się uczyć i rozpoczynać karierę akademicką; niemiecki stał się ich językiem. Powiadano wtedy z podziwem, że każdy uczony ma dwie ojczyzny: swoją własną oraz Niemcy. Poza tym także pruskie Ministerstwo Oświecenia starało się zapobiegać groźbie samozadowolenia i skostnienia. W okresie wilhelmińskim centralną postacią był w nim Friedrich Althoff: od 1882 r. radca-referendarz, do 1907 r. kierował wydziałem szkolnictwa wyższego, a od 1897 jako dyrektor ministerialny także wydziałem oświaty gimnazjalnej. Nad wyraz autorytarnie, ale z reguły ze świetnym skutkiem ingerował w politykę personalną na wydziałach akademickich i wbrew lamentom starych instytucji, biadających nad tyrańskim „systemem Althoffa", energicznie forsował nowe rozwiązania, które miały znaczenie na przyszłość — choćby uznanie gimnazjów realnych i wyższych szkół technicznych17. Ponadto Althoff posiadał niezwykłe w przypadku urzędnika jego rangi prawo do bezpośredniego zdawania sprawy przed majestatem Jego Wysokości Z punktu widzenia nadrabiania w tej mierze dystansu do Stanów Zjednoczonych