8671
Szczegóły |
Tytuł |
8671 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8671 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8671 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8671 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: KIR BU�YCZOW
Tytul: wybi�a p�noc
(Czas po�nocznyj)
Z "NF" 4/99
Telewizor powiedzia� gro�nie:
- Uszkin, a ty co, nie masz zamiaru ogl�da� wiadomo�ci?
- Mam zamiar - odrzek�em. - Zjem i przyjd�.
Telewizor pomy�la� chwil� i zaprotestowa�:
- Zjesz potem.
- Potem to mi wystygnie.
- Jak nie przyjdziesz mnie obejrze�, to na ciebie donios�. Wiesz, �e to zrobi�!
Skl��em go, wyszed�em z kuchni i poszed�em przed to pud�o do pokoju.
W�a�nie zaczyna�o si� ostatnie wydanie dziennika.
Najpierw by�y wiadomo�ci zza granicy - nasi oddali Tomsk, za to zaj�li prawie ca�y Symferopol. Rze� bia�ych w RPA.
Program prowadzi� ekstrasens Ka�u�enko, Parfen Ka�u�enko. Przez ca�y czas wytrzeszcza� oczy, �ebym nie zasn��. By�em zbyt najedzony i za ma�o g�odny, �eby spa�; dla telewizora w sam raz. Potem pokazywali palenie wied�my na stosie w Sachalinie. W Sachalinie z powodu radioaktywnej wody by�o sporo wied�m. Czarownica broni�a si�, wo�aj�c, �e zostanie niewolnic� ka�dego, kto tylko zechce, ale ludzie woleli popatrze� na jej agoni�. Odwr�ci�em si� w stron� Wasyla, ale on nie patrzy� na telewizor. A tymczasem na ekranie pokazywano cudowne dziecko, kt�re wszystkich ch�tnych popieli�o spojrzeniem. Ch�tnych nie by�o, wi�c przywieziono z wi�zienia zaro�ni�tego, siwego demokrat�. Dziecko bez przeszk�d zamieni�o go w popi�.
P�niej znowu by�y wiadomo�ci z kraju: konferencja telepat�w. Telepaci milczeli, przekazuj�c sobie bezg�o�ne informacje. Spiker r�wnie� nie wiedzia�, o czym rozmawiaj�.
Potem pokazano dyskusj� dw�ch przepowiadaczy - jeden przepowiada� trz�sienie ziemi w Moskwie na sz�stego wrze�nia, drugi - wybuch wulkanu na ulicy Twerskiej, mniej wi�cej pod koniec czerwca. Zrobi�o mi si� �al Twerskiej. P�niej radzono, co trzeba zrobi� ze sceptykiem, je�li si� go dorwie. Okazuje si�, �e najpierw trzeba mu odr�ba� praw� r�k�, potem lew�, a je�li nie b�dzie si� sprzeciwia�, to i g�ow�. Do studia przyprowadzono sceptyka - ciotecznego wnuka jakiego� tam ateisty - i zacz�to odr�bywa� mu praw� r�k�. Wnuczek, ca�kiem jeszcze m�ody, rzuca� si� i wy�. Widownia bi�a brawo.
Pod koniec by�y wiadomo�ci kulturalne - "Sen nocy letniej", premiera telewizyjnego teatru miniatur. Ta�czy�y w nim sylfidy, rozebrane, ale ze wzgl�d�w przyzwoito�ci w czadrach. Potem astrologowie ma��onki Dogroby przedstawili prognoz� pogody i �ycia na dzie� nast�pny. Dowiedzia�em si�, �e do godziny 10.30 nie powinienem zak�ada� skarpetek, a do pracy najlepiej i�� boso i uwa�a�, �eby nie zamoczy� lewej pi�ty. O godzinie 12.20 czeka mnie nieprzyjemne spotkanie - je�li chc� go unikn��, musz� schowa� si� pod st�. Do domu powinienem wr�ci� pe�zaj�c i nie je�� kolacji. Odnios�em wra�enie, �e Wasyl westchn��, ale to by�o przecie� niemo�liwe. Mia�em ogromn� ochot� wy��czy� telewizor, ale nie da� si� - uciek� w k�t i bi� we mnie ma�ymi b��kitnymi piorunkami. No i musia�em patrze� na uczt� wampir�w, kt�re rz�dz� si� na drugim og�lnorosyjskim programie. Najpierw plemi� wampir�w wysysa�o krew z �adniutkiej spikerki, a gdy ju� z ni� sko�czyli, wzi�li si� za cz�onk�w ch�ru ch�opi�cego. Zd��y�em si� ucieszy�, �e program si� sko�czy�, gdy telewizor sam prze��czy� si� na kana� moskiewski i znany czarownik zacz�� opowiada�, co zrobi�, �eby pozby� si� te�ciowej, nie zostawiaj�c �lad�w. A inny demonstrowa�, jak uzyska� lubczyk z kompozycji gad�w i zi�. Potem zacz�a si� komedia z �ycia czart�w. Telewizor zacz�� chichota� i parska�, i zapomnia� o mnie. Odszed�em od ekranu i wtedy us�ysza�em, �e co� skrobie w drzwi.
Odk�d opu�ci�a mnie hrabina Niecziporionok, nikt nie skroba� w moje drzwi. Podszed�em do nich na palcach. W drzwi ci�gle co� skroba�o i stuka�o.
Pomy�la�em, �e mo�e to si�a nieczysta, kt�ra uciek�a z ekranu. Teraz nie brakuje jej r�wnie� na mie�cie.
Od czasu, gdy zabrak�o papieru na ksi��ki i gazety, gdy zamkni�to szko�y, poniewa� przesta�y by� potrzebne, a teatry i filharmonie z braku energii elektrycznej, telewizja by�a wszystkim. Ja i tak mia�em szcz�cie - dosta�em stary, leniwy i pasjonuj�cy si� telewizor. Pozwala� mi spa� i nawet wy��cza� si�, gdy jad�em �niadanie czy kolacj�. Inni maj� nowiutkie telewizory, ruchliwe i bardzo gro�ne. Nie daj� si� wy��czy� nawet na chwil�. A je�li ju� si� je wy��czy - kopi� pr�dem.
Przywar�em do drzwi i szeptem zapyta�em:
- Kto tam?
- Ja - zaszele�ci�o w dziurce od klucza. - Prosz� mnie wpu�ci�. Nie mog� sta� na schodach. Mog� mnie zobaczy�.
- Nie k�amie pan?
- S�owo honoru, �e nie.
Uchyli�em drzwi. Przez szczelin� wcisn�� si� cz�owiek, przykryty szar� ko�dr�. Na pierwszy rzut oka trudno by�o si� domy�li�, �e to cz�owiek: wygl�da�o to tak, jakby pe�z�a sama ko�dra - a co, nie mo�e? Teraz tyle rzeczy pe�za po ulicy. I tak nie ma nic do jedzenia.
- Niech pan wejdzie - powiedzia�em, bo jestem dobrze wychowany. Moj� mam� spalono na stosie (za to, �e nie chcia�a lata� na sabat) dopiero sze�� lat temu i nie zd��y�em jeszcze zapomnie� tego, czego mnie nauczy�a.
- Nie mog�. Nie chc�, �eby on mnie zobaczy� - zaszepta� m�j go��. - Lepiej niech pan zrobi g�o�niej. Wtedy nas nie us�yszy.
Wszed�em do pokoju i zrobi�em g�o�niej, prawie maksymalnie. Teraz nie us�ysza�by nas nawet, gdyby�my zacz�li krzycze�.
Cz�owiek zrzuci� ko�dr�. By� du�o starszy ode mnie, �ysy, z podbitym okiem, jednym w�sem d�u�szym od drugiego i siwizn� na skroniach.
- Pan pozwoli, �e si� przedstawi� . Jakow Miakow, dyrektor telewizji.
- Pami�tam, oczywi�cie - powiedzia�em. - Niedawno udziela� pan wywiadu i prezentowa� pan now� latoro�l wampir�w redakcji sportowej.
- Ciiicho - wyj�cza� Jakow Miakow. - Oni s� wsz�dzie. Pilnuj�. Jestem zmuszony udawa�, �e te� wierz� w czarn� i bia�� magi�.
- A przecie� u mnie nie ma tego plugastwa.
- Ot� to! - Jakow Miakow usiad� w kucki, opieraj�c si� plecami o wieszak. - Chod�my do �azienki - powiedzia�. - Ma pan �azienk� razem z toalet�? Tak? Niech pan odkr�ci wod�.
Abstrahuj�c od jego tragicznej sytuacji, Jakow Miakow mia� w sobie co� z przyw�dcy.
Gdy tylko zamkn��em drzwi od �azienki, w przewodzie wentylacyjnym co� zaszele�ci�o, kratka upad�a na pod�og�, a w otworze pojawi�a si� czarnow�osa g��wka komentatorki sportowej, �anny Aku�owej.
- No to jeste�my w komplecie - stwierdzi� Jakow. - Zaczynamy zebranie.
- Do mnie tak go�cie nie przychodz�.
- A kiedy ostatnio byli u pana go�cie? - zapyta�a z g�ry �anna.
- Przecie� pani wie, �e teraz nikt do nikogo nie chodzi.
- W�a�nie dlatego do pana przyszli�my - wyja�ni� Jakow Miakow. K��by pary unosi�y si� nad wann�, kryj�c twarz �anny.
- Niech pani zejdzie na d� - zaproponowa�em.
Razem z Jakowem wyci�gn�li�my j� z przewodu i postawili�my na pod�odze. �anna by�a lekka, gi�tka i zwinna. Spodoba�o mi si� to.
- Potrzebna nam pana pomoc, Uszkin - powiedzia� Jakow Miakow. - W�adz� w telewizji przej�y diab�y, wampiry, astrolodzy, przepowiadacze i inne diabelstwo.
- Jutro przejm� kontrol� nad ca�ym pa�stwem - doda�a �anna.
- Zgadza si� - przytakn��em. - Z rado�ci� nie ogl�da�bym tego �cierwa, ale telewizor si� z�o�ci. Jest u nich na s�u�bie.
- Tak, wiele os�b si� skar�y - westchn�� Jakow. - Wczoraj w sypialni prezydenta znaleziono wampirka. Trzeba by�o przetacza� krew.
�anna chlipn�a. Chwyci�a mnie za r�k� i mocno �cisn�a. Para coraz g�ciej wype�nia�a �azienk�. Wygl�da�o to tak, jakby moi go�cie p�ywali we mgle.
- Normalni ludzie zostali pozbawieni w�adzy i zdrowego rozs�dku - ci�gn�� Jakow Miakow. - Kraj pogr��a si� w n�dzy. Na placach p�on� stosy, wampiry bezkarnie pij� krew w domach dziecka, a nawet zabijaj� noworodki; wied�my robi� szynk� z rokuj�cych nadziej� m�odzie�c�w, a rusa�ki zn�caj� si� seksualnie nad ma�oletnimi.
- W telewizji te�? - zdziwi�em si�.
- M�wimy og�lnie - powiedzia�a szybko �anna. - Mo�e pan odkr�ci� zimn� wod�?
Przyzna�em jej racj� i woda zrobi�a si� ch�odniejsza. Jakow Miakow tymczasem kontynuowa� z zapa�em.
- Nie dzi�, to jutro resztki cywilizacji legn� w gruzach. I wtedy �wiat powr�ci do stanu pierwotnego.
- Sami jeste�my sobie winni. - �anna Aku�owa wpatrywa�a si� we mnie czarnymi oczami.
- Oczywi�cie, �e wy - zgodzi�em si�. - Pami�tam, jak si� to wszystko zacz�o. Na pocz�tku prowadzili�cie jakie� tam astrologiczne dyskusje, potem z ekran�w zacz�li wytrzeszcza� oczy ekstrasensi i przepowiadacze, potem pojawili si� pierwsi czarownicy...
- Dosy�, dosy�! - przerwa� mi Jakow Miakow. - To wszystko wydarzy�o si�, zanim mianowano mnie dyrektorem telewizji...
- W p�onnej nadziei - podchwyci�a �anna - �e uda si� powstrzyma� ten potok mistyki i czarnoksi�stwa.
- Zosta�em obl�ony we w�asnym gabinecie - westchn�� Jakow Miakow. - I dzisiaj nawet musia�em wydostawa� si� z niego przez okno, po drabince sznurowej.
- Kt�r� przynios�am pod sp�dnic� - wyja�ni�a dzielna �anna.
- Musi nam pan pom�c! - wykrzykn�� Jakow Miakow, rzucaj�c mi si� do n�g.
Ci�ko by�o to wykona� - w mojej �azience z trudem mieszcz� si� trzy osoby i je�li jedna z nich zacznie si� rzuca� do n�g, to pozostali musz� si� rozp�aszczy� na �cianach. �anna musia�a wej�� na muszl� klozetow�. Dzi�ki temu zobaczy�em, jakie ma zgrabne nogi.
- Ale jak ja m�g�bym pom�c? - zdziwi�em si�.
- A zastanawia� si� pan kiedy�, dlaczego u pana w domu nie ma ani jednego wampira czy wilko�aka? - zapyta�a �anna.
- Ani jednego kosmity lub ekstrasensa? - doda� Jakow.
Jakow wsta� z pod�ogi, a ja pomog�em �annie zej�� z klozetu.
Przez szpar� w drzwiach zajrza� Wasyl. Psykn��em na niego, �eby wr�ci� do pokoju przed telewizor, bo inaczej ten zauwa�y moj� nieobecno��.
- A w innych domach? - zapyta�em.
- Niech pan nie udaje g�upiego, Uszkin - rozz�o�ci� si� Jakow Miakow. - Pana dom jest jedynym domem w Moskwie, kt�rego unika si�a nieczysta. I pan dobrze wie dlaczego.
- Nie wiem.
- Wie pan.
Nie zd��y�em ponownie zaprzeczy�, gdy poczu�em na policzku dotyk gor�cych ust �anny Aku�owej.
- Kochany - wyszepta�a - pomy�l o dzieciach, zam�czonych zjawami, o ludziach, utopionych przez rusa�ki, ok�amanych przez ekstrasens�w, ogo�oconych z pieni�dzy przez wr�ki! O tych, kt�rzy ukrywaj� si� w lasach, boj�c si� wr�ci� do swoich dom�w. Pomy�l o losach ludzi, kt�rzy musieli zrezygnowa� z podr�y samolotami, bo samoloty przeszkadzaj� lataj�cym wied�mom, kt�rzy musieli zamkn�� szko�y, bo du�e grupy dzieci przyci�gaj� stada wampir�w...
- Ale jak? - Wzruszy�o mnie zaufanie, jakie okazywali mi tacy wa�ni ludzie.
- Tak samo, jak zrobi�e� to u siebie w domu. Tylko musisz to zrobi� w studiu, w Ostankinie, gdzie te potwory gnie�d�� si�, rozmna�aj� i sk�d wylatuj� na Moskw� i ca�y �wiat.
- Kiedy? - zapyta�em. Chcia�em to odroczy�. By�em przera�ony.
- Dzisiaj - odpowiedzia� Jakow Miakow. - Dzisiaj oni wszyscy zbieraj� si� w telewizji, �eby ustali�, kiedy zada� ludzko�ci ostateczny cios.
- A mo�e jutro?
- Kochany - �anna obj�a mnie gor�co. - je�li tego dokonasz, b�d� twoja.
- Ale� ja nie dlatego - obrazi�em si�. - Tego by jeszcze brakowa�o!
Jakow Miakow dyskretnie si� u�miechn��, najwidoczniej wierz�c, �e wygra�.
Zegar wybi� 21.30.
Nie powiedzieli�my telewizorowi, �e wychodzimy. Prawie na pewno zaw�adn�a nim ju� si�a nieczysta. Wzi�li�my moj� rud� walizk�.
Na dach wyszli�my przez strych, potem szli�my w�r�d anten telewizyjnych i komin�w. Gdy schodzili�my po schodach przeciwpo�arowych w dzielnicy Ma�omoskiewskiej, zauwa�y� nas jaki� astrolog w obszernej, d�ugiej szacie. Sta� na dachu s�siedniego domu i gapi� si� na gwiazdy. Gdy byli�my ju� na ulicy, zobaczy�em, �e podtrzymuj�c po�y cha�atu, biegnie do budki telefonicznej.
Jakow Miakow chcia� go dogoni� i przydusi�, ale �anna zaproponowa�a, �eby biec podw�rkami a� do skrzy�owania, a potem mi�dzy nowymi domami za kinem "Kosmos".
Je�li nawet widzia� nas jaki� diabe�, to my i tak tego nie zauwa�yli�my. Szli�my przez podw�rka, w�r�d topoli, osik i nowych dom�w. Gdzieniegdzie pali�o si� jeszcze �wiat�o i nawet k�tem oka dostrzeg�em na pierwszym pi�trze telewizor, z kt�rego na widz�w gro�nie patrzy� ogolony na �yso joga. Na jego ramieniu zasiad�a �piewaj�ca tenorem wrona.
Biegli�my, przekazuj�c sobie walizk�. Byli�my zm�czeni. Pod nogami chlupa� mokry �nieg. Pierwszy sygna� alarmowy odebrali�my, gdy wida� ju� by�o �wiat�a o�rodka telewizji. Zjawa, podobna do �wiec�cej meduzy, wyp�yn�a zza rogu i zamacha�a kr�tkimi �apkami. Chcia�a nas �miertelnie przerazi�. Nie uda�o jej si� to, ale widok by� paskudny. Tyle si� ju� cz�owiek naogl�da� tych zjaw, a i tak si� do nich nie przyzwyczai�.
�anna i Jakow klapn�li w �niegow� papk� i dalej si� czo�gali - nie wytrzymali nerwowo. Bieg�em, d�wigaj�c walizk� i op�dzaj�c si� od zjawy, kt�ra wezwa�a na pomoc lataj�cego ekstrasensa, a ten wi� si� nade mn� i wykonywa� taneczne pas.
Jakow Miakow pe�z� pierwszy, przez ca�y czas skr�caj�c w lewo.
- Przez wej�cie g��wne si� nie przebijemy! - krzykn��. - Ptrzcie, wszystko pozamykane! Przestraszyli si�, dranie!
Rzeczywi�cie, przed wej�ciem g��wnym kr�ci�y si� jakie� postacie, �wieci�y si� jakie� przedmioty, mo�e latarki. �anna wpad�a w g��bok� ka�u��, wyci�gn��em j�. Przy okazji jeszcze raz przekona�em si�, jakie ma �adne nogi.
- Kttt�ra ggggodddzina? - zapyta�a, szcz�kaj�c z�bami.
- Za dwadzie�cia dwunasta - odpowiedzia�em.
- B�d� pr�bowali zatrzyma� czas - stwierdzi� Jakow Miakow. Le�a� w �niegu i prawie nie by�o go wida�. - Ale na Spaskiej wie�y stoj� �o�nierze stra�y pogranicznej, ch�opy na schwa�, bezrobotni, z nimiim tak �atwo nie p�jdzie.
Od wej�cia rzuci� si� na nas t�um. By�o ciemno, ale w md�ym �wietle rzadkich latarni widzia�em wyszczerzone z�by wampir�w i �wiec�ce oczy Obserwator�w lataj�cych talerzy.
- A teraz za mn�! - Dyrektor telewizji i nadzieja demokracji skoczy� na r�wne nogi jak prostuj�ca si� spr�yna i rzuci� si� do niewidocznych drzwi w budynku technik�w.
Pobiegli�my za nim.
Plugastwo nie spodziewa�o si� po nas takiego zrywu i dzi�ki temu zd��yli�my zatrzasn�� za sob� drzwi i zasun�� zasuw�, zanim nas dopadli. Drzwiami wstrz�sa�y uderzenia i wycia, ale my biegli�my ju� po korytarzach.
Po dziesi�ciu minutach stan�li�my przed schodami przeciwpo�arowymi, kt�re prowadzi�y na pierwsze pi�tro, do gabinetu Jakowa Miakowa.
Jako pierwszy zacz�� si� wdrapywa� Jakow. Za nim �anna Aku�owa. Przed moimi oczami miga�y jej �liczne nogi. Walizka by�a potwornie ci�ka.
- Wszystko w porz�dku - powiedzia� Jakow.
Wyszli�my na korytarz i zobaczyli�my drzwi do jego gabinetu. Jak na z�o�� na klamce drzema�o ma�e diabl�tko, jedna z tych swo�oczy, kt�rymi wys�uguj� si� klany mafijno-za�wiatowe.
- Aha! - pisn�o diabl�tko i odskoczy�o, zanim Jakow Miakow zd��y� je z�apa�. - Donios�, donios�, donios�!!!
�anna rzuci�a si� za nim, ale nie uda�o si� jej go dogoni�.
Jakow Miakow otworzy� drzwi gabinetu. Niepotrzebnie zreszt� trudzi� si� zamykaniem ich na klucz. Na kanapie wylegiwa�a si� roznegli�owana przepowiadaczka, z otwart� na �rodku ksi�g� losu, i pali�a kalian; dwie stare Cyganki gra�y na pod�odze przed sto�em kartami do tarota, a obok monitora wi� si� korze� mandragory.
Jakow podszed� do selektora i w��czy� go.
- Studio numer jeden?! - zawo�a�. - Odpowiedzcie!
Na monitorze pojawi�a si� zaniepokojona twarz mojej ulubionej spikerki Tanieczki.
- Trzymamy si� ostatkiem si�! - krzykn�a. - Gdzie s� obiecane posi�ki?
W tym momencie w kadr wesz�a d�o� szkieletu i zacisn�a si� na ustach spikerki. Tania straci�a przytomno��.
- Kt�ra godzina? - zapyta� Jakow.
- Za osiem dwunasta - odpowiedzia�a �anna Aku�owa. Wida� by�o, �e dr�y.
- Nie mamy innego wyj�cia, musimy biec do pierwszego studia.
- Mog� wy��czy� energi� - wtr�ci�em si�.
- Na szcz�cie s� analfabetami i nie maj� poj�cia o technice. Im si� wydaje, �e nauki i techniki nie ma, �e �wiat�o pali si� samo z siebie. - Jakow Miakow za�mia� si� pow�ci�gliwie, mimo �e wcale nie by�o mu do �miechu.
Nie bawi�a mnie perspektywa biegania tam i z powrotem po korytarzach wype�nionych plugastwem, ale wiedzia�em, �e moim obowi�zkiem jest pom�c ojczy�nie powr�ci� do normalnego �ycia. Przez siedemdziesi�t pi�� lat �yli�my pod panowaniem wilko�ak�w, zwanych komunistami, potem, po kr�tkim okresie demokracji, znowu nast�pi�o panowanie wilko�ak�w, tym razem prawdziwych. I teraz one, nie przestaj�c si� rozmna�a�, �eruj� jak paso�yty na naszych zabobonach, l�kach i nadziejach. Nie przypadkiem najwi�cej wszelkiego rodzaju astrolog�w, ekstrasens�w, przepowiadaczy i wampir�w kr�ci si� wok� szpitali - im gorzej czuje si� cz�owiek, tym lepiej powodzi si� wszelkiego rodzaju kaszpirowszczy�nie.
Szli�my po korytarzach telewizji udaj�c, �e w�a�ciwie nic takiego si� nie dzieje. Oto idzie dyrektor Jakow Miakow, pogodzony z tym, �e w�adz� przej�y wampiry. Obok niego czaruj�ca, szczuplutka �anna Aku�owa z nowym m�nym wielbicielem, nios�cym w r�ku walizk�.
Mijali nas inni pracownicy telewizji, ka�dy gdzie� si� spieszy�, ka�dy mia� co� do za�atwienia. W telewizji musz� przecie� pracowa� zwykli ludzie, w przeciwnym razie stan� maszyny, bo diabelstwo nie ma poj�cia, jak zbudowany jest parow�z.
Z przeciwka szed� jaki� diabe� wy�szego zaszeregowania, jego roz�o�yste poro�e unosi�o si� nad �bem. Obok niego, z o�ywieniem szczebiocz�c, drepta�a podstarza�a brunetka D�unna. Za ni� biegli ochroniarze, od czasu do czasu strzelaj�c gdzie popadnie. Musieli�my uwa�a�, �eby nie nadepn�� na trupy.
My�leli�my, �e dotrzemy do studia bez przyg�d, ale plugastwo nas oszuka�o.
Gdy tylko Jakow Miakow otworzy� drzwi, ze wszystkich stron rzuci�y si� na nas wampiry, astrologowie, wilko�aki, drapie�ne rusa�ki i przepowiadacze z ��t� wat� wystaj�c� z ow�osionych uszu. Napadem kierowa�a, nie wychodz�c z mo�dzierza, ohydna wied�ma, z braku miot�y wymachuj�ca szczotk� do pod�ogi.
Zostali�my zwi�zani i zawleczeni na scen�, nad kt�r� ci�gle wisia� napis T�CZA TW�RCZO�CI LUDOWEJ.
- Niech wszyscy to zobacz�! - zawy�a wied�ma. - W��czy� wszystkie programy! S�yszycie mnie?
- S�yszymy - odpowiedzieli sm�tnie zniewoleni operatorzy i re�yserzy.
- W��czy� Interwizj� i Eurowizj�! W��czy� wolne miasto Brze��! Niech ca�y �wiat zobaczy, co robimy ze zdrajcami i wrogami wielkiego mistycznego bractwa!
Z prawej strony wiesza�a si� na mnie m�oda, �mierdz�ca zdech�ymi rybami rusa�eczka; z lewej trzyma� mnie wilko�ak, kt�ry to zaczyna� zmienia� si� w wilka, to, przy�apuj�c si� na tym, znowu przybiera� rysy cz�owieka.
Zap�on�y monitory.
- Cisza w studio! - wrzasn�� astrolog ze znanej bandy grabi�cej w wolne dni turyst�w na wielkiej drodze Smole�skiej.
Wied�ma uderzy�a mo�dzierzem w scen�. Jupitery zwr�ci�y w nasz� stron� swoje o�lepiaj�ce mordy. Wiedzia�em, czu�em, �e studio jest dos�ownie nabite plugastwem, kt�re przybieg�o �wi�towa� zgub� ostatniego ludzkiego dyrektora telewizji, nieul�k�ej �anny Aku�owej i mnie, skromnej ostoi si� trze�wo�ci w �wiecie szale�stwa.
- Dok�adnie o p�nocy - wy�a wied�ma - pod moim przyw�dztwem, na oczach miliard�w telewidz�w, kolektywnie rozszarpiemy t� z�owieszcz� tr�jc�...
Pozosta�a minuta...
�anna popatrzy�a na mnie.
- Jaka szkoda - powiedzia�a cicho - jaka szkoda, �e spotkali�my si� tak p�no...
- To si� jeszcze oka�e.
- Panowie, towarzysze, obywatele - krzykn�� Jakow Miakow, kt�ry nawet w takim momencie pozostawa� nieul�k�ym demokrat�. - Triumf ciemnych si� irracjonalizmu nie jest wieczny! Ludzko�� zwyci�y! A wy wszyscy sko�czycie w swoich tartarach!
- Ko�cz z nimi! - zawy�a wzburzona sala.
G�o�no i d�wi�cznie wybi� zegar.
Pierwsze uderzenie...
I wtedy przy akompaniamencie wyj�cego t�umu podnios�em r�k� z wisz�c� na niej rusa�k� i paln��em ni� wilko�aka w �eb. Wilko�ak wbi� w jej cia�o swoje wilcze k�y.
Odskoczy�em.
Schyli�em si� i otworzy�em walizk�.
Czuj�c, �e co� jest nie w porz�dku, wampiry i astrologowie rzucili si� na mnie.
Ale by�o ju� za p�no.
Zegar wybi� po raz drugi, trzeci i czwarty. Wasyl, wypuszczony z walizki, wlecia� na jak�� poprzeczk� i g�o�no, na ca�e gard�o, zapia�.
- Kukurykuuu!!!
Jak ra�one gromem zamar�y wampiry, obwis�y rusa�ki, westchn�y le�ne licha, zadr�eli ekstrasensi...
Pi��, sze��, siedem...
- Kukurykuuu! - rozleg�a si� triumfalnie zwyci�ska pie�� Wasyla.
M�j bohater i przyjaciel, kt�ry tak niezawodnie chroni� moje mieszkanie od plugastwa, boj�cego si� jak �mierci koguciego krzyku... Teraz mia� obroni� telewizj� i ca�y m�j pi�kny kraj...
Osiem, dziewi��, dziesi��, jedena�cie...
- Kukurykuuu!!! - zapia� po raz trzeci kogut.
I wszyscy znikn�li - i wied�my, i przepowiadacze, i wr�ki, i czarownicy, i wampiry, i wodniki, i kandydaci nauk medycznych...
W sali by�o g�o�no i bardzo pusto... Na pod�odze l�ni�a z�ota szpilka starej wr�ki-akuszerki.
Kto� nie�mia�o zaklaska�. Pewnie kt�ry� z technik�w.
�anna odwr�ci�a si� do mnie i zapyta�a:
- Co pan robi dzi� wieczorem?
- Co pani rozka�e - odpar�em.
Kogut usiad� mi na ramieniu.
- Niech pan nie przecenia swoich osi�gni��, Uszkin - powiedzia� srogo Jakow Miakow. - To dopiero pocz�tek walki. Plugastwo jest praktycznie niezniszczalne.
Prze�o�y�a Ewa Sk�rska